Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ Harry Potter _ Dudley W Objęciach Dementora

Napisany przez: s.a.m.a.r.o. 17.06.2006 11:07

"-A co mówiły te głosy Dudziaczku? - szepnęła ciotka Petuniaz twarzą białą jak papier i oczami pełnymi łez.
Ale Dudley nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Wzdrygnął się i potrząsnął swoją wielką głową, a Harry, pomimo paniki, która nim owładnęła od chwili przybycia pierwszej sowy, poczuł coś w rodzaju zaciekawienia. Dementorzy sprawiali, że człowiek przypominał sobie najgorsze momenty swego życia. Co takiego mógł sobie przypomnieć zepsuty, rozpieszczony do ostatnich granic, uwielbiający znęcać się nad słabszymi Dudley?"


Zastanawiam się nad tym fragmentem z "HP i Zakonu Feniksa"... Faktycznie, o czym rozprawiały tamte głosy w głowie Dudley'a? Czy ma to jakiś związek z magicznym światem? Czy Rowling poruszy jeszcze ten temat?
Pewnie nie, jednak myślę, że to ciekawa sprawa... Co o tym myślicie? (Jeśli temat już był poruszany to przepraszam smile.gif )

Napisany przez: owczarnia 17.06.2006 11:50

Są dwa wyjścia: albo Rowling ma coś w zanadrzu, albo po prostu i najzwyczajniej w świecie Dudziaczkowi stanął przed oczami świat bez mamusi, gier komputerowych i kumpli, świat w którym to on jest ofiarą. Ewentualnie w ramach najgorszego wspomnienia urodziny, na które otrzymał trzydzieści jeden prezentów zamiast trzydziestu dwóch cheess.gif.

Napisany przez: hiob27 17.06.2006 12:27

W tym cos moze byc. Rzadko JKR podkresla tego typu momenty w ksiazce. Samo to, ze Harry zwrocil na to uwage daje duzo do myslenia. W pewnym stopniu rodzina Dursleyow jest dla nas nadal mega zagadka Niby wiemy o niej wszystko, ale jednak na poczatku 5 cz. wiele osob bylo oszolomionych informacjami jakie posiadala Petunia. Byc moze cos w tym jest, a byc moze to kolejny Mark Evans ;P

Napisany przez: s.a.m.a.r.o. 17.06.2006 15:05

Owczarnia chyba to nie o taką wersję wydarzeń z przeszłości chodziło smile.gif Chociaż całkiem możliwa wizja patrząc na jego całkowicie zmugolony mózg http://porady.zdrowo.info.pl/poradnik-psychika.html smile.gif
Słyszał jakieś głosy... Może jednej nocy ktoś zakradł się do lodówki i zeżarł wszystkie jego batoniki? dry.gif Nie ironizujmy smile.gif Jestem ciekawa, czy Rowling wróci do tego wątku... A może Dudley przypomniał sobie moment, kiedy razem z rodzicami tłuki się po klinikach, by wyciąć świński ogonek? Tylko, czy to naprawdę może być aż tak strasznym wspomnieniem? smile.gif

Napisany przez: Gryfka 17.06.2006 15:26

S. a. m. a. r. o. , uważam, że to może być strasznym wspomnieniem. Wyobraź sobie, że masz świński ogonek. Takie usuwanie go na pewno by ciebie bolało, czyż nie? Myślę, ze owczarnia może mieć rację. A ja uważam, że przed oczami stanęła mu wizja bycia sierotą, ofiarą, itp.

Napisany przez: R.A.B 17.06.2006 15:47

Mi się wydaje ,że jest pięć wersję:


1.Może przypomniał sobie diete z 4 części

2.Mógł miec jakąś wewnętrzną obawę ,że rodzice zaczną bardziej kochać Harry'ego niż jego i przegra tę rywalizację z nim


3.Sytuację z wężem z 1 części

4.Zazdrość podświadoma o to ,że Harry jest czarodziejem ,czyli kimś wyjątkowym


5.Coś ,czego nie wiemy

Napisany przez: mida 17.06.2006 15:55

Dudlej (choć powierzchownie wcale a wcale tego nie widać tongue.gif ) to elegant. Który taki miałby ochotę popylać po Londynie ze świńskim ogonkiem? To stanowczo bardzo złe wspomnienie. No mógł jeszcze przypomnieć sobie jak Harry'emu udawało się uciec przed nim i jego bandą. Nie mógł go wtedy sprać na przysłowiowe kwaśne jabłko i cierpiał. Może nawet płakał nocami w poduszkę? biggrin.gif
A wspomniana dieta całkowicie wszystko wyjaśnia! Ćwiartka cytrusa zamiast tony... pewnie się nie najadł...

Napisany przez: s.a.m.a.r.o. 17.06.2006 21:26

QUOTE(Gryfka @ 17.06.2006 15:26)
S. a. m. a. r. o. , uważam, że to może być strasznym wspomnieniem. Wyobraź sobie, że masz świński ogonek. Takie usuwanie go na pewno by ciebie bolało, czyż nie? Myślę, ze owczarnia może mieć rację. A ja uważam, że przed oczami stanęła mu wizja bycia sierotą, ofiarą, itp.
*



To nie może być to smile.gif Przecież Dudley nie jest sierotą, a dementorzy wysysają "wspomnienia" czyli coś, co już było smile.gif Raczej nietrafiona wersja smile.gif

Ale z tą dietą.... Hehehe smile.gif Choć myślę, że trochę przesadzamy z tym jego półmóżdżkiem. Tu pewnie o co innego chodzi... wink2.gif Dzwonimy do Rowling? tongue.gif

Napisany przez: mida 17.06.2006 22:55

Myślisz że odpowie? Może sama nie wie bo tak tylko jej się napisało... tongue.gif

Napisany przez: hiob27 18.06.2006 11:32

QUOTE(mida @ 17.06.2006 23:55)
Myślisz że odpowie? Może sama nie wie bo tak tylko jej się napisało...  tongue.gif
*


Ktos tu nie do cenia czyjegos geniuszu ;P

Napisany przez: Gryfka 18.06.2006 11:50

QUOTE
Dzwonimy do Rowling?

Jasne, że tak. Tylko musimy wyznaczyć kogoś, kto zna angielski doskonale. No i kto ma jej nr. tel.?

Napisany przez: mida 18.06.2006 12:02

Geniusz geniuszem a fakt faktem. smile.gif
Myślę że i tak by nie powiedziała jeśli ma to w przyszłości odegrać jakąś rolę. No chyba że ktoś kto będzie znał angielski jest też geniuszem podstępu... biggrin.gif

Napisany przez: Amania 18.06.2006 14:39

Rzeczywiście ten fragment jest ciekawy. Mam nadzieję, że dowiemy się, co takiego usłyszał Dudley. Wydaje mi się, że było to związane jakoś z Harrym. Może na przykład Dudley miał jakieś wspomnienie związane z tym, że Harry jest czarodziejem, a on nie? Może to jakiś rodzaj zazdrości? Niekoniecznie musi to być przecież wydarzenie, które zostało opisane w książkach.

Napisany przez: Katon 18.06.2006 14:40

Ciekawe... Skoro Harry się nad tym rozstrząsa to coś może być na rzeczy. Coś ciekawszego niż świńskie ogonki i kompleksy.

Napisany przez: Ahmed 18.06.2006 15:32

Wy tu debatujecie, a ja mam coś, co potwierdzi Wasze przypuszczenia:

We will find out what Dudley experienced when he saw the Dementor. [Read the exact quote from World Book Day, 2004]

Ale moim zdaniem nie będzie to nic specjalnego. Dursleyowie nie odegrają już żadnej większej roli w VII tomie. Jedyne co mnie jeszcze zastanawia to postać ciotki Petunii, założę się, że coś jeszcze ukrywa.

Napisany przez: Katon 18.06.2006 15:50

I tu się mylisz. W siódmym tomie wszyscy odegrają ogromną rolę. W tym i Dursleyowie.

Napisany przez: Ahmed 18.06.2006 15:56

Katonie, szukasz zwady? ;] Jakoś nie widzę Dursleyów odgrywających jakąś znaczącą rolę. Harry szybko opuści Privet Drive, pojedzie na wesele do Billa i Fleur. Tak jak już pisałem, Petunia ma coś więcej do ukrycia anizeli nam wszystkim się wydaje. Dursleyowie już odegrali swoją ważną rolę, krew Petunii chroniła Harry'ego przez tyle lat, ale teraz już nie będzie. Czekam na jakieś propozycje.

Napisany przez: mida 18.06.2006 21:43

Dursleyowie nie powiedzieli ostatniego słowa. Do końca będą brać udził w historii o Harry'm. Myślę że w VII tomie ich nie zabraknie.

Napisany przez: R.A.B 18.06.2006 22:29

QUOTE(Ahmed @ 18.06.2006 16:56)
Katonie, szukasz zwady? ;] Jakoś nie widzę Dursleyów odgrywających jakąś znaczącą rolę. Harry szybko opuści Privet Drive, pojedzie na wesele do Billa i Fleur. Tak jak już pisałem, Petunia ma coś więcej do ukrycia anizeli nam wszystkim się wydaje. Dursleyowie już odegrali swoją ważną rolę, krew Petunii chroniła Harry'ego przez tyle lat, ale teraz już nie będzie. Czekam na jakieś propozycje.
*



Mi się wydaje ,że jednak odegrają jakąś role.A ściślej ciotka Petunia.Coś przed nami ukrywa

Napisany przez: Katon 20.06.2006 16:21

Alez odegra. Może rola Dursleyów nie będzie wielka 'objetościowo', ale zaręczam, że bardzo istotna. Po prostu musi tak być.

