Hermiona do Rona: Are you a wizard, or what? Bosskie. Przepiękna klamra, zwłaszcza, że ARE YOU A WITCH OR NOT? to mój absolutnie bestsellerowy line z "Kamienia" .
Always the tone of surprise. - ogólnie w tej części Ron i Hermiona przerzucają się naprawdę świetnymi ripostami. GIGANTYCZNY plus.
Następnie Stworek Perhaps just one more, Master Harry, for luck? i Fight! Fight! Fight for my Master, defender of house-elves! Fight the Dark Lord, in the name of brave Regulus! Fight! - kocham Cię, Stworku .
Profesor Trelawney waląca kulami (I have more!) do wróżenia w łeb przeciwników, Profesor McGonagall na czele galopujących ławek (CHARGE!), Irytek Percy, Fred i George (Yeah, 'ear, 'ear.; Not so fast, Lugless.)
No i oczywiście Merlin's pants!, jak również And what in the name of Merlin's most baggy Y fronts was that about? .
Oraz cała masa inych tekstów Rona :
- Oh, well, lucky we've got such a large supply of Basilisk fangs, then, I was wondering what we were going to do with them.
- No, a brutal triple murder by the bridegroom's mother might put a bit of a damper on the wedding.
- Brilliant, I’ll go and get one of our ancient goblin-made swords and you can gift wrap it.
- If you're not in Gryffindor, we'll disinherit you, but no pressure.
Ale na koniec zostawiłam sobie wisienkę :
Would you like me to do it now? Or would you like a few moments to compose an epitaph?
Wszystko to, co powyżej Może nie jestem tak tragiczna z angielskiego, skoro wyłapałam je wszystkie?
Od siebie dodam Nice costume, Master. W kontekście tego, kiedy pada ten tekst... Rowling jest wielka.
A, i jeszcze Krum: Vot is the point of being an international Quidditch player if all the good-looking girls are taken?
I rozdział 19 jako całość - chyba będzie moim ukochanym z całej serii.
"Not my daughter, BITCH!"
i oczywiście rozbroiła mnie Snape-shaped dziura
Sory, za ewentualną rozbieżność, ale pisałam z głowy i nie chciało mi sie juz po książkę sięgać.
Ron chyba przeją troche z blizniakow, no i jeszcze na koncu, kiedy mowia o prawie jazdy mugolskim, ktore Ron zdobyl dzieki czarom
Ale i tak najglosniej wybuchnelam smiechem, mimo, ze sytuacja byla dosc tragiczna na slowa Molly do Belli. O rany, jak pomysle, ze filmowa Mrs Weasley tak zrobi...
Wszystkie powyzsze tez uwazam za absolutnie boskie.
Lubie tez wzruszajace momenty, ale tylko przy smierci Dobbiego sie poplakalam. Jego ostatnie slowa i w ogole.
Ah, no i z fajnych moment pierwszego pocalunku Rona i Hermiony. Wlasnie takie okolicznosci sobie wyobrazalam
O, tak, że zacytuję: So it's now or never, isn't it?
Owczarnio, zabrałaś mi wszystkie cytaty XD Ale tak, to:
"Would you like me to do it now? Or would you like a few moments to compose an epitaph?"
Kocham! Snape i żart! I do tego w jego stylu. Przebił tym Percy'ego. Zawsze lubiłam czarny humor. Tylko dlaczego on już wtedy nie żył?
A z tych mniej przyjemnych:
"I'd never have believed this. The man who taught me to fight Dementors - a coward." + reakcja Lupina.
A potem:
"(...) the Secret Keeper of Shell Cottage, told me the address and bade me come in an emergency!"
..."It's a boy!" and "You'll be godfather?"
"Percy and the other Weasleys were still staring at one another, frozen.
'Here, I've got a picture!' Lupin shouted, pulling a photograph from inside his jacket'"
"You don't learn from your mistakes, Riddle, do you?"
"'You're... you're a witch.'
'That's not a very nice thing to say to somebody!'"
no i wreszcie:
"'Look ... at ... me...' he whispered."
Wiekszosc wspomnianych cytatow uwazam za kultowe. Szkoda, ze nie mam przy sobie ksiazki wiec nie moge przytoczyc innych cytatow. Do moich ulubionych rowniez naleza:
- Harry rozmawiajacy ze swoim synem (Albusem) na temat przydzielania uczniow do domow {Snape}.
- Wszelkie momenty kiedy pojawia sie jakis nowy patronus
- Imie syna Draco Malfoya
i wiele, wiele innych...
Też nie mam przy sobie książki, ale i tak nie miałam jakichś ulubiionych cytatów. Najbardziej podobały mi się sytuacje:
- niszczenie medalionu;
- śmierć Zgredka. Heh, w ogóle dowiedziałam się, że to była śmierć Zgredka, a nie jakiegoś innego skrzata dopiero po przeczytaniu książki, ale dlaczego tak było to długa historia. Żałuję, że nie wiedziałam od początku, na pewno bardzo bym ryczała. Zgredek był najbardziej wzruszającą mnie postacią;
- wspomnienia Severusa Snape'a i historia Dumbledore'a. Bardzo lubię takie rzeczy;
- Fragment, kiedy Harry zwraca się do Syna, Albusa Severusa, i mówi mu o prawdopodobnie najodważniejszym człowieku, jakiego kiedykolwiek znał.
Ciężko wybrać konkretne momenty. Ale na pewno jednymi z najulubieńszch w całej serii pozostaną dal mnie:
- scena wyjazdu Dursleyów
A mnie się właśnie ten epilog coraz bardziej podoba. Że był taki oszczędny, tylko parę drobiazgów w zasadzie. Że miał miejsce na King's Cross, co przecież ma olbrzymie znaczenie, i to w podwójnym sensie. Że był taki lekki. Że pozwolił otrzeć łzy, odetchnąć.
Taka była jego rola, i spełnił ją moim zdaniem w stu procentach.
Edit: I am about to die to chyba najmocniejszy moment w całej serii. Ładunek emocji, który towarzyszył temu prostemu, krótkiemu zdaniu był po prostu niewyobrażalny. Czapki z głów przed Rowling, i to nie tylko dlatego, że tak właśnie tę scenę sformułowała, ale też - a może przede wszystkim dlatego - że potrafiła przez siedem książek zaprojektować i zbudować tę wieżę tak skutecznie, że czytając te słowa nie mamy wątpliwości, iż wspięliśmy się na jej szczyt.
No, epilog było warto przeczytać tylko dla tej rozmowy z Albusem Severusem (matko, jak to długo się wymawia). Ale cieszę się, że był oszczędny, zgadzam się Owczarnio.
Podobał mi się ostatnie wejście Dursleyów. I w końcu nie dowiedzieliśmy się co Dudziaczek widział podczas ataku Dementorów. Ale ładnie się zachował. Jakby na to nie patrzeć, wychował się z tym Harrym, ne?
Bardzo podobała mi się scena z Bathildą Bagshot. A raczej z jej pozostałościami. Czytając, wstrzymywałam oddech. Znakomicie opisana sytuacja. Mogłam prawie poczuć ten odór starości, smród rozkładającego się mięsa. Kiedy Nagini wyszła z jej ciała, zrobiło mi się niedobrze. A potem ucieczka przed Voldemortem. Cóż, w tej części pani Rowling nadrobiła jego brak w III i VI części. Z nawiązką.
Rozmowa z Dumbledorem na King's Cross. Zaczęłam czytać ten rozdział z kwaśną miną, ale im dalej czytałam, tym bardziej mi się podobał.
Dobra książka.
I oczywiście ten Snape... *sob*
Nie wiem dlaczego tak mi ten epilog nie spasował. Może dlatego, że poprzedni rozdział aż do samego końca kipiał akcją, a tu raptem przenosimy się do takiej sielankowej sceny. To mnie rozczarowało, brak jakiegos stopniowania. Kiedy później przeczytałam epilog na spokojnie to odebrałam go odrobinę lepiej, ale dalej ten pierwszy uraz został.
O, przypomniałam sobie kolejny ukochany fragment:
"'Perhaps that lie to Voldemort was his attempt to make amends ... to prevent Voldemort from taking the Hallow ...'
'... or maybe from breaking into your tomb?'"
Ale to było kojące, móc być świadkiem jeszcze jednej rozmowy z Dumbledorem.
Rozmowa była przede wszystkim potrzebna, bądź co bądź zamknęła parę wątków, które bez teo pozostałyby nie wyjaśnione, przyprawiając fanów o epilepsję, niepłodność i choroby serca.
Ja dorzucę jeszcze:
Fact is he [Voldemort] can move faster than Severus Snape confronted with shampoo
i reszta Potterwatch Stary dobry Lee Jordan, bliźniacy... ech, będę za nimi tęsknić.
Mhm. Miło, że Lee dostał jeszcze rolę. Lubiłem go zawsze.
Trudno mi coś wybrać, bo wspaniałe, genialne momenty powtarzały się niemal przez całą książkę, a w jej drugiej połowie pojawiały się niemal co chwila. Dowcipy Rona, przemiana Stworka, walka w kawiarence, wszystko było świetne...
Ale spróbuję wytypować kilka scen:
- Neville jako przywódca GD i w ogóle jego rola, o obcięciu głowy Nagini i walce z Greybackiem nie wspominając. Zawsze w niego wierzyłem i nie zawiódł mnie. Prawdziwy syn swoich rodziców.
- Nie będę oryginalny: I am about to die
- Walka Rona z medalionem. Wspaniała scena.
- "Look... at... me..."
