NO to moje opowiadanko =) A co? Iskra =)
nie chciało mi się tego czytać i poprawiać =) Także jest jakie jest =) miłej
lektury =)
Deszcz padał od trzech dni. Nie przerwanie krople
dudniły w dach. Dziewczyna siedziała na metalowej pryczy i rozmasowywała
zziębnięte dłonie. Była późna jesień, koło godziny 23. Świeca stojąca na
drewnianej podłodze dogasała tworząc woskowego kleksa. Pod ścianą stała
szafka, która ledwo trzymała się na spróchniałych nogach. Na owej szafce
znajdowała się metalowa miska, a obok gliniany dzbanek. Cieszyła się, że ma
gdzie spać. Że ktoś pozwolił jej spędzić tu parę dni; aż ulewa przejdzie.
Zanim ją tu przyprowadzono, do schroniska, które prowadziła babcia w
podeszłym wieku, spędzała noce przy fontannie, na ryneczku. Nie wiedziała
czemu, nie było tam przecież żadnego zadaszenia, a mimo to czuła się tam
dobrze. Pomijając lodowate zimno, przenikające ją do szpiku kości oraz
kąśliwe uwagi pijaków. Przebywała tam dwa dni, a następnie pokierowano ją
tutaj. Staruszka burzyła się, że nie ma miejsca; nie przyjmie żadnej
ladacznicy, która straciło prace. Dziewczyna cały czas stała ze spuszczoną
głową, z kosmyków włosów, woda skapywała na wyszorowaną podłogę. Nie
odzywała się, nie chciała się narażać. Nie miała też zbytniej ochoty. Nie
teraz. Gdyby ktoś znał ją wcześniej, a teraz stałby z boku i obserwował całe
zajście, zaklinałby się, że to nie ona. Monika nie siedziałaby cicho
zbierając burę, na którą zresztą nie zasłużyła. Staruszkę, udobruchała
dopiero sakiewka pełna brzęczących monet. Nie wiedziała, czemu ten mężczyzna
okazuje jej takie zainteresowanie i traci na nią pieniądze, ale było jej to
obojętne. Chciała się już położyć, chociażby przy fontannie... Naszły ją
wątpliwości, teraz nie chciałaby tam wracać, nie po tym jak poczuła ciepło
bijące od płomieni, skaczących w kominku i zapraszających zziębniętych, aby
się ogrzali. Ona nie chciała, a inni? Gdy mężczyzna wyszedł, staruszka
kazała jej iść za sobą. Dotarły na 3 piętro, a następnie właścicielka
pokazała jej drzwi, za którymi były schody. Miała iść na górę. Jej mina
świadczyła, że powinna się cieszyć, iż coś dla niej ma. Tak, była wdzięczna,
ale w inny sposób. Wchodząc po starych dawno nie używanych stopniach,
słyszała jak trzeszczą i uginają się pod jej ciężarem. Poręcz była przegniła
i wolała jej nie dotykać. Następny krok.
Trzask... następny
Trzask...
wiedziała, że to koniec jej uciekania, w jakiś dziwny sposób to czuła.
Trzask...już widziała oczami wyobraźni swój nowy pokoik.
Trzask...marzyła o własnym kącie od małego.
Trzask...widziała już jak
go urządzi.
Trzask...uśmiech wpłynął na jej twarz.
Trzask...jak dawno
się nie uśmiechała.
Dotarła na sam szczyt schodów. Złapała zimną,
mosiężna klamkę. Nacisnęła. Drzwi ani się ruszyły. Naparła mocniej i prawie
wypadły z zawiasów. Uśmiech zamarł na ustach. Wyglądał jakby został
przyklejony.
A czego się spodziewała? Apartamentu z sofką, na której
gościć będą porcelanowe lalki? Ponownie doznała zawodu. Pierwszy raz to był,
gdy matka wygnała ją z domu dowiedziawszy się, że jest w ciąży. Zastanawiała
się jak długo wytrzyma. Sumienie zżerało ją od środka.
Podeszła
do popękanej szyby. Tak szyby, bo oknem nie można nazwać czegoś, co nie ma
framugi i jest przyklejone do ścian taśmą. Pomiędzy zbitymi razem belkami
rozpościerały się pajęczyny, a na nich pająki ukryte w cieniu, czyhające na
swe ofiary. Ale nowa lokatorka nie dostrzegała tego. Ponownie usiadła i
zacisnęła ręce na ramionach, kołysząc się przy tym w przód i w tył.. Zaczęła
szlochać, sucho płakać, łez jej zabrakło.