Dursleyowi napadnięci przez Voldemorta i pomordowani z zimną krwią? Czemu nie.
Dursleyowie broniący Harry'ego nawet z narażeniem życia? Czemu nie.
Dursleyowie niezbędni do jakiegoś ultraważnego zaklęcia? Czemu nie.

Napisany przez: owczarnia 20.06.2006 17:14

Czemu nie smile.gif. Wyjątkowo się zgadzam z Katonem smile.gif.

Napisany przez: Katon 20.06.2006 17:16

Aż tak dziwnie... hehe. Ale no znowu bez przesady, zgadzamy się tak gdzieś raz na dwa tygodnie =P

Wszyscy wychwalają JKR jak bardzo uczy nas 'spoglądania głębiej'. Cóż... Spojrzeliśmy już wgłąb wielu bohaterów, ale Dursleyowie ciągle są tylko jednym, wielkim, tłustym stereotypem. Tak ma zostać do końca? Doubtly...

Napisany przez: owczarnia 20.06.2006 17:27

Zwłaszcza, że

There’s stuff coming with the Dursleys that people might not expect. (The Oregonian, 2000)

Aunt Petunia is truly a muggle, but there is "a little bit more to Aunt Petunia than meets the eye." "She is not a squib, although that is a very good guess. Oh, I am giving a lot away here. I am being shockingly indiscreet." (Edinburgh Book Festival, 2004).

Petunia knows about dementors because she "overheard a conversation" between Lily and someone else. But there is more to it than that; we will earn more in Book 7. (ITV, 2005)


Ale też...
http://spadek.info.pl/spadkobierca.html
Dudley is nothing more than he seems; he gets very few lines in book 6. (Edinburgh Book Festival, 2004)

Aunt Petunia has never performed magic, and will never be able to do so. (J.K. Rowling's Official Site).



Tak więc jest o czym myśleć wink2.gif.

Napisany przez: Katon 20.06.2006 17:29

To o Dudleyu może być tylko zasłoną dymną... Jakkolwiek ktoś może powiedzieć, że te powyższe stwierdzenia też, więc to żaden argument. A fakt, że Petunia nie umi, nie znaczy, że nie będzie obiektem. Albo 'składnikiem'.

Napisany przez: owczarnia 20.06.2006 17:32

Ależ ofkors smile.gif.

Napisany przez: Godryk Gryfindor 20.06.2006 20:09

Sam nie wiem co to może byc chyba coś gorszego niż świnśki ogonek.Moze Dudlej miał jakąś tajemniczą przygode o której nikt nie wie i ta przygoda fatalnie sie skonczyła.Cóż pozostaje nam sie tylko domyśleć wszystko okarze sie w 7 tomie.

Pozdro

Napisany przez: Avadakedaver 20.06.2006 20:31

możliwe, że przypomniał sobie Hagrida albo Gigantojęzyczne toffu.

Napisany przez: o_cholibka55 20.06.2006 21:49

Niby tak się mowi o dudleyu że to taki rozpieszczony wredny bachor, któremu rodzice dogadzają jak mogą i ktory ma wszystko co chce ale jakby tak na to spojrzeć inaczej...
Każde jego zetknięcie z magią było tak naprawdę okropnym przezyciem i jego psychika mogla na tym bardzo ucierpieć.
No bo wyobrażcie sobie teraz ze ktos wpada nagle do waszego domu i parasolem dorabia swinski ogon.
W niemagicznym swiecie do chyba dosc niecodzienne doswiadczenie tongue.gif
Tak, tak biedny dudlejek biggrin.gif
Bedzie miec do konca życia lęk przed rozowym parasolem i cukierkami toffi...

Napisany przez: Ronald 23.06.2006 16:42

Bardzo możliwe, że Dudziaczek przypomni sobie ogonek, Hagrida, Weasley'ów, ael wydaje mi się, ze to nei jest najważniejsze. Całą historię znamy dokąłdnie od 11 urodzin Dudley'a. Nie wiemy dokładnie co się stało wcześniej, poza paroma epizodami jak urodziny Dudley'a i inne "drobiazgi". Może właśnei w ciągu pierwszych 11 lat jego życia stało się cos, co mogliby przywołać Dementorzy. Mozę stało sie coś gdy był niemowlęciem. Np. został porwany przez Volda, albo jego ludziów. Myśle, że pani R nie wspominałaby o tym, gdyby nie było to ważne dal fabuły.

Napisany przez: owczarnia 23.06.2006 17:30

Chwila, chwila. Pani R nie "wspomniała o tym" jakoś specjalnie, tylko odpowiedziała na pytanie jednej z fanek podczas World Book Day. A to duża różnica smile.gif.

Napisany przez: Avadakedaver 23.06.2006 17:40

QUOTE(Ahmed @ 18.06.2006 15:56)
Tak jak już pisałem, Petunia ma coś więcej do ukrycia anizeli nam wszystkim się wydaje.
*


może jest czarodzejem takim jak Hagrid (nie umiejącym niemal nic), wkurzyła się że nic nie umie i znienawidziła magię (?)

Napisany przez: Shmanii 23.06.2006 23:53

Hmm..
spekulacji moze być wiele.
Mogą oni odegrać jakąs rolę, lub moga juz nic nie odegrac.
Zobaczymy...
A moze Petunia jest Harłakiem?
Wspazywało by na to to :
jej słowa że przemianieła(lily) filiżanki w coś tam... czy miała keiszenie pełne żabiego skrzeku...
przeciez za takie coś dostałaby upomnienie, itp..
A jeśli w domu był dorosły czarodziej, to nie dostałaby...
wiem ze nbapsiane chaotycznie i to troche bez sensu, no ale pospekulowac można

Napisany przez: Ahmed 24.06.2006 02:31

Aunt Petunia is truly a muggle, but there is "a little bit more to Aunt Petunia than meets the eye." "She is not a squib, although that is a very good guess. Oh, I am giving a lot away here. I am being shockingly indiscreet."

Przykro mi Shimanii, ale Twoja "charłakowa" teoria nie jest prawdziwa. Wyżej wymieniony cytat pochodzi z wywiadu z panią Rowling. Autorka zaprzecza jakoby Petunia była charłakiem, ale twierdzi że jest to całkiem dobry "strzał", postać Petunii niesie jeszcze ze sobą jakąś tajemnicę. Pisz trochę bardziej przejrzyście, chyba byłaś już trochę śnięta pisząc tego posta ;]

Napisany przez: Avadakedaver 24.06.2006 13:33

A pozatym, charłak to ktoś z magicznej rodziny nie posiadający zdolności magicznych. A Petunia była curką dwóch mugoli. Chyba. Świadczy o tym to, co powiedziała do Harry'ego w którymś-tam tomie <mniej więcej>: A rodzice byli z Lilly tacy dumni! "mamy w domu czarownicę!!" mówili.
Z tego wynika, że było dla nich zaskozeniem, że mają czarownicę. Jak wiadomo, Weasleyowie nie dziwiliby się specjalnie, że ich kolejny syn jest czarodziejem.
Proszę, zrozumcie o co mi chodzi.

Napisany przez: owczarnia 24.06.2006 13:44

Rozumiemy cheess.gif. Nie darmo Snape wyzywał Lily od szlam i nie darmo zostało powiedziane, że Harry jest półkrwi czarodziejem, w identyczny sposób ja Voldemort smile.gif. Rodzice Lily a dziadkowie Harry'ego byli stuprocentowymi mugolami, bez dwóch zdań. Ciotka Petunia może mieć co najwyżej jakieś drobne ukryte zdolności magiczne, to wszystko.

Napisany przez: s.a.m.a.r.o. 24.06.2006 19:19

QUOTE(o_cholibka55 @ 20.06.2006 21:49)
No bo wyobrażcie sobie teraz ze ktos wpada nagle do waszego domu i parasolem dorabia swinski ogon.
*



Z tego co wiem, to Dudley nie był wtedy w domu, tylko w kołyszącej się chatce na szczycie skały wink2.gif


Napisany przez: Zeti 26.06.2006 11:31

A ja myśle że Petunia wie o magii więcej niż mówi. Jeśli pamiętała coś o dementorach przez tyle lat to może pamietać wiele różnych szczegółów które "ten okropny chłopak" mowił Lilly

Napisany przez: Katarn90 26.06.2006 16:08

sądzę, że Dudley nie przeżył jakiegoś traumatycznego wydarzenia związanego z czarodziejami. ot, każdy z nas ma niemiłe wspomnienia, on pewnie też i to przywołali dementorzy.

Napisany przez: Pszczola 02.07.2006 00:36

To z zazdrością o Harry'ego to nie taki głupi pomysł. Chłopak, który dawno temu przestał się bać Dudleya, szczupły, inteligentny, przystojny Child, gdzie ty sie tam szwendasz? ...e? dop. -> Pszczola(kurcze, brzmi jak marzenie nastolatki ;P), do tego władający mocą. Ja bym takiemu zazdrościła. A nie wierzę, że taki dzieciak nie fascynował się bajkami z magią?

A co mógł mu pokazać Dementor? No, chyba Dudley nie jest nie lubiany w szkole? Taki byczek, co truje innym życie?
Cóż, jego koszmarkiem może być...bycie Harrym!
Albo jeszcze lepsza teoria. Dudley był molestowany seksualnie przez instruktora od boksu. Stanie się symbolem zbolałej młodzieży Wysp Brytyjskich.

