Nie wiem po co to daje, ale może się
komuś spodobać
Miało być nieco wojennie, wyszła totalna telenowela... Ale w trakcie
dodawania postów bedę niektóre rzeczy zmieniać więc może bedzie dobrze. JAk
by co to wszelka odpowiedzialność ponosi niejaka Sol z Ludzi Lodu
(buhahahaha, mówiłam, że na Ciebie zwale? ) Życze miłego czytania
Acha, może byc wiele błendoof, bo
pisałam to właściwie troche czasu temu, ale co tam
I mam chyba nieco kłopoty z
czasem...
___________
1
Kiedy byłam małą
dziewczynką mama zawsze ostrzegała mnie przed tajemniczą wilczą rasą.
Podobno rasa ta umiała się dostosować do każdych warunków, była inteligentna
i przebiegła i nade wszystko nienawidziła ludzi. Zresztą z wzajemnością.
Mama mówiła, że wilcza rasa miała w zwyczaju żywić się ludzkim mięsem, ale
po skończeniu 13 lat przestałam w to wierzyć. Opowiedziała mi też legendę o
Wielkiej Wojnie toczącej się w zamierzchłych czasach. Wilcza rasa przegrała
i wycofała się na bardziej niedostępne tereny w głębi lasu. Teoretycznie
miał zapanować pokój lecz w praktyce... cóż, tylko teoretycznie. W praktyce
toczyła się nadal nieformalna wojna. Prawdopodobnie trwa do dziś, ale
objawia się tyko sporadyczną niechęcią lub nawet nienawiścią. Słyszałam
ostatnio, że gdzieś na północy istnieje miasto, w którym ludzie i wilcza
rasa żyją we względnej zgodzie. Osobiście nie wiem, czy jest to możliwe.
Teraz mam 16 lat i nadal boje się wilczej rasy. Wprawdzie nigdy nie
widziałam jej przedstawiciela, ale Tarimin często mi opowiada o ludziach
zamordowanych przez wilczą rasę, których znalazł jego ojciec. Tarimin jest
synem generała armii naszego państwa - Narni - i jest ode mnie o 6 lat
starszy. Lubię jego towarzystwo, bo zna wiele ciekawych opowieści i jest
bardzo oczytany (uczy się na dworze króla). Tari nie lubi wilczej rasy i
niejednokrotnie opowiadał mi co zrobiłby z takim osobnikiem, gdyby go
spotkał. Nie lubię tego i mówię, że to okrutne. Wprawdzie się ich boję, ale
żeby od razu nienawidzić? Tari zawsze mnie wtedy przytulał i śmiał się, że
to tylko takie żarty. On jest taki sympatyczny, opiekuńczy, pełen dobroci i
mam takie śliczne ciemne oczy. Chyba właśnie dlatego się w nim zakochałam.
Jednak bardzo dbam o to by się tego nie dowiedział. Boję się, że to
zepsułoby nasze przyjacielskie stosunki. "Dlaczego życie jest takie
skomplikowane?' zadawałam sobie to pytanie raz za razem nieświadoma, że
moje życie dopiero się skomplikuje... i to
bardzo.
*
Wieczorem, w trzeci dzień od przesilenia letniego,
przyszedł do mnie bardzo uradowany Tarimin.
- Zgadnij, przyjaciółko
moja, jakie szczęście się do mnie uśmiechnęło - zawołał od progu i nie
czekając na moją odpowiedź rzekł - Sora - wiesz ta dziewczyna, za którą się
uganiałem tyle czasu - w końcu mnie zauważyła. Mało tego, jeszcze zgodziła
się za mnie wyjść! Słyszysz, Cailith? Żenię się!
Przyjdziesz?
Otworzyłam szeroko oczy, a powietrze wypłynęło mi z płuc ze
świstem. Poczułam ból w głowie i w oczach mi pociemniało. Osunęłam się na
podłogę.
Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam twarz swojej matki. Leżałam na
łóżku, a ona siedziała przy mnie.
- Jak się czujesz, Cai? - usłyszałam
jej troskliwy głos.
- Chcę zostać kapłanką - powiedziałam.
- Kapłanką?
- uśmiechnęła się mama - Kochanie, cóż to za dziwaczne pomysły?
- Chcę
iść do Świątyni Czterech Żywiołów, mamo. Czy możesz to uszanować?
-
Oczywiście, córeczko. Jeśli jesteś tego pewna, zaakceptuje to.
-
Dziękuje, mamo - powiedziałam i zamknęłam oczy, by osunąć się w sen.
Ostatnim skrawkiem świadomości zapytałam - A Tari?
- Siedział przy tobie
przez 2 godziny. Przed chwilą wyszedł. Był umówiony z Sorą. To naprawdę miła
i ładna dziewczyna - rzekła mama z uśmiechem, nie wiedząc jak bardzo mnie
rani - Aha, zapomniałabym. Tarimin zostawił dla ciebie kwiaty.
- To miłe
- odpowiedziałam, ale łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy mama opuściła pokój
wyrzuciłam kwiaty przez okno i załkałam cicho.
Zaraz na następny dzień
poszłam do świątyni. Leżała ona w głębi lasu i prawdę mówiąc trudno było się
do niej dostać. Mama chciała bym poszła z Tariminem, ale ja stanowczo
zaprzeczyłam i wyruszyłam sama. Po dojściu na miejsce ujrzałam zaskakujący
widok: przed drzwiami świątyni była kolejka! Od jednej z dziewczyn
dowiedziałam się, że kapłanki wybierają tylko dziewczęta inteligentne, młode
i odpowiedniej budowy. Każda kandydatka musiała zostać obejrzana i
przepytana przez Najwyższą Kapłankę. Ja byłam 12 dziewczyną. 12 to
szczęśliwa liczba, więc raczej powinnam zostać przyjęta. Po wypaleniu się
dwóch świec byłam już zmęczona. Znużona usiadłam na zwalonym konarze z dala
od reszty dziewczyn. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się
gwałtownie ze zduszonym krzykiem.
- Nie chciałem cię przestraszyć -
usłyszałam bardzo ładny niski i dźwięczny głos, brzmiący trochę jakby z
obcym akcentem. Chłopak (a może już mężczyzna?), który wypowiedział to
zdanie miał zakrytą twarz tak, że byłoby mu widać tylko oczy gdyby nie
kaptur, który obcy miał naciągnięty na twarz. Spod kaptura wylatywały mu
czarne jak smoła pasemka włosów, sięgające do ramion. Dłonie miał ukryte
pod rękawiczkami z ... wilczej skóry? Mój ojciec jest garbarzem, ale nie
potrafiłabym precyzyjnie określić z jakiego zwierzęcia jest ta skóra.
-
Przepraszam - powiedział obcy.
- Nic nie szkodzi - odparłam trochę
zmieszana tym miłym głosem. Chciałam zapytać kim jest, ale on mnie uprzedził
pytaniem:
- Chyba mi nie powiesz, że chcesz wstąpić do świątyni? - spytał
zaczepnie i wiedziałam, że pytanie to nie jest złośliwe.
- Chcę -
odpowiedziałam z prostotą - A dlaczego pytasz?
- Tak jakoś - wzruszył
ramionami - Po prostu szkoda by było takiej ładnej dziewczyny na
kapłankę.
Zarumieniłam się słysząc ten komplement, a on chyba właśnie
tego oczekiwał, bo zauważyłam jak jego usta naciągają się w uśmiechu pod
materiałem, którym okrywał twarz.
- Kim jesteś? - spytałam w końcu.
-
Wędrownym bardem, wojownikiem, minstrelem, poetą, złodziejem damskich
serc... kim tylko zechcesz - powiedział słodko, ale wiedziałam, że nie na
poważnie.
- Przestań - zaśmiałam się głośno - Kandyduje na kapłankę, więc
nie próbuj mnie uwieść.
- Ja? - spytał niewinnie - Czy ja próbuję cię
uwieść? A tak poważnie, to nie idź do świątyni. Będziesz żałować.
-
Czyżby? - zmieniłam ton głosu na bardziej buńczuczny. To, że próbuje mnie
odwieść od mojego zamiaru zaczęło mnie powoli irytować - W ogóle to dlaczego
chcesz zmienić moje zdanie co do bycia kapłanką?
- Powiedzmy, że gram
role Dobrego Duszka.
- Ale dlaczego? - dopytywałam się - Dlaczego
rozmawiasz właśnie ze mną, a nie z jakąś inną dziewczyną?
- Powiedzmy, że
nie widzę w twoich oczach powołania.
- Co cię obchodzi z jakiego powodu
idę do świątyni? - warknęłam, ale wiedziałam, że ma rację. Jeśli nie pójdę
do świątyni z powołania zniszczę się.
- Nic - mruknął - Ale twoje
zachowanie i wyraz twarzy świadczą, że to przez mężczyznę.
- A co ty
możesz o tym wiedzieć?! - rzuciłam gniewnie.
- Tez potrafię kochać -
powiedział cicho - i też kiedyś... hm, powiedzmy, że moja dama serca mnie
zdradziła.
- Co mnie to obchodzi?
- Nie idź do świątyni -
powtórzył.
- Idź do diabła! - warknęłam i pobiegłam do... domu. Nie
wiem dlaczego nie zostałam przy świątyni.
Przecież słowa tego obcego
chłopaka nic dla mnie nie znaczyły, nie miały na mnie żadnego wpływu. Po co
ja się okłamuję? Miały wpływ, ale kompletnie nie mam pojęcia dlaczego tak
duży. Biegłam tak aż do wioski. Potem zwolnił, przeszłam kilka kroków i
zatrzymałam się. Popatrzyłam na lecącego na niebie orła i poczułam w sercu
spokój. Jestem wolna, wolna jak ptak. Gdybym została kapłanką byłabym orłem
zamkniętym w klatce, z której nie mogę uciec. Uśmiechnęłam się odruchowo i
ruszyłam powoli do Arni - stolicy państwa i mojego rodzinnego miasta. Jestem
wolna, powtórzyłam jeszcze raz w myślach. W Arni spotkałam Tarimina.
-
Witaj, Cai - rzekł z uśmiechem - Chodzą słuchy, że chcesz zostać kapłanką.
Ledwo ci się poprawiło, a już żarty się ciebie trzymają.
- To prawda -
rzekłam poważnie - Chciałam zostać kapłanką.
- Nie możesz! - rzucił i
złapał mnie za rękę ściskając mocno, potem dodał łagodnie - Cai, nie idź do
świątyni. Zmarnujesz się. Nie idź, proszę cię o to jako przyjaciel.
- Nie
pójdę - odpowiedziałam siląc się by nie jęknąć z bólu. Uścisk Teriego był
mocny - Już zmieniłam zdanie.
- To dobrze - uśmiechnął się lekko i puścił
moja dłoń.
- Wiem, ktoś już mi to uświadomił - odwzajemniłam
uśmiech.
- Cai, wyrzuciłaś moje kwiaty - stwierdził, nie zapytał, niemal
obojętnie.
- Ja... to... - westchnęłam z rezygnacją - jakoś tak wyszło,
przepraszam.
- Nie przejmuj się - jego usta rozciągnęły się w uśmiechu,
ale miałam wrażenie, że mimo wszystko jest mu przykro - To tylko kwiaty.
Chodź ze mną! Sora chciałaby cię poznać.
- Ja... nie mogę -
wydusiłam z trudem. Może i pogodziłam się z myślą, że Tari żeni się z Sorą,
ale nie aż na tyle by się z nią spotkać - Musze jeszcze coś załatwić,
coś... bardzo ważnego.
- Szkoda - popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi
oczami - Naprawdę szkoda. Do zobaczenia, Cailith.
Pomachałam mu na
pożegnanie uśmiechając się przy tym, a potem odetchnęłam głęboko. Cieszę
się, że Tarimin jest szczęśliwy i nie chcę tego zniszczyć swoimi uczuciami.
Cóż, będę musiała z tym żyć.
*
Wiatr targał delikatnie liśćmi
drzew, a promienie słoneczne przemykały miedzy nimi w jesiennym tańcu.
Zakapturzona postać opierała się o stary dąb. Wyraźnie na kogoś czekała.
- Tylko informacje. To rozkaz królowej - rozległ się miękki kobiecy
głos.
- Rozumiem - odparł zakapturzony mężczyzna
- Czyżby?
- Nie
przyjechałem tu po nic innego jak po informacje. Jeśli myślisz, że chciałbym
atakować na własną rękę znaczy, że masz mnie za głupca.
- Tylko
informacje. Broń. Strategia. Taktyka. Wojsko. Liczebność.
-
Rozumiem.
- Uważaj na Wasukiego.
- Wiem.
- Uważaj...
- Wiem -
przerwał jej stanowczo.
- Nadużywasz swej władzy.
- Wiem - uśmiechnął
się, a w uśmiechu tym mogło się kryć wszystko.
*
W domu nie
mogłam znaleźć sobie miejsca. Coś mnie gryzło tylko nie wiedziałam co.
Wyszłam na zewnątrz i pozwoliłam by wiatr rozwiał moje długie jasne włosy.
Jestem wolna jak ptak, kolejny raz powtórzyłam to zdanie. Tak, już wiem co
mnie gryzie! Ten chłopak, którego spotkałam przy świątyni uchronił mnie
od poważnego błędu jaki chciałam uczynić. Zdenerwowałam się na niego i, co
gorsze, dałam mu to do zrozumienia. Tak nie można. Musiałam mu podziękować.
Chciałam dać mu coś drobnego, niekoniecznie wartościowego, ale od serca.
Wtedy wpadłam na genialny pomysł, który w przyszłości stał się przekleństwem
dla nas obojga. Wyrzeźbiłam z drewna mały zdobiony medalionik z wklęsłością
w środku. W dołku umieściłam niebieskie szkiełko, a na odwrocie wyryłam
swoje imię. Do medaliku przyczepiłam rzemyk. Podarunek niezbyt wyszukany,
ale ładny. Wstałam z krzesła, na którym wykonałam wisiorek z zamiarem
wrócenia na miejsce spotkania z nieznajomym. Jednak słońce chyliło się ku
zachodowi i zdecydowałam, że wrócę tam jutro. Rano, gdy tylko słonce
wyjrzało zza gór, ruszyłam spacerkiem w stronę świątyni. W taki tempie byłam
tam zanim wypaliła się jedna świeca. Po dotarciu na miejsce usiadłam na
zwalonym pniu w miejscu spotkania z obcym. Miałam cichą nadzieję, że go tu
spotkam. Cóż, nadzieja matka głupich. Mimo, że chłopaka nie było,
postanowiłam zostać przez chwilę w tym miejscu.
- Dlaczego wróciłaś? -
usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Ja... ja... chciałam ci podziękować
- powiedziałam i odwróciłam się do niego twarzą.
- Doprawdy? - pod
materiałem, którym zakrywał twarz pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Tak -
przytaknęłam i wyciągnęłam z kieszeni sukienki wisiorek - To nic wielkiego,
ale chciałabym żebyś go przyjął - wyciągnęłam do niego rękę z medalionem na
otwartej dłoni. Nie wziął go.
- A za co te podziękowania? - spytał
podejrzliwie, co mnie trochę zraniło.
- Za granie Dobrego Duszka -
uśmiechnęłam się przyjaźnie, a on odwzajemnił ten gest. Wziął z mojej dłoni
wisiorek i obejrzał go starannie.
- Ładna robota - rzekł i przeczytał to
co było napisane na odwrocie - Cailith. To twoje imię?
- T... tak -
odpowiedziałam i, nie wiedzieć czemu, zaczerwieniłam się lekko - Chciałam,
żebyś pamiętał od kogo to dostałeś.
- I tak bym pamiętał. Dawno nie
spotkałem się z życzliwością w tych stronach.
- Jak ci na imię? -
spytałam.
- Lezard, ale możesz mi mówić Lez.
- Ja jestem dla
przyjaciół Cai.
- A więc wstąpiłem już do grona twych przyjaciół? -
zaśmiał się dźwięcznie.
- A nie chcesz? - spytałam obrażonym tonem.
- Oczywiście, że chcę, ale zauważ, że nie stanę się twoim przyjacielem
przez same słowa. Na to trzeba czasu - rzekł poważnie.
- Racja,
przepraszam - zawstydziłam się lekko.
- Nie ma za co, moja przyszła
przyjaciółko - wykonał gest jakby chciał położyć mi dłoń na ramieniu, ale w
ostatniej chwili rozmyślił się - Może chciałabyś się bliżej poznać?
- Tak
- przytaknęłam - Skąd pochodzisz?
- Ze wschodu - nabrał powietrza jakby
chciał coś jeszcze powiedzieć na temat swego pochodzenia, ale nie zrobił
tego.
- A dokładnie - dopytywałam się.
- Wybacz mi, Cailith, ale nie
mogę ci wiele powiedzieć o moim pochodzeniu. Prawdę mówiąc nie mogę ci nic
powiedzieć.
- Jesteś banitą? - spytałam z lękiem. Nie przed nim, jeśli
odpowiedź brzmiałaby "tak", ale raczej o niego. Banici w Narni są
często szykanowani i oskarżani o różne niedorzeczności.
- Cóż, można to
tak nazwać, ale nie bój się nie zrobię ci krzywdy.
- Nie boję się o
siebie tylko o ciebie. Ludzie w Narni nie przepadają za podejrzanym obcymi.
A wiesz co się może z tobą stać jeśli ludzie się dowiedzą, że jesteś banitą?
- wypowiedziałam te słowa z troską, co wyraźnie zmieszało Lezarda. Nie
odezwał się tylko pochylił bardziej głowę. Teraz nie widziałam nawet jego
dolnej części twarzy zakrytej materiałem.
- Czy to dlatego zakrywasz
twarz? Jesteś skazanym banitą?
- Nie, Cailith, nie - jego ładny głos
dziwnie brzmiał, gdy mu drżał - Nie jestem banitą i nie jestem skazany -
przerwał na chwilę - Cailith, musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o
naszym spotkaniu. W ogóle to najlepiej by było gdybyśmy właśnie teraz
zakończyli naszą znajomość. To może być niebezpieczne dla nas obojga.
-
Może być, ale nie musi - odpowiedziałam z pocieszającym uśmiechem - Nie wiem
na razie kim jesteś, więc nie mogę cię osądzać. Poza tym to będzie duży krok
w naszej przyjaźni, gdy ci teraz zaufam i nie będę cię o nic pytać póki sam
nie zechcesz mi tego powiedzieć.
- Jesteś bardzo naiwna, Cailith -
powiedział, a na jego twarzy znów zagościł lekki uśmieszek. Być może nawet
smutny - Jesteś też dobrą istotką na tym świecie pełnym zła i okrucieństwa.
To będzie dla mnie zaszczyt mieć taką przyjaciółkę jak ty, Cailith.
I tak
zaczęła się moja przyjaźń z Lezardem. Codziennie spotykaliśmy się w tym
samym miejscu i o tej samem porze. Zawsze rozmawialiśmy długi czas i nigdy
się z nim nie nudziłam. Lezard miał bardzo duże poczucie humoru, ale okazał
się też bardzo wrażliwy. Cieszę się z tej przyjaźni. Tak jak obiecałam,
nikomu nie powiedziałam o jego istnieniu. Opowiedziałam Lezardowi o całym
moim życiu, o moich problemach i radościach, o rodzinie. On nie powiedział
mi nic o swoim życiu poza tym, że w jego żyłach płynie mała część błękitnej
krwi. Za to jego osobowość, po tych trzech miesiącach, była mi znana niemal
doskonale. Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz wiem, że się myliłam.
Wracając z mojego kolejnego spotkania z Lezardem przyglądałam się
krajobrazowi. Pomyślałam, że jeszcze trzy miesiące temu zrywałam na łące
kwiaty, a teraz wszystko jest opatulone białym kożuchem śniegu. Biały
krajobraz tego roku bardzo mi się spodobał, mimo, że zazwyczaj nie lubię
tego okresu. Był taki czysty, niewinny i uspokajający, ale był też zimny i
niebezpieczny przy zamieciach, wręcz zabójczy. Nie wiem dlaczego przy
właśnie takich skojarzeniach pomyślałam o Lezardzie. Nagle poczułam
uderzenie w głowę. Odwróciłam się gwałtownie. Tari stał kilka kroków za mną.
Pomachał mi i zaczął lepić kolejną śniegową kulkę. Zaśmiałam się, bo
niedawno praktykowałam tę zabawę z Lezardem.
- Cailith , skąd wracasz? -
spytał i rzucił śnieżką. Trafił mnie w dolną część spódnicy.
- Ze
spaceru - odpowiedziałam tak jak zawsze i zaczęłam lepić kulkę.
- Nie
przykrzą ci się te samotne spacery? - ulepił śnieżkę - Może powinnaś znaleźć
sobie mężczyznę - rzucił.
Jego ostatnie słowa zaskoczyły mnie i zraniły,
bo myśląc o mężczyźnie widziałam w wyobraźni właśnie Tariego. Stanęłam jak
wryta. Wszystkie moje uczucia trwały niemal ułamek chwili, ale wystarczająco
długo bym nie zdążyła zasłonić się przed śnieżką. Dostałam w twarz.
Przewróciłam się, choć nie rzucił mocno. Tari podbiegł do mnie.
- Na
bogów, Cai, nie chciałem. Przepraszam. - powiedział troskliwie i zauważyła,
że jest przerażony.
- Nic mi nie jest - odparłam, a głos miałam
słaby.
- Jesteś biała jak ten śnieg. Rzuciłem za mocno?
- Nie, Tari -
zaprzeczyłam i wstałam z trudem - Nie przejmuj się. Nic mi nie jest.
-
Odprowadzę cię do domu - zaoferował.
- Tari, nie trzeba. Czuję się
znakomicie - skłamałam.
- Tak, tak, mimo to odprowadzę cię, a później
poznam cię z Sorą. Przez trzy miesiące zgrabnie się od tego wykręcałaś, ale
teraz zmuszę cię do tego choćby siłą - zaśmiał się, a ja zmieszałam.
-
Tari, to nie tak. Ja się nie wykręcałam tylko jakoś tak...
- Nie tłumacz
się - przerwał mi - Przecież żartuję.
Uśmiechnęłam się z ulgą w
odpowiedzi. Nie chciałabym się tłumaczyć, bo wtedy musiałabym skłamać mu
prosto w oczy, czego zapewne nie potrafię lub po prostu nie chcę.
Pomyślałam, że miło by było gdyby Tari odprowadził mnie do domu.
- Może
odprowadzić cię do domu? - zapytał tak jakby czytał w moich myślach.
-
Tak - przytaknęłam i poczułam się jak mała dziewczynka pod opieką starszego
brata. I ten stan musiał pozostać. Ja byłam dla niego zawsze tylko młodszą
siostrą, którą trzeba się opiekować i musiałam go traktować jakbym też tak
czuła. Tak musi być, powtórzyłam w myślach. Głośno zaś powiedziałam: - To
byłoby miłe.
Gdy byliśmy już w mieście Tari pożegnał mnie i ruszył do
swego domu. Wcześniej , kolejny raz zaproponował bym przyszła do nich na
kolację i poznała Sorę. Zgodziłam się.
*
W domu zjadłam coś
ciepłego i poszłam do swojego pokoju. Tam położyłam się na łóżku i wlepiłam
wzrok w sufit. Pomyślałam, że moje życie nie jest niczego warte, bezcelowe i
bez sensu. Jestem nieszczęśliwie zakochana w przyjacielu, który ma żonę.
Moje życie to ciągła, bezbarwna egzystencja, którą urozmaica tylko Lezard.
Na myśl o tym tajemniczym chłopaku zrobiło mi się cieplej na sercu.
Wspomniałam, nasza dzisiejsza rozmowę. "Życie jest czymś danym nam od
bogów. Powinniśmy je cenić, bo więcej się nie powtórzy. Bierz życie takim
jakie jest i nie żądaj niczego więcej, korzystaj z niego, Cai. Raz matka
rodziła i raz się umrze" Pomyślałam, że tak właśnie powinnam żyć,
ale... cóż, chyba będę musiała poprosić Lezarda o radę. On jest naprawdę
inteligentny i ma takie trzeźwe spojrzenie na świat. Ostatnimi czasy bardzo
go polubiłam. Przypomniało mi się coś co powiedział kilka dni temu. Zerwałam
się z łóżka i pobiegłam w stronę świątyni. Kiedy tam dotarłam zawołałam
cicho:
- Lezardzie
Pojawił się za mną tak jakby wyrósł spod ziemi i
równie cicho jak zawsze.
- Coś się stało? - spytał zatroskany.
-
Powiedziałeś, że mogę ty przyjść kiedy chcę.
- Powiedziałem, że jeśli
miałabyś kłopoty zawsze możesz mnie tu znaleźć - widziałam, jak pod
materiałem jego usta rozchyliły się w uśmiechu - Co cię tu sprowadza?
-
Ty - odpowiedziałam z prostota i zgodnie z prawdą.
- To ciekawe - odparł
i zapraszającym gestem wskazał na "nasz" konar.
- Bo widzisz,
moje życie jest takie nudne. Będąc już w domu przypomniałam sobie naszą
dzisiejsza rozmowę i naszła mnie chęć żeby porozmawiać jeszcze.
- Nie
powinnaś się do mnie tak przywiązywać - rzekł poważnie - Niedługo
odjeżdżam.
- Dlaczego? - spytałam z żalem.
- Cai, naprawdę bardzo cię
polubiłem i będzie mi cię brakować, ale muszę jechać - położył niezwykły
nacisk na słowo "muszę" tak, jakby nie chciał powiedzieć głośno,
że tego nie chce.
- Ale dlaczego? - powtórzyłam.
- Posłuchaj, kiedyś
spotkało mnie wiele sytuacji, od których teraz zależą moje losy. Wierz mi,
wiele bym dał za oszukanie czasu i przeznaczenia. Wiem, że tego nie widzisz,
że nie poznałaś mnie od tej strony, ale ja nie jestem... nie jestem ... -
zamilkł na chwilę, wyraźnie szukając właściwych słów.
- Kim nie
jesteś?
- Nie jestem kimś z kim przebywanie byłoby bezpieczne -
powiedział, a widząc moje rządne informacji oczy dodał - Ograniczam twoje
świadomość na mój temat jak tylko mogę, bo chce cię chronić.
- Kiedy? -
spytałam, a on zrozumiał, że chodzi mi o jego wyjazd.
- Za dwa dni -
odpowiedział, a ja spuściłam głowę - Cai, nie pozwolę na zbędne
pożegnania.
Podniosłam gwałtownie głowę, a on swoją pochylił. Chciałam
zajrzeć w jego oczy, jeden jedyny raz zanim odjedzie, ale nie widziałam ich
ani teraz, a ni przedtem. Nie widziałam nawet rąbka jego skóry. Chciałam
krzyknąć: "Spójrz mi w oczy! Zobacz co czuję!". Jednak
zamiast tego otarłam łzy i powiedziałam udając twardą:
- Mówiąc, że słowa
to potężna broń miałeś rację. Właśnie od nich zginęłam.
Nie podniósł
wzroku na mnie, nawet nie drgnął. Wstałam i ruszyłam w stronę wioski ze
świadomością, że nigdy już nie zobaczę mojego najlepszego przyjaciela,
jakiego kiedykolwiek miałam. Liczyłam, że usłyszę za plecami jego
przepraszający melodyjny głos. Myliłam się. Zamknęłam oczy by powstrzymać
łzy, a gdy to nie pomogło biegiem ruszyłam do domu. Biegłam przez cała drogę
do wioski. Zadawałam sobie pytanie "Dlaczego?". Rozmyślania
całkowicie zajęły mój umysł i nim się postrzegłam stałam w izbie opierając
się o drzwi frontowe. Rodzice i brat popatrzyli ze zdziwieniem na moja
zalaną łzami twarz. Mama i tata milczeli, ale Tesu zadał pytanie, którego
się obawiałam i wiedziałam ,że jeśli padnie zacznę płakać.
- Dlaczego
płakałaś? - spytał.
Zignorowałam go i ruszyłam do pokoju, by w ciszy dać
upust swojemu żalowi. Wiedziała, że zaraz zapuka moja mama i samą swoją
obecnością, bez zadawania zbędnych pytań ukoi moje cierpienie. Nieświadoma
czekałam na ten odgłos. Byłam gotowa opowiedzieć jej wszystko, mimo
przysięgi jaką dałam Lezardowi. Po chwili usłyszałam oczekiwany dźwięk. Do
pokoju wszedł... Tari?
- Co ty tu robisz? - spytałam, ocierając
pośpiesznie łzy.
- Przyszedłem po ciebie. Umówiliśmy się na kolację -
powiedział to tak jakby był zdziwiony moim stanem.
- Przepraszam,
zapomniałam. Przykro mi, ale naprawdę nie mogę...
- Nie musisz - usiadł
przy mnie i przytulił - Co się stało, Cai?
- Chodzi o to, że... -
umilkłam i wtuliłam się w jego ramiona- Nie mogę nic powiedzieć.
- Ktoś
ci zabronił?
- Nie, nie chcę nic mówić. Obiecałam
- Jeśli nie chcesz
to nie mów. Po prostu wypłacz się. Mam czas.
- A Sora? - spytałam. Nie
chciałam by niańczył mnie podczas, gdy jego żona siedzi sama w domu.
-
Ona zrozumie.
Przytuliłam się więc jeszcze mocniej do niego i płakałam
jak mała dziewczynka, którą się
czułam.
*
_______________________________
Aż strac
myśleć ile tu będzie błendoof
Tak wiem, dramatyzje (mam to we krwi)
Dlugi part, ale dalam se rade... Co do
rzeczy technicznych. No to ogolnie jest dobrze, tylko ze jak mowilam na
gg... za duzo dialogu i to sie troche mu rzucalo w oczy... za malo walilas
opisow, ale pisalas to jakis czas temu... widac, bo Twoje opowiedanei o
Gryfie jest napisane profesionalniej, rozwijasz sie =) Jak papier toaletowy.
Bardzo ladnie opisalas jej uczucia... jej - tej glownej bohaterki,
nawet nie przeszkadzala mi pierwszoosobowa narracja, ktorej nielubie.
Wkurzalo mnie zachowanie niektorych postaci, strasznie slodko sie robili.
Czekam na kolejne czesci i wtedy stwierdze co o tym myslec.
Kilka uwag:
Po
pierwsze - miałaś mi to wysłać mailem...
Po drugie - na początku
zdecydowanie nadużywasz frazy "wilcza rasa"
Po trzecie - nie
będę się póki co wypowiadał o fabule, bo moja wypowiedź będzie zależała od
dalszego ciągu tego opowiadania
To tyle na razie ^^
Narnia? Chodzi o tę Narnię z książek
C.S.Lewisa? Klimatycznie twoje opowiadanie bardzo się od nich różni, ale ja
nie narzekam...
Bardzo fajne opowiadanie,
aczkolwiek odniosłem wrażenie że na początku narracjęprowadzi kilkuletnia
dziewczynka... Nie wiem czy takie było twoje zamierzenie... Nie chce mi się
szczerze mówiąc szukać błędów (czyt. dziury w całym ), bo w sumie to mam już wakacje... Ale
były... Jak na twoje opowiadanie to szczerze mówiąc wydało mi się z deka
słabe... Ale zobaczymy jak się rozwinie... Jeszcze można je uratować
Mówiłam, że to opowiadanie jest do
bluzgania... Teraz i tak jest jeszcze względnie, później
dzieją się poprostu cyrki W ogóle to jakaś taka dziwna ta Cailith, a
poza tym spieprzyłam osobowość Lezarda, a później jeszcze Wasukiego...
Zresztą jak dotrwacie to sami zobaczycie
Matoos, to opowiadanie jest ciągnięte
nie wiem od ilu, ale posiada troche stron i jeśli da się je jakoś (jak?!
) uratować to postaram się to zrobić
Acha, jeśli ktoś ma jakieś pomysły na zmianę czegoś to niech się nie
krępuje
_______________________________________
*
Rano czułam się okropnie. Bolała mnie głowa i serce po
mglistym przypomnieniu sobie wczorajszego dnia. Obok mojego łóżka na fotelu
spał Tari. Uśmiechnęłam się do siebie ze smutkiem. On się dla mnie tak
poświęca, to takie miłe. Nie chciałam go budzić. Przykryłam go kocem i
wyszłam. Mama powitała mnie ciepłym uśmiechem.
- Zjesz coś? - spytała, a
ja przytaknęłam.
- Tari jeszcze śpi. Nie budziłam go - rzekłam.
-
Niech śpi. Przed chwilą wzeszło słońce, a on siedział przy tobie przez cała
noc.
- Dopiero świta? - spytałam zaskoczona - Czuję się jakby było
południe.
- A ja czuje się jakbym przespał całe wieki - powiedział Tari
wchodząc do izby. Wiedziałam, że kłamie. Wyglądał na niewyspanego i
zmęczonego. Nie wykluczone, że jemu też towarzyszył ból głowy.
- Siadaj -
powiedziałam i poklepałam miejsce przy stole obok mnie - Zjemy
śniadanie.
- Z miłą chęcią.
Mama podała nam jajecznicę i kromki świeżo
upieczonego chleba, po czym wyszła. Skorzystałam z okazji, że jesteśmy sami
i powiedziałam szeptem z wdzięcznością:
- Dziękuje, Tari, byłeś... jesteś
mi podporą.
- Zawsze do usług - powiedział z uśmiechem i pstryknął mnie w
nos, na co odpowiedziałam z uśmiechem, a po chwili dodał - Lepiej?
- W
porównaniu z wczoraj - bardzo dobrze. I jeszcze raz dziękuję.
Po
śniadaniu Tarimin zaproponował bym resztę dnia spędziła w towarzystwie jego
i Sory. Zgodziłam się bez oporów. Towarzystwo było mi bardzo potrzebne.
Zniknęło nawet cierpienie z powodu niespełnionej miłości. Pozostał tylko ból
po słowach Lezarda. Szliśmy właśnie do jego domu, gdy jeden z żołnierzy
ojca Tariego zawołał:
- Panie Tariminie! Złapali w nocy jednego z
wilczej rasy. Chce pan go zobaczyć?
