Jeżei jest tu ktoś, kto nie chce spoilerów czytać, wie co go spotka, więc dalej piszę otwarcie.
1. Dumbledore kiedyś wspominał, że Voldemort zamierzał uczynić przy okazji śmierci Harry'ego Horcruxa, więc mógł być już do tego przygotowany (nie dowiedzieliśmy się w końcu jak dokładnie się go robi. BTW, sposób w jaki Hermiona zdobyła odpowiednią książkę był naciągany). Poza tym nikt nie dzielił swojej duszy na tyle części. To są tereny magii, na które nikt nie wkroczył i dlatego wszystko się mogło zdarzyć. Czyli wolność literacka. Do tego dusza Voldemorta była tak sfatygowana, że cios jak Avada Kadavra zwróca przeciw jej twórcy (czego wynikiem było zachowanie życia właśnie przez działanie innych Horcruxów), mogła wytrącić kolejny kawałek duszy z ciała i znaleźć schronienie w najbliższym naczyniu. Może to było także nieświadome, instynktowne zabezpieczenie. I niekoniecznie ten Horcrux działał jak inne, przez nietypowy sposób powstania. Dlatgo to wyjątkowe połącznie umysłówi i zdolności, ale bez większej szkody dladuszy Harry'ego.
2. Przez większość życia Harry nie miał wystarczająco rozwiniętych zdolności magicznych, więc mógł być odporny na działanie więzi, do tego bariery ochronne wokół domu na Privet Drive miały trzymać Voldemorta z daleka (i może działały też na tego Voldemorta we wnętrzu Harry'ego, zanim ten rozwinął wystarczająco swojej magii), a i osobisty z nim kontakt, zapewne działał pobudzająco na bliskość właściciela fragmentu ukrytego skrawka duszy.
Ja bym się raczej zastanawiała,jakm cudem Voldemort się nie złączył lub chociaż zorientował, że taki fragment istnieje, kiedy posiadł Pottera w Miniesterstwie w V części. Cóż, nie spodziewał się tego, może inaczej to tłumaczył? Jakoś ten Voldi narrow-minded. Ale te nietypowe zdolności i okolicznośi (ptk.1)
3. I nie tylko to mi nie gra. Jak Harry dostał się do domu Billa i Fleur, skoro nie został mu zradzony sekret? Jak Ron mógł o tym w ogóle powiedzieć? Jak Bill mógł powiedzieć o domu cioci Muriel,skoro to jego ojciec był strażnikiem (chociaż to jeszcze ujdzie). Czy Harry też nie był chroniony Fidelusem, jak był mały? Dlaczego więc , nawet jeśli czar miał przestać działać, gdy osoby się pod nim skrywające (zawsze myślałam, że to bardziej o miejsca, a nie osoby chodzi), wszyscy o zdolnościach magicznych mogli dom Potterów zobaczyć? Będzie się musiała autorka tłumaczyć. Także z tego nieszczęsnego wspisu na jej stronie.
- idę spać, wybaczcie literówki, ale nie mam sił już sprawdzać.
Niech mi ktoś wyłoży jasno i dużymi literami, jak właściwie Harry przeżył, gdy Voldemort go "zabił". Zrozumiałem tyle, że przez użycie krwi Harry'ego Voldemort tak wzmocnił więź między nimi, że żaden nie mógł zginąć z ręki drugiego. Mam rację?
I Elder Wand... Nie chciała działać przeciw Harry'emu, jej prawowitemu panu, więc zaklęcie Voldemorta "wróciło" do niego?
Wydaje mi się, że miecz nie był skradziony goblinom, lecz naprawdę należał do Godryka, więc Tiara Przydziału mogła go "ściągnąć" z miejsca, gdzie się znajdował - były połączone jakimś zaklęciem. Zatem miecz, który wyciągnął z tiary Neville był prawdziwy - kapelusz "zabrał" go Griphookowi.
Tak ja to widzę.
Raczej, tak jak Elder Wand (nazwa straci w tłumaczeniu...Bzowa Różdżka!?), miecz wybiera tego, kto go może dierżyć. Prawnie rzecz ujmując, miecz należał się goblinowi za wykonie zadania.
@Pszczoła:
Dwa pytania:
1. Czy w szóstej części, w tym pokoju pełnym ukrytych rzeczy, była choćby WZMIANKA o diademie? Zajrzałem do polskiej wersji, ale nie ma ani słowa. Może Polkowski coś zgubił?
2. JAKIM CUDEM Voldemort sądził, że tylko on odnalazł Pokój Życzeń? Nie zauważył tych stert przedmiotów wokoło, gdy ukrywał diadem?
Cóż, za jego czasów zapewne nikt o pokoju nie wiedział, ale ja bym argument za schowaniem Horcruxa właśnie tam sformuowała inaczej. Kto się domyśli, że akurat tam ukryty jest diadem? Dla każdego pokój zmienia swoją naturę, a nawet jeśli ktoś trafi na odopiednią jego formę, szanse na odnalezienie Horcruxa w tej kopalni przedmiotów, jest znikoma. Ktoś musiałby wiedzieć czego szukać, gdzie szukać (a wiemy jak czasami trudno zmusić pokój do przybrania odpowiedniej formy) i jakimś cudem się na diadem natknąć. I znać tajemnicę Horcruxów. A zapewne jakby chciał go założyć, coś bardzo nieprzyjemnego by się stało. Voldemort miał po prostu niefarta.
Oto moje pytanie: Ksiazka pokazuje ze Grindewald kradnie Elder Wand Gregorovichowi. Wiec jakim sposobem stal sie on jej 'prawowitym wlascicielem' skoro nie pokononal jej wlasciciela?
Najwyraźniej kradzież też jest dla różdżki formą pokonania. Ostatecznie, Grindelwald przejął ją siłą, odebrał ją właścicielowi bez jej zgody. Tylko Voldemort naiwnie wierzył w legendę, że musi zabić właściciela Elder Wand, by zostać jej panem.
Co było z jego strony głupie i pokazało jego pychę, bo przecież WIEDZIAŁ, że Grindelwald różdżkę ukradł i że wcale Snape'a zabijać nie musi.
Cóż, motyw z krwią każe mi Rowling dopisać do listy geniuszy. Bije wszystkie jej pomysły na głowę.
Czytałem trzy razy. Spróbuję prosto wytłumaczyć.
Używając krwi Harry'ego do odbudowania ciała Voldemort wziął wraz z nią część ochrony Lilly jaka powstała wraz z jej śmiercią. Ta część nie zniknęła wraz z ukończeniem przez Harry'ego 17 lat. Pozostała niezmienna. Dopóki ta krew 'żyła' dopóty Harry nie mógł zostać przz Voldemorta zabity. A żyła dopóki żył Voldemort. Uczynił Harry'ego 'deathproof' przed sobą póki sam żył. Szach mat. W drugą stronę to nie działa. Oczywiście wraz ze śmiercią Voldemorta odchodziła ochrona Lilly, na cóż ona jednak Harry'emu skoro chronić go miała przed Voldemortem. Genialne. Cudowne. Kocham tą książkę.
taaak. genialne. i obrzydliwie namieszane. można głowę stracić.
Oj, wystarczy się skupić.
Moje wątpliwości:
1. Jak właściwie Malfoy został panem różdzki - poprzez rozbrojenie Dumbledore'a? Ja wiem, różkża go wybrała, ale skąd Potter w sumie o tym wiedział... Niby rozumiem, ale jednak nie.
2. Czy Dumbledore wcześniej (przed odrodzeniem Voldemorta) wiedział jaki musi być los Harry'ego? Jeśli tak, to jednak nie jest tak do końca 'oczyszczony'...
3. Co się do cholery stało z dziadkami Harry'ego!!!!!!!!!!!!!??????!!!!! (w kategorii najbardziej irytujących mnie niedopowiedzeń, a raczej 'niepowiedzeńwogóle' to króluje)
4. Dumbledore'a na King's Cross mówi, że Harry został Masterem Śmierci. Czy to też wpłynęło na jego ocalenie? Czy zebrane Deathly Hallows dały mu konkretną moc?
Na trzecie znalazłem tylko taką odpowiedź z któregoś wywiadu:
Ja nie wiem, czy to jest niejasność/niezgodność, czy tylko moja słaba pamięć, ale wydaje mi się, że nie było o tym mowy.
Mianowicie: Snape był dyrektorem Hogwartu w momencie swojej śmierci, prawda? To dlaczego jego portret nie pojawił się w gabinegie dyrektorskim zaraz po smierci? Jak dla mnie to dość ważny szczegół.
Jeszcze jedno - wracając do czaru rzuconego przez Hermionę na rodziców - co ze wszystkimi ludźmi, których znali i którzy znali ich jako Grangerów? Co z dokumentami, przecież nie mogli wyjechać z kraju bez chociażby paszportu, w których musiały figurować ich prawdziwe imiona?
Z zasady nie czepiam się nieścisłości, a nawet nonsensów na linii mugole - świat czarodziejów. To wszystko trzęsie się od nonsensów i nie ma na to rady. Just let it be.
Myślę, że Voldemort nie wygrał różdżki w Lesie, gdyż pokonał wtedy TYLKO I WYŁĄCZNIE sam siebie. Może gdyby rzucił zaklęcie ogłuszające ogłuszyłoby ono POTTERA i dało mu prawo do różdżki. Rzucił jednak Avadę. I zabił tylko kawałek siebie.
Ja mam kolejne pytanie: Od kiedy Voldemort miał Nagini i co się z nią działo podczas jego nieobecności? Musiał ją mieć przed upadkiem przecież, skoro ją shorkruksował...
O Nagini podczas "przerwy w wojnie" nic w książce nie było.
