Dawno nas tu nie było i dopiero teraz
dajemy nasze ff. Najpierw damy to, co juz było na tamtym forum, a potem nowe
części.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Biały dom
Wszyscy na ulicy Redbeans wiedzieli, że nikt
nie kupi starego domu spod numeru jedenastego. Dom był w opłakanym stanie.
Miał powybijane okna. Ogródek przypominał dżunglę. Metrowa trawa i winorośl
zasłaniały cały ganek.
Jednak pewnego dnia stała się rzecz wręcz dziwna,
ktoś kupił ten dom. Było to młode małżeństwo.
Nazajutrz każdy, kto
przechodził obok domu, nie wierzył własnym oczom. Stał tam taki sam dom
tylko, że wyglądał jakby dopiero co go postawiono. Wokoło czuć było świeżą
farbę. Żywopłot i trawa były elegancko przystrzyżone. Winorośl, oplatająca
ganek, nie była już taka gęsta. Dom był parterowy, miał jednak jeszcze
strych i małą wieżyczkę w swojej lewej części. Przy chodniku stała skrzynka
na listy. Z boku, nie wiadomo po co, wystawał długi drążek. Na białej
skrzynce napisana była ulica i numer domu oraz nazwisko nowego
właściciela.
C.H. Potter
Redbeans 11
Middlewich
Z domu
na ganek wyszedł mężczyzna. Był średniego wzrostu. Miał kruczoczarne włosy,
jasnozielone oczy, a na nosie okulary. Zszedł po schodkach na kamienną
ścieżkę, prowadzącą do furtki. Kiedy do niej doszedł, zajrzał do skrzynki.
Był w niej list i gazeta "Prorok Codzienny". W tej chwili zauważył
on kierującą się w jego stronę parę.
- Witaj Harry! -
przywitali się z nim Lucy i Alan.
- Hej!
- Jednak udało się
doprowadzić tę ruinę do stanu używalności?
- Nie gadaj Lucy, to jest
naprawdę ładny dom - powiedział Harry.
- Harry, nie uważasz, że
trochę za szybko przeprowadziłeś remont? No wiesz, mugole - powiedział
Alan.
Alan i Lucy Simmsonowie byli małżeństwem z naprzeciwka. Wprowadzili
się na Redbeans trochę wcześniej od Potterów.
- Wiem Alan, Cho
mówiła mi to samo. Ale dom mi się tak spodobał, że nie mogłem się
powstrzymać. Zapraszam was do środka.
Wszyscy troje weszli do domu przez
białe drzwi frontowe.
Simmsonom bardzo podobał się dom. Parterowy
dom Potterów był nieduży. Miał jednak zagospodarowany strych. Na dole
mieściła się kuchnia, pełna przeróżnych półek i małych szafek. W większości
stały na nich szklane buteleczki, słoiki, wazoniki, w których mieściły się
najpotrzebniejsze składniki do przyrządzania eliksirów oraz suszone zioła i
wszelakie rośliny. Poza tym mieściły się tu: okrągły, drewniany stół,
krzesła i inne sprzęty kuchenne. Obok kuchni była łazienka. Naprzeciwko
łazienki znajdował się salon z kominkiem, a dalej sypialnia Harry'ego i
jego żony.
- Harry, a co będzie na strychu? - zapytała się Lucy.
-
Jeszcze nie wiem - odpowiedział Harry.
- Jak to nie wiesz? Pokój dla
dziecka - powiedziała kobieta wchodząca do pokoju.
Była to Cho - żona
Harry'ego. Cho była niską kobietą o jasnej cerze, ciemnych włosach i
niespotykanej urodzie. Miała lekko skośne oczy brązowego koloru, w tej
chwili zwrócone w stronę męża.
- Dla dziecka? - zapytała chórem cała
trójka.
- Tak, Harry. Będziesz tatusiem.
Harry patrzył na żonę z
niedowierzaniem.
- Ta ... tusiem? - wykrztusił te słowa z wielkim
trudem.
Ale już po chwili ściskał żonę i cieszył się, że jego rodzina
wkrótce się powiększy.
Harry od razu napisał długi list do swoich
starych, dobrych przyjaciół ze szkoły - Rona i Hermiony Weasleyów,
małżeństwa. Pobrali się trzy lata wcześniej od Harry'ego i Cho. Mieli
już małego synka Jimmiego Chłopiec miał, podobnie jak jego tata, rude włosy.
Patrzył na świat niebieskimi oczkami. A poza tym był to mały, ruchliwy
brzdąc.
List zawierał wiadomość o nowym domu i o tym, jak Harry
dowiedział się, że zostanie tatusiem. Zaklejając kopertę i wchodząc na
strych, Harry o mało co nie przewrócił się. Wyglądał jakby zaraz miał skakać
i krzyczeć "Będę tatą, będę tatą". Gdy był na strychu, podszedł do
wąskich kręconych schodków. Wszedł po nich do domowej sowiarni. W sowiarni
na drążku siedziała śnieżnobiała sowa. Była to sowa Harry'ego, którą
dostał na jedenaste urodziny.
- No Hedwigo, przelecisz się trochę,
bo przyrośniesz do tego drążka - powiedział Harry do białej sowy, która
podniosła głowę spod skrzydła.
Sowa wzięła kopertę w dziobek i wyleciała
przez otwarte okno sowiarni.
Następnego dnia w skrzynce był
"Prorok codzienny" i jakaś ulotka. Chwilę później na drążku przy
skrzynce usiadła Hedwiga, a w dziobie trzymała kopertę, na której było
wypisane wielkimi literami:
C.H. Potter
Redbeans
11
Middlewich
Był to list z gratulacjami od Rona i
Hermiony:
Harry, Cho! Gratulacje!
To wspaniałe być
rodzicem!
Wiem, co mówię! Ma się w końcu doświadczenie w tych
sprawach.
Dalej Harry rozpoznał pismo Hermiony:
Harry! Mam
nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, abyśmy wpadli do was w przyszłym
tygodniu? Dołączam się do gratulacji Rona. Muszę kończyć, bo Jimmy rozlał
atrament na mój nowy obrus. Ach te dzieci! Zresztą sam zobaczysz. Masz
kleksa z pozdrowieniami od Jimmy'iego.
Do zobaczenia w przyszłym
tygodniu.
Hermiona, Ron i Jimmy.
Przez cały następny tydzień
skrzynka na listy pękała w szwach od listów i kartek z gratulacjami od:
Hagrida, państwa Weasleyów, rodziców Cho, Freda i George'a, Syriusza,
Nevilla, Ginny, Lupina, Dumbledora, McGonagall, Billa, Charliego,
Percy'iego i jego rodziny oraz innych przyjaciół ze szkoły. Harry i Cho
nie nadążali z wysyłaniem odpowiedzi, a Hedwiga była padnięta i ledwo
żywa.
W następnym tygodniu, w czwartek po południu do domu
Potterów przybyli Ron i Hermiona z małym Jimmy'im. Ron zadręczał
Harry'ego radami na temat wychowywania dzieci, a Cho razem z Hermioną
zastanawiały się, jak urządzić pokój dziecka. A pokój musiał być wyjątkowy.
Po obmyśleniu wyglądu pomieszczenia, rozpoczęły się prace nad jego
urządzaniem. Malowano ściany, wstawiano mebelki. Nie wiadomo było, czy
będzie to dziewczynka czy chłopiec, więc Cho powstrzymywała się z kupnem
niektórych rzeczy aż do narodzin dziecka.
Kiedy już urządzono pokój
zaczęto zastanawiać się nad imieniem dziecka. Ron z Harrym wybierali imię
dla chłopca, natomiast Cho z Hermioną imiona dla dziewczynki.
- A co
powiecie na Kathleen? - pytała się Hermiona
- Nieee... Może lepiej
nadamy jej imię po twojej matce, Harry? Lily to bardzo ładne imię - mówiła
Cho.
- Lily? - Harry podniósł głowę i wpatrywał się w sufit coś
szepcąc pod nosem - Już wiem! Emily! - krzyknął Harry.
- A
jeśli będzie chłopiec? - zapytał się Ron.
- Będzie mieć na imię... Billy
- wtrąciła się Hermiona
- No dobrze. Więc dziewczynka będzie mieć na
imię Emily, a chłopiec Billy - podsumowała Cho.
Głuchą ciszę, która
zapadła na chwilę zakłócić Jimmy, który zrzucił doniczkę z parapetu okna.
Gdy całą czwórka dorosłych odwróciła się w jego stronę, chłopczyk z niewinną
miną walnął wyrwanym kwiatkiem w ścianę, rozrzucając naokoło ziemię. Widząc
zdziwione miny dorosłych, uśmiechnął się dumny ze swojego dzieła.
- To
jego szósty - powiedziała Hermiona, patrząc na synka trzymającego w rączce
czerwone listki.
Ron odkładając filiżankę z herbatą na stół, powiedział
obojętnym tonem:
- Będzie obrońcą.
ROZDZIAŁ DRUGI
Jedenaste
urodziny
Od tego czasu minęło ponad jedenaście lat. Na
Redbeans wyrosło parę nowych domów. Małe drzewka koło domu Potterów nie były
już małe. Zupełnie jak dziecko Harry'ego i Cho.
***
Pokój na strychu bardzo się zmienił. Nie było już w nim małych, zielonych
mebelków. Stały tam teraz dębowe meble. Białe ściany oblepione były
plakatami drużyn quidditcha oraz zdjęciami najnowszych modeli mioteł. Na
biurku, stojącym pod oknem, leżały książki i albumy pełne zdjęć
najsłynniejszych drużyn oraz katalogi ze sprzętem do quidditcha. Na pierwszy
rzut oka można byłoby pomyśleć, że Harry i Cho mają syna, ale tak nie było.
Na łóżku przy ścianie leżała dziewczyna. Miała sięgające do ramion blond
włosy i zielone oczy, które wpatrzone były w kalendarz wiszący na
ścianie.
- To dziś - powiedziała do siebie szeptem dziewczyna.
Tak
jak zaplanowali rodzice, dziewczyna miała na imię Emily. Jednak najczęściej
nazywano ją po prostu Emmy.
- Emmy! - zawołała Cho, stojąca na
schodach. - Wstawaj, pomożesz mi!
Emmy zwaliła pościel na podłogę i
zaczęła skakać po łóżku w swojej niebieskiej pidżamie.
- Emmy,
przestań! Ubieraj się i schodź do kuchni, jak chcesz mieć ten
tort.
Dziewczyna obchodziła dziś jedenaste urodziny.
Odkąd sięgała
pamięcią, rodzice zawsze uświadamiali ją, kim tak naprawdę jest. Bo Emmy nie
była zwykłą dziewczyną, podobnie jak jej rodzice, którzy byli
najprawdziwszymi czarodziejami.
Emmy zeskoczyła z łóżka i podskakując
doskoczyła do łazienki, nucąc coś pod nosem. Łazienka była cała różowa,
zaczynając od płytek a kończąc na ręcznikach. Dziewczyna wiedziała o
wystroju łazienki tylko tyle, że był kaprysem podczas ciąży jej mamy.
-
To dziś, to dziś - śpiewała do szczoteczki, jakby była ona
mikrofonem.
Emmy umyła zęby i wyszła z łazienki. Ubrała się i skoczyła na
obrotowe krzesło. Kręcąc się, znowu krzyczała:
- To dziś, to już
dziś!
Po kilku obrotach zeszła z krzesła i głośno tupiąc, zbiegła po
schodach na dół do kuchni. Jednak nie było w niej mamy.
- Mamo!
Gdzie jesteś?! - krzyknęła.
- W szklarni, kochanie - odpowiedziała
Cho.
Emmy wybiegła z domu przez otwarte kuchenne drzwi.
W ogródku
prócz szklarni, znajdowało się małe oczko wodne, w którym pływały złote
rybki, a trochę dalej stała duża huśtawka. Dziewczyna weszła do
szklarni.
- Mamo, po co ci te wszystkie... rośliny?
- Emmy to nie
są chwasty. Wiem, że to miałaś na myśli. Zresztą niedługo i ty będziesz
musiała umieć je hodować.
- A skąd wiesz, że dostanę list?
- A
stąd, że wystarczy spojrzeć na twoją głowę.
Włosy Emmy nie zawsze były
kolory blond. Mając dwa i pół roku, dziewczynka zobaczyła jak tata za pomocą
różdżki sprawia, że łyżeczka sama miesza herbatę. Widząc, co potrafi ten
kawałek drewna, zapragnęła zrobić to samo. Chwilę później trzymała w
rączkach różdżkę taty. Gwałtownie nią machając, wypowiedziała dla nikogo nie
zrozumiałe słowa w stylu "gaga, gugu". I wtedy stało się coś, co
do tej pory jej rodzice nie mogą zrozumieć. Jej ciemne włoski zrobiły się
jasne. Od tamtej chwili Harry i Cho wiedzieli, że ich dziecko odziedziczyło
po nich magiczne zdolności i z niecierpliwością czekali na chwilę, kiedy
otrzyma ono list z Hogwartu - szkoły dla czarodziejów.
Nauka w Hogwarcie
zaczynała się w wieku jedenastu lat, a kończyła siedem lat później. To tu
poznali się rodzice Emmy. Oboje grali w quidditcha, sport czarodziejów.
Jest to skrzyżowanie koszykówki, futbolu i rugby. Gra odbywa się na
miotłach. Gra się czterema piłkami: kaflem, złotym zniczem i dwoma
tłuczkami. Kafel jest jasnoczerwoną kulą wielkości piłki do kosza. Właśnie
nią strzelali gole ścigający, których w drużynie było trzech. Mają oni za
zadanie przerzucić kafla przez jedną z trzech obręczy przeciwnika, za co
drużyna dostaje dziesięć punktów. Tłuczki to niewielkie, czarne i lśniące
kule, które próbują zrzucić zawodnika z miotły. Dwóch pałkarzy odbija
tłuczki podobną do kija baseballowego pałką tak, aby nie zrzuciły one
zawodników z ich drużyny. Obręczy broni obrońca tak, aby kafel się w nich
nie znalazł. W drużynie jest tylko jeden obrońca. Najważniejszą piłką w
całej grze jest złoty znicz - wielkości orzecha włoskiego, złota kulka z
małymi, srebrnymi skrzydełkami, bardzo szybka i trudna do złapania. W
poszukiwaniu znicza lata po boisku szukający. W momencie złapania znicza
kończy się gra, a szukający który go złapał zyskuje dla swojej drużyny sto
pięćdziesiąt punktów. Słynnym szukającym jednego z czterech domów Hogwartu,
Gryffindoru, był Harry Potter. Mama Emmy, Cho, także była szukającą, ale
Ravenclavu.
Emmy właśnie po rodzicach odziedziczyła pasję do quidditcha.
Uwielbiała oglądać mecze, dlatego też dwa lata temu tata zabrał ją na
mistrzostwa świata. Przywiozła stamtąd mnóstwo pamiątek, które rozwiesiła po
całym pokoju. Czasami latała na starej miotle taty - Błyskawicy.
Kiedy
Cho podlała wszystkie swoje rośliny, razem z Emmy udały się do kuchni. Tam
rozpoczęły przygotowania do przyjęcia urodzinowego. Kiedy skończyły robić
wspaniały tort, do kuchni wszedł Harry, który właśnie wrócił z pracy. Harry
był trenerem jednej z drużyn quidditcha. Kiedyś sam grał i przyczynił się do
zwycięstwa reprezentacji Anglii w mistrzostwach świata. W jednej ręce Harry
trzymał "Proroka Codziennego", a w drugiej, uniesionej nad głową,
pożółkłą kopertą, na której wypisano zielonym atramentem:
Panna E.
Potter
Redbeans 11
Middlewich
- Mamo, mogę polatać na
mio-tle?
- Nie Emmy, nie możesz. Wiesz ile jest roboty, a zresztą za
dużo mugoli.
Ale Emmy nie słuchała mamy, która była odwrócona i nie
widziała tego, co tata trzymał w jednej ze swoich rąk. Jabłko, które
trzymała w ręku, spadło jej na podłogę. Podbiegła do taty, złapała list i
wybiegła z kuchni do ogrodu. Usiadła na białej huśtawce i szybko rozerwała
pożółkłą kopertę. Treść listu była jej po części znana. Często czytała list
taty, który zachował go w swoim albumie rodzinnym. Treść listu była
taka:
Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor: Albus Dumbledore (Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki
Czar., Gł. Mag, Najwyższy Szycha, Międzynarodowa Konfed.
Czarodziejów.
Szanowna Panno Potter!
Mamy przyjemność
poinformowania Cię, że zostałaś przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny
rozpoczyna się pierwszego września. Oczekujemy Twojej sowy nie później niż
31 lipca.
Z wyrazami szacunku
Hermiona Weasley
Zastępca
Dyrektora
Emmy rozłożyła drugi arkusz papieru i czytała
dalej:
Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy
komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą tiarę dzienną
(czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo
podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki
srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w
naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po
jednym egzemplarzu następujących dzieł:
"Standardowa księga zaklęć
(I stopień)" Mirandy Goshark
"Od pierwszego zaklęcia do
współczesnych czasów - historia magii"
Harriet Strickett
"Teoria magii" Adalberta
Waffinga
"Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika
Switcha albo ulepszona wersja Hermiony Weasley
"Tysiąc magicznych
ziół i grzybów (nowe wydanie)" Phyllidy Spore
"Magiczne wzory i
napoje" Arseniusa Jiggera
"Jak obronić się przed złymi mocami i
nie popsuć sobie fryzury"
Morgan Delura
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1
kociołek
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1
miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO
jednego kota ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE
STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH
MIOTEŁ.
Emmy włożyła list z powrotem do koperty i powiedziała do
siebie:
- Idę do Hogwartu.
W tej chwili do ogródka weszła jakaś
dziewczyna o brązowych włosach, sięgających do brody. W ręku trzymała taką
samą kopertę, co Emmy. Była to Kitty Simmson, córka Lucy i Alana z
naprzeciwka oraz najlepsza przyjaciółka Emmy. Także miała jedenaście
lat.
- Emmy! Dostałam, dostałam! - krzyczała Kitty,
podsuwając jej pod sam nos żółtawą kopertę.
Emmy siedziała jak wryta na
huśtawce.
- Emmy, Emmy! - mówiła Kitty, machając Emmy przed oczami
ręką - Emmy to prawda, idziemy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Wyobraź
sobie Hogwart.
- Wiem - powiedziała Emmy i zeskoczyła z
huśtawki.
Obydwie dziewczyny zaczęły tańczyć w kółku, trzymając się za
ręce.
- Idziemy do Hogwartu, idziemy do Hogwartu! - śpiewały
obydwie.
- Czyżby impreza się już zaczęła? - powiedział rudowłosy
chłopak stojący przy szklarni.
Był to James Weasley, który nie był już
małym brzdącem, zrzucającym kwiaty z parapetu.
- Jimmy - krzyknęła
Emmy, rzucając się na niego.
- Emmy! Zejdź ze mnie!-
krzyknął.
- O, przepraszam - powiedziała Emmy, pomagając wstać
Jimmy'iemu - A co tak wcześnie?
- Bo ta... Bo tak mi się
chciało.
Emmy popatrzyła na niego podejrzliwie.
- To ja już pójdę -
powiedziała Kitty.
W drzwiach do kuchni, Emmy minęła się z Ronem i
Hermioną.
- Ciocia, wujek, super że jesteście.
Chwilę później w
ogródku zrobiło się trochę tłoczno. Emmy znowu podejrzliwie patrzyła na
wszystkich. Wujkowie Emmy, George i Fred, których nigdy nie odróżniała,
ponieważ byli bliźniakami, za pomocą różdżek przestawiali stoły i krzesła,
znakomicie się przy tym bawiąc. Harry przyniósł talerze, na których Cho
kładła różne przysmaki. Na środku największego stołu stał tort czekoladowy z
różowym napisem, który dość trudno było odczytać, ponieważ była to robota
Emmy. W ogródku stały jeszcze dwa stoły, przy jednym siedzieli dorośli:
Harry, Cho, wujkowie Fred i George, Ron, Hagrid, ciocia Hermiona oraz
Simmsonowie. Przy drugim, mniejszym, siedzieli: Emmy, Kitty oraz Jimmy. Po
zdmuchnięciu świeczek przez Emmy, a raczej pierwszej warstwy tortu przez
wujka Hagrida, Cho pokroiła ciasto. Wujek Hagrid był gajowym w Hogwarcie
oraz nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. Gdy wszyscy zjedli po
kawałku tortu, Harry wstał i powiedział:
- Uwaga! Proszę o
ciszę! - i wszyscy przerwali rozmowy - Dziś moja córka obchodzi
jedenaste urodziny. Z tej okazji chcę wznieść toast - Harry podniósł puchar
i upił trochę z niego (pyszną lemoniadę) - A teraz Emmy czas na
PREZENTY! - wykrzykując słowo "prezenty", machnął różdżką, a
przed Emmy pojawił się stosik kolorowych pudeł i pudełeczek z
różnokolorowymi kokardami.
Z jednej z nich dochodziło dziwne stukanie.
Emmy podeszła i zaczęła zrywać zielony papier z pierwszego prezentu. W
środku była srebrna klatka, ale nie pusta. Wewnątrz niej siedziała młoda
sówka. Była bardzo mała, lecz ruchliwa, wpatrywała się w Emmy żółtymi
oczami, a na szyi, z pomiędzy brązowo - czarnych piórek, wystawała jej
czerwono - złota kokarda. W kopercie, przyczepionej do klatki, była kartka z
treścią:
Dla Emmy, najlepszej przyjaciółki:
James, ciocia i
wujek.
- O! Dzięki Jimmy, jest słodka - podziękowała Emmy,
otwierając klatkę z sową.
- To pójdźka, najmniejsza w Wielkiej Brytanii
- powiedział Jimmy, gdy sowa wyleciała z klatki i poleciała nad jego
głową.
Sówka siedziała na ramieniu Emmy. Emmy postawiła sowę na stole,
przy swoim talerzu i zaczęła zrywać czerwony papier z podejrzanie długiej
paczki. Przeczytała najpierw kartkę przy niebieskiej kokardzie:
Od
rodziców, z pomocą wujka Rona.
Liścik nie podpowiedział Emmy zbytnio
o zawartości pudełka, więc szybko je otworzyła. Nie mogła uwierzyć w to, co
zobaczyła. A zobaczyła najnowszy model miotły Sky Turbo.
- Prosto z
pasa produkcyjnego - powiedział wujek Ron, który ma sklep ze sprzętem do
quidditcha.
Wujkowie Fred i George mieli otwarte usta z wrażenia, kiedyś
byli przecież pałkarzami w szkolnej drużynie Gryfonów. Jimmy, który był
obrońcą w szkolnej drużynie Gryffindoru, tak jak przepowiedział Ron, gdy
mały chłopczyk zwalił z parapetu mnóstwo filodendronów i niedośpianów
ognistych oraz innych roślin o czerwonych kwiatach lub liściach, patrzył na
miotłę blady jak duchy w Hogwarcie. Za to ciocia Hermiona, która jest
nauczycielką transmutacji w Hogwarcie, nie była zbytnio zachwycona tym
prezentem. Emmy dobrze wiedziała, że pierwszorocznym nie wolno mieć
mioteł.
- Emmy, no i jak- podoba ci się? - spytał się Harry.
Ale
dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła tylko tępo na miotłę, dalej nie
wierząc w to, co widzi. Gdy Emmy i Jimmy otrząsnęli się z szoku, dziewczyna
otworzyła resztę prezentów. W paczkach były słodycze i przeróżne zabawki do
robienia psikusów ze sklepu wujków Freda i Georga oraz książka od cioci
Hermiony - wydanie specjalne do transmutacji z dodatkowymi notatkami i
radami, związanymi z tym przedmiotem. Od wujka Hagrida dostała "Zestaw
dla młodego hodowcy sów".
- Jimmy mi pomógł wybrać - powiedział
mężczyzna.
Hagrid był półolbrzymem, miał ponad dwa metry wzrostu. Jego
mama była olbrzymką, a ojciec czarodziejem.
Kitty podarowała jej dziwne
pudełko, które okazało się być zaczarowanym etui na okulary. Emmy nosiła
okulary od małego. Po otwarciu wszystkich prezentów goście usiedli z
powrotem przy stołach.
- Harry, mam nadzieję, że nie pozwolisz Emmy
zabrać miotły do Hogwartu - powiedziała Hermiona.
- Myślałem, że zjawi
się Dumbledore i Percy z rodziną. Dobrze, że wyczyściłem kominek - mówił
Harry do Hagrida, odwracając się w stronę Hermiony. - Co mówiłaś
Hermiono?
- Mówiłam, że mam nadzieję iż nie pozwolisz Emmy wziąć miotły
do szkoły - powtórzyła.
- Ależ oczywiście - powiedział Harry niezbyt
przekonująco.
Przy stole młodszych także toczyły się rozmowy:
-
Kitty, jak działa to pudełko? - zapytała Emmy.
- Zdejmij okulary, to
ci pokażę. - powiedziała Kitty.
Otworzyła pudełko i już miała włożyć
okulary, gdy sowa Emmy wskoczyła do niego i zamknęła się z cichym
klapnięciem. Emmy wstała szybko i uwolniła sowę, stawiając ją z powrotem na
stole.
- A tak w ogóle to jak ją nazwiesz, Emmy? - spytał się
Jimmy.
- Jeszcze nie wiem, coś się wymyśli - odpowiedziała.
Emmy
zrozumiała już działanie pudełka, gdy Kitty rzuciła okulary przed
siebie.
- Kitty! Co ty robisz?! - krzyknęła Emmy, rzucając się
za swoimi okularami w czarnych, drucianych oprawkach owalnego kształtu.
Jednak, gdy już miała je złapać, pudełko otworzyło się, uniosło w
powietrzu, złapało okulary i zamknęło je wewnątrz siebie, a potem wróciło na
swoje miejsce. Emmy wstała, otrzepała się i powiedziała do kwiczących
przyjaciół:
- Mogłaś mi powiedzieć.
Wtedy Jimmy
powiedział:
- Jesteś szybka, byłabyś dobrym szukającą.
- Wiem
- powiedziała, siadając z powrotem przy stole. - Mam zamiar nią
zostać.
Jimmy spojrzał na nią dziwnie swoimi niebieskimi oczami. Ale ona
tego nie zauważyła, bo wpatrywała się w swoją sowę, która wydłubywała pestki
z kawałka arbuza na talerzu chłopca.
- Wiem, jak będzie miała na
imię! - krzyknęła.
- Jak? - powiedzieli chórkiem Kitty i
Jimmy.
- Pestka.
Mała sowa wyczuła, że mówi się na jej
temat, bo zaczęła podskakiwać, przy okazji wpadając w budyń waniliowy.
Wieczorem, kiedy Emmy z rodzicami odprowadzali gości do kominka, gdzie za
pomocą Proszka Fiuu dostawali się do swoich domów, Jimmy powiedział:
-
Emmy, Kitty. Do zobaczenia na King's Cross.
Emmy długo nie mogła
zasnąć tej nocy. Trzy razy wysuwała pudełko spod łóżka i oglądała
miotłę.
- Za sześć tygodni Hogwart - powiedziała do siebie i
zasnęła.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ostatnie dni wakacji
Dwa tygodnie
przed rozpoczęciem roku szkolnego, Emmy razem z tatą i Kitty wybrali się na
zakupy na ulicę Pokątną. To nie był jej pierwszy pobyt na ulicy Pokątnej.
Ale ten był inny niż wszystkie. Emmy odwiedziła sklepy, w których jeszcze
nigdy nie była. W sklepie Madam Malkin kupiła sobie szkolne szaty. Następnie
w księgarni zakupiła wszystkie podręczniki. Kupiła też kociołek, wagę i
teleskop. W aptece zamówiła podstawowe składniki eliksirów. Kiedy Emmy,
razem z tatą i Kitt,y przekroczyła próg sklepu z różdżkami pana Ollivandera,
gdzieś w głębi małego pomieszczenia zabrzmiał dzwoneczek. Z pomiędzy półek
wyłonił się sprzedawca.
- Dzień dobry - powiedzieli wszyscy
troje.
- Dzień dobry - odpowiedział staruszek. - Pan Potter, a więc
kolejna różdżka dla Pottera.
Sprzedawca patrząc na Kitty
stwierdził:
- Jesteś bardzo podobna do matki, Emmy.
- Ja
nie jestem Emmy, to jest Emmy - powiedziała Kitty, wskazując na
przyjaciółkę. - Ja jestem Kitty Simmson.
- O, przepraszam! Teraz
widzę podobieństwo. Te oczy... Takie jak u taty.
Mówiąc to, spojrzał na
prawie białe włosy dziewczyny.
- To moja robota, różdżka taty -
powiedziała Emmy do sprzedawcy widząc, że wie o co chodzi.
- No dobrze.
Popatrzmy - powiedział pan Ollivander i wyciągnął z kieszeni długą taśmę ze
srebrną podziałką. - Która ręka ma moc?
- Eee... prawa - odpowiedziała
Emmy.
Pan Ollivander zmierzył jej rękę od ramienia do palca wskazującego,
od nadgarstka do łokcia, następnie odległość od ramienia do podłogi i od
kolana do pachy, a na końcu obwód głowy. Potem pokręcił się przy półkach i
zdjął z nich kilka pudeł.
- Proszę spróbować tej - powiedział. - Wierzba
i pióro feniksa. Siedem cali. Dość giętka. Proszę wziąć i machnąć.
Emmy
wzięła różdżkę i machnęła nią, powodując lawinę spadających pudełek prosto
na głowę taty. Harry, który nie bez powodu zyskał miano jednego z
najszybszych szukających, wykorzystał swój refleks w ratowaniu głowy.
Zaklęciem odsyłającym sprawił, że pudełka powróciły na półkę.
- To
chyba nie ta - powiedział Harry.
- No więc wypróbujemy tą... - mówiąc
to, jeździł palcem po półkach. - Nietypowy gatunek drewna jak na różdżkę,
sprowadzony z Chin. Dawno już nie robiono takich różdżek. Mało osób w Anglii
stosowało je w praktyce. Wiśnia lodomroźna, róg jednorożca, 11 i pół cala,
bardzo giętka - mówiąc to pan Ollivander wygiął ją tak, że obydwa końce
prawie się zetknęły, a gdy jeden koniec puścił, różdżka od razu się
wyprostowała.
Kiedy dziewczyna wzięła ją do ręki, poczuła uderzenie
miłego chłodu w palcach. Machnęła nią kilka razy nad głową, a z jej końca
wystrzelił snop niebiesko - srebrnych iskier. To była ta różdżka. Pan
Ollivander zawołał:
- Świetnie! No więc teraz ty,
Kitty.
Różdżka, którą jej podał (brzoza, serce smoka, osiem i pół cala,
sztywna), okazała się tą właściwą. Harry zapłacił za różdżkę Emmy, a Kitty
za swoją, po czym wszyscy troje wyszli ze sklepu.
Udali się do sklepu
Rona ze sprzętem do quidditcha. Emmy ominęła obojętnie stoisko z miotłami i
podeszła do półki z preparatami do czyszczenia mioteł.
- Emmy!
Popatrz jaka... A zresztą nic - Kitty opuściła palec wskazujący na stoisko
z miotłami
Przypomniała sobie o nowej miotle przyjaciółki, która była o
wiele lepsza, od tych stojących w sklepie. Harry uciął sobie krótką
pogawędkę z Ronem. Kiedy dziewczyny oglądały szczotki do czesania witek
miotły, Harry mówił coś szeptem do przyjaciela. Emmy zauważyła to, więc
podeszła do lady.
- Dzień dobry, wujku! - powiedziała z
uśmiechem.
- Cześć! Jak tam sprawuje się miotła? - spytał się
Ron.
A Emmy dalej szczerząc zęby i wpatrując się podejrzliwie w tatę
stwierdziła:
- Wypróbuję ją dopiero na boisku quidditcha, w którejś
ze szkolnych drużyn.
- Na pewno trafisz do Gryffindoru - mówiąc to
Ron wyglądał na osobę, która była całkowicie pewna tego, co mówi.
Emmy,
podobnie jak Kitty, nie miały zielonego pojęcia o tym, jak uczniowie byli
przydzielani do domów, których było cztery: Gryffindor, Slytherin,
Ravenclaw, Hufflepuff. Rodzice nie chcieli im powiedzieć. Gdy wyszli ze
sklepu, Emmy nie mogła zapomnieć o cichej rozmowie wujka i taty. Po powrocie
dziewczyna poukładała książki i inne rzeczy do szkoły w kącie i weszła po
krętych schodach do sowiarni. Tam Emmy nakarmiła Pestkę "Sowimi
ciasteczkami" w kształcie małych myszek. Chciała też dać parę Hedwidze,
ale biała sowa tylko się skrzywiła i wyleciała z sowiarni na
łowy.
***
- Za tydzień koniec wakacji i do Hogwartu -
powiedziała do siebie Emmy, siedząc w ogórku na huśtawce.
Na niebie
zobaczyła kolorowego ptaka i Hedwigę, które chwilę później siedziały na
drążku przy skrzynce, ładując do niej list.
- Ciekawe od kogo? -
spytała samą siebie, idąc do skrzynki.
W skrzynce był list do taty.
-
Dziwne - pomyślała, patrząc na godło Hogwartu, widniejące na
kopercie.
Dostała kartkę i paczkę od wujka Syriusza, który mieszkał na
Jawie. Emmy odwróciła kartkę z palmami na drugą stronę i
przeczytała:
Kochana Emmy!
Gratuluję dostania się do Hogwartu.
Życzę dobrego semestru. W paczce jest spóźniony prezent urodzinowy dla
Ciebie.
Pozdrów mamę i tatę.
Wujek Syriusz.
- Jest coś do
mnie, Emmy? - spytał się Harry, stojący na ganku.
- Jest -
odpowiedziała, pokazując tacie godło Hogwartu. - Tato, byłeś niegrzeczny,
używałeś czarów na wakacjach - zażartowała i weszła do domu, czytając jakąś
ulotkę.
Emmy wiedziała od Jimmy'iego, że w czasie wakacji nie wolno
używać czarów niepełnoletnim czarodziejom.
W swoim pokoju dziewczyna
otworzyła paczkę od wujka Syriusza. W środku było małe, szklane pudełko a w
nim... Emmy otwierała je powoli, powoli i nagle z pudełka wyskoczył mały,
niebieski płomień, okrążył głowę Emmy dwa razy i zatrzymał się jej przed
nosem. Dziewczyna nie mogąc uwierzyć własnym oczom, podniosła powoli rękę i
poprawiła okulary na nosie, które zsunęły się na sam czubek. Przed nosem
miała małego człowieczka ze skrzydełkami, który miał około trzech cali.
-
Wow, czy...-kim ty jesteś? - zapytała się Emmy.
Stworzonko nie
odpowiedziało, ale wskazało liścik przywiązany do szarego
papieru.
Emmy, a to mój prezent urodzinowy. To król elfów, którego
uratowałem z niewoli. Ma na imię Tykon. Nie umie angielskiego, ale szybko
się uczy.
Wszystkiego najlepszego
Wujek Syriusz.
P.S.: Je
cukier.
Emmy podniosła głowę znad kartki i spojrzała na świetlistą
plamę, wiszącą w powietrzu. Mały ludzik klepał się po brzuszku, oblizując
małe usteczka. Emmy od razu zrozumiała, o co chodzi. Tykon był głodny.
Dlatego dała mu cytrynowego dropsa, wyciągniętego z pudełka pod łóżkiem. Elf
polizał parę razy cukierka, po czym połknął go w całości.
- Tykon!
Ja zbankrutuję na dropsach, jeżeli będziesz tak dużo jadł! - powiedziała
dziewczyna.
Ludzik, nie rozumiejąc jej, roześmiał się tylko i wyciągnął
następnego dropsa, trochę mniejszego od jego głowy.
Nazajutrz Emmy
obudziły dziwne odgłosy, dochodzące z sowiarni. Emmy otworzyła lewe oko i
spojrzała na podłogę, na której stało małe szklane pudełko. Nie widząc nic
szczególnego, położyła się z powrotem.
- TYKON!!! -
zerwała się i usiadła na łóżku.
Chciała z niego zeskoczyć, ale zaplątała
się w kołdrę i upadła na podłogę. Wygramoliła się spod kołdry i na
czworakach weszła po schodach do wieżyczki.
-
Pestka!!! Hed... - ale Hedwiga siedziała na drążku znudzona tym,
co się wokoło dzieje.
Pestka za to latała za niebieskim, świetlistym
punkcikiem, aż pióra wylatywały jej z ogona. Tykon tylko się śmiał,
uciekając sprytnie przed dziobem sowy.
- Tykon, chodź tu -
powiedziała Emmy, ale chwilę później przypomniała sobie, że elf nie zna
angielskiego.
Zaczęła więc ganiać za nim razem z Pestką. Złapanie elfa
nie było dla niej trudne, w końcu chciała zostać szukającym. Zeszła do
pokoju, trzymając Tykona mocno w dłoni. Podeszła do szklanego pudełka i
wsadziła do niego na siłę elfa. Potem zeszła na dół.
