Witamy!
Zapewne część z Was zna
"Smoka i Kurtyzanę" z forum Dziurawego Kotła, gdzie było
publikowane. Wraz z Kit uznałyśmy, że zaczniemy publikowac tę opowieść
również tutaj. Tak więc przedstawiamy wam owoc naszej wspólnej pracy
pt. "Smok i Kurtyzana". Wszelkie uwagi dotyczące fabuły nalezy
więc kierować do nas obu [Kit i Sonki]
Pozdrawiamy
Kit i Sonka
Prolog
Young girl, don't cry
I'll be right here when your world starts to fall
Young girl,
it's all right
Your tears will dry, you'll soon be free to
fly
When you're safe inside your room you tend to dream
Of a place where nothing's harder than it seems
No one ever wants
or bothers to explain
Of the heartache life can bring and what it
means
[“A voice within”, Christina Aquilera]
Siedziała na łóżku wpatrując się ścianę przed sobą. W niewielkim i
przytulnym mieszkaniu, znajdującym się w kamienicy przy Victoria`s Alley
było cicho i spokojnie. Teraz tak było bo jeszcze kilka minut temu wywiązała
się tutaj potężna kłótnia, a jej efektem było trząśnięcie drzwiami przez jej
byłego już chłopaka. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu: na
podłodze przy stoliku leżały resztki z wspaniałego porcelanowego wazonu,
który dostała od przyjaciół na dwudzieste urodziny; nieopodal skorupek
leżało ich wspólne zdjęcie zrobione jakiś czas temu, oczywiście zbryzgane
odłamkami szkła z ramki. Teraz już się nie uśmiechali - obydwoje byli
smutni. Chyba tylko raz w swym życiu ta fotografia wyglądała tak jak w tej
chwili - gdy przeżyli swoją pierwszą wielką kłótnię.
A teraz?
Teraz ponownie z tą różnicą, że to była ich ostatnia kłótnia w życiu.
Wiktor nie wytrzymał i po prostu z nią zerwał. Byli razem od siedmiu lat,
razem znosili wszelkie smutki, troski, razem przezywali radości. Poznali się
na jej czwartym roku, w bibliotece - on przyjechał do Hogwartu jako kandydat
w Turnieju Trójmagicznym, ona uczyła się tam. Co prawda, już wcześniej się
widzieli na Mistrzostwach Świata w Quiddichu, gdzie Wiktor złapał w
spektakularny sposób Złotego Znicza lecz wówczas nie zwrócili na siebie
większej uwagi... No może on na nią nie zwrócił. Ale za to w Hogwarcie...
Przypomniała sobie te wszystkie spacery po błoniach, te rozmowy, te
pocałunki... Och! To było jak bajka... która trwała korespondencyjnie
przez następne trzy lata szkoły i cztery po jej zakończeniu... Ona wynajęła
mieszkanie w jednej z najlepszych dzielnic Londynu, gdyż pozwalały jej na to
finanse, a on grał na swoim kontrakcie w Bułgarii i do Anglii wpadał
sporadycznie, ale gdy już się zjawiał to cały wolny czas poświęcał właśnie
jej. Czasem i dziewczynie udało się wyjechać na weekend do niego, więc się
widywali co jakiś czas. Tak wyglądał ich związek, ale żadnemu z nich to nie
przeszkadzało. Dla nich liczyło się tylko to, że są razem. Utrzymywali to w
tajemnicy, bo nie chcieli rozgłosu. Mało kto wiedział (tylko ich
przyjaciele), że Hermiona Granger i sławny Wiktor Krum są razem i to bardzo
długo, to znaczy BYLI aż do teraz...
Jakie to dziwne -
przyszło jej na myśl. Była przekonana, że go zna. Była pewna, że jest
odpowiedzialnym człowiekiem. A jak tylko pojawił się problem to on czmychnął
urządzając jej wcześniej potężną awanturę. I jeszcze śmiał stawiać warunki:
„Usuniesz dziecko, a z tobą zostanę”
- Warunek! Ha!
- zaśmiała się gorzko.
Świnia - pomyślała.
Przecież nie
mogła usunąć dziecka... To było wbrew jej zasadom, wbrew jej samej...
Przecież ono nie jest niczemu winne... Po prostu zaszła z nim w ciążę przez
przypadek. To była wpadka...
Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie
pamiętała kiedy ostatni raz płakała... chyba po stracie ukochanych rodziców.
Gdyby nie przyjaciele to pewnie załamałaby się psychicznie... no i pomoc
Wiktora.
Świnia - ponownie pomyślała z goryczą wstając z
podłogi.
Powoli podeszła do skorupek wazonu i pozbierała je ostrożnie.
Następnie włożyła kawałki do torebeczki.
Może da się to naprawić
?- myślała z nadzieją wkładając torebeczkę do szuflady. A nawet jeśli nie to
zawsze pozostaną te skorupki... na pamiątkę... - w oczach dziewczyny
pojawiły się niepohamowane łzy.
Nie będę płakać - pomyślała
zaraz z silną zaciętością i przygryzła dolną wargę, aż do bólu, starając się
uspokoić rozkołatane nerwy ze względu na małą, bezbronną istotkę, która
spoczywała bezpiecznie pod jej sercem.
Postanowiła je urodzić
wbrew wszystkiemu, a przede wszystkim wbrew temu egoiście, który udawał, że
ją kocha.
Gdyby kochał... No właśnie, GDYBY...
Ale to już było
nieważne...
Ona sobie poradzi. Zawsze musiała sobie radzić i była
samodzielna aż do bólu.
A teraz było dużo łatwiej, gdyż Hermiona miała
od dwóch lat dobrze płatną pracę w Sektorze Zarządzania Prawidłami Aportacji
i Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu. Czuwała nad bezpieczeństwem
czarodziei przemieszczających się z miejsca na miejsce w sposób magiczny.
Lubiła swoją pracę i miała nadzieję na szybki awans, gdyż wykazywała się
sumiennością i pracowitością. Ostatnio opracowała wraz ze starszym kolegą z
pracy, nowy system magicznych udogodnień w systemie połączeń Fiuu,
który właśnie był testowany i jak na razie wstępne testy przechodził bez
zarzutu.
Dziewczyna westchnęła głośno. Poczuła się zmęczona i
przybita. Poszła do łazienki, nalała do wanny gorącej wody, wpuściła kilka
kropli olejku jodłowego i po kilku chwilach w pomieszczeniu rozszedł się
świeży, leśny zapach, który koił zmysły Hermiony, ale nie mógł ukoić jej
wewnętrznego bólu, zawodu i rozpaczliwego poczucia straty.
Młoda
kobieta poczuła się oszukana i zdradzona. Poświęciła kilka najpiękniejszych
lat swojego życia człowiekowi, który okazał się nieuleczalnym egoistą nie
zasługującym na miłość i oddanie jakim go szczerze darzyła.
W okolicy
serca pojawił się tępy ból i Hermiona ponownie musiała zacisnąć powieki i
przygryźć boleśnie usta by nie płakać. Jednak kilka upartych łez potoczyło
się po jej policzku i wytarła je pospiesznie wierzchem dłoni.
Gorąca kąpiel troszeczkę ją uspokoiła i pozwoliła zebrać myśli.
W
tej chwili zarabiała aż siedemdziesiąt pięć galeonów tygodniowo, z czego
połowa szła na wynajem domu u dosyć zamożnej czarownicy, która zbliżała się
właśnie do pięćdziesiątki. O opłaty Hermiona nie musiała się martwić,
płaciła Artemidzie Spot wystarczająco dużo, a ona wolała sama dokonywać
stosownych opłat.
Muszę odłożyć troszkę na wyprawkę dla dziecka
- pomyślała i ta myśl znowu przypomniała jej o Wiktorze, ściskając jej
gardło jak w imadle.
Zamknęła mocno powieki, zacisnęła zęby, złożyła
dłonie w piąstki wbijając paznokcie w miękką skórę niemal do krwi, tylko po
to by samą siebie otrzeźwić i wyrwać się z ponurych, smutnych rozważań
- Nie rycz, Herm - powiedziała sama do siebie, chociaż właściwie na nic to
się zdało. Łzy popłynęły niepowstrzymanym strumieniem po jej bladej buzi i
Hermiona rozszlochała się na dobre.
Rozdział I
Gdy
wszystko się zmienia
Young girl, don't hide
You'll never change if you just run away
Young girl, just hold
tight
And soon you're gonna see your brighter day
Now in
a world where innocence is quickly claimed
It's so hard to stand
your ground when you're so afraid
No one reaches out a hand for you
to hold
When you're lost outside look inside to your soul
[Christina Aquilera, “A voice within”
- Panno
Granger, czy mogę prosić na chwilkę? - spytał miesiąc później Alfred
MacCartney, szef wydziału w którym pracowała. Hermiona podniosła głowę znad
najświeższych wyników testów systemu MAG, jak nazwali ów projekt wraz z
Marcusem.
- Już idę, panie MacCartney - odpowiedziała z uśmiechem
wstając i podążyła za szefem do jego gabinetu.
- Proszę usiąść, panno
Granger... Może się pani czegoś napije? Herbaty, kawy? A może coś
mocniejszego? - zapytał mrugając do niej. Hermiona odwzajemniła uśmiech i
grzecznie podziękowała. Nawet gdyby chciała się napić jakiegoś alkoholu
wiedziała, że nie może tego zrobić, gdyż była świadoma, iż w jej stanie nie
powinna pić.
Mężczyzna wyjął z szafki butlę Ognistej Whisky Oldena i
nalał sobie jej do szklaneczki. Następnie różdżką wyczarował kostki lodu.
Kobieta obserwowała jak zasiada za swoim biurkiem. Otworzył szufladę i wyjął
dwie teczki opatrzone emblematem ministerstwa. Tą cieńszą otworzył i przez
kilka minut studiował.
- A więc... - zaczął zamykając teczkę i
odkładając ją na blat biurka - Testy MAG przebiegają bardzo dobrze i w
niedługim czasie powinniśmy zacząć stosować system w sieci Fiuu -
oznajmił.
Dziewczyna skinęła głową. Nie chciała po sobie pokazać jak
bardzo ją ta informacja ucieszyła. Nad opracowywaniem MAG spędzili z
Marcusem wiele wieczorów a czasem i nocy, ale jak widać ich ciężka praca nie
poszła na marne.
- Aczkolwiek.... ostatnio obcinają fundusze... -
mężczyzna otworzył tą drugą teczkę i wyjął z niej jakiś papier by po chwili
położyć go przed dziewczyną. Hermiona, najinteligentniejsza dziewczyna swego
czasu w Hogwarcie, zaczęła się domyślać o co chodzi lecz milczała czekając
na dalsze słowa szefa.
-... więc z tego powodu musimy zwolnić część
pracowników...- MacCrtney utkwił wzrok w lodzie topniejącym w czerwonej
cieczy znajdującej się w szklaneczce - Oczywiście będziemy mieli w pamięci
ich zasługi i ... - urwał i w gabinecie zapadła cisza.
- Chce pan mnie
zwolnić? - spytała spokojnie panna Granger choć w środku aż w niej się
gotowało. Nie lubiła owijania w bawełnę i wyznawała zasadę „kawa na
ławę” czyli mówienie wprost tego co się chciało przekazać. Uważała za
zbędne dodatkowe słowa..
- Nie... - zaprzeczył szybko dyrektor - To
znaczy... tak - dodał zmieszany - Ale zapewniam panią, panno Granger, że
pani pracę wszyscy tutaj doceniają i...
- Rozumiem - Hermiona zmusiła
się do uśmiechu choć w myślach krzyczała ile sił z rozpaczy. Znalazła się w
fatalnym położeniu. Z takim samym uśmiechem spojrzała na pergamin, który
podsunął jej pod nos zakłopotany MacCartney. Była to wymowa pracy ze
stanowiska Koordynatora Bezpieczeństwa Sieci Fiuu. Według tego tekstu
Ministerstwo dawało jej trzy miesięczna odprawę oraz jakiś procent z dochodu
MAG-u. Hermiona zmarszczyła nos. We wszystkich mugolskich dokumentach tego
typu było cos takiego jak trzy miesięczny okres ochronny... Na tym papierze
nawet o tym nie wspomnieli. Trochę ją to zaskoczyło.
- Nie ma okresu
ochronnego? - spytała wpatrując się w ilość galeonów, którą jej zaoferowano
na koniec.
- Okresu ochronnego? - MacCartney zamrugał - Pani
wybaczy, ale nie rozumiem.
Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.
- To coś takiego, że pracownik po wypowiedzeniu pracy może pracować na
swoim stanowisku jeszcze przez jakiś czas... zwykle przez trzy miesiące od
zerwania umowy z pracodawcą - wytłumaczyła powoli.
MacCartney
uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- No cóż... w świecie czarodziejów
czegoś takiego nie ma - odrzekł spokojnie.
Czarodziejów!
Ha! A wiec o to chodzi ! pomyślała ze złością Jedna Trzecia
Cudownej Trójki. Zwolnili ją tylko dlatego, że pochodzi z rodziny mugoli. A
ponoć czasy Voldemorta już minęły...
Pobladła trochę na wiadomość, że
nie będzie miała czegoś takiego jak okres ochronny.
Pocieszyła się
jednak w duchu, że da sobie radę, musi, w końcu dostanie coś takiego jak
półroczna odprawa (standardowa, najniższa stawka, dla zwykłych pracowników),
a to sporo pieniędzy...
- Ach... W takim razie przepraszam... - rzuciła
mu zakłopotane spojrzenie i ponownie przeczytała tekst.
- A co z MAG?
Jeden procent to troszeczkę mało... szczególnie w sytuacji , gdy sam pan
przyznał, że program zostanie wprowadzony do użytku - odezwała się po chwili
milczenia.
Teraz MacCartney był wyraźnie zmieszany.
- Owszem,
program przeszedł poprawnie testy, ale jego wprowadzenie na większą skalę
nadal jest rozważane... - spojrzał ukradkowo na teczkę leżącą na biurku.
Hermiona zacisnęła zęby - MacCartney wyraźnie zaczął plątać się w swoich
zapewnieniach. Widać Ministerstwo chciało zaoszczędzić na wyrzucaniu jej z
roboty.
- Rozumiem - przerwała jego wywody dziewczyna. Nie miała
zamiaru wysłuchiwać tych bzdur. Marzyła tylko o opuszczeniu tego
pomieszczenia jak najszybciej. Poza tym rozumiała wszystko aż za dobrze,
więc ...
- To gdzie mam podpisać? - spytała patrząc na MacCartenya.
Mężczyzna podał jej pióro i wskazał na odpowiednio wykropkowane miejsce na
pergaminie.
- No, właśnie, doskonale - mruknął mężczyzna i potarł
skroń. Hermionie wydało się, że jest zdenerwowany, nawet bardzo. Odwrócił
wzrok, a na jego czoło wystąpiły kropelki potu.
- To już wszystko panno
Granger, odprawę w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia otrzyma pani w
ciągu dwóch tygodni na swoje konto u Gringotta - powiedział w pośpiechu
układając papiery na biurku w równy stosik.
Jeżeli wcześniej
Hermiona pobladła lekko, to teraz pobladła jak płótno. Zamrugała szybko
powiekami, pod którymi zaczęły się zbierać łzy poniżenia, bólu i złości.
Była szlamą i dlatego odmawiano jej nawet godziwej odprawy, miała dostać
tylko połowę przysługujących jej pieniędzy, co oznaczało, że nie tylko
bardzo szybko musi znaleźć kąt do mieszkania, ale powinien być to także
lichy i bardzo tani kąt.
- Dlaczego trzymiesięczna? - ledwie
wyszeptała.
- Nasz dział ma kłopoty finansowe - MacCartney zmarszczył
brwi.
- Ale przecież - podjęła nieśmiało Hermiona i przełknęła ślinę. -
Przecież należy się mi normalna półroczna odprawa, prawda? Ja zawsze byłam
dobrym pracownikiem.
- Panno Granger - mężczyzna nie był już
zakłopotany, a zirytowany jej słowami. - Oczywiście , że jest pani dobrym
pracownikiem, i że należy się pani cała odprawa, ale chyba powiedziałem
pani, że mamy kłopoty finansowe i ze względu na to nie może pani otrzymać
normalnej stawki, a tylko połowę. Proszę docenić fakt, że dostanie pani aż
tyle.
Młoda kobieta poczuła się gorzej, niż gdyby dostała prosto w
twarz prawym sierpowym.
To bolało, bolało jak diabli. Była tak mało
warta, że połowa odprawy wydawała się jej pracodawcy, aż nazbyt wielką łaską
wobec niej.
Uśmiechnęła się gorzko i przełknęła łzy porażki
-
Rozumiem, panie MacCartney - powiedziała bardzo cicho i bardzo zimnym,
oficjalnym tonem. - Doskonale rozumiem. Zabiorę swoje rzeczy i więcej nie
pokażę się w tym miejscu, proszę być spokojnym. Nie będę nękać czarodziejów
czystej krwi swoją obecnością. Do widzenia panu i dziękuje za wszystko...
Wstała i powoli wyszła, nie oglądając się za siebie i po cichutku
zamykając drzwi.
MacCartney poczuł się podle, chyba wolałby, żeby
trzasnęła drzwiami tak mocno, aż by wypadły z zawiasów.
Nie mógł jednak
poradzić nic na to, że ostatnimi czasy odgórnie zaczęto zwracać uwagę na
pochodzenie pracowników, a na to miejsce był już nowy kandydat. Anthony
Splint, kuzyn Angelusa Zabiniego, który bądź co bądź, dokładał się finansowo
do istnienia i funkcjonowania Sektora Zarządzania Prawidłami Aportacji i
Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu.
Nic nie widziała
przez łzy, ale zanim weszła do swojego przytulnego gabinetu, szybko je
otarła. Musiała być silna. Musiała być silna dla tej małej i kochanej
istotki wewnątrz niej. Ani przez chwilę nie pomyślała o pozbyciu się
dziecka. Chciała je urodzić. Kochała je od dnia, w którym dowiedziała się,
że jest w ciąży i z każdym dniem jej matczyna miłość pogłębiała się coraz
bardziej
Policzyła do dziesięciu i otworzyła drzwi. Marcus siedział nad
ich wspólnym projektem i z radosnym uśmiechem dokonywał końcowych obróbek
kolejnego udogodnienia.
- Hej, Hermiono? Co chciał? Pewnie dał ci
podwyżkę, zasłużyłaś! - powiedział radośnie i za chwilę zmarszczył
czoło, widząc jej smutny uśmiech - Chyba jakiś test nie poszedł fatalnie,
co? - w jego głosie pojawiło się lekkie drżenie.
Hermiona nienawidziła
go w tej chwili za to, że martwił się jakimiś głupimi testami, w momencie
gdy ona traciła swoje źródło utrzymania i szła na bruk. On był czystej krwi
i jemu nie groziło wylanie z pracy....
Pokręciła lekko głową.
-
Ach, to znaczy, że wszystko w porządku - pochylił się i zaczął coś notować,
szybko szepcząc do siebie. Gdy po kilku minutach uniósł wzrok znad biurka,
Hermiona zaczynała uzupełniać swoimi rzeczami kolejny karton. Już w sumie
kończyła. Starała się przy tym nie rozpłakać. Zdążyła pokochać swoje miejsce
pracy i było jej bardzo ciężko się z nim rozstawać.
- A jednak dostałaś
awans - Marcus uśmiechnął się przyjaźnie i Hermionie zrobiło się przykro, że
pomyślała o nim w ten sposób. Marcus lubił ją i zawsze życzył jej dobrze.
Nigdy nie odczuwał też wobec niej żadnych uprzedzeń. - Gdzie teraz masz swój
gabinecik? Pochwalisz się?
- Nigdzie - powiedziała cicho, a młody
mężczyzna zrobił zaskoczoną i zaszokowaną minę - Dostałam wymówienie.
Marcus się nie odezwał. Nie był w stanie. To , co usłyszał było tak
niedorzeczne, że zwaliłoby go z nóg gdyby stał. Na szczęście siedział, więc
tylko otworzył usta ze zdziwienia i poruszał nimi w szoku, jak ryba
wyciągnięta nagle z wody.
Myślał, ze jego współpracownica, którą zdążył
już polubić i obdarzyć szacunkiem, żartuje, ale w oczach Hermiony krył się
głęboki smutek i taka gorycz, że nie mogło być mowy o żartach. Nie odezwał
się ani słowem, kiedy po ciuchu wyszła z gabinetu. Nie wiedział, co mógłby
powiedzieć...
**
- DRACONIE ANGELUSIE ISAACU
MALFOYU ! CO TO, NA WĘŻE SLYTHERINA, MA BYĆ?! - przez bardzo
przyjemny sen pewnego przystojnego blondyna przedarł się ostry acz cichy
głos jego ojca. Chłopak zgrabnie zignorował te słowa i przewrócił się na
drugi bok mając nadzieje, że intruz w postaci jego szacowanego rodziciela da
mu spokój. Niestety, Lucjusz Malfoy był bardzo natrętnym człowiekiem, gdy
czegoś chciał. Dało się to we znaki miedzy innymi byłemu Ministrowi Magii,
Korneliuszowi Knotowi. Chwilę później Draco poczuł szarpnięcie i
nieprzyjemne zimno atakujące jego nagie ciało.
- Oddaj mi kołdrę -
wybełkotał Dracon zwijając się w kłębek.
- Nie - brzmiała odpowiedź.
- Ojciec, nie wygłupiaj się! Jest siódma rano - Malfoy Junor
powiedział pierwszą godzinę jaka mu przyszła na myśl - Daj pospać. Bądź
człowiek.
Cisza.
Draco otworzył oczy i jego wzrok natrafił na
pustą puszkę po Calsbergu. Jak przez mgłę pamiętał jak ta puszka się tu
znalazła i w ogóle jak on się tutaj znalazł. Chyba trafił tu z jakąś
dziewczyną... Tylko jak ona się nazywała? Próby przypomnienia sobie imienia
tajemniczej nieznajomej zakończyły się fiaskiem z powodu narastającego bólu
głowy.
- Boże... - jęknął odgarniając przetłuszczone włosy z twarzy.
- Bóg ci, synu, nie pomoże - dobiegł go syk ojca. Były Kapitan drużyny
Ślizgónów zadrżał - gdy ojciec mówił tym tonem to był naprawdę BARDZO
zły.
- Co. Ty. Wyprawiasz. Draco? - każde słowo Lucjusz Malfoy
wypowiadał z naciskiem.
- Mógłbyś tak nie krzyczeć, ojciec? Łeb pęka
... - wybełkotał Draco z trudem siadając na łóżku i z jeszcze większym
wysiłkiem próbując utrzymać ostrość widzenia, co niekoniecznie mu
wychodziło.
- Ciekawe dlaczego - mruknął zgryźliwie były Śmierciożerca
rozglądając się z pogardą po komnacie swego jedynaka. Draco również
rozejrzał się po swym miejscu zamieszkania, ale bardziej z musu niż z
własnej woli. Chciał się dowiedzieć o co ojcu chodziło.
Po całym
pomieszczeniu walały się papierki po chipsach, puste butelki po
czarodziejskich koniakach (tudzież polskiej wódce o zachęcającej nazwie
„Żubrówka” ) a także piwie mugoli ( Jak można pić takie
świństwo przyszło mu na myśl. ). Na purpurowym dywanie pochrapywali
jego dwaj szkolni przyjaciele, Vincent Crabbe i Gregory Goyle, którzy
zostali na noc. Na około nich leżało pełno papierków po czekoladowych
żabach i cztery butelki po koniaku ( w tym trzy puste). Indyjski dywan
umazany był jakimś świństwem, które okazało się resztkami czarodziejskiej
czekolady Goldena a na porożu zawieszonym naprzeciwko łóżka Dracona wisiały
czyjeś majtki... Po dłuższym zastanowieniu blondyn doszedł do wniosku, że
to jego bielizna. Zagadką pozostało jednak jak się tam znalazła.
Lecz
w najgorszym stanie było łoże Malfoya Juniora: pełno puszek po piwie ( Draco
zaczął się poważnie zastanawiać czy był taki pijany, że wypił to
„mugolskie ohydztwo” jak zwykł określać Calsberga i Heinekena ,
w których lubowali się jego dwaj koledzy), butelek po Ognistych Whisky
Oldena, kawałków czarodziejskiej pizzy (miedzy innymi ser na poduszce ) i
skotłowane czarne ciuchy.
Lucjusz sięgnął po najbliższą pustą butelkę
po wódce i przyjrzał się uważnie etykietce.
- Polska? Nie masz już na
co wydawać pieniędzy? - warknął przenosząc szare tęczówki z rysuneczku z
żubrem na wpół pijanego syna.
- Nie mam - uciął Malfoy Junior wstając
z łoża. Następnie obijając się o meble ruszył ku szafie z ubraniami. Dobrze
wiedział, że jest uważnie obserwowany przez ojca i wcale nie był z tego
zadowolony.
- Matko... - westchnął nakładając sweter .W głowie
strasznie mu się kręciło, ledwo utrzymywał się na nogach a teraz jeszcze
musi się tłumaczyć swemu ojcu.
Jakie to życie jest niesprawiedliwe
pomyślał stawiając ostrożnie kroki miedzy butelkami a papierkami po
słodyczach.
- Ty mi tu, młody, matki nie wzywaj - warknął Lucjusz na co
Crabbe wymamrotał coś przez sen. Draco posłał ojcu zmęczone spojrzenie i
położył się z powrotem na łóżku.
- Gdzie do wyra w ten syf,
darmozjadzie zatracony?! Już wstawaj, wywal te mendy zapijaczone, nie
pierdzą przez sen u siebie, ogarnij to, okno otwórz, niech się stęchlizna
wywietrzy! Zanim twoje szacowna matka, którą raczyłeś wspomnieć się
obudzi i ten bajzel zobaczy - perorował Lucjusz, a jego syn trzymał się
dłońmi za bolącą jak diabli głowę.
W końcu zsunął się z wyrka, wziął
różdżkę i jednym machnięciem zebrał śmieci w bezładną kupę pod oknem, które
bardzo powoli i metodycznie otworzył. Potrząsnął Crabbem i Goyle’em z
całej siły (takiej jaką obecnie miał) i bardzo cicho kazał im się wynosić do
siebie.
Malfoy senior przyglądał się swojemu synowi z ukosa. Kiedy dwie
góry sadła i mięsni się podniosły, mężczyzna oświadczył:
- Ostatni raz
widzę was tutaj w takim stanie. Wstyd! Aportować mi się do własnych
domów, ale już! - dwaj młodzieńcy skulili się z bólu z minami pod
tytułem: „ała, moja głowa!” i po krótkiej chwili Draco i
Lucjusz stali sami w sypialni szanownego dziedzica rodu Malfoyów.
- A
teraz mi powiedz, co to była za lafirynda, która wychynęła ukradkiem z domu
o szóstej nad ranem?
- A jak wyglądała? - spytał Draco marszcząc czoło
i przypalając sobie „Magic Jointa”*
- Mała blondynka z
wielkim biustem. - odrzekł z jadowitym uśmiechem jego ojciec.- Synu, zobacz
jak nisko się stoczyłeś... Nawet nie wiesz kogo w nocy przerżnąłeś. -
Lucjusz nie bawił się w delikatne słowa.
- Ojciec, co za słownictwo jak
na arystokratę - Draco wykrzywił się nieznacznie. Skręt zaczynał działać.
- Synu, co za wygląd i zachowanie jak na członka arystokratycznego rodu
czystej krwi - odparował Lucjusz. - Palisz to świństwo, pijesz na umór
niemal dzień w dzień, nie pamiętasz z kim spałeś, ohyda. Nie robisz zupełnie
nic i nawet nie potrafisz zachować się po ludzku, tylko chlasz, ćpasz i
pieprzysz wszystko co się rusza.
- Sypiam tylko z czarownicami czystej
krwi z dobrych domów, najczęściej z arystokratkami... Latem miałem w łóżku
szesnastolatkę, chyba kuzynką Zabinich. Nie uwierzysz, co ta smarkula
potrafi... - Draco uśmiechnął się złośliwie.- Nie moja wina, że pozornie
cnotliwe panienki lubią się puszczać na prawo i lewo, zwłaszcza z
takimi gośćmi jak ja....
- I nie masz tego dosyć? Nie wołałbyś jednej
kobiety, do której mógłbyś wracać co noc? - Lucjusz pokręcił głową.
-
Wiesz, czasami mam tego po dziurki w nosie, na przykład dziś... - Draco
zaciągnął się mocniej. - Ale ja i żona... - zachichotał.
- Nie musi być
zaraz żona, może być... kochanka... Aby w końcu jedna, a nie całe stado. Jak
coś złapiesz, to dopiero będziesz płakał... A w ogóle , co to za przyjemność
uprawiać seks po pijaku?
- No bez przesady, nie zawsze jestem pijany
i... potrafię zaspokoić kobietę - Draco zagasił jointa. - To co proponujesz?
Uważasz, że wezmę za kochankę jedną z tych durnych kwok? One są puste i
głupie, każdą z nich znudziłbym się albo po tygodniu, albo po trzech
dniach...
- To weź kurtyzanę...
- Dziwkę? - spytał zalotnie
Draco... - No dziwki też są okey, tylko im trzeba płacić, ale niektóre są
nawet dużo inteligentniejsze od arystokratek...
- Nie dziwkę, zboczeńcu
- odrzekł Lucjusz. - Kurtyzanę, matole.
- To prawie to samo -
młodzieniec wzruszył ramionami i przeciągnął się ziewając donośnie.
-
Zapewniam cię, że nie. Bo po pierwsze, kurtyzana jest utrzymywana przez
tylko jednego mężczyznę na raz, po drugie byle bździągwa nie zostanie
kurtyzaną, choćby znała milion sztuczek erotycznych, a była pusta jak dzban.
Prędzej zostanie nią niedoświadczona seksualnie dziewczyna, którą zmusiły do
tego okoliczności, i która ma olej pod sufitem, jest inteligentna, oczytana
i potrafi rozmawiać o wszystkim, bo takie są mój drogi wymogi. Przez dzień,
dwa jest szkolona w manierach należnych kobiecie arystokraty i po tym czasie
można wziąć ją na kochankę. To tyle. Kurtyzany, to kobiety, którymi możesz
pochwalić się w towarzystwie. Do dziś utrzymaliśmy ten zwyczaj w
przeciwieństwie do mugoli, którzy wolą robić to jak ty - byle jak, z byle
kim i byle gdzie! Przemyśl sprawę.
- Ale ja jestem wybredny! -
Draco uśmiechnął się złośliwie, chociaż w duchu zaczynał rozważać pomysł
ojca.
- No, właśnie widzę! - sarkastyczny śmiech ojca poruszył dumę
chłopaka.
- Ech... co innego na jedną, dwie noce, co innego na miesiąc
albo dłużej - powiedział. - Sam o tym doskonale wiesz.
- To szukaj, aż
znajdziesz... Zanim wybierzesz kobietę, z którą chcesz... pogadać,
ewentualnie, którą chcesz wypróbować w łóżku, oglądasz sobie zdjęcia i
rozmawiasz z właścicielką Domu Marzeń, czy Pałacu Rozkoszy... To dwie
siedziby kurtyzan jeśli chodzi o Londyn, mugole nie mają tam wstępu, no
chyba, że mugolki, które otrzymały przepustkę i nadają się na
kurtyzany...
- Aha! Dobra ojciec, całkiem niezły pomysł, ale muszę
go przemyśleć! - Lucjusz przewrócił oczami i wymaszerował z sypialni
syna, mamrocząc pod nosem coś o „darmozjadach, którzy nie muszą na
siebie pracować i mają wszystko w nosie, bo i tak dziedziczą cholerną
fortunę po starych.”
* Skręt palony przez czarodziejów;
zawiera szczyptę sproszkowanego pazura smoka. Stawia na nogi, daje
przysłowiowego kopa, zmniejsza też ból głowy spowodowany kacem.
**
Tego ranka - o dziewiątej trzydzieści - gdy Draco
odbywał męską rozmowę z ojcem, Hermiona pakowała swoje rzeczy. Musiała się
wynieść jak najszybciej. Nie miała pojęcia jak i gdzie będzie egzystować,
ale grzecznie i stanowczo odmówiła Arthurowi, który bardzo chciał jej pomóc.
W końcu Weasleyowie mieli i tak wiecznie mało pieniędzy, a Harry poznał
jakąś fantastyczną francuską dziewczynę i wyjechał do niej na całe dwa
miesiące. Gdyby do niego napisała pomógłby jej, ale nie chciała psuć mu
wspaniałego wypoczynku, pełnego miłosnych uniesień pod błękitnym niebem
Paryża.
Godzinę później, gdy wszystkie walizki były już zapakowane, a
kartony z stały obok drzwi, Hermiona siedziała na fotelu przy kominku i
przeglądała ogłoszenia w Proroku Codziennym .W jednej ręce trzymała
czerwony marker a w drugiej miseczkę z Proszkiem Fiuu
Jej wzrok ślizgał
się po ostatniej stronie gdzie były umieszczone ogłoszenia dotyczące
możliwości wynajmu mieszkań, pokoi, czy całych nieruchomości.
Chyba
nic nie znajdę - pomyślała zrezygnowana, gdy jej spojrzenie padło na
przedostatnie ogłoszenie, które dotyczyło małego, taniego i skromnego
pokoiku na poddaszu, całkiem niedaleko mieszkania, które wynajmowała
obecnie.
Przeczytała tekst dwa raz. Widać, prawdę mówiło przysłowie
nie chwal dnia przed zachodem. Hermiona odłożyła pisak i wraz z
gazetą podeszła do kominka. Sypnęła w czerwone języki ognia szczyptę
proszku Fiuu. Ogień przybrał jaskrawozieloną barwę i panna Granger wsadziła
miedzy niego głowę a następnie wypowiedziała głośno i wyraźnie adres
mieszkania:
- Victoria’s Alley siedemnaście - poczuła jak
wciągnął ją wir i już po kilku chwilach była na miejscu.
Dopiero wtedy
zdała sobie spraw, że jest to niezapowiedziana wizyta.
- Przepraszam -
powiedziała cicho - Czy tu ktoś jest?
Salon był pusty, ale zza dębowych
drzwi dochodziły ją czyjeś głosy. Ruszyła w tamtym kierunku i w chwilę
później znalazła się w ponurym holu. Głosy dochodziły z pomieszczenia
naprzeciwko salonu. Nieśmiało podeszła do drzwi i niepewnie zapukała. Nie
usłyszała odpowiedzi i już miała nacisnąć klamkę, kiedy dobiegł ją zza
pleców przyjemnie brzmiący męski głos.
- W czym mogę służyć? Panienka
pewnie w sprawie wynajmu pokoiku na poddaszu, tak?
Hermiona odwróciła
się pospiesznie. Za nią stał jegomość w średnim wieku ze szpakowatą bródką i
w okularach. Przywodził jej na myśl bibliotekarza.
Uśmiechnęła się
przepraszająco.
- Ja przepraszam... W salonie nikogo nie było więc... -
zaczęła się tłumaczyć.
- Nic nie szkodzi - przerwał jej łagodnie i
posłał jej badawcze spojrzenie.
- Przykro mi że tak wtargnęłam bez
zapowiedzenia - dodała jeszcze nieśmiało. Mężczyzna pokiwał głową i się
uśmiechnął.
- Wszystko w porządku, proszę za mną - rzekł i skierował
się do holu, gdzie wprowadził dziewczynę krętymi schodami, do pokoiku, który
miała zamiar wynająć.
- Pokój jest mały, bez łazienki - mówił
przekręcając klucz w zamku mahoniowych drzwi - Łazienka jest na piętrze, a
kuchnia na samym dole. Może pani z niej korzystać dowoli - otworzył drzwi i
wpuścił dziewczynę do środka.
Pokój okazał się naprawdę mały:
bialutkie ściany odbijały promienie słoneczne wpadające przez jedyne okno
przyozdobione jakimiś niebieskimi firankami z urwaną koronką. W rogu pokoju
stało wąskie lóżko a przy nim malutki stolik z lampa naftową. Po drugiej
stronie obszerna szafa na rzeczy a koło drzwi regał. Nad kominkiem wisiał
stary zegar z kukułką
- Jak pani widzi jest bardzo skromny i łóżko jest
niezbyt duże - powiedział mężczyzna nieco przepraszającym tonem.
- Nie
szkodzi, mi się bardzo podoba. Zegar i lampa nadają mu uroku, a to łóżko-
spojrzała na drewniany mebelek z drzewa bukowego przykryty narzutą w pięknym
zielonym odcieniu, stojący pod oknem - w zupełności mi wystarczy. Mam
zaledwie metr sześćdziesiąt sześć - uśmiechnęła się szczere do mężczyzny.
Proszę tylko mi jeszcze powiedzieć, ile dokładnie będę musiała zapłacić za
wynajem
- Dziesięć galeonów za tydzień. Może pani płacić co tydzień lub
co miesiąc i jeżeli spóźni się pani kilka dni z zapłatą, to oczywiście pani
nie wyrzucę - odwzajemnił jej uśmiech. - Rozumiem, że jest pani
zainteresowana.
- Oczywiście, ale jest mały problem... Mam odłożone
pieniądze, tylko teraz szukam pracy i będzie mi trochę ciężko bo jestem w
ciąży. Zrozumiem, jeżeli pan nie zechce mieć takiej lokatorki - powiedziała
nieśmiało i przygryzła dolną wargę. Nie chciała niedomówień i wolała
wiedzieć na czym stoi.
Mężczyzna milczał przez chwilę taksując ja
wzrokiem.-To nie ma nic do rzeczy - powiedział w końcu - Wygląda mi pani na
uczciwą osobę, więc nie mam zastrzeżeń. Moja małżonka chętnie pani pomoże -
dodał z uśmiechem.
Hermiona posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
- Dziękuje panu za dobre słowa. Nie każdy toleruje pannę z dzieckiem -
powiedziała z lekką goryczą. - Cieszę się, że mogę tu zamieszkać.
-
Cała przyjemność po mojej stronie, panno... - uniósł pytająco brwi.
-
Granger. Nazywam się Hermiona Granger - powiedziała cicho.