Hazel - być może portret nie pojawił się dlatego, że Snape nie był legalnie mianowanym dyrektorem.
Snape zostal mioanowany przez Ministerstwo, prawda? Znaczy, że był legalnie mianowany. A to, w czyich rękach pozostawalo Ministerstwo w tamtym momencie, to dla mnie odmienna para kaloszy. http://lwow.wypoczynek.turystyka.pl/widoki.html
No niekoniecznie. Nie znam wprawdzie ichniego prawodawstwa, ale jednak poprzedni Minister został obalony w wyniku zamachu.
Pewnie, to jest jakies wyjaśnienie. Tez brałam je pod uwagę. Ale jakoś tak mnie trochę nie satysfakcjonuje.
Mnie w sumie też. Szczególnie po tym, co Snape zrobił 'dla sprawy'.
Dokładnie, o to mi chodzi. O jakąś taką finalną sprawiedliwość.
Mnie zdziwiło też, że kiedy Harry pokręcił kamerdołem przed wejściem do lasu to nie przyszedł też Fred, Snape i Dumbledore. Ich się spodziewałem. I troszeczkę Moody'ego, ale mniej.
Szkoda, że Harry nie miał szans zamienić już ze Snape'em ani słowa. Ja wiem, tak miało to wyglądać. Ale jednak smutne to potwornie. Bardziej niż kilka trupów naraz.
Wątpię, żeby Harry chwilę przed spotkaniem sie Voldemortem (po raz ostatni w jego mniemaniu, i do tego z nieprzyjemnym skutkiem) był w stanie rozmawiać ze Snapem. Mimo wszystko nadal dzieliło ich siedem lat wzajemnej nienawiści. Czegos takiego nie można przekreslić w ciągu kilku minut. Harry mógł zrozumieć, ale przebaczenie przyszło o wiele później, według mnie dlatego jego syn nosi imię Snape'a - żeby podkreślić to ostateczne wybaczenie, które nie było jeszcze widoczne zaraz po śmierci Severusa.
Co do tego, czemu Dumbledore się nie pojawił mam dwie teorie. Po pierwsze: Harry zobaczył tych, których pragnąl zobaczyć, był wlaścicielem kamienia i kamien zadziałał zgodnie z jego życzeniem, nawet podświadomym. Wątpię, że chciał zobaczyć człowieka, z którego ust kilka minut wcześniej usłyszał, że musi umrzeć, nawet jeśli zaakceptował taki bieg wydarzeń. Pojawiły się natomiast osoby, które były dla Harry'ego rodziną, albo chociaż jej namiastką (bo tego nie można odmówić ani Syriuszowi ani Lupinowi).
Druga teoria wydaje mi się mniej prawdopodobna -Dumbledore czekał już na niego "na dworcu", świadomy tego, co ma się wydarzyć.
Im dalej czytam tym bardziej przekonuję się do tego, że ogólny plan Rowling był doskonały - ale zapomniała o szczegółach. I przez to "jej" wykreowany świat nie trzyma się kupy. Boli mnie to jak cholera, bo przecież przez 10 lat powtarzała jak głupia ,że po siódemce wszystko będzie jasne, wszystkie ślady zostawiane w poprzednich tomach. No, ale przynajmniej możemy poćwiczyć swoją wyobraźnię.
Owszem, kilka niejasności pozostaje, ale określenie "nie trzyma się kupy" jest lekko przesadzone. Kupy się trzyma i to całkiem nieźle. nigdy nie podejrzewałam, że w ostatnim tomie dostaniemy odpowiedzi na WSZYSTKIE pytania. To było niemożliwe, zbyt dużo ich powstalo przez te szećś poprzednich tomów. Jednak wydaje mi się, że to co dostalismy jest calkiem spojnym zamknięciem historii, pozostawiającym furtki dla interpretacji i kilka niejasności, ale jednak zamknięciem, które całkiem nieźle "trzyma się kupy".
To tez nie bylo wspomniane bezpośrednio, przynajmniej tak mi się zdaje. A są jakieś dane czy Voldemort posiadał Nagini przed atakiem na Potterów?
Hm...było powiedziane prawie wprost, ale nie w sposób zupełnie jednoznaczny.
HPiKP str. 544:
Po kilku latach użył jednak Nagini, by zabić pewnego starego mugola , i to mogło go naprowadzić na myśl, by właśnie ją zamienić w swojego ostatniego horkuksa.
Można się spierać o interpretację, ale na pewno wiemy (a właściwie Dumbledore był przekonany ) że nagini stałą się horkruksem przy zabójstwie Franka a może jeszcze póxniej.
Faktycznie. Czyli prawda jest taka, że Voldie mógł sobie sprawić pupilka dopiero po powrocie. I jest kolejnym dowodem na jego ignorancję: pomimo, że stracił cialo i moc, nie zdal sobie sprawy z zagrożenia jakie niesie ze sobą tworzenie kolejnych Horkruksów.
Myślę, że dzięki Nagini przeżył Voldemort w Albanii. Może ją posiadł i żył w niej przez jakiś czas? Na pewno jej mleko (O_o) pozwalało utrzymać jego funkcje życiowe w IV części.
Nie, nie, nie. Nie mleko. Chodziło o jad. "Dojenie" węża polega właśnie na zdobywaniu od niego jadu.
Węże nie mają mleka, tak przy okazji.
Gdyby miały to by się ssakami nazywały
(sorry, za offtop. nie mogłam sie powstrzymać )
To znaczy, że Voldemort był tak durny, że stworzył jescze jednego horkruksa, mimo, że nawet nie dozyskał w pełni swojej mocy? Bo mówimy o początku CO. Trochę mi to do niego nie pasuje.
Jednak posiadanie horkruksa w żywej istocie miało swoje dobre strony. Zawsze miał drugą cząstkę siebie pod ręką (a cząsta miała nogi. tfu... węże nie mają nóg...).
Mnie ciekawi jeszce cos innego. Jak Voldemort walnął avadą w malutkiego Harry`ego, to zaklecie się odbiło i poszło na niego, tak? Czyli tak jakby go zabiło. Więc musiał wykorzystać jeden ze swoich horkruksów wtedy.
A mi się wydaje, ze nie wykorzystał. Jego dusza była juz tak okaleczona, że niewiele w nim pozostało z człowieka, toteż klatwa 'zabiła" tylko jego ciało, część w nim tkwiąca przetrwała i przez czternaście lat szukała sposobu na ponowne przybranie cielesnej postaci.
Horkruksy się nie "zużywają". One mają za zadanie nie pozwolić duszy ulecieć do nieba. Voldemort sobie ginie od własnej Avady, jego dusza chce polecieć na "King's Cross", ale jej kawałki uwięzione w horkruksach ściągają ją z powrotem na ziemię.
Dokładnie, jeżeli nawet Harry rzeczywiście stał się panem trzech Hallowsów, może ich rzeczywiste działanie miało polegać na mądrym ich wykorzystaniu, które nie doprowadzi właściciela do śmierci? Czyli postawa trzeciego brata (łał, ale Harry ma przodków!). A może siła połączonych przedmiotów nigdy nie zostanie odkryta? Chciałoby się wiedzieć ja to działa, prawda? I nas pociąga władza, ale Harry umiał się jej wyrzec i dlatego jest wielki. Został nam błogi niedosyt przyprawiony poczuciem sprawiedliwości.
Acha, czy to tutaj ktoś pisał, że w pokoju dyrektora nie pojawił się portret Severusa? Dlaczego miałby się nie pojawić? To że nie został wspomniany, nie znaczy, że go tam nie było. Snape rzeczywiście był dyrektorem Hogwartu. Sam Dumbledore dam mu błogosławieństwo. A portrety jego poprzedników słuchały poleceń jak należy. Chociaż szkoda... to jedno, ostatnie spojrzenie w oczy dawnego wroga... Jak zareagowałoby odzwierciedlenie duszy Snape'a na sukces Harry'ego? Uwierzmy Rowling na słowo, że każdy dyrektor bez wyjątku oddawał cześć Potterowi.
Ja myślę, że mogło nie być - jeszcze. Za mało czasu minęło, nie było pogrzebu? Może.
Przypuszczam, że po śmierci Dumbledore'a Voldemort poczuł się bezpieczny, więc już mu nie zależało na utrzymywaniu (zapewne męczącej) "tarczy" broniącej jego umysł przed Harrym. Poza tym Harry te wizje miewał niemal wyłącznie wtedy, gdy Voldemort przeżywał silne emocje, co jakoś tłumaczy brak kontroli Voldemorta nad nimi.
A tak w ogóle to sądzę, że Rowling owe wizje po prostu fabularnie w szóstce nie pasowały, więc wymyśliła, że Voldemort używa oklumencji.
Hm...Może też pomyślał, że "połączenie się zerwało" ? Gdzieś chyba właśnie w VI tomie była wzmianka, że Voldemort stosuje przeciw Harry'emu oklumencję. Wynika z tego, że "stosowanie oklumencji" jest aktywnym działaniem. Najwyraźniej w pewnym momencie po prostu przestał. Może został poinformowany, że połączenie się zerwało ? Może po prostu przyjął takie założenie - sądząc, że po tym co się stało w ministerstwie Harry z pewnością zamyka swój umysł i nie da się nabrać drugi raz ? Nie wiem, możemy się tylko domyślać. Bo nie przypominam sobie w DH wyjaśnienia tego faktu.
Skąd wiesz *rwie włosy z głowy*? Ja może i faktycznie jestem nieco przymulona przez permanentny brak snu i niezdrową ekscytację siódmym tomem, ale nie pamiętam, czy było że od razu, no .
