Hej, witam (i o zdrowie pytam). To
opowiadanie powstaje przy współpracy dwóch szurniętych autorek: Naginii i
mojej.
Ponieważ Nag ma problemy z komputerem, nie będę wklejała
kolejnych rozdziałów tak zbyt szybko, więc zbrojcie się w cierpliwo¶ć.
Ostrzegam, że tu s± jeszcze bardziej "kwadratowe dialogi", niż w
"I believe..."
Przestrzegam też przed jedn± z par jaka tu się
pojawia, czyli Draco/Hermina.
A terz życzę miłej lektury i spadam
kit
ZMOWA DZIEWIC
Motto:
Baby ain't it somethin'
How we lasted this long
You and me
Provin' everyone
wrong
Don't think we'll ever
Get our differences patched
Don't really matter
Cuz we're perfectly matched
I take-2 steps forward
I take-2 steps back
We come
together
Cuz opposites attract
And you know-it ain't fiction
Just a natural fact
We come together
Cuz opposites attract
[Paula Abdul, Opposites Attract]
Prolog
Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok.
Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ¶ciętymi na króciutko i
br±zowymi oczami gramoliła się między przedziałami poci±gu do Hogwartu. Jej
waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo ksi±żek. Nigdy wcze¶niej tyle
ze sob± nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego
pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo
ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był
bystry, oczytany i... przebiegły, jak to ¦lizgon.
Zawsze miał multum
argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i
przechodził na jego stronę. Lubił ostr±, ale kulturaln± polemikę.
R±bnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła.
- Żesz kurwa,
kobieto jak chodzisz?! – rozw¶cieczony męski głos wyrwał j± z
zamy¶lenia skuteczniej od wywalonej walizki.
- Uspokój się, Draco
– odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos.
– Pomógłby¶ dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt
dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dĽwiga
niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci.
- Zawsze pełen
kurtuazji – z przek±sem odpowiedział pierwszy głos.
Głosy
brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę.
Musiała j± wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i
jej metr sze¶ćdziesi±t sze¶ć było niczym przy ich wzro¶cie.
”O
cholera!” – pomy¶lała ujrzawszy ich twarze –
„Zabini i Malfoy...”
- Obejdzie się bez twojej pomocy
– powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczn±
torebk±.
- Gdzie mam to zanie¶ć? – chłopak popatrzył na ni±
uważnie, kogo¶ mu przypominała.
- Do najbliższego pustego przedziału,
Zabini – odrzekła i się do niego u¶miechnęła. – Jak tak dalej
pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłe¶ przez wakacje?
-
O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi
włosami sięgaj±cymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu
jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył
się do Hermiony. – Co¶ ty z włosami zrobiła?! – w jego
oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej rado¶ci i
rozbawienia.
- Granger, kto ci pozwolił ¶ci±ć te twoje kłaki? -
warkn±ł Draco wpatruj±c się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubi±cych u
kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały,
chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał
-
Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła
zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i
przykro z powodu reakcji blondyna. Zło¶ć była jednak silniejsza od smutku i
Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w
pysk.”
- Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę
pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z
kurtuazj± otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w
krótkich włosach... Dopiero teraz widać jak± interesuj±c± masz buzię –
pu¶cił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła.
W
szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie
patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza ni±, Ginny, Lun± i jeszcze
kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko
to, że wywodził się z rodu ksi±żęcego czystej krwi, ale przede wszystkim
jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedn±
istotn± zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za
prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z
którym przyjaĽnił się już prawie rok temu.
- Tere-fere, interesuj±ca
buzia.. interesuj±ce to może być co innego – skrzywił się Draco.
- Wszystko może być interesuj±ce – filozoficznie odparł
Blais.
- Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel
wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym
przeciwnikiem.
- Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa.
– Draco pokręcił z dezaprobat± swoj± blond głow±.
Nowa fryzura w
postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgaj±cego do
podstawy ramion, nadawała mu wygl±d gigantycznego rozrabiaki i uroczego
cwaniaka, którym w istocie był.
– Jak cię teraz będę trzymał za
głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – zło¶liwy u¶mieszek
blondyna był wprost zniewalaj±cy mógł doprowadzić do szału. - Za t± krótk±
szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę
zbitego spaniela.
- ¦winia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w
niego różdżk±. - Zmiataj st±d natychmiast chamie jeden.
- No niby co
ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytaj±co na przyjaciela, który
tylko pokręcił głow± w ge¶cie rezygnacji nad jego głupot±
- Sorry,
Granger, ale...
- Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo
to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdĽcie z oczu zanim na was czego¶
nie rzucę.
Draco przez chwile przygl±dała się tej
wszystkowiedz±cej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który
zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do ¶rodka zaatakował kolegę.
- I po co mówiłe¶ jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to
doskonale! Casanova od siedmiu bole¶ci się znalazł.
Brunet przez
chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roze¶miał.
- Czyżby¶ był
zazdrosny?
- Niby o ni±? WeĽ, bo cie ¶miechem zabiję... Po prostu
lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne
jak pogoda.
No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować
gdyż zgadzał się z nim w stu procentach.
***
Hermiona była
w¶ciekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny
Weasley, warknęła tylko.
- Cze¶ć, Gin. Siadaj i b±dĽ cicho bo mam zły
dzien.
- Cze¶ć, w porz±dku – Virginia wygl±dała na opalon± i
zadowolon± z życia. – Masz okres?
- To nie okres, to Malfoy
– odrzekła Granger i zaklęła pod nosem.
- Och, widziałam go...
jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na
Hermionę.
- Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osi±gnęło już
gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać?
-
Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza
tym liczyła na to, że zło¶ć Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak
się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny
z każdym nowym dniem.
***
Drugi tydzień wrze¶nia obfitował
w wiele nowo¶ci. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca
Rozbieranego <oczywi¶cie nauczyciele nic o tym nie wiedzieli>
wył±cznie dla klas szóstych i siódmych.
Severus Snape, w całej swej
nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów
jak w pi±tkowe popołudnie pod jego klas±. Tłoczyli się tam chyba wszyscy
uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie
Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informuj±cy o tym, że
w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt
zaprosić <za drobna opłat± na jedzenie i picie składan± u Blaisa
Zabiniego> na imprezę integracyjn± w Lochu ósmym.
Zabini z
ciekawo¶ci± obserwował kłębi±cy się tłum, czuł, że zabawa będzie udana.
Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jaki¶ karzełkowaty
dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci
gówniarze nie maj± czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do
nich? Przecież j± zaraz kto¶ rozdepcze.
Blais, jak przystało na
dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i
nie przejmuj±c się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odci±gn±ł na bok.
Kiedy doszedł do ¶ciany wypu¶cił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była
to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi
pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona
była na złoty br±z. Wygl±dała słodko i kogo¶ mu przypominała, ale nie miał
czasu zastanawiać się kogo.
- Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla
dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy
pobawić. Jak będziesz starsza to zgło¶ się do mnie, wtedy będziemy mogli
porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej
gorycz porażki.
- Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćby¶
był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie
usteczka i chłopaka jakby co¶ trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet
na końcu ¶wiata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę
ponabijać, a póĽniej wpu¶cić na imprezę... za darmo.
- Weasley,
dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba
skurczyła¶... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej.
Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sze¶ćdziesi±t... - Zabini u¶miechn±ł się
wprost uroczo.
Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła
przytyków do swojego wzrostu.
- Mam w dupie t± wasz± imprezę w
zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na
ni± i¶ć... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się
wypchaj przero¶nięty badylu!
- Nie ma sprawy - chłopak nachylił
się nad niziutk± dziewczyn±. - Jeste¶ całkiem apetycznym maleństwem i
¶licznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z
tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawion± i u¶miech tak bezczelny
(według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i w¶ciekła się jeszcze bardziej.
- Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! –
wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzie¶cia osób. - Jeste¶ mutantem.
Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej.
Zabini stał i ¶miał się rubasznie przez dobr± minutę.
- Ale że¶
teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze ¶miechu. Stał bardzo blisko
i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie ro¶nie...
Już wiem cał± energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak
negatywn± aur±, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się
rozwijać. – Dracze zarżał z rado¶ci nad własnym dowcipem.
-
Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno s± zdrowi psychicznie?
– spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!).
- Nie – rado¶nie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry
humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Co¶ ci
nie pasuje?
- Co do ciebie to nie miałem w±tpliwo¶ci... Próbowałem
jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne.
Zabini wyj±ł papierosy i
bezczelnie zajarał na ¶rodku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane
brakiem karno¶ci zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był
chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesi±t dwa), który wybijał się
ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od
niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym
uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy.
I wła¶nie
wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się
w oczy, oczywi¶cie oprócz tłumu kłębi±cych się dzieciaków, był jego uczeń z
petem zwisaj±cym z lewego k±cika ust.
- Zabini, czy mi się wydaje, czy
ty... palisz?
- Panie profesorze, - odparł chłopak z największ± powag±
- ja nie palę... ja się delektuję.
- A czy ty nie wiesz, że delektować
można się jedynie na błoniach, Zabini?
- Zanim dojdę do wyj¶cia,
skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie
wchodzi w grę, sir.
- Zabini, masz zdrowie jak poci±gowy koń i dobrze
o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymuj±c u¶miech. Każdy
inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak urocz± i
naturaln± elegancj±, i kurtuazj±, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza
Severus, bo chłopak był w jego Domu.
- Ależ panie profesorze, ja
tylko. Tak dobrze wygl±dam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce
pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach?
- No w takim razie
- Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko,
to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to
pozwolić i z przykro¶ci± mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla
Domu.
- Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymuj±,
poprawiaj± mi humor i pozwalaj± zapomnieć o słabej kondycji i dosyć
cherlawym ciele... – Draco musiał odej¶ć parę metrów dalej bo zabiłby
¶miechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla.
Dziki był
jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale
latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników
posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole
na czele ze Snapem.
- Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię
ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj
– dodał ciszej.
- Oczywi¶cie sir... ale chciałbym zauważyć, że
pozbawienie tak dużej ilo¶ci punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego
domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo
nieekonomiczne.
- Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus
spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci
punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze ¶miechu
wysprz±tacie bez pomocy magii loch ósmy.
- Ależ panie profesorze z
moim w±tłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygran±. - Nie ma pan lito¶ci dla
tak pokrzywdzonego przez los...
- Zaraz dopiero możesz zostać
pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po
zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na
następne zajęcia.
- Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym
kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci
odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie.
Severus spojrzał na kłębi±ca się młodzież z mordem w oczach i znowu
odwrócił się w stronę chłopaków.
- Draconie - zwrócił się prawie
słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłe¶ tu ten
plakat. W takim razie, to ty zrobisz co¶ z tym, żeby oni wszyscy w ci±gu
minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?!
Malfoy westchn±ł,
przewrócił oczami i wrzasn±ł do zebranych:
- Cisza motłochu!!
Smoku ma głos!
- Skromni¶ – sykn±ł mu do ucha Blais.
-
Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba
też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce i¶ć na imprezę, niech
wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic
Hogwartu! Amen!!
Tak naprawdę Blais nie był żadnym
pogromc± dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sob± jedne,
jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na
naprawdę wyj±tkow± dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami
miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy
jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem.
Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by j± marnować byle
jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tkn±ł Pansy Parkinson,
która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd
seksualny inaczej niż własn± ręk±.
Blais był bardziej opanowany
– bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet
„raz na miesi±c”, jak okre¶lił to Dracze.
Stoj±ca w
tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo gło¶no:
- Pewnie to
ty by¶ chciał być tym pogromc±, co, Malfoy? – wywołuj±c salwy ¶miechu
w¶ród zebranych.
- Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę
poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodz±c do
dziewczyny i obdarzaj±c ja swoim najładniejszym wrednym u¶miechem.
Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać.
- Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej
sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do
Zabiniego, koło którego zacz±ł kłębić się już tłumik.
- Do
zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda?
- Jasne,
płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by
pojawiła się ta ruda furiatka.
Był niemal stuprocentowo pewny, ze
Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył
na jej wysok± inteligencję, w któr± ani na moment nie w±tpił. Dlatego gdy
mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, pu¶cił szybkie oko do Dracona, a na
Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kład±c nacisk
na każde słowo.
- Zapłaciła dwadzie¶cia galeonów jakie¶ pięć minut
temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinni¶my i¶ć na
Transmutację.
- A tak wła¶nie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy
i na szczę¶cie nie usłyszała rozmowy chłopaków.
- O! Mówisz, że
rudzielec zapłacił? - Draco u¶miechn±ł się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa
nazwiska na listę go¶ci. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła?
-
Dzi¶ wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku.
- Z moich?! -
zaperzył się Draco.
- Cii!! Żartowałem... Damy po połowie...
Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity
kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo
- Zwłaszcza jak przyjd±
Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej
Granger też.
- Oni nie id±. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem.
– Blais u¶miechn±ł się szeroko.
- Pewnie Łasic pójdzie, gdy
dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie.
- My¶lisz, że ona
mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj u¶miechnęli
się do siebie bardzo triumfalnie.
Impreza zapowiadała się
ciekawie...
¦wietne opowiadanie! Najlepsze jakie
Twoje dot±d czytałam Kit. Z utęsknieniem czekam na kolejne czę¶ci.
Niewyczerpana inwencja twórcza Kit ^_^ Jedno
małe ale, trochę nie pasuje mi przezwisko Dracona, Smoku. tak... bo ja wiem,
slangowo i troche nienaturalnie. Poza tym nie mam nic do zarzucenia
heh... kiedy zobaczyłam, że jest kolejny ff
Kit, my¶lałam, że monitor ucałuję
jeszcze lepsze teksty niż w "I believe..."? wchodzę w to
¶wietnie, jak zwykle. po prostu bocho:) tylko żeby ten fick był długi!
bo jak nie...
Gratuluję wam dziewczyny tego
opowiadania. Mimo to ze Kit wkleiła taka mał± czę¶ć już mnie zaciekawiło. Z
niecierpliwo¶cia czekam na następne czę¶ći. Oczywi¶cie, jakby nie było
, musze sie do czegos przyczepic. "Smoka" i
"Dracze" przeżyję, ale "Łasic"?! Tego juz kompletnie
nie moge zaakceptowac. To bedzie mnie razic za kazdym razem jak uzyjecie
tego okre¶lenia dla Łesleja =) Hhehe. Znalazłam mały bł±d ktory takze
wytknę:
Bardzo mi się podoba. Literówek nie
zauważyłam, błędów ortograficznych
też nie, cało¶ć oceniam bardzo dobrze. Fajnie piszecie, i piszcie jeszcze
więcej
Heh... Ja napisalam jakies badziewko, ktore
juz usunelam, chyba wole czytac tworczos innych. Magya! "...się
podoba. Literówek nie zauwarzyłam, błędów ortograficznych..."
oczywiscie bez obrazy, ale czy nie uwazasz, ze byłoby dziwne, gdybys
znalazla jakies bledy orotgraficzne skoro sama je popelniasz, nawet w
prostych wyrazach? Pozdrawiam
Wiem, wiem Dziękuję
za poprawienie mnie
Nawet bez podpisu autora(przepraszam
autorek) bym wiedział ,że w tym opowiadaniu była inwencja Kit bo oczywi¶cie
jak romans to Hermiona - Draco i spolszczenia(Łasiczka) . No
cóż... Nie powiem żeby mi sie nie podobało bo jak zawsze dialogi a zwłaszcza
z udziałem Zabiniego s± wydymane w kosmos. Jest pare literówek i ortografów
ale nic poważniejszego.Czekam na następn± czę¶ć.
Ps: Kit jak
będziesz pisać następne romanse i nieromanse napaisz o kim¶ innym niż o
HG-DM. To taka moja skromna pro¶ba.
Pps: założe się że po mojej
wypowiedzi rzuc± się na mnie wszystkie fanki(ewentulanie fani) duetu HG-DM.
Pozdrawiam
kolejne cudowne
czytam,czytam i chce więcej !
pochawalam romans Dr/Herm.
i czekam ... aż dodacie następne czę¶ci
Skromne Party
Wieczorem Ginny przyszła do dormitorium Hermiony.
- Zabini to dekiel
– zaczęła.
- Tak? Ja uważam, że jest bardzo inteligentny... A co
się stało?- spytała krótkowłosa dziewczyna.
- Najpierw powiedział, że
dzieci nie wpuszczaj± na imprezę, i że skurczyłam się przez wakacje –
Granger musiała się odwrócić, żeby nie urazić Virgini szerokim u¶miechem.
Wiedziała, że jej przyjaciółka ma kompleksy na punkcie swojego wzrostu,
który czynił z niej doskonał± Szukaj±c±, ale także doskonały powód do kpin
dla tak wysokich facetów jak Zabini, Malfoy, Harry czy Ron.
- A potem
– w oczach rudowłosej zal¶niły łzy – jak już mnie poznał i
powiedział, że się skurczyłam, to matoł jeden powiedział, że poniżej metra
sze¶ćdziesięciu na imprezę nie wpuszczaj±.
Hermiona musiała udawać, że
kaszle, bo j± rozbawił ten tekst.
- Mam sto pięćdziesi±t osiem
centymetrów! ¦winia! - Ginny się nakręciła i prawie krzyczała.
– A potem robił aluzje, że chce mnie całować po tyłku i... z przodu
też! – kłamała jak najęta - w końcu sama go podpu¶ciła.
-
Wiesz, on jest przystojny i jest dżentelmenem. Nie wiem, czemu to cię tak
zezło¶ciło, Ginny.. – powiedziała łagodnie Hermiona. – On chyba
cię lubi.
- Jasne! Ja jego też, jak cholera! Powiedziałam, że
mam w dupie t± imprezę, nie zapłaciłam i nie idziemy. Masz – Virginia
oddała, Hermionie dziesięć galeonów.
Przez chwilę Granger stała jak
skamieniała zastanawiaj±c się nad dziwaczn± sytuacj±. Ale, że była m±dra
odrzekła spokojnie.
- Zatrzymaj, ja zapłaciłam za nas obie –
oznajmiła rudowłosej przyjaciółce.
- JA NIE IDĘ!!
-
Idziesz, będzie fajnie – Granger pogłaskała przyjaciółkę po głowie.
– Jemu było przykro, że cię tak potraktował – skłamała i
zanotowała w pamięci, że musi pogadać z Zabinim o incydencie z galeonami.
***
W sobotę rano Hermiona dorwała Blaisa w bibliotece.
Siedział w tych swoich okularkach w srebrnej oprawie, które dodawały mu
zarówno inteligencji, jak i uroku, i co¶ pisał. Nosił je tylko do czytania i
pisania, i chociaż, jego wada wzroku była minimalna, zakładał je, bo robiły
dobre wrażenie na płci przeciwnej.
- Blais możesz mi co¶ wyja¶nić? -
zaczęła Hermiona siadaj±c koło chłopaka. - Jak to jest, że Ginny próbowała
mi oddać pieni±dze, które podobno ty miałe¶ dostać?
- Skleroza -
odpowiedział chłopak bez mrugnięcia okiem. - Musiała zapomnieć.
-
Jasne, a krowy latać umiej± - dziewczyna zaczęła grzebać w swojej
przepastnej torbie w poszukiwaniu pieniędzy, ale nie zd±żyła ich podać gdyż
Zabini złapał j± za nadgarstek. – Nawet. O. Tym. Nie. My¶l –
uniósł znacz±co brew.
- Przecież wszyscy płac± - Hermiona była zbyt
dumna by zgodzić się na co¶ takiego.
- Nie prawda - Blais potrafił
kłamać równie dobrze, co Malfoy. - Osoby towarzysz±ce nie płac±.
- Ta
jasne, ja towarzysze Ginny, a ona mi. WeĽ przestań zaraz ci zapłacę.
-
Nie - jego głos był niczym skała - Obie towarzyszycie mi... Tylko lepiej
żeby Weasley o tym nie wiedziała, jest chyba na mnie troszkę uczulona.
- Taaa, ociupinkę – Hermiona badawczo popatrzyła na ¦lizgona, ale
nie komentowała jego zachowania.
- No wła¶nie, ociupinkę - u¶miechn±ł
się i szybko zwiał z biblioteki, zanim dziewczyna zd±żyła mu wcisn±ć
pieni±dze.
***
Ginny patrzyła na swoje lustrzane odbicie w
łazience dziewcz±t niedaleko lochu numer osiem. Miała na sobie proste czarne
dżinsy biodrówki i czarn±, obcisł± bluzeczkę, kończ±c± się nad pępkiem,
która ładnie podkre¶lała mały, jędrny biust w kształcie jabłuszek. Rudowłosa
skrzywiła się lekko, złożyła ręce na piersi i tupnęła nóżk± w bucie na
dziesięciocentymetrowym obcasie. (Hermiona założyła tylko
czterocentymetrowy, co pozwoliło Virgini być prawie równ± z przyjaciółk±
wyższ± od niej normalnie o osiem centymetrów).
- Spoko, spoko,
spodobasz się Zabiniemu – zażartowała rozbawiona panna Granger.
– Tylko się nie zabij na tych szczudłach...
- O moje szczudła to
ty się nie martw, a tak przy okazji słodko wygl±dasz - zwróciła się do
Hermiony, u¶miechaj±c się jadowicie. Zupełnie nie jak na Gryfonkę przystało
– dodała. - Na pewno spodobasz się Malfoyowi.
Obie dziewczyny
zmierzyły się w¶ciekłymi spojrzeniami, by po chwili gło¶no się roze¶miać.
- Zło¶liwa, ruda jędza – powiedziała rozweselona Hermiona i
poprawiła lateksowe rami±czko stanika. Miała trochę większe piersi od
przyjaciółki i niestety nie mogła sobie pozwolić na rezygnację z tej czę¶ci
bielizny. Ubrana była w niebieski top z jednym odkrytym ramieniem i czarne,
skórzane biodrówki. Popatrzyła z lekk± dezaprobat± na srebrne kółeczko
tkwi±ce w pępku Ginny i delikatny tatuaż na lewym ramieniu niższej Gryfonki,
przedstawiaj±cy mał± różę.
Jednak, co do tatuażu, Hermiona czuła co¶ w
rodzaju zazdro¶ci i postanowiła waln±ć sobie smoka, żeby być lepsz± od
przyjaciółki. Na kolczyk by się nie odważyła. To nie było w jej stylu, tak
samo jak imprezy w lochach... Ale człowiek w pewnym momencie musi się
odprężyć i trochę pobawić, nawet ona była tego zdania.
- No dobra,
Gin, idziemy i pamiętaj, że w odróżnieniu od braci masz słab± głowę -
Hermiona nie byłaby sob±, gdyby nie nawi±zała do wypadku z wakacji, kiedy to
jedyna dziewczyna w rodzinie Weasley’ów upiła się zaledwie jedn±
butelk± czerwonego wina.
Ginny spiorunowała koleżankę w¶ciekłym
spojrzeniem, nie mogła się pogodzić z tym, że Hermiona nigdy w życiu się nie
spiła.
Kiedy już miały wychodzić z łazienki z jednej z kabin
wyszła Pansy Parkinson. Miała na sobie króciutk± zielon± koszulkę, pod któr±
kołysały się ogromne (powiększone odpowiednim zaklęciem) piersi i bardzo
krótk±, czarn± spódnicę a na długich (i niestety zgrabnych i naturalnych)
nogach pantofle na płaskim obcasie. Panna Parkinson mogła się, bowiem
poszczycić wzrostem prawie stu osiemdziesięciu centymetrów. Zmierzyła
obydwie dziewczyny pogardliwym spojrzeniem.
- O rany... rudowłosa
zdzira i szlama ze szczot± na głowie. Kto was tu wpu¶cił?
- Blais
Zabini, wywłoko ze sztucznym biustem – spokojnie odpowiedziała
Hermiona.
- Ubrała się jak kurwiszon, a mnie nazywa zdzir±... –
Virginia posłała. Pansy sardoniczny u¶miech i wzruszyła ramionami.
-
Lepiej uważaj, z kim zaczynasz, bo możesz pożałować mała gówniaro - Pansy w
bojowej postawie podeszła do Ginny. Zawsze miała ochotę wytargać t± mał±
wiewiórę za jej rud± czupryn±, a teraz była ku temu odpowiednia okazja. W
końcu Granger i Weasley były na jej terenie i ona miała przewagę. Niestety
niektóre marzenia musz± pozostać niezrealizowane. W momencie, gdy zbliżała
się do Gryfonki, drzwi łazienki otworzyły się i stan±ł w nich Blaise.
- Dziewczyny jak się cieszę, że was znalazłem - powiedział u¶miechaj±c się
porozumiewawczo do Hermiony.
- Blaise, co one tu robi±? - Pansy od
razu zaatakowała chłopaka. - Podobno na tę imprezę miały przyj¶ć osoby z
wyższej sfery, a nie...
- No i wła¶nie, dlatego zastanawiali¶my się ze
Smokiem, czy ciebie też zaprosić Pensiku... - rzucił Blais z zabójczym
smirkiem na ustach.
- Och, Blais... zawsze miałe¶ takie pokręcone
poczucie humoru – zaszczebiotała Parkinson i uwiesiła się na ramieniu
wysokiego bruneta, który opierał się o framugę drzwi.
Zabini wywrócił
oczami i delikatnie się odsun±ł a Ginny zmierzyła Pansy takim spojrzeniem,
jakby ¦lizgonka była czym¶ wybitnie obrzydliwym.
- IdĽ na imprezę,
zaraz przyjdę – młodzieniec u¶miechn±ł się czaruj±co do ufarbowanej na
w¶ciekły fiolet dziewczyny i rzucił Grangerównie porozumiewawcze spojrzenie,
pod tytułem „co za ograniczona istota.”
Hermiona tylko
u¶miechnęła się do kolegi i ruszyła za Virgini±, która nie zamierzała
marnować czasu na rozmowy z tym "deklem" jak to zawsze
pieszczotliwie okre¶lała Zabiniego.
- Hej ruda, gdzie tak pędzisz? -
zapytał Draco łapi±c dziewczynę za ramie i wci±gaj±c j± do korytarzowej
wnęki. - Mam do ciebie tak jakby... pro¶bę - powiedział posyłaj±c jej
szelmowski u¶miech - pomóż, mi błagam.
- Co kombinujesz i co ja z tego
będę miała? – spytała szybko i rzeczowo, konkretna, wychowana z
facetami Virginia.
- Zatańcz teraz ze mn±, bo nie mogę się odpędzić od
Pansy... Z tego będziesz miała po prostu ¶wietn± zabawę... Wszyscy mówi±, że
bardzo dobrze prowadzę – u¶miechn±ł się szeroko. - A po drugie, zrób
co¶, żeby zatańczyła ze mn± szczota... Dam Ci za to dziesięć galeonów.
- Zapomnij, Malfoy, ona ma tak± sam± ochotę zatańczyć z tob±, jak ja z
Zabinim... Ale wiesz chyba mam pomysł jak rozwi±zać twój pensikowaty problem
- dodała ze zło¶liwym u¶miechem.
- Niby jak, Weasley?
- Ogło¶,
ze jeste¶ gejem, słoneczko - powiedziała rudowłosa i wyrwała się z jego
u¶cisku.
- Poczekaj! – Krzykn±ł za ni± blondyn. – Nie
b±dĽ taka. Dobra sam sobie z Granger poradzę, ale z Pansy mi pomóż. Dam ci
dwadzie¶cia galeonów. Błagam!! – w oczach ¦lizgona czaiła się
gigantyczna desperacja.
- Malfoy, ja twojej forsy nie
potrzebuje...ale...
- Gadaj, czego chcesz, ty mała...
- Taktyka
na pierwszy mecz w sezonie, albo, radĽ sobie sam.
- O żesz! Chyba
cię pogięło! Zaż±daj czego¶ w ramach rozs±dku, kobieto!
-
Żadne inne rozwi±zanie nie wchodzi w grę – Ginny wyminęła go i weszła
na rozbawion±, zatłoczon± salę.
- Owszem jest! Zatańczysz? –
Draco szybko obj±ł rudaskę wpół i ucałowawszy jej dłoń wyprowadził na
parkiet, zanim dorwała go Parkinson.
Ginny piorunowała mężczyznę
spojrzeniem swych czekoladowych ¶lepek, ale nie próbowała wyrwać się z jego
u¶cisku, całkowicie pochłon±ł j± taniec i musiała przyznać jedno: Malfoy,
był rzeczywi¶cie wspaniałym partnerem.
- NieĽle wygl±daj± razem.
Prawda? - Hermiona usłyszała tuż za sob± głos Zabiniego i zanim zd±żyła
odpowiedzieć, wirowała wraz z nim na kamiennym parkiecie.
MężczyĽnie
porozumieli się wzrokiem i gdy tylko zaczęto now± piosenkę nast±piło
"odbicie partnerek"
- Spierdalaj, Malfoy!
-
Spierdalaj, Zabini!
Te dwa okrzyki zabrzmiały niemal równocze¶nie
na sali. Obydwie dziewczyny złożył dłonie na piersiach i
„wrosły” w podłogę.
- Granger, no nie b±dĽ taka,
każda dziewczyna marzy by ze mn± zatańczyć, a ty jakie¶ fochy odwalasz -
próbował swych sztuczek ,jak zawsze skromny potomek Malfoyów.
-
Malfoy, jestem pewna, że znajdziesz jak±¶ partnerkę, na mnie nie musisz
wypróbowywać swych... tanich wdzięków. A wła¶nie, je¶li mowa o tańcu to
wła¶nie Pansy idzie w twoj± stronę - odpowiedziała br±zowowłosa i zeszła z
parkietu zostawiaj±c Dracona pod „opiek±” jego domowej
koleżanki.
- Dracu¶! –pisnęła rado¶nie Parkinson i rzuciła
się na kln±cego w duchu, na czym ¶wiat stoi, chłopaka, posyłaj±c przy okazji
rozbawionej Hermionie spojrzenie z serii „odwal się od niego,
szlamo.
Widok był tak porażaj±cy, że rozzłoszczona, Ginny,
która próbowała się bezskutecznie wyrwać Blaisowi z silnych ramion,
zaprzestała na chwilę walki, by rzeczowo stwierdzić:
- Żałosne...
- A i owszem, Weasley... I widzę, że urosła¶ – jego podły smirk
pobił wszelkie rekordy wredno¶ci i zło¶liwo¶ci, a Virginia zrobiła się
w¶ciekle różowa z oburzenia.
- Wiesz, Zabini, jest takie stare
mugolskie powiedzenie - zaczęła słodko.
- Co małe to piękne? –
u¶mieszek ala padalec na twarzy arystokraty stał się jeszcze bardziej
wredny.
- Nie... wysoki jak brzoza a głupi jak koza - to
powiedziawszy dziewczyna wyrwała się zaskoczonemu młodzieńcowi, odwróciła na
pięcie i zeszła z parkietu.
- Czego się napijesz? –
spytała przyjaciółkę, trzy minuty póĽniej, ogl±daj±c wszystkie możliwe soki
i alkohole, Hermiona.
- Oj, odwal się.
- Ale jeste¶ miła. No,
czego się napijesz?
- Wła¶nie, czego się napijecie? Mleka nie podajemy
– Blaise pojawił się jak duch obok dziewcz±t przy o barku z napojami i
u¶miechał się zło¶liwie do Virgini.
Rudowłosa zacisnęła wargi i nic
nie odpowiedziała. Zabini postanowił sprawdzić jak dziewczyna zachowa się po
kolejnej prowokacji.
- To znaczy, mleka można się napić, Weasley, ale
niestety w małych ilo¶ciach i trzeba się trochę napracować żeby je zdobyć.
Za to jest to mleczko wy¶mienitej jako¶ci, polecam... – Blais kamienny
i poważny wyraz twarzy, gdy to mówił.
Virginia spurpurowiała z
w¶ciekło¶ci a Hermionę ogarnęła wesoło¶ć.
- A możesz mi powiedzieć,
Zabini, - Ginny starała się mówić bardzo spokojnym głosem, choć nie
wychodziło jej to zbyt dobrze - sk±d możesz wiedzieć, że te mleczko jest aż
tak dobre? Próbowałe¶?
Złapała piwo i nie czekaj±c na odpowiedĽ
ruszyła w stronę znajomych z Ravenclawu. Hermiona na widok ogłupiałej miny
Blaisa wybuchła ¶miechem i tylko poklepała go po plecach.
- No i za
co? – żało¶nie spytał brunet i poczochrał się w roztargnieniu po
gęstych, sztywnych włosach.
- Szczotu¶, skarbie, dlaczego ona mi to
robi? To ja do niej z sercem na dłoni, z dobrymi intencjami, a ona mi
sugeruje, że... powinienem zostać gejem... Sk±d w niej tyle agresji?
-
Nabyła z wiekiem... a tak poza tym to nie wpasowałe¶ z tym tekstem o mleku -
dziewczyna ze znawstwem s±czyła wino i spod półprzymkniętych oczu
obserwowała towarzysza.
- A niby dlaczego nie?
- Bo Ginny po
prostu kocha mleko i mogłaby je pić przez cały dzień, takie małe
zboczenie...
Blais nalał sobie tego samego wina, co gryfonka i
popatrzył uważnie na Hermionę.
- Granger, to co mówisz sugeruje, że
powinna mi być wdzięczna za troskę. Tutaj mleka nie ma, przynajmniej tego
krowiego, a ja staram się dbać o wszystkich go¶ci.
- A wła¶nie...
go¶ci. Co¶ ty się tak zainteresował tym szczególnym go¶ciem? Jak widzisz ona
radzi sobie doskonała - Hermiona popatrzała na Ginny która wła¶nie szalała
na parkiecie z jednym z przystojniejszych chłopaków z Ravenclawu.
-
Jak na mój gust to aż za dobrze - mrukn±ł Zabini i ruszył w stronę
tańczonych.
- Teraz ja z ni± tańczę! – Blais złapał
zaskoczon±, jego bezczelno¶ci±, Virginię za rękę i odci±gn±ł j± od
przystojnego Krukona.
- Jak ¶miesz, Zabini? – spytała zimno
dziewczyna.
- Normalnie. To się nazywa odbijany...
- Co¶ ty się
na mnie tak uwzi±ł, człowieku? Co ja ci takiego zrobiłam? - zrezygnowana
Ginny zaczęła z nim tańczyć wiedz±c, że szarpanina i tak do niczego nie
doprowadzi.
- Tu nie chodzi o to, co ty mi zrobiła¶, ale o to, czego
nie chcesz dla mnie zrobić – powiedział, sugestywnie się przy tym
u¶miechaj±c.
- Wiesz, my¶lałam, że nie istnieje nikt głupszy od mojego
brata, ale myliłam się. Ty i kretyn Malfoy bijecie rekordy.
Virginia
stanęła na ¶rodku parkietu z założonymi na piersi rękami i wbiła wzrok
czekoladowych oczu w zielone oczy chłopaka. Musiała przy tym nieĽle zadrzeć
głowę, ale mało j± w tej chwili to obchodziło.
- Rudasku, jeste¶
urocza, gdy się d±sasz – Blais pochylił się nad dziewczyn± i pogładził
kciukiem jej policzek.
„Rudasek” nic na to nie
odpowiedział tylko spiorunował go wzrokiem, odwrócił się i pod±żył w stronę
barku.
"Cholera, ja przez niego nerwicy dostanę, albo w
alkoholizm się wpędzę...” - my¶lała nalewaj±c sobie ognistej whisky i
szukaj±c wzrokiem Hermiony. Kiedy odnalazła swoj± przyjaciółkę o mało co nie
zadławiła się napitkiem.
Hermiona trzymała za farbowane kudły,
wyższ± od siebie o kilka centymetrów Pansy i ci±gnęła j± do ziemi. Wła¶nie w
tej chwili umilkła muzyka i dało się słyszeć pisk Parkinson i wrzask
w¶ciekłej Hermiony.
- Jeszcze raz mnie nazwiesz zdzir±, jebana
wywłoko, kurwiszonie tani z przepask± na biodrach, a tak ci wpierdolę, że
cię rodzona matka nie pozna! – darła się „kulturalnie”
pani Prefekt Naczelna. – Odszczekaj, suko, to, co powiedziała¶, ALE
JUŻ!!
Draco, który był najbliżej dziewczyn z trudem odci±gn±ł
Gryfonkę od zaszokowanej ¦lizgonki.
- Ona mnie uderzyła - Pansy
próbowała udawać wielce skrzywdzon± przez los.
- No, ma niezłego
ciosa, ta nasza mała szczoteczka - powiedziała Draco; do tej pory z
nostalgi± wspominał cios "małej szczoteczki"
- Nie wtr±caj
się, Malfoy! - Hermiona posłała mu spojrzenie bazyliszka na przymusowym
odwyku od ludzkiego mięsa i wyrwała się z silnych ramion blondyna.
-
Ja cię dopiero mogę uderzyć, ty lafiryndo w przykrótkiej kiecce! –
wrzasnęła w stronę Parkinson. - Odwołaj w tej chwili to co powiedziała¶ albo
ci rozwalę t± mopsowat± gębulę!
- Draco ona mi grozi - Pensy
spojrzała się w stronę "swojego mężczyzny", który patrzył na ni± z
wyraĽna pogard±.
- Pansy, zdradzę ci pewn± tajemnice - powiedział
chłopak obejmuj±c ramieniem Hermionę, która dalej próbowała się wyszarpać. -
Mi to wisi słoneczko. Jak Granger będzie chciała ci przylać to ja jej na
pewno nie zabronię. Bójki między babkami to nie moja rzecz.
- Jak nie
twoja, to mnie pu¶ć, prymitywie! – Hermiona wyrwała się z u¶cisku
i dała Malfoy’owi kuksańca między żebra. – IdĽ obmacywać
Parkinson, ona się ucieszy!
- Ale ja niezbyt - jękn±ł Draco
macaj±c obolałe żebra.
- Draco, albo ona st±d wyjdzie, albo ja to
zrobię - mopsowata piękno¶ć spojrzała wyzywaj±co w kierunku Gryfonki, była
pewna, że Malfoy pomimo swego wcze¶niejszego zachowania wybierze j±. W końcu
była czystej krwi.
Sytuację uratował Blais, który miał tendencję do
pojawiania się znik±d w odpowiednim (b±dĽ w najmniej odpowiednim) momencie,
zupełnie jak słynny S. S. Mann Hogwartu.
- Jeżeli tak bardzo chcesz
wychodzić Pansy, proszę bardzo. Granger nie wyjdzie, bo ja jestem
współorganizatorem tej imprezy i ja sobie życzę, żeby została. Wiesz
skarbie, z ni± można chociaż inteligentnie porozmawiać.
- Draco -
dziewczyna szukała jeszcze ratunku o blondyna.
- Za tob± s± drzwi, a
za nim wyjdziesz to ja ci dobrze radzę: przepro¶ j± - co¶ w głosie Zabiniego
zmusiło dziewczynę do cichych przeprosin.
- No i po kłopocie - mrukn±ł
Draco i spokojnie zapalił papierosa
- No, ładnie – powiedziała
cicho Ginny. – Dasz macha, Malfoy?
- Hm? Tobie, szkrabie?
– Draco u¶miechn±ł się zalotnie. – A co na to wielki i zły brat
Łasic?
Hermiona nie wytrzymała. W¶ciekło¶ć, która j± powoli
opuszczała, szok słowami Zabiniego i to, co usłyszała przed chwil±, co¶ w
niej poluzowały. Zawsze broniła Rona przed atakami Malfoya, ale to, co
powiedział teraz, było po prostu piękne i doskonale oddawało naturę Ronalda
W. Granger dostała klasycznej głupawki ¶miechowej.
Chłopcy tylko
popatrzyli po sobie i u¶miechali się. Zabini podprowadził Hermionę do
najbliższego fotela, gdzie dziewczyna mogła się w spokoju wy¶miać. Odwrócił
się w stronę towarzystwa, a gdy zobaczył, że panna Weasley dostała jednak
tego papierosa, podszedł do dziewczyny, wyj±ł go z jej ust i ze słodkim
u¶miechem powiedział.
- Jak będziesz palić to nie uro¶niesz,
kruszynko.
Sam zaci±gn±ł się skonfiskowanym papierosem, a Draco bez
słowa wyci±gn±ł kolejnego. Wiedział doskonale, że przyjaciel zamierza
wyjarać całego i nawet nie liczył na zwrot. Spokojnie podszedł do fotela, w
którym siedziała Hermiona, która powtarzała co jaki¶ czas "wielki, zły
brat Łasic", rż±c ze ¶miechu i trzymaj±c się za brzuch, i usiadł na
szerokiej poręczy. Zaci±gn±ł się kilka razy papierosem i podał go
dziewczynie, która powoli zaczęła się już uspokajać.
- Dzięki, Malfoy
- powiedziała z lubo¶ci± zaci±gaj±c się papierosem. - Sk±d wiedziałe¶, że
palę?
- Ma się te swoje tajemnice, Granger.
- Tajemnice? -
Hermiona popatrzyła podejrzliwie na ¦lizgona.
- Aha - Draco uważnie
się jej przyjrzał. - Nie mogę ci podarować, że ¶cięła¶ tak± fajn± szopę,
szczoto.
- Mi się podoba - ucięła Hermiona.
- Nie jest Ľle -
Draco z oci±ganiem wzruszył ramionami. - Ale jak już powiedziałem, to
niepraktyczne - mówi±c to szybko wstał i się odsun±ł, żeby nie zarobić
standardowego plaskacza, bo aż takiego sentymentu do ciosów orzechowookiej
Gryfonki nie miał.
- Malfoy, ty za to masz coraz dłuższe włosy -
zaczęła Hermiona udaj±c, że nie rozumie ostatniej aluzji.
- No mam i
co z tego? - chłopak ponownie zaci±gn±ł się papierosem i u¶miechn±ł
porozumiewawczo do Blaisa, który postanowił trochę podenerwować rudowłose
dziecię.
- Niby nic, tylko podobno im więcej na głowie tym mniej w
głowie, a u facetów to im dłuższy włos tym krótsza... a zreszt± jestem
pewna, że się domy¶lasz...
- Nie wiesz, o czym mówisz kobieto, a
zreszt± jak chcesz to możemy wyj¶ć o udowodnię ci, że się mylisz -
powiedział Dracze i zalotnie się u¶miechn±ł.
- A masz pod ręk± lupę?
Bo jak nie, to chyba nie mam, po co się fatygować... - jej zjadliwy tekst
wywołał na twarzy Malfoya ironiczny u¶mieszek.
- Nie prowokuj mnie
Granger, dobrze ci radzę...
- Taaa, bo ty bardzo groĽny jeste¶ -
mruknęła dziewczyna i sięgnęła po piwo, z niepokojem obserwuj±c jak jej
przyjaciółka znowu miesza alkohole.- Cholera upije się jak nic.
-
O! To Dziki będzie miał ułatwione zadanie, wy wszystkie jakie¶ takie
łatwiejsze po kilku piwach.
- Co¶ ty powiedział? - Hermiona wstała i
podeszła do chłopaka, który przezornie cofn±ł się w stron± Blaisa i
Virginii.
Zabini z rozbawieniem podawał dziewczynie kolejne drinki.
- To niezdrowo tak mieszać - powiedział zastanawiaj±c się czy aby na
pewno dać jej tequillę, o któr± piprosiła zaraz po setce czystej bez
popitki.
- Mam mocarny łeb- skłamała gładko Ginny.
- Powiedzmy -
Hermiona spojrzała uważnie na koleżankę. - Lepiej, żeby twój brat się o tym
nie dowiedział. Wiesz jaki on jest.
- Oj, Hermi, przecież nic mi nie
będzie.
- Wła¶nie, Herm,i nic jej nie będzie, a jak co¶ to Blaise z
chęci± odprowadzi j± do sypialni, prawda Dziki? - powiedział Draco z min±
aniołka.
- Malfoy, nawet jakbym była pijana jak ¶winia, to nigdy nie
dam się odprowadzić Zabiniemu do sypialni.
- Proszę - Blais bardzo
szybko podj±ł decyzję, co do tego czy podać Virginii tequillę.
-
Dziękuje - odrzekła rudowłosa, pochłaniaj±c zawarto¶ć szklaneczki jednym
łykiem.
Draco patrzył na Virginię z podziwem.
- No, niezła
jeste¶ Weasley, szacuneczek - powiedział z kurtuazj±.
- Nie
szacuneczek, tylko rzygańsko - sceptycznie odrzekła Hermiona.
-
Przecież nie rzygam - odpaliła zła za ten tekst, Virginia, odbieraj±c od
rozkosznie u¶miechniętego Blaisa kielich czerwonego wina.
- Jeszcze
nie, droga koleżanko - Hermiona sięgnęła po kolejne piwo i rzuciła w¶ciekłe
spojrzenie Zabiniemu, który niewinnie zmrużył oczy i posłał jej buziaka.
- Hermiona, marudzisz - powiedziała Ginny i zachwiała się na nogach. Pić
to może i potrafiła, ale mocnej głowy na pewno nie miała.
-
Szczoteczko, zatańczymy? - Draco postanowił ponownie uderzyć do Hermiony. -
WeĽ się zgódĽ, wiewióra jest chyba dostatecznie duża, by nie potrzebować
niańki, a nawet jakby, co to Blaise się ni± z przyjemno¶ci± zajmie.
-
Oczywi¶cie, nie przeszkadzaj sobie szczotu¶, skarbie. Jestem dużym chłopcem
i zajmę się koleżank±, nic się jej nie stanie.
Ginny wychyliła kolejn±
setkę wódki i powiedziała już nieco niepewnie, jakby nie miała dostatecznej
władzy nad własnym językiem.
- Smma się sob..± zaaajmę, Zabini, łaski
bez, a ty..... idĽ zatańcz ... z tchórzofretk±...., Herm.
Pomimo
usilnych nalegań Malfoya, Hermiona ani na chwile nie ruszyła się od
przyjaciółki i dobrze zrobiła, bo już po kilku minutach i jeszcze dwóch
mocnych drinkach, razem z Zabinim, wyprowadzała zataczaj±c± się Virginię z
lochu.
Draco szedł przed nimi i sprawdzał czy w pobliżu nie ma nikogo,
kto mógłby o tym incydencie donie¶ć nauczycielom, bo przecież na tej zabawie
nie miało być ani kropli alkoholu. A w my¶lach zastanawiała się ,co on Draco
Malfoy syn Lucjusza Malfoya robi najlepszego...Ratować tyłek
Weasley’owi...kto by pomy¶lał.
Ponieważ do łazienki
dziewczyn była gigantyczna kolejka, Blais wzi±ł słaniaj±c± się Ginny na ręce
i ruszył do pustej łazienki męskiej.
- Niedobrze mi - oznajmiła
Virginia.
- No, niesamowite - z przek±sem stwierdziła Hermiona.
- Stójcie obydwoje i pilnujcie, żeby nikt nie wlazł, ona zaraz będzie
rzygać, a ja nie chcę mieć na sobie kolorowej mieszanki alkoholowej, idę jej
pomóc... Granger weĽ tak na mnie nie patrz, jakbym lazł w tak UROCZE
miejsce, jak męski kibel, po to by j± wykorzystać seksualnie. Może ty wolisz
wej¶ć do kabiny i patrzeć na rzygi koleżanki, co?
Hermiona stała
zaniepokojona przed drzwiami toalety i uważnie patrzyła czy nikt czasami nie
idzie, natomiast Draco wygl±dał na bardzo wyluzowanego, tak jakby go cała ta
sytuacja bawiła.
Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem; ona nie
widziała w ty nic ¶miesznego.
- I z czego się tak cieszysz, oszołomie?
- warknęła do chłopaka.
- Ona rzyga - rado¶nie powiedział blondyn. -
Mała Virginia Hogwartcka Dziewica rzyga w męskim kiblu! To jest
przezabawne, Granger. Wyluzuj szczoteczko i ciesz się życiem.
- Wiesz
Malfoy, ja wiedziałam, że ¦lizgoni charakteryzuj± się swoistym poczuciem
humoru, ale wiesz takiego kretyna jak ty to ze ¶więc± szukać. Ja jako¶ nie
widzę nic zabawnego w tym, że moja koleżanka upiła się, a teraz wymiotuje w
męskiej toalecie. Wybacz, chyba nie mam tak wysublimowanego poczucia humoru
jak ty.
- Wyluzuj, szczota - Draco u¶miechn±ł się zalotnie. - Ja
osobi¶cie uważam za zabawne, to że grzeczna Gryfonka zwraca wybuchow±
mieszankę promili do męskiego kibla i to w towarzystwie ¦lizgona. Nie b±dĽ
taka zasadnicza, bo tak ci zostanie.
- Wiesz? Wolę swoj± zasadniczo¶ć
od cholernego kaca.
Dziewczyna zaklęła szpetnie widz±c, że jaka¶ para
zbliża się do "ich" toalety. I na pewno nie szli oni w tamtym
kierunku po to, by skorzystać z niej w celu, do którego została pierwotnie
przeznaczona... NajwyraĽniej wszystkie wolne klasy i zaułki były już
pozajmowane.
- Wstęp wzbroniony! - Draco zagrodził wej¶cie własnym
ciałem i rozpostarł ramiona.
- A dlaczego i z jakiej racji, co¶ się
stało? - zapytała podpita Krukonka uwieszona na ramieniu wstawionego
¦lizgona.
- Strefa zagrożenia toksycznego - grobowym tonem oznajmił
Malfoy i przybrał minę przedsiębiorcy pogrzebowego. Hermiona posłałam mu na
wpół urażone, a na wpół rozweselone spojrzenie.
- Pieprz się, Malfoy -
warkn±ł jego kumpel i otworzył z rozmachem drzwi, niemal powalaj±c blondyna
na tward± posadzkę.
Wszyscy ciekawie zajrzeli do ¶rodka...
Jedna
z kabin była otwarta. Zabini stał w progu i trzymał za końcówkę długi rudy
warkocz.
- Kurwa, płuca wypluje, kurwa - dobiegł ich dziewczęcy głos.
Warkocz się szarpn±ł i wszyscy mogli usłyszeć, jak Virginia rozmawia z
klozetow± muszl±.
- Jaki ¶liczny widok - mruknęła Krukonka i spojrzała
z lito¶ci± w stronę kabiny. - Dobra, Ares, chodĽ st±d, spadamy, jako¶ nie
mam ochoty tego słuchać. Nie po to płaciłam dziesięć galeonów, żeby teraz...
Szukamy czego¶ innego.
Hermiona usłyszała tylko jedno: "nie po to
płaciłam dziesięć galeonów". Jej wzrok poszybował w stronę Blaisa,
który posłał jej spojrzenie z serii: "ja nic nie wiem, ja tu tylko
sprz±tam".
W końcu Ginny wstała i poszła do rzędu umywalek by
przepłukać twarz i usta.
- Dzięki Zabini... Miałe¶ kiedy¶ wrażenie, że
wyrzygasz całe wnętrzno¶ci? Bo ja kurwa tak, nie raz... Ale teraz spoks,
mogę pić dalej.
- Zapomnij! – krzyknęła Hermiona. - Je¶li
zobaczę cię przy czym¶ innym niż soczek pomarańczowy, to osobi¶cie
powiadomię o tym Rona.
- Nie możesz - Ginny jęknęła zrozpaczona; jej
brat chwilami był gorszy od Percivala, o ile to było możliwe. Spojrzała
załzawionymi oczyma na Hermionę, a widz±c jej nieugięta postawę szepnęła
tylko. - Wiem, że możesz.
- No nie płacz, malutka - Blais obj±ł
Virginię i u¶miechn±ł się do niej całkiem niewinnie. - Możesz przecież
dostać tego mleczka, o którym ci mówiłem, je¶li się postarasz.
Hermiona się zarumieniła i odchrz±knęła, a Draco zamrugał oczami ze
zdziwienia.
- Jakiego mleczka? - spytał głupawo, ale po sekundzie
zrozumiał aluzję i jego przystojn± twarz rozja¶nił radosny i zło¶liwy
u¶miech. – A, te mleczko... W sumie Granger jakby¶ bardzo chciała, to
też cię mogę tym poczęstować.
- Jak piekło zamarznie – syknęła
Gryfonka i wymownie popatrzyła na przyjaciółkę, która zd±żyła się już
wyszarpn±ć z u¶cisku Zabiniego i mamrotała cos pod nosem o wyro¶niętych,
zboczonych i nienormalnych ¦lizgonach.
- ChodĽ, Ginny idziemy st±d. A
ty, Zabini... ja z tob± jeszcze pogadam o...partnerkach.
- Ja chcę na
imprezę, nie idę do domciu - naburmuszyła się Ginny, a Blais lekko zbladł i
prawie niezauważalnym gestem pokazał Hermionie, żeby na razie milczała.
- Okey, ale jak się zobaczę z alkoholem to wielki i zły brat Łasic na
pewno o tym się dowie i o tym, ze rzygała¶ w kiblu męskim też... żenuj±ce. -
Hermiona powiedziała to, co uznała za stosowne i posłała Zabiniemu szeroki
u¶miech z serii "i tak wiem, że kręcisz."
Dziewczyny z
godno¶ci± opu¶ciły slizgońsk± toaletę i powróciły do sali.
- Chyba się
wkopałe¶, Dziki - Draco wyci±gn±ł następnego papierosa i mocno się
zaci±gn±ł.
- Ty bardziej, Smoku... Szczególnie jak Granger się dowie,
że to ty za ni± płaciłe¶.
- No, chyba jej nie powiesz...
- No,
nie wiem... Ale wkurza mnie to jak do niej czasami się odnosisz, a jeżeli
kiedykolwiek zrobisz aluzje do długo¶ci jej włosów, to nie ręczę za to, co
może mi się wymkn±ć - Zabini u¶miechn±ł się zło¶liwie. - Ona jest w porz±dku
i masz z ni± kulturalnie rozmawiać, czas dorosn±ć.
- Ale ona tak
słodko się zło¶ci... prawie tak słodko jak Weasley kiedy j± denerwujesz... A
wła¶ciwie to jej wzrost i twój s± nawet odpowiednie - Draco u¶miechn±ł się
wrednie
- A niby dlaczego?
- Bo przynajmniej nie będzie musiała
klękać do tego... mleczka.
- Wiesz, co, aż tak niska to ona nie jest -
Blais zrobił bardzo filozoficzn± minę. - Poza tym w±tpię, że dałaby się na
to mleczko namówić.
- A ja w±tpię, czy milczałbym o tym, kto za t±
wiewiórkę płacił, gdyby tobie się wyrwało, kto płacił za szla... znaczy
szczotuńkę - Draco szybko zmienił wyraz, gdy dojrzał złe i pełne oburzenia
spojrzenie przyjaciela.
"¦wietnie, zaraz walnie mi wykład o
kulturalnym wysławianiu się i o tym, jak to szlachectwo zobowi±zuje,
¶wietnie" - przestraszył się Malfoy i na wszelki wypadek, u¶miechn±ł
się bardzo niewinnie.
Koło drugiej w nocy, kiedy impreza w
lochach chyliła się już ku końcowi, Hermiona dorwała Blaisa w ciemnym k±cie,
gdzie próbował się ukryć przed zakochan± fanatyczk±, która niestety nie
miała rudych loków.
- Zabini, powinnam cię strzelić, ty wredny
oszu¶cie.
- No co ty, szczotuniu, przecież ja nic nie zrobiłem, byłem
grzeczny jak...
- A te dwadzie¶cia galeonów... to niby co? -... -
zbolała mina mówiła wszystko i dziewczyna nie miała siły się już na niego
dłużej w¶ciekać. W sumie to było miłe... chyba.
- Niech ci będzie...
nic jej nie powiem, ale pod jednym warunkiem - teraz należało wypu¶cić
truj±c± strzałę. - Czy Malfoy ci w tym pomagał?
- On mi nie pomagał...
- skłamał Zabini. - To znaczy wiedział o tym i po prostu zmilczał, w pewnym
sensie mnie krył - dodał widz±c niedowierzanie w oczach Hermiony.
-
Wielki Zły Brat Łasic nie przepada za tob±, wiesz? - spytała złowieszczym
tonem Hermiona.
- Tak, wiem... ale Wielka Dobra Siostra Szczota nie
wrobi biednego, niewinnego, grzecznego Brata Żuczka O W±tłym Zdrowiu, nie?
Dziewczyna popatrzyła na niego i obydwoje wybuchli niekontrolowanym
¶miechem.
- Jeste¶ wredn± szuj± ,Zabini, ale, do cholery, i tak nie
mogę się na ciebie gniewać - powiedziała na zakończenie rozmowy Hermiona.
Fajnie, że kolejny part już jest Part bardzo dobry, bardzo mi się podobał.
Powodzenia przy dalszym pisaniu!
<--------- na zachętę i wenę. Takie dwa w jednym
Uff, przebrnęłam. I podobało mi się.
Czyt się lekko, łatwo i przyjemnie. Opowiadanko naprawdę udane. Błędów
chyba nie ma (przynajmniej nie widziałam takowych).
Czekam na następn±
czę¶ć.
Pozdrawiam.
ech, ile można czytać bliĽniaczo podobnych, słownych przepychanek w stylu "zgrywaj±, że się nie lubi± a to i tak wszystko do wielkiej miło¶ci prowadzi"? - takich, co to w tanich romansach pojawiaj± się często gęsto, acz, dla odmiany - tam jest mniej bluzgów (których może nie jestem absolutn± przeciwniczk±, ale co za dużo, to niezdrowo. Z Hermiony nagle zrobiła się niemalże taka panna, co to stoi pod blokiem i częstuje wszystkich podwórkow± łacin±. Jak dla mnie - zgrzyt)
Poza tym jak narazie (może to się zmieni, acz tymczasem nic na to nie wskazuje) nie widzę tu nic poza powielaniem tego samego schematu i nie wiem, do czego zaskakuj±cego mogłoby to prowadzić. Domy¶lam się, że do zwiększenia zażyło¶ci... - a to nie jest zaskakuj±ce.
Poza tym sugeruję przeczytanie tekstu przed wklejeniem - pojawiaj± się zgrzyty w postaci Ľle dopasowanych przypadków, kropki w ¶rodku zdania i takie tam.
Morqiano Droga, a niepomy¶lała¶, ze
mogły¶my npisać to opowiadania dla zabawy?
Nag i ja bawiły¶my się
doskonale pisz±c to, bo nie pisały¶my po to, żeby zachwycić kogo¶ własna
elokwencj±, albo ¶wietnym, powalajacym tekstem. Pisałysmy po to, żeby przy
pisaniu się po¶miać. Niektórzy powinni tego spróbować.
Wiesz jakie jaja
dchodz±, kiedy dwie osoby pisz± na g albo na tlenie i rż± jak głupi do sera,
gdy przyjdzie jednej z tych osób przeczytać co własnie dopisała tadruga?
Polecam, bo to ¶wietnie odstresowuje.
Nie
mogę zrozumieć ludzi, którzy uważaj±, że pisz±c FF należy od razu starać się
zostać Dostojewskim. Można pisać mniej lotne i bardziej poważne opowiadania,
bez uszczerbku dla własnego zdrowia psychicznego. Wręcz przeciwnie; ¶miech
jest potrzebnynam wszystkim.
Chyba powinnam w takim razie dać
ostrzeżenie na pocz±ku FF-u, żeby broń Boze nie brali się za to ludzie
oczekuj±cy jakich¶ wzniosłych tekstów, ale Ci którzychc± poczytać
niezobowi±zuj±cy i rozluĽniony (obyczajnie) fan-fic.
Może to dziwi, że
dwie dorosłe kobiety napisały tak nieambitny tekst, ale ważne jest, że
swietnie się przy tym bawiły i mog± dostarczyć rozrywki tym, którzy maj±
podobne poczucie humoru.
Hermiona nie awansowała na uliczn±
propagatorkę łaciny podwórkowej, po prostu ostro zareagowała na wyzwisko, po
uprzednim napiciu się i nawdychani dymu tytoniowego ( i nie tylko:]).
