Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


joenne Napisane: 23.08.2008 22:02


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Witam po dosyć długiej przerwie i przepraszam tych którzy czekają na dalsze losy moich bohaterów. Moja bardzo wielka wina spowodowana licznymi perypetiami.

Co do tego fragmentu mam kilka uwag:
1) Siódmy tom HP nie istnieje
2) Charlie Weasley była dziewczyną
3) Co do kanonu (wcześniejszych części HP) pomińmy fakt, że Harry smalił cholewki do Ginny
4) Część druga rozdziału ukaże się niebawem
5) za błędy - bardzo przepraszam ;) i życzę miłej lektury

ROZDZIAŁ II (część pierwsza)

- Szefie – do pokoju Ministra Magii weszła młoda dziewczyna z włosami w kolorze wściekłej czerwieni – Nietoperz chce się z panem widzieć.
Drake westchnął.
- Profesor Snape, Andromedo. – poprawił ją - Ile razy mamci mówić, że powinnaś wyrażać się o nim w mniej lekceważący sposób.
- Marudzisz – wystawiła mu język i wyszła, nim zdążył przypomnieć jej, żedo niego także powinna zwracać się z większym szacunkiem. Po chwili w drzwiach ukazał się wysoki i chudy mężczyzna, z imidżem znanym przez cały świat.
- Witam Severusie – Drake uśmiechnął się i wskazał dłonią fotel – co cię do mnie sprowadza?
- Jak zwykle kłopoty – usiadł i przeszedł od razu do sedna– ktoś zabija byłych Śmierciożerców. Metodycznie i skutecznie. Nawet tych, o których ministerstwo nie miało pojęcia – jego twarz wyostrzyła się.
- Wiem. Oficjalnie… mówi się o wypadkach, ale… no cóż obawiam się, że ktoś postanowił pozbyć się Nas – spojrzał swojemu byłemu nauczycielowi w oczy – Czy… ty też czasem… żałujesz? – spytał cicho.
- Tylko czasami, gdy myślę o niej – uśmiechnął się, krzywo – lekarze w Św. Mungu nie dają szans na jej wyleczenie. Mówią… Uważają, że lepiej będzie ją odłączyć – zacisnął dłonie na oparciu fotela – ale… ja nie potrafię tego zrobić.
Drake odchylił się w fotelu i sięgnął do szuflady.
- Tutaj jest wszystko co mam. Notatki aurorów jak i moje, to… co pamiętam. Myślę… No cóż, chyba należałoby ich ostrzec. Mimo wszystko. Zajmiesz się tym?
- Przecież i tak nie mam nic innego do roboty – uniósł ironicznie brew i wstał biorąc dokumenty – zrobię co w mojej mocy – odwrócił się i podszedł do drzwi – Drake… uważaj na siebie.
Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie.
***
Bell ciągle była pod wrażeniem rezydencji Lomfay’ów. Czuła się trochę niepewnie idąc korytarzami, gdzie portrety potrafiły zagadnąć do przechodnia, czy też wodziły za nim wzrokiem. Do tej pory tylko o tym czytała, uważając to za fikcję literacką. A teraz okazało się, że jest to prawda. Czarodzieje i ich magiczny świat naprawdę istniał. A ona w jakiś sposób stała się teraz jego częścią.
Spojrzała na drzemiącego obok chłopca. Wyglądał zupełnie normalnie, z lekko otwartymi ustami i dłonią pod policzkiem. Nawet jego ubranie nie wskazywało na to, że jest czarodziejem.
Pozory mylą.
Do jej myśli nieproszenie wdarł się obraz ojca chłopca. Drake Lomfay. Zabójczo przystojny, nieprzyzwoicie bogaty i cholernie irytujący. Przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie co o nim napisała Rowling.
Jedyny syn Lucjusza i Narcyzy, pewny siebie, znający swoją wartość czysto krwisty arystokrata, zwolennik Czarnego Pana. Ciekawe czy ma znak?, pomyślała otwierając oczy, na pewno. W końcu jeśli chociaż część z tego co ona pisała jest prawdą to musiał on należeć do jego najbliższych współpracowników. Ba, nie zdziwiłabym się gdyby był jego ulubieńcem – ¬dodała kwaśno w myślach.
Wstała i podeszła do okna za którym rozciągał się widok na ogród urządzony w stylu angielskim. Dzisiejszego dnia wydawał się on jej ponury i przygnębiający. Kałuże na alejkach wyglądały jak brudne plamy na jasnych żwirowych alejkach. Dodatkowo siąpiący deszcz sprawiał, że co najwyżej miało się ochotę usiąść w fotelu z filiżanka herbaty i ciekawą książką.
Jak za dawnych lat z Tomem. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
Byli małżeństwem niecały rok. Poznała go na Uniwersytecie gdzie jako doktor nauk humanistycznych prowadził zajęcia. Pewnego ranka dosłownie wpadła na niego spiesząc się na wykład. I tak się zaczęło. Wspólne wyjścia, spotkania z przyjaciółmi, wakacje. Po dwóch latach znajomości oświadczył się a ona go przyjęła.
Okres ich małżeństwa był jak bajka. A potem zdarzył się ten wypadek.
Była zima, a on wracał właśnie z delegacji. Przygotowała wtedy kolację tylko dla nich dwojga. I czekała.
Zaczęła odczuwać niepokój gdy o ósmej wieczór jeszcze go nie było. O dziesiątej dostała telefon z policji. Beznamiętny kobiecy głos spytał się czy jest jego żoną i poinformował, że zginął on w wypadku, gdy rozpędzony tir uderzył w Nissana jej męża. Wtedy poczuła się tak jakby świat zawalił się jej na głowę. Ból po stracie ukochanej osoby i smutek przysłoniły jej wszystko i gdyby nie dziewczyny, które wyciągnęły ją z depresji sama zapewne zabiłaby się zaraz po nim.
Potrząsnęła głową odpędzając czarne myśli.
Nie warto się użalać. Tom by tego nie chciał. Dał mi przecież najszczęśliwsze chwile w moim życiu, nawet jeśli trwały tak krótko.
Po jej policzku spłynęła jedna pojedyncza łza.
Kocham cię Tom.
***
Mugolska część Londynu od zawsze przywodziła niemiłe wspomnienia z dzieciństwa. Potrząsnął głową przeganiając utkwiony w pamięci obraz zmęczonej kobiety, trzymającej za rękę małego chłopca.
Okrył się szczelniej płaszczem i skręcił w jedną z dobrze znanych mu uliczek. Niespodziewanie przed nim wyrosła niska kobieta, która z impetem wpadła na niego i odbijając się od twardego męskiego ciała upadła na chodnik.
- Ała! – jęknęła, rozmasowując potłuczony tyłek – przepraszam… - jej oczy rozszerzyły się gdy zobaczyła na kogo wpadła – ja… przepraszam prof… znaczy się proszę pana…
Mężczyzna zmrużył gniewnie oczy. Nim zdążył się zorientować wstała, powiedziała jeszcze raz przepraszam zniknęła w jednej z uliczek.
Dziewczyna biegła dopóki nie miała pewności, że jest naprawdę daleko. Taki pech, pomyślała, wpaść akurat na Niego, zwłaszcza, że wszyscy uważają cię za martwą. Westchnęła i uspokoiła oddech.
-Dobra Charlie – mruknęła do siebie – Mało prawdopodobne jest to, aby Stary Nietoperz cię rozpoznał… minęło przecież ponad 20 lat odkąd widział cię ostatni raz… Poza tym, zmieniłaś się całkowicie. Włosy, wygląd…
Wzięła kilka głębszych oddechów i ruszyła dalej.

Tymczasem, mroczny postrach Hogwartu, jeszcze bardziej zirytowany, niż był gdy wychodził z Ministerstwa, przekraczał próg domu przy Grimuald Place 13. W momencie, gdy mijał zdjęcie Zakonu Feniksa, które zawisło tutaj zaraz po tym jak pozbyto się obrazu Pani Black, nagle znieruchomiał i spojrzał na nie.
Dziewczyna z kasztanową burzą loków machała do niego uśmiechając się szeroko.
- Charlie…? – wyszeptał – niemożliwe, przecież ty…
Potrząsnął ponownie głową i zniknął za masywnymi drzwiami prowadzącymi do salonu.
***
Harry uważnie obserwował Severusa.
To wcale nie było tak, że go nienawidził. Owszem, w szkole gdy ten sukinsyn ciągle widział w nim ojca – tak. Ale potem pojawiły się inne uczucia – zdziwienie, zauroczenie, fascynacja… Było w nim to „coś” co sprawiało, że mimo braku olśniewającej urody modela przyciągał zachwycone spojrzenia kobiet i niektórych mężczyzn.
W bardzo krótkim czasie stał się jego obsesją. On, Złoty Chłopiec pragnął tego paskudnego mężczyzny. On, który mógł mieć wszystko.
Z wyjątkiem jego. Zacisnął dłonie w kieszeniach i skupił się na reszcie przybyłych. W myślach nazywał ich nowym pokoleniem feniksa, gdyż z tamtego okresu gdy walczyli z Voldemortem ocalały tylko cztery osoby należące do Zakonu Feniksa – Snape, pani Weasley, MacDonagall oraz Bill. Reszta poległa w walce.
Obecny skład Zakonu stanowili prawie wszyscy członkowie Gwardii Dumbledora.
Ci którzy przeżyli.
Albo ci, którzy nie leżeli w śpiączce w Mungu, dodał w myślach, czując zalewające go poczucie winy. To przez niego Ginevra skończyła jako roślinka, sztucznie podtrzymywana przy życiu za pomocą czarów. Wiedział, że mógł ją obronić, przed zabłąkanym zaklęciem, ale świadomie, zazdrosny o to co łączyło ją ze Snape’m nic nie zrobił. Z bijącym sercem patrzył na to jak siostra jego najlepszego przyjaciela zostaje ugodzona zaklęciem w głowę i pada bezwładnie na posadzkę Wielkiej Sali.
I tylko on o tym wiedział.
On i jeszcze jeden niezidentyfikowany śmierciożerca, któremu udało się wtedy uciec.
Nalał sobie szklaneczkę Whisky.
- Ostatnio miały miejsca ataki na byłych Śmierciożerców. I to nie tylko tych, o których wie Ministerstwo. Większość z naszych zamordowanych, to ludzie, o których nie wiedzieliśmy. – spojrzał na Severusa – panie Snape, ma może pan jakieś podejrzenia?
- Nie – mężczyzna zmarszczył brwi – wygląda to na prywatną wendettę. Istnieje możliwość, że zabójstw dokonuje ktoś z Kręgu, ale nie mam pojęcia kto to może być. Jedyni… jedyni podejrzani już dawno nie żyją.
Nazwisko Lestrange zawisło niewypowiedziane w powietrzu.
- Colin? – zwrócił się do opartego niedbale o kredens mężczyzny z aparatem na szyi.
- Prorok też nic nie wie. Żadnych sów czy tajemniczych przesyłek. Nic.
- W takim razie Snape, Colin i Neville spróbują się czegoś dowiedzieć. Natomiast ty Bill – zwrócił się do mężczyzny na kanapie - chciałbym, żebyś dowiedział się co knuje Lomfay. Doszły mnie słuchy, że porwał mugolkę i ją gdzieś przetrzymuje. Jak możesz wypytaj jego sekretarkę. Tylko delikatnie.
Snape zmarszczył brwi. Porwanie? Mugolka? Drake? Niemożliwe, pomyślał.
Pani Weasley, wykorzystała chwilę gdy Harry rozmawiał z Billem i Nevillem na temat zwolenników Czarnego Lorda wśród aurorów.
- Severusie – położyła mu rękę na ramię i lekko ścisnęła – rozmawiałam z magomedykiem…
- Nie, Molly – uciął krótko.
- Zadręczasz się tylko. Ona… odeszła już dawno temu i my nic na to nie poradzimy… Ona nie chciałaby…
- Wiem – warknął – ale muszę… jeśli istnieje chociaż cień szansy…
Ich rozmowa zawsze kończyła się tak samo. Nie potrafiła powiedzieć mu, że nie ma już szansy i przerwanie tej sztucznej wegetacji jest najlepszym wyjściem.
Początkowo nie wiedziała co Ginny widzi w tym zgryźliwym i sarkastycznym mężczyźnie, starszym od niej o dwadzieścia lat. Duży garbaty nos, krzywe zęby, i długie zniszczone wielogodzinną pracą przy eliksirach włosy i blada skóra. Jej zawsze kojarzył się z godłem domu do którego należał – oślizgłym gadem. Ale jej córeczka była z nim szczęśliwa. Mimo tego, że byli jak dzień i noc. Ona żywiołowa, zawsze uśmiechnięta i otwarta. On zimny i ponury jak głaz w Stonehenge.
Gdy oświadczyła im, że wychodzi za Snape’a, zamurowało ją. Nie wyobrażała sobie, żeby ta mogła być z nim szczęśliwa w ciemnym i zimnym lochu gdzie mieszkał. U boku szpiega. Zawsze gdy przychodzili do Nory w odwiedziny, Molly czuła się dziwnie skrępowana jego obecnością. Dopiero gdy zobaczyła jego rozpacz po tym jak dziewczyna została trafiona, poczuła że coś w niej pęka.
Magomedycy już na początku niczego nie obiecywali. Powiedzieli wprost, że nic dla niej już się zrobić nie da. Ale on się uparł i nie pozwolił odłączyć jej od magicznej aparatury podtrzymującej życie. Jako mąż miał do tego prawo.
Przez pierwszy rok obsesyjnie próbował znaleźć eliksir, zaklęcie czy rytuał które byłby w stanie ją uzdrowić. Potem, gdy został mianowany dyrektorem Hogwartu uspokoił się nieco i znów skrył się za swoją żelazną skorupą. Ale ona i tak wiedziała, że do tej pory próbuje znaleźć lekarstwo, które uzdrowi dziewczynę.
Od pielęgniarek pracujących w Mungu dowiedziała się, że odwiedza ją w każdą niedzielę, przynosząc świeże kwiaty. Zawsze jest to bukiet różowych róż – Ginny je uwielbiała.
Gdy znikał w zielonych płomieniach miała nadzieję, że w końcu zapomni.
I nauczy się żyć bez niej.
***
Anne ciągle jeszcze była zła. Chociaż ta złość coraz bardziej była udawana. B w końcu jak tu gniewać się na uwielbianego przez tabuny kobiet mężczyznę jej życia. Poza tym od jakiegoś czasu nie potrafiła oprzeć się jego uśmiechowi.
- Nie spytałeś się mnie o zdanie.
- Przepraszam, Kochanie.
- Można powiedzieć, że wręcz mnie porwałeś z mojego własnego domu.
- Dziewczyny wiedziały co szykuję – przysunął się bliżej – Kocham cię, Anne. Wybaczysz mi?
- Zachowałeś się jak typowy jaskiniowiec. Czy ty w ogóle liczysz się z moim zdaniem?
- Kocham cię, Anne.
- Może ja wcale nie mam ochoty na wakacje na Hawajach? Może nie lubię tego typu klimatu? To, że jakaś panienka poleciałby na to, wcale nie znaczy, że ja też.
- Wiem – nim zdążyła znów otworzyć usta, pocałował ją, biorąc je w swoje posiadanie. Jedną rękę położył na jej szyi, a palcami drugiej unieruchomił podbródek. Westchnęła przeciągle, przyznając się do porażki. Należała do niego. Całkowicie. I mógł z nią zrobić to co chciał.
- Tutaj? – wyszeptała gdy oderwał się na chwilę od jej ust. Uśmiechnął się przekornie.
- A czemu nie?



  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #354752 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 7184

joenne Napisane: 01.06.2008 23:07


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Witam,

Oto dalsze losy bohaterów z "Między Piórem i Obiektywem".

Za wszelkie błędy i niedociągnięcia przepraszam.
Proszę o komentarze i życzę miłej lektury ;)

Rozdział I

Powoli do jej świadomości zaczęły docierać informacje z zewnątrz. Wymruczała parę niezrozumiałych słów i wtuliła twarz w miękką aksamitną poduszkę, pachnącą wrzosem.
Zaraz, jaka aksamitna poduszka? I jaki wrzos? Podniosła się do pozycji siedzącej i otworzyła oczy.
- Co do…? – pokój, w którym się znajdowała na pewno nie należał do niej. Ba, nie było nawet mowy, żeby to był jej mały pokoik z wypaczonym oknem i plamą na suficie po tym jak So zalała łazienkę. Pokój, a raczej lepiej by brzmiało komnata, była ogromna i do tego urządzona na miarę księżniczki. Antyczna toaletka i meble w stylu Ludwika XVII i do tego ogromne łoże, w którym spała, ubrana na dodatek w bordową koszulę nocną, jakiej w życiu raczej by nie założyła - jeszcze śpię? – rzuciła w cztery ściany.
- Witaj, kochaniutka! – usłyszała za sobą głos.
- Dzień dobry… - Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie spostrzegła. Poza nią i ogromnym obrazem postawnej matrony nie było nikogo w pokoju.
- Jak się spało? – cofnęła się, gdy płótno przemówiło.
- Co… jak… ja… - zaczęła się jąkać - ty… mówisz?! Ale, jak… co…
Kobieta roześmiała się.
- Ale masz minę moja droga. Nie bój się zaraz przyjdzie Drake i wszystko wyjaśni. Już przekazałam Scorpiusowi, żeby go powiadomił. A właśnie nie przedstawiłam się. Jestem Lady Diana Lomfay, pra-pra-pra-babka obecnej głowy rodu.
- Annabell Paterson. Nauczycielka.
- Masz bardzo dobry wpływ na Nicky'ego. Malec odżył odkąd trafił do szkoły i do pani klasy. Ciągle opowiada jak to pani, to jak tamto… Mówił nawet, że jak dorośnie to się z panią ożeni.
- Wspominał mi o tym. Ale niestety musiałam odmówić jego oświadczynom.
Lady Diana znów zachichotała. Do pokoju wszedł Drake Lomfay.
- Witam, pani pater son. Mam nadzieje, że dobrze pani spała – podszedł do łóżka i usiadł obok w fotelu.
- Jak… jak się tutaj znalazłam i co… - spojrzała na poruszające się w ramach malowidło.
- Och, nie pamięta pani? Przecież zgodziła się pani uczyć mojego syna i przyjechać do Szkocji… No cóż, podróż była najwyraźniej ciężka i się pani do końca nie rozbudziła… - pstryknął palcami i po chwili obok pojawił się skrzat – Zgredek, śniadanie dla gościa. Dla mnie kawa. W gabinecie.
- Tak jest sir! Zgredek już robi sir! – mały stworek zniknął.
- Zwariowałam – wymamrotała Annabell – za dużo książek, stresy i do tego pewnie zła dieta. To na pewno to. Zwariowałam… Albo po prostu jeszcze śpię.
Siedzący obok mężczyzna roześmiał się.
- W żadnym razie – złapał jej brodę pomiędzy kciuka i palec wskazujący, tak, że patrzyła mu prosto w oczy – To nie jest sen i z całą pewnością pani nie zwariowała…Witaj w świecie czarodziejów – przejechał kciukiem po jej wargach – niestety, jest pani dosyć upartą osóbką, więc musiałem zastosować „specjalne metody”, aby przyjęła pani moją propozycję.
To na pewno był sen. Ruszający się obraz, komnata zamiast przytulnego pokoju, Drake Lomfay z uśmiechem mówiący jej, że jest czarodziejem i użył na niej Imperio… Nie takie rzeczy na pewno nie mogą się dziać naprawdę. Potrząsnęła głową i zacisnęła powieki.
- Skoro pani nie wierzy… - nim zdążyła zareagować, mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń z różdżką Accio wazon! – stojący na komodzie wazon natychmiast przylewitował do jasnowłosego mężczyzny. Podał go zaszokowanej Annabell – czekam na panią za godzinę w moim gabinecie. Jak będzie pani szła proszę spytać portrety o drogę – pomogą.
Wstał i wyszedł cicho zatrzaskując za sobą drzwi.

