Smak zemsty- niedokończona
historia...
Ten krzyk...Głośny i przenikliwy...Tak
przerażający...Jak zgrzyt żelaza po szkle...I ten strach. Wyczuwalny ze
wszystkich stron...Strach, który żyje swoim własnym życiem...Strach
galopujący po niebie...Wokół pełno krwi i rozkładających się tkanek...W
powietrzu unosił się zapach zgnilizny...i rozpaczy...tak, zapach
rozpaczy...Taki zwyczjny, choć nie do opisania...
A śnieg padał i
padał...Drzewa przybrały srebrne szaty,a jezioro pokryła śnieżnobiała tafla.
Nastała gwieździsta noc z księżycem w pełni. Srebrny księżycowy blask
oświetlał jej postać. Była piękna, tak niezwykła i tajemnicza jak
noc...Czarne włosy spływały falami na jej plecy, w świetle księżyca zdawały
się świecić granatowym, nikłym światłem. Płatki śniegu zdobiły jej czarny
płaszcz. Miała na imię Youhualte. Jej oczy pełne strachu i nienawiści
patrzyły przed siebie, przeszywały na wylot mgłę, która otaczała góry. Była
jak dzikie zwierzę. Kochała wolność i niezależność. Kierowała się instynktem
przetrwania.Mknęła na skrzydłach wiatru przez bezkresne pustkowia oraz
niezmierzone góry i lasy. Wtedy niczego się nie bała...Zdawała sobie
doskonale sprawę z ciemnej strony natury i żyła w zgodzie z nią. A ponadto
czerpała z niej siłę i magiczną moc. W końcu nie została wiedźmą od tak
sobie. Od lat rozwijała swe magiczne zdolności, nie bała się ciemności,
dzikich zwierząt ani czarnej magii. Wiedziała, że z ich strony nic jej nie
grozi. Bała się tylko zamknięcia, ograniczenia jej wolności i swobody. Nie
żywiła uczuć do nikogo, pożądała przystojnych mężczyzn, wykorzystywała ich w
celu zaspokojenia własnych pragnień, ale nigdy nie zostawała z żadnym na
dłużej. Wtedy byłaby od nich zależna, oni ograniczaliby jej możliwości...Nie
mogła na to pozwolić. Nie musiała spożywać żadnych pokarmów ani napojów,
karmiła się tylko zemstą, a pragnienie zaspakajała krwią swych ofiar. Była
niczym głodna bestia, wciąż pragnęła więcej i więcej...
Okay. Następna część
Jednak tej nocy zapragnęła czegoś innego. Poczuła
niepohamowaną żądzę panowania nad zimową aurą. Pragnęła, aby zima trwała
wiecznie. Chciała wiecznie tańczyć z cieniami wśród płatków śniegu, wśród
wichury, która targała jej włosy i syczała nad uchem. Nie liczyły się dla
niej pragnienia innych, myślała tylko o sobie. Pragnęła panować nad całym
światem, ale nie była jeszcze zbyt potężna...Była tylko maleńką cząstką
przyrody. Błąkała się po lesie, czerpiąc siłę z mrozu i zimna. Nagle poczuła
zapach krwi. Ludzkiej krwi! Zapomniała na chwilę o pragnieniu władzy,
liczyła się tylko żądza krwi. Zaczęła biec w nieznanym kierunku, kierując
się wyłącznie węchem, jak wilk, który wyczuwa ciemnościach swą
ofiarę...Znała Księżycowy Las na wskroś, mieszkała w nim od niepamiętnych
czasów...W końcu dotarła do rozległej polany, na śniegu leżał ranny
mężczyzna- "Proszę mi pomóc" -wyszeptał- Youhualte zaśmiała się
szyderczo i choro, jak istota z dna piekieł...,po czym pochyliła się nad
mężczyzną, wbijając mu kły w szyję. Mężczyzna krzyczał w agonii, błagając o
łaskę, jednak jego głos ginął w wielkim, ciemnym lesie, odbijał się hukiem
od gór...Youhualte nie znała litości. Jego krew bardzo jej smakowała, była
to krew człowieka dobrego. Uwielbiała krew dobrych ludzi, gdy ją piła
napawała się także smakiem zemsty. Gdy już się nasyciła, poczuła niesamowity
przypływ mocy- "To krew tego człowieka tak na mnie działa"
-stwierdziła- "Muszę to wykorzystać". Podniosła ręce w geście
rozkazu- "Potęgo czarnej magii, dopomóż mi"- wyszeptała. Gdy tylko
opuściła ręce zerwała się straszliwa burza śnieżna- "Tak!"