Chciały¶my tylko pokazać, że nawet dobrze wychowana "kujonka" może
mieć chwilę słabo¶ci. Dalej Hermiona jest "grzeczniejsza"
PS: Za błędy serdecznie Wszystkich przepraszam, ale tekst wordowski
poprawiałam z gor±czk± prawie 38 stopni. Jeżeli za¶ chodzi o literoofki, to
sorry, ale bardzo ciężko je wyłapać inawet Polkowskiemu się one zdarzaj±:)
A mnie się to opowiadanie podoba.
Szczególnie to, że nic narazie nie słychać o kochanych przyjaciołach w
formie duetu H&R, a zamiast tego pojawiła się Ginny. Hyhy, no i ten
Zabini, na którego sama zaczynam mieć ochotę ;D Czekam na jak±¶ wielow±tkow±
akcję i romansik.
ps. mówi się o jakim¶ dziurawym kotle. czy to
forum nadal egzystuje?
nadal wspaniałe
Tylko czekać na nast. party
Wydaje sie ze Kit albo nie wie o wznowieniu pracy MF'a albo nie ma zamiaru "poczestowac" nas kolejnym partem mimo tak przychylnych opinii...
Kit wie, ze Magiczne odzylo - dawala 10tego dwa dni do 'Byc szlachetnym'.
Tak BTW. Tego ficka, tak samo jak 'I believe...' nie moglem kiedys znalezac na zadnym innym forum. Chyba szukac nie umiem...
Opowiadanie jak najbardziejmi się spodobało. Widzę, że Autorka znów nie obieszkała umie¶cić swojej ulubionej pary w ff. Draco i Hermiona... ja osobi¶cie też lubie o nich poczytać. Szczególnie gdy wychodz± z tego do¶ć ciekawey epizody.
Piszesz, jak ja to mówie, lekko i przyjemnie, co sprawia, że czyta się z zapartym tchem i prosi się o więcej. Te dwa rozdziały jako¶ mnie nie usatysfaksjonowały do końca. Przydałby się jaki¶ nowy odcinek. Czytelnicy czekaj± i czekaj±. A chyba nie chcesz, żeby ludzi poumierali z wyczekiwania an nowy odcinek przed monitorami komputerów. To byłaby katastrofa gorsza niż w Czarnobylu .
Mi się podoba, nie mam żadnych zarzutów, no poza drobnymi literówkami i postawionymi przecinkami tam gdzie nie trzeba i na to zwracaj uwagę.
Pozdrawiam
CyCu¶
Zal rozstawac sie z tym opowiadaniem ale wszystko mowi ze Kit nic juz nie opublikuje przed nami - mimo wszytko wciaz mam nadzieje na zobaczenie kolejnego parta.
Kit chyba zapomniała o aktualizowaniu
"Zmowy" na Magicznym.
Dziurawiec udostępnia wszystkie
napisane do tej pory odcinki (ostatni był we wrze¶niu!).
Przepraszam za brak aktualizacji, ale miałam ostatnio problemy z kompem. Nadal mam, ale już mogę na nim pracować.
Jestem teraz zajęta, ale dzi¶ wieczorem wkleję następny rozdział, jak dobrze pójdzie to nawet dwa.
Proszę Was Kochani o jedno.
Pamiętajcie, ze nie tylko ja pisałam ten FF (jeszce piszemy ostatni rozdział - prawie jest skończony), ale także Nagini i jej wkład był tak samo duży jak mój.
Ona ma teraz nieszczęsna dużo pracy i znowu co¶ się z jej komputerem dzieje, dlatego wklejam ja (wczaw¶niej też miała duże problemy), co nie oznacza, że to opko powstaje przy wpółpracy dwóch postrzelonych kobiet, a nie jednej.
PS: Mam nadzieję, że Nag się nie obrazi za postrzelon±; nie miałam nic złego na my¶li. ))
:*
dzięki, naprawdę.
zuch dziewczyny!
Miło czytać, że pojawi się nowy odcinek...
Ja z przyjemno¶ci± przeczytam...
No i czekam...
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar
Zakład
Od czasu imprezy w lochach stosunki między niektórymi przedstawicielami Domów Węża i Lwa układały się w miarę poprawnie, nie licz±c oczywi¶cie drobnych i niegroĽnych incydentów i kłótni...
W pewne listopadowe popołudnie Hermiona Granger, zagrzebana w ciepły pled, rozmawiała z grup± dziewczyn. Rozmawiały oczywi¶cie o tym, o czym rozmawiaj± wszystkie normalne nastolatki na całym ¶wiecie... zakupach, kosmetykach, seksie i chłopakach... W tej wła¶nie kolejno¶ci..
- A najprzystojniejsi w całej szkole to s± chyba Malfoy i Zabini – Levander zachichotała cichutko.
- Ta jasne, Malfoy - Hermiona wbiła w ni± w¶ciekłe spojrzenie. - Zabini to nawet względna bestia... całkiem, całkiem, ale ta tchórzofretka... Yah!
- No co, NO CO?! - Parvati wł±czyła się na cały regulator. – Je¶li TRACIĆ cnotę jeszcze w szkole, to tylko z którym¶ z nich... No jeszcze Harry jest niezły i twój brat też się wyrobił, Ginny .
- Jasne, jak sznurówki w bucie - mruknęła Virginia i spojrzała się zdegustowana na koleżankę - Według mnie to ani Ron, ani Harry, ani Zabini do niczego się nie nadaj±. Ewentualnie Malfoy... ale nawet z nim nie poszłabym do łóżka. - EWENTUALNIE MALFOY?! - Hermiona wygl±dała jakby zw±tpiła. - Ewentualnie to może Zabini... Ale i tak musiałby¶ mnie spić - dodała szybko widz±c minę przyjaciółki
- Zabini jest wysoki i durny jak pień - skwitowała Virginia.
- Z tym się nie mogę zgodzić - panna Granger potrz±snęła ostrzyżon± głow±. - Czasami z nim rozmawiam i okazuje się, że to istota bardzo inteligentna, zwłaszcza jak na mężczyznę. Po prostu masz uprzedzenia..
- Nie mam żadnych uprzedzeń, po prostu nie lubię szczura... A poza tym o czym gadamy? Ja i tak nie zamierzam stracić teraz dziewictwa... jeszcze przynajmniej przez dwa lata. Tak do zakończenia szkoły.
- Ja też... Zreszt± jestem pewna, że ten cały seks jest grubo przereklamowany - Hermiona była tego samego zdania co przyjaciółka.
Żadna z nich nie zwróciła uwagi na wiele mówi±ce spojrzenia Parvati i Levander.
- Ta, jasne... Luna mówiła, że jest spoks, chociaż za pierwszym razem trochę boli, - powiedziała Virginia - ale na pewno byłby czym¶ oble¶nym z tym całym Zabinim. Fuj.
Levander spojrzała na młodsz± koleżankę z czym¶ w rodzaju politowania.
- Wiesz co, Herm ma rację - powiedziała. - Dziewczyno, czy ty oczu nie masz? A widziała¶ JEGO oczy? Albo jego u¶miech? A nie zauważyła¶, że jest dżentelmenem i zawsze, ale to zawsze jest schludnie ubrany i zajebi¶cie pachnie? Co ty do niego masz?
- Jest za wysoki i do tego wredny - Ginny nie zamierzała dać się przekonać.
- Ta Weasley, jasne... - Parvati spojrzała na koleżankę z wielkim politowaniem. - Dziewczyno zastanów się, co mówisz... Z nim albo z Malfoyem wyl±dować w łóżku... marzenie
Levander zamruczała rozkosznie.
- Ale to nie takie proste, kochana... Wiesz ile kobiet czeka w kolejce? - powiedziała żało¶nie do przyjaciółki.
- Ale oni pewnie chętnie pomagaj± tym chętnym kobietom... Jaki facet przepu¶ciłby tak± okazję? - zastanowiła się na głos panna Patil.
- Zapomnij, słyszałam, że wcale nie s± – Levander zamilkła na chwilę, szukaj±c w my¶lach odpowiedniego okre¶lenia - łatwi – dodała z m±dr± min± i machnęła z rezygnacj±. - Chociaż warto próbować.
- To wy sobie próbujcie, ja dziękuje bardzo, ale zainteresowana nie jestem - Hermiona wtuliła twarz w futerko pomarańczowego kocura. - Ani Malfoy, ani Zabini. Żaden
- Wła¶nie! - Ginny była takiego samego zdania co przyjaciółka.
Dziewczyny nie wiedziały, że ich postanowienia wywołaj± potężna burze.
- W ogóle? - Zdziwiła się Parvati Patil.
- Ani trochę - stanowczo odrzekła Hermiona.
- Nie spojrzymy na żadnego z nich jak na faceta, ani nie prze¶pimy się z nikim, zwłaszcza z żadnym z nich, aż do końca nauki w Hogwarcie. Kropka. - Zakończyła dyskusję Virginia.
Tydzień póĽniej o deklaracji Ryżej i Szczoty wiedziała cała szkoła, a w Slytherinie zawrzało, bo zaczęto robić zakłady.
***
Zabini i Malfoy siedzieli w własnym dormitorium i udawali, że się ucz±, choć tak naprawdę obaj my¶leli o deklaracjach Gryfonek. To było jak WYZWANIE... Nie, nie jak wyzwanie, to było wyzwanie, które oni MUSIELI podj±ć.
- Draco... - Zabini odłożył tom "Transmutacji Zaawansowanej" i zdj±ł okulary w srebrnej oprawie.
- Tak? - Malfoy udawał, że został brutalnie wyrwany z zajmuj±cej lektury, jak± były "Silne eliksiry starożytnego Egiptu. Jak zdobyć przepisy i składniki."
- Stary, nie udawaj, że czytasz i to odłóż. Pogadajmy jak mężczyĽni - Zabini podrapał się niegroĽnym końcem różdżki za lewym uchem.
- Ano pogadajmy. Co ci się roi pod t± czarn± strzech±, Blais? - Malfoy wbił wzrok w zielone oczy przyjaciela.
- Czuję się znieważony. Żadna siksa nie będzie z góry zakładała, że nie mam u niej szans. O nie! – chłopak pokręcił głow± a jego twarz wyrażała skrajny niesmak. - Tyle kobiet się za mn± ugania, a ta mała, ryża wiewióra twierdzi, że jestem oble¶ny? Niedoczekanie... - Zabini wygl±dał na zdeterminowanego.
- A mi mówisz, że mam przero¶nięt± ambicję – drugi z młodzieńców u¶miechn±ł się szeroko. - No, słucham Dziki?
- Stary, prowadzę się przyzwoicie, czekam na jak±¶ porz±dn± dziewczynę i nie sypiam po k±tach z byle któr±, chociaż mam okazję kilka razy na dzień. Ty sypiasz z kobietami rzadziej od przeciętnego księdza katolickiego i nie wiem czy byłe¶ w łóżku z dziewczyn± chociaż z dziesięć razy....
- Siedem - szybko sprostował Dracze i się u¶miechn±ł. Czuł, że jego kumpel ma ¶wietny plan.
- Pal licho plotki, które kr±ż± o naszych wyczynach po Hogwarcie - podj±ł urwan± przemowę Blaise. - Gdyby¶my tylko chcieli, te plotki stałyby się rzeczywisto¶ci±, przecież o tym wiesz... Pal licho te niewyżyte panny, które niemal ¶lini± się na nasz widok, pal licho listy miłosne, ale jeżeli chodzi o deklarację tych dwóch małych żmij, to już sprawa uderzaj±ca w nasz honor brachu - Zabini wzrokiem pełnym powagi obserwował jak jego przyjaciel otwiera szeroko oczy z zaciekawienia.
- Co sugerujesz? - wycedził Malfoy, a na jego twarzy powoli wykwitł uroczy, zjadliwy i wyrażaj±cy zadowolenie u¶mieszek.
- Och, nic takiego, Draco - Zabini machn±ł ręk± jakby mówił o czym¶ naprawdę nieistotnym, lub odpędzał dokuczliw± muchę. - Miałem na my¶li tylko mały, niewinny zakład z naszymi gryfońskimi przyjaciółkami.
Kiedy wyłożył karty na stół Draco zarechotał ze szczę¶cia jak mały chłopiec.
- A je¶li się nie zgodz±? - spytał nagle zaniepokojony.
- Od czego jest odwołanie się do honoru i zarzucenie im tchórzostwa, Smoku? - mina, Blaisa gdy mówił te słowa była uroczo niewinna, tak niewinna, że sam anioł nabrałby się na jego szczero¶ć i niczym nieskażone czyste intencje.
***
Już w niedługim czasie po szkole rozeszła się następna plotka, że dwóch Hogwardzkich Casanovów zamierza zapolować na Żelazne Dziewice, jak zostały nazwane obie Gryfonki.
Te nic sobie z tego nie robiły, bo kto by się przejmował tym, co mówi jaki¶ facet....
A Malfoy i Zabini cichutko się przyczaili i dopiero na tydzień przed ¶więtami rozpoczęli frontalny atak.
- Hej Granger, pozwól - wydarł się Zabini przed Wielk± Sal± po wtorkowym obiadku.
- Czego? - Hermiona nie zamierzała być miła.
- Spokojnie, spokojnie... Czy możemy pogadać na osobno¶ci w bibliotece, powiedzmy tuż po ostatnich zajęciach?... I weĽ ze sob± Ryż± Cholerę.
- Dobra - odpowiedziała spokojnie dziewczyna, mruż±c oczy jak podejrzliwa kocica.
*
Kilka godzin póĽniej obie dziewczyny czekały w pobliżu biblioteki. Na widok zbliżaj±cych się okazów męskiej fauny skrzywiły się z niesmakiem.
- Mówcie o co chodzi, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmowa z wami.
- Szczotunio, kochanie nie b±dĽ taka, serce mi łamiesz – Draco, niczym dziewica, zatrzepotał rzęsami.
- A ty posiadasz co¶ takiego jak serce, Malfoy? Zaciekawiłe¶ mnie... - Hermiona nie dała się nabrać na tanie sztuczki.
- Przyłóż do mej piersi ostrzyżon± główkę a się przekonasz. Mam serce jak dzwon! - pokazowo uderzył się pię¶ci± w pier¶.
Ginny wybuchła niepohamowanym ¶miechem, a pana Granger mocno się skrzywiła.
- Dobra, mówcie o co wam chodzi, bo nie zamierzam na was całego wieczora marnować - Hermiona usiadła na parapecie okiennym i wyczekuj±co spojrzała się na mężczyzn.
- Drogie koleżanki, chodzi o wasz±, głupaw±, pozbawiona jakiegokolwiek sensu, deklaracje... - zacz±ł Draco.
- ...która uderza w nasz męski honor - skończył Zabini.
- A co to za deklaracja tak mocno w was uderzyła, i sk±d wy w ogóle wiecie, co to jest honor, co? - Zapytała Virginia doskonale zdaj±c sobie sprawę, o jak± deklarację chodzi.
- Wła¶nie, masz honor, Malfoy? - z drwin± spytała Hermiona.
- Zamiast nas obrażać, drogie koleżanki, wysłuchajcie grzecznie, co mamy wam do powiedzenia. Wtedy zobaczymy, jakie wy jeste¶cie honorowe i pewne dotrzymania swoich, mało realnych, postanowień - Blais uniósł do góry brew i niewinnie się u¶miechn±ł.
- Każdy Gryfon ma honor, skretyniały ¦lizgonie - Ginny już miała rzucić się na Zabiniego, ale Hermiona w porę j± powstrzymała.
- Spokojnie maleństwo, bo jak skrzywdzisz Dzikiego, to kto cię w łóżku zaspokoi? - Draco u¶miechn±ł się zło¶liwie - Na mnie nie licz, szczotunia pewnie się z tob± nie podzieli.
- Jak ¶miesz, ¶winio jedna - Hermiona uniosła się słusznym i dzikim gniewem, i nawet wstała z parapetu, na którym usadziła wcze¶niej swój dziewiczy tyłeczek
- Spokojnie - Zabini leniwie uniósł do góry dłoń. - Co wy chcecie się bić? B±dĽmy doro¶li... Przecież my wam cne białogłowy jeszcze nic nie wyja¶nili¶my... Chwila, moment.
Dziewczyny popatrzyły na niego jak na obrzydliwy okaz karalucha, ale już nie odezwały się ani słowem... Przynajmniej przez chwile.
- Więc powiedziały¶cie, że zamierzacie zostać dziewicami do skończenia szkoły... Wiecie co?... Jako¶ wam nie wierzę.... słoneczka.
- A co ci do tego, Zabini? – spytała łagodnie Hermiona.
- Nic takiego - podj±ł temat Draco. - Ale nazywanie nas obrzydliwymi typami i twierdzenie, że nie jeste¶my godni poż±dania podczas gdy lata za nami połowa żeńskiej czę¶ci Hogwartu, razi nasz± dumę i dlatego postanowili¶my się z wami założyć...
- ...że nie wrócicie do Hogwartu jako dziewice po przerwie ¶wi±tecznej jeżeli spędzicie ten czas z nami w rezydencji moich starych- dokończył usłużnie Blais. - Starzy wyjeżdżaj± do nudnej rodzinki we Francji, chata moja. - Zapomnij, Zabini - Ginny spojrzała się na niego z politowaniem. - Niby dlaczego miałyby¶my spędzić ferie z kim¶ takim.
- Bo jeste¶cie... PODOBNO jeste¶cie honorowe, a spędzaj±c z nami ferie udowodniłyby¶cie to - Draco mówił spokojnie nie spuszczaj±c wzroku z Hermiony.
- No chyba, że jeste¶cie tchórzliwymi króliczkami, które tylko dużo gadaj± - Zabini postanowił je troszkę podpu¶cić.
- Tere-fere - Ginny wlepiła złe spojrzenie w zielonookiego przystojniaka. - I mamy niby zaufać dwóm, niewyżytym ¦lizgonom - powiedziała.
- Mówiłem, że stchórz± i się nie zgodz± - Draco pokręcił z politowaniem głow±. - Tracimy czas, Blais, to zwykłe cykorki.
- I jeszcze wierz± w te wszystkie plotki o naszym niewyżyciu - dodał zbolałym głosem Blais. - Racja Smoku, idziemy. Będziemy razem ogl±dać filmy na kinie domowym, obżerać się tonami lodów, chipsów i innego badziewia, i wrócimy tu szersi niż wyżsi. Sayonara dziewczynki, jestem za-wie-dzio-ny.
- Stój, ty tłuku! - Hermiona warknęła w kierunku obu młodzianów i nie było do końca wiadomo, którego ma na my¶li. - My¶licie, że nie wiemy, że nas podpuszczacie? Jeste¶cie przewidywalni jak Snape na eliksirach z Gryfonami... Ale dobra... ja się zgadzam...
- Ja też - warknęła Ginny zabijaj±c spojrzeniem Zabiniego. - Udowodnimy wam, że nic nie znaczycie i co najwyżej to komary mog± na was lecieć, a nie żadna poż±da i inteligentna dziewczyna.
- A! My¶lę, że przekonały was te lody... - Draco wyszczerzył się rado¶nie.
- A nie, bo chipsy! - odwarknęła Ginny, która nie zrozumiała aluzji, czym wywołała szczery ¶miech Zabiniego.
- A może kino domowe, Ryży Matołku? - wyrechotał Blais trzymaj±c się za brzuch. Hermiona skrzywiła się zdegustowana.
- Kretyni - syknęła Virginii i ruszyła w stronę biblioteki.
Nie dane jej jednak było odej¶ć, gdyż Blais złapał j± za rękę, przyci±gn±ł do siebie, wycisn±ł na jej ustach szybki i mocny pocałunek i rzekł:
- No to przypieczętowali¶my zakład – i szybko odsun±ł się od dziewczyny, która już miała się na niego rzucić.
- ¦winia - syknęła Ginny i spojrzała w kierunku przyjaciółki, jakby w niej szukaj±c ratunku.
Hermiona wzruszyła jedynie ramionami i nic nie powiedziała.
- Kumpelka od siedmiu bole¶ci - pisnęła rozdrażniona Virginia.
- Oj, daj spokój... Nie zniżaj się do ich poziomu i zachowaj godno¶ć - Granger miała na to jedn± odpowiedĽ.
- Nie wiem czy chcę mieszkać przez dziesięć dni z tym, tym... tym GWAŁCICIELEM! – Dokończyła, triumfalnym i piskliwym głosem, Ginny.
Zabini tylko parskn±ł ¶miechem, a Malfoy spojrzał się na rudowłos± z politowaniem
- Też masz marzenia dziewczyno, nie powiem...Ale jak tak bardzo chcesz to Dziki może ci to załatwić, prawda chłopie?
- No, ja tam za bardzo za przemoc± w łóżku, w ogóle wobec kobiet, nie przepadam, ale jak ona chce, to mogę się zgodzić.
- O! Raz spał z kobiet± i już wie co lubi, a czego nie - zadrwił sobie Draco, a Zabini się lekko zarumienił.
Dziewczyny popatrzyła na siebie porozumiewawczo. Wygl±dało na to, że plotki o Zabinim s± mocno przesadzone.
- Odwal się! - odpowiedział rzeczowo wyższy ¦lizgon. - I zajmij swoim pasjonuj±cym życiem erotycznym. Co miesi±c inna i to tylko raz a potem do widzenia... To się leczy – Blaise popukał się pokazowo w czoło
- Przynajmniej ja posiadam to życie erotyczne - mrukn±ł Draco i nagle ruszył w stronę Hermiony. Zanim dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, chłopak wycisn±ł na jej ustach szybkiego cmoka i ruszył za koleg± pozostawiaj±c obie Gryfonki na pustym korytarzu.
- Hermiona, w co my się wpakowały¶my? - Ginny żało¶nie spojrzała na koleżankę, ale ona miała tak± minę jakby dostała „Koszmarnie” z transmutacji
- W totalne bagno - odrzekła krótkowłosa i posłała przyjaciółce spojrzenie pełne rozpaczy.
- Ale się nie wycofamy! - Dodała z moc±.
- Od dwudziestego trzeciego grudnia do pierwszego stycznia wł±cznie, będziemy im udowadniać, że wcale nie s± przystojni i poci±gaj±cy! - Virginia gło¶no zadeklarowała swoje stanowisko, chociaż w głębi duszy cała się trzęsła, bo wiedziała, że gada zupełne niedorzeczno¶ci.
***
Ostatni tydzień poprzedzaj±cy ferie ¶wi±teczne upłyn±ł bardzo szybko. Dla nie których nawet za szybko...
Hermiona i Ginny kilkoma sprytnymi kłamstwami sprawiły, że teraz wraz z dwójk± ¦lizgonów jechały do domu jednego z nich. Państwo Weasleyowie byli przekonani, że ich ukochane dziecko spędza ¶więta z Hermion± u jej dziadków we Francji, natomiast państwo Grangerowie byli przekonani, że ich ukochane dziecię zdecydowało się pozostać w szkole, by się troszkę pouczyć.
Ron okazał się naiwny wierz±c Virginii, że spędza ¶więta z rodzin± Hermiony i o nic się nie dopytywał. Harry był trochę zdziwiony, ale również nie ingerował. W końcu dziewczyny były prawie dorosłe i żadna z nich nie była jego siostr±.
***
Hermiona, kln±c pod nosem, próbowała samodzielnie znie¶ć kufer po schodach bez użycia czarów. Robiła mały test na własne możliwo¶ci.
- Po ¶cięciu tych kłaków zupełnie ci odbiło - usłyszał tuż za sob±. - Co za kretynka nosi takie ciężary?
- Malfoy. WeĽ. Się. Odwal - warknęła zezłoszczona i zaraz pisnęła ze zło¶ci, gdyż Draco jednym szarpnięciem wyrwał jej kufer i bez problemów zniósł po schodach.
- Mówi się dziękuje, Granger - powiedział, gdy ta bez słowa przeszła obok niego piorunuj±c chłopaka w¶ciekłym spojrzeniem.
- Dziękuję! Zadowolony?! - Hermiona nie ukrywała zło¶ci i irytacji. - Chciałam sprawdzić, czy dam sobie z nim radę i wszystko zepsułe¶ - dodała urażona.
- No, to już wiesz, że sobie rady nie dasz - nonszalancko odpowiedział blondyn. - Zanie¶ć ci ten maleńki kuferek do powozu?
- Tak... poproszę - mruknęła w¶ciekła na siebie, za to, że Malfoy był ¶wiadkiem jej słabo¶ci.
- Widzisz, szczotunio, to wcale nie jest takie trudne, wystarczy ładnie powiedzieć proszę a kochany Smoczek zrobi wszystko - powiedział Draco wsuwaj±c kufer do powozu.
- IdĽ się utop, PROSZĘ - dziewczyna natychmiast postanowiła wypróbować to magiczne słówko.
- Poczekaj, poczekaj! A gdzie sprawiedliwo¶ć? Zakład będzie nieważny jak się teraz utopię, nie s±dzisz? Poza tym zawsze marzę o tym, żeby jaka¶ kobieta zrobiła mi dobrze ustami zanim umrę... Ostatnie życzenie skazańca jest ¶więto¶ci±... - Draco niewinnie się u¶miechn± i wrzucił kufer do jednego z powozów, przy którym stał Blais.
Hermiona nic nie odpowiedziała, tylko zacisnęła zęby, wsunęła się do pojazdu i czekała na Ginny. Bagaże tej drugiej już dawno były zniesione, a dziewczyna wła¶nie pojawiła się na schodach - oczywi¶cie nie sama. Na szyi okręcił się jej Krzywołap a na rękach trzymała czarnego dachowca, który przypl±tał się do jej braci na Nokturnie.
Kotka upodobała sobie dziewczynę i została jej osobistym zwierz±tkiem.
Kiedy przyjaciółki usiadły obok siebie, a złoci młodzieńcy Hogwartu zajęli miejsca na przeciwko nich, Hermiona nie wytrzymała i wypaliła
- Skoro uważasz Malfoy, że jeste¶ skazańcem, bo będziesz mieszkał ponad tydzień pod jednym dachem ze mn±, to po cholerę się zakładałe¶?!
Blondyn patrzył na ni± przez chwilę nie pojmuj±c o co dziewczynie chodzi aż w końcu załapał i szeroko się u¶miechn±ł.
- Och Granger, ale z ciebie szablonowy Gryfon. Czy ty wszystko musisz brać dosłownie?
- Wcale nie biorę wszystkiego dosłownie - dziewczyna delikatnie się zarumieniła i zaczęła głaskać swojego ulubieńca.
Tymczasem kotka Ginny, po obw±chaniu wszystkich w powozie, bezczelnie wpakowała się na kolana Blaisa i zaczęła się na nim przeci±gać, wbijaj±c mu ostre pazurki w udo i dosłownie o cal mijaj±c strategiczne miejsce. Chłopak gwałtownie pobladł i oskarżycielsko popatrzył na Ginny.
- Pierze cię - spokojnie wyja¶niła Hermiona.
- Co mu robi?! - Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i wbił wzrok w krótkowłos±.
- Pierze, Malfoy... – ciemne oczy dziewczyny z politowaniem wlepiły się w szare tęczówki zdziwionego młodziana. - Kot ma ten nawyk z wczesnego dzieciństwa, bo robi to przy ssaniu mleka. PóĽniej pierze w momencie gdy mu dobrze i czuje się bezpieczny... Nawiasem mówi±c to kotka.
- Ale czy przy tym musi próbować mnie wykastrować? - spytał oskarżycielsko Blaise i, dla bezpieczeństwa swych rodowych klejnotów, delikatnie przesun±ł kocicę.
- Najwidoczniej stwierdziła, że twój wkład w rozszerzenie populacji ziemskiej nie jest aż tak bardzo potrzebny - Ginny u¶miechnęła się do niego słodko - To bardzo m±dra kotka i wie co robi.
- Eee... przesadzasz Weasley - Draco przewrócił teatralnie oczyma. - Ona po prostu na niego leci. Słyszała¶ co mówiła Granger o poczuciu bezpieczeństwa.
- Ona się czuje bezpiecznie, bo ja tu jestem - zezło¶ciła się Ginny.
- Ale pierze mnie, nie ciebie - powiedział tryumfalnie Blais. Czarny futrzak przebierał teraz łapkami po piersi chłopaka, terkocz±c przy tym gło¶no i mruż±c z rozkoszy złote ¶lepka, a Zabini drapał j± za uszami, potęguj±c jedynie reakcje kocicy.
- Bezwstydnica – mruknęła zezłoszczona wła¶cicielka czarnej piękno¶ci.
- Ale w końcu, to u niej normalne - dodała po chwili słodkim głosem. Zbyt słodkim. - Ona po prostu lubi męskie towarzystwo, na przykład w nocy wymyka się z dormitorium i ¶pi razem z Harrym.
- Rany, to ma kiepski gust - jękn±ł Draco i pogłaskał kocicę, najwidoczniej jednak zrobił co¶ nie tak, gdyż kotka, jeszcze przed chwil± uosobienie łagodno¶ci, drapnęła go pazurami i fuknęła z irytacj±.
- Albo ma lepszy, niż ci się wydaje - odpowiedziała u¶miechnięta Hermiona.
- Po prostu zakłóciłe¶ jej spokój - zwróciła się Virginia do Dracona, ignoruj±c słowa przyjaciółki. - Rozproszyłe¶ j±, dlatego cię drapnęła, a nie dlatego, że cię nie lubi... Hermiona ma uprzedzenia - Ginny, akurat w tym momencie, postanowiła się odegrać za tekst kumpelki w dormitorium rzucony pod jej adresem.
Panna Granger spiorunowała koleżankę w¶ciekłym spojrzeniem i skuliła się na siedzeniu, natomiast Draco u¶miechn±ł się do Ginny i zacz±ł rado¶nie pogwizdywać.
Po pół godzinie jazdy między podróżnikami zapanowała względna harmonia i podróż mijała im na zabawnych rozmowach o wszystkim i o niczym. Lecz gdy tylko powóz zatrzymał się przed posiadło¶ci± (Zabini miał „układ” z profesorem Snape’em), Blaise’a znowu zrodził się podział na dwa wrogie obozy i nawet koty tego nie uniknęły, gdyż Krzywołap uznał, że chce zdobyć Zimmy, a ona na pewno nie chciała być zdobyta.
Ach, zakład! Jak to dawno temu było! Oczywi¶cie bardzo fajne. ^^
Skopiowałam sobie całe opowiadanie z Dziurawca do Worda i wyszły mi 103 strony... A chciałam wydrukować. =P
Musze pobiadolić o drukarkę laserow± bo nie nad±żam z drukowaniem fików.
Zakłady, 10 życzeń, niewolnicy i niewolnice, wspólne dormitoria... Czego to już nie było? =P
Mam nadzieję, że wkrótce pojawi± się kolejne czę¶ci "Zmowy", bo naprawde WARTO byłoby j± od wrze¶nia zaktualizować!
No bardzo ciekawie się zapowiada... Nie wytrzymam, muszę przeczytać jeszcze więcej, bo umre z ciekawo¶ci...
Ja na Dziurawcu tego nie czytałam, bo bywam tam sporadycznie...
Ten... weĽ mi wy¶lij to opowiadanie na maila jak możesz, bo ja już nie wtrzymam dłużej... będę bardzo wdzięczna...
Moj mail papu1@buziaczek.pl
Pozdrawiam
CyCuć
Przepraszam ale na Maila nie wysyłam.
Skoro wklejam tutaj, możesz spokojnie poczekać, zwłaszcza że zamierzam codziennie wklejać jeden rozdział.
Tylko nie zdziwcie się za mocno jak przestanę, bo jeszcze ostatni musimy dopracować
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar
Urocza gwiazdka
- No, moje drogie; - powiedział uroczy¶cie Blaise, kiedy już załadowali się do ogromnej rezydencji razem z bagażami - wasze pokoje i sypialnie będ± na drugim piętrze, nasze na pierwszym. Tu, na parterze, jest salon, łazienka i ogromniasta kuchnia. Oczywi¶cie wy też będziecie miały swoj± łazienk±, tak samo jak my.
- Wow – powtarzała, co jaki¶ czas, zachwycona Virginia. Nigdy nie widziała tak wielgachnego domu urz±dzonego, przy tym, z takim gustem. Był to i¶cie ksi±żęcy blichtr.
- O¶wieć mnie, Zabini - Hermiona mówiła bardzo powoli, jakby uczyła się nowych słów. - Mamy swoje pokoje z oddzielnymi sypialniami i własn± łazienkę?
Blaise udawał, że nie zrozumiał jej zdziwienia i odparł z uroczym i niewinnym u¶miechem:
- Wiesz, jak ci mało to macie jeszcze salonik z kominkiem, a na waszym piętrze mie¶ci się jeszcze sala bilardowa. Jak będziesz chciała skorzystać z siłowni, jest na dole w północnym skrzydle, basen tak samo. Aha, – młodzian udał, że wła¶nie sobie co¶ przypomniał - należ±cy do mnie salon z domowym kinem mie¶ci się na pierwszej kondygnacji. Możecie z niego korzystać, kiedy chcecie.
- Oczywi¶cie, je¶li wam nie odpowiada... - Draco z poważn± min± spogl±dał na dziewczyny - ...to zawsze możecie spać z nami, ja przynajmniej nie będę miał nic przeciwko.
Obie dziewczyny spojrzały się na niego z politowaniem i ruszyły w stronę swoich pokoi. Kiedy były już na schodach, Blaise postanowił im jeszcze o czym¶ powiedzieć:
- Moi rodzice nie trzymaj± w domu skrzatów, zatrudniaj± tylko kucharkę i kilka służ±cych, ale na czas ¶wi±t oni wszyscy również st±d wyjechali, więc musimy sami sobie gotować. Umiecie prawda?
- Może tak, może nie - Ginny, jako wła¶cicielka sze¶ciu braci, wiedziała, że je¶li kobieta przyzna się do posiadania umiejętno¶ci kulinarnych to, delikatnie powiedziawszy, ma przesrane. - Chyba nie s±dzisz, że przez cały ten okres to wła¶nie my będziemy gotować?
- Nie, no sk±dże - powiedział Draco, a w jego oczach można było dojrzeć, co¶ na kształt fanatycznego błysku.
- Codziennie gotuje kto¶ inny - dodał Blaise szybko, choć również bez większego entuzjazmu. On, co prawda, umiał gotować. Umiał i nawet lubił, ale jeżeli były pod ręk± dwie kobiety...
Ginny lubiła pichcić, ale nie zamierzała się dać wykorzystywać do robót kuchennych.
Lubiła - gorzej było z rezultatami i Hermiona zdawała sobie sprawę, że będzie musiała pilnować przyjaciółki przy kuchni, aby nie potruła ich już przed Bożym Narodzeniem. Ona z kolei nie lubiła gotować, może tylko czasami, za to robiła to ¶wietnie.
Jęknęła w duchu na my¶l, że chłopcy na pewno kolacji wigilijnej nie przygotuj±*.
"No to, kaplica, cały dzień przy garach" - pomy¶lała.
- Ale w Wigilię gotujemy razem! - wykrzyknęła na cały głos Ginny, jakby czytaj±c w my¶lach przyjaciółki.
- Niech wam będzie... no, to w Sylwestra też - powiedział Draco i u¶miechn±ł się do Blaise’a. Ten tylko jękn±ł na widok miny kolegi.
Draco Malfoy bardzo lubił kuchnię, lubił w niej siedzieć, lubił nawet gotować, szczególnie eksperymentować. Tylko, że te eksperymenty nie zawsze mu wychodziły. I wła¶nie dlatego Zabini zacz±ł się martwić o to, co się stanie, gdy jego blond kolega zostanie zostawiony w kuchni samopas.
- Wiesz Draco, moi rodzice bardzo lubi± t± kuchnię...
- To fajnie - odpowiedział przyjacielowi blondyn. - Mi też ona się podoba, jest przestronna i wygodna do gotowania i ekspery...
- Nie wymawiaj tego słowa! - Blaise zatkał mu dłoni± twarz
- Wiesz, że moi starzy zabronili ci wchodzić do tej przestronnej i uroczej, jak to kiedy¶ okre¶liłe¶, kuchni? Pamiętasz, jak rozpieprzyłe¶ cały piec, bo chciałe¶ upiec ciasto na drożdżach, z proszkiem do pieczenia i z duuuuużym dodatkiem sody, bo stwierdziłe¶, że będzie lepsze i szybciej uro¶nie?! Lepiej tam beze mnie nie wchodĽ.
- Lubię gotować - odpowiedział urażony Malfoy.
- Och, owszem lubisz, gorzej z umiejętno¶ciami - Zabini nie zamierzał zarzucać kłamstwa.
- A eksperymentowanie jest fajne - dodał niezrażony sugesti± potomek rodu czystej krwi.
- Wła¶nie! - pisnęła rado¶nie Virginia, co wywołało minę pełn± grozy na twarzy Hermiony.
Dziewczyna szybko spojrzała w stronę rudowłosej.
- Tylko nie waż mi się eksperymentować, po twojej ostatniej próbie w Norze wody zabrakło.
- No, o co ci chodzi? To wcale nie było ZA ostre.
- O co chodzi? - zapytał zaniepokojony Blaise.
- Ona kiedy¶ przyrz±dziła chińszczyznę. Dodała sos chilli, ¶wież± paprykę chilli, sos tabasco, górę papryki ostrej mielonej, pieprz czarny i biały. Tego się je¶ć nie dało!
- Nieprawda... Wy po prostu nie potraficie docenić oryginalnego przepisu - Ginny sprawiała wrażenie niedocenionej.
- To miała być chińszczyzna na ostro, a chińszczyzna w ogóle jest ostra, więc musiałam dać więcej pikantnych przypraw do chińszczyzny ostrej, no nie?! - wybuchła urażona, gdy zaczęło drażnić j± pełne wymowy powszechne milczenie.
- Ale nie tony chilli, rudzielcu - Zabini był zdegustowany. - Nauczyć cię robić pikantn± chińszczyznę? Nie ma problemu... Ale będziesz tylko patrzeć.
- Ale Weasley ma rację. Bez eksperymentowania nie ma zabawy....
- Bez wylatuj±cego w powietrze pieca też, prawda Smoku? - z przek±sem zauważył Blaise.
- To tylko dodaje pikanterii! - pisnęła Ginny. Wła¶nie poczuła, że Draco Malfoy jest jej pokrewn± dusz± w co najmniej jednej dziedzinie życia.
- Oni się w ogóle nie znaj± - powiedział Draco i przytulił do siebie niziutk± dziewczynkę. - ChodĽ wiewiórka, zostawimy te nieczułe potwory, oni nie wiedz±, co dobre.
Ginny obrzuciła spojrzeniem zranionej sarny "parę potworów" i ruszyła za jedynym człowiekiem, który potrafił j± docenić.
Blaise i Hermiona popatrzyli na siebie ze dziwnymi minami, a gdy tylko ta niezwykła para kucharzy znikła za zakrętem cichutko jęknęli.
- Ja pilnuję maleństwa - szepn±ł Blaise i u¶miechn±ł się do Hermiony - A ty Dracona.
- Zaraz, zaraz, a dlaczego nie na odwrót?
- Bo Malfoy ciebie nie uderzy jak mu się będziesz do kuchni mieszać, a mnie może znokautować.
- Hej, ale to twoja kuchnia! - Hermiona nie mogła uwierzyć, że Malfoy jest aż tak bezczelny. - Poza tym jeste¶ ciut wyższy.
- Jakby ci to powiedzieć, szczotu¶... On gotuj±c potrafi wpa¶ć w swego rodzaju trans, a najgorsze jest to, że my¶li, iż robi to doskonale, a wszyscy dookoła uwzięli się na niego i nie doceniaj± kunsztu przyrz±dzanych przez pana Malfoya Juniora potraw... Kobitki nie uderzy, ale mnie... Mógłby we mnie rzucić rozgrzan± patelni±, wiesz?
- W takim razie jest chory psychicznie i powinien się leczyć - stwierdziła rzeczowo Granger.
- To nieuleczalne, szczota, uwierz mi.
- Ale cukru z sol± nie pomylił, no nie?
- Nie, on jedynie do tarty z jabłkami seler dodał, ale tak to jest w porz±dku – odrzekł z przek±sem obecny gospodarz obszernej rezydencji.
Hermiona z trudem przełknęła ¶linę; po do¶wiadczeniach kulinarnych Virginii mogła sobie wyobrazić zachowanie Malfoya.
- A możemy nie mówić i nikim się nie zajmować, a jedynie zabezpieczyć kuchnię? - zapytała z nadziej±.
- A gdzie twoje zamiłowanie do przygody?
- Wła¶nie zwiało.
- Jutro nie możemy im pozwolić wej¶ć do kuchni, a to znaczy, że jak tylko wstaniemy wchodzimy tam i się barykadujemy - powiedział Blaise rzeczowo.
- Tak, to chyba najlepsze wyj¶cie z sytuacji... - Hermiona musiała mu przyznać rację.
Nie wiedzieli, że Draco i Ginny wła¶nie kombinowali, że nastawi± budziki na szóst± i też się zabarykaduj± w kuchni. Oni chcieli mieć wesołe ¶więta.
* wiemy, że w Anglii nie obchodzi się kolacji wigilijnej, ale zrobiły¶my mały wyj±tek; poza tym Blaise ma ksi±żęce pochodzenie, więc może być „inny” J
****
Wieczorem Virginia wlazła do łazienki na piętrze i zaczęła piszczeć ze szczę¶cia, wcze¶niej bowiem korzystały z łazienki w salonie.
- Co jest? - spytała Hermiona.
- Jakuzzi! - pisnęła rado¶nie Virginia. - Pieprzone jakuzzi! TU JEST RAJ! - wrzasnęła dziewczyna.
- B±belki?? Zabini ma b±belki?? – Hermiona zaraz wparowała do łazienki i, z miło¶ci± w oczach, spojrzała się na wannę. Uwielbiała długie k±piele w, jak to okre¶lała, „b±belkach”.
- Wiesz Gin, to mog± być naprawdę fajne ferie. Je¶li nie liczyć dwóch gł±bów, to tu może być naprawdę nieĽle...
***
W tym samym czasie Draco pod czujnym okiem Blaise’a urzędował w kuchni przygotowuj±c sobie „pyszn± kanapeczkę”. Jego kolega z obrzydzeniem patrzył na chleb posmarowany miodem, masłem, musztard±, dżemem, chrzanem, obłożony wędlin±, serem i sałat± oraz plasterkami korniszonów.
Draco z wniebowzięt± min± zaproponował koledze kawałek, a gdy ten, nie wiedzieć dlaczego, odmówił, zabrał się do konsumpcji sam.
- A jadłesz kiedysz kiełbasze z waniliowym szerkiem, Blaisz? - spytał rozanielony blondyn z pełn± buzi±.
- Jak pies je, to nie szczeka... - Zabini patrzył ze zgroz± na poczynania przyjaciela.
- Ja nie pies - oznajmił rado¶nie Malfoy, gdy zdołał przełkn±ć drugi kęs, czyli drug± połowę „kanapeczki” (wielkiej pajdy).
- Nie, ty jeste¶ Malfoy.. Draco Malfoy - przedrzeĽniał go Dziki. - Czy to w ogóle jest jadalne?
- Pyszne – blondasek się oblizał i poklepał po brzuchu. - Zrobić ci kanapeczkę?
- Nie! - Blaise miał zdegustowan±, przestraszon±, zdziwion± i zszokowan± minę; wszystko naraz. - I nie machaj nożem - dodał na wszelki wypadek.
Nagle do kuchni wpadły obie, już umyte i przebrane do snu, dziewczyny. Chłopcy natychmiast zamilkli i wpatrywali się w nie, jak w zjawiska. Hermiona miała na sobie czerwon± pidżamkę, w której wygl±dała po prostu słodko, a Ginny zielon± koszulkę, której na pewno nie zaakceptowaliby ani jej przewrażliwieni bracia, ani ukochana mamusia. Obaj panowie wzrokiem wyrazili sw± wielk± aprobatę dla obu strojów.
- Co wcinasz, blondasie? - Ginny wskoczyła na blat stołu i niczym przedszkolak zaczęła machać nogami.
Kiedy Draco wyjawił składniki swej „przepysznej kolacyjki” Hermiona zbladła, a Ginny oblizała się z rozkoszy.
- Pychota, a jadłe¶ kiedy¶ jajecznicę z karmelem?
- Sk±d wiesz, że pyszne, jadła¶? - spytała Hermiona ze zgroz±.
- Nie, ale pysznie brzmi! - oznajmiła Virginia ku zgrozie Zabiniego i Granger
- Jajecznica z karmelem też brzmi ciekawie - wyraził swoje zainteresowanie dla egzotycznej potrawy Draco.
- Niedobrze mi - stwierdziła Hermiona.
- Może zrobimy tak± jajecznicę jutro na ¶niadanie... Wy nie musicie je¶ć - Ginny popatrzyła na Granger i Zabiniego jak na dziwadła.
- Nie - w – tej -kuchni. - oznajmił dobitnie brunet. - Veto.
- No co ty, brachu? - Draco z niewinnym u¶miechem zbliżył się do Blaise’a i ugodowo poklepał go po plecach. - Pomy¶l, to może być naprawdę pyszne i...
- Draconie Angelusie Lucjuszu Malfoy, je¶li spróbujesz w tym domu, w tej kuchni, zrobić co¶ takiego jak jajecznica z karmelem, to osobi¶cie powiadomię twojego ojca, że rozbiłe¶ jego najnowsze Maserati .
Zanim Draco zd±żył wyrazić swe oburzenie względem tego podłego szantażu Hermiona, zwijaj±c się ze ¶miechu, usiadła na pierwsze wolne krzesło.
- Anioł... On ma na drugie anioł...
- No i co cię tak bawi, co? - Draco poczuł się urażony. - A może do mnie nie pasuje?!
Hermiona zachichotała jeszcze gło¶niej, a Ginny oznajmiła z powag±.
- Spoks, Malfoy... masz supera¶nie jasne włosy i całkiem ładn± buĽkę... Chociaż wredn±. No i te szaroniebieskie ¶lepka. Według mnie anioł murowany.
- Pogięło cię, Ginny? - Hermiona patrzyła na przyjaciółkę w niemym szoku. - Anioł to on może i jest, ale ten upadły.
Ginny uważnie otaksowała Dracona spojrzeniem, zeszła ze stołu, obeszła go wokoło i spojrzała na Hermionę.
- Podobno upadli s± najlepsi.
- Nie podobno maleńka, tylko na pewno! - krzykn±ł Draco z u¶miechem i cmokn±ł dziewczynę w policzek.
Ginny przez chwilę zastanawiała się, czy ma się obrazić za t± "maleńk±", ale Draco podał jej z talerza drug± ze swych słynnych kanapek i zawojował tym dziewczynę do końca.
- Ona to może je¶ć - mrukn±ł z niedowierzaniem Blaise i spojrzał w stronę Hermiony jakby w niej szukał ratunku.
- Na mnie nie patrz...- orzechowooka miała minę podobn± do miny Zabiniego. - Ja też tego nie rozumiem.
- Może oni się potruj± - powiedział na głos Blaise. - My zostaniemy sami i urz±dzimy sobie dzik± orgię... seksualn± też. Co ty na to, Granger,?
- Byłoby zabawnie, - powiedziała Hermiona ze zło¶liwym u¶miechem - ale na to nie licz. Wiesz, złego licho nie bierze, Zabini.
- Taaaaaaak, wiem. A wiesz, że rude to wredne? A jeszcze, jak jest rude i małe to lepiej bez kija nie podchodzić - Blaise szczerzył się rado¶nie do Hermiony.
- Draco, masz szczę¶cie, że jeste¶ niższy od Zabiniego - Ginny nie zamierzała odpu¶cić i pozostawić obraĽliwego wywodu na swój temat bez echa..
- A to niby dlaczego? - mrukn±ł Draco, który, choć to głęboko ukrywał, również miał delikatne kompleksy na punkcie wzrostu. W końcu był najniższym mężczyzn± w rodzinie.
- Bo on z każdym centymetrem chyba głupiał, a u ciebie jeszcze kretynizm, jak na mężczyznę, jest w normie.
- Mam się obrazić, czy podziękować? - zapytał Draco i zanurzył usmażon± kiełbaskę w kremie czekoladowym.
- Fuj! - Hermiona mocno się wzdrygnęła.
- Chyba cię obraziła, Smoku - rzeczowo stwierdził Zabini. - Bior±c pod uwagę, że jeste¶ ode mnie jedynie pięć centymetrów niższy...
- Ale jestem lżejszy o dziesięć kilogramów! - triumfalnie wypalił blondyn.
- Zabini to przerost formy nad tre¶ci±. Ot, co! - Ginny pisnęła rado¶nie i poszła w ¶lady blondyna maczaj±c kiełbaskę w czekoladzie.
- Ja zaraz puszczę pawia - Blaise zrobił się lekko szarawy, gdy Virginia ugryzła kawałek kiełbaski.
- Pychota - mruknęła dziewczyna i pochłonęła nowy specjał.
Zabini przez moment przygl±dał się jej, wreszcie zdecydował się podej¶ć do dziewczyny, przytrzymał jej głowę i delikatnie oblizał usta, na których były kropelki czekolady.
- Masz racje pyszniutkie, naprawdę.
- Ty... ¶winio niemyta – Virginia zrobiła oczęta jak talary. Była zszokowana i zła.
Hermiona zachichotała.
- ¦winia niemyta - powtórzyła po koleżance rado¶nie.
- No co, ja ci tylko przysługę robię, usta ci się kleiły, a ty tak do mnie, no wiesz dziewczyno? – z niewinn± min± perorował Blaise. - Powinienem się obrazić.
- A obrażaj się, jak chcesz, mi to wisi, Zabini - mruknęła Ginny i odwróciła się w stronę Dracona, który wła¶nie skonsumował ostatni± kiełbaskę.
- Hej to była moja, jak mogłe¶... Ja dalej jestem głodna.
- A może tak frytki? - mruknęła Hermiona, maj±c nadzieje, że zażegna, choć na chwilę, kulinarne spory.
- Frytki posypane cynamonem! - rado¶nie oznajmił Malfoy.
- Idę spać. Odechciało mi się je¶ć - oznajmił Blaise.
- Mi tak samo - powiedziała Hermiona.
- Ja tej ¶wini niemytej nie zapomnę - dodał złowieszczo od progu kuchni brunet i pogroził rudasce palcem. - Dobranoc dziwol±gi i smacznego.
***
Kiedy tylko dwójka tradycjonalistów kulinarnych opu¶ciła kuchnię, Ginny i Draco popatrzyli się na siebie ze zło¶liwymi u¶miechami.
- Biedactwa, oni naprawdę nie wiedz± co dobre, ale jutro...
- ...jutro to oni nie będ± mieli wyboru... Ale tej ¶wini to ja nie daruje.
- Mała, no o co ci chodzi? Przecież on nic takiego nie zrobił.
- Malfoy, a jakby¶ ty się czuł, gdyby na przykład Hermiona do ciebie podeszła i zaczęła cię lizać?
- Nie miałbym nic przeciwko temu... - Draco wyszczerzył się do rudzielca. - Ale gdyby zrobił to Blaise, poczułbym się dziwnie... Tylko, że tobie powinno się podobać. Wiesz, ile lasek marzy o tym, żeby Zabini je polizał?... Nie tylko w usta - chłopak zarechotał rozbawiony własnym poczuciem humoru.
Virginia popatrzyła na blondyna z politowaniem.
- Czy u was w Slytherinie wszyscy s± takimi ¶wintuchami, czy tylko wy dwaj, Malfoy?
- Och nie, najgorsi zboczeńcy id± do Gryffindoru! Na przykład taki Potter, kto by pomy¶lał, że on kota zmusza by z nim spał.
- Harry wcale jej nie zmusza, ona sama chce! - wykrzyknęła Ginny i dopiero po chwili zrozumiała jak to głupio zabrzmiało.
- Ja jednak wolę kobiety - za¶miał się Draco i wyszedł z kuchni zostawiaj±c tam zaskoczon± dziewczynę.
Ginny jeszcze przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi znikn±ł Malfoy i nie wiedziała czy ma się obrazić w imieniu Harry'ego, czy szczerze roze¶miać. Nie zastanawiaj±c się nad tym dłużej wyszła z kuchni i ruszyła do sypialni. Była zmęczona, a rano musiała wstać o szóstej by szybko zdobyć kuchnię.
Kiedy dochodziła już do swojej sypialni czyje¶ ręce objęły j± w tali i przycisnęły do ¶ciany tak, że czuła ciężkie męskie ciało i nie mogła się odwrócić, by zobaczyć swego oprawcę.
- No więc? Jak to jest z t± ¶wini± niemyt±?
- Zabini, odwal się i zdejmij ze mnie swoje brudne łapska! - dziewczę najwidoczniej poznało "oprawcę" po głosie.
- No i znowu mi sugerujesz, że się nie myję... Nieładnie - Virginia była w¶ciekła, a Blaise rozbawiony.
- Zabierz ręce! - warknęło filigranowe dziewczę.
- Zabiorę... jak będzie mi się podobało. Na razie podoba mi się tak, jak jest.
- Jeste¶ podły!
- A ty jeste¶ malutka i masz mało siły – zadrwił, ubawiony po pachy jej w¶ciekło¶ci±, brunet.
Blaise, szybkim zgrabnym ruchem, odwrócił j± przodem do siebie i jeszcze mocniej naparł na ciało dziewczyny tak, że Virginia nie miała żadnego pola manewru.
- Puszczę cię... jak mnie przeprosisz - nachylił się nad ni± i zajrzał jej głęboko w oczy.
Dziewczyna zaczęła na chłodno analizować sytuację. Je¶li w ci±gu pięciu minut nie znajdzie się w łóżku, to nie będzie w stanie wstać o szóstej rano i nici z gotowania. Ale je¶li chce się znaleĽć w pokoju to musi przeprosić tego gbura; innego wyj¶cia nie ma.
- Dobra, sorry - wymruczała i zaczęła się szarpać. - No puszczaj, przecież cię przeprosiłam - wrzasnęła oburzona.
- Ginny, skarbeczku, ty chyba nie s±dzisz, że to były przeprosiny, toć to jedynie marna namiastka przeprosin.
- To co chcesz do diabła, żebym padła przed tob± na kolana i biła pokłony?!
- Pa¶ć na kolana to nawet możesz, nie powiem, propozycja bardzo interesuj±ca, ale z tymi pokłonami to niekoniecznie, aż takiego po¶więcenia nie wymagam... Wystarczy jak zajmiesz te swoje słodkie, niewyparzone usteczka czym¶ innym niż... jedzenie.... Chociaż tu będziesz miała swoje ulubione mleczko - dodał po chwili zastanowienia i mrugn±ł do dziewczyny.
Ginny w pierwszym momencie miała go ochotę strzelić w twarz, ale ponieważ było to niewykonalne popatrzyła na niego z lito¶ci± i powiedziała:
- Kretyn.
- I znowu mnie obrażasz... - Blaise bawił się coraz lepiej.
- O! Ja mogę cię dopiero obrazić... BRUDASIE! - triumfalnie wrzasnęła Virginia.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że ten cholerny i niestety zabójczo przystojny ¦lizgon j± podpuszcza, ale nie mogła mu darować dobrego samopoczucia. W efekcie samopoczucie Blaise’a tylko się poprawiło.
- No... masz cały arsenał przezwisk, wiewióro. A teraz grzecznie mnie przeprosisz za to, że sugerowała¶ mi brak higieny osobistej. - Zabini patrzył na ni± przenikliwie i dziewczyna czuła się jakby była ¶widrowana jego wzrokiem na wylot. - Inaczej będziesz tak tu stać do rana... albo klęczeć, mi to obojętne. Chociaż przyznam, że w skryto¶ci ducha wolałbym klęczenie.
- Jak chcesz to sobie klękaj, ja nie zamierzam! - odwarknęła.
- Ależ maleńka, ja z chęci± przed tob± uklęknę - Blaise u¶miechn±ł się prowokacyjnie i, je¶li to możliwe, jeszcze bardziej nachylił nad dziewczyn±.
Gdy do Ginny dotarły sens słów chłopaka, mocno się zarumieniła i wrzasnęła gło¶no:
- Nie do¶ć że ¶winia, to jeszcze cham i zboczeniec!
- Rany, Weasley jakie ty masz bogate słownictwo! Ale pragnę zauważyć, że żadne z tych słów nie było nawet podobne do porz±dnego przepraszam. Czy ja naprawdę tak dużo wymagam? Jedno małe przepraszam i może jaki¶ całusek.
- Całusek! Sam się cmoknij w tyłek, matole!
- Och, zero skruchy i same wyzwiska, malutka. Taka mała, a taka pyskata. - Zabini u¶miechn±ł się drapieżnie. - Wiesz co? Podziwiam twój upór i twój silny charakter, naprawdę. Ale radzę ci się ugi±ć i mnie przeprosić. Bo nie jestem ani brudasem, ani chamem... i nie zamierzam nikim takim zostać. A poza tym, nazywaj±c mnie chamem, naprawdę mnie obraziła¶. Więc pókim dobry, lepiej mnie przepro¶, Weasley.
- Niech już ci będzie, przeproszę cię, ale nie możesz już tego robić! - wykrzyknęła zrezygnowana dziewczyna.
- Czego? - zapytał z niewinna min± Blaise, jakby zupełnie nie wiedział o co jej chodzi.
- Wiesz doskonale czego! Tego co zrobiłe¶ w kuchni!
- A, tego - powiedział domy¶lnie i zrobił to samo, albo prawie to samo. Powoli objechał językiem jej wargi, a póĽniej delikatnie pocałował w rozchylone usta.
- Bez... bezczelny - zaj±knęła się z oburzenia dziewczyna. - Jak ¶miesz ty, ty... - nie mogła dobrać słów i czuła, że się rumieni wbrew swojej woli, bo to, co zrobił Blais było miłe. Nie – to, do cholery, było niesamowicie miłe, a ten fakt bulwersował j± i wkurzał jeszcze bardziej. Virginia poczuła się bezsilna.
- No? Czekam... Jakich jeszcze malowniczych epitetów użyjesz by mnie opisać? Ja mam czas i mogę nie spać, więc się zdecyduj czy mnie przepraszasz, czy wyzywasz dalej.
- Przepraszam - cichutko wyszeptała Virginia i niepewnie spojrzała na chłopaka.
Blaise, w pierwszym momencie, nie wierzył, że ona rzeczywi¶cie to powiedziała. Był tak zaskoczony, że nawet jej nie zatrzymywał gdy wy¶lizgnęła się z jego u¶cisku i po chwili znikła za drzwiami sypialni.
Kiedy na drugi dzień wraz z Hermion± zeszli do kuchni, był w¶ciekły na siebie, że niestety to małe słówko tak go zszokowało i nie zatrzymał dziewczyny, może wtedy nie doszłoby do tego, co ujrzał.
***
Draco i Ginny obudzili się punktualnie o godzinie szóstej i już trzydzie¶ci minut póĽniej stali przed drzwiami kuchni, ubrani i gotowi do kulinarnej dywersji.
- Będ± zaskoczeni - pisnęła Virginia
- I podziękuj± nam za ¶wietne jedzenie! - Draco nie miał w±tpliwo¶ci co do swoich umiejętno¶ci kulinarnych.
- Czy zachwyceni, to bym polemizowała - ruda nie podzielała bezkrytycznego entuzjazmu blondyna. - Ale na pewno, gdy spróbuj±, oceni± pozytywnie.
- Wła¶nie! I uwierz± w nasze umiejętno¶ci kulinarne.
Godzinę póĽniej przestronna, zazwyczaj klinicznie czysta, kuchnia państwa Zabinich w niczym nie przypominała swego pierwotnego stanu. Po podłodze walały się kawałki jakich¶ bliżej nie zidentyfikowanych produktów, a słynni mistrzowie kuchni byli biali od m±ki. Przy tym wszystkim bawili się tak doskonale, że nawet nie zauważyli, jak w drzwiach do tego... piekła stanęły dwa biedne, zszokowane ludziki i ze strachem przełknęły ¶linę.
