To jest mój
pierwszy fick, wkleiłam go już na innym forum, ale wklejam też tu w nadzieji
na szczere komentarze.
Prolog
- Zostaw tę
ropuchę, Malfoy - krzyczał czarnowłosy okularnik z furią w oczach,
przytrzymywany za ręce przez opasłego chłopaka o posturze co najmniej
niedźwiedzia grizzly.
- A co mi zarobisz, Potter? - wysyczał blondyn o
zimnych, szarych oczach, ściskający w rękach coś wielkiego, zielonego i
obślizgłego, próbującego za wszelką cenę zwiać.
- Zaraz zobaczysz,
tchórzofretko pie****ona - zawołał piegowaty rudzielec z ku*rwikami w
oczach, trzymany przez drugiego osiłka.
- Spadaj, Weasley, jak on chce
to coś odzyskać, to niech się sam tu pofatyguje - powiedział z przekąsem
wspomniany złotowłosy brutal, wskazując na nieco pulchnego chłopca,
stojącego niedaleko nich i przyglądającego się tej scenie z rozpaczą w
smutnych, orzechowych oczach.
- Accio Teodora - usłyszeli zaklęcie, po
czym przerażone stworzenie wyrwało się z objęć swego oprawcy i poleciało w
kierunku niewysokiej dziewczyny z burzą włosów na głowie, poważnym wyrazem
twarzy i różdżką w prawej dłoni.
- Sp*****aj, Granger - odezwał się
niecenzuralnie jasnowłosy.
- Wyrażaj się, Malfoy, kultury cię w domu nie
nauczyli? Proszę, Neville. - Podała zwierzę zrozpaczonemu chłopcu.
- Nie
będzie mnie pouczać taka kujonowata szlama…
- Panie Malfoy -
usłyszeli za sobą ostry głos Minewry McGonagall - proszę się tak nie wyrażać
w tej szkole, bo będę zmuszona powiadomić opiekuna pańskiego domu, a na
razie minus dziesięć punktów dla Slytherinu. Teraz proszę się rozejść, a pan
Longbottom uda się ze mną do mojego gabinetu - oświadczyła owemu
posiadaczowi nieszczęsnego zwierzęcia i odwróciła się w miejscu, kierując
się w stronę zamku. Chłopiec popatrzył z przerażeniem po twarzach swoich
towarzyszy, szukając jakiegoś wyjaśnienia, po co ona chce z nim rozmawiać,
ale napotkał na tak samo jak jego zaskoczone miny, więc udał się za
opiekunką swojego domu. Rozważając nad tym, co mógł znów źle zrobić, poza,
oczywiście, wysadzeniem w powietrze dziewiątego w tym roku kociołka na
lekcji eliksirów, na które dostał się, ku zaskoczeniu wszystkich i zgrozie
pewnego tłustowłosego profesora, dzięki zaliczeniu suma jako druga najlepsza
osoba w klasie (pierwszą była oczywiście Hermiona).
Część
I – Hogwartski ekspres
Otworzył oczy i zobaczył przed sobą
przesuwający się krajobraz wrześniowej Anglii oraz usłyszał stukot mknącego
po torach ekspresu Londyn - Hogwart, w którym właśnie się znajdował.
Dobrze pamiętał ten dzień przed wakacjami, gdy profesor transmutacji
zaprosiła go do swojego gabinetu, by przekazać mu tą straszną wiadomość.
Wiadomość, która zmieniła jego życie, jego poglądy, a może nawet jego
samego. W każdym razie doznał wstrząsu, z którego jeszcze nie zdążył się
otrząsnąć, choć minęły już trzy miesiące od jej śmierci. Nadal był w szoku,
gdyż stracił jedną, jedyną osobę, która została mu na tym świecie. Choć
często przeklinał jej ścisłe przestrzeganie zasad i manier oraz nienawidził
jej oziębłości w stosunku do niego i upokorzeń, jakie mu przysparzało jej
ciągłe narzekanie, że nie jest on tak mądry i zdolny jak jego ojciec, to
mimo to miał tylko ją. To ona go wychowała, gdy jego rodzice znaleźli się w
Szpitalu Św. Munga, za co zawsze będzie jej wdzięczny i mimo wszystko zawsze
będzie ją kochał, w końcu była jego babcią.
Te jakże smutne wspomnienia
przerwało mu stukanie w drzwi przedziału, które po chwili otworzyły się, a
do przedziału weszła owa niewysoka dziewczyna, która pomagała mu przez
ostatnie sześć lat nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Była to osoba, o
której myślał tuż przed zamknięciem oczu do snu i zaraz po ich otwarciu z
rana. Kiedy tylko ją zobaczył, serce przyspieszyło tempo swoich uderzeń, a
jakaś jego cząstka miała ochotę wstać, objąć ją i opowiedzieć o tym, co
czuje, kiedy ona tylko znajdzie się w zasięgu jego wzroku lub choćby węchu.
Jezu, jak ona słodko pachniała… Jednak inna jego część nie pozwalała
na to, wiedział, że ona go nie kocha, była dla niego za dobra, poza tym była
już zajęta. Pie***ony rudzielec, nie, on tak nie może nawet myśleć, to w
końcu jego przyjaciel… ale czy na pewno? Przecież on nie miał
przyjaciół. Nigdy nie był z nikim tak blisko, by nazwać go przyjacielem,
znajomym - owszem, kolegą na pewno, ale przyjaciel był zbyt wielkim słowem,
by mógł kogoś tak nazwać. Jego przyjaciółmi były jego rośliny, tylko one go
rozumiały, one go potrzebowały, bez niego nie mogłyby żyć. Ta właśnie myśl
podtrzymywała go na duchu, wiedział, że ktoś go potrzebuje, nawet jeśli to
była tylko flora.
- Cześć, czy tu jest wolne? - spytała oczechowooka
piękność
- Tak, siadaj, Hermi.
-Yy… Sorry, ale czy my się
zna… Jezu, Neville, to ty????!!!!!
- A kogo
się spodziewałaś, księcia z bajki?
Dziewczyna wyglądała na wstrząśniętą,
patrzyła na niego z otwartymi ustami, jakby chciała coś powiedzieć, ale za
bardzo nie wiedziała co. W końcu coś z siebie wykrztusiła, nadal zdziwionym
głosem:
- Zmieniłeś się i to bardzo, ledwo cię poznałam.
Tak,
zmienił się, to wiedział na pewno, nie tylko w środku, ale też na zewnątrz.
Kiedy wrócił do domu na pogrzeb, miesiąc wcześniej niż inni uczniowie, był
pulchnym, roztrzepanym chłopcem, tak, wtedy był jeszcze chłopcem, ale teraz
był już mężczyzną , dużo szczuplejszym i lepiej zorganizowanym mężczyzną.
Nagle do przedziału wdarli się Harry i Ron.
- No i co, wolne, bo
musimy zostawić gdzieś graty i lecieć do przedziały prefektów, by jak zwykle
wysłuchać pogadanki - zwrócił się piegowaty prefekt do swojej dziewczyny.
