Pirackie tłumaczenia od zawsze było dość kontrowersyjnym tematem.
Nigdy nie byliśmy do końca pewni co własciwie to "piractwo" oznacza, dlatego ja pozostaję przy określeniu "fanowskie".
Tak więc wiem, że mnóstwo osób nie czuło się na siłach czytania orginału (tak jak ja), ale niecierpliwość nie pozwoliła im zwlekać aż do 28 stycznia - daty wydania polskiej, orginalnej wersji HBP, ogłoszonej przez wydawnioctwo Media Rodzina.
Nie da się również ukryć, że tłumaczenie Armii Świstaka (bardziej znanej jako "Grupa Spike'a") cieszy się największą popularnością.
Jedni sądzą, że drużyna, składająca się ze wspomnianego wyżej Spike'a, Clio, Półkrwi Wampira, Semele, Mirriel, Susie, Nilc, Visperas, Tanger, Kubisia, afsdafsd, Rachel, wodnika oraz Susie odwaliła kawał dobrej roboty, inni, że książka wiele stracila na tym tłumaczeniu. Że omijane zostały niektóre słowa, które jakoby tłumacze nie umieli przełożyć na język polski, zdania nie mają sensu, a szczegóły są zwyczajnie gubione.
A wy?
Co o tym myślicie?
Porównywaliście orginał z tłumaczeniem AŚ-ów?
Ja przeczytałam i... cóż. Było lepiej niż w przypadku "Zakonu", ale nie idealnie. Ktoś z tłumaczy ma wyraźny uraz do trzykropków, bo każde ich miejsce zastępowała pojecyncza kropeczka co wyglądało nieco dziwnie.
Z orginałem porównywałam tylko niektóre fragmenty i (chociaż może to był po prostu przypadek, ze trafiłam na takie a nie inne) nic do nich nie miałam.
Zresztą ŻADNE tłumaczenie nie będzie równac się z orginałem - wiadomo. Są jednak tłumaczenia lepsze i gorsze. Posłużę się tutaj przykładem.
Uwaga! Tutaj będzie spojler!
Ja myślę, że tłumaczenie Grupy Spike'a jak na tłumaczenie amatorskie http://translator.telewizor.eu było naprawdę bardzo dobre. Oczywiście błędy czasem się zdarzały, ale nie tak znowu bardzo często, żeby to nie wiem jak przeszkadzało w czytaniu. Przeczytałam wersję angielską, teraz kończę czytać tłumaczenie. Naturalnie czytanie po polsku jest dobre o tyle, że zachowuje się wszystkie szczegóły, które umykają przy orginale. Ale są takie rzeczy, które stracą na każdym tłumaczeniu, jak np. Lon-Lon, zamiast Won-Won, albo przekład tytułu 'The Lightening-Struck Tower' (chodzi o powiązanie z kartą tarota, którą profesor Trelawney pokazuje Harry'emy w rozdziale 25.) a także wiele innych nazw. Tak więc cieszę się bardzo, że przeczytałam orginał (zobaczyłam, ile ta książka traci po przetłumaczeniu), a dopiero potem, moim zdaniem, bardzo dobre tłumaczenie, dla uzupełnienia ew. braków spowodowanych przeoczeniami
Ja dosłownie przed chwilą skonczyłam czytać tłumaczenie Armii Świstaka i wreszcie mogę dołączyć do grupy Tych Mądrych. :]
No i co ja o tym myślę... Nie jestem na tyle dobra w angielskim, by spokojnie móc przeczytać oryginał, więc dla mnie jedynem ratunkiem było tłumaczenie "fanowskie". Powiem, że jestem mile zaskoczona poziomem tego tłumaczenia, nie zauważyłam żadnych grubszy błędów, rażących potknięć. Moim zdaniem to dobrze, że ktoś zabrał się za to, bo to jedyny ratunek przed takdługim oczekiwaniem jakie zafundowała nam Media Rodzina.