Draco był cały w m±ce a Virginia w karmelu.
- O Jezu - jękn±ł Blaise.
- Co wy robili¶cie? - Hermiona patrzyła na dziwne potrawy i na co¶, co było w piekarniku - prawdopodobnie ciasto.
- Kurczak z karmelem jest zajebisty - o¶wiadczyła rado¶nie Ginny. - Chcecie spróbować?
- Co to, do cholery, ma być? - spytał ze zgroz± Blaise wskazuj±c na potrawy, które stały na stole.
- To jest udoskonalony budyń porzeczkowy - Draco wydawał się szczę¶liwy wskazuj±c na czarne co¶, które jadł. - To jest kurczak z karmelem, to indyk nadziewany ¶liwkami, jabłkiem i melonem oraz polany syropem klonowym – przy słowie "klonowym" Hermiona krzyknęła ze zgrozy.
- Tam piecze się udoskonalone ciasto drożdżowe z nadzieniem z szynki... Draco powiedział, że szybko uro¶nie... - Virginia wyszczerzyła się jeszcze rado¶niej od blondyna i zajrzała przez szklane drzwiczki do piekarnika - O, miał rację!
Hermiona oparła się o Blaise’a i z rozpacz± w oczach popatrzyła na towarzysza.
- Powiedzcie, że w tej kuchni zostało co¶ jadalnego... błagam.
- Szczotunio, tu wszystko jest jadalne, ł±cznie ze mn± - Draco wyszczerzył się w stronę Hermiony i podszedł do kuchenki, na której w wielkim garnku co¶ strasznie bulgotało.
- Zabini, jak ja go zabiję to jego rodzice będ± bardzo Ľli?
- Nie wiem, Granger... Powiemy, że to zbrodnia w afekcie, wyrok będzie łagodniejszy. Poza tym, jak pan Wielki Lucjusz Inkwizytor Ministerialny Wszelkich Odchyłów Od Norm Prawa Obowi±zuj±cego Czarodziejów Malfoy dowie się, co jego syn zrobił przed ¶mierci± z jego ukochanym, pięknym, czarnym jak noc Maserati, to pewnie cię nie zamorduje a może nawet pochwali....
- Ale wy jeste¶cie sztywniaki... Zero kulinarnego polotu i fantazji - stwierdził Draco.
- Nie umiecie się bawić - przyznała mu rację Virginia.
- Ale my was przekonamy - Draco u¶miechn±ł się zło¶liwie do Hermiony i jednocze¶nie pu¶cił oko do Blaise’a.
- Granger, je¶li to, co ugotowali¶my z wiewiór± będzie ci smakowało, to dasz mi się spokojnie pocałować, a je¶li nie, to ja dam ci spokój do końca szkoły. Żadnych aluzji, po prostu nic.
- WeĽ spadaj Malfoy. Ja nic z tego, co tu stoi, nie ruszę! Mowy nie ma, żebym to zjadła.
- No to ja cię nakarmię!
- Ale to wygl±da obrzydliwie! Zwłaszcza ten budyń. Co wy tam dali¶cie, że jest czarny, krew? !
- Eee tam - Virginia wzruszyła ramionami - Różne takie rzeczy, ale nie krew...
- Różne takie rzeczy?! - ze groz± zapytał Blaise.
- No! - rado¶nie oznajmił Draco - To co, Granger? Próbujesz, czy tchórzysz?
Hermiona niepewnie podeszła do miseczki, zamieszała w niej łyżk±, popatrzyła po towarzyszach, po czym zamknęła oczy, uniosła łyżeczkę do ust i przełknęła. Na jej twarzy odmalowała się dziwna mina. Zrozpaczona spojrzała na Zabiniego i podała mu łyżkę. Ten również zamoczył j± w czarnym paskudztwie i delikatnie polizał.
- To... to... – zamy¶lił się na chwilę. - To jest dobre - mrukn±ł cicho do Hermiony i ze zdziwieniem popatrzył na Dracona.
- Smoku, to jest ¶wietne... Nie no, zwracam honor... To jest naprawdę niezłe.
Draco i Giny zaczęli z rado¶ci tańczyć po kuchni, a Blaise zajadał niecodzienny specjał. Tylko Hermiona, z min± zbitego psa, wpatrywała się w kolekcję noży.
- I jak Granger?... I jak Hermiona? - powiedzieli jednocze¶nie Draco i Virginia.
- Smakuje dziwnie... - dziewczyna wbiła wzrok jeszcze mocniej w noże na gustownej, drewnianej podstawce, jakby chciała na nich ćwiczyć zdolno¶ci telekinetyczne. - Dziwne ... ale jest dobre - dodała z min± skazańca i zamknęła oczy. Wygl±dała jakby podpisała na siebie wyrok.
Draco bez słowa obj±ł j± i soczy¶cie pocałował.
Pocałunek był krótki i smakował waniliami, to znaczy Draco smakował tak, jakby przed chwil± jadł co¶ waniliowego. Hermiona spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma, a ten tylko się u¶miechn±ł i podszedł do Blaise’a.
- No stary, teraz twoja kolej, musisz ponie¶ć karę za to, że w nas nie wierzyłe¶ i musisz pocałować Weasley.
- Wła¶nie - rado¶nie wykrzyknęła Ginny, ale za chwilę jej oczy próbowały wydostać się z oczodołów. – Zaraz, zaraz, jakie pocałować?! Jakie pocałować?! To ty miałe¶ pocałować Hermionę... Dlaczego on się do mnie zbliża, no weĽcie przestańcie... Zabini, trzymaj się z daleka!
Zabini zachichotał zło¶liwie i wcale się nie przej±ł jej protestami.
- Cicho, maleńka, wiem, że na mnie lecisz, tylko tak się krygujesz, nie? Taka mała kokieteria, paluszku...
Chłopak obj±ł wyrywaj±ce się mu małe, rude stworzenie i mocno je pocałował - prosto w umazane karmelem usta. Pocałunek był gwałtowny i Ginny zabrakło na chwilę powietrza.
- Słodziutka jeste¶ - Blaise oblizał się z rozmarzeniem gdy skończył j± całować.
Virginia była w zbyt dobrym humorze by rzucać się z pię¶ciami na Zabiniego, więc tylko popatrzyła na niego wilkiem, po czym ruszyła w stronę zupy rybnej o smaku waniliowym.
Do godziny dwunastej wszyscy czworo przygotowywali najdziwniejsze potrawy wigilijne, a póĽniej poszli ubierać wielk± choinkę. Zabawa przy tym była niesamowita, szczególnie gdy chłopcy przystroili się w kolorowe łańcuchy i zaczęli tańczyć kankana.
- Jest północ, oto Nowy Rok nadchodzi - powiedział uroczy¶cie Draco wznosz±c toast szampanem
- ¦więta ci się pomyliły Smoku - poprawił go łagodnie Zabini - Sylwester jest za tydzień.
- Ale z ciebie sztywniak! - zarechotał lekko wstawiony Malfoy, ale jednak wstawiony. - Nie umiesz się bawić.
Obie dziewczyny się roze¶miały, zwłaszcza Virginia, która była już na mocnym rauszu i Blaise delikatnie wyj±ł jej z dłoni kolejny kieliszek.
- Koniec picia – powiedział. - Składamy sobie życzenia, dajemy buzi i idziemy spać.
Draco na słowo „buzi” natychmiast zbliżył się do Hermiony i, nie sil±c się na składanie jakichkolwiek życzeń zacz±ł się z ni± całować. Pocałunek był dłuższy niż ten, który zaserwował jej w kuchni, bo Hermiona nie próbowała od niego uciec i to on po raz pierwszy się od niej zaskoczony odsun±ł.
- Co... co... co to było?
- No przecież dzi¶ Wigilia, dzień dobroci, nie wypadało bym ci złamała nos... Chyba, że bardzo tego pragniesz.
- Nie, dziękuję - powiedział niepewnie blondas i dotkn±ł nosa, jakby sprawdzał, czy ten jest na pewno na swoim miejscu i czy jest cały i zdrowy, ale za chwilę się u¶miechn±ł. - Masz słodziutkie usteczka, szczota.
- A ty się ¶linisz przy całowaniu - odwarknęła w odwecie Hermiona. To nie było prawd±, bo Draco ku jej konsternacji całował fantastycznie. Chłopak się nie przej±ł i wzniósł toast za nosy.
- Buuuzi? - spytała z naiwn± mink± Virginia i szeroko się u¶miechnęła. Szumiało jej w głowie i czuła się dobrze. - Dasz mi buzi, Zabini? Dasz?! Ładnie proszę...
- Uwielbiam jak jeste¶ wstawiona, Weasley, wtedy gadasz do rzeczy - pochylił się nad niziutkim rudowłosym stworzeniem i delikatnie pocałował Ginny, która namiętnie oddała mu pocałunek.
- Kręci mi się w głowie - o¶wiadczyła minutę póĽniej.
- Widzisz malutka, jak ja ¶wietnie całuję? - Blaise postanowił być choć troszkę nieskromny, ale jego zapędy zostały szybko zgaszone.
- Kręci mi się w głowie - powtarzała dalej Virginia. - Chyba za dużo wypiłam, nie powinnam tyle pić. Hermiona idziesz spać?
- Już, Gin - odpowiedziała rado¶nie panna Granger i na widok zbaraniałej miny ciemnowłosego ¦lizgona parsknęła ¶miechem.
- Najwidoczniej obaj musicie popracować, bo okropnie kiepsko całujecie.
Dziewczyny wybiegły z salonu, a Draco i Blaise spojrzeli po siebie z dziwnymi minami.
- Nie wiedz±, co dobre - stwierdzili jednogło¶nie i udali się do swoich pokoi.
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar
Noc z duchami
Pierwszy dzień ¶wiat był dla czwórki naszych bohaterów dniem totalnego lenistwa. Najwcze¶niej, bo o jedenastej obudził się Zabini. Zajrzał najpierw do Dracona. Blondyn leżał z rozrzuconymi po bokach ramionami i nogami, i cicho chrapał.
PóĽniej gospodarz poszedł na górę zobaczyć, jak ¶pi± dziewczyny i czy w ogóle ¶pi±.
Hermiona smacznie kimała. Była zakopana pod kołdrę po sam czubek nosa i oddychała cichutko przez lekko uchylona wargi .
Virginia natomiast; o to był ciekawy widok... Kołdra leżała na ziemi. Rude dziewczę natomiast było rozwalone na szerokim łóżku w dziwacznej pozie nie do odtworzenia. Jej koszulka była malowniczo podwinięta niemal pod pachy, a pępek ¶wiecił w całej okazało¶ci kolczykiem. Na pupie miała czarne stringi, które więcej odkrywały niż zakrywały. Ale nie to wbiło go w ziemię... Ginny miała otwart± buzię i chrapała jak stado Malfoyów...
Blaise zacz±ł cicho chichotać, ona naprawdę była ¶wietna, po prostu. Powoli podszedł do dziewczyny, podniósł skopan± kołdrę i nakrył jej drobne ciałko. Jeszcze przez chwile przysłuchiwał się symfonii dĽwięków po czym wyszedł z pokoju by wzi±ć się za robienie ¶niadania - normalnego, smacznego ¶niadania.
Gdy uporał się już z kanapkami postawił wszystko na wielkiej tacy i ruszył na górę. Tacę postawił na podłodze a sam wszedł do pokoju Dracona.
- Pobudka ¶piochu! - w odpowiedzi usłyszał ciche pochrapywanie.
- Wstawaj, leniu i rób kawę! - krzykn±ł Blaise.
- Daj mi, k...., ¶więty spokój! - blondyn otworzył jedno oko, powiedział co wiedział i zamkn±ł je ponownie.
- O nie! Wstawaj draniu i rób co¶ do picia, sam mam obsługiwać trzy patentowane leniwce? Twoje niedoczekanie! - Jak lubisz wstawać o ¶wicie, to twój problem, Dziki...
- Jaki, k...., ¶wit? – zaperzył się ¦lizgon-Dżentelmen. - Za pół godziny będzie południe. Rusz t± dupę! Jedyn± reakcj± Pierworodnego Wielkich I Wpływowych Malfoyów było wychrypienie steku dosyć ordynarnych przekleństw, które absolutnie nie pasowały do jego rodowodu arystokraty. Zabini zmełł w zębach przekleństwo i bardzo powoli policzył w my¶lach do trzech.
- A chcesz zobaczyć roznegliżowan± Granger? One jeszcze ¶pi± – zmienił taktykę i zacz±ł kusić przyjaciela.
Pięć minut póĽniej Draco siedział na łóżku Hermiony a w dłoni trzymał gor±cy kubek pełen kawy. Po chwili zaobserwował jak dziewczyna porusza nosem a jej ręce zaczynaj± bł±dzić w powietrzu.
- Czy tu jest kawa? - zapytała zachrypniętym głosem.
- A co dostanę za to, że jest tu kawa?
Hermiona była jeszcze zaspana i nie miała pojęcia, kto do niej mówi, zwłaszcza, że chłopak mówił cichutko.
- A czego chceeeeesz dobry człowieeeeeeeeeeeeeeeku? – wyziewało dziewczę i przetarło orzechowe oczęta.
- Och, szczotuniu, chcę tylko zobaczyć cię tak±, jak± natura cię stworzyła
- Eee... co? - zapytała bardzo nieinteligentnie panna Ja - Wiem - To - Wszystko.
- Nago Granger, - powtórzył cierpliwie rozbawiony przedstawiciel czysto-krwistej arystokracji - jak cię mamusia natura stworzyła.
Dopiero teraz Hermiona otworzyła oczy i krótko krzyknęła podci±gaj±c kołdrę pod sam± szyje.
- Wyno¶ się! Zostaw kawę i wynos się! Natychmiast!
- Jak wyjdę, to tylko z kaw± - powiedział wrednie Draco, upił łyk boskiego napoju i ruszył do drzwi.
- Czekaj złodzieju! - wykrzyknęła Hermiona i wyskoczyła z łóżka
Czerwona pidżamka Gryfonki zakrywała zdecydowanie za dużo.
- Daj kawę - jęknęła błagalnie.
- Zapytała¶ czego chcę w zamian i powiedziałem czego. Rozbierz się a dostaniesz kawę.
- Drań, zboczeniec! Byłam zaspana, Malfoy, proszę, potrzebuję tej kawy... - wlepiła w niego błagalne spojrzenie wielkich, orzechowych oczu. Wygl±dała prze¶licznie. - Zlituj się,
- Ty mnie prosisz, Granger - chłopak z zaciekawieniem przechylił głowę. - Niesamowite...
Jego u¶miech był w tej chwili naprawdę szczery.
- Dobra mała, ¶ci±gnij tylko górę od piżamy i kawa jest twoja. Wzruszyła¶ mnie.
- Malfoy jeste¶ skończona ¶winia, dawaj t± kawę, albo...
- Albo co? Chciałem ci tylko powiedzieć, że jeste¶ ode mnie niższa i słabsza.
Hermiona z nienawi¶ci± w oczach wpatrywała się w młodego mężczyznę, ale kawa to kawa. Nie bawi±c się w żadne rozpinanie ¶ci±gnęła "przez głowę" górn± cze¶ć pidżamy i rzuciła ni± w chłopaka, tak, że wyl±dowała mu ona na głowę. Szybko chwyciła kubek kawy, wskoczyła do łóżka i nakryła się kołdr±.
- To było wredne - mrukn±ł Draco ¶ci±gaj±c z siebie koszule. - Zachowała¶ się jak ¦lizgon. Co z ciebie za Gryfonka do diabła?!
- Poprasowana i nowoczesna, Malfoy - odrzekła Hermiona i szeroko się u¶miechnęła.
Draco zrobił zdegustowan± minę i rzucił w Hermionę jej własn± gór± od piżamy, ale był zły i nie trafił.
Dziewczyna wyszczerzyła się do niego rado¶nie i z min± wyrażaj±c± pełnię przyjemno¶ci upiła łyk kawy.
Chłopak zmełł w zębach przekleństwo, pokazał Granger język i ruszył do drzwi.
- Hej, Malfoy! - odwrócił się na progu, by spojrzeć w ciemne, roze¶miane oczy podrasowanej i nowoczesnej Gryfonki. - Kawa jest pyyyszna! Dzięki! - powiedziawszy to Hermiona pu¶ciła mu bardzo figlarnie perskie oko.
***
W czasie kiedy Draco próbował dojrzeć wdzięki Hermiony, Blaise spokojnie wszedł do pokoju Ginny, w którym ta dalej pochrapywała. W bezpieczniej odległo¶ci, czyli tak, żeby ta nie mogła dosięgn±ć, postawił kawę i usiadł na łóżku. Kołdra ponownie leżała na podłodze a dziewczyna spała z lekko rozchylonymi nogami.
Blaise patrzył na jej ciało i stwierdził, że byłby kompletnym idiot±, gdyby nie wykorzystał takiej szansy, przecież to było czyste zaproszenie. Wsun±ł dłoń miedzy jej nogi i delikatnie zacz±ł dotykać jej kobieco¶ci, jednocze¶nie nachylił się nad dziewczyn± i przez cieniutki materiał koszuli zacz±ł ssać je piersi. Już po chwili poczuł jak jej ciało odpowiada na pieszczoty.
Ginny zaczęła się kręcić na łóżku, w momencie gdy jej dłonie zaczęły przesuwać się po ciele, Blaise odsun±ł się od niej i podniósł filiżankę.
Patrzył jak dłonie dziewczyny w naturalnym odruchu bł±dz± miedzy nogami i wykrzykn±ł na cały głos.
- Weasley, nie chcę ci przeszkadzać, ale kawa stygnie!
Virginia obudziła się natychmiast z przyjemnego erotycznego snu, którego bohaterem był „niestety ten dekiel, Zabini”. Ku jej irytacji i zawstydzeniu zauważyła, że trzyma rękę między swoimi udami a wspomniany bohater jej jednoznacznego marzenia sennego siedzi spokojnie na łóżku obok niej i trzyma paruj±cy kubek aromatycznej kawy.
- Ja rozumiem, że jako¶ trzeba sobie radzić z hormonami, ale lepiej tego przy mnie więcej nie próbuj, nawet przez sen, bo nie ręczę za siebie, malutka.
Malutka zapłoniła się mocno z zawstydzenie i ¶więtego oburzenia. Sięgnęła po kubek i łypi±c groĽnie na chłopaka upiła jeden łyk.
- WON! - powiedziała, gdy sam nie uznał za stosowne wyj¶ć z pokoju.
- Ładne podziękowanie za kawę - brew Blaise’a powędrowała do góry. - Ach, wiem... Chcesz skończyć to, co zaczęła¶... Może ci pomogę... Będzie zabawniej.
- Spierdalaj, ty niewyżyty seksualnie....
- Zaraz, Weasley, – chłopak nie pozwolił jej dokończyć tyrady - kto tu sobie dobrze robił i jak ty się wyrażasz? Ja ci tutaj uprzejm± koleżeńsk± pomoc proponuje, a ty tak do mnie... Nie wiesz, że na dłuższ± metę tak samemu to nie zdrowo?
- Sk±d wiesz? Próbowałe¶? - spytała słodko Virginia i pokazał mu język.
- No wiesz co? Ty to jeste¶... Najpierw robisz aluzje, co do tego, że jestem gejem, a teraz... Chyba powinienem się obrazić.
- A obraĽ się, obraĽ, i wyjdĽ st±d!
- A wyjdę, wyjdę, ryża żmijo! Tylko nie zapominaj, że to jest mój dom nie twój i mogę przebywać tam gdzie zechcę. Ale z tak± sekutnic± nie sposób wytrzymać w jednym pomieszczeni, więc nara, Weasley - Zabini udawał rozżalonego i urażonego. - I nie wiesz co tracisz... Potrafię być delikatny i pomysłowy jak zechcę - chłopak wstał i ruszył do drzwi.
- Ta, jasne... Potrafisz – dziewczyna u¶miechnęła się ze zło¶liw± satysfakcj±. - Malfoy mówił mi, że spałe¶ tylko z jedn± dziewczyn±, i że wcale nie był to fantastyczny pierwszy raz... Masz podobno złe wspomnienia.
- I to cię tak bawi? Moje złe wspomnienia? - Ginny miała już rzucić jak±¶ k±¶liw± uwagę, ale zobaczyła, że Blaise jest bardzo poważny i patrzy na ni± ze zmarszczonymi brwiami. Nagle zrobiło się jej głupio.
- A poza tym, od kiedy to interesujesz się moim życiem erotycznym? - dodał jeszcze wbijaj±c w ni± bardzo przenikliwe spojrzenie intensywnie zielonych oczu.
- Sorry - wyszeptała Ginny i niepewnie popatrzyła na Blaise’a. - Naprawdę nie chciałam, ja po prostu...
- Tak? - zapytał chłopak i usiadł tuż koło niej, ale tym razem jako¶ jej to nie przeszkadzało.
- Ja po prostu... ja... - z oczu zaczęły lecieć jej łzy, a twarz pokryła się rumieńcem. Nagle poczuła się Ľle, że powiedziała mu takie przykre słowa.
- No już dobrze, malutka nie płacz - chłopak spanikował. Jak każdy mężczyzna był uczulony był na kobiece łzy i był w stanie zrobić wszystko byle tylko zapobiec pojawieniu się wodospadu. - To nie twoja wina, że Chang...
- Kochałe¶ się z Chang?! - Ginny spojrzała na niego absolutnie zaskoczona - Biedaku, to ja już się nie dziwię, że masz takie wspomnienia, Harry po jednym pocałunku przez pół roku do siebie dochodził... Ona niszczy mężczyzn!
- Tak mówisz?
- Aha, Chang jest taka... Ja wiem? Zawsze mi się wydawała pewna siebie i trochę zarozumiała. Zdecydowanie wolę Hermionę, albo Lunę, która jest z Ravenclawu jak Chang.
- To, że jest pewna siebie, to raczej nie jest wada, ty i szczota też jeste¶cie pewne siebie.
- Wiem, ale chodzi mi o to, że u niej ta pewno¶ć siebie wyraża się w zarozumialstwie. Parę razy z ni± gadałam i miałam wrażenie, że traktuje mnie protekcjonalnie i jak to się mówi z góry.
- Chang taka jest i nic tego nie zmieni, ale ty...
- Co ja, no co?! - nastrój Giny już zmienił się na bojowy.
- A ty jeste¶ mała niewyżyta zło¶nic±, a teraz pij ta kawę... Już po pierwszej i niedługo będzie obiad. Ja gotuje.
- To nudny będzie - mruknęła Ginny i zabrała się za kawę.
- Nudny? Tak uważasz? - Blaise uniósł do góry brew i popatrzył przenikliwie na dziewczynę.
- Nudny jak flaki z olejem.
- No cóż, to nie będ± flaki z olejem... Ale skoro twierdzisz, że będzie nudny...
- To co? - podejrzliwie spytała Gin.
- Jak ci będzie smakowało to masz mnie pocałować.
- Co?!
- To! Jak ci posmakuje masz mnie pocałować w usta... - u¶miechn±ł się do niej słodko i pu¶cił jej oko. - Idę do kuchni, nie przeszkadzać mi przez najbliższ± godzinę.
***
Przez następna godzinę z kuchni wydobywały się najróżniejsze odgłosy, a każdy kto próbował wetkn±ć tam głowę dostawał ¶cier± po łbie i nie ważne czy był to Draco, czy która¶ z dziewczyn. Mistrz tworzył i nie należało mu przeszkadzać.
Kiedy po godzinie wpu¶cił ich do kuchni na stole stały cztery talarze z paruj±ca chińszczyzn±.
- Weasley, teraz to ty się przekonasz, co to znaczy na ostro.
- Jemy w kuchni? - spytał zdziwiony Draco?
- Dzisiaj tak.
Hermionie za¶wieciły się oczy.
- Chińszczyzna w ¶więta - powiedziała nagle i zmarszczyła ze zdziwieniem nos, ale oczy dalej jej się ¶miały.
- To po to, żeby nauczyć mał± wiewiórę, jak wygl±da i smakuje pikantna chińszczyzna... Zarzuciła mi, że mój obiad będzie nudny.
- Och, a co za mięsko tam dodałe¶? - spytała zachwycona Granger.
Virginia nie mówiła nic, tylko z zainteresowaniem łowiła z powietrza miły zapach potrawy.
- Mięsko z Krzywołapka... Zimmy leży zamrożona i czeka na swoj± kolej – „smirk” chłopaka osi±gn±ł apogeum zło¶liwo¶ci.
Jakby na zaprzeczenie jego słowom w drzwiach pokazały się oba koty.
- A to pewnie ich zło¶liwe duchy, prawda? - zapytał Draco i z zapałem wzi±ł się do jedzenia. Jedyn± osoba, która podejrzliwie patrzyła na potrawę była Ginny. Bała się. Przecież jak jej zasmakuje będzie musiała pocałować tego ¶liskiego gnoma.
- No jedz malutka, jedz, może trochę uro¶niesz... – Blaise wrednie popatrzył na nisk± rudowłos± dziewczynę.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać Blaise Zabini, potomek arystokratycznego rodu Zabinich, byłby arystokratycznym denatem. Niestety panna Virginia Molly Weasley nie posiadała aż takich uzdolnień wzrokowych. Z nieszczę¶liw± min± zanurzyła widelec w potrawie jakby się bała otruć, wzięła niewielka ilo¶ć do buzi i posmakowała.
Draco, Blaise i Hermiona zamarli z widelcami w połowie drogi do ust.
Virginia przez chwilę męczyła mały kęs, aż w końcu przełknęła potrawę.
- To jest dobre - powiedziała takim tonem jakby oznajmiała własny pogrzeb. - Dobre, chociaż mało oryginalne. - Wzięła następny kęs. - k...., to jest pyszne - w jej oczach zal¶niły łzy wyrażaj±ce niemal skrajn± rozpacz.
- To ja się bardzo cieszę, że ci smakuje - powiedział Blaise u¶miechaj±c się zło¶liwie.
- Hej, co się dzieje? - zapytał Draco widz±c, że Ginny cała poczerwieniała na twarzy i spu¶ciła głowę. Była na poły zakłopotana, a na poły w¶ciekł.
- No wła¶nie - poparła go Hermiona. - Możecie powiedzieć, o co wam chodzi? Ginny dlaczego jeste¶ taka nieszczę¶liwa skoro to ci smakuje? Powinna¶ się chyba cieszyć..
- Nie mam z czego.
- Jak to nie, przecież będziesz mogła mnie pocałować, pchełeczko.
- Nie wyzywaj mnie od pcheł! - warknęła rudowłosa.
- Spokojnie, Weasley, on powiedział pchełeczka, to brzmi dosyć... czule. A w ogóle o co chodzi? – Draco zmarszczył jasne brwi.
- Wła¶nie - Hermiona popatrzyła z zaciekawieniem na Zabiniego i Virginię.
- O to, że nie chcę od tego zboczonego dryblasa żadnej czuło¶ci - powiedziała obrażona na cały ¶wiat „pchełeczka”.
- Chcesz, chcesz, tylko sama jeszcze o tym nie wiesz - odpowiedział "zboczony dryblas" i u¶miechn±ł się rozbrajaj±co.
- Doskonale wiem, czego chcę, a czego nie!
Draco i Hermiona patrzyli na siebie zdziwieni. Zupełnie nie wiedzieli o co tej dwójce chodzi, ale dla własnego bezpieczeństwa woleli się nie odzywać. Natychmiast po skonsumowaniu pysznego, na nieszczę¶cie dla niektórych, obiadu Blaise rozparł się wygodnie na krze¶le, i zwrócił się do Virginii.
- Czekam, tylko radzę ci się postarać.
- Ta, jasne ...Postarać, chciałby¶. - Ginny wstała i podeszła żołnierskim krokiem do Blaise’a.
Hermiona patrzyła zaciekawiona na sytuację rozgrywaj±ca się przed jej oczyma. Draco także wlepił z zainteresowaniem wzrok w "pchełeczkę".
Virginia stanęła na przeciwko rozbawionego bruneta, pochyliła się i cmoknęła go krótko i siarczy¶cie w usta.
- Co to miało być?! - Blaise był zaskoczony i zawiedziony.
- Miałam cię pocałować w usta jak mi będzie smakowało i pocałowałam, o co chodzi? - chłodno zapytała dziewczyna.
- Miała¶ mnie POCAŁOWAĆ, a nie cmokn±ć, Weasley, jaja sobie robisz?! - Blaise był zły, Hermiona zdziwiona, a Draco szczę¶liwy.
- Ha, ha, ha! Widzisz Blaise , trzeba uważać przy nich na to co się mówi... Innymi słowy trzeba być pre-cy-zyj-nym.
- Cholera! - Zabini u¶miechn±ł się krzywo - przerobiła mnie ta ryża cwaniara... Nigdy więcej!
- No dobra to teraz wy zmywacie, a my i Draco idziemy przygotować pokój.
- Pokój.. do czego? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Zobaczysz ,szczota, zobaczysz - powiedział tajemniczo gospodarz i wyszedł z kuchni zostawiaj±c dwie zaniepokojone dziewczyny.
- Giny jak s±dzisz, co oni knuj±?
- Nie wiem, ale się boje.
- Ja tu w ogóle czuje się nieswojo. Zobacz, to domiszcze stoi niemal w lesie, na całkowitym odludziu... W nocy słyszałam jak w oddali wyj± wilki. Boję się wypuszczać Krzywołapka na dwór, ale przecież muszę... Chociaż naszym kotom tutaj raczej się podoba.
- Gorzej z nami - odrzekła rudowłosa.
- Aha... ciekawe co te dwa cwaniaki planuj±, żeby nam umilić życie.
- Na pewno nie będziemy się nudzić! - pisnęła Ginny i Hermiona, wyższa od niej prawie o głowę, pomy¶lała, że ruda naprawdę wygl±da i zachowuje się jak pchełka... zwłaszcza dla takiego dryblasa jak Zabini, czy niewiele niższego od niego Malfoy’a.
- Pchełeczka - powiedziała na głos w zamy¶leniu krótkowłosa.
- Szczoteczka! - warknęła Ginny, my¶l±c że przyjaciółka się z niej nabija.
- Gin, ja nie do ciebie, sorry... Ja po prostu... Ty przy nich naprawdę jeste¶ malutka.
- Dzięki, że mi przypomniała¶ - rudowłosa wydawała się naprawdę poruszona, a Hermiona zobaczyła, że jej oczy zaszły mgła.
- Hej Ginny, co się dzieje? Przecież nie może ci chodzić o te parę centymetrów.
- Dla ciebie to parę centymetrów, ale jakby przynajmniej dwa trzy razy w tygodniu kto¶ na ciebie wpadał i mówił: sorry nie zauważyłem, a na dodatek...
- Co?
- Ten durny dekiel.... lubię go - wyszeptała pana W. i spłoniła się niczym mak.
- Znaczy kogo? - Hermiona naprawdę była zdezorientowana.
- Pieprzonego Zabiniego - pisnęła Virginia i otarła łzy. - Ale nigdy się o tym, dekiel, nie dowie... On się tylko ze mnie nabija, kretyn jeden.
Hermiona przytuliła załzawion± przyjaciółkę i pogłaskała j± po rudej główce.
- Przestań - pocieszała Weasleyównę. - My¶lę, że on cię nawet lubi, a to że przypomina ci o niewielkim wzro¶cie to normalne, zobacz jaki jest wysoki. Ty dla niego naprawdę wygl±dasz jak pchełka.
- Nie pchełka, pchełeczka! - Ginny wypluła ostatnie słowo jakby było największ± na ¶wiecie zniewag±.
- No i widzisz, nawet to zdrabnia, jakby cię nie lubił, to by tego nie robił. On cię zawsze pieszczotliwie nazwa, nie to co Malfoy...
- Masz racje, Malfoy pieszczotliwie nazywa ciebie - powiedziała Ginny i zaczęła wycierać załzawione oczy.
Hermiona już miała wszcz±ć sprzeczkę, ale gdy otwierał usta u¶wiadomiła sobie jedno; że Malfoy, nawet je¶li j± przezywa, to robi to, coraz czę¶ciej, pieszczotliwie.
Chłopak bardzo się zmienił od czasu gdy jego ojca zamknięto w więzieniu. Przez prawie pół roku musiał być panem domu, i najwyraĽniej to, oraz fakt, że to dzięki wstawiennictwu Dumbledore'a jego ojciec wreszcie wyszedł na wolno¶ć, zmieniło nastawienie młodzieńca do niektórych spraw.
Co prawda dalej bywał chamem i rasist±, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę chciał kogo¶ urazić...
Dziewczyny zaprzestały mini - kłótni i zajęły się porz±dkami zastanawiaj±c się, co też męska czę¶ć załogi robi w tym czasie
***
Męska czę¶ć załogi natomiast była w saloniku Blaise’a, w którym mie¶ciło się przestronne kino domowe, ogromna wieża stereo i dosyć duża biblioteka z literatur± przeróżn±, ale jedynie mugolsk±.
W tym pokoju było bowiem to wszystko, co młody Zabini cenił sobie w ¶wiecie mugoli, nie licz±c całego arsenału mugolskich ciuchów, czy fascynacji snowboardem, któremu uległ w zeszłe ¦więta Bożego Narodzenia.
Pokój oczywi¶cie nie był obwarowany magi± i brunet nazywał go sentymentalnie swoim "cichym mugolskim azylem". Była to przewrotna nazwa, gdyż kiedy słuchał swojego kochanego rocka, lub metalu musiał rzucać od zewn±trz zaklęcie wyciszaj±ce, inaczej rodzice walili w drzwi, a nawet potrafili cwaniacy wej¶ć i wył±czyć mu sprzęt. Co za¶ tyczy się domowego kina. O! Z tego cuda korzystali wszyscy w domu, zwłaszcza jego stary, z którym często ogl±dał thrillery i horrory; oczywi¶cie tylko te najlepsze ze ¶wietn± skonstruowan±, skomplikowan± fabuł±.
Wła¶nie teraz chłopcy wyjmowali najlepsze filmy grozy na DVD jakie młody Zabini posiadał i układali je obok sprzętu do odtwarzania.
- Okna gotowe? - zapytał Draco przegl±daj±c mugolskie filmy.
- Pewnie, równo o dwunastej otworz± się w pokoju maleństwa i zacznie straszyć.
- A wiesz, że to jest wredne? - mrukn±ł Draco dalej przegl±daj±c filmotekę.
- A wiesz, że to był twój pomysł?
- A wiesz, że masz w domu kolekcje pornoli, zboczeńcu?
- A wiesz, że... Kurde, CO MAM?! - Blaise spojrzał na Dracona zaskoczony, bo zupełnie nie wiedział o co temu białowłosemu arogantowi może chodzić.
- Inaczej mówi±c filmy erotyczne, no MOCNO EROTYCZNE. O jest nawet jeden thriller - blondyn z u¶miechem pokazał przyjacielowi swoje odkrycie. Ten przez chwile przygl±dał się "znalezisku” po czym bez mrugnięcia odpowiedział.
- To na pewno ojca, thriller zostaw, resztę się schowa... Jakby dziewczyny zobaczyły, to...
- Powiedziałyby, że jeste¶my zboczeńcami i tym podobne, wiem...
- No wła¶nie, grzecznie schowaj filmy mojego starego poszukaj i ¶wietnego dreszczowca Siedem. Daje po psychice. Wywiad z wampirem też może być...
- Ale to nie horror...
- Nie, ale jest mocno sugestywny, nie s±dzisz? Pójdzie na pocz±tek.
- A na samym końcu Laleczka Chucky i... Koszmar z ulicy wi±zów - powiedział z zimn± satysfakcj± Draco, czym wprawił swego kumpla w niemałe osłupienie.
- Draco... sorry, ale znaj±c twoje dotychczasowe pogl±dy... Sk±d ty się tak znasz na mugolskich filmach?
- Lubię horrory - odpadł blondyn i delikatnie się zarumienił. - Tylko ani słowa szczotuni, bo...
- Zmieniłe¶ się.
- Ja? O co ci chodzi?
- Dawniej powiedziałby¶ szlamie, ewentualnie Granger, a teraz szczotuni, nawet nie szczotce...
W odpowiedzi, Draco b±kn±ł tylko co¶ niezrozumiałego i pocz±ł szperać w kasetach
Zabini patrzył na rumieni±cego się i mrucz±cego co¶ pod nosem przyjaciela. Draco wygl±dał tak przezabawnie, że Blaise cicho się roze¶miał.
- Och, rozumiem, panna Wiem-To-Wszystko-Granger ci się podoba, tak? No nie powiem... Jest ładna i inteligentna... Masz dobry gust.
- Wcale mi się nie podoba! - wypalił blondyn zdecydowanie za gło¶no i za szybko, i jeszcze bardziej się zarumienił. - No dobra, jest w ładniutka i zgrabna... I dobrze jej z t± szczot± na łbie - wymruczał burkliwie. Oszukiwanie Zabiniego było bezsensownym zabiegiem, a poza tym Blaise był jego przyjacielem.
- To tak samo jak z maleństwem, niby takie nic, a jednak, potrafi sprawić, że..
- ...że wszystkie inne bledn± i staja się nudne i głupie i nawet to, że jest...
- ...za niska...
- ...za m±dra...
- ...uparta...
- ...zło¶liwa....
- jest Gryfonk± - to ostatnie wypowiedzieli w tym samym momencie i obaj parsknęli ¶miechem, który zwabił te dwie „wadliwe” kobiety to pokoju.
- Czego się ¶miejecie, co? - spytała podejrzliwie Hermiona, która weszła do saloniku pierwsza i usiadła na wygodnej, skórzanej kanapie w kolorze hebanu.
- ¦miejemy się z was, bo uważamy, że jeste¶cie strachliwe i nie odważycie się obejrzeć z nami czterech filmów grozy, drogie koleżanki - z miejsca podpu¶cił je Blaise.
- Jak to nie?! Uwielbiam się bać! - Ginny zrobiła oczy jak talary i walnęła się obok Hermiony.
- Jasne - Granger popatrzyła na ni± z politowaniem. - To u niej jak z alkoholem - wyja¶niła chłopakom, którzy mieli zdziwione miny. - Naogl±da się horrorów, albo nasłucha strasznych historii a potem chowa się pod kołdrę i drży jak osika.
- Wcale nie! - Ginny wydawała się oburzona takimi pos±dzeniami. - Ja się na pewno nie będę bardzo bała.
Hermiona skwitowała to wzruszeniem ramionami - ona uwielbiała horrory i na pewno, w przeciwieństwie do Ginny, nie będzie się bać!
Draco i Blaise wymienili rozbawione spojrzenia, zasłonili okna, chodĽ na dworze i tak robiła się jucz szaruga.
- No to dziewczyny zaczynamy przedstawienie, ale wiecie jakby¶cie się bardzo bały to na mnie i na Blaise’a...
- Tak ,wiemy, nie mamy co liczyć bo wy będziecie bali się jeszcze bardziej - Hermiona u¶miechnęła się słodko do Dracona i skuliła na kanapie.
- Ta, jasne - zachichotał Zabini. - Smoku, b±dĽ dobrym kumplem i przynie¶ z kuchni chipsy i co tam wolisz... O mam! piwo korzenne, a ty szczota zamiataj po lody, ładnie proszę...
Hermiona miała niemal ochotę mu przywalić za t± „zamiataj±c± szczotę”, ale u¶miechał się tak rozbrajaj±co, że mu podarowała zniewagę i zeszła razem z Draconem do kuchni.
- I czym ty masz zamiatać, szczotu¶, skoro takie fajne kłaczki ¶cięła¶? - zapytał Draco z delikatn± nut± żalu, mocuj±c się z czterema piwami. – Kurna, - dodał sam do siebie - chipsy przyniosę póĽniej, nie mam trzech r±k.
Hermiona już go miała trzasn±ć za kolejn± aluzje, co do jej włosów, ale zamiast tego spojrzała na niego z politowaniem, wyci±gnęła różdżkę i zmniejszyła zarówno kilka opakowań, chipsów jak i lodów oraz kilka butelek soków.
- Niby taki czarodziej czystej krwi, ale jak przychodzi co do czego, to żaden facet nie potrafi się w kuchni znaleĽć - mruknęła i wyszła, zostawiaj±c oniemiałego Malfoya, do którego chyba dopiero teraz dotarło, po co ma w tylnej kieszeni spodni drewniany patyk nazywany różdżk±.
- Szczotu¶, zaczekaj! - krzykn±ł Draco i pobiegł za Hermion±.
- Co, Smoku¶? - zaszczebiotała Herm i zatrzepotała rzęsami, doskonale na¶laduj±c Parkinson. - Chces buzi, skarrrbecku?
- Buhaha! Bardzo ¶mieszne, szczota, ale od ciebie owszem, chcę buzi... - Draco postanowił wykorzystać sytuację
Zanim dziewczyna zd±żyła zaprotestować dostała buziaka w same usta.
- Nie przypominaj mi więcej tej kretynki, bo się zdenerwuję - powiedział i zło¶liwie się u¶miechn±ł.
- Dracu¶, no co ty? Ja miałabym ciebie denerwować, mój słodziutki smoczku? Nigdy... - Hermiona uznała, że to dobry sposób na dokuczanie blondasowi.
- Granger, powiedz co¶ jeszcze w tym stylu, a pożałujesz - powiedział chłopak zbliżaj±c się do niej.
- A co mi zrobisz, smoczku ty mój? – zaszczebiotała, w odpowiedzi, niczym pokazowa idiotka.
- Sama tego chciała¶ - powiedział chłopak odstawiaj±c piwo i łapi±c j± w objęcia. Hermiona spodziewała się, że chłopak j± pocałuje, za co mogłaby mu waln±ć, ale nic takiego nie nast±piło. Odwrócił j± tyłem do siebie i klepn±ł w po¶ladek, niczym małe nieposłuszne dziecko. Hermiona z zaskoczenia pisnęła jak przestraszona dziewczynka.
- Malfoy, jak ¶miesz?! – warknęła chwilę póĽniej.
- Uprzedzałem, Granger... Co, już nie mówisz do mnie per Smoczu¶? - zadrwił chłopak.
- Jeste¶ dupek!
- Cicho b±dĽ i jak jeszcze raz zaczniesz się zachowywać jak ta skretyniała, niedorozwinięta pseudo-modelka, to przyrżnę ci na goły tyłek... i to przy twojej rudej przyjaciółce i przy Dzikim. Nie żartuje - dodał gdy spojrzała na niego kpi±co.
- A my¶lałam, że ona ci się podoba - Hermiona miała na twarzy zło¶liwy u¶miech pełen samozadowolenia.
- Jeszcze jedno słowo, Granger, a przekonasz się, że potrafię być niemiły.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Co¶ w głosie blondyna przekonało j±, że Draco mówi poważnie. Cóż, widocznie wbrew pozorom, nie cierpiał panny Parkinson.
Ostatnie kilka kroków do pokoju pokonali w ciszy.
*
W momencie gdy zacz±ł się pierwszy film dziewczyny rozpłynęły się w u¶miechach.
- On jest wspaniały* - szepnęła Ginny a Hermiona u¶miechnęła się tylko i przytaknęła. Ogl±dała ten film już z milion razy. Ale jak przystało na prawdziwa przedstawicielkę płci pięknej uwielbiała „Wywiad z Wampirem”.
Draco i Blaise skwitowali te słowa uwielbienia lito¶ciwymi spojrzeniami i w my¶lach przeklęli niezbyt, dla nich, udany wybór filmu. W ogóle nie rozumieli co dziewczyny widziały w tych pseudo przystojniakach.
Przy thrillerze "Siedem" było już lepiej. Co prawda Ginny stwierdziła, że Brad Pitt jest nawet przystojny, ale Hermiona zmarszczyła nos i powiedziała.
-Taki jaki¶... przeciętny, co ty w nim widzisz, Gin? - co spotkało się z ogromn± aprobat± obu panów i natychmiastow± reakcję w postaci przekrzykiwania się:
- Może jeszcze ci nałożyć lodów?! - Draco.
- ... a może podać miseczkę z chipsami?! - Blaise.
- ... przynie¶ć ci jeszcze piwa, szczoteczko?
- ... może otworzymy wino, malutka?
- Cicho gł±by, próbujemy ogl±dać! - ucięła przedstawienie Ginny, a Hermiona jedynie się rado¶nie i nieco zło¶liwie roze¶miała.
PóĽniej było już lepiej, bo obydwie panie zaczęły bardziej się bać. Virginia zrobiła ogromne, przestraszone oczy i wbiła je, w masochistycznym odruchu, w wielki płaski ekran umieszczony na ¶cianie na przeciwko.
Przy "Laleczce Chucky" obydwie tuliły się do siebie na kanapie, a Draco i Blaise rzucali sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Pod koniec filmu Blaise zaproponował.
- No to ja i Smoku zejdziemy po więcej lodów i przyniesiemy jeszcze piwa korzennego... Spoko, znamy zakończenie.
- Nie! - pisnęła Ginny. - Nie idĽcie obaj.
- A co, boicie się? - spytał Draco bo Hermiona też miała bardzo niewyraĽn± minę.
- Nie, ale odczuwam pewien dyskomfort, niech idzie jeden z was - powiedziała krótkowłosa.
- Dobra, kolej na mnie, ale sam się boje - powiedział Blaise i złapał Virginię w pasie. - Idziesz ze mn±, będzie mi raĽniej.
Virginia, pomimo tego, że była a w męskim towarzystwie, niepewnie schodziła do kuchni. Okropnie się bała. W momencie gdy o jej nogi otarło się co¶ miękkiego wrzasnęła gło¶no i przytuliła się do Blaise’a.
- Ja nigdzie nie idę! Co to było?!
- Po pierwsze, to idziesz ze mn± do kuchni, a po drugie to był twój własny kot.. I kto¶ tu mówił, że nie będzie się bał....
- Przestań się ze mnie nabijać, to na pewno nie był kot - dziewczyna dalej trzęsła się ze strachu i przytulała do chłopaka.
- Jasne, że nie. To był wielki straszny potwór - Blaise u¶miechn±ł się w ciemno¶ci i złapał dziewczynę za rękę po czym razem zeszli do kuchni.
Ginny ani na moment się od niego nie odsunęła.
W momencie gdy tylko za Ginny i Blaise’em zamknęły się drzwi, Hermiona zatrzęsła się z strachu i wtuliła się w k±t kanapy. Po kilku minutach dalszego ogl±dania spojrzała się niepewnie na chłopaka, który.
- Draco... – Malfoy był niebywale zaskoczony słysz±c swoje imię; to mu podpowiedziało, że Granger nie czuje się zbyt komfortowo i omal nie zachichotał - ...nie jest ci za zimno w tym fotelu? Bo on tak daleko od kominka stoi....
- Ależ sk±d? Jest mi tu doskonale - chłopak u¶miechn±ł się rado¶nie i napił się piwa.
- Bo wiesz... mi tak jakby trochę... zimno... i jakby¶ mógł...
- Podać ci kocyk? - zapytał uprzejmie.
- Tak, poproszę... - Hermiona za nic na ¶wiecie nie przyznałaby się, że się boi, i że wolałaby aby kto¶ przy niej siedział, ktokolwiek, nawet Malfoy...
Draco wzi±ł kocyk z jednego z foteli i, nie sil±c się na zbytni± grzeczno¶ć, rzucił go dziewczynie.
"Drań" - pomy¶lała Granger, owinęła się w koc i znowu się zatrzęsła.
- Jak na mój gust, to się boisz, a nie jest ci zimno... Jak chcesz to cię przytulę, szczoteczko...
Hermiona już miała skapitulować i się zgodzić, ale wrócili Blaise i Ginny. Rudowłosa człapała tuż za chłopakiem nios±cym łakocia i wczepiała się dłońmi w jego puszysty, granatowy sweter prawie tul±c się do jego pleców.
- Lubię, jak ona się boi, jest wtedy taka milutka - Zabini postawił smakołyki na stole i przytulił maleńk± istotę, która się do niego kleiła.
Hermiona mimo strachu rozczuliła się. Główka Ginny znajdowała się gdzie¶ między pasem a pach± Zabiniego. Dziewczyna była naprawdę malutka... albo Blaise wielki; zależy jak spojrzeć.
- Ja zawsze jestem milutka - mruknęła panna Weasley, która teraz, przy swej przyjaciółce, znowu nabrała odwagi. Szybko podbiegła do Hermiony i przytuliła się do niej, co ta przyjęła z wielka rado¶ci±, natomiast chłopcy u¶miechnęli się zło¶liwie i postanowili pu¶cić następny miły filmik. Co¶, co nadaje się na obejrzenie przed snem, czyli „Koszmar z Ulicy Wi±zów”.
Panowie byli zachwyceni reakcja dziewczyn, natomiast te co chwile zamykały oczy i modliły się by to co¶ zaraz się skończyło.
- Obejrzymy jeszcze to i idziemy spać - lito¶ciwie powiedziała Blaise i u¶miechn±ł się znacz±co do Dracona.
- To jest okropne do ogl±dania przed snem... - Hermiona nie kryła swojego oburzenia. - Jak mogli¶cie zostawić to na koniec?
- Przecież lubicie się bać...
- Nie aż tak. To jest podobno cholernie koszmarne... - Virginia się wzdrygnęła.
- Cykor - Blaise podszedł do dziewczyny i się nad ni± nachylił. - Malutki cykorek - szepn±ł jej prosto do ucha i delikatnie ugryzł miękki płatek.
- Drań! - pisnęło dziewczę i złapało się za ucho. Ginny cieszyła się, że jest ciemno, bo się zarumieniła. Pieszczota chłopaka była bardzo miła i wbrew własnej woli zaczęła sobie wyobrażać jakby to było z Zabinim w łóżku.
Szybko się jednak otrz±snęła i powiedziała:
- UgryĽ się w tyłek, a poza tym wcale się nie boję...
- UgryĽć to ja mogę ciebie, ruda, a co do bania się... Skoro się nie boicie to nie musimy was odprowadzać do pokoi, prawda?
- Oczywi¶cie, że nie - powiedziała Hermiona, ale zabrzmiał to jako¶ dziwnie niepewnie. Mimo wszystko nie zamierzały dać satysfakcji tym dwóm o¶lizgłym ¦lizgonom.
Gdy film się skończył, dziewczyny powoli ruszyły na swoje piętro, o¶wietlaj±c sobie korytarz różdżkami. Bardzo szybko się umyły – przy rozjarzonych na pełn± moc żyrandolach - i poszły spać.
*to chyba jasne, że chodzi o rolę Toma Cruise’a, prawda? Chyba jego najlepsza kreacja filmowa.
***
Równo o północy okno w sypialni Ginny otworzyło się z hukiem na o¶cież.
Dziewczyna obudziła się - a spała zaledwie kwadrans - i wrzasnęła tak jakby j± stado upiorów dopadło.
Piętro niżej chłopcy zarechotali oczekuj±c wła¶nie takiego obrotu wydarzeń.
- Idę o zakład, że uciekła do szczotu¶ki - powiedział Malfoy.
- My¶lisz Smoku? - Zabini udawał, że się nad tym głęboko zastanawia.
- Szczotuleczka jest zapewne zachwycona, chociaż nigdy się nie przyzna, że zcykorzyła - Draco mógłby zdobyć mistrzostwo w konkursie na ilo¶ć zdrobnień i wariacji na temat słowa "szczotka",.
- Tylko do niej tak się nie odezwij - Blaise wygl±dał na przestraszonego nowym neologizmem przyjaciela. - Udusi cię, a ja jej nie będę przeszkadzał.
Kiedy dwóch młodzieńców znalazło się w sypialni Hermiony, oczom ich ukazała się ciekawy widok. Granger i Virginia siedziały przytulone do siebie na łóżku.
- Jeste¶cie okropne... A tak w ogóle to nie dziwię się, że przyjęły¶cie zakład - Zabini uniósł do góry lew± brew puszczaj±c chwilę wcze¶niej bardzo dyskretnie oko do przyjaciela. - Skoro tak kleicie się do siebie, musicie być... inne...
Draco u¶miechn±ł się bezczelnie.
- Zawsze wiedziałem, Granger, że jeste¶ lesb±.
- Wcale nie, nadęty bufonie! - wrzasnęła Hermiona wypuszczaj±c Ginny ze szczelnego u¶cisku.
- Bęcwały - dodała z godno¶ci± ta druga.
- Może mała historia o duchach? - Zabini bawił się doskonale
- ¦winia z ciebie, Zabini - Ginny popatrzyła na niego oskarżycielsko a w jej oczach dało się jeszcze wyczytać strach, który owładn±ł j± przed kilkoma minutami.
- A ty, Malfoy, co się tak głupio szczerzysz? - Hermiona zaatakowała Dracona.
- Zawsze chciałem zobaczyć dwie babki w jednym łóżku, nie my¶lałem tylko, że to wy zapewnicie mi taki widoczek - Draco u¶miechn±ł się ironicznie.
- Pocałujcie się, chętnie popatrzymy - Zabini wyszczerzył się w szczerym u¶miechu.
- No dalej, nie wstydĽcie się - Draco splótł dłonie na piersi i popatrzył rozbawiony na dwie przyjaciółki.
Hermiona zmrużyła zło¶liwie oczy i spojrzała porozumiewawczo na Gin.
- Pocałujemy się... - powiedziała przymilnie wywołuj±c u mężczyzn szok na przystojnych buĽkach - ...pod warunkiem, - dodała zło¶liwie - że wy zrobicie to pierwsi.
W pierwszej chwili obaj mężczyĽni chcieli gor±co zaprotestować, sam pomysł wydał im się obrzydliwy i nie do przyjęcia, ale gdy zobaczyli zło¶liwie u¶miechy na ustach obu kobiet postanowili dać im nauczkę.
- To mówisz, Granger, że zaczniesz się lizać z Weasley je¶li ja pocałuje Dzikiego?
- Malfoy, ty chyba nie my¶lisz, że nas zadowoli ot taki sobie zwykły pocałunek - Ginny zaczęła ich podpuszczać, gdyż była pewna, że oni i tak tego nie zrobi±. W końcu to byli "stuprocentowi mężczyĽni".
- W takim razie dziewczyny, patrzcie uważnie bo powtórki z rozrywki nie zamierzamy zapewniać - powiedział Blaise jednocze¶nie zbliżaj±c się do blondyna.
Dziewczyny patrzyły zaszokowane jak Blaise wolny krokiem podchodzi do Dracona i posyła mu wiele mówi±cy u¶miech. Draco przez chwile patrzył zaskoczony na przyjaciela, ale kiedy dostrzegł w jego oczach znajome iskierki drwiny, odprężył się zupełnie. Nigdy jeszcze nie całował się z mężczyzn±, ale tym razem może się po¶więcić, w końcu to dla dobra sprawy i chodzi tylko zwykły pocałunek a nie o pój¶cie do łóżka. Draco był zdania, że je¶li miałby wyl±dować w łóżku z większa ilo¶ci± osób, to musiałyby być to same kobiety. Cholernie nie lubił się dzielić. Zabini, co prawda nie był aż tak wielkim egoist±, ale do spraw łóżkowych podchodził tak samo. Zdecydowanie kobiety.
MężczyĽni przez chwilę patrzyli na siebie niepewnie. Wreszcie Draco przyci±gn±ł do siebie wyższego kolegę i wpił się w jego usta. Pocałunek był gwałtowny i mocny. Obaj byli mistrzami, je¶li chodzi o obdarzanie kogo¶ pocałunkami, więc i ten był doprowadzony do perfekcji.
Trudno było nie być mistrzem, skoro niektóre dziewczyny wręcz rzucały się na szyje swoim "ukochanym" i czasami aż głupio było tak całkiem odmówić (wtedy, gdy panna była ładna, oczywi¶cie). Chłopcy nabrali takiej wprawy, że mogliby, co nieco o pocałunkach opowiedzieć własnym ojcom, przynajmniej w ich mniemaniu. Ojcowie, bowiem mieli naturalny talent do Ars Amandi w każdym wydaniu i przekazali go na następne pokolenie - do¶ć hojnie przekazali, o czym zszokowane dziewczyny wła¶nie miały okazje się przekonać.
Ginny pisnęła nawet, gdy jej wielkie czekoladowe oczęta zobaczyły to, co zobaczyły a Hermiona zakryła dłoni± usta, które bezwiednie rozdziawiła
Po dłuższej chwili obaj chłopcy odsunęli się od siebie i odruchowo wytarli wargi rękawami koszul.
- Nawet nie było tak Ľle, - stwierdził Blaise - ale i tak nigdy więcej.
- Yah - powiedział Draco. - Nawet niezły jeste¶
Kiedy spojrzeli na dziewczyny, omal nie wybuchli ¶miechem. Miały szeroko otwarte oczy i nawet nazwanie tego szokiem byłoby delikatnym okre¶leniem.
"Wow!" - wyrwało się Hermionie. Chc±c nie chc±c musiała sama przed sob± przyznać, że to był wręcz podniecaj±cy widok.
Ginny miała oczy jak spodki i gapiła się to na jednego, to na drugiego.
- Geje - pisnęła bez przekonania.
- Udowodnić ci, że nie jestem kochaj±cym inaczej, maleństwo? - Blaise popatrzył na ni± i krzywo się u¶miechn±ł.
- Nie - ten pisk też nie brzmiał przekonuj±co.
Hermiona chciała co¶ powiedzieć, ale udało się jej jedynie wydusić:
- Eee...
- One nie miały pojęcia, że my zdecydujemy się na taki desperacki krok - Draco usiadł na łóżku i wlepił bezczelny wzrok w Hermionę. - My mieli¶my jednak motywy do takiej... desperacji... i czekamy na wynagrodzenie nam tego... trudu - cedził słowa blondyn. Jego u¶miech był w tej chwili ksi±żkowym przykładem "jadowitego u¶miechu", a twarz przybrała wyraz oczekiwania.
- To był żart - Hermiona gapiła się na Malfoya z niedowierzaniem. - Masz rację mówi±c, że nie przyszło nam do głowy, że to zrobicie, to był bardzo głupi żart.
- Żart, nie żart, Granger - powiedział zimno Blaise i także usiadł na łóżku. - My się pocałowali¶my, teraz moje drogie wasza kolej. Chyba, że Virginia jest za malutka...
- Sam jeste¶ malutki! - odcięła się dziewczyna.
- Zapewne – Zabini wyd±ł pogardliwie wargi
- No, czekamy... - Draco popatrzył na dziewczęta zalotnie. - Pokażcie, co potraficie.
Obydwaj siedzieli na łóżku bardzo blisko Ginny i Hermiony i patrzyli się na nie z zainteresowaniem.
- Chyba nie muszę uprzedzać, że jeżeli okaże się to zwykł± podpuchn± to... będziemy musieli was ukarać. Macie to zrobić z naprawdę dużym zaangażowaniem...
- Malfoy, a co ty do diabła rozumiesz, przez duże zaangażowanie? - Hermiona chłodnym głosem zaczęła przepytywać chłopaka, nie zamierzała pokazywać jak bardzo się boi. Nie teraz i nie jemu.
- Szczoteczko, chyba nie jeste¶ taka tępa, by nie rozumieć znaczenia wyrażenia duże zaangażowanie - Draco wiedział, że Hermiona nie cierpiała jak nazywał j± szczoteczk±. Odk±d ¶cięła włosy takie okre¶lenie padało wielokrotnie, szczególnie z ust ¦lizgonów; szczególnie z jego ust.
Hermionie stanęła przed oczami mgł± czerwieni. Nienawidziła "szczoteczki" sto razy bardziej od "szczoty". Przede wszystkim dlatego, że używał tego zwrotu Malfoy i mówił to takim tonem jakby miał wybuchn±ć ¶miechem. A w tej chwili ubodło j± to do żywego.
- Ja ci dam szczoteczkę, patafianie nadmuchany - w¶ciekła się Granger. - A co do tego zaangażowania to wam wyszło całkiem sprawnie, chyba ćwiczyli¶cie, co?