Zauważyłam jak w oczach Tariego
błysnęła nutka zaciekawienia. Nim się spostrzegłam biegłam już do domu, w
którym przetrzymywano więźniów, a mój przyjaciel trzymał mnie za rękę.
Weszliśmy do środka. Na krześle stojącym na środku siedział chłopak z
wilczej rasy. Miał kruczoczarne włosy sięgające mu do ramion. Był pobity i
zakrwawiony. Ubrany był w takie same rzeczy jak... Lezard. Zakryłam usta
dłonią.
- Nic ze mnie nie wydusicie - powiedział związany melodyjnym
głosem z obcym akcentem.
Stałam chwile oniemiała, a potem szepnęłam do
siebie:
- Ty nie możesz być...
Nie dokończyłam własnych myśli.
Wyrwałam swoja rękę z dłoni Tariego i pędem ruszyłam do miejsca, w którym
spotykałam się z Lezardem. Przez cała drogę myślałam, że to tylko zbieg
okoliczności. Chłopak z wilczej rasy nie mógł być Lezardem. Miał inny głos i
budowę, ale musiałam się upewnić. Gdy zobaczyłam Lezarda stał do mnie tyłem.
Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, wspominał. Serce zaczęło walić mi
ze szczęścia. I to nie dlatego, że Lezard okazał się nie być jednym z
wilczej rasy, ale z tego, że nic mu nie jest. Gdy tylko się obrócił słysząc
nadbiegające kroki rzuciłam mu się na szyję. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć
usłyszał wyszeptane przeprosiny.
- Myślałam, że to ty. Myślałam, że to
ciebie złapali żołnierze, bo byłeś z wilczej rasy. Jak mogłam się tak
pomylić? - słowa te wypowiadałam szybko i z przejęciem.
Lez zdrętwiał i
odsunął mnie od siebie na znaczną odległość, a potem poprosił o dokładny
wygląd więźnia. Kiedy go usłyszał powiedział coś, co brzmiało jak
przekleństwo w innym języku.
- Zaprowadź mnie tam, Cai.
- Ale po co? -
spytałam zaskoczona.
- Proszę.
Złapałam go za dłoń i ruszyłam biegiem
do wioski. Głupia jestem! Lezard mnie zranił, a ja, nie wiem po co,
prowadzę go do mojej wioski tylko dlatego, że mnie o to prosi.
Głupia!
- Gdzie to jest? - spytał biegnąc za mną.
- Prosto tą
ścieżką, a przy rozwidleniu w prawo
Przyspieszył i wyprzedził mnie. Teraz
ja biegłam za nim, a on ciągnął mnie za rękę. W biegu jego kaptur zsunął mu
się na plecy. Zobaczyłam czarne włosy i... wilcze uszy? Nie może być...
Zatrzymałam się odruchowo. Lezard puścił moja dłoń i odwrócił się do mnie,
ukazując swą twarz. Zamarłam. Była porośnięta sierścią. Jego twarz miała
kształt ludzki, ale posiadała też wilczy pysk, tylko ze znacznie krótszy.
Nos też był wilczy. Zrozumiałam, że zakryta materiałem twarz, która zawsze
widziałam, była tylko magicznie wywołana iluzją. Spojrzałam w jego
bursztynowe zwierzęce oczy.
- Lezard? - zdołałam wyszeptać. W odpowiedzi
ujął mnie za ręce. Wzdrygnęłam się.
- Cai, jestem tym samym Lezardem, z
którym przebywałaś przez ostatnie trzy miesiące. Tym samym. Rozumiesz?
-
Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Nie rozumiem dlaczego nic mi nie
powiedziałeś. Nie rozumiem dlaczego mnie oszukałeś. Jesteś zwierzęciem!
- zaczęłam się wyrywać, ale Lezard złapał mnie za ramiona i przytrzymał
mocno.
- Cailith, jestem potomkiem Wilczej Rasy. Wilki pomagają sobie
nawzajem, a Wasuki potrzebuje teraz właśnie mojej pomocy. Jeśli mnie do
niego zaprowadzisz obiecuję, że nikomu nie zrobię krzywdy. Proszę.
-
Dlaczego ja ci pomagam? - głośno zapytałam sama siebie i zaczęłam biec.
-
Dziękuję - odparł w odpowiedzi i wyprzedził mnie.
Przez całą drogę
dawałam mu wskazówki, w która drogę ma biec. Wiedziałam, że jest mu
spieszno, ale byłam mu wdzięczna, że zwalniał, gdy brakowało mi sił. Kiedy
wioska była już widoczna Lezard szepnął:
- Przepraszam cię, Cai.
Słowa te były skierowane do mnie, ale czułam, że nie powinnam ich
słyszeć. Co ty planujesz, Lezardzie, pomyślałam. Nagle przyspieszył i
nieświadomie pociągnął mnie zbyt mocno za rękę. Przewróciłam się. Lezard
odwrócił się i spojrzał na mnie, tak jakby ze złością, że go opóźniam.
Patrzył tak na mnie przez chwilę, a potem wbrew mojej woli wziął mnie na
ręce i ruszył biegiem w stronę wioski. Biegł naprawdę szybko i dopiero wtedy
zdałam sobie sprawę jak bardzo go opóźniałam, nawet wtedy gdy biegłam
najszybciej jak potrafiłam.
- Którędy? - spytał, gdy wbiegł ze mną w
ramionach do wioski.
- Tam - pokazałam ręką kierunek i dodałam - Za ta
mała chatą jest duży budynek z czerwonym dachem.
Ludzie patrzyli na
nas, a raczej na Lezarda, z trwogą. Widzieli jak wskazuje mu drogę. Na
bogów, jak to się skończy to pewnie oskarżą mnie o zdradę. Spalą mnie na
stosie albo powieszą. Będą do końca życia linczować moja rodzinę. Lezardzie
to twoja wina! Wiedziałeś, że ludzie tak zareagują. Wiedziałeś czym mi
to grozi, a mimo to wciągnąłeś mnie w to bagno. Niech cię szlag,
Lezardzie!
Przed samym budynkiem Lezard postawił mnie, złapał za rękę
i siłą wciągnął przez drzwi, a potem posadził mnie w kącie i kazał się
stamtąd nie ruszać. Następnie ruszył na ludzi, którzy zamierzali go
atakować. Tari tez tam był. Lezard prześlizgnął się między nimi i podbiegł
do Wasukiego, by go rozwiązać. Nie słyszałam co do niego powiedział, ale
wyraz twarzy świadczył, że było to upomnienie z elementami agresji. Gdy
Wasuki był już wolny zaczęła się rzeź. Lezard, tak jak obiecał, nikogo nie
zabijał, tylko pozbawiał przytomności. Natomiast Wasuki podcinał gardła i
rozpruwał brzuchy. Bezwiednie przyglądałam się temu, nie mogąc nic zrobić.
Tari i Wasuki walczyli ze sobą niemal tuż przy mnie. Nagle nóż sięgnął boku
człowieka. Zamarłam.
- Tarimin!!! - krzyknęłam.
Lezard
spojrzał na mnie, a potem podbiegł do Wasukiego i warknął mu coś do ucha.
Nie dosłyszałam co, ale tamten się skrzywił i wybiegł na zewnątrz. Następnie
ukląkł przy Tarim, rozdarł swój płaszcz i przyschnął do rany mego
przyjaciela, na co ranny się wzdrygnął. Lezard szybko wyciągnął zioła w
małej buteleczce z kieszeni i siłą wsadził w dłoń Tarimina.
- Połknij to,
a rana będzie się szybciej goić - usłyszałam łagodny lecz pospieszny głos
Lezarda.
- Nie potrzebuje od ciebie pomocy, wilku! - warknął Tari i
chciał wyrzucić to co dostał, ale Lezard mu nie pozwolił i jeszcze mocniej
zacisnął ręce na pięści Tariego, w której były zamknięte zioła.
- Nie
robię tego dla ciebie, tylko dla Cailith.
Po tych słowach wstał i
podszedł do mnie. Spojrzałam mu w oczy próbując wyczytać z nich jego
zamiary. Nie zdołałam, ale za chwilę miałam je poczuć. Lezard złapał mnie w
talii i podniósł na proste nogi, po czym przerzucił mnie przez ramię.
-
Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam wściekle i wyciągnęłam błagalnie ręce do
Tarimina. Chciał się podnieść, ale jęknął tylko z bólu i popatrzył na mnie
tak, jakby chciał powiedzieć żebym się nie martwiła, że odnajdzie mnie
gdziekolwiek bym była. To byłby błąd.
- Nie szukaj mnie, Tari.
Rozumiesz? Nie narażaj się! - krzyknęłam nim Lezard wybiegł z budynku.
Na zewnątrz czekał Wasuki z dwoma skradzionymi końmi. Lezard przerzucił
mnie przez siodło, a potem usiadł za mną i kopnął konia obcasami, by zmusić
go do biegu. Zaraz za nami jechał Wasuki.
- Na cholerę ci ta wiejska
dziewucha - usłyszałam jego głos.
- Zamknij się - warknął w odpowiedzi
Lezard.
Jechaliśmy tak przez trzy mile. Później zatrzymaliśmy się w
zagajniku świerków. Lezard zdjął mnie z siodła i pozwolił bym osunęła się z
jego ramion na śnieg. Wasuki też się zatrzymał, choć niechętnie. Siedziałam
na śniegu próbując złapać oddech. Całą drogę jechałam na brzuchu. Chciało mi
się wymiotować i miałam wrażenie, że wszystko w moim wnętrzu zmieniło swe
położenie. Wasuki stał chwilę patrząc na mnie, po czym wyciągnął nóż i
ruszył w moim kierunku. Lezard zastąpił mu drogę.
- Po co nam ona? -
spytał Wasuki z pogardą w głosie dla mojej osoby.
- Uratowała ci życie -
rzekł w odpowiedzi Lez.
- To zwykła ludzka suka
- Dzięki niej
żyjesz
- Bronisz jej? - spytał z obrzydzeniem, a potem dodał z
szelmowskim uśmiechem - A może się już z nią pieprzyłeś, co? Dobra jest?
Może i ja...
Nie dokończył. Lezard uderzył go pięścią w twarz, a gdy
tamten się przewrócił usiadł na nim okrakiem. Jedną rękę trzymał go za
szyję, drugą zaś chciał wymierzyć kolejny cios.
- Aż tak dobra? -
wyksztusił Wasuki nie zmieniając tonu.
Pięść Lezarda uniosła się
ostrzegawczo. Nie mogłam na to patrzeć. Podeszłam do nich i ujęłam dużą
silna pięść swoimi drobnymi dłońmi. Lez popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po
czym oswobodził swego rodaka.
- Kolejny raz uratowała ci życie -
powiedział twardo.
- Nie potrzebuje pomocy od dziwki - odparł wrogo.
______________________________________________
ciąg dalszy
nastąpi... (hie hie, jeszcze troche was poterroryzuje )
Całkiem ciekawe. Na tyle
ciekawe, że da się przeczytać całość. Ale jak mówił matoos - pisałaś lepsze.
Te, ludu, skończyć jush trzebaby było z
uwagami typu "pisałaś lepsze" (tak, Matoos i Momo, to do Was
). Mówiłam przecież, że to jest moje dawne dzieło (właściwie jest to
pierwsze opowiadanie na dłuższą metę, za które się w ogóle wzięłam
), telenowela z tego jak nie wiem co, fabuła dość nudna i bezbarwna,
wszystko skupia się raczej na Cailith i w ogóle... Ale niegdyś byłam z tego
opowiadania baaaaaardzo dumna
Zresztą może nadal jestem... Ale świadomość mam, że "ewoluowałam"
z kurzego jajka w nieopierzonego pisklaka
....
A zresztą, sama
przecież powiedziałam, że opowiadanko jest do bluzgania (ooo! powtarzam się
)
No dobra ^^ Nie powiem już, że pisałaś lepsze (choć tak jest ;P ). Ale zamieszczaj dalej ^^ Na ff ostatnio mało się dzieje, więc warto by mieć coś do czytania ^^. A to opowiadanie nie jest złe, ale *nie powiem tego* ;P
Piszesz ciekawie a fabula pod koniec sie rozkrecila wiec... kiedy ciag dalszy??
oke, macie końcówkę pierwszego rozdziału
i początek drugiego
Dirbaa, zdaje Ci się bo rośniesz
___________________________________
Tym razem nie zdołałam powstrzymać uderzenie. Wasuki upadł
nieprzytomny na śnieg.
Lezard jechał przodem, mając przed sobą
nieprzytomnego Wasukiego, przywiązanego rękoma do siodła. Ja jechałam na
jego koniu, trzymając się raczej z tyłu. Milczałam, ale w mojej głowie
toczyła się walka myśli. Dlaczego mam jechać z nim? Dlaczego nie wrócę? Mam
przecież konia. Wystarczy zawrócić. Nie musze nic mówić. Po prostu odjadę,
tak jak chciał odjechać ode mnie Lezard - bez zbędnych pożegnań. Zatrzymałam
konia. Zaraz potem zatrzymał się koń z dwoma chłopakami z wilczej rasy.
- Co teraz? - spytałam cicho, chociaż chciałam wykrzyczeć, że odjeżdżam,
zostawiam go, wracam do siebie.
- Pojedziesz ze mną - rzekł niemal
obojętnie.
- Dlaczego? Chcę wrócić.
- Nie wrócisz - powiedział
stanowczo, a gdy nic nie odrzekłam dodał - Powieszą cię za pomoc wilkom. Nie
chcę tego.
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim wciągnąłeś mnie w tą
sprawę! - krzyknęłam.
- Nie chciałem tego, wierz mi - powiedział
cicho, przepraszająco.
- Nie chcesz, nie chciałeś? - rzuciłam ironicznie
- Ale zrobiłeś to! I nie obchodzą mnie twoje intencje!
Popatrzył
na mnie z wyrzutem, a ja skuliłam się w sobie z wyrzutów sumienia. Kłamałam.
Zależało mi na Lezardzie. Był... nadal jest moim przyjacielem i nic już tego
nie może zmienić. Za dobrze go znam. Lezard zsiadł z konia i podszedł do
mnie.
- Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco. Przestraszyłam się.
Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie i powiedział:
-
Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu jestem winny ja i
postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas... - zaczęłam i
słowa ugrzęzły mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła cofnąć czas
pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona zaciskają się
mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
- Zaraz mnie
połamiesz - wyksztusiłam.
Nic nie powiedział, tylko rozwarł ramiona,
popatrzył na mnie poczym wsadził mnie spowrotem na konia. Sam usiadł za mną
i okrył mnie swym płaszczem. Poprowadził konia tak by podszedł do Wasukiego
i złapał za uzdę jego konia. Spojrzał zwierzęciu w oczy i puścił. Ruszyliśmy
naprzód. Oglądnęłam się za siebie.
- Nie martw się, koń Wasukiego będzie
za nami podążał.
- Ale jak...
W odpowiedzi napotkałam spojrzenie
bursztynowych oczu.
- No tak - mruknęłam. Wiedziałam, że i tak niczego
się nie dowiem.
Poczułam naglę, że ta sytuacja mnie przerasta. Tak
właściwie to nic nie wiem o Lezardzie. Poznałam tylko jego wnętrze. Duszę,
którą chciałby mieć... Co ja opowiadam?! Przecież on ma duszę! A ja
traktuję go jak zwierze. Jestem niesprawiedliwa, ale... na bogów, Lezard
walczył jakby parał się w tym od kilku lat. Ja naprawdę nic o nim nie wiem.
Nie wiem kim jest, nie wiem skąd pochodzi i nie wiem... czy jestem z nim
bezpieczna. A jeśli nie jestem? Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że
zginę... Stracę... No właśnie, co bym straciła? Życie, które jest tylko
beznamiętnym istnieniem, graniem roli, którą przydzielił mi los... Nie mam
nic do stracenia. A może jednak... może kocham to udawane życie bez samej
siebie? Kocham je i nie chce nic zmieniać! Uświadomiwszy sobie to
wyrwałam wodze Lezardowi i zatrzymałam konia, po czym zeskoczyłam z niego i
pobiegłam w stronę, jak mi się zdawało, wioski. Biegłam jak szalona.
Szybowałam niczym wolny ptak. Ptak, który będzie wciąż śpiewał tą samą
pieśń... Co ja robię? Zwolniłam, a potem zatrzymałam się i usiadłam na
śniegu. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam, by łzy bezradności spływały
mi po policzkach. Nagle poczułam dłoń na ramieniu.
- Zostaw mnie,
Lezardzie - wyszeptałam - Nie jestem ci do niczego potrzebna... Nie ma mnie,
nie istnieję, nie potrafię zdecydować... Wciąż będę uciekać przed własnymi
pragnieniami, bo nie umiem ich pogodzić...
- Przepraszam za wywrócenie
twojego życia do góry nogami. Gdybym wiedział, że tak to się skończy nigdy
bym nawet na ciebie nie spojrzał - powiedział obojętnie jakby nie chciał
okazywać uczuć.
Nie skomentowałam tego. Czułam, że nie ma potrzeby. Cisza
przeciągała się. Zaczął padać śnieg. Puszysty i bielutki tak jak miał zawsze
w zwyczaju o tej porze roku.
- Będziemy w pobliżu - powiedział i odszedł.
Zostałam sama. Lezardzie, czyżbyś znał mnie na tyle dobrze, że nie boisz
się zostawić mnie samą?
2
Zostałam sama.
- Jestem
bezużyteczna. Trwam tylko, nikomu niepotrzebna. - mówiłam sama do siebie -
Może tu zostanę i poczekam, aż śnieg i zimno zgaszą moją iskrę życia?
Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?
Zostałam. Po kilkunastu
minutach zaczęło mi się robić zimno. Nigdy jeszcze nie czułam się tak
okropnie. Chciało mi się wymiotować z zimna i w głowie zaczęło mi się
kręcić. Oparłam się dłońmi o śnieg. Nie miałam sił utrzymać pozycji
siedzącej. Nie miałam sił już na nic...
- Cai, skończ ta uparta i
bezowocną próbę zamarznięcia - usłyszałam za sobą rozbawiony głos Lezarda.
Siedział za mną przez cały ten czas, a ja o tym nie wiedziałam!
Bałam się obrócić. Nie chciałam widzieć jego poirytowanej moją głupota
twarzy.
- Idziesz? - usłyszałam jego ponaglający głos.
- Ja... Ja nie
wiem.
Poczułam nagle jak Lezard łapie mnie za ramie i podrywa w
górę.
- Przestań się nad sobą użalać. Gdybyś była nic nie warta
zostawiłbym cię na pastwę losu, nie oglądając się za siebie.
- Więc jaka
mam dla ciebie wartość? - pochyliłam głowę.
- Rozrodczą -
warknął
Poderwałam głowę do góry i... napotkałam parę roześmianych
bursztynowych oczu.
- Wybacz - uśmiechnął się - Zadajesz takie niemądre
pytania. To jest irytujące. Nawet jak dla mnie.
Pociągnął mnie
delikatnie za płaszcz i ponaglił zachęcającym: "Chodź". Ruszyłam
za nim ze spuszczoną głową.
- Gdzie się podziała twoja chęć życia? -
rzucił z uśmiechem, ale po chwili spoważniał i dodał - Wiem, że to przeze
mnie i przez moje pochodzenie. Nie tłumacz się - powiedział gdy chciałam mu
przerwać - Ja to wiem. Gdyby nie ja żyłabyś sobie spokojnie w swojej wiosce
przez nikogo nie niepokojona. A tak jesteś skazana na tułaczkę i
niebezpieczeństwa. Mógłbym cię odstawić do wioski, bo jest tylko nikła
szansa, że o coś by cię oskarżyli, ale... Wybacz mi. Nie mogę się z tobą
rozstać. Wiem, że to egoistyczne, ale jesteś moim jedynym przyjacielem.
Potrzebuje cię.
Nie odpowiedziałam. Zaskoczyły mnie jego słowa, choć
wiedziałam, że te trzy miesiące sprawiły, że potrzebujemy się nawzajem.
Pomyślałam o swojej rodzinie. Mamie, tacie i Tesu. Oni przecież tez mnie
potrzebują... Dlaczego życie musi być takie skomplikowane?!
- Co, już
po bzykaniu? - usłyszałam kpiący głos Wasukiego. Najwyraźniej zdążył się
ocknąć, kiedy nie było Lezarda i mnie - Lez, odwiąż mnie.
Lezard nie
zareagował tylko zaczął rozpalać ognisko. Popatrzyłam na niego, a potem na
Wasukiego.
- Lezardzie, a może by jednak...
- Nie - przerwał mi,
niczego nie tłumacząc.
- Ale...
- Nie - powtórzył i dodał po chwili -
Pójdę coś upolować. Pilnuj się.
Zniknął za gęstwiną drzew. Nie bardzo
wiedziałam do kogo były skierowane jego ostatnie słowa. Zresztą nie bardzo
mnie to interesowało. Siedziałam przy ognisku, dorzucając co chwila drew do
ognia. Wasuki uparcie milczał. Spojrzałam na niego. Był skulony. Może jest
mu zimno? Wbrew zdrowemu rozsądkowi podeszłam do niego i zaczęłam
rozwiązywać sznur. Wasuki popatrzył na mnie jak kot, który zaraz miał pożreć
kanarka. Udałam, że tego nie widzę i kontynuowałam rozwiązywanie. Gdy się
już uporałam z węzłem Wasuki zeskoczył z konia i objął mnie przyciskając do
siebie. Przestraszyłam się, a w głowie krążyło mi tylko jedno pragnienie:
"Lezardzie, wróć jak najszybciej". On natomiast uśmiechnął się
drapieżnie i przybliżył swą twarz bardzo blisko mojej.
- Nie bój się.
Nie jestem potworem - uśmiechnął się szeroko i szczerze. Poczym wypuścił
mnie z ramion i usiadł przy ognisku krzyżując nogi - Poza tym Lez by mnie
obdarł żywcem ze skóry, gdybym coś ci zrobił.
Stałam jak wryta. Nie
przypuszczałam, że Wasuki jest zdolny do tak "szlachetnego" czynu,
jakim jest niezrobienie krzywdy
człowiekowi.
__________________________________________
Zaraz
wyjdzie na to, że miałam jakieś schizy jak "toto" pisałam
QUOTE - Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco.
Przestraszyłam się. Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie
i powiedział:
- Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu
jestem winny ja i postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas...
- zaczęłam i słowa ugrzęzły mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła
cofnąć czas pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona
zaciskają się mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
-
Zaraz mnie połamiesz -
wyksztusiłam.
O ja nie moge, myslałam, że się
poszczam ze śmiechu jak to przeczytałam hie hie hie żenda
No ej! Jak ja mam pisać
komentarze jak nie mogę pisać tego co chce? ;P
hie hie hie fajne ^^
Super, pisz dalej ;P
Iskra: Rosnę ale naprawde jest to dobre opowiadanie
Bedzie ciąg dalszy??
"Magia" dialogu
Dibraa, wklejam to specjalnie dla
Ciebie
-----------------------------
<
br>- Chodź, usiądź przy ognisku, bo zamarzniesz - powiedział życzliwie, a
gdy się nie poruszyłam dodał - Chodź, przecież cię nie ugryzę.
- Nie
byłabym tego taka pewna - powiedziałam i usiadłam po przeciwnej stronie
ogniska.
- Chyba nie wzięłaś sobie do serca faktu, że chciałem ci
poderżnąć gardło - zaśmiał się.
- Nie, wcale - warknęłam. Jego słowa
zaczęły mnie irytować - To naprawdę nic, że chciałeś mnie zabić. Zupełnie
nic.
- Skąd tyle ironii w twoim głosie? Przecież nic ci już nie grozi -
nie przestawał się uśmiechać.
- A jaką mam niby pewność, że nie zetniesz
mi głowy w stosownym dla ciebie momencie?
- Lezard cię szanuje i ceni -
powiedział poważnie i wzruszył ramionami - A skoro mój brat cię szanuje i
ceni, to ja też. Tego wymaga prawo wilków.
- Jesteście... braćmi? -
otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Faktem jest, że mamy całkowicie
odmienne charaktery, ale wizualnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Nie
zauważyłaś tego?
- Zauważyłam, ale myślałam, że wszyscy z wilczej rasy
tacy są.
W odpowiedzi Wasuki zaśmiał się dźwięcznie. Zupełnie jak Lezard.
Nie miałam ochoty na rozmowę, więc nie skomentowałam tego. Nie byłam też na
siłę zagadywana, za co zresztą byłam wdzięczna. Po godzinie nadal
siedzieliśmy tylko we dwoje nic nie mówiąc.
- Lezarda nadal nie ma -
rzuciłam w przestrzeń.
- On tak zawsze. Mógłby wrócić po piętnastu
minutach, ale jak zwykle szuka najsłabszego okazy, który i tak by zdechł z
głodu lub zimna - patrzył na mnie przez chwilę w skupieniu, poczym dodał -
Jeśli chcesz mogę po niego pójść.
- Nie - rzekłam, może zbyt szybko, bo
Wasuki uśmiechnął się szelmowsko, ale bałam się zostać sama.
- A więc
jednak potrzebujesz mojej obecności. Może jednak przysiądziesz się do mnie.
Ja też chętnie poczułbym twoją bliskość...
- Przestań! -
zdenerwowałam się - Denerwujesz mnie te twoje podteksty!
- Jakie
podteksty? - roześmiał się - To są jawne propozycje.
- Na jedno wychodzi.
Skończ z tym!
- Przyzwyczajaj się. Wilki maja w zwyczaju wyrażać
bardziej dosadnie takie propozycje.
- Grozisz mi?
- Nie. Ja cię
ostrzegam... przed innymi.
- A ciebie mam się już nie bać, tak?
-
Twoja wola - rozszerzył wilcze usta w uśmiechu. Potem spoważniał trochę,
dorzucił patyków do ognia i opatulił się szczelniej płaszczem. Uczyniłam to
samo.
- Zimno ci? - spytał, a gdy nie odpowiedziałam wstał. Podszedł do
mnie i usiadł bardzo blisko otulając mnie swym płaszczem.
- Nie prosiłam
cię o to.
- Wiem - odrzekł poważnie.
Zrobiło mi się ciepło i, wbrew
samej sobie, byłam wdzięczna Wasukiemu za ten gest. Przynajmniej wiem, ze
nie chce żebym zamarzła. Nagle usłyszałam ciepły głos Lezarda.
- Masz
szczęście, Wasuki. Nawet nie wiesz jak wielkie.
Ucieszyłam się na widok
przyjaciela. Poderwałam się, podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na
szyję.
- W moim przypadku żeby się do niej zbliżyć potrzebny był mróz
wraz z głodem - uśmiechnął się lekko Wasuki.
- Jak bardzo próbowałeś się
do niej zbliżyć? - spytał Lezard odsuwając mnie od siebie. Jego głos brzmiał
spokojnie i przyjaźnie, ale mimo to wyczułam w nim nutkę groźby.
- Nie aż
tak - wyjaśnił krótko jego brat.
Lez uśmiechnął się lekko i pokazał
kolację - białego królika - na co Wasuki zareagował śmiechem i stwierdził,
że Lez musi być do niczego, skoro poświęcił tyle czasu na złapanie
królika.
- Dobra, Lez, daj mi tą kolację, żebym mógł z niej zrobić coś
znośnego - rzekł gdy już przestał się śmiać - Obiecuję, że dam ci króliczą
łapkę na szczęście.
- Masz dobry humor - stwierdził podejrzliwie Lezard -
Jak nigdy.
- To z powodu Cailith - uśmiechnął się Wasuki.
- Zrobił ci
coś? - Lezard szybko zwrócił się ku mnie i nim odpowiedziałam popatrzył
wrogo na brata - Jeśli...
- Nie - przerwał mu poważnie - Nie dobierałem
się do niej i ona wie dlaczego, a ty powinieneś mi zaufać... choć przez
chwile.
- Nie po tym co zrobiłeś. Nie po tym jak nas naraziłeś i nie po
tym co mówiłeś o Cailith, bo wiem, że nie masz w zwyczaju rzucać słów na
wiatr - wyliczył lodowato Lezard.
Nie miałam pojęcia co oznaczają te
oskarżenia o zrobienie czegoś i narażenia kogoś. Tak właściwie to nawet nie
miałam ochoty się tego dowiadywać. Nie chciałam wplątywać się w tą całą
sytuacje jeszcze bardziej. Wasuki i Lezard patrzyli sobie w oczy,
rozgrywając jakąś prywatną walkę. Nagle Wasuki rzucił się na brata. Wstałam
przestraszona. Słyszałam tylko powarkiwania i widziałam obnażone kły. Na
bogów! Dlaczego oni walczą? Zamknęłam oczy i zatkałam uszy dłońmi. Nie
chciałam nic słyszeć, ani widzieć. Po kilu chwilach odetkałam uszy, nie
otwierając oczu, ale nadal nic nie słyszałam. Otworzyłam powoli oczy. Lezard
leżał na Wasukim i szczerzył kły, po czym wstał i otrzepał się ze śniegu. To
samo uczynił Wasuki. Lez bez słowa rzucił bratu królika.
- Nigdy się nie
poddasz - stwierdził, nie zapytał, z uśmiechem.
- Nigdy - przyznał
Wasuki.
Znów nie wiedziałam o co poszło i co miała znaczyć ta
demonstracja sił. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie znam obyczajów
wilczej rasy, nie znam ich zachować i nie wiem jaka mają hierarchię, bo
pewnie jakąś mają.
- Cailith zadaje zabawne pytania. To dlatego - rzekł
Wasuki i wiedziałam, że to wyjaśnienia dla Lezarda.
- Usiądź przy ogniu,
Cai - powiedział Lez. Nie skomentował tłumaczeń brata, ale najwyraźniej je
przyjął.
Uczyniłam to, a oni zaczęli przyrządzać królika. Zapatrzyłam się
w ogień i poczułam się jak opętana. Odczuwałam nieodparta potrzebę bycia
przy ogniu.
- Cailith, czy coś się stało? - usłyszałam, jak za mgłą,
głos Wasukiego.
- Jesteś jak ogień, czarny bracie - powiedziałam, choć
nie jako ja - Silnym i fascynującym. Podsycony nienawiścią i uprzedzeniami
stajesz się niebezpieczna bestią, która strawi świat. Jednak płonąc
spokojnym, umiarkowanym ogniem jesteś upragnionym ciepłem i spokojem. Ale
zgaśniesz i pozostaniesz tylko tlącym się popiołem, który się rozwieje lub
też odrodzisz się jak feniks z popiołów... jeśli tylko pojawi się iskra
życia.
Poczułam ogień w swym ciele. Trawił mnie od środka, a ja nie
mogłam krzyczeć, choć bardzo tego chciałam. "Nie możesz już
wrócić" słyszałam w mojej głowie, ale myśl ta nie pochodziła ode mnie.
"Coś się kończy...Coś się zaczyna. Taka jest kolej rzeczy... Ty jesteś
końcem i początkiem... Upragnioną niewiastą czarnego brata...".
Otworzyłam gwałtownie oczy. Leżałam na śniegu, a Lezard podtrzymywał mi
głowę. Odepchnęłam go.
- Kim jesteś!?! - krzyknęłam, gdy już
mogłam wydobyć z siebie głos.
- "Jestem..." - w głowie
rozbrzmiał mi nieprzyjemny chichot - " Do zobaczenia. Czekam na ciebie.
Dotrzyj do mnie.W przeciwnym razie... strawie cię jak ogień trawi słabe,
zmęczone konary..."
- Nie! - pisnęłam ze strachu, bo pierwszy
raz spotkałam mnie taka sytuacja. Zaczęłam zasypywać ognisko śniegiem. Na
szczęście Lezard powstrzymała mnie zanim zdążyłam je zgasić.
- Cai... -
zaczął, ale nie dokończył. Wyrywałam się z jego uścisku, kopałam i
drapałam.
- Cailith, uspokój się! - krzyknął nagle i rzucił mnie na
śnieg.
Popatrzyłam na niego jak zaatakowana, spłoszona sarna. Wasuki
podszedł do mnie. Chciał pomóc mi wstać, ale odtrąciłam jego dłoń i wstałam
sama. Powoli budził się we mnie gniew.
- Nie mogę wrócić, tak? -
krzyknęłam w przestrzeń - To patrz.
Podciągnęłam spódnice do kolan i
dumnie ruszyłam w kierunku koni, nie zważając na zdziwione spojrzenie
Wasukiego i obojętne Lezarda. Wsiadłam na czarnego wierzchowca.
- Nie
rozumiesz - powiedział do mnie Lez.
- Masz rację. Nie rozumem -
odpowiedziałam i poderwałam konia do galopu.
- Chyba nie pozwolisz jej
odjechać!? - usłyszałam za sobą wykrzyczane pytanie
Wasukiego.
Pognałam przed siebie. O co tu chodzi? Myślałam, że Lezard to
delikatny i rozsądny facet. Natomiast Wasukiego traktowałam, i zresztą nadal
traktuję, jak potencjalnego mordercę mojej osoby, a to właśnie on chciał
mnie zatrzymać. Nie rozumiem tego.
- "I nie musisz" - znów ten
głos. Zatrzymałam się.
- Kim jesteś?
- "Jestem głosem
przeznaczenia"
- Pieprzysz - rzuciłam gniewnie.
- "Ty to
powiedziałaś"
- Dlaczego siedzisz w mojej głowie? Zostaw mnie.
-
"He, he. Nie siedzę w twojej głowie. Jestem materialna istotą oddaloną
od ciebie tysiące mil. Słyszysz ,mnie dzięki magii. Pomagam ci. Odrzucasz
moja pomoc?"
- Nie prosiłam cię o pomoc.
- "Ale ja ci jej
udzielam. Zapłatę odbiorę później"
- Nie zgadzam się.
-
"Wróć do wilków"
- Nie.
- "Wracaj do nich! Nie
pozwolę by moje plany legły w gruzach tylko dlatego, że jesteś kapryśną
smarkulą"
- Nie masz mi nic do zaoferowania - wzruszyłam ramionami.
To powinno go zbić z tropu.
