Od razu mówię - to opowiadanie będę
publikował w
częściach.
----------------------------------------
"Wiek staje
się wpierw opowieścią, potem legendą, na końcu mitem. Ale i mit zostaje
zapomniany nim nadejdzie Wiek który go zrodził"
Rand siedział
na kamieniu, z zamkniętymi oczyma, ale wiedziałem, że tylko pozornie
zachowuje spokój. Gdyby jego ludzie, Lud Smoka wiedział o tym, że jest
szargany między jego uczuciami i życiem, oraz saidinem... Zaparzyłem mu
herbaty, podszedłem i podałem mu kubek. Noc była mroźna, ale w Górach Mgły
wydawała się jeszcze chłodniejsza. Wziął kubek, po czym pośpiesznie opróżnił
go.
- Dzięki ci, Perrin. Naprawdę byłem spragniony.
- Wiem to, Rand.
Wiem więcej niż ci się zdaje.
- Moiraine ci powiedziała? - zdumiał się -
Obiecała nic nikomu nie powiedzieć...
- Nie, to nie Moiraine mi
powiedziała. Sam się dowiedziałem. Od kiedy jestem... "Tym czym jesteś,
kochasiu. I nic tego nie zmieni" coś powiedzuiało w jego głowie
"Nie. Nie jestem tym... Nie, po prostu jestem człowiekiem,
CZŁOWIEKIEM!" odpowiedział temu czemuś w jego głowie. I znów poczuł
łaskotanie z tyłu mózgu. "Wilki. Znowu one. Nie. Nie dopuszczę do
tego." I szaleńczym wysiłkiem stłumił łaskotanie.
- Czym jesteś? -
podejrzliwie zapytał się Rand. - Ta'veren... Ja nim jestem, ty nim
jesteś, Mat też... - urwał. Myśl o Macie sprawiała mu ból - Ciekawe jak się
miewa. Czy Aes Sedai już go uleczyły? Całą zimę siedzimy tutaj, i nic nie
wiemy... Moiraine, szczeźnij w Światłości, przestań trzymać nas na
smyczy! - opanował się - Co tym razem powiedziała Moiraine?
- Nic,
Rand, zupełnie nic. Co ona zamierza? Nie wiem, naprawde nie wiem. I chyba
nie chcę wiedzieć.
Odszedłem od niego. Musiałem. Nie mógł zobaczyć moich
łez. Nie mógł. Po prostu. Nie teraz. Nie on. Ale dlaczego? Czemu on nas
unika, a my jego? Z jednego powodu. Strach. Boi się, że coś nam zrobi. A my
uciekamy przed tym samym... Nie. Nie wolno mi tak myśleć. Rand. Mój
przyjaciel.
Położyłem się spać. Jeszcze za wcześnie.
Nie, wcale nie. Przecież musiałem wjechać naprzeciw Leyli. Głupia dziewczyna
- sama w Górach Mgły... Głupia - albo skrajnie odważna... Min powiedziała,
że zginie - Leyla zginie, i to niedługo. Całe szczęście że przyszła już do
Moiraine - o czymś rozmawiały. Znowu łaskotanie. Znowu wilki. Chyba wolałbym
już nadal być kowalem. Ciągle łaskocze. Napiera. Znowu. O co im chodzi??
Nie zdążyłem dopowiedzieć myśli do końca. Wilki mnie pokonały.
"Nadchodzą Wykoślawieni, Młody Byku. I my również."
Porwał
swój topór obusieczny, bojowy. Sam kiedyś wykuł go. Sam. Ale nie miał służyć
do walki. A on zabił już dwóch ludzi. Tym toporem. Otrząsnął się. Nawet się
nie ubrał. Wybiegł z toporem. Zauważył ich - hordy trolloków, z Myddraalami
na czele. Walka. Leyla. Leyla?! Co ona tam robi?
Stała obok szałasu
Moiraine. Tuż obok. Nagle z cienia obok niej wynużył się Myddraal. Bezoki.
Niezrodzony. Miał wilele nazw, i każda strzaszna. Perrin ruszył na niego.
Pomor wyciągnął miecz, czerniejszy od nocy. Miecz z Shadar Logoth, formowany
i wykuty w nim, ale skażony jego złem. Leyla rzuciła się na niego. Machnął
mieczem. Od niechcenia. Upadła. Zginęła. Przez niego. Za wolno biegł. Teraz
rzucił się na Myddraala. Krótkie ciosy, głowa Pomora odpadła. Ciało
walczyło. Bezocy długo umierali. Za długo. Zauważył wilka. Dwa. Trzy.