- Chyba w twoich snach, szczoteczko - Draco po prostu nie mógł sobie odpu¶cić, uwielbiał widok zdenerwowanej Gryfonki.
- Może starczy tego przekomarzania - Blaise nie spuszczał wzroku z zarumienionej Ginny, która wcale nie miała ochoty całować się z najlepsza przyjaciółk±. - Nasze maleństwo się niecierpliwi... Pewnie już chciałoby poczuć miękkie usta przyjaciółki na swych wargach..
Ten tekst trochę wkurzył dziewczyny, ale także je speszył. I kiedy zaczęły się całować były tak roztrzęsione, że wyszło im to dosyć ko¶lawie. Chłopcy skwitowali pocałunek gromkim ¶miechem.
- I wy to co¶ nazywacie całowaniem? - Draco z politowaniem spojrzał na zarumieniona Hermionę. - Powiedz mi, słonko, której czę¶ci wyrazu zaangażowanie nie zrozumiała¶.
- Dracze, kumplu nie kapujesz? - Blaise również nie mógł sobie darować. - One po prostu tak bardzo chc± zostać przez nas... ukarane, że specjalnie spartoliły tego całuska...
Ginny zrobiła się czerwieńsza od swoich włosów i posłała w¶ciekłe spojrzenie Zabiniemu a Hermiona zaprotestowała:
- My chcemy jeszcze jedn± szansę, bo wy się na nas gapicie i się peszymy, teraz będzie lepiej.
- Druga szansa - Zabini popatrzył rozweselony na Malfoya. – Słuchaj, droga szczoto, my nie przewidujemy drugiej szansy.
- To jest nie fair!!! - krzyknęła Hermiona, w tym momencie nie zwracała uwagi na to, że Blaise zacz±ł ja przezywać. - Wy mieli¶cie więcej czasu!
- Wła¶nie - Ginny przył±czyła się do przyjaciółki, wolała nie zastanawiać się, co takiego wymy¶li ten ciemnowłosy ¦lizgon.
- Jakie więcej? Pocałowali¶my się raz i porz±dnie a wy chyba się w ogóle całować nie potraficie... - Draco wyd±ł usta z pogard± - Szczoteczka i Wiewióreczka nie umi± się lizać - wycedził rado¶nie Malfoy.
- Trzeba je nauczyć - rzeczowo stwierdził Zabini.
- Wcale nie trzeba! - wykrzyknęła przerażona Ginny, ale to i tak nic nie pomogło. Chwile póĽniej została przerzucona przez plecy Blaise’a i wyniesiona do jego sypialni.
- No Granger, jako¶ muszę cię ukarać, inaczej straciłbym twarz – oznajmił po wyj¶ciu przyjaciela Draco, u¶miechaj±c się przy tym niewinnie i perwersyjnie za razem.
- Pozwól droga szczoteczko, że osłodzę ci życie - to mówi±c zbliżył swoje usta do warg dziewczyny i już miał j± pocałować gdy usłyszał potężny wystrzał i poczuł pieczenie lewego policzka. Zszokowany popatrzył na Hermionę, która dała mu wła¶nie „z li¶cia” po gębie.
- Za co? - zapytał z min± mokrego spaniela, któremu kto¶ wła¶nie nadepn±ł na ucho.
- Wiesz dobrze za co ty... ty... ty wypłoszu! I nie mów do mnie szczoteczko! Nie znoszę tego, do diabła.
Mina mokrego spaniela zmieniła się w minę złego dobermana i Hermiona poczuła się trochę niepewnie.
- Słuchaj, Granger, - warkn±ł - umowa między nami była prosta. Spartoliła¶ pocałunek z wiwiórowat± i masz za to zapłacić. Nie rozumiem czemu miałbym dostać w twarz tylko za to że próbowałem cię pocałować? Możesz mi to wyja¶nić w racjonalny sposób? Szczoteczki nie przyjmuj± do wiadomo¶ci, to wcale nie brzmi obraĽliwie.
- Zależy jak dla kogo - dziewczyna wydawała się ¶miertelnie obrażona, choć tak naprawdę poczuła się okropnie. Dopiero po fakcie u¶wiadomiła sobie, że Malfoy, tak wła¶ciwie, oberwał za niewinno¶ć i wypadałoby go przeprosić... tylko jak to zrobić.
- Dobra, sorry nie chciałam, poniosło mnie... Lepiej? - jak widać nie tylko ¦lizgoni maja kłopoty z kulturalnymi przeprosinami..
- Powiedzmy. Ale za ten policzek kara musi być ... dotkliwsza - U¶miech Dracona był szczytem perwersji. Kocim, powolnym i zmysłowym ruchem w¶lizgn±ł się głębiej na łóżko i pchn±ł Hermionę do opozycji leż±cej.
- Malfoy, co ty wyrabiasz?! - Hermiona lekko się przestraszyła.
Draco jedynie cicho się za¶miał i potarł nosem o jej policzek.
- Cicho, Granger, nic takiego ci nie zrobię - po tych słowach wsun±ł delikatnie język między rozchylone wargi dziewczyny.
Przesun±ł nim niespiesznie po jej podniebieniu. Spowodowało to fale leciutkich dreszczy i Hermiona cicho jęknęła. Jej dłonie zacisnęły się na barkach chłopaka i w pierwszym odruchu chciała go odepchn±ć, lecz chwile póĽniej zaczęła przyci±gać go do siebie, bo jego język delikatnie masował język dziewczyny zmuszaj±c j± do kolejnego, cichego jęku. Ich wargi mocno do siebie przywarły i obydwoje zatopili się w głębokim, namiętnym pocałunku.
Po kilku chwilach Draco przewrócił się na plecy i teraz dziewczyna była gór±, to ona miała decydować o intensywno¶ci pieszczot. Hermiona odsunęła się na moment od chłopaka, tylko po to by popatrzeć w jego zamglone oczy i zaraz wróciła do przerwanych pocałunków. Czubkiem języka przejechała po jego wardze, by póĽniej ugryĽć ja delikatnie.
Draco przyci±gn±ł j± mocniej do siebie i pogłębił pocałunek. Jego dłoń sięgnęła do prawej piersi dziewczyny, pieszcz±c j± delikatnie przez satynowy materiał kremowej koszulki do spania.
Hermiona, gdy tylko poczuła dłoń ¦lizgona na swojej piersi, odsunęła się od niego gwałtownie.
- Nie! Nie chcę...
- Nie bój się - Draco zsun±ł z siebie dziewczynę i położył na łóżku. Leżał teraz obok niej na boku, tak że mógł swobodnie patrzeć jej w oczy.
- To nie o to chodzi, że się boje - kłamała jak z nut. - Ja po prostu nie chce, to posunęło się za daleko. Draco, idĽ już do siebie... proszę... ukarałe¶ mnie i to powinno wystarczyć.
- Ale to tylko czę¶ć kary - Draco u¶miechn±ł się szelmowsko - a wła¶ciwie to ja po prostu wykorzystałem perfidnie sytuację, Granger. Bo kara jest troszeczkę inna.
Wstał i wyci±gn±ł rękę do Gryfonki:
- ChodĽ - powiedział u¶miechaj±c się jak wcielenie niewinno¶ci.
- Niby gdzie? - Hermiona spojrzała podejrzliwie na blondyna. - Ja nigdzie z tob± nie idę... i zaraz, zaraz, co to ma u diabła znaczyć, że wykorzystałe¶ sytuację?!
- Och dziewczyno, Ľle ci było jak cię całowałem? Poza tym walnęła¶ mnie w japę zupełnie za nic. Za to, że chciałem dać ci odrobinę przyjemno¶ci. Nie dyskutuj tylko chodĽ... Bo wezmę cię na plecy, tak jak Blaise wzi±ł wiewiórzast±.
- Przyjemno¶ci, my¶lałby kto - dziewczyna tylko prychnęła . - I niby gdzie i po co mam z tob± i¶ć? Ja w cale nie mam ochoty się st±d ruszać, tu jest mi dobrze. I nie mów o Ginny wiewiórzasta... wypłoszu.
"Wypłosz" nie czekaj±c na dalsz± litanię "szczoty" złapał dziewczynę wpół i zarzucił sobie na plecy jak przysłowiowy worek kartofli.
- Pu¶ć mnie w tej chwili, Malfoy! - wrzasnęła Hermiona - postaw mnie na ziemi!
- Ani mi się ¶ni, Granger... szczoteczko...
Chłopak nic sobie nie robi±c z pię¶ci dudni±cych w jego plecy zaniósł dziewczynę do swoje sypialni i rzucił j± na wielkie łóżko.
- No Omnibusiku, wreszcie jeste¶ tam gdzie twoje miejsce... i zostaniesz tu na dłużej, słoneczko
- Co?! Ty kreaturo! Ty wypłoszu, bufonie, arogancki dupku! Ty, ty - Hermiona się na chwile zapowietrzyła - ty mężczyzno-podobny jaszczurze ty!! My¶lisz że ja tu zostanę? - dziewczyna wstała i ruszyła dziarskim krokiem do drzwi.
- Kurde...a do tej pory my¶lałem, że Gryfoni maj± choć trochę honoru, najwyraĽniej się myliłem - spokojnym głosem stwierdził ¦lizgon To jedno zdanie sprawiło, że Hermiona stanęła w miejscu i bardzo powoli zaczęła odwracać się w stronę chłopaka, który zd±żył się już rozłożyć na łóżku.
- Honoru? - wycedziła przez zęby.
- Tak, w końcu powiedzieli¶my wam, że zostaniecie ukarane, jeżeli wasz pocałunek będzie byle jaki i, cóż Granger, on był bardzo byle jaki, a my przyłożyli¶my się do swojego bez zarzutu... Co do kary, czy którykolwiek z nas powiedział, że kara będzie się składała z jednej rzeczy? Chyba nie....
- Ty... Ty... ¶winio jedna - Hermiona rzuciła się z pię¶ciami na Dracona, bo w tym momencie miała ochotę go zabić, posiekać na drobne kawałeczki albo zrobić co¶ jeszcze gorszego.
Przez kilka minut siłowała się z roze¶mianym blondynem, by wreszcie wyl±dować pod jego zgrabn± umię¶niona sylwetk±.
Pi±stki Hermiony opadały rytmicznie na pier¶ młodego mężczyzny nie robi±c mu zgoła żadnej większej krzywdy i zmuszaj±c go do coraz gło¶niejszego i bardzo radosnego ¶miechu. Draco zastanawiał się jak ona może go bić dalej leż±c na wznak.
- Granger, szczoteczko - powiedział niemal czule łapi±c j± za nadgarstki - chyba nie chcesz żebym ukarał cię także za pobicie, a może wła¶nie tego chcesz?
Dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Nie chcę - powiedziała bardzo cicho.
- Och, czyli mogę pu¶cić twoje dłonie? - spytał mruż±c lekko oczy i pieszcz±c kciukami nadgarstki dziewczyny, i Hermiona nie była pewna, czy chce aby przestał j± tak do tykać.
- Mo.. możesz..
- I nie będziesz mnie już biła, ani uciekała? - cicho szepn±ł do jej ucha i delikatnie je polizał.
- Nie będę... nie będę cię biła...
- Ani uciekała - delikatne przygryzienie płatka ucha sprawiło, że Hermiona zaczęła szybciej oddychać i po chwili skinęła głow±. Zgodziła się na wszystko.
- Nie, nie ucieknę - dodała gdy zapytał, czy jest tego pewna i zacz±ł całować wrażliw± skórę za uchem powoduj±c, że po jej ciele przelały się fale przyjemnego ciepła.
Pu¶cił jej dłonie i oparł się na łokciach ,ale się nie odsun±ł. Leżał nad ni± a wła¶ciwie prawie na niej i wpatrywał się szarymi tęczówkami w jej orzechowe oczy.
- I będziesz ze mn± spała, w tym pokoju... w tym łóżku do końca swego pobytu tutaj, tak Granger?
- Spała z tob±? - jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i strachu. - Dlaczego z mam z tob± spać
- Bo to jest czę¶ć kary, Hermiono - odparł po prostu, obserwuj±c z zadowoleniem, jak mruga zdziwiona usłyszanym z jego ust własnym imieniem.
- Ale ja nie chce - zawołała jak mała dziewczynka, której kto¶ każe zje¶ć rozgotowan± marchew, wmawiaj±c, że to dobre dla zdrowia
- A my¶lisz, że ja chciałem pocałować Bleise’a?
- Ale dobrze wam to szło... zupełnie jakby¶cie mieli praktykę...
- Nie igraj ze mn±, Granger i mnie nie drażnij - jego oczy zwęziły się bardzo niebezpiecznie. - Doskonale wiesz, że nasza praktyka opiera się na kontaktach z płci± przeciwn±.
"No i skończyło się hermionowanie" - pomy¶lała dziewczyna wlepiaj± w niego błagalny wzrok.
- Będziesz po prostu ze mn± spać. Łóżko jak widzisz jest bardzo duże. Nie dojdzie do niczego, czego sama nie zechcesz...
- I pewnie nie ma znaczenia, że ja wcale na to nie mam ochoty - zrobiła pocieszn± minkę, na któr± zawsze łapał się jej ojciec, gdy czego¶ chciała. Niestety, a może stety, Draco Malfoy na pewno nie był jej ukochanym tatusiem i na widok wyrazu jej twarzy tylko się roze¶miał.
- Granger, co to z mina? - spytał z rozbawieniem l±duj±c na plecach i rechocz±c jak opętany. - Wygl±dasz jak pięciolatka, której ukradli wiaderko do robienia babek z piasku, albo kto¶ zabrał wyj±tkowo dużego i słodkiego lizaka. My¶lisz że mnie wzruszysz? Poza tym mimo magicznego ogrzewania wyrka, automatycznie wł±czaj±cego się przy minus pięciu, nie jest tak bajecznie ciepło, jak może być ¶pi±c w jednym łóżku we dwoje...
- Rzucam się w nocy i kopię - Hermiona spróbowała ostatniego chwytu, maj±c nadziej, że to pomoże - i.. i mówię przez sen!!
- Ja już znam doskonały sposób na zatkanie twoich usteczek i je¶li zaraz się nie zamkniesz i nie pójdziesz spać, jak przystało na grzeczn± Gryfonkę to go wypróbuje... szczotunio.
- Nie jestem żadn± szczotuni±, ty nadęty bufonie, smocza kreaturo, słyszysz?! - Hermiona podniosła głos o kilka tonów i praktycznie już krzyczała. - Ty żałosna imitacjo mężczyzny!! - dokończyła triumfalnie i wbiła w niego płomienny wzrok, po czym wstała i ruszyła do wyj¶cia.
Nie miała pojęcia o tym , jak poci±gaj±co wygl±da z lekkim rumieńcem i roziskrzonymi oczyma, ale Draco Malfoy to widział i nie mógł pozostać zupełnie obojętny na jej wdzięki, tak samo jak nie mógł zbyć ostatniej, dosyć przykrej i nieprawdziwej obelgi. W końcu on był mężczyzn±, tyle przynajmniej mógł stwierdzić w czasie dyskretnej obserwacji panny Granger pod prysznicem i nagłego zwężania się dżinsów na widok roznegliżowanej krótkowłosej Gryfonki. Szybko podniósł się z łóżka i pobiegł w ¶lad za dziewczyn±, by po kilku chwilach z powrotem przyci±gn±ć j± do sypialni i rzucić na łóżko.
- Granger, krótkowłosy sier¶ciuszku, chyba nie chciała¶ mi niehonorowo zwiać, co? - zapytał przylegaj±c do niej całym ciałem i z satysfakcj± obserwuj±c jak się rumieni, czuj±c na sowim biodrze jego tward± męsko¶ć.
- Nie, ja chciałam... do łazienki - jej buzia była komicznie wystraszona.
- Naprawdę? Zapomniała¶ , że przy każdej sypialni jest mała łazienka z kabin± prysznicow±? Biedna szczoteczka zapomniała... To ci przypominam po raz ostatni, Granger o tym małym, nieistotnym fakcie - chłopak zmrużył oczy i przywarł do Gryfonki jeszcze mocniej.
- I chyba miała¶ w±tpliwo¶ci, co do tego, czy jestem prawdziwym mężczyzn±. Czyżby¶ miała je nadal... szczoteczko?
- Prawdziwy mężczyzna nie musi udowadniać swej męsko¶ci – wypaliła rozeĽlona Hermiona nie zastanawiaj±c się nad tym co mówi.
Dopiero złowróżbna mina jedynej latoro¶li rodu Malfoyów uzmysłowiła jej, że popełniła cholern± gafę, która może się dla niej Ľle skończyć.
- Nie musi, Granger - powiedział zimno Draco. - Nie musi dopóki kto¶ nie zakwestionuje, tego że jest mężczyzn±. - Młodzieniec zbliżył twarz do jej twarzy i szeptał prosto do ucha dziewczyny. - A ty wła¶nie zakwestionowała¶ to, że jestem prawdziwym mężczyzn±, mam rację, Granger?
Hermiona ciężko przełknęła ¶linę, bo zaczęła się bać.... Teraz przesadziła, mogła siedzieć cicho i się nie odzywać, cholera... ale może nie jest jeszcze za póĽno. Z bladym, bardzo niepewnym u¶miechem zwróciła się do mężczyzny:
- Draco ja tylko żartowałam, oczywi¶cie, że jeste¶ prawdziwym mężczyzn±, możemy już i¶ć spać? Proszę...
- Żartowała¶? Wzruszaj±ce, Granger... ale za taki niewybredny żart też muszę cię ukarać.
Hermiona ze ¶wistem wci±gnęła powietrze modl±c się o cud.
Mina Dracona nieco złagodniała i chłopak mocno poci±gn±ł j± tak, że wyl±dował na plecach z Hermionę lez±c± na nim. Stanowczym ruchem przyci±gn±ł j± do siebie i gwałtownie pocałował, zabieraj±c dziewczynie oddech.
Być może to miała być kara, ale po krótkiej chwili złoczyńca z wielka chęci± przył±czył się do swego kata i wymierzanie sprawiedliwo¶ci zamieniło się w dobra zabawę. Ich pocałunki przybrały na sile, nie wiadomo było kto w jakim momencie dominuje. Oderwali się od siebie dopiero gdy obojgu zabrakło powietrza.
- Czy teraz możemy już i¶ć spać... Mal... - wystarczył jeden rzut oka na chłopaka, by Hermiona natychmiast zmieniła swa wypowiedĽ - Draco?
- Może... - powiedział słodkim tonem chłopak - Ale ty chyba chciała¶ i¶ć do łazienki, prawda. Och, czyli to było kłamstwo... a Gryfoni nie powinni kłamać, mój mały krótkowłosy sier¶ciuszku - ubawiła go mina Granger kiedy to powiedział. - Więc za to też powinienem cię ukarać.
- Bo jutro Ginny sama będzie robiła obiad i jej nie pomogę - to było ostatnie koło ratunku, które dziewczyna mogła wykorzystać, przynajmniej jej się tak zdawało.
- No cóż, wiewióra, aż tak Ľle nie gotuje, szczerze powiedziawszy to według mnie gotuje ¶wietnie, a ciebie i tak czeka kara - Draco jeszcze raz przyci±gn±ł dziewczynę do siebie, tak, że dokładnie poczuła każd± wypukło¶ć jego ciała
Tym razem pocałował j± bardzo delikatnie, a dłoni± zacz±ł pie¶cić pier¶ Hermiony i gdy dziewczyna zesztywniała nie przestał, ale przewrócił j± na plecy i wyszeptał do ucha.
- Nie zrobię nic więcej - delikatnie wsun±ł dłoń pod górę od pidżamy i kciukiem obrysował sutek, zmuszaj±c dziewczynę do cichutkiego jęku. - No widzisz, nic strasznego się nie stało - powiedział przesuwaj±c dłoń wzdłuż jej brzucha i wyjmuj±c j± spod satynowego materiału. Delikatnie pocałował j± w policzek.
- Dobranoc - powiedział i szczerze się u¶miechn±ł
***
Blaise, pogwizduj±c wesoła melodię, wniósł rozwrzeszczan± dziewczynę do swojej sypialni, ale nie skierował się jednak w stronę łóżka tylko do łazienki i wrzucił j± do wanny by zaraz odkręcić kurek z zimn± woda, która poleciał prosto na twarz dziewczyny. Ginny zaczęła kaszleć i spojrzała oskarżycielsko na roze¶mianego chłopaka.
- Co ty do diabła wyprawiasz?!
- Ochładzam twój wybujały temperament, maleńka - Blaise u¶miechn±ł się zawadiacko i zmoczył cał± Ginny.
- Tylko nie maleńka. PRZESTAŃ W TEJ CHWILI!
- A będziesz już cicho.. kurczaczku?
- Odkurczaczkuj się ty ode mnie! Odbiło ci, chcesz żebym zachorowała?
- Nie, kurczaczku, chcę, żeby¶ się uspokoiła.
- Ale mógłby¶ mnie nie oblewać. Zobacz wszystko się teraz na mnie klei - Virginia miała niepocieszon± i ucieszn± minę.
- Oj klei się, klei... - Blaise z wielkim zadowoleniem obrzucił smukł± sylwetkę dziewczyny do której w tej chwili „wszystko się kleiło”.
- ¦winia... Zboczeniec - Ginny próbowała wydostać się z wanny, ale po¶lizgnęła się na mokrej powierzchni i bole¶nie usiadła na swojej tylnej czę¶ci ciała
Blaise roze¶miał się rado¶nie.
- Jak możesz? - Ginny popatrzyła na niego żało¶nie. - Zamiast pomóc to się ¶miejesz...
- Podałby¶ mi chociaż jaki¶ ręcznik... Zimno mi - na potwierdzenie swych słów zadrżała lekko.
Blaise jeszcze przez chwilę przygl±dał się mokrej dziewczyny ,wreszcie wzi±ł ja na ręce i wyniósł do pokoju, a tam postawił tuż przed kominkiem.
- Daj ręcznik, proszę - pisnęła Virginia wyci±gaj±c dłonie w kierunku przyjemnego ciepła.
- Dobra, dobra - powiedział z oci±ganiem młodzieniec, bo zmokła dziewczyna wygl±dała bardzo poci±gaj±co.
Chwilę póĽniej podszedł z dużym puszystym ręcznikiem, ale nie podał go jej tylko trzymał w takiej odległo¶ci, by ta nie mogła go dosięgn±ć.
- No co się wygłupiasz? Daj mi go!
- WeĽ sobie - powiedział ze stoickim spokojem Blaise. Jego mina była absolutnie nieprzenikniona i Ginny nie wiedziała czy droczy się z ni±, czy po prostu dobrze bawi się cał± sytuacj±.
- Przestań, jest mi zimno, b±dĽ człowiekiem, podaj mi go - dziewczyna zaczęła się już trz±¶ć z zimna.
- ¦ci±gaj ciuszki - na widok jej zaskoczonego spojrzenia tylko się u¶miechn±ł. - No przecież nie chcesz wycierać tych szmatek, tylko siebie.
- Mylisz się, bo wła¶nie chcę wytrzeć swoje, jak to okre¶liłe¶ szmatki, Zabini.
- Cywilizowani ludzie tak nie robi±, mała. ¦ci±gaj ciuchy albo siedĽ mokra i susz się przy ogniu - chłopak wzruszył ramionami.
- A nie możesz mi po prostu podać różdżki.. Wtedy raczej nie będzie problemu... Przecież się przy tobie nie rozbiorę.
- Nie , nie mogę - mężczyzna u¶miechn±ł się zło¶liwe i otaksował wiele mówi±cym spojrzeniem jej sylwetkę.
- Jeste¶ zwykłym samcem, wsadĽ sobie ten ręcznik gdzie¶ - powiedziała urażona i zakłopotana.
- Naprawdę jestem zwykłym samcem? Dobra, to może zachowam się jak zwykły samiec, co? Zerwę z ciebie ta przykrótk± koszulkę, zacznę...
- Zabini, do diabła przestań się wygłupiać i podaj mi wreszcie ten durny ręcznik!
- A może ja się w cale nie wygłupiam, Weasley?
- Dziewczyna popatrzyła na niego niepewnie.
Zabini, który wcale nie chciał zrobić jej krzywdy, poza obdarzeniem Virginii paroma namiętnymi pocałunkami, zmiękł trochę od tego przerażonego spojrzenia.
- No już dobra, nie patrz się tak na mnie... ¶ci±gaj lepiej te ciuszki, bo się zapalenia płuc nabawisz.
- ¦ci±gnę, ale się odwróć... nie rozbiorę się jak będziesz się na mnie gapił, a tak w ogóle to mogę i¶ć do siebie? - Ginny zaczęła szczękać zębami, było jej coraz zimniej.
- Nie skarbie, nie możesz i¶ć do siebie - powiedział Blaise odwracaj±c się grzecznie tyłem, ale nadal w dłoni dzierż±c, upragniony przez pannę Granger alias Wiewióra, ręcznik. - Nie możesz i¶ć do siebie bo twoja kara polega na spaniu do końca pobytu ze mn± w jednym łóżku... w moim łóżku.
- Co takiego? - Ginny na moment zapomniała o okropnym zimnie i skupiła się na słowach chłopaka. - Po pierwsze to ty chyba żartujesz, a po drugie daj mi wreszcie ten ręcznik!
- Po pierwsze, nie żartuję, a po drugie, miałem się odwrócić...
- Tak, ale miałe¶ mi najpierw dać ten ręcznik! - Ginny zaczęła się zło¶cić.
- A ty się miała¶ chyba rozebrać, jako¶ nie słyszę żeby¶ zrzucała z siebie ciuszki, a za ciepło to ci chyba nie jest?
- Och ty... - Ginny ze zło¶ci zaczęła tupać nogami, ale po chwili u¶wiadomiła sobie, ze zachowuje się ¶miesznie, zupełnie jak rozwydrzony małolat. Nie widziała innego wyj¶cia jak tylko ¶ci±gn±ć przemoczon± koszulkę i majtki, ale nawet tego nie zrobiła w sposób "grzeczny" i "stateczny". Mokre fatałaszki wyl±dowały na głowie czarnowłosego.
- A teraz dawaj mi ręcznik, ale z zamkniętymi oczami - wrzasnęła.
- Nie muszę zamykać oczu - powiedział spokojnie, aż za spokojnie Zabini. - A to dlatego, że twoje mokre gatki i podkoszulek wyl±dowały dokładnie na moim czole, mojej potylicy i moich oczach, Weasley - Virginia by się za¶miała z tego tekstu. Ale pod kilkoma warunkami: gdyby sytuacja nie dotyczyła jej, gdyby nie była naga i gdyby nie mówił tego zły Blaise Zabini, wyższy od niej o jakie¶ trzydzie¶ci cztery centymetry i cięższy o ponad czterdzie¶ci kilogramów. Gin była bardzo pewna , że jest zły bo mówił bardzo chłodno, bardzo wolno i bardzo spokojnie.
"Przesadziłam z rzucaniem ciuchów" - pomy¶lała żało¶nie Ginny.
- Wiesz co, Weasley? Pocz±tkowo twoja kara miała polegać tylko na tym, że będziesz spała w mojej sypialni, ale skoro ty tak pogrywasz, to dlaczego ja mam być inny?
- Bo jeste¶ wyrozumiałym i dobrym człowiekiem!
- Zapomnij rudzielcze - Blaise ¶ci±gn±ł ze swej głowy mokr± kobieca bieliznę i najspokojniej w ¶wiecie odwrócił się w stronę nagiej dziewczyny. Ginny pisnęła gło¶no i rozpaczliwie próbowała zakryć strategiczne punkty swojego ciała. Po kilku sekundach siadła po prostu, podkuliła kolana i mocno zacisnęła na nich ręce. Wbiła przerażony, czekoladowy wzrok w ciemnozielone i zwężone teraz zło¶ci± oczy Zabiniego. Chłopak nic sobie nie robi±c z jej przestraszonego spojrzenia zbliżył się do niej i podci±gn±ł do pozycji stoj±cej. Przez chwile lustrował ja uważnym spojrzeniem by wreszcie wycisn±ć na jej ustach soczysty pocałunek. Na sam koniec klepn±ł j± w mokry po¶ladek i zarzucił na głowę duży k±pielowy ręcznik.
Ginny stała oniemiała pod ręcznikiem, który był na tyle spory, że z tyłu sięgał jej ramion a z przodu opadał prawie do kolan. Po kilku sekundach pisnęła, co miało być spóĽnion± reakcj± na klapsa. Zabini całował cudownie i Virginia była zdezorientowana, ale także zła. Gdy poczuła, że ręcznik zaczyna się ze¶lizgiwać, złapała go i szybko się nim owinęła, posyłaj±c Balise’owi zabójcze spojrzenie.
- Niby co to miało być, do diabła? - zapytała oburzona, jednocze¶nie okręcaj±c się w ręcznik.
- Nie przeklinaj, bo cię znowu będę musiał ukarać - Blaise u¶miechn±ł się do niej w taki sposób, że przez jej ciało przeszły dziwne dreszcze nie koniecznie bior±ce się z zimna.
- Virginia wycierała się w po¶piechu i patrzyła jak Blaise nuc±c cicho jak±¶ wesoł± piosenkę, rozkłada jej rzeczy przed kominkiem, żeby wyschły. Nie zdziwiła się za bardzo, że nie użył zaklęcia wysuszaj±cego, już wcze¶niej zauważyły obydwie z Hermion±, że Zabini nie używa magii, gdy nie musi. Tak po prostu.
Dziewczyna pomy¶lała, że Blaise ma bardzo ładny głos, ale w życiu nawet przed sob± sam± nie przyznałaby się do tego i chłopak mógł usłyszeć, jak niewyraĽnie mamrocze co¶ pod nosem, o durnych karach i wybrykach arystokracj
Ach, Ach, ach! <jupi!> Hes sie cieszy W końcu mogę skomentować te wasze wypocinki... Zmowa dziewic jest po prostu... Hm... <drapie sie w głowę i my¶li> Wspaniała! Wiem, wiem... Pewnie oczekujecie konstruktywnych komentarzy a nie rado¶ci wyrażonej w jednym zdaniu przez jak±¶ now± forumowiczkę Ale co tam
Doszukałam sie kilku literówek o których kazałam sobie zapamietać... Ale widocznie moja pamięć mnie zawiodła i nie pamiętam gdzie je znalazłam... (taaa... masło ma¶lane masłem smarowane )
A więc kończę i na osłode życia:
O kurczę... Chyba tego zadużo... Ale co tam... takie osóbki jak wy (czyt. wspaniałe autorki tak wspaniałych ficków) zasługuj± na rozpieszczanie
Dobra... Kończę i już nie słodzę... To miało być jedno zdanie...
Po przeczytaniu jeszcze raz dokładnie tego postu dochodze do wniosku że sie ze mnie lizuska zrobiła Ale co tam
Pochłonęłam dzisiaj dwa odcinki... I powiem szczerze, że warto było. Naprwadę uwielbiam to opowiadanie i jestem nim zauroczona.
Będę z utęsknieniem czekała na kolejne odcinki, których nie omieszkam przeczytać. Styl jak najbardziej poprawny, jedynie zdarzaj± się literówki i przecinki s± postawione nie tam gdzie trzeba.
Pozdrawiam
CyCu¶
Ja Cię solę, ten fick jest naprawdę ¶wietny (a u mnie to PRAWDZIWY komplement, bo BARDZO rzadko docieram do końca). Z niecierpliwo¶ci± czekam na kolejne czę¶ci, i mam nadzieję, że nie przewiecie tego ficka... Większo¶ć autorów tak robi: pisze, pisze, pisze, parę partów, a potem koniec, kaplica, nic nie pisz±. Nie podzielcie ich losów, bardzo was proszę, bo to opowiadanie przypadło mi do gustu, i niektóre teksty znakomicie utrafiły w moje poczucie humoru.
A Zabini.... Mmmmmm... :D Cóż za ciasteczko ^^
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar
Wina i Kara
Ginny bardzo niechętnie wybudzała się z pięknego snu. Było jej tak ciepło i przyjemnie i jeszcze te męskie ramiona, które j± otulały...
Zaraz, zaraz! Jakie „męskie ramiona”, jak to „otulały”? Ginny próbowała gwałtownie usi±¶ć na łóżku, ale nic jej z tego nie wyszło, zamiast tego obudziła potwora.
- Wiewiórka, jest siódma rano, nie ruszaj się - mrukn±ł Blaise i przyci±gn±ł dziewczynę do siebie.
- Pu¶ć - Ginny nie chciała być przyci±gana, wręcz przeciwnie, gwałtownie próbowała się wyrwać.
- Jestem silny i jest siódma rano, a ty mnie drażnisz rudzielcu, więc zaczynam być zły... Chcesz tego? Żebym się zezło¶cił i ci wlał parę klapsów na goły tyłeczek? Chyba nie. ¦pij.
Chłopak mocno przytulił do siebie trochę uspokojon± dziewczynę.
Virginia nie protestowała. Był ciepły, przyjemnie pachniał i... delikatnie głaskał j± po plecach.
Tylko dlaczego jego dłonie schodziły coraz niżej...
- Zabini, łapy przy sobie - mruknęła cicho, a w odpowiedzi usłyszała tylko zło¶liwy chichot, ale dłonie mężczyzny powędrowały w górę.
„Żeby on zawsze był taki zgodny” - pomy¶lała sennie, ale nie zastanawiała się nad tym dłużej. Biedaczka nie wiedziała, że następny dzień miał przynie¶ć odpowiedĽ, z której jasno wynikało, że Blaise Zabini oczywi¶cie nie zawsze jest zgodny, miły i łagodny. Czasami zachowywał się bardzo podle i zło¶liwie. Zawsze też dostawał to, na co miał ochotę. Zawsze.
***
Hermiona obudziła się parę minut po godzinie ósmej i odruchowo przetarła oczy. Chciała się przeci±gn±ć, ale okazało się, że wbiła łokieć w co¶ ciepłego i twardego. Usłyszała cichy, niski pomruk niezadowolenie. Spojrzała w lewo; jej łokieć wbijał się w klatkę piersiow± mężczyzny leż±cego obok. Przystojny blondyn otworzył jedno szare oko i łypał na ni± groĽnie.
- ¦pij cholero, jest wcze¶nie. - Draco obj±ł dziewczynę i mocno przytulił. - Nie ma sensu wstawać przed dziesi±t±, chyba, że chcesz robić teraz co¶... miłego, szczotu¶.
- Miło to ja cię mogę skrzywdzić - burknęła „szczotu¶”, ale po chwili doszła do słusznego wniosku, że godzina ósma rano w czasie wolnym od szkoły nie jest por± do wstawania.
Już miała się wygodnie ułożyć i zapa¶ć w drzemkę, gdy poczuła, czyj±¶ dłoń na swoje piersi.
- Malfoy, co ty do diabła wyprawiasz?! - syknęła i próbowała się wyrwać z jego u¶cisku.
- Szczotu¶, przecież wczoraj ci się podobało. Uspokój się, wiesz, że to nie będzie bolało.
- Malfoy, mnie boli mózg na sam± my¶l, że mnie dotykasz - Hermiona spróbowała str±cić jego dłoń, ale Draco był bardzo silny. Złapał j± za przeguby dłoni, pochylił się nad dziewczyn± i pocałował delikatnie jej szyję.
- Z tego co wiem, - wymruczał jej do ucha - mózg nie może boleć, Granger.
Jego usta delikatnie musnęły płatek jej ucha. - Opowiadasz bajki... kłamiesz... a za kłamstwo powinno się karać, szczoteczko.
Zanim Hermiona zd±żyła cokolwiek powiedzieć, Draco zamkn±ł jej usta swoimi wargami, jego język wtargn±ł do ¶rodka i wypowiedział wojnę jej językowi. Hermiona cicho jęknęła, nie mogła pogodzić się z tym, że jest jej przyjemnie i że ta kara wcale kar± nie jest.
Wreszcie odsun±ł się od niej i odezwał się bardzo poważnie.
- Panno Granger, czy przyjmie pani sw± karę w spokoju, jak przystało na porz±dnego prefekta naczelnego, a przede wszystkim Gryfona? Czy może będzie się chciała pani wyrywać, jak jaki¶ nieodpowiedzialny...
- ¦lizgon - dopowiedziała Hermiona parz±c mu bezczelnie w twarz.
- No, nie ładnie – zło¶liwy u¶mieszek Dracona mógł być w tej chwili uznany za przykład ksi±żkowy tej odmiany „u¶miechu.. - Panna Granger się stawia i zarzuca ¦lizgonom nieodpowiedzialno¶ć... Nieładnie...
- A pan Malfoy, zd±żył przed chwil± ukarać pannę Granger i raczy sugerować, że kary jeszcze nie było. To też nieładnie - odpowiedziała Hermiona i wbiła rozeĽlony wzrok w blondyna.
- Szczotu¶... ja cię tylko pocałowałem a nie ukarałem... - zło¶liwy u¶miech Dracona podkre¶lały jeszcze jego zmrużone i wpatrzone w dziewczynę, z rozbawieniem, oczy.
Chłopak szybkim ruchem znalazł się ponownie nad Hermion± i wymruczał jej do ucha:
- Co wolisz? Pozycję sze¶ćdziesi±t dziewięć, czy lańsko na goły tyłek? - Draco nie mówił oczywi¶cie poważnie, chciał zobaczyć reakcję panny Granger, a ta okazała się i¶cie zaskakuj±ca...
- Nie ma sprawy Malfoy, skoro tego tak bardzo chcesz... i skoro sprawi ci to tyle przyjemno¶ci, to kim że ja jestem żeby ci zabraniać? – stwierdziła z min± aniołka.
Draco przez chwile patrzył na ni± bez słowa, zastanawiaj±c się czy czasami nie ma halucynacji, ale Hermiona wygl±dała na całkiem poważn±. Szybko sięgn±ł dłońmi do bokserek i zacz±ł je z siebie zsuwać, gdy nagle usłyszał, że ona mówi co¶ jeszcze.
- Grzeczny chłopiec, i jaki posłuszny, a wła¶ciwie to, czym cię mam bić? Pasek czy co¶ cięższego, a swoj± drog±, czy twoi rodzice wiedz± o twoich preferencjach?.
Chłopak powoli wci±gn±ł bokserki z powrotem i zacz±ł logicznie my¶leć.
"Sk±d do diabła, przyszło ci kretynie do głowy, że ona by się tak po prostu zgodziła na seks?” - pomy¶lał. – „Hormony?”...Poczekaj ty cwaniaro... ja ci dam".
- Granger, czy ty udajesz ograniczon± umysłowo, czy jeste¶ ograniczona? - wycedził i u¶miechn±ł się do niej zło¶liwie. - Doskonale wiesz, że jeżeli mowa o laniu, to ty miała¶ je dostać, a nie ja.
- Sk±d mam wiedzieć? Nie powiedziałe¶, kto ma dostać... Wiesz ja nie gustuje w masochistycznych rozrywkach, my¶lałam, że ty tak lubisz? - u¶miechnęła się najniewinniej jak potrafiła i zatrzepotała rzęsami.
Chłopak się roze¶miał.
- Ale¶ ty się cwana zrobiła. Przez ciebie całkiem mi się spać odechciało.
Chłopak wstał z zamiarem pój¶cia pod prysznic.
- Och, Dracu¶, naprawdę Smokusiu? - Hermiona odniosła pojedyncze zwycięstwo i się przysłowiowo zapomniała.
Mina Dracona od razu uległa diametralnej zmianie. Już nie był rozbawiony, był w¶ciekły i wcale nie zamierzał tego ukrywać.
- Dobra Granger, teraz to przesadziła¶! Nie życzę sobie by¶ nazywała mnie tak jak ta kretynka, bo to nie jest ani miłe ani zabawne.
Hermiona niepewnie spojrzała na chłopaka, nie s±dziła, że to go urazi, to znaczy, że go urazi do tego stopnia.
- Ale ja...
- Mnie nie obchodzi, co ty, teraz na serio się pytam, mam ci wtłuc czy...czy może mam cię inaczej ukarać Granger?
W pierwszej chwili Hermiona chciała odpyskować, ale kiedy zobaczyła, że chłopak nie raczy żartować i mówi poważnie, trochę się przestraszyła.
- Ale ja nie chciałam cię obrazić, Ma... Draco - powiedziała na widok zimnego błysku w jego oczach.
- Słuchaj, Granger, tłumaczyłem ci jak inteligentnej istocie ludzkiej, że nie cierpię tej słodkiej idiotki, a nienawidzę się powtarzać. Więc jak będzie? Wolisz dostać w tyłek, czy może pozwolisz mi się ze sob± zabawić, co? - na jego ustach wykwitł pokrętny u¶mieszek.
- Ja... ja nie wiem - Hermiona była bliska łez. - Ale, o co ci chodzi.
- Widzę, szczota, że jeste¶ tak malowniczo niezdecydowana, że ja muszę wybrać karę... ¦ci±gnij górę tej swojej uroczej pidżamki, tylko mnie nie drażnij i zrób to w miarę szybko.
- Nie - powiedziała dziewczyna głosem pełnym łez. - Nie rozbiorę się - powiedziała cichutko i przewróciła na brzuch zdecydowana na „lańsko”. - Tylko zrób to szybko... proszę.
Draco stan±ł jak zamurowany, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien, że Granger zgodzi się na mał± zabawę, nie s±dził, że sprawy przybior± taki obrót.
„Chryste, dlaczego kobiety s± takie pokręcona?!” – pomy¶lał z desperacj±.
Nie miał zamiaru zrobić nic wybitnie nieprzyzwoitego i po poprzednim wieczorze liczył na współpracę dziewczyny przy zaproponowanej "zabawie". Najgorsze w tym wszystkim było, że wcale nie chciał jej bić, ani sprawiać przykro¶ci w żaden inny
sposób, mimo istotnego faktu, że przypominanie mu kretynki, jak± była Pansy było czynnikiem wysoce wkurzaj±cym pana Malfoya juniora.
Chłopak usiadł na łóżku i pochylił się nad leż±c± dziewczyn±. Spod przymkniętych oczu płynęły jej łzy i Draco trochę złagodniał.
"Cholera jasna" – pomy¶lał z jeszcze większym rozdrażnieniem i konsternacj± niż poprzednio.
- No, co ty szczotka, nie płacz... Szczotu¶ przecież cię nie uderzę, ani nie zrobię ci niczego złego, co ty - wsun±ł dłoń pod górę od piżamy i delikatnie pogładził nagie plecy dziewczyny.
Hermiona nie potrafiła powstrzymać lec±cych łez. Było jej okropnie przykro, nie tylko z powodu gróĽb chłopaka, ale też, dlatego, że go tak potraktowała. Hermiona nie lubiła nikomu przesadnie dokuczać, nawet temu „cholernemu Malfoyowi”.
- Szczotunia, weĽ przestań - Draco przyci±gn±ł dziewczynę do siebie i zacz±ł j± przytulać. – no przestań, przecież wiesz, że cię nie uderzę.
Na te słowa, Hermiona jeszcze bardziej się rozryczała i wtuliła w chłopaka.
- Hej, dziewczyno, co się z tob± dzieje?
Malfoy był teraz naprawdę przerażony, zupełnie nie potrafił sobie radzić z pl±cz±cymi kobietami, Pansy była wyj±tkiem – bo jej nie traktował jak kobiety.
Hermiona nie mogła powstrzymać łez, bo zrobiło jej się cholernie przykro. Wiedziała, że Draco nie zrobiłby jej nic złego - jedynie dużo gadał, ale nie posun±łby się do przemocy wobec kobiety. Tym bardziej czuła się fatalnie, że tak mu dokuczyła. To, w jaki sposób reagował na przypominanie mu o Parkinson, oznaczało, że jej zachowanie sprawiło mu naprawdę przykro¶ć. Zrobiła to z czystej przekory i teraz żałowała, zwłaszcza, że Draco nie zamierzał wcale jej bić, tylko mocno j± przytulił i głaskał króciutkie, zmierzwione włosy dziewczyny.
- Przepraszam, - wychlipiała - ja już nie będę taka wredna.
- Już dobrze, przestań płakać, bo spanikuję - przyznał się bez bicia blondas.
- I co wtedy zrobisz? - zapytała ocieraj±c łzy i próbuj±c się u¶miechn±ć.
- Wyrzucę cię przez okno - odpowiedział całkiem poważnie. – Tak, ja na pewno wyrzucę cię przez okno!
- Jako¶ ci nie wierze - odpowiedziała Hermiona u¶miechaj±c się szerzej.
- No to może w to uwierzysz - Draco pchn±ł Hermionę na łóżko i zacz±ł rozpinać guziki jej pidżamy, po każdym guziczku całował kawałek odsłoniętego ciała, a dziewczyna patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma.
- Chcesz mnie wyrzucić nag±? - zapytała trochę bez sensu.
- Nie... ale muszę cię jako¶ ukarać... Nie chcę cię bić, szczotu¶...
- Wcale mnie nie musisz karać, ja już nie będę - powiedziała, gdy chłopak odpi±ł ostatni guzik pidżamy i pocałował jej pępek.
- Tak, Granger a krowy lataj±... nie wierzę ci muszę cię ukarać - chłopak u¶miechn±ł się przekornie i rozchylił poły pidżamy Hermiony.
Dziewczyna zarumieniła się lekko a Draco delikatnie pocałował jeszcze raz jej płaski brzuch.
Językiem zatoczył kółeczka wokół jej pępka, po czym przygryzł delikatnie skórę.
Hermiona pisnęła i spojrzała się na niego spod półprzymkniętych powiek. A Draco zacz±ł „wspinać się” pocałunkami w górę jej ciała. Kiedy doszedł do jej piersi dziewczyna wci±gnęła powietrze i poczuła jak zasycha jej w gardle. Draco zacz±ł całować jej piersi. Zęby zacisn±ł na jej sutku i zacz±ł go potr±cać językiem, na co Hermiona odpowiedział cichym jękiem.
Pomy¶lała, że jak tak dalej pójdzie, będzie robiła wszystko, żeby dostawać takie kary.
"Hermiona, co ci przychodzi do głowy?" - skarciła w duchu sam± siebie, ale za chwilę przestała my¶leć i się karcić, bo chłopak delikatnie zacz±ł ssać jej drugi sutek a dłoni± pie¶cił szyję i dekolt dziewczyny.
Gryfonka jęczała coraz gło¶niej i nie wiadomo, czym by się to „karanie” skończyło gdyby nie pukanie do sypialni i tubalny głos Blaise’a.
- Wstawaj Smoku przebrzydły! Ty robisz dzi¶ ¶niadanie! Tylko bez udziwnień!
- Czemu?! - dobiegło ich zawiedzione pi¶nięcie Virginii. - Udziwnienia s± okey.
Draco i Hermiona leżeli na łóżku jak sparaliżowani. Oboje mieli nadzieję, że ani Blaise ani Ginny nie zechc± wej¶ć do pokoju. Draco na wszelki wypadek zarzucił na Hermionę kołdrę i dopiero wtedy odpowiedział.
- Spoko, zaraz wstajemy, czekajcie na nas w kuchni.
Z napięciem wpatrywali się w drzwi i dopiero, gdy usłyszeli oddalaj±ce się kroki, oraz coraz cichsze dĽwięki przekomarzaj±cych się głosów, odetchnęli z ulg±.
- Niewiele brakowała - mrukn±ł Draco i spojrzał się na zarumienion± twarz Hermiony. Nie mógł się powstrzymać i cmokn±ł j± w policzek, po czym szybko wyskoczył pod prysznic. Kiedy po dwudziestu minutach znaleĽli się w kuchni na ich twarzach nie było niczego widać. Wygl±dali bardzo niewinnie, dla niektórych aż za niewinnie, a Blaise widz±c niemal anielskie spojrzenie swego przyjaciela wolał się nie odzywać.
***
Po południu Hermiona dorwała Blaise’a i spytała go dlaczego jego przyjaciel tak nie znosi żadnej wzmianki o Parkinson ani niczego co jej dotyczy i j± przypomina. Brunet mocno się skrzywił i panna Granger była już całkowicie pewna, że jeżeli naprawdę kto¶ chce rozzło¶cić którego¶ z nich, powinien posłużyć się nawi±zaniem do zachowań tej „uroczej damy”.
- Słuchaj Granger ani on, ani ja jej nie lubimy, zwłaszcza Draco, więc lepiej unikaj takich tematów.
- No dobrze, ale dlaczego? To, że jest głupia niczego nie tłumaczy. Słuchaj, ja nawet my¶lałam, że ona się Malfoyowi podoba.
Blaise za¶miał się zimno.
- Może kiedy¶ i to bardzo krótko. Powiem ci co¶ Granger, ale zachowaj to dla siebie, okey?- Dziewczyna skinęła tylko głow±.
- W zeszłym roku spotykali się ze sob±. Bardzo krótko, ale jednak, nawet się przespali. W ci±gu tego krótkiego czasu, gdy ze sob± chodzili, Pansy złożyła mi bardzo nieprzyzwoit± propozycję... nie chcesz wiedzieć jak± - dodał widz±c zaciekawione spojrzenie Hermiony.
- No dobra, niech ci będzie, nie chce...
- Grzeczna szczoteczka - Blaise u¶miechn±ł się rozbrajaj±co.
- A co ty jej odpowiedziałe¶? Bo chyba się nie zgodziłe¶, co?
- Oczywi¶cie, że nie... Kazałem jej i¶ć, doić krowy.. a kiedy opowiedziałem o tym Draconowi, biedak stwierdził, że ona może sobie i¶ć i wydoić byka a nawet stado byków, jego to nie obchodzi... Sorry Granger, nie rumień się tak - dodał widz±c minę dziewczyny - następnego dnia z ni± zerwał. Jak widzisz kwestia panny Parkinson jest delikatna, niemiła i trochę bolesna, a także ze wszech miar nieprzyjemna, zarówno dla Smoka jak i dla mnie. Jakie¶ pytania?
- Kto jutro gotuje? - Hermiona wolała od razu zmienić temat. Ku własnemu zdziwieniu polubiła tych dwóch ¦lizgonów i nie chciała im sprawiać przykro¶ci. Powoli dochodziła do wniosku, że ¦ligoni to też ludzie i można do nich co¶ czuć sympatię.
Blaise u¶miechn±ł się do dziewczyny, był jej wdzięczny, że nie chciała kontynuować tego denerwuj±cego tematu.
- Jutro wiewiórka, a ty dzisiaj... pilnujesz Smoka i lepiej leĽ do kuchni wolałabym nie je¶ć potraw w niebieskim kolorycie.
Hermiona grzecznie potelepała się we wskazanym kierunku, by pilnować blondyna.
Obserwowała szeroko otwartymi oczami, jak chłopak dodaje najdziwniejszych przypraw i tłumiła ¶miech, kiedy z min± znawcy sprawdzał smak każdej z nich.
Ani zupa ze szparagów, ani ziemniaczki z duszonymi udkami, nie były niebieskie czy zielona, za to wszystko smakowało dosyć egzotycznie i... wybornie.
***
Reszta dnia i noc upłynęły czwórce w niezm±conym spokoju.
Jedynie wieczorna gra w tysi±ca w parach (Hermiona był w parze z Blaise’em) dostarczyła nieco emocji, gdyż Draco i Virginia przegrali widowiskowo wynikiem 630(na minusie) do 1050, ale bior±c pod uwagę to że notorycznie oszukiwali i licytowali za dużo, inny wynik był niemożliwy do osi±gnięcia.
Zabini i Granger dowiedzieli się przed snem, że "nie umiej± ryzykować i s± cykory", czym nie zamierzali się przej±ć w najmniejszym nawet stopniu.
Prawie całym następny dzień min±ł spokojnie bez żadnych kłótni i wzajemnych docinków. Dopiero wieczorem wydarzyło się co¶ bardzo ciekawego.
Panna Virginia Weasley próbowała ¶ci±gn±ć ksi±żkę z górnych półek w bogatej bibliotece Blaise’a. Po kilku nieudanych próbach już miała sięgn±ć po krzesło, gdyż różdżkę zostawiła sypialni, gdy nagle do jej uszu dobiegł gło¶ny ¶miech. Z niechęci± spojrzała na przystojnego chłopaka, który opierał się o drzwi.
- I co w tym takiego ¶miesznego, gnomie?
- Niby nic, malutka, ale ja się tak zastanawiam, jak ty by¶ sobie poradziła gdybym ja cię na przykład zaatakował.
- A co to ma wspólnego z tym, że próbuje sobie ¶ci±gn±ć ksi±żkę z górnej półki, badylu?! - zaperzyła się rudowłosa.
- Nic... tak tylko się zastanawiałem, taka luĽna my¶l, pchełeczko. Nawiasem mówi±c, niezły masz arsenał przydomków na okre¶lenie mojej osoby.
- Ja ci dam pchełeczkę, przero¶nięty niedĽwiedziu! - zezło¶ciło się dziewczę i tupnęło zgrabn± nóżk±.
Zabini tylko gło¶niej się za¶miał.
- Jak chcesz wiedzieć, mutancie, to poradziłabym sobie z tob± znakomicie, w końcu mam sze¶ciu badylowatych braci. Wszyscy to przerost formy nad tre¶ci±, ale do ćwiczenia samoobrony się nadaj±.
- Tak? - Blaise u¶miechn±ł się drapieżnie - To proszę bardzo poradĽ sobie...
Jedyne, co zrobił brunet, to złapał dziewczynę za ręce, splótł je na jej plecach i przyci±gn±ł j± do siebie.
- I co by¶ zrobiła w takiej sytuacji? - zapytał z pełnym wyższo¶ci u¶mieszkiem.
Ginny, niewiele się namy¶laj±c, kopnęła go z całej siły w krocze, a gdy pu¶cił jej ręce by złapać się za bol±ce miejsce przyrżnęła mu pię¶ci± w żoł±dek by następnie dowalić kolanem w nos. Chłopak ze łzami w oczach upadł na podłogę, a ona dopiero w tym momencie zrozumiała, że przesadziła. W końcu miała mu to tylko zademonstrować, a nie wyżywać się na nim. Uklękła koło swej ofiary i zaczęła go przepraszać
Zrobiło się jej potwornie głupio. Wystarczyło przecież powiedzieć Zabiniemu, co zrobiłaby w momencie realnego zagrożenia, albo mu przyłożyć, ale na pokaz, bardzo lekko, a ona zaserwowała ciosy pełn± par±.
Przestraszyła się nawet, że mogła mu zrobić realn± krzywdę, jeżeli kopnęła go za mocno w nos lub w krocze.
Pannę Weasley przeszły ciarki realnego przerażenia i nie chodziło tylko o konsekwencję, ale o to, że nie chciała zrobić Zabiniemu niczego złego. Była tylko zdenerwowana jego kpin±.
Szybko wyjęła chusteczkę z tylnej kieszeni dżinsów i zaczęła tamować krew.
- Przepraszam, Zabini - mówiła co chwile drż±cym głosem, zwłaszcza, że krew lala się dosyć obficie.
"O Boże, ale mocno go kopnęłam" - pomy¶lała ze zgroz±.
- Odwal się ode mnie, wariatko - warkn±ł chłopak wyrywaj±c jej z dłoni chusteczkę. - I lepiej nie podchodĽ do mnie przez najbliższ± godzinę bo ci się odwdzięczę - Blais był obolały i w¶ciekły.
- Ale ja nie chciałam... - zaczęła dziewczyna ze łzami w oczach.
- Gówno mnie obchodzi czy chciała¶ czy nie! - krzykn±ł w¶ciekły Zabini. - Miała¶ mi to tylko zademonstrować a nie się na mnie rzucać, kretynko, zejdĽ mi z oczu!
- Ja naprawdę nie chciałam - pisnęła wystraszona. - Proszę nie b±dĽ taki..
- Taki jaki?! Przecież ty mnie mogła¶ poważnie uszkodzić idiotko! - Chłopak nie hamował się już w słowach, był naprawdę zdenerwowany
- Jak chcesz to mnie też możesz uderzyć...
- Nie no, jeszcze mi tu insynuujesz, że kobiety biję...
- To nie tak - Ginny zaczęła płakać. - Proszę, nie krzycz już na mnie, zrobię wszystko, tylko proszę, nie krzycz...
- Powiedziałem ci, Weasley, żeby¶ mi zeszła teraz z oczu, bo jestem w¶ciekły... Więc lepiej to zrób - chłopak powoli podniósł się z podłogi i jeszcze raz wytarł nos, krzywi±c się z bólu.
- Ale skoro jeste¶ taka chętna mi to wynagrodzić, to nie ma sprawy, pomy¶lę nad tym póĽniej. Teraz niech cię nie widzę, co najmniej przez godzinę i nie idĽ do kuchni, bo ja tam idę po lód...i lepiej już się nie odzywaj - dodał, gdy zobaczył, że zapłakana i przestraszona dziewczyna chce co¶ powiedzieć.
Ginny poszła do sypialni chłopaka i skuliła się na łóżku. Była w¶ciekła na sam± siebie, za to co zrobiła, temu, w gruncie rzeczy niewinnemu człowiekowi. Nie potrafiła powstrzymać płyn±cych łez. Po około pół godzinie zasnęła zmęczona płaczem i wyrzutami sumienia i zła, że wyżyła się na nim za to tylko, że zacz±ł w niej wzbudzać pozytywne uczucia. Gdy Hermiona przyszła zawołać j± na kolacje, wygl±dała tak słodko i niewinnie, że nawet nie miała sumienia jej budzić.
Obudziła się dopiero około godziny dziesi±tej i od razu poszła pod prysznic, nie miała ochoty schodzić na dół i jeszcze bardziej podpadać Zabiniemu. Kiedy chłopak wrócił do pokoju, nie zwrócił na ni± najmniejszej uwagi.
Virginia wlepiła w Blaise’a przepraszaj±cy wzrok, ale on nawet na ni± nie spojrzał, wzi±ł czyste bokserki na zmianę i poszedł prosto do łazienki.
"Fajnie" - pomy¶lała niewesoło dziewczyna – "Naprawdę fajnie, fajnie jak cholera."
W oczach skruszonej Ginny zal¶niły łzy i gdy Blaise wrócił po dziesięciu minutach, przebrany do snu, zauważył że panna Weasley ma mokre policzki i jest smutna. Trochę mu się zrobiło jej żal, ale nadal uważał, że posunęła się za daleko.
- No i czego ryczysz, Weasley? - spytał zimno
- Bo mi przykro.
- Przykro ci tak? To dobrze... A o ile pamięć mnie nie myli powiedziała¶, że teraz dla mnie zrobisz wszystko, tak? - zapytał z kpin±.
- Tak - pisnęła cicho Ginny i chłopak popatrzył na ni± zdziwiony. Zazwyczaj była krn±brna i zawsze pokazywała, że jest niezależna, a teraz pokornie odpowiedziała "tak".
Blaise nie okazał jednak po sobie ani zaskoczenia, ani tego że zło¶ć mu już prawie całkiem przeszła.
- Je¶li tak, mała - powiedział zimno i bezdusznie - to wyłaĽ spod kołdry, grzecznie uklęknij na łóżku i podeprzyj się łokciami...
Ginny popatrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczyma, w których zal¶niły łzy.
- Zamierzasz mnie zbić? - zapytała cichutko.
- Weasley, ja kobiet nie bije, chociaż nie wiem czy ty akurat zasługujesz na to miano.
Ginny przełknęła i t± zniewagę i tylko spojrzała się na niego z jeszcze większym strachem.
- W takim razie, co chcesz zrobić?
- Przekonasz się, a teraz już na łóżko... chyba, że nie masz honoru.
Virginia przełknęła ¶linę i ze spuszczonym wzrokiem zrobiła to co Blaise jej kazał.
"Chyba mnie nie zgwałci?" - pomy¶lała ze strachem panna Weasley.
W głębi ducha czuła jednak, że Zabini może być sobie przebiegły, zło¶liwy, nonszalancki i zdobywać wiele rzeczy bez liczenia się z innymi, poznała go jednak na tyle, że nie podejrzewała go ani o bezwzględno¶ć, ani o zwykł± podło¶ć. Powoli się uspokoiła, chociaż cały czas czuła pewn± obawę, co do zamiarów chłopaka.