Następnie jego spojrzenie pospiesznie omiotło przedział, na chwilę
zatrzymując się na przystojnym brunecie siedzącym przy oknie i rzucając mu
tylko krótkie „cześć”, następnie znów wpatrując się w panią
prefekt naczelną Hogwartu. Dziewczyna tylko lekko pokiwała głową, nadal
wpatrując się we wspomnianego bruneta. Chłopak, zdziwiony reakcją
dziewczyny, też spojrzał na postać przy oknie.
-
Neville???!!! - spytał czarnowłosy.
- Mnie też miło was
widzieć… - odpowiedział z sarkazmem.
Zmienił się także jego
charakter, już nie był tak bojaźliwy jak w poprzednich latach, nabrał sporo
pewności siebie, a jego ton stał się pełen ironii, a czasem nawet kpiny.
- Yy… Sorry, po prostu cię nie poznałem.
- Spox, nie jesteś
pierwszy - tu spojrzał na miłość swojego siedemnastoletniego życia, a ta
spłonęła ślicznym rumieńcem, od którego zrobiło mu się gorąco.
W ciągu
następnej godziny Ron i Hermiona zdążyli wrócić z przedziału prefektów,
najwyraźniej zahaczając o łazienkę lub inny spokojny kącik (o ile można taki
znaleźć w pociągu pełnym uczniów), bo dziewczyna wróciła potargana i ze
ślicznym rumieńcem na obu policzkach, natomiast on miał źle zapiętą koszule
i niedosunięty rozporek, na co Harry szybko zwrócił mu uwagę. Po następnej
godzinie podróży, kiedy wyczerpały im się wakacyjne tematy o tym, co przez
ten czas robili, drzwi do przedziału nagle otworzyły się z impetem i pojawił
się w nich nikt inny jak Draco Malfoy. Wróg numer dwa (numer jeden ma
Sam-Wiesz-Kto) ich wszystkich razem i każdego z osobna.
- O, kogo my tu
mamy, bliznowaty, śmieciarz i, oczywiście, naczelna szlama Hogwartu -
wysyczał dosyć wysoki i dobrze zbudowany blondyn, lustrując spojrzeniem
figurę jedynej dziewczyny w tym jakże oryginalnym gronie. Jego dwaj goryle,
stojący za nim murem, zaśmiali się obleśnie.
- Odp***dol się, Malfoy -
odezwał się rudy, zaniepokojony wzrokiem, jakim ten arystokrata wpatruje się
w jego dziewczynę.
- Weasley, kultury cię matka nie nauczyła, a może i
na to was nie stać?
Tego było za wiele. Już miał coś odpowiedzieć, gdy
nagle za jego plecami odezwał się znudzony męski głos:
- Malfoy, z
każdym rokiem stajesz się coraz bardziej nudny, może byś dla odmiany dał
sobie spokój i zabrał stąd jak najdalej tą swoją czystą krew?
- A ty to
niby, kim jesteś, że sobie pozwalasz tak do mnie mówić? - spytał lekko
zszokowany nieznanego mu chłopaka, dotąd siedzącego przy oknie, który teraz
podniósł się z ostrzeżeniem w oczach i odpowiedział:
- Kimś, kto ma cię
serdecznie dość i zaraz ci to udowodni, jeśli się stąd szybko nie
zabierzesz.
- Longbottom, to ty? - Widać było szok na jego ślicznej
buźce.
- Powtarzać nie będę! - Chłopak zdawał się nie słyszeć
pytania.
- A co mi zrobisz? Popłaczesz się? Patrzcie, patrzcie, naczelny
tchórz Gryffindoru mi grozi?! - zironizował Malfoy, na co dwa woły za
jego plecami ryknęły przeraźliwym rechotem.
- A żebyś wiedział! - W
tym momencie pięść bruneta wylądowała na jakże prostym nosie blondyna, który
runął na ziemię, najwyraźniej nie spodziewając się ataku. Kiedy tylko prawa
ręka Nevilla skończyła swoje zadanie, owe osiłki, stojące do tej pory za
plecami arystokraty, bez zastanowienia rzuciły się w kierunku bruneta.
Jednak jego towarzysze byli szybsi i zdążyli wyciągnąć różdżki, zanim tamci
ruszyli się z miejsca, a widząc różdżki, cofnęli się ze strachu.
Wiedząc, że w sprawach magii nie może liczyć na tych dwóch matołów,
Draco wstał i trzymając się za krwawiący nos, wycedził przez zęby:
„pożałujesz, Longbottom”, po czym zniknął im z oczu.
Brunet
usiadł z satysfakcją wymalowaną na opalonej twarzy. Wreszcie to zrobił, to,
o czym zawsze marzył i to zanim jeszcze dojechali do szkoły. Teraz czuł, że
wreszcie zrobił coś pożytecznego. Nie bał się jego gróźb, on i tak już nic
mu nie mógł zrobić ani zabrać, bo on już nic nie miał, a przynajmniej tak mu
się wydawało.
Część II – Łazienka prefektów
Po powitalnej uczcie, na której oczywiście nikt go na początku
nie poznawał, wrócił do swojego dormitorium z wyraźną ulgą. Tutaj
przynajmniej uniknie głupich pytań, co mu się stało, że tak się zmienił.
Niestety, zapomniał, że nie mieszka sam. Parę minut po nim do pokoju weszli
jego współlokatorzy, śmiejąc się, opowiadając wakacyjne przygody i nowo
zasłyszane żarty. Jednak on nie miał ochoty na zwierzenia o minionych
miesiącach, nie miał o czym opowiadać, to był najgorszy okres w jego życiu,
nie tylko ze względy na śmierć jego babki, ale na to, co było potem. Nie,
nie chciał o tym teraz myśleć, chciał to przespać, a rano obudzić się takim,
jakim był, zanim to wszystko się wydarzyło. Tylko że nie mógł spać przez
chichoty dobywające się zza kotary jego łóżka, nie żeby przeszkadzał mu
hałas, do tego akurat był przyzwyczajony. Spać nie pozwalał mu rodzaj tych
dźwięków, były takie niewinne, czyste, oni nie znali okrutnego świata
znajdującego się poza murami tego zamku, w przeciwieństwie do niego. Lecz
nawet kiedy dźwięki ucichły, on nadal leżał z otwartymi oczami, rozmyślając,
jak teraz będzie wyglądać jego egzystencja na tym świecie i jak mogłaby
wyglądać.
Pierwsze trzy tygodnie szkoły minęły mu przede wszystkim na
unikaniu ciekawskich uczniów i tłumaczeniu nauczycielom, że to naprawdę on.
Jego nowy wygląd wywołał sensację, ludzie, a przede wszystkim płeć żeńska,
zaczęli go nagle zauważać. Niby powinien się z tego cieszyć, ale mimo to coś
mu nie pasowało, nie wiedział tylko co. Jeśli chodzi o naukę, to jego
średnia nagle wystrzeliła w górę jak z procy. Wreszcie zaczęło mu się coś
udawać. Nawet eliksiry nie wydawały się takie złe teraz, kiedy opanował
materiał, no, może poza pierwszą lekcją. Otóż kochany Severus Snape niemalże
wyrzucił go z zajęć. Na szczęście udało się przekonać pana profesora o
tożsamości biednego Nevilla, jednak chyba mu do końca nie uwierzył,
szczególnie że ten nie wysadził w powietrze swojego kociołka, a wręcz
przeciwnie, jego eliksir nadawałby się jako przykład książkowy.