Po śmierci Dumbledore'a i ucieczce Snape'a i Śmierciożerców z Hogwartu, McGonagall bierze Harry'ego na rozmowę do gabinetu dyrektora:
Cholera. No to nie wiem. Ale jakoś mi się nie chce wierzyć, żeby tak Snape wiwatował z innymi ...
A niby czemu nie? Zapewne robił to powściągliwiej. Może z ironicznym uśmiechem. Ale fakt, że scena, w której Snape patrzy z portretu na Harry'ego ze złośliwym uśmieszkiem i mówi:
- Udało ci się Potter. Jak zwykle, więcej szczęścia niż rozumu.
byłaby cudna.
Oj tak .
Byłaby cudna i jakoś nie pasowała do VII tomu... Do poprzednich, ale tutaj?
Kto wie, może tak powiedział? Jeżeli czegoś nie opisano, nie znaczy, że się to nie wydarzyło (Mr Lovegood RLZ).
No coś Ty. Snape to Snape, chyba nie spodziewasz się, że nagle polubił Pottera ?
Przecież takie zdanie świadczyłoby właśnie o tym, że bardzo sie cieszy i że w sumie polubił. Ale nie mógłby mu tego inaczej okazać, bo nie byłby sobą.
O to, to. Ja do Pszczoły mówiłam w poprzedniej notce, żeby nie było wątpliwości .
Dlatego też tego nie opisano XD. Rzeczywiście, pochwała z jego ust?
Posłużę się cytatem z I tomu:
"It was as if Snape had started handing out sweets"
Wielka niejasność - co jest śmiesznego w "Merlin's pants"? Nie załapałem chyba tego tekstu.
Hihihi, wyobraź sobie że słyszysz, jak Twoja koleżanka mówi w nerwowej chwili "o święta Petronelo!" lub coś w tym rodzaju .
Kiedyś pamiętam był coś takiego w Notting Hill, "whoopsidaisies!". Bardziej dziecinne niż "Merlin's pants", ale też zabawne .
A do tego takie czarodziejskie. Lepsze niż "suche gatki na dnie morza". XD
Po pierwsze - witam wszystkich bo jestem tu nowa:)
HP i DH przeczytany i mam do Was takie pytanie - czy było gdzieś powiedziane dlaczego locket musiał być noszony na szyi - ciągle się zmieniali, awanturowali kto ma nosic itd - czy nie mogli go po prostu wsadzic w kieszeń (lub coś takiego jak sobie poradził Frodo z pierścieniem), czy też może mogli ale bali się go zgubic, czy że ktoś ukradnie, czy coś takiego? I to samo z Dumbl. - po kiego zakładał pierścień? To on domyślił się że to Horx. dopiero jak mu zaczęła usychać ręka?
Motywy Dumbledore'a są w książce dokładnie wyjaśnione: chciał sprawdzić, czy kamień w pierścieniu naprawdę działa. Sam potem powiedział, że było to głupie i nierozważne, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że pierścień jest kolejnym horkruksem. Jednak chęć użycia kamienia wygrała.
Można tak powiedzieć :]
Rowling i tak była już posądzana o różne plagiaty, także z LOTR-a, i jakieś ziarenko prawdy w tym jest na pewno... Także kolejne tego typu zarzuty i tak niewiele zmienią, bo chociaż Jo czerpała z różnych źródeł, tworząc serię o Harrym, to nie da się ukryć, że odwaliła kawał naprawdę dobrej roboty
W fantasy jest w ogóle tak, że pewne motywy się przewijają i nie należy się o to czepiać. Zwłaszcza że Jo działanie talizmanu tak ładnie opisała.
Pierścień Marvolla był zabezpieczony klątwą ( str. 546, 547 i 576 ), jego właściwości jako Hallowsa nie maja nic wspólnego z uszkodzeniem Dumbledore’a. Harry użył go bez szkody dla siebie. Z reszta, zostało to dokładnie wyjaśnione, bynajmniej mnie satysfakcjonuje ten kawałek.
No tak… z początku irytowały mnie podobieństwa do LOTRa, z reszta juz od bardzo dawna, ale nie nazwalałbym tego plagiatem, nie. To jest trochę, jak ze smokami. Nie można oskarżać nikogo o splagiatowanie Jacques’a Le Goff za każdym razem, gdy w powieści pojawi się ogromny gad, ziejący ogniem.
A z innej beczki:
Nasz ulubiony Gryfonek-fajtłapa zmężniał jak nikt inny i został profesorem Zielarstwa, jak milo. Szkoda tylko, ze nie wiadomo kto zajął miejsce dyrektora Hogwartu… jeszcze pamiętam, ze były zakłady, kto zajmie miejsce Dumbledore’a ( albo jak kto woli Snape’a… ja wole to pierwsze.)
Moje pytanie: Dlaczego Dumbledore tak bardzo nalegał, aby Harry nauczył się Oklumencji i przestał odwiedzać umyśl Voldemorta? Te wizje, choć niewątpliwie malo komfortowe, okazały się niezwykle istotne. Czarny Pan nie był świadomy, gdy Harry łączył się z nim, a ponadto Albus był przekonany po wydarzeniach w Ministerstwie ( V tom ), ze Voldemort już nigdy nie spróbuje opętać Harry’ego.
Polecam chat z rowling - duzo wyjaśniła, nawet było kilka pytań, które się tu pojawiły:)
Nie będę wstawiać linka, bo nie wiem jakie tu są zasady - czy ot tak mogę, wystarczy wpisać w wyszukiwarke "rowling chat" i się pojawi dużo linków:)
Link jest już podany w którymś z okolicznych tematów.
A wiecie, co mnie zirytowało i było dla mnie niejasne? System haseł do wieży Ravenclawu. Jakaś kołatka zadaje pytania w stylu: Co było pierwsze? Ogień czy feniks? (czyli magiczna wersja co było pierwsze: jajko czy kura?), ma tych zagadek w nieskończoność, skoro za każdym razem zadaje inne pytanie. Jeśli Krukon nie odpowie, musi czekać na następną osobę, która zgadnie. Cytując Lunę, "tak się uczysz". Ale młodsze dzieci, 11, 12 lat będą miały problem z poradzeniem sobie z takimi zagadkami, już nie wspomnę, że taki pierwszoroczniak, nawet z magicznej rodziny, nie musi wiedzieć, co to feniks! Rozumiem, za pierwszym razem prefekt objaśni to dzieciom, ale potem jak same wejdą do środka? W pewnym momencie pomyślałam sobie, że to po to, żeby Krukoni byli tacy zdyscyplinowani, i wracać wcześnie do pokoju wspólnego i się uczyć Razz
Oprócz wszystkich tych wątpliwości mam jeszcze jedną - przecież udzielić odpowiedzi na te zagadki może nie-Krukon, i co, zostanie wpuszczony do cudzego Pokoju Wspólnego? Syriusz na pewno by odpowiedział na pytanie, gdyby Harry był w Ravenclawie i w 3. tomie bez problemu by wszedł. Nie, taki system mi się bardzo nie podoba. Co innego, gdyby zagadki były zmieniane co jakiś czas, tak jak hasła, a nie, że się zmieniają i jest ich nieskończenie wiele ><
I właśnie dlatego trudno się do środka dostać. A jak masz 11-12 lat i jesteś z mugolskiej rodziny, nauczysz się jeszcze szybciej! Genialne.
Zresztą, nie wiemy jakie zabezpieczenia zostały nałożone na siedzibę Ravenclow w III części. Już nie mówiąc o tym, że teoretycznie, nikt z innych domów nie wie, gdzie znajdują się pozostałe. I wiadomo było, że Black poluje na Harry'ego, który był w Gryffindorze. Syriusz również był z Gryffindoru, więc wiedział gdzie jest ich siedziba (przemilczmy fakt, że dzięki mapie Jamesa znał Hogwart jak własą kieszeń). Nie stanowił więc rzeczywistego zagrożenia dla mieszkańców innych domów.
Hm, ale wiesz, inteligentny, starszy uczeń z innego domu mógłby się włamać do środka... nie, nie pasuje mi to. Zagadek musiałoby być nieskończenie wiele,a zresztą taka metoda przyswajania wiedzy wydaje mi się brutalna. Zresztą udzielanie odpowiedzi na pytania nie były machinalne, co widać na przykładzie Luny. Jakoś mi nie pasuje ten system, wolę stare, dobre hasła
Ale może istniały jakieś inne zabezpieczenia i system pomocy młodszym uczniom ;]
Odpowiedzi musiały być przede wszystkim inteligentne. Sama wiedza nie wystarczy.
Czy system był bezpieczny, czy nie, ale i tak mi się podoba.
Nowa niejasność, ale nie tylko z tego tomu, z całej serii.
Chodzi o sowy. Oczywiste dla wszystkich jest, że jak ktoś chciał wysłać list, paczkę itp. "brał" sowę i ona to zanosiła do adresata.
No dobrze tylko dlaczego uczniowie Hogwartu dostawali paczki i listu z zewnątrz przyniesione przez SWOJE sowy? Np. w 6 tomie (znów go czytam, hehe) Harry przy śniadaniu wypatruje czy Hedwiga przyniosła list od Lupina czy kogokolwiek tam innego. Przecież raczej powinien się spodziewać sowy CUDZEJ - czyż nie? W końcu jak Harry pisał do kogoś list to nie wołaj sowy tej osoby, tylko Hedwiga leciała. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ze rodzina ma jedną sowę i ona sobie "krąży", ale jeśli nadawcą był ktoś spoza rodziny, np. Syriusz jak pisał do H to też to Hedwida przynosiła...