Blaise przez chwilę nie zrobił absolutnie nic, tylko patrzył z zaciekawieniem na dziewczynę. W sumie sam nie wiedział co zamierza, chciał jedynie sprawdzić, czy rzeczywi¶cie zrobi to co jej każe j± troszkę popie¶cić, a teraz zastanawiał się wpatrywał się w ni± z miłym rozczarowaniem i zastanawiał się co ma z ni± zrobić.
Po jakiej¶ minucie niespiesznie podwin±ł zielon± koszulkę Virginii i pogłaskał delikatnie po¶ladki opięte czarnymi bawełnianymi figami.
- Muszę przyznać, że masz zgrabny zadek, Weasley - powiedział cicho i jednym szarpnięciem zerwał z niej bieliznę. - Sorry, chyba te majtki do niczego już ci się nie przydadz±. Dziewczyna pisnęła, ale on nie zaprzestawał swych pieszczot. Przejechał dłoni± po jej kobieco¶ci i nachylił się nad ni± jeszcze bardziej, tak że poczuła jego oddech na karku. Odnalazł jej wargi i musn±ł je własnymi ustami by następnie wsun±ć w nie język i pie¶cić jej podniebienie. Po kilku minutach powolnych pieszczot odsun±ł się od niej i spojrzał w duże zamglone oczęta.
- Nie bój się, Weasley, zamierzam cię tylko trochę popie¶cić...
Virginia wolała nie protestować, zwłaszcza, że sama zgodziła się na "wszystko". Poza tym jego dłoń pie¶ciła wrażliw± skórę ud dziewczyny, powoduj±c falę przyjemnych odczuć. Ginny nie chciała, żeby Blaise przestał j± dotykać. Chociaż nie powiedziała tego na głos.
Zabini pocałował po¶ladek dziewczyny i delikatnie pogładził jej łono, które stało się teraz lekko wilgotne. Drug± dłoń drug± wsun±ł pod koszulkę i zacz±ł dotykać jej piersi. Jego palce delikatnie skubały jej sutki, na co dziewczyna odpowiadała cichymi jękami. Ale to mu nie wystarczyło, chciał usłyszeć więcej. Niespiesznie, jakby delektuj±c się każd± chwil± wsun±ł dwa palce w jej ciasn± i gor±c± kobieco¶ć. Ginny, która jeszcze nigdy nie była w taki sposób pieszczona krzyknęła cicho i naparła ciałem na jego dłoń.
Blaise był zaskoczony jej żywiołowo¶ci± i zadowolony z reakcji panny Weasley. Całował odkryte plecy i po¶ladki Virginii. Odsun±ł się od niej na chwilę i rozchylił dłońmi jej uda. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu i posłusznie poddawała się wszystkiemu, co z ni± robił.
Młodzieniec nachylił się i delikatnie pocałował mokr± już teraz kobieco¶ć Ginny.
Virginia krzyknęła cicho z rozkoszy, a on w odpowiedzi wsun±ł w jej wnętrze język. Zacz±ł nim poruszać, lizać j±, wsuwać go i wysuwać. Ginny jęczała coraz gło¶niej. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale, a dreszcze, które przechodziły przez jej ciało były czym¶ niesamowitym. Chciała więcej, o wiele więcej i w tym momencie była skłonna o to prosić.
Blaise bawił się doskonale, Ginny była drug± kobieta, któr± miał w łóżku, ale gdyby miał je porównywać, i nie tylko w sprawach erotycznych, to panna Chang byłaby na kompletnie straconej pozycji.
Zabini pie¶cił dłońmi po¶ladki dziewczyny i coraz gwałtowniej całował jej kobieco¶ć. Virginia zupełnie zatraciła się w rozkoszy. Dłonie zacisnęła z całej siły na po¶cieli i krzyczała bezwstydnie, wcale nie przejmuj±c się, że kto¶ mógłby j± usłyszeć. Błagała Blaise’a, żeby nie przestawał i nawet raz wyrwało się jej, że Zabini jest "cudowny".
Coraz szybszymi ruchami doprowadził ja do pierwszego w życiu orgazmu, następnie przekręcił j± na plecy i pocałował j± prosto w rozchylone usta. Jego język, który przed chwil± penetrował jej wnętrze teraz wsuwał się miedzy jej wargi i niespiesznie delektował się pocałunkiem. Giny zarzuciła mu ręce na szyje i wtuliła się w jego ciało. Kiedy wreszcie Blaise zdecydował się od niej odsun±ć wygl±dała jednocze¶nie na bardzo szczę¶liw± i zawiedzon±.
- Co jest Weasley? Mało ci? - spytał Zabini z przekornym u¶miechem.
Virginia powoli dochodziła do siebie, więc oznajmiła chłopakowi, krótkim warknięciem, kim dla niej jest.
- Gbur!
- Och, a ja my¶lałem, że jestem cudowny - Blaise przeci±gn±ł ostatni wyraz z rozmarzeniem w oczach.
- Ta, jasne. Jak ¶pisz i je¶ć nie wołasz - odpowiedziała ze zło¶ci±. - Już parę razy nawet my¶lałam, że cię lubię, ale chyba nie dasz się polubić. Jeste¶ pewnym siebie snobem i gburem, o!
- A dwie minuty temu, co my¶lała¶? – zapytał, bezczelnie szczerz±c zęby.
Ginny dużo się nie namy¶laj±c próbowała waln±ć go pi±stk± w żoł±dek, na szczę¶cie Blaise przewidział to i w porę złapał jej rękę.
- No co ty, malutka, jeszcze pierwszej zbrodni ci nie wybaczyłem, a ty znowu chcesz mi podpa¶ć?
Ginny spiorunowała go wzrokiem pokazała język i odwróciła się do niego plecami. W tym momencie nie było ważne, że nie ma na sobie bielizn, po prostu nie chciała widzieć jego zadowolonego u¶miechu.
- No, Weasley, o kim my¶lała¶ gdy wrzeszczała¶ na całe gardło? - Blaise nie zamierzał odpu¶cić.
- O Harry’m - odpowiedziała spokojnie rudowłosa piękno¶ć i naci±gnęła kołdrę na głowę. ¦lizgon dostał ataku ¶miechu tak ciężkiego, że po jego twarzy popłynęły obficie łzy.
- O, ja nie mogę, Weasley, no po prostu nie wyrobię! - rechotał jak opętany.
Odkrył jej głowę i zapytał nachylaj±c się do ucha dziewczyny.
- O Harry mówisz, ale ja słyszałem wyraĽnie Blaise, jeste¶ cudowny. Czyżby z moim słuchem było co¶ nie tak? - Przecież ty nie myjesz uszu, Zabini - powiedziała m¶ciwie, zarumieniona po nasadę rudych włosów Ginny. - A Harry nie zniszczyłby mi majtek! - wyrwała mu kołdrę z ręki i ponownie się nakryła.
Po minucie cichego, denerwuj±cego ¶miechu chłopaka wysunęła głowę spod kołdry i oznajmiła żało¶nie.
- Zrujnowałe¶ mi życie...
- Bo ci zniszczyłem majtki, mała? - Blaise wydawał się całkiem poważny. Grobowym tonem dodał jeszcze, patrz±c Virginii głęboko w oczy. - To okropne i pewnie nigdy sobie tego nie wybaczę - przy tych słowach przyłożył dłoń do serca. - Kupię ci nowe... Tuzin, tylko nie łam się wiewióra z powodu zwykłych gatek.
Ginny spojrzała na niego wzrokiem skatowanego jamnika i wybiegła do łazienki, szybko zamkn±ł drzwi i odkręciła prysznic, nie chciała żeby on słyszał jak ona płacze. To był jej pierwszy w życiu orgazm, pierwsze uniesienie miłosne, a on j± tak potraktował. Nie chciała go więcej widzieć i na pewno nie chciała z nim spać, a tym bardziej uprawiać seksu. To, że mu na cokolwiek pozwoliła zrobiła było błędem, który już nigdy się nie powtórzy.
Dziewczyna nie usłyszała, że Blaise wszedł do łazienki stan±ł tuż za ni±. Stała pod prysznicem w tej swojej koszulce, plecami do niego.
Płakała coraz obficiej i mocniej. Blaise domy¶lał się, że dziewczyna ryczy, ale nie był tego pewien. W końcu Ginny wstrz±sana silnymi spazmami szlochu osunęła się do szerokiego brodzika i podwinęła kolana pod brodę.
Zabini zakręcił wodę i z konsternacj± stwierdził, że pu¶ciła na siebie istny, płynny lód. Pewnie mało j± to w tej chwili obchodziło. Kucn±ł przy niej i położył dłoń na ramieniu dziewczyny.
- IdĽ sobie - warknęła i str±ciła jego dłoń. - Zostaw mnie. Będę spała tutaj, bo na pewno nie z tob± w jednym łóżku.
- Ginny, wyjdĽ st±d, przeziębisz się - powiedział cicho.
- Gówno cię to obchodzi! - wrzasnęła. - Powiedziałam ci, żeby¶ mi dał ¶więty spokój.
Zabini czuł się podle. Wiedział, że zachował się w ostateczno¶ci jak gówniarz i poczuł się jak cham.
Wstał, wyj±ł z szafki ¶wieży, puszysty i ogromny ręcznik frotte, kucn±ł ponownie przy Virginii i j± delikatnie owin±ł, a następnie zaniósł j± do łóżka
Nie zrobiła nic, żeby mu przeszkodzić, ale zaczęła szlochać jeszcze mocniej.
- No proszę, nie płacz już, ja naprawdę nie chciałem się tak zachować...
- I co z tego, skoro się tak zachowałe¶, jeste¶ jeszcze gorszy od Malfoya, on by się tak pewnie nie zachował.
Zabini poczuł się jak ostatni ¶mieć, zazwyczaj było odwrotnie; to on zwracał uwagę Draconowi, i to co usłyszał było dla niego jak swoisty szok.
- Słuchaj – powiedział. - Nie wiem jak zachowałby się Draco, może lepiej niż ja. Nawet na pewno, chociaż czasem jest skończonym gł±bem. Wiem tylko, że ja zachowałem się po chamsku i bardzo tego żałuję. Przepraszam Ginny. Dziewczyna patrzyła nieufnie na Blaise'a.
- Jasne - chlipnęła z dezaprobat±.
- Naprawdę, maleńka - popatrzył na ni± niemal z rozpacz±.
Ginny jeszcze chwile pochlipała, spojrzała smutnym wzrokiem na Zabiniego, owinęła się w kołdrę i odwróciła do niego plecami. Chłopak nie wiedział przez chwile co robić, wreszcie bardzo delikatnie i jakby nie¶miało zacz±ł j± głaskać po plecach. Ginny w pierwszym momencie zdrętwiała, ale już chwile póĽniej poddała się tej delikatniej pieszczocie.
- Przepraszam skarbie. Mogę cię przytulić? - zapytał cicho.
Virginia nie odpowiedziała, ale pozwoliła chłopakowi się obj±ć.
Zabini delikatnie przysun±ł j± do siebie i gładził j± po wilgotnych włosach. Po chwili dziewczyna usnęła, a on wpatrywał się tylko w jej drobne ciałko.
Bardzo mi się podoba! Wprowadziła¶ tutaj prawdziwe życie nastolatków
Super!
I dobrze sie czyta
Jeste¶ okropna Popłakałam sie na końcu ... gdy Ginny zaczęła płakac w łazience i on tam wszedł.. piszesz wspaniale, z uczuciami, przemysleniami ... w pisaniu udowadniasz ze człowiek sie zmienia i nie mozę być do końca taki zły. czekam na new part, 3maj sie
Ja już naprawdę nie wiem co mam pisać w o tym opowiadaniu, gdyż naprawde wszystko co byłam w stanie napisałam już wcze¶niej.
Jak narazie nie będę pisała niczego chwalebnego. Poczekam, aż opowiadanie się zakończy i ocenię cało¶ć.
Pod każdym odcinkiem będę się podpisywała, że bardzo mi się podobało. Oczywi¶cie czekam na więcej.
Pozdrawiam
CyCu¶
Ja też jestem bardzo usatysfakcjonowana t± czę¶ci± Mam nadzieję, że będzie tak dalej i opowiadanie zostanie ZAKOŃCZONE, a nie pozostawione w martwym punkcie :> Awwww, ale jestem uszczę¶liwiona
A Blaise jest super.
I tyle
WAŻNE
O rany!
Przepraszam, ale przedostatni rozdzoał "Noc z Duchami" nie wkleił się cały.
Serdecznie przepraszam! *puka się w głowę*
Boże, nie zauwazyłam!
Przepraszam jeszcze raz : tu jest końcówka!
Dziewczyna pomy¶lała, że Blaise ma bardzo ładny głos, ale w życiu nawet przed sob± sam± nie przyznałaby się do tego i chłopak mógł usłyszeć, jak niewyraĽnie mamrocze co¶ pod nosem, o durnych karach i wybrykach arystokracji.
- Jeżeli chcesz, - powiedział spokojnie podnosz±c się z klęczek i wygodnie sadowi±c się przy kominku - to parę wybryków mogę ci dopiero pokazać... Wierz mi ja mam bujn± wyobraĽnię.
- Wielkie dzięki, obejdzie się - Ginny spojrzała na niego oburzona. – A teraz ja st±d wyjdę spokojnie, a ty przestaniesz chrzanić o jakiej¶ głupiej karze... Przecież to nie moja wina, że ja i Hermi nie mamy ci±gotek do miło¶ci lesbijskiej w odróżnieniu od ciebie i Malfoya...
- Według ciebie mam skłonno¶ci homoseksualne, dobrze rozumiem, Weasley? - chłopak u¶miechał się drapieżnie i Ginny zrozumiała swój okropny bł±d.
- Ja tylko... - zaczęła, ale Zabini spokojnie wstał i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła jego zapach, bardzo miły zapach. Zacięła się i stała jak sparaliżowana.
- No? Ty tylko, co? - spytał Blaise unosz±c sugestywnie brew.
- Nic.. naprawdę nic - Ginny zaczeka się j±kać, bo spojrzenie chłopaka bardzo j± denerwowało i peszyło. - Ja tak tylko.. no wiesz.. tego.. no... jakby to powiedzieć...
- Jakby co powiedzieć... maleństwo...
- Żartowałam tylko a ty chyba się nie znasz na żartach – powiedziała to bardzo niepewnym głosem.
- Ależ Weasley ja na żartach znam się doskonale... jak chcesz to ci z chęci± pokażę... żarty, ale te ¶lizgońskie...
- Nie, dziękuje - dziewczyna odpowiedziała prędko jeszcze bardziej odsuwaj±c się od chłopaka
- No to ci pokażę- dziewczyna przycisnęła do siebie jeszcze mocniej ręcznik i popatrzyła z dzikim przerażeniem na Zabiniego, który u¶miechał się bardzo drapieżnie i bardzo zmysłowo. W tej chwili stal tak blisko niej, że dotykali się ciałami a ciało Blaise’a było twarde, ciepłe i... niebezpieczne. Virginia wbiła wzrok w klatkę piersiow± młodzieńca, która była akurat naprzeciwko jej oczu, i modliła się o cud.
- Gdyby¶ była jeszcze mniejsza, można by cię było traktować jak lalkę służ±ca do zabawy - rzucił Blaise jakby od niechcenia i wła¶nie ta obraĽliw± uwag± osi±gn±ł to o co mu chodziło od pocz±tku. Ginny natychmiast podniosła do góry głowę i już otwierała usta by odeprzeć ten podły atak, ale nie dane było jej to zrobić, gdyż chłopak natychmiast wykorzystał zaistniał± sytuacje
Jego wargi gor±co przywarły do miękkich ust Virginii i zgniotły je w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Zbyt gwałtownym bo Blaise trochę się zapomniał i Ginny jęknęła z bólu. Chłopak natychmiast zrozumiał swój bł±d i odsun±ł się na chwilę spogl±daj±c w oczy dziewczyny. Kiedy znowu j± pocałował, zrobił to powoli i delikatnie. Tym razem Virginia westchnęła cichutko i posłusznie rozchyliła usta, pozwalaj±c mu na bardzo głęboki, zmysłowy pocałunek.
Jego język zacz±ł muskać jej podniebienie a palce przeczesywać jej długie mokre włosy. Giny przysunęła się do chłopaka wtulaj±c w jego męskie, ciepłe przyjemnie pachn±ce ciało. Było jej dobrze i wcale nie chciała się st±d ruszać. Przeszła jej chęć na powrót do własnej sypialni.
Nadal przyciskała do siebie ręcznik, ale dłonie Blaise’a w¶lizgnęły się pod miękki materiał gładz±c plecy i po¶ladki dziewczyny. Virginia poczuła lekkie zawroty głowy i przysunęła się do niego jeszcze mocniej. Jego dłonie zacisnęły się lekko na jej pupie. Była tak drobna, że Blaise bez problemu mógł obj±ć jedn± dłoni± jej obydwa po¶ladki. Delikatnie masował ciało dziewczyny co wywołało cichutkie pojękiwanie Virginii. Ginny jeszcze mocniej wtuliła się w młodego mężczyznę i pisnęła zaszokowana. WyraĽnie poczuła jego tward± męsko¶ć wpijaj±c± się w jej ciało
Dziewczyna odskoczyła od niego zaskoczona, zawstydzona i przestraszona jednocze¶nie.
Zabini zdziwił się w pierwszym momencie jej reakcj± i patrzył na ni± przez chwilę z zaciekawieniem. Kiedy pochylił się by spojrzeć głębiej w jej oczy, dojrzał w nich mieszankę wszystkich jej uczuć i zrozumiał, co spłoszyło niewinn± Virginię.
- Chyba się nie boisz? Ja ci nic nie zrobię... oczywi¶cie je¶li nie będziesz tego sama chciała.
- Ale ja nic nie chce... to znaczy chcę... chcę st±d wyj¶ć
- Przykro mi mała, ale wyraĽnie zostały¶cie uprzedzone o karze za byle jaki pocałunek. Ja się do swojego przyłożyłem i nie widzę powodu dla którego miałbym tolerować odwalenie takiego badziewia jak twoje i szczoty - Blaise z irytacj± wzruszył ramionami.
- Bo to by było ludzkie! Ty... ty...
- No co chciała¶ powiedzieć... maleństwo - Zabini ze zło¶liwym u¶miechem przybliżył się do dziewczyny
- Ty... łobuzie - triumfalnie zakończyła Gin z morderczym błyskiem w oku.
"Łobuz" zamiast zezło¶cić Blaise’a, na co chłopak nawet trochę liczył, bo mógłby wtedy "ukarać" Virginię bardziej, tylko go rozbawił.
- Nie powiem, słownictwo to ty masz... przy braciach się wyrobiła¶? A zreszt± nie ważne, wskakuj do łóżka.
- Zapomnij zboczeńcu, do żadnego łóżka z tob± wskakiwać nie będę!
- Zboczeńcu, mówisz? - Zabini był niemal radosny. - No, no... Coraz bardziej ci się języczek wyrabia, maleńka... Wyrobić ci go jeszcze bardziej? - chłopak zbliżył się do dziewczyny z szelmowskim u¶miechem i ponownie j± pocałował.
- A idĽ ty w diabły - Ginny zaczęła się odsuwać jak najdalej mogła... niestety za daleko nie mogła, przeszkodziło jej w tym łóżko.
- I wreszcie jeste¶ tam gdzie powinna¶ - to powiedziawszy chłopak pchn±ł j± delikatnie tak, ze wyl±dowała w miękkiej po¶cieli.
Ginny pisnęła cicho i odsunęła się pod ¶cianę.
- No co, rudasku? Będziesz spała owinięta ręcznikiem? - mówi±c to bezczelnie zacz±ł ¶ci±gać spodnie i za chwilę stał przed ni± w samych czarnych bokserkach. Normalnie spał nago, ale nie chciał przysparzać Gryfonki o zawał serca lub nadci¶nienie.
- Ja w ogóle nie będę spała....
- A co masz inn± propozycje na tę noc?
- Tak!!! Wyskocz przez okno!!!
- Mam wyskoczyć przez okno, Weasley? - chłopak uniósł brew i spojrzał w kierunku rzeczonego obiektu. - Wiesz, mała tu jest dosyć wysoko i mógłbym się zabić.
- Wła¶nie o to chodzi - wypaliła zapalczywie dziewczyna i dopiero po fakcie zatkała sobie usta dłoni±.
- O ty wiewióro jedna! Nie no ta zniewaga krwi wymaga - Blaise nie zastanawiaj±c się długo złapał dziewczynę i podszedł z ni± do okna, nie zwracaj±c uwagi na jej krzyki
- Puszczać? - Zabini popatrzył na wyrywaj±c± się dziewczynę zalotnie. Zd±żył już otworzyć okno i zrobiło się bardzo zimno. - Zaraz ci wypuszczę, mała. Poczujesz się swobodna jak ptak.
- NIE!! - Ginny zarzuciła ręce na jego szyje i przytuliła się do umię¶nionej klatki piersiowej chłopaka. - Proszę nie. Ja już będę spokojna... obiecuje
Była naprawdę bardzo przestraszona i Zabini się nad ni± zlitował.
Położył j± z powrotem na łóżku i zamkn±ł okno.
- Przecież bym cię głuptasie nie wyrzucił - powiedział łagodnie, podchodz±c do roztrzęsionej Ginny i pomagaj±c jej delikatnie, poprawić rozchełstany ręcznik.
- Przestraszyłe¶ mnie – dziewczyna trzęsła się nie tylko z zimna ale i ze zdenerwowania.
- Więcej tego nie zrobię, ale się zachowuj. Zaraz przyniosę ci jakie¶ suche ciuszki i idziemy spać, dobrze?
Pogłaskał j± po głowie i poszedł sprawdzić jej koszulkę i majtki, ale były jeszcze wilgotne. Dziarskim krokiem ruszył do szafy i wygrzebał jak±¶ niebiesk± koszulę z krótkim rękawem, zapinan± na cholernie duż± ilo¶ć czarnych guzików.
"Im więcej guzików, - pomy¶lał naiwnie Zabini - tym mniejsza szansa, że zechce mi się do nie dobierać".
Lecz w tym samym momencie spojrzał na dziewczynę i pomy¶lał, że nawet gdyby była ubrana w habit to i tak chciałby go z niej zedrzeć.
Mimo tego podał jej koszulkę i kurtuazyjnie odwrócił się by mogła ja w spokoju ubrać
Odwrócenie się do ¶ciany było według Blaise’a istnym heroizmem i trzeba mu przyznać, że w istocie tak było, chociaż w jego przypadku nie stanowiło to nic nadzwyczajnego. Zabini jako młody mężczyzna w pełni sił witalnych i buzuj±cy hormonami, potrafił zapanować nad sob±. Większo¶ć ludzi, którzy go znali nie mieli pojęcia jaki jest naprawdę.
Ginny, patrz±c podejrzliwie w jego kierunku, ubrała szybko wielgachn± koszulkę. Wygl±dała w niej tak, jakby zwinęła ja dużo starszemu bratu. Wiedz±c, że nie ma nadziei na wydostanie się z tego pokoju, przynajmniej dzisiejszej nocy, wsunęła się pod kołdrę i okręciła ni± na około, nie pozostawiaj±c jej zbyt wiele dla współlokatora.
Zabini widz±c, że zostawiła mu jakie¶ marne resztki ciepłe j kołderki uniósł tylko brew i poci±gn±ł za koniec kołdry rozwijaj±c Virginię. Położył się, szczelnie opatulił i nie pozostawił dziewczynie prawie nic. Patrzył przy tym na ni± bardzo wyzywaj±co.
- Gdyby¶ był męż... - widz±c jego minę wolała natychmiast zmienić zdanie - dżentelmenem, to oddałby¶ mi ta kołdrę... Ale widać w Slytherinie nie ma czego¶ takiego jak prawdziwy dżentelmeński mężczyzna.
- Ty wiewióra nie pyskuj, tylko jak chcesz skorzystać z kołdry to musisz się do mnie przytulić... inaczej nici z ciepełka, ewentualnie możesz położyć się przy kominku - u¶miechn±ł się łobuzersko.
Ginny popatrzyła na niego bardzo nieufnie i zmarszczyła nosek.
- Słuchaj, mała, - powiedział łagodnie, Blaise - jestem na tyle silnym facetem, że jak będę chciał cię wzi±ć sił± to nic mi nie przeszkodzi, więc albo mi ufasz albo ¶pisz bez kołdry, a to drugie i tak nie daje ci żadnej gwarancji.
- Obiecałe¶, że mnie nie tkniesz bez mojej zgody - w oczach Ginny zal¶niły łzy zło¶ci i poniżenia.
- Weasley przecież gdybym się chciał na ciebie rzucić i nie panowałbym nad sob±, to już bym to zrobił. No, wskakuj pod kołdrę i się nie marz.
- Ale mnie nie dotkniesz? - Ginny dalej patrzyła na niego podejrzliwie
- Weasley bo ja tr±ce cierpliwo¶ć, albo sama wejdziesz pod t± kołdrę, albo cię do tego zmuszę!
- Dobra, już dobra... wchodzę... zadowolony?
Blaise nie raczył odpowiadać na tak± impertynencję i posłał jej jedynie wiele znacz±ce spojrzenie. Odchylił kołdrę i poczekał aż się pod ni± w¶lizgnie. Koszula była na ni± o wiele za duża i Ginny topiła się w niej, co wbrew woli Zabiniego budziło w nim opiekuńcze instynkty
Przytulił opieraj±ca się dziewczynę i nie puszczał dopóki ta się nie uspokoiła. Po kwadransie spali już oboje.
A tak mi się wydawało, że czego¶ mi tu brakuje.
Wybaczam ci, ale masz szybko dodac dalsze czę¶ci i juz nie zpaominaj wklejać cało¶ci. A Nagini juz dział komp?? Pa
Nie no opowiadanie suuuuuper, zreszt± jak każde Twoje
mam nadzieje że zakończenie już niedługo
¦wietne jak zwykle. Ja poprostu czytaj±c nie potrafie się nie u¶miechac. Oni s± wprost dla siebie stworzeni. Zarówno Gin i Zabini, a Draco i Hermi także. Ja czękam na kolejne cze¶ci, no i jak naszybszy koniec, bo szczerze powiedziawszy domy¶lam się jak to się zakończy.
Tenebris ja dziekuję bardzo za maila. Jestem naprawdę bardzo wdzięczna.
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar
Poker
Dwudziesty ósmy min±ł bardzo spokojnie. W kuchni urzędowała Ginny, a Blaise, który tego dnia miał jej pomagać, czuł się tak poprzednim wieczorze, że nie próbował ingerować w jej inwencję.
„To ona powinna czuć się Ľle nie ja” – pomy¶lał w pewnym momencie. – „jak kobiety to robi±, że zawsze musimy czuć się winni?”
Na głos jednak nie wypowiedział tych przemy¶leń. Jedynie gratulował jej wyobraĽni i pomysłów przy przygotowywaniu posiłków.
***
Następnego dnia gotowała Hermiona i chociaż Draco starał się jej doradzać w kwestii pichcenia ignorowała go. Musiała też często bić ¶cier± po łapach zarówno blondyna, jak i bruneta; o dziwo, gospodarz oberwał więcej razy. Może dlatego, że to, co wyczyniała w kuchni krótkowłosa Gryfonka mie¶ciło się jak najbardziej w kuchni tradycyjnej, a że pięknie pachniało, Blaise raczył podkradać to i owo.
Na kolację, która odbyła się wyj±tkowo wcze¶nie, bo o osiemnastej, były polędwiczki duszone w jabłkach z chlebem orzechowym, pieczonym osobi¶cie przez orzechowook±, która pomogła sobie przy nim niewielk± odrobin± czarów. Jako dodatek było czerwone wino (Hermiona dopilnowała, aby Virginia wypiła jedynie lampkę) i pyszna surówka z czerwonej kapusty.
Godzinę póĽniej dziewczyny plotkowały, a chłopcy poszli poogl±dać telewizję.
O dwudziestej rozpętała się umiarkowana burza ¶nieżna.
***
Dziewczyny siedziały koło kominka i wpatrywały się w jasne płomienie. Burza ¶nieżna, która rozpoczęła się pół godziny temu przybrała na sile.
Ginny spojrzała się na Hermionę, która pogr±żona była w lekturze. Już miała jej przerwać, gdy do pokoju weszli ich towarzysze.
Obydwaj panowie mieli trochę tajemnicze i niepewne miny. Blaise dzierżył co¶ w lewej dłoni, któr± trzymał za plecami, a na jego ustach bł±kał się najbardziej zadziorny u¶mieszek, na jaki było go stać i dziewczyny wł±czyły sobie w główkach zapalniki pod tytułem "uwaga, co¶ kręc±".
- Pada - Draco stwierdził oczywisty fakt z takim u¶miechem, jakby wła¶nie dokonał odkrycia na miarę Kolumba
- I co z tego? - w głosie Hermiony dało się wyczuć nutkę podejrzliwo¶ci. Jako¶ ostatnio wszystkie takie niewinne stwierdzenia tych ¦lizgonów obracały się przeciwko niej i Ginny.
- Z tego wynika niezbity fakt, że się, moje drogie koleżanki, nudzicie... zupełnie jak my - Zabini posłał Hermionie tak niewinny u¶miech, że gdyby go dosyć dobrze nie poznała przez ostatnie pół roku uwierzyłaby, że jego zamiary s± czyste i nieskalane jak łzy Maryi Dziewicy.
- Chcieli¶my zaproponować niewinn± rozrywkę - Dracze wyszczerzył się, a jego oczy wyrażały nadzieję na niezł± zabawę, co się dziewczynom nie do końca podobało.
- Malfoy ty nawet nie wiesz jak się pisze niewinna a tym bardziej, co to znaczy - Ginny spojrzała na blondyna niczym wygłodniały Testral na porcyjkę apetycznego mięsa... Swoj± drog±, Malfoy był bardzo apetycznym mięskiem.
- No co ty, Weasley, chyba nie podejrzewasz, że my co¶ możemy knuć, to przecież nie w naszym stylu, prawda Blaise? - Draco spojrzał na swego towarzysza i pu¶cił do niego oko. Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa, trzeba było jeszcze tylko podpu¶cić te dwie uparte baby.
Zabini wzruszył ramionami, jakby nie wiedział w ogóle czym jest knucie, podpuszczanie i tym podobne ¶lizgońskie rozrywki, i usiadł po turecku w pobliżu ogromniastej choinki i obydwu podejrzliwie przygl±daj±cych mu się dziewic.
- Dziewczyny - zacz±ł uroczystym tonem - chcemy z wami tylko zagrać w karty... w Pokera dokładnie - to mówi±c, wyci±gn±ł zza pleców talię kart do gry, a Hermionie za¶wieciły się oczy, gdyż panna Granger uwielbiała grać w Pokera, o czym Blaise niestety nie wiedział.
- Takiego zwykłego? - zapytała podstępnie Ginny. Nawet gdyby ci dwaj planowali co¶ więcej niż zwykły niewinny pokerek, to ona i tak by w to weszła, przy sze¶ciu braciach znała każd± możliw± karcian± sztuczkę i żaden ¶lizgoński podstęp nie był jej straszny.
– Zwykły, a tam, zwykły - Zabini zacz±ł niewinne podpuszczanie. - My¶leli¶my raczej żeby urozmaicić trochę t± grę... na przykład w rozbieranego... chyba, że się boicie...
Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo. Ginny doskonale wiedziała, że Hermiona gra perfekcyjnie w Pokera, w końcu nauczył j± grać jej własny ojciec - pan Granger, który kantował wprost profesjonalnie, i jedno przeci±głe spojrzenie na przyjaciółkę, powiedziało jej, jaka decyzja jest słuszna
- Dobra... tylko wiecie... możemy mieć jakie¶ fory? - zapytała rudowłosa ¶licznie się przy tym czerwieni±c. - Bo my tak raczej rzadko w karty gramy.
- Nie ma sprawy - Draco postanowił być w miarę wielkoduszny. - Dwie pierwsze partie s± dla zabawy, reszta idzie normalnie.
Już dwie pierwsze rundy dały Hermionie do my¶lenia. Mimo wszystkich możliwych kantów ze strony jej i Ginny, chłopaki wygrali te rundy bez większej trudno¶ci i dziewczyny musiały przyznać w duchu, że s± dużo lepsi, niż s±dziły i zgoda na grę nie była jednak dobrym pomysłem.
No, ale powiedziało się "a", to trzeba powiedzieć też "b", więc grały dalej. Już po kilku rundach panie zostały w samej, dosyć sk±pej bieliĽnie, natomiast panowie stracili, co najwyżej koszule, a zyskali piękne widoki.
Te koszule stracili tylko dla pozoru, żeby panienki nic nie zaczęły podejrzewać, bo musisz wiedzieć Drogi Czytelniku, że panowie te karty perfidnie i za pomoc± magii oznaczyli, i teraz ¶miali się w duchu z naiwno¶ci obydwu Gryfonek.
Kiedy Virginia Weasley straciła swój ulubiony koronkowy stanik i miała już rzucić karty na stół, czy w tym wypadku podłogę Draco Malfoy odezwał się jakby od niechcenia.
- A może zmienimy trochę zasady, bo wy niedługo nie będziecie miały co zdejmować, maleństwa.
Virginia wyczulona na wszystkie odzywki typu "maleństwo", „mała" "niunia" , którymi notorycznie raczył j± Zabini spojrzała na Malfoya jak na co¶ ob¶lizgłego i wstrętnego.
- Maleństwa! Też mi co¶.... a jakie to zasady, Malfoy? - była na tyle naiwna, że pomy¶lała, iż to co¶, na co Draco wpadł spontanicznie dopiero teraz.
- Po prostu je¶li następne rozdanie też przegracie, to do końca swojego pobytu tutaj... spełniacie każd± nasz± zachciankę...chyba, że się boicie - Draco u¶miechn±ł się perfidnie do dwóch zaskoczonych dziewczyn.
Tego było już za dużo dla Ginny i wykrzyknęła oburzona:
- Dobra, skoro tak bardzo chce się wam seksu to zgada, ale je¶li my wygramy* to wy na naszych oczach robicie sobie nawzajem laski!
Zabini u¶miechn±ł się rozkosznie i rzekł z min± niewini±tka:
- To, że macie spełniać nasze zachcianki nie oznacza, że Draco miał na my¶li seks, czy też tylko seks, ale skoro taka wasza wola, zachcianki będ± dotyczyły tylko seksu, jeżeli przegracie, bo musisz mi mała słodka Virginio W. przyznać, że twoje ż±danie jest dosyć... perwersyjne.
- Zaraz, zaraz - Hermiona, która do tej pory siedziała w milczeniu i tylko przygl±dała się całej sytuacji postanowiła się wtr±cić. - Czy kto¶ tu bierze pod uwagę moje zdanie, może ja nie chce w tym uczestniczyć?
- Z domu lwa, a tchórzy - Draco u¶miechn±ł się wrednie do Gryfonki. Tak, on wiedział jak podpuszczać takie niewinne panienki.
- Chodzi o to Malfoy, że jeżeli, nie daj Boże, wygracie, - zaczęła zimno Granger - wykorzystacie to po to, by wygrać ten zakład, a to nie będzie fair.
- Ależ sk±d, - Zabini żachn±ł się i rzeczywi¶cie jego obruszenie było szczere - aż tacy nie będziemy. ¦lizgoni też maj± swój honor, panno Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Każde - Z- Was, weĽ to pod uwagę.
- Jasne, bo już wam uwierzę... I niby jak wygracie, nie będziecie nas chcieli zaci±gn±ć do łóżka? - Hermiona nadal miała dużo w±tpliwo¶ci, choć wizja obu mężczyzn w miłosnych u¶ciskach była bardzo nęc±ca...
- Oj, Herm nie narzekaj, pomy¶l, jakie my możemy mieć z tego korzy¶ci, a poza tym oni, je¶li chc± wygrać zakład nie mog± stosować tego przeciwko nam, bo wtedy zwycięstwo nie będzie się liczyło, mam rację?
- Korzy¶ci, jakie korzy¶ci? - Hermiona popatrzyła ze dziwieniem na przyjaciółkę. - Chyba, że masz na my¶li walory ¶miecho-twórcze kabaretu pod tytułem Malfoy i Zabini sobie dogadzaj±, bo nic poza tym!
- Spokojnie - Blaise uniósł dłoń w pokojowym ge¶cie. - Mała ma racje, bo każde korzy¶ci lepsze s± od żadnych, a po drugie taka wygrana rzeczywi¶cie byłaby nie fair, więc nie wiem o co ta kłótnia? Przecież dobrze wiesz Granger, że w tej chwili nie kłamię.
- Och... niech wam będzie, ale jak przegracie macie dotrzymać słowa, jasne? - Hermiona zrezygnowanym głosem wyraziła zgodę na te głupie, według niej warunki.
- Granger, przecież my zawsze dotrzymujemy słowa - Draco u¶miechn±ł się rozbrajaj±co i zacz±ł tasować karty.
- Ta, jasne - Ginny mruknęła cicho z dezaprobat±, ale teraz czuła, że mówi± prawdę, co nie oznacza, że nie zżerał jej niepokój, co do ewentualnych życzeń, które mogły być, mimo wszystko, nieco, a nawet bardzo wyuzdane, zwłaszcza po tym, czego zażyczyła sobie ona. Hermionę dręczyły podobne obawy i, mimo niemal całego negliżu, obu paniom było gor±co z wrażenia i modliły się żarliwie o wygran±
Niestety kilka minut póĽniej siedziały z otwartymi buziami i z niedowierzaniem wpatrywały się w felerne karty. Przegrały i teraz nie miały wyj¶cia... musiały słuchać się rozkazów.
Hermiona dostała ataku szału.
– Gin, ja cię zamorduję! Zniszczyła¶ mi życie, rozumiesz?! - w¶ciekła Granger zaczęła dusić przerażon± obrotem sytuacji Ginny, kln±c przyjaciółkę, na czym ¶wiat stoi.
Draco, który był bliżej br±zowowłosej Gryfonki zacz±ł j± odci±gać od małego rudzielca. Robił to z tak± wpraw±, że oboje wyl±dowali na puszystym dywanie.
Dokładnie to ona wyl±dowała na nim i teraz prychała w¶ciekle próbuj±c się wyrwać z silnych, męskich ramion. Niebezpiecznie ciepłych męskich ramion, należ±cych do niebezpiecznie przystojnego i niestety ładnie pachn±cego ¦lizgona.
- Spoko Granger, nie będzie tak strasznie, przecież was nie zgwałcimy - Draco próbował uspokoić rozdygotan± dziewczynę, niestety nie wychodziło mu to za dobrze.
- Virginio Weasley jak cię dopadnę to ci wszystkie włosy pęset± powyrywam... jak mogła¶ wpa¶ć na taki kretyński pomysł... przysięgam, że cię zabiję! - Hermiona wrzeszczała zdenerwowana i, gdyby w tym momencie nie trzymały jej umię¶nione ramiona Dracona M., mogłaby spełnić swe groĽby.
Ginny miała łzy w oczach i bynajmniej nie z powodu w¶ciekło¶ci przyjaciółki. Ona rozpaczała nad swoim głupim pomysłem, który rzuciła w chwili zło¶ci.
- Pomóż mi, Blaise, - wydyszał nieco rozbawiony sytuacj± Draco - bo ta lwica mi oczy wydrapie. Draco koncertowo poradziłby sobie sam, ale wyl±dował w niewygodnej pozycji na plecach a Hermiona była w istnym stanie szału.
- Granger, uspokój się słoneczko, bo jeszcze sobie zażyczę, żeby¶ to ty pierwsza spełniła moje życzenie - Blaise nawet nie ruszył się z miejsca, ale jego słowa wywołały odpowiedni± reakcję; Hermiona natychmiast zesztywniała.
- Jak to ja pierwsza? - Dziewczyna aż pobladła ze strachu.
- No przecież nie ustalili¶my, kto spełnia czyje życzenia, była tylko mowa, że wy spełniacie nasze, ale nikt nie mówił, że ty spełniasz tylko życzenia Draco.
Hermiona nie raczyła odpowiedzieć tylko posłała Draconowi mordercze spojrzenie i usiadła koło kominka w do¶ć znacznej odległo¶ci od Ginny.
- No dobra, czas na pierwsze życzenie - Blaise z min± kocura, który wła¶nie zapędził mysz do kata, spojrzał się na przestraszona Virginię - Skoro tak bardzo chciała¶ być przy tym jak kto¶ komu¶ robi laskę, to nie ma sprawy. Najpierw zobaczysz jak twoja przyjaciółka zadowala Dracona, a póĽniej oni popatrz± jak ty robisz to mi. Co ty na to Dracze?
- Co takiego?! Ty chyba żartujesz, tobie ODBIŁO! - Ginny przestała nad sob± panować i wrzeszczała tak gło¶no, że od razu dało się słyszeć geny Molly Weasley.
- Wam już kompletnie hormony na mózg padły! Nigdy, słyszysz Zabini, nigdy!! - Hermiona wcale nie była gorsza od swojej koleżanki, ona również potrafiła się rozedrzeć.
MężczyĽni patrzyli na siebie z u¶miechem, wła¶nie o tak± reakcję im chodziło, te małe Gryfonki były naprawdę przewidywalne.
- Spokojnie, przecież wszystko zostanie między nami, co się tak denerwujecie - Zabini doskonale się bawił, ale za chwilę pożałował dobrego humoru, gdy cenna waza z dynastii Ming przeleciała ze ¶wistem nad jego głow± i rozbiła się o ¶cianę, Ginny miała minę Rottweilera - Mordercy. Ale tylko przez moment. Gdy u¶wiadomiła sobie, co zrobiła, jej oczy rozszerzyły się z przerażenia...
- Ups - pisnęła.
- Ups, Gin? - Hermiona wpatrywała się w ni± z niedowierzaniem - Tylko ups?! Wiesz, co ty zrobiła¶? - dziewczyna usiadła na podłodze bliska łez.
- Ja... nie chciałam... naprawdę... - Ginny patrzyła się na pobladłego Blaise'a, który nie mógł oderwać wzorku od nieszczęsnych szcz±tków. Ulubiona waza jego matki. Cholera, ona go zabije. Jego wzrok powędrował do rudowłosego dziewczęcia, która wielkimi załzawionymi oczyma patrzyło w jego stronę.
- Dobra Weasley, teraz to przesadziła¶ - powiedział głuchym głosem i jednoczesne zacz±ł zbliżać się do winowajczyni. - Granger zamknij drzwi i nie próbuj wychodzić, a ty Draco trzymaj j±, byle mocno, bo się może wyrywać.
- Ale, co ty zamierzasz... - Ginny zaczęła cofać się w stronę ¶ciany. Nie wiedziała, co knuje chłopak, ale cholernie się bała. - Przecież t± wazę da się skleić zaklęciem, nic się nie stało...
- Nic? Przecież mogła¶ mnie zabić... Nie martw się Weasley, tyłek nie będzie cię długo bolał, postaram się być w miarę... delikatny.
Ginny podeszła pod sam± ¶cianę i się osunęła. Wygl±dała niewinnie i bezbronnie, i Zabiniemu trochę min±ł gniew. Trochę, ale nie całkiem. Był zły, w końcu mogła mu zrobić duż± krzywdę.
Bezceremonialnie przerzucił j± sobie przez ramię i ruszył z ni± w kierunku kanapy.
Ginny oczywi¶cie pisnęła. Blaise przerzucił sobie rozwydrzonego rudzielca przez kolano i wlepił jej pięć niezbyt mocnych klapsów. Niezbyt mocnych w jego przekonaniu. Chłopak był bardzo silny i kiedy spojrzał na pupę odzian± jedynie w czarne stringi trochę się zdziwił. Po¶ladki Virginii były czerwone, a ona sama płakała cicho. Hermiona patrzyła na Zabiniego z jawn± dezaprobat±.
Przez chwile siedział nieruchomo i obserwował zaczerwienione ciało dziewczyny. Nie namy¶laj±c się długo pochylił głowę i dotkn±ł ustami jej obolałego po¶ladka. Ginny wci±gnęła powietrze, bo nie s±dziła, że co¶ takiego może nast±pić. Język mężczyzny niespiesznie przejeżdżał po jej kr±gło¶ciach. Wydawało się, że zapomniał, że w pokoju oprócz nich jest jeszcze kto¶. Hermiona, która przez cały czas przygl±dała tej dwójce zarumieniona próbowała odwrócić wzrok, ale Draco, który nagle znalazł się tuż za ni± nie pozwolił jej na to, przytrzymał jej głowę i zmusił do patrzenia na poczynania swego przyjaciela.
Granger, chc±c, nie chc±c, musiała się przygl±dać specyficznemu erotycznemu przedstawieniu przed jej oczyma. Podniecało j± to wbrew jej woli, a fakt, że Draco delikatnie zacz±ł pie¶cić dłoni± jej po¶ladki wcale nie przyczyniało się do uspokojenia jej coraz bardziej rozbudzonych zmysłów.
Blaise pochylił się mocniej nad Virgini± i szepn±ł jej do ucha, gładz±c dłoni± jej nagie plecy.
- No, nie rycz już. Następnym razem się zastanów zanim rzucisz we mnie czym¶ ciężkim... Cicho, wiem, że cię bolało, to przez moj± końsk± krzepę, ale chyba dostatecznie ci to wynagradzam? - powiedziawszy znowu zacz±ł całować jej po¶ladki.
Draco przesun±ł dłoń na lew± pier¶ Hermiony. Sam też był podniecony, zarówno tym, co widział jak i blisko¶ci± i ciepłem dziewczęcego ciała.
- Podoba ci się, Granger? - zapytał i ugryzł delikatnie płatek jej ucha, a kciukiem zacz±ł zataczać kręgi wokół sutka, który był teraz twardy jak kamyczek. - Widzę, że tak - dodał i pochylił się by przesun±ć językiem po jej ramieniu.
Hermiona cichutko jęknęła i naparła na ciało trzymaj±cego j± mężczyzny. W tym samym czasie również z zaci¶niętych ust Ginny wyrwał się cichutki jęk, spowodowany faktem, że teraz nie tylko usta mężczyzny, ale również jego palce pie¶ciły jej po¶ladki
Draco, zachęcony reakcj± Hermiony, zacz±ł całować jej szyję i kark, i dziewczyna oparła się na nim jeszcze mocniej jęcz±c gło¶no. Malfoy obrócił j± przodem do siebie i gor±co pocałował usta dziewczyny, wsuwaj±c język do jej ust i polizał jej podniebienie.
Kobieta jeszcze przez chwile przytulała się do ciepłego ciała mężczyzny aż wreszcie odsunęła się od niego.
- Nie... proszę, nie tutaj... nie przy nich - wyszeptała cichutko boj±c się spojrzeć w twarz swemu partnerowi. Była trochę zawstydzona.
Draco niepewnie popatrzył na Gryfonkę i wyci±gn±ł do niej dłoń. Było to swoiste zaproszenie, na które dziewczyna wyraziła zgodę. Cicho wyszli z pokoju, by nie przeszkadzać przyjaciołom.
- Poszli sobie od nas - powiedział od niechcenia Blaise. - Chyba nas nie lubi± - w jego głosie zabrzmiała cicha drwina.
- A co mieli zrobić, jak zacz±łe¶ lizać mnie po tyłku? - Ginny chciała, żeby jej głos zabrzmiał z irytacj±, ale za bardzo drżał z podniecenia.
- Przył±czyć się - rzucił od niechcenia. - No nie patrz tak na mnie, żartowałem... może...
- Wariat - Ginny spróbowała odsun±ć się od chłopaka, ale nic jej z tego nie wyszło, została jeszcze mocniej przyci±gnięta do jego ciała i gdy tylko poczuła ponownie jego usta, zaprzestała poruszać się w jakikolwiek sposób.
Potrafił być delikatny i zmysłowy, kiedy chciał. Jego język pie¶cił czule kr±gło¶ci panny Virginii Weasley, zmuszaj±c j± do ponownego jęku.
- Obiecałe¶...że do niczego nie dojdzie - wyjęczała cichutko Virginia między jednym a drugim pocałunkiem.
- Cichutko malutka, nic się nie stanie, chce tylko by¶ zaznała trochę rado¶ci - szepn±ł Blaise, jednocze¶nie wsuwaj±c palce za sk±py materiał jej majtek.
Ginny poczuła, jak delikatnie dotyka jej wilgotnej kobieco¶ci i zagryzła wargi, by nie krzykn±ć z rozkoszy.
Chłopak zsun±ł z niej czarne stringi i posadził j± jednym, szybkim ruchem na swoich kolanach.
Schylił głowę by móc mieć lepszy dostęp do jej nabrzmiałych z podniecenia piersi. Zębami obj±ł delikatnie jej stwardniał± sutkę i zacz±ł j± dotykać czubkiem języka.
Virginia całkowicie przestała się kontrolować, zupełnie jak kilka dni temu, kiedy Zabini zafundował jej „karę” za kopniaka w czułe miejsce. Poczuła, że jest to trochę nie fair, tym razem omal go nie zabiła, a on j± za to obdarzał erotycznymi rozkoszami.
W pewnym momencie próbowała się nawet odsun±ć od chłopaka i powiedzieć mu, że też chce mu pomóc, bo doskonale wyczuwała jego podniecenie, ale język, który zataczał kółeczka wokół jej sutka skutecznie uniemożliwiał jakiekolwiek my¶lenie.
Zabini odsun±ł się na chwile od dziewczyny, popatrzył uważnie w jej oczy i gdy zobaczył, że s± zamglone z powodu silnych przeżyć erotycznych delikatnie ułożył j± na kanapie jednocze¶nie klękaj±c miedzy jej udami.
Chłopak pochylił się nad Gin i delikatnie pocałował jej brzuch, pieszcz±c językiem pępek i podbrzusze, aby za chwilę polizać jej mokre łono na co dziewczyna zareagowała cichym okrzykiem. Blaise popatrzył spod przymrużonych powiek na jej twarz. Wgl±dała tak niewinnie i uroczo, że nie mógł jej nie pocałować.
Podci±gn±ł się do góry i dotkn±ł wargami jej rozchylonych ust, jego język wsun±ł się do ¶rodka i zł±czył się w namiętnym tańcu z jej językiem. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przyci±gnęła do siebie. Pozwoliło to na jeszcze dokładniejsze odczucie stanu podniecenia, jakie reprezentował sob± młodzieniec.
Chłopak sięgn±ł dłoni± w dół, by pie¶cić Ginny palcami i cała chęć dziewczyny, aby mu się odwdzięczyć wzięła na razie urlop. Virginia wydała z siebie zduszony jęk i rozchyliła uda, daj±c Zabiniemu więcej swobody w pieszczotach.
Chłopak zacz±ł pie¶cić delikatnie jej nabrzmiał± i tward± łechtaczkę, czerpi±c z tego niemal tak± sam± przyjemno¶ć jak ona. Wreszcie zdecydował się wsun±ć jeden palec w kobietę, co zostało przyjęte gło¶nym jękiem . Pie¶cił j± tak, jak się tego domagała, gwałtownie i namiętnie, ale nie brutalnie i Virginia osi±gn±wszy spełnienie krzyknęła. Zacisnęła dłonie na jego barkach i przyci±gnęła go do siebie jeszcze mocniej. Czuła jak jego gor±ca, twarda erekcja ociera się o jej biodro i szepnęła mu do ucha:
- Pozwól sobie pomóc, proszę.
Dłonie dziewczyny sięgnęły do rozporka młodzieńca, delikatnie je rozpięły i zsunęły z jędrnych po¶ladków ciemnozielone bojówki. Blaise wtulił twarz w jej szyję i cicho westchn±ł:
- Rób, co chcesz - wyszeptał jej do ucha.
Ginny na widok dużej męsko¶ci mężczyzny zarumieniła się leciutko, ale mimo wszystko chciała go dotkn±ć, chciała poczuć jak pulsuje i ro¶nie za spraw± jej dotyku. Nie¶miało, jakby z lekkim zawstydzeniem, pogłaskała rozbudzon± męsko¶ć, za co została nagrodzona gło¶nym jękiem. Najwidoczniej Blaise’owi spodobała się jej inicjatywa.
Pie¶ciła go delikatnie zafascynowana gładk±, niemal atłasow± powierzchni± członka. Czuła gor±cy oddech Zabiniego tuż przy swoim uchu i słyszała ciche jęki, co powodowało, że pragnęła dać mu jak największ± rozkosz. Jej pieszczoty były nie¶miałe i bardzo delikatne.
- Możesz mnie dotykać ¶mielej - usłyszała ochrypły szept. - Proszę, maleństwo.
Nienawidziła kiedy mówił do niej protekcjonalnym tonem "mała", ale to "maleństwo" j± rozbroiło.
Jej palce mocniej zacisnęły się na najszlachetniejszej czę¶ci Zabiniego. Ten swoisty masaż doprowadzał chłopaka do szału. Kiedy zamkn±ł oczy widział gwiezdne konstelacje. Nawet do¶wiadczona kobieta, z któr± się raz w życiu przespał, nie doprowadziła go do takiego stanu. A wszystko to było zasługa tej rudej dziewczyny, która potrafiła doprowadzić go do utraty zmysłów.
Jęki młodzieńca stały się gło¶niejsze, a jego gor±cy oddech szybki i płytki. Ten oddech palił Ginny jak ogień, wywołuj±c w jej ciele przyjemne dreszcze. Zatraciła się całkiem w pieszczotach, chciała usłyszeć, jak krzyczy. Kiedy zrozumiała, że jest podniecony do granic możliwo¶ci, wysunęła się lekko spod niego i pchnęła go na plecy, chciała go posmakować i sprawić mu jak największ± rozkosz. Zabini popatrzył na ni± spod przymrużonych ciemnozielonych oczu, zasnutych mgł± poż±dania.
Virginia pochyliła się by possać jego sutek. Blaise jękn±ł i przygryzł doln± wargę, by nie krzyczeć. Dziewczyna zeszła pocałunkami na sam dół i zaczęła lizać lekko owłosione podbrzusze młodzieńca.
- Gin - jękn±ł zaszokowany jej zachowaniem chłopak i zacisn±ł dłoń na włosach panny Weasley.
Objęła dłoni± jego męsko¶ć, a drug± zaczęła gładzić j±dra chłopaka. Blaise miał wrażenie, że za chwilę oszaleje z rozkoszy. Virginia poczuła, że chłopak jest na granicy spełnienia i objęła wargami tward± główkę penisa, ss±c j± delikatnie. Młodzieniec krzykn±ł gło¶no i doszedł prosto w ust Ginny, której wła¶nie o to chodziło. Przełknęła całe jego nasienie i polizała delikatnie żoł±dĽ członka.
Uniosła do góry głowę.
Zabini patrzył na ni± z zaciekawieniem i szokiem w zielonych oczach. Chyba nikt w życiu nie zaskoczył go tak bardzo, jak ta mała czekoladowo-oka Gryfonka.
Ginny odsunęła się od niego, niepewna reakcji chłopaka. Blaise bez słowa zapi±ł spodnie i omiótł spojrzeniem jej szczuplutkie, drobne ciało.
- Ubierz się, - powiedział - bo nie ręczę za swoje reakcje.
Kiedy dziewczyna zakładała ciuchy młodzieniec palił papierosa, próbował doj¶ć do siebie i przygl±dał się jej z jawnym zainteresowaniem. Jego wzrok sprawiał, że po plecach dziewczyny bł±kały się dreszcze podniecenia i zaniepokojenia.
Widz±c rumieniec zawstydzenia na jej policzkach, podszedł do niej i delikatnie j± przytulił. Ginny wtuliła się w jego ciało w poszukiwaniu ciepła. Była silnie zarumieniona, nie tylko z powodu niedawnego podniecenia, które jeszcze tak do końca nie minęło, ale też z powodu zażenowania... Wszystko, co zrobiła było zupełnie spontaniczne i nie wiedziała co on sobie może o niej pomy¶leć. Bała się, że straciła w oczach chłopaka, o ile miała w ogóle cokolwiek tracić. Blaise, jakby odczytuj±c jej my¶li, delikatnie uniósł jej brodę i pocałował rozchylone usta.
- Jeste¶ cudown± kobiet± i pewnego dnia będziesz moja... Nieważne, co o tym my¶lisz i tak będziesz należała do mnie, wył±cznie do mnie.
- Jasne, Zabini, chciałby¶! – wrócił jej cały wigor i dziewczyna odfuknęła, a następnie odsunęła się od niego. - Może jeszcze się na ciebie rzucę i cię zgwałcę.
- Całkiem możliwe - odpowiedział rozbawiony jej oburzeniem chłopak; i tak wiedział, że ma rację
- Zapomnij Zabini, byle czego nie ruszam - Ginny odpowiedziała mu ze ¶miechem, bo żartobliwy ton mężczyzny odprężył j± trochę.
- A to przed chwil± to, co było... malutka?
- Wypróbowanie ewentualnego towaru... Dosyć kiepskiego... malutki...
Takie przekomarzania trwały jeszcze ponad godzinę, tylko że przeniesione zostały do kuchni i doł±czono do nich duży pięciolitrowy kubeł lodów miętowych z kawałkami czekolady.
***
***
Draco poprowadził Hermionę prosto do swojej sypialni. Dziewczyna czuła się dziwnie, w końcu była prawie zupełnie naga, ale była też podniecona i czuła, że jest w tej chwili w stanie zrobić wszystko, czego zażyczy sobie Malfoy.
Młodzieniec pu¶cił rękę dziewczyny i usiadł na łóżku, lustruj±c jej ciało wzrokiem pełnym poż±dania:
- Rozbierz się - powiedział cicho.
Hermiona, mimo zawstydzenia, ¶ci±gnęła posłusznie jedyn± rzecz jak± jeszcze miała na sobie, czyli cienkie, białe stringi, i popatrzyła niepewnie na chłopaka, który był w tak uprzywilejowanej pozycji, że mógł zaż±dać od niej absolutnie wszystkiego.
- ChodĽ, usi±dĽ mi na kolanach - jego głos był prawie jak szept.
- Czy to twoje ż±danie? - spytała Hermiona.
- Nie, to tylko pro¶ba - odpowiedział Draco patrz±c jej głęboko w oczy i dziewczyna usiadła mu na kolanach, odwracaj±c się twarz± do niego i oplataj±c nogami jego biodra.
Jej policzki pokrył delikatny rumieniec zażenowania; nie wiedziała czy robi dobrze, ale chciała tego. Gdy tylko zobaczyła w oczach młodego Malfoya zachwyt, zażenowanie powoli zaczęło mijać. ¦wiadomo¶ć, że podoba się wła¶nie temu mężczyĽnie, wprawiała j± w pewien rodzaj dumy, tak zrozumiały dla każdej kobiety.
- A ty się nie rozbierzesz? - zapytała zalotnie.
- Malutka, gdybym ja się rozebrał, ty straciłaby¶ dziewictwo, a tego przecież nie chcesz... prawda?
Hermiona sama nie wiedziała czego chce, ale nie była pewna, czy nie miałaby nic przeciwko straceniu dziewictwa tu i teraz.
- Nie - odpowiedziała niezbyt pewnym głosem, ale inna odpowiedĽ przecież nie wchodziła w grę.
Draco delikatnie pocałował jej rozchylone usta.
- Jeste¶ ¶liczna, wiesz? - sam nie wiedział dlaczego to mówi; chciał udawać chłodnego cwaniaka, ale ta dziewczyna go rozbrajała, szczególnie teraz. Była mieszanin± gor±cej, namiętnej obietnicy i nieskalanej niewinno¶ci, której nie można ot tak sobie zbrukać.
- Czaru¶, pewnie mówisz to każdej - Hermiona zaczęła kręcić się niespokojnie na jego kolanach, peszyło j± to, że on jest prawie całkowicie ubrany.
- Powiedz, co chcesz robić? - spytał głaszcz±c jej plecy.