***
Przez
ostatnie dni wakacji Emmy i Kitty uczyły Tykona angielskiego, wytresowały go
prawie jak psa. Reagował na polecenia takie jak: "nie dotykaj",
"nie rusz", "chodź tu", "do pudełka",
"cicho" i tym podobne. Emmy pisała do Jimmiego z prośbą o rady,
dotyczące Tykona. W tym krótkim czasie mały elf zjadł sto kostek cukru i
sześć paczek dropsów cytrynowych. Jedynym zdaniem, jakie Tykon umiał
powiedzieć poprawnie było: "Daj jeść".
***
-
Jutro już jadę do Hogwartu - powiedziała Emmy, patrząc na bilet.
Przy
schodach stał kufer i klatka Pestki. A Tykon, razem ze swoim pudełkiem,
będzie wisiał sobie na szyi Emmy w skórzanym woreczku od wujka Hagrida.
Emmy schowała bilet do torby, nakarmiła Pestkę, Hedwigę i Tykona, który
z każdą kostką cukru świecił coraz jaśniej. Tykon ziewnął i nawet bez
rozkazu wejścia do pudełka, wszedł do niego. Emmy schowała szklane pudełko
do skórzanego woreczka i położyła na stoliku przy łóżku. Zdjęła okulary z
nosa, chciała położyć je na stoliku, ale pudełko na okulary od Kitty od razu
je schowało. Dziewczyna poszła spać, myśląc o jutrzejszym
dniu.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Pierwszy września.
Następnego
dnia Emmy wstała bardzo wcześnie. Przetarła zaspane oczy. Ze stolika
stojącego obok łóżka, wzięła okulary i wsadziła je na nos. Ze skórzanego
woreczka dochodziły odgłosy stukania Tykona.
- Już cię wypuszczam,
Tykon - powiedziała Emmy zaspanym głosem.
Kiedy wypuściła elfa, Tykon od
razu krzyknął:
- Daj jeść!
- Poczekaj, daj mi się
obudzić! - dźwignęła się z trudem z łóżka i dała Tykonowi
dropsa.
Jednego połknął od razu.
- Tykon, jak zjesz, to właź do
pudełka - powiedziała Emmy i zeszła na dół.
Elf pokiwał głową i połknął
drugiego dropsa.
- O, już wstałaś - powiedziała Cho, widząc Emmy. - Co
chcesz na śniadanie?
- Tosty pszenne z serem - odpowiedziała i
poszła na górę się umyć.
Po zjedzeniu śniadania Emmy ubrała się, a potem
pomogła tacie zapakować jej kufry do samochodu. Jechali samochodem
Simmsonów.
- Tato, po co mam zabrać Hedwigę do szkoły? - ale tata jej nie
odpowiedział.
- Emmy, już spakowana? - spytał się Alan.
- Tak
wujku - odpowiedziała.
- No to jedziemy - powiedział Alan.
Kitty
pożegnała mamę, a Emmy rodziców i pojechali na stację.
***
Na
King's Cross jak zwykle było dużo mugoli. Pierwszego września sowy na
dworcu nie wzbudzały już takiego zainteresowania jak dawniej. Ministerstwo
Magii wywieszało na dworcu plakaty z informacją, że pierwszego września
odbywa się zjazd członków "Klubu Hodowców Sów".
Kiedy
dziewczyny wypakowały kufry, Kitty spytała się Emmy:
- Po co
wzięłaś Hedwigę?
- Sama nie wiem. Tata chciał, abym ją wzięła -
odpowiedziała Emmy, wzruszając ramionami.
W tym czasie pan Simmson
poszedł po wózki na bagaże. Kiedy wrócił, pomógł dziewczynom wstawić kufry
i klatki na wózki. Potem po kolei przeszli przez barierkę między peronem
dziewiątym i dziesiątym. Znaleźli się na peronie dziewięć i trzy czwarte.
Emmy i Kitty rozglądały się dokoła siebie. Przy peronie stał szkarłatny
parowóz, a za nim wagony pełne ludzie. Na tabliczce widniał napis:
"Pociąg expresowy do Hogwartu, godzina jedenasta". Dziewczyny
pchały swoje wózki wzdłuż pociągu, rozglądając się za wolnymi miejscami. W
końcu znalazły pusty przedział. Tata Kitty pomógł im wtaszczyć ciężkie
bagaże do przedziału. Ponieważ zostało im jeszcze trochę czasu do odjazdu,
wyszli z pociągu. Wtedy dziewczyny zauważyły w tłumie Jimmy'iego i
pomachały ręką w jego stronę. Chłopiec podszedł do nich.
- Cześć
dziewczyny! - powiedział, patrzą niespokojnie na Emmy.
Zastanawiał
się, czy i tym razem rzuci mu się na szyję. Ale dziewczyna nie zrobiła nic
takiego. Razem z Kitty odpowiedziały mu:
- Cześć Jimmy!
- W
którym jesteście przedziale? - zapytał się chłopak.
- W tym -
Kitty wskazała ręką ich przedział.
- Wpadnę do was podczas podróży.
-
Jimmy? - spytała się Emmy.
- Tak?
- Jak będziemy przydzielani do
domów?
Jimmy nie odpowiedział jej. Uśmiechał się tylko tajemniczo. W tej
chwili rozległ się gwizdek.
- To ja zmykam! - powiedział Jimmy
i pobiegł do swojego przedziału.
Emmy i Kitty, zanim wsiadły do pociągu,
zdążyły jeszcze pożegnać się z panem Alanem. Kiedy już siedziały w
przedziale, wychyliły się przez okno i pomachały mu. Pociąg ruszył. Po kilku
minutach zakręcił. Za oknami zaczęły się przesuwać domy. W tym momencie do
ich przedziału weszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna.
- Cześć!
Jestem Holly Baldwin - przedstawiła się.
- Ja jestem Kitty
Simmson.
- A ja Emily Potter. Ale możesz mówić do mnie Emmy.
-
Potter? Córka tego Pottera? - zdziwiła się Holly.
Zaskoczona reakcją
dziewczyny, Emmy powiedziała tylko:
- Tak, jestem córką
Harry'ego Pottera.
Holly ciągle wpatrując się w Emmy, usiadła z
wrażenia. Zajęła miejsce obok Kitty. Wtedy Emmy zapytała się jej:
- Ty
też jesteś pierwszoroczna?
- Ooeey. Tak. - ocknęła się Holly.
- Do
jakiego domu chciałabyś trafić? - spytała się Kitty.
- Moi rodzice
byli ze Slytherinu. Ale ja wcale nie muszę - odpowiedziała Holly.
Kitty,
kiedy usłyszała słowa "byli ze Slytherinu", automatycznie
przesiadła się na stronę Emmy. Holly spytała się dziewczyn:
-
Chciałybyście być w drużynie quidditcha? Bo ja bardzo. Jestem dobrym
pałkarzem. Wałek mamy przysłużył mi się w treningach.
- Ja nie lubię
grać. Wolę obserwować grę - powiedziała Kitty.
Emmy poczuła, że Holly
nadaje na tych samych falach, co ona. Rozpoczęła więc, trwającą ponad
godzinę, rozmowę o ulubionych drużynach, obejrzanych meczach, itd. Nie
wspomniała jednak o swojej miotle. Kitty oparła się o krawędź okna i
obserwowała przesuwające się krajobrazy. Nudziła ją ta rozmowa. Na pytania
dziewczyn odpowiadała słówkami: "tak", jasne", itp. Rozmowę
przerwało pojawienie się w drzwiach przedziału czarownicy z wózkiem pełnym
słodyczy. Emmy kupiła sobie dwie paczki fasolek Bertiego Botta, kilka
czekoladowych żab i dropsy dla Tykona, o którym przypomniała sobie, widząc
żółte opakowanie cukierków. Kiedy czarownica z wózkiem oddaliła się od ich
przedziału, Emmy wyszła na korytarz, pokazując Kitty skórzany woreczek na
szyi. Przyjaciółka rozumiejąc, o co chodzi, kiwnęła głową. Po wyjściu Emmy,
Holly spytała się:
- Czy coś się stało?
- Nic takiego. Po prostu Emmy
jest uczulona i musi wziąć leki.
- Tak? A na co jest uczulona?
Kitty ni odpowiedziała. Ale, kiedy odwróciła głowę w stronę okna,
powiedziała cicho sama do siebie:
- Na ciebie.
Na korytarzu Emmy
wyjęła szklane pudełko i wypuściła Tykona. Elf wyleciał szybko z pudełka i
z wielką pretensją w głosie krzyknął:
- Emmy niedobra! Emmy
zagłodzić Tykona!
- Cicho Tykon! - powiedziała Emmy i na
siłę wcisnęła Tykonowi do buzi żółtego dropsa.
W tej chwili usłyszała na
korytarzu zbliżające się kroki. Szybko złapała elfa w dłoń, którą schowała
za siebie. Ale blask z niebieskiego światełka bił zza jej pleców. W drzwiach
pojawiła się jednak znajoma sylwetka wysokiego chłopaka, dobrze zbudowanego,
o niebieskich oczach z bujną, rudą czupryną.
- Jimmy, to ty.
Wystraszyłeś mnie - powiedziała Emmy.
- Co tu tak stoisz sama? -
zapytał się Jimmy.
Emmy nie odpowiedziała, tylko wypuściła Tykona z
dłoni. Elf podleciał do chłopaka i zaczął mu się przyglądać. Jimmy wpatrywał
się w niego. Mały ludzik odwrócił się w stronę Emmy i zapytał:
- Ten
pan nie skrzywdzić Tykona?
- Nie, Tykon. Jimmy nie skrzywdzi cię -
odpowiedziała, śmiejąc się z miny Jimmy'iego.
- Elf. Nie wierzę
własnym oczom - powiedział, okrążając go.
Tykon miał bladoniebieskie
ciałko, krótkie, kręcone włosy granatowego koloru. Spiczaste uszy odstawały
mu, a w błękitnych oczach odbijała się postać Jimmiego. Miał, tak jak ważka
długie, wąskie skrzydełka, które były przezroczyste i mieniły się na
niebiesko. Krótko mówiąc, elf od stóp po czubek głowy był cały
niebieski.
- Masz Tykon - Emmy dała mu jeszcze jednego dropsa.
Jimmy
obserwował uważnie każdy ruch elfa.
- No dobra - Emmy wrzuciła
dropsa do szklanego pudełka. - Wchodź Tykon.
Elf zrobił salto w powietrzu
i schował się w pudełku, które się za nim zamknęło.
- Dlaczego
karmisz go tutaj? Przecież Kitty wie o Tykonie? - zapytał się chłopak,
patrząc na Emmy, chowającą pudełko do woreczka na szyi.
- Ale Holly o
nim nie wie - odpowiedziała.
- Kto? - zapytał.
- Chodź, to ją
poznasz - i weszli do przedziału.
Jimmy przywitał się z dziewczyną,
podając jej rękę.
- Jimmy jest obrońcą w drużynie Gryffindoru -
powiedziała Emmy do dziewczyny.
I tak zaczęła się znowu długa rozmowa o
quidditchu. Kitty natomiast siedziała dalej wpatrując się w okno, nie
słuchając co mówi reszta.
- To ja już pójdę. Lepiej załóżcie szaty, bo
niedługo będziemy na miejscu - powiedział Jimmy i wyszedł.
Dziewczyny tak
zrobiły, przebrały się w czarne szaty, a parę minut później pociąg zatrzymał
się. Wszyscy wysiedli z pociągu. Na niebie błyszczały gwiazdy, a ponad
głowami uczniów, tłoczących się na peronie, było widać wujka Hagrida, który
trzymał w ręku lampę i wołał donośnym głosem:
- Pirwszoroczni,
proszę tutaj!
- Dobry wieczór wujku - powiedziała Emmy do wysokiego
mężczyzny o gęstej, czarnej brodzie.
- Emmy, jak tam podróż? -
spytał się.
- Dobrze. Dzięki - odpowiedziała.
- Pisał do
mnie Syriusz. Masz tego, no wiesz...
- Mam wujku - odpowiedziała
Emmy, pokazując woreczek, wiszący na jej szyi.
- No to dobrze -
powiedział i krzyknął jeszcze raz - Do mnie pirwszoroczni! Już wszyscy?
No to idziemy.
I cały rządek dzieciaków ruszył za gajowym. Szli po
stromej, wąskiej ścieżce. Było strasznie ciemno, a drogę oświetlała jedynie
lampa Hagrida. Idąc wciąż wąską ścieżką, doszli do wielkiego, czarnego
jeziora. Po drugiej stronie, na wzniesieniu stał ogromny zamek z wieloma
basztami i wieżyczkami.
- Po czworo do łodzi! - krzyknął Hagrid,
wskazując na flotę łódeczek, stojących przy brzegu.
Emmy, Kitty i Holly
oraz nieznajoma o długich blond włosach weszły do jednej z łódek.
- Czy
wszyscy siedzą? - rozejrzał się Hagrid, stojący na łódce i nasłuchujący
odpowiedzi.
Wszyscy chórkiem odpowiedzieli "tak".
-
NAPRZÓD! - krzyknął Hagrid i flota łódeczek ruszyła.
Wszyscy gapili
się w ciszy na zamek, do którego powoli dopływali.
- Jestem Cora Malfoy -
odezwała się blondynka.
Emmy gwałtownie zwróciła wzrok w jej stronę.
Znała to nazwisko. Tata opowiadał jej o swoim największym szkolnym wrogu,
Ślizgonie - Draco Malfoyu.
- Emily Potter - przedstawiła się
Emmy.
- Ooo! Córka słynnego Harry'ego Pottera. Nie sądziłam,
że tak szybko się spotkamy - powiedziała dziewczyna. -A to? - spytała się,
wskazując na Kitty i Holly.
- A to są moje przyjaciółki - Kitty
Simmson i Holly Baldwin.
- Jesteście czystej krwi? - zapytała się Cora,
patrząc z krzywą miną na Kitty i Holly.
- Tak - odpowiedziały
obydwie.
- Głowy w dół. - Hagrid przerwał rozmowę dziewczyn, które się
skuliły w łódce.
Łódki przepłynęły przez kurtynę z bluszczu i wpłynęły do
ciemnego tunelu, który prowadził pod zamek. Dotarli do czegoś w rodzaju
przystani, gdzie wysiedli z łódek. Potem ruszyli w górę korytarzem. Szli po
omacku za lampą Hagrida. Doszli do kamiennych schodów, po których weszli aż
do dębowej bramy. Hagrid uderzył w nią swoją wielką pięścią trzykrotnie.
Brama otworzyła się natychmiast. Stała w niej ciocia Hermiona, ubrana w
szatę koloru zgniłej zieleni. Na głowie miała tiarę tego samego koloru.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nowy
nauczyciel
- Dziękuję Hagridzie - podziękowała gajowemu, który
odszedł, i zaczęła mówić dalej do tłumu pierwszorocznych.- Nazywam się
profesor Hermiona Weasley. Witajcie w Hogwarcie. A teraz proszę za mną.
I
tak się stało. Cała grupa pierwszorocznych ruszyła za panią profesor.
Przeszli przez dębową bramę i znaleźli się w Sali Wejściowej. Sklepienie
było tak wysoko, że ginęło w mroku, małe, płonące pochodnie oświetlały
kamienne ściany. Chwilę później opuścili Salę Wejściową i weszli do
następnego pomieszczenia. W komnacie nikogo nie było, ale naprzeciwko nich
były następne drzwi, zza których było słychać resztę uczniów szkoły.
-
Proszę o uwagę. Zanim dołączycie do reszty uczniów, zostaniecie przydzieleni
do swoich domów, a jest ich w Hogwarcie cztery: Gryffindor, Slytherin,
Ravenclaw i Hufflepuff.
- Holly ja na pewno trafię do Slytherinu, a
ty? - powiedziała Cora.
Holly nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami, a w
myślach powiedziała sobie "Wolałabym trafić do Hufflepuffu niż iść z
tobą do Slytherinu."
- Tu, w szkole, wasze osiągnięcia będą
nagradzane punktami, a przewinienia stratą punktów. Dom , który zdobędzie
największą ilość punktów pod koniec roku zdobywa Puchar Domów. No dobrze, a
teraz poprawcie szaty. Zaraz odbędzie się ceremonia przydziału. Ustawcie się
trójkami.
Emmy szybko odciągnęła Holly od Cory i stanęła między nią, a
Kitty. Cora odeszła w głąb tłumu.
- Dzięki - powiedziała Holly, widząc
jak blondynka znika w tłumie. - Emmy, czy ten cały James nie powiedział ci,
jak to będzie z tym przydziałem?
- Nie - odpowiedziała Emmy, przełknęła
ślinę i spojrzała na Kitty, która pobladła.
- Hej, tam z tyłu,
proszę się ustawić - krzyknęła pani profesor i otworzyła drzwi Wielkiej
Sali, dodając: - No, idziemy za mną.
Weszli do wielkiego pomieszczenia,
oświetlonego tysiącem świec, zawieszonych w powietrzu. Szli między dwoma,
długimi stołami. A obok tych stały jeszcze dwa. Emmy patrzyła w stronę stołu
Gryfonów, szukając wzrokiem Jimmiego. Gdy go zobaczyła, pomachała mu i
stuknęła Kitty, żeby zrobiła to samo. Gdy rząd pierwszorocznych doszedł do
wzniesienia, na którym stał stół nauczycieli, Emmy zauważyła siedzącego tam
dyrektora szkoły - Albusa Dumbledora.
Jako mała dziewczynka miała
przyjemność go poznać. Jej mama mówiła, że jednym z jej pierwszych słów,
oprócz "quidditcha", było nazwanie Dumbledora dziadkiem. Emmy
uśmiechnęła się do niego. Gdy to zauważył, też się
uśmiechnął.
Pierwszoroczni stanęli w rzędzie, zwróceni do nauczycieli.
Kitty, która była coraz bledsza, zaczęła przypominać duchy, które latały nad
nimi. Dziewczyny wpatrywały się w granatowe sklepienie sali. Mrugało na nim
tysiące gwiazd.
- Jest zaczarowane, tak, aby przypominało zaczarowane
niebo - szepnął jakiś chłopak. - Czytałem o tym w książce o historii
Hogwartu.
Tymczasem Hermiona ustawiła przed nimi stołek o czterech
nogach. Na stoliku spoczywała spiczasta tiara. Wyglądała na bardzo starą.
Była postrzępiona, połatana i okropnie brudna. Emmy utkwiła w tiarze wzrok.
Nie wiedziała, po co im ten brudny, stary kapelusz. Kitty zmieniała kolor
twarzy jak lampki na choince. Tym razem była jasnozielona. Emmy spytała się
jej:
- Wszystko w porządku? Nie zemdlejesz?
- Nieee -
powiedziała Kitty i osunęła się na podłogę.
Hermiona podeszła do leżącej
na podłodze dziewczyny i wypowiedziała zaklęcie. Kitty uniosła się o dwie
stopy w górę. Pochodzący z mugolskich rodzin pierwszoroczni, byli zachwyceni
tym oryginalnym pokazem. Hermiona rzuciła na Kitty zaklęcie ocucające. Kitty
w tej samej chwili otworzyła szeroko oczy i spytała:
- Co się
stało? Gdzie ja jestem?
- W Hogwarcie, panno Simmson - powiedziała
pani profesor.
- Zemdlałaś - dodała Emmy.
- Widzę, że z tobą
wszystko w porządku. Możemy więc rozpoczynać ceremonię przydziału -
powiedziała Hermiona.
Kiedy wypowiedziała te słowa, tiara drgnęła. Szew w
pobliżu krawędzi rozpruł się szeroko na kształt ust. Tiara zaczęła
śpiewać:
Bardzo dawno temu
Założono tą szkołę,
Lecz tylko ja
uczniów
Wyznaczam dolę.
To ode mnie zależy,
W jakim domu
zamieszkają.
Zakładają mnie na głowę
I już po chwili przydział
znają.
Może trafią do Gryffindoru,
Gdzie męstwo - główna
cecha,
Gdzie czci się odwagę,
Gdzie przygoda czeka.
A może pójdą do
Slytherinu,
Gdzie z Mugoli się drwi,
Gdzie bogactwo i władza
Po
nocach się śni.
Może zamieszkają w Ravenclawie.
Tu bystrość się
ceni,
Tu płonie wiedzy żądza,
Wyrasta ród mądrych czarodziei.
Albo
przypadnie im Hufflepuff.
Tu sprawiedliwość króluje,
Tu pogardza się
leni
I na nagrodę pracuje.
Ja nigdy się nie mylę,
Więc śmiało mnie
wkładajcie.
Ani trochę się nie bójcie.
Tylko swój los
poznajcie.
Kiedy tiara skończyła śpiewać, cała sala rozbrzmiała
oklaskami. Tiara ukłoniła się i znieruchomiała. Profesor Weasley, stojąca
przy stoliku, rozwinęła zwój pergaminu. Po rozwinięciu sięgał on aż do
ziemi.
- Uczeń, którego nazwisko wyczytam, ma wystąpić z rzędu,
usiąść na stołku i założyć tiarę na głowę - powiedziała i wyczytała pierwsze
nazwisko. - Acoll, Andre!
Z szeregu wystąpił chłopiec o brązowych
włosach. Usiadł na stołku i nałożył tiarę, która opadła mu na oczy.
-
GRYFFINDOR! - krzyknęła po chwili tiara.
Z powodu głośnych oklasków
na stole Gryfonów trzęsły się złote puchary i talerze (na razie puste),.
Chłopiec zdjął tiarę i usiadł przy stole Gryfonów. Profesor Weasley
wyczytała następne nazwisko, znane już Emmy.
- Baldwin,
Holly!
Holly szepnęła do Emmy:
- Trzymaj kciuki.
Odwróciła
się, zacisnęła pięści i powiedziała sama do siebie:
- Byle nie do
Slytherinu.
Podeszła do stołka, usiadła na nim i nałożyła tiarę. Tym
razem tiara zastanawiała się trochę dłużej, ale w końcu krzyknęła:
-
GRYFFINDOR!
Uradowana Holly pokazała Emmy, że też trzyma za nią
kciuki, po czym usiadła przy stole Gryffindoru.
Potem tiara
przydzieliła kolejne dwie osoby do Ravenclawu i Hufflepuffu, co wywołało
burzę oklasków przy stole Krukonów i Puchonów.
- Cragg, Mildred!
- wywołała Hermiona.
Do stołka podeszła chuda i wysoka brunetka. Tiara
przydzieliła ją do Slytherinu. Po głośnych oklaskach Ślizgonów, Hermiona
wyczytała to samo nazwisko. Z rzędu wystąpiła dziewczyna, wyglądająca
identycznie jak Mildred Cragg. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyny były
siostrami, a do tego bliźniaczkami. Druga z sióstr, Minnette, także trafiła
do Slytherinu. Po kilku kolejnych przydziałach przyszła kolej na Corę
Malfoy. Tak jak mówiła, trafiła do Slytherinu.
Po odczytaniu
długiej listy osób na literę M, Hermiona wyczytała z uśmiechem na twarzy
nazwisko Potter.
- Potter, Emily!
Emmy wzięła głęboki wdech.
Zanim podeszła do tiary, spojrzała jeszcze na ledwo stojącą Kitty oraz na
Jimmiego, który mocno zacisnął powieki i trzymał za nią kciuki. Na sali
rozległy się szepty.
- Potter? Córka Harry'ego Pottera?
Emmy
nałożyła tiarę na głowę. Ręce trzęsły się jej jak galareta.
-
Hmm... Niezła z ciebie figlara, rządna przygód i wrażeń. Odznaczasz się
wielkim sprytem. W swoim domu dasz upust swojej energii - powiedziała tiara
do Emmy, a na całą salę krzyknęła - GRYFFINDOR!!!
Szczęśliwa
Emmy zeskoczyła ze stołka i pobiegła do stołu Gryfonów, którzy tym razem,
mocą swoich oklasków, zrzucili parę talerzy i pucharów.
- Brawo
Emmy! - krzyknął Jimmy i tym razem, to on rzucił się jej na szyję.
-
Jimmy, spokojnie! Ludzie się patrzą. Ja rzucałam się na ciebie przy
mniejszej ilości widzów.
Jimmy opamiętał się. Zarumieniony na twarzy,
usiadł na swoim miejscu. Spuścił głowę, nie chcąc widzieć reakcji kolegów.
Emmy, kiedy uwolniła się z objęć Jimmiego, pogratulowała Holly dostania się
do Gryffindoru.
Po krótkiej chwili dziewczyny usłyszały nazwisko
Kitty, które wyczytała ciocia Hermiona. Kitty siedziała przez chwilę na
stołku. W końcu tiara krzyknęła:
- RAVENCLAW!
Emmy nie mogła
uwierzyć w to, co usłyszała. Popatrzyła tylko na Kitty, która szła do stołu
Krukonów. Przyjaciółka nie wyglądała na zawiedzioną, z powodu decyzji,
podjętej przez tiarę. Emmy dalej patrzyła się tępo w uśmiechniętą twarz
Kitty. Najwyraźniej nie smucił ją fakt, że nie będzie blisko swojej
przyjaciółki. Emmy odwróciła się w stronę cioci Hermiony, która skończyła
już wyczytywanie nazwisk i zabrała Tiarę Przydziału.
- Gratuluję
Emily!
Dziewczyna usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.
-
Walter? - odwróciła głowę.
Przed oczami miała chłopaka wyższego od
Jimmiego, ale mającego, tak jak on, rude włosy. Wypiął dumnie pierś, na
której lśniła odznaka prefekta. Walter był synem Perciego i Penelopy
Weasleyów.
- Wow! Aleś się dorobił - powiedziała Emmy, patrząc się na
metalową, błyszczącą blaszkę, przypiętą do szaty Waltera. - Ostatnim razem,
kiedy cię widziałam, byłeś tylko kujonem z trzeciej klasy.
Holly i Jimmy
parsknęli śmiechem. Oburzony Walter burknął tylko coś w stylu:
-
Bardzo śmieszne. - i usiadł na swoim miejscu.
Holly spytała się
Emmy:
- Skąd znasz tego głupka?
- To mój kuzyn. - wyłonił się
Jimmy znad głowy Emmy. - Nie zauważyłaś podobieństwa?
Holly skrzywiła
się, ale nie zdążyła nic powiedzieć. W tej chwili głos zabrał dyrektor
szkoły - Albus Dumbledore.
- Proszę o ciszę! - kiedy to powiedział,
wszyscy przerwali rozmowy i zwrócili głowy w jego stronę.
Dumbledore
wstał, uśmiechnął się szeroko i rozpoczął swoją przemowę:
- Witajcie w
nowym roku szkolnym. Zanim rozpoczniemy ucztę, chciałbym ogłosić kilka
ważnych spraw. Pierwszoroczni niech pamiętają, że nie wolno nikomu wchodzić
do Zakazanego Lasu. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu
września. A teraz najważniejsze! Jak wiecie w zeszłym roku odeszła od
nas wasza nauczycielka latania na miotle - pani Hooch. Powiedziała, że ma
was dosyć... Oczywiście, żartowałem. W tym roku zatrudniłem więc nowego
nauczyciela.
Emmy popatrzyła na siedzących przy stole nauczycieli. Część
z nich już znała. Obok wujka Hagrida, który uczył opieki nad magicznymi
stworzeniami, siedziała ciocia Hermiona. Miejsce przy niej zajmował
nauczyciel o ziemistej cerze, haczykowatym nosie i czarnych, tłustych
włosach. "To pewnie Severus Snape" - pomyślała Emmy. Tata
opowiadał jej czasami o swoim nauczycielu eliksirów.
- Szkoda, że
Snape nie odszedł - westchnął Jimmy, wyraźnie zawiedziony.
Jedno krzesło
przy stole nauczycieli rzeczywiście było wolne.
- Otóż nowym
nauczycielem latania na miotle jest... Harry Potter.
Kiedy Dumbledore
wymówił te słowa, do Wielkiej Sali wbiegł Harry, ubrany w odświętną szatę
szkarłatnego koloru.
- Dobry wieczór! - powiedział Harry cicho
do Dumbledora. - miałem kłopoty z Proszkiem Fiuu.
- Przybyłeś w
najodpowiedniejszym momencie Harry. Właśnie o tobie mówiłem.
Kiedy Harry
wszedł, wszyscy patrzyli się na niego. Profesor Snape pozieleniał na twarzy.
Rozległy się szepty, komentujące wydarzenie. A Emmy? Emmy siedziała sztywno
jak słup soli, nie wierząc w to, co widzi i słyszy.
- No to
fajnie. Kontrola dwadzieścia cztery godziny na dobę - powiedziała
oszołomiona.
- Da się wytrzymać - dodał Jimmy, wskazując na
mamę.
Kiedy Dumbledore znowu przemówił, ucichły wszystkie szepty.
-
Przywitajcie swojego nowego nauczyciela brawami.
Wszyscy, z wyjątkiem
Snape'a i Ślizgonów, zaczęli klaskać. Harry usiadł przy stole
nauczycieli, a dyrektor powiedział tylko:
- A teraz moi drodzy czas na
ucztę!
W tej chwili półmiski napełniły się najróżniejszymi
potrawami: befsztykami, pieczonymi kurczętami, kotletami schabowymi,
kiełbaskami, stekami, frytkami, gotowanymi i pieczonymi ziemniakami,
puddingiem, strudlami, sosami, ketchupem, miętówkami i dropsami cytrynowymi,
które Emmy schowała do kieszeni, z myślą o Tykonie,
- Już wiem, po
co miałam zabrać ze sobą Hedwigę - powiedziała Emmy, dalej biorąc dropsy z
miseczki.
- On naprawdę aż tyle je? - zdziwił się Jimmy.
- No
pewnie. Przez tydzień zjadł cztery paczki cukru w kostkach i sześć opakowań
dropsów cytrynowych.
- Kto zjadł? - zapytała się Holly, która nie
wiedziała, o co chodzi.
- Chyba możesz jej powiedzieć, o co chodzi. W
końcu jest w Gryffindorze - powiedział Jimmy.
- No dobrze, ale po
uczcie.
Po zjedzeniu deseru, który w przypadku Emmy składał się z
trzech
pączków z marmoladą, truskawek i różowego budyniu, dziewczyna
słuchała o czym rozmawiają inni Gryfoni. Holly i Jimmy niestrudzenie mówili
o quidditchu. Dowiedziała się z tej rozmowy, że w tym roku zwolniły się dwa
miejsca w drużynie - szukającego oraz pałkarza. Andre z Walterem
rozmawiali o nauce i o tym, kim byli rodzice Andre.
- Tata jest
mugolem, a mama czarownicą - powiedział Andre i zaczął się pytać o książki
o najsłynniejszych czarodziejach ostatniego wieku.
Emmy popatrzyła na
swój talerz. Desery już znikły. Ziewnęła i powiedziała do siebie:
-
Padam z nóg.
Ale w tym samym czasie wstał Dumbledore i powiedział:
-
A teraz moi kochani, gdy wszyscy się najedli, idźcie do łóżek.
Dobranoc!
Wszyscy zaczęli powoli odchodzić od stołów.
-
Pierwszoroczni Gryfoni, proszę za mną - powiedział Walter.
Emmy, ciągle
ziewając, wstała od stołu i dołączyła do reszty pierwszaków.
Wyszli z
Wielkiej Sali, a potem Walter poprowadził ich marmurowymi schodami. Mijali
kolejne korytarze, gdzie z portretów na ścianach, machali i kłaniali się im
ludzie, przedstawieni na obrazach. Ale Emmy, która ledwo co wchodziła po
schodach, nie zwracała na to uwagi. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się
przed nimi duch.
- Dobry wieczór ,Walterze! - przywitał się duch. -
Ach, nowi studenci. Jestem Sir Nicholas de Mimsy-Porpington - powiedział do
uczniów. - Życzę miłej nocy - i wsiąknął w ścianę, jak woda w gąbkę.
Szli
jeszcze kawałek i doszli do portretu, na którym byłą pulchna kobieta w
różowej sukni.
- Hasło? - zapytała nagle.
Walter odwrócił się do
wszystkich i powiedział:
- Zapamiętajcie hasło, bo inaczej Gruba Dama
nie wpuści was do pokoju wspólnego. Hasło to: "zgniłe pomidory" -
gdy to powiedział, portret usunął się, ukazując okrągłą dziurę w
ścianie.
Wszyscy po kolei weszli przez nią do pokoju wspólnego
Gryffindoru.
Był to okrągły, przytulny pokój, pełen wysiedzianych foteli.
Znajdowały się też tu: kominek i kilka stołów. Na ścianach wisiały obrazy i
makaty. Walter wskazał dziewczętom jedne drzwi, a chłopcom drugie.
Po
kręconych schodkach, Emmy weszła do swojego dormitorium. Stało tam pięć
łóżek, każde z kolumnami w rogach, między którymi wisiały aksamitne,
ciemnoczerwone zasłony. Ich kufry już tam stały. Oprócz Emmy i Holly spały
tam także: Aileen Keith, Colleen Mason i Shirley Walk.
- Emmy, Emmy -
szepnęła Holly. - Emmy śpisz?
- Śpię - powiedziała z wyraźnym
niezadowoleniem w głosie.
- Miałaś mi powiedzieć, kto zjadł cztery
paczki cukru i te dropsy.
- Tykon.
- Kto? - spytała Holly,
schodząc ze swojego łóżka.
Usiadła na łóżku Emmy i powtórzyła
pytanie:
- Kto?
Emmy otworzyła oczy, usiadła i zapytała się:
-
Tamte śpią.
Holly wyjrzała:
- Śpią.
- Podaj mi ten
skórzany woreczek.
Holly, nie wiedząc po co, podała go koleżance, która
wyciągnęła z niego szklane pudełeczko. Emmy wypuściła z niego Tykona, który
powiedział:
- Co Emmy ma dla Tykona?
- Cicho Tykon,
obudzisz resztę. To elf z wyspy Jawa. Dostałam go od wujka - wyjaśniła
koleżance.
- I to coś zjadło aż tyle cukru?
- Tykon nie być coś -
powiedział urażony elf. - Tykon być królem.
- On nie je nic poza
cukrem i cukierkami. Jak chcesz, to daj mu dropsa - mówiąc to, Emmy
wyciągnęła dropsy z kieszeni swojej szaty.
Holly wzięła je niepewnie z
rąk koleżanki i dała Tykonowi, który od razu je połknął. Po zjedzeniu
siedmiu dropsów błyszczał jak latarnie na ulicy, tyle że niebieskim
światełkiem. Holly była zachwycona tym widokiem. Pół godziny później Tykon
zaczął ziewać. Sam wszedł do pudełka, które Emmy zamknęła.
- Idź spać
Holly. Jutro będziemy nieżywe.
- Cześć - powiedziała Holly i położyła
się do łóżka.
Wkrótce obie zasnęły.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Pierwsze
lekcje.
Nazajutrz, tak jak przepowiedziała Emmy, i ona i Holly ledwo
co trzymały się na nogach.
- Dzień dobry! - przywitał się Harry.
-
O, cześć tato! Nie wiem czy taki dobry - odpowiedziała Emmy - A może
raczej dzień dobry panie profesorze, jak tam się spało?
- To miała być
niespodzianka, która trochę nie wyszła - wytłumaczył, lecz nie chciał
zdradzać szczegółów. - My się jeszcze nie znamy - powiedział Harry, patrząc
na ziewającą Holly.
- A tak... To jest Holly Baldwin.
- A
więc Emmy jesteś w Gryffindorze.
- Holly też tato - dodała Emmy.
-
No a Kitty?
- Kitty, Kitty trafiła do Ravenclav.
Emmy trochę
otrzeźwiała przy śniadaniu, kiedy Walter rozdał plany zajęć. Dzisiaj Emmy i
Holly miały:
9:00 - zielarstwo z Krukonami
10:00 -
transmutacja
11:00 zaklęcia
14:00 - obrona przed czarną magią
24:00
astronomia
- Holly, ja cię uduszę! - powiedziała Emmy,
patrząc na plan zajęć.
- Za co?
- Widzisz, o której mamy
ostatnią lekcję?
- O północy i co z tego?
- Przez twoją miłość
do Tykona ja znowu się nie wyśpię.
- Pokazałaś jej Tykona? - spytał się
Jimmy, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Jest super, co nie?
- Holly nie dała dojść do słowa Emmy.
Jimmy i Holly zaczęli rozmowę o
Tykonie, którą przerwała Emmy.
- Holly chodź, bo spóźnimy się na
pierwszą lekcję. Chcę pogadać przed lekcją z Kitty.
- Mamy
zielarstwo z Krukonami?
- Tak. Holly, jak ty czytałaś plan
zajęć?
Jimmy wytłumaczył im, jak trafić do cieplarni numer jeden. Kiedy
doszły, Emmy zawołała Kitty. Pogadały trochę. Przez całą rozmowę Holly i
Kitty patrzyły na siebie, jakby miały rzucić się sobie do gardeł.
Zielarstwo było trochę nudne. Pani Sprout mówiła o zasadach bezpieczeństwa,
to jednak nie przeszkadzało Andre zdobyć pięciu punktów dla Gryffindoru .
Podczas obiadu Emmy i Holly opowiadały Jimmiemu, jak jego mama na
transmutacji zmieniła pióro w jaszczurkę. Emmy nagle przerwała
opowiadanie.
- Co się stało Emmy? - zapytała Holly.
-
Tykon... - szepnęła. - Nie karmiłam go dzisiaj. Będzie zły. Holly podaj mi
dropsy.