Watahę. Hordę. Rzuciły się na trolloki i na Myddraale. Mgła. Migotanie.
Obudził się. Zauważył nad sobą Moiraine. Zatroskaną. Poderwał się, coś
zapikło go na boku. Ciało Myddraala walczy aż do świtu. Zaatakował od tyłu.
Tchórz. Znowu mgła. Rana. Światło. Krzyk Moiraine. I nic. Cisza, spokój,
pustka. Nic więcej...
Powiem szczerze, że nawet mi się podoba.
Nie wiem czy są błędy bo nie zwracałam na nie uwagi. Miło poczytać coś
odmiennego od świata Harry'ego Pottera i jego przyjaciół. Powodzenia.
dzieki wielkie. Next
part:
----------
Pustka. Ciemność. Światło. Śpiew, piękny śpiew. Zbyt
piękny, by mu się przeciwstawić, zbyt piękny by mu ulec. Saidin. Śpiew
saidina. Coś mnie wypełniło. Coś zarazem pięknego, jak i wstrętnego,
przywodzące na myśl plamę oleju unoszącą się na wodzie. Brama. Świetlista
brama. Ziemia, cudowny zapach ziemi, ziemi, która budzi się do życia.
Wiosna. Ktoś mnie podniósł. Silny, wysoki. Młody z wyglądu, lecz staruszek w
oczach. Mroczny Elf. lustrzane przeciwieństwo Elfa Wyskiego Rodu.
Ciemnogranatowa skóra, czerwone oczy, szczupły, z przepięknym łukiem
przepełniającym grozą. Na Światłość, kolejna sprzeczność! Gdzie ja
jestem?!
- Witam w Mrocznej Puszczy, Perrinie. Czekają już na
ciebie.
- Zaraz! Kto na mnie czeka? I czemu akurat muszę iść za
tobą?!
- Ponoć nazywają się MAt, i Rand. Ran ma jakąś białą płahtę
ze smokiem. Co to za sztandar?
"Światłości, po co on go
zabierał?! Sztandar Smoka!"
- A poza tym - elf nerwowo
przestąpił z nogi na nogę, w jego oczach na sekundę mignął strach - zobacz
mój łuk.
Piękny, czarny, cisowy, zdobiony na końcach, w złotą strzałę,
słońce i płomień. Luk mistrza. Mistrza mistrzów łuków. Łuk wypadł mi z ręki,
lecz nie zdążył dotknąć ziemi - elf go pochwycił, i założył na ramię.
-
Teraz widzisz dlaczego - choć przed moją strzałą zdołasz się ukryć, to przed
magią mego Pana nie umkniesz. Nie zamkniesz swego umysłu. Nie wszystko jest
prawdą, lecz iluzja jak strzała zabić cię może. Więc udajesz się ze mną, czy
mam cię tutaj zostawić na pastwę losu?
- Idę - wymamrotałem. - Tylko
wciąż nie wiem po co... Czy chociaż na to pytanie odpowiesz mi jasno?
-
"Trzy kamienie roznoszone przez posłańca, zarówno demona, jak i anioła,
istotę zła jak i równocześnie dobra. Do trzech powierników rozniesiona, i
tylko oni trzy kamienie połączą ttrzema sztyletami w krwii nieubroczonymi,
które kamienie zniszczą i złączą. Rozniesiona wiadomość o końcu świata, do
trzech ludzi którzy sie tysiącom przeciwstawią." Po wypowiedzeniu
proroctwa elf umilkł. Ciemność, i chłód rozchodzący się po ciele. Po raz
drugi...
Eee... przydałyby się dłuższe te czści,
które dajesz.
Widzę, że chcesz zbudować pewną charakterystyczną
atmosferę w swym opowiadaniu za pomocą krótkich zdań, często
jednowyrazowych. Jak na razie powiem, ze nawet ci to wychodzi, ale jeżeli
nie będziesz pisał dłuższych partów, to człowieka raczej nie zainteresujesz,
bo trudno wyrobić sobie zdanie po połowie strony w wordzie.
Zgadzam się z poprzedniczką .. te party są
za krótkie. Mam nadzieję, że w krótce to się zmieni. Pozdróffka i
dla Ciebie.