A jesli chodzi o to, że takie tłumaczenie to piractwo - wiem, że można to nazwać kradzieżą i wiem też, że zaraz prawdopodobnie rzuci się tłum, który będzie chciał linczowac Spike i całą AŚ (chociaż i to miałao już miejsce), ale w tym wypadku ja nie mam nic zupełnie przeciwko takiemu postępowaniu. AŚ odwaliła kawał naprawdę dobrej roboty. Podejrzewam, że tłumaczenie pana Polkowskiego również przeczytam, ale na razie wcale nie żałuje, że jestem po tłumaczeniu "fanowskim".
skad wiesz, ze nie bylo wiekszych bledow, skoro nie czytalas oryginalu? troche konsekwencji.
a osobiscie nie mam nic przeciwko tlumaczeniom pirackim. ale nie zamierzam z nich korzystac, o ile nie bedzie mi bardzo zalezalo na jakiejs ksiazce, ktorej nie bede mogla dostac ani po polsku, ani w oryginale. nie dosc, ze wiele szczegolow moze mi umknac (czasem w ksiazkach sa fragmenty kolosalnie wazne, a niedoswiadczony tlumacz je bagatelizuje), to towarzyszyloby mi chyba glupie uczucie, ze... cos trace? tego pottera czulam sie na silach czytac w oryginale, a z poprzednimi czekalam na polskie wydanie.
amen.
Nie chodziło mi o błedy takie jak pomijanie opisów (co samo w sobie błędem nie jest), czy złe zrozumienie tekstu, ale o niezręczne przełożenie jakiś słow na polski czy tam złe forumowanie zdań.
Źle się wyraziłam.
ja przeczytałam Zakon Feniksa tłumaczony (jeszcze wtedy tylko) przez Spikiego. jak później czytałam orginał, jedyne co mi się w oczy rzuciło to nazwy własne. ale to jest oczywiste.
co do VI tomu to spojrzałam może na ze trzy rozdziały tłumaczone przez jego grupę... szczerze? już wolałam jak to tłumaczyła jedna osoba. każdy rozdział inaczej napisany, innym stylem. rzuca sie w oczy. dlatego wolałam przemęczyć po angielsku i poczekać na wersję Pana Polkowskiego.
nierozumiem oburzenia MM. przecież i tak każdy kupi orginalną książkę. a jeśli są osoby, które chcą wcześniej przeczytać "nieco gorszą" wersję to ich sprawa.
(nie wiem czy tutaj się nie pomylę) ale chyba PIRACTWO to jest jak się orginalne wersje kopiuje czy co tam z nimi robi ale ZARABIA się na tym... a tłumaczący fani HP to robią dla siebie i innych podobnych sobie.
ja nie mam nic do takich tłumaczeń. kto chce - ten czyta, a kto nie - nie. i koniec.
Sii...grupa Spike'a ma o wiele lepszy [rzekład...sądząc po fragmenie...ale osobiście nie czytam "fanowskich" tłumaczeń. Aqrat mój angielski jest na wystarczającym poziomie, abym mogła przeczytać ze zrozumieniem cała książkę. Ale równocześnie nie jestem przeciwniczką pirackich tłumaczeń...niech sobie isnieją...przynajmniej ludzie mają co robić w te pasqdne wakacje !
Gem-> nie wiem jakim [piii] trzeba być, żeby uważać wakacje za paskudne (bez obrazy, joke) ;>
MOże chodziło jej o pogodę...
Mam oryginał pod ręką, więc przytoczę:
Jeśli kogokolwiek zainteresuje zdanie tłumacza (chodzi mi o porównanie obu fragmentów przytoczonych przez Tenebris z oryginałem), to żadna z tych wersji nie jest dobra. Obie są w miarę poprawne pod względem stylistycznym, obie zawierają treść oraz sens pierwowzoru, ale to nie jest tłumaczenie. To nie jest przekład literacki, po prostu. Już gdzieś na tym forum chyba to pisałam - dobry tłumacz jest również twórcą, artystą. A to jest odtwarzanie, przykładanie foremki gramatycznej i przenoszenie. Nawet nie bardzo kulawe, ale mimo wszystko.
Ja rozumiem, że nie o wartości literackie - tylko po co wówczas w ogóle czytać?... Może najlepiej niech nam po prostu ktoś dobrze znający język opowie i cześć ?...
Dla mnie osobiście takie podejście jest nie do przyjęcia, w życiu bym się nie zgodziła tak sobie zubażać jednej z największych i najbardziej ulubionych przyjemności. U Rowling, jak wiadomo, chodzi również o rozmaite smaczki, świetne poczucie humoru i tak dalej. Na jej miejscu bym tych tłumaczy osobiście zabiła, i to wcale już nie ze względu na zyski, tylko na wstyd. Bo weźcie pod uwagę, że 85% osób wypowiadających się w tej chwili na polskich forach w temacie szóstego tomu, zna go tylko z wersji pirackiej. I niestety, nawyraźniej w ogóle nie biorąc pod uwagę jakości samego tłumaczenia, krytykują tenże szósty tom za różne rzeczy. No przecież mnie, gdybym była autorką oryginału, trafiłby jasny szlag.
