Jak już mówiłam zaczyna się niepozornie,
ale z czasem się rozkręca :D Przepraszam z góry że naraz wklejam tyle
tekstu. Mam nadzieje że się wam spodoba. Pozdrawaim Eskeniaa
Tego
dnia na peronie 9 i ¾ było wyjątkowo mało czarodziejów.
Gdzieniegdzie można było zobaczyć jedynie postacie ubrane na czarno lub
pracowników kolei. Dziewczyna zrezygnowana całą sytuacją usiadła na
marmurowej posadzce i wyczekiwała pociągu.
- Widocznie zjawiłam się za
wcześnie- pomyślała. Nagle jednak przed jaj kufrem stanęła postać ubrana w
wyjątkowo śmieszny strój. Starszy mężczyzna popatrzył na nią z
zaciekawieniem. Spod okularów jego oczy wydawały się dziwnie duże. Wręcz
niespotykanie.
-Dzień dobry Paulino, widzę że jesteś bardzo punktualna.
Jak sama widzisz nikogo oprócz nas nie ma. Rok szkolny zaczyna się dopiero 1
września i to wtedy uczniowie zbierają się na peronie 9 i ¾.
Musieliśmy wraz z twoim ojcem wcześniej zabrać cię do Hogwartu. Jak sama na
pewno doskonale wiesz sam nie mógł by cię tam zabrać 1 września…
Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała jedynie z wyrzutem na
mężczyznę. On zaś gestem dłoni pokazał jej nadjeżdżający
pociąg.
-Pojedziesz razem z profesorem Snapem. On pokaże ci na miejscu
twój tymczasowy pokój i cały zamek.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do
pociągu. Gestem dłoni pożegnała dyrektora i znikła w ciemnym i głuchym
korytarzu. Nagle drzwi do jednego z przedziałów otworzyły się. Stał w nich
wysoki mężczyzna o ciemnych oczach i włosach
-Zapraszam zapraszam.
Nazywam się profesor Snape.- Wyciągnął do dziewczyny kościstą dłoń .Ona zaś
niepewnie uścisnęła ją i usiadła naprzeciw mężczyzny.
-Nazywam się…
On jednak nie pozwolił jej dokończyć
-Paulina Bringot. Wiem Dyrektor
powiadał mi o tobie. Podobno byłaś naprawdę dobrą uczennicą?
Tego
obawiała się najbardziej. Pytań o swoją dawną szkołę. Nie lubiła tego
tematu. Często się przenosiła do różnych szkół. Jej ojciec był wiceministrem
Magii dlatego musiała być gotowa na natychmiastowe przeprowadzki, ze względu
na prace ojca. Nauczyciel musiał zauważyć jej niezadowolony wyraz twarzy i
zmienił natychmiastowo temat. Była mu za to bardzo wdzięczna.
-Na pewno
wiesz już wiele na temat Hogwartu?
-W tym jest problem… -zaczęła
nieśmiało. –Nie wiem nic – spojrzała na Snapa. Ten natomiast
uśmiechnął się przyjaźnie. Chyba zaczynała go lubić. Z wielkim
zaciekawieniem rozmawiali na temat komnat, sal, lekcji. Na wszelkie tematy
związane z nowym miejscem. Nie zauważyła nawet, gdy znad wysokich szczytów
wyłoniły się wieże Hogwartu. Nie wyraziła swojego zachwytu, jednak po jej
minie wydać było że zrobiły na niej nie małe wrażenie.
-Zapraszam-
powiedział profesor. Ona zaś podążyła za nim. Była bardzo zmęczona.
-Panie profesorze… Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie jest mój
pokój? Nie mam na razie ochoty zwiedzać szkoły… Wolała bym się
położyć. – Dziewczyna miała wielką nadzieje że belfer ją zrozumie.
-Dobrze. Do 1 września będziesz sypiać w pokoju zaraz obok gabinetu
dyrektora. – Gestem ręki wskazał jej drewniane drzwi z dziwnym obrazem
na samym środku. – Musisz porozmawiać z sir. Managlem. Poda ci hasło
do komnaty tak, aby Nikt inny nie mógł się do niej dostać. Twoje rzeczy już
tam są.
-Bardzo dziękuje, miłej nocy.
„Śmiały piruet”.
Paulina podała hasło i drzwi do jej nowego pokoju otworzyły się z
niemiłosiernym piskiem.
-To był okropny dzień… - pomyślała. Wyjęła
różdżkę i delikatnym puknięciem naoliwiła drzwi.
Otworzyła kufer Na samym
dnie odnalazła list z Hogwartu który przysłano jej 13 lipca. Ze złością
podarła go a jago strzępki wrzuciła do kominka.
-„INCENDIO”
– Natychmiast pojawił się płomień w kominku. Skrawki papiery zwęgliły
się. Oczy Pauliny wezbrały Łazami. – Nie chce tu być. – Teraz
jedynie myślała o początku roku. Nie chciała spotykać nowych ludzi. Bała
się, że znowu straci bliskie osoby…
1 września
zbliżał się nieubłaganie. Paulina zwlokła się z łóżka, które jak sądziła
było bardzo niewygodne… Już tylko 5 dni dzieliło ją od spotkania z jak
sądziła okrutną rzeczywistością. Powoli wcale się nie śpiesząc zeszła na
śniadanie. Cieszył ją jedynie fakt, że nie mus nosić mundurku aż do 1
września.
Gdy weszła do wielkiej Sali od razu poczuła cudowny zapach
smażonego bekonu i domowej jajecznicy Przypomniała sobie o śniadaniach w
dawnej szkole. Znów przez myśl przeleciały jej obrazy tych wspaniałych chwil
spędzonych w „Gardingon”. Jej poprzednia szkoła była jak dotąd
jedyną jaką dobrze wspominała… Obawiała się teraz że Hogwart stanie
się jedynie udręką, a nie jak zapewniał ją ojciec „drugim
domem”… Z tych ponurych myśli wyrwał ją dziwnie miły głos
profesora Snapa.
-Witaj Paulino! Jak się spało? – Od chwili
przyjazdu jadali ze sobą śniadania. Czasem także uczył ją eliksirów
przerabianych poprzednich latach, aby nie miała zaległości. Lubiła z nim
przesiadywać. Był jedną z takich osób, które nie zadawały niepotrzebnych
pytań. Ceniła w nim to że wiedział kiedy zamilknąć, lub po prostu jednym
gestem odpowiedzieć na niezbadane pytanie. Usiadła naprzeciw niego. Nałożyła
sobie odrobinę jajecznicy. Nagle do Sali weszła zakapturzona postać. Od razu
Paulinie wydała się ciekawa. Przez chwile rozmyślała, kim może być ta
postać. Jedyne to co mogła wywnioskować to że jest to młody mężczyzna, może
w jej wieku. Nie musiała długo snuć przypuszczeń. Postać, bowiem zbliżyła
się do stołu przy którym siedziała wraz z profesorem Snapem. Belfer wstał z
dziwnie zadowoloną miną. Odwrócił się do młodzieńca. Ten natomiast zdjął
ciemny kaptur, ukazując jednocześnie jasne rozczochrane włosy sięgające
szyi. Miał dziwnie zimne oczy, w kolorze zieleni. Miał mocno zarysowane
kości policzkowe i poważny wyraz twarzy. I choć się uśmiechał nadal wyglądał
bardzo dorośle, wręcz za dorośle.
-Witaj Draco!- Snape przywitał go
szczery uśmiechem. Stali i rozmawiali dość długo. Paulina nie należała do
osób, które lubią wtrącać się w nie swoje sprawy. Siedziała więc i kończyła
śniadanie gdy znów usłyszała, tym razem bardziej donośny i wyraźny głos
profesora
-Paulina, przedstawiam ci Dracona Malfoya. – Młodzieniec
wyciągnął do niej rękę i serdecznie się uśmiechnął. Paulina wstała uścisnęła
jego dłoń i odwzajemniła uśmiech, choć nie był on tak szczery jak u
Draca.
-Miło mi, nazywam się Paulina Bringot.
-Draco Malfoy. –
chłopak chciał jeszcze powiedzieć, ale Paulina wstała od stołu pożegnała się
ze Snapem i skierowała się w stronę swojego pokoju. Dopiero tam pozbierała
myśli. Uświadomiła sobie, że zachowała się niezbyt uprzejmie
„uciekając” przed nowopoznanym. No cóż już było za późno…
Jednak ku jej zdziwieniu zrobił na niej dobre wrażenie. Wyglądał na chłopaka
z charakterem, nie cackającego się i mówiącego prosto z mostu co
sądzi…Musiała to sama przed sobą przyznać… spodobał jej się od
razu.
Po chwili wyjrzała przez okno… pogoda była taka piękna…
Postanowiła zabrać książkę i wybrać się nad jezioro albo na przechadzkę po
błoniach. Gdy szła korytarzami szkoły po raz pierwszy zobaczyła że zamek nie
jest aż tak mroczny jak zwykle. Może to ranne słońce tak doskonale
oświetlało korytarze, a może to po prostu ona miała wyśmienity humor.
Nie przeszkadzało jej to ze trawa na błoniach była wilgotna, położyła
się blisko tafli jeziora i zagłębiła w ciekawą lekturę. Uwielbiała książki,
nawet te napisane przez mugoli. Po pewnym czasie, kartki książki którą
właśnie czytały przestały być oświetlane przez promienie słońca. Na trawie
ukazał się cień wysokiej postaci. Paulina odwróciła wzrok w kierunku
postaci. Stał tam Draco. Nie patrzył na nią, wzrok miał dziwnie nieobecny,
jego oczy w kolorze zieleni odbijały promienie słoneczne topiące się w tafli
jeziora. Paulinie wydał się jeszcze przystojniejszy niż za pierwszym razem.
Słyszała o rodzinie Malfoy’ów od swojego ojca. Opowiadał jej że zanim
przenieśli się do Bułgarii pracował z Lucjuszem, ojcem Draca.
W jednym
momencie siedział już koło niej. Nic nie mówił, zamknął jedynie oczy i
skierował twarz ku słońcu. Wygrzewał się tak chwile, w końcu jednak
zażenowana taką ciszą dziewczyna podjęła temat…
-Przepraszam, że
tak od razu uciekałam, chciałeś mi coś wtedy powiedzieć?
-Nie, tak po
prostu byłem ciekawy co robisz tu w szkole prawie tydzień przed początkiem
roku szkolnego…
- O to samo mogłabym ciebie zapytać… -
uśmiechnęła się do niego jednak nadal niepewnie. On nic nie odpowiedział
tylko położył się na plecach i przymknął oczy. Dziewczyna słyszała jego
równy oddech. Po chwili ciszy znowu zaczęła rozmowę, choć nie miała w
zwyczaju pierwsza zagadywać. Chciała jednak zamienić z kimś zdanie. Jedyną
osobą z jaką rozmawiała dotychczas był profesor Snape. Rozmowa z
nauczycielem wygląda przecież zupełnie inaczej niż z rówieśnikiem…
-Musiałam zjawić się tu wcześniej ze względu na mojego ojca, Patryca
Bri…
-Bringot’a, wiem. Mój ojciec wspominał mi o nim. Ale nie
mówił że ma córkę…
-No tak praca ponad wszystko… A dlaczego
ty nie wypoczywasz domu tylko tu w Hogwarcie?
-Z podobnej
przyczyny… Mój ojciec wraz z matką musieli pilnie wyjechać,
postanowiłem zatrzymać się tu. Miałem szczęście, że jesteś…
Przynajmniej będzie, z kim pogadać.
Pauline zrobiło się jakoś niezmiernie
miło po tych słowach. Zawsze lubiła towarzystwo mężczyzn, nigdy nie
rumieniła się jak prawili jej komplementy. Zwłaszcza że była całkiem ładna.
Umiała podkreślić walory urody. Miała 173 wzrostu, włosy w kolorze ciemnej
czekolady delikatnie zaczesywała na bok. Oczy miała bardzo ciemne. Często
przykuwały uwagę gdyż zawsze wydawały się chłodne, wręcz lodowate. Czasem
trudno było wyczytać z nich czy Paulina jest szczęśliwa czy wręcz przeciwnie
Dodatkowo lubiła się malować, nie wyzywająco ani nie za delikatnie. Dzięki
podkreśleniu wydawała się starsza, co także uważała za zaletę…. Jeśli
chodzi o charakter… Ciężko było go określić. Początkowo dziewczyna
robi wrażenie cichej i zamkniętej w sobie… Tak naprawdę jest odrobinę
szalona, wystarczy ją dobrze poznać. Było to jednak trudne. Paulina przez
częste przeprowadzki obawiała się zaprzyjaźniać. Miała pewien uraz do nowych
ludzi. Wiedziała że jeśli przywiąże się do ludzi przyniesie jej to jedynie
cierpienie i łzy. Bała się kochać…
Siedzieli tak przez dłuższą
chwilę rozmawiając o najmniej istotnych sprawach.
-Musze lecieć, za
chwilę obiad chciałabym się jeszcze odświeżyć. – dziewczyna powoli
wstała i zwróciła się twarzą do zamku. Nagle poczuła dłoń Draca. Teraz
trzymał ją za nadgarstek…
-Poczekaj, idę z tobą…
Szli tak
w ciszy. Paulinie zupełnie to odpowiadało.
-Spotkamy się na obiedzie,
będę czekała przed salą. – Pozdrowiła chłopaka i skierowała się do
pokoju. Może to głupie, ale powoli zaczynała lubić to miejsce. Odpowiadało
jej towarzystwo Draca. Teraz już się nie martwiła początkiem roku szkolnego,
znała przecież już jedną osobę. Miała nadzieje, że spotka wiele miłych osób.
Ciekawe tylko co z przydziałem. Jakie są inne domy? Co z nauczycielami? Już
powoli zaczynała czuć atmosferę początku roku. Już była jedną nogą w 6
klasie…
Obiad wyjątkowo jej smakował. Może dzięki wybornym
posiłkom, może dzięki wybornemu
towarzystwu... Siedziała naprzeciw Draco
i czasem spoglądała na niego z nadzieją że
zacznie rozmowę... W końcu
nie wytrzymała i podjęła temat.
- Quiddich... Grasz może?
-
Oczywiście! Ciesze się że zapytałaś. Możemy poćwiczyć po posiłku, jeśli
chcesz
oczywiście...
- Świetnie, trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi,
powiedz mi jednak jeszcze coś. Trochę już
gadaliśmy, a ja nadal nie wiem
do którego domu zostałeś przydzielony... No mogę się
jedynie domyślać że
do Slitherinu.
- Skąd wiedziałaś? Snape ci powiedział? - chłopak był w
lekkim szoku. Próbował jednak
tego nie okazywać, nienawidził sytuacji w
których nie znał odpowiedzi...
- Snape opowiadał mi jedynie o domach, o
przydziale osób, jaki dom czego oczekuje od
uczniów. Ty jesteś stworzony
do Slitherinu. Wyniosły, poważny, czystej krwi. Same
twoje oczy mówią
wiele o tobie. Widać że masz charakter, nie cackasz się z niczym i
nikim... Tak właśnie cię odbieram. Jednak jest w tobie coś co... może nie
powinnam
kończyć...?
- Wręcz przeciwnie - chłopak nachylił się teraz
do niej jak by miała zacząć szeptać. -
dokończ, nie boje się
prawdy.
- Sama nie wiem co to jest tak dokładnie, ale w chwili gdy cię
zobaczyłam tu w wielkiej
sali wzbudziłeś moje zaufanie. Nie wiem
dlaczego, nie znam cię jeszcze, ale ufam że
poznam naprawdę, bez
zbędnych masek i gry.- Draco słuchał uważnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Ale na razie jeszcze troszkę pogram. - Uśmiechnął się do niej - Idę
się przebrać.
Spotkajmy się za pół godziny na błoniach, dobrze?
-
Świetnie. Będę czekała, jednak gdybym się spóźniła nie czekaj, znam drogę na
boisko.
Rozstali się. Draco skierował się w stronę swojego domitorium,
Paulina zaś kończyła obiad,
zastanawiając się czy postąpiła słusznie
mówiąc chłopakowi o swoich odczuciach. Przecież
go jeszcze nie znała.
Jej rozmyślania przerwał profesor Snape.
- Paulino, mam nadzieje że
zakupiłaś wszelkie potrzebne pomoce naukowe do 6 klasy?
- Tak profesorze.
- dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny, ten natomiast
odwzajemnił
uśmiech i dodał
- Bardzo dobrze, będziesz miała zatem czas
zwiedzić pobliskie miasteczko. Homsgate to
miejsce zamieszkane wyłącznie
przez czarodziejów. Mam nadziej że pan Malfoy zaopiekuje
się panią w
odpowiedni sposób. - Ostatnie słowa wypowiedział z wymownym uśmiechem na
twarzy.
Paulina nic nie dodała. Zaskoczył ją brak powagi w słowach
profesora.
- Pamiętaj jednak, że macie czas wyłącznie do 22, nie
chciałbym was widzieć poza murami
szkoły później, rozumiemy się dobrze -
teraz mówił tak poważnie jak by to była jedna z
tajemnic dotycząca
Ministerstwa Magii.
- Rozumiem bardzo dobrze niech profesor się nie
martwi, nie mam zamiaru poświęcać aż
tyle czasu Draconowi - uśmiechnęła
się serdecznie do Snapa. Oboje zrozumieli żart.
Pożegnali i skierowali
się do swoich pokoi. Mimo usilnych prób Paulinie nie udało
się wyrobić
na czas. Spóźniona już kwadrans biegła ile sił w nogach w stronę boiska
do quiddich'a. Gdy tam dotarła nie zastała chłopaka
- Cholera...
Czyżby już sobie poszedł? Nie to niemożliwe, spotkałabym go po drodze
-
Paulina stała tak chwile rozważając na temat wszelkich możliwości. W myślach
to
usprawiedliwiała to oskarżała chłopaka. Nagle jednak ujrzała Draca.
Wcale nie było
mu śpieszono. Szedł wolnym, wręcz majestatycznym krokiem
w stronę Pauliny. Gdy już do
niej doszedł, powiedział tylko...
-
Idziemy? – nie oczekując odpowiedzi skierował się w stronę trybun.
Ubrany w strój do
quiddich'a prezentował się jeszcze okazalej niż
zwykle, znów jednak przeważała w nim
ta zarazem okropna jak i
pociągająca wyniosłość.
- No to na miotły... - Paulina wzbiła się w
powietrze nie czekając na chłopaka zrobiła
kilka okrążeń na swojej
nowiusieńkiej miotle - Meteora 606.
- Czasem jednak uciesze się że
ojciec ma tą prace - pomyślała.
Nic szczególnego nie zdarzyło się potem.
Latali na miotłach odbijając między sobą tłuczki.
Zaczynało ją to powoli
nudzić.
Kolejne dni wydawały się dłużyć w nieskończoność. Paulina znała
już cały Hogwatr i okolice.
Miała wspaniałego współtowarzysza do rozmów
i wypadów na miasto jednak czegoś jej
brakowało. Nuda powoli dopadała
ją, lecz ona miała w zanadrzu jeszcze pomysł jak się
dobrze bawić.
Problem w tym że wszystko co ją pociągało było albo nielegalne,
nieprzyzwoite albo kaloryczne. Jednak po pewnym czasie wpadła na genialny
pomysł.
Powoli przemierzając ciemne i zimne korytarze szkoły,
dziewczyna zastanawiała się jak
stłumić echo wywoływane przez stukot jej
obcasów. Była godzina 1 w nocy. Z opowiadań
Draco właśnie o tej porze
woźny zaczynał swój "patrol". Jak nie trudno było się domyśleć
w szkole było tylko 2 uczniów i tylko oni mogli wałęsać się po szkole o tak
późnej
porze. Paulina wyjęła z kieszeni swoją hebanową różdżkę
-
"Silenciato", no nareszcie - szepnęła do siebie, stukot jej
obcasów zanikł. Jedyne
co mogła teraz słyszeć to bicie swojego serca i
szum drzew, delikatnie tłumiony przez
szyby w oknach. Nareszcie doszła
na miejsce... Zapukała. Nic. Jeszcze raz i jeszcze
raz... nic z tego.
Nie znała hasła do drzwi. Postanowiła zatem posłużyć się wiedzą zdobytą
w szkole...
- "Alohomora" drzwi delikatnie się uchyliły. Jednak
nie pod wpływem jej zaklęcia. W
drzwiach stał Draco. Ubrany jedynie w
bokserki, przecierał zaspane oczy. Wyglądał tak bezradnie.
Miał jeszcze
bardziej roztrzepane włosy.
- Zabieram cię na imprezę...
-Że co? W
ogóle co ty tu robisz? Jak się prześliznęłaś ze swojego pokoju aż tu? Snape
cię nie widział?
- On mi uwierzył na słowo że nie będę nigdzie wychodziła
po 22... - Paulina obdarowała Dracona tym samym
powalającym uśmiechem co
poprzednio Snapa w wielkiej sali.
- Wpuścisz mnie do środka, czy karzesz
mi tu stać? - Dziewczyna zapytała jednak nie czekała na odpowiedz.
Weszła do wielkiego pokoju wspólnego należącego do domu
Ślizgonów.
Dopiero teraz chłopak zauważył że wyglądała inaczej. Ubrana
bardzo kobieco wyglądała na wiele starszą (a nie mówiłam - przypisek
autorki). Makijaż też miała śmielszy. Zdaniem Draca wyglądała świetnie.
Paulina usiadła na jednym z foteli przy kominku.
- Szykuj się. -
powiedziała- idziemy do Trzech mioteł na imprezę.
Draco nic nie
odpowiedział skierował się tylko do swojej sypialni. Za 15 minut był już z
powrotem.
Ubrany cały na czarno. Włosy miał lekko ułożone na żel jednak
nie za bardzo.
- No to co idziemy? - wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna
chwyciła ją i z pomocą Draca wstała z fotela.
- Uwierz mi , będzie
świetna zabawa!
- Z tobą zawsze. - chłopak obdarzył ją gorącym
uśmiechem. Szli po cichu korytarzami. Nadal nie
puszczając swoich dłoni.
Obojgu to nie przeszkadzało.
W pewnym momencie Chłopak pociągną mocniej
Pauline i wciągną za posąg Himery.
- Dobrze znać takie przejścia. W
Homesgate będziemy za 10 minut.
Zadowolona z całej sytuacji Paulina
cieszyła się każdą chwilą spędzoną tamtego wieczoru. Nie chciała
teraz
myśleć o niczym innym. Była w błogim stanie. Mozę to za sprawą kremowego
piwa, może za sprawą
wspaniałego chłopaka jakiego teraz obejmowała w
tańcu...
Kolejna część. "Mugol party". Mam nadzieję że się
spodoba.
-Masz zamiar przesiedzieć całą imprezę? - Paulina bawiła się
w najlepsze,
tańcząc rozmawiając i popijając kremowe piwo. - No choć
zatańczyć.
- Może potem, bolą mnie trochę nogi...
- Ale z ciebie Mugol
- Paulina nie przejęła się chłodnym spojrzeniem Draco.
Wróciła do grupy
młodych czarodziei tańczących na parkiecie. Bawiła się świetnie
Draco
ciągle patrzył na PAuline. Świetnie tańczyła. Była jak w transie. Nie
zwracała uwagi na nikogo i na nic. Teraz ważne było dla niej to żeby się
dobrze bawić. Nagle kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek więc
postanowiła
wykorzystać wolną chwilkę na odpoczynek. Usiadła koło Draco.
Chłopak nadal
na nią patrzył.
- Zatańczysz? - spytał śmiale.
Oczekiwał odpowiedzi twierdzącej, nie pomylił
się. Dziewczyna nic nie
odpowiedziała. Draco wziął ją za rękę i delikatnie
pociągnął w stronę
parkietu... Położył jej dłoń na swoim ramieniu, a sam objął
ją w pasie.
Tańczyli blisko siebie. Paulina czuła jego oddech na karku. Czuła
także
dokładnie jego zapach. Pachniał wanilią, tak słodko. dziewczyna upajała
się tą chwilą. Nie dlatego że podobał jej się chłopak w objęciach którego
obecnie była, lecz dlatego że w jego ramionach była pewna swojej
kobiecości.
Utwór się skończył lecz oni nadal stali w objęciach.
Wyglądali jak para
zakochanych. Nagle Draco delikatnie się odchylił i
popatrzył na dziewczynę.
Ta spojrzała na niego. W jej dotychczas zimnych
oczach, Draco zobaczył szczęście
i niewymowną wdzięczność. Kiedy tak
stali Paulina uświadomiła sobie że
wcale nie tańczą choć właśnie kapela
"Dzikich Mioteł" przygrywa szybką melodię.
Dziewczyna złapała
chłopaka za dłoń i pociągnęła w kierunku stolika.
- Mam propozycję... Nie
jestem pewna czy się zgodzisz ale można zawsze zapytać
- Wal śmiało -
uśmiechną się do niej i wziął spory łyk kremowego piwa.
- Zmieniamy
lokal, idziemy na miasto. Ale na jakąś mugolską imprezę. Możemy
wybrać
się do Londynu.
Draco słuchał uważnie, gdy skończyła mówić na jego ustach
pojawił się lekko
ironiczny uśmiech.
- Zgoda, tylko jest mały
problem...- ten ironiczny uśmiech powoli przeistaczał
się w
sarkastyczny
- Jaki? Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych...
- Nie
umiemy się aportować. Nie polecimy przecież do mugolskiego miasta na
miotłach. Nie pojedziemy też zwykłym pociągiem... nie mamy
pieniędzy...
Paulina uśmiechnęła się triumfalnie.
- Proszę podaj mi
dłoń, nie obawiaj się, ja nie gryzę...
Draco lekko zdziwiony prośbą
Pauliny wyciągnął do niej rękę. Ona delikatnie
ją chwyciła. Chwilę potem
przeszedł ich lekki chłód i dreszczyk. Zupełnie jakby
poraził ich prąd o
małym napięciu.
Draco nie zdążył nic powiedzieć. Para stała już na
ulicach Londynu. Na szczęście
Paulina wybrała miejsce na odludziu.
-
Umiesz się aportować?
- Głupie pytanie, jakbym nie umiała nie stalibyśmy
teraz na ulicach Londynu... -
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie. -
Chcesz wracać? Nie masz ochoty na zabawę?
- Wręcz przeciwnie, chodź!
- Draco nie czekając na reakcję dziewczyny pociągnął ją
w stronę pięknie
oświetlonego centrum miasta ( co oni się tak ciągają - przypisek
od
autorki)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** ***
- Świetnie się bawiłam! - Dziewczyna nie
mogła opanować ataku śmiechu wywołanego
przez kolejne opowieści Draca.
Każda rozpoczynała się słowami "Pewnego razu w
Hogwarcie...".
Oboje pokładali się ze śmiechu wymieniając porozumiewawcze uśmieszki.
Nie
pamiętali jednak, że nie są już w dyskotece w centrum Londynu. Szli teraz
przez korytarze szkoły, nie zważając że zachowują się za głośno jak na
tą porę.
Była bowiem 5 nad ranem.
- Ććććśśśśś... - Uciszała Dracona
Paulina gdy ten po raz kolejny wybuchnął
panicznym śmiechem, tak
szczerym i donośnym że aż odbijającym się echem w uszach.
Paulina jednak
słysząc chłopaka sama wybuchała śmiechem
Nie wiedziała jednak że za
dokładnie kilkanaście sekund nie będzie im do śmiechu...
- Panno Bringot,
panie Malfoy! - to był głos Snapa
- Czy nie prosiłem żeby nie
opuszczać murów szkoły po godzinie 22?? - w tym
momencie patrzył
przerażającym wzrokiem na Pauline. Ta natomiast schowała się za
Draca,
myśląc że cała sytuacja rozbawi profesora. Był on jednak nieugięty...
-
Zapraszam za mną. Jeśli nie maj państwo czas na wałęsanie się po szkole i
poza
jej murami to mają państwo także czas na odpracowywanie
kary.
Jego głos był inny od tego jaki dziewczyna znała.
Paulina
zbliżyła się do Draca. Miał nadal wielce rozbawioną minę... Chciała
coś
mu powiedzieć ale bała się ze wybuchnie kolejną salwą śmiechu... W końcu
zebrała
się i szepnęła do niego
- Myślałam że wywalą mnie ze szkoły
jeszcze przed początkiem roku.
Draco spojrzał na nią. Nie wytrzymał...
Kolejna salwa śmiechu rozległa się głośnym
echem po korytarzu. Paulina
wtórowała chłopakowi, zakrywając sobie jedynie usta
aby choć odrobinę
stłumić śmiech.
Snape popatrzył na nich, lecz nic nie powiedział.
Popatrzył na Paulinę inaczej,
tym razem jego oczy były dziwnie...
rozbawione!
Gdy doszli do sali pojedynków, profesor otworzył drzwi i
gestem ZAPROSIŁ
ICH DO ŚRODKA.
-Wasza kara rozpocznie się już
dzisiaj. Macie wyczyścić to pomieszczenie bez
użycia czarów. Wiem wiem,
nic szczególnego ale cóż więcej mam wam kazać robić.
Wychodząc belfer
spojrzał na Paulinę i... uśmiechnął się!