-krzyknęła. Śnieg szalała na wietrze, a on podniosła się do lotu. W euforii
szybowała ponad lasem, dostrzegając tylko szczyty gór. Była taka szczęśliwa,
w tym momencie liczyła się tylko śnieżyca i jej nocny lot.Ona już taka
była-żyła tylko i wyłącznie teraźniejszością, o przeszłości zapomniała, a o
przyszłość się nie martwiła...Śnieg zakrył ciało nieszczęśliwie zmarłego
mężczyzny. Wszystko wyglądało tak spokojnie...Biel zasłoniła miejsce jego
spoczynku. Śnieg przywołany przez Youhualte rozpuści szczątki mężczyzny i
nikt nigdy nie dowie się o jego tragedii...
-"Chcę by mróz i śnieg
zostały, ze mną na zawsze" -wyszeptała. Było wczesne popołudnie.
Promienie światła delikatnie przedzierały się pomiędzy gałęziami drzew, a
śnieg błyszczał w słońcu. Youhualte przeciągnęła się niczym kotka, mrużąc
oczy. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Natychmiast
wstała i popędziła w dal, szukając jakiejś kryjówki, w której mogłaby
przeczekać dzień. W końcu znalazła się w obszernej grocie. Położyła się na
ziemi i natychmiast zasnęła...
Było lato, a słońce paliło jej skórę.
Siedziała w lesie- sama. Wokół panowała cisza, nie słychać było nawet
słychać odgłosów natury; szumu wiatru, kapania wody czy śpiewu ptaków. Ta
cisza była tak przerażająca...przebijała jej ciało na wylot. W pewnej chwili
zobaczyła nad sobą mnóstwo ludzi. Szeptali coś między sobą. Była otoczona.
Nie mogła dostrzec wyrazu ich twarzy, widziała tylko jasny błysk w ich
oczach.- "Giń, wiedźmo!" -usłyszała
Gdy otworzyła oczy
panował już półmrok. Kropla wody spadła jej na czoło, mieszając się z
potem...-"To tylko sen"- odetchnęła z ulgą- "Zima jeszcze nie
powiedziała ostatniego słowa" -pomyślała, uśmiechając się do siebie.
Gdy wyszła z groty, rozejrzała się, miejsce, w którym się znajdowała było
puste, lecz wyczuwała duchy minionych zdarzeń. Wiedziała, że drzewa, na
które patrzy, były świadkami makabrycznych wydarzeń. Być może takich jak
tragedia poprzedniej nocy, a może jeszcze gorszych...To dziwne, ale odczuła
strach, powinna odczuwać satysfakcję czy nawet radość, a czuła tylko strach.
Czegoś jej brakowało- cierpiała. Była samotna w swoim bólu, sama w
ciemnościach. Chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie, potknęła się i upadła.
Leżała na śniegu, a mróz przeszywał jej ciało. Zimno paraliżowało jej kości,
tylko na to czekała. Chciała uwolnić się od bólu, zarówno w sensie
fizycznym, jak i emocjonalnym.- "Nie wytrzymam tego "-wycharczała-
"Nie mogę tak żyć, pragnę rządzić światem ".Wpadła w
rozpacz...Leżała na śniegu, twarzą ku ziemi. Po paru godzinach przewróciła
się na plecy. Ze zdziwieniem stwierdziła, że ma mokre policzki. Lecz to nie
były łzy...Youhualte nie potrafiła wylewać łez,nie posiadała żadnych uczuć.
Nie umiała lubić, kochać, a nawet nienawidzić...potrafiła tylko pożądać
wszystkich i wszystko...Jej policzki były mokre z krwi, Youhualte płakała
krwią swych ofiar...