Zauważył
jednak, że nie tylko on się zmienił, chodzi przede wszystkim o Lunę Lovegood
z Ravenclawu. Nie wywoływała ona takiej sensacji jak on, zresztą niewiele
osób zauważyło jej zmianę, zapewne dlatego, że nadal zachowywała się i
ubierała jak dziwoląg. Przede wszystkim dojrzała, nie była już deską z
roztrzepaną czupryną, jej włosy zaczęły się układać, a ich kolor zrobił się
wyraźniejszy i taki jakby weselszy, śmielszy. Jeśli natomiast chodzi o jej
figurę, to nabrała kobiecych kształtów. Neville wiedział, że nie mogła to
być nagła zmiana, on sam nigdy przedtem tego nie zauważył aż do pewnego
wydarzenia.
Otóż nasz bohater nienawidził dwóch rzeczy, po pierwsze,
ciasnoty, po drugie, pośpiechu, niestety, te dwie rzeczy miał zagwarantowane
w łazience przy swoim dormitorium. Uwielbiał długie kąpiele w wannie pełnej
piany, czego nie mogła zapewnić mu wspomniana wyżej łazienka. W związku z
czym ten na pozór grzeczny chłopczyk wymykał się w środku nocy z wieży
Gryffindoru w pelerynie-niewidce, pożyczonej od jednego ze współlokatorów, w
celu odprężenia się i zrelaksowania w łazience prefektów. Jednakże okazało
się, że nie tylko on wpadł na taki pomysł. Kiedy przemierzał tak korytarze,
niewidzialny dla ludzkiego oka, zauważył, że zza obrazu Borysa Szalonego
(gdzie znajdowało się wejście do oazy spokoju, jaką w tym momencie była
cicha i przytulna łazienka prefektów) wyłania się dość niezgrabnie jakaś
postać, która najwyraźniej po zatrzaśnięciu się obrazu miała jakiś problem.
Ponieważ szamotała się tam jakieś dziesięć minut, zanim ukryty parę metrów
dalej za jakąś okropną zbroją brunet nie zebrał się w sobie i nie postanowił
sprawdzić owo niecodzienne zjawisko. Kiedy podszedł bliżej, zorientował się,
że postać jest niewątpliwie dziewczyną, a raczej kobietą, siłującą się z
białym, puchowym ręcznikiem, przytrzaśniętym przez drzwi. Już miał się
roześmiać, kiedy usłyszał kroki dochodzące z sąsiedniego korytarza. Nie
zastanawiał się ani chwili, złapał groteskową postać, jedną ręką zakrywając
jej usta, a drugą obejmując w talii, unieruchamiając przy okazji jej ręce.
Szepnął jej do ucha, by była cicho, jeśli chce wyjść z tego cało i ręką z
ust dziewczyny ukrył ich oboje pod zasłoną niewidzialności. Zapewne gdyby
miał tak blisko siebie dziewczynę z takim ciałem w innej sytuacji, cieszyłby
się z tego, jednak teraz zdecydowanie wolałby być sam. Szczególnie że już
rozpoznał, przed kim się kryją.
Otóż korytarzem w kierunku niewidzialnej
pary zmierzał nikt inny, jak tylko naczelny gnębiciel uczniów Hogwartu,
Severus Snape we własnej osobie, a za nim człapał Filch, Było to najgorsze
zestawienie, jakie ktoś mógł wymyślić.
- To tu słyszałem jakieś hałasy,
to na pewno Irytek - oświadczył woźny.
- Wątpię, gdyby to był on, już
cały Hogwart byłby na nogach, to na pewno jakiś uczeń… - powiedział
spokojnie profesor, a następnie już głośniej zawołał: - POTTER, to ty, wiem
o tym, wyłaź, gdziekolwiek jesteś!!! I tak cię dopadnę, ty
ofermo…
Obydwoje wstrzymali oddech, słyszeli już wyraźne głosy tuż
za swoimi plecami.
-Musi gdzieś tu…
Jednak mistrz eliksirów
nie skończył zdania, gdyż do ich uszu doszedł odgłos metalu uderzającego o
kamienną posadzkę, a oczom ukazała się stara, lekko zardzewiała zbroja,
zdążająca w ich kierunku. Snape unieruchomił ją i z rozczarowaniem wypisanym
na twarzy odwrócił się w stronę lochów, i zmiął w ustach parę niemiłych
przekleństw.
Odetchnęli z ulgą, myśląc, co mogłoby się stać, gdyby nie
ta zbroja. Kiedy już Neville upewnił się, że nie ma nikogo w pobliżu, zdjął
z dziewczyny pelerynę i dopiero teraz zauważył, kim ona jest.
-Luna?! Co ty tu, do cholery, robisz?!
-To samo co ty.
-Dobra, nieważne, zmywajmy się stąd, zanim znowu ktoś przyjdzie.
-To
raczej trudne w mojej obecnej sytuacji.
W tej chwili zdał sobie sprawę,
że dziewczyna nadal siłuje się z przytrzaśniętym ręcznikiem, nie mając nic
pod spodem. Z rezygnacją zdjął z siebie górę od jedwabnej piżamy i podał
dziewczynie, której oczom ukazał się teraz umięśniony tors mężczyzny.
-
Masz. - Ale ona tylko spojrzała nieufnie.
- Przecież cię nie ugryzie, a
chyba tak nie wrócisz?!
- Dlaczego mi pomogłeś?
- Teraz nie pora
na takie pytania, wskakuj w to i nie marudź!!
Dziewczyna wzięła
część garderoby mężczyzny i kiedy się odwrócił, puściła ręcznik, zarzucając
ją na siebie. Następnie udali się u kierunku swoich domów, na początku idąc
razem, a kiedy mieli się rozdzielić, ona znów zadała mu pytanie:
-
Dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- No, pomogłeś mi.
- To chyba
normalne.
- No, może i gdyby to był ktoś inny to tak, ale ty pomogłeś
MI.
- A czym TY tak bardzo się różnisz, że miałbym nie pomóc akurat
tobie?
- No, jestem Pomyluna.
- Ii…?
- Nieważne, w każdym
razie dzięki, jakbym mogła ci jakoś pomóc, to wal śmiało.
- Tak
właściwie to jest jedna rzecz, w której mogłabyś mi pomóc - powiedział z
dziwnym błyskiem w oku, lustrując dokładnie jej figurę. Nie była modelową
pięknością, ale było na czym oko zawiesić. Jego koszula sięgała jej prawie
do kolan i mimo iż była o wiele za duża, to na jedwabnym materiale
odkształcały się wyraźnie jej jędrne i dosyć duże piersi.
- Nie rób
sobie ze mnie żartów, dobra? Nie mam na to najmniejszej ochoty. - Widać
było, że nie wzięła jego słów na poważnie. Odwróciła się, ale zanim zarobiła
krok, usłyszała odpowiedź.