Korytarz. Długi, kamienny, chłodny. Ciemny
- zarazem jasny, zbyt wyraźna granica między cieniem i światłem. Coś tu nie
gra.
"Uciekaj!"
Co? Czyżby Skoczek? Nie. Niemożliwe. On
nie żyje. Widziałem. Ale... "We Wzorze nie ma ani końca, ani początku,
który zaczął Smok, a skończy Czarny lub Odrodzony, na Górze Smoka
przepowiednia się skończy, tak jak się zaczęła. On, który świat zniszczy,
zarówno zbawi."
"Uciekaj!!!"
Rzuciłem się
do ucieczki. Cień. Gdzie jest cień? NIE! Cień pojawił się tuż przedemną.
Zawróciłem.
- Hop hop, jest tu kto?
Stąłem jak wryty.
Mężczyzna!
- Nie no. Nie dość, że znowu ten korytarz, to jeszcze
muszę śnić o wieśniakach.
Cień zakradł się za niego. Pochwycił. Nagle
tego człowieka nawiedziły drgawki, a cień zaczął wyciągać z niego coś na
kształt worka, worka z białawą poświatą. Życie opuściło jego oczy. Upadł na
ziemię. Oddychał, ale nie żył. Bez duszy nie da się żyć. To była dusza.
Dusza tamtego człowieka. Cień wydłużył swe macki. Jakby chciał mnie
pochwycić. Uciekłem. Czemu ten korytarz nigdzie nie ma drzwi? Są. Drewniane,
okute żelazem. Otwarłem, topór wyleciał mi z ręki. Nie zdawałem sobie nawet
sprawy, że go trzymam. Selene. Co ona tutaj robi?
- To ty! -
powiedziała ze strachem, trochę z gniewem. - Co ty tutaj robisz? Pytam
się!
"Uciekaj"
Skoczek. Skąd on się tutaj wziął?
"Za tobą."
Stał tam. Biały, z czarnymi łatami, wilk sięgający
mi do pasa.
"Powiedziałem uciekaj!"
"Nie. Najpierw
powiesz mi, co tu tutaj robisz."
"Ostrzegałem"
Rzucił
mi się do gardła. Ciemność. Poderwałem się. Mroczny elf wciąż stał nademną.
Wyglądał na zestresowanego. Nareszcie.
- Miałeś szczęście. Zaatakowano
nas. Nic ci nie jest?
- Nie... - powiedziałem wstając - ale kto nas
zaatakował?
- Znowu oni. Fanatycy boga Słońca. Tego elfickiego. Wstawaj.
Musimy iść.
Wstałem. Zobaczyłem, że kaftan mam w krwii. Czyli mówił
prawdę. Ktoś nas zaatakował. Podniosłem ręce na szyję. Nie ma krwii. Czyli
Skoczek był tylko snem... Ale czy na pewno?
Doszliśmy na polanę. Stała
tam szopa, stara, już dawno spróchniała. No i obok niej stała studnia, w
zadziwiająco dobrym stanie. Ponadto obok nas zobaczyłem bajorko, a w nim
błysk.
- Co tam jest? - zapytałem elfa. - Coś się tam błyszczy...
-
Nie radzę sprawdzać. Ponoć kryształowa zbroja, ale strzeżona przez coś
jeszcze gorszego od samej śmierci. Tak przynajmniej słyszłem.
- A czy to
jest na pewno prawda.... Mroczny elfie? Czy zdradzisz mi swe imię? Męczy
mnie odzywanie się do ciebie per "Mroczy elfie".
- Ja... ja
jestem Gawyn. A teraz wejdź do studni.
- Nie - najpierw powiesz mi, co
się w niej znajduje.
- Ja coś powiedziałem! - krzyknął celując we
mnie ze swojego łuku. - Wejdziesz tam, albo cię
zabiję!
"Moiraine, ratuj! Jeśli jesteś w tym świecie!
Ratuj!...."
Poderwałem się na łóżku. Zapiekło w boku.
Zobaczyłem Lana, strażnika Moiraine. I samą Moiraine.
- Światłości,
obudziłeś się. Miałeś wielkie szczęście. Miecz Pomora był zatruty.
-
Ale zaraz, co się tutaj działo?
- Nic, o czym powinieneś wiedzieć.
Naprawdę.
