Część pierwsza
Był upalny, sierpniowy
dzień. Słońce wlewało się przez szczelnie zasłonięte okna do salonu,
oświetlając stare, podniszczone meble. Na jednym z foteli w kolorze zgniłej
żółci, który tak pasował do tureckiego dywanu jak mucha do słonia, siedziała
wysoka i gibka dziewczyna. Jasne włosy swobodnie opadały jej na opalone
ramiona. Oczy miała zielone, ale teraz nie można było tego zauważyć –
przymknęła je, aby uchronić się przed blaskiem słońca. W prawej ręce
trzymała zielony wachlarz. Oddychała miarowo, co jakiś czas unosząc
głowę.
Przez salon przeszła inna postać – tęga i korpulentna dama o
trzech podbródkach. Pokręciła głową i otworzyła okno na całą szerokość.
Podeszła do leżącej w fotelu dziewczyny i delikatnie dotknęła jej
ramienia.
-Panno Julianne… Przyszedł list – gruba dama,
najwyraźniej służąca dziewczyny, podała jej złotą kopertę.
-Dziękuję,
Alma – Julianne uśmiechnęła się blado. Nie wyglądała na zdrową –
miała przeraźliwie bladą twarz i mętny wzrok. – Odejdź, proszę.
Alma posłusznie opuściła salon. Julianne odłożyła kopertę na stolik.
Starała się na nią nie patrzeć. Bała się, że zawiera tę wiadomość, której
najbardziej się obawiała.
Sięgnęła ręką po kopertę. Lepsza jest
najgorsza prawda od ciągłej niepewności. Powoli rozrywała papier. Z koperty
wypadła mała karteczka. Julianne odłożyła ją na stolik. Po chwili jednak
sięgnęła po nią. Nie wytrzymała już niepewności.
Karteczka była równie
złocista jak koperta. List wypisano na niej tak samo jadowitozielonym
atramentem jak adres. Julianne przeleciała kilka linijek wzrokiem. W oczy
wstąpiły łzy, a na twarzy pojawił się uśmiech.
-Zwyciężyliśmy –
szepnęła, przyciskając karteczkę do serca. –
Wygraliśmy.
***
Przy łóżku wysokiego chłopca stała uzdrowicielka.
Zakładała mu bandaż, kręcąc głową z powątpiewaniem. Do namiotu wnoszono
coraz więcej ludzi. Większość, ledwie trzymała się przy życiu.
Chłopiec
poruszył się niespokojnie. Krucze włosy, posklejane krwią opadały na
poranione czoło. Z ramienia powoli sączyła się krew. Otworzył oczy. Były tak
samo zielone, jak oczy Julianne.
Nazywał się Harry Potter.
Do jego
łóżka przepychała się wysoka dziewczyna, z burzą kasztanowych włosów i
pielęgniarskim czepkiem na głowie. Minę miała niewesołą, po policzkach
ściekały łzy. Ona również była zaplamiona krwią. Podeszła do
niego.
-Wygraliśmy – uśmiechnęła się blado.
-To nie jest dobre
słowo, Hermiono – powiedział Harry głosem jakby z zaświatów. –
Mówisz, jakbyśmy wygrali w jakiejś grze losowej, albo w quidditchu. Gdyby
tak było, nie byłoby tego – wskazał ręką na rannych i konających,
leżących niedaleko niego. – Zwyciężyliśmy? To prawda. Zwyciężyliśmy.
Ale jakim kosztem? – spojrzał w twarz Herminy. – A
Ron?
Hermiona odwróciła twarz.
-Nie żyje – wyszeptała.
Harry’ego zatkało. Coś zaczęło go dławić w gardle. Do zielonych
oczu cisnęły się łzy. On przeżył. Znowu przeżył. To niemożliwe, Ron nie
zginął, wmawiał sobie. Za chwilę przyjdzie tutaj, usiądzie i zacznie
rozprawiać o Armatach Chudleya. To nie możliwe…
***
Julianne
poprawiała turecki dywan, leżący w jej salonie. Niebo zaczęło przybierać
barwę atramentu. Pojawiały się pierwsze gwiazdy. Julianne czekała na powrót
Harry’ego z niepokojem.
Wojna zmienia ludzi. Na ciele, i na duszy.
Najbliżsi przyjaciele odchodzą na zawsze, wszędzie pełno trupów. I sam
żyjesz z myślą, że jutro możesz zginąć. Prześladują cię różne myśli.
Rozpaczliwie próbujesz pocieszyć siebie i przyjaciół, którzy zostali przy
życiu. W końcu nie wytrzymujesz.
Czasem, dzięki jednemu człowiekowi,
cała wojna może się obrócić na twoją korzyść lub niekorzyść. Czasem, mimo,
że za chwilę zostaniesz ugodzony mieczem prosto w serce, uda ci się zabić
najgorszego wroga.
To się właśnie stało z Ronem. Julianne wiedziała o
tym, w liście zamieszczono listę poległych. Nie było na niej
Harry’ego. To pozwoliło jej odetchnąć. Cera zaczynała nabierać
zdrowych kolorów. Ale ciągle prześladowała ją myśl, jak bardzo się zmienił.
Jak bardzo ją zmieniła ta wojna. Czy nadal będzie mogła odnaleźć w nim
dawnego Harry’ego Pottera? Czy on odnajdzie w niej dawną Julianne
Potter?
Drzwi otworzyły się. Alma i trzy skrzaty domowe wprowadziły
Harry’ego do pokoju. Za nimi wsunęła się Hermiona. Julianne
uśmiechnęła się niewyraźnie. Niezbyt lubiła Hermionę. Zawsze wydawało jej
się, że chce jej odebrać Harry’ego.
***
Hermiona usiadła na
fotelu w kolorze zgniłej żółci. Nie lubiła tego pomieszczenia. Wiedziała, że
nie jest mile widziana przez Julianne. Sama też jej nie lubiła. Ale usiadła.
Nie miałaby sił wracać sama do pustego domu, gdzie na powitanie nie dostanie
kubka gorącego kakao.
Jakby z oddali usłyszała głos Julianne:
-Ta
wojna wiele namieszała.
Harry zmierzył ją morderczym wzrokiem. Julianne
wzdrygnęła się.
-Nie mów o wojnie jak o karcianej grze – wycedził
przez zęby. – Może i odnieśliśmy zwycięstwo, ale to nie powód, że
teraz mówić o tam, jakby to był pikuś!
-Spokojnie, Harry!
– krzyknęła Julianne.
-Ciebie tam nie było… Nie słyszałaś
jęków konających… Nie widziałaś oślepiającego, zielonego światła,
buchającego z różdżek śmierciożerców. Nie budziłaś się co dzień ze
świadomością, że możesz zginąć – mówił. – Nie mów o wojnie, jak
o jakiejś kłótni. ‘Nieźle namieszała’ –
prychnął.
Julianne nie wiedziała co powiedzieć. Nikt nie zauważył, kiedy
Hermiona wyszła.
***
O ile poprzedniego dnia rażącego światła
słonecznego nie dało się wytrzymać, o tyle tego dnia nie było tak pięknie.
Niebo było zasnute ołowianymi chmurami, a od krawężników odbijały się
ciężkie krople deszczu. Na twarzy Hermiony nie dało się już odróżnić kropli
deszczu od łez, spływających obficie po różowych policzkach.
Znalazła
się przed pustym domem. Światło nie buchało z okien. Wszystko było obce.
Niby nie porozsuwane, a jednak rozsunięte. Obce. Hermiona poczuła się jak
intruz, gdy weszła do własnego domu. Spojrzała w stronę ich pokoju.
Jutro dostarczą ciało. Okropne słowo… Dostarczą… Jakby ciało
Rona było przedmiotem. Dostarcza się jedzenie i kanapy.
Zapaliła
światło. Na środku salonu stała suknie ślubna i welon. Mieli się pobrać.
Zgasiła światło. Nie mogła na to patrzeć.
-To niesprawiedliwe –
szepnęła do siebie. Nie ma już nikogo. W ciągu trzech lat nieustających bitw
z Voldemortem i smierciożercami, jej rodzice zginęli, Ron poległ w czasie
bitwy. A ona żyje. To właśnie wydało jej się niesprawiedliwie.