- O, przepraszam, ja w tych sprawach nigdy
nie żartuję. - Uśmiechnął się złowieszczo, podszedł do dziewczyny i objął ją
w pasie, przyciskając do siebie jej apetyczne ciałko. Ustami zaczął pieścić
jej szyję, a długie palce zaczęły gładzić jej płaski brzuch. Nie była w
stanie nic zrobić poza szybkim wciągnięciem powietrza, kiedy jego ciało
dotknęło jej delikatnej skóry. Nie była w stanie jasno myśleć, kiedy męskie
dłonie zaczęły błądzić po jej ciele, a usta całować jej kark, szyję i
ramiona, schodząc coraz niżej. Lecz kiedy tylko z jej ust dobył się pierwszy
jęk rozkoszy, szepnął do niej: „Ja nie żartowałem” i delikatnie
przygryzł płatek jej ucha, a następnie po prostu odszedł i nawet się nie
obejrzał, zostawiając oniemiałą kobietę. Tak naprawdę na początku żartował,
ale rozeźliła go tylko, nie ufając jego słowom. Teraz postanowił wykorzystać
ten „dług wdzięczności”, szczególnie że widział, że jej to też
się podobało. Jednego był pewien: tej nocy już żadne z nich nie
zaśnie.
Poprawiłam "nie tak" i
jedno a.
Podoba mi się, dobrze piszesz, nie
widziałam błędów. Fabuła jest całkiem całkiem, moim zdaniem masz możliwość
zaskoczyć czymś czytelnika. Pozostaje mi tylko czekać na następną część i
zobaczyć, czy tego opowiadania nie zwaliłaś...
dziwne wrażenie czyżby-->
Spinacz=Aleksa...
QUOTE |
dziwne wrażenie czyżby--> Spinacz=Aleksa... |
jak was to gryzie poproście moda o
sprawdzenie IP
Przepraszam, ale czy to miała być sugestia,
że to niby ja sama napisałam sobie komentarz?
Jeśli tak, to musze cię rozczarować, ale mam tu tylko jeden profil, jako
Aleksa, więc takie insynuacje są niedorzeczne. Jeśli uważasz inaczej niż
Spinacz, to przykro mi. Napisz raczej co sam(a) sądzisz, a nie posądzaj
innych o oszustwo. Nie wszyscy muszą mieć takie samo zdanie jak ty. Dodam
jeszcze, że ciesze się, że choć trochę podobają się moje wypociny.
Fumusek chyba będziesz musiala dopisać do
Nick`a Fuusek - to dziewczyna .. bo jak na razie to wszyscy Cię mylą
A co do fick`a to ocenię go jutro bo nie mam za bardzo
humorku. Pozdrówka. Papa
Jest całkiem niezłe czekam na
>>>parta i może wyjdę na debila ale wolę huncwotów albo
"normalna kolej rzeczy".
Mmmm... Całkiem interesująco się
zapowiada. Wielki plus za to, że w końcu jakieś inne postacie grają główne
role. A nie ciągle Potter, Malfoy, albo Granger. To stawało się nudne. A
cos, czego nie widzę - Neville taki? Ale w końcu to fan fick
Weny w pisaniu
QUOTE (Aleksa @ 18.08.2004 22:06) |
Przepraszam, ale czy to miała być sugestia, że to niby ja sama napisałam sobie komentarz? Jeśli tak, to musze cię rozczarować, ale mam tu tylko jeden profil, jako Aleksa, więc takie insynuacje są niedorzeczne. Jeśli uważasz inaczej niż Spinacz, to przykro mi. Napisz raczej co sam(a) sądzisz, a nie posądzaj innych o oszustwo. Nie wszyscy muszą mieć takie samo zdanie jak ty. Dodam jeszcze, że ciesze się, że choć trochę podobają się moje wypociny. |
QUOTE |
proszę się nie tak [hę? ]wyrażać w tej szkole, bo będę zmuszona powiadomić opiekuna pańskiego domu, a na razie minus dziesięć punktów dla Slytherinu. A teraz proszę się rozejść, a pan Longbottom uda się |
QUOTE |
tylko znajdzie się w zasięgu jego wzroku lub choćby węchu. |
QUOTE |
Wróg numer dwa (numer jeden ma Sam-Wiesz-Kto) |
no niezle, niezle....podoba mi sie to ze
wzgledu na to ze Neville jest postacia 1planowa...mam takie wrazenie ze
moglabys dopisac tu jeszcze kilka rzeczy....troche tez za szybko akcja
idzie, no ale nie wszyscy musza sie z tym zgadzac....czekam na parta
Część III - OPCM
-
Witam serdecznie zarówno nowych, jak i starszych uczniów. Tym razem
pozwolicie, że wygłoszę parę słów, zanim napełnicie sobie brzuchy -
powiedział staruszek z niespotykanie długą i białą brodą, wstając z krzesła
przy stole ustawionym w poprzek ogromnej sali z tysiącem świec i
zaczarowanym sklepieniem, po czym wygłosił swoje coroczne przemówienie, a na
zakończenie dodał jeszcze kilka dość istotnych zdań: - Jeśli chodzi o
tegoroczną Obronę Przed Czarną Magią, uczyć was będzie profesor Severus
Snape, jednak tylko tymczasowo, gdyż za miesiąc przybędzie na to stanowisko
nowy nauczyciel.
Po sali przeszedł szept, a na twarzach większości
uczniów widać było jawną panikę, szczególnie tych siedzących przy stole Domu
Lwa. Przerażenia nie okazali tylko uczniowie Domu Węża, oni wydawali się
wręcz zadowoleni z faktu, że ich opiekun poprowadzi z nimi jeszcze jeden
przedmiot, choćby tylko przez miesiąc.
Wielu uczniów, mimo iż na
obronie znali się jak mało kto w ich wieku, to na te lekcje chodzili od tej
pory z ciężkim sercem. Mowa tu przede wszystkim o pewnym czarnowłosym
Gryfonie i jego dawnej Gwardii Dumbledore’a. Niewątpliwie należał też
do niej pewien brunet, w pośpiechu przemierzający szkolne korytarze jakieś
trzy tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego. Przemierzał je w szaleńczym
pędzie, spóźniony właśnie na lekcje OPCM. Biedaczek zaspał z powodu zbyt
interesujących wydarzeń poprzedniego wieczoru.
Gdy dotarł do klasy ze
znienawidzonym nauczycielem, otworzył ostrożnie drzwi i wsadził głowę do
pomieszczenia w nadziei, że niezauważony wślizgnie się na swoje miejsce.
Obejrzał dokładnie pomieszczenie, ale prócz uczniów nie zauważył nikogo,
więc wszedł po cichu. Zamknął za sobą drzwi i już miał usiąść na swoim
stałym miejscu, kiedy za plecami usłyszał zimny, złowieszczy i mrożący krew
w żyłach szept.
- Longbottom, czy uważasz się za aż tak ważną personę,
żebyśmy mieli czekać na ciebie w nieskończoność?
- Nie, profesorze.
Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.
- No, ja myślę, minus
dziesięć punktów dla Gryfindoru.
- Za co?! - Nie wytrzymał, to była
jawna niesprawiedliwość. - To przecież tylko parę minut.
- I o parę za
dużo, Longbottom, minus dwadzieścia.
Neville już otwierał usta, żeby
odpyskować coś temu tłustowłosemu gburowi, ale nie zdążył. Drzwi do klasy
nagle się otworzyły i pojawiła się w nich profesor McGonnagal.