-Przynajmniej będziemy razem
- Draco uśmiechnął się wymownie do Pauliny i
sięgnął po ścierkę.
-
No to co? Może skoczymy jeszcze na jakąś imprezke - Paulina wybuchnęła
salwą śmiechu. Od nadmiaru szczęścia brzuch ją powoli zaczął boleć.
Nic jednak nie mogło zakłócić jej błogiego stanu duchowego. Nic a
nic...
no może jedna rzecz...
Była już 7 rano a oni byli dopiero
w połowie pracy. Został im do wyczyszczenia "parkiet"
do
pojedynków magicznych...
- No nie... dłużej tego nie wytrzymam! Nie
mam zamiaru ślęczeć tu kolejne 4 godziny. -
Po tych słowach wyjęła swoją
hebanową różdżkę i miała zamiar wypowiedzieć zaklęcie
samoczyszczące gdy
Draco jej przerwał...
- Snape cię zabije jak się dowie że używałaś
czarów!
- Och, daj spokój, sama bym się zabiła jakbym miała ślęczeć
tu dłużej... - "Sakrem apato"
Po chwili cała sala błyszczała.
Paulina nie należała do osób które trzymają się zasad.
Lubiła ułatwiać
sobie życie na każdym kroku. No może jedynie w sprawach sercowych
prowadziła zagmatwane "gierki"
- Musze lecieć się odświeżyć.
Mam ochotę na ciepłą kąpiel...
- Dobrze ja też już pójdę... - Draco wstał
z miejsca i podszedł do dziewczyny... -
Zobaczymy się na śniadaniu.
Nieoczekiwanie pocałował ją w policzek i wyszedł z sali.
Wtedy jeszcze
nie wiedział że spotka dziewczynę o wiele wiele wcześniej.
Paulina była w
połowie drogi do pokoju gdy spotkała profesora Snapa
- Już skończyliście
sprzątać? Mam nadzieje że nie używaliście czarów!
- Oczywiście że
nie. - Paulina uśmiechnęła się do nauczyciela ukazując swoje
nieskazitelnie białe ząbki.
- Ostatnim razem też mnie zapewniałaś, że
nie opuścisz szkoły po godzinie 22...
- Profesorze... - dziewczyna
patrzyła teraz rozbawiona prosto w jego czarne oczy -
Profesor wie że to
wszystko przez wpływ tego "okropnego" Malfoya!
Snape
roześmiał się i skierował w stronę lochów gdzie miał w zwyczaju
przesiadywać.
Paulina była dumna z siebie. Jej kolejnym atutem było to
że dyplomatycznie załatwiała
wszelkie sprawy. Nie musiała unosić głosu
ani pouczać innych. Nie musiała także nalegać
i nakłaniać ludzi do jej
osoby. Sami przychodzili. Czasem było to jednak nie do zniesienia...
Gdy
znalazła się w swoim pokoju zobaczyła małą sówkę siedzącą na parapecie okna.
Czekała
tam już chyba bardzo długo bo gdy ją tylko zobaczyła zaczęła
niecierpliwie stukać w szybkę.
Paulina podeszła do okna i otworzyła ja
tak aby stworzonko mogło spokojnie wlecieć do
pomieszczenia. Jak można
się łatwo domyśleć była to sowa pocztowa.
-No nareszcie... - pomyślała.
Odwiązała liścik od nóżki sówki zaniosła ją do klatki i
dala się napić
zimnej świeżutkiej wody. Paulina usiadła przed kominkiem i zaczęła
wczytywać się w treść listu. Nie wiedziała od kogo otrzymała wiadomość. Nie
znała
bowiem tu nikogo. Nie był to także list od ojca. Poznałaby
przecież jego niewyraźne
pismo wszędzie. Siedziała tak i rozmyślała...
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** ***
Droga Paulino!
Tak się cieszę że wreszcie odnalazłem
odpowiednią sowę która byłaby w stanie dostarczyć
Ci ten list. I jak nowa
szkoła? Tęsknimy tu za tobą, a zwłaszcza twój adorator Kevin.
Może uda
nam się wpaść do ciebie jeszcze przed świętami. Otrzymaliśmy wiadomość od
twojego ojca że najwyraźniej nie będziesz mogła spędzać świąt w domu
więc już zawczasu
proponujemy wspólny wyjazd... Co ty na to? Czekamy na
odpowiedz jak najszybciej. Czekamy
to znaczy Kevin, Petter i Olimpia. Nie
przyjmujemy odmowy :-)
Wszyscy cię bardzo kochamy.
Twój Adam.
PS.
Mamy nadzieje że wreszcie znajdziesz sobie chłopaka (Kevin nie ma takiej
nadziei ale
jego zdanie się nie liczy :-) ). Uważaj na siebie i nie
przywiązuj się za bardzo do ludzi z
Hogwartu. Pamiętaj to NAS lubisz
najbardziej!
Paulina siedziała jeszcze przez chwilę w pokoju nie
mogąc nacieszyć się tą wiadomością...
- A jednak pamiętali o mnie... - w
jej oczach pojawiło się szczęście. Nie miała w zwyczaju
wzruszać się.
Przeżywała takie "ckliwe" momenty na swój własny sposób. Teraz
jednak chciała
podzielić się swoim szczęściem z Draconem... Ale najpierw
ciepła kąpiel, a którą miała tak
wielką ochotę.
Zabrała wszystkie
potrzebne rzeczy i już miała zamiar udać się w stronę swojej łazienki
znajdującej się w komnacie obok, gdy wpadła na genialny jej zdaniem
pomysł...
- Łazienka prefektów! Draco pokazywał mi ją... Podobno mają
tam ogromną wannę Z chęcią
popływałabym sobie w ciepłej wodzie...
Nie
miała zamiaru czekać, i od razu udała się w wyznaczone miejsce. Gdy weszła
do
łazienki od razu zachwyciło ją to miejsce. Była to wielka komnata
obłożona różnokolorowymi
kafelkami. Na niektórych widniały obrazki
przedstawiające morskie zwierzęta. Jak wszystkie
obrazy w świecie magii,
te także się poruszały.
Paulina położyła swoje rzeczy blisko trampoliny
zaczęła pokoei odkręcać kurki z wodą.
Gdy już się zdecydowała na zapach
Vanilii, napełniła basen. Rozebrała się i weszła do wody.
Była ona
idealna. Ciepła, z mnóstwem "bąbelków". Pływała tak chwilkę nie
zważajć na nic i na
nikogo...?
- Dobrze pływasz... - Pod ścianą,
zaraz przy drzwiach stał Draco Malfoy uśmiechając się
może nie
przyjaźnie, wręcz flirciarko.
- Draconie Malfoy, co ty tu robisz??? -
Paulina była zarazem wściekała, jak i rozbawiona
całą zaistniałą
sytuacją. - Długo tak stoisz? Czemu nic nie powiedziałeś!!!
-
Nie pytaj się głupio, zniszczył bym sobie przecież całą... hmmm.
zabawę!
-Przyznaj się zbereźniku co widziałeś!!! -
Chłopak tylko spojrzał na nią wymownie
- Przyznaj się perwersie! Nie
wiedziałam że jesteś takim zboczeńcem, podglądać małe
dziewczynki w
kąpieli... - Dziewczyna nie wytrzymała. Wybuchnęła panicznym śmiechem.
Nie krępowała jej ta sytuacja. Nie wiedziała dlaczego. Może dlatego że
wystarczyło jedynie
Owinąć się ręcznikiem i wyjść z
łazienki...
Chwila... Ręcznik leżał w takiej odległości od basenu że nie
mogła go sięgnąć...
- Dracuś... Bądź tak miły i mi go podaj... proszę -
Paulina starała się byś "przesłodka"
jak nigdy dotąd. Chciała
być aż za słodka.
- Nie. -chłopak uśmiechnął się z drwiną. - Czemu mam
tracić taką okazję? - (!)
-... - Paulina powoli zaczynała się
irytować – nie przywykłam do pokazywania się mężczyzną
nago, więc
jeśli łaska podaj mi ten ręcznik bo nie ręczę za siebie... - Dziewczyna
mówiła
zarówno lekko ironicznie jak i próbowała się z chłopakiem
przekomażać po przyjacielsku.
- Co mi zrobisz? Przecież nie wyjdziesz i
mnie nie pobijesz. -Draco zaakcentował słowo
"wyjdziesz".
Wiedział bowiem że Paulina nie będzie zdolna do tak wielkiego
"poświęcenia".
- No cóż... musze zatem posunąć się do
drastyczniejszych metod. Miałam nikomu o tym nie
mówić ale... - w tym
momencie zamilkła. Uniosła dłoń i skierowała ją w stronę ręcznika.
- Do
mnie! - wyszeptała, a przedmiot posłusznie przeleciał przez łazienkę i
wylądował w
jej dłoni. Paulina owinęła się nim i skierowała siew stronę
schodków. Gdy już wyszła z
wody zobaczyła zaskoczonego chłopaka, no cóż
nie dziwiła mu się. Nie co dzień widuje się
przecież
"Brimaga"
-... - chłopak milczał. Po chwili jednak przerwał
milczenie.
-Umiesz się aportować, Jesteś brimagiem, może też jesteś...
– nie dokończył gdyż dziewczyna
mu przerwała
- Nie nie jestem.
Na to potrzebowałabym o wiele więcej czasu i nauki, a na to drugie nie
mam jakoś ochoty. Animagiem chyba nigdy nie zostanę... - Paulina puściła do
niego
oczko. - a teraz pozwolisz że już pójdę... chyba już dość się mnie
na oglądałeś?
-Poczekaj jeszcze... - Draco dotknął jej ramienia. Dłoń
miał zimną. Paulina spojrzała
na niego. - Powiedz tylko jedno...
dlaczego się tego uczysz?
Po chwili zastanowienia popatrzyła mu w oczy.
- Nie mam rodzeństwa, matki. Ojciec pracuje tak często, że czasem mi się
wydaje że
jego także nie mam. - spuściła wzrok i nie umiała już
popatrzeć mu w oczy. Z wygadanej
i pewnej siebie osoby zmieniła się
natychmiastowo w skrytą cichą i zamkniętą w sobie
dziewczynę. - Musiałam
coś robić, żeby nie zwariować z nudów. Więc uczyłam się jak
przyciągać
rzeczy siłą woli, jak przemieszczać się z miejsca do miejsca także za pomocą
woli.
Chłopak patrzył na nią, ona jednak nadal usilnie chowała
twarz, nie chciała aby teraz na
nią patrzył. Zwłaszcza w momencie gdy w
jej oczach wzbierały łzy. Sam nie wie dlaczego
ale rozkleiła się. nie
chciała płakać. Uważała to za głupotę. Ale gdy tak przy nim stała
poczuła przypływ uczuć. Była to mieszanka jak dla niej wybuchowa. Czuła
sympatię do Draco
a zarazem uraz do ojca. Wszystko w niej wzbierało.
Zaczęła jak małe dziecko pociągać nosem.
Nagle ta silna, pyskata i
wiecznie uśmiechnięta dziewczyna zalała się łzami. Stała
tak przez
chwilę, a łzy ociekały jej po policzkach. Nadal nie patrzyła na
chłopaka.
Draco nie wiedział co powiedzieć. Był słaby w pocieszaniu.
Podszedł do niej bliżej
i przytulił ją. Nadal jednak niepewnie. Nie
wiedział jak zareaguje. Ona nic nie zrobiła.
Nadal stali tak przytuleni
a chłopak delikatnie głaskał ją po włosach, jedną ręką
obejmując w
pasie. Lekko odchylił ją od siebie. Dotknął jej policzka i otarł
spływającą
powoli łzę. Nie chciał nic mówić. Wiedział że i tak nie
odpowie. Nurtowało go jednak
pytanie. Czy naprawdę czuje się taka
samotna, dlaczego tak nagle się rozkleiła, czy
naprawdę dlatego płacze?
Nagle poczuł, że dziewczyna zaczyna się trząść. Stała przecież
na wpół
naga, cała mokra. Mimo że nie chciał, puścił ją i podał suchy ręcznik.
-
Idź, przebierz się, cała się trzęsiesz... - Powiedział z troską. Patrzyła
teraz
na niego swoimi ciemnymi oczami. Nie widział w nich ani złości ani
tego chłodu który
gościł w nich na co dzień. Widział strach.
-
Dziękuje i przepraszam, nie chciałam, nie powinnam była obarczać cię swoimi
problemami. - nadal cała się trzęsła.
- Nie mów tak, przez te pare
dni zdążyłem cię trochę poznać. Bardzo cię polubiłem.
Mam nadzieje że
nasza znajomość przerodzi się w przyjaźń. Mam ogromną nadzieje także
że
się wreszcie ubierzesz. Nie mam zamiaru oglądać cię w skrzydle szpitalnym. A
co gorsza
nie chciałbym aby ktoś nas tak zobaczył. Ty naga i ja, razem w
łazience... To dopiero
przyklejono by mi plakietkę perwersa! -
Draco
próbował powiedzieć te słowa szorstko i stanowczo.
Po raz
pierwszy od dłuższej chwili Paulina uśmiechnęła się, nie aż tak szczerze,
lecz
przez łzy widać było szczęście. Zyskiwała nowego przyjaciela. Ona
także polubiła Draca.
Nie chciała teraz odchodzić od niego, było jej tak
dobrze. Musiała jednak pójść się ubrać.
- Dobrze już idę. - skierowała
się w stronę szatni i po chwili była z powrotem. Jej mokre
włosy moczyły
bluzkę w okolicach ramion i piersi. Spojrzała tylko na niego i rzuciła na
pożegnanie
- Do widzenia. -szła powoli korytarzem rozmyślając nad tym
jaką głupotę popełniła przed
chwilą. Teraz uważał ją za panikarę , która
płacze z byle powodu. Może bała się o swoją
reputację zimnej i zamkniętej
w sobie? Nie wiedziała jednak że w tym samym momencie
chłopak rozmyślał
na tym jak mógł pozwolić żeby płakała. Jego zdaniem wcale nie
była
panikarą. Wręcz przeciwnie. Ta sytuacja umocniła do w przekonaniu że
darzy ją wielką
sympatią. Ten Draco Malfoy, o zimnych oczach, nieugiętym
charakterze, ten sam Draco
który nigdy nie okazywała uczuć po raz
pierwszy szczerze ubolewał nad czyimś losem. Nie
użalał się nad nią.
Wiedział co czuje dziewczyna... W końcu sam nie do końca wiedział co
to
miłość i zainteresowanie ze strony bliskich.
Gdy wróciła do pokoju
była 10 . Zupełnie zapomniała o tym co chciała powiedzieć
chłopakowi.
Nie chciała też iść jeść... Była zmęczona. Oczy bolały ją od
niewyspania i łez. Nie mogła
jednak zasnąć. Poszła się przejść.
Całą
resztę dnia nie spotkała Draco. Przypuszczała że odsypia zarwaną noc. Ona
jednak nie
wiedziała jak odreagować. Poszła więc do lochów. Chciała
pomóc profesorowi Snapowi w pracy.
Sądziła że to ją rozluźni. Miała rację
.Pracowała z im w ciszy. To ją uspakajało. Po
obiedzie ( na którym także
nie spotkała chłopaka) wybrała się do swojego pokoju. Chciała
odpisać na
list od przyjaciół. Gdy skończyła myła już pora kolacji. Szybko zeszła
do
wielkiej sali. Przy wspólnym stole siedział już Draco. Gdy ją
zobaczył od razu się ożywił
i przestał mieszać lakonicznie swoją
kawę.
- Jak się czujesz? - zapytał z nadzieją na pozytywną
odpowiedz.
- Bardzo dobrze. Dziękuje że pytasz zboczeńcu. - uśmiechnęła
się figlarnie do chłopaka.
On odwzajemnił uśmiech. W tym momencie tylko
Snape, który siedział przy nich nie wiedział
o co dokładnie chodziło
parze. Paulina wypiła ciemną, słodką kawę.
- Będę już szła. Spotkamy się
potem. Mam nadzieje że nie w takich okolicznościach jak
poprzednio
maniaku seksualny.- Znowu na jej ustach pojawił się ten ironiczny i
lekko
drwiący uśmiech.
- A ja wręcz przeciwnie. Mam nadzieje na
więcej takich niespodziewanych spotkań...
- Niespodziewanych powiadasz
zboczuszku? No ja nie wiem, może to wszystko było ukartowane.
Przyznaj
się Draconie Perwersie! - oboje parsknęli śmiechem, tak szczerym jak w
noc imprez.
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
Stary drewniany zegar
wiszący w pokoju Pauliny wybijał właśnie 1 w nocy. Dziewczyna mimo
nieprzespanych 24 godzin nie miała ochoty na sen. Jej oczy wydawały się
zmęczone, jednak
ona odczuwała potrzebę rozmowy, śmiechu bliskości.
Podobnie jak w wieczór wypadu do Londynu postanowiła spontanicznie
wykorzystać ich ostatni
wieczór w Hogwarcie. Kiedy byli tylko on i ona
(no i może profesor Snape, ale on tu ma
najmniej do
gadania)
Skierowała się najpierw do kuchni gdzie została serdecznie
przywitana przez skrzaty. Myślała
że będą spały, one jednak siedziały
przy małym stoliczku popijają herbatę, z jakże
ogromnego jak na ich mały
wzrost, dzbanka. Wychodząc z pomieszczenia niosła już ze
sobą 4 butelki
kremowego piwa. Znów jej było zimno, jak wtedy w łazience. Nie dziwiła
się
sobie. Miała na sobie jedynie damskie bokserki i bluzeczkę na
ramiączka (komplecik piżamki)
- No nareszcie! - pomyślała gdy stała
już pod drzwiami pokoju wspólnego Slitherinu. Znowu.
to samo. Nie znała
przecież hasła. Jaką miała pewność że Draco nie śpi?
Zapukała delikatnie.
Ku jej zdziwieniu prawie natychmiast chłopak otworzył jej drzwi.
Był
ubrany. Nie wyglądał jakby właśnie wstał z łóżka. Wcale się nie zdziwił jak
ją zobaczył.
- Znowu karzesz mi czekać pod drzwiami kochasiu. -
dziewczyna figlarnie uśmiechnęła się do
niego i pocałowała w policzek po
przyjacielsku.
- Rozchorujesz się jak tak będziesz chodzić po zamku
półnaga!- Teraz jego głos brzmiał jak
głos jej ojca.
- No to
wpuść mnie i daj jakieś okrycie - odpowiedziala kąśliwie.
-O widzie że
masz coś dla mnie? - Draco spojrzał na 4 butelki kremowego piwa. Podał jej
także swój czarny polar.
- No tak... - Odparła siadając na zielonej
kanapie przy kominku w którym palił się
delikatny, ciepły
płomień.
Chłopak podszedł do niej i wyciągną rękę po piwo.
- No tak...
pij pij, nie będziesz nic pamiętał. - Powiedziała zawadiacko
przekładając
bluzę przez głowę...
Następna część "Poznaj
prawdę o mnie, poznaj prawdę o sobie..."
Gdy tak siedzieli w
pokoju wspólnym Ślizgonów, rozmawiając na wszelkie tematy Paulina
przypomniała sobie o liście. Nareszcie miała z kim podzielić się tą
szczęśliwą wiadomością.
- Dostałam wiadomość... - Zaczęła temat, biorąc
łyk kremowego piwa.
- Od kogo? - Draco był zdziwiony tą wiadomością - Nie
znasz tu przecież nikogo...
- Przyjaciele z dawnej szkoły pamiętali o
mnie. - westchnęła i znów łyknęła piwa z Homsgate
(jakie to szczęście że
nie jest alkoholowe, kto wie co by teraz robiła bo tak dużej ilości
tego
trunku...)
- Na pewno się cieszysz? - Draco uśmiechnął się i szturchnął
ją w ramie... - Przyznaj się.
Masz tam chłopaka, a tak w ogóle po co ja
pytam? Kto by nie chciał takiej dziewczyny jak ty?
- No waśnie nie wiem
czemu pytasz... - Paulina z lekką ironią dokończyła zdanie. -
Wszyscy
mnie tam uwielbiali. - Roześmiała się i kontynuowała...
- Był
tam jeden chłopak, miał na imię Kevin. Myślałam że to przyjaźń, lecz on
wyznał mi
prawdę co do mnie czuję. Od tamtego czasu nie mogłam spojrzeć
na niego ja na przyjaciela.
Traktowałam go i oceniałam go w innych
kategoriach. Nie jako kumpla ale jako mężczyznę.
Każde jego nawet
przyjacielskie gesty zaczynały mnie powoli drażnić. Nie chciałam dawać
mu
do zrozumienia że coś do niego czuje, bo wcale tak nie było. Musiałam
zatem ograniczyć
nasze kontakty. Spędzałam z nim mniej czasu. Próbowałam
na nowo jednak odnowić przyjaźń.
Miałam ogromną nadzieję że zrozumie że
nic z tego nie będzie. Chciałam aby nasza przyjaźń
przetrwała, zwłaszcza
że był wyjątkową osobą. Jednak tak wspaniała przyjaźń została
zaprzepaszczona przez jedno głupie stwierdzenia "kocham
cię".
- Czyli... nie wierzysz w przyjaźń między kobietą a mężczyzną?
- Draco bardzo
zainteresował się tematem.
- Nadal jednak w głębi serca
mam nadzieję że ona istnieje. Może nie zawsze uda się ją
nawiązać ale
jest możliwa. - tu spojrzała na Draco swoimi ciemnymi oczkami. On nic
nie
powiedział. Po raz kolejny bezinteresownie ją przytulił. To wiele dla
niej znaczyło.
Uwielbiała gdy milczał, bo wtedy wydawał jej się bratnią
duszą, tak bliską jej sercu.
Uwielbiała gdy mówił, bo wtedy stawał się
prawdziwą podporą i przyjacielem.
- No a co z tobą kochasiu - Tu
dziewczyna przybrała swój flirciarki ton głosu - Masz
tu jakąś
ukochaną.- Puściła oczko do chłopaka.
- Nie bardzo. Jest taka jedna,
hmmm... raczej nie ukochana. Można ją nazwać "wielbicielką".
Od pierwszego dnia nauki w tej szkole przyczepiła się do mnie. Wszyscy w
szkole uważają
że jesteśmy parą ale tak nie jest. Wolałbym chodzić ze
Snapem niż z nią... Parkinson
boże... jaka ona jest okropna... fu... -
tu Draco się wykrzywił, a na jego twarzy pojawił
się grymas
przedstawiający zarówno obrzydzenia jak i zrezygnowanie.
- Draconie
Malfoy. Jak tak możesz mówić... dziewczyna się zakochała, to wszystko przez
ciebie, ty pożeraczu kobiecych serc! :-) - Paulina śmiała się sama z
siebie...
Draco nie wiedział co powiedzieć. W końcu jak zwykle z nutką
ironii przytaknął i powiedział...
- Jak się jest mną to trzeba się liczyć
z konsekwencjami. To prawda wszystkie mnie kochają.
Paulina uśmiechnęła
się do niego. Nie miała już siły się śmieć. Te nieprzespane noce dawały
jej się w znaki. Jej powieki wydawały się bardzo ciężkie. Oczy same się
zamykały. Nie kiedy
ale przechyliła się lekko w stronę chłopaka i oparła
mu głowę na ramieniu.
-Książe będę już uciekać - szepnęła.
- Nie
idź... możesz spać ze mną, znaczy się w pokoju. Są tam przecież jeszcze 3
łóżka.
Chłopaki na pewno się nie pogniewają. Żaden facet przecież nie
był by zły gdyby dowiedział
się że taka ładna dziewczyna spała w jego
łóżku... - i na jego cienkich ustach znów zagościł
ten słodki a zarazem
ironiczny uśmieszek. - Mi też będzie raźniej. Nie będę się martwić że
w
środku nocy szwędasz się po ciemnych zakamarkach zamku...
- Dobra. To ja
już zmykam na górę bo zaraz zasnę na kanapie. - Draco wstał i
poprowadził
dziewczynę do sypialni. Wskazał potem łóżko stojące zaraz
koło jego. W pomieszczeniu
roznosił się znów znajomy jej zapach Wanilii.
Wpływał na nią kojąco
Paulina automatycznie wskoczyła pod kołdrę. Jakoś
znów nabrała werwy i zrobiła się taka
ochocza. Teraz wyglądała jak mała
dziewczynka ciesząca się ze tego że może nocować u
koleżanki. Przybrała
dziwnie słodki ton głosu i zaczęła szczebiotać...
- No to o czym będziemy
gadać... może poplotkujemy o chłopakach, wiesz podoba mi się taki
jeden
draniowaty blondyn - tu spojrzała na chłopaka, znów uśmiechnęła się i
głęboko
westchnęła. Przymknęła oczy i powiedziała cicho
-Dobranoc
zboczeńcu...
-Dobranoc. - otrzymała w odpowiedzi od chłopaka. Usłyszała
jeszcze jak krząta się po
pokoju. Nie mogła przez chwilę zasnąć. Była
zmęczona ale zarazem cieszyła się z chwili.
Zauważyła że nawet zbaczając
na tematy miłości umieli się dogadać i drobne aluzje i
podteksty wcale
ich nie peszyły. Tak działo się jedynie w przypadku bardzo dobrej
przyjaźni lub miłości...
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
Gdy się
obudziła było już zupełnie jasno. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna i
otworzyła je aby powiew świeżego powietrza lekko ją rozbudził. Gdy tak
stała delektując
się świeżością i rześkością poranka. Usłyszała że drzwi
pokoju wspólnego się otwierają.
Dopiero wtedy zorientowała się że
chłopaka już nie ma w pokoju. Było tylko łóżko z rozwaloną
pościelą.
-
Faceci -mruknęła pod nosem i pochyliła się nad jego łóżkiem i zaczęła je
ścielić.
Gdy po chwili skończyła, okryła się swoim kocem i zeszła po
krętych schodach na dół. Przy
kominku stał teraz mały stoliczek którego
nie było jeszcze poprzedniego wieczoru. Stał na
nich półmisek grzanek
tostów i ciepłych bułeczek. Obok w małe miseczce były konfitury a
zaraz
koło nich w masielniczce masło. Po pokoju roznosił się zapach świeżo
zaprażonej kawy.
Na kanapie siedział Draco trzymając ubek w jednej z rąk
a gazetę w drugiej.
- Dzień dobry! Wyspana? Dzisiaj wielki dzień dla
ciebie - popatrzył na dziewczynę jakby
oczekiwał potwierdzenia.
-Jaki
dzień...? O boże! to dzisiaj? Zupełnie zapomniałam! - Paulina
wydawała się popadać
w panikę.
- Nie martw się. Zjedz spokojnie
śniadanie. Uczniowie przyjeżdżają dopiero przed obiadem.
Masz jeszcze
dużo czasu...
- Dobrze że ciebie mam. - mruknęła i sięgnęła po słodką
bułeczkę. - Zaraz oddam ci twój polar...
- Zatrzymaj go jeszcze. Musisz
przecież jakoś wrócić do swojego pokoju... Snape nie był by
z nas dumny
widząc ciebie wychodzącą z mojego pokoju w samej "bieliźnie"
-
To nie bielizna a piżama chłopcze!
- No jak na piżamkę to jakaś taka
skąpa ździebko!
Paulina tylko szturchnęła go posyłając swój
"morderczy" wzrok...
Po śniadanku wyszła z pokoju wspólnego
Slitherinu i skierowała się w stronę swojego lokum.
Jak na nieszczęście
spotkała po drodze Snapa.
- O dzień dobry profesorze. - Paulina
uśmiechnęła się jednocześnie próbując rozciągnąć
polar tak aby zasłonił
jak najwięcej.
-Nie jesteś za skąpo ubrana jak na poranne spacerki po
zamku?
-Sądzę że... nie. - spojrzała na niego przelotnie i szybszym
krokiem skierowała się do pokoju.
Po porannej kąpieli zajęła się swoimi
sprawami. Wyszła na błonia i zaczytała się w lekturze.
Po dłuższym czasie
postanowiła że to już czas przyszykować się do ceremonii
przydziału.
Miała szczęście. nie musiała zakładać jeszcze szaty. Dopiero
gdy dostanie się do
jednego z domów dostanie swój mundurek.
Wybiła
16... już na nią czas. Na pewno już przyjechali. Ceremonia podobno zaczyna
się o 16.30...
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
Schodząc po kamiennych
schodach słyszała jedynie stukot swoich obcasów. Widocznie wszyscy
byli
już w wielkiej sali. Gdy doszła do drzwi jadalni, usłyszała głos starszego
mężczyzny
który witał ją na peronie w Londynie. To był dyrektor
Dumbledor. Wiedziała, że miała wejść
do sali zaraz po ceremonii
przydziału pierwszorocznych. Ta chwila nastała właśnie teraz.
Odważnie
pchnęła drzwi wielkiej sali. Gdy szła tak wzdłuż stołów cichły właśnie
oklaski
dla nowego Gryfona. Gdy wiwaty ucichły wyraźnie słychać było
stukot jej obcasów. Prawie
wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku.