Deszcz
coraz mocniej zacinał…
C.D.N
Na wstępie powiem, że nie jestem
obiektywna. Nie mogę być, skoro jest to pierwsze opowiadanie od 3 miesięcy,
które przeczytałam. Przyznaję przy tym, że jestem okropnie głodna
wszystkiego co ma służyć rozrywce i oderwaniu od rzeczywistości. Weź to pod
uwagę gdy bedziesz czytać pochwały, które tu zaraz naskrobię, i zanim
popadniesz w samo zachwyt poczekaj na opinie ludzi nie będących na fikcyjnym
głodzie .
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę i zasługuje
na pochwałę jest klimat. Wciągający, trochę mroczny, wciskający w fotel.
Jest to o tyle ważne, ze gdy jest pozwala zatuszować niedoskonałości np.
fabuły. Nie wszystko jest w niej idealne ( może dlatego, że jeszcze się na
dobre nie rozwinęła...), ale nie zwraca się na to specjalnej uwagi i czyta
dalej. Z komentowaniem treści jeszcze się powstrzymam. Wprowadziłaś w dobrze
nam znany świat swoją własną postać, zazwyczaj jak widzę w opow. HP zmyslone
imię natychmiast przestaję czytać. Tu się tak nie stało, dotrwałam nawet do
końca. Pewnie dlatego, że wydała mi się ona interesująca, i zdecydowanie
dlatego, że nie jest to jakaś słodka, głupiutka, blond księżniczka.
Poczekamy co będzie dalej:). Zdania budowanie dobrze, nie robisz rażących
błędów ( niepodważalny plus ). Na razie tyle. Następną część przeczytam by się upewnić,
ze nie był to twój jednorazowy strzał. Tak trzymaj:)
Aha, jeszcze
jedno... powiedz mi, czy musiałaś uśmiercać Rona? Po traumatycznych
przeżyciach z Syriuszem, to przestaje być śmieszne...
Część druga
Harry spojrzał w
przerażone oczy Julianne. Nie poznawała go. Zmienił się. A czego się
spodziewała? Że wróci cały w skowronkach? Niedoczekanie. Ona się nie
zmieniła. Widział to. Wciąż była tą rozrywkową Julianne. Ale na pierwszy
rzut oka nie sprawiała takiego wrażenia. Na pewno sama myślała o sobie, jako
o całkowicie odmiennej osobie. Ale wystarczyło spojrzeć w jej oczy. I znać
ją.
Poprawiła włosy. Spojrzała na niego dziwnie.
-Zmieniłeś się
– powiedziała w przestrzeń.
-Spodziewałaś się czegoś innego?
– odpowiedział po chwili, wpatrując się w okno. Deszcz zacinał coraz
mocniej. – Ty się wcale nie zmieniłaś.
Wstała i wyszła z pokoju.
Minę miała zagniewaną. Obraziła się? Niby za co? Za to, że powiedział
prawdę? Zawsze sama na to nalegała. Ale nie znosiła prawdy.
***
Biała
poduszka była już cała mokra. Hermiona podniosła głowę i spojrzała w
lustro.
-A więc płakałam – powiedziała, patrząc na zaczerwienione
oczy i ostatnie łzy spływające po rumianych policzkach.
Odwróciła głowę
od lustra, a jej kasztanowe loki zatańczyły w powietrzu. Wstała i weszła do
łazienki.
-Hermiono Granger, nie wolno ci popaść w depresję –
powiedziała do siebie, próbując zatrzymać łzy cisnące się do oczu. –
Nie wolno ci – łzy powoli spływały po policzkach. Wytarła je i
zamknęła oczy. – On wróci. Spróbuj w to uwierzyć.
***
Julianne
kopnęła z całej siły w krzesło.
-AUA! – krzyknęła łapiąc się za
stopę. Powiedział, że się nie zmieniła. Ale przecież nie jest już ta
rozrywkową Julianne sprzed kilku lat.
Nie była.
Nie była?
Na
pewno nie.
A może?
Spojrzała na portret swojej matki na ścianie.
Pochrapywała miarowo.
-A jeśli ciągle jestem taka… jak
dawniej?
***
Zgasił światło jednym machnięciem różdżki. Ramię bolało
niemiłosiernie.
Ale nie tak, jak blizna. Paliła. Paliła żywym
ogniem.
Ale przecież Voldemorta już nie ma! Nie ma prawa palić żywym
ogniem!
Dotknął jej. Zabolało.
-Jak to możliwe? – zapytał
sam siebie. – Nie ma już Voldemorta. Nie istnieje. Blizna nie ma prawa
boleć – nie ma takiej opcji!
***
-Pięknie. Nawet chusteczek
już nie mam. NIC! NIKOGO! – wrzasnęła histerycznie Hermiona.
Rzuciła poduszką. Manekin, na którym wisiała jej ślubna suknia,
przewrócił się. Nie wstała. Nie podeszła. Nie podniosła manekina. Po co? I
tak jeszcze dziś musi się tego pozbyć. Wyrzucić. Oddać. Zapomnieć.
Chce
zapomnieć?
***
Spojrzała w lustro. Spojrzała w swoje oczy. W nich jest
ukryta cała prawda.
Ona się zmieniła. Musiała się zmienić, choćby w
najmniejszym stopniu. Jest inna.
A jeśli nie? Jakiś denerwujący głos
mówił, że się nie zmieniła wcale.
Drugi mówił, że się zmieniła.
-Pani
Potter? – trzeci głos należał do Almy.
Zmierzyła ją wściekłym
spojrzeniem.
Gdyby widziała samą siebie, upewniłaby się, że jest inna
osobą.
***
Spod bandaża wyciekała krew. Na zgniłożółty fotel kapnęło
kilka szkarłatnych kropli.
Po czole również ciekła krew. Powoli sączyła
się z blizny.
Drzwi otworzyły się nagle. Do pokoju wpadła Julianne z
wściekłością wymalowaną na twarzy. Spojrzała na męża.
Złapała się za
czoło.
Harry spojrzał na nią.
-On wrócił…
***
Podniosła
kasztanowy sweter i wtuliła w niego twarz. Ten znajomy zapach… Nigdy
go już nie poczuje…
-Nie płacz – powiedziała do siebie,
ocierając mokre policzki. – Musisz być silna.
Przycisnęła sweter
mocniej do twarzy.
Zasnęła.
***
Zapadła cisza. Po chwili rzuciła
się w jego stronę.
-Nie mógł – powiedziała ze strachem, zawiązując
nowy bandaż.
Krew nadal ciekła.
***
Widział wszystko jakby przez
mgłę. Głosy słyszał jakby zza szybo. Tracił świadomość.
Blizna piekła
żywym ogniem.
Nie mógł wrócić. Ron go zabił. Dzięki niemu oni jeszcze
żyją.
Nie mógł wrócić.
A jeśli?
***
Błądziła po wąskich
korytarzach. Oddychała powoli i miarowo. Słyszała rozanielone głosy.
Znalazła kilka białych piór.
Usłyszała swoje imię. Wypowiedziane przez
dziwnie znajomy głos. Odwróciła się.
Zobaczyła go. Uśmiechał się jak
zawsze. Patrzył na nią tym samym wzrokiem. Tym samym, którym patrzył na nią
przed swoim odejściem. Podeszła do niego i wyciągnęła rękę, jakby się bała,
że odleci. Że rozpłynie się w powietrzu. Próbowała go uchwycić.
Nie udało
się… rozpłynął się w powietrzu…
Obudziła
się.
C.D.N
Śliczne....................
Dawno nie
czytałam czegoś tak.....wzruszającego
Zastrzeżenie jedno - za szybko przeskakiwałaś w tej części z miejsca na
miejsce. Rozumiem, że to miało trzymać w napięciu, no bo akcja dzieje się w
3 miejscach na raz, ale bez przesady
Temat ani nowy, ani oklepany... taka mieszanka. Mania na
to, że Voldi powraca, jak Harry jest dorosły, jest deczko wkurzająca... ale
Harry jeszcze jest u ciebie chłopcem.
Piszesz tak, jakbyś sama straciła
kogoś bliskiego. Jeżeli to nieprawda, to świetnie się wczułaś w rolę, a
jeżeli tak, to dobrze, że przelałaś te uczucia na
klawiaturę.