-
Severusie, mogę cię na moment prosić?
- Jestem zajęty, Minerwo, przyjdź
po lekcji - odwarknął, nadal zerkając złowrogo na Nevilla.
- Jestem tu
na polecenie dyrektora.
- Nie mogę zostawić ich samych - rzekł
rozdrażniony i wskazał na klasę.
- Ja z nimi zostanę.
- Dobrze, już
idę. Przeczytajcie szósty i siódmy rozdział - zwrócił się do uczniów.
I
ku uldze wszystkich, a przede wszystkim brązowookiego, opuścił klasę i nie
wrócił do końca lekcji. Wszystkich zaciekawiło to nagłe wezwanie ich
profesora, jednak już na kolacji wszystko się wyjaśniło. Okazało się bowiem,
że do szkoły zawitał właśnie nowy nauczyciel Obrony, a raczej nauczycielka.
Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, zobaczył, że przy stole nauczycielskim
siedzi zgrabna blondynka w jedwabnej, zapewne bardzo kosztownej szacie.
Rozejrzał się po sali i stwierdził, że mimo iż wszyscy uczniowie z
zaciekawieniem przyglądali się owej kobiecie, to kilku jakby zaniepokoiła.
Była to przede wszystkim święta trójca, której członkowie i członkini
przyglądali się wręcz z przerażeniem owej kobiecie. Dziwiło go także
zachowanie sporej grupy Ślizgonów, którzy usilnie próbowali się czegoś
dowiedzieć od swojego blond bóstwa, które teraz wyraźnie zapomniało, jak się
mówi, i z rozwartym otworem gębowym wpatrywało w ową platynową piękność.
Kiedy tylko wszyscy usiedli, wstał Dumbledore, by wygłosić jakiś ważny
komunikat.
- Moi drodzy, jak już mówiłem na początku roku, w
październiku miał się pojawić nowy profesor Obrony Przed Czarną Magią. Na
szczęście nieoczekiwanie wasza nowa nauczycielka pojawiła się tydzień
wcześniej niż przed planowanym przyjazdem. Przedstawiam wam profesor Narcyzę
Malfoy.
Ze wszystkich stron dało się słyszeć: „Malfoy? Z tych
Malfoy’ów?!”, a Dracona teraz już cały stół Ślizgonów
wypytywał i szturchał, byleby się czegoś dowiedzieć. Jednak on wyglądał na
tak samo, jak nie bardziej, zszokowanego tym, że jego matka ma uczyć w tej
szkole i tylko wzruszał ramionami. Sam Neville też był zaskoczony, ale nie
aż tak, jak latorośl jego nowej profesorki. Co prawda słyszał, że po śmierci
Lucjusza Malfoya jego rodzina straciła sporo ze swego majątku, ale aż tyle,
żeby wdowa musiał podejmować się pracy tak słabo opłacalnej? Zdecydowanie
coś mu nie pasowało w tej całej historii, ale nie dociekał tego zbytnio, w
końcu to nie była jego sprawa. Miał jeszcze masę pracy domowej, więc udał
się do biblioteki. Skończył na chwilę przed tym, zanim pani Prince zaczęła
wyganiać uczniów. Jednak nie dane mu było szybko wrócić do swojego
dormitorium. Idąc korytarzem, myślał o Hermionie, wyobrażał sobie, że ona
kiedyś zrozumie, iż to jemu jest tak naprawdę pisana i odejdzie od tego
piegusa, zobaczywszy w nim wreszcie mężczyznę. Nagle te słodkie marzenia
przerwał mu jakiś hałas dochodzący zza rogu, a konkretnie, jak się za chwilę
zorientował, dwa głosy oddające się zażartej dyskusji albo raczej kłótni.
- Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć?! Jak długo to ukrywałaś?1 Jak
mogłaś mnie tak okłamywać, jestem twoim synem, do cholery, komu jak komu,
ale mnie możesz chyba zaufać?! - Neville od razu rozpoznał ten głos.
- Draco, proszę, wysłuchaj mnie…
- Czego mam słuchać?!
Twoich głupich wykrętów? Przez ciebie wyszedłem na kompletnego idiotę!
Brunet już miał zamiar odwrócić się i odejść, gdy do jego uszu dotarł
ponownie uspokajający głos kobiety, jego ciekawość, zarówno ta wrodzona, jak
i nabyta przez częste przebywanie z Potterem, nie wytrzymała i kazała mu
zostać.
- Synku, uspokój się, przecież nic się takiego nie stało…
- Jak to się nic nie stało?! Upokorzyłaś mnie przed całą szkołą, a
na dodatek okłamałaś!!! - wykrzyczał chłopak.
- DRACO -
odrzekła już nieco głośniej - natychmiast przestań, to ci wszystko
opowiem! Nic ci nie powiedziałam ze względu na moje i twoje
bezpieczeństwo, wierz mi, nigdy bym cię specjalnie nie okłamała. I nigdy
więcej nie podnoś na mnie głosu!
- Przepraszam, nie chciałem tak
krzyczeć. - Nevilla zamurowało, nie słyszał jeszcze nigdy, żeby Draco Malfoy
kogokolwiek przepraszał. Widocznie matka była dla niego dużym autorytetem, z
którym niewątpliwie się liczył. Z wrażenia aż torba wyleciała mu z rąk i
narobiła hałasu. W tym momencie głosy umilkły, a blondynka nagle wyrosła
przed nim, kiedy ten podniósł wzrok.
- Draco, idź do mojego gabinetu,
zaraz skończymy rozmowę - rzuciła do syna, a kiedy ten zniknął, skręcając w
prawy korytarz, odezwała się znowu, tym razem zimnym i niemiłym tonem: - Jak
się nazywasz, chłopcze?
- Neville Longbottom, pani profesor.
- Z
którego jesteś domu, chyba muszę poważnie porozmawiać z twoim opiekunem, bo
nie jest rzeczą normalną, żeby uczeń podsłuchiwał swojego nauczyciela, i
chyba powinieneś o tym wiedzieć.
- Z Gryffindoru, ale ja nie…
- O nic więcej cię nie pytałam, możesz iść, ale zgłosisz się do mojego
gabinetu we wtorek po kolacji, żeby odrobić szlaban. Zrozumiałeś?
- Tak,
pani profesor.
Odwrócił się i poczłapał w stronę swojego
dormitorium.
Poprzednia część była lepsza
a ta może być Powodzenia i dla ciebie
Ogółem spoko chociaż akcja ostatniego partu trooooochę
zaaaa wooooooooooolna.
A dla mnie akcja dzieje się w sam raz.
Part jest lepszy od poprzedniego. Mam nadzieję że szybko dasz next part`a.
Pozdrówka.
Część IV - Szlaban
Stał
przed drzwiami jej gabinetu, zastanawiając się, co go tam czeka. Pierwszą
lekcję z tą kobietą miał mieć dopiero w środę, więc nie wiedział, jaki ma
charakter. Mógł to ocenić jedynie po pierwszej rozmowie z nią, która nie
wyszła za dobrze i chyba nie wywarł na niej zbyt pozytywnego wrażenia.
