Kto szuka dobra, z trudem je odnajduje, zło
natomiast i bez szukania można znaleźć.
Demokryt
Odcienie szarości
Yaten
Rozdział 1
- One
nigdy...cię nie interesowały? – zapytał Adrian z niedowierzaniem. Nie
mógł zrozumieć swego kolegi. Zbyt uwielbiał tą swoją fascynację, swoje
podekscytowanie, by mógł w ogóle domyślać się, że nikt nie podziela tego
zainteresowania.
Tomek jednak bez żadnych emocji wpatrywał się w
gibkie dziewczyny odziane w skromne cekinowe staniki i takie majteczki
tańczące przy rurach. Jedyne co w nich w nich podziwiał to zdolność
akrobatyczne.
- One są zbyt ... nieosiągalne. – odpowiedział
wciąż mutującym głosem – Zbyt nieprawdziwe, by stanowiły obiekt
pożądania, rozumiesz?
- Wolisz mieć kogoś, kogo możesz w każdej chwili
złapać i wyobracać? – zapytał nie odrywając wzroku od powabnych
dziewczyn.
Chłopak jednak jedynie westchnął zdegustowany.
Odgarnął burzę czarnych loków opadających na czoło i zaczął rozglądać się
dookoła. Hałaśliwa, chaotyczna muzyka utrudniała koncentrację, zbieranie
myśli, różnokolorowe światła zaś uderzały po oczach, sprawiając że to co
przed chwilą było wyraziste, teraz okrywała zasłona mroku.
Przyglądał się tym wszystkim parom i samotnym osobom podpierającym kontuar-
nieźle już spici alkoholem, każdy myślał że to on jest centrum całej zabawy.
Tak zapewne zabijają kompleksy, a może myślą że tu właśnie znajdą wielką
miłość swojego życia? Jak na ironię, w tych nocnych klubach najczęściej
lądowali nieudolni romantycy, próbujący pokazać że są kimś, zaraz po tym,
jak stoczyli się na samo dno.
Czuł do nich obrzydzenie. Sam nie
był lepszy- sam nie wiedział czemu dał się zaciągnąć koledze do tego klubu.
Może dlatego, że nie wierzył że wpuszczają tu też szesnastolatków? Z pewnym
zdenerwowaniem kupił w budce wejściówkę po czym na lekko trzęsących się
nogach podszedł do wejścia, gdzie czekali dwaj goryle. Miał wrażenie, jakby
cały wieczór spędzili tu tylko po to, żeby móc ich teraz wyrzucić. Adrian
jednak jednemu z nich wcisnął do ręki dziesięć złotych i przekroczyli próg
tego przybytku bez najmniejszych problemów.
- Idę do toalety –
zakomunikował Tomek i szybko odsunął się od podestów z lśniącymi rurami. Nie
wiedział gdzie iść. Usiąść, skryć się w cieniu nie niepokojony przez nikogo.
Nie chciał jednak opuszczać klubu, choć nie umiał znaleźć po temu
konkretnych powód. Bo co, że zostawiłby kolegę? Specjalnie się tym nie
przejmował, Adrian z pewnością by tego nie zauważył- był zbyt przebojowy,
żeby stracić grunt pod nogami z tak błahego powodu.
Usiadł na
wysokim krześle przy kontuarze. Zbyt wiele osób tu popijało w samotności, by
wyróżniał się z tłumu, a stąd miał naprawdę świetny widok na pozostałych
ludzi- wielką radość sprawiało mu obserwowanie zachowań innych. Jakby byli
zwierzyną doświadczalną, którą można zamknąć w konkretnych schematach
zachowań.
- Poproszę colę – oznajmił barmanowi, który przecierał
jedną ze szklanek białym ręcznikiem.
Zastanowiło go to, że w
większości filmów i książek barmani przed obsłużeniem klienta zawsze
wycierają szklankę. Zawsze białym ręcznikiem. Kolejny stereotyp, a jakże
prawdziwy,
Zauważył teraz na ustach mężczyzny drwiący
uśmieszek. Zapewne uważał go teraz za gówniarza, który nawet nie zamówi
porządnego drinka. Tomek jednak nigdy nie pijał alkoholu- był na to zbyt
dobry. A pozostali jakoś to akceptowali, choć pod jego nieobecność
naśmiewali się z tego.