C.D.N.
No dobra. Daję tą część o której
pisałam.
Usłyszała krakanie kruka. Zerwała się na równe nogi.-
"Anastsia?" -czy to była ona-zastanawiała się. Anastasia była
młodszą siostrą Youhualte, zamieniona w kruka przez potężnego maga-
Forgolla, chciał on też zniszczyć Youhualte, jednak nie udało mu się
zamienić ją w kruka czy jakiekolwiek inne zwierzę, natura nie mogła ją
skrzywdzić, przecież była jej cząstką...jej ciemną cząstką...Youhualte
obiecała sobie, że odczaruje siostrę, a potem razem zniszczą Forgolla i będą
rządzić światem...-"Anastasio, gdzie jesteś?" -westchnęła
Youhualte. Ruszyła w drogę, szła wolnym krokiem, a śnieg skrzypiał jej pod
nogami. Przypomniała sobie dawne czasy, kiedy była zwykła dziewczynką i wraz
ze siostrą bawiły się przed domem, nieopodal lasu. Już wtedy czuła jakąś
fizyczną więź z naturą...Mieszkały w pięknej willi z ogrodem, która
posiadała 12 sypialni, salę balową,saolon,bibliotekę,4 łazienki, ciemną
piwnice i obszerny strych. Ich pokój znajdował się na parterze, między
kuchnią i salonem.
Jej wspomnienia z dzieciństwa były mgliste i
niewyraźne. Im była potężniejsza tym bardziej te wspomnienia oddalały się od
niej. Kiedyś była człowiekiem, nazywała się Agnes, później przybrała imię
Youhualte, co oznaczało zło...,ale teraz musiała zapomnieć o tym kim była
żeby zostać wiedźmą... Wiedziała, że pewnego wieczora obudzi się i już nic
nie będzie pamiętała ze swego człowieczeństwa. To była cena, jaką miała
zapłacić za swą magiczną moc. Nie obawiała się braku wspomnień. One nic dla
niej nie znaczyły. Bała się tylko, że zapomni o Anastasii...- "Nie,
nigdy o niej nie zapomnę! Choćby nie wiadomo, co się stało!"
-pomyślała. Codziennie wpajała to sobie do głowy-myśl o siostrze...
-"O, Chaosie! Mój jedyny! Przenieś mnie do Anastasii!
O,Chaosie, mój najdroższy! Pomóż mi odnaleźć mą siostrę!"
-Youhualte wypowiedziała modlitwę. Wtem zerwał się wiatr i porwał ją do
góry. Unosiła się nad dolinami i polami aż wreszcie znalazła się w małym
ogródku. W oddali zobaczyła małą, drewniana chatkę. Wyczuła od niej jakąś
siłę. Podeszła bliżej. Chatkę otaczał niski, drewniany płot. I właśnie na
tym płocie siedział piękny kruk, jego czarne pióra błyszczały w świetle
księżyca...Anastasia...To była ona...Youhualte wiedziała to...Czuła
podobieństwo dusz...-"Anastasio? Poznajesz mnie? "-zapytała-kruk
otworzył dziób, jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego gardła nie wydobył
się żaden dźwięk. Jednak Youhualte wiedziała, że siostra ją słyszy i
rozumie, tylko nie może odpowiedzieć...-"To ja
Youhualte...Agnes...Twoja siostra...".Kruk tylko smutno kiwnął głową,
na potwierdzenie tych
słów.-"O,Hekate!O,Azazelu!O,Lilith!O,Astaroth!O,Marduku
!Połączcie się! Zjednoczcie się! Zjednoczcie się i oddajcie
ciało tej oto Anastasii! Zaklinam was! Oddajcie ciało Anastasii!
"-Youhualte wzywała starożytne bóstwa, swoich patronów, dzięki którym
powstała. Nagle chmura cienia zawisła nad ziemią. Cała ciemność, cały mrok
skoncentrowany w jedną całość spowił ciało kruka.I zatarła się granica
między dobrem i złem...Forgoll wiedział, co robi zamieniając Anastasię w
kruka...Ona i Youhualte stanowiły niewyobrażalne i niewiarygodnie silne zło.