Śliczne...................
Gratulacje. Opowiadanie jest świetne. Ma
swój klimat, jest poprawne stylistycznie, literówek czy ortografów raczej
nie zauważyłam. Denerwują mnie tylko odrobinę ciągłe zmiany czasu i miejsca
akcji. Chodzi mi o to "skakanie" między kilkoma różnymi wątkami.
Niech te fragmenty opisujące uczucia poszczególnych osób będą trochę
dłuższe, bo chociaż bardzo się staram trudno mi za nimi nadążyć.
Smakowicie wzruszające (= Przepiekne opisy
przezyć- autentycznie można się w czuc w położenie bohaterów- to ogromny
plus! Moje gratulacje!
Mam zastrzeżenie do jednego
zdania:
QUOTE |
nie ma takiej
opcji! |
Ponieważ ta część była pisana daaawno, nie
mogę się w niej zastosować do Waszych wskazówek... Napisanych mam jeszcze tą
i następną część, dalej będę się stosować do Waszych rad. Proszę mi
bezlitośnie wytykać błędy, pomyłki, i co mam poprawić.
*****
Część
trzecia
Spojrzała tępo w sufit. Był tak blisko niej. Nie zdążyła go
uchwycić. Rozpłynął się w powietrzu. Nie było go.
Zamknęła oczy. Nie
będzie płakać.
Musi zapomnieć.
Musi uwierzyć, że nigdy go nie
było.
A jeśli nie musi?
***
Otworzył oczy. Nad nim pochylała się
uzdrowicielka. Zakładała mu bandaż.
Znowu tam był? Rozejrzał się.
Nie. Leżał w wysterylizowanym pomieszczeniu. Nie widział krwi. Nie
widział bólu i cierpienia. Nie widział bólu i cierpienia takiego, jak TAM.
Odetchnął.
Do sali wniesiono omdlałą kobietę. Z ręki zwisał jej
kasztanowy sweter w dużym ‘R’ na przedzie…
Spojrzał na
nią.
Znał ten sweter.
Znał ją.
To była Hermiona
Granger.
***
-Mamy szczęście, że skończyło się na czyszczeniu żołądka
– do jej uszu dobiegł pierwszy z głosów.
-Ona ma szczęście –
sprostował drugi. – Idiotka, wzięła kilkaset tabletek.
-Pewnie ma
problemy osobiste, albo zawodowe. Nie wyglądała na zadowoloną z życia, kiedy
tutaj się znalazła – pierwszy głos był pełen wyrzutu.
Otworzyła
oczy. Leżała w przestronnej sali. Czuła nieprzyjemny zapach leków.
W
ręce nadal trzymała sweter Rona.
Spuściła głowę.
***
-Pani Potter?
Julianne podniosła głowę i spojrzała na uzdrowicielkę.
Kiwnęła głową.
Uzdrowicielka uśmiechnęła się.
-Już wszystko dobrze – powiedziała.
– Krwawienie nie ustaje, ale się zmniejsza – dodała, po czym
odeszła.
Julianne usiadła, ale wcale nie była przepełniona radością.
Przeciwnie.
Czy nie byłoby lepiej, gdyby się nie udało?
Nie wolno jej
tak myśleć.
A kto jej zabroni?
Nikt.
Lepiej by było.
Dla
niej.
O wiele lepiej.
***
Zapomniene obrazy przesuwały się przed
jej oczami.
Zamknęła je, by zatrzymać na dłużej ulatujące wspomnienia.
A przecież tak chciała zapomnieć.
Chciała?
Oczy były pełne
łez.
***
Bandaż był cały czerwony. Blizna ciągle paliła. Ramię
bolało.
Nie mógł wrócić. Jak? Na pewno nie chciał być duchem. Nie mógł
wrócić.
Nie miał potomka.
A jeśli miał?
Nie miał.
A
jeśli?
***
-Wszystko idzie zgodnie z planem – głos, równie zimny
jak głos Voldemorta, odbił się od ścian lochu. – Już niedługo spotkam
się z nim… Sam na sam…
***
Siedziała przed kominkiem i
tępo wpatrywała się w ogień.
Zmienił się.
Mówił, że ona się nie
zmieniła.
Myli się.
A jeśli nie?
Myli się. Zmieniła
się.
Przynajmniej tak jej się wydaje.
Już nie potrafiła go
zrozumieć.
***
Usiadła na łóżku. Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w
biały kubek.
Dzisiaj dostarczą ciało.
A jej przy tym nie
będzie.
Będzie leżała w tym okropnie czystym łóżku, wpatrywała się w
okropnie czystą ścianę i nerwowo bębnić palcami o wysterylizowany stolik.
***
Wstala z fotela i założyła płaszcz przeciwdeszczowy. Musiała
poważnie z nim porozmawiać. Muszą sobie wyjasnić parę
rzeczy.
Parę?
Muszą sobie wiele wyjaśnić.
Chciała z nim
być.
Chyba. Nie była pewna.
Może lepiej by było,
gdyby…
…gdyby zginął na wojnie?
C.D.N
Nyo, podoba mi sie coraz bardziej. Jestem
potwornie ciekawa Julianne i jej historii. Cudownie, ze ten fick pojawił się
na forum, bo dawno nie czytałam tak interesującego opowiadania
potterowskiego (które, tak na marginesie, uwielbiam).
Podobaja mi sie te
króciutkie zdania- podążą sie za tokiem myślenia bohatera. Czekam na
więcej!
Nadal przeszkadza mi za szybkie
przemieszczanie się między wątkami, ale nie zauważyłam jakichś większych
zmian- wszystkie części są utrzymane w podobnym (smutnym) klimacie.
Zastanawia mnie tylko skąd Hermiona wytrzasnęła tyle tych tabletek
nasennych, a także jakim cudem zdążyła zażyć ich aż kilkaset, bo zazwyczaj w
kilkanaście minut po zażyciu jednego opakowania traci się przytomność (na
wszelki wypadek uprzedzam, iż posiadam te informacje od kilku osób, które
eksperymentowały z tego typu środkami, a nie z własnego doświadczenia bo mi
jeszcze życie miłe ) , a nie połknęłaby za jednym zamachem całego wiadra
tabletek. Po co w ogóle połykała to cholerstwo skoro mogła po prostu machnąć
Kedavrą i po krzyku.
Taki szczegół, że nie w dużym
"R", tylko z dużym "R", no nie?
Jeeeeeeeeeeeeeest! Znalazłam jakiś błąd!
Jestem genialna
Nie mogła się machnmąć kedavrą, bo.... bo... eee.... no
bo nie umiała:)
Za duże napięcie by było
Dół, dolina... Przepraszam. Kryzys
umiejętności przechodzę... Dół, dwa metry mułu... przepraszam.
P.S
Cinija, jestes genialna .
************
Część czwarta
Ze specjalną dedykacją dla Weroniki.
Miło by było, gdyby w
końcu zaświeciło słońce…
Chociaż na chwilę.
Żeby przez kilka
sekund mógł je zobaczyć od tej strony p oraz ostatni.
To
irracjonalne.
Ale ona tak właśnie myślała.
Ale jak niby ktoś martwy,
leżący w trumnie, która do tego była zamknięta, i kogo dusz ajuż zapewne
spoglądała na nią z góry…. Jak mógł zobaczyć słońce od tej strony.
Trumna była już w ziemi. Właśnie ją zakopywano. Hermiona zdjęła mały
pierścionek z turkusem i rzuciła do grobu.
***
Julianne siedziała
przed kominkiem. Powoli sączyła kawę odstawiając mały palec. Unikała wzroku
męża. Harry przeciwnie – ciągle na nią patrzył. Właśnie dlatego była
taka poirytowana.
-Przestań! – wrzasnęłą. Złocona filiżanka
wypadla jej z rąk i z tzraskiem rozbiła się na okropnym dywanie. –
Widzisz, co zrobiłeś?!
-Ja? JA?!
-Tak, ty! Ty! Odkąd
wróciłes jesteś jakiś w ogóle!… I mam cię dość! Wynoś się
stąd! – wrzasnęła. Szybko jednak tego pozałowała. Ale Harry już
się podnosił.