Mężczyzna nie skomentował tego, ale Hermiona dostrzegła w jego oczach
błysk zrozumienia.
No tak... - myślała z przekąsem - Kto
by nie słyszał o Wielkiej Trójcy Gryffindoru .
- Nazywam się
Oliver Blinch, panno Granger, dla przyjaciół Oli - uśmiechnął się szeroko i
zaprowadził ją z powrotem na dół do salonu z kominkiem.
Przez następne
pół godziny omawiali warunki wynajmu i zasady, które panowały w tym domu.
Dziewczyna zgodziła się na wszystko nie tylko ze względu na dziecko, które
wzrastało w jej wnętrzu, ale również na cenę najmu mieszkania. A cena grała
tu bardzo ważną rolę.
Hermiona dowiedziała się, że może wracać do domu
nawet w bardzo późnych porach, bo pan Oliver nie kładzie się spać przed
dwunastą w nocy, a gdyby jej zdarzyło się zabawić dłużej, klucz będzie na
nią zawsze czekał pod wycieraczką. Dziewczyna zapewniła, że na pewno tak
późno wracać do domu nie będzie. Interesuje ją tylko to żeby znaleźć pracę,
no i wypożyczać książki z najbliższych mugolskich o czarodziejskich
bibliotek.
Do swego starego mieszkania wróciła krótko przed piątą
po południu .Pan Blinch obiecał, że pomoże jej z rzeczami więc nie musiała
się martwić jak przeniesie dobytek. Teraz pozostało jej tylko porozmawiać z
panna Spot o wypowiedzeniu umowy.
Z tym akurat nie było problemu, bo
już wcześniej wspominała swojej gospodyni, że zrezygnuje z mieszkania w
związku z finansowymi problemami, które ją nękają.
Pożegnały się w
przyjaznej atmosferze i już o godzinie siódmej w salonie na Victoria’s
Alley 5 pojawił się jej nowy gospodarz, pan Blinch i tak jak obiecał
przetransportował dwa kuferki proszkiem Fiuu.
Narazie jest mimo wszystko za mało,
żebym mogła oceniać.
Musze jednak powiedzieć, że piszesz zgrabnie i nie
rzucają mi się w oczy żadne literówki. Dopisz szybko next parta, bo po
wprowadzeniu twierdze, że zapowiada się ciekawie .
A
co do rozmów Draco z Lucjuszem, to jedyną rzeczą jaka przychodzi mi na myśl
jest porównanie do "Świata według kiepskich". W tymże
'inteligentnym' serialu syn mówił do ojca per "ojciec" z
akcentem na 'oj' xD
Może trochę głupie porównanie, ale taki
jest mój punkt widzenia xD xD
mi wydaje się ciekawe, wiadomo zawsze o co
chodzi, ciekawy pomysł, nie ma nudnych długich opisów ale takie jakie
powinny być czyli zwięzłe i na temat, zobaczymy czy dalej też tak będzie i
fabua się rozwinie, no ale do tego potrzebne są kolejne party
Jakie za mało?
Podoba mi się -
ładnie i zgrabnie. Jedyne co mi zgrzytało to sposób w jaki Lucjusz rozmawiał
z Draco. Ciągle miałam wrażenie jakby Draco rozmawiał ze starszym bratem, a
nie z zimokrwistym tatuśkiem. Po prostu wydawał mi się nienaturalny sposób
ich rozmowy, za bardzo na luzie ;p
dobrze piszecie, nawet przyjemnie
się czyta, ale avalanche ma rację - to w jaki sposób Draco i Lucjusz ze sobą
rozmawiali... no cóż, jakos to do nich nie pasuje. no a ogólnie fajnie,
tylko jeden zgrzyt - znowu o ff Hermiona + Draco!!!???
EDIT: swoja drogą, zastanawia mnie jak się pisze udane opowiadania
dwu-/kilku-osobowo. to chyba musi być strasznie uciążliwe? Przynajmniej dla
mnie było, jak próbowałam. no i nie było udane.
Szkoda, że niektórzy mają wyraźny
problem z czytaniem.
To jest wspólne opowiadanie dwóch osób - Kit i
Sonki.
Komentowałam już na dziurawcu.
Uwielbiam D&H
Rozdział II
Nie wszystko
jest takie proste jak się wydaje.
Hermiona bardzo szybko
zadomowiła się na poddaszu państwa Blinch. Pan Oliver i pani Dolores -
zażywna kobieta pod pięćdziesiątkę z burzą ciemnoblond włosów i
jasnoniebieskimi oczami - okazali się ciepłymi, wyrozumiałymi i bardzo
dobrymi ludźmi.
Nie dociekali przeszłości Hermiony, nie indagowali jej
ciąże, o ojca, o to jakie życie prowadziła, o nic. Była im za to bardzo
wdzięczna i odpłacała się szczerością i taką samą dyskrecją i dobrocią. Bo
panna Granger była w gruncie rzeczy dobra, tak jak czarodzieje, którzy
przyjęli ją pod swój dach
Pani Blinch pomagała Hermionie w zakupach i
zabroniła jej wykonywać jakiekolwiek prace, czy dźwigać. Doszło nawet do
tego, że dawała jej klapsa po dłoniach, gdy Hermiona próbowała obierać
ziemniaki, albo cokolwiek gotować.
- Uciekaj mi w tej chwili z
kuchni! Cały dzień się nachodziłaś za pracą i jeszcze będziesz się
przemęczać w domu. Już cię nie ma! - krzyczała takie, lub bardzo podobne
słowa i dziewczyna wolała ustąpić jej i z pogodnym uśmiechem czekać na obiad
ugotowany przez Dolores.
Poszukiwanie pracy szło pannie Granger
po prostu strasznie. Przez pierwszy miesiąc miała ogromne nadzieje, przez
drugi duże, przez trzeci modliła się by znaleźć cokolwiek...
Myślała,
że uda się jej znaleźć mało uciążliwą i nawet niezbyt dobrze płatną pracę w
jakimś biurze czarodziejskim, ale zewsząd odprawiano ją z kwitkiem.
Powodem było albo jej pochodzenie - wtedy nie mówiono jej tego wprost,
albo stan - wtedy dowiadywała się w żywe oczy o co chodzi, a raz nawet
usłyszała, że trzeba się było nie puszczać, to i praca by się
znalazła. Wtedy właśnie przepłakała pół nocy i zaczęła się zastanawiać
po raz pierwszy, czy rzeczywiście nie zacznie się puszczać po urodzeniu
dziecka żeby zarobić na życie. To było dwa tygodnie wcześniej.
Przez te
trzy miesiące poznała na własnej skórze ludzki cynizm, wyrachowanie i barak
współczucia. Od kilku dni jednak nie szukała pracy i siedziała w domu, bo
zmusiły ją do tego okoliczności...
**
Kończył
się właśnie lipiec i kończył się dwudziesty piąty tydzień jej ciąży. Ładnie
zaokrąglona w biuście, biodrach i brzuchu Hermiona zaczęła mieć problemy.
Strasznie bolał ją krzyż i oddawała często mocz, ale to akurat było
normalne. Nienormalnym było, że okropnie spuchły jej nogi, tak że prawie
wcale nie mogła chodzić i pani Dolores pomagała jej jak mogła.
Był
wieczór. Dziewczyna leżała na łóżku i patrzyła w sufit. Znowu zastanawiała
się nad tym, czy nie zacząć zarabiać na życie własnym ciałem, ale co wtedy
miałaby począć z dzieckiem. Poza tym myśl o tym, że miałaby oddawać się byle
komu, byle jak i byle gdzie napawał ją wstrętem.
Zawsze mogę zostać
luksusową call - girl - pomyślała z przekąsem, ale zaraz zrezygnowała z
tego pomysłu. Nie wiadomo na kogo by trafiła.
- Jestem bezużyteczna i
ma pani ze mną same kłopoty - powiedziała ze smutnym uśmiechem do pani
Blinch, która weszła wraz miseczką rosołu.
- Co za brednie! -
wykrzyknęła kobieta. - Ani waż się tak mówić. Jesteś mądrą, dobrą i uczciwą
dziewczyną. Na pewno poszczęści ci się w życiu! Inaczej świat nie byłby
sprawiedliwy.
A czy jest? - spytała w duchu Hermiona, ale
wolała nie mówić tego na głos i grzecznie zabrała się za rosołek.
-
Musisz być silna dla maleństwa... - autorytarnie oświadczyła Dolores. -
Pytałaś magomedyka jakiej płci będzie dziecko? - zainteresował się nagle jej
gospodyni i łagodnie się uśmiechnęła
- Dziewczynka! - Hermiona
rozpromieniła się jak słońce w pogodne dzień. Uwielbiała myśleć o dziecku i
kochała je całym sercem, a nie przez chwilę nie pomyślała o malcu źle, a
wszystko, co robiła i zamierzała zrobić dla swojej córki, robiła z miłością
i poświęceniem.
- My, kobiety musimy być silniejsze od mężczyzn -
powiedziała nad wyraz poważnie pani Blinch. - Oni nie potrafiliby unieść
ciężaru donoszenia dziecka pod sercem, czy bólów porodowych, nawet tych
ograniczonych odpowiednimi zaklęciami... Grzeczna dziewczynka - dodała, gdy
Hermiona odłożyła pustą miskę na stolik.
- Masz, napij się eliksiru
mojej roboty... Zapobiega zatrzymywaniu soli w organizmie i ogranicza
puchnięcie nóg... Założę się, że ten sukinsyn z którym byłaś rzucił cię z
powodu ciąży i nie miałaś gdzie iść... - powiedziała nagle z silną emfazą. -
Biedactwo... - bardzo polubiła Hermionę i współczuła jej z całego serca.
Sama miała trojkę dzieci, które dawno już się usamodzielniły i założyły
własne rodziny, a panna Granger zastępowała jej własne dzieci. Mogła się nią
opiekować, pomagać jej i rozmawiać z nią o wszystkim, co leżało jej na
sercu.
- Przepraszam, Hermi - powiedziała starsza kobieta i się
zarumieniła. - Ja tylko tak, myślałam na głos. Nie musisz nic mówić na ten
temat...
Hermiona zastanowiła się przez chwilę.
Właściwie
co mi szkodzi? - pomyślała uśmiechając się lekko do Dolores.
- Nie,
chcę to powiedzieć...
Kobieta popatrzyła na dziewczynę z
niedowierzaniem. Do tej pory Hermiona była skryta i nie lubiła mówić o
sobie, a tu nagle taka odmiana.
- To nie tak, że zostałam bez dachu nad
głową, gdy... - przełknęła ślinę -... gdy on mnie opuścił. Ja wynajmowałam
mieszkanie, a on... on mieszka w Bułgarii, ale miesiąc później wyrzucono
mnie z pracy w Ministerstwie Magii, ze względu na moje pochodzenie i...
musiałam szukać czegoś tańszego - przygryzła wargę i powstrzymała cisnące
się do oczu łzy.
- I rzeczywiście, tak, zostawił mnie, bo... bo
dowiedział się, że jestem z nim w ciąży i nie... - Hermionie załamał się
głos, a po policzku popłynęła pojedyncza łza. Dolores usiadła obok niej i
ujęła w dłoń rękę dziewczyny.
- Nie chciał, żebym urodziła, chciał się
go... poz... pozbyć. - panna Granger zamrugała powiekami i rozpłakała się na
dobre. Cały ból i poczucie odrzucenia powróciły nową falą, ale poczuła też
ulgę, że mogła się wygadać i została wysłuchana bez nagabywania o
szczegóły.
Pani Blinch przytuliła mocno do piersi swoją zapłakaną
lokatorkę, a w jej jasnoniebieskich oczach pojawiły się łzy żalu i bezsilnej
złości.
- Skończony drań, który nie ma pojęcia co to jest honor i
odpowiedzialność! - wybuchła.
- Przepraszam dziecinko - dodała po
chwili, gdy Hermiona wycierała piąstką łzy. - Poniosło mnie trochę, bo nie
rozumiem takiego tchórzostwa... Nie mógł być taki zły, skoro go kochałaś,
może nadal kochasz.
Dziewczyna pokręcił głową, tak mocno, że burza
kasztanowo - rudych loków wzburzyła się i zatrzęsła.
- Nie, on zawsze
miał skłonności do egoizmu, tylko wcześniej nie tak silne, to pogłębiło się
z wiekiem, a ja byłam tak zakochana, że nie zauważałam jego wad... Sama
jestem sobie winna.
- Jasne - żachnęła się Dolores. - Sama sobie też
zrobiłaś dziecko! Obydwoje ludzi musi być dojrzałych emocjonalnie do
tego, żeby mieć potomstwo, on widocznie nie jest. I na ciebie także nie
zasługuje, skoro zostawił cię w takim stanie samą. A to, że straciłaś prace
ze względu na pochodzenie, to najwyższa hańba i wstyd! Nigdy tego nie
zrozumiem...
Kobieta przytuliła mocno Hermionę i pogłaskała po gęstych,
zmierzwionych włosach.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze...
Chciałaby, chciałabym, żeby to była prawda... - pomyślała przyszła
mama i przywarła mocno do pani Blinch.
Wiedziała jedno. Za żadne
skarby świata nie będzie żerować na dobroci tych ludzi. Wiedziała, że
prędzej pójdzie pracować dobrowolnie do kamieniołomu, albo zostanie
prostytutką, niż skorzysta z hojności gospodarzy, czy jej przyjaciół
Weasleyów. Ani jedni, ani drudzy nie należeli do bogaczów. A ona miała swój
honor, swoją dumę, swoją cierpliwość, wytrwałość i zaradność. Swoją siłę
przyszłej matki.
**
Od czasu lipcowej rozmowy
z panią Blinch minęło kilka tygodni, a Hermiona nadal była bez pracy. Za
każdym razem, gdy przychodziła na rozmowę kwalifikacyjną przyszły pracodawca
traktował ją z ogromnym dystansem i w efekcie w ogóle jej do pracy nie
przyjmował... mimo tego, że miała odpowiednie kwalifikacje. W pewnym
momencie dziewczyna zauważyła, że coraz mniej przejmowała się odmowami
zatrudnienia, a coraz częściej myślała o pracy prostytutki.
Może to
naprawdę jedyne wyjście? - przyszło jej na myśl pewnego sierpniowego
popołudnia czytając list od Harry`ego, który zapytywał w jaki sposób może
jej pomóc (zapewne dowiedział się od Rona o jej sytuacji). Panna Granger
powoli miała tego dosyć: wszyscy wyciągali do niej pomocną dłoń, a ona nie
miała już siły z nimi rozmawiać.
Wstała, odłożyła list na kuchenny stół
i podeszła mag lodówki by zrobić coś do jedzenia. Dolores wyszła do sklepu
i niedługo powinna wrócić, a Oliver był w piwnicy, gdzie robił porządki.
Właśnie w sięgała po szklankę, gdy poczuła silny skurcz w podbrzuszu.
TERAZ?! przeleciało jej przez głowę, gdy skurcz się powtórzył.
Szybko przypomniała sobie termin porodu: 30 wrzesień.
Następny skurcz
był tak silny, że krzyknęła z bólu, a przed oczami zamajaczyły jej kolorowe
plamki. Usłyszała tupot nóg i do kuchni wpadł Oliver. Przez chwilę stał w
drzwiach wpatrując się w jej pobladłą twarz by w końcu podbiec do niej i
pomóc usiąść.
- Nie ruszaj się, Herm... - nakazał łagodnie. Hermiona
jednak go nie słuchała. Jej myśli krążyły wokół córki, która zapragnęła
ujrzeć świat miesiąc wcześniej niż powinna.
Chwilę później w kuchni
pojawiła się zdyszana Dolores.
- Na Merlina ! - wykrzyknęła widząc
jak Hermiona sapie - Oliver, leć do Mungo i zawiadom porodówkę - rozkazała
stawiając siatkę z warzywami na najbliższe krzesło - Hermiona, chodź,
dziecinko... - pomogła jej wstać i razem wolno ruszyły ku salonowi, gdzie
znajdował się kominek podłączony do sieci Fiuu*.
Hermiona przez całą
drogę do Szpitala ściskała mocno rękę Dolores myśląc tylko o tym by dziecku
nic się nie stało. Jako była pracownica kontroli bezpieczeństwa w centrali
Fiuu wiedziała, że podróż Fiuu w stanie błogosławionym nie jest najlepszym
pomysłem, gdyż może być niebezpieczne zarówno dla dziecka jak i dla jego
matki, lecz w tej sytuacji nie miała innego wyjścia.
Gdy przybyły na
oddział porodowy umieszczony przy Oddziale Wypadków Przedmiotowych ** w
Szpitalu Świętego Munga na Hermionę czekali już Uzdrowiciele z noszami
unoszącymi się w powietrzu, a także pan Blinch.
- Do sali 204 -
nakazał wysoki szatyn pomagając Hermionie położyć się na noszach. Potem
Hermiona nie słuchała co mówił. Bała się potwornie, skurcze znowu się
nasiliły a ból stawał się nie do zniesienia. Kiedyś mama jej opowiadała jak
to jest podczas porodu... Teraz Hermiona doświadczała tego na własnej
skórze.
Przez całą drogę Uzdrowiciel wypytywał Dolores o stan Hermiony
podczas ostatnich kilku miesięcy. Widocznie i dla niego było zaskoczeniem,
że kobieta zaczęła rodzić przedwcześnie.
Wytrzymaj - powtarzała
wpatrując się w biały sufit długiego korytarza. -Dasz radę .Poczuła
jak nosze skręcają i po chwili sufit stał się szary co oznaczało, że
dotarli do pokoju 204.
- Ała ... - jęknęła, gdy przeniesiono ją na
łóżko. Usłyszała jak magomedyk kazał Dolores i Oliverowi opuścić salę.
- Jak się pani czuje, panno Granger? - spytał podchodząc do niej.
A jak mam się, do jasnej cholery, czuć?! Przecież rodzę, palancie
- pomyślała ze złością dysząc ciężko i głaszcząc się po swoim
ośmiomiesięcznym brzuchu.
- Auuu.... - syknęła. Czuła jak po jej twarzy
spływa pot, ale zignorowała to. Mała za wszelką cenę chciał wydostać się na
zewnątrz.
Zacisnęła ręce na pościeli i głośno zawyła.
-
Uzdrowicielko, proszę szybko przynieść miskę z ciepła wodą, jakieś ręczniki
i więcej prześcieradeł - nakazał szatyn i kobieta, która stała przy
Hermionie i coś zapisywała, szybko wyszła z sali.
- Panno Granger,
proszę przeć - zwrócił się do byłej Gryfonki.
- Ysz... A.. Co... Ja...
Niby ... Robię...? - wysapała pomiędzy jednym skurczem a drugim. Mężczyzna
zdecydował się nie odpowiadać, za co panna Granger była mu wdzięczna. Po
dwóch godzinach miała serdecznie dosyć całego tego zamieszania, bólu i
okrzyków „Przyj!” padających co pięć sekund z ust mocno
spoconego Uzdrowiciela.
Jakbym sama nie wiedziała co mam robić
! oburzyła się za którymś razem.
Z drugiej strony czuła się
szczęśliwa wiedząc, że za kilka chwil zostanie matką i będzie mogła
potrzymać w ramionach swoje dziecko.
- Przyj ! - krzyknął po raz
kolejny Elvis, bo tak, jak zdążyła się zorientować Hermiona, nazywał się
magomedyk. Dziewczyna zaprała mocno i...
- Jest ! - usłyszała
okrzyk pełen tryumfu, a w chwile po nim płacz dziecka. Opadła na pościel
oddychając głośno. Dopiero teraz poczuła jaka jest zmęczona i mokra od
potu.
- Gratuluję, ma pani śliczna córeczkę - powiedział Elvis podając
jej biały ręczniczek, w który owinięto jej dziecko. Hermiona ostrożnie
odebrała zawiniątko i delikatnie ułożyła je w ramionach. Następnie
spojrzała w twarzyczkę dziewczynki: miała ogromne orzechowe oczy, którymi
wpatrywała się w Hermionę z zainteresowaniem, zgrabniutki nosek i kępkę
ciemno rudych włosków na czubku głowy. Była trochę podobna do Wiktora -
miała takie same łuki brwiowe i podobny kształt ust, ale resztę
odziedziczyła po rodzinie panny Granger.
- Cześć słoneczko - wyszeptała
Hermiona uśmiechając się lekko do tej malutkiej istotki. Dziewczynka
zamrugała, na co panna Granger uśmiechnęła się szeroko.
- Czy... -
zaczął Uzdrowiciel wyciągając ręce. Hermiona w pierwszej chwili nie
zrozumiała o co chodzi lecz po chwili dotarło do niej, że mała jest
wcześniakiem i potrzebuje opieki medycznej od pierwszych minut życia.
Niepewnie oddała dziecko w ramiona Uzdrowiciela, który podał dziewczynkę
pielęgniarce i kazał ja zanieść do pokoju 300.
- Jak nazwie pani
dziecko? Bo musimy wypisać kartę... - spytał.
Hermiona zmarszczyła nos
i pomyślała przez chwilę.
Przecież ta malutka dzieweczka jest moim
przeznaczeniem... Dla niej przeżyłam te ostatnie miesiące...
-
Destiny* Jessica - odpowiedziała cicho.
*Destiny, ang.
przeznaczenieJ
**
Od początku maja Draco Malfoy
zaszczycił swoją osobę obydwa przybytki z kurtyzanami po dobrych dziesięć
razy. Właśnie dużymi krokami nadciągał jesień, a nasz wybredny arystokrata
nie zawitał do ani jednej z mieszkanek Domu Marzeń, czy Pałacu rozkoszy.
Tak, potomek Lucjusza naprawdę był wybredny.
Sam Lucjusz zgrzytał
zębami i wściekał się na głupotę syna.
- Byle która - mawiał. - Aby nie
żadna z tych lafirynd, które mi do domu sprowadzasz... A swoją drogę,
dlaczego nie wyprowadzisz się do własnej rezydencji, darmozjadzie? Masz tyle
pieniędzy, że pracować nie musisz, ale mógłbyś chociaż zająć tą nieszczęsną
Dragon’s Cell...
Już nie wspomnę o tym, że powinieneś dla
własnego i mojego oraz matki zdrowia psychicznego robić cokolwiek. Przecież
mogę cię wkręcić do Rady Nadzorczej. - I tak dalej, i tym podobne.
Zrzędzenia pana na Snake Palace nic jednak nie dawały. Draco nadal się
puszczał i pił (chociaż trzeba mu oddać sprawiedliwość - robił to trochę
rzadziej), nadal nie chciał pracować i zajmować się własną rezydencją, i -
co najbardziej denerwowało Lucjusza - przebierał w kurtyzanach jak w stercie
skarpetek. Oglądał raz po raz foldery, które przecież się zmieniały, bo
dziewczyny trafiły do opiekunów, przychodziły nowe i wracały, te, których
panowie albo się nimi znudzili, albo postanowili poślubić jakąś dziedziczkę
ze swej sfery. Zważało się także, chociaż bardzo rzadko, że kurtyzana
zostawała żoną opiekuna.
Malfoy junior patrzył na zdjęcia i
wybrzydzał:
- za gruba,
- za chuda,
- za ładna,
- za
brzydka,
- za mocno umalowana,
- za słaby makijaż,
- za
poważna,
- za bardzo się uśmiecha,
- etc., etc., etc...
Kiedy dwudziestego czwartego sierpnia oznajmił ojcu, że znowu nie wybrał
żadnej kobiety, Lucjusz zachował się tak jakby w niego piorun strzelił:
- A co tym razem było w tych kobietach nieodpowiedniego dla darmozjada,
który posuwa wszystko, co jest płci żeńskiej w promieniu chyba ze stu
mil?!
- Tak, tylko, że z tą, którą wybiorę mam być na co dzień i
jeszcze ją utrzymywać.
- Rozmawiałeś z którąkolwiek z tych dziewczyn?
Wiesz jakie są? - Lucjusz rzucał się po hali rezydencji jak furiat.
-
Dziś to nawet jedna mi się spodobała, taka z Pałacu Rozkoszy, tylko że... -
Starszy mężczyzna nadstawił uważnie ucha i czekał na cios - ... miała
wulgarne spojrzenie - młodzieniec zrobił obojętną minę i wzruszył
ramionami.
Lucjusz zobaczył przed oczyma czerwoną mgiełkę
wściekłości.
- Synu, powiedz jak spojrzenie może być wulgarne? -
powiedział cicho. - Skoro ci się spodobała mogłeś z nią po prostu
porozmawiać, a nawet się z nią przespać. Wstępna wizyta u dziewczyny i tak
kosztuje tyle samo, niezależnie od tego, co będziesz z kurtyzaną robił... Co
ci przeszkadzało porozmawiać?
- Mówiłem, wulgarne spojrzenie, a poza
tym czy mi się gdzieś spieszy, oj... - Chłopak nie dokończył, bo Lucjusz
znalazł się tuż obok niego, złapał go za kołnierz czarnej, czyściutkiej
szaty i powiedział:
- Tak, śpieszy ci się synu - oznajmił. Olewczy i
całkowicie beztroski ton Dracona doprowadził go do nieopisanego gniewu.
Tłumił w sobie irytację zachowaniem syna zbyt długo, a teraz Draco dolał o
jedną kropelkę za dużo. - Jeśli do końca września nie wybierzesz kurtyzany,
jeśli nie zadeklarujesz, że chcesz robić cokolwiek w Ministerstwie,
chociażby pierdzieć w stołek - za to też ci zapłacą; chodzi o sam fakt, że
się nie będziesz obijał i łajdaczył, bo nie będziesz miał czasu i będziesz
robił COKOLWIEK, i jeśli nie wprowadzisz się do własnej rezydencji, to
przysięgam, że zablokuję ci konto u Gringotta i wywalę na zbity pysk z domu,
a wtedy rób sobie co chcesz! Przebrała się miarka mojego
litosierdzia!
- Czego?! - zapytał zaskoczony, przestraszony i
zszokowany, wystąpieniem ojca, Draco.
- Litości i miłosierdzia w
jednym, wałkoniu, próżniaku, nierobie, półgłówku, erotomanie...
-
Dobrze, już dobrze, tato! Ale daj mi czas do końca roku... - błagalne
spojrzenie młodzieńca nie zrobiło jednak wrażenia na Malfoyu seniorze.
- NIE. Moja cierpliwość się wyczerpała. Masz czas do trzydziestego
września. I koniec z imprezami pod moim dachem, synu! - mężczyzna uniósł
brew, poklepał syna po policzku, odwrócił się na pięcie i odszedł,
zostawiając Dracona na skraju rozpaczy.
Będę musiał się zachowywać
porządnie - pomyślał młodzieniec ze zgrozą i ciężko westchnął. W końcu
nie miał wielkiego wyboru
***
Przez szparę w
błękitnych, przybrudzonych zasłonach wpadło do pomieszczenia światło
zwiastujące rozpoczęcie nowego dnia. Hermiona spojrzała na zegar wiszący na
ścianie - dochodziła piąta nad ranem, a ona nie zmrużyła oczu minionej nocy.
Mimo, że od porodu minęło parę dni i stan Destiny poprawiał się z godziny na
godzinę, świeżo upieczona mama czuła wewnętrzny niepokój. Nie tyle o dziecko
ile o przyszłość. Wiedziała, że teraz szanse na znalezienie pracy równały
się zeru, a przecież za coś musiała utrzymać siebie i dziecko, gdyż jej
oszczędności podczas pobytu w Mungo gwałtownie zmalały. Wszystko byłoby
dobrze, gdyby MAG został dopuszczony do użytku. Wyglądało jednak na to, że
Ministerstwo wyrzuciło ten projekt do kosza, a co za tym szło, pieniędzy nie
dostanie.*
- Ech - westchnęła obserwując jak refleksy słoneczne kładą
się na bieli ściany.
Do Wiktora na pewno nie napiszę -
postanowiła. Od kilku miesięcy nie chciała mieć z nim nic wspólnego i mimo,
że dziecko było jego potomkiem I nie miała ochoty powiadamiać go, że został
ojcem ślicznej dziewczynki.
Bo i po co?
By wysłuchiwać
następnych bezpodstawnych oskarżeń o puszczanie się z byle kim i byle gdzie?
Czy może by wysłuchać zdań typu Mówiłem, usuń bachora. A ty nie!
Zawsze musi być tak jak ty chcesz!.
- Akurat, tak jak ja
chcę... - prychnęła ze złością zaciskając ręce na pościeli.
Puszczać
się - powtórzyła ze złością w myślach Dobre sobie... - pomyślała
wpatrując się sceptycznie w refleksy.
A może to wcale nie taki głupi
pomysł? zastanowiła się przez chwilę, lecz nie zdążyła rozwinąć owych
myśli, gdyż do sali wkroczyła pielęgniarka z tacą, na której stał rząd
eliksirów oraz specjalny magiczny termometr.
- O! Już nie śpisz? -
zdziwiła się na widok nie śpiącej panny Granger.
Dziewczyna
uśmiechnęła się w odpowiedzi. Pielęgniarka wzruszyła ramionami i postawiła
tacę na stoliku obok łóżka. Przez chwilę nalewała medykamenty do
szklaneczek, a następnie podała Hermionie magiczny termometr.
- Z małą
wszystko dobrze - oznajmiła z szerokim uśmiechem.
Ale ze mną nie za
bardzo - pomyślała Hermiona heroicznie odwzajemniając radosny grymas.
**
Czternastego września, gdy Destiny skończyła
już prawie piętnaście dni swego młodego żywota na ziemskim padole, Hermiona
podjęła decyzję. Nie za bardzo marzyła się jej praca zwykłej prostytutki
dlatego pomyślała o tym, by spróbować szczęścia w jednym z dwóch
ekskluzywnych przybytków zajmowanych przez kurtyzany. Wiedziała, że nie ma
zbyt dużych szans; wymogi były spore (chociaż nie wiedziała dokładnie
jakie), a ona ostatnio miała niesamowitego pecha. Nawet nie miała
odpowiedniej ilości pokarmu i musiała dawać małej jeść z butelki. Państwo
Blinch pomagali jej jak mogli, traktując ją jak córkę, a małą jak własną
wnuczkę i była im za to szalenie wdzięczna, bo dzięki temu mogła wyjść na
pół dnia w poszukiwaniu pracy.
Muszę się za siebie wziąć.
Hermionie zostały na brzuchu już niewielkie rozstępy (czarownice
dużo szybciej dochodzą do siebie po porodzie; w końcu mają do użytku mnóstwo
eliksirów i specjalnych magicznych zabiegów, których dokonuje się przez
standardowy jedyny tydzień pobytu na porodówce)nie miała wybitnie dużych,
jak niektóre kobiety po urodzeniu dzieci.
Wstała wcześnie, posnuła się
po domu, w końcu wybrała się do najzwyklejszego mugolskiego fryzjera, gdzie
kazała przyciąć sobie włosy do ramion, obciąć grzywkę, rozprostować je i
ufarbować na czarno, a następnie udała się po „Ulizannę” na
Pokątną, gdzie zaopatrzyła się także w kosmetyki, których jej zaczynało
brakować.
U Gringotta dowiedziała się, że ma jedynie dwieście
pięćdziesiąt galeonów na koncie. Gdyby nie miała dziecka to by było coś, ale
ona dziecko posiadała...
O piętnastej zatrzymała się przed Domem
Marzeń. Aby tam się dostać trzeba było skręcić Pokątnej w prawo tuż za
bankiem, a później iść ulicą Złotej Różdżki, na końcu której skręcało się w
Aleję Cichej Przystani. W miejscu gdzie Cicha Przystań krzyżowała się z
ulicą Srebrnego Jednorożca znajdował się rzeczony Dom Marzeń. Budynek był
zbudowany z jasnego kamienia i z zewnątrz wyglądał bardzo schludnie. Otaczał
go mały, zadbany ogród, w którym aż roiło się od róż, które podtrzymywane
magią kwitły przez cały rok.
Hermiona postała przez chwilę w progu, w
końcu (mimo, że zbytnio religijna nie była) przeżegnała się i weszła do
środka.
Hol okazał się przestronny. Urządzony był w buku - klepką
bukową wysadzony był nawet sufit - który został przełamany srebrnymi i
granatowymi dodatkami. Panował w nim półmrok.
- Czym mogę pani służyć?
- spytał miły, kobiecy głos gdzieś po prawej stronie.
Dziewczyna
odwróciła się w tym kierunku. Za ogromnym, oczywiście zrobionym z buku
biurkiem, siedziała około pięćdziesięcio-paroletnia kobieta. Ubrana była w
ciemno - bordową suknię z wysokim stawianym kołnierzem i nad wyraz skromnym
dekoltem. Mimo swojego wieku była bardzo ładna i... bardzo sympatyczna.
Hermiona podeszła do niej i wypaliła prosto z mostu.
- Mam
dwadzieścia dwa lata, facet mnie rzucił, gdy dowiedział się, że jestem w
ciąży, wyrzucili mnie z pracy - oficjalnie z powodu braku funduszu,
nieoficjalnie z powodu mojego nędznego pochodzenia, mieszkam na poddaszu u
fantastycznych ludzi, ale od kiedy urodziłam dziecko nie bardzo mam z czego
żyć, więc chciałam się spytać, czy mam szansę dostać pracę? Aha, od razu
uprzedzam, że jestem szlamą - powiedziała to bardzo szybko i niemal na
jednym oddechu. Kobieta popatrzyła na nią z zaciekawieniem. Madame Praustrin
miała wprawne oko i od razu zauważyła, że kolor włosów Hermiony jest
nienaturalny.
- Po co farbowałaś włosy dziecko? - spytała. Hermiona
zarumieniła się mocno i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie chciałabyś, żeby ktoś cię poznał, prawda?- łagodne słowa kobiety
sprawiły, że Hermiona zaczynała ją lubić. - Nie szkodzi i tak jesteś ładna -
dziewczyna zarumieniła się mocno. Siądź i posłuchaj... To absolutnie nie ma
znaczenia. - powiedział kobieta patrząc Hermionie w oczy.
- To, że
przefarbowałam włosy? - spytała dziewczyna nie bardzo rozumiejąc wyrwane z
kontekstu słowa.
- Nie, to jakiego jesteś pochodzenia i wolałabym,
żebyś nie używała takich określeń, jak miało to miejsce przed chwilą.
Mugolki także tu pracują, chociaż oczywiście są w ogromnej mniejszości.
Obecnie, aż jedna... Nazywam się Rose Praustrin, ale wszystkie dziewczyny
mówią do mnie Rosy.
- Hermiona, czy mogę nie mówić nazwiska? -
zawahała się.
- Oczywiście, że nie. Musisz natomiast przynieść
zaświadczenie o dobrym stanie zdrowia i o braku jakichkolwiek infekcji
natury sama wiesz jakiej, kochanie.
- To już mam - panna Granger
zaopatrzyła się jeszcze w czasie połogu w takowy dokument i widać było, że
Madame Praustrin jest tym mile zaskoczona.
- Widzę, że to nie
jednorazowy kaprys, a przemyślana decyzja - stwierdziła łagodnie i
popatrzyła Hermionie w oczy.
- Tak - potwierdziła stanowczo
dziewczyna.
Przemyślenie tej decyzji zajęło jej naprawdę bardzo dużo
czasu. Musiała przecież rozważyć wszystkie „za” i
„przeciw”, a to było trudne.
Rose pokiwała ze zrozumieniem
głową.
- Długo szukałaś pracy? - spytała właścicielka przybytku.
-
Bardzo długo - Hermiona spuściła wzrok. - JA wiem - zarumieniła się mocno i
zaczęła międlić w palcach brzeg ciemnogranatowej bluzeczki, którą miała na
sobie. - Wiem, że pewnie nie dostanę tej pracy, bo nie bardzo się nadaję.
Wie, pani.. Ja miałam w życiu tylko jednego mężczyznę i nie jestem tak
bardzo doświadczona, dlatego może pani od razu powie mi czy mam jakieś
szanse, czy powinnam zostać zwykłą prostytutką. Tam przecież na kwalifikacje
nie patrzą.
-Ależ dziecko, co ty opowiadasz? - spytała kobieta - Tu nie
chodzi o to ile miałaś w życiu kochanków. W żadnym przypadku. Kurtyzana nie
jest taką sobie zwykłą, przepraszam za wyrażenie, dziwką. Bycie kurtyzaną to
coś więcej - wytłumaczyła jej.
- Tak, wiem - Hermiona pospiesznie
skinęła głową. - I dlatego obawiam się, że nie nadaję się do tej pracy
proszę pani...
- Pozwól, że ja to ocenie - łagodnie, acz stanowczo
wtrąciła Rose. - Przychodzą do nas bardzo wpływowi i dobrze sytuowani
ludzie, dlatego dziewczyny, które tu pracują muszą odznaczać się odpowiednią
ogładą. I tak jak wspomniałam wcześniej, nie liczy się pochodzenie, a to co
kobieta ma pod sufitem i to czy jest inteligentna i oczytana... - zawiesiła
głos i przyjrzała się uważnie dziewczynie.
- Powiedz mi - dodała po
chwili milczenia. - Czy czytałaś klasyków literatury powszechnej?
-
Oczywiście - odpowiedziała bez wahania. Gdy była w szkole połykała książki
jednym tchem. I nie były to tylko podręczniki szkolne czy lektura
uzupełniająca wiadomości naukowe, lecz również książki znanych, mugolskich
pisarzy.
- A jakie na przykład? - drążyła dalej Rose.
Hermiona
zmarszczyła nos. Bądź co bądź trochę woluminów przeczytała i nie zawsze
pamiętała tytuły.
- Dostojewski, Tołstoj, Bułhakow, Dumas, May...
- No, widzę że trochę tego jest - kobieta wyglądała na mil zaskoczoną.
Powiedz mi teraz, czy chodź trochę znasz się na sztuce?
Dziewczyna
wciągnęła głęboko powietrze. Co prawda, wiedziała co nieco o poszczególnych
stylach w architekturze i malarstwie, rozpoznawała najważniejsze obrazy i
potrafiła powiedzieć kilka zdań o danym artyście, ale były to zaledwie
podstawy.
- Znam podstawy - przyznała się nieśmiało spuszczając
wzrok.