- Proszę - powiedziała nie Holly, ale jakaś kobieta ubrana w
różową szatę.
- Dzię-kuję - wydukała Emmy.
Gdy kobieta odeszła,
Emmy od razu zwróciła głowę w stronę Jimmiego.
- Kto to był? -
zapytała.
- Madame Le Rouge - powiedział Jimmy.
- Madame? -
powtórzyła zdziwiona.
- Tak, nie kazała do siebie mówić pani
profesor.
- To ona tutaj uczy?
- Yhyy... - przytaknął Jimmy, mający w
buzi kawałek ugryzionego ciasta kokosowego.
- A czego? - zapytała
równie zdziwiona Holly.
- Obrony przed czarną magią - odpowiedział,
przełykając ciasto.
- Cooo? - obydwie dziewczyny prawie że
krzyknęły.
Emmy spojrzała na szatę, pod którą czuć było skórzany
woreczek.
- Idę go nakarmić, bo wyzionie ducha - powiedziała i odeszła
od stołu.
- Idę z tobą - krzyknęła za nią Holly.
- I ja też -
krzyknął Jimmy.
Tykon był bardzo niezadowolony z powodu późnej godziny
karmienia. Dziewczyny miały jeszcze pół godziny do pierwszej lekcji obrony
przed czarną magią. Emmy z rozmowy Jimmiego i Holly wyłapała różne
informacje na temat niejakiej Madame Le Rouge. Dowiedziała się, że uczy
dopiero drugi rok w Hogwarcie, urodziła się w Anglii, uczyła się w
Hogwarcie, po skończeniu szkoły wyjechała do Paryża. Była tam kilka lat, a
po powrocie zajęła posadę nauczyciela obrony przed czarną magią.
- Ona
jest bardzo miła, zobaczysz - wychwalał nauczycielkę Jimmy.
- I
bardzo ładna - dodała Emmy.
- Noo tak - speszył się chłopak i
spojrzał na zegarek. - To ja lecę, nie chcę się spóźnić na eliksiry. - i
szybko się oddalił.
- Do zobaczenia - krzyknęła Emmy, ale Jimmy
już jej nie usłyszał. - No to idziemy Holly.
Udały się do klasy obrony
przed czarną magią. Dziwnym trafem ani razu nie zabłądziły. Kiedy tam
doszły, ujrzały zbliżającą się Madame Le Rouge.
Madame była młodą
nauczycielką. Miała zaledwie dwadzieścia dwa lata. Miała brązowe oczy,
długie kręcone blond włosy i długie na pół cala paznokcie, pomalowane na
różowo. Otworzyła klasę i zaprosiła ich od środka. To, co Emmy ujrzała wcale
nie przypominało klasy, ale jej różową łazienkę. Zamiast ławek stał tam krąg
gigantycznych, różowych puf z dziwnymi frędzlami u boku. Mebel, stojący przy
tablicy chyba odgrywał rolę biurka. Pokryty był różowo - białym futerkiem.
Leżało na nim lusterko i kilka książek, w większości były to katalogi mody.
Wszyscy zajęli miejsca, wtapiając się w pufy, jak w bagna w Zakazanym Lesie.
Emmy i Holly patrzyły na siebie, nie wiedząc, co je czeka. Kobieta podeszła
do tablicy i różową kredą napisała:
MADAME MADLEN LE ROUGE
- To,
że lubię kolor różowy, nie oznacza jeszcze, że nie umiem uczyć. Prawda,
panie Acoll? - powiedziała kobieta.
- Ale skąd... ?
- Skąd
wiedziałam, że miał pan odwrócić się do panny Emily Potter i panny Holly
Baldwin, aby im to przekazać? A stąd, że mam swoje sposoby. Och Emmy, jaki
on jest do ciebie podobny.
Emmy nie zrozumiała:
- Kto pani profesor? -
zapytała.
- Oj, za dużo gadam - powiedziała do siebie i podeszła do
tablicy. - proszę, aby zwracano się do mnie Madame. Stare przyzwyczajenia.
No dobrze, teraz przystąpimy do lekcji. Co wiecie o Zakazanym Lesie? -
mówiąc to, spojrzała na dwóch chłopców siedzących z tyłu. - Lepiej odłóżcie
swoją wycieczkę na później, bo dziś będzie tam niebezpiecznie.
Jak się
później okazało ta dwójka planowała wyprawę do Zakazanego Lasu, a lekcja
była bardzo interesująca. Po wykładzie na temat wilkołaków w Zakazanym
Lesie, nikt nie chciał się do niego nawet zbliżać.
- Ale skąd ona
wiedziała...? - spytała się Emmy, dalej będąc w szoku.
- Podobno
miała uczyć wróżbiarstwa - powiedział Jimmy, który przysłuchiwał się
rozmowie dziewczyn. - Na naszych lekcjach nie zachowywała się tak
dziwnie.
- Taaak... - powiedziała Emmy, wzdychając. - Mam wrażenie, że
gdzieś ją już widziałam.
Emmy po szybkim zjedzeniu kolacji, wzięła parę
dropsów i odeszła od stołu.
- Gdzie idziesz? - zapytał Jimmy.
-
Idę spać.
- Spać? O tej porze?
- Tak jest - odpowiedziała Emmy,
patrząc spod okularów na Holly.
- Ja też - powiedziała szybko
Holly.
Następnego dnia Emmy i Holly miały problemy z pobudką, ponieważ
nocna astronomia dała im się we znaki. Do Wielkiej Sali wbiegły bardzo
późno. Zdążyły zjeść po toście i już musiały wychodzić z sali. Miały dzisiaj
dwie lekcje eliksirów i to z samego rana, a na dodatek ze Ślizgonami.
Dziewczyny nie znały drogi do klasy. Kiedy już drugi raz pomyliły drogę,
zamiast do sali eliksirów, trafiły do nieznanego im miejsca. Wtedy spotkały
Harry'ego.
- Dziewczynki, a co wy tu robicie? Nie macie lekcji? -
zapytał się.
- Mamy, dwie lekcje eliksirów, ale nie możemy znaleźć
drogi.
- Zaprowadzę was, ale i tak już jesteście spóźnione.
Harry
zaprowadził je do lochów, gdzie znajdowała się klasa profesora Snape'a.
Dziewczyny podziękowały mu i weszły do klasy.
- A może panna Potter
i jej koleżanka zaczną doceniać taką cechę jak punktualność, gdy Gryffindor
straci pięć punktów? - powiedział Snape, gdy weszły do klasy. -
Usiądźcie.
Mimo swego wieku Snape wcale nie złagodniał, ale i tak nie
miał już więcej okazji na to, aby odebrać Gryfonom punkty. Przeciwnie,
musiał im przyznać dziesięć punktów.
- No i jak tam pierwsza lekcja
eliksirów? - zapytał Jimmy, gdy spotkał dziewczyny na korytarzu.
- Pięć
punktów mniej.
- Ale Emmy szybko nadrobiła tę stratę - dodała
Holly.
- Jak?
- Pytał i pytał, ale przestał, gdy zorientował
się, że Emmy zna cały podręcznik na pamięć. Wtedy musiał nam przyznać
dziesięć punktów.
Jimmy spojrzał na dziewczynę z osłupieniem.
-
Zaleciało mi Walterem - powiedział Jimmy.
- Holly, chodź do dormitorium,
muszę nakarmić Tykona.
- Mogę ja go nakarmić? - poprosiła Holly.
-
Jak chcesz.
I poszły. Gdy weszły do pokoju wspólnego, Emmy zerknęła na
tablicę ogłoszeń. Przed oczami mignął jej czerwony napis:
LEKCJE
LATANIA NA MIOTLE ROZPOCZNĄ SIĘ W NASTĘPNY PONIEDZIAŁEK. BĘDĄ ODBYWAĆ SIĘ ZE
ŚLIZGONAMI.
Emmy szarpnęła Holly za szatę.
- Spójrz!
-
O co chodzi?
- No patrz - Emmy wskazała Holly ogłoszenie.
-
Lekcje latania na miotle! Super! - krzyknęła Holly.
-
Czytaj dalej.
- Ze Ślizgonami? A niech to wszystkie tłuczki
świata!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
W drużynie.
Przez
następny tydzień Emmy i Holly z niecierpliwością wyczekiwały poniedziałku. W
poniedziałek obydwie zjadły tak szybko śniadanie, jakby goniło ich stado
irlandzkich kotów - wampirów, o których mówiła niedawno Madame Le Rouge. Gdy
zjadły, rozmawiały jeszcze chwilę z Jimmim o wolnych miejscach w
drużynie.
- Holly, tata skończył jeść - powiedziała Emmy, odchodząc od
stołu.
- Już idę.
I podeszły do Harry'ego.
- Widzę, że
jesteście gotowe do lekcji, chociaż wam to raczej niepotrzebne.
Był
słoneczny dzień. Lekcja miała odbyć się na płaskiej łące przed zamkiem. Emmy
i Holly pomogły Harry'emu przenieść miotły na łąkę. Każda miała po pięć
mioteł. Harry miał ich o wiele więcej, ale wszystkie przetransportował za
pomocą zaklęcia. Gdy doszli na miejsce, na zielonej trawie ułożyli miotły w
dwóch rzędach. Na łąkę powoli schodzili się Gryfoni i Ślizgoni.
- Czy
wszyscy już są? - spytał się Harry. - Na początku mam wiadomość dla
Gryfonów. Jak wiecie, kapitan drużyny - James Weasley, poszukuje pałkarza i
szukającego. Dyrektor Albus Dumbledore pozwolił w tym roku wam,
pierwszoroczniakom, brać udział w eliminacjach do drużyny. Czy są chętni? -
w górę podniosły ręce Emmy i Holly. - Nikt więcej? No dobrze. Wy dwie
zostaniecie po lekcji. - obydwie kiwnęły głowami. - A teraz rozpocznijmy
lekcję. Niech każdy stanie przy miotle, wyciągnie prawą rękę i powie
"Do mnie".
- Do mnie - zawołali wszyscy
jednocześnie.
Miotły Emmy i Holly od razu znalazły się w ich dłoniach.
Emmy spojrzała na Corę Malfoy, która stała naprzeciwko. Zauważyła, że jej
miotła dopiero za drugim razem wylądowała w jej dłoni. Po jej lewej stronie
stały bliźniaczki Cragg, które też miały miotły dopiero za którymś z kolei
przywołaniem.
- I tak nieźle sobie radzą - stwierdziła Holly,
stojąca koło Emmy.
Gdy już wszyscy mieli miotły w dłoniach, Harry pokazał
jak je dosiąść, aby nie spaść.
- Na mój gwizdek odepchniecie się
mocno nogami od ziemi. Wzniesiecie się na kilka stóp i wylądujecie,
wychylając się lekko do przodu. Uwaga! Trzy... dwa... jeden...
Kiedy
rozbrzmiał gwizdek, wszyscy wznieśli się w górę. Andre chwiał się na miotle.
Na wysokości pięciu stóp jego miotła okręciła się dookoła własnej osi.
Chłopak wisiał już tylko na jednej ręce, kurczowo zaciśniętej na miotle.
Widząc to, Harry za pomocą różdżki odholował go na ziemię. Emmy i Holly
zrobiły kilka kółek dookoła łąki i wylądowały na trawie.
- To wszystko
na dzisiaj. Na następnej lekcji poćwiczymy jeszcze start i lądowanie -
mówiąc to Harry spojrzał się na Andre. - Do widzenia.
Gryfoni i Ślizgoni
udali się do zamku. Z Harrym zostały tylko Emmy i Holly.
- Po
dzisiejszych lekcjach odbędą się na boisku do quidditcha eliminacje do
drużyny.
- Ale dlaczego dziadek...
- Miałaś nie nazywać go
dziadkiem.
- No dobrze. A więc dlaczego eee ... profesor Dumbledore
zgodził się na nasz udział w eliminacjach?
- Może uznał że, wam też
trzeba dać szansę.
Harry przerwał zbieranie mioteł i dodał:
- Aha
i jeszcze jedno! Jimmy nic o tym nie wie. Macie tu pisemną zgodę na
udział w eliminacjach. A teraz zmykajcie na lekcję.
No a teraz specjalnie dla Wilczków z
pozdrowieniami od Związki Czerwonych Kapturków zupełnie nowy fragmencik
rozdziału 7! :impra
Ostatnią lekcją tego dnia była historia
magii z profesorem Binnsem. Ciągnęła się jak ser na pizzy. Po skończonej
lekcji Emmy i Holly poszły do Harry'ego po miotły. W drodze na boisko
dziewczyny rozmawiały.
- Kiedy dostanę się do drużyny, będę mogła
latać na swojej miotle.
- To ty masz miotłę? - zdziwiła się
Holly.
- No pewnie i to nie byle jaką - Sky Turbo.
- Przecież ta
miotła została dopiero zaprojektowana.
- A no tak. Przecież ty nie
wiesz.
- O czym?
- Mój wujek, a tata Jimmiego ma sklep ze
sprzętem do quidditcha. Przysłano mu ją do wypróbowania, ponieważ jego sklep
jest najlepszy w całej Wielkiej Brytanii.
- Ale jakim cudem trafiła do
ciebie?
- Dostałam ją na jedenaste urodziny od rodziców.
Kiedy
doszły na boisko, spotkały Jimmiego.
- Co wy tu robicie? I po co
wam miotły?
- Masz i czytaj. - Emmy podsunęła mu kartkę pod sam
nos.
Jimmy wytrzeszczył oczy i wykrztusił:
- O nie! Nie ma
mowy!
- Jimmy! Będziemy grzeczne. Damy szansę innym -
zażartowała Holly.
- No dobrze. Ale macie do mnie mówić James. Jestem
James, kapitan James.
- Tak jest kapitanie! - zasalutowała Emmy,
jak majtek na statku.
Na boisku stała mała grupka Gryfonów. Drużyna
Gryffindoru była ubrana w strój do gry: szkarłatne szaty i skórzane
ochraniacze. Jimmy przestawił wszystkim członków drużyny.
- To jest Mike
Morton, nasz pałkarz - wskazał na wysokiego blondyna, który trzymał w ręku
pałkę do odbijania tłuczków. - Nie mamy dla niego pary. - A to nasza trójka
szukających: Amanda Blake, Jenny Fletcher i Elijah Cain - wskazał na dwie
dziewczyny i chłopaka. - A ja jestem obrońcą i kapitanem drużyny i nazywam
się James Weasley. Ustawcie się w dwóch grupach - po prawej stronie
kandydaci na szukających, a po lewej na pałkarzy.
Holly i Emmy spojrzały
na siebie i stanęły po odpowiedniej stronie. Emmy stanęła obok czterech
chłopców i jednej dziewczyny. Holly w swoim towarzystwie była jedyną
dziewczyną.
- Ja zajmę się naszymi przyszłymi szukającymi, a Mike
pałkarzami - powiedział Jimmy. - Najpierw sprawdzimy, jak latacie na
miotłach.
Obydwie grupy złapały miotły i wzniosły się w powietrze. Emmy
okrążyła parę razy bramki i zatrzymała się w powietrzu. Wyciągnęła z
kieszeni szaty pudełko, a z niego szmatkę, którą wyczyściła okulary.
Podleciał do niej Jimmy.
- Emmy, latałaś na swojej miotle w lato?
-
Nie.
- Pożyczysz mi swojego pudełka na okulary?
- A po co ci
ono?
- Zobaczysz. - wziął pudełko i wylądował przy Harrym, który
właśnie wszedł na boisko.
Emmy obserwowała ich. Najpierw o czymś
rozmawiali. Harry wyciągnął gwizdek i zagwizdał. Wszyscy wylądowali.
-
Mike weź skrzynię z piłkami i wybierz najlepszego pałkarza, a ja pomogę
Jamesowi wybrać szukającego - powiedział Harry. - James zaczynaj.
- Mam
bardzo dobry sposób, aby was sprawdzić. Ten, kto złapie okulary szybciej od
pudełka, zostanie szukającym. Wujku... - chłopak podał Harry'emu
szmatkę, którą Emmy wycierała okulary.
Harry dotknął ją różdżką i
wypowiedział jakieś zaklęcie. Ściereczka zamieniła się w okulary. Rzucił je
w stronę bramek, a pudełko uniosło się w powietrze i szybko schowało je
wewnątrz siebie. Jimmy rzucał okulary każdemu z osobna. Emmy czuła się coraz
bardziej niepewnie. Już cztery osoby nie złapały. Następną osobą, która
przystąpiła do testu, był ciemnowłosy chłopak. Już prawie złapał okulary,
ale i tym razem pudełko okazało się szybsze.
Teraz przyszła kolej na
Emmy. W tym momencie coś przewróciło się jej w żołądku. Dziewczyna wsiadła
na miotłę. Spojrzała na Jimmiego, który zamachnął się i rzucił okulary w
górę. Emmy wystartowała. Zauważyła, że już obok niej leci pudełko.
Przyśpieszyła trochę. Pudełko na chwilę zostało w tyle. Spojrzała się do
tyłu. Popatrzyła się na pudełko. Nie zauważyła jednak, że leci prosto na
bramkowy słupek. W ostatniej chwili złapała się go ręką. Miotła obróciła się
dookoła słupka o 180 stopni. Emmy pochyliła się, aby złapać okulary, wtedy
miotła gwałtownie wyhamowała. Złapała je, ale w tej samej chwili ześlizgnęła
się z miotły i upadła na ziemię. Pudełko doleciało do jej ręki i zatrzymało
się na jej dłoni.
- Emmy! Udało ci się, udało! - Holly podbiegła
do przyjaciółki, która siedziała na ziemi i patrzyła z osłupieniem na
rękę.
Kiedy zdjęła z niej pudełko, w ręku trzymała już tylko
szmatkę.
- Chyba złamałam sobie palca - powiedziała, dalej wpatrując
się w szmatkę.
- Chyba znaleźliśmy nową szukającą - powiedział
Jimmy.
- Jestem szukającą? - Emmy zerwała się z ziemi i otrzepała. -
Jestem szukającą, jestem szukającą, rozumiesz to Jimmy? - krzyknęła
dziewczyna, rzucając się chłopakowi na szyję.
- Miałaś nie mówić na
mnie Jimmy - powiedział, próbując uwolnić się z uścisku dziewczyny.
-
Oni mają dziwną tendencje do rzucania się na siebie - powiedziała ze
spokojem Holly do Mike'a
- A to jest nasz nowy pałkarz -
powiedział Mike do Jimmiego, klepiąc Holly po ramieniu.
CDN
hm..
nudza mnie tego typu fficki, wole
jak ktos sam stwarza swoj swiat, a nie urozmaica np. Hogwart.. ogolnie nie
mam zastrzezen co do stylu, ale - jest po prostu, troche nudny..
A to już końcówka rozdziału siódmego.
Po powrocie do zamku Emmy poszła do skrzydła szpitalnego.
Pani
Pomfrey, szkolna pielęgniarka, za pomocą różdżki złożyła jej złamany
palec w ciągu dwóch sekund, a potem wcisnęła jej na siłę jakiś dziwnie
wyglądający eliksir wzmacniający. Emmy obiecała, że przez następne trzy dni
będzie go piła co wieczór. Kiedy wyszła, powąchała eliksir i skrzywiła
się.
- Nie ma mowy. Nie będę tego piła, choćby mnie mieli wyrzucić
z drużyn. - powiedziała i wylała eliksir do kwiatka, stojącego przy
oknie.
Kwiatek natychmiast zrobił się cały brązowy i opadły mu wszystkie
listki.
- Ja z tą drużyną to tylko żartowałam - powiedziała i czym
prędzej oddaliła się od kwiatka.
Kiedy miała już zakręcać, zauważyła
idącą w drugą stronę Madame Le Rouge.
- A tą co tutaj niesie? -
zdziwiła się Emmy i zaczęła śledzić nauczycielkę.
Szły nieznanym Emmy
korytarzem. Nauczycielka skręciła w następny korytarz. Kiedy Emmy wyjrzała
zza rogu, Madame znikła.
- Gdzie ona jest? - dziewczyna podeszła do
ściany, kończącej korytarz.
Wisiała na niej makata, przedstawiająca orła.
Emmy odchyliła róg makaty. Na ścianie wyrzeźbiona była płaskorzeźba. Po
środku znajdował się jakiś dziwny napis:
WŁÓŻ KSIĘŻYCOWE OKO,
PRZYSZŁY POZNASZ CZAS. PAMIĘTAM JEDNAK O TYM, ŻE TYLKO DWA OBROTY ŚWIATA
MASZ, A POTEM ZNIKASZ.
Nie dowiedziawszy się wiele z napisu, zaczęła
przyglądać się płaskorzeźbie, która konkretnie niczego nie przedstawiała -
jakieś dziwne znaki, kilka kształtów. Potem Emmy udała się do pokoju
wspólnego i opowiedziała Holly, o tym, co odkryła.
- I ona tak po prostu
znikła? - dziwiła się Holly.
- Nie mogła się teleportować. W
Hogwarcie to niemożliwe.
FF pisany fajnym stylem, ale nie podoba mi
sie to, ze harry jest nauczycielem latania na miotle.
ogolnie nawet-
nawet, nie najlepszy, ale i nie najgorszy. taki przecietny.
w sam raz na
popoludnie po dluuuuuugim szkolnym dniu.
no i plus za nie umieszczenie
siebie samej w glowenj roli.
powodzenia w dalszym pisaniu!
Mi także się podoba. Napisane fajnym
stylem, ale mam dwa zastrzeżenia.
Po pierwsze:
Jak to możeliwe, że Ron
i Hermiona się pobrali? Możliwe, że mi to nie pasujo bo po przeczytaniu
trzydzieści razy czterech tomów Potter'a jestem przyzwyczajony do tego,
że oni się nie kochają, ale to tak na marginesie.
Po drugie:
Zapominasz czasem, podkreślam CZASEM
znaków typu kropki i przecinki, ale to się nie rzuca w oczy.^^
Mam
nadzieję, że już w krótce napiszesz następny part...
Życzę Ci veny twórczej i powodzenia w pisaniu...
Przeczytalam.Nie lubie fickow typu HP, ale
przelamalam sie i jakos dotarlam do konca. Niezbyt mnie to fascynuje, choc
przyznam, ze pomysl z elfem wtrynzalajacym cukierki byl niezly. Wnerwilo
mnie troche, ze Hermiona na umor przedstawia zywa kopie McGonnagal. No i
jeszcze to jej malzenstwo z Ronem... Duzo rzeczy zaciagnietych jest z
ksiazki... Jeden kujonek, powtarzajacy slowa Hermiony wchodzac do Wielkiej
Sali, corka Malfoya... Poza tym, jasne bylo, ze skoro byly wolne 2 miejsca:
palkarza i scigajacego w druzynie Gryffindoru to zajma je wlasnie Emily i
jej qmpela.
Popelniasz czasem razace bledy, np. OBYDWIE. Powinno byc
OBIE. Dlatego przeczytaj kilka razy, nim cos wkleisz.
Wklejaj krotsze
party, bo ich dlugosc utrudnia troche czytanie.
Popieram Abaskę. Jak to ktoś kiedyś
powiedział "Potter wychodzi nam uszami". Czasami mam wrażenie,że
niektórzy ludzie nie potrafią pisać bez niego ficków.
ff bardzo mi się podoba. co z tego, że jest
o hp? jest przecież trochę inny świat, przygody, postacie (chociaż czasem
przypominają poprzednich bohaterów, np. ten Walter dokładnie jak Percy).
styl pisania też mi się podoba. troszkę czasu zajęło mi przeczytanie całości
a właśnie: jak długo to piszecie?
Te postaci są podobne, bo w końcu to ich
dzieci, dzieci często, przynajmniej w jakimś stopniu, są do rodziców
podobne. Ten fick piszemy ponad rok, napisane mamy danaście rozdziałówi
jeżeli dobrze pamiętam to będzie ich jeszcze trzy.
Poza tym nasz fick
różni się od innych o HP, w roli głównej nie jest Harry, ale jego córka.
Postaram się dawać krótsze posty, OK?
I jeszcze jedno: pomysł na to ff
powstał bardzo dawno, fick miał być o córce Harry'ego i będzie (niedługo
będziemy przygotowywać drugą część, bardziej orginalną).
Podoba mi się. W przeciwienstwie do
niektórych ficków o Potterze nie jest nudny. Piszesz w podobnym stylu co
Rowling i dobrze ci to wychodzi.
Ten post jest króciutki. Życzę miłego
czytania.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Miotła.
Przez kilka następnych
tygodni Emmy nie miała czasu na rozmyślanie o dziwnym zniknięciu Madame Le
Rouge. Kilka razy poszła z Holly do biblioteki, aby poszukać jakiejkolwiek
informacji o Księżycowym Oku. Nawet wszystkowiedzący Andre nie przydał się w
tej sprawie. Przez cały październik Emmy i Holly chodziły na treningi, które
według nich samych nie były im potrzebne. Nawet, kiedy się obijały, Jimmy
nie denerwował się zbytnio. Tylko raz, kiedy od rana miał okropny humor,
wydarł się na nie tak, że przez cały tydzień wykonywały wszystkie jego
polecenia. Emmy zauważyła, że Holly i Mike bardzo dobrze się dogadują.
Częste wypady Holly do biblioteki okazywały się spotkaniami z
Mike'm.
Pewnej nocy Emmy leżała na łóżku, wpatrując się tępo w
sufit.
- Holly, prawda że podoba ci się Mike - odezwała się nagle
Emmy, dalej wpatrując się w sufit.
- CO?!
- Przyznaj się, on ci
się podoba.
- Wcale, że nie! - zaprzeczyła szybko Holly.
-
Podoba ci się.
- NIE!
- Przyznaj się.
- No, może
trochę.
- Wiedziałam! - mówiąc to, Emmy rzuciła poduszką w
Holly.
- A to za co?
- Za to, że nic mi nie
powiedziałaś.
- Wcale nie musiałam - powiedziała Holly i rzuciła
poduszką w Emmy.
Rozpętała się prawdziwa bitwa na poduszki, do której po
chwili dołączyły się Aileen, Colleen i Shirley.
- Co tu się dzieje? -
dziewczyny usłyszały głos, który należał do profesor Weasley.
- Nic
ciociu... to znaczy pani profesor - powiedziała Emmy.
- Jest już
późno, kładźcie się spać. Nie chcę słyszeć już żadnych hałasów - nakazała im
Hermiona i wyszła, mrucząc coś pod nosem w stylu: "Ach te
dziewczyny".
- Ciociu? - zdziwiła się Shirley.
- To
przyjaciółka ze szkoły mojego taty. Jest mamą Jamesa Weasleya i mówię do
niej ciociu.
- Jamesa Weasleya? Tego przystojniaka, kapitana naszej
drużyny? - zapytała Colleen.
- Co ja słyszę. Jimmy ma swoje fanki i
to w moim dormitorium - stwierdziła z uśmiechem Emmy.
- Lepiej na
niego uważaj - szepnęła jej do ucha Holly, za co oberwała poduszką.
-
Jimmy to tylko przyjaciel.
- Dobra, dobra - powiedziała Holly i wróciła
do swojego łóżka.
Po upływie dwudziestu minut wszystkie już spały.
Nazajutrz, podczas śniadania, dziewczyny chichotały i żartowały sobie z
Jimmiego.
- Zakładamy fan klub Jamesa Weasleya, kapitana DRUŻYNY
GRYFFINDORU. Która chce się zapisać?
- Bardzo śmieszne - powiedział
James, patrząc na śmiejącego się Mike'a.
Świetne.
A najbardziej podoba mi się
zestawienie par.
Kto by przeżył po raz kolejny Harego i
Hermionę?
Poza tym uważam to opowiadanko za bardzo zabawne.
Potter nie
miał nikogo oprócz przyjaciół, a jego córka
jest otoczona gronem wujków i
ciotek - miła perspektywa.
To zmienia cały fick, bo nie opowiada już o
niechcianym chłopcu, ale o kimś kto wychował się w pełnej rodzinie-
beztrosko i bez Voldemorta na karku.
Wiesz, co najbardziej mi się podoba,
to to że Dumbledore został mianowany dziadkiem i chyba mu sie to
podoba.
A Emily ma tyle różnych ciotek i dziadków, kuzynów
w Hogwarcie, a nawet ojców, że musi się pilnować. Mam prośbę-
Napisz coś
więcej o syriuszu i jak Harry w końcu pokonał Voldzia, ożenił się no i w
ogóle. No i jak został tak normalnym czarodziejem. To trochę dziwne oglądać
młodzież jako dorosłych:)
Zwykle się nie rozpisuję i daję jakiś cytat,
ale trudno
Poza tym czy stary Knot nadal jest ministrem Magii?
Pozdrowienia dla
ciebie, i wytłumacz mi co znaczy MY NAPISAŁYŚMY?
Hej! Pozdrowienia dla Alisi i odpowiedzi na jej pytania (nie wszystkie):
Knot nie jest ministrem magii, ale nie rozpisujemy się na ten temat i nawet nie wymyślałyśmy nazwiska nowego ministra.
Syriusz mieszka sobie beztrosko na Jawie, został oczyszczony z zarzutów już dawno temu, nie ma żony, mieszka w rezydencji niedaleko plaży, więcej nie zdradzimy.
QUOTE |
Pozdrowienia dla ciebie, i wytłumacz mi co znaczy MY NAPISAŁYŚMY? |
Bardzo mi sie podba wasz Fick. Jest taki
miły i ciekawy. Niektóre sprawy są tajemnicze, a ja lubie wszystko co
tajemnicze =D Bardzo lekko się czyta to opowiadanko i nie ma błędów.
Znalałam tylko kilka zjedzonych literek. Macie jakis taki lekki
"dryg"do pisania. Zebym ja tak miała...
Ale dosyć rozczulania hehehe^^ Czekam na nastpnego ciekawego pościka. Pa i
pozdraffiam wszystkich.!
" który wyglądał jakby kamień spadł mu z serca, niestety na nogę "<-- to mi sie spodobalo =) takie wesole...
Co do textu, tak jak powiedziala Taj, baardzo sympatyczny... Ale naprawde wkurza mnie, ze Emmy to zywa kopia Harry'ego. Pootter mial Blyskawice, najszybsza miotle swiata, Potterowna ma cos tam jakiegos, najszybsza miootle swiata. I to mnie w tym opowie dreczy. Nie klonujcie!! Nie warto =P
My nie klonujemy, to było uwarunkowane genetycznie Ale nie będziemy ci pisać o tym skąd się biorą dzieci co do miotły, to niedługo dowiesz się paru interesujących szczegółów na temat tego modelu, który się zwie Sky Turbo.
A to kolejny króciutki fragment
Holly ciągnęła ją za rękaw szaty, aż dociągnęła ją do drzwi, przez które Emmy wcale nie chciała przechodzić. Były to drzwi do klasy Madame Le Rouge.
- Ale ja nie chcę. Poradzę sobie - powiedziała Emmy, jakby szła na skazanie.
Holly wepchnęła ją do klasy. Madame Le Rouge właśnie zmieniała kolor firan z różowych w fiołki na różowe w róże.
- Witaj Emmy. Zaraz coś z tym zrobimy. Nie przejmuj się, będzie wszystko dobrze.
Dziewczyny zdębiały. Madame Le Rouge, nawet nie odwracając się w ich stronę i dalej spokojnie zmieniając firanki, wiedziała o co chodzi.
- No, wygląda lepiej - stwierdziła, patrząc na firanki. - Ten fiolet mnie drażnił. No wiecie dziewczynki, róż to taka ostoja spokoju. - dziewczyny rozejrzały się po wściekle różowej klasie, dalej nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
Madame wzięła różdżkę, dotknęła głowy Emmy i wypowiedziała zaklęcie.
- I po kłopocie. A teraz zmykajcie, bo spóźnicie się na trening.
Dziewczyny odeszły bez słowa. Uznały, że nie warto tego komentować.
Trening miał być dla Emmy niesamowity. Mogła latać na swojej miotle, ile się da. Na boisku wszyscy chcieli dosiąść jej miotły, choćby na chwilę wzbić się na niej w powietrze, ale Jimmy rozgonił miłośników nowoczesnego sprzętu do quidditcha. Pierwszy mecz w tym roku miał odbyć się z drużyną Ravenclav.
- Koniec tego dobrego. Teraz parę informacji o przeciwniku. - cała drużyna od razu się uspokoiła i zwróciła w stronę Jimmiego. - Krukoni mają nowego szukającego - pierwszaka, podobno dobry - mówiąc to spojrzał na Emmy miotłę, którą trzymała w ręku. - Dziś będę ćwiczył z Emmy, a reszta niech poćwiczy sama, tylko solidnie - tak żeby wyglądało to na trening.
Jimmy i Emmy poszli na jedną stronę boiska, a reszta na drugą.
- No dobra. Widzę nowy sprzęt w rękach. Zobaczymy jak latasz na tej miotle. Chyba nie miałaś jeszcze okazji na niej latać. Jesteś już na tyle szybka, że możesz ćwiczyć z prawdziwym zniczem. Zobaczymy.
Emmy pstryknęła palcami nad leżącą na ziemi miotłą, która od razu znalazła się w jej rękach. Jimmy nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kiedy Emmy odleciała, powiedział sam do siebie:
- Nawet nie powiedziała "do mnie".
- Wypuszczaj go! - krzyknęła.
Jimmy otworzył skrzynię z piłkami i wypuścił znicza.
Emmy powiedziała cicho do miotły:
- No dobrze mała, za zniczem. - i miotła ruszyła w stronę błyszczącego w oddali światełka.
Emmy bardzo szybko złapała znicza i z triumfującą mina podleciała do Jimmiego.
- To za łatwe dla ciebie, więc to trochę utrudnimy. Ty się odwrócisz, żebyś nie wiedziała, gdzie odlatuje znicz.
Emmy obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i zawisła głową w dół.
- Wypuszczaj! - krzyknęła Emmy.
I tym razem szybko uporała się z zadaniem. Potem Jimmy utrudnił jej zadanie, ponieważ podczas lotu próbował zrzucić ją z miotły. Ćwiczyli, aż się ściemniło. Po ćwiczeniach Emmy ścigała się z Jimmim po całym boisku.
- Emmy zwolnij! Nie dogonię cię!
Emmy zatrzymała się w powietrzu i odgarnęła włosy z czoła.
- Ładnie ci w nowej fryzurze - powiedział Jimmy, rumieniąc się na całej twarzy.
Emmy, podobnie jak on, zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Jimmy przerwał niezręczną ciszę, krzycząc:
- Teraz ty gonisz!
Rano Emmy zwlokła się z łóżka z wielkim trudem. Po prawie trzygodzinnym chrzcie nowej miotły i zabawie z Jimmim nie miała siły na nic. W jej dormitorium nie było żadnej z dziewczyn. Emmy, nie spiesząc się zbytnio, ubrała się i zeszła do pokoju wspólnego.
cdn
Oto ciag dalszy, no moze jego niewielka czesc:
- Cześć Emmy. Ładna fryzura - powiedział Andre, stojąc w bezpiecznej odległości, jakby się bał, że Emmy się na niego rzuci.
- Dziękuję. W sumie nic się nie stało. Możesz spać spokojnie, już się nie gniewam.
- Cześć Andre. Cześć Emmy.
- No nareszcie jesteś, gdzie byłaś? - powiedziała Emmy do Holly, która właśnie weszła.
- Na śniadaniu. Nie chciałam cię budzić, bo wyglądałaś, jakbyś ścigała Jimmiego więcej niż te parę razy, o których mi mówiłaś.
- Oj cicho bądź. Jestem głodna, chodź - powiedziała i pociągnęła Holly za sobą.
Po zjedzeniu śniadania Emmy zgarnęła parę dropsów dla Tykona.
- Muszę go wypuścić na trochę dłużej, bo ostatnio chorował - powiedziała Emmy o elfie.
Przez ostatni miesiąc zmiana pogody nie sprzyjała elfowi, który całe swoje dotychczasowe życie spędził na egzotycznej wyspie.
Rozmowę o Tykonie przerwał Walter.
- Dzień dobry Emmy! Słyszałem że, zamęczyłaś znicza wczoraj na treningu.
- O Wolter! Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Coś się ciekawego stało? - spytała się Emmy.
- Nie, dlaczego tak sądzisz? - powiedział takim tonem, jakby nie chciał się dzielić przyczyną swojego dobrego humoru. - Chciałem tylko dać ci do przeczytania Proroka Codziennego. Jest w nim ciekawy artykuł o twojej miotle.
- Dzięki - odpowiedziała i wzięła do ręki gazetę.
Szarpiąc stronami, dotarła do artykułu, który zajmował niecałe pół strony.
"Ministerstwo Magii, a konkretnie wydział sportu, wstrzymał produkcję nowego modelu mioteł "Sky Turbo". Minister Działu Sportu stwierdził, że miotły są niespokojne i drapieżne. A oto relacja zdana przez niezadowolonego klienta.
- Zrzuciła mnie i pobiła - stwierdził.
Obecnie zanotowano, że miotły posiadają tylko cztery osoby w całym kraju. Ich miotły nie sprawiły większych problemów. Resztę wycofano ze sprzedaży. Przewodniczący Związku Działaczy Ligi Quidditcha, Dunbar Oglethorpe , stwierdził że cztery zadowolone osoby, posiadające Sky Turbo, przypadły im do gustu. Według niego te miotły zachowują się jak konie albo wielbłądy."