Cóż, Hedwiga w III tomie poleciała z własnej woli do Francji i odnalazła Hermionę, która akurat zastanawiała się, jak wysłać Harry'emu paczkę z prezentem urodzinowym.
Myślę, że niektóre sowy mają magiczne zdolności, takie jak odgadywanie życzeń swoich właścicieli. Hedwiga domyślała się, że Harry czuje się samotny i odnajdywała kogoś, kto poprawiłby mu humor. Harry nie mógł albo nie wiedział jak skontaktować się z przyajciółmi, dlatego mądra sowa wzięła sprawy w swoje...pazury.
Żal mi Hedwigi, była wiernym i inteligentnym ptakiem.
A mnie zastanawia, jak to, ze Voldemort spalił tiarę przydziału, a w epilogu Harry mówi Albusowi, ze może poprosić tiarę przydziału o przydzielenie go do Gryffindoru?
Widać nie spalił jej do kończ i udało się ją odrestaurować.
A tak w ogóle, Zeti, skąd Ty znasz informacje z siódmego tomu? Sądziłem, że nie czytałeś w oryginale?
Mam kilka wątpliwości translatorskich:
- Co oznacza powtórzone dwukrotnie przez Rona "Search me"?
- Co oznacza odpowiedź Dumbledore'a w tym dialogu:
Z Ginny to chyba chodzi o to przysłowie, że nawet najczarniejsza chmura ma srebne brzegi, silver lininig (coś jak nasze "światełko w tunelu" i tak to bym tłumaczyła: To jest to światełko w tunelu, którego szukam.). Ona szuka tej nadziei, że Harry nie będzie miał czasu na randkowanie, tylko zabije rach-ciach Voldemorta i do niej wróci. Jak jej nie lubić?
Gratuluję samozaparcia i cierpliwości
Witaj w świecie po "Deathly Hallows".
Dzięki. Ale i tak będę czekał na książkę po polsku, aby porównać nasz przekład z przekładem pana Polkowskiego. Troszkę długo nam zeszło, ale się opłaciło.
Myślę, że można to przetłumaczyć tak:
-A dokąd by mnie zabrał?
-Dalej - odpowiedział po prostu Dumbledore
My zrobiliśmy to mniej więcej tak:
-A dokąd by mnie zabrał?
-Dalej - odpowiedział prosto Dumbledore
Nie mam niestety przy sobie książki, ani zeszytu, żeby sprawdzić, jak to rzeczywiście było, ale pamiętam, ze rozważaliśmy wersję:
-A dokąd by mnie zabrał?
-Tam - Odpowiedział prosto Dumbledore
Ta scena na Kings Cross była po prostu super, ale czy jednak nie mieliśmy się dowiedzieć w siódmym tomie kim są duchy?
Dowiedzieliśmy się w szóstym: "Duch to odcisk duszy, która opuściła ciało, w naszym materialnym świecie... Więc, jak oczywiście mądrze prawi nam Potter, jest PRZEZROCZYSTY"
Zeti, ale chyba nie publikujecie nigdzie tego tłumaczenia, prawda?
Oczywiście, że nie, zresztą nie chciało by się nam przepisywać na kompa, no i pełno błędów stylistycznych i gramatycznych, na pewno tam się czai
Nie widzę problemu z niejasnościami. Sam jednak chciałbym zauważyć coś raczej nie do rozwiązania. Już w poprzednim tomie pojawiły się pytania o śmierć Dumbledore'a, który uderzony zaklęciem uśmiercającym wzniósł się w powietrze i spadł z wieży. Po lekturze siódmego zastanawiam się, w którym momencie faktycznie dyrektor stał się martwym. Wcześniej przyjąłem, że powinno to stać się w momencie ugodzenia czarem. Jednakże analizując dialog między Harrym, a McGonagall po ucieczce Snape'a z Hogwartu doszło do mnie, że nauczycielka myśli, iż Dumbledore zginął, bo nie trzymał różdżki, kiedy spadał z wieży. A więc umarł po prostu od upadku z dużej wysokości. Brzmi to dziwnie, bo przecież Snape rzucił Avada Kedavra, a wygląda to tak, jakby było to jakieś zaklęcie odrzucające. Potrafi ktoś powiedzieć coś więcej o tym?
Ja spróbuję. Dumbledore'a zabiła Avada Kedavra, a reszta to Twoja nadinterpretacja. McGonagall nie było na Wieży Astronomicznej, więc ma prawo nie wiedzieć, jak dokładnie zginął Dumbledore.
Nadinterpretacja? Raczej nie, chociaż wyjaśnienie, że McGonagall nie wie o Avadzie wydaje się być słusznym. I nie tylko pasuje, ale jeszcze ma to coś, jeśli uwzględnić tę uwagę McGonagall - sprytne zagranie JKR. Że też na to nie wpadłem.
Kłaniam się w pas i dziękuję ślicznie wszystkim, którzy moje wątpliwości wyjaśnili.
Ja tam zrozumiałem, ze McGonnagal mówi że Snape żyje, bo w przeciwieństwie do Dumbledora miał różdżkę w ręce. I moim zdaniem nie chodzi o moment upadku, ale chwilę przed, kiedy to Snape dysponował różdżką. Dumbledore nie miał różdżki, bo Draco go rozbroił, więc nie miał szans na obronę.To ze nie miał też szans na dalsze życie to inna sprawa... Ma ktoś może pod ręka książkę? Mógłby ktoś wkleić ten dialog? (Jakim ja niemądry czemu sam jej nie kupiłem )
'He jumped,' said Professor McGonagall, as Harry and Luna ran into the room
'You mean he's dead?' Harry sprinted to the window, ignoring Flitwick Flitwick and Sprout's yells of shock at his sudden appearance.
'No, he's not dead,' said McGonagall bitterly. 'Unlike Dumbledore, he was still carrying a wand...and he seems to have learned a few tricks from his master.'
Po mojemu wcale z tego nie wynika, że McGonagall ma jakieś fałszywe wyobrazenia. Nadinterpretacja jak dla mnie.
'No, he's not dead,' said McGonagall bitterly. 'Unlike Dumbledore, he was still carrying a wand...and he seems to have learned a few tricks from his master.
jak na moje oko to zwykła nieco ponura ironia - pogarda dla snapea, bo dumbledor w chwili smierci byl bezbronny - a snape ucieka mimo ze ma rozdzke...
No właśnie ironia, pogarda, a nie stwierdzenie, ze Dumbledore by zył, gdy by mial różdżkę, co by nie było prawdą, bo miał na sobie klatwę Resurrection Stone.
Przecież McGonagall nie wie o kamieniu, więc nie wie też, że Dumbledore umarłby tak czy siak.
A klątwa jest od Voldemorta, nie kamyka.
No Minerwa nie wie o kamieniu, A klątwę nałożył Voldemort, ale dlatego Dumbledore zginął przez kamień, ze został skuszony, tym, by przywrócić do życia własną siostrę i matkę. Właśnie dlatego założył pierścień, co wyzwoliło klątwę. Tak więc właściwie to kamień spowodował śmierć Albusa
Właściwie to sam jest sobie winien (jak zresztą przyznał w rozmowie na King Cross) i sam doprowadził do swojej śmierci- uległ potędze tego kamienia i chciał przywołać zjawy swojej rodziny zapominając, że horkruksa Voldemorta nie można tak po prostu założyć na palec. Okazał słabość, ale w pełni zrozumiałą, zważywszy na to, co przeżył.
Więc nie wiem co to ma do kamienia. To Voldemort nie w pełni świadomie zniszczył Dumbledore'a i tyle. To, że "okazał w pełni zrozumiałą słabość" nie znaczy, że to "klątwa Resurrection Stone".
To nie ma nic do kamienia, bo jak wiadomo sam kamień był całkowicie nieszkodliwy. W każdym razie nie ma jednej przyczyny, przez którą Dumbledore zginął. Głównie to oczywiście klątwa Voldemorta i słabość Albusa.
Ale teraz jak tak myślę...czy gdyby Dumbledore nie uległ pokusie i zniszczyłby tamtego horkruksa bez uszczerbku na własnym zdrowiu i nie obłożył się klątwą, to czy nadal byłby tak chętny, żeby Snape go zabił? W DH pada coś takiego- "Severusie pomożesz jedynie godnie odejść staremu człowiekowi". Czy gdyby przed nim widniało jeszcze długie życie, czy nadal byłby skłonny do decyzji o własnej śmierci w imię zachowania niewinności młodego Malfoya i nieujawniania prawdziwej przynależności Snape'a?
Zapominasz, co Dumbldore powiedział chwilę potem. Że jak już Draco zawiedzie i tak Dumbledore'a zabiją, ale na pewno nie będzie to szybka śmierć, a długa i pełna tortur.
Gdyby Dumbledore był w pełni sił, zapewne ze Snapem wymyśliliby inny plan.
Mówił coś, że nie chce się dostać w ręce Bellatrix, bo ona lubi bawić się swoimi ofiarami...? Tak, teraz pamiętam
Wymyśliłby inny plan? Być może, ale jednak wydaje mi się, że Dumbledore i tak by zginął (jakoś). Wg mnie ta śmierć była potrzebna Harry'emu. Po prostu musiał zrozumieć, że między nim a Voldemortem już nikogo nie ma i finalny pojedynek jest nieodwołalny i że nikt więcej go nie obroni (co zresztą Voldemort mu wytykał w ostatniej walce "Kto dzisiaj się za ciebie poświęci Potter?").
Jabym tylko chciał napisać parę słow o Hallows-ach. Dlaczego ktoś staję się 'Master of death' kiedy posiada je wszystkie 3 ? Nie dlatego, że "zjednoczone" mają jakąś specjalną moc czy czynią właścicielia nieśmiertelnym.