Barman jednak bez słowa wziął z lodówki
butelkę, otworzył ją i przelał jej zawartość do szklanki.
- Dwa
trzydzieści – prawie burknął pod nosem.
Chłopak bez słowa
wyjął z kieszenie pięciozłotową monetę i położył na ladzie.
- Zatrzymaj
pan resztę – powiedział siląc się na dorosły ton, co zapewne wyszło
komicznie widząc reakcję barmana.
- Prawiczek? – usłyszał za sobą
kobiecy głos. Dziwny, jakby wyprany z jakichkolwiek emocji.
Już
miał się obejrzeć, kiedy zauważył że kobieta zajmuje wolne miejsce obok
niego. W przebłyskach światła zdążył zauważyć, że na swoje wyjątkowo zgrabne
ciało narzucona jest lekka, czerwona sukienka, która wiele odsłania. Miała
krótko ścięte, proste, czarne włosy. Twarz miała umalowaną dość oryginalnie-
całą upudrowaną, oczy podkreślone intensywną, czarną kredką usta zaś
zaznaczone bordową konturówką.
Ręką sięgnęła do torebki i wyjęła
papierosa. Zapaliła. Jej ruchy były płynne i pełne gracji. Tomek z całą
pewnością mógł przyznać, że nigdy nie spotkał takiej kobiety.
-
Prawiczek? – powtórzyła pytanie.
Rozdział 2
Julia odrzuciła od siebie sukienkę. Stała teraz przed nim w całej swej
okazałości- wyginała się do tyłu tak, by podkreślić wielkość swych piersi,
brak zbędnego tłuszczu i krągłość pośladków. On jedynie jak zahipnotyzowany
wpatrywał się w jej gładkie, lśniące ciało. Nie potrafił oderwać wzroku od
owalnej twarzy na której błyszczała para wielkich, niebieskich oczu i
namiętne usta.
- Nie jest jeszcze za wcześnie? – zapytał Patryk
trzęsącymi się dłońmi ściągając z siebie koszulkę. Niczym drewnianej kukle,
każda kończyna ciążyła mu i była niewygodna. Wstydził się siebie.
Stał jedynie w spodniach czując łaskoczący dywan pod swoimi stopami. Jego
oczy wyrażały wielką niepewność.
- Mamy dopiero szesnaście lat...
- Więc robimy wszystko zgodnie z prawem...- mruknęła niczym zmysłowa
kotka, po czym bez ostrzeżenia rzuciła się na niego. Przewróciła go na łóżko
i przywarła swoimi ustami do jego. Nachalnie wcisnęła mu język i całowała.
Czuła się przyjemnie, czuła się kochana, pewna siebie. Wreszcie.
Ręką
zaczęła jeździć mu po brzuchu próbując znaleźć zimny, metalowy guzik spodni.
Uchwyciła go pewnie i odpięła. Zręcznym ruchem odpięła rozporek i zaczęła
zdzierać z niego ubranie.
Odsunęła od niej swoją twarz i patrzył na
nią z przerażeniem. Nie znał jej takiej do tej pory- wrażliwa, sympatyczna
dziewczyna zamieniła się w nieopanowanego demona seksu. Wzrokiem omiótł jej
jasny pokój, jego spojrzenie przykuła „Sztuka kochania” Fromma
na półce. Przypomniał sobie jeden z cytatów.
- Miłość to nie tylko...-
wypowiedział powoli, kiedy ona zaczęła go pieścić.
- ...uczucie, to
także osąd...
Leżał teraz pod nią zupełnie nagi.
-
...decyzja...
Zaczęła powoli uderzać na niego, a on nie potrafił
nawet się poruszyć. Był jak sparaliżowany mieszaniną strachu i miłości.
- ...poznanie.
Ona jednak nie ustawała.