***
Drake wchodząc do gabinetu ciągle jeszcze się uśmiechał. Mina pani Paterson, gdy pojawił się Zgredek była naprawdę zabawna. Spojrzał na wiszący nad kominkiem portret ojca. Oparł się o framugę i posłał mu kpiącego smirka.
- Drażni cię to ojcze? Mugolka w twoim domu? A może były one tylko dobre w tanich burdelach?
- To nie możliwe abyś był moim synem – odwarknęło płótno. Drake roześmiał się w głos.
- Ależ jestem, ojcze. Ostatnim, poza moim synem z szacownego rodu Lomfay’ów czy jak nazwała nas szacowna pani Rowling Malfoy’ów.
Nozdrza jasnowłosego mężczyzny na obrazie rozszerzyły się. Był na skraju wybuchu. Kiedyś Drake bałby się, ale teraz dwuwymiarowa postać srogiego ojca nie robiła na nim wrażenia.
- Bycie Ministrem najwyraźniej ci nie służy synu. Kiedyś... zanim stałeś się takim miłośnikiem szlam i mugoli byłeś...
- Ale już nie jestem – odwarknął. Czuł, że jego dobry humor powoli się ulatnia – nie jestem tobą ojcze. Poza tym gdybyś nie zauważył to świat po upadku lorda zmienił się i to znacznie. Bycie... byłym śmiercożercą jest nieopłacalne.
- A traktowanie mugola imperiusem może tak?
Drake prychnął siadając na fotelu naprzeciw kominka.
- Biorę przykład z ojca.
- Gdybyś brał ze mnie przykład nigdy nie zatrudniłbyś kogoś takiego do nauki syna. Zapominasz, synu, że Lomfay’owie należą do arystokracji – odchrząknął – chociaż muszę przyznać, że nawet niezła jest.
- Jest w niej coś dziwnego – zmarszczył brwi – mam wrażenie, że skądś ją znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd…
Dwuwymiarowy Lucjusz uśmiechnął się wymownie
- Och, może dorabiała sobie na boku... Wiesz... mugolki są naprawdę lepsze w łóżku niż czysto krwiste arystokratki...
W odpowiedzi Drake machnął różdżką i ciężkie kotary wiszące nad obrazem zasunęły się z cichym zgrzytem.

***

Zaraz po tym jak Drake wyszedł do jej sypialni wpadł mały blond włosy rozrabiaka, cały umorusany ziemią i trawą.
- Obudziła się już pani – uśmiechnął się szeroko, wskakując na łóżko – tatuś powiedział już mi, że będzie teraz pani moją nauczycielką.
- Tak – uśmiechnęła się niepewnie – wiesz co, mam propozycję. Ubiorę się i może oprowadzisz mnie po swoim domu, co ty na to? Obawiam się, że sama nie potrafiłabym wrócić do swojego pokoju.
- Pewnie – wyszczerzył zęby – będę czekał na zewnątrz. Tylko niech się pani pospieszy! – zeskoczył z łóżka i zniknął za drzwiami. Annabell westchnęła i szybko nałożyła na siebie leżące w nogach łóżka ubranie. Wyszła na korytarz.
- Chodźmy - wziął swoją nauczycielkę za rękę – najpierw pokażę pani mój pokój. Kiedyś jak tatuś miał tyle lat, co ja to był jego pokój. Mam nawet jego zabawki – bujanego konika i mini-zestaw do Qiddich’a...
Annabell jednym uchem słuchała, a drugim wypuszczała to, co mówił Nicky, uważnie rozglądając się po korytarzu. Ruchome postacie na obrazach, zielono-srebrny ornament na tapecie i wężowy motyw przewijający się od ram, poprzez kandelabry i świeczniki. Tak, to na pewno sen – pomyślała, kiedy mijali posąg Slytherina – uderzyłam się w głowę i zapadłam w śpiączkę, jak w tej bajce „Niekończąca się historia...”. Zatrzymali się przed drzwiami w drugim końcu korytarza.
- A tutaj jest mój pokój – otworzył drzwi i pociągnął ją za sobą – jak się pani podoba? Prawda, że fajny?
Rzeczywiście. Był fajny. A przede wszystkim ogromny. Rozmiarem przypominał szkolne bosko. A zabawek było w nim tyle, że chyba „Toy’s” – znany sklep z zabawkami nie miał takiego asortymentu. Niepewnie podeszła do stojących na stoliku klocków, patrząc zafascynowana jak same układają się na polecenie chłopca stojącego obok.
- Dostałem je w prezencie od wujka Severusa. Wiesz, że uczył on mojego tatę? A wcześniej był najlepszym przyjacielem mojego dziadka Lucjusza. W gabinecie taty wisi jego portret. Czasem dziadek na mnie krzyczy, ale już się nie boję - zachichotał – przecież i tak nie może wyjść z obrazu, nie?
-Tak – uśmiechnęła się niepewnie. Chłopiec pociągnął ją za spódnicę i wyszli znów na korytarz.
- A tutaj – zaciągnął ją pod kolejne drzwi i nacisnął klamkę – jest pokój taty.
- Nicky, nie... – chciała zaprotestować, ale chłopiec już otworzył szeroko drzwi i weszli do środka. Sypialnia pana domu, była dużo mniejsza od pokoju syna. Urządzona w tonacji zielono czarnej, z akcentami srebra przyprawiła Bell o gęsią skórkę. Na samym środku stało ogromne łoże, na które aby wejść, trzeba było wspiąć się po specjalnych schodkach.
- Wiesz, kochanie, myślę, że powinniśmy już stąd iść. Tata na pewno nie będzie zadowolony, że weszliśmy tu bez jego pozwolenia...
- Ale tatuś pozwala mi przychodzić do jego pokoju, kiedy tylko chcę. Pokazać pani jak robię magię?
Nie czekając na odpowiedź puścił jej spódnicę i wdrapał się na łóżko.
- Niech pani patrzy!
Zdążyła tylko krzyknąć: ”Nicky, nie!” nim chłopak rzucił się z łóżka na podłogę. Na szczęście nic mu się nie stało. Odbił się jak piłeczka od podłogi i z radosnym śmiechem wylądował w jej ramionach.
Jednak zwariowała.

***

Sonja nie mogła opanować zdenerwowania po wyjeździe Bell. Coś tutaj nie pasowało. Annabell nie należała do osób, które podejmują decyzje znienacka. Zwłaszcza bez ustalania tego wcześniej z nią, Zoe i Anne. Zmarszczyła brwi i spojrzała niewidzącym wzrokiem na leżącą przed nią klawiaturę. Właściwie powinna już dać znać, że dojechała…- pomyślała, przygryzając ołówek – poza tym, dlaczego nie zostawiła adresu i numeru telefonu?…
- Co jest So? – niespodziewanie obok pojawił się Harry z kubkiem kawy w dłoniach – kłopoty w domu?
- Nie – spojrzała na niego uśmiechając się lekko – tylko... martwię się o Bell. Wiesz... kiedy wczoraj z nią rozmawiłam była jakaś dziwna... taka... obca. Nie wiem jak ten Lomfay przekonał ją do tego, aby została guwernantką jego syna, ale...
- Lomfay? – wpadł jej w słowo – chcesz powiedzieć, że zaczęła pracę u Drake’a Lomfay’a? – spojrzał na nią uważnie.
- Tak. Wiesz, dziwny facet... Znasz go?
- Tak jakby. Chodziliśmy razem do szkoły, ale nie przyjaźniliśmy się.
- Aha...
- Przepraszam na chwilę – postawił kawę na jej biurku – to dla ciebie. Musze iść zadzwonić.
- Nie ma sprawy. I dzięki za kawę.
Wyszedł.
Zapewne gdyby ktoś poszedł za nim na korytarz zauważyłby, że młody mężczyzna po prostu rozpłynął się w powietrzu...

***
[CDN]
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #348274 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 7184

joenne Napisane: 01.09.2007 14:22


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


No cóż... W sumie to dalsze losy Bell i pewnego arystokraty pałętają się po mojej głowie. Może z czasem przybiorą formę pisaną i na pewno będą dłuższe.

Wiem, że trochę krótkie - ale mówiłam, że to na zaprawę, bo dawno nie pisałam. Dziękuję za opinie.
;)
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #316039 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 27.07.2007 00:08


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


No cóż.. to już ostatni fragment.
Jeszcze raz proszę o komentarze ;)
Życzę miłej lektury!

VIII

Tom delikatnie położył dziewczynę na łóżku, ściągając jednocześnie walizę i przez chwile przyglądał się jej twarzy. Nawet we śnie nie znikał z niej ten specyficzny grymas upartości. Uśmiechnął się i usiadł w fotelu, jego uwagę przyciągnął włączony komputer, podniósł monitor i poruszał myszką. Na ekranie ukazał się tekst zapisany w wordzie. Sam nie wiedząc, dlaczego zaczął czytać.
Po przeczytaniu pierwszych dwóch stron stwierdził, że styl brzmi znajomo. Zminimalizował okno i wszedł, aby rozejrzeć się po systemie. Jego uwagę przykuł folder o nazwie „powieści_skończone”. Kliknął. Szpieg, Córka Mafii, Zemsta Księcia, Zabójczy poker, Upadły Anioł... nazwy wydawały mu się dziwnie znajome. Otworzył na chybił trafił jeden z dokumentów, potem kolejny... Spojrzał na śpiącą dziewczynę i zmarszczył brwi.
Albo rozprowadzała w sieci nielegalne wersje książek A.J. Maxwell, albo...
Uśmiechnął się chytrze.
Szara myszka skrywała więcej tajemnic, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać...

***

Po zdecydowanie źle przespanej nocy Black był jeszcze bardziej wredny i złośliwy niż zwykle. Krytykował wszystko i wszystkich, wyładowując na innych swoja frustrację z powodu Zoe. Ekipa pocieszała się, że zostało im już naprawdę niewiele do zakończenia zdjęć i większość, będzie mogła spokojnie odetchnąć od jego sarkazmu i cynizmu. Tego dnia, na szczęście kręcili sceny drugo i trzecioplanowe, więc zarówno Tom jak i Alan oraz Emma mieli wolne, więc mogli oddać się słodkiemu lenistwu.
Kiedy Anne obudziła się rano, ból, który odczuwała z powodu wypitego wczoraj alkoholu(należy dodać, że nie był zbyt wielki. Anne miała mocną głowę) zszedł na drugi plan, gdy do jej świadomości dotarł fakt, że Felton siedzi na fotelu z JEJ laptopem na kolanach i najwyraźniej przegląda JEJ pliki.
- Co robisz, Felton? – spytała zła, że ośmielił się, bez jej zgody tknąć komputer. Spojrzał na nią przeciągle
- Tak, grzebię sobie w komputerze...panno Maxwell – dodał po chwili przerwy. Zbladła.
Tom przymknął klapkę komputera i podszedł do zaszokowanej dziewczyny.
- Nie martw się, nikomu nie powiem – wyszeptał pochylając się nad nią. Zmusił ją, aby znów się położyła. Pogłaskał ja po policzku – chociaż może powinienem to zrobić, za scenę, w której Draco Malfoy umiera zadźgany szpikulcem od lodu, przez sprzątaczkę hotelową – uśmiechnął się całując jej nos – chociaż... wolałbym, aby zrobili coś innego... – pocałował zaszokowaną i zdezorientowaną dziewczynę – na przykład... – jego dłoń zawędrowała pod materiał jej bluzki. Jęknęła, gdy jego kciuk zaczął drażnić jej brodawkę przez cienką koronkę stanika. Ugryzł ją delikatnie w ucho. W odpowiedzi wplątała palce w jego włosy. Otarła się o niego.
- Tom... – wymruczała, gdy przyciągnął ją ku sobie, tak, że teraz siedziała na nim okrakiem. Dosłownie zerwał z niej bluzkę i spod przymkniętych powiek obserwował jak dziewczyna pręży się pod jego dotykiem. Ich usta znów złączyły się w namiętnym pocałunku.
W tej chwili nie obchodziło ich nic innego, poza tym, aby ugasić pulsujące w ich ciałach pożądanie. Zachowywali się jak zwierzęta w rui, których jedynym celem i pragnieniem jest ulec odwiecznemu instynktowi. Anne kąsała i drapała cało, leżącego pod nią mężczyzny, który wcale nie był jej dłużny.
Potem oboje leżeli zdyszani i zaspokojeni. Tom jakby od niechcenia gładził ramię leżącej na nim dziewczyny. Pomyślał, że wcale nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby teraz zaczęła mruczeć.
- Anne... – zaczął – nie... żałujesz? – spytał. W napięciu czekał na jej odpowiedź.
- Oczywiście, że żałuję – poczuła jak, leżący pod nią mężczyzna sztywnieje (nie, nie tam;) przyp. autorki) – że wcześniej tego nie zrobiliśmy – spojrzała na niego, a w jej oczach paliły się psotne iskierki.
- Jesteś okropna – złapał ją za włosy i pociągnął – powinienem cię ukarać – jego usta znów znalazły się niebezpiecznie blisko.
- Ach, tak... – uśmiechnęła się zmysłowo – a czy bardzo będzie... bolało? – jej ręka zabłądziła na jego brzuch – i... co mi zrobisz, panie Malfoy?
Zawarczał i przygniótł ją swoim ciałem – za chwilę sama się przekonasz... panno Maxwell...


***

O tym, że Joshua Black nie jest w najlepszym humorze Anne i Tom przekonali się, gdy wieczorem zeszli na kolację. Rzucał on w kierunku każdego spojrzenie wściekłego bazyliszka i zdawał się gromić wzrokiem każdego, kto tylko znalazł się w zasięgu rażenia. Uśmiechnął się ironicznie (sam Mistrz Eliksirów nie mógłby się powstydzić sarkazmu, którym ociekał).
- No, no, widzę, że nasza mała striptizerka ma się całkiem dobrze. A nawet... rzekłbym przyjemnie.
- A pan Mam Wszystkich W Dupie Bo Mam Zły Dzień znów powrócił – odgryzła się kwaśno, patrząc mu prosto w oczy – Co spowodowało, jego przybycie? Czyżby czegoś ci... brakowało?
Na jego twarz wpełzł zdradliwy rumieniec.
- Ooo... czyżbym potrąciła czułą strunę?
Wstał i wyszedł głośno trzaskając drzwiami.

***

Zoe czuła się beznadziejnie. Mimo, że zrobiła z Joshem to, co on kiedyś zrobił z nią, wcale nie czuła z tego powodu spodziewanej satysfakcji. Wręcz przeciwnie. Miała wyrzuty sumienia i najchętniej znów wlazłaby temu gburowi do łóżka.
Westchnęła i z roztargnieniem spojrzała za okno.
Przymknęła oczy, a wspomnienia z upojnej nocy, znów napłynęły niechcianą falą.
Jego dłonie na jej ciele, usta...
Przygryzła wargę czując jak wzbiera w niej pożądanie.
k....!
Na samą myśl o nim robiła się wilgotna.

***

Tom i Anne odpędzali od siebie wizję końca zdjęć do filmu, ciesząc się każdą chwilą spędzoną w swoim towarzystwie. Ich sielanki nie mógł zniszczyć nawet wisielczy nastrój reżysera, który na każdym kroku starał się dopiec każdemu.
Na dwa dni przed końcem ich wspólnej współpracy Tom postanowił porozmawiać z Anne.
Leżeli w łóżku. On popijał piwo oglądając jakiś nudnawy Tok show, a ona pisała. Zaczął się przyzwyczajać do jej obecności.
- Anne... – zaczął, niepewnie, patrząc się na jej skupioną twarz.
- Hmmm... – mruknęła, nie odrywając wzrok od monitora.
- Co powiesz na to, żebyśmy... żebyś zamieszkała ze mną? – spojrzała na niego. Zaraz jednak spuściła wzrok.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł, Tom – odpowiedziała cicho – ty... ty jesteś sławny, żyjesz na świeczniku, a ja... ja nie lubię być w centrum uwagi. Lubię cię, jest mi z tobą dobrze... ale...
- Anne... – złapał ją za podbródek i zmusił, aby spojrzała mu głęboko w oczy – nie chcę, aby to... okazało się tylko kolejną miłostką, przygodnym seksem... ja... chciałbym się z tobą nadal spotykać.
- Ja, też, ale... boję się, Tom. Nie chcę, aby żądni sensacji dziennikarze włazili w butach w moje prywatne życie.
Przymknął klapę laptopa i odłożył na bok.
- Nie mogę ci tego zagwarantować, ale mogę obiecać, że zrobię wszystko, aby tak się nie stało. Kupię dom, zatrudnię super ochronę, wycofam się z show biznesu...
- Tom... – dotknęła dłonią jego twarzy.
- Zabiorę cię tam, gdzie nikt nie będzie potrafił skojarzyć mnie z tym pieprzonym Potterem...
Zachichotała.
- Chcesz mnie zabrać na biegun północny?
- Jeśli będziesz tylko chciała – patrzył na nią poważnie – zastanów się i odpowiedz. Nie musisz dzisiaj – położył palec na jej ustach – ale proszę, nie odmawiaj mi, przynajmniej na razie.
Dużo później, gdy leżała zaspokojona w jego ramionach starała się zapamiętać całą sobą tą chwilę. Wiedziała, że nigdy nie będą razem. Jest między nimi za duża przepaść. On od dziecka był przyzwyczajony do kamer i świateł reflektorów. Do tłumów fanek uganiającym się za nim, reporterami i łowcami sensacji.
A ona... ona była zwykłą, nudną szarą myszką, zatopioną w książkach i nauce. Stroniącą od innych i zawsze zamkniętą w sobie. Odmieńcem. Wybrykiem natury, klasową ofermą, nad którą zawsze można było się poznęcać.
Poczuła jak w kącikach jej oczu zbierają się niechciane łzy.
- Kocham cię Tom – wyszeptała.
Następnego dnia wyjechała.

***

Ostatni Klaps!

Wczoraj na planie „Szpiega” padł ostatni klaps i powstały ostatnie zdjęcia do jednego z najbardziej oczekiwanych filmów w tym roku. Większość krytyków zgodnie twierdzi, że okaże się on hitem sezonu, zarówno ze względu na obsadę jak i fabułę, opartą na podstawie bestsellera A.J. Maxwell.
Na panie nie obeszło się także bez pikantnych anegdotek...

Już po!

Praca nad filmem opartym na książce panny A.J. Maxwell „Szpieg” w końcu dobiegła końca. Wczoraj na planie padł ostatni klaps, a reżyser Joshua Black podziękował ekipie za współpracę...

***
W głębi serca Tom wiedział, że Anne ucieknie. Czuł, że boi się związku z nim, ale on nie zamierzał rezygnować. Po tym jak obudził się, a jej nigdzie nie było, obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby została z nim na zawsze.
Poprawił okulary przeciwsłoneczne i jeszcze raz spojrzał w lusterko, upewniając się, że siedzący na fotelu kierowca, prawie zupełnie nie przypomina gwiazdy kina, którą był Tom Felton.
Wziął głęboki oddech i wyszedł z samochodu, kierując się w stronę wiktoriańskiego domu, w którym mieszkała Anne. Zadzwonił.
Po chwili w drzwiach ukazała się Sonja.
- Tak, słucham pana? – spojrzała na niego pytająco. Uśmiechnął się i spojrzał na nią znad okularów.
- Cześć, So. Jest Anne?
- Tom?! – złapała go za ramię i wciągnęła do środka, dokładnie zamykając drzwi – co tu robisz?
- Przyszedłem do Anne. Jest może?
- Na górze. Co właściwie się stało, po naszym wyjeździe? – spytała odbierając od niego płaszcz - Anne nie chce nic powiedzieć...
- Później, So. Który pokój?
- Pierwszy na lewo... – po chwili zniknął na schodach.
Anne tymczasem była pochłonięta sprawdzaniem projektów, więc dopiero, gdy Tom stanął obok niej zauważyła, że ktoś wszedł.
- Co... – podniosła głowę i zbladła – Tom...
- Witaj kotku – posłał jej swojego firmowego smirka.
- Cześć.
- Właściwie powinienem przełożyć cię przez kolano i porządnie przetrzepać ci skórę – przejechał kciukiem po jej ustach – naprawdę myślałaś, że pozwolę ci odejść tak bez słowa? Jak gdyby nic się nie stało?
- Ja...
- Kotku – odgarnął kosmyk z jej twarzy – ze mną tak łatwo ci nie pójdzie. Albo... zgodzisz się na moje warunki, albo... no cóż, wiem, że to szantaż, ale nie dałaś mi wyboru – powiem wszystkim o tym małym smoczku na twoim udzie. To co?
Uśmiechnęła się dotykając jego twarzy.
- Byłbyś tak okrutny?
- Jeszcze mnie nie znasz, kotku – wygrzebał pudełeczko z kieszeni spodni – więc, albo... albo... – odchrząknął niepewnie, czując jak zdradliwy rumieniec wpełza na jego twarz – albo zgodzisz się zostać moją żoną, albo... no cóż, uprzykrzę ci życie.
Westchnęła teatralnie.
- Czyli nie mam żadnego wyboru, tak?
- Najmniejszego, moja czarownico – po chwili dodał już poważniej – kocham cię Anne.
- No, cóż Tom, zdaje się, że ja ciebie też...