Hermiona zarumieniła się znowu, przecież nie wiedziała czego chce, miała nadzieję, że on przejmie inicjatywę i spojrzała z konsternacj± w szare oczy chłopaka, w których czaiła się obietnica i co¶ na kształt troski.
- Ja... chcę, żeby¶my się dotykali - wyszeptała niepewna jego rekcji na tak± nie¶miał± deklarację.
- Gdzie?.. Tutaj? - zapytał z u¶miechem przesuwaj±c palcami po jej szyi.
Widział, że Hermiona jest zdenerwowana, ale nie zamierzał jej niczego ułatwiać, musiała wyzbyć się tego paraliżuj±cego wstydu, a to była jego zdaniem najlepsza metoda.
- Nie... niżej... wiesz o co mi chodzi - Gryfonka powoli zaczynała się denerwować, przecież Malfoy nie mógł być takim ostatnim niemot±, żeby nie wiedzieć, co ona ma na my¶li.
- Nie wiem... musisz mi pokazać, pokieruj moja ręk± - Draco u¶miechn±ł się do niej niewinnie. Postanowił grać rolę prawiczka, którego uwodzi do¶wiadczona kobieta.
- Draco, jeste¶ okropny, doskonale wiesz, o co mi chodzi, po co mnie próbujesz zawstydzać? - Hermiona popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Ja wła¶nie chcę, żeby¶ się przestała wstydzić - powiedział łagodnie - i po prostu powiedziała dokładnie, o co ci chodzi, bo nie ma sensu żeby¶ się krygowała jak panna na wydaniu.
- Ale ja jestem pann± na wydaniu, - warknęła dziewczyna - a przynajmniej jestem w takim wieku. Chodziło mi o wzajemne pieszczoty całego ciała - dodała już cicho i z lekkim zażenowaniem.
- A dokładnie? - Draco postanowił nie odpu¶cić, za dobrze się bawił... i w niedługim czasie postanowił bawić się jeszcze lepiej.
- Jeste¶ podły... ale nie my¶l, że się ciebie boję i wstydzę - to ostatnie oczywi¶cie było okropnym kłamstwem, bo Hermiona wstydziła się okropnie, ale postanowiła postawić się temu ¦lizgonowi i udowodnić, że nie boi się żadnych wyzwań. – Dokładnie, Malfoy, chodzi mi o to - to mówi±c przesunęła dłoni± po dużej wypukło¶ci jego ciała opiętej mugolskim dżinsami.
- No, Granger, - chłopak bawił się coraz lepiej i chciał sobie poigrać z mał±, niedo¶wiadczon± Gryfonk± - przed chwil± mówiła¶ o całym ciele, a teraz dotykasz bardzo konkretnej czę¶ci mojego ciała - uniósł do góry brew i popatrzył na Hermionę zalotnie.
Dziewczyna była bliska łez bo widziała, że Draco bawi się doskonale jej niedo¶wiadczeniem.
- Wiesz co, - powiedziała ze zło¶ci± - jeste¶ gł±b! Mam do¶ć, je¶li cię to bawi, to proszę kontynuuj z jak±¶ pusto-głow± blondyn±, ale nie ze mn±. Zaczynałam my¶leć, że jeste¶ inny, ale nie ty się tylko potrafisz ze mnie nabijać! - Hermiona ze łzami w oczach zerwała się z kolan Dracona i ruszyła w stronę drzwi. Nie zaszła jednak daleko, gdyż chłopak chwycił ja za rękę i przyci±gn±ł do siebie. Delikatnie pocałował w policzek, kciukiem starł płyn±ca po nim łzę i położył oniemiał± dziewczynę na łóżku.
- Przepraszam, masz racje zachowałem się jak palant... zostań... proszę.
Młodzieniec pochylił się i pocałował delikatnie usta dziewczyny. Hermionie przeszła od razu cała zło¶ć. Pocałunek był powolny i zmysłowy, i rozbudzał jej poż±danie, sprawiaj±c, że pragnęła Dracona coraz bardziej. Wyci±gnęła ręce i objęła go mocno do siebie przyci±gaj±c.
Chłopak delikatnie pie¶cił dłoni± dekolt dziewczyny i zacz±ł całować jej szyję. Hermiona głaskała długie włosy Dracona i westchnęła cichutko, kiedy jego dłoń ze¶lizgnęła się na pier¶, by zacz±ć j± lekko ¶ciskać i gładzić. Przyci±gnęła go mocniej do siebie, wbijaj±c palce w jego barki i teraz już bardzo wyraĽnie czuła jak mocno jest podniecony. Draco po kilku minutach tych delikatnych pieszczot odsun±ł się od niej. Przez chwilę przygl±dał się jej, by znowu pochylić się nad jej ciałem, lecz tym razem jego usta nie zaatakowały jej szyi lecz delikatnie pocałował ramię dziewczyny.
- Co robisz? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Cichutko skarbie, jestem pewien, że ci się spodoba. - Draco kontynuował pocałunki schodz±c wargami coraz niżej. Wywoływało to cichutkie jęki. Hermiona nie s±dziła, że ręce mog± być aż tak wrażliwe. To, co on z ni± wyprawiał było wspaniałe... z jednej strony jego usta na jej wrażliwej skórze, a z drugiej dłonie pieszcz±ce nabrzmiałe piersi.
Draco uj±ł w obydwie ręce dłoń dziewczyny, pie¶cił ustami jej wnętrze i delikatnie lizał zagłębienia między palcami. Hermiona jęczała cicho, niezdolna do żadnej innej reakcji. Nigdy by nie pomy¶lała, że tak niewinne pieszczoty mog± sprawić tyle rozkoszy. Draco widz±c, jak± rado¶ć sprawiły jej niewinne pocałunki postanowił kontynuować. Wypu¶cił z u¶cisku jej rękę i zacz±ł całować jej płaski brzuch. Językiem zataczał kręgi wokół pępka, co wywoływało jeszcze większ± symfonie jęków. Powoli przesun±ł językiem wyżej i zacz±ł ssać jej lewy sutek. Hermiona krzyknęła cicho z rozkoszy zachęcaj±c młodzieńca do ¶mielszych pieszczot. Draco przesun±ł dłoni± po wnętrzu jej uda i dotkn±ł delikatnie łona dziewczyny a jego wargi przyssały się mocniej do jej piersi, co wywołało kolejny krzyk rozkoszy z gardła panny Granger. Jego palce delikatnie j± pie¶ciły. Pod wpływem delikatnego dotyku Hermiona wygięła biodra do góry. Zapragnęła poczuć go w sobie i gdyby jej w tym momencie zaproponował "pój¶cie na cało¶ć" zgodziłaby się bez wahania. Draco mógł się tego domy¶leć, ale nie chciał wykorzystać obecnego stanu dziewczyny; zakład chciał wygrać uczciwie (dziwne, nie?), a w tym momencie my¶lał tylko o tym, jak sprawić jej najwięcej przyjemno¶ci. Jego język bł±dził po płaskim brzuchu, a palce delikatnie zagłębiały się w jej wnętrzu i wysuwały z niej, czym doprowadził dziewczynę do rzucania się na łóżku w spazmach rozkoszy. Uniósł głowę i popatrzył na ni± z fascynacj±:
- Spokojnie, maleńka, - powiedział i czule się do niej u¶miechn±ł - spokojnie.
- Ja chce jeszcze! - krzyknęła rozpalona, gdy palce Dracona ponownie zagłębiły się w jej gor±cym wnętrzu. Wiła się pod jego dotykiem co tylko potęgowało jego rado¶ć. Draco nie mógł uwierzyć, że ta na pozór chłodna dziewczyna potrafi być aż tak... tak ognista. Samo patrzenie na jej szczere reakcje sprawiało mu wiele satysfakcji.
Gwałtownym ruchem rozsun±ł szerzej jej nogi i zacz±ł całować wnętrze ud, nadal pieszcz±c jej mokr± kobieco¶ć palcami. Hermiona szlochała z rozkoszy i wiła się, zaciskaj±c z całej siły dłonie na po¶cieli.
- Draco nie przestawaj, błagam ! - krzyknęła gło¶no.
Draco miał wielk± ochotę dostarczyć Hermionie nowych rozkoszy, według niego miło¶ć francuska była czym¶ wspaniałym i niepowtarzalnym, ale Hermiona prosiła o to, żeby się jedynie dotykali i była zbyt niedo¶wiadczona, żeby ryzykować spłoszenie jej zbyt ¶miałymi pieszczotami. Zamiast tego wsun±ł w ni± trzeci palec, jednocze¶nie kciukiem zacz±ł bardzo delikatnie masować jej nabrzmiała łechtaczkę. Hermiona płakała z rozkoszy. Nigdy wcze¶niej nie przeżywała nic podobnego i teraz pragnęła spełnienia, jak niczego innego na ¶wiecie. Chciała, żeby Draco był autorem jej pierwszego uniesienia w życiu, żeby wprowadzi j± we wszystkie arkana miło¶ci fizycznej. Był tak cudowny, że nie chciała nawet my¶leć, iż mogłaby robić takie rzeczy z kim¶ innym.
Jej ciałem wstrz±sały dreszcze rozkoszy, jeszcze nigdy się tak nie czuła... to był jej pierwszy w życiu orgazm i zawdzięczała go wła¶nie temu ¦lizgonowi.
Wyczerpana opadła na atłasow± po¶ciel i próbowała opanować drżenie całego ciała. Po chwili poczuła, jak Draco przytula jej spocone ciało i obsypuje delikatnymi pocałunkami jej twarz.
„Czemu ja się nigdy nie onanizowałam?” – pomy¶lała nagle i doszła do wniosku, że była zbyt pochłonięta nauk±. – „Nie ma tego złego”.
- Dziękuję - wyszeptała cichutko w szyje chłopaka.
- Cała przyjemno¶ć po mojej stronie, panno Granger - odpowiedział kurtuazyjnie młodzieniec.
Starał się mówić spokojnie , ale Hermiona słyszała, że jego głos jest zachrypnięty z podniecenia i czuła, jak drż± mu ręce którymi pie¶cił delikatnie jej plecy. Delikatnie odsunęła się od niego, tylko po to, by ¶ci±gn±ć z niego obcisłe dżinsy i bokserki.
Dziewczyna z wrażenia aż zamarła. Draco był pierwszym mężczyzn± którego widziała nago i do tego do¶ć dobrze wyposażonym mężczyzn±. Delikatnie dotknęła go palcami, nie s±dziła, że tak twardy organ może być jednocze¶nie aż tak bardzo delikatny. Bardzo jej się to spodobało... to i cichy jęk, jaki wydał z siebie Malfoy, gdy przejechała opuszkami palców po jego twardej męsko¶ci.
Hermiona pochyliła się nad młodzieńcem i zaczęła ssać jego lewy sutek. Palce jej prawej dłoni zsunęły się z członka na obrzmiałe j±dra, by głaskać je i delikatnie ¶ciskać. Pieszczoty dziewczyny wywołały natychmiastow± reakcję w postaci gło¶nego jęku Dracona.
- Nie musisz... - wyjęczał schrypniętym głosem. - Nawet nie powinna¶...
- Dlaczego nie powinnam? - Hermiona uniosła głowę, ale nie zaprzestała pieszczot w dolnych rejonach jego ciała.
- Bo mogę nie wytrzymać i się na ciebie rzucić... - Draco postanowił być szczery, jeszcze chwila i czuł, że rzeczywi¶cie rzuci się na niewinn± Gryfonkę.
- Nie rzucisz się na mnie - Hermiona u¶miechnęła się do chłopaka. Uklękła i zaczęła pie¶cić go obiema dłońmi.
Draco jękn±ł gło¶no.
- Owszem, Granger, rzucę się na ciebie – powiedział, a w jego oczach dostrzegła silne poż±danie.
– Nie, bo chcę cię pie¶cić i pozwolisz mi na to Malfoy - powiedziała cicho i stanowczo pieszcz±c jednocze¶nie jego j±dra i tward± męsko¶ć.
Draco nic już nie odpowiedział, tylko pogr±żył się w rozsmakowywaniu rozkoszy. Było mu, jak w niebie... nie, do diabła, w tamtym momencie niebo nie było mu do niczego potrzebne, wystarczyło, że ona była przy nim. Hermiona widz±c wniebowzięt± minę chłopaka tylko wzmogła intensywno¶ć swoich pieszczot. Jej dłonie niespiesznie gładziły jego pobudzon± męsko¶ć, co wywoływało kolejne fale jęków. Okazało się że panna Ja – Wiem – To - Wszystko, rzeczywi¶cie wie, jak sprawić, by mężczyzna prawie wył z rozkoszy. I bardzo jej się to podobało. Hermiona pie¶ciła z zapamiętaniem ciało chłopaka. Podobały się jej reakcje Dracona, a najbardziej chyba fakt, że Malfoy namiętnie wykrzykiwał jej imię.
W momencie, gdy osi±gn±ł spełnienie w jego oczach pojawiły się łzy. Hermiona poczuła zadowolenie, że dzięki niej przeżył tak wielk± rozkosz. Nawet jej nie przeszkadzało to, że dłonie i brzuch miała malowniczo poplamione jego nasieniem. Draco po chwili wzi±ł j± na ręce i zaniósł do łazienki. Zamierzał wzi±ć długi, gor±cy prysznic.
Pod prysznicem umyli sobie nawzajem plecy i chociaż Hermiona musiała stawać na palcach i wyci±gać ręce żeby dosięgn±ć barków chłopaka bardzo jej się to podobało. Byli dla siebie delikatni i czuli, a po gor±cej k±pieli zasnęli jak grzeczne niemowlęta.
Wspaniale, ,,mocniejsze od pozostalych", ale wspaniałe. Kocham parę Draco i Hermiona!!! Składam głęboki poklon dla obu autorek- jeste¶cie ¶wietne.
No nie wiem ... według mnie za szybko 'pogodziły¶cie' Ginny z Zabinim. On powinien ja przeprosić po tamtej nocy ... pozdrawiam, pa
nie no bomba! brawa dla autorek...
nie uchodze za osobe cierpliw± więc przyznam że nie moge doczekać sie kolejnej czę¶ci
<--- a to tak na osłode dla autorek za wysiłek wkładany w ten ff
Tiara z głowy...
Odcinki s± naprawdę ¶wietne i trzeba nie lada talentu, aby napisac tak dobre opowiadanie. Ja czekam na kolejne publikacje, które z ogromn± chęci± przeczytam.
Podrawiam
CyCu¶
No i ten rozdziałek pokazał że te "dziewuszyska" chyba strac± dziewictwo A co do Zabiniego to on ja i jej temperament wykorzystał Mam pytanko: a czy alej będziecie pisac ten fick "Truj±ce sekrety"?? Ciekawie sie on zaczyna... pa
ff robi sie coraz ciekawszy
czekam z niecierpliwo¶ci± na kolejne czę¶ci
No ładnie, ładnie...
Opowiadanie robi się coraz ciekawsze i apetyt czytelnika ( w tym wypadku mnie ) powieksza się z każdym odcinkiem. Czekam...
Pozdrawiam
CyCu¶
Nie mogę się doczekać kolejnej czę¶ci To się robi coraz ciekawsze. No i coraz pikantniejsze Ciekawe, co chłopaki znów wymy¶l±... Maj± fantazję, to trzeba im przyznać A Zabiniego UWIELBIAM po prostu
tAKKKKK
Zabini ż±dzi!!
uwielniam ten ff
czkeam na dlasze cze¶ći
Hmm... musze przyznać, że to jeden z najlepszych opowiadań o tej, delikatnej tematyce jaki czytałam. Okropnie podoba mi się postać Zabiniego i Hermiony.
I Malfoy też taki niezwykle interesuj±cy
Czekam z niecierpliwo¶ci± na następn± czę¶ć.
Pozdrawiam
Kiedy będzie kolejna czę¶ć bo ja sie już doczekać nie moge
Bardzo fajny fick! Naprawdę wci±ga,
przeczytałam to wszystko na raz.
Mam
nadzieję, że niedługo dacie następn± czę¶ć.
Piękne... Zakochałam się w tym... Kiedy nowa czę¶ć? Proszę, tylko szybko...
<--- A to dla autorek :*
To jest niestety ¶wietne. Niestety, bo wchodze tu chyba z pięć razy dziennie, żeby sprawdzić czy jest dalsza czę¶ć i rachunek wyjdzie ogromny. Uzależniłam się od "Zmowy dziewic". Czekam na następn± czę¶ć!
No a kiedy nowa czę¶ć?? Pisała¶ że codziennie będ± notki A tu co??Juz pi±ty i my mam figę z makiem
Nie podoba mi sie. Jest nudne, jezyk marny, charaktery bohaterow tracaja hipokryzja i utajona w dziecinstwie nadpobudliwoscia. Poza tym w ogole sa bardzo denerwujaco niedojrzale. Mnie do upojenia potrzeba czegos wiecej niz prostej fabulki.
Jestem na nie.
Pisanie komentarzy jest ZLE.
Podejrzewam, że wyraża swoj± opinię.
Chociaż oczywi¶cie możliwy jest uraz na tle psychicznym, może trauma z dzieciństwa, która zrodziła się po zjedzeniu zimnego kisielu, lub stracie ulubionej mrówki z tzw. "ant farm". Możliwy również jest czynnik buntowniczy, gdyż osobnik ten wyraĽnie głosi pogl±dy komunistyczno-rewolucyjno-faszystowskie.
Elva nie wchodzi się do legowiska fanatyków ;}}}
No to idealnie trafilas jesli chodzi o to opowiadanie XD
córka ciemno¶ci nie lubi MROKU??
dziwne??
nie, ZŁE!!!
różnych?
no więc jakie s± te RÓŻNE ,aspekty,
Każdy wyraża swoje zdanie. Mi się ogólnie podoba. Według mnie nie ma co rozważac o "różnych" aspektach mroku. A co do tego iż "pisanie komentarzy jest złe" - to po co je w ogóle pisac??
P.S.Kiedy jest new nocia?? ( jezuuu.. l7udzie , powagi trochę i gramatyki.. )
A teraz podajcie sobie łapki i skończcie
offtopa.
Gdzie jest następna czę¶ć? Na passionate dreams już przecież jest. Super opowiadanie, tylko nie wierze że Lucjusz M. byłby taki miły. Przecinek rz±dzi!
Zajebiste ^^ Zabini - niezłe ciacho, a i Malfoya chciałoby się schrupać... Mmmm... Uwielbiam cię, Kit do spółki z Nag ^^
Czekam na dalsz± czę¶ć... Dawać to - szybko! Proszę, prosze, proszę...
Piszesz w bardzo lekkim ale zarazem przyjemnym stylu. Dobrze opisujesz sytuacje, a bohaterów jeszcze lepiej. S± tak palstyczni, jakby ogl±dało się film, a nie czytało ff.
Pozdrówka
Kolejnego rozdzialu wciaz nie ma. Zdaje sie ze to cos o Przecinku.
Nie pasuje mi Malfoy. Istota opozniona umyslowo. Brak blyskotliwosci w dzialaniu charakterystycznej dla opowiadaniadan D/Her.
Malfy opóĽniony w rozwoju?
Raczej nieco infantylny jak to nastolatek. Poza tym mam wrażenie, że Rowling przedstawia go czasem jako większego "debila", co nieco mnie deprymuje.
Na pewno nie jest tu pokazany jako opóĽniony, to lekka przesada. Ale czy zawsze musi być taki cholernie elokwentny?
Widzisz w tej elokwencji jest zaklety
czar opowiadania - nieziemsko przystojny, zimny, wspanialy i inteligentny
Malfoy + bardzo ladna Hermiona ; >
Powiem ci jedno - byloby
fajnie gdybys do powyszszego wzorca Malfoy'a dodala Hermione jako :
tajemnicza, bardzo ladna, zimna (oczywiscie wiadomo ze nie kiedy jest z
Malfoy'em w lozku - to samo partner) i smiala Hermiona z zasadami.
; >
ja błagam o zast±pienie odcinka z Przecinkiem czyms innym, bo wydaje mi się wyj±tkowo wyj±tkowo kiepski. szczerze mówi±c, nie znoszę go.
Czemu nie ma nowej czę¶ci?? Na passionate dreams już jest Przeczytałam, i mi się bardzo podoba Ale pierwszy raz spotykam się z tym, że Lucek jest taki miły (szczególnie dla Hermy)
Cudownie że napisała¶, cudowne to co napisała¶, aż się wzruszyłam jak zobaczyłam tyle rz±dków literek, ułożonych w wyrazy, ułożone w zdania, ułożone w cudowny wytwór twej wyobraĽni:cry:. Ja nie będe wypominać ci jaki¶ błędów ortograficznych, interpunkcyjnych czy stylistycznych, bo dla mnie nie ważne jest jak się pisze, tylko co się pisze, ale zanim w mej głowie za¶wieci się neon z, wspomnian± chwile wcze¶niej jedn± z moich głównych zasad, muszę tylko co pisze, bo zderzyłam się kiedy¶ z przypadkiem że ledwo co można było który¶ wyraz zrozumieć. Ale poprostu co do "Zmowy dziewic", opowiadania twego autorstwa oraz, jak wspominała¶ jaki¶ czasem temu, Nagini, nie mam żadnych zastrzeżeń, pomimo błędów...
PS. Je¶li ci to przeszkadza to wybacz że się rozpisałam
Miałam okazję już to przeczytać, dlatego napisze tylko...
Przecinek wymiata
A popędzac nie będę, bo wiem co to życie prywatne i moze się zagmatwać, a wtedy naprawdę nie jest łatwo. Ja cierpliwie będę czekała...
Przecinek cuuuudo. Jak będę miała psa, to tak go wła¶nie nazwę.
Pzdr,
CyCu¶
¦wietnie Zazwyczaj przeszkadza mi niekanoniczno¶ć bohaterów, ale przyznam, że w tym wypadku mało mnie to akurat rusza. Naprawdę się ubawiłam, odcinek pełen wyważonego humoru Co do błędów znlazłam tylko jedn± literówkę, więc chyba jest dobrze. Ppędzać nie będę, co nie zmienia faktu, że czekam na każdy odcinek z zaciekawieniem
Pozdrawiam
Gall
Super ^^ Bardzo fajnie przedstawiasz Lucjusza. Podoba mi się. Teraz wychodzi na to, że Malfoy junoor też posłuszny 'Szczotuni' będzie Jaki ojeciec taki syn ^^
A Przecinek słodziasty jest ^^
Czekam na następnego parta, nie poganiam.
Pozdrawiam
^*^ Seren ^*^
Ci±gła akcja [to się chwali].
Trochę za dużo przeklinania, to trochę razi. Jednak opowiadanie fajnie się czyta. I'm waiting for the next part.
Nie jest Ľle. Przekleństwa jako¶ mnie nie raż±, dodaj± wg. mnie naturalno¶ci opowiadaniu. Np, taki Malfoy, chłopak, pali, lubi wypic, z dziewczynami balować i co ma mówić? 'O kurcz±tko Jest dobrze. Mnie się podoba '
Czy mi siem wydaje czu tu ejst pominięty do¶ć spory kawałek pobytu Virginii i Hermiony u dzikiego? bo na passionate dreams jest o wiele więcej
opowiadanie jest super mam nadzieje ze wkrotce bed±kolejne czę¶ci, pozdrawiam i weny życzę :D
=> same kalorie na wene
Łojesuu, ale to nudne jest.
No przepraszam, ale nie zdolalam doczytac do konca. A jak ja nie moge doczytac, to juz cos jest nie tak. <moze mam zapalenie spojowek albo cos w ten desen>
***
- Ale jaja – stwierdził przemoczony Draco, szybkim krokiem zmierzaj±c do kominka, który obiecywał ciepło i sucho¶ć. Już się pochylał nad cudownym ogniem, kiedy czyje¶ ogromne biodro posłało go na bok i Lucjusz Malfoy uwalił się na samym ¶rodku dywaniku z lisa. Ze zło¶liwym u¶miechem grzał dłonie przy kominku i łypał na naburmuszonego syna, który próbował się ogrzać chociaż w minimalnym stopniu.
- W±ż – stwierdził zimno Draco. – Jadowity okularnik – dodał, ale ten komplement nie zrobił na jego ojcu najmniejszego wrażenia.
Pan Malfoy wzruszył ramionami i ogrzewał się dalej.
- Ale dżentelmeni – o¶wiadczył Blaise. – Dwie przemarznięte kobiety dygocz± z zimna, a oni kłóc± się o miejsce przy ogniu. Zero wychowania...
Obaj mężczyĽni natychmiast oderwali się od ciepłego ognia i zbliżyli do zmarzniętych niewiast. Spojrzeli się na siebie porozumiewawczo i zaci±gnęli dziewczyny w stronę kominka. .
- A ty jeste¶ dżentelmenem na pokaz - powiedział jeszcze urażony Draco, spogl±daj±c na przyjaciela.
- Nie mogę się zgodzić.... on jest taki w niewymuszony, naturalny i uroczy sposób, ty też tak potrafisz tylko ci się nie chce - oznajmiła Hermiona z dezaprobat± patrz±c na Malfoya juniora i marszcz±c nos. Ginny cichutko prychnęła.
- Ależ dla ciebie wszystko - powiedział Draco i otulił Hermionę ciepłym pledem, a następnie pobiegł do kuchni, szybko wrócił i podał jej filiżankę gor±cej czekolady.
Lucjusz to samo zrobił dla Giny i obaj panowie u¶miechaj±c się porozumiewawczo podali Blaise’owi pusty już dzbanek, a Draco ze słowami: „możesz pozmywać”, wypchn±ł go za pomoc± ojca z pokoju.
- Słucham?! – Blaise nie posiadał się z oburzenie, zdziwienia i irytacji. – Możesz powtórzyć Smoku?
Czarnowłosy ¦lizgon stał za progiem salonu i wpatrywał się z niedowierzaniem w przyjaciela
- Pozmywaj, Blaise, my zajmiemy się damami – spokojnie odparł ojciec Dracona i u¶miechn±ł się uroczo.
W¶ciekły Zabini poszedł do kuchni mamrocz±c co¶ pod nosem o półinteligentach, pseudo-dżentelmenach i lalusiach.
- To było podłe - mruknęła Hermiona i z wyraĽnym potępieniem w dużych oczach spojrzała na obu Malfoyów.
Za to Ginny zaczęła bić im brawo i nie¶miało zwróciła się do pana Malfoya.
- To już wiem, po kim Draco ma takie ¶wietne pomysły. To było naprawdę genialne.
- Rzeczywi¶cie ¶wietne – z przek±sem o¶wiadczyła Hermiona, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka ¶wiadcz±ca o silnej irytacji.
Virginia wzruszyła ramionami i wbiła czekoladowe ¶lepka w Dracona. Jej wzrok mówił „oj, powiedz co¶, ona jest taka drętwa”, ale chłopakowi zrobił się głupio i tylko spu¶cił wzrok.
- Blaise czasami chrzani głupoty – oznajmił przem±drzałym tonem Lucjusz. – Trzeba go trochę rozruszać i tyle.
- Pozwoli pan, że nie będę komentować takiego sposobu rozruszania kogokolwiek, a na pewno nie kogo¶, kto jako gospodarz stara się dogodzić wszystkim go¶ciom – Hermiona zmarszczyła nosek i zrobiła urażon± minę.
Draco z mieszanymi uczuciami przygl±dał się Hermionie, która odwróciła się do niego plecami i wpatrywała się w płomienie buzuj±ce w kominku.
Cicho westchn±ł i z grobow± mina ruszył do kuchni.
- No dobra, Blaise, ty myjesz, ja wycieram.
- A niby dlaczego tak się po¶więcasz - powiedział Zabini nie patrz±c na blondyna. Dalej był zły za jego wcze¶niejsze zachowanie.
- A niby dlaczego ty pozwoliłe¶ wiewiórze na wej¶cie do kuchni... jakbym tobie nie pomógł, Hermi nie odzywałaby się do mnie przez kilka dni.
- A od kiedy to jest Hermi a nie szczota?
- A od kiedy to jest Gin. a nie wiewióra?
- No dobra ja już nic nie mówię...
- I tego się trzymaj, Dziki, wła¶nie tego...
- A ty, Smoku nie rób więcej mi takich akcji jak dzi¶, następnym razem nie będę miły i nie pójdę grzecznie wykonać twojego polecenia, a tak cię kopne w tyłek, że księżyc odwiedzisz - Blaise mówił cichym i umiarkowanie spokojnym głosem, co oznaczało, że mówił poważnie i Draco zarzucił wszelkie opcje polemizowania ze zdaniem zielonookiego bruneta.
- Okey, w porz±dku - powiedział tylko Malfoy junior i więcej żaden z nich się nie odezwał. Myli i polerowali naczynia z tak± zacięto¶ci±, że wszystko l¶niło i błyszczało.
Po niespełna pół godzinie do kuchni weszły dziewczyny wraz z panem Malfoyem.
- Może wam w czym¶ pomóc? - zapytała Hermiona, a w tej samej chwili Draco soczy¶cie zakl±ł. Szklanka któr± wycierał pękła mu w ręce i odłamki szkła wbiły się w miękkie ciało na dłoni.
Dziewczyna zaraz się przy nim znalazła i podprowadziła go do stołka. W jej oczach widać było prawdziw± troskę, a ku zdziwieniu wszystkich również Lucjusz pobladł i zaraz znalazł się przy synu. Bardzo niewiele osób wiedziało, że mężczyĽni z rodu Malfoyów cierpi± na hemofilię. Poza rodzin± nie wiedział praktycznie nikt.
- Wszystko w porz±dku? - Lucjusz był niemal przerażony i Hermiona przez chwilę pomy¶lała, że jest niezłym histerykiem, ale kiedy zobaczyła jak obficie płynie krew z dosyć płytkiego dra¶nięcia na dłoni Dracona, zmarszczyła lekko brwi. Chłopak był blady i wyraĽnie przestraszony, ale także zirytowany trosk± ojca.
- Pijesz ten eliksir od wujka Severusa, prawda? - spytał z niepokojem Lucjusz i zatamował krwawienie odpowiednim zaklęciem.
- Tak, piję! Nie traktuj mnie jak jakiego¶ cholernego kaleki, ojcze! - odrzekł ze zło¶ci± Malfoy junior.
- Uspokój się, Draco...
Hermiona, łebska kobieta, od razu domy¶liła się o co chodzi i popatrzyła na Blaise'a. Była pewna, że jako przyjaciel Dracona powinien wiedzieć o jego chorobie, zwłaszcza, że Smoku mieszkał teraz pod jego dachem. Zabini miał jednak mocno zdziwion± i bardzo zakłopotan± minę. Zmarszczył brwi i wbił w obu blondynów pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Nie mów tylko, że jeste¶ chory na hemofilię i nic mi o tym nie powiedziała¶ - wysyczał ze zło¶ci±, a Granger wolała się nie odzywać, bo Blaise zaczynał być w¶ciekły. Ginny też wolała być cicho, chociaż nie do końca jej to wyszło i swym zwyczajem cichutko pisnęła.
Hermiona doskonale rozumiała Zabiniego. Gdyby co¶ złego stało się Draconowi, on nigdy by sobie tego nie wybaczył, tak samo jak ona nie wybaczyłaby sobie gdyby chodziło o Ginny.
- Przecież nic się nie stało! - warkn±ł Malfoy junior, podczas gdy jego ojciec polewał płytkie skaleczenie Wywarem Krzepliwo¶ci, który nosił zawsze przy sobie.
- Tak, cholera jasna, teraz się nie stało! Ale mogłoby się stać w każdej chwili. Jeste¶ ostatnim gł±bem, że mi nie powiedziałe¶! Też wiem, co to duma i honor, ale wy Malfoyowie, to chyba z tym przesadzacie - Blaise z w¶ciekło¶ci± rzucił ¶cierkę do zlewu i wyszedł z kuchni
- Cholera - warkn±ł Draco i wyrwawszy się ojcu ruszył za przyjacielem. Znalazł go w siłowni jak niszczył bezbronny worek treningowy.
- Wyładowałe¶ się już?
- Spaduwa, za tob± s± drzwi, b±dĽ uprzejmy zamkn±ć je z drugiej strony...
- Przestań się zachowywać jak dzieciak pozbawiony ulubionej zabawki.
- O teraz mnie jeszcze obrażasz. Jak miło.
- Dziki..
- Wiesz co? Nie mam ochoty z tob± rozmawiać, my¶lałem, że jeste¶my przyjaciółmi, że mówimy sobie o wielu...
- Wstydziłem się - mrukn±ł Draco tak cicho, że Blaise go nie usłyszał i dalej ci±gn±ł swój monolog skarg i zażaleń.
- ...sprawach, o wszystkim i...
- WSTYDZIŁEM SIĘ! - tym razem Draco krzykn±ł tak gło¶no, że chyba było go słychać w całym domu.
Blaise nie przestał walić bez opamiętania worek , który niczemu nie zawinił i popatrzył uważnie na swojego przyjaciela. Draco był zarumieniony, zawstydzony i wyraĽnie w¶ciekły. Zabiniemu zrobiło się dziwnie i poczuł niemiły skurcz w okolicy żoł±dka, ale nie zamierzał ułatwiać niczego Draconowi. Uważał, że jego zachowanie było dziecinne i nieodpowiedzialne, wręcz głupie.
- Czego się wstydziłe¶? - spytał urażony. - My¶lisz , że co bym powiedział albo zrobił. Jestem, do cholery jasnej, twoim przyjacielem. Dlaczego mi nie powiedziałe¶? A gdyby ci się co¶ stało? Wiesz jakbym się wtedy czuł? Już nigdy nic ci nie powiem, ani ci nie zaufam, bo jeste¶ nieuczciwy! - w głosie Blaise'a była gorycz i uraza. I wcale nie starał się zrozumieć motywów postępowania przyjaciela. Był obrażony.
- Chryste, Blaise - Draco popatrzył na bruneta ze zło¶ci± i niedowierzaniem. Czuł się tak, jakby dostał od niego w twarz. - Jak możesz tak mówić? Nie masz pojęcia jak jest być chorym na hemofilię. Wszyscy, którzy o tym wiedz±, traktuj± cię jak kalekę. Jestem czarodziejem, więc mam cholerne szczę¶cie, bo istnienie specjalny eliksir, który pity codziennie powoduje, że choroba jest mniej uci±żliwa i redukuje w dużym stopniu możliwo¶ć wyst±pienia ¶miertelnego w skutkach krwawienia. Prawie nic mi nie grozi, muszę się tylko pilnować i poza eliksirem nosić przy sobie zawsze Wywar Krzepliwo¶ci. Wstydziłem się i nadal się wstydzę, czy to takie dziwne.? Ale skoro uważasz, że przez to nie jestem wart twojej przyjaĽni, to trudno, przeboleję...
- Kretyn!
- Idiota!
- Tchórzofretka!
- A ty boisz się paj±ków!
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak!
- Jak dzieci, naprawdę zupełnie jak dzieci - powiedział Lucjusz, który już od kilku minut przygl±dał się niezauważony, kłótni Draco i Blaise’a. - A teraz cisza i mnie słuchać. Blaise, zrozum ja i Draco jeste¶my chorzy od urodzenia, choroba jest po prostu czę¶ci± nas i z czasem o niej zapominamy. Nie mówimy o niej nie dlatego, że jeste¶my na to za dumni czy zbyt honorowi, ale dlatego, że po prostu uważamy to za co¶ normalnego.
- Normalnego? Jak można...
- No wła¶nie, ty nie możesz tego zrozumieć, a dla nas to bardzo proste, po prostu w rodzinie Malfoyów każdy mężczyzna jest na to chory i dla nas to nic specjalnego, należy tylko pamiętać o eliksirze.
Blaise westchn±ł, zdj±ł rękawice do ćwiczeni i podrapał się po łepetynie.
- No dobrze wujku, a jak ty by¶ się czuł, gdyby ci kto¶ nie powiedział o tak ważnej rzeczy, co? Jak można się jednej strony wstydzić hemofilii, a z drugiej mówić, że tarkuje się j± normalnie. Chryste gdyby¶cie to traktowali normalnie, to nasza rodzina, która jest z wami zaprzyjaĽniona powinna o tym wiedzieć. To się, k...., zdecydujcie, czy uważacie to za normalne, czy wstydliwe!
- Uspokój się! – Lucjusz zaczynał być zły i Blaise trochę spokorniał, ale łypał z ukosa na przyszywanego wujka i swojego przyjaciela. – Normalnie – dodał już ciszej pan Malfoy. – To czę¶ć nas i się do tego przyzwyczaili¶my, ale ponieważ ludzie reaguj± różnie, raczej nie garniemy się do mówienia o naszej chorobie. Zadowolony?
Blaise już miał powiedzieć, że wcale nie jest zadowolony, ale nagle zrobił się na twarzy czerwony jak burak i zawstydzony spu¶cił wzrok.
- Przepraszam - szepn±ł cicho. - Jednak rozumiem was lepiej niż my¶licie.
Draco i Lucjusz spojrzeli na siebie zdziwieni. A temu o co teraz chodziło?
- Dopiero jak wujek zacz±ł mówić, że to czę¶ć waszego życia, o której nie pamiętacie, a której się pod¶wiadomie wstydzicie to mnie trzepło. Też mam co¶ takiego.... Jestem alergikiem, ja... jestem uczulony na ugryzienia owadów.
- Ty glonojadzie głupi, skl±tko skretyniała!! - zacz±ł wydzierać się Draco, przecież u nas s± pszczoły, a co by było jakby jaka¶ ciebie ugryzła?!
- To widzisz jak ja się poczułem? Co by było gdyby ci się co¶ stało? Sam jeste¶ skl±tka, Malfoy. A zreszt± , co miałem mówić.... Mam bardzo dobry eliksir i ma¶ć na uk±szenia, mugolsk±, a poza tym, wybrechałby¶ mnie, że się małej pszczółki boję. My¶lisz, że to przyjemne... - Zabini był czerwony jak dojrzałe wi¶nie i wbił wzrok w podłogę.
- A ja miałem narażać się na drwiny typu boi się małego skaleczenia, lalu¶, maminsynek.... To jest twoim zdaniem przyjemne, tak? - zaperzył się Draco i zarumienił nawet mocniej od Blaise'a. Był w stanie furii. Jak Zabini nie mógł mu powiedzieć o uczuleniu na jad owadów?! Nie mie¶ciło się to w jego poro¶niętej białym włosem łepetynie.
Chłopcy znowu mieli zacz±ć się kłócić, gdy zza drzwi dobiegł do nich zduszony ¶miech. Wszyscy trzej porozumieli się spojrzeniami i na znak dany przez Blaise’a Lucjusz otworzył drzwi. Do ¶rodka wpadły Ginny i Hermiona, które na widok trzech kpi±cy u¶miechów zarumieniły się natychmiast.
- Kurze ¶cierały¶my! - wykrzyknęła Ginny a Hermiona jęknęła, nie wiadomo czy ze strachu czy nad głupota koleżanki
- Kurze... cholera. Chyba uszami z drzwi! - oznajmił wszem i wobec Draco.
- I co ryży pomiocie szatana? - sykn±ł Blaise. - Bawi cię, że mam alergię? - zarumienił się przy tym jeszcze mocniej.
- Nie! - warkn±ł "ryży pomiot szatana". - Bawi mnie za to twoja głupota i te durne teksty, które sobie rzucacie.
- Powinni¶cie się wstydzić - powiedziała cicho Hermiona. - Przyjaciele s± od tego, żeby sobie ufać. Obydwaj zachowali¶cie się nieodpowiedzialnie i po prostu głupio.
- Wy tego nie rozumiecie - krzyknęli obaj - to s± męskie sprawy i tylko my, mężczyĽni możemy to załatwić!
- Jaaasne, - powiedział Hermiona przeci±gaj±c litery - to my, głupie kobitki was zostawimy i pójdziemy...
- Sprz±tać - powiedział Blaise u¶miechaj±c się niewinnie.
- A swoj± droga to ja bym cię chętnie zobaczył w stroju francuskiej pokojówki z miotełk± do kurzu - dodał Draco i u¶miechn±ł się znacz±co.
- Och ty... - Hermiona spiorunowała go wzrokiem i wyszła z sali trzaskaj±c drzwiami. Tuz za ni± biegła Giny.
- Miotełka do kurzu i francuska pokojówka w fartuszku. Zboczeniec - oznajmiła w¶ciekle czerwona panna Granger, gdy już doszły z Ginny do kuchni.
Virginia wlepiła w ni± czekoladowe oczy.
- Aha, słodkie! - powiedziała, a gdy Hermiona uniosła brwi i zrobiła raczej niezadowolon± minę, wzruszyła ramionami i swoim zwyczajem pisnęła, tym razem entuzjastycznie:
- Pieczemy ciasto! - po tych słowach starsza Gryfonka otrz±snęła się z własnych "zboczonych” my¶li, bo wła¶nie przyszło jej do głowy, że chodzi w rzeczonym fartuszku (pod którym nic nie ma) po domu, ¶ciera kurze, aż tu nagle Draco Malfoy zaczyna wsuwać dłoń pod tenże fartuszek....
- Co? - spytała zaskoczona Hermiona. - Nie pieczemy, ja piekę, a ty mi pomagasz, inaczej wyjdzie piękne ciasto - odwróciła się szybko przodem do piecyka i tyłem do Gin, żeby ta przypadkiem nie zauważyła jej wypieków. Granger bała się, że ma swoje kosmate my¶li wypisane na czole.
Ale panna Weasley bardziej była zainteresowana własnymi fantazjami niż tym co robi jej przyjaciółka. Zastanawiała się co by było, gdyby zaczęła tak± miotełka pie¶cić Blaise’a.
W tym samym czasie dwa młode, nabuzowane hormonami męskie ciała również zastanawiały się, za pomoc± własnych mózgów, nad użyciem miotełek. Zastanawiały się tak mocno, że dopiero które¶ z rzędu gło¶niejsze chrz±knięcie Lucjusza przywołało je do porz±dku.
- Nie wiem o czym my¶leli¶cie i nie chcę wiedzieć, chociaż wasze ma¶lane ¶lepia mówi± same za siebie - powiedział spokojnie Lucjusz.
- Samce - dodał zgodno¶ci±, po krótkiej chwili, gdy obaj młodzieńcy zd±żyli zamrugać i popatrzeć na niego przytomniej.
- Samce - powtórzył i potrz±sn±ł głow± w ge¶cie dezaprobaty, chociaż sam sobie zacz±ł wyobrażać prawie nag± Narcyzę w sk±pym fartuszku i siebie dzierż±cego miotełkę w dłoni. - Miotełki i francuskie pokojówki. Też co¶ - Lucjusz prychn±ł dla dodania powagi własnej wypowiedzi.
****
Kiedy po godzinie Hermiona kroiła dzieło sztuki kulinarnej, Lucjusz, Draco i Giny już się ¶linili. Tylko Blaise jeszcze nie zszedł do kuchni. Przezorna dziewczyna, która domy¶liła się, że jeżeli ten zaraz się nie zjawi nie dostanie nawet okruszyny posłała Ginny po niego. I tak Panna Weasley z niechęci± skierowała się do sali treningowej. Dzieliło j± od niej jakie¶ sze¶ć, siedem kroków gdy nagle co¶ wielkiego, czarnego i kudłatego skoczyła na ni±, i powaliło na ziemię. Dziewczyna zdołała tylko pisn±ć, na nic więcej się nie odważyła. Była sparaliżowana ze strachu. Po chwili tuż nad sob± usłyszała zdecydowanie męski głos.
- Weasley, co jeste¶ w stanie zrobić żebym ¶ci±gn±ł z ciebie tego dużego dobermana?
- To nie jest ¶mieszne - wargi Ginny zaczęły drżeć. - On mnie może pogryĽć.
- On jest łagodny - powiedział spokojnie Blaise i złożył ramiona na piersi. Obserwował, jak Przecinek namiętnie próbuje wylizać twarz Virginii, która mu to uniemożliwia zasłaniaj±c się rękami. - Ale mogę go zabrać, jeżeli powiesz, co jeste¶ w stanie zrobić w zamian.
Irracjonalny lęk dziewczyny był silniejszy od niej, i chociaż wewnętrznie czuła, że pies jej krzywdy nie zrobi, powiedziała szybciutko.
- Wszystko Zabini, tylko zabierz to czarne bydlę!
- Przysięgasz na honor Gryfona?
- Tak! Tylko weĽ go ze mnie
- Przecinek, zjeżdżaj - powiedział Blaise i pomógł ponie¶ć się dziewczynie z podłogi.
- Więc mówisz, że zrobisz wszystko... przekonamy się w nocy....
Virginia posłała mu przeci±głe i wymowne spojrzenie.
- Wiedziałam, że to wykorzystasz. Cały ¦lizgon - oznajmiła z jadowitym u¶miechem, a Blaise wzruszył ramionami i zrobił niewinn± minkę.
- Skoro chcesz żebym był wredny i wykorzystał sytuację....
- No wła¶nie to zrobiłe¶, do cholery jasnej! A teraz idĽ żreć ¶wieże ciasto i aby cię brzuch rozbolał!- Ginny zaperzyła się i mocarnie się nadęła ze ¶więtego oburzenia.
- Ależ rudeńko moja, nie masz pojęcia czego zapragnę.... Nie chcę wygrać tego zakładu nieuczciwie.... A od ¶wieżego ciasta zawsze boli mnie brzuch, ale ma to w nosie - powiedział bardzo spokojnie i udał się do kuchni.
***
Lucjusz Malfoy zabawił jeszcze dwie godziny w dworze Zabinich i teleportował się do własnej rezydencji. Ku niezadowoleniu słodkiej, rudowłosej osóbki, nie wzi±ł ze sob± pewnego czworonoga, który chyba za specjaln± namow± Blaise’a, najbardziej garn±ł się do Ginny.
- Kota nie ma, myszy harcuj± - powiedział nagle Draco i zmysłowo u¶miechn±ł się do zdziwionej Hermiony. - Szszszczoteczko, a masz ochotę może na małe sprz±tanie?
- Pocałuj mnie w tyłek - odrzekła kurtuazyjnie Hermiona - i sam sobie sprz±taj.
- Jemu chodziło chyba o co¶ innego... O zabawę z miotełk±, szczota - u¶wiadomił j± z uroczym u¶miechem Blaise.
- Nie mamy co robić, tylko zamiast obchodzić Sylwestra ,uprawiać jakiej¶ perwersje z miotełkami - oznajmiła ze zło¶ci± Ginny, która nadal była obrażona.
- Ty lepiej uczesz t± miotłę, co j± masz na głowie - skomentował tekst rudej, Zabini i Ginny zapłonęła rumieńcem i oburzeniem. Umyła niedawno włosy i jeszcze były spl±tane i nie rozczesane.
Odczep się od mojej fryzury patafianie - warknęła Ginny i pobiegła do sypialni.
- No, co ja takiego powiedziałam ?- mrukn±ł Blaise i razem z Draconem wzięli się za rozstawianie alkoholi. Ten wieczór zapowiadał się baaaardzo dobrze, a oni planowali wiele atrakcji na noc. I to nie koniecznie wspólnych atrakcji. I niekoniecznie takich, które miały wypalić. W końcu napojów alkoholowych było w brud, a oni nie byli abstynentami...
Trudno mi powstrzymać się od rzucenia niezbyt inteligentnego tekstu w stylu "Łee, gdzie następny part?"
Dziewczyny, szczerze umieram z ciekawo¶ci.
Ja również
Moja drukarka zatrzymała sie z braku tuszu, no a teraz czeka juz na kolejne czę¶ci ^^
To jest ¶wietne
to nijest ¶wietne tylko boskie. dawaj next parta
Bardzo wci±gaj±ce opowiadanie. Jedno z waszych najlepszych ;]
Gasz... Ten fik jest prze¶mieszny. Bardzo lubię czytać perypetie DM i HG. Ty pprzepięknie ujeła¶ też charakter H i Z. Uwielbiam czytać to co piszesz ( zwłaszcza IBIATCL). Czekam na next part!!!
kur.wa czy może być wreszcie spokój? załóżcie sobie topik na bziumie jak bardzo denerwuj±ca potrafi być Dorka Potterówna.
to prosze do Wielkiego Dementorka i unicestwić.
Korekta: Sonka & Semele za co obydwie autorki bardzo sa wdzięczne : )
Nowy rok, nowe życie
Kiedy młody mężczyzna czuje na swych wargach czyj¶ język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie. Nawet je¶li wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pomin±wszy to wszystko, ¶wiadomo¶ć, że jest się budzonym przez gor±cy pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody przedstawiciel ¶wiata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który pierwszego stycznia roku pańskiego tysi±c dziewięćset dziewięćdziesi±tego ósmego czuł, że kto¶ namiętnie liże jego usta. Z rado¶ci± otworzył przekrwione oczęta i wrzasn±ł ze strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sier¶ciasty, czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój ¶liski jęzor między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszk±. Draco jękn±ł i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usn±ć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod sam± brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne u¶miechn±łby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotkn±ć jakiejkolwiek czę¶ci ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoj± drog± ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nieĽle wywijały tymi nogami. Draco odst±pił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma co¶ na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leż±cego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, któr± założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazało¶ci, a także jej smukłe biodra i sk±pe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męk± - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgroz±, jak Blaise, mrucz±c, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginaj±c się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapn±ł Zabini, wsuwaj±c dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namy¶laj±c się długo, kopn±ł swego najlepszego przyjaciela w doln± cze¶ć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, gł±bie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warkn±ł Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czego¶ na kaca – wyja¶nił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na ni±! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żeby¶ znalazł co¶ na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiór±, bo się obnażyła.
- Co¶ ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrz±c na niemal nagie ciało Virginii. - Jak że¶ j± tkn±ł...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczaj±c delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał j± czule po głowie i, mimo że wi±zało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował j± w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepn±ł ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wzi±ł cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swoj± Kochan± Szczoteczkę."
Blaise z czuło¶ci± nakrył nagie ciało Virginii kap± zdobi±c± dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwaj±c się pod ciepły materiał.
- Jak jeste¶ już na nogach, Smoku, to weĽ idĽ po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszcz±c jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mrukn±ł Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. IdĽ, zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- ¦winia - mrukn±ł Draco, ale postanowił się po¶więcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierz±t... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir ¶wiata i od razu zaaplikował sobie podwójn± dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i w¶lizgn±ł się pod koc Hermiony. Rozkoszuj±c się ciepłem bij±cym od jej ciała, zacz±ł wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinn± mink± spytał:
- Co jeste¶ w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Cał± buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czuj±c się jak młody bóg, u¶miechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jeste¶ w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolk±, a Hermiona jęknęła bole¶nie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacj±, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wyci±gnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jeste¶ gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermion±. Takie małe słówko niosło tyle możliwo¶ci.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzie¶ ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tob± i mam gdzie¶ ten cały zakład – wyja¶niła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na ni± zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował j± delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięczno¶ci± w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jeste¶ kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczę¶liwy. Przytulił j± do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci ¶niadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę je¶ć twoje potrawy... Może jednak ja co¶ zrobię?
- Taka pora to akurat na ¶niadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, ¦zczotu¶? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mrukn±ł Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mn± na mój własny sposób, to deprymuj±ce! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roze¶miała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jeste¶ tak dobry, to rzeczywi¶cie poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym u¶miechem, wiedz±c, że sprawi mu tym przyjemno¶ć. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - rado¶nie oznajmił ¶wiatu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrun±ł spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.
*
Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego s± bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodz±c± z pokoju Hermionę, i u¶miechnęła się.
- Szczę¶liwego Nowego Roku – wyszeptała, zdaj±c sobie sprawę, że zbyt gło¶ne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczę¶liwego. Nie, żebym był jaki¶ natrętny, ale co by¶ dała za eliksir na kaca? – spytał z udawan± obojętno¶ci± chłopak.
- A co by¶ chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył j± kolejnym gor±cym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddaj±c słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żeby¶ poszła ze mn± pod prysznic po ¶niadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to pocz±tek, ale dalszej czę¶ci nie wymy¶liłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe ¶lepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczero¶ci.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował j± w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise u¶miechaj±c się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc je¶li ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jękn±ł cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładz±c coraz bardziej twardniej±c± wypukło¶ć czarnych, markowych dżinsów, opinaj±cych arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - u¶miech Virginii przywodził na my¶l wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie ¶ci±gnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie bł±dzić po obnażonej, gor±cej męsko¶ci Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozs±dek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksown± chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny u¶miechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecuj±c sobie, że jak tylko dorwie t± mała zło¶nicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Kln±c pod nosem, ¶ci±gn±ł z siebie do końca spodnie, wsun±ł bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, t± niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech j± ręka boska broni wybrać jak±¶ na górze – przyszło Zabiniemu na my¶l. Nie u¶miechało mu się wchodzić po schodach z monstrualn± erekcj± i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini my¶lał, że zacznie wyć. Miał ochotę wzi±ć j± tu i teraz, ale zaczynał co¶ czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinno¶ci, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchn±ł j± pod ¶cianę przyciskaj±c jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gor±co j± pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiaj±c, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły bł±dzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsun±ć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jeste¶ okrutna - jękn±ł chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzykn±ł Blaise.
- Przecież jestem czarownic±! - rado¶nie odkrzyknęła Ginny, obejmuj±c go mocno i tul±c się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł j± zamkn±ć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo poż±dania, poczuł ogarniaj±c± go falę czuło¶ci.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wiedĽma - oznajmił cicho. - Je¶li chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - u¶miechn±ł się zło¶liwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, zło¶liwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałby¶ się ze mn± po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozja¶niło się nadziej±.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił okre¶lić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymy¶lał najróżniejsze sposoby, by tylko j± dotkn±ć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragn±ł tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyj±tkowa atmosferę, bo Ginny była kim¶ wyj±tkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że Ľle się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żeby¶ była pewna, że tego pragniesz. By¶ naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiaj±c się nad tym, co usłyszała. Chciała mu co¶ odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyj¶ć na głupiutk± trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak m±dra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci co¶ ofiarować... i my¶lę, że czym¶ takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi co¶ ofiarować i że ja będę cię do kogo¶ porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jeste¶ sob± i jeste¶ dla mnie wyj±tkowa. Jeste¶ dla mnie ważna. Kim¶ innym bym się zanudził, a ty... wła¶nie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywi¶cie, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcze¶nie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tob±... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował j± delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała j± do szaleństwa ¶wiadomo¶ć, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwo¶ci. Poczuła nawet wdzięczno¶ć za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pie¶cić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałaby¶ nie - odpowiedział Blaise, uj±ł jej pełn± pier¶ w dłoń i zacz±ł całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłoni± sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jękn±ł gło¶no i odsun±ł delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepn±ł jej do ucha. Ukl±kł przed ni±, całował jej brzuch i delikatnie gładził po¶ladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła pi±stki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie w¶lizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zacz±ł drażnić nabrzmiał± łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, je¶li my¶lisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jeste¶ moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie my¶leć o jakimkolwiek droczeniu się b±dĽ kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że ¦lizgoni ż±dz±, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mrukn±ł Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmuj±cej i miłej czynno¶ci.
Ginny krzyknęła bardzo gło¶no, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przyci±gn±ł j± do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pie¶ciły jego umię¶nion± klatkę piersiow± i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sob± wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać tward± główkę męsko¶ci, doprowadzaj±c swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmy¶lała o tym, jak poważnie brzmi± deklaracje: „jeste¶ moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będ± ze sob± na długo, czy kiedy¶ będ± z kim¶ innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.
***
Hermiona przygl±dała się, jak Draco przyrz±dza ¶niadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będ± mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podje¶ć do młodego mężczyzny skupiaj±cego cał± sw± uwagę na zawarto¶ci lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tob± jakiekolwiek ¶więta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywi¶cie, to ty by¶ mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywi¶cie... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być gór±. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – u¶miechn±ł się rado¶nie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jeste¶ uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No wła¶nie - jego u¶miech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemno¶ć - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomy¶lałe¶ matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia rado¶ć dawanie przyjemno¶ci tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w ni± uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywno¶ciowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał j± po policzku i czule pocałował.
- Dzi¶ pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcze¶niej się otruję t± jajecznic±... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił j± Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjn± jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętno¶ci Draco Malfoya... – wykrzykn±ł arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na ¶niadanie.... Ja wolę nie ryzykować – o¶wiadczył Smok.
- Boisz się! – za¶miała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić tak± jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - u¶miechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjn±, on może wykitować, jak zobaczy co¶ dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczn± misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roze¶miała się i wybiegła z kuchni.
*
Pół godziny póĽniej wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym ¶niadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywi¶cie, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miaucz±ce potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy k±sek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracu¶ robił ¶niadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracu¶! - żachn±ł się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise zło¶liwie się u¶miechn±ł, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił ¶niadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie u¶miechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz i¶ć ze mn±? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawo¶ć zwyciężyła. Zawsze korciło j±, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcz±c nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na co¶ - oznajmił z nadziej± Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Co¶ wymy¶lę - oznajmił u¶miechaj±c się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głow± na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym u¶miechem pod słońcem. Nie¶wiadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.
***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadło¶ci Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył rado¶nie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozgl±dała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo sk±d, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez ¶cianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, maj±c na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wróc± dzi¶ wieczorem. A ty, jak każdy porz±dny młody człowiek, nie powiniene¶ tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakby¶ nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powag± Draco rzucaj±c rozeĽlone spojrzenie duchowi, który „odpłyn±ł” w kierunku przeciwległej ¶ciany.
- Jestem istot±, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jeste¶ upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza ¶ciany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roze¶miała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się u¶miechn±ł.
- Słabowite zdrowie, też mi co¶ – pokręcił głow± z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotu¶, co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. B±dĽ co b±dĽ, była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wygl±dała na mocno zaskoczon±.
- Mam na my¶li basen, a twoje my¶li s± kosmate – wyja¶nił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco u¶miechaj±c się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jeste¶ słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykro¶ć. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego u¶miech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – u¶miechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważn± minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znaleĽli się na basenie. Draco, nie czekaj±c na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromno¶ć i pow¶ci±gliwo¶ć - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieliĽnie.
- No co? Nie jestem pow¶ci±gliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromno¶ci.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty ¶miech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przygl±dał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna ¶ci±ga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było ¶miechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisn±ł j± do ¶cianki.
- No i co teraz, Granger? Jeste¶ w mojej mocy... i jeszcze jeste¶ mi co¶ winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udaj±c, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiła¶ rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pie¶ci pod wod± jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z t± obietnic±? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nie¶miało głow±. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób co¶ dla mnie, kochanie, i usi±dĽ na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zacz±ł j± całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zacz±ł od kostek, a póĽniej wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemno¶ć. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napięt± skórę, wywołuj±c w jej ciele nowe fale przyjemno¶ci. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosz±c głowę i zagl±daj±c w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, któr± jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotkn±ł jej wilgotnej kobieco¶ci. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały j± hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne pro¶by czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła gło¶no i całkowicie dała się unie¶ć fali przyjemno¶ci, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalaj±c jej na żaden ruch i z rozkosz± smakował jej wnętrze, upajaj±c się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.
*
Piętna¶cie minut póĽniej Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniaj±c± ciemno¶ć, a kiedy póĽniej otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i u¶miechn±ł się, widz±c, że odzyskała przytomno¶ć. Na stoliku obok stała szklanka wody, któr± obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżaj±c szklankę z reszt± płynu do jej warg. - Zemdlała¶ - szepn±ł jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco co¶ ty mi zrobił? – spytała spogl±daj±c na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitaj± jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyja¶nił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinni¶my... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a maj± największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zaż±dała dziewczyna.
Draco jękn±ł zrozpaczony.
- Jeste¶ pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponuj±ce, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę ogl±dać twojego łóżka ani się w nim kła¶ć. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chodĽ... Tylko poczekaj, musisz w co¶ się ubrać – Draco dał za wygran±. Następnie podszedł do dużej szafy stoj±cej w rogu sypialni.