No pewnie, że żartowałam z tym opowiadaniem - zabiłabym każdego, kto spróbowałby choć słowem się do mnie zająknąć na temat HBP do czasu polskiego wydania, gdybym nie znała angielskiego!
I - jak łatwo z powyższego wywnioskować - za nic w świecie nie chciałabym czytać żadnych streszczeń, pirackich tłumaczeń, nic.
Tak samo rzecz się ma z filmami - nie przeczę, że zdarzało mi się skusić na dvd "spod lady", i to nawet wielokrotnie. Głównie z tego względu, że część filmów trafia do Polski z karygodnym opóźnieniem lub wręcz nie trafia w ogóle. Ale zawsze w takim przypadku kieruję się dwoma zasadami: 1. kopia musi być "żyleta" - jeśli jest to wspomniana przez Ciebie "kinówka", nie obejrzę za żadne skarby, 2. jeśli film jest wybitnie kinowy (efekty specjalne, dźwięk i tak dalej), grzecznie czekam na premierę, bo wiem, że oglądając w domu zepsuję sobie całą przyjemność .
Mi osobiście podobało się to amatorskie tłumaczenie, jestem naprawdę pod dużym wrażeniem... Wiadomo jednak, że Polkowski przekłada książki o niebo lepiej... Ale i tak mi sie podobało Czytałam angielską wersję, ale troche kulawo mi to wychodziło... Żałuję, że tak szybko się to skończyło, bo czuję jakiś "niedosyt"...
Ja czytałam oryginał... pewnie pominęłam trochę słówek, ale jeśli był jakiś ciekawy fragment, przekładałam dokładnie słówko po słówku... w danej chwili nie bardzo mnie obchodzi, czy w jaskini były kawałki skał czy nawisy skalne, czy urwiska czy falezy... Zapewne zimą tłumaczenie pana Polkowskiego poznam na tyle dobrze, że będę wiedziała już wszystko. A tłumaczenie AŚ... miałam adres, miałam to na wyciągnięcie ręki, ale jakoś nie chciało mi się czytać. Bałam się, że pomieszają mi się nazwy itd., a poza tym nie cierpię czytać na ekranie komputera. Przeciwko tłumaczeniom takim nic nie mam, niech sobie ludzie tłumaczą, ale poki co nie korzystam.
Myślę, że przetłumaczone to jest dobrze, można dowiedzieć się o czym jest ksiażka, ale nie ma to jak oryginał
Oh! Estej zadziwiasz mnie jakiś ty dokładny...
Muszę się przyznać ze trochę opuszczałam opisów i nie tłumaczyłam(jak nie znałam słówka), bo już mi się nie chciało. Ale ogólny sens zawsze wydłubałam
Ja przeczytałam wersję piracką CoolBrain i prawdę mówiąc trochę sie zawiodłam:/
chodzi mi przede wszystkim o niektóre fragmenty jak choćby ogłoszenie na szybie w sklepie Freda i Georga.Sens tych słów doszedł do mnie dopiero na tym że forum w jakimś temacie. A że po angielsku znam jedynie podstawowe zwroty(w szkole przypadł mi jezyk niemiecki,ale nie powiem niestety bo bym skłamała)to w dalszym ciągu nie rozumiem jeszcze (nie)wielu rzeczy
DLACZEGO MARTWISZ SIĘ SAM – WIESZ - KIM? POWINIENEŚ MARTWIĆ SIĘ U - NO – POO – KONSPIRACYJNĄ SENSACJĄ CHWYTAJĄCĄ NARÓD
...
Szczerze? Beznadziejnie Po prostu U-No-Poo zostawili, a reszcie słówek dali pierwsze lepsze znaczenie.... ech.
Kon-spi-ra-cyj-ną?...
Najlepsze jest to, że odbyłam długą i burzliwą dyskusję z dwoma moimi internetowymi znajomymi, z których jedna jest Amerykanką, druga Brytyjką, obie absolutnie native, i też nie są do końca pewne jak to jest z tym produktem . Ja osobiście uważam, że nie (mimo zdania ze strony 205 brytyjskiego wydania dla dorosłych - Harry frequently looked over at his classmates in the common room or at mealtimes to see them purple in the face and straining as though they had overdosed on U-No-Poo; but he knew that they were really struggling to make spells work without saying incantations aloud. - moim zdaniem chodzi tu raczej o grę słów, nawiązanie, niż o rzeczywisty środek), one - że można to w sumie interpretować i tak, i tak .