- Ale... Śniłem. O Mrocznym elfie. Powiedział, że czeka na
mnie Rand. No i Mat. I kazał mi wejść do studni. Światłości...
-
Wszedłeś tam?! - Moiraine wykrzyknęła. Po raz pierwszy wiedziałem taki
wyraz twarzy u Aes Sedai. - Czy wszedłeś do studni, albo może do
jeziorka?!
- Skąd to wiesz, Moiraine? Skąd wiesz o studni i o
jeziorku?
- Ponieważ... to był mój sen. Ja to wyśniłam. I... zginąłbyś.
Tylko... jak wszedłeś do krain wyśnionych przeze mnie? Tego nie rozumiem...
- Nie wiem, Moiraine. Naprawdę. I nie wiem czy chcę wiedzieć.
Do
środka wbiegł jakiś człowiek. Shienheranin z naszego obozu, prawdopodobnie
Masema. Wbiegł z obnażonym mieczem.
- Znowu!
Po czym wybiegł
jeszcze szybciej niż wbiegł. Moiraine i Lan również wybiegli. Ja wyszedłem,
aby biegać. To, co zobaczyłem, przyprawiło mnie o mdłości.
Trupy.
Mnóstwo trupów. Wręcz potok krwii. Lecz tym razem nie był to atak
Sprzymierzeńców Ciemności. To był Rand. Sam Rand. Rand używający
saidina... Znowu. Znów nie panuje nad sobą... Krzyk. To Rand.
Poczułem kłujący, niesamowity ból w boku. Znowu ciemność...
No widzisz!
Jak chcesz to potrafisz, ale ciągle mało!
Wkręć się w to!
Dzieki, ale qrde mam nieco mało czasu, a
pisze to na żywca... tak mi lepiej wychodzi. zreszta sama ksiazka jest
pisana trudnim jezykiem, a ja pisze to jak najlepiej umiem
----------------
No i przepraszam wszystkich
czytelników cyklu Koła Czasu o parę niezgodności z oryginałem
No fajne jest. Piszesz dość krótkie
zdania, a taki styl mi pasuje najlepiej. Znalazłam jeden wielki minus-krótki
party(i kto to mówi ). Mam nadzieje, że niedługa pojawi się długi parcik.
na zachęte.
Znowu sen. Niemożliwe. Nie...
NIE!!! Nie to! Wszystko tylko nie to! Ale to było - było
za realne jak na sen i za mgliste jak na rzeczywistość... Co to może
być?
"Wizja"
"Skoczek?"
"Nie. Nie Skoczek.
Mglisty Księżyc, Młody Byku."
"To znaczy kto? Nie znam nikogo
takiego!"
"W takim razie poznasz. Choć. Masz ważną misję.
Ta'veren, nieprawdaż? A więc to ciebie szukają.
Choć."
"Kto mnie szuka?"
"Kobieta. Dla was chyba
piękna. Zwie się..."
Strzała. Przebiła go. Kolejny wilk umarł. Tylko
że... Jakim cudem ktoś umarł we ŚNIE? Niemożliwe. Ale...
Stukot obcasów
po posadzce. Coraz bliżej. Coś... Coś zaczyna się zarysowywać na mgle.
Kobieta. Wilk nie kłamał. Ale... Kto to?
Wyłoniła się. Piękna, biała
suknia z jedwabiu. Głęboki dekold, ozdobiony haftem niesamowicie krętym, tak
jak na rękawach i na rąbku sukni.
Ale kto to? CO?... CO?!?!?!
Nie, NIE, NIEMOŻLIWE!! Wynoś się z mojego snu, Lanfear! Wynoś
się!!!
- Co jest, kowalu? Boisz się? Mnie? - z niedowieżania
pokręciła głową. - Powinieneś być PRZERAŻONY!!! Rozkazujesz
przeklętej? Mnie? Władczyni snów? - Powiedziała z rozbawieniem. Nagle w
komnacie rozległ się śmiech, opętańczy śmiech. Komnacie? Przecież było
ciemno, no i nie znajdowaliśmy się tutaj... Zaraz... Znam tą komnatę!
Nie! Muszę się obudzić! MUSZĘ!!!
Światło. Na
szczęście. Tak myślę. Taaaaaaaaak. Twarz Moiraine. Czyli wszystko w
porządku. Chyba.