Nie znajdowała się już w
zniszczone klitce. Świat teraźniejszy przestał istnieć. Stała obok siebie w
jej dawnym domu. W gabinecie ojca. Coś pisał. Chyba list. Po czym wstał.
Zbliżył się do niej. Nie czuła obawy dlatego nie odsunęła się. Uśmiechała
się do ojca, który zawsze sprawiał jej wiele prezentów, niespodzianek.
Podszedł na tyle blisko, by położyć dłonie na jej ramionach. Z
zaciekawieniem w oczach spojrzała na ojca.
-Chcesz mi coś powiedzieć
ojcze? - zawsze troszczyła się o rodziców i zawsze pierwsza najlepiej
wiedziała kiedy jest z nimi coś nie tak. Ojciec pochylił głowę i pocałował w
czoło. Zrobiło się jej miło, ale gdy ojciec zaczął całować ją po powiekach,
szyi i próbował w usta przestała się jej podobać ta zabawa. Chciała się
odsunąć, ale silne palce ojca zacisnęły się mocniej.
-Nie odchodź
dziecino - mruknął. Monika miała wtedy 13 lat.
-Ojcze - przypomniała mu,
ale ten już zdzierał z niej suknię.
Zatrzęsła się na to wspomnienie.
Została wykorzystana przez własnego ojca! Kiedy mówiła o tym matce,
dostawała po twarzy, dlatego unikała tego tematu. Dopiero kiedy widać było,
że jest w ciąży, matka powiedziała, żeby się wynosiła.
-Puściłaś się z
jakimś stajennym, a teraz będziesz kazała mi wychowywać jakiegoś
bękarta!? - opuszczając dom nawet nie płakała, wbrew oczekiwaniom matki.
Ta chciała, aby córka błagała o pozostanie i wylewała litry łez.
Dziecko urodziła w jakiejś karczmie. Nie wiedziała nawet w jakiej.
Poród przyjęła żona karczmarza. Odeszła bez słowa następnego dnia. Przed
świtem. Dziecko miała zawinięte w kocyk, który ukradła z pokoju, w którym ją
zostawili. Wzięła jeszcze lusterko i srebrną miedniczkę z łaźni, którą można
było ukryć pod płaszczem. Owszem, była wdzięczna, ale musiała żyć. Weszła do
jakiegoś lasu. Szła na ślepo. Nie uczyła się. Była typową córeczką lorda.
Dziecko cały czas płakało. Denerwowało ją. Przykucnęła pod jakimś drzewem i
udusiła je... Rąbkiem kocyka, który miał ich ogrzewać. Ciałko zostawiła pod
drzewem, żeby wilki miały co jeść. Odeszła. Nawet nie płakała...
Drzewa
skończyły się równie szybko jak się zaczęły. Gdy miała 15 lat zaczaiła się
na ojca. Zemściła się za krzywdę jaką jej wyrządził. Z mordem w oczach
uderzyła go jakimś kijem znalezionym w lesie, cios zrzucił go z konia, na
którym jechał. Doskonale wiedziała, że na polowania jeździ sam. To był błąd,
teraz zapłaci za niego życiem. Na matce także pragnęła się zemścić, a śmierć
ojca będzie dla niej najbardziej bolesna. Wyciągnęła z rękawa zaostrzony
kij, który bez zastanowienia wbijała ojcu w oczy, usta, na końcu w serce.
Zaczęła się śmiać opętańczo, ale głos uwiązł w gardle i przerodził się w
szloch. Chwilę klęczała przy ojcu, ale wracając twarz miała uśmiechniętą.
Sama o tym nie wiedziała.
Wyjęła kołek, którym zabiła ojca. W
nierównościach nadal była jego krew, po dwóch latach... Trzymała go drżącymi
dłońmi. Jakiś glos mówił jej żeby go wyrzucić, drugi, aby go spalić,
zniszczyć. Trzeci, aby użyła go na sobie.
Posłuchała
trzeciego...