- To nie wzi±łe¶ moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwuj±c, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocn± mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak co¶ zniszczę? One s± na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obaw±. Wygl±dały na drogie.
- To chodĽ nago - warkn±ł Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wyci±gnięt± dłoń, by w końcu wzi±ć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nie¶miało, zakładaj±c koszulę nocn±.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie poogl±dać mój pokój... Przepraszam - dodał widz±c smutn± minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, byleby¶my byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotkn±ł policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowała¶ i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spogl±daj±c na ni± spod grzywki.
- A co je¶li ja chcę się z tob± kochać? – spytała ¶miało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzykn±ł zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyja¶niła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i j± przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i u¶miechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi gor±co go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.
*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykł±, mugolsk± tarcz±. Zastanowiło j±, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spu¶cił wzrok.
- Aha, zaczarowałe¶... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet lataj±cy samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przygl±daj±c się przedmiotowi wisz±cemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesi±c wcze¶niej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Lataj±cy wóz?! - krzykn±ł entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomy¶lał chłopak i żoł±dek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zacz±ł.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszli¶my tu żeby... – zacz±ł raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leż±ce na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jedn±. Co prawda nie trafiła w ¶rodek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówi±cy: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tek¶cie z moich ust. No, no... - obrzuciła go znacz±cym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w ¶rodek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wygl±dał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - p±s na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłe¶, ale chciałe¶ usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w ¶rodek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jeste¶ moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udaj±c zaskoczenie - Widzę, że jeste¶ też ambitny! Chciałby¶, żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprz±tn±ł od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystaj±cy spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomy¶lał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła t± szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wygl±daj± takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zreszt± to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała ¶miechem - mężczyĽni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się ¶miejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wzi±łem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłe¶, że się przyjaĽnię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sze¶ciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porz±dku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawo¶ć. Wierzę, że ty to tylko czytałe¶ – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – u¶miechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może co¶ więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unosz±c brew do góry.
- Jeste¶ pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - obj±ł j± i gwałtownie pocałował. Gor±cy pocałunek powoli zamienił się w delikatn±, zmysłow± pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywaj±c usta od jego warg i podchodz±c do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła cał± garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiaj±c wolne posłanie.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wyl±dował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kład±c się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jeste¶ silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco za¶miał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym u¶miechem i delikatnie zsun±ł z jej ramion, odpięt± pod szyj±, jedwabn± koszulę swojego ojca, któr± na ni± wcze¶niej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na ni± zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz ¶ci±gasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wróc± do domu? – wyja¶niła, spogl±daj±c na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zacz±ł
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwi±zała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiow±, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła ciepł± skórę, doprowadzaj±c chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut póĽniej, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czuło¶ci±.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jękn±ł Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyzn±, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jękn±ł z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rz±dziła, to ona dawała mu przyjemno¶ć i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czuło¶ci± obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męsko¶ć, by za chwilę znowu ssać delikatnie tward± główkę. Draco jęczał coraz gło¶niej, a dłonie z całej siły zacisn±ł na kapie przykrywaj±cej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcze¶niej nie pie¶ciła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każd±, z któr± się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebuj±. Nie miał pojęcia, że można czuć co¶ tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie s±dził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jaka¶ tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezm± w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiaj±c Hermionie jeszcze większ± rado¶ć z dawania mu przyjemno¶ci. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna połknęła spermę, krzywi±c się lekko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejsze, że dała mu tak wspaniał± rozkosz. Hermiona podci±gnęła się do góry i położyła przy Draconie całuj±c go delikatnie w policzek. Chłopak przyci±gn±ł j± do siebie i mocno obj±ł. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował j± w czubek głowy.
Hermiona u¶miechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jeste¶ kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas gdy Draco pie¶cił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego blisko¶ci i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało j± jeszcze bardziej, ale jednocze¶nie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jeste¶ najsłodsz± istot± jak± znam.
Hermiona za¶miała się gło¶no i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nog± i u¶miechnęła się bardzo kobieco.
- Czyżby¶ powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tob±? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nie¶miały i jeszcze się przestraszy – uciszył j± Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie bluĽnij. On jest naprawdę nie¶miały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzie¶ schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, ¶miesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nie¶miałego i wstydliwego? - Hermiona roze¶miała się rado¶nie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warkn±ł zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę pani± za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wygl±dała ani na skonsternowan±, ani na przestraszon±.
- Tak - szepn±ł jej do ucha chłopak i przeturlał się na ni±. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, gor±cym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w k±t. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zacz±ł całować jej twarz, a jego dłoń w¶lizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał j± przygotować do tego, co miało nast±pić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego wła¶nie pragn±ł. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń bł±dziła po udach i biodrach Hermiony, co jaki¶ czas delikatnie muskaj±c gor±c± i wilgotn± kobieco¶ć. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepn±ł nagle cichutko, podnosz±c głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie... bolało - popatrzył na ni± z trosk±.
- To nic - u¶miechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osi±gnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podci±gn±ł się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwsz± dziewic±, ale o to, że to była sob±. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszaj±c się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi u¶miechnęła się do niego blado. - Nie chcę, żeby¶ się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywi¶cie miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pie¶cił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemno¶ć, a ból powoli zacz±ł mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuchuj±c się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepn±ł.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił j± raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałe¶ i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco u¶miechn±ł się do niej czule i delikatnie cmokn±ł j± w nos.
- Masz ¶liczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one s± cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodaj± ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyje¶ znacz±ce chrz±kniecie.
*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wzi±ł z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocze¶nie podci±gn±ł kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warkn±ł jego syn.
- Jest osiemnasta...Wła¶nie wrócili¶my z twoj± matk± z urlopu – wyja¶nił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywaj±c swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z trosk± obj±ł dziewczynę i ponownie przykrył kołdr±, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - o¶wiadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No co¶ ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka ¶pi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarn±ł bezbronn± i pogr±żon± we ¶nie kochankę.
- Oczywi¶cie, jakżebym ¶miał j± budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały zło¶liwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam s± wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywi¶cie... a wła¶nie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo wła¶nie to się tak niechc±cy stało i... - Biedak szukał gor±czkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widz±c, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiaj±ce.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z rado¶ci± obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latoro¶l zaczęła delikatnie wybudzać sw± towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obudĽ się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekuj± nas za piętna¶cie minut... – Draco nie dał za wygran±.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMY¦Lˇ!!! – wykrzyknęła siadaj±c gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłysz± mimo zaklęć wyciszaj±cych do mojego pokoju. Drzwi s± uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył j±, a Przecinek, jak na komendę wsun±ł łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcze¶niejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będ± bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstaj±c z łóżka.
- Jeste¶ pierwsz± dziewczyn±, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypu¶cić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wygl±dała na rozradowan±.
- Naprawdę? – spytała, patrz±c w szare, teraz pełne przekory i zarazem czuło¶ci oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłe¶ z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoj± bieliznę i zaczęła naci±gać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził j± z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jaki¶ koszmar!
- Tunia, nie będzie tak Ľle, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wci±gn±ł bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno j± przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chc± z tob± i ze mn± zje¶ć kolację, to raczej nie maj± nic przeciwko tobie - dodał i mocno j± pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widz±c, że Draco mówi to wszystko poważnie, u¶miechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o do¶ć konserwatywnych pogl±dach.
- Dobry wieczór - b±knęła niepewnie i u¶miechnęła się, maj±c nadzieję, że u¶miech był promienny.
- Cze¶ć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniej±cego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w któr± przebrała się do kolacji.
- Witajcie - o¶wiadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrz±c na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, maj±c nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zd±żył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stan±ł jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To co¶ zniszczyło moj± suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyj± ci now± – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażaln± ignorancj± blondyna - Armani nie jest jakim¶ tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w ¶wiecie zabawił - chłopak nie mógł znie¶ć krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołaj±cej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygl±da tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewini±tka.
- Lu, mógłby¶ nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na tak± nie wygl±dasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiedni± na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesi±c w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadaj±c przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sob± parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak je¶ć te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczno¶ć wymaga, żeby¶ skosztowała chociaż trzech potraw, w tym co¶ słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz je¶ć, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz tak± edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmokn±ł j± delikatnie, ¶ciskaj±c pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.
- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedz± tak, jak my... – Lucjusz szepn±ł, ze zło¶liwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal my¶lała o zniszczonej sukni.
- Wła¶ciwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żeby¶my nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepn±ł - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam t± suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatu¶ go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugn±ć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypi±ł dumnie pier¶ i Narcyza lekko się u¶miechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudno¶ci podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w do¶ć miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły sw± znajomo¶ć. Kiedy przegl±dały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cicho¶ci ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał j±, a to musiało o czym¶ ¶wiadczyć.
*
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłysz±.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i b±kn±ł:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się u¶miechn±ł i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty by¶ się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy wła¶nie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedy¶ pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał tak± odpowiedĽ, jak± przed chwil± otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No wła¶nie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to okre¶lił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemno¶ć robienie mi przykro¶ci, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł jak zrażony piorunem. On tylko niewinnie żartował.
- To, co przeżyli¶my było piękne, a ty to sprowadzasz do jakich¶ umiejętno¶ci sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejdĽ z Hermiony, bo jest najwspanialsz± dziewczyn±, jak± znam i mogę ci za ni± przyłożyć! - chłopak był po prostu w¶ciekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochaj±cy ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spu¶cił wzrok i wbił spojrzenie w dębow± podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jaki¶ niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jeste¶ do mnie podobny – wyszeptał podnosz±c wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby kto¶ próbował urazić twoj± matkę. Zreszt± dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet s± potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwi±zywać problemy wspólnie, ale mieszkaj±c razem nie da się unikn±ć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyja¶nił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jeste¶cie wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zacz±ł młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jeste¶my ludĽmi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jeste¶my wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czuło¶ć jak najczę¶ciej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz u¶miechn±ł się szeroko. - Mój syn mówi o czuło¶ci. Matko, Draco ale wpadłe¶. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie co¶ ubzdurał, ale zamiast tego u¶miechn±ł się rado¶nie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyj¶cia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wróc± do rezydencji Zabinich, zastan± tam nie tylko Blaise’a i Gin.
***
***
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyci±gać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamkn±ł drzwi.
- Draco i Hermi wróc± pewnie póĽnym wieczorem, a ty jeste¶ mi co¶ winna za eliksir. Pamiętasz? – zacz±ł.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie s±dzisz? PóĽniej nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękaj±c za ni± i obejmuj±c jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na co¶ zupełnie innego.
Virginia poczuła gor±cy oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozs±dek.
- WeĽ, Dziki, b±dĽ raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładaj±c do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - obj±ł dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucaj±c zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty my¶lisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykaj±c z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tob± szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na blisko¶ć fizyczn±, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsun±ł się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jeste¶ podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z u¶miechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli co¶ z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jak± usłyszy odpowiedĽ.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił rado¶nie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roze¶miała, a Blaise warkn±ł - w jego przekonaniu groĽnie, i ugryzł j± w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótk±, czarn± spódniczkę i chłopak wsun±ł pod ni± dłoń, by pie¶cić po¶ladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniaj±cego ich ciała poż±dania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocieraj±c się o tward± męsko¶ć Blaise'a. - Mogłabym go gdzie¶ przechować i dać mu troszeczkę przyjemno¶ci - kusiła zmysłow± chrypk±.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastaj±cego podniecenia, nie mógł się nie za¶miać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinno¶ci, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił j± mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żało¶nie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jeste¶ dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób my¶leć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższ± chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętno¶ci, ale także ciepła, czuło¶ci i powagi. W końcu skinęła głow±. Zrozumiała, że jej pro¶by na nic się zdadz±, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – o¶wiadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocze¶nie rozpinaj±c mu koszulę.
- Oczywi¶cie, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się za¶miał, widz±c w oczach Virginii co¶ całkowicie sprzecznego z lękiem i chęci± ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wrócili¶my! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żało¶nie pisn±ł dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zd±żyła się odsun±ć, a Blaise nie zd±żył zapi±ć koszuli, zastał j± ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubi± - po czym wyszła zamykaj±c drzwi i kryj±c u¶miech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmi±cy głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawi¶ci±. - Lepiej zejdĽmy, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jako¶ nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenie¶ć moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uci±ł Blaise, my¶l±c ze zło¶ci± o swoim cholernie przystojnym, starszym sze¶ć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie b±dĽ taki, powiedz.... - przymilała się, próbuj±c zamkn±ć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakuj±cym.
- Nie! - warkn±ł Blaise i pomógł Ginny zamkn±ć kufer, a następnie zaprowadził j± na dół.
Przy schodach, jak na zło¶ć, stała starsza latoro¶l państwa Zabinich i ze zło¶liwym u¶miechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, kto¶ tak piękny się tob± zainteresował. Przyznaj się, co na ni± rzuciłe¶? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowsk± kultur± i próbował wymin±ć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewno¶ci, dumnie się prostuj±c. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte luĽno na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszcz±ce i kpi±ce oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług ja¶nie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonno¶ci± do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętno¶ć dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- ChodĽ Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latoro¶l państwa Zabinich złapała j± za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roze¶miał, widz±c, jak braciszek zazdro¶nie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucaj±c zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak sko¶ne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i u¶miechn±ł się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywi¶cie nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcze¶niej przyrz±dził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żeby¶cie poznali moj± dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoj± towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i u¶miechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni s± naprawdę zdolni, je¶li chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywi¶cie rodzice wiedz±, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Je¶li powie, że wiedz±, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem s± na ¦więta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi cał± dusz±? - Steel uniósł po ¶lizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Co¶ bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni s± teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomo¶ci, kruczku, Draco i Hermi s± teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarkn±ł Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gor±cy już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłon±ł litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyja¶niła z dum± Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nieĽle! - Steel podleciał do lodówki i wyci±gn±ł sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyci±gnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrz±c na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczno¶ci spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczer± pro¶b± w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomy¶lał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, weĽ przestań, przecież wła¶ciwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parskn±ł ¶miechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamu¶, ty na pewno jeste¶ zmęczona. IdĽ z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymkn±ć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucaj±c cał± trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opu¶ciła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywi¶cie, że nie. Co ja, gryfek jaki¶ jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latoro¶l Zabinich także znała się nieĽle na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali ¶wieże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodaj±c pomidory i dwie łyżki ¶mietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żr±cy.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego w±tku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podaj±c jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny w±tek smakowy, w tym czym¶, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, tr±c żółty ser. - Takiego czego¶ rzeczywi¶cie nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwuj±c swojego brata, który z czuło¶ci± karmił rudowłos± Weasleyównę.
Ale się bujn±ł, nie ma co - pomy¶lał, znaj±c Blaise'a, jak przysłowiowy zły szel±g.
- Nie znasz się - warkn±ł młodszy z Zabinich i u¶miechn±ł się pocieszaj±co do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans póĽniej wszyscy znaleĽli się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czego¶ takiego, ale to pewnie za spraw± twej przyjaciółki. Nie pozwalałe¶ mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podej¶cie do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłos±. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on j± uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejn± porcję makaronu i pochłon±ł go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini u¶miechnęła się do Virginii, która z dum± posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny u¶miech.
- No, to skoro wy zrobili¶cie taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinni¶my pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zacz±ł poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodnili¶my to i...
- Synu, je¶li chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne s± te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił do¶ć spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczo¶ci± matki, a Blaise spu¶cił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiedni± ilo¶ci± zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latoro¶li Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czego¶ nie obiecywałem, je¶li wpu¶cisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyj±tkowa - mrukn±ł Blaise.
- A co masz na myli mówi±c wyj±tkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sier¶ć kotów! - oznajmił z nagan± w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła tr±cać kobietę łebkiem, domagaj±c się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła tak± furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spogl±daj±c na Krzywołapa.
- Jakby¶ nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygl±da jakby wpadł z duża prędko¶ci± na ¶cianę – stwierdził z ironi± braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wygl±dał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela obj±ł, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoj± Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intryguj±c± kobietę? Nie zjem jej - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jeste¶ jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma ¶wietny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz, jak na zawołanie, wstał, wyci±gn±ł przednie łapy, wbijaj±c pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoj± niekłaman± dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mrukn±ł Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No co, mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym ge¶cie.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chodĽ tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne co¶, co go obrażało, i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu co¶ dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane gło¶nym mrukiem.
- To cholernie m±dra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosz±c oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał w±tpliwy komplement starszego o sze¶ć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze ¶miechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłóc±.
- MężczyĽni tak maj± - podsumowała Ann i u¶miechnęła się do tej miłej dziewczyny, któr± jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już my¶lała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzn±, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z u¶miechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pię¶ci± w stół, jedynie obecno¶ć młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej groĽnie, na młodzieńców - ... przepro¶cie się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazuj±c jeden na drugiego, a Ginny wybuchła gło¶nym, radosnym ¶miechem.
- I pomy¶leć, że ja urodziłam kogo¶ takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wi±ż±c się z moim synem, wiedziała¶, iż ma on problemy z psychik±.
- Oczywi¶cie - odpowiedziała szczerze rudowłosa i pu¶ciła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jeste¶ trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się rado¶nie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie my¶l±cy ustępuj± w kłótni i maj± spokój, a nie podjudzaj± do głupich tekstów.
- Odezwała się - mrukn±ł Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem my¶l±cym... a to, że niekiedy my¶lał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójd± do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – o¶wiadczyła Ann.
- Ale... – zacz±ł Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znosz±cym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchn±ł, zmełł w zębach k±¶liw± uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini u¶miechn±ł się pobłażliwie, widz±c głupi± minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyj¶ć - uniósł brwi i znacz±co u¶miechn±ł się do Ann.
- Oczywi¶cie - autorytarnie i ze słodkim u¶miechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko u¶miech. - Żegnam panów.
* od okre¶lenia „mugolak” , które oznacza dziecko magiczne z rodziców mugoli
*
- ChodĽ, Virginio, usi±dĽ obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opu¶cił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i u¶miechnęła się ciepło, widz±c niezdecydowanie dziewczyny. - No chodĽ, tylko z tob± porozmawiam.
Ginny u¶miechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadn± rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w zwi±zku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się j±kać, aż wreszcie zamilkła i spu¶ciła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemna¶cie lat.
- Szesna¶cie - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- WyobraĽ sobie, że szesna¶cie też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosło¶ci, a to nie do końca jest tak - u¶miechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spu¶ciła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jeste¶cie... Można pozostać dziewic±, a mieć większe do¶wiadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwo¶ci dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z u¶miechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczę¶liwa, że Blaise znalazł wreszcie kogo¶, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.
*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virgini±, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - sykn±ł w¶ciekle jego młodszy brat, zdaj±c sobie sprawę, że sam za wredn± j± czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jeste¶ zazdrosny! – warkn±ł.
- O takie maleństwo? WeĽ przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwana¶cie lat? – zadrwił Steel.
- Szesna¶cie - warkn±ł Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygl±da. Ojcze, czy ty widziałe¶? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się rado¶nie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powag± Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze zło¶ci± cisn±ł ręcznikiem i warkn±ł.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powiniene¶ się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijaj±cy się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zreszt±, nie tylko zauważyli. Steel osobi¶cie to odczuł. Pię¶ć brata wyl±dowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawi±cy nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niew±tpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyj±ł worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powiniene¶ tak mówić - z konsternacj± powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - sykn±ł z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłe¶ mi tak, że chyba zacz±łbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uci±ł Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłe¶. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty za¶, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała co¶ dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieni±c się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatruj±c się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potkn±łem się i wpadłem na lodówkę - mrukn±ł Steel.
- Wła¶nie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny u¶miech.
- A ta lodówka ma pię¶ci i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniaj±c tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powiniene¶ przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówk±, nie s±dzisz? - jej u¶miech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłe¶ brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na ¶wiecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzykn±ł zdesperowany chłopak.
- To prawda - mrukn±ł Steel, postanawiaj±c pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głow± z dezaprobat±. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porz±dku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał pi¶nięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który sykn±ł:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedn±, bo drug± przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mrukn±ł Blaise i podszedł do Ginny by j± obj±ć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wył±cznie do niego.
Steel już miał co¶ powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wróc±.
Pół godziny póĽniej byli już spakowani. Oczywi¶cie cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mog± się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudn±” robotę i zbiegli na dół do kuchni po co¶ słodkiego.
- PIERWSZY! - rykn±ł Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody ¶mietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć gło¶no, zapominaj±c, że przecież już nie s± w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znacz±ce chrz±kniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi, słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła w¶ciekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam słodk± - warkn±ł zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuchuj, bałwanie - dodał jeszcze dla podkre¶lenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczaj±c Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzie¶, że Steel patrzy na jego pokorn± minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No wła¶nie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ci±gn±ł Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape w¶ród Gryfonów, Malfoy... – zacz±ł wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz co¶ m±drego powiedziałe¶ – mruknęła Ginny, odstawiaj±c mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape w¶ród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiaj±c w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykro¶ć, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyja¶niła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił j± mocno do siebie.
Na widok takich czuło¶ci Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na ¦lizgona. Niedobrze.
***
Kilka godzin póĽniej, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wrócili¶my!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni ¶wieci się ¶wiatło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miło¶ci francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wygl±dał na podłamanego, a Ginny na zawstydzon± i w¶ciekł±. Draco przełkn±ł ¶linę i co¶ miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godno¶ci± do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzykn±ł:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale j± chcę w przyszło¶ci za synow±, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupsz± minę, na jak± było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warkn±ł Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz j± wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spu¶ciła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzaj±c z konsternacji doln± wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciała¶ dobrze i to nie twoja wina, że miała¶ do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by j± przytulić.
Draco szepn±ł co¶ pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzykn±ł rozcieraj±c sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wej¶ciu. Kretyn! – wyja¶niła ze zło¶ci± Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzaj± moje tek¶ciory? - zirytował się blondyn. - Przed chwil± zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmiękn±ć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwag± w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzaj± takie durne, jak to okre¶liłe¶, tek¶ciory. Dostałe¶ po prostu po łbie z opóĽnieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej u¶miechn±ł, a nawet pu¶cił jej oko.
- Nie mówiłe¶, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucaj±c zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacj± brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warkn±ł Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dot±d, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyja¶nił wzruszaj±c ramionami Blaise.
- Byłe¶ w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warkn±ł; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz b±dĽmy tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach ¶cisn±ł lekko jej dłoń - ... i opu¶ćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryj±c u¶mieszek. - IdĽ, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mn±... i Narcyz±. WyraĽnie zabroniły¶my mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychn±ł Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, ¶ciskaj±c wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakie¶ ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchn±ł Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryj±c swojego zdegustowania.
- Sam jeste¶ tłuk - mrukn±ł Blaise i wyci±gn±ł Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z t± „pomyłk± natury” uchodz±c± za jego brata.
*
Chwilę póĽniej cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby kto¶ powiadomił ich o ¶mierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mrukn±ł Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamy¶lenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie s± złe - stwierdziła z min± filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i w¶ciekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegroĽnym końcem różdżki za uchem. - Ale dzi¶ będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał dono¶nie i żało¶nie, zupełnie jak pisk nieszczę¶liwego Przecinka.
- Pomy¶lcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymist±. – Zreszt±, rodzice ¶pi± w zupełnie innej czę¶ci domu, w tej ¶pimy my i...
- No wła¶nie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacz±co.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O t± skl±tkę tylnowybuchow±, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze zło¶ci± Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znaleĽć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamt± stronę. Chłopak stał w progu i przygl±dał im się mieszanin± zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jeste¶ gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówi±ce i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeci±gał każd± sylabę i wygl±dał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona u¶miechnęła się zło¶liwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijaj±c orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywi¶cie, że nie, ale wiecie, co mówi± na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise u¶miechn±ł się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówi± - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, ż±daj±c udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z w¶ciekł± min± uderzył go ksi±żk± od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcieraj±c sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakby¶ się w ogóle zamkn±ł - warkn±ł Malfoy i poprawił swój kucyk.
- My¶lałem, że jeste¶cie tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jeste¶cie tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominaj±c - Steel u¶miechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczon± głow± ,z zawstydzeniem, międl±c w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ci±gn±ł rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porz±dku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jeste¶cie nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miło¶ci. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły ż±dz± mordu.
- Ale my się kochamy - mrukn±ł Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu ¶wietnie. Jeste¶cie genialni - Hermiona obrzuciła w¶ciekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kim¶, kto ma tak na imię - dodał dla podkre¶lenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mrukn±ł Draco, bawi±c się swoj± różdżk±.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegroĽnym końcem różdżki, ignoruj±c pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wygl±dał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bliĽniacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówn±! - Steela ol¶niło i gwizdn±ł przeci±gle.
- A co ty? Głuchy jeste¶? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze zło¶ci±.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówn±? – warkn±ł jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpo¶rednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wy¶niona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – za¶miał się Steel.
- Steel! – wrzasn±ł Blaise.
- No, co? Byłaby jaka¶ znajoma stypa, a teraz chodĽ brat, bratow± musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyj¶cia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie ¶wiadczyły o tym, co on sam my¶li na temat stypy, na której byłby głównym go¶ciem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegroĽnym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wyl±dował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z min± szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od ¶miechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzykn±ł chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widz± – wydusił z siebie.
- Miło¶ć jest ¶lepa - mrukn±ł Draco, a Blaise skin±ł głow± na potwierdzenie słów przyjaciela.
- NajwyraĽniej – zgodził się Steel. - Tylko nie s±dziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim u¶miechem.
- One powinny być ¦lizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie maj± – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel u¶miechn±ł się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warkn±ł Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powag± oznajmił Draco, podnosz±c swoj± różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise u¶miechn±ł się niczym rodzic z postępów latoro¶li.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powiniene¶ przepraszać – odpowiedział z udawana obojętno¶ci± Blaise.
- Przestańcie, gł±by - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- UgryĽ się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywan± pogard±.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczaj±c Steela i wzruszył ramionami.
Po gor±cych przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja win±, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut póĽniej męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety s± z natury swarliwe.
***
PóĽnym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby kto¶ się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesi±knięty ironi± głos.
- Braciszku, chyba nie s±dzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoito¶ci.
- WeĽ schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdro¶niku! - w¶ciekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawi±c się irytacj± zakochanego po uszy młokosa.
- Ty skl±tko tylnowybuchowa! – wrzasn±ł brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoito¶ci!
- A ty dlaczego nie ¶pisz?! - obaj bracia, z wyraĽn± pretensj± w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jękn±ł Steel.
- Chyba co¶ powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama cał± noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zal¶niły jej w ciemno¶ci, przewrotn± wesoło¶ci±.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobili¶cie to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta ¶winia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła doln± wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo m±drze. Rozumiesz o czym mówię? Powinna¶ się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieni±c się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama t± noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam co¶, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna u¶miechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedz±c, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewn± pożyteczn± rzecz i teraz jej użyjemy! – wyja¶niła z szerokim u¶miechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziała¶?! – rudowłosa spojrzała na swoj± przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmuj±c spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziała¶ mi i była¶ większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdro¶ć, a Hermiona lekko się zarumieniła i u¶miechnęła przekornie. - UKRADŁA¦ j± Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja j± tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będ± chcieli przyj¶ć do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie kto¶ ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyj¶cia - odpowiedziała panna Granger i naci±gnęła na siebie oraz Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opu¶ciły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy kto¶ nie nadchodzi. Na szczę¶cie korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wy¶lizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund póĽniej Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogo¶, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.
*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej po¶cieli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemno¶ciach, aż mu zęby ¶wiec±.
- No, musiała przyj¶ć, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znaleĽć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco j± rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak wła¶ciwie to cóże¶ kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – o¶wiadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyj¶ć na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywi¶cie musiał zareagować.
Natychmiast zacz±ł j± łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o lito¶ć.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... kto¶ wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gor±co tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajaj±c± szczero¶ci± arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksymo... - widz±c, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła sw± wypowiedĽ. - ...toż to prawda, jeste¶ niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszła¶ – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usn±ć. Brakuje mi ciebie.
- Nierz±dnica - Draco u¶miechn±ł się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak j± mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystuj±c fakt, że batystowe rami±czko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoj± niewinno¶ć, a on j± wyzywał od nierz±dnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żeby¶ na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w ni± błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moj± miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roze¶miała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znaj±c Malfoya, miotła była dla niego czym¶ naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mn±, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona u¶miechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemno¶ci±, moja Szczotuniu – u¶miechn±ł się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmuj±c j± ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z u¶miechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejaj±c się" mocniej.
- Tunia, jeste¶ wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z trosk±.
- No, co ty. Jeste¶ ciepła i ładnie pachniesz – blondyn u¶miechn±ł się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulaj±c się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco o¶mielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popie¶cić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowiedĽ, a kiedy przez dłuższ± chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już ¶pi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy u¶miechn±ł się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył j± nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się my¶l, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudno¶ci, ale przecież dla chc±cego nic trudnego. Zreszt±, on jest ¦lizgonem i na pewno sobie poradzi.
***
Ginny Weasley po cichu w¶lizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał ksi±żkę, zerkaj±c z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegroĽnie podrażnić Blaise`a. Na pocz±tku zgasiła ¶wiatło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo wł±czył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny ¦lizgon nie mógł zignorować sygnałów, że kto¶ oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest ¶mieszne - warkn±ł, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy ¶miech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałby¶ mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowi±c uszami dĽwięk.
"Zwierzaczek" - pomy¶lała z rozczuleniem Virginia.
- A sk±d masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżaj±c się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go o¶wieciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lew± stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W któr± stronę przetupała¶, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałby¶ wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcze¶niej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o lito¶ć – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się za¶miała i to był jej bł±d.
Dziewczyna nie zd±żyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zacz±ł popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedn± brew i pchn±ł Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wyl±dowała pup± na brzegu łóżka. Nie spuszczaj±c z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej ¶cianie, staraj±c się wygl±dać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywi¶cie.
- Nie krzywdĽ, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym u¶miechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsun±ł, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń w¶lizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładz±c jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z mał± wiewióreczk± i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większ± ochotę do niej się dobrać.
Przestał j± dotykać i odsun±ł się dalej:
- ChodĽ do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod ¶cianę, figlarnie mruż±c oczy.
- Boisz się? - u¶miech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywi¶cie zdarł delikatn± koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mrukn±ł i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła ¶miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocz±c.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił j± Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u¶miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na ni± z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła¶ciwej akcji miałe¶ się wzi±ć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro¶bę i oddanie.
No wła¶nie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomy¶lał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czuło¶ci± na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak wła¶nie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się u¶miechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zacz±ł lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacz±łem, a ty zadajesz mi krępuj±ce pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczyĽnie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyzn± - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na ni± spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – za¶miała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jak±kolwiek dalsz± rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. ¦lizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodz±c do łydki, a póĽniej do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i uj±ł lew± stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiaj± – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zast±pione cichutkimi jękami, gdy Blaise zacz±ł pie¶cić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamkn±ć oczy i zacisnęła pi±stki na po¶cieli, bo to, co wyprawiał z ni± Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zacz±ł wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta czę¶ć ciała może być w jakim¶ stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad ni± zlitować. Podci±gn±ł się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zacz±ł całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagaj±c go o ¶mielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzaj±c dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocz±c się z ni±, omin±ł, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotn± kobieco¶ć. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsun±ł w ni± ¶rodkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zacz±ł poruszać swoj± dłoni±, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz gło¶niej, zacz±ł j± całować. Cholernie żałował, że jego brat ¶pi za ¶cian± i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsun±ł.
Chłopak tylko u¶miechn±ł się do własnych my¶li i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzaj±c imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał j± często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepn±ł jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo gło¶nym i wyraĽnym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńk± wiewióreczk±. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał j± cichymi słowami, dziwi±c się własnej cierpliwo¶ci i łagodno¶ci. Nie my¶lał o własnym podnieceniu i poż±daniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na ¶wiecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowuj±c z jej policzków łzy. - Jak obudziła¶ Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrz±c z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swoj± sypialnię zaklęcie wyciszaj±ce.
- On jest w porz±dku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pie¶cić ustami i palcami jego klatkę piersiow±.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się -jękn±ł Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy zaszły mgł±, a umysł wył±czył się zupełnie. Wszystko to za spraw± ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męsko¶ć. Ginny na przemian całowa
Jeszcze nie przeczytałam, ale zaraz się do tego zabiorę... Chciałam być pierwsza:
napewno będzie super, bo to mój ulubiony ff nie mówi±c o Być szlachetnym.
Kiedy wracałam z nad jeziora miałam co¶ w rodzaju wizji, przepowiedni nazwijcie to jak chcecie. Nagle poczułam, że która¶ z autorek co¶ wkleiła. Jak najszybciej dostałam się do domu, wł±czyłam komputer, zalogowałam się do netu, patrze i JEST. Kolejny odcinek mojego ulubionego fika. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że nie wkleiło się wszystko. Szybko co¶ z tym zróbcie. Prooosze
Widzę że wreszcie wkieiła¶ opowiadanko przy którym całkowicie mogę wył±czyć mój przeładowany mózg. Lekturka jak zwykle lekka, łatwa i przyjemna. Jedyne co mi zaczyna przeszkadzać to zbyt częste sceny erotyczne.
Doczytałam dzisjaj bo wczoraj mi wył±czyli pr±d. Ale jak widzę nie ma zdania dokończonego... Cóż, zdarza się I jakie wnioski z tego wyci±gn±ć?
<- tak dla osłodę życia, dla autorek. Wy nam za osłodzili¶cie
Powiem tyle - jak zwykle ¶wietne, czyta się lekko i przyjemnie.
Poczekam na to aż autorki dodadz± czę¶ć, któr± została "ucięta", gdyż ciężko mi ocenić co będzie dalej (choć oczywi¶cie się domy¶lam).
Z pozdrowieniami
Cycu¶
Jestem zaskoczona. Badziewie jak nic innego.
Nareszcie sie doczekałam!! =)) Jak zwykle super, czasami sie w tym gubie, ale to za spraw± mojego mózgu, która w wakacje nie pracuje =P
Urwane w połowie zdania, mam nadzieje, że wkleicie to szybciutko dalej. Pozdrawiam i weny życzę =))
Przeczytałam drugi raz na spokojnie i naliczyłam kilka literówek i aż jeden bł±d ortograficzny, ale kto by się przejmował. Pisze o tym, bo ci±gle pisze, że to opowiadanie jest wspaniałe, a nie chcę żeby autorki popadły w samozachwyt.
Kit, muszę powiedzieć, że masz niewyczerpan± inwencję twórcz±. " Być Szlachetnym", " I belive in a thing called love " i jeszcze " Vice - Versa" pisane z Sonk± ( choć tu akurat nie wiem czyj był pomysł, z reszt± przy " Zmowie..." też nie wiem). Napiszę jeszcze, że jest to jeden z najlepszych ficów jakie czytałam. Najbardziej podoba mi się dzięki ¶wietnym tekstom. Przy rozmowach Dracona z kim¶ zazwyczaj pękam ze ¶miechu. Polecam lekturę " Zmowy..." na poprawę złego humoru
Uwielbiam, ubóstwiam, kocham... etc. parę Draco - Hermiona ( po czę¶ci dzięki waszym opowiadaniom), mimo oklepania tematu. Szczególnie, je¶li wiem, że kilka autorek zawsze ( i to przy tym paringu) zaskoczy mnie ciekawym i oryginalnym podej¶ciem do sprawy.
Piszecie lekko i przyjemnie, a co najważniejsze macie przy tym radochę. My, Czytelnicy, mamy j± trochę póĽniej. Mianowicie, wtedy gdy widzimy kolejny odcinek.
Fragment z Przecinkiem jest po prostu boski. Malfoy Senior troszkę dziwnie się zachowuje. Minimalnie odbiega od kanonu. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, że jest on taki miły dla Hermiony. Ale to już wasz pomysł.
Lucjusz najlepszy jest przy kaczce. Wogóle zamiłowania kulinarne obu panów s± ¶wietne. Najbiedniejszy jest Zabini. W końcu to jego kuchnia została zdemolowana.
Żal zrobiło mi się pod koniec Lucjusza gdy matka Bleise' a powiedziała do Dracona, że jego ojciec ma zakaz wchodzenia do czyjejkolwiek kuchnii, nawet w swoim domu.
Żeby nie było przesłodzenia, wytknę pare błędów.
1. Urwana w połowie.
Wiem,że to nie twoja wina. Zdarza się, tymbardziej jeżeli ¶pieszyła¶ się.
Wybaczone, jeżeli w najbliższym czasie zobaczę dalsz± czę¶ć.
2. Literówki
Nie przeszkadzaj± tak bardzo w czytaniu. A już na pewno nie mi. Jednak je zauważyłam.
Przez 15 minut szukałam, ale ich nie znajazłam. Wybacz nie zacytuję.
Zyczę weny i cierpliwo¶ci przy poganiaj±cych komentarzach.
Czekam na dokończenie tego rozdziału.
Ten part mi się nie podoba, to nie jest to co na pocz±tku. Pierwsze czę¶ci waszego opowiadanie były ciekawe i intruguj±ce, w niektórych momentach naprawdę pobudzały wyobraĽnię. Jak dla mnie jest poprostu za słodko i za uroczo, postacie straciły wyrazisto¶ć, wierzę, że miło¶c zmienia, ale żeby aż tak?
zgodzę się z powyższym.
poza tym - mysle, iż wiadomym jest, że autorka[ki? już się gubię] 'Zmowy' jest jedn± z najlepsz±ych autork± ficków na tym forum. opowiadanie jest pisane poprawnie językowo i całkiem zgrabnie. ale fabuła siada. to, co smieszy niektórych - dla mnie w ogóle nie jest zabawne. także nie wzruszam się, czytaj±c opowiadanie. acz nie wymagam tego. poprostu wydaje mi się, że dialogi wcale nie s± przybliżone do tych z życia codziennego, chociaż rzekomo maj± być. kłótnie pomiędzy braćmi były okropnie uci±żliwe i męcz±ce.
na tym skończę, bo i tak będę czytała kolejne częsci, o ile takowe nast±pi±. dla samego czytania.
Opowiadanie jedno z moich ulubionych, szkoda że nie wkleiło się całe a ja wiem co będzie dajej hihihi normalnie cud, miód i orzeszki (gdzie¶ to usłyszałam i mi się spodobało; za plagiat przepraszam) i tak nie powiem co dalej, choć znajd± się tacy co też czytali cało¶ć . Poprzednie czę¶ci bardziej mi się podobały, ale ta też jest niczego sobie.
Pozdrawiam Mad
Długo czekałam i się doczekałam ^^
Opowiadanko fajne, podobaj± mi się nowe postacie np. małżeństwo Zabinich, jego brat. Fajna ta wasza Narcyza. Cechy postaci troszkę przerysowane, ale tak jest fajniej ^^
Mam tylko 1 zasstrzeżenie -
No więc po prostu ubustwiam wasz± twórczo¶c, jest taka swobodna, nie czuc w niej, że piszecie "na mus"... Przyjemnie czyta się każde zdanie tego i wielu innych opowiadanek, po prostu super I czekam na przerwan± czę¶c pozdrawiam autorki
Ten part nie jest najwyższych lotów, ale to się zdarza... Czekam na następny part... Urwało się w połowie zdania :].
całkiem niezłe, ale szkoda że nie dokończone...
Cała sztuka artysty polega na okre¶lonej proporcji przesady. Oczywi¶cie przesada ta nie powinna przekroczyć okre¶lonych granic. Nie wiem jak ty to robisz ale zawsze ci sie udaje zachować t± swego rodzaju granicę dobrego smaku- oby tak dalej
polemizowalabym ;p
A ja nie
Każdy ma swoje granice dobrego smaku. Istniej± także wyznaczone przez ogół ludzi, ale każdy posiada swoje własne.
przeczytałam to opowiadanie na innej stronie i przyznam nie takiego końca sie spodziewałam, no ale nie będe zgradzać szczegółów... musze przyznać że jestem pod wrażeniem weny twórczej autorek
Opowiadanie super zreszta jak wszystkie inne twoje fiki,ale nie zachwycilo mnie tak bardzo jak klub bachusa czy vice-versa ,troche za malo tu akcji chociaz musze pochwalic za wspanialy pomysl z Malfoyami którzy demoluja kuchnie !Talent maja wrodzony !
Kolejne wspaniałe opowiadanie. Każdy autaor ma własny styl, a co za tym idzie własn± gramatykę. Więc nie należy się rozwodzić nad kilkoma literówkami. Po za tym literaturę tworzy się nie umysłem, lecz sercem. Ty to wła¶nie robisz dlatego twoje opowiadania s± takie dobre.
Zał±czona/e miniatura/y
Super... Mimo, że bohaterowie kompletnie nie kanoniczni (np. Hermiona bez ksi±żki!). Czekam na dalsze czę¶ci z niecierpliwo¶ci± godn± prawdziwego żółtodzioba (witam Wszystkich!).
pozdrawiam
Ika
Fajne opowiadanie, masz klase (a raczej macie). Napisz/cie cos jeszcze plx
Pozdro dla wszystkich Potteromaniaków
Najwspanialszy fick jaki kiedykolwiek czytałam.. Niektóre momenty s± tak prze¶mieszne, że prawie leżałam ze ¶miechu hehehe Podrawiam autorke i zachęcam do dodania szybko kolejnego parta
O kilka klas lepsze niż większo¶ć opowiadań
Czy tylko u mnie co¶ jest nie tak, czy ostatnia czę¶c nie jest wklejona w cało¶ci, urwała się w pół słówa ?
Na passionate dreams jest całosć.
http://passionate-dreams0.webpark.pl/zmowa9.htm
tak na pocieszenie
nom bardzo fajnie napisane ale przy niektorych kwestiach myslalam ze WYMIEKNE po prostu myslalam ze ze smiechu z krzesla spadne choc zakonczenie troshke kuleje....
Fajnie, dosyć ciekawe opowiadanie. Poza paroma literówkami, np. tu przecinek za dużo, tam powinno być "k", nie "l", ale ogólnie ok.
Chyba napiszę co¶ swojego...
Po prostu GENIALNE! Jedne z niewielu opowiadań, które czytałam z zaciekawieniem do końca. Błagam - błagam o jeszcze jedn± serię opowiadania!
Przeczytałam całe opowiadanie jednym tchem jest wspaniałe. Podoba mi sie ukazanie ich erotycznych doznań, bo jest bardzo naturalne. Tak jak w normalnym ¶wiecie. Jedyne co mi nie pasuje to Lucjusz i Narcyza. Ich to chyba podmienili kosmici :P
Drugie opowidane jakie przyczytałem(pierwszym było "pierwszy raz"-Nagini) i drugie mnie zachwyciło. Pozdrawiam autorki
Czytałam już sporo ff ale przysięgam że to jest najlepszy do tej pory ff
który czytałam, mam nadzieje że to nie koniec
proszę o odpowiedĽ, jeżeli to nie konieć to za jaki czas mogę spodziewać się następnych czę¶ci ?
No coz....chciałam stwierdzić ze to jak na razie najlepszy FF jaki czytałam z Kwiatów Lotosu (a kilka już czytałam chociaż zalogowałam się dopiero niedawno ) Wci±ga niesamowicie, po przeczytaniu bolały mnie oczy i plecy,a czytałam na kilka czę¶ci....Powinna¶ dostać forumowego oskara za to opowiadanie
Co tu dużo mówić. Zawsze podobał mi się twój styl pisania. Zmowa dziwic jest bardzo łatwym do czytania dziełem. Zaczęłam j± czytać za namow± koleżanki, ale mam już za sob± Rękę Boga i niedokończone jeszcze Być szlachetnym i Vice Versa. Bardzo mi się podobaj± twoje opowiadania i napewno przeczytam wszyskie jakie dostanę w swoje łapki. Za sob± mam też jedno dzieło Nagini. Życzę wam naprawdę dużo weny bo wszysko co piszecie bardzo mnie ciekawi za względu na łatwo¶ć przyswajania sobie waszych dzieł przez czytelników.
Pozdrawiam obie autorki
Lun
Czemu mi nikt nie odpowiada
bo tam było napisane THE END.
Przeczytałam to wszystko.. No w sumie chętnie bym przeczytała co¶ takiego na forum głównym Fan Fiction. Bardzo mi się podobały pierwsze rozdziały, naprawdę nie mogłam ze ¶miechu przy "Wielki Brat Łasic", "ty ¶winio niemyta" itd.. No a potem to tylko miło¶ć i miło¶ć.. I to już było nudne, schemat ci±gle się powtarzał, raczej nieciekawe. No i żal mi że to się skończyło w takim momencie.. Heh, naprawdę chciałam wiedzieć jak to będzie w szkole, a tu nagle the end.
W porównaniu z innymi fickami z Kwiatu Lotosu to jest dobry, naprawdę dobry, ale tak ogólnie to może być, bez rewelacji.
więc to koniec
Rany, pewnie mi się dostanie ale co tam..
Fick zupełnie przeciętny.
Słownictwo podwórkowo-barowe i "zero" zgodno¶ci charakterów postaci z ich imiennikami/imienniczkami z ksi±żek Rowling.
Sex pokazany w do¶ć prymitywny sposób (karanie za nieposłuszno¶ć buahaha..). Istnieje do¶ć cienka granica pomiędzy opisaniem miło¶ci fizycznej w sposób piękny a wulgarny. Wy przekroczyły¶cie tę granicę o spory krok! Dobry scenariusz na pornola
Żaden rodzic nie zareagował by w sposób w jaki zareagował w tym opowiadaniu Lucjusz Malfoy i nie mówcie mi, że na tym polega fikcja literacka.
Żeby nie było, że tylko krytykuję.
Widać, że dziewczyny macie duży potencjał ale mało chęci
Po pierwsze uważam, że prymitywnym jest pisanie wyrazu 'seks' przez 'x'. Akurat to jest dla mnie bardzo wulgarne. Nie jestem uprzedzona do krytyków tego opowiadania, muszę dodać, chociaż jest to jedno z moich ulubionych. W niektórych momentach wyczuwałam przesadno¶ć, ale nie czepiam się bo ogólnie jest ¶wietne, moim zdaniem. Uważam, że pomijaj±c wulgaryzmy [to chyba Kwiat Lotosu, nie? I musi być w nim co¶ "nie dla dzieci"] słownictwo jest niezwykle bogate, autorki wprowadzaj± wiele ¶rodków artystycznych, wyrazów obcych itp.
jezu nawet z "sex' jest ok ..........
nic nie szkodzi :>
zależy komu
Droga katio, przedstaw mi fragment wulgarnie przedstawionej w tym opowiadaniu sceny erotycznej, a poprę Cię stuprocentowo.
wulgarny nie zawsze musi oznaczać użycie przekleństw i ogólnie 'ostrych' słów itp..
Szukać mi się nie chce ale też nie podobał mi się sposób opisywania scen erotycznych.. Tylko że dla mnie to było.. no0 trudno okre¶lić. Głównie zbyt ci±głe ale też było co¶ co nie pasowało.. No może.. po prostu się zgodzę z:
Jeju mi to nie przeszkadza ........ nawet z tym jest ok !!
I czy mogła by¶ wymienić co¶ co Ci sie nie podoba ...... :/
Nie rozumiesz. Wróć do tego za parę miesięcy/lat.
A widzisz. My¶lę, że nie tyle nie chce Ci się czytać opowiadania jeszcze raz tylko po prostu zauważyła¶ trochę mojej racji. Moim zdaniem do stworzenia tego małego dzieła dziewczyny jak najbardziej się postarały i skorzystały z bogactwa języka.
Poza tym zgadzam się, dziewczyny, że ten pomysł z karaniem za nieposłuszeństwo jest niezbyt udany. Ale co kto lubi :>
Pozdrawiam
Moje pierwsze opowiadanie na tym forum. Na pocz±tku wydawało mi się super, ale po przeczytaniu większej liczby ff, mogę stwierdzić, że ten jest ¶redni. Było sporo literówek i może gdzieniegdzie stylistyczne...
Najbardziej jednak podobał mi się pocz±tek. Bardzo dobrze rozwinięta akcja, humor... Natomiast koniec był spaprany. Wymuszony. I te sceny miłosne były już póĽniej nudne. Ci±gle się tylko lizali po wszystkim
Pozdrawiam
no ... dobra .. wy znalazły¶cie jakie¶ błędy ...
faktycznie może było to troche monotonne z tymi scenkami
erotycznymi ... ale to opowiedanqo jest cool ...
przeczytałm bardzo dużo opowiadaneq
to i Vice - Versa spodobało mi sie najbardziej
jak na razie a i zapomniała bym o
Muggle Year 1 i 2 ;p
Swietny fick. NieĽle bawiłam się czytaj±c go. Ma wszystko co jest potrzebne, aby dobrze zrelaksować się przy czytaniu. Romans, dużo humoru, dwie pary przyjaciół no i jeszcze zło¶liwe komentrze. Bardzo mi się podobało
Opowiadanie jest Cool ale przyczepić się też jest do czego
Możecie sobie ten post ustawić jako tapetę, albo co bo pierwszy raz na tym forum nie skrytykuję (tak bardzo).
Ciekawe opowiadanie, zastanawiałam się co będzie dalej,no może nie do końca był fajny tyn moment z rzyganiem.
Brawo Kitiara i niedoceniana tu NAGINI.
No wreszcie kto¶ nie zanajduje błędów..
Super to fan fiction!!! Jak wy to robicie ?? Ja nie umiem tak pisać!! I jeszcze ile tego !!! Poprostu super!! Tak mi się to spodobało że czytałam 10 x i sobie to wydrukował±m!!! Dzięki za super opowiadanko;)
Cóż można dodać?
Naprawde wspaniały fick.
Obie autorki genialnie pisz±.
A w poł±czeniu jeste¶cie niesamowite.
Podczas czytania tego opowiadania (które wybrałam na dzisiejszy wieczór ^^) pare raze spadłam z łóżka ze ¶miechu.
A najbardziej się ¶miałam w momencie pocałunku Malfoya i Zabiniego.
A teraz ogólnie o opowiadaniu.
- Podoba mi się 'nowa' fryzura Hermiony
- chciaż nienawidze ł±czenia w pare Hermiony i Draco, Wam to wyszło fantastycznie
- opis Ginny jako bardzo 'niskopiennej' też był przedni
- wprowadzenie Zabiniego jako jednej z głównych postaci - trafne
- talent kulinarny Malfoyów i Ginny - oryginalny (opisy ich gotowania należały do tych fragmentów przy których najbardziej się ¶miałam).
Gor±co pozdrawiam autorki - Kitiare i Nagini.
To dla Was
Magiczna :*
Hejka!!!
Dopiero ostatnio się zarejestrowałam ale jestem wielk± fank± ficków Nagini ui Kitiary (zarówno razem jak i osobno ) wszystkie oprucz zmowy dziewic mam wydrukowane (ZD nie wydrukowałam bo teraz jestem duchwem stara mnie za dusz zamordowała ) I Kitiara błagam napisz co¶ nowego bo nie mam co teraz czytac!!1:) Pozdro
Kara
przyznaje się masz racje to było dziecinne ale cuż.....umiem przyznać się do błędu......Zawsze musi być ten pierwszy raz..
Jak masz chętkę na co¶ Kitiary, to w dziale Fan Fiction jest "Być Szlachetnym".
Na pewno szybko nie przeczytasz
thx za informacje i naprawde zachowalam sie wtedy jak dzieciak dzis jeszcze raz przeczytalam tamtego posta......Jezu<wale głow± w blat>
Je¶li jednak nadal interesuj± cię opowiadania o takiej tematyce - więcej (np. autorstwa Kitiary i Nag) jest na serwisie Passionate Dreams ;]
thx za informacje Miło mi
FF ogólnie mi się spodobał.
Chociarz fabuła troszeńkę płytka i jednoznaczna, wszytko kończy się na jednym temacie.
mianowicie SEKSU.
FF byłby lepszy gdyby¶ go tak nie rozbudowała w tym zakresie.
Przypomina mi on momenatami Harlekiny, lub ksiazki pornograficzne...
Większosc osób czyta takie opoaiwdania, nie bo się spodobał, tylko poprostu by poczuc ten ¶cisk w żoładku.
Jesli o to chodizło, to ci się udało.
Szczerze mówiac te coraz barwniejsze opisy opuszczałam, bo zrobiły się nudne.
Cały FF koncentrowal sie własnie na tym.
Dla tych co zalw±yli co¶ innego, mianowice miło¶c, i miejscami zabawny humor, zosatło nie wiele.
Jak juz napisałam calo¶c nie jest odpychajaca.
cały cas mam wrażenie, ze ten ff nie został jeszcze skończony.
jak mam rację, to szybko wklej następn± częsc.
jak jednak racji nie mam to wybacz.
Czytałam i czytałam...
No tak, to teraz moja opinia:
Nie chcę jako¶ Ciebie (Was?) dołować, ale nie za bardzo mi się podobało.
Nawet fajnie się czytało ale to nie jest to...(nadal poszukuję idealnego romansidła).
Na pocz±tku akcja toczyła się dosyć sprawnie i chciało się "jescze", ale po pewnym czasie zwolniła¶/y¶cie tempa i rozwlekała¶/y¶cie niektóre sceny, w dialogach bohaterzy po kilka razy powtarzali to samo (innymi słowami) i do niektórych szczegółów przykładały¶cie za wielk± wagę. Na przykład: KUCHNIA. Rozumiem, że to mogłoby być ciekawe, ale chyba tylko dla ludzi którzy się kuchni± interesuj±. Może nawet nie o to chodzi... W mojej opinii - ZA DUŻO KUCHNI!!
Brn±c w to dalej chciałam zauważyć, że przy opisywaniu bohaterów za bardzo skupiała¶/ły¶cie się na włosach i oczach, szczególnie na włosach... To prawda, że czasem kto¶ co¶ wspomniał o rysch, ale baaaaaardzo rzadko.
Wydaje mi się, że nie było zakończenia... Może co¶ przeoczyłam, ale nie zauważyłam fragmentu, który mówiłby o powrocie całej czwórki do Hogwartu ( a może zatraceni w amorach nie wrócili do miejsca, w którym ich uczucia miałby być zdeptane przez podejrzliwe spojrzania i niewybredne żarty? Jaki romantyzm... ). Oczywi¶cie, jeżeli się mylę to proszę pokierować mnie w miejsce gdzie znajdę owy poż±dany koniec, z góry dziękuję.
Podsumowuj±c, moja opinia nie jest negatywna. Poprostu nie lubię rozwlekania, a moim zdaniem takowe miało tu miejsce. Mimo wszystko pisz/szcie dalej. Jestem ciekawa co z tego wyniknie.
Pełna uznania i z nadziej± patrz±ca w przyszło¶ć, gdzie Ty/Wy odbierzesz/ecie literack± nagrodę Nobla, rozdarta wewnętrznie
Kid
nie wiem dlaczego ale po przeczytaniu tego ff'a mam duże poczucie niedosytu...Ale to "zakonczenie" jest intryguj±ce...
Kara
Ja już się doczekać nie mogę na kontynuacje
czyli będzie jaki¶ jeszcze koniec?
czy nie bardzo?
jedni mówi± tak, inni nie...
Nie będzie kolejnej czę¶ci.
W komentarzach jest podany link do ostatniego rozdziału.
Pozdrawia Was
Ciasteczko
A zreszt± Wam zacytuje:
Dzięki za bardzo przydatn± informację ciasteczko
Ukłony w stronę ciasteczka , dzięki Tobie mogłam przeczytać zakończenie.
Trochę mi smutno, bo miałam nadzieję na kilka rozdziałów o pobycie w Hogwarcie...
Pomijaj±c ten fakt, podobały mi się reakcje Harry'ego i Rona, w szczególno¶ci Rona:) (karpie gór±!!).
No to fajnie, kończe. Dobrze było przeczytać tego ff'a, mimo, że nie jest tym czego poszukuję...
Pozdrawiam, nadal rozdarta wewnętrznie i szukaj±ca ideału
Kid
To opowiadanie jest ¦WIETNE!Najbardziej podoba mi się Blaise Zambini.Poprostu się w nim zakochałam.Pomysł na opowiadanie jest ciekawy choć trochę...W±tpie,żeby Ginny i Hermiona kiedykolwiek zgodziły się na taki zakład (gdyby tego naprawdę nie chciały;)) nawet jeżeli chodziło by o honor itd.No ale i tak mi się podoba:P
super opowiadanko... cały czas mam wrażenie, że to wcale nie koniec .... a poza tym, jak powiedziała to już przede mn± Tida, nie s±dzę, aby Hermiona i Ginny się na to zgodziły! pozdrawiam autorki ff- u i życzę kolejnych sukcesów
przeczytałam to już który¶ raz i z akażdym razem czuję niedosyt...
ale mimo wszystko to jedno z moich ulubienszych opowiadń
Ja tez tego ff przeczytalam conajmniej ze 2 razy i nie moge uwierzyc ze to koniec...
post zostal zedytowany:D
Niom.. prosimy o kontynuacje
No tak, masz rację, Tasha 13, po co czytać posty wyżej?
To opowiadanie jest zakończone.
I proszę Was, zróbcie co¶ z takimi osobami, bo mnie zaraz co¶ trafi :]
Heh.. Przeczytałam..Wszystkie:P
I po prostu.. Napisałam.. że prosimy o kontynuacje..
Aby pokazać, że Popieram NATALIE
Rany koguta no.
Nie wystarczy, jak człowiek raz napisze, że skończył?
Nie zauważyli, że niepotrzebne kontynuucje wynikaj±ce tylko z pró¶b czytelników/widzów nigdy nie wpłynęły pozytywnie na dzieło?
Nie możecie się po prostu pogodzić z zakończeniem?
Trochę godno¶ci, inteligencji, obycia, taktu.
Zachowujcież się jak ludzie na poziomie, bo to podobno na poziomie forum.
zgadzam się... poza tym jeżeli chciała¶ tylko poprzec Natalię a sama tak nie my¶lisz to... i kto TU MÓWI O NABIJANIU POSTÓW!!! Szlag mnie trafia... czytajcie posty wyżej ludzie... albo szukajcie postu Ciasteczka bo tam jest kontynuacja...tyle...
czyzby moja wypowiedz wywolala az taka sensacje???
moze ja usune ??
a moze zedytuje ten fragment??
A pozatym mysle ze moje imie sie pisze duzymi literami jak kazde inne:P
ale sie nie gniewam
Jakbym sie tym przejęła... :/ Ale poprawiłam... ZADOWOLONA?? A nie mam pojęcia po co wogóle napisała¶ tego posta powyżej... Następne nabijanie?? A tak dla informacjii żeby nie było tego posta pisze by wyrazić moj± głębok± ignorancję i zniesmaczenie dla osób nabijaj±cych sobie posty
Nie pozdrawiam
Kara
Osobi¶cie postuluję zamknięcie tematu i przeniesienie go do Labiryntu WyobraĽni.
To tak dla debili którzy nie widza odno¶nika do dalszej czesci tego opka... No cóż debilów się nie wybiera... A jak niektórzy maj± IQ termosu to już ich rzecz...