- Nic ci nie jest, Perrin? - zapytała. -
Krzyczałeś.
- Lanfear... Lanfear jest w Andorze. W Caemlyn.
Ona...
Krzyk. I ciemność.
Obudziłem się. Na noszach. Przy
koniach... Co ja tutaj robię? Muszę się zapytać...
- Moiraine?
-
Słucham? - powiedziała nawet na mnie nie patrząc. Mam czasem ochotę coś jej
za ten wyraz twarzy zrobić. - Czego chcesz?
- Co ja tutaj robię? I gdzie
jedziemy?
- Zemdlałeś. A jedziemy do Caemlyn.
"Co?! prosto
w objęcia Lanfear?"
- Moiraine... Skąd Lanfear wzięła się w moich
snach?
- Ona... Ona żyje w Świecie Snów. Jest jego władczynią. A Aes
Sedai umieję ochraniać swe sny. Strażnicy poniekąd też... Dlatego nie
nawiedzają nas taki sny.
- A czy mogłabyś mnie tego nauczyć? Bo... Bo
ja chciałbym normalnie śnić, a nie bać się o Przeklętą ani o nic, co mogłoby
cokolwiek zrobić mi we śnie?
- Nie, Perrin, Nie możesz. Nie teraz. Póki
co sam musisz sobie z tym radzić.
Rwący ból w boku. Czemu?! I lot. Na
ziemię. Ciemność...
ech... strasznie krotkie te party...
ogolnie mi sie podoba, ciekawe jest i wciagajace. czyta tez sie calkiem
latwo. czasami jednak przeszkdzaja te krotkie zdania...
Przepraszam za zastój - wklejam zaległe
party... dla wszystkich którzy czekają
----------------------------
Part 4
Objąłem ramionami moją
Faile, leżąc z nią na naszym małżeńskim łożu w Polu Emonda... Jak to? MOJEJ
Faile? Naszym ŁÓŻKU? Nie, to jakiś sen, i to w dodatku dziwny. Ale... Skąd
ta biała plama w mojej pamięci? Nic nie pamiętam, tylko jakieś przebłyski...
Caemlyn... Cairnehien... Łza... Shadar Logoth... TO jest dziwne, że nic nie
pamiętam, a jednak moje ciało zna to, wie, co ma robić... Tak... Faile jest
moją żoną. Trudno. Muszę żyć tak, jak muszę. Tylko... Czemu nasz dom
znajduje się w centrum Pola Emonda, które teraz jest wielkości Baerlon, i to
w miejscu oddalonym o milę od dawnego centrum?
- A więc już nie śpisz,
mój kochany?
Faile. Jaki ona ma piękny głos... I jakie piękne ciało...
NIE! O czym ja myślę?
- Perrin, no przytul się, albo znowu będę
zmuszona cię ugryźć! - powiedziała udając dąsy, a mimo to pachniała
rozbawieniem. - A pamiętasz, jakie mam ostre zęby, prawda?
- Tak
kochanie, pamiętam. Ale wiesz może, gdzie jest Rand albo Moiraine, lub
Elayne i Egwene z Nynaeve?
- Perrin! Jak możesz! - powiedziała,
a oczy zaczęły jej łzawić. - Jak możesz być tak nieczuły!
Rzuciła we
mie poduszką i wyszła, nawet nie ubierając szlafroka. Ale o co jej chodziło?
Światłości, kobiety!
***
Zdążyłem się ubrać i wyjść z
pokoju, kiedy tylko minąłem Faile. Oczy miała zapuchnięte, i nadal była
nago, a przecież jest jeszcze zima! Złapałem ją za ramiona.
- Faile,
dlaczego ja jestem nieczuły? Uwierz mi, ale ja naprawde nic nie
pamiętam!
- Chiałabym ci wierzyć, Perrin, ale jakoś nie mogę. Po
prostu. Coś.. Coś mi nie pozwala...
- Ale Faile, powiedz mi co się z nimi
stało!
- Ale...
- Żadnych ale, Faile. Pamiętaj, że ja również
umiem gryźć!
- Moiraine... Moiraine zginęła zabijając Lanfear, Rand
zginął podczas Tarmon Gai'don, Elyane zasiada na tronie lwa, a Egwene
została Zasiadającą na Tronie Amyrlin i zdetronizowała Elaidę. - wydusiła
jenym tchem, a potem opadła mi na ramię i zaczęła łkać.