Chodzi raczej o kombinację ich mocy.
Różdżka - Sprawia, że nie możemy być pokonni w pojednynku przez innego czarodzieja. Jest niezwyciężona (w teorii przynamniej ). Czyli z tej strony śmierć nas nie dosięgnie.
Peleryna (lepiej brzmi Cloak ) - Pozwala się ukryć przed wrogami (np. tymi którzy chcą odebrać różdżkę przez kradzież lub skrytobójstwo), a według legendy nawet przed samą Śmiercią. Także idąc tym tropem w ten sposób też nie zginiemy jeśli będziemy ostrożni. Bo nawet naturalna śmierć nas nie może dosięgnąć pod peleryną (wg. legend)
Kamień - w pewnym sensie drwina ze śmierci. Co z tego, że nam kogoś zabrała ? I tak możemy wyrwać go z jej szponów i dzięki temu nie tracić bliskich nam osób.
Gdyby wszystko działało dokładnie tak jak jest opisane osoba posiadające wszystkie trzy Hallowsy była by prawdziwym Panem Śmierci, jej mistrzem (Master of Death).
Jednak jak wiemy peleryn mimo potężnej magii nie uchronii nas przed śmiercią naturalną, właściciela różdżki da się pokonać, a kamień nie przywraca z krainy śmierci w sposób jaki życzyli by sobie jego użytkownicy.
Trzej bracia stworzyli trzy niesamowicie potężne przedmioty jednak nie były one jakieś błogosławione i nie nadawały nieśmiertelności osobie posiadającej je wszystkie. To fascynacja ich możliwościami stworzyła określenie Master of death. Takie jest moje zdanie.
Taki troche przydługi wywód ale musiałem go napisać po tym jak pojawiają się "niejasności" zwiaząne z mocami Hallowsów i czy dzięki nim Harry nie zginał.
Dlaczego Harry nie zginał już ktoś napisał. Chodzi o ochronę, która stworzyła Lily poświęcająć się dla syna i o to, że część tej ochrony przejął Voldemort odradzając się z krwi Harrego (który był przecież Horcruxem). To wszystko spowodowało błedne koło. Harry nie mógł umrzeć póki żyje Voldemort bo wzciąż istniała ochrona roztoczona przez Lily. Ochrony nie miała jednak cząstka duszy Voldemorta w Harrym. No ale to chyba wiadomo prawda ?
Co do wypowiedzi McGonaggal nie nadinterpretujmy jej. Zgadzam się, że chodzi o pogardę i o przekonanie, że gdyby Albus miał różdżke wszystko potoczyło by się inaczej. Nie mogła wiedzieć o klątwie ciążącej na Dumbledorze (jak już napisało sporo osób przede mną), o której wiedział jeszcze tylko Snape (btw. ręka nie uschneła dlatego, że Albus założył pierścień tylko dlatego, że Severus zamknął skumulowaną moc klątwy w dłoni dyrektora. Niestety nie powstrzymał jej na stałe gdyż został za poźno wezwany. Dobrze, że Dumbledore cały nie skończył jak jego ręka)
Coś jeszcze mnie w "nieścicłościach" nurtowało i miałem się na ten temat wypowiedzieć niestety chyba z powodu godziny wyleciało mi z głowy. Jak sobie przypomne to dopisze.
A powiedzcie mi, z czego rdzeń miała Elder Wand? Bo, że z czarnego bzu była to wiem.
wiem, że to raczej nieistotne, ale jak cho mogła być w hogwarcie jak harry był na siódmym roku, skoro ona była od niego o rok starsza?
Podejrzewam, że przybyła tam dopiero na Battle of Hogwarts, tak jak wielu innych.
Tak, pojawiła się w Pokoju Życzeń, tak samo jak reszta dorosłej części GD.
Mam małą niejasność, która mnie lekko uwiera: podczas ostatecznego starcia Harry - Voldemort ten ostatni mówi o Snapie i Lily:
Ha! faktycznie. Nie pomyślalam o tym. Można na upartego twierdzić, że się z nim zgodził, jak Voldemort powrócił juz do świata żywych (dosłownie i w przenosni),ale to takie naciągane wyjaśnienie jest.
ja myślałem, ze chodzi o powrót Snapea na rozkaz Albusa. Wtedy nastąpiły dłuższe wyjaśnienia
Podejrzewam, że wtedy Snape miał inne rzeczy do wyjasniania.
A ja podejrzewam zwykły, mało przemyślany blef. Ze strony Voldzia.
Albo może mu w umysł oklumencyjnie zaglądał, jak Quirrellowi?
Nie, chyba takie podglądanie myśli było niemożliwe, bo skąd Snape by wiedział, kto to? I jak miałby Voldemort nawiązać takie połączenie? Nie opętał Severusa ani nie miał w nim ukrytego horcruxa.
Ja to "agreed" zrozumiałam trochę... ogólniej. Mniej więcej tak: Voldemort jeszcze przed zabiciem Lily sugerował Snape'owi, że są inne, mniej szlamowate, kobiety. Zabił, zniknął, minęły lata, Snape wrócił do Voldemorta i wtedy się z nim zgodził w tej sprawie. Niekoniecznie od razu na pierwszym spotkaniu.
Filmy albowiem uczą, że porządny szpieg musi mieć bogate życie erotyczne, w żaden sposób nie powiązane z uczuciowym.
Też mi się wydaje, że taka rozmowa miała miejsce już po powrocie Voldemorta do potęgi. Nie sądzę, żeby Riddle zapomniał o prośbie Snape'a, bo w końcu rzadko jakikolwiek śmierciożerca go o coś prosił, a już na pewno nie, żeby kogoś ocalić. Tak więc Voldemort przypuszczam miał interes w tym, żeby sprawdzić, jak na to patrzy Snape, a ten wtedy przyznał, że są inne, wartościowsze itd...
... w co Voldemort bardzo głupio mu uwierzył, co było jego drugim co do wielkości błędem.
Voldemort popełnił bardzo dużo błędów, w tym, że ufał Snape'owi, że ten drugo odszedł od Dumbledore'a. To było bardzo głupie posunięcie. Nawet jeśli uzył mocy "czytania w myślach" to czy nie zauważył, że Severus blokuje przed nim umysł?
Może Snape był na tyle mocny w oklumencji, że potrafił to skutecznie ukryć innymi myślami, które również były ważne dla Voldemorta, a ten niczego nie podejrzewał. A może po prostu Voldemort znowu był zbyt zadufany w sobie sądząc, że przeniknie myśli każdego, dlatego dokonując legilimencji nie robił tego należycie dokładnie i po prostu lekceważył to działanie.
akurat do drugiej hipotezy się nie zgadzam. voldemort raczej nie ufał nikomu. sprawdzał każdego legilimencją, było powiedziane, że on nikogo nie traktuje za przyjaciela.
a wiadomo, że jak ktoś blokuje umysł, to można to sprawdzić. np jak bellatrix probowała sprawdzić młodego malfoya w VI tomie.
Zapominasz o największej słabości Voldemorta - jest tak zadufany w sobie i pyszny, że nawet mu przez myśl wiele rzeczy nie przeszło. Po co miał regularnie i solidnie sprawdzać umysł Snape'a, swojego najwierniejszego sługi? Skoro Czarny Pan mu zaufał, to znaczy, że się nie mylił.
A Snape był mistrzem oklumencji, więc pewnie umiał ukryć swe myśli tak, by nawet Voldemort nie wyczuł, że coś ukrywa.
i wierzył mu tak bezgranicznie? poza tym, czy na pewno był jego najwierniejszym sługą, skoro voldemort tak go potraktował?
Nikt nie mówi, że bezgranicznie. Ale Snape znał się na rzeczy i umiał wątpliwości rozwiać.
A to, jak Voldemort potraktował Snape'a świadczy o tym, jaki on jest. Nawet najwierniejszy i najbardziej użyteczny sługa, jeśli stoi na drodze swojego pana, musi być zlikwidowany.
ale czy nie mogli odbyc jakiegos pojedynku? nie było potrzeby go zabijać.
A była potrzeba zabicia x osób przed nim?
no wiadomo że nie. ale do zdobycia tej różki, której włascicielem i tak nie był snape, nie było potrzeby zabijania, trzeba było ją odebrać siłą.
A czy wiedział o tym Voldemort? Nie.
ale co za idiota zabiera się do zadania o którym nie ma pojęcia?
Aż się przeszłam sprawdzić.
no wlasnie. a nie lepiej było dopiedzieć się wszystkiego na ten temat a nie zabijac
swojego "najwierniejszego" sługę? Snape mogłby się jeszcze do czegoś przydać.
lekkomyślność - od razu mi się nasunęło na myśl. Więc wcale nie był takim potężny jaki się wydaje. popełnił masę błędów i nie próbował się na nich uczyć. i zbyt dumny by sie do tego przyznać nawet przed sobą.
And that's the point of book seven.
Właśnie i nie zapominajmy, że Voldemort pozostał kompletnym ignorantem w sprawach miłości, co Harry mu wypomina mówiąc właśnie o Snapie i jego uczuciu do Lily.
no bo on nie ma nawet pojęcia o tym co to jest miłość i nigdy tego uczucia nie doświadczył.
"You're the weak one. And you'll never know love... or friendship. And I feel sorry for you."
piąty film? Też mi zapadło w pamięć.
Mam wrażenie, że bardzo podobnie mówi Harry do Toma w na koniec siódmego tomu...