-Skoro tak stawiasz sprawę – powiedział przez zęby.
Przed progiem odwrócił się i dodał – Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz,
gdzie mnie szukać.
I odszedł.
Oczy Julianne wypełniły się
łzami.
-Po co to powiedziałam? – pytała sama siebie.
Usiadła na
fotelu.
***
Mogłaby przysiąc, że go słyszała. Powiedział, że tu wróci.
Trzy słowa „Ja tu wrócę” wypełniły ją nadzieją.
Dlaczego?
Przecież i tak tutaj nie wróci. Nie będzie chciał być duchem. Nie wróci w
swoim ciele. NIGDY nie zobaczy go znowu.
Na tym świecie.
A więc,
dlaczego te słowa dodały jej otuchy?
Poza tym, umarli nie mówią.
Nie,
Hermiono, jesteś stanowczo zbyt…
Zdołowana?
Nie. Nie jest
zdołowana.
Gorzej.
***
Julianne otworzyła oczy.
-Witaj –
usłyszała syczący głos. Był tak podobny do głosu Sami-Wiecie-Kogo…
Ale to nie mógł być on. Przecież ten cały Ron go zabił. Nie ma już
Voldemorta.
Spojrzała w kominek. Nie, to nie był on. To był mężczyzna o
czarnych włosach i ciemnych oczach. Nienawistne spojrzenie przeszywało ją na
wskroś.
Znała skądś tę twarz.
-Julianne, nei mów, że nmie poznajesz
syna twego mistrza – uśmiechnął się zimno.
Ramię zapiekło.
-Tak
– odpowiedział na pytanie ukryte w spojrzeniu kobiety. –
Wzywałem cię, ale przy twoim mężu, Mroczny Znak nic nie
pomagał.
-Ale… ja… przecież…
-Do nas, nie można się
uwolnić.
***
-Proszę – tak dobrze znany mu głos odpowiedział na
długie pukanie.
Wszedł.
Z kuchni dobiegł brzękot sztućców. Harry
wszedł tam szybko.
Stała tam pani Weasley. Ku jego zaskoczeniu, nie
płakała, z powodu pogrzebu syna. Stała sobie przy kuchni i gotowała
kartoflankę.
-Witaj, Harry – powiedziała wesoło. Nie brzmiała to
sztucznie. – Już w domu? A Ron, widzisz, jeszcze go nie ma!
-To
pani nie wie… nic?
-A o cyzm mam wiedzieć? –
spytała.
-Dzisiaj… kilka godzin temu… Ron został pogrzebany
na cmentarzu niedaleko Grimmuald Place.
Wielka chochla spadła na
podłogę.
C.D.N
W tym parcie jest chyba najwięcej
literówek. Styl ten sam co w pozostałych częściach. Robi się coraz
ciekawiej, tylko czemu takie to krótkie. Nawet się rozsmakować w treści nie
zdążyłam i już koniec.
Część piąta
Dla Giny, bo przy niej
mnie wena złapała XD.
Znowu padało.
Ciężkie krople i lekkie
kropelki odbijały się od białego, kamiennego krzyża. Spływały po jej długich
włosach, zatrzymywały się na zamszowej czapce. Delikatnie moczyły końcówki
palców. Mieszały się ze łzami. Delikatnie opadały na trawę. Spływały z
aksamitnych bratków, tulipanów. Wiatr towarzyszący deszczowi bawił się każdą
gałązką stojącej niedaleko wierzby. Rozwiewał jej czarny płaszcz. Czesał
włosy. zobaczyła duży zygzak na niebie – wielką, złotą błyskawicę.
Skupienie energii elektrycznej. Chwilę potem usłyszała donośny
grzmot.
Niebo płakało. Wcześniej nie mogła uwierzyć, że on nie żyje.
Wtedy było słonecznie.
Niebo nie mogło uwierzyć.
Im ona bardziej w to
wierzyła, tym bardziej pogarszała się pogoda.
Niebo płakało. Płakało
razem z nią, mieszało swoje i jej łzy.
Przyklękła na mokrej trawie. Miała
wyrazisty, żywy i mocny kolor. Wspaniała zieleń, jaką niegdyś oboje się
zachwycali. Mały, biały krzyż służący za nagrobek, otoczony był małymi
wiązaneczkami.
Poczuła dziwne ciepło na ramieniu. Odwróciła głowę.
Średniej wielkości, spracowana ręka o krótkich palcach trzymała się kurczowo
jej ramienia. Podniosła spojrzenie. Zobaczyła panią Weasley. Rude włosy
tańczyły wokół jej twarzy, niewielkie oczy były pełne łez. Obok stał Harry.
I jego włosami zabawiał się wiatr. Był spokojny i opanowany. Mogła się tylko
domyślać, jak bardzo przeżywał stratę przyjaciela.
Wstała, i bez jednego
słowa przytuliła twarz do szyi pani Weasley. Załkała parę razy cichutko.
***
-O co ci chodzi? – zapytała Julianne rzeczowo. –
Przecież nie ma już Czarnego Pana, nie mam być komu poddana!
-Jestem
synem największego z czarnoksiężników. Czarny Pan uczynił mnie większym, niż
on sam, nim poległ na polu bitwy. Teraz moje nazwisko będzie budziło
postrach wśród ludzi, nawet dla mugoli będzie brzmiało jak
przekleństwo!
-Czarny Pan nie miał syna – odparła Julianne
wstając.
-Miał i nadal ma – odpowiedział. – A teraz
posłuchaj…
-Nie będę słuchała – Julianne zatkała uszy rękoma
i zamknęła oczy. – Nie wypełnię ani jednego twojego polecenia!
Nie! Jestes tylko nędznym śmierciozercą, który ma jakieś
urojenia!
-Przykro mi, ale się mylisz. Może cię to zadziwi, ale
jestem przyrodnim bratem twojego męża. Starszym,
oczywiście.
***
-Cichutko, nie płacz – panie Weasley sama z
trudem powstrzymywała łzy. Głowa Hermiony wciąż była wciśnięta w jej kark.
Łzy niedoszłej synowej spływały jej po obojczyku. Ona gładziła ja po
miękkich włosach i pocieszała jak mogła. – Tak musiało być. Zginął w
chwale boahtera, Hermiono. Zginął, ale jakby żyje – na zawsze zapisał
się w naszych sercach. Profesor Binns będzie prowadził o nim nudne wykłady.
Gazety piszą o nim jako o bohaterze. Zawsze chciał być bohaterem.
Zawsze…
-On miał tyle planów, ambicji, aspiracji – załkała
głośniej Hermiona. Podniosła głowe. Oczy miałą czerwone i zapuchnięte.
Łza kapnęła jej z nosa. Harry odruchowo wytarł nos przyjaciółki
chusteczką.
-Nie płacz. To nic nie da – powiedział cicho. Sam
kiedyś stracił kogoś bliskiego. Wiedział, jak bolały Hermionę pocieszenia
pani Weasley. Za kilka dni spojrzy na to trzeźwo, z rozsądkiem. Za kilka
tygodni rana zacznie się goić. Ale miną lata, zanim się porządnie zabliźni.
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
***
Julianne przetrawiała
słowa mężczyzny, którego głowa wystawała z jej kominka.
-Oczywiście, po
Czarnym Panie mam wszystko – dodał od niechcenia. – Imiona,
nazwisko… Drugie oblicze…
-I czego ode mnie oczekujesz?
– zapytała.
-Szykuje się ostatni bój. Musisz mi pomóc zwabić
swojego mężusia gdzieś na łono natury. Tam odbędzie się nasza ostateczna
potyczka. Bój, w którym albo on zwycięży syna Czarnego Pana i jego
popleczników, albo my zabijemy jego. I tę garsteczke jego kumpli –
dodał po krótkim namyśle.
Usiadła na kanapie. Spojrzała w oczy drugiego
Lorda Voldemorta i kiwnęła głową. Po chwili rozległ się trzask. W salonie
nie było już Julianne. Zamiast niej, na poręczy fotela siedziała czarna
wrona. Wokół dzioba miała białą obwódkę.
C.D.N
Nie no poprostu to FF jest genialne!