Nie pozdrawiam termosików
Harajuku_Girl rulez
Kiedy młody mężczyzna czuje na swych wargach czyj� język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie. Nawet je�li wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pominąwszy to wszystko, �wiadomo�ć, że jest się budzonym przez gorący pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody przedstawiciel �wiata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który pierwszego stycznia roku pańskiego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego czuł, że kto� namiętnie liże jego usta. Z rado�cią otworzył przekrwione oczęta i wrzasnął ze strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sier�ciasty, czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój �liski jęzor między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszką. Draco jęknął i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usnąć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod samą brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne u�miechnąłby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotknąć jakiejkolwiek czę�ci ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoją drogą ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nie�le wywijały tymi nogami. Draco odstąpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma co� na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżącego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którą założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazało�ci, a także jej smukłe biodra i skąpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męką - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozą, jak Blaise, mrucząc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginając się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnął Zabini, wsuwając dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namy�lając się długo, kopnął swego najlepszego przyjaciela w dolną cze�ć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głąbie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warknął Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czego� na kaca – wyja�nił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na nią! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żeby� znalazł co� na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórą, bo się obnażyła.
- Co� ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrząc na niemal nagie ciało Virginii. - Jak że� ją tknął...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczając delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał ją czule po głowie i, mimo że wiązało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował ją w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepnął ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wziął cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swoją Kochaną Szczoteczkę."
Blaise z czuło�cią nakrył nagie ciało Virginii kapą zdobiącą dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwając się pod ciepły materiał.
- Jak jeste� już na nogach, Smoku, to we� id� po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszcząc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknął Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Id�, zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- �winia - mruknął Draco, ale postanowił się po�więcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierząt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir �wiata i od razu zaaplikował sobie podwójną dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i w�lizgnął się pod koc Hermiony. Rozkoszując się ciepłem bijącym od jej ciała, zaczął wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinną minką spytał:
- Co jeste� w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Całą buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czując się jak młody bóg, u�miechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jeste� w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolką, a Hermiona jęknęła bole�nie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacją, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wyciągnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jeste� gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermioną. Takie małe słówko niosło tyle możliwo�ci.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzie� ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobą i mam gdzie� ten cały zakład – wyja�niła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na nią zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował ją delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięczno�cią w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jeste� kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczę�liwy. Przytulił ją do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci �niadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę je�ć twoje potrawy... Może jednak ja co� zrobię?
- Taka pora to akurat na �niadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, �zczotu�? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknął Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mną na mój własny sposób, to deprymujące! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roze�miała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jeste� tak dobry, to rzeczywi�cie poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym u�miechem, wiedząc, że sprawi mu tym przyjemno�ć. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - rado�nie oznajmił �wiatu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunął spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.
**
Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego są bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodzącą z pokoju Hermionę, i u�miechnęła się.
- Szczę�liwego Nowego Roku – wyszeptała, zdając sobie sprawę, że zbyt gło�ne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczę�liwego. Nie, żebym był jaki� natrętny, ale co by� dała za eliksir na kaca? – spytał z udawaną obojętno�cią chłopak.
- A co by� chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył ją kolejnym gorącym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddając słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żeby� poszła ze mną pod prysznic po �niadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to początek, ale dalszej czę�ci nie wymy�liłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe �lepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczero�ci.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował ją w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise u�miechając się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc je�li ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jęknął cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładząc coraz bardziej twardniejącą wypukło�ć czarnych, markowych dżinsów, opinających arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - u�miech Virginii przywodził na my�l wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie �ciągnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błądzić po obnażonej, gorącej męsko�ci Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozsądek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksowną chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny u�miechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecując sobie, że jak tylko dorwie tą mała zło�nicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Klnąc pod nosem, �ciągnął z siebie do końca spodnie, wsunął bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, tą niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech ją ręka boska broni wybrać jaką� na górze – przyszło Zabiniemu na my�l. Nie u�miechało mu się wchodzić po schodach z monstrualną erekcją i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini my�lał, że zacznie wyć. Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale zaczynał co� czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinno�ci, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchnął ją pod �cianę przyciskając jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gorąco ją pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiając, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsunąć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jeste� okrutna - jęknął chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknął Blaise.
- Przecież jestem czarownicą! - rado�nie odkrzyknęła Ginny, obejmując go mocno i tuląc się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł ją zamknąć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo pożądania, poczuł ogarniającą go falę czuło�ci.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wied�ma - oznajmił cicho. - Je�li chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - u�miechnął się zło�liwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, zło�liwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałby� się ze mną po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozja�niło się nadzieją.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił okre�lić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymy�lał najróżniejsze sposoby, by tylko ją dotknąć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragnął tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjątkowa atmosferę, bo Ginny była kim� wyjątkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że �le się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żeby� była pewna, że tego pragniesz. By� naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Chciała mu co� odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyj�ć na głupiutką trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak mądra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci co� ofiarować... i my�lę, że czym� takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi co� ofiarować i że ja będę cię do kogo� porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jeste� sobą i jeste� dla mnie wyjątkowa. Jeste� dla mnie ważna. Kim� innym bym się zanudził, a ty... wła�nie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywi�cie, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcze�nie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tobą... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował ją delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała ją do szaleństwa �wiadomo�ć, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwo�ci. Poczuła nawet wdzięczno�ć za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pie�cić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałaby� nie - odpowiedział Blaise, ujął jej pełną pier� w dłoń i zaczął całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłonią sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jęknął gło�no i odsunął delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnął jej do ucha. Ukląkł przed nią, całował jej brzuch i delikatnie gładził po�ladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła piąstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie w�lizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczął drażnić nabrzmiałą łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, je�li my�lisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jeste� moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie my�leć o jakimkolwiek droczeniu się bąd� kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że �lizgoni żądzą, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mruknął Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmującej i miłej czynno�ci.
Ginny krzyknęła bardzo gło�no, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pie�ciły jego umię�nioną klatkę piersiową i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sobą wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardą główkę męsko�ci, doprowadzając swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmy�lała o tym, jak poważnie brzmią deklaracje: „jeste� moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będą ze sobą na długo, czy kiedy� będą z kim� innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.
***
Hermiona przyglądała się, jak Draco przyrządza �niadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będą mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podje�ć do młodego mężczyzny skupiającego całą swą uwagę na zawarto�ci lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobą jakiekolwiek �więta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywi�cie, to ty by� mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywi�cie... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górą. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – u�miechnął się rado�nie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jeste� uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No wła�nie - jego u�miech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemno�ć - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomy�lałe� matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia rado�ć dawanie przyjemno�ci tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w nią uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywno�ciowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał ją po policzku i czule pocałował.
- Dzi� pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcze�niej się otruję tą jajecznicą... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił ją Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjną jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętno�ci Draco Malfoya... – wykrzyknął arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na �niadanie.... Ja wolę nie ryzykować – o�wiadczył Smok.
- Boisz się! – za�miała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić taką jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - u�miechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjną, on może wykitować, jak zobaczy co� dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczną misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roze�miała się i wybiegła z kuchni.
***
Pół godziny pó�niej wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym �niadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywi�cie, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miauczące potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy kąsek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracu� robił �niadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracu�! - żachnął się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise zło�liwie się u�miechnął, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił �niadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie u�miechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz i�ć ze mną? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawo�ć zwyciężyła. Zawsze korciło ją, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcząc nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na co� - oznajmił z nadzieją Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Co� wymy�lę - oznajmił u�miechając się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głową na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym u�miechem pod słońcem. Nie�wiadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.
***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadło�ci Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył rado�nie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglądała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez �cianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, mając na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wrócą dzi� wieczorem. A ty, jak każdy porządny młody człowiek, nie powiniene� tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakby� nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagą Draco rzucając roze�lone spojrzenie duchowi, który „odpłynął” w kierunku przeciwległej �ciany.
- Jestem istotą, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jeste� upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza �ciany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roze�miała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się u�miechnął.
- Słabowite zdrowie, też mi co� – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotu�, co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. Bąd� co bąd�, była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Mam na my�li basen, a twoje my�li są kosmate – wyja�nił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco u�miechając się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jeste� słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykro�ć. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego u�miech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – u�miechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważną minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znale�li się na basenie. Draco, nie czekając na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromno�ć i pow�ciągliwo�ć - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieli�nie.
- No co? Nie jestem pow�ciągliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromno�ci.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty �miech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przyglądał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna �ciąga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było �miechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnął ją do �cianki.
- No i co teraz, Granger? Jeste� w mojej mocy... i jeszcze jeste� mi co� winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udając, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiła� rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pie�ci pod wodą jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z tą obietnicą? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nie�miało głową. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób co� dla mnie, kochanie, i usiąd� na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zaczął ją całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczął od kostek, a pó�niej wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemno�ć. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napiętą skórę, wywołując w jej ciele nowe fale przyjemno�ci. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosząc głowę i zaglądając w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którą jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotknął jej wilgotnej kobieco�ci. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały ją hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne pro�by czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła gło�no i całkowicie dała się unie�ć fali przyjemno�ci, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalając jej na żaden ruch i z rozkoszą smakował jej wnętrze, upajając się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.
***
Piętna�cie minut pó�niej Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniającą ciemno�ć, a kiedy pó�niej otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i u�miechnął się, widząc, że odzyskała przytomno�ć. Na stoliku obok stała szklanka wody, którą obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżając szklankę z resztą płynu do jej warg. - Zemdlała� - szepnął jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco co� ty mi zrobił? – spytała spoglądając na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitają jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyja�nił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinni�my... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a mają największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zażądała dziewczyna.
Draco jęknął zrozpaczony.
- Jeste� pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponujące, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę oglądać twojego łóżka ani się w nim kła�ć. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chod�... Tylko poczekaj, musisz w co� się ubrać – Draco dał za wygraną. Następnie podszedł do dużej szafy stojącej w rogu sypialni.
- To nie wziąłe� moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwując, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocną mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak co� zniszczę? One są na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obawą. Wyglądały na drogie.
- To chod� nago - warknął Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wyciągniętą dłoń, by w końcu wziąć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nie�miało, zakładając koszulę nocną.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie pooglądać mój pokój... Przepraszam - dodał widząc smutną minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, byleby�my byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotknął policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowała� i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spoglądając na nią spod grzywki.
- A co je�li ja chcę się z tobą kochać? – spytała �miało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknął zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyja�niła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i ją przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i u�miechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi gorąco go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.
*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykłą, mugolską tarczą. Zastanowiło ją, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spu�cił wzrok.
- Aha, zaczarowałe�... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet latający samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglądając się przedmiotowi wiszącemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesiąc wcze�niej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Latający wóz?! - krzyknął entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomy�lał chłopak i żołądek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczął.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszli�my tu żeby... – zaczął raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leżące na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jedną. Co prawda nie trafiła w �rodek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówiący: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tek�cie z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczącym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w �rodek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglądał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - pąs na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłe�, ale chciałe� usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w �rodek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jeste� moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udając zaskoczenie - Widzę, że jeste� też ambitny! Chciałby�, żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprzątnął od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystający spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomy�lał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła tą szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zresztą to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała �miechem - mężczy�ni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się �miejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wziąłem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłe�, że się przyja�nię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sze�ciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porządku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawo�ć. Wierzę, że ty to tylko czytałe� – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – u�miechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może co� więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unosząc brew do góry.
- Jeste� pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - objął ją i gwałtownie pocałował. Gorący pocałunek powoli zamienił się w delikatną, zmysłową pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywając usta od jego warg i podchodząc do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całą garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiając wolne łóżko.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylądował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kładąc się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jeste� silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco za�miał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym u�miechem i delikatnie zsunął z jej ramion, odpiętą pod szyją, jedwabną koszulę swojego ojca, którą na nią wcze�niej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na nią zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz �ciągasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócą do domu? – wyja�niła, spoglądając na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zaczął
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwiązała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiową, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła go czule, doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut pó�niej, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czuło�cią.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jęknął Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyzną, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknął z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rządziła, to ona dawała mu przyjemno�ć i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czuło�cią obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męsko�ć, by za chwilę znowu ssać delikatnie twardą główkę. Draco jęczał coraz gło�niej, a dłonie z całej siły zacisnął na kapie przykrywającej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcze�niej nie pie�ciła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każdą, z którą się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebują. Nie miał pojęcia, że można czuć co� tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie sądził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jaka� tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmą w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiając Hermionie jeszcze większą rado�ć z dawania mu przyjemno�ci. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna przełknęła całe nasienie mężczyzny, krzywiąc się leciutko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejszye, że dała mu tak wspaniałą rozkosz. Hermiona podciągnęła się do góry i położyła przy Draconie całując go delikatnie w policzek. Chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział, co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował ją w czubek głowy.
Hermiona u�miechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jeste� kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas których Draco pie�cił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego blisko�ci i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało ją jeszcze bardziej, ale jednocze�nie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jeste� najsłodszą istotą jaką znam.
Hermiona za�miała się gło�no i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nogą i u�miechnęła się po kobiecemu.
- Czyżby� powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tobą? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nie�miały i jeszcze się przestraszy – uciszył ją Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie blu�nij. On jest naprawdę nie�miały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzie� schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, �miesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nie�miałego i wstydliwego? - Hermiona roze�miała się rado�nie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warknął zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę panią za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglądała ani na skonsternowaną, ani na przestraszoną.
- Tak - szepnął jej do ucha chłopak i przeturlał się na nią. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, gorącym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w kąt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zaczął całować jej twarz, a jego dłoń w�lizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał ją przygotować do tego, co miało nastąpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego wła�nie pragnął. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń błądziła p, udach i biodrach Hermiony, co jaki� czas delikatnie muskając gorącą i wilgotną kobieco�ć. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepnął nagle cichutko, podnosząc głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie bolało - popatrzył na nią z troską.
- To nic - u�miechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osiągnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podciągnął się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwszą dziewicą, ale o to, że to była sobą. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszając się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi u�miechnęła się do niego blado - Nie chcę, żeby� się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywi�cie miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pie�cił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemno�ć, a ból powoli zaczął mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuch..ąc się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepnął.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił ją raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałe� i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco u�miechnął się do niej czule i delikatnie cmoknął ją w nos.
- Masz �liczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one są cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodają ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyje� znaczące chrząkniecie.
*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wziął z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocze�nie podciągnął kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warknął jego syn.
- Jest osiemnasta...Wła�nie wrócili�my z twoją matką z urlopu – wyja�nił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywając swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troską objął dziewczynę i ponownie przykrył kołdrą, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - o�wiadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No co� ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka �pi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnął bezbronną i pogrążoną we �nie kochankę.
- Oczywi�cie, jakżebym �miał ją budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały zło�liwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam są wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywi�cie... a wła�nie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo wła�nie to się tak niechcący stało i... - Biedak szukał gorączkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widząc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiające.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z rado�cią obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latoro�l zaczęła delikatnie wybudzać swą towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obud� się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekują nas za piętna�cie minut... – Draco nie dał za wygraną.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMY�LĄ!!! – wykrzyknęła siadając gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszą mimo zaklęć wyciszających do mojego pokoju. Drzwi są uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył ją, a Przecinek, jak na komendę wsunął łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcze�niejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będą bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstając z łóżka.
- Jeste� pierwszą dziewczyną, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypu�cić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglądała na rozradowaną.
- Naprawdę? – spytała, patrząc w szare, teraz pełne przekory i zarazem czuło�ci oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłe� z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoją bieliznę i zaczęła naciągać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził ją z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jaki� koszmar!
- Tunia, nie będzie tak �le, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wciągnął bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno ją przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chcą z tobą i ze mną zje�ć kolację, to raczej nie mają nic przeciwko tobie - dodał i mocno ją pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widząc, że Draco mówi to wszystko poważnie, u�miechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o do�ć konserwatywnych poglądach.
- Dobry wieczór - bąknęła niepewnie i u�miechnęła się, mając nadzieję, że u�miech był promienny.
- Cze�ć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniejącego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którą przebrała się do kolacji.
- Witajcie - o�wiadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrząc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, mając nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zdążył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stanął jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To co� zniszczyło moją suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyją ci nową – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalną ignorancją blondyna - Armani nie jest jakim� tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w �wiecie zabawił - chłopak nie mógł znie�ć krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołającej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygląda tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiniątka.
- Lu, mógłby� nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na taką nie wyglądasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiednią na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesiąc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadając przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sobą parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak je�ć te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczno�ć wymaga, żeby� skosztowała chociaż trzech potraw, w tym co� słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz je�ć, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz taką edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknął ją delikatnie, �ciskając pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.
- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzą tak, jak my... – Lucjusz szepnął, ze zło�liwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal my�lała o zniszczonej sukni.
- Wła�ciwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żeby�my nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnął - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam tą suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatu� go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnąć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypiął dumnie pier� i Narcyza lekko się u�miechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudno�ci podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w do�ć miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swą znajomo�ć. Kiedy przeglądały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cicho�ci ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał ją, a to musiało o czym� �wiadczyć.
***
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłyszą.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i bąknął:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się u�miechnął i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty by� się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy wła�nie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedy� pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał taką odpowied�, jaką przed chwilą otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No wła�nie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to okre�lił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemno�ć robienie mi przykro�ci, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł
- To, co przeżyli�my było piękne, a ty to sprowadzasz do jakich� umiejętno�ci sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejd� z Hermiony, bo jest najwspanialszą dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak był po prostu w�ciekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spu�cił wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jaki� niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jeste� do mnie podobny – wyszeptał podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby kto� próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyja�nił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jeste�cie wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jeste�my lud�mi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jeste�my wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czuło�ć jak najczę�ciej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz u�miechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czuło�ci. Matko, Draco ale wpadłe�. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie co� ubzdurał, ale zamiast tego u�miechnął się rado�nie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyj�cia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną tam nie tylko Blaise’a i Gin.
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie pó�nym wieczorem, a ty jeste� mi co� winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sądzisz? Pó�niej nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na co� zupełnie innego.
Virginia poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- We�, Dziki, bąd� raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty my�lisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na blisko�ć fizyczną, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jeste� podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z u�miechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli co� z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy odpowied�.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił rado�nie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roze�miała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu gro�nie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął pod nią dłoń, by pie�cić po�ladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą męsko�ć Blaise'a. - Mogłabym go gdzie� przechować i dać mu troszeczkę przyjemno�ci - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się nie za�miać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinno�ci, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żało�nie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jeste� dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób my�leć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętno�ci, ale także ciepła, czuło�ci i powagi. W końcu skinęła głową. Zrozumiała, że jej pro�by na nic się zdadzą, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – o�wiadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocze�nie rozpinając mu koszulę.
- Oczywi�cie, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się za�miał, widząc w oczach Virginii co� całkowicie sprzecznego z lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wrócili�my! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żało�nie pisnął dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią - po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc u�miech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawi�cią. - Lepiej zejd�my, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jako� nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenie�ć moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uciął Blaise, my�ląc ze zło�cią o swoim cholernie przystojnym, starszym sze�ć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bąd� taki, powiedz.... - przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
- Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na zło�ć, stała starsza latoro�l państwa Zabinich i ze zło�liwym u�miechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, kto� tak piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią rzuciłe�? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewno�ci, dumnie się prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte lu�no na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług ja�nie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonno�cią do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętno�ć dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chod� Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latoro�l państwa Zabinich złapała ją za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roze�miał, widząc, jak braciszek zazdro�nie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak sko�ne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i u�miechnął się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywi�cie nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcze�niej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żeby�cie poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i u�miechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, je�li chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywi�cie rodzice wiedzą, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Je�li powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem są na �więta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po �lizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Co� bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomo�ci, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyja�niła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nie�le! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczno�ci spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerą pro�bą w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomy�lał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, we� przestań, przecież wła�ciwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknął �miechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamu�, ty na pewno jeste� zmęczona. Id� z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opu�ciła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywi�cie, że nie. Co ja, gryfek jaki� jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latoro�l Zabinich także znała się nie�le na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali �wieże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodając pomidory i dwie łyżki �mietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wątek smakowy, w tym czym�, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czego� rzeczywi�cie nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwując swojego brata, który z czuło�cią karmił rudowłosą Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomy�lał, znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz się - warknął młodszy z Zabinich i u�miechnął się pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans pó�niej wszyscy znale�li się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czego� takiego, ale to pewnie za sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałe� mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podej�cie do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini u�miechnęła się do Virginii, która z dumą posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny u�miech.
- No, to skoro wy zrobili�cie taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinni�my pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodnili�my to i...
- Synu, je�li chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił do�ć spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczo�cią matki, a Blaise spu�cił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią ilo�cią zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latoro�li Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czego� nie obiecywałem, je�li wpu�cisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sier�ć kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakby� nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędko�cią na �cianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygującą kobietę? Nie zjem jej. - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jeste� jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma �wietny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz jak na zawołanie wstał, wyciągnął przednie łapy, wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No, co mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym ge�cie.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chod� tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne co�, co go obrażało i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu co� dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane gło�nym mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wątpliwy komplement starszego o sze�ć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze �miechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczy�ni tak mają - podsumowała Ann i u�miechnęła się do tej miłej dziewczyny, którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już my�lała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z u�miechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pię�cią w stół, jedynie obecno�ć młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej gro�nie, na młodzieńców - ... przepro�cie się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na drugiego, a Ginny wybuchła gło�nym, radosnym �miechem.
- I pomy�leć, że ja urodziłam kogo� takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc się z moim synem, wiedziała�, iż ma on problemy z psychiką.
- Oczywi�cie - odpowiedziała szczerze rudowłosa i pu�ciła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jeste� trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się rado�nie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie my�lący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem my�lącym... a to, że niekiedy my�lał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – o�wiadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach ką�liwą uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini u�miechnął się pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyj�ć - uniósł brwi i znacząco u�miechnął się do Ann.
- Oczywi�cie - autorytarnie i ze słodkim u�miechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko u�miech. - Żegnam panów
(* od mugolaka - dziecko z rodziców mugoli)
*
- Chod�, Virginio, usiąd� obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opu�cił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i u�miechnęła się ciepło, widząc niezdecydowanie dziewczyny. - No chod�, tylko z tobą porozmawiam.
Ginny u�miechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spu�ciła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemna�cie lat.
- Szesna�cie - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobra� sobie, że szesna�cie też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosło�ci, a to nie do końca jest tak - u�miechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spu�ciła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jeste�cie... Można pozostać dziewicą, a mieć większe do�wiadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwo�ci dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z u�miechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczę�liwa, że Blaise znalazł wreszcie kogo�, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.
*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknął w�ciekle jego młodszy brat, zdając sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Za to ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jeste� zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? We� przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwana�cie lat? – zadrwił Steel.
- Szesna�cie - warknął Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygląda. Ojcze, czy ty widziałe�? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się rado�nie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze zło�cią cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powiniene� się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobi�cie to odczuł. Pię�ć brata wylądowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powiniene� tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłe� mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłe�. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty za�, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała co� dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
- Wła�nie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny u�miech.
- A ta lodówka ma pię�ci i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powiniene� przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej u�miech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłe� brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na �wiecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał pi�nięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał co� powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócą.
Pół godziny pó�niej byli już spakowani. Oczywi�cie cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i zbiegli na dół do kuchni po co� słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody �mietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć gło�no, zapominając, że przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam [/i]słodką[/i] - warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuch.., bałwanie - dodał jeszcze dla podkre�lenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzie�, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No wła�nie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape w�ród Gryfonów, Malfoy... – zaczął wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz co� mądrego powiedziałe� – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape w�ród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykro�ć, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyja�niła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok takich czuło�ci Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na �lizgona. Niedobrze.
***
Kilka godzin pó�niej, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wrócili�my!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni �wieci się �wiatło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miło�ci francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i w�ciekłą. Draco przełknął �linę i co� miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godno�cią do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszło�ci za synową, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spu�ciła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciała� dobrze i to nie twoja wina, że miała� do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco szepnął co� pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wej�ciu. Kretyn! – wyja�niła ze zło�cią Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje tek�ciory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to okre�liłe�, tek�ciory. Dostałe� po prostu po łbie z opó�nieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej u�miechnął, a nawet pu�cił jej oko.
- Nie mówiłe�, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyja�nił wzruszając ramionami Blaise.
- Byłe� w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bąd�my tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach �cisnął lekko jej dłoń - ... i opu�ćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjąc u�mieszek. - Id�, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyra�nie zabroniły�my mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, �ciskając wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakie� ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Sam jeste� tłuk - mruknął Blaise i wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą „pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.
Chwilę pó�niej cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby kto� powiadomił ich o �mierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamy�lenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i w�ciekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegro�nym końcem różdżki za uchem. - Ale dzi� będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał dono�nie i żało�nie, zupełnie jak pisk nieszczę�liwego Przecinka.
- Pomy�lcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą, rodzice �pią w zupełnie innej czę�ci domu, w tej �pimy my i...
- No wła�nie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze zło�cią Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znale�ć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jeste� gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona u�miechnęła się zło�liwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywi�cie, że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise u�miechnął się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z w�ciekłą miną uderzył go książką od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakby� się w ogóle zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
- My�lałem, że jeste�cie tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jeste�cie tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominając - Steel u�miechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jeste�cie nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miło�ci. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu �wietnie. Jeste�cie genialni - Hermiona obrzuciła w�ciekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kim�, kto ma tak na imię - dodał dla podkre�lenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco, bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegro�nym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bli�niacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela ol�niło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jeste�? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze zło�cią.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? – warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpo�rednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wy�niona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – za�miał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No, co? Byłaby jaka� znajoma stypa, a teraz chod� brat, bratową musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyj�cia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie �wiadczyły o tym, co on sam my�li na temat stypy, na której byłby głównym go�ciem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegro�nym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od �miechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił z siebie.
- Miło�ć jest �lepa - mruknął Draco, a Blaise skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyra�niej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim u�miechem.
- One powinny być �lizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel u�miechnął się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise u�miechnął się niczym rodzic z postępów latoro�li.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powiniene� przepraszać – odpowiedział z udawana obojętno�cią Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugry� się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut pó�niej męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.
***
Pó�nym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby kto� się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
- Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoito�ci.
- We� schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdro�niku! - w�ciekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoito�ci!
- A ty dlaczego nie �pisz?! - obaj bracia, z wyra�ną pretensją w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął Steel.
- Chyba co� powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zal�niły jej w ciemno�ci, przewrotną wesoło�cią.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobili�cie to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta �winia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinna� się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam co�, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna u�miechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyja�niła z szerokim u�miechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziała�?! – rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziała� mi i była� większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdro�ć, a Hermiona lekko się zarumieniła i u�miechnęła przekornie. - UKRADŁA� ją Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyj�ć do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie kto� ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyj�cia - odpowiedziała panna Granger i naciągnęła na siebie i Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opu�ciły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy kto� nie nadchodzi. Na szczę�cie korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wy�lizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund pó�niej Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogo�, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.
*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej po�cieli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemno�ciach, aż mu zęby �wiecą.
- No, musiała przyj�ć, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znale�ć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak wła�ciwie to cóże� kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – o�wiadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyj�ć na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywi�cie musiał zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o lito�ć.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... kto� wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajającą szczero�cią arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksy... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowied�. - ...toż to prawda, jeste� niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszła� – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć. Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco u�miechnął się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoją niewinno�ć, a on ją wyzywał od nierządnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żeby� na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roze�miała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła była dla niego czym� naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona u�miechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemno�cią, moja Szczotuniu – u�miechnął się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z u�miechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając się" mocniej.
- Tunia, jeste� wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No, co ty. Jeste� ciepła i ładnie pachniesz – blondyn u�miechnął się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco o�mielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popie�cić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowied�, a kiedy przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już �pi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy u�miechnął się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się my�l, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudno�ci, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Zresztą, on jest �lizgonem i na pewno sobie poradzi.
**
Ginny Weasley po cichu w�lizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegro�nie podrażnić Blaise`a. Na początku zgasiła �wiatło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny �lizgon nie mógł zignorować sygnałów, że kto� oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest �mieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy �miech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałby� mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami d�więk.
"Zwierzaczek" - pomy�lała z rozczuleniem Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go o�wieciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupała�, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałby� wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcze�niej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o lito�ć – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się za�miała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej �cianie, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywi�cie.
- Nie krzywd�, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym u�miechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń w�lizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się dalej:
- Chod� do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod �cianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - u�miech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywi�cie zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła �miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u�miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła�ciwej akcji miałe� się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro�bę i oddanie.
No wła�nie, po
wiedziawszy, Blaise, rzeczywi�cie zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła �miechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny u�miechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej wła�ciwej akcji miałe� się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było pro�bę i oddanie.
No wła�nie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomy�lał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czuło�cią na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak wła�nie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się u�miechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczął lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacząłem, a ty zadajesz mi krępujące pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczy�nie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyzną - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – za�miała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jakąkolwiek dalszą rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. �lizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodząc do łydki, a pó�niej do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujął lewą stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiają – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zastąpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczął pie�cić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamknąć oczy i zacisnęła piąstki na po�cieli, bo to, co wyprawiał z nią Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zaczął wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta czę�ć ciała może być w jakim� stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad nią zlitować. Podciągnął się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczął całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagając go o �mielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzając dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocząc się z nią, ominął, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotną kobieco�ć. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunął w nią �rodkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczął poruszać swoją dłonią, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz gło�niej, zaczął ją całować. Cholernie żałował, że jego brat �pi za �cianą i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunął.
Chłopak tylko u�miechnął się do własnych my�li i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzając imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał ją często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnął jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo gło�nym i wyra�nym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńką wiewióreczką. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał ją cichymi słowami, dziwiąc się własnej cierpliwo�ci i łagodno�ci. Nie my�lał o własnym podnieceniu i pożądaniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na �wiecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowując z jej policzków łzy. - Jak obudziła� Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrząc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swoją sypialnię zaklęcie wyciszające.
- On jest w porządku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pie�cić ustami i palcami jego klatkę piersiową.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się -jęknął Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy zaszły mgłą, a umysł wyłączył się zupełnie. Wszystko to za sprawą ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męsko�ć. Ginny na przemian całowała, ssała i lizała stwardniały organ, a jej dłonie ugniatały po�ladki chłopaka.
Zabini nie potrzebował wiele, by doj�ć. Jego ciało wygięło się w spazmie rozkoszy, a on sam wykrzyczał imię swej czerwonowłosej boginki.
Ginny przykleiła się do Blaise’a, a ten przytulił ją najmocniej, jak potrafił.
- Udusisz mnie, dziki zwierzu - oznajmiła po kilku sekundach lekko zgnieciona dziewczyna, ale nawet nie próbowała się odsunąć. Wręcz przeciwnie, przywarła do chłopaka całym swoim drobnym ciałkiem. Zabini leciutko poluzował u�cisk silnych ramion, a Virginia uniosła głowę i spojrzała mu w oczy:
- Wiesz, że jeste� słodki i mam ochotę cię schrupać i zostawić tylko kosteczki?
- Ja tam bym cię chętnie skonsumował i to razem z kosteczkami... – odpowiedział chłopak.
- Nie zauważyłam - Ginny u�miechnęła się figlarnie.
- Wiewióra, czy ty mnie podpuszczasz? - jedna z brwi Blaise’a podjechała wysoko do góry i została w takiej pozycji na dłużej.
- Nie o�mieliłabym się... - dziewczyna zrobiła najbardziej niewinną minę, na jaką było ją stać, ale i tak w jej brązowych oczach igrały iskierki wesoło�ci.
-Och, to bardzo dobrze, bo jakby� mnie podpuszczała, to mógłbym się poczuć urażony i zrobić co� niemiłego - odezwał się Blaise z całą powagą na jaką tylko było go stać.
- A co takiego? – spytała z zainteresowaniem Ginny.
- Och... na przykład zwalić cię z łóżka, wrzucić do zimniej wody, wywiesić za okno -
każdy pomysł chłopaka kwitowany był coraz gło�niejszym �miechem, a piąstki dziewczyny uderzały miarowo w jego klatkę piersiowa.
- Nie bij mnie, nie wiesz, że zwierząt się nie bije? – Blaise złapał ją za przeguby.
- To� ty zwierzę? – zdziwiła się panna Weasley.
- Tak, jestem twoim osobistym dzikim zwierzęciem – odpowiedział Zabini.
Ginny ponownie się roze�miała i wtuliła w swe "osobiste, dzikie zwierze". Zabini u�miechnął się do siebie i przytulił dziewczynę. Po kilku minutach zasnęli, a o godzinie siódmej rano biedny Blaise został obudzony czyim� gło�nym chrząknięciem.
***
Hermiona obudziła się, gdy jeszcze było ciemno i stwierdziła, że podczas snu, zsunęła się ze swojego wygodnego materaca, jaki stanowił Draco. Leżała obok chłopaka z głową złożoną na jego klatce piersiowej. Czuła się całkowicie rozbudzona i miała złe przeczucie, że do rana już nie u�nie. Delikatnie podsunęła się wyżej i leciutko pocałowała Dracona w usta. Wymruczał przez sen co� w stylu "Nie dobieraj się do mnie, Szczota" i u�miechnęła się sama do siebie, u�wiadamiając sobie, że chodzi z Malfoyem i wyobrażając sobie miny Harry'ego i Rona, kiedy się dowiedzą. Zamierzała w
pociągu siedzieć w tym samym przedziale, co jej chłopak
Pewnie obaj stwierdzą, że zwariowała, albo Malfoy co� na nią rzucił, pó�niej nie będą się do niej odzywać, ale kiedy zbliży się jaki� sprawdzian z Eliksirów lub Transmutacji, to znowu zaczną ją zauważać. Ci jej mężczy�ni byli tacy przewidywalni. Zresztą wiedziała, że nie tylko jej się oberwie - pewnie do Ginny też się dobiorą. W wyobra�ni widziała już awantury urządzane przez Rona. A naj�mieszniejsze z tego wszystkiego było to, że nic ją to nie obchodziło. Nie zamierzała ukrywać swego związku z Draconem, wręcz
przeciwnie. Zastanawiała się tylko, czy on też zamierza to publicznie okazywać, czy na razie przemilczeć. Pogrążona w my�lach Hermiona nie zauważyła nawet, jak zasnęła, a rano zamiast
magicznego budzika wyrwała ją ze snu wiązanka przekleństw i czyj� �miech.
Otworzyła powolutku oczy i ujrzała Dracona, który siedział na łóżku, szczelnie przykrywając ją kołdrą i pomstując na czym �wiat stoi. Obok stał Blaise i rechotał jak
szalony. Musiało go bardzo rozbawić zachowanie Malfoya.
- I czego rżysz, zdechły patafianie?! - darł się Draco. - Bucu pokręcony, co cię, kur*wa, �mieszy?! - dodał i odwrócił się, gdyż uznał, że przykrycie do samej szyi to za mało i podciągnął kołdrę aż na jej uszy.
- Szczoteczko, nie słuchaj - jego głos zmiękł i stał się tak łagodny, że Hermiona nie mogła się szczerze nie u�miechnąć. Nie mogła się też oprzeć pokusie i podniosła się, by dać chłopakowi siarczystego buziaka w policzek.
-Zamiast mnie obrażać, powiniene� dziękować, bo gdyby nie ja, to Steel by was przyszedł obudzić - powiedział uradowany Blaise i pu�cił oko do Hermiony.
- Blaise, drogi przyjacielu, w dowód mojej wdzięczno�ci pozwolę ci natychmiast opu�cić ten pokój bez uszczerbku na zdrowiu – o�wiadczył dobrodusznie Draco.
- Jaki� ty wielkoduszny - Zabini tylko pokręcił głową i wyszedł, zostawiając Dracona i Hermionę samych.
- Mógłby� być dla niego milszy - powiedziała Hermiona, wstając z łóżka i zarzucając na siebie szlafrok Dracona. Nie miała ochoty szukać swojej koszulki.
- Przecież niczym w niego nie rzuciłem – zaprotestował Draco - Raaaany, jak ja nie chce wracać do szkoły! – dodał.
- I ma być ci serdecznie wdzięczny, bo go po prostu nie nie uszkodziłe�? - spytała ironicznie i skrzywiła się w parodii serdecznego u�miechu.
- No wła�nie! - Draco podkre�lił swoją rację i się szeroko wyszczerzył. - Nie będzie cię oglądał bezkarnie na golasa - dodał z miną filozofa.
W odpowiedzi Hermiona popukała się w czoło.
- Która godzina? - spytał Draco, wzruszając ramionami.
- Siódma - rzuciła obojętnie.
- POSRAŁO GO?! - Draco nie krył irytacji. - Jego starzy wstaną o dziewiątej, a już na pewno nie wcze�niej, niż o ósmej. �niadanie będzie przed dziesiątą i wyjedziemy około dziesiątej trzydzie�ci, bo autami wspomaganymi magicznie nie trzeba wyjeżdżać wcze�niej, a on mnie budzi o siódmej! – w miarę jak mówił jego głos wzrastał na sile.
- Przestań krzyczeć! - ofuknęła go Hermiona. - Chyba, że chcesz, aby państwo Zabini wstali już teraz?
Jej uwaga pomogła i Malfoy zaczął mówić nieco ciszej, a jego mina złagodniała.
- No, pewnie, że nie chcę! A skoro jest tak wcze�nie... - przysunął się do Hermiony i z przekornym u�mieszkiem malującym się na twarzy rozwiązał swój szlafrok, który na sobie miała. Dziewczyna zrobiła bardzo rozgniewaną minę i popatrzyła na niego pytająco.
- Jest na ciebie zdecydowanie za duży, Tunia - szepnął jej do ucha, posyłając jej rozbrajający i słodki u�miech, że musiał się odwzajemnić tym samym.
- Więc co powiesz na to, żeby�my jeszcze na chwile wrócili do łóżka? – zaproponował.
- Ja bym radziła pod prysznic - odpowiedział dziewczyna.
- Jeszcze nigdy nie robiłem tego pod prysznicem – rzekł Draco marszcząc brwi.
- Mi chodzi o kąpiel, smoczusiu. Co prawda, jest dopiero siódma, ale, znając ruchy niektórych z nas, pewnie i tak ledwo zdążymy na pociąg – stwierdziła Hermiona.
- Marudzisz, Tunia - zaczął Draco, ale nagle zbladł. - Hermiona... ciebie...już nie boli? - ostatni wyraz wymówił bez żadnej przerwy.
- Draco, nie martw się. Ze mną jest wszystko dobrze. Po prostu naprawdę musimy się �pieszyć-
Hermiona tylko roze�miała się i przytuliła do Dracona. Prawdę powiedziawszy powrót do szkoły zaczynał jej się podobać coraz bardziej.
***
Dwie godziny pó�niej, po większych i mniejszych kłótniach, cała czwórka znalazła się w jadalni i spożywała najzwyklejsze �niadanie. Ku ogólnemu zdziwieniu najmniej podobało się to Blaise’owi i Hermionie, który zdążyli się już przyzwyczaić i nawet w pewnym stopniu polubić kulinarne eksperymenty swych partnerów.
- I jak wam się spało? - Anna Zabini zaczęła temat, który jej zdaniem był bezpieczny.
- Gło�no - mruknął jej pierworodny i ze zło�liwym u�miechem spojrzał na swego brata.
- To nie trzeba tak gło�no chrapać, że aż sam się obudziłe�! - warknął Blaise.
- Ja po prostu mam bardzo wrażliwy słuch i nieraz nawet Silencio nie pomaga – o�wiadczył spokojnie Steel.
- Jak chcesz, to ja cię zasilencjuję na wieki – zaoferował Blaise.
- Chłopcy - pan domu spojrzał wymownie na synów, którzy natychmiast
się uspokoili. Nie, żeby się bali, lecz kiedy� ojciec obiecał im, że je�li nawet przy �niadaniu będą się kłócić, to sprawi im rodzeństwo, a to, o zgrozo, było jeszcze możliwe. Nie wiedzieli tylko jeszcze, o zgrozo ogromna (i jeszcze trochę czasu błogiej nie�wiadomo�ci im zostało), że ich mamusia jest wła�nie w trzecim dniu ciąży.
Hermiona i Virginia popatrzyły na siebie z lekkim zdziwieniem, bo obaj młodzi Zabini zamilkli, a Steel cicho i z godno�cią, przy jeszcze cichszym akompaniamencie brat, odpowiedział:
- Tak jest, ojcze.
Andreus u�miechnął się szeroko i Granger pomy�lała, że facet jest wprost bajecznie
przystojny. Prawdę powiedziawszy, widać to było po jego latoro�lach, zwłaszcza, iż jego małżonka też na brak urody narzekać nie mogła.
- Tuńka! - syknął pełnym urazu tonem Draco, widząc, że "jego szczoteczka" wodzi wzrokiem od jednego Zabiniego do drugiego (i trzeciego też!) i trącił lekko Hermionę.
- Tak? - dziewczyna odwróciła się do niego i popatrzyła w pełne wyrzutu szare tęczówki.
- Ty już wiesz, o co chodzi, Szczota - chłopak się naburmuszył.
- Dlaczego tak nieładnie do niej mówisz? - zdziwiła się pani Zabini i wbiła zaciekawiony wzrok w Malfoya Juniora.
- To przez włosy - odpowiedział Draco, a po chwili z oburzoną miną dodał - Ja jej wcale brzydko nie nazywam.
- Nazywasz, i możesz mi wyja�nić, dlaczego przez włosy? – pani Zabini najwyra�niej wcale nie chciała zmienić tematu.
- Bo ona miała takie łaaaaaaaaaadne - Blaise u�miechnął się kpiąco do Dracona.
- Dłuuuuuuuugie i gęste - Ginny postanowiła dołączyć do zabawy.
- I je �cięłam – wtrąciła Hermiona.
- No wła�nie! �cięła�! Więcej ci na to nie pozwolę. Masz mieć długie włosy i już –wykrzyknął chłopak. Naprawdę podobały mu się włosy panny Granger. – A w tej fryzurze wygląda jak szczotunia – dodał.
- No to co? Mówiłe� że mi ładnie! - Hermiona wyglądała na urażoną.
- Ładnemu we wszystkim ładnie - zauważył Andreus. - Draconowi zapewne chodzi o to, że masz piękne włosy i niepotrzebnie je �cięła�.
Hermiona zarumieniła się leciutko i cicho bąknęła "dziękuję".
- Oczywi�cie, że tak! - Malfoy aż się zachłysnął herbatą. - Ma gęste �liczne włosy. Tyle razy miałem ochotę ich dotknąć, zanurzyć w nich twarz... - Draco zdał sobie sprawę z tego, co mówi i zarumienił się jak burak. Hermiona wbiła w niego zdziwione, niemal zszokowane spojrzenie. Ginny natomiast upu�ciła z wrażenia widelec.
- No, ten, tego... to znaczy... eee... - jasnowłosy przedstawiciel arystokracji zaczął się plątać, jąkać i poczerwieniał mocniej.
- Draconie Malfoy, czy możesz powtórzyć to, co powiedziałe�? - panna Granger wpatrywała się w chłopaka intensywnie, a w jej oczach zaczęły pojawiać się gro�ne błyski.
- Eee... Znaczy to, że masz... eeee... piękne włosy i powinna� je zapu�cić? – Draco na wszelki wypadek wolał udać głupiego.
- Nie to! - Granger omal nie krzyknęła. - Doskonale wiesz, co i nie udawaj mi tu Harry'ego złapanego przez Snape'a na gorącym uczynku!
- Eee, chcesz herbatki? - Draco był tak czerwony, że włosy tuż przy czole wydawały się różowawe.
- Według mnie, Granger... - odezwał się bardzo cicho, łagodnie i ze zło�liwym u�miechem Steel - on po prostu leci na ciebie od jakiego� czasu. Znając Malfoyów i ich niechęć do wyrażania jakichkolwiek uczuć, to może być nawet kilka lat... – zadrwił.
- A według mnie, Zabini, to dla własnego dobra powiniene� się zamknąć - Draco nie wiedział czy jest bardziej zawstydzony, czy zły.
- A według mnie, Malfoy... - Hermiona zaczęła przedrze�niać ton chłopaka - ... to ty masz mi chyba co� do powiedzenie, prawda?
Dziewczyna była naprawdę zła i miała ku temu powody.
- Teraz? – spytał zaskoczony blondyn.
- Tak, teraz! Natychmiast! – wykrzyknęła Hermiona.
- A możemy chociaż wyj�ć? - Draco wyglądał na najnieszczę�liwszego człowieka na ziemi.
Hermiona zmrużyła oczy ze zło�ci – ona nigdzie nie zamierzała chodzić.
- Słucham!
Draco przez chwilę z uwagą przyglądał się porcelanowemu talerzowi ze złota obwódką, aż wreszcie wypowiedział całe, bardzo skomplikowane zdanie na jednym oddechu.
- Bardzomisiepodobałytwojewłosyiwogólecałatybałemsietegoidlategociaglemówiłemżemas
zokropnafryzure.
- A teraz czy mógłby� to powtórzyć wolno i wyra�nie, tak żebym usłyszała i zrozumiała? - Hermiona doskonale słyszała za pierwszym razem, ale słowa te wywołały dziwną, wcale nie przyjemną, miękko�ć w jej kolanach.
- Słyszała� doskonale i nic nie zamierzam powtarzać – odpowiedział chłodno Malfoy Junior.
- W takim razie ja ci co� powiem... – rzekła powoli panna Granger. Następnie wzięła wzięła głęboki oddech i zaczęła krzyczeć - To przez ciebie �cięłam włosy. Dosyć miałam już twoich kretyńskich uwag i je obcięłam, więc teraz sam jeste� sobie winny, Draconie Malfoy!
Draco zamrugał ze zdziwienia i konsternacji. Wolał się na razie nie odzywać.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego wyzywałe� mnie przez tyle lat od szlam i innych z roku na rok coraz czę�ciej?! I zwiększą finezją! - wrzeszczała coraz gło�niej.
Siedzący przy stole czuli się zakłopotani wybuchem panny Granger, ale nikt nie �miał jej przerwać. Nikt nie �miał się też ruszyć, czy nawet gło�niej odetchnąć, gdyż oczy Granger ciskały w ich kierunku gro�ne błyski. Draco wyglądał dziwnie - jakby skurczył się w sobie.
Andreus Zabini nawet się zaczerwienił, gdy przypomniał sobie, jak często we wczesnej młodo�ci beztrosko "szastał" wyzwiskiem szlama. Gryfonka zauważyła zakłopotanie towarzystwa i nakazała sobie w duchu spokój.
Draco wymamrotał pod nosem bardzo ciche przeprosiny, których wzburzona dziewczyna nie usłyszała. Była urażona i czuła się oszukana. Uważała, że wyjątkowo perfidne było wyzywanie jej tylko po to, żeby nie okazać zainteresowania i by je zagłuszyć. Nagle u�wiadomiła sobie, że w szóstej klasie odzywki Malfoy stały się rzeczywi�cie mniej okrutne i bolesne, a bardziej irytujące, zaczepne oraz mocno zło�liwe.
Ochłonęła trochę i udała że nie słyszy bardzo cichego i i urwanego "...praszam" Potem odetchnęła i spokojnie, lecz z powagą zapytała:
- Czy wiesz, zakichany przedstawicielu nieskalanej arystokracji... - Blaise lekko prychnął, a Steel uniósł jedną brew i przybrał minę pod tytułem "Masz co� do arystokracji, mała?", co Hermiona, mówiąc potocznie, "olała" - ... że kiedy po raz pierwszy nazwałe� mnie w drugiej klasie szlamą, to płakałam pół nocy? - nie zamierzała nic ułatwiać blondynowi. Malfoy żało�nie przygryzł wargę i spu�cił skromnie wzrok.
Tym razem dało się słyszeć tylko "...aszam".
Panna Granger zauważyła szczerą skruchę chłopaka i westchnęła przeciągle, bo zrobiło się jej go żal.
Malfoy mnie rozczula. Wpadłam jak różdżka w bezmagiczną przestrzeń- pomy�lała czule.
- A co do włosów... Dosyć już miałam twoich odzywek w stylu Uwaga na szopy! Granger, co wystaje z twojego kołnierza? Głowa czy gorylica?
czy inne równie miłe inwektywy i po prostu je �cięłam!
Draco tylko jęknął i nagle nabrał ochoty wyrwać sobie swój niewyparzony język.
- Byłem kretynem - szepnął i z miną zbitego spaniela spojrzał na pannę Granger.
- Tego nikt nie kwestionuje - mruknął Steel, ale zaraz zamilkł pod złowrogim spojrzeniem matki i Hermiony.
Panna Granger była zdania, że nikt oprócz niej nie może bezkarnie obrażać Dracona i już miała dosadnie wytłumaczyć to pierworodnemu państwa Zabinich, gdy tchnięta czym� spojrzała na zegar. Wskazówki mechanizmu zatrzymały się na ha�le Pięć minut do drogi, ruszcie dupę w troki. Widząc to zapiszczała. Jeszcze kilka minut tej rozmowy, a nawet dzięki magicznym samochodom nie dojadą na czas na stację. Rodzina Zabinich, Wasleyówna oraz Malfoy, zaintrygowani reakcją panny Granger, spojrzeli w tamtym kierunku i zrozumieli wszystko. Jak jeden mąż wstali od stołu i zabrali się za pospieszne przygotowania do podróży: lewitować bagaże, �ciskać się i żegnać.
Najbardziej z całego zamieszania zadowolony był Draco, gdyż dzięki temu uniknął wymówek na temat „jak to on traktuje kobiety”, które z pewno�cią by usłyszał z ust ciotki i wuja .
Kilka minut pó�niej czworo ludzi, dwa koty, bagaże i niezliczona ilo�ć prezentów znajdowały się w samochodzie pędzącym na stację kolejową. Tym razem magiczne auto prowadził Steel Zabini i je�li Blaise uważał, że Draco je�dzi jak wariat to to, co wyprawiał jego rodzony brat, to było istne piętnastominutowe szaleństwo. Hermiona Granger okre�liła ten rodzaj jazdy nawet pewnym tajemniczym słowem Formuła 1. Według Blaise`a to była najszybsza podróż do Londynu, jaką przeżyli hogwartczycy. Nawet młody Malfoy po wyj�ciu z samochodu był cały zielony, co było rekordem samym w sobie.
Parę minut pó�niej władowali się do pociągu i wybrali jaki� miły i pusty przedział, który jednak na długo nie pozostał przytulny.
Kto� otworzył z impetem rozsuwane drzwi i gło�no oznajmił:
- A, tu jeste�cie! Jak było u Hermiony? - Ron Weasley był szeroko u�miechnięty i wyglądał na szczę�liwego, dopóki nie u�wiadomił sobie, że jego siostra i przyjaciółka siedzą razem z największym jego wrogiem, oraz z przyjacielem tegoż wroga, który - o zgrozo – gładził w tym momencie Ginny po włosach.
Ronald pobladł i zaniemówił na chwilę. Hermiona musiała użyć całej swej energii, by nie wybuchnąć �miechem na widok jego miny.
- Zabini, wolisz zabrać łapy od mojej siostry, czy mam cię bole�nie wykastrować? – spytał bardzo cicho najmłodszy z braci Weasleyów, gdy doszedł już do siebie.
- Oczywi�cie, że możesz się do nas dosią�ć, Ron - powiedziała z u�miechem panna Granger, kładąc Draconowi poufale rękę na kolanie, co nieco złagodziło jego minę pod tytułem "Wcale, kur*wa, nie możesz, Wieprzlej". - Nie krępuj się - pu�ciła do przyjaciela oko i zachęcająco poklepała miejsce obok siebie. Jeżeli Ronowi wydawało się, że wcze�niej stracił głos, to teraz głos chyba opu�cił go na dobre. Stał i poruszał ustami jak ryba wyjęta z wody, a z jego ust nie mógł się wydobyć żaden d�więk.
Kiedy rudzielec odstawiał popisy rybiego wokalu brzegowego, do przedziału wpadł Harry i widok dwóch par on również stanął jak rażony piorunem. Jednak, w odróżnieniu od swego przyjaciela, nie stracił głosu. Wręcz przeciwnie.
- Co tu się dzieje? Co te jaszczurki wam... – zaczął krzyczeć.
- Harry, tu nic się nie dzieję - Giny u�miechnęła się rado�nie - Po prostu jeste�my razem.
***KONIEC***
czytałam ten fick juz daaawno na innej stronie i bardzo mi się podobał Szkoda, że te wszystkie fajne ficki tak szybko się kończ±
Jejku!! To jest mój najukachańczy fic. Mam go nawet na kompie na wypdek gdybym nie miała internetu ale zbym dalej mogła czytać to cuuudowne opowiadanko. Ostatnio znowu go przeczytałam. Za każdym razem tak samo mnie fascynuje i intryguje.
Naprawdę suuuper opowiadanie!!
Pozdrawiam.
Damroka
to jest cuuuuudowne.
Przeczytałam to tyle razy że znam to na pamięć
Wydrukowałam sobie to opowiadanko i wstawiłam do
segregatora gdzie znajduj± się inne cudne dzieła
Szkoda tylko że nie będzie juz dalszych czę¶ći.
Troche mi to zajeło zanim się z tym pogodziłam
A to dla autorek tego cuda:
Ludzie błagam o reanimację........!!! Ja już nie mogę z tych inteligetnych ludzi...
Kara
Kara, ł±czę się z Tob± we współczuciu .. ludzie, wysilcie się na jakie¶ bardziej rozbudowane komantarze, a nie tylko "ahh ohh super ja nie mogę cudo", bo to się staje trochę irytuj±ce. W końcu jedn± z funkcji tego forum jest bardziej wnikliwa recenzja tego, co czytamy, a nie tylko dwa słowa prymitywnego zachwytu. Łeh.
"Zmowa dziewic" jest zaje**sta!!! Najlepsza z twoich dotychczasowych ficków! Czekam na kolejne Twoje opowiadanie ze zniecierpliwieniem! Narqa
psychodeliczna... chociaż ty mnie rozumiesz... no i jeszcze pare osób... Co do komentarza na górze jżeli uważasz ze to najlepszy z jej dotychczasowych ficków to napisz chociaż dlaczdgo tak myslisz....
Kara
Jeżeli chcesz Karo żebym napisała to piszę. Ten fick był najlepszy spo¶ród wszystkich, które napisała Kitiara, bo najbardziej mnie zaciekawił. Ukazał niby znanych bohaterów w innym ¶wietle. Fick napisany z pomysłem - nie był typowy i nie zawierał błędów. no to chyba do¶ć argumentów co? Pozdr.
Nie za¶miecajcie tego tematu. Podejrzewam, że do autorek (tak, Mia, autorki s± dwie - Kit i Nagini) dotarło, jak bardzo opowiadanie się podoba.
Wnioskuję o zamknięcie tudzież przerzucenie do Labiryntu WyobraĽni.
estiej: nie wiem, labirynt wyobraĽni to do¶ć dziwny twór, w sumie już niepotrzebny, bo ten mechanim kasuj±cy stare tematy już nie działa, wydaje mi się. Mogę najwyżej zamkn±ć, ale jest w ten sposób, to musiałbym niedługo całe forum zamkn±ć.
estiej, chodzi mi po prostu o to, że w takiej sytuacji do Labiryntu możnaby przerzucać opowiadania zakończone, bo w takiej sytuacji jak teraz, niepotrzebnych postów będzie tylko przybywać wraz z nowymi wielbicielkami Kit, Nagini, sonki etc.
Ten fanfick strasznie mi się podobał...czytałam go od pierwszego rozdziału do samego końca az mi tchu zabrało. Swietne, widać ,że nic nie było pisane na siłę i ,że autorki ¶wietnie bawiły się przy pisaniu tego cuda...my z Wami także, lecz przy czytaniu ;) Znalazłam kilka literówek...ale co tam, mi jakos one zbytnio nie przeszkadzaj±. ;)
Hmm...wydaje mi się ,ze pod jakim¶ innym fickiem czytałam wypowiedż Kitiary ,że będzie kontynuacja "Zmowy Dziewic" ? To prawda? A je¶li tak, jaki będzie jej tytuł?
Ja byłabym bardzo wdzięczna , gdyby ta kontynuacja jednak powstała ,inni pewnie także, ponieważ naprawdę ¶wietnie piszecie.
Pozdrawiam autorki!!
Jest to jeden z moich ulubionych fikow Oczywiscie parka Hermiona & Draco jest boska Literowki oczywiscie mi nie przeszkadzaja tak jak wiekszosci "fanow" Pozdrawiam
Zamknijcie ten fick błagam!!! Przeciez Ci ludzie sa dobijajacy... Zero konstruktywnych komentarzy... Tylko "och jakie to boskie jakie cudowne kiedy nastepny part" Szczególnie że to jest już zakończone. Estiej błagam zamknij tego ff.
żeby jeszcze mógł. a tak - stary człowiek i nie może
zamkn±ć tematu ;}
na chwilę obecn±, grupa czysta krew to pic na wodę i fotomontaż ;)
cichaj, czajld. nie wszyscy musz± wiedzieć. zawsze można stworzyć iluzję właaaadzy (;
betewu, kwizer dalej może. ale nie musi, bo tym się fikcyjnie głodni zajm± jak już powstan± <:
nie ma co ukrywać - król jest nagi ;P
Musze pwoeidzieć, że bardzo mi się to podobało. Opowiedizane ciekawie i wc±gaj±co. A te czę¶ci erotyczne opisane delikatnei i z klas±. Jendak mam parę zastrzeżeń. Raż± mnie ci±głe wtr±cenia w dialogach w stylu "-...-powiedział młodszy z Zabinich-... / -...-powiedział pierworodny syn państwa Zabinich-...". Wystarczyły by dwa takei wtr±cenia, a potem już dialog. Generalnie gratuluję autorkom pomysłu i talenyu
To zdecydowanie jeden z najlepszych ff z paringiem Draco/Hermiona jakie czytałam. ¦wietne opisy. Boskie dialogi. Gramatyka bez zarzutu. Poza tym wci±ga lepiej niż najnowszy odkurzacz Philipsa.
¦wieeetne... po mojej że tak się wyraże diecie ff-owej to pierwszy prawdziwy ff, którego przeczytał±m i jestem pod wrażeniem... zostanie mi w pamięci tak samo jak "I Believe In A Thing Called Love" Po prostu Boskie xD
Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Napisane z pomysłem, od samego pocz±tku wci±gaj±ce (zaciekawił mnie już motyw zakładu), w dodatku nie było do końca przewidywalne. W większo¶ci tego typu FF ¦lizgoni wygraliby taki zakład; zaskoczyło mnie zachowanie Blaise'a. Ta nieprzewidywalno¶ć jest wielkim plusem.
Większych błędów nie znalazłam. Owszem zdarzały się literówki, ale przy tak długim opowiadaniu jest to raczej nieuniknione.
Dodatkowo sceny erotyczne zostały opisane w "lekki" sposób, nie było traktowane jako jedyny w±tek (owszem, jeden z głównych, ale nie jedyny).
¶wietniuchne! Juz dawno to przeczytałam, ale komentuje dopiero teraz ,bo zostałam sobie wła¶nie uzytkownikiem. Straszliwie lubię wasze opowiadanka i pozdrawiam.
¦wietne jak wszystkie wasze ff ;D Były drobne literówki ale mi wyleciały z głowy. I mam jeszcze małe "ale" Nie Virginia a Ginevra ;D Najbardziej podobało mi się gotowanie obu Malfoy'ów Choć bardzo mi się nie spodobało jak kompletnie zmieniła¶ charaktery postaci a zwłaszcza Lucjusza...Ale ogółem ff mi się podobał i widać że nie pisali¶cie go na siłę i mieli¶cie zabawę pisz±c a ja czytaj±c
Dla mnie ten ff to klasyk mimo rożnych opinii. Nigdy mi sie nie znudzi. Może i temat oklepany ale za to jak napisany. Co mnie najbardziej dziwi mimo że jestem zatwardział± fank± dracze/herm to tutaj definitywnie blais i ginny intyguja najbardziej. ¦wietne charaktery chłopaków nic dodać nic uj±ć. : )))
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)