- Cztery osoby, oswoiłaś miotłę, zmęczyłaś znicza, nic więcej nie trzeba - ten mecz wygramy - powiedziała z pewnością w głosie Holly po przeczytaniu artykułu.
- Uspokój się, skąd wiesz, że tej miotły nie ma ktoś ze szkoły?
- O tym nie pomyślałam.
- Chodź, oddam Walterowi gazetę i zaniosę Tykona do pokoju taty. Dam mu witaminę C. A potem muszę wysłać Pestkę do mamy.
Po południu Jimmy zwołał całą drużynę do siebie.
- Bierzcie miotły i idziemy na trening.
- Jimmy! Odpuść! - powiedziała Emmy. - Wczoraj chyba wystarczająco długo ćwiczyliśmy?
Jimmy popatrzył się na proszącą Emmy, a potem na chichoczącą drużynę.
- Noo... dobrze. Odpocznijcie. Ale w poniedziałek macie dać z siebie wszystko.
- Tak jest, kapitanie James! - krzyknęła chórem cała drużyna i rozeszła się.
Holly poszła gdzieś z Mike'm, a Emmy udała się do szkolnej sowiarni, by dać Pestce list do mamy.
CDN
Taa, Longina, wiemy, ze mamy fajne emoty
=P
Poza tym: Ty nie masz co robic, tylko posty nabijac, jaki masz
aktualnie nastroj? Sorry, ale nie sadze, by to kogos specjalnie
interesowalo... W dodatku jakby kazdy pisal, jaki ma nastroj, toby sie
niezly smietnik na forumie zrobil. Wiec nastepnym razem sie zastanow, jak z
czyms takim wyskoczysz
Co do ficka: Czyli ze ta cala Sky Turbo leci,
jak jej sie powie? Jesli tak, to jest to idiotyzm. Jakby lud w szkole mial
Sky Turbo, toby wszyscy lapali znicze w trymiga... I zero Quidditha.
Czyzbyscie chcialy tu zrobic romantyka? James i Emmy... Moim zdaniem
juz za dlugo sie znaja, by pomiedzy nimi cos zaiskrzylo...
A te dwie
ostatnie czesci byly troche nuzace. A moze jakies niespodziewane zwroty
akcji? Czytelnika trza czyms przyciagnac, a nie, ze prawie wciaz jest
swiadomy, co za chwile sie stanie...
Poniedziałek był wietrzny. Całą noc padało, a nad ranem
pojawiła się mgła, która potem opadła.
- Piękna pogoda. Nie ma co -
powiedziała Emmy przy śniadaniu, patrząc na niebo, które zawsze
odzwierciedlało to, co się działo na zewnątrz.
- Jak utrzymam się na
miotle to będzie dobrze - powiedziała Amanda.
- Będzie znosić kafla -
dodał Elijah.
Narzekanie na pogodę przerwało przyjście poczty. Niektóre
sowy wyglądały, jakby ktoś je wrzucił do pralki i ustawił na wirowanie. Emmy
wyraźnie wypatrywała Pestki.
Czekasz na coś konkretnego? - zapytała
Holly, kończąc rozmowę z Mike'm.
- Tak... - złapała małą
paczuszkę.
- A można wiedzieć na co?
Emmy powiedziała szeptem:
-
Mama sporządziła lekarstwo dla Tykona. Idę do pokoju taty, zmuszę Tykona do
wypicia tych ziół. Jak nie będzie chciał wypić, to go zwiążę i wleję mu to
do gardła.
- Chyba za pomocą lejka - uśmiechnęła się Holly.
Gdy Emmy
wyszła z Wielkiej Sali, Mike zapytał się Holly:
- Co za pomocą
lejka?
- Nic, nic, absolutnie nic.
Emmy znalazła krótszą drogę do
pokoju taty, nagle gdy już miała skręcać, usłyszała głosy.
- ...
Clifford, zmykaj do dormitorium.
- Tak Madame, już idę - powiedział
piskliwy głos, po czym ucichł.
- Clifford - u niego od małego widać że,
ma tendencję do złego. - powiedziała do siebie Madame Le Rouge. Dobrze, a
teraz Emily gdzie jesteś?
Emmy coś podskoczyło w żołądku. "Skąd ona
wiedziała, że tu jestem i że się ukrywam" - pomyślała.
- ... Emily.
- Madame zawołała jeszcze raz.
Emmy odskoczyła i schowała się za ścianą.
Potem zauważyła światło bijące zza ściany i usłyszała trzask zerwanych
kabli, wrzuconych w wodę oraz poczuła lekki powiew wiatru. Stała za ścianą
jeszcze chwilę. Gdy wszystko ucichło wychyliła głowę. Zobaczyła tylko pusty
korytarz, korytarz który już kiedyś widziała. Ten, na którego końcu, za
makatą była dziwna płaskorzeźba. Dziewczyna wyszła z ukrycia i podeszła do
makaty. Odchyliła róg. Pod spodem wszystko się poruszało. Małe, dziwne znaki
zmieniały miejsce tak, jakby były żywe.
- Tu się coś dzieje i to coś
poważnego - powiedziała sama do siebie, przykrywając makatą
płaskorzeźbę.
Poszła dalej korytarzem. Doszła do zwykłej, szarej,
zamkowej ściany i zaczęła się jej przyglądać. Nagle przestała przyglądać się
ścianie i wyjęła różdżkę. Dotknęła nią ścianę w miejscu, gdzie był mały,
wyskrobany czymś ostrym znicz.
- Disendium - powiedziała cicho, a w
miejscu znicza, pojawiła się zwykła klamka. Emmy nacisnęła na klamkę, a
fragment ściany otworzył się jak drzwi. Za ściennymi drzwiami był pokój
Harry'ego.
Abaska bądz wyrozumialsza jestem sama Ellie
Boze!! To ja az taka wredna
jestem?? A myslalam, ze takie potulne ze mnie dzieciatko... Cholercia, ze
wzgledu na to, ze przerazilas mnie faktem, co tez ze mnie wyroslo teraz bede
wyrozumialsza ;]
No, ten part byl lepszy, bo cos sie dzialo. Ale pod
koniec mogloby byc "sekretny pokoj Harry'ego", czy cos
takiego, bo wychodzi na to, ze ona trafila do jego dormitorium (czytalam to
mojemu piecioletniemu bracholkowi i wlasnie dzieki niemu zwrocilam uwage na
to potkniecie ). A tak ogolnie to moze byc. Fajnie, ze byl znicz. Takie
symboliczne to troche =)
Uaa, mi tez sie nudzi. Mimo, ze sa wakacje i
trza troche rodzine pomeczyc, to nuda wieje w tym moim domostwie =P Tylko
ksiazki, internet, TV, muzyczka, jedzenie i spanie Niecierpie takiej monotonii... I chyba mi sie powoli na leb
rzuca, ale zaczynam tesknic za szkola...
Oto następny part:
Na krześle na
przeciwko kominka siedział i kichał mały Tykon.
- Cześć malutki -
powiedziała pieszczotliwie do elfa.
Tykon odwrócił główkę w jej stronę.
Był okryty małym kocem. Nos świecił mu się na fioletowo.
- Tykon źle się
czuć, Tykon być chory - powiedział ochrypniętym głosikiem i pociągnął
noskiem.
- Zaraz coś na to poradzimy, nie martw się - powiedziała i
zaczęła wyciągać wszystko z paczki od mamy. Były w niej jakieś suszone
rośliny i butelki o podejrzanej zawartości. List dołączony do rzeczy
zawierał przepis na przyrządzenie eliksiru.
- Skąd mama to wytrzasnęła?
- Wujek Syriusz jej pomagał - odpowiedział jej tata, który właśnie
wszedł do pokoju. - Trudne do przyrządzenia? - zapytał.
- Nie, ale ta
ilość jest niesłychanie mała. Kropla tego, gramik tego. Nie ma co, końska
dawka.
- Tykon wybacz mi, ale podam ci to później. Muszę najpierw jakimś
cudem zmniejszyć kociołek - powiedziała, dalej patrząc na ilości składników.
- Ja się zajmę kociołkiem i resztą, a ty zmykaj do szatni i wciągaj
ochraniacze na nogi. Ten mały z Ravenclawu jest podobno dobry - powiedział
Harry i prawie że wypchnął córkę za drzwi.
Emmy patrzyła jeszcze minutę
na ścianę.
- Czyżby tata wiedział o czymś, czego ja nie wiem? Ta szkoła
jest coraz dziwniejsza. Jak tylko wygram ten mecz to muszę się dowiedzieć, o
co chodzi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Druga taka na meczu.
- No, już
jesteś. Co tak długo? - zapytała Holly, stojąca w sali wejściowej.
- A,
znów sp... - ale przerwała, patrząc na przyjaciółkę. - Oj, spotkałam tatę i
gadaliśmy.
W szatni wszyscy sprawdzali, czy Emmy na pewno ma miotłę.
-
Mam kilka słów dla was - krzyknął Jimmy, nie mogąc uspokoić reszty. -
wszyscy zwrócili głowy w stronę kapitana. - Dajcie z siebie wszystko i
postarajcie się wygrać.
Jimmy był naprawdę zdolnym zawodnikiem. Jeszcze
rok temu, razem z Mike'm byli najmłodszymi w drużynie Gryfonów. Po
pierwszym meczu, który Gryfoni wygrali dzięki strategii Jimmiego, chłopak
zyskał uznanie starszych kolegów, którzy mianowali go kapitanem
drużyny.
Po krótkiej przemowie Jimmiego drużyna wyszła z szatni i
ustawiła się na boisku. Emmy spojrzała na rączkę swojej miotły.
-
Wygramy, wygramy - szepnęła do siebie i wzięła głęboki wdech.
Nagle
drużyna zaczęła głośno o czymś rozmawiać i kręcić głowami na wszystkie
strony.
- Co się stało!? - zapytała Emmy, a w jej brzuchu dochodziło
do erozji wulkanu.
- Spójrz na sprzęt ich szukającego. - powiedział
Elijah.
Emmy przecisnęła się na przód i zobaczyła chłopca z taką samą
miotłą, jak jej.
- Emmy i reszta, uspokójcie się! I tak mamy większe
szanse na wygraną.
- Przy takim wietrze? U nich prawie cała drużyna to
piąto-, szósto-, a nawet siódmoklasiści - powiedziała Holly z lekkim
przerażeniem w głosie.
W tym momencie usłyszeli głos Harry'ego.
-
Dosiądźcie mioteł. Na mój gwizdek wzbijecie się w powietrze. Gra rozpocznie
się w momencie wyrzucenia kafla.
Emmy popatrzyła w niebo z wielkim
niepokojem.
- Uda się, uda się - powtarzała.
Gwizdek ledwo było
słuchać w szumie wiatru. Wszyscy wznieśli się w górę. Szaty niespokojnie
powiewały.
- Zaczęło się. Kafel w powietrzu, przejmuje Amanda Blake,
podaje do Jenny Fletcher. Kafel nadal w posiadaniu Gryfonów. Jenny podaje
piłkę do Elijaha. Pałkarz Ravenclawu, Peter Grant, odbił tłuczka na
ścigającego Gryfonów. Gryffindor stracił kafla.
Emmy patrzyła z góry na
grę. W tej chwili coś świsnęło jej koło ucha. To tłuczek, odbity przez
Granta przeleciał i o mały włos nie uderzył jej w głowę.
- Uważaj! -
krzyknęła Holly i mocno odbiła go w stronę zawodnika Ravenclavu.
Kafel
znowu przejęli Gryfoni, a sprawna akcja Jenny i Amandy sprawiła, że kafel
przeleciał przez bramkę Krukonów.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
- krzyknęła do mikrofonu komentatorka, Puchonka z siódmej klasy.
Na
trybunach Gryfonów rozległy się oklaski i okrzyki, zagłuszone przez wiejący
wiatr.
- Kafel w posiadaniu Krukonów ... ale uwaga ...
CDN
Ja wiem kiedy przerwać co?
oto następny kawałek:
... przejmuje go Amanda, podaje do
Jenny, ta do Elijaha ... i bramka! Następne dziesięć punktów dla
Gryfonów, co za błyskawiczna akcja! Pogoda nie sprzyja dziś Krukonom.
Mali Gryfoni sprytnie pokonują wiatr.
Emmy rozglądała się po boisku, ale
znicza ani śladu. Później zerknęła na Szukającego Krukonów, Clifforda.
-
Nie do wiary, następne dziesięć punktów dla Gryffindoru! Wiatr coraz
bardziej utrudnia grę. Gryfoni prowadzą 30 do 0.Gryfoni przy kaflu. Znicz
się jeszcze nie pokazał. Dzisiaj czeka nas także niezwykłe starcie między
szukającymi. Obydwoje mają super sprzęt... Ale co się dzieje! Krukoni
przechwycili kafla... zbliżają się do bramek, Scott rzuca i... Jest, jest -
pierwsze dziesięć punktów dla Ravenclawu w dzisiejszym meczu!
Przez
następne dwie godziny Emmy nie zauważyła znicza, a żadna z drużyn nie
zdobyła punktów. Nagle rozległ się gwizdek.
- Przerwa! - krzyknął
Harry. - Macie pięć minut - zmykajcie do swoich szatni.
W szatni, w
porównaniu do boiska, panowała błoga cisza. Ścigający byli tak zmęczeni, że
z trudem łapali oddech.
- Emmy, złap go wreszcie, bo już długo nie
pociągnę - powiedziała Jenny, ciężko dysząc.
- Ja też - dodali Elijah i
Amanda.
- Ja nie chcę nic mówić, ale minęły już dwie godziny. Gusty na
pewno złapałby już znicza - powiedział Mike ze spuszczoną głową.
Holly,
widząc że Emmy zmarkotniała jeszcze bardziej, dodała szybko:
- Gusty to
pierdoła. On też musiał się rozgrzać zanim złapał znicza. Nie bez kozery ma
takie przezwisko.
- Ale nie rozgrzewał się przez dwie godziny. Ja
widziałem znicza już ze trzy razy, a ona ani razu.
- Spokojnie Mike,
jesteś zmęczony, ale nie musisz wyżywać się na Emily- krzyknął Jimmy. - Na
boisko! Jest ciężko, ale sobie poradzimy.
Przed gwizdkiem
wznawiającym grę, Emmy podleciała do Holly.
- A tak w ogóle to co to za
Gusty?... CDN
Cos jest nie tak juz 2 party zamiescilam
...
- Mój brat.
- Twój brat, twój brat, nie mówiłaś, że masz
brata.
- Siostrę też mam – dodała i odleciała.
Po przerwie Emmy
dalej nie mogła zauważyć znicza.
- To niemożliwe. Tyle czasu minęło, a
znicza ani śladu. Może jestem ślepa... i go nie widzę. – powiedziała
do siebie i zdjęła okulary, żeby je przetrzeć.
I wtedy...
- Znicz!
– krzyknęła, nie wkładając okularów na nos.- Złapię go, złapię.-
wymówiła przez zaciśnięte zęby.
Parę sekund później pojawił się szukający
Krukonów, Ewan Clifford,
- I co Potter, domyśliłaś się wreszcie –
powiedział zimnym, grubym głosem i wyprzedził ją.
Emmy przyspieszyła,
wyprzedziła go i próbowała wytrącić go z toru lotu.
- Proszę bardzo!
Pokazał się znicz. Szukający walczą ze sobą. – komentatorka zwróciła
uwagę na szukających, lecących wysoko w górze. – Potter jest
silniejsza, chyba złapie pierwsza, ale... Clifford nie poddaje się.
- To
ty?! – krzyknęła Emmy, gdy chłopak ją popchnął i o mało co nie
spadła z miotły.
- Potter jakby nagle się poddała... Nie, wyrównała,
dogoniła Clifforda! – krzyczała komentatorka, nawet nie
zauważając, że Krukoni wyrównali z Gryfonami 30:30.
Emmy leciała za
zniczem, walcząc o to, by go złapać, ale także o to, by nie zostać zrzuconą
z miotły.
- Clifford nie wiem jak ty, ale ja chcę złapać tę piłeczkę
– powiedziała do chłopaka, który uśmiechał się szyderczo, a oczy
błyszczały mu jak u kota.
Emmy pochyliła się, złapała mocniej rączkę
miotły, ściskając ją tak, że okulary trzymane w ręce nie wytrzymały i pękły.
Nagle ostro
wyhamowała. Gdy to zrobiła, już nikt nie interesował się grą
na dole, nawet reszta obu drużyn. Wszyscy mieli głowy zwrócone w stronę
szukających.
- Co ona robi?! Przecież on go złapie – powiedział
Mike.
- Cicho, ona wie co robi – uciszył go Jimmy.
W tym czasie
Clifford też wyhamował, ale było już za późno. Znicz został złapany w kozi
róg, skręcił i leciał wprost na Emmy. Emmy skręciła trochę w lewo. Znicz już
miał ją wymijać, ale ona wyciągnęła rękę i... CDN
Jutro jesli sie da
bedzie nastepny.
Musze isc do psychoanalityka a potem
wchodzic na strone
Wy mnie poprostu stresujecie
... poczuła zimną, złotą kulkę w dłoni. Wypuściła okulary, które spadły
na ziemię. Niestety w tej samej chwili tłuczek uderzył ją w bark. Emmy
usłyszała jak ciężka piłka miażdży jej łopatkę. Ręka odmawiała jej
posłuszeństwa. Emmy już ledwo co trzymała znicza. Gdy usłyszała gwizdek,
wypuściła skrzydlatą piłkę z ręki. Wylądowała i zsunęła się z miotły prosto
na kolana. Cała drużyna, z uśmiechami na twarzach, otoczyła ją.
-
Złapała! Złapała! Dziewczyno, ja cię za to kocham! - krzyczał
Mike i skakał do góry.
Spojrzał na Holly i od razu przestał skakać.
-
Jej trzeba pomóc - powiedziała.
- Przepraszam - powiedział szybko Mike i
spuścił głowę.
Ogólną radość przerwała Emmy.
- Przepraszam, że wam
przeszkadzam, ale wasza szukająca umiera z bólu.
- Zaraz coś na to
poradzimy. - powiedział Harry, który przebił się przez tłum
Gryfonów.
Rzeczywiście Emmy nie wyglądała zbyt dobrze. Prawa ręka
ociekała krwią, była pokaleczona szkłem ze zgniecionych okularów. Druga ręka
bezwładnie leżała na jej kolanie.
Emmy została dosłownie przykuta do
łóżka w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey nazajutrz nie pozwoliła jej wstać
i zaklęciem przykuwającym zmusiła ją do nie pójścia na zajęcia. Podczas
przerwy na lunch przyszła do niej Holly.
- Jak się masz?
- Dobrze, nie
licząc tego, że jestem przyklejona do łóżka i nie mogę wstać - powiedziała
Emmy z krzywą miną na twarzy. - Co tam na lekcjach?
- Nic ciekawego. Na
eliksirach straciliśmy dziesięć punktów, bo Snape jak zwykle się zeźlił. Na
historii magii jak zwykle nudy. Na obronie przed czarną magią Le Rouge
mówiła nam o złośliwych zaklęciach rzucanych na przedmioty, trochę nudne jak
na nią - stwierdziła Holly, patrząc w okno.
- Musisz mnie stąd wyciągnąć,
mam dość leżenia - powiedziała Emmy, szarpiąc się na wszystkie
strony.
Następne dni w skrzydle szpitalnym były okropne. Picie
wszystkiego, co przynosiła pani Pomfrey, było męką.
- Nie mogę -
powiedziała Emmy, krzywiąc się nad kubkiem, którego widok sprawiał, że brało
ją na wymioty.
- Musisz. To dla twojego dobra - powiedziała
pielęgniarka.
- Dzień dobry. Jak się ma szukająca, która prawie na ślepo
złapała znicza? - powiedział Harry, który właśnie wszedł do szpitalnego
pokoju.
- Okropnie, tato zabierz mnie stąd! Pani Pomfrey więzi mnie
tu od czterech dni.
- Mam dobrą nowinę - jutro możesz wrócić do
dormitorium.
- A ja myślałam, że mnie do Bożego Narodzenia nie
wypuści.
- Jutro Noc Duchów. Wiesz, że Dumbledore wynajął grupę
tańczących szkieletów? Niestety ty musisz się jeszcze trochę pomordować,
przeżyjesz?
- No, myśl o tym, że jutro stąd wyjdę, będzie mnie trzymać
przy życiu - powiedziała Emmy ciężko wzdychając.
Wieczorem, po długiej i
wyczerpującej kłótni z panią Pomfrey, Emmy padła ze zmęczenia.
Miała w
nocy dziwny sen...CDN
Mialo byc ladnie! To moj ulubiony
fragment pisalam go z Eilly 2 lata temu.
Śniło się jej, że Madame Le
Rouge przyszła do niej w nocy i rzuciła na nią jakieś zaklęcie. Byli tam
też... tata i ciocia Hermiona. Kręcili się po całym pokoju i o czymś mówili
szeptem. - To nie wszystko – na koniec wszedł Dumbledore. – Emmy
kończyła opowiadać swój sen Holly, podczas ubierania się rano. – No,
już wszystko zabrałam. Mam nadzieję, że już nigdy, ale to nigdy, nie będę
musiała tu wracać bez większego powodu.
Kiedy Emmy wróciła do
dormitorium, zabrała swoje książki i razem z Holly poszły na śniadanie do
Wielkiej Sali. Sala nie była jeszcze przystrojona na Noc Duchów. Mieli się
tym zająć po południu Madame Le Rouge i Hagrid.
- Już wyobrażam sobie
Wielką Salę – będzie cała różowa – powiedziała Emmy.
- No co
ty – wtrącił się Jimmy. – W tamtym roku były świetne
dekoracje.
Po śniadaniu dziewczyny poszły na lekcje. Pomimo pobytu w
szpitalnej sali, Emmy nie miała zaległości. Holly przynosiła jej codziennie
notatki z lekcji. Z okazji Nocy Duchów lekcje zostały skrócone.
Kiedy
wieczorem dziewczyny weszły do Wielkiej Sali, zatkało je z wrażenia. Wielka
Sala rzeczywiście wyglądała super. W powietrzu wisiały wielkie dynie,
wyhodowane przez Hagrida. W całym pomieszczeniu porozwieszano kolorowe
lampiony, których blask oświetlał stoły. Wiszące nietoperze z papieru,
wyglądały jak żywe. A ze sklepienia sali ciągle sypało się kolorowe confetti
w kształcie małych duszków. Na stołach leżały kolorowe serwetki, na których
stały półmiski ze słodyczami: ciasteczkami w kształcie mioteł, zielonymi
ciągutkami, chrupkami w kształcie zębów wampira, cukierkami, ciasteczkami w
kształcie płyt nagrobnych, jabłkami w czekoladzie na patyku oraz dzbanki z
hektolitrami dyniowego soku. Na stole nauczycieli stał imponujący piernikowy
Hogwart. Jego dach był polany pyszną czekoladą, a ściany oblepione
kolorowymi cukierkami. Z jego okien biło światło. Słodka makieta była na
tyle dokładna, że była tam nawet maleńka chatka Hagrida oraz fragment
Zakazanego Lasu.
Kiedy wstał Dumbledore, wszyscy ucichli. Emmy
zapatrzyła się na confetti, które na podłodze rozpuszczało się jak płatki
śniegu. Lecz chwilę później zwróciła głowę w stronę dyrektora.
- Życzę
wam miłej zabawy i... smacznego! – powiedział i usiadł.
Emmy
nie widziała zbyt dobrze bez okularów, których jak na razie nikt nie znalazł
na boisku. Lecz jak można było nie zauważyć tej perłowo białej brody
Dumbledora.
Na początku wystąpiła grupa tańczących szkieletów. Później
przy stołach słychać było rozmowy na przeróżne tematy, jednak przeważał
temat o wygranym meczu Gryfonów, zwłaszcza że Emmy siedziała na sali.
-
A, zapomniałabym... – powiedziała Emmy, sięgając po ciasteczko w
kształcie płyt nagrobkowych z wypieczonym „R.I.P.”
- O czym?
– zapytała Holly, kończąc jabłko w czekoladzie.
- O twoim
rodzeństwie. Chcę wiedzieć wszystko.
- No dobra. Jak już wiesz, Gusty to
mój brat. Rok temu skończył Hogwart...
- Był szukającym Gryfonów.
-
Ychy – przytaknęła Holly, przeżuwając jabłko.
- A dlaczego
„Gusty”?
- To było prostsze i fajniejsze od imienia Gilbert,
a poza tym pasowało do niego.
- No a siostra?...
CDN
Dawno nie pisałam postów i widzę, że
bardzo jesteście spragnieni nowych partów. Apeluję o cierpliwość! Nie
możemy zamieszczać zbyt długich fragmentów, bo nie nadążyłybyśmy z
pisaniem
- Siostra ma na imię Sara. Dwa lata temu skończyła
szkołę.
- Chcesz powiedzieć, że z dwójki rodziców Ślizgonów, cała
trójka ich dzieci trafiła do Gryffindoru?
- O nie! Sara była w
Slytherinie, kochała eliksiry i w ogóle kochała się uczyć. Nienawidziła grać
w quidditcha, patrzeć na niego też. Tak w ogóle to rodzice doznali małego
szoku, gdy dowiedzieli się, że Gusty trafił do Gryffindoru. To, że ja tu
trafiłam, już jakoś przeboleli.
- A co teraz robią Sara i Gusty? -
zapytała się z zaciekawieniem Emmy.
- Gusty się leni, a Sara
podobno niedawno przyjęła pracę w jakiejś szkole...
-
Szkole...?! A czego miałaby uczyć i gdzie?
- Tego to ja już nie
wiem, ale jestem pewna, że będzie uczyć eliksirów - powiedziała Holly i
poszła do Mike'a, który opowiadał o krwawej walce z tłuczkiem podczas
meczu.
Po północy wszyscy porozchodzili się do swoich
dormitoriów.
Rano Emmy i dziewczyny obudziły się trochę później niż
zwykle, ponieważ lekcje zostały przesunięte na późniejszą godzinę tak., aby
wszyscy mogli się wyspać po wczorajszej zabawie. Kiedy Emmy spojrzała na
swoją szafkę nocną, zauważyła nowe okulary i karteczka. Emmy przeczytała
ją.
Emmy!
Niestety nie znalazłem na boisku twoich okularów, a
raczej ich szczątków, które nadawałyby się do naprawienia. A że nie możesz
chodzić po szkole na pół ślepa, sprawiliśmy ci nowe okulary. Nie zgub ich na
następnym meczu!
TATA
- Sprawiliśmy?! - powiedziała ze
zdziwieniem Emmy, drapiąc się po głowie.
Emmy doczytała jeszcze
postscriptum:
P. s.: Przymierz je!
Emmy włożyła okulary na nos.
Były dziwnie lekkie - tak jakby nie miała nic na nosie. Pod pewnym kątem
mieniły się to na różowo, to na fioletowo.
- O, widzę że masz okulary na
nosie - zagadnął ją Jimmy, kiedy siadała do stołu.
- Dopiero
dostałam.
- Nowe?
- Yhy - mruknęła, patrząc co spałaszować.
-
Emmy, dzisiaj zaczynamy znowu trenować. Jak myślisz - pozwolą ci?
- A
dlaczego mieliby nie pozwolić? Przecież nic poważnego mi się nie stało. A
tak w ogóle - co wy z tą liczbą mnogą?
Holly i Jimmy, nie wiedząc o co
jej chodzi, spojrzeli na siebie, a Holly powiedziała cicho do Jimmiego:
-
Chyba ma jakiś lekki uraz powypadkowy.
- Wszystko słyszałam -
powiedziała Emmy.
Po śniadaniu dziewczyny poszły na obronę przed czarną
magią.
- Dziś, moi kochani, będziemy kontynuować złe uroki rzucane na
przedmioty - powiedziała Madame, kiedy weszła do klasy.
Miała dzisiaj na
sobie jasnofioletową szatę, a w blond włosy wpięła różowe spinki.
CDN
Hmmm... Widzę lekką poprawę, nareszcie
nowy part, ale i tak jest zbyt krótki...
Mam tylko jedno zatrzeżenie... Nie znam się zbyt na
polskim, ale pewny byłem, że pisze się szczątek, a nie szczątków...
Jeżeli się mylę to mi powiedzcie...
Pozdrawiam i czekam na kolejne części...
Nie wiem, czy masz rację, ale spytam się
polonistki i jeżeli jest źle to poprawię. Ale dzięki za zwrócenie
uwagi.
I proszę mi tu nie grozić Avada Kedavra!!!
Następny part zamieszczę może jutro, bo teraz nie piszę z domu, a na
kompie mam plik z opowiadaniem.
Zobaczmy
szczątek -t ki
a. - t ku -t kiem - t ków
I co?
Kto miał racje?
Opowiadanie nie jest złe, całego nie
czytałam ale:
Primo: dziewczyny zamieszczajcie w swoim tempie, nie
macie w domu neta, to trudno
Secundo: cała reszta czekać
spokojnie
Tercjo: dziwię się że żaden mod nie wykasował waszych
postów typu: "daj kolejnego parta nooooooooooooooooo"
Nie zapomniałam o was, ale mam strasznie
dużo do nauki i do zrobienia i nie mam za bardzo czasu
Okularnicy, łączmy się!!!!! Nawiasem
mówiąc Longina też nosi okulary.
Mam w domu internet, ale nie stałe
łącze więc muszę się ograniczać.
Wiedziałam, że mam racje, jestem
nieomylna (a na dodatek skromna ) Chodzi mi o te szczątki oczywiście.
Oto obiecany
part:
- Może ktoś odświeży nam pamięć i powie, o jakich urokach mowa
była na poprzednich zajęciach?
Ręka Andre szybko wystrzeliła w górę.
-
„Areia Ver”, ..., ...
- Bardzo dobrze Andre. A czego dotyczy
„Areia Ver”?
- Jest rzucane na szklane przedmioty, okulary,
lornetki.
- A kto wie, jak zdjąć te zaklęcia z danych przedmiotów? Panna
Baldwin i panna Potter wolą rozmawiać o meczu niż uważać na lekcji.
Rozumiem, także lubiłam wiatr we włosach, cudowne prawda? No, ale nie o tym
chciałam mówić. Panna Potter przygotuje mi referat z dwóch ostatnich lekcji.
Aha, a panna Baldwin jej pomoże. Andre...
- Ja też mam napisać? –
zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie, Andre. Powiedz pannom Potter i
Baldwin, jak można zdjąć te zaklęcia?
- Nie można ich zdjąć, są dość
silne, więc gdy próbujemy je zdjąć, przedmioty nie wytrzymują i zamieniają
się w srebrzysty pył.
- Doskonale, dziesięć punktów.
Zabrzmiał
dzwonek.
- Ta baba się na mnie uwzięła – powiedziała z oburzeniem
Holly. – A niech to wszystkie tłuczki świata. Nawet nie wiem dlaczego.
Kiedy leżałaś u pani Pomfrey, po każdej lekcji zadawała mi
wypracowanie.
- Chyba będę musiała zwrócić się z pomocą do Andre.
Przecież nie było mnie na ostatniej lekcji, więc jak mam napisać ten
referat?
Po południu Emmy i Holly wzięły swoje miotły i poszły na boisko.
Dotarły tam pierwsze. Było zimno, więc ze zniecierpliwieniem wyczekiwały
reszty drużyny.
- No drużyno, do dzieła. Ostatni mecz poszedł nam
świetnie, ale nie można spoczywać na laurach. Nie chciałbym, aby przerwała
się nasza dobra passa. Następny mecz dopiero w marcu, ale do końca listopada
będziemy trenować, aby nie stracić formy. – powiedział na wstępie
Jimmy.
Chciał coś jeszcze dodać, ale Emmy szybko wtrąciła:
- No
dobra, zaczynajmy, bo mi zaraz uszy odpadną z zimna.
-
James!!! – krzyknęła Hermiona, która stanęła koło wejścia
na boisko.
- Co przeskrobałeś, James? – spytał się Elijah.
-
Chyba nic, ciekawe o co chodzi.
- Emily to samo, do mnie! –
krzyknęła Hermiona.
Oboje podbiegli, nie mając zielonego pojęcia, o co
chodzi.
- James, co ona tu robi?! – zapytała z groźną miną
Hermiona.
- Przyszła na trening mamo, przecież widać.
- Emily
dopiero co wyszła z łóżka i doszła do siebie, a ty mój panie pakujesz ją od
razu na miotłę?
- Ciociu, nic mi nie jest.
- O nie, moja młoda
damo, nie wsiądziesz na miotłę przez najbliższe dwa tygodnie, dopóki ja uczę
w tej szkole.
- A mogę przynajmniej obserwować?
- Na to się
mogę zgodzić, ale jeżeli zobaczę cię na miotle to... – urwała. –
James, jak mogłeś być tak nieodpowiedzialnym.
- Ale mamo...!
– powiedział Jimmy, ale Hermiona już odeszła. – Trudno, siadaj
na trybunach albo idź do zamku. – powiedział do Emmy.
- Idę
do biblioteki, napiszę referat dla Madame Różowej.
Emmy zabrała miotłę i
skierowała się w stronę zamku. Kiedy szła przez boisko, zauważyła coś w
trawie. Była to garstka srebrzystego piasku, obok którego leżał kawałek
oprawki od...
CDN
Urwałam w takim momencie, wredna jestem co
nie????
Ma się ten talent, co nie???
A tu
króciutki fragmencik i jest to koniec rozdziału 9.
- ...moich
okularów. - zdziwiła się Emmy.
Doszła do biblioteki i poprosiła panią
Pincey o jakąś książkę o urokach. Bibliotekarka podała jej opasłe tomy m.in.
"Zgrywusów z różdżką i złośliwych zaklęć". Po pięciu minutach
książki ją zakryły.
- I ja mam to przeczytać? - powiedziała do
siebie i zaczęła przerzucać kartki książki.
Zatrzymała się na stronie z
zaklęciem, które Andre wymienił na lekcji. Było to zaklęcie "Areia
Ver".
Jest to mało
skomplikowane w rzucaniu zaklęcie. Rzucane jest na szklane przedmioty.
Powoduje, że np.: w szklankach, kubkach, kieliszkach płyny stają się
niewidoczne. Zaklęcie to wykorzystywane jest do robienia złośliwych żartów.
Stosowane często na okulary. Sprawia, że osoba nosząca okulary, nie widzi
jakiegoś określonego przedmiotu. W przypadku próby odczarowania przedmiotu,
zamienia się on w srebrzysty piasek.
- Piasek...,
srebrzysty. - szepnęła do siebie Emmy. - Coś tu śmierdzi.
Zabrała swoje
notatki i wyszła z biblioteki.
cdn
Mogę wam jeszcze zdradzić tytuł
następnego rozdziału- "Pocałunek". A teraz niech was zjedzą
domysły.
Mmmmm, smaczne, smacze ale za krótkie. Do
jasnej cholery, czemu wszyscy pisza takie krótkie party?! Ja tu
przychiodze po miechu, a wy mu tu takie parciki dajecie. Nie moge.... Co do
opowa, jest ciekawe, ale sa bedy stylistyczne, które czasami naprawdę
denerwują =/ Ogólenie jest dobrze i nie ruywaj w takich moemntach bo to tesz
strasznie denerwuje =/ Powodzenia...
Ja mam okulary, ale małej wampirzycy nie przystoi ich nosić
Nie.. ja mam świra na punkcie historii starożytnej, ale trudno. Mam do ciebie prośbę: jeśli kogoś uśmiercisz, połóż mu na oczy monety (a raczej wy)....
Wole być przesądna. I uważajcie z tymi pocaunkami, bo faktem fakt, że jak powiedział pewiem wybitny męski szowinista, "kobiety są c z y m ś pomiędzy mężczyzną, a zwierzęciem./ Platon/ Więc kim jest dziewczyna??
Mordoklejka co ci sie tam klei w glowce?
Oto next part:
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Pocałunek
Ku zdziwieniu Emmy, Madame Le Rouge dała jej za referat piętnaście punktów,
a Holly dostała pięć za rzekomą pomoc.
- Jeszcze dzisiaj dwie godziny
eliksirów i wolność, ferie świąteczne! – powiedziała do Emmy
Holly, kiedy schodziła ze schodów.
- Poczekaj, daj mi się obudzić, to się
pocieszę razem z tobą – stwierdziła Emmy.
Historia magii była
wyjątkowo nudna i sprzyjająca milej drzemce.
Hogwart już od paru tygodniu
przykryty był białym, puchatym śnieżkiem. Po lekcjach uczniowie wychodzili
na błonia i rzucali się śnieżkami. Emmy, Jimmy, Holly i Mike stoczyli
prawdziwą bitwę śnieżną.
Po lekcji profesora Binnsa dziewczyny zeszły do
lochów. Przed klasą Snape’a byli już Ślizgoni.
- To niewiarygodne.
Jak ona mogła, mam dość tej baby. – Emmy i Holly usłyszały czyjeś
narzekania. – Nie zniosę jej dłużej. Jak tak dalej pójdzie, to wynoszę
się z tej budy.
- O, biedna Cora, nie radzi sobie z nadmiarem obowiązków
uczniowskich – powiedziała od niechcenia Holly, lecz z lekkim grymasem
zadowolenia na twarzy.