Dawno sie tak nie zaintrygowalem! Nie mam zamiaru sie do niczego
przyczepiac. Masz swoj wlasny styl, nie piszesz stylem Rowling a czesem
niektorym sie to zdarza. I to jest w tym FF najlepsze! Jestem ciekaw co
bedzie dalej i mam nadzieje ze niedlugo sie pokaze! Goraco pozdrawiam!!!!!
To pierwsze tak głębokie opowiadanie
dziejące się w uniwersum Harry'ego Pottera, jakie czytałam. Uczucia są
tu bardzo dobrze opisane, ale... Nie podoba mi się to złe słowo. Poprostu
nie lubie takich opowiadań. Może jestem ignorantką i nieczułą istotą, ale
wolę się nie zaglębiać w cudze uczucia tak głęboko. Wolę opowiadania lekkie
i przyjemne, a to do takowych nie należy, choć oczywiście to nie jest żaden
błąd. Można nawet powiedzieć, że to opowiadanie jest za trudne dla mnie. I
może nie doroslam do niego?
Rety, nie spodziewałam się, że tak mnie to
wciągnie. Intrygujące i przeszyte uczuciami. Smutne, ale jednak pełne
nadziei. Bardzo podoba mi się to "skakanie", tyle że jak na mój
gust trochę za mało treści zamieszczałaś w jednym wątku. Te wszystkie
pytania i wątpliwości bohaterów, ten cały przeraźliwy żal... Naprawdę,
zaimponowałaś mi tym fickiem, bo temat mnie samej wydaje się trudny,
zwłaszcza w tym całym klimacie "Pottera". Ale mam jedno większe
zastrzeżenie - wydaje mi się trochę przewidywalny . Mam jednak nadzieję, że zaskoczysz nas czymś
niespodziewanym
ograniczę się do krótkiego komentarza -
narazie bo nie mam weny
Fick dobry, ale za krótkie party jak dla mnie
Jedno co mi się nie podobało to sposób w jaki przekazałaś
informację o smierci Rona - krótko bez jakiś ozdobników podnoszących
dramaturgię. Dopiero pózniej rozwinęłaś pokazując rozpacz jego
bliskich.....a zresztą...w sumie dobrze. Pisz jak uważasz.
Część szósta
Z dedykacją na pewnego
przemiłego ADIKA.
Przez otwarte na
oścież okno deszcz wdzierał się do salonu. Firanka, dawno już zerwana przez
wiatr, tańczyła wesoło na środku salonu. Czarna wrona przysiadła na
parapecie. Patrzyła w stary, kamienny kominek, malowany srebrno-złotą farbą.
Patrzyła ze znudzeniem, jakby piękny bal czerwonych, pomarańczowych i
złotych płomieni, przybierających różnorodne kształty nudził ją.
Ale
patrzyła. Patrzyła ze zniecierliwieniem, jakby na coś czekała. Patrzyła też
z nienawiścią, jakby to, na co czekała, było jej największym wrogiem.
Patrzyła i z obrzydzeniem, jakby to, na co czekała, było oślizgłym
ślimakiem. Targały nią mieszane uczucia. Byłą rozdarta na dwie połowy
– pierwsza, nakazywała wierność temu, komu przyrzekała ją w białej
sukni, przed pięknie przystrojonym ołtarzem. Druga, kazała jej zostać przy
tym, który był synem tego, któremu słuzyła przez połowę życia, dla którego
dała sobie wypalić Mroczny Znak.
W ogniu ukazała się twarz mężczyzny.
-Wyleć – nakazał wąłdczym tonem.
Okno zamknęło się z
trzaskiem.
***
Wracali. Wiatr dął im w twarze, rozwiewał włosy. Kilka
liści zaczepiło się we włosy Hermiony. Delikatne gałązki płaczącej wierzby
zaplatały się w warkocze, kurczowo łapały za pień drzewa. Nie zwracali uwagi
na lecącego nad nimi czarnego ptaka.
Nie patrzyli po sobie. Nie
wymieniali porozumiewawczych spojrzeń. Nie rozmawiali. Deszcz starał się
zmyć łzy z twarz przygarbionych kobiet ubranych na czarno i wyoskiego
mężczyzny w brązowym płaszczu.
Hermiona ciągle płakała. Nikt nie
próbował jej pocieszać. Na nic by to było.
Dobrze pamiętał chwilę, w
której umarł Syriusz. Żadne pocieszenia do niego nie docierały. Każde słowo
otuchy pogłębiało ranę, która jeszcze dziś była bardzo świeża. Taka rana nie
zabliźnia się z dnia na dzień. Trzeba lat, żeby się zagoiła.
Ale blizna
pozostanie na zawsze.
***
Leciała tuż nad nimi.
Widziała ich
rozpacz. Nie rozumiała jednak, za kim oni tak płakali? Za tym niedorajdą,
który do niczego by w życiu nie doszedł? Dobrze, że odszedł. Nie będzie już
przeszkodą dla Harry’ego w osiągnięciu szczytu kariery.
W tym
momencie doszło do niej, co robi. Nie będzie żadnego szczytu kariery.
Nie
będzie miał kto dojść na szczyt.
Wrona przysiadła na gałęzi i spojrzała
smętnie na czarnowłosego mężczyznę.
Co ona robi? Jak mogła dać się znów
opętać? W tamtej chwili po kłótni z nim, wdała się w nieczysty układ,
zupełnie niepotrzebny.
Ale nie mogła się już wycofać.
***
Usiadła
na fotelu przy kominku. Drżący głos pani Weasley spytał cichutko:
-Zrobić
ci herbaty, kochanie?
Kiwnęła głową i zapatrzyła się w płomienie.
Tańczyły wesoło w kominku. Jedyna rzecz, które zdawała się być szczęśliwa.
Pogładziła oparcie fotela. To był jego ulubiony fotel. Zawsze na nim
siadał z talerzem pełnym łakoci. Pamiętała te pełne wyrzutu spojrzenia jego
matki.
Nad kominkiem wisiał zegar… ów stary zegar, który
wskazywał, gdzie znajdują się domownicy.
Jedna ze złotych wskazówek
wskazywała „Pracę”. Czyja to wskazówka?
Freda. Tak. Gdzieś tu
powinna być jego wskazówka…
-Z cytryną, Hermiono? spytała ciepłym
głosem pani Weasley.
-Mhm.
Jest. Wskazuje
podróż…
***
Siedziała na gałęzi i wpatrywała się w księżyc. Z
czarnych oczu spłynęły łzy.
Sfrunęła na dół. Nie mogła. Nie potrafiła.
Nie było już wrony. Młoda, piękna kobieta opierała się o pień wiekowego
drzewa. Po policzkach spływały łzy.
-Jestem niczym –
westchnęła.
Usiadła na mokrym kamieniu. Naciągnęła kaptur na głowę.
Przyciągnęła do siebie nogi i wtuliła głowę między kolana.
Nie chciała
tego zrobić. W chwilach goryczy zawsze robiła coś niedorzecznego.
Coś
głupiego.
Coś, czego później żałowała.
Dała się na nowo wciągnąć w
to…
W to bagno. Od nich nie można odejść. Nie można się uwolnić.
Przedramię zapiekło.
***
Nie umieli jej pocieszyć. Podnieść na
duchu.
Rozumiał ją. To jest jeszcze zbyt świeże.
Nigdy nie przeżyła
takiej tragedii.
Nawet, kiedy zmarli jej rodzice.
Zamknie się w
sobie. Nie będzie do siebie dopuszczać nikogo.
C.D.N
ja nie będę orginalna: podoba mi
się!!!
Mój komentarz:
Wg mnie party są trochę za krótkie
i w sumie nic sie w nich nie dzieje, np. dwa ostatnie rozdziały można by
było zmieśćić w jedenj części. Oprócz tego nie dodawaj już tak dużo opisów
uczuć Hermiony jak "to był jego ulubiony fotel" albo "miał
tyle różnych planów". Co prawda doskonale jest oddany nastrój Hermiony
zaraz po tej tragedii, ale było już o tym tak dużo, że nie trzeba więcej
(rozumiem, że klimat opowiadania jest taki, ale co za dużo to niezdrowo).