***
- Myślisz, że
jestem nieczułą egoistką? – zapytała stojąc do niego plecami. Zapinała
właśnie swoją sukienkę. Teraz wolała nie patrzeć mu w oczy- wstydziła się,
że uległa popędowi. Nie zdziwiłaby się, gdyby już jej nie chciała. Ale ona
musiała...Czuła silną wewnętrzną pokusę, której nie sposób byłoby się
oprzeć. Czy tego samego uczucia doznawała Ewa, kuszona przez szatana?
– Tak... – szepnęła niemalże do siebie. Jego głos przepełniony
był smutkiem. – Ostatni akt miłości, ostatnie pożegnanie, mam rację?
Oczywiście, że mam.
Patryk leżał na łóżku wpatrując się w nią
beznamiętnym wzrokiem. Słuchał jej, nic jednak do niego nie dochodziło. Nie
rozumiał sensu jej słów. Stało się, owszem. Mógł nawet przyznać, że było
przyjemnie. Role się odwróciły- teraz ona żałowała tego co się stało, mimo
że wcześniej nalegała, on zaś w głębi duchu wiedział, że opór był
bezsensowny.
- Ja...nie chcę z ciebie rezygnować. – przyznał
zadowolony.
- Nie...? Przecież...byłam zła.
- Czy uleganie pokusom
jest złe? Carpe diem, żyj chwilą.
Obróciła się powoli i spojrzała na
niego. Teraz nie był jej Patrykiem, jej statecznym, niemalże nudnym
chłopakiem.
- Carpe diem? Od kiedy to wyznajesz taką filozofię? –
zapytała zdziwiona.
[opowiadanie już zakończone- będą dwa
rozdziały co dwa dni]
No cóż, przeczytałam. I jak zwykle nie wiem
co mam napisać. No bo... czyta się szybciutko i milutko, błędów tam raczej
nie ma (ale ja nigdy ich nie widze, wiec nie jestem wiarygodnym źródłem)...
Ale nie wiem co myslec, bo to początek dopiero. W każdym bądź razie -
kolejną część przeczytam, choć na dzien dzisiajszy nie wiem jeszcze co o tym
mysle.
Rzekłam.
Troche zakrecone jak dla mnie... W pewnym
momencie zgubilam sie juz w doborze postaci, najpierw opowiadanie pisane z
punktu widzenia Tomka a potem jakiegos... Patryka? Chyba ze sa dwa osobne
opowiadania, a nie tylko rozdzialy...
Jednej bledzik
wychwycilam:
dobra, zmieniamy częstotliwość- oto kolejne
dwa rozdziały:
Rozdział 3
Ariviel szeroko
rozłożyła swe śnieżnobiałe skrzydła. Długo je pielęgnowała, ale opłacało
się- teraz mogła się z nimi dumniej prezentować na tle zachodzącego Słońca.
Żałowała jedynie, że ci śmiertelnicy nie potrafią dostrzec jej piękna. Że
nie zauważą jej smukłej, ponętnej sylwetki na czystym niebie. Czysty
paradoks- próżny anioł. Uśmiechnęła się do samej siebie. Dziwnie czuła się z
myślą, że taka pycha może być grzechem- grzechem dla każdego pod nią, ale
nie dla niej samej. Bo anioły nie grzeszą. Ona nie była pyszna. Była jedynie
zadowolona ze swego wyglądu.
Powoli zwolniła i przysiadła na
wieżowcu. Przerzuciła nogi przez gzyms i machała nimi niczym mała, beztroska
dziewczynka. Podobało jej się coś takiego- te ludzkie suczki, bez żadnych
zmartwień, które mogły przez pewien czas życie przeżywać dokładnie tak, jak
marzyły.
Nagle poczuła na plecach gwałtowny powiew wiatru i ciepłą
dłoń na swym barku.
- Witaj, Lilith – powiedziała wesoło.
-
Ariviel... – usłyszała w odpowiedzi zimny, ochrypły głos diablicy. Był
niczym lodowaty wiatr bezlitośnie chłoszczące jej ciało. – Jesteś w
beznadziejnej sytuacji, wiesz..?
