Harry Potter i Aethernus
Pewnego dnia Harry wraz z Ronem jechali do szkoly. Podczas ich
rozmowy na temat quidditcha drzwi przedzialu nagle sie otworzyly i weszla do
niego wysoka postac. Czlowiek odchylil kaptur i oczom chlopców ukazal sie
mlodzieniec, który mial do szaty przyszyta naszywke z imieniem. Harry
zapytal go:
-Jak masz na imie?
-Aethernus-odpowiedzial mlodzieniec
-Do której klasy idziesz w budzie?- zapytal Ron
-Ja nie jestem
uczniem, tylko nauczycielem- odpowiedzial Aethernus
-Taa...pewnie...A ja
jestem MUGOLEM- powiedzial Harry
-Myslcie jak chcecie ja musze isc.
Postac zarzucila kaptur i wyszla z przedzialu. Kiedy Ron zamknal drzwi
obaj zaczeli sie smiac. Okolo godziny dwudziestej cala szkola zebrala sie w
Wielkiej Sali, aby rozpoczac uczte i poznac nowych nauczycieli. Przy stole
Gryffindoru slychac bylo bardzo glosne rechotanie poniewaz caly dom wiedzial
juz o rozmowie Harry'ego i Rona z Aethernusem.
-"Ja nie jestem
uczniem, tylko nuczycielem"...Hahaha...Juz mu wierze- powiedzial Semus
-Ty Harry, jak wygladal ten gosc?- zapytala Lavender
-Mial takie
dlugie, biale wlosy mniej wiecej do pasa.- powiedzial Ron
-Czy wygladal
tak jak ten obok Dumbledora?
-Ja nie moge. Harry patrz, to ON.
Rzeczywiscie. Obok dyrektora Hogwartu siedzial Aethernus. O godzinie
dziesiatej wszystcy uczniowie rozchodzili sie do swoich domów. W czasie
chodzenia po zamku Ron i Harry rozmawiali o dziwnym przybyszu.
-Ciekawe
czemu dyrcio nie powiedzial nam czego on bedzie uczyc.- powiedzial Harry
-No wlasnie. Morze ten caly Aethernus kitowal, ze jest nauczycielem.
-Morzliwe, ale jesli nawet wciskal kit to czemu siedzial przy stole
-nauczycielskim?
-Czy ja wiem. Moze przekupil Dumbledora?
-Raczej nie. On by sie nie dal przekupic.
-No nie wiem. Za
odpowiednial sumke, Kazdy jest przekupny.
-Mozliwe, ale on chyba taki
nie jest.
Rano Harry i Ron wstali wczesnie i poszli na sniadanie, a skoro
byla to sobota obaj postanowili odwiedzic Hagrida. W jego chacie zastali
Aethernusa, który pograrzony byl w rozmowie z nim na temat dalszego uczenia
sie Hagrida w Hogwarcie.
-Mówisz serio?- spytal olbrzym
-Oczywiscie-
odpowiedzial Aethernus
-No...to...od kiedy mogie zaczac?
-Od
poniedzialku. Twoja pierwsza lekcja to bedzie transmutacja.
-Bardzo
fajnie. Moze w koncu bede mógl legalnie uzywac czarów- powiedzial Hagrid ze
lzami w oczach.
-Szkoda, ze mój tatus tego nie zobaczy- dodal po chwili
po czym halasliwie wydmuchal nos.
Aethernus porzegnawszy sie z Hagridem
wyszedl z jego domku.
Kiedy drzwi chaty sie zamknely, Harry i Ron
natychmiast obrzucili przyjaciela pytaniami:
-Skad go znasz Hagridzie?
-Kim on jest?
-Skad pochodzi?
-Spokojnie, spokojnie- powiedzial
Hagrid.
-Znam go od wczorajszej uczty. Nie wiem skad wiedzial, ze mnie
wyrzucono, ale bardzo sie ciesze, ze bede mógl wreszcie ukonczyc szkole.
-A kim on jest w Hogwarcie?- zapytal Harry
-Do konca nie wim, ale
chyba kims w rodzaju...hmmm...korepetytora.
-Korepetytora???- zapytali
chórem chlopcy.
-Tak. Bedzie pomagal innym nauczycielom w nauce.
-Wiec jednak nie klamal- powiedzial Ron.
-Najwidoczniej.
-A co
was tak interesuje ten Aethernus?- zapytal olbrzym.
-Nie interesuje nas,
ale rozmawialismi z nim w pociagu- powiedzial Harry.
-A o czym?-
-O
niczym ciekawym.- powiedzial wymijajaco Ron.
-No...skoro tak mówicie, to
chyba tak jest.
-No wlasnie, a jak narazie do zobaczenia Hagridzie.
-Taaa...nara- odpowiedzial zdziwiony olbrzym.
Po powrocie do szkoly
chlopcy bedacy w drodze do gabinetu Dumbledora spotkali Hermione, która
wracala z biblioteki. Ron zobaczywszy dziesiatki ksiazek zaczal sie smiac:
-Hahaha. Jeszcze nie bylo lekcji, a ty juz sie uczysz.
-Tak, a co,
dziwisz sie? Przeciez ja zawsze sie duzo uczylam.
-Tak, to prawda, ale
czasami troche przesadzasz- powiedzial ostroznie Harry.
-No trudno.
Myslcie jak chcecie, ale wam powiem, ze Aethernus chce was widziec.
-Chyba ma wam cos waznego do powiedzenia- dodala z dziwnym usmiechem
-Czego on moze od nas chciec?- zapytal Ron.
-Skad mam to wiedziec?
Nie jestem wrózka- odpowiedzial Harry.
Po wejsciu do gabinetu Aethernusa
nikogo nie zastali wiec pomysleli, ze Hermiona sobie z nich zazartowala i
wlasnie chcieli wyjsc kiedy nagle drzwi otworzyly sie i do pokoju wszedl
Aethernus.
-Siadajcie- powiedzial na wstepie.
Harry i Ron zapadli
sie w fotele poniewaz w jego gabinecie bylo straszniej niz w gabinecie
Snape'a.
-Doszly mnie sluchy, ze nie tolerujecie mojej obecnosci w
Hogwarcie- powiedzial mlodzieniec
-No cóz, nie zalezy mi na tym ,
abyscie mnie lubili, ale uwiezcie mi, ze wplynie to negatywnie na wasze
oceny na koniec roku.
Powiedzial to takim tonem, ze chlopcy po prostu
sie przeztraszyli.
-Widze, ze nie chcecie nic mówic... hmmm... trudno.
Pamietajcie o jednej zeczy: profesor Dumbledor jest moim starym kumplem i
powiedzial mi, abym mial na was oko- powiedzial to bardzo jadowitym glosem,
a kiedy skonczyl usmiechnal sie zgryzliwie.
-No dobrze. To wszystko co
chcialem wam powiedziec. Mozecie wyjsc.
Podczas powrotu do wiezy
Gryffindoru Harry i Ron pograzeni byli w rozmowie na temat zachowania
Aethernusa.
-Widziales jak on na mnie patrzyl?- spytal przerazony Harry.
-Taaa...Ale od kogo on sie dowiedzial, ze go nie lubimy?
-Nie wiem.
Bardzo mozliwe, ze od Hermiony.
-Tak. To jest bardzo mozliwe.
W
pokoju wspólnym Gryfonów bylo tloczno i chalasliwie poniewaz Fred i George
odpalili parenascie sztucznych ogni doktora Fillibustera.
Podczas
kolacji wszystcy uczniowie pograzeni byli w rozmowie na temat Aethernusa.
-Widzieliscie jaki on ma ladne wlosy?- zapytala Hermione jakas Puchonka
-Taak, a jaki on madry. Profesor Sprout mówila, ze pomógl zrobic jej
wywar z mandragor i nawet bez pomocu wyszlo mu to bardzo dobrze- powiedziala
Paravatti.
-O mój Boze...- powiedzial Ron. -Jak mozna sie zachwycac kims
takim???
-Nie wiem. Jestem ciekaw co one w nim widza- powiedzial Harry.
-Ja tez.
-Zobaczymy co on potrafi. Rzuce na niego zaklecie i ciekawe
jak zareaguje.
-Nie radze wam tego robic...- powiedziala Hermiona
-Tak? A to niby czemu?- zapytal Ron.
-Bo to jest najlepiej
wyszkolony czarodziej na swiecie.
-Oczywiscie, a ja jestem Super
Man'em- odpowiedzial Harry.
-Skoro nie chcecie mnie sluchac to nie ,
ale potem nie mówcie, ze was nie ostrzegalam- powiedziala Hermiona i
przesiadla sie w inne miejsce.
-Wiesz Harry moze jednak tego nioe róbmy.
-Co strach cie oblecial?- zapytal wrednie Harry.
-Nie, ale boje sie,
ze Hermiona znowu moze miec racje.
-No chyba masz racje- powiedzial
Harry i spojrzal z lekiem na stól nauczycielski przy, którym siedzial
Aethernus.
Nastepnego ranka Harry i Ron zeszli na sniadanie dosc pózno. W
Wielkiej Sali przy stolach siedzialo tylko dwudziestu uczniów. Chlopcy
szybko zjedli posilek i poszli do gabinetu Sethernusa, aby z nim pogadac.
Pod drzwiami obaj zastanawiali sie co maja mu powiedziec i w koncu Harry
zaproponowal, zeby wyzwac go na pojedynek.
-Chyba cos ci odbilo.
Przeciez on moze cie zmiesc bylejakim urokiem- powiedzial Ron, który bardzo
sie przestraszyl na mysl o pojedynku.
-To zaproponuj cos innego- odrzekl
zdenerwowany Harry.
-Wyzwiemy go na turniej szachów- powiedzial po
namysle.
-OK, ale jesli przegrasz to wtedy bedzie pojedynek.
-No...
Niech ci bedzie.
Obaj weszli do gabinetu Aethernusa. W srodku zastali
jeszcze Lupina pograzonego w rozmowie na temat Quidditcha.
-Ooo. Witaj
Harry. Dawno sie nie widzielismy- powital go Lupin.
-Ciebie, takze milo
widziec Ron.
-Tak. Dzien dobry panie profesorze- odpowiedzieli chórem.
-Co was tu sprowadza?- zapytal Aethernus.
-Chcielismy wyzwac pana na
turniej szachów- powiedzial niesmiale Ron.
-Dobrze. Przyjmuje wyzwanie-
dpowiedzial z usmiechem.
-Tylko powiedzcie gdzie i kiedy to sie
odbedzie.
-Hmm... Za tydzzien w sobote w pokoju wspólnym Gryffindoru?-
zapytal Harry
-Dobrze. Odpowiadaja mi te warunki.
-To fajnie-
odpowiedzial Ron.
-No, a teraz zostawcie nas samych, bo musimy
porozmawiac.
-Dobrze, i do widzenia.
Po wyjsciu z klasy obaj chlopcy
zgodzili sie ze soba, ze chyba Aethernus lubi ich bardziej niz wczoraj. W
pokoju wspólnym bylo cicho i spokojnie wiec Harry i Ron obwiescili
wszystkim, ze za tydzien jest turniej szachów.
-Co? Wyzwaliscie go na
pojedynek?- zapytal przestraszony Lee.
-Chyba was cos w glowy rabnelo-
powiedzial Fred.
-Wlasnie. Nie mamy z nim szans- powiedzial George.
-No trudno. Nie zaszkodzi spróbowac.
W czasie obiadu nikt sie do
Harry'ego i Rona nie odzywal. Chlopcy podejrzewali, ze to z powodu
turnieju. Przy stole nauczycielskim Aethernus rozmawiel z Hagridem.
"Pewnie w zwiazku z tym dalszym nauczaniem Hagrida"- pomyslal
Harry. "Zreszta, nie moja sprawa". Po obiedzie wszystcy uczniowie
mieli stawic sie u swoich opiekunów w zwiazku z ich planami zajec. W
gabinecie profesor McGonagal Gryfoni bardzo sie zdziwili sie poniewaz w ich
planach zajec byl tytul "Szkolenie Szczególowe".
-Co to jest,
pani profesor?- zapytal Dean.
-To jest przedmiot, który ma za zadanie
szczególowo przygotowac do tegorocznych egzaminów- odpowiedziala McGonagal.
-Aha. Nastepny przedmiot- powiedzial Semus.
-Wszystcy juz wiedza o
co chodzi? No to juz, do wiezy.
Caly dom Gryffindoru, i nie tylko
pograzony byl w smutnych myslach.
-Przeciez ten Aethernus nas zameczy-
szlochala Lavender.
-Teraz juz wiemy co on mial na mysli mówiac nam, ze
jesli nie bedzie nas lubic to wplynie to zle na nasze oceny- powiedzial
Harry do Rona.
-Najwidoczniej- odpowiedzial Ron.
znasz moją opinię ^^
A nu nu nu
(grozi palcem ) zakosiłes buziunie aethernusowi... a nu nu
nu
A mi się b.b.b.b. nie
podoba!!!!!!!! To jest kicz.
Straszne....dialogi są tak sztywne, że czułam jakby harry zamiast z ronem
rozawiał z miotłą...
Nio Merkury! Powróciłeś! Super!
Wiem (chyba) że tio jush było. Nio napish cosik nowego a gdzie sie podziała
dziewczyna Harrego . Napisz szybciutko coś bo siem mi i
nietylko mi nudziii!!!!!!!!!
Merkury .. hura ... Znowu tu jesteś i
znasz chyba moją opinię ... Super fick !!!!
Ten fick jest... no nie bede owijac w
bawelne... ZA DUZO DIALOGOW!!! i sie robi pomieszanie z
polataniem... chlopie, przedstaw wiecej akcji... opisy, odczucia... nie
wiem, wymysl cos... bo sie robi sztywno i plastikowo.
Sory za
brak polskich liter... klawiatura =(
Na poniedzialkowym sniadaniu w Wielkiej
Sali bylo wesolo i chalasliwie. Pierwsza lekcja Harry'ego i Rona bylo
zielarstwo razem z Puchonami. Po dzwonku cala klasa zebrala sie pod
cieplarnia numer trzy.
- Dzisiaj bedziemy zapoznawac sie z teoria
leczeniem roslin.- oznajmila dziarsko profesor Sprout.
- Zapewne, kazdy
z was widzial juz Wierzbe Bijaca.
- Przez nastepne szesc tygodni, kazdy
z was bedzie musial wyleczyc minimum piec roslin.
- Pani profesor-
odezwala sie Hermiona- Czy bedzie trzeba leczyc ta Wierzbe?
- Nie wiem.
- To zalezy od tego czy cos sie jej stanie czy nie.- powiedziala po
namysle.
Po tym zdaniu cala klasa odetchnela z wielka ulga. Nastepna
lkcja byla podwójna transmutacja.
- No nie!!!- krzykna ze
zloscia Ron- Czy nie mozemy miec w tym roku troche ulgi???
-
Najwyrazniej nie.
- Kurde. Mam nadzieje, ze nie zadadza nam pracy
domowej.
- Juz dzwonek. Musimy sie spieszyc.- powiedzial Harry.
W
sali od transmutacji byla juz cala klasa. Ron, Harry i Dean usiedli w
ostatniej lawce, wyjeli ksiazki i pograzyli sie w rozmowie na temat
quidditcha.
- Profesor McGonagal nigdy sie nie spóznia. Ciekawe co sie
stalo.- powiedzial Nevil.
- Nie nawijaj. Im bardziej sie spózny tym
mniej bedziemy mieli lekcji.- powiedzial Semus, ale kiedy skonczyl drzwi
sali sie otworzyly i weszla najmniej oczekiwana osoba.
- Szybko.
Pakujcie swoje rzeczy i wracajcie do dormitorium.- rzekl Snape.
- Czy
nie bedzie lekcji?- zapytala z nadzieja w glosie Lavender.
- Tak, a
teraz uciekac do wiezy. Ale juz.
W pokoju wspólnym bylo
"gesto". Wszystcy Gryfoni chcieli wiedziec co sie stalo, co sie
dzieje i co sie stanie. Nikt nie mógl wychodzic z wiezy wiec nie wiedzieli
co dzieje sie w zamku. Okolo godziny pietnastej do salonu weszla profesor
McGonagal i powiedziala, ze lekcje sa zawieszone do konca tygodnia poniewaz
w piatek do szkoly przybywa delegacja z Durmstrangu.
- Juhuuuu. Nie ma
lekcji.- krzyknal Fred i odpalil z piec lajnobomb.
- Ale od nastepnedo
poniedzialku lekcje beda przedluzone.- powiedziala opiekunka, na co
wszystkim Gryfonom usmiechy spelzly z twarzy. kiedy profesor McGonagal
wyszla z pokoju wspólnego uczniowie nie wiedzieli czy cieszyc sie z wolnego
czasu. Ostatecznie opiekunka nie powiedziala dlaczego musieli siedziec przez
tyle godzin w wiezy.
- Harry, moze pójdziemy zobaczyc co sie tak
naprawde dzieje w zamku?- zaproponowal Ron.
- Dobra, ale musimy wziac
peleryne-niewidzke.
Przyjaciele chodzac po zamku nie dostrzegli niczego
nadzwyczajnego wiec postanowili wrócic do Gryffindoru. Kiedy byli na
czwartym pietrze zobaczyli, ze wiekszosc nauczycieli przyglada sie czemus na
ziemi. Ostroznie podeszli i zobaczyli wielka dziure. Nauczyciele rozmawiwli
o jakims trollu, który wtargnal do szkoly.
- Zobaczcie. Po sladach
maczugi mozna wnioskowac, ze ten troll musial miec przynajmniej szesc metrów
wzrostu.- powiedzial Snape.
- Severus ma racje.- powiedzial spokojnie
Dumbledor.
- Czy nikt go nie widzial?- zapytal po chwili.
- Niestety
nie.- odpowiedziala profesor Sinistra.
- Wiec trzeba zabronic uczniom
walesac sie po szkole.- powiedzial z rozwaga.
- Natychmiast
poinformujemy swoich podopiecznych.- rzekla McGonagal.
- Dobrze. Prosze
was o jedna rzecz: powiedzcie im prawde.
Nauczyciele i dyrektor powoli
rozchodzili sie w swoje strony i Harry i Ron postanowili wrócic do wiezy. Po
powrocie obaj nie duzo ze soba rozmawiali, bo bardzo sie przestraszyli
slyszac o olbrzymim trollu.
- Harry.- zaczal Ron, ale nie wiedzial co
powiedziec lecz Harry wiedzial o co chodzi.
- Wiem, wiem. Nie bedziemy
sie walesac po budzie.- powiedzial i schowal peleryne gleboko do
kufra.
Przez nastepne dni Harry bardzo zalowal, ze obiecal sobie nie
walesac sie po zamku. Na kazdy posilek byli prowadzeni przez nauczycieli, a
kiedy ktos musial skorzystac z toalety musial czekac, az ktos inny, takze
bedzie musial skorzystac. Gryfoni znudzeni ciaglym siedzeniem w salonie
przygotowywali sie do turnieju szachów, uczyli sie eliksirów lub cwiczyli
zaklecie.
- Normalnie nie moge.- powiedzial Ron kiedy podczas nauki
eliksirów na jago notatki spadl kalamarz.
- Który to rzucil???- wrzasna
z calej sily.
- Ja. Przepraszam Ron, ale cwiczylem zaklecia.
- Aha.
Nastepnym razem badz ostrozniejszy.- powiedziawszy to wrzucil pergamin do
kominka i sam zaczal sie uczyc czarów. Po poludniu, do pokoju wspólnego
weszla profesor McGonagal, zeby im obwiescic, ze jutro jest wypad do
Hogsmedes. Gryfoni bardzo ucieszyli sie slyszac ta wiesc i natychmiast
pobiegli do dormitoriów szukac pieniedzy. Harry i Ron doszli do wniosku, ze
to wspaniala okazja, aby troche poweszyc. W czwartek z samego rana obaj
udajac, ze ida do sowiarni wymkneli sie z wiezy i pognali do biblioteki.
Niestety pod samymi drzwiemi spotkal ich Snape.
- No,no,no. Slynny Harry
Potter i jego towarzysz Weasly. Co tu robicie?- zapytal.
- My wlasnie
szlismy do sowiarni, panie profesorze.
- Tak? Czy profesor McGonagal nie
mówila wam, ze nie wolno chodzic po zamku bez nuczyciela?- zapytal dziwnym
tonem.
- Mówila, ale my chcielismy... no... tego...- zaczal Harry, ale
nie zdarzyl skonczyc bo Snape juz prowadzil ich do wiezy Gryffindoru.
-
Macie szczescie, ze jestem w dobrym humorze bo inaczej zaprowadzil bym was
do dyrektora.- to powiedziawszy odwrócil sie na piecie, "a czarna szata
powiewala za nim jak skrzydla nietoperza".
- Ciekawe z czego on sie
tak cieszyl?- zdziwil sie Ron.
- Czy to wazne? Nie zaprowadzil nas do
Dumbledora, nie odjal punktów i nawet nie dal szlabanu.- powiedzial Harry.
- Co prawda to prawda, ale i tak chcialbym wiedziec co go tak
ucieszylo.
W Hogsmedes Harry, Ron, Semus i Dean poszli do sklepu Zonka,
aby zakupic sobie lajnobomby i inne rzeczy. Na ulicy bylo tloczno poniewaz z
niewiadomej przyczyny do wioski zjechaly sie hordy czrownic i magów.
-
Po co oni tu przyjechali?- zapytal zdziwiony Ron.
- Nie wiem. Moze
dlatego, ze jutro przyjezdzaja ci z Durmstrangu?- powiedzial Dean.
-
Bardzo mozliwe.- podsumowal Harry.
- Zreszta, kogo to obchodzi?- zapytal
Semus.
- Yyy... Nie wazne. Chocmy do Zonka bo wszystko wykupia.
W
sklepie pelno bylo nie tylko uczniów Hogwartu, ale takze malych dzieci,
które nawet nie chodzily do szkoly. Po wyjsciu wszystcy przyjaciele mieli po
trzy woreczki lajnobomb i proszków na bekanie.
- No. Jeszcze sie udalo
cos kupic.- powiedzial zadowolony Semus.
- Taa, a teraz kto pierwszy w
Miodowym Królestwie ten jest mistrzem.
Pierwszym, który dobiegl do
cukierni byl Dean, a zaraz po nim Ron, Harry i Semus.
- Bylem ostatni
tylko dla tego, ze sznurówka mi sie rozwiazala.- powiedzial za zloscia.
- Nie wazne, wchodzimy do srodka.- rzekl Harry otwierajac drzwi.
W
tym sklepie równiez pelno bylo uczniów i innych czarodzieji. Jesli Ron nie
pomylil sie w obliczeniach to przed nimi stalo trzydziesci osób.
- Zanim
dojdziemy do lady to zabraknie owaru.- rzekl.
- Co ty. Przeciez oni maja
jeszcze cala piwnice.- powiedzial zadowolony Dean.
- Tez racja.
- No
wlasnie. Teraz sie pytam co kto kupuje?
- Ja jeszcze nie wiem.-
powiedzial Harry.
Przy ladzie kazdy z nich kupil to samo, a po wyjsciu
zauwazyli, ze zaczal padac snieg. Wszystcy zgodzili sie z Ronem, ze pójda do
Trzech Miotel, aby napic sie grzanego, kremowego piwa. W gospodzie jak
zwykle pelno bylo ludzi i magicznych stworzen. Przyjaciele usiedli przy
stole obok wielkiej choinki, a Harry poszedl zamówic piwo. Siedzacy przy
oknie Ron zobaczyl Aethernusa, który zmierzal ku gospodzie.
- Harry.-
krzyknal.- Idzie Aethernus.
- No i co z tego?- zapytal.
- Nic. Tak
tylko powiedzialem.
Kiedy Harry podszedl do stolu i postawil na nim
cztery kufle do baru wszedl Aethernus i Ludo Bagman. Obaj panowie zajeli
stól obk lady i zamówili napoje. Ron pomyslal, ze skoro Aethernus przyszedl
z Bagmanem to znaczy, ze i on musi pracowac w ministerstwie. Powiedzial o
tym Harry'emu, a on sie z nim zgodzil.
- On pewnie jest aurorem.-
rzekl.
- Mozliwe.- odpowiedzial Ron.
- Lub pracuje w tych
specjalnych oddzialach.
- Niom.- powiedzial Ron saczac swoje piwo.
Po wyjsciu z Trzech Miotel wszystcy udali sie do zamku. Sniegu napadalo
juz do pasa, a oni nie mieli kurtek. W pokoju wspólnym cala czwórka usiadla
przed kominkiem i zaczela grac w szachy. Bez zadnych watpliwosci i
sprzeciwów uznali, ze to Ron jest najlepszy.
- Skoro jestes najlepszy.-
powiedzial Harry.- To ty grasz pierwszy.
- Cooo?- zdziwil sie Ron, ale
nie mógl sie sprzeciwic wiec tylko skinal glowa.
Mijal piatek, a Ron
coraz bardziej sie denerwowal.a Harry byl tak zaangazowany w nauczenie sie
grania w szachy, ze zapomniel, zreszta nie tylko on, ze dzisiaj przyjezdza
delegacja z Durmstrangu. Po obiedzie on i Ron postanowili sie troche
rozerwac i pójsc do Hagrida. Drózka prowadzaca do jego chaty byla odsniezona
wiec starali sie isc w jak najglebszym sniegu.
Kiedy zapukali do drzwi
nie otworzyl ich Hagrid, tylko Dumbledor.
- Witajcie chlopcy.- powital
ich cieplo dyrektor.
- Dzien dobry.- odpowiedzieli z uklonem.
-
Panie profesorze,. Chcieli bysmy zobaczyc sie z Hagidem.- powiedzial Harry.
- Domyslam sie.- odpowiedzial z usmiechem.- Prosze, wejdzcie.- mówiac to
odslonil drzwi, aby ich wpóscic.
W srodku panowal zaduch i smierdzialo
jakims dziwnym plynem, który stal w przezroczystym dzbanku.
- Co to jest
panie profesorze?- zapytal Ron pokazujac na dzban.
- To jest lek dla
Hagrida.- odpowiedzial.
- Coo? Hagrid jest chory?- zapytal Harry.
-
Niestety tak.- odpowiedzial Dumbledor z zatroskana mina.
- A co mu jest?
- To bardzo zadka odmiana grypy, na która choruja tylko olbrzymy.
-
Przeciez Hagrid jest pól-olbrzymem.- zauwazyl Ron.
- Ale jego matka byla
olbrzymka, prawda?
- No... Prawda.- odpowiedzial z zaklopotaniem Harry.
- Wlasnie. Lecz nie martwcie sie, przeciez juz mamy lekarstwo, prawda?
- To bardzo fajnie.- rzekl Ron.- A kiedy Hagrid wyzdrowieje?- zapytal.
- Powinien wyzdrowiec za...hmmm... Jakis tydzien.
- To dobrze.-
powiedzial Harry.- A gdzie on jest?- zapytal spogladajac na lózko, które
bylo puste.
- Lezy w skszydle szpitalnym na sali dwa.
- Mozna go
odwiedzac?- zapytal.
- Obawiam sie, ze nie Harry. Mimo tego, ze ta
choroba dotyczy olbrzymów, ludzie, takze moga sie zarazic.- powiedzial
dyrektor.
- Wiec mozemy go odwiedzic dopiero za tydzien?- zapytal
zmartwiony Ron.
- Niestety tak. Nie martwcie sie.-powiedzial widzac, ze
Harry i Ron spuscili glowy.- Mnie tez pani Pomfrey nie chce do niego
wpuscic.
- A jesli mozna zapytac, dlaczego pan tu jest?
- Musze
zaniesc do szpitala ten lek, bo Hagrid zapomnial go wziac.- odpowiedzial z
usmiechem.
- A czy to prawda, ze dzisiaj ma przyjechac delegacja z
Durmstrangu?- zapytal niesmialo Ron.
- Tak. To prawda. To wszystko co
chcieli byscie wiedziec?- zapytal.
- Tak, panie profesorze.-
odpowiedzieli chórem.
- To bardzo dobrze. Sluchajcie.- powiedzial cichym
tonem.- czy profesor McGonagal powiedziala wam o wielkim trollu, który
buszuje po szkole?
- Tak.
- Aha. Wiec mnie posluchala. Swietnie.
Harry, Ron wiecie, ze nie mozna chodzic po szkole?- zapytal spokojnie.
-
Tak, ale przeciez my nie jestesmy w szkole, prawda?
- Prawda.-
powiedzial z usmiechem dyrektor.- Bystry z ciebie chlopak. Zobaczysz, w
przszlosci bedziesz kims wielkim.- mówiac to wzial za stolu lek, otworzyl
drzwi, powiedzial im "Do widzenia" i odszedl w kierunku Hogwartu.
Harry i Ron równiez postanowili, ze juz wróca do zamku kiedy nagle
przypomnieli sobie o Kle. Pies siedzial przestraszony pod stolem, a chlopcy
dzieki wspólnemu wysilkowi zalozyli mu smycz i wyciagneli na dwór. Po
spacerze wrócili do salonu zzebnieci i mokrzy poniewaz Kiel wpedzal ich w
najglebszy snieg.
- Ron, nie uwazasz, ze ten troll i choroba Hagrida
jest powiazana?
- Nie mam pojecia.- odpowiedzial wyzynajac skarpetke.-
Mozliwe.
- Mi sie wydaje, ze ten kto wpóscil do szkoly trolla, musial
tez podsónac chorobe Hagridowi.- powiedzial po namysle Harry.
- Czemu
tak uwazasz?- zapytal zdziwiony Ron.
- Bo tylko Hagrid móglby poradzic
sobie z tak wielkim trollem.
- Wiesz, chyba masz racje.- rzekl Ron.
Kiedy on i Harry juz wyschli poszli do dormitorium, a poniewaz byla to
godzina jedenasta to ubrali sie w pizamy i poszli spac. W nocy Harry jeszcze
dlugo myslal nad tym co powiedzial w salonie, a, ze nie mógl nic wymyslic
obrócil sie na drugi bok i usnal. Kiedy tak spal i spal przysnilo mu sie, ze
to mógl byc Voldemort, a kiedy zobaczyl obraz Voldemorta zabijajacego
Hagrida obudzil sie gwaltownie, wytarl spocone czolo i polozyl sie
spowrotem.
heh a ja koffam ten Fick )
Tylko brakuje mi jakos dziewczyn....
oprocz Hermiony i profesorek nie widac ich na razie
Czekam na moj romans z Deanem
Czółko !!!
PIIISZ Merkury pisz
Rano kiedy Harry wstal zamierzal
powiedziec Ronowi o swoim snie. W czasie drogi do Wielkiej Sali wpadl na
jakas dziewczyne, której wczesniej nie dostrzegal. Nie wiadomo dlaczego w
jego rzoladku zaczelosie cos dziac.
- Czesc.- powiedziala dziewczyna.-
Jestem Tajemnicza Monlightshadoow, ale przyjaciele mówia mi Taj.-
powiedziawszy to wyciagnela reke do Harry'ego.
- Yyyy... Czesc.-
odpowiedzial z zaklopotaniem i uscisnal jej dlon.
- Jesli szukasz
swojego przyjaciela Rona to jest w gabinecie profesora Aethernusa.-
powiedziala i poszla w kieunku swojego dormitorium, a Harry patrzyl za nia
tak dlugo dopuki nie zniknela na schodach.
- Czemu ja jej wczesniej nie
zauwazalem?- pytal sam siebie. "Przeciez ona jest taka piekna."
pomyslal i zwalil sie ze schodów. Kiedy sie podnosil ktos klepnal go w
ramien. Harry byl przekonany, ze to Ron, ale kiedy sie odwrócil zobaczyl, ze
to nie on, to byl...
- Czesc Potter.- powiedzial.
- Nie zanam cie.-
odpowiedzial chlopiec.
- Nie przedstawilem sie? Mam na imie Sonar, a to
moja dziewczyna, Vitari.
- Milo mi.- powiedzial Harry przeslodzonym
tonem.
- Widze, ze nie lubisz Slizgonów. Twój blad: Rictusempra.
Harry odlecial na dobre osiem metrów, polamal sobie okulary i co
najgorsze nie mógl sie podniesc. Gryfoni przestraszyli sie kiedy Sonar i
Vitar podchodzili do lezacego plackiem na posadzce Harry'ego.
- Co
tam Potter, ucioles se drzemke?- zapytal.
- A zebys wiedzial.-
odpowiedzial Harry.
- To spij. Nie bede ci przeszkadzac.- powiedziawszy
to kopnal Harry'ego w zebra, powiedzial innym, zeby mnie nie dotykali,
zasmial sie zimno i odszedl w kierunku lochów. Kirdy zniknal na schodach
wszystcy Gryfoni podbiegli do niego, a Taj pomogla mu wstac.
-
Dziekuje.- powiedzial Harry, a kiedy zobaczyl kto mu pomógl zaczerwienil
sie. Nagle z Wielkiej Sali wybiegl Ron, a kiedy zobaczyl poobijanego
przyjaciela ruszyl za Sonarem. Uczniowie slyszeli jakas klutnie, potem
bluzgi Rona i niespodziewanie Ron wyladowal na ziemi tak jak uprzednio
Harry.
- Ron.- krzyknal i podbiegl do niego.- Nic ci nie jest?
-
Nie.- powiedzial ze zloscia. Po czym wstal z podlogi pobiegl ponownie w
kierunku lochów i tak jak przed chwila wylecial z korytarza i calym cialem
gruchnal w posadzke.
- Ron. Daj sobie spokuj.- powiedzial Harry.- Nie
wygrasz z nim.
- Wlasnie, ze wygram, ale na pewno nie teraz.- rzekl ze
zloscia.
Na sniadaniu Harry przypomnial przyjaciolom, ze dzisiaj jest
turniej szaczów.
- To juz dzisiaj?- zapytal Dean.
- Niestety tak.-
powiedzial Ron.- A ja gram pierwszy. Kurde, czemu zaproponowalem ten
turniej?- zapytal Harry'ego.
- Poniewaz nie chciales, zebym z nim
walczyl.- przypomnial mu Harry.
- Ron, Harry, widzieliscie kiedys tego
Sonara?- zapytal Semus.
- Nie, a dlaczego pytasz?- zdziwili sie koledzy.
- Bo on jest od nas o rok starszy. Jest w piatej klasie.
- Skad to
wiesz?- zapytala Taj, która przez dluzszy czas przysluchiwala sie rozmowie.
- Od Malfoya.- odpowiedzial.
Po sniadaniu cala czwórka udala sie do
salonu, aby przygotowac sie do turnieju. Harry postanowil, ze to on pójdzie
po Aethernusa. Zdziwil sie kiedy Taj powiedziala, ze pójdzie z nim, jednak
uieszyl sie z tego bo bedzie mógl ja zapytac czy moze byc jej chlopakiem.