- "Jeśli mi pomożesz ocalisz... możesz
ocalić wielu niewinnych ludzi...w tym siebie"
- Jeśli będę żyła tak
jak chcą tego inni nic mnie nie uratuję. Będę martwą duszą w pustym
ciele.
- "Więc pomyśl o innych. Pomyśl o Lezardzie..."
- Kim
ty jesteś?
- "Niedługo się spotkamy, Cailith."
Głos umilkł,
a ja nadal nie podrywałam konia do galopu. Co robić?, myślałam. Dlaczego to
właśnie mi muszą się przydarzać takie durnowate rzeczy?! Dlaczego jestem
taka głupia? Czas zacząć zachowywać się odpowiedzialnie, a nie jak
przestraszona mała dziewczynka. Zawróciłam. Przecież niedorzecznością byłoby
zostawić Lezarda z powodu jego chwilowej agresji. Jest moim przyjacielem,
gdybym go opuściła, mimo jego prośby, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Podobało mi się. Interesujący początek.
Narracja pierwszoosobowa nie jest w moim typie,ale tutaj kompletnie nie
przeszkadza. Stworzyłaś ciekawych bohaterów. Każdy z nich ma duszę, że tak
powiem (no może poza Tarim
)
Nie zauwazyłam błędów stylisistycznych, czasami zapominasz m na końcu,
ale tak poza tym od strony ortograficznej i interpunkcyjnej opowiadanie
wyglada w porządku.
Dziękuję, i po raz kolejny mam nadzieję na ciąg dalszy . Musisz tylko dodać trochę więcej opisów i będzie spoxo
Interesujące. Na początku wydawało mi się trochę nudne, ale potem akcja nabrała rozpędu.
Iskro droga nie trzymaj ludzi w niepewności i dodawaj szybciej kolejne części bo się biedni zamyśłą na śmierć.... ah i obiecałaś napisać dalszy ciąg do wilczej rasy jak Ci idzie?? mam nadzieję że dobrze bo nie mogę się doczekać co będzie dalej [FONT=Arial]
Hieny, kolejna porcja padliny
_______________________________
Na miejscu czekał na mnie upieczony królik. Lezard nie jadł. Twarz miał schowana w dłoniach. Widać było, że coś go dręczy. Gdy mnie usłyszał spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach ulgę. Wasuki uśmiechnął się szeroko i nie bez złośliwości.
- Coś w tym musi być, braciszku, że tak ją dobrze znasz. Skąd wiedziałeś, że wróci?
- Nie wiedziałem - odparł poważnie i podszedł do mnie, by pomóc mi zejść z konia. To nie było potrzebne, ale miłe.
Usiadłam przy ognisku i zjadłam kawałek królika. Był bardzo smaczny. Następnie wytłumaczyłam moim towarzyszom dlaczego zachowałam się tak dziwnie. Oczywiście wspomniałam o rozmowie z tajemniczym głosem.
- Zapomnij o nim - rzekł Lezard - To mogły być tylko urojenia wywołane głodem, zimnem i wyczerpaniem organizmu.
- Mogły być, ale nie były - Popatrzyłam na niego z wyrzutem.
Ziewnęłam. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Lezard zauważył to. Usiadł obok mnie i pozwolił bym oparła się o jego ramię i okrył mnie częścią swego płaszcza. Niemal natychmiast osunęłam się w "półsen", ale nie mogłam zasnąć całkowicie. Słyszałam jak Wasuki dorzuca drewno do ognia. On i jego brat milczeli. Już prawie osunęłam się w głęboki sen, gdy usłyszałam słowa Wasukiego.
- Co teraz? - spytał.
- W jakim sensie?
- No, co zrobimy z Cailith?
- Nic. Pojedzie ze mną.
- Durniu. Ona jest delikatna dziewczyną. Wiesz jakie jest nasze zadanie. Niepotrzebnie narazisz ją na niebezpieczeństwo. Ona nie jest przyzwyczajona do życia jakie prowadzisz, jeśli w ogóle jest w stanie je znieść. Widziałeś wyraz jej twarzy podczas rzezi jaką urządziłem w jej wiosce? Widziałeś te przerażone oczy?
- Ta rzeź nie była potrzebna.
- Daj spokój - zirytował się Wasuki - Kilku wrogów mniej... Ale chcę porozmawiać o Cailith.
- Dlaczego się tak o nią troszczysz?
- Bo jest dla ciebie kimś ważnym. Wiem... Czuję, że jeśli coś jej się stanie... cóż, możesz zrobić jakieś głupstwo.
- Wasuki, robisz się podejrzany martwiąc się o mnie.
- Lez, wiem, że tego nie okazuję, że jestem narwany, a moja odwaga graniczy z głupotą, ale szanuję cię braciszku. Nie zgadzam się z tobą w wielu rzeczach, czasem mam ochotę wyrwać ci wątrobę i wtłoczyć ci ja spowrotem przez gardło, ale naprawdę cię szanuję.
- Cóż za wyznanie. Jestem pod wrażeniem - zaśmiał się szczerze Lezard - Mogę jeszcze rzec, że tez cię szanuję przyjacielu, ale jak jeszcze raz zignorujesz moje rozkazy to cię powieszę.
- Zapamiętam to - Wasuki tez się roześmiał i po chwili dodał - Powiedz szczerze. Ile tak naprawdę znaczy dla ciebie Cailith?
- Dużo i z każdą chwilą wciąż więcej.
- Ona cię zgubi. Wiesz o tym - stwierdził, nie zapytał.
- Może, ale nie musi.
- Lezardzie, jeśli oni będą chcieli wykorzystać Cailith jako przynętę, zakładniczkę lub cos w tym stylu nie zawaham się pozbawić jej życia, mimo, że ją cenisz.
- Nie zrobisz tego. Nie pozwolę na to.
- Pozwolisz. Jeśli zrozumiesz powagę sytuacji pozwolisz.
- Łudź się... - mruknął Lez wrogo.
- Nie zawaham się - powtórzył Wasuki twardo - Ona jest mniej warta od ciebie. Zapamiętaj to.
Lezard nie odpowiedział. Poczułam jak opiera swoją głowę o moją. Mimo słów Wasukiego poczułam się bezpiecznie w towarzystwie tych dwóch osobliwych wilków. Po chwili przyszedł sen.
Rano obudziłam się słaba i skostniała. Cud, że nie zamarzłam. Po lekkim posiłku składającym się z resztek wczorajszego królika, ruszyliśmy w drogę. Gdzie? Nie miałam pojęcia, ale chciałam się dowiedzieć.
- Dokąd jedziemy? - spytałam Lezarda, który siedział za mną.
- Do przyjaciela - odparł krótko.
- Do Reydena - poprawił Wasuki
- Czyli gdzie jedziemy? - dopytywałam się.
Bracia milczeli tak, jakby się zmówili. Wszystko przede mną ukrywają. To staje się irytujące.
Wieczorem dotarliśmy do chaty Reydena. Byłam bardzo zmęczona. Lezard nie pozwolił na ani jeden postój, powtarzając wciąż, że nie mamy czasu. Wnętrze budynku było bardzo przytulne. Na środku stał duży drewniany stół. W kominku płonął ogień, co sprawiło, że poczułam się jak w domu. Pod ściana były ułożone skóry zwierząt. Przy stole siedział przedstawiciel wilczej rasy. Jego sierść nie była ciemna, tak jak Lezarda i Wasukiego. Miała kolor brązowo-rudy. Jego włosy były krótkie.
- Witam - gospodarz wstał i rozłożył ręce w zapraszającym geście - Siadajcie. Pewnie jesteście zmęczeni.
- My nie, aż tak, ale Cailith przydałby się odpoczynek - wtrącił Wasuki.
Reyden dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Przyjrzał mi się uważnie. Poczułam się niezręcznie pod jego spojrzeniem. Wydawało mi się, że bada moją duszę, moje myśli...
- Przestań - szepnęłam mimowolnie.
- Wybacz - uśmiechnął się przyjaźnie - Nie mogę się powstrzymać od ocenienia nowo poznanych osób.
- Reyden jest magiem - powiedział Lez i usiadł przy stole - Właśnie ocenił twoja lojalność w stosunku do przyjaciół, prawdomówność i odwagę.
- Za pomocą magii? - spytałam i usiadłam obok Lezarda. Przytaknął mi.
Nagle usłyszałam kroki. Mała osóbka z blond włosami zbiegła ze schodów. Stanęła na ich końcu. To była wilcza dziewczyna. Jej sierść była bardzo jasna, prawie biała. Oczy miała szare. Była bardzo ładna, nawet ja to mogę powiedzieć. Wodziła po pokoju wzrokiem, jakby kogoś szukała. Znalazła. Ruszyła szybko w stronę Wasukiego i rzuciła mu się na szyje z radosnym uśmiechem. Wszystko to trwało zaledwie kilka chwil.
- Już myślałam, że nie przyjedziesz - zaśmiała się dziewczyna.
- No co ty, Stu? Wątpiłaś we mnie? - Wasuki obdarzył ją namiętnym pocałunkiem - Dla ciebie wszystko.
Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana. Ta śliczna dziewczyna jest zauroczona tym wulgarnym kobieciarzem? Czy oni są parą? Jeśli tak, to współczuje jej.
Uff... Wczoraj w nocy siedzialam i
czytalam
Swietne!! S-W-I-E-T-N-E!! Ale jakos nie wyobrazam sobie
wilka jako kasanowy Moze za wilkowato sobie go wyobrazam? O_o
nie wiem, w kazdym razie wiem jedno: czekam na next parta
Wiesz, zrobilas sobie u mnie niezla
reklame Ide czytac Gryfa z tego wszystkiego chyba
kociaczki, tas taś, padlina! nowa dostawa
- Lezardzie, może przedstawiłbyś nas swojej nowej przyjaciółce? - rzekł Reyden, psując tym samym romantyczne powitanie Wasukiego.
- Oczywiście. Cailith to jest Reyden, bardzo przydatny mag, choć niezbyt umiejętny - Reyden uderzył lekko Lezarda w głowę, po przyjacielski, na co wszyscy, prócz mnie, się zaśmiali - A to jest Stu, jego córka, ulubienica Wasukiego.
- Widzę - mruknęłam.
- Cailith, chyba mi nie powiesz, że jesteś o mnie zazdrosna - Wasuki uśmiechnął się szelmowsko. Nadal obejmował Stu w pasie - Miałaś swoją szansę, której, ku mojemu rozczarowaniu, nie wykorzystałaś.
Popatrzyłam na niego ze złością. Nic nie mówiłam z obawy, że kogoś mogę urazić lub skrzywdzić. Przecież nie chodziło mi to żeby pokazać zazdrość, tylko oburzenie. A ta Stu nawet się nie skrzywiła na słowa Wasukiego. Nadal się uśmiechała. Co to w ogóle są za zwyczaje?!
- Miło cię poznać, Cailith - powiedziała do mnie przyjaźnie.
- Dobrze, szkoda czasu. Wasuki, Lezardzie miło by było gdybyście zdali mi raport - Reyden przeszedł do rzeczy.
- Wolałbym żeby Cai opuściła najpierw ten pokój -rzekł zimno Lez.
- Słucham? - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć.
- Choć, Cailith - Stu pociągnęła mnie za rękaw sukienki - To męskie sprawy. Nic tu po nas.
Wstałam i podążyłam za Stu. Mogłam się oczywiście kłócić z Lezardem, oskarżyć go o nieufność i zaprotestować, ale po co? I tak nic bym nie osiągnęła. Stu zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku.
- Nie jesteś chyba zadowolona z mojego związku z Wasukim - rzekła od razu.
- Nie, to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
- Więc jak?
Jej pytania nie były wrogie. Co mnie zresztą zdziwiło.
- Po prostu spędziłam z nim dwa dni i nie wydaje mi się żeby był odpowiedni do jakiegokolwiek związku.
- Mam nadzieję, że nie zaciągnął cię siłą do łóżka - przestraszyła się.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli spałabym z nim z własnej woli nie miałabyś nic przeciwko? - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Cailith, ja wiem jaki jest Wasuki. Ma słabość do ślicznotek - powiedziała poważnie, bez żalu - Wiem też, że to ja jestem dla niego jedyną. Wiem, że będzie do mnie wracał za każdym razem. Wiem, że zawsze będzie mnie kochał tak samo. A że chodzi z innymi do łóżka... cóż, jest mężczyzną. Nie mogę mu tego zabronić.
Przyjrzałam jej się uważnie.
- Stu, ile ty masz lat?
- Liczę sobie 17 wiosen. Dlaczego pytasz?
- Jesteś ode mnie rok starsza, a mówisz jak dojrzała kobieta.
- "Uznam to za komplement" - rozbrzmiało nagle w mojej głowie. To był tamten głos.
Złapałam się za głowę i zacisnęłam mocno powieki. Wynoś się, myślałam gorączkowo.
- Cailith - uśmiechnęła się Stu, jej głos brzmiał zupełnie jak... - To Ja jestem tym głosem - Wystawiła mi czubek języka. Ciekawe co oznacza ten gest w wilczej mowie?
- Jak to "to ty"?
- To ja byłam tym głosem. Chciałam po prostu, byś została z Lezardem.
- Ale dlaczego?
- Jesteś jego jedyną przyjaciółką, a przyjaźń jest mu teraz bardzo potrzebna.
- A ta gadka o końcu, o początku, o jakimś planie, groźba o spaleniu?
- Musiałam coś wymyślić żeby zmusiło cię do pozostania - przechyliła figlarnie głowę - Przepraszam jeśli cię tym uraziłam.
- Nie - zaprzeczyłam - Ach, było minęło. I tak nie miałabym dokąd pójść... - wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę gniewałam się na Stu, ale nie chciałam tego okazywać. I tak niczego by to nie zmieniło.
- Podejrzewam, że Lez niewiele ci powiedział o swojej... hm, pracy - zmieniła temat Stu.
- Tak właściwie to nic mi nie powiedział - wyznałam.
- Można się było tego spodziewać - mruknęła Stu, ale zaraz potem uśmiechnęła się i dodała - Ale zaraz to naprawię.
- Zamieniam się w słuch.
Usiadłam wygodniej na łóżku. Czułam, że ja i Stu już jesteśmy przyjaciółkami. Ta mała osóbka ma wiele optymizmu w sobie i jest naprawdę sympatyczna.
- Lez jest generałem w Wilczej Armii - zaczęła opowiadać - To znaczy teoretycznie jest generałem. W praktyce wygląda to nieco inaczej, gdyż Lez pełni raczej funkcję szpiega i, co tu kryć, najemnika. Jest bardzo lojalny w stosunku do królowej, ale swoje zadania wykonuje zawsze tak, by nikomu postronnemu nie stała się krzywda. Lez kręcił się przy twoim mieście, gdyż miał zdobyć informacje o planach waszej armii.
- Podczas tych trzech miesięcy znajomości z Lezardem nawet by mi na myśl nie przyszło, że może być kimś... takim.
- Bo ty poznałaś prawdziwego Lezarda - uśmiechnęła się Stu, a ja popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
- Lez jest osobą, która nie lubi odsłaniać swej rzeczywistej natury. Ma dwa oblicza. Jedno to Lez, a drugie to generał Lezard. Ty poznałaś Leza... ale od wczoraj zaczęłaś poznawać generała Lezarda.
- Ale nawet po ostatnich wydarzeniach nie powiedziałabym, że Lez jest generałem. Wydawało mi się raczej, że stał się bardziej chłodny i, że się tak wyrażę, drętwy - rzekłam zamyślona.
- To dlatego, że Lez nie potrafi grać generała w twojej obecności. Zbyt wiele swej duszy odkrył przed tobą.
Nie skomentowałam tego. Skrzyżowałam ręce nad głową i położyłam się na łóżku. Czułam się odprężona, spokojna, bezpieczna... Dlaczego? Przecież nie miałam ku temu powodów. Nigdy się tego nie dowiem.
- Stu, jeśli istniałaby taka możliwość chciałabym się wykapać.
- Oczywiście. Poczekaj tutaj, a ja wszystko przygotuję.
- Dziękuję - powiedziałam zanim wilcza dziewczyna wyszła z pokoju.
Przeciągnęłam się. Tak, kąpiel bardzo mi się przyda. Zamknęłam oczy. Cóż za przewrotny los, pomyślałam. W ciągu ostatnich dni moje życie zmieniło się tak bardzo... Przyjęłam to stwierdzenie spokojnie, bez żalu, tak jakbym tej zmiany oczekiwała... Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Postanowiłam zejść na dół i poszukać kuchni. Dlaczego nikt nie pomyślał, że mogę być głodna?, uśmiechnęłam się do siebie, bo bynajmniej nie byłam z tego powodu zła. Wyszłam z pokoju i zanim zeszłam ze schodów do moich uszów dotarły słowa:
- ... zabrać ze sobą! - krzyknął Lezard.
- Zastanów się chwilę co ta dziewczyna będzie czuła - cichy głos Reydena był wzburzony.
- Nie obchodzą mnie jej uczucia, tylko bezpieczeństwo!
- Posłuchaj siebie. O czym ty w ogóle mówisz? Jesteście podobno przyjaciółmi.
- Jesteśmy i dlatego pojadę bez niej!
- Nie możesz tak po prostu odjechać. Musisz najpierw poinformować ją o tym, wytłumaczyć dlaczego postępujesz tak, a nie inaczej i zapewnić ją, że wrócisz.
- Nie wiem czy wrócę - rzekł łagodnie Lez - Jeśli zginę powrót będzie raczej niemożliwy.
- Tym bardziej powinieneś z nią porozmawiać.
Usłyszałam ostrzegawcze warknięcie Lezarda, a zaraz potem dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Odechciało mi się czegokolwiek. Poszukałam Stu, podziękowałam jej za przygotowanie dla mnie kąpieli i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Nie myśleć, nie osądzać, nie przewidywać... Po prostu czekać. Po kąpieli Stu pokazała mi mój pokój i dała białą koszulę do spania. Przebrałam się i od razu położyłam, ale zdążyłam zauważyć, że koszula jest z miękkiego materiału. Chciałam tylko zasnąć, choć wiedziałam, że obudzę się ze świadomością, że Lezarda nie będzie. Zacisnęłam powieki, by powstrzymać łzy. Pierwszy raz udało mi się to.
Iskierko!! Czemu taka mala ta
dostawa?? Aaach, chyba sie juz uzaleznilam ... Pani autor... Nakarm pajacyka =P
Co Wy w tym widzicie? Toż to ostatni chłam jest... Jush! Sio mi stąd, Gryfa komentować
_______________________________________________
3
Rano obudził mnie hałas zamykanych drzwi. Stał w nich Lez!
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - rzekł łagodnie.
Podszedł do stolika i położył na nim coś co było zawinięte w czarne skóry. Popatrzyłam na to, a potem na Lezarda. Uśmiechnął się delikatnie i ruszył ku drzwiom. Poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Nie odjeżdżaj - poprosiłam cicho.
- Porozmawiamy na dole - powiedział i spojrzał na czarne zawiniątko - Mam nadzieję, że będzie pasować.
Ostatnie słowa wypowiedział tak, jakby wiedział, że na pewno będzie pasować. Tylko, że ja jeszcze nie wiedziałam co ma niby na mnie pasować. Lezard otworzył drzwi i obrócił się w moja stronę. Na jego twarzy zagościł uśmieszek, tak dla niego charakterystyczny.
- Ładny dekolt - powiedział i szybko wyszedł.
Spojrzała w dół i poczułam jak oblewa mnie fala wstydu. Dekolt, nie dość, że głęboki, to jeszcze ułożył się tak, że ukazywał moje nagie ramię i niewielką część piersi. Odruchowo się zakryłam, choć nikogo nie było już w pokoju. Trwałam tak przez chwilę, a potem moja uwagę przykuł podarunek Lezarda. Rozpakowałam go. To była czarna sukienka. Założyłam ją i przeglądnęłam się w lustrze, które stało w pokoju. Miała prosty krój, ale była bardzo ładna. Leżała idealnie. Zupełnie jak szyta na miarę. Zaplotłam swoje rude włosy w warkocz sięgający mi za pośladki i zeszłam na dół. Wszyscy na mnie spojrzeli. Reyden obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, tak jak jego córka. Lezard patrzył na mnie... bardzo dziwnie. Natomiast Wasuki nie powstrzymał się od komentarza.
- O bogowie! Cailith wyglądasz prześlicznie. Może skusisz się dziś wieczorem na kielich wina w moim pokoju? - błysnął zębami.
- O nie, mój drogi - Stu szturchnęła go żartobliwie w ramię - Dziś w nocy jesteś mój.
- Ach, tak - udał zmartwionego - Niestety, Cailith, nici z naszego wspólnego wieczoru.
- Jakoś to przeboleje - odparłam z uśmiechem i usiadłam przy stole obok Lezarda.
Zaczęliśmy posiłek, przy którym co chwilę wszyscy się śmiali z opowieści Waukiego i żartów Leza. Reyden zresztą też ma duszę żartownisia. A wydawał się taki poważny... Po posiłku, ja i Stu, posprzątałyśmy ze stołu.
Właśnie zmywałyśmy naczynia, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. To był Lezard. Poprosił mnie o rozmowę. Wyszliśmy przed dom.
- Muszę wyjechać. Kolejne zadanie - wyjaśnił krótko i tak, jakby wiedział, że Stu mówiła mi o jego zajęciu i że słyszałam część wczorajszej rozmowy. A może wiedział?
- Kiedy wrócisz? - spytałam, choć czułam, że on nie chciał tego pytania słyszeć.
- Nie wiem - odparł.
- Jak bardzo to zadanie jest niebezpieczne? - zadałam kolejne pytanie pochylając głowę. Poczułam jak mnie przygarnia do siebie i opiera brodę na mojej głowie.
- Wrócę, Cai. Wrócę - powiedział i nie dodając nic więcej ruszył do stajni po konia. Zaraz potem ujrzałam galopującą postać w czarnym płaszczu na koniu.
- Wróć - szepnęłam do siebie.
Patrzyłam w kierunku odjazdu Lezarda. Miałam cichą, bardzo cichą nadzieję, że zaraz wróci, że nie ma go tylko przez chwilę... Poszłam do kuchni, aby pomóc Stu. Chciałam się czymś zająć. Wiedziałam, że jeśli będę siedzieć bezczynne, zacznę myśleć o zadaniu Lezarda, a to tylko zwiększy moje obawy.
- Nie musisz mi pomagać - rzekła miękko Stu.
- Wiem - przytaknęłam.
- Wiem, że może teraz nie jesteś w nastroju, a to co teraz robimy nie sprzyja zbytnio rozmowie - rzekła Stu po chwili milczenia - ale może jednak...
- Tak - przerwałam jej - Tak, rozmowa bardzo mi się przyda - uśmiechnęłam się lekko.
- Chciałabym cię zapewnić, że wróci cały i zdrowy, ale niestety nie mogę.
No pięknie! Skoro tak się zaczyna potrzebna mi rozmowa, to jak się skończy?!
- To co ma zrobić graniczy niemal z cudem - ciągnęła bezlitośnie Stu.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam z wrogością w głosie.
- Nie rozumiesz? - spojrzała na mnie jak matka karcąca swoje dziecko - Nie chcę żebyś czekała na niego w nieskończoność, żebyś się umartwiała...
- Jesteś okrutna - rzuciłam.
- Nie, Cailith - usłyszałam za sobą głos Reydena - To życie jest okrutne.
- Jeśli chcesz opowiemy ci o naturze, zwyczajach i prawie Wilczej Rasy - powiedziała Stu - To pomoże ci zrozumieć.
Przytaknęłam po dłuższej chwili. Usiedliśmy we trojkę na skórach leżących przy kominku. Stu siadła ze skrzyżowanymi nogami - tak jak mężczyzna. Wydaje mi się, że kobiety z Wilczej Rasy są bardziej śmiałe i nie wstydzą się swego ciała. Ja nigdy bym się nie dowarzyła zachowywać jak Stu, ale nie twierdze też, że takie zachowanie jest złe. W pewnym stopniu to mi nawet imponuje.
- O czym chcesz najpierw usłyszeć? - spytał Reyden i dorzucił drewna do ognia.
- Nie wiem - odparłam - Może o zwyczajach?
- Dobrze - zgodził się - Zacznę więc od naszych wierzeń.
- Bóstwa ludzkie i wilcze pochodzą z tego samego kultu czterech żywiołów - dołączyła się do rozmowy Stu.
- Tak, z tą różnicą, że nasze bóstwa są przedstawiane zupełnie inaczej. Każde z nich posiada oddzielną i odmienną historie powstania. Feniks jest uosabiany z ogniem. Symbolizuje odrodzenie oraz oswojenie z bólem, jak i również wojnę. Żywioł ten szczególnie czcimy w lecie, a ofiary w postaci...
- Nie, nie ludzi - wtrąciła się Stu lecz widząc karcący wzrok ojca dodała - Przepraszam.
- ...a ofiary w postaci kwiatów i rożnego rodzaju plecionek składamy mu w pierwszy ranek lata - kontynuował Reyden - Powietrze uosabia orzeł imieniem Wind. Symbolizuje on wolność i mądrość. Kult tego bóstwa przypada na jesień. Legenda głosi, że Wind pomaga roślinom i zwierzętom przygotować się do zimy. Wodę symbolizuje bóbr Snow. Snow jest uosobieniem lenistwa, porywczości, siły i wytrwałości oraz bezpieczeństwa. Jego święto jest obchodzone w najdłuższą zimową noc, gdy księżyc jest w nowiu. Czwarty z żywiołów - ziemię - uosabia wilk, a właściwie wilczyca, imieniem Ert. Wilczyca jest symbolem narodzin i płodności, siły i łagodności, wytrwałości duchowej...
- Kiedy się urodziłaś? - spytała mnie Stu, znów przerywając ojcu.
- W ostatnią wiosenną noc podczas pełni - odpowiedziałam, a Stu i Reyden uśmiechnęli się do siebie.
- Urodziłaś się w noc, podczas której Wilcza Rasa obchodzi święto płodności. No i oczywiście jesteś spod znaku wilka - wyjaśniła mi Stu.
- Ludzie posiadają dwanaście znaków zodiaku, a my tylko cztery. Jest to dla nas liczba mająca wielkie znaczenie. Jeśli będziesz miała ochotę opowiem ci kiedyś o numerologi. Wiesz co to jest numerologia?
- Tak - przytaknęłam - Chodzę... Chodziłam do bardzo dobrej szkoły.
- Więc dobrze. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. Wróćmy jednak do wilczych zwyczajów. Jesteśmy stworzeniem w dużej mierze związanymi z naturą. Kochamy ją, szanujemy i jesteśmy od niej, w pewnym sensie, zależni. Oczywiście nie znaczy to, że jesteśmy bandą dzikusów żyjących w leśnych szałasach. Nasze osiedla są budowane w głębi lasów, w górach z dala od ludzi. Bez fałszywej skromności musze przyznać, że budynki wilczych architektów są niezwykle piękne i harmoniczne, a przy tym trwałe i przytulne.
- Tak jak ten domek? - spytałam rozglądając się.
- Nie - zaprzeczyła Stu - To jest dom zbudowany przez naszego ludzkiego przyjaciela...
Stu nie dokończyła, gdyż do domu wszedł, a raczej wpadł, uśmiechnięty Wasuki. Zapewne chciała mi powiedzieć coś więcej o tym przyjacielu, ale nie zdążyła. Zresztą nie bardzo mnie to interesowało.
Iskierko, sama nie wiem, co w tym widze =) Ale jush sie nowego parta nie moge doczekac!! Juz nawet nie zwracam uwagi na styl i bledy ( O_o )... Tylko C-Z-Y-T-A-M. Swietny part, jak zwykle =D
(Abaska czyta ostatnie slowa Iskry...) Dobra, ide komentowac Gryfa =P
Jak zacząłem to czytać to od razu mi się skojarzył jakiś romans średniowieczny, ale w miarę czytania nawet mi się spodobało. Ciekawe to to! Wytrwałości życzę w dalszym pisaniu.
Iskra, gdzie next part?? Buuu...
Jak wroce 4 sierpnia to ma byc kilka partoff, bo bedem nad Toba z
batem stala!!
Pozdrawiam!! I weny zycze
^^
Może by to ktoś zbluzgał, co?
=)
Mam napisane 7 rozdziałow tego. Jush teraz uprzedzam, że
kontunuowac nie zamierzam =) Ale mila wiadomosc dla tych ktorym sie podoba:
jestescie dopiero w trzecim rozdziale
_______________________________
<
br>Wasuki wyjął złożone dłonie spod płaszcza i otworzył je. Stu pisnęła. Na
dłoni Wasukiego siedziała mała biała myszka. Wasuki uśmiechnął się do mnie
złośliwie, złapał myszkę za ogon i przystawił mi ja do twarzy. Niestety
musiałam go rozczarować. Wzięłam stworzonko w dłonie.
- Wasuki, zostaw
tą biedna istotkę. Wystarczy, ze przestraszyłeś Stu - uśmiechnęłam się, nie
mniej złośliwie niż on.
Wilcza dziewczyna spojrzała na mnie ze
zdziwieniem. Najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że nie boje się myszy. Ja z
kolei nie mogłam zrozumieć dlaczego miałabym się jej bać.
- Cailith,
zepsułaś mi całą zabawę - rzekł z wyrzutem Wasuki, a Stu podeszła do niego i
z udawana złością uderzyła go w ramię.
- Wiesz, ze nienawidzę tych małych
obrzydliwych stworzeń! - krzyknęła z uśmiechem i uderzyła go
mocniej.
- Wiem - wyszczerzył zęby.
Stu zarzuciła mu ręce na szyję i
pocałowała czule w policzek.
- Nie rób tego więcej - powiedziała
słodko.
- Zastanowię się - odpowiedział tuląc ja do
siebie.
Popatrzyłam myszce w czarne oczka i zamknęłam ją w dłoni.
-
Pójdę na górę do siebie - rzekłam i nim wyszłam dodałam do Reydena -
Porozmawiamy później.
Skinął twierdząco głową, a ja wyszłam po schodach i
ruszyłam do swego pokoju. Usiadłam na łóżku i otworzyłam dłonie. Myszka
patrzyła na mnie z trwogą. Na pewno bardzo się przestraszyła. Pogłaskałam ja
palcem po główce, a ona tak jakby się uspokoiła. Wiedziałam jednak, ze to
niemożliwe. Gryzonie działają instynktownie. Po prostu myszka tak bardzo się
boi, że dlatego nie ucieka.
- I co my z tobą zrobimy, mała? -
uśmiechnęłam się do stworzonka i pozwoliłam by zeszła z mojej dłoni na
łóżko. Przyglądnęłam się jej uwarzeni - Dlaczego nie uciekasz?
Myszka
oczywiście mi nie odpowiedziała. Nadal siedziała w tym samym miejscu i
patrzyła na mnie przenikliwymi małymi perełkami. Uśmiechnęłam się. Ona jest
naprawdę śliczna.
- Jak chcesz - rzekłam i położyłam się obok gryzonia.
Zamknęłam oczy.
To pierwszy dzień, od trzech miesięcy, bez Lezarda,
pomyślałam. Czuję się dziwnie. Sama świadomość, że go przy mnie nie ma, że
nie mogę z nim porozmawiać, że nie wiem czy wróci... Świadomość była w tym
przypadku przekleństwem. Pomyślałam o mojej rodzinie. Ciekawe co teraz
robią? Jest przedpołudnie, więc mama pewnie wypieka chleb., tata jest w
pracowni, a Tesu... Ciekawe co znowu wymyślił? On ma zawsze takie
zwariowane, a czasem nawet niebezpieczne, pomysły. Wasuki i on byliby
dobrymi przyjaciółmi... Tęskniłam za nimi wszystkimi, ale nigdy nie
żałowałam. Nie żałowałam ani jednej swojej decyzji. Ani jednej...
Do
pokoju weszła Stu.
- Cailith, może masz ochotę poznać okolicę? - spytała
już od progu.
Podniosłam się i rozglądnęłam za myszą. Nie chciałam by
Stu znów się przestraszyła. Gryzoń leżał w tym samym miejscu co wcześniej.
Spał. Wzięłam myszkę w dłonie.
- Jak najbardziej - dopiero wtedy
odpowiedziałam na pytanie.
- Świetnie - ucieszyła się - Ale najpierw
wypijemy coś ciepłego i... wypuścimy tego obrzydliwego szczura.
Złapała
mnie za rękę i pociągnęła na dół, po czym otworzyła drzwi frontowe.
Zrozumiałam jej niemy rozkaz i wypuściłam myszkę. Następnie Stu przygotowała
dwa kubki ciepłego kompotu. Wypiłam go ze smakiem.
- To co, Cailith?
Idziemy?
Przytaknęłam i zaczęłam wkładać swoje buciki.
- Zaczekaj -
powstrzymała mnie - Zaraz przyniosę ci porządne buty na zimę.
Nie
wiedziałam o co jej chodzi. Moje buty były na zimę i tym bardziej były
porządne. Stu podała mi buty na płaskiej podeszwie, wysokie aż po kolana.
Były idealnie wyprofilowane do stopy. Od wewnątrz miały futerko. Nigdy nie
widziałam takich butów.
- No, co się tak patrzysz? Zakładaj. - ponaglała
mnie Stu.
Więc założyłam. Były niezwykle wygodne i niemal idealnie
dopasowane, a przy tym moja stopa i łydka wyglądały bardzo zgrabnie.
-
Tak myślałam, że mamy taki sam rozmiar stopy - uśmiechnęła się - Poczekaj
chwilkę. Założę buty i pójdę po płaszcze.
Skinęłam twierdząco. Po kilku
minutach byłyśmy gotowe do wyjścia.
Na zewnątrz nie było zimno, wręcz
przyjemnie. Wspaniała pogoda na spacer. Szłam obok Stu, podziwiając piękno
krajobrazu.
- Ładnie tu, prawda? - zagadnęła wilcza dziewczyna.
-
Tak, bardzo - przytaknęłam.
- Wiosną jest jeszcze ładniej. Zresztą
niedługo zima się skończy i sama będziesz mogła zobaczyć.