Oczywiście próbował się czegoś dowiedzieć od innych klas, które miały już
zaszczyt mieć z nią zajęcia, ale dużo mu to nie dało, bo każdy mówił, co
innego. Jedni powtarzali, że jest doskonałą nauczycielką, a inni skarżyli
się na masę zadań domowych, jakie im dała. Jedno tylko udało się mu ustalić:
otóż potrafiła wbić wszystko do głów nawet największych matołów. Otóż od
Puchonów, którzy mieli lekcję ze Ślizgonami, usłyszał, że nawet Crabbe i
Goyle niemalże opanowali zaklęcie expelliarmus, które, nawiasem mówiąc,
powinni umieć już dawno. Podobno tak się za nich wzięła, że musieli pracować
od piątku, kiedy mieli z nią pierwszą lekcje, do poniedziałku, kiedy to
mieli mieć następną, inaczej zagroziła, że ich wywali ze swoich zajęć.
Wszyscy wiedzieli, że dostali się na nie ze względu na znajomości swoich
ojców, a ich nowa nauczycielka była dobrą znajomą seniorów, więc mogli nic
sobie z tego nie robić, dlatego dla wszystkich był to poważny wstrząs, kiedy
okazało się, że oni wzięli to na poważnie i nauczyli tego zaklęcia.
Jeszcze przez chwilę zmagał się z pragnieniem odwrócenia się na pięcie i
pójścia do swojego dormitorium, ale jak tylko pomyślał, że będzie się musiał
później solennie z tego tłumaczyć, zebrał się w sobie i zapukał do drzwi.
Gdy do jego uszu doszło ciche „Proszę”, z ciężkim sercem
nacisnął klamkę. W końcu robił już rzeczy wymagające więcej odwagi niż
wejście do gabinetu nauczycielki, choć w tej chwili właśnie to go niepokoiło
i sam nie wiedział czemu. Kiedy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się jasny
pokój, urządzony w iście arystokratycznym stylu, bez zbędnych ozdóbek i
bibelotów. Pomieszczenie przypominało raczej prywatny gabinet w ogromnej
willi niż małe pomieszczenie za salą do Obrony - czym z całą pewnością było.
Na środku stało bardzo stare i niewątpliwie bardzo drogie antyczne biurko,
przy którym z jednej strony stało ciemne drewniane krzesło, a z drugiej dwa
duże, bordowe fotele, oczywiście nie gorszej jakości niż biurko. Białe
ściany zakryte były po części starymi podobiznami jakichś przerażających
czarodziei, zapewne przodków. Resztę wolnego terenu zajmowały regały pełne
starych, lecz zadbanych ksiąg, które, jak wszystko w tym pokoju, musiały być
bardzo cenne. Przy jednym z nich stała dość wysoka i bardzo szczupła, a
wręcz chuda blondynka z lekko zapadniętymi policzkami i bladą cerą. Jej
ciemnogranatowa szata była trochę za duża, co nie odbierało jej postaci ani
trochę klasy, ale świadczyło, że kobieta w krótkim czasie sporo schudła.
„Pewnie ze zmartwienia” - pomyślał chłopak. Jego rozważania
przerwał zimny i ostry głos nauczycielki.
- Proszę wejść i usiąść, panie
Longbottom. – Wskazała na jeden z foteli przed biurkiem.
Kiedy
Neville wykonał polecenie, ona nie usiadła po drugiej stronie mebla, ale
zaczęła krążyć po gabinecie, najwyraźniej czegoś szukając.
-Panie
Longbottom, czy mogę się dowiedzieć, co takiego interesującego było w mojej
rozmowie z synem, że musiał pan tego koniecznie posłuchać?
-Ale to nie
tak, ja tylko… - Próbował się odwrócić, by dojrzeć wyraz jej
bladoniebieskich oczu.
- Nie kłam i się nie kręć, nie jestem taka
głupia, żeby się nabierać na gatki w stylu „to nie moja wina, tak
naprawdę jestem święty”. Zrozumiałeś?
- Tak - odpowiedział z
rezygnacją.
- Dobrze, więc pytam jeszcze raz: dlaczego nas
podsłuchiwałeś?
- Z ciekawości - przyznał ze wstydem i wlepił wzrok w
blat biurka.
- Z ciekawości, mówisz, a nikt cię nie nauczył, że
„ciekawość to pierwszy stopień do piekła”? I wiesz co? Ja ci to
piekło z przyjemnością zapewnię!
Te słowa przeraziły go, co
właściwie takiego zrobił, żeby ta kobieta się aż tak na nim wyżywała? Nie
spytał jej jednak o to, wolała się jeszcze bardziej nie narażać.
- Jak
myślisz, jaka kara oduczyłaby cię takiego zachowania, co byłoby dla ciebie
odpowiednie, Longbottom?
- Eee... - zdziwiło go to pytanie, więc nic
innego nie przyszło mu do głowy.
- Elokwentna odpowiedź, Longbottom, ale
skoro ty sam nie wiesz, to chyba jednak ja coś wymyślę. Hm... Pomyślmy...
Wiem. – Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oczach i podłym
smirkiem na wąskich ustach. Najwyraźniej chciała jeszcze coś powiedzieć, ale
w tym momencie na parapecie usiadł czarny puchacz o nienaturalnie białych
oczach bez jakiegokolwiek śladu źrenic. Kobieta szybko podeszła do okna i z
zaniepokojonym wyrazem twarzy odwiązała małą karteczkę, przyczepioną do
nóżki zwierzęcia. Przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy odczytywała
tekst wypisany na pożółkłym kawałku pergaminu, a następnie znów zwróciła się
swoim zwykłym chłodnym tonem do zdenerwowanego młodzieńca.
- Dzisiaj ci
odpuszczę, ale będziesz mi coś winien, a teraz wyjdź. – Pokazała na
drzwi i odwróciła się w stronę okna, ponownie zanurzając w lekturze listu.
Neville odetchnął z ulgą, kiedy tylko znalazł się za drzwiami jej
gabinetu. Jeszcze przez chwilę zastanawiał się, co też było tak pilnego, że
mu odpuściła, ale zaraz przypomniał sobie, że on też ma swoich dłużników, a
dokładnie jedną Krukońską „dłużniczkę” i właśnie teraz miał
ochotę odebrać swoją należność. Na ustach wykwitł mu złowieszczy smirk, a w
oczach zapłonęły figlarne ogniki. „Tak, Luno Lovegood, dzisiejszej
nocy spłacisz swój dług wdzięczności” - wymamrotał i z zadowoleniem
wypisanym na twarzy udał się w kierunku sowiarni.
szczerze nawet nie czytałam odstraszył
mnie prolog na jaką cholere uzywarz wulgaryzmów??? myslisz ze jak napiszesz
pier....ć do nikt sie nie zczai że to przekleństwo ja nie jestem swięta
bardzo często tak pisze w normalnych postach ale to jest opowiadanie to jest
pewnego rodzaju sztuka a nie jakieś nie wiadomo co przeklinaj sobie gdzie
chcesz ale nie pisząc ficki bo to odrazajace i nie dojrzałe z twojej strony
jednym słowem ordynarna ochyda a nie opowiadanie!