Paulina spojrzała na stół Ślizgonów. Draco
nie zwrócił na nią nawet
uwagi. Z zaciekawieniem za to rozmawiał z jakąś szatynką, bardzo
jawnie
go podrywającą. Paulina skierowała teraz wzrok w kierunku stołu przybranego
w
czerwono żółte barwy. Jak się domyśliła był to Grifindor. Zauważyła
tam dwóch rudowłosych
podobnych do siebie jak dwie krople wody chłopaków.
Byli bardzo wysocy. Przyglądali się
jej z zaciekawieniem. Obdarowała ich
uśmiechem. Oni odwzajemnili go nie spuszczając z niej
wzroku. Nagle
rozległ się ciepły głos dyrektora szkoły.
- Przedstawiam wam Paulinę
Bringot. Od tego roku będzie uczyła się razem z wami. Zostanie
uczennicą
6 roku. Ale najpierw ceremonia przydziału. Wysoka starsza kobieta uczesana
w
ścisłego koka wniosła tiarę przydziału. Paulina od czasu do czasu
spoglądała na swojego
znajomego. On jednak na nią nie patrzył, a jak już
"uraczył" ją swoim spojrzeniem było ono
obojętne. Jakby widział
ją pierwszy raz w życiu...
Dziewczyna nawet nie poczuła jak tiara
wylądowała na jej głowie.
-Hmmm... ciekawe. Jesteś stworzona do
Gryfindoru. Dobre serce, tęgi umysł, jesteś
sprawiedliwa. - Oczy
Gryfonów skierowane były w jej stronę. Oczekiwali w skupieniu - ale z
drugiej strony, z powodów ci znanych idealnie pasujesz do Slitherinu.
Gdzie wolisz iść?
Tiara milczała a przez głowę dziewczyny przeleciało
milion myśli. Po chwili Tiara znów
przemówiła.
- Nie możesz się
zdecydować? W takim razie...
- GRYFINDOR! Krzyknęła Paulina w
pośpiechu.
- Zatem niech będzie... GRYFINDOR! - powtórzył kapelusz
po czym zamilkł.
Rozległy się bardzo głośne owacje Gryfonów. Dopiero
teraz zobaczyła wzrok Malfoya. Nie
był obojętny. Był zawiedziony. Patrzył
na nią jak wtedy kiedy byli sami. Paulina nie
wiedziała dlaczego, ale
sądziła że dobrze postąpiła wybierając ten dom. Usiadła
między
rudowłosymi bliźniakami. Posłała jednocześnie Draconowi wzrok
mówiący "czego ty w końcu chcesz chłopcze". On zrozumiał wszystko.
Teraz patrzył na nią przez chwilę dopóki nie wróciła go na ziemie owa
szatynka.
Teraz Paulina czuła że w niej coś umiera. Czy to ten sam Draco
jakiego zdążyła poznać?
Poczuła czyjąś dłoń na jej ramieniu. To
byli owi bliźniacy.
- Hej Paulina, jestem Fred...
- A ja George... -
rudzielcy przedstawili jej się uprzejmie, poczym zapoznali ją z resztą
Gryfonów. Wszyscy przyjęli ją ciepło. Dziwiła się. W opowiadaniach Draca
byli okropnymi
gburami. Teraz na to nie zważała. Gdy po sycącej kolacji
wyszła z sali zauważyła grupkę
uczniów. Wydawało jej się że to 6
klasiści. Z tłumu wyłapała kilka znajomych twarzy. Fred
George,
ciemnowłosy chłopak i jego przyjaciółka o bujnej czuprynie i Draco wraz z
dwoma
Ślizgonami i znajomą jej już szatynką.
- Ej ty Potter - tu
Draco zwrócił się do ciemnowłosego chłopaka. - Nadal szlajasz się z
tymi
nieudacznikami.? A wy...- tu wskazał na bliźniaków - nadal w starych
szatach, nie
było was stać na nowe? - Wyraz twarzy chłopaka przedstawiał
nie znane Paulnie okrucieństwo.
Teraz śmiał się z grupką Ślizgonów nie
tak szczerze jak Paulina sądziła. Był to śmiech
drwiący i pogardliwy.
Dziewczyna słuchała chwilę tych obelg. Nie wiedziała czy powinna
zareagować. W Końcu złamało się coś w niej. Choć spędziła z Draco 5
wspaniałych dni i 2
niezapomniane noce (dziwnie to brzmi…) teraz
nienawidziła go z całego serca. Nie znała jeszcze Gryfonów ale
wydawali
jej się mili i koleżeńscy. Może dlatego nie mogła ścierpieć faktu że jej
"niedoszły" przyjaciel w taki okropny sposób ich poniża. To na
pewno nie był ten roześmiany
blondyn za jakiego uważała Dracona. W tej
konkretnej chwili czuła do niego odrazę,
obrzydzenie i niechęć. Zarazem
bała się go. Jego szare oczy były niemiłosiernie zimne.
Jej wybuchowy
temperament ukazał się w tym momencie. Przepychając się przez tłum
zaciekawionych uczniów stanęła oko w oko z chłopakiem. Stali tak blisko
siebie że każde z
nich usłyszało by najdrobniejszy szept wydobywający
się z ust drugiej osoby... Nie chciała
być miła, nie chciała wyjaśniać
nic. Chciała go upokorzyć .Wiedziała że teraz on pozna jej
drugą, okropną
stronę.
- Draco mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała przymilnie.
Chłopak nie spodziewał się że
zaraz rozpęta się piekło.
-Oczywiście
Paulino słucham cię. - teraz był tym samym roześmianym blondynem. Paulinę
zbiło
trochę z tropu, ale nadal pamiętała o tym co robił wcześniej.
-
Jeśli możesz nie odzywaj się już do mnie więcej Draconie Malfoy. - jej oczy
wydawały się
iskrzyć od złości, nie przerywała jednak potoku słów. Nie
chciała go przerywać. Nadal go
lubiła, zawiódł ją jednak. To nie był on,
to była jedna z jego masek. Miała nadzieje że
to co teraz powie dotrze
do niego w 100%. - Jesteś pustym, naburmuszonym, gburowatym
maminsynkiem
który umie jedynie obrażać innych. Nie podejrzewałam cię o to. To nie ty.
Ty nie jesteś taki. To co teraz powiedziałeś było dla mnie ciosem
poniżej pasa. Wyszedł
z ciebie snob który zawsze wszystko miał i o nic
się nie martwił. Podawano mu na tacy
wszystko co chciał. Może drażni cię
fakt że inni ciężko pracują na to co mają? Nie rozumiem
cię?! Teraz
jedyne co do ciebie czuje to odraza i obrzydzenie. Przechodzą mi ciarki
po
plecach jak na ciebie patrzę. - Chłopak stal w ciszy wysłuchując
dokładnie wszystkiego
co mówiła Paulina. Bolało do to okropnie. Wiedział
ze gdyby powiedział to Potter albo
jakaś szlama nie przejął by się w
ogóle. Stała jednak przed nim osoba którą darzył pewnym
uczuciem. Była to
jedna z niewielu osób do jakich czuł sympatię. Zaczynał jej ufać. Bał
się
tej sytuacji. Wiedział że trudno mu to będzie odkręcić. Nie miał zamiaru
jednak się
tłumaczyć co jeszcze bardzie rozzłościło Paulinę.
Stała
teraz twarzą w twarz, prawie tak blisko że wystarczył milimetr aby ich usta
się
zatchnęły. Stała koło kogoś kogo znała. Była to jednak obca jej
osoba.
Po chwili milczenia zauważyła jednak na jego twarzy ironiczny
uśmiech. Tego było za wiele.
Głuchym echem odbił się po korytarzu dźwięk
zadanego chłopakowi policzka przez Paulinę.
Teraz była naprawdę zła. Nie
miała zamiaru płakać. Powoli odwróciła się, posyłając drwiący i pogardliwy
uśmiech chłopakowi skierowała się na błonia. Nie czuła się przygnębiona.
Wręcz przeciwnie czuła że żyje, tylko to życie jest jakieś okrutne...
Odwróciła się jeszcze raz. Draco tak jak podejrzewała patrzył na nią
cierpiącym wzrokiem.
Nie bolał go czerwony policzek. Bolały go słowa
które jak musiał przyznać były prawdą...
Paulina napotykając jego wzrok
uśmiechnęła się po raz kolejny drwiąco. Nie obchodziło ją
teraz że
wszyscy patrzą na tą scenę. Dla niej liczyło się to że pokazała mu co
naprawdę
o nim w tym momencie sądzi. Przesłała mu jedynie wzrok mówiący
o wszystkim
"Jak mogłeś Malfoy, jak
mogłeś"!?
Następna część mojego ff : "Między nami
tyle śniegu... Między nami tyle lodu"...
** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
Gdy doszła już na szkolne błonia, miała dość czasu by uświadomić
sobie że nie potrzebuje
być teraz sama. Jej zdaniem powinna świętować
razem z jej nowymi współlokatorami. Jeszcze
chwilę delektowała się
rześkością powietrza, które jednak nie zwiastowało dobrej pogody.
Jego
zapach mówił o tym że niedługo będzie padać. Paulina uwielbiała tą woń
roznoszącą
się dookoła. Dziewczyna miała dobre przeczucie. Chwilę po tym
jak przepowiedziała burzę,
poczuła delikatne, chłodne krople na swoim
odkrytym obojczyku, i kolejną i kolejną.
Stała tak przez chwilkę. Mimo
iż mokła chciała tak nadal delektować się tą chwilą.
Uwielbiała rześkie
wczesnojesienne deszcze. Kojarzyły jej się z czymś nowym, nie
poznanym.
Kończąc lato, rozpoczynały złotą jesień. Paulina wiedziała iż i
tym razem przynoszą
zmiany także dla niej. Zmiany na które czekała oraz
zmiany które miały być dla niej
niespodzianką.
Powoli, bez żadnego
pośpiechu skierowała się w stronę budynku szkoły. Była już totalnie
przemoknięta ciepłym deszczem. Strużki wody spływały z jej włosów wprost
na jej śniade
policzki. Szła już korytarzami Hogwartu kierując się w
stronę pokoju wspólnego Gryfindoru.
Usłyszała czyjeś kroki. Zbliżały się
w jej stronę. Gdy wyszła zza zakrętu wpadła na osobę
którą w tym momencie
najmniej chciała widzieć. Wpadła na Dracona Malfoya. Chciała z
nim
porozmawiać, chciała zapytać co u niego, lecz nie mogła. Chciała dać
mu nauczkę. Miała
zamiar ignorować go totalnie. Popatrzyła na chłopaka z
wyższością uśmiechnęła się ironicznie
i już miała odejść gdy ten złapał
ją mocno za nadgarstek.
- Poczekaj- powiedział błagalnie. - Wszystko ci
wyjaśnię. Nie kończ tego co między nami
zaistniało. Proszę wysłuchaj
mnie. Nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - to ostatnie zdanie tak
ją rozwścieczyło. Nie chciała tego okazywać.
Chciała być obojętna.
Wiedziała doskonale że to go rozwścieczy. Nareszcie Draco nie będzie
w
centrum uwagi. - Draco ja wszystko dokładnie rozumiem. -Powiedziała
spokojnie, jakby żaden
spór między nimi nigdy nie miał miejsca.
- Tak
się cieszę...
- Doskonale rozumiem że jesteś wrednym palantem bez
jakichkolwiek uczuć. Rozumiem
także że nie jesteś tym samym chłopakiem
którego poznałam, a nawet jeśli jesteś
to świetnie grałeś przede mną
przez ten tydzień.
-Paulino... - jego głos był cichy, jakby zaraz miał
całkowicie zaniknąć.
- Nie przerywaj mi Malfoy! Jeszcze nie
skończyłam mówić ci jakim to jesteś idiotą. - Nagle
w jej czach pojawił
się taki chłód, jakiego chłopak jeszcze nie widział. Jej usta wykrzywiły
się drwiący uśmiech. taki sam jakim chłopak "obdarował"
wcześniej Gryfonów. - Jesteś
naprawdę pusty. Nie widzisz nic poza swoją
dumą i tym że jesteś najlepszy. Tak wcale nie jest.
Zejdź na ziemię!
Jesteś zwykłym facetem, wręcz przeciętnym. Zrozum to wreszcie chłopcze.
A i jeszcze jedno. Czy ta dziewczyna do której tak się kleiłeś to była
ta znienawidzona
"Parkinson"? Widzę że lubisz się męczyć.
Jeśli próbowałeś mi wcisnąć kit że jej
nienawidzisz to chyba wybrałeś
złą osobę. Nie jestem aż tak głupia za jaką mnie uważasz
Draconie!
Patrzyła teraz na niego swoimi ciemnymi oczami z taką
nienawiścią że chłopaka przeszedł
dreszcz.
- Wysłuchaj mnie proszę.
-Mówił tak błagalnym głosem Paulina nie miała zamiaru jednak
ustępować.
- Nie nie wysłucham cię. Nie mam na to najmniejszej ochoty. - Posłała
mu na pożegnanie
uśmiech i skierowała się w stronę swojego domitorium.
Nagle jednak poczuła że jej kroki są
oraz wolniejsze aż w końcu z
ogromnym trudem unosiła stopy. W pewnym momencie nie była zdolna wykonać
najmniejszego ruchu.
- Malfoy! Natychmiast odwołaj zaklęcie
"spowolnienia". Jeśli tego nie zrobisz pożałujesz że
się
urodziłeś podła szlamo! Chcesz jeszcze raz ode mnie oberwać. Ne zawaham
się też użyć czarów.
- Nie odwołam. - Na jego ustach pojawił się
przyjazny uśmieszek i triumf, który zdaniem
Pauliny wyglądał przesłodko.
- Teraz zmuszę cię do tego żebyś mnie wysłuchała. Gdy zaczął
opowiadać o
tym jak to przez całe swoje życie był zmuszany przez ojca do tłumienia w
sobie
uczuć i zgrywania zimnej osoby nic nie czującej, w Paulinie
wzbierała ogromna złość. I choć
zaklęcie spowolnienia dawno przestało
działać nadal stała tam i z ogromną uwagą słuchała
chłopaka. W pewnym
momencie jednak niewytrzymała. Z jednej strony współczuła mu z drugiej z
kolei obwiniała go nadal.
- Nie wierze. Ty Draco Malfoy, tak silny facet
o tak mocnym i niezłomnym charakterze nie mógł się zbuntować. Nie mógł
powiedzieć dosyć? A może podobała ci się możliwość wyśmiewania się z innych.
Może lubiłeś poniżać, może sprawiało ci to przyjemność i wcale nikt cię do
tego nie zmuszał? Nie wierzę ci!. Jak mogłeś mnie tak zawieść.. ja
sądziłam że jesteś inny że jesteś moim...
- Przyjacielem? Jestem. Uwierz
mi proszę. Przekonasz się o wszystkim w swoim czasie. Nie wiesz jaki jest
mój ojciec - Paulina jednak wiedziała dokładnie o co mu chodzi…
-Wiem że to ciężkie, ale spróbuj zobaczyć we mnie kogoś innego niż tego
głupiego chłopaka
wyśmiewającego Gryfonów. Proszę... - Patrzył na nią
tymi swoimi szarymi oczami w tak ciepły sposób że nie była w stanie mu nie
wierzyć. Wtedy zrobił coś co tak w nim kochała. Bez zbędnych słów przytulił
ją do siebie. Delikatne objął w pasie a drugą ręką gładził po głowie. Stali
tak dość długo nie przejmując się że ktoś ich zobaczy. Dla nich ważny był
ten jedyny moment. Paulina stojąc tak zastanawiała się jak to możliwe by w
jednym momencie pawała zemstą do Draca a za chwilę była zdolna zrobić dla
niego wszystko? Znów czuła jego ciepło i widziała w nim tego chłopaka z
którym zrywała boki ze śmiechu i balowała na mugolskiech imprezach całą noc.
Teraz stał koło niej idealny przyjaciel, a nie gnojek który umie tylko
wytykać cudze błędy. Od razu przeszła jej ochota na świętowanie z Gryfonami.
Chciała podzielić się z nim wrażeniami z ceremonii. Chciała mu wszystko
wytłumaczyć.
- Draco?
- Tak słucham cię? - rozmawiali nadal w
objęciach.
- Masz chwilkę dla mnie. Może przejdziemy się i porozmawiamy?
-Paul
tematu Draca...
- Znałaś go wcześniej?
- Zapytał z zaciekawieniem i przyglądając się dziewczynie.
Paulina
przybliżyła im całą historię z wcześniejszym pobytem w Hogwarcie. Nie
wspominała
jednak o ich wspólnych wypadach i o tym że nocowała u niego w
sypialni. Śmiała się jednak w duchu co by sobie o niej wtedy
pomyśleli...
- Mogę mieć do was jeszcze prośbę?
- Oczywiście - Chłopcy
odpowiedzieli chórem co jeszcze bardziej rozbawiło Paulinę.
- Nie chcę
opowiadać tego setki razy, więc jeśli się ktoś was o to zapyta powiedzcie
mu.
Tylko nie dodawajcie żadnych pikantnych szczegółów dobrze - tu
popatrzyła na nich
rozbawiona i uśmiechnęła się flirciarsko. Rozpoznała
też w tłumie bawiących sę osób kilka
znajomych twarzy. Zapamiętała
Harry'ego Hermionę Rona Bliźniaków i kilka dziewczyn. Hermiona
mówiła że najwyraźniej będzie mieszkała w ich pokoju.
- Chodź z nami
- po chwili bliźniacy pociągnęli ją w głąb pokoju i wcisnęli jej w rękę
butelkę zimnego kremowego piwa.
- No wiecie co dobre- Paulina
zaśmiała się i usiadła na czerwonej kanapie stojącej pośrodku
żółtego
pokoju. Przez gwar i głośną muzykę ledwo słyszała co do niej mówią Gryfoni.
Bawiła
się jednak wyśmienicie żartując i popijając zimny napój razem z
nowymi znajomymi. Cudownie
jej się spędzało czas z Fredem i Georgem, z
Harrym i Hermioną. Wszyscy Gryfoni byli dla
niej przyjaźnie nastawieni.
Sądziła że zrobiła na ich dobre wrażenie upakażając Malfoya.
Wiedziała
przecież że Ślizgoni nienawidzą się z Gryfonami. Było jej jednak wszystko
jedno.
Liczyło się teraz dla niej to że poznała wspaniałych ludzi.
Najbardziej jednak cieszyła się
z faktu że nie do końca wszystko
skończyło się między nią a Draco.
** ** ** ** ** ** ** ** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
Gdy
około godziny 3 nad ranem wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi w
wspólnym została jedynie Paulina i Fred. Siedzieli tak chwilę na kanapie
rozmawiając o wszystkim i o niczym. Fred uprzedzał ją przed Snapem,
opowiadał jej dokładnie to wszystko o czym wcześniej mówił jej Draco. Doszły
jedynie opowieści o dowcipach jego i Georga. Paulina nie mogła uwierzyć w
te wszystkie dowcipy jakie wyprawiali.
- Będę już szła spać. Nie chcę
zasnąć na Eliksirach... a właśnie... nawet nie wiem kto jest
prefektem
naszego domu? - Spojrzała na Freda i wyczekiwała odpowiedzi...
Fred
dotknął różdżką szaty na piersi i oczom Pauliny ukazała się plakietka
"Fred - Gryfindor
- Najlepszy prefekt w szkole". Uśmiechnął
się szczerze do dziewczyny.
- O przepraszam, składam gratulacje... -
Paulina zaśmiała się, nie dokończyła jednak zdania
jak Fred wręczył jej
plan zajęć. Przejrzała go szybko, aby zorientować się z kim i jakie
będą
mieli jutro lekcje.
- W tym roku mamy prawie wszystkie lekcje z
Krukonami. Na całe szczecie! Tylko znów dowalili nam Eliksiry z
Ślizgonami. I do tego Snape... Nie mów nikomu dobrze tego co ci teraz
powiem, bo to tajemnica... Miała być "niespodzianka" ale już nie
mogę wytrzymać i ci powiem...
Paulina automatycznie na słowo
niespodzianka i tajemnica aż podskoczyła. Musiała przyznać że lubiła takie
"ploteczki" i wszelkiego rodzaju tajemnice.
-Słucham uważnie -
nachyliła się w stronę chłopaka i słuchała jak ten szepcze jej coś do
ucha.
W pewnym momencie aż zamarła...
- Snape? To On będzie uczył
obrony przed czarną magią??? Już wiem dlaczego przy stole
nauczycieli
brakowało mi kogoś... Było mniej nauczycieli niż przedmiotów! -
Powiedział to
chyba troszkę za głośno bo Fred aż się zląkł. Zakrył jej
usta dłonią i wyszeptał jedynie
"Ććććśśśś"... Paulina była z
tego zadowolona. Lubiła Snapa. Przynajmniej jako towarzysza
do rozmów i
spędzania czasu. Nie przyznała się jednak o tego.
Odciągnęła rękę
chłopaka od swoich ust i powiedziała już troszkę ciszej
- Ja już będę
szła spać... Dobranoc
- Dobranoc Paulino - Odpowiedział jej i skierował
się w stronę męskiej sypialni, gdy już
znikał w mroku korytarza widać
było już tylko jego plakietkę... "Fred - Gryfindor -
Najlepszy
prefekt w szkole" połyskującą na żółto i czerwono.
** ** **
** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **
** ** **
Gdy znalazła się w sypialni wszystkie dziewczyny już
spały. Dopiero teraz zauważyła że
zagadała się z chłopakiem. Była 5 w
nocy. Wtedy zobaczyła dwa listy. Koło nich leżała karteczka.
"Listy
zaadresowane są do ciebie Padlino. Wypuściłyśmy już sowy bo się strasznie
niecierpliwiły. Dobrej nocy. Hermiona"
Jej Pismo było bardzo
staranne i dokładne.
Pierwszy list był krótki. Draco Życzył jej dobrej
nocy i zapraszał na spacer po śniadaniu,
przed lekcjami.
Drugi list
natomiast był pisany na eleganckim pergaminie. Poznała od razu pieczątkę
lakującą.
To był list od jej ojca. Po przeczytaniu usiadła na łóżku i
zakryła twarz rękoma... Cicho
szlochając szeptała sama d
siebie...
-Dlaczego oni go tak wykorzystują, dlaczego on się nie wycofa.
Nic przecież nie ma do
stracenia. Tak bardzo się o niego martwię...
Zmęczone od łez i braku snu oczy Pauliny same się zamykały. Paulina
przyłożyła twarz do
poduszki i od razu odpłynęła w krainę błogiego
snu...
Kolejna część mojego opowiadania. Zapraszam do
czytania...
"Nowy członek gangu
Weasley'ów"
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
W pokoju Ślizgonów
właśnie kończyła się impreza. W przeciwieństwie do Gryfonów uczniowie
tego domu zaczęli się rozchodzić dopiero po 5... Draco jednak siedział w
swojej sypialni
już dłuższy czas. Cierpiał okropnie, przeżywał katorgi
jakich jeszcze nigdy nie doświadczył.
Odczuwał ból tak przerażający, że
aż nie do opisania. Ból zadany mu przez Mroczny Znak
Czarnego Pana.
Draco był już prawowitym śmierciożercą. Wypalono mu czarną czaszkę na
ramieniu pod koniec 5 klasy Hogwartu. To było jego przeznaczenie. Miał
stać się sługą
Voldemorta od zawsze. Jego ojciec Lucjusz Malfoy,
najwierniejszy ze sługów Sami-Wiecie-Kogo, zadecydował o tym, w chwili
narodzin syna. W tym momencie Draco przeklinał go na wszystko, wiedział że
to przez niego tak cierpi. Ostatkiem sił próbował myśleć racjonalnie.
Próbował zachować resztki spokoju i opanować się. Chciał zaradzić tej
sytuacji jak najszybciej. Gorączkowo szukał w swojej głowie zaklęcia które
pomogłoby mu uśmierzyć ból. Tak bardzo cierpiał. Nic nie pamiętał. Teraz
przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu eliksiru mogącego zaradzić tej sytuacji.
Wiedział że istnieje tak owy... Nie chciał jednak prosić Snapa o pomoc.
Wiedział że będzie zadawał pytania. Pytania na które nie mógłby mu
odpowiedzieć...Poza tym była 5 w nocy. Nie chciał nikogo budzić. Ramie
piekło go okropnie. Siedział skulony na swoim łóżku kurczowo ściskając rękę.
Po jego bladym czole spływały krople potu. Nie mógł już wytrzymać tak
okropnego bólu.
Drżącą ręką sięgnął po mahoniową różdżkę i cichym,
zmęczonym głosem wyszeptał zaklęcie
"Sklifido". Poznał je
dzięki spotkaniom ze śmierciożercami. Pomagało ono w maskowaniu
Mrocznego Znaku. Dzięki temu nikt nie domyśli się że jest sługą
Voldemorta. Osłabiony bólem padł na pościel. Zastanawiał się teraz z jakiego
powodu Voldemort przypomina mu o sobie.
Czyżby chciał zwołać wszystkich
śmierciożerców? Nie mógł już jednak myśleć racjonalnie...
Zemdlał.
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** ***
Następnego dnia Paulina wstała na tyle
wcześniej by zdążyć się odświeżyć i przygotować do
pierwszego dnia w
nowej szkole. Po porannej toalecie, całkowicie przyszykowana zeszła do
pokoju wspólnego. Schodząc po schodach zauważyła że nie ona jedna była
już na nogach. Na
dywanie przed kominkiem siedzieli bliźniacy. Grali w
magiczne szachy. Gdy zbliżyła się do
nich zauważyła na twarzy Georga
triumfalny uśmiech. Widocznie wygrywał z Fredem. Postanowiła troszkę pomóc
koledze. Zbliżyła się jeszcze bardziej do graczy, przechodząc koło nich
wyciągnęła palec wskazujący w stronę szachownicy i siłą woli przesunęła
skoczka Freda na C4.
-Szach i mat George. - uśmiechnęła się serdecznie i
podeszła do kanapy. Usiadła na niej i
spojrzała na chłopców. Oni także
patrzyli na nią. Byli zaszokowani. W końcu Jeden z nich
odezwał się
nagle...
- Paulina jesteś Brimagiem, ale czad! - Fred wrzeszczał jak
oszalały. W jednej chwili
znalazł się koło dziewczyny na czerwonej
kanapie. Objął ją figlarnie ramieniem i podsunął
się do niej...
-
Kiedy chciałaś nam to powiedzieć? co? Wiesz ile dzięki temu można zrobić
kawałów???
Wyobraź sobie latające po sali składniki eliksirów, albo
można by podokuczać Filth'owi...
Jestem z ciebie dumny! - Fred
uśmiechał się tak szczerze że widać było jego bielusieńkie
ząbki. Twarz
miał teraz rozpromienioną i pełną szczęścia. Paulina roześmiała się
przyjaźnie.
- Fred miałam wam powiedzieć później. Najpierw chciałam tą
umiejętność wykorzystać przeciw wam. No cóż miała być niespodzianka, już
myślałam że może zrobię jakiś fajny dowcip. Co powiedzielibyście na
lewitującą po całym zamku bieliznę? - Paulina roześmiała się jeszcze
głośniej. Tym razem wtórowali jej także bliźniacy. Sama myśl o takim żarcie
wywoływała u nich napady śmiechu...
- Coś czuję że mamy nową koleżankę i
znawczynię w robieniu kawałów... - George wstał i
usiadł po drugiej
stronie dziewczyny. Bliźniacy patrzyli teraz na siebie porozumiewawczo.
-
Fred... jak myślisz... powinniśmy powiedzieć jej o Huncnotach?? - chłopak
tylko się
uśmiechnął. Paulina z zaciekawianiem czekała na kolejną dawkę
opowieści o wybrykach
Weasley'ów w Hogwarcie... I tym razem nie
zawiodła się. Jak potem powiadomili ją bliźniacy.
Stała się prawowitym
członkiem gangu Weasley'ów...
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** ***
Na śniadanie zeszła z Fedem
i Georgem. Gdy weszli do Wielkiej Sali nie było prawie nikogo.
Jedynie
przy stole Ślizgonów siedziało kilka osób, w tym Draco. Paulina zauważyła że
coś z
nim nie tak.
- Idźcie usiądźcie, ja zaraz do was dołączę
dobrze? - Paulina nie oczekiwała jednak
odpowiedzi. Podeszła do stołu
Slitherinu. Malfoy siedział na samym jego końcu. Zbliżyła się
do niego,
pocałowała w policzek i bez słowa usiadła. Gdy ten popatrzyła na nią
zauważyła że
ma podkrążone oczy. Zapewne nie spał lub balował do późnych
godzin wieczornych.
- Coś się stało? - Zapytała z troską.
- Nic, nie
martw się o mnie. - Draco spojrzał się na nią przyjaźnie i obdarował
Paulinę
nikłym choć szczerym uśmiechem. - Zjedz śniadanie. Przyjdę po
ciebie i przejdziemy się
przed lekcjami na błonia, tak jak obiecałem.
Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
Paulina odeszła zostawiając go sam na
sam ze swoimi myślami. Gdy usiała przy stole
Gryfindoru bliźniacy byli w
trakcie konsumowania ( a raczej pochłaniania) swojego
śniadania.