- Nie jestem
pewna czy zostanę tu do tego czasu - rzekłam.
- Nie martw się. Nawet
jeśli wyjedziesz stąd z Lezardem to zawsze możesz go poprosić by cię tu
przywiózł.
- Skąd pewność, że go jeszcze zobaczymy? - spytałam z
pochylona głową, prawie gniewnie.
- Cailith, Lezard wróci.
- Jeszcze
niedawno mówiłaś coś innego - przypomniałam jej, teraz już nie kryjąc
gniewu.
- Skąd w tobie tyle agresji? - spytała, niemal upominająco -
Agresji i gniewu.
- Może dlatego, że nie rozumiem wielu rzeczy -
warknęłam - Może dlatego, że boje się o Lezarda. A może dlatego, że ta cała
sytuacja mnie przerasta, przerastają mnie problemy i życie.
Przy
ostatnich słowach prawie płakałam. Nie wiem co się ze mną działo. Nigdy
wcześniej się tak nie zachowywałam. A teraz... Jeśli tylko nie miałam
pewności, że Lez jest bezpieczny czułam złość. Złość na samą siebie. Bałam
się. Przyjaciela szuka się całymi latami, a można go stracić w jednej
chwili.
Poczułam jak Stu mnie przytula.
- Czasem musimy sobie
pozwolić na chwile optymizmu - rzekła łagodnie - Nie mogę powiedzieć, że Lez
wróci cały i zdrowy, ale wróci. Mam nadzieję...
- Ja też i... przepraszam
za swoje zachowanie.
- Nie ma sprawy - Stu uśmiechnęła się przyjaźnie -
Chodź pokażę ci cos naprawdę ładnego.
Pobiegłam za nią. To wręcz
nieprawdopodobne, że dotyk Lezarda i Stu działały na mnie tak uspokajająco.
Jestem ciekawa czy ma to jakieś podłoże magiczne.
- To już niedaleko -
zawołała moja wilcza przyjaciółka.
Nie wiem jak długo biegłyśmy, ale po
ostatnich słowach Stu nie mogłam już ujrzeć jej domu, ani świerków, które go
otaczały. Zupełnie niespodziewanie zaczął padać śnieg. Widoczność niemal
cały czas spadała. Nie podobało mi się to. Dobrze, że miałyśmy czarne
płaszcze. Stu złapała mnie za rękę i wprowadziła do jakiejś jaskini.
Najpierw otrzepałam się ze śniegu, a dopiero potem rozglądnęłam... i niemal
otworzyłam z zachwytu usta.
- Wiedziałam, że ci się spodoba - powiedziała
radośnie i ruszyła na przód.
Nie mogłam się otrząsnąć. Widok zapierał
dech w piersiach. Jaskinia nie była duża. Na środku mieściła się fontanna z
zamarzniętą wodą, a wokoło... wokoło były piękne kolorowe kwiaty zamknięte w
kryształowym lodzie. Po sklepieniu jaskini piął się bluszcz. On tez był
oblodzony. Nie potrafię opisać tego widoku, bo przecież prawdziwego piękna
nie da się opisać. Trzeba je zobaczyć.
To jest ZAJEBISTE! Dosłownie aż staje
to się dla mnie nałogiem!!! Stwarzasz cudowny klimat do którego
my mozemy sie zaklimatyzować. W pewnych momentach chce mi się śmiać do bólu
brzucha a czasami jestem tak wzruszona ze az mi
wcześniej łezka poleciała Hehe... a czasami myślę ze ten fick jest
troche, bez obrazy, ee...zboczony Ale jest cudownie, wiesz pewnie ze są błędy
nawet sporo ale ujdzie w tłumie, ale czasami zjadasz
albo przemienasz litery i to troche denerwuje. To jest jeden z moich
ulubonych ficków!!! Czekam na następnego parta, bo nie wytrzymam
zaraz. Koffam Cię Iskro i wszystkich innych tesh :
Ja wiem czemu Wy "toto" czytacie!!! Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!!
Nie no, ale bez przesadyzmoof... =) dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego? Wskażcie mi choć jeden moment...
Błędy? A są, nawet nie chce mi się ich poprawiać Jakbym miała jeszcze raz przebrnac przez to całe opowiadanie to bym chyba... nie wiem... kipnela przy 10 stronie Tak wiec bledy bedą i ja na to nic nie mogę poradzić (inna sprawa ze jestem leniwa) =)
Iskruś, dawaj parta! Nie mogę się doczekać, To nałó. Dalej. Ostatnio cos cie nigdzie nie ma. Na gg ani na forum!! Dalej dawaj dawaj parta następnego. Bo coś ci zrobie, jush nie mówie co
QUOTE |
Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!! |
QUOTE |
dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego |
No zemsto! Nie dociera:P Bo Ci zrobie nalot na gadaczu:P, że aż Ci sięwszystko pozacina no dobra joke, ale nie każ czekać^^ A co sądzę, to chyba już mówiłam^^
- Jak to możliwe? - spytałam i z zachwytem rozglądnęłam się po jaskini.
- Nie wiadomo - Stu usiadła na fontannie - Zapewne działa tu jakaś magia, ale nie mam pojęcia kto rzucił zaklęcie i po co.
- Może po to byśmy mogły cieszyć oczy tym widokiem - uśmiechnęłam się.
Po krótkiej chwili zaczęło mi się robić zimno. Otuliłam się szczelniej płaszczem. Stu zrobiła to samo.
- To miejsce ma jedną wadę. Przez cały rok jest tu niesłychanie zimno - ruszyła w stronę wyjścia - Lepiej stąd chodźmy. Nie chce się zamienić w kryształową ozdobę.
- Popieram cię całym swym sercem - odparłam.
Wyszłyśmy z jaskini. Padający śnieg nadal był gęsty.
- Mam nadzieję, ze wiesz którędy do domu - powiedziałam.
- Ja też - zażartowała Stu.
Ruszyłyśmy w stronę domu. Po dość meczącej wycieczce, przerywanej czasem wojną na śnieżki, dotarłyśmy w końcu co celu. Zobaczyłam czarnego konia przed budynkiem. Serce zabiło mi mocniej. Czyżby wrócił? Biegiem ruszyłam do drzwi. Stu próbowała mnie zatrzymać. Z trzaskiem otworzyłam drzwi.
- Lezard? - rzuciłam od progu nie rozglądając się.
Postać w czarnym płaszczu stojąca przede mną tyłem odwróciła się błyskawicznie. Przez chwilę patrzył na mnie uważnie. Nagle w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Poczułam na gardle nóż, a w oczy spoglądała mi para czarnych wilczych oczu.
- Życie ci niemiłe, dziewko? - warknął - Czego tu szukasz?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - odrzekłam odważnie i poczułam jak ostrze mocniej przylega mi do gardła.
- Bezczelność ludzi - mruknął, a ja czułam, że zaraz przejedzie nożem po mojej szyi.
- Sel, na bogów, przestań! - krzyknęła Stu stając na progu.
- To człowiek - przypomniał jej wilk zwany Selem.
- To towarzyszka Lezarda - poprawiła go Stu.
Poczułam jak ostrze oddala się od mojej szyi. Sel stanął przede mną i bezczelnie mierzył mnie wzrokiem.
- W pewnym sensie mogę go zrozumieć - uśmiechnął się lekko, a potem całą swą uwagę skupił na Stu - Jak się masz, Stu?
Podczas gdy Sel witał się z moją wybawczynią, ja przyglądnęłam się mu. Gdybym powiedziała, że był cały czarny oddawałoby to urok jego wyglądu, a być może też charakteru. Jego sierść była czarna, tak jak dość krótko przystrzyżone włosy i przenikliwe oczy. Ubranie też miał ciemne.
- Sel, to jest Cailith - Stu przedstawiła mnie przybyszowi - Radzę być dla niej miłym. Ona jest podopieczna Lezarda.
- Witam serdecznie - uśmiechnął się fałszywie i wziął moją rękę, którą zresztą wyrwałam z jego uścisku - Jestem Sel, brat Stu i syn Reydena, doświadczony i utalentowany mag.
Nie odezwałam się. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimś kto przed chwila próbował poderżnąć mi gardło. Wilcza rasa chyba lubuje się w zadawaniu śmierci w ten sposób. Wasuki przecież tez chciał użyć noża.
Sel popatrzył na mnie jeszcze raz. Potem uśmiechnął się i złapał mnie dłonią za brodę, zbyt mocno był mogła się wyrwać.
- Milcząca jesteś. Czyżby odwaga cię opuściła? - spytał z kpiącym uśmiechem i popatrzył mi głęboko w oczy - Ty też bądź dla mnie miła, mała, bo nie ręczę za siebie.
- Sel, przestań ja straszyć! - wściekła się Stu - Dopiero co przyjechałeś, a już siejesz zamęt.
- Taka już moja natura - odrzekł nie przestając wpatrywać się we mnie. Po chwili mnie puścił.
On jest gorszy niż Wasuki, pomyślałam ze zgrozą. Z Wasukim da się przynajmniej jakoś żyć. A ten Sel... Nie wytrzymam z nim psychicznie. Jest okropny. Te jego zimne, niemal złe oczy przyprawiają mnie o gęsia skórkę. Jak to możliwe, że on jest synem Reydena? Reyden i Stu maja w sobie tyle ciepła, poczucia humoru, współczucia i dobroci. A Sel wydaje się być złośliwym narcyzem z kompleksem wyższości.
- Chodź, Cailith - zwróciła się do mnie Stu i ruszyła ku drzwiom kuchennym - Zrobimy coś do jedzenia tej czarnej owcy.
Stu nacisnęła na klamkę drzwi, ale te ani drgnęły. Pchnęła jeszcze raz, po czym popatrzyła z wyrzutem na Sela.
- Tylko nie owca - upomniał siostrę ze złośliwym uśmiechem.
- Sel, zachowujesz się jak szczeniak! - krzyknęła Stu - Wiem, że twoja magia jest niezwykle silna i nie musisz mi tego pokazywać! A poza tym zamknąć drzwi magia potrafi każdy podrzędny mag.
- Nasypie mu arszeniku do napoju - mruknęłam do siebie.
- Zapewniam cię, mała, że zostaniesz uprzedzona - warknął na mnie Sel.
- Nie jestem żadna "mała"! - podniosłam głos - Przynajmniej dla ciebie.
- A dla Lezarda?
Nie odpowiedziałam. To pytanie zbiło mnie z tropu. Co miał na myśli zadając właśnie takie pytanie?
- Czyżby to pytanie było dla ciebie kłopotliwe, mała? - Sel nie spuszczał z drwiącego tonu.
- Zamknij się, Sel - warknęła Stu - I otwórz te cholerne drzwi, jeśli chcesz cokolwiek zjeść.
Drzwi otworzyły się na oścież, choć Stu nawet ich nie dotknęła. Weszła do kuchni.
- Przygotuj coś dobrego, mała - rzucił kpiąco w moją stronę - I nie przypal niczego.
- Kim jesteś? - spytałam beznamiętnie i popatrzyłam mu bez lęku w oczy. Później już nigdy tego nie powtórzyłam. Za bardzo się bałam.
- To zależy - odpowiedział zimno. Bez uśmiechu.
- Od czego?
- Od ciebie - odparł.
Jeszcze przez chwilę patrzyły na mnie czarne ślepia bestii, którą w istocie był Sel. Potem odwrócił się i ruszył w stronę kominka. Ja natomiast dołączyłam do Stu. Coś się kończy, coś się zaczyna, pomyślałam. Skończyło się moje spokojne życie w Arnii, a już wkrótce Sel miał mi pokazać gdzie zaczyna się śmierć.
***
4
Wieczorem wrócili Reyden i Wasuki. Okazało się, że byli na polowaniu. Przywitali się z Selem. Przez cały czas starałam się trzymać z dala od brata Stu. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Odkąd przyjechał starałam się cały czas spędzać w swoim pokoju. Ale i tam nie czułam się ani szczęśliwa, ani spokojna, ani nawet bezpieczna... Leżałam na łóżku, gdy usłyszałam pukanie. Nie odezwałam się. Po chwili do pokoju wszedł Wasuki.
- Chodzi o Sela, prawda? - spytał i usiadł na brzegu łóżka. Nie odpowiedziałam. Przeklęta wilcza rasa! Zawsze wiedzą o co chodzi zanim cokolwiek zdąży się odpowiedzieć.
- Tak, to o niego chodzi - stwierdził, gdy moje milczenie zaczęło się przeciągać.
- Skoro to wiesz to dlaczego pytasz? - mruknęłam obojętnie.
- Bo się o ciebie martwię.
- Nie wierze - odparłam - I nigdy nie będę potrafiła ci zaufać.
- Wy, ludzie, jesteście tacy przewrażliwieni i pamiętliwi - warknął.
- Tak, jestem człowiekiem - ja również nie kryłam irytacji - I to cię właśnie boli, Wasuki! Jesteś wściekły, że Lezard ma za przyjaciela człowieka. Jesteś wściekły, że coraz bardziej przywiązuje się do Stu. Jesteś wściekły, że musisz mieszkać z człowiekiem pod jednym dachem!
- To nie jest prawdą! Zastanów się w ogóle to ty mówisz! Przecież ci już mówiłem, że cię nie skrzywdzę, bo...
- Bo mnie szanujesz i cenisz jak Lez? - dokończyłam za niego i prychnęłam jak wściekła kotka - Przypomnij sobie co powiedziałeś później!
- Ty mi przypomnij. Jestem tego niezwykle ciekaw.
- "Nie zawaham się pozbawić jej życia, Lezardzie. Mimo, że tak ją cenisz." - zacytowałam, a Wasuki popatrzył na m nie dziwnie.
- To prawda - odparł zimno - Życie brata jest dla nie ważniejsze niż twoje. To nie powinno cię dziwić.
Milczałam. Wasuki w pewnym sensie miał rację.
- A ja się dziwiłem dlaczego Sel jest tak wrogo do ciebie nastawiony - mruknął i wstał. Ruszył ku drzwiom.
- Co przez to rozumiesz? - podniosłam się.
- Nikomu nie ufasz, prócz Lezardowi. Nikogo tak naprawdę nie kochasz. Z góry zakładasz, że inni pragną cię skrzywdzić, a ponadto... jesteś pyskata - dokończył z lekki uśmiechem.
Wyszedł, a ja pustym wzrokiem patrzyłam na zamknięte drzwi. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły za brak zaufania z mojej strony. Ale co jeśli Wasuki ma rację?, pomyślałam. Czy tak widzą mnie inni? Jako pyskatą ludzką dziewczynkę, która nikomu nie ufa, nikogo tak na prawdę nie kocha i nie szanuje...
- Lezardzie, wróć jak najszybciej - powiedziałam szeptem do siebie - Potrzebuje cię, przyjacielu.
Położyłam się na plecach i wpatrzyłam w sufit. Pomyślałam o Tariminie. Przypomniałam sobie jego ciemne oczy i miły uśmiech. Przypomniałam sobie wszystkie dni, które z nim spędziłam. Wszystkie... Zamknęłam oczy. Nie warto wspominać przeszłość, to już nie wróci, pomyślałam bez żalu. Przestraszyłam się. Skąd u mnie takie bezwzględne myśli? Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zauważyłam czarną postać stojącą przy mnie. Sel wskoczył na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Chciałam krzyknąć, ale zacisnął dłonie na mojej szyi i tym samum zdławił mój głos.
- Jak się masz, mała? - spytał z uśmiechem na twarzy, a ja pierwszy raz w życiu poczułam namacalny strach - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Milczałam.
_______________________
Gryfa komentować, kanalie!!! GRYFA!!! I galerie
Tajemnicza, wierz mi - ja zawsze jestem (a przynajmniej czesto )
Fajne. Kiedy następna część?
Skejtmenko, ale sie napisałaś =D Iskro
!! SAuper!! Ciekawe co on chce jej zrobić Suprowsko opisujesz i wogóle masz super
testy. Nie moge sie doczekać następnego pata!!!
Ciekawe co w ni bedzie
- Chyba zraniłaś Wasukiego, mała - powiedział. Poczułam, jak ręce na mojej szyi zaciskają się. Jednak nie na tyle mocno, bym nie mogła oddychać - On się tak martwi tym, że mu nie ufasz.
- Zostaw mnie, Sel - wydusiłam błagalnie, a z oczu popłynęły mi łzy. Tak bardzo się bałam śmierci. - Proszę cię.
Jego wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo. Oczy zrobiły się... łagodne? Poczułam jak dłonie Sela rozluźniają się. Zszedł ze mnie i usiadł na brzegu łóżka. Pochylił głowę.
- Nie przepadam za ludźmi - zaczął mówić cichym głosem - Tak właściwie to ich nienawidzę. Przyznaję, że zastraszanie cię dostarczało mi sadystycznej przyjemność, ale... Na bogów, Cailith, nie wiedziałem, że boisz się aż tak bardzo.
- Skąd ten nagły napływ uczuć? - szepnęłam z wyrzutem prawie niedosłyszalnie.
- Co takiego masz w sobie, że od razu zjednujesz sobie tylu przyjaciół? - zignorował moje pytanie zadając inne. Spojrzał mi w oczy. Przez chwilę wyglądał jak mały chłopiec, który rozpaczliwie potrzebuje przyjaźni, zaraz jednak jego oczy stały się zimne i nieprzenikliwe - Nie myśl przypadkiem, że to na mnie w jakikolwiek sposób działa. I nie spodziewaj się z mojej strony nawet skrawka życzliwości.
Wstał pośpiesznie.
- A więc jednak masz jakieś uczucia - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zatrzymał się.
- Każdy jakieś ma - odpowiedział bezbarwnym głosem i wyszedł.
Opadłam na plecy. To były najgorsze chwile w moim życiu. Tak bardzo bałam się, że Sel zaciśnie ręce mocniej, wydusi ze mnie życie. Rozpaczliwie bałam się śmierci. W odległej przyszłości zrozumiałam, że śmierć jest wybawieniem, a strach przed nią stał się moim przekleństwem.
Mój pierwszy dzień bez Lezarda dobiegał końca. Zastanawiałam się ile jeszcze wytrzymam takich dni. Otoczona żywymi istotami, a jednak bardzo samotna. Bezpieczna, a jednak prześladowana strachem. Bezradna jak dziecko... Zamknęłam oczy i niemal natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się. Przez okno wpadały promienie wschodzącego słońca. Wdusiłam twarz w poduszkę. Chcę wrócić do domu, pomyślałam. Chcę wrócić do domu...
- Zaczekaj! - usłyszałam krzyk Stu dochodzący zza drzwi. Zaraz po tym do pokoju wpadł mały wilczy chłopak. Mógł mieć 10, może 12 lat.
- Nigdy jeszcze nie widziałem ludzkiej dziewczyny - rzekł zafascynowany. Podszedł do mnie i uniósł do góry moją spódnicę - Czy wszystkie ludzkie dziewki są poubierane w wilcze suknie? - spytał kpiąco.
Nie wytrzymałam. Byłam zaskoczona tym wtargnięciem. Nic nie mówiłam, ale to już była przesada! Nie wiem dlaczego tak się zdenerwowałam. Być może dlatego, że obrażał mnie taki smarkacz. Choć z drugiej strony czy można to nazwać obrazą? Zamachnęłam się by uderzyć chłopca. Na szczęście w porę się powstrzymałam. Zaraz potem weszła Stu. Chłopak popatrzył na mnie z niedowierzaniem .
- Stu, ona chciała mnie uderzyć - powiedział obojętnym tonem nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zachowywał się niemal tak samo jak Sel. Kpiący, bezczelny, z kompleksem wyższości.
- Pewnych rzeczy nie można mówić, książę - odparła.
- Książe? - zdziwiłam się.
- Cailith, poznaj syna królowej, księcia Sevotharte.
- Możesz mi mówić Sevi, człowieku - pozwolił łaskawie.
- Mam imię - przypomniałam.
- Będę się do ciebie odzywać jak chcę, człowieku! - krzyknął rozkazująco.
- Dla mnie nie jesteś księciem, Sevotharte - powiedziałam zimno, patrząc w jego ciemne oczy - I radziłabym ci odnosić się do nie z szacunkiem.
- W przeciwnym razie? - zapytał i uniósł władczo podbródek.
- W przeciwnym razie będę zmuszona wymierzyć kilka klapsów na twój królewski tyłek!
- Stu, ona jest bezczelna! Mogę kazać ją powiesić?
- Nie, książę. Cailith ma rację - Stu uśmiechnęła się łagodnie do chłopaka - Powinieneś okazać jej szacunek.
- Ale... ale - mały wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Widocznie nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Jeśli ty będziesz szanować mnie, ja będę się odnosić z szacunkiem do ciebie - obdarzyłam go promiennym uśmiechem i chciałam go poczochrać po włosach.
- Nie dotykaj mnie, człowieku! - krzyknął ze złością i chciał mnie uderzyć, ale złapałam w porę jego dłoń.
Nie odezwałam się. W pierwszej chwili miałam ochotę przyłożyć mu porządnego klapsa, ale zaraz potem stwierdziłam, że coś może zranić go dotkliwiej. Słowa.
- Nie będziesz dobrym królem - powiedziałam - Lud będzie cię nienawidził. Nigdy nie zdobędziesz ich zaufania. Wciąż będziesz żył w strachu przed zamachem na twe życie. Wszyscy będą podporządkowani twoim rozkazom, ale nigdy nie zaznasz miłości, przyjaźni... Tylko smutek, złość, samotność, gniew...
- Cailith, przestań! - krzyknęła Stu przerywając mi - Wybacz, ale nie pozwolę na obrazę księcia.
- Przepraszam, Cailith - usłyszałam cichy głos Sevotharte - Twoje słowa potrafi zrozumieć nawet takie rozpuszczone dziecko jak ja - do oczu napłynęły mu łzy.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć zachowanie małego księcia. Obiecałam sobie, że kiedyś go o to zapytam... Objęłam chłopca. Czułam jak jego mięśnie napięły się pod moim dotykiem. On naprawdę potrzebuje miłości...
- Przepraszam, Sevotharte - rzekłam. Użyłam zbyt mocnych słów. Zwłaszcza, że ten dzieciak pewnie od zawsze słyszał, że jest najlepszy, będzie wspaniałym władcą i zapewne nikt nie odzywał się do niego tak jak ja.
Odsunęłam chłopaka na odległość rąk i uśmiechnęłam się.
- I jak Savotharte? Dogadamy się?
- Jestem księciem Savotharte! - podniósł głos.
- O nie, młodzieńcze - odparłam zimno - Jesteś jeszcze małym chłopcem, który nie ma pojęcia co oznacza bycie władcą.
- Nie jestem mały! Mam 11 lat! I nie odzywaj się tak bezczelnie, wiejska dziewko!!!
- Stu, zabierz tego dzieciaka - powiedziałam spokojnie i wstałam.
Stu nie interweniowała w moje wypowiedzi. Widocznie zauważyła, że staram się pokazać Sevotharte, że nie jest nikim wyjątkowym. Jest taką samą istotą jak wszyscy dookoła.
- Choć, książę - powiedziała ponaglająco.
- Oczywiście, że pójdę! Nie będę siedział w jednym pomieszczeniu z wiejską, głupią dziewuchą - rzucił pogardliwie.
- Dla twojej wiadomości, Sevotharte, miarą wartości człowieka nie jest przynależność do grupy społecznej lecz serce.
- My nie jesteśmy ludźmi - zauważyła bezbarwnie Stu i wyszła wraz z chłopakiem.
Iskierko, dzięki Nie moglam się doczekać, gorąco się robi gorąco. Zaskoczył mnie ten książe, i to ze tak wpadł. Myślałam ze jak ona go przytuli zostną przyjaciółmi a on taki uparty. Czekam na jeszcze!! Pa, Taj, pogromca małych chłopców (papuga jestem)
Usiadłam na łóżku. Co tu robi wilczy
książę?, pomyślałam. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że ja też mam zejść na
śniadanie. Cóż Sevotharte będzie musiał to jakoś ścierpieć. Uśmiechnęłam
się złośliwie pod nosem. Jednak mój uśmiech po zejściu na dół zbladł
znacznie. Nie zostałam przyjęta zbyt przyjacielsko. Kiedy weszłam do
głównego pokoju wilcza kobieta ubrana w bardzo bogate stroje zaczęła
wrzeszczeć, że to hańba być pod jednym dachem z człowiekiem. Sevotharte
wykrzykiwał rozkazy, że mam stąd jak najszybciej się wynieść. Sel uśmiechał
się do mnie kpiąco. Reyden i Stu nic nie mówili. Chyba chcieli przeczekać
burzę. Na szczęście te wszystkie wrzaski zdołał przerwać Wasuki.
-
Cisza! - wrzasnął. Kobieta natychmiast się uciszyła lecz książę nadal
wykrzykiwał różne rozkazy - Ty też, Wasza Wysokość! Jak na razie to nie
masz tu samowolki!
- Licz się ze słowami - warknęła kobieta. Wasuki
zignorował ją.
- Cailith jest naszym gościem i nigdzie się stąd nie
ruszy! - zaczął - To raz. Dwa: Wasza Wysokość zostaje tu pod opieką
Reydena, więc radzę się zacząć przyzwyczajać do towarzystwa człowieka. I
wreszcie trzy: Iria, nie rób takiej miny. Złość piękności szkodzi.
Wilcza
kobieta nie zareagowała na komplement.
- Oczywiście zdajecie sobie
sprawę jak zareaguje królowa na wieść, że zmuszacie księcia do ludzkiego
towarzystwa? - spytała i spojrzała na mnie z pogardą.
- Króla będzie
zapewne szczęśliwa, że książę obraca się w towarzystwie towarzyszki Lezarda
- odezwał się niespodziewanie Sel.
- To jest towarzyszka generała
Lezarda? Towarzyszka życia?!
- Nie - zaprzeczyłam. Miałam dosyć
swojej bierności - Jestem jego przyjaciółką, a poza tym... Jeśli dacie mi
konia, pani, odjadę stąd jak najszybciej.
- Mądra decyzja - uśmiechnęła
się tryumfalnie Iria - Wasuki osiodłaj konia dla tej dziewki.
- Nie -
sprzeciwił się.
- Ja to zrobię - zaoferował się Sel i mrugnął
porozumiewawczo do Reydena.
- Oczywiście - zgodził się Reyden - Iria
powinna już jechać do domu.
- Ja? - zdenerwowała się kobieta - Co ty
knujesz, przeklęty magu?
- Pojedziesz do domu - powtórzył twardo -
Cailith zostanie tutaj i pomoże mi w edukacji księcia. Jej wiedza bardzo się
Jej Wysokości przyda. Poza tym Cailith czeka na powrót Lezarda.
- Strata
czasu - warknęła do mnie wilcza kobieta imieniem Iria - On nigdy nie wróci.
Wszyscy wiedzą, że jego misja to samobójstwo.
- Wróci - powiedziałam,
choć z każdą chwilą zaczynałam w to wątpić - Wiem to.
- Nic nie wiesz -
zaśmiała się tryumfalnie kobieta - Żałuję, że nie zobaczę twojej miny kiedy
wszystkiego się do wiesz. Jak myślisz, co się z tobą stanie, gdy generał
Lezard nie wróci? - spojrzała na mnie - Och, chyba się domyślasz. Nie sądzę
byś była aż tak głupia.
Popatrzyłam na Reydena szukając w jego oczach
odpowiedzi, ale nie ujrzałam jej. Zobaczyłam tylko nieprzeniknione wilcze
oczy. Mądre, dobre, łagodne... i świadome. Świadome tego co mnie czeka.
- No dalej, Reydenie - kpiła ironicznie Iria - Powiedz jej prawdę!
Reyden nie odpowiedział. Czyżby prawda była aż tak okrutna?, pomyślałam.
- Zginiesz - powiedział obojętnym głosem Sel z pochyloną ze znudzenia
głową. Popatrzył mi w oczy. W jego ciemnych oczach nie widziałam litości czy
współczucia. Nie widziałam w nich złości, nienawiści, gniewu. Czarne oczy
były obojętne. I to mnie najbardziej przeraziło. Apatia w jego oczach,
strasznych a jednak urzekająco pięknych.
- Cóż mogę zrobić? - odparłam
zwyczajnie, bez lęku, smutku - Pozostaje mi tylko śmiać się z przewrotności
losu.
Złapałam płaszcz i ubrałam szybko buty. Wyszłam nie patrząc na
nikogo. Ruszyła w stronę wielkiego drzewa, które rosło niedaleko. Zauważyłam
je podczas wczorajszego spaceru ze Stu. Śnieg był głęboki, a ja byłam
naprawdę wdzięczna Stu, że podarowała mi swoje wysokie buty. Było ciepło.
Niedługo chyba przyjdzie wiosna. Wiosna... Kocham wschody i zachody słońca,
kocham księżyc w pełni, kocham ptaki, kwiaty, motyle-wszystko co mnie
otacza. Kocham życie, które prawdopodobnie niedługo zgaśnie. Raz matka
rodziła i raz się umiera-przypomniałam sobie słowa Lezarda. Tak, to prawda.
Czasami nic nie można zrobić... Dotarłam do drzewa. Było większe niż zdawało
mi się na początku. To był dąb. Dotknęłam otwarta dłonią pnia. Mądrość.
Siła. Bezpieczeństwo. Oparłam się o drzewo plecami. Pozwoliłam ciału zsunął
się po pniu do pozycji siedzącej. Podciągnęłam nogi pod brodę i otuliłam je
rękoma. Pochyliłam głowę i uwolniłam łzy. Płyńcie, myślałam, płyńcie
strumieniami. Może to przyniesie mi ulgę... Nie wiem jak długo siedziałam
pod drzewem, ale było mi bardzo zimno. Tak zimno, że niemal nie mogłam się
ruszyć.
- Nie pragniesz śmierci - usłyszałam głos Sela. On to stwierdził,
nie zapytał. Nie wiedziałam jak się tu znalazł i szczerze mówiąc nie
obchodziło mnie to za bardzo. Tymczasem czarny wilk ciągnął dalej -
Dlaczego? Przecież tak właściwie jesteś sama. Nikogo tak naprawdę już nie
masz. Lezard nie wróci. Dlaczego nie pragniesz śmierci?
- Bo się jej boję
- odparłam nie patrząc na niego - Poza tym póki wciąż mam nadzieję, chce
żyć.
- Nadzieję na powrót Lezarda?
- Nadzieję na powrót Lezarda -
potwierdziłam i dodałam - Nadzieję na lepsze jutro, nadzieje na miłość i
przyjaźń, nadzieję na wciąż nowe poranki i wieczory, nadzieję na
życie.
Milczał. Nie rozumiałam go. Nie wiedziałam czy przyszedł tu po to
by się napawać moją bezradnością i szybkim końcem, czy też pragnął mi pomóc.
Podejrzewałam, że jest tutaj raczej z tego pierwszego powodu. Nawet wolałam
ten pierwszy, bo gdyby było inaczej wiedziałabym, że Sel jest nieobliczalny.
Chociaż czy już nie udowodnił swej nieobliczalności?
- Dlaczego byłeś po
mojej stronie w tej całej kłótni? - spytałam.
- Wiedziałem, że nie chcesz
odjechać.
- Ale dlaczego wstawiłeś się za mną? - pytałam spokojnym
głosem. Już i tak nie mogłam nic zrobić - Przecież mnie nienawidzisz.
-
Gdybyś wyjechała postąpiłabyś wbrew sobie. Potem wciąż zastanawiałabyś się
czy zrobiłaś dobrze, wciąż miałabyś wątpliwości, wciąż byś tęskniła i nigdy
nie wiedziałabyś czy Lezard żyje - urwał na chwilę - Nie jestem aż tak
okrutny by pozwolić komukolwiek na taka powolną śmierć duszy.
- Ha,
cudowne stwierdzenie "Nie jestem AŻ tak okrutny" - zaśmiałam się
cicho, ironicznie.
- Nie znasz mnie, mała - powiedział z tak
charakterystycznym dla siebie kpiącym uśmiechem - Nie wiesz jaki jestem,
jaki byłem, co przeszedłem. Nie masz prawa mnie osądzać.
- Nie, nie mam -
przyznałam - Ale... ty oceniasz mnie, ja ciebie. To chyba uczciwa
wymiana?
- Nie, mała. To nigdy nie było uczciwe. Jestem magiem.
Bezczelnie wtargnąłem w twoje uczucia, wspomnienia, duszę, we wszystko, choć
wilcze prawo tego zabrania. Znam cię lepiej niż twoja własna matka. Ty
natomiast nie znasz mnie w ogóle.
Popatrzyłam na niego dość obojętnie.
Nic już dla mnie nie miało znaczenia, a tym bardziej słowa Sela.
- Masz
rację. I nigdy cię już nie poznam. Nie pozwolisz by człowiek poznał cię choć
odrobinę, nie pozwolisz komukolwiek się poznać.
- A więc jednak trochę
mnie znasz - uśmiechnął się lekko.
- Sel... Czy to cię nie męczy? Nie
męczy cię brak miłości, przyjaźni? Nie męczy cię samotność?
- Męczy -
odparł obojętnie i usiadł koło mnie, ale nie na tyle blisko bym dotknęła
choć jego płaszcza - Ale sam wybrałem sobie taki los.
Poczułam jakby Sel
był moi przyjacielem, choć wiedziałam, że taki stan NIGDY nie nastąpi.
Milczeliśmy. Zebrałam wszystkie myśli i... przeraziłam się. Nie tęskniłam za
rodziną, choć wciąż ich kochałam. Nie miało dla mnie znaczenia co się ze mną
stanie, jaka będzie moja przyszłość. Wszystko stało prostsze, choć tak
bardzo skomplikowane. Popatrzyłam w niebo. Było czyste i błękitne. Idzie
wiosna, pomyślałam.
- Dlaczego ludzie was krzywdzą? Dlaczego wy
krzywdzicie ludzi? Dlaczego na świecie jest tyle gniewu, nienawiści, zła? -
spytałam cicho.
- Bo musi istnieć równowaga - odparł - Obok szczęścia
musi być ból. Obok przyjaźni nienawiść. Obok dobra zło.