Mimo wszystko chyba nie powinnaś komentować
całego opowiadania na podstawie prologu... Też nie lubię wulgaryzmów
(chociaż te zaprezentowane tutaj nawet sie nie umywają do tego co słychać w
rozmowach między rówieśnikami bohaterów...) - ale najbardziej nie lubię
błędów ortograficznych. Nie cierpię i nienawidzę. A używanie wulgaryzmów,
wygwiazdkowanych zresztą znacznie mniej mi przeszkadza niż 'ochydy'
i inne tego typu kwiatki. Widać każdy ma swoje odchyły :-)
Co do
opowiadania - fabuła oryginalna, ale bez fajerwerków, za to styl naprawdę
dobry.
EDIT: ohyda pisze się przez samo 'h'. Dlatego
'ochyda' mnie razi.
powiem tyle... przeczytałam reszte i tam
nie jest lepiej oczywiście z słownictwem...
naprawde dziwię ci sie że
zakropkowane wulgaryzmy rażą cie mniej niz zwykła ,,ochyda,, na dodatek
uzyta do skomentowania czegos bardziej ordynarnego
po przeczytaniu
reszty stwierdzam, że może być.
No jest trochę błędów i rzeczywiśćie
prolog nie był zachęcający ale ten może być.Pierwszy raz widze,żeby Nevilla
interesowała Luna...A gdy czytałam ten kawałek z Narcyzą która mówiła,że
będzie jej coś winien od razu pomyślałam,że mówi o tym co Neville teraz chce
zrobić z Luną....
Ogółem jest spoko.
Ostrzeżenie: Parcik zawiera scenki przeznaczone, tylko i wyłącznie, dla osób pełnoletnich.
Miłego czytania życzę i zapraszam do komentowania.
Część V – Dług
Czekając, przechadzał się wszerz ciemnego korytarza oświetlonego tylko blaskiem paru ledwo tlących się świec, które dawały jedynie blade światło, niepozwalające zobaczyć nic, co byłoby dalej niż na metr. Z tego powody idąc tu, przystojny siedemnastolatek z Domu Lwa doznał kilku bolesnych spotkań z zimną podłogą ogromnego zamczyska, w którym znajdowała się kobieta z jego najskrytszych marzeń. Jednak tę noc miał spędzić z kimś innym.
Wprawdzie Luna nie była tak piękna i inteligentna jak Hermiona, ale w końcu też była kobietą i w gruncie rzeczy wartą zainteresowania, a on był młodym mężczyzną z wieloma niezaspokojonymi pragnieniami. Był w końcu samcem i jako taki nie mógł przegapić tak wspaniałej okazji na rozładowanie swojego napięcia.
Gdy usłyszał odgłos kroków, nauczony wcześniejszymi doświadczeniami postanowił na wszelki wypadek na razie nie zdradzać swej obecności, w związku z czym schował się pod pożyczoną peleryną. Ku jego uldze kroki nie należały do wysokiego mężczyzny o tłustych włosach ani wielbiciela kotów i porządku, ale do zgrabnej blondynki, która najwyraźniej kogoś szukała.
- Gdzie on, do cho*lery, jest. Nie po to wychodziłam z ciepłego wyrka, żeby teraz na niego czekać w tym zimnym, piep***nym korytarzu. Jak dostanę zapalenia płuc, to go zaskarżę! Ja pier**lę, ale tu piź*dzi. – Dziewczyna zdawała się byś rozeźlona, mówiła sama do siebie i trzęsła się jak osika (zapewne z zimna).
- No, no, no… nieładnie. Tego się po tobie nie spodziewałem, zawiodłaś mnie – powiedział brunet, ujawniając swoją obecność zdezorientowanej dziewczynie. – Takie zachowanie nie przystoi damie.
- Do twojej wiadomości: nikt nie powiedział, że jestem damą. Więc lepiej uważaj, bo jeśli nie potrafisz sensownie uzasadnić, dlaczego wzywasz mnie tu w środku nocy, to nie ręczę za siebie i mogę zachować się bardzo nieelegancko – niemalże wysyczała dziewczyna.
- Grozisz mi? – zapytał dość poważnie, podchodząc bliżej tak, że się trochę przeraziła, ale że nie należała do osób strachliwych, zaraz się opanowała i odpowiedziała:
- A żebyś wiedział. – Chłopak nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem.
– Ty chcesz mi grozić? A co takie maleństwo mogłoby mi zrobić? – I znowu poczynił kilka kroków w jej stronę, tym razem był już na tyle blisko, że mogła poczuć jego męski, uwodzicielski zapach.
- Wiele. To, że jesteś większy, nie oznacza, że masz przewagę. Pamiętaj, że jesteśmy w świecie czarodziejów, a tu wszystko zależy od umiejętności magicznych. – I w tym momencie zorientowała się, że te umiejętności niewiele jej w tym momencie pomogą, bo niezbędne narzędzie do korzystania z nich, a mianowicie różdżka, została na jej nocnej szafce w damskim dormitorium. Wolała jednak nie zdradzać rozmówcy tej informacji, więc postanowiła zmienić temat. – Ale nie przyszłam tu, by się z tobą pojedynkować, dlatego z łaski swojej powiedz mi wreszcie, po jaką cho*lerę przysłałeś mi sowę z prośbą o to spotkanie?
- Naprawdę się nie domyślasz? – Dziewczyna zrobiła zdumioną minę, a Neville pomyślał, że ona nic z tego nie rozumie, więc musi jej przypomnieć. Zbliżył się do niej jeszcze bardziej i choć ona instynktownie się odsunęła, on nie ustępował i poszedł tak blisko, że ich ciała dzieliło jedynie kilka centymetrów naelektryzowanego ich energią powietrza. Wtedy pogładził ją po zimnym policzku, spojrzał jej w oczy i niemalże szeptem powiedział:
- Przyszedłem wyegzekwować dług. – Dziewczynie na moment przestało bić serce, w końcu zrozumiała, o co mu chodziło. Spojrzała na niego z wyraźnym przerażeniem w jasnozielonych oczach.
- A-a-ale n-n-nie zamierzasz chyba… Ja, ja się nie zgadzam, a chyba nie zrobisz tego siłą?! - Dziewczyna próbowała się odsunąć, ale z niewielkim skutkiem, bo po chwili natrafiła plecami na zimną, kamienną ścianę.
- Cóż, jeśli będzie trzeba… - Pochylił się nad nią, zaglądając w pełne przerażenia oczy przyszłej kochanki.
- Jak możesz? Przecież jesteśmy przyjaciółmi, tyle razem przeżyliśmy, a ty chcesz teraz…
- Tak, chcę i to bardzo, bo widzisz, ja przede wszystkim jestem mężczyzną i jako taki mam swoje potrzeby i nie wierzę, że ty też tego nie potrzebujesz. Pamiętam, jak reagowałaś na moje pieszczoty podczas naszego ostatniego spotkania, kiedy byliśmy sami.
-Wtedy nie byłam na to przygotowana, po prostu mnie zaskoczyłeś i nie będziesz mi mówić, czego pragnę! I jest jeszcze jedna różnica, bo, jak sam powiedziałeś, wtedy byliśmy sami, a teraz w każdej chwili ktoś może tędy przejść.