- Epilog
- Potterwatch
Lunę po tej części pokochałem jeszcze bardziej. Jej zachowanie podczas pogrzebu Zgredka było bardzo wzruszające. I cieszę się, że to ona pod sam koniec książki pomogła Harry'emu wyrwać się z tłumu.
ojjjjj.... skończyłam dosłownie przed pięcioma minutami. zapewne ciężko będzie mi powiedzieć coś konstruktywnego, ale z tego, co widzę, większość wątków i cytatów, o których miałabym ochotę wspomnieć, została wymieniona...
co mi się podobało? sam pomysł z tymi Hallowsami, ciekawy wątek. rozterki Remusa, niepewnego, czy dojrzał do roli ojca. przeżycia Harry'ego, który przez pewien czas jest pewien, że musi umrzeć....
najbardziej wzruszający moment? dla mnie - śmierć i pogrzeb Zgredka. i chwila, gdy Harry widzi martwe ciała Freda, a zaraz potem Lupina i Tonks. no, ale to pewnie w dużym stopniu wynikało z mojej ogromnej sympatii dla tych postaci. ehhh...
brawa za dramaturgię, trzymanie w napięciu i świetny humor mimo powagi całej sytuacji. seria skończyła się jednak dla mnie straaaaasznie banalnie. dwie szczęśliwe rodzinki z gromadką dzieci... Harry z Ginny (ja nigdy nie byłam przekonana do tej pary), Ron z Hermioną. znaczy może nie tyle banalnie, ale bardzo przewidywalnie... no cóż, jednak większość ludzi lubi happy endy
ogólnie - Rowling w pełni zrehabilitowała się za poprzedni tom, który moim zdaniem był swojego rodzaju pomyłką...
no cóż, ja cały czas czytałam w domu, ewentualnie parę pierwszych rozdziałów w EMPIKu, zanim udało mi sie książkę pożyczyć :] (chwilowy brak funduszy)
o szóstym tomie opinie są bardzo skrajne. ale to nic nowego. ja swojego zdania na ten temat raczej nie zmienię.
Ron i Hermiona przynajmniej stanowią interesującą parę - ich kłótnie i wzajemne docinki są bezcenne a Ginny? rudowłosa, idealna piękność, udoskonalona kopia Lily, która... hm, no dobra, wolę nie zaczynać, bo to jeden z niewielu tematów, o którym mogę pisać godzinami, a akurat tutaj niekoniecznie powinnam :]
EDIT: ach, i trio w koncu mówiło do Lupina po imieniu!
Jeśli chodzi o cytaty to trudno je wszystkie wymienić, bo perełek troszkę było. Może jak przeczytam po raz 2 to wypisze...
Zgadzam się jednak z Kasią, że zakończenie... zbyt oczywiste. Wiadomo, że nie mogło by się nagle okazać, że Harry jest z Luną czy coś takiego, bez przesady, ale... Nie wiem. Myślałam już, że Rowling wyjdzie z tego na tyle orginalnie iż uśmierci Harry'ego i będziemy mieli tylko jedną szczęśliwą parę - Rona i Mionę.
A tu - lypa. Zakończenie aż się prosi o zmianę na 'I żyli długo i szczęśliwie'. Rowling rozpaczliwie próbowała być orginalna pisząc, że wszystko będzie dobrze, ale to się mówi samo przez się.
To już mogła wyciąć ten epilog i pozostawić nas w niepewności.
Co do scen to zdecydowanie prowadzi śmierć Zgredka i dramatyzowanie Lupina. Oraz moment w którym dowiadujemy się o śmierci jego i Tonks. To było dość okrutne. Kolejne dziecko bez rodziców. No ale chociaż Teddy miał ojca chrzestnego i babcię... To jednak były 2 zupełnie niepotrzebne śmierci.
Snape proszący Harry'ego, żeby na niego spojrzał też robił wrażenie.
Cóż, Lupin zrobił z Harry'ego ojca chrzestnego swojego syna. Głupio by było po tym do niego "panie profesorze" XD. Myślę, że tak gdzieś od połowy V zaczęli być po imieniu.
Kto mówi w Potterze o happy endzie? Harry'emu należała się zapłata za tyle cierpień. Wcześniej Syriusz, teraz Lupin, w końcu Snape. Ich marzenia się nie spełniły. Kiedy jeden zasmakował szczęścia, musiał umrzeć. Severus jest postacią tragiczną. Czy dobry koniec musi oznaczać tragedię? Cieszę się, że Rowling podarowała ocalałym spokój. Drogo sobie na niego zapracowali. A poświęcenia tych, którym się w życiu nie poszczęściło, na pewno im ciążą. O czym świadczy imię Albusa Severusa.
Nie lubię epilogów, ale ten pozwolił mi przestać tak rozpaczać. Ale nadal epilogów nie cierpię ;P.
Śmierć Lupina i Tonks była potrzebna, jak każda inna. Po prostu osoby, które ich lubiły doprawiają do tego jakieś dziwne teorie. Każda śmierć jest w jakiś sposób potrzebna i niepotrzebna. Ta była potrzebna, bo wojna, w której ginie mało znaczących dla nas osób to wojna naiwna i głupia. Nie chciałabym o niej czytać.
Epilog - zaczynają mnie naprawdę irytować zarzuty o happy endzie. Zwłaszcza, jeśli kilka linijek dalej/wcześniej jest biadolenie o tym, jak bardzo neipotrzebna była śmierć Tonks i Lupina... napisałam o epilogu kilka zdań już w temacie... nei pamiętam dokładnie, coś tam było z hardcore spoilerami.
edit: Pszczola mnie wyprzedziła .
W tym przypadku idealnie się uzupełniamy ;).
Acha, czy tylko ja zakochałam sie w pytaniach (i odpowiedziach!) orła strzegącego wejścia do Ravenclaw?
Nie tylko ty.
Chociaż wyobraziłem sobie jakiegoś biednego Krukona, który umówił się z dziewczyną w pokoju wspólnym i, już spóźniony, próbuje jak najszybciej wejść do środka - i ze zdenerwowania nie może rozwiązać zagadki.
Tudzież wielkie grupy pierwszoroczniaków, którzy nie przyzwyczaili się jeszcze do nietypowego sposobu wchodzenia.
Mało praktyczne.
Hm, odrobinę
Niestety, zdaję sobie sprawę, że obiektywna nie jestem - a to wynika z mojej nieuleczalnej remusomanii, która z przeczytaniem VII tomu najwyraźniej odrodziła się niczym feniks z popiołów. Nie przejmujcie sie :]
A ja w sumie nie chciałam, żeby Harry zginął. Chociaż w pewnym momencie byłam pewna, że tak sie stanie.
Taa... W tym tomie było wiele genialnych momentów i dialogów Większość, które chciałam wymienić, już napisali inni. Ale od siebie dodam Stworka jako mistrza kuchni - zwłaszcza jego teksty do Harry'ego typu "Shoes off, Master, and wash your hands before dinner" (coś w tym stylu, nie pamiętam dokładnie, a nie mam przy sobie książki)
Ja tam się zakochałam w rozdziale pod tytułem "The Prince's Tale" i to na zabój. Reszta wątków też niezła, ale Snape, Snape, Snape...
No i imiona środkowego syna HP, mniamuś, mniamuś.
Mi się najbardziej podobał momenty:
W zasadzie wszystkie teksty warte zauważenie zostały już wykorzystane. A było ich naprawdę dużo. Było sie z czego pośmiac i nad czym zastanowic.
Pytania i odpowiedzi w Ravenclavie są the best. Szkoda że tylko dwa. Może ktoś zna więcej??
Wszystkie teksty Rona.
Sam pojedynek z Voldim: "You dare" "Yes I dare"
No i Snape: "Look...at...me..."
I wiele innych.
Ktoś tu oglądał najnowszy film z napisami? Dwa razy w ważnych momentach pada tam zdanie "Look at me!". Och, nie mi się nie ważą wycinać tego "Look at me" Snape'a w VII filmie. Nieświadomie scenarzyści założyli ładną klamrę spinającą tę część z ostatnią. Znowu będzie "look at me", tym razem umierającego człowieka, głębsze, nabierające nowego wyrazu. Nie muszę mówić, że w kinie o mało nie zaczęłam popiskiwać, kiedy padały te słowa? Od razu scena z ostatniego tomu przed oczami...
Tu sie nie mogę nie zgodzic. O ile filmy same w sobie tak sobie lubię, to wycięcie tego z tej sceny było by po prostu niedopuszczalne i należało by zlinczowac najpierw scenarzystę a potem reżysera.
Ale pani Rowling też ma swoje trzy grosze do wtrącenia przy pisaniu scenariusza. Ach, szkoda, że nie puściła pary z ust wcześniej o uczuciu Severusa do Lily (cóż, jakby uważnie książki czytali, sami by się domyśleli! O.). Będą musieli jakieś odwołania dać w VI filmie, inaczej wątek będzie się wydawał sztuczny w VII. Poza tym im więcej gry Rickmana w VI, tym lepiej. ;3
Tylko wtedy byłoby trzeba zmienić tytuł.
Nu, jego fascynacji Lily można było się domyślić z VI tomu. Albo przynajmniej mógł ten fakt przemknąć przez myśl.
Alan Rickman wielkim aktorem jest, więc Snape'a "rozwiniętego" odegra z pewnością koncertowo.
No i Emma Thompson rzucająca z wieży kulami Ech, żeby tego się też nie pozbyli...
Emma Thompson na to nie pozwoli! Ona bawi się tą rolą. Z Rickmanem i zdaje się Smith tworzą zgraną paczkę. Swoją grą uratują nawet najgorsze pomysły scenarzysty/reżysera. Chyba że postanowią wyciąć ich kwestie (odpukać).
Ha! Fascynację Snape'a Lily było widać już w V tomie. Te lekcje oklumencji, bolesne wspomnienia. Ach, ten mój nos romantyczny *popada w samouwielbienie*.
' I have spied for you, and lied for you, put myself in mortal danger for you. Everything was supposed to be to keep Lily Potter's son safe. Now you tell me you have been rasing him like a pig for slaughter- '
'But this is touching' said Dumbledore seriously.
Huh... sure. But this is shocking! O_o
...but beautiful!
I ta ciemna strona Dumbledore'a. To chyba mój ulubiony rozdział w tym tomie. I w całej serii. Opowieść Księcia...
Ciemna? Akurat tutaj ona nie wychodzi. Przecież Dumbledore nie mówi tego ironicznie. Myślę, że się tego spodziewał.
Ciemna, że planował wydarzenia tak, by Harry mógł ze świadomością "umrę", stawić czoła Voldemortowi. Dumbledore co prawda zakładał, że Harry przeżyje, ale pewność nie była stuprocentowa, a np. taki Snape myślał, co myślał już do końca. Dumbledorek-manipulatorek. I za to go uwielbiam.
Ja tam niezbyt akurat za to.
Może tak, uweilbiam go za bycie Dumbledorem, ale przynajmniej jest człowiekiem! Do tego realistą.