A do mnie dotarło jeszcze inne tłumaczenie autorstwa Vampire Princess, ale akurat cytowany fragment z rozdziału 26 jest dokładnie taki sam ja tlumaczenia coolbrain.
Ogólnie całość oceniłbym pozytywnie choć byki są
No, a zajrzyj sobie jeszcze do fragmentu z tematu U-No-Poo, przytoczonego przez Kasię... Wszystkie kalki językowe i inne "drobiazgi" IMHO bledną w obliczu trzęsionych szat ...
No ale co to w ogóle za chwytanie za przód szaty, jak rany... Normalnie, chwyciła Lupina za szmaty i potrząsnęła nim . Koniec, kropka.
Nooo bo niby w oryginale jest przód szaty No ale trząść szatami to naprawdę dziwnie brzmi... fakt, Polkowski jest naprawdę świetnym tłumaczem, i teraz to wychodzi
Ja wiem, że w oryginale jest przód szaty, ale kto tak mówi po polsku ? "Masz plamę na przodzie bluzki", na przykład. Każdy powie "masz plamę na bluzce", nie ?
Btw, Estuś, wyedytowałam się wreszcie do końca w tym "Za tydzień ujrzymy tłumaczenie" .
Boskie
Ale czemu spojlerujecie?
Gdzie mozna dostac te tlumaczenie. Bardzo bym prosila o powiadomienie po przez wyslanie maila.
fasolix@op.pl
Daruj sobie. Na razie ostrzegam.
mam coś naprawdę fajnego...
O_o Polska języka trudna języka?
Jakim desperatem trzeba być, by sięgnąć po to coś? Ktoś ze średnio zaawansowanym angielskim http://translator.telewizor.eu/callana.html prędzej zrozumie oryginał niż powyższy cytat.
yhh, tłumaczenia fanowskie, jak każde tłumaczenia zresztą, też widocznie dzielą sie na lepsze i gorsze...
No cóż... 7 tom jest o wiele gorzej tłumaczony niż 6.
AŚ stanęła poniekąd na wysokości zadania. Teraźniejsza grupa tłumaczy - niekoniecznie.
Przeczytałam orginał, teraz zerkam czasem na tłumaczenie fanowskie i... no wiadomo, że nie mozna sie spodziewać cudów. Ale jeśli jest ktoś kto NIE ZNA angielskiego i wie że NIE DOCZEKA do stycznia bez zasłyszenia jakiegoś spojlera, to... no chyba nie ma wyboru. Oczywiście istnieje alternatywa tłumaczenia ze słownikiem, każde słówko, ale to prędzej szlag trafi niecierpliwych niż to przeczytają do końca.
zgadzam się z Anagdą. mniej więcej w 2/3 książki zapodziałam słownik (jak się potem okazało, spadł za łóżko i schował się pod kocem ) i musiałam czytać końcówkę bez... mam co prawda wrażenie, że ominęło mnie przez to trochę szczegółów, ale ogólnie sens zrozumiałam. z gramatyki, składni i tym podobnych rzeczy czuję się całkiem niezła. to prawda, nie czaiłam do końca niektórych przymiotników, potocznych zwrotów itd. ale planuję przeczytać jeszcze raz. spokojniej, wolniej, dokładniej.
o tłumaczenie strasznie jęczy moja młodsza siostra, która nie zna angielskiego za dobrze, a widziała, że ja książkę czytam. no i nie chce poznawać szczegółów nie czytając całości. a do stycznia nie wytrzyma myślę, że to głównie dla takich osób one powstają...
Moja siostra też średnio zna angielski, ale chęć przeczytania siódmego tomu w niej zwyciężyła. Przetłumaczyłam jej pierwszy rozdział, wystarczyło, żeby się wciągnęła, teraz już kilka wieczorów siedzi z książką i czyta namiętnie. I coraz rzadziej przychodzi do mnie z pytaniem o sens jakiegoś tam zdania. Normalnie jestem dumna.
no ale ile siostra ma lat? bo wiesz, ja nie oczekuję aż takiej znajomości języka po przeciętnej 12-latce, której w szkole uczą angielskiego naprawdę na poziomie mocno średnim
jasne, za parę lat pewnie będzie próbowała sama. ale to za parę lat. są też osoby, aczkolwiek nie wiele, które z angielskim sobie nie radzą kompletnie, za to są całkiem nieźli w niemieckim czy francuskim...
także jeśli ktoś bardzo chce poznać treść, a wie, że nie podoła oryginałowi... niech czyta. czemu nie.