- Kochanie wiem
że sprawia ci to ból, ale... Co z Nynaeve?
Podniosła swoją głowę i
popatrzała mi w oczy. Czemu ona musi mieć takie smutne oczy?
- Nynaeve...
Nynaeve zmarła... Zmarła pomagając Randowi oczyścić saidina, ale zaczerpnęła
za dużo mocy i... Wypaliła się, a potem... - Znowu wtuliła się w moja
ramiona. Nie musiała koczyć. Wiedziałem co się stało. Tylko że... Teraz
zostałem tylko ja... Jedyny, który znał ich wszystkich... Ale Faile nie
wymianiła wszystkich. Mat! nie powiedziała nic o Macie! Czyżby
jeszcze żył?
- A Mat? - zapytałem Faile. W tym momencie uniosła głową i
wymierzyła mi siarczysty policzek. Kobiety!
- Anji mi się waż mówić o
tym zdrajcy! tfu! - splunęła na podłogę. - Uciekł z jakąś
Seancheanką za morze! Uciekł przed Tarmon Gai'don! Zdrajca!
podły zdrajca! Tfu! - i znowu splunęła na połogę. Pachniała furią, i
zanosiło sie na kolejną kłótnię, więc chyłkiem wycofałem się na dziedziniec
naszego dworku. Czyli nasz dom był dużo większy niż mi się zdawało... Nie,
muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć. Wziąłem płaszcz, i poszedłem do
lasu. Jakie cudowne, czyste powietrze...
***
Znalazłem głaz
na polanie, dosyć stary, i usiadłem. Egwene Amyrlin? Czyli musiała zostać
Aes Sedai, i połączyć na nowo Białą Wieżę. Czyli tym samym pozbyć się
Czarnych Ajah i Czarnej Wieży Asha'manów... Ciekawe, skoro saidin został
oczyszczony, to jak udało im się pokonać aż tylu Asha'manów? Nie mam
pojęcia. Ale jakoś jej się udało... Mat uciekł do Seanchean, za morze, czyli
zdradził... Elayne została królową Andoru, zasiadła na Tronie Lwa. Ciekawe
jak się jej udało pokonać innych chętnych? Też nie wiem... Rand z Moiraine
nie żyją... Muszę się vczegoś jeszcze zapytać Faile. Skoro Rand zginął w
Ostatniej Bitwie, to ją wygrał czy przegrał? Raczej wygrał, skoror świata
nie opanował Cień, to musiał pokonać Czarnego... A Moiraine zginęła
zabijając Przeklętą. Nynaeve... Pomogła Randowi dożyć jego chwili
zwycięstwa, ale zapłaciła za to śmiercią... Czemu wszyscy, których kochał,
lubił, musieli zginąć? To jest śmieszne. Wracam. Muszę znaleźć jeszzce wiele
odpowiedzi i tyleż samo pytań zadać.
--------------------------
Part 5
Mat siedział na
Kryształowym Tronie, a obok niego Córka Dziwięciu Księżyców. Jego królowa,
jego żona. Obydwoje rządzili Seancheanami, a Mat wybrał zdradę, o jaką go
posądzano, by ratować resztki tego świata. Kazał zawrócić okręty, i wrócić z
powrotem za ocean Aryth. Nawet nie pomyślał, że faktycznie tam znajduje się
ląd.
Biedny Rand... Dlaczego on? Czemu nie ja? I tak mam dosyć listów od
posłańców, że tam, na kontynencie posądzają mnie o zdradę stanu. Przecież
ich uratowałem!
- O czym myślisz, kochany? Widziałam że marszczyłeś
czoło, kiedy wpatrywałeś się w pustkę. Mnie możesz powiedzieć. -
powiedziała, wstając ze swego tronu i podchodząc do mnie. - Mam nadzieję że
nie o tym, co dzieje się tam, po drugiej stronie świata?
Popatrzyłem w te
jej piękne oczy. Wyglądały na śmiertelnie powarzne, mimo roześmianego
figlarnie wyrazu twarzy. Kobiety! Rand i Perrin je rozumieli, ale on...
Rand... Dlaczego on?
- Mat, moja ty zabaweczko. Zadałam ci pytanie,
prawda? Więc chciałabym usłyszeć odpowiedź.