I o to chodzi... Dopóki nie dowiedzieliśmy się o Dumbledorze całej prawdy, on był trochę jak Święty Mikołaj. Czy ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić, bez większych szkód dla psychiki, młodego Mikołaja bez brody, bez brzuszka ale za to próbującego zawładnąć nad światem za pomocą armii skrzatów i kawalerii reniferów? Moja wyobraźnia jest w stanie znieść wszystko, (no, prawie nie licząc Voldemorta wcinającego stary, zakurzony kawałek wycieraczki ) Albus był czarodziejem, ale najpierw człowiekiem i nie zawsze miał srebrną brodę do kolan. Też popełniał błędy co czyniło go bardziej ludzkim i miał swoje słabości i za to lubię go jeszcze bardziej. Ciesze się, że Rowling nie zrobiła z niego dziadzia Mroza, wiecznie rozdającego cytrynowe dropsy. Niech żyje ciemna strona!!
Z zabawnych scenek to jeszcze:
Nie wspomnieliscie o babci Neville, tekst byl piekny typu " chlop jak dab w szpitalu, babcia na wolnosci." ..
No i Percy- mimo wszystko- skladajacy rezygnacje na rece ministra machajac mu jednoczesnie rozdzka przed nosem i rozbawiajacy tym po raz pierwszy i ostatni w zyciu Freda...
Mi osobiscie podoba sie scena, kiedy Ron powraca i po walce z soba i medalionem przychozi do namiotu, a Hermiona robi mu te dzika awanture z tekstem . no popatrz Harry moglismy zginac przez Nagini i ucieklismy w ostatniej chwili przed Voldermortem , ale wyobraz sobie to cierpienie stracic dwa paznokcie... Aaach!
W ogóle ładna była ta scenka. Ron przygotowuje się do uścisku, a tu w pysk! Cieszę się, że Hermiona pokazała temperament, a nie rozpuściła się jak podgrzane toffi.
Albusie Sewerusie, módl się, żeby moderatorzy nie uznali Twego nicka za spoiler. Bo ja na miejscu tych niczego nieświadomych użytkowników z Forum Głównego, obdarłabym Cię ze skóry. Imię to coraz częściej sie pojawia w sieci, a wystarczy dodać dwa do dwóch i prawda "Snape dobry czy zły" wychodzi na jaw.
Hehe, gdyby Hermiona przy powrocie Rona zachowała się inaczej niż się zachowała, to chyba bym ją znielubiła.
Opowiesc Ksiecia... czulam sie po tym rozdziale jakby mi serce pękło...
i w ogole zdeptana jestem emocjonalnie, ze to juz ostatnie czesc Pottera, ktorego czytalam od hmm 7 lat...
Takim moim ulubionym momentem był rozdział Opowieść o trzech braciach. Nareszcie dowiedziałem się czym są Deathly Hallows. I bardzo ciekawy jestem jak to Polkowski przetłumaczy. Bo śmiertelne Relikwie nie wchodzą w grę. I takim fajnym jeszcze momentem była rozmowa Harrego z Dumbledorem na dworcu Kings Cross. No i ta profesor Trelawney rzucająca kryształowymi kulami... Po prostu super. W życiu nie powiedziałbym, że to miejsce z amerykańskiej okładki to Wielka Sala. Ale nas pani Mary zmyliła.
Albusa Sewerusa zauważyłam z Forum Głównego (ostatni post...).
Jeżeli chodzi o bajkę o trzech braciach, opowieść sama w sobie jest interesująca. I niegłupia. Ale trzeba przyznać Hermionie, że tłumaczy bez zająknięcia! I poprawnie językowo! Wymarły język o innym alfabecie jej niestraszny.
Obawiam się, że "Śmiertelne Relikwie" jak najbardziej wchodzą w grę. Nie wiem, czy już jej nie wygrały.
Albus Sewerus już zmienił nicka, w razie gdyby ktoś miał jeszcze jakieś obawy XD.
Mogę spać spokojnie!
"Śmiertelne Relikwie" nie są takie złe.
Zgadzam się co do umiejętności Hermiony. Zdolna dziewczyna
Ej, ja może dziwny jestem, ale po każdym przeczytaniu coraz bardziej lubię epilog. Jest po prostu... tak optymistyczny i napawający otuchą, że aż miło go czytać. Tym bardziej, że dialogi są bardzo ładne, a Ron przechodzi sam siebie.
Do epilogu od początku nie żywiłem jakichś szczególnie nieprzyjemnych odczuć. Zapewne przez rehabilitację Snape'a, że był on "probably the bravest man Harry had ever known". Dzięki temu nie wieszałem na nim psów. Chociaż przyznaję, że spodziewałem się jednak informacji na temat większej ilości osób niż trio + Ginny + Neville + Malfoy.
No nie przeczę, że ja też, ale napisany był dobrze i wesoło. Lubię go czytać i myśleć, że oni wszyscy w końcu są szczęśliwi.
Epilog... A w nim jedna z najgenialnieszych myśli Rona: "Don't get too friendly with him, though, Rosie. Granddad Weasley would never forgive you if you married a pure-blood."
Zabiło mnie, że gdzieniegdzie uważa się to za obrazę kanonu.
Cóż, tu i tam bywają ludzie, dla których fanfiki są bardziej kanoniczne niż DH. Serio.
Wiem i to jest dla mnie fascynujące. To chyba jeden z głównych powodów narzekania na VII tom - że w fanfikach było inaczej (że niby lepiej) albo że JKR coś z fanfików wzięła (jakby przy takiej ich ilości nie było oczywiste, że jakieś pomysły muszą być takie same, jak u Rowling).
Dla mnie to było raczej przerażające. Naprawdę są osoby, które w ogóle odrzucają część wydarzeń z DH i tworzą sobie własne wizje, w których np. Remus i Tonks żyją ("bo oni nie powinni zginąć") albo Harry po obejrzeniu wspomnień Snape'a wraca do niego (a ten wciąż żyje!) i przeprasza go za posądzenie o zdradę itp.
O Lily i Snapie już nie wspominając, bo niektórzy w ogóle tego rozdziału nie przyjmują do wiadomości.
Szczyt arogancji.
epilog byl swietny.... nie byl przeslodzony, przekoloryzowany... ludzie narzekaja ze nie znaja pelnych historii wszystkich bohaterow... ale wyobrazacie sobie takie wielostronnicowe wzdychanie nad szczesliwym losem poszczegolnych postaci? to by byl kicz...
smierc severusa i pozniejsze wspomnienie go dopiero w epilogu idealnie oddaje klimat tej postaci... to nie byl ktos, kto moglby miec uroczysty pogrzeb i setki wylanych łez... w tym tkwi cala magia tej postaci, mojej ukochanej btw...
o wrazeniach zwiazanych z Lily i Snapem nie bede dyskutowac... co kto lubi, chociaz moim zdaniem jest znacznie bardziej udany niz pary jak Bill i Fleur czy Tonks i Lupin...ktore byly nieco mdłe, poza tym gdyby nie uczucie Snapea totalnie inaczej potoczyłaby sie cała historia... jakby na to nie patrzec był najodwiazniejszym i jednym z najwazniejszych osob dla Pottera...
a wracajac do epilogu... jest taki jak powinien byc, optymistyczny, zwyczajny... swiat wrocil do normalnosci, mozna zyc normalnie po tym wszystkim co sie wydarzyło, a pamiec pozostaje - o czym swiadczy imie syna Harrego. Spodziewalam sie znacznie slabszej 7 czesci, takze z mojej strony poklony dla Rowling.... jesli ktos za bardzo zafascynowal sie ff to jego sprawa, wolna reka wolna wola.
amen
Toteż do fanfików nic nie mam i złego słowa o nich nie powiem.
Mówię o sytuacji, gdy czytelnik DH nie przyjmuje do wiadomości jakiegoś wydarzenia - nie w celu napisania FF, tylko dlatego, że "to nie tak powinno być". Każdy ma prawo do własnych wyobrażeń, ale na Boga, czy czytając kryminał nie przyjmujemy do wiadomości, że mordercą jest nasza ulubiona postać "bo to nie tak miało być"?
Powtórzę raz jeszcze: nie mam nic przeciw PISANIU o świecie, gdzie Snape żyje itp., ale spinanie spinaczem epilogu czy Prince's Tale, bo "dla mnie nie istnieją" (autentyk!) podczas czytania? To jest książka Rowling i czy nam się to podoba, czy nie, to ona rządzi tym światem. Trzeba mieć trochę szacunku dla autorki i zaakceptować jej wersję, nawet jeśli się nam nie podoba. A potem pisać sobie fanfiki.
No właśnie to jest problem i coś nie tak, jeśli nie przyjmuje się do wiadomości wersji autorki, bo "Snape nie powinien zginąć, a Harry powinien się ożenić z Hermioną, a w moim opowiadaniu tak jest, więc będę się trzymał mojej wersji". Ludzie, w ten sposób równie dobrze można nie przyjmować wszystkich śmierci, bo wszystko powinno się skończyć sielankowo- nikt nie traci nikogo bliskiego, wszyscy są szczęśliwi, jedynie główny bohater zostaje unicestwiony.
Znam też takich, którzy (akurat nie w wypadku Harry'ego) obejrzeli najpierw ekranizację książki, potem ją przeczytali i stwierdzili, że ta książka na podstawie filmu (!) jest idiotyczna, bo wiele rzeczy było innych. To też jest dla mnie niezrozumiałe.
Jeśli chodzi o drugą sprawę, cóż - są ludzie i taborety.
Ja obejrzałam pierwsze trzy filmy ze dwanaście razy każdy, przed przeczytaniem książki. Ale dopiero po lekturze się potterowo nawróciłam (chciaż zarówno w III jak i w V kilka rozwiązań bardziej mi się podoba w filmie). Jakby film był kropka w kropkę jak książka, po co chodzić do kina? Analfabetami nie jesteśmy.
Czyli nie jestem taboretem. Jestem krzesełkiem z poduszeczką!
Wracając bezpośrednio do tematu bardzo mi się podobał moment, a w zasadzie mnie wzruszył, kiedy trio było u Lovegooda, a Harry zajrzał do pokoju Luny. Pamiętacie co tam było? Zdjęcia tria(?), Neville'a i Ginny połączone złotymi literami "friends". Muszę przyznać, że to było dość mocne.