Nie sądzę, żeby Dudley odziedziczył zdolności magiczne. Ponoć jest tym kim jest, nikim ukrytym. Zresztą jaka byłaby reakcja jego rodziców. Nawet Petunii! Przecież to rodzice z dziećmi podejmują decyzję, czy iść do Hogwartu czy nie.

W każdym razie nie sądzę,żeby tylko świński ogonek i przyduży język straszył kuzyna Harry'ego. Ale kluczowe dla fabuły to to raczej nie będzie.

Napisany przez: Kartonowe_pudlo 04.07.2006 23:19

Wiecie... zazwyczaj dementorzy każą przypominać sobie to,co już było i co jet bolesną przeszłością. Myślę, że jak Harry słyszał krzyki rodziców, tak Dudley widział scenę, kiedy jego Super-Rozwalanka III spadała z okna na ziemię. Tak jak opisywał to Harry w Czarze Ognia w liście do Syriusza smile.gif

Napisany przez: Ronald 06.07.2006 14:15

Ludzie, co z Wami, brak Wam wiary w człowieka. Ja wiem, że możłiwe jest, że Dudley jest po prostu rozpusczonym bachorem, dla którego traumatycznym przeżyciem jest koniecznosc posprzątania wąłsnego pokoju lub odrabianie lekcji. Jednak uważam, że tak samo możliwe jest, że Dudley w swoim życiu przeżyl coś NAPRAWDĘ traumatycznego. Coś co skłoniło go do takiego zachowania po spotkaniu z dementorem.

Napisany przez: Pszczola 06.07.2006 15:04

Ciekawam kiedy coś takiego przeżył? Jedno jest pewne: stoczył się Dudziaczek, a i dla rodziców szacunku nie ma. Mnie się podobał sposób przedstawienia Dudleya w V części. W poprzednich tomach byl stereotypowy aż do bólu.

Napisany przez: Gem 06.07.2006 18:58

Wszystko ma swoje przyczyny.

Jeżeli już powstał taki temat i miałabym się doszukiwać w Dudleyu jakichś traumatycznych przeżyć, czysto teoretycznie oczywiście, to wyglądało to w ten oto sposób.

Otóż, jest rodzina, która wychowuje dwóch chłopców, jeden jest ich własnym synem, a drugi synem znienawidzonej siostry matki chłopca. Petunia, jak się okazało, była zazdrosna o Lili nie bez przyczyny i dlatego też stała się osobą zgorzkniałą, a nawet wyrachowaną. W każdym razie przyjęła Harry'ego. Jednak traktowała go przez cały czas tak, jakby chciała zrekompensować swojemu synowi, to, czego ona sama nie otrzymała w dzieciństwie, a przy tym dać upust złości i wyładować ją na Harry'm.

Jeżeli jeszcze o Petnię chodzi, wydaje misie, że ona na początku była na tyle zazdrosna o moce magiczne siostry i tak bardzo chciała je posiadać, że być może nawet chciała nauczyć się tego. Najwyraźniej ktoś musiał ją boleśnie uświadomić, lub też sama zorientowała się, iż nie będzie to możliwe. Niestety, często tak jest, że jeżeli mimo wysiłku, coś jest dla nas niewykonalne, a co przychodzi innym z łatwością i czego pragniemy, zaczynamy nienawidzić wszystkiego co się z tym wiąże. Natura ludzka...

Mamy już dorosła Petunię, przepełnioną goryczą, wżywającą się na siostrzeńcu. Dudley dorastając otrzymuje zawsze to, co chce, a dzieci mają to do siebie, że zazwyczaj palec im nie wystarczy. Tak więc rodzice zepsuli synka, potęgując jego przekonanie, że słabszych trzeba gnębić, ponieważ sami taki przykład dawali mu w domu.

Teraz, przyjrzyjmy się temu, co pisze o nim Rowling. Dudley jest przedstawiony, jako typowa, bezmózga góra tłustego mięsa, w dodatku niezwykle nieprzyjemna. Ale nie można całkowicie osądzać go po tych powierzchniowych opisach. My Harry'ego znamy bardzo dobrze, czytamy jego myśli, znamy jego mimikę, odruchy i przede wszystkim widzimy Dudleya takim, jakiego on widzi.

Czy jednak Dudziaczek mógł przypomnieć sobie coś naprawdę bolesnego w tych chwilach? Pomijając sytuacje o których nie wiemy, i których wywnioskowanie jest rzeczą niemożliwą. Owszem, większość dotyczyła zapewne zetknięcia z magią, popsutego telewizora, czy pustego opakowania po czekoladzie. Mnie zastanawia, czy on przypadkiem (wolałabym, żeby to nie zabrzmiało melodramatycznie, ale co zrobić...) nie jest zły na siebie, na rodziców. Każdy ma wpływ na swój los, ale inni tez go kształtują. I tak sobie myślę, że ja na jego miejscu, wieczorami, otoczona batonikami i ciastkami, w pokoju z najfajniejszymi zabawkami siedząc przed telewizorem, miażdżyłabym wszystko to w bezsilnej złości. Za to, że nie mam przyjaciół, a sługi, że rodzice traktowali mnie jak złote jajko, utuczyli jak prosiaka, za to, że jestem, kim jestem. Być może Dudziaczek–Prosiaczek, zdał sobie sprawę, ze jego życie mogłoby wyglądać całkiem inaczej. Na przykład, gdyby Harry nie działał w na niego i rodziców jak przeciwwaga.

Właśnie popijam (rzadka chwila oddechu) drugi kieliszek wina z lodem. Może to dlatego tak...

Napisany przez: Pszczola 06.07.2006 19:52

Wino Ci najwyraźniej służy. Tylko dlaczego z lodem!?

Kiedyś zastanawiałam się, czy przypadkiem jakiś Voldi nie nawiedzał go w snach czy jakis inny wesoły Śmierciożerca. Ale potem się pomyślało i wyjąwszy fakt, że i w Dudziaczku płyie krew Lily, to aż tak pani Rowling by go raczej nie doceniła. No bo i po co?

No, ale temat ciekawy, można sobie pozwolić na niczym nie oparte teorie.

A to na przykład taka: Dumbledore koresponduje dość często z Petunią i Dudziaczek jakoś dorywa listy, dowiedział się z nich jaki Harry jest biedny a zarazem niebezpieczny i się przeraził, że i jego może spotkać podobny los jak Potterów.
Niaaee...Petunia zaraz by te listy paliła?

Dudziaczek się zakochał.....beznadzieja.

Dudziaczek był kiedys wyprany ze wspomnień i Dementorzy mu je przypomnieli? ...tylko jakie to wspomnienia?

I jesteśmy w punkcie wyjścia.

Napisany przez: Gem 06.07.2006 20:51

A wiono z lodem, bo jest duszno!!! tongue.gif

Własnie na tym polega problem, że tak na prawdę to wiemy bardzo niewiele o Dudleyu, a i tak są to informacje widziane przez pryzmat Harry'ego. Ja tylko sugeruję, ze każdy kto się zachowuję jak oszalały nororożec w okresie godowym na prochach, musi mieć jakieś powody, może błache, ale dla niego wystarczajace, aby mieć taki stosunek do świata.

Może nie tyle, co w naszym grubasku płynie krew Lili, bo to raczej nie możliwe, ale skoro ona miała ten dar, a jej rodzina nie miała go, to albo któryś z przudków Evansów był czarodziejem, albo moc ma jakąś zasadę ujawniania się w ludziach poza przekazem genami.
Podsumowujac, skoro Lili ma w sobie krew tego praprzodka, to Dudley też, ale wyraźnie u niego jest jej za mało.

Nie wydaje misię, zeby Dudley w jakikolwiek sposób wiedział, lub nawet przejmował się losem Potter'a...

... idę po jeszcze jeden kieliszek xD!

Napisany przez: Pszczola 07.07.2006 00:13

Ach, jak wino to bez wody. Za to dobrze schłodzone białe. Kurcze, napiłabym się.

Nie, nie.To o krwi Lily u Dudziaczka miało oznaczać, że i on jest w pewien sposób chroniony/chroni Harry'ego przed Voldemortem.

Przejmować się o Harry'ego to nie. Ale bać się jego losu - tak.

Napisany przez: Ronald 09.07.2006 13:05

Pszczola> "Coś takiego" mógł przeżyć w ciągu pierwszych 11 lat życia. Jak już tu pisałem, niewiele wiemy o tym co isę działo w tym czasie.

Gem> Bardzo fajna teoria smile.gif I bardzo możliwa. W końcu w każdym rozpieszczonym bachorze jest odrobina człowieka. I zgadzam się, że wino Ci służy biggrin.gif Jednak nie dokońca zgodze się, że czarodziejstwo w mugolskich rodzinach jest przekazywane genetycznie. Bo gdyby tak było pani R napewno coś by tam wspomniała. Poza tym o ile dobrze pamiętam (a mogę się mylić) to Hermiona coś tram mówiła, że w jej rodzinei nigdy nei było żadnego czarodzieja.

Napisany przez: Pszczola 09.07.2006 14:08

Otóż jest to przenoszone genetycznie.

QUOTE
(...) magic is a dominant and resilient gene


mówi Rowling na swojej stronie w dziale "Extra Stuff" w temacie o Squibach. "Gen magiczny jest dominujący i żywotny "
Co zresztą przeczy teorii, jakoby był to allel recesywny. Cóż, trochę nielogiczne z genetycznego punktu widzenia...Ale to oczywiste, że to gen dominujący! Widać po dzieciach. W przypadku dzieci mugoli musi w takim razie dochodzić do mutacji. Moze na tym według pani Rowling polega żywotność? Czyli logicznie rzecz biorąc jest to dziedziczna choroba genetyczna, ale często zdarzają się samoistne błędy w jakiejś sekwencji białek i tak powstają takie Hermiony. Jak anemia sierpowata.
Dobra, offtopuję.