- Tak? A to czemu? – zapytała
odwracając się. Mogła przyjrzeć się nagiej kobiecie o miłych rysach twarzy.
Zawsze chciała mieć takie włosy...Kruczoczarne, do pasy. Jakby wyrażały
jakieś zdecydowanie. Anielica nie lubiła swych srebrnych włosów- wydawały
się jej jakieś płowe, nijakie. Czy to zazdrość? Zapewne nie. Anioły nie
grzeszą.
- Mimo, że masz cycki jesteś taka bezpłciowa. Wszyscy tacy
jesteście. Zero własnego charakteru, zero jakiegokolwiek zdecydowania. Nie
zastanawiałaś się nigdy, czemu ludzi pociąga zło?
Lilith przykucnęła,
by po chwili usiąść obok Ariviel, podobnie jak ona przerzucając nogi przez
gzyms.
- Przypatrz się im- tu ręką pokazała całe miasto spoczywające
pod nimi. Czuła wobec ludzi pewien respekt. Śmiertelni, a jednak tak uparci,
tak kurczowo pragnący przeżyć życie po swojemu. – Widzisz ich? Te
zagonione mrówki. Czemu mają uciekać się do was? Czemu mają przeżywać te
życie pobożnie, pełni wyrzeczeń?
Anielica popatrzyła na nią nieco
zdziwiona. Odpowiedź była dla niej oczywista, zawsze jej to wpajano.
-
Jak to? Dla zbawienia.
- Zbawienia? Każdy człowiek jest jak niewierny
Tomasz. Dopóki nie zobaczy, nie uwierzy. Dlaczego więc ma iść za wami? A
jeśli to wszystko jest iluzją? Wymysłem księży, którzy chcieli manipulować
ludźmi?
- Ale przecież...to nieprawda! – oburzyła się
Ariviel. Jak ktoś jej pokroju może nie wierzyć w zbawienie, jak może mieć
wątpliwości.
- Anioły...Wieczne dzieci – niemalże westchnęła, jak
matka litująca się nad głupotą swego młodego dziecka. – Nieważne jest
czy to prawda, czy nie. My wiemy, że istnieje raj, że istnieje piekło. Ale
oni o tym nie wiedzą. Dla nich istnieje potęgą, satysfakcja. Chwilowa. Carpe
diem. Oni żyją każdym momentem. Chcą osiągać społeczny orgazm tu i teraz.
Chcą pokazać, że mają władze, że spełniają swoje marzenia. Nie mogą długo
czekać. Mniejszość ludzi uprawia seks, aby osiągnąć orgazm. Dążą do tego.
Niektórzy jednak seks traktują jako dobrą zabawę. To ci pierwsi trafiają do
nieba. Potrafią sapać i dyszeć, byle osiągnąć zbawienie. Męczą się. Zaś tym,
którzy zostaną potępieni radość sprawiają igraszki, a orgazm jest dla nich
jedynie czymś przyjemnym...Ale nie jest celem. Jedynie skutkiem pobocznym
gry, której się podjęli.
- Wy zaś, diabły, wszystko próbujecie
skierować ku jednemu. Ku przyjemności cielesnej. Nawet pobożne życie do
niego porównujecie.
- Tak jest dziecko. Jeśli tak nie jest, wytłumacz
mi czemu tyle ludzi uprawia seks?
Rozdział 4
-
Zupełnie was nie rozumiem – powiedział Tomek wpatrując się w twarz
kobiety. Niecierpliwie obracał szklankę w dłoni. Zawsze był niespokojny,
musiał jakoś zajmować swoje rece. To jakoś dodawało mu otuchy. – Czemu
pierwszym pytaniem nie było „jak masz na imię” czy „ile
masz lat”?. Czy moja seksualność jest tak ważna, że musi stanowić
obiekt pierwszego pytania?
Szczwana bestia. Na twarz kobiety
wykwitł uśmiech. Chłopak mógł go wziąć za przejaw sympatii, w tej minie była
jednak pogarda. Kobieta zdała sobie sprawę, że to chłopak, który albo nie ma
powodzenia u dziewczyn i tak gwałtownie reaguje...Lub wstydzi się siebie.