Ta kwestia dotycząca Voldemorta bardzo długo mnie irytowała. Był utalentowany, był inteligentny, był sprytny, ale czemu do diaska popełniał te wszystkie głupie błędy?! To znaczy, nawet biorąc pod uwagę jego pychę i przekonanie o własnej wyższości, nie przewidział kilku dość istotnych rzeczy... tak więc doszłam do wniosku, że nie ma co grzebać w widelcem w klozecie. Po prostu należy przyjąć wyjaśnienie w postaci ignorancji, jaką przejawiał w nadmiarze godnym rządnego władzy "evil guy" i koniec. Jakby tak się zastanowić, to nawet bardzo naturalne. Odniósł kilka godnych pochwały sukcesów, co utwierdziło go w przekonaniu o własnej potędze... i stał się próżny.
Co bardziej interesujące... czasem zastanawia mnie, czemu właściwie stał się tym kim się stał. Pomińmy tutaj sierociniec, bo przecież nie wszystkie sieroty marzyły o tym, żeby stać się Czarnym Panem, gdyby okazało się, że posiadają magiczne zdolności. Może miał to w genach (tych magicznych ^^), a może ponieważ jego zdolności wywoływały raczej u ludzi strach i brak akceptacji. I był sam. A w samotności człowiek potrafi czasami dojść do bardzo nieładnych wniosków. Nikt mu ich w porę nie wyperswadował. Teraz jak się nad tym zastanawiam, kiedy Dumbledore znalazł go, było już za późno, Tom już dokładnie wiedział, czego chciał.
Tak jak powiedziałaś był sam i dlatego stał się tym, kim był. Rowling zresztą to powiedziała w jednym z wywiadów, że gdyby był wychowywany przez matkę, to najprawdopodobniej nie doszłoby do tego wszystkiego. Zapewne byłby niezwykle potężny, ale nie musiałby swojej mocy używać w tak zbrodniczych zamiarach, jak to robił. No i zaznałby miłości i to tej największej, bo matczynej.
Taaaaak... tak to chyba działa, ta cała miłość. Właśnie to jest różnica między mieć i stracić (albo stracić i odzyskać), a nie mieć nigdy. Voldemort nie wiedział co traci, a że właściwie nigdy jej nie miał, to nigdy nie stracił... xD
...albo był zakompleksiony bardzo...
Nie mam akurat książki, więc nie mogę sprawdzić, ale mnie nurtuje jedna kwestia. Kiedy działa się akcja rozdziału "Malfoy manor"? Chodzi mi o to, że Draco był wówczas w domu, a podczas Bitwy o Hogwart, był właśnie w szkole. Skąd on się tam wziął? Czy akcja "Malfoy manor" toczyła się podczas jakichś dni wolnych? Czy może Draco nie chodził do szkoły (coś o tym wspominał w VI tomie)? Ale jeśli nie, to skąd się wziął w Hogwarcie?
Stąd, że był śmierciożercą i Voldemort zabrał go ze sobą na "misję" ? Draco, podobnie jak Harry, do szkoły już nie wrócił po szóstym tomie w ogóle.
Szczegółów konkretnego powodu dla którego Malfoy się znalazł w oku cyklonu nie pamiętam w tej chwili, ale na pewno był tam z rozkazu Voldemorta. Przypomnij sobie jak Lucjusz i Narcyza drżeli o jego życie. To Draco był powodem, dla którego zjawili się w Hogwarcie jako no man's land. To za wiadomośc o Draco Narcyza pozwoliła Harry'emu "umrzeć".
A Draco nie był w Manor ze względu na Wielkanoc?
Draco był w Hogwarcie cały rok - chyba. W każdym razie w "Malfoy Manor" Narcyza mówi, że przyjechał na ferie wielkanocne. A jego uroczy koleżkowie byli w szkole na pewno, Neville to mówi.
I o to mi właśnie chodziło. Czyli był w domu, bo była przerwa w lekcjach (o ile chodził do szkoły, jeśli nie, to możemy gdybać). Dzięki za tą informację
EDIT:
A o tym, że Crabbe i Goyle byli w szkole, to pamiętam- coś tam było, że na lekcjach OPCM są jednymi z wyróżniających się uczniów.
Nie. Był w Manor ze względu na fakt, iż była to kwatera główna śmierciożerców.
Edit: o masz ci los. Przecież Draco mówił w szóstym tomie że nie wróci do szkoły?... A jeszcze po akcji na wieży i ucieczce ze Snape'em?!? No co Wy?! Crabbe i Goyle to inna historia, ale Malfoy? Aż się przejdę sprawdzić.
No to już zupełnie zgłupiałem. Jednak po wielu przemyśleniach wydaje mi się, że nie wrócił do szkoły (wiem, strasznie sie motam ). Szkoda, że pożyczyłem książkę, ale może ktoś znalazł fragment rozwiewający nasze wątpliwości?
No fakt, że mnie ten Malfoy w szkole za grzybka nie pasuje, ale skąd niby, jak nie ze szkoły, by wracał do domu na święta?
EDIt: Ksiązki przy sobie nie mam, poszła uszczęśliwiać jedną snaperkę.
Po przeczytaniu 7 tomu mam jedną, bardzo prozaiczną niejasność:
Czyżby żaden z nauczycieli w Hogwarcie nie miał rodziny? Dlaczego?
Wszyscy mieszkali w zamku przez prawie cały rok, a raczej trudno było by ich oddzielać od bliskich. Nigdy nie było żadnej wzmianki o jakiejkolwiek rodzinie jakiegokolwiek nauczyciela. Czyżby Dumbledore stawiał takie bestialskie warunki przyjęcia do pracy "brak rodziny" ?
Może właśnie dlatego, że mieszkali w zamku przez prawie cały rok. Albo rodzina tego nie wytrzymywała albo nauczyciele nawet się nie wiązali wiedząc, na jakie niedogodności narażaliby bliskich.
Snape nie miał rodziny, bo kochał tylko Lilly. A reszta? To juz nie wiem. Slughorn na emeryturze mieszkał sam. Nie miał żony.
Może to tylko zbieg okoliczności, ale wydaje mi się, że porostu rodziny pozostałych nauczycieli nie były tak ważne. Tak samo, jak nie wszyscy nauczyciele zostali "porządnie" przedstawieni i opisani, bo i po co, skoro nie wnoszą nic do powieści... a musiało być ich więcej.
A poza tym, większość z nich była z lekka przeterminowana, więc być może nikt już im nie został z rodziny... żywy.
Na przykład u takiego Binnsa
Jego żona, mogła by być jednym z duchów Hogwartu.
ale się już tego, nietsety, nie dowiemy.
Nie wiadomo, jeśli wyjdzie ten suplement z niewykorzystanymi notatkami Rowling, to może czegoś się dowiemy na ten temat.
ale po co? przecież Binss był postacią dalekoplanową, rzadko kiedy pojawiał się w ksiązce, i to tylko po to żeby ponudzić swoimi lekcjami.
Nie mówię akurat bezpośrednio o Binnsie, ale ogólnie o nauczycielach. W sumie dziwi mnie, że nikt jeszcze nie zapytał o to Rowling (a przynajmniej ja się nie spotkałem z tym w żadnym z wywiadów).
Nie wydaje mi się, by brak rodziny był warunkiem koniecznym zostania nauczycielem w Hogwarcie, ale też ilość pracy w szkole zdecydowanie zniechęca do dzielenia czasu między nią a rodzinę, przynajmniej w przypadku przedmiotów podstawowych. Licząc skromne dwie godziny tygodniowo na dwa Domy przez pierwsze pięć lat i połowę tego przez kolejne dwa to już wychodzi nasze pensum, a przecież owych obowiązków było o wiele więcej. Tak więc raczej nauczyciele przedmiotów podstawowych byli samotni.
Natomiast ci nauczający przedmiotów dodatkowych, siłą rzeczy mający mniej roboty, mogli chyba rodziny posiadać. Ich rodziny mogłyby choćby mieszkać w Hogsmeade, zresztą co to za problem po pracy teleportnąć się do domu?
Z drugiej strony Hogart raczej przyciągał osoby nierodzinne.
Dumbledore - poświęcony magii i sprawom świata.
Snape - wiadomo.
McGonagall - klasyczna stara panna .
Slughorn - a jaka kobieta by z nim wytrzymała? Jego dziećmi byli ulubieni studenci.
No dobra, i co w końcu z tym Malfoyem? Był w Hogwarcie czy nie? Bo nie sprawdziłam .
A ci, których to interesuje (tj. ja i Ginnusia) nie mają aktualnie książki, więc...nie wiemy czy był, czy nie był.
No więc tak. Z książki nie wynika, że była już Wielkanoc. Wyraźnie napisane zostało tylko tyle, że nastał marzec, ale ani w rozmowie między sobą, ani w Potterwatch, którego Trio słuchało bezpośrednio przed schwytaniem, nie wymieniają słowa "Wielkanoc", nie ma żadnych życzeń ani nic. Oczywiście, mogłam coś przeoczyć, bo nie czytałam z wgłębianiem, przeglądałam tylko. W samym Manor też nic o Wielkanocy mi w oko nie wpadło. Później zaś zastanawiające jest tak naprawdę tylko jedno: rozmowa Lucjusza z Voldemortem we Wrzeszczącej Chacie podczas Battle of Hogwarts. Malfoy Senior błaga Czarnego Pana "tam jest mój syn!", na co ten odpowiada, że skoro nie wyszedł do niego wraz z resztą Ślizgonów, to sam sobie jest winien. Ale to niestety o niczym nie przesądza, moim zdaniem, bo sam fakt że był w tym momencie w szkole (podobnie jak pół Zakonu, na ten przykład, a później wręcz cały) nie oznacza ze do niej uczęszczał. A Neville opowiadając o tym co się tam działo o Malfoyu nic nie wspomina...