To akurat były malowidła Ale zgadzam się, bardzo wzruszający moment. W ogóle samo wyobrażenie sobie Luny w jej pokoju z jakiegoś powodu mnie wzrusza. Te malowidła, zdjęcie mamy...
Jestem niepoprawnym lunofilem, proszę mi wybaczyć.
A faktycznie portrety. Nie mam książki teraz, więc piszę z pamięci.
"I'm Draco Malfoy, I'm Draco, I'm on your side!" Draco was on the upper landing, pleading with anoter masked Death Eater. Harry Stunned the Death Eater as they passed. Malfoy looked around, beaming, for his savior, and Ron punched him from under the Cloak. Malfoy fell backward on top of the Death Eater, his mouth bleeding, utterly bemused.
lepiej bym tego nie ujęła xD. DA... but of course!
(Cholera! Ktoś mi zeżarł wszystkie ananasowe żelki! xE)
Wbrew moim pierwszym odczuciom zaraz po przeczytaniu książki, okazało się że znalazło się całkiem tam sporo fragmentów, które mi się spodobały. Przede wszystkim Kreatcher okładający Fletchera garnkiem po głowie, wspomniany już Potterwatch czy też słowa Rona: "In case you hadn't noticed, mate, calling You-Know-Who by his name didn't do Dumbledore much good in the end. - Ron snapped back. - Just... just show You-Know-Who some respect, will you?".
A z tych poważniejszych to bezapelacyjnie cały rozdział "The Prince's Tale", opis wydarzeń 31 X 1981 przedstawiony oczami Voldzia a także wizyta w pokojach braci Black.
Po tym, jak przetłumaczyłem siostrze siódmy tom, czytając jej go na głos, mogę stwierdzić jedno. Wnioskując ze ściskania w gardle i wypełniających oczy łez, najbardziej poruszające momenty w DH to:
- "Does it hurt?" - czyli scena w lesie z Ressurection Stone
- "NOT MY DAUGHTER, YOU BITCH!"
- scena śmierci Voldemorta
- "All was well"
szczerze, cała ksiązka mi się podobała. jednakże ogromne wrażenie wywarły na mnie 1)wspomnienia Snape'a
2) scena, gdy woldemort, śmierciożercy czekali na Harry'ego w lesie.
3) scena z Hermioną "Bellatrix" w banku.
Ach no zapomniałem dodać:
1. Molly vs. Bella
2. Rezygnacja Freda przed panem ministrem.
3. I have more w wykonaniu prof. Sybilli
o tak, akcja spadających kuli na fernira była warta uwagi
- Dudley żegnający się z Harry'm
- Ryś - patronus Kingsleya i to Ministry has fallen. Scrimgeour is dead. They are coming
- wizyta w pokojach Syriusza i Regulusa
- wizyta w Dolinie Godryka na cmentarzu
- Ron niszczący medalion
- sporo z rozdziału Malfoy Manor
- reakcja Snape'a na to, że ma zabić Dumbla (Would you like me to do it now? Or would you like a few moments to compose an epitaph?)
- pojawienie się Percy'ego i Lupin pokazujący fotki dla rozładowania atmosfery
- NOT MY DAUGHTER, YOU BITCH (a jakże)
- pocałunek Rona i Hermiony
- I am about to die...
- IF WE DIE FOR THEM I'LL KILL YOU, HARRY! (czasami naprawdę uwielbiam Rona)
- Look at me
- ...probably the bravest man I ever knew
No, to chyba tyle^^.
A właśnie, jak ktoś nie pokochał Rona po tym tomie, to już nic go nie zmusi.
To samo z Hermioną. Oboje przeszli w tym tomie samych siebie i byli wspaniali.
Coś w tym jest. Kocham Rona od samego początku, ale siódmy tom to jest, mówiąc szczerze, spełnienie marzeń ronistek. Oraz fanek shipu R/Hr, bo w tekście aż gęsto od "momentów" między nimi. Rowling chyba o wiele lepiej "czuje" tę parę niż Harry'ego i Ginny.
Zgadzam się. A o ile Harry/Ginny, jak zawsze, mogę jeszcze przeboleć, to Ginny w tym tomie była koszmarna.
Ja wiem czy aż tak koszmarna? Była głównie w tle, co mi odpowiadało, bo to, jak by nie patrzeć, bohaterka drugoplanowa. Była twarda, troszczyła się o rodzinę, martwiła się o Harry'ego - naprawdę dawała się lubić.
Ginnusiu - ano i ja chyba ronistą zostanę I hermionistą. Fakt, czuło się w DH, że Rowling dłuuuugo czekała na pisanie takich scen Ron/Hermiona i że świetnie się przy tym bawiła. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy Ron wraca do namiotu po zniszczeniu medalionu. Hermiona wstaje, oczy szeroko otwarte, rozchylone wargi, Ron się uśmiecha, czytelnicy i czytelniczki wrzeszczą "Pocałują się! Pocałują!"...
A tu niespodzianka
Chciałam powiedzieć, że sporo osób winnych jest J.K. Rowling przeprosiny. Dopiero czytając całą serię jeszcze raz, widzę ile jest Ginny wszędzie. Zarzucaliśmy Rowling, że dokooptowała ją do głównych bohaterów na chybcika, na ostatnią chwilę, a to nieprawda. Po prostu kiedy się czyta "normalnie", siłą rzeczy zwraca się uwagę głównie na trio i rozgrywającą się akcję. Do momentu do którego Ginny tylko kręciła się w tle, przemykała niezauważona po prostu. Ale naprawdę było jej sporo. I sporo było też sygnałów co do jej charakteru, sposobu bycia czy uzdolnień magicznych.
No może nie koszmarna, ale poważnie ją znielubiłam (a była mi obojętna).
Podobało mi sie jeszcze (nie wiem czy było;czytałam cały wątek, ale jakiś czas temu):
'I know what you are.'
'What do you mean?'
You're... you're a witch,' whispered Snape.
She looked affronted.
'That's not a very nice thing to say to somebody!'
Ale za co ją tak znielubiłaś?
Tak nieco przy okazji - zajrzałem do I tomu do rozdziału "Peron numer dziewięć i trzy czwarte". Harry podchodzi do Weasleyów, by zapytać ich, jak się dostać na peron, bo słyszy mniej więcej taki dialog:
"MOLLY: Który to miał być peron?
GINNY: Dziewięć i trzy czwarte!"
Głupio brzmi to pytanie Molly, powina wiedzieć, w końcu jest tylko jeden magiczny peron
starość, nie radość, skleroza nie boli
Dołączam się do pytania Przemka - za co ją znielubiłaś, Windykatorko? Parę osób ją znielubiło po tym, jak nie chciała, by Cho zaprowadziło Harry'ego do wieży Ravenclavu - ten powód czy jakiś inny?
Facet - ronista, nowość jakaś...
A co do peronu, to może to było pytanie retoryczne, sprawdzające, czy dzieci pamiętają, który to peron? W sumie mogło też być więcej magicznych peronów, Harry jeździł tylko do Hogwartu, ale może są tez jakieś pociągi do innych miejsc? Chyba o tym nic nie było, więc mozna kombinować.
Cóż, powiedzmy, że nie ronista, tylko sympatyk Rona
Poza tym jestem zatwardziałym, niereformowalnym lunistą.
W kwestii pociągów, ciekawiło mnie zawsze, czy tory, po których jeździ ekspres do Hogwartu są jakoś magicznie chronione. No bo wiecie, w Polsce takie niczyje szyny od razu by rozkradli
Weź pod uwagę to, że akcja Potterów dzieje się w czasie, kiedy Anglia nie otworzyła jeszcze dla Polaków rynku pracy.
Ja Ginny nie lubię uparcie od szóstego tomu, a DH jeszcze ta moją niechęć spotęgowała. Kiedyś nie lubilam też Rona, ale on z kolei przeszedł diametralną zmianę na lepsze, więc zyskal moich oczach.
Lunę polubiłam od pierwszego przeczytania. Szkoda, że w siódemce było jej tak mało - liczyłam na większy jej udział.
Eee, tory są pewnie nienanoszalne czy jak to tam było. No, mugole ich nie widzą, w każdym razie.
A jeśli chodzi o scenkę z Cho, to właśnie był to jedyny moment w DH, w którym poczułam Ginny jako postać z krwi i kości. Może nie miałabym odwagi w takiej sytuacji głośno tego powiedzieć, ale z całą pewnością pomyślałabym tak samo .
http://www.youtube.com/watch?v=lR5W-K_wki4&mode=related&search=
Dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć tę scenę z V filmu. Teraz, po "Deathly Hallows", to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Słowa Harry'ego... Mam łzy w oczach.
No to ja jeszcze jeden maleńki, ale jak dla mnie pinkny moment. W sumie się trochę dziwię, przy tym całym 'oklepaniu' "Prince's Tale", że nikt o tym nie wspomniał. To co nastąpiło po tym słynnym < "But this is touching, Severus...
...said Dumbledore seriously. "Have you grown to care for the boy, after all?"
"For him?!" shouted Snape. "Expecto Patronum!"
From the tip of his wand burst the silver doe. She landed on the office floor, bounded once across the office, and soared out of the window. Dumbledore watched her fly away, and as her silvery glow faded he turned back to Snape, and his eyes were full of tears.
"After all this time?"
"Always" >
PS - Jak pewnie niektórzy zauważą ośmieliłam się napisać coś po raz pierwszy, więc... dzień dobry
Powtórzę się pewnie wielokrotnie, ale nie zaszkodzi wypunktować scen, które utkwiły mi w pamięci:
- rozdział Prince's Tale, na którym kompletnie się rozkleiłam i nie mogłam spać w nocy (jak coś strasznie przeżywam, to właśnie jest główny objaw). Rozdział, po którym "nawróciłam" się na Snape'a. Nie żebym kiedykolwiek go nienawidziła czy coś, można powiedzieć, że był mi obojętny. Ale kiedy przeczytałam o jego poświęceniu i cierpieniach, nabrałam ogromnego szacunku do tej postaci. Minął miesiąc od kiedy skończyłam czytać DH, a dalej czuję ukłucie smutku, kiedy przypominam sobie jego historię;
- Voldemort wspominający noc, kiedy próbował zabić Harry'ego. Strasznie klimatyczny opis, przechodziły mnie dreszcze, kiedy to czytałam;
- ostateczna walka Voldemorta i Harry'ego w Wielkiej Sali, ich dialog, coś wspaniałego;
- ciotka Muriel i jej teksty ;D Ten tekst: You there! Give me your chair, I'm a hundred and seven! mnie rozwalił, szczególnie, że powtórzyła informację o swoim wieku chyba kilka razy, a jak na 107-latkę robiła dość spójne i złośliwe uwagi;
- Historia o Trzech Braciach - strasznie lubię takie przypowieści w opowiadaniach.