That`s all.
noooooo... ciekawe, ciekawe... smutne ale
ciekawe bardzo misię podobało ale napisz też coś o szczęsliwym
zakończeniu;)
bardzo mi się podobało, tylko szkoda ze
nie bylo dłuższe. Czekam na jakies inne opowiadanko napisne tym stylem
No,no,no... Sol sie przekonala i dala
opowiadanie:D
Bardzo dobrze droga Sol.
Opowiadanie bardzo ladne, ale
ja pisze lepsze, zartuje oczywiscie;)
Pozdro;)
Ja Cię tak namawiałam żebys dała to
opowiadanie, a Ty je dodałaś podczas mojej neobecności!
I co teraz? Wpisuje się jako marna piata osoba
No nic. Zresztą i tak na gadaczu powedziałam Ci co myśle. Dysktowałyśmy o
tym więc nie widze powodoof by wytykać Ci błędy, któryc zresztą jush prawie
nie widać Opowiadanko mi się podoba. Fajnie się czyta. Może nie jest
zbyt oridżinalne, ale czy musi być od razu skrajnie nowatorskie by było
dobre? =) Jestem na "TAK" (i to nie dlatego, że siedzimy razem w
białym pokoju z laptopami i jesteśmy modemowcami w jedwabnej pościeli
)
pozdraffiam
iskra - jedwabny modemowiec w białym
wdzianku =)
Naprawde dobre opowiadanie. Uważam że
długość jest ok, bo gdybyś to rozciągneła to już nie byłoby to samo. Jestem
na TAK
Iskra nie złość się, bo to piękności
szkodzi ^^ I dziękuję wam wszystkim za ciepłe słowa, pokrzepiają i motywują
do następnych prób =)
Smutne, troche przerażające,ale fajne.
Na początku wychwyciłam trochę stylistycznych zgrzytów, ale potem było
już ok.
Hmm..nie wiem,co jeszcze napisać. Dawno nie czytałam nic twojego
No i całkiem ciekawa długość,przez to opowiadanie jest
krótkie,ale tresciwe. Pozdrówka
Fajne , ale na początku prawie kompletnie zniechęciło mnie zdanie "Nie przerwanie krople dudniły w dach" <- przecież to wcale nie jest po polsku!!! "Krople nieprzerwanie dudniły o dach" <- to jest poprawny wygląd zdania! ... Potem się na szczęście zrobiło lepiej, a i udało ci się stworzyć atmosferę i zaciekawić mnie . Długość - zdecydowanie ok - trochę tylko koniec jest wydumany, albo zbyt zbagatelizowany - dałoby się napisać coś więcej i szerzej ^^. No i
QUOTE |
nie chciało mi się tego czytać i poprawiać |
Na pocztaku tak jabym sie przestraszyła
tego opowiadania, ale póxniej mnie wciągło. Podoba mi się. Szkoda ze that is
all =) Bardzo ciekawe. Nie widziałam błędów.
QUOTE (Sol z ludzi lodu) |
Nie przerwanie krople dudniły w dach. |
Swetne =) Szczegolnie koniec mi sie
podobal. Nie powiedzialas wprost: No i sie bidula zalamala, wziela kolek,
ktorym ukatrupila ojczulka i sama tez sie zabila. Tylko tak tajemniczo =D
Super
Jakies zgrzyty byly czasem, ale to tylko na poczatku, pod
koniec bylo ok. Czekam na nastepne ficki Twojego autorstwa, Sol =)
A mi umknęło to opowiadanko. Tak sobie
przeglądałem starsze i trafiłem na to. Czuję się zaintrygowany i chcem
więcej. Fajne.
Napisz że jakimś cudem trafiła tuż koło
serca i w ogóle przeżyła...
No, no, Sol, nieźle, całkiem nieźle,
powiem więcej - bardzo dobrze . Ciekawe studium zrujnowanej dziewczyny. Jedno mam tylko
zastrzeżenie fabularne - otóż nie za bardzo wydaje mi się prawdopodobne, że
13-latka zdołała donosić ciążę i urodzić bez komplikacji dla siebie... Ale
generalnie jest ok. Tylko na końcu trochę za dużo powtórzeń słowa
"ojciec", ale nic to . Mroczne opowiadanie jak trza
Jeśli ma ktoś ochotę to niech sobie
przeczyta, ot opowiadanko napisane od niechcenia.
Miłego czytania.