Sprawdź dobrze. Bo ja tam "Easter" widziałam. Narcyza mówi coś takiego, że Draco przyjechał na Wielkanoc, więc może ich zidentyfikować.
Rzeczywiście, sprawdziłam według Twojej wskazówki i mówi. "His Easter holidays" czyli przerwę świąteczną miał, nie ma co sobie oczu dłużej mydlić. Hm. Trochę bezsens, chociaż może faktycznie - ze Śmierciożercami u steru i Snape'em jako dyrektorem...
Wprawdzie nie mam pojęcia, jak on się czegokolwiek uczył w takim stanie ducha, ale czy ktoś mówił, że on coś w tym Hogwarcie robił?
Jestem w szoku. Byłem pewien, że Draco nie wrócił do Hogwartu.
Ja też. Zresztą dalej nie jestem w stanie wyobrazic go sobie chodzącego na lekcje. To, że Snape był dyrektorem Hogwartu, że szkołą rządzili smierciożercy wcale nie zmienia faktu, ze na lekcach nauczycieli nie związanych z wladzą miałby ciężkie życie.
I tak mniej ciężkie niż uczniowie "opozycyjni" na lekcjach Carrowów.
Przyszło mi do głowy - Dumbledore mówił Snape'owi, że nie chce zniszczyć duszy Dracona. Może dlatego Snape trzymał chłopaka w Hogwarcie - by nie musiał zrobić czegoś naprawdę złego?
Snape nie miał nic do gadania w sprawie edukacji Dracona. Tzn. jestem pewny, że do ojca należało ostatnie słowo.
A właściwie nie do ojca, ale do Voldemorta. To on właściwie rządził rodziną Malfoyów w VII tomie.
Raczej do Voldemorta niż do Lucjusza, to pewne. Ale Voldemort wtedy (między VI a VII tomem) ufał Snape'owi (na tyle, na ile umiał ufać, oczywiście).
Temat o stronie JKR jest na forum głównym, ale postać czarodzieja miesiąca wzbudziła moje wątpliwości z gatunku spoilerowych. Tam jest napisane, że Harry zaczął karierę aurora w wieku 17 lat. Jakim cudem? Po DH miał już 18, a przecież szkolenie aurorskie trwa trzy lata.
Czepiam się?
Tak :]
Myślę sobie, że w momencie, w którym Harry zabił Voldemorta, dostał automatycznie coś w rodzaju doktoratu honoris causa .
Właśnie miałem coś takiego napisać Harry przeżył więcej niż połowa aurorów razem wzięta, więc przypuszczam, że po powrocie do normalności w Ministerstwie, dostał etat automatycznie (szczególnie, że szefem był Kingsley). Z tym, że pewnie od razu się zaczął dokształcać
Doktorat honoris causa rozumiem, niemniej jednak Harry (mimo tego, że jest TYM Harrym) dokształcania aurorskiego potrzebował (geniuszem to on był li i jedynie z OPCMu, ale już rany wyleczyć nie umiał, jak widzieliśmy). I w sumie dobrze, że Hermiona nie poszła na aurora, przynajmniej Harry i Ron musieli się czegoś nauczyć sami. I notatki robić.
A co jest potrzebne na aurora? DADA dokładnie.
Plus zaklęcia, eliksiry (z których Harry był dobry) i transmutacja (a tu już mu szło ciężko). Potrzebował dokształcenia
Poza OPCM (DADA) trzeba było zdać na poziomie OWTMów powyżej oczekiwań transmutację, eliksiry, zaklęcia i zielarstwo (a może coś jeszcze, nie pomnę), by w ogóle zostać przyjętym na kurs aurorski. Będę się upierać, że auror, który nie umie sobie poradzić ze skaleczonym palcem, to kiepski auror.
EDIT: Ramzes, ciut się dublujemy - za długo posta pisałam.
Bywa
Ginnusia ma rację. Co to za auror, który przy przedzieraniu się przez kolczaste krzaki skaleczy się i nie potrafiąc sobie pomóc wykrwawi się na śmierć? Tak samo, auror powinien być bardzo dobry z transmutacji (ktoś zresztą zauważył, że mistrzostwo wykazał Dumbledore, pomimo że aurorem nie był, w walce z Voldemortem w Ministerstwie Magii). Co z tego, że pozna czarną magię teoretycznie, pozna wiele skutecznych zaklęć, skoro często to może być za mało?
Leczenia ran nie ma w standardowym programie nauczania Hogwartu - auror musi się więc tego uczyć już na kursie aurorskim.
A tak poza tym - myślicie, że jeśli bohater chce wstąpić na jakąś uczelnię, robią mu testy wstępne? :]
Toteż właśnie piszę, że Harry dokształcać aurorsko się musiał - ale jako bohater pewnie mógł i pracować jako auror, i się uczyć, i nawet nie mieć przy tym OWTMów.
Oj, juz się Harrego tak nie czepiajcie. W końcu sobie dobrze na tą pracę zapracował.
Elo! to moj pierwszy post na tej stronie :)
Chcialbym sie wypowiedziec na temat pobytu Malfoya w Hogwarcie
Z tego co wydedukowalem z tresci to Malfoy BYL w Hogwarcie. przyjechal na wielkanoc ale po tym jak Hrry'emu udało sie uciec do domu Billa i Fleur, jak planowali i wkradli sie do banku Gringotta i wrócili do hogwartu minelo wiele tygodni jak pisze w ksiazce. Czy nie wydaje sie wam, ze poprostu Malfoy powrocil juz spowrotem po przerwie wielkanocnej do szkoly?? ;)
Nie jestem pewna, czy było to już, czy jeszcze nie. Jeżeli było to można śmiało usunąć tego posta0obiecuję, że nic nikomu za to nie zrobię.
Otóż w VII tomie, rozdziale piątym, na stronie 70 Ted Tonks mówi Harry'emu, że naprawił mu żebra, ząb i ramię. Słowo "naprawił" od razu nasuwa mi na myśl, że zrobił to za pomocą magii, tylko czy jakiś dobry człowiek może wytłumaczyć, jak on mógł to zrobić skoro był MUGOLEM? Nimfadora wspomina Harry'emu o swoim niemagicznym ojcu w V tomie, tak samo Syriusz mówi Potterowi(też w V tomie), że Andromeda została wykreślona z rodziny, bo poślubiła mugola. Jak więc Ted Tonks mógł "naprawić" Harry'ego bez użycia magii? Czyżby przeoczenie autorki?
Cytat z piątego tomu, strona 131 (miękka okładka):
"(...) natomiast Andromeda wyszła za czarodzieja z mugolskiej rodziny, Teda Tonksa, więc...".
yyy ups...? Wygląda na to, że całkowicie mi się pomieszało. To wszystko przez to, że za dużo razy czytałam HP(coś ok 15 razy każda część, no oczywiście oprócz siódemki, tą zaczynam czytać dopiero 2raz) i zaczynają mi się plątać fakty. Ciapa ze mnie i tyle
Nie przejmuj się, z mugolstwem/mugolactwem Teda Tonksa nie Ty jedna miałaś kłopoty. Ja też nie byłam tego pewna, w końcu to postać najwyżej trzecioplanowa i mogą się pewne rzeczy rozmywać.
Nie wiem czy można nazwać to nieścisłością, ale jaki cudem Ron otworzył wejście do Komnaty Tajemnic ? Przecież języka wężów nie można się tak od niechcenia nauczyć, z tym się rodzi albo nie. Wydaje mi się, że Ron był za bardzo przejęty podczas otwierania medalionu, żeby zapamiętać i powtarzać w samotności pojedyncze syczenie...
A tak, też się nad tym zastanawiałam... Słyszał mowę wężów dwa razy w życiu, w obu wypadkach podlegał silnym emocjom, więc zdolność zapamiętywania miał ograniczoną, a chyba mowa wężów to coś więcej niż jakiś sobie syk?
To już było w tym temacie omawiane, ale powtórzę: przekonanie, że mowa wężów to dar tylko dla wybranych, to nasz błąd. To język jak każdy inny, może tylko trudniejszy. Ron zapamiętał jeden konkretny syk i mu się udało. Chyba każdy z nas byłby w stanie powtórzyć jedno słowo w obcym języku
A co do zapamiętywania - myślę, że właśnie w takich chwilach zapamiętuje się wszystko znacznie silniej. Ludzie czasem pamiętają w najdrobniejszych szczegółach, co robili gdy np. dowiedzieli się o śmierci bliskiej osoby.
Może miał wybitne zdolności językowe
Nie czuję się przekonana. Mimo całej mojej miłości do Rona.
Jedno słowo można powtórzyć, jasne, parę lat temu nauczyłam się, jak jest "kocham cię" po węgiersku i do dziś pamiętam. Ale ja się tego uczyłam świadomie. A Ron nie. Może kwestia subiektywnego spojrzenia na problem, ale wydaje mi się, że przed rozwaleniem medalionu on był tak roztrzęsiony, że nie miał prawa nic zapamiętać. Ale może go nie doceniam.
Inna sprawa, że chyba po prostu JKR chciała pokazać, że Ron też jest jednostka utalentowana, bystra i twórcza.
Mnie męczyła po przeczytaniu HP & DH jedna rzecz, teraz po przeczytaniu polskiej wersji to wróciło. Nie posiadam dostępu do Księcia Półkrwi i nie mogę sprawdzić. Czy w VI tomie nie napisane jest czasem, że Dumledore zabił Grindelwalda ? Czy jednak pisze, że został tylko pokonany?
Nie mam książek pod ręką, ale nie wierzę, żeby Jo pozwoliła sobie na tak wielkiego babola. Tam wszędzie była mowa o pokonaniu. A że do tej pory był to wątek marginalny, nikt nie zwracał na to uwagi. Zapewne dlatego "autoamtycznie" nasunął ci się wniosek, że jest martwy.