- Baldwin i Potter, bohaterki ostatniego meczu.
Baldwin – Morton poprosił cię już o rękę? A może ty Potter wreszcie
zrozumiałaś, że znicza trzeba szukać, a nie czekać, aż sam podleci pod
nos?
- Co tu się dzieje? – zapytała, schodząca ze schodów, Madame
Le Rouge.
- Nic Madame, tylko prowadzimy małą wymianę zdań –
powiedziała Emmy przez zaciśnięte zęby.
- To dobrze, bo już myślałam, że
się kłócicie.
- Ależ skąd – powiedziały jednocześnie Holly i
bliźniaczki Cragg, stojąca za Corą.
Madame Le Rouge weszła do klasy
profesora Snape’a i zamknęła drzwi.
- Po co ona idzie do
Snape’a? – zdziwiła się Holly.
Emmy wzruszyła tylko ramionami
i dalej patrzyła na Corę, która znowu zaczęła narzekać.
- To koniec. Nie
wytrzymam już dłużej. Wysyłam sowę do ojca.
- Co ona jej zrobiła? –
powiedziała do siebie Emmy.
- O, dziękuję Severusie, jesteś kochany
– powiedziała z uśmiechem na twarzy Madame Le Rouge, wychodząc z
klasy.
- Dla ciebie wszystko, moja droga.
- No to pa.
- Do widzenia
– pożegnał się rozanielony Snape i zaprosił grzecznie wszystkich do
klasy. – Zapraszam, zapraszam.
Nikt nie mógł uwierzyć w to co
usłyszał, ani w to co zobaczył po wejściu do klasy. W całej klasie było
mnóstwo zapachowych świec i kadzidełek, w kominku rozpalono ogień, a na
biurku stał wazon z kwiatami.
- Zaraz przyłączę się do narzekań Cory
– stwierdziła Emmy, rozglądając się po klasie. – Co ona zrobiła
Snape’owi?
Wygląd klasy nie był jednak tak wstrząsający, jak samo
zachowanie Snape’a. Był miły przez całe dwie godziny. Gdy podał
wszystkie składniki nowego eliksiru, nikt i tak nie zwracał na to uwagi.
Wszyscy patrzyli tylko na nauczyciela. Po omówieniu wszystkiego, usiadł przy
biurku, powąchał kwiaty i otworzył książkę, na której widniał napis
„Zdrowa cera - ważna rzecz”.
- On zbzikował, czyta o
maseczkach z ogórka i błocie z witaminami – powiedziała Holly, patrząc
na profesora z otwartymi szeroko oczami.
CDN
No, zaczyna się robić ciekawie...
Tylko znowu jest za krótkie...
Parę błędów jest, typu kropki przed myślnikami i
powtórzenia, ale nie rzucają się w oczy...
Czekam na następne party i pozdrawiam
Wiecie, ja przestaję śledzić ten temat
Wciąż dajecie takie krótkie party, że to przekracza wszelką .... słowo mi
uciekło, ale chyba się domyślacie. Po prostu to nie trzyma w napięciu, to
wkurza i zniechęca. Wolę żebyś dała za miesiąc coś przyzwoicie długiego, niż
żebym się wkurzała przez cały czas....
Nie bądźcie tacy
niecierpliwi!!! Naprawdę gdybyśmy wysyłały dłuższe party to
szybko by się nam skończyło opowiadanko. My ciągle je piszemy, a że ostatnio
nie ma zbytnio czasu, to idzie to wolno. Zostało nam jeszcze dwa i pół
rozdziału w zeszycie, a do przepisania na komputer sporo
więcej.
Alisia- mówi się: to przekracza ludzkie lub wszelkie
pojęcie.
A jak wam się podoba przemiana
Snape'a????
...
Wieczorem do Hogwartu miał zawitać Ron, który
został zaproszony przez Dumbledora w jakiejś tajemniczej sprawie. Dopiero
później okazało się, że Ron miał dostarczyć nowe miotły szkolne. Na święta w
zamku zostało bardzo mało osób: Emmy, Jimmy, Holly, Mike, dwóch Ślizgonów z
czwartej klasy, trzech Puchonów z siódmej i Ewan Clifford z
Ravenclaw.
Jak co roku, Hagrid ściął dwanaście choinek z Zakazanego lasu.
Madame Le Rouge i profesor Flitwick wieszali na nich ozdoby. Choinki
przystrojono kolorowymi łańcuchami, nie wypalającymi się świeczkami. Złote i
srebrne kule latały w powietrzu i po kolei zawieszały się na zielonych
gałązkach. Emmy przyglądała się wszystkiemu z otwartą buzią.
-
Emmy! - zawołała ją Madame Le Rouge, stojąca koło ostatniej nie ubranej
choinki. - Może ty i Holly chcecie ubrać ostatnią?
-
My?!
- Tak. Może w ten sposób odkryjecie w sobie duszę
artysty.
Zabawa przy ubieraniu choinki była wspaniała.
- Chyba nie ma
już bombek. Przyniosę jeszcze trochę, mam je w gabinecie - powiedziała
Madame, patrząc na prawie ubraną choinkę.
- Pomogę pani -
zaoferowała się Emmy.
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie - szybko
odpowiedziała.
- Ależ pomogę.
- No, ee... no dobrze -
powiedziała Madame Le Rouge i poszły na górę.
Weszły parę pięter w górę i
minęły skrzydło szpitalne.
- No, jesteśmy - powiedziała Madame, wskazując
na drzwi do gabinetu.
Madame otworzyła je i obie weszły do środka.
-
Ja pójdę do mojego schowka, a ty Emmy zostań tu, bo jako nauczycielce nie
przystoi mi pokazywać swojego bałaganu - zaśmiała się i weszła do
sąsiedniego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Jak na
babkę, która ma świra na punkcie różowego, jest nieźle - Emmy powiedziała
sama do siebie.
Gabinet wyglądał całkiem normalnie z wyjątkiem tylko
jednej rzeczy. Na półkach, na ścianach, dosłownie wszędzie wisiały i stały
zegary - małe, duże, takie i siakie. Dziwne było jeszcze to, że każdy
wskazywał inną godzinę. Emmy rozglądała się po pomieszczeniu, a jej oczy
widziały tylko wskazówki, jej uszy słyszały tylko tykanie. Kręciła się
dookoła pośrodku dywanu i nagle zatrzymała wzrok na jednym z zegarów.
Wskazywał on prawidłową godzinę. Emmy podeszła do niego. Zegar nie był
jednym z największych, ale był spory, jego tarcza dziwnie się mieniła. Emmy
otworzyła szybkę zegara i wtedy tarcza zniknęła, lecz liczby dalej były na
swoich miejscach. W głębi zegara na soczysto - czerwonej tkaninie leżał
dziwny medalion. Okrągły kształt zawierał półksiężyc, na którym jak na
huśtawce leżał mały, okrągły kamyk. Emmy zajrzała głębiej, by go obejrzeć.
Wewnątrz kamienia kłębił się niebiesko - zielony dym. Nagle jeden z zegarów
zaczął dzwonić. Emmy szybko zamknęła szybkę i odeszła od zegara. Tarcza
dalej była przezroczysta. Madame Le Rouge właśnie otworzyła drzwi do
schowka. Emmy szybko zasłoniła zegar.
- No, tyle chyba wystarczy -
powiedziała Madame, dźwigając trzy wielkie pudła.
Dziewczyna obejrzała
się gorączkowo, tarcza się pojawiła.
- Eee..., pomogę
pani.
Zeszły na dół i razem z Holly skończyły ubierać choinkę.
-
Emmy, co się stało?- zapytała się Holly, gdy wracały do dormitorium. - Nie
odezwałaś się, odkąd wróciłaś z ta babką i bombkami. Zrobiła ci pranie mózgu
jak Snape'owi, czy co?
- Nie, tylko... trochę się źle czuję i jestem
śpiąca.
CDN
QUOTE |
A jak wam się podoba przemiana Snape'a???? |
QUOTE (Mordoklejka @ 02-12-2003 21:39) | ||
Nie wiem jak wam, ale mnie nie. Według mego skromnego zdania w każdym opowiadaniu powinnien być jakiś wredny typ, który ma kilku faworytów, a nad resztą okrooooopnie sie pastwi (sadystka ze mnie, no nie?) i w ogóle!!! Bez tego ficki sa jakieś takie...bezbarwne??? |
Hej! Wszystkiego najlepszego z
okazji Mikołajek! A oto prezencik ode mnie- duży fragmencik. Zamieszczam
już do końca ten rozdział.
Świąteczny poranek był jeszcze bardziej
przyjemny niż wieczór poprzedniego dnia. Emmy otworzyła oczy, lecz nie
zobaczyła dormitorium, tylko stertę kolorowych paczek i paczuszek.
-
Prezenty, super! - krzyknęła. - Holly wstawaj!
- Po co, mamy
wolne.
- O.K., skoro nie chcesz wiedzieć co za prezent sprawił ci
Mike.
- Mike... prezent... Co? Prezent! - zerwała się z łóżka
tak, że z niego spadła, wpadając przy tym na stertę kolorowych pudeł.
-
Od których zaczynamy? - zapytała Emmy, wyciągając Holly z jej
prezentów.
- Od największych ma się rozumieć - stwierdziła Holly.
-
A może od tych najbardziej ruchliwych?
- Które masz na myśli
Emmy?
- Ten i ten - pokazała na dwie małe paczuszki, jedną ze swojej
sterty prezentów i jedną z Holly.
Obie podniosły swoje paczuszki i powoli
zaczęły otwierać.
- Ja się zaczynam bać - powiedziała Holly.
- Nie
wygłupiaj się, przy twojej jest kartka z nazwiskiem Morton- tam gdzie jest
to nazwisko, nie ma się czego bać.
Holly spojrzała na karteczkę.
-
Przeczytaj swoją - powiedziała.
- "Wszystkiego lepszego, bo nic
nie może być najlepsze. James." - przeczytała. - Ciekawa jestem, gdzie
to wyczytał.
- Emmy patrz - powiedziała Holly.
Emmy spojrzała z
nad kartki. Na nadgarstku dziewczyny była śliczna, złota bransoletka.
-
Super, prawda? Otwieraj swoją.
Tak jak obie przypuszczały, w paczuszce
Emmy także była bransoletka. Oba świecidełka były ściśle związane z pozycją
dziewczyn w drużynie. Bransoletka Emmy trzymała na uwięzi trzy malutkie
złote znicze ze srebrnymi skrzydełkami. Próbowały odfrunąć, ale łańcuszek
był zbyt ciężki, żeby go uniosły. Przy zapięciu była mała, złota tabliczka z
wygrawerowanym napisem: "Dla Emily od Jamesa". Za to tłuczki przy
bransoletce Holly mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, będąc jednocześnie
czarnego koloru.
Po opanowaniu zdziwienia z dość nietypowego prezentu
obie stwierdziły, że chłopcy postarali się bardziej niż one. Emmy otworzyła
resztę prezentów. Od mamy i taty dostała słodycze. Lecz tata dał jej jeszcze
coś extra. Mapę, którą Emmy dobrze znała z opowiadań taty. Była to Mapa
Huncwotów. Do mapy dołączona była karteczka:
Poszalej troszkę, tylko
nie przesadzaj, bo jeśli coś zbroisz to
skonfiskuję.
TATA
Spojrzała na mapę. Zauważyła, że w pokoju
wspólnym siedzą Mike i Jimmy. Emmy i Holly zeszły do chłopców.
-
Cześć tato - powiedziała do Harry'ego, który właśnie wszedł do pokoju. -
Ładne skarpetki, to od tego skrzata?
- Tak, od Zgredka. Ładne, co
nie? Tym razem lewą mam o dwa numery za dużą.
- Po co wpadłeś?
-
Powiedzieć Jamesowi, że jego tata wyjeżdża. Dlaczego pytasz, coś
chciałaś?
- W sumie to nie, tylko...
- Dzień dobry panie
profesorze!
- Dzień dobry Holly. Dużo miałaś prezentów?
-
Sporo - powiedziała Holly. - Emmy, spójrz na nich - dziewczyna wskazała na
chłopaków.
- Tato, oni są jak ten twój skrzat - powiedziała Emmy, patrząc
jak Mike i Jimmy wymieniają się skarpetkami od dziewczyn.
- James! -
zawołał Ron, który właśnie wszedł do pokoju przez dziurę za portretem Grubej
Damy.
- O, cześć tato! Wujku, ładne skarpetki.
- James, jadę
do domu. Pilne wezwanie.
Harry zrozumiał, odsunął się i zabrał ze sobą
resztę dzieciaków przed kominek. Emmy usiadła w fotelu, najbliżej Jimmiego i
Rona. Tata mówił do chłopca, jakby ten coś przeskrobał:
- James,
zachowuj się jak na Weasleya przystało. Uważaj na mamę. Nie sknoć
czegoś.
- Dobrze tato, będę grzeczny. - Emmy zauważyła, że Jimmy
skrzyżował palce.
Świąteczny obiad był cudowny. Potrawy kusiły zapachem i
samym wyglądem. Lecz Emmy miała w głowie zupełnie co innego. Jej myśli
kłębiły się jak dym z niespodzianki Mike'a, która właśnie wybuchła, a na
podłogę spadło parę śmiesznych stworzonek - Gumofelków. Nagle przy stole
rozległ się śmiech.
- Emmy, Emmy!- zawołała Holly.
-
Yyy... coś się stało?
- Włosy...
- Co z nimi?
- Masz
Gumofelka we włosach.
- Emily, dobrze się czujesz? - spytała się
Madame Le Rouge.
- Tak, ale lepiej pójdę na górę.
Emmy, mówiąc
"na górę", wcale nie miała na myśli swojego dormitorium. Od razu
poszła do korytarza z dziwna płaskorzeźbą. Gdy doszła, rozejrzała się
uważnie. Nasłuchiwała przez chwilę, czy nikt nie idzie. Gdy stwierdziła, że
nikt nie kręci się w okolicy, zdjęła makatę z orłem i zaczęła oglądać
uważnie płaskorzeźbę. Nic się nie poruszało, tym razem nie było żadnych
napisów.
- Dobra. O co tu chodzi?
Płaskorzeźba przypominała tarczę
zegara, na którym nie było jednak wskazówek. Emmy spojrzała na środek
tarczy. Wgłębienie po środku było odciskiem medalionu z gabinetu.
-
Księżycowe oko - szepnęła do siebie Emmy.
Rozejrzała się jeszcze raz. Na
korytarzu było bardzo zimno. Emmy wiedziała, co teraz zrobi. Poszła do
gabinetu Madame Le Rouge. Idąc korytarzami, nie wiedziała czy trzęsie się z
zimna, czy może ze strachu. Doszła do drzwi gabinetu.
- Alo-ho-mora
- szepnęła, a jej dolna szczeka trzęsła się z zimna.
W zamkowych
ścianach, gdy się nie grzało, było równie zimno jak na dworze.
Weszła do
pokoju, było w nim cieplej niż na korytarzu. Podeszła do odpowiedniego
zegara, otworzyła go i wyjęła medalion.
- Zaraz zwrócę - powiedziała,
ale chyba tylko sama do siebie.
Poszła do płaskorzeźby, nie wiedząc za
bardzo co robić. Po prostu włożyła medalion do wydrążonego miejsca. Pasował
idealnie. Nagle na ścianie wszystko zaczęło się poruszać i przemieszczać.
Jednak po chwili wróciło na swoje miejsce. Tylko w jednym miejscu nastąpiła
zmiana, nad Księżycowym Okiem pojawił się napis:
W CZASIE GRZEBAĆ NIE
WYPADA,
WIĘC JEŚLI NIE WIESZ, CZEGO CHCESZ,
ODEJDŹ I KSIĘŻYCOWE OKO
WEŹ.
Emmy stała z otwartą buzią i czytała napis. Nagle usłyszała
kroki i dwa głosy.
- Jeśli to Le Rouge, to już po mnie - szepnęła do
siebie i szybko wyrwała ze ściany Księżycowe Oko.
Nie było jej już
zimno, wręcz przeciwnie, zrobiło jej się gorąco. Zaniosła szybko medalion na
swoje miejsce. Mało brakowało, ledwo co schowała się za rogiem, gdy zza rogu
naprzeciwko wyszli Snape i Le Rouge.
- Och Severusie, jesteś
wspaniałym komplemenciarzem - powiedziała kobieta, zasłaniając twarz, jakby
się zawstydziła.
- Moja droga Madlen, tak nie lubię się z tobą
rozstawać, ale niestety - powiedział Snape, biorąc jej dłoń i całując.
-
Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. No to dobranoc.
- Dobranoc moja
miła.
Emmy coś przewróciło się w żołądku, zrobiło jej się wręcz
niedobrze. Gdy Le Rouge weszła do siebie, Emmy poszła za Snape'm,
chowając się po drodze za zbrojami, żeby dojść niezauważoną do dormitorium.
Jednak później uznała, że nawet gdyby skakała na jednej nodze i machała
rękami przed jego nosem, to i tak nie zwróciłby na nią uwagi.
W pokoju
wspólnym byli Mike i Holly.
- Gdzie Jimmy, muszę z nim porozmawiać
- powiedziała szybko i niewyraźnie Emmy.
- Nie ma go, jest na dole z
mamą.
- Trudno, pogadam z nim jutro - powiedziała i poszła do
dormitorium.
Holly poszła za nią. Emmy położyła się na łóżko, bolały ją
brzuch, głowa i, z niewiadomej przyczyny, prawa ręka.
- Emmy, co się
z tobą dzieje? - zapytała Holly, najwyraźniej bardzo martwiąc się o
przyjaciółkę.
- Nie wiem, może jestem po prostu zmęczona.
Emmy
nie wiedziała dlaczego, ale czuła w środku pewną obawę, że nie powinna mówić
Holly o wszystkim, co odkryła, o Księżycowym Oku.
- Emmy powiedz, może
będę mogła ci pomóc. A tak w ogóle to gdzie byłaś?
- Noo siedziałam tu, a
jak mi się znudziło to poszłam do pokoju taty... Och! Nie mogę tego
przed tobą ukrywać! - krzyknęła i wstała z łóżka.
-
Czego?!
- Ja widziałam, widziałam jak Le Rouge całowała się ze
Snape'm - powiedziała szybko to, co jej ślina przyniosła na język,
czując że nie powinna mówić o medalionie.
- Co?!
- Tak!
Jestem w szoku, wiec daj mi odpocząć - mówiąc to zaczęła sobie masować
nadgarstek prawej ręki, bo czuła, że dzięki temu przestaje boleć.
Rzuciła
się na łóżko i zasłoniła zasłonkę, tak aby Holly nie widziała jej twarzy.
Słyszała tylko, jak Holly też się kładzie i mówi sama do siebie:
- To
niemożliwe, Snape i różowa maniaczka.
Po jakimś czasie obie
zasnęły.
No właśnie, wszystkiego najlepszego, ale
nie o tym chciałem mówić.
Jeżeli chodzi o ten part to jest w nim parę powtórek, ale
po za tym nie mam się czego czepić... (aż dziwne, no nie? )
Gorąco pozdrawiam i czekam na następne party...
Merkury: gdzie na przykład są powtórki,
to postaram się poprawić.
I co w końcu z tym pocałunkiem, zaskoczeni???
QUOTE |
I co w końcu z tym pocałunkiem, zaskoczeni??? |
A o to pierwsza część rodziału 11. Muszę
wam powiedzieć, że jest to mój ulubiony jak na razie
rozdział.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Wrotycz
Przerwa świąteczna
była w miarę spokojna, nic ciekawego się nie działo. Nic ciekawego także
zdaniem Emmy, która postanowiła, że nie będzie ruszać Księżycowego Oka, lecz
będzie dążyć do bliższego poznania Le Rouge. Dalej trwała w przekonaniu, że
gdzieś już ją widziała. A to, co zdarzyło się kilka dni później, miało ją
upewnić w tym przekonaniu. Z samego rana poszła do biblioteki. Nie wierzyła,
że przy takiej ilości książek nie znajdzie nic o Księżycowym Oku.
-
Kurczę, nic, ani jednego słowa – powiedziała, zamykając setną z kolei
książkę. – Mam dość, idę do dormitorium.
Wstała i już miała
wychodzić, gdy zza półek usłyszała rozmowę bibliotekarki z Madame Le
Rouge.
- Dzień dobry Madame. W czymś pomóc?
- O tak, proszę.
Szukam książki o wpływie faz księżyca na warzenie eliksirów.
- Dwa
rzędy w lewo. Prace Hesper Starkey.
- Och, dziękuję
bardzo.
Emmy widziała, jak Madame się zbliża. Schowała się więc z
powrotem za stertą książek, które przeglądała. Wzięła z półki pierwszą
lepszą książkę, otworzyła i udawała, że tak interesującej jeszcze nie
czytała.
- Widzę, że zaczytałaś się Emily w książce, którą chciałam
wypożyczyć.
- O! Dzień dobry Madame. Eee... przykro mi, że tak
wyszło.
- Nie.. nie szkodzi, naprawdę. – mówiąc to patrzyła się
na swój nadgarstek.
- Coś się stało? - Emmy zerknęła na nadgarstek
kobiety.
Na początku myślała, że to przywidzenie. Zdążyła zobaczyć tylko
przez chwileczkę bransoletkę, która pokryła się jakby mgiełką i rozpłynęła w
powietrzu. Bransoletka była identyczna jak bransoletka Holly. I dlaczego
zniknęła? Jakim cudem?
- Eee... nic. Tylko o czymś zapomniałam. Do
widzenia moja droga, muszę iść. Miłej lektury.
- Do
widzenia.
Madame wyszła z biblioteki. Emmy wzięła książkę pod pachę i
wybiegła za nią.
- Panno Potter! – krzyknęła za nią pani
Pincey.
- Ach tak, biorę ją! – krzyknęła Emmy i poszła do
dormitorium, żeby powiedzieć Holly, o tym co właśnie widziała i żeby
przejrzeć książkę, którą wzięła z biblioteki.
- Panno Potter, co to
za bieganie? – zwróciła jej uwagę Gruba Dama.
- Troszkę się
spieszę – odpowiedziała zadyszana.
- No dobrze. Hasło
proszę.
- Zaspa pszenna w młynie
Przeszła przez dziurę w ścianie. W
pokoju panował nieład. Fotele były poprzewracane, dywan zwinięty. Emmy
pomyślała, że pewnie chłopcy się wygłupiali.
- Holly, nie
uwierzysz... – przerwała i zamknęła drzwi do dormitorium. – Co
się stało? – zapytała się, rozglądając po zupełnie zdemolowanym
pomieszczeniu.
- Nie mogę jej znaleźć – odpowiedziała Holly,
wywalając ubrania ze swojego kufra.
Dormitorium wyglądało jakby przeszło
przez nie stado słoni i małe tornado.
- Czego nie możesz
znaleźć?
- Bransoletki od Mike’a, położyłam ją na szafce nocnej,
jestem tego pewna. A gdy rano się obudziłam, już jej tam nie było.
Emmy
rozejrzała się po pokoju.
- Chyba tylko łóżek nie odsuwałaś.
-
Próbowałam, ale mi się nie udało – odpowiedziała, a oczy zalały jej
się łzami. – Idę do łazienki.
- Poczekaj, pójdę z tobą!
– krzyknęła za wychodzącą Holly, gdy właśnie się potknęła o własną
torbę z książkami.
Kiedy wygramoliła się ze sterty książek, które spadły
z łóżka Holly na jej głowę, wybiegła z dormitorium i pokoju wspólnego. Po
drodze do łazienki spotkała Mike’a. Był trochę jakby w szoku.
-
Mike, nic ci nie jest? – zapytała Emmy.
- Po raz pierwszy
powiem, że tak – coś mi jest. Nie mam zielonego ani w innym kolorze
pojęcia, o co wam wszystkim chodzi. Przyszedł do mnie ten mały Krukon,
szukający i chciał mi coś powiedzieć, a gdy zaczął – Mike zaczerpnął
powietrze – przyszła ta zwariowana, różowa babka i wydarła się na
niego. Gadała coś, że niszczy jej życie. Za uszy go odciągnęła ode mnie. A
później... – znów złapał powietrze – Holly powiedziała mi, co
jej się stało.
Emmy nic nie mówiąc, poszła do łazienki.
- Holly, gdzie
jesteś? – kucnęła, żeby zobaczyć w której kabinie schowała się
przyjaciółka.
Wstała i oparła się o drzwi kabiny, w której była
dziewczyna.
- Holly, dlaczego płaczesz? Znajdziemy ją, przecież
nie mogła się rozpłynąć w powietrzu. – to przypomniało Emmy o
bransoletce Le Rouge. – No, chyba.
- Nie chyba, tylko na pewno
– powiedziała Madame Le Rouge, która właśnie weszła do łazienki.
– Holly wyłaź, ale to już, wiem gdzie jest bransoletka.
- Wie
pani?! – krzyknęły jednocześnie dziewczyny.
CDN
Tutaj jest kolejny fragmencik. Wyjeżdżam
do babci i nie będzie mnie do poniedziałku. Życzę więc wam wszystkim:
Wesołych Świąt Bożego NArodzenia, udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego
Roku!!!
Holly wynurzyła się z kabiny. Miała
zaczerwienione oczy.
- Nie pozwolę, żebyś cierpiała przez całe
swoje życie przez tego małego gnojka. A tak, no bo gwiazdy tak powiedziały -
dodała szybko, patrząc na zdziwione twarze obu dziewczyn. - Idziemy, znajdę
go, choćbym flaki miała sobie wypruć.
Madame wyszła z łazienki, a
dziewczyny za nią. Szła tak szybko, że musiały prawie biec. Gdy doszły do
Grubej Damy, dziewczyny chciały podać jej hasło, ale ona je znała. W
dormitorium dalej był nieporządek
- No dobra, wyłaź.
- Przepraszam,
ale kto ma wyjść? - spytała się Holly.
- Zaraz zobaczysz - mówiąc to,
machnęła różdżką, a wszystko co leżało i stało na podłodze, poza nimi
samymi, znalazło się w powietrzu.
Le Rouge kucnęła przy ścianie, gdzie
chwilę wcześniej stało łóżko Holly.
- Spójrzcie - powiedziała
kobieta i wskazała na malutkie, drewniane drzwiczki, na których nabity był
złoty wzorek krzaku jagód. - Wrotycz borówkowy, najgorszy z tego
gatunku.
- Wrotycz? - zapytała Emmy.
- Ja wiem, co to jest -
powiedziała Holly, przyglądając się małym drzwiczkom. - Czytałam o tym
stworku w książce Mike'a, gdy odrabiał pracę domową z opieki nad
magicznymi stworzeniami.
- Teraz śpi, bo wrotycze aktywne są tylko w
nocy. Popolujemy sobie troszkę dziś w nocy. Przygotujcie się, odzyskamy
bransoletkę zanim ją przetopi i zrobi sobie z niej złoty nocnik
-
Przetopi... nocnik! - wydukała Holly i zaczęła płakać.
- Nie martw
się Holly, załatwimy drania - powiedziała ze złością Madame. - W bibliotece
będzie parę książek na ten temat - podeszła do drzwi, aby wyjść z
dormitorium. - Przygotujcie się na najgorsze - dodała i zamknęła za sobą
drzwi. - Acha... - pojawiła się ponownie w drzwiach. - To zaklęcie
przestanie działać za godzinę, więc uważajcie, żeby nic się wam nie potłukło
- i wyszła tym razem na dobre.
- Nie chcę, żeby przerobił ją na
nocnik - powiedziała Holly i wybiegła z dormitorium.
-
Poczekaj! Gdzie biegniesz?! Znowu. Ja dziś zwariuję - powiedziała
Emmy i poszła poszukać przyjaciółki.
Holly siedziała w bibliotece,
nerwowo przerzucając strony jakiejś książki. Emmy dosiadła się do jej
stolika.
- Masz coś? - zapytała się.
- Trochę, posłuchaj tego,
zaraz to znajdę. "Wrotycze: Wrotycz atrapijak, Wrotycz
skrzypacz...". Ten nie ani ten. Jest, mam. "Wrotycz borówkowy:
Podobno najgorszy ze wszystkich żyjących wrotyczy. Jest to mały stworek,
mierzący 2,5 cala. Ma długie, klapnięte uszy i zadarty nos, grubiutki, ale
zwinny. Wrotycz ten specjalizuje się w kradzieży złotych i srebrnych rzeczy
np.: biżuterii, monet..." A to drań - przerwała czytanie Holly. -
"... Długość życia w jednym miejscu określamy po ilości ozdób na
drzwiach."
Pod tym tekstem były trzy zdjęcia, przedstawiające
wrotycze. Na wszystkich zdjęciach kręciły nosami i wymachiwały swoimi małymi
latarenkami.
- "Wrotycze aktywne są w nocy. Podczas nocnych
łowów mają ze sobą małą lampkę, która jest częstą przyczyną pożarów." -
Holly skończyła czytać. - Spójrz, tego będziemy tępić - powiedziała trochę
jadowicie, pokazując jedno ze zdjęć wrotyczy.
- A w tamtej książce -
wskazała Emmy.
- Zaraz poszukamy - powiedziała Holly.
Ręce się jej
trzęsły jak galaretka. Emmy wiedziała, że Holly zależy na Mike'u, ale
nie spodziewała się, że aż tak.
- Mam - zawołała.
- Co?
-
"Mają dobry słuch, trudno je złapać. Ale, jeśli zgasi im się lampkę,
tracą orientację w sytuacji na około trzy minuty."
Dziewczyny
siedziały w bibliotece do obiadu. Po obiedzie długo rozmawiały z Madame Le
Rouge i wybrały się do Hagrida po radę na temat tępienia wrotyczy. Hagrid
opowiedział im, że na poczcie w Hogsmeade był wrotycz atrapijak. Powiedział
jak na niego polowali.
- Pamiętam, że pół nocy z kierownikiem
czekaliśmy aż wyjdzie z nory, a gdy wyszedł, wypił cały atrament z
kałamarza w naszej pułapce, ale niestety nie podziałało. Zwiał skubany
liliput. Na szczęście dostał czkawki i wywęszyliśmy go.
- Ale nasz
wrotycz nie jest atrapijakiem tylko wrotyczem borówkowym, Hagridzie -
powiedziała Emmy.
- Zgaście mu lampkę, ogłupieje na parę minut i wtedy
go złapcie.
- No to my już pójdziemy Hagridzie. Czeka nas
pracowita noc.
- Do widzenia - pożegnały się obie.
- Do widzenia,
do widzenia. Fajnie, że wpadłyście do starego Hagrida.
- O cześć tato
- Emmy przywitała Harry'ego, który właśnie szedł z naprzeciwka.
-
Jak tam? O, witaj Hagridzie.
- Witaj Harry. Dziewczyny przyszły po
radę w sprawie wrotycza.
- Wrotycza?! A gdzie się zagnieździł?
-
U nas w dormitorium - odpowiedziała Emmy.
CDN
Merkury, jak zwykle wypatrzysz
najmniejszy bład! Oto następny part:
- No dziewczyny,
zaczynamy - powiedziała po wejściu do dormitorium.
Wyjęła różdżkę i
machnęła nią. Łóżko Holly przesunęło się o dwie stopy w lewo.
-
Uwaga dziewczyny. Teraz posiedzimy tu trochę i poczekamy aż wyjdzie. Gdy to
zrobi, macie siedzieć tak cicho, jak tylko potraficie.
Obie kiwnęły
głowami.
- A jak go złapiemy? - zapytała Holly.
- Widzicie te
monety? - wskazała na złotego galeona, leżącego przy szafce nocnej. - Musimy
tylko dopilnować, aby go wziął do ręki i po nim.
- Tak po prostu?
-
Emmy, ćwiczyłam to zaklęcie przez dwa lata, więc nie mów "tak po
prostu". A wy po prostu pilnujcie, żeby wziął tę monetę. Czy to
jasne?
Dziewczyny znowu przytaknęły. Czekały dwie, trzy, pięć godzin i
nic. Wrotycz nawet nie wyściubił nosa zza drzwi. Lecz po następnej godzinie,
gdy Emmy i Madame wykończone oczekiwaniem spały już na ramionach Holly,
wreszcie coś się zaczęło dziać.
- Emmy, Madame, wstawać - szepnęła
Holly, szturchając obie palcami. - Wychodzi.
- Co? Jak? Gdzie? -
wymamrotała Madame.
- Tam. Wrotycz.
- Cicho, bo nas
usłyszy - uciszyła je Emmy.
Malutkie drzwiczki powoli, pomalutku się
otwierały. W końcu w drzwiach stanął mały, nieogolony facecik w szlafmycy na
głowie i poplamionej czymś koszuli nocnej w paski. Drapał się po brzuchu i
głowie, jakby intensywnie myślał.
- Przystojniaczek, nie ma co -
szepnęła Emmy.
- Ciii... - uciszyły ją Holly i Madame.
Wrotycz
właśnie się ubierał, no można było tak powiedzieć. Założył na siebie
kamizelkę, a na stopy włożył małe buciki z zadartymi czubkami. Do ręki wziął
lampkę umieszczoną na wygiętym, metalowym pręciku i ruszył przed siebie. W
tym czasie dziewczyny ukryły się za łóżkiem Shirley.
- Podchodzi do
monety - szepnęła Holly. - Dobrze, bierz, no weź tą monetę.
Wrotycz
stanął koło monety, ale dopiero gdy się o nią potknął, zauważył ją.
-
Gdy weźmie ją do ręki i włoży do czapki lub kieszeni, mówcie - nakazała
Madame.
Stworek patrzył przez chwilę na galeona, a potem go okrążył.
Wreszcie dźwignął go i zdjął czapkę, z której zaczęło bić jasne
światło.
- Wrzucił, wrzucił do czapki - szepnęła Holly.
-
Dobrze, odsuńcie się - powiedziała kobieta, wstała i wycelowała różdżką
prosto w wrotycza - Inflectio! - krzyknęła, a z czapki, którą wrotycz
miał na głowie, wypłynęła jakby plama światła, która otoczyła stworka jak
kopuła - Mamy go. Teraz już nie ucieknie.
- Co to było?! - zapytała
Emmy.
- Zaklęcie odmiany. To zaklęcie jest trudne do wykonania, ale
po takiej ilości prób i ćwiczeń... - powiedziała i dodała: - Jak ja
nienawidzę wrotyczy.
Wszystkie trzy spojrzały na wrotycza, który kopał i
walił piąstkami w świetlistą kopułę. Lecz w końcu się znudził i usiadł na
podłodze po turecku.
- Mam dość, padam z nóg - powiedziała Emmy,
ziewając.
- Jeszcze się nie możemy położyć. Musimy otworzyć drzwiczki i
znaleźć bransoletkę. A to nie będzie takie proste.
- Dlaczego? - zapytała
Holly.
- Możemy je oczywiście otworzyć, ale drzwiczki chronione są
przez pewną moc, która sprawia, że nie da się rozwalić ściany, w którą są
wbudowane.
- No to jak wydostaniemy bransoletkę? - zapytała znowu
Holly.
Emmy w tym czasie usiadła po turecku koło pułapki i obserwowała
wrotycza. Stworek odwrócił głowę w jej stronę i wywalił jej swój jęzor, a
potem wstał i znowu zaczął kopać w ściany pułapki. Był malutki i o kimś jej
przypomniał.
- Mam pomysł! - zerwała się z podłogi. -
Przepraszam, że stawiam warunki, ale musi mi pani coś obiecać.
- Co?
- zapytała ze zdziwieniem w głosie Madame.
Emmy podeszła do szafki nocnej
i wyciągnęła skórzany woreczek, a z niego szklane pudełko.
- Mam tu
kogoś, kto nam pomoże. Niech pani obieca, że nie powie nikomu o istnieniu
mojego...
- ...elfa - dokończyła za nią kobieta.
- Skąd pani
wiedziała?! Zapytały jednocześnie.
- Yyy, no trudno nie zgadnąć,
jeśli przy każdym posiłku zgarniasz prawie miseczkę dropsów. Gdybyś to ty je
zjadała, dawno straciłabyś wszystkie zęby. No dobra, wypuszczaj go.
Emmy
otworzyła pudełko. Tykon wyleciał, a pokój rozświetlił niebieski
blask.
- Dzień dobry - przywitał się grzecznie.
- Ojej jaki
ten t... wój elfik słodki.
CDN
To już końcówka tego
rozdziału.
Tykon zauważył kobietę i podleciał do niej. Zaczął się jej
przyglądać. Zazwyczaj, gdy poznawał kogoś nowego pytał się, czy dana osoba
nie zrobi mu krzywdy. Tym razem nie zrobił tego, ale powiedział coś
innego.
- Holly dziwnie dziś wyglądać.
- Tykon, to nie ja, ja
jestem tutaj.
Właśnie zdały sobie sprawę, że siedzą po ciemku, więc Holly
zapaliła lampkę.
- To nie być jeszcze pora śniadania, jeszcze nie widno
– stwierdził, podlatując do okna, za którym było jeszcze ciemno.
-
Wiem Tykon, ale musisz nam, mi pomóc.
- A co Tykon ma zrobić?
– zapytał i podleciał do pułapki wrotycza. – Brzydki –
stwierdził i znowu wzbił się na wysokość wzroku Emmy. – No, co Tykon
ma zrobić?