- Aberforth krzyczący do śmierciożerców stacjonujących w Hogsmeade: IT'S A GOAT, YOU IDIOT! (przytaczam z pamięci) kiedy udowadniał im, że to on wyczarował wcześniej Patronusa;
- Look... at... me..., oczywiście - kolejna scena, na której się popłakałam.
Pewnie znalazłoby się więcej ulubionych scen, ale jak te pamiętam po miesiącu od przeczytania, znaczy, że najbardziej mi zapadły w pamięć.
Takim momentem, kiedy byłem naprawdę poruszony książką, był moment pojawiania się zjaw (?) przy pomocy ressurection stone
Kategoria "śmiech":
1. Would you like me to do it now? Or would you like a few moments to compose an epitaph? (Snape)
2. Brains like that, you could be a Death Eater, son. (Aberforth)
3. Vot is the point of being an international Quidditch player if all the good-looking girls are taken? (Krum)
Wyróżnienie dla Sybill rzucającej kulami.
Kategoria "łzy i wzruszenia":
1. Snape płaczący nad listem od Lily. Jak średnio mi się zrobienie z niego sentymentalnego "lowelasa" podobało (choć całościowo świetnie rozegrane) to ta scena po prostu spowodowała ucisk w gardle.
2. Kopanie grobu i pogrzeb Dobby'ego. Sama śmierć mnie jakoś specjalnie nie ruszyła.
3. Malowidła Luny.
Wyróżnienie dla śmierci Hedwigi. Nagła, niespodziewana, brutalna.
Kategoria "mocne emocje":
1. And my soul, Dumbledore? Mine? - chyba najmocniejszy tekst w całej książe, może i serii.
2. Rewelacja z Horuksem w Harrym (zresztą całe Prince's Tale to emocjonalny młot pneumatyczny) - przez moment wierzyłam, że seria skończy się śmiercią Harrego.
3. Moment uświadomienia sobie, że Voldemort zabije Snape'a.
Wyróżnienie - odpowiedź na pytanie dlaczego Voldemort ofiarował Lily życie.
Nagroda specjalna dla Look at me za cudowną dwuznaczność.
A propos Zgredka:
"Here lies Dobby, the free elf"
I jeszcze okrzyk Neville'a- "Dumbledore's Army!" kiedy Voldemort mówi wszystkim o śmierci Harry'ego.
I słowa Harry'ego w lesie- "Does it hurt?"
...
czy to boli?
najmocniejsza, najbardziej poruszająca, zapamiętywalna do końca życia scena z całej serii o HP.
Szkoda zmarnowanej postaci Ginny i trochę zharlekinowanego wątku Lily/Snape, ale myślę sobie, że DH jest jednak niesamowite. I genialne
Dobra, do wszystkich, którzy wątek Snape - Lily określają mianem harlekinowatego i podobnymi określeniami - ile harlequinow przeczytaliście w życiu? Bo ja kilka i stanowczo stwierdzam, że ten wątek taki nie był. Ja rozumiem, że ludzie sobie powyrabiali jakieś dziwaczne poglądy na temat Snape'a (budowane w dużej mierze na Rickmanie i fanfikach), ale to, że poznaliśmy jego inną stronę nie jest niczym złym. Rowling nie "zmieniła postaci" - ona nam ją pokazała inaczej. Naprawdę ktoś wierzył, że Snape to Mroczny Sukinsyn bez krztyny dobra w sercu?
Właśnie to "Alwayes" dobrze wyszło ( No... gdyby nie nasunęły mi się na myśl podpaski to byłoby idealnie ). Krótko, zwięźle, na temat i Bill jest twoim wujkiem. Nawet szkoda, że nie było więcej.
Nigdy nie byłam Snaperką, wręcz przeciwnie, Snape'a jako postaci nienawidziłam szczerze od pierwszego tomu i żadne fanfiki czy filmy tego nie zmieniły. Owszem potrafię docenić jego osobowość z punktu widzenia warsztatu literackiego Joaśki, ale sympatią bym tego nie nazwala.
Od początku początków byłam przekonana, że Snape jest zły i nic tego nie zmieniło aż do zakonczenia DH. I właśnie dlatego nie uważam, żeby cała ta akcja z patronusem była kiczowata. Przeciętny czytelnik, który oceniał postać tylko i wyłącznie na podstawie książek (nie nadużywając wizyt na forach ) potrzebował czegoś więcej niż zawoalowanej aluzji, by przekonać się o prawdziwych motywach Snape'a.
Kiczem właśnie by było, gdyby Snape od pierwszego ujrzenia Harry'ego, a ściślej spojrzenia mu w oczy uścisnął go i krzyknął "Ale masz oczy podobne do matki" i zaczął traktować jak syna
Natomiast nieodwzajemniona miłość, jedna jedyna przez całe życie, zżerająca bohatera od środka to nie jest dla mnie kicz. Tylko pokazanie, jak wielka potrafi być miłość (motyw obecny we wszystkich siedmiu tomach) i jak bardzo wpływa na nasze życie.
Tak, popieram Ramzesa. Lilly i Snape, kto by pomyślał, jak wiele to tłumaczy? I kto by pomyślał, ze ta miłość przyczyni się do pokonania Voldemorta?
Ale z lekkim wskazaniem.
Zawsze mam dziwne wrażenie, że "nie słucham Rubika" to bardziej poza niż cokolwiek innego. Bez urazy, Kurgano, nie twierdzę, że tak jest u Ciebie. Ale często tak bywa.
Krótki przykład: w mojej okolicy kiczem jest rock&roll, a szczytem kiczu i śmieszności muzyka klasyczna czy jazz. Ha.
Cóż, osobiście Rubik bardzo przypomina mi niejakiego Michała Wiśniewskiego. Z jego (Rubika) twórczości chyba tylko 3 utwory przypadły mi do gustu. Ale to nie miejsce na tego typu dyskusje.
Chciałam się włączyć w chór głosów mówiących, że historia Snape'a nie jest kiczowata. Dla mnie jest piękna i wzruszająca. Pokazuje człowieka naznaczonego stratą ukochanej osoby, wiernej i lojalnej, mimo że z pozoru wcale tak nie wyglądało, mimo że cały świat był przeciwko niemu. To naprawdę nie jest kiczowate.
Nie, nie jest, To jest piekne, i tragiczne zarazem. Jeden z moich najbardziej lubianych wątków DH.
Ale to stawia Jamesa w trochę złym świetle typu "Snape zboczył na złą drogę, ale James mnie podrywa" I zawsze mnie dziwił Polkowski, dlaczego nadał mu pseudonim Rogacz, a nie np. Rogaty?
Tak, potwierdzenia. Potwierdzenia w rozdziale "Prince's Tale", który pokazywał nam tylko pojedyncze, odległe od siebie sceny. A przy tym musieliśmy zobaczyć patronusa Snape'a i ładną klamrą zakończyć cały ten rozdział.
OT - rzeczy typu "Czarny obraz na białym tle" są genialne dlatego, że ktoś po raz pierwszy je namalował, odważył się na takie coś. Potem genialne już nie są. Zresztą to się chyba odnosi do wszelkiej sztuki.
Jak oglądałem niemiecką okładkę DH dla dorosłych, to uzmysłowiłem sobie, jak mi się podobał rozdział Silver Doe. I tu dokładnie widać, że Snape nie jest kiczowaty. Snape jest oddany Lilly, i misji jaką dla ochrony jej syna wyznaczył mu Albus.
Z biegiem czasu dochodzą mi nowe "ukochane momenty". Dwa wzruszające, a małe: w Hogsmeade, gdy Harry chce wyczarować patronusa i myśli o Ronie i Hermionie. I drugi, też o patronusach - kiedy w rozdziale 32. Luna, Seamus i Ernie pomagają Triu wyczarować patronusy i Luna mówi do Harry'ego Pomysl o czymś szczęśliwym? -Czymś szczęśliwym? -Wciąż tu jesteśmy, wciąż walczymy. Jeden z moich ulubionych lunowych fragmentów.
Zapomniałem zupełnie w tym temacie wspomnieć o grobie Potterów i inskrypcji na nim:
The last enemy that shall be destroyed is death
Użycie tego jako motto było jak się okazało genialnym posunięciem. Jakże to pasuje do treści. W dodatku mnie przynajmniej ten fragment jakoś dziwnie nastraja. Krótki jest, a strasznie wiele refleksji zaczyna mi się snuć po głowie.
A jakie było moje zdziwienie, kiedy odkryłem, że to fragment z Nowego Testamentu Rowling odwołując się do niego chyba dobitnie pokazała, że nie pisze satanistycznych i antykatolickich książek (wiadomo, że niektórzy będą sądzić wręcz przeciwnie i uznają to za świętokradztwo, ale im możemy pomachać rączką i uśmiechnąć się z pobłażaniem).
Akurat gdy czytałem ten rozdział z przyjaciółką, byłem w kościele chwile przed tym. i cóż było w czytaniach? Właśnie ten cytat. Więc moje zdziwienie było podwójne.
Zeti - no to nieźle
No więc teraz powinny ucichnąć te wszystkie oskarżenia na Harry'ego
Wierzysz w to? Bo ja szczerze mówiąc nie. Ludziom zbyt ciężko idzie przyznawanie się do własnych błędów.
Jestem optymistą. Mam taka nadzieję.
Podzielam pesymizm Ramzesa. Najgorsze jest to, że ludzie oskarżający HP zachowują się tak, jakby nie posiedli zdolności czytania ze zrozumieniem. Przeinaczają zupełnie sens książki. Pamiętam, że czytałam kiedyś fragment takiej rozprawy, której autor chciał pokazać, że HP jest przesiąknięte przemocą. Użył do tego celu cytatu, gdy Moody torturuje pająki, a trzeciego zabija. Nie jest ważne tło i fabuła, ważne jest to, że pająk był bezsensownie zabity.