- Jeśli odróżniasz gotyk od klasycyzmu i nie mylisz Picassa z
Van Gogiem, rozróżniasz kolory, odróżniasz martwą naturę od krajobrazu, lub
aktu, to masz odpowiednią wiedzę. Musisz wiedzieć, że niektórzy z tych
panów, chociaż bogaci i obracają się w najbardziej elitarnych kręgach, o
sztuce nie wiedzą prawie nic. Ostatnio, taki jeden przychodzi, nie będę go
wymieniać z nazwiska bo znane, ale chyba jego ojciec ma z nim niemałą
udrękę. Toto się nie zna na niczym, poza średniowiecznymi narzędziami tortur
i gołymi tyłkami, a wybredne jak cholera. O przepraszam, zna się na
gatunkach alkoholu... No i od paru miesięcy żadna z moich dziewcząt mu nie
przypadła do gustu. Jeżeli wygra konkurencja, to się załamię. Gość nie
pracuje, ma forsy jak lodu. Nie pozwolę, żeby Pałac Rozkoszy zdobył tego
klienta, więc właściwie spadasz mi z nieba. Im więcej nowych dziewczyn, tym
lepiej... Pokaż mi coś, co mnie wbije w fotel. Wyobraź sobie, że jestem
facetem i chcesz zrobić na mnie duże wrażenie, tak żeby mi się podniosło...
ciśnienie - uśmiechnęła się do Hermiony szelmowsko i popatrzyła na nią
wyczekująco.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
Co by tu
takiego pokazać? myślała rozglądając się po pomieszczeniu. Na stoliku
stojącym nieopodal stała pantera z wiśniami.
A może...
pomyślała wpatrując się w czerwone owoce Nie, lepiej nie
-
Hermiono? - w głosie Rose dziewczyna dosłyszała nutkę zniecierpliwienia.
Raz kozie śmierć stwierdziła i podeszła do stolika z owocami.
Wiedziała, że jest pilnie obserwowana przez właścicielkę domu, ale starała
się to ignorować. Świadomość, że to jest naprawdę ważna próba umacniała jej
postanowienie dania z siebie „wszystkiego”.
- Mogę? -
spytała wskazując dłonią na naczynie z wiśniami.
Zaskoczona kobieta
skinęła twierdząco głową i Hermiona powoli wzięła jedną z wisienek. Dosyć
sporą z długą łodyżką i wyglądającą bardzo apetycznie. Wsunęła owoc do ust i
patrząc swojej potencjalnej pracodawczyni prosto w oczy skonsumowała go
leniwie z wyrazem delikatnego, wyrażającego przyjemność, uśmiechu na twarzy.
Nie wyrzuciła korzonka, ale bawiła się nim obracając go w palcach prawej
dłoni. Po chwili delikatnie wyjęła wolną dłonią pestkę z ust u wyrzuciła ją
do popielniczki na stole. Następnie sam korzonek włożyła sobie do buzi i
przez chwilę się nim pobawiła językiem z wyrazem rozkoszy na twarzy. W końcu
wyjęła go z ust i na wyciągniętej dłoni podsunęła zaskoczonej kobiecie.
Korzonek zawiązany był w supełek.
- Całkiem nieźle - powiedziała po
chwili madame Rose. Gdyby Hermiona ją znała, wiedziałaby, że wywarła
pozytywne wrażenie. Kobieta bowiem nie była wylewna w okazywaniu zachwytów.
- Według mnie całkiem nieźle, gdybym była arystokratą, zwłaszcza młodym,
który ma zamiast mózgu hormony, pewnie z wrażenia spadłabym pod stół...
Hermiona przełknęła ślinę. Nie miała pojęcia, czy podobała się tej
dystyngowanej damie, czy owa dama się z niej, krótko mówiąc, nabijała.
- Przyjdź jutro z dokumentami, a dziecko możesz oddać pod opiekę do
Słonecznego Raju. Tam nim się odpowiednio zajmą. Dam ci wizytówkę - to
mówiąc podała dziewczynie błyszczący kawałek papieru. - Wpisowe kosztuje
trzysta galeonów. Później co miesiąc wpłaca się po dwieście pięćdziesiąt
galeonów na utrzymanie dziecka. Wierz mi, że warto.
- Możliwe -
szepnęła Hermiona - ale mnie nie stać...
- W takim razie ci pożyczę -
powiedziała bez mrugnięcia okiem właścicielka Domu Marzeń, a panna Granger
zamrugała ze zdziwienia.
- Ale ja nie mogę... -zaczęła i usłyszała
stanowcze:
- Bez dyskusji. Na pewno mi niedługo zwrócisz. Jesteś ładną
i mądrą dziewczyną. Znajdziesz sobie szybko bogatego gacha i zwrócisz mi
pieniądze. Jestem tego pewna.
Zanim Hermiona opuściła Dom Marzeń,
kobieta wręczyła jej trzysta galeonów i jeszcze raz zapewniła ją o przyjęciu
do pracy. Dziewczyna wracała do Blinchów w o wiele lepszym nastroju.
Znalazła pracę i opiekę dla dziecka. Co prawda, bała się, że nie poradzi
sobie z zarobieniem takiej kwoty pieniędzy jak trzysta galeonów, ale starała
się o tym na razie nie myśleć. Najważniejsze było to, że ma jakieś
zatrudnienie.
Taaak, to świetny pomysł żeby wlepić tu
opowiadanie. (Brak Dziurawca daje mi powoli we znaki).
Mam
nadzieję, że ff jest dalej pisany, i że jest ju zwięcej części niż na forum
DK??
Lubię parę Draco/Hermiona, to opowiadanie też
lubię (przynajmniej na razie )
Yhh... poczekam na resztę części
I oto następny rodział:D
sonka &
Kit
Rozdział III
Żadna praca nie hańbi
Następnego dnia Hermiona wstała wcześnie rano i po cichutku
spakowała wszystkie swoje rzeczy. Ponieważ miała na koncie jeszcze kilkaset
galeonów, razem z pożegnalnym listem zostawiła a to złotych monet i
serdeczne podziękowania. Oczywiście zapewniła państwo Blinch, ze znalazła
pracę, ale musi się przeprowadzić, że przykro jej iż żegna się listownie.
Dopisała także, żeby się o nią nie martwili, i że będzie regularnie
zawiadamiać ich, co u niej. Nie mogła postąpić inaczej. Okazali jej tyle
serca, że nie chciała martwić ich rodzajem pracy jaką miała wykonywać, ani
nie chciała, żeby o nią się martwili. Byli na to za dobrzy.
Równiutko
o ósmej zamknęła za sobą drzwi domu przy Victoria`a Aley numer 17 i wraz z
Destiny w nosidełku w jednej ręce i walizką w drugiej udała się do
polecanego przez madame Praustrin Słonecznego Raju. Troszeczkę bała się
zostawiać tam dziecko, ale wiedziała, że nie ma wyboru. No może niezupełnie
nie miała. Mogła poprosić Weasley`ów o pomoc lecz nie chciała ich
fatygować... Z resztą nie wiedzieli o dziecku.
Z ciężkim sercem
wysiadła z Błędnego Rycerza przed starym, lekko podniszczonym domem z epoki
wiktoriańskiej i z jeszcze głębszym bólem pchnęła jego mahoniowe drzwi.
Okazało się, że madame Rose miała rację. W Słonecznym Raju spotkała się z
ciepłym przyjęciem ze strony wykwalifikowanego personelu. Pełno tam było
nianiek, mamek, pielęgniarek i magomedyków. Panowała przyjemna, niemal
rodzinna atmosfera i kiedy dziewczyna wyszła po godzinie była spokojna o
przyszłość Destiny i o jej zdrowie, zwłaszcza, że mogła ją odwiedzać, aż dwa
razy w tygodniu.
Później skierowała swe kroki ku Domowi Marzeń.
Obawiała się trochę tego pierwszego dnia i jak ja zaakceptują inne
kurtyzany. A przede wszystkim obawiała się, że żaden mężczyzna nie będzie
jej chciał wziąć na utrzymanie.
- Ech - westchnęła pchnąwszy mahoniowe
drzwi.
Jakoś to będzie dodała w myślach.
Pól godziny
później siedziała w gabinecie Madame Rose i wpatrywała się w właścicielkę
przybytku.
- Wszystko jest w porządku - powiedziała w końcu kobieta
odkładając dokumenty, które przyniosła Hermiona, na biurko.
Następnego dnia Hermiona obudziła się o siódmej (to znaczy obudził ją
budzik) i poczuła, że jest niewyspana. Już miała przyłożyć głowę do
poduszki, kiedy przypomniała sobie, że ma się wyszykować do ósmej na
śniadanie, a o dziewiątej zaczyna się jej rozmowa z Madame Rose, która
chciała zobaczyć, co Hermiona już wie, a co trzeba jej wpoić, jeżeli chodzi
o savuar- vivre i znajomość literatury.
Czuła się wyżęta przez
wyżymaczkę. Dwie godziny robiono jej zdjęcia w uroczej białej i czarnej
bieliźnie. Wszystkie były czarno białe. Mugolski (sic!) fotograf bowiem
zachwycił się jej bezpretensjonalną urodą i chciał, żeby była jak
najbardziej naturalna.
Tak, mugolski; zdjęcia w folderach Madame Rose
były nieruchome, ale ich jakość musiała być świetna, bo taki był wymóg
właścicielki Domu Marzeń. Facet miał płacone krocie i był najlepszym
fotografem jakiego udało się kobiecie wyśledzić. Na jego dyskrecje mogła
liczyć. Jak zwykła żartować właścicielka Domu marzeń, był to jedyny
"męski mugol" z jakim miały do czynienia "dziewuszki" ;
tak nie mówiła o pracownicach per "dziewczyny "ani
"dziewczynki", mówiła „dziewuszki”...
Panna Granger przeciągnęła się i z ogromnym trudem zwlekła się z łóżka.
Najchętniej to by w nim została. Ale obowiązki wymagały czego innego więc
powoli ubrała się w lawendową szatę i następnie zeszła na dół, do jadalni na
śniadanie. Nie znała wszystkich dziewcząt w Domu Marzeń więc, gdy
przekraczała próg pomieszczenia czuła lęk przed ich reakcją na jej osobę.
Jadalnia była owalnym pokojem o kremowych ścianach, umeblowanym w stylu lat
pięćdziesiątych. Na środku stał okrągły, dębowy stół otoczony dwunastoma
krzesłami z czego dziesięć było już zajętych przez pozostałe kurtyzany.
Gdy Hermiona wkroczyła do jadalni rozmowy ucichły i dziewczęta spojrzały w
jej stronę. Panna Granger zatrzymała się i spojrzała niepewnie na jej nowe
koleżanki po fachu. Nie ulegało wątpliwości, że każda z dziewcząt była
piękna.
I gdzie ja, takie brzydkie kaczątko, mam się do nich
porównywać? - spytała siebie w duchu podchodząc nie śmiało do stołu.
”Dziewuszki” obserwowały uważnie każdy jej ruch. Hermiona
poczuła się trochę nieswojo zasiadając przy suto zastawionym stole, ale
starała się te go nie okazać. Chwilę później do jadalni weszła Madame
Praustrin i zasiadła na miejscu obok mocno podmalowanej blondynki o
zielonych oczach.
- Smacznego dziewuszki - powiedziała i wzięła
koszyczek z chlebem. Hermiona sięgnęła po talerz z jajecznicą. Dziewczęta
poruszyły się, a jedna zachichotała.
- Jak masz na imię - spytała
dziewczyna o zielonych oczach. Wyglądała na najstarszą, była też
niespotykanie piękna. Przypomniała Herminie trochę panią Narcyzę Malfoy,
którą panna Granger widziała zaledwie trzy razy w życiu, w tym raz na
pamiętnych Mistrzostwach w Quiddichu. Wspomnienie Quiddicha wywołało
wspomnienie Wiktora, a to z kolei spowodowało bolesny skurcz serca.
-
Hermiona, przyjaciele mówią do mnie Herm... Wolałabym jednak żebyście mówiły
mi Marabeth, lub Dianora - uśmiechnęła się nieśmiało. Zielonooka, która
wydawała się jej na pierwszy rzut oka zarozumiała pannicą, ku jej
zaskoczeniu, odwzajemniła promiennie uśmiech i łagodnie powiedziała:
-
Jestem Estell i będę miała z tobą zajęcia savoir-vivre. Miło mi cię poznać,
Marabeth.
Panna Granger znowu usłyszała chichot. Odwróciła się w prawo.
Właścicielka chichotu była pulchnawa i piękna rudowłosa dziewczyna o oczach
koloru morza i ciemno-karminowych ustach; wyglądała na nie więcej niż
osiemnaście lat.
- Gertrudo! - Madam Rose spojrzała z delikatną
naganą na nastolatkę - Gerti jest od dwóch dni, wczoraj zakończyła naukę,
ale chyba cała nauka o dobrym zachowaniu poszła w las - zwróciła się do
Hermiony. - Jak nie przestaniesz chichotać - pogroziła kromką chleba z
masłem w stronę rudej - to twoje zdjęcia w folderze znajdą się dopiero za
tydzień.
Dziewczyna zamilkła, ale nadal patrzyła na Hermionę z
zaciekawieniem i rozbawieniem. Panna Granger odwróciła od niej wzrok i
zajęła się swoją jajecznicą. Widać groźba wstrzymania ukazania się zdjęć w
folderze pozytywnie działa na dziewczęta.
No tak... Przecież to
chodzi o pracę. Kto pierwszy ten lepszy przyszło jej na myśl, gdy
nalewała sobie herbaty do kubka.
Tymczasem dziewczęta zaczęły
rozmawiać między sobą o owym arystokracie.
-... no i oglądał te zdjęcia
przez godzinę i nic - relacjonowała szatynka o niezwykłych granatowych
oczach.
- Norma - mruknęła Estell i posmarowała sobie chleb masłem -
No to, Marabeth, co wcześniej porabiałaś? - zwróciła się do Hermiony.
-
Eee... pracowałam w Ministerstwie - odpowiedziała niepewnie. Zielonooka
podniosła brwi wysoko.
- W ministerstwie? To pewnie znasz jakieś szychy
- mrugnęła do niej.
- My też znamy, Estell - wtrąciła owa granatowooka
szatynka. Dziewczęta roześmiały się a Hermiona uśmiechnęła blado. Rose
pokręciła głową z lekkim uśmiechem i wzięła następną kromkę chleba.
Po piętnastu minutach Hermiona poczuła się całkiem swobodnie i rozmowa
przy śniadaniu minęła wszystkim w sympatycznej atmosferze. Marabeth był
zaciekawiona tym wybrednym arystokratą. Nawet zaczęła sobie wyobrażać, że ma
około czterdziestu lat i jest przystojnym wysokim, tajemniczym brunetem, a
także że go nikt nie zna, bo przecież dziewczyny mówią "ten
arystokrata". Nie wiedziała, że nie można operować imionami i
nazwiskami mężczyzn, którzy przychodzą do Domu Marzeń, nawet między sobą
(chyba, że sam na sam z jakąś drugą dziewczyną w zaciszu apartamentu, kiedy
mówiło się o tym kto jaki jest w łóżku).
- A jaki ona jest, ten
wybredny? - spytała nieśmiało, gdy kończyła kolację.
- Młody i śliczny
- Gertruda ponownie zachichotała.
- Znany w naszym cudownym świecie
londyńskich magicznych szych - powiedziała Madame Praustin. - Właściwie
wszyscy go znają.
- To Dlaczego mówicie o nim, jakby był kimś
tajemniczym?- Hermiona nie mogła tego zrozumieć. - Czemu nie powiecie jak
się nazywa?
- Bo kurytaznom nie wolno zaradzać imion swoich klientów
ani kandydatów na klientów - rzekła Madame Rose zanim którakolwiek z
dziewcząt zdążyła odpowiedzieć. Hermionę to zaskoczyło, ale nie skomentowała
tego. Postanowiła powstrzymać swą ciekawość i nie pytać o nic więcej.
- Zjadłaś już? - spytała Estell. - Im wcześniej zaczniemy tym lepiej.
Hermiona pokiwała głową i złożyła widelce na talerzu.
- To idziemy -
zielonooka wstała i to samo zrobiła panna Granger.
- Powodzenia -
zawołała za nimi Gertruda, gdy wychodziły. Hermiona odwróciła się przez
ramie i posłała nastolatce słodki uśmiech.
Estell poprowadziła ją do
pokoju na końcu korytarza.
Biedna Hermiona przez dwie godziny uczyła
się jak wstać, jak siadać, jak krzyżować nogi, a kiedy, broń Boże, ich nie
krzyżować, jak wysławiać się w towarzystwie z wyższych sfer. Z wysławianiem
się szło jej całkiem dobrze, ale z resztą się męczyła.
- Nie dam rady,
nie nadaje się - rozpłakała się rzewnie, po kolejnym zbyt szybkim klapnięciu
tyłeczka na krzesło. - I i... JESTEM BRZYDKA!
- Przestań! -
obruszyła się Estell. - Jesteś bardzo ładna i masz urocze piegi na nosie.
Każdy facet się w nich zakocha, a jak się nie zakocha to jest głąb!
Jesteś naturalna, oczywiście poza tymi na czarno ufarbowanymi kłaczkami, ale
to dodaje ci tylko surowego uroku. Masz piękne oczy i tak naprawdę świetnie
ci idzie. Ja przez pierwsze trzy godziny siadałam jak kłoda, ty za godzinę
osiągniesz mistrzostwo, jeśli nadal będzie szło ci tak dobrze jak do tej
pory.
- Jestem szlamą i nikt mnie nie zechce!
- No nie! Ja
jestem mugolką i miał mnie przez pół roku Blaise Zabini, teraz musiał
wyjechać i nie zabrał mnie ze sobą, ale jak wróci to mam... ups Cholera.
Zdenerwowałaś mnie i się wygadałam... - Estell miała głupiutką minę.
-
Nikomu nie powiem - obiecała Hermiona patrząc z zaciekawieniem na Estell. -
Jakie jest twoje prawdziwe imię?- spytała nagle.
- Jane... -
odpowiedziała nieśmiało Estell i spojrzała w kąt.
Hermiona uśmiechnęła
się do niej ze zrozumieniem.
- Ładnie... A co takiego masz zrobić z
Blaisem? - spytała zaintrygowana Hermiona.
- Nieważne - odpowiedziała
Estell choć na policzkach nadal miała lekkie rumieńce wywołane złością na
siebie samą - Koniec pogaduszek i jazda do pracy. A jeśli jeszcze raz
usłyszę tekst w stylu „Jestem szlamą i nikt mnie nie
zechce” to osobiście dam ci klapsa. A uwierz, potrafię mocno
uderzyć - mrugnęła do niej. Hermiona wpatrywała się w nią przez chwilę
zaskoczona, gdy Estell się roześmiała pojęła, że ta sobie z niej żartuje.
- Dobra, koniec żartów i do pracy - zarządziła dziewczyna , gdy się już
trochę uspokoiła.
Dwie godziny później Hermiona chodziła już i siadała
jak prawdziwa dama. Dowiedział się też jakie sztućce do czego służą, i
chociaż trochę ją przerażało, że będzie musiała wieczorem udowodnić Madame
Praustin, że zachowuje się bez zarzutu, cała zabawa z savuar - vivrem bardzo
jej się spodobała.
**
- No i co o tym myślisz?
- spytała ją Estell po godzinnej rozmowie na temat seksu, która odbyła się
między nimi po obiedzie, wskazując na piękną rycinę przedstawiającą dwoje
ludzi w jakiejś egzotycznej pozycji miłosnej. Właściwie Estell mówiła, a
Dianora Marabeth słuchała. Hermiona była cała zaróżowiona, a wszystko
wskazywało na to, że to był dopiero początek.
Ja myślałam, że jestem
doświadczona - pomyślała przygryzając dolną wargę - Ojej.
-
Trudne - stwierdziła cicho. Estell uśmiechnęła się do niej szeroko.
-
Tak ci się tylko wydaeę - powiedziała i przerzuciła kartkę.
Hermiona
nie odpowiedziała i utkwiła wzrok w następnej pozycji.
I ja mam to
wszystko umieć zrobić? - spytała siebie w duchu. Nawet z Wiktorem nie
kochali siew taki sposób. Można powiedzieć, że ich pozycje były bardziej...
tradycyjne.
- Ale tak to trzeba umieć - szepnęła zawstydzona.
-
Kochanie - zaśmiała się Estell - to nie tak, że ty musisz wszystko umieć,
powinnaś tylko się orientować. Moim pierwszym klientem był facet, który
uwielbiał kochać się w tradycyjny sposób. Powinnaś po prostu wiedzieć, że
można kochać się na rozmaite sposoby i nie robić wielkich oczu, kiedy facet,
który się tobą zaopiekuje zaproponuje ci coś nietypowego... Nie musisz być
akrobatką i doświadczoną jak zawodowa prostytutka kobietą. Nie to jest
najważniejsze, raczej samo podejście do seksu. Miałyśmy tu kiedyś dziewicę,
wiesz jak szybko znalazła sobie opiekuna? - posłała Marabeth uspokajające
spojrzenie i wróciła do rycin. Przerzuciła parę stron i z szelmowskim
uśmiechem wskazała palcem na pozycję zwaną potocznie sześćdziesiąt dziewięć.
Czerwona jak burak Hermiona odwróciła wzrok.
- Chyba nie powiesz mi, że
to jest trudne do wykonania? - powiedziała z niewinną minką Estell -
Jane.
- No... nie jest - odpowiedziała zażenowana dziewczyna.
- No
widzisz - uśmiechnęła się zielonooka - OJ! Przestań się rumienić, bo
jeszcze mi się tutaj spalisz ze wstydu. I co wtedy powiem Rosy? -
zażartowała, na co panna Granger zrobiła się jeszcze bardziej czerwona... o
ile to tylko możliwe.
- Jejuś... Dianora... spokojnie. Dasz sobie radę.
To naprawdę nie jest trudne - westchnęła Estell - Jeśli to cię pocieszy to
ja również przez to przechodziłam i zachowywałam się dokładnie jak ty...
Musisz przebrnąć przez ten magiel, kochanie.
- Dobra, chcę wiedzieć co
o tym myślisz - wyczekująco popatrzyła na nową adeptkę.
- Eee. No chyba
jest bardzo przyjemne... - Estell uniosła bardzo wysoko brwi. Zachciało się
jej śmiać.
- Chyba? Kobieto, czy ty naprawdę przez kilka lat chłopa
miałaś? - pokręciła z niedowierzaniem głową - Wiesz co? Gertruda ma
osiemnaście lat i jest dziewicą, i jak jej przed wczoraj pokazałam tą
rycinę, wykrzyknęła: "ja tak chcę!" Uważam, że jej reakcja
była dużo bardziej prawidłowa.
- No, widzisz, ja się nie nadaję... -
Hermiona była bliska łez.
- Dianora, nie mów tak... masz złe podejście
przede wszystkim do siebie samej. Musisz uwierzyć, że jesteś atrakcyjna i
zasługujesz na wszystko co najlepsze. Przepraszam, nie powinnam była cię
porównywać do kogokolwiek, każda z nas jest inna i każda inaczej reaguje.
- Nie jestem beznadziejna?
- Nie jesteś Marabeth. Nie dostałabyś tu
pracy - powiedziała łagodnie Jane i pogładziła Hermionę po gęstych czarnych
włosach.
Zanim Hermiona przystąpiła do egzaminu, spędziła z
Estell jeszcze wiele godzin. Dziewczyna była bardzo zadowolona z jej
postępów i stwierdziła , że Hermiona może „spokojnie iść na spytki
Rosy”. Sama panna Granger również czuła swego rodzaju dumę, ale to
uczucie nikło przed lękiem spowodowanym wynikami egzaminu. Gdy była jeszcze
w szkole lubiła wszelkie testy, ale gdy dochodziło do ogłaszania wyników
była okropnie nerwowa. Obawiała się, że obleje z czego na pewno się ucieszy
ten przebrzydły Malfoy albo jego ukochana dziewczyna, Pansy. Teraz, gdy w
pobliżu nie było ani Malfoya, ani Parkinson nadal odczuwała lęk.
To
chyba normalne - pomyślała idąc do gabinetu Madame Rose.
Nieśmiało
zapukała do drzwi i po usłyszeniu krótkiego acz stanowczego
„Proszę” weszła do pomieszczenia.
Stres powoli minął gdy
okazało się jak egzamin wygląda. Madame Praustin po prostu z nią rozmawiała.
Rozmawiała tak jak rozmawia się w wyższych sferach, gdzie elita przebywa
wśród samych swoich. Ponieważ Hermiona była oczytana, umiała się ładnie
wysłowić i posiadła duża wiedzę ogólną, a jej zachowanie było nienaganne -
na co kładła przez te dwa dni nacisk Estell, przeszła cały test śpiewająco,
a na koniec dowiedziała się, że:
Wielu mężczyzn z wyższych sfer
zachowuje się bardzo naturalnie, takie umiejętności będą jej przede
wszystkim potrzebne, gdy znajdziesz się na przykład na przyjęciu w
snobistycznym gronie, nie na co dzień. Na co dzień liczy się to żeby była
miła, taktowna, nie narzucająca się i zawsze dyspozycyjna jeśli chodzi o
seks...
- Uhm - kiwnęła wówczas głową i przygryzła wargę.
-
Coś cię gryzie? - spytała Madame.
- Nie... To znaczy tak. Po prostu nie
wiem czy dam sobie z tym wszystkim radę... i czy się komukolwiek
spodobam.
Ku jej zdziwieniu kobieta roześmiała się.
- Ależ
oczywiście, że się spodobasz. Wiesz co... Nie myśl o tym już bo to tylko
szkodzi urodzie - mrugnęła do niej. Hermiona uśmiechnęła się. Później
rozmawiały już o córeczce Hermiony. To znaczy Madame się spytała jak tam
dziecko i panna Granger opowiedziała jej o Destiny.
**
Nim Draco zdołał się obejrzeć lato minęło i nastały pochmurne,
deszczowe i zimne dni zwiastujące początek jesieni. Były Ślizgon wiedział
doskonale co to oznacza: zbliżał się koniec września a co za tym szło,
kończyła się cierpliwość ojca i kończył się termin wypełnienia ultimatum.
Cholera - przyszło mu na myśl, gdy wpatrywał się w biały sufit w
swej sypialni. Znał ojca ( w końcu mieszkał z nim pod jednym dachem) i
wiedział, że to BARDZO uparty człowiek, który jest zdolny do takiego
czynu.
Cholera - powtórzył w myślach raz jeszcze i podniósł się
by spojrzeć na magiczny kalendarz zawieszony na ścianie naprzeciwko.
Wszystkie cyferki aż do dnia dzisiejszego były poskreślane czerwonym kolorem
a cyfra przedstawiająca trzydziestkę zakreślona w kółeczko kolorem
zielonym.
Tak się złożyło, że dziś był dwudziesty ósmy wrzesień co
oznaczało, że pozostały mu dwa dni.
- Niedobrze - powiedział na głos
wstając z łoża - Bardzo niedobrze - poprawił się zerkając na kalendarz raz
jeszcze. Dziś miał ostatnią szansę... No może jeszcze jutro, ale był pewien,
że jutro to już nikogo nie znajdzie. Tego jednego to był właściwie
pewien.
- Ubrał się w czarną szatę, przeczesał długie blond włosy i
ruszył na dół, na śniadanie. Gdy wszedł do bogato urządzonego salonu ojciec
uśmiechnął się do niego z tryumfem.
- I jak idą poszukiwania? - spytał
od niechcenia.
Draco z trudem opanował w sobie żądzę mordu i uśmiechnął
się równie zimno jak jego rodziciel.
- Bardzo dobrze - odpowiedział
zasiadając do śniadania.
- Doprawdy? - zadrwił Lucjusz Malfoy -
Pamiętaj synu, termin ultimatum mija trzydziestego września. Wybierz żeś w
końcu kogoś ! - ostatnie zdanie wykrzyczał. Narcyza Malfoy oderwała
wzrok od najnowszego katalogu sukien zaprojektowanych przez Madame Malkin i
spojrzała na swego męża z niesmakiem.
- Lucjuszu, nie krzycz. Nie mogę
się skupić -powiedziała i wróciła do przyglądania się krojowi sukni
koktajlowej z japońskiego jedwabiu -Co myślicie o tej kreacji? -spytała
pokazując mężczyznom katalog.
- Może być - mruknął Dracon.
-
Ładna, kochanie - stwierdził Mafloy Senior.
- Czy ja wiem... Jest
zbyt... prosta - rzekła Narcyza i przerzuciła stronę.
-Jeśli tak
uważasz, Narcyzo - powiedział Lucjusz i otworzył Proroka
Codziennego.Jego małżonka nie odpowiedziała: zainteresowana była teraz
inną suknią spod igły Madame Mlakin.
Po śniadaniu Malfoy junior
skierował się do salonu, skąd miał aportować się na Pokątną a stamtąd do
dwóch przybytków zamieszkiwanych przez Kurtyzany
Okey, najpierw Dom
Marzeń - pomyślał. Polubił Madame Praustrin i dlatego wolał najpierw iść
do niej. Ta kobieta mogła mu nawet coś doradzić. Była przesympatyczna i
miła. Widać było też, że ma dobry gust i to we wszystkim, nie tylko w
ubiorze.
Aportował się przed wejściem, poprawił kołnierz eleganckiej
czarnej szaty, zrobił odpowiednio wyniosłą i zarazem przyjazną minę,
odchrząknął i uznał, że bardziej profesjonalnie będzie związać luźno,
przydługie włosy, na karku. Tak też zrobił i powtórzył cały zabieg od
nowa.
- Raz goblinowi stryczek - powiedział na głos i otworzył
zamaszyście drzwi.
- Witam panie Malfoy - Madame nawet nie odwróciła
wzroku od folderów. Poza Hermioną przybyła, co prawda, tylko jeszcze jedna
nowa dziewczyna, ale dwie wróciły od swych dotychczasowych opiekunów i
należało odświeżyć im fotki.
- Proszę usiąść - w końcu raczyła na niego
spojrzeć i wskazała mu fotel naprzeciw siebie. - Ciekawa jestem, jakie teraz
wady odnajdzie pan w moich podopiecznych... Proszę bardzo te dwie ostatnio
wróciły od bardzo wpływowychcCzarodziejów, dla których były, że pozwolę
sobie zacytować elokwentne, łagodne, mądre, posłuszne, etc....
Draco wziął w prawą dłoń dwa cienkie foldery...
- Takie wielkie oczy,
niemal wyłupiaste - mruczał pod nosem oglądając pierwszy.
- Eveline ma
śliczne oczy - Madame Praustrin pokręciła głową i westchnęła głośno.
-
Eee, strasznie blada i ma za jasne włosy - oznajmił, marszcząc nos przy
drugim folderze.
- Panie Malfoy - nie wytrzymała właścicielka przybytku
- już nie wiem, co z panem zrobić. Nic się panu nie podoba w tych
dziewczynach?
- Ja nie czuję tego czegoś kiedy na nie patrzę. A to ma
być kobieta, z która będę spędzał i noce i dnie, i na którą będę łożył kasę.
Ona musi być... Sam nie wiem jaka - wzruszył ramionami i popatrzył gdzieś w
przestrzeń na Madame.
Praustrin przyjrzała mu się uważnie. Miała go za
niewydarzonego, wybrednego bachora, ale on rzeczywiście czegoś szukał,
chociaż sam nie wiedział czego.
- Proszę - powiedziała podając mu
intuicyjnie jako pierwszy folder, na który widniały srebrne litery na
zielonym tle (tak chciał fotograf, bo „tej małej to pasowało”)
Dianora Marabeth.
- Fajna ksywa - oznajmił - i super kolorki -
uśmiechnął się szeroko.
Dorosły chłop i taki infantylny, z nimi jak
z dziećmi - pomyślała Rose.
- Ona cała jest fajna - powiedziała na
głos. - Aha, to jest nowa dziewczyna. Jest wspaniała, ale pan zapewne i tak
znajdzie w niej same wady.
Draco wzruszył ramionami i przewrócił
stronę, a Madame Praustrin wpatrywała się w niego uważnie. Założyła się z
Secile (jej konkurentką) o skrzyknę przedniego wina, że wybredny Malfoy
właśnie u niej wybierze dziewczynę. Nie trzeba dodawać, że zależało jej na
wygranej.
Nie wiedziała jakiej reakcji spodziewać się po arystokracie,
ale na pewno nie spodziewała się czegoś takiego.
- Wow - powiedział
cicho i wlepił spojrzenie w pierwsze, najbardziej chyba niewinne zdjęcie
Hermiony. Jak wszystkie inne i to było czarno-białe, dlatego błękitna,
zwiewna sukienka opadająca do jej stóp miała na nim biały kolor, który
pięknie kontrastował z czernią jej włosów. Ale mężczyznę urzekły smutne oczy
dziewczyny i coś znajomego w rysach jej twarzy, sam nie wiedział co.
Gapił się przez dobrą chwile, w końcu spytał.
- A skąd ona jest i jak
się naprawdę nazywa?
- Nawet gdybym wiedziała, nie mogę udzielić takiej
informacji.
- Rozumiem - Draco zachłannie przejrzał album i wbił wzrok
w kobietę naprzeciw niego.
- Ja ją chcę - powiedział. - Ją i żadną
inną.
Trzeba przyznać, że madame zatkało. Wybredny panicz okazał się
być bardzo konsekwentny w swym wyborze.
- Mam jeszcze jeden
folder...
- Nawet nie chcę na niego patrzeć - uciął młodzieniec.
-
Oczywiście - kobieta była zaskoczona i szczęśliwa (skrzynka wina).
-
Ile mam zapłacić za wizytę? Chcę tylko na nią popatrzeć, porozmawiać z nią,
sam nie wiem, ale tylko ona wchodzi w grę.
- Sto pięćdziesiąt galeonów.
Niech pan poczeka, zaraz wrócę. Muszę uprzedzić Dianorę o wizycie
klienta.
**
Hermiona otworzyła drzwi i
popatrzyła zaskoczona na gościa. Madame obrzuciła spojrzeniem nienagannie
utrzymany pokój i samą dziewczynę, odzianą w skromny biały gorset i długi
przezroczysty szlafrok. Wyglądała ślicznie.
- Będziesz zaraz miała
gościa kochanie. Nie bój się, to ten wybredny, o którym plotkują dziewczyny.
Mówiłam ci, że szybko kogoś znajdziesz. Masz to coś. Napij się wina, jeśli
się denerwujesz, zaraz do ciebie przyjdzie.
Hermiona nie była w stanie
nic powiedzieć. Kiwała tylko głową. Praustrin wyrozumiale cmoknęła ją w
czoło i ruszyła na powrót do klienta, a dziewczyna drżącymi rękami nalała
sobie z karafki cały puchar wina. Nie wiedziała o swoim gościu nic, tylko
tyle, że jest cholernie bogaty i równie przystojny, przynajmniej według jej
koleżanek. Nie mogły zdradzać nazwisk, nawet jak kogoś rozpoznały, a szkoda.
Rozmyślania przerwało jej kolejne pukanie. Odstawiła puchar na stolik
i dobrze zrobiła, bo pewnie wypuściłaby go z dłoni otwierając drzwi. Przed
nią stał nie kto inny jak Draco Malfoy, Nemezis jej szkolnych lat.
-
Witaj Marabeth - powiedział i uśmiechnął się do niej nie jak Ślizgon, ale
prawie jak sympatyczny człowiek. Totalnie ją zamurowało.
Bardzo fajne. Co prawda jak czytałam
poprzedni part to już wiedziałam że spotkaJĄ się w domu marzeń. Cool. Fajnie piszesz, super styl pisania i wspaniałe opisy. Naprawdę mi się podoba.
oj mam wrażenie, że ta część jest rochę
słabsza. styl troche kuleje i są błędey int., niemniej jednak akcja wciąga.
ale jeszcze uwaga:
Opowiadanie ciekawe, dobrze się czyta. Po
prostu podoba mi się. Czeakm strasznie niecierpliwie na następną część.
A kończenie w takim momencie to sadyzm...
Hej!
W imieniu swoim i Kit
dziękuję za wszystkie komentarze:) Literówki poprawione:)A co do tego
zwrotyu użytego przez pana Malfoya... Lucjusz był "trochę
"zdenerwowany, a więc wyraził się bardziej kolokwialnie i tyle. Jeśli
to tak bardzo razi to zmienimy.
pozdrawiamy
Kit i Sonka
w gruncie rzeczy to wasza sprawa, jestescie
autorkami, ja tylko wyrazam swoje zdanie. a tak nawiasem mówiąc, to naprawdę
okrutne kończyć w takim momencie... XDD
Mam nadzieję, że szybko dowiemy się co jest
w następnej części ??
fabuła się rozwija, zastanawiam się tylko
dlaczego hermiona może odwiedzać swoją córkę tylko dwa razy w tygodniu, w
końcu to ona placi, chyba że to tylko na potrzeby produkcji
ale
ogólem nadal się czyta dobrze, szkoda że te części się szybko kończą
Bardzo mi sie podoba to opowiadanie.
Skoro jest skończone mogłybyście dodać kolejny rozdział. Ostatni skonczył
się w takim momencie...
Po pierwsze - mam dość słowa
"part" - grrrrrrrrr.
Po drugie - wiedziałam, wiedziałam, że
jak Sonka za szybko wklei nie dacie nam żyć.
Ludzie to trzeba napisać.
Jeśli o mnie chodzi poczekacie sobie na czwarty rozdział, zwłaszcza, że nie
jest jeszcze skończony:]
Pozdrawiam, kit.
PS: A
Vice-Versa i inne opka to same z siebie powstają? Czasu na to trzeba
Jest powiedziane, że Hermionamoże
odwiedzć córkę dwa razy w tygodniu - po prostu taki standart, ale to nie
znaczy, że nie może zgłośić żądania o częstsze wizyty. Poza tym ona ma
pracę, a tam dziecko otrzymuje profesjonalną opiekę i nie trzeba się o nie
martwić.