Epilog

Annabell wydawała się jakaś dziwna, prawdopodobnie gdyby nie fakt, że So zawsze uważała się za osobę racjonalną i potrafiła odróżnić rzeczywistość od fantazji, to uznałaby, że jej koleżanka jest pod działaniem imperiusa.
- Dobrze się czujesz, Bell? – spytała, marszcząc brwi.
- Tak, muszę się spakować. Dzisiaj wyjeżdżam. – odwróciła się i weszła na górę.
Zdecydowanie coś tu nie pasowało. Zmarszczyła brwi i poszła za nią.
- Bell...na pewno wszystko jest ok.? Jesteś dzisiaj jakaś taka... dziwna. To przez tego zadufanego w sobie arystokratę?
- Tak – wyciągnęła z szafy walizkę i zaczęła się pakować - a teraz jeśli możesz, chciałabym się spakować...
- Dobra, zrozumiałam aluzję – dziewczyna wyszła, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Po chwili, nie wiadomo skąd w pokoju pojawił się mężczyzna z dziwnym patykiem w ręku.
- Dobrze moja droga, a teraz zapakuj najpotrzebniejsze rzeczy i napisz do swoich przyjaciółek list, w którym wyjaśniasz im, że jedziesz do Szkocji i, że nie ma czym się martwić. Odezwiesz się po przyjeździe.
- Tak... spakuje się i napiszę list...
Tajemniczy mężczyzna uśmiechnął się się sam do siebie.
Ci mugole..., pomyślał.


  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #310662 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 24.07.2007 21:36


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


O to dalszy fragment poprzedniego rozdziału. Następny ukaże się niebawem (jestem w trakcie jego przepisywania) i będzie to zarazem rozdział ostatni nie licząc epilogu.
Życzę miłe lektury i jeszcze raz proszę o komentarze.
Naprawdę chciałabym poznać waszą opinię.

***

Nawet jeśli So i Bell były zdziwione tym, że Zoe wyjechała wcześnie rano (zwykle jak tylko miała okazję spała do późnych godzin popołudniowych) to nie pokazały tego po sobie. Anne była jak zwykle jeszcze „nie do życia”, gdyż cztery godziny snu to jednak za mało, zwłaszcza, gdy nie spało się tak jak powinno prawie tydzień. I nic, poza tym, że dziewczyny dzisiaj wyjeżdżają do niej nie docierało. Nawet dosyć dziwne zachowania Blacka i Feltona.
Dopiero następnego dnia, gdy jej „wsparcie” wyjechało, a ona sama przespała bite osiem godzin zauważyła, że zarówno Tom jak i Black zachowują się chłopcy, którym zabrano zabawki i kazano stać w koncie.
Znowu.
Powoli zaczynała żałować, że została scenarzystką na planie „Szpiega”. Spojrzała groźnie na Blacka, potem przeniosła swoje spojrzenie na Toma mrużąc oczy i taksując go groźnym wzrokiem.
Dźgnęła widelcem leżącego na talerzu pomidora.
Dzień wcale nie zapowiadał się wesoło.

***

Zniknięcie, bez słowa Zoe było jak policzek dla męskiej dumy Blacka. Nie mógł się pogodzić z tym, że dziewczyna po wspólnie spedzonej nocy zniknęła bez słowa. Zostawiając jedynie jakąś bzdurną notke, że było cudownie i jak kiedyś będzie w pobliżu to zadzwoni.
Miał chęć coś rozwalić, zniszczyć, rozerwać na strzępy.
Spojrzał na siedzącą w kącie Anne z kubkiem kawy w ręce i scenariuszem. Wydawała się pogrążona w lekturze i to co działo się dookoła zdawało się do niej nie docierać. Przymknął oczy. Wspomnienia z upojnej nocy z Zoe znów powróciły. Smak jej ust, zapach i dotyk aksamitnej skóry... Już samo to sprawiało, że czuł jak wzbiera w nim pożądanie. Przeklął w myślach i próbował odgonić niechciane myśli.
Szlag by to!

***

Dzień nie zapowiadał się wesoło. Rano zaspała, stłukła sobie palec wychodząc z łazienki, a jej ulubiona bluzeczka była poplamiona czerwonym winem, które wczoraj wieczorem piła. Zdecydowanie wszystko zapowiadało katastrofę. No, ewentualnie kolejną awanturę na planie.
Bomba wybuchła przy obiedzie, wraz z przyniesioną prasą brukową. Wielki nagłówek na głównej stronie „Życia Gwiazd” mówił za sam za siebie...

„Zabójcza przeszłość skromnej scenarzystki!”

Jak doniósł nam anonimowy informator panna Anne Marolow w czasie studiów na wydziale elektroniki i mikrosystemów pracowała jako... striptizerka w jednej z knajpek w Oxfordzie. Występowała wtedy pod jakże uroczym pseudonimem Nancy, występując na scenie wraz z dwiema innymi dziewczynami.
Jak donosi tajemniczy informator panna Marolow znakomicie znała się na swojej robocie i podobno po odejściu z klubu złamała serca niejednego ze swoich fanów. Wielu ciekawi w jaki sposób nieznana nikomu dziewczyna z przedmieścia dostała posadę scenarzystki na planie filmowym przy boku tak wymagającego reżysera jakim jest Joshua Black...


Anne zgniotła stronę i rzuciła gniewne spojrzenie na siedzące przy stole osoby. W tym momencie stwierdziła, że ma dosyć. Praca, pracą, ale wtrącanie się w jej prywatne sprawy to lekka przesada. Zgrzytnęła zębami i odwracając się na pięcie wymaszerowała z jadalni, głośno trzaskając drzwiami.
Jako pierwszy ocknął się Tom i podnosząc z podłogi pognieciony papier rozwinął go.
- No cóż – stwierdził, uśmiechając się ironicznie – jak widać nasza Panna Niedotykalska wcale nie jest taka niewinna jakby się nam wydawało – spojrzał Blackowi w oczy – kto by pomyślał Anne striptizerką...
Efektownie wstał, wycierając serwetką usta i wyszedł nonszalanckim krokiem dziewiętnastowiecznego libertyna.
Tak.
Tom Felton był znakomitym aktorem.
Zwłaszcza, że sam miał ochotę wszystkich zgromić wzrokiem i zażądać od niej stosownych wyjaśnień.

***



Annabell nie mogła dłużej odwlekać decyzji i musiała zadzwonić do tego, jak go określiła, wrednego i apodyktycznego arystokraty. Zwłaszcza, że pani dyrektor właściwie wymówiła jej pracę. Bell zgrzytnęła zębami i wykręciła numer.
Po trzech sygnałach w słuchawce rozległ się znudzony głos:
- Posiadłość państwa Lomfay, czym mogę służyć?
- Dzień dobry, mówi nauczycielka Nickolasa. Mogę rozmawiać z panem Lomfay?
- Proszę chwilę poczekać. Sprawdzę czy jest dostępny.
Po, zdecydowanie jak dla niej, długiej chwili w słuchawce rozległ się głos ojca małego rozrabiaki.
- Cieszę się, że w końcu się pani zdecydowała – jego znudzony głos działał jej na nerwy – co pani powie na to, aby zacząć trochę wcześniej. Może w połowie sierpnia...
- Skąd u pana pewność, że dzwonię, aby powiedzieć, że przyjęłam pana propozycję? - spytała słodko, przy okazji krzywiąc się do słuchawki.
- Mnie się nie odmawia – stwierdził wyrachowanie – proponuję, aby pani odwiedziła nas w najbliższą sobotę. Omówimy podczas kolacji wszelkie niezbędne formalności. O szóstej. Proszę się nie spóźnić.
Zapewne, gdyby nie fakt, że jest on na drugim końcu miasta, daleko od niej, z wielką przyjemnością udusiłaby go gołymi rękami.
- Oczywiście, panie Lomfay. A więc do zobaczenia w sobotę. Żegnam.
- Do widzenia, pani Paterson.
Obyś się smażył w piekle Drake’u Lomfay!, pomyślała odkładając z trzaskiem słuchawkę.

***
Nie miała odwagi wyjść z pokoju i spojrzeć w oczy ekipy jak gdyby nigdy nic się nie stało. To było już dla nie za dużo. Właśnie dlatego wybrała pisanie pod pseudonimem i nie ujawnianie swojego nazwiska i twarzy – nienawidziła mieszania się innych do jej prywatnych spraw, grzebania w przeszłości i rozdmuchiwania spraw, o których tak naprawdę tylko ona miała prawdziwe pojęcie.
Upiła kolejny łyk z stojącej na szafce butelki whisky i wrzuciła leżące na łóżku ubrania do walizki. Musiała stąd uciec. Zaszyć się daleko stąd w jakimś spokojnym miejscu dopóki sensacje na jej temat nie ucichną i znów nie będzie mogła stać się cichą i spokojną Anne Marolow, nic nieznaczącą szarą myszką.
Usiadła na walizce próbując ją upchać i zamknąć, ale jakoś nie bardzo jej się to udawało. Zła i wściekła na wszystko walnęła kilka razy pięścią i zeszła omało się nie wywracając z powodu ilości wypitego wcześniej alkoholu.
- Pieprzeni łowcy sensacji – warknęła zwalając walizę na podłogę i kładąc się na łóżku. Sięgnęła po butelkę stojącą obok i upiła solidny łyk, prawie się krztusząc. Alkohol wprawił ją w oszołomienie i pozwalał nie roztrząsać treści artykułu.
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi, którego nie sposób było zignorować. Zgramoliła się z łóżka i poszła otworzyć. Na progu stał Tom.
- Czego? – warknęła, gromiąc go wzrokiem – chcesz się sam przekonać, że to co wypisują to prawda? Nie wierzysz, że taka szara myszka...
- Annie – przerwał jej, wchodząc i zamykając za sobą drzwi. Zamilkł na widok spakowanej walizki – chcesz wyjechać? – złapał ja za ramiona i mocno potrząsnął – Odpowiedz, do diabła!
Wzruszyła ramionami.
- Nie twoja sprawa Felton, co robię. Żyjemy w wolnym kraju – chyba sama nie zdając sobie sprawy z tego co robi przytulła się do niego mocno obejmując go w pasie – chodźmy do łóźka - wymruczała, ocierając się o niego.
- Anne – próbował ją od siebie odkleić, ale dziewczyna naprawdę mocno do niego przywarła – jesteś pijana, nie sądzę... – dopiero po chwili zauważył, że... zasnęła.
Uśmiechnął się czule odgarniając niesforny kosmyk z jej twarzy – żebyś zawsze była taka bezpośrednia malutka – wyszeptał biorąc ją na ręce i zmierzając w stronę łóżka.




  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #310344 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 04.06.2007 21:12


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Przepraszam...naprawdę... blush.gif
Trochę krótkie, ale to tylko 2/3 rozdziału - reszta na starym kompie;)

I uwaga ostrzeżenie - SCENA ŁÓŻKOWA - koniec ostrzeżenia;)

VII

So i Tom coś kombinowali, knuli dużą intrygę. Mówiła to jej kobieca intuicja. Po za tym taka „nagła przyjaźń tej dwójki była naprawdę podejrzana. Zwłaszcza, że znali się zaledwie pięć dni, patrząc na nich można by wyciągnąć wniosek, że to pięć lat.
Anne zmarszczyła brwi widząc jak Sonja bierze Feltona pod ramię i odciąga na bok. Początkowo zakładała, że mają romans, ale bardzo szybko wykluczyła tą możliwość. Zwłaszcza, że przyjaciółka zadawala, co najmniej dziwne pytania, a raz nawet przyłapała ją jak myszkuje po jej pokoju. Tłumaczyła się potem, że chciała pożyczyć bluzkę. Było to o tyle podejrzane, że Sonja, mimo, że wyższa, nosiła ubrania o prawie dwa rozmiary mniejsze.
I tak się dowiem, co planujecie!

***
Tom patrzył podejrzanie na wcielenie niewinności stojące przed nim. Zdążył na tyle ją poznać, że wiedział, co oznacza to „szczere” spojrzenie i niewinny uśmiech błąkający się na ustach So.
- Co tym razem masz dla mnie? – Spytał konspiracyjnie, nachylając się w jej stronę.
- Wiem, co zrobić, aby zwrócić uwagę Anne na ciebie – podała mu szamponetkę „głęboka czerń” – w jej typie są...
- Nie – posłał jej spojrzenie obrażonego Puszka – nie pozwolę na farbowanie moich... kłaczków.
- Ale to dla...
- NIE. Poza tym umowa mi na to nie pozwala. A nie uśmiecha mi się płacenie pół miliona funtów za zmianę wizerunku.
- Skoro tak – wzruszyła ramionami – jak chcesz. Ja chciałam tylko pomóc.
- Jassne – wysyczał, chowając saszetkę do kieszeni – masz jeszcze jakieś propozycje, po za... zmianą wizerunku?
- Na razie nie – zmarszczyła zabawnie nosek – ale zobaczę, co da się jeszcze wymyślić – wyciągnęła z kieszeni rulonik z cukierkami – dropsa?
- Nie dziękuję – wzruszyła ramionami i włożyła cukierka do buzi. Złapał ja zadziornie za nos – ty mała, wredna jędzo.
Pokazała mu język. Tom roześmiał się i puścił jej oczko odchodząc w stronę wind.
Ciągle rozbawiony wszedł do środka i wcisnął guzik. Drzwi już zaczęły się zamykać, gdy do środka wpadła zdyszana Anne. Mina jej zrzedła, gdy go zobaczyła.
- Witaj, Felton – mruknęła.
- Cześć Marlow – winda ruszyła. Jeden, dwa, trzy, cztery... Tom postanowił działać. Wcisnął czerwony przycisk „stop”. Winda zatrzymała się pomiędzy czwartym a piątym piętrem.
- Co... – Anne spojrzała na niego zdezorientowana. Nim zdążyła zareagować przygwoździł ją swoim ciałem do ściany, unieruchamiając jej nadgarstki.
- Porozmawiajmy. O nas.
- Nie ma żadnych nas Felton – próbowała się wyrwać – nie wiem, co...
- A więc zaprzeczasz, że coś do mnie czujesz – zbliżył swoją twarz do jej – że nie chcesz abym zrobił to – brutalnie wpił się w jej usta, miażdżąc je swoimi wargami i biorąc w posiadanie – naprawdę nic nie czujesz? – wyszeptał przerywając pocałunek. Spuściła głowę.
- Coś sobie ubzdurałeś...
- Nie – warknął, łapiąc ją za brodę i zmuszając, aby spojrzała mu w oczy – przestań się zgrywać i odpowiedz na moje pytanie. Tak czy nie?
- Może... – nie zamierzała tak łatwo się poddawać. Znów ją pocałował.
- Tak czy nie?
- Tak – wpatrywała się w jego usta – zadowolony?
- Jeszcze nie – posłał jej słynnego z kinowego ekranu, smirka. Prychnęła zirytowana – mam dla ciebie propozycję. Przyjdź do mnie dziś wieczorem – palcem wskazującym przejechał od jej nadgarstka do nasady szyi – pozwól abym mógł ugasić ten ogień, który nas trawi...
Ostatkiem sił odsunął się od niej i uruchomił z powrotem windę. Wychodząc Anne rzuciła mu przeciągłe spojrzenie.
Była już jego.

***

Zoe ukradkiem obserwowała Blacka zmierzającego do swego pokoju hotelowego. Zmrużyła oczy, widząc jak rozgląda się niepewnie dookoła. Nie mogła się mylić. To musiał być on. Mógł nosić inne nazwisko, być sobie gwiazdą show biznesu, ale dla niej był tylko śmieciem, który skutecznie sprawił, że nienawidziła mężczyzn.
Tamto lato, na zawsze wypaliło piętno na jej duszy, pozostawiając nie zagojone blizny.
Pierwszy raz bez nadzoru rodziców, tylko w gronie przyjaciół, całe dwa tygodnie nad morzem. Wieczorne imprezy na plaży, szalone wypady do nocnych klubów.
Była wtedy niezdarną, tęgawą nastolatką, z głową przepełnioną marzeniami i zaczytaną w Harrym Potterze, zakochaną w ironicznym Mistrzu Eliksirów. On, gdy go poznała, był dla niej ucieleśnieniem młodego Snapea. Tajemniczy, blady mężczyzna, o nieodgadnionym spojrzeniu, cały czas trzymający się z boku. I to właśnie na nią zwrócił uwagę. Nie na ucieleśnienie seksu w osobie Angel, nie na smukłą Sarah. Ale na nią.
Oddała mu wszystko – swoje serce i ciało. A on wziął i zdeptał je, bez najmniejszego żalu. Przymknęła oczy, przywołując na twarz wyraz uwielbienia. Teraz jej czas na zemstę.
- Panie Black! – krzyknęła uśmiechając się słodko – proszę chwilę poczekać... – podeszła bliżej, zgromił ją spojrzeniem.
- Tak? – burknął, dając jej do zrozumienia, że nie ma czasu.
- Pomyślałam sobie, że taki wspaniały mężczyzna jak pan zapewne ma sporo...
- Do rzeczy.
- Co pan powie na wspólną kolację? – spojrzała mu w oczy, mając nadzieje, że jest w nich tylko nieme uwielbienie.
- Nie bardzo mam czas...
- Ależ proszę niech pan mi nie odmawia – podeszłą bliżej, tak, że mógł spokojnie kompletować jej dekolt – obiecuję, ze... nie pożałujesz.
Wydawał się być mocno zdezorientowany i zaskoczony. Zoe postanowiła to wykorzystać.
- A więc jesteśmy umówieni. Do zobaczenia wieczorem, o dziewiątej. U mnie – pocałowała, go szybo w policzek i uciekła.
Josh poczuł, że się rumieni.

***

Tajemniczy mężczyzna w szarym prochowcu pojawił się z nikąd. Jak gdyby nigdy nic podszedł podczas zdjęć do Anne i razem zniknęli za drzwiami tymczasowego studia. Nie pojawiła się na kolacji, rano na śniadaniu też jej nie było. Tom poczuł, że traci grunt pod nogami. Zwłaszcza, że nie wiedział, ani kim on jest, ani co łączy go z Anne. Próbował wybadać Sonje, ale ta uparcie odmawiała jakichkolwiek wyjaśnień, składając usta w ciup i twardo milcząc. Annabell, powiedziała mu, aby nie wtrącał się w nie swoje sprawy, a Zoe natomiast... no cóż jej i Blacka na kolacji nie było, więc podejrzewał, że ta szelma roztacza przed nim swoje uroki. Po zdjęciach rozsiadł się w fotelu z książką w ręce i udając, że czyta, obserwował korytarz prowadzący do pokoju dziewczyny. Prawie o dwunastej w nocy, niezadowolony dał sobie spokój i wrócił do siebie.
Nie tak to sobie zaplanował.