Albo i to i to. Jednak dobrze trafiła.
- Jeśli więc wolisz...Jak masz
na imię?
- ...Tomasz. – odpowiedział po chwili wahania. Przez
chwilę zastanawiał się czy nie skłamać, ale coś mu mówiło, że ta kobieta od
razu wyczuje fałsz w jego głosie.
- Lilian.
Lili skinęła na
barmana, przechyliła swe ciało w jego stronę i prowokacyjnie szepnęła mu na
ucho:
- Dwa razy red kiss.
Mężczyzna jedynie skinął głową i
podszedł do regału z alkoholami by sporządzić zamówione napoje.
Chłopak popatrzył na kobietę z przestrachem. Rozważył możliwość odejścia,
ale ona miała coś w sobie...Pewien rodzaju magnetyzmu, który nie pozwalał mu
się od niej oddalić.
- Czemu...dwa?
- Jak to czemu głuptasie? Nie
napijesz się ze mną?
- Ale...ja...przecież... - wyrwał się z jego ust
potok słów, jednak nie potrafił ułożyć ich w żadne porządne zdanie.
-
Tak, wiem. Nie pijesz. Jesteś prawiczkiem.
- Ale.. Co to ma do
rzeczy?!
- Hah. Jak to co? Czyżbyś nie wiedział, że pojęcia
prawiczka odnosi się nie tylko do sfery seksualnej? Hah, coraz bardziej mnie
zaskakujesz, młody przyjacielu. Czy nigdy nie pragnąłeś być prawdziwym
mężczyzną? Pokazać, że nie jesteś byle kim?
- Uważam, że są na to dużo
lepsze sposoby niż picie alkoholu. – odpowiedział oburzony.
- Ale
to rozwiązuje język i pobudza do działania. Nie wspominając o respekcie,
którym zostaniesz otoczony. Nie uważasz, że warto chociaż spróbować?
Od pewnego czasu już nawet nie patrzył. Wzrok miał wbity w lampkę napoju
mieniącego się subtelną czerwienią. Czy to może być aż tak zbrodnia? Czy to
aż tak szkodzi?
Co będzie, jeśli inni się dowiedzą?
- A jak mają
się dowiedzieć? Jesteś tu sam, a twój kolega nie wygląda na zbytniego
aniołka.
Tomek był zbyt pochłonięty bijącymi się w nim myślami, by
zdać sobie sprawę, że kobieta odpowiedziała na pytanie, które on zadał
jedynie w myślach. Już wyciągał dłoń po naczynie.
Nagle jednak inna,
blada dłoń o smukłych palcach chwyciła lampkę i przechyliła ku swym ustom.
Chłopak otworzył ze zdziwienia usta i z głupim wyrazem twarzy spojrzał na
dziwną kobietę. Z całą pewnością była piękna. Jej uroda była oryginalna-
cudowna, gładka twarz i delikatne, przypominające pajęczynę pasemka
srebrnych włosów.
- Adrianno... – wycedziła przez zęby Lili.
Ada odsunęła kieliszek od ust i zaczęła go prowokacyjnie obracać w
palcach, niemalże beztrosko. Wiedziała, że Lili tego nie lubi.
- Czemu
to zrobiłaś?
- Jak zwykle nie chciałam, byś sprowadziła na złą drogę
kolejnego człowieka. Prowokująca dziwka.
Hm... Zaczynam się gubić w tym opowiadaniu.
Pojawiły się nowe postacie - anioły, a ja zaczynam delikatnie tracic wątek.
Tak jak wspomniala wczesniej Roma, troche mnie zakreciły te imiona i teraz
sama nie wiem ile wątków pojawia się w tym opowiadaniu. Chociaz w gruncie
rzeczy to mi tak bardzo nie przeszkadza :]
Ale pomijając te
sprawy - czyta sie to to lekko i szybko, błedów jak zwykle nie szukam i nie
wypominam... No, fajne to, choć z krzesła nie spadłam. Mimo wszystko,
nastepne rozdziały przeczytam.