A to ile razy będzie mogła bywać u Destiny, zależeć będzie,
przede wszystkim, od opiekuna Marabeth:]
Super czekam z niecierpliwością na dalszą
część jestem fanką D/H więc takie opowiadania radują moje serduszko
pozdrawiam
skoro już skończyłyście, bo tak
zrozumiałam, to wklejajcie coś od czasu do czasu (:
Opowiadanie, z tego co mówią szanowne
autorki skończone nie jest.
Co nie zmienia faktu, że miło byłoby
zobaczyć następną część
Już na DK mówiłam, że to opowiadanie
strasznie mi się podoba. Uwielbiam parę HG/DM, więc uważam za rewelację
obsadzanie ich na głównych bohaterów romansu :] Aż mnie skręca, aby
dowiedzieć się, co będzie dalej :] Wszędzie szukałam tych opowiadań, które
zapierały mi dech w piersi i doprowadzały do drżenia rąk, a tu taka miła
niespodzianka Czekam i
mam nadzieję, że długo czekać nie będę
Boże, przepraszam, że jeszcze tu nic
nie ma, ale właśnie piszę "Być szlachetnym"
Obiecuję, że
wkleję jak najszybciej, najpóźniej jutro rano, kolejny rozdział. Nie było
mnie cały dzień, bo siedziałam w bibliotece i na nic nie miałam czasu, a
muszę znaleźć chwilę i "oblukać" to, zanim wkleję na forum.
Przepraszam i błagam o cierpliwość!
Rozdział IV
Nie taki Malfoy
straszny...
Hermiona dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, że milczy troszeczkę za długo.
- Witam. Proszę, niech pan
wejdzie - przesunęła się w progu by zrobić mu miejsce. Wszedł do środka.
O żesz jasna cholera - przemknęło jej przez głowę. Teraz to
wszystko miało sens. Znany w świecie czarodziejów, bogaty i bądź co bądź
przystojny. I do tego wybredny, co pokazywał nawet za czasów szkolnych.
Jednym słowem cały Malfoy.
Zamknęła powoli drzwi i podeszła do stolika
z winem.
- Napije się pan czegoś? - spytała starając się by jej głos
brzmiał naturalnie. Nie za bardzo i wiedziała jak ma się zachować, bo jej
nauka nie przewidziała TAKICH sytuacji.
Malfoy rozsiadł się w białym,
puszystym fotelu przy kominku.
- Wina - poprosił łagodnie. Hermiona
podeszła powoli do stolika, świadoma że dziedzic największej fortuny
czarodziejskiej w Wielkiej Brytanii obserwuje ja bardzo uważnie, i nalała z
karafki, którą otrzymała od swej pracodawczyni, wina do jednego z
pucharów.
- Proszę - podała mu starając nie dotknąć jego dłoni.
Następnie zasiadła w fotelu naprzeciwko, założyła nogę na nogę (Estell
stwierdzała, że ma bardzo ładne nogi i powinna je wykorzystać) i spojrzała
na arystokratę z leciutkim uśmiechem.
Mężczyzna popijał wino i
przyglądał jej się uważnie.
Żeby mnie nie rozpoznał - poprosiła
w myślach. Po chwili stwierdziła, że najlepszym dla niej rozwiązaniem
będzie jeśli zacznie udawać, że nie ma zielonego pojęcia kim jest Malfoy.
Tak, to dobry pomysł - pomyślała poprawiając szlafroczek.
- A
wiec jesteś nowa? - przerwał ciszę Malfoy.
- Tak - odpowiedziała z
nieśmiałością.
- Ach tak... - powtórzył cicho Draco.
Hermiona
zacisnęła ręce na oparciu fotela i uśmiechnęła się nerwowo. Przeczuwała
jakie może być jego następne pytanie i prawdę mówiąc to się go trochę bała.
Ostanie ich spotkanie zakończyło mocną awanturą.
- Dlaczego zostałaś
kurtyzaną? - spytał nagle. - Przepraszam... Jeśli nie chcesz to nie
odpowiadaj - dodał szybko, spuszczając wzrok.
Hermiona uśmiechnęła się
lekko. Rozbawiło jej jego zachowanie. Była pewna, że gdyby wiedział kim ona
jest, zachowałby się zupełnie inaczej.
A właśnie... - przyszło
jej namyśl. Nagle dostrzegła szansę na uniknięcie trafienia pod opiekę
Malfoya poprzez wyjawienie swego pochodzenia. Bardzo dobrze wiedziała, że
brzydził się wszystkim co mugolskie. Nieraz jej to dobitnie uświadamiał.
- Nie, odpowiem. Nic się nie stało - uspokoiła go - Po prostu jestem
samotna matką na dodatek z mugolskim pochodzeniem i dlatego trudno było mi
znaleźć pracę - oświadczyła.
Wyjdzie - stwierdziła obserwując
jak Malfoy junior prostuje się w fotelu.
- Obydwoje twoi rodzice to
mugole, tak? - spytał odstawiając puchar.
- Uhm - kiwnęła głową czując
satysfakcję.
Draco zastanowił się przez chwilę. Przeważnie nie
zadawał się ze szlamami. Nie przebywał nawet z nimi w jednym
pomieszczeniu. Jednak w tej dziewczynie było coś... coś... sam nie wiedział
co. Po prostu intrygowała go i po dłuższych oględzinach stwierdził, że już
gdzieś ją widział. Była ładna, odpowiadała jego oczekiwaniom ... a przy
okazji przypadnie do gustu jego ojcu.
A łysy goblin to chędożył
– stwierdził w myśli i uśmiechnął się do niej.
- Twoje
pochodzenie nie ma większego znaczenia - powiedział łagodnie.
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, ale szybko ukryła ów stan pod
uśmiechem.
- Skoro już sobie wyjaśniliśmy tę kwestie to może powiesz
czym się interesujesz? - zapytał sięgając po puchar. Trzeba było w końcu
wypełnić czymś tę rozmowę.. no i on chciałby wiedzieć coś na jej temat.
- Hymm... Literaturą, sztuką, kinem... - zastanowiła się jeszcze - Różnymi
rzeczami. A pan? - spytała.
- Mów mi Draco - powiedział - Słysząc
pan czuję się starzej - mrugnął do niej. To była prawda. Młody
Malfoy nienawidził jak ktoś do niego zwraca się per ”pan,”
jednak status jego rodziny wśród społeczeństwa czarodziejskiego sprawiał, że
udzie właśnie tak do niego się zwracali. Po drugie, kojarzyło mu się to od
razu z jego ojcem.
- Dobrze - rzekła, a blondyn odniósł wrażenie, że
głos jej zadrżał. - A więc czym się interesujesz... Draco? - powtórzyła
pytanie.
- Roztrwanianiem majątku ojca, libacjami i rozwiązłym seksem -
odpowiedział z szerokim uśmiechem. - I dlatego tutaj jestem... Stary ma już
tego dość - dodał z lekką irytacją.
- Wcale się nie dziwię - wymruczała
pod nosem. Draco spojrzał na nią zdziwiony.
- Słucham?
- Nic,
nic - powiedziała szybko. - Tak tylko, pomyślałam na głos - poczuła, że
zaczyna się rumienić.
Ta moja szczerość - pomyślała z irytacją.
Nie wiedziała jak młody mężczyzna zareaguje. Znała go jako wyczulonego na
swoim punkcie egoistę, dlatego trochę ją zaskoczył stwierdzając ze
wzruszeniem ramion:
- Skoro wszyscy mi mówią, że jest ze mną coś nie
tak... no może poza paroma osobami, które korzystają z dobrodziejstw moich
oszczędności u Gringotta, to chyba nie mogą się do końca mylić.
-
Aha... - Hermiona zdobyła się na odwagę. - A co cię skłoniło, tak naprawdę,
do przyjścia tutaj? - wypaliła i od razu przestraszyła się ewentualnej
reakcji swojego... klienta.
Blondyn spojrzał na nią uważnie.
-
Groźba utraty majątku - odpowiedział spokojnie.
- Aha - bąknęła tylko.
Nie chciała się wypytywać o szczegóły. Po pierwsze dlatego, że uważała, że i
tak jej już dużo powiedział. Jak na Malfoya, oczywiście. Trochę ja to
zaskoczyło... chociaż w gruncie rzeczy Dracon zawsze miał bzika na punkcie
mamony.
Przyglądała mu się przez chwilę uważnie i Draco doszedł do
słusznego wniosku, że jego wyjaśnienie było dosyć lakoniczne.
- Stary
kazał mi się trochę ustatkować i zabronił urządzać imprezy pod jego
dachem... No cóż w sumie nie bardzo mu się dziwię, chociaż na początku byłem
wściekły... Muszę też zacząć pracować. Właściwie nie wiem, po co ci to mówię
- dodał nagle i wzruszył ramionami. - Jesteś jakaś taka sympatyczna i mam
wrażenie, że cię znam...
-Wydaję ci się - zaśmiała się dziewczyna
starając się nie okazać swego zdenerwowania.
Jeśli Malfoy odkryje
kim jestem... – pomyślała ze zgrozą.
-Możliwe...ale nadal mam
takie wrażenie - powiedział przechylając głowę i uśmiechając się do niej
szelmowsko. Hermiona musiała naprawdę się wysilić, by nie okazać swego
zaskoczenia na widok tego uśmiechu. W życiu nie została nim obdarzona przez
Dracona Malfoya. Zwykle częstował ją zimnymi, pełnymi pogardy i wyższości
„smirkami”, ale nigdy nie takim ...ludzkim wyrazem twarzy.
Niesamowite - pomyślała odwzajemniając uśmiech.
- Wiem, po
prostu mi się podobasz! Ale i tak nie daje mi spokoju to, że jest w
tobie coś znajomego... - Hermiona poruszyła się niespokojnie w fotelu,
błagając wszystkie bóstwa, aby tak usilnie jej się nie przyglądał.
-
Jeżeli pan szuka kobiety naprawdę doświadczonej, to źle pan trafił. Miałam w
życiu tylko jednego mężczyznę i tylko jednego naprawdę znałam - oświadczyła
nagle chłodno i z rezerwą. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie chciała żeby ją
rozpoznał i nie chciała żeby ją wypytywał o przeszłość. Okazało się, że
wcale nie musiał być wrednym chamem, ale bała się, że gdyby zrozumiał z kim
ma do czynienia, mógłby diametralnie się zmienić.
Ku jej zdziwieniu
blondyn roześmiał się. Podniosła brwi do góry. Nie takiej reakcji się
spodziewała.
- Jesteś naprawdę zabawna - stwierdził z szeroki
uśmiechem. Hermiona nie rozumiała co go tak rozbawiło. Według niej nie
powiedziała nic śmiesznego. No ale to Malfoy, a on ma przedziwne poczucie
humoru... Jeśli w ogóle jakieś posiada.
- Nie szukam kobiety do łóżka,
Marabeth - powiedział z powagą - Nie chodzi mi tylko o seks... Choć pewnie
wyglądam na takiego - dodał jakby do siebie.
- Nie chodziło mi o to -
dodała nieco łagodniej, stwierdzając ze zdziwieniem, że ten zimny egoista
potrafi zachowywać się jak prawdziwy człowiek, który ma uczucia.
Ja
chyba też jestem rasistką - pomyślała z niesmakiem.
- Chodziło mi
o to, że w erotyce to nie jestem zbyt doświadczona i nie można się po mnie
wiele spodziewać... - Boże co ona bredzi. Hermiona zdała sobie sprawę z
głupoty własnej wypowiedzi i ugryzła się w język. Tak do klienta NIE MOŻNA
BYŁO MÓWIĆ...
- Przepraszam, chyba jestem zdenerwowana - stwierdziła
całkiem szczerze, tym razem pewna, że zraziła do siebie, w gruncie rzeczy,
całkiem ciekawego mężczyznę. Przecież kolejny klient mógłby się okazać dużo
gorszy.
- Nic się nie stało - uspokoił ja łagodnie mężczyzna - To
normalne .W końcu dopiero zaczynasz w tej... profesji - dodał po chwili
namysłu.
A ty niby nie? - spytała w myślach ze złością.
Żadnej nie odwiedził, a jej mówi takie rzeczy. Chociaż.... to nawet dobrze,
że stara się ją uspokoić. Odstawił pustą szklaneczkę na stolik.
-Nalać
ci jeszcze? -spytała wstając. Chciała skierować rozmowę na inne tory niż
seks, bo jakoś nie czuła się pewnie.
- Nie, dziękuję, ale jeżeli chcesz
to pij, nie krępuj się - nie miał ochoty na wino, miał ochotę na towarzystwo
tej uroczej dziewczyny. Nie był do końca pewien, czy próbowała go do siebie
zniechęcić świadomie, czy niechcący i mało go to obchodziło. On już się
zdecydował. Marabeth i żadna inna, a Draco Malfoy potrafił być bardzo upartą
bestią.
Hermiona miała ochotę się napić, bo nadal była zdenerwowana.
Nie wiedziała, czy chce aby Draco się nią zaopiekował, chociaż miała coraz
mniejsze opory związane z jego osobą. Bała się tylko by jej nie
rozpoznał.
- Ja chętnie się napiję - starała się, aby jej głos brzmiał
naturalnie. Była trochę skrępowana, bo czuła na sobie jego uważny wzrok
Malfoy nic nie mówił i dziewczyna modliła się w duchu żeby powiedział
cokolwiek.
Upiła łyk wina i ponownie usiadła w fotelu. Niepewnie
popatrzyła na mężczyznę, który posłał jej uspokajający chociaż chłodny
uśmiech.
- Marabeth, nie myśl, że ja uważam cię za prostytutkę -
powiedział nagle bardzo cicho. - Nie przyszedłem do ciebie po prostu po
usługi seksualne...
Hermiona drgnęła; tak bardzo chciała zmienić
temat, ale on chyba się uparł, żeby ją wprawiać w konsternację. Z drugiej
strony to, co powiedział, było bardzo miłe i sprawiło, że poczuła się
troszkę pewniej, chociaż nie do końca. Nie wiedziała, czy będzie potrafiła
się przełamać jeżeli chodzi o seks i szczerze się obawiała...
Okazało się, że Draco nie był i idiotą i rozumiał jej obawy.
- Chodź
do mnie - powiedział cicho, gdy skończyła pić wino. Posłusznie wstała i
podeszła do mężczyzny.
- Siadaj - gestem wskazał na swoje kolana, a gdy
się zawahała dodał z przekornym uśmiechem. - Przecież cię nie pogryzę.
Usiadła niepewnie i pozwoliła mu się objąć. Ku jej zaskoczeniu, dotyk
Draco Malfoya okazał się bardzo miły, a jego bliskość przyjemna. Był ciepły,
pachniał bardzo ładnie, a wargi, którymi musnął jej policzek były miękkie i
delikatne. Powoli zsunął z jej ramion przezroczysty szlafroczek i pocałował
odsłoniętą skórę. Hermionę przeszył przyjemny dreszcz i wstrzymała na chwilę
oddech. Nie miała pojęcia czy mężczyzna zmierza się z nią kochać, czy nie.
Trochę się tego obawiała, zwłaszcza, że był tym, kim był. Wrogiem z jej
szkolnych lat.
- Popatrz na mnie - wyszeptał. W gruncie rzeczy podobała
mu się jej naturalność, niepewność, nawet nieśmiałość. To była taka miła
odmiana po przygodach z doświadczonymi, bezwstydnymi dziewczynami, które
żeby było zabawnie, w towarzystwie uchodziły niemal za cnotliwe i dobrze
wychowane. Pomyślał, że ma dosyć zakłamania, i że ojciec chociaż raz miał
świętą rację.
Spojrzała prosto w jego szare tęczówki i ze zdziwieniem
nie znalazła w nich ani drwiny, ani pogardy, jedynie zaciekawienie i pełną
ciepła zachętę i obietnicę.
Pocałował ją. Hermiona zamknęła powieki i
niepewnie, ale posłusznie oddała pocałunek. Smakował winem, tytoniem i swoim
własnym specyficznym smakiem. Dziewczyna objęła go, pewniej przywierając do
męskiego ciała. To co się działo sprawiało jej prawdziwą przyjemność.
-
Widzisz? Nie zrobię ci nic złego - powiedział po dłuższej chwili i ją
przytulił. Dłoń mężczyzny błądziła po jej plecach i Hermiona powoli się
odprężała. Stwierdziła z zaskoczeniem, że chce aby Draco został jej
opiekunem. Jakoś nie liczyła na to, że mógłby się zjawić ktoś równie
ujmujący i wyrozumiały.
- Jeżeli chcesz się kochać - przełknęła ślinę i
popatrzyła na niego niepewnie - to ja jestem do twojej dyspozycji - dodała i
skarciła się w duchu za głupotę. Przecież wszyscy kliencie wiedzieli, że
mogą skorzystać z wdzięków kurtyzany, do której idą z wizytą.
Uśmiechnął się do niej. Niemal ciepło.
- Wiem, Marabeth - powiedział
łagodnie - i nawet mam ogromną ochotę, ale i tak chcę tylko ciebie, więc
równie dobrze możemy się kochać dopiero u mnie w rezydencji. Chyba, że
chcesz, abym rozwiał twoje obawy już teraz.
Hermiona przełknęła głośno
ślinę. Tak naprawdę nie znała odpowiedzi na to pytanie. Była zaskoczona
szybką decyzją mężczyzny, tym że chce tylko ją, nikogo innego, bo przecież
nie zachowała się idealnie. Prawdę mówiąc to nawet pokpiła sprawę. Ta
decyzja ją uspokajała, bo dawała gwarancję na zdobycie pieniędzy i to
sporych, a jednocześnie budziła szereg obaw, bo co będzie, gdy Draco Malfoy
ją rozpozna?; idiotą skończonym przecież nie jest. Nie mogła też liczyć na
to, że jej kolejny klient okaże się tak taktowny, jak ten młody arystokrata.
A teraz jeszcze takie pytanie...
Z jednej strony chciała zwlekać
z tym jak najdłużej, z drugiej miała ochotę sprawdzić już teraz jak będzie,
czy zdoła się w ogóle przełamać. Ale przecież i tak będzie musiała z nim
sypiać, to część układu...
Targały nią wątpliwości. Poczuła silne,
ciepłe ramię mężczyzny, który przytulił ją mocniej i usłyszała łagodny
szept.
- Marabeth, tylko od ciebie zależy, czy będziemy się kochać już
teraz, czy później, u mnie w domu. Czego chcesz?
Zaskoczona jego
delikatnością, spojrzała mu w oczy i odrzekła całkiem szczerze:
-
Naprawdę nie wiem.
Draco, widząc jej konsternację stwierdził, że lepiej
dać jej trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej sytuacji. Owszem, pragnął
jej, ale potrafił się też powstrzymać.
Malfoy, gdzie ci się
spieszy? - spytał siebie w myślach i westchnął.
Hermiona zadrżała
usłyszawszy jak mężczyzna wypuszcza powietrze. Zastanawiała się czy teraz
też ją będzie chciał skoro ona powiedziała, że "nie wie".
-
Zrobimy tak... -zaczął blondyn delikatnie gładząc ją po ramieniu , a
Hermiona popatrzyła na niego niepewnie. - Będziemy się kochać dopiero
wieczorem, u mnie, dobrze? - pocałował ją delikatnie w kark.
Dziewczyna
skinęła głową, była mu wdzięczna za taką decyzję. Draco się do nie
uśmiechnął i znowu poczuła się nieswojo, wiedząc, że gdyby zdawał sobie
sprawę z tego, kto siedzi mu na kolanach, wcale by się tak ciepło nie
uśmiechał. Mimo tych niemiłych myśli także się do niego uśmiechnęła.
-
Okey... Mogłabyś zejść? Bo muszę porozmawiać z twoją szefową - dodał widząc
zdezorientowanie dziewczyny. Kiwnęła głową i zeszła z kolan arystokraty.
Draco wstał i wygładził szatę, podczas, gdy jego przyszła towarzyszka
stanęła przy stoliku z trunkami. Widział jej niepewność, więc uśmiechnął się
do niej lekko. Wydawało mu się, że dziewczyna coś ukrywa, ale szybko
odpędził od siebie tę myśl.
-To ... do zobaczenia - powiedział i
opuścił pokój. Skierował się do Madame. Kobieta siedziała teraz na jednym z
foteli i rozmawiała z jakąś inną dziewczyną. Zauważyła go natychmiast, gdy
wszedł do pomieszczenia.
- Przepraszam cię na chwilę, Hill, przyjdź za
pół godzinki. Muszę porozmawiać z klientem.
- Oczywiście mam* -
jasnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, skłoniła się Malfoyowi i
odeszła. Była mocno zaintrygowana; wyglądało na to, że wybredny arystokrata
w końcu kogoś wybrał.
Szczęściara - pomyślała Hill, ale bez
większej zawiści, bo dziewczyny były "wychowywane" przez madame
Rose w siostrzanej atmosferze. Mawiała, że zawiść psuje wszelkie stosunki
międzyludzkie.
Gdy dziewczyna wyszła Madame Rose spojrzała na
młodego arystokratę starając się ni okazać swego zdenerwowania. Wierzyła w
Hermiona, a sama reakcja młodzieńca na zdjęcie dziewczyny utwierdziła ją w
przekonaniu, że może tej dziewuszce się powiedzie. Mężczyzna zasiadł na
miejscu Hill i spojrzał uważnie na kobietę.
- Zdecydował się pan?
-spytała niepewnie; niepewnie, bo przecież z Draco Malfoyem nic nigdy nie
było wiadomo.
- Tak, chciałbym wziąć Dianorę Marabeth na utrzymanie -
powiedział cicho, a dusza Madame Praustrin zatańczyła z radości kankana na
myśl o minie rywalki.
- Rozumiem - pełnym godności głosem oświadczyła
matrona. - Proszę w takim razie podpisać formularz, w którym obowiązuje
się pan wpłacać na Dom Marzeń po dwieście galeonów tygodniowo. Pięćdziesiąt
procent z tej sumy automatycznie będzie wpływało na konto Marabeth, które
otrzymała wraz z zatrudnieniem. Gdy będzie pan z nią wychodził, proszę tu
podejść, dam jej numer skrytki.
- Oczywiście - odpowiedział Draco,
następnie przeleciał dokument wzrokiem i złożył swój staranny podpis pod
umową.
- Jest pan też zobowiązany - ciągnęła łagodnie i rzeczowo Rose -
traktować Marabeth z należnym jej szacunkiem, zapewnić jej godziwe
utrzymanie i bezpieczeństwo.
- Wszystko rozumiem, proszę się o nią nie
martwić - mężczyzna posłał Madame Praustrin uspokajający uśmiech - zapewnię
jej wszelkie wygody.
- Liczę na to, ale muszę poinformować każdego
klienta o warunkach współpracy. I jeszcze jedno; ponieważ Marabeth ma
córeczkę, proszę jej umożliwić wizyty w Słonecznym Raju, gdzie mała została
umieszczona, co najmniej raz w tygodniu.
- Oczywiście. A skąd samotna
matka miała na wpisowe? Tam ceny są horrendalne - powiedział nagle
zaskoczony.
- Bo jest też dobra opieka... Ja jej pożyczyłam i ja widzę,
zainwestowałam słusznie....
- W takim razie proszę mi powiedzieć ile
Marabeth jest winna. Zwrócę dług od ręki... - powiedział do mile zaskoczonej
kobiety. Rose zaczynała myśleć o Draconie w coraz większych superlatywach.
Widać było, że przejął się odpowiedzialnością za dziewczynę.
- Nie
trzeba, ta dziewczyna jest bardzo honorowa. Zrobiłby jej pan przykrość -
powiedziała łagodnie.
- Ależ ja ją o tym powiadomię. W końcu mam jej
zapewnić wszystko czego potrzebuje, prawda? I muszę liczyć się z tym, że
skoro ma dziecko to wiąże się to z dodatkowymi opłatami - młodzieniec
sięgnął do sakiewki. - Proszę się nie krępować i podać sumę ...
- Skoro
pan nalega, panie Malfoy - powiedziała kobieta - Trzysta galeonów.
Odliczył pieniądze i wręczyły je właścicielce z uśmiechem.
Kobieta
schowała je do portmonetki.
- Czy to już wszystko? - spytał wstając.
Madame Rose kiwnęła głową.
- Dobrze więc. Pójdę po Marabeth. -
powiedział i ruszył w kierunku pokoju dziewczyny.
Kobieta odprowadziła
go wzrokiem i, gdy zniknął za rogiem, o mało nie pisnęła z radości. Właśnie
wygrała skrzynkę wina oraz dogodziła najbardziej wybrednemu klientowi, jaki
trafił się jej w całej karierze.
*skrót od madame (broń
Boże nie chodzi o mamę)
*
Draco zapukał cicho do
drzwi, a następnie, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Okazało
się, że Dianora nie ruszyła się sprzed stolika ani o krok. Teraz wpatrywała
się w ogień, liżący drwa w kominku, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chłopak
przyglądał jej się z dobre pól minuty zastanawiając się skąd zna tą minę.
Jednak nie zdołał sobie przypomnieć toteż zbliżył się do niej i delikatnie
objął w pasie.
- Dobrze się czujesz? - spytał cicho. Dziewczyna
drgnęła.
- Och.. Przepraszam... Nie zauważyłam cię, Draco - powiedziała
zarumieniwszy się lekko -Tak, dobrze.
-To świetnie – skwitował. -
Możesz się spakować... Za chwilę wychodzimy.
-Dobrze - powiedziała i
odsunęła się od niego powoli. Następnie podeszła do szafy i wyjęła z niej
walizkę. Draco tymczasem zasiadł na fotelu i leniwie przyglądał się jej
ruchom.
Skąd ja ją znam? - myślał obserwując jak wkłada do
walizki swoje rzeczy, kosmetyczkę, buty. Jak zbiera z półek swoja
własność.
Spakowała się szybciutko do walizki i kufra, który stał w
dużej szafie.
- Już jestem gotowa - powiedziała i nieśmiało się
uśmiechnęła.
- To dobrze - Draco wstał i szybko rzucił zaklęcie
zmniejszające wagę obydwu bagaży. Podniósł kufer i walizkę, i wyczekująco
spojrzał na Hermionę. Wyglądała ślicznie w ciemnogranatowych dżinsach i
czarnym golfie.
- Och, przepraszam - wyrwała się z zamyślenia i
otworzyła mu drzwi.
- Dama przodem - kurtuazyjnie oznajmił młodzieniec
i wyszedł za kurtyzaną.
Na dole Hermiona odebrała numer swojej bankowej
skrytki od Madame Rose i podziękowała się z nią niemal wylewnie. Kobiety
uścisnęły się serdecznie, a pani Praustrin szepnęła swojej pracownicy:
- Wiedziałam, że masz w sobie to coś... Powodzenia - dodała na głos gdy
się już pożegnały i dwoje młodych ludzi stanęło w drzwiach. - Masz o nią
dbać paniczu Malfoy, bo cię znajdę i uszkodzę, a teraz uciekajcie, mam pilne
sprawy na głowie!
***
Gdy dotarli do rezydencji
państwa Malfoyów, zastali w salonie jedynie Lucjusza. Mężczyzna niepomiernie
się zdziwił widząc syna z dwoma bagażami i z kobietą. Nie podpitą, nie
umalowaną jak ulicznica, tylko normalną, ładną i najwidoczniej skromną
kobietą.
Nareszcie - pomyślał z ulgą.
- Witaj synu
-powiedział obserwując jak Dracon stawia kufer i walizkę na podłodze.
-
My tylko na chwilę, ojciec. Musze się spakować. - powiedział i obdarzył
swego rodziciela pełnym satysfakcji spojrzeniem.
- Rozumiem -
powiedział Lucjusz przenosząc swój wzrok na kobietę stojącą obok swego
jedynaka - Och! Przepraszam panią...- zaczął, wstając - Nie
przedstawiłem się. Lucjusz Malfoy, ojciec Dracona - rzekł całując
ją w rękę. Z przyzwyczajenia położył nacisk na swym nazwisku rodowym.
Wiedział jakie wrażenie robiło na ludziach i w gruncie rzeczy nawet mu się
to podobało.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko.
- Dianora
Marabeth - przedstawiła się.
-Miło mi panią poznać – powiedział.
- Proszę spocząć. Jestem pewien, że synowi troszeczkę zajmie pakowanie -
zerknął na swego pierworodnego, który ciskał w niego zimne spojrzenia. -
Prawda, Draconie? -spytał znacząco unosząc brew.
-Tak, ojcze -
odpowiedział mężczyzna.
Hermiona zerkała to na Malfoya seniora, to na
juniora. Z Lucjuszem Malfoyem rozmawiała ostatnio w szóstej klasie...i nie
miała z tym zbyt przyjemnych wspomnień. Teraz wszystko wskazywało na to, że
znowu będzie musiała zamienić z nim parę słów, co wcale nie podnosiło jej na
duchu. Owszem, wiedziała, że jeszcze jej nie rozpoznał...ale wszystko ma
swój kres.
- Dianoro, za chwile wrócę - zwrócił się od niej młodszy
mężczyzna i opuścił salon.
- Usiądź - powiedział Lucjusz wskazując na
skórzany fotel. Zasiadła na jego brzegu i niepewnie spojrzała na
mężczyznę.
- Dziękuję - powiedziała, skromnie układając dłonie na
udach. Czuła się nieswojo. Lucjusz obserwował ją z niemym zaskoczeniem.
Boże, mój syn przyprowadził skromną kobietę, NORMALNĄ kobietę, chyba
się upiję ze szczęścia - myślał i zachodził w głowę, co stało się
Draconowi, że wybrał taką a nie inną, wiodąc do tej pory hulaszcze życie.
Widocznie nie jest takim idiotą jak myślałem - doszedł do wniosku i
uśmiechnął się z wyższością (tak już miał) do dziewczyny. Hermiona poczuła
niemiły skurcz w żołądku, ale odwzajemniła uśmiech.
- Napijesz się
czegoś? - spytał. - Proponuję to co sam zamierzam sobie zrobić...
Roztańczonego Jednorożca - mam słabość do silnych, lekko słodkawych
drinków...
- Tak, poproszę - bardzo szybko odpowiedziała Dianora, mając
na uwadze dodanie sobie odwagi.
Denerwuje się, czy co?
Biedactwo... - pomyślał z przekąsem Lucjusz przyrządzając dwa porządne
drinki w długich, kryształowych szklankach.
-Proszę – podał jej
trunek. Wzięła szklankę niepewnie do ręki jakby się bojąc, że gryzie.
Lucjusz zasiadł na fotelu naprzeciwko i popił swojego drinka obserwując ją
uważnie.
- Więc... Dianoro... – zaczął. Dziewczyna wbiła w niego
wyczekujący wzrok.
Nie no... Ja się chyba naprawdę upiję -
stwierdził obserwując dziewczynę.
– Powinienem ci chyba
pogratulować – powiedział z uśmiechem. Dziewczyna wyglądała na
zaskoczoną.
- No tak, ty przecież nie wiesz. Chodzi o to, że mój sssyn
– przeciągnął pierwszą literę wyrazu, marszcząc brwi – bardzo
długo zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej dla siebie kandydatki. Nie
masz pojęcia, co potrafiło mu w dziewczynie przeszkadzać, ale może podam
przykład... wulgarne spojrzenie... – widząc jej konsternację, ciągnął
swój monolog dalej. Był trochę zaskoczony, kurtyzana powinna być elokwentna,
a ona milczała i siedziała jak na szpilkach. - Jesteś więc szczęściarą,
zwłaszcza, że wyglądasz na całkiem normalną dziewczynę. Chyba mój syn do
końca jeszcze nie zidiociał. Myślę, że powinniśmy za to wypić, nie sądzisz?
– spoglądał na nią uważnie i jako człek niegłupi, doszedł do wniosku,
że są jakieś konkretne powody jej niepewnego zachowania. Nie zamierzał
jednak o to wypytywać; chciał się dowiedzieć czegoś o samej dziewczynie.
– To jak będzie? Wzniesiemy wspólny toast za wspaniały wybór mojego
syna, Marabeth? – uniósł brew i wyciągnął szklankę w kierunku
Hermiony.
Panna Granger słuchała w milczeniu wywodu arystokraty. Z
każdym słowem czuła się coraz gorzej, a gdy już Malfoy senior zaproponował
toast za wybór Dracona, kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała
tylko, że powinna zachować trzeźwość umysłu, ale jak tu racjonalnie myśleć
znajdując się pośród swoich wrogów, gdy oni o tym nie wiedzą? Tego nikt jej
nie powiedział. Przez dłuższą chwile wpatrywała się w szklankę uniesioną
przez Malfoya by w końcu unieść i swoją.
Jakby mnie teraz widział
Ron... albo Harry... - sama nie wiedziała dlaczego nagle o nich
pomyślała.
Otrząsnęła się i przywołała na twarz najbardziej uroczy
uśmiech, na jaki było ją stać.
Dźwięczny brzęk szkła zgrał się idealnie
z dźwięcznym śmiechem pana Malfoya:
- Jak chcesz, potrafisz być urocza
– oznajmił wesoło. – Powiedz mi, co wcześniej robiłaś, skąd
jesteś i w ogóle coś o sobie. Jesteś bardzo tajemnicza... Nie to co my,
rodzina Malfoyów to coś, o czym rozmawiają niemal wszyscy czarodzieje, ach i
wiedzą o nas nawet więcej, niż my sami – na jego wargach wykwitł
drwiący i sardoniczny uśmiech. – Zdradź mi jakąś tajemnicę...
Ostatnie słowa mężczyzny spowodowały lekkie zblednięcie Hermiony, a ona
sama zatuszowała konsternację cichym pokasływaniem. Kurs na coś się
przydał.
- Jestem zwykłą dziewczyną, która straciła pracę. I mam
maleńką córeczkę, którą musiałam oddać do Słonecznego Raju. To wszystko. Nie
ma we mnie nic niezwykłego, ani tajemniczego, panie Malfoy –
odpowiedziała grzecznie i upiła kolejny łyk drinka. Musiała przyznać, że
przyrządzony był tak, jak w najlepszej knajpie czarodziejskiej, jeżeli nie
lepiej. Widocznie Lucjusz miał wiele ukrytych talentów.
- Ja bym
przysiągł, że to nie wszystko – odrzekł mężczyzna i popatrzył na nią
przenikliwie, a Hermiona wstrzymała oddech. – Ale to dobrze, kobieta
powinna mieć w sobie dozę tajemniczości – dodał ku jej uldze.
W
tym momencie do salonu wkroczył Draco, a za nim skrzat domowy, który ciągnął
spory kufer. Hermiona wstała. To samo zrobił Lucjusz.
-
Dziękuję za drinka, pani Malfoy – powiedziała odstawiając kryształowa
szklankę na stolik stojący przed fotelem. Blondyn skinął nieznacznie głową i
spojrzał na swego syna.
- No cóż synu, upiekło ci się –
zwrócił się do Dracona z zimnym uśmiechem po czym skierował swój wzrok na
Hermionę.
- Idziemy? – warknął Draco, któremu
najwyraźniej pobyt w rodzinnym domu zaczął już ciążyć. Kurtyzana kiwnęła
głową, a Malfoy junior pstryknął i natychmiast przy jej bagażach pojawił się
następny skrzat. Hermionowe serduszko krajało się na widok nieszczęścia tych
magicznych stworzeń, ale ona sama nie powiedziała ani słowa.
– Miło cię było poznać, Marabeth – z zamyślenia wyrwał ja głos
Malfoya seniora. Spojrzała na niego. Skłonił głowę nieznacznie, ale jego
wzrok nadal był pełen wyższości.
- Mi pana również –
odpowiedziała uśmiechając się do niego delikatnie.
- To klucze do
Dragon Cell – oznajmił Lucjusz, wręczając synowi pęk mosiężnych
kluczy. – Hasło to Krew Jednorożca. Jeżeli je wypowiesz,
wszelkie ochronne zaklęcia zostaną automatycznie usunięta i będziesz mógł
założyć swoje własne.
- Oczywiście ojcze – Draco lekko skłonił
głowę. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia w poniedziałek w
Ministerstwie Magii... Zaczynasz pracę. Będziesz nowym wiceprezesem Wydziału
Bezpieczeństwa Transportu i Komunikacji Czarodziejskiej – Hermiona
drgnęła nieznacznie, słysząc nazwę wydziału. - Radziłbym trochę pracą się
interesować, będzie dobrze płatna i lekka, ale musisz też podejmować ważne
decyzje, więc nie narób mi wstydu. Godzina dziesiąta, mój gabinet. Ach
– oczywiście zasiądziesz także w Radzie Nadzorczej, co wiąże się z
dodatkową pensją. Powinieneś sobie otworzyć nowe konto u Gringotta.
-
Te sprawy mogą poczekać do poniedziałku, prawda? – spytał z lekkim
rozdrażnieniem młodzieniec.
- Oczywiście, chcę tylko, żebyś się
psychicznie przygotował, synu – odrzekł z przekąsem Lucjusz.
Dracon posłał ojcu protekcjonalne spojrzenie, a następnie zerknął na
Hermionę jakby chciał jej dać do zrozumienia, że musi to znosić codziennie.
- Chodź, Dian. Idziemy - powiedział wyciągając do niej dłoń.
Kurtyzana, która myślami była jeszcze na stanowisku pracy wiceprezesa
powierzonego nie znającemu się na rzeczy Malfoyowi, mechanicznie uścisnęła
dłoń i dała się wyprowadzić z zamku Malfoyów. Nie wiedziała, że jest
odprowadzana uważnym spojrzeniem Lucjusza aż do drzwi salonu.
Jestem
pewien, że coś ukrywa - pomyślała głowa arystokratycznej rodziny
czarodziejów zasiadając z powrotem w fotelu.
Tymczasem Draco i
Hermiona wyszli na zewnątrz, a za nimi telepały się skrzaty. Hermiona po raz
pierwszy widziała dworek w Litte Winning i z zewnątrz wydawał jej się
mroczniejszy niż wewnątrz, jednak, gdy aportowali się do Dragon Cell musiała
przyznać, że to zamczysko wzbudza w niej strach. Było ponure, zapuszczone i
mroczne. Brązowe liście pokrywały cały dziedziniec, a okna były pozasłaniane
czarnymi zasłonami. Hermiona nieświadomie przysunęła się do mężczyzny.
Dracon spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Nie bój się, to tylko stara
rezydencja naszego rodu, którą mam przejąć... Tu nie straszy, chyba...