A w wypadku krzyży i cytatów - już widzę jak to będzie - "O jaaaaa, użyła znaku chrześcijańskiego w tej swojej satanistycznej książce!" itp. To jest zwykłe zaślepienie. Wszędzie widzą zło, a nie widzą dobra....
7 tom w ogóle jest ciekawy pod względem religijnym. Krzyż na grobie oka Moody'ego i cytat na grobie Potterów - a z drugiej strony Harry stoi przed tym grobem i myśli, że żadnego życia wiecznego nie ma, a po śmierci-nieśmierci ma skojarzenia z King's Crossem, a nie z zaświatami.
Jak by nie patrzeć, Harry nie miał zbyt wiele kontaktu z religią - Dursleyowie raczej z nim do kościoła nie chadzali. W Hogwarcie o religii w sumie się nie mówi. Trudno się dziwić, że ma chłopak wątpliwości co do życia po śmierci. Zwłaszcza w takiej chwili jak tamta w Dolinie Godryka.
Hermiona za to kojarzy mi się z osobą, która modli się co wieczór przed snem. Moim zdaniem zupełnie naturalnie by to do niej pasowało.
Co do religijności wśród czarodziejów - myślę, że wykształcony czarodziej musi znać Biblię choćby dlatego, że jest elementem kultury europejskiej (i stąd cytat na grobie). Możliwe zresztą, że inskrypcję wybrał miejscowy ksiądz, w końcu cmentarz był mugolski. Literatura czarodziejska zapewne rzadko porusza tematy mało związane z magią, więc ktoś, kto chce uchodzić za inteligentnego, musi tę lukę wypełnić.
Hm, w sumie tak. Ale leżał koło mugolskiego kościoła, więc przypuszczam, że założony został przez mugoli
Całkiem możliwe, ale nie wyobrażam sobie, żeby miejscowy proboszcz widząc, że na nagrobku wyryte są jakieś dziwne inskrypcje (znak DH) nie interweniowałby. Chba, ze grób był widzialny tylko dla czarodziejów.
Chyba, że kościół był zbudowany przez mieszkających w Dolinie Godryka czarodziejów
Przed przeczytaniem DH nie wyobrażałem sobie Doliny Godryka jako wioski, ale raczej jak jakąś dolinę, w której znajdowały się osady, w tym jedna - czarodziejów. Trochę dziwne no nie?
Nie dziwne. To kwestia tłumaczenia, które nasuwa takie skojarzenia.
No tak. W sumie dopiero po przeczytaniu DH w oryginale skapowałem, ze chodzi o miejscowość, a nie o formę ukształtowania terenu. Polkowski nie tłumaczy idealnie. To chyba jedna z jego poważniejszych pomyłek, podobnie jak Borgin i Burkes
Oj, Zeti. Hollow to jest dolina, i wiele miejscowości funkcjonuje z doliną w nazwie.
Troszkę pomyśl czasem.
Wiem, że Hollow to dolina, ale nie pomyślałbym nigdy, że chodzi o miejscowość, dopóki nie przeczytałem DH. Jakoś nigdy się nie spotkałem, przynajmniej w mojej okolicy z nazwą miejscowości zawierającą Dolina...
Doliny nie znam, ale znam Zielone Wzgórze, Suchą Rzeczkę, Jelenią Górę...
Dolina Karpia, Dolina Zakościeliska, Sucha Dolina, Dolina Muminków ...
Taak, Dolina Muminków jest bardzo realistyczna.
O shit. Zapomniałem, znam realną wieś z nazwą Dolina Olszynki.
Ja dziś skończyłam czytać po polsku. Oto fragment, który mnie wzruszył do łez:
(Harry mówi do syna)
- Albusie Severusie - powiedział tak cicho, że nie usłyszał tego nikt prócz Ginny, a ona taktownie udała, że macha ręką do Rose, która już wsiadła do wagonu - nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem.
O tak, epilog był wspaniały
Bardzo szybko czytasz :]
Właśnie ten epilog mnie dziwi najbardziej... Dlaczego sporej liczbie osób on nie pasuje? To wszystko jest dziełem Jo i to od niej zależy, więc trochę nie rozumiem tych narzekań. Zrobiła to co uważała za stosowne wg. mnie wyszło super, nie przegięła.
To co napisała Beja - działa na emocje... porządnie.
Nie czytam wcale tak szybko - książkę kupiłam w czwartek.
Ja juz mam DH za sobą. Osiem godzin, więc czytam dosyć szybko. Tylko dopiero teraz jestem w stanie o tym pisac.
Albo jeszcze nie napiszę. Chwilkę poczekam.
A ja mam tylko angielską wersję za sobą, bo polska przyjdzie mi dopiero w przyszłym tygodniu...
Śmieszne:
Jak Trelawney rzucała w śmierciożerców kryształowymi kulami.
Jak Harry powiedział Dudleyowi , że po raz pierwszy w życiu mówi sensownie. xD
Jak Ginny z oburzeniem nie pozwoliła Cho zaprowadzić Harrego do pokoju wspólnego Ravenclawu.
Róg Chrapaka Krętorogiego [chociaż Pana Lovegooda w ostateczności już nie lubię.]
Jak Percy walcząc z ministrem oznajmił, że rzuca pracę [chociaż dla Percego nie mam przebaczenia, tak jakoś.]
... [jak mi się coś przypomni, to dopiszę].
Smutne, wzruszające:
Jak przeczytałam o wspomnieniach Snape'a, to się popłakałam.
Koniec. [Naturalnie].
Śmierć Snape'a. I jej powód.
Jak Ron zostawił Harrego i Hermionę.
... [jak mi się coś przypomni, to dopiszę].
I w końcu , dzięki Harry'emu a właściwie Lunie wiem, co było pierwsze. ANI kura , ANI jajko. Bo koło nie ma początku.
"not my daughter, you Bitch!" mnie rozwaliło xD
ja mam jakąś blokadę w mózgu i czytam takim tempem, jakim bym czytał na głos. Mogę szybciej, ale wtedy nie ma dla mnie w tym frajdy.
więc niemal jak sylvester stalone piszący scenariusz do "rocky'ego" siedziałem bez światła naturalnego w pokoju i nie wychylałem z niego nosa przez całe dwa dni.
Czytałem non stop.
Mnie rozśmieszyły tylko dwa fragmenty:
1.Komentarz Freda i Georga po wielosokwaniu ich w Harry'ego ("Fred i George spojrzeli na siebie i jednocześnie krzyknęli:
-Super... Jesteśmy identyczni!")
2. Kiedy stanął mi przed oczami obraz Stworka w ręczniku i z medalionem na szyi. Jakoś podejrzanie szybko sobie to wyobraziłam
Lekko się wzruszyłam czytając opis pokoju Luny... piękne...
Przy smierci Snape'a miałam trudności z oddychaniem. Jakie to wredne, że żadna z moich ulubionych postaci nie została przy życiu... Wracając do Snape'a, oczy mi się lekko zaszkliły, jak prosił Harry'ego, żeby na niego spojrzał...
A naprawdę sie poplakałam, kiedy Lily odrzuciła przeprosiny Snape'a. To bylo takie... takie...
Ja czytam szybciej, niż na głos, ale nie wygląda to jak dukanie pierwszoklasisty. Po cichu czytam ładniej, niż na głos... co nie zmienia faktu, że niektóre fragmenty czytam później szeptem
I tak nie wychodziłam z pokoju przez prawie piętnaście godzin. Odcięłam się od wszystkich i wszystkiego (zasłonilam rolety, zamknęłam drzwi, wyłączyłam telefon)
Uwielbiam jak McGonagall mówi do Harry'ego: "Wiesz. Potter. tak się składa. że my nauczyciele trochę znamy się na magii" czy jakoś tak
Ta ksiażka to jeden wielki najukochańszy moment^^
a tak na serio, mój ulubiony moment to śmierć i pogrzeb Zgredka. czytałem to akurat w szkole na lekcji filozofii i się popłakałem. pierwszy raz płakałem czytając książkę. nawet nauczyciel się na mnei dziwnie patrzał.
lubię też moment powrotu Rona, taki "przyjaciel marnotrawny"
Tak, partyzantka Stworka rządzi. Ogólnie Stworek w tej części jest świetny.
Nie wiem czemu, ale po śmierci Snape'a nie odczuwałam żadnego z opisanych przez was uczuć. Nie płakałam, nie byłam wogóle smutna. Dostałam 45-cio minutowego napadu ŚMIECHU, tak, ale... nic poza tym.
Płakałam, kiedy Harry udawł martwego. nie wiem czemu. Wogóle nie panowałam nad swoimi emocjami przy tej książce. Nie wiem czemu.
Aha, jeszcze jeden ukochany moment, naprawdę śmieszny: Jak Dudley powiedział, że Harry nie jest nikim , a Harry stwierdził, że w ustach Dudleya znaczy to tyle samo, co Kocham cię XD.
P.S. Użyłam tutaj 3 razy: nie wiem czemu, i chyba tyle samo : ogólnie, wogóle. niebyło to zamierzone (jak to się pisze?).
Miętówka
Edit: czemu buźki mi się robią akurat jak nie chcę?
Bez apostrofu.
Oddzielnie - "w ogóle" i "nie było".
Buźki wychodzą, kiedy wpiszesz określoną kombinację znaków, np. : i D dadzą razem
Przemek
Hm.
Podobały mi się wspomnienia Snape'a, chociaż domyślałem się wcześniej czego mogę po nich oczekiwać. Jego słabość do Lily była już pokazywana wcześniej. Ale w sumie Snape okazał się postacią, którą po całej serii najbardziej polubiłem, bez kitu nie lubię Pottera, jest typem zarozumiałego dupka, którego się nie lubi, jeżeli nie jest się blisko.
Poza tym w sumie nie wiem. Szkoda mi było samego Albusa, no ale co zrobić.
Strasznie pokochałam Severusa. Wątek z jego wspomnieniami zdecydowanie jest jednym z moich ulubionych. Gdy czytałam o Aberforthcie to miałam deja vu. I nie mogłam sobie przypomnieć skąd :|
Fakt, wspomnienia Snape'a zmieniają obraz jego osoby, chyba, że ktoś tak jak Owca od zawsze wierzył w to, iż tak naprawdę jest on dobry. Bardzo mi się podbał ten fragment, tyle wyjaśniał...