- Musisz wejść tu – wskazała na drzwiczki.
- A po
co?
- Przyniesiesz coś stamtąd?
- A co?
- Powiem ci
jak wejdziesz.
- Dobra. A co Tykon dostanie?
- Coś dobrego.
Tykon aż dostał ataku szczęścia, gdy usłyszał słowo
„dobrego”. I od razu dał nura przed drzwiczki. Położył rączkę na
okrągłej klamce, przekręcił i wszedł do środka.
- I co widzisz?
– zapytała Emmy.
- Tykon widzi duży piec.
- To do
przetapiania, zapytaj co jeszcze widzi – powiedziała Le Rouge.
-
Tykon, co jeszcze widzisz? – zapytała.
- Guziki.
-
Co?! Guziki?! Tykon przynieś jednego.
Tykon wyszedł, a w rączkach
trzymał rzekomy guzik.
- To zapinka od szafy. Holly sprawdź
swoją.
- Yhy.
Obie otworzyły kufry.
- A to drań. Nie ma
ani jednej! – powiedziała Emmy, oglądając swoją.
- U mnie
trzech.
- Tykon, wyciągaj dalej – powiedziała Emmy rozkazującym
tonem..
Tykon co jakiś czas wchodził i wychodził, co rusz wyciągając coś
nowego: a to srebrną spinkę do włosów, monety, resztę zapinek do szat
itd.
- A-ła!
- Tykon, co się stało?! – zawołała
Emmy, położyła się na podłodze i zajrzała do wnętrza małego mieszkanka.
- Tykon dostał czymś między oczy.
- To ona. Moja
bransoletka.
- Tykon dasz radę wyciągnąć? – zapytała
Emmy.
- Nie ma mowy, żeby Tykona zatłukło?
- Tykon, proszę.
-
Dobrze, ale dostanę więcej „coś dobrego”?
- O.K. –
zgodziły się dziewczyny.
Z dziury zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Tykon
wyszedł z dziury. Małe tłuczki okładały elfa ciosami.
- Widocznie
przed wrotyczem też się broniła – powiedziała Madame.
Tykon szarpał
się i uciekał przed tłuczkami, ale bransoletka okręciła się wokół
niego.
- Emmy zabrać to od Tykona, bo to Tykona zatłuc na elfi
pył.
Emmy i Holly raz dwa uwolniły elfa. Holly była tak szczęśliwa, że
znowu się popłakała.
- Dziękuję pani. Bez pani bym jej nie
odzyskała – powiedziała Holly, dalej płacząc.
- Już dobrze
Holly. Niedługo wszystkie poprawimy sobie humory.
- Jak? –
zapytała się Emmy, patrząc jak wrotycz dłubie w nosie i wygląda, jakby znowu
intensywnie myślał.
- To będzie pewna forma zawodów z
dodatkiem małej potańcówki.
Mój post nie będzie tyle o opowiadaniu, ale o samym forum ff.
Co tu prawić. Fajno, że tyle czasu to opowiadanie już jest. Taki relikt dawnej świetności forum.
Ehh, sayonara...
Ech wspomnienia...
Silda, czyżby
terźniejsze forum ci się nie podobało?
Ja pamniętam jeszcze jak było
fioletowe, to były czasy.
No i cieszem sie że jeszcze ktoś czyta nasze
opowiadanko
QUOTE (Ellie @ 13-01-2004 15:41) |
Ech
wspomnienia... Silda, czyżby terźniejsze forum ci się nie podobało? Ja pamniętam jeszcze jak było fioletowe, to były czasy. No i cieszem sie że jeszcze ktoś czyta nasze opowiadanko |
Kurcze chciałam dać nowego parta, ale na
dyskietce jest tylko fragmencik, resztę mam dopisaną na kompie w domu,
obiecuję że dam ją później.
NO WIĘC OTO MALEŃKI FRAGMENCIK:
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Złote
wstążki
Więcej Madame nie chciała zdradzić. Wszystko
wyjaśniło się w dwa tygodnie przed pierwszym dniem lutego. Dziewczyny
schodziły na śniadanie. Przy końcu schodów usłyszały, jak ktoś coś
przewrócił. Emmy podbiegła do zbiegowiska koło ściany. Przedarła się do
przodu i zobaczyła Kitty, leżącą na podłodze obok rozwalonej zbroi.
-
Kitty! Nic ci nie jest? – zawołała Emmy, stawiając ją na
nogach.
- Nic. Tylko ten plakat... a-ła – powiedziała i zaczęła
masować rozbite kolano.
- Jaki plakat? – zapytała Emmy.
-
Ten – powiedziała Holly, która przecisnęła się przez tłum.
Palec
Holly skierowany był na wielki, różowy , pełen serduszek i brokatu plakat na
ścianie. Jego treść, choć była widoczna, to jednak trochę trudna do
odczytania z powodu wręcz kującego w oczy różu.
- „Bal
walentynkowy” – Holly przeczytała duży napis u góry
plakatu.
- Czytaj dalej Holly. Jeśli nie oślepniesz i zdołasz –
zażartowała Emmy.
Dalszy ciąg "Złotych wstążek".
Zamieszczam tytuł bo ostatnio Cinija miała taką prośbę.
- No
dobra:
BAL WALENTYNKOWY
Odbędzie się dnia 14 lutego w
godzinach wieczornych. Wystąpi DJ Jelly i jego grupa Poison. Główną atrakcją
wieczoru będzie konkurs artystycznego latania na miotle
dziewcząt.
...
- Co?! A chłopaki będą się tylko gapić?
Ale przynajmniej będzie dobra muzyka.
- Czytaj dalej! - pogoniły
ją Kitty i Emmy.
Zgłoszenia i szczegóły u Madame Le Rouge.
Obowiązują stroje wieczorowe.
- Po tym kolorze można było
się domyśleć, że to pomysł tej zwariowanej babki - stwierdziła
Kitty.
Podczas śniadania przemówił Dumbledore:
- Moi drodzy, aby
rozgrzać trochę zimową atmosferę, Madame Le Rouge organizuje dla nas bal
walentynkowy. Pewnie już wiecie o konkursie artystycznego latania na miotle.
Dodam tylko, że uczennica, która wygra konkurs, otrzyma wspaniały złoty
puchar. Madame... - to powiedziawszy przerwał i zwrócił się w stronę
nauczycielki.
Madame Le Rouge wstała i zaczęła mówić:
- Każdy
chłopiec otrzyma dziś po śniadaniu złotą wstążkę. Wręczycie ją dziewczynie,
która będzie chciała zostać waszą partnerką na balu.
- CO?!-
powiedział Jimmy, krztusząc się kanapką z ogórkiem.
- Przed
drzwiami Wielkiej Sali stoi wiklinowy, zielony kosz w serca. W nim znajdują
się wstążki. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić.
Mike szybko
zjadł śniadanie i popędzał Jimmiego.
- No szybciej. Bo ktoś może
mnie uprzedzić, ciebie zresztą też.
Jimmy nie odezwał się, spojrzał tylko
na niego spode łba.
Mike wziął wstążkę i od razu podszedł do Holly.
-
Masz - wręczył jej i zadowolony z siebie odszedł.
- Zgadzam się -
krzyknęła za nim uśmiechnięta Holly i zawiązała wstążeczkę na nadgarstku.
Patrzyła na nią przez minutę. Na wielkiej tablicy, wiszącej nad koszem,
obok wypisanego na czarno nazwiska Mike'a, pojawiło się jej nazwisko.
Obiecuję, że teraz party będą częściej i
może dłuższe?
A dlaczego na J? To wymyśliła Longina a poza tym chcemy
żeby pasowało do nazwiska.
QUOTE |
Java <----- żart zrozumiały przez nielicznych |
Hej Merkury! Mam nadzieję, że jeszcze
nie zjadłeś całkiem blatu.
Mam dla was następną część. Wiem, wiem, pewnie
znowu za krótkie, ale proszę was o trochę cierpliwości. Już niedługo ferie,
pierwszy tydzień jestem w domu, więc coś napiszę. A tak nawiasem mówiąc,
ostatnio wymyślałyśmy z Longiną imiona dla nowych postaci do drugiej części
i miałyśmy niezły ubaw. Qua - Longina wie o co mi chodzi.
- Posłuchajcie.
Shirley, wiem że ćwiczyłaś artystyczne latanie na miotle.
Dziewczyna
przytaknęła.
- Ty, Emmy, latasz tylko na boisku. Uważam, że
powinniście współpracować. Shirley zna układ na duet, więc z pewnością
wygracie.. - Madame przerwało pukanie do klasy.
- Dzień dobry Madame
-przywitały się Cora, Mildred i Minnette. - My w sprawie konkursu.
-
Dobrze, usiądźcie - powiedziała Le Rouge i wróciła do rozmowy z Gryfonkami.
- Shirley skoro wiesz co robić, ustal wszystko z Emmy. A i jeszcze sprawa
mioteł. Co postanowiłaś panno Malfoy?
- Lecimy wszystkie trzy.
-
Dobrze, po pozwolenia na posiadanie mioteł na konkurs idźcie do opiekuna
domu, a później do profesor Weasley. Wszystko jasne? To proszę zbierać się
na następne zajęcia.
Emmy i Shirley miały jeszcze zielarstwo z
Krukonami.
- Ale się dobrały - powiedziała sama do siebie Shirley.
-
Masz na myśli tamte trzy? - zapytała się Emmy w drodze do szklarni.
-
Yhy. Cora już brała udział w takich zawodach i to nie raz. Siostry Cragg
także. Poza tym Cora ma świetną miotłę.
- Miotłę? - zdziwiła się Emmy.
- I nigdy mi się nie pochwaliła?
- Bo to nie jest miotła do gry w
Quidditcha.
- Nie?
- To Złoty Welon.
- Złote
co?!
- Złoty Welon. Welony to miotły właśnie do tej dyscypliny. Są
sporo krótsze od innych mioteł. A ich witki są lekko powywijane tak, aby nie
miotła nie nabierała zbyt dużej prędkości i można było wykonywać gwałtowne w
krótkim czasie. Omówimy resztę po lekcji. Muszę pogadać z Colleen i Aileen
na temat sukienki.
- O.K. Dzięki - powiedziała i patrzyła, jak Shirley
skręca w stronę drzwi do cieplarni, gdzie stały dziewczyny.
Rozglądając
się za Holly, zauważyła Kitty, mówiącą coś do siebie. Emmy podeszła bliżej,
żeby posłuchać, o czym mamrocze do siebie Kitty.
- Ja się do tego nie
nadaję, jestem za głupia i zbyt tchórzliwa. Mamusiu, dlaczego ja! Teraz
żałuję, że nie mam starszej siostry.
- Cześć Kitty - Emmy prawie że
krzyknęła.
Kitty ze strachu aż podskoczyła i potknęła się o jakiś
wystający korzeń.
- Ostatnio tylko podnoszę cię z ziemi. Coś nie
tak?
- Nie, tylko dostałam prezent od mamy, który nie przypadł mi
do gustu.
- A co dostałaś?
- A takie tam... - odpowiedziała,
bawiąc się nerwowo złotym łańcuszkiem.
- Już dawno nie rozmawiałyśmy
dłużej niż chwilkę. Może pójdziemy razem na spacer albo spotkamy się w
bibliotece.
- Yhy, to może po lekcjach.
- Hej Kitty, znowu
boli cię głowa? - podeszła do nich jakaś nieznana Emmy dziewczyna.
-
Troszkę. Przejdzie mi - odpowiedziała Kitty. - Poznajcie się. Emmy, to jest
Lara. Lara to jest Emily Potter.
Dziewczyna wybałuszyła oczy.
- Miło
mi - powiedziała Emmy.
- Lara mi nie wierzyła. To znaczy nie mogła
uwierzyć, że mieszkamy vis a vis i się... - urwała, bo nie wiedziała co
powiedzieć.
- ... przyjaźnimy - dokończyła Emmy.
Podczas lekcji
zielarstwa Lara zadawała mnóstwo pytań, na które Emmy nie nadążała
odpowiedzieć. Kitty zerkała na Holly tak jak zwykle, czyli z nieukrywaną
niechęcią.
CDN
Mordoklejka- a o czym jest twój fick? Dużo
ci jeszcze zostało do napisania? A może potrzebna jest ci jeszcze jakaś
postać?
Silda- jak miło, że jest ktoś w moim wieku, nie czuję się dzięki
temu taka stara. A nawiasem mówiąc to urodziłam się dokładnie dwa dni po
tobie
Dzisiaj mnie naszło na wspominanie i przeczytałam ten
fick od początku. Dobrze, że już nie krzyczycie i nie grozicie nam!
QUOTE |
Mordoklejka- a o czym jest twój fick? Dużo ci jeszcze zostało do napisania? A może potrzebna jest ci jeszcze jakaś postać? |
Zamieszczam dzisiaj parta, bo jutro to
pogrążę sie w lekturę V części. Miłego czytania!
Dwie godziny przed kolacją Emmy
poszła do biblioteki. Kitty już tam była.
- Już jestem - powiedziała,
podchodząc do przyjaciółki.
Kitty znowu podskoczyła ze strachu.
- Co z
tobą, Kitty? Ostatnio jesteś taka jakaś roztrzęsiona - zapytała się
Emmy.
- Masz rację, jest ze mną niedobrze.
- Coś w domu nie
tak?
- W domu wszystko w porządku, w jak najlepszym porządku. Tylko
z moją głową ostatnio coś nie tak. Możemy iść gdzieś indziej? Tu jest za
dużo ludzi.
- Dobrze.
Kitty stwierdziła, że musi iść do
toalety. Nikogo w niej nie było, więc tam pozostał. Gadały przez godzinę.
Kitty opowiadała, że nieźle radzi sobie w nauce, nie ma problemów z kolegami
z jej domu.
- Więc w czym problem? - zapytała Emmy, gdy Kitty
skończyła.
- Mama nie byłaby zadowolona. Ale co mi tam, w końcu jesteś
moją przyjaciółką - przerwała, zrobiła głęboki wdech i ciągnęła dalej -
Wiem, to znaczy odkryłam kim jest, to znaczy kim nie jest...
-
Kitty spokojnie i powoli.
Dziewczyna wzięła jeszcze dwa wdechy i
wyrzuciła z siebie to wszystko, co nie dawało jej ostatnio spokoju.
-
Le Rouge tak naprawdę nie jest nauczycielką - powiedziała bardzo
szybko.
- Co?! Jak to? Nie rozumiem. Skoro jest w szkole i uczy,
to chyba jest nauczycielką.
- No tak, ale nauczanie to tylko
przykrywka. Uwierz mi.
- Wierzę ci.
Nagle Emmy coś zaświtało w
głowie. Przypomniała sobie o Księżycowym Oku.
- Kitty wiesz może,
czym jest Księżycowe Oko?
Kitty osunęła się na podłogę. Zemdlała.
-
O ludzie! Dobiłam ją - zapiszczała Emmy i kucnęła przy przyjaciółce. -
Kitty, Kitty - zawołała i klepała ją po twarzy.
Podeszła do umywalki i
zmoczyła skraj szaty, a potem wyżęła ją nad głową Kitty.
- Co? Jak?
Gdzie ja jestem? - zawołała, rozglądając się po łazience.
- Dobrze się
czujesz? - zapytała Emmy.
- Myślałam, że to sen, ale ty to zrobiłaś,
prawda? Zadałaś mi to pytanie. Skąd wiesz o istnieniu Oka?
- Widziałam
je.
Kitty znowu pobladła.
- Dobra, życie mi się wali. Ja się po
prostu do tego nie nadaję. Zadam ci kilka pytań.
- O.K. Ale do czego
się nie nadajesz?
- Najpierw pytania. Widziałaś je w pobliżu tej
stukniętej baby?
- Yhy. W jej gabinecie jest mnóstwo zegarów. Za szybą
jednego z nich leży Księżycowe Oko.
- A czy ktoś poza tobą, na
przykład Holly, wie o nim? - zapytała, krążąc po łazience.
- Nie,
nikt.
- To dobrze. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, nabałaganiłabyś
trochę, a ja musiałabym po tobie sprzątać.
- Sprzątać?
- Zresztą, nie
ważne.
- Zaraz, jak to nieważne. Kitty, wiesz o co chodzi z tym całym
Okiem?
- Tak, to znaczy nie. Tylko się domyślam. Emmy, bardzo
chciałabym ci wszystko powiedzieć, ale nie mogę. Ale na pewno kiedyś ci
powiem. I tak naprawdę, to czuję się ostatnio nienajlepiej. Źle sypiam, nie
mogę spać, jestem przewrażliwiona.
- Rzeczywiście, schudłaś sporo -
przerwała Emmy.
- Możliwe - powiedziała i usiadła na parapecie
okna.
- Nie martw się, będzie lepiej. Poradzisz sobie. Choć na razie
nie wiem, o co chodzi - pocieszyła ją Emmy i uśmiechnęła się.
-
Dzięki... dzięki, że jesteś moją przyjaciółką.
- No pewnie i to na
zawsze...
Rozmowę przerwała im Lara, która wpadła do łazienki jak burza.
Poszły więc na kolację. Przez całą drogę do Wielkiej Sali Lara zamęczała
Emmy pytaniami.
W następnym tygodniu Emmy zaczęła trenować z Shirley
układ do konkursu. Shirley była świetna. Umiała cały układ, więc postanowiła
pouczyć Emmy poszczególnych kombinacji. Pewnego wieczoru Emmy wróciła z
treningu z Shirley bardzo zmęczona. Zawody miały się odbyć w Wielkiej Sali,
więc gdy sala była pusta, nie licząc Irytka, który często im przeszkadzał,
ćwiczyły tam wieczorami.
- Jeszcze raz i zwariuję. Mam dość tego
Poltergeista. Ja się tego nie nauczę - powiedziała Emmy, padając w pokoju
wspólnym na fotel przy oknie.
- Nieźle ci idzie, jak na
początkującą.
- Dzięki.
- Dobra, idę do łóżka, też się
zmęczyłam.
- Idę z tobą - ale zanim wstała z fotela, usłyszała za sobą
stukanie.
- To chyba twoja sowa - powiedziała Shirley.
Emmy odwróciła
się, żeby otworzyć okno. Pestka trzymała w dziobie śliczną, herbacianą różę,
a u jej nóżek leżała koperta z wypisanym napisem:
Dla Emily Potter
Emmy
otworzyła okno, sówka wskoczyła na oparcie fotela, a ona wzięła od niej list
i różę.
- Och! Ty to masz szczęście. Ktoś przysyła ci różę, a to
pewnie list miłosny - powiedziała Shirley i weszła na górę po kręconych
schodkach.
Emmy usiadła wygodnie w fotelu, miotłę oparła o ścianę.
Otworzyła kopertę. Ostatnią osobą, od której spodziewała się dostać list i
to w takiej formie był...
Fajnie, fajnie, ale jak zwykle denerwujesz
mnie tym urywaniem akcji.
Ale, w końcu się doczekałem. Znalazłem dwa błędy w tym
parcie ()
I
QUOTE |
(...)- Mama nie byłaby zadowolona. Ale co mi tam, w końcu jesteś moją przyjaciółką - przerwała, zrobiła głęboki wdech i ciągnęła dalej - Wiem, to znaczy odkryłam im jest, to znaczy kim nie jest...(...) |
Super teksty pierwszy raz je komentuje, ale jakoś tak wyszło... czekam na
następnego parta kiedy sie pojawi?? mam nadzieje, że szybko TO JEST PO PROSTU SUPER mam małe uwagi co to temat (dosyć dużo powtarza się
sytuacji, które są przedzstawione w Hattym Potterze), ale i tak patrzcie
poprzednie zdanie :-)
Ja już przedwczoraj skończyłam i tak mi
jakoś smutno
Daję nowego parta bo w piątek wyjeżdżam na tydzień.
Merkury, ty chyba
zbankrutujesz na tych biurkach. Mam pytanie- czym zasłużyłeś sobie na stały
status kafla?
Mordoklejka- czekam na PW od ciebie z tymi
informacjami.
gpopo- My tego ficka pisałyśmy tak, żeby masza
przyjaciółka Madzia, która nie czytała Harry'ego mogła go przeczytać i
dlatego np: jest objaśnione, co to Qudditch, jak się poznali Harry i Cho,
itd.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego czytania!
Ps:
Cze Longino !!! Przyjdź do mnie jutro, ale
popołudniu!
A tu już jest part:
James Weasley
- głosił napis wyszyty na złotej wstążce, która
była w kopercie. Po otrząśnięciu się z krótkiego szoku Emmy zawiązała
wstążkę na nadgarstku i weszła do dormitorium. Położyła się spać, ale długo
nie mogła zasnąć. Cały czas chichotała, ale w końcu zasnęła.
Po
pierwszym lutym większość dziewczyn, podobnie jak Emmy, miała na
nadgarstkach złote wstążki. Jej rozmowy z Jimmy'm kompletnie się nie
kleiły. Chłopak za każdym razem, kiedy chciał coś powiedzieć, bełkotał coś
szybko i bezsensu. Holly pewnego dnia stwierdziła, że chłopak:
-
Kompletnie zbzikował na twoim punkcie.
Powiedziała tak po tym, gdy Jimmy
znowu chciał coś powiedzieć. W odpowiedzi dostała od Emmy kopniaka w
kostkę.
Tydzień przed balem Madame Le Rouge biegała już po całym
zamku, snując plany związane z dekoracją zamku. Czasami, siedząc rano przy
owsiance, mierzyła łyżką sufit albo oglądała różne katalogi. Profesor
Weasley łapała się za głowę za każdym razem, gdy Madame proponowała jej coś
dziwacznego, np.: do powieszenia na ścianach Wielkiej Sali.
W każdym z
domów było słychać podobne rozmowy:
- Moja będzie żółta...
-
... moja niebieska...
- W co ja się ubiorę?
- Moja będzie
czarna.
Emmy siedziała w kącie i nasłuchiwała rozmów w pokoju
wspólnym.
- Cześć Emmy. Co u ciebie? - zapytał Mike, który się dosiadł
do stolika.
- Słucham tych wszystkich opętanych ludzi i chyba mnie
też się udziela to opętanie.
- Ja tam swój ciuszek już mam -
powiedział Mike, obserwując Waltera, który mówił o swojej wspaniale uszytej,
grafitowej szacie na walentynkowy wieczór.
- Nerwowa atmosfera, co? -
stwierdziła Shirley. - Emmy, przybyły nasze stroje na występ. Przymierzymy
je wieczorem. Dobrze?
- Mhm - Emmy kiwnęła głową.
Wieczorem Emmy
i Shirley przymierzały swoje stroje w dormitorium. Były to zwiewne, lekkie,
czerwono -pomarańczowo -żółte sukienki. Kiedy podczas próby dziewczyny
śmigały na miotłach, wyglądały jak tańczące w powietrzu płomyki
świeczek.
- Doskonale!!! - usłyszały głos dochodzący z
dołu.
- Dobry wieczór profesorze - przywitała się Shirley.
-
Cześć tato! - powiedziała Emmy do Harry'ego.
- Zapowiada
się niezła impreza, co? - powiedział Harry z pewnym błyskiem
oku.
Czternastego lutego lekcje w ogóle nie docierały do uczniów. Tylko
jeden temat rozmów królował w klasach, nawet na transmutacji. Snape na
swoich zajęciach był cały w skowronkach. Tańczył i podśpiewywał. Wyglądał,
jakby cieszył się bardziej z tego balu niż wszyscy uczniowie razem
wzięci.
Przed południem w Wielkiej Sali zebrały się wszystkie dziewczyny,
które miały wziąć udział w konkursie latania. Pomimo tego, że za oknem padał
śnieg, atmosfera wieczorem zapowiadała się gorąco. Cora i bliźniaczki łypały
na inne dziewczyny wzrokiem. Wyglądały na pewne swego zwycięstwa, tego że to
ich układ jest najlepszy, a reszta nawet się do nich nie umywa.
-
Spójrz na Mildred, a może Minnette, sama nie wiem. Patrzy się, jakby miała
zamiar rzucić się na nas - szepnęła Shirley do Emmy.
- O co im
chodzi? Przecież to tylko zabawa.
Do Wielkiej Sali weszła Madame Le
Rouge. Przypomniała pokrótce zasady i dała dziewczynom do wylosowania
numerki startowe. Ku przerażeniu Emmy, Shirley wylosowała numerek
drugi.
- Potter! - powiedziała Cora chłodnym głosem. - Możesz
schować tą swoją zmiotkę do quidditcha. Mam zamiar wygrać i nic czy też nikt
mnie nie powstrzyma.
- Lepiej żeby twoja złota rybka spełniała
dobrze twoje życzenia, bo inaczej nic ci nie pomoże - odcięła się jej
Emmy.
- Hm - Cora zadarła nos do góry i wyszła z sali, a za nią
podreptały bliźniaczki.
Obiadu tego dnia nie było. Wszyscy byli
pochłonięci przygotowaniami do balu.
CDN
I co ja mam powiedzieć? Wszystko w miarę
ok, jak mi sie zdaje. Tylko jedno mi powiedz: James jest w klasie...
czwartej, a Ellie w pierwszej?
Tylko tak się pyta, bo się troche
pogubiłam:)
pes. Wy to macie dobrze - piatka za wami. Mi ojciec kupił
po angielsku, bo muszę się"krztałcić" i zabronił mi po polsku. Ja go nie rozumiem.
Emmy jest w pierwszej ,a James w trzeciej
A dlaczego ci zabronil po polsku?
Dobrze, że mi
mama dała kasę na HPiZF po polsku
Elo witam wzystkich! Z przyjemnością
oznajmiam koffani, że wróciłam!!! Nawet nie wiecie jak miło
powrócić na forum.
Po pierwsze- pozdrawiam wszystkich cieplutko-
mojego pocieszyciela Merkurego, Mordoklejkę, która miała mi coś napisać,
zniecierpliwioną Louisie, współautorkę ficka czyli Longinę oraz wszystkich
innych czytających nasze opowiadanko, których nie będę wymieniać po kolei,
bo było długo.
Po drugie- jak można nie pamiętać, że zginął Syriusz?
Chlip, do tej pory mi smutno.
A dlaczego nic nie zamieściłam w
Walentynki? No domyślcie się Żartuję. Po prostu zaraz jak przyjechałam musiałam się
szykować na osiemnastkę przyjaciółki, która była w Walentynki właśnie.
Bawiłam się do rana, więc następnego dnia odsypiałam Natomiast wieczorem pojechałam na basen, aby się odprężyć
przed zbliżającą się szkołą, no i dać trochę ulgi moim stopom, które
strasznie mnie po imprezie bolą. Dlatego więc part jest dopiero dzisiaj. Ale
chyba mi wybaczycie, co?
A po czwarte- zamieszczam nowiutki part-
końcówkę 13 i początek czternastego. Part zapowiada się krwawo, wieć życzę
miłego czytania
...
- NIE!!! - wszystkie
dziewczyny w dormitorium zerwały się na nogi.
- Co się stało Emmy? -
zapytała Holly, gdy wszystkie podeszły do jej łóżka.
- Moja
sukienka jest... jest...
- Okropna - dokończyła Holly - I w dodatku w
kratkę. Cóż za urozmaicenie.
- Dziewczyny, dziewczyny
słyszałyście?! - do dormitorium wbiegła zdyszana Colleen.
- Co
się stało? Zamordowali kogoś? - zapytała Holly.
- Niee. Słuchajcie,
wielka afera. Ktoś w sortowni paczek narobił strasznego bałaganu. Uszkodził
sporo paczek.
- A skąd wiesz? - spytała Shirley.
- Poszłam po
paczkę z lakierem do paznokci od mamy. Wchodzę, a tam stoją profesor Weasley
i Le Rouge i wypytują o coś skrzaty, sortujące paczki. O, Emmy!
Oryginalny pomysł z tą kratką. Może wyszczupliłby mnie w biodrach. - Colleen
była pulchną dziewczyną, ale u niej było to rodzinne.
- Dzięki
Bogu! To nie moja sukienka. Musieli się pomylić!
Wszystkie jak
szło, wybiegły z dormitorium i udały się do sortowni.
Skrzacia
sortownia była wprowadzona tydzień przed balem, by uniknąć pomyłek i by
przypadkowo nie dostarczyć paczki niewłaściwej osobie. Kiedy do
pomieszczenia weszły dziewczyny, ujrzały totalny bałagan. Wszystkie paczki i
paczuszki były porozdzierane i pogniecione. Wszędzie walały się spinki,
szale, buty, szaty, sukienki. Emmy spojrzała na Madame, która właśnie
kończyła rozmawiać z ostatnim skrzatem i podeszła do profesor Weasley.
-
I co? - zapytała Hermiona.
- Mówi, że jakaś osoba w kapturze rozwalała
wszystko jak idzie i darła się w niebogłosy, że ona im da "złotą
rybkę" czy coś w tym rodzaju.
- Cora! - wyrwało się Emmy.
-
Co powiedziałaś? - zapytała Hermiona.
- Nic, nic. Mówię, że... chyba
będę chora, bo zaczyna boleć mnie gardło - powiedziała i odwróciła się
gwałtownie. - Za mną- rzuciła ostro.
Gdy Emmy biegła korytarzem,
dziewczyny nie mogły za nią nadążyć.
- Skąd wiesz, że to Cora? -
spytała Aileen?
- Złota rybka, tak nazwałam jej miotłę na zebraniu. Ja
jej pokażę!
- Emmy nie rób głupot - powiedziała błagalnym tonem
Holly.
Po drodze spotkały Kity, która nawet nie zdążyła zapytać o co
chodzi, a już musiała biec za resztą.
Dziewczyny weszły do
Wielkiej Sali. Dużo osób oglądało niedokończone jeszcze dekoracje. Emmy
zaczęła się rozglądać, w tłumie wypatrzyła Corę i bliźniaczki w towarzystwie
kilku starszych chłopaków ze Slytherinu, do których szczerzyły zęby.
-
Malfoy!!! - wydarła się Emmy, aż tłum się rozstąpił i teraz
dziewczyny stały vis-a-vis.
Nikt nawet nie zauważył, kiedy kłótnia
przerodziła się w wielką walkę. Cora i Emmy rzuciły się sobie do gardeł. Aż
się kurzyło. Kitty, dalej nie wiedząc o co chodzi, wzruszyła ramionami i
rzuciła się na jedną z bliźniaczek, Holly na drugą, a reszta dziewczyn na
starszych Ślizgonów, którzy raczyli Corę rozmową. W całym tym bałaganie
łamały się nosy, tworzyły lima pod oczami, był nawet jeden wybity
ząb.
ROZDZIAŁ 14
Agentka Ministerstwa
Magii.
Walka trwała na dobre, gdy do Wielkiej Sali weszli Mike i
Jimmy. Jimmy rozejrzał się i zaproponował kumplowi:
- Może im
pomożemy?
- Po co? Świetnie sobie radzą, nie uważasz?
Stali więc i
komentowali bójkę:
- Uuuu!!! Popatrz, co Emmy zrobiła temu
Ślizgonowi.
- Patrz na Holly- moja szkoła. - Mike wskazał na
dziewczynę. - Dobrze, że nie ma sprzętu do gry, bo by go zatłukła.
W
Wielkiej Sali zbierał się coraz większy tłum. Niektórzy zaczęli nawet
kibicować.
- Dawaj Emmy! Pokaż im, co potrafi Gryfon!
-
Dołóż jej Cora!
Mike i Jimmy zaczęli skandować
"Gryffindor!", na co kilku Ślizgonów odcięło się okrzykami
"Slytherin!". Jedni krzyczeli, inni stali i tylko się
przyglądali, ale nikt nie chciał przerwać przepychanki, a tym bardziej nikt
nie zauważył przyjścia nauczycieli.
Skończyło się na tym, że 15 osób
wylądowało w skrzydle szpitalnym. Emmy miała rozciętą wargę, Holly trochę
siniaków. Kity była niezwyciężona, ale nie obyło się bez dwóch złamanych
palców u lewej ręki i jednego wybitego u prawej. Cora miała podbite oko.
Sześciu chłopców z Slytherinu oberwało najbardziej. Jeden miał wybity
przedni ząb, inny złamany nos. Złość profesor Weasley nie znała granic.
-
Co to wszystko ma znaczyć. Powariowaliście ludzie!?! - krzyczała na
całe gardło.
- Hermiono uspokój się, cieszmy się że nie wyciągnęli
różdżek - powiedział Harry, który właśnie wszedł i szeroko się
uśmiechał.
Harry i Hermiona wyszli z sali szpitalnej. Na korytarzu dało
się jeszcze słyszeć narzekanie pani profesor. Gdy pani Pomfrey poszła do
pokoju obok po jakiś magiczny specyfik, do sali weszła Madame Le Rouge.
-
No nie, tak to się jeszcze nie uśmiałam jak żyję. Może zamiast konkursu
latania, powinnam urządzić mugolskie walki bokserskie... dla dziewcząt -
dodała i parsknęła śmiechem na widok sześciu chłopców leżących na ostatnich
łóżkach i stękających z bólu.
Po powrocie, pani Pomfrey opatrzyła
wszystkich, usunęła złamania i odesłała większość do dormitoriów. Emmy i
Cora zostały na chwilę same, gdy pielęgniarka znowu po coś wyszła.
-
Tobie naprawdę coś odbiło Potter. Jak ja teraz będę wyglądać w mojej
sukience z Paryża?
- Tak jak zwykle- źle!
- W ogóle o co ci
chodzi?
- Dobrze wiesz. To ty zrobiłaś ten bałagan w sortowni.
-
Ja?! Ja?! ... Nie masz dowodów!
- Nie wypieraj się, bo
zaraz podbiję ci drugie oko! A niby kto darł się na całą sortownię
"Ja wam pokażę złotą rybkę" - zapiszczała Emmy, udając głos
Cory.
Cora w tym czasie wyjęła z kieszeni szaty małe lusterko, było
pęknięte. Zapewne ktoś je rozbił podczas bójki.
- Ludzie, jak ja
wyglądam! - stwierdziła, oglądając w swoim lusterku swoje podbite oko,
które było już fioletowe jak śliwka.
- Wyglądasz wyśmienicie, ten
fiolet pasuje do koloru twoich oczu. Może chcesz po drugiej stronie do
pary... Ała! - powiedziała Emmy, której przy triumfalnym uśmiechu pękła
rana na wardze.
- Dobrze ci tak - stwierdziła Cora.
Emmy nie
wytrzymała, już miała rzucić się na nią, ale w tym momencie wróciła szkolna
pielęgniarka.
- No dobrze Emmy, małe szycie różdżką i możesz iść.
Panno Malfoy niestety, ale skończyła mi się maść na takie cuda pod oczami,
więc chyba jedynym wyjściem jest puder.
Po krótkim zabiegu pani Pomfrey
wypuściła dziewczyny. Kiedy wyszły, każda odwróciła się i skierowała w
stronę swojego dormitorium. Zanim Emmy zniknęła za zakrętem, usłyszała
jeszcze biadolenie Cory o jej podbitym oku.
...
No dobrzeee... Macie tu next parta, ale
prawie że już mamy debet na komputerze, więc niestety na następnego posta
troszkę poczekacie. Musimy posiedzieć przy klawiaturze i wklepać tekst,
czego bardzo nie lubimy.
Mordziu, dostałam PW, zaczynam szukać czegoś
ciekawego.
Życzę miłego czytania i cierpliwości w oczekiwaniu na
następnego parta. Ale w końcu na VI część poczekacie dużooo dłużej
I błagam, nie zjadajcie własnych blatów, nie chę mieć was
na sumieniu jak się rozchorujecie! Szczególnie ty Merkury!
Pozdrówka!
Wracając ze skrzydła szpitalnego, Emmy usłyszała głos
kobiety grożący komuś. Wyjrzała zza rogu i ujrzała Madame Le Rouge, która
celowała różdżką w szukającego Krukonów. Emmy wytrzeszczyła oczy i
nadstawiła ucho, żeby lepiej słyszeć.
- ... Clifford, ty mały
draniu, gdybyś nie miał zakładnika... gdybyś tylko uwolnił tego chłopca.
Byłam taka głupia, tyle cię szukałam, a to ty. Powinnam się domyśleć od
razu.
- Na pomoc, ratunku!!! - krzyknął
chłopak.
Chyba nie wiedział czy ma uciekać, czy też nie, bo zrobił
najpierw krok w tył, a potem oparł się bezwładnie o ścianę, jakby się poddał
i było mu wszystko jedno, co Madame z nim zrobi.
Emmy stała jak wryta,
też nie wiedziała co ze sobą zrobić, po głowie chodziło jej tylko pytanie, a
jeśli coś mu zrobi?! Patrzyła dalej co się dzieje. Nie miała nawet
różdżki! Clifford zemdlał, osunął się po ścianie i... po chwili wstał.
Madame znowu do niego przemówiła:
- Uwolnię tego chłopca i zabiję cię i
nic ci już nie pomoże, nie znajdziesz strażnika.
- Mylisz się... -
zawołał chłopak, który ledwo co stał na nogach - znalazłem strażnika, który
mnie uwolni i wtedy cię zniszczę, odejdziesz i nie będziesz mnie więcej
prześladować...