***

Zaplanowała wszystko, co do joty. Posiłek, rozmowę i ...dalszą część wieczoru. No i oczywiście poranek.
Rozległo się pukanie do drzwi, rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie poszła otworzyć.
- Witam – uśmiechnęła się, gestem zapraszając go do środka. Czarna satynowa bluzeczka zmysłowo opinała jej klatkę piersiową. – masz chęć się czegoś napić? Whisky? Wino?
- Wodę poproszę – czuł się niepewnie pod jej drapieżnym spojrzeniem. Usiadł na fotelu, próbując się rozluźnić i rozejrzał po wnętrzu. – Anne jeszcze nie ma? – spytał.
- Nie, będzie rano. Pani Maxwell chciała się z nią spotkać.
- Aha – próbował nie patrzeć na jej klatkę piersiową, co było trudne, zwarzywszy na to, że stała nad nim.
- Proszę – podała mu szklankę wypełnioną przeźroczystym płynem. Rozległo się pukanie do drwi – o, to pewnie nasza kolacja.
Otworzyła drzwi i do pokoju wjechał kelner z wózkiem, szybko jednak ulatniając się, życząc im smacznego.
- A więc... Josh, może opowiesz mi coś o sobie? – usiadła naprzeciw niego, tak, że miał doskonały widok na czerwony, koronkowy fragment jej bielizny wystającej zza bluzeczki. Podała mu talerz – Czym się interesujesz? Czy masz... dziewczynę?
- Ja... – odchrząknął – no, cóż lubię kręcić filmy – roześmiała się – a dziewczynę... kiedyś miałem.
- Aha... – wzięła kawałek marchewki do ust – czyli... teraz jesteś samotny?
- Na to wygląda – prawie nie mógł nic przełknąć pod bacznym spojrzeniem jej brązowych oczu – A ty?
Roześmiała się zmysłowo.
- A któżby ze mną wytrzymał, Josh – odstawił talerz i upił duży łyk wody. Zoe tylko czekała na ten moment. Kocim ruchem podeszła do niego i siadając mu na kolanach, pocałowała. Black najpierw zesztywniał, a następnie próbował ją odepchnąć. W odpowiedzi wplatała dłonie w jego włosy i mocniej naparła na jego usta. Jego opór zmalał. Westchnął przeciągle i objął ją w pasie.
- Też masz ochotę? – spytała, skubiąc wargami jego podbródek i rozpinając koszule. Jego ręce zabłądziły pod czarny materiał jej bluzki i odnajdując jej piersi zaczął je pieścić przez koronkę stanika. Wygięła się i jęknęła, dobierając się do zapięcia jego spodni.
- Tak – wydyszał, podciągając koszulkę do góry. Liznął językiem skórę tuż nad czerwoną koronką.
- Chodźmy do łóżka – otarła się o jego krocze. W odpowiedzi, mocno trzymając ją za biodra wstał i ruszył w stronę łóżka. Gdy dotarł do krawędzi rzucił dziewczynę na miękkie posłanie i zawahał się.
- Chyba się teraz nie wycofasz, co? – rozpięła spodnie i zdjęła je z siebie. Przymknął oczy i odrzucając na bok jakiekolwiek zasady moralne zsunął spodnie i zdjął koszulę, klękając nad nią i unieruchamiając jej dłonie nad głową.
- Coś taka niecierpliwa? – posłał jej smirka i pocałował. Jęknęła czując jak twardnieją jej sutki, gdy ocierał się o nią. W odpowiedzi zjechał niżej ustami i pieścił najpierw skórę szyi, mostek a następnie, zsuwając ramiączka stanika piersi, ssąc delikatnie i liżąc każda brodawkę po kolei. W odpowiedzi jej dłoń zawędrowała za gumę jego slipek, do obietnicy jej spełnienia. Jego męskość pulsowała i prężyła się pod jej dotykiem. Jednym zdecydowanym ruchem oderwał się od niej i zerwał z niej bordowe majteczki, równocześnie pozbywając się swojej bielizny. Dotknął centrum jej kobiecości i czując, że jest gotowa, delikatnie rozwarł palcami jej wejście i wszedł zdecydowanym ruchem. Jęknęła czując jak jej ścianki rozciągają się pod jego naporem. Objęła go nogami w pasie.
- Och... Josh... och... – dyszała, prężąc się i poruszając się w raz z nim w pradawnym rytmie miłości.
Gdy przyszło spełnienie i opadł na jej wilgotne od potu ciało poczuł słodkie rozleniwienie i satysfakcję.
Która jednak następnego dnia rano zmieniła się w furię, gdy jedyne, co zastał w pokoju, to krótka notka i puste miejsce obok.
Zoe wyjechała.

***

Czwarta nad ranem to na pewno nie była ulubiona pora Anne, zwłaszcza po zaledwie jedne godzinie snu. Zgrzytnęła zębami i wchodząc do hotelu przez ogromne wahadłowe drzwi stwierdziła, że pierwszą rzeczą, jaka zrobi, będzie porządny sen, a potem gorąca i odprężająca kąpiel. Ziewnęła przeciągle i zatrzymała się widząc Zoe taszczącą walizkę.
- A ty, dokąd? – spytała.
- Muszę lecieć jutro o dziesiątej mam spotkanie z radą nadzorczą.
- Aha, to cześć – mruknęła sunąc nieprzytomnie w stronę, jak się jej wydawało wind. Zoe złapała ją za ramię.
- Tędy – wskazała.
- Dzięki, Zoe i Dobranoc.
- Trzymaj się Anne – w jej głosie można było wyczuć rozbawienie – do zobaczenia po powrocie.
Młoda scenarzystka zniknęła w windzie.




  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #305834 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 29.04.2007 00:11


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Dziękuję za komentarze. Co do kolejnych dwóch rozdziałów, to już są, ale muszę się zmotywować do ich przepisania na komputer. A co do dalszych losów Anne i Toma, to... oj będzie sie działo...
Obiecuję, że najpóźniej za tydzień pojawi sie kolejny rozdział.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #302711 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 25.03.2007 15:43


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Cieszę się, że przypadło wam do gustu i że jes komentowaliście.
Z dedykacją dla wszystkich piszących komentarze ;)

VI

Była piękna, taka jaką ja sobie wyobrażał. Jej aksamitna jasna skóra, aż się prosiła o dotyk jego rąk i ust. Obserwował ją spod wpółprzymkniętych powiek, patrząc jak leniwym i zmysłowym krokiem zmierza w jego stronę, uwalniając swoje włosy z węzła na czubku głowy, tak, że spłynęły miękką falą na jej plecy. Jej ciało pokrywała koronkowa bordowo-czarna koszulka na ramiączkach i zapinana z przodu na mnóstwo małych guziczków, spod której prześwitywały jej piersi i łono. Poczuł jak pożądanie ogarnia całe jego ciało. Uklękła w nogach łóżka. Jedno z ramiączek zsunęło się. W jej oczach i lekko wygiętych wargach dostrzegł obietnicę rozkoszy. Zaczęła powoli rozpinać koszulkę.
- Anne... – wyciągnął rękę, aby dotknąć, jej piersi.
- Ktoś puka, Tom, otwórz – powiedziała ciągle się uśmiechając. Odsunęła się, marszcząc brwi – otwórz....
- Nie, chodź tutaj – wymamrotał, próbując się podnieść i znów przywołać zmysłowy nastrój, ale czuł się taki ociężały – Anne...
- Otwieraj! – coś się nie zgadzało. Anne nie mówiła głosem Emmy. W następnym momencie otworzył oczy i omiótł nieprzytomnym wzrokiem pokój – wiem, że tam jesteś Felton! – tak, niezaprzeczalnie głos należał do Em. Wygramolił się z łóżka i drapiąc się po brzuchu, poszedł zobaczyć o co jej tym razem chodzi.
- Chcesz czegoś? – spytał, patrząc na stojącą w drzwiach kobietę – spałem.
- Och, naprawdę? – spojrzała wymownie a jego bokserki. Zarumienił się. Wykorzystała jego zakłopotanie i rozsiadła się w fotelu. Westchnął zrezygnowany, siadając naprzeciwko z poduszką na kolanach.
- Słyszałeś już najnowsze plotki z planu?
- Nie, ale zapewne zaraz usłyszę – stwierdził sarkastycznie. Nic sobie nie robiąc z jego ironii ciągnęła dalej.
- Anne jednak nie odchodzi, Black jakoś ją przekonał, aby została. Patrząc na tą dwójkę, można by rzec... – zawiesiła wymownie głos – że, coś ich lączy.
- I przyszłaś tylko to mi powiedzieć?
- Nie chciałam zobaczyć co porabiasz – uśmiechnęła się – wiesz, czy zachowujesz się grzecznie.
- Nie masz umówionej jakiejś wizyty u kosmetyczki, albo fryzjerki? Może jakaś sesja w salonie odnowy biologicznej? – wstał i wymownie podszedł do drzwi.
- Aaaa... rozumiem chcesz się mnie pozbyć – nic sobie nie robiąc z jego sarkastycznych uwag, podeszła i poklepała go po policzku – Już zjeżdżam.
Głupia baba, pomyślał zamykając za nią drzwi. Już miał odejść, kiedy rozległo się pukanie. Szarpnął za klamkę i warknął – Czego?!
- Nie musisz być taki agresywny Felton – Anne skrzywiła się – przyszłam w sprawie scenariusza. Też nie mam ochoty oglądać twojej gęby. Proszę – podała mu teczkę i odwróciła się. W pewnym momencie wydawało mu się, że na jej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek – do zobaczenia na kolacji, Malfoy.
Zniknęła w windzie zanim zdążył zareagować.

***
Wizyta So, Zoe i Annabell mile zaskoczyła Anne, bo co by nie mówić, zatęskniła za tymi trzema wiedźmami. A teraz, jak jej zapowiedziały, mogła się cieszyć ich towarzystwem przez całe siedem dni. Uśmiechnęła się chytrze, wyobrażając sobie reakcję co poniektórych, na jej towarzyszki. Szczególnie jednej osoby. Tak, to będzie siedem długich dni... Dla co po niektórych.

***


Czuł się skrępowany. Owszem był przyzwyczajony do tego, że kobiety za nim szaleją, przysyłają mu swoją bieliznę, piszą listy, w których wyznają, swoje najskrytsze fantazje na temat tego co zrobiłby z nim, ale jeszcze żadna nie pożerała go tak łapczywie wzrokiem, przez tak długi czas i siedząc zaledwie na krześle obok.
Spojrzał ponurym wzrokiem na resztę ekipy, która najwyraźniej nie miała takich zmartwień jak on. Byli wyraźnie zadowoleni z towarzystwa niespodziewanych gości. No, może poza Blackiem, który także starał się zniechęcić czarnowłosą niewiastę, która uparcie z nim flirtowała. Niestety dla niego samego, jego groźne miny i sarkastyczne uwagi zdawały się nie działać tak jak powinny. Czyli odstraszająco, wręcz odpychająco. O nie. Dziewczyna zdawała się być zachwycona. A nawet ośmieliłby się powiedzieć, wniebowzięta.
Istna paranoja, pomyślał
- Chcesz może trochę sałatki, Tom? - siedząca obok Sonja, podsunęła mu miseczkę.
- Nie, dziękuję – posłał jej wymuszony uśmiech.
- Dbasz o linie? –przewiercała go prawie wzrokiem – mogę cię zapewnić, że nie musisz. Masz naprawdę... – oblizała wargi – wspaniałe ciało.
- Dziękuję... – czuł jak na jego twarz wpełzają zdradliwe rumieńce. Cholera! Zaklął.
- Na pewno wiele kobiet ci to mówi, Ma... eee znaczy się Tom.
Świetnie! Kolejna fanka pana Jestem-Wredny-Ślizgon.
- No, cóż kilka...
- A może masz chęć na rogalika?
- Nie, naprawdę dziękuję – mam chęć ci wepchnąć go do gardła tak, żebyś się udusiła i zostawiłą mnie wreszcie w spokoju!
- A może serka?
- Nie, kawa wystarczy – wiesz, gdzie możesz go sobie wsadzić?
- Jak nie chcesz... – westchnęła, podpierając głowę na jednej ręce i wpatrując się w niego.
Aż podskoczył czując rękę na swoim udzie. Spojrzał spłoszonym wzrokiem na Sonję siedzącą obok. Uśmiechała się jak kot, który za chwilę dobierze się do śmietanki. Odchrząknął i spróbował delikatnie zsunąć dłoń, która zmierzała w górę. Ani drgnęła. Wzmocnił uchwyt. W odpowiedzi posłała mu psotny uśmiech, a jej palce zaczęły gładzić materiał jego spodni. Speszony wstał od stołu i przeprosił towarzystwo. Wychodząc, nie zauważył porozumiewawczego spojrzenia pomiędzy jego uwodzicielką, a Anne.
I kto teraz prowadzi, co Felton?


***

To było koszmar. Chociaż nie, bo z takowego jeszcze mógłby się obudzić. To raczej był... horror, jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć w jego zaledwie dwudziestodziewięcioletnim życiu.
Akurat dzisiaj, wtedy kiedy miał grać jedną z rozbieranych scen, gdzie będzie całkiem nagi, Anne postanowiła wziąć wolne i przysłała zastępstwo, w postaci jego koszmaru z dnia poprzedniego. Już wolał złośliwości jędzowatej Anne niż, namiętne i pełne uwielbienia spojrzenia Sonji. Przygryzł wargę i spojrzał na Blacka, instruującego Em co ma robić. Dziewczyna w ogóle nie zdawała się speszona tym, że okrywa ją zaledwie cienkie prześcieradło. Ba, ją nawet chyba bawiły wszystkie te męskie spojrzenia.
- Dobra – rozległ się głos Blacka, który już był w swoim żywiole – przygotować się! Ernie, mocniejsze światło na łóżko, Sam, zabierz te idiotyczne kwiatki z toaletki. Psują efekt – w tym momencie spojrzał na Toma. Podszedł do niego i poklepał przyjacielski po plecach, widząc jego minę – wiesz, albo ty, albo ja... A altruistą nie jestem – powiedział.
- Ale ciebie nie będzie oglądać nagiego - -burknął – poza tym ona jest jakaś... dziwna.
- Marudzisz Felton – uśmiechnął się złośliwie – ściągaj szlafroczek i pokaż tej napalonej lasce kawałek męskiego ciała. Uwaga! – krzyknął do ekipy, schodząc z planu – iii.... akcja!
Tom nie miał większego wyboru więc zrzucił szlafrok i wcielając się w rolę filmowego bohatera, podszedł nagi do swojej filmowej żony, którą poślubił zaledwie kilka godzin wcześniej.
- Kochanie... – odezwał się, uśmiechając zmysłowo.
- Panie... – zarumieniła się uroczo (swoją drogą to nawet nie przypuszczał, że Em potrafi się rumienić).
- Wiesz, co teraz będzie, prawda? – pochylił się nad nią, tak, że ich twarze oddzielały zaledwie centymetry.
- Tak... – wyszeptała, a ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Jednym szybkim ruchem zdarł z jej ciała prześcieradło, a jego ręka zawędrowała na jej drobną pierś. Westchnęła z rozkoszy. Wplątała swoje palce w jego opadające na ramiona włosy. Przykrył ją własnym ciałem i unosząc się na łokciach spojrzał w jej twarz.
- A teraz, kochanie, powiedz mi dlaczego chciałaś mnie zabić? – otworzyła szeroko oczy i próbowała wyrwać się z jego uścisku.
- Bo nie chciałam za ciebie wychodzić, ty... ty... diabelski pomiocie!
- Stop! Świetnie, genialnie wam to wyszło!
Tom wstał z Em i z ulgą przyjął ofiarowany przez kogoś szlafrok, ale szybko ulga przekształciła się w zakłopotanie, gdy poczuł parę rąk, błądzących po jego ramionach.
- Reżyser ma racje – posłała mu psotny uśmiech, poprawiając niewidoczne fałdki na jego ramionach – byłeś... genialny.
- Ja... – czuł znów zdradziecki rumieniec na policzkach. Dziewczyna podeszła bliżej.
- Uwielbiam tą twoją nieśmiałość. Jesteś... taki słodki, kiedy się rumienisz.
Ich spojrzenia spotkały się.
I wtedy zrozumiał. Wesołe iskierki w oczach So, jej dziwne co najmniej zachowanie... Ta jędza wszystko zaplanowała!
O niedoczekanie twoje, pomyślał i uśmiechnął się lubieżnie do stojącej przed nim dziewczyny.
_ Naprawdę, So... – odgarnął kosmyk opadających jej na twarz włosów – cieszę się. Wiesz ty też jesteś... urocza – pochylił się, muskając ciepłym oddechem policzek zaskoczonej dziewczyny – możesz powiedzieć Anne – wyszeptał prosto do jej ucha – że wiem co uknuło się tam, w tej jej główce i może być pewna, że... odegram się.
Sonja zrobiła w tym momencie jedną rozsądną rzecz. Uciekła.


***
- Anne, musze ci coś powiedzieć... Bo widzisz, chodzi o to, że... – So chodząc w kółko, po pokoju, zastanawiała się jak powiedzieć o tym Anne. Szczególnie o tym, że Felton zaplanował odwet – to beznadziejne! – rzuciła do pustych ścian – najlepiej spakuję się i ucieknę, a potem zadzwonię i powiem jej o wszystkim. Merlinie! Ona mnie zabije...
Rozległo się pukanie. No to po mnie. Otworzyła. Po drugiej stronie stała przyczyna jej niezbyt radosnych myśli, uśmiechając się szeroko.
- Możemy pogadać, kochanie – nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
- Jak już tu jesteś... – spojrzała na niego ponuro – Słucham?
- Mam... dla ciebie propozycję. Bardzo... kuszącą propozycję. I myślę, że ją przyjmiesz – rozsiadł się na krześle, mierząc ją wzrokiem.
- Jaką?
- Nie powiemy Anne, że ja wiem...
- No... – czuła przez skórę, że to będzie coś iście ślizgońskiego.
- Ale za to, ty pomożesz mi ją uwieść.
- CO?! – spojrzała na niego jak na wariata – tobie to już chyba totalnie odbiła sława, co Felton? Przecież to moja przyjaciółka!
- Nie mówię, ci, że masz ją do czegoś zmuszać – tłumaczył cierpliwie – jest dużą dziewczynką i trochę... rozrywki jej nie zaszkodzi. Może wtedy, byłaby... eee... no wiesz milsza, bardziej wyluzowana...
- Nie mogę się na to zgodzić.
- Możesz, So. Przecież oboje chcemy tego samego dla niej – szczęścia.
- Och, no cóż.... Zgoda. To od czego chcesz zacząć?
I kto teraz wyjdzie na swoje Marlow?

***

Jak każdy facet, Tom za szybko uznał, że prowadzi. So, niestety była wiedźmą i cóż, mówiła jedno i robiła drugie. Myślał, że poda mu ją na tacy jak dojrzały owoc obrany ze skórki, ale zamiast tego kazała mu przeczytać spora ilość fanficków z Severusem Snape w roli głównej. Aby jak określiła, wiedział na czym stoi. Owszem, niektóre, musiał przyznać były niezłe, ale większość bardziej przypominała ckliwe romansidła, gdzie ten jakże czarny charakter okazuje się mieć mięciutkie serduszko i kochać Harry'ego Pottera i inne biedne słodziutkie zwierzątka.
No, oczywiście zapomniała mu powiedzieć, ze nie musi czytać wszystkich opowiadań zamieszczonych na forum i może ograniczyć się tylko do kilku. Ale przecież to nie jej wina. Z natury jest ona taka roztargniona.
Poza tym musiała mieć czas, czas, aby albo powiedzieć Anne o wszystkim, albo skutecznie uniemożliwić przeprowadzenie planu Feltona, z wykorzystaniem jej osoby.
Spojrzała na siedzącego z kwaśną miną mężczyznę wczytanego, jak podejrzewała dość beznadziejny fick. Podniósł na chwilę wzrok i spojrzał na nią.
- Robisz mnie w balona, prawda? Ona tego nie czyta.
- Dlaczego tak uważasz? Anne pochłania wszystkie – w myślach dodała dobre – opowiadania z profesorem w roli głównej.
- Ale „Harry, mój syn” to istne dno! – żachnął się – autorka ma chyba nie więcej jak 13 lat, a do tego powinna znaleźć sobie dobrą betę. Czytałaś to?
Jako administrator niestety musiała i doskonale pamięta horror przebrnięcia przez kiepsko złożone stylistycznie zdania.
- Oczywiście! – powiedziała poważnie – Anne, zresztą uważa, że to jedno z lepszych opowiadań.
- Łgasz – posłał jej spojrzenie niezadowolonego Puszka – to jest beznadziejne i nikt, z pewnością nikt, oprócz owej autorki nie uważa, tego... czegoś za godne uwagi.
Niestety miał rację.
- No dobra, może nie jest najlepiej napisane, ale musisz przyznać, że pomysł...
- Pomysł? – przerwał jej – jaki pomysł? Że Snape szaleńczo kochał Lily, która dla dobra wszystkich wyszła za Pottera? Proszę cię...
- A co sądzisz o innych? – postanowiła zmienić temat.
- Jest kilka rzeczywiście dobrych... Musze przyznać, że autorka ma niesamowitą wyobraźnię i dar, ta Manarownel.
- Noo... pisze całkiem nieźle...
- Ja nawet powiedziałbym, że genialnie. Powinna napisać książkę.
No cóż, panie Felton, Już to zrobiła i właśnie kręcicie film na jej podstawie.
- Może kiedyś to zrobi, kto wie?