Kiedy powiedzial jej to o czym myslal od samego rana ona odpowiedziala
tylko: "Jesli chcesz to prosze bardzo". Harry nie mógl sie
powstrzymac, walnal czarek w jakis posag, który rozpadl sie na kawalki. Taj
usmiechnela sie i poszli dalej. Na drzwiach gabinetu profesora byla kartka.
- Co na niej pisze?- zapytala Tajemnicza.
- "Bardzo mi przykro,
ale nie moge wziac udzialu w waszym turnieju poniewaz musialem wyjechac do
Albanii. Zagramy kiedy indziej. Przepraszam, Aethernus."
- Bardzo
dziwne. Od kiedy nauczyciele wyjezdzaja do innych krajów podczas roku
szkolnego?- zdziwil sie Harry.
- Moze mial cos waznego do zalatwienia?-
powiedziala Taj.
- Mozliwe.- zgodzil sie chlopiec.
- Patrzcie,
patrzcie. Potter ze swoja dziewczyna ida poskarzyc sie nauczycielowi.
Na
koncu stal Sonar wraz z Vitari i paroma Slizgonami.
- Wiesz co Potter,
chyba dam Ci jeszcze jedna lekcje.- mówiac to wyjal rózdzke, ale Taj byla
szybsza.
- Dretfota .- krzyknela, a Sonar poprostu odlecial.
-
Dziekuje za uratowanie moich pleców.- powiedzial Harry.
- Nie ma za co.
Przeciez jestes moim chlopakiem.
Harry usmiechnal sie i oboje wrócili do
wiezy Gryffindoru.
Kiedy Harry i Taj weszli do salonu Ron
krzyknal:
- Gdzie jest Aethernus?
- W Albanii.- odpowiedzial Harry
bez emocji.
- Co z turniejem?- zapytal Ron.
- Bedzie kiedyindziej.-
odpowiedzial Herry i razem z Taj usiadl w rogu i czyms ja zaja.
- No
swietnie. Od kiedy Harry ja poznal spedza z nia wiecej czasu niz ze
mna.-powiedzial ze zloscia.
- Co dziwisz sie?- zapytali Dean i Semus.-
My tez mamy dziewczyny.
- COO???
- To. Moja jest Lavender.-
powiedzial Semus.- A moja Bunny.
- Kto?- zapytal adziwiony Ron.
-
Taka dziewczyna z Ravenclawu.
W tym momencie chlopcy spojrzeli na swoje
zegarki i rzekli:
- Narazka Ron. Musimy isc z naszymi dziewczynami na
spacer.
Kiedy to powiedzieli Semus podszedl do Lavender i cala trójka
wyszla z salonu.
- Co tu sie dzieje?- zapytal oszolomiony Ron.
-
Moda na dziewczyny.- odpowiedzial Nevil.
- Aha.
Ron bardzo
zaskoczony obecna sytuacja postanowil pójsc do wyrka. Bedac na schodach
spojrzal w kierunku Harry'ego i Taj, ale juz ich tam nie bylo.
- Za
chwile chyba pójde sie splókac.
Okolo godziny dwunastej wrócil
Harry,Taj, Dean, Lavender i Semus.
W salonie bylo cicho i spokojnie.
Cala piatka usiadla przed przygasajacym kominkiem i zaczela dyskutowac kto z
nich ma najlepsza dziewczyne.
- Ja, na to procent mam najladniejsza
dziewczyne.- zapuszyl sie Dean.
- Co ty chrzanisz.- zdziwil sie Sumus.-
To Harry ma najladniejsza.
- Mów jak chcesz, ale to moja dziewczyna jest
najladniejsza- powiedzial.
- Wiecie co wam powiemy?- zapytaly sie nagle
Lavender i Taj.
- Nie a co?- zdziwili sie chlopcy.
- Jestescie
glupi!!!- powiedzialy to, wstaly z wylenialych foteli i poszly
do swojej sypialni.
Chlopcy , takze uznali, ze jest juz pózno i poszli
do dormitorium. W sypialni, tak jak w salonie bylo cicho i spokojnie. Cala
trójka przebrala sie w pizamy
i weszla do lózek. W calym zamku panowala
cisza i spokuj tylko jedynie Filch i Ron nie mogli zasnac. W piekny
niedzielny ranek Ron nie spojrzawszy nawet na loze Harry'ego udal sie
samotnie do Wielkiej Sali. Kiedy juz sie tam znalazl zobaczyl swoich
przyjaciól, którzy calowali sie ze swoimi dziewczynami. Ron usiadl w polowie
stolu obok Nevila.
- Czesc.- powiedzial chlopiec wciagajac trzeci talesz
jajecznicy.
- Czesc.- odpowiedzial Ron bez entuzjazmu.
- Dlaczego
jestes w takim humorze?
- Nie domyslasz sie?
- Chodzi o
Harry'ego?- zapytal, a Ron skinal glowa.
- Nie martw sie. Im to
przejdzie.
- Obawiam, sie ze nie.
- Czemu?
- Przeciez oni sie
caluja.- powiedzial z odraza.
- No i co z tego? Nie tylko oni.
-
Tak, a kto jeszcze?
- Sonar i Vitari, Aethernus i Atlashia. Podawac
dalej?- spytal.
- Nie. Wez mnie nie dobijaj.
- Dobra, dobra.
Ron, który bez zapalu jadl jajecznice doszedl do wniosku, ze i on musi
miec jakac dziewczyne. "Tylko, która zechce, abym byl jej
chlopakiem?"
- Nevil. Znasz jakas laske, która nie ma chlopaka?
- Tak. Znam.
- Kto to jest?
- Ta któta wlasnie weszla.
Ron
spojrzal na drzwi i nie mógl uwierzyc wlasnym oczom. Do Sali weszla Fleur
Delacur. Piekna blondynka o niebieskich oczach. Usiadla przy stole
Gryffindoru, pomachala Ronowi i pokazala, aby obok niej usiadl.
- No
tak. Nastepny, Który ulegl milosci.- powiedzial Nevil patrzac jak Ron siada
obk Fleur i zajmuje ja rozmowa.
- Fleur czy bedziesz chodzic do
Hogwartu?- zapytal Ron willowata dziewczyne.
- Tak, a co?
- Nic.
Pytam z ciekawosci.- odpowiedzial z zaklopotaniem.
- Ty jestes w
Gryffindor, prawda?- zapytala dziewczyna.
- Tak.
- No to bedziemy w
jednym domu.
- Naprawde?- zapytal uradowany Ron.
- Tak. Chcalbys
mnie o cos zapytac, Ron?
- Yyy... Tak... Czy masz chlopaka?- zapytal
czerwieniac sie jak burak.
- Nie, ale ty mi sie podobasz.- odpowiedziala
z usmiechem.
Chlopiec nie mogac uwierzyc we wlasne szczescie rabnal w
stól Slytherinu zakleciem. Wszystcy Slizgon bardzo sie zdziwili kiedy ich
stól malo nie przygniótl uczniów do sciany. Ron zaczerwienil sie, ale bylo
to nic w porównaniu z kolorem jego twarzy kiedy Fleur pocalowala go w
policzek.
- Jesli chcesz byc moim chlopakiem to bardzo sie z tego
uciesze.- powiedzial z usmiechem.
Ron nie dbajac o pozory wyrzucil w
powietrze caly stól Hufflepuffu w powietrze razem z jego uczniami. Ron
czerwony po uszy razem z swoja nowa dziewczyna wyszedl z Wielkiej Sali, a
kiedy byli juz w polowie schodów uslyszal glosny trzask swiadczacy o tym, ze
stól Puchonów spadl juz na ziemie i roztrzaskal sie w drzazgi. Przy
portrecie Gróbej Damy spotkal Harry'ego i Taj, którzy wlasnie wychodzili
z salonu, a poniewaz byli tak bardzo zajeci soba, ze nawet nie zauwazyli
Rona i Fleur. Kiedy Ron i willa weszli juz do salonu wszystcy chlopcy
zwracali glowe w kierunku dziewczyny Rona.
- Ty Ron, ale masz
zagrzebista dziewczyne.
- Ty to masz zawsze szczescie Ron. Cholera,
odkad zyje nie widzialem takiej laski.- powiedzial Lee.
- Dzieki.
Ron nagle zwrócil sie do Fleur.
- Moglabys nie rzucac swoich czarów
na moich kumpli?- zapytal.
- No dobrze.- odpowiedziala i cofnela czar.-
Teraz lepiej?
- Tak. Duzo lepiej.- powiedzial Ron i wskazal pusty kat z
mosieznym zegarem na scianie.
- Zobacz Dean.- powiedzial Nevil.- Ron tez
ma dziewczyne.
- No i co z tego?- zapytal.
- To z tego, ze nie
bedziesz mógl sie chwalic swoja dziewczyna bo on i tak ma lepsza.-
powiedzial zlosliwie Nevil.
- Wiesz co Nevil?
- Nie.- odparl
chlopiec.
- Cos dziwnego sie tu dzieje.
- Gdzie? W Gryffindorze?
- Nie. W calym zamku.- odparl Dean.
Kiedy skonczyl zegar na scianie
wybil dziesiata, a wiekszosc Gryfonów udala sie na blonie, aby urzadzic
wielka bitwe na sniezki.
Na bitwie wiekszosc uczniów odniosla rany, a
ponad polowa lezala plackiem na sniegu. Ci którzy mogli podnosili sie i szli
w kierunku szpitala, tch którym nie udalo sie wstac o wlasnych silach trzeba
bylo tam zaniesc.
- Gdyby nie Slizgoni nikomu nic by sie nie stalo.-
zauwazyl pooptlukiwany Semus, który mial podbite oko i zlamana reke.
-
Zgadzam sie z toba.- rzekl Dean idacy za nim z wybitym zebem i rozcietym
policzkiem. Na sniegu pelno bylo krwi, zebów i kawalków ubran. W szpitalu
prawie wszystkie sale zapelnione byly narzekajacymi uczniami.
- Nie
wyjcie!- krzyczala raz po raz pani Pomfrey.- Jesli mieliscie odwage brac
udzial w tej bitwie to teraz miejcie odwage zniesc pare zastrzyków.
-
Patrz, a Harry i Ron wogle nie wyszli z zamku.- powiedzial Dean.
- Taa.
Pewnie zajeci byli calowaniem sie z Tajemnicza i ta cala Fleur.
- Pewnie
masz racje.
Jednak kiedy obaj chlopcy znalezli sie w salonie zobaczyli,
ze nikogo w nim nie ma, a kiedy sprawdzili dormitoria odniesli wrazenie
jakby ktos wytlukl wszystkich Gryfonów.
- Gdzie wszystkich wywialo?-
zapytal Fred, który dopiero co wszedl. Zobaczywszy, ze chlopcy wzruszyli
ramionami powiedzial:
- Pewnie poszli do Hogsmedes.
- Co ty.-
powiedzial Dean.- Przeciez McGonagal powiedziala byn nam o wypadzie do
wioski.
- Wiesz, ze chyba masz racje.- rzekl George.- Ale nie wazne
gdzie sa wszystcy.
- Teraz przynajmniej mamy caly salon dla siebie.-
powiedzial zadowolony Lee rzucajac na podloge charczaca glizde.
Fred,
George, Dean i Semus poszli w jego slady i nagle caly pokuj wspólny pokryl
sie smierdzacym dymem, a podloga byla obchakana przez glizdy.
Po
godzinie cala czwórka zmeczona rozrabianiem zaczela sie niepokoic o
przyjaciól. W koncu Fred powiedzial to o czym wszystcy mysleli:
- Lepiej
chodzmy ich poszukac bo jesli tu wpadnie McGonagal i ich nie bedzie to beda
mieli ogromne klopoty. Pozostawiajac salon w nieladzie i smrodzie chlopcy
wyruszyli na poszukiwanie przyjaciól.
heh o wilku mowa a wilk tu
Wlasnie pojawila sie Taj
To wstaw od razu wszystkie czesci bo
my czekamy na nowe
Nastaly Swieta, a Hogwarcie zostali sami
chlopcy oraz cztery dziewczyny: Taj, Bunny,
Vitari i Atlashia. Chlopcom
powoli wychodzilo z glowy, ze kazdy musi miec dziewczyne.
- Zreszta Ron,
po co komu dziewczyna?- zapytal Semus.
- Nie wiem.- odpowiedzial
obojetnym tonem.
- Mam wrazenie, ze to byla sprawka czarów.- dodal po
namysle.
- Chyba masz racje.
- Niech, ci którzy maja dziewczyny to
niech je maja bo ja daje se spokuj.
- Ja tez.- powiedzial Semus.- Z
dziewczynami nie mozna robic nic fajnego.
- No.
- No to dobra. Kto
gra w szachy?- zapytal wesolym tonem.
W calej szkole byly juz tylko
ctery pary: Harry i Taj, Bunny i Dean, Vitari i Sonar oraz Atlashia i
Aethernus. Na korytarzach przestalo byc romantycznie, a reszta uczniów
wracalo juz do stanu normalnosci, ale czy napewno?
Pewnego dnia Harry
spacerujac wraz z Tajemnicza i Ronem zauwazyl, ze Hermiona, której tak dawno
nie widzial, wchodi do jakiejs pustej klasy i ostroznie zamyka za soba
drzwi. Chlopiec powiedzial o tym przyjaciolom i cala trójka wpadla do sali
jak burza z piorunami, ale nie zastali w niej nikogo.
- Jak ona to
zrobila?- zdziwil sie na glos Harry.
- Moze znalazla tu gdzies tajne
przejscie?- podsunela Taj.
- Raczej nie.- powiedzial Ron.- Jesli wierzyc
Mapie Huncwotów to w tym pokoju nie ma rzadnego przejscia.
- Czemu
wierzyc?- zapytala dziewczyna.
- Niczemu.- rzekl wymijajaco Harry.
-
Pewnie weszla do innej klasy.- powiedzial przyjaciel i wyszedl na zewnatrz.
- Mozliwe, ale jestem prawie pewien, ze weszla tutaj.- rzekl Harry po
czym wzruszyl ramionami i równiez wyszedl z pokoju.
Kiedy drzwi klasy
sie zamknely spod stolu wyszla Hermiona, a w ramionach trzymala ksiazke
"Najsilniejsze Eliksir", kociolek oraz pare skladników.
- Cale
szczescie, ze mnie nie zauwarzyli.- mruknela do siebie i z nosem w ksiazce
zaczela wazyc eliksir.
- Jesli nie sporzadze Eliksiru Milosci do powrotu
innych dziewczat to szkola przestanie byc romantyczna.- powiedziala szeptem,
a kiedy skonczyla uslyszala za soba glos...
- Wiec to ty wazysz Eliksir
Milosny, tak?
Zamiast odpowiedziec na pytanie Hermiona zapytala
przestraszonyn tonem:
- Kto tu jest?
- Nie musisz tego wiedziec, ale
pokaze ci.- odpowiedzial glos.
Hermiona uslyszala, ze ktos zesliznal sie
z lawki i zmierza w jej kierunku.
- Avernatus.- powiedzial glos i oczom
przerazonej dziewczyny ukazal sie nie kto inny niz sam Aethernus.
-
Dzien dobry Hermiono.- powiedzial bardzo przeslodzonym tonem.
- O co
panu chodzi?- zpytala odsylajac ksiazke pod lawki.
- O ten eliksir,
który wazysz.- odpowiedzial jadowicie.
- Ja tu nic nie waze.- sklamala
dziewczyna.
- Tak? A te rzeczy to moze drugie sniadanie?- zapytal
wrednie.
Pierwszy raz Hermiona nie potrafila niczego wymyslic wiec tylko
spuscila glowe. Aethernus podszedl do lezacych na ziemi skladników i na
pierwszy rzut oko stwierdzil, ze to Eliksir Milosci.
- Hermiono.-
powiedzial dziwnym tonem.- Obawiem, sie ze Dumbledor bedzie zmuszony
wyrzucic cie z Hogwartu.- rzekl ze wstretnym usmiechem.
Dziewczyna
przestraszona tymi slowami zgarnela skladniki i pomknela w kierunku drzwi.
- Nie uciekniesz mi.- krzyknal Aethernus.- Expecto Rami.- zawolal
celujac w drzwi, które natychmiast zamienily sie w sciane. Hermiona, która
nie spostrzegla tego dosc wczesnie uderzyla w nia i zostala z walona z nóg,
a rzeczy, które niosla rozsypaly sie po calym pomieszczenie.
- Wingardum
Leviosa.- powiedzial Aethernus celujac w kulaca sie na zimnej posadzce
dziewczyne.- Teraz idziemy do dyrektora moja droga.- powiedziawszy to rzucil
przeciw zaklecie i wyszedl przez drzwi, które spowrotem sie
pojawily.
Przy Kamiennej Himerze Aethernus zdjal zaklecie z Hermiony i
powiedzial haslo:
- Czekoladowy Blok.
Potwór orzyl i odsunal sie na
bok ukazujac piekne, ruchome schody. Nauczyciel spojrzal na dziewczyne z
odraza i powiedzial:
- Twoi rodzice sa mugolami, prawda.
Przestraszona Hermiona tylko kiwnela glowa, a Aethernus nie mógl jej
bardziej dokuczac poniewaz staneli juz pod debowymi drzwiami od gabinetu
Dumbledora. Mlodzieniec spojrzal na uczennice i rzekl:
- Porzegnaj sie
ze szkola, glupia szlamo.- Kiedy to mówil w jego oczach plonal ogien
nienawisci.
- Prosze wejsc.- dobiegl glos z wnetrza pokoju.
Aethernus wszedl do gabinetu i wprowadzil przestraszona Hermione.
-
W czym moge pomóc?- zapytal uprzejmie staruszk zerkajac to na mlodzienca to
na dziewczyne.
- Albusie.- powiedzial Aethernus.- Przylapalem panne
Granger na wazeniu Eliksiru Milosci.
- Czy to prawda, Hermiono?- zapytal
dziewczyne dyrektor, a ona tylko skinela glowa.
- Aethernusie, prosze
cie, abys zechcial wyjsc i zostawic mnie z Hermiona.- rzekl uprzejmie
Dumbledor.
- Ale...- zaczal, a kiedy zobaczyl, ze w oczach dyrektora
plonie ogien, kiwnal glowa i wyszedl z okraglego gabinetu.
- Powiedz mi,
dlaczego to robilas?- zapytal profesor.
- Poniewaz w Hogwarcie nigdy nie
obchodzi sie Walentynek, a ja myslalam, ze kiedy w szkole bedzie pelno par
to wreszcie zacznie sie ten dzien obchodzic.- powiedziala dziewczyna i
spuscila swa glowe.
- Chodzilo ci tylko o Walentynki?- zapytal
Dumbledor.
- Tak, panie profesorze.
- Wiec najwidoczniej bede musial
spelnic twoje zyczenie.- rzekl z usmiechem, a kiedy zobaczyl, ze Hermiona
chce cos powiedziec podniósl reke i powiedzial:
- Nie martw sie. Nie
wyrzuce cie ze szkoly tym razem, ale nastepnym bede musial to uczynic.
Kiedy skonczyl porozmawial z dziewczyna na temat jej ocen i kazal wrócic
do wiezy Gryffindoru. Na dole czekal na nia Aethernus najwyrazniej bardzo z
siebie zadowolony.
- I co?- zapytal.- Idziesz zapakowac swój kufer?
- Nie.- odpowiedziala Hermiona.- Profesor Dumbledor powiedzial, ze daje
mi ostatnia sznse.
Aethernus zrobil taka mine jakby dowiedzial, sie ze
odwolali Swieta, a Hermiona z podniesiona glowa ruszyla w kierunku swojej
wiezy. W salonie nikt nie zwrócil na nia uwagi wiec postanowila pójsc po
ksiazki i troche sie pouczyc. Pod koniec kolacji Dumbledor wstal i poprosil
o uwage, a kiedy wszystcy uczniowie sie uciszyli oglosil, ze na prosbe
Hermiony w tym roku szkolnym odbeda sie Walentynki. Kiedy skonczyl cala sala
wypelnila sie oklaskami i okrzykami radosci. Uczniowie mijajacy stól
Gryffindoru zwracali sie do Hermiony:
- Dzieki, ze wyblagalas
Walentynki.
- Dzieki tobie moge napisac do pewnego chlopca. Dzieki.
Gdy Hermiona konczyla swój posilek i zamierzala wyjsc z Wielkiej Sali
wszystkie Gryfonki podbiegly do miejsca, w którym stala i zaczely ja
przepraszac. W drzwiech Ron zaczepil Harry;ego.
- Jak widac wszystko
wraca do normy.- powiedzial z usmiechem.
- Najwyrazniej.- odpowiedzial
chlopak.
W salonie kazda dziewczyna chciala wiedziec jak Hermionie udalo
sie wyblagac Walentynki, a chlopcy grali w szachy lub w
gargulki.
Nastepnego dnia Harry'ego obudzil chalas, który robila
Hedwiga dobijajac sie do okna.
- O, witaj Hedwigo.- powiedzial
nieprzytomnie chlopiec.- Co tam dla mnie masz?
Sowa dala mu do
zrozumiena, zeby sam sobie przeczytal list. Harry rozpoznal na kopercie
pismo Syriusza i natychmiast zerwal sie z lózka. Liat byl dosc krótki wiec
chlopiec szybko go przeczytal i nie mógl uwierzyc we wlasne szczesci.
Polozyl list na nocnej szawce, podszedl do lózka Rona i obudzil go mówiac:
- Ron wstawaj szybko.
- Po co?- zapytal chlopak.
- Syriusz
napisal, ze juz nie jest scigani, i ze mianowano go ministrem magii.
-
Co?
- Wlasnie to. Zreszta sam sobie przeczytaj.- powiedzial i podal mu
list.
Ron, tak jak uprzednio Harry bardzo ucieszyl sie z tej wiadomosci
i zaproponowal, zeby powiedziec o tym Hermionie.
- Dobry pomysl.-
zgodzil sie chlopiec.- Tylko musimy sie ubrac bo w pizamach chyba nie
pójdziemy.
- No pewnie, ze nie.- powiedzil chlopiec z promiennym
usmiechem.
Hermione zastali w salonie kiedy uczyla sie transmutacji.
- O czesc.- powiedziala, gdy tylko podeszli do jej stolika.
-
Hermiono.- powiedzial waznym tonem Harry.- Lepiej zlap sie czegos bo jak
powiem ci jedna nowine to spadniesz z krzesla.
- Pewnie chcesz
powiedziec mi o tym, ze Syriusz zostal ministrem magii.- powiedziala
Hermiona.
- Ty...Ty juz wiesz?- zdziwil sie Ron.
- Tak wiem.-
odpowiedziala mu sceptycznie.
- Skad?- zapytal Harry.
- Z Proroka
Codziennego.- odpowiedziala i pokazala im najnowszy numer.
- Aha.- rzekl
Ron i wskazal przyjacielowi portret Gróbej Damy.
Na zewnatrz obaj
chlopcy poruszyli temat Quidditcha.
- Dziwie sie czemu w tym roku go nie
bylo.
- No. Moze nie moga znalezc nowego kapitana?- podsunal Ron.
-
Mozliwe.
Obaj byli glodni wiec postanowili, ze pójda na sniadanie. W
drodze do Wielkiej Sali spotkali profesor McGonagal.
- Potter. Weasley.
Natychmiast do wiezy.- krzyknela i pobiegla dalej do góry.
- Co sie
dzieje?- zapytal Harry, ale jego przyjaciel tylko wzruszyl ramionami. W
salonie zastali wszystkich Gryfonów i Gryfonki stloczonych wokól pani
profesor wiec i oni podeszli blizej.
- Mam dla was bardzo zla wiesc.-
powiedziala.- Troll, o którym wam kiedys mówilam powrócil do szkoly i
znowusz sieje spustoszenie. Rozleglo sie pare okrzyków przerazenia, a jakas
dziewczynka z pierwszej klasy zrobila sie biala i zemdlala.
- Wiec tak
jak wtedy zabrania sie wam walesania, a nawet wychodzenia z pokoju
wspólnego.- powiedziala groznym tonem, a kiedy wyszla rozlegly sie krzyki
przerazenia oraz gniewu.
- W Hogwarcie dzieje sie cos dziwnego.-
powiedzial Ron, a Harry sie z nim zgodzil.- Ciekawi mnie kto go tutaj
wpóscil.
- A kogo nie?- zapytal chlopiec.
- Mam wrazenie, ze ten
caly Sonar i ta Vitari maczali w tym palce.
- Mozliwe, ze masz racje.-
powiedzial Harry i pokazawszy Ronowi pusty stolik, na którym staly szachy
zapytal:
- Gramy?
- Skoro nie mozemy wychodzic to mozemy zagrac.-
powiedzial chlopiec i zaczal ustawiac figóry.
W Wigilijny ranek Harry
zostal obudzony przez Rona, który cisnal w niego poduszke mówiac:
-
Wstawaj spiochu. Prezenty dostales.
- Niom.- odpowiedzial.- Ty tez.
Harry dostal paczki od Rona, Hermiony, Hagrida, Dumbledora i Syriusza.
Ten ostatni ucieszyl go najbardziej poniewaz przy nowej miotle, która dostal
byl liscik.
"Drogi Harry. Wszystkiego najlepszego z okazji Swiat.
Ta miotla, która Ci przysylam to Piorun Dwa Miliony. Pomyslalem sobie, ze
kiedy dostaniesz nowa to Blyskawice oddasz Ronowi. Pozdrów ode mnie go i
Hermione.
Pozdrawiam Syriusz.
P.S.
Dzisiaj przybede do Hogwartu,
aby porozmawiac z Dumbledorem, a przy okazji zjem z wami Wigilijna
kolacje."
Chlopiec po przeczytaniu listu byl tak szczesli jak
jeszcze nigdy w tym roku, a kiedy przyjaciel zapytal go z czego sie cieszy
to Harry tylko podal mu list i powiedzial:
- Jak przeczytasz to sie
dowiesz.
Ron przeczytawszy go ucieszyl sie niemal tak jak Harry, a po
chwili zapytal sie przyjaciela:
- I co, oddasz mi Blyskawice?- zapytal z
nadzieja w glosie, a chlopiec tylko skinal glowa.
- Naprawde?
- Tak.
Na sniadaniu zapytamy sie Dumbledora czy mozemy pójsc po twoja miotle.
Ron byl tak szczesliwy, ze wybiegl z dormitorim z wrzaskiem wariata, a
Harry tylko spojrzal na drzwi, zasmial sie pod nosem i zaczal rozpakowywac
inne prezenty. Kiedy otwierzl osstatni prezent zauwazyl Hedwige i Erola,
które wlasnie wlecialy do sypialni i rzucily prezenty od pani Weasley na
lózka przyjaciól. W paczce od matki Rona tak jak zwykle byl sweter, krówki
domowej roboty oraz swiateczny placek ze sliwkami.
- Pycha.- powiedzial
Harry do siebie i zabral sie za jedzenie cukierków. Kiedy chlopiec ubral sie
i zamierzal zejsc na sniadanie do dormitorim wpadl Ron.
- I co, juz
wszystcy Gryfoni wiedza, ze dostales Blyskawice?- zapytal, a chlopak
zaczerwienil sie jak piwonia i pokiwal glowa na tak.
- No trudno.
Zreszta nie moja sprawa.- powiedzial i zobaczyl, ze jego przyjaciel zaczyna
sie ubierac.- Tylko sie pospiesz, bo nie zdazymy na sniadanie.- popedzil go
Harry.
- Dobra, dobra. Juz jestem gotów, jak chcesz to mozemy isc.
W
Wielkiej Sali siedzieli juz prawie wszystcy uczniowie Hogwartu wiec Harry i
Ron poszli na swoje miejsca przy stole Gryffindoru. Kiedy usiedli do sali
wszedl Aethernus, Dumbledor i...
- Patrz Ron.- powiedzial podniecony
Harry.- To jest Syriusz.
Rzeczywiscie. Obok dyrektora szedl jego ojciec
chrzestny. Chlopiec wstal i pomachal do Syriusza, a ten sie usmiechnal,
powiedzial cos do Dumbledora i ruszyl w kierunku dwóch Gryffonów.
-
Witaj Harry.- rzekl z usmiechem.- I ty tez Ron.
- Czesc.- odpowiedzieli
chlopcy.- Nie zle miejsce dostales w Ministerstwie, nie.
- No. Nie wiem
jak to sie stalo, ale mam wrazenie, ze Albus maczal w tym palce. Ale dosc
juz o mnie. Lepiej powiedzcie co tam u was.- powiedziawszy to usiadl obok
Harry'ego.
- U nas nic sie nie dzieje.
- A ten troll?- zapytal
mezczyzna.
- Ten troll?- zapytal Ron.- Przeciez to nie jest ciekawe.
- No...W gruncie rzeczy to masz racje.- mówiac to podal Ronowi
dyskretnie sakiewke pelnal galeonów. Chlopiec spojrzal na niego dziwnie i
próbowal oddac mu pieniadze, ale on pogrozil mu palcem i kazal schowal
woreczek do kieszeni.
- To dla ciebie z okazji Swiat.- powiedzial tak,
aby tylko Ron go uslyszal.
- No chlopcy. Musze juz isc i porozmawiac z
dyrektorem.
Po posilku chlopcy poszli do salonu pograc w szachy, a Ron
powiedzial glosno:
- Cos mi sie wydaje, ze ten rok bedzie o wiele lepszy
niz wszystkie poprzednie.- powiedzial to i potrzasnal kieszenia szata, w
której spoczywala cala sakiewka galeonów. Harry spojrzal na niego dziwnie,
ale musial oderwac wzrok od kolegi bo on zrobil juz pierwszy ruch.
Przez caly czas, który poswiecili na
granie w szachy Ron wygrywal z Harry'm, ale pod koniec przerwy miedzy
sniadaniem, a obiadem bohater pokonal swojego kolege i mówiac prosto
zbzikowal.
- Hura. Pokonalem Rona.- wrzeszczal na caly salon, az w koncu
pewien Gryfon z siudmej klasy walnal w niego zakleciem:
- Dretwota.-
powiedzial, a Harry;ego odrzucilo na drugi koniec pokoju wspólnego.
- Co
ty sobie myslisz?- krzyknal na chlopaka Ron.- Jesli chcesz sie bawic w
pojedynki do stan do uczciwej walki, a nie strzelaj w plecy.
-
Pojedynek? Hmm... Wiesz co Weasley wyzywam cie na pojedynek.- rzekl z
paskudnym usmiechem, Ronowi pozostalo tylko przelknac glosno sline.
- Tu
i teraz.- powiedzial Gryfon.
- Tu i teraz?- zapytal przestraszony
chlopiec.
- Co Weasley, strach cie oblecial?
- Nie, ale jesli chcesz
walczyc z nim to musisz tez walczyc ze mna.- powiedzial Harry wstajac i
masujac sobie zebra.
- Ty tez chcesz dostac w leb, Potter?
- On na
pewno nie chce tlusciochu.- powiedzial Dean i razem z Semusem stanal obok
Harry'ego i Rona.
- Co? Czterech na jednego?- zapytal Gryfon, a
chlopcy zobaczyli, ze w jego oczach pojawil sie strach.
- Siedmiu,
kolku.- dodal Fred i wraz z Georgem i Leem podeszli z drugiej strony.
-
Do was nic nie mam.- rzekl zlekniety mlodzieniec.
- Ale masz do Rona i
Harry'ego.- powiedzial Dean z ogniem w oczach.
- A kto zaczyna z
nimi zaczyna, takze z nami.- rzekl Leei wyjal swoja rózdzke, a inni zrobili
to samo.
- I co spaslaku, teraz sie bojisz, co.- powiedzial Semus
celujac w glowe chlopca, ale w tym momencie do salonu wszedl Syriusz i
Aethernus, a za nimi Bunny.- dziewczyna Deana.
- Czesc Dean.- krzyknela
do chlopca, a ten zaczerwienil sie i tylko burknal niewyraznie:
- Czesc
Bunny.
- Co tu sie dzieje?- zapytal Syriusz, który dostrzegl, ze Harry i
jego przyjaciele celuja w Gryfona stojacego na srodku salonu.
- Czy wy
robicie tu jakis turniej?- zapytal podejrzliwe Aethernus.
- Nie panie
profesorze, ale on obrazil Harry'ego i Rona.- rzekl niesmiale Semus.
- Aha. Wiec ja wyzywam cie na pojedynek, spaslaku.- powiedzial profesor
z nienawiscia w oczach.
- Ja nie moge pana uderzyc zakleciem.-
powiedzial przerazony.
- Tak, a to niby czemu?
- No bo nie chce
wyleciec ze szkoly.
- Jako minister magii obiecuje, ci ze nie zostaniesz
wyrzucony z Hogwartu.- powiedzial z powaga Syriusz.
- Panowie, panie.-
powiedzial Lee.- Zaczyna sie turniej miedzy profesorem Aethernusem, a
spaslakiem.
- Nie truj.- powiedzial Syriusz.
- Przekraszam panie
ministrze.
Nagle do pokoju wspólnego weszla dziewczyna
Aethernusa-Atlashia.
- Witaj Aethernusie.- powiedziala z promiennym
usmiechem.
- Syriuszu. Przeciez ona jest ze Slytherinu.- zaperzyl sie
Harry.
- No i co z tego.
- Nic, nic.
- Na kolacje przyjedzie
moja narzeczona.- powiedzial Syriusz lekko sie rumieniac.
- I pewnie
chcesz zebym byl dla niej mily co?- zapytal chlopiec, a jego ojciec
chrzestny pokiwal glowa.
- Aethernusie, móglbys chwile poczekac bo
chcialbym przyprowadzic Taj.
- Dobra, ale sie pospiesz bo mam wrazenie,
ze ten gnojek zaraz narobi w galoty.- rzekl profesor z pokretnym
usmieszkiem.
Kiedy wszystkie dziewczyny i chlopcy z Gryffindoru i nie
tylko usiedli na fotelach, a pojedynek mial sie zaczac do pokoju wspólnego
przez otwarty portret wszedl Sonar i Vitari.
- Co tu sie dzieje?
-
Nie twoja sprawa Sonar.- odpowiedzial mu Ron.
- Ron. Kazdy ma prawo do
obejrzenia pojedynku.
- Dziekuje panie ministrze.- powiedzial Sonar,
objal Vitari ramieniem i poszedl do wolnego fotela w rogu.
- Zaczyna sie
pojedynek!!!- krzyknal Lee, a wszystcy zaczeli bic brawo.
Syriusz usiadl obok Rona i Harry'ego.
- To bedzie fascynujacy
pojedynek.- powiedzial podnieconym tonem, a Gryfon i Aethernus uklonili sie
i wyjeli swoje rózdzki.