- Prześladować? To ty mnie chcesz zniszczyć. Mnie i
innych. Przez ciebie cierpiałam przez te wszystkie lata, ale to się dziś
skończy. Gdy wszyscy będą na balu, ja się z tobą policzę. Zniszczę cię,
jesteś w końcu nic nie wartą namiastką czarodzieja.
Gdy rozmowa ucichła,
Madame opuściła różdżkę:
- Zejdź mi z oczu pasożycie.
Chłopak
odwrócił się, i nie spuszczając wzroku z kobiety, zaczął zbliżać się do
Emmy, która odwróciła się szybko i wycofała w pierwszy korytarz, aby się
ukryć. Kątem oka zobaczyła twarz chłopca- była blada i niezdrowo żółta. W
jego oczach było widać gniew. Nagle uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic i
zszedł po schodach. Emmy wzięła głęboki wdech i zaczęła biec do gabinetu
taty.
- Ała! - powiedziały Emmy i Kitty, kiedy wpadły na
siebie.
- Ta kobieta - mówiły jednocześnie. - A chłopak...
-
Dzień dobry!
- Aaaaaaaa! - krzyknęły.
Profesor Dumbledore
stał za nimi. Kitty nie wytrzymała napięcia i zemdlała. Emmy, nie wiedząc co
robić, uśmiechnęła się głupkowato i odpowiedziała:
- Dzień dobry... -
spojrzała na Kitty - ... dziadku.
- Zaprowadzimy pannę Simmson do mojego
gabinetu. Chciałbym z wami porozmawiać.
- Yhy -
przytaknęła.
Dumbledore wyczarował niewidzialne nosze i przetransportował
Kitty do swojego gabinetu.
Emmy myślała, że Dumbledore chce jej wygłosić
kazanie na temat bójki w Wielkiej Sali, ale myliła się. Układając bezwładne
ciało Kitty na dużym skórzanym fotelu myślała o tym, co zrobi Madame na
balu. Zdała sobie sprawę, że nigdy odkąd mieszka w Hogwarcie nie była w
gabinecie "dziadka".
- Usiądź - zaproponował Dumbledore,
wskazując krzesło.
Emmy usiadła, ciągle wpatrując się w Kitty.
-
Panna Simmson ma chyba dużo pracy i obowiązków od świąt. Prezenty Emmy
często są wspaniałe, ale czasem jest z nimi dużo kłopotów, rzadko
spodziewamy się obowiązków związanych z podarunkiem.
Emmy słuchała go,
choć w głowie słyszała jeszcze szorstką rozmowę Madame z Krukonem.
- Emmy
chcesz może o czymś porozmawiać? - zapytał dyrektor.
- Nie! -
odpowiedziała szybko, by ukryć swoją chwilową nieuwagę.
Nie zdążyła już
nic więcej powiedzieć, bo rozległo się pukanie do drzwi. Odwróciła się. Do
gabinetu weszła profesor Weasley w towarzystwie jednego ze starszych
Gryfonów. Gryfon był wysokim młodzieńcem, z burzą czarnych loków na głowie,
sięgających mu do brody. Emmy znała go z widzenia, był czwartoklasistą.
- Przepraszam że przeszkadzam panie profesorze, ale Watercress znowu
narozrabiał, a pan profesor wspomniał że przydałby się ktoś, kto poukładałby
pańskie karty biblioteczne.
- Może pani profesor usiądzie? -
zaproponowała Emmy, uśmiechając się słodko.
Pamiętała jeszcze jej krzyki
po bójce.
- Nie podlizuj się Emily i tak się nie wykręcisz od kary.
Wiem! Ty i Kitty pomożesz panu Watercress'owi a twoi towarzysze
broni także otrzymają odpowiednie wynagrodzenie za waleczność i męstwo w
boju - zażartowała. - No a teraz zmykajcie bal się zbliża.
***
CDN
(ale kiedy, Bóg raczy wiedzieć)
Tu macie króciutki parcik, który udało mi
się przepisać. Serio musicie nas jakoś zmobilizować. Dobranoc wam życze, a
ja idę się jeszcze pouczyć chemii. Weglowodory- błe...
***
Wieczór był wyjątkowo niespokojny.
-
Gdzie jest mój grzebień...?
- Moje buty... nie mogę znaleźć
butów.
Takie zamieszanie było nie tylko w dormitoriach dziewcząt, ale i
chłopców. Jimmy siedział wyjątkowo spokojnie, Mike natomiast trajkotał jak
katarynka.
- Chyba spodoba się Holly - mówił o swojej szacie.
- Yhy
- przytaknął tylko Jimmy i odruchowo sprawdził, czy na jego nowej szacie nie
ma żadnej plamy.
Wraz ze zbliżającą się godziną dziewiętnastą rosło
napięcie i zniecierpliwienie. W pokoju wspólnym pojawiało się coraz więcej
Gryfonów. Za dziesięć dziewiętnasta ci, których partnerzy nie byli z
Gryffindoru, zaczęli wychodzić z pokoju wspólnego, aby wśród tłumu uczniów
odnaleźć swoją parę.
Pięć minut później Emmy i Holly były gotowe. Zeszły
na dół, pokój już trochę opustoszał. Jimmy podszedł do Emmy i zdołał tylko
wykrztusić coś niezrozumiałego. Ona, sądząc że to pochwała jej
groszkowo-zielonej sukienki, powiedziała:
- Dziękuję, ty też - i
poprawiła mu rękaw.
W drzwiach Wielkiej Sali zatrzymał ich wielki korek
tworzony przez rozhisteryzowane fanki DJ Jelly'ego i grupy Poison,
którzy rozdawali autografy i pozowali do zdjęć.
Gdy cała czwórka
przecisnęła się wreszcie do środka, szczęki im opadły. Plany Madame Le Rouge
zmieniły się w wspaniałą dekorację. To był kawał dobrej roboty. Wielka Sala
wyglądała niesamowicie. Ściany zostały obite różowym pluszowym. W powietrzu
unosiły się różowe chmurki, z których padał suchy deszcz, co sprawiało że
gdzieniegdzie pojawiała się tęcza. Tam gdzie uprzednio stał stół
nauczycielski, stała teraz wielka scena z mnóstwem kolorowych reflektorów.
Emmy zauważyła, że w sali nie ma stolików. Na scenę weszła Madame. Miała
przepiękną, różową suknię wieczorową. We włosy wpięła malutkie różyczki.
Emmy znowu poczuła to dziwne uczucie, że zna tą twarz, że gdzieś ją już
widziała. I dlaczego chce zniszczyć tego Krukona?
- Proszę o uwagę!
- niestety nikt się nie uciszył - HEJ CISZA!!! - krzyknęła jak
najgłośniej mogła.
W tym samym czasie kilka dziewczyn, stojących wokół DJ
Jelly'ego, zemdlało. W sali zapadła cisza.
- No. Witam grono
nauczycielskie i wszystkich uczniów. Życzę miłej zabawy i zapraszam pod
kopułę na małe co nie co. W tym momencie chciałabym jeszcze serdecznie
podziękować profesorowi Binns'owi, który pomógł mi zaprojektować owe
pomieszczenie.
Rozległy się brawa, a głowy wszystkich uczniów zwrócone
były w stronę profesora Binns'a, który wstał i się ukłonił.
Zabawa szybko się rozkręciła. Zespół Poison wyczyniał cuda z eliksirami. Gdy
wszyscy tańczyli wśród kolorowych obłoków i gigantycznych baniek mydlanych,
Emmy wyszła z Wielkiej Sali na zewnątrz przez szklane drzwi. Jej oczom
ukazała się piękna, szklana kopuła zrobiona z tysięcy małych witraży,
przedstawiających różne historyczne wydarzenia. Widok był imponujący, szkło
mieniło się w blasku świec. Pod kopułą stało mnóstwo okrągłych stolików. Na
podłodze ułożono mozaikę, także obrazującą jakieś wydarzenia. Andre, który
okrążył już całe pomieszczenie, opisywał Walterowi, jak wspaniale ujęto
motyw powstania szkoły i jak świetnie odwzorowano postacie czwórki
założycieli szkoły. Zewsząd słychać było odgłosy zachwytu nad wspaniałą
konstrukcją.
CDN
Uff, klasówka z chemii za mną, ale jutro
czeka mnie klasówka z matmy, a nie mam siły się uczyć i jestem ledwo żywa,
ponieważ o 12 wróciłam z osiemnastki, po 16 godz. pobycie poza domem. Oczy
mi się kleją i ledwo co widzę literki na klawiaturce. Ale zamieszczam dla
was parta. Króciutkiego, bo tylko tyle udało mi się wczoraj przepisać.
Pozdrawiam!
- Emmy! Emmy, chodź! - w wejściu stali
Mike i Jimmy - No Emmy, trzeba trochę poszaleć - przekrzykiwał muzykę
Mike.
Emmy uśmiechnęła się na samą myśl o tanecznych wygibasach
Mike'a i Jimmy'iego. Lecz, gdy mijała stolik przy drzwiach, coś
kazało jej się zatrzymać. Spojrzała w bok. Przy stoliku najbliżej wyjścia
siedział szukający Krukonów.
- Emmy, idziesz? - zawołał Mike.
-
Za chwilę.
- No dobra! - odpowiedział Mike, wyginając się przy tym w
takt muzyki.
- Zawsze był abstrakcyjny - odezwał się Krukon.
-
Co?! - zapytała się Emmy i dosiadła.
Oczy chłopaka były podkrążone,
wyglądał na śpiącego.
- Wszystko w porządku?
- Zgubiłem
moją partnerkę.
Emmy pomyślała, czy wypada zapytać o jego rozmowę, a
raczej o grożenie mu przez Madame.
- O Emmy! - Kitty wpadła jak
burza, ciężko oddychając.
- Cześć Kitty, nie szalej tak - powiedziała
Emmy - bo się udusisz.
- No co ty, jest super! Widzę, że
zapoznałaś się już z Ewanem.
Emmy spojrzała na chłopaka, uśmiechając się.
Jego twarz zmieniła wyraz. W oczach nie było już widać zmęczenia, ale
szaleństwo.
- To właśnie Ewan mnie zaprosił - powiedziała Kitty i
zaczerwieniła się.
Ewan wstał i dziarsko zaprosił Kitty do tańca.
-
Chodź z nami, będzie fajnie.
- Zaraz, za chwilkę! - powiedziała
i zaczęła się zastanawiać.
Po co Le Rouge jest ten Krukon? Dlaczego chce
go dorwać? I dlaczego on jest taki dziwny?
- Emmy przeginasz. Liczę do
pięciu. Raz... - zaczęła odliczać Holly, która właśnie weszła do
pomieszczenia. - Dwa... Trzy...
- Chwileczkę...
- Cztery i
pięć. Chodź!
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Jest bal i
zamierzam się bawić. Razem z tobą - dodała, wzięła Emmy za rękę i
wyciągnęła do sali na parkiet.
Mike i Jimmy wyginali się w takt muzyki
miksowanej przez DJ Jelly'iego. Dziewczyny zaczęły tańczyć razem z nimi,
a po chwili dołączyli do nich Kitty i Ewan. Po kilku szybkich utworach DJ
zwolnił tempo i z głośnika popłynęła spokojna melodia. Mike, wzorem rycerza
ze średniowiecza, ujął dłoń Holly i śmiertelnie poważnym głosem
zapytał:
- Czy zechciałaby pani ze mną zatańczyć?
Holly chichocząc
odpowiedziała:
- Z przyjemnością.
Mike objął ją w pasie i zaczęli
kołysać się w rytmie piosenki. Jimmy nieco nieśmiało poprosił Emmy o taniec.
Ewan, uśmiechając się tajemniczo, wyszedł z tłumu i poprosił, bez słowa i
zbędnych ceregieli, Kitty do tańca.
Emmy i Holly bawiły się
znakomicie.
- Jimmy zwolnij... Już nie mogę - mówiła Emmy, śmiejąc
się jednocześnie. - Muszę się napić.
- Ja ci przyniosę. Nie odchodź
stąd, bo cię później nie znajdę.
- Dobra, idź już!
Emmy
obserwowała tańczące towarzystwo. Andre tańczył z jakąś Puchonką. Była
wyraźnie zakłopotana tym trochę niezdarnym tańcem chłopaka, który w dodatku
deptał jej stopy. Trochę dalej tańczyli Colleen i Patrick Miles, Gryfon z
czwartej klasy. Emmy przestała na nich patrzeć i zaczęła obserwować Kitty,
która najwyraźniej kłóciła się ze swoim partnerem. Nie słyszała, co mówią,
ale Kitty była chyba zła na chłopaka. Pewnie powiedziała mu coś niemiłego,
bo chłopak odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali.
CDN
Ps:
Jestem tak nieżywa, jak Ewan
Ogólnie za Potterem nie przepadam. Ale
przeczytałem to z czystej ciekowości, żeby wiedzieć co Potter robi z ludźmi.
I tu zaskoczenie. Bo po pierwsze wiadomym jest, że wpływa na wyobraźnię osób
go czytających na tyle, że pod jego wpływem można takie FF'y stworzyć. I
to w porządku. Ale czasami (to ten element zaskoczenia) dochodzi do
sytuacji, kiedy ludzie się w tym wszystkim gubią. Nie chodzi o twóf FF tylko
ogólnie o całość FF'ów Potterowych. Mam na myśli to, że można pisac
obojętnie, byle by tylko w tle przewinęła się nazwa Gryffindor, Hogward i
najważniejsze - Potter. I czasami to ludziom wychodzi - jak twój pierwszy
post tutaj, a czasami nie jak cała masa im podobnych włącznie niestety z tym
początkiem rozdziału ósmego. Może potem bedzie lepiej, ale nalezy pamiętać,
że początek najważniejszy. Tak jak w jednym moim poście ktoś napisał - na
początku musi być "Trzęsienie Ziemii".
Pozdrawiam i życze
wytrwałości w dązeniu do celu.
I powiem szczerze, że teraz może być
chyba już tylko lepiej.
Zanim nowy part, to autorki ficka chciałyby
złożyć życzenia dla Merkurego. Sto lat, spełnienia marzeń (byle nie tego o
triumfie Czarnego Pana ) i wszystkiego naj, naj, naj. Nio i specjalnie dla ciebie
nowy part. Krótki, ale tyle napisałam.
...
W międzyczasie
chłopak zabrał na górę nieprzytomną Kitty. Emmy jak burza wyparowała do
przebieralni zawodniczek. Wpadła na jakąś Krukonkę z siódmej klasy, nie
zważając na to, czy ją zabiła po drodze czy też nie, pobiegła dalej. Gdy już
pokonała w nierównej walce krzesło, które stanęło jej na drodze, zabrała ze
stolika swoją różdżkę i rzuciła parę słów wyjaśnienia Shirley. Powrotna
droga była łatwiejsza, lecz nie bezbolesna, zwłaszcza dla Krukonki, która
znowu wylądowała twarzą na podłodze.
Za drzwiami Emmy zobaczyła coś,
czego po części się spodziewała. Madame Le Rouge stała na korytarzu i za
pomocą różdżki szybko zmieniła swoją piękną suknię balową w niezbyt wytworną
czarną, prostą szatę. Włosy, z których znikły różyczki, zaplotła w warkocz.
Emmy była trochę zszokowana, ale wtedy gdy po raz pierwszy zobaczyła tą
kobietę w czymś, co nie było różowe, zdała sobie sprawę, że wie kogo ona jej
przypomina.
- Idę z tobą, to znaczy z panią! - zwróciła na
siebie uwagę nauczycielki.
- CO?! To znaczy, już idę do przebieralni
- powiedziała wymijająco.
- Wiem, że nie jest pani
nauczycielką.
Przez krótką chwilę Madame próbowała wydusić z siebie
jakieś słowo.
- Do licha z procedurą tajności! - krzyknęła
wreszcie kobieta. - Chodź ze mną! - powiedziała i złapała Emmy za
rękę.
Weszły po schodach na górę.
- Mów. Co jeszcze wiesz? -
zapytała Madame, niemalże biegnąc.
Emmy pomyślała. Tak naprawdę wiedziała
tylko to, że ta kobieta nie jest prawdziwą nauczycielką i że ma w szkole
trochę więcej do roboty niż tylko nauczanie.
- Noo... Wiem, że nie
jest pani nauczycielką, podejrzewam też, że Le Rouge to nie jest pani
prawdziwe nazwisko.
- O, to niewiele - stwierdziła z ulgą.
-
No i że ma pani coś wspólnego z Księżycowym Okiem, choć nie wiem czym jest i
do czego służy. A, no i jeszcze to, że ma pani takie Oko.
- To co
innego. Masz rację, nie jestem nauczycielką i nie nazywam się Madame Le
Rouge. Ktoś taki jednak istnieje, ja tylko chwilowo zajęłam jej miejsce.
Jestem Agentką Ministerstwa Magii.
- Więc ten chłopak... Pani go nie
chciała skrzywdzić, to znaczy teraz na pewno...
- O tak! Nawet nie
wiesz jak! Chciałam mu utrzeć ten jego... nos.
- Ale co on takiego
zrobił albo kto mu coś zrobił, że taki jest i tak się zachowuje?
- Nie
czas teraz na wyjaśnienia. Pośpieszmy się - powiedziała Madame i
przyśpieszyła.
Emmy posłuchała i też przyśpieszyła.
- Nie
sądziłam, że do tego dojdzie, ale zawsze byłaś sprytniejsza od nas
wszystkich - powiedziała i nagle zatrzymała się przed zakrętem w prawo.
Spojrzała w korytarz i odwróciła się do Emmy. Spojrzała jej w oczy,
wzięła głęboki oddech i zdjęła z szyi rzemyk. Na jego końcu znajdowała się
mała, podłużna buteleczka, w której błyszczał na dnie ni to proszek, ni to
płyn błękitnego koloru.
- Masz - wręczyła niepewnie buteleczkę
dziewczynie.
- Co to?
- To eliksir wspomagający, wynalazca
jest moim przyjacielem. Pij! - pospieszyła ją. - Ale tylko połowę! -
dodała szybko, tak jakby zapomniała o tym wspomnieć na początku.
Emmy
spojrzała na zawartość buteleczki jak na truciznę. Wzrokiem odmierzyła
połowę objętości. Tylko przez chwilę zastanawiała się, czy powinna ufać tej
kobiecie, ale szybko przypomniała sobie, że gdzieś tam w korytarzach
Hogwartu jest jakiś świrnięty chłopak, który więzi jej najlepszą
przyjaciółkę. Przełknęła ślinę i wzięła łyczka z butelki, który odpowiadał
połowie zawartości małego naczynka.
Nagle zrobiło jej się zimno. Czuła
drgawki na całym ciele. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, nic nie
słyszała. Bolał ją brzuch. Czuła się tak, jakby jej ciało
zamarzało.
CDN
I to jest koniec rozdziału 14. Pietnasty ma
tytuł: "Księga drzew", ale nie jest jeszcze
skończony.
EDIT: I jeszcze jedno, poprawiłam rozdziały od 1 do 4, bo
było w nich parę błędów. Jak sprawdzę inne, to wrzucę je poprawione.
Siadłam jakąą godzine temu czy półtorej
do waszego ficka i przeczytałam całego
Podoba mi się... na początku było to takie zwykłe
opowiadanko, lekkie i przyjemne do czytania, ale widzę postępy
[ale czyta się oczywiście dalej przyjemnie ].
Jedna uwaga - na początku party były taaakie długie, a
teraz co? Po kilka zdań... Domagam sie dłuższych postów
Pozdrawiam, i czekam na nastepny part.
Chciałeś to masz, ale naprawdę jest krótki.
Obiecuję, że w sobotę albo w niedzielę przysiadę i coś przepiszę, bo
ostatnio nie miałam czasu. No więc rozdział piętnasty czas
zacząć!
ROZDZIAŁ 15
Księga drzew
- Emmy, dobrze
się czujesz? Emmy! Słyszysz co mówię?!- wołała agentka.
- Tak,
już w porządku - stwierdziła, choć trzymała się za brzuch, który ją bolał, a
jej mina na pewno nie wskazywała na dobre samopoczucie.
Emmy podniosła
głowę, gdy ból trochę osłabł.
- Wow! - powiedziała, otwierając
szeroko buzię.
- Widzisz mgłę? - zapytała kobieta.
- Nie, to
raczej ścieżka z jakiegoś gazu.
- Dobrze. To bardzo dobrze, bo to
oznacza że eliksir działa. To coś, co widzisz, to zimno wydalane przez
duchy.
- Duchy?!?
- Tak, ten chłopak, który porwał twoją
przyjaciółkę, jest opętany.
- Opętany! Co za wariactwo, duch
nie może opętać kogoś, to niemożliwe - powiedziała Emmy z wielkim
zdziwieniem.
- Po części masz rację, ale musimy już iść.
Prowadź! - powiedziała nauczycielka i gestem ręki dała Emmy do
zrozumienia, że ma iść przodem.
Idąc nie mogła się nadziwić, jak to co
widzi super wygląda. Ale myśl o Kitty zaraz sprowadziła ją na ziemi.
Przyśpieszyła kroku.
Kobieta w tym czasie wyjęła z kieszeni jakąś
pożółkłą kartkę.
- Masz to jest zaklęcie.
Ale Emmy w ogóle nie
zwróciła na nią uwagi.
- Stój - powiedziała agentka, łapiąc za
kostium zauroczoną, tym co widzi, Emmy. - Emily Potter. Tu ziemia -
wołała
- Co? Ja... Pani profesor.. A tak, już. Słucham - odezwała
się, jakby wyrwano ją ze snu.
- Widocznie za dużo łyknęłaś tego
świństwa. Na pewno mnie teraz słyszysz?
- Tak! -
odpowiedziała
- O.K. Uważnie mnie posłuchaj. Jak tylko zobaczysz
Clifforda, spróbu... Emmy! Emily!!! - krzyczała i pstrykała
przed jej twarzą palcami.
Dopiero kiedy nią potrząsnęła, Emmy ocknęła się
i zwróciła na nią uwagę.
- Dziewczyno skup się, potrzebuję twojej
pomocy. Tam jest świr, który chce ukatrupić Kitty
- Tak, wiem. Nie
wyłączę się znowu, obiecuję - zapewniła, trzymając się za czoło.
- Jak
tylko ich znajdziemy, schowaj się tak, żebyś mogła go zaskoczyć.
-
Zaskoczyć? - zapytała. - Czym?
- Zaklęciem. Z kartki!
- A
tak. Jak to działa?
- Musisz tylko skierować różdżkę w jego stronę
i wypowiedzieć zaklęcie.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Gdy agentka znikła, Emmy zaczęła gorączkowo myśleć. Nie było jej ciepło,
wręcz przeciwnie, czuła chłód.
- Zobaczymy - powiedziała sama do
siebie, stojąc w pustym korytarzu. - Ona skręciła tutaj, to ja pójdę
tędy.
Idąc, spojrzała na trzymaną w ręku kartkę. Była ona wyrwana z
jakiegoś notesu, kawałka brakowało. Emmy przeczytała nagłówek:
-
Wspomagacz zaklęć mrożących wszelkiego rodzaju.
Pod nim widniał rysunek
butelki z eliksirem, która spoczywała teraz w jej kieszeni. Emmy spojrzała
na składniki eliksiru, wypisane dokładnie pod spodem:
- Zaraz, to
przecież moje pismo!
Po chwili jednak pomyślała, że to nonsens, po
prostu ktoś ma pismo podobne do jej. Przeczytała uważnie całą kartkę. Na
dole ktoś inny dopisał:
- "Frigorifico". To chyba jest to
zaklęcie? - zapytała samą siebie i powtórzyła je kilka razy, żeby
zapamiętać. - Frigorifico, frigorifico...
- Clifford, powtarzam ci, że
to nic nie da. Nic tym nie zyskasz - usłyszała nagle głos agentki,
dobiegający zza rogu.
No, fajnie sie zapowiada ten rozdział,
tylko mi nie pasuje ukatrupić, w książce raczej by tak nie było bardziej cos
w stylu uśmiercić, dobra moge teraz poczekac na next part
Po
pierwsze:
QUOTE |
Fick całkiem niezły, mimo,
że trochę ... hmm.. monotonny? Proponuje też zamieszczać nieco dłuzsze party bo wklejanie po kilka zdań, zbyt wielkiego sensu (oprócz nabijania postów) chyba nie ma. A wiec ja czekam - na nieco dłuzszy odcinek. |
fajniutkie kurde ja chcem wiecej i to teraz uważam że jest ot jeden z lepszych ff o tematyce hp
wiec gratuluje bo nie aż tak łatwo mnie zadowolic jak by to
wygladało a tak na marginesie macie juz wszystko napisane czy
dopisujecie zakonczenie na bieżąco?
Opowiadanie dobre...może pomysł nie jest
najoryginalniejszy, ale przynajmniej wykonanie jest całkiem niezłe.
A
tak na marginesie.
Ostatni part opowiadania ukazał się 21 dni temu, ale
za to przybyło 1,5 strony "komentarzy"...żenujące...
Witam! Po bardzo długiej przerwie nowy
part. Miałysmy problemy z dokumentem, na którym zapiany był fick i trzeba
było od nowa przepisywać. Ale już sporo przepisałyśmy. No to nastepny
fragment 15 rozdziału, "Księgi Drzew".
Wyjrzała zza
ściany, w korytarzu było pełno perłowo-białej mgły. Jej źródłem rzeczywiście
było ciało Krukona, ale i on sam nie wyglądał tak jak zwykle. Jego oczy były
całkiem białe. Wokół rozchodziła się świetlista poświata, która zamieniała
się w ową mgłę. Nagle Emmy zrobiło się ciemno przed oczami, głosy z
korytarza zamieniły się w ledwo słyszalne szepty.
- Muszę. Muszę jej
pomóc - powiedziała i zaczęła iść powoli wzdłuż ściany.
Gdy chłopak
znalazł się naprzeciwko niej, nic już nie słyszała, a jej oczy widziały już
tylko zamazane, zamroczone kształty- zarysy sylwetek i niektóre kolory.
Uniosła różdżkę, wahała się chwilę i:
- Frigorifico! - krzyknęła
tak głośno, na ile pozwoliły jej struny głosowe.
Mdliło ją. Czuła się
tak, jakby jej mózg zamarzł, skurczył się, przywierając do czaszki, hamując
wszystkie myśli i uczucia. Nie czuła już rąk i nóg. Nie czuła już
nic...
***
- Chyba się budzi.
- Wątpię.
-
Widziałam, jak otworzyła oczy.
- Przywidziało ci się. Chodźmy,
zostawmy ją w spokoju.
***
- Ufam ci i wiem, że chciałaś
dobrze, ale powinnaś lepiej ją przygotować.
- Wiem panie
profesorze. To moja wina
***
Ten poranek był wyjątkowo
słoneczny. Czasami tylko słońce chowało się za białymi chmurami, ale zaraz
zza nich wychodziło. Promienie słoneczne wpadały do pokoju przez otwarte
okno, grzejąc twarz leżącej na łóżku Emmy. Nie spała już od paru minut, ale
nie otwierała oczu. Słuchała uważnie rozmowy dochodzącej z pokoju obok:
-
Mam nadzieję, że dziś odzyska przytomność.
- Dobrze, że pani tam była.
Gdyby nie pani, nie wiadomo co by się stało.
Emmy poznała po głosach, że
rozmowa toczyła się pomiędzy Madame Le Rouge i ciotką Hermioną. Otworzyła
oczy. Była w skrzydle szpitalnym, zalanym promieniami słońca.
-
Ała!!! - zawyła, siadając na łóżku.
Do sali, z gabinetu pani
Pomfrey, wpadła profesor Weasley, za nią Madame. Sekundę później pojawiła
się pielęgniarka, która niemalże wbiegła do sali przez drzwi prowadzące na
korytarz.
- Co się stało?!
- Nic ci nie jest?!
Pytały obie
na raz, a pani Pomfrey już niosła jakiś eliksir. Emmy nie sądziła, że tak
prosta czynność, jaką jest wstawanie z łóżka, może sprawić tyle bólu.
Pielęgniarka pomogła jej położyć się z powrotem.
- Zbyt gwałtownie się
zerwałaś z łóżka, moja droga, jesteś bardzo potłuczona.
- Co mi się
stało?
Zamiast odpowiedzi, na twarzach Madame i Hermiony, odmalowało się
zdziwienie.
Popołudniu Emmy została nasmarowana czymś, co wcale nie
pachniało różami, ale pozwoliło jej odczuć ulgę. Pani Pomfrey zabroniła
jakichkolwiek odwiedzin, ale i tak wieczorem Kitty udało się wkraść do
skrzydła szpitalnego. Zadziwiające było to, że na podobny pomysł wpadła
Holly. Obie weszły do sali, niezbyt zgrabnie otwierając drzwi. Było
ciemno.
- Pomfrey już śpi - powiedziała Kitty w ciemnościach.
Emmy
tylko nasłuchiwała, bo o wstawaniu nie było mowy.
- No zapal tą różdżkę
- powiedziała Holly, niestety wpadając na coś, powodując przy tym sporo
rumoru.
- Cisza - szepnęła Kitty.
- No co. Mówiłam, żebyś
zapaliła różdżkę - tłumaczyła się.
Nagle w gabinecie pani Pomfrey
zapaliło się światło. Dziewczyny próbowały się szybko schować. Emmy zamknęła
oczy, udając że śpi. Drzwi do gabinetu otworzyły się. Pielęgniarka wyszła w
nocnej koszuli i czepcu na głowie. Zaświeciła koniec różdżki, rozejrzała
się, spojrzała na łóżko pacjentki, jeszcze raz rozejrzała się i wróciła do
gabinetu, zamykając drzwi na klucz. Holly i Kitty, stojące za szafą z
lekami, ich kryjówką, zaczęły znowu normalnie oddychać.
- Mało
brakowało - stwierdziła Holly.
- Dziewczyny - zawołała je szeptem
Emmy.
Kitty zapaliła różdżkę. Emmy podniosła się, krzywiąc się przy tym z
bólu.
- Jak się czujesz? - zapytała Holly. - Jak ostatnio tu byłam,
leżałaś jeszcze nieprzytomna.
- Lepiej.
- Czuć - powiedziała
Kitty, zatykając nos.
- Przynajmniej jej pomaga - stwierdziła z
oburzeniem druga z przyjaciółek.
- Dobra, dobra, co się tak
wkurzasz.
Emmy już dawno zauważyła, że jej obie przyjaciółki nie pałają
do siebie miłością. W półmroku widać było też małe wyładowanie elektryczne
pomiędzy dwiema dziewczynami.
- "Jednym słowem"- pomyślała
Emmy - "one się nie lubią".
Po tym małym zgrzycie, zadała im
pytanie, na które bardzo chciała uzyskać odpowiedzieć.
- Dziewczyny -
uspokoiła je, jednocześnie próbując ułożyć się wygodniej na poduszkach. -
Powiedzcie lepiej, dlaczego leżę w skrzydle szpitalnym cała
posiniaczona?
- Le Rouge cię znalazła - powiedziała Holly.
Kitty
popatrzyła na nią tak, jakby chciała, żeby mówiła dalej.
- No i...? -
zapytała Emmy. - Mów dalej.
- Powiedziała na obronie...
- Na
obronie? To ile...
- Ciii - uciszyły ją przyjaciółki.
- To ile ja tu
leżę? - dokończyła szeptem.
- Tydzień - odpowiedziała Kitty.
-
Tydzień - powtórzyła Emmy. - Holly przynieś mi jutro notatki - dodała z
przerażeniem myśląc o stercie zaległych prac domowych. - No, opowiadaj
dalej.
- No to na obronie powiedziała nam, że znalazła cię leżącą na
korytarzu przy toalecie. Z początku myślała, że zemdlałaś, bo przejęłaś się
występem...
- Występem? - powiedziała - Konkurs, przypomniało mi
się.
- Nie martw się, podobno było dobrze - uspokoiła ją
Kitty.
Holly opowiedziała całą historię do końca:
- ...Jedynym
śladem było to, że miałaś białe włosy, a ciało jakby pokryte szronem. No i
gdy nawet Snape nie wiedział, czym cię nafaszerowano, stwierdzili, że nie
wiadomo co ci jest. Bo normalny człowiek z tak niską temperaturą ciała
powinien być już trupem.
Po jeszcze jednym tygodniu spędzonym w
szpitalnej sali, spędzonym na pisaniu zaległych prac domowych, Emmy mogła
wrócić do swojego dormitorium i do codziennych zajęć.
Po Walentynkach
wszystko wróciło do normy, no prawie. Wszyscy mówili o konkursie i
tajemniczym ataku na Emmy:
- Spójrz na jej włosy - usłyszała na korytarzu
w sobotnie popołudnie.
Jej włosy nie były już tak jasne, jak tydzień
temu, ale miała całkiem bieluteńkie pasma.
Podczas poniedziałkowego
śniadania Shirley, na prośbę Emmy, opowiedziała o konkursie.
- Po
jej występie wiadomo było, że wygra. A ta Malfoy, to jest najlepsze, gdy
bliźniaczki wpadły na siebie, ona przypadkowo podarła sobie strój i pokazała
wszystkim swoje galoty. Myślałam, że umrę ze śmiechu.
Ogólną radość przy
stole przerwało nadejście poczty. Emmy zrzedła mina, gdy otworzyła
zaadresowany do niej list. Była w nim wiadomość, której się kompletnie nie
spodziewała:
Biorąc pod uwagę twój stan zdrowia stwierdzam, że jest
to odpowiednia chwila na nadrobienie szlabanu.
Ciocia Hermiona
P.s.:
Pani Pincey mówiła, że masz zaległą książkę do oddania.
Na drugiej kartce
była informacja o szlabanie.
Szlaban: biblioteka, godzina 1800
Po przeczytaniu listu, Emmy złożyła go i schowała do kieszeni szaty,
próbując sobie przypomnieć o jaką książkę chodzi.
- Oko - wyrwało jej
się nagle.
- Co? - zapytała Holly.
- Tykon eee... tak Tykon -
próbowała zatrzeć ślady. - Gdzie jest Tykon?
- Teraz jest kolej
Kitty - odpowiedziała beznamiętnie Holly.
- Macie jakieś dyżury? -
zapytała z niedowierzaniem.
Nie mogła sobie wyobrazić współpracy obu
przyjaciółek.
- Cześć biały króliczku - rozbrzmiało nad jej głową. -
To z tobą siedzę dziś w "tece".
Emmy spojrzała w górę- był to
ów chłopak, który w dniu balu został skazany na ten sam los co ona i
Kitty.
- Tak to ja i nie nazywaj mnie białym króliczkiem.
- O.K.
- powiedział chłopak i odszedł.
- Kto to? - zapytała Holly z wielkim
zainteresowaniem.
- Noo - powiedział Mike, wymachując jej wskazującym
palcem, zapewne chcąc wyrazić swoje niezadowolenie, podobnie zresztą jak
Pestka, na którą nikt nie zwracał uwagi.
W ramach zwrócenia na siebie
uwagi, skakała w misce pełnej owsianki, należącej do Andre.
- No
co, zapytać się nie można? - odpowiedziała na groźbę Holly, wracając do
swojego tosta.
- Muszę iść - powiedziała Emmy, odchodząc od stołu. -
Zobaczymy się na lekcji.
- Całkowicie o niej zapomniałam - mówiła do
siebie Emmy w drodze do dormitorium.
Książka, o którą chodziło pani
Pincey, leżała zapewne spokojnie na szafce wśród sterty podręczników, tak
sądziła Emmy, ale myliła się. Znalezienie jej nie było takie łatwe. Po
wywaleniu wszystkiego z kufra, dna szafy z ubraniami i nocnej szafki okazało
się, że książka znajdowała się pod łóżkiem Ailleen.
Profesor Binns nawet
nie zauważył, że Emmy się spóźniła. Siadała na krzesło, z nosem utkwionym w
książce. Holly nie zadawała pytań, ponieważ smacznie spała na swoim
podręczniku do historii magii. Emmy czytała i czytała, była chyba
najbardziej rozbudzoną osobą w klasie. W rozdziale legend i mitów o użyciu
eliksirów ważonych podczas pełni księżyca znalazła interesujący
fragment:
"... Mieszkanka małego barokowego miasteczka na
północy Anglii, pewna młoda kobieta, sądziła że potrafi za pomocą podgrzanej
rosy księżycowej przenosić się w czasie. Mówiła, że tę moc posiadają tylko
kobiety. Niestety krótko po tym, jak ogłosiła swoje tezy, zniknęła w
niewyjaśnionych okolicznościach.
Sądzi się, że owa kobieta mówiła o
starożytnej wiedzy Rodu Księżycowego..."
Emmy ominęła
nieciekawy kawałek i czytała dalej:
"W latach
osiemdziesiątych pewien amerykański turysta, czarodziej odnalazł podczas
zwiedzania terenu miasteczka grotę, w której ścianie wykuto płaskorzeźbę.
Przedstawiała podobno historię rodu kobiet, które posiadły moc podróżowania
w czasie przy pomocy rosy księżycowej, odpowiednio przygotowanej, zamkniętej
w talizmanie- "kluczu" do "drzwi", które przenosiły w
czasie. Ale to tylko legenda."
- Legenda - powtórzyła
Emmy na glos, mając wątpliwości co do słuszności ostatniego zdania.
-
Jaka legenda? - zapytała się Holly, która przebudziła się z końcem
lekcji.