Napisany przez: Ronald 09.07.2006 22:24

Jak na mój gust, to troszkę dziwne z tą genetyką.

A, i prosze, nei nudź juz o allelach, bo mnei to czeka w przyszłym roku szkolnym.

Wrócmy mozę do tematu Dudziaczka tongue.gif

Napisany przez: Pszczola 09.07.2006 22:59

Cóż, ja mam to niby za sobą, ale żebym jeszcze dobrze tę wiedzę wykorzystała...

Zastanawia mnie jeszcze jedno. Dementorzy działają silnie na tych najnieszczęśliwszych. Czy ten omdlały stan Dudziaczka jest wynikiem jego tchórzostwa i słabego ducha? Aaa tam. Jeszcze z rok i się dowiemy.

...ech, rok!

Napisany przez: Kasia1551 10.07.2006 12:15

Dudley jest zdecydowanie postacią dla nas mało znaną.
Ciekawa jest teoria, że jest wkurzony na to, że jest tak rozpieszczany przez rodziców, nie ma prawdziwych przyjaciół...
Ale.
Co sprawiło, że Dudley w piątej części jest taki, jaki jest? Wcześniej również znęcał się nad innymi, ale chyba trochę inaczej. Właściwie, to "jego ulubionym workiem treningowym był Harry". Czyli inni mieli spokój. A w ZF bez powodu atakuje młodszego chłopaka, dewastruje huśtawki, ławki, zachowuje się jak najgorszy chuligan... Coś musiało wpłynąć na pogłębienie tej złej strony jego charakteru. Może właśnie to zobaczył, kiedy spotkali dementorów?

Napisany przez: hazel 11.07.2006 10:58

Ja wiem, czy osobnicy pokroju Dudleya potrzebują jakiś bodźców zewnętrznych, żeby poglębiać noszoną w sobie agresję?
To raczej jest konsekwencja poczucia bezkarności. Dręczenie Pottera zwyczajnie mu nie wystarczało, poza tym różdżka trzymała go na przyzwoitą odległość, przynajmniej czasami.

Napisany przez: Kasia1551 11.07.2006 12:54

QUOTE(hazel)
To raczej jest konsekwencja poczucia bezkarności.


Może rzeczywiście to dlatego, że był bezkarny.
Ale chętnie uwierzę, że to jakieś traumatyczne przeżycie.

Napisany przez: Pszczola 11.07.2006 13:57

A może on by wolał, żeby czasami mu skórę złajano? Ostatnio czytałam wyniki kilku badań na temat karania dzieci. Te wychowywane bezstresowo miały potem problemy ze sobą. Gdyby Rowling poszła tą drogą, zaserwowałaby niezły smrodek dydaktyczny. Wolałabym jednak bardziej...magiczne podłoże całej historii.

Napisany przez: owczarnia 12.07.2006 10:34

QUOTE(Pszczola @ 11.07.2006 13:57)
Ostatnio czytałam wyniki kilku badań na temat karania dzieci. Te wychowywane bezstresowo miały potem problemy ze sobą.
*


user posted image

Gdzie te badania, dawaj je tu blink.gif!

Napisany przez: Pszczola 12.07.2006 15:06

Łokej, tylko muszę dorwać brata, bo on korzystał z tych artykułów do pracy licencjackiej. Dyktowałam mu to ;P

Zresztą, to chyba prawda. Znam parę takich smarków, co im nigdy mamusia w skórę nie dała, robili co chcieli, kłamali jak chcieli, dostawali co sobie życzyli. A teraz kluby, alkohol, trawka, kiepskie wyniki w szkole, brak szacunku dla starszych i żyć im się nie chce. Ech. A co? Rok młodsi ode mnie? Rówieśnicy? Warsiawkja cholerna ;/

Napisany przez: owczarnia 12.07.2006 16:09

Łeee, ale to nie jest wychowanie bezstresowe, tylko zwyczajne olewactwo, to co piszesz. Jestem stanowczo całą sobą przeciwna karaniu dzieci, a już fizycznie to o matko boska, niechbym zobaczyła jak ktoś gdzieś dziecku jakiemukolwiek daje choćby klapsa, zabiłabym chyba mad.gif. Jest gigantyczna różnica pomiędzy wychowywaniem partnerskim, w poczuciu poszanowania godności dziecka, a puszczeniem całkowicie na luz i "rób sobie co chcesz bylebyś mamusi nie przeszkadzał"...

Napisany przez: hazel 12.07.2006 17:20

Jest pewna różnica pomiędzy nie karaniem dzieci fizycznie a nie karaniem w ogóle.
Klapsy i temu podobne metody wynikają z ignorancji i niechęci do szukania innych rozwiązań. Bo bezstresowe wychowanie nie jest tym samym co pozwalanie dziecku na wszystko, przynajmniej w teorii nie powinno być. Ale do tego trzeba dużo zaangażowania, na które wielu rodziców nie potrafi sie zdobyć.

Napisany przez: owczarnia 12.07.2006 18:16

QUOTE(estiej @ 12.07.2006 17:15)
QUOTE(owczarnia @ 12.07.2006 23:09)
..., niechbym zobaczyła jak ktoś gdzieś dziecku jakiemukolwiek daje choćby klapsa, zabiłabym chyba mad.gif.

Godność dziecka to jedno, ale znam kilku dudleyów w realu i nie zawahałbym się dać im więcej niż jednego klapsa, gdyby to ode mnie zależało. Są granice w niekaraniu dzieci też, zwłaszcza gdy to dziecko ma już swoje latka i nie powstrzymuje się przed karaniem innych.
*


Mój drogi mężu mad.gif. Dudley jest sam przede wszystkim ofiarą. Swoich głupich rodziców. Agresją NICZEGO nie osiągniesz, poza przyznaniem że jesteś bezradny i po prostu nie stać Cię na nic innego. Żonie też przyłożysz, jako że ma już swoje latka i są granice w niekaraniu? Jak się zapuści, obiad przypali i nie posprząta mad.gif?

Agresja rodzi tylko jedno: kolejną agresję. I w ten sposób koło się zamyka, chęć wyżycia pogłębia. NIGDY i pod ŻADNYM pozorem nie znajdę usprawiedliwienia dla użycia przemocy wobec dziecka. Żadnego dziecka. My jesteśmy po to, by je uczyć, prowadzić, być pomocą, bratnią duszą, najbliższym człowiekiem, ostoją zaufania. Jak mogłoby znaleźć się tu miejsce na bicie?!?



@ Hazel
Wierz mi, dziecku, któremu rodzice poświęcają czas i uczucie nie potrzeba kar. Kara nie uczy niczego, poza unikaniem sytuacji przyłapania na gorącym uczynku. Mądrze wychowywane dziecko nigdy nie będzie musiało być karane.

Napisany przez: Pszczola 12.07.2006 23:00

Nie chodzi o katowanie dzieci. Zresztą jak dzieciak podrośnie kary cielesne nie mają już żadnego efektu, chyba tylko buntują młodych przeciw rodzicom.
Ale ja nie powiedziałam, że tamtych dzieciaków nie karano. A to "nie obejrzysz telewizji", a to "masz szlaban", a dzieciak i tak znajdował sposoby na ominięcie kary.
Ja jestem wdzięczna rodzicom za to, że dostałam kilka razy w życiu zdrowo po skórze, bo na to zasługiwałam. Gdyby nie ukrócili pewnych rzeczy we wczesnym dzieciństiwe, pewna jestem, że miałabym znacznie uboższy zestaw wartości i słabszy charakter.
Podam przykład mojego taty. Pewnego dnia bawił się kotkiem. Wrzucił go do miski z wrzątkiem do gotwania prania. Moja prababcia natychmiast wsadziła rękę taty do tej samej miski. Brzmi brutalnie? Ale dopiero wtedy tata zrozumiał, że bawienie się zwierzątkami nie jest dobre, bo sprawia im ból.
Zresztą klaps w pupę tak naprawdę nie boli bardzo jeżeli nie weźmie się pasa ze sprzączką, tudzież kabla od żelazka lub innych radosnych narzędzi. Często dzieciak się drze bardziej z samego faktu kary. Nigdy tak naprawdę nie bolał mnie tyłek a duma, a zapewne bardziej bym płakała gdym wylała na siebie wrzątek albo pokrajała paluszki. Albo połknęła tę rtęc z termomentru: akby mi babcia nie przyłożyła, pewnie bym to połknęła i się zatruła. Albo wtedy kiedy wbrew zakazom zeskoczyłam z huśtawki i o mało zębów nie straciłam przez własną głupotę. Wtedy akurat tak się darłam, że odstąpili,ale nigdy już tak lekkomyślna nie byłam. Przez samą myśl o klapsie albo ostrym słowie zachowywałam się grzeczniej. A jak widzę kolegów, których nie obchodzi gdzie są, z kim rozmawiają, itd., jestem naprawdę wdzięczna rodzicom. Nigdy też nie miałam problemów z dogadaniem się z rodzicami i dorosłymi. Nauczyłam się przepraszać, ale i bronić swoich racji np. w szkole, na podwórku. Umiałam rozróżnić co jest złe, a co nie. Czasami trzeba się sparzyć. Przynajmniej miałam poczucie, że rodzice się o mnie martwią.
A co ma taki Dudley powiedzieć? Rodzice nieba by mu uchylili, ale to na Harry'ego wrzeszczęli, zajmowali się nim. Big D zaczął bić rówieśników, gnębić Harry'ego, może po to żeby rodzice przestali na wszystko się zgadzać. Czasami brak konfrontacji strasznie irytuje.