-Dobrze wiesz, że o tej porze nikt się tu nie zapuszcza, ale i tak chyba nie myślałaś, że zrobimy to tutaj, choć z pewnością to też by było interesujące, ale może kiedy indziej, bo na dziś przygotowałem coś innego. – Bez ostrzeżenia wziął ją na ręce i wszedł przez drzwi do Pokoju Życzeń, który uprzednio specjalnie przygotował i którego dziewczyna z pewnością nie zauważyła.
Było w nim tylko jedno małe okienko, które w tym momencie zamiast promieni słonecznych wpuszczało jedynie delikatny blask księżyca, padający na wielkie łoże ze złotymi wykończeniami i bordową jedwabną pościelą, którą zdobiły porozrzucane wszędzie płatki czerwonych róż. Jedynym źródłem światła był pięknie zdobiony kominek, przed którym rozłożony był puchaty biały dywan. Na szafce koło łóżka stała butelka drogiego szampana, a przy niej dwa kryształowe kieliszki. Postawił ją koło kominka, by się ogrzała, a sam otworzył alkohol i nalał go do przeznaczonych do tego naczyń. Widać było, że dziewczyna była zdziwiona zarówno wyglądem tego miejsca, jak i zmianą w zachowaniu chłopaka. Nim się zorientowała i zdążyła pomyśleć o ucieczce, już mężczyzna podawał jej kieliszek ze zmysłowym uśmiechem na twarzy. Spojrzała nieufnie najpierw na niego, a następnie na naczynie.
- No, nie patrz tak, przecież tego nie zatrułem.
- A niby skąd mam wiedzieć?
- Znasz mnie nie od dziś, czy mógłbym zrobić coś takiego?
- Tylko wydawało mi się, że cię znam, ale po tym, co zrobiłeś, zmieniłam o tobie zdanie i chyba tak naprawdę to cię nigdy nie znałam, bo nigdy bym nie pomyślała, że możesz się tak zachowywać i robić takie rzeczy.
- Jakie rzeczy? Jeszcze nic nie zrobiłem, ale nie martw się, zaraz to się zmieni. - W tym momencie Luna musiała nabrać szybko powietrza, bo Neville gwałtownie przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował, błądząc dłońmi po jej delikatnych plecach. Na początku dziewczyna próbowała się bronić, ale już po chwili poddała się, powtarzając ruchy jego języka. Odsunął się od niej, ale tylko po to, by zdjąć z niej czarną szkolną szatę, a jego oczom ukazała się ciemnozielona jedwabna koszulka nocna. Mimo iż była dość skąpa, chłopak uznał, że i tak za dużo zakrywa, więc próbował pozbyć się tego kłopotliwego kawałka materiału, ale dziewczyna znów próbowała się wyrwać z jego mocnego uścisku. Tylko próbowała, gdyż chłopak przyciągnął ją tylko bliżej siebie i zaczął się tym razem powolny i delikatny taniec języków. Kiedy jego usta oderwały się od jej, spojrzał w oczy, nadal lekko zalęknione, ale zasnute już lekką mgiełką pożądania. Muskał ustami alabastrową szyję dziewczyny, z której ust wyrwał się teraz pierwszy jęk rozkoszy. Pozwalał już sobie na coraz śmielsze pieszczoty, zaczął czule całować jej kark, ramiona, schodząc coraz niżej, opuścił jedno ramiączko koszuli, obsypując pocałunkami dekolt kochanki. Spojrzał jej w oczy, szukając tam przyzwolenia na następny krok i nie rozczarował się. Spod na wpół przymkniętych powiek rzuciła mu już nie przerażone, ale oczekujące spojrzenie. Dłużej nie mógł czekać, zsunął i drugie ramiączko, a po chwili ostatnia część jej garderoby ozdobiła śnieżnobiały dywan. Jego oczom ukazał się niezwykle pociągający widok, choć na modelkę by się nie nadawała, to miała ładną figurę, jej piersi były dość duże i jędrne, a biodra apetycznie zaokrąglone. Przejechał dłonią po płaskim brzuchu i klęknął, by go pocałować, przez ciało dziewczyny przeszedł dreszcz, a on ustami przylgnął do jej twardego sutka na prawej piersi i zaczął na przemian kąsać, to jedynie muskać go. Jego ręce poznawały ciało kochanki, a usta zatracały się w smakowaniu jej skóry. Wstał, ponownie wziął dziewczynę na ręce i ułożył na środku ogromnego łoża. Zdjął z siebie koszulę i spodnie, które prawie że pękały pod wpływem napierającej na nie męskości. Został w samych czarnych bokserkach, które teraz nie wydawały mu się już takie luźne. Na powrót zaczął całować delikatną skórę dziewczyny, rozpoczynając tym razem od ust i schodząc coraz bardziej w dół. Dotarł w końcu do kwiatu jej kobiecości i zaczął językiem najpierw delikatnie muskać, aż w końcu intensywnie zanurzać się w jej jedwabnym wnętrzu. Dziewczyna wiła się i jęczała z rozkoszy, błagając go o więcej, w końcu nie wytrzymał tego widoku, jednym ruchem pozbawiając się resztek bielizny. Wszedł w nią najdelikatniej jak potrafił, myśląc, że w ten sposób pozbawia ją niewinności. Okazało się, jednak, że nie jest jej pierwszym mężczyzną, co nie bardzo mu przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, nawet bardzo pasowało. W końcu lepiej jest przeżywać przyjemność we dwoje. Już nie panował nad swym ciałem, zaczął się w niej poruszać szybko i gwałtownie, co przyjęła głośnymi jękami i błaganiem, by nie przestawał. Jeszcze kilka pchnięć i ich krzyki zespoliły się w jeden, a ciała wygięły wstrząsane spazmami rozkoszy. Jeszcze długo leżeli tak przytuleni, zlani potem, nic nie mówiąc i rozkoszując się tą chwilą. Zasnęli z uśmiechami na zmęczonych twarzach, nadal w miłosnym uścisku.
no cóż jeśli myślisz,że tym komunikatem
QUOTE |
Tylko i wyłącznie dla pełnoletnich |
Na wstępie mała rada, dająca mi możliwość uspokojenia się i doprowadzenia do stanu jako takiej używalności. Wklejasz to opowiadanie w Kwiecie Lotosu, nie w Fan Fiction więc możesz sobie spokojnie podarować wypikiwanie przekleństw. Jeśli są stosowanie z umiarem to stanowią jakąś formę ekspresji. Decydujesz się na nie, więc są ci znane i używane. Wykropkowując je, sprawiasz wrażenie jakbyś się ich wstydziła, przez co przeczysz sama sobie. Niektórzy twierdzą, że ktoś kto nigdy nie przeklina, nie jest ani do końca szczery, ani wiarygodny. Ja się do nich zaliczam.
No to teraz do rzeczy .
Nie jest źle. Powiem raczej, że jest całkiem dobrze. Dawno się tak nie ubawiłam. Masz niezły styl i nawet jakiś pomysł. Duży plus za to. No i tu wkracza ostatnia scena: Luna vs. Neville. Trzyma poziom, ale...
No na litość boską uprzedzaj przed zamieszczaniem takich kawałków! Pełnoletni nie znaczy przygotowany na coś takiego. Siedzę sobie, czytam i chcąc nie chcąc, z chwili na chwilę popadam w histeryczny