– dodał z zadziornym wyrazem twarzy.
Dziewczyna uspokoiła się
nieco, jednak w gdzieś w głębi duszy nadal czułą obawę. Doszli do dużych
dębowych wrót ze srebrną kołatką w kształcie węża.
Ślizgoni...
- niewiadomo dlaczego przyszło jej to na myśl, gdy Dracon wyjął z kieszeni
płaszcza pęk kluczy danych mu przez ojca. Obserwowała jak wkłada srebrny
klucz do zamka i przekręca go.
-Krew jednorożca – powiedział
Draco. Chwilę później pchnął drzwi i zaprosił ja gestem do środka. Weszła
powoli czując jak serce bije jej szybko w piersiach.
-Lumos
– rzekł mężczyzna i w holu zrobiło się jasno. Okazało się, że w
środku było o wiele przyjemniej. Co prawda, nadal przeważały ciemne barwy to
jednak dom wydawał się bardziej zadbany niż na zewnątrz. Draco odłożył pęk
kluczy na mahoniowy stolik i zdjął swój płaszcz. Hermiona również się
rozebrała rozglądając się dokoła z zainteresowaniem.
-Gdzie to
zanieść, paniczu? – zapiszczał skrzat.
- Zanieś nasze bagaże na
górę, na drugie piętro - poinstruował skrzata Draco.
- Do garderoby -
dodał jeszcze i odwrócił się do Hermiony.
Skrzat odwiesił płaszcze
państwa i posłusznie pstryknął palcami "zmywając się" z miejsca
wraz z pakunkami Malfoya i Marabeth.
- Nie przestrasz się bałaganem. Co
prawda skrzat tutaj sprzątał, ale ponieważ rezydencja jest nieużywana od
prawie stu lat, to trochę tu brudno - uśmiechnął się do niej.
-
Rozumiem – powiedziała tylko Hermiona i ponownie rozejrzała się po
holu. Kamienne ściany pokryte były portretami przodków Malfoya juniora,
którzy teraz zainteresowaniem przyglądali się dziewczynie, wymieniając
między sobą komentarze. Wcale nie dbali o to, że mówią głośno. Hermiona
starała się je ignorować, ale po pewnym czasie stwierdziła, że to bez
sensu.
- Zimno mi – oznajmiła.
Może w salonie nie będzie
nikogo - pomyślała.
Draco, który teraz sprawdzał warstwę kurzu na
komodzie z niewyraźna miną, spojrzał na nią.
- Idź na drugie piętro do
sypialni i rozgrzej przy kominku, ja to zrobię w salonie na piętrze
pierwszym... - wyciągnął różdżkę i usunął z komody kurz. - Chyba, że wolisz,
abym ja cię rozgrzał? - uniósł sugestywnie brew i uśmiechnął się zadziornie,
widząc lekki rumieniec na warzy kurtyzany.
- Nie zachowuj się jak
dziewica, bo mnie speszysz - zażartował i podszedł do nie tylko po to by
mocno cmoknąć ją w policzek. - Idź, rozpal w kominku, zaraz przyjdę ci
pomóc, tylko zrobię z tym jakiś względny porządek.
Hermiona posłusznie
oddaliła się z holu, przeklinając w duchu rumieńce na twarzy. Weszła powoli
po starych, drewnianych schodach (Żeby się nie zawaliły, żeby się nie
zawaliły - powtarzała przy tym w myślach) i znalazła się w holu na
długim korytarzu na drugim piętrze.
- Lumos - powiedziała
wyciągnąwszy różdżkę. Od razu zrobiło się jasnej. Przemierzała korytarz
ignorując zrzędzenie postaci z obrazów oraz otwierając każde drzwi w
poszukiwaniu sypialni. W końcu dotarła do ostatnich wrót na tym piętrze i
nacisnęła klamkę. Chwilę później weszła do przestronnej sypialni.
-
Lumos - szepnęła znowu kierując różdżkę na żyrandol, a następnie
wycelowała w kominek.
-Relashio - powiedziała. Czerwone języki
ognia zapłonęły natychmiast, liżąc spróchniałe drewno. Dziewczyna podeszła
do okien i szarpnęła za sznur zawieszony przy ścianie. Zasłony rozsunęły się
z cichym "szru" wzbijając nikły dymek kurzu.
No tak, nie
da się tego doczyścić tak szybko – pomyślała Hermiona i rozejrzała
się po pomieszczeniu. Poza kominkiem i przeogromnym łożem, stały tam jeszcze
jedynie dwie maleńkie szafki nocne. Sypialnia była urządzona w czerni i
zieleni. Hebanowe łoże było zasłane satynową szmaragdową pościelą, a zdobił
je baldachim jaśniejszy o jeden ton. Szafeczki były czarno-białe, zasłony
butelkowo zielone, a ściany i sufit – białe. Kobiecie się tu
spodobało, dlatego uśmiechnęła się blado i podeszła do dwuosobowego łoża,
aby na nim nieśmiało usiąść.
Bardzo wygodne – pomyślała i
doszła do wniosku, że chyba szybko przyzwyczai się do luksusów, chociaż było
to trochę krępujące.
Zdjęła buty na niewysokim obcasie i wróciła do
kominka. Usiadł na miękkiej, lamparciej skórze i popatrzyła w zamyśleniu na
ogień.
Patrzenie w płomienie zawsze ją uspokajało... i w jakiś sposób
dodawało odwagi.
To będzie cholernie trudne - przyszło jej
nagle na myśl i przygryzła wargę. Nie chodziło jej tylko o ogólne stosunki z
Malfoyem ani jego rodziną... Te, jak na razie były w miarę normalne.
Problemem byli przyjaciele. Nie powiedziała im przecież, gdzie pracuje ani
co się stało z małą Des. A jak zachcą do niej napisać? Przecież Hedwiga na
pewno ją odnajdzie, a wówczas wszystko może się zmienić...
Odpędziła
szybko od siebie pesymistyczne myśli "Co będzie , gdy...." i
pomyślała o Destiny, która teraz pewnie spała smacznie w łóżeczku.
Uśmiechnęła się do siebie wyobrażając jak dziecko przekręca się na prawy
boczek.
Jakoś to będzie - pomyślała odgarniając włosy do
tyłu.
Usłyszała za sobą ciche kroki.
- Siedzisz tak cały
czas? – spytał miękki, męski głos.
- Tak – odrzekła
zdziwiona. Zupełnie straciła poczucie czasu.
- Rozpaliłem w salonie
i trochę tam uprzątnąłem. Nie chciałabyś zejść i wypić razem ze mną drinka?
Albo kawy... Co chcesz – Draco położył dłoń na jej ramieniu
Czemu nie? - pomyślała dziewczyna.
- Chętnie - odrzekła, a
młodzieniec wstał i podał jej dłoń.
- Dziękuję - powiedziała podnosząc
się z wygodnego posłania.
Pocałował ją w policzek i objął talię
dziewczyny.
- Nie dziękuj - jego wargi musnęły ucho Hermiony. - Chodź,
pokażę ci salon.
Zeszli na dół i Draco wprowadził ją do
przestronnego pomieszczenia. Dziewczyna o mało nie gwizdnęła z podziwu:
pokój był ogromny, z kremowym dywanem i sufitem oraz jasno-niebieskimi
ścianami, na których w jasnych drewnianych ramach wisiały obrazy
przedstawiające baśniowe krajobrazy. Te, w przeciwieństwie do pozostałych
malunków w Dragon Cell, były nieruchome. Światło wpadało przez ogromne,
wysokie okna w których wisiały granatowe welurowe zasłony, i rozświetlało
całe pomieszczenie. Obok białego kominka, przed którym stała sofa z dwoma
fotelami a naprzeciw nich - stolik do kawy, znajdował się też dębowy barek z
przezroczystymi drzwiczkami, przez które widać było wszystkie trunki. Na
przeciwległej ścianie znajdował się duży regał wyłożony księgami od podłogi
po sam sufit.
Hermiona z wielkim trudem powstrzymała się od podejścia
do regału i rozpoczęcia studiowania choć jednej z lektur. W zamian pozwoliła
się zaprowadzić do foteli przed kominkiem.
- Czego się napijesz?
– spytał kurtuazyjnie mężczyzna, podchodząc do barku. – A może
po prostu wyczarować ci kubek gorącej kawy?
- Napiję się tego, co ty,
Draco – powiedziała grzecznie Hermiona. Miała ochotę na cokolwiek z
procentami. Chodziło jej tylko o to, żeby podnieść się na duchu. Oczywiście
musiała uważać, bo zbyt duża ilość alkoholu, mogłaby doprowadzić do tego, że
rozwiązałby się jej język, a stad już niedaleka droga do tragedii.
-
Wedle życzenia – odrzekł Malfoy i uśmiechnął się sardonicznie. –
W takim razie proponuję zwykłą brandy z lodem. Rozcieńczyć ci wodą? –
zapytał jeszcze dla pewności.
- Nie, wypiję nie rozcieńczoną –
Hermiona cieszyła się, że trochę się odpręży od mocnego trunku.
Mężczyzna nalał do szklaneczek drinki.
- Dziękuję – powiedziała
odbierając od niego trunek i zasiadając w jednym z fortelów przed kominkiem.
Malfoy junior zrobił to samo. Hermiona co jakiś czas wodziła wzrokiem po
obrazach, popijając trunek.
- A więc... oddałem twojej opiekunce
pieniądze, które ci pożyczyła na utrzymanie dziecka – zaczął Draco
Mężczyzna obserwował reakcję kurtyzany spod lekko ściągniętych brwi.
Hermiona wyglądała na zirytowaną, niemal złą i na urażoną.
- Nie trzeba
było - oświadczyła tak lodowatym tonem, że Malfoy się zdziwił.
-
Posłuchaj, jesteś na moim utrzymaniu i powinienem zadbać o ciebie, a to
oznacza, że moim obowiązkiem jest nie dopuścić, abyś miała jakiekolwiek
długi. Poczekaj! - niemal krzyknął, gdy Hermiona otworzyła usta. - Ja
zrobiłem to z przyjemnością. I jeżeli będziesz potrzebowała na cokolwiek
większej kwoty to... nie krępuj się o tym mówić. Marabeth ja mam o ciebie
dbać, troszczyć się o ciebie i to dotyczy także spraw finansowych. Nie
traktuję tego jako rozrywki i nie żałuję swojego kroku. Rozumiem, że jesteś
honorowa, ale ja też i to ja zadeklarowałem się wziąć cię do siebie, i ja
mam zapewnić ci wszystko czego potrzebujesz, rozumiesz? - mówił bardzo
łagodnie i Hermiona zastanawiała się skąd w jednej i tej samej osobie bierze
się tyle sprzeczności? W końcu znany był z hulaszczego trybu życia.
-
Rozumiem – odpowiedziała sucho po chwili milczenia i odwróciła wzrok,
gdyż nie podobało jej się to, ale nie miała ochoty wszczynać na „dzień
dobry” kłótni. Dobrze wiedziała jaki Malfoy jest honorowy, bo nie raz
dobitnie udowodnił jej to w czasach szkolnych.
Draco zmrużył oczy.
Widział, że dziewczynie nie spodobało się to, że spłacił jej długi i już
miał zamiar powiedzieć jej coś jeszcze na ten temat, jednak w ostatniej
chwili się powstrzymał.
- Skoro już to ustaliliśmy, to może opowiesz
mi coś o swoim dziecku? – przerwał ciszę panującą od dobrych kilku
minut miedzy nimi.
Hermiona uśmiechnęła się na to. Lubiła rozmawiać o
Destiny, jak chyba każda matka.
- Jest jeszcze zupełnie malutka i musi
mieć mamkę - powiedziała z czułością. - Taka jest drobna i maleńka...
Najchętniej sama bym się nią opiekowała, ale nie mogę. Nigdzie nie chcieli
mi dać pracy... Ja wiem, że to przez moje pochodzenie, bo wszyscy ci wielcy
urzędnicy odwracali wzrok, gdy przychodziłam na rozmowy kwalifikacyjne i
mruczeli coś pod nosem o braku pracy i zwiększaniu się bezrobocia w świecie
czarodziejskim... - nagle zdała sobie sprawę, że się nad sobą użala i
uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie chciałam się tak wywnętrzać, przykro
mi - powiedziała i upiła spory łyk trunku. Brandy była smaczna i rozlewała
się przyjemnym ciepłem po jej ciele.
- Nie szkodzi. Postaram się być
dla ciebie dobry, chociaż czuję, że cała ta sytuacja jest dla ciebie
krępująca i tak naprawdę wolałabyś robić coś innego. Przepraszam, nie
chciałem ci sprawić przykrości - ostatnie zdanie dodał, gdy wargi Hermiony
drgnęły nieznacznie. Płaczące kobiety go przerażały - jak każdego rasowego
samca zresztą.
- Często widujesz się z córeczką?
- Jak dotąd
robiłam to codziennie, wiem, że teraz tak nie będzie i chciałabym móc ją
odwiedzać chociaż dwa razy w tygodniu - popatrzyła na niego z nieśmiałym
błaganiem.
- Oczywiście - ku jej zdziwieniu popatrzył na nią
bardzo łagodnie. - Będziesz mogła odwiedzać Destiny co drugi dzień i możesz
u niej siedzieć nawet po dwie, trzy godziny. Pasuje ci to?
- Tak
– odpowiedziała z radością. Ucieszyła się, że będzie widywać córeczkę
dosyć często. Bała się, że mężczyzna nie zgodzi się nawet na te dwa razy.
Draco uśmiechnął się do niej lekko i popił swój trunek.
- A ojciec
małej? - spytał od niechcenia. Nigdy nie przypuszczał, że wyraz twarzy może
się zmienić w tak krótkim czasie. Dianora spochmurniała i zacisnęła palce na
szklance.
- Czy możemy o nim nie rozmawiać? – spytała drżącym
głosem.
- Jasne – odpowiedział blondyn. –
Przepraszam...chyba nie powinienem pytać – spojrzał na nią ze
skruchą.
- Nie o to chodzi... Po prostu nie lubię o tym mówić –
powiedziała i upiła łyk brandy.
- Też bym nie lubił rozmawiać o kimś,
komu zaufałem i kto zostawił mnie bez mrugnięcia okiem z kłopotem na głowie
i bez żadnej pomocy... - nie dokończył bo kurtyzana wbiła w niego płomienne
spojrzenie i niemal krzyknęła:
- Des nie jest problemem! - w jej
oczach zalśniły łzy oburzenia. - Jest czymś najdroższym, co posiadam!
- Marabeth... - Draco starał się zrozumieć jej reakcję - ...dobrze wiesz,
że nie to miałem na myśli...
Odwróciła od niego gniewny wzrok. Jak on
śmiał w ten sposób powiedzieć o jej skarbie?!
Mężczyzna wstał i
odstawił pustą już szklankę na kominek.
- Nie gniewaj się, wiem, że to
zabrzmiało obcesowo, ale chodziło mi o to, że ojciec dziecka zachował się
jak nieodpowiedzialny gówniarz... Przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, Dianoro
- uniósł delikatnie jej brodę i zajrzał w ciemne, teraz pełne pasji i żalu,
oczy. - A właśnie jak mam do ciebie właściwie mówić? Marabeth, czy Dianora?
A może zdradzisz mi...
- Jak chcesz - przerwała mu bardzo szybko
dziewczyna.
Zdziwił się, popatrzył na nią podejrzliwie, ale nic nie
powiedział.
- Jak sobie życzysz - oznajmił łagodnie, pieszcząc palcami
jej szyję. Delikatny dotyk sprawił, że Hermionie zakręciło się lekko w
głowie. Draco pocałował ją w policzek i wyjął z jej dłoni pustą szklankę.
- Napijesz się jeszcze? - zapytał. - Czy może wolisz zjeść jakąś kolację?
A może nie chcesz ani pić, ani jeść, tylko iść się wykąpać. Co prawda jest
jeszcze wcześnie, ale jeżeli masz ochotę, to się nie krępuj, Dian.
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
Czy on chce mnie upić? -
przemknęło jej przez głowę.
-Nie, dziękuję Draco... chyba coś zjem...
– odpowiedziała – Tak, powinnam coś zjeść – powiedziała
ciszej, wstając. Nie była pewna czy będzie w stanie przełknąć cokolwiek,
ale wydawało jej się to teraz najlepszym pomysłem.
-W takim razie
zapraszam do jadalnia – powiedział dzwoniąc w dzwoneczek.
Hermiona uśmiechnęła się i poszła za Draconem.
Jadalnia była
przestronnym i dosyć jasnym pomieszczeniem. Białe ściany i sufit nadawały
przestronności, a mahoniowy stół był ogromny i mógł pomieścić swobodnie
dwanaście osób; Malfoy junior poinformował ją, że da się on jeszcze
powiększyć magicznie - w zależności od potrzeb - nawet dwukrotnie.
-
Proszę usiąść - oznajmił kurtuazyjnie odsuwając jedno z krzeseł, a następnie
klasnął dwa razy i pojawił się domowy skrzat. Hermiona obserwowała jak
magiczne stworzenie, odziane w bialutką poszewkę kładzie na jej kolanach
serwetkę. Ten obraz skojarzył jej się ze Zgredkiem i jego cierpieniami,
jakie przeżył będąc w niewoli u Malfoyów. Ciekawa była czy nadal tak
traktują swe sługi.
- Co możesz szybko podać? – spytał Draco, gdy
skrzat i jemu położył serwetkę na kolanach –Najlepiej cos
lekkostrawnego – dodał zerkając na Hermionę.
- Sałatkę, ryż
z potrawką z królika i do tego wino – powiedział skrzat. Hermiona
zdziwiła się, gdyż taki zestaw serwowano zwykle na obiad, a tu proponowano
jej jako kolację.
-Tylko ? –spytał zimno Malfoy i skrzat skulił
się nieznacznie.
-Tak, panie... –zapiszczał.
- Mnie to
odpowiada – odezwała się szybko Hermiona. Nie chciała narażać skrzata
na niepotrzebne nieprzyjemności. Domyśliła się, że w spiżarni pewnie są
tylko te produkty.
- Tylko? - zapytał jeszcze raz Draco, patrząc na
stworzenie nieprzychylnie.
- Panie, bardzo mało produktów jest w
spiżarni, trzeba będzie je uzupełnić. Tylko wina jest dużo. O! Są
jeszcze owoce - skrzat trząsł się ze strachu, oczekując ciosu, ale nic
takiego nie nastąpiło.
- Rozumiem - sucho powiedział mężczyzna. - Jutro
będziemy musieli uzupełnić zapasy na Pokątnej - zwrócił się do Hermiony. - A
ciebie nie ma, ale już! Za pół godziny ma być kolacje a teraz życzę
sobie owoce! - nawrzeszczał na skrzata Draco, a Hermiona poczuła napływ
buntowniczego nastroju. Nie mogła jednak wybuchnąć, więc powiedziała
łagodnie:
- Niepotrzebnie krzyczysz, skrzaty domowe są bardzo pokorne,
po co je karcić za wszystko?
- Po to, żeby nie zapomniały, gdzie ich
miejsce - uciął Malfoy, niepotrzebną według niego, dyskusję.
- One i
tak doskonale o tym wiedzą - wymruczała pod nosem dziewczyna. Na jej
nieszczęście mężczyzna to usłyszał.
- Wiesz, jak byłem w szkole to taka
jedna dziewczyna - Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. -
Założyła taki klub propagujący wolność skrzatów domowych. Dla mnie to był
czysty idiotyzm, a ona tego nie rozumiała...– powiedział z irytacją i
spojrzał na oddalającego się pospiesznie sługę.
Hermiona wolała tego
nie komentować mimo, że poczuła złość w sobie. Po pierwsze nie chciała się
zdemaskowania, a po drugie wybuch blondyna uświadomił jej, że mimo wszystko,
Malfoy nigdy nie porzuci swoich zasad.
-Twój ojciec to prawdziwy
dżentelmen - powiedziała pierwszą rzecz by skierować rozmowę na inne
tematy.
Cholera, co ja pieprzę? Malfoy dżentelmenem? - skarciła
się w duchu. - W ogóle po co ja mówię o jego ojcu? - zirytowała się,
tym, że plecie co jej ślina na język przyniesie.
Młodzieniec uniósł ze
zdziwienia brew:
- Hmm... - mruknął. - Odkąd pamiętam taki był.
Chłodny, opanowany, zdystansowany, chociaż gdy wpada w gniew, lepiej mu
schodzić z drogi. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji i nie popełnia
towarzyskich gaf... Kurtuazji i wyrafinowanego języka było mu najtrudniej
mnie nauczyć, dotąd mam z tym problemy, przynajmniej według mojego idealnego
ojca - Draco sam zdziwił się szczerością własnego monologu, ale miał ochotę
powiedzieć to Dianorze. - Nie musisz mi przypominać o jego doskonałości -
chciał nie chciał, w tonie jego głosu, zabrzmiał żal.
- Ale ja wcale
nie chciałam cię porównywać, tylko tak mi się powiedziało - Hermionie
zrobiło się przykro, gdy zobaczyła lekką urazę i irytację w spojrzeniu
mężczyzny. – Naprawdę... przepraszam... – dodała spuszczając
wzrok. Teraz przeklinała się w duchu za tamto zdanie. Nigdy nie myślała, że
Malfoy może tak zareagować na niewinny komplement pod adresem jego ojca.
Zawsze podkreślał kim jest jego ojciec i jakie ma związku z tym profity
utwierdzając Hermionę (i nie tylko ją, ale i również całe otoczenie) w
zdaniu, że jest z niego dumny. A tu się okazało, że Ślizgon ma też kompleks
na tym punkcie. Kompleks, że nigdy nie dorówna swemu ojcu.
Usłyszała
dźwięk odsuwanego krzesła i ciche kroki.
Draco stanął za nią i położył
dłonie na ramionach kobiety.
- Nic się nie stało - powiedział cicho. -
To ja przepraszam za moje wywody, coś mnie napadło... Ależ jesteś spięta -
dodał czując, jak bardzo napięte są jej mięśnie. - Nie denerwuj się tak, nie
trzeba - wprawnie rozmasowywał jej kark i ramiona, a Hermiona powolutku się
odprężyła.
I w tym momencie do jadalni wszedł skrzat niosąc misę
owoców. Podszedł do stołu i postawił ja przy Hermionie. Następnie odszedł
kłaniając się raz po raz, a jego długi nos dotykał posadzki.
Biedactwo - pomyślała dziewczyna, gdy za stworzeniem zamknęły się
drzwi.
Hej... a jak on się w ogóle dowiedział o W.E.S.Z? -
pomyślała nagle i zmarszczyła brwi. Przecież męczyła o to Gryfonów, a nie
Ślizgonów. - Lubisz winogrona? – usłyszała, rozpraszający jej
rozważania, szept Dracona przy lewym uchu.
Pewnie plotka rozeszła
się po szkole - pomyślała, a na głos oświadczyła:
- Tak, lubię - i
podejrzliwie popatrzyła na młodzieńca.
Draco uśmiechnął się do niej
zalotnie, niemal drapieżnie, przesunął sobie krzesło i usiadł bardzo blisko
dziewczyny.
- W takim razie się poczęstuj - wymruczał prosto do jej
ucha i zbliżył do ust Hermiony, dorodne ciemne grono.
Kobieta
zamrugała, ze zdziwienia, powiekami, ale posłusznie rozchyliła wargi.
Winogrono było soczyste i słodkie, jednym słowem pyszne.
- Smakowało
ci?- zapytał cicho Draco.
- Tak - odpowiedziała niepewnie.
Uśmiechnął się i pocałował ją, stanowczo rozchylając jej usta językiem.
- Masz rację - poczuła na uchu ciepły oddech mężczyzny. - Wyborne.
Następnie złożył na jej ustach niemal niewinny pocałunek. Była zdziwiona
jego delikatnością. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku. Wtuliła
twarz w jego dłoń i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Musiała
przyznać, że to sprawiało jej przyjemność.
Draco zsunął dłoń na jej
szyję:
- Jesteś tak słodka, że chyba nie dam ci zasnąć przez całą noc -
wyszeptał jej do ucha i delikatnie je ugryzł.
Hermiona doważyła się
śmiało spojrzeć Malfoyowi w oczy. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się i
gorąco ją pocałował. Kobieta coraz mniej bała się wspólnej nocy z Draconem,
ale nadal odczuwała psychiczny dyskomfort. Po pierwsze dlatego, że czuła się
nie fair zatajając prawdę osobie, po drugie dlatego, że mężczyzną z którym
miała wylądować w łóżku był jej zagorzałym wrogiem z lat szkolnych.
Spuściła wzrok i przygryzła wargę.
Kurczę, Herm, przestań tak
myśleć bo wylecisz z tej roboty szybciej niż zdążysz powiedzieć słowo
MAG - pomyślała ze złością jednak myśli o dyskomforcie nadal nie chciały
odejść.
- Coś nie tak? - Draco źle zrozumiał jej reakcję i pomyślał, że
być może pocałował ją zbyt natarczywie.
- To nie twoja wina. To ja,
przepraszam... - Hermiona poczuła się nagle całkowicie bezsilna i
postanowiła się zdać na łaskę losu, i nie rozważać wszystkich za i przeciw.
To ją tylko psychicznie wykańczało.
Mężczyzna spojrzał na nią
uważnie.
- Jeśli nie chcesz.. - zaczął powoli.
- Nie, nie.. -
przerwała mu szybko dziewczyna - To znaczy... Wszystko w porządku. Chcę -
dodała spokojniej
Draco ucieszył się w duchu, bo chociaż postanowił być
wyrozumiały, nie uśmiechała mu się rezygnacja z Marabeth i odkładanie ich
miłosnego zbliżenia na dzień kolejny. Ale, żeby okazać jej troskę, jeszcze
raz, z powagą, zajrzał w ciemne oczy kurtyzany.
- Wszystko będzie
dobrze - powiedział cicho.
- Wiem... - Hermiona sama zdziwiła się swoją
odpowiedzią. Skąd niby miała wiedzieć jak będzie? Kogo jak kogo, ale Malfoya
nigdy do słownych by nie zaliczyła. Czuła jednak, że to prawda. Malfoy
jakby na potwierdzenie swoich słów pocałował ją delikatnie w usta. Oddała
pocałunek i mocno objęła mężczyznę. Próbowała odsunąć od siebie wszelkie
niemiłe myśli, a Draco skutecznie jej w tym pomagał za pomocą dłoni, które
błądziły delikatnie po jej ciele i ust, które zsunęły się na szyję kobiety.
Hermiona zacisnęła mocniej powieki i cicho westchnęła. Coraz bardziej
chciała tego zbliżenia, była w końcu młodą kobietą i jej ciało miało swoje
potrzeby. I nie tylko ciało – ona potrzebowała realnej bliskości
drugiej osoby, a Draco był w tej chwili tak czuły, że roztapiała się pod
wpływem jego pieszczot.
Mężczyzna wstał, podniósł swoją podopieczną i
zniósł ją na rękach do sypialni
Gdyby Hermionie chciało się oglądać
pomieszczenie, doceniłaby, że jest urządzone z wyrafinowanym gustem.
Ogromne, dębowe łóżko było przykryte ciemnozieloną satynową pościelą, która
wspaniale współgrała z bardzo jasnym, stonowanym fioletem ścian. W oknach
wisiały ciężkie, ciemnozielone welurowe zasłony ze srebrnymi lamówkami.
Całości dopełniał biały sufit, dębowa podłoga i niewielka szafka przy łożu,
także z dębiny. Ale Hermiona była zajęta czymś zupełnie innym i w tej chwili
jej zmysły zarejestrowały tylko to, że łóżko w sypialni musi być wygodne.
Draco postawił Marabeth ostrożnie na podłodze, a ona objęła go
mocno, przyciągnęła do siebie, wspięła się na palce i odnalazła wargami jego
usta. Mile zaskoczony mężczyzna oddał jej pocałunek, a po chwili delikatnie
ją od siebie odsunął. Powoli zaczął zdejmować z niej ubranie, a Hermiona,
mimo własnej nieśmiałości, pomagała mu i to nie tylko ze swoją garderobą.
Gdy byli zupełnie nadzy, pchnął ją delikatnie w kierunku łóżka, a ona dała
się pokierować. Draco ułożył ją w chłodnej, satynowej pościeli i popatrzył z
uznaniem na zgrabne ciało kobiety. Znowu wróciła irytująca myśl, że skądś
ją zna, ale szybko otrząsnął się z niepotrzebnych w tej chwili rozważań.
Hermiona coraz bardziej pragnęła się z nim kochać, bo delikatność i
wyrozumiałość mężczyzny powolutku rozbudziły w niej zaufanie i dawno nie
zaspokajane potrzeby fizycznej bliskości z kimś wyjątkowym. Ku swojemu
zdziwieniu nie zatęskniła za Wiktorem. Wyciągnęła ręce do swojego kochanka,
a on ujął jej dłonie i lekko się do uśmiechnął. Zaskoczył ją; nie położył
się na niej, ale obok i stanowczo przyciągnął kurtyzanę do siebie. Przez
chwile patrzył jej gębko w oczy, by później złożyć na jej ustach delikatny
pocałunek.
- Jesteś śliczna – wyszeptał odrywając wargi od jej
ust i ponownie zaglądając jej orzechowe oczy. Hermiona uśmiechnęła się
leciutko na te słowa i odważyła się pocałować swego kochanka. Tym razem
pocałunek był bardziej namiętny od tego podarowanego jej przez Dracona.
Obydwoje napawali się ciepłem drugiej osoby, miękkością warg, smakiem i
zapachem. Dłoń Dracona błądziła po plecach Hermiony, a ona zarzuciła nogę na
jego biodro i przylgnęła do silnego, twardego ciała mężczyzny. Powolutku
odsunął ją od siebie i pocałował zagłębienie szyi. Westchnęła cicho, w
suwając palce w jego włosy.
Malfoy czuł się dziwnie. Chciał robić
wszystko powoli, delikatnie, niemal z namaszczeniem. Nigdy wcześniej nie
odczuwał takiej potrzeby. Teraz chciał zdobyć pełne zaufanie kobiety, nie
zależało mu jedynie na zaspokojeniu swoich pragnień. Chciał nie tylko brać,
ale przede wszystkim dawać. Pachniała czystością, szałwią i aloesem.
Pieścił dłonią jej spore, matczyne piersi całował ramiona kochanki. Był
tak czuły, że Hermiona nie mogła powstrzymać się od cichutkich jęków i
westchnień, a on chłonął każdy dźwięk, każde drgnienie jej ciała, jej zapach
i smak.
- Bardzo cię pragnę – wyszeptał jej do ucha.
- Ja
ciebie też – z zaskoczeniem usłyszała własny, przytłumiony głos. Ale
taka była prawda. Pragnęła go. Pragnęła bardzo mocno. Potrzebowała czyjejś
bliskości, czyjegoś ciepła, a on to wszystko jej dawał.
Pchnął ją lekko
na plecy i pochylił się nad nią, pieszcząc wargami jej szyję. Wyciągnęła
ręce i przesunęła palcami po jego klatce piersiowej i brzuchu. Odsunął jej
dłonie z cichym jękiem. Nie pozwolił więcej się dotykać. Przycisnął ręce
kobiety do pościeli i całował każdy cal rozpalonej skóry. Hermiona zacisnęła
powieki. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje z rozkoszy. Jego wargi były
miękkie i ciepłe, a zmysłowe pieszczoty języka doprowadziły ją do
głośniejszych jęków. Prawie krzyknęła gdy delikatnie pocałował jej
najintymniejsze miejsce. Nie mogła powstrzymać ani cichego szlochu, ani
bezwolnych ruchów bioder, kiedy ją tak pieścił.
Draco nie mógł dłużej
znieść pożądania które czuł. Pragnął jej tak do bólu. Była taka naturalna i
słodka.
Ułożył się na niej i posiadł ją. Zrobił to trochę gwałtowniej
niż zamierzał, ale Hermiona nie poczuła bólu. Była zbyt podniecona.
Krzyknęła cicho i oplotła go ramionami i udami. Kochał ją namiętnie. Wtulił
twarz w jej miękkie czarne włosy i głośno jęczał, a kiedy doszedł na szczyt,
omal się nie rozpłakał. Oddychał ciężko i ostatkiem sił zsunął się z kobiety
i mocno ją do siebie przytulił. Przylgnęła do niego i słuchała mocnych
uderzeń jego serca.
- Przepraszam – wyszeptał. – Chciałem
być delikatny.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Nie sprawił jej ani
odrobiny przykrości.
- Ale przecież było mi z tobą bardzo dobrze. Nie
przepraszaj – pocałowała go delikatnie w policzek.
- Mimo
wszystko... Chciałem, żebyś osiągnęła spełnienie, przepraszam...
Zarumieniła się lekko i pocałowała go jeszcze raz.
- Było mi cudownie
i nie chcę żebyś przepraszał – w odpowiedzi przygarnął ją mocniej.
Milczeli przez chwilę, każde myśląc o tym, co przed chwilą dane im
było przeżyć. W końcu Hermiona, która myślała, że Malfoy junior już niczym
jej nie zaskoczy usłyszała.
- Mało kto jest takim darmozjadem i
padalcem jak ja... Pewnie dlatego trafiła mi się taka wyjątkowa i urocza
dziewczyna. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... – zapatrzył się w
sufit.
- Dlaczego tak mówisz? – zapytała niemal zaszokowana.
- Bo tak właśnie sobie pomyślałem – odrzekł i rzucił jej ironiczne
spojrzenie. – Tylko nie myśl, że skoro tak mówię, to znaczy że jestem
dobry. Jestem nad wyraz egotyczną jednostką, Dianoro i doskonale zdaję sobie
z tego sprawę. Wiem też, że to wina moich rodziców, zwłaszcza ojca, który
teraz mi ten egoizm wypomina, ale to jest mało istotne.
- A ja uważam,
że jesteś sympatyczny – wypaliła bez zastanowienia i bardzo szczerze
panna Granger. W istocie tak właśnie uważała. Bo tak Draco się
zachowywał.
- Jeszcze mnie zdążysz znielubić, skoro będziesz ze mną
spędzała mnóstwo czasu – powiedział z gorzkim przekonaniem.
- To
zależy tylko od ciebie – stanowczo odrzekła Marabeth i Malfoy
westchnął przeciągle.
- No, owszem - powiedział uśmiechając się
szelmowsko do swojej podopiecznej
Hermiona poczuła niemiły ucisk w
żołądku, na myśl o tym, co zrobiłby Draco, gdyby wiedział, kim ona jest
naprawdę. Ale nie wiedział. Dlatego pocałował ją delikatnie w usta.
-
Nie mogę się tobą nacieszyć – wyszeptał.
Dziewczyna zamknęła oczy
i pozwoliła mu na czułe pieszczoty i pocałunki. Kochali się jeszcze raz. Tym
razem Malfoy był bardzo delikatny i cierpliwy, i doprowadził swoją kochankę
na szczyt rozkoszy.
Ojej... Przeczytałam całość od początku za
jednym razem. Bardzo orginalne. Brakuje mi tylko jakiegoś większego
zainteresowania losem Hermiony ze strony Harry'ego i Rona. W końcu Harry
nigdy by nie zostawił Hermiony w potrzebie, nawet jeżeli ona by tą pomoc
odrzucała. A tak to wyszło trochę jakby zarówno Harry jak i Ron mieli dzieś
to co się dzieje z ich przyjaciółką i zadowolili się zwykłym: "Nie
trzeba.".
Ale i tak było suuuper. Świetny pomysł i naprawdę
jestem pełna podziwu, że piszesz, Kit, tyle opowiadań na raz. Bo przecież
jest i "Być szlachetnym" i "Vice-Versa" i to... Naprawdę
wielkie brawa.
mam nadzieję, że kolejny odcinek pojawi sie
szybciutko. ^^
o, nowa część (:
nadal mi się podoba,
nawet coraz bardziej. nie nadaję się do poprawiania, ale może co mi się
delikatnie rzuciło.
''(...) podziękowała się z nią niemal
wylewnie. ''
oprócz tego kilka literówek, gdzieś
zgubiłyście ''się'' etc., ale nie przeszkadzało mi to
specjalnie w czytaniu.
no.
czekam na więcej ;>
Oh, Kit, ja sobie świetnie zdaję sprawę, że
"Być szlachetnym" jest wspólnym opowiadaniem ale to nie zmienia
faktu, że ty też go piszesz, prawda? No i że masz czas na tyle fików na
raz.
Potti, literówki zawsze wkradają się do opowiadań. Jameś
fatum, czy coś? Nawet w HP zdarza się zauważyć nieraz brak jakiegoś
"ł" albo właśnie "ę".
Cóż. Zdarza się.
Tenebris -> wiem, dlatego specjalnie mi
to nigdy nie przeszkadza i nie chce mi się tego po kolei wytykać (:
Kurczę... ja to zawsze coś na mieszam.
napisałam "Być szlachetnym" z myślą o "Vice
Versa". Taaa... Sczyt roztargniącia. Przepraszam. ^^
Nie
mniej jednak gratuluję AUTORKOM (że nie było) wspaniałych opowiadań.
Wszystkich, które pisały wspólnie i wszystkich, które pisały osobno. ^^
A cały ten galimatias z autorkami wynika chyba z tego, że to ty, Kit
najczęściej wklejasz ff-y i jak się widzi twój avatar to po przeczytaniu
parta kompletnie się wszystko miesza. ^^
Mnie się podoba to, że
nie przedstawiacie Draco jako takiego macho, który poniewiera kobietami. Z
resztą chlopak sam o sobie mówi, że:
- Bo tak właśnie sobie
pomyślałem – odrzekł i rzucił jej ironiczne spojrzenie. – Tylko
nie myśl, że skoro tak mówię, to znaczy że jestem dobry. Jestem nad wyraz
egotyczną jednostką, Dianoro i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Wiem
też, że to wina moich rodziców, zwłaszcza ojca, który teraz mi ten egoizm
wypomina, ale to jest mało istotne.
Przeczytałam i muszę pogratulować bo
opowiadanie na prawde mi się podoba jest technicznie dobrze napisane, pomysł
też jest niebanalny no i ta peaka ja poprostu uwielbiam paring HR/DM, Po tej
jakże konstruktywnej krytyce pozostaje mi tylko z utęsknieniem czekać na
kolejny part, który mam na dzieję niedługo się pojawi.