Dziewczyna postanowiła, że skoro wydało się że jest Brimagiem to nie będzie
ukrywała swoich zdolności. Wyciągnęła rękę i zaraz wpadła do niej świeża
słodka bułeczka z
rodzynkami. Fred i George byli nadal pod wielkim
wrażeniem umiejętności Pauliny. I choć
widzieli je nie po raz pierwszy
(Dziewczyna dała im próbkę swoich możliwości kinetycznych
zaraz po tym
jak wyjawiła im prawdę), nadal robiły one na nich nie małe wrażenie. Paulina
uśmiechnęła się do nich posyłając przyjazne choć ironiczne spojrzenie
mówiące "ja tak umiem a wy nie".
Po około 15 minutach
uczniowie zaczęli schodzić się do wielkiej sali. Paulina była już po
śniadaniu. Czekała już tylko na Draca. Po chwili podszedł do niej.
Wyciągnął do niej rękę
i pomógł jej wstać od stołu.
- Spotkamy się po
lekcjach. - Paulina pożegnała się z kolegami i obejmując w pasie chłopaka
wyszła z komnaty. Malfoy szedł z nią objęty wcale nie przejmując się tym
co inni powiedzą.
Teraz chciał tylko z nią rozmawiać. Stawała się powoli
jego przyjaciółką. Najlepszą i chyba
jedyną jaką miał.
W drodze na
szkolne błonia minęli Pancy Parkinson która spojrzała na nich wilce
zdziwiona.
Może zaszokował ją fakt iż tak szybko się pogodzili, a może
fakt że Draco obejmował Paulinę czule ramieniem...
*** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
- Nie wyglądasz za dobrze? Balowałeś do późna prawda - Paulina
popatrzyła na przyjaciela
wielce rozbawiona. On jednak nic nie
powiedział. Był myślami zupełnie gdzie indziej. Jakby
jakaś inna sprawa
całkowicie zaprzątała mu umysł.
Bez słowa zatrzymali się i usieli na
mokrej od porannej rosy, trawie. Dziewczyna
przyglądała mu się z
zaciekawieniem. Czekała aby to on się odezwał. Teraz była pewna że to
nie przez wczorajszą imprezę jest wykończony. Po jego zamyślonej i
wielce poważnej minie
mogła wywnioskować że to coś bardzo ważnego.
Obawiała się że nie będzie chciał jej o tym
mówić.
Ciepłe promienie
słoneczne ogrzewały jej skórę, a delikatny poranny wiatr
przeczesywał
jej włosy. Była tak ciekawa co trapi chłopaka. Nie pytała jednak. Ta cisza
koiła obojgu zmysły. Podsunęła się do Draca i oparła głowę na jego
ramieniu. Nadal się
nie odzywali. Chłopak po raz koleiny bezinteresownie
objął ją ramieniem i przyciągną jeszcze
bliżej. Siedzieli by tak
wieczność gdyby nie wołania dochodzące z zamku.
- Paulina mamy 5 minut
do rozpoczęcia się zajęć... pośpiesz się bo już pierwszego dnia się
spóźnisz, leć szybko po książki. - To była Levander. Paulina spojrzała
na Draca.
- Muszę już iść. Nie martw się. Wierze że poradzisz sobie ze
wszelkimi przeciwnościami losu. A jak nie pamiętaj że jestem z tobą. Oparła
swoją dłoń o jego ramie i na pożegnanie
posłała mu ciepłe spojrzenie.
Levander czekała na nią przy wielkich drzwiach prowadzących do gmachu
szkoły. Patrzyła na nią dziwienie. Jak wszyscy w szkole dziwiła się co łączy
ją z Malfoy'em. Uczniowie obecni przy ich kłótni nie podejrzewali
przecież że następnego dnia będą znów normalnie rozmawiać, co dopiero
obejmować się czule i spacerować po szkolnych błoniach. Paulina
przyśpieszyła kroku. Spojrzała na swój zegarek. Wskazówka w kształcie
piorunu bardzo szybko zbliżała się do napisu Transmutacja. No cóż musi się
pośpieszyć jeśli nie ma zamiaru stracić już pierwszego dnia punktów.
Wleciała do pokoju wspólnego Gryfindoru, złapała w locie torbę z
podręcznikami którą zostawiła rano przy kominku. Jeszcze raz upewniła się
czy ma wszelkie potrzebne jej rzeczy i wybiegła z domitorium. Szybkim
krokiem przemierzała wraz z Levander korytarze szkoły w poszukiwaniu komnaty
w której odbywały się zajęcia z profesor McGonagal.
Zziajana wpadła
do sali i gorączkowo poszukiwała wolnego miejsca. Miała nadzieje że usiądzie
z którąś z Gryfonek jednak ku jej niemiłemu zaskoczeniu wszystkie miejsca
koło nich były już zajęte. Dopiero po chwili dojrzała wysokiego chłopaka o
ciemno brązowych włosach. Miejsce koło niego było wolne
- Mogę się
przysiąść? - Zapytała uprzejmie
- Pewnie, siadaj. Jestem Tom Haltmont -
Krukon.
- Paulina Bringot, jestem z Gryfindoru. Uścisnęła jego dłoń i
zaczęła powoli wypakowywać
swoje podręczniki. Miła jednak nadzieje że na
dzisiejszej lekcji będzie praktyka a nie
teoria. Nienawidziła tego
drugiego.
- Witam wszystkich w 6 już roku nauki w Szkole Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie. Mam
nadzieje że i ten rok będzie dla was
owocny w nową wiedze - starsza kobieta weszła do klasy
wygłaszając ten
jakże nudny monolog - Na początek... niech się zastanowię, Otwórzcie
podręczniki na stronie 12 przeczytajcie o zamianie roślin w zwierzęta i
zróbcie
wyczerpujące notatki. - Tu na chwilę zamilkła i dało się
słyszeć jedynie pomruki
niezadowolenia w klasie. - Panno Bringot, proszę
za mną. - Tu gestem dłoni wskazała drzwi
które otworzyła.
- Zaczyna
się - Pomyślała Paulina - Znów kolejne wykłady na temat zapoznawania się i
przestrzegania regulaminu szkoły. Była do tego już przyzwyczajona,
jednak za każdym
razem irytowały ją ciągłe przypomnienia itp...
-
Panno Bringot, wie pani doskonale o wszelkich zasadach panujących na terenie
szkoły
prawda? Jestem opiekunką Pani domu więc moim obowiązkiem jest
zapoznać panią z nimi -
Paulina przytaknęła jedynie i oczekiwała
dalszego wykładu.
- Doszły mnie słuchy że jest pani Brimagiem, czy to
prawda? - Paulina wstrzymała oddech.
Zastanowiła się chwilę, czy może
zakazane są takie umiejętności w tej szkole.
- Tak jestem Brimagiem, ale
czy to karalne, bo jeśli tak to ja...
- Nie, nie pod żadnym względem nie
jest to zakazane u nas w szkole. Karalne staje się
jedynie kiedy
zostanie użyte w nieodpowiedni sposób. Zrozumiałyśmy się młoda damo? -
Tu McGonagal spojrzała na nią srogo choć spod jej okularów widać było
dobroć bijącą z jej
oczu.
- Oczywiście, a czy teraz mogę wrócić do
klasy? - Paulina chciała mieć już za sobą tą
rozmowę, chciała też zrobić
w końcu notatki z Transmutacji, żeby nie mieć nic zadane na
potem.
-Tak oczywiście - McGonagal znów pchnęła ciężkie drzwi.
Wszyscy w klasie byli pochłonięci
pracą, jedynie Krukon z którym
siedziała w ławce spojrzał się serdecznie. Za chwilę jednak
znów wsadził
nos w książkę i uważnie coś notował. Paulina przyłączyła się do niego. I tak
mijała jej pierwsza lekcja w Nowej szkole
*** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Na szczęście lekcje minęły jej szybko. Z palu wynikało że o
przerwie obiadowej nie mają już
lekcji. To był chyba najluźniejszy dzień
w całym planie. Gdy Paulina była w drodze do
Wielkiej Sali, spostrzegła
Freda idącego samotnie korytarzem. Widocznie jej nie usłyszał
ani nie
zobaczył bo nadal smętnie podążał na obiad. Coś podkusiło dziewczynę. Wyjęła
różdżkę i skierowała ją w stronę chłopaka...
- "Kostopis" -
wyszeptała zaklęcie a z jej różdżki wyleciał ciemnogranatowy strumień
światła. W jednej chwili skumulował się nad głową chłopaka. Gdy dym
zaczął opadać oczom
wszystkim ukazały się długie aż do pasa włosy Freda.
Chłopak zdezorientowany rozejrzał się
dookoła. Paulina próbowała
przybrać pozę nie zainteresowanej całym zdarzeniem a twarz ułożyć w minę
"co złego to nie ja". Jednak nie mogła opanować śmiechu na widok
kolegi. Teraz jego czerwone włosy delikatnie opadały mu na plecy.
-
Pasuje ci ta fryzura Weasley! - Paulina chciała naśladować ton głosu
Draca ale za chwilę
parsknęła śmiechem.
- To cię tak śmieszy? To co
powiesz na to...? - Fred błyskawicznie wyjął różdżkę i
wykrzyknął
zaklęcie
- "Pantakor"! - Nagle różnokolorowy dym zawirował
naokoło dziewczyny. Gdy rozmył się zobaczyła że jej włosy nie są już
brązowe. Teraz każde pasemko miało inny kolor.
- No widzę Fred że znasz
zaklęcie błyskawicznego farbowania... Świetna rzecz. - Paulina
wybuchła
śmiechem. Nie mogła się opanować na widok Freda z długimi włosami jak u
dziewczyny.
Dodatkowo sama myśl o jej wyglądzie śmieszyła ją nie
miłosiernie.
- Pasuje ci ta fryzura, może jej już nie zmieniaj co? -
Paulina podeszła do rozweselonego
chłopaka, ten natomiast wziął ją pod
rękę przyjaźnie.
- Widze że mamy tego samego fryzjera Weasley. Sadze
jednak że ładniej by ci było z dwóch
warkoczykach...
Śmiejąc się
i żartując na temat swojego wyglądu weszli na obiad. Gdy pchnęli drzwi do
sali
panował w gwar. Myśleli że nikt nie zauważy ich
"metamorfozy". Było jednak inaczej.
Nagle wszyscy uczniowie
patrzyli na nich. Nawet nauczyciele przyglądali się wszystkiemu
z
zaciekawieniem. Gryfoni, Krukoni i Puchoni ryknęli szczerym śmiechem.
Ślizgoni natomiast
uśmiechali się ironicznie wskazując palcami na parę.
Draco spojrzał jedynie na Paulinę,
uśmiechnął się serdecznie i wskazał
jej uniesione kciuki. Dziewczyna krzyknęła do niego...
- Tobie też
przefarbuję włosy, nie martw się! - Draco roześmiał się głośno i
pomachał do
dziewczyny. Ta natomiast usiadła przy stole Gryfindoru i
zabrała się za obiad.
Chciała już prosić o podanie półmisku z sałatką,
jednak rozmyśliła się. Wyciągnęła rękę i
naczynie samo do niej
przyleciało, za chwilę to samo stało się z ziemniaczkami pieczenią i
sokiem z dyni. Uczniowie byli w szoku. Tylko Fred i Georg którzy
siedzieli po obu stronach
dziewczyny nie byli zaskoczeni. Ślizgoni z
otwartymi ustami przyglądali się całej
sytuacji. Nie codzień przecież
widuje się lewitującą zastawę nad stołem
Paulina pogładziła Freda po włosach i dodała...
-
Jesteś tu nowa? Może zostaniemy przyjaciółkami... wiesz bardzo podobają mi
się twoje włosy
- Paulina uśmiechnęła się figlarnie do chłopaka i cały
stół ryknął śmiechem. Przez resztę
posiłku wszyscy robili zabawne uwagi
na temat nowego wyglądu pary.
*** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Po sycącym
obiedzie, Paulina nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z Draco. Przy
stole
Gryfindoru siedzieli jeszcze bliźniacy i jej nowe koleżanki z
domitorium. Rozejrzała się po
sali żeby upewnić się że chłopak tam nadal
jest. Nie zauważyła go więc zrezygnowana wstała i już miała iść na błonia
sam gdy ktoś ją objął od tyłu. Poczuła delikatny zapach wanilii.
- No to
co idziemy? - zapytał się i bez zastanowienia wziął ją za rękę i pociągnął w
stronę
wyjścia...
- I jak było na lekcjach? - Draco obrzucał ją
teraz milionami pytań. Chciał się dowiedzieć
jak jego przyjaciółka
spędziła dzisiejszy dzień. Znów usiedli na szkolnych błoniach. Tak
jak
rano zapomnieli o wszystkim. Pogrążeni w ciekawej rozmowie nie dbali
o to co ma się wydarzyć ani o to co było. Teraz najważniejsza dla nich była
ta jedyna wyjątkowa chwila.
Tymczasem na wielkiej sali toczyła się
zażarta dyskusja między dwoma osobami...
- Daj sobie spokój, czy ty
naprawdę jesteś taki ślepy? Czy ty nie widzisz że ona czuje coś do Malfoya?
Naprawdę tego nie rozumiesz?
- Nie, ona nie jest taka. Poznała by się na
nim i na pewno by go olała. Może są jedynie przyjaciółmi..
- Naprawdę w
to wierzysz? Czy ona całuje każdego znajomego na przywitanie, czy z każdym
się obejmuje? Zobacz jak oni na siebie patrzą... Nawet Malfoy nie przejmuje
się spojrzeniami i szeptami innych. Oni naprawdę mają ku sobie... Mówię ci
po raz kolejny, daj sobie spokój...
Drugi chłopak nie odezwał się już
więcej. Bez słowa wstał i skierował się w stronę swojego
domitorium. Po
drodze zobaczył przez szyby wychodzące na szkolne błonia siedzącą razem
parę.Obejmującą się i rozmawiającą z zaciekawieniem.
- Może on miał
rację, może to nie ma sensu, może jestem na straconej pozycji. - W milczeniu
podążał do pokoju wspólnego swojego domu.
- Kremowe piwo. - Podał
hasło i usiadł na czerwonym dywanie przed kominkiem. Patrzył dziwnie
nieobecnym wzrokiem na szachownice. Pionki stały rozstawione tak jak rano.
Wziął do ręki jeden z pionków...
- Skoczek na C4... - powiedział sam do
siebie, oglądając figurę jakby widział ją po raz pierwszy.
- Czy to
możliwe, czy to możliwe w tak krótkim czasie...? - Znów szeptał do
siebie.
- Fred co z tobą? - do pokoju wspólnego wpadła cała
rozpromieniona Paulina. - Czy coś się stało.
Nic nie odpowiedział,
odstawił figurę i posłał jej obojętne spojrzenie na pożegnanie.
-
Georg... czy powiedziałam coś nie tak? - Nie uzyskała jednak odpowiedzi.
Uniosła jedynie dłoń i skierowała ją w stronę szachownicy. Siłą woli
odstawiła ją na biurko stojące pod oknem.
- Nie rozumiem facetów...
cholera.
Skierowała się do swojej sypialni nadal myśląc czy nie
popełniła nigdzie głupiej gafy.
Podeszła do lustra i przejrzała się
uważnie swojemu odbiciu. Jej włosy nadal miały różny
kolor. Paulina
uśmiechnęła się sama do siebie i padła na łóżko. Myślała teraz tylko o
jednej, wyjątkowej osobie. Myślała o...
Zapraszam na kolejną
część mojego ff. Przez święta mam więcej czasu do pisania więc na
kolejne party nie będziecie długo czekać (jeśli ładnie poprosicie)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
"Słowa są tu
zbędne". (lub jak ktoś chce 2 tytuł) "Hej dziewczyno nie mów nic,
czas na miłość" - słowa z piosenki
"myslowitz”…
Leżała na plecach patrząc w sufit.
Ciągle o nim myślała. Wstała i podeszła do okna. Ciągle
o nim myślała.
Usiadła na parapecie i delektowała się świeżym, rześkim powietrzem. Ciągle
o nim myślała. Nagle zerwała się na równe nogi.
-Boże.. ja powoli
wariuje. Musze zająć czymś innym myśli - Dziewczyna podeszła do szafeczki
nocnej i odsunęła szufladę. Wyjęła z niej błyszczyk. Przeciągnęła nim
lekko usta. Podeszła
do lustra i jeszcze raz się przejrzała. Samoistnie
uśmiechnęła sie do swojego odbicia. Widok
dziewczyny o różnobarwnych
włosach rozbawił by każdego. Postanowiła usunąć jednak skutki
zaklęcia
Freda. Sięgnęła do kieszeni szaty i wyciągnęła hebanową różdżkę.
-
"AntiPantakor". No nareszcie. - Jej włosy nabrały teraz dawnego
koloru, delikatnego
brązu podobnego do koloru mlecznej czekolady.
-
No może jeszcze coś z nimi zrobię... hmmm... "Pratiktos". - teraz
jej włosy lekko się
podkręciły. Paulina znała wiele zaklęć dotyczących
wyglądu. Uważała bowiem ze to strata
czasu siedzieć i
"pięknić" się przed lustrem. Teraz szybkim krokiem skierowała sie
do
pokoju wspólnego. Schodząc po schodach znów zauważyła postać siedzącą
na dywanie przed
kominkiem. To był Fred. Siedział tam wertując książki.
Wydawało jej się że to podręczniki
do Transmutacji 7 klasy. Musieli im
zadać już pracę domową pierwszego dnia...
Spojrzała na nią jakoś inaczej,
potem jednak powrócił do swojego
dawnego zajęcia. Co chwilę jednak
zerkał na dziewczynę jakby chciał się upewnić że nadal
jest w
pomieszczeniu. Paulina usiadła na kanapie zaraz za chłopakiem. Przyglądała
mu się z
zaciekawianiem, on jednak nie zwracał już na nią najmniejszej
uwagi. Panowała głucha cisza.
Paulina nie mogła się powstrzymać i już
chciała coś powiedzieć, gdy przypomniała sobie
obojętny wzrok chłopaka
zaraz po tym jak wróciła ze szkolnych błoni.
- Może powiedziałam coś nie
tak - Teraz Paulina przeszukiwała myśli, chciała odnaleźć tą
chwile w
której mogła urazić chłopaka. Nie przypomniała sobie jednak niczego.
Pamiętała
jednak tylko poranną partię szachów, śniadanie,
"kłótnię" na korytarzu no i obiad.
Pamiętała też jego
roześmianą twarz i szczere spojrzenie. Chciała jakoś przerwać milczenie,
tak aby o on pierwszy zaczął rozmowę. Nie chciała się mu
narzucać...
Podniosła dłoń i delikatnym kiwnięciem, za pomocą telekinezy
przełożyła stronę w jego
podręczniku. Początkowo nic nie robił.
Zatrzymywał w locie przelatujące kartki. W pewnym
momencie jednak się
odezwał. Paulina myślała że zażartuje albo zrobi jakąś zabawną
dygresje
ten natomiast szorstko i zimno na nią popatrzył...
- Bringot możesz
przestać, nie widzisz że w przeciwieństwie do ciebie ktoś pracuje ? - jego
słowa były zimne. Poczuła się jakby ktoś przyłożył jej kawał lodu do
karku. Po jej plecach
przeszedł dreszcz...
- Od kiedy mówisz mi po
nazwisku Fred? - Paulina przyjęła niewinny wyraz twarzy i już miała
zamiar znowu zażartować gdy ten posłał jej wyniosłe spojrzenie. Paulina
nie zdążyła nic
powiedzieć jak rozległo się pukanie do drzwi. Chciała
wstać i otworzyć żeby przestać myśleć
o tym dziwnym jak dla niej
incydencie ale Fred ją wyprzedził. Z kanapy doszły ją jedynie
strzępki
rozmowy...
- Czego tu chcesz? Zgubiłeś się? - Fred mówił tak ironicznie
jak nigdy dotąd.
- Zamknij się Weasley... nie jestem tu dla ciebie. Rusz
dupę i zawołaj ją tu. - Paulina
rozpoznała głos drugiego chłopaka. To
był Draco. Ucieszyła się ze nareszcie wyrwie się z
tej niezdrowej
atmosfery. Jednak to nie był koniec kłótni chłopaków...
- Sam ją sobie
zawołaj, nie jestem twoją służbą Malfoy. -Fred stał jednak nieugięty,
zasłaniając wejście do pokoju wspólnego.
- Odsuń się Weasley! -
Drako popchnął go i wszedł do pokoju Gryfindoru. Nagle na
jego twarzy
pojawił się serdeczny uśmiech co jeszcze bardziej ku zdziwieniu Pauliny
rozzłościło Freda.
- Przyszedł twój ukochany Paulino... - Teraz
słowa jednego z Bliźniaków były kąśliwe jak
nigdy dotąd. Paulina nie
poznała w nim chłopaka z którym żartowała podczas śniadania.
Teraz
naprawdę poważnie zastanawiała się czy wszyscy w Hogwarcie mają drugą
twarz.
- Zamknij się, - teraz i ona postanowiła nie być mu dłużna.
Spojrzała na niego z wyższością
i zrobiła coś co wiedziała że go
rozwścieczy... Nie wiedziała dlaczego na pewno jej
posunięcie go
zirytuje. Podeszła do Draco i pocałowała go w policzek i objęła w pasie.
-Ładnie wyglądasz... - Malfoy natomiast przytulił ją ramieniem i już
miał zamiar iść gdy
dziewczyna ponownie się odezwała.
- Poczekaj
chwilę wezmę tylko ze sobą książkę, dobrze? - tu spojrzała słodko na
chłopaka, a
ten jej tylko przytakną. Paulina po raz kolejny wykorzystała
swoje umiejętności kinetyczne i
przyciągnęła do siebie podręcznik leżący
na stole. Specjalnie pokierowała jego lotem tak by
ten ugodził rudzielca
w głowę.
- O… przepraszam - uśmiechnęła się ironicznie, złapała w
locie książkę i pociągnęła za rękę
Draco rzucając Fredowi obojętne
"cześć".
Słychać było już tylko jej niknący głoś w głębi
zamku.
Jeszcze przez chwilę jeden z Weasley'ów stał pośrodku pokoju
wspólnego Gryfindoru. Masował obolałe od uderzenia miejsce. Bolało go
okropnie, nie tylko guz który automatycznie wyrósł
na czubku jego rudej
głowy. Bolało go w środku. Jakby stracił coś na zawsze...
-Dlaczego ja
to zrobiłem, jaki jestem głupi. - stał tam jeszcze przez pewien czas zadając
sobie pytania na jakie nie miał odpowiedzi. - Czy ja przypadkiem nie
jestem... zazdrosny?
- Jesteś i to bardzo. - ten głos wydobył się z
wnętrza ciemnego korytarza prowadzącego do
męskiej sypialni. - Denerwuje
cię to ze spędza czas z tym bubkiem Malfoyem...
- Zamknij się George... -
Fred przybrał teraz minę zbitego psa. Usiadł z powrotem na dywanie
i
otworzył podręczniki. Nie mógł się teraz skupić na tym co robił. Pióro
wypadało mu z
dłoni robiąc to nowe kleksy na pergaminie... Odgarnął z
twarzy nadal długie włosy których
postanowił nie ścinać. Jego oczy nie
były obecne. Błądziły gdzieś daleko poza ścianami pokoju
wspólnego
Gryfindoru. Teraz miał przed nimi obraz śmiejącej się Pauliny. Spędzającej
czas z
jedyną osobą którą tak naprawdę szczerze nienawidził. Spędzającą
czas z Draconem Malfoyem.
*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Jak zwykle
Paulina przesiedziała cały wolny czas na szkolnych błoniach ze swoim nowym
(jedynym) przyjacielem... Dzięki niemu zapominała o bożym świecie. Była
już pora kolacji
więc od razu po spotkaniu udała się na posiłek.
Pożegnała chłopaka który jeszcze postanowił
wrócić do swojego domitorium.
Szła teraz w stronę Wielkiej Sali. Wydawało jej się że wszyscy
na nią
patrzą. Zwłaszcza Gryfoni i Ślizgoni. Nie wiedziała dlaczego. Wcale jej to
nie
obchodziło. Mocno pchnęła drewniane drzwi które cicho zaskrzypiały.
Teraz była pewna, oczy
wszystkich Gryfonów skierowane były na nią.
Podejrzewała o co chodzi. Powoli, opanowanym krokiem
podeszła do stołu.
Na jej (nie)szczęście musiała usiąść na przeciw bliźniaków z którymi ( a
raczej z jednym z nich) była w nie za dobrych kontaktach. Zanim jednak
przystąpiła do posiłku
postanowiła wyjaśnić zaistniałą sytuację.
-
Już zdążyłeś nastawić wszystkich Gryfonów przeciwko mnie. - Mówiła
spokojnie, lecz w jej
głosie słychać było drwinę.
- Nie wiem o czym
ty mówisz. - Fred zrobił wielkie oczy jak by pierwszy raz w życiu widział
dziewczynę. Powoli odgarnął włosy z twarzy, pokazując przy tym niewinne
spojrzenie.
- Szybki jesteś widzę, rozumiem uprzedziłeś już wszystkich z
naszego domu, ale jak ci się
udało ze Ślizgonami? Przecież się
nienawidzicie...
A... już rozumiem. Wiadomość o tym że Gryfonką
"umawia" się z Malfoyem wszystkich zbulwersowała. - Teraz powoli
zaczynała się irytować. Nie mogła się skupić na tym co mówi. Widząc jego
niewinne spojrzenie zaczynała podejrzewać że jej oskarżenia są bezpodstawne.
Zrobiła chwilę przerwy, panowała głucha cisza. Wszyscy
uczniowie
patrzyli na tą scenę.
- Paulina... - Fred postanowił załagodzić tą
sytuację. Od czasu ich poprzedniej kłótni
przemyślał parę spraw...
-
Teraz to Paulina? A co się stało z tamtym chłopakiem który mówił mi po
nazwisku, który
miał tak ironiczny ton głosu, co się z nim stało co? -
uśmiechnęła się drwiąco.
- Paulina poczekaj... - teraz jego głos
przybrał ton błagalny
Dziewczyna pochyliła się jeszcze bliżej. Ich twarze
były blisko siebie.
- Wolę jak do mnie mówisz Bringot, podła szlamo.
Malfoy maił rację. Ty naprawdę jesteś
prostakiem- posłała mu drwiące
spojrzenie. Nagle odechciało jej się jeść. Skierowała się w
stronę
wyjścia. Była w połowie drogi do domitorium. Nie wiedziała co ma sądzić.
Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Już miała posłać mu kolejną
wiązankę. Odwróciła się i ujrzała powalające niebieskie oczy i delikatne
kości policzkowe. Wysoki męszczyzna patrzył na nią teraz ciepłym
wzrokiem
- Jak om mógł Draco? Jak on mógł...? - Paulina nie wiedziała
dlaczego nagle irytacja w jej
głosie zmieniła się w smutek i
gorycz.
- Jest idiotą. Nie rozróżnia miłości czy zauroczenia od zwykłej
przyjaźni. Nie zadawaj
się z idiotami, mówiłem ci to nie ma
sensu...
Paulina nie wiedziała co myśleć. Chciała zadawać się z tym
idiotą. Chciała spędzać z nim czas.
Żartować, uśmiechać się, oglądać
jego rozbawione oczy. Uważała że może stać się kandydatem na prawdziwego
przyjaciela. Może nie tak dobrego jak Draco ale naprawdę szczerego i
oddanego.
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Kolejne dni mijały
Paulinie pod znakiem ciężkiej harówki. Wszyscy nauczyciele skupiali się
na niej. Tłumaczyli to tym że chcą sprawdzić stan jej wiedzy gdyż jest
nowa. Przez to Paulina
miała coraz mniej czasu dla przyjaciela.
Spotykała się z nim jednak w bibliotece na szkolnych
błoniach i lekcjach
Eliksirów w profesorem Snapem. Nawet on postanowił nie odpuszczać nowej.
Ciągle zadawał pytania. Były jednak one na tyle proste żeby umiała na
nie odpowiedzieć.
Często ją chwalił, jednak nie dodawał żadnych punktów
Gryfindrowi. Paulina wcale tego nie
oczekiwała. Teraz jednak miała inne
zmartwienie. A Miało ono na imię ...
Pierwsza lekcja Eliksirów miała
się odbyć w piątek, dzień po rozpoczęciu roku szkolnego.
Przed pierwszym
września spędziła trochę czasu ze Snapem i uważała że jego lekcje mogą stać
się najciekawszym przedmiotem w całej szkole. Tak też było. Jednak profesor
dokonał złego wyboru.
Gdy Paulina zbliżała sie do lochów spotkała po
drodze Dracona. Szli razem rozmawiając i
wykorzystując każdą wolną
chwilę spędzoną razem. Pod salą stał jednak już Snape.
- Zapraszam
wszystkich do środka... TY Paulino poczekaj tu na zewnątrz. Zaraz cię
zawołam - nie czekał na jej reakcję, tylko wszedł do pomieszczenia. Za
chwilę jednak jego głowa wyjrzała zza drzwi.
- Już możesz wejść.
Paulina powoli aczkolwiek pewnie wkroczyła do sali.
- Jak już sami
wiecie Paulina będzie uczyła się na 6 roku naszej szkoły. Postanowiłem
przydzielić ją do jakiejś pary żeby zorientowała się jak wygląda praca
na naszych zajęciach.