Bo nie?
Bo to nie jest treść siódmego tomu?
Bo wyjdzie książka po polsku?
a kto mówił, że nie przeczyta też tłumaczenia Polkowskiego? jeszcze się go zdąży na pamięć nauczyć
jasne, że tłumaczenie pirackie to nie to samo, już wolę to, niż jej jęczenie, bym jej to tłumaczyła sama.
do stycznia mamy mnóstwo czasu.
Tłumaczenie Armi Świstaka było przynajmniej napisane całkiem po polsku. Obecne tłumaczenia (widziałam fragmenty, z czystej ciekawości) zdecydowanie nie są. Tłumacze nie łapią żartów językowych, nie umieją przekształcić szyku angielskiego na polski, nie oddają klimatu wydarzeń. Lepiej siostrze streścić dokładnie całość niż dawać do czytania coś takiego.
Oczywiście.
Mój Młody też mnie nękał, ale do głowy nie przyszłoby mi podtykać mu netowych tłumaczeń. Streszczałam mu każdy rozdział na bieżąco, niektóre co lepsze fragmenty tłumacząc a'vista, a całość sobie przeczyta jak wyjdzie normalnie. Bez przesady.
O. A ja nie widziałam na oczy Armii Świstaka... niestety, stety
Ale widziałam niejaki Klub Ślimaka (czy diabeł wie, jako oni się tam dokładnie nazwali).
Przeczytałam kilka rozdziałów z czystej ciekawości.
To. Jest. Straszne.
Toporny język. Płytki, ciężki, kwadratowy. Błęby na błędach. Błędy rzeczowe - niedokładne tłumaczenie, poopuszczane zdania, przeinaczone zdania, nieprzetłumaczone zdania (to było najśmieszniejsze - w środku tekstu zdania po angielsku! ). Zdarzało się, że w dialogach przypisano komuś nię tę, co trzeba, wypowiedź. Zmieniano kontekst, nie łapano dowcipu, że już o spłycaniu przesłania nie wspomnę. Były też błędy gramatyczne, błędy interpunkcyjne, błędy czysto techniczne... także błędy ortograficzne się pojawiały (!)
No i morze literówek (ale pal licho literówki przy ogomie wszystkich innych niedociągnięć).
Czyta się to jak fanfik, i to fanfik gorszych lotów. Jak dla mnie - tortura językowa. Przebrnąć przez coś takiego można ze zgrzytaniem zębów, a potem pozostaje tylko niesmak i tak naprawdę nikłe pojęcie o treści książki.
Mnie osobiście takie tłumaczenie zniechęciłoby do przeczytania oryginału, gdybym na jego podstawie uwierzyła, że siódmy tom tak kiepsko napisany.
Zero głębi. Puste toto i kańciaste.
Zamiast procesu twórczego, był chyba proces pszetfórczy.
Hahaha.
Przyrównujesz pisanie posta, do przekładu ksiązki?
Złośliwiec
Szykujcie się na najazd...
Świstakom stronki zamknęli, przynajmniej te dwie o których wiem. Ale za to dostałam mailem link do e-booka, z pełnym tłumaczeniem. Część Świstaków, część Klubu Ślimaka, część prosto z translatora chyba, przeglądnęłam tylko, nie miałam siły zaczynać czytać tego nawet.
A spike się trzyma i ma się całkiem dobrze.
Dokopałem się dziś do tłumaczenia Armii świstaka (pierwsze 12 rozdziałów) i muszę powiedzieć, ze co tom, to im lepiej wychodzi. Piątki początek przeczytałem Spikea, i rzuciłem to. Szóstkę czytałem tylko po polsku. Wytrzymując do stycznia, dopiero później porównując przekłady. DH tłumaczyłem wspólnie z koleżanką (ona wykonała większą część - 21 rozdziałów) i teraz porównuje naszą pracę z świstakami. I jak dotąd to najlepiej prezentuję się pan Polkowski, później świstaki, a na samym końcu nasza amatorka. Jeżeli wiec nie można czytać oryginału, to naprawdę warto poczekać na Polkowskiego.
mam wszystko. jeszcze nie przeczytałam, bo nie wiem, czy chcę xD
nie chciej.