PS
(to do Kit) jak mi wiadomo jesteś współautorką Ostatniego bastionu, który
był niegdyś na SW pamięci dziurawcu jednak tam nie doczytałam go do końca
jeśli byłoby to możliwe (i gdyby Nagini się zgodziła) to czy dało by się go
tu wkleić??
Podoba mi się. I to bardzo. Tak jak wspomniał ktoś przede mną, zdarzały się literówki, ale nie było ich tak strasznie dużo.
Kurcze, ja również chciałabym wiedzieć, czu autorki mają zamiar dalej wklejać tutaj tego ff, czy nie. Bo czekam, czekam i się doczekać nie mogę.
Rozdział mi się poobał, choć te opisy pomieszczeń, zamkow itp można by było troszeńke skrócić. Literówki da sie znależć, ale one zdarzają się każdemu (cholera, kocham tę buźke). Jest jedna rzecz, poza dobrym stylem i ciekawym pomysłem, każe to czytać, a mianowicie, co zrobi Draco gdy dowie się kim naprawde jest ta jego Kurtyzana??? I mam nadzieje(wiem że nadzieja matką głupich ) że nie zaniechałyście pisania tegoż wspaniałego opowiadania ...
Kate, nie zarzucaj nam zaniedbywania opowiadań, bardzo proszę.
Myślisz, że nie piszemy w szybszym tempie z braku dobrej woli?
Ile razy można tłumaczyć czytajacym, że pisanie to pracochłonna rzecz, a nie jakieś "hop-siup").
Autorzy FF pracują, uczą się, mają życie prywatne...
Tak trudno to zrozumieć?
Mam nadzieję, że po raz setny napisana prosba o ciepliwość w końcu dotrze do tych, którzy myslą, że napisanie rozdziału opowiadania to betka.
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze, Kit
Kit, ja niczego nie zarzucam, tylko jak przez prawie pięć miesięcy nie ma nowej części, to chyba można se coś pomyśleć co nie? I ja wiem że pisanie wymaga czasu, bo sama kiedyś pisałam i teraz czasem też to robie, ale nigdy mi to nie zajęło tyle czasu. A cierpliwość kiedyś się musi skończyć...
Ja już się przyzwyczaiłam do tego czekania i myślę, że warto jest dać czas Autorkom. Chociaż może warto teraz zająć się "Smokiem i Kurtyzaną" zamiast "Być szlachetnym"? Tak dla równowagi, hm?
Literówki, literówki.
Ogólnie szybko, lekko się czyta. Boski pomysł na opowiadanie, z ta kurtyzana. Czekam na nastepna czesc, autoreczki
Opowiadanie przeczytałam jednym tchem, jakieś.... miesiąc temu. Bardzo chciałabym zobaczyc znowu coś nowego jeśli można.... jestem wielbicielką Waszego pisania i zawsze z niecierpliwością oczekuje na kolejną częśc story.
Pozdrawiam Autoriki
Genialne.
Wspaniałe.
Kit i Sonko gratuluję pomysłu na opowiadanie.
Pomysł: dobry, wykonanie jeszcze lepsze.
Dorcas jest pod wrażeniem ^^
Nie chcę powtarzać, że fajne, bo chyba już to wiesz.
Czyta się niestety szybko.. Ale cierpliwie poczekam
Kiedy będzie next part Tak długo już czekamy
Opowiadanie jest super, bardzo mi się podobało. Błędów nie zauważyłam - może dlatego, że nie zwracałam na nie szczególnej uwagi, widziałam chyba dwie czy trzy literówki, ale mniejsza o to Ogólnie jest super. Czekam na dalsze odcinki.
Na wene
Pomysł cokolwiek oryginalny. Chociaż uważam, ze Hermiona nie zachowałaby sie tak, już prędzej poszukała by mugolskiej pracy. No i jest troche zbyt nieśmiała wobec Malfoya. Janse, to Malfoy, ona jest w trudnej sytuacji, ale to ciągle ta sama Hermiona. Czekam na dalsze części i nie popędzam.
pzdr
A ja popędzam, bo ostatnia część była naprawdę trochę dawno.
<upija się z rozpaczy>
Czy wszystko jest w porządku? Sonce nic nie jest? Dlaczego nie ma dalszych części? I to już TYLE czasu?
Ff w porządku, oryginalny pomysł, w ogóle ciekawa i dobrze rozgrywana fabuła.
Czekam z niecierliwością na kolejne części:D
A na razie idę dalej pić
Pozdrawiam
bardzo, bardzo mi się podobało to opowiadanie, orginalny pomysł, ale przede wszystkim świetne wykonanie. Prawie nie ma się do czego doczepić:
Och, naprawdę? To po prostu niesamowite. Takiego podwórkowego słownictwa nie używa się na forum.
Tacy ludzie mnie wnerwiają!
FF jest po porstu zajefajny!!!!:) I ludzie doceńcie tu też Sonke bo jak patrze na komenty to widze tylko i wyłącznie peany na cześć Kit. Ja opowiadanka Kit po porstu uwielbiam ale docenmy tu też napewno prace Sonki!!!:)
Brawo Dziewczyny Do boju
Kara
PS:Z niecierpliwością czsekam na next part
ups napisałam dwa razy ale to z tego zachwytu
Kara
To skasuj.
Ktoś coś mówił o nabijaniu postów?
Matko, kiedy dodacie kolejny odcinek? Ileż można gryżć poduszkę z niecierpliwości??????? Nie chcę Was popędzać, ale wiecie. My sie niecierpliwimy
Pozdro*
Paulina
Pisanie jest trudną rzeczą wymagającą czasu.
Słuchaj Paulinka...też się niecierpliwie ale cuż jescze troche cierpliwości trzeba wykazać gdyż nie pisze się ff'a bez zastanowienie...Dziewczyny na pewno nas czymś zaskoczą.
Wiem, wiem wiem. I mam nadzieje ze nas zaskocza;-) Mimo to naprawde sie niecierpliwie:-)
Chyba większość ludzi ma podobne myśli
O rajuśku jak ja bym chciała nowy part (( Normalnie myślałam, że jak mnie tyle czasu na forum nie było to to opowiadanko już dawno skończone będzie, a tu lipa troszke:P Jednakże mam ogromniastą nadzieję, że Autorkom przypomni się, że mają tu na forum taki fajny fanfick i go dokończą Pozdrówka dla Was dziewczyny
Ja też nieśmiało przyłączam się do delikatnego przypomnienia autorkom o tym fan ficku Rozumiem, że pisanie wymaga czasu, namysłu itd, ale... już prawie rok nie było nowego parta!
Autorkom życzę weny, a nam, oczekującym czytelnikom - cierpliwości Pozdroofki!
Ja chyba przyłączę się do prośby większości
Życzę szybkiego powrotu weny
Kiedy będzie dalsza część już się nie moge doczekać ,nudze się a tak to se zawsze coś poczytam
buuuuu..... Błagam, litości.... ostatnio bylam 15 listopada chyba, a tu ciągle nicccccc
Czytałam już to opowiadanie na innym forum. Było to bardzo, bardzooooo dawno temu. Przez pierwsze kilka miesięcy wchodziłam na tamto forum, żeby sprawdzić, czy jest już nowy part. W końcy przestałam. Od tamtej pory nie przybyło ani jednego rozdziału. To jest bardzo załamujące, zważywszy na to, że to jest właśnie moje ulubione opowiadanie. Rozumiem, że można nie mieć czasu, może brakować weny, może być jeszcze milion innych powodów, przez które nie pojawia się nic nowego. Ale byłoby uczciwie powiadaomić czytelników, czy wogóle będziecie pisać dalej, bo ja powoli zaczynam w to wątpić. Apeluję do bardzo utalentowanych autorek (oczywiście zero wazeliny... ), dajcie jakikolwiek znak, co do przyszłości tego opowiadania.
Serdecznie pozdrawiam,
Victoria V.
Teraz to już umieram z niecierpliwości...prosze...prosze o chociaż jakąś informację na temat czy wogóle macie zamiar dokończyć tego ff'a??Wiem że pisanie to rzecz wymagająca czasu i weny...ale prosze chociaż o taką informację...
Hmmm...Jak na razie to mi sie podoba,tylko trochę tego mało.Nie chodzi o całość,tylko urwałyście na pierwszym dniu,które Hermiona spędziła u Draco w domu...Ale nie popędzam,bo sama jak nikt wiem,że na pisanie potrzeba a)WENY no i niestety b)czasu, a tego drugiego teraz coraz mniej...Jednak mam nadzieję,że jedno i drugie przyjdzie w tym samym czasie i dodacie coś nowego.
sonka , odpisała mi na moje pytanie . Napisała że przed końcem lutego powina dalsza część się pojawić
Oj. Przepraszamy, ze na razie nic sie nie pojawia... Dla jasnosci - PISZEMY. Tak jak powyzej pisal Lord Dragon , nastepny odcinek powinien pojawic sie pod koniec lutego, moze wczesniej (to jeszcze zalezy od kilku czynnikow). Jedno jest pewne - opowiadanie na pewno bedzie skonczone wiec sie nie martwcie:) Pozdrawiamy serdecznie i bardzo, bardzo prosimy o cierpliwosci
Sonka&Kit
p.s nie ma polskich znakow gdyz pisze ze szkoly
koniec lutego????? to przecież za 5 wieków......
Dzięki za pozytywne wsparcie Sosenko droga, arcydzieła Sonki, Kit i Nag to nie jest "coś", co można "se poczytać". Więc nawet tak nie myśl.
Z wyrazami poważania,
hermionka_7
Hermionko...zgadzam się z tobą całkowicie...Ale cóż Sosenka zignorowała moją prośvę jak również innych ludzi więc teraz trzeba po prostu zignorować ją...pozdrawiam wierne czytelniczki i czytelników którzy nie wchodza na fora żeby tylko "se poczytać"
Kara
Wspaniałe!!...
Ale czemu tak dawno nie było kolejnego parta ??
Czy ktoś wie kiedy ukaze następna część ??
Jezu... Komentujecie w tak ekspresowym tempie i zadne z waszych komentow nie sa konstruktywne i sa prawie takie same ze sie zastanawiam czy wy wogóle cos tu czytacie...
a miotłę jeszcze masz?? Bo może zaraz zaproponuje żebyś ze swoim czarnym kotem poleciała do Sonki i sie zapytała kiedy next part??
Pozdrawiam Cię gorąco
Kara
JUŻ JEST LUTY!!!Błagam wklejcie kolejną część!Bo domysły jak to się dalej potoczy mi nie wystarczają
Jakis miesiąc temu Sonka napisała:
Opowiadanie swietne, zreszta koemntowalam je juz na DK.
Piszecie obie swyetnym style, macie oryginalne pomysły...Nic dodac nic ując. czekam z najwieksza niecierliwoscia na ciag dalszy!
Andzia
bardzo fajne opowiadanko z niecierpliwością czekam na dalszą część i podziwiam wene twórczą
Jest juz luty, a nowego parta ni widu ni słychu Jednakże jako cierpliwa fanka czekam dalej Mam nadzieję, że jednak nie bedę czekać długo
Pozdrawiam serdecznie
heh opowiadanko bardzo mi sie podoba, szczególnie pomysł z Draco Malfoyem jako słodkim i wyrozumiałym facecie zwykle jest robiony z niego taki zimny podły brutal jak na razie czekam na następne części
Czytałam tego ff z jakieś dwa miesiące temu i z tego co pamiętam, ogólnie mi się podobał. Ale teraz po tak długiej przerwie, musiałabym zacząć czytać od nowa, żeby z powrotem wczuć się w klimat. Takie długie czekanie naprawdę odbiera opowiadaniu urok
W takim razie, Iluzja, zapraszam do działu "Labirynt wyobraźni", gdzie znajdziesz opowiadania zakończone, co oszczędzi ci męki czekania.
W ogóle polecam ten dział wszystkim marudom, tym bardziej, że nie można w nim spamować.
emoticonka jakos nie moge znalesc tego opowiadania w 'Labiryncie wyobrazni'
Jezu!!! Przecież w "Labiryncie Wyobraźni' są ficki ZAKOŃCZONE a ten jeszcze nie jest!!!
Kara
czy wyumiecie czytac?
wszyscy rozpaczaja 'juz luty a nic nie ma'.
no, moje biedactwa.
koniec
koniec.
POD KONIEC.
tak napisala sonka to tak bedzie, czyz nie?
zle ciasteczko
No właśnie, a do końca lutego jeszcze prawie tydzień, więc wyciszmy się i uspokójmy, a nasza cierpliwość będzie prawdopodobnie wynagrodzona
Teraz już nie jestem spokojna bo dzis ostatni dzień lutego i nic nie ma... zlitujcie się1
Kara
nom... teraz, to ja też trochę się denerwuję Bardzo, bardzo, bardzo prosimy o następną część! Choćby najmniejszą (no... może trochę większą, niż tę najmniejszą )
kiedy następna część...??mi sie ogolnie bardzo fajny pomysl...
no proooosiiimyyy o nasteppna czeesc!! ostatnia byla 27 stycznia, czyli bardzo duzo czasu juz minelo i spragnieni czytelnicy bardzo chca zaczytac sie znow:P
buuu szkoda że nie ma jeszcze następnej części... ja sama dopiero sie uczę pisać więc jak narazie chętnie poczytam co piszą inni
niedługo bedziee =)
""A skąd wiesz? Bo jeśli to prawda to mogę smiało powiedzieć, że mi się humorek zaczyna poprawiać ""
wysylalam wiadomosc do Sonki. Smok i kurtyzana ma byc niedlugo =) ale zalezy jak Kit sie uwinie ;D
tzn. mialo byc wczoraj, albo ewentualnie dzis taka dostalam wiadomosc =)
O co ja wide w końcu następna część będzie myśle że dzisaj wieczorkiem powina się pokazać ??????.Bo ostatnia była dość dawno
no właśnie MIAŁA BYĆ ... - -" ale nie ma ... - -"
Znacie powiedzenie "Obiecanki, cacanki a głupiemu radość."
Musimy czekać ... Sama nie chce już czekać... Ale cóż... Trzeba to Trzeba..
Więc Czekajmy
A tak od siebie.. To bardzooo proszę o następną część.
Wiem, że nie lubicie, jak się Was ponagla, ale wklejcie następną część
Co jest ponoć miała być nowa część a tu co kłamstwo , jestem oburzona .Nie dotrzymane słowo boli..
Wątpię czy kiedykolwiek jeszcze Zobaczymy tu kolejną część "Smoka i Kurtyzany". Naprawdę wątpię. Wręczjestem szczerzeprzekonany że nie będzie. No bo skoro już taki szmat czasu nic nie ma, to jaki inny wysnuć wniosek...
a ja mimo, że jestem bardzo zawiedziona że następnej części nie ma to mam jeszcze sporo nadziei, że KIEDYŚ się pojawi...
Nie mamy co sie łudzic wylolowała nas Sonka i tyle powiem , co chwile daje gatke że pisze
tak długo
to ciekawe
a potem wtyka nam gadke o tym że dzisaj doda tak chyba w swoich snach
Miałam się nie odzywać, bo nie chciałam Sonce już i tak strasznie zasyfionego tematu jeszcze bardziej zaśmiecać. Ale kiedy widzę wypowiedzi takie, jak ta powyżej, mam ochotę komuś przywalić.
NIGDY nie pisaliście żadnego opowiadania. Widać to po was. Bo gdybyście pisali i gdyby to, co tworzycie, było dobre i miało swój stały poziom (jak np. opowiadanie publikowane powyżej), doskonale wiedzielibyście, że NIE DA SIĘ pisać ot tak, na pstryknięcie palcami. Poza tym, wiedzielibyście też, że każdy autor ma swoje życie, przyjaciół, szkołę (lub pracę) i nie może siedzieć 24/7 przy komputerze, bo WY czekacie.
A skoro nie pisaliście żadnego opowiadania, nie mówcie, że Sonka was "wylolowała". Jedna była normalna osoba, która wysłała do Sonki zapytanie, czy opowiadanie będzie kontynuowane, a jeśli tak, to kiedy pojawi się następna część. A wypadki chodzą po ludziach. Jeden dzień, też mi coś. Nigdy nie wiadomo, co wypadnie i czy uda się dotrzymać terminu.
Dlatego proszę o zaprzestanie umieszczanie w tym temacie postów o treści podobnej do powyższych, w rodzaju "kiedy następna część", "czy to w ogóle będzie kontynuowane" itp. Pewniej napisać PM'a do Sonki, czy maila. Większe prawdopodobieństwo, że odpisze.
Bo, jak co bystrzejsi powinni już dawno zauważyć, autorzy rzadko zamieszczają takie informacje w swoich tematach (Hito jest wyjątkiem).
Widze ze emoticonka jest bardzo pewna tego ze MY nie piszemy zadnych opowiadan.
Ale ja sie z tym nie zgadzam, bo JA pisze i napisalam juz kilka takich, tylko nie umieszczam ich tu, tylko na swoim blogu. wiem, jak to jest z pisaniem. No ale bez przesady!
Przede wszystkim przepraszam serdecznie, że wklejam dopiero teraz - byłam pewnwa, że wkleiłam ;/
Tak to jest jak człowiek działa na kilku forach i wkleja kilka rzeczy - zaaferowałam się tak stanem Vive-Versa, ze nie zamieściłąm nowego rozdziału tutaj.
A oto i on:
Rozdział V
Listy, tajemnice i postanowienia
Hermiona powoli otworzyła oczy. Na białym suficie odbiły się pierwsze promienie słońca. Przez chwilę leżała w bezruchu obserwując jak na suficie zwiększa się liczba złotych smug, po czym przekręciła lekko głowę i spojrzała na śpiącego obok niej mężczyznę, który obejmował ją w pasie. Pojedyncze pasma blond włosów opadały mu na twarz sprawiając, że wyglądał jak wcielenie niewinności.
Żeby jeszcze nim był - pomyślała z uśmiechem Hermiona, lecz uśmiech znikł z jej twarzy, gdy pomyślała o wydarzeniach poprzedniej nocy.
Boże... Przespałam się z moim wrogiem - przyszło jej na myśl i przygryzła wargę. Dopiero teraz zdała sobie całkowicie sprawę ze znaczenia tego faktu i wcale nie poczuła się lepiej. Owszem, eks–Ślizgon był świetnym kochankiem ( jeśli kobieta mogła wyrazić swoją opinię) i Hermiona nie miała mu zbyt wiele do zarzucenia, ale... poczuła się dziwnie wiedząc, co się stało w nocy.
Ciekawe jakby zareagował, gdybym mu powiedziała kim jestem? - spytała siebie po raz któryś z rzędu.
Tymczasem Draco poruszył się i otworzył oczy. Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Dzień dobry – przywitał się
- Dooooooooobry - Hermiona ziewnęła szeroko i posłała swojemu opiekunowi przepraszający uśmiech. Malfoy spojrzał uważnie na twarz swojej kochanki i dostrzegł w jej oczach niepokój i zakłopotanie.
- Żałujesz tego co się stało? - zapytał i zmarszczył brwi. Niezdecydowanie dziewczyny zaczęło go irytować, ale starał się mówić łagodnie.
- Nie - odrzekła cicho.
Co miała mu powiedzieć? Że czuje się źle w związku z tym, że jest wobec niego nieszczera?
Wróć Hermiona... Nie nieszczera, ty go po prostu z premedytacją OKŁAMUJESZ - odezwał się w jej głowie czujny głos sumienia.
Ja tylko nie mówię prawdy - próbowała polemizować panna Granger, ale doszła do wniosku, że nie ma większego sensu; nie mówienie prawdy jest tym samym co kłamstwo.
Powiem mu ... dziś wieczorem – wiedziała, że takimi myślami zagłusza jedynie sumienie i oszukuje samą siebie. Wiedziała, że się nie odważy.
Młody arystokrata uśmiechnął się i pogłaskał kurtyzanę po plecach. Najwyraźniej przyjął jej odpowiedź, choć Hermiona zauważyła w jego oczach irytację.
- Muszę iść do toalety – powiedziała cicho przybierając pozycję siedzącą. Malfoy przewrócił się na plecy.
- Nic mnie musisz – stwierdził całując jej dłonie.
- Naprawdę muszę - zabrała ręce i szybko wstała, zanim zdążył ją zatrzymać.
- Jak wolisz, ale nie wiesz co tracisz... - odrzekł Draco i uśmiechnął się znacząco. - Podobno poranny seks pozytywnie wpływa na całokształt samopoczucia w ciągu dnia.
Jakbyś miał takiego moralnego kaca jak ja, nie mówiłbyś w ten sposób - pomyślała z sarkazmem, po czym zgarnęła rzeczy z podłogi, włożyła na siebie figi i biały podkoszulek.
Rzeczywiście, kac był całkiem spory. I nie dotyczył jedynie okłamywania Dracona. Kac dotyczył także jej postępowania moralnego. Została utrzymanką kogoś, kto jeszcze parę lat temu ją poniżał. Wzdrygnęła się na myśl o reakcji Rona lub Harry'ego, gdyby dowiedzieli się o jej poczynaniach i ruszyła w kierunku drzwi.
**
Draco przez chwilę leżał na łóżku zastanawiając się nad zachowaniem swojej kurtyzany. Widać było, że kobieta była skrępowana całą to sytuacją. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że została skrzywdzona przez innego mężczyznę ( w końcu sama mu o tym opowiedziała) i robi to wszystko tylko dla dziecka, lecz z drugiej strony jej zachowanie wydało się jemu troszeczkę dziwne. W końcu doszedł do wniosku, że każda dziewczyna w jej zawodzie zachowuje się w ten sposób na początku swojej kariery. Westchnął cicho i przeciągnął się w pościeli. Następnie ziewnął przeciągle i również wstał.
Naciągnął bokserki i trzema klaśnięciami wezwał skrzata domowego.
- Przynieś śniadanie do łóżka. Zrób dwie kawy i, jeżeli są jaka, zrób także jajecznicę dla dwóch osób i nie zapomnij o owocach - oznajmił suchym, obojętnym tonem, gdy stworzenie aportowało się w sypialni i machnął niedbale ręką.
- Tak jest, paniczu Malfoy - pisnął skrzat, ukłonił się do ziemi i zniknął.
Hermiona wróciła z łazienki i usiadła na łóżku obok mężczyzny. Draco nie mógł się powstrzymać. Pchnął ją na miękką pościel, podwinął jej koszulkę i zaczął zapamiętale całować jej brzuch. Była tak zaskoczona jego spontaniczną reakcją, że cicho krzyknęła, a widząc głupią minę, jaką jej okrzyk wywołał na twarzy młodzieńca, szczerze się roześmiała.
Blondyn zrobił jeszcze głupszą minę, co wywołało u panny Granger jeszcze większe rozbawienie.
- No, co? – spytał niezbyt mądrze arystokrata.
- Nic – opowiedziała kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco nie wiedział już zupełnie, co ma myśleć o zachowaniu Marabeth. Zdecydował więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie kontynuowanie igraszek miłosnych. Pochylił się nad nią i ponownie zaczął całować jej brzuch, jednak dziewczyna odsunęła go od siebie delikatnie i usiadła na łóżku. Nie miała nastroju. W pokoju zapanowała krępująca cisza, która powoli zaczęła doprowadzać Dracona do szału. Ostatnią siłą woli powstrzymał się by nie zacząć krzyczeć ze złości, jak to miał w zwyczaju.
- Nie teraz, proszę. Wiem, że powinnam być uległa, ale... nie mogę. Wynagrodzę ci to. Przepraszam...
Przez chwilę wpatrywał się w jej smukłe plecy, by w końcu usiąść obok niej i przytulić ją do siebie. Wszystko, co mu teraz pozostało to cierpliwość, chociaż miał ochotę wziąć ją siłą. Rozsądek jednak podpowiadał mu, że przemoc nie jest w tej sytuacji pożądana. Zresztą nigdy nie posunąłby się do gwałtu. Niestety, cierpliwość to nie była jego mocna stroną, więc irytacja mężczyzny nieco wzrosła.
- W porządku – zdołał powiedzieć całkiem łagodnie
Dasz radę, Draco. W końcu jesteś Malfoyem - powiedział sobie stanowczo w myślach.
**
Hermiona ukradkiem obserwowała swojego Nemezis z lat szkolnych znad talerza jajecznicy. Mężczyzna bawił się jedzeniem wyrysowując szlaczki widelcem pomiędzy jajkiem a bekonem. Co jakiś czas odrywał się od tego zajęcia popijając kawę. Od tamtej chwili w sypialni nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Kilka razy chciała rozpocząć rozmowę, ale za każdym razem zamykała usta nie wiedząc co ma powiedzieć.
Herm, do jasnej cholery, weź się w garść - pomyślała z irytacją. Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie powoli zaczyna przeobrażać się w parodię, lecz nic nie mogła na to poradzić. Po prostu za każdym razem, gdy patrzyła na Malfoya Juniora dopadało ją takie poczucie winy i zdrady wobec przyjaciół, że wszystko się w niej blokowało.
- Nie smakuje ci jajecznica? – ciche pytanie arystokraty sprowadził Hermionę na ziemię Podniosła wzrok i spojrzała na niego lekko zdezorientowana.
- Spytałem czy nie smakuje ci jajecznica – powtórzył spokojnie Draco.
Hermiona zerknęła na talerz i dopiero teraz zauważyła, że jajecznica na jej talerzu pozostała nietknięta. Podobnie jak chłopaka.
- A tobie? – spytała zadziornie. Draco przez chwilę milczał wpatrując się w swoje śniadanie.
- Nie jestem głodny – powiedział w końcu odkładając widelec na tacę.
- Ja też – stwierdziła kurtyzana robiąc to samo ze swoim widelcem. Malfoy uśmiechnął się drwiąco.
- Jaka zgodność – zakpił odstawiając tacę na szafeczkę nocną obok łóżka.
- To chyba dobrze, prawda? – wypaliła bez zastanowienia – To znaczy... – dodała zmieszana. Draco obserwował ją przez chwilę, a na jego ustach błąkał się drwiący uśmieszek.
- Ano, dobrze – powiedział rozbawiony.
Hermiona poczuła jak na policzkach występują jej rumieńce, więc szybko odstawiła swoją tacę na bok. Draco przyglądał się jej przez chwilę spod przymrużonych rzęs. Jego twarz powoli spoważniała:
- Dianoro, u mnie w domu takimi sprawami, zajmują się skrzaty. Zostaw to – powiedział stanowczo, gdy kobieta podziękowała i wstała od stołu, aby uprzątnąć naczynia. Hermiona popatrzyła na niego niechętnie i niepewnie. Dostrzegł roztargnienie w jej oczach. – Czy jest coś, o czym chciałabyś mi powiedzieć? – spytał przyglądając się jej uważnie.
Kurtyzana drgnęła lekko, ale posłała mu opanowany uśmiech:
- Nie, oczywiście, że nie. Czemu spytałeś? – delikatnie przygryzła dolną wargę.
Mogłam się spodziewać, że w końcu zapyta. Malfoy jest jaki jest, ale na pewno jest spostrzegawczy – pomyślała z roztargnieniem.
- Odnoszę wrażenie, że coś cię dręczy... Jeżeli masz do mnie jakieś pytania, albo prośbę, albo po prostu chcesz coś mi powiedzieć, cokolwiek, to naprawdę możesz – patrzył na nią uważnie. Przez chwilę wyglądała tak, jakby rzeczywiście coś chciała mu wyznać. Ale to trwało ułamek sekundy. Spojrzała mu chłodno w oczy i wzruszyła ramionami.
- Naprawdę wszystko w porządku. Po prostu próbuję się przyzwyczaić do nowej sytuacji, to wszystko – uśmiechnęła się delikatnie, z nadzieją, że jest to uśmiech szczery i uspokajający.
- Jak uważasz, Marabeth – odpowiedział łagodnie, acz chłodno. – Nie będę przecież cię zmuszał do zwierzeń – był święcie przekonany, że to jednak nie jest „wszystko”. Czuł, że kurtyzana coś przed nim ukrywa. Nie miał jednak pojęcia co. Intrygowała go przez to jeszcze bardziej niż przez denerwujące przekonanie, że powinien ją znać.
Draco wstał i klasnął w dłonie, a gdy pojawił się domowy skrzat, z nosem dotykającym niemal ziemi, kazał mu uprzątnąć stół. Po czym wyszedł.
Cholera jasna, muszę mu w końcu powiedzieć, bo zacznę obgryzać paznokcie. Tylko, jak na opryszczonego trolla, mam to zrobić? – pomyślała rozpaczliwie i odsunęła od siebie przykre rozważania. Wiedziała, że najnormalniej w świecie się boi. Boi się reakcji Malfoya i to bardzo mocno. Przecież nienawidził jej w szkole. Nienawidził ją bardziej niż jakiejkolwiek innej szlamy uczęszczającej do Hogwartu. Ale czy ona też nienawidziła Dracona? Zastanowiła się nad tym. Prawdopodobnie jej niechęć zrodziła się przez paskudne odzywki jakie jej serwował w szkole. A zaczął wyjątkowo wcześnie, bo już w drugiej klasie. Westchnęła cichutko i opuściła jadalnię. Weszła do salonu i patrzyła jak Draco czyści zaklęciem kominek. Miała się już zapytać, czy się na nią gniewa, ale posłał jej bardzo łagodny i miły uśmiech.
- Wybierzesz się ze mną na Pokątną po zapasy do spiżarni? - zapytał
- A tego nie powinien zrobić skrzat? – spytała, starając się, aby w jej głosie nie było ani zapalczywości, ani pretensji. Naprawdę ją to zaciekawiło.
- Po co, skoro mogę to zrobić w twoim uroczym towarzystwie? A potem możesz iść odwiedzić Destiny – uśmiechnął się do niej szerzej.
Hermiona od razu zapomniała o swoich zmartwieniach i o tym jak bardzo Malfoya w szkole nie lubiła. Rzuciła mu się na szyję i ucałowała go mocno w oba policzki i w usta.
- Dziękuję – szepnęła tuląc się do niego.
- O, to mi się podoba – Draco mocno ją przygarnął i zanurzył twarz w jej włosach, chłonąc ich delikatny naturalny zapach i aromat rumiankowego szamponu. – Chcę częściej takich oznak oddania i radości – pocałował ją delikatnie w usta, rozchylając jej wargi językiem. Hermiona poczuła jak powoli ogarnia jej ciało delikatna fala pożądania.
- Idziemy? – usłyszała przy uchu ciepły szept
- Tak –szepnęła i, nie mogąc się powstrzymać, odsunęła niesforny jasny kosmyk włosów za ucho mężczyzny.
**
Na Pokątną udali się tradycyjną drogą, czyli za pomocą proszku Fiuu. Niespiesznie wędrowali wzdłuż ulicy, wchodząc do niektórych sklepów, niekoniecznie po to, by coś kupić, ale też po to, by po prostu popatrzeć na półki pełne ciekawych towarów.
Na straganach z warzywami i owocami kupili dosyć duży zapas wszystkiego co było im potrzebne. Draco zmniejszył pakunki do tak niewielkich rozmiarów, że swobodnie mógł kilkanaście kilogramów jabłek, pomarańczy, bananów oraz pięknych pomidorów umieścić w kieszeniach szaty. Wszystkie produkty, w które się zaopatrywali były oczywiście „podrasowane” magicznie, po to by się nie psuć i długo wytrzymać niezależnie od miejsca w jakim będą przechowywane. Nie zapomnieli też o ziemniakach, pieczywie i kilku rodzajach mięs, a także produktów potrzebnych do wypieków ciast, którymi miał się później zająć skrzat. Hermiona wybrała, najlepsze jej zdaniem, gatunki herbaty i kawy, a Draco namówił ją na zakup seksownej bielizny u Madame Claire, nieco kontrowersyjnej projektantki ze świata czarodziejów. Oczywiście sam za bieliznę zapłacił i po wyjściu ze sklepu cieszył się jak dziecko. Hermiona po raz enty w swoim życiu zaczęła się zastanawiać nad wrodzonym infantylizmem mężczyzn.
- Założysz ten gorsecik dziś wieczorem, prawda? – spytał Hermionę i zalotnie się uśmiechnął.
- Draco, skoro tak bardzo ci się podoba, dam ci przymierzyć, naprawdę – popatrzyła na niego z powagą.
- Ale ja wolę go oglądać na tobie – odrzekł z naburmuszoną miną. – To znaczy, wolę go bardzo powoli z ciebie ściągnąć...
Hermiona, mimo woli, zarumieniła się po jego deklaracji i lekko uśmiechnęła.
Przeszli wzdłuż pasażu sklepików. Ulica zalana była słońcem, a w chłodnym powietrzu wilgoć mieszała się ze słodkim zapachem perfum pochodzącym z pobliskiej perfumerii. Hermiona czuła na sobie spojrzenia przechodniów, lecz starała się je ignorować. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Draco Malfoy jest bardzo znaną postacią w czarodziejskim świecie i wszystko z nim związane budziło zainteresowanie, jednakże wolałaby by ludzie nie zwracali na nią uwagi. Nie miała ochoty zobaczyć na okładce „Czarownicy” swojego zbliżenia i podpisu pod nim „Czyżby Malfoy Junior się wreszcie zakochał?””. W żadnym wypadku.
Westchnęła i spojrzała przed siebie. Przydałoby się kupić coś Destiny... Jakąś przytulankę. Tylko jak powiedzieć o tym Malfoyowi? Zerknęła niepewnie na Dracona – mężczyzna wpatrywał się w drogę przed sobą, a na jego twarzy widniał ironiczny uśmieszek.
Cały Malfoy - pomyślała Hermiona obserwując przez kilka krótkich chwil jak łaskawie kłania się i mówi "dzień dobry" w odpowiedzi na uprzejme powitania.
Nagle jej wzrok padł na witrynę sklepową z ogromnym napisem "Mrugająca Gwiazdka" i z wielką, mieniącą się różem i błękitem gwiazdą umieszczoną na frontowych drzwiach. Na wystawie dojrzeć można było zabawki i ubranka dla małych dzieci. Kobieta zatrzymała się i nieśmiało pociągnęła swojego towarzysza za rękaw:
- Draco, pozwolisz mi wejść do sklepu z artykułami dla niemowląt? Proszę... - wbiła w niego spojrzenie tak intensywne, że poczuł ciarki na plecach. Prawie się do niego przytuliła, a jej orzechowe tęczówki wydały mu się jeszcze bardziej przenikliwe niż przed chwilą. Pomyślał, że jest piękna i że najchętniej kochałby się z nią teraz, zamiast chodzić po sklepach, a przynajmniej chciałby usiąść z nią w jakimś ustronnym miejscu i patrzeć w jej duże oczy.
- Oczywiście... Ale obiecaj mi, że w zamian za to zanim wrócimy do domu dasz mi się zaprosić na ogromny puchar lodów, Dianoro - powiedział cicho i pochylił się by ucałować kącik jej warg.
Kobieta uśmiechnęła się w odpowiedzi i, już śmiało, pociągnęła go w stronę „Magicznej Gwiazdki” . Otworzył jej drzwi i przepuścił do środka. W głębi sklepu rozległa się cichutka melodyjka. Z czymś mu się kojarzyła, ale obecnie nie mógł sobie przypomnieć z czym. Z zainteresowaniem rozejrzał się po sklepiku – było to małe pomieszczenie o błękitnych ścianach, pod którymi ustawiono regały ze wszystkim, co tylko potrzebne było nowonarodzonym czarodziejom: butelkami, pozytywkami, magicznymi zabawkami, śpioszkami, jedzeniem dla niemowląt, kocyki, smoczki i tym podobne przedmioty. Pod oknem ustawione były najnowsze „modele”, jak określił w myślach dziedzic fortuny Malfoyów, wózków, a obok nich na wieszakach wisiały różnokolorowe kocyki ( przeważnie różowe). Dalej, z drugiej strony pomieszczenia stał wysoki regał z książkami, jak się później okazało poradnikami dla nowych lub przyszłych rodziców. Obok niego stał następny regał tym razem z jedzeniem dla niemowląt: kaszkami, mlekiem w proszku, jakimiś słoikami z przecierem i tym podobne rzeczy. Za ladą zaś wisiała ogromna magicznie podświetlana niebieska gwiazdka.
Co ja wyprawiam? - spytał z niedowierzaniem w myślach, jednak szybko zreflektował się dla kogo to robi. Spojrzał na swoja towarzyszkę, która z uśmiechem błąkającym się po twarzy rozglądała się po sklepie.
Hermiona potrzebowała tylko kwadransa (dla Dracona było to i tak dosyć dużo), aby wybrać dla Destiny dwie magiczne grzechotki - jedna mieniła się kolorami tęczy i wydawała z siebie cichy radosny śmiech, druga brzęczała jak kilka cichych dzwoneczków o słodkich dla ucha tonach- oraz różowy kocyk, który był oparzony zaklęciem powodującym, że delikatny flausz pachniał miętą i rumiankiem, a subtelne zestawienie tych zapachów sprzyjało uspokojeniu i zaśnięciu dziecka. Gdy podeszła kasy, czego Draco, zafascynowany magiczną zabawką-samochodzikiem, nie zauważył, do sklepu weszła uśmiechnięta płomienno-włosa Ginewra Weasley. Jej uśmiech szybko zmienił się w pełen niezadowolenie dzióbek, gdy zauważyła Malfoya.
Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Do głowy jej nie przyszło, że może spotkać kogoś znajomego w sklepie takim jak ten. Na dodatek w niedzielę. Przez chwilę zastanawiała się jak załagodzić sytuację, choć prawdę powiedziawszy najchętniej uciekłaby z „Magicznej Gwiazdki” w mgnieniu oka. Zerknęła na Malfoya, który akurat podniósł wzrok znad zabawkowego samochodzika. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu w jej poszukiwaniu , a gdy jego wzrok padł na Ginny w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Malfoy, ty tutaj? – spytała zniesmaczona Weasleyówna, robiąc krok w jego stronę. Draco wyprostował się i rzucił rudowłosej pełne wyższości spojrzenie.