- Tu zakończył przemowę i spojrzała po uczniach.
Paulina zrobiła to samo. Zauważyła kilka
wolnych miejsc. Jedno obok
Draco. Była prawie pewna że belfer usadowi ją właśnie tam.
Nagle spojrzał
na dziewczynę.
- Zapraszam do tamtej ławki. - tu gestem dłoni wskazał
miejsce koło Malfoya. Paulina była w
siódmym niebie. Draco uśmiechną się
od ucha do ucha, już siadała na miejscu bok niego gdy po klasie znów
rozniósł się zimny głos Snapa.
- Nie tu, panno Bringot. Proszę zająć
miejsce w ławce dalej. - Tu przystanął na mówieniu i
wskazał miejsce
koło jednej ze Ślizgonek. Ta brunetka, nie Paulina nie mogła w to
uwierzyć.
To była ta sama dziewczyna która podczas ceremonii kleiła sie
do Dracona. To była Pancy
Parkinson.
Paulina spojrzała na profesora z
niedowierzaniem, potem swój wzrok utkwiła w Draconie. On
był tak samo
zdezorientowany co ona. Po chwili jej ciemne oczy spoczęły na Pancy.
Uśmiechała się głupkowato szturchając w bok swoją koleżankę.
- To się
dopiero zacznie... - Paulina usiadła niepewnie i powoli rozpakowywała swoje
składniki.
Ostatni raz na tej lekcji spojrzała na Dracona. On także
skupił na niej wzrok. Jego
spojrzenie wyrażało głębokie współczucie i
ubolewanie.
Przez resztę zajęć Paulina musiała wysłuchiwać opowiadań co
to Draco nie czuje do
Pancy i odwrotnie. Miejscami dziwiła się dlaczego
Malfoy nie dał jej jeszcze w twarz...
no cóż może dlatego że był dobrze
wychowany (??) Jednak pod koniec lekcji padła jedna
kąśliwa uwaga która
przeważyła szalę...
- Wiesz Draco sama nie wiem jak możesz zadawać się z
tymi idiotami z Gryfindoru.
Przecież tam chodzą same szlamy albo
wyrzutki społeczeństwa. - tu skupiła wzrok na Paulinie.
Pancy położyła
dłoń na ramieniu chłopaka i dodała
- Powinieneś się trzymać ze Ślizgonami
takimi jak ja czy Adriana. - tu gestem dłoni
wskazała na blond koleżankę
siedzącą miejsce obok.
Paulina widziała że Draco omal nie podniósł na nią
ręki. Spojrzała
na niego spokojnie i przesłała wzrok mówiący "to
tylko słowa". Tak naprawdę w środku
cała trzęsła się ze złości. Sam
chciała zdzielić Parkinson. Opanowała się jednak. Nie
chciała szlabanu
już na pierwszych zajęciach... Powoli uświadamiała sobie że dobrze
zrobiła wybierając Gryfindor...
*** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Jeśli chodzi o
jej stosunki z Fredem... no cóż nadal były zimne jak góra lodowa. Przez
prawie cały tydzień się do niego nie odzywała. Gdy tylko coś zagadywał
robiła kąśliwe
uwagi i odchodziła w drugą stronę. PO upływie prawie
tygodnia nie mogła jednak się powstrzymać.
Chciała z nim pogadać...
tylko jak? Po tych wszystkich drwinach i ironicznych uwagach? Znała jednak
dobry sposób...
W dzień wyprawy do Homesgate wszyscy byli wolni od
nauki. Nikt przecież nie będzie obrabiał pracy domowej w piątek... Paulina
jak miała to w zwyczaju siedziała na kanapie przeglądając
magazyny
Quuidicha pożyczone od Pottera. Teraz zbliżyła się do niej smukła postać.
Wysoki
męszczyzna (chłopak) o długich włosach usiadł koło niej. Jednak
na tyle daleko jakby obawiał się że zaraz go ugryzie. Paulina przyglądała
mu się z uwagą. Miał piękne brązowe oczy i mocne kości policzkowe. W
odróżnieniu od swojego brata bliźniaka nie miał za wiele
piegów, a jego
włosy nie były rude. Miały raczej odcień ciemnej czerwieni, wpadającej w
barwę bordową...
Musiała to przyznać. Fred bardzo jej się podobał.
Siedział przeglądając
broszurki sklepu "Zonka" co pewien czas
zakładając za ucho czerwone pasemko włosów opadające mu na oczy. Paulina
przyglądała mu się uważnie. Nie było nikogo oprócz ich w pokoju wspólnym
Gryfindoru. Wszyscy byli już albo w Homesgate alb się tam wybierali. Paulina
postanowiła zrobić coś spontanicznego, coś na co nagle przyszła jej ochota.
Nie należała do osób wstydliwych więc z wykonaniem nie miała żadnego
problemu. Przysunęła się bliżej do chłopaka i
patrzyła teraz na niego
natarczywie. On jednak nadal zaczytany w reklamówkę nie zwracał na
nią
uwagi ( tak jej się przynajmniej wydawało). Paulina przybliżyła się jeszcze
bardziej.
Teraz wyciągnęła dłoń i szybkim jej ruchem wyrwała ulotkę z
rąk chłopaka. Dalej sprawy
potoczyły się natychmiastowo...
Spojrzała
jeszcze raz na chłopaka swoimi ciemnymi oczami. Teraz i on na nią patrzył.
Podsunęła sie jeszcze bliżej, i bliżej i bliżej. Aż wreszcie siedziała
tak blisko że
gdyby się odezwał usłyszała by jego każdy szept. Wstała
jednak. Teraz coraz bardziej się
ośmielała. Usiadła mu okrakiem na
kolanach i zbliżyła jego twarz do swojej. Ku jej ogromnemu zdziwieniu,
chłopak nie wyglądał na zdziwionego, jakby spodziewał sie tego co miało
nastąpić.
Paulina teraz zbliżyła swoją twarz do jego.
Jej usta prawie
stykały się z jego wargami.
- Nie onieśmielam cię Weasley? Nie sprawiam
że się rumienisz? - zapytała zalotnie odsuwając to przysuwając do niego
swoje usta. Odgarnęła czule jego włosy. Chłopak nic nie
odpowiedział
Patrzył teraz na nią swoimi piwnymi oczami w wyjątkowy
sposób. Nie jak kolega na koleżankę
tylko jak męszczyzna na kobietę.
Teraz i on się odrobinę ośmielił. Objął ją w pasie i
delikatnie do
siebie przyciągnął (o ile to jeszcze możliwe).
- Ani trochę Bringot...
ani trochę... - Teraz nie dał jej się odsunąć. Pocałował ją głęboko, a
paulina
odwzajemniła pocałunek. Siedzieli tak potem przez chwilę patrząc
sobie w oczy...
- No to zabieram cię na kremowe Piwo do Homesgate. -
Paulina wzięła go za rękę i podniosła z kanapy. On się nie opierał.
-
Będziemy oblewać... - Fred spojrzał jej w oczy jakby to z nich miał by
wyczytać odpowiedz...
- No ale co, - zapytał delikatnie gładząc jej
dłoń...
- No jak to co baranie, koniec mojego związku z Malfoyem. - Tu
zaśmiała się ironicznie. Fred
objął ją w pasie . Czuła teraz ciepło jego
ciała. Jego włosy pachniały jaśminem.
Mieli zamiar oblewać koniec sporu i
początek... no właśnie początek
czego...?
*** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** ***
"Widać tylko mrok i splamione krwią
dłonie..."
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
***
Prosto z pokoju wspólnego Gryfindoru skierowali się na drugie
piętro. Podążali teraz cichym
i ciemnym korytarzem w stronę klasy do
Transmutacji. Fred trzymał Paulinę za rękę jakby
obawiał się że zaraz mu
ucieknie. Dziewczyna wcale nie protestowała. Wręcz przeciwnie
podobało
jej się to. Teraz minęli komnatę gdzie odbywały się zajęcia z profesor
McGonagall.
Nagle poczuła szarpnięcie. Chwilę po tym znajdowała się już
za posągiem mężczyzny w zbroi.
- No Weasley nie pozwalaj sobie na za
wiele. - Paulina uśmiechnęła się zalotnie do rudzielca.
- Bringot nie
będę przypominał ci że to ty rzuciłaś się na mnie w pokoju wspólnym - Fred
nie
był jej dłużny.
- A więc, niech sobie pan to zakoduje że tak
więcej już nie zrobie. Sdysfakcjonuje to pana
panie Weasley?
-
Szczerze mówiąc nie bardzo. - Podsunął się trochę i już chciał ją pocałować
ale ta
zrobiła unik i spojrzała na niego zalotnie.
- A mnie szczerze
mówiąc, bardzo. - Puściła do niego oczko i pociągnęła za rękę. Teraz
dopiero zobaczyła że za nimi znajdują się schody. gdy znaleźli się już
na dole Fred
wyciągnął różdżkę z kieszeni swojej szaty. Zapukał
kilkakrotnie w ścianę. Ta odsunęła
się powoli ukazując zatłoczone
pomieszczenie. To był bar "Pod Trzema Miotłami". W całym
pomieszczeniu panował gwar i słychać było głośnie śmiechy młodzieży. W
rzeczywistości,
cały bar wypełniony był uczniami Hogwartu. Paulina
rozejrzała się po sali. Zauważyła kilka
znajomych twarzy. Przy stoliku
pod ścianą siedzieli George, Seamus Finnigan i Dean Thomas.
Widocznie
zauważyli nowo przybyłych gdyż pomachali do nich i zachęcili do
przyłączenia się.
Paulina zaraz zajęła miejsce naprzeciwko Georga a Fred
usiadł tuż obok niej.
- Widzę że już się pogodziliście, nareszcie!
Nie będę musiał wysłuchiwać ciągłego jęczenia
Fre... - tu George nie
skończył bo złapał się za kostkę i cicho jękną z bólu. Fred spojrzał na
niego wymownie posyłając złowrogi uśmieszek mówiący " jeszcze jedno
słowo a zginiesz".
- No jestem ciekawy kto wyciągną pierwszy ręke. -
Tu Paulina rozbawiona spojrzała na Freda.
- Sam nie wiem czy to można
nazwać wyciągnięciem ręki... - Fred spojrzał na nią figlarnie. -
To
raczej była napaść na moją osobę. - Zaśmiał się głośno i znów się nachylił
nad
dziewczyną. Teraz go nie odepchnęła tylko położyła dłoń na jego
policzku i namiętnie
pocałowała. To zaszokowało ich znajomych.
- I
widzicie znów to zrobiła - Fred uśmiechną się do dziewczyny i chwycił ją za
dłoń.
- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki idę potańczyć. - Paulina
wstała od stołu i poszła na parkiet. Spotkała tam pare
Gryfonek do
których się przyłączyła. Kapela tego dnia grała wyjątkowo fajne kawałki. Gdy
przetańczyła pare utworów postanowiła jednak kupić sobie jakiś napój.
Podeszła do baru i
przejrzała kartę. Znalazła coś na swoje samopoczucie.
"Drink nastroju". Podobno zmienia smak
w zależności od humoru
danej osoby. Wiedziała że drink będzie wyjątkowo słodki. Już miała
odejść gdy podszedł do niej pewien Ślizgon.
- Już myślałem że nie
przyjdziesz... - Draco spojrzał na nią wymownie poczym zamówił
kremowe
piwo, przysmak wszystkich uczniów. Paulina wzięła łyk napoju. Był
niewymownie
słodki.
- A pogodziłam się z Fredem i on mnie tu zabrał,
a ty z kim jesteś? - Tu rozejrzała się po
sali w poszukiwaniu Pancy
Parkinson.
- Nie ma jej tu. Nie z nią przyszedłem. Jestem tu sam. -
uśmiechnął się i
kontynuował - Właśnie widziałem jak się
pogodziliście... Jak my się kłóciliśmy nigdy mnie tak nie
przepraszałaś -
tu puścił do niej oczko. Widać było jednak że nie jest zadowolony z faktu
że jego przyjaciółka zadaje się z "prostakiem Weasleyem".
- Oj nie martw się. Ty nadal jesteś moim ulubionym draniem w tej szkole.
A teraz chodź ze
mną zatańczyć. - Draco nie opierał się. Zostawił
kremowe piwo które tak namiętnie popijał i
złapał dziewczynę za rękę.
Jak na zawołanie kapela zagrała jakąś ckliwą melodyjkę o smętnym
brzmieniu. Paulina przytuliła się do chłopaka i delektowała sie tańcem.
Podczas tego
niewymownie długiego utworu rozmawiali ta błahe tematy. Po
tańcu wrócili do baru po swoje
napoje. Paulina skierowała się do stolika
przy którym siedział już tylko Fred i Seamus.
- No to jak chłopaki,
który chętny do tańca. No przystojniaki ruszać się z miejsc i
podrywać
tyłeczki w rytm muzyki. - Tu Paulina figlarnie puściła do nich oczko. Seamus
zaczerwienił się a Fred spojrzał na dziewczynę swoimi piwnymi
oczami.
- Może zaproś kolegę Malfoya co? - stwierdził przekornie po czym
wziął duży łyk kremowego
piwa.
- Zamknij się Weasley matołku, jak ty
nie chcesz tańczyć to porwałam na parkiet mojego
"byłego"-
Paulina ironicznie zaakcentowała ostatnie słowo.
Fred zaśmiał się i
cmoknął dziewczynę w policzek. Siedzieli jeszcze troszkę w barze.
Jednak zaczęło im się powoli nudzić i jeden z bliźniaków zaproponował
spacer po Homesgate.
Paulina natychmiastowo podchwyciła pomysł. Szybko
więc zabrali swoje płaszcze i wyszli na
ulice miasteczka. Seamus
odłączył się od nich pod pretekstem zakupów w sklepie "Zonka".
Para skierowała się do "Miodowego Królestwa" gdzie zakupiła
kilka smakołyków.
- I jak myślisz, spodobają się Ronowi "kokosowe
pająki"? - Fred zaśmiał się poczym
kontynuował rozmowę. - Chodź
zaprowadzę cię w głąb miasteczka. Wielu uczniów kończy pobyt
w Homesgate
na 3 pierwszych sklepach. My z Georgem znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc.
- Super, tylko potem będę musiała jeszcze skoczyć do sklepu Zonka...
wiesz po co.
- Tak wiem, mamy dużo czasu przed sobą i zdążymy wszystko
zobaczyć.
Fred rzeczywiście znał wiele ciekawych części miasteczka o
których nie słyszeli uczniowie
Hogwartu. Po brukowanych alejkach
wędrowali jedynie mieszkańcy i zagraniczni turyści.
Wszyscy ubrani jak
rasowi czarodzieje, co sprawiało że to miejsce miało jakiś nieodparty
urok i swoją niepowtarzalną ... magię . Para odwiedziła sklep ze sprzętem do
Quddicha,
księgarnię "(Nie)poważny czarodziej" w której
znaleźli kilka dobrych pozycji książkowych
z zaklęciami mogącymi pomóc w
ich żartach, sklep z samo grającymi instrumentami. Nagle
Paulina
dostrzegła mały namiocik przykryty wielokolorową płachtą. Szybko domyśliła
się
co znajduje się za wejściem do tego straganiku.
- Fred chodźmy
tam, mówię ci będzie świetnie! Nigdy nie byłam w takim miejscu!
-Paulina
złapała chłopaka za rękę i wciągnęła za parawan. W namiocie
było ciemno. Jedynym źródłem
światła były palące się świece zawieszone
nad ich głowami. Czuć było mdły zapach
kadzideł i wonnych olejków. W
pomieszczeniu nie było nikogo. Nagle jednak ich oczom
ukazała się
starsza kobieta odziana w dziwne szaty. Zupełnie nie przypominały
czarodziejskich. Tym bardziej nie były to mugolskie ubrania. Płachta
pokrywająca jej
zgarbione plecy ozdobiona była złotymi nićmi i cekinami
mieniącymi się w świetle świec.
- Wróżka Mandrena przepowie przyszłość
młodej parze, powie co było co jest i co czeka
młodzieńców. - tu
spojrzała na Pauline. Dziewczyna chichotała. Uwielbiała takie miejsca.
Zawsze pociągały ją przepowiednie i wróżby lecz nigdy nie brała ich na
poważnie. Fred był
lekko zmieszany. Na jego twarzy malował się grymas.
Paulina nie wiedziała czy to za sprawą
silnego zapachu i dymu panującego
w pomieszczeniu czy za sprawą grobowego głosu kobiety.
Paulina usiadła na
dużej poduszce tuż przed stolikiem wróżki. Kobieta spoczęła naprzeciw
niej i znów odezwała się cichym i zimnym głosem, jakby wypranym z
uczuć.
- Panienka chce żeby wróżyć z kryształowej kuli? Co panienka chce
wiedzieć. Ciekawi
panienkę przeszłość teraźniejszość czy przyszłość z
młodym paniczem? - Tu starsza kobieta
spojrzała wymownie na Freda.
-
Z nim sobie sama poradzę. Nie chce nic konkretnego. Może troszkę z
najbliższej
przyszłości...
Kobieta zajrzała do szklanej kuli lecz nic
sie w niej nie pojawiło. Paulina zrozumiała
zimne spojrzenie wróżki i
wyciągnęła z kieszeni szaty monetę. Przesunęła ją w kierunku
wróżki i
znów zajrzała do kuli. Teraz kłębiły się w niej obłoki dymu. Nagle obraz
stał się
bardziej klarowny, przedmioty i postacie nabierały kształtu i
koloru. Po chwili mogła
zauważyć dokładne konturu . Nic jednak z tego
nie rozumiała. Nagle jej przemyślenia
przerwał ożywiony głos
kobiety.
- Widzę chwilowe szczęście u boku mężczyzny, przystojny młody
człowiek który coś do panienki
czuje, chce o panienkę dbać i troszczyć
się o nią. - tu Paulina zwróciła się do Freda i
przesłała mu całusa w
powietrzu. Ten się uśmiechną szeroko pokazując bieluśkie ząbki.
- Jest
jeszcze jeden młody panicz, także przystojny, czystej krwi, z dobrej
rodziny, on
także pamięta o panience - Paulina zorientowała się że
chodzi tu o Draco - Jednak będzie
płacz i porażka, i... panienki ojciec.
Jego też tu widze.
Paulina ożywiła się na tą wiadomość.
- Co z moim
ojcem co z nim? - Dopytywała się nachalnie. Mandrena jednak nie zważała na
jej
pytanie. Kontynuowała swoją wizję.
- Widze, widze nieszczęście i
rozpacz, nieoczekiwany smutek i tęsknotę.
Widzę...- tu zawiesiła głos i
nagle spojrzała na Paulinę. Jej oczy były nieobecne. Przybrały
barwę
szkarłatu, jakby zaraz miał z nich polecieć potok krwawych łez...
Jakby
znajdowała się w transie z którego nie mogła się wzbudzić. Paulina
przeraziła się
pustką w jej oczach. Zwiesiła wzrok jednak coś ją pchało
by nadal patrzyła w tą odchłań
jaką stały się jej oczy, ten szkarłat coś
jej przypominał...
- Widze tylko mrok i ręce splamione krwią, śmierć i
nie pohamowaną złość, śmierć jest
wszędzie, zagłada, utrata bliskiej
osoby, śmierć, krew.. to wszystko przez ciebie. - Teraz
jej głos był
agresywny. Jakby winiła Paulinę za jej wizję.
- Wszystko przez ciebie,
krew, śmierć, płacz i gorycz, to wszystko przez ciebie.
Widzę... nie nie
powiem co to, sama musisz do tego dojść, nie mogę... nie chce...
przecież
to niemożliwe, jesteś tak młodą osobą... twoja duma, pycha, to
cię zgubi. Nie tylko...
to zgubi twych bliskich- Jeszcze raz spojrzała
na Paulinę. Jej oczy powoli powracały do
normy. Nagle jednak znów się
odezwała.
- Wyjdź... - Wróżka patrzyła teraz z przerażeniem na
Paulinę.
- Ale, co jeszcze pani widziała, muszę to widzieć... - Paulina
przybrała błagalny ton głosu.
- Wyjdź, natychmiast nie pojawiaj sie tu
więcej... WYNOCHA! - Wróżka opadła na fotel.
Słychać było tylko jej
ciężki oddech. Paulina szybko wstała i skierowała się do wyjścia.
Przed
tym odwróciła się jednak. Po policzkach wróżki spływały szkarłatne smugi
łez...
Nagle Paulina zachwiała się. Czuła jak opada z sił. Na całe
szczęście był tam Fred.
Złapał ją w locie. Teraz podtrzymywał ją w
swoich ramionach. Nie wiedziała co zrobić.
- Paulina dobrze się czujesz?
co się stało? odezwij się... - W jego głosie słychać było
lekkie
przerażenie.
- Nic mi nie jest... Musze tylko odetchnąć świeżym
powietrzem. TO wszystko przez ten
zaduch.- Paulina uśmiechnęła się do
chłopaka i uwolniła się z jego objęć. Nadal chwiejnym
krokiem wyszła z
namiotu. Rzeczywiście po pierwszym głębszym oddechu poczuła się lepiej.
Rześkie powietrze przebudziły ją z tego lakonicznego stanu. Popatrzyła
teraz na rudzielca.
Na jego zatroskanej twarzy malowało się oczekiwanie.
Paulina widząc to nie chciała niczego
tłumaczyć. Sama nie wiedziała co
miała znaczyć cała przepowiednia. Jej ojciec, Fred, Draco.
Ta krew. To
wszystko ją przerażało. Obawiała się że to może być prawda, to wszystko co
mówiła w końcu jej ojciec był... nie nie to nie możliwe, przecież to
nierealne... Fred
zaczynał się bać widząc niepewność i strach w oczach
Pauliny.
- Co to miało znaczyć. CO oznaczał jej wzrok? Paulina odpowiedz
coś... - Fred złapał ją
za w pasie gdyż obawiał się że znów będzie
mdlała. Stała tak niepewnie a jej wątłe ciało
przechylało się w jedną to
drugą stronę. Jej twarz pobladła. W ciemnościach wieczoru była
wręcz
przerażająco biała.
- Nie martw się, nie wierze w to co powiedziała.
Przecież to wszystko nieprawda. Wiesz
dokładnie że wróżbiarstwo to
najmniej sprawdzalna i wiarygodna dziedzina magii. To na pewno
jeden z
jej chwytów reklamowych, takie bajeczki dla turystów...- Paulina
starała
się mówić spokojnie i pewnie, jakby sama chciała się przekonać do tych słów.
Nie
była pewna czy słowa Mandreny były prawdą. Jej ojciec i krew, śmierć
i rozpacz...
przecież nie było by to nic... nowego.
- Jedyna rzecz
jaka może się sprawdzić to to że nadejdzie szczęście. - Nic więcej nie
mówiła.
Wzięła w dłonie twarz chłopaka i pocałowała go. Tylko w taki
sposób mogła go powstrzymać
od zadawania kolejnych pytań na które sama
nie miała odpowiedzi. Pytań których się obawiała.
Nie przeczyła jednak że
ten sposób i jej się podobał. Fred się nie opierał i mocniej
przytulił
dziewczynę. Odwzajemniał ciepły pocałunek. Z tej błogiej chwili wyrwał ich
głos
Georga.
- No gołąbeczki, wszędzie was szukałem. Zbieramy się do
zamku czy macie zamiar się tu tak
obściskiwać co? - mówił z lekką drwiną
lecz była ona bardzo zabawna.
- No lepiej chodźmy, nie mogę się doczekać
kiedy pokażemy Ronowi "kokosowe pająki".
Myślicie że mu
zasmakują?... - Paulina wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Udało się
jej
to wiarygodnie, bo bliźniacy popatrzyli na nią rozbawieni.
- No Fred my
mieliśmy jeszcze zajść do sklepu Zonka... jest już późno i chyba nie
zdążymy... i co teraz?
George uśmiechnął się pod nosem i pokazał
parze papierową torbę z logo sklepu ze
śmiesznymi gadżetami.
- O to
wam chodziło?- Gorge otworzył torbę i podał Paulinie mały szary
pakunek.
Paulina delikatnie go odwinęła i zajrzała do środka...
-
Gorge... to jest po prostu... - tu się zatrzymała. Spojrzała na bliźniaków -
idealne. To
będzie numer wszechczasów...
Wracając do zamku w głowie
kołatało jej jeszcze jedno zdanie wypowiedziane przez wróżkę.
Było ono
tak trafne, obawiała się że jest także prawdziwe... Fred przytulał ramieniem
Paulinę tak blisko siebie, jakby obawiał się że znowu będzie chciała
zemdleć. Rzeczywiście
dziewczyna nie czuła się najlepiej. Próbowała to
ukryć i jedynie żartować z bliźniakami
ale nie miała już na nic siły.
Nawet na strach.
"twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... To
zgubi twych bliskich"... czy aby
na pewno nie ma się o co
martwić??
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** ***
W szkole było pełno uczniów. Każdy
śpieszył się do swojego domitorium przed ciszą nocną.
Paulina nadal
żartowała z bliźniakami i uzgadniała szczegóły ich planu. Humor polepszył
jej się odrobinę ale nadal obawiała się przepowiedni. Gdy byli już w
wieży Gryfindoru
George poszedł do swojej sypialni a Fred i Paulina
zostali z grupką znajomych w pokoju
wspólnym. Seamus i Dean przyłączyli
się do ich rozmowy. Nikt jeszcze nie szedł spać.
Był przecież piątek, a
sobotnie śniadania odbywały się dopiero o 10.
Około godziny 1 w nocy
wszyscy zaczęli się schodzić do sypialni. Paulina leżała już w
swoim
łóżku. Dziewczyny z jej sypialni powoli zasuwały kotary i kładły
się spać. Ona jednak nie
mogła przestać myśleć o dzisiejszym
dniu…
Zegar wybijał właśnie cichą melodyjkę
oznajmiającą
nadejście pełnej godziny. Duża wskazówka pokazywała teraz 3. Paulina leżała
w głuchej ciszy. Nagle usłyszała stukanie w okno. Zerwała się przerażona
i spojrzała w
stronę z której dochodziły dźwięki. Ujrzała duże czarne
zwierze siedzące na parapecie okna.
Był topuchacz Draca.
Dostojne
zwierze powoli się niecierpliwiło. Widać po nim było że a ważną
wiadomość do przekazania. Paulina wstała z łóżka i w samej piżamie
podeszła do okna.
Otworzyła je i zimny powiew nocy okrył jej skórę.
Puchacz usiadł na nocnej szafeczce i
wysuną w jej stronę nóżkę. Paulina
delikatnie odwiązała czarną wstążkę niechlujnie
zwisającą z listu. Nie
poznała koślawego pisma. Litery na skrawku papieru były
niechlujne i
najwyraźniej pisane w pośpiechu.
Paulino!
Błagam pomóż,
zabierz ze sobą różdżkę, proszę ratuj
Draco.
Paulina z
przerażeniem popatrzyła na liścik. Położyła dłoń na czole w geście
myśliciela.
Teraz próbowała sobie przypomnieć gdzie odłożyła różdżkę. Po
chwilowych poszukiwaniach
złapała ją w locie i wybiegła z sypialni. Po
chwili była już daleko od wierzy Gryfonów.
Biegła po zimnej posadzce.
Cała się trzęsła, nie wiedziała czy z zimna czy z przerażenia.
Stała już
przed kamienną ścianą prowadzącą do pokoju wspólnego Slitherinu. Nie mogła
przypomnieć sobie hasła. Dlaczego? Była tak przerażona listem
przyjaciela że nie mogła
skupić myśli. Próbowała za wszelką cenę ale nic
z tego. Nagle dostała olśnienia.
- "Śmierć szlamom". - Paulina
wbiegła po kamiennych schodach do wierzy. Na całe szczęście
w pokoju nie
było nikogo. Dokładnie wiedziała gdzie iść. Nocowała kiedyś w sypialni
przyjaciela więc nie obawiała się pomyłki. Teraz zmierzała do
wyznaczonego pokoju. Chciała
zapukać ale w ostatniej chwili się
powstrzymała. Obawiała się że najmniejszy stukot czy
hałas zbudzi
współlokatorów jej przyjaciela. Położyła dłoń na klamce i delikatnie
nacisnęła.
Drzwi lekko zaskrzypiały. Oczom Pauliny ukazał się ciemny
pokój. Początkowo nic nie widziała
ale po chwili jej oczy przyzwyczaiły
się do mroku. Nagle Paulina zakryła usta dłonią żeby
nie krzyknąć. Na
środku pokoju bezwładnie leżał Draco. Mocno ściskał przedramię. Na jego
twarzy malował się grymas okropnego bólu i rozpaczy Po jego bladych
policzkach spływały
krople potu. Dziewczyna podbiegła i uklękła obok
przyjaciela.
- Draco co ci jest, odpowiedz. - Paulina złapała go za
ramiona i pomogła usiąść. Jego
głowa bezwładnie oparła się na jej
ramieniu. Paulina poczuła ciepłe łzy napływające jej
do oczu.
-
Draco błagam odezwij się, powiedz co ci jest. Draco błagam... - mówiła przez
łzy. Wzięła
jego twarz w dłonie. Chłopak patrzył teraz w jej oczy.