***

Annabell była zachwycona Alanem Rickmanen. Do tej pory znała go jedynie z filmów, głównie z Harry'ego Pottera, a teraz, gdy poznała go osobiście musiała przyznać, że może i jego ciało ma już swoje lata, za to umysł ma niezwykle bystry i giętki – idealny do prowadzenia zażartych dyskusji. Do tego, jak się do wiedziała zupełnie przez przypadek zaczytywał się w opowiadaniach związanych ze światem Harry'ego Pottera.
Początkowo, starszy mężczyzna robił aluzje do ich krótkiej rozmowy przez telefon, kiedy to proponował mały zbiorowy, ale szybko zauważył, że jest godnym przeciwnikiem i poniechał tematu.
Właśnie rozmawiali na temat nowej części „Czarnych Dusz”, kiedy zadzwonił jej telefon. Przeprosiła go na chwilę i odebrała.
- Tak słucham?
- Pani Paterson? – rozległ się w słuchawce glos małego Nickiego - tatuś kazał mi do pani zadzwonić.
- Tak... – ciekawe skąd ma mój numer?
- I spytać się czy nie zostanie pani moim prywatnym nauczycielem, bo już do szkoły nie wrócę.
- Nicky – westchnęła - wiesz, że cię lubię, ale przecież ja pracuje w szkole.
- Ale tatuś mówił, że już rozmawiał z panią dyrektor i wszystko załatwił...
- Tak? – zmarszczyła brwi, czując coś niepokojącego – wiesz Nicky, daj mi tatusia, dobrze?
Po chwili w słuchawce rozległ się zimny głos Drake Lomfay’a:
- Tak?
- O co panu chodzi?
- Pragnę zatrudnić panią jako nauczycielkę dla mojego syna, dobrze zapłacę.
- Rozmawiał pan z dyrektorką?
- Tak, wydawał się... bardzo entuzjastycznie nastawiona do pani kandydatury. Podobno już nawet ma zastępstwo.
Niewątpię, pomyślała, od dłuższego czasu jędza planuje jak się mnie pozbyć.
- To, co? Zgadza się pani?
- Teraz mam kilka ważnych spraw do załatwienia. Pozwoli pan, że się zastanowię i odpowiem, w ciągu najbliższego tygodnia – a guzik się zgodzę! Oboje możecie iść do diabła! - Odpowiada to panu?
- A więc dobrze. Będę czekał.
Rozłączył się.
Gbur.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #298744 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 12.03.2007 23:27


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Jak obiecałam, mimo, ze jak zwykle w ostatniej chwili. Życzę miłej lektury i obiecuję najpóźniej w przyszłą środę dać kolejną część. I obiecuję - będzie dłuższa.
pozdrawiam


V
Robił to specjalnie. Wiedziała. Zresztą jego niby to ukradkowe spojrzenia, z tym snapeowskim uniesieniem brwi mówiły same za siebie. Obiecała sobie, że nie da się sprowokować. Nabiła na widelec marchewkę. Black w iście aktorskim geście rozpostarł się na krześle, tak, że tytułowa strona w jednej z brukowych gazet, które czytał była doskonale widoczna. Tylko spokojnie.. pomyślała, licząc w myślach od dziesięciu w dół. Nie pomogło. Spróbowała znowu. Też nic. Siedzący prawie że naprzeciw niej mężczyzna zdawał sobie sprawę z targających nią emocji. Przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że jest trawą na wietrze, która ugina się pod jego naporem, jest ptakiem w przestworzach, który...
- Ekchm... – odgłos chrząknięcia wybił ją z próby osiągnięcia stanu Nirwany. Posłała mu zabójcze spojrzenie. Alan postanowił interweniować zanim dojdzie do rękoczynów.
- Słyszałem, że w scenariuszu mają zajść drobne zmiany – uśmiechnął się do Anne.
- Tak – spojrzała na niego – postanowiliśmy wspólnie z Blackiem, że wytniemy tą scenę w sali balowej. Można się bez niej obejść.
- Czyli nici z namiętnego pocałunku hrabiego ze swoją ukochaną? – Emma, spojrzała figlarnie na Alana – ani wybuchowej reakcji jej ojca, kiedy to serwuje młodemu libertynowi prawy sierpowy...
Ekchm... – Black znów postanowił dać o sobie znać.
- Czytaliście może dzisiejsze gazety? – spytał, niby od niechcenia – zadziwiające czego można się z nich dowiedzieć... – prawie słyszał jak zgrzyta zębami.
- Mówisz, o sensacyjnej informacji jaką jest ślub, księcia? – nie dam się.
- Niekoniecznie. Raczej... o tym co dzieje się na planie. No, wydawało mi się, że jako reżyser wiem wszystko. A tu taka wiadomość...
- Och naprawdę? – jej głos ociekał jadem – na przykład?
- Na przykład- spojrzał jej prosto w oczy - nigdy nie podejrzewałbym, że ty i nasz pierwszoplanowy bohater macie romans.
Przy stole zapadła cisza. Wszyscy patrzyli to na jedno, to na drugie. Po chwili Anne wstałą i odezwała się bardzo cichym głosem:
- A piszą coś o tym, że scenażystka odchodzi?
I wyszła.
O shit! Pomyślał.

***

Annabell wstając rano do pracy czuła, że coś wisi w powietrzu. Po prostu wiedziała, że dzisiaj coś się wydarzy. I wcale nie chodziło o jeden z kolejnych wybryków małego Nickiego, który tak na marginesie tego dnia został przyłapany na próbie zbierania składników do eliksiru śmiechu (przynajmniej on tak twierdził). Nauczycielka, która go przyłapała w swojej pracowni botanicznej stwierdziła, że chłopak próbował ukraść kwiaty orchidei.
Został zawieszony na tydzień, a jego ojciec został o wszystkim poinformowany.
Było jej go trochę szkoda. Bardzo lubiła Nickiego i wiedziała, że jego postępowanie wynika bardziej z przekory, niż złego charakteru.
Westchnęła i wróciła do sprawdzania wypracowań uczniów. Ortografia i interpunkcja pozostawiały wiele do życzenia. Podobnie zresztą jak stylistyka. Najchętniej po prostu napaliłaby tym wszystkim w kominku i pogrążyła się w wirtualnym świecie. Ale cóż, była nauczycielką.
Po dwóch filiżankach czarnej kawy, dwunastu wypracowaniach i jednej tabletce przeciwbólowej do pokoju jak burza wpadły Zoe i Sonja. Spojrzała na nich z nad swoich okularów.
- Ktoś jest bardzo niegrzeczny w wielkim świecie – Zoe rozsiadła się obok na kanapie. Spódnica u jej kolana zafalowała efektownie, a ułożone w równiutki stosik sprawdzone wypracowania zsunęły się na podłogę i rozsypały.
- Co masz na myśli? – Annabell zmarszczyła brwi i zaczęła zbierać kartki, więc nie zauważyła porozumiewawczego spojrzenia pomiędzy dziewczynami.
- Czytałaś dzisiejsze gazety? – spytała Sonja, siadając w fotelu.
- A powinnam?
Zoe wyciągnęła z torebki zwinięta gazetę i podstawiła jej pod nos. Bell jęknęła widząc nagłówek i zdjęcie, zrobione zapewne z ukrycia.
- Anne wie?
- Eee... to zależy czy ktoś był tak miły i ją poinformował.
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Przerwało ją dopiero pytanie Zoe:
- Myślicie, że między nimi coś naprawdę jest? Jakiś romans? Przecież gdyby tak było, to Anne...
- Na pewno by nam o tym nie powiedziała – dokończyła So, biorąc słuchawkę i wystukując numer.
- Czego? – w słuchawce rozległo się warczenie.
- Witaj, Anne – zaczęła – Jak ci minął...
- Już czytałam dzisiejsze gazety – przerwała jej – i znam najnowsze plotki z planu filmowego.
- Aha... – Zoe wyrwała skondensowanej koleżance słuchawkę.
- Wiesz, Anne nie będę się bawiła w ceregiele i po prostu spytam, jest między wami coś?
- Ja przynajmniej nic o tym nie wiem, Zoe.
- Czyli nic nie ma? – dopytywała się.
- Z mojej strony jest to tylko chęć wyprucia mu flaków.
- Nie musisz być taka brutalna – skrzywiła się – Sonja wszystko słyszy.
- I dobrze. On nie jest wart jej uwagi. To zwykły dureń. – wzięła głęboki wdech – A tak przy okazji to wracam do domu.
- Co?!
- Nie musisz krzyczeć, Zoe- zgaiła ją - Powiedzmy, że dzisiaj szanowny pan reżyser przesadził z lekka. Przepraszam, ale nie mam nastroju do rozmowy. Zadzwonię później. Pozdrów dziewczyny. Pa.
- Cześć – w słuchawce rozległ się suchy trzask i połączenie zostało zerwane.
- Zadzwoni później – zwróciła się do siedzących obok kobiet - teraz jest za bardzo poirytowana i nie chce z nami rozmawiać. Aha, tak przy okazji to wraca do domu. Pan złośliwy lekko przesadził.
- Felton? – Bell zmarszczyła brwi.
- Nie Black, reżyser.
- Pewnie jest jej ciężko – stwierdziła So, patrząc w ogień trzaskający w kominku. Zoe i Bell spojrzały na nią – na pewno jest jej trudno, teraz. Jest tam zupełnie sama, bez przyjaciółki...
- O nie... –jęknęła Anabell, doskonale wiedząc co powie dalej.
- Musimy więc ją wesprzeć! – spojrzała na nie – to co bierzemy urlop i jedziemy?

***

List ze szkoły przeważył szalę. Drake Lomfay bardzo kochał swojego jedynego syna, ale jego ostatnia wpadka pozostawiała wiele do życzenia. Wiedział, że będzie musiał zrobić coś czego nie lubił – ukarać go. A potem, jak postanowił, zabierze go ze szkoły i zatrudni mu prywatnych nauczycieli. Potarł zmęczone skronie. Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Wejść! – rozkazał. Po chwili w drzwiach pojawił się jego spadkobierca – siadaj –Chłopiec zajął fotel naprzeciw biurka – pani Morgan, dyrektorka z twojej szkoły przysłała mi bardzo ciekawy list, w którym poinformowała mnie, że próbowałeś ukraść z pracowni botanicznej kwiaty orchidei. Czy to prawda?
- Ja tylko chciałem... – zaczął, ale ojciec mu przerwał.
- Czy to prawda, Nicky?
- Tak – spuścił głowę.
- I potem powiedziałeś pani, że to na eliksir śmiechu, który chciałeś uwarzyć?
- Tak, tato.
- A czy pamiętasz o czym rozmawialiśmy, zarówno przed rozpoczęciem szkoły, jak i po wizycie twojej nauczycielki?
- Pamiętam... – w jego głosie wyczuł skrywane łzy i poczuł ze serce mu mięknie. Nie potrafił być taki jak jego ojciec. Zaklął w duchu, podszedł i wziął go w ramiona. Chłopak rozpłakał się, mocząc jego koszulę.
- Mówiłem ci to już synku i powtórzę jeszcze raz -wyszeptał przytulając go mocno, jakby w ten sposób mógł ochronić go przed światem – w realnym świecie nie ma miejsca na złudzenia i magię. Tutaj liczą się jedynie pieniądze i pozycja społeczna. Rozumiesz? Magia ze swoimi wszystkimi pięknymi odcieniami jest nie do pojęcia dla większości ludzi. Dla nich istnieje tylko szara rzeczywistość -pogłaskał go pogłowie i ucałował – Idziemy do kuchni na lody? – uśmiechnął się łobuzersko do syna – wiesz, za nim Nanny nas nie wyśledzi, to co?
Odpowiedziało mu siąknięcie nosem i przytaknięcie głową. Chłopczyk objął go ramionami.
- Kocham cię tatusiu.
- I ja ciebie, mój mały czarodzieju.

***

Zirytowana potarła nos i rozejrzała się po pokoju, który obecnie zajmowała, zastanawiając się od czego zacząć pakowanie. Jak zwykle miała z tym problem bo z reguły była osobą, która postępowała chaotycznie, a stan jej otoczenia świetnie to oddawał. Wyciągnęła spod łóżka walizę i rozłożyła. Postanowiła najpierw schować ubrania, które walały się po pokoju, a potem te z szafy, nie bawiąc się z resztą w składanie i wrzucała wszystko jak leci.
Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili usłyszała głos Joha:
- Anne?
- Nie mamy o czym rozmawiać, Black! – odkrzyknęła upychając książki i próbując zapiąć walizkę.
- Otwórz, Anne – usłyszała.
- Jestem zajęta!
- Aż tak bardzo, aby nie porozmawiać ze mną na temat pewnej pisarki? – zamarła na chwilę. Przecież nie wiedział. Nie mógł, prawda? Ale poszła mu otworzyć.
- Jeżeli chodzi ci o moją pracodawczynię... – zaczęła, ale on uśmiechając się kpiąco przerwał jej:
- Ze mną nie musisz grać w te gierki. Wiem kim jesteś Anne – wszedł do środka i dokładnie zamknął za sobą drzwi. Poczuła, że robi się jej gorąco.
- Co masz na myśli?
- Wiem, ze to ty. I nawet nie próbuj protestować – dodał widząc jak otwiera usta – obserwowałem cię, Anne i wiem swoje.
- No to, wiesz kim jestem. I co z tego? Będziesz mnie szantażować? Powiesz o wszystkim prasie? – wróciła znów do pakowania.
- Jeśli będę do tego zmuszony. Anne – położył jej dłonie na ramionach – wiesz, że jestem trochę eee... no wiesz mam swoje nastroje i taki sposób bycia... to znaczy.. – zaczął się plątać – Cholera! Chciałem cię przeprosić! – wybuchnął.
- I? – odwróciła siei spojrzała na niego unosząc jedną brew do góry.
- Powiedzieć, że jest mi przykro i postaram się hamować swój porywczy temperament w stosunku do twojej osoby...
Teraz przypominał jej małego chłopca, który coś nabroił i chce uniknąć kary. Poczuła, że zbiera jej się na śmiech.
- I to ma mnie przekonać, żebym została, tak? Mam TOBIE uwierzyć na słowo?
- Tak – uśmiechnął się - albo powiem wszystko.
- Jesteś okropny, wiesz o tym?
- Wiem. I za to mnie kochają kobiety. To co?
- Ale jeszcze jeden taki numer... – poddała się.
- Dobra, dobra. Zgadzam się – uniósł dłonie w obronnym geście, a potem przysunął się do niej konspiracyjnie – ale powiedz, jest między wami coś?
- Josh! – dała mu kuksańca.
- Tylko pytam! Tak na zaś – mrugnął do niej porozumiewawczo i wyszedł.
- Faceci – mruknęła opadając na łóżko.

***
Wstał dzisiaj później i do tego nie wypił swojej codziennej porcji kofeiny. Jak tylko otworzył oczy przeczuwał, że ten dzień niesie ze sobą wiele niekoniecznie miłych niespodzianek. Teraz stał w foyer hotelu i mierząc chmurnym spojrzeniem pomieszczenie, wyklinał na deszcz, który uniemożliwił zdjęcia w plenerze. Zmarszczka na jego czole jeszcze się pogłębiła, kiedy dojrzał trzy kobiece postacie, wchodzące właśnie do hotelu. Jego uwagę przykuła szczególnie jedna z nich. Wysoka i zgrabna blondynka ubrana na czarno. Poczuł jak po jego ciele przechodzi dreszcz. Spojrzała na niego. Zauważył, że jej oczy rozszerzają się z niedowierzania, by po chwili zapłonęły w nich niebieskie iskierki, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Ruszyła w jego stronę. Joshua szybko przeszukał myśli zastanawiając się czy ją zna. W połowie drogi jedna z towarzyszących jej kobiet, złapała tamtą za rękę i coś szepnęła. Po chwili zniknęły, kierując się w stronę wind.
Hmmm... dziwne... Ciekawe kto to?

***


  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #297883 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 05.03.2007 09:03


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Asja, aż mi się głupio zrobiło gdy zacytowałaś ME, trochę się zarumieniłam.
Nie zapomniałam, a kolejną część obiecuję wkleić najpóźniej w przyszły poniedziałek, bo mam już mieć neta u siebie ( Na razie korzystam z komputera koleżanki).
A kolega So, Harrym Potterem?? Nie wiem... myślisz??
;P
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #296953 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 15.02.2007 10:21


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Dziękuję Ailith za komentarz. Naprawdę staram się pracować nad interpunkcją, ale tak srednio mi to idzie. Cenię sobie bardzo wasze uwagi, zarówno te pochlebne jak i krytyczne. Pisząc kolejne części staram się do nich ustosunkować.
Mam nadzieje, że wam się podoba.
Miłego czytania ;)

IV

Jeśli ktoś kiedykolwiek szukałby sobowtóra 32-letniej profesor Minevry McDonagall to z pewnością odnalazłby go w osobie Annabell Paterson, w ekskluzywnej szkole w centrum Londynu. Oczywiście tylko z wyglądu, bo charakter miała bardziej wybuchowy, typowy dla rudowłosych kobiet, które zresztą skrzętnie skrywała pod szamponem koloryzującym „ciemny brąz”.
Minęła jeden z zakrętów szkolnego korytarza i stanęła patrząc na chłopca, który wpychał szpilki w dziurkę od klucza. No, tak Nicky Lomfay, mały blond włosy rozrabiaka z wyglądem małego aniołka i z iście szatańskim charakterem. Odkaszlnęła chcąc zwrócić jego uwagę. Mały przestępca drgnął i uśmiechając się szeroko spojrzał na nauczycielkę.
- Dzień dobry pani Paterson.
- Dzień dobry Nickolasie. Mogę wiedzieć, co robiłeś z tymi szpilkami? – spojrzała na niego znad swoich okularów.
- Ze szpilami? – zrobił wielkie oczy – ale pani profesor, to są mrówki!
Podniosła jedną z podłogi i przyjrzała się dokładnie.
- Mrówki mówisz? Tylko, że wyglądają jak zwykłe szpilki z tablicy na pierwszym piętrze, chłopcze.
- Ale to naprawdę są mrówki! Tylko musiałem je transmutować! Żeby mnie nie pogryzły - przekonywał
Annabell westchnęła i przyklęknęła obok chłopca.
- Nicky, świat Harry'ego Pottera nie istnieje naprawdę. Czarów niestety nie ma. A co do tych szpilek to będę musiała porozmawiać z twoimi rodzicami – chłopiec spuścił głowę, Annabell poczuła się w tym momencie podle, ale wiedziała, że jako nauczycielka inaczej postąpić nie może. Potargała mu blond czuprynę i uśmiechnęła się – a teraz Młody jazda na lekcje. Jeśli się nie mylę masz teraz angielski, a zmieniacza czasu to ty raczej nie masz.
Chłopak pędem zniknął za rogiem, tak, że nawet nie zdążyła zwrócić mu uwagi, że po korytarzach się nie biega. Znowu westchnęła i pokręciła głową.
No tak, pouczam chłopca, a sama mam głowę przepełnioną głupim marzeniami. Żałosne.


***

To, że Tom miał przesrane było mało powiedziane. Joshua Black znalazł bardzo wyrafinowany sposób pokazania młodemu aktorowi gdzie jego miejsce. Prawie cztery godziny nagrywali scenę gdzie główny bohater wysiada z powozu, dostaje w głowę i pada w błoto. Reżyser czuł swoistego rodzaju satysfakcję z faktu, że jak zdążył zauważyć Felton był na skraju wytrzymałości i ma dosyć. Spojrzał kątem oka na powód kary aktora. Anne siedziała z boku i notowała coś w swoim zeszyciku. To co działo się dookoła raczej do niej nie docierało. Już wcześniej spostrzegł, że robiła to nader często, a gdy ktoś jej przerwał patrzyła zdezorientowana i dopiero po chwili docierało do niej gdzie jest. Miał pewne podejrzenia, co do Anne Marlow i postanowił je sprawdzić. Jego uwaga znów skupiła się na leżącym w błocie mężczyźnie (Tom obliczył, że to był już 25 raz, kiedy wylądował twarzą w błocie, trzeci, kiedy ta ohydna maź dostała mu się do nosa i drugi do ust).
- Źle! Jeszcze raz! Co to ma być?! – krzyknął Black, rzucając scenariusz na stolik – kręcimy film, a nie tanią podróbkę jakiegoś kiczu!
Tom wstał i otarł twarz z błota. Podszedł do Blacka. Z jego postawy i wyrazu twarzy można było wyczytać jak bardzo jest wściekły i zły.
- Mam dość – wycedził, a błoto z jego brody kapało mu na i tak zabłoconą koszulę – to będzie ostatni raz, czy ci się to będzie podobało czy nie. A potem – dźgnął go palcem w pierś - idę do siebie, wezmę ciepłą kąpiel, zjem coś i pójdę spać!
Odwrócił się na pięcie i poszedł przygotować do powtórki. Całą ekipę zatkało. Wreszcie ktoś sprzeciwił się Blackowi. Patrzyli jak zamurowani. Rzucił im spojrzenie wściekłego bazyliszka i otworzył scenariusz udając, że czyta. Nie zauważył tylko, że trzyma go do góry nogami.
- Mimo, …ze sprawia mi najwyższą przyjemność patrzenie jak Mal... eee Felton tarza się w błocie, to niestety chyba ma rację – Anne przysiadła obok i odwróciła scenariusz, który trzymał w dłoniach – tak chyba lepiej.
Spojrzał na nią, tak jak zapewne Snape patrzył na Harry'ego. Uśmiechnęła się.
- Daj spokój Josh, tak to możesz sobie straszyć dzieci w przedszkolu.
- Dotąd zawsze działało – wymamrotał, a dziewczyna dostrzegła w jego oczach psotne iskierki.
- Ale nie na mnie – nachyliła się konspiracyjnie – wiesz, ja swego czasu kręciłam z takim jednym. No wiesz wredny charakter, złośliwy, z takim wielgachnym nochalem i krzywymi zębami. Zawsze nosił się na czarno.
- Aha.. to wszystko wyjaśnia... – kątem oka zauważył, że Felton wrócił z garderoby i się im przygląda z kwaśną miną. Położył rękę na jej kolanie i spojrzał w oczy.
- Może zjesz dzisiaj ze mną kolacje... Anne? – uśmiechnął się zmysłowo.
- Czemu nie, panie reżyserze... – odpowiedziała także uśmiechem. W oczach obojga płonął ten sam szatański błysk. Zrozumieli się bez słów.
- To zaczynamy czy będziesz flirtował dalej, Black?!
Zemsta jest słodka.