- Po co to
wszystko?
- Byśmy mogli doceniać pozytywne aspekty życia, być wrażliwymi.
Byśmy odkładali w sobie pokłady miłości, współczucia. By kochać i być
kochanymi. By nie być samotnym - odparł i spojrzał tam gdzie ja.
- Nie
rozumiem cię.
- I nigdy nie zrozumiesz - szepnął i wstał.
- Dlaczego?
Dlaczego mi to wszystko mówiłeś? Przecież mnie nienawidzisz.
- Myślisz,
że cię nienawidzę - rzekł poważnie nie odwracając się - Bo ci tak
powiedziałem. Naucz się słuchać sercem, nie uszami.
Odszedł. Nie
zrozumiałam jego słów. Wtedy. Teraz je rozumiem dokładnie...
Zarąbiste! Kocham ten fick. Jest superowski! Śiwtne tematy rozmów bohaterów, opisy i jej rozmyślania. Jaaaa...suuuper. Zajebiscie się czyta, tak lekko i przyjemnie Kocham takie ficki. Przygodówki i troche fantastyki. Mmmmniam mniam ze tak powiem Czekam na następne party =D i bede cie o to wołać cały czas =D Pa! =)
[COLOR=green]a widzisz Iskierko mówiłam Ci
że to świetne opowiadanie
musisz pisać je dalej... ja chcę znać dalszy ciąg i podejrzewam że nie tylko
ja
pozdrawiem
Ehkem...czy ktoś ten fick proadzi? Puk puk,
jest tam kto?? Jakośnic nie widać i nie słychać. Na posta czekam i czzekam a
tu bum. Nie ma nic. A dlaczego? Pewnie dlatego ze pani Iskierka gdzies
pojechała. Skąd ja moge wiedziec, ale tak przypuzczam bo dawno jej nie
widziałam =(
Gdy wróciłam do domu, Irii już nie było, a domownicy jedli obiad. Przypomniałam sobie, że przecież nic dziś nie jadłam. Wzięłam więc jedzenie i poszłam do swojego pokoju. Nikt się nie odezwał. Miałam wrażenie, że podczas mojej nieobecności wiele się wydarzyło. Ale co? Nie miałam pojęcia. I nigdy tego nie dociekałam. Czasami rzeczy trzeba zostawić takimi jakimi są.
- Wybacz, że bez pukania, mała - powiedział Sel wchodząc do pokoju - Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć zanim odjadę.
- Odjeżdżasz? Przyjechałeś tylko na dwa dni?
- Oh, wiem, że będziesz tęsknić za moimi docinkami, mała - odparł z kpiącym uśmiechem - Nie martw się, jak wrócę być może jeszcze tu będziesz... Ale nie o tym chciałem porozmawiać.
Popatrzyłam na niego. Już się go nie bałam, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Jest nieobliczalny, pomyślałam, by nie poczuć do niego żadnych pozytywnych myśli. Wiedziałam jednak, że jest już za późno. Nasze rzadkie rozmowy sprawiły, że już czułam do niego coś na kształt ostrożnej, nieśmiałej specyficznej przyjaźni. Nic na to nie mogłam poradzić. Zresztą nie wiem, czy bym chciała. Jednak zawsze wiedziałam, że to nigdy nie będzie prawdziwa przyjaźń. Nigdy.
- A o czym?
- O Lezardzie i jego zadaniu.
- Nie chcę - mruknęłam wrogo. Nie miałam ochoty wysłuchiwać, że Lez nie wróci.
- Słuchaj! - warknął - Chcę ci powiedzieć na czym polega jego misja byś sama oceniła czy wróci, czy też nie. Więc proszę mi tu nie prychać jak wściekła kotka, że niby nie chcesz, bo mówię to dla twojego dobra, mała.
- Ach, tak? Nie dość, że zniżasz się do poziomu rozmowy z człowiekiem, to jeszcze pragniesz mojego dobra. Cóż za postęp - uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Uprzejmie informuję, że kpiące, złośliwe i zjadliwe uśmiechy należą do mojego wizerunku. U ciebie wygląda to jakoś komicznie, mała - odparł zimno.
- Przestań. Przecież wiesz, że już się ciebie nie boję - rzekłam lekko. Nie wiem co mnie podkusiło do użycia takich słów. Przecież to było kłamstwo, a poza tym wiedziałam, że Sel lubi wzbudzać strach. To były ryzykowne słowa. Sel złapał mnie jedną ręką za szyję. Poczułam na skórze zimno skórzanych rękawiczek.
- Czy naprawdę chcesz bym dopilnował tego byś się zaczęła bać? - szepnął złowrogo i zacisnął dłoń.
- Nie - wyszeptałam z trudem.
- Mógłbym cię teraz puścić i żylibyśmy w zgodzie, ale na twoje nieszczęście pomyślałaś, że możesz mnie zlekceważyć. Proszę, mała, nie myśl tak więcej. Nie jestem taki jak Lezard - poczułam jak uścisk rozluźnia się nieco.
- Co zamierzasz w związku z tym? - spytałam ze strachem. Wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego.
- O zadaniu Lezarda będziesz musiała porozmawiać z Reydenem - odparł a potem złapał mnie za rękę. Poczułam ostry ból. Pisnęłam przerażona, a zarazem wściekła.
- Złamałeś! Złamałeś mi rękę!!! - wrzasnęłam przez pryzmat bólu - Odbiło ci.
- Do zobaczenia, mała - odparł obojętnie. W jego oczach było widać coś na kształt... przeprosin? Nie wierzę. Już nigdy nie uwierzę, że ta bestia ma jakiekolwiek uczucia!!!
Do pokoju wbiegli Stu i książę. Stu zbladła, gdy zobaczyła, że moja ręka jest nienaturalnie przekrzywiona.
- Złamałeś jej rękę? - szepnęła, a potem powtórzyła krzycząc - Sel, złamałeś jej rękę!?! Dlaczego!?!
- Tak to już bywa - odparł obojętnie.
- Jesteś wcieleniem zła! Wynoś się z tego domu!!! - Stu po tych słowach podeszła do mnie.
- Z przyjemnością - rzekł lodowato Sel i wyszedł.
Mały książę patrzył na to wszystko z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Chyba nie rozumiał wszystkiego. Ja zresztą też. Ręka bolała mnie do tego stopnia, że po twarzy spływały mi łzy bólu. Stu na miejscu nastawiła mi kość. Krzyknęłam. Potem sprowadziła mnie na dół.
- Już wiem dlaczego tak krzyczałaś - rzekł do mnie Rejden, gdy zakładał mi szynę i bandażował rękę od dłoni do łokcia.
- To nie jest śmieszne - warknęłam przez zaciśnięte usta.
- Wiem - odparł poważnie, a potem zwrócił się do Stu - Wyrzuciłaś Sela z domu?
- Tak - przyznała wilcza dziewczyna.
- Porozmawiamy o tym później - rzekł niemal złowrogo i uśmiechnął się do mnie - Sel wiedział gdzie złamać, tak by ręka była potem sprawna. Nie martw się. Do zaślubin się zagoi.
- To znaczy, że Cailith będzie musiała zostać - wtrącił się Sevotharte.
- Co? - zdziwiłam się.
- Miałem cię wyprawić do domu - odparł Reyden.
- Ale dlaczego? Przecież miałam zostać!
- Porozmawiamy o tym później - powiedział i kazał mi się położyć.
Nie rozumiem wilczej rasy, pomyślałam po raz kolejny. Naprawdę nie wiem dlaczego nic mi nie mówią... Bo jestem człowiekiem, odpowiedziałam sama sobie po namyśle.
- Porozmawiajmy teraz - rzekłam z naciskiem.
- Dobrze, skoro chcesz. Chciałem cię odprawić do domu, bo pomyślałem, że męczysz się tu tylko. Czekasz na powrót Lezarda, który może nie nastąpić, Sel wciąż cię gnębi, a książę pewnie też dał ci się we znaki. Zresztą twoje miejsce jest w Arnii, wśród rodziny i przyjaciół.
- Odprawiłbyś mnie nawet, gdybym chciała zostać?
- Nie zastanawiałem się nad tym - odparł beztrosko - Ale teraz to już nie ma znaczenia. Zostajesz póki ręka się nie zagoi.
- Dlaczego Sel to zrobił? - spytałam.
- Nie wiem - odparł tak szybko, że miałam wrażenie, że jednak wie.
- Czy on wróci?
- To... to już zależy od niego - wtrąciła się Stu.
Milczałam. Inni też. Nawet Sevotharte.
- Na czym polega misja Lezarda - spytałam, nie tylko dlatego by przerwać milczenie.
- W zasadzie plan jest bardzo prosty - odpowiedzi udzielił mi Reyden - i dlatego taki niebezpieczny. Lez musi wkraść się do zamku i dać się złapać.
- Jak to?
- Nawet nie wiesz jakie rzeczy mówi się swoim umierającym ofiarom. Lez musi wytrzymać tortury i dokładnie zapamiętać każde słowo, a potem mieć jeszcze siły by się wydostać i tu dotrzeć.
- Ten plan jest absurdalny! - krzyknęłam - Przecież oni mogą go po prostu zabić, nic nie mówiąc.
- Wiem.
- To niesprawiedliwe - po policzkach zaczęły ściekać mi łzy - Lez musi zginąć tylko dlatego...
- Nie "tylko dlatego" - przerwała mi Stu zanim jeszcze zdążyłam dokończyć - Te informacje są nam bardzo potrzebne. Nie ma co ukrywać. Szykuje się wojna, a my mamy za mało wojska by wygrać. Bez istotnych informacji nie możemy mieć nawet nadziei. Rzeź sprzed kilkuset lat powtórzy się.
- Rzeź?
- Tak, to nie była wojna. Nasza armia była niewielka, ale walczyliśmy zażarcie o nasze domy, rodziny, życie, wolność. Fakt, że to my wywołaliśmy Wielką Wojnę...
- Nie, to nie my - przerwał jej ojciec - To buntownicze grupy, które za wszelką cenę chciały rozlewu ludzkiej krwi. Potem mogliśmy się tylko bronić.
- W szkole uczyli mnie, że to wilki były wszystkiemu winni i że wszyscy pragnęli naszej krwi. Chcieliście nas zniszczyć, bo uważaliście, że świat jest za mały dla dwóch ras i (o ile mi wiadomo) to wilczy król wypowiedział nam wojnę.
- Jest kilka tak zwanych prawd, ale jak to się mówi punkt widzenia zależy stołka, na którym się siedzi.
- Nieważne - wzruszyłam ramionami - To już przeszłość.
- Przeszłość jest częścią nas. Nie możemy o niej zapomnieć. Nawet jeśli byśmy chcieli...
- Przeszłości nie można zmienić. Pozostaje tylko o niej zapomnieć - rzekłam obojętnie patrząc Reydenowi w oczy.
- A czy potrafiłabyś zapomnieć wyrzekając się części siebie, tracąc wspomnienia?
- Znasz mnie niedługo, ale chyba wystarczająco by samemu sobie na to odpowiedzieć - uśmiechnęłam się lekko, szczerze.
_____________________
Prosze bardzo... oto kolejna czesc.
Tajemnicza, ja jestem tylko Ciebie wtedy nie ma =)
Mmmmmm...wreszcie part! Jak długo czekałam! Nio bardzo ładnie =D Tylko nie rozumiem dlaczego Sel złamał jej rękę. Dziffne...Ale superowskie =D Emocje po przeczytaniu ficka są świetne. I klimacik mi się bardzo podoba. Czekam na następne party! Pozdraffiam i całuję
Chyba złamał jej rękę żeby została bo Sel
doeiedział się że chcą zeby wyjechała. KIEDY NASTEPNA CZĘŚĆ??
Wasuki rządzi!! A zaraz po nim Lezard!! Hiehie.
Co do ficka. Niom jest jaki jest. Mi siem podoba
^^ Tylko ta Cailith... No jakoś nie potrafie jej zrozumieć...
Dobra.
No to gdzie następne ochłapy??
Yaiho, pisiu pisiu dalej. Pisiaj następnego
parcika, bo czekam i czkema. Mówiłaś, żę dodasz do Ras i Gryfa...A ja nic
nie widze i nie mam się czym upajać
I przepraszam rapsodio
QUOTE |
Dobra. No to gdzie następne ochłapy?? |
5
Przez kilka dni prawie nie
wychodziłam z domu. Czas spędzałam głównie na pomaganiu Stu w
przygotowywaniu posiłków, czytania książek i próbie wpajania księciu, że
mimo bycia królem i władcą, to jest on również istotą i opiekunem. Nie wiem
czy to mi się udało nawet w małym stopniu. Z każdym zamienionym słowem z
Sevotharte dostrzegałam podobieństwo między nim a Selem. Sevotharte to
wyniosły, pewny siebie, bezczelny i złośliwy smarkacz. Natomiast moje
zdanie na temat Wasukiego zmieniło się. I to bardzo. Jest on jednak
odpowiedzialny, wbrew pozorom, i naprawdę kocha Stu. Teraz wątpię, że Wasuki
mógłby spać z jakąkolwiek inną kobietą. Dla niego istniała tylko Stu, a te
jego przechwałki i podteksty to tylko wynik jego charakterku.
Rano,
ósmego dnia od wyjazdu Lezarda, nie wstałam z łóżka. Patrzyłam beznamiętnie
w sufit.
- Lezard nie wróci - powiedziałam cicho do siebie i pozwoliłam
by łzy zwątpienia pociekły mi po policzkach - Są obietnice, których nie
sposób dotrzymać.
Nie schodziłam z łóżka póki Stu nie przyszła sprawdzić
czy dobrze się czuję. Odpowiedziałam, że tak. Popatrzyła na mnie
podejrzliwie i wyszła. Ja natomiast ubrałam się w czarna suknie od Lezarda.
Włosy jak zwykle splotłam. O, bogowie dlaczego z tymi kudłami nic innego nie
da się zrobić? Zeszłam na dół.
- Wyjeżdżam - powiedziałam zanim wszyscy
zdążyli zasiąść do stołu.
- To znaczy, że już mnie nie będziesz męczyć
tymi morałami? - ucieszył się Sevotharte i zaraz dostał od Wasukiego w
głowę.
- Ale dlaczego? - spytała Stu.
- Lezard nie wróci -
odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
- I to mówi ta, która wierzyła w jego
powrót najbardziej z nas wszystkich? - zakpił Wasuki, ale zaraz zrozumiał,
że nie powinien. Widziałam to w jego oczach.
- Kiedy? - spytał Reyden.
Przypomniałam sobie moment odjazdu Lezarda sprzed czterech miesięcy. To ja
zadałam wtedy takie pytanie.
- Niedługo. Może nawet jutro. A teraz jeśli
pozwolicie pójdę na spacer.
Skinęli tylko głowami. Cieszyłam się, że mnie
nie zatrzymywali. To mi ułatwi odejście.
Podążyłam w stronę starego dębu.
- Cześć staruszku - powiedziałam, gdy już tam dotarłam.
Dotknęłam
pnia. Mądrość. Siła. Bezpieczeństwo. Uśmiechnęłam się do siebie.
- To
nasze ostatnie spotkanie - powiedziałam, tak jakbym rozmawiała ze starym
przyjacielem - Już niedługo się stąd wyniosę i... spróbuje o wszystkim
zapomnieć. Zacząć żyć od nowa.
- Kogo chcesz oszukać? - usłyszałam
znajomy głos dochodzący zza drzewa.
Nie czekałam aż Sel się pokaże.
Zaczęłam uciekać. Przestraszona nie patrzyłam pod nogi. Myślałam tylko o
tym, że musze biec. Biec jak najszybciej. Potknęłam się o wystający spod
śniegu pień. Upadłam na twarz i poczułam ostry ból w ręce, ale zaraz
odwróciłam się na plecy. Sel szedł ku mnie. Zdrową ręką złapałam się za
złamana łudząc się, że to w jakiś sposób uśmierzy ból. Nogami bezradnie
kopałam w śnieg, by oddalić się od niego choć o kawałek. Sel kucnął przy
mnie i położył dłonie na mojej złamanej ręce. Popatrzyłam mu w oczy i
przeraziłam się, bo nie mogłam odgadnąć co w nich zobaczyłam. Odruchowo
uderzyłam go w twarz zdrową ręką. Moje przerażenie zwiększyło się. Mógł
zatrzymać uderzenie. Mógł, a jednak nie zrobił tego. Dlaczego?!
Popatrzył na mnie.
- Nic nie rozumiesz - rzekł łagodnie. Nagle poczułam
ciepło rozlewające się po złamanej ręce. Ból minął. Milczałam. Sel podniósł
mnie delikatnie na proste nogi. Milczałam. Popatrzył mi w oczy.
- Czego
chcesz? - warknęłam z lękiem i nienawiścią zarazem. Jego oczy były
nieprzeniknione.
- Nie odjeżdżaj - powiedział.
- Dlaczego o to
prosisz? Żeby mnie jeszcze dręczyć? Jaką jeszcze krzywdę chcesz mi
wyrządzić? Dlaczego mam zostać?
- By poczekać na Lezarda - odparł.
-
Lez nie wróci.
- Cailith, obroniłem cię przed Irią byś została, złamałem
ci rękę by Reyden nie mógł cię odesłać do domu. A ty chcesz to wszystko
zaprzepaścić tylko dlatego, że w chwilach słabości strąciłaś nadzieję?
-
Po co to wszystko? Dlaczego tak bardzo chcesz bym czekała na Lezarda?
-
Bo wiem, że jesteś z nim szczęśliwa, wiem, że jest dla ciebie przyjacielem,
którego potrzebujesz, wiem, że chcesz tu zastać - nabrał w płuca powietrza -
Bo cię kocham, mała głupia ludzka dziewczyno.
- Co?!
Zwariowałeś?! - krzyknęłam przerażona tym wyznaniem. A jeszcze bardziej
przerażono było to, że wydawało się ono szczere i prawdziwe - Jestem
człowiekiem! Ślepy jesteś czy co?!
- Nie wrzeszcz tak, mała -
odparł z kpiącym uśmiechem - To nie moja wina, że serce mnie nie słucha. A
poza tym nie rozumiem dlaczego jesteś taka zbulwersowana.
- Ja jestem
CZŁO-WIE-KIEM! A ty WIL-KIEM! Czy jest coś jeszcze do
tłumaczenia?!
- O bogowie, mało było takich związków? - przewrócił
oczami - Ja tylko mówię to co czuję.
- Nie, nie, nie - powtarzałam jak w
transie chodząc w kółko - Nie, nie, nie, nie, nie.
- O co chodzi? -
spytał z tym swoim kpiącym wyrazem twarzy.
- NIE ROZUMIEM
TEGO!!! - wrzasnęłam, a tak właściwie to był to pisk. Bardzo
głośny i przenikliwy pisk. Nie wiedziałam jak inaczej mogłam wyrazić to co
czułam. Opuściłam ręce wzdłuż ciała. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem
odejścia. Sel złapał mnie za ramię.
- Zrobiłem wszystko byś mnie
znienawidziła...
- I znakomicie ci się to udało - odparłam nie odwracając
się.
- Wiem, ale... - umilknął. Pewne rzeczy chciał chyba przemilczeć.
Zaraz potem dodał - Lez żyje. Nie pytaj jak, po prostu mi uwierz. Jeden
jedyny raz.
- Nie. Raz to uczyniłam i naraziłam się na niepotrzebny ból i
cierpienie.
Wyrwałam ramię z jego uścisku. Ruszyłam do domu...
Prychnęłam w duchu. Do domu, którego tak naprawdę nie miałam. Już nic nie
czułam i wiedziałam, że jeśli Lezard nie wróci i tego nie opanuje to
pozostanie we mnie już na zawsze. Wieczna apatia. Stan, który niegdyś
nienawidziłam, a który był teraz mym ukojeniem. Cóż za ironia. Nie wiem ile
czasu szłam. Po prostu usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Otworzyłam oczy i
ujrzałam, że jestem w chacie.
______________
ps. To są
ochłapy
Dla mnie nie są to ochlapy tylko coś czym
moge zaspokoić pragnienie!! Matko. Było tak ładie i musiała się
zdenerwować =D Hhehe... Tylko nie pasuje mi swrot 'bo cię kocham, mała
głupia ludzka dziewczyno' Niby ja kocha a bezczelnie nazywa
Mófilam ze czepne się Czekam na nastepnego
parta!!!!!!!!!!!!
A
teraz cos dziffnego "Był sobie zamek, a w tym zamku saaame dziwy. Czy
to na pewno byl zamek?" Hhehehe...
QUOTE (Tajemnicza @ 07-08-2003 19:49) |
Dla mnie nie są to ochlapy tylko coś czym moge zaspokoić pragnienie!! Matko. Było tak ładie i musiała się zdenerwować =D |
Dzisiaj ja z trudem rozumiem rózne rzeczy
Przepraszam. I witaj w kubie :hien: ehehehe.
Iskra...koffanie moje. Rzuć nam jeszczecos na pozarcie... Głodna jestem...Na
prawde =D Hhehe. Iskra koffam cię koffam ficka koffam syskich na sffiecie
oprócz siebie
... Tylko na tyle na razie mnie stac... Iskro, jestes
geniusz...
Pees (I): A ja nie wiem, czemu, mi sie bardziej Wilcza
rasa od Gryfa podoba... Chyba dlatego, ze w tym drugim jush sie troche
pogubilam i stracilam orientacje w terenie =) Nie wiem, gdze skonczylam
^^"
Pees (II): Mi sie tez troche to nie naturalne wydalo to
wyznanie Sela...
Pees (III): To nie smakuje jak ochlapy, tylko jak
nuttelka
Weny zycze!!
Abaska - zemsta Iskierki
jezeli nie bedzie tu lada chwila next parta
(druga kopiara tu rosnie XD)
- Jesteś bardzo blada, Cailith -
powiedziała Stu - Czy cos się stało?
- Sel właśnie mi powiedział, że mnie
kocha - odparłam obojętnie.
Reyden zakrył dłonią twarz i pokręcił z
rezygnacja głową. Cisza jaka zapanowała była niemal namacalna. Sevotharte
popatrzył mi w oczy i... nagle wyskoczył na stół. Uniósł tryumfalnie rękę z
okrzykiem na ustach.
- O, tak! Nareszcie to powiedział!
- Co
cię tak cieszy smarkaczu? - warknęłam, a potem zwróciłam się do Reydena -
Wiedziałeś.
- Tak, wiedziałem - potwierdził to co stwierdziłam -
Wiedziałem od samego początku.
Milczałam. W mojej głowie kłębiło się
tysiące myśli, pytań, na które nigdy nie poznałam odpowiedzi.
- Wyjeżdżam
- oznajmiłam po dość długiej chwili - Jutro rano. Żałuję, że jestem na tyle
tchórzliwa, że nie wyjadę natychmiast, bo boje się jechać nocą.
Nie
oglądając się na innych poszłam do swojego pokoju. Moje słowa były pełne
gniewu. Wiedziałam o tym. Położyłam się na łóżku. Gdzie się podziała dawna
ja?, zastanawiałam się. Gdzie dawna Cai, dziewczyna, która kochała każdą
chwilę, swą złość wolała przemilczeć, była pełna dobroci, życzliwości, chęci
pomagania? Tak bardzo się zmieniłam przez te kilka, chyba 12, dni. Tak
bardzo... Wtuliłam głowę w poduszkę. Nic innego nie mogłam zrobić. Nic...
Zapadłam w głęboki sen.
Pukanie do drzwi obudziło mnie. W pokoju panował
mrok, mimo świecącej się świeczki.
- Nie... - nie dokończyłam. Do pokoju
wszedł Sevotharte. O, bogowie jak to imię nie pasowało do tego
malca!
- Naucz się, że nie należy wchodzić do pokoju bez zaproszenia
- mruknęłam.
- Cailith, ja też nie chcę żebyś odjeżdżała - powiedział
nieśmiale i usiadł na brzegu łóżka.
Pierwszy raz zwrócił się do mnie po
imieniu, a nie pogardliwie "człowieku" czy "dziewucho".
Nie zwróciłam na to jednak większej uwagi. A powinnam... Być może przyszłość
potoczyłaby się inaczej.
- Co to znaczy "ja też"? - spytałam
beznamiętnie.
- No... - zawahał się - Tak jak Sel.
- Jak Sel? -
fuknęłam wściekle - Nigdy nie staraj się być do niego podobnym.
- Ty
nawet nie starasz się zrozumieć - szepnął książę. Te słowa... - Sel cię tak
bardzo polubił.
- Miałam wątpliwą przyjemność się już o tym
dowiedzieć.
- Ty nie wiesz co on czuje - Sevotharte pochylił głowę, tak
by czarne włosy opadały mu na twarz - Nie wiesz, że...
- Co jest,
Sevotharte? Przyszedłeś go usprawiedliwiać?
- Tak - pochylił jeszcze
bardziej głowę - Sel nigdy by ci tego nie powiedział.
- Więc i ty nie
powinieneś tego mówić - zauważyłam.
- Posłuchaj - nadal miał pochyloną
głowę - Sel robił to wszystko, bo... hm, nie chciał niszczyć ci życia.
Wiedząc, że generał Lezard jest dla ciebie przyjacielem chciał byś była przy
nim kiedy wróci.
- Nie chciał niszczyć mi życia? - rzuciłam ironicznie -
Mógł po prostu przemilczeć swoje uczucia, a nie sprawić by strach trawił
mnie od środka.
- Generał Lezard... - urwał - Jest jeszcze coś o czym nie
mogę powiedzieć.
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? - spytałam ze
znudzona miną.
- Wiedz, że Sel cierpi nie mniej od ciebie - powiedział i
wstał.
- A to dobre - zaśmiałam się sztucznie, ale zaraz przybrałam
poważny, wręcz wrogi wyraz twarzy - Co ty nie powiesz.
Sevotharte
odwrócił się i napotkałam parę błękitnych oczu. Już wtedy wiedziałam.
Wiedziałam, że będzie wspaniałym władcą.
- Postaw się w jego sytuacji,
proszę. Jak ty byś się czuła raniąc ukochaną osobę tylko dlatego, że to
jedyny sposób.
- Jedyny sposób na co?
- I ja nie powinienem mówić tego
czego nie powiedziałby Sel - uśmiechnął się smutno i otworzył drzwi - Wiele
się od ciebie nauczyłem. Nie myśl, proszę, że marnowałaś tylko czas.
-
Myślałam tak. Wiele razy - odparłam, a on pochylił głowę - Ale wiem, że się
myliłam... Wasza Wysokość.
Pochyliłam lekko głowę z szacunkiem, a on
obdarzył mnie promiennym uśmiechem.
- Sevi - poprawił mnie - Proszę, mów
mi Sevi.
Trzaśnięcie drzwi.
- Wszystkie słowa wypalają na duszy
piętno - powiedziałam jakby jeszcze tu był - Zapamiętaj to,
Sevi.
Dlaczego nie jestem kowalem swego losu?, myślałam. Zawsze poddaje
się temu co przynosi mi życie. Jeśli przyjmuję z góry przesądzony los, to...
życie tak właściwie nie ma sensu.
- Nie - powiedziałam na głos - Lez,
zawsze powtarzał, że należy się doszukiwać sensu w bezsensie.
Westchnęłam
i podeszłam do okna. Miałam widok na tyły domu, las, a dzisiejszej nocy
także na księżyc. Świecił pełnią swego uroku. Taki jasny wśród mroku.
-
Lezard - wyszeptałam.
Nagle poczułam skurcze w żołądku. Przypomniałam
sobie, że nic jeszcze nie jadłam.
- Cóż, wygląda na to, że za dużo myślę
- uśmiechnęłam się do siebie, pogodnie, tak jak kiedyś.
Wyszłam z pokoju
i ruszyłam ku schodom. Cisza. Pomyślałam, że to trochę dziwne, ale nie byłam
tym faktem specjalnie zaniepokojona. Nim zeszłam ze schodów zauważyłam, że w
dużym pokoju na dole jest więcej osób niż zwykle. Dużo więcej. Ostatnie
kroki pokonałam biegiem. Nim zdążyłam ogarnąć całe pomieszczenie moje oczy
spoczęły na jednej osobie.
- Tarimin? Ty tutaj?
Byłam całkowicie
zdezorientowana. Wiem, że spałam. Wiem, że po wyjściu Sevotharte byłam
zajęta własnymi myślami. Ale dlaczego nie usłyszałam odgłosów walki
dochodzących z dołu? Czyżby magia?
- Wygląda na to, że uprzedziłem
twojego wilczego przyjaciela - powiedział przyjaźnie, ale ostatnie słowo
niemal wypluł.
Nie rozumiałam jego słów. Rozglądnęłam się po sali. Było
tam 6 żołnierzy królewskich. Znałam wszystkich. Reyden siedział związany na
krześle. Z ramienia sączyła mu się krew. Sevotharte robił mu prowizoryczny
opatrunek. Wasuki siedział na podłodze. Związany i pobity. Obok leżała Stu w
czerwonej plamie... krwi? Wasuki płakał. Moje oczy też zaszły łzami.
Poczułam rękę Tarimina na ramieniu. Odwróciłam do niego rozżaloną twarz i
spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Jak mogłeś? - szepnęłam - Dlaczego?
-
Nie miałem wyjścia - powiedział przepraszająco - Uwierz mi.
Reyden
skierował na niego bystre oczy.
- Stu broniła Sevotharte - powiedział
beznamiętnie.
W jednej chwili podszedł do niego krepy osiłek zwany Turbi
i uderzył go z zamachem w twarz. Chciałam podbiec do przyjaciela, ale Tari
zatrzymał mnie.
- Przestań. To wilk.
Nie skomentowałam tego. Wyrwałam
się i podeszłam do Reydena. Opatrzyłam jego rozcięty policzek. Rana była
długa, ale niezbyt głęboka. Jedyne co mogłam zrobić to rozedrzeć brzeg
swojej sukienki i przyłożyć materiał do rany. Podeszłam do Wasukiego.
-
To twoja wina - warknął przez łzy nim zdarzyłam go dotknąć, a potem spojrzał
na mnie szalonymi ze wściekłości oczyma - Przysięgam, że poderżnę ci gardło
przy pierwszej okazji, suko!
Patrzyłam na niego przerażona.
- Ale
ja nic... - spojrzałam na Tariego.
Pomachał mi przed oczami... moim
wisiorkiem!
- Niby taki niepozorny, a z odrobiną magii zawsze
znajdzie swojego twórcę - rzekł z satysfakcją.
Uderzyłam go w twarz i
wyrwałam wisiorek.
- Po co przyjechałeś? - spytałam z żalem -
Odjedź.
- Przyjechałem po ciebie. Ty mnie tu sprowadzasz.
Milczałam.
Tak, to byłą moja wina. Usiadłam obok Reydena wyraźnie pokazując, po której
jestem stronie. Chociaż nie wiem czy to miało jakikolwiek sens. Wszystko i
tak było przesądzone. To moja wina, myślałam wciąż w duchu. Moja wina.
_________
Heh =) Miło, że się Wam podoba. Ale ja nie jestem
tego zdania
A ja jestem, jak najbardziej =) Ten part
byl swietny... A teraz sie wszystko skupilo na Cailith... Bidna Stu... Juz
ja zdazylam polubic... Ale one question. Tairimin... Tzn. Ludzie tez umieli
czarowac? O_o Buu... Myslalam, ze tylko wilki
Świetne! Matko jak ja kofam cię i
ficka!!! *_* *_* Piękne opisy i ta akcja. Nie no ... cudo
poprostu. Dlaczego tak mało dałaś?? Przecież ja i nie tylko czekam
cierpliwie na "ochłapy" a ty tylko takie krótkir cos dajesz. No
coosz, zawsze coś. Świetny pmysł jest w tym parcie. Niesamowicie mi sie
podoba. Nie pomyślałam, żę ten, jak on tam ma, ee...W tkazdym bądź razie ten
na T... ją znalazł tak szybko! Jestem zaskoczkona Ale mile zaskoczona. I Sevi, cciekawe. Chyba Sev wywarł na
nim taki wpływ. Koffam was syskich =* Czkeam cierpliwie na party =D
WOW...
mam pytanko czy człowiek i "wilk" mogą mieć dzieci?
A tak serio to mogłabyś zostać pisarką. Czasem tylko
kolejność wyrazów w zdaniu jest dziwna ale to pikuś...
Macie, bo sie jeszcze posikacie jak Wam
nie dam
ps. Ci co nie czytali Gryfa jush zawalać na ten temat
i czytać!
Dirbaa - Raczej nie, za mało mam predyspozycji by
zostac pisarką, ale dzieki za komplement
_______________________________________
-
Cailith, nie martw się. Przybędzie pomoc - szepnął do mnie Reyden, tak cicho
bym tylko ja mogła to usłyszeć - Nie płacz, to niczego już nie zmieni.
Dopiero wtedy poczułam, że po twarzy ściekają mi łzy. Tarimin usiadł na
krześle naprzeciwko mnie. Nie poznawałam go. Zawsze taki miły w stosunku do
mnie... Co się z nim dzieje?
- Cai, co się dzieje? - spytał patrząc mi w
oczy - Nie cieszysz się, że przyszedłem ci z pomocą. Te wilki rozszarpią cię
na strzępy jeśli tylko się uwolnią. Oni nie mając uczuć. Chcesz zginąć z
ich ręki?
- Życie za życie - odparłam - Czy to nie sprawiedliwy
układ?
- Ich życie jest nic nie warte...
- Ach, zamknij się już -
warknęłam - Nie jesteś bogiem.
- Owszem, dziś jestem - złapał mnie
boleśnie za podbródek. Kątem oka ujrzałam wściekłe oczy Sevotharte. Tari
zresztą też. Puścił mnie i potargał chłopca po włosach - Mądry chłopak. Wie,
że milczenie jest złotem.
Sevotharte odepchnął go, na co Tari tylko się
zaśmiał. Żołnierze mu zawtórowali. Rzygać mi się chciało od tego śmiechu.
Wstałam, ale nim zdążyłam zrobić kilka kroków Tarimin złapał mnie delikatnie
za ramię.