Chciał ochronić świat przed nimi...A teraz całe zło zostało
uwolnione....Puszka Pandory została otwarta...Powstała...Bogini
ciemności...Odrodziła się Astaroth...Piękna bogini-czarnowłosa o ostrych
rysach twarzy i wystających kościach policzkowych.
Anastasia...-"Anastasio..."-wyszeptała Youhualte -"Znowu
razem,moja droga Agnes...na wieki" -zaśmiała się Astaroth. Wyciągnęła
srebrny sztylet wysadzany rubinami. Sztylet stworzony z nienawiści, magii,
krwi i śmierci- "Tym zabijemy Forgolla! I całe dobro!
Zostaniemy tylko my...my i natura...już nikt nie przeciwstawi się nam,
Hekate..."-Astaroth przerwała w połowie zdania, uświadamiając sobie, że
powiedziała za dużo- "Co? Jestem Hekate?...Już niczego nie rozumię...
Jestem Youhualte...Jestem złem..."-"Agnes...Siostro...Ty i ja
jesteśmy wcieleniami pradawnych bogiń...Astaroth i Hekate...Jeseteś boginią
śmierci...i czarów...dlatego Forgoll nie mógł cię unicestwić...tak jak
mnie...czy wiesz co to znaczy przez 20 lat być uwięzioną w ciele
kruka?...nie...ja jestem tylko boginią pożądania...jesteś moją siostrą, więc
też pożądasz wszystko i wszystkich...Razem stworzymy
potęgę...".Youhualte spojrzała na siostrę...z zazdrością!
-"Anastasia jest taka piękna, piękniejsza niż ja...włosy niby takie
same...czarne...ale jej były dłuższe, bardziej gęste i
błyszczące...oczy...także w czarnych oprawach, ale jej były granatowe jak
nocne niebo...a moje takie białe jak śnieg...nie, jak śmierć...W końcu to
ona jest boginią pożądania...Astaroth..."
Okay. Następny part. Mam nadzieję, że was
nie nudzę. Myślę, że tak skoro nikt tego nie czyta. No, ale cóż- takie jest
życie
Hekate wezwała na pomoc magiczne moce, które
przeniosły ją i Astaroth do siedziby Forgolla. Jego zamek był otoczony fosą,
prowadził tam stary drewniany most. Siostry spojrzały przed siebie, zamek
był stary, porośnięty mchem od ciągłej wilgoci. Koloru surowej stali. Okna,
bogato zdobione, niegdyś granatowe, czas zniszczył ich świetność. Astaroth
spojrzała na swą siostrę, włosy opadły jej na oczy- "Teraz wszystko
zależy od ciebie"- powiedziała z dumą...ale i z nutką zazdrości.
Przeszły przez most, powoli, lecz pewnie. Razem, krok w krok. Astaroth
prowadziła. W końcu doszły do wielkiej srebrnej bramy, wokół czuły moce
Forgolla...Były wszędzie... Ale demoniczne siostry nie bały się, nie
odczuwały żadnych uczuć, poza pragnieniem zemsty i żądzą władzy... Hekate
spojrzała na bramę, a ta jakby ze strachu, otworzyła się zapraszająco.