A ja narazie wszystko łapię i podoba mi
się. Rozumiem o co chodzi. Fajne, lekkie do poczytania. Mam nadzieję, że
wena Ci się nie skończy tak szybko
Wszystko dobre, co się dobrze kończy...
Rozdział 5
Julia wskoczyła do basenu. Uwielbiała zimną
wodę i podmuchy wiatru, które nieomal zmrażały jej ciało. Czuła się wolna,
zupełnie bez grzechu. Jakby woda obmywała ją ze wszelkich win. Dlatego tak
często tu przychodziła. Często obiecywała sobie poprawę, ale zawsze jej
charakter brał górę. Niewinna kradzież, rzucone od niechcenia
przekleństwo...Czuła się po tym potwornie, ale...To było silniejsze od niej.
Jakby nie miała na swe postępowania żadnego wpływu, jak gdyby wszystko
zostało odgórnie ustalone.
Pieprzenie. Wynurzyła się z wody.
Przypatrywała się tylu ludziom dookoła – matki na kocach ze swymi
dziećmi, dziadkowie z wnukami, rozkrzyczana młodzież. Oni byli inni. Na
pewno. Ulgę sprawiało myślenie, że jest się tą jedyną złą, osamotnioną,
porzuconą. Tak było wygodniej. Obwinianie sił wyższych, nie samej siebie.
Nagle zauważyła znajomą sylwetką podchodzącą do skoczni. Patryk. Był
on ostatnią osobą, którą chciałaby oglądać. Jeśli jej złość, jej błędy i
głupota miało ciało, z pewnością byłoby to ciało Patryka.
On jednak
zgrabnie wylądował w wodzie i podpłynął do niej. Uśmiechnął się
zniewalająco, jakby wydarzenia ostatnich dni w ogóle nie miały miejsca, jak
gdyby to co się między nimi wydarzyło nie miało miejsca.
- Cześć,
słoneczko.
- Cześć... – powiedziała oschle. Nie chciała by tak to
zabrzmiało, nie chciała być oschła...Mimo wszystko winiła go za to, że nie
powstrzymał jej, że ten którego miała za wzór cnót uległ pokusie.
- Co
mi powiesz?
- Szczerze mówiąc? Nic. Nie mam nic ciekawego do
powiedzenia. Nie chcę cię znać, nie chcę cię oglądać, mam cię w dupie.
Cholerny egoista!
Odwróciła się i podpłynęła do drabinki.
Próbował ją złapać, ale wyślizgnęła się zręcznie, po czym pobiegła do
szatni. Łzy mieszały się z kroplami wody, które pozostały na jej ciele.
- Julia. Piękne imię. Jak legendarna kochanka. –
usłyszała od kobiety stojącej na drugim końcu szatni. Rozejrzała się
dookoła, ale nie zauważyła nikogo innego. Niewątpliwie to ona była adresatką
tych słów.
- Przepraszam, o co pani chodzi? – zapytała
niegrzecznie, z trzaskiem zamykając szafkę.
- Nie pani. Dla ciebie
jestem Ariviel.
Odwróciła się ... Niemal nie oślepła od
nieoczekiwanego wybuchu światła. Z pleców nieznajomej zaczęły wyrastać
wielkie skrzydła.
- Mogę pokazać ci dobrą stronę życia. –
powiedziała wyciągając do niej dłoń. – Przecież właśnie tego
pragniesz, prawda? Chcesz uwolnić się od ciemnej strony duszy. Swojej
duszy.
- Ale...
- Nie ma ale. Żyj chwilą. Ciesz się wiarą. Idź za
mną.
- Pójdę.
Nie wiedziała też czemu to powiedziała.
Czuła się tak jak wtedy, kiedy popełniała grzechy. Jakby nie była sobą.
Teraz, jednak ... Miała zrobić coś dobrego?
Rozdział 6
- Jesteś z siebie zadowolona? – zapytała Lilith uszczypliwie
wpatrując się w zachodzące słońce. Stała ze schowanymi skrzydłami, piach
drażnił jej stopy.