***
Tom wcale nie śledził tej dwójki. Po prostu także miał chęć zjeść coś w restauracji, a miejsce w ciemnym rogu sali z widokiem na stolik gdzie siedział Joshua i Anne było wybrane zupełnie przypadkowo. Po prostu był tu już raz i polubił to miejsce, to znaczy wtedy ktoś inny je zajmował, ale i tak mu się ono podobało. Zmrużył oczy kiedy Black pochylił się i coś powiedział do dziewczyny. Ta roześmiała się. Upił łyk stojącej przed nim herbaty i wbił ze złością widelec w kotleta. Zacisnął zęby kiedy Anne zarumieniła się i przygryzła wargę, a gdy nachyliła się żeby szepnąć mu coś na ucho z mściwą satysfakcją zaczął kroić mięso drugą stroną noża.
- Łatwiej by ci było ta ostrą stroną – nagle przed nim wyrosła Emma zasłaniając mu widok na dwa gruchające gołąbki – ładnie to tak podglądać? – usiadła podkradając mu plasterek ogórka.
- Nikogo nie podglądam – odwarknął, próbując zerknąć, co się tam dzieje – po prostu jem kolacje.
- Jassne, zazdrośniku. Nie podoba ci się, że akurat ta dziewczyna na ciebie nie leci.
- Nikt cię o zdanie nie pytał Granger – odgryzł się, zjadając kawałek kotleta.
- O jesteśmy napastliwi, panie Malfoy. Czyżby coś było nie tak?
- Mówił ci ktoś, że jesteś upierdliwą i wredną...
- Tak, kilka razy - zjadła mu kolejny plasterek, tym razem pomidora – coś jeszcze?
- No dobra – wycedził przez zęby – obserwuję ta dwójkę, bo uważam, że coś knują przeciwko mnie. Oboje mnie nie lubią i chcą dokuczyć – dodał z pretensją w głosie.
Emma roześmiała się.
- Jasne, ona planuje jak cię w sobie rozkochać, a potem rzucić, a on jak upokorzyć cię na planie filmowym. Tommy daj spokój – spojrzała na niego z politowaniem.
- Ale ja mówię poważnie. A to, co mówisz... może coś w tym być.
- To się nazywa paranoja, Felton i to się leczy. – sałata zniknęła pomiędzy jej różowymi wargami i dziewczyna wstała – do jutra – po chwili zniknęła w drzwiach. Tom znów spojrzał na stolik Anne i Josha. Ale tam gdzie powinna być ta dwójka nikogo nie było
- Paranoja, akurat – mruknął do siebie wstając.


***

Annabell umawiając się wcześniej przez telefon podjechała pod dom Nickiego. Właściwie trudno nazwać go domem. To prędzej był pałac, albo zamek. Ogromna budowla z litego kamienia. Kunsztowne zdobienia harmonijnie łączące w sobie dziedzictwo kilku epok, podjazd wielkości boiska szkolnego i rozciągający się wokół domu ogród. Poczuła się jakby ktoś przeniósł ją sto lat wstecz. Wysiadła ze swojego starego, zupełnie nie pasującego do otoczenia auta i weszła po schodach. Przy drzwiach był złoty uchwyt, który prawidłowo wzięła za dzwonek. Pociągnęła. Po chwili w drzwiach pojawił się starszy mężczyzna w liberii.
- Pan oczekuje – ukłonił się i wpuścił ją do środka. Dał jej znak, żeby poszła za nim. Annabell rozglądała się nie wierząc własnym oczom. To było muzeum. Te wszystkie obrazy i meble... Jestem w raju pomyślała. Zawsze kochała tego typu domostwa. Zachłannie rozglądała się dookoła, chłonąc atmosferę tego miejsca. W końcu lokaj zatrzymał się przed drzwiami i zniknął za nimi, by po chwili wrócić i oznajmić, ze pan prosi. Weszła niepewnie do pokoju. Okazał się bardzo przestronnym gabinetem. Pierwsze co rzucało się w oczy wchodzącemu był olbrzymi portret przystojnego, białowłosego mężczyzny z pogardą wymalowaną w niebieskich oczach i arystokratycznych ustach. Niżej na krześle siedziała jego młodsza i na pewno w stu procentach żywa kopia z prawie że identycznym wyrazem twarzy. Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.
- Dzień dobry panie Lomfay, Nazywam się...
- Wiem, kim pani jest – powiedział ostro, wpatrując się w nią – słucham – wskazał jej gestem krzesło aby usiadła.
- Chodzi o pańskiego syna, Nickiego – powiedziała, siadając - Jest dosyć... niesforny i ciągle pakuje się w tarapaty...
- Wiem, czytam listy od pani dyrektor. Rozmawiałem już z nim na ten temat. Obiecał się poprawić.
- To dobrze... ale chodzi też jeszcze o coś... – zawahała się.
- Tak? – w jego niebieskich oczach zauważyła zaniepokojenie.
- To dobrze, kiedy dziecko ma bujną wyobraźnię, ale... Nicky ma chyba za bardzo. Jego fascynacja światem Harry'ego Pottera jest dosyć niepokojąca, zwłaszcza, że swoje wybryki tłumaczy właśnie magią...
- I...?
- Myślę, że powinien pan z nim o tym porozmawiać. Zwłaszcza, że on zdaje się wierzyć w te wszystkie... rzeczy.
- Wezmę to pod uwagę panno...
- Pani, jestem wdową.
- Ach tak...- uśmiechnął się fałszywie - pani Paterson. A teraz jeśli pani wybaczy... Jestem bardzo zajęty– rozumiejąc aluzję wstała i podeszła do drzwi.
- Do wi... – zanim zdarzyła odpowiedzieć drzwi uderzyły ją z impetem, a do pokoju wpadł jak strzała mały blond włosy chłopczyk
- Tato! Tato udało mi się! – dopiero po chwili spostrzegł, zdezorientowaną nauczycielkę – och przepraszam pani profesor, nie wiedziałem... – podał jej rękę i pomógł wstać
- Nickolasie – przerwał mu ojciec – odprowadź swoją nauczycielkę do drzwi. A potem musimy porozmawiać. Do widzenia, pani Paterson – zwrócił się do niej.
- Do widzenia.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Annabell spojrzała na chłopca.
- A co ci się takiego udało zrobić, co? – zapytała z ciekawości idąc obok chłopca.
- Rzucić zaklęcie lewitacji – uśmiechnął się wypinając pierś.
- Nicky... – pokręciła zrezygnowana głową i uśmiechnęła się szeroko– gratulacje, też bym tak chciała...

***


Sonja wpatrywała się w koleżankę, przygryzając koniec ołówka. Annabell jak zwykle za bardzo angażowała się w swoje zajęcie. Wychowywanie i uczenie młodych ludzi - tylko ona mogła tym się zająć.
- Och, daj spokój, ten cały Lomfay to zapewne jakiś dziwak. Wielu takich chodzi po ziemi...
- Ty nic nie rozumiesz –Anabell pokroiła ogórka i wrzuciła go do misy – wyobraź sobie, że po pierwsze dom Nickiego to jakiś pieprzony pałac, z mnóstwem obrazów z wizerunkami zapewne ich przodków, po drugie zupełna obojętność w stosunku do wybryków syna, i...
- I co?
- To dziwne, ale kiedy powiedziałam, że jest jeszcze coś w jego zachowaniu, pan Lomfay zaniepokoił się, jakby coś ukrywał...
- Nie przesadzasz, Bell? – zatknęła ołówek za ucho szykując się do akcji „złap ogórka” - Może po prostu ci się wydawało. Wiesz gra świateł, błysk w oku...
- Możliwe, ale wiesz co? Coś mi się tu nie podoba... I będę musiała odkryć co. Ej! – dała po łapach koleżance – nie podjadaj! To na obiad!
- Głodna jestem! – jęknęła – Anne zawsze pozwalasz...
- Anne, moja droga pomaga mi w gotowaniu, a nie tylko podziwia jak to się robi.
- Nic na to nie poradzę, że jestem antytalent w tej dziedzinie... Wiesz, ja jestem programistą, a nie kucharzem...
- Bzdury gadasz, gdybyś chciała, w końcu nauczyłabyś się gotować. Chyba czas najwyższy. Wiesz trzydziestka na karku...
- Myślałby kto? – wzruszyła ramionami – Draco i tak ma skrzaty, które zrobią wszystko za mnie... – wyszczerzyła zęby.
- Kolejna... – mruknęła – nie sądzisz, że jesteśmy już za stare na te fanaberie? Średnio mamy trzydzieści lat każda. Chyba już czas znaleźć sobie kogoś. Nie uważasz?
- Najlepiej czarodzieja – roześmiały się, ale po chwili Sonja dodała już na poważnie – mam kogoś na oku, ale na razie nie wiem czy coś z tego wypali. Jest nieśmiały.
- Znam go?
- Nie... jest nowy. To grafik komputerowy, zajmuje się działem reklamy i marketingu w Internecie. Jest... naprawdę boski. Szarmancki, miły i inny od facetów, których znałam. Istne przeciwieństwo Malfoya.
- Wrrr... – zamruczała Annabell – aż tak?
- Ale on i tak nie zwraca na mnie uwagi....
- Jak wygląda?
- Zielonooki brunet o wyglądzie niesfornego chłopca...
- No to na co czekasz? Do dzieła!
- To nie jest takie proste, Bell? On jest... jakiś taki dziwny i chyba ma kogoś. Często widuję go z taką jedną, czasem go odwiedza, albo przyjeżdża po niego i odjeżdzają razem. Ale wiem tylko, że to nie jest jego żona...
- Jak przyjdzie Em, to coś wymyślimy – stwierdziła – a teraz, bierz talerze i jazda rozkładać na stole. Ja też głodna jestem.


***

Po rozmowie z dziewczynami Sonja wzięła się na odwagę i postanowiła zakręcić się koło niego. Zbierając się w sobie, w końcu na trzeci dzień, podczas przerwy na lunch podeszła do zielonookiego. Jak zwykle siedział i zajadając kanapkę coś czytał.
- Eee... cześć Harry – zagadnęła, stając obok. Mężczyzna spojrzał na nią zza okularów i uśmiechnął się.
- Hej! Sonja... Tak?
- Tak – uśmiechnęła się – słuchaj... bo chodzi o to, że moja koleżanka... to znaczy... – zaczęła się jąkać. Wzięła głęboki oddech – chodzi o to, że potrzebujemy grafika komputerowego. Ja i moje współlokatorki prowadzimy forum literackie, no i chyba czas najwyższy coś w nim zmienić, ale ani ja ani one za bardzo tego nie potrafimy. Pomógłbyś nam?
Przyglądał jej się przez chwilę.
- Czemu nie. A jakie to forum?
Sonja zarumieniła się.
- Eeee... fanfickowe.
- A na jaki temat?
- Nie będziesz się śmiał?
- Postaram się.
- O świecie Harry'ego Pottera – spojrzała na niego – obiecałeś.
Harry nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- A więc jesteś fanką Harry'ego Pottera?
- Nie! To znaczy tak, ale nie...
- To tak czy nie?
- Mam słabość do pewnej postaci – powiedziała - Ale w żadnym razie nie jest to Potter. Nie specjalnie za nim przepadam, szczerze mówiąc.
- Naprawdę? – spojrzał na nią uważniej – a dlaczego?
- Bo wydaje się on być... Taki... no, nieciekawy. Zresztą, kobiety zawsze wolą niegrzecznych chłopców..
- Nie wiedziałem... A więc kogo?
- Co kogo?
- No kogo darzysz tym uwielbieniem, jak nie Pottera? Snape’a? Malfoya?
- Tak... – na jej twarz wpełzł zdradliwy rumieniec.
- To znaczy, którego? – dopytywał się.
- Tego ostatniego.
Westchnął teatralnie.
- I co my teraz biedni porządni faceci mamy zrobić, kiedy taka fretka rozkoch..e w sobie co piękniejsze kobiety...
- Co masz na myśli? – niespodziewanie obok pojawiła się brązowowłosa przyjaciółka Harry'ego.
- Serce mi krwawi moja droga – przyłożył teatralnie dłoń do serca – Draco Malfoy zabiera mi kobiety... Podły blondas!
- Harry, ty dobrze się czujesz? – dziewczyna spojrzała na niego uważnie – bo jeśli nie, to możemy jeszcze dzisiaj skoczyć do lekarza, wiesz, przebadają cię.
- Och, to był cios prosto w serce! Fretka lepsza ode mnie!
Nieznajoma skrzywiła się i wzięła Sonje pod rękę.
- Spadamy stąd, zanim zacznie płakać. Przy okazji wyjaśnisz mi co chodzi, z ta fretką.
Pociągła ją do windy i zjechały na parter.
- Tak w ogóle to jestem Naomi Gergory
- Sonja Savage, miło mi. Co do Harry'ego...
- Spokojnie, nie musisz mi się tłumaczyć. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Chodziłam z jego najlepszym przyjacielem. A propos, o co chodziło z tą fretką? – słowa z ust Naomi padały w tempie pocisków wystrzeliwanych z karabinu maszynowego.
- Poprosiłam go o pomoc... Ja i moje współlokatorki prowadzimy forum literackie...
- I niech zgadnę, o tematyce Potterowskiej? – uśmiechnęła się domyślnie.
- Tak, a Harry spytał się kogo najbardziej lubię i powiedziałam, że...
- Draco Malfoy’a.
- Właśnie.
- Musze poznać twoje współlokatorki – wyszczerzyła zęby, minęły oszklone drzwi i weszły do restauracji – ja... tez jestem fanką świata Rowling. A jakie forum prowadzicie?
- Dowcipy Weasley’ów
- Seryjnie! – aż przystanęła – uwielbiam je! Moment... która z was to Czarna Dama? Kocham jej opowiadania! – wypatrzyła stolik i pociągnęła swoją rozmówczynię w tamtym kierunku.
- To Anne, teraz jest w pracy na planie „Szpiega”, pracuje jako scenażystka. Więc na razie i tak jej nie poznasz.
- Szkoda. Jej Snape jest taki... prawdziwy.
Sonja uśmiechnęła się.
- Tak, podobnie jak Malfoy – nagle cos przyszło jej do głowy – nie czujesz się za stara na...
- Nie – spojrzała na nią psotnie – dlaczego? Czy tylko nastolatki mogą marzyć?
- No nie, ale wiesz... ostatnio przyjaciółka stwierdziła, że... Mamy już prawie trzydzieści lat, a jedyny facet, który nam się podoba to albo Snape, albo Malfoy...
- Wiesz jest na to sposób – stwierdziła konspiracyjnie Naomi, nachylając się w jej stronę – eliksir wielosokowy...
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #295059 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 09.12.2006 11:52


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Oto dalsza część... Niestety pewnie roi się od błędów, za co serdecznie przepraszam, ale na razie pracuje w Wordpadzie bo system mi padł i musiałam wszystko sformatować.
życzę miłej lektury:]


III

Przez następne dni nie miał okazji porozmawiać z Anne sam na sam. Ba, nawet jak na nią rzadko ją widywał. Jedynie w przelocie, kiedy w porze lunchu, albo kolacji wpadała coś zjeść i znów znikała w swoim pokoju. Co ciekawe, nawet sam Joshua Black zdawał się nie mieć nic przeciwko temu. Tom zirytowany ciszą i brakiem ciętych uwag dziewczyny w końcu, się na nią zaczaił. Akurat, wychodziła z windy, zaczytana w coś co znajdowało się wewnątrz błękitnej teczki.
- Cześć jędzo – niespodziewanie stanął jej na drodze. Zrezygnowana westchnęła i podniosła na niego wzrok.
- Jestem zajęta. Czegoś konkretnego? – posłała mu jedno ze spojrzeń typu „streszczaj się bo czasu nie mam”. W odpowiedzi posłał jej swojego słynnego smirka „dla mnie go znajdziesz zawsze, kochana”.
- To co, kiedy?
- Co kiedy? – spytała zirytowana.
- Kiedy wreszcie przyznasz się sama przed sobą, że mnie pragniesz i pozwolisz, abym pokazał ci jak może być przyjemnie... – przejechał palcem po jej policzku, delikatnie dotykając kącika ust.
- Odwal się po prostu ode mnie, co Felton? – warknęła, odpychając jego dłoń - Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbytnio... – urwała, szukając właściwego słowa – udanie, ale oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi i chyba potrafimy zachowywać się jak dorośli ludzie.
- A więc co proponujesz?
- Zawieszenie broni – jej niebieskie oczy wpatrywały się w niego zza połówek okularów – rozejm? – wyciągnęła w jego stronę dłoń. Ujął ją delikatnie.
- Rozejm.
- A więc dobra – zabrała dłoń i wyminęła go – ja wracam do swoich zajęć. Do zobaczenia później, kumplu – uśmiechnęła się krzywo.
- Później kumpelo – puścił jej oczko i patrzył jak odchodzi. W tym momencie wydała mu się niezwykle odmienna od tej Anne, którą spotkał na samym początku. Wtedy wulkan kipiący energią, dowcipem i humorem, a teraz zimna i bezosobowa góra lodowa. Zastanawiał się co może być tego powodem.
Kłopoty rodzinne? Problemy w pracy? Rozstanie z kochankiem? Na samą myśl o dziewczynie w ramionach innego poczuł irracjonalną złość.
Dorośli ludzie, tak? pomyślał, no cóż, przecież każdy z nas w głębi duszy jest dużym dzieckiem...


***

Chociaż nigdy by się do tego oficjalnie nie przyznał Alan Rickman uwielbiał czytać twórczość młodych ludzi związaną właśnie z postacią, którą grał. Wszystko zaczęło się dość niewinnie od zwykłej ciekawości spowodowanej setkami e-mail’ów od fanek profesora, zbulwersowanych tym co z ich ukochaną postacią zrobiła autorka... Najbardziej, z racji tego, że grał profesora Snapea, opowiadania gdzie występował złośliwy Mistrz Eliksirów należały do jego ulubionych. Oczywiście nie gardził też tymi z udziałem innych bohaterów z „Harry'ego Pottera” pod warunkiem, że byli z Domu Węża. Zresztą na większości forów, które namiętnie zwiedzał był zalogowany jako Severus Snape, albo Mistrz Eliksirów. Teraz z niezadowoloną miną wpatrywał się w ekran monitora. Jak dziecko czekał na kolejną część „Czarnych Dusz”, autorstwa Manarownel. Był zawiedzony faktem, że autorka od dłuższego czasu nie umieszczała kolejnych części – szczególnie dlatego, że to było jego ulubione opowiadanie gdzie wredny tłustowłosy mężczyzna z długim nochalem podbijał kolejny raz dzielne i dumne serduszko Hermiony Granger.
Mruknął pod nosem i zaczął pisać post:

Jestem bardzo rozczarowany. Czyżby autorka zapomniała o swoich fanach?? Minął już miesiąc, a tu ciągle nic. Ani widu, ani słychu. Czekam.
Mam nadzieję, ze nie będzie to kolejne opowiadanie które trafi d lamusa z racji tego, że szanowna autorka je porzuciła.
ME


Zadowolony wcisnął opcje „wyślij” i dalej zwiedzał dział z ff. Niespodziewanie, wyskoczyło mu okienko z informacją, że ma wiadomość. Kliknął.

Ty patafianie jeden! Takie komenty to wiesz gdzie możesz sobie wsadzić! Zdarzało się przecież, że ludzie dawali party po czasie dłuższym niż jeden miesiąc, więc nie wiem czego się czepiasz. Opowiadanie na pewno będzie skończone.
Moderator Arcywredny
BELANA


Odchrząknął i wyprostował się w fotelu. Czytając wiadomość poczuł się jak skarcony nastolatek, który coś przeskrobał. Dopił resztkę wina i zaczął pisać odpowiedź:

Szanowna Belano!
Moja reakcja na pewno nie jest odosobniona. Tak jak ja myśli zapewne większość fanów „Czarnych Dusz”, ale w przeciwieństwie do mnie wolą milczeć.
Arcywielki
Mistrz Eliksirów


Trochę później, przeglądając forum zauważył, że pod jego nazwą użytkownika pojawił się podpis: „Tchórzofretka”.