- Opuszczasz mnie? - spytał łagodnie.
Być może się
pomyliłam, myślałam. Może Tari naprawdę jest wrażliwym i dobrym chłopakiem.
Teraz po prostu boi się o mnie. Chce mnie chronić, a z równowagi wyprowadza
go obecność wilków, których zawsze nienawidził. Oskarżam go. To
niesprawiedliwe.
- Idę do kuchni - odparłam.
- Dobry pomysł. Wszyscy
byśmy zregenerowali swoje siły - rzekł z entuzjazmem i niemal rozkazał -
Cailith, przygotuj nam coś.
- Sama nie dam sobie rady.
- Mały - skinął
z nieukrywaną wrogością na Sevotharte - Pomóż damie i nie próbuj żadnych
sztuczek.
Sevi podążył za mną do kuchni. Przymknęłam lekko drzwi.
-
Szybko. Weź jakiś nóż i siekaj tą marchewkę - rozkazałam szeptem.
- Nie
będę gotował dla ludzi, zdrajczyni - rzucił wrogo.
Złapałam go za ramiona
i spojrzałam głęboko w oczy. Oczy przyszłego króla.
- Posłuchaj mnie,
Sevotharte. Właśnie teraz mamy niewiele czasu by porozmawiać o kilku ważnych
rzeczach. Chcę dobrze.
- Ale przez ciebie jest źle.
- Ty naprawdę
myślisz, że to moja wina - stwierdziłam, nie spytałam. Sevotharte
milczał.
- Dobra - podparłam się pod boki - Albo robisz co ci każę, albo
Tarimin się tobą zajmie.
Popatrzył na mnie przerażonymi oczyma. To nie
był strach, raczej zawód i myśli jakie kłębiły się w jego królewskiej
główce. Nie wiedział co zamierzam. Ja zresztą też.
Po godzinie była
gotowa pieczeń z królika i przystawki. To był dobry czas. Widział jak szybko
rodzi się w Sevotharte nienawiść. Zaniosłam danie na stół. Musiałam przy tym
wytrzymać pełen gniewu wzrok Wasukiego i rozczarowania Reydena.
- Seban,
Turbi wyszedł kilka minut temu się odlać - powiedział Tari - Weź Kriga i
idźcie go poszukać. Tylko uważajcie. Noc niesie ze sobą różne
bestie.
Dwaj żołnierze wyszli, a my zaczęliśmy posiłek. Za moimi namowami
jedli również Sevotharte i Reyden. Wasuki nie chciał. Kiedy podsunęłam mu
talerz pod nos napluł mi w twarz. Tarimin podniósł zaciśniętą pięść, ale
powiedziałam, że to nic. Wasuki uniknął bolesnego uderzenia. Nagle rozległo
się pukanie do drzwi.
- A oni co? - zarechotał Fabio, największy z
obstawy Tariego - Chcą nas przestraszyć?
Otworzył drzwi. To były ostatnie
drzwi, które otworzył w życiu. Sel tego dopilnował. Tarimin zerwał się i
ruszył na Sela. Dwóch z żołnierzy ruszyło w jego ślady. Trzeci natomiast
ruszył z mieczem na Sevotharte. Teraz, albo nigdy, pomyślałam i bez wahania
chwyciłam nóż leżący na stole. Wbiłam go w plecy żołnierza. Tamten tylko
zacharczał i upadł. Pisnęłam jak przerażone dziecko. Dopiero wtedy
zrozumiałam, że... ZABIAŁAM!!! Nagle poczułam jak ktoś się na
mnie zwala. To był, ku mojemu zaskoczeniu, Tarimin. Wyciągnął sztylet z
pochwy u pasa i pokazał mi go. Strach dławił mi gardło. Siedział na mnie
okrakiem rozgniewany żołnierz.
Powiem jak zawsze, super. Końcówka zaparła mi dech w piersciach. Coraz bardziej się rozkręca Dwa posty jednaego dnia Nie widziałam u cebie jeszcze takiego czegoś =) Nio, czekam na nastepne party a tym czasem na arkadie
- Nie myślałem, że możesz być... taka - rzekł złowrogo i zaczął mi jeździć ostrzem po twarzy. Pisnęłam.
- Nie martw się - ciągnął dalej - Nie skrzywdzę tak pięknej twarzy...
Zamachnął się i wbił mi sztylet w ramię złamanej ręki. Niezbyt głęboko, ale tak by bolało. Wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, nawet gdyby chciał. Tarimin zaczął ciągnąć sztylet wzdłuż ramienia. Krzyknęłam przeraźliwie.
Niespodziewanie przez okno wpadł... Lezard? Jednym machnięciem miecza pozbawił życia jednego z napastników Sela, a potem rzucił się na Tarimina. Usiadł na nim okrakiem i błyskawicznie przystawił miecz do jego łuku brwiowego.
- Co powiesz na to, kłamco bez krzty honoru? - przycisnął lekko miecz, spod którego wypłynęła cieniutka stróżka krwi - Jedno oko wydłubie ci w ramach rewanżu, a drugie za skrzywdzenie Cai.
Sel uporał się z napastnikiem i pomógł mi wstać. Szerokimi oczyma patrzyłam na Tarimina. A więc jednak się pomyliłam...
- Stu - szepnęłam i ruszyłam ku leżącej na podłodze wilczej dziewczyny. Czułam niemiłosierny ból w ręce.
- Nie dotykaj jej! - warknął Wasuki już rozwiązany przez Sevotharte.
Zatrzymałam się. Widziałam jak Stu otwiera z wysiłkiem oczy i ściska lekko dłoń Wasukiego. Popatrzyła na mnie i poprosiła bardzo cicho bym podeszła. Uczyniłam to, ale przycupnęłam przy niej z dala od brata Lezarda.
- Nie wiń siebie - ścisnęła mi lekko dłoń - Spróbuj zmienić przeznaczenie.
- A ty, kochany - zwróciła się do Wasukiego - Zaopiekuj się nią, tak jak opiekowałeś się mną.
- Nie - odparł i popatrzyła na mnie z niechęcią.
- Więc zostaw - odparła i zanim jej głowa zawisła bezwiednie na ramieniu Wasukiego zdążyła wyszeptać - Nie zapomnij o mnie.
Zacisnęłam oczy. Dlaczego to trak musiało się skończyć? Znów łzy. Łzy tak często obecne w moim życiu. Ze stanu w jakim byłam wyrwał mnie nagle krzyk. Odwróciłam się. Sel trzymał ręce Tarimina z dzikim blaskiem w oczach. Lez nachylał się nad nim i ciął go mieczem od połowy czoła zmierzając ku oku. Doszedł do łuku brwiowego, gdy się opamiętałam.
- Lezardzie, nie! - krzyknęłam. Poczułam jak kręci mi się w głowie, a potem była już tylko ciemność...
›››
6
W nocy miałam koszmary. Wciąż śniło mi się jak zabijam tego żołnierza. Patrzyłam na siebie z góry. Wszystko działo się tak bardzo powoli. W kółko oglądałam jak łapie za nóż i wbijam go w plecy człowieka. Oglądałam ten obraz kilkanaście razy, aż w końcu ciało upadło. Martwe oczy patrzyły na mnie...
Zerwałam się do pozycji siedzącej. Tyłem do mnie siedział... tak, Lezard. Nim zdążył się odwrócić zarzuciłam mu ręce na szyję, ale zaraz cofnęłam lewę ramię. Bolało. Nawet bardzo. Oplatając szyję przyjaciela jedną ręką milczałam. Czułam jak dotyka ręką mojej dłoni.
- Wróciłeś.
- Tak - odpowiedział zmęczonym głosem i odwrócił się. Zamarłam. Dotknęłam dłonią jego lewego policzka. Cofnął głowę, a na jego wilczych ustach pojawił się grymas bólu.
- Co oni ci zrobili? - spytałam. Rana, która biegła od czoła po policzek pozbawiła go lewego oka. Jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej?
- Nie rozmawiajmy o tym - odparł i odwrócił twarz tak bym widziała tylko jego prawą stronę.
- Cieszę się, że żyjesz. Tak bardzo za tobą tęskniła.
- I ja za tobą - ujął moją lewą rękę. Jęknęłam z bólu.
- Przepraszam. Zapomniałem o ręce - popatrzył na mnie uważnie - Jak ją złamałaś?
- Ja... To znaczy... - nabrałam głęboko powietrza - To Sel.
- Co?! - zerwał się na równe nogi - Zamorduje, sku...
- Lezardzie, proszę - próbowałam go uspokoić - Sel... On... On nie chciał źle.
- Ja też nie chcę źle, ale przez przypadek mogę mu złamać obie.
- Lezardzie. To wszystko jest takie dziwne i skomplikowane. Nie rozumiem wszystkiego.
- Bo nie czujesz tak jak my - odparł i ruszył ku drzwiom.
- Wychodzisz? - spytałam zdziwiona.
- Porozmawiam sobie z Selem.
- Nie... - zawahałam się na chwilę - Nie rób mu krzywdy.
Popatrzył na mnie dziwnie, a ja odpowiedziałam mu nieśmiałym uśmiechem. Wyszedł. Odetchnęłam głęboko i zmarszczyłam czoło. Ból w ręce był nie do zniesienia. W pokoju panował lekki mrok rozświetlany świecą. Odetchnęłam jeszcze raz i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam przede mną stał Wasuki. Przestraszyłam się i odruchowo starałam się cofnąć do tyłu. Widząc to Wasuki uśmiechnął się. Wyglądał przerażająco w migocącym świetle świecy. Podniósł dłonie na wysokości klatki piersiowej. Zaczęły świecić zimnym blaskiem, a on począł zbliżać się do mnie. Wasuki oparł się kolanem o brzeg łóżka i wyciągnął do mnie ręce. Czułam jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna szybciej bić. Zimne dłonie dotknęły mojej chorej ręki. Ból minął i poczułam przyjemnie pulsujące ciepło.
Fajne opowiadanie Podoba mi się fabuła, obfitująca w szybką akcję i ciekawe
wydarzenia. Cały czas coś się dzieje, nie wieje nudą, masz dużo fajnych
pomysłów. Ale według mnie zamieszczasz za mało opisów. Gdybyś te wydarzenia
okrasiła dłuższymi opisami, byłby o wiele lepiej. Oczywiście każda przesada
szkodzi i absolutnie nie chcę, żebyś zrobiła z tego coś w stylu "Panny
z mokrą głową"
Następna sprawa- bohaterowie. Ten element udał ci się
szczególnie. Każda z postaci jest charakterystyczna i jedyna w swoim
rodzaju. Każda zachowuje się w specyficzny i jedyny dla niej sposób. Mam
wrażenie, że ich świat żyje Ale jednocześnie ich zachowanie względem siebie czasami
dziwi. Na przykład ten moment, kiedy Sel skacze na Ceilith (czy jak jej tam
). Za szybko przeszłaś wtedy od momentu
„oblężenia” (nie wiem dlaczego tak mi się to skojarzyło
) do ich rozmowy. Podobnie spotkanie bohaterki z księciem.
Myślę, że można by trochę przedłużyć te sceny, wpleść więcej opisów i uczuć.
Co do stylistyki- jak już mówiłam, przydałoby się więcej opisów. Jeżeli
są jakieś błędy, to ja ich nie zauważyłam Interpunkcja i ortografia- wydaje mi się, że w porządku.
Ogółem jest to jedno z ciekawszych opowiadań na forum. Zamieszczaj
dalsze party, bo sama jestem ciekawa fabuły. Pozdrówka
WoW...to opowiadanie jest świetne.Kiedy
następna część???
Miodzio! Suer. Co raz bardziej misie
podba Akcja jest zarąbista i ospiy. Teraz mnie Lezard zdziwił.
Już? Hhehe...może dla bohaerki bylo to dlugo ale dla mnie szybko, bardzo
szybko, moze dlatego ze cyztam to i nie wiem kiedy kończę Madzia! Dawaj parta I to o wile dłuższego! WIECEJ!
Jezu ale ty masz tempo kobieto...
Dużo tego od kiedy czytałem ostatni raz i muszę powiedzieć,
że przeczytanie opłaciło mi się w 70%. ciekawe jest i to bardzo ale to
trochę romans taki się zrobił. fajne mimo to więc pisz dalej!
Uuu, to jednak Wasuki tesh umie czarowac,
nu nu nu ^^
Czekam na nastepne party, ale chyba nie musze juz pisac,
jak bardzo =D
Madzieńko moja, ja Ci już mówiłam, co o tym
opowie myślę, ale powtórzę - Z-A-J-E-B-I-S-T-E!!! Ciekawy temat,
wciągająca akcja, a jeszcze to "porcjowanie"...
Mmmmiiooodzioo!!! Dawaj dalej!!
Spokojnie (nie myslcie sobie, ze jestem jakas inna ze mowie za Iskre)
Iskierka wyjechała i powinna nie długo rócić. Chyba wiecie tym nie? A tak
wogólne musismy z niej wyciągnąć cos dłuuuuuuuugiego Nio, kto sie przyłacza??
Dirbaa: nie krzycz na mnie, jesli chcesz
dozyc pelnoletnosci
Cailith: nie ładnie się tak podlizywać =)
Tajemnicza:
nie probuj (proboj? o_O) ze mnie niczego wyciagac... wlasnie skonczylo sie
to waszym dlugim oczekiwaniem. Jestem bezlitosna - na razie czekajcie dalej
Dirbaa: Nikt kto nie zaglądał na mojego bloga nie
wiedział, ze jade
Tajemnicza: Cierpliwość to cnota
Pozdrafffiam
iskra - wyjatkowo milutka i uchachana
zemsta milosnikoof pozaroof =)
Proszę bardzo... =) Chciałabym rzec, że opłacało Wam się czekac, ale to bardzo marny part pod względem długości... Wybaczcie, ale od teraz wszystkie dawki takie będą. To co mam na dysku jush mi się kończy, a Wy pewnie będziecie chcieli znać dalsze losy bohateroof... Nie wiem czy bedę mogła (i czy bedzie mi sie chcialo) pisac dalej... Więc... Sami rozumiecie. Apokalipsa się zbliża
_______________________________
- Mówiłem, że nie jestem potworem - powiedział cicho.
- Mówiłeś też, że poderżniesz mi gardło przy najbliższej okazji - przypomniałam mu szeptem.
- Nie skrzywdzę cię ze względu na Stu i dlatego, że byłaś dla mnie... Byłaś. Ale teraz już nie jesteś - przerwał na chwilę - Stu zginęła przez ciebie. Tak, wiem, że tego nie chciałaś, ale stało się. Wilcze prawo... Życie za życie. Kiedyś sprawię byś cierpiała tak jak ja.
- Myślisz, że ja nie cierpię? - spytałam niemal niedosłyszalnie - Myślisz, że nie wiem, że to ja zabiłam pośrednio Stu?
- Nie - odparł poważnie - Nigdy tak nie myślałem. Jednak ty nie znasz ogromu mojego bólu. Nie byłaś z nią związana linią życia.
- Mówisz o miłości?
- Nie, mówię o czymś więcej... Zresztą, ty tego nie zrozumiesz. Nie czujesz tak jak my.
- W ogóle lepiej by było gdybym nigdy nie spotkała Lezarda. Wtedy nikomu nic by się nie stało - powiedziałam cicho.
- Nie, to nie tak - usiadł przy mnie - Nie można zmienić ani przeszłości, ani teraźniejszości, a przyszłość... Cóż, przyszłość jest czymś przeznaczonym nam od momentu narodzin.
- W takim układzie po co żyć? - wtrąciłam się Wasukiemu w wypowiedź.
- Życie jest czymś względnym. Ono zależy od nas. Możemy je zmienić...
- Ale mówiłeś, że jest już określone? - znów mu przerwałam.
- Dasz mi skończyć? - łupnął na mnie spod oka - Życie należy do istoty, ale to bogowie wytyczają mu tor. Istota podchodząca do życia biernie spełnia los dany jej od bogów, ale nawet jeśli sami jesteśmy kowalami swego losu sprawa nie jest tak do końca prosta. Los bogów wciąż nas goni. Goni nas śmierć, którą dla nas przeznaczyli. Nikt nie jest w stanie przed nią uciec.
- Ale dlaczego Stu...
- Stu nie uciekała - przerwał mi - Jej sytuacja była inna. Ona goniła swój los. Pisana jej była śmierć w obronie Jego Królewskiej Mości Sevotharte, a zginęła za Księcia Sevotharte. Wyprzedziła wolę bogów.
Popatrzyłam na niego pytająco. Próbowałam doszukać się jakiegoś sensu, logiki w jego słowach.
- To z twojej przyczyny tak się stało - ciągnął - Twoje pojawienie się w życiu Lezarda spowodowało, że zmieniasz los każdego z kim się zetkniesz.
- Skąd wiedziałeś jaki los czeka Stu? - spytałam próbując poukładać "to wszystko".
- Magia towarzyszy wilkom od początku ich istnienia. Jedni mają moc uzdrawiania, która podarował im Snow, bóstwo wody. Inni zostali zaszczyceni mocą Feniksa. Jeszcze inni otrzymali moc wszystkich żywiołów, a niektórzy tylko dar rozpoznawania emocji i zamiarów innych. Ja byłem właśnie jednym z nich, a tą tylko różnicą, że niedawno zaczął się u mnie przejawiać dar jasnowidzenia.
- A moja przyszłość? Widzisz ją? - spytałam zaciekawiona.
- Twoja przyszłość? - popatrzył mi w oczy i zaśmiał się - Nikt nie może poznać twojej przyszłości. Twoja przyszłość zmienia się z każdym wypowiedzianym przez ciebie słowem, z każdym oddechem i uderzeniem serca. Jesteś inna od nas, ale jesteś też inna od ludzi. Masz zbyt silną osobowość. Doprawdy, jest to dla mnie niezrozumiałe. Nie widzę twojej śmierci.
- Nie mam silnej osobowości - pochyliłam głowę - Życie mnie przytłacza i ciągle płaczę. Jestem słaba.
Nie skomentował tego tylko uśmiechnął się pobłażliwie i wyszedł. Dotknęłam rozciętego ramienia. Już nie bolało. Dlaczego Tarimin to zrobił?
- Tarimin! - prawie krzyknęłam. Zerwałam się i wybiegłam na zewnątrz. Na schodach potrąciłam Sela. Zaraz po tym byłam już na dole. Ujrzałam skrępowanego Tariego siedzącego przy kominku. Na czole miał niewielką ranę ciętą. Zanim ktokolwiek mnie powstrzymał rzuciłam się w jego stronę. Upadłam przed nim na kolana i delikatnie podniosłam dłonią jego twarz. Popatrzyłam w jego oczy. Kiedyś czarne i błyszczące. Teraz przyszarzałe i matowe. Po policzkach pociekły mi łzy. Dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć?
- Tariminie - szepnęłam - Tari.
- A więc przegrałem - powiedział bez żalu z lekkim uśmiechem - Już nigdy cię nie odzyskam.
- Tari, nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę twoją przyjaciółką. Bez względu na wszystko - poluźniłam mu trochę więzy na nadgarstkach.
- I wybaczysz mi zranienie cię? - skinął na moją złamaną, a teraz i zranioną rękę.
- Wybaczę ci wszystko.
- Naiwna - usłyszałam prychnięcie Sela.
Popatrzyłam w jego stronę. Stał oparty o ścianę obok. Ręce miał założone na piersi. Patrzył na mnie uważnie.
aby sie nie powtarzać bo jak zywkle wszystko ładnie itd. ZNOWU krótko i skończone w fajnym momencie. Pisałaś żę bedziesz właśnie tak
QUOTE |
Wybaczcie, ale od teraz wszystkie dawki takie będą |
troche romansidłowate to sie robi ale i
tak mi się podoba szkoda że taki króciutki kawałek dałas,juz się nie mogę
doczekać kolejnego parta.
QUOTE |
Nie wiem czy bedę mogła (i czy bedzie mi sie
chcialo) pisac dalej... Więc... Sami rozumiecie. Apokalipsa się zbliża
|
Za każdym razem, gdy pojawia się Sel moje
zainteresowanie ffickiem rośnie jeszcze bardziej Więcej Sela!!!
Zastrzeżenia? Błędów nie zauważyłam poza jedna
literówką
QUOTE |
łupnął na mnie spod oka |
Tak jakby, troche mnie zawiodłaś
Ale podkreślam TROCHE Zgadzam sie z Nadine, ze
powinnaś robić wiecej opisów w tym parcie. Tez nie lubie dialogów. Masz mi
ten fick prowadzić! Nawet nie myśl o skonczeniu z nim nie dokonczając
go! Obraże sie w tedy na ciebie...(Moge sie założyć ze mi przejdzie po 2
dniach ) Nio wiec masz grono fanów ficka i dlatego powinnas go
doprowdzic do konca. Chcesz nas zawieść? Chyba nie... Powodzenia i
wytrawłości zycze =)
a mi się podobało jakreszta tgeo
opowiadania! czylli ślicznie!
podoba mi się sam pomysł ficka i to
jak go realizujesz
i ani mi się waż to zostawić niedokończone, jak
skończy ci się to co masz napisane to kontynuuj, bo to jest genialne!
ten fick jest jak bagno. bardzo wciąga
^^
no cóż, co tu dużo mówić świetny ff. chciałoby się coś
skrytykować, ale nie ma co. zauwarzyłam u Ciebie coś żadkiego; gdy się
czyta, to w ogóle się nie zauwarza błędów. w innych jakoś bardziej się
rzucają w oczy.
czekam na kolejną cześć. oby była niedługo
pozdrowionka^^
- A może nadzieję go na miecz, co? Albo
jeszcze lepiej. Będę powoli upuszczał z niego krew, tak by poczuł
wypływające z niego życie.
- Sel, jak możesz?
- A ty?! - warknął -
Jak ty możesz? Chcesz się troszczyć o mordercę?!
- Popatrz w jakim on
jest stanie.
- Zabił Stu!
- Ty też zabijałeś! Zabiłeś z
Lezardem sześciu niewinnych żołnierzy, którzy tylko słuchali rozkazów.
-
Tak, ci niewinni żołnierze słuchali rozkazów Tarimina! Zapewne wyrżnęli
by nas wszystkich w pień!
- On jest moim przyjacielem - powiedziałam
spokojnie. Wydawało mi się, że to najmocniejszy argument.
- A my? My nie
jesteśmy twoimi przyjaciółmi? Chcesz wybierać między naszym życiem, a
jego?
- To wy stawiacie mnie przed takim wyborem! - krzyknęłam na
cały głos.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Bardzo ciężka cisza, a ja
byłam w jej samym środku. Popatrzyłam na Sela, a on na mnie. W końcu
odwrócił ode mnie rozgniewany wzrok.
- Istotnie, Cailith - usłyszałam za
plecami poważny melodyjny głos Lezarda - Musisz dokonać wyboru. Musisz
wybrać, która przyjaźń jest ważniejsza.
- Przyjaźń to przyjaźń. Nie ma
ważnej i mniej ważnej - popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie myślałam, że
kiedykolwiek postawi mnie przed takim wyborem.
- To nie ja jestem panem
losu - wzruszył ramionami. Podszedł i kucnął przy mnie - Wierzysz mi? -
spytał, a ja pochyliłam głowę. Złapał mnie za podbródek i uniósł go.
Popatrzył mi w oczy - Cailith, czy wierzysz, że chcę dla ciebie jak
najlepiej?
- Tak - szepnęłam.
- Tarimin manipuluje ludźmi. Wciąż
udaje, gra jakąś przemyślaną rolę.
Poczułam jak Tarimin szarpie się w
gniewie. Nie spojrzałam na niego. Całą swą uwagę skupiłam na bursztynowych
oczach.
- Zapewne jeszcze trochę, a rozwiązałabyś go ze świadomością, że
ratujesz przyjaciela. Później... Później przeżyłabyś tylko ty. Tarimin to
kłamca. Magowie jego ojca nauczyli go prostej, acz skutecznej sztuczki. Nikt
nie może wkraść się do jego umysłu. Nikt. Tym bardziej staje się
groźniejszy. On używa przeciwko innym nawet swoich własnych uczuć, które
zagłusza żądzą władzy. A ponadto... - oderwał dłoń od mojego podbródka i
wstał - A ponadto cię kocha.
Sel znów prychnął i ruszył za Lezardem na
górę. Zostałam sama z Tariminem, ale nie patrzyłam na niego. Zamarłam.
Patrzyłam w przestrzeń, tam gdzie kiedyś były bursztynowe oczy.
- Cai,
Lezard kłamie - rzekł nagle Tari - On mówił o sobie. Trzyma cię przy życiu
tylko dlatego, że chce się jak najwięcej dowiedzieć o mnie, o moim ojcu, o
stolicy. Kiedy zacznie się wojna będziesz dla nich już tylko żywą tarczą
obronną.
- Co z Sorą? - spytałam tak, jakbym nie słyszała jego słów. Nie
zastanawiałam się nad tym pytaniem, po prostu je powiedziałam. Tak po
prostu.
- Sora umarła na ospę 3 dni temu - szepnął niemal
niedosłyszalnie.
Milczałam myśląc tylko o jednym: "Naprawdę musze
wybrać". Z jednej strony przyjaciel z dzieciństwa, miłość mojego życia,
przybrany starszy brat, który troszczył się o mnie, który naraził się na
niebezpieczeństwo by mnie ratować mimo, że jego żona umarła, a który teraz
siedzi związany i pobity przez wilków - tę druga stronę. Wilków, którzy
wciągnęli mnie w te plątaninę zdarzeń, wilków których tak naprawdę nie znam,
obce mi są ich obyczaje. Nigdy nie wiem co kryje się w ich oczach, takich
tajemniczych i niedostępnych. Oczy zaszły mi łzami. Zamknęłam je, ale zaraz
otworzyłam. Wybacz mi, pomyślałam rozpaczliwie i sięgnęłam do węzłów na
nadgarstkach Tarimina.
- Wiedziałem, że podejmiesz właściwą decyzję -
powiedział Tari niemal tryumfalnie.
- Właściwa decyzja jest tu pojęciem
względnym - szepnęłam i zacisnęłam bardziej węzły.
- Co robisz?! -
zdziwił się, ale i zdenerwował.
- Podejmuje decyzję - mruknęłam i
odeszłam by nie słyszeć słów Tarimina wypowiedzianych w gniewie.
Ruszyłam do kuchni. Czułam się jak wyprana z wszelkich uczuć. Skazałam
przyjaciela na śmierć i tak właściwie to ja wykonam wyrok. Weszłam do kuchni
i zatrzymałam się. Na krześle siedział Sevotharte. Kolana miał podciągnięte
pod brodę. Smutne, strudzone oczy spojrzały na mnie. To nie był wzrok
jedenastolatka.
- Dlaczego? - spytał prosto, a w tym pytaniu zawierało
się wszystko.
- Nie wiem - odpowiedziałam i zaczęłam przyrządzać sobie
posiłek. Biorąc pod uwagę to, że miałam wolną tylko prawą rękę robiłam to
raczej nieudolnie. Zignorowałam go, zachowywałam się obojętnie. Wiem, ale
nie byłam zdolna do innej reakcji.
- Uratowałaś mi życie - stwierdził
cicho.
- Tak - przytaknęłam.
- Ale zabiłaś człowieka.
- Tak
-
Dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzyłam jego pytanie z nutką ironii - Nie
wiem czy jest na to jakaś odpowiedź. Pewnie dlatego, że nie mogłam pozwolić
by zginał przyszły władca - uśmiechnęłam się lekko, ale z goryczą.
-
Ja... Ja cię szanuję, ale nie narażałbym siebie na uratowanie człowieka -
pochylił głowę. Miałam wrażenie, że płacze.
- A myślałam, że zdołałam cię
nauczyć, że każde życie jest ważne, nie tylko twoje - westchnęłam.
- Nie,
nie, źle mnie zrozumiałaś - pokręcił przecząco głową - Ja bym się nie
narażał, bo... - urwał - Cailith, ja się nie boję śmierci, bo wiem, że
kiedyś i tak po mnie przyjdzie i to najpewniej przed czasem, ale... Ja się
boję. Bólu. Cierpienia. Strachu... Przepraszam.
Patrzyłam na niego
oniemiała. Sevotharte w istocie był dzieckiem, mimo, że od malutkiego uczono
go, że jest pępkiem świata, najważniejszym wilkiem i przyszłym władcą. Tak,
to tylko mały chłopiec, na którego barki nałożono zbyt wielki ciężar. A
jednak wytrzymał to.
- Nie przepraszaj - rzekłam. Nie chciałam nic więcej
dodawać.
- Sel był moim nauczycielem - powiedział nagle.
- I co z
tego? - spytałam obojętnie.
- On mnie uczył tego co ty, ale ja chciałem
być taki jak on.
- Dlaczego mi to mówisz? Uważasz, że to ma jakiekolwiek
znaczenie?
- Chcę żebyś wiedziała, że jesteście do siebie bardzo
podobni.
- Przestań! - warknęłam - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Rozumiesz? Nic!
- Ty go nienawidzisz - stwierdził ze
zdziwieniem.
Zacisnęłam usta i odwróciłam się tyłem by dokończyć
przygotowanie posiłku. Wykonywałam gwałtowne, nerwowe ruchy. W końcu
uraziłam się w chorą rękę. Skrzywiłam się z bólu.
- Pokaż - powiedział
Sevi, a gdy się do niego odwróciłam przyłożył swoje dłonie spowite niebieską
poświatą do złamanej ręki - To powinno pomóc.
Poczułam ciepło i mrowienie
w całym ciele. Ból minął, a na jego miejsce pojawiła się błogość.
Przymknęłam oczy.
- Zostaw! - usłyszałam krzyk Lezarda i otworzyłam
szybko oczy. Lez dość brutalnie odepchnął Sevotharte.
- Chciałem pomóc -
tłumaczył się Sevi.
- Powinieneś się bardziej przykładać do nauki,
smarkaczu - warknął Lezard. Takiego go jeszcze nie znałam - Nie wiesz, że
nasza magia uzdrawiania nie może być stosowana u ludzi? Chcesz ją
zabić?
- Nie. Nie, ja...
- Wyjdź - przerwał księciu Lezard.
-
Ale...
- Wyjdź! - powtórzył dobitnie.
Milczałam. Byłam zamroczona
magią. Sevotharte opuścił kuchnię, a Lez zaczął badać moją rękę.
-
Dlaczego tak na niego nakrzyczałeś? Przecież wy też leczyliście mnie magią -
rzekłam w końcu.
- Sevotharte wciąż się uczy. Jego magia jest zbyt
chaotyczna, by mógł używać jej jako środek uśmierzający dla ludzi. Mógł cię
skrzywdzić - odparł już opanowanym głosem.
- Co się z tobą stało? -
przyjrzałam mu się dokładnie.
- Słucham? - przeniósł wzrok z mojej ręki
na twarz.
- Odkąd wyjechaliśmy z Arnii stałeś się bezwzględny i wręcz
agresywny. Dlaczego?
- Słucham? - powtórzył jeszcze raz, ale tym razem
jego ton był nieco inny.
- Drażnisz się ze mną - zauważyłam bez uśmiechu
- Zacznij mnie traktować poważnie.
- Nie mogę, Cai - na jego ustach
zagościł zawadiacki uśmieszek - Jesteś dla mnie jak młodsza siostra.
- A
młodsze siostry to już trzeba lekceważyć, tak? - zapytałam buńczucznie, ale
nie z wrogością.
- Ależ nie. Oczywiście, że nie - uśmiechnął się szerzej
i ruszył do wyjścia.
- Ej, wracaj tu natychmiast! - krzyknęłam za
nim. On jest taki bezczelny, pomyślałam rozbawiona.
- Nie zatrzymuj mnie
- odparł i odwrócił się do mnie przez ramię- Idę przeprosić
księcia.
Wyszedł. Uśmiechnęłam się do siebie. Próbowałam wytłumaczyć
sobie moją, jakże wielką, sympatię do Lezarda. Jest w nim coś takiego co
przyciąga. Czułam, że jestem dla niego gotowa na każdy krok, bez względu na
wszystko.
NO jaaa, chyba nie doczekam się nowej częsci! No Iskra, żwawiej, żwawiej! Bo ja tu z niecierpliwością oczekuję czegoś new^^ Tyle czekałam to mogę i te pare dni nic nie zmieni..uch dobra jeszcze poczekam =) Pozdro.
No i co tu napisać... jak zwykle
wspaniale... Heh... życze weny...
Przepraszam bardzo, czy moja
"jednopartoofka" i "elfia moc" Psajcho nie sprowokowała
Cię, droga Dirbo, do myslenia? Takie posty sa ino do wyrzucenia... Może się
w końcu nauczycie komentować, co? Nieco kreatywnosci prosze... Niczego
innego nie pragne... A za Wasze komenty jestem wdzieczna... TYlko prosze,
starajcie sie chociaz troche... Bo zaczne sie obrazac
Eh.. moge sprobowac. A więc:
W mym
spkojnym życiu przeczytałam wiele książek, dzięki czemu mogę z całą
pewnością napisać że twoje opowiadanie jest wspaniałe, pełne akcji,
ciekawych postaci. Jednakże mogłabyś dodać parę wątków pobocznych. Uważam że
wtedy czytelnik mógłby więcej dowiedzieć się o tym świecie. Mogłabyś też
napisać więcej o kolorach, czego mi trochę brakuje. Pozatym nie lubie szukać
dziury w całym więc nie czytam szukając błedów i niezgodności.
Mi się podobał ten fick , jakoś mi się go
dobrze czytało i zbytnio na błedy nie zwracałam uwagi . Jedyne co mnie
raziło to niektóre dialogi , jakoś mi nie pasowały . I pod koniec to jakoś
mi się wszystko zaczeło komplikować , cała osoba głównej bohaterki .... Nie
wiem to może dlateo ,że byłam zmęczona =P . Ogólnie mi się podobało , lubie
czytać twoje ficki .
No, ostatnio coś postanowiłam nadrobić
zaległości i poczytać te najlepsze ficki na forum, więc o to jestem i tu, i
będę sobie zaraz komentować (póki jeszcze opowiadanie się tu znajduje).