- No dobrze... Myślałem o
Randzie. I... o tych po drugiej stronie. Po prostu nie mogę ścierpieć tego,
że uważają mnie za zdrajcę... - i opowiedziałem jej wszystko, czując się
tak, jakbym wypluwał z siebie truciznę. Gdy skończyłem...
- Jak chcesz,
możemy wysłać tam nasze okręty, mój królu. - powiedziała i roześmiała się.
Oczy nadal miała poważne.
Oczywiście jeśli nie będzi ci to
przeszkadzać...
- Nie! Nigdy więcej nie wyślę ludzi po to, aby
mordowali innych. Nigdy!
- Po co się tak unosisz? Nie to miałam na
myśli... Po prostu...
- Nie. Miejsce twego ludu jest tutaj, i tutaj on
pozostanie. Nie wyślę go z powrotem!
- Dobrze, kochany, jak chcesz. A
teraz wybacz - muszę się odświeżyć. - mówiąc to odeszła ode mnie i wyszła z
komnaty.
Czemu musiałem się akurat z NIĄ ożenić? Było wiele
piękniejszych od niej... Ech, te kobiety... Ale... Coś mi tu nie gra. Nie
wyszła do swych komnat. Nie tymi drzwiami. O, nie. Ona coś knuje. Poszła do
dowództwa! Nie dam jej zaatakować znowu!
Puściłem się biegiem w
kierunku kwater oficerów. Faktycznie, przyszła tutaj. Stała na środku
komnaty i uśmiechała się szyderczo.
- Znowu mnie nie pilnujesz kochany.
Tym razem za późno. Okręty zostały już wysłane, prosto w kierunku Łzy,
Illian, Tanchico i wielu innych. Zakotwiczą już za 2 tygodnie. Spóźniłeś
się. - i wybuchła opętańczym śmiechem. Znowu coś zbabrałem. Znowu! Nie
dam jej tego.
- Masz je natychmiast zawrócić! W tej chwili! To
nie prośba! To rozkaz!
Umilkła.
- Nie da się. Wydałam rozkaz,
aby nie wracali choćby się waliło i paliło. Za późno zareagowałeś, więc płać
za swoją nieuwagę. - i rzuciła na odchodnym - Zapomniałam wspomnieć, że
płyną pod twoją flagą Legionu Czerwonej Ręki?
I zostawiła mnie na środku
pustej komnaty, sam na sam z tymi wszystkimi pytaniami. Chyba osobiście będę
musiał się wybrać na drugą
stronę.
-----------------------------------------------------------------
Part 6
Szybował w niebycie. Widział mnóstwo dusz, żadna
tak szczęśliwa, ani tak smutna jak on. Smok Odrodzony już się nie odrodzi,
aby znowu pokonać Czarnego w Tarmon Gai'don. Czarnby i Cień został
pokonany. Ostatnia Bitwa teraz była dla niego szczęśliwa. Omal nie
przegrał... Poczuł, że coś ściąga go w dół. Nie umiał się temu
przeciwstwić...
Faile. Perrin. Wylądował przy Faile i Perrinie,
stojących nad JEGO grobem. Ach, żeby tak powrócić, powiedzieć im że wszystko
w porządku. Czemu inni zawsze cierpieli przez niego? Tylko parę słów
pocieszenia, Ale nie da się.
Nie mogę. - pomyślał. - Nawet ja. Ach, ile
bym dał, aby przywrócić do życia wszystkich którzy przeze mnie zginęli, aby
walczyć z Cieniem... Poczuł że coś się dzieje. Niektóre z dusz zniknęły.
Coś... Coś niesamowitego. Oni... Oni się pojawiali z powrotem!
Wszyscy! Lan, Nynaeve, Moiraine! Poczuł tyle radości, tyle
szczęścia, tak niewyobrażalny prąd porwał go, tak jakby znowu dotykał
saidina...
Zaraz. Ja DOTYKAM saidina. Jak to możliwe? Zawirowanie. I
jasność.
***
Faile wrzasnęła jak oparzona, a Perrin prawie by
zemdlał, gdy mnie zobaczyli.
- Rand! Wróciłeś! Ale jak?... -
urwał. Szli w ich kierunku Nynaeve, Lan, Moiraine, jego Panny Włóczni,
wszyscy.
- Ale czemu wszyscy jesteście tutaj, a nie tam gdzie was
pochowano, tam, gdzie zginęliście? - zapytałem.