Napisany przez: hazel 13.07.2006 03:57

A ja zeżarłam kiedyś rtęć. Dobrze, że matka się szybko zorientowała, bo pewnie nie było mnie wśród żywych. A tak tylko płukanie żołądka i noc na ostrym dyżurze w szpitalu.

Generalnie byłam dzieckiem, które wychowywano bezstresowo. Ale to kwestia nie tyle nowoczesnego podejścia rodziców, co tego, że byłam wychowywana tylko przez matkę. Jak wracała z pracy to nie miała siły się jeszcze ze mną uzerać. Mnie generalnie wyszło na dobre, bo potrafiłam uczyć się na własnych błedach i miałam jakieś dziwne, wrodzone poczucie moralności. Dziwne, ale sprawdza się do dzisiaj. Pozostawiona samej sobie lepiej radziłam sobie z problemami niż rówieśnicy, nauczyłam się samodzielnie pracować. Jedynym efektem takiego wychowania jest mój obecny ateizm. Jak byłam dzieckiem nikt mnie do kościółka za rączkę nie prowadzał a potem byłam już na tyle dorosła by sama decydować o tym co myślę. Bez bagażu stereotypów, które narzuca dziecku społeczeństwo.

Ale nie każdemu taki system służy.

Żeby nie było nie na temat: w przypadku Dudleya mamy zupełnie odwrotną sytuację. Rodzice otaczają go opieką graniczącą niemalże z czcią. Rowling specjalnie przerysowała ich stosunki, by na tym tle pokazać, jak trudne dzieciństwo miał Harry.

Podejrzewam, że wybryki Dudleya mają na celu między innymi sprawdzenie rodziców i ich cierpliwości - jak daleko może się posunąć, by uniknąć kary. Jak widać, daleko.

Kary cielesne uważam za zbędne i zupełnie bezowocne. Zdarzyło mi się oberwać szmatą od babci za utytłanie pięknej, białej, letniej sukieneczki w błocie przed domem, 5 minut po tym jak mnie w nią ubrano. Zaowocowało to tylko nienawiścią i tym, że rzeczonej sukienki nie chciałam więcej ubrać, za żadne skarby świata. Z kolei, nadal nie uważam zabawy w błocie za coś złego.

Napisany przez: owczarnia 13.07.2006 10:38

Po pierwsze: gdyby moje dziecko wsadziło kota do miski z wrzątkiem, ukarałabym nie dziecko, ale siebie. Bo to MOJA wina, że pozwoliłam zbyt małemu jeszcze dziecku na zabawę ze zwierzęciem, któremu przez głupotę i nieświadomość tego, co robi może wyrządzić krzywdę. To JA powinnam pilnować sytuacji. Pomysłu z wkładaniem rączki do wrzątku rączki mojego dziecka w ramach nauczki może nie skomentuję, bo musiałabym być wulgarna, a wolałabym jednak nie.

Nie ma żadnego znaczenia, czy klaps boli. Znaczenie ma PONIŻENIE dziecka w tym momencie. I uczucie, które temu towarzyszy. Po jednym być może spłynie jak po kaczce. Ale innemu zostanie. Mnie zostało. Moja matka nie tłukła mnie ani nie katowała, ale była zwolenniczką tak zwanego "zdrowego przetrzepania skóry w razie potrzeby". Nienawidzę jej za to do dziś. Nie tylko za to, oczywiście, ale za to chyba najbardziej. Nasze stosunki nigdy nie były poprawne i nigdy już nie będą. Ona ma 64 lata, ja 33. Wybaczyłam jej, oczywiście, już dawno. Ale nie zapomniałam. I jest mi jej szkoda w sumie, bo ona nigdy nie umiała zrozumieć, do dziś jest przekonana że postępowała właściwie. Ale na moje dziecko ręki nie podniosła, nie odważyła się. Może dlatego, że jej w oczy powiedziałam, że biją tylko tchórze i głupcy. Ja sama też nie jestem ideałem, też mi kiedyś ręka skoczyła. Raz. Nie w ramach kary, po prostu, w nerwach. I nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojego syna, chociaż nie był już mały, miał ze dwanaście lat. Strasznie później oboje płakaliśmy i przepraszałam go długo. Chociaż mnie bolało z całą pewnością bardziej niż jego.

Dziecko należy motywować, uczyć, prowadzić. Co w żadnym razie oczywiście nie oznacza ciągłego trucia, tylko ciągłe staranie. Trzeba okazywać mu uczucie, żeby umiało kochać. Nie wolno wyśmiewać, żeby nie samo wyśmiewało. Nie wolno go okłamywać, bo i ono będzie kłamać. Trzeba szanować, żeby szanowało, rozumieć, żeby rozumiało, rozmawiać, żeby rozmawiało. Jednocześnie trzeba dać mu pole manewru i swobodę na tyle, by mogło zdobywać własne doświadczenia. Coraz większą, w miarę jak rośnie. Trzeba mu ufać, wspierać i wierzyć w nie bezwarunkowo. I zawsze być, nawet wtedy, kiedy nas nie ma. Wtedy nie będzie potrzeba żadnych kar.

A na koniec przypomnę Wam może, co powiedział Dumbledore do Dursleyów podczas swojej ostatniej wizyty na Privet Drive: całe szczęście nie zdołali skrzywdzić Harry'ego tak mocno, jak Dudleya. Pomyślcie o tym.

Napisany przez: owczarnia 13.07.2006 13:56

No więc właśnie! Ale dlaczego ten kot znalazł się we wrzątku, od tego zacznijmy! Przez głupotę DOROSŁYCH. Tylko i wyłącznie. Czy jeśli Twój pies rzuci się na dziecko sąsiadów, będziesz winił psa? NIE. Bo to TWOJA wina. Małe dzieci mają różne pomysły. Dorośli są od tego, by zadbać o ich bezpieczeństwo oraz bezpieczeństwo ich otoczenia (w tym przypadku na przykład zwierząt). To jeden z PODSTAWOWYCH rodzicielskich obowiązków.

I nie, nie piszę o żadnej jednej idealnej metodzie wychowania, bo takiej nie ma, to jasne. Piszę właśnie o tym, że należy być otwartym i słuchać swojego własnego dziecka. Być jego przyjacielem. Od początku. Wtedy nie ma problemów, bo i skąd.

Piszesz jakieś kompletne bzdety, bez urazy, ale Ty chyba nie masz dzieci? To widać. Dzieci nie popełniają tysiąca błędów, popełniają ich miliony. Ale my je mamy UCZYĆ, a nie karać. Mamy WYCHOWYWAĆ. Z tych dzieci mają wyrosnąć porządni ludzie, czyiś mężowie i czyjeś żony, czyiś ojcowie i matki. Dzieci nie wychowuje się dla siebie.

To jest czasami trudne, oczywiście. Wymaga cierpliwości, czasu i uczucia, jak wszystko. Ale nie pieprz mi tu, za przeproszeniem, o usprawiedliwianiu bicia z powodu ich braku, bo to zgroza! Dzieci są w tej niekorzystnej sytuacji, zauważ, że nikt ich się nie pytał, czy życzą sobie zostać spłodzone. Jak ktoś wychodzi z założenia, że nie ma czasu na pierdoły, to niech sobie do licha w trąbkę zawiąże i nie truje głupot. Nie każdy MUSI mieć dziecko. Mało tego, nie każdy POWINIEN.

Mój syn ma ADHD. Nie jakoś straszliwie zaostrzone, ale ma. I dysleksję też ma. Kłopoty z koncentracją, nadpobudliwość - wiadomo. Bywa nieznośny, przemądrzały, w dodatku dorasta. Ale jakoś kurde daję sobie radę bez głupich kar, które i tak nic nie dają, pomimo że mam w domu nastolatka wchodzącego w nagorszy możliwy okres dojrzewania. Może dlatego, że mam też nieco inne priorytety - mniej ochodzi mnie, co ma na świadectwie, a więcej co w głowie i w sercu. Nieszczególnie przejmuję się tym, co powiedzą ludzie, za to znacznie bardziej tym, co mówi do mnie moje dziecko. A mówi dużo. Może dlatego, że lubi ze mną rozmawiać.

Napisany przez: Pszczola 13.07.2006 18:31

łoł...Spokojnie, bo zaraz dojdzie tutaj do kłótni rodzinnej jakiejś.

Owczarnio, przykro mi, że zostałaś skrzywdzona w dzieciństwie. Cieszę się, że Twój syn wychowuje się dobrze. Ale zgadzam się z Estiejem, nie podziała to na każde dziecko. A brak kary może spowodawać czasami lekceważącą postawę dzieciaka. A kara to upokożenie. Nie musi być cielesne. Jakbyś się Hazel czuła, gdyby babcia kazała Ci paradować w tej kiecce cały dzień np. w towrzystwie, którego się wstydzisz, może wśród kolegów, dorosłych? Ja bym czegoś takiego nie zapomniała do końca życia i bolałoby znacznie dłużej niż skóra.