- Tak...Ta dziewczyna jest coraz bliżej mnie. Po
śmierci będzie zbawiona. Z pewnością. – odpowiedziała pewna siebie
Ariviel. Niebo pokryte były czerwonymi chmurami zabarwionymi promieniami
słońca. Czy łuna będzie miała podobny kolor w czasie Armagedonu?
- Jest
powiedziane...że Bóg ma plany wobec każdego z nich. Gdzie tu jest więc ich
wolna wola? Jeśli są pociągani za sznurki, a wynik odwiecznej walki jest z
góry zapisany?
- Nieprawda. Ma plany. Tak jak generał wobec żołnierzy.
Oni jednak są nieprzewidywalni. Mogą zrobić zupełnie co innego. Wszystko
zależy od nich...Czy pragną być szczęśliwi.
- Człowiek...Szczęśliwy
będzie zawsze. Nie ma człowieka, który nie zazna tego uczucia. –
stwierdziła pewnie Lilith. Anielica spojrzała na nią zdziwiona.
- A ci,
którzy zostaną potępieni?
- Oni...Zaznają męki dlatego, że w życiu
robili to co sprawiało im przyjemność. A zbawieni doznają przyjemności
dlatego, że za życia doznawali mąk. Paradoks. On musiał mieć łeb, żeby
stworzyć taki...łańcuch. Czym zresztą różni się czynienie dobra od zła?
- Jak to...
- Ta dziewczyna. O którą tak zabiegałaś.
- Nie tylko
ja. – zaznaczyła kąśliwie.
- Owszem, wcieliłam się w tego
chłopaka...Uwielbiam subtelnie kusić. Taki porządny, a sprowokował ją do
stracenia dziewictwa i to w taki sposób, że tak naprawdę Julia sama siebie o
to obwinia.
- Zło zawsze było genialne. Ale Dobro urzeka swoją
prostotą.
- Nie o to chodzi. Zauważ...Zawsze kiedy grzeszyła, czuła
się jakby nie była sobą. Jakby ktoś był w jej środku i kazał czynić jej źle.
- Dlatego tak ważne było, abym wskazała jej właściwą drogę. Dzięki
mnie...Jutro obejrzy królestwo niebieskie, nie zaś piekło.
- Nie
zwróciłaś uwagi na jej uczucia, kiedy do niej mówiłaś? Kiedy pokazałaś jej
właściwą drogę? Ona wtedy...Też nie była sobą. Jakby górę wzięła dobra część
jej duszy. Jutro, kiedy potrąci ją samochodu, przypomni sobie ciebie...Ale
nie będzie potrafiła odpędzić się od myśli podobnych jak dziś na
basenie...”Nie byłam sobą”.
- Gdzie tu jest więc miejsce
na dobro? Na zło? Na dobre uczynki i na grzeszki? Jeśli człowiek wtedy nad
sobą nie panuje, bierze nad nim górę inna siła żyjąca w nim?
- Właśnie
się nad tym zastanawiam. Wygląda na to, że jedynie my, anioły jesteśmy
czarne lub białe. Ludzi nie można tak sklasyfikować. Oni są szarzy.
Nieodwracalnie. Jedyna różnica polega na odcieniu szarości, który przybiera
ich dusza.
Rozdział 7
An angelface smiles to me
under a headline of tragedy that smile used to give me warmth farewell - no
words to say. Słowa wydobywające się ze słuchawek doskonale oddawały jego
nastrój. Słońce dawno zaszło, ulice były opuszczone. Przypominało to świat z
jakiegoś horroru- ostry wiatr chłoszczący jego twarz, latające nad płytą
chodnika pojedyncze kartki z gazet.
I on. Samotny, jedynie z
discmanem i Nightwishem. Angels fall first. Ciekawe. Miał dość już monotonii
życia. Tej cholernej rutyny. Wszystkiego. Szkoła, nauka. Nic nadzwyczajnego.
Nawet dziewczyny nie umiał sobie znaleźć. Wszystko wydawało się nudne. Czy
tak będzie...do śmierci?