- Dretwota.- wrzasnal chlopiec.
- Crucio.-
krzyknal Aethernus.
- Syriuszu. Chyba nie powiesz o tym w ministerstwie,
co?- zapytal zaniepokojony Harry.
- Nie martw sie.- powiedzial
spokojnie.- Zaklecia Niewybaczalne juz sa legalne i kropka.
- Mówisz
serio???- zapytal Ron.
- Absolutnie.
- Czyli nie mamy sie o co bac?
- Nie, ale siedzcie cicho bo chce obejrzec pojedynek.
Gryfon nadal
turlal sie po podlodze, a Atlashia krzyknela do nareczonego:
- Zdejmij
to zaklecie bo go zabijesz.
- Jak chcesz.- rzekl Aethernus, a kiedy
zdjal czar chlopiec rozlozyl sie plackiem na czerwonym dywanie.
-
Wstawaj bekonie.- wrzasnal Dean.- Nie udawaj, ze zemdlales.
- Dean.-
powiedziala Bunny.- Daj mu spokuj. I tak juz mocno oberwal.
- No dobrze.
- No, a teraz siadaj i patrz na walczacych.
- Nie moge usiasdz bo ty
bedziesz stac.- rzekl.- Ty usiadz.
- Usiade ci na kolanach.- powiedziala
z usmiechem.
- Jesli tak no tousiade.- rzekl Dean i oblal sie rumiencem,
kiedy Bunny usiadla na jego kolanach.
Nagle do pokoju wspólnego wszedl
Snape, a kiedy ujrzal walczacych ze soba krzyknal:
- Teraz przesadziles
Aethernus. Jeszcze dzis opuscisz Hogwart.
- Obowiam, sie ze nie masz
racji Severusie.- powiedzial Syriusz.
- Wiec i ty tu jestes.
Znakomicie.- rzekl Snape z ogniem w oczach.
- Jestem, tu ale wiedz, ze
Dumbledor nie wyzuci Aethernusa ze szkoly.
- A to niby czemu?
- Bo
ja jestem nowym Ministrem Magii i to ja zorganizowalem ten pojedynek, a
teraz jesli chcesz to usiadz sobie wygodnie i poogladaj.
Snape mimo
tego, ze nie nawidzil Syriusza musial usadowic sie na krzesle bo nie
wypadalo odmówic ministrowi.
- Dzien dobry panie profesorze.-
powiedziala Atlashia.
- Zalerzy dla kogo.- rzekl Snape oblesnym tonem.
- Syriuszu czy moge go zabic?- zapytal Aethernus przyjaciela.
-
Wolalbym nie.
- Przeciez pani Pomfrey ma lek na to zaklecie.
-
Reczywiscie. Jak moglem zapomniec. W takim razie masz moje pozwolenie.
-
Avada Kedavra.- Krzyknal Aethernus.
Gryfon oberwawszy smiertelnym
zakleciem zgial sie w pól i padl jak kloda na podloge salonu.
- Nie
wieze.- powqiedziala ze strachem Bunny.- On go zabil.
- Teraz go zamknal
w Azkabanie.- rzekl triumfalnie Snape.
- Jak zwykle sie mylisz
Severusie.- powiedzial spokojnie Syriusz.- Zaklecia Imperius, Cruciatus i
Avada Kedavra sa juz legalne i nikogo nie mozna zamknac za urzywanie tych
czarów.
Kiedy Snape uslyszal zdanie wypowiedziane przez ministra zrobil
mine jakby odwolano Gwiazdke, obrucil sie na piecie i wyszedl z salonu.
- Harry. Ron.- zwrócil sie do nich Syriusz.- Zaniescie go do skrzydla
szpitalnego.
- Dobrze.- odpowiedziali chórem chlopcy.
- Co z nim
teraz bedzie?- zapytala z niepokojem Bunny.
- W szpitae go orzywial.
- Jak? Przeciez on go zabil.- powiedzial dziewczyna wskazujac palcem na
Aethernusa.
- Nie martw sie Bunny.- rzekl Dean, który wlasnie do nich
podszedl.- Wymyslono juz eliksir na to zaklecie.
- Czy to prawda?-
zapytalas Bunny.
- Tak.- odpowiedzial Syriusz.
- No widzisz.- rzekl
Dean.- Chodz. Pójdziemy na spacer.
Kiedy wszystcy uczniowie sie
uspokoili Syriusz powiedzial:
- Do zobaczenia na kolacji.
Wszystkie
dzieci tylko pokiwaly glowami, a minister wyszedl z salonu.
W czasie kolacji Harry i Ron czekali na
przybycie dziewczyny Syriusza az tu nagle Syriusz podchodzi do nich ze swoja
narzeczona.
- Czesc chlopcy.- powiedzial do nich.- To jest Karolina.-
rzekl wskazujac na wysoka ,szczupla, ciemno wlosa blondynke.
- Czesc
chlopaki.- zwrócila sie do nich uprzejmym tonem.
- Czesc.- dpowiedzieli.
- Slyszala Harry, ze Syriusz jest twoim ojcem chrzestnym. Czy to prawda?
Bohater pokiwal glowa na "tak", a Karolina usmiechnela sie.
- No to narazie chlopaki.- powiedzial Syriusz i zaprowadzil narzeczona
do stolu nauczycielskiego, aby przedstawic ja nauczycielom i dyrektorowi.
- Nie zla, co Ron?- zapytal Harry.
- Niom.- odpowiedzial
przyjaciel.- Co ja bym dal, zeby miec dziewczyne.
Nagle do chlopców
podeszla Taj i zapytala Harry'ego czy ma czas, aby z nia porozmawiac.
- A o czym?- zapytal.
- To tajemnica i nie chce, zeby ktos sie o tym
wiedzial prucz nas.- odpowiedziala zerkajac z ukosa na Rona, który sie jej
przygladal.
- No dobrze, ale chce potem tu wrócic.- rzekl Harry i wstal
od stolu.
- Zaraz wracam Ron.
- Tak. Jasne.
Na korytarzu Taj
zaczela wypytywac chlopaka czemu miedzy nimi nie jest tak jak dawniej.
-
Nie wiem.- powiedzial Harry.- Tak sie zlorzylo.
- Jesli chcesz, zebym
nadal byla twoja dziewczyna to musisz teraz ze mna pójsc do salonu i sie
calowac.- powiedziala z usmiechem goblina.
- Ale Ron... On tam na mnie
czeka...
- Wybieraj, albo ja, albo on.
- No dobrze choc, ale nie na
dlugo.- powiedzial Harry, wzial ja na rece i zaniusl do wiezy Gryffindoru.
- Dean! Nie widziales Harry'ego?
- Widzialem. Szedl do wiezy
z Tajemnicza.
- Aha. Dzieki.- odpowiedzial Ron, wstal i ruszyl w
kierunku wyjscia.
- No pewnie.- powiedzial ze zloscia.- Znowu sie
zaczyna.
Kiedy byl juz w polowie schodów zobaczyl jak Aethernus i
Atlashia wychodza z Wielkiej Sali bardzo soba zajeci.
- Moze pójdziemy
do twojego gabinetu?- zapytala.
- A po co?- zdziwil sie mlodzieniec, a
kiedy Atlashia spojrzala na niego od razu zrozumial o co chodi.
- W
takim razie prosze bardzo. Panie przodem.
- Co tu sie do diabla dzieje?
Mam nadzieje, ze Hermiona nie wazy juz tego Eliksiru Milosci.- powiezial do
siebie i ruszyl do góry w kierunkiu salonu Gryfonów.
Po wojsciu do
cieplego salonu Gryfonów Ron odrazu zobaczyl Harry'ego i Taj calujacych
sie w rogu pokoju.
- Dzieki, ze wróciles.- rzucil ze zloscia.
-
Ron?- zdziwil sie chlopiec i natychmiast wstal.
- Czemu juz wruciles?
- Bo kolacja sie skonczyla tluku.- powiedzial.
- Tak? No to troche
mi zlecialo.- odrzekl z zaklopotaniem Harry.
- Troche? Troche? Stoje tu
od pól godziny i jak widze ty nawet nie miales zamiaru wrócic do Wielkiej
Sali.
- Ron to nie moja wina.- powiedzial Harry bez zastanowienia.
-
Jesli nie twoja to czyja?- zapytal rudy chlopak, a kiedy odpowiedzialo mu
milczenie to dodal ze zloscia:
- Uwarzam, ze powinnismy zakonczyc nasza
znajomosc tu i teraz.
- Nie. Ron. Wszystko ci wytlumacze.- powiedzial z
zaniepokojeniem Harry.
- A co tu jest do tlumaczenia?- krzyknal Ron.
- Dasz mi ostatnia szanse?
- Nie wiem.- odpowiedzial z
zastanowieniem.- Musze sie zastanowic.
Kiedy chlopak skonczyl Harry
otarl czolo i podszedl do przyjaciela z wyciagnieta reka i zapytal:
- To
jak? Zgoda?
Ron zastanawial sie przez dluzszy czas, ale w koncu uscisnal
wyciagnieta dlón kolegi.
- Niech ci bedzie, ale to jest twoja ostatnia
szansa.
- Dzieki.- odpowiedzial Harry i obaj wyszli z salonu, a kiedy
byli na schodach Taj podbiegla do Harry'ego i zapytala:
- A kiedy
skonczysz ze mna?
- Co? Calowanie?
- Tak.- odpowiedziala piekna
dziewczyna.
- Moze pózniej.- odpowiedzial chlopak i z Ronem udal sie w
kierunku gabinetu Aethernusa.
Pod drzwiami obaj uslyszeli glosu dwuch
osób i natychmiast doszli do wniosku, ze to Aethernus i Atlashia sa w
gabinecie i na pewno nie chcieli by im przeszkadzano.
- Ciekaw jestem co
oni tam robial.- powiedzial Ron do Harry'ego, a kiedy ich oczy sie
spotkaly obaj wybuchneli smiechem.
Po drodze do Wielkiej Sali spotkali
Deana i Bunny, którzy równiez byli bardzo zajeci soba.
- Widziales?-
zapytal naburmuszony Ron.- Nawet nam nie powiedzieli "czesc".
- No i co z tego?
- Nic.- odpowiedzial.- Tak tylko powiedzialem.
- Ciekawe gdzie jest Syriusz i Karolina.
- Pewnie u Dumbledora.-
rzekl Ron.
- Chyba masz racje. Moze tam pójdziemy?- zaproponowal.
-
Dobra, ale teraz musze ci sie odplacic.
- Coooo?
- Rictusempra.-
krzyknal chlopiec, a Harry zostal uniesiony w powietrze, a potem calym
ciezarem runal na zimna posadzke bolesnie obtlukujac sobie siedzenie.
-
Teraz jestesmy kwita i mozemy isc do Dumbledora.- powiedzial z usmiechem.
- No dobra, ale nastepnym razem wyzwij mnie na pojedynak, a nie wal w
plecy bez zapowiedzi.
- Postaram sie.- odpowiedzial Ron i obaj udali sie
do posagu kamiennej chimery.
Kiedy Harry i Ron staneli przed kamienna
chimera spojrzweli na siebie i powiedzieli jednoczesnie:
- Jakie jest
haslo?
- Nie wiem.- odpowiedzial Harry.
- Ja tez.- odrzekl Ron.
- No to musimy poprubowac.- stwierdzil czarno wlosy chlopiec.- Mamy
jedna wskazówke.
- Jaka?
- Dumbledore lubi slodycze.
- No i co z
tego?
- Zastanów sie tluku.- rzekl ze zloscia Harry.- Jego hasla to
zawsze nazwy róznych slodyczy.
Przez pietnascie minut obaj na zmiane
wymieniali nazwy slodkosci i przysmaków.
- Czekoladowa zaba.
-
Cytrynowy sorbet.
- Guma Droplesa.
- Czekoladowy blok.
Az w
koncu Ron powiedzial bez entuzjazmu:
- Fasolki wszystkich smaków.- i ku
zdziwieniu chlopców chimera ozyla i odskoczyla w bok ukazujac przejscie, w
którym widnialy piekne ruchome schody. Obaj weszli na nie i natychmiast
stopnie zaczely sie przesówac w góre. Przed pieknymi, debowymi drzwiami
chlopacy zeszli ze schodów i zastukali w nie zlota koladka. Drzwi otworzyly
sie, ale nikogo tam nie bylo. Powoli i bardzo ostroznie Harry i Ron weszli
do okraglego gabinetu i zajeli sie ogladaniem przedmiotów i obrazów ze
starymi dyrektorami Hogwartu. Nagle z robu pokoju dobieglo ich geganie i
obaj odwrócili sie natychmiast. Na zlotej rzerdzi siedzial feniks dyrektora-
Fawkes.
- Ron pamietasz Fawkesa prawda.
- Tak.
- Dobra. Skoro
nikogo tu nie ma to mozemy stad wyjsc. Przyjdziemy tu pózniej.- powiedzial
Harry i zmierzajac ku drzwiom spojrzal na Rona, którego oczy utkwione byly
ponad ramieniem Harry'ego.
- Co ci jest?- zapytal.
- Nic mu nie
jest.- odpowiedzial mu jadowity glos, a chlopiec natychmiast sie odwrócil i
stana twarza w twarz z mistrzem eliksirów.
Ron podszedl do Harry'ego
i obaj jednoczesnie przekneli glosno sline.
heh.. wlasnie wstawiles mojego ulubionego
parta ^^^
Dobra.... ja poczekam- wstaw wszystko i przede wszystkim
napisz cos nowego OK?
- No, no, no.- powiedzial Snape z
jadowitym usmiechem.- "Slynny Harry Potter i jego towarzysz
Weasley." Co tu robicie?
- Przyszlismy, zeby porozmawiac z
dyrektorem.- odpowiedzial Ron.
- Taak? Przeciez dyrektora tu nie ma.
- Tez to zauwarzylismy.- mruknal Harry pod nosem.
- Co powiedziales
Potter?- zapytal szybko Snape.
- Nic, panie profesorze.
- Teraz,
kiedy zlapalem was na goracym uczynku moge was pomeczyc zakleciem
Cruciatus.- rzekl z usmieszkiem wyciagajac rózdzke.
- Expelliarmus.
- Co do...- zaczal Snape, ale nie zdazyl skonczyc bo wyladowal na
przeciwleglej scianie pokoju i osunal sie po niej nieprzytomny.
-
Aethernus?
- Tak Harry.- odpowiedzial nauczyciel i wszedl do gabinetu z
Atlashia.
- Milo cie widziec.- powiedzial Ron i wyciagnal do niego dlon.
- Ciebie tez.- odpowiedzial uscisnawszy dlon chlopca.
- Widze, ze
nie lubisz Snape'a.- zauwazyl trafnie Harry patrzac na lezacego pod
sciana mistrza eliksirów.
- Jakbys zgadl.- odpowiedzial Aethernus z
pokretnym usmieszkiem.
- A co u ciebie?- zapytal Harry Atlashie.
-
Nic ciekawego.- odpowiedziala dziewczyna.
- No... A co...- zaczal Ron,
ale przerwal kiedy dostal kopa od Harry'ego.
- Co co?- zapytala zywo
Atlashia.
- Nic.- odrzekl wymijajaco Ron.
- Aha.- odpowiedziala
zawiedziona dziewczyna.
- Skoro Snape juz "spi" to moze stad
wyjdziemy?
- Dobra.- zgodzila sie trójka i wszystcy wysli z gabinetu
Dumbledore'a zostawiajac nauczyciela rozlozonego pod sciana.
Na dole
Harry i Ron zaczeli dziekowac Aethernusowi za ocalenie skór:
- Dzieki.
- Wlasnie. Gdyby nie ty to bysmy sie tam wili po podlodze.
- Nie ma
za co.- odpowiedzial mile polechtany mlodzieniec.- Przeciez jstesmy kumplami
no nie.
- Zgadza sie. Jeszcze raz dzieki.
- No. A teraz was
zostawimy sam na sam.- dodal Ron i póscil oko do Atlashii.
- O co mu
chodzilo?- zpytala zdziwiona.
- Nie mam pojecia.- odpowiedzial krzyzujac
palce w kieszeni szaty.
- To moze pójdziemy do ciebie?
- Jesli
chcesz.- odpowiedzial, a potem wzial ja na rece i poszedl do swojego
gabinetu.
W cieplym i schludnym pokoju wspólnym Harry i Ron zobaczyli, ze
wszystcy Gryfoni zgromadzili sie wokól tablicy ogloszeniowej.
- Co tu
sie dzieje?- zapytal Harry'ego Ron.
- A skad mam wiedziec?-
odpowiedzial ironicznie.
- Moze pójdziemy i zobaczymy o co chodzi?-
zaproponowal chlopiec.
- Panie przodem.- powiedzial Harry i z uklonem
wskazal droge do tablicy.
- Bardzo smieszne.- odrzekl Ron i poszedl w
kierunku ogloszenia.
"PRAGNIEMY PRZEKAZAC SZNOWNYM UCZNIOM, ZE JUZ
JUTRO O GODZINIE 20.00 W WIELKIEJ SALI ODBEDZIE SIE PIERWSZE SPOTKANIE
CZLONKÓW KLUBU AURORÓW. JEZELI KTOS NIE BEDACY CZLONKIEM PRAGNALBY SIE
ZAPISAC TO NIE MA ZADNYCH ZAKAZÓW. ZAJECIA POPROWADZA PROFESOR AETHERNUS,
MINISTER MAGII SYRIUSZ BLACK ORAZ WSPANIALY AUROR SZALONOOKI MOODY.
SERDZECZNIE ZAPRASZAMY"
- To co Harry? Pójdziemy?
- No pewnie,
ze tak. Przeciez ostatni Klub Pojedynków byl w drugiej klasie.
- To
bedzie Klub Aurorów.- powiedzial Ron.
- No i co z tego?- zaperzyl sie
Harry.- Przeciez nie ma róznicy.
- Ok. Ciekaw jestem co tam bedziemy
robic.
- Uczyc sie zaklec i przeciw zaklec.- uslyszeli glos.
- Czego
chcesz?- zapytal Ron Hermione, która wlasnie do nich podeszla.
- Chce
wam powiedziec, ze jezeli ktos taki jak wy ma zamiar na to pójzdz to nie ma
tam szans.
- Szans, na co?
- Na przejscie eliminacji.- odpowiedziala
zdumiona.
- Skad o tym wiesz?- zapytali chlopcy.
- Bo ja jestem
czlonkiem Klubu Aurorów.
- COO?
- TO. I nie rób takiej miny bo
wygladasz jak szympans.- powiedziala i odszla.
- Nie wieze.
- Ja
takze.
- Wiesz co Harry?
- Co?
- Powinnismy pójsc do jakiejs
pustej klasy i uczyc sie zaklec.
- Chyba masz racje. Ja ide po peleryne,
a ty wez ksiazki z zakleciami.- odpowiedzial Harry i popedzil do dormitorium
po swa cudowna peleryne-niewidke.
Po okolo kwadransie chlopcy znalezli
pusta, ciemna i zimna klase.
- Ta jest dobra.- mruknal Ron.- Wchodzimy.
Kiedy juz znalezli sie w srodku zrzucili peleryne, wyczarowali stól,
polozyli na nim ksiazki, rózdzkami rozpalili w kominku i rzócili sie na
fotele.
- No to od czego zaczynamy?- zapytal Ron.
- Moze od...-
zaczal Harry, ale zamilkl bo uslyszal za drzwiami jakis halas.
- Szybko.
Pod peleryne.- powiedzial i obaj ukryli sie pod plaszczem, a kiedy stopa
Harry'ego zniknela pod peleryna zobaczyli, ze drzwi sie otwieraja.
heh.. no to doszlismy do punktu wyjscia
Sa juz wszystkie stare party a z tego
co wiem, to jutro albo w czwartek powstana nastepne
- Jesteś pewna, że coś słyszałaś,
kochana?- usłyszeli głos, a po chwili ukazała im się facjata
Filch'a.
- Cholera.
- Co znowu?- zapytał Rona Harry.
-
Zostawiliśmy książki na stole.- odpowiedział zdenerwowny.
- Najwidoczniej
jakiś nauczyciel ty był. Chodź kochana, musimy sprawdzić resztę zamku.-
rzekł Filch to kocicy i wyszedł z pomieszczenia.
- Uff.- Harry wypuścił
głośno powietrze.- Mieliśmy szczęście.
- No. Jak nigdy. Od teraz musimy
być ostrożniejsi.
Po dwóch godzinach ćwiczeń obaj chłopcy z piachem w
oczach postanowili, że skończą i pójdą się położyć. Kiedy już znaleźli się w
dormitorim, nie przebierając się położyli się do łóżek i zasnęli.
Rano
Harry i Ron z worami pod oczami ruszyli na śniadanie. Pomimo tego, że po
wczorajszym ćwiczeniu byli zmęczeni i niewyspani cieszyli się, że teraz mają
jakieś szanse, aby dostać się do Klubu Aurorów. Kiedy chłopcy zajęli swoje
miejsca przy stole Gryffindoru do Wielkiej Sali weszły trzy osoby: profesor
Aethernus, Syriusz Black oraz słynny auror Szalonooki Moddy, a gdy zobaczyli
ich inni uczniowie rozległy się głośne brawa i okrzyki radości. Profesor
tylko pokiwał głową, minister uśmiechną się do wszystkich studentów
natomiast Moody rzucił dzieciom spojrzenie, które sprawiło, że wszystcy
zamilkli i zajęli się jajecznicą na bekonie. Kiedy trója zajęła miejsca przy
stole nauczycielskim profesor Dumbledore zajął rozmową ministra magii.
-
Mam nadzieję, że ten Klub będzie lepszy od tamtego w drugiej klasie.-
powiedział Semus, który siedział na przeciwko Rona.
- Napewno. Przecież
Lockhart to był oszust, nie.- odrzekł Dean siedzący obok Semusa.
- Nie
prawda.- zaperzyła się Hermiona, która przysłuchiwała się rozmowie.- Po
prostu nie daliście mu szansy, aby pokazał to co umie.
- Co ty
chrzanisz?- zapytał zdziwiony Dean.
- To ty nie wiesz o tym, że ona się
kocha w tym patałachu?
- Nie wiedziałem, ale skoro wiem to moge zacząć
się śmiać.- powiedział Dean i zaczął się śmiać tak mocno, że spadł z ławy i
gruchną o posadzkę, a zaraz za nim spadł talerz z jajecznicą.
- Co tu się
dzieje Thomas?- zapytała chłopca profesor McGonagall.
- Nic pani
profesor.- odpowiedział, podniusł się z zimnej posadzki i otrzepał się z
kurzu.
- I tak ma być.
- Już nie mogę się doczekać 20.00, a ty?
-
Ja także.- powiedział Harry i zaczął grzebać bez entuzjazmu w jajecznicy.
heh fajne
Tylko jak na moj gust mogloby byc
dluzsze- kurde co ma byc o tej 20.00??
No móww !!!!
Masz fajniutkie pomysly, ale troszke za
szybko przechodzisz od jednego do drugiego. I do tego co cie, jakas mania
napadla na to lizanie na korytarzach?? Ciagle tylko: byli zajeci soba...
Niemalo czasu mi zajelo, zeby to przeczytac...I tak w ogole, to co z tymi z
Durmstrangu???? Co z Hagridem? Mial przeciesh wyzdrowiec po tygodniu... W
jaki sposob Syriusz zostal Ministrem Magii bez przechodzenia ze szczebla na
szczebel?? Czemu jush nie jest scigany?? Czemu, Czemu... CZEMU??!!
Chyba sie troszke w tej calej fabule pogubiles ^^ I dlaczego Hermi
pogniewala sie na Rona i Harry'ego? Jakas taka apatyczna siem stala... I
w ogole rzadko o niej piszesz... POPRAW MI SIE TU!!
gdzie tam za mało o hermionie? Zamało o
Elias i o mnie =P
No, wiesh, Aethernus... O Tobie to akurat
jest duzo... Prawie caly fick jest poswiecony twojej osobie <p.
tytul>. Chyba ze chodzi ci o ciebie i o elias jako pare, a tu jush inna
para kaloszy
P.S. Merkury, co z tym pisaniem??
Opusciles siem...
Acha, Bunny, Merkuremu chyba chodzi o ten
Klub Aurorow z ta 20.00. A jak nie, to jush nie wiem
Jeśli chodzi o pisanie to nie zbyt mam
czas.
A jeśli chodzi o 20.00 to Abaśka ma rację.
O tej godzinie odbędzie się Klub Aurorów.
Mam wrażenie, że niektórzy ze
starego forum nie pamiętają mojego ficku.
Mam nadzieję, że znajdę czas na next part w
niedzielę wieczorkiem.
Marek odwal sie od mojej buzki łaskawco
co?
Hm.....Merkury. Śiwetny pomysł z tym
klubem . Wreszcie jakaś dziewczyna sie pojawiła
Jakoś tak pusto było. Cio sie dzieje z
Hermioną. Jakaś taka jest dizwna i małojej jest
Troche szybko tio sie wszystko dzieje ale io szczegól pisz szybko next parta
!!! Powodzenia
Mam nadzieję, że tym razem nikomu buźki
nie zarąbałem...
Jeśli tak to ten kogo była kiedyś wyśle
mi prywatną wiadomość...
QUOTE (Merkury @ 12-04-2003 21:10) |
Jeśli
chodzi o pisanie to nie zbyt mam czas. A jeśli chodzi o 20.00 to Abaśka ma rację. O tej godzinie odbędzie się Klub Aurorów. Mam wrażenie, że niektórzy ze starego forum nie pamiętają mojego ficku. Mam nadzieję, że znajdę czas na next part w niedzielę wieczorkiem. |
A co z FF? już go nie ma?
Niestety dla tych, którzy lubią/lubili
mojego Fick mam nieprzyjemną wiadomość:
Postanowił nie pisać więcej tego
tematu... Jeśli ktoś ma pytanie dlaczego to odpowiadam, że według mnie i
paru osób ze starego forum mój FF wygląda jak scenarisz do jakiegoś filmu o
Harry'm.
Więc skoro tak to wygląda to nie ma sensu go
dokańczać...
Musze albo przeczytać parę książek albo zaczerpnąć rady
Ikara...
Ale jak narazie ten temat nie będzie miał nowych partów...
(przynajmniej do Lanego Poniedziałku)
Jeżeli kogoś zawiodłem to bardzo mi
przykro, ale tak to już jest:
"Life is brutal"
Moje zdanie... Masz swój styl, swoich
fanów... ja bym to na twoim miejscu kontynuował...
Hmm - co do
podobieństwa do scenariusza... myślę, że raczej zaczerpnąłeś pewne wątki -
mi to nie przeszkadza... Heh... Co ja ci tu mam powiedzieć... Denerwowały
mnie trochę te wstawki o dziewczynach itepe itede, no i trochę ta generalna
naiwność... Ale w tym co robiłeś miałeś fanów... Styl... jeśli się
pozbędziesz pewnego grubiaństwa, to myślę, że wyjdzie ci to na dobre... Hmm
- widzę też pewną generalną lekkość pisania i zdolności do rozśmieszania, co
dobrze rokuje na przyszłość... Generalnie - mi się nie podoba, ale uważam,
że powinieneś to dalej kontynuować. Jak to już kiedyś pisałem - ćwiczenie
czyni mistrza, a nie można ćwiczyć zaczynając od doskonałości... Obiecuję
wpadać od czasu do czasu na ten temat i podrzucać jakieś wskazówki ^^. No to
na początek - poza napomnieniem, byś troszkę złagodził kwestie damsko-męskie
(nie potrafię sobie na przykład wyobrazić jak można zostać parą po jednej
rozmowie, a nawet w jej trakcie... Zero realizmu... No, ale spowodowało to u
mnie wybuch śmiechu... a jeśli o to ci chodziło... to się udało...
) - czytaj jeszcze dwa razy to co napisałeś zanim umieścisz na forum - w ten
sposób wyłapiesz sporo literówek i błędów polegających na
zjadaniu/dodawaniu/zamienianiu liter, a i niektóre konstrukcje słowne
zostaną przez ciebie wtedy, jak sądze, poprawione.
Na razie to
byłoby tyle...
hezzu ikar =] Ty zawsze jakieś
wypracowanie napiszesz =]]] (Co nie znaczy, że to źle ;P) Hehe... Może coś
naskrobie to zrobisz osobny temat z uwagami dla mnie co? ;D
Merkury.....jak możesz....bede
płakać.....nie mozesz....tego....zrobić..........
buuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Tio co ze tio tak wyglada. Rozkręca sie FF a ty
chcesz przerwac. Nieeeeee noooooo.
Merkury ... już rozmiawialiśmy na ten
temat ... pisz dalej tego ficka ... widzisz doprowadziłeś mnie i Tajemniczą
do łez
O godzinie 20.00 wszystcy uczniowie
Hogwartu zgromadzili się w Wilekiej Sali. Po wejściu do niej Harry i Ron
stwierdzili, że nie ma tam długich stołów dla uczniów oraz stołu dla
nauczycieli. Zastąpione je długim podium, na którym zasiadołu już dwóch z
trzech mężczyzn mających nauczać młode pokolenie czarodziejów czarnej magii
jak i obrony przed nią.
- Kogo brakuje?- zapytał Harry, który był za
niski, aby zobaczyć kogo nie ma przez rząd siódmo klasistów.
-
Aethernusa.- odpowiedzaił Ron.
- Ciekawe gdzie się podziewa.
- Pewnie
walczy z wampirami lub z czymś takim.- powiedział Ron z marzycielską
mgłą.
Po dłuższej chwili milczenia uczniowie znudzeni brakiem jakiej
kolwiek akcji pogrążyli się w rozmowach na temat tego co trzej wspaniali
czarodzieje im pokażą i kiedy będzie kolejne spotkanie.
- Już jestem.-
dobiegł chłopców oraz dziewczyny głos, który na pewno należał do
Aethernusa.
- Już??? Chyba dopiero.- odpowiedział mu głos Szalonookiego
Moddy'ego, który na widok nauczyciele wbiegającego do Wilekiej Sali
zszedł z podium.
- Miałem spotkanie z przyjacielem.- odrzekł wymijająco
młodzieniec.
- Tak? Mimo wszystko wyzywam cię na pojedynek.
- Ty?
Mnie?- zapytał Aethernus aurora i zaraz potem wybuchnął okrutnym, zimnym
śmiechem.
- Tak. Ja. Stawaj i walcz kundlu.
- Jak mnie nazwałeś
szumowino?.- zapytał nauczyciel z ogniem w oczach.
- Nazwał cię kundlem
Aethernusie. I jeżeli nie masz nic przeciwko to może wejdziesz na podium i
zaczniesz pojedynek.- dobiegł go głos Syriusza Black'a. Ministra
Magii.
- Nie mam nic przeciwko. Możemy zaczyniać.- odpowidział mu
młodzieniec z lekkim skinieniem głowy.
- Sonarus.- powiedział
Syriusz celując w swoje gardło, a po chwili przemówił do uczniów, którzy nie
słysząc sprzeczki dwóch mężczyzn zajęci byli rozmową.- Zaraz rozpocznie się
pojedynek między waszym nauczycielem Aethernus, a wspaniałym aurorem
Szalonookim Moddy'm.
- Nareszcie coś się dzieje.- krzykną z radością
Ron.
- Zaraz po pojedynku.- kontynuował Minister - Cała nasza trójka
pokaże wam parę czarnomagicznych zaklęć oraz skuteczne bloki.
- Niech już
zaczynają.- krzyknął Semus na całą Salę.
- Spokojnie panie Finigan.-
rozległ się przy drzwiach miły głos i go Wielkiej Sali wszedł Albus
Dumbledore.
- O Albusie. Właśnie ciebie nam tu brakowała.- powiedział
Moddy posyłając mu serdeczny uśmiech.
- Pojedynek czas zacząć.- rozległ
się zwielokrotniony głas Syrisza Black'a, a Aethernus oraz Moddy
wyciągnęli swoje różdźki i pokłonili się.
- Ale będzie jadka.- odezwał
się do Harry'ego Dean stojący między nim, a jakimś Ślizgonem z szóstej
klasy. Kiedy skończył zdanie obaj mężczyźni poruszyli nie znacznie różdżkami
i krzyknęli:
- Imperio!!!- zabrzmiał zimny głos
Aethernusa.
- Crucio!!!- rozległ się jeszcze
chłodniejszy głos Moddy'ego.
Przepraszam, ze tak krótko, ale nie
mam ostatni zbyt dużo czasu. Czekam także na krytyki.
Nio wreszcie. Myslałam ze jusz nigdy nie
dodasz nastepnego parta który sie tak swietnie zapowiadał. Nio ale jest i
super! Nie widze błedów (nosze okulary )^^ Zaciekawiło mnie tio ze
Moody i Aethernus bedą sie pojednykować. Swienie sie zaczyna. Napisz szybko
next parta
Merkury, powiem ci szczerze twój fic
mnie pasjonuje i znieciepliwością czekam na więcej.
"aby zobaczyć kogo nie ma przez rząd
siódmo klasistów." <- kogo nie ma, z powodu zasłaniających mu
siódmoklasistów? nie wiem...
I inne błędy - ale powiem ci jeszcze tylko ten, który chyba
najbardziej rzuca się w oczy - nie ważne, że nie masz czasu - jest bowiem
przycisk "zmień" - ucinasz końcówki wyrazów - to jest tym czymś,
nad czym polecam popracować w najbliższej przyszłości .
Pozdrawiam
Merkury ... nareszcie ... nawet nie wiesz
jak się cieszę że jednak zdecydowałeś się pisać dalsze części tego ficka.
... Jednakże zdażają się minimalne błędy ... prawie nie zauważalne
- Expelliarmus!!!-
ryknął Aethernus.
- Rictusempra!!!- wrzasnął
Moddy.
- Ale się nawalają co nie Harry?- zapytał Semus.
- No.-
odpowiedział i dalej pasjonował się pojedynkiem.
Nagle z nikąd, przy boku
Rona pojawiła się Atlashia i spojrzawszy na walkę czarodzieji zapytała
chłopaka:
- Co tu się dzieje?
- Klub Aurorów.- odpowiedział za niego
Dean.- Pierwsze spotkanie.
- Ale dlaczego oni się biją?- zapytała ze
zdumieniem dziewczyna.
- Ponieważ pan Moddy wyzwał twojego narzeczonego
na pojedynek.- dobiegł ich głos, który niewątpliwie należał do
Hermiony.
- A co ona tu robi?- zapytała Harry'ego Atlashia ze
wstrętem.
- Ona należy do Stowarzyszenia Aurorów i jako członek musi być
na każdym spotkaniu.
- Avada Kedavra!!!- zagrzmiał
głos Szalonookiego Moddy'ego.