***
Anne bezmyślnie wpatrywała się w ekran monitora. W ciągu godziny napisała zaledwie dwa zdania i dalej nie wiedziała co ma być. Westchnęła ciężko i wstała od komputera. Czuła, że jej wena urządziła sobie dłuższy urlop i jak na razie nie miała ochoty z niego powracać, nawet mimo ponagleń formułowiczów.
- A wiecie gdzie możecie sobie te skargi składać – wymamrotała sama do siebie, patrząc na migający kursor i zamknęła komputer bezceremonialnie naciskając guzik z napisem: „POWER”.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała okropnie. Potargane włosy, blada cera z podkrążonymi oczami i spływającymi na twarz przetłuszczonymi włosami. Pogniecione ubranie podkreślało tylko obraz nędzy i rozpaczy jakim była. Z jękiem odwróciła się od lustra i poczłapała w stronę łóżka.
- Nienawidzę facetów – wymamrotała zrzucając kapcie i poddając się działaniu grawitacji, opadła na miękki materac – a ciebie w szczególności Felton...


***
Tom miał plan. Plan według niego idealny, aby odegrać się na pannie Marlow. Nie posiadał, tak jak Anne zdolności rysunkowych, ale za to miał tytuł magistra z informatyki, wdzięk osobisty no i oczywiście aparat, co dawało mu spore możliwości działania. Flirtując jedną z hotelowych pokojówek zdobył klucz do pokoju Anne, i teraz prawie o pierwszej nad ranem z aparatem zawieszonym na szyi otwierał drzwi do jej pokoju. Panował półmrok. Przez odsłonięte żaluzje do środka wpadały słabe promienie światła z ulicy. W głębi zauważył łóżko i skulone na nim ciało. Podszedł bliżej i na chwilę wstrzymując1) oddech kiedy dziewczyna poruszyła się przez sen. Teraz tylko musiał zapalić boczne światło aby móc zrobić zdjęcie. Pstryknął przełącznik lampki stojącej obok.
Dziewczyna ocknęła się i nieprzytomnie spojrzała na niego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jego tutaj być nie powinno.
- Co tu robisz Felton? – spojrzała na niego groźnie marszcząc brwi. Skrzywiła się czując kolejną falę bólu i zwijając się do pozycji embrionalnej – a zresztą, mniejsza o to, po prostu spadaj! – przymknęła oczy i przygryzła wargę. Tom zaniepokoił się.
- Dobrze się czujesz? – spytał uważnie przyglądając się jej twarzy. Nawet w tym świetle wydawała się być blada – Anne? – w jego głosie można było usłyszeć troskę.
- A jak się mam czuć? – warknęła otwierając oczy – umieram, a jakiś debil budzi mnie w środku nocy, bo...- urwała i zawiesiła znacząco głos. Odchrząknął.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Tak, wyrwij mi wnętrzności! – znów warknięcie.
Tom nie rozumiejąc dziwnego zachowania dziewczyny, brnął dalej.
- Anne... co cię boli? Może wezwać lekarza?
Prychnęła jak rozłoszczona kotka.
- Mam okres, debilu! – krzyknęła odwracając się do niego plecami – i chcę pocierpieć w samotności.
- Anne... – zdjął z szyi aparat, usiadł obok niej i pogłaskał po splątanych włosach. Dziewczyna zignorowała go. Zrezygnowany westchnął i złapał ją za ramię – brałaś coś?
- Nie, wiesz! – warknęła zirytowana – powiedziałam ci, wynoś się i daj mi spokój!
- Anne... – zaczął, ale dziewczyna walnęła go poduszką i nakryła się kołdrą, także dotarł do niego tylko stłumiony głos:
- Spadaj!
Nie wiedział co ma zrobić. Zwykle w jego towarzystwie kobiety tak się nie zachowywały. Westchnął i położył się obok, wślizgując pod kołdrę.
- Co..? – spojrzała na niego zdezorientowana.
- Ciii... – przytulił się do jej pleców i położył dłoń na jej brzuchu delikatnie masując. Ból trochę się zmniejszył i – śpij, Anne...
Jutro, pomyślała przymykając oczy i poddając się jego władzy , jutro mu wygarnę...

***

Hilary Ferry uśmiechnęła się chytrze patrząc jak bożyszcze wszystkich kobiet znika w drzwiach pokoju scenarzystki. Szykowała się kolejna ciekawa historia. Akurat na pierwsze strony gazet.
No, no kto by pomyślał, że Felton zainteresuje się taką szarą myszką... Może... pod tą fasadą zgryźliwości i złośliwości skrywa się prawdziwy wulkan seksu?[/I]
Od ponad dwóch tygodni czekała, aż coś wydarzysię coś co warte by było pierwszej strony. Teraz temat sam wpadł jej w ręce. Nie namyślając się długo wróciła do siebie i zaczęła pisać obszerny artykuł na temat domniemanego romansu tej dwójki.
Jeszcze jakiś czas temu skrzywiłaby się na myśl, że musi włazić w czyjeś życie z buciorami i wyciągać na wierzch wszystkie ich ciemne sekreciki, niekonieczne zgodne z prawdą. Ale wtedy była jeszcze żoną właściciela redakcji i jedyne czym musiała się zajmować to prowadzenie kącika dla kobiet i odpowiadanie na listy czytelniczek. Skrzywiła się i wyrzuciła z głowy obraz swego byłego męża skupiając się jedynie na treści artykułu.
Tom Felton, znany przede wszystkim z serii filmów o „Harrym Potterze” jako Draco Malfoy, a także uznany za najprzystojniejszego i najbardziej seksownego aktora ostatniego roku, znów podbił kolejne serce. Tym razem jego ofiarą jest Anne Marlow, scenarzystka i najbliższa współpracownica tajemniczej J.J. Maxwell...

***

Obudził się jako pierwszy i przez dłuższą chwilę przypatrywał się leżącej obok kobiecie. Uśmiechnął się czule widząc jak zabawnie marszczy nosek i brwi przez sen. Odgarnął ciemne pasmo opadające jej niedbale na policzek. Anne westchnęła i mruknęła coś niewyraźnie przez sen, zalotnie kręcąc pupą wtuloną w jego ciało. Jego dłoń zawędrowała na jej biodro, a potem wślizgnęła się pod bawełnianą koszulkę i dotarła aż do piersi. W odpowiedzi dziewczyna wygięła się jak kot i zamruczała. Przygryzł płatek jej ucha.
- Anne... – wyszeptał, liżąc delikatnie jej ucho – obudź się kochanie...
Dziewczyna znów coś mruknęła, otworzyła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnie.
- Coo? – wyciągnęła się i zmarszczyła brwi, kiedy do niej dotarło, kto jest wraz z nią w łóżku – Felton? Co ty wyprawiasz?
W odpowiedzi zacisnął dłoń na jej piersi i zaczął ustami pieścić jej szyję.
- A jak myślisz, kochana...
- Spadaj zboczeńcu! – rzuciła w jego stronę, odpychając go i wydostając się z jego ramion. Wstała z łóżka. Nagle zbladła i zachwiała się, kiedy zalała ją fala bólu w podbrzuszu – o shit! – zaklęła. Tom natychmiast wyskoczył z łóżka i znalazł się obok.
- Może lepiej, nie wstawaj, Anne – wziął ją na ręce i wsadził z powrotem do łóżka przykrywając pod samą szyję – Masz coś przeciwbólowego? – spytał.
- A co głowa cię boli? – rzuciła, siląc się na dowcip.
- Anne...
- I tak nie pomogą...
- A co...? – zawiesił pytająco głos. Westchnęła zrezygnowana.
- Gorąca kąpiel i kieliszek wina. Wino stoi w szafce biurka, a kieliszek pewnie w łazience - przymknęła oczy i próbowała nie myśleć o niczym. Słyszała krzątaninę Feltona. Po dłuższej chwili poczuła jak ją odkrywa i bierze na ręce.
- Kąpiel gotowa, księżniczko – wyszeptał stawiając ją na dywaniku w łazience. Obok wanny na taborecie stał kieliszek wina.
- Dzięki, Tom – powiedziała do wychodzącego mężczyzny
- Nie ma sprawy, złotko – puścił do niej oko i zamknął za sobą drzwi. Anne rozebrała się i zanurzyła w pachnącej i parującej wodzie. Czuła, że ból w podbrzuszu zmniejsza się. Upiła łyk wina i przymknęła oczy. Było jej dobrze. Czuła jak mięsnie się rozluźniają. Zanurzyła się głębiej.
Tymczasem Tom wykręcał numer do swojego przyjaciela Thorna Satlera, z którym znali się praktycznie od dziecka. Obaj chodzili do tego samego przedszkola, potem do szkoły, a podczas studiów wynajmowali razem mieszkanie. W telefonie rozległy się dwa sygnały. Po chwili usłydsza zaspany męski głos:
- Czego?
- Cześć, stary!
- A to ty Tom. Coś się stało, że dzwonisz tak wcześnie.
- Właściwie tak... – nie wiedział jak zacząć – słuchaj... eee... co zrobić jak kobieta ma te... no „ciche dni”?
- No, stary myślałem, że znasz się na kobietach i wiesz co się robi, kiedy są obrażone... – zakpił.
- Nie, to nie o to mi chodzi. Ona... eee... no wiesz, chodzi o jej... no o brzuch generalnie – plątał się.
- Chcesz powiedzieć, że będziesz tatusiem. No, to jeszcze ciekawiej...
- Nie! – czuł wpełzający na jego twarz rumieniec. Odchrząknął ciesząc się, że Thorn jest daleko i nie widzi jego purpurowych rumieńców – pytam poważnie. Ją strasznie boli i nie wiem co... Może ty mi powiesz, w końcu jesteś „babskim lekarzem”.
Thorn westchnął.
- Daj jej coś przeciwbólowego. Jak nie pomorze zaaplikuj trochę alkoholu, umieść w ciepełku i spełniaj każdą jej zachciankę. Może być trochę marudna i nie w humorze. Aha – dodał – niech przypadkiem nie wpadnie ci do głowy pomysł z kąpielą w tym czasie to może być niebezpieczne i spowodować krwotok. Pamiętaj – żadnych kąpieli.
- Żadnych kąpieli... – powtórzył jak echo – dzięki, stary – szybko odłożył słuchawkę i wparował do łazienki. Anne nie zdążyła nawet otworzyć ust kiedy jednym ruchem podniósł ją, owinął w leżący obok ręcznik i zaniósł do łóżka.
- Żadnych kąpieli – powiedział. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- O co ci chodzi?
- Wiesz, że kąpiele są niebezpieczne w… eee... twoim stanie? – westchnęła ciężko.
- Wiesz co, Malfoy – zaczęła kąśliwie – wracaj lepiej na plan, bo Black zapewne już zastanawia się podziewasz i gotów jest cię powiesić wiesz ZA CO.

***

No cóż nie pomyliła się bardzo. Joshua wychodził wprost z siebie. Był wściekły. Nienawidził takich sytuacji gdy aktorzy nie przychodzili na plan i musiał na nich czekać. Zwłaszcza odtwórcy głównych ról. Zgrzytnął zębami, posyłając młodej charakteryzatorce groźne spojrzenie i zapalił papierosa, mierząc spod byka kamerzystę i dźwiękowca.
- Ty! – warknął w stronę młodego mężczyzny zajmującego się oświetleniem – lecisz na górę i znajdujesz mi Feltona. Ma jak najszybciej stawić się u mnie. A reszta ma wolne. Do wieczora – dodał wstając i wychodząc ze studia.
- No to nasz kasanowa ma przesrane – stwierdziła Emma, rzucając figlarne spojrzenie Rickmanowi.
- Zapewne – posłał jej słynny uśmieszek filmowego profesora – ale jeśli jest z tym kim myślę, to sądzę, że warto było…
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #287311 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 30.11.2006 00:35


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Dziękuje bardzo za komentarze;]. Cieszę się, że ktoś w ogóle to czyta
Dalsze części postaram się zamieścić w ciągu najbliższych dni (na reszcie mam w miarę stały dostęp do neta:D).
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #286040 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 05.09.2006 10:55


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Wiem, że tekst nie jest idealny - miałam prawie 4 lata przerwy, jeśli chodzi o pisanie czegoś innego niż wypracowania szkolne. W zamyśle ma to być po prostu lekki tekst, z elementami humorystycznymi i erotycznymi. Taka rozgrzewka. Jak to wyjdzie? Mam nadzieje, że dobrze i chociaż częściowo komuś się spodoba.

A teraz już nie truję tylko daję kolejny rozdział.


II

Anne jak burza wypadła ze swego pokoju i pędem rzuciła się w stronę windy. Była spóźniona. A tego nie lubiła. Należała do osób, które są punktualne i tego samego wymagają od innych. Nacisnęła guzik i nerwowo wpatrywała się w drzwi windy, jakby chciała jej dać do zrozumienia, żeby się pospieszyła. Drzwi rozsunęły się bezszelestnie i prawie jęknęła. Na wprost niej stał bezczelnie uśmiechnięty Felton i mierzył ją tym swoim wzrokiem rasowego samca. Miała ochotę trzasnąć go w gębę i poszukać schodów, albo poczekać na następną. Ale była już i tak wystarczająco spóźniona. Weszła i stanęła obok demonstracyjnie pokazując mu plecy.
- I co? Myślałaś o mojej propozycji? - poczuła jego ciepły oddech na włosach tuż przy uchu.
- To była jakaś propozycja? - spytała niewinnie, wpatrując się w zielono-złoty wzór na tapecie i uporczywie dalej ignorując jego bliskość– nie przypominam sobie.
- Nie? - położył jej swoją rękę na biodrze. Dziewczyna z satysfakcją wbiła obcasik swoich szpilek w jego stopę.
- Nie. Poza tym... - jej głos stał się bardziej zmysłowy, a obcasik teraz wręcz wkręcał się w jego buta. Felton wydał z siebie zduszony jęk bólu - miałam ważniejsze sprawy na głowie – spojrzała mu w oczy i mocniej naprała na jego stopę
- Zwariowałaś?! - odepchnął ją i złapał się za stopę – to bolało – dodał z pretensją w głosie.
- Bo miało boleć Kasanowo
- Aaaa... rozumiem – posłał jej iście ślizgońskiego smirka – lubisz odrobinę perwersji. Było trzeba tak wcześniej kochanie...
W tym momencie przekonał się, że damskie buty naprawdę są niebezpieczne. I to nie tylko w swojej tylniej części. Anne z całej siły przywaliła mu w goleń szpicem. Drzwi windy się otworzyły i wymaszerowała nie obdarzając skręconego z bólu Feltona nawet jednym spojrzeniem.
Dwa jeden, Fretko.

***

Joshua Black mimo młodego wieku był niezwykle utalentowanym i zdolnym reżyserem. W swojej zaledwie piętnastoletniej karierze zdążył otrzymać pięć nominacji i aż trzy oskary. Wśród aktorów był uważany za bardzo wymagającego i bezwzględnego. Na jego temat krążyły różnorakie plotki, a jedna z nich mówiła między innymi, że podobno potrafił wywalić aktora grającego główną rolę za niestawienie się na planie.
Teraz spod zmarszczonych gniewnie brwi uważnie obserwował ekipę filmową “Szpiega”, oceniając każdą osobę z osobna. Jego wzrok zatrzymał się na dwójce spóźnialskich. Z nimi może być trochę problemów, pomyślał, chyba za sobą nie przepadają... podrapał się po brodzie i odchrząknął.
- Jak zapewne wiecie – zaczął – najbliższe trzy miesiące spędzimy wspólnie na planie filmu “Szpieg”. Część z państwa – tu spojrzał na operatorów i dźwiękowców – wie, czego wymagam i czego sobie absolutnie nie życzę podczas trwania naszej współpracy. Przez najbliższe dziewięćdziesiąt dni słuchacie mnie i wypełniacie wszystkie moje polecenia. Zrozumiano? - zmierzył jeszcze raz wszystkich po kolei wzrokiem – i jeszcze jedno- znacząco spojrzał, na Anne i Toma- nie życzę sobie spóźnień. Jesteście tu, aby pracować, a nie się zabawiać. Czy są jakieś pytania? - jego spojrzenie mówiło: lepiej żeby żadnych nie było – nie? To dobrze. Widzimy się jutro na planie o szóstej. Do widzenia.
Kiedy wyszedł wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Ale żyła – podsumowała Emma marszcząc zabawnie nos.
- Nie będzie tak źle... - Rickman uśmiechnął się do niej i zmierzwił jej króciutką czuprynkę – poza tym- mrugnął do niej wesoło – jakby ci się nudziło... - znacząco zawiesił głos.
- To zadzwonię po Henriego, profesorze.
- Och, Hermiono! - teatralnie przyłożył zaciśniętą dłoń do serca – ranisz mnie. Czyżbyś już nic...?
- Profesorze – podjęła grę, spoglądając mu głęboko w oczy – przykro mi, ale ja i Draco...
- A więc to z nim – warknął podchodząc do Feltona i łapiąc go za poły koszuli – zabiję cię, Malfoy! - wycedził, mrużąc oczy.
- Ależ profesorze – głos młodszego kolegi ociekał jadem – to nie moja wina... ona po prostu potrzebuje kogoś młodszego... musi się wyżyć...
- Lepiej uważaj – wyszczerzył zęby. Ich nosy prawie się stykały -Avada Kedawra! - rzucił. Ekipa nie wytrzymała i ryknęła śmiechem. Trójka żartownisiów skłoniła się głęboko.
Anne natomiast uważnie obserwowała wszystko ze swojego miejsca. W jej głowie powstał kolejny plan z serii "Genialne i Wredne". Szybkimi i oszczędnymi ruchami naszkicowała plan swojej małej zemsty. Tom Felton alias Draco Malfoy uciekający przez bandę ścigających go fanek. No i oczywiście niemiejący żadnych szans.

***
- Niezła ta Marlow, co? - Emma Watson kontem oka obserwowała swojego filmowego kolegę, którego w tej chwili charakteryzowano na lorda Handsona. W duchu Em musiał przyznać, że nawet w peruce i toną pudru na twarzy świetnie się prezentuje.
- Możliwe... - zgodził się uważnie wpatrując się w swoje oblicze – ale nie w moim stylu – poprawił uwierającą go falbankę w fularze - Za niska – dodał złośliwie, spoglądając na koleżankę.
- Alan mówił, że mieliście małą scysję... - spojrzała na niego pytająco.
- Widzę, że wielki nietoperz nie próżnuje – stwierdził kwaśno. Ta rozmowa powoli zaczynała go irytować. Poza tym w kostiumie było mu strasznie gorąco – już zdążył donieść, kto i z kim...
- A więc? – nie ustępowała.
- Nie ważne, Em – wstał poprawiając żakiet z drugiej połowy osiemnastego wieku – zresztą, to nasza sprawa. Moja i panny Marlow...
- Ale, o co poszło?
- Mała różnica poglądów – uśmiechnął się, puszczając do niej oczko i wyszedł z charakteryzatorni.
I tak się dowiem Felton.


***

Już pod koniec pierwszego tygodnia zauważono, że Anne Marlow plus Tom Felton równa się niebezpieczeństwo. Anne wpadła na genialny pomysł dokuczania młodemu aktorowi – zwyczajnie “zapominała” informować go o czatujących fankach, co kończyło się chmurnym nastrojem i żądzą mordu u filmowego Malfoya juniora. W tym momencie, jeśli spojrzenie mogłoby zabijać Anne zapewne byłaby martwa.
Uśmiechnęła się uroczo przez stół do operatora jednej z kamer i upiła łyk kawy. Tom zgrzytnął zębami i usiadł obok na krześle.
- Jesteś...
- Wiem – uśmiechnęła się do niego.
- Ja ciebie...
- to też wiem
- Ty...
- Ooo widzę, że Dracuś zły się robi – złapała go za nos i zaczęła tarmosić – biedny chłopczyk.
Złapał jej dłoń w nadgarstku i ścisnął.
- Przestań – warknął, przyciągając ją do siebie.
- A czy ja coś robię? - spytała niewinnie i skrzywiła się, kiedy jego uścisk się wzmógł.
- Nic nie robisz... - uśmiechnął się drapieżnie, kładąc jej dłoń na swoich spodniach– a mogłabyś wiele – usłyszała jego aksamitny szept – na przykład te twoje słodkie usteczka mogłyby zająć się czymś bardziej pożytecznym niż ciągłe złośliwości – przycisnął wymownie jej dłoń na swoim kroczu. Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze. Szlag by to!
- Za to, co zrobiłaś – jego głos dalej sączył się do jej ucha – powinienem zmusić cię, żebyś tutaj wynagrodziła mi to, co zrobiłaś – odgarnął kosmyk opadających na jej policzek włosów, – ale... jako, że jestem wyrozumiałym facetem... poczekam.
Puścił jej dłoń i starł zabłąkany okruszek z kącika jej ust, uśmiechając się przy tym.
- Do zobaczenia... później, Cnotko – uśmiechnął się odchodząc od stołu. Prawie słyszał jak Anne ze złości zgrzyta zębami. Świat od razu wydał mu się piękniejszy.
Remis, kotku.