Nagle zauważył kobietę poznaną parę dni temu
w barze. Stała oparta o ścianę rozwalającego się budynku i uśmiechała się
posępnie. Jak gdyby wiedziała, że on tam będzie i jedynie czekała.
-
Lila... – wymówił ze zdziwieniem.
- Tomasz. – jego imię w
jej ust zabrzmiało jak najgorsza obraza. – Jeden z nich kiedyś
zgrzeszył niewiarą. A ty...Jesteś taki sam?
Ściągnął słuchawki
by lepiej słyszeć. W jej słowach był dziwny hipnotyzm, jej wzrok zaś
przewiercał go na wylot. Jakby nie mógł mieć przed nią żadnych tajemnic,
skryć żadnych tajemnic. Nigdy nie znał nikogo takiego. Nie miał osoby, do
której miał pełne zaufanie.
- Nie wierzysz w lepsze jutro...Nie masz
nadziei. Po co więc to ciągniesz? By każdego dnia przeżywać kolejne
rozczarowania? By w kółko powtarzać to samo? By cierpieć bez końca? Tego
właśnie chcesz?
Epilog
- Ariviel...Pamiętasz Joba?
- Człowieka z ziemi Hus?
- Tak, tego. Był to przykład niezłamanej
wiary, której nie potrafił zniszczyć nawet najpotężniejszy anioł. Lucyfer. A
ja...Nakłoniłam do samobójstwa Tomasza, ty uratowałaś życie Julii. Ale...czy
ta batalia o dusze ma jakiś sens?
- Po to jesteśmy, prawda? By
przeciągać ich na naszą stronę, by narzucić im własny punkt widzenia. I to w
taki sposób, by myśleli że to ich własna zasługa.
- A jednak Bóg
ukochał te stworzenia bardziej niż was, Aniołów. Dał im...
- Wolną
wolę. Owszem.
- A jeśli to jedyne istoty na ziemi obdarzone wolną wolą?
Jeśli tylko one dostały taki dar?
- Nie rozumiem. A my?
-
Właśnie...My jesteśmy jego narzędziami, które służą jedynie do formowania
charakterów jego dzieci. I jedynie w jego rękach. On ma władzę nawet nad
nami.
- Ale...jeśli my nie miałybyśmy wolnej woli...Wtedy znaczyłoby
to, że Julia, że Tomasz...To nie my na nich wpłynęliśmy. Jedynie On. On zna
wynik bitwy. My...po co mu jesteśmy? Czy on się nami nie bawi? I co sprawia,
że on wybiera sobie kogo chce wziąć do siebie? Ten Tomek...Całe życie był
dobry, a jednym zdecydowanym cięciem zaprzepaści szansę na zbawienie...Julia
zaś grzeszyła, odpowiedziała jednak na twoje wezwanie...I ujrzy królestwo
Jego.
- Na moje wezwanie? Teraz...Sama powiedziałaś, że to nie było
moje wezwanie. To były Jego słowa siłą wepchnięte w moje usta. To wszystko
nie ma sensu. Każda dusza, jeszcze nawet ta nienarodzona...Już ma spisane
przeznaczenie. I nic na to nie poradzi...Jeśli jednak tak jest...Wtedy
oznacza to, że ich szare dusze...Też nie posiadają wolnej woli, prawda?
Lilith nie odpowiadała. Nie chciała znać odpowiedzi.
Fajnie napisane, ale teraz ja nie łapię
czy to już jest koniec?
Raczej tak, epilog zwykle kończy
opowiadanie.
No cóż... To, że nic absolutnie z tego nie łapie nie
zmienia faktu, że opowiadanie mi się podoba :] Czuje, że bede musiała
przeczytac je jeszcze raz i dopiero wtedy połapię się w tych wszystkich
wątkach i postaciach.
Jesli chodzi o błędy, to pare razy brakowało
jakiejś spacji, raz pojawiła się niepotrzebna kropka, ale nie wytykam.
Grunt, że łatwo sie to to czytało. No, ładnie, mi sie podobało.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)