Po jego słowach wszystcy zgromadzeni w
Wielkiej Sali spojrzeli szybko na podium. Harry'emu ciarki przeszły po
plecach na słowa zaklęcia uśmiercającego lecz tak jak wszystcy spojrzał na
obu mężczyzn.
- Uważaj Aethernus!!!- krzyknęła przerażona
Atlashia widząc, że jej chłopak nic nie robi, aby uniknąć spotkania z
zaklęciem posłanym w jego kierunku przez aurora.
- Nic mu nie będzie.-
powiedział Ron choć sam w to nie wieżył.
Wszystcy wpatrzyli oczy w
nauczyciela, a on jakby nigdy nic zaczął machać różdżką jakby chciał rzucić
czar blokujący i akurat kiedy wykonał ostatni ruch zaklęcie ugodziło w
brzuch młodzieńca.
- Nieeeeeeeeeeee!!!- wrzasnęła Atlashia i
rozpłakała się kryjąc twarz w swoich pięknych, delikatnych dłoniach.
- On
żyje!!!- krzyknęła Cho Chang, a cała szkoła spojrzała w kierunku
ciała Aethernusa.
- To nie do wiary.- powiedział cicho Moddy przecierając
swoje normalne oko kiedy ujrzał, że jego przeciwnik poruszył się, wstał, a
następnie powolnym i chwiejnym krokiem wkroczył spowrotem na podium.
- To
przecież niemożliwe.- powiedział głośniej patrząc na młodzieńca.- Jak to
zrobiłeś?
- To bardzo proste.- odrzekł nauczyciel.- Jak już powiedziałem
przed pojedynkiem byłem u mojego znajomego, aby przejrzeć pare starych tomów
z zaklęciami używanymi przez założycieli Hogwartu.- kontynuował młodzieniec,
a wszystcy uczniowie i nauczyciele zamilkli, aby usłyszeć co takiego
Aethernus zrobił, żeby nie umrzeć.
- Wertując stronę po stronie
natrafiłem na zaklęcie tarczy i zacząłem czytać jak go się używa. Zauważyłem
także ilustrację i opis pojedynku, w którym jeden z czarodzieji rzucił
zaklęcie uśmiercające na swojego przeciwnika, który szybko wyczarował tą
właśnie tarczę i nic mu się nie stało. Nawet nie został odrzucony.
- To
dlaczego ciebie to zdmuchnęło z podium?- zapytał swojego przyjaciela
Harry.
- Ponieważ ja dopiero od paru godzin umiem to zaklęcie, a tamten
mag uczył się go przez wiele miecięcy.- odpowiedział nauczyciel.
- Więc
jednak istnieje ochrona przed tym zaklęciem?- zapytał Moddy z uśmiechem lecz
w jego oczach Harry i Ron ujrzeci zawód i jakby smutek.
- Tak Moddy.-
odpowiedział młodzieniec.
- Dziękujemy za opowieść i pojedynek, ale
niestety muszę zakończyć to spotkanie ponieważ jest już bardzo późno.-
wtrącił Dumbledore.- Będziesz mógł historię dokończyć za tydzień przy
następnym zebraniu.- dodał z uśmiechem.
- Oczywiście.- rzekł Aethernus i
podszedł do Szalonookiego z wyciągniętą ręką, a on uścisnął ją i powiedział
mu coś na ucho. Młodzieniec spojrzał na niego i po chwili skinął głową na co
Moddy uśmiechną się i zszedł z podium.
- Ale było fajnie co?- zagadnął do
Harry'ego Ron.
- No.- odpowiedział chłopiec.- Mam nadzieję, że za
tydzień będzie tak samo albo i lepiej.
- Możliwe.- odrzekł przyjaciel i
obaj udali się do swojej wieży, aby odpocząć po bardzo ciekawym wieczorze.
"No.- odpowiedział" <-
przeczytaj końcówkę "Porad..."
"nie możliwe"
<- tutaj powinno być jedno słowo - "niemożliwe"
"To
dlaczego ciebie to zdmuchnęło z podium" <- "dlaczego ty
zostałeś zdmuchnięty..."
Trzymajcie mnie bo gryzę
QUOTE |
Jednakże zdażają się minimalne błędy ... prawie nie zauważalne |
Strasznie dano mnie nie bylo w necie ale
Fick pieny
Tylko pisz wiecej o romansach
To fajoskie jest ^^^
No Bunny... Nareszcie wróciłaś...
COOL...
Co do romansów to nie wiem jak się do
tego zabrać, ale jeżeli będę mieć jakiś pomysł to zaraz coś naskrobię...
Merkury, ruchy ruchy. Pisz szybko coś.
Ostatni part był bardzo ciekawy. Ta tarcza. Bardzo fajny pomysł. Tak
trzyjamj. Nie widze bledów
hehe jestem ślepa. Trzymajcie sie i całudy dla wszystkich
:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Merkury ciekawi mnie jak Aethermus
poradzi sobie z Voldemortem a co do ficka. Bombowy tylko tyle mogę
powiedzieć. Pisz dalej i tyle!!!!!
QUOTE (Monika of Gryffindor @ 01-05-2003 18:56) |
Merkury ciekawi mnie jak Aethermus poradzi sobie z Voldemortem |
Następnego ranka Harry i Ron rozmawiając
o wspaniałym pojedynku wczorajszego wieczora wpadli na pomysł, aby samemu
zorganizować turniej.
- Musimy się zastanowić czy to będzie tylko w
Gryffindorze czy też w innych domach.
- Możemy się zapytać Aethernusa. On
na pewno coś o tym wie.- zaproponował Harry.
- Taa. Na pewno. Pójdziemy
do niego po śniadaniu.
- Ty jak zwylke tylko o jedzeniu.
- Wcale nie.-
odpowiedział oburzony Ron i wszedł do Wielkiej Sali.
Po obfitym śniadaniu
chłopcy udali się do gabinetu swojego przyjaciela. Kiedy podeszli do drzwi
usłyszęli rozmowę między młodym nauczycielem, Albusem Dumbledore'em oraz
Szalonookim Moddym.
- Voldemort wrócił?- rozległ się głos
Aethernusa.
- Jeszcze nie, ale jeżeli jego słudzy znajdą tajny przepis to
mogą go przywrócić.- odpowiedział dyrektor.
- To z jednej strony dobrze.-
powiedział Moddy.
- Z jakiej strony?
- Z takiej, że ja i reszta
aurorów będzie znów miała pracę i zajęcia.
- To także prawda, ale nie
zapomnij o tym, że teraz Voldemort będzie się mścił za tyle porażek.-
przestrzegł go Dumbledore.
- Będzie trzeba uważać, aby Harry'emu nie
stała się żadna krzywda.- rzekł Aethernus z nutą zatroskania w głosie.
-
On sam sobie poradzi.- odpowiedział Moddy.- Sam widziałem jak ćwiczył z
Ronaldem Wealseyem zaklęcia.
- Pamiętaj, że oni nie potrafią tych zaklęć
co my albo Voldemort.- przypomniał mu Albus.
- Skończmy na razie tą
rozmowę bo zgłodniałem.- zakończył młodzieniec, podniósł się i ruszył w
kierunku drzwi, za którymi wciąż stali chłopcy.
- Szybko.- powiedział
cicho Harry.- Zaklęcia niewidzialności.
- Dobra.- odpowiedział przyjaciel
i wyciągnął różdżkę.
- Avernatus.- powiedzieli i zniknęli w tym
samym momęcie, w którym ich przyjaciel wyszedł z gabinetu pozostawiając
otwarte drzwi dla dyrektora i Moddy'ego.
Kiedy plecy trojga mężczyzn
zniknęły za rogiem korytarza przyjaciele wymówili zaklęcie jeszcze raz i
pojawili się. Harry posłał Ronowi wymowne spojrzenie i chłopcy ruszyli w
kierunku swojej wieży zupełnie zapominając o turnieju.
- I co teraz
zrobimy?- zapytał ze strachem rudy chłopak.
- Nie mam pojęcia.-
odpowiedział Harry, który był tak samo przerażony jak jego przyjaciel.- Może
pójdziemy do Dumbledore'a i powiemy mu, że słyszeliśmy tą rozmowę?-
zaproponował po chwili.
- Zrobimy to, ale nie teraz. Pójdziemy do niego
wieczorem.
- Dobra. Mówimy komuś o tym co usłyszeliśmy?- zapytał
chłopak.
- Chyba zgłupiałeś. Po chwili wiedziałaby o tym cała szkoła.-
odpowiedział Ron stukając się palcem w głowę i dając koledze do zrozumienia,
aby zaczął myśleć.
- Dobra, dobra. Tylko tak pytałem.- powiedział i
ruszył szybszym krokiem do wieży Gryffindoru.
- Avernatus.-
zabrzmiał głos, którego Harry i Ron z pewnością nie mogli dosłyszeć.- Co
Aethernus knuje? Czemu nic mi nie powiedział?- zapytała Atlashia sama
siebie.- Jeżeli to co oni mówili jest prawdą to oznacza, że już niedługo
nastanie "ciemność".- powiedziała z niezrozumiałą nutą w głosie i
ruszyła w kierunku lochów.
- Harry.- zaczął Ron.- Może, biorąc pod uwagę
to co nadejdzie, powinniśmy zabrać się za dalsze ćwiczenia.
- Chyba masz
rację.- odpowiedział obojętnie chłopak. Nie myślał teraz o tym. Myślał o
swoich nieżyjących rodzicach. To on ich zabił. Lord Voldemort. Ten zapchlony
drań.- pomyślał Harry lecz, któraś z jego myśli musiała się odbić na jego
twarzy ponieważ Ron zapytał: Nic ci nie jest, Harry?
- Nie. Chodźmy
poćwiczyć.- odpowiedział szybko chłopak i wstał.- Możemy iść do tej samej
klasy co poprzednio.- zaproponował.
- Dlaczego tam?
- Bo tam są nasze
książki.- przypomniał przyjacielowi Harry.
- Racja.- odrzekł Ron i ruszył
w kierunku portretu Grubej Damy.
Mam nadzieję, że tym razem nie ma tylu
błędów i literówek lecz jeżeli ktoś je znalazł to bardzo proszę o napisanie
gdzie ten bląd/literówka się znajduje...
Od razu poprawię to miejsce...
Czekam na krytyki...
Także...
Merkury ten fick bardzo mi się
podoba. Masz światny styl chciałabym pisać tak jak ty. Czekan z
niecierpiliwością na więcej.
Fick jest super. Jednakże ... zdażają się
błędy ortograficzne tkj : podniusł, Gróbej. Poza tym treść jest bardzo ciekawa. Napisz
coś w najbliższej przyszłości.
Oki - faktycznie jest (nawet sporo)
lepiej - ale jeszcze sporo pracy przed tobą .
Literówki przesłałem ci przez gg, a
trochę innych rzeczy wpiszę tutaj
"tych zaklęć co my albo
Voldemort" <- pamiętaj, żeby oddzielać zdania podrzędne i
współrzędne od pozostałych przecinkami, bądź łączyć odpowiednimi łącznikami
, przykład, który tu "wyrzuciłem" w
cudzysłowach nie jest jedynym w tym parcie...
Druga
rzecz:
"- Wcale nie.- odpowiedział " <- spojrzyj jeszcze
raz do posta tyczącego nie stawiania kropek po myślnikach kończących
wypowiedź
- u ciebie jest to obecne w każdym orzekającym zdaniu wypowiedzianym przez
bohaterów - a to jest zdecydowanie błąd
No i oczywiście mam trochę uwag do
konstrukcji zdań - ale na razie niech będą te uwagi - widzę, że zdecydowanie
jest coraz lepiej - i kontynuuj
Po wejściu do klasy Harry i Ron
stwierdzili, że książki, które tu przynieśli pare dni temu zniknęły.
-
Cholera - zaklną rudy chłopak rozglądając się po ciemnej sali w poszukiwaniu
księg z zaklęciami.
- Trudno - powiedział jego przyjaciel. - Musimy
jeszcze raz pójść do biblioteki i wyporzyczyć te księgi.
- Masz rację -
zgodził się Ron. - Tylko się pośpieszmy bo mogą je wyporzyczyć inni.
W
drodze do biblioteki chłopcy natknęli się na Szalonookiego Moddy'ego
oraz Aethernusa. Auror przyjrzał się dokładnie jednemu, a następnie drugiemu
chłopcu i powiedział:
- My wiemy o tym, że wszystko słyszeliście - rzekł
spokjojnie.
"Ale jak?" chciał zapytać Harry lecz w tej samej
chwili kiedy otworzył usta przypomnieło mu się, że magiczne oko
Moddy'ego widzi przez ściany, drewno i nie tylko.
- Wiemy także, że
szukacie swoich książek, które zostawiliście w sali - powiedział nauczyciel
wskazując na drzwi sali, z której wyszli studenci. - Nie martwcie się -
kontynuował Aethernus. - One są w moim gabinecie. Jeżeli macie ochotę mogę z
wami poćwiczyć. - rzekł z uśmiechem.
- Bardzo chętnie - odpowiedział
uradowany Harry.
- Tylko nie zapomnij co mi obiecałeś - zwrócił się
Szalonooki do młodzieńca.
- Nie zapome - przysiągł Aethernus. - Dziń u
mnie. O tej godzinie, którą ustaliliśmy.
- Dobrze - odpowiedział. - Będę
u ciebie o tej godzinie - skończył i ruszył w kierunku swojego gabinetu, a
odgłos towarzyszący jego krokom musiał być obijaniem się drewnianej nogi o
zimną posadzkę zamku.
- Więc dobrze chłopcy - zwrócił się do uczniów
młodzieniec. - Chodźmy do mnie. Jakie zaklęcia już potraficie? - zapytał
zpoglądając na Harry'ego dziwnym wzrokiem.
- Hmmm... - zastanowił się
czarnowłosy chłopak. - Na pewno Expelliarmus, Impedimento, Drętwota,
Rictusempra... - zaczął wymieniać lecz Aethernus mu przerwał mówiąc:
-
Ale nie znacie Zaklęć Niewybaczalnych, tak?
- No... Nie... - odpowiedział
zakłopotany Ron. - Nigdy się ich nie uczyliśmy.
- Więc dobrze. Teraz
poznacie podstawy do tych czarów, a już za dwa tygodnie będziecie umieli się
nimi posługiwać - zakończył z uśmiechem.
Harry zerknął na Rona i obaj
zgodzili się, że Zaklęcia Niewybaczalne bardzo im się przyadzą i pomogą.
Kiedy weszli do gabinetu swojego przyjaciela ujrzeli, że obok biurka stoi
profesor Snape pogrążony w swoich myślach lecz kiedy otwierane drzwi
zaskrzypiały przenikliwie wysoko obejrzał się i uśmiechnął jadowicie.
-
Czego tu szukacie? - zapytał jak zwykle niemiłym głosem. - Waszego
przyjaciela tu nie ma.
- Jestem Snape - dobiegł go głos z korytarza. - A
Ron i Harry przybyli tu, abym nauczył ich paru zaklęć więc wyświadcz mi
przysługę i zjerzdżaj do lochów.
- Jeszcze mnie popamiętasz - rzekł Snape
przez zaciśnięte zęby. - Pamiętaj, że znam twoją najgłębszą tajemnicę -
zakończył, zamachnął się swoją długą, czarną szatą i opóścił gabinet.
-
Więc tak - zaczął Aethernus zamykając drzwi za mistrzem eliksirów. - Znacie
słowa do zaklęć, których zamierzam was nauczyć?
- Oczywiście - odrzekł
Ron machnąwszy ręką. - Impero, Crucio i Avada Kedavra.
Harry'emu, jak
zwykle na dźwięc zaklęcia uśmiercającego, dreszcz przebiegł po plecach, ale
nie dał po sobie poznać, że się boi. Nie chciał, aby Aethernus uznał go za
boidudka.
- Dobrze, zancie słowa i pewnie wiecie także, że ruch ręką jest
tak samo prosty jak przy zaklęciu rozbrajającym, mam rację? - zapytał, a
obaj chłopcy potwierdzili to kiwnięcim głowy. - Świetnie. Zaczniemy od
najtrudniejszego ponieważ trudniejest się go nauczyć. Wyjmijcie różdżki i
niech każdy z was, zamachnąwszy się powie słowa "avada kedavra"
celując w ścianę. Rubcie to pojedynczo. Najpierw Ron - rzekł wskazując na
chłopca i pokazując ścianę przed nim.
- Avada
Kedavra!!! - krzyknął Ron lecz z końa jego różdżki wyleciał
tylko nikły promień zieleni, który rozpłyną się przed dotarciem do
ściany.
- No... Nie jest źle - pocieszył go Aethernus. - Mi na początku
nawet taki promień nie wychodził - rzekł z uśmiechem. - Teraz ty Harry -
zachęcił chłopca.
Harry stanął przed ścianą z wyciągniętą różdżką i
pomyślał sobie, że ta ściana to Lord Voldemort, i że musi go zabić. Tak.
Musi. Zrobi to. Pomści swoich zmarłych rodziców.
- AVADA
KEDAVRA!!! - ryknął chłopiec i ku zdumieniu jego oraz jego
przyjaciół z różdżki wyleciała zielona smuga, przecieła powiętrze między
ścianął, a Harry'm i uderzyła w cegły z siłą, której nawet Aethernus nie
mógł przewidzieć. Ściana rozleciała się na drobne kawałeczki.
- O mój
Boże - powiedział cicho młodzieniec wywalając oczy na dziurę, którą
stworzyło zaklęcie rzucone przez tago małego chłopca. Harry'ego Pottera.
- Dobrze. Wybaczcie mi, ale musimy skończyć dzisiejszą lekcję w tym
momęcie.
- Czemu? - zapytał Ron.
- Ponieważ nie przypuszczałem, że
Harry ma aż taką wielką moc magiczną - odpowiedział nauczyciel. - Wybaczcie,
ale muszę sobie wszystko przemyśleć. A... I nie zapomnijcie świczyć tego
zaklęcia - przypomniał chłopcom, wyprowadził ich na korytarz i pośpiesznie
zamknął drzwi.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał Harry'ego Ron kiey obaj
zmierzali do wieży Gryffindoru.
- Pomyślałem sobie, że ta ściana to
Voldemort, i że muszę pomścić swoich rodziców - wytłumaczył chłopiec.
-
Dobra - powiedział dziwnym głosem rudzielec. - Jutro poćwiczymy te zaklęcie
w Zakazanym Lesie.
- OK - zgodził się Harry, a kiedy to powiedział
przyśpieszył kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium. Był
bardzo zmęczony i śpiący, ale nie zdziwił go fakt, że udało mu się rozwalić
ściańę gabinetu Aethernusa. Przecież Dumbledore poinformował go kiedyś, że
Voldemort dał mu cząstkę siebie, gdy próbował go uśmiercić. Wtedy
Harry'ego to martwiło lecz teraz był szczęśliwy, że dostał część
Czarnego Pana. Pomyślał, że pomorze mu to w pokonaniu go kiedy on już wróci.
Ogólnie fick jest jak najbardziej
wspaniały ... Jednakże znowu wychwyciłam kilka błędów takich jak: wyporzyczyć, zpoglądając, zjerzdżaj, opóścił,
momęcie. I jeszcze w kilku miejscach
zapomniałeś dopisać litery, albo w ogóle pomyliłeś się ... jak na przykład:
tago ... i jeszcze parę podobnych błędów.
Napisz jak najszybciej nowy part.
Kiniulka odczep sie od bledow..... kazdy je
czasem robi.... a Ty to niby zawsze taka idealna? =='
Druga
sprawa fajowo ^^ Czarny Pan rls! Pisz wiecej i wiecej ^^
I sorry
ze tak zdko jestem ale jestem czlowiekiem zapracowanym i nie mam czau na
neta- sorry...... 3majcie siem!
QUOTE (Bunny_Kou @ 10-05-2003 15:57) |
Kiniulka
odczep sie od bledow..... kazdy je czasem robi.... a Ty to niby zawsze taka
idealna? ==' Druga sprawa fajowo ^^ Czarny Pan rls! Pisz wiecej i wiecej ^^ I sorry ze tak zdko jestem ale jestem czlowiekiem zapracowanym i nie mam czau na neta- sorry...... 3majcie siem! |
Hmmm... Chyba muszę się zgodzić z
Kiniulką i Psycho...
Robię za dużo błędów, ale powód jest jeden...
Nie mam Word'a i
niestety nie ma mi kto poprawić błędów...
(Chyba, że słownik)
Ale dobra... Postaram się pisząc jutro nowy part
nie popełnić tylu blędów...
Pozdrawiam wszystkich i... Właśnie, co
chciałem powiedzieć? Nie ważne...
Skleroza nie boli... Hahaha...
W czasie poniedziałkowego śniadania kiedy
wszyscy uczniowie zajadali się jajecznicą od stołu nauczycielskiego wstał
dyrektor i uciszył Wielką Salę.
- Moi drodzy - zaczął z bardzo poważną
miną. - Proszę was, abyście po moich słowach nie wpadli w panikę, dobrze?
- Oczywiście! - odpowiedzieli uczniowie krzykiem.
- Więc tak -
kontynuował Dumbledore. - Muszę was z przykrością poinformować, że Lord
Voldemort (większość studentów wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia)
powrócił z jeszcze większą mocą magiczną.
Kiedy skończył cała Wielka Sala
rozbrzmiewała krzykami przerażenia, a dyrektor usiadł spowrotem na krześle i
zakrył twarz dłońmi. Harry, którego to niezbyt przeraziło oglądał twarze
koleżanek i kolegów. Większość z nich miała na twarzy wyraz wielkiego
strachu lecz Malfoy, Crabbe i Goyle uśmiechali się do siebie.
- Harry -
powiedział Ron stukając go w ramień. - Spójrz na Moddy'ego i
Aethernusa.
Chłopiec spojrzał na stół nauczycielski i ujrzał, że
nauczyciele uśmiechają się podobnie jak trzej Ślizgoni.
- Ciekawe co ich
tak ucieszyło? - zastanawiał się na głos rudy chłopak.
- To przecież
oczywiste - fuknęła na niego Hermiona.
- Czy ktoś się ciebie o coś pytał?
- rzucił Harry z nienawiścią w oczach.
- Nie, ale pomyślałam sobie,
że...
- To przestań i spadaj do biblioteki albo gdzieś indziej tylko
zopstaw nas w spokoju! - krzyknął Ron i spojrzawszy na dziewczynę z
takim ogniem, że tak czmychnęła od stołu.
- Pewnie się cieszą bo będą
mieli coś do roboty - rzekł Harry zastanawiając się głęboko nad pytaniem od
swojego przyjaciela.
- Pewnie masz rację - odrzekł rudzielec. - Chodź do
Aethernusa. Zapytamy się czy wie gdzie jest Sam-Wiesz-Kto.
- Dobry pomysł
- powiedział chłopak, po0dniusł się od stołu i ruszył w kierunku młodzieńca
przedzierając się przez przerażony tłum uczniów.
- I jak - zaczął Ron -
wiecie już gdzie "ON" jest?
- Tak - odrzekł nauczyciel. -
Znajduje się gdzieś na południowym wybrzeżu i czeka na Śmierciożerców.
-
To czemu nie zabijecie go teraz, kiedy nie ma jeszcze ze sabą popleczników?
- zdziwił się Harry.
- Bo jak zapewne wiesz Harry, południowe wybrzeże
jest bardzo duże i sporo czasu zająć może nam znalezienie go - wtrącił swoim
grobowym głosem Moddy. - Lecz kiedy już będzie ze Śmierciożercami nie będzie
się kryć tylko wejdzie do miast i zacznie mordować mugoli oraz
czarodzieji.
- Więc? - zapytał ogłupiale Ron.
- I wtedy będziemy go
mogli osaczyć i skończyć z nim na zawsze - odpowiedział i uśmiechnął się do
młodych uczniów.
- Wybaczcie nam chłopcy, ale teraz musimy udać się do
Ministerstwa i porozmawiać z innymi aurorami - dopowiedział Aethernus
kończąc to rozmowę.
- Spoko - rzekł Harry. - Już wam nie przeszkadzamy.
Jeżeli będziesz coś wiedzieć coś więcej to nas poinformujesz, nie? - zapytał
z nadzieją w głosie.
- Oczywiście - zapewnił go młodzieniec. - A teraz
idźcie już do Wieży Gryffindoru bo lekcje zostały zawieszone aż do
odwołania. - skończył z uśmiechem, a kiedy chłopcy odeszli zwrócił się do
Moddy'ego. - Chodź. Musimy się śpieszyć bo Syriusz będzie się
niecierpliwić.
- Już idę.
W drodze do wieży Harry i Ron debatowali nad
tym w jaki sposób Voldemort powrócił. Harry zaproponował, że mógł wrócić tak
jak wtedy kiedy byli w czwartej klasie, ale Ron nie zgodził się z tą teorią
mówiąc:
- Przecież Dumbledore go zabił. Na naszych oczach.
- Pamiętaj,
że Voldemort (Ron wzdrygnął się mimowolnie) już raz oberwał zaklęciem i nie
zginął. Możliwe, że teraz też tak było.
- Chyba masz rację - rzekł rudy
chłopak. - Skoro nie ma lekcji to może zagramy w szachy? -
zaproponował.
- Świetna myśl - odpowiedział Harry i przyśpieszył kroku na
marmurowych schodach.
"Mam nadzieję, że Moddy'emu i Aethernusowi
się uda", pomyślał po chwili "Bo jeżeli nie to może oznaczać, że
Voldemort będzie się tu panoszył do końca swoich dni, a niezbyt mi się
podoba ta perspektywa." Przez pewien czas pogrążony był w tych ponurych
myślach lecz nie mógł dalej rozmyślać o Czarnym Panie ponieważ jego
przyjaciel zrobił już pierwszy ruch.
"Na pewno im się uda",
powiedział w do siebie i grać w szachy rozmyślając tylko o grze.
ojeju.... ale to jest troche chamskie jak
sie w slupeczku wszystkie bledy wipisuje.....
Merkury a
gdzie Bunny i Dean?
Nie jest chamskie... wrecz przeciwnie,
chyba wtedy widac ze ktos czytal opowiadanie i stara sie poprawic i pomoc
autorowi w pisaniu jeszcze lepiej. Ale skoro tego nei rozumisz, to twoj
problem.
QUOTE (Bunny_Kou @ 11-05-2003 14:09) |
ojeju....
ale to jest troche chamskie jak sie w slupeczku wszystkie bledy
wipisuje..... Merkury a gdzie Bunny i Dean? |
Bunny ... przecież od tego tu jesteśmy
... od oceniania ficków. Jak zauważyła Psychopatka, staram się pomóc Markowi
w poprawianiu błędów ( bo on nie ma Worlda). To by było na
tyle.
Poza tym ... Marku znów są błędy ... ale jest ich mniej niż
ostatnio więc nie będę ich wymieniać. Fick jak zawsze mi się podoba i z
niecierpliwością czekam na następne części
Niom
Literówek i innych tam jest zdecydowanie mniej. (BTW: Ostatni part chciałbym
zadedykować Monice
)
Styl też delikatnie się poprawia -
szczególnie ostatni part, w którym widać sporo pracy, ale jeszcze troche
przed tobą
A że jestem Mr. Czepliwy - wiem
hehehe, mam jednak nadzieję, że pare osób
korzysta z tej "czepliwości" .
I dołączam się do innych głosów - forum właśnie po to jest, żeby sobie
wzajemnie pomagać .
Pozdrawiam
Obiecalam? Obiecalam ^^
Przeczytalam?
Przeczytalam ^^
Skomentowalam? Zaraz... Komentuje ^^
Zrozumialam?
Ee... z tym maly problem ^^" Ale sobie poradze...
Merkury, jak
sie czyta tak z parta na part to widac, ze siem poprawiash!!
Oby
tak dalej!! No i veny zycze!! ^^
poprawa stylu jest widoczna ^.^ straczy
spojrzec na pierwszy part i na ostatni ^.^ duża róznica ^.^
Trochę mnie
irytuje czesty zwrot "chyba masz rację./masz rację". Poza tym,
brachu wiecej opisów ^.^ opisz otoczenie, głebsze uczucia bohaterów itp itd
=]
zycze powodzenia =]
Szcerze mówiąc, opowiadanie jest
całkiem-całkiem. Ale na kolana mnie nie rzuciło i nic nie wskazuje na to, że
rzuci.
QUOTE (Villemo @ 11-05-2003 15:37) | ||
a czytałaś ten temat a znasz regulamin? wiec wypowiadaj się jak należy, albo polecą nabijane posty. howg. |
Ja tam jestem bezstronna, bo nie czytam
komentow i nie wiem, o co biega, ale Bunny chyba dzisiaj po raz pierwszy sie
usmiechnelam ^^
Powiedzialas "sezon na kroliki" a mash
nicka bunny... czyli kłolik ^^ Nie wiem, czy zrobilas to celowo, ale nie
wnikajac w szczegoly spodobalo mi sie to ^^
dobra, ja juz wiecej nie
pisze, bo mnie jeszcze posadza o bezsensowne nabijanie postoff
A, niech mnie posodzajo!!
MERKURY!! GDZIE NEXT PART?! No i po co ja siem tak spieszylam z
przeczytaniem tego?! Jak mam z tego fige?! Popraw mi sie
tu!!
Czy ja coś mówiłem, że szybko napiszę
nowy part???
Jeżeli tak to sorx, ale miałem ważniejsze sprawy na
głowie...
(egzamin z kształcenia słuchu na
przykład)
Ale nie ważne... Zaraz coś spróbuję skrobnąć, ale nie wiem co z
tego wyjdzie...
Aaaa... Chcę jeszcze uprzedzić, że na sto
procent będą błędy...
Po paru partiach szachów chłopcy
postanowili odwiedzić Hagrida. Obaj spojrzeli przez wielkie okno na domek
gajowego i zobaczyli, że ich przyjaciel kopie ziemię przed domkiem. Udali
się do dormitorium, w którym Semus i Dean ćwiczyli zaklęcia Imperius oraz
Cruciatus, a chłopcy nie chcąc z nimi rozmawiać ubrali się po cichu i
wybiegli z dormitorium udając się do portretu Grubej Damy. Byli już w
połowie schodów kiedy Harry usłyszał znajomy, jadowity głos:
- Weasley,
Potter, dokąd idziecie? - powiedział Snape wychodząc z klasy na prawo.
-
Idziemy do Hagrida - powiedział Ron siląc się na spokojny ton. - I nic panu
do tego.
- Weasley, Gryffindor traci przez ciebie dwadzieścia punktów -
powiedział z paskudnym uśmiechem.
- Czy możemu już iść, panie profesorze?
- zapytał szybko Harry widząc, że jego przyjaciel sięga po różdżkę.
- Tak
Potter. Idźcie już.
Odwrócili się na pięcie i zbiegli na sam dół
marmurowych schodów. Wyszli z zamku i, mimo kurtek, od razu przemokli do
suchych nitek.
- Jaka idiotyczna pogoda - rzekł Harry kiedy razem z Ronem
przeprawiali się przez głębokie błoto zmierzająć ku małej chatce na skraju
lasu. Kiedy przeleźli już przez grząską nawierzchnię grządek z warzywami
wpadli w kałuże, które powstału od padającego mocno deszczu. Cali brudni,
mokrzy i zziębnięci zapukali do drzwi domku. Odpowiedziało im basowe
szczekanie Kła, a po chwili w drzwiach stanął Hagrid.
- Co wam się stało?
- zapytał kidy tylko weszli do środka i zdjęli swoje ubłocone kurtki.
-
Wiesz jakie błoto jest na błoniach? - zapytał zdenerwowany Ron zdejmując
swoje buty i wylewając wodę przez okno.
- A wim - przyznał Hagrid. -
Przed chwilą kopałem ziemię przed domem.
- A po co? - zapytał Harry
zdejmując swoją szatę i wyciskając wodę do misy, którą Hagrid przed nim
postawił.
- Kopałem nowe grządki na warzywa, ale jak się rozpadało to
przestałem - odpowiedział.
- A słyszałeś, że Sam-Wiesz-Kto wrócił? -
zapytał Ron zdejmujący właśnie mokrą koszulkę, która przylepiła mu się do
ciała.
- Taa. Ale Harry, pamiętasz jak ci mówiłem, że on wróci, nie?
-
Tak, pamiętam - przyznał Harry zdejmując skarpetki i wyrzynając je zapytał -
Czy dostałeś jakąś misje od Dumbledore'a?
- Tak, ale to nie wasz
interes - odrzekł olbrzym wymijająco. - Myślę, że Olimpia mi pomoże i
przyjedzie kidy dostanie sowę ode mnie - dokończył i lekko się
zaróżowił.
- Madam Maxim? - zapytali równocześnie chłopcy zaprzestając
wyciskania wody ze swych ubrań.
- Przyjedzie do Hogwartu? - zapytał Ron.
- A weźmie uczniów?
- Spokojnie - powiedział i podniósł rękę. - Nie
naraz. Po pierwsze, jeszcze nie wiem czy przyjedzie na pewno, a po drugie to
jeżeli przyjedzie to na pewno nie weźmie ze sobą uczniów.
- Acha. Szkoda
- powiedział z nutą zawiedzenia.
- Czyżbyś nadał kochał tą Fleur
Delacour? - zapytał Harry z pokrętnym uśmiechem.
- Nawet jeśli tak to nic
ci do tego! - krzyknął chłopak, ubrał się szybko i zamaszystym krokiem
wyszedł z chatki, ale po chwili Harry i Hagrid usłyszęli głośny chlupot i
soczyste przekleństwa Rona.
- Nic ci nie jest, Ron? - zapytał olbrzym
wychodząc z chaty lecz po chwili jego dudniący śmiech można było usłyszeć na
powieszchni dobrych kilkunastu metrów.
- Co się stało? - zapytał
czarnowłosy chłopak i właśnie zamierzał wyjść z chatki kiedy do
pomieszczenia wszedł Ron cały w błocie. Spojrzał na Harry'ego i
powiedział od razu:
- Nic nie mów.
Chłopak posłuchał przyjaciela, nic
nie mówiąc usiadł na swoim miejscu i całą siłą woli dusił w sobie
śmiech.
- Przepraszam Ron - rzekł Hagrid wchodząc do chatki. -
Zapomniałem ci powiedzieć, że kopałem też nową studnię.
- Następnym razem
powiedz mi kiedy będziesz kopać coś głębszego dobra? - zapytał rudzielec
zdejmując z siebie jeszcze bardziej ubłocone i mokre ciuchy.
Po trzech
godzinach, kiedy ubrania Rona były czyste i cuche, chłopcy porzegnali się z
Hagridem i udali się do zamku. Mimo, że desz już nie padał to i tak kiedy
weszli do zamku pobiegli ile sił w nogach do wieży Gryffindoru, aby ich
przypadkiem nie złapał woźny Filch.