- Jakiś problem, Weasley? O ile mi wiadomo Malfoyowie nie mają zakazu wstępu do sklepów... Ale może się mylę? – spytał zimno.
Hermiona stała przy ladzie i z niepewną miną wodziła wzrokiem między Draconem, a Ginny. Nie miała pojęcia co powinna począć: czy podejść do Dracona i wyprowadzić go ze sklepu zanim ta rozmowa przeobrazi się w pojedynek, czy też odczekać aż przyjaciółka opuści „Magiczną Gwiazdkę” i wówczas wyciągnąć swojego opiekuna na zewnątrz. . O ile druga opcja nie wchodziła w grę – Ginny mogła spędzić w sklepie sporo czasu – o tyle pierwsze rozwiązanie wiązało się z ryzykiem zdemaskowania, czego Hermiona wcale nie chciała. Oczywiście, Malfoy jej nie rozpoznał (Jeszcze... – przemknęło jej przez głowę) ale Ginny to zupełnie inna sprawa. Hermiona znała ją od czasu, gdy skończyła dwanaście lat, w Hogwarcie zawsze trzymały się razem, w „Norze” zawsze spała wraz z nią w pokoju... Praktycznie znały siebie „na wylot”. Prawdopodobieństwo rozpoznania było ogromne nawet po takiej metamorfozie w przypadku panny Granger.
Tymczasem Ginewra zmierzyła Malfoya nieprzychylnym spojrzeniem, a potem rozejrzała się wokoło, jakby kogoś szukała.
- Możliwe, Malfoy, ale to sklep z artykułami dla niemowląt – odpowiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowa. Ku zaskoczeniu kurtyzany, Draco nie zarumienił się. Co więcej, nie zacisnął zębów, nie wyciągnął różdżki i nie rzucił żadną klątwą w rudowłosą. Po prostu odłożył zabawkę i popatrzył na kobietę z wyższością zarezerwowaną wyłącznie dla spojrzeń arystokratów.
- To bez różnicy – odpowiedział lodowatym tonem, a Hermiona, widząc w jakim kierunku zmierza konwersacja, poczuła ukłucie niepokoju. Bez chwili zastanowienia podeszła do Dracona i ujęła go pod ramię, co skutecznie odwróciło uwagę Ginewry. Mężczyzna drgnął i spojrzał na nią, marszcząc brwi. Hermiona zmusiła się do słodkiego uśmiechu, unikając przy tym zaciekawionego spojrzenia przyjaciółki.
- Skończyłam – poinformowała go, podnosząc fioletowe papierowe torby z żółtą, magicznie świecącą gwiazdką w wolnej ręce. Oczy Malfoya złagodniały, gdy wziął od niej pakunki.
- Żegnam, Weasley – Draco nie raczył nawet skinąć głową. Podniósł drwiąco brwi i wyprowadził Hermionę ze sklepu. Dziewczyna czuła na sobie spojrzenie rudowłosej przez całą drogę do drzwi.
- Głupia Wiewióra – syknął ze złością, gdy znaleźli się na zalanej słońcem ulicy. Gdyby Hermiona nie była tak przerażona myślą o zdemaskowaniu, zapewne zdzieliłaby Malfoya Juniora w głowę za te słowa, lub też skomentowałaby to złośliwe. A tak, pozwoliła by potok słów arystokraty przepływał gdzieś obok, a sama pogrążyła się ponurych rozmyślaniach, które powodowały ssanie w żołądku. Nie była do końca pewna czy ten błysk pogardy, który pojawił się w oczach Ginewry, gdy ją mijała, dotyczył jej czy Malfoya Juniora? Być może była to pogarda dla kobiety, z którąś związał się eks – Ślizgon? W końcu kiedyś, podczas jednej z nocy w „Norze”, ustaliły, że każda dziewczyna, która kiedykolwiek będzie chodziła z „tym pokręcony, tępym bufonem” – jak zwykła się wyrażać Ruda – nie zasługuje na nic innego, jak tylko na pogardę. Bardziej prawdopodobna wydała jej, że Ginny patrzyła na Dracona, jednak nie należało być zbyt pewnym.. Była przekonana prawie na sto procent, że rudowłosa jej nie rozpoznała. Inaczej powiedziałaby coś lub uczyniła jakiś gest, ale na pewno poczuła niechęć do kobiety, które „prowadza się” z Malfoyem.
Draco, jeszcze zirytowany, ale nieco spokojniejszy, poprowadził Hermionę prosto na ulicę Pokątną. Gdy zamówił dwa największe puchary lodów, zwrócił pytający wzrok na swoją towarzyszkę:
- Czemu tak szybko zrobiłaś zakupy? Zależało ci na wejściu do tego sklepu, a potem prawie mnie z niego wyciągnęłaś siłą.
- Wolałeś się kłócić z...– omal nie powiedziała „Ginny” - ... z tą dziewczyną?
- Ach! – uśmiechnął się zalotnie, czym rozproszył wszelkie obawy Hermiony. – Jesteś zazdrosna! – zakpił dobrotliwie, co kurtyzana skwitowała wywróceniem oczu i krzywym uśmiechem.
- Może nie chciałam tylko, żeby nas z tego sklepu wyproszono, gdy zaczniecie w siebie rzucać przekleństwami – sprostowała.
- Wolę wersję z zazdrością – odparł, nadal uśmiechając się z wyższością.
- A ja wolę tę prawdziwą – odcięła się i, nie wiedzieć czemu, poczuła ogromne rozdrażnienie.
”Prawdziwą”, też coś – pomyślała ze zjadliwą ironią W tej chwili miała ogromną ochotę wyznać mu prawdę, co do swojej osoby i przestać odczuwać dyskomfort związany z całą serią kłamstw jaką była zmuszona mu wcisnąć. Wiedziała, że będzie musiała teraz kłamać non stop, żeby utrzymać w tajemnicy swoją prawdziwą tożsamość. To ją męczyło i przytłaczało. Popatrzyła na niego gotowa powiedzieć wprost: „Nazywam się Hermiona Granger. Oszukiwałam cię cały czas, Malfoy. Przykro mi, tak wyszło.” Już otwierała usta, gdy usłyszała wesoły głos Floriana Fortescue:
- Oto lody dla państwa! Smacznego.
Przed nimi wyrosły dwa puchary lodowe godne pojemnego brzucha Hagrida. Draco uśmiechnął się do Hermiony tak promiennie, że całkowicie przeszła jej ochota na chwilę szczerości, zwłaszcza że doskonale wiedziała jaki wyraz wtedy przybrałaby jego twarz. Na samą myśl przeszył ją lodowaty dreszcz. Otrząsnęła się z przykrych rozmyślań i odwzajemniła przyjazny uśmiech.
- Smacznego, Draco – powiedziała wesoło, chociaż gardło jej się lekko ścisnęło.
- Smacznego, Dianoro – odrzekł i zabrał się z entuzjazmem za swoją porcję wyśmienitego, zimnego smakołyka.
- Wątpię, czy dam radę zjeść tak dużo – poskarżyła się Hermiona, biorąc na łyżeczkę trochę lodów.
- Pomogę ci, jak nie dasz rady – puścił jej żartobliwie „perskie oko”.
- Okey – odrzekła i zabrała się z entuzjazmem za deser, starając się nie myśleć o tym, czy powiedzieć mu kim jest i kiedy powiedzieć. Zaczynała dochodzić do wniosku, że lepiej w ogóle nie mówić. Draco wydawał się miłym i sympatycznym człowiekiem, bo prawdopodobnie większość rozwydrzenia minęła mu z wiekiem, nawet zdając sobie sprawę z jej pochodzenia, ale wyobraźnia rysowała jej czarne scenariusze dzikiego ataku wściekłości, gdy dowie się, że uprawia seks ze znienawidzoną przez siebie „szlamą” Granger. Mało tego, że ją na dodatek utrzymuje. Wzdrygnęła się wewnętrznie i całą uwagę skupiła na fantastycznych lodach.
**
Hermiona trzymała w ramionach małą Destiny i uśmiechała się czule. Jej córeczka wpatrywała się w nią z zaciekawieniem swoimi jasnymi, jeszcze błękitnymi, jak to u większości niemowlaków, oczami.
- Poznajesz mamusię, prawda? – spytała łagodnie panna Granger.
- Na pewno – czarnoskóra Rabella, jedna z pielęgniarek ośrodka, obdarzyła młodą mamę pełnym wyrozumiałości uśmiechem.
- Bardzo ją pani kocha – stwierdziła, nie zapytała, i dodała ciepło:. – Ma tu naprawdę doskonałą opiekę. Proszę się o nią nie martwić. Długo pani zostanie?
- Mam trzy godziny – Marabeth wyglądała na rozradowaną tym faktem. Draco powiedział jej, że musi spotkać się z ojcem i porozmawiać na temat swojej pracy, więc może pobyć w Słonecznym Raju do godziny drugiej po południu, a on po nią przyjdzie. – To chyba nie jest za długo? – spytała z niepokojem.
Rabella roześmiała się przyjaźnie.
- Przecież to pani maleństwo. Nie ma limitu czasowego odwiedzin. Wizyty trwają do dziewiątej wieczorem. Będzie ją tylko pani musiała dać Auguście do wykarmienia. Tak około pierwszej, a teraz proszę się nie krępować i przebywać z małą jak najdłużej. Pójdę na obchód i zajrzę do pani później.
- Dziękuję – odrzekła Hermiona i wbiła zachwycony wzrok w swój mały skarb, który nadal miał bardzo ciemne włosy i był uderzająco podobny do ojca. Poczuła ukłucie bolesnego smutku na myśl o Wiktorze i zaczęła zastanawiać się nad tym czy się z nim nie skontaktować, chociażby po to by pokazać mu jego dziecko, ale doszła do wniosku, że to nieodpowiedni czas. Nie wtedy, gdy przebywa w towarzystwie Dracona Malfoya prawie non-stop. Nie chciała się narażać na zdemaskowanie.
Kiedy ja stwierdziłam, że jednak nie powiem mu prawdy? Dzisiaj u Floriana, czy już wtedy, gdy mnie zabrał do siebie? – pomyślała z sarkazmem, zdając sobie doskonale sprawę, że ta druga odpowiedź jest prawidłowa. Cały czas oszukiwała samą siebie, że w końcu zdobędzie się na odwagę, ale nie mogła ryzykować, bo potrzebowała pieniędzy i nie miała żadnej gwarancji, że kolejny opiekun będzie dla niej tak dobry i wyrozumiały jak Draco. A on na pewno wygnałby ją, gdyby wyznała kim jest. Wygnał być może potraktował jakąś klątwą. A co ona wtedy zrobi? Wróci do Rosmarty i będzie czekała na to co, a raczej kogo, ześle jej los.
- Mama zrobi wszystko, żeby tylko zapewnić ci godną przyszłość, Des – szepnęła do dziewczynki.
Świetnie, teraz w swoje kłamstwo wciągasz własną córeczkę – zakpiło jej wrażliwe sumienie, powodując głośne westchnienie Dianory.
***
Wysoka jasnowłosa czarownica postawiła filiżankę z kawą i talerzyk W-Ztkę strataciella przed Draconem i z cichym „smacznego” oddaliła się w stronę baru. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę w jej długie, zgrabne nogi, by zwrócić wzrok na ojca. Lucjusz obdarzył syna zimnym spojrzeniem i wyjął z kieszeni płaszcza markowe cygaro.
- Myślałem, że Marabeth w zupełności ci wystarczy – rzekł odpalając cygaro końcem różdżki i spoglądając przelotnie na swą nieodrodną latorośl.
Draco zacisnął zęby i sięgnął po cukierniczkę. Oczywiście, że Dianora w zupełności mu wystarczyła, ale jak każdy mężczyzna lubił czasem popatrzeć na ładne kobiety. Z resztą kurtyzana to nie żona, prawda?
- Chciałeś się ze mną spotkać, ojcze – zmienił temat. Kącik ust Malfoya seniora wykrzywił się drwiącym uśmiechu, a on sam odchylił się na czarnym skórzanym fotelu i zaciągnął się dymem. Choć w „La Magica” formalnie obowiązywał zakaz palenia tytoniu nikt go nie przestrzegał. Ta ekskluzywna restauracja mieszcząca przy jednej z alejek odchodzących od Pokątnej była wystarczająco droga i ekstrawagancka, że mogła sobie na to pozwolić. I nawet jeśli obsługa lokalu zwróciłaby klientowi uwagę, nie zostałaby potraktowana poważnie. Wręcz przeciwnie – zostałaby całkowicie zignorowana.
- Owszem, chciałem – zgodził się Malfoy Senior wypuszczając dym. Potem poprawił się na krześle i sięgnął po kieliszek wina. – Jak się ma Marabeth? – spytał z nutą szczerego zainteresowania w głosie.
- Dobrze – odpowiedział lakonicznie Draco. Nie miał zamiaru się rozwodzić ten temat, gdyż wychodził z założenia, że jego życie osobiste to tylko i wyłącznie jego sprawa. Drugi raz nie pozwoli się wtrącać ojcu w swoje sprawy.
- Tylko dobrze? – Lucjusz nie zamierzał być ustępliwy. Ta sytuacja bardzo go bawiła, ale jednocześnie był zainteresowany poczynaniami syna z kurtyzaną. W głębi duszy nie chciał, by Draco stracił tę dziewczynę przez swoją głupotę i nieposkromiony charakter I choć nadal Dianora Marabeth wydawała mu się znajoma, to jednak miał przeczucie, że jego synowi bardzo na niej zależy.
- Ojcze – zdenerwował się blondyn – Jest dobrze i koniec – warknął.
- Draconie, maniery. – zganił go Lucjusz i zaciągnął się dymem. Jego syn spojrzał z mieszaniną złości i zawstydzenia – Dobrze, skoro nie chcesz o tym mówić, to nie mów. Powiedz mi tylko czemu jej przyprowadziłeś ze sobą. – spytał arystokrata.
- Odwiedza właśnie dziecko w „Słonecznym Raju” – odpowiedział sucho Draco i zamieszał cukier w kawie. Nie wiedział, czy Dianora wspominała jego ojcu o córce, ale z jego miny wywnioskował, że musiał o tym wiedzieć wcześniej. Zdziwił się trochę, ale widocznie Marabeth miała swoje powody, dla których podzieliła się istnieniem tego faktu z jego ojcem. Odłożył łyżeczkę na spodeczek i sięgnął po filiżankę.
– O co chodzi z tą pracą? – spytał po chwili milczenia.
Jego ojciec spokojnie strząsnął popiół z cygara i sięgnął po kryształowy kieliszek z winem.
- Mam tylko nadzieję, że jej nie spieprzysz – powiedział wprost dając w ten sposób do zrozumienia, że w przeciwnym wypadku młodzieniec pożałuje. Draco posłał Lucjuszowi zdziwione spojrzenie znad filiżanki kawy.
- Nie rozumiem – powiedział marszcząc brwi. Lucjusz uśmiechnął się drwiąco.
- Och, oczywiście, że rozumiesz, i to bardzo dobrze – zacmokał obracając kieliszek w dłoni. Draco upił łyk kawy i odstawił filiżankę na spodek. Następnie spojrzał na ojca marszcząc brwi. Nie mógł dojść co Lucjusz ma na myśli, A nawet jeśli się domyślał to i tak by się do tego nie przyznał. Tymczasem Malfoy senior widząc, że jego jedyna latorośl nadal nie pojmuje pewnych spraw odłożył kieliszek na stół obleczony w satynowy czerwony obrus i zniecierpliwiony wyprostował się w fotelu.
- To bardzo odpowiedzialna praca, synu. – powiedział zimno kładąc nacisk na słowie „bardzo” - i nie życzyłbym sobie byś ją w jakikolwiek sposób schrzanił – wycedził przez zęby. Nie po wydałem tyle galeonów byś mi wykręcał jakieś numery - dodał w myślach obserwując jak jego syn prostuje się w fotelu.
- Jestem odpowiedzialny – zaperzył się młodzieniec. Nienawidził, gdy ktoś wytykał mu wady. A już nie znosił, gdy tym kimś był Lucjusz Malfoy.
- Niewątpliwe, że jesteś, ale wypadałoby się od czasu do czasu wykazać tą odpowiedzialnością – odrzekł spokojnie Lucjusz ponownie sięgając po kieliszek. Draco wymamrotał coś pod nosem i zabrał się ociężale za W-Zetkę strataciella. Rozmowa z ojcem zaczynała go nużyć, by nie powiedzieć denerwować. Jak zawsze. Nie żeby nie kochał swojego rodziciela. Owszem, kochał go na swój sposób, jednak często miał dość jego rad. Rad? Ależ co za głupstwo. Lucjusz Malfoy nigdy nie dawał rad, on zawsze rozkazywał. I zawsze zdobywał to, co chciał. Najlepszym przykładem był niedawny szantaż. Nagle przypomniała mu się rozmowa z Dianorą w jadalni wczorajszego wieczoru i spochmurniał. Jego ojciec naprawdę zaczynał go doprowadzać do szału.
- Swoją droga w Ministerstwie dzieją się ostatnio ciekawe rzeczy... – przerwał cisze Lucjusz. Draco spojrzał obojętnie na ojca znad słodkości. – Wygląda na to, że szykuje się mała ... czystka – przy ostatnim słowie jego usta wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. Draco również się uśmiechnął. Tym razem bardzo dobrze wiedział, co ojciec ma na myśli. Od kilku miesięcy w jego domu nie mówiono o niczym innym. I nawet jemu, zajętemu imprezowaniem, seksem i wydawaniem ojcowskiego majątku, obiło się co nieco o uszy. Ministerstwo, a raczej Knot pod naciskiem elity, uchwaliło ustawę, która przewidywała zastąpienie urodzonych z mugoli urzędników na stanowiskach kierowniczych lub mających jakieś związki z kierowniczymi urzędnikami z arystokratycznych rodzin. Przekładając to na bardziej potoczny język – szlamy miały nie zajmować żadnych stanowisk mających wpływ na decyzje w świecie magicznym, a tym samym nie miały mieć żadnego wpływu na magiczne życie. Idee czystości krwi nabrały nowego znaczenia dla czarodziejskich elit, mimo faktu, że Czarny Pan nie żył od ładnych paru lat. I nawet jeśli ta ustawa była ostro krytykowana przez media (na czele z „Prorokiem Codziennym” i Czarodziejską Rozgłośnią Radiową), rzecznika praw mniejszości czarodziejskich, wszystkie związki magiczne (zarówno te na Wyspach jak i za granicą) i czarodziejskie organizacje (szczególnie przez Międzynarodową Konfederację Czarodziejów), a także potępiona przez większość społeczeństwa, Ministerstwo nie ugięło się i wprowadziło ustawę w życie. W końcu nikt nie oprze się sile mamony i szacunku wśród czarodziejskich elit.
- Oczywiście, były pewne problemy – kontynuował Lucjusz ze znudzoną miną – Przy takich drobnostkach zawsze są, ale udało się przeforsować ten pomysł, więc nie ma się czego obawiać – zakończył z mocą i dopił resztę wina. Następnie przywołał do stolika kelnerkę i zażyczył sobie jeszcze jeden kieliszek.
- Jak sobie radzisz na swoim? – spytał mniej oficjalnym tonem, sącząc kolejną porcję trunku
- Doskonale, ojcze – powściągliwie odrzekł junior, obawiając się jakiejś krytycznej uwagi, ale szybko uśmiechnął się protekcjonalnie. – Byłem dziś na zakupach z Marabeth.
Brwi Lucjusz podjechały do góry i zostały tam na dłużej. W szarych oczach zabłysło przewrotne rozbawienie.
- Ty na zakupach? A tak w ogóle, to od czego są skrzaty? – dodał stukając lekko nóżką kieliszka w blat stołu.
- Od pomiatania – bez zająknięcia odparł jego syn i Malfoy senior roześmiał się szczerze. Draco pomyślał, że gdy ojciec śmiał się w taki sposób, co nie zdarzało się często, jego twarz traciła nieco na ostrości, nadając mu łagodniejszego wyglądu. To było miłe, aczkolwiek ojciec i tak i tak emanował pewnym szczególnym urokiem osobistym, którym wiele mógł zdziałać w świecie czarodziejów. Zwłaszcza w połączeniu z Imperiusem i mnóstwem galeonów przelewanych na odpowiednie konta w odpowiednich chwilach.
- Lepiej bądź dobrym i sumiennym pracownikiem – śmiech urwał się tak samo szybko, jak wybuchł i Lucjusz spoważniał. – Praca, którą będziesz wykonywał jest odpowiedzialna i nie zamierzam marnować swoich wpływów żeby wyciągać cię z kłopotów, jeżeli coś spartaczysz. Jesteś już dorosły i powinieneś być sumienny oraz rozważny. Zwłaszcza, że jesteś Malfoyem.
- Tak, ojcze, wiem – skrzywił się nieznacznie.
Zawsze wymagałeś ode mnie perfekcjonizmu. Od kiedy skończyłem trzy lata. I dziwisz się, że gdy osiągnąłem pełnoletniość postanowiłem pohulać – pomyślał sarkastycznie.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że potrafię być poważny i dam sobie radę z pracą – dodał i skinął na kelnerkę, po czym domówił sobie małą porcję ognistego sandacza* zapiekanego w warzywach i białe pół-wytrawne wino greckie, którego ojciec nie cierpiał, a które Draco lubił sączyć do potraw z ryb. Lucjusz skrzywił się lekko i, gdy wezwana dziewczyna odeszła od ich stolika, cicho rzekł:
- Wiem o tym, cały problem polega na tym, żeby ci się chciało zachować powagę, Draco.
- Nie ma strachu, ojcze – uciął temat Malfoy junior.
Lucjusz postanowił także dać spokój. Jego syn wyglądał na zdeterminowanego i pewnego swojej racji, co wróżyło całkiem dobrze na przyszłość.
Może w końcu wydoroślał... – pomyślał i zmarszczył brwi, bo jego umysł znowu nawiedziło skojarzenie, że skądś zna Dianorę Marabeth, było jednak tak mgliste, że rozważania na temat dziewczyny szybko musiał sobie „odpuścić”.
***
Hermionie czas z dzieckiem zleciał tak szybko, ze kiedy zbliżyła się umówiona godzina przyjścia Dracona, zdziwiła się, że to już. Czekał na nią na dole przy wejściu i uśmiechnął się na jej widok. Rozmowa z ojcem, jak zwykle lekko go podirytowała, ale Lucjusz działał tak na niego od kiedy skończył szesnaście lat i doszedł do wniosku, że ten wyniosły i dumny czarodziej, tak do niego podobny, wcale nie musi mieć zawsze racji. A on, Draco Malfoy nie jest marionetką i wcale nie musi robić wszystkiego pod czyjeś dyktando. Dlatego tak intensywnie balował przez długi czas. W ramach protestu przeciwko byciu doskonałym według tego, co za doskonałe uważa jego ojciec. Był jednak na tyle inteligentny i dojrzały, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że ojciec chce dla niego dobrze a on sam jest w wieku, który wymaga trochę więcej zaangażowania w życie niż popijawy, drobne burdy i niepowściągliwość seksualna... wręcz rozpusta.
Jednak do Marabeth uśmiechnął się od razu, gdy ją tylko zobaczył. Była rozpromieniona i tak radosna, że gdyby teraz została sfotografowana, na pewno wygrałaby w konkursie najpiękniej uśmiechającej się czarownicy, w Czarownicy oczywiście. Nie mógł się powstrzymać i pocałował ją mocno. Wyglądała na zaskoczoną i lekko speszoną
- Co chcesz robić, kochanie? – spytał, podając jej ramie.
- Spacer?
- To ja ciebie zapytałem – roześmiał się. – Może być spacer.
- Poczekaj, muszę zabrać nasze zakupy z przechowalni! – krzyknęła i pobiegła zabrać wszystko, co kupili do domu.
Kiedy już wyszli ze „Słonecznego Raju”, Hermiona oznajmiła mu jaka jest szczęśliwa, że mogła pobyć ze „swoim skarbem” tak długo. Przewrócił oczami i mruknął coś na temat niepoczytalności każdej matki, za co dostał mocnego kuksańca. Udał, że bardzo go zabolało i skrzywił się teatralnie.
- No co? Najpierw małe i słodkie, a potem wyrośnie takie wredne, duże, niegrzeczne i nie spełniające wszystkich oczekiwań rodziców, jak ja na przykład – uśmiechnął się sarkastycznie.
- Destiny ma tylko mamę, a jeżeli będzie miała jakiegoś tatę, to na pewno takiego, który będzie wyrozumiały – naburmuszyła się Marabeth. – Poza tym to dziewczynka! – pokazała mu język i musiał się roześmiać.
- Śliczny języczek, ciekawe tylko czy zwinny – rzucił z rozbawieniem, a w odpowiedzi otrzymał rumieniec i mocniejszego kuksańca niż poprzedni.
- A właśnie, jak rozmowa z ojcem? – spytała cicho i łagodnie, bo nie chciała go urazić. Od razu spochmurniał i zmarszczył brwi.
- Oj, dobrze – powiedział z dystansem i wzruszył ramionami. – Upewniał się, że nie spieprzę szansy na normalne życie zawodowe – drugie zdanie było kąśliwe.
Zrobiło się jej przykro i przeklęła się, że nie trzymała języka za zębami. Widocznie Draco wcale nie był tak rozpieszczonym bachorem, za jakiego miała go w dzieciństwie. Żył wśród reguł i wymogów, o których nawet jej się nie śniło.
- Uważam, że doskonale sobie poradzisz. On na pewno też tak uważa – powiedziała ostrożnie.
Spojrzał na nią raczej nieufnie, ale miała tak skruszoną minę, że wzruszył ramionami i podał jej ramię.
- Ma prawo myśleć, że zachowam się jak gówniarz i spartolę – powiedział pojednawczo i westchnął. – Chcesz iść na kawę i jakieś dobre ciasto? – tym razem to on ją trącił, ale bardzo lekko i zaczął się zastanawiać, co jest w niej takiego, że go rozbraja. Czy ta bezpretensjonalność, czy bezpośredniość, a jednocześnie jakaś nieuchwytna prostota, nieśmiałość i nieufność, oraz tajemniczość. Był pewien, ze skrzywdził ją jakiś mężczyzna. Zapewne dlatego samotnie musiała wychowywać dziecko. Martwiło go, że nie pali się do zwierzeń i nie opowiada mu o swojej przeszłości, ale nie chciał być natarczywy.
- Nie spartolisz – wyraźnie jej ulżyło, że się nie rozgniewał. – I tak, owszem, chętnie zjem coś słodkiego i napiję się dobrej kawy, Draco.
- W takim razie, zapraszam.
Dziarsko poprowadził ja w kierunku Alei Srebrzystego Jednorożca, gdzie mieściła się „Zaklęta Pieczara” - urocza, mała kawiarenka czarodziejska z nastrojowa muzyką w tle i przemiłą, korpulentna właścicielką.
**
Do dworu wrócili dopiero po trzeciej. Draco wręczył skrzatom pakunki i kazał je rozpakować, a także zarządził kolację na szóstą wieczorem. Hermiona zauważyła, że po ich wizycie w kawiarni był w o wiele lepszym nastroju niż po rozmowie z ojcem. W głębi duszy bardzo ją to ucieszyło, jednak nie uśpiło czujności. Zdawała sobie doskonale sprawę, że to mogło być chwilowe i arystokrata szybko mógł znowu stać się ponury i nieprzyjemny, bo w jego oczach nadal można było dostrzec cień smutku i złości. Westchnęła cicho wchodząc do salonu (Draco poszedł do łazienki) – miała nadzieję, że tak nie będzie. Spojrzała na puste palenisko i zabrała się za rozpalanie w kominku. Choć to zadanie należało do skrzatów, to Hermiona nie chciała by Draco wyładował swoją złość na biednych magicznych stworzonkach. Ułożyła drwa w palenisku i sięgnęła po jedno ze starych, zakurzonych wydań „Proroka Codziennego”, które obok w drewnianej skrzyneczce. Wyjęła swoją różdżkę i podłożyła papier pod drewienka, a następnie podpaliła jego skraj zaklęciem. Płomień trawił gazetę w błyskawicznym tempie, docierając wkrótce pod drew. Hermiona przez chwilę obserwowała je w zamyśleniu, które jednak szybko zostało przerwane przez cichutkie stukanie. Panna Granger rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu źródła dźwięku i omal nie pisnęła, widząc pukającą w szybę sowę śnieżną. Rzuciła nerwowe spojrzenie na drzwi, po czym szybko się podniosła i podbiegła do okna. Dwie minuty Hedwiga lądowała na stole, przewracając przy okazji jeden z mosiężnych świeczników, a kobieta zamykała pośpiesznie okiennice. Następnie podbiegła do sowy i odwiązała zwój pergaminu przywiązany do jej nóżki. Rozwinęła go i już miała zacząć czytać, gdy usłyszała kroki dochodzące z korytarza. Serce zaczęło jej tłuc w klatce piersiowej. - Hedwigo – zwróciła się do sowy, która wpatrywała się w nią z umiarkowanym zainteresowaniem – On nie może cię zobaczyć.... Leć do sowiarni... Gdziekolwiek ona jest... – szeptała podbiegając do okna i otwierając je na oścież. Lodowaty podmuch wiatru rozwiał zasłony i zafalował pomarańczowymi płomieniami w kominku. Hermiona poczuła dreszcz zimna. Ptak nastroszył pióra urażony i wzbił się w powietrze. Następnie zatoczył kółko nad drewnianym żyrandolem i wyleciał przez okno. Kolejny podmuch wiatru załopotał zasłonami. – Przepraszam... – wyszeptała Hermiona obserwując jak sowa oddala się od starego dworu. Gdyby Draco ujrzał ptaka w salonie, byłaby zgubiona.
- Dlaczego otworzyłaś okno? – dobiegł ją od strony drzwi głos Malfoya Juniora. Zamknęła szybko okiennice i zasunęła zasłony, chowając kładąc wcześniej list od Harry`ego w zagłębieniu marmurowego parapetu. Dopiero gdy upewniła się, że nie jest widoczny przez szparę, odwróciła się do swego opiekuna. Blondyn stał w drzwiach i przyglądał się Hermionie z zainteresowaniem Jego jasne włosy kontrastowały z czernią spodni i koszuli, które miał na sobie.
- Było mi duszno – skłamała bez zająknięcia panna Granger i podeszła do jednego z foteli stojących przed kominkiem. Draco podniósł brwi, ale nawet jeśli uznał to wytłumaczenie za dziwne, nie skrytykował go. Zamiast tego podszedł do drugiego fotela i „walnął się” na niego z cichym westchnieniem.
- Jestem cholernie zmęczony – stwierdził po chwili milczenia. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Z doświadczenia wiedziała, że mężczyźni nie lubią zbytnio chodzić po sklepach. Marudzą wówczas, skarżą się na ilości kupowanych towarów, bądź inne mniej lub bardziej ważne aspekty robienia zakupów. Wiktor na przykład...
Na wspomnienie Kruma zacisnęła mocno zęby.
Nie będziesz teraz o nim myśleć. Nie przy Malfoyu – powiedziała sobie stanowczo w duchu, jednak obrazy z przeszłości zaczęły napływać dużą falą nie pozwalając się odrzucić.
Wiktor i ona podczas świąt, Wiktor w sklepie z markowym sprzętem Quiddicha, Wiktor i ona na bankiecie, Wiktor i ...
Nim się obejrzała, w oczy zapiekły ją łzy, które wkrótce zaczęły płynąc strumyczkami po jej policzkach. Zerknęła przestraszona na Malfoya, który na szczęście wpatrywał się w płomienie, i szybko wytarła łzy skrajem golfu i nakazała sobie w duchu spokój.
- Chodź tu, Dianoro – powiedział nagle wyciągając rękę w jej stronę. Hermiona wpatrywała się przez chwilę w wysuniętą w jej kierunku dłoń. Powoli ponownie zaczynało ogarniać ją poczucie strachu i wstydu. Podała mu jednak swoją dłoń i Draco przyciągnął ją do siebie, tak że po chwili siedziała na jego kolanach. Przygarnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Hermiona zamarła w bezruchu, czekając na jego kolejne posunięcie.
- Jestem zmęczony, ale nie aż tak, żeby... – wyszeptał jej do ucha, a następnie namiętnie pocałował. Kobieta była tak zaskoczona jego reakcją, że odsunęła się od niego szybko omal nie spadając na podłogę. Od upadku uratowały ją tylko silne ręce mężczyzny, który złapał ją w pasie i ponownie przyciągnął do siebie.
- Coś nie tak? – spytał głaszcząc ją pod golfem po plecach.
- N.. nie – pokręciła głową, ale musiała wyglądać niezbyt przekonująco, bo Draco uniósł jej brodę i zajrzał głęboko w oczy czarownicy.
- Na pewno? – zapytał, przysięgłaby, że z troską.
A co obchodzi cię jej samopoczucie? – pomyślał niemal z irytacją, ale nadal przyglądał się twarzy Hermiony i delikatnie gładził kciukiem jej policzek.
Weź się w garść, głupia kobieto – zganiła samą siebie. – Jesteś kurtyzaną, a nie naiwnym podlotkiem! – nie bardzo jej to pomogło, bo na kurtyzanę po prostu się nie nadawała. Gdyby trafiła na kogoś, kto wcześniej korzystał z usług którejś z tego typu kobiet, już została odesłana. Albo gdyby trafiła na kogoś bardziej wymagającego. Ale jej opiekunem został na szczęście, o ironio losu, Draco Malfoy. Postanowiła odłożyć wyrzuty sumienia spowodowane jej kłamstwami na później, zwłaszcza, że dłoń mężczyzny wsunęła się pod cienki, bawełniany podkoszulek. Palce jej kochanka były na tyle delikatne i wprawne, że cicho westchnęła i, zamiast odpowiedzieć na zadane wcześniej pytanie, pocałowała go z wystarczająco dużym zaangażowaniem, żeby Draco dał się przekonać i przestał pytać.
Powoli pozbył się jej golfa, podkoszulka i stanika. Hermiona bynajmniej nie protestowała, ale pomagała mu z należytym zaangażowaniem ściągając z niego kolejne warstwy odzienia.
- Coraz bardziej mi się podobasz – wyszeptał jej do ucha.
- Nawzajem – odpowiedziała szczerze i uśmiechnęła się do niego w taki sposób, że znowu zaczął się zastanawiać skąd ją zna. Po chwili przestał się zastanawiać nad czymkolwiek, bo zaczęła pieścić językiem jego szyję. Jęknął i mocno ją do siebie przytulił. Otarła się nagą skórą o jego skórę, wywołując fale cudownie przyjemnego dreszczu. Oboje byli coraz bardziej siebie spragnieni i zdawali sobie sprawę, że działają na siebie dostatecznie mocno, żeby ich związek był udany, przynajmniej w sferze erotycznej.
- Tutaj czy przy kominku? – spytał lekko zachrypniętym głosem.
- Przy kominku – odpowiedziała bez zastanowienia Dianora, jak każda kobieta, nawet kurtyzana, nastawiona bardziej romantycznie do spraw seksu. Poza tym chciała być noszona na rękach i adorowana z czym zgodzi się każda przedstawicielka płci pięknej.
Po kilku chwilach wylądowała miękko na skórze lamparta i dała z siebie ściągnąć resztę zbędnych i uwierających ja teraz ubrań. Nie zdążyła w tej samej operacji pomóc Malfoyowi, bo rozebrał się bardzo szybko, a ona czuła się rozleniwiona ciepłem bijącym z kominka i delikatnym, niemal opiekuńczym postępowaniem kochanka. Zamknęła oczy poddając się wszystkiemu, co z nią robił. Miała wrażenie, że jego usta i dłonie są wszędzie. Musiała przygryzać dolną wargę, żeby nie reagować zbyt głośno. Był cudowny. Nigdy by nie pomyślała, że takim przymiotnikiem mogłaby opisać Dracona. Ale w tej chwili nic innego do niego nie pasowało. Odnalazł jej usta swoimi, a ona ochoczo odpowiedziała na pocałunek i mocno go objęła. Kochał się z nią powoli, długo i tak czule, że chwilami wydawało się jej iż straci przytomność. Zapomniała kim jest i gdzie jest. Zapominała, że go okłamuje. Liczyło się tylko to, że był blisko i był dla niej taki jaki był. Zabrał ją w dalekie, piękne krainy pełne słońca, soczystych barw i odurzających aromatów. A potem był tylko spokój i silne, rytmiczne bicie jego serca, które ukołysało ją do snu.
*
- Halo, księżniczko – obudziło ją to i ciepłe promienie słońca, a także delikatne głaskanie po policzku. – Już siódma. Skrzaty przyniosły nam śniadanie do łóżka, a ja zaraz szykuję się do pracy – po ożywczym prysznicu czuł się świeży i rześki.
Nie otworzyła oczu, tylko uśmiechała się przez sen.
- Wstawaj śpiochu! – Draco postanowił ugryźć ja delikatnie w ucho, ale to też nie pomogło. Przykryła się kołdrą po sam czubek nosa i zachichotała.
- Mam kawę – wyszeptał zalotnie podsuwając jej prawie pod nos filiżankę. Zabawnie poruszyła nosem, zupełnie jak królik, i zdecydowała się otworzyć jedno oko, potem drugie, a następnie powolutku wysunąć się spod kołdry.
- Dzień dooobry – ziewnęła przeciągle.
- ‘Dobry, twoje śniadanko – oznajmił podając jej z szafki obok łóżka drugą tacę.
- Kawa i bułeczki z makiem... A w ogóle to kiedy przyszliśmy do sypialni? Nie pamiętam – rozejrzała się zaciekawiona. - Wróciliśmy – sarkastycznie się uśmiechnął. – Przyniosłem cię leniu, bo spałaś jak spetryfikowana. I wyglądałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić, ale kominek wygasł, a mi się nie chciało go rozpalać. Żebyś widziała minę skrzata, który sprzątał tutaj, kiedy nas zobaczył – złośliwie zachichotał.
- Ty się śmiejesz, a może to dla niego naprawdę był szok – obruszyła się Hermiona.