Można by napisać jak Hermiona oswajała się ze stratą Rona. Pisz nadal o
Julianne, napisz co z światem czarodziejów. I czy w Twoim ficku Dumbledore
jeszcze żyje? Jeżeli tak, go umieść go proszę w swoim opowiadaniu. Jeżeli
nie to jestem w załobie.
Część siódma.
Dla wszystkich,
którzy pragną pokoju na świecie...
Musi się jakoś pozbierać. Nie ma
sensu żyć w ten sposób. Musi coś ze sobą zrobić.
Wstała z krzesła.
Stojący na oparciu kubek upadł na podłogę. Kawałki czerwonego fajansu
rozsypały się po parkiecie.
-Reparo – powiedziała cicho. Czerwony
kubek leżał na podłodze. Podniosła go. Przez chwilę klęczała na drewnianej
posdzce wpatrując się w czerwone języki ognia.
Lubił ogień… Te
chwile przy ognisku… Już nigdy nei będzie szczęśliwa…
-Nie
wolno mi tak myśleć – skarciła się szeptem. – Może i go tu nie
ma, może nei może mnie przytulić, pocałować, ale jest tu… Jest…
Wierzę w to… - wyszeptała. Nie wierzyła we własne słowa.
Wstała i
zaniosła czerwony kubek to kuchni.
***
Zapiekło jeszcze bardziej.
Kazał jej wykonać zadanie, a ona nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafiła
oddać go w ramiona śmierci. On sobie nie poradzi. Nie sam…
Wtedy
była ich cała armia…
Ale Czarny Pan też miał armię. I nieliczni
zostali zabici lub zesłani to Azkabanu. Jego syn mógł reaktywować oddziały
swojego ojca…
Ale… skąd pewność, ze on jest jego synem?
Czarna wrona wleciala na najwyższą gałąź drzewa.
***
Ilekroć
tłumaczyła sobie, że jemu jest teraz lepiej, tym mniej w to wierzyła.
Bo
jak może być mu lepiej bez nich?
Bez niej?
Jego matka mówiła –
kiedyś się spotkacie…
Znowu się spotkają… Będą szczęśliwi.
Otworzyła drzwi łazienki. Spojrzała w lustro.
W oczach malowała się
rozpacz. Usta drgały lekko, jakby wydobywało się z nich tysiące
bezszelestnych spazmów. Włosy – niegdyś starannie ułożone i
błyszczące, stały się matowe, potargane.
Na brzegu wanny leżała maszynka
do golenia.
Może tym razem się uda? Może znajdą ją z apóźno.
Sięgnęła po nią. Przyłożyła do żył. Chciała pociagnąć, ale jakiś
wewnętrzny głos powiedział stanowczo „Nie”.
-Muszę sobie z
tym poradzić – pierwsza łza spłynęła po policzku. – Muszę się z
tym pogodzić… Starać się żyć normalnie – druga i trzecia kapnęły
na jej spódnicę. – Starać się być szczęśliwa – kilka następnych
łez wytarła rękawem szaty.- Może to jeszcze jest wykonalne…
***
Herbata powoli stygła. Żółty imbryk stał pośrodku drewnianego stołu.
Obok niego pani Weasley położyła czerwony talerz pełen kanapek z ogórkiem i
papryką.
Wszystko wyglądalo tak rodzinnie… Tak domowo…
Przysiągł sobie, że pomoże Hermionie wrócić do normalności.
Sięgnął
po kanapkę.
Musi wiedzieć, że ma się do kogo zwrócić…
Blizna
zapiekła. Płonęła żywym ogniem. Złapał się obiema rękami za głowę i zacisnął
powieki.
On nie mógł wrócić…
Nie, na pewno nie… Nie mógł
wrócić! Ron zabił go poświęcając własne życie…
Dlaczego ta
blizna tak boli? Nigdy aż tak nie bolała… Nawet wtedy…
-Harry, co się stało?
Nie był zdolny odpowiedzieć.
Upadł na
posadzkę.
Stracił świadomość…
***
Jest niczym. Tylko
nędzne nic mogłoby coś takiego zrobić…
Narażała się na jego
gniew… Wiedziała, że to może się skończyć tylko śmiercią… Albo
ona, albo on…
Ona miała wybór. Mogła żyć bezpiecznie bez niego.
Mogła też umrzeć, aby uchronić go przed nim.
Podejmowanie decyzji jest
trudne. Julianne podeszła do okna i otworzyła je.
Deszcz już nie padał.
Malenki wróbel siedział na drzewie. Nucił wesołą pieśń.
Bez niego żadna
pieśń nie będzie już taka wesoła, radosna, pełna życia…
Tak czy
inaczej, będą rozdzieleni…
Zamknęła okno i spojrzała w płomienie.
tanczyły żywego oberka, to rosną,c to malejąc. Wypelniały pokój przyjemnym
blaskiem i ciepłem.
Podjęła decyzję.
C.D.N
Moze nie
najdłuższa, ale...
Potrafisz stworzyć cudowny klimat.
Mroczny, tajemniczy. Fajnie zmieniasz miejsca akcji, wprowadzasz nowe
postaci i wydarzenia. Natomiast co do Twoich krótkich partów, to ich długość
moim zdaniem jest odpowiednia. Kończą się w ciekawych momentach, w których
chciałoby się powiedzieć : "I co dalej???". Wzmagają tylko
"apetyt" na dalsze części. Bardzo ładnie. Naprawdę. Jest to jedno
z nielicznych, naprawdę wartościowych (pod względem literackim i
stylistycznym) opowiadań na tym forum.
QUOTE (Miaka @ 04.07.2004 11:37) |
Potrafisz stworzyć cudowny klimat. Mroczny, tajemniczy. Fajnie zmieniasz miejsca akcji, wprowadzasz nowe postaci i wydarzenia. Natomiast co do Twoich krótkich partów, to ich długość moim zdaniem jest odpowiednia. Kończą się w ciekawych momentach, w których chciałoby się powiedzieć : "I co dalej???". Wzmagają tylko "apetyt" na dalsze części. . |
Ten FF jest po prostu G E N I A L N Y
!!!
Masz naprawdę dobry styl pisania. Ale muszę jednak
zgodzić się ze zdaniem któregoś z czytelników(czytelniczek) że za szybko
przekakujesz z miejsca do miejsca....
Co nie zmienia faktu że
opowiadania genialne
Pisz dalej!
świetny!
Moja droga...to wspaniałe
opowiadanie...w całym moim wilczym,młodym życiu nie czytałam czegos bardziej
wzruszającego...
Zasługujesz na Nobla,kochana...Nie zauważyłam błędów,może tylko taki jeden
błąd,chyba w części piątej...napisałaś nie można się do nas uwolnić,a
powinno być od nas,ale to mały błąd,zawsze się może zdarzyć.
Gratuluję tak wzruszającej opowieści,życzę weny i daję mały
prezencik
Co za wzruszający fick...
Śliczniusie! Bardzo ładniutkie.
Jestem pełna uznania!
Oby tak dalej!
Podoba mi się, ze względu na klimat.
Pojawiają się tzw. oklepane wątki, ale za to w nowym ujęciu czyli duuży+.
Pisz dalej, bo sądzę, że pisanie naprawdę dobrze ci wychodzi.
"Podjeła decyzję."
Zdradzi,
nie zdradzi, zdradzi, nie zdradzi...
Zabije, nie zbije, zabije nie
zabije...
To pytania, które się nasuwają po 7( lub którejśtam) części
Twojego FF.
Shona, czy mogłabyś mi powiedzieć:
- ile masz lat
-
co masz z polskiego ( jeśli jesteś w SP, Gim lub LO)
- czy chodzisz do
jakiejś dobrej szkoły?(chodzi mi o poziom, nie musisz podawać nazwy i
numerka)
Bo mnie to bardzo ciekawi. Jak ty to napisałaś mając 12, 15, 17,
20 lat?
QUOTE (Cinija Nicija @ 07.07.2004 13:10) |
Shona,
czy mogłabyś mi powiedzieć: - ile masz lat - co masz z polskiego ( jeśli jesteś w SP, Gim lub LO) - czy chodzisz do jakiejś dobrej szkoły?(chodzi mi o poziom, nie musisz podawać nazwy i numerka) Bo mnie to bardzo ciekawi. Jak ty to napisałaś mając 12, 15, 17, 20 lat? |
Shona,to jesteś ode mnie o miesiąc
młodsza,choć zależy,którego się urodziłaś!