- Jak myślisz - zapytał Ron - Jakie
zadanie dostał Hagrid od Dumbledore'a?
- Nie mam pojęcia -
odpowiedział Harry rozstawiając figury i zaczynając następną partię szachów.
No.. czekalem az nadejdzie jakas zmiana
pogody w twoim FF'ie =) Jeszcze wypadałoby uwzględnić pory roku, żeby
jakoś udekorować FF... Zdarzyło się pare literówek, ale to pewnie dlatego,
że pisałeś w pośpiechu, fajnie się to czyta przy soad'zie =PP Widac ze
dialogi i opisy wmiare się zrównoważyły, jednak ich proporcja jest jeszcze
nie równa... Więcej opisów plz =D A poprawa stylu jest ogromna =D
- Syriusz!!! - rozległ się
grobowy głos Moddy'ego. - Gdzie jesteś?
- Tutaj! - odkrzyknął mu
Minister Magii.
Po chwili z mgły wynoł się dwie postacie, Syriusz Black
oraz jego narzeczona Karolina.
- Gdzie "On" jeste? - zwrócił
się Aethernus do dziewczyny.
- Tuż za tym wzgórzem - odpowiedziała
wskazując kierunek, z którego przyszła para.
- Śmierciożercy też już są?
- zapytał Moddy.
- Jeszcze nie, ale zaraz powinni się zjawić -
odpowiedział Syriusz.
Młodzieniec kiwnął głową i ruszył w gęstą mgłę, a
Moddy poszedł za nim starająć się, aby nie narobić zbyt dużego chałasu swoją
drewnianą nogą.
- Patrz Alastorze - powiedział Aethernus zduszonym głosem
wskazując ciemny kształt nad brzegiem morza.
- Wygląda tak jak rok temu -
odrzekł Moddy spoglądając na Lorda Voldemorta swym normalnym okiem, a
magicznym rozglądając się po całym wybrzeżu. Nagle tuż obok wysokiej postaci
zaaportowała się mniejsza postać.
- To Glizdogon - rzekł Syriusz na widok
postaci.
- Kto? - zapytała trójka ludzi ze zdziwieniem.
- Peter
Petigrew - odpowiedział Syriusz ze spokojem, ale w jego oczach palił się
ognień nienawiści.
Cała czwórka leżała w milczeniu na gołych i zimnych
skałach przypatrując się postaciom. Kiedy oczy Karoliny zaczeły się powoli
zamykać, a koncentracja mężczyzn zaczynała zanikać ciszę przerwał głos
podobny do dźwięku torturowanego człowieka. Dziewczyna od razu się obudziła,
a Syriusz, Moddy i Aethernus nastawili uszy chcąc usłyszeć co mówi Czarny
Pan.
- Zaraz się okaże ilu pozostało mi wiernych - dobiegł ich cichy lecz
słyszalny wysoki, zimny głos.
Po chwili ze wszystkich stron zaczęli
pojawiać się zakapturzeni czarodzieje podchodząc niepewnie do swojego
pana.
- Patrzcie! - wydyszała Karolina wskazując na śmiercożercę,
który nie miał maski. - To jest Snape.
- To ty nie wiesz, że on był
śmiercożercą? - zdziwili się mężczyźni.
- Nie - zaprzeczyła Karolina i z
rumieńcem zpojrzała spowrotem na czarodzieji.
Przez chwilie cała czwórka
patrzyła na mały tłum ludzi tłoczących się wokół Czarnego Pana.
- O
nie! - krzyknął trochę zbyt głośno Syriusz, ale naszczęście Voldemort
nie spojrzał w ich kierunku.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony
Aethernus patrząc na Ministra Magii.
- Aethernus - zaczął trochę
zdenerwowany - tam jest Atlashia.
- Co??? - wydyszał młodzieniec i szybko
spojrzał na śmiercożerców. Syriusz ma rację, ale jak to się stało? Przecież
tyle razy przebywał z nią sam na sam i nie zauwarzył Mrocznego Znaku na jej
ramieniu.
- Moddy - zwrócił się do aurora Syriusz - wracajcie lepiej do
Hogwartu. Karolina i ja sobie tu poradzimy.
- Dobrze - odpowiedział i
podszedł do Aetherunsa, który był wstrząśnięty wiadomością, że jego
nażeczona, prawie żona, jest śmiercożercą. - Aethernus. Wracamy do zamku -
powiedział stanowczym głosem, wziął przyjaciela pod ramień, kiwnął głową
Blackowi i Karolinie i zdeportował się.
- Co z nim będzie? - zapytała po
chwili Ministra dziewczyna.
- Nie wiem. Pewnie się załamie, ale miejmy
nadzieję, że będzie dobrze - odrzekł i spojrzał na tłum ludzi, który nie
wątpliwie się powiększył.
Przepraszam, że tak krótko, ale mam dziś
egzamin więc nie mam zbyt wiele czasu.
tiak ^^
Napławde fajne
A co do Abaski- pewnie ze z tym
sezonem na króliki to bylo celowo =P
I milo mi, ze doprowadzilam kogos do
usmiechu
P.S.
Swietny avator- X-men
evolution rls!
cześć
bardzo fajne jest to twoje
opowiadanie
jadnak więcej o Hermionie
czekam na następnego parta
Piszę, piszę, ale veny nie mom...
A poza tym mam rozwalony Silnik VBScript
więc nie mogę zrobić opcji "zmień" ani "cytuj" więc
dlatego nie ma mnie na forum od dłuższego czasu...
Ale jeżeli naprawię to ścierwo to od razu
napiszę z cztery nowe party...
Proszę o cierpliwość i pozdrawiam...
Przed napisaniem kolejnego parta
chciałbym wszystkich przeprosić za mój wielki błąd w ficku.
Przez cały czas pisałem Szalonooki Moddy,
a nie Moody.
Lecz skoro zacząłem pisać tak to chcę tak skończyć.
Przepraszam za utrudnienia w czytaniu, ale niestety źle spojrzałem do
książki.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam
- Harry, Ron - rozległ się donośny głos
Moddy'ego, który przed paroma sekundami zaaportował się na błoniach. -
Chodźcie mi pomóc.
- Co się stało Aethernusowi? - zapytał przestraszony
Ron kiedy podbiegł do aurora i rzucił okiem na swojego przyjaciela
wyglądającego jakby go pozbawiono duszy.
- Przeżył szok - stwierdził
rzeczowo mężczyzna. - Okazało się, że Atlashia jest śmierciożercą.
-
CO??? - krzyknęli chłopcy niedowierzając własnym uszom.
- Niestety tak -
przyznał Moddy i spojrzał na młodzieńca, którego trzemał pod ramieniem -
pomóżcie mi zanieść go do szkoły.
- Wingardum Leviosa - powiedział
Harry celując w przyjaciela, który uniósł się w powietrze.
"Czemu ja
o tym nie pomyślałem?" zapytał sam siebie Moddy i ruszył w kierunku
szkoły przeczesując krzaki w Zakazanym Lesie.
Czarnowłosy chłopiec po
chwili zrównał się z aurorem i zapytał:
- Jak się panu udała teleportacja
na terenie Hogwartu?
Mężczyzna spojrzał na chłopca, przez chwilę
zastanawiał się nad odpowiedzią i rzekł:
- Na początku roku Aethernus,
Dumbledore i ja przewidywaliśmy, że Voldemort wróci więc wydzieliliśmy
specjalną przestrzeń, na której moża się deportować i aportować.
- A po
co to zrobiliście? - włączył się do rozmowy Ron.
- Ponieważ skoro Czarny
Pan miał wrócić to lepiej, aby było miejsce, z którego możnaby wysyłać
czarodzieji do walki z nim, prawda?
- No... tak - przyznał troszeczkę
zmieszany chłopak.
W skrzydle szpitalnym pani Pomfrey zajmowała się
załamanym młodzieńcem, a Harry, Ron, Moddy oraz Dumbledore stali na
korytarzu i rozmawiali z przejęciem.
- Co z nim teraz będzie panie
dyrektorze?
- Wszystko zależy od niego - odpowiedział staruszek, a po
chwili zwrócił swój wzrok na aurora.
- Ilu ich jest Alastorze?
- Około
siedemdziesięciu - odpowiedział mężczyzna zaskoczony takim pytaniem.
-
Czyli więcej niż poprzednim razem - odrzekł bardziej do siebie niż do
pozostałych. - Będzie o wiele trudniej ich pokonać niż kiedyś - skończył, a
pozostała trójka spojrzała na siebie.
- Harry, Ron - zwrócił się do
uczniów Dumbledore - pójdźcie do Gryffindoru i powiedzcie o wszystkim
reszcie.
Chłopcy kiwnęli głowami i właśnie zamierzali odejść kiedy z sali
wyleciała pielęgniarka bardzo czymś przerażona.
- Panie dyrektorze -
powiedziała roztrzęsionym głosem - on się rozdwoił.
- CO?! -
krzyknęli Ron, Harry i Moddy, ale Albus wyciągnął różdżkę i wkroczył do sali
szpitalnej.
Czwórka ludzi zgromadzonych na korytarzu patrzyła na siebie
przerażonym wzrokiem i wytężała słuch, aby usłyszeć chodźby najcichszy
dźwięk.
- AVADA KEDAVRA!!! - rozległ się głos
dyrektora, a pielęgniarka zamarła z przerażenia. Po chwili z sali wyłonił
się Dumbledore chowający różdżkę w kieszeń szaty.
- Co mu zrobiłeś? -
zapytał Moddy, który nie krył strachu.
- Zabiłem kopię, którą stworzył
Eliksirem Rozdwojenia - odparł staruszek siadając na krześle.
- Eliksir
Rozdwojenia? - zdziwił się Harry. - A co to takiego?
- To jest mikstura
dzięki której można się klonować - wyjaśniła szybko pani Pomfrey, a dyrektor
spojrzał na nią swoim bystrym wzrokiem.
- Chłopcy - zwrócił się nagle do
studentów Moddy - idźcie do wieży i poinformujcie cały wasz dom o tym co się
zdarzyło na południowym wybrzeżu, dobrze?
- Oczywiście - odpowiedzieli i
pobiegli w kierunku pokoju wspólnego Gryfonów. Po drodze wogóle ze sobą nie
rozmawiali, ale myśleli o tym samym. Myśleli o tym co stanie się ze szkołą,
z przyjaciółmi oraz ze wszystkimi czarodziejami. Nie myśleli teraz o
mugolach. "Czy Dumbledore i Syriusz podejmą odpowiednie kroki, aby
powstrzymać Vlodemorta kiedy jeszcze niczego nie zaczął? Na pewno już
przemyśleli tą kwestię. Tak. Z nimi nic nam nie grozi." Powiedzieli
sobie w duchu i przyśpieszyli kroku.
jejku.... za kazdym razem jak piszesz Avada
Kevadra to mnie poprostu dreszcze nachodza ^^
Dobre
Ale dlaczego nie piszesz jush nic o
Deanie i Bunny?? (co mnie wywalili z Hogwartu czy jak?
)
łeeeee wyjechalam na wakacje a tu co??
Koniec mojego ukoffanego Ficka?? Nieee !!
Jeszcze nie koniec. Napiszę parę (z pięć,
sześć) części i go skończę.
Ale podejrzewam, że napiszę je dopiero we
wrześniu bo teraz nie mam ani czasu ani veny.
Przykro mi jeżeli Was
zawiodłem.
Pozdrawiam wszystkich i proszę o cierpliwość.
Proszę Merkury,
napisz jedną część teraz.
Twoje opowiadanie jess bardzo
ciekawe.
Jeśli naprawdę się nie da trudno.
Ale proszę postaraj się.
Pozdrawiam i życzę weny.
W pokoju wspólnym Harry i Ron obwieścili
Gryfonom powrót Lorda Voldemorta. Jedni panicznie się przestraszyli, a
natomiast inni byli zbyt przerażeni na panikę więc tylko stali jakby wryci w
podłogę pokoju i przyglądali się chłopcom.
- Nie martwcie się - powtórzył
po raz trzeci rudzielec. - Dumbledore, Black i Moddy podjęli już jakieś
kroki i na pewno temu zaradzą. Po tych słowach, powtórzonych już po raz
któryś z kolei, chłopak zszedł ze stołu i ruszył w kierunku
Harry'ego.
- Powiedziałeś to tak, jakbyś sam w to nie wierzył -
mruknął do podchodzącego przyjaciela Harry.
- Zamknij się - rzucił szybko
i spojrzał zaniepokojony na Gryfonów, ale oni tego nie usłyszeli i nadal
byli przerażeni jak przed chwilą. - Chodź się przejść po błoniach bo tutaj
zwariować można.
Obaj przeszli przez dziurę pod portretem i po chwili
pędzili korytarzami szkoły, które teraz były niesamowicie przerażające. Może
dlatego, że nie było na nich żadnego nauczyciela, ucznia ani nawet ducha, a
może dlatego, że obaj chłopcy co chwilę myśleli, że zza załamania korytarza
wyjdzie Voldemort ze swoimi poplecznikami.
- Bardzo mi się to nie podoba
- mruknął po pewnym czasie Harry rozglądając się uważnie po korytarzu i
rzucając szybkie i krótkie spojrzenia na drzwi po obu stronach korytarzu. -
Ani żywego ducha.
- No... - przyznał Ron, który coraz bardziej się
niepokoił - mam nadzieję, że Sam-Wiesz-Kto nie wejdzie do szkoły.
- Na
pewno nie - przyznał chłopak nadal rozglądając się w poszukiwaniu czegoś
jeszcze bardziej nienormalnego niż zwykłe nienormalności. - Musiałby się
teleportować, a na pewno nie wie o tym, że wytyczono miejsce, z którego
można się bezpiecznie deportować i aportować.
- Też prawda, ale mógł się
tego dowiedzieć od szpiegów, których zapewne ma w Hogwarcie.
- O tym
miejscu wiedzą tylko nauczyciele, Syriusz i my, pałko - powiedział Harry,
ale wybaczył swojemu przyjacielowi tą nieuwagę ponieważ wiedział, że Ron,
mimo tego, że grał twardziela, okropnie się bał spotkania z Voldemortem albo
z jego poplecznikami.
- Przecież znamy Zaklęcia Niewybaczalne - próbował
pocieszyć Rona chłopak - jakoś sobie poradzimy. Nie takie rzeczy już się
robiło, no nie?
Rudzielec uśmiechnął się nieśmiało i pchnął dębowe drzwi,
do których obaj dobiegli nawet nie wiedząc kiedy. Wyszli na błonia nadal ze
sobą rozmawiając lecz nagle obaj stanęli jak wryci. Na polu przed szkołą
stała przynajmniej setka ludzi w czarnych szatach z kapturami oraz różdżkami
przygotowanymi do walki, a między nimi chodził Dumbledore rozmawiając z
dziwną armią czarodziei. Stali tak i wytrzeszczali oczy na tak wielką ilość
chętnych do walki z Czarnym Panem, ale w którymś momencie jedna z
zakapturzonych postaci spojrzała na nich i zwróciła się do dyrektora, który
obejrzał się w kierunku drzwi, uchwycił zdziwione spojrzenia studentów i
gestem ręki zaprosił ich do siebie.
- Chłopcy - powiedział kiedy zbliżyli
się do niego i stanęli przodem do armii - oto nasza armia uderzeniowa
przygotowana właśnie na takie przypadki. Nie jest to cała armia ponieważ
inni czarodzieje jeszcze nie zdążyli się teleportować, ale to są mało
znaczne szczegóły. Arturze - powiedział i spojrzał na osobę w piątym szeregu
- może podejdziesz przywitać się ze swoim synem.
Osoba wystąpiła z
szeregu i ruszyła szybkim krokiem w kierunku rudego chłopaka, a kiedy
stanęła przed nim, zrzuciła kaptur i oczom chłopców ukazał się:
- Tata? -
krzyknął Ron zupełnie zbity z tropu. - Przecież powinieneś być teraz w
ministerstwie. Kiedy ćwiczyłeś zaklęcia? Kiedy cię zwerbowana do tej armii?
Czy mama o tym wie?
- Spokojnie - rzekł pan Weasley kładąc rękę na
ramieniu syna i zaglądając mu w oczy. - Mama o wszystkim wie, zaklęcia
ćwiczyłem niedawno, a zwerbowano mnie jakieś trzy miesiące temu. Nie martw
się o nic i zajmij się Ginny.
- Ale... - zaczął Ron lecz jego ojciec nie
pozwolił mu skończyć tylko pogłaskał go po głowie, puścił oko do
Harry'ego, zarzucił kaptur na głowę i wrócił do szeregu.
- Teraz -
powiedział Dumbledore kiedy tylko pan Weasley odwrócił się w jego kierunku -
możecie ruszać do walki z Voldemortem, z jego poplecznikami oraz z
dementorami, którzy już przyłączyli się do Czarnego Pana. Możecie używać
Zaklęć Niewybaczalnych w starciach z wrogiem i nie musicie brać zakładników.
Ruszajcie, i niech feniks nad wami czuwa.
Armia stanęła na baczność,
odwrócili się w kierunku Zakazanego Lasu i zaczęli śpiewać jakąś pieśń albo
psalm w nieznanym Harry'emu i Ronowi języku. Po chwili ostatni szereg
zniknął w gęstwinie, a dyrektor podszedł do chłopców.
- Panie profesorze
- zwrócił się do niego Harry jak tylko ten stanął za nimi - jak się nazywa
ta armia?
- Szwadron Feniksa - odpowiedział Dumbledore i popatrzył na
Rona, a ten na niego i rzekł:
- Ja nie chcę, żeby mój tata zginął -
powiedział i spuścił głowę, aby ukryć przed profesorem, że płacze.
- Nic
mu nie będzie, Ron - powiedział ojcowskim głosem staruszek i tak jak na Rona
spojrzał na Harry'ego, któremu także zbierały się łzy. Nie chciał, żeby
coś stało się panu Weasley'owi. Mimo tego, że Artur Weasley nie był jego
rodziną, nie chciał tracić takiej interesującej znajomości. To on ze swoją
żoną przygarnęli Harry'ego podczas wakacji. Jeżeli coś mu się stanie to
on, Harry, pomści go zabijając Voldemorta i wszystkich jego
popleczników.
- Chłopcy - Dumbledore przerwał potok myśli chłopca jakby
czytał w jego myślach. - Nic im się nie stanie - powtórzył - ale jeśli nawet
to mamy Eliksir Wskrzeszenia - powiedział i uśmiechnął się do chłopców,
którzy nie mogą odwzajemniać uśmiechu tylko wpatrywali się w dyrektora
mokrymi oczyma.
- Jeżeli nie macie więcej pytań - rzekł po dłuższej
chwili widząc, że chłopcy są z dołowani - to możecie wrócić do wieży, ale
mam prośbę, abyście nikomu nie powiedzieli co tu widzieliście ani czego się
ode mnie dowiedzieliście, dobrze?
Harry i Ron w odpowiedzi kiwnęli
głowami, odwrócili się w kierunku zamku i ruszyli niepewnym krokiem do
dębowych drzwi mając nadzieję, że to wszystko się dobrze i szybko skończy, i
że armia wróci w całości bez żadnych ofiar.
no no no... bardzo ciekawe. Musialam duuuzo sie naczytac, ale warto bylo, bo naprawde fajowo piszesz. Moze miejscami za duzo dialogow, ale mimo wszystko swietny fick Pozdrawiam cieplutko i czekam na dalsze czesci..
Nio, nio Merkury. Postarałeś się przykuć
uwagę czytelnika. Mam nadziję ze tak bedzie do koń ca, który ma niedługo
nastąpić =( Dlaczego tak krótko? Przedtem było 9 stron chyba a teraz.
Zalewie niecałe 4 ;( Bu....pisz nsteonego parcia!
Braawo braawo brawissimo
Przestraszyles mnie ze to juz koniec..... jest
naprawde swietny klimat Tak trzymaj ^^
Po powrocie do salonu Harry i Ron usiedli
przygnębieni w kącie pokoju i nie rozmawiali ze sobą o tym co zobaczyli i
czego się dowiedzieli. Niestety po pewnym czasie podeszła do nich Hermiona
ze swoją wszechwiedzącą miną i powiedziała:
- Zapewne Dumbledore
powiedział wam o Szwadronie Feniksa, prawda?
Chłopcy spojrzeli zdziwieni
najpier na nią, potem na siebie, a następnie znów na nią i Harry
zapytał:
- Skąd wiesz o armi?
- Profesora McGonagall mi powiedziała -
odpowiedziała i spojrzawszy na Rona dodała: - wiem także, że twój ojciec
jest w armi.
- My też o tym wiemy - odrzekł ze złością. - A teraz, jeśli
łaska, zejdź nam z oczu.
Dziewczyna spojrzała na niego urażona, ale
odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku portretu Gróbej Damy, za którym
po chwili znikła, a Ron spojrzał na Harry'ego i powiedział:
- Wiesz
co, Harry? Mam jej serdecznie dość. Szkoda, że jakiś śmierciożerca się do
niej nie dobrał.
- No - odrzekł Harry, ale wiedział, że Ron tak nie myśli
lecz po chwili ktoś przerwał mu tok myśli krzykiem:
- Wszyscy uczniowie
mają się nastychmiast stawić w Wielkiej Sali!!! - krzyczał Lee
Jordan przez magiczny megafon. Przerażeni Gryfoni zgodnie z rozkazem ruszyli
w kierunku dziury pod portretem. Harry i Ron podnieśli się z miejsc i
też podchodzili do portretu Grubej Damy kiedy nagle ktoś przemówił grobowym
głosem:
- Harry, Ron, poczekajcie - chłopcy odwrócili się i dostrzegli,
że na jednym z foteli siedzi Aethernus więc zapytali:
- Jak się tu
dostałeś?
- To nie istotne - odpowiedział szybko i podniósł się z miejsca
ruszając w ich kierunku - Chce z wami pogadać na temat naszej armii. Czy
chcielibyście do niej należeć?
Harry i Ron wytrzeszczyli na niego oczy i
odrzeki:
- MY?!
- Tak wy - powiedział spokojnie profesor - przed
chwilką rozmawiałem z Albusem i uzgodniliśmy, że jeżeli tylko będziecie
chcieli to nie ma żadnych przeciwwskazań.
Więc jak? - spytał na
końcu.
Chłopcy spojrzeli na siebie i pochwili Ron skinął lekko głową, a
Harry odpowiedział:
- Chcemy.
- Wspaniale. Chodźcie za mną. Musimy
jeszcze pogadać z Moddy'm.
Poprowadził ich do kominka, wycelował
różdżką w palenisko i powiedział:
- Dissendium - kominek nagle
wuchnął wielkim połomieniem, a potem, bardzo powoli i stopniowo, ich oczom
ukazały się wąskie schody prowadzące na dół nieznanym im korytarzem. Kiedy
Harry postawił nogę na pierwszym stopniu pochodnie wiszące na ścianach
zapłonęły bladoniebieskim światłem, a z dziur nad pochodniami rozległ się
ten sam psalm, który śpiewał Szwadron Feniksa zagłębiając się w Zakazany
Las. Rona i Harry'ego przeszedł nagle dreszcz kiedy usłyszeli tę pieść,
ale nie dali tego po sobie poznać i brnęli dalej wąskim lochem. Po pewnym
czasie dotarli do dziwnych wrót, w których lśniła gładka, niebieska szyba,
przynajmniej tak im się wydawało.
- To jest portal do Kwatery Głównej.
Wystarczy w niego wejść - rzekł Aethernus na widok tego, że chłopcy się
zatrzymali.
- Ale czy to boli? - zapytał Ron ze strachem patrząc na
przyjaciela, ale ten tylko uśmiechnął się, pokręcił głową i rzekł:
- To
nic nie boli. Wskakuj Ron. Zaraz po tobie wejdzie Harry.
- No to wchodzę
- powiedział rudzielec zielony na twarzy, a Harry obserwował co się z nim
stanie kiedy nagle, Ron właśnie wsunął prawą nogę w portal, rozbłysło
niebieskie światło, a kiedy zniknęło Rona już nie było. Chłopiec zamrugał
kilka razy, aby upewnić się, że z jego oczami wszystko jest dobrze kiedy
znienacka profesor popchnął go ze słowami:
- Zaraz do was...
Lecz
Harry nie usłyszał reszty zdania ponieważ w tej samej chwili, w której wpadł
w portal ogłuszył go niesamowity ryk, a w następnej już stał przed wielkim
zamkiem, większym od Hogwartu oraz na pewno o wiele bardziej
przerażającym.
Nagle, przy ramieniu Rona pojawił się Aethernus i na widok
ich zdziwionych min powiedział:
- Witam was chłopcy, w Kwaterze Głównej
Szwadronu Feniksa.
Wiesz Merkury...
I Ty mi tu narzekasz
ze pisac nie umiesz?
Bys sie wstydzil takie glupoty pisac...
Oby tak dalej... naprawde przyjemnie sie
czyta...
Czasami cos zgrzyta, ale ogolnie jest git ^^
gratuluje i
pozdrawiam
- Co tak stoicie? - zapytał Aethernus
patrząc na nich z uśmiechem - ruszcie się bo nie zdążymy na zebranie Rady
Nadzorczej Szwadronu - powiedział i ruszył w kierunku wrót prowadzących do
zamku lecz kiedy Harry i Ron nie ruszyli się z miejsc zatrzymał się i
zapytał ponownie:
- Co z wami?
- Gdzie jesteśmy? - zapytał rudzielec
patrząc na zamek ze zgrozą.
- W Transylwanii, a co? - odpowiedział
profesor patrząc na niego podejrzliwie.
- Nic. Tylko tak pytam - odrzekł
Ron szybko i podszedł do niego, a Harry kiedy to ujrzał ruszył za
przyjaciółmi w kierunku bramy. Kiedy cała trójka dotarła do wrót Aethernus
zatrzymał ich wyciągając przed siebie rękę i zapatrzył się w czarną otchłań
wewnątrz zamczyska. Chłopcy również tam spojrzeli lecz po chwili usłyszeli
ryk, bez wątpienia należący do jakiegoś potwora, i ich oczom ukazał się
najstraszliwszy potwór jakiego dotąd kiedykolwiek mieli okazję zobaczyć. Był
cały czerwony, miał conajmniej trzy metry wzrostu, wielkie kły oraz długi
ogon najerzony kolcami, które pokrywały zresztą jego plecy oraz miała dwa
wielkie, czarne rogi. Bestai zatrzymała się przed nimi i zapytała
Aethernusa:
- Kim oni są?
- Moimi przyjaciółmi oraz nowymi żołnierzami
Szwadronu Feniksa - odrzekł Aethernus chłodnym tonem.
- Nie znam ich więc
nie mogę pozwolić im wejść do zamku - powiedziała bestia straszliwym głosem
i popatrzyła profesorowi w oczy.
- Wpuść nas. Jeśli tego nie zrobisz to
się wścieknę i wiesz co wtedy zrobię - odrzekł Aethernus, a w jego tonie
odczuwalny był cień groźby.
Bestia chyba jednak odczuła ten cień ponieważ
zapytała:
- Grozisz mi, Aethernusie?
- Nawet jeśli, to co mi zrobisz?
- krzyknął młodzieniec wyraźnie wściekły - jestem członkiem Rady Nadzorczej
Szwadronu Feniksa i nie masz prawa nie wpuścić mnie do twierdzy.
- Ciebie
wpuszczę, ale ich nie - powiedział potwór wskazując na chłopców, a Harry,
który wciąż przyglądał się mu z wielkim zainteresowaniem ujrzał, że jego
łapy, górne jak i dolne, zakończone są wielkimi, błyszczącymi czarnymi
pazurami.
- Mam tego dość - rzucił profesor i wyciągnął różdżkę celując
nią w potwora i rzekł bardzo cicho:
- Jeżeli nas nie wpuścisz, będę
zmuszony zabić cię.
- Myślisz, że sam sobie ze mną poradzisz? - zapytała
bestia i uśmiechnęła się ironicznie - dobrze wiesz, że jedno zaklęcie
uśmiercające nic mi nie zrobi.
Ron, który najpierw wyglądał na
przerażonego teraz zrobił się czerwony i wyciągając własną różdżkę
rzekł:
- No to my mu pomorzemy, prawda Harry? - powiedział do chłopaka, a
ten skinął głową i kiedy wyciągnął swoją różdżkę i wycelował ją w bestie
lecz wtedy zza jej pleców rozległ się znajomy głos:
- Co tu się dzieje
Bhaallu?
Nagle z bramy wyszedł wielki człowiek, a kiedy ujrzał trójkę
ludzi uśmiechnął się do nich i powiedział:
- O cholibka. Co wy tu
robicie?
- Przyszliśmy zobaczyć się z Albusem, ale ten potwór nie chce
nas wpuścić - odrzekł Aethernus trochę spokojniejszym tonem.
- Co? -
zapytał Hagrid i spojrzał szybko na bestie. - Nie chiałeś wpuścić do zamku
Aethernusa, Rona i Harry'ego? Dobrze usłyszałem?
Olbrzym rzucił
Bhaallowi takie spojrzenie, że ten jakby się trochę wystraszył i
odpowiedział przerażony:
- Nie znam tych uczniów i dlatego nie chciałem
ich wpuścić. Przecież moim zadaniem jest pilnowanie tych wrót, prawda?
-
Prawda, ale jeżeli ktoś kogo znasz mówi, że to są jego przyjaciele to masz
wpuszczać ich wezwzględu na to znasz ich twarze czy nie, jasne?
-
Oczywiście Hagridzie. Przepraszam. Obicuję, że to się już nigdy nie powtórzy
- odrzekł potwór, odwrócił się i pomaszerował wgłąg korytarzu znikając im z
oczu.
- Tyle problemów jest z tym strażnikiem - powiedział Aethernus do
Hagrida kiedy już schował różdżkę i podszedł do niego. - Skąd go
wytrzasnołeś?
- Z Zakazanego Lasu - odpowiedział olbrzym i gestem zaprosł
Harry'ego i Rona do zamczyska - jest tam taka wielka dziura. Przypomina
piekło. No wiecie... Bardzo gorąco, pełno lawy i wogóle.
- Aha - mruknął
nauczyciel, którego to wyjaśnienie chyba nie uspokoiło.
Szli dość długo
wielkimi korytarzami aż w końcu dotarli do gigantycznych drzwi,
na
których widniały dwie ludzkie czaszki wyrzeźbione z kamienia. Hagrid
spojrzał na profesora i rzekł:
- Dumbledore już jest w środku z całą Radą
Nadzorczą. Czekają na was - i już zamierzał odejść kiedy Aethernus zatrzymał
go słowami:
- A czemu ty tam nie wchodzisz?
- Ja... no... tego... -
zmieszał się olbrzym.
- Jeżeli dobrze pamiętam to także jesteś członkiem
Rady Szwadronu, prawda?
- No... tak - przyznał Hagrid i spojrzał na
młodzieńca spode łba.
- Więc wejdziesz tam razem z nami - rzucił
Aethernus i silnym rochem ręki otworzył drzwi, a Harry i Ron spojrzeli co
jest za drzwiami i omal się nie przewrócili. Zza wrót patrzyło na nich
kilkudzisięciu czarodzieji, z których wszyscy, prócz jednego, mieli czarne
szaty i zarzucone na głowy kaptury. Jedyną osobą, która nie miała czarnego
płaszczu był Albus Dumbledore. Kiedy drzwi otworzyły się spojrzał na czwórkę
przybyłych, uśmiechnął się i powiedział:
- Właśnie na was
czekaliśmy.
Powoli i bardzo ostrożnie Harry i Ron ruszyli przed siebie
kierując się do czterech wolnych krzeseł koło dyrektora. Kiedy dotarli do
wolnych miejsc Dumbledore rzekł:
- Siadajcie chłopcy. Wy także - rzucił w
kierunku Aethernusa i Hagrida, którzy posłusznie usiedli po drugiej stronie
staruszka, a ten rzekł:
- Możemy zacząć zebranie.
Po tych słowach
wszystkie osoby w czarnych szatach zrzuciły kaptury i przekręcili głowy w
kierunku chłopców. Harry'emu i Ronowi dreszcz przebiegł po plecach lecz
nie dali po sobie poznać tego, że się boją, ale tak naprawdę strzach ich
sparaliżował, a rudzielec zrobił się nieco zielony. Jednak kiedy dyrektor
wstał i spojrzał na niego, na powrót zrobił się biały i wbił w oczy w swoje
kolana.
- Pragnę wam przedstawić - rzekł Dumbledore do pozostałych osób -
nowych żołnierzy Szwadronu Feniksa.
no oglonie mi sie podoba ... już prawie nie masz problemów ze stylem... tylko czasem
ci coś kolejnościowo nie wyjdzie,
QUOTE |
ich oczom ukazał się najstraszliwszy potwór jakiego dotąd kiedykolwiek mieli okazję zobaczyć. Był cały czerwony, miał conajmniej trzy metry wzrostu, wielkie kły oraz długi ogon najerzony kolcami, które pokrywały zresztą jego plecy oraz miała dwa wielkie, czarne rogi. |
Extra!!! Dawaj szybko next
parta!
Ty, Mati... czepiasz się...
Może to właśnie Dumbledore zaproponował to, aby Potter i
Weasley zostali członkami Szwadronu, co?
Zresztą nie ważne... Zaraz
wkleję nowy part... Mam nadzieję, że teraz nie będziesz miał się czego
uczepić...
Po paru godzinach Harry i Ron wyszli z
sali bardzo podekscytowani.
- Bałem się, że zrobią nam jakiś sprawdzian,
a ty? - zapytał rudzielec przyjaciela.
- Ja też. Albo, że rozkażą walczyć
z aurorami - odrzekł Harry.
Kiedy błądzili korytarzami i zaglądając w
różne miejsca zamku dosłyszeli głos zza swoich pleców i odwrócili się
gwałtownie. W ich kierunku biegł truchtem Aethernus z dwoma czarnymi
szatami. Zatrzymał się przed nimi i powiedział zdyszany:
- Oto wasze
szaty chłopcy. Reszta strojów czeka w waszych pokojach. Chodźcie za mną to
was tam zaprowadze.
Harry i Ron zupełnie oniemiali tym co usłyszeli
ruszyli posłusznie za profesorem. Po długiej wędrówce dotarli wreszcie do
pięknych, dębowych drzwi, które wogóle nie pasowały do zamku.
- Oto wasz
pokój - powiedział Aethernus patrząc na nich przez ramię. - Hasło do waszego
apartamentu - tu uśmiechnął się ironicznie - brzmi sakar i nie wolno
wam go nigdy przekręcić ponieważ spotka was coś bardzo nieprzyjemnego.