Znalazły się w obszernej sali. Wszędzie wisiały obrazy, przedstawiające
mitycznych obrońców dobra...Podłoga, spróchniała i z wolna porośnięta mchem,
wydawała nieprzyjemny odgłos przy każdym kroku. Całe pomieszczenie zdawało
się być opuszczone przed kilkoma wiekami...Pożółkłe, niegdyś białe ściany,
kontrastowały z czarnym płaszczem Hekate i karmazynową peleryną jej siostry,
bogini pożądania. Wiedźmy dostrzegły maga, stał, wpatrując się w okno, jakby
oczekiwał ich wizyty.- "Biała magia nie pomogła mu zachować
młodości" -stwierdziła z satysfakcją Youhualte, ona ani Anastasia nic
się nie zestarzały przez te wszystkie lata, przeciwnie wypiękniały jeszcze,
dzięki potędze czarnej magii. A Forgoll, cóż, jego długie blond włosy
zmieniły kolor na śnieżnobiały, jak źrenice bogini śmierci... Jego twarz
pokryta była zmarszczkami, oczy straciły dawny błysk i zaciętość...-"A
więc znów się spotykamy..."-powiedział słabym głosem, chciał by to
zabrzmiało jak ostrzeżenie, jednak zdradziło tylko jego niepokój.-
"Wiedźmy! Wynoście się z mojego domu" -krzyknął i wyjął
ogromny miecz, zrobiony z białego kryształu. Hekate zaczęła śmiać się
demonicznie i szyderczo. Astaroth, na widok miecza, wzdrygnęła się na myśl,
że znów może zostać zamieniona w kruka albo jakieś inne zwierzę, ale po
chwili zawtórowała siostrze. Obie śmiały się, tak straszliwie, tak
przeraźliwie, że Forgoll wyzbył się wszelkich złudzeń na uratowanie swego
życie. Modlił się tylko o szybką i bezbolesną śmierć...Niestety nie była mu
ona pisana...Bo jak jeden stary czarownik może się przeciwstawić siłom
ciemności...?Spotkanie dwóch mocy, czarnej i białej magii...Niestety dobro
nie ma najmniejszych szans...Jak taka mała cząstka może pokonać potęgę
zła...?
Och! Żeczywiście fabuła dziwaczna i
trochę śmieszna. Lubię takie dziwadła, bo mnie strasznie bawią. Żebyście już
nie marudzili daję zakończenie (ostatniego parta)
Hekate pierwsza
przerwała euforię śmiechu, podeszła do Forgolla- "Ten się śmieje, kto
się śmieje ostatni"- wycharczała mu nad uchem. Ten poczuł jej lodowaty
oddech na karku, przeraził się wizją, tego, co może go za chwilę
spotkać...-"Już nie jesteś taki sprytny" -szepnęła Astaroth,
przysuwając mu srebrny sztylet do gardła.- "Nędzniku!"
-krzyknęła- "Pozbawiłeś mnie mocy na 20 długich lat! I myślałeś, że
ujdzie ci to na sucho?!" Forgoll pokornie spuścił głowę, serce biło
mu jak oszalałe, setki myśli przebiegało przez jego głowę.- "Co się ze
mną stanie? Co?"- myślał gorączkowo. Astaroth i Hekate patrzyły po
sobie pytająco, zastanawiały się w jaki sposób zakończyć życie swojego
wroga...-"Nie piłam krwi od wieków" -odezwała się Astaroth. Jednym
potężnym cięciem obcięła kciuk Forgolla, który nawet nie krzyknął,
postanowił nie dać im tej satysfakcji. Jednak jego twarz zdradzała ogromne
cierpienie i przerażenie. Strużki krwi rozlały się wszędzie...Ciekły po
jasnych szatach nieszczęśnika. Astaroth i Hekate rzuciły się ku ranie, pijąc
łapczywie krew. Po chwili spojrzały po sobie, Hekate oblizała usta z krwi,
Astaroth podała jej sztylet. Bogini śmierci obcięła po kolei wszystkie palce
nieszczęsnego maga. Krew lała się strumieniami. Hekate wpadła w trans,
opętana żądzą zemsty cięła Forgolla gdzie popadło, pilnując przy tym aby go
przedwcześnie nie zabić. Zemsta...Smakowała jak najlepsza ambrozja...Owoc
zła i nienawiści...Wreście, zaspokoiwszy swój głód, padła zmęczona na
podłogę. Leżała w radosnym uniesieniu, raz po raz spoglądając na swą
siostrę. Forgoll wił się w agonii, niczym wąż. Już nie mógł się powstrzymać
od krzyku. Wył z bólu...Astaroth śmiała się demonicznym śmiechem. W końcu
znudzona tym widokiem, zakończyła męki nieprzyjaciela. Jednym potężnym
cięciem odrąbała mu głowę, kryształowy miecz, który kurczowo ściskał w ręce,
spadł na podłogę i roztrzaskał się na miliony małych kawałków. Tak stłukły
się nadzieje na uratowanie świata przed złem... Głowa Forgolla potoczyła się
po omszałej podłodze...A jego martwe oczy, skrzywione w niemej prośbie,
wpatrywały się w sufit...Hekate rzuciła się na jego ciało, wyrwała mu serce
z piersi...I pożarła...Nareście miała pewność, że nie wróci by znów dręczyć
ją i Astaroth. Pierwotne instynkty znów wzięły górę nad zdrowym
rozsądkiem...Obie boginie jeszcze długo wpatrywały się w zwłoki swego
prześladowcy, jakby nie mogąc uwierzyć, że wreszcie po tylu latach, przestał
im zagrażać...Był martwy....Jego dusza była martwa.... Białe włosy
pozlepiane krwią wyglądały jak rozgniecione glisty. Puste oczy, czarne jak
bezdenna otchłań wydawały się nadal cierpieć...Astaroth przywarła ciałem do
nieboszczyka, niczym nekrofil, widząc zaciekawione spojrzenie Hekate
wyjaśniła- "Jego moc należy teraz do mnie. Energia białej magii
zamieniona w moce ciemności".