***

- ^&*))(*)*&^%$$%
- Eeee, Anne? Wszystko ok?
- Taak jassne – syknęła do słuchawki – tylko jak możecie przyślijcie mi jakiś pistolet, co? Muszę kogoś zabić.
- Co znów zrobił?
- Jak myślisz? Przypiekanie na wolnym ogniu czy może pal, tak jak w tym polskim filmie, co?
- Anne...
- Masz racje to za mało wyrafinowane... - ciągnęła swój monolog, a Anabel była wdzięczna za to, ze dziewczyny jeszcze nie wróciły, a szczególnie Sonja, która tak kochała filmowego drania – może hak? Albo jeszcze lepiej – kastracja na żywca. Co o tym sądzisz?
- Anne... - w głosie przyjaciółki pojawiła się ostrzegawcza nuta – zajęłabyś się czymś “twórczym”, fani czekają...
- To sobie jeszcze poczekają... na razie nie mam głowy do pisania. Chyba, że...- zawiesiła głos - Sonja zgodzi się na to żeby Draco umierał w strasznych męczarniach... – dodała z mściwą satysfakcją
- Rany! To już aż tak źle?
- Tak, kastracja na żywca to najlepszy pomysł...
Anabel jęknęła.

***

W czasie lunchu Tom zauważył, że większość osób z ekipy była czymś rozbawiona i co chwile ktoś zerkał w jego kierunku i chichotał. Zirytowany postanowił się dowiedzieć, o co chodzi. Dostrzegł Em przy bufecie i podszedł do niej, mierząc ją podejrzliwym wzrokiem.
- Co jest? Wydajecie się tacy... weseli.
- Och! - na twarzy jego towarzyszki pojawiły się urocze dołeczki – nie wiesz? No, cóż moje kondolencje... musi ci być ciężko... naprawdę ci współczuję...
- Ale, o co chodzi?! - zmarszczył brwi niczego nie rozumiejąc. Watson zachichotała i podała mu kartkę. Kiedy dotarło do niego, co przedstawia, zrobił się cały czerwony na twarzy, a w jego zielonych oczach pojawiła się żądza mordu.
- Zabiję – wycedził zgniatając arkusz papieru – zabiję, ukatrupię, niech no tylko dorwę... Widziałaś ją? – spytał zaciskając pięści.
- Kogo?
- Marlow, tę... złośliwą i wredną jędzę. Muszę ją... z nią porozmawiać.
- Eeee... pewnie pracuje... – Em poczuła się niepewnie pod jego wściekłym spojrzeniem. Znała go już spory szmat czasu, ale jeszcze nigdy nie widziała go aż tak wściekłego – no wiesz w końcu jest scenarzystką...
- Wiem – odwarknął, chowając papierową kulkę do kieszeni – A teraz niestety muszę cię przeprosić... Mam coś do załatwienia.
Odwrócił się i wyszedł z jadalni. Em przygryzła wargę.
- Coś się stało? – obok, niewiadomo skąd pojawił się Alan.
- Można tak powiedzieć. Tom zobaczył komiks... no i...
- Aha – uśmiechnął się, nakładając sobie kolejną porcję sałatki – i niech zgadnę nie spodobał mu się?
- Gorzej, teraz planuje zamordować autorkę.
- Uuu... zaczyna robić się ciekawie... – szturchnął ją łokciem w bok – a przed nami jeszcze ponad dwa i pól miesiąca... Może soczku pomarańczowego?

***

- MARLOW!!! – jego wściekły głos odbił się echem w pomieszczeniu gdzie pracowała, jednak najwyraźniej nie zrobił na niej żadnego wrażenia, bo dalej uważnie wpatrywała się w ekran monitora i coś pisała. Mężczyzna podszedł bliżej i walnął pięścią w stół. Kubek z niedopita kawą zachybotał się niebezpiecznie i Anne spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Co? A to ty – zmierzyła go zimnym spojrzeniem z nad szkieł okularów – w czym mogę pomóc, panie Felton?
- Powinienem cię udusić, zabić, ukatrupić – pochylił się nad nią i do jego nozdrzy doleciał delikatny zapach perfum. Wyciągnął dłonie w stronę jej szyi.
- Co ja takiego zrobiłam – spojrzała niewinnie, odsuwając się jak najdalej poza zasięg jego rąk – siedzę sobie spokojnie i pracuję.
- Ach tak... – wyciągnął z kieszeni kartkę i rozwinął, podsuwając jej pod nos – a to, to, co? Liścik od fanki?
Anne z ledwością powstrzymała napad śmiechu.
- No, wiesz... nie wiedziałam. Współczucie Felton – dodała złośliwie.
- Zabiję – rzucił się jak tygrys w jej stronę, omijając biurko. Dziewczyna tylko dzięki szybkiemu refleksowi, uciekła przed jego atakiem.
- No wiesz, to zakrawa o molestowanie seksualne – stanęła po drugiej stronie biurka – chociaż w twoim stanie...
Tom zawarczał i znów ruszył do ataku. Tym razem dorwał ją w momencie, gdy miała otwierać drzwi i przygwoździł swoim ciałem.
- Już ci całkiem odbija Felton – odpowiedziała wpatrując się w jego usta – Jak chcesz to mogę polecić ci całkiem niezłego terapeutę...
- Nie potrzebuję terapeuty! – wybuchnął, wzmacniając nacisk– on raczej tobie by się przydał. To jest... to było... niesmaczne!
- Och tak?!
- Tak – odwarknął, wpatrując się w jej usta. Nagle poczuł, że musi ją pocałować. Teraz. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na jej ciele.
- Jesteś wredną jędzą Marlow – wyszeptał prosto w jej usta i zanim dziewczyna zdążyła zareagować, pocałował. Próbowała go odepchnąć, ale po chwili poddała się jego ciepłym wargom i niecierpliwemu językowi. Westchnęła, kiedy jego dłoń zawędrowała do jej piersi i poprzez cienki materiał bluzki pieścił jej brodawki. Dziewczyna oddała pocałunek, wplatając dłonie w jego włosy.
Och, tak! Pomyślała, ale po chwili otrząsnęła się z amoku pożądania i jednym ruchem walnęła go w najczulsze miejsce. Tom odsunął się od niej zwijając z bólu.
- k....! Dlaczego to zrobiłaś?! – spojrzał na nią ze złością, trzymając się za bolące miejsce – chcesz, żebym zawiódł moje fanki? – mimo okropnego bólu, dowcip go nie opuszczał. Wystawiła mu język i wymknęła się z pokoju, uciekając jakby goniło ją stado rozszalałych śmierciożerców.
- Jędza – wymamrotał wpatrując się w drzwi.

  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #277488 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 21.08.2006 16:19


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Na początku chciałam zaznaczyć, że fanką żadnego z moich bohaterów nie jestem, wolę ich ff lub książkowe odpowiedniki. Samo opowiadanie powstało pod wpływem wypowiedzi kilku fanek SS i DM, kieliszka wina oraz opowiadania "Kryptonim Zielona Kaczuszka".
W opowiadaniu mogą pojawić się błędy za co serdecznie przepraszam. Mam nadzieje, że wam się spodoba.
Życzę miłej lektury




I

Znów na szczycie!

Młoda, zaledwie dwudziestoośmioletnia autorka bestsellerów miłosnych A.J.J. Maxwell po raz kolejny zajęła pierwsze miejsce na liście najliczniej kupowanych książek na świecie! Jej najnowsza powieść „Szpieg” pobiła rekord sprzedaży, który w 2006 roku należał do J.K Rowling i jej słynnej sagi o Harrym Potterze.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że „Szpieg” ma być sfilmowany jeszcze w tym roku. Podobno autorem scenariusza jest sama A.J.J.Maxwell. Fani spekulują czy ich ulubiona pisarka będzie obecna na planie filmowym podczas kręcenia zdjęć. Zapaleńcy liczą na odkrycie sekretu tajemniczej A.J.J...


Pierwszy klaps!

Za dwa dni na planie filmowym „Szpiega” padnie pierwszy klaps! Już wiadomo, że autorka nie będzie obecna podczas kręcenia filmu. Zamiast niej na planie pojawi się jej asystentka Anne Marolow, która będzie czuwać nad scenariuszem i w przypadku jakiś niejasności i wątpliwości wyjaśniać to z A.J.J.
W filmie zagrają takie sławy jak Alan Rickman, Tom Felton, Emma Watson a także...




Miał już dość. W swoim przeszło dwudziestodziewięcioletnim życiu miał niezły dorobek filmowy, ale ciągle był kojarzony z jednym filmem i z jedna postacią - Draconem Malfoy. Jednak lata pracy w telewizji i kinie nauczyły go skrywać każde, a szczególnie te negatywne emocje.
Uśmiechnął się do piszczącej nastolatki, wymach..ącej jego zdjęciem w stroju do Quidditcha z ostatniej części sagi o Harrym Potterze, kolejnej dał autograf.
Kiedy wreszcie wydostał się z tłumu rozszalałych hormonalnie kobiet i zniknął zza drzwiami hotelu pozwolił sobie na mały grymas.
- No, no, widzę, że nasz Dracuś ma dzisiaj zły humor, co? – Alan Rickman spoglądał na niego spod ironicznie podniesionej brwi – czyżbyś miał już dosyć?
- Tak, ty przerośnięty nietoperzu – odpowiedział kwaśno – nie każdy lubi tłumy rozwrzeszczanych nastolatek wszędzie tam gdzie się poruszy, profesorze Snape.
- Jak mniemam ty należysz do tej kategorii? – klepnął go przyjacielsko w plecy i nacisnął guzik windy – Nie wiem, czym się tak przejmujesz...
Drzwi do winy rozsunęły się i weszli do środka. Prawie się zamykały, gdy nagle z impetem wpadła do środka drobna, jasnowłosa postać odziana w czerń i wylądowała w ramionach Toma Feltona.
- Przepraszam – odezwał się “czarny pocisk” i poprawił na nosie okulary – proszę na piąte – uśmiechnęła się do Alana. Dopiero po chwili do niej dotarło, z kim jest w windzie – Sev... Znaczy się pan Rickman... – spojrzała na Toma – i eee... pan Felton... – na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Alan uśmiechnął się do niej rozbrajająco.
- Tak, kochanie?
Upuściła trzymane papiery. Tom schylił się, aby je podnieść. Niestety dziewczyna wybrała ten sam moment i zderzyli się głowami.
- Ała – Tom wyprostował się masując obolałą głowę i patrzył na pochylającą się dziewczynę – mogłaś powiedzieć kotku, że na mnie lecisz...
Dziewczyna natychmiast wyprostowała się jak struna, trzymając przed sobą jak tarczę zebrane dokumenty i zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
- Na ciebie? – zza grubych i już niemodnych oprawek okularów spoglądały na niego niebieskie oczy, w których pojawiła się ironia – Wybaczy pan, panie Felton, ale ja wolę bardziej dojrzałych... – ty znacząco spojrzała na Alana – i doświadczonych mężczyzn. Mali chłopcy mnie nie pociągają...
W tej chwili drzwi windy się rozsunęły i dziewczyna wymaszerowała zostawiając ich samych. Dopiero, kiedy winda ruszyła odtwórca roli Snape’a odezwał się do Toma.
- To nieźle ci dogadała – w jego głosie można było wyczuć rozbawienie – no, no, chyba jednak nie każda na ciebie leci, Draconie...
Młody mężczyzna zgrzytnął tylko zębami.


***

- Wrrrr, grrr...!!!
- Coś się stało?
- Stało?! – prawie krzyknęła do słuchawki – a pewnie, że się stało! Spotkałam Rickmana i Feltona, tego...tego...
- Łiii...!!! – rozległ się pisk Sonji – Mojego Dracusia? I co? I co? – usłyszała dźwięki krótkiej szarpaniny i rozległ się teraz głos Anabel – Opowiadaj, co z moim Severuskiem...
Westchnęła.
- Co z Dracusiem? – Sonja znów dorwała się do słuchawki – opowiadaj.
- To... wredny, nieokrzesany typ, który uważa ze każda kobieta na niego leci. Niewychowany...
- Mój Draco...
- Na Merlina! Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie znajdziemy sobie chłopa... – ściągnęła z siebie sukienkę i odrzuciła w stronę fotelu, zostając jedynie w czarnej bluzeczce i skąpych majteczkach z podobizną małego Severusa bawiącego się z wężem – musimy wreszcie zacząć żyć w realnym świecie... – rzuciła ją na pobliski fotel, przy okazji zwaliła otwarte opakowanie cukierków, które rozsypały się po podłodze.
- Łe tam, przesadzasz – rozległ się głos Emily – a z resztą, na co nam chłop... wystarczy, że mamy Severusa... No, a Sonja Swojego Dracusia....
- Taak jassne – weszła pod biurko w poszukiwaniu rozsypanych słodyczy. Usłyszała pukanie – proszę wejść! – odkrzyknęła, zapominając, że nie ma na sobie całej garderoby – To jest chore, że seks kojarzy nam się tylko z niezliczoną ilością czarnych guziczków, mrocznym spojrzeniem czarnych oczu i wielgachnym nochalem...
- Wiesz, co mówią o dużych nosach... – nad nią rozległ się głos prześladujący wszystkie snaperki ze szklanego ekranu. Z wrażenia aż podskoczyła i walnęła głową w blat..
- Ała – wymamrotała, wychodząc spod biurka i dopiero teraz uświadamiając sobie, że nie ma na sobie sukienki. Zarumieniła się.
- Ktoś przyszedł? – spytała po drugiej stronie Emily.
- Tak, właśnie obiekt naszych seksualnych fantazji zmaterializował się przede mną... – w słuchawce rozległ się pisk – Jest nagi, nie licząc srebrno-zielonego krawata – Alan uniósł ironicznie brew – i pary czarnych skarpetek. Na Merlina – westchnęła do słuchawki, posyłając Rickmanowi psotny uśmiech – ależ on ma wielkiego... – jego brew znalazła się jeszcze wyżej – A do tego jeszcze pyta się czy nie mam ochoty na mały grupowy... O boże, zaraz chyba.... - Alan wyciągnął z jej rąk telefon
–Halo? – odezwał się swoim zmysłowym głosem – A więc, przyjeżdżacie?
Usłyszał podwójne westchnienie i cichy pisk dochodzący z dala „Dracusia! Dajcie mi Dracusia!”
- Dla ciebie zawsze profesorze...
- A więc, panno... – zawiesił znacząco głos.
- Anabel.
- A więc panno Anabel? Mamy czekać, czy znaleźć sobie kogoś innego do wspólnej zabawy...
- O Boże... o boże... teraz? No, nie mogę... ale...
- No cóż... a więc żegnaj Anabel... – rozłączył się i podał półnagiej dziewczynie telefon.
Zapadła długa cisza. Anne chcąc ukryć, choć trochę swój brak garderoby wzięła do ręki kilka teczek. On ciągle się do niej bezczelnie uśmiechał.
- Snaperka? – znacząco spojrzał na jej majteczki.
- Ehmmm.... no tego... – zarumieniła się jak piwonia, zasłaniając teczką małego Severusa – Mam nadzieje, że nie czuje się pan... zdegustowany. To są po prostu... eeee... nasze takie wygłupy – jeśli byłoby to możliwe to zapewne rumieniec na jej twarzy przybrałby ciemniejszą barwę – wiernych fanek profesora Snape.
- I Dracona? – w jego oczach zapaliły się przekorne iskierki.
- I jednej fanki Dracona – podkreśliła. Spojrzeli sobie w oczy i po chwili oboje wybuchnęli śmiechem. Rickman przybrał jedną ze słynnych min Mistrza Eliksirów.
- A więc panno Marolow... Kiedy umawiamy się na mały grupowy? – wziął jeden z cukierków leżących na blacie i włożył do ust.
***

„Mała Czarna” ciągle tłukła mu się po głowie. Czuł się trochę urażony jej uwagą na temat jego niedojrzałości i niedoświadczenia...
- Profesor Snape – mruknął pod nosem wychodząc z pokoju i udając się w stronę pokoju scenarzysty. Pewnie jest kolejną niewyżytą seksualnie fanką Nietoperza pomyślał idąc korytarzem. Noce mijają jej na erotycznych fantazjach na temat Postrachu Hogwartu, a na komputerze zapewne ma masę jego zdjęć i podobizn....
Stanął pod drzwiami pokoju 514, który zajmował scenarzysta (a właściwie scenarzystka). Były lekko uchylone. Pchnął je. Do jego uszu dotarł głos Alana mówiący: A więc panno Marolow... Kiedy umawiamy się na mały grupowy?, a jego oczom ukazał się zadziwiający widok. „ Mała Czarna” jak nazwał kobietę z windy stała przed Rickmanem w samej zaledwie bluzce i majteczkach, przyciskając do siebie stertę teczek. Odchrząknął i spojrzał na nich znacząco.
- Szybka jesteś kotku – posłał jej smirka, bezczelnie taksując ją wzrokiem – widzę, że... już planujecie najbliższe tygodnie. Czyżby mała orgietka?
Alan posłał mu swój zabójczy uśmiech.
- Oczywiście – wyciągnął z rąk zawstydzonej, półnagiej scenarzystki teczki i odnalazł tą ze swoim nazwiskiem, odkładając resztę na stojące obok biurko – wiesz, Tom mam jakieś obowiązki w związku z byciem Severusem Snape – wyminął młodego mężczyznę i wyszedł zostawiając ich samych.
Felton dokładnie zlustrował sylwetkę dziewczyny. Niezła. Zaokrąglona tam gdzie trzeba, nie chuda, ani nie gruba. Trochę taki mikrusek pomyślał złośliwie, oceniając jej wzrost na nie więcej niż metr siedemdziesiąt. No i może gdyby nie te okulary...
- Napatrzyłeś się? – z rozmyślań wyrwał go głos ociekający jadem – jeśli tak to byłbyś łaskawy... oświecić mnie, co cię tu sprowadza i pójść sobie? – niezważać na swój wybrakowany strój usiadła na biurku zakładając nogę na nogę - mam... ważne sprawy do załatwienia.
- Jeszcze nie – odpowiedział złośliwie, podchodząc do niej. Ściągnął jej okulary z nosa, muskając jej policzek swoim i zbliżając wargi to jej ucha.
- Jeśli tylko będziesz chciała pokażę ci jak może być przyjemny jeden na jeden – wyszeptał, opisując dokładnie, co może zrobić jej tutaj, na tym biurku. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i niedowierzania. Na koniec lekko przygryzł płatek jej ucha i wyszedł cicho uśmiechając się pod nosem.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #275773 · Odpowiedzi: 49 · Wyświetleń: 32745

joenne Napisane: 08.05.2006 18:07


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Muszę przyznać, że para DM/HG nie bardzo mi odpowiadała... no ale tylko krowa nie zmienia poglądów tongue.gif

"Smok i kurtyzana" jest ff, który naprawdę fajnie się czyta. Owszem jest pare momentów, które... jakoś tak mi w pewnym momencie nie spasowały, no ale to nic biggrin.gif
Styl maszfajny i przyjemny do czytania. Hermiona wydaje się byc trochę... inna niż w kanonie, ale wg mnie to dobrze bo Hermiona przedstawianej przez panią R. nie podoba mi się.

Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej i jak rozwinie się akcja. No i przede wszystkim jak zareaguje Smok, kiedy dowie się prawdy...
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #263072 · Odpowiedzi: 149 · Wyświetleń: 387921

joenne Napisane: 05.05.2006 20:48


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006
Nr użytkownika: 4559


Draco i Hermiona przypominają mi w tym ff postacie z książek J.A. Krentz - znakomitej pisarki, która świetnie potrafi połączyć romans z sensacją...
"Twój" Draco bardzo mi się podoba. Jeszcze bardziej od tego pustogłowego, nieciekawego arystokraty opisanego przez panią R. Ten Draco...[tzn. twój]. Ma charakter. Jest silny i zdecydowany, taki... męski.
No z Hermioną jest podobnie - z jednej strony słaba i niepotrafiąca poradzić sobie ze swoim oprawcą, ale z drugiej strony ma w sobie jakąś siłę, zadziorność i zdecydowanie.

W sumie, tylko jedna scena mi tak jakoś... niepodpasowała. Ta w sypialni w Walentynki. Jakoś takie harlequinowe jest to, że on tak szybko przypomina sobie "prawo Merlina" i odkrywa to, że są małżeństwem. No ale i tak jestem naprawdę zachwycona ff i bardzo ciekawa co [B]edzie dalej...
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #262636 · Odpowiedzi: 206 · Wyświetleń: 511274


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 08.06.2024 08:39