No więc co
mogę powiedzieć - na początek to, że opowiadanie wciągnęło mnie od początku.
Wiem, jak to brzmi, ale taka jest prawda - styl pisania, dobór słów i jakieś
takie życie nie pozwolały się od tego oberwać. Magia dialogu, no cóż, ma tu
dużo do gadania - dialogi są żywe i naturalne i czyta się to bardzo
przyjemnie. Jednak kilkakrotnie po drodze wspominano conieco na temat małej
ilości opisów - nie sposób się z tym nie zgodzić. Mimo, że są, no,
wciągające, to jednak grają za małą rolę w układzie opowiadania. Taki świat,
konkretne miejsca (np. wygląd tego domu wilków - tam mogło być tyle
oryginalnych i ciekawych rzeczy...), jakieś szczegóły uczuć (i tu kłaniają
się np. wstawki między dialogami, których jestem zagorzałą fanką i innym też
to polecam ) wysączyłyby z tego opowiadania więcej klimatu, więcej ognia
( ), więcej życia. Nie mówię, że tego brak, ale dialog to jak
dla mnie trochę za mało. Więc mała ilość opisów to główny zarzut, że tak
powiem, bo o kilkakrotnym zjadaniu słów i przecinków, to nie trzeba tak
wspominać . No i czasem jeszcze zdanka są za krótkie, hehe
Samo opowiadanie - no miód i orzeszki, naprawdę mi się
podobało. Nie dość, że jest przygoda, uczucia i klimat, to jeszcze trochę
nauk życiowych i innych takim morałów . Ta cała filozofia wilków itp. Podobają mi się bohaterowie,
najbardziej Wasuki i Sel - lubię takie zdecydowane charaktery, trochę
mroczne, z sarkastycznymi docinkami. Lezard jest dla mnie zbyt
wyidelalizowany, taki nieskazitelny i w ogóle, no nie bardzo
. Zresztą, podobnie jak Cailith, ale ja po prostu za takimi
charakterami nie przepadam.
Hmm, no i cóż dodać... Szkoda, że nie piszesz
dalej, bo wiele można z tego wykrzesać, skoro już i tak jak jest, jest
dobrze. Małe poprawki tu i ówdzie i jest opowiadanie przez duże
"o"
7
Rano dowiedziałam się, że
wyjeżdżamy, gdyż niedługo zaczną pewnie szukać Tarimina. Zaciekawiona
spytałam gdzie i z kim. Choć tak właściwie na to ostatnie znałam odpowiedź.
Wyruszyliśmy do Atlasu, miasta, które podobno było ostoją spokoju, gdzie i
ludzie i wilki żyli ze sobą w zgodzie przez nikogo nie niepokojeni. Miasto
to było jednak trudne do odnalezienia, a droga do niego nie należała do
lekkich. Atlas był położony daleko na północ i powinniśmy dotrzeć tam w
środku wiosny, ale głównie z mojego powodu znaleźliśmy się tam pod jej
koniec. Przed wyjazdem bałam się o los Tariego. Niemal wyłożyłam się
plackiem przed Lezardem by zachował mu życie. Lez pokręcił nosem i
zmarszczył brwi, ale ustąpił. Zostawiliśmy związanego Tarimina w domu. Nie
było to, to czego oczekiwałam, ale przynajmniej miał szansę przeżycia...
jeśli żołnierze Narnii dotrą tu szybko.
Wyruszyliśmy o zmroku. Jedynie
Wasuki ruszył inną drogą. Bez wyjaśnień. Bez pożegnania. Tak po prostu. Nie
miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że wciąż czuje do mnie żal, po stracie
Stu. Stu... Tak bardzo za nią tęskniłam. Nie płakałam, bo wiedziałam, że
wtedy trzęśli by się nade mną jak nad jajkiem, a to niepotrzebnie
opóźniałoby marsz. Bałam się o Reydena. Po śmierci Stu stał się bardziej
milczący niż zawsze. Jego oczy straciły blask, a ruchy witalność. Cierpiał.
Widziałam to, ale nic nie mogłam zrobić.
Lez jechał zawsze obok mnie.
Książę i Reyden byli zazwyczaj z przodu. Natomiast Sel wciąż trzymał się
daleko za nami. Miałam wrażenie to jest to związane z jego rozmową z
Lezardem.
Po długiej nocy spędzonej w siodle byłam wyczerpana. Nic jednak
nie mówiłam. Już dość narobiłam im kłopotu.
- Twoja obecność, Lezardzie,
sprawiła, że Cailith jest spokojna i... ułożona - rzekł nad ranem Reyden.
Jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Po prostu stwierdzał fakty.
- Tak?
- odparł z lekkim uśmiechem Lez i popatrzył na mnie spod oka.
- O co
chodzi? - chciałam by zabrzmiało to hardo, ale wydałam z siebie tylko
zmęczony szept.
- Jesteś wyczerpana - stwierdził Lezard poważnym głosem
- Zatrzymamy się.
- Nie - zaprzeczyłam szybko - Nic mi nie jest. Dam
radę.
- Zatrzymujemy się - powtórzył twardo i zsiadł z konia.
-
Lezardzie, dam radę! - krzyknęłam ostatkiem sił, ale on już ściągał mnie
z siodła.
- Przekoczujemy tu... - zastanowił się przez chwilę -
Powiedzmy, że do południa.
- Mówiłam, że nic mi nie jest - warknęłam i
wyrwałam się.
- Cai, jest zmęczona. Nie wiem czy nie powinniśmy zostać
tu do wieczora - w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki.
- Idiota -
mruknęłam.
- Nie - usłyszałam za sobą głos Sela - Opiekun.
- Chyba coś
uzgodniliśmy? - Lez łupnął na niego spod oka.
- Rączki mam tutaj -
roześmiał się Sel i podniósł dłonie - Lezardzie, dotrzymam obietnicy.
-
Jakiej obietnicy? - wtrąciłam się.
- Rozkazu - poprawił zimno Lez
-
Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne? - Sel zmierzył nagle Lezarda
lodowatym spojrzeniem. W ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Po prostu
patrzyli sobie w oczy, tocząc niewidzialną walkę.
- Nie musisz
wiedzieć.
- Odbieram twoje uczucia bardziej niż zdajesz sobie z tego
sprawę. Wiem, że...
- Milcz! - Lezard zwęził złowieszczo oczy - Jeśli
ci życie miłe.
- Byłbyś zdolny dla niej zabić? - uśmiechnął się cynicznie
Sel.
- Nie - odwrócił wzrok - I na pewno nie ciebie.
- Czy ktoś mi
może powiedzieć o co tu chodzi? - zdenerwowałam się. Oni byli tacy
irytujący.
- Nie - odpowiedział mi obojętnie Sevi.
- Smarkacz -
wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Atmosfera była bardzo napięta. Czułam
to. Milczenie przedłużało się.
- Ona was zgubi - rzekł Wasuki, który
właśnie wyłonił się zza drzew - Mąci waszą równowagę ducha. Poprowadzi was
ku śmierci.
- Nie - powiedział Reyden i usiadł na śniegu krzyżując nogi
- Po śmierci Stu wszyscy jesteśmy rozgoryczeni i słabi. Chcemy to ukryć pod
maską agresji i gniewu.
Popatrzyłam na Reydena. Cierpiał, ale myśli były
nadal obiektywne.
- Po co wróciłeś? - zwróciłam się do Wasukiego, a on
wyciągnął do mnie zamkniętą dłoń
- Weź to - otworzył dłoń i moim oczom
ukazał się wisiorek, który niegdyś zrobiłam.
- O ile wiem to należy do
mnie - Lezard chciał zgarnąć wisiorek z dłoni brata, ale tamten cofnął
szybko rękę.
- Jesteście niepoprawni! - warknął Wasuki - Cailith
powinna go zniszczyć.
- Ale on już nie jest jej - stwierdził ze spokojem
Lez - Podarowała mi go.
- Jesteś głupcem. Głupcem jakiego nigdy jeszcze
nie widziałem. Niech no tylko królowa dowie się o nowym obliczu swojego
generała...
- Przestań, synu - rzekł Reyden nie podnosząc na niego wzroku
- Pozostaw sprawy takimi jakie są. Przeznaczenia nie da się zmienić.
-
Ale można od niego uciec - odparł Wasuki, a jego głos brzmiał tak jakby
rozpaczliwie.
- Można, ale po co?
- Po to by mieć świadomość, że się
próbowało - odpowiedziałam z prostotą.
- Świadomość to za mało -
powiedział cicho, z rezygnacją i cisnął wisiorek w śnieg. Odjechał nie
oglądając się na nikogo. To był ostatni raz kiedy widziałam Wasukiego.
WILCZA RASA - NOWA ERA =P
8.
Wiatr nasilał się
z każdym dniem, a śniegu przybywało. Nic nie wskazywało na to, iż zbliża się
wiosna. A zbliżała się mozolnymi krokami, niczym przebudzona z letargu
zimowego żmija. Wiedziałam, że już niedługo śnieżna kopuła okalająca
otoczenie zacznie gwałtownie topnieć. Jednak moje zmysły stanowczo temu
zaprzeczały. Otuliłam się szczelniej płaszczem i skuliłam w siodle. Kątem
oka widziałam jak Lezard zerka na mnie z niepokojem. Tak bardzo się o mnie
troszczył, co było dla mnie uspokajającym faktem. Ostatni tydzień wędrówki
wyraźnie mnie zahartował. Nie byłam już taka obolała, przyzwyczaiłam się do
niewygodnego siodła, skromnych posiłków i niewielkiej ilości snu. Powoli
zaczynał się budzić we mnie bunt. Byłam tym wszystkim zmęczona, zmęczona
bólem, cierpieniem, utratą Stu. Wystarczyło tylko się zatrzymać, odmówić
dalszej podróży i ruszyć w stronę, jak przypuszczałam, nadjeżdżającego
Tarimina wraz z wojskiem. Wystarczyło... Ale ja już podjęłam decyzję. Nie
mogłam i nie chciałam zawrócić. Moje miejsce było przy Lezardzie. Poczułam
jak mój koń się zatrzymuje. Oczekiwany odpoczynek przyjęłam z westchnieniem.
Zsiadłam z wierzchowca i rozglądnęłam się wokoło. Nie oczekiwałam jednak
żadnego charakterystycznego krajobrazu. Od tygodnia wszystko wyglądało tak
samo. Lasy pokryte śniegiem i soplami lodów, łąki i pola pochłonięte w
mlecznej bieli. Świat mienił się w czarno-białych barwach. Nawet niebo było
spowite przyszarzałymi chmurami, które skutecznie uniemożliwiały słońcu
stopienie śniegu. Sel bez słowa rozpalił ognisko, po czym oświadczył, że
idzie coś upolować. Usiadłam przy leniwie wzrastających płomieniach. Lezard
zajął miejsce przy mnie. Sevotharte przysiadł przy Reydenie. Nawet nie
oczekiwałam, że ktoś się odezwie. Ostatnie dni były spędzane raczej w
milczeniu. Słyszałam tylko własne myśli, a tak bardzo potrzebowałam rozmowy.
Tak bardzo... Nie miałam zamiaru przemilczeć kolejnego wieczoru.
- Co
potem? - spytałam.
Bez odpowiedzi. Znali sens mojego pytania, a jednak
milczeli. Czułam, że nie chcą o tym rozmawiać, ale nie poddałam się i
powtórzyłam pytanie.
- Co stanie się po tym jak dotrzemy do Atlasu?
Cisza znów irytująco się przedłużała. Właśnie chciałam coś powiedzieć,
ale słowa Leza mi przerwały.
- Nie wiem - odparł i miałam wrażenie, że
głos mu lekko zadrżał - Tam oczekuje nas kurier królowej.
- Kurier?
- Jestem generałem - odparł - Szykuje się wojna.
Tym razem ja
milczałam. Zatopiłam się we własnych myślach. Lezard odpowiedział mi krótko
i zwięźle, ale i tak wiedziałam co to oznacza. Lez już niedługo wyruszy na
wojnę. Myśl ta napawała mnie niepokojem. Najwyraźniej będę musiała się z nim
rozstać. Na zawsze... Nie, nie chciałam tak myśleć.
- Cailith - odezwał
się nagle Reyden i spojrzałam w jego łagodne oczy - Nie przypominam sobie
bym opowiadał ci o przeszłości Wilczej Rasy...
- Chcesz mi teraz o tym
opowiedzieć? - zdziwiłam się przerywając mu.
Skinął tylko głową. Nie
mogłam zrozumieć o co mu chodzi. Odezwał się tak nagle, tak nagle zebrało mu
się na opowieści. Czyżby miał w tym jakiś cel? Nie wiem. Być może... Nim
jednak zdążyłam się nad tym zastanowić całkowicie pochłoną mnie ciepły głos
Reydena. Opowiadał o przeszłości. Podobno w zamierzchłych czasach Wilcza
Rasa była bardzo związana z naturą. Bardziej niż teraz. Jej przedstawiciele
mogli wedle kaprysu przybierać postać wilka. Posiadali moc panowania nad
innymi zwierzętami, ich magia kryła w sobie wielką moc. Teraz wszystkie ich
dawne umiejętności pozostały tylko szczątkowe. A przemiana w wilka
przekreśla całe życie, bowiem działa tylko w jedną stronę. Osobnik Wilczej
Rasy nie może potem wrócić do swej dawnej postaci. Powoli zatraca świadomość
i staje się zwykłym zwierzęciem, które przynależy do natury bardziej niż
inne stworzenia. Reyden umilkł, a cisza znów zaczęła gęstnieć z minuty na
minutę. Z nieba zaczęły sypać się płatki śniegu. Kojarzyły mi się z białymi
motylami tańczącymi na wietrze. Widoczność znaczne zmalała. Nagle przez
śnieżną ścianę opadających płatków ujrzałam ciemną sylwetkę. Nie
zareagowałam na to żadnym gestem. Wiedziałam, że to Sel. W istocie tak było.
Brat Stu wrócił z kolacją - dwoma tłustymi królikami. Lez spojrzał nie z
lekkim niesmakiem. On zawsze wybierał najsłabsze osobniki, był niejako
selekcjonerem populacji. Niczym łowca... którym przecież w istocie był. Sel
zignorował wzrok Lezarda i już po chwili sprawnie obdzierał zwierzaki ze
skóry. Poczułam skurcz w żołądku na myśl o ciepłej strawie.
- Niedługo
dotrzemy do Wodospadu - odezwał się Lezard - Musimy mieć siły, by przez
niego przejść. Nikt tamtędy nie przechodził ostatnimi czasy. Obawiam się, że
most może być nadgryziony przez czas.
Reyden pokiwał tylko głową. Dla
Seviego wiadomość ta też nie była nowością. Dla Sela również. I wiedziałam,
że słowa te były skierowane do
mnie.
______________________
Kurde, a Psaycho miała ten
temat skasować na moją prośbę... Normalnie zmartwychwstanie, czy jak?
Jednak to prawda! A już myślałam, że
to fatamorgana Nowa era... super! Tradycyjnie na początku błędy, a
raczej jeden :
QUOTE |
- Cai, jest zmęczona. Nie wiem czy nie powinniśmy zostać tu do wieczora - w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki. |
Skasować ten temat?
Jak
to?!
Przeciez... dobrze wiesz, ze sie zakochalam w wilczej rasie...
nie mozez tego usunac! ^^
Ja ce wiecej! =)
Moowilam Ci
jush, ze to jest cudne?
Iskierko droga....ja tyle przed kompem
siedziec nie moge zeby to przeczytac, wiec sobie wydrukowalam..przeczytalam
pierwsza strone forumową i musze stwierdzic ze jest to w rzeczy samej bez
dwóch zdan ZAJEBISTE. totalnie trafia w moj gust. mam nadzieje, ze jush
szukasz wydawnictwa ktore by to wydalo. pozdro.
Witam, znam ta czesc na pamiec, bo czytalam
to wieeeeele razy =( Dlaczego nie piszesz tego dalej ? Nie ma co czytać =(
Dawno nie wchodziłam i myslalam, ze przeczytam co najmniej 5 partów, a tu
pusto =( Szkoda, jak wejdziesz to napisz cos Iskierko =(
Iskierko... to działa jak narkotyk... rano
zaczęłam, rano skończyłam... I chcę wiedzieć, co dalej!!
A
jeśli chodzi o samą formę, język to widać jak on się zmienia... na lepsze
oczywiście =) A ostatni part to naprawdę niemal mistrzostwo...
;-)
Iskra skąd Ty bierzesz te wszystkie pomysły? Tak jak J. Carroll
kupujesz je sobie w sklepiku za rogiem, po dwa euro za sztukę? =*
Wiecie, ja nie mam najlepszego
samopoczucia psychicznego do pisania fickow. Jak mi przejdzie to coś
skrobnę...
A tak w ogóle, to spieprzać na BURSZTYNOWEGO GRYFA !!! W trybie
natychmiastowym!! <iskra usmiecha sie nagle demonicznie> Jak
nie bedziecie komentowac Gryfa to ja NIE BEDE pisac WIlczej Rasy
To sie nazywa szanraz, nie?
Pozdrawiam
Dymna
Gollumka, a
spodziewalabym sie raczej ze "na znak protestu" nie napiszesz na
temat moich fickach ni literki...
Oj Iskra ty szantarztsztko
Ja ci dam szantarz <taj wyglonda jak majacy zaraz
wybuchnac wulkan> Nie mozesz tak! Co my na to poradzimy ze wilcza
rasa nas bardziej interesuje. W kazdym badz razie u mnie tak jest, chocicaz
gryf tesh jest fujny =P Przykro mi ze sie zle czujesz psychicznie, ostatnio
brakuje mi Wi...(bratora) błehehehe (chodzi o chlopakaa), ale co tam bede
gadać, czekam na party i pozdro dla syskich
Macie. Part napisany w godzinkę
fabuła jest taka jaka miała byc, ale wykonanie "na
odpieprz"
__________________________________________
&qu
ot;Niedługo" Lezarda okazało się pięcioma dniami. Bardzo mozolnymi i
ciężkimi. Bardziej niż poprzednie. Wiatr ani myślał złagodnieć, a śnieg
padał nieubłaganie jakby chciał stłumić wiosnę i nie pozwolić jej przybyć.
Kiedy nie myślałam o bólu, zimnie i zmęczeniu modliłam się o cieplejsze dni.
Nieoczekiwanie w dzień przed dotarciem do Wodospadu temperatura zaczęła
wzrastać. Widziałam, że wszyscy przyjęli to z ulgą. Następnego ranka
usłyszałam wodospad i przeraziłam się, bo dźwięk ten powiewał groźbą i
niebezpieczeństwem ,a przede wszystkim potężnym hałasem. Zanim więc ujrzałam
most już byłam przepełniona lękiem. Wiedziałam jednak, że nic nie może mi
się stać. W końcu Lez czuwał nad moim bezpieczeństwem. Jednak gdy zobaczyłam
wątły most, który faktycznie wyglądał na wiekowy zaczęłam szczerze w to
wątpić. W dodatku wydawał się oblodzony. Pod kruchą konstrukcja rwała
szeroka na dziesięć metrów rzeka spadająca w nieopisaną otchłań.
-
Zsiadajcie z koni! - usłyszałam za sobą stłumiony krzyk Sela. Wodospad
był naprawdę głośny.
Wszyscy zastosowali się do polecenia. Nikt się nie
sprzeciwiał, bo przecież sprawa była jasna - most nie utrzyma tak dużych
zwierząt jak konie. Ale czy zdoła utrzymać nas? Słyszałam jak w piersi serce
tłukło mi się jak oszalałe. Bałam się. I to bardzo. Oczami wyobraźni
widziałam siebie spadającą i porywaną przez rzeczną toń. Podczas gdy ja
próbowałam się oswoić ze strachem Sel i Lezard oswobadzali konie z juków.
Chciałam by robili to jak najdłużej, by wejście na most odwlekło się. Nagle
poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się. Reyden uśmiechnął się i
poklepał mnie delikatnie po barku, co dodało mi nieco odwagi. Kiedy konie
zostały odciążone z naszych bagaży Sel poklepał je po zadach i spłoszył w
las. Po czym podszedł do mnie i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Nie martw
się, mała - jego głos dziwnie brzmiał, gdy musiał przekrzykiwać dźwięk
spadającej wody - Kilka kroków i będziemy po drugiej stronie. I... Nie bądź
taka blada.
Widząc jego drwiący uśmiech, którego znaczenia znów nie
mogłam odgadnąć, zarumieniłam się. Wtedy w jego oczach pojawił się błysk
znaczący mniej więcej tyle samo co słowa: "Teraz lepiej, mała".
Odetchnęłam z ulgą. Być może dawny Sel już odszedł na dobre. Nim jednak
zdołałam się głębiej nad tym zastanowić brat Stu wziął mnie pod rękę i
zaczął prowadzić w stronę mostu. Zaparłam się lekko, ale pod naporem jego
siły uległam. Reyden z Savotharte szedł z przodu niosąc najpotrzebniejsze
rzeczy. Ja z Selem, niosącym koce, pośrodku, a Lez ubezpieczał tyły.
Starałam się stąpać jak najostrożniej i wiedziałam, że inni czynią tak
również. Co chwilę słyszałam trzask niestabilnych desek i wtedy serce
podchodziło mi prawie do gardła.
- Spokojnie - zaśmiał się z cicha Sel.
Przyjęłam to prychnięciem, którego i tak nie mógł słyszeć w tym okropnym
hałasie. Nagle tuż przede mną wbiła się strzała. Zaskoczona postąpiłam krok
do tyłu z taką siłą, że deska ułamała się pod moim ciężarem. Czułam jak oczy
rozszerzyły mi się w panicznym strachu. Runęłam w dół. Niemalże czułam zimną
ciecz wdzierającą się już w moje ciało, gdy mocno mną szarpnęło. Spojrzałam
ku rzece, a zaraz potem popatrzyłam w górę i ujrzałam trzymającego mnie za
rękę Sela, którego oczy były nie mniej przerażone od moich. Chwyciłam się
kurczowo jego ręki.
- Nie puszczaj! - krzyknęłam piskliwie, a obok
mnie świsnęła kolejna strzała - Błagam, nie puszczaj!
Nie
odpowiedział. Podniósł nieco głowę, a ja pomyślałam, że zaraz mnie puści. On
jednak zmarszczył tylko brwi i poczułam jak jego palce zaciskają się mocniej
na mojej ręce. Nie wiedziałam co ujrzał na początku mostu. Sprawiło to, że
strach zmroził mnie jeszcze bardziej. Deszcz strzał ustał, ale wiedziałam,
że nieznani mi łucznicy napinają cięciwy. Poczułam mocne szarpnięcie i Sel
wyciągnął mnie w taki sposób, że wylądowałam na nim.
- Niech bogowie
mają cię w opiece - szepnęłam z ulgą - Jeśli...
Nie dokończyłam. Sel
objął mnie i przetoczył się nieco dalej. W miejscu gdzie byliśmy wbiły się
trzy strzały. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poderwał mnie z desek i
pociągnął za sobą biegnąc ku końcowi mostu. Chciałam się zatrzymać i
wykrzyczeć, że most jest przecież niestabilny, ale zamknęłam tylko oczy
dając się ponieść wirowi wydarzeń. Po niespełna kilku minutach poczułam pod
nogami stały grunt. Wodospad "darł się" nieubłaganie. Otworzyłam
oczy i spostrzegłam na początku mostu żołnierzy... Żołnierzy Tarimina!
Nim zdążyłam się otrząsnąć z tego widoku Lezard dobiegł do nas i z rozmachem
odciął sznury podtrzymujące most przy skarpie i konstrukcja runęła w
przepaść ku lodowatej wodzie. Przez szum Wodospadu przedzierały się wrzaski
ludzi. Nic jednak nie mogłam zrozumieć. Podejrzewałam, że to tylko
nieartykułowane krzyki przerażenia przed nadchodząca śmiercią. Potem
wszystko ucichło. Patrzyłam jak oniemiała na stojącego po drugiej stronie
rzeki Tarimina. Więc to jego ludzie strzelali z łuków. To on... Nie
wiedziałam jednak czy przybył mnie zabić razem z resztą czy ratować.
Postąpiłam krok do przodu. Tari spojrzał na mnie, a potem na Lezarda i
uśmiechnął się dziwnie. Nie musiałam podążać jego wzrokiem, a i tak
wiedziałam, że Lez patrzy na niego z taką samą nienawiścią. Po czym zaczął
wykonywać skomplikowane ruchy dłońmi. To był chyba dawny język Starych
Ludów. Przeniosłam wzrok na Lezarda, a on również wykonał kilka znaków i
odwrócił się dając nam sygnał, że czas ruszyć w drogę. Byłam
zdezorientowana. Podbiegłam do niego i pociągnęłam za płaszcz.
- Co ci
powiedział?
- Że nadejdzie czas, w którym mnie zabije - odparł, ale
miałam wrażenie, że nie mówi mi wszystkiego.
- Co odpowiedziałeś? -
dopytywałam się.
- Że będę czekał.
Iskra! Kocham Cie
Normalnie!!
Mam nadzieje, ze gryf jest rownie dobry, bo wlasnie
ide go pochlanac... (wczesniej nie mialam czasu)
Jush z jezorem wywieszonym czekam na
kolejny part =P
QUOTE |
Calym sercem popieram przedmowce!! |
QUOTE (Neonai) |
Jush z jezorem wywieszonym czekam na kolejny part =P |
Ej, robaczki, nabijacie mi posty na
temacie Żeby jeszcze były wartościowe, a to takie zmutowane
"super, pisz dalej" Weźcie się opanujcie =)
Nawet nie masz pojecia jak sie ciesze, że
zdecydowałas sie kontynuowac to opowiadanie. Jak ja bym wytrzymała bez Sela
i jego ironicznych tekstów i drwiących usmiechów:) I chwała ci za
to:)
Ostatni parcik...hmmm stylistycznie chyba w porządku. Nic jakoś
szczegolnie nie wzbudziło moich protestów. a fabuła..miodzio (+ orzeszki:))
iskra, dziwisz się nam? po przeczytaniu tego
fficka na myśl nie przychodzi nic lepszego jak "super, pisz dalej"
może to i banalny tekst ale przynajmniej wyraża to co czytający ma na myśli
a więc co tu się będe rozpisywać: Wspaniale , czekam na
next parta
super, pisz dalej^^
buahah
=P
a tak żeby urozmaicić tego posta, dodam, że świetnie zakończyłaś
=) normalnie jak w brazylijskiej telenoweli... kończy się w najlepszym
momencie =)
A mi własnie zakończenie jakos tak nie
podpasowało i troszeczke popsuło nastrój. Ten tekst Tarimina i dopowiedz
Lezarda, jakos tak zaleciały mi marnymi serialami sensacyjnymi emitowanymi
na Polsacie. To takie...banalne.
Ale w obliczu całej fabuły
ginie:)
Pozdro
a ja chyba dostaje wyrzutów sumienia że nie czytałam tego ff wcześniej, tylko wczoraj, albo przedwczoraj!? ...eh..tracę rachube czasu...
Uuu jaka wazelinada... u iskra jestes
idolem, uuu autograf mi dasz?
no i SUPER Pisz dalej.
Co do ficka
to fakt, ciekwy jest i dobrze napisany, ale nie zmienia to faktu ze inne twe
twory bardziej przypadaja mi do gustu =) Pozdrowienia robaku.
Jaka wazelina jaka wazelina? Ona pisze
fick po to by go komentować prawda? A skoro mi się podoba to piszę miły
komentarz. A no i Iskra na pewno nie jest moim idolem...
haha, NIE BULWERSUJ SIE dziewczyno, ja
sie tutaj nabijam a ty jakies wyrzuty...
No komentujcie, znam Iskre i
ona bardzo lubi takie posty < ekstra pisz dalej, nie moge sie doczekac
nekst parta!> ach! przeciez nawet napisała kiedys fick Elfia Moc-
chyba sie zwal - specjalnie na czesc jej fanów!
Iskra nie jest
twoim idolem??? CHolera jak mozesz! Przesrane u mnie masz... a wlsnie do
do Iskry, to gdzei ty sie mendo podziewasz? Pogadalabym sobie z Toba =)
Iskra? Czemu tu jeszcze nic nie ma?
Co
sie stalo?
Iskra? hop-hop jest tam kto?
spokojnie, hieny, jedne bede miala czas i checi - napisze. ot co
psaycho, ty
pipo, jak mozesz straszycmoich czytelnikow? chcesz mnie zrujnowac moja
kariere mlodej i dobrze zapowiadajacejsie pisarki? nie wybacze... ja jush
jestem, i byc tesh bylam, no Cie teraz zgubilam =)
a Elfia Moc czy
jakto tam sie zwalo, trzeba przeczytac by wiedziec jak komentowac
goraco polecam
eeeeeeejjjjjjjjjjj!
ja ce Wilcza
rase! nie zostawiaj tego!
(gryffa tesh!)
Dawaj, dawaj...........
Iskra,
jesteś
super!!!!!!!!!!!!!!&
#33;!!!!
I to mi się podoba
Wasuki jest (a raczej był) bardzo fajny....Szkoda go
trochę
Tak samo jak Stu i co tu dużo mówić cała reszta
Należałoby to jakoś pożądnie skrytykować, ale nie
znalazłam prawie żadnych bledoof
QUOTE |
Usiadł obok mnie i pozwolił bym oparła się o jego ramię i okrył mnie częścią swego płaszcza. |
QUOTE |
Niemal natychmiast osunęłam się w "półsen", ale nie mogłam zasnąć całkowicie. Już prawie osunęłam się w głęboki sen, gdy usłyszałam słowa Wasukiego. |
QUOTE |
- Co, już po bzykaniu? |
Tego parta dedykuje Gollumce.
Dziewczyna nie cierpi na skleroze i dodatkowo nie pozwala mi zapomnieć o
tym opowiadaniu (:
___________
Wiatr przestał tak
przeraźliwie smagać po twarzy, co przyjęłam z ulgą. Po wydarzeniu na moście
wszyscy byli dziwnie milczący. Zresztą... Kiedy nie byli? Miałam wrażenie,
że im jesteśmy bliżej Atlasu tym atmosfera staje się bardziej napięta i nic
tak naprawdę nie mogłam przewidzieć. Widziałam, że Lez oglądał się czasem na
mnie z taką troską w oczach, jakby już tęsknił. Starałam się nie myśleć o
tym, jak to będzie gdy pozostawi mnie w Atlasie samą. Właściwie to czułam
się jakby mnie porzucał, choć dobrze wiedziałam, że nie zgodziłby się nigdy
narazić mnie na niebezpieczeństwo i zabrać na wojnę. Potrząsnęłam lekko
głową by odgonić ponure myśli i zrównałam krok z Selem.
- Dziękuję
– rzekłam.
- Za co? – spojrzał na mnie pytająco.
- Za to,
że nie puściłeś. – przerwałam na chwilę, po czym dodałam ciszej, choć
z niemniejszą wdzięcznością – Jeśli kiedyś będę mieć syna nazwę go
twoim imieniem.
Sel zatrzymał się nagle. Uczyniłam to samo i spojrzałam
na niego z zaskoczeniem. Mogłabym przysiąc, że pobladłby gdyby tylko był
człowiekiem. Nie wiedziałam jednak co wywołało u niego taką reakcję. Kątem
oka spostrzegłam jak Lezard patrzy na nas podejrzliwie.
- Nigdy tego nie
rób, mała. – rzekł z naciskiem Sel – Nigdy nie nazywaj swego
syna moim imieniem.
- Ale...
- Po prostu tego nie rób. –
powtórzył, przerywając mi tym samym – Nie znasz naszych praw. Nie
wiesz jakie... – westchnął i jakby złagodniał – Wierz mi, że
bardzo bym tego chciał, ale nie możesz tego zrobić.
Po ostatnich
słowach ruszył szybkim krokiem w stronę Lezarda, ale nie zatrzymał się przy
nim. Spojrzał tylko na niego dziwnym wzrokiem i wyprzedził. W jego oczach
było coś nieokreślonego, jakby na kształt szacunku, gniewu i... zazdrości?
Oniemiałam trochę. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Zbyt intensywne
rozmyślanie o zachowaniu Sela przerwał mi Sevotharte. Pociągnął mnie lekko
za płaszcz, a gdy na niego spojrzałam uśmiechnął się ciepło.
- Sel ma
rację – zaczął, a ja znów skrzywiłam się na myśl, że ten mały wilczek
chce być taki jak jego nauczyciel – Nie możesz nazwać swego syna jego
imieniem. Chyba że będzie on potomkiem Sela.
- Wy i te wasze zwyczaje
– prychnęłam i przyspieszyłam by dogonić Leza.
I na pewno żadne
wilcze prawa nie będą mi dyktować jak będę nazywać swoje dzieci, pomyślałam
w gniewie. Kiedy zrównałam krok z Lezem objął mnie ramieniem i spytał czy
nie jest mi zimno. Potrząsnęłam przecząco głową, a on uśmiechnął się lekko.
Czułam się przy nim tak bardzo bezpiecznie i prawie z oczu popłynęły mi łzy
na myśl o tym, że to poczucie bezpieczeństwa niedługo mnie opuści. Chcąc
zająć myśli czymś innym przyglądałam się otoczeniu. Słońce zaczęło
przygrzewać mocniej i śnieg topniał mozolnie pod jego wpływem. Na gałązkach
drzew pojawiały się kropelki wody. Gdzie niegdzie można było ujrzeć szczątki
liści i trwa wyłaniających się spod stopionego śniegu. Już niedługo zamiast
po białych ścieżkach będziemy wędrować w błocie, pomyślałam ze skrzywionymi
ustami. Ale przynajmniej w powietrzu czuć było wiosnę, a o zimie
przypominano sobie tylko w czasie mroźnych nocy. Na szczęście dzień stawał
się coraz dłuższy.
Przestałam oglądać się na około i spojrzałam przed
siebie. Sela nigdzie nie było. Jakie z niego skomplikowane stworzenie!