Uśmiechnął się do niej lekko, widać
było że wkłada w to ogromny wysiłek.
Jego głowa znów opadła na jej ramię. Nadal jednak
trzymał się kurczowo
za przedramię. Przytuliła go mocno i pozwoliła łzą popłynąć po jej
policzkach. Po chwili odsunęła go delikatnie od siebie i ponownie
spojrzała na jego rękę.
Teraz była pewna co dręczy przyjaciela.
-
Mroczny znak... Draco dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym
wcześniej. - Spojrzała
na niego z troską. Powoli zaczynała sobie
uświadamiać powagę sytuacji.
- Paulina, błagam nie pytaj, błagam. -
Paulina nie miała zamiaru zadawać zbędnych pytań.
Wiedziała ze to w
niczym nie pomoże. Pomogła mu wstać. Był ciężki więc nie szło jej to
sprawnie. Po chwili Draco siedział już na łóżku. Widać był po nim że
Mam pytanko... może skomentujecie mi
mojego ff? Wiem że tego dużo... no cuż ale nie mogłam się powstrzymać od
wstawiania prawi po.lwy...
Pozwolisz, że może najpierw to całe
przeczytam, hm ?
Uuu. Dużo tego, a ja nie mam znowu czasu,
aby przeczytać. Jak przeczytam całość, to skomentuje. Może za jakiś tydzień
lub dwa
nie za dużo tego czasem na jeden raz?
nie lepiej wklejać po jednym krótszym parcie raz dziennie?
jak będę mieć czas to przeczytam!
arka!
Nie przeczytałam jeszcze całego ale już
po pierwszym rozdziale uderzyła drastyczna zmiana charakteru Snape'a. Co
chwila się śmieje. Jest to moja ulubiona postać z HP i taki jego słodki
charakterek przyprawia mnie o mdłości. Ogólnie to nie najgorzej kilka
literówek, to jedyne co zauwżyłam. Jak już wyżej wsponiałam nie przeczytałam
całego więc nie będę obszerniej komentować.
no tak sorki za to że wkleiłam wszystko na
raz... heh wiem że potem nie będe miała tego jak zrobić więc jeszcze raz
sorki... mam nadzieje ze was wciągnie i to jakoś przecyztacie
A patrząc na tytuł już myślałam, że coś
nowego :)
Przykro mi Yoho ale ty już to czytałaś...
jeśli chodzi o coś nowego to nie wiem czy to niebawem zobaczycie bo jak sama
doskonale wiesz oborniki zostały narazie zawieszone...
Będe miała więc
czas na napisanie tego II FF do końca... może szybko pójść
Esskenia podoba mi się,nawet
bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy dom...Skoro oborniki się
rozlazły...
QUOTE (Ana-Malfoy @ 10-01-2004 15:16) |
Esskenia podoba mi się,nawet bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy dom...Skoro oborniki się rozlazły... |
miło mi słyszeć ze się przynajmniej trochę
podoba... musze się zgodzić z przedmówczyniami że jeśli nie chcesz się
wypowiedzieć na temat mojego ff to prosze nie zmieniaj tematu i nie
offtopick'uj... prosze to tylko jest nabijanie postów i zaśmiecanie
tematu ...
Ciekawe,
ciekawe...
Niezgorsze opowiadanko, jednak troche mi szkoda że tak
odmieniłąś Snape'a, choć to całości ani nie psuje, ani nie szpeci tylko
wprowadza nastrój zupełnie inny niż ten znany z książki...
W zasadzie
jedyną rzeczą która naprawde nie przypadła mi do gustu było
zakończenie...
Ale całość i tak jest dobra!
QUOTE |
W zasadzie jedyną rzeczą która naprawde nie przypadła mi do gustu było zakończenie... |
Oto kolejna częśc mojego opowiadania...
jeszcze nie ostatnie
"Mroczne Dziedzictwo"
*** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
***
Szła powoli schodami w górę wierzy. Jej bose nogi stąpały cicho
po zimnej posadzce.
Nie śpieszyła się. Nagle jednak schody drgnęły.
Lekki wstrząs zmienił się w ostre
szarpnięcie. Kamienna podłoga uciekała
jej spod stóp, jakby rozpływała się w powietrzu.
Zaczęła spadać. Była
już tak bliska upadku, już czuła zimno i ból
przeszywający jej ciało.
Nagle jednak poczuła impuls. Siedziała teraz na swoim łóżku zalana
potem.
Nienawidziła tego typu snów. Nienawidziła bo zawsze przydarzały
jej się w chwili
słabości. Przypominały o przykrych wydarzeniach
ubiegłego czasu.
Paulina wstała z łóżka i podeszła do okna. Przymknęła
je tak aby chłodne powietrze nadal
wpadało do pokoju lecz go nie
wyziębiało. Skierowała teraz wzrok na stary zegar wiszący w
sypialni.
Była 5 nad ranem. Wiedziała że tej nocy już nie zaśnie. Skierowała sie w
stronę
łazienki. Przejrzała się w lustrze. Jej odbicie przedstawiało
zaspaną i wykończoną dniem
dziewczynę. Delikatnie pochyliła się nad
umywalką. Odkręciła kurek z zimną wodą. Opryskała
twarz lodowatym
prysznicem, zmywając przemęczenie i smutek dnia poprzedniego. Znów
spojrzała na swoje odbicie.
To było jak impuls... jak mrugnięcie
oka. Jej odbicie... jej odbicie nie było już takie
same. Na ułamek
sekundy zobaczyła te same oczy, oczy jakie posiadała wróżka. Ten
szkarłat i strumienie krwi spływające z jej oczodołów. Czerwień zalała
jej policzki. Smugi
krwawych łez powoli napływały jej do ust. Już czuła
ich smak. Słodki smak krwi. Nie
widziała już swoich źrenic. Teraz
widniał tylko przerażająco żywy kolor szkarłatu. Na jej
ustach pojawił
się ironiczny uśmiech. To nie była ona. Ta dziewczyna patrząca na nią z
drwiną... nie to na pewno nie ona... Nagle, obraz zniknął, pozostawiając
tylko przerażenie
malujące się na twarzy Pauliny. Strach i jednocześnie
zaciekawienie szkarłatem krwii...
To było jak wizja, jak stygmat który
prześladuje wybranych. Ale przecież
zdarzyło jej sie to pierwszy raz.
Dopiero teraz, po wizycie u wróżki....
Jeszcze raz przemyła twarz zimną
wodą lecącą z kranu. Lodowata ciecz przywróciła jej
trzeźwość umysłu.
Teraz była pewna że to przywidzenie. To tylko wspomnienie ostatniego
dnia. Ale dlaczego musiało być tak przerażające...
Zeszła chwiejnym
krokiem do pokoju wspólnego. Nie zapominając o różdżce skierowała się w
stronę kominka. Usiadła na miękkim dywanie w barwach złota i czerwieni.
Jednym zaklęciem
przywołała płomień w palenisku. Wyciągnęła stopy tak
aby ogrzały się w cieple płomieni.
Było jej tak przyjemnie.
Nagle
poczuła czyjeś usta na swoim karku. Delikatne jak nigdy
przesunęły się
wzdłuż i spoczęły na jej odkrytym obojczyku. Nie przestraszyła się
obecnością nowej osoby.
Wiedziała że to on.
Powoli się odwróciła i
pocałowała chłopaka. Wzięła jego twarz w dłonie
i delikatnie się
przechyliła. Nadal obdarowywała go smakiem swoich ust. Teraz urywając ten
pocałunek dziewczyna pochyliła się nad chłopakiem delikatnie muskając
jego twarz swoimi
czekoladowymi włosami. Zaczęła szeptać. On czuł jej
ciepły oddech na skórze.
- Zawsze kiedy potrzebuje ukojenia zjawiasz się
jak na zawołanie. - Paulina znów się
odchyliła od chłopaka. Teraz
znajdowała się w bezpiecznej odległości od jego ust by móc w
spokoju z
nim rozmawiać.
- Zobaczyłem światło pochodzące z kominka i już wiedziałem
że to ty.- Fred mówił cicho,
jakby obawiał się że coś lub ktoś zakłóci
tę chwilę. Podsunął się do
dziewczyny i wziął ją na ręce. Delikatnie
przeniósł na czerwoną kanapę. Usiadł koło niej,
pozwalając by jej drobne
ciało oparło się o niego. Powoli zamykała oczy. Nie mogła usnąć.
Wiedziała że to co zobaczyła prześladować ją będzie jeszcze jakiś czas.
Siedzieli tak przytuleni. Fred delikatnie głaskał ją po włosach.
Rozmawiali, jednak później
nastała cisza, bardzo długa cisza... Po
pewnym czasie Paulina
wiedziała że Fred jest zmęczony. Nie chciała go
dodatkowo obciążać swoimi problemami,
wystarczyło że ona się
przejmowała...
Pozwoliła by pomyślał że zasnęła. Znów poczuła jego
delikatne dłonie.
Trzymał ją w ramionach. PO chwili byli już w sypialni
dziewcząt. Fred delikatnie odsunął
zasłonę kładąc dziewczynę na złotej
pościeli. Pochylił się i pocałował ją. Paulina ledwo
powstrzymała się od
odwzajemnienia gestu. Gdy usłyszała stąpanie po schodach i
skrzypnięcie
drzwi w głębi korytarza, wstała. Nie wiedziała co robić. Nie
chciała zajmować innych ale też
nie chciała być sama. Nienawidziła takich
momentów. Takie niezdecydowanie było męką.
Wreszcie skierowała się do
łazienki. Chciała już być gotowa do porannego posiłku.
Przechodząc
uniknęła spoglądania w taflę lustra. nie chciała znów ujrzeć krwi... w życiu
Widziała ją tyle razy, nadal jednak miała do niej awersję...
***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** ***
Zimny prysznic przywrócił jej jasność umysłu. Nigdy nie
wierzyła w przepowiednie czy
mugolskie horoskopy. Brała to jako żart i
nic poważnego. Paulina stała pod prysznicem i
przekonywała samą siebie
do tych myśli. Teraz powoli zaczynała wierzyć że ma rację.
Owinęła się
ręcznikiem i wytarła włosy. Szybko ubrała się i wyszła z łazienki. Koleżanki
z
pokoju już nie spały. Siedziały teraz przeciągając się i wybudzając z
błogiego snu jakiego
Paulina nie zaznała ubiegłej nocy. Przywitała sie z
nimi nie dając po sobie poznać że coś ją
trapi. Wolnym krokiem zeszła do
pokoju wspólnego. Minęła kilka zaspanych twarzy. Ruszyła
teraz pewnym
krokiem w stronę Wielkiej Sali. Była przeraźliwie głodna.
Usiadła na
swoim miejscu przy długim stole Gryfindoru. Nie było za wiele uczniów.
Nałożyła
sobie trochę owsianki i zajadała ją ze smakiem gdy wysoka
postać zbliżyła się do niej. To był
Severus Snape.
- Paulino, musimy
porozmawiać. Po śniadaniu udaj się do gabinetu dyrektora. Tam będziemy na
ciebie czekać... - Snape nie oczekiwał jej reakcji. Skierował się do
wyjścia. Jego czarny
płaszcz, znikał właśnie za wielkimi dębowymi
drzwiami. Paulina zastanawiała się kim jest ta
druga osoba. I dlaczego
to Snape będzie z nią rozmawiał, choć nie jest opiekunem jej domu.
To
McGonagall powinna ją powiadamiać o takich spotkaniach... Dziewczyna jeszcze
pewien czas
siedziała przy długim drewnianym stole delektując się tak
oczekiwanym posiłkim. Kiedy
już skończyła popijać ciemną kawę skierowała
sie w stronę gabinetu dyrektora Dumbledora.
Szła powoli mijając
roześmiane twarze młodszych uczniów, podekscytowanych każdym dniem w
szkole... Paulina też chciała się cieszyć, uśmiechać, radować każdą
minutą i sekundą życia.
Jednak wydarzenia ostatniego czasu przerastały
ją. Nie wiedziała co robić. Ciągle
przekonywała się że przepowiednia to
bujda. Zwykły chwyt na turystów.
Jednak ten sen, problemy Draco i jej
odbicie w lustrze przerażały ją. Chciała o tym
zapomnieć. Najlepiej
wyjechać stąd daleko. Trzymały ją ty teraz jednak dwie wspaniałe
osoby.
Draco i Fred. Paulina na początku roku postanowiła że do nikogo
się nie przywiąże.
Że będzie sceptycznie podchodzić do nowych znajomości
i ludzi. Nigdy jednak się jej
to nie udawało... Podobnie jak w
poprzedniej szkole poznała świetnych ludzi, godnych
zaufania i jej
szczerości...
- Zapraszam do środka - starszy mężczyzna gestem dłoni
wskazał Paulinie drogę do wnętrza
komnaty. Dziewczyna nawet się nie
zorientowała, że znajduje się pod gabinetem dyrektora.
Wyrwana z
rozmyślań, przybrała dziwny wyraz twarz co sprawiło że staruszek uśmiechną
się
do niej rozbawiony. Paulina stąpała teraz po drewnianych,
lakierowanych schodkach. W pokoju
było dość jasno. Duże okno tuż przed
nią pozwalało promieniom słonecznym delikatnie
rozświetlić miejsce pracy
dyrektora. Komnata była umeblowana dość staranie. Paulinę
zachwycił
wspaniały zbiór ksiąg chaotycznie poustawianych w biblioteczce. Nagle
zauważyła że
w komnacie znajduje się mistrz eliksirów. Rozmawiał on z
zakapturzonym mężczyzną. Paulinie
wydawał się on znajomy, jednak nie
mogła tego ocenić gdyż postać była do niej odwrócona
plecami. Nagle
jednak postać zwróciła ku niej wzrok. Tak jak sądziła... Znała tego
mężczyznę...
- Co tu robisz? - Paulina była wielce zaskoczona. Wysoki
i chudy mężczyzna powoli odsłaniał
kaptur. Oczom dziewczyny ukazał się
przerażający widok. Jego twarz była cała posiniaczona.
Nad lewym okiem
miał ogromną ranę, widocznie zadaną jakimś cięzkim zaklęciem. To była
ewidentna robota czarodziei. Paulina powstrzymywała właśnie wszystkie
uczucia jakie się w
niej kumulowały. Złość, gniew, przerażenie i
rozpacz. Nie chciała ich okazywać... zwłaszcza
przed swoim ojcem...
-
Witaj córeczko, przyjechałem bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. Najpierw
jednak muszę
podziękować Severusowi. To dzięki niemu jestem teraz tu z
tobą... - Paulina usiadła na
fotelu zaraz obok mężczyzny. Nie mogła
uwierzyć że to naprawdę on... Jeśli już tu jest to
z bardzo ważną
wiadomością. Jej ojciec poszedł w jej ślady. Spoczął na skórzanym fotelu
zaraz koło niej. Widać było że przychodzi mu to z ogromnym wysiłkiem. Na
jego twarzy
malował się grymas bólu, widocznie zadane mu rany nadal
doskwierały. Severus pomógł mu
usiąść, podtrzymując mężczyznę za
ramiona. Teraz gdy tak na nią patrzył miała ochotę go
zabić.
Nienawidziła go, za to co sobie robi, za to w co się wplątał. Obserwowała
jego
każdy ruch. Oczekiwała wyjaśnień, na które nie musiała długo
czekać.
- Chciałem ci to osobiście przekazać... Obawiałem się ze
wiadomość przesłana sowią pocztą
może cię za bardzo przestraszyć...
wolałem żebyś wiedziała że nic mi nie jest... - tego
było za wiele jak
dla niej.
- To nazywasz niczym? Ledwo się poruszasz, wyglądasz potwornie,
te rany, twoja twarz...
Spójrz na siebie, schudłeś, już nie jesteś
sobą... jesteś cieniem człowieka. i to nazywasz
niczym?? Jesteś
strzępkiem osoby - Paulina zwiesiła głos, jej twarz wyrażała determinację
i pełną gotowość do kolejnego ataku. Chciała żeby wiedziała co o tym
sądzi.
- Przyjechałem by powiedzieć, że nie będzie mógł z tobą spędzić
świąt. Wiem ze jeszcze do
nich daleko, ale to pewne. Proszę nie
kontaktuj się ze mną przez sowy bo i tak nie odeśle
wiadomości, wiesz
dokładnie dlaczego...
Dyrektor powiadomił mnie że jest możliwość abyś
została z grupką
innych uczniów w Hogwarcie. może i lepiej. Będziesz
miała prawdziwe święta w
gronie znajomych...
- Znajomych... - Paulina
powtórzyła to słowo jeszcze raz. - Nigdy nie myślisz o innych?
Czy tobie
tak trudno zrozumieć że chce mieć rodzinę. Prawdziwą. Żebyś był na święta i
zawsze gdy cię potrzebuje. Zabrałeś mi już matkę, odebrałeś możliwości
bycia z kimś na
stałe. Zabrałeś to co w moim życiu najważniejsze!
Nie liczy się nic dla ciebie innego
od twoich spotkać. Nienawidzę ciebie
i tej zgrai idiotów, z jakimi się zadajesz. Nie
możesz nazwać tego po
imieniu? To nie są wiadomo powody. Jesteś zwykłym śmierciożercą
i tak
już na zawsze pozostanie! - Paulina długo nie myśląc wstała i skierowała
się do wyjścia.
- Panno Bringot! - Profesor krzykną jeszcze za nią
lecz ta tego nie usłyszała. Była
pogrążona w swojej złości. Nie
wyładowała jej jeszcze całkowicie...
- Daj spokój Severusie - Pan Bringot
położył mu dłoń na ramieniu, podparł się i powoli
wstał. - Lepiej żeby
mnie nienawidziła, niż żeby cierpiała rozłąkę. Lepiej to zniesie
uważając mnie za potwora i okropnego ojca... którym i tak chyba
jestem... - Snape
spojrzał jeszcze raz na mężczyznę. Do końca nie
rozumiał wszystkiego. Jednak zaufał
dawnemu przyjacielowi.
- Proszę
zaopiekuj się nią Severusie - ojciec Pauliny mówił teraz spokojnie.
- Nie
mów tak Peter! TO brzmi jakbyś miał już nie wracać... - Snape spojrzał
na niego.
Ten jednak nie odpowiedział. Posłał mu serdeczne spojrzenie i
skierował sie do drzwi. Za
chwilę dało się jedynie słyszeć jego kroki w
oddali, które powoli nikły z głuchym
korytarzu...
*** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
***
Była tak zła i wściekła, nie wiedziała co ze sobą zrobić. W
takich momentach potrzebowała
wyżyć się na czymś. Skumulować siłę i po
prostu się jej pozbyć. Szybkim krokiem skierowała
sie w stronę szkolnych
błoni. Nie miała przy sobie płaszcza jednak nie obawiała się mrozu.
Gdy
była już nad jeziorem usiadła i powoli uspakajała skołatane nerwy.
Przywołała siłą woli
kilka kamieni którymi potem celowała w taflę
jeziora. Musiała to przyznać. Jej ojciec był
śmierciorzercą. Podobnie
jak ojciec Draca. Paulina wiedziała a o tym doskonale.
Wielokrotnie
widywała sługów czarnego pana w swoim domu. Wtedy też pierwszy raz ujrzała
śmierć i krew, rozpacz i przyjemność jaką dawało im zabijanie. Nigdy
jednak nie widziała
żeby to jej ojciec zadawał ból. TO go jednak nie
usprawiedliwiało. Miał na sumieniu wiele
mugolskich i czarodziejskich
żyć. W tym duszę jej matki, za którą tak tęskniła.
Widziała teraz chwilę
w której umierała. Chciała ją wymazać z pamięci. Wiedziała że
Popełniła
samobójstwo przez jej ojca. To on pozbawił ją resztek godności i
jakiegokolwiek
poszanowania. To on doprowadził ją do stanu którego nie
można było nazwać życiem. To była
zwykła wegetacja, bez jakichkolwiek
uczuć. Paulina była inna. Nie miała zamiaru się
poddać. Była silna i
przezwyciężyła strach przed krwią i śmiercią. Owszem widok tych rzeczy
przyprawiał ją o mdłości ale nie tak często jak dawniej. Nie sprawiał
już że traciła
przytomność lub zamykała się w sobie. Miała zaledwie 16
lat a to powoli stawało się jej
rutyną. Bała się jednego. Że kiedyś
stanie się nieczuła na ludzkie cierpienia. Że stanie
się taka jak jej
znienawidzony ojciec...
W tym momencie podszedł do niej wysoki chłopak.
Pauline wydawało się to dziwne że zawsze
kiedy potrzebuje się komuś
wyżalić pojawia się osoba którą darzy zaufaniem. Tym razem to
był
Draco. Usiadł obok niej i przyglądał sie uważne...
- Dziękuję... - Nadal
patrzył jej w oczy. - Nie wiem jak się odwdzięczę... Naprawdę w
ciągu
tych kilku tygodni zrobiłaś dla mnie więcej niż ktokolwiek w ciągu całego
mojego
życia. Wiele dla mnie znaczysz. - Po tych słowach coś w Paulinie
drgnęło. Nareszcie
poczuła że nie umarła jeszcze jako osoba. Wiedziała
ze ma dla kogo dalej żyć. Wiedziała że
jeszcze drzemią w niej
jakiekolwiek uczucia którymi teraz obdarowywała dwie wspaniałe
osoby.
Była teraz pewna że jeszcze ma szansę odrodzić się z cienia osoby jakim się
stała
przez ostatni czas. Wiedziała że jeszcze kiedyś powie "kocham
cię"...
- Ale teraz mów... co cię trapi, wyrzuć to z siebie... -
Draco kontynuował rozmowę.
- Chodzi o mojego ojca, był tu przed chwilą.
Miał dla mnie wiadomość... Teraz liczy się
tylko to że po raz kolejny
sprawił mi zawód... znów przekonałam się że żywię do niego
jedynie silna
nienawiść. - Paulina powiedziała to z taką goryczą i złością w głosie że
sama poczuła jak przechodzą ją dreszcze po plecach. - Muszę ci
powiedzieć coś ważnego,
na pewno mnie zrozumiesz... On jest...
-
Śmierciożercą... tak wiem. - Draco teraz patrzyła na dziewczynę. Oczekiwał
jej reakcji.
Paulina była w szoku... skąd mógł wiedzieć.
- Ale
skąd... jak sie dowiedziałeś?
- Ważne że wiem. Dokładnie cię rozumiem. To
dlatego Tiara Przydziału chciała cię umieścić
w Slitherinie. Twój ojciec
służy Czarnemu Panu... to mogło zaważyć na decyzji w którym
domu się
znajdziesz... nie rozumiem jednak jednej rzeczy... Dlaczego Tiara wahała się
między moim domem a Gryfindorem. Przecież to zupełnie dwa różne
miejsca...
- Moja matka była w tym domu. Wiem może to dziwne że Ślizgon i
Gryfonka... ale tak już
po prostu było. Wybrałam barwy szkarłatu i złota
bo nie chciałam pójść w ślady ojca,
podłego i wyniosłego jak reszta
szumowin z tego domu. - Do Pauliny dopiero teraz dotarł
sens tych słów.
- Przepraszam, nie chciałam... wiesz o co mi chodzi.
- Tak wiem, i nie
gniewam się... należało mi się. Doskonale rozumiem cię, poznałaś
przecież moją gorszą stronę 1 września. Może i masz rację że w
Slitherinie liczy się
jedynie czysta krew i nic więcej. Dążenie do
potęgi i władzy jest tu rzeczą przednią.
Nic innego nie ma większej
wartości...
Rozmawiali jeszcze bardzo długo. Na tematy które ich łączyły.
Paulina chciała mu
opowiedzieć o wyjściu do Homesgate lecz powstrzymała
sie od tego tematu. Nie chciała go
denerwować podobnie jak
Freda...
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** ***
Gdy leżała już na swoim łóżku w
sypialni rozmyślając o dzisiejszych zdarzeniach najbardziej
nurtującym
ją pytaniem było : skąd Draco wiedział o jej ojcu. Bardzo możliwe było że po
prostu
się domyślił, lecz wtedy by jej to bez namysłu powiedział. On
jednak coś ukrywał. To coś
nie pozwalało mu nawet na wyjawienie prawdy
przyjaciółce...
W tej samej chwili w pokoju wspólnym Ślizgonów Malfoy
rozmyślał na podobne tematy... Nie
chciał mówić Paulinie jak poznał jej
ojca. To nie był dobry czasu na tłumaczenia. Wiedział
że tą informacja
mogłyby ja tylko pogrążyć w smutku. Trzeba było to przyznać. On także był
prawowitmy śmierciożercą. od pewnego czasu uczestniczył w spotkaniach
sługów czarnego pana
i to tam właśnie po raz pierwszy zobaczył ojca
Pauliny. Stał on wtedy blisko Voldemorta.
Słyszał skrawki ich rozmowy.
Wtedy usłyszał to nazwisko. Początkowo przeraził się.
Potem jednak dzięki
tej informacji zaczął zauważać w dziewczynie cechy jakich nigdy nie
widział... Nareszcie znalazł kogoś z kim mógłby się pośmiać i kto by go
zrozumiał. Dziwne
tylko że połączył ich Mroczny znak… Ten który
innych rozdziela na wieki...
Ugh..
Czemu to tak dziwacznie jest rozmieszczone? Odrzuca od razu :'/
JEżeli piszesz w notatniku, zaczynaj nową linijkę dopiero gdy następuje akapit, bądź rozmowa. Wiem, że w dokumencie to ładnie wygląda jak się wszystko wyrówna, ale idiotycznie wyglada po wklejeniu na forum^^
A jeśli chcesz uniknąć krzaczków, to pisz w wordzie. Potem skopiuj dokument i wklej do notatnika. Potem zaznacz ten tekst znajdujący się w notatniku, znowu skopiuj i wklej na forum^^
Brr... polskie iniona... Z reguły nienawidzę gdy do opowiadania o HP dodaje sie nowe osoby, szczególnie zpolskimi imionami. Psuje klimat=/
nyo=)
Potem jesczze coś napiszę^^
jest tak dziwnie rozmieszczone poniewaten
tekst kopiowany był nie z notatnika a z innej stronki. Byłam zmuszona
skopiować z tatąd bo moje pliki diabli wzięłi.
A oprócz tego że
rozmieszczenie tak odrzuca to może coś więcej zauważyliście w moim
opoiwadaniu? czeam na komentarze...
Panicz Malfoy (przystojny, męski,
dżentelmen etc.), ujmująca głowna bohaterka (zapewne o Twoim imieniu), Snape
jak po eliksirze rozweselającym i tytuł w stylu "Kaczuszki grają Led
Zeppelin [czytałaś opowiadania Enahmy, prawda?]). Wszystko to już było.
Lepsze.
Liczba zalet głównych bohaterów mnie powala... Cóż, nigdy nie
lubiłam ficków z Malfoyem.
Da się czytać, nie odstrasza zbytnio (ale
pozbądź się literówek i sprawdź pisownię "Hogsmade"), jednak...
Zajrzę na pewno, ale... Jeśli zadbasz bardziej o fabułę (oryginalniejszą) i
zaczniesz bardziej ludzko budować bohaterów to może być dobrze.
Oto kolejna częśc mojego ff pozdrawaim
eskeniaa
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** ***
"Pierwsza brama piekła"
***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
***
Czas mijał bardzo szybko. Paulina powoli zaczynała się
przyzwyczajać do myśli o świętach spędzonych w Hogwarcie. Może nie powinna
była się łudzić że w tym roku spędzi te dni w roku z ojcem? Nigdy przecież
go nie interesowała. Zawsze na pierwszym miejscu był Czarny Pan i
śmierciożercy. Czuła że zawsze już będzie tak... już zawsze...
Święta
zbliżały się wielkimi krokami. Paulina postanowiła obdarować najbliższe jej
osoby drobnymi upominkami. Wiedziała że w tym roku pociąg z Hogwartu
odjeżdża w poranek bożego narodzenia więc po przebudzenia bliskie jej osoby
zobaczą podarunki. Zakupiła książkę profesorowi Snapowi. Georgowi podręcznik
młodego dowcipnisia (zamówiony w specjalnej wysyłkowej księgarni dla
pewności że jeszcze takiego nie ma). Największy problem miała jednak z
Fredem i Draco. Zupełnie nie wiedziała co może im podarować. Chciała by było
to coś wyjątkowego, co zapamiętają do końca życia... Długo się zastanawiała
co to może być. Nic naprawdę nic nie przychodziło jej do głowy. Postanowiła
jednak że kupi Draco rubin przyjaźni, kamień spełniający najskrytsze
marzenie w jednym dniu roku. Rubin ten mógł być tylko ofiarowany osobie
która uważa cię za przyjaciela. Miała nadzieje że prezent się spodoba. Fred
natomiast otrzymał diament miłości. Kamień ten podobnie do rubinu spełniał
jedno jedyne marzenie. Związane było oczywiście z miłością. Paulina
uwielbiała przepowiednie i wróżby, i choć w nie nie wierzyła, uważała że
taki podarunek spodoba się Draco i Fredowi. Znów na myśl przyszła jej
przepowiednia wróżki. Od pewnego czasu nie obawiała się jej jak dawniej. Dni
spędzone w gronie znajomych sprawiały że zapominała o świecie i rozkoszowała
się minutami i sekundami życia. Uśmiech nie schodził jej już z
twarzy.