Zdecydowanie nigdzie nie było napisane, że go zabił.
Jestem świeżo po przeczytaniu DH i staram sobie to wszystko jakoś poukładać. Ten temat jest w tym bardzo pomocny
Co do Draco Malfoya: Narcyza mówi, że przyjechał na ferie wielkanocne. Na początku też myślałam, że w ogóle się nie pojawił w Hogwarcie. Ale teraz mam wrażenie, jakby po tych feriach pojechał do szkoły...
Nie mogę znaleźć tego o Grindelwaldzie, ale zgadzam się z tym, że JKR nie pozwoliłaby sobie na jaki błąd, pisząc, że Dumbledore go zabił. Z resztą nie wydaje mi się, żeby gdzieś było tak napisane Zawsze była mowa o pokonaniu.
Cześć
Nie byłam tu od roku 2004, hehe Ale konto weszło.
No więc VII cześć nie jest całkiem dla mnie jasna, mam parę pytań, których tutaj nikt raczej nie zadał. A więc:
1) Co dokładnie nie powiodło się w planie Dumbledore'a? Czy to coś co się nie udało miało "uratować" Voldemorta? Bo Harry mówi coś takiego w walce z V., że to nie on odczuje skutki tego błędu tylko właśnie V. ...
2) Czy Dumbledore wiedział, że Harry umrze a potem będzie mógł powrócić na ziemię? Jeśli tak, to czemu nie powiedział o tym Harry'emu? A jeśli nie, to naprawdę był perfidny i hodował go jak prosiaka na rzeź.... Sama nie wiem co o nim myśleć
3) Czy w końcu wiadomo dlaczego James i Syriusz byli tacy wredni i zadufani w sobie? Czy w końcu coś się odmieniło, czy Harry musi pogodzić sie z tym, że miał niezbyt fajnego ojca ?
To na razie chyba wszystkie pytania;) Jak przypomnę coś sobie to jeszcze napiszę.
Odpowiem tylko na ostatnie, bo jestem przeczulona na tym punkcie.
Tak naprawdę nie wiemy, jaki był James. Widzimy go głównie oczami dwóch bardzo nieobiektywnych osób - Syriusza i Severusa, którzy pokazują jego skrajnie różne wizerunki.
Tak mi przyszlo go głowy - gdyby pokazać dzieciom Harry'ego wspomnienia Zachariasza Smitha o ich ojcu albo też wybrane scenki z życia Harry'ego na piątym roku, też by się biedactwa załamały. A o Jamesie - poza NWSS - wiemy, że był niesamowicie odważny, że jednak zasłużył jakoś na miłość Lily, że wyrastał w fajnym domu. To trochę komplikuje jego wizerunek.
Na moje oko, to by było tak:
1) Jeśli dobrze zrozumiałem pytanie - Dumbledore chciał, żeby po jego śmierci nikt nie mógł używać Elder Wand. Chciał umrzeć jako jej niepokonany właściciel, w czym miał mu "pomóc" Snape, a co miało spowodować, że różdżka utraci swoją niezwykłą moc. W to wszystko całkiem niespodziewanie wmieszał się Malfoy rozbrajając Dumbledore'a, dzięki czemu przejął władzę nad różdżką. Dumbledore podejrzewał, że Voldemort w końcu zrozumie, kto posiada Elder Wand i zapragnie ją zdobyć. Rysa w planie spowodowała, że Riddle nie wiedział, że Malfoy rozbroił Dumbledore'a i mimo przekonania, że to właśnie on [Voldemort] jest prawowitym właścicielem różdżki, to był nim ktoś inny - Harry - co uniemożliwiało prawidłowe użycie różdżki przez Riddle'a.
Czytelnie, czy bardzo zagmatwanie piszę?
2) Chyba nie miał pewności. Podejrzewał taki scenariusz, ale nie był pewny.
Chrystus zapewne doskonale wiedział. Ostatecznie jest przecież Bogiem.
Właśnie chciałam to napisać - pewnie, ze wiedział
Dziekuję za wyjaśnienia:) Ramzes - wydaje mi się, ze juz rozumiem.
Ale sugerujecie, że gdyby Harry nie poswęcił sie sam z siebie to Voldemort zabił by jego a nie swojego horcruxa? Nie rozumiem tej zalezności... Lilly przecież tez oddała życie za kogoś innego a nie żyje.
nie była horkruksem.
Ale co ma do rzeczy bycie horcruxem?
Harry miał dwie dusze w jedym ciele - można tak powiedzieć. a Lily tylko swoją właśną. Przez to że Lili i Harry oddali dobrowolnie życie za innych, za swoich bliskich im nie mogła stać się krzywda, jednak sądzę że dzięki temu że Harry się poświęcił został trafiony horkruks. przecież voldemort bał się miłości. może przez to jego dusza w Harrym została "na wierzchu"? w tym wypadku nie mam pewności.
Dochodzi jeszcze kwestia krwi Harry'ego płynąca w żyłach Voldemorta. Obecna w niej była ochrona jaką zapewniła synowi Lily. I dopóki ta krew płynęła w Voldemorcie, nie mógł osobiście zabić Harry'ego. Czyli wyszedł paradoks, że Voldemort mógłby zabić Harry'ego dopiero, kiedy sam już by nie żył. Dlatego też zaklęcie uśmiercające wyczarowane osobiście przez Voldemorta niejako wybrało ułamek duszy Riddle'a w ciele Harry'ego. Przynajmniej ja to tak rozumiem.
No Ramzes, tak mogło byc, tylko wtedy co ma do rzeczy to, że Harry poszedl na śmierć dobrowolnie?
Denerwuje mnie, że to nie było jasno przedstawione i musimy snuć jakies domysły... No chyba, że mozna się jakoś dobrze wczytac i zrozumiec w 100%.
A dla mnie to, że JK zostawila po siódemce furtkę na dalsze dywagacje, jest jedną z największych zalet książki. Najwazniejsze wątki zostały rozwiązane, a fani jeszcze długo będą roztrząsać każde zdanie
Szczerze mówiąc nie wiem, czy to, że Harry się poświęcił jakoś wyjątkowo sprawiło, że przeżył po raz drugi śmiertelne zaklęcie. Na pewno dzięki temu Voldemort nie mógł zabić nikogo z obrońców Hogwartu, ale czy przez to Riddle nie zabił Harry'ego? Hm... Wydaje mi się, że Dumbledore'owi chodziło o to, że Harry musi w pełni zrozumieć, że Voldemort nie zostanie pokonany, jeśli on sam [Harry] (za dużo imion, mam problem z podmiotem) nie zginie, a wraz z nim ostatni horkruks.
podejrzewam, że po prostu jedno śmiertlene zaklęcie zabiło horkruxa, to coś jak dodatkowe życie.
So did I.
Harry jak Mario - ma 3 życia.
Strasznie zagmatwany jest ten motyw ochronno-krwisty, ale to było do przywidzenia po błysku w oku Albusa...
Mi się wydaje, że podczas pierwszej walki w zakazanym lesie(a właściwie poświęcenia Harrego) uszkodzona została tylko dusza Voldemorta, gdyż atakował Harrego Czarną różdżką, której nie był pełnoprawnym właścicielem. To Potter był prawowitym władcą różdżki,więc zaklęcie uśmiercające wybrało horcruxa, a nie duszę Harrego. Dzięki temu Voldemortowi został tylko jeden horcrux - Nagini.
nice vision
Ah, owco, dla ciebie za poprawene mi nastoju.
Taka sprawa odnośnie skrzatów domowych. Wiadomo, że czarodzieje nie mogę się teleportować w niektórych miejscach, a skrzaty mogą bo ich magia jest inna od magii ludzi. Magia skrzatów jest tak potężna że mogą teleportować ze sobą czarodziejów nawet z miejsc z których czarodzieje nie mogą deportować się sami. Tak przynajmniej wynika z Malfoy's Manor. Więc dlaczego Stworek nie teleportował ze sobą R.A.B z jaskini?
Jedyne wytłumaczenie jakie mi się nasuwa jest takie że Zgredek mógł teleportować ludzi z Malfoy's Manor tylko dlatego że wcześniej służył w tym domu.
tu w ogóle wszystko jest nejasne. skąd mamy w ogóle wiedzieć że magia istnieje?????????????
XD
Zastanawia mnie, czemu Hermiona po weselu mowila ze nigdy nie uzywala obliviate, skoro uzyla go juz na swoich rodzicach? ;]
Bo nie użyła. Zaklęcie Obliviate to zaklęcie zapomnienia, a Hermiona "jedynie" zmodyfikowała swoim rodzicom pamięć. "Jedynie", bo to o wiele większa sztuka tak naprawdę.
Co się zaś tyczy Stworka i R.A.B.-a, to niby jak miał go teleportować? Do tego trzeba kontaktu fizycznego, a Regulus - zanim Stworek zorientował się co i jak - był już w łapach Inferiusów. Zresztą, nawet gdyby nie - skrzat nie może nie wykonać polecenia swojego pana. A to było jasne - ma się teleportować do domu sam.
W VII tomie jest mnóstwo zagadek, to że Harry przeżył jest dodatkowo komplikowane tym swoistym rodzaje "decyzji" jaką podjął na dworcu King Cross. Inna sprawa że Harry na samym końcu jeszcze "namawiał" Voldemorta do rezygnacji, tak jakby Harry wybrał życie i nie chciał nawet śmierci Voldka, taki swoisty akt woli, wybrał życie a Voldemort...no wiadomo co wybrał.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)