Po
tych słowach odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia, a chłopcy stali przed
drzwiami i patrzyli w nie jak zaklęci. Po chwili Harry postanowił przerwać
milczenie i powiedział wyraźnie do drzwi:
- Sakar!
Rozległo
się głośne skrzypienie i drzwi otworzyły się ukazując piękny pokój o jakim
ani jeden z nich nie śnił. Stały w nim dwa piękne, wielkie łóżka z czarnymi
baldachimami, cztery dębowe szafy z czego dwie były pełne szat, obszerna
łazienka odgrodzona ścianą oraz wielkie okno z widokiem na portal. Po paru
minutach kiedy obaj zaniemówili z wrażenia Ron otrząsnął się z szoku i
powiedział:
- To jak Harry, wchodzimy?
- Chyba tak - odpowiedział i
przeszedł nie pewnie przez próg, a kiedy nic mu się nie stało podszedł do
łózka na prawo od drzwi i usiadł na nim ponownie oglądając pokój. Po długim
czasie kiedy obaj przyzwyczaili się do nowego pokoju przez drzwi wszedł
Albus Dumbledore i uśmiechnął się widząc na twarzach uczniów zadowolenie, a
kiedy wstali, aby się przywitać uśmiechnał się jeszcze szerzej i rzekł:
-
Widzę, że podoba wam się nowy pokój? - Harry i Ron pokiwali głowami
twierdząco, a dyrektor kontynuował - Jak mniemam nie wiecie jeszcze co
będziecie tu robić prawda?
- Eee... Nie... - przyznał Ron i zaczerwienił
się po uszy.
- Nic nie szkodzi. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie -
odrzekł Dumbledore i wstał. - Za poł godziny zaczyna się kolacja i właśnie
podczas posiłku wszystkiego się dowiecie.
Właśnie zamierzał wyjść kiedy
Harry zwrócił się do niego:
- Panie profesorze...
- Tak, Harry -
odpowiedział dyrektor odwracając się do niego.
- My nie wiemy gdzie
odbywają się posiłki - dokończył i zaczerwienił się tak samo jak uprzednio
Ron.
- Och. Racja - przyznał profesor, a w jego oczach pojawiły się
wesołe błyski - oto mapa zamku - rzekł, a kiedy machnął różdżką na łóżku
Harry'ego pojawiły się dwa rulony pergaminu. - Sala jadalna to to
największe pomieszczenie - dopowiedział i wyszedł z pokoju. Ron podniósł
mapę i wytrzaszczył oczy.
- Co jest? - zapytał Harry i podszedł do
niego.
- Ta mapa bardzo przypomina Mapę Hunctwotów - powiedział rudzielec
przyglądając się pegaminowi.
- Accio! - rzekł Harry celując we
własną mapę, która natychmiast podleciała do jego wyciągniętej dłoni.
-
Masz rację - przyznał chłopiec kiedy już przejrzał własną mapę - wszystko
jest takie samo. Pokazane korytarze, tajne przejścia oraz ludzie.
Niesamowite.
Przez pewien czas obaj oglądali mapy kiedy nagle zegar na
ścianie wybił pół do ósmej. Chłopcy podnieśli się z łoża zwinęli mapy,
schowali je do wewnętrznych kieszeni nowych szat i wyszli na korytarz.
Przeszli przez jedno z tajnych przejść, które pokazywała mapa, i już po
pięciu minutach stali przed wielkimi drzwiami z rzeźbionymi, ludzkimi
czaszkami. Obaj pozielenieli ze strachu, ale nie chcą stać tak przez cały
czas zmusili się do pchnięcia drzwi. Rozwarły się z hukiem, a każdy z
czarodzieji jedzących kolację spojrzało w ich stronę. Onieśmieleni chłopcy
spojrzeli na siebie, kiwnęli głowami i weszli do sali, a kiedy podeszli do
stołu wrota zamknęły się z równie wielkim hukiem na co Harry i Ron
podskoczyli z przerażenia i przyspieszyli kroku, aby jak najszybciej zająć
miejsca obok dyrektora. Kiedy usiedli, Dumbledore zachęcił ich gestem do
jedzenia, a sam wstał i rzekł:
- Chciałbym wszystkim tu obecnym, którzy
jeszcze ich nie znają, nowych członków Szwadronu Feniksa - wskazał na
Harry'ego i Rona, a reszta czarodzieji powstała i zaczeła klaskać.
-
Nie jest tak źle - powiedział Ron półgębkiem.
- No... - przyznał Harry i
zabrał się za tosta, którego przed chwilą wziął do ręki i rozejrzał się po
czarodziejach zasiadających przy stole.
Tak, pomyślał, mogło być
znaczenie gorzej.
no nie mam sie czego czepic, moze za
wyjatkiem
QUOTE |
- Masz rację - przyznał chłopoic kiedy już przejrzał własną mapę - wszystko jest takie samo. Pokazane korytarze, tajne przejścia oraz ludzie. Niesamowite. |
Jak zwykle się czepiasz....
Ale już ten błąd poprawiłem...
Jak znajdziesz jeszcze jakieś miejsce to pisz...
Mi sie podoba...
Bardzo interesujaco
sie czyta...
Czasami tylko pewne stwierdzenia mnie raza...
np:
"stali przed wielkimi drzwiami z wyrąbanymi, ludzkimi
czaszkami"
troszke drazni mnie tu slowo "wyrąbanymi"
...
moim zdaniem to slowo jest bardzo potoczne i nie pasuje...
To
taki drobiazg...
a ogolnie okej ^__^
pozdrawiam
dobre spostrzezenie Mell, moze lepiej to
zastap na "wyrzeźbionymi"?
tak ps. czemu Cie dzis cieciu w
szkole nie było?
Po kolacji, która dla Harry'ego
ciągnęła się niezmiernie długo, poszedł z Ronem do swojego pokoju i walnął
się na łóżko. Leżeł przez chwilę twarzą w pościeli kiedy usłyszał, że ktoś
albo wchodzi do pokoju albo z niego wychodzi. Podniósł się i zobaczył, że w
drzwiach stoi wysoka, zakapturzona osoba. Przerażony chłopiec wyciągnął
różdżkę, wycelował w postać i powiedział roztrzęsionym głosem:
- K-k-kim
jesteś?
Z różdżki wystrzeliło parę złotych iskier, ale wysoka osoba
wogóle się tym nie przejeła, wręcz przeciwnie, zaśmiała się ochryple i
wyciągnęła własną.
- Ani kroku bo będę musiał cie zabić - powiedział
Harry przestraszony do granic możliwości.
- Stawaj i broń się, Potter -
odpowiedziała postać. Harry mógłby założyć się o wszystkie pieniądze jakie
posiada, że zna ten głos tylko w tej chwili nie mógł go do nikogo ze
znajomych dopasować.
Zakapturzona osoba zrobiła parę kroków w jego
kierunku i zatrzasnęła drzwi jednym, krótkim ruchem ręki.
- Kim jesteś? -
zapytał chłopiec ponowie choć i tak nie spodziewał się odpowiedzi.
-
Jesteś gotów Potter? - zapytała po chwili postać. - Aby się ze mną
zmierzyć?
- Tak - odrzekł Harry próbując przekonać samego siebie. - Chyba
tak.
Mówiąc to wyprostował rękę z różdżką celując w głowę zakapturzonej
postaci.
- Więc zaczynajmy - rozległ się ochrypły głos spod kaptura lecz
zanim Harry zdołał zrobić cokolwiek osoba krzyknęła:
-
Drętwota!
Harry w ostatniej chwili rzucił się na podłogę
unikając czaru, a postać zaśmiała się.
- Stawaj i walcz. Podczas
pojedynku nie można pozwolić sobie na drzemkę.
- Wiem - odrzekł chłopiec
przyciszonym tonem i podniósł się z posadzki ponownie unosząc różdżkę.
-
Impedimento! - krzyknął czarodziej, ale tym razem Harry był na to
przygotowany i zanim czar zdążył go dotknąć zamachnął się różdżką
mówiąć:
- Protego!
Zaklęcie odbiło się od tarczy chłopca i
poleciało w kierunku jego przeciwnika, a ten uchylił się natychmiast
unikając trafienia. Czar rozprysnął się na ścianie.
- Całkiem nieźle,
Potter - powiedział postać grobowym tonem.
- Dzięki - odrzekł Harry
czekając na jakikolwiek ruch ze strony przeciwnika i w końcu się doczekał.
Osoba ponowie uniosła różdżkę i krzyknęła:
-
Inferno!!!
Z jego różdżki wystrzalił pióropusz ognia,
a Harry wiedząc, że jest za późno na zaklęcie tarczy rzucił się na podłogę z
prędkością pocisku lecz czar spopielił mu górną cześć jego bujnej czupryny.
Chłopciec czując swąd spalenizny postanowił nie dopuścić więcej do takiej
sytuacji i jeszcze leżąc na ziemi wrzasnął:
-
Incendio!
Przeciwnik nie spodziewając się takiego ataku nie
zdążył się ani uchylić ani zablokował zaklęcia dlatego podpaliła mu się
szata. Czarodziej spojrzał szybko na nią, potem na Harry'ego wciąż
leżącego na ziemi, następnie znów na ubranie i rzekł celując w
płomienie:
- Preparatus! - z różdżki wystrzelił strumień wody
gasząc mały pożar.
- Coraz lepiej, Potter. Tylko następnym razem nie
atakuj z pozycji leżącej. To nie jest dobry pomysł.
Harry wstał
ostrożnie, a kiedy spojrzał na dziurę po ogniu dostrzegł kawałek drewnianej
nogi. Pomyślał przez ułamek sekundy i skojarzył oba fakty:
- Profesor
Moddy? - zapytał spodziewając się jaka będzie odpowiedź.
- Świetnie,
Potter - odrzekł czarodziej i zrzucił kaptur. - Skoro już wiesz kim jestem
to może będzimy walczyć dalej? - zaproponował, a Harry skinął głową
przyjmując postawę bojową.
- Wspaniale - rzekł Moddy i bez ostrzeżenia
krzyknął - Rictusempra!
Harry zaskoczony tak nagłym atakiem
aurora nie zdołał zrobić najmniejszego ruchu i został ugodzony zaklęciem,
które uniosło go w powietrze i wybiło nim szybę, która znajdowała się za
jego plecami. Spadając coraz szybciej chłopiec przypomniał sobie zaklęcie i
mruknął:
- Mobali!
Czar zadziałał natychmiast i tak
spowolnił Harry'ego, że ten zdołał normalnie stanąć na błoniach. Tak,
jakby skakał ze schodów. Spojrzał w górę i dostrzegł, że profesor się
śmieje. Kiedy tak stał przypominając sobie jakieś zaklęcie, które zrzuciło
by go z tamtąd auror krzyknął złośliwym tonem:
- Stała czujność,
Potter! Stała czujność!
Harry przestał się zastanawiać nad
jakimkolwiek zaklęciem. Wyciągnął różdżkę celując nią w ścianę pod
Moddy'm i krzyknął:
- AVADA
KEDAVRA!!!
Świsnęło, błysnęło zielonym światłem, Harry
usłyszał krzyk aurora - "O cholera!!!" i nagle po
całych błoniach rozległ się wybuch porównywalny z eksplozją porządnej bomby,
a w następnej chwili profesor leciał z szybkością strzały. Harry nie chciał,
aby tak dobry auror roztrzaskał się na trawie dlatego machnął różdżką i
powiedział spokojnie:
- Mobali!
Zaklęcie, tak jak uprzednio
chłopca, spowolniło lot nauczyciela, że i ten zdołał bez urazu stanąć na
błoniach otaczających zamczysko. Spojrzał najpierw na Harry'ego,
następnie na dziurę w murze, pokiwał głową i schował różdżkę do kieszeni
szaty. Chłopiec uczynił to samo i wolnym krokiem ruszył w kierunku
Moddy'ego.
- Całkiem niezła dziurka, Potter - pochwalił go auror
kiedy ten podszedł do niego.
- Dziękuję - odrzekł Harry nie wiedząc co
może mu za to grozić.
- Tego się po tobie nie spodziewałem - mruknął
profesor, a kiedy chłopiec na niego spojrzał uśmiechnął się i ciągnął dalej
- wiedziałem, że Aethernus nauczył ciebie i Rona Zaklęć Niewybaczalnych,
ale, że dojdziesz do takiej wprawy... Nawet o tym nie śniłem, ale nie ważne.
Zdałeś egzamin i dowiodłeś, że słusznie zrobiliśmy przyłączając cię do
Szwadronu.
Harry zupełnie oniemiał słysząc, że był to sprawdzian, a kiedy
doszedł do siebie zapytał:
- A z kim Ron się pojedynkuje?
- Z Remusem
- odpowiedział Moddy uśmiechając się do Harry'ego kładąc mu rękę na
ramieniu - nie martw się, nic mu nie grozi, a teraz chodź do
Dumbledore'a. Muszę mu powiedzieć, że zdałeś egzamin na
szóstkę.
Właśnie zmierzali do głównych wrót kiedy auror mruknął:
- No
tak... zapomniałem o jednej sprawie - znów wyciągnął różdżkę i celując w
kupkę gruzu i szkła powiedział:
- Reparo!
Kawałki muru i
okna podleciały do góry i ułożyły się na powrót w gładką ścianę oraz piękne,
wielkie okno. Harry szczęśliwy, że udało mu się wygrać z tak dobrym i
potężnym czarodziejem jak Moddy podejrzewał, że służba w Szwadronie Feniksa
oraz pobyt w tym dziwnym zamku będą jednymi z najszczęśliwszych chwil w
całym jego życiu.
Siema !!! Jak zawsze dam
"wyczerpującą" ocenę To żart . Mam do powiedzenia tylko tyle ... Super fick
(Sam dobrze o tym wiesz), Błędów jako takich nie zauważyłam. Pozdrawiam
cieplutko
kiniulka, bez obrazy ale tam jest w
cholere
QUOTE |
Z różdżki wystrzeliło parę słotych iskier, ale wysoka osoba wogóle się tym nie przejeła, wręcz przeciwnie, zaśmiała się ochryple i wyciągnęła własną różdżkę. |
QUOTE |
- Jesteś gotów Potter? - zapytała po chwili postać. - Aby się ze mną zmierzyć. - Tak - odrzekł Harry próbując przekonać samego siebie. - Zaczynajmy. |
QUOTE |
- Stawaj i walcz. Podczas pojedynku nie można
pozwolić sobie na drzemkę. - Wiem - odrzekł chłopiec przyciszonym tonem i podniósł się z posadzki ponownie unosząc różdżkę. |
QUOTE |
- Impedimento! -
krzyknął czarodziej, ale tym razem Harry był na to przygotowany i zanim czar
zdąży go dotknąć zamachnął się różdżką
mówiąć: |
QUOTE |
- Magic Shield! |
QUOTE |
- Dzięki - odrzekł Harry czekając na
jakikolwiek ruch ze strony przeciwnka i w końcu się doczekał.
Osoba ponowie uniosła różdżkę i
krzyknęła: |
QUOTE |
Przeciwnik nie spodziewając się takiego ataku nie zdążył się ani uchylić ani zablokował zaklęcia dltego podpaliła mu się szata. Czarodziej spojrzał szybko na szatę, potem na Harry'ego wciąż leżącego na ziemi, następnie znów na szatę i rzekł calując w płomienie: |
QUOTE |
- Reparo - Mobali |
QUOTE |
jadnymi z najszczęśliwszych chwil w
całym jego życiu. |
Jak zwykle potrafisz popsuć mi humor
tarzanie...
Się przypiepszasz i nawijasz... a co do zaklęć to może
znajdź mi słownik łaciński, co? Z góry dzięki...
Merkury...
Faajny fick...
Na początku
to było troche zagmatfane i trudno sie czytało... A jeszcze jak cały czas
miszesz Moddy, a nie Moody to jusz wogóle..
Co do zaklęcia Magic
Shiled(czy jakoś tak)... To to oznacza po łacinie Protego tak było w V tomie
HP... Nie którzy nie czytali wiec mogom niewiedziec...
Pozdrawiam i zycze
wytrwałosci w pisaniu... Pozdro!
QUOTE (Merkury @ 25-10-2003 22:09) |
Jak
zwykle potrafisz popsuć mi humor tarzanie... Się przypiepszasz i nawijasz... a co do zaklęć to może znajdź mi słownik łaciński, co? Z góry dzięki... |
Nio i kiedy następny parcik czekam az od
wczoraj
QUOTE (Nikson @ 26-10-2003 10:08) |
Merkury... Faajny fick... Na początku to było troche zagmatfane i trudno sie czytało... A jeszcze jak cały czas miszesz Moddy, a nie Moody to jusz wogóle.. Co do zaklęcia Magic Shiled(czy jakoś tak)... To to oznacza po łacinie Protego tak było w V tomie HP... Nie którzy nie czytali wiec mogom niewiedziec... Pozdrawiam i zycze wytrwałosci w pisaniu... Pozdro! |
ty tu nie skwiercz tylko nastepnego parta
dawaj ;]
Kolejnego dnia Harry wstał bardzo
wcześnie. Ubrał się po cichu, aby nie obudzić Rona i wyszedł z komnaty.
Chodził długo po zamku nie wiedząc co ze sobą zrobić, aż w końcu wyszedł na
dwór, usiadł na kamieniu i zaczął myśleć o tym co go bardzo nie pokoiło. O
tym co zrobi Dumbledore, aby powstrzymać Voldemorta. Niby stworzył ten
Szwadron Feniksa, ale czy to wystarzczy? Czy to wystarzy, aby powstrzymać
Czarnego Pana skoro odzyskał dawną moc? Przez chwilę zadręczał się takimi
ponurymi myślami kiedy nagle usłyszał znajomy głos:
-
Harry!
Chłopiec spojrzał w kierunku źródła głosu i zobaczył Rona
wystawiającego głowę z okna w ich komnacie.
- Co?! - odkrzyknął po
chwili.
- Dumbledore chce, abyśmy zaraz stawili się w sali!
- Już
idę! - odkrzyknął Harry i podniósł się z głazu. Ruszył wolnym krokiem w
kierunku wrót wejściwych kiedy usłyszał dwa głosy. Odruchowo rzucił się za
jedną ze zbrój i zamilkł chcąc usłyszeć o czym te osoby rozmawiają.
-
Dumbledore nie może się dowiedzieć, że utrzymuję z tobą kontakty
Lucjuszu.
- Spokojnie. Jeżeli nie wymiękniesz to o niczym się nie dowie -
odpowiedziała postać, a Harry poznał ten głos. Bez wątpienia był to głos
należący do Lucjusza Malfoy'a. Śmierciożercy.
- Ale on wie o
wszystkim. Dowie się, że jestem zdrajcą.
Postać, która to wypowiedziała
była zakapturzona więc chłopiec nie mógł zidentyfikować tej osoby.
-
Teraz musze lecieć - powiedział Malfoy i zarzucił kaptur na głowę.
-
Narazie Lucjuszu. Jeżeli dowiem się czegoś nowego od razu dam ci
znać.
Malfoy podniósł rękę w geście podziękowania i ruszył szybkim
krokiem w stronę portalu, a kiedy do niego dotarł odwrócił się w kierunku
zamczyska spojrzał na okno ponad wejściem. Przypatrywał się dłuższą chwilę
twierdzy po czym wkroczył w błękitne światło i zniknął. Harry wyszedł z
cienia zbroi i wyciągnął różdżkę. Wycelował w zdrajcę i krzyknął:
-
Drętwota!
Postać zdążyła tylko obrócić nieznacznie głowę i
została ugodzona zaklęciem. Harry zastanawiał się przez chwilę czy ta osoba
zobaczyła jego twarz, ale doszedł do wniosku, że nie ma to większego
znaczenia. Ponownie uniósł różdżkę i powiedział:
- Wingardum
Leviosa!
Ciało uniosło się w powietrze i opadało nie znacznie w
dół lub podnosiło w górę. Chłopiec wyprostował prawą rękę i powędrował w
kierunku sali jadalnej, a jego "zakładnik" leciał za nim. Po
chwili Harry dotarł do drzwi z rzeźbionymi czaszkami i otworzył je
zamaszystym machnięciem różdżki. Kiedy tylko przekroczył próg sali wstał
Dumbledore i zapytał:
- Harry. Gdzie byłeś? Czekamy tu na ciebie i
czekamy.
- Przepraszam panie profesorze, ale złapałem zdrajcę.
Po tych
słowach rozległy się podniecone szepty bo każdy chciał wiedzieć kto jest
zdrajcą.
- Oto on - powiedział chłopiec i skierował ciało na stół gdzie
spadło jak wór kartofli.
Dumbledore spojrzał na postać i zrzucił jej
kaptur. Wszyscy na sali wstali ze swoich miejsc i otoczyli staruszka chcąc
zobaczyć kto jest zdrajcą.
- Nott! - krzyknął Moody. - Czemu go
przyjołeś do Szwadronu?
- Chciałem dać mu szanse - odrzekł Dumbledore.
Jego głos nie miał żadnej brwy. Po chwili strącił ciało na podłogę i
powiedział:
- Aethernusie. Zajmij się nim po śniadaniu, dobrze?
-
Oczywiście Albusie - odpowiedział młodzieniec i usiadł na swoim
miejscu.
Po kolei każdy członek Rady Szwadronu zasiadł na swoim miejsc i
wszystko wracało do normy. Jednak Harry, który obserwował innych magów
dostrzegł, że co jakiś czas każdy z nich spogląda na ciało Notta.
- Jak
myślisz, co z nim zrobią? - zapytał Ron, który dopiero teraz odzyskał
mowę.
- Nie mam pojęcia - odrzekł chłopiec i zają się swoją jajecznicą.
Bardzo ciekawe, jak zwykle zreszta...
=)
szkoda ze takie krotkie =)
wiesz, powiem Ci, ze troszke mnie
rozbawilo to stwierdzenie:
"Przepraszam panie profesorze, ale
złapałem zdrajcę."
troszeczke naiwnie zabrzmialo...
ale pewnie tak
mialo byc...
czekam na nastepne czesci
ok, tylko popraw literowki i ortografy.
To mi powiedz gdzie one są miszczu...
Bo nie moge ich znaleźć...
QUOTE |
Bez wątpienia był to głos należący do Lucjusza Malfoy'a. Śmierciżercy. |
QUOTE |
Ponownie uniusł różdżkę i powiedział: - Wingardum Leviosa! |
QUOTE |
powędrował w kierunku sali jadalnej, a jaego "zakładnik" leciał za nim |
QUOTE |
- Harry. Gdzie byłeś? Czekamy tu na ciebie, i czekamy. |
QUOTE |
bo każdy chciał wiedzieć ktop jest zdrajcą. |
QUOTE |
staruszka chcą zobaczyć kto jest zdrajcą. |
QUOTE |
Szwadrony zasiadł na swoim miejsc i wszystko wracało do normy. |
UUU troche ci tego wypisała... ale i tak
czekam na nexta
QUOTE (Nikson @ 24-11-2003 21:23) |
UUU troche ci tego wypisała... |
no na serio na serio nikson ty ty
nieodruzniaczu-plci-meskiej ;D hehe
Wybacz mistrzu... Będe posłuszny
Ale tak na serio to po tfojim nicku mozna pomyslec ze baba z
ciebie... A co do ficka DAWAJ TEGO PARTA
Dziękuje
QUOTE (Avalon @ 24-11-2003 22:06) |
no na serio na serio nikson ty ty nieodruzniaczu-plci-meskiej ;D hehe |
Sie odezwał tarzan... To jest forum i każdy wyraża swoje opinie... Hahaha
A tak na normalu, to sie tak nie podniecaj... Bo sie zesrasz... Hahaha...
QUOTE (Avalon @ 25-11-2003 17:56) |
po 1. ja sie wcale nie podniecam, tylko wyrazam swoją opinie po 2. znowu zgapiasz texty ;P |
prosze bardzo, zeby offtopicu nie robic
skasujmy te posty i czekam na PW...
przyznaje sie bez bicia- dafno tu nie
zagl;adalam
Ale brakuje mi jednego... foroomowiczow ktorym
obiecales udzial w Ficku.... wiesz jak sie fajnie czytalo, co robie w danej
chwili czy cos takiego?
Ooo... Bunny Nareszcie wróciłaś...
A co do ficku, to sorx, że nie zamieszczałem jak narazie
nowych przygód forumowiczów... Nie dawno ktoś z forum powiedział mi, że
ficki z forumowiczami są nudne... Więc chyba sama rozumiesz te braki
Ale, jeżeli Ci zależy, to mogę stworzyć parę przygód z
Tobą w roli głównej
Pozdrawiam
przypominam, ze czekam na PW...
Kiedy wszyscy członkowie Rady Szwadronu
skończyli jeść i pić Aethernus podszedł do nieruchomego ciała Notta, uniósł
je za pomocą różdżki i wyszedł z sali kierując się do swojej komnaty. Harry
i Ron szybko zerwali się na nogi i wybiegli za przyjacielem chcąc z nim
porozmawiać. Dogonili go na końcu korytarza, a on odwrócił się do nich,
uśmiechną się i rzekł:
- Pewnie chcecie zobaczyć co z nim zrobię,
co?
- No, a jak myślisz? - zapytał Ron z błyskiem w oczach.
Oczy
nauczyciela dziwnie pojaśniały kiedy przyjrzał się Ronowi, a po chwili
odpowiedział:
- Muszę was zmartwić. Nie możecie pójść ze mną. To co z nim
zrobię nie będzie przyjemne.
Obaj chłopcy spuścili wzrok patrząc na swoje
buty lecz to nie zadziałało na profesora ponieważ rzekł:
- Przykro mi.
Naprawdę - po tych słowach odszedł znikając za zakrętem.
Harry i Ron
przez chwilę przysłuchiwali się jego kroką po czym jak cienie ruszyli za
przyjacielem. Kiedy po paru minutach skraj jego ciemnej szaty zniknął za
drzwiami podbiegli do nich i przyłożyci uszy do grubych, dębowyk belek
nasłuchując. Stali tak przez strasznie długą chwilę, aż w końcu usłyszeli
głos młodzieńca:
- Gadaj. Komu przekazywałeś informacje?
- Nie wiem o
co ci chodzi Aethernusie - dobiegł przerażony głos Notta.
- Gadaj albo
cie zabije - powiedział profesor z nutą groźby w głosie.
- Nie zrobisz
tego - odrzekł już pewniejszym głosem mężczyzna.
Zapadła głucha cisza.
Harry i Ron przycisnęli głowy do drzwi jeszcze mocniej nie chcąc uronić
choćby słowa. Stali tak długo nic nie słysząc, aż nagle Aethernus
krzyknął:
- AVADA KEDAVRA!!!
Obaj chłopcy
odskoczyli od drzwi jakby popieścił ich prąd. Nie mogli uwierzyć, że ich
przyjaciel kogoś zabił. Nawet jeżeli był zdrajcą nie zasługiwał na śmierć.
Po chwili drzwi od komnaty nauczyciela otworzyły się i stanął w nich właśnie
ten człowiek, który dokładnie przed chwilką zabił człowieka. Jego mina nie
wyrażała tego co powinna wyrażać po uśmierceniu kogoś, wręcz przeciwnie,
uśmiechał się. Nie był to jego normalny uśmiech. Raczej przypominał
szaleńca. Jednak kiedy przemówił jego głos był spokojny jak zawsze:
- Co
tak patrzycie?
- Jeszcze się pytasz?! Przed chwilą zabiłeś tamtego
człowieka i się pytasz co tak patrzymy? - ryknął na niego Harry wstrząśnięty
pytaniem młodzieńca.
- Aaa... - odrzekł kiwając głową. - Więc o to wam
chodzi - spojrzał za siebie na ciało Notta - o to co zrobiłem, tak?
- Tak
- powiedział Ron wstrząśnięty równie mocno jak Harry.
- Musicie
zrozumieć, że bycie członkiem Szwadronu Feniksa nie polega na potrafieniu
groźnych zaklęć i uroków. Trzeba również ich urzywać. Wiem, że nie
powinienem go zabijać, ale zrozumcie, to było konieczne.
- Wcala nie -
wrzasnął Harry. - Nie musiałeś go zabijać. Wystarczyłoby, gdybyś go wtrącił
do Azkabanu i...
- Nie, nie wystarczyłoby - przerwał mu Aethernus. -
Chyba zapomniałeś, że skoro Voldemort ma władzę nad dementorami, to ma
władzę nad Azkabanem. Nim byśmy się obejrzeli, uwolniłby Notta, a ten
wróciłby do obiegu.
- Możliwe - rzekł Harry roztrzęsionym głosem - ale
nie musiałeś go zabijać.
Ostatnie słowo chłopiec wykrzyczał, i rzucił się
biegiem w stronę swojej komnaty. Kiedy stanął pod drzwiami otworzył je
zaklęciem i rzucił się na swoje wspaniałe łoże. Leżał tak długi czas z głową
schowaną w poduszkach, aż w końcu usłyszał, że do pokoju wchodzi Ron.
-
Nic ci nie jest Harry? - zapytał rudzielec wyraźnie zaniepokojony.
- Nie.
Nic mi nie jest i nie chcę z tobą gadać - odpowiedział chłopak.
- Jak
chcesz - rzekł Ron i opuścił komnate.
Kiedy drzwi zamknęły się za nim,
Harry obrucił się na plecy i zaczął rozmyślać o słowach Aethernusa, które
nadal brzmiały mu w głowie. "Trzeba również ich używać". A co
będzie jeżeli on, Harry, będzie musiał kogoś zabić? Czy stanie na wysokości
zadania? Czy może wystraszy się i ucieknie, a Voldemort będzie się z niego
śmiać? Co będzie jeżeli przez niego zginął niewinne osoby ponieważ
"słynnemu Harry'emu Potterowi" póściły nerwy. Przez chwilę
pogrążał się tych ponurych myślach po czym zasnął zmęczony wszystkim co
widział i słyszał.
Zaczynam ludziom wytykac
błędy...
Jedynym błędem który mi sie rzucił w oczy było
QUOTE |
Czy może wystraszy się i ucieknie, a Voldemort będzie się z niego śmić? |
Dzięki Nikson, zaraz to poprawię, a tu
macie nowy part. Życzę miłej lektury.
*************************
Śniło mu się, że
walczy z Lordem Voldemortem. Do około nich stał krąg śmierciożerców oraz
członków Szwadronu Feniksa. Przez chwilę Czarny Pan i on, Harry, stali
mierząc się wzrokiem aż nagle z różdżki Voldemorta wystrzelił zielony
promień, pomknął ku niemu i ugodził go w brzuch. Jego martwe ciało upadło w
trawę, a Czarny Pan zaczął się śmiać i wtedy Harry się obudził.
- Co się
stało?! - zapytał Ron podchodząc do niego. Był blady i jakby
zaniepokojony.
- Śniło mi się... - zaczął Harry, ale nie był w stanie
odpowiedzień normalnie na pytanie przyjaciela - śniło mi się... że...
walczyłem z Voldemortem.
- Nie wypowiadaj tego imienia - syknął Ron
wzdrygając się.
- I zginąłem - dokończył Harry. Wstał z łóżka, podszedł
do stolika pod oknem i nalał sobie wody do szklanki.
- Co?! - zapytał
Ron wstrząśnięty snem Harry'ego. - Zginąłeś? To przecież
niemożliwe.
Harry spojrzał na niego. Teraz rudzielec był bledszy do
marmurów w ich łazience. Otarł rękawem szaty czoło z potu, wziął łyka wody i
odpowiedział:
- Owszem, możliwe. Przecież czar mojej matki już nie
działa.
- Ale... jeżeli ty zginiesz... to... to... - zaczął Ron nie mogąc
dobrać słów.
- To trudno. Mam nadzieję, że ktoś mnie pomści - odrzekł
chłopiec. - I chciałbym, abyś ty był tym, który mnie pomści i zabieje
Czarnego Pana.
Ron przełknął głośno ślinę, ale pokiwał głową. Po czym
powiedział:
- To może pójdziemy do lasu poćwiczyć?
- No dobra. Tylko
się ubierz.
- Ach, tak. Racja - rzucił Ron, wziął swoje ubrania i poszedł
do łazienki natomiast Harry podszedł do okna i przyglądał się błękitnemu
portalowi znowu zastanawiając się nad swoim snem. Po chwili rudzielec
wyszedł już ubrany, wziął swoją różdżkę i opuścił komnatę. Harry wyszedł za
nim. Ruszyli samotnie wielkim korytarzem, który teraz był chłodny i mroczny.
Kiedy wreszcie dotarli do wielkich wrót wejściowych zobaczyli owego potwora
sprowadzonego z lasu przez Hagrida.
Bestia obejrzała się słysząc ich
kroki i powiedziała swoim demonicznym głosem:
- Co robicie tak wcześnie
na nogach?
- Chcemy poćwiczyć w lesie - odrzekł Harry patrząc prosto w
oczy potwora.
- Więc dobrze - demon odsunął się, aby ich przepuścić -
tylko nie wchodźcie do szczeliny. Jeżeli do niej wskoczycie nikt i nic was
nie uratuje.
- Będziemy pamiętać - powiedział Ron i podążył za
przyjacielem.
Kiedy doszli do portalu zabłysnęło błękitne, oślepiające
światło i ich oczom ukazała się profesor McGonagall, a kiedy ich ujrzała
zapytała natychmiast:
- Co wy tu robicie?
- Idziemy poćwiczyć pani
profesor - odpowiedział Harry uprzejmie.
- Do lasu? - zapytała ponownie
nauczycielka spoglądając na nich zza swoich prostąkątnych okularów.
- Tak
jest - tym razem to Ron udzielił odpowiedzi.
- No dobrze. Tylko nie
wchodźcie...
- Do szczeliny - wpadł jej w słowo Harry, a ona uśmiechnęła
się i ruszyła szybko w stronę zamczyska.
- No to wchodzimy - rzekł Harry
i popędził do drzew. Ron był tuż za nim. Weszli w puszczę. Było tak ciemno,
że obaj zapalili światło i zaczęli przedzierać się przez zgniłe pnie i
gałęzie. Po długiej wędrówce dotarli do niewielkiej polany. Była tak mała,
że gałęzie drzew, które ją otaczały stworzyły dach. Harry uniusł swoją
różdżkę celując w konary i powiedział:
- Incendio!
Gałęzie
od razu zaczęły płonąć i po pewnym czasie obaj chłopcy ujrzeli blade
promienie słoneczne. Ron uśmiechnął się i wyjął własną różdżkę calując w
Harry'ego.
- To jak, zaczynamy? - zapytał z błyskiem w oczach.
-
Tak - odrzekł Harry przyjmując pozycję bojową.