Nigdy nie potrafię przewidzieć jego postępowania. Czasem wydaje się być
całkiem miłym, innym razem wystarczy najmniejszy gest czy słowo żeby przez
cały dzień wędrówki zostawał z tyłu lub wyprzedzał nas. Tak jak teraz. Ledwo
jednak o tym pomyślałam, ujrzałam majaczącą gdzieś za konarami drzew
sylwetkę Sela. Wracał. I to nie sam. Jechało za nim czworo zakapturzonych
jeźdźców. A właściwie pięcioro, ale ten ostatni trzymał się nieco w tyle
tamtych i ujrzałam go dopiero po chwili. Kiedy byli już na tyle blisko, że
można było rozpoznać, iż są to cztery wilcze kobiety, Lezarad przygarnął
mnie lekko do siebie i poszukał spojrzenia Sela. Ten wzruszył tylko
ramionami i bezradnie rozłożył ręce. Czułam jak palce Leza zaciskają się na
moim ramieniu. Konie zatrzymały się kilka metrów od nas.
- Cóż za
niespodzianka – zadrwiła wilcza kobieta, której koń wysunął się na
przód. Prawdopodobnie była liderką pozostałych – Generał Lezard we
własnej osobie. No proszę, a i książę Sevotharte jest obecny.
Jej
sierść była szara tak, jak oczy, które dodatkowo były zimne i nie wzbudzały
zaufania. Ubrana była jak wojowniczka. Buty do kolan były zrobione chyba ze
skóry jelenia, ale nie jestem do końca pewna. Tak dawno nie rozmawiałam z
ojcem o jego rzemiośle. Na biodrach miała dwa grube pasy ze srebrnymi
klamrami. Do jednego z nich był przypięty miecz, do drugiego sztylet i
dość pokaźna sakiewka. Kaptur od płaszcza miała zarzucony na głowę.
-
Most jest przerwany, Neit – rzekł w odpowiedzi Lezard zimnym
głosem.
- Myślałam, że po zakończeniu naszego... – przerwała i
uśmiechnęła się prowokacyjnie – ...naszej współpracy przeszliśmy na
oficjalne zwroty.
- Tyle że dla mnie już od dawna nie jesteś porucznikiem
– odparł Lez.
Neit zwęziła nieco oczy i skinęła ręką na piątego
jeźdźca. Ten odrzucił kaptur do tyłu i przygotował kuszę do strzału. Dopiero
teraz spostrzegłam, że to ludzka kobieta. Celowała we mnie. Lezard
błyskawicznie zasłonił mnie swoim ciałem, a na twarzy wilczej kobiety
pojawił się grymas zawodu, a być może nawet utraconej nadziej.
-
Spokojnie, Lezi – rzekła sucho - Chciałam tylko zobaczyć ile jest dla
ciebie warta ta ludzka dziewczyna.
Lezi, powtórzyłam w myślach i już nie
miałam wątpliwości jaka współpraca ich łączyła. Świadomość ta miała gorzki
smak. Neit skinęła na swoją drużynę i wszystkie zsiadły z koni, a potem
pokłoniły się Sevotharte, na co wilczy chłopiec zareagował godnym skinieniem
głowy.
- Zbliża się zmrok – powiedziała kobieta przybyła z
wilczycami zwracając się do porucznik Neit – Myślę, że powinnyśmy
rozbić obóz, pani.
Ta skinęła głową i popatrzyła znacząco na Lezarda.
Przytaknął. Zapowiadała się wspólna noc. I bynajmniej nie byłam z tego
powodu szczęśliwa.
Ja błędów nie widziałam, a jakby
jakieś były, wińcie za to mój wzrok.
Iskro, jest coraz ciekawej..... Ja
czekam na następną część, więc jakby ci akumulatory wysiadły, to je
podładuj.
Iskra, Wierna wyznawczyni składa pokłon
swojej Guru.
Podczas gdy Lezard, Sel i trzy wilcze
kobiety przygotowywali miejsce na obóz kobieta, która celowała do mnie z
kuszy opierała się o pień drzewa. Myślałam, że jest ona jakiegoś rodzaju
służką Neit, ale widać wędruje z nią na innych zasadach. Podeszłam do niej i
kiedy już miałam otworzyć usta spojrzała na mnie. Milczałam. Miała zielone
oczy, z których nie wyczytałam żadnych emocji, uczuć. Zielona pustka. Jej
włosy było ciemnobrązowe, prawie czarne, krótkie do ramion i wystrzępione.
Na Bogów, naprawdę była piękną kobietą. Może nie można było dostrzec tego od
razu, ale jej twarz była wyjątkowa.
- Jak znalazłaś się pod dowództwem
Neit? - spytałam w końcu.
Nie odpowiedziała. Popatrzyła na mnie z
pogardą, a potem ostentacyjnie odwróciła głowę w drugą stronę. Stałam chwilę
oniemiała. Potem Neit przyzwała do siebie kobietę. Nie wiedziałam co o tym
myśleć. Ta kobieta intrygowała mnie. I właściwie czułam się trochę
zawiedziona. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam okazję porozmawiać z
człowiekiem, a ona obrzuciła mnie tylko nieprzychylnym spojrzeniem.
-
Nie znajdziesz z nią wspólnego języka, mała – usłyszałam za
sobą.
Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że to Sel. Mimo to zrobiłam
to. Jego ciemne oczy patrzyły posępnie na porucznik Neit rozmawiającą z
ciemnowłosą. Wydawało mi się, że jest w nich cała wilcza nienawiść do ludzi.
Wiatr nasilił się i skuliłam się nieco owijając szczelniej płaszczem. Wtedy
brat Stu spojrzał na mnie z troską, tak bardzo inaczej niż na tamtą, i
skinął głową na ognisko. Bez słowa podeszłam do źródła ciepła i przysiadłam
na kocach. Przynajmniej to udało nam się uratować podczas ucieczki przed
żołnierzami Tarimina. Dziwne, ale zaczęłam coraz częściej myśleć o Tarim jak
o w wrogu. Miałam jednak wrażenie, że ofiarowałabym mu życie, gdyby zaszła
taka potrzeba. Cóż, chyba nie tak łatwo wyprzeć się wieloletniej przyjaźni.
Wiatr robił się coraz chłodniejszy. Cztery wilcze kobiety usiadły na przeciw
mnie. Po mojej prawej stronie rozłożyli swe koce Sel, Rayden i Savotharte.
Ciemnowłosa kobieta przysiadła pod pobliskim drzewem i obwinęła się
płaszczem. Lezard przysiadł obok mnie i bez słowa zarzucił na mnie część
swojego płaszcza. Rzadko się odzywał. Trudno było mi się do tego
przyzwyczaić biorąc pod uwagę nasze dawne wspólne rozmowy, ciągnące się
czasem godzinami. Potrafił go jednak zrozumieć. W obecnej sytuacji nikt nie
miał zbytniej ochoty na pogawędki.
Ta noc była zimna. Rzekłabym nawet,
że bardzo. A myślałam, że już takie nie nastaną. Najwyraźniej się myliłam.
Miałam jednak nadzieję, że wiosna się nie wycofa, choć nie miałam ochoty na
odwilż. Ten stan przechodni między porami roku stanowczo mi nie odpowiadał.
Rozmyślając o pogodzie bezwiednie przyglądałam się owiniętej w koc postaci.
- Dlaczego ona nie siedzi przy ogniu? – spytał w końcu nie
kierując swego pytania do konkretnej osoby.
- Mya? – odparła Neit i
oglądnęła się za ramię na kobietę, po czym dodała - Nie przejmuj się. I w
gorszych warunkach zdarzało jej się drzemać.
- Ale dlaczego? Przecież
może się ogrzać przy ogniu!
- Nie, nie może – mruknął Sel z
wrogością w głosie.
Jego słowa skutecznie zatkały mi usta. Nie chciałam
z nim dyskutować, a już na pewno nie o dziwacznych wilczych prawach, które
powoli stawały się dla mnie absurdalne. Neit rzuciła mi krótkie spojrzenie i
skrzywiła się. Odruchowo uczyniłam to samo. Nagle poczułam jak Lez ściąga mi
rękawiczki. Pierwszy raz dotknęłam jego pokrytych krótką sierścią dłoni.
Włos nie był szorstki jak się spodziewałam. Wręcz przeciwnie – gładki
i przyjemny w dotyku.
- Zimno ci – bardziej stwierdził niż zapytał
Lezard.
- Nie – odparłam szybko tak, jak zawsze gdy kłamałam.
Na jego wilczych ustach pojawił się nikły uśmiech. Wziął moje dłonie w swoje
i podniósł je do swoich ust. Przestraszyłam się nieco i chciałam cofnąć
dłonie, ale jego uścisk był stanowczy. Poczułam na skórze jego ciepły
oddech, zaraz potem dotyk delikatnej skóry przy nosie. Pomyślałam o swoim
psie, którego tak lubiłam głaskać po pysku, ale dotyk twarzy Lezarda był
inny, przyjemniejszy. Przymknęłam oczy.
- Masz bardzo zimne dłonie
– rzekł, a tym samym przywrócił moje zmysły rzeczywistość.
Niemal błyskawicznie podciągnął swoją koszulę nieco do góry, próbując włożyć
pod nią moje dłonie. Tym razem przycisnęłam ręce do boków spoglądając na
niego z zaskoczeniem.
- No śmiało – zachęcił i roześmiał się
– Przytul się do mojego owłosionego ciała. Zapewniam cię, że ciepło
sprawi, iż poczujesz się lepiej. Przecież cię nie ugryzę.
Spuściłam oczy
i zarumieniłam się, ale włożyłam dłonie pod koszulę Leza. Prawie natychmiast
poczułam ciepło, co sprawiło, że niemalże wczepiłam się w wilka.
Spostrzegłam jak Sel wymienia z Neit spojrzenia nie tyle przyjazne, co
porozumiewawcze. Oboje się skrzywili, jakby z niesmakiem. Poczułam się
nieswojo, ale bliskość Lezarda skutecznie mi to rekompensowała. Opadając w
otchłań przyjemnego snu pomyślałam o dziwnej kobiecie imieniem Mya.
________________________________
"Deja vu"
czyli trochę inaczej. // part 1 //
Niemal błyskawicznie podciągnął
swoją koszulę nieco do góry, próbując włożyć pod nią dłonie Calith. Tym
razem przycisnęła ręce do boków spoglądając na niego z zaskoczeniem.
- No
śmiało – zachęcił i roześmiał się – Przytul się do mojej
owłosionej klaty.
Cailith kątem oka spostrzegła jak w oczach Neit
błyszczą iskry nienawiści. Mimo to wyciągnęła ręce w stronę Lezarda. Wilcza
kobieta zagryzła wargi i wstała gwałtownie, wyciągając miecz. Sel chciał
pójść w jej ślady, ale potknął się o własny płaszcz i w padł do ogniska.
Mógł podpalić sam siebie, ale Neit natychmiast obsypała go śniegiem. Zaraz
potem zwróciła swe rozżalone spojrzenie w stronę Lezarda. Ten wyciągnął
tylko swój miecz i rzekł szorstko:
- Jeśli chcesz skrzywdzić Cailith,
musisz skrzywdzić najpierw mnie.
- NIE! PROSZĘ! NIE ZNIOSĘ TEJ
NIENAWIŚCI MIĘDZY... - wrzasnęła Cai, ale nagle umilkła. W jej brzuchu tkiwł
bełt. Krew zalała jej czarną suknię i śnieg. Wokoł niej naprawdę było dużo
czerwonej lepiej cieczy. Nikt nie miał wątplkiwości kto strzelał z kuszy i
spojrzenia wszystkich obróciły się w stronę Myi. Ta wzruszyła tylko
ramionami.
- Przynajmniej nie bedzie się tak drzeć - rzekła
obojętnie.
Oczy Lezarda zaszły łzami i rzucił się na kolana przy leżącej
już na śniegu Cailith. Nim zdążył jej powiedzieć jak bardzo była dla niego
ważna - skonała.
- To ja pójdę po drewno - skwitował Sel i poszedł w
las.
=P
_____________________________
Geez, trochę mi
się nie chce tego pisać ^^"
No nie no weź....... Jak to jest
koniec to stanowczo PROSTESTUJĘ! Ale mam nadzieję, że nie zakończysz tak
tego opowiadania, bo inaczej bym cię ŻYWCEM UPIEKŁA NA GRILLU!
O__O Mam nadzieje ze to sie tak nie
skonczy. To deja vu wogole nie jest potrzebne! =( Ale coz, autorka ma
prawo do wszystkiego...przeczytalam szybko i z przyjemnoscia - jak zawsze.
Jezu... Ludzi! "Deja vu" to
JOKE !!! rozumiecie to skomplikowane słowo? j-o-k-e
Niech bedzie. jak ja nie lubie czarnego
humoru..XD
QUOTE (iskra @ 02-03-2004 19:15) |
Jezu... Ludzi!
"Deja vu" to JOKE !!! rozumiecie to skomplikowane
słowo? j-o-k-e |
Jak dla mnie bomba
Opowiadanie jest ciekawe i mimo błędów bardzo mi się
podoba. Mam nadzieję, że nie długo zobacze następnego parta
Co do tego "deja vu" to nie być złe
Chociaż osobiście nie chciałabym aby tak się to skończyło
... dobrze jest jak jest
Pozdrawiam
Oj... jak to sie stalo, ze dopiero teraz,
kiedy chcialam prosic o kolejnego parta zobaczylam ten?
Ale i tak
prosze...
To jaest... takie wyjatkowe...
nie mozesz tego tak
skonczyc...
QUOTE (iskra @ 02-03-2004 15:35) |
- To ja pójdę po drewno - skwitował Sel i poszedł w las. |
Tak, tak, wiem, że ten post to offtopic
^^"
Ale chciałam tylko uprzedzić, że w związku z wakacjami
zaczynam dopisywać "Wilczą Rasę". Kolejny rozdział już jest, ale
muszę go jeszcze sprawdzić, więc do jutra macie czas na przypomnienie sobie
całej historii Cailith
Mogę się wtrącić, robiąc offtopa?
Jeśli
tak, to przypominam, że są już dwa dni przed dniem ojca(przed moimi
urodzinkami też, ale i tak mi życzeń nie złożycie, bo mnie nie lubicie,
o!), a części nie ma... Może mogłabyś już dać wersję po sprawdzeniu.
Proszę...
Rano czułam się wypoczęta jak nigdy.
Razem z Savotharte spaliśmy najdłużej i kiedy nas zbudzono okazało się, że
wszystko jest już spakowane i przygotowujemy się do podróży. Nie mogłam
nigdzie dostrzec trzech wilczych kobiet. Neit rozmawiała z Lezardem. Nie
słyszałam co mówią, ale po gestach i mimice można było poznać, że ulegli
miłej konwersacji zwanej kłótnią. Patrzyłam na to przez chwilę z
obojętnością, po czym skupiłam się na składaniu swoich koców. Bezwiednie
zaczęłam nucić krótką dziecinną piosenkę, którą śpiewała mi mama na
dobranoc, a którą ja powtarzałam przy ścieleniu łóżka. Niespodziewanie
wróciły wspomnienia. Uśmiechnęłam się na myśl o Tesu. Jeszcze tak niedawno
zamęczałam go swoją obecnością, łaziłam za nim, gdy wybierał się z kompanami
na polowanie. Irytowało go to, wiedziałam o tym bardzo dobrze, ale nigdy nie
podniósł na mnie głosu, nigdy nie uderzył, nawet nic nie mówił mamie. Po
prostu z uśmiechem na ustach znosił zachowania młodszej siostry. Tęskniłam
za nim, ale… To, co było już nie wróci, powtórzyłam w myślach, jak za
każdym razem, gdy zapragnęłam wrócić. Składałam mechanicznie koce myśląc o
przeszłości. W momencie, kiedy chciałam się zabrać za następny podeszła do
mnie Mya. Bez słowa złapała rogi przeciwnego końca. Oczywistością była jej
chęć pomocy, ale i zaskoczeniem. Głos ugrzązł mi w gardle.
- Nie
przestawaj – jej głos brzmiał cicho, delikatnie.
Popatrzyłam jej w
oczy i zobaczyłam w nich tęsknotę za człowieczeństwem, zobaczyłam
dzieciństwo. Zanim jednak podjęłam nucenie Sel złapał mnie za ramię i
odciągnął nieco na bok. Zanim wyraz twarzy Myi zmienił się w maskę
obojętności rzuciła mu krótkie, wrogie spojrzenie. Sel pokazał jej w
odpowiedzi kły w pogardliwym uśmiechu. Spojrzałam na niego nic nie
rozumiejąc.
- Jej towarzystwo nie jest dla ciebie… odpowiednie
– rzekł w końcu.
- Och, a twoje zapewne jest – rzuciłam
przewracając oczami.
- Jesteś niczym naiwne dziecko, mała – mruknął
w odpowiedzi.
Zmierzyłam go niechętnym spojrzeniem i wróciłam do
składania koców. Mya kończyła już układać swoje na koniach. Nie spojrzała na
mnie, nie odezwała się, a ja poczułam, że Sel zniszczył porozumienie, które
mogło zaistnieć między mną, a tą kobietą. Z czasem jednak zrozumiałam, że o
żadnym porozumieniu nie był mowy. Mya niemalże przez całe swe życie
wychowywała się z wilkami. Przejęła ich zwyczaje, wierzenia, mentalność. Nie
potrafiła już… Podświadomie nie chciała rozmawiać z ludźmi, choć
tęskniła do ich świata. Ja z kolei porzuciłam go dobrowolnie. Wilczy świat
wydawał mi się dziwny, a czasem nawet absurdalny – a i owszem –
ale był też fascynujący i brutalny, co w pewien sposób pociągało. Nigdy
jednak tak naprawdę nie zrozumiałam go. Po latach stwierdziłam, że miałam
być może zbyt mało wyobraźni. Pamiętam, że wtedy, tamtego dnia spojrzałam w
niebo i wydało mi się ono piękne jak nigdy. Niesamowite uczucie, choć nie
wiedziałam dlaczego, zagościło przez chwilę w mym sercu. Chyba uśmiechnęłam
się lekko, bo Lez odebrał to jakbym cieszyła się z nadchodzącej wiosny.
-
Już niedługo będzie w tych stronach upalnie – zaśmiał się i przez
chwilę objął mnie ramieniem.
Zaraz potem zaczął układać nasze koce na
jednym z koni wilczyc. Sel zajął się drugim. Patrzyłam na to przez chwilę,
zapewne z idiotycznym wyrazem twarzy. Neit podeszła do mnie od tyłu. Nie
stanęła obok, ale mówiła za moimi plecami.
- To dar od nas. –
rzekła dość obojętnym tonem – Jest jeszcze jeden.
- Wtedy zostaną
wam tylko dwa konie – zauważyłam walcząc z chęcią by się nie
odwrócić.
Usłyszałam za sobą cichy śmiech.
- Nie o konia chodzi. Chcę
żeby Mya została twoją opiekunką.
- Mya?
Odwróciłam się gwałtownie.
Słowa Neit brzmiały dla mnie zbyt nieprawdopodobnie, prawie fałszywie. Nie
potrafiłam jej zaufać. Wiedziałam, że mogłaby chcieć mnie skrzywdzić, a Mya
stanowiła całkiem niezłe do tego narzędzie, wykonałaby każdy rozkaz wilczej
porucznik. Patrzyłam w szare oczy wilczycy i nie mogłam nic z nich wyczytać.
Czułam na sobie jej baczne zimne spojrzenie.
- Tak, nie mam powodów by
chcieć cię chronić – rozchyliła wargi w cynicznym uśmiechu, jakby
znała moje myśli, co zresztą nie byłoby dla mnie niespodzianką – Ale
nie chciałabym by generał Lezard skupiał na twoim bezpieczeństwie zbyt wiele
uwagi. Jest żołnierzem – musi mieć oczy szeroko otwarte w każdym
momencie.
- Mam podziękować? – warknęłam i uniosłam brwi w
pytającym geście.
- Mi nie dziękuj – zaśmiała się. Nie wyglądało to
na szczery śmiech, pobrzmiewała w nim nienawiść – Podziękujesz Myi,
gdy tylko dotrzesz do Atlasu. Miejmy nadzieję, że żywa.
- Nie muszę tego
słuchać – wzruszyłam ramionami niczym obrażona mała dziewczynka.
Odwróciłam się na pięcie, a Neit złapała mnie za ramię. Jej wargi znalazły
się bardzo blisko mojego ucha.
- Nigdy nie poczujesz ciepła jego dotyku
– wyszeptała tonem, w którym kryły się wszystkie noce spędzone z
Lezardem. Zacisnęłam usta w wąską linię i szarpnęłam lekko barkiem wyrywając
się z uścisku.
- Poczuję coś więcej – rzuciłam nie odwracając
głowy. Czułam w swoim sercu nikły skurcz tryumfu kobiety, która
wypowiedziała ostatnie słowo, kobiety, która wygrała. Teraz nie mogę wręcz
uwierzyć jak bardzo się nie myliłam, choć przecież w przeszłości nigdy taki
myśli nawet nie pojawiłyby się w moim umyśle, o czynach już nie wspominając.
9.
Od spotkania z Neit i jej kompankami minęło 6 dni. Ja
i Sevotharte jechaliśmy na jednym wierzchowcu, Reyden na drugim. Pozostali
kroczyli przy koniach. Przez jeden dzień pokonywaliśmy czasem do osiemnastu
kilometrów, ale nigdy nie widziałam na ich obliczach zmęczenia. Ojciec Stu z
każdym kolejnym dniem stawał się bardziej milczący. Na jego wilczej twarzy
malowało się cierpienie wraz ze zmęczeniem. Tak bardzo było mi go żal, a
jednocześnie nie wiedziałam jak mu pomóc. Czasem jego oczy były tak matowe,
tak puste, że przychodziły myśli o śmierci. Jego śmierci. W takich chwilach
czułam napływające do oczu łzy. Nigdy jednak nie zapłakałam. Mya również
milczała często, a jeśli już coś mówiła to konkretnie, bez niepotrzebnych
emocji. Nie dało się też ukryć, że jej obecność irytuje Sela.
Pogoda
rzeczywiście robiła się coraz ładniejsza. Gorąco przyprawiało mnie o zawroty
głowy. W końcu nie wytrzymałam i w desperackim geście obcięłam nożem rękawy
sukienki, odsłaniając gołe ramiona do słońca. Mya spojrzała na mnie z
nieukrywaną dezaprobatą, ale wkrótce poszła w moje ślady. Nie mogłam
zrozumieć jak wilki znoszą tak duże ciepło. Jednego wieczoru spytałam o to
Lezarda.
- Nie musisz się o nas martwić. Radzimy sobie – odparł z
uśmiechem.
Odpowiedziałam tym samym. Lezard rozglądnął się po
towarzyszach, a gdy spostrzegł, że każdy zajmuje się swoimi sprawami wziął
mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
- Co robisz? –
szepnęłam.
- Chodź. Jeśli mnie pamięć nie myli gdzieś tutaj powinna być
polana.
Na usta cisnęło mi się wiele pytań, ale nie zadałam ich.
Postanowiłam po prostu uwierzyć Lezowi. Rzeczywiście, po kilkudziesięciu
minutach spaceru moim oczom ukazała się niewielka leśna polana. Na jej
środku rosła wierzba płacząca. Jej konar był imponująco gruby, a czas zmusił
go do ukłonu ziemi. Korona wierzby tworzyła wokół niego niejako kopułę
zieleni. Wiatr przemykał się między jej liśćmi zmuszając do szumiącego
śpiewu. Podbiegłam bliżej. Chciałam dotknąć tej niezwykłej istoty. Kora
sprawiała wrażenie jakby życie tętniło w niej od wieków. W przejawie
fascynacji przytuliłam się do korzenia. Lezarad patrzyła mnie z życzliwym
uśmiechem.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – usiadł na trawie obok
konaru tak, by mógł widzieć niebo. Poklepał miejsce obok siebie. Zrozumiałam
zachętę. Wypuściłam z objęć pień i zajęłam miejsce przy Lezie, a on
wyciągnął dłoń w niebo wskazując na dużą, jarzącą się zieloną poświatą,
gwiazdę.
-Widzisz? – spytał, a gdy przytaknęłam dodał – To
wilczyca, Ert.
miła niespodzianka! straciłam już
nadzieję, że wrzucisz jakikolwiek part, a tu proszę =) co moge powiedziec?
świetna jak poprzednie i juz czekam na nastepną...
No, musiałam sobie trochę odświeżyć
pamięć . Przy okazji wyszło, że ostatnich części jakimś cudem nie
przeczytałam wcześniej...
Naprawdę mi się to podoba. Rzadko mi się
zdarza, żeby opowiadania czytać w takim tempie, w sensie, że bez problemów
można przejść od jednej linijki do drugiej, bo tak fajnie się czyta. Są tu
świetne opisy, krótkie, ale treściwe, żywe dialogi, które chyba z całości
podobają mi się najbardziej, coraz lepsza fabuła, nowe wątki, nowi
bohaterowie. Same cechy dobrego opowiadania. Zazdroszczę Ci, iskra - pisanie
przychodzi Ci tak naturalnie, masz świetne pomysły i świetne wykonanie...
Niemniej jednak - przecinków mało. I w ostatnim akapicie coś chyba jest
nie tak
QUOTE |
Lezarad patrzyła mnie z życzliwym uśmiechem. |
Jupi! Wreszcie... Nie mogłam się
doczekać...
QUOTE |
Lezarad patrzyła mnie z życzliwym uśmiechem. |
ha...
QUOTE |
- Nigdy nie poczujesz ciepła jego dotyku
– wyszeptała tonem, w którym kryły się wszystkie noce spędzone z
Lezardem. Zacisnęłam usta w wąską linię i szarpnęłam lekko barkiem wyrywając
się z uścisku. - Poczuję coś więcej – rzuciłam nie odwracając głowy. Czułam w swoim sercu nikły skurcz tryumfu kobiety, która wypowiedziała ostatnie słowo, kobiety, która wygrała. Teraz nie mogę wręcz uwierzyć jak bardzo się nie myliłam, choć przecież w przeszłości nigdy taki myśli nawet nie pojawiłyby się w moim umyśle, o czynach już nie wspominając. |
Taki marny kawałek, ale uważam, że macie prawo jak najszybciej wiedzieć co było dalej (: Tymbardziej, że dochodzi do zoofili
- Tak, jej czas… - przytaknął jakby rozmarzonym głosem.
Miałam wrażenie, że chce mi wynagrodzić fakt, że już niedługo mnie zostawi. Ale to i tak bolało. Rozstanie. Myślałam jak sobie poradzę sama, jak będę żyć. I nie widziałam nawet najmniejszego rąbka tej przyszłości. Zadrżałam na myśl o wielkiej niewiadomej, jaka mnie czekała. Lezard objął mnie i otulił swoim płaszczem. Myślał, że jest mi chłodno. Może to i dobrze, przynajmniej nie zadawał zbędnych pytań. Dobrze mi było w jego obecności. Miałam nadzieję na długą rozmowę pod baldachimem nieba. Stało się jednak coś zupełnie innego i zaskakującego. Nawet nie wiem jak, nie wiem kiedy nasze usta zetknęły się ze sobą. Pamiętam, że Lez odepchnął mnie wtedy lekko i wstał, a jego ruchy zdradzały zdenerwowanie. Widocznie nie chciał, by do tego doszło. A ja… Ja chyba chciałam. I nie miałam najmniejszej ochoty by ta sytuacja wymknęła mi się spod kontroli. Choć raz chciałam wziąć życie we własne ręce. Złapałam za płaszcz Lezarda i pociągnęłam lekko. Wilk spojrzał na mnie smutnym wzrokiem wyrażającym tyle samo, co słowa: ”Proszę, nie rób tego”.
- Ugaś to, co rozpaliłeś, Lezardzie – rzekłam stanowczo.
Wczepiłam w płaszcz drugą rękę i pociągnęłam z całej siły. Lezard upadł obok mnie zapewne tylko dlatego, że nie spodziewał się szarpnięcia. Bez słowa przygarnął mnie do siebie. Nie powstrzymuj się, pomyślałam w duchu. Ale Lez ani myślał się powstrzymywać. Czułam na szyi jego ciepły, przyspieszony oddech, na ciele – jego dłonie. Pod rozgwieżdżonym niebem, w czasie Ert, bogini siły, płodności i stabilności ducha, przeżywałam noc, której nigdy nie zapomniałam, której konsekwencje nie pozwalały mi zapomnieć.
Rano obudziły mnie promienie słońca. Otworzyłam oczy i z wyrazem błogości na twarzy spojrzałam na Lezarda, a raczej spojrzałabym gdyby był ze mną. Uśmiech spełzł z mojej twarzy. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ta sama polana, ta sama wierzba. I ja. Naga, leżąca pod płaszczem kochanka, którego już nie było. Wciągając na siebie sukienkę czułam się w pewnym sensie upokorzona i wykorzystana. Wmawiając sobie, że noc była snem skierowałam się w stronę obozu. Minęło nieco czasu zanim tam trafiłam – ścieżka nie wyglądałam tak samo jak w nocy. Kiedy weszłam do obozowiska wszyscy zbierali się już do wyjazdu. Nigdzie nie widziałam Lezarda. Rozejrzałam się za nim nerwowym wzrokiem. Nic. W końcu pociągnęłam za rękaw przechodząca obok Myę. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a ona napluła mi w twarz. Spojrzałam zaskoczona w jej oczy i ujrzałam w nich pogardę i wiedzę o minionej nocy. Otarłam twarz rąbkiem sukni, a ona wciąż stała nade mną patrząc tym swoim wzrokiem, wyrażającym głęboki niesmak na mój widok. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Zaraz potem zobaczyłam jak Sel łapie Myę brutalnie za ramię i prowadzi głębiej do lasu. Chciałam go powstrzymać, krzyknąć, by nie robił jej żadnej krzywdy, ale powstrzymałam się. Tym bardziej, że czułam się upokorzona. Gdzieś obok przemknął Sevotharte. Złapałam go za ramię. Chyba mocniej niż zamierzałam, bo spojrzał na mnie nieco dziwnie.
- Gdzie Lez – spytałam już całkiem spokojnie i puściłam jego rękę.
- Pojechał przodem. Mówił, że chce się upewnić czy nie czeka nas w przyszłości jakaś niespodzianka – odparł Sevi przyglądając mi się badawczo.
- Niespodzianki, tak? – mruknęłam.
- A coś nie tak, Cai? – poczułam jak bierze moje dłonie w swoje – Może ja mógłbym ci jakoś pomóc.
- Nie – zaprzeczyłam i wyciągnęłam ręce z jego dłoni – Wątpię.
Odeszłam. Czułam na sobie jego wzrok. W ogóle czułam się jakby wszyscy już wiedzieli, jakby mną gardzili. Usiadłam bezwiednie na wystającym konarze i schowałam twarz w dłoniach. O Bogowie, myślałam próbując powstrzymać łzy, co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?! Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i wzdrygnęłam się. Podniosłam głowę i popatrzyłam w blade oczy Reydena.
- Cailith, moje dziecko – rzekła łagodnie i przysiadł się – Targają tobą potężne emocje.
- Targają? – spytałam nieprzytomny głosem, ale wiedział, że to potwierdzenie.
- Cokolwiek się stało… - zaczął i przerwał na chwilę. Chyba nie chciał dokończyć, ale jednak to zrobił. – wiedz, że za kilka dni dotrzemy do Atlasu. Jeśli chcesz coś wyznać Lezardowi zrób to teraz. Później możesz nie mieć okazji.
- Co masz na myśli?
- Tylko tyle, że będzie wojna, Cailith. A nie muszę ci chyba mówić, że na wojnie giną wilki. Generałowie także. I choć podejrzewam, że Lezard jeśli przeżyje, przeżyje tylko dla ciebie, to myślę, że powinnaś coś powiedzieć – przerwał na chwilę i zastanowił się – To znaczy, jeśli masz mu coś do powiedzenia.
Po tych słowach wstał. Klepnął mnie przyjaźnie po plecach i zasugerował, że powinnam się zbierać. Więc zebrałam się. Wsiadłam z niemałym trudem na wierzchowca. Czułam każdą część swojego ciała, każdy mięsień. Na drugiego konia wsiadł Sevotharte i Reyden. Sel usiadł za mną. Obejrzałam się gwałtownie. Byłam gotowa go zepchnąć. Zamiast tego zadałam mu tylko pytanie.
- Gdzie Mya?
- Mya nie jedzie z nami – odparł twardo tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jak to?! Chyba nic jej nie zrobiłeś!
- Nie zrobiłem, choć miałem na to ochotę. Wytłumaczyłem jej z jakich powodów nie powinna jechać.
- Co z nią będzie?
Nie odpowiedział. Kopnął konia piętami w boki i pogalopowaliśmy w las. Drugi wierzchowiec biegł zaraz za nami.
No, i o to chodziło...
Dobra, przejdę
do rzeczy: napisane jak zwykle dobrze, ale... Nie zauważyłaś, że ona siakaś
taka dziwna? W jednej chwili jedno, w drugiej drugie i wszystko się
sprowadza do wspólnego punktu... Tak to odbieram...
zachwyciłam się.
kompletnie.
przeczytałam całość w jeden dzień.
poza ostatnim rozdziałem (który mi
się niespecjalnie podoba) to jest genialnie.
dalej, dalej
poprosze!
(:
BARDZO mi się podobało...wszystkie party.
Tylko ten ostatni z tą łąka mnie trochę zawiódł. Nie myślałam, że ona i
Lezard...wolałabym żeby wkąńcu się do Sela przekonała, bo to by było takie
niespodziewane, a z tym Lezem to od początku można było się domyślać, że coś
takiego zajdzie(a moim skromnym zdaniem to troche przereklamowane
). Ale i tak
myślę, że PRZEPIĘKNIE PISZESZ. Czekam z niecierpliwością na kolejne
części.
żabka pozdrwawia i weny życzy.
P.S.
Szczerze
bym się ucieszyła, gdyby ta scenka z tą łąką okazała by się
snem...(prosze!!! )
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)