Mi to opowiadanie wyglądało na napisane przez
noo...15-latkę!
Mogę tylko jeszcze się dowiedzieć,w jakim miescie
mieszkasz?Wspaniale piszesz,po prostu cudownie,nic dziwnego,że masz 6 z
polskiego...Ja mam 5...
A więc,życzę ponownie weny i wszystkiego dobrego....
No jeśli masz 12 latek to naprawdę
podziw bierze...
A tak 6 z polskiego, marzenie ja mam tylko 4
Jej, dzięki xD.
Wilczyco, mieszkam w
Lublinie. A urodziłam się 22.
Shona, ty jesteś niesamowita!
TAK pisać w wieku 12 lat? nic, tylko gratulować!
ff jest niesamowity, z klimatem... dosc przygnebiajacy, ale
to pasuje do tematu. czyli jak gdzies tam juz nizej wspomnialam -
świetny! czekam na wiecej!
Super jest to opowiadanko! Ty masz 12 lat? Nie chce mi się wierzyć... No ale,...
Kiedy będzie next part? Nie mogę się już doczekać. Pozdro i dla ciebie
WIELKIE GRATULACJE dla CIEBIE Shona. Ja też mam tylko 4 z polaka i zazdroszczę Ci tak ogromnego talentu do pisania. Mam ogromną nadzieję, że w krótce dasz nowego parta. Ten fick jest strasznie wciągający. Jeszcze raz GRATULACJE !!! Oceniłabym ten fick na na 6 miżliwych (tę jedną odejmuje niestety na literówki )
fick jest świetny, bo wciagający oby tak dalej
czekam na next parta
pozdrawiam!
Hmm...nie wiem czy warto powtarzac...mi też opowiadanko baaardzo się podoba ...
jak juz mowilo wiele osob: klimat, fabułą piekneopisy....szczegolnie przezyc wewnetrznych bohaterow a to naprawde sztuka .szczegolnie jesli masz.12 lat..
Bardzo wciaga...ostatni part skonczylas idealnie..więc CZEKAM..
ech, Shona, kiedy nastepny part??? mam nadzieje ze nie zrezygnowalas z pisania go.... czekam na dalsza czesc!!!
QUOTE |
No jeśli masz 12 latek to naprawdę podziw bierze... A tak 6 z polskiego, marzenie ja mam tylko 4 |
QUOTE |
Shona,to jesteś ode mnie o miesiąc młodsza,choć zależy,którego się urodziłaś! Mi to opowiadanie wyglądało na napisane przez noo...15-latkę! |
Nie najdłuższy, nie najlepszy, nie najgorszy part... Ech, sami oceńcie.
#############
Część ósma
Dla Snoopy
-Jakze miło cię znów widzieć, Julianne – jego usta ułożyły się w zimny uśmiech. W oczach nie było cienia śmiechu.
-Kiedy mam to zrobić? – spytała z pozorną obojętnością, przeklinając w duchu swoje tchórzostwo. Była nędznym tchórzem. Nędznym, śmierdzącym tchórzem. Nikim. Niczym.
-Jutro.
Coś zaczęło ją dławić w gardle. Już jutro.
Jutro…
Jutro!
Koniec, nie ma ucieckzi, nie ma czasu na zmianę decyzji!
Zabić go… Nie, nie zabić, nie zamorduje go. Ona go wystawi na pewną śmierć.
Żałowała, ze dała się w to wszystko wciągnąć. Żałowała, że spotkała na swojej drodze Dracona Malfoya, werbującego nowych śmierciożerców. Te kilka lat szczęścia… Taki chwilowy fart, jak w kasynie. Po chwili przegrała wszystko, całe swoje życie. Nie zdążyła się nawet nacieszyć tym szczęściem.
Spróbować, czy będzie smakował lepiej za drugim razem.
***
-Harry! Obudź się! – Hermiona potrząsała ramieniem przyjaciela.
Coś złego się działo… Ta blizna znowu dawała o sobie znać. Bolała… Piekła. Paliła. Jakby ktoś przykładał mu rozgrzane do białości żelazo. Miotał się po podłodze. Stracił swiadomość. Zemdlał.
Ale on chyba… nie, to irracjonalne… Niedorzeczne… A jednak…
Zaczął mrugać. Hermiona przestala nim potrząsać. Pomogła mu wstać.
Oparł się na jej ramieniu.
-On.. wrócił…
-Ale… jak? Przecież…
-Nie wiem… Hermiono, nie wiem… - mówienie sprawialo mu trudność. – To… niemożliwe… a jednak… Jeszcze nigdy… blizna… ona nigdy tak nie…
Nie miał siły mówić. Oddychał z coraz większym trudem. Płytko. Szybko. Nierówno. Głośno.
Pani Weasley podbiegła szybko z zamoczoną w zimnej wodzie szmatką. Przyłożyła mu ją do czoła.
Ulga… Cudowne uczucie ulgi… Westchnął. Ból powoli mijał.
***
Czarna wrona zataczała coraz węższe kręgi nad Norą. Przysiadła na parapecie. Obserwowała z przerażeniem w czarnych oczkach Harry’ego.
Sfrunęła na próg.
Do drzwi pukała wysoka kobieta odziana na czarno. Trzymała się za przedramię.
Otworzyła Hermiona.
Znowu ona.
Ona była przy nim. Nie jego żona, tylko ona.
-Wejdź – powidziała ledwie słyszalnym, pelnym rozpaczy szeptem.
Weszła. Nie zdejmując czapki i butów wbiegła do kuchni. Obcasy jej butów stukały głośno. Zostawiałay ślady na czystej podłodze kuchni.
-Dobry wieczór – powiedziała spokojnie. Spojrzała na męża. Nie patrzył na nią. Utkwił wzrok w starym zegarze pani Weasley. We wskazówkę Rona. Julianne chrząknęla znacząco. – Harry?
-Słucham?
Usiadła. Błagalnie popatrzyła panie Weasley w oczy.
-Och,t ak.. Hemriono, chodź ze mną na górę, pomożesz mi – powiedziała, spoglądając z dezaprobatą w jej oczy. Pochyliła głowę.
Wyszły.
-Jutro musisz stawić się na cmentarzu w Little Hangleton około piętnastej – powiedziala ze spokojem. – Ktoś tam na ciebie czeka.
Zrobiła to. Nie mówiąc nic więcej wstała. Podeszła do drzwi. Położyła dłoń na klamce.
Obejrzała się. Spojrzała w jego ocyz.
-Chodź ze mną do domu… proszę…
C.D.N
Część dziewiąta. Ostatnia.
Dla
Ciebie.
-Nie – powiedział cicho. Nie spojrzal na nia. Nie
spytał o owo spotkanie. Nic go nie interesowało. Jakby była powietrzem. Albo
nic nie znaczacym elementem kuchennego krajobrazu.
Powstrzymując łzy
nacisnęła klamką.
-Nie wrócę, bo ty tego nie chcesz – wyszeptał.
Zdębiała. Ona nie chciała żeby wrócił? Ona?
Przecież ona go kocha.
Nie może bez niego żyć.
Wobec tego dlaczego wysyła go na pewną śmierć?
Dlaczego to robi? Przecież ta bezsensowna utarczka to nie jest żaden
powód…
***
Usiadła na łóżku. Nie myślała o niczym. Patrzyła
tepo w przeciwległą ścianę.
Pokój Rona.
Westchnęła. Jeszcze kilka
minut temu rozpłakałaby się. Teraz rozumiała, że to nic nie daje. Tylko
wzmaga ból. On by nie chciał, żeby zmarnowała resztę życia na rozpaczanie.
Nie chciałby.
-Hermiono? – pani Weasley położyła rękę na jej
lewym ramieniu. Prawą ręką złapała za pulchne palce swojej niedoszlej
tesciowej.
-Wszystko dobrze – szepnęła. Dotyk matki Rona był
kojący, matczyny. Poczuła dziwny spokój. Spokój, jakiego nie zaznała od
kilku lat. Od początku wojny, aż do teraz. Nieśmiały uśmiech zagościł na jej
twarzy.