Przez chwilkę stali
pojedynkując się wzrokiem po czym...
- Drętwota! - krzyknał
rudzielec.
- Impedimento! - ryknął Harry.
Oba zaklęcia
spotkały się w połowie drogi i odbiły zmierzając w kierunku swoich
właścicieli. Ron uskoczył przed zaklęciem, a Harrry mruknął:
-
Protego!
Urok odbił się od tarczy z poleciał gdzieś między
drzewa. Chłopiec ponownie uniósł różdżkę rozkazując przyjacielowi, aby
wstał. Ron podniósł się powoli i ostrożnie, ale kiedy tylko wyprostował obie
nogi Harry wrzasnął:
- Expelliarums!
Ron został uniesiony w
powietrze, jego różdżka wyrwała mu się z ręki, a on rąbnął całym ciężarem w
jedno z pobliskich drzew tracąc przytomność. Harry podbiegł do niego i
starał się go obudzić, ale tylko tracił czas. Po chwili wstał, skierował
parwą rękę w kierunku puszczy i powiedział:
- Accio!
Po
chwili na jego wyciągniętej dłoni wylądowała różdżka Rona. Harry jeszcze raz
próbował przywrócić go do stanu używalność, ale na marne. Tym razem
skierował rękę na przyjaciela i mruknął:
-
Mobilicorpus!
Ciało rudzielca uniosło się w powietrze i
zawisło parę cali nad ziemią w pozycji stojącej. Harry ruszył w kierunku, z
którego przyszli. Przedzierał się długi czas przez gąszcz, ale w końcu
wyszedł z lasu. Odsapnął chwilę po czym ruszył do zamku. Kiedy dotarł do
drzwi od jego komnaty zobaczył, że drzwi są uchylone. Powoli i ostrożnie
otworzył je szerzej i zajrzał do środka. Ujrzał zakapturzoną postać, która
wysypywała właśnie zawartość jego kufra. Zostawił Rona na korytarzu, a sam
wpadł do pokoju i celując w postać zapytał:
- Co tu robisz?!
- Nie
widzisz, Potter? - odrzekła osoba i zrzuciła kaptur. Był to Szalonooki
Moody.
- To pan? Czego pan tu szuka?
- Mapy tego zamku - odrzekł
profesor dalej przeczesując rzeczy Harry'ego.
- Mam ją tutaj -
odpowiedział chłopiec i wyciągnął mapę z kieszeni szaty. Moody od razu mu ją
wyrwał i rozwinął rozglądając się po całej jej powierzchni.
- Cholera -
zaklnął i oddał mapę Harry'emu. - Już uciekł.
Harry chciał zapytać
kto uciekł, ale nie zdążył poniewarz z korytarza dobiegł go głos
Aethernusa:
- WSZYSCY CZŁONKOWIE SZWADRONU FENIKSA MAJĄ NATYCHMIAST
STAWIĆ SIĘ W SALI JADALNEJ! JEST TO ROZKAZ
DUMBLEDORE'A!
Moody od razu ruszył do drzwi, a Harry wybiegł za
nim. Właśnie w tej samej chwili kiedy chłopak zamykał drzwi od komnaty
obudził się Ron i zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie Harry pociągnał go
za sobą biegnąc do Sali Jadalnej.
Znów nawiedziły go okropne myśli.
Zastanawiał się co się tym razem stało i o kogo chodziło aurorowi.
O ty pitko grochowa jedna... Ja to chciałem sobie czytnąć o czym bedom gadac a tu doba... Ja cie zabije... A błeów sie nie doszukałem... Choć niepokoji mnie ten fragment
QUOTE |
Śniło mu się, że walczy z Lordem Voldemortem. Pojedynkuje się z nim na śmierć i życie. Do około nich stał krąg śmierciożerców oraz członków Szwadronu Feniksa. |
Ok... Już tego nie ma... A co do tego o
czym będą rozmawiać to musisz uzbroić się w cierpliwość... Jeżeli wejdziesz wieczorkiem na forum to powinien być
następny part...
Ale nie ważne...
Pozdrawiam i zapraszam wieczorkiem...
- Harry. Ron. Siadajcie - rzekł Dumbledore
kiedy tylko stanęli w drzwiach. Posłusznie usiedli na swoich miejscach
ciekawi co takiego dyrektor chce im powiedzieć.
- Jak wszyscy dobrze
wiecie, wczoraj złapano zdrajcę. Był nim Nott, który poniósł najcięższą karę
- śmierć - rozległy się podniecone szepty, ale kiedy profesor uniusł dłoń,
wszystko ucichło. - Niestety Nott przekazał informacje dotyczące naszej
armii swojemu pracodawcy, Lucjuszowi Malfoy'owi - ponownie rozległy się
szepty - który, jak zapewne wszyscy wiecie, jest jednym z najbardziej
zaufanych ludzi Lorda Voldemorta. Teraz, kiedy wiadomości od naszych ludzi
wpadły w jego ręce cała nasz armia powraca do Kwatery Głównej. Przybędą
tutaj za około - spojrzał na swój zegarek z dwunastoma wskazówkami - pół
godziny. Do tej pory Aethernusie, Harry i Ronie, musicie sprowadzić
wszystkich uczniów Hogwartu tutaj reszta zaś pomoże mi rozbudować zamek.
Wszystko jasne? - magowie pokiwali głowami. - No to do roboty.
Harry i
Ron podnieśli się z krzeseł i wyszli z sali, za nimi ruszył Aethernus.
Dotarli do portalu i wskoczyli w jego błękitną toń. Kiedy stali już na
posadzce tajemnego korytarza spojrzeli za siebię, aby upewnić się, że
Aethernus wszedł za nimi jednak, nie było go tam. Trochę zaniepokojeni
ruszyli ciemnym korytarzem, a hymn Szwadronu dobiegał ze szczelin nad
pochodniami. Wkrótce dotarli do kamiennej ściany, Harry stukną w nią różdżką
i przeleźli przez gzyms do pokoju wspólnego Gryffindoru. W salonie panowały
głośne rozmowy i dopiero kiedy Ron wystrzelił snop zielonych iskier i
wszystko uciszło, a Gryfoni spojrzeli w ich stronę.
Chłopcy opowiedzieli
im wszystko co wiedzieli i teraz cała wieża Gryffindoru wchodziła do
tajemnego korytarza zmierzając do portalu.
- No dobra. Gryfonów już
załatwiliśmy. Gdzie teraz? - zapytał Ron kiedy ostatnia osoba znikła w
przejściu.
- Do Hufflepuffu - odrzekł Harry i przeszedł przez dziurę pod
portretem. Zbiegali właśnie po marmurowych schodach kiedy dobiegł ich
głos:
- Co tu robicie, szlamy?
Harry i Ron zatrzymali się i odwrócili.
Na górze schodów stał Draco Malfoy jak zwylke z siebie zadowolony.
- Nie
twoja sprawa, Malfoy - rzucił Harry i zbiegł na parter.
- Ron chodź to...
Ron?!
Spojrzał na stopnie, rudzielec wyciągnął różdżkę i wycelował
nią w Dracona.
- No dalej Weasley - syknął chłopak - tylko
spróbuj.
Przez chwilkę obaj uczniowie sztyletowali się oczyma aż
nagle
- Rictusempra! - zawył Malfoy.
- Protego!
- rzekł Ron, a zaklęcie odbiło się od tarczy z ugodziło Malfoya w
brzuch.
- Ron! - krzyknął Harry. - Ruszaj się. Nie po to tu
przyszliśmy.
- A... Racja - przyznał rudzielec czerwieniąc się. - Tylko
ostatni raz.
- No dobra.
- Drętwota!
Kolejne zaklęcie
ugodziło Malfoya. Przestał się śmiać, ale stracił przytomność kiedy uderzył
w zbroję.
- No dobra, idziemy - powiedział Ron chowając swoją
różdżkę.
Po pewnym czasie, a trwało to wyjątkowo krótko, trzy z czterech
domów zostały ewakuowane do Kwatery Głównej. Pozostali tylko Ślizgoni.
Chłopcy pobiegli do lochów i stanęli przed nagą ścianą, z której co chwile
spływały strużki wody.
- I co teraz? - zapytał Harry Rona, ale ten
wzruszył ramionami. - Skoro nie znamy hasła będziemy musieli sami zrobić
sobie przejście. Ron, odsuń się.
Nie trzeba było mu tego powtarzać.
Posłusznie wlepił się w ścianę, a Harry stanął przed ścianą, wyciągnął
różdżkę i ryknął:
- AVADA KEDAVRA!!!
Strumień
zielonego światła pomknął ku ścianie. Wiatr spowodowany zaklęciem
rozczochrał włosy Rona i nagle obaj chłopcy zostali obsypani kurzem i
tynkiem z rozbitej ściany. Wszyscy Ślizgoni, którzy przebywali w tej chwili
w salonie spojrzeli na nich. Byli wystraszeni i nawet tego nie ukrywali.
Harry i Ron weszli do pokoju wspólnego i wytłumaczyli o co chodzi.
-
Teraz pójdziecie do naszej wieży. Przy portrecie powiecie gównojad,
podejdziecie do kominka, stukniecie w niego różdżką i udacie się korytarzem
do portalu - zakończył Harry i spojrzał po Ślizgonach. Wszyscy kiwali
głowami i po kolei opuszczali salon. Kiedy ostatni uczeń opuścił komnatę
Harry i Ron pobiegli do dormitoriów, aby sprawdzić czy nikt nie został. Na
szczęście dormitoria były puste więc obaj chłopcy pobiegli do Wielkiej Sali,
aby zobaczyć czy żaden z uczniów nie je posiłku. Tam także nikogo nie
było.
- Już wszyscy - powiedział Ron zamykając drzwi wejściowe.
-
Jeszcze nie - odpowiedział Harry, pchnął drzwi i pobiegł przez mokre błonia
do chatki Hagrida. Wewnątrz zastał pogrążonego w śnie Kła. Złapał go wpół i
pobiegł spowrotem do zamku. Byli już w połowie marmurowych schodów kiedy
rudzielec dostrzegł Malfoy'a. Spojrzał na Harry'ego, a ten
powiedział
- Go też musimy wziąć.
- Cholera - zaklnął Ron i celując w
ciało bladego chłopca powiedział:
- Wingardum
Leviosa!
Ślizgon uniósł się i poszybował na Ronem. Kiedy
nareszcie dotarli do kominka w salonie Gryffindoru postanowili obudzić
Dracona.
- Enervate! - mruknął Harry celując w pierś swojego
wroga. Bardzo powoli i jakby z oporem Draco otworzył oczy. Spojrzał najpierw
na Harry'ego potem na Rona, a na końcu na pokój, w którym się znalazł.
Szybko podniósł się z ziemi i wyciągnął własną różdżkę mówiąc:
- Teraz to
masz przerąbane, Weasley.
- Imperio! - powiedział Harry
wściekły na Ślizgona. - Teraz pójdziesz z nami.
Cała trójka ruszyła
korytarzem. Kiedy dotarli do błękitnego portalu Harry postawił Kła na
posadzce i pchnął go w stronę światła. Błysnęło i pies zniknął.
- Teraz
ty - wycedził Ron, a Malfoy posłusznie wskoczył w błękitną poświatę. Zaraz
po nim wskoczyli chłopcy i już po chwili stali na trawie przed Kwaterą
Główną. Nieopodal portalu stali wszyscy uczniowie Hogwartu, cała Rada
Nadzorcza Szwadronu oraz Strażnik. Harry i Ron pospieszyli do
Dumbledore'a, a on uśmiechnął się na ich widok:
- Świetna robota -
mruknął do nich. - Teraz stawajcie w szeregu. Zaraz przybędzie nasza
armia.
Chłopcy posłusznie zajęli miejsca w szeregu przed dyrektorem.
Przez parę minut panowała głucha cisza aż w końcu z między drzew rozległ się
znajomy psalm.
- Nadchodzą - powiedział Dumbledore.
Eno, eno... Zajebiste to siest.... Jusz sie
tej wojny doczekac... A czy mi sie daje czy ten fanfick dochodzi powoli do
konca???
Nie zdaje Ci się... Powoli, powoli
prowadzę go ku świetlanej przyszłości... Albo końcowi jak chcesz... Ale możliwe, że potem napiszesz drugą część kto wie...
Oczywiście jeżeli fick spodoba się Forumowiczom...
Pozdrowionka
Mmmmm, merkury. Śiwtne, chociaz bledy
stylistyczne są i to sporo. Innych blędów nie widze, albo nie zwracam
zbytniej uwagi. Robi sie ciekawie, i szkoda ze planujesz koniec =((( Jaaaaa,
pisz dłuższe party, wszytscy tak krótko pisza =( Nio mama nadzije ze pojawi
sie jeszcze wiele pattyów Pa i powodzenia!
bedzie koment z 2 partow, a dokladniej
troche krytyki :
QUOTE |
- Incendio! Gałęzie od razu zaczęły płonąć i po pewnym czasie obaj chłopcy ujrzeli blade promienie słoneczne. Ron uśmiechnął się i wyjął własną różdżkę calując w Harry'ego. |
QUOTE |
mruknął: - Mobiliarbus! |
QUOTE |
Kiedy dotarł do drzwi od jego komnaty zobaczył, że drzwi są uchylo |
QUOTE |
Moody od razu ruszył do drzwi, a Harry wybiegł za nim. Właśnie w tej samej chwili kiedy chłopak zamykał drzwi od komnaty obudził się Ron |
QUOTE |
- Jak wszyscy dobrze wiecie, wczoraj złapano zdrajcę. Był nim Nott, który poniósł najcięższą karę, śmierć |
QUOTE |
że Aethernus wszedł za nimi jednak... nie
było go tam |
QUOTE |
a hymn Szwadrony dobiegał ze szczelin
nad pochodniami. |
QUOTE |
Ron wystrzelił snok zielonych iskier wszystko uciszło i Gryfoni spojrzeli w ich stronę. |
QUOTE |
Rona i nagle obaj chłopcy zostali obsypani kurzem i tynkiem z rozbitej ścniany. |
QUOTE |
a na końcu na pokój, w którym się znalazł. |
QUOTE |
i wyciągnął własnął różdżkę
mówiąc: |
QUOTE |
Chłopcy posłusznie zajęli
miejsca w szregu przed
dyrektorem |
A wg. mnie fiki z forumowiczmi przyciagaja tylko tych, ktorzy w tych fickach sa. Amen.
Merkury, musialam wszystko od poczatku czytac, bo asz sie pogubilam na czym skonczylam XD Caly czas piszesz w ten sam sposob, choc pod koniec stalo sie to troche bardziej interesujace...
A ja nie wierze, ze skonczysz XD Tak sie rozkreciles, ze nie zdolasz tak latwo porzucic tego ficka XD
Pozdrawiam!!
QUOTE (Abaska @ 06-12-2003 19:48) |
Niop XD Za bardzo zzyl sie z tym fickiem... |
QUOTE (Bunny_Kou @ 06-12-2003 19:20) | ||
szybko sie nie pojawi....... a czemu ? Hmm Abaska mam podobne zdanie, co ty- on szybko nie skonczy |
Ja sie moge zalozyc... Pod warunkiem, ze
dasz mi wygrac XD
QUOTE (Abaska @ 06-12-2003 20:47) |
Ja sie moge zalozyc... Pod warunkiem, ze dasz mi wygrac XD |
Merkury Nie Skwiercz tylko dawaj nexta(czy
to nie przypomina ci cegos=]) Ja kazałem zamknąć mojego ficka... Ale ty mas
zsfojego dokonczyc...
No, Merkury, właśnie dlatego chcę, żebyś
dał mi wygrać Żebyś nie skończył tego tak hop-siup, tylko żebyś dokończył
ładnie i porządnie XD
Pozdrawiam!!
QUOTE (Nikson @ 06-12-2003 22:49) |
Merkury Nie Skwiercz tylko dawaj nexta(czy to nie przypomina ci cegos=]) Ja kazałem zamknąć mojego ficka... Ale ty mas zsfojego dokonczyc... |
Dobra, to juz nie mow, ile jeszcze bedzie
(i tak wyciagniemy z ciebie wiecej, o to sie nie martw ), tylko wklejaj nastepne party!!
QUOTE (Merkury @ 07-12-2003 00:42) | ||
Przypomina, przypomina, ale czemu kazałeś zamknąć swojego FF i zamieścić go w Labiryncie? Przecież nawet go nie skończyłeś... A co do mojego ficku, to spoko... Tylko żartowałem z trym szybkim skończeniem Jeszcze będzie z 6-8 partów... Pozdrawiam |
No to daję kolejnego parta. Mam nadzieję,
że się Wam spodoba. Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Jeżeli coś jest
nie tak to mówcie, zaraz to poprawię.
A teraz zapraszam do lektury
******************************
Psalm Szwadronu
Feniksa narastał z każdą chwilą. Z gąszczu wyłonił się pierwszy szereg
magów, a zaraz za nim wszyscy inni. Każda postać była zakapturzona i
zamaskowana. Kiedy czarodzieje minęli błękitny portal zatrzymali się i
zamilkli. Po chwili jednak zrzucili swoje maski i kaptury i każdy z nich
podbiegł do swoich pociech. Rozległy się głośne krzyki dzieci "Tato,
jak dobrze, że już jesteś!" oraz podniecone szepty rodziców
"Tak, ja też się cieszę." Przez chwilę panował ogólny rozgardiasz.
Nikt nie zwracał uwagi na Radę Nadzorczą lub choćby na Dumbledore'a.
Harry obserwował czarodzieji i czarodziejki ściskające swoich rodziców.
Wyobrażał sobie, że jego ojciec podbiega do niego i go ściska. Na te myśli z
oczu Harry'ego popłynęły łzy. Nie otarł ich. Pozwolił im spłynąć po jego
policzkach. W końcu ujrzał pana Weasley'a witającego się z Ronem i
resztą dzieci. Na ten widok z jego oczu popłynęły kolejne łzy, a on odwrócił
się i pobiegł w kierunku wrót wejściowych. Przez chwilę biegł korytarzem
zmierzając do swojej komnaty, gdy nagle, kiedy wybiegł zza rogu wpadł na
dość wysoką, zakapturzoną postać. Siła uderzenia była tak potężna, że
zwaliła chłopca z nóg, a postać, na którą wpadł cofnęła się o parę
kroków.
- Uważaj jak biegasz, Potter - rozległ się opryskliwy głos, a
Harry od razu go skojarzył. To był głos Lucjusza Malfoy'a.
- Co pan
tu robi?! - krzyknął Harry podnosząc się z zimnej posadzki. Przez krótką
chwilę mierzył pana Malfoy'a wzrokiem po czym wyciągnął różdżkę i
wycelował ją w kierunku śmierciożercy.
- Drętwota! - zawołał
Harry, a kaptur opadł z głowy wysokiej postaci.
Ku zdziwieniu
Harry'ego nie był to Lucjusz Malfoy. Był to Barty Crouch. Chłopak
wytrzeszczył na niego wzrok. "Przecież to niemożliwe" - pomyślał i
dalej przyglądał się postaci.
- Kim pan jest? - zapytał po chwili nie
spuszczając różdżki. - Nie może pan być Bartym Crouchem. On nie
żyje.
Osoba nie odpowiedziała. Przypatrywała się przez chwilę młodemu
chłopcu po czym przywołała na swą twarz uśmiech szaleńca i sięgnęła za
pazuchę szaty. Harry domyślił się co ta osoba zamierza zrobić więc wrzasnął
tylko:
- Expelliarmus!!!
Zaklęcie trafiło
Barty'ego Croucha, a ten uniósł się w powietrze i uderzył z impetem w
ścianę. Jego różdżka wyrwała mu się z ręki i poszybowała w kierunku
Harry'ego. Ten złamał ją i schował do kieszeni płaszcza po czym powoli i
ostrożnie zbliżył się do mężczyzny. Osoba zmdlała więc Harry mógł spokojnie
przeszukać płaszcz i szatę człowieka. W wewnętrznej kieszeni znalazł
spłaszczoną piersiówkę. Otworzył ją wylał nieco gęstego płynu na rękę i
powąchał go. Nie wyczuł jednak niczego. Miał swoje podejrzenia co to za
eliksir, ale nie wiedział jak się upewnić. Postanowił więc zaprowadzić osobę
do Dumbledore'a i opowiedzieć mu o tym co zaszło.
-
Mobilicorpus! - mruknął celując w bezwładne ciało, a ono uniosło
się do pozycji pionowej i zawisło przed Harry'm parę centymetrów nad
ziemią. Chłopiec ruszył w kierunku wrót wejściewoych. Kiedy wyszedł na
ciemne błonie zobaczył, że nikogo na nich nie ma. Nikogo prócz Albusa
Dumbledore'a, który bez wątpienia wpatrywał się w błękitną taflę
portalu. Harry podbiegł do niego i spojrzał w jego twarz. Była jakby
zmartwiona i nieobecna.
- Panie profesorze? - zapytał uczeń troszeczkę
zdziwiony.
Nauczyciel otrząsnął się i spojrzał na chłopca.
- Harry.
Witaj. Czyżbyś czegoś ode mnie chciał? - zapytał i uśmiechnął się do ucznia,
a ten skinął głową i wskazał palcem na ciało Barty'ego Croucha, które
teraz spoczywało na wilgotnej trawie. Dyrektor przez chwilę przyglądał się
postaci, aż w końcu wyciągnął własnął różdżkę i calując w pana Croucha
wypowiedział parę dziwnych słów. Rozbłysło pomarańczowe światło, a ciało
mężczyzny znikło pozostawiając po sobie tylko trochę spalonej trawy.
-
Harry - rzekł po chwili Dumbledore, a ten spojrzał na niego - jutro
przybędzie tu Syriusz. Chce się z tobą zobaczyć.
Harry skinął głową.
Dyrektor uśmiechnął się ponownie i wszedł do ciemnego zamku, ale chłopiec
nie poszedł za nim. Ruszył w kierunku kamienia, na którym niedawno siedział
i pogrążył się w ponurych myślach.
'zamasokowana' <--
literowka
"Po chwili jednak zrzucili swoje maski i kaptury i
każdy z nich podbiegł do swoich dzieci.
Rozległy się głośne krzyki dzieci
" <--- powtorzenie, ktore wybija z
rytmu
'Wyobrażał sobie, że jego ojciec podbiego do niego'
Lucjusza
Malyoy'a <-- błąd
śmierciżercy <--
literowka
Przypatrywała się przez chwilę młodemu chłopcy
"Osoba zmdlała więc Harry
mógł ją spokojnie przeszukać płaszcz i szatę człowieka." <-- zle
sformulowane zdanie...
pare bledow
interpunkcyjnych...
ogolnie naprawde ciekawe i tych kilka bledow
psuje odczucie calosci...
gratuluje i czekam na dalsze czesci...
Ja piernicze Ale taja nic nie pamietam! Z poczatku to wogole wiecie.
To bylo taaaaaaaaak dawwno!!!! Co do opowa robi sie
ciekaweeeee. Bardzo ciekawe i coraz ciekawsze. Ciekawa jestem co bedzie
dallej =) Bledy stylityczne sa nadal =/ Czekam na nasteone party! Pa i
pozdro!
QUOTE (Tajemnicza @ 12-12-2003 22:39) |
Ja piernicze Ale taja nic nie pamietam! Z poczatku to wogole wiecie. To bylo taaaaaaaaak dawwno!!!! Co do opowa robi sie ciekaweeeee. Bardzo ciekawe i coraz ciekawsze. Ciekawa jestem co bedzie dallej =) Bledy stylityczne sa nadal =/ Czekam na nasteone party! Pa i pozdro! |
czekaj, czekaj... ^^
okej,
poprawiles pierwsza serie...
bardzo dobrze poprawione bledy
a wredna Mell znalazla jeszcze jedna
literowke:
"Osoba zmdlała więc
Harry mógł spokojnie przeszukać płaszcz i szatę człowieka"
a
poza tym interpunkcja...
przed 'wiec' powinien byc
przecinek...
=)
QUOTE (Mellisa @ 12-12-2003 22:56) |
czekaj,
czekaj... ^^ okej, poprawiles pierwsza serie... bardzo dobrze poprawione bledy a wredna Mell znalazla jeszcze jedna literowke: "Osoba zmdlała więc Harry mógł spokojnie przeszukać płaszcz i szatę człowieka" a poza tym interpunkcja... przed 'wiec' powinien byc przecinek... =) |
QUOTE |
Harry obserwował czarodzieji i czarodziejki ściskające swoich rodziców. Wyobrażał sobie, że jego ojciec podbiega do niego i go ściska |
QUOTE |
Otworzył ją wylał nieco gęstego płynu na rękę i powąchał go |
QUOTE |
Nikogo prócz Albusa Dumbledore'a |
QUOTE |
(...) w końcu wyciągnął własnął różdżkę i calując w pana Croucha wypowiedział parę dziwnych słów |
Przy tym parcie normalnie sie
wzruszyłem... To Takie Piękne
Pisz
wiecej!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!&
#33;!!!!!!!!!!!!!!
33;!!!!!!
Syriusz? Super! ^^ Czekam na new parta
^^
I zrob cos dla mnie.... niech pojawi sie choc na chwile moja
ukochana postac HP czyli Lupinek ^^ I ..... cos mi obiecales... a Deana +
Bunnyś jak nie bylo tak nie ma
Taj fajnie ze wrocilas
literówki, wyłapałem z 4, nie chce mi sie
ich wypisywac, a konkretniej nie mam czasu.
Fabuła nawet OK, ale ciągle
się dzieje coś nowego, akcja pędzi.
Ten fick ma jedna wielka wade w
fabule, prawie zawsze wątek zaczyna sie w jednym parcie i w nim się konczy,
a jak po 2 dniach dajesz nastepnego, to nawet nie pamietam co sie stalo..
Szczerze to nie rozumiem osób, które zachwycają się tym fickiem (bez obrazy )
Staram się nie być wredna, ale pewnie mi to nie wyjdzie....Ale cóż: spróbuje
Rzuciło mi się w oczy kilka błędów ortograficznych, nazwy pisałeś raczej jak się czyta nie pisze oraz gubiłeś litery (to ostatnie rozumiem, sama mam takie problemy ) Pomysł jest bardzo fajny. Sądzę, że po prostu nie umiesz opowiedzieć swojej wizji (ja też tak mam)
Ogólnie jest na +
Życzę weny
P.S. I co byłam taka wredna?
QUOTE |
wiesz, powiem Ci, ze troszke mnie rozbawilo
to stwierdzenie: "Przepraszam panie profesorze, ale złapałem zdrajcę." |
No wiesz Cho. Skoro Tobie się mój fick
zbytnio nie podoba, to nie znaczy, że innym także. Do nikogo nie mam też
pretensji za krytyki. Po to pisze ten fick, aby je otrzymywać i w miarę
możliwości poprawiać swoje błędy.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.
QUOTE (Merkury @ 23-12-2003 23:27) |
No wiesz
Cho. Skoro Tobie się mój fick zbytnio nie podoba, to nie znaczy, że innym
także. Do nikogo nie mam też pretensji za krytyki. Po to pisze ten fick, aby
je otrzymywać i w miarę możliwości poprawiać swoje błędy. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt. |
Po pewnym czasie Harry usłyszał głos, którego nie mógł zidentyfikować. Wstał i ruszył ku niemu. Głos dobiegał z wnętrza Lasu. Chłopiec stanął na skraju puszczy, wyciągnął różdżkę, mruknął "Lumos!" i popatrzył przed siebie. Wszędzie było ciemno i cicho i tylko co pewien czas rozlegał się ten tajemniczy głos. Harry uniósł różdżkę na wysokość ramienia i zaglębił się w mroczną toń Przeklętego Lasu. Przez pewien czas szedł wąską, wydeptaną przez Hagrida ścieżką lecz kiedy dotarł do wielkiego dębu ścieżka się urwała i teraz mógł liczyć tylko na siebie. Stał przez chwilę nieruchomo chcąc usłyszeć cokolwiek i wtedy dobiegł go ten głos. Bezwątpienia dochodził z zachodu więc Harry ruszył ponownie w lewo. Wędrował długo, aż w końcu, kiedy starcił wszelką nadzieję i chciał wrócić do zamku potknął się i spadł w dół wąwozu, którego uprzednio nie zauwarzył. Kiedy wstał i otrzepał szatę z ziemi i popiołu rozejrzał się i ujrzał szczelinę, tą samą, o której mówił mu Hagrid. Ostrożnie i bardzo powoli podszedł do krawędzi dziury i spojrzał w dół. Ujrzał mnóstwo lawy oraz ognia, ale nic prócz tego. Po chwili usłyszał odgłos zapadającej się ziemi więc odskoczył i wpadł prosto na schody, które pojawiły się znikąd. Podniósł się i zszedł na dół. Po chwili dotarł do rzeki pełnej bulgoczącej lawy i buchających płomieni. Stał przez chwile myśląc nad jakimś zaklęciem, które wyczarowałoby most, ale nie mógł sobie żadnego przypomnieć. Patrzył jeszcze przez chwilę w szkarłatne płomienie i odwrócił się. Wszedł po schodach spowrotem na górę, a kiedy ponownie stanął na wysuszonej ziemi schody zapadły się w ziemi tak, że jeżeli ktoś nie wiedział, że tam one są nigdy by się tego nie domyślił. Po około dwuch godzinach Harry wyszedł z lasu i spojrzał na niebo, które teraz było zupełnie czarne. Jedynym jasnym punktem na zachmurzonym choryzoncie był zamek. Chłopiec rzucił okiem na błękitny portal. Przyglądał mu się przez chwilę i nagle rozbłysło prawie biało światło, które na trochę go oślepiło. Przetarł gwałtownie oczy i spojrzał na przejście. Na tle niebieskiego portalu ujrzał postać. Zakapturzoną postać spowitą czarnym płaszczem podróżnym. Postać ta przyglądała się przez chwilę zamkowi po czym ruszyła ku wejściu. Harry cicho ruszył za nią, ale kiedy osoba zrzuciła kaptur stanął jak zamurowany. Ta postać to była Atlashia. Chłopak bardzo zdziwiony podbiegł do niej zapominając o tym co mówił mu o niej Moody.
- Witaj Atlashio!
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Harry też był zdziwiony. Nie widział jej od bardzo długiego czasu, a teraz, widzi ją stojącą obok wrót do Kwatery Głównej Szwadronu Feniksa. Przez chwilę zastanawiał się czy zapytać ją co robiła przez tyle czasu lecz nagle przypomniał sobie słowa aurora "Atlashia jest śmierciożercą. Musisz się jej strzec!"
- Ty... - zaczął wściekły.
- Harry, poczekaj. Wysłuchaj mnie... - odpowiedziała dziewczyna wyciągając ręce z kieszeni szaty.
- Ty... Ty... Ty zdradziecka... - mówił dalej chłopak. - Jak mogłaś zrobić to Aethernusowi?
- Poczekaj! Wysłuchaj mnie! - krzyknęła Atlashia piskliwym głosem.
- Nie! Zabiję cie! Zabije! - wrzasnął Harry i sięgnął po swoją różdżkę, ale dziewczyna okazała się szybsza. Błyskawicznie wyciągnęła swoją i wycelowała w pierś Harry'ego.
- Wybacz mi Harry, ale muszę to zrobić - powiedziała wilgotnym głosem.
- EXPELLIARMUS!!!
- Nie..... - ryknął chłopak, a kiedy zaklęcie ugodziło w jego ciało został uniesiony w powietrze na wysokość drugiego piętra i poleciał w stronę puszczy. Siła zaklęcia była tak potężna, że Harry przeleciał ze sto metrów zanim zaczął opadać. Zachaczył głową o czubki paru drzew, a potem spadł na polanę z siłą która powaliłaby słonia. Przez chwilę próbował się podnieść lecz kiedy cały świat zawirował mu przed oczyma opadł na wilgotną trawę i stracił przytomność. Atlashia patrzyła przez chwilę w stronę Przeklętego Lasu, schowała różdżkę do kieszeni szaty, szepnęła do siebie "Wybacz mi, Harry" i wkroczyła do twierdzy. Kiedy tylko skraj jej szaty zniknął w korytarzu po lewej stronie z portalu wyszły trzy osoby. Syriusz, Bunny oraz Dean. Postacie szybkim krokiem ruszyły w kierunku wrót. Kiedy byli już około trzech metrów od wejścia drogę zagrodził im Bhaall.
- Kim jesteście? - zapytał jak tylko podeszli.
- Jestem Syriusz Black, Minister Magii oraz Honorowy Członek Rady Nadzorczej Szwadronu Feniksa - przedstawił się mężczyzna patrząc bestii prosto w oczy.
- Ciebie znam, ale kim są te szczeniaki? - odparł potwór i spojrzał na Bunny i Deana.
- Są ze mną - odrzekł Syriusz pozbywiając się swego uprzejmego tonu.
- Przykro mi Syriuszu, ale nie mogę wpuszczać obcych.
- BHAALL!!!
Bestia odwróciła się i gwałtownie odeszła od wejścia do zamku. Z ciemnego korytarza wyszedł Hagrid. Jego wzrok skierowany był na potwora.
- Wracaj do środka!
- Dobrze Hagridzie - odparł Bhaall wystraszony i posłusznie wkroczył w cień zamczyska.
- Witaj Syriuszu - powiedział Hagrid podchodząc do niego ściskając mu dłoń. - Dawno cię tu nie było. Co porabiałeś?
- Wiele rzeczy Hagridzie - odparł mężczyzna. - Znasz zapewne Bunny i Deana. Chodzili do jednej klasy z Harry'm.
- Znam, znam - odpowiedział Hagrid patrząc teraz na nich. - No, ale nie stójcie tak tylko wchodźcie bo Dumbledore na was czeka.
- No to idziemy - powiedział Dean i podbiegł do Hagrida, a po chwili wachania podeszła do niego również Bunny.
- No, chodźcie.
Ruszyli szerokim, mrocznym korytarzem i już po pięciu minutach stali przed drzwiami prowadzącymi do Sali Jadalnej. Wkroczyli do niej, a Dumbledore powstał i podszedł do nich witając się kolejno z Deanem, Bunny i Syriuszem.
- Witaj Syriuszu. Cieszę się, że znalazłeś trochę czasu, aby tu wpaść.
- Tak. Dawno mne tu nie było.
- Teraz chodźcie do stołu. Harry i Ron zaraz się tu zjawią.
Lecz w tej chwili kiedy dyrektor sięgną po mise z zupą do sali wpadł Ron.
- Czy ktoś nie widział Harry'ego?! Nigdzie go nie ma!