W poranek Bożego Narodzenia Paulina wstała bardzo wcześnie.
Siedząc nadal na swoim łóżku wśród miękkiej i pachnącej świeżością pościeli
przeciągnęła się po wspaniale przespanej nocy. Rozejrzała się w poszukiwaniu
prezentów... Musiała się przyznać, iż zaraz po Świątecznych posiłkach
podarki były jej ulubioną częścią świąt. Przy nodze swojego łóżka zauważyła
stosik pakunków. Nawet nie spodziewała się że będzie ich aż tyle. Najpierw
siłą woli przyciągnęła czerwoną paczuszkę. Teraz cieszyła się że jest
Brimagiem. Mogła w ciepełku rozkoszować się tą wspaniałą chwilą. Wyjrzała
przez oszronione okno. Krajobraz szkolnych błoni delikatnie przebijał się
przez ozdoby Dziadka Mroza. Puszysty drobny puch powoli opadał na zaśnieżone
przez noc błonie. Było tak pięknie i spokojnie... Jedyne co teraz słyszała
to szelest czerwonego papieru który właśnie rozrywała. Po chwili Paulina
trzymała w rękach metalową puszkę z logo cukierni "Miodowe
Królestwo". Gdy ją otworzyła jej oczom ukazały się ślicznie zdobione
ciastka w kształcie serc. Każde z nich oblewane były czekoladą i miały
różnokolorowe napisy. Jedne mówiły "Kocham" inne
"Całuje". Paulina sięgnęła po jedno z nich. Gdy tylko zatopiła w
nim zęby ono zaczęło śpiewać cichą melodyjkę. Paulina parsknęła śmiechem.
Było to takie przyjemne i słodkie. Za chwilę sięgnęła po karnecik
przyczepione do czerwonego papieru który teraz w strzępkach leżał na
podłodze.
"Śpiewające Ciasteczka", mam nadzieje że się
spodobają. Prezent skromny ale podarowany
ze szczerego serca... Wesołych
świąt
Fred
PS Mam jeszcze jedną niespodziankę... lecz o niej dowiesz
się w swoim czasie...
Paulina przez chwilę wpatrywała się w karnecik.
Było jej ciepło na sercu jak nigdy dotąd. Żałowała jednak że tych świat nie
spędzi z bliskimi, gdyż wszyscy postanowili wrócić do domu. Fred proponował
jej że zostanie w Hogwarcie jednak ona odmówiła dokładnie widząc że bardzo
mu zależy na wizycie w domu. Jej przemyślenia przerwało "Śpiewające
Ciasteczko" które co raz to głośniej przygrywało melodyjkę. Paulina
pospiesznie pochłonęła resztę smakołyku by ten przestał hałasować. Strzepała
okruszki z pościeli i zabrała się za dalsze rozpakowywanie podarunków. Znów
siłą woli przyciągnęła paczkę. Ta była zapakowana z zielony papier. Znów
pospiesznie rozerwała cienką granicę dzielącą ją od kolejnego prezentu. Ten
był od Georga. Gdy go tylko zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i cicho
zaśmiała się pod nosem. TO była książka. Nie byle jaka. To była ta sam
książka jaką ona mu podarowała na święta. Paulina mogła się spodziewać że i
on sprezentuje jej poradnik młodego dowcipnisia... Kolejna paczka była od
Draco. Zawinięta z granatowy papier była najmniejszym podarunkiem jaki
dostała. Rozdarła pośpiesznie opakowanie i jej oczom ukazało się mała
jubilerska szkatułka. Gdy ją otworzyła jej oczom ukazała się delikatna
srebrna bransoletka z inicjałami D.M & P.B. Paulina natychmiast wsunęła
ją na rękę.... Wyciągnęła teraz dłoń przed siebie alby zobaczyć cały efekt.
Prezent doskonale prezentował sie na jej szczupłym nadgarstku. Jej długie
palce powodowały że smukła dłoń była jeszcze bardziej kobieca. Wczesne
promienie słoneczne odbijały się w tafli bransoletki stwarzając wspaniały
efekt. Ostatni podarunek ją zadziwił. Była to szara paczka pokaźnych
rozmiarów. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i przyciągnęła paczkę. Przyczepiona do
niego koperta zaadresowana była do niej. Nie było mowy o pomyłce.
Droga Paulino!
Mój syn opowiadał mi o tobie. Mówił także że
musisz zostać w Hogwarcie na Święta. Wraz z moim mężem zapraszamy cię do
siebie na ferie Świąteczne. Mamy wielką nadzieje że przyjmiesz nasze
zaproszenie i przyjedziesz no "Nory". Przesyłamy sie skromny
prezencik. Mamy nadzieje że będzie się podobał.
Całujemy Molly i Artur
Weasley'owie.
PS. Wszelkie szczegóły omówisz z Fredem. On ci
dokładnie wszystko opowie.
Paulina patrzyła teraz na list jak wryta. Nie
spodziewała się że Fred mówił on niej swoim rodzicom. Tym bardziej nie
spodziewała się że dostanie takie wspaniałe zaproszenie. Oczywiście miała
zamiar się zgodzić. Bardzo była ciekawa jak wyglądają prawdziwe święta
których nigdy nie miała. Była to także okazja na spędzenie czasu z
bliźniakami i uzgodnienie szczegółów ich długo oczekiwanego planu. Teraz jej
wzrok skierował się na szarą paczkę. Pośpiesznie zaczęła rozdzierać papier.
TO co zobaczyła powaliło ją z nóg. W paczce znajdował się własnoręcznie
robiony sweter w kolorze dojrzałej śliwki. Na lewej piersi miał wyszytą dużą
literę "P". Paulina od razu polubiła podarek. Wiedziała że pani
Weasley włożyła w zrobienie jego dużo pracy i serca. Dziewczyna od razu
zarzuciła go na siebie. Wstała i podbiegła do lustra. Sweter był miękki i
pachniał kwiatami. Był trochę przyduży gdyż sięgał jej przed kolana jednak
paulina się tym nie przejmowała. Pospiesznie założyła bieliznę i spodnie i
zbiegła do pokoju wspólnego. Po drodze sięgnęła jeszcze po jedno ze
"śpiewających Ciasteczek". Ugryzła je i tym razem także popłynęła
z niego melodyjką, jednak była o wiele bardziej żywa. Tanecznym krokiem
schodziła po drewnianych schodach. Wywijając śmieszne piruety wpadła do
pokoju wspólnego cała rozpromieniona. Nadal tańcząc w rytm melodyjki
podskakiwała wymachując ciasteczkiem w powietrzu. Nie przejmowała się
wzrokiem innych. Zamknęła oczy i znów zaczęła szaleńczo tańczyć. Znów
otworzyła oczy o zauważyła że wszyscy na nią patrzą z rozbawieniem. Wśród
uczniów był Dean, Seamus, Fred, George i Harry. Paulina uśmiechnęła się
wkładając ciastko do ust. Oblizała z kącików ust czekoladę i ciągle tańcząc,
już bez muzyki podążyła do czerwonej kanapy. Usiadła ( nie ona raczej
skoczyła) pomiędzy bliźniaków.
- No i należysz już do rodziny! -
George uśmiechną się do niej szczerze, pukając się w
pierś, uwydatniając
sweter w podobnym kolorze jednak z literą "G". To samo uczynił
Fred
ze swoim sweterkiem z wyszytym "F".
- Po pierwsze:
Wesołych Świąt... Po drugie i najważniejsze: jak tam prezenty? - Paulina
rozbawiona spojrzała na Georga, przypomniał się jej bowiem
podarek od
niego. Chłopak zrozumiał aluzję i wyciągnął z kieszeni małą Książeczkę
będącą poradniczniem młodego dowcipnisia. Paulina zaśmiała się pod nosem
zwracając teraz swój wzrok na Freda. Ten natomiast sięgnął za sweter
wyciągając bały kamień umocowany na łańcuszku. Diament miłości... Paulina
przypomniała sobie teraz o propozycji państwa Weasley. Nie chciała się
narzucać więc najpierw spojrzała wyczekująco na Freda.
- Podobno miałeś
dla mnie niespodziankę. - Paulina zatrzepotała bezmyślnie rzęsami
przybierając słodką minkę " wcale się nie domyślam o co
chodzi".
- Tak mam i to nie jedną a dwie. - Nachylił się nad Pauliną
i delikatnie ją pocałował.
- Tylko tyle... hmmm. słaba ta niespodzianka.
- Paulina spojrzała na niego zawadiacko i usiadła mu na kolanach. Nachyliła
się nad nim i pocałowała go namiętnie delikatnie biorąc jego twarz w dłonie.
- Ja robię lepsze niespodzianki... widzisz? No dobrze a ta druga?
-
Jedziesz do nas na święta! - George nie wytrzymał i aż podskoczył
wykrzykując radośnie tą nowinę! - Będziemy mieli mnóstwo czasu na
udoskonalenie naszego planu. Ron zostaje w Zamku z Harrym więc nikt nam nie
będzie przeszkadzał. - Jego oczy były teraz pełne determinacji i szczęścia.
Wyglądał jak małe dziecko podekscytowane nową zabawką. Paulina uśmiechnęła
się rozbawiona i kontynuowała rozmowę. Była chyba najszczęśliwszą osobą na
świecie...
Świąteczne śniadanie różniło się od posiłków
podawanych w normalne dni. Wielka sala udekorowana była girlandami i
świecidełkami. Każdy ze stołów przyozdobiony był świątecznymi gadżetami w
kolorach herbów domów. Paulina zachwycona była ogromną choinką stojącą w
rogu sali. Przyozdobiona była magicznymi ozdobami. Najpiękniejsze wydały się
dziewczynie małe elfy zamknięte w złotych lampionach. Podczas śniadania
dużo rozmawiała i żartowała z kolegami z dormitorium.
Po sycącym posiłku,
szybko wstała od stołu i podeszła
do miejsca w którym jadali Ślizgoni.
Była ich nieliczna grupka więc szybko znalazła miejsce koło Draco który
nawet nie zauważył jej przybycia. Delikatnie pocałowała go w policzek i
dopiero ten gest wyciągnął go z głębokiego zamyślenia...
- Wesołych
Świąt! - Paulina uśmiechnęła się szczerze do chłopaka. Ten przełknął
ostatni kęs jajecznicy i przywitał się z przyjaciółką.
- Jak podobał się
prezent - Draco wyczekiwał teraz odpowiedzi. Paulina nie odpowiedziała nic
tylko podwinęła rękaw swetra ukazując nadgarstek a na nim delikatną srebrną
bransoletkę. Paulina już chciała zadać pytanie lecz Draco uprzedził ją z
odpowiedzią. Sięgnął pod czarną koszulę i wyciągną rubin przyjaźni umocowany
na czarnym rzemyku.
- Jest świetny. - Draco pocałował Paulinę w policzek
i wstał od stołu. Podał dłoń
dziewczynie zachęcając do spaceru...
-
Zapraszam na mały spacer po błoniach...na ostatnią rozmowę przed
świętami.
Wiem że zostajesz w Hogwarcie... - W jego głosie słychać było
współczucie.
- Mylisz się... zobaczymy się jeszcze w pociągu Hogwart
Express! - Paulina uśmiechnęła się zawadiacko, znikając za drzwiami
Wielkiej Sali. - Weasleyowie zaprosili mnie na święta do siebie i przyjęłam
zaproszenie.
- Wiesz dobrze ze możesz i do mnie przyjechać, nie jestem
pewny jednak czy spodobały by ci się Święta u MAlfoyów. - Draco zaczął sie
tłumaczyć, jakby Paulina obwiniała go o coś.
- Doskonale rozumiem i nie
mam ci za złe że mnie nie zaprosiłeś. Wcale tego nie
oczekiwałam. Wierze
że gdybyś mógł na pewno byś to zrobił. - Paulina przytuliła się do niego
mocniej. Poczuła teraz chłód zimnego powietrza. Grudniowy wiatr był mroźny.
Powoli zaczynały szczypać ją policzki od chłodu. Draco objął ją w pasie
delikatnie przytulając do siebie i opatulając swoim płaszczem. Rozmawiali
jeszcze chwilę. Wiedzieli że mają dużo czasu. Pociąg odjeżdżał dopiero o
14.00...
Przed samym odjazdem z peronu profesor Snape poprosił
Paulinę
o rozmowę.
- Paulio, mam coś dla ciebie. Twój ojciec zostawił
to po swojej ostatniej wizycie. Prosił abyś otworzyła to w święta. - Snape
podał jej pakunek. Po jego rozmiarach i kształcie rozpoznała że to
książka.
- Dziękuje. Wesołych Świąt profesorze. - Paulina pocałowała
Severusa w policzek i zaraz znikła w tłumie śpieszących się do domu uczniów,
zostawiając belfra w nie małym szoku...
*** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Nora była
przytulnym miejscem o ciepłych barwach i miłym zapachy świeżego piernika.
Święta widać tu było w każdym kącie. Wspaniała choinka przybrana we
własnoręcznie wykonane ozdoby stała przed kanapą zaraz obok kominka. Skromne
girlandy zwisały z sufitu wypełniając pokoje świeżym zapachem igliwia.
Paulina rozejrzała się po komnacie. Salon był skromnie umeblowany.
Nie
było w nim drzwi. Z wolnej przestrzeni pokoju wchodziło się do kuchni w
której słychać było krzątanie. Za chwilę z kuchni wypadła starsza, pulchna
kobieta w fartuchu. Miała tak samo płomienno czerwone włosy jak reszta
rodziny... Uśmiechnęła się szczerze do Pauliny i przytuliła ją tak mocno że
dziewczyna nie mogła złapać oddechu. Za chwilę do salonu wpadł Pan Weasley
taszcząc kufry wypakowane z pokoju. Za nim wkroczyli Fred George i Giny,
zaśmiewając się z ojca wcale mu przy tym nie pomagając. Fred stanął koło
Pauliny głupkowato się uśmiechając. Pani Weasley puściła ją z uścisku
pozwalając na szybkie
zaczerpnięcie powietrza. Paulina wzięła głęboki
wdech obawiając się kolejnego "ataku" ze strony kobiety. Ona
jednak popatrzyła na syna porozumiewawczo a potem na Paulinę swoimi ciepłymi
brązowymi oczami.
- Syn mówił mi że jesteś ładna ale nie sądziłam że aż
tak... - Paulina po tych słowach troszkę się speszyła. Popatrzyła na
chłopaka nadal głupkowato uśmiechającego się. Kobieta kontynuowała mówienie
swoim ciepłym niskim głosem. - Na pewno jesteście zmęczeni po podróży, za
chwilę będzie obiad. Przed tym możecie się odświeżyć. Paulino Fred
zaprowadzi cię do pokoju. Będziesz nocować u Rona. Jak wiesz został w
Hogwarcie więc cały pokój będzie dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się i
już chciała odejść gdy zatrzymał ją głos Freda.
- Mamo przecież może spać
u mnie! George przeniesie się do Rona... - Chłopak objął w pasie
dziewczynę i przyciągnął do siebie - Przecież będziemy grzeczni... - Fred
uśmiechnęła się pokazując swoje bielutkie ząbki. Paulina zaśmiała się pod
nosem. Szczerze mówiąc podobał się jej ten pomysł.
- Nie wątpię że nasz
gość będzie się odpowiednio zachowywał - tu Pani Weasley popatrzyła ciepło
na dziewczynę - Obawiam się jednak o ciebie.
Paulina spojrzała na Freda
i cmoknęła go w policzek.
- Ja też się troszkę tego obawiam - Zaśmiała
się zalotnie i pociągnęła chłopaka za
rękę. - Chodź pokażesz mi mój
pokój...
Dzień minął szybko. Paulina zajęła się rozpakowywaniem i
wraz z bliźniakami zwiedzała okolicę i cały dom. Obiad był wyśmienity.
Paulina czuła się jak w siódmym niebie. Prawdziwa rodzinna atmosfera
powodowała że Paulina nareszcie poznała smak świąt, pełnych miłości i
ciepła.
W nocy rozległy się kroki na korytarzu. Delikatne kobiece
stópki stąpały po
drewnianej podłodze.
- Jeszcze tylko kawałek... -
dziewczyna cicho sobie powtarzała te słowa, miała nadzieje że nikt jej nie
usłyszy. Powoli mijała kolejny pokój z którego wydobyło się głośne chrapanie
Pana Weasleya. Przestraszona nagłym hałasem przyspieszyła kroku. Już
znajdowała się przy zielonych drzwiach. Zapukała po cichu aby nikt inny poza
lokatorem tego nie usłyszał. Prosiła tylko by drzwi otworzył jej...
-
Fred... nie mogłam spać. Mogę wejść? - Chłopak przecierał teraz zaspane
oczy. PO dłuższej chwili rozpoznał w dziewczynie Paulinę. Natychmiastowo
wpuścił ją do pokoju. Mimo panującej ciemności mogła ona dostrzec drugiego
bliźniaka smacznie śpiącego z otwartymi ustami.
Usiadła teraz na łóżku
które delikatnie zaskrzypiało. Zaraz koło niej wylądował Fred lekko
przeciągając się i ziewając szeroko. Związał gumką swoje długie czerwone
włosy i spojrzał na dziewczynę. Była dziwnie spokojna. Siedziała tak koło
niego. Jej oczy mimo braku snu nie wyglądały na zmęczone. Były pełne
radości. Światło księżyca wpadające przez okno do pokoju odbijało się w jej
źrenicach. Paulina wśliznęła się pod kołdrę i przytuliła się do
chłopaka. Ten objął ją w pasie i przysunął jej twarz do swojej.
Pocałował ją i wtulił się w jej brązowe włosy. pachniały tak przyjemnie.
Leżeli tak rozmawiając po cichu aby nikogo nie zbudzić. Sytuacja w jakiej
się znaleźli mogła wyglądać dwuznacznie. Zwłaszcza Paulina obawiała się że
po takim incydencie rodzice Freda mogą już na nią inaczej patrzeć. W końcu
to ona w środku nocy wśliznęła się do jego łóżka... PO pewnym czasie zmorzył
ją sen. Nie chciała wracać. Zasnęła w pokoju Freda...
Poranek
zapowiadał się wspaniale. Obudziła się na tyle wcześnie by móc
niezauważalnie wyślizgnąć się z pokoju i wrócić do siebie. Szybko wstała i
po cichu dostała się do pokoju. Wzięła prysznic. Nikogo jeszcze nie było.
postanowiła się ubrać i zejść na dół. Zabrała ze sobą książkę od ojca.
"Twój los w przepowiedniach" Przynajmniej wiedział co ją
interesuje... Usiadła przed kominkiem. Otworzyła lekturę i zagłębiła się jej
treść. Gdy doszła do tak długo oczekiwanego rozdziału czytała z jeszcze
większym zaciekawieniem.
Stygmaty... Dowiedziała się że to naznaczenie
przepowiedni. Odbierają ją jedynie czarodzieje lub charłaki. Ludzie nie
magiczni uważają je za przejaw głębokiej wiary. Są to jednak znaki
pojawiające się po ciężkim przeżyciu lub przed jego zaistnieniem. Była tak
pochłonięta książką że nie zauważyła schodzącego po schodach Freda. Ocknęła
się z transu w jaki wpadła po jego nagłym krzyku... Był tak przerażający że
dziewczynę przeszły ciarki po plecach...
- Paulina... twoje policzki,
oczy.. Paulina! - Fred biegł teraz do niej potykając się o
własne
nogi. Był tak przerażony że nie panował nad sobą. Dziewczyna początkowo nie
widziała o co mu chodzi. Nadal zapatrzona była w kartki książki. Nagle tekst
się zamazał. Widziała krople krwi kapiące na tekst... Bała się że to tym
razem prawda... że to nie przywidzenie... Zbliżyła drżącą dłoń do policzka.
Teraz z przerażeniem patrzyła na czerwoną ciecz na swojej dłoni. Jej palce
zalane szkarłatem krwi drżały coraz bardziej. Spojrzała na chłopaka. Z jej
policzków spłynęły łzy. Nie było ich jednak widać. Nadal była to krew, tak
żywa jak nigdy... Po raz pierwszy od dawna jej widok wywołał u niej panikę.
Powoli traciła trzeźwość
umysłu. Czuła już tylko strach. Przestawała
myśleć racjonalnie. Chciała wstać i coś
powiedzieć. Nie miała jednak
siły. Zemdlała. Powoli smugi krwi spływały teraz po jej twarzy... więcej już
nic nie pamiętała...
Wow! Cały czas
przed kompem wykorzystałam żeby to przeczytać. Masz wenę i to dobrą. Bardzo
mi się to podoba (ale wolałabym by Paulina chodziła z Draconem
). Tylko dziwne, że u mnie na kompie nie pokazują się polskie
litery.
Pisz dalej najlepiej coraz dłuższe party .
Dziei za pochwałę... tak napraewde to to
opowiadanie jest już dawno napisane. Najpierw było na obornikach a teraz
postanowiłam wkleić je tutaj... wiesz... ja nie chciałam żeby ona była z
Draco... kolejny romans z nim... nie dzięki Ale mam wielką nadzieje że to cię niezniechęci i dalej
będziesz czytać.. niedługo dodam następnego parta
Pozdrawiam Eskeniaa
No co ty jasne że nie
zniechęci, ale jakbyś mogła to już dziś wklej następny part (żarty).
Naprawdę nieźle piszesz i czekam na następne części.
QUOTE |
No co ty jasne że nie zniechęci, ale jakbyś mogła to już dziś wklej następny part (żarty). Naprawdę nieźle piszesz i czekam na następne części. |
Wiem, nauka
najważniejsza, na szczęście ja jestem jeszcze w SP w 6 klasie i przez sobotę
mam wolne. Ale ty pewnie jak wszystcy prawie starsza jesteś, więc pracować
musisz (co we mnie taka dziwna mowa wstąpiła??). A możesz mi podać stronkę
lub forum gdzie masz tego ff'a??
oborniki... no to jest wszystko tam... ale
musisz poszuukać na forum bo dawno żadnego posta nie dawałam i musi być
dzieś daleko na dawnych stronkach... ff jest pod nazwą
"Nowy ff tym
razem troszkę inny " pozdrawiam eskeniaa
Oto kolejny part już ostatni mojego
opowiadnaia... mam nadzieje że się spodoba... pozdrawiam eskeniaa
***
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
***
"Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie
wolna"
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
*** *** *** *** *** *** ***
Nie chciała nikogo widzieć. Nawet
jego… przede wszystkim jego. Nie miała ochoty wysłuchiwać stale pytań
o to co wydarzyło się dzisiejszego poranka. Sama dokładnie nie wiedziała czy
to możliwe aby naprawdę posiadała możliwości odbierania stygmatów. Nigdy nie
wierzyła w takie przepowiednie. Czytając o nich zawsze zaśmiewała się z
ludzi który uważają to za prawdę. Ale teraz kiedy pojawiły się krwawe znaki
i przywidzenia, tak doskonale odzwierciedlające jej strach i niepewność,
zaczynała się martwić. Wiedziała że to wszystko prawda. To nie były
halucynacje. Był przy niej Fred i on także widział krew spływającą wartko po
jej bladych policzkach.
Była podirytowana jak nigdy dotąd. Nie chciała go
widzieć. Wreszcie otworzyła oczy. Powoli uchylając powieki dostrzegała
ciepłe barwy promieni słońca niknącego za horyzontem. Powoli zbliżał się
wieczór. Przespała cały dzień. Chciała wstać, lecz nie mogła. Bolała ją
głowa i cały obraz wirował przed oczami. Delikatnie podpierając się o
drewnianą poręcz łóżka postawiła stopy na podłodze. Chwiejnym krokiem
skierowała się do drzwi. Zamknięte. Teraz naprawdę się zdenerwowała. Jak
mogli zamknąć ją w pokoju. Odwróciła się i skierowała do szafki nocnej.
Nagle odzyskała wszelkie siły, nie była już słaba i zaspana. Teraz miała
ochotę wydostać się stąd jak najprędzej. Chciała wyjechać i wrócić do
Hogwartu. Nie wiedziała dlaczego ale powoli irytowała ją ta sytuacją.
Gorączkowo przeszukiwała szufladę w poszukiwaniu hebanowej różdżki. Gdy już
ją odnalazła. Od razu nie podnosząc się z miejsca skierowała ją w kierunku
drewnianych drzwi.
- Alohomora!- drzwi delikatnie się uchyliły.
Paulina stała i już chciała skierować się do wyjścia, lecz nagle usłyszała
strzępki rozmowy. Może nie zaciekawiło by ją to aż tak, gdyby jej imię nie
padło podczas konwersacji. Zbliżyła się do drzwi i zaczęła podsłuchiwać. To
Fred rozmawiał z panią Weasley o całym wydarzeniu. Paulina błagała teraz aby
skłamał i nie powiedział prawdy. Wiedziała bowiem to że jeśli wyjawi prawdę
czekać będą ją tłumaczenia i zmuszona będzie do przybliżenia wszystkich
szczegółów. O niektórych nawet i on nie wiedział. Postanowiła ze przerwie
rozmowę Może to nie kulturalne ale to jej jedyne wyjście z tej sytuacji.
- Nie wiem co się stało. Już ci mówiłem! Zauważyłem ją leżącą w
salonie… widocznie zasłabła. Musiała źle się poczuć bo gdy przyszedłem
była już nieprzytomna… jeszcze sam do końca nie wiem co się stało.
Zaniosłem ją do pokoju i …
- Dobry wieczór - Paulina podeszła do
pani Weasley i uśmiechnęła się szczerze. - Przepraszam że sprawiłam kłopot.
Źle się poczułam i widocznie zasnęłam w pokoju. Było wcześnie i pewnie
ucięłam sobie drzemkę. Przepraszam jeszcze raz jeśli zmartwiłam panią. -
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze. Oczekiwała pytań i niepewności ze
strony matki Freda. Ona jednak popatrzyła na nią ciepło i położyła pulchną
dłoń na jej ramieniu…
- Mam jedynie nadzieje że się lepiej teraz
czujesz. - uśmiechnęła się i odeszła w stronę kuchni.
Paulina poczuła
ulgę. Nie musiała nic tłumaczyć, na żadne pytanie odpowiadać. W duszy
dziękowała za to pani Molly… Nawet nie spojrzała na chłopaka. Sama nie
wiedziała dlaczego. Skierowała się szybkim krokiem w stronę łazienki…
I znów ta niepewność. Sama nie wiedziała po co tam idzie. Może chciała przed
nim uciec .Nie patrzeć jego oczy. Bała się wyjaśnień i dociekliwości. Była
pewna że gdy tylko popatrzy na nią tak jak zwykle, tak ciepło i delikatnie
straci grunt pod nogami i znów się rozklei. Tak ciężko pracowała nad
wizerunkiem zimnej i niedostępnej osoby. On jednak umie go zburzyć jednym
słowem, gestem, spojrzeniem… Szła coraz szybciej jednak korytarz
wydawał się nie mieć końca. Nagle poczuła czyjąś lodowatą dłoń chwytającą ją
za nadgarstek. Serce zabiło jej szybciej. Wiedziała że teraz z nią to już
koniec. Była pewna, że znów powali ją tymi brązowymi oczami… Poczuła
szarpnięcie i już stała twarzą w twarz a Fredem. Nie patrzyła na niego.
Przekręciła głowę i spuściła wzrok. Patrzyła na swoje bose nogi jakby to one
były teraz najważniejsze. Może nie miała podstaw żeby go unikać, ale wolała
nic mu nie mówić. Była pewna że jeśli rozpocznie rozmowę o poranku i tym
dziwnym wydarzeniu będzie musiała się przyznać do przywidzeń i co gorsza do
przeszłości jej ojca… Jego twarz była niebezpiecznie blisko jej. Czuła
to ciepło które sprawiało że była taka bezpieczna. Jego dłoń delikatnie
przesunęła się w stronę jej policzka. Lekko skierował jej twarz w swoją
stronę. Była niebezpiecznie blisko niego. Spojrzała mu w oczy. To ją
zgubiło.
- Nie pytaj… proszę… - spojrzała na niego
błagalnie. Miała ogromną nadzieję że ją zrozumie i uszanuje jej wolę…
- Nawet nie miałem zamiaru. Jak będziesz na to gotowa sama mi powiesz.
Martwiłem się jednak o ciebie. Jak zobaczyłem cię w pokoju… ta krew i
twoje oczy. Bałem się… - jego oczy patrzyły na nią z taką troską.
Paulina wiedziała że zależy jej na nim i nie chciała aby się martwił.
Chciała mu także wyznać całą prawdę. Był zarówno jej przyjacielem więc
powinien to zrozumieć. Fred oparł swoje czoło o jej nadal nie spuszczając z
Pauliny wzroku.
- Dziękuje Ci… - wyszeptała. Spojrzała na niego
ciepło i pocałowała. Stali tak przez chwilę delektując się smakiem swoich
ust… Paulina wiedziała że niedługo mu o wszystkim powie. Nawet jeśli
była niedawno na niego zła i nie chciała z nim rozmawiać, teraz był jej
najbliższą osobą i wiedziała że na pewno coś do niego czuje… Nie
wiedziała czy to miłość ale na pewno nie był jej
obojętny…
Kolejną noc z rzędu nie spała. Siedziała na łóżku
patrząc na widok rozciągający się za oknem. Spokojnie śpiąca wioska w
której znajdował się dom Weasleyów zawsze w takie wieczory poprawiała jej
humor. Uspakajała ją i napajała harmonią której jej tak ostatnio brakowało.