Jak masz tłumaczenie całości zrobione w ciagu dwóch tygodni - to nie chciej z całą stanowczością.
http://www.the-leaky-cauldron.org/2007/8/8/teen-arrested-for-posting-illegal-french-translation-of-deathly-hallows-online A z Media Rodziny się hahaha tak nabijają...
Fakt, czytuje się często przy podobnych informacjach z Polski, że to "polska specyfika", że MR takie wredne, pazerne, ojej.
MR wredne, ale póki co nikogo nie zaaresztowano na ich polecenie. A Francuzi się nie patyczkują. I dobrze.
Gdy ukazywała się szósta część HP skusiłam się na przeczytanie jej w tłumaczeniu bodajże Armii Świstaka i... poszłam kupić oryginał Bo tłumaczenie było nieskładne, błędy gramatyczne, literówki, a czasami kompletne pomieszanie sensu np. (cytuję z pamięci) Zdanie z końcówki książki - mówi Harry o Hogwarcie
Wersja angielska: I'm not coming back even it does reopen
Wersja Armii: Wracam nawet jeśli jej nie otworzą
Taka drobna różnica...
Dlatego przy DH postanowiłam kompletnie nie ruszać tłumaczeń i wysilić się troszkę sama. I naprawdę nie żałuję, bo czytanie HP w oryginale sprawia mi chyba jeszcze większą satysfakcję niż w przekładzie p. Polkowskiego.
Ostatnio w necie czytałam komentarze niejakiego p. Radiowca (poruszane tu gdzieś) i powiem tak: ma facet troszkę racji, ale generalnie jest to jedno wielkie czepianie się szczegółów i chwalenie wcale nie lepszego tłumaczenia pirackiego.
A co do zamykania w więzieniach tych tłumaczy nielegalnych.. Mam mieszane uczucia...
Z jednej strony łamią prawo, z drugiej robią to całkowicie za darmo (podziwiam - mi by się nie chciało), a prawdziwy fan i tak kupi wersję książkową.
Mam pewną wątpliwość. Czy teraz po przeczytaniu DH, beż obaw mogę się zabrać za Armię świstaka? Czy poczekać na polską premierę, i ewentualnie po niej porównać?
Ale po co w ogóle tę Armię Świstaka czytać?
Jeżeli przeczytałeś DH w oryginale to nie ruszaj absolutnie Armii. Nie ma sensu. Ja się przymierzałam i przejrzałam parę stron The Prince's Tale. Był tam fragment o tym, jak Snape płakał nad listem od Lily. W wersji Armii Snape miał "dziwnie zamglony wzrok"
Ale jeśli ktoś ma taką potrzebę, to go zapewne tłumaczenie AŚ nie zabije - przejrzeć je zapewne można.
Nie zdziwiłabym się, widziałam to tłumaczenie. Przeglądałam je i mnie nie zabiło. A lubię sobie porównać, jak rózni ludzie tłumaczą to samo, choćby to było jakości kontrowersyjnej.
Kiedyś przeglądałem pierwsze 12 rozdziałów AS, i muszę powiedzieć, że to co wszyscy mówią, ze to tłumaczenie jest porównywalne, a nawet lepsze od Polkowskiego to bzdura. I teraz mi się nudzi, oryginalnego tomu nie mam (oddałem koleżance, a niecodziennie jestem w Krakowie) A z chęcią bym jeszcze raz sobie DH przeczytał. Ale te pierwsze rozdziały mnie nie wciągają, tak jak oryginał. Ale chyba jednak poczekam na oryginał, bo po przeczytaniu wersji Pana Polkowskiego, raczej nie będę miał ochoty na Armię świstaka.
Nie, zdecydowanie nie polecam czytania wersji Świstaków. Ostatnio przez ciekawość (i z nudów) przeczytałam parę rozdziałów z ich wersji szóstki i siódemki (siódemkę widziałam już wcześniej, ale z szóstki tylko te cytowane na forum fragmenty). I o ile szóstka była tłumaczona w miarę rzetelnie (chociaż od błędów się nie ustrzegła i jakością nie powala), o tyle na tym tle siódemka wypada bardzo kiepsko, chyba z racji swoistego wyścigu, który się rozegrał pomiędzy grupami tłumaczy. W ogóle widziałam kilka wersji tłumaczeń siódemki i żadna nie daje rady, a niektóre wręcz zabijają poziomem ignorancji tłumaczy.
Więc daruję sobie Armię. W końcu do stycznia nie tak daleko, a i tak już wiem o co chodzi.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)