***
Wrona rozpostarła czarne jak noc skrzydła i odleciała.
Po dziobie spływaly jej łzy.
Tchórz. Bała się powiedzieć stanowczo
„nie”. Zabiła go.
Nie zabiłam go, nie ja, powtarzała.
Wylądowała na złoconej balustradzie balkonu. Spojrzala w bladą twarz
księżyca.
Brzydziła się sobą. Brzydziła się. Była nikim.
Każdy by
tak zrobił na jej miejscu. Każdy zwykły człowiek…
Ona by tak nei
zrobiła. Nie ta Granger… Byłaby dumna aż do końca.
Odziana na
czarno kobieta weszła do pokoju. Zamknęła balkon.
Płomienie tańczyły
wesoło w kominku. Trzask palonego drewna zdawał się być skocznym oberkiem.
Dla Julianne brzmiał jak walc pogrzebowy.
Podeszła bliżej paleniska.
Na kominku stało ich ślubne zdjęcie. Machali wesoło zza złotych ram, śmiali
się. Obok przyjaciele Harry’ego, Ron i Hemriona. Szczęśliwi,
roześmiani, mrugali zaczepnie. Gdzieś w kącie dostrzegła swoją siostrę
Gabrielle. Razem z Ginny Weasley obrzucali ich ryżem.
Spod rękawa sukni
ślubnej Julianne wystawał Mroczny Znak.
***
-Pójść z tobą? –
spytała z troską. Spojrzał na nią z wdzięcznością. Chciałby. Ale musi iść
sam.
-Pójdę sam – powiedział cicho. Od kilku dni wszystko mówił po
cichu. Każdy gest sprawiał mu trudność. Każdy ruch był prawie niewykonalny.
-Może jednak pójdę – nalegała.
-Nie.
Wyszedł. Stanęla przy
oknie i obserwowała go. Zdeportował się z cichym pyknięciem. Westchnęła.
***
Czarna wrona już tam była. Z niepokojem wyglądała jego
przybycia.
Ciche pyknecie. Pojawil się. Rozejrzał się powoli.
Teraz… Ostatnia szansa…
Drugie pyknięcie.
Rozejrzała
się z narastającym przerażeniem.
Sporjzała w dół.
Było już za późno.
***
-Oto jak umrze Złote Dziecko – wysyczał syn Czarnego Pana.
– Bezbronny. Bez przyjaciół. Przyjaźń ze szlamami nei wyszła ci na
dobre, co Potter?
-Kim jesteś? – spytał szeptem. Poczuł ból w
okolicach blizny.
-Jestem jego synem. Tego, którego pokonałeś.
Przysiągłem zemstę – podszedł bliżej.
Stał. Zapomniał o tym, że ma
różdżkę.
Już po nim. Już po nim…
Starała się nie patrzeć.
***
Uniósł różdżkę.
-Avada…
Czarna wrona wytrąciła mu
ją z ręki. Zaatakowała go. Zaczęła dziobać jego twarz, starała się wydłubać
mu oczy pazurami, zadrapać.
Odgonił ją. Złapał za różdżkę. Wrona
przemieniła się w kobietę.
Ponownie uniósł różdżkę.
-Nie!
– krzyknęła z przerażeniem. Zaczęła biec w ich kierunku.
-Avada
Kedavra!
***
Błysk zielonego światła, świst. Coś upadło na
ziemię. On nadal żył.
Na ziemi, obok jego stóp, leżała Julianne. Martwa.
W chwili, gdy syn Voldemorta rzucał śmiertelne zaklecie, Julianne
wbiegła między nich. Strumień zielonego światła ugodził ją prosto w pierś.
Stał. Stał i wpatrywał się w kamienną twarz żony. Nie mógł uwierzyć, że
on…
Nie…
Najpeirw Ron, teraz…
Nie...
NIE!
***
-Głupia dziewczyna… Ale teraz nic cię nie
uratuje – wysyczał. – Avada Kedavra!
Strumień zielonego
światła ugodził go w pierś.
Nie upadł.
Serce nie przestało bić.
Krew krążyła nadal.
Oddychał.
Światło odbiło się od niego i
trafiło w Lorda.
***
Uklęknął przy niej. Podniósł jej bezwładną
glowę i ułożył na swoich kolanach.
Łza kapnęła na jej blady, ale ciepły
jeszcze policzek.
Koniec.
QUOTE (Shona @ 03.08.2004 21:03) |
Koniec. |
Koniec? Ale...
Ojej, to jest takie
śliczne....
Shona, jesteś jeszcze młodsza ode mnie o trochę ponad rok
(ja mam 13,5 latek) , i tak piszesz???
Zazdroszczę... Ja przy tobie
jestem beznadziejna.
Ale czy to już koniec? Jeśli tak...
Napisz
coś jeszcze!!!! Inny fick, cokolwiek!!!
Hmm... nie jestem pewna, co o napisać...
Ostatnie dwie części czytało mi się strasznie ciężko i nie chodzi tu tylko o
fakt, że opowiadanie składa się z samych krótkich zdań, ale w wielu
momentach można się pogubić co do tego, co która postać robi. Najbardziej
rzuciło mi się to w oczy we fragmencie zaczynającym się od
słów:
QUOTE |
Uniósł różdżkę.
-Avada… |
Dobra, teraz zaczniecie się ze mnie
nabijać, ale przyznam wam, że przez większość FF'a po prostu ryczałam.
należy ci się ciężarówka Nutelli! Dawno nie wprawiłam się w nastrój
tak bardzo!!!!!!!!!!! (często
oglądam filmy, w których sa sceny "do ryczenia", a i na nich żadko
potrzebuje chusteczki, naprawdę jestem pod
wrażeniem)!!!!!!!!!!
SHONA
3;!! NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TO DZIEŁO NAPISAŁA
12-LATKA!!!!!!!
JA MAM 13 I TEŻ 6 Z POLAKA
(BO ZGODZIŁAM SIĘ PISAĆ OPOWIADANIA DO GAZETKI SZKOLNEJ) ALE W ŻYCIU NIE
NAPISAŁABYM CZEGOŚ
TAKIEGO!!!!!!!!!!!!!!
;! NA POCZATKU MYŚLAŁAM, ŻE PISZE TO KTOŚ SIEDEMNASTOLETNI
(CONAJMNIEJ)!!!!!!!!!!!!!
;!!!!!!!!!!!!!!
S
ZKODA, ŻE TO JUŻ KONIEC, ALE ZAWIADAMIAJ MNIE O NASTĘPNYCH TWOICH
FF'ACH!!!!!!!!
A ja oznajmiam, że opowiadanko Shony
(narazie nie wszystkie części) umieściłam w dziale Fan Fiction na stronie.
Jest bez polskich znaków, bo mam problem z kodowaniem
, ale niedługo postaram się to naprawic. pozdrowka!
Powiem jedno, Shona: nigdy nie zmarnuj i
nie zaniedbaj swojego talentu. Przez cały czas, czytając tego ficka
ryczałam, a już szczególnie pod koniec.
. To po prostu piękne...
Cóż mogę powiedzieć... Jestem pod wrażeniem. I to pod wielkim. Opowiadanie podobało mi się... Nawet bardzo...Tylko tyle moge powiedzeć. Do głowy nie napływają mi słowa, którymi mogłabym to opowiadanie sensownie skomentować. Powiem tylko, że to jest piękne. Należy Ci się za to i to bardzo duża
Pozdrawiam,
AnDzIkA
Przeczytałam i to jest piękne! Ja też
mam 12 latek i miałam 6 z polskiego, ale wątpie czy napisałabym caś
takiego...Podobało mi się, że każdy bohater opisywał swoje odczucia w osobie
pierwszej co rzadko się zdarza i jest dość nietypowe, ale ty to zrobiłaś
bardzo ładnie.
Dziekuje, że umiliłaś mi czas, poprzez napisanie tego
Fan Ficka.
Pozdrawiam i czekam na możliwe dalsze opowidania twojego autorstwa.
Tylko tyle powiem- umiesz poisać. Ni
zmarnuj tak wielkiego talentu.
napisz cos jeszcze!!!!!!!!!!!pliska
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)