- Jak rany! Dianoro, a kto by się przejmował, czy skrzat przeżył szok, czy nie?! – uniósł ręce i przewrócił oczami. – Skrzaty służą czarodziejom od wieków i są z tego dumne; chlubią się tym. I właśnie od służenia są, i nie ma prawa ich obchodzić co robią ich państwo. Skrzat ma być posłuszny i wybiegać z położonymi po sobie uszami, kiedy widzi ich nagich – wydawał się lekko zirytowany i bardzo rozbawiony. Widocznie skrzat z opuszczonymi uszami był prześmiesznym widokiem, nawet w świetle bladego księżyca.
- Ojej, Draco Malfoy sir, wybaczy! – mężczyzna tak pociesznie naśladował głos skrzata, że musiała się uśmiechnąć. Draco nagle się roześmiał. – Jak on zabawnie wyturlał się tyłem!
Marabeth pokręciła głową z politowaniem.
- To naprawdę było takie śmieszne? – spytała i upiła łyk kawy, po czym zabrała się za pierwszą bułeczkę.
- Naprawdę – skinął głową i szeroko się uśmiechnął.
- Skoro tak mówisz...
- Nie mogłaś widzieć, bo spałaś – powiedział Malfoy i wepchnął do ust pół bułeczki. – Mniam!
- Nie mówi się z pełnymi ustami, Draco – zmarszczyła brwi Hermiona.
- Łojej! Możesz nie mówić tonem mojej szlachetnej matki? Już nie mieszkam z rodzicami – zalotnie trącił ją w łokieć.
- Z pełną buzią się nie mówi, to nieładnie – drążyła dalej temat, ale uśmiechnęła się nieznacznie.
Draco skonsumował w kosmicznym tempie kolejne dwie bułeczki.
- Nieładnie, skarbie, to ja mogę się z tobą pobawić – poczuła jak jego dłoń wślizguje się między jej uda.
- Hej! – przytrzymała ją i z lekkim rumieńcem dodała: -Idziesz do pracy.
- Mogę się spóźnić – szelmowski uśmiech, który jej zaprezentował był rozbrajający, ale pokręciła zawzięcie głową.
- Nie możesz. Dopiero zaczynasz pracować. Masz zamiar zacząć od spóźniania się?
- Teraz z kolei mówisz jak mój ojciec – Malfoy się naburmuszył i wyszedł z łóżka. Bez słowa otworzył komodę z bielizną i zaczął się ubierać.
- Draco, ja nie mam do ciebie pretensji... Tylko skoro zacząłeś pracować, to nie możesz olewać pracy. Chcesz, żeby współpracownicy cię obgadywali za plecami, że stary nie tylko załatwił ci pracę, ale jeszcze się opieprzasz? – Draco popatrzył na nią bardzo nieprzyjaźnie. – Przepraszam nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało... Chodzi mi o to, że... Chciałabym, żeby ci się dobrze pracowało żeby inni cię szanowali... – sama zdziwiła się tym, co powiedziała. Znowu poczuła, że się rumieni. Myślała, że Malfoy ją zignoruje, ale wrócił do łóżka i uważnie na nią popatrzył.
- To, co powiedziałaś było miłe – wydawał się zaskoczony.
- Dziękuję. – wybąkała.
- Nie, to ja dziękuję, za uświadomienie mi, że już dosyć mam wypominań starego i powinienem się za siebie wziąć.
Pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się i dała mu całusa w policzek.
- Brak mi samodyscypliny...To dlatego, że tak niepoprawnie na mnie działasz – wymamrotał z twarzą wtuloną w jej włosy.
- Idź, bo naprawdę się spóźnisz – uśmiechnęła się, pocałowała go jeszcze raz i trochę się odsunęła, a Malfoy wybąkał coś o okrucieństwie płci pięknej i zmarszczył nos.
- Idę, mamusiu – uśmiechnął się złośliwie, a ona pokazała mu język.
- Życzę ci udanego i sympatycznego dnia. – zawołała za nim.
- Nawzajem, Dianoro. – odpowiedział przez ramię.
*
Hermiona wzięła prysznic, ubrała się i poszła do salonu, gdzie w szczelinie parapetu ukryty był list od Harry’ego. Przeczytała go uważnie i zamyśliła się na chwilę. Tak jak przypuszczała, jej przyjaciel martwił się o nią i pytał czy wszystko w porządku. Hedwiga na pewno przeczekała noc w sowiarni (miała nadzieję, że sowa nie namęczyła się z szukaniem – oni jeszcze nie mieli sowiarni, bo dopiero się wprowadzili, i ptak musiał szukać najbliższej sowiarni publicznej) i już wracała do swojego pana, więc panna Granger była świadoma, iż musi znaleźć sowiarnię, żeby wysłać Potterowi odpowiedź. Odwróciła pergamin i napisała na odwrocie, że na razie nie może korespondować, ale wszystko u niej jest w należytym porządku i ma się dobrze. Poprosiła go, żeby powstrzymał się z pisaniem do niej chociaż kilka tygodni, a gdy minie jakiś czas, używał innej sowy niż Hedwiga, która jest bardzo charakterystyczna. Na koniec podziękowała mu za pamięć i troskę, i go pozdrowiła.
Wzięła list, ubrała się w płaszcz i ruszyła na Pokątną w poszukiwaniu sowiarni. Okazało się to dosyć proste, bo budynek, w którym się mieściła, znajdował się kilkanaście kroków od salonu Madame Malkin. Hermiona wypożyczyła za dwa galeony nie rzucającą się w oczy płomykówkę i kazała jej zanieść list Harry’emu Potterowi. Sówka skinęła głową, mrużąc jasno-bursztynowe ślepka, huknęła cicho i odleciała. Marabeth wpatrywała się w nią przez kilka chwil z podziwem dla mądrości i inteligencji sów, po czym postanowiła sobie zrobić mały spacer zanim odwiedzi Destiny.
**
Malfoy Junior wyszedł z jednego z kominów w Atrium. Otrzepał szatę z wyimaginowanego kurzu i obrzucił pomieszczenie pełnym wyższości spojrzeniem. Wystrój siedziby władz magicznej Wielkiej Brytanii właściwie nie wiele się zmienił przez te ostatnie parę lat. Drewniana podłoga nadal lśniła jakby dopiero co ją wypastowano, odbudowana Fontanna Magicznego Braterstwa nadal zajmowała centralne miejsce w holu. Jedyną nowością (jeśli można było tak rzecz) było drugie stanowisko strażnicze nieopodal windy. Najwyraźniej Ministerstwo wzmocniło ochronę swej placówki.
Ciekawe czemu – zaśmiał się w myślach arystokrata ruszając w stronę wind. Po ostatniej aferze z przemytnikami perskich dywanów Minister zaczął obawiać się o swój nędzny żywot. Malfoy Junior omal nie roześmiał się na wyobrażenie bandy Turków wpadających do gabinetu ministra i celujących w niego groźnie wyglądającymi różdżkami, o czym kilka tygodni temu wspominał mu mimochodem ojciec, i nacisnął jeden z przycisków na tarczy w windzie. Jego humor pogorszył się jednak, gdy jego myśli zaczęły krążyć wokół nowego obowiązku – pracy. Doskonale zdawał sobie sprawę, ze gdy tylko zasiądzie w swoim gabinecie, jego każdy ruch będzie uważnie obserwowany przez ludzi jego kochanego ojczulka, by ten mógł z iście malfoyowskim uśmieszkiem wytykać mu wszystkie potknięcia i poniżać go w towarzystwie. A on? A on nie mógł się nawet sprzeciwić, gdyż jedno pociągnięcie ojcowskiego Lockhearta* na testamencie mogło sprawić, że zostałby wykluczony z towarzystwa, bez grosza przy duszy... W końcu Lucjusz Malfoy nie wybacza porażek. A jeśli już wybacza, to tylko dlatego, że ma w tym jakiś interes.
Drzwi otworzyły się i do windy weszło dwóch dystyngowanych czarodziejów. Oboje skinęli uprzejmie na przywitanie i stanęli po jego obu stronach. Wehikuł ruszył dalej.
Nagle doszedł do wniosku, że Dianora miała rację: gdyby się spóźnił pierwszego dnia to pewnie tak to zostałoby przyjęte, że się obija w pracy. W sumie niezbyt go to dziwiło: od dziecka uważał, że skoro ma takiego ojca to może sobie na takie rzeczy pozwolić – najpierw z niańkami dokuczając im zawzięcie, potem z korepetytorami – wywalając jednego za drugim za takie bzdety jak „zła mina”, a potem w szkole – gdzie większość ocen zawdzięczał cichemu patronatowi ojca... Po Hogwarcie natomiast wszystko się zmieniło – nagle zaczęło go doprowadzać do szału to, że wszyscy patrzą na niego przez pryzmat Lucjusza i chcąc przed tym uciec zaczął zachowywać się tak jak się zachowywał. I pewnie dalej by się tak sprawy miały, gdyby Lucjusz Malfoy nie wziął go za przysłowiowe „fraki” i nie zastosował odpowiedniego szantażu. To była druga charakterystyczna cecha jego rodziciela – potrafił uderzyć swymi szantażami w najczulsze punkty.
Dość tego – pomyślał nagle odrywając wzrok od plamy na podłodze i wpatrując się w przestrzeń przed siebie. Nie pozwoli dłużej pomiatać sobie swemu ojcu, nie pozwoli się poniżać i pokaże Ministerstwu, że jest wart tej posady. Niech sobie nie myślą, że syn najbogatszego arystokraty w Europie jest totalnym kretynem. Zasługuje na tą pracę i wszystkich o tym przekona.
Winda stanęła w końcu na piętrze, gdzie znajdował się Wydział Bezpieczeństwa Transportu i Komunikacji Czarodziejskiej. Draco szybkim krokiem opuścił maszynę, która z głośnym hałasem pojechała dalej, i rozejrzał się zimno po wąskim, zatłoczonym korytarzu. Kilka osób spojrzało na niego przelotnie, ale reszta zdawała się być całkowicie pochłonięta swoimi sprawami. Blondyn zmrużył szare oczy i prychnął z niesmakiem. Następnie szybkim krokiem przemierzył korytarz i stanął przed dębowymi drzwiami gabinetu Alfreda MacCartneya. Zapukał w ich politurę dłonią obleczoną skórzaną rękawiczką i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
W gabinecie o zniszczonych meblach i wytartym dywanie znajdowały się dwie osoby – starszy mężczyzna siedzący za biurkiem, i jego o wiele, wiele młodszy kolega , zapewne podwładny. Mężczyzna spojrzał zaskoczony na Malfoya Juniora, ale chwilę później uśmiechnął się nieszczerze.
- Ach, pan Malfoy – zawołał podnosząc się z krzesła i wyciągając ponad blatem biurka rękę na powitanie. Draco zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, a następnie spojrzał na MacCartneya. Ten zmieszał się i cofnął dłoń, po czym zasiadł na swoje miejsce.
- Marcusie, zostaw nas samych – nakazał swemu podwładnemu. Mężczyzna zwany Marcusem oderwał zaciekawione spojrzenie od Malfoya Juniora i skinął głową. Chwilę później w gabinecie rozległ się trzask zamykanych drzwi i mężczyźni zostali sami.
- Więc, – zaczął oficjalnym tonem Draco – miał mnie pan zapoznać z moimi obowiązkami.
- Tak, proszę usiąść panie Malfoy – odrzekł MacCartney.- Zaraz przejdziemy do rzeczy.
- Mam nadzieję – chłodno powiedział Draco zająwszy wskazane miejsce.
W miarę upływu czasu, MacCartney ze zdziwieniem musiał przyznać, że Draco nie jest po prostu rozhulanym młokosem. Wbrew pozorom okazał się bardzo dociekliwym i uważnym rozmówcą. Niewątpliwie odrobił pracę domową.
***
Hermiona, wysłała list do Pottera i spędziła dzień na spacerze i wizycie u swojej małej córeczki Destiny. Gdy wróciła do domu, dochodziła druga po południu. Draco miał skończyć pracę o szesnastej, lub później, gdyż był to jego pierwszy dzień w pracy, więc miała chwilę dla siebie. Poszła do kuchni i tradycyjnym – niemagicznym sposobem – zrobiła sobie kawę. Rozpuszczalną. Po chwili namysłu poszła do saloniku i dodała odrobinę rumu . Nachyliła się nad kubkiem, wdychając przyjemny aromat, po czym usiadła w fotelu i leniwie sączyła gorący płyn. Nagle usłyszała pukanie w szybę. Spojrzała w tym kierunku. Niewielka szara sówka dobijała się do okna. Hermiona odstawiła kubek na stół i otworzyła okno. Pierzasta kula wpadła do środka pohukując nagląco. Wylądował na stole i wyciągnęła raptownie nóżkę, ledwo zachowując równowagę. Marabeth odebrała rulonik rozwinęła i oznajmiła dość głośno:
- Co za kretyn!
Listy był pisany w pośpiechu i zawierał co następuję:
Hermiono nie będę już pisał, bo o to mnie prosisz, ale zaklinam Cię, jeżeli dzieje się coś złego to napisz! Wiesz, ze możesz na mnie liczyć. Coś się dzieje, prawda? Inaczej byś się nie ukrywała! Obiecuję, że więcej nie napiszę, daj mi tylko znak życia!
Twój kochający przyjaciel, Harry
Hermiona pokręciła głową, pełna irytacji i zwątpienia w ludzki rozsadek, po czym zwróciła uwagę na szarą sówkę, która huknęła cicho.
- Chcesz pić, prawda? – zwróciła się do ptaka. – Poczekaj chwilę, zaraz przyniosę ci wody. Pobiegła do kuchni i po kilku chwilach wróciła ze szklanym spodkiem pełnym przejrzystego płynu. Zlokalizowała pióro i, tak jak poprzednio – na oryginalnej wiadomości, odpisała ‘kochającemu przyjacielowi”,.
Harry, zrozum, nic mi nie jest. Po prostu chcę na razie pozostać incognito, ale nic mi nie grozi, ani nie ukrywam się. Potrzebuję samotności. Nie pisz do mnie, bo to może zachwiać moją anonimowość, której potrzebuję. Dziękuję za troskę, ale radzę sobie doskonale, naprawdę.
Nie pisz do mnie na razie, błagam.
Hermiona – cała, zdrowa i wkurzona na Ciebie za drugi list ; )
Już miała przywiązać odpowiedź do nóżki szarej sowy, gdy pojawił się w drzwiach kłaniający się w pas skrzat domowy.
- Pan Lucjusz Malfoy sir przybył z wizytą, właśnie czeka w holu – zapiszczało stworzonko.
Hermiona omal nie zaklęła paskudnie.
- Powiedz żeby wszedł – powiedziała. – I nie mów, że widziałeś sowę – dodała ciszej. Skrzat zrobił okrągłe oczy ze zdumiena, ale przyrzekł, że o sowie nie wspomni i w pokłonach się oddalił.
- Cholera - pisnęła Hermiona. – Uciekaj – powiedziała do sowy, otwierając okno i wiedząc, że nie zdąży przywiązać listu. – Przepraszam maleńka, ale musisz lecieć do sowiarni.
Sówka huknęła z zaciekawieniem, ale odleciała pospiesznie, Hermiona zaś w pośpiechu ukryła miseczkę z wodą na oknie za zasłoną i w popłochu położyła pergamin na półce pod stolikiem, powtarzając pod nosem „cholera, cholera, cholera jasna”.
Po czym pośpiesznie usiadła w fotelu, założyła nogę na nogę i upiła kolejny łyk kawy, przywołując na twarz uprzejmy uśmiech. W tej właśnie chwili w progu salonu pojawił się Lucjusz, pergamin zaś, odłożony niedokładnie, z ledwie słyszalnym szelestem zsunął się na miękki dywan, lecz czarownica tego nie zauważyła. Wstała i grzecznie skłoniła się Malfoyowi seniorowi.
- Dzień dobry, Dracona jeszcze nie ma, powinien być mniej więcej – spojrzała na rzeźbiony zegar stojący na kominku – za półtorej godziny.
- Rozumiem, że jest w pracy? – spytał mężczyzna poprawiając doskonale skrojoną ciemnozieloną szatę wierzchnią.
Hermiona skinęła głową.
- Doskonale. Mam nadzieję, że to nie będzie totalna porażka – dodał pod nosem bardziej do siebie niż do kobiety.
- Zapewniam pana, że nie – Marabeth nie mogła się oprzeć, żeby czegoś nie odpowiedzieć. –Draco poważnie podszedł do swojej pracy – dodała grzecznie.
Jak można tak nie wierzyć we własne dziecko?! – pomyślała z naganą.
- To dobrze – lakonicznie podsumował Lucjusz. – Przyszedłem zobaczyć, jak się wam mieszka. Dziś wcześniej wyszedłem z Ministerstwa, postanowiłem więc zobaczyć jak sobie radzicie sami w tak dużej rezydencji – dodał, zanim Hermiona zdążyła zapytać, czemu sam nie jest w pracy. – Widzę, że dobrze.
- Proszę usiąść – kobieta wskazała fotel mieszczący się przy kominku. – Zrobić panu coś do picia? – spytała grzecznie.
- Tak, dziękuję Dianoro. Chętnie napiję się tego, co ty – Malfoy usiadł w fotelu. – Mogę zapalić? – spytał wyjmując złotą cygarnicę.
- Proszę bardzo. Piję kawę z rumem
- W takim razie poproszę. A ty się nie poczęstujesz? – wyciągnął w jej kierunku cygarnicę.
- Nie, dziękuję - Hermiona potrząsnęła głową i udała się do kuchni, by zrobić Lucjuszowi kawę, mężczyzna zaś rozejrzał się po pokoju. W pewnym momencie jego wzrok padł na podłogę i ujrzał pod stolikiem pergamin. Bardziej z zamiłowania do porządku, niż ciekawości, postanowił go podnieść i położyć na miejsce. Miał zamiar pozostawić go na półeczce pod stołem bez zapoznawania się z treścią – cenił sobie ludzką prywatność – lecz kątem oka zauważył imię „Harry” i uważniej przyjrzał się listowi. Nie mógł się powstrzymać i przeczytał list oraz odpowiedź na niego. Przez chwilę stał jak zaczarowany, ale otrząsnął się w mgnieniu oka i odłożył pergamin na półkę, po czym wrócił na fotel.
Do jasnej cholery, wiedziałem, że z kimś mi się kojarzy – pomyślał i poczuł irracjonalne rozweselenie. Pierwsza w klasie, o ile nie w całej szkole, rokująca fantastyczną karierę w każdej dziedzinie magii czarownica została kurtyzaną. Zignorował cichy podszept sumienia, które próbowało mówić coś o dyskryminacji czarodziejów z rodzin mugolskich. Jeszcze mniej więcej rok temu widywał pannę Granger w pracy w Ministerstwie, ale i na nią przyszła pora. Mimo ogromnego talentu, wiedzy i inteligencji Hermiony. Sumienie Lucjusz nie miało jednak szans w starciu z jego pewnością siebie, wyrachowaniem i zimnymi zasadami, którym hołdował. Nie ulegało wątpliwości, że do tego zawodu zmusiło ją dziecko, przecież mogła znaleźć mniej płatną i dosyć dobrą pracę; po prostu wysokie stanowiska powoli uwalniały się od szlam
Skoro Draco jej nie rozpoznał, a na pewno nie, to jest naprawdę piekielnie dobra – uznał, patrząc jak Hermiona, która właśnie wróciła, nalewa do kubka z kawą porcję rumu, podchodzi do niego i wręcza mu parujące naczynie. Aromat kawy był niemal zniewalający i czarodziej rozchylił nozdrza wdychając uroczy zapach. Podziękował i uśmiechnął się, jak na Malfoya przystało, uprzejmie a zarazem wyniośle.
Kurtyzana zajęła miejsce w drugim fotelu. Poczuła się nieswojo, ponieważ miała wrażenie, że Lucjusz bacznie się jej przygląda, zbyt bacznie. Kiedy jednak spojrzała na niego ponownie, z ulgą zauważyła, że jego spojrzenie jest takie jak zawsze – chłodne i pełne dystansu do osób, które traktuje z wyższością.
Malfoy senior nie zamierzał zdradzać się z nowo zdobytą wiedzą. Postanowił popatrzeć z boku na rozwój wypadków. Znowu uśmiechnął się sardonicznie i podjął niezobowiązującą konwersację na temat literatury i sztuki. Panna Granger, oczywiście, była fantastyczna w roli kurtyzany. Jak zresztą we wszystkim.
* Lockheart – pióro z limitowanej serii firmy „Pisadło”, niezwykle ekskluzywnej magicznej firmy produkującej pióra. Lockheart jest to długie, czarne pióro (podobne trochę do mugolskich) z platynową stalówką. Na samej górze owego pióra znajduje się mały diament.
PS: Do Emoticonki:
Dziękuję Ci w Sonki i swoim imienu za wsparcie duchowe. To straszne, czytać namole "kiedy next part", a potem czytać powalajace na kolana komentarze pełne kostruktywnej krytyki w stylu: "ale fajne było. ŻAŁOŚĆ, żeby nie powiedzieć gorzej. Naprawdę chyba trzeba być wybitnym egoistą, albo nie mieć zupełnie poczucia realizmu i kompletnie izolować się od samokrytyki, żeby komuś łaskawie strzelić jednozdaniowy komentarz, a domagać sie samemu kolejnych, najlepiej obrzernych części.
Do Wszystkich Forumowiczów, zwłaszcza tzw. Niecierpliwców:
Apeluje tylko o kilka rzeczy. O chwilę refleksji nad niekrórymi wypowiedziami, o zdrowy rozsądek oraz o wyrozumiałość i cierpliwość.
Wierzcie mi, lub nie, drodzy Forumowicze, ale jak się czyta takie posty pod swoją twórczością, to aż się odechciewa cokolwiek wklejać.
Może to zbyt mocne słowa, ale czasami ręce i piersi mi opadają, i nie wiem czy radośnie kwiczeć, czy wyć.
Zapewne boli, a jak bolą idenerwują komentarze takie jak Nayi, Ami Malfoy i Psawko, to tego wiedzieć sznowni i oburzeni Forumowicze nie chcecie.
Przykro mi, naprawdę, zwłaszcza, że nie miałam pojecia o tym, że Sonka wpisała tu obietnicę i po prostu wolałam wkleić cały rozdział, a kilka dni temu całego rozdziału jeszcze nie było. Po prostu.
Przeprosiłam na początku, ale teraz, po przeczytaniu niektórych komentarzy, czuję tylko niesmak. Wzbudzanie poczucia winy i wytykanie komuś niesłowności z powodu zwykłego fan fiction to po prostu...
Nie mam słów; niektórzy zachowuja się tak, jakby od tego zależało ich życie. Zastanówcie się przez sekundę, co piszecie! Jaką wagę nadajecie fikcji opartej na fikcji! Rozrywce! Nie macieinnych priorytetów?
Zlitujcie się nad soba i na drugi raz nie piszcie takich niesprawiedliwych bzdur.
Załamana brakiem logikcznego myślenia u Co Po-niektórych, Kit
Ooo... Nareszcie nowy part. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że będzie tak długi i jestem mile zaskoczona. Bardzo mi się podobał, zwłaszcza Draco w roli czułego kochanka . Już nie mogę się doczekać nowego partu i w związku z tym życzę weny i wolnego czasu.
Droga Pigwo, a propos Twojej niecierpliwosci zapraszam do zedytowanego tekstu powyżej. Jeżeli nie masz cierpliwosci, to ja Ci już nie pomogę, a kupić raczej jej nie kupisz. Przepraszam za ostrą wypowiedź, ale podejrzewam, że na moim miejscu też byś nie mogła się powstrzymać.
Jestem prawie pierwsza ^^!
Po pierwsze, dziękuję, że wkleiłaś następną część. Warto było czekać!
Jutro zedytuję post i napiszę coś-niecoś o treści, teraz spadam czytać
Jeszcze raz, DZIĘKI!
EDIT: Przeczytałam i jak zwykle () bardzo mi się podobało. Większych błędów, poza
Bardzo fajny jest ten part... I rozumiem wasze rozgoryczenie... ludzie uspokujcie się... ostatnio nabyłam dla siebie sporą dawkę cierpliwości i sama zaczęłam pisac na powaznie róxne rzeczy więc doskonale was rozumiem... Pozdrawiam was dziewczyny!!! Powodzenia i cierpliwości dla forumowiczów...
Kara
Jak zwykle bardzo zgrabnie napisany part,wyłapałam tylko parę błędów,ale nie lubię się czepiać gramatyki ortografii,więc nie będę ich tu wymieniać-dla mnie liczy się treść, a w tym parcie, co tu dużo mówić, nie było za...ciekawie. Brakowało mi momentów zabawnych i takich pełnych napięcia.Był chyba tylko jeden fragment takiego typowego „Malfoyowskiego” zachowania(przy którym oczywiście się uśmiałam),ale było to stanowczo za mało biorąc pod uwagę poprzednie party. Ja WIEM,że rozterki Hermiony natury moralnej SĄ ważne itd., ale nie jest to specjalnie poruszające,zwłaszcza że ostatecznie i tak nie doszła do konkretnego wniosku.Mam nadzieję,że w kolejnej części będzie więcej ciekawszych sytuacji...
Odnalazłam sporo literówek, jest też trochę błędów interpunkcyjnych, ale przy takiej fabule jestem w stanie wiele wybaczyć Jednak prześladuje mnie kilka zwrotów i epitetów, które używane zbyt często robią się monotonne, takie jak
świetnie, że jest kolejny part, warto było czekać (nawet wieki;)) wreszcie została odkryta tajemnica hermiony, jestem ciekawa dalszych rozwoju akcji, życzę weny twórczej i pozdrwaiam wszytskich;D
hmm wszystkim się podoba, ale ja jak zwykle jestem inna Styl poprawny a błedów nie widziałam. Jednak wogóle nie podoba mi się ukazanie Hermiony jako kurtyzany. Za cholerę nie mogę tego przetrawić , jakoś mi to nie pasuje do niej.
Toskana
Toskana--> moim zdaniem bardzo pasuje... Dumna Hermiona nie prosi o pomoc bierze życie za kark... A wszystko potem dla córki... u matek już tak jest. Np. Matka Pelikan jak nie ma jedzenia dla młodych wyrywa sobie mięso z własnej piersi i daje młodym... to jest POŚWIĘCENIE matki...
Kara -- u zwierząt zdarza sie też, że matka zjada własne dzieci. Dobra, ale zostawmy zwierzaki w spokoju Zgoda, masz rację... jest dumna i bierze życie za kark, nie prosi nikogo o pomoc, z tym sie zgodzę, jednak dalej nie pasuje mi, że wybrała ,,najstarszy zawód świata'' . Jednak to jest tylko moje zdanie. Może zawsze wyobrażałam sobie ją jako kogoś innego włpywa na to, że tak myślę.
Pozdrowienia
Toskana
*Żeby nie nabijać niepotrzebnie nowych postów. Fauna, przeczytałam jeszcze raz i przyznaje się do błędu. Jak czytałam drugi raz, spojrzałam na to innym okiem. I muszę przyznać racje, autorki dobrze wyjaśniły jej wybór. A ten znowu świadzczy o jej poświęcieniu i oddaniu dla córki.
Właściwie to zaglądnełam na ten temat bo spodobał mi się tytuł. Brzmiał tak egzotycznie. Okazuje się że ff nie jest taki egzotyczny ale to w najmniejszym stopniu nie przeszkadza i bardzo mi się podoba. Nie mam zastrzeżeń większych.
Już to czytałam, ale to nie przeszkadza temu, że czytam to zawsze z przyjemnością. Jest napisane ładnie, czysto i ciekawie, interesujący temat, choć para oklepana, ale moja najnajnajkukuchańsza. Tylko czekam w końcu na aktualizację!!!:)
Muszę przyznać, że para DM/HG nie bardzo mi odpowiadała... no ale tylko krowa nie zmienia poglądów
"Smok i kurtyzana" jest ff, który naprawdę fajnie się czyta. Owszem jest pare momentów, które... jakoś tak mi w pewnym momencie nie spasowały, no ale to nic
Styl maszfajny i przyjemny do czytania. Hermiona wydaje się byc trochę... inna niż w kanonie, ale wg mnie to dobrze bo Hermiona przedstawianej przez panią R. nie podoba mi się.
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej i jak rozwinie się akcja. No i przede wszystkim jak zareaguje Smok, kiedy dowie się prawdy...
Toskana-->
jedne z najlepszych ff na wszystkich forach;D poprostu wysmienite! xD
Kara --->
Pewnie dostane ochrzan za tego posta, ale nie mogę się powstrzymać, żeby Ci nie odpisać
Zostawmy zwierzaki w spokoju, bo to nie o nich fick, a myśmy się ich uczepiły. A dlaczego miałam Ci nie odpisać?
Kulturalnie podałaś kontrargument do mojego rozumowania, i bardzo mi się on podobał. Jeszcze raz czytałam całe opowiadanie od początku i zrozumiałam jego sens.
Dziękuję za pozdrowienia.
Również pozdrawiam.
Toskana
Uwielbiam parę Draco i Hermi a ten ff jest po prostu genialny. Jestem strasznie ciekawa jaka będzie reakcja Dracona gdy dowie się prawdy. nie każcie nam zbyt długo czekać na kolejny rozdział, ładnie prosze
Każcie - kazać
Karzcie - karać
siemka!
czytałam już ten ff na innych stronkach, ale dopiero tutaj zdecydowałam się skomentować, m.in dlatego się zalogowałam
bardzo mi się podoba, hehe orginalna nie jestem
moimi ulubionymi parami są właśnie HG/DM i HG/SS
ten ff jest bardzo orginalny, nie spotkałam jeszcze niegdzie takiego pomysłu, tak samo jak reszta waszych wspólnych, jak i pisanych oddzielnie ficków
pare tą lubie dlatego wszystko mi odpowiada
zachowanie Draco jest w porządku, a LUcjusza jeszcze bardzie,
ach ten Malfoy
dziwie się troche zachowaniu Hermiony, jej postać jest trochę, że tak powiem inna, niż w mojej wyobraźni, ale akceptuje to, dziwi mnie np:
to, że Hermiona zamiast zwrócić sie do przyjaciół wolała zostać kurtyzaną, rozumiem, że jest dumna i nie chciała litości, ale aż do tego stopnia? No i że przyjaciele przez te kilka miesięcy się ze sobą wogólnie nie widywali, tylko wymieniali krótkie listy,
ale to w sumie inaczej być nie mogło, bo gdyby udała sie do Weasleyów czy Harry'ego to już nie mogło by być takiego ficka
ogólnie spoko
błędów nie znalazłam, więc wierze, że ich nie ma, ale szczerze mówiąc nie skupiałam się na tym i to nie jest moja mocna strona
jestem wielbicielką waszej twórczości, bo jesteście genialne, zazdroszcze wam pomysłów, styl bardzo mi się podoba
bardzo mnie ciejkawi co zrobi Draco gdy dowie kim tak naprawde jest Hermiona, Lucjusz jak na niego przystało stoi z boku i bedzie sobie wszystko obserwać, to mi do niego bardzo pasuje
kończe już bo się troszkę rozpisałam
nie chciałabym Was denerwować, ale mam pytanko, kiedy mniej-więcej pojawi sie kolejna część, ja rozumiem, że napisanie dobrego rozdziału trwa długo, ale taka orientacyjna data? żebym wiedziała czy dalej tak jak teraz sprawdzać codziennie czy coś się pojawiło czy moge sobie zrobić od tego przerwe...
to dotyczy wszystkich Waszych ficków, wspólnych i tych pisanych osobno, bądź z kim innym
pozdrawiam i życze weny
Niezwykle zauroczył mnie ten fik.
Nie jestem pewna, czy go komentowałam na deklu, ale już skoro wpadłam tu, to dopowiem: wciągający, interesujący i jest sie bardzo ciekawym kontynuacji <aluzja> xD. Błędów pewnie nie było. Pomysly macie swietne i zawsze jestem pelna podziwu tego, jak one wam sie nie kończą.
To jak, będzie niedługo kolejny rozdział? (; czekam i czasu wam więcej zyczę do pisania!
A tak w ogóle, ludzie - nie popędzajcie ich! Z weną i czasem nie ma rady!
Torciak
przyznam ze chociaz nieprzepadam za ta para to jednak fabula fika totalnie mnie wciagnela z tym fikiem spotkalam sie juz wczesniej na innej stronie niestety tam zakonczono na 5 rozdzialach a przyznam ze szkoda bo kolejne sa coraz ciekawsze;) bardzo bym sie chciala dowiedziec dalszego ciagu tej historii dlatego mam pytanie do autora kiedy spodziewasz sie dolaczyc kolejne czesci?
WSumie na opowiadanie weszłam , bo zachęciły mnie autorki .
Myślałam , że będzie super i jak zwykle się nie zawiodłam .
Opowiadanie barwne w opisy .
Błedów jak na moje oko brak , żadko literówki .
Ulubiona para jak dla mnie .
Bradzo podobał mi się pomysł z tą Kurtyzaną , choć zaskoczył mnie , że Hermi zdecydowała się na taki krok , choć trudne sytuacje zmuszą człowieka do wszystkiego .
Mama nadzieje , że niedługo nowa część , kolejny rozdzaił .
Dobra nie będę sie rozlewać, bo przecież Kit i Sonka piszą tak świetnie, że niektórzy chyba już zaczną gryźć. No cóż, sama piszę (okropnie ), i wiem, że jeśli ktoś pisze coś świetnego (raz w życiu mi się udało!) to przed opublikowaniem tego opowiadania sprawdza je kilka razy, czasami myśli co dodac co ująć. Jeszcze w opowiadaniach erotycznych to zadanie jest jeszcze większe. Nie popędzamy autorek, bo to jest czasami uciążliwe, jak ktoś już wspomniał dziewczyny nie siedzą przed kompem 24/7 dlatego dajmy im troche oddechu. Ja czekam na następną część i jak będzie trzeba poczekam jeszcze długo byle by było tak świetne jak wszystkie pozostałe. (nie za dużo tego "jak?)
Pozdrawiam wszystkich czytelników i autorki...
Opowiadanie przeczytałam wczoraj na http://passionate-dreams0.webpark.pl/smok.htm
Ale coś mnie tknęło. Wpisałam w wyszukiwarce i trafiłam na forum. Okazuje się, że tutaj jest o jeden rozdział więcej! Prosiłabym o uzupełnienie, jeśli jest to możliwe.
Co do opowiadania: napisane z pomysłem, poprawnie językowo, co sprawia, że czyta się łatwo i przejemnie. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się następna część, bo zaczęłam się uzależniać.
Jedyną wadą są błędy interpunkcyjne i ogonki. Ale nie utrudnia to czytania.
Życzę: Czasa, Wena i Czego Jeszcze Trzeba.
Na wzmocnienie szarych komórek i mięśni odpowiedzialnych za pisanie na kompie.
K.
skończyłem czytać i chylę głowę przed kunsztem autora. tak świetnego ff dotąd nie widziałem i nie czytałem. nie widać błędów, chociaż długo trzeba czekać na kolejną część. życzę weny !
ja nie chce żeby wyszol że jestem upierdliowa czy coś.... ale kiedy następny part?
Kocham, kocham, kocham! To opowiadanie spodobało mi sie od pierwszego parta. Niby tak zyciowy, czesto powtarzajacy sie problem: porzucona kobieta z dzieckiem jest w trudnej sytuacji. Jednak to własnie porusza! =) Opisy genialne, sytuacje dokladnie przedstawione, jezyk dobry, latwo czytajacy sie =) Uwielbiam to poczalecznie Hermiony i Draca, wiec jestem w 7 niebie =) Nie moge doczekac sie kolejnych czesci i bede za nimi czekac w ogromnym napieciu xD Pozdrawiam i zycze weny
Ech... cóż by tu napisać. Uwielbiam HG/DM ale to mnie jakoś nie wstrząsnęło...nie wiem, może to się zmieni gdy przecxytam dalsze części xD ,których jak zwykle nie mogę się doczekać xD Życzę weny i daję w nagrodę KISS ;*
rowniez czekam z niecierpliwoscia na kolejne czesci tego fica. PODOBA MI SIE!!
Niemoge się doczekać kolejnych rozdziałów...świetny Fick poprostu świetny powodzenia
Drodzy Państwo, wzięłyśmy na swe barki zbyt dużą odpowiedzialność w postaci pisania trzech opowiadań na raz, co nie wróży dobrze ani im ani nam. Ponieważ jako eteryczne, zwiewne białogłowy nie dajemy rady pisać i wklejać w miarę szybko, częciej niż na pół roku, jesteśmy zmuszone zamknąć jeden z tematów.
Wznowimy temat jak tylko będziemy w stanie go kontynuować. Nie chcemy nic obiecywać, ale do końca grudnia 'Smok' powinien być reaktywowany, a 'Kurtyzana' wskrzeszona.
Z góry dziękujemy za wyrozumiałość, gdyż czynimy ten drastyczny krok w trosce o jakosć naszych dzieU i o własne zdrowie psychiczne. Nie chcemy się przepracować i chcemy zapewnić Pańswu wysoką jakość odbioru naszych produktów.
Z poważaniem:
Sonek i Kicior ; )
to zrozumiałe... Chociaż szkoda bo nie mogę sie doczekać dalszych części... Ale rozumiem was...
całkiem zrozumiałe, że przestałyście chwilowo nie pisać, a przyznam szczerze, że podziwiałam was za wzięcie tak dużej odpowiedzialnosci za pisania az trzech opowiadan na raz, tak czy inaczej nie moge sie doczekac końca grudnia;)pozdrawiam i życze weny:)
Koniec grudnia? Przynajmniej w szpitalu mi się nie będzie nudziło
Cóż...trzymam za Was kciuki i wspieram duchowo. W końcu na dobre
rzeczy warto czekać!
Pozdrawiam i zostawiam: .
Myślałam, że na tym Forum, jak na każdym innym można prosić o zablokowanie tematu na jakis czas.
Nagini jakoś się udało. Mi i Sonce nie wychodzi.
BARDZO PROSZĘ O CZASOWE ZABLOKOWANIE TEGO TEMATU DO ODWOŁANIA PRZEZ AUTORKI, PRZYKRO MI - SAME TEGO NIE MOŻEMY ZROBIĆ.
DZIĘKUJĘ!
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)