Wina dorosłych, że bawił się kotkiem? Dzieci nie da się czasami upilnować. Szczególnie, że czasy były wyjątkowo trudne, tuż po wojnie. Miała się babcia ubiczować i Lesia przepraszać? A on, nawet pouczony, niegdy nie zrozumiałby, że kotka boli, bo np. koledzy robią to samo i uważają za fajne. Kurcze, ile pokoleń było wychowywnych tak samo, a nie wyrośli na psychopatów!
Nie uważam, że mój tata, babcia czy mama to "tchórze i głupcy". Raz mnie sprał tata bez udowodnienia winy i potrafiłam nie podkulić ogona, rodzice mnie przeprosili, przyznali się do błędu, dlaczego więc miałam chować urazę?

To bardzo nerwowy temat. Zostawmy rodzicom sposób wychowania dzieci. Nie twierdzę, że "trzeba od czasu do czasu zdrowo przetrzepać skórę". To ostateczność i to wtedy gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.

Skończmy tę dyskusję, albo zamknijcie temat. Mieliśmy roztrząsać sprawę Dudleya, czyż nie? Każdy pozostaje przy swoim zdaniu, to co było do powiedzenia, zostało powiedziane, a to co nam jeszcze na wątrobie leży, zachowajmy dla siebie. Nikt tu dzieci nie bije. Proszę, spokój.

Napisany przez: owczarnia 14.07.2006 10:41

Pszczoła, słońce Ty moje. Czasy po wojnie to wiadomo - nie jest normalny okres, i nie ma w ogóle co porównywać. Mówimy o dniu dzisiejszym. A w dniu dzisiejszym należy dziecko od maleńkości uczyć miłości i szacunku do innych istot żyjących wszelkich, zwyczajnie i po prostu. Ja chyba trochę może przedobrzyłam, bo mój syn pająka nie pozwoli zabić, tylko na szufelkę go nagania i siup na balkon wink2.gif. Jak kiedyś na jego oczach dziadek spacyfikował muchę, to biedne dziecko nie odzywało się do niego ze dwa dni, mrucząc pod nosem coś w rodzaju "morderca" cheess.gif...

Kochani, nie dogadamy się, dopóki nie zrozumiecie o co mi chodzi - a chodzi o to, że lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda? Jeśli od zera idzie dobrze, to później nie ma "nie dla każdego dziecka". Każde dziecko jest takie samo. Każde najlepiej wychowuje się miłością smile.gif. I kunia, mówię to i jako matka, i jako pedagog, którym w końcu u licha przez te parę lat byłam. I przygotowanie też mam, bo studia na koledżu tak zwanym nauczycielskim, które stanowią moje podstawowe wykształcenie, kładły naprawdę równie wielki nacisk na język, jak i na pedagogikę właśnie. Oraz psychologię. Pracowałam z wieloma dziećmi, małymi i dużymi, pracowałam z młodzieżą (młodszą ode mnie wówczas o całe od dwóch do pięciu lat cheess.gif), i - jak bozie dydy - nigdy nie umiałam zrozumieć nauczycieli walących dwóję za dwóją, wpisujących n-tą uwagę i wykłócających się z takim na lekcji po to, by w końcu wysłać go do dyrektora. Nie wiem, może ja mam taki nieodparty urok osobisty (żart), ale u mnie wystarczyło poprosić. To znaczy ja wystarczyło, że poprosiłam i nikt nie przeszkadzał mi na lekcji. Mało tego, nigdy w życiu nie usłyszałam od ucznia złego słowa. A nie wstawiałam wcale samych piątek i nie częstowałam cukierkami. To znaczy częstowałam, owszem, ale nie na każdej lekcji przecież. Reasumując, bo o to mi chodzi - można być Snape'em i można być Dumbledore'em. Ja wolę być Dumbledore'em. A przynajmniej się staram.

Argument o psychopatach jest dość powszechny, a pomimo to ja wciąż nie rozumiem, jak można na to wpaść... Czy trzeba od razu tworzyć psychopatów, aby uznać coś za złe?... A sam fakt krzywdzenia kogoś nie wystarczy?... Rodzina w której jest przemoc, obojętne jaka, to rodzina patologiczna. I, u licha, nie trzeba kogoś katować, by była mowa o przemocy.

QUOTE
gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.

Przepraszam, ale określenie "znieść" w połączeniu z "moje dziecko" i w domyśle "z mojej ręki", zakrawa dla mnie na jakiś okrutny żart. Pszczoła, nie wierzę że tak myślisz. Powiedz że nie. Proszę...

Ten temat jest nerwowy, owszem. Ale jest też bardzo potrzebny. Bo na jego przykładzie widać, jakie wciąż na temat wychowania dzieci krążą przerażające stereotypy. W dwudziestym pierwszym wieku, w zdawałoby się cywilizowanym państwie. Wierzyć się nie chce. A jednak.

I związek z Dudleyem jest tu cały czas bardzo silny, żeby nie rzec kluczowy. Bo Dudley jest właśnie czymś w rodzaju symbolu, przykładem na to, że nie trzeba bić ani głodzić by nieodwracalnie skrzywdzić dziecko. Wystarczy głupota i lekceważenie...

Na koniec wyjaśnię zaś jeszcze może o co mi chodziło z tymi głupcami i tchórzami, skoro jesteśmy już przy głupocie smile.gif. Otóż, dlaczego biją tylko głupcy i tchórze? Głupcy dlatego, że tylko głupiec nie rozumie iż w ten sposób nic nie wskóra, a napędza tylko niekończącą się machinę agresji i zniszczenia. Nie wskóra zaś naprawdę NIC. Na chwilę, na ten moment - tak. Ale na dłuższą metę? Zero. Albo osiągnie skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego. Tchórz zaś dlatego, że na ogół biją tchórze. Bo agresja to w gruncie rzeczy nic innego, jak akt tchórzostwa - przyznanie się otwarte, że brak Ci jakichkolwiek innych agrumentów. Nie umiesz przekonać, więc bijesz. Co oczywiście jest również oznaką głupoty, i w ten sposób koło się zamyka.




PS
Gdyby babcia kazała paradować Hazel w tej kiecce, Hazel w najlepszym razie znienawidziłaby w danym momencie babcię. Klucz leży gdzie indziej: gdyby babcia wzięła wtedy Hazel na kolana, mocno przytuliła (jak rozumiem, Hazel była wtedy mała) i uświadomiła jej, jak bardzo starała się przy szyciu tej sukienki (chwilowo sobie zakładam, że babcia ją uszyła, bo nie wiem jak było, ale można tu wstawić to, co aktualnie miało naprawdę miejsce - np ile mama się nachodziła, żeby taką sukienkę znaleźć, albo ile ciocia zadała sobie trudu żeby ją przysłać, obojętne) jak bardzo chciała żeby Hazel wyglądała ładnie, i jak bardzo babci jest teraz przykro; następnie z bardzo smutną miną zdjęła z dziewczynki tę sukienkę i markotnie odłożyła ją do prania, zaręczam, że mała przejęłaby się znacznie bardziej. Zawsze o wiele skuteczniejsze jest odwołanie się do tego, co w człowieku dobre. Tak po prostu smile.gif.

Napisany przez: Pszczola 14.07.2006 13:13

Taki offtop od offtopa: moja druga bacia to tak zawsze. A jak miałam 13 lat to pyta się "na co chesz pieniążki? Piwo? Papieroski?". Serio, zbaraniałam wtedy ;P

QUOTE
QUOTE

gdy poznasz swoje dziecko wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć co na takiego działa, i co może znieść.


Przepraszam, ale określenie "znieść" w połączeniu z "moje dziecko" i w domyśle "z mojej ręki", zakrawa dla mnie na jakiś okrutny żart. Pszczoła, nie wierzę że tak myślisz. Powiedz że nie. Proszę...


...Jejku, spokojnie, nie o biciu mówię. Np. czy więcej nauczy kara psychologiczna typu "milczące dni" (jeżeli cokolwiek podziałało na mnie [a na mojego brata to już na pewno] w sposób wywołujący agresję to to. Ech...), szlaban, upokorzenie czy ścierka. Świetnie, że syna udało Ci się tak dobrze wychowywać. Ale nie każdy zareagowałby tak samo.

Koniec, albo nowy temat gdzie indziej trzeba założyć. Bo karający Dodziaczka rodzice, raczej jego złym wspomnieniem nie byli.

Napisany przez: owczarnia 14.07.2006 14:02

Złym wspomnieniem może i nie, ale wizją - wink2.gif?


Ja tam nie wiem, czy udało mi się syna tak świetnie wychować, czas pokaże. Póki co, dzwoni do mnie wieczorem od babci (wyjechał na wieś, to znaczy 100 km stąd cheess.gif), żeby mi powiedzieć, że leci Magda M, bo wie że lubię i wie, że sto procent zapomniałam o powtórkach (bo i można zgłupieć, dają to trzy razy w tygodniu, nigdy nie wiem kiedy tylko zwykła powtórka, a kiedy powtórka z powtórki, i w dodatku o której godzinie blink.gif) cheess.gif. Ale ja go widzisz, uwielbiam bezwarunkowo, czyli nawet bez Magdy M wink2.gif.