Stworek, genialny! Zapełnił lukę po stracie Zgredka.
Oj, bardzo mi sie podobały wspomnienia Snape'a Spodobał mi się również fragment, w którym Harry jest w pokoju Syriusza - oglądanie plakatów, zdjęcie Jamesa, Syriusza, Lupina i Petera, no i zdjęcie małego Harry'ego na miotełce
Najbardziej rozśmieszyła mnie chyba audycja Lee Jordana
Bardzo mi było szkoda Zgredka W tym momencie sie rozpłakałam....
I gdyby wspomnienia Snape'a były pokazane wcześniej, niż on sam zginał, jego też troche byłoby mi żal.
O, i największa zaskoczka - nawrócenie Percy'go. wow
Ja powiem tylko, ze mnie rowniez nie podobal sie epilog.
Jak dla mnie - zupelnie zbedna rzecz, ta ksiazka jest w koncu dla ludzi z wyobraznia - po co zatem niszczyc ich inwencje tworcza i powiedziec wszystko wprost? Stopiecdziesiat imion na kilku kartkach, ze az ciezko bylo sie za 1 razem polapac kto jest czyim synem, kto czyim mezem..
Ja rozumiem, ze to swiete prawo Rowling tak zakonczyc swoja powiesc aby jednoznacznie zamknac sobie droge powrotu do dalszych tresci, jednak.. Niesmak pozostawil ten epilog mi.
Ogolnie rzecz biorac czekam na ekranizacje DH, a szczegolnie na scene bitwy o Hogwart. Jesli tego nie spieprza - bedzie to kolejna swietna batalistyczna scena w swiatowej kinematografii(dwa i?). Oby zrobili to z rownie wielkim rozmachem jak Minas Tirith
Właśnie, strasznie nijaka dla mnie była ta bitwa. Nie wiem, może to kwestia gustu, ale w ogóle mnie nie podnieciła [or sumthin].
śmierć Zgredka to dla mnie, jak patrzę z perspektywy czasu, jeden z najmocniejszych punktów tej historii. autentycznie, tak to ja nad książką chyba nigdy się nie spłakałam.
Ty naprawdę nigdy nikomu nie wybaczasz, Abstrakcjo. Ty byś pewnie Percy'ego wygnała, gdyby przyszedł przepraszać. Szkoda.
I czytałaś poprzednie tomy HP od końca?
Naprawdę, to jest jedyna rzecz, której nigdy nie będę potrafił zrozumieć.
Em, zgadzam się co do śmierci Zgredka. To było wstrząsające, a już zwłaszcza późniejszy pogrzeb. Te słowa Luny: "There. You can sleep now"...
I dlatego zawsze będę twierdzić, że Rowling Wielką Pisarką Jest. Przypomnijcie sobie, jak wszyscy nabijali się z Hermiony i jej WSZy. Po czym te same osoby ryczały jak bobry, kiedy zginął Zgredek. To się nazywa: podejść niepostrzeżenie .
Abstrakcja: zdecydowanie lepiej sto razy się przejechać na naiwności, niż raz nie okazać zaufania osobie, która na nie zasługuje. Czego najlepszym dowodem jest Percy.
Percy zasługuje na zaufanie? Polemizowałabym. Więcej razy okazał, że na nie nie zasługuje. Mimo wszystko.
I wcale bym nie powiedziała, że lepiej jest się 100 razy przejechać...
należy popatrzeć na to inaczej: po pierwsze to członek rodziny. a rodzina zawsze wierzy że kochana osoba wróci. Nie należy go skreślać bo popełnił błąd!
Czyli na koniec zmądrzałaś
Swoją drogą czy znacie kogoś, kto przed obejrzeniem filmu ogląda jego końcówkę? Ja nie znam nikogo takiego. A z książkami, jak się zdaje, robi tak przerażająco dużo osób.
Weirdos.
Spojlery to jeszcze inna para kaloszy. Nie cierpię ich, bo uwielbiam być zaskakiwany w literaturze/filmie/grze. Nie miałbym nic do tych, którzy je czytają, gdyby nie to, że wielu z nich potem rozpowiada je na prawo i lewo. Powinni za to karać chłostą :/
Co do Percy'ego - w VI tomie jeszcze był po stronie ministerstwa, bo po pierwsze, był zbyt dumny, by przeprosić (taki już miał charakter), a po drugie - jeszcze wierzył, że mają rację. W siódmym tomie tę wiarę stracił, ale nie miał jak wrócić na łono rodziny: nie dość, że się ukrywali, to jeszcze jawna zdrada opanowanego przez Voldemorta ministerstwa groziła mu śmiercią. Popatrz też od tej strony, Abstrakcjo.
Otóż to, Przemek, otóż to. Percy miał ten problem, że był właśnie strasznie naiwny - wydawało mu się, że skoro pan minister tak mówi, to znaczy że tak z pewnością musi być. Do głowy mu przy jego praworządnym, poukładanym charakterze nie przyszło, że coś może być nie tak. I nie sądzę, by wynikało to z wyrachowania. Duma - tak. Naiwność - tak. Ale nie świadome działanie na szkodę rodziny. On po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, że się pomylił w ocenie sytuacji i wybrał niewłaściwą stronę. A później brnął w to aż do momentu, w którym przejrzał na oczy.
Zacznę od epilogu. Wg mnie tez jakiś taki niewpasowany Wszystko wpakowane na sam koniec, ledwo się połapałam kto jest kto.
Podobały mi sie wspomnienia Snape'a i tu pojawiło się u mnie wzruszenie. Jednak w żadnym momencie nie płakałam, nieprzerwanie natomiast czułam napięcie i podniecenie. W każdej chwili. Jedynym momentem w całej serii, kiedy niespodziewanie łzy mi pociekły była śmierć Dumbledore'a...
Percy jest dla mnie też jakiś naciągany i tu przyjmuję stronę Abstrakcji. Może był naiwny i dumny, jednak trudno byłoby mi wybaczyć tak szybko.
Bardzo lubię rozdział, w którym Harry i Hermiona idą na cmentarz. Gdy odchodzą, łapią się nawzajem w bardzo przyjacielski sposób, aż się miło robi i łagodzi to trochę tą "cmentarną" atmosferę wspomnień.
I jeszcze moment, kiedy Narcyza "pozwala umrzeć" Harry'emu i pyta się o Draco - takie prawdziwe.
Do bitwy nastawiona jestem raczej neutralnie, ale dziwne było dla mnie trochę to, gdy Hermiona podbiegła do Rona i się pocałowali, takie trochę melodramatyczne
Do tego Neville jest świetny!!!
Taaaaaaaaaaak... ta książka to jeden ogromny ukochany moment *_*
Rozumiem to. Tym bardziej że to przecież syn MOLLY, ona zawsze go tak "przeżywała". Jednak nadal czuję do niego pewien niesmak. Rodzinny, ale dupek
Zastanawiałabym się nad tym, czy rodzinie łatwiej się wybacza. U mnie byłoby np. odwrotnie.
Przypomniało mi się jeszcze. Cała scena, gdy Harry sobie uświadamia, że ma umrzeć i godzi się na śmierć. Jest wtedy taki odważny, dorosły, zdeterminowany, opanowany
Mnie osobiście ten moment śmieszy. Do Pokoju Życzeń wpada Percy, coś tam mówi pod nosem, trwa konsternacja, a Lupin nagle "Mam zdjęcia, mam zdjęcia"
No bo też i to miało to na celu. Rozładować atmosferę .
Podobały mi się jeszcze dialogi między Harrym a Dursleyami w drugim bodajże rozdziale.
Omal nie padłam ze śmiechu. ;D
a właśnie nie podobał mi się ten moment. wiadomo, trzeba było napisać co się z nimi stało jednak nie zachwyciło mnie to aż tak. takie 'sztywne'
Nie chodzi mi o wątek co się z nimi stało. Rozbawił mnie sam dialog między nimi, a Harrym. ;D
Jestem dopiero w połowie, a dotychczas moim najukochańszym momentem jest 20 stron więcej w książce xD
Nagle w rozdziale "Sekret Bathildy" wskoczył mi koniec rozdziału "zemsta goblina" i dalej znowu mi się powtarza cały rozdział "Dolina Godryka" i znowu ten sekret bathildy xD
Na razie nie wiem czy mi coś jeszcze wycieło, ale się nieco zdziwiłam bo sobie czytam i tu nagle ni stąd ni z owąd pojawia się znów płacząca Hermiona xD
eeee? mózg mi nie działa, nie zrozumiałem
Jak dla mnie nawrócenie się Percy'ego było trochę tak na siłę wciśnięte, takie nijakie. A przecież powinna to być wzruszająca scena... Eh.
Tez miałem nadzieję, na jakąś bardziej wylewną reakcję Petunii. Myślałem, ze powie, że o czymś tam od zawsze wiedziała, że pojawi się jakiś jej związek ze światem magicznym, a tu nic. Dursley'owie w tej części zostali potraktowani BAAAAARDZO po macoszemu.
Fred[*] lub George w takiej scienie to moje marzenie
No dobra, listy do Dumbla były na końcu i to we wspomneinaich Snape'a, a mi chodzi o bezposrednio przez samą Petunię wypowiedziane słowa.
Z innej beczki coś napiszę (nie bić mnie, poprostu jestem przerażona); Dopiero teraz skapowałam, że śmierc Snape'a dowodzi głupoty/niedoimformowania (slowo takie chyba istnieje, co nie?) Voldemorta. Wierzył (Vold), że trzeba zamordować poprzedniego właściciela (pana) Elder Wand (Czarna Różdżka jest tak strasznie... straszna, że będę używać angielskiej nazwy), żeby miec nad nią całkowitą kontrolę. A to, że Dumbledore stał się panem Elder Wand nie zabijając Grindelwalda, niczego nie dowodzi? Nie mówiąc juz o tym, że Snape nawet nie był panem Elder Wand. Nawet nie był jej posiadaczem. Ale Harry doszedł do tego, bo miał trochę więcej czasu na przemyślenia, niż Vold pRzez większość czasu siedząc i nie robiąc prawie nic (tak, wiem, niszczył Horkruksy, włamał się do Ministerstwa, był na granicy międzi światami, no ale nic poza tym). Vold przecież chodził i zabijał, i jeszcze myślal kogoby tu torturować, żeby mu powiedział jak pokonać Pottera.