One...Piękne, mroczne i
tajemnicze...Żyły, niby razem, ale odczuwały tylko jedność dusz. Fizycznie
nic je do siebie nie ciągnęło. Żadna nie zdobyła się na cieplejszy gest
wobec drugiej. Zero siostrzanej miłości czy choćby przywiązania...Łączyło
ich tylko pragnienie krwi i głód zemsty...
Stary zamek Forgolla stał się
ich nową siedzibą. Ukryta wśród gór i lasów, pod płaszczem mroku,
ponadczasowa budowla, była dla nich idealną kryjówką przed światem. Tam
obmyślały plan zniszczenia dobra i zawładnięcia ziemską egzystencją. Obie
były coraz bardziej spragnione zemsty i krwi...Podekscytowane na myśl o
zbliżającym się triumfie...Spały w niewielkiej komnacie w wieży. Na pięknym,
ręcznie rzeźbionym amarantowym tapczanie pod szmaragdowo-błękitnym
kocem...Komnata miała kształt pięciokąta i posiadała tylko jedno, małe
okienko.
Wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany wieczór. Astaroth
przywdziała krwistoczerwoną, długą, koronkową suknię z głęboko wyciętym
dekoltem, który podkreślał jej piękna figurę. Hekate miała na sobie czarną
szatę ściśle przylegająca do ciała. Siostry wyruszyły na spotkanie dobra...
Jezioro Ledos było największym skupiskiem sił dobra, jakie znały.
Złocista tafla jeziora zdawała się patrzeć na nie z nienawiścią i pogardą.
Przybrzeżny, zielonkawo-szarawy tatarak szumiał złowrogo. Woda była
spieniona i niespokojna, wydawała się przejawiać uczucie strachu...Ciemna
niczym bezdenna otchłań. Las, który otaczał jezioro, wydawał się siostrom
przerażająco nieprzyjazny. Ciarki przeszły po ciele Astaroth, natomiast
Hekate była nieobecna duchem. Myśłami znalazła się w Księżycowym Lesie. Tak
jej go brakowało, zamek Forgolla był tylko ograniczonym skupiskiem komnat.
Księżycowy Las był nieprzebyty dla ludzi i wszystkich niedoskonałych
stworzeń. Tylko ona znała go i kochała...Ach, jak jej go brakowało! To
właśnie tam została wiedźmą...- "Hekate?" -głos siostry sprawił,
że powróciła. Nie odpowiedziała, ruszyła wolnym krokiem w głąb lasu, śnieg
chrupał pod jej stopami, wydając dźwięk przypominający łamanie kości...a
może tylko jej się tak zdawało...?Astaroth podążała za nią, jej piękne,
smukłe ciało zdawało się prześlizgiwać między drzewami i kępami krzewów. Jej
myśli ograniczały się do...Zakrwawionych zwłok. Oczyma wyobraźni widział
żyły, błękit płuc, jelita i inne martwe tkanki porozrzucane w nieładzie, a
ona trzyma serce, które wciąż jeszcze bije...Pożera je i rozkoszuje się
smakiem zemsty...
THE END
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)