Za co można ukarać dziecko? Za kłamstwo. Tyle tylko, że jeśli nie będzie się bało (nie tylko kary, ale w ogóle, wyśmiania na przykład), nie będzie musiało kłamać. Dalej, za co jeszcze? O, za to że robi coś, czego mu nie wolno. Tyle tylko, że jeśli rodzic wzbudza zaufanie, interesuje się sprawami dziecka, jest dla niego partnerem, przyjacielem - małe samo przyjdzie zapytać co o tym myślimy zanim coś wymodzi. Zwierzy się, opowie. Wtedy można zadziałać zanim coś złego się wydarzy. Spóźnia się? Moje się nie spóźnia, może dlatego że się martwi że ja bym się martwiła. Woli zadzwonić. Ma kiepskie stopnie? No i ma, moje ma wcale nie takie znowu najlepsze, ale wiem, dlaczego. Wiem dokładnie co umie a czego nie, i gdzie stopnie są odzwierciedleniem jego rzeczywistych braków, a gdzie nauczycielka po prostu nie ma pojęcia jak uczyć dziecko z dysleksją. Jak są braki, to się martwimy i nadrabiamy. Ale to nie ja jestem zła na zbyt niski stopień. To Młody się wstydzi, że mu tak kiepsko poszło i sam ze mną do spółki analizuje czemu, do licha. Oraz zgłasza w szkole chęć poprawiania, pomimo że nie zachęcam go do tego (wrodzone moje lenistwo, koszmarna wada). Mówi "matka nie bądź świnia, zrób mi tą kolację, coooo?" zamiast siedzieć i grymasić że niedobre. Wie, że drugiej szansy nie będzie cheess.gif, bo matka leń patentowany. W rewanżu zaś następnego dnia potrafi zrobić śniadanie do łóżka. Ideał? A skąd! Oprócz tego jest pyskaty i wymądrzalski, ma zawsze dużo do powiedzenia (gorzej z wykonaniem), bajzel w pokoju oraz kąpie się niemiłosiernie długo doprowadzając tym cały dom do białej gorączki. Ogólnie zaś rzecz biorąc, wszystko co dobre w moim dziecku bierze się stąd, że mnie kocha i że kocham go ja. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, zawsze tak było. Nigdy go nie karałam, myślę że nawet bym nie umiała. Nawet jeśli czasami rzucałam straszliwe grośby, podobnie jak on parę razy "wyprowadzał się z domu", to oboje wiedzieliśmy, że nie umielibyśmy wytrzymać bez siebie pięciu minut, a ja pięciu minut nie wytrwałabym przy żadnej karze cheess.gif. Ja nie wiem, dlaczego ludzie patrzą na dzieci jak na jakiś dziwny obiekt do obrabiania i eksperymentowania, zupełnie jakby to był jakiś inny, obcy gatunek blink.gif. Jakby sami nie byli nigdy w życiu dziećmi. A przecież dziecko to taki sam człowiek jak i dorosły, tylko że mniejszy. I często mądrzejszy... Wystarczy być przy dziecku po prostu sobą. Nie udawać bardziej znającego się na wszystkim i poważnego, niż się jest. Dzieci bardzo sobie cenią szczerość, a im wcześniej zauważą że matka też tylko człowiek, tym lepiej...

Jak bardzo przeszkadzamy komuś, to można się przenieść, ale moim zdaniem mimo wszystko wciąż obracamy się w okół tematu. Bliżej lub dalej, ale jednak...

Napisany przez: Katon 14.07.2006 17:54

Karać można. Nawet surowo. Ale kara musi być sprawiedliwa, sensowna i jasno wyartykułowana. Nigdy nie może być wynikiem frustracji rodzica czy opiekuna. Ojciec nigdy mi nie przylał - dwa razy powinienbył to zrobić. Zastosował inną karę. Też dotkliwą. Miała wyjaśnić pewne sprawy raz na zawsze. I wyjaśniła. Jakkolwiek nie zamierzam rozciągać mojego przykładu na sferę ogólnych wniosków. Nie bulwesuje mnie klaps wymierzany przez ojca synowi.

Napisany przez: owczarnia 14.07.2006 18:10

Nie, no ja się powieszę sad.gif.

Napisany przez: Pszczola 14.07.2006 19:06

To teraz zeszliśmy zupełnie z tematu. Za co można dziecko karać. Ech...

QUOTE
Ja nie wiem, dlaczego ludzie patrzą na dzieci jak na jakiś dziwny obiekt do obrabiania i eksperymentowania, zupełnie jakby to był jakiś inny, obcy gatunek 


Właśnie. Zresztą, ja wciąż jestem dzieckiem. Może wyrośniętym, ale nadal pod dachem rodziców, a i stara się nie czuję.

Nikt tu nikogo nie przekona. Wierz mi tylko Owczarnio, jeśli będę miała dzieci, nieomieszkam stosować Twoich metod wychowania jak długo się da. Sędzia ma odpowiedzialne zadanie, czyż nie? Karać sprawiedliwie, wymiernie do kary, ale i nie odbierać godności.

End.

Napisany przez: owczarnia 15.07.2006 10:22

Rodzic to nie sędzia mad.gif. Sędzia ma być bezstronny, a rodzic wręcz przeciwnie - ma zawsze stać po stronie swojego dziecka.

Nie chodzi o przekonanie kogokolwiek. Chodzi o zastanowienie się...


(sorry, nie mogłam się powstrzymać cry.gif)




PS
A metody nie są moje ohmy.gif! To są metody stosowane w cywilizowanym świecie, przyjęte powszechnie. Tylko u nas wciąż jeszcze pokutuje mit "zdrowego przetrzepania skóry"... Wszędzie na świecie (oczywiście nie mówię tu o patologiach, które zdarzają się niestety zarówno u nas, jak i gdzie indziej - z tym że akurat gdzie indziej to, co u nas jest normą traktowane jest właśnie jako patologia) rodzice, którzy nie mogą sobie dać rady ze swoimi dziećmi chodzą do poradni, rozmawiają z psychologiem. Bicie (i to jakiekolwiek) uważane jest za coś absolutnie niedopuszczalnego. A i kary nie cieszą się powodzeniem, traktuje się je jako przejaw słabości.

Napisany przez: Ronald 16.07.2006 13:14

Wiem, że moja wypowiedź może byc tutaj traktowana jako wypowiedź conajmniej niepoważna, ale pomimo tego, i pomimo, że mam świadomość, że mam tylko 15 lat to się wypowiem.

Za młody jeszcze jestem na wychowywanie dziecka. Jednak jest ktoś kogo wychowuję. Jest to mój pies. Moja siostra głównie skupia się na kochaniu psa, nie wymaga od niej za wiele (bo to suczka), a jak już się pieskowi zdarzy narobić w domu, to z jej ust wypływaja jedynie pytania: "A kto jest taki nei grzeczny i narobił w domku?". Mam świadomość, że w przypadku psa skutki używania siły w wychowaniu mają podwójnie złe skutki niż w wychoaniu człowieka, bo u psa niektóre odruchy są inne i taki piesek kochany zaatakowac może potem i wszyscy pieska będa winić, a nie włąściciela. Jednak ja czasem używam "klapsa" jako metody wychowawczej dla pieska, i musze powiedzieć, że w oduczeniu pieska niektórych złych zachwoan to pomogło dużo bardziej niż tłumaczenie.

Wiem jedank, że porównywanie wychowywania psa i wychowywania człowieka nie jest najlepsze, bo wiadomo, że piesek troszke mniej rozumie niż człowiek. Nie zgadzam się jedank, że wychowywanie dziecak bez kar ma dobre skutki dla dziecka. Ja, jak i moja siostra, juz wielokrotnei byliśmy karani różnorodnymi szlabanami (a to na komputer, a to na wyjąscia ze znajomymi, na telewizor), kiedy bylismy mniejszymi dziećmi, zdażało się, że dostawaliśmy "po tyłku". Po tych "razach" nam wymieżonych najcześniej przez długi czas byliśy obrażeni na rodziców, jednak potem wiedzielismy, że najcześie było to zasłużóne, bo przecholowaliśmy w słowach bądź czynach. Braliśmy również na to poprawkę, bo nasza mam ma nerwicę, wieć czasem trudno jej powstrzymać naerwy. Karanie nas skończyło się razem z osiągnięciem przez nas pewnej dojrzałości emocjonalnej (pewnej, bo ja mam 15, a moja siostra 19 lat). Uważam też, że nie jest dobre załatwianie różnych złych zachowań dziecak tylko i wyłacznei rozmową, takie dziecko może w przyszłości mieć trudności z obraną siebie przed agresorami w postaci żuli spod budki z piwem, albo dresów(w złym tego słowa znaczeniu). Nie uważam tez, że rodzić ZAWSZE i bez względnei powinien stać po stronie dziecka. Nie móię tu o sytuacjach kiedy racje dziecka sa nie poodważalne i jasne jak słońce. Mówię tu o sytuacjach kiedy dziecko przychodzi do domu i mówi o swoich nauczycielach per "idiotka", 'debil"itp. Wiele razy tak robiłem i mimo, ze uważałem, ze mam rację mówiąc tak o nich, i moja mama też się zgadzała, że nie są oni dobrymi nauczycielami, mówiął mi, że nei mogę tak o nich mówić, bo są osobami starszymi ode mnie, nauczycielami i szacunek się im nalezy.

Moda na zachodzie, czy w Stanach polegajaca na załątwianiu nawet najdrobniejszych rodzinnych spraw u psychologa lug w poradni też jest chora. To równiez przejaw słabości rodzica bądź jego lenistwa. Sam nei próbuje dojść do porozumeinai z dzieckiem, tylko musi brać do pomocy osoby z zewnątrz.