Na te słowa wszyscy obecni na sali wstali od stołu i spojrzeli na Dumbledore'a, który również wstał i patrzył na rudzielca penetrującym wzrokiem po czym wyciągnął różdżkę i wyszedł z sali. Reszta czarodzieji i czarodziejek uczyniła to samo i po chwili wszyscy członkowie Szwadronu Feniksa zebrali się na błoniach przed zamkiem czekając na rozkaz dyrektora. Syriusz stał z tyłu i wyglądał na wstrząśniętego wieścią, że Harry'ego nie ma w Kwaterze Głównej.
- Rozproszcie się i przeszukajcie cały ten teren! - powiedział Albus. - Przeszukajcie las, lochy i Hogwart! Musimy go znaleźć!
Magowie stanęli na baczność, wyciągnęli różdżki i śpiewając psalm Szwadronu rozeszli się we wszystkie strony. Dumbledore podszedł do Syriusza i powiedział:
- Nie martw się. Jeżeli jest na tym terenie to go znajdziemy.
Mężczyzna spojrzał na niego i zapytał:
- Dlaczego ja mam takiego pecha? Dlaczego?
****************
Przepraszam za ten brak w moim ficku, ale musiałem zrobić sobie urlop od Forum. Mam nadzieję, że ten fragment się Wam spodobał.
P.S.
Jeżeli są w nim błędy to proszę mi powiedzieć gdzie.
Pozdrawiam
Fajny part
Szczeniaki?? Sam jestes szczeniakiem!! (do
potwora)
hehe milo mi, ze wrocilam do gry
Caaałkiem fajne...tylko zaklecie
Expeliarmus(czy jakos tak) mnie powaliło ono zabiera różdzki a nie odrzuca na kilometr... Nio nic
takto fajne... Pozdro merkury
Merkury kiedy bedzie C.D?
QUOTE (Bunny_Kou @ 18-01-2004 13:54) |
Merkury kiedy bedzie C.D? |
Przepraszam, że tak długo zwlekałem, ale
zabrakło mi czasu, aby coś napisać. Mam nadzieję, że ten part się Wam
spodoba.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury.
*************
Harry otworzył oczy i odwrócił
się na plecy. Polanka, na której wylądował była tak mała, że gałęzie z
pobliskich drzew tworzyły nad nią dach, który przepuszczał tylko niewielkie
smugi światła. Chłopiec podniósł się powoli i zaczął rozcierać głowę.
Rozglądał się po polanie wypatrując wyjścia lub jakieś ścieżki, ale nic
takiego tam nie było. Jedynie pomiędzy drzewami płynął malutki strumyk,
który ginął pomiędzy drzewami. Harry podszedł do niego i nachylił się, aby
wziąć trochę wody i obmyć sobie twarz. Próbował przypomnieć sobie co stało
się przed tym jak wylądował w tym lesie i zanim stracił przytomność. Nagle
wyprostował się gwałtownie i podbiegł do miejsca, w którym leżał. Rozejrzał
się i wypatrzył różdżkę. Podniósł ją i podszedł do skraju polany. Musiał być
bardzo daleko od zamku, ponieważ nie widział nic, prócz drzew, ani trochę
wolnej przestrzeni. Po chwili wyprostował prawą rękę i powiedział:
-
Avada Kedavra!
Zielone światło wystrzeliło z reóżdżki i
pomknęło w kierunku drzew spalając je i łamią tworząc wąską, acz wyrazistą
ścieżkę. Harry ruszył nią. Przez długi czas wędrował, aż doszedł do kolejnej
polany, tym razem o wiele większej. Po środku polany widniała sadzawka.
Chłopiec podbiegł do niej i zatrzymał się jak wryty. W gładkiej tafli wody
nie odbijało się nic. Ani drzewa, ani chmury ani nawet jego twarz. Odszedł
od zbiornika nie wiedząc co może się stać. Schylił się po niewielki kamień i
rzucił nim prosto w sadzawkę. Kamyk bez wątpienia wpadł do wody, ale nie
pokazały się na niej żadne oznaki tego, że coś w nią wpadło. Harry ponownie
wyciągnął swoją różdżkę, i celując w wodę rzekł:
-
Incendio!
Kiedy tylko szkarłatne płomienie dotarły do głatkiej
tafli woda znikła, a z dziury, w której niegdyś się znajdowała wystrzelił
blado-niebieski słup energii. Chłopak cofną się szybko i potknął o korzenie
bardzo dorodnego dębu. Wpadł w wysoką trawę nieopodal brzegu polany. Patrzył
na słup i zastanawiał się co takiego to coś robi, kiedy nagle, z wnętrza
owej energii przemówił głos:
- Czego tu szukasz młody Potterze?
Harry
wstał i powoli podszedł do miejsca, z którego wydobyły się słowa.
- Ja
niczego nie szukam. Po prostu byłem ciekaw co się stanie. Ja, przepraszam -
zakończył nie wiedząc co powiedzieć dalej.
- Nic nie szkodzi - odrzekł
głos. - Czy jest coś, o co chciałbyś się mnie zapytać?
- Eee... Tak. Są
takie dwie rzeczy - odpowiedział niepewnie chłopak.
- Słucham.
- Kim
albo czym jesteś?
Zapadła cisza, jakby owy głos zastanawiał się nad
odpowiedzią.
- Jestem pradawnym źródłem energii i wiedzy. Istoty, które
potrafię stworzyć zdobywały wiedzę i przekazywały ją mnie. Żyję w tym lesie
od około trzech tysięcy lat. Wiem i widziałem więcej niż Lord Voldemort,
twój nauczyciel Albus Dumbledore, a nawet więcej niż założyciele Hogwartu.
Jakie jest następne pytanie?
- Czy, mógłbym cię prosić, abyś wskazał mi
drogę do Kwatery Głównej Szwadronu Feniksa?
- Mogę wskazać, ale czy nie
lepiej byłoby, gdybym cię od razu tam przeniósł Harry?
- A możesz to
zrobić? Jeżeli tak, to bardzo proszę! - krzyknął Harry bardzo
szczęśliwy.
- Zamknij oczy i przygotuj się do podróży. A, i jeszcze
jedno, odwiedź mnie jeszcze kiedyś, dobrze?
- Obiecuję - powiedział
Harry, a wtedy rozbłysło szkarłatne światło i Harry znalazł się na błoniach
okalających zamek. Otrzepał szatę z ziemi i błota i usłyszał przytłumiony
głos:
- Tylko nie zapomnij o mnie Harry.
- Nie zapomnę - powiedział
stanowczo chłopak i wszedł do zamku. Bardzo szybko znalazł się przy drzwiach
do Sali Jadalnej, otworzył je i ujrzał Syriusza i Karolinę siedzących przy
stole razem z Lupinem, Dumbledore'm i Moody'm.
- Harry! -
wrzasnął Minister Magii i podbiegł do swojego chrześniaka. - Gdzie byłeś
cały ten czas?!
- Jeżeli dasz mi złapać oddech to wszystko wam
opowiem - odpowiedział Harry i uśmiechnął się siadając pomiędzy dyrektorem a
Karoliną.
QUOTE |
Polanka, na której wylądował była tak małe, że gałęźie z pobliskich drzew tworzyły nad nią dach, który przepuszczał tylko nie wielkie smugi światła |
QUOTE |
wyścia |
QUOTE |
Jedynie, pomiędzy drzewami |
QUOTE |
Przypominał sobie co zdarzyło się zanim wylądował tutaj i stracił przytomność |
QUOTE |
zdobywały widzę |
QUOTE |
Żyje w tym lesie |
QUOTE |
było by |
Dzięki Mell. Błędy poprawiłem, a zdanie
zostało troszeczkę zmienione.
Pozdrawiam
Super Merkury piszesz!
Tu nie ma
błędów.
Ort ani
Krzaków!!!!!!!!!!!!!!
;!!!!
Super!!
Siemka Merkury !!! Na Twoją
prośbę przeczytałam ostatniego parta i tak jak poprzedniczki uważam że jest
on bardzo fajny, ale trochę za krótki (Mam nadzieję że następne części będą
dłuższe). Na zachęcenie do szybszego pisania dostaniesz ode mnie
i . Pozdrawiam i życzę weny na dalsze pisanie
K***a!!!!!!!!!!!!!!&
#33;!!
Czy tylko ja zauważyłam tu błędy
ortograficzne???????????????????
Kasandra nie rzucaj na wszystkich mięsem
jak znalazłaś jakieś błędy to je wskaż i popraw a nie bluzgasz
. Gratuluje kultury osobistej.
A fick mi się nie b. podoba według
mnie ma denną fabułe i dziwie się że ma tylu wielbicieli, ale tu już sprawa
gustu a nad gustami się nie dyskutuje.
QUOTE (Merkury @ 01-02-2004 16:33) |
-
Avade Kedavra! |
QUOTE (Bunny_Kou @ 17-02-2004 16:33) | ||
Avada a nie Avade Calkiem niezle ^^ Czekam na to, co bedzie dalej ^^ |
Merkury, kazdy potrzebuje
odpoczynku...
Czekam z niecierpliwoscia na nastepna czesc...
i
pewnie wiele osob takze...
nie mozesz nam tego zrobic
przerwa -
okej
koniec - nie...
=*
trzymaj sie
Merkury ty ponienes napisac ksiazke
Bardzo to mi sie podoba,nawet ciekawy
temat.
Znalazlam pare bledow.
Sa literowki,ale to rzadkosc.
Wiec
czekam na next parta.
Ps:Sypnij komentarza na moj ff''Odbudujmy
To Razem''
Pozdrawiam Yhma.
QUOTE (Yhma @ 22-02-2004 20:57) |
Merkury ty ponienes
napisac ksiazke Bardzo to mi sie podoba,nawet ciekawy temat. Znalazlam pare bledow. Sa literowki,ale to rzadkosc. Wiec czekam na next parta. Ps:Sypnij komentarza na moj ff''Odbudujmy To Razem'' Pozdrawiam Yhma. |
- Więc wszystko jest jasne - powiedział
dyrektor kiedy Harry zakończył swą opowieść. - Albo raczej, prawie wszystko.
Powiedz mi Harry, jak znalazłeś się w tej puszczy?
Chłopak milczał.
Wiedział, że jeśli powie kto wysłał go w głąb lasu Aethernus załamie się i
tylko Bóg wie co wtedy zrobi.
- Harry? - zapytał z niepokojem
Syriusz.
- To była Atlashia. - odpowiedział cicho, ale mimo tego dotarło
to do wszystkich obecnych w sali.
- Słucham?! - zapytał białowłosy
młodzieniec podnosząc się z krzesła. - Coś ty powiedział?
Harry spojrzał
na niego. Jego twarz pozbawiona była wyrazu. Przez chwilę obaj patrzyli
sobie w oczy po czym Aethernus odwrócił się i wyszedł z sali. Harry podniósł
się ze swojego krzesła chcąc go dogonić, ale poczuł na swoim ramieniu rękę
Dumbledore'a więc posłusznie usiadł i spojrzał na profesora.
- Daj mu
to przemyśleć Harry. Nie możemy mu teraz przeszkadzać.
Chłopak kiwnął
głową i obrócił wzrok w kierunku Syriusza, ale ten nie chciał spojrzeć mu w
oczy. Przez pare minut panowała nieprzyjemna cisza po czym drzwi do sali
otworzyły się znowu i stanął w nich Remus Lupin trzymający urzędowy list w
ręku. Podszedł szybko do Dumbledore'a i podał mu list.
- O co chodzi
Remusie? - zapytał uprzejmnie dyrektor patrząc na mężczyznę.
- O Artura,
dyrektorze - odparł Lupin. - To jest list od Rady Nadzorczej Hogwartu.
Mianowano go Głównym Radnym.
Dumbledore wpatrywał się przez chwilę w
Remusa jakby nie dosłyszał co powiedział jednak po chwili rzekł:
- No to
trzeba go o tym poinformować. Syriuszu, mógłbyś to zrobić? - mężczyzna
skinął głową i wyszedł z sali. - Harry, jeżeli chcesz możesz już iść do
komnaty. Ron na pewno na ciebie czeka.
Harry takrze kiwnął głową i
wyszedł za ojcem chrzestym. Przeszedł paroma tajnymi korytarzami i wszedł do
swojej komnaty. Był pewien, że Ron na niego czeka, ale nie było go. Chłopak
rozejrzał się po całym pomieszczeniu, a potem wyszedł z pokoju chcąc zbadać
takrze reszte zamku i ewentualnie błonia. Obejście Kwatery Głównej zajęło mu
sporo czasu, ale był przynajmniej pewien, że Rona nie ma na terenie
zamczyska. Wyszedł na zielone błonie i rozejrzał się. Wystarczył jeden rzut
okiem, aby przekonać się, że rudzielca tam nie ma. Zastanawiał się gdzie
jego przyjeciel mógł się podziać. Przez kilkanaście minut omiotał wzrokiem
trawniki, a kiedy odwrócił się rozbłysło biało-błękitne światło. Harry
odwrócił się na pięcie i zobaczył, że z portalu wyszedł Ron. Miał na sobie
czarny płaszcz i poruszał się bardzo szybko jakby chciał, aby nikt go nie
zobaczy.
- Ron! - krzyknął Hary i ruszył w kierunku przyjaciela. Nie
był co prawda pewien, że to on, ale coś mu mówiło, że jest to jego
przyjaciel. - Ron, gdzie ty byłeś?
Zakapturzona postać nie odezwała się.
Chłopak zastanawiał się przez chwilę czy nie wyciągnąć różdżki, ale owa
postać wyprzedziła go i już celowała w jego pierś.
- Co ci odbiło
Ron?! - krzyknął Harry i siegnął po własną różdżkę kiedy postać
powiedziała:
- Drętwota!
Szkarłatne światło ugodziło
Harry'ego w pierś. Chłopak znieruchomiał i upadł na twarz w wilgotną
trawę.
- Wybacz Harry - rozległ się głos z pod kaptura. - Musiałem to
zrobić.
Postać obeszła nieruchome ciało i szybko wkroczyła do zamku gdzie
zniknęła za rogiem korytarza.
*****
Harry otworzył oczy. Zobaczył
granatowo czarne niebo, a kiedy podniósł się z ziemi strasznie rozbolała go
głowa. Przycisnął prawą dłoń do potylicy i ruszył powoli w stronę wrót.
Niebardzo wiedząc gdzie idzie dotarł w końcu do swojego pokoju. Otworzył
drzwi i nawet nie rozglądając się czy w środku nie ma Rona rzucił się na
łóżko mówiąc:
- To mi sie ostatnio bardzo często
zdarza.
----------------
Przepraszam, że tak krótko, ale jak już
mówiłem nie mam veny. Dodałem ten part tylko dlatego, że coś mnie nie szło.
Sam nie wiem co.
Jeżeli są błędy to proszę mi je wytknąć.
Pozdrawiam.
na samym poczatku
błedy/literowki
QUOTE |
kto wysłał go w gąb lasu |
QUOTE |
Eybacz Harry |
QUOTE |
ruszył powoli w stroną wrót |
WOW! przeczytałam to wszystko i jestem
pełna podziwu. bardzo mi się podob. sa drobne błędy (każdemu się zadrza).
nie moge sie doczekac kolejnego parta!
Co by tu pisać.... Opowiadanie fajne,
ciekawe napisane, chociaż nie jest bez błędów. Nie mozna oczekiwać, ze
sprawdzisz wszystkie dotychczasowe party i wyłapiesz literówki, ale
wspominam o tym na przyszłość. jak sam mówiłeś, przyjmujesz krytykę, bo moze
ci pomóc, dla tego wspominam o tych aspektach nieciekawych
W kazdym razie, nawet nie wiesz, jak długo się to
wszystko czytało, ani nawet, jak mnie oczy szczypią. Na serio. Mam coś z
monitorem, więc już kończę...
Ale wcale nie żałuję, ze przeczytałam...
Życzę weny!
Alisia
Bardzo fajny fick. Błędy minimalne ... tak
jak zauważyła Anagda "Każdemu się zdarzają". Szkoda że tak rzadko
dajesz nowe party.
Jeżeli dałoby radę to bardzo ucieszyłabym się, gdyby
w następnym parcie ukazała się moja postać.... przemyśl to ... Życzę Ci weny
i powodzenia.
Merkury ty wiesz jak bardzooo lubię twój
ff.
Błędy są,ale nie chce mi się ich łapać.
Merkury,a p'prppos
kiedy będzie II część?
PS:Jest super!
Merkury jak smiesz =P
Masz pisac i
koniec!
Weny kurde zycze!!
~~najwierniejsza
fanka~~
Już tak dawno nie było nic nowego
Marky mam nadzieję że twoja wena wkrótce wróci i znowu będziemy mogli
zachwycać się twoim jakże oryginalnym fickiem. Pozdrawiam.
hmmm... Merkury juz tyle czasu minelo a Ty
nic.... napisz cos bo sie zielona ze zlosci robie
No dobrze... Skoro tak prosicie to mogę
wstawić kolejnego parta... (mimo tego, iż chciałem usunąć ten fick
)
Życzę miłej lektury.
BTW
Nie bijcie jak będzie
dupiasty.
****************
Harry otworzył oczy. Z
korytarza dobiegały go krzyki kilku osób. Wstał i szybko wyszedł z komnaty.
Skręcił w lewo i zobaczył Dumbledore'a, Moody'ego, Syriusza i paru
innych aurorów kłucących się z... Ronem.
- Co tu się dzieje? - zapytał
podchodząc do grupy ludzi.
- Odsuń się, Potter - zagrzmiał Moody i
wyciągnął różdżkę celując nią w Rona.
- Co pan wyprawia?! - krzyknął
Harry i podbiegł do przyjaciela. - Ron! Co tu się
dzieje?!
Chłopak nie odpowiedział. Stał jakby został spetryfikowany,
a potem powoli zaczął wyciągać swoją różdżkę nadal patrząc na
Dumbledore'a. Urwał lewy rękaw swojej szaty ukazując Mroczny Znak.
-
Jestem Śmierciożercą! - wybuchnął nagle. Obrócił się na pięcie,
wypowiedział parę dziwnych słów i machną ręką w kierunku trzech aurorów. Na
chwilę zapadła cisza. Nikt się nie odzywał. W powietrzu unosił się dziwny
odór, a potem Ron rozłorzył ręce. Wszystko zawirowało, aurorzy zostali
rozerwani na strzępy. Moody ryknął z wściekłości.
-
Crucio!
Szkarłatny promień pomknął ku Ronowi, ale ten tylko
powiedział Protego po czym odwrócił się i wybiegł z zamku kierując
się do lasu.
- Zabijcie go! - krzyknął Syriusz.
Wszyscy członkowei
Szwadronu Feniksa wyciągnęłi własne różdżki i pobiegli za Ronem.
-
Zamordujcie tego szmatławca! - wrzasnął Moody za czarodziejami.
Harry
stał sparaliżowany strachem. "Ron? Śmierciożercą?" Ale,
dlaczego?"
- Potter - zabrzmiał mu przy uchu głos aurora. - Idź do
pokoju.
Harry posłusznie wrócił do swojej komnaty i poożył się na łóżku.
Chciał zasnąć. Chciał zapomnieć o tym co się przed chwilą wydarzyło. Miał
nadzieję, że to tylko koszmar. Ale nie, to była prawda. Jego najlepszy
przyjaciel przeszedł na Ciemną Stronę i stał się poplewcznikiem Voldemorta.
Dlaczego to zrobił? Dlaczego?
(ciąg dalszy nastąpi. Ale, czy aby na
pewno?)
**************
Przepraszam, że tak krótko, ale veny
nie mam zupełnie.
Pozdrawiam.
Masz
pisać................!!!!!!!
Witam po baaaaardzo długiej
przerwie.
Nie wiem jak mi wyjdzie ten part więc jeżeli wypadnie źle to
proszę nie bić, ok?
Zapraszam do
lektury.
*****************
Harry jeszcze długo słyszał głosy
członków Szwadronu, którzy szukali Rona po całych terenach przyzamkowych.
Nadal nie mógł się otrząsnąć z szoku, kiedy dowiedział się, że jego
najlepszy przyjaciel jest śmierciożercą. Dopiero około północy głosu
aurorów, magów i czarownic ucichły kiedy cała armia wracała do zamku.
Postanowił porozmawiać z Syriuszem na temat tego co się wydarzyło przed
paroma godzinami. Wciągnął buty na nogi i szybko opóścił swoją komnatę
zmierzając prosto do sali jadalnej. Już chciał wejść kiedy usłyszał
podniesione głosy Dumbledore'a, Moody'ego i Syriusza. Przytknął ucho
do drzwi i przysłuchiwał się wymianie zdań.
- Trzeba go znaleźć i zabić -
rozległ się grobowy głos aurora.
- Nie. Może nie jest śmierciożercą z
własnego wyboru - odrzekł Syriusz, ale jego ton nie był zbyt przekonujący. -
Może został zauroczony.
- Daj spokój Syriuszu! - warknął Moody i
ciągnął dalej - Albusie, daj mi kilku potężnych magów, a znajdę to ścierwo i
zabiję, choć nie lubię tego robić - dokończył ściszonym głosem.
- Dobrze
Alastorze. Weź tych, których zechcesz, tylko nie mów Arturowi i Molly co
zamierzasz zrobić - powiedział dyrektor jak zwykle spokojnym głosem. - A
teraz, jeżeli pozwolicie, udam się do Londynu. Dobranoc.
Harry usłyszał
szuranie krzesła więc szybko schował się w pobliskiej komórce na miotły
pozostawiając jedynie wąską szparę, aby móc dostrzec kiedy droga będzie
wolna. Drzwi od sali rozwarły się i wyszedł z nich Albus Dumbledore, a zaraz
za nim pokuśtykał Moody. Harry poczekał aż kroki mężczyzn ucichnął i dopiero
wtedy opuścił swoją kryjówkę. Zatrzasnął pospiesznie drewnanie drzwiczki i
wszedł do sali jadalnej, w której, za długim stołem, siedział samotnie
Syriusz. Chłopak podszedł do niego i powiedział spokojnie:
- Syriuszu,
czemu nie powiedziaeś Moody'emu, aby dał Ronowi spokój? Przecież nie
wiemy czy nie jest pod wpływem uroku Imperius, prawda?
Minister spojrzał
na niego, a w jego oczach błyskały ogniki desperacji jakich Harry jeszcze u
niego nie widział.
- On zabił trzech aurorów, Harry. Trzech aurorów
jednym zaklęciem. Nie ma innego wyjścia.
- Przecież to także twój
przyjaciel! - powiedział chłopak trochę głośniej.
- Tak, był nim, ale
po tym co zrobił nienawidzę go. Przykro mi, Harry.
- Nie! Lecę go
szukać! Oni nie mogą go zabić!
Odwrócił się i ruszył szybkim
krokiem ku drzwiom, a kiedy minął próg mężczyzna powiedział:
- Harry,
jutro dowie się o tym Aethernus i wtedy Ron na pewno nie przeżyje. Aethernus
nigdy nie pozostawił kogoś przy życiu jeżeli kazano mu kogoś zabić. Nie
możesz już nic zrobić.
Chłopak stał w progu i myślał o słowach swojego
ojca chrzestnego. Nie wiedział jak ma to skomentować więc ruszył wolnym
krokiem ku swojej komnacie rozmyślając o sposobach wyciągnięca Rona z tego
bagna.
***********
Mam nadzieję, że nie było tak źle.
Jeżeli są błędy to proszę mi je wskazać.
Pozdrawiam.
QUOTE |
przy zamkowych |
QUOTE |
Nadal nie mógł się otrząsnąć z szoku, który nim wstrząsną |
QUOTE |
Dopiero około północy głosu aurorów, magów i czarownic ucichły kiedy cała armia wracała do zamku |
QUOTE |
na temat tego co się wydarzyło |
QUOTE |
opóścił |
QUOTE |
Już chciał wejść kiedy |
QUOTE |
Harry usłyszał szuranie krzesła więc szybko ... |
Bardzo fajny ... szkoda, że taki krótki.
Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się nowy part. Błędów nie będę wypominać, bo
zostały wytknięte w poprzednim poście. Pozdrawiam.
hmm.. daawno na tym forum nie bylam, a
widze ze ominal mnie tylko jeden part.. Merkury dlaczego nie piszesz??? Masz
pisac!!!
I wez mnie zaczep na gg, bo listy nie mam a
potrzebuje z Toba pogadac XD
Widzę, że ten fick podupadł. Czy będą
następne party?? Chciałbym, aby były...
Każdy fan tego fick`a by chciał żeby były
następne party. Niestety Merkury dał sobie z nim spokój.
QUOTE (Kiniulka @ 09.06.2004 20:54) |
Każdy fan tego fick`a by chciał żeby były następne party. Niestety Merkury dał sobie z nim spokój. |
Boze, jaka ja brutalna!
^^
Podoba mi sie, chociaz mam wrazenie, ze czasem piszesz po prostu
na sile. Poczekaj, az dol przejdzie - zacznij pisac znowu z nowym paBerem.
XD
No cóż, pomyślałem, że może wrócę i coś napiszę.
Nie wiem kto z byłych fanów tego ficka jeszcze tu jest, ale może ktoś się znajdzie.
**********
Nastał świt. Na trawie jak zwykle błyszczały niewielkie kropelki rosy. Liście poruszały się lekko w słąbym wietrze, a Harry leżał na łóżku i wciąż rozmyślał. Nie wiedział co może zrobić dla swojego przyjaciela, ale czy on wciąż nim jest skoro stanął po stronie Voldemorta? Czy można go nazwać przyjacielem skoro zabył trzech bardzo dobrych aurorów jednym zaklęciem? Może jednak dobrze, że zostanie zabity... Jednak trudno było mu się z tym pogodzić. Wstał z łóżka i podszedł do okno - widać z niego było portal prowadzący na błonia. Po kilku dłuższych chwilach wyszedł z niego Aethernus - trudno było nie poznać tych białych włosów, nawet z takiej odległości - spieszący w kierunku bramy. Chłopiec odszedł od okna i ruszył w kierunku drzwi, już miał je otworzyć kiedy same się otwarły ukazująć wysoką postać Albusa Dumbledore'a.
- Witaj Harry - powiedział jak zwykle spokojnie i z uśmiechem, który mimo wszystko był nieco bledszy niż zazwyczaj. - Chciałbym, abyś poszedł ze mną do Komnaty Jadalnej, jest tam już Alastor, Syriusz i Aethernus.
- Dobrze panie profesorze - odrzekł sztywno i dał się wyprowadzić z komnaty.
Kiedy szli korytarzem czuł jakby niepasował do tego miejsca, jakby był kimś obcym w tym świecie, pełnych kłamstw i oszustów. Każdy element zamku wydawał się być za jakąś kurtyną mgły; niewyraźny, lekko przyciemniony. Weszli do sali.
Poza osobami wymienionymi przez Dumbledore'a było tu również około stu innych magów oraz około dwustu aurorów, wszyscy pogrążeni byli w rozmowie, ale natychmiast zamarli, gdy tylko wrota się otworzyły. Dyrektor wskazał Harry'emu miejsce obok Syriusza, a sam usiadł przy końcu stołu.
- Panowie - zaczął - spotkaliśmy się tutaj, aby naradzić się w sprawie niezywkle ważnej oraz niebezpiecznej. Jeden z nas, Ronald Weasley, jest poplecznikiem Lorda Voldemorta. Niewiadomo od jak dawna dla niego pracuje, jednak pozostaje faktem, że teraz jest naszym wrogiem. Wczoraj z Alastorem Moddy'm oraz z Ministrem dyskutowaliśmy na ten temat i podjęliśmy pewną decyzję jednak chciałbym się zapoznać z waszym zdaniem - usiadł, złożył dłonie i zaczął się przypatrywać wszytkim po kolei. Nagle głos zabrała jeden z niewielu zakapturzonych czarodzieji.
- Uważam, że powinniśmy go złapać i sprawdzić czy nie jest pod wpływem klątwy Imperiusa.
- Ależ Sigonie, on zabił trzech aurorów jednym zaklęciem - odpowiedział natychmiast Kingsley.
- Jednak trzeba się upewnić czy zrobił to z własnej woli.
- Co tu jest to sprawdzania i udowadniania - zagrmiał Moddy - trzeba gówniarza zabić i będzie po kłopocie.
- Alastorze, prosze... Niech inni się wypowiedzą - przerwał mu Albus zachęcając gestem innych do kontynuowania dyskusji.
Przez kilkanaście minut wszyscy wymieniali się opiniami na te temat, aż w końcu powstał Aethernus i powiedział:
- Uważam, mimo wszystko, że powinniśmy go natychmiast uśmiercić. Wiem, że jest on przyjacielem wielu z nas, ale teraz stał się wrogiem, potężnym wrogiem, jako, że sam go uczyłem. Takie jest moje zdanie i proponowałbym, abyście panowie jak najszybciej podjęli decyzje w tej kwestii jako, że czas działa na naszą niekorzyść.
Usiadł i obrzucił wszystkich stalowym spojrzeniem. Odyło się głosowanie i... za uśmierceniem było prawie sto procent. Dumbledore szepnął coś do Aethernusa i Moddy'ego po czym wstał i ogłosił koniec zebrania. Wszyscy czarodzieje powoli zaczęli opuszczać salę, tylko Harry pozostał na swoim miejscu nawet nie podnosząc głowy. Poczuł, że ktoś stoi obok niego, odwrócił głowę i zerknął w góre - to był Syriusz.
- Przykro mi Harry, ale nie można było zrobić tego inaczej.
- Można było - warknął Harry i spowrotem zaczął przypatrywać się swoim dłoniom.
- Zrozum Harry, on jest wrogiem, a że przebywał wśród nas jest jeszcze groźniejszy. Musze go zabić, imo faktu, że nie chcę - rzekł cicho Aethernus siadająć obok Syriusza.
- Odwal się... Wiem, że uwielbiasz zabijąć! Dziwie się, że nie jesteś po stronie Voldemorta! Pasowałbyś do Malfoy'a i całej reszty tych popaprańców - krzyknął Harry i energiczne wstał przewracając krzesło.
Na chwilę twarz młodzieńca skamieniała, palce prawej dłoni zacisnęły się, po czym powoli rozluźniły, a na jego twarzy ponownie zagościł lekki usmiech.
- Może i bym pasował, ale zauważ, że ja zabijam tylko tych złych, a nie niewinnych mugoli czy też zwykłych czarodzieji i czarodziejki. Skoro tego nie rozumiesz nie mamy o czym rozmawiać - dodał, podniósł się i szybkim krokiem opuścił salę.
Syriusz dodał po cichu - Nie było innego wyjścia, Harry - po czym sam wyszedł pozostawiając chrześniaka z mętlikiem w głowie i łzami cisnącymi się do oczu.
**********
Ech, nie wiem jak wypadło. Mam nadzieję, że ktoś to skomentuje.
Jeśli nie jest tragicznie to może zaczę ten topic kończyć, a jak nie to... nie.
Pozdrawiam.
fick jest fajny. O błedach nie mówie bo niezwracam na to uwagi. napoczatku zraził mnie troche ten eliksir wskrezszajacy czy cos takiego, puki go niebyło to wszystko mialo jakis sens a takto zabija cie to cie ktos ozywi ty kogos zabijesz to on i tak moze zmartwychstac sobie, zklecia niewybaczalne sa juz legalne,kazdy robi co chce to takie troche dziwne. ale ogólnie fick niezł i fabuła ciekawa.
Edit:
Syriusz ministrem magii to raczej troche dziwne według mnie. Akcja dzieje sie bardzo szybko czasami nie jest to zaznaczone nawet ze opisujesz juz cos innego i jak sie opusci ze 2 linijki to całkiem co innego sie wydarza
Takie to jest troche dziwne. Rona mają zabić, a przecież jest ten eliksir, więc jaki sens ma zabójstwo jak można go ożywić i znowu zabić i znowu......
Fick jest fajny i przyjemnie się czyta. Błedów nie widze. Czekam na następną część.
na pokrzepienie. Narazi bez procentów
Spokojnie.
Już wszystko przemyślałem - a miałem na to ponad rok w końcu - i wiem co zrobić, aby trochę naprawić ten fick.
Jak tylko znajdę kilka wolnych chwil to skrobne nowy part.
Szczerze mówiąc nie podoba mi się w ogóle ten ff. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Raz ominąłem bodaj jedną linijkę i od razu się połapałem, bo akcja traktowała całkowicie o czym innym. Same dialogi, żadnych opisów (mówisz, że Ron wszedł do gabinetu i nie opisujesz jaki on jest - to jest przykład). Ale skoro ff ma swoich fanów to pisz go dalej. Tym bardziej, że ostatnio jakby dajesz więcej opisów. Przydałoby się, żaby jakiś dobry forumowy pisarz (Anulcia, Kkate) pisała z tobą, albo pomagała ci pisać, a wtedy byłoby dobrze. Bóg zapłać.
Me psypełzło żeby rozkazać Ci pisać!
mówiłam, że się wypowiem
pomijając temat ficka
który bardziej lub mniej może odpowiadać
zajmę się moim ogólnym wrażeniem
świetne porównania stosujesz.
'kurtyna mgły' bardzo obrazowo wprowadza
w magiczny charakter opwowieści.
to tylko przykład
jakieś drobne literówki
rozpraszające troszku
bo zamiast myśleć co zaraz zrobi Dumbledore
zastanawiam sie jaki głębszy sens jest
w pisaniu literki 'ą' w słowie 'słaby'
taki los czepialskich
i ich ofiar
^^
Merkury..... a więc jeszcze piszesz. Cuż za niespodzianka. To dobrze, pisz, pisz, w końcu wszyscy tak kochają twój ff. A składnią i gramatyką się nie przejmuj. To nie jest najważniejsze. No, powodzenia. Może nawet przeczytam to, co tam stworzyłeś...
To pierwszy fick Twojego autorstwa, jaki przeczytałam. Spodobał mi się, ale dlaczego części takie krótkie . Tak, wiem, to pytanie retoryczne. Podziwam, ze masz chęć pisania i gratuluję świetnego opowiadania .
Ziombel bombel no nie mogę wróciłeś hihi :D ale fajnie Super że znowu nabrałeś ochoty na pisanie kurcze skrobnij cosik nowego pozdrówa dla Ciebie Merkury
Pisz, pisz ludzie czekają (Ależ ja nie popędzam
Ta, czekają, czekają, a ja go będę popędzał xD
Wiem, że mogłabym teraz powiedzieć, że archeologią zajmujemy się trzy piętra niżej, i że według obowiązującej na tym forum etykiety nie odkopujemy tematów, które mają rok czasu, ale wiem, że zaraz wpadnie tu jakiś mod i zrobi to dużo bardziej fachowo ode mnie.
w myśl regulaminu (tak, tak, jest tu coś takiego) zamykam i przenoszę do LW. Natomiast nie polecam regularnego odkopywania tematów, Mev, za to bywają tu sankcje.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)