Wiem, moja wypowiedź jest poprzecinana nawiasami, ale poprostu mam słowotok dzisiaj (słowo: słowotok chyba nie istnieje, w każdym razie ja się z nim nie spotkałam, ale to nic. O kolejny nawias, a nie mówiłam! albo raczej nie pisałam)
aha, przepraszam za błędy ortograficzne, interpunkcyjne i wszelkie inne. Ledwo przedostałam się do VI klasy z polskiego (dysleksja nie jest fajna!!! Ku...rczę, znowu nawias!!!). Ale za to umiem obliczyć objętośc ostrosłupa o dowolnej podstawie. HA!
Patronusy przybierają często formę kojarzącą się z ukochanymi osobami. A łania była patronusem Lily, dlatego u Snape'a też przybrał on taki kształt.
EDIT:
Ktoś tu posta usunął.
No właśnie wiem. Mnie też ten psikus dotknął, bo tak jak Ty odpisałam .
Przepraszam, musiałam jakoś kliknąć, bo komputer mi się zawiesił Więc piszę jeszcze raz =)
Jeśli mam być szczera, to ciężko mi sobie wyobrazić jak taka informacja mogła uciec .
Też jestem zszokowana dla samej siebie, dlatego mnie to tak nurtowało Jak tylko przeczytałam pierwsze zdanie Ramzesa, to wszystko wróciło
Edit: Dzisiaj mi się śnił "wielki, czarny cylinder, nad którym wisiał widmowy księżyc" i to był mój dom ogólnie rozdział o Ksenofiliusie był świetny, mimo, że za ojcem Luny nie przepadam =/
Najukochańszy moment na którym mi prawie łzy leciały, słowa które mam w sygnaturze, to na pewno i cały rozdział poświęcony wspomnieniom Severusa.
Wreszcie udało mi się skończyć całą książkę. Po przeczytaniu jej po polsku stwierdzam że jest świetna. Jednak nadal epilog jest dla mnie pomyłką. Wiem, że Jo chciała wszystko to zakończyć, jednak dla mnie książka powinna się skończyć przed rozdziałem dziewiętnaście lat później.
Co do najukochańszych momentów, to wszystkie wiążą się z moim ulubionym bohaterem. A otóż śmierć i opowieść Snape`a tak mnie przejęła (nie mylić ze wzruszeniem) że musiałam do siebie dojść powoli.
Drugim (a właściwie trzecim) najukochańszym momentem to końcowa walka Harry`ego z Voldemortem (ta już po rozmowie z Dumbledorem) i spokój Pottera przy nazywaniu Voldemorta "Tomem".
No i nić sympatii do Narcyzy za jej "akcję" w lesie.
No i Trelawney rzucająca kulami.
No i McGonagall z biegnącymi ławkami.
No i Pokój Życzeń pełen ludzi czekających na rozkazy Harry`ego.
No i...
... no i w ogóle cała książka prócz wiadomego rozdziału, który nijak mi nie pasował do całości.
I w tym momencie dostaję ataku palpitacji serca, drgawek i czego-tam-jeszcze, bo jak tak sobie czytam te wasze wypowiedzi i chce zajrzeć ponownie do książki, to się okazuje, że jej nie mam, bo pożyczyłam kumpeli, a ona mi jeszcze nie dodała...
Zabrać koleżankę na spacer do lasu, czarnym samochodem z przyciemnionymi szybami?
Kuszące, kuszące
Ja nadal nie rozumiem, jak można ponad tydzień trzymać HP 7 i go jeszcze nie przeczytać... Toż to hańba! Ja na jej miejscu rzuciłabym wszystko w cholerę i przeczytała w jeden dzień...
A też jest fanką HP? Bo jeśli nie, to pewnie stwierdziła że ma dużo czasu i nie czuje potrzeby siedzenia doby nad czytaniem tomu.
tzn lubi czytać HP, ale AŻ taką fanką, to chyba nie jest. Fakt faktem, że czyta nagminnie fantastykę, no i Pottera zna, ale no nie... Fanką jako taką nie jest. Niestety.
Ale z drugiej strony, trzymać książkę półtora tygodnia?
Polecam się.
Ja też czytałam przez kilka dni i też z powodu sił wyższych.
Ale, jeśli wiem, że ktoś nie czyta, bo rzucił bookiem w kąt, no to wiesz...
Ejjj...Chyba nam się OT zrobił.
No taki mały Offik nam się zrobił
Ja rozumiem, że są siły wyższe jak sesja, pogrzeb psa itp. Ale jeżeli takich sił nie ma, no to sorry...
książka nie zając, nie ucieknie
a niektorzy sobie przedluzaja oczekiwanie i potem czytaja na spokojnie, w sprzyjajacych okolicznosciach, zeby wyciagnac z niej maksimum przyjemnosci
Na przykład ja tak lubię. Czytałabym VII z pewnością dłużej, gdybym nie była przekonana, że jeśli moi znajomi mnie wyprzedzą, będę znała zakończenie przed przeczytaniem, a tego bym chyba nie zniosła. :/
Trzeba było więc zmieścić się w jednym dniu. Co w sumie trudne nie było, bo jak już dostałam ją do ręki, to nie mogłam się oderwać.
ja chyba tak na swój sposób już smakuję książkę, czyli czytam z prędkością huraganu. i wyłapuję emocjonalnie to wszystko, co mi podają. może tylko potem ulatnia się nieco z treści, ale efekt jest.
napisałam sobie ołówkiem datę kiedy skończyłam czytać z godziną i minutami plus podpis chyba.
szkoda, że nie wpadłam na to, przy pierwszym tomie. ale przynajmniej tak zamknęłam ten etap. a mglisty początek i całą otoczkę będę hodować w mojej głowie, dopóki mnie demencja nie dopadnie.
Zawsze możesz przeczytać wszystie tomy od początku i tak zapisywać. (;
Ja okropnie wzruszyłam się pod koniec. Gdy Harry całą siła woli udawał martwego, gdy Hagrid zrozpaczony niósł go przez Zakazany Las.
A gdy Voldemort, zaczął mówić kłamstwa, że Harry chciał uratować swoją skórę, wezbrała we mnie złość i taka duma, gdy Harry wszedł do Wielkiej Sali i ściągnął wreszcie pelerynę niewidkę.
To własnie taki moment, który trzymał mnie w napięcie.
Zakończenie mi się podobało, było wzruszające, szczególnie Albus Severus...
I myślę, że gdyby Rowling uśmierciła Harrego, to czulabym się dziwnie, bo wiele krążyło plotek. A tu zaskoczenie. On żyje! Harry żyje!
Myślę, że to było wspaniałe.
Książka cudowna w paru momentach. Reszta bardzo naciągana.
Po raz pierwszy od października zajrzałem do tomu siódmego i mam dwie uwagi:
1. "Opowieść Księcia" momentami wydaje się trochę przerysowana, ale może to kwestia tego, że po angielsku wszystko dla mnie brzmi trochę dziwnie
2. Scena z Kamieniem Wskrzeszenia to majstersztyk, geniusz i co jeszcze chcecie.
Najukochańszy moment.....mmmm...chyba cała walka o Hogwart i rozmowa(to chyba raczej nie była rozmowa,ale nie wiem jak to nazwać)z Voldemortem na końcu.Piękne!!!
Lubię też rozmowe Harrego z Dumbledorem/King's Cross/.I scena z kamieniem.I jeszcze jak Harry odwiedza grób rodziców...
Rozmowa? Ja bym to nazwał mowa końcową, albo mową triumfalną, bardzo pasuje do okoliczności, tymbardziej, że Harry już przypuszczał, co się wtedy stanie.
A ja uwielbiam bitwę o Hogawart i wyprawę do Gringotta.
Mi podobały się wspomnienia Snape'a,końcowa bitwa i sekret bathildy.
sekret badhildy był lipny, nie licząc tej hmm... retrospekcji (?) oczami Volda z nocy, kiedy zginęli Potterowie.
Zauważyliście, że pod koniec VII tomu powtarzają się słowa z końca I tomu?
Mianowicie, w I Tomie, podczas 'wyławiania' kamienia filozoficznego... kiedy Harry, Ron i Hermiona wpadli w diabelskie sidła i Hermiona zorientowała się w końcu w czym są, i jak można się z nich wydostać [światło] ... Padły takie słowa:
H: Potrzebne nam jest światło.
R: No to zapal coś!
H: Tu nie ma drewna!
R: Drewna?! Jesteś czarodziejką czy nie?!
[Na to Hermiona zapaliła różdżkę zaklęciem Lumos].
Teraz wróćmy do tomu VII. Kiedy nasza kochana trójka uciekała przed śmierciożercami i jednocześnie próbowali się dostać do Wrzeszczącej Chaty do Voldka... i stanęli już pod Wierzbą Bijącą, zaczęli się zastanawiać jak wejść... wtedy znów padły podobne zdania:
R: Gdybyśmy znowu mieli Krzywołapa.
H: Krzywołapa?! Jesteś czarodziejem czy nie?!
[Na to Ron otworzył wejście do WB za pomocą zaklęcia Vingardium Leviosa].
Jestem dumna ze swojego odkrycia. ;P
=="
przeczytaj proszę pierwszy post w temacie.
E... mam troche spóźniony zapłon chyba. [; Nie czytałam tego wcześniej. Mniejsza z tym.
Krzywołap, hahahahaha!!!
przez chwile musiałam się zastanowic o co chodzi
te wszystkie nazwy o wiele lepiej brzmia w oryginale.
ale generalnie odkrycie ciekawe
bez najmniejszych wątpliwości najlepsza była bitwa o hogwart. coś niezapomnianego.
Ależ skąd, mnie też si strasznie podoba! "Co było pierwsze - Feniks czy płomień? Koło nie ma początku. Gratuluję rozsądku.". Genialne.
http://Skrzydlata.dragonadopters.com/dragon_15732
A to jest moje małe śliczne smoczątko. Odwiedź Salamandera!
MNie osobiście podobała się akcja w domu Malfoya, choć mocno dramtyczna. lubię generalnei cały motyw wędówki Harry;ego Rona i Hermiony, nie wiem dlaczego ale ta książka wydaje mi się mało filmowa.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)