- Cały ty! -
powiedziała Nynaeve, rzucając mu się na szyję. - Nawet po śmierci i
zmartwychwstaniu nie nauczyłeś się dobrych manier. - Udała nadąsanie - Ale
dziękujemy ci wszyscy. Przywróciłeś nas, Rand. Za to jestem ci wdzięczna. -
pocałowała go w policzek, i poczuł, że się rumieni. A więc udało się.
-
Przywróciłeś nas, car'a'carnie, i za to jestesmy ci wdzięczni. -
podeszła do mnie Panna Włóczni, jedna z tych nielicznych, której imienia nie
umiałem zapamiętać. - Ale to jest za to, że dałeś nas zabić! - i
wymierzyła mi siarczysty policzek. Wszystkie Panny roześmiały się, a ja
niepewnie się uśmiechnąłem. Ta miała ciężką rękę. Jeszcze przez pół godzinyt
bolała go szczęka, ale był szczęśliwy. Wrócili wszyscy. Prawie. Jeszcze Mat,
i Loial, i reszta.
- Ale gdzie jest Mat, i Loial?
- O mnie mówisz? -
zadudnił głeboki bas. To Loial! - No cóż, zamieszkaliśmy tutaj razem...
- teraz zobaczył, że obok niego stoi jakaś kobieta-ogir, a dookoła nich
biegają 3 młode... eee... ogirątka? - To nasze dzieci. Farzan, ten
najstarszy, Maila, nasza jedyna córeczka - jest średniczką, i Olege, nasz
najmłodszy synek. Maja odpowiednio 3, 2 i 1 roczek. Wiem że są jeszcze
małe... - tak, małe. Ten trzylatek ma budowę siedmiolatka z okładem, a na
pewno jest silniejszy... - Ale za jakieś 40 lat będą już młodzi, i zaczną
szukać innych ogirów.. Ale udało nam się znaleźć sposób na Tęsknotę. Ale o
tym później ci powiem...
- Naprawdę Loial, maz piękną żonę i dzieci, ale
czy ktoś mi powie, gdzie jest Mat?
Zamilkli. Chyba powiedziałem cos nie
tak.
- Ten... ten zdrajca? - pierwsza odezwała się Faile. - On... on
jest u...
- No, gdzie jestem? I żeby być uważanym za zdrajcę nawet wśród
przyjaciół? No wiecie co? - Mat uśmiechnął się. - Miło cię znów widzieć,
Rand. I was wszystkich. Przypłynąłem tutaj jakieś dwa tygodnie temu. I, jak
widzę, nie było mnie tak długo, że Rand i reszta już zmartwychwstali... No
to dobrze. A, tak w ogóle, to co to za miasto?
Perrin i Faile wyaśnili mu
to, a potem wszyscy udali się do rezydencji Perrina i
Faile...
Miasto, liczące sobie ponad 500 tysięcy mieszkańców, dawne
Pole Emonda, dzisiaj jest przemianwane na Manetheren. I w kraju Manetheren
się znajduje. Ożywiono jego legendę, miasto ożyło na nowo. I już jego potęga
nie zgaśnie. Zostało uniezależnione od Andoru, i jest jego sojusznikiem.
Prawowitym władcą, został Rand al'Thor, Smok Odrodzony, i jego ród. Jego
żoną została Min, niegdyś prosta miejska dziewczyna z Baerlon. Tar Valon i
Biała Wieża zostały scalone przez Egwene al'Meara, Zasiadającą Na Tronie
Amyrlin, i sprzymierzyło sie z Manetheren. Cień został raz na zawsze
pokonany, a Shayol Ghul zostało zrównane z ziemią. Czarna Wieża została
pokonana poprzez zjednoczenie wojsk Andoru i innych ziem oraz Tar Valon, a
sam Mazrim Taim został zabity w trakcie ucieczki. Saidin i Saidar zostały
raz na zawsze zjednoczone, i a parach kobieta-mężczyzna pomagały ludziom
osiagnąć szczyt ludzkich osiągnięć. Teraz marzeniem ludzi jest dotknąć
gwiazd. Nadchodzi Drugi Wiek, od kiedy Cień został zniszczony, i Drugi Wiek,
w którym bardowie sławią Smoka Odrodzonego i jego
czyny...
KONIEC
----------------------------------------------
---------------------
Mam nadzieję, że się nie złościcie
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)