Ale nie zdążyła nawet podnieść głowy, a Emmy już była w drodze do
korytarza, na którego końcu wyryto płaskorzeźbę.
Legenda opisana w
książce nie tylko wyjaśniła Emmy, do czego służy Księżycowe Oko, ale także
kim jest ta kobieta. W głowie Emmy pytania szukały odpowiedzi, a było ich
dużo. Szła rozmyślając i nagle ból głowy zbił ją z nóg. Trzymała się za
głowę, mocno zacisnęła powieki, słyszała głosy, dźwięki, wszystko naraz.
Zrobiło jej się zimno. Miała wrażenie, że jej mózg eksploduje jak balonik,
na którego ktoś nadepnął. Przed jej oczami przesuwały się obrazy: Madame Le
Rouge, która zmienia swą balową suknię na czarną szatę. Słowa... Obrazy
odbijały się echem w jej głowie. "Jestem agentką... agentką...".
"Wypij to... to... połowę...". Nagle ból ustał tak szybko, jak się
pojawił. Otworzyła oczy, czuła się taka zmęczona i obolała, aż w końcu jej
ciało tak jakby wyłączyło się... straciła przytomność.
Gdy się
ocknęła, leżała w pokoju, który widziała pierwszy raz na oczy. W głowie jej
szumiało i ciężko było oddychać. Usiadła na łóżku. Drzwi do pokoju uchyliły
się. Emmy zastanawiała się, kto też się w nich ukaże. Nawet się nie
zdziwiła, gdy do pokoju weszła...
- O, obudziłaś się wreszcie -
powiedziała poważną miną agentka.
"Tak, agentka"- pomyślała
sobie Emmy.
- Wiem, kim jesteś - powiedziała, biorąc od kobiety kubek z
herbatą.
- Pamiętasz już nasz miły wieczorek?
- Miły? Najpierw mnie
pani nafaszerowała jakimś świństwem, a potem...
- Spokojnie - uspokoiła
ją kobieta.
Do pokoju weszła Kitty, była nadzwyczaj spokojna i
wyluzowana, nawet nie zapukała.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała Le
Rouge do Kitty. - Właśnie zamierzam powiedzieć Emmy prawdę o tym, co się tu
dzieje...
- Ale ja już wiem, wszystkiego się domyśliłam - przerwała jej
Emmy.
- Wiesz? - zdziwiła się Kitty.
- Ta o to... agentka jest czymś w
rodzaju.. strażnika tarczy czasu i wywodzi się z rodu kobiet, które mają
moc... to znaczy umieją podróżować w czasie.
Po chwili ciszy,
spowodowanej szokiem, jaki odmalował się na twarzach Kitty i agentki, Emmy
dodała:
- Mam na to dowody.
- No dobrze, przyznaję się, jestem...
strażnikiem tarczy czasu - powiedziała szybko kobieta.
Kitty spojrzała
na nią z otwartą buzią, a potem uśmiechnęła się do kobiety, ale szybko
zakryła twarz, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Nie wierzycie mi, no dobrze,
jak chcecie, ja wiem swoje i... I musze iść do biblioteki, mam szlaban. Tak
jak ty, moja droga przyjaciółko - powiedziała i wyszła z pokoju.
Za
drzwiami znajdował się pokój z zegarami, gdzie w jednym z nich Emmy znalazła
Księżycowe Oko. Zatrzymała się na chwilę, a po chwili wybiegła na
korytarz.
- Emmy, zaczekaj - krzyknęła Kitty i dogoniła ją. - Ja ci
wierzę, naprawdę.
- Tak? To dlaczego się ze mnie naśmiewałaś razem z tą
różową... agentką?
- Ja ci wierzę, tylko nie do końca, ale wierzę... To
znaczy jestem twoją przyjaciółką i zawsze będę ci pomagać, ale ta świrnięta
baba nie nadaje mi się na, jak ty to powiedziałaś "Strażnika Tarczy
Czasu".
- Więc uważasz, że ona nie jest...
- Strażnikiem?
Absolutnie nie.
- No a Oko? Ma je w swoim gabinecie wśród tych
zegarków - powiedziała Emmy, machając przy tym rękami na wszystkie
strony.
- Uspokój się Emmy, weź głęboki oddech. Już? No to idziemy do
biblioteki.
Po drodze minęły profesora Snape'a, który wygłaszał,
klęcząc przed (dla niego) Madame Le Rouge, cos w rodzaju sonetu, specjalnie
dla niej napisanego. Kobieta zauważyła je i uśmiechnęła się kwaśno. Snape,
pewien że to do niego uśmiecha się jego ukochana, cały pokraśniał i z
jeszcze większym zapałem recytował miłosne dzieło. Wokoło słychać było
śmiechy. Widok Snape'a, trzymającego w jednej dłoni pergamin sięgający
podłogi, na którym roiło się od serc przekutych strzałą, a w drugiej bukiet
czegoś, co przypominało gałęzie z przyczepionymi na końcach, nieudolnie
wykonanymi, różyczkami z papieru, rzeczywiście mógł wzbudzać śmiech.
-
Odlot, co nie? - odezwał się głos, dochodzący zza pleców Emmy i Kitty, które
stały i słuchały sonetu.
Dziewczyny niechętnie odwróciły głowy.
-
Wariat z niego, co nie? Tydzień temu widziałem, jak tańczyli na korytarzu na
czwartym piętrze - przed dziewczynami stał niejaki Watercress. - Aha, tak w
ogóle to jestem John. John Watercress.
- Mniejsza o to - powiedziała
Kitty obojętnym tonem, patrząc jak Snape udaje, że zabija się z powodu
"braku miłości", wbijając w swoje serce niewidzialny sztylet,
uszkadzając przy tym swój jakże oryginalny bukiet róż.
W bibliotece
czekał na nich imponująco gigantyczny stos książek, sięgający niemalże
sufitu. Na biurku pani Pincey nie było wolnej przestrzeni, cały blat
zajmowały przeróżne księgi- cieńsze, grubsze, nowsze i starsze, pokryte
gruba warstwą kurzu. Emmy podeszła do biurka i wzięła jedną z książek,
leżącą na brzegu biurka. Książka niemalże rozsypała się w jej rękach, kilka
pożółkłych stronnic spadło na podłogę i rozbiło się jak talerze, tak
zesztywniały ze starości.
- Panno Potter, delikatnie. Te dzieła są darem
profesora Dumbledore'a z jego prywatnej kolekcji dla naszej biblioteki -
powiedziała pani Pincey.
Emmy była pewna, że mruknęła jeszcze coś pod
nosem, co brzmiało jak:
- Phi, też mi dar, z niektórymi z tych książek
zalega od 60 lat. Archiwum nie kłamie.
A do nich zwróciła się głośniej:
- A wy tutaj. Trzeba te książki odkurzyć, posegregować, wpisać do
kartoteki i poukładać na odpowiednich półkach. Skoro już wiecie, co macie
robić, to zabierajcie się do pracy. Najpierw je posegregujcie.
-
Według jakich kryteriów? - zapytał Johnny, a pani Pincey opadły ręce na myśl
o tym, że można nie wiedzieć o tak oczywistych sprawach.
CDN
Na kolejnego parta trochę znowu
poczekacie.
Mordziu, kiedy zamieścisz swojego ficka? I czy masz jeszcze
coś do wymyślenia?
***
Wszystkie księgi magiczne żyją własnym życiem. Niektórych,
co bardziej energicznych, nie wystarczyło przykuć łańcuchem albo zamknąć
między stalowymi płytami. Emmy znalazła nawet dwie trzymane w szafce pełnej
lodu o największych zaklęciach ognistych i smokach. Na głównej półce działu
"Grimeire'y" książki trzęsły się lekko i szeleściły
stronnicami. Jednym słowem biblioteka szkolna tętniła życiem.
Po jej
zamknięciu pani Pincey usiadła przy jednej z długich ław na środku
biblioteki, przy których zazwyczaj siedzą uczniowie, korzystający z cennych
dzieł. Rozłożyła wokół siebie stertę pergaminów i cały czas obserwowała
pracę ukaranej trójki, jednocześnie pisząc coś na pergaminie. Z blatu biurka
bibliotekarki powoli znikały książki. Daleko jednak nie zawędrowały.
Dziewczęta i Johnny siedzieli na podłodze, układając wokół siebie nowy murek
z książek. Każdy egzemplarz trzeba było odkurzyć i odłożyć na odpowiedni
stosik. John siedział po turecku obok Emmy, czytał złoty tytuł trzymanego
tomiska.
- Czytałyście to? - zapytał.
- Nie! - odpowiedziały
chórem na pytanie, które tego wieczoru słyszały już setny raz.
- Czy
wy w ogóle czytacie książki?
Gdy z biurka znikły już wszystkie książki,
Kitty dosłownie zasypiała na siedząco. Pani Pincey podeszła do nich i
wręczyła im po pergaminie.
- To wasze rozkłady pracy w
bibliotece.
Emmy już dawno zasnęła na ramieniu Johna, który ziewał
otwierając przy tym tak szeroko buzię, że można mu było do niej włożyć
największą księgę z murku koło biurka. Wziął plan i zaczął czytać:
-
Ludzie, ten plan jest rozłożony na cztery miesiące - mówiąc to wstał, budząc
przy tym Emmy. - Mamy układać to do końca roku.
- Pan, panie
Watercress zasłużył sobie na więcej niż cztery - powiedziała pani
Pincey.
Kitty nie pamiętała na drugi dzień, jak dostała się do łóżka.
Emmy i John wracali do wieży praktycznie nic nie mówiąc.
- Obśliniłaś
mi szatę - stwierdził po pewnym czasie, sunąc powoli. Robił przy tym sporo
hałasu, targając za sobą deskę po podłodze.
- Sorry, nie chciałam
- powiedziała Emmy.
***
Pierwsze dni marca przyniosły deszcz. John
zaczarował swoją deskę tak, by zawoziła książki tam, gdzie się jej rozkaże.
Kitty do perfekcji opanowała sztukę chodzenia po drabinie i z drabiną.
Chodziła, jak na szczudłach, od półki do półki. Emmy odkryła najciekawsze
zakątki biblioteki, gdzie zaczytywała się w książkach, które wynajdywała.
Szlaban musiała dodatkowo godzić z treningami i nauką, więc o wolnym czasie
nie było mowy.
Nadszedł dzień, w którym pani Pincey miała ich zaprowadzić
do działu "Ksiąg Zakazanych". Już przy śniadaniu Johnny cieszył
się jak Tykon po dostaniu cukierkiem między oczy.
- Johnny spokojnie,
wyluzuj, powtarzasz nam o tym dziesiąty raz - Emmy uspakajała go.
-
Ale... - chłopak nie zdążył dokończyć, bo Emmy wpakowała mu do ust całe
jabłko.
- - Chcesz, żebym się udusił? - zapytał, gdy je wypluł.
-
Nie, żebyś się zamknął - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. - W radiu
tyle na dobie nie mówią, co ty w ciągu godziny.
Po kolacji cała trójka
udała się do biblioteki, gdzie już czekała na nich pani Pincey. Wzięli w
ręce książki i razem z nią przeszli przez drzwiczki, mieszczące się za
biurkiem bibliotekarki, prowadzące do tego, jakże ekscytującego dla Johna,
działu. Na pierwszy rzut oka nie różnił się on od innych, stało tu kilka
rzędów półek zapełnionych magicznymi tomiskami. Emmy i Kitty szły powoli
środkiem, bojąc się podejść do półek.
- Widziałaś? Tamta ma oczy -
powiedziała szeptem Kitty.
- Dobrze, że tylko oczy, a nie kły - dodała
Emmy z niepewną miną, patrząc na trzymane przez siebie książki.
- No,
jak tam! - niewinne pytanie Johna spowodowało więcej złego niż dobrego-
krzyki, piski, fruwające książki...
- Ty... ty... Chcesz żebym
umarła ze strachu? - Emmy krzyczała na Johna, bijąc go w ramię.
- Za
co to?
Gdy Emmy się uspokoiła, a Johnny zrozumiał swój błąd bibliotekarka
powiedziała im, co mają zrobić i wróciła do swojego biurka, gdzie usiadła i
w spokoju piła herbatę.
Johnny, jak to miał w zwyczaju, układał
książki na desce, a dziewczyny ustawiły sobie drabinę przy jednym z regałów.
Kitty stała na niższym szczeblu, brała tomy z deskorolki i podawała je Emmy,
która układała je na odpowiedniej półce. Co jakiś czas John przysyłał im
nową porcję dzieł.
Raz wysłał deskę, nie do tego rzędu co trzeba i
wróciła z podpalonym tyłem. Wyglądała jakby miała popsuty silnik odrzutowy.
Mina Johna graniczyła pomiędzy "Co mam robić", a bezdenną
rozpaczą. Emmy o mało co nie spadła z drabiny, śmiejąc się i patrząc, jak
Johnny biega za deską z różdżką i strzela strumieniami wody gdzie popadnie.
Kitty tarzała się już ze śmiechu po podłodze, gdy chłopak dosłownie zerwał z
siebie szatę i próbował nią ugasić niewielki pożar, który objął już książki,
leżące na desce. Kiedy podpaliła mu się nogawka spodni, wpadł na
"genialny" pomysł, by gasić ogień własnymi butami. W rezultacie
poparzył sobie stopy, ale w końcu udało mu się ugasić płomienie. Wziął
ukochaną deskę w ramiona i przytulił, niczym pięciolatek przytula swojego
pluszowego misia, któremu starszy braciszek urwał właśnie główkę. Emmy nie
wytrzymała wtedy, ze śmiechu niemalże się popłakała. Kiedy udało jej się na
chwilę uspokoić, podeszła do chłopak, poklepała po ramieniu i
wykrztusiła:
- Będzie żyć.
Na co Johnny odrzekł płaczliwym
głosem:
- Moja desuniaaa.
Żałoba trwała cały tydzień.
***
Tego
piątkowego, deszczowego wieczora w dziale "Ksiąg Zakazanych" co
jakiś czas słychać było kichanie i wydmuchiwanie w chusteczkę nosa. Emmy
dorwał katar po sobotnim treningu, z którego wróciła przemoczona do suchej
nitki. W bibliotece byli tylko ona i John, tęskniący za "desunią",
która pojechała aż do Londynu na naprawę.
- Powinnaś iść do pani Pomfrey
- namawiał ją Johnny.
- Nie, poradzę sobie - odpowiedziała dziarsko
Emmy, po czym znowu kichnęła.
John musiał bez deski sam przenosić
książki. Kitty nie było, ponieważ musiała napisać zaległe wypracowanie z
transmutacji na następny dzień. Poza planem od pani Pincey, ukarana trójka
ułożyła własny
- To wszystkie z tej półki, możesz zejść - stwierdził
John.
- Ten kurz mnie dobije. A-psik!!!
-
Zdrówko! Teraz półka... - John spojrzał na rozpiskę - "Księgi
drzew", to po lewej stronie, czwarta półka od dołu.
- Dobra -
powiedziała Emmy. - Pójdę z tobą po książki.
John jak zwykle przed
odłożeniem jakiejkolwiek książki na półkę, musiał przeczytać tytuł i zajrzeć
do środka, o ile się dało, ponieważ z książki z zakazanego działu były
nieprzewidywalne.
- Wow! - powiedział z zachwytem z nosem w
książce.
- Co? - zapytała Emmy z dużym zainteresowaniem. - No
pokaż.
Chłopak podał jej niedużą książeczkę. Na jej okładce nie było
tytułu, tylko złota dłoń.
- Zajrzyj do środka - zachęcił
chłopak.
Emmy otworzyła. Na pierwszej stronie było drzewo genealogiczne
jakiejś rodziny.
- Spójrz - powiedział Johnny, biorąc z biurka pani
Pincey lupę. - To moja rodzina, a tu - mówił pokazując - moja babcia,
Elwira.
Emmy kichała i śmiała się na zmianę, gdy John podczas układania
książek opowiadał jej o ciotkach, wujkach i reszcie swoich krewnych,
czytając najlepsze historie z owej książeczki.
- Nie mogę, przestań -
błagała, gdy pokazał jej zdjęcie wujka Roberta, którego głowa przypominała
odwróconą gruszkę.
- Cześć, z czego się śmiejecie? - zapytała Kitty,
która właśnie weszła do działu. - John, pani Pincey ze mną przyszła, mówi że
zostawiłeś ślady musztardy na kartach piątoklasistów.
- Musztarda? -
zdziwił się John. - Nie, to masło orzechowe, jadłem je ze słodkimi
krakersami.
- A tak, o okruchach też wspomniała.
Chłopak
zostawił chichoczące dziewczyny.
- Jest śmieszny - stwierdziła Kitty. -
A z czego się w końcu śmialiście?
- Chodź, połóż tu dłoń.
Emmy
podsunęła jej książeczkę, a Kitty położyła swoją dłoń na skórzanej
okładce.
- Panno Potter! - Emmy szybko ukryła książkę w kieszeni
bluzy.
Pani Pincey o niczym się nie zorientowała się, ale Emmy nie miała
już okazji pokazać przyjaciółce, jak działa książka. Gdy wróciła do
dormitorium, wszystkie dziewczyny już spały. Było już w pół do dwunastej,
kiedy kładła się do lóżka. Zapaliła koniec różdżki i otworzyła książeczkę.
Tak jak poprzednio, na pierwszej stronie było drzewo genealogiczne, tym
razem rodziny Kitty. Emmy była zdziwiona tym, co zobaczyła. W rodzinie
przyjaciółki rodziły się same dziewczynki. Emmy czytała o członkach jej
rodziny przez całą noc. Była w szoku. Przeczytała właśnie historię Rodu
Księżycowego. Patrzyła jak otępiała na fotografię przyjaciółki na ostatniej
stroni.
- Jesteś Strażniczką Tarczy Czasu - powiedziała do
zdjęcia.
CDN
P.S I na koniec jeszcze jedno, jak dajecie
komentarze to coś konkretnego.
Chciałabym mieć taką książeczkę w
domu!
A pomysł SUPER!!! Byłam święcie przekonana, że
Strażniczką będzie Różowa!!! Mało mi gały na wierzch nie
wyleciały!!!
Jestem oczarowana (WNIOSEK: nie mogę się
doczekać następnego parta lub następnej części tego
parta!!!!)
P.S.:
QUOTE |
Mordziu, kiedy zamieścisz swojego ficka? I czy masz jeszcze coś do wymyślenia? |
OMG, jak dawno mnie tu nie było..
CO do ficka, to nadal mi się podoba, ale o ile mnie
pamięć nie myli to on miał z dziewięć stron! Co się stało z całą
resztą?!
BTW
'Troche sobie poczekacie' - a ile to
'troche' może potrwać?
Pozdrawiam.
Gdybym wczoraj z wami nie rozmawiał (
mówie o autorkach ) to bym pomyślał, że niuchacie kwiatki od spodu... GDZIE
TEN FICK?? najpierw Longina zabiera mi zeszyt
bo miała naskrobać ficka, tylko chyba jej coś nie wyszło
Postarajcie sie troszke plissssska chciałbym to skończyć kiedyś czytać
a z tego co widziałem to w zeszycie troche było z tego co nie zostało
zamiejszczone dotychczas
Jak nie dostane czegoś... to najwyżej w szkole wyżyje
sie na Longinie
Dawno nie dawałysmy nowego fragmentu,
ale nie było czasu przepisać z zeszytu. Dzisiaj się za to wzięłam i oto
jest. Krótki, ale jutro też będę przepisywać i powoli zamieszczać. Miłego
czytania
Rozdział 16
Porwanie Strażniczki Tarczy
Czasu
- Emmy... Emmy - mówiła po cichutku Holly, żeby
rozbudzić przyjaciółkę.
Emmy otworzyła oczy, nocne eskapady nie służyły
jej zdrowiu. Nos miała cały obolały, bolały ją gardło i głowa.
- Nie
mogę, jak ty się tak możesz dobijać.
- Idę przynieść ci śniadanie i
przyprowadzę panią Pomfrey.
Emmy chciała zaprotestować, ale jej się nie
udało. Ból gardła wygrał.
***
- Na wielką tentakulę! Jak
można się było doprowadzić do takiego stanu! - lamentowała pani
Pomfrey.
- Aaa - psik!!! - Emmy na wszystko odpowiadała
kichaniem, prychaniem, chrypaniem i kasłaniem.
***
-
Emmy!!! Ja cię zamorduję, za dwa dni mecz - reakcja
Jimmy'iego na wieść, że pani Pomfrey nie wypuści jej ze skrzydła
szpitalnego, była jednoznaczna.
- Panie Weasley! Proszę się
uspokoić albo pana wyproszę.
Emmy nie mogła nadal mówić, bo jedynym co
dało się słyszeć z jej ust, były niezrozumiałe dźwięki, przypominające żabi
skrzek. Wszystko co chciała powiedzieć pisała więc na kartkach.
Nie
martw się, za dwa dni będę chodzić, biegać, skakać, latać na miotle.. no i
może się do was odezwę.
Jimmy przeczytał z kwaśną miną.
- To
nie jest śmieszne. Do wtorku pozbywasz się mugolskiego
świństwa...
"Grypa"- napisała Emmy.
- Taak, grypy i
stawiasz się na meczu. Tak czy inaczej, musimy wygrać. No - dodał, grożąc
palcem, potem odwrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając
drzwiami.
Chwilę później wszedł John z lekko zdziwioną miną.
-
Minąłem Weasley'a, co go ugryzło? - zapytał.
Emmy nerwowo machała
rękami, próbując przywołać go do łóżka. "Masz?"- napisała na
kartce.
- Mam, mam - odpowiedział, bez pośpiechu wyjmując coś z
torby.
"Nie zaglądałeś?" - napisała, patrząc mu w oczy.
-
Nie - odpowiedział szybko i podał jej "Księgę drzew", którą
zwinęła z biblioteki.
Emmy spędziła dostatecznie dużo czasu z Johnem,
żeby zauważyć, że chłopak w ogóle nie potrafi kłamać. "Widziałeś
Kitty?"
- Jest w bibliotece
"W niedzielę"
-
Nadrabiamy zaległości, bez ciebie jest więcej roboty - powiedział i otworzył
paczkę fasolek.
"John!!! Skup się!!!
Przyprowadź ją, muszę z nią pogadać".
- Była u ciebie wczoraj -
stwierdził, odkładając fasolki i nadgryzając duże, czerwone jabłko.- Ale
Pomfrey jej nie wpuściła. Mówiła coś takiego: "Zostało jej parę
godzin", "Długo nie pociągnie"
Emmy nie wytrzymała,
oberwało się za to Johnowi.
- Nie, nie bij, przestań.
Wtedy
Emmy postanowiła go załaskotać na śmierć, ale przerwała jej Cora
Malfoy.
- Potter wiedziałam, że symulujesz. Ty po prostu migasz się od
szkoły.
Chęć powiedzenia czegoś złośliwego Corze niestety nie wygrała z
zanikiem głosu.
- Co tam chrypiesz pod nosem? - zapytała z wredną
miną.
Emmy już chciała wstawać, ale wtedy odezwał się John:
-
Cora, dobrze cię znów widzieć. Co się stało? Znów złamałaś sobie paznokieć,
a może zaczęły ci wypadać włosy? Już wiem... - powiedział, udając że
intensywnie nad tym myślała. - Różowa dała ci do wiatru. I znowu... -
powiedział zbliżając się do niej - potrzebujesz waleriany. Nie dobrze,
wykończysz się dziewczyno.
Emmy opadła szczęka. Owszem, był wredny, ale
tym się zbytnio nie przejęła. Zaskoczyło ją raczej to, skąd tak dobrze znał
słabe punkty Cory. Cora jeszcze długo po tym wydarzeniu, widząc Johna,
omijała go wielkim łukiem.
***
Po zjedzeniu papki niewiadomego
pochodzenia, którą podano jej na obiad, Emmy miała cały czas niesmak w
ustach, Ułożyła się wygodnie na poduszkach i poczuła się senna, jej powieki
robiły się coraz cięższe i cięższe, aż wreszcie zasnęła. Śnił się jej
jutrzejszy mecz. Latała nad boiskiem do quidditcha. Patrzyła w dół, ale
nikogo, poza nią, nie było. Nagle przed jej nosem przeleciał złoty znicz.
Chociaż na boisku nikogo nie było, miała nieodpartą chęć złapania go.
Skręciła i ruszyła za złotą kulką. Gdy piłeczka była już w zasięgu jej ręki,
nagle usłyszała brawa i krzyki. Na dole jeden ze ścigających złapał kafla,
pałkarz odbił w jego stronę tłuczka, a obrońca szykowała się do obrony.
Kiedy Emmy oderwała wzrok od gry, zobaczyła Ewana na miotle, który z
triumfem odmalowanym na twarzy, trzymał w ręku znicza.
- Wiesz, że ją
zabiję - powiedział.
Emmy obudziła się nagle. Zrzuciła na podłogę kołdrę
i usiadła. Była cała zlana potem. Dobrze wiedziała, że Ewanowi ze snu
chodziło o strażnika i nie miała wątpliwości, że tak też jest w
rzeczywistości.
A tutaj są rysunki, które Longina
zrobiła do ficka:
Emmy
Eliksir Frigorifico
w rzeczywistosci to one lepiej wygladaja
no ale to Ellie jest tu panen aparatu wiec co ja bede gadac. Jak je
zeskanujemy to moze bedzie lepiej.
Ten tekst Johna o wazelinie mnie
rozwalił...
Longina, nie przesadzaj, rysunki są
świetne!
Ja tak nie umiem
wedlug mnie rysunki są zajedwabiste, jeśli
zeskanowane wyglądają lepiej, to z Loginy jest cholernie świetna artystka,
heh teraz może iść na pisarke albo plastyczke, no coż, fajnie jeszcze by
było jakbyście narysowały Holly, Jimmy'iego i Kitty ale nie marzmy, może
jakbyście chciały, oki czekam na następnego parta, no i pewnie czekolada i
krówki wam się zkończyły więc macie
qrcze bele
jestem tutaj od wczoraj, i
sie tak popatrzałem... to opowiadanie... TFU! na miano książki już
zasługuje... JEST ZAJEFAJNE!!! I daje mu 150/100punktów w moim
systemie oceniania ! w nagrodę
Jak zwykle mi się podoba rysunki widziałem już wcześniej i moge potwierdzić że wyglądają lepiej w realu, a z Longiny jest taka "mała" artystka też dorzucę się jeśli narysuje kolejne prace
Opowiadanie fantastyczne. Rysunki
genialne. Chciałabym tak malować
Czekam na następne części. Błędów chyba nie ma. Tylko jedno
'ale':
QUOTE |
Małe drzewka koło domu Potterów nie były już małe. Zupełnie jak dziecko Harry'ego i Cho. |
Bezczelne Kopistki!!!!!!!!! Jak już chcecie się brać za pisanie opowiadań to może własne pomysły a nie sciągięte z książki?! No i jeszcze z lodówki robić zaklecie i opowiadanie monotonne jak chol*era błeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee wogóle skąd autorzy. chyba z ... sami nie wiemy jesteśmi NA NIEEEEEEE
A czy my jedyne piszemy opowiadanie na podstawie Harry'ego Pottera?
Dobrze wiem, że frigorifico to lodówka, nie musisz mi tego mówić, bo w końcu uczyłam się portugalskiego. A że fajnie brzmi i kojarzy się z działaniem eliksiru, to dlaczego nie?
A poza tym to domyslam się kim jesteście...
Myślałam, że skoro "Ostatni Post: Ellie" to coś nowego dodałyście. no nic, poczeka się...
QUOTE |
Bezczelne Kopistki!!!!!!!!! Jak już chcecie się brać za pisanie opowiadań to może własne pomysły a nie sciągięte z książki?! No i jeszcze z lodówki robić zaklecie i opowiadanie monotonne jak chol*era błeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee wogóle skąd autorzy. chyba z ... sami nie wiemy jesteśmi NA NIEEEEEEE |
QUOTE |
A czy my jedyne piszemy opowiadanie na podstawie Harry'ego Pottera? Dobrze wiem, że frigorifico to lodówka, nie musisz mi tego mówić, bo w końcu uczyłam się portugalskiego. A że fajnie brzmi i kojarzy się z działaniem eliksiru, to dlaczego nie? A poza tym to domyslam się kim jesteście... |
Dawno nic nowego nei dawałyśmy. Po prostu
nie miałyśmy czasu, zabiegane i zajęte nauką. Ale Longina znalazłą trochę
czasu, żeby przepisać następny part:
Kiedy położyła się z
powrotem do łóżka zauważyła dopiero, że stoi koło niego Kitty.
-
Emmy…? - odezwała się ze strachem w oczach.
Pani Pomfrey, która
natychmiast przybiegła, od razu dała Emmy coś na uspokojenie.
Emmy
znowu miała gorączkę.
- Czy to normalne? - zapytał się Harry, który
chodził po całym skrzydle za pielęgniarką.
- Harry to tylko
gorączka, poradzę sobie.
- No tak - powiedział i przypomniał sobie,
ile to on czasu spędził w tym szpitalnym łóżku.
- Nie denerwuj się.
- Jasne - odpowiedział sam sobie i podszedł do łóżka córki- Słoneczko
wyjdziesz z tego - pocieszył ją i pocałował w czoło.
Wieczorem, kiedy
Emily obudziła się, Kitty nadal siedziała przy niej siedziała, ale tym
razem wreszcie się odezwała.
- Nie byłam przez ciebie na
eliksirach.
- Bardzo się tym martwisz. - powiedziała Emmy
ochrypniętym głosem.
- Nie… - po czym umilkła na chwilkę -
Słyszałam jak mówisz przez sen no i zajrzałam sobie do… - Kitty
spojrzała na księgę drzew.
- O - zdołała z siebie wydusić
Emmy.
- Teraz wiesz wszystko.
- Jak to jest?
- Jest
co?
- Być strażnikiem.
- Stresująco.
Zapadła na chwilę
cisza.
- Kitty, co się stało z Cliffordem…?
- Mam! -
krzyknął Jimmy. wpadając do skrzydła.
- CO!? - powiedziała Emmy
i zaczął ją dusić kaszel.
- Chcesz ją udusić - skarciła go
Kitty.
- Sorry.
Po tym jak Emmy doszła do siebie, zapytała:
- Kogo masz na szukającego?
- Chłopaka, który był zaraz za
tobą, gdy wybieraliśmy szukającego.
Dźwięk wypluwanej wody rozległ się
po sali. Emmy była właśnie w trakcie picia.
- CO?! -
krzyknęła jak stare pianino - chcesz wziąć Watercress'a?
-
Johna? - zdziwiła się Kitty - a co on ma wspólnego z quidditchem?
-
Był najlepszy podczas kompletowania drużyny, zaraz po Emmy. Mecz jest jutro,
a ona raczej nie zdoła wstać do jutra - żalił się chłopak - Zresztą to nie
moja wina, że teraz zachciało ci się chorować, aha pożyczysz miotły? - dodał
szybko, ładnie się uśmiechając.
Po odwiedzinach Jimmy'ego Emmy
poczuła się jeszcze gorzej.
***
- Ja wiem, że nie
możesz zagrać, ale dobrze ci radzę - jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swoja
miotłę… - mówiła Jenny, która razem z Amandą odwiedziła chorą.
-
Tak, Watercress jest nieprzewidywalny - dodała Amanda - Emmy błagam, jeśli
przypadkiem zachce ci się ozdrowieć, to zagraj.
- OK. Postaram się -
odpowiedziała z uśmiechem.
Po dziewczynach na kolana padł Elijah i
pokornie prosił:
- Błagam cię Emily, błagam. Obiecuję, że jeśli miotła
nie da się dosiąś. to ją zaraz odstawimy na miejsce.
Emmy dobrze
rozumiała jego zachowanie. On i John byli kumplami jeszcze z mugolskiej
podstawówki.
Gdy Elijah dalej świecił oczami, do skrzydła wpadły Kitty
i Holly kłócąc się o coś:
- Ja!
- Nie ja!
-
Nie, bo ja!
Przekrzykiwała się jedna przez drugą.
Do
klęczącego Elijaha i dziewczyn dołączyli wkrótce inni. John upierał się, że
nie chce miotły Emmy, Amanda kłóciła się z Jimmy'm o to, że "wziął
Watercress'a", Mike stwierdził, że nie zagra razem z Johnem, a
Jenny kłóciła się z Elijahem o to, że namawia Emmy do oddania miotły, aż
wreszcie:
- CISZA!!!
Wszyscy ucichli. W
drzwiach stała Różowa.
- No, tak lepiej - dodała - A teraz po kolei,
kto gra dziś w jakimś meczu ręka do góry. OK. Emmy nie pożyczaj miotły panu
Watercress'owi, dobrze ci radzę.
- Dobrze - zgodziła się
ochrypniętym głosem.
Po sali rozległy się głosy niezadowolenia.
-
Spokój. Ścigający, obrońca i gościnnie grający szukający na boisko raz, dwa
- zarządziła i zamknęła za nimi drzwi - Mike pozwól do mnie na słówko.
Mike podszedł, a kobieta odwróciła się i rozmawiali szeptem.
W tym
czasie Kitty i Holly znowu zaczęły się kłócić:
- Ja.
- Nie,
bo ja.
- OK - powiedziała kobieta - pierwszemu pałkarzowi
podziękujemy.
I Mike również wyszedł.
- Teraz wy. O co
chodzi dziewczyny? - zapytała, podchodząc do łóżka Emmy.
- Dziś moja
kolej opieki nad Tykonem, a ona twierdzi, że jej - powiedziała Kitty.
-
Nie. To ona tak twierdzi - odpowiedziała z gniewem w głosie Holly. - To ja
dziś powinnam go karmić.
- Spokojnie moje drogie, obie marsz na mecz, a
elf zostaje ze mną.
Niezadowolone z werdyktu dziewczyny posłusznie
wyszły.
Emmy odetchnęła z ulgą:
- Dziękuje eee… - nie
wiedziała komu dziękować - pani.
- Nie ma za co - odpowiedziała - a tu
masz swojego niebieskiego przystojniaka.
- Dawno go nie widziałam, może
o mnie zapomniał.
Otworzyła pudełko, Tykon ostrożnie wysunął głowę i
wyjrzał z pudełka.
- Uff - powiedział, wylatując z pudełka. -
Jak dobrze, że Tykon zostać uratowany.
Podleciał do Emmy i przytulił
się do jej policzka:
- Emmy już nigdy nie oddawać Tykona w ręce
tych świrniętych przyjaciółek. Tykon prawie umrzeć.
- Pewnie
jesteś głodny - powiedziała Emmy i wyciągnęła z szuflady szafki dropsy.
- O nie! - krzyknął Tykon i jak zeschły liść opadający z drzewa,
tak i on opadł na pościel - Tykon przechodzić na dieta nisko cukrowa, bo
Tykon zostać przekarmiony do końca swych elfich dni - mówiąc to odegrał
scenę śmierci przejedzonego elfa.
Emmy i Madame śmiały się z niego,
kiedy on wstał i trzymając się za brzuch wgramolił się do pudełka.
-
Słyszałam, że już nie jestem " Strażniczką Tarczy Czasu" -
powiedziała kobieta.
- Nie, nie jest pani - odpowiedziała - ale
Księżycowe Oko pani ma.
- Mam, ale to nic nie musi znaczyć.
-
Ja wiem swoje. Sądzę, że podróż w czasie nie jest dla pani niczym nowym.
- Zawsze tak dużo wiesz? - zapytała kobieta.
- Wiem dużo,
ale nie wszystko - odpowiedziała Emmy.
- Na przykład?
- Co
się stało z tym Krukonem, który napadł na Kitty?
- Z Evanem?
-
No tak.
- Wszystko w porządku, chodzi po szkole jak gdyby nigdy
nic.
- Tak po prostu? - zdziwiła się Emmy.
- Tak, tak po
prostu - powiedziała i usiadła w nogach łóżka.
Wyglądała na
zmęczoną.
- Przecież nie mogę się na niego rzucić z różdżką na
korytarzu, bo wszystko by się wydało. Zresztą to tylko część mojego
zadania.
- Chyba misji w czasie - powiedziała Emmy - jesteś z
przyszłości, mogę się założyć.
- Zawsze byłaś taką mądralą.
-
To pytanie?
Kobieta tylko się uśmiechnęła.
- Nie, to być
zły pomysł - stwierdził Tykon, przewieszony w pół przez brzeg pudełka -
Tykon być głodny, nie wytrzymać dieta.
Elo ludziska! Nudno tu gdy mnie nie ma
co?
Mam dla was dwa rysunki mojej roboty:
http://img.photobucket.com/albums/v319/Longina/dom.jpg
http://img.photobucket.com/albums/v319/Longina/dom.jpg
dom Potterow
http://img.photobucket.com/albums/v319/Longina/madame.jpg
http://img.photobucket.com/albums/v319/Longina/madame.jpg
Madame Le Rouge
Buzka ludziska
Zaraz, zaraz... czemu ja jezcze tego
parta nie czytałam wcześniej?!
Ech,
e-mail mi nawala, śledzonych tematów nie pokazuje, złom jeden...
Musiałam przeczytać dwa party wstecz żeby przypomnieć sobie o co lata, ale
kit.
Jak zawsze świetnie. Motyw z Tykonem mnie
rozśmieszył
P.S.
Longina, fajne rysunki
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)