Mimo późnej godziny postanowiła wykąpać się. Zabrała potrzebne rzeczy i
skierowała się do łazienki.
Po pewnym czasie wpadła do pokoju owinięta
jedynie w ręcznik. Jej mokre włosy ociekały wodą mocząc przy tym odkryte
plecy. Niechlujnie rzuciła rzeczy na łóżko i już miała się ubrać gdy
usłyszała czyjś głos. Należał do mężczyzny. Z zaciekawieniem odwróciła się w
stronę z której dochodziły ją dźwięki. Zszokowało ją to co
zobaczyła.
Wysoki mężczyzna mrugał do niej zalotnie…Może nie było
by to dziwne gdyby to nie był szukający Armat, Dawid Mureny spoglądający na
nią zza jednego z plakatów Rona.
- Hej mała… zrzuć ten ręcznik i
wskakuj do mnie. Wiesz ty ja i mój… Nimbus 2001. Może być ciekawie -
uśmiechną się do niej flirciarsko i zagwizdał na palcach. Paulina zaśmiała
się i usiadła na łóżku. Tego się nigdy nie spodziewała. Całkiem przystojny
młody człowiek nadal wpatrując się w nią jak w obrazek oparł się o stojącą
obok miotłę i przekręcił głowę jakby chciał się jej przyjrzeć dokładniej.
- Nigdy cię tu nie widziałem. Przecież to pokuj jak mu tam…
Eee… takiego małego, rudego chłopaka - Dawid był wysokim blondynem o
niebieskich oczach. Uśmiechał się prześlicznie ukazując białe zęby i
uwydatniając silne kości policzkowe.
- Rzeczywiście to pokój Rona.
Chwilowo jednak ja tu mieszkam - uśmiechnęła się do niego zakładając nogę na
nogę. Dawid odwzajemnił uśmiech i kontynuował flirciarską
rozmowę…
- No to jak piękna… jedziemy. - Wziął do ręki
miotłę. - jest dużo miejsca. A jak będziesz się bała możesz się do mnie
przytulić. - Puścił do niej oczko i oczekiwał odpowiedzi. Paulina zaśmiała
się. Na jej ustach pojawił się słodki uśmiech przedstawiający za równo
ironię jak i zwycięstwo.
- Nie pozwalaj sobie na za dużo. - tu gestem
dłoni wskazała nożyczki leżące na stoliku
obok. - Teraz ja mam przewagę.
- Dziewczyna wstała i skierowała się do komody. Wyjęła z niej nocną koszulę.
Ciągle podtrzymywała ręcznik tak aby przypadkiem nie opadł w najmniej
spodziewanym momencie. Dawid bez przerwy robił uwagi na jej temat. Paulina
musiała się przyznać że spodobała jej się rozmowa z Mureny'em. Jego głos
był męski i przyjemny w słuchaniu. Zastanawiała się jednak czy jest na tyle
nienormalna by podrywać plakat…
- A teraz się odwróć… Chcę
się przebrać! - Paulina spojrzała na niego groźnie, w jej oczach jednak
było rozbawienie.
- Ani mi się śni… takiej okazji nie przegapię -
uśmiechną się zawadiacko i zamaszystym gestem odrzucił w bok miotłę. Usiadł
i przyglądał się dziewczynie z jeszcze większym zainteresowaniem.
- Tak?
No dobra, jak chcesz ale nie będziesz miał co podziwiać. - Wstała i wzięła
leżącą obok koszulę nocną i po cichu wyszła z pokoju. Po chwili była już
powrotem odziana w piżamkę. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się triumfalnie
do Dawida. Miał niewyraźną minę. Było w niej troszkę smutki, żalu i
rozbawienia.
- Dobranoc - Paulina wsunęła się pod ciepłą kołdrę i
przyłożyła twarz do poduszki. Dawid przesłał jej buziaka w powietrzu i
zniknął z plakatu. Miała teraz chwilkę dla siebie….
Teraz gdy tak
myślała o tym co się wydarzyło w ostatnim czasie była pewna swojej decyzji.
Już chciała wstać i wyjść z pokoju, lecz usłyszała ciche pukanie do drzwi.
Automatycznie zjawił się Dawid. Z zaciekawieniem przyglądał się całej
scenie. Dziewczyna podeszła i uchyliła je aby zobaczyć kto to. Fred stał
przed nią ubrany w same bokserki. Jego długie czerwone włosy opadały mu
kaskadami na włosy. Odgarną je szybko i założył za ucho. Paulina spojrzała
na niego wymownie mierząc go wzrokiem. Uśmiechnęła się zalotnie. Brakowało
jej ostatnio takich chwil sam na sam z Fredem… Wszedł do pokoju
zamykając cicho drzwi. Paulina skierowała się w stronę łóżka gdzie teraz
siedział chłopak. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i usiadła mu na
kolanach.
- No i nawet chwili nie możesz beze mnie wytrzymać co. -
pocałowała delikatnie i już chciała kontynuować gdy przerwał jej ten sam
męski głos co przedtem.
- Zapowiada się ciekawie… - Dawid siedział
teraz ze skrzyżowanymi nogami przyglądając się z rozbawieniem parze…-
Widzę że nie ja pierwszy dostrzegłem twoją urodę. - Uśmiechną się
zawadiacko. Paulina spojrzała na niego spode łba. Znów skierowała wzrok na
Freda. Ten siedział oniemiały. Nie trudno mu się dziwić. Nie na co dzień
plakat podrywa twoją dziewczynę. Paulina wstała z kolan chłopaka i
skierowała się z stronę Dawida.
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz że
ktoś stworzył ten plakat
- No ale pozwólcie mi chociaż popatrzeć…
nie mam za wiele do roboty - uśmiechną się i znów wstał opierając się o
Nimbusa 2001. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Niebezpiecznie zbliżała się
do Dawida. Jednym ruchem ręki odczepiła plakat od ściany i przewróciła go na
drugą stronę tak , że jedyne co mógł teraz podziwiać to ściany w kolorze
śnieżnej bieli. Słychać już było tylko stłumione słowa i pomruki. Miała go
już z głowy. Paulina wróciła do Freda i podobnie jak poprzednio usiadła mu
na kolanach.- No to na czym stanęliśmy? - Pocałowała go namiętnie. Ten
przechylił się powoli do tyłu, tak że teraz leżeli w objęciach na łóżku
dziewczyny. Gdy już Paulina wyrwała niechętnie się z jego silnego aczkolwiek
bardzo przyjemnego uścisku zaczęła rozmowę
- Miałeś jakiś powód gdy tu
przychodziłeś? Chciałeś coś się mnie zapytać? - Leżała teraz obok niego z
twarzą skierowaną ku jego twarzy.
- Czy musze przychodzić tu w jakiejś
konkretnej sprawie? Nie mogę z tobą tu sam na sam posiedzieć w ciszy
delektując się pięknem twoich oczu? - Paulina rozpłynęła się po tych
słowach. Poczuła niewymowne ciepło i przyjemność. Cmoknęła go delikatnie w
policzek.
Po chwili wstała jednak i usiadła na łóżku prostując nogi.
Chłopak uczynił to samo podsuwając cię do Pauliny i opatulając ją i siebie
pościelą.
- Przed tym jak wszedłeś miałam zamiar do ciebie pójść. Proszę
nie przerywaj mi tego co mam zamiar teraz powiedzieć. Przemyślałam kilka
spraw i uważam że jesteś mi bardzo bliski więc mogę ci wszystko powiedzieć.
- Tu spojrzała na niego lekko przesuwając dłonią po jego policzku. Za chwilę
jej ręka odnalazła jego dłoń. Ich palce spotkały się w delikatnym uścisku.
To nadało jej jeszcze więcej siły i pomogło w przekazaniu prawdy- Mam do
ciebie tylko jedną prośbę… To co właśnie usłyszysz będziesz musiał
zachować dla siebie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć - Po tych słowach
Fred przytaknął tylko nadal z zaciekawieniem przysłuchując się dziewczynie.
Paulina wyznała mu całą prawdę… O ojcu, mrocznym znaku Draca,
samobójstwie matki, tym cierpieniu jakie oglądała podczas spotkań
śierciożerców, mówiła o tym wszystkim co tłumiła w sobie. Wiedziały teraz o
tym dwie osoby. Fred i Draco. Gdy skończyła oczekiwała lawiny pytań, chęci
dalszych wyjaśnień albo krzyku i złości. Jednak myliła się. Widocznie za
słabo znała Freda. On jedynie spojrzał na nią czule i otarł delikatnie
zagubioną kroplę spływającą po jej policzku. Nie widział czy to łza czy
jedynie woda spływająca jeszcze z jej przemoczonych włosów. Teraz Paulina
uroniła łzę. Kolejną i kolejną, pojedyncze krople zmieniały się w potoki
słonych łez… Nie były jednak spowodowane smutkiem czy żalem. Była tak
szczęśliwa że spotkała kogoś takiego w swoim życiu. Zastępującego jej ojca
kochanka i przyjaciela. Wtuliła się w jego ciepłe ciało. Znów leżeli
przytuleni. Fred pozwalał by wypłakała zarówno te słodkie łzy szczęścia jaki
gorzkie i pełne żalu. Gdy już osuszyła policzki oczy spojrzała na niego.
Jego oczy zawsze przynosiły ukojenie. Pocałowała go i wtuliła twarz w
pachnące jaśminem czerwone włosy… Usnęli tak zarówno pełni szczęścia
jak i przejęci zaistniałą sytuacją. Paulina była zadowolona z tego że
nareszcie wyjawiła mu prawdę, Fred zaś cieszył się że mu zaufała…
Wiele to dla niego znaczyło.
Czas świąt nieubłaganie
dobiegał końca. Paulina Fred spędzali ze sobą dużo czasu rozmawiając o
wszystkim i o niczym. "Nora" wypełniła się głośnymi śmiechami
bliźniaków i Pauliny. Ciągle płatali figle i robili dowcipy Ginny. Co gorsza
znęcali się także nad biednym Percym… Czasem pomagał im w tym Bill
który przyjechał na święta do rodziny. Paulina lubiła z nim rozmawiać gdyż
pomimo różnicy wieku rozumieli się doskonale. Czasem przesiadywali w salonie
rozmawiając o jego pracy i szkole Pauliny. Dziewczyna z zaciekawieniem
słuchała opowiadań o Ministerstwie Magii. Uważała że Bill ma wielkie
szczęście pracować jednym z najbardziej interesującym wydziale. A mianowicie
w komitecie do przypadków nadużycia czarnej magii…
Jeśli chodzi o
plan bliźniaków i Pauliny oraz o szarą paczkę przyniesioną ze sklepu
"Zonka" w dzień "Przepowiedni"… wszystko szło
idealnie. Plan był opracowany i zapięty na ostatni guzik. Paulina nie
wiedziała jednak że niedługo nie bezie czasu myśleć o takich
sprawach…
To był chyba drugi tydzień stycznia. Jeśli dobrze
mi się wydaje piątek. Uczniowie podekscytowani kolejnym wyjściem na miasto i
zapowiedzianym już przed feriami świątecznymi meczem Quddicha Gryfonów z
Krukonami krzątali się po całym zamku. Długa kolejka uczniów ustawiła się
przed wyjściem ze szkoły. Woźny Filth odczytywał właśnie listę uczniów
chętnych do wyjścia. Paulina stała sama wśród zgrai młodszych uczniów. Fred
i Georgie z którymi miała się wybrana miasto musieli zostać na treningu
zorganizowanym przez Angelinę - nowego kapitana drużyny. Mieli dojść po pół
godziny ale oczywiście wpakowali się w szlaban i dotrą dopiero za 2 . Do
tego czasu dziewczyna była zdana na samą siebie…
- Hej… co
robisz tu sama - Wysoki blondyn ubrany w mugolskie ciuchy podbiegł do niej i
pocałował ją w policzek. Był dziwnie nieprzeciętnie szczęśliwy. Jego oczy aż
iskrzyły od radości.
- Nie miałam z kim iść… no ale teraz jesteś
ty…. - Paulina uśmiechnęła się do chłopaka który w tym samym momencie
objął ją w pasie.
- Zapraszam Panią na kremowe piwko do "Trzech
Mioteł"!...
Miasto było jak zwykle pełne uczniów.
Podekscytowani jednym z pierwszych wyjść trzecioklasiści biegali od sklepu
do sklepu pokazując sobie nowo nabyte pamiątki, smakołyki i drobiazgi.
Paulina i Draco weszli do baru. Przesiedzieli tam chwilkę rozmawiając i
żartując z grupą ślizgonów. Na całe szczęście nie było wśród nich Pancy.
Nigel, Steward i Daniel wydawali się całkiem mili. Dużo się uśmiechali,
jednak za często robili kąśliwe uwagi na temat Gryfonów. Po godzinie
postanowili przejść się na spacer. Nie zważali na złą pogodę. Mimo śniegu
przeplatanego deszczem i lekkim wiatrem zabrali płaszcze i wyszli z baru.
Na brukowanych uliczkach nie było prawie nikogo. Gdzieniegdzie przemykali
tylko uczniowie w popłochu chroniąc się przed śniegiem i deszczem. Para
szła w kierunku sklepu "Zonka". Nagle jednak Paulina poczuła
czyjąś silną dłoń na swoim ramieniu. Potem był tylko ten dreszczyk i jakby
uczucie przenikającego cię prądu. Już wiedziała co się dzieje. Razem z
nieznajomym i Draco aportowała się w nieznane jej miejsce.
Po chwili
wiedziała kto był tym obcym. Śmierciożercy. Stała ich grupa, może 3, 4.
Dokładnie nie wiedziała. Obejrzała się za siebie. Stali teraz na jakiejś
odludnej polanie, całkowicie zasypanej śniegiem. Za nimi rozciągał się widok
oświetlonego przez drobne lampiony miasteczka. Dziewczyna spostrzegła także
dwie najwyższe wieże zamku. Byli niedaleko Hogwartu. Teraz jednak powtórnie
spojrzała a mężczyzn. Wymieniali porozumiewawczo spojrzenia mierząc parę od
stóp do głów. Nagle jeden z nich wystąpił z szeregu i odezwał się zimnym i
szorstkim głosem
- Znów się spotykamy panno Bringot - pewnym krokiem
skierował się w stronę dziewczyny. Ta cofnęła się przerażona patrząc mu
teraz w ciemne, wręcz nie obecne oczy. - Szkoda jednak że w takich
okolicznościach… - Paulina poznała go od razu. Nie mogła jednak
uwierzyć że to on.
- Co tu robisz… i dlaczego nas tu sprowadziłeś.
Nic z tego nie rozumiem - Paulina spojrzała bezradnie na Draco. Podszedł do
niej i stanął tuż obok.
- Nic nie rozumiesz? No to może ci wyjaśnię. TO
nie przypadek że jesteście tu razem. Tak słodko wyglądacie - uśmiechnął się
pogardliwie a ironia w jego głosie stała się coraz to bardziej uwydatniona.
- Wasi ojcowie byli podłymi szlamami. Zdrajcy - to ostatnie słowo wręcz
wypluł z odrazą. - Myśleli że się nie domyślimy że pracują na dwa fronty. Że
zarówno służą Czarnemu panu i są szpiegami Dumbledora? No cóż, teraz się już
nikomu na nic nie przydadzą. - zamaszystym gestem dłoni wskazał miejsce za
sobą. Paulina nie chciała w to uwierzyć. Jej ojciec… ojciec
Draca… oni nie żyli…Jednak byli dobrzy… a ona go tak
nienawidziła sądziła że naprawdę służy czarnemu panu… Dziewczyna
spojrzała na przyjaciela z przerażeniem. Na jego twarzy malował się zarówno
strach jak i miejscami ukazywała się determinacja i gotowość do walki.
Paulina miała zamiar podbiec do leżących tam ciał. Może nie było za późno.
Jeden ze Śmierciożerców odepchnął ją silnie na bok, tak że upadła lądując w
śniegu. Chciała się podnieść. Jednak mężczyzna z którym uprzednio rozmawiała
uklęknął obok niej i dotknął jej twarzy swoją lodowatą dłonią. Przejechał
palcami po jej policzku i zatrzymał się w okolicach ust.
- Śliczna
jesteś… szkoda by było pokiereszować taką buzię - posuwał się teraz
jeszcze dalej. Chciał ją pocałować ale ta splunęła mu w twarz... Wstał i
odszedł na kilka kroków. Draco podszedł do niej i wyszeptał jej do ucha
kilka słów…
- Uciekajmy, aportujmy się do Hogsmeade. - Paulina
spojrzała na niego. W oczach miała strach. Wiedziała ze to najrozsądniejsze
co teraz może zrobić. Dotknęła jego dłoni. Nagle jednak usłyszała znów ten
szorstki i zimny głos.
- Jesteś taką samą suką jak twoja matka. Obie
uważacie się za najważniejsze. A raczej uważałyście się. Na szczęście zabiła
się. Oszczędziła przy tym cierpienia sobie i innym. Ale z drugiej strony
szkoda. Miło było się czasem zabawić. - i znów ten śmiech mrożący krew w
żyłach. Paulina nie wiedziała dlaczego puściła dłoń chłopaka. Wstała a on za
nią. Poczuła nagłą chęć mordu. Była tak wściekła. Mężczyzna był jednak
szybszy.
- Pożegnaj się z przyjacielem. Teraz spotkasz się ze swoją matką
w piekle szmato - podniósł różdżkę i wycelował ją prosto w serce
Pauliny…
- Avada Kedawra… - Paulina jakby w zwolnionym tempie
widziała zielony strumień światła lecący wprost w jej stronę. Zamknęła oczy.
Chciała umrzeć bezboleśnie. Nic nie poczuła. Stała jak dawniej w tym samym
miejscu. Uchyliła oczy. Nagle poczuła mocne pchnięcie i już leżała na ziemi.
Upadając uderzyła głową o kamień który został zasypany grubą pierzyną
śniegu. Rozcięła sobie skórę nad lewym okiem. Potok czerwonej cieczy spłyną
jej do oczu zamazując całkowicie obraz. Usłyszała przeraźliwy krzyk. To
był Draco. Wiedziała co się tera stało. Poświęcił się. Zginął. Przez nią. Za
nią… Zrobił to dla niej. Po jej policzkach spływały szybko strumienie
szkarłatnej krwi. Powoli dostrzegała dwie postacie. Leżał teraz bezwładnie
na ziemi z twarzą zatopioną w białym śniegu. Nic nie myśląc podbiegła do
niego. Uklękła obok i przyciągnęła jego ciało do siebie. Popatrzyła teraz na
jego zastygnięty wyraz twarzy. Było za późno. Nie żył. Zaczęła płakać, tak
szczerze i przeraźliwie boleśnie jak nigdy dotąd. Czerwone krople krwi
spadały na śnieg tworząc widok jeszcze bardziej przerażającym. Były to
zaledwie sekundy. Jednak dla niej dłużyły się tworząc wieczność. Wieczność
bez Draca którego tak kochała. Wiedziała że i ona zginie. Teraz spojrzała
na mężczyznę stojącą nad nią. Ten sam ironiczny uśmiech co wcześniej pojawił
się na jego ustach wykrzywiając twarz jednocześnie w wielkim grymasie. Nagle
dobiegł ją hałas pochodzący z niedaleka. Może z pobliskiego lasu.
Aurorzy! Za razem szczęśliwa jak i zawiedziona tym że przybili tak późno
popatrzyła triumfalnie ma mężczyznę. On jedynie posłał jej spojrzenie
"jeszcze się kiedyś spotkamy". Odwrócił się szybko i z resztą
śmierciożerców aportował się.
Nadal siedziała na śniegu bezwładnie
obejmując ciało przyjaciela. Powoli uświadamiała sobie co właśnie miało tu
miejsce. Nagle poszedł do niej jeden z aurorów. Nic nie powiedziała.
Spojrzała na niego i już wiedziała co powinna zrobić. Aportowała się do
Hogsmeade.
Nadal klęcząc i obejmując kurczowo przyjaciela. Nadal nie
chciała dopuszczać do siebie myśli że on nie żyje. Że już więcej… nie
to niemożliwe…
Roztopiony śnieg i deszcz przemaczały ją do suchej
nitki. Obmywały jej twarz z cieknącej strumieniami krwi. Nie podnosiła się.
Nie chciała go zostawiać. Po chwili zebrało się wokoło nich zbiorowisko
wścibskich gapiów. Przez tłum przebijała się właśnie postać tak długo
wyczekiwana przez dziewczynę…
- Paulina! - Fred z przerażeniem
spojrzała na zakrwawioną i zapłakaną dziewczynę obejmującą Draca.
-
Fred… on…on nie żyje. To przeze mnie. On… - powoli głos
się jej załamywał. Patrzyła niepewnie na chłopaka. Nagle stanęło obok niej
kilku mężczyzn. Wśród nich był dyrektor Dumbledor. Położyli ciało chłopaka
na noszach które zaczęły unosić się w powietrzu.
- Zajmij się nią. -
dyrektor spojrzał na Freda i pokiwał porozumiewawczo głową…
Nie
wiedział co zrobić. Bał się od niej podejść. Co powiedzieć. Po raz pierwszy
tak naprawdę odczuwał strach i niepewność. Dziewczyna wstała i chwiejnym
krokiem podeszła do niego. Oparła się na jego ramieniu i wtuliła się w jego
ciepłe włosy. Płakała nie mogąc powstrzymać potoku łez. Chciała coś
powiedzieć. Nie mogła złapać oddechu. Nie mogła się uspokoić. Była bezradna.
Po chwili stanęła obok niego i odwróciła twarz w stronę wystawy jakiegoś
zamkniętego już sklepu. Było w nim ciemno wiec dokładnie widziała swoje
oblicze. Dopiero teraz zrozumiała. Przepowiednia. Ona mówiła właśnie o tym.
Przypatrzyła się swoim oczom. Były tak samo szkarłatne jak te u wróżki i w
lustrzanym odbiciu. Krew skapywała jej po policzkach tak samo jak w tedy
podczas świat.
"Twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... to
zgubi twych bliskich", to była prawda, gdyby nie uniosła się dumą i nie
chciała walczyć, gdyby uciekła tak jak to chciał on zrobić on by teraz żył.
Śmiał się tak jak poprzednio, uśmiechał się a jego oczy nadal były by tak
wspaniała jak niegdyś. Nie takie zimne i puste… to wszystko przez nią.
Przez nią… Nie miała już siły na nic. Nawet stanie sprawiało jej ból.
Zemdlała.
Powoli odzyskiwała świadomość. Nie była już w miasteczku. Teraz
czuła delikatnie oplatające ją w tali dłonie Freda. Bezwładnie zwisające
ręce oplotła na jego szyi. Było jej tak dobrze.
- Zanieś mnie proszę do
pokoju Wspólnego, nie ma tam nikogo, będziemy mogli porozmawiać.
-
Ale… dyrektor prosił - tu zakryła mu usta palcem w geście uciszenia go
i powstrzymania od tego co maiła zamiar powiedzieć.
- Proszę, nie zanoś
mnie do skrzydła szpitalnego.Obiecam że zjawie się tam jutro… nie
dziś. Proszę. - spojrzała na niego błagalnie.
Po chwili już
przechodzili przez dziurę w portrecie grubej damy. Fred delikatnie postawił
ją na ziemi, ona zaś usiadła na schodach chowając twarz w dłonie. Płakała.
Podszedł i ukucną zaraz obok. Delikatnie dotkną jej podbródka i wytarł
resztki lekko czerwonawej cieczy spływającej jej po policzkach.
- Zabiłam
go… to przeze mnie, ja nie chciałam, ale on rzucił się i wtedy…
- jej głos był cichy. Przeplatały go łkania i głośne wdechy. Próbowała
uspokoić oddech jednak nadal to przeżywała to, co się stało. Straciła
przyjaciela. Tak bardzo go przecież kochała….
Fred wiedział, że nie
ma ochoty na tłumaczenie. Pomógł jej wstać. Obłocona szata przemoczyła jej
ciało do suchej nitki. Paulina trzęsła się zarówno od płaczu jak i od zimna.
W sypialni dziewczyn nikogo nie było. Chłopak pomógł jej się przebrać i
założyć czyste ubranie. Położył jej przemarznięte do szpiku kości ciało i
nakrył puchową kołdrą. Chciał już odejść gdy ta pociągnęła go do siebie. Jak
zwykle w takich momentach wylądował zaraz obok niej leżąc i przytulając ją
do ciebie. Paulina pocałowała go i szepnęła.
- Nie zostawiaj mnie…
nie ty… proszę - Znów po jej policzkach poleciały łzy. Jej słowa
zabrzmiały jak pożegnanie. Jakby nigdy więcej nie miała go spotkać. Jakby to
były ostatnie jej sowa….Przybliżył się i przyciągną ją do siebie.
Teraz była na to chwila. Przeczesał palcami jej włosy.
- Kocham
cię… Proszę pamiętaj o tym - powiedział to tak spokojnie, jakby mówił
to codziennie. Ale to po raz pierwszy te słowa wydobyły się z jego ust. Były
tak wspaniałe. Dziewczyna nareszcie poczuła że ktoś ją kocha. Przez ten
smutek jakiego doznała przebiło się odrobinę szczęścia. Tak niewiele ale za
to jak wspaniale kojąco działały te słowa…
Po chwili zasnęła. Miał,
zatem czas na to by wyjść z pokoju dziewczyn zanim przyjdą pozostałe
lokatorki…
Paulina wstała i przetarła oczy. Była dziesiąta.
Nikogo w sypialni… Ledwo unosząc ciało sięgnęła do szafeczki nocnej.
Wyciągnęła z niej flakonik. Przed oczami miała teraz jedynie wydarzenia
poprzedniego dnia. Widziała Draco i jego śmierć, krew i słyszała w głowie
słowa przepowiedni. Skierowała się do łazienki. Teraz była pewna tego, co
chce zrobić. Nadal mocno ściskając flakonik z niebieską cieczą… Stała
teraz przed lustrem pochylając się nad kamienną umywalką. Łzy skapywały jej
po policzkach uderzając z głuchym dźwiękiem o dno.
Popatrzyła na
buteleczkę. "Eliksir długiego snu". Wystarczy kropla by wpaść w
objęcia snu na całą noc. Wystarczą dwa duże łyki a zaśnie na zawsze. Nigdy
już nie myśląc o tym co się wydarzyło, skracając sobie ból i cierpienia,
pozbawiając się wyrzutów sumienia i jednocześnie kojąc swe zmysły…
Teraz przed oczami miała jego uśmiech. Te piękne szare oczy patrzące na nią
w tak wyjątkowy sposób. Słyszała śmiech i miłe słowa, pamiętała tą pustkę w
jego oczach, krew. To ją przerażało…. Przybliżyła buteleczkę do
siebie. Ostatni raz spojrzała na etykietę.
- "Tak będzie
najlepiej… Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie
wolna".- wstrząsnęła i odkorkowała butelkę. Nagle jednak zobaczyła
jeszcze coś.
Widziała Freda, jego uśmiech. To co powiedział wczoraj. Ona
też go kochała. I kolejna niepewność. Z jednej strony było to okropne
cierpienie i poczucie winy… to przez nią ten miły chłopak w pełni
wieku już nigdy się do niej nie uśmiechnie ale przecież był Fred. Stała tak
zapatrzona w niebieską ciecz delikatnie kołyszącą się w buteleczce. Jeszcze
chwile się wahała. Co miała zrobić. Ta niepewność zżerała ją od środka.
Podjęła jednak decyzję już była pewna… Wiedziała co uczyni… To
było jej pisane…
*** *** *** *** *** *** *** ** ** KONIEC ***
*** *** *** *** ** *** *** ***
Skończyło się? Mam mały komentarzyk -
Dracon ma szare oczy, zielone miał Harry
NIE!! NIE!!!!!!!!
Zabiję cię, za
szybko skończyłaś tego ff'a!!! Gdzie mój
nóż??!!!
..... Masz szczęście nożu nie znalałam.
Plisssssssssssssss napisz party następne, ja chcę by ona wyszła za
Freda, a nie umierała.
QUOTE |
Skończyło się? Mam mały komentarzyk - Dracon ma szare oczy, zielone miał Harry |
no tak... to koniec, nic wiecej do tego
ff nie dodam.. jest jeszcze prolog... le nie wiem czy dodam...
draco może
i mial szare oczy.. a karry zielone.. mnie to ni obchodzi.. wyobrazam sobie
Malfoya tak jak to sobie wyobrazam i to moja inwencja twórcza...
dzięki
za komentarze
pozdrawiam eskeniaa
Nie!!!!! NIE MA BYĆ ŻADNEGO PROLOGU!! WCIĄGNEŁAŚ
MNIE STRASZNIE W TEN FF I NIE CHCĘ BY ON SIĘ TAK SZYBKO
SKOŃCZYŁ!!!
Boże czemu to robisz mnie i tym którzy to
czytają??!!
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)