Niewyobrażalny ból. I znowu. Czy to
kiedykolwiek się skończy? Zamknął oczy w wyrazie bezgranicznej bezradności.
Trzeszczenie nie naoliwionych kół zębatych. Ten twardy stół i drzazgi
wbijające się w nagie ciało. Skórzane pasy na przegubach dłoni. Delikatny
naskórek zdarł się i szczypał przy każdym kontakcie z inną materią niż
powietrze. Czuł piach pod powiekami. Ile to już tu leżał? Może dwa dni, może
dzień. Stracił rachubę jak tylko opuścił celę. W tej surowej kamiennej
komnacie nie było żadnych oznak cywilizacji – jakby wyjęta z dramatu
średniowiecznego. Rozskakane światło od żółtej świecy, które swą małą mocą
próbowało przebić się przez gąszcz mroku, zostało pochłaniane. Kolejna fala
bólu przeszła przez jego ciało. Zostawią go? Zostawią go na kolejne minuty?
Na kolejne godziny? Nie, on już nie chce. Pragnąłby ciepłego łóżka i gorącej
herbaty. Miał dziwne przeczucie, że pił ją ostatni raz trzy dni temu.
Zatęsknił okropnie. Czuł się jak gumowa linka, rozciągnięta do granic
wytrzymałości. Znów ta skóra, czy już nie mam tkanek? Tak bardzo je starło?
Tylko ciche jęknięcie potwierdzało ciągłą przytomność mężczyzny. Już nie
chce, gdzie się to wyłącza? Dlaczego nikogo nie ma w domu... Ach faktycznie,
zapomniał...
Wysoka trawa, niebo przesłonięte chmurami burzowymi.
Zdenerwowany władca wiatru dął i dmuchał na wszystkie możliwe strony świata
z ogromną siłą. Chłopiec, najwyżej 12 letni. Biega. Rozgarnia trawę rękoma i
biegnie. Uśmiecha się. Nie.. to nie uśmiech. To skurcz na twarzy powodowany
ciągłym płaczem i bólem jaki był mu zadawany. Zaraz potem grad kamieni
wystrzelonych z dziecięcych dłoni jak z armat. Chłopiec zasłania głowę
ramionami. Łzy bezsilności i niezrozumienia spływają mu po twarzy. Trawa
rozsuwa się, wybiegają dzieci tego samego wieku. Ich twarze wykrzywiają
wesołe, ale jakże paskudne uśmiechy. Sądzą, że robią coś dobrego. W końcu to
sam demon z człowieczej kobiety narodzony. Kolejny grad kamieni, kolejny ból
na całym ciele i ból głowy. Jasność przed oczami, potem nagle ciemność.
Kolory zmieniały się jak wystrzelone i zmieszane ze sobą od razu.
Ciemność...zwyciężyła jednak ciemność.
Odzyskał przytomność. Chmury
nadal złowrogo wisiały nad ziemią. Jakby ktoś od góry przyszył je do błękitu
kawałkami nici. Świetliki latają nad chłopcem Jezioro... Jezioro?
Dlaczego...? Nie rozumiem, przecież ja chcę być z nimi. Być razem z nimi.
Chcę się z nimi bawić. Co odważniejsze jarzące się owady siadają obok
chłopca by go pocieszyć. Dodać otuchy i nauczyć. Nauczyć, że to co chcemy
nie zawsze jest osiągalne. Uczą cierpliwości i zrozumienia. Tolerancji i
przede wszystkim uśmiechu. Uśmiechu na tej pięknej aczkolwiek smutnej i
zapłakanej twarzy.
Mogliby już skończyć. Nie mam ochoty wegetować do
końca życia. Fala bólu? Nie, nie czuje już tego. Umrzeć, umrzeć jak
najszybciej. Nie być potępianym i szykanowanym już nigdy. Nagle...
Jasne
plamki przed oczami... Pocieszają, uczą...
Świetliki...? Nieśmiało i z
nadzieją zadane pytanie...
Podoba mi się, nawet bardzo. Ciekawie
napisane, błędów nie szukałam, nie mialam ochoty. Zyczę weny i pozdrawiam.
To mi się podoba. Ciekawe jest i fajnie
napisane.
ona zakończone. ten pierwszy, i ten przedostatni to dwa opowiadania. LW.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)