Napisany przez: gucha 16.07.2006 20:40

QUOTE(owczarnia @ 17.06.2006 13:50)
Są dwa wyjścia: albo Rowling ma coś w zanadrzu, albo po prostu i najzwyczajniej w świecie Dudziaczkowi stanął przed oczami świat bez mamusi, gier komputerowych i kumpli, świat w którym to on jest ofiarą. Ewentualnie w ramach najgorszego wspomnienia urodziny, na które otrzymał trzydzieści jeden prezentów zamiast trzydziestu dwóch cheess.gif.
*



Na pewno nie zobaczył siebie jako ofiary.
Dementorzy powodowali, że ludzie PRZYPOMINALI sobie najgorsze chwile swojego życia, a nie wyobrażali, co by było, gdyby... czyż nie?

Jeśli ktoś wcześniej już o tym wspomniał, to przepraszam, ale nie przeczytałam wszystkich odpowiedzi.

Napisany przez: mida 16.07.2006 22:21

A tak a propos to Vernonowi przypomniałoby się jak spalił kawał o japońskich golfistach... a Petunii jej rozbryzgana po ścianach legumina.

Napisany przez: hazel 16.07.2006 22:29

Ja rozumiem, że Rowling wykreowała Dursleyów jako ograniczonych i pustych ludzi, ale wątpię, że mogliby być aż tak płytcy.

Napisany przez: owczarnia 17.07.2006 10:21

Ronald, Pszczoła, Katon - i reszta tongue.gif

Powiem Wam tylko jedno: myślałam, że czytamy te same książki smile.gif. A jednak okazuje się, że wysiłki pani Rowling w pewnych kwestiach poszły na marne... Po to opisywała dzieciństwo Toma Riddle, po to opisywała dom Dudleya i Harry'ego, żeby zwrócić uwagę na to, co może wyniknąć z głupoty dorosłych. Szkoda, że tego nie widzicie...

Napisany przez: Ronald 17.07.2006 15:30

Oj Owco. Nie przesadzaj tongue.gif Aż tacy źłi to my chyba nie jesteśmy tongue.gif A książki czytamy te same. Mimo wszystko to co określasz "głupotą dorosłych" może meić czasem zbawienne skutki. No i czasem lepiej dać dziecku po tyłku, a potem przeprosić i popłakać razem z nim, niz obchodzic się z dzieckiem jak z jajeczkiem i chodzić do psychologów.

Mnie też się wydaje, że Vernon i Petunia moga być wewnątrz innymi ludźmi niż na zewnątrz. Przynajmniej w kwestii przeżyć przywoływanych przez Dementora.

Napisany przez: Pszczola 17.07.2006 15:41

Ermm...jeżeli mama Rona to uosobienie łagodności, która wszystko z dziećmi cierpliwie dyskutuje i tłumaczy na zasadzie partnerskiej rozmowy, to... Nie mówiąc juz o panu Weasley, który sprał porządnie skórę Fredowi i George'owi kiedy chcieli na Ronie wymusić złożenie Obietnicy Nierozerwalej.

Napisany przez: owczarnia 17.07.2006 15:43

No to dlatego masz takiego Percy'ego. To też jest przykład, nie?

Napisany przez: Pszczola 17.07.2006 15:45

Percy był idealny, oczko w głowie mamusi, nigdy żadnych kłopotow. I co?

Nikt go raczej nie skatował kiedy jako dorosły opuścił dom. Wręcz przeciwnie, matka ciągle go bierze w obronę.

Napisany przez: Ronald 17.07.2006 15:52

Czego przykładem miałby być Percy? Bo nie zrozumiałem...

Napisany przez: owczarnia 17.07.2006 16:17

Percy? Przykładem wpływu matki, która zawsze wie, co jest najlepsze dla jej dzieci. Matki nadopiekuńczej i planującej przyszłość oraz kariery. Bill, Charlie, Fred, George, Ron i Ginny okazali się odporni. Percy już niestety nie.

I gdzie ja napisałam, że tylko biciem można dzieciom zaszkodzić? Luuudzieeeee!

Napisany przez: Pszczola 17.07.2006 22:04

To jest raczej wynikiem kompleksów i chorej ambicji niż nadopiekuńczości matki.

Od bicia się zaczęło ;).

Czy możemy przestać roztrząsać tamat wychowania dzieci? OFFTOPIC!

Napisany przez: Ronald 17.07.2006 22:18

Popieram przedmówczynię smile.gif

Napisany przez: gucha 17.07.2006 22:31

„Przez cały dzień nie zatrzymali się, aby coś zjeść lub czegoś się napić. Kiedy zapadł wieczór, Dudley wył jak pies. Tak podłego dnia nie przeżył jeszcze nigdy w życiu. Był głodny, przepadło mu pięć programów telewizyjnych i jeszcze nigdy nie upłynęło aż tyle czasu, odkąd po raz ostatni zrobił krwawą miazgę z kilkunastu przeciwników w grze komputerowej.”

[Harry Potter i Kamień Filozoficzny, strona 47]

Jeśli by przyjąć, że Dudley był naprawdę taki prostacki, to może chodzi właśnie o to? :>

Ale chyba nikt nie jest aż tak ograniczony... (błagam, nie zaprzeczajcie! dajcie mi, naiwnej, powierzyć jeszcze w ludzi).

Napisany przez: mida 17.07.2006 22:40

przekoloryzowana rzeczywistość? Niestety. Są ludzie aż tak bardzo ograniczeni, zapatrzeni w siebie, prostacy... dry.gif co tu zrobić kiedy Dudlej jest tego najlepszym przykładem. Rozpieszczony jedynak któremu wszystko zawsze podstawiano pod nos...

Ale pocieszę Cię gucha. Większość ludzi jest normalna i przyjazna otoczeniu. smile.gif

Napisany przez: Pszczola 17.07.2006 22:53

Wujostwo jest przedstawione w dużej mierze z punktu widzenia Harry'ego. On widzi Dursleyów jeszcze płytszymi niż są w rzeczywistości. Przecież już V części Dudley potrafi sklecić więcej niż dwa zdanie nie na temat jedzenia i telewizji, a ciotka Petunia nagle okazuje się w oczach Harry'ego siostrą jego matki (cóż, może krótko to trawało, ale zawsze). Potter dojrzewa, więc i inni wydają się bardziej skomplikowani. Dlatego nie sądzę żeby w obliczu Dementora Dudley widział siebie bez komutera i słodyczy. Jeżeli Rowling zdecyduje się wyjaśnić co takiego Dudley widział, nie będzie to coś czego się spodziewamy.

Napisany przez: hazel 17.07.2006 23:16

Dokładnie, czytelnicy widzą Dursleyów takimi, jakimi widzi ich Potter. A to zdecydowanie jest subiektywny punkt widzenia. Zresztą Rowling specjalnie przerysowała panujące w rodzinie stosunki - gdyby Harry był traktowany podobnie przez rodzinę włóczęgów i pijaków, jego los nie wydawałby się nam aż tak żałosny.

Napisany przez: kalor 18.07.2006 00:23

Moim zdaniem Dudley dzieki dementorowi spojrzal na siebie z boku i widzac tak jakim naprawde jest przerazil sie bo nie jest taki piekny, cudowny i wogole NAJ jak wmawiali mu jego rodzice. Zamiast pieknego i madrego chlopca ktorego widziala Petunia i Veron zobaczyl rozwydrzonego, spasionego gbura jakim jest.

takie linki to tylko w podpisie, zią.

Napisany przez: gucha 18.07.2006 10:35

No ciekawe, ciekawe.

Mam nadzieję, że po ukazaniu się siódmego tomu, Rowling przestanie tajemniczo unikać ważnych pytań i będzie prosto odpowiadać. A to, czego nie dowiemy się w siódmym tomie, wyjawi nam sama ona.

Ktoś kiedyś powiedział, że nadzieja matką głupich...?

Napisany przez: owczarnia 18.07.2006 10:36

I owszem, widzimy Dudziaczka oraz wujostwo oczami Harry'ego.

Ale nie zapominajcie, że i Dumbledore wyraził się o nich BARDZO krytycznie. McGonagall takoż. Plus opis wstęny z pierwszego tomu.

I bardzo mi się podoba pomysł kalor. To naprawdę może być bardzo bliskie prawdy...



PS
Pszczoła - wcale nie zaczęło się od bicia tongue.gif.

Napisany przez: Ronald 18.07.2006 12:12

No nie wiem czy taki bliski prawdy ten pomysł. Dementorzy przywołują straszne, okropne wspomnienia, przypominają coś co się już zdażyło. Natomiast spoglądanie na siebie "z boku" jakoś nei meiści się w tej konwencji. Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne.


Napisany przez: mida 18.07.2006 21:13

Nie mógł patrzeć na siebie "z boku". Dementorzy fundują ludziom najgorsze wspomnienia a nie wyjście z siebie.
Dudley to rozpieszczony dzieciak i tego będę się trzymać. To co zobaczył jest raczej rzeczą bardzo przyziemną i może wbrew przypuszczeniom żadnej większej roli nie odegra... ale mogę się mylić

Napisany przez: Hermiona1900 30.07.2006 16:13

Rzeczywiście, Dudley to rozpieszczony bachor, ale przecież połowa dzieciaków ( a nawet ta starsza młodzież ) jest taka...a początku piątej części Dudley był taki jak większość nastolatków...no i co my możemy do niego mieć?? Tylko tyle,że jest wredny dla Pottera...

Napisany przez: Pszczola 31.07.2006 00:09

Tak. I rozwala wszystko co stoi i jest nieuszkodzone, tudzież jest nieuszkodzone i się rusza. Zupełnie normalny nastolatek.

Napisany przez: Luna Lovegood 02.08.2006 23:06

Mi tylko przyszedł do głowy Dudley z świńskim ogonkiem .
Ale myśle, że to było coś o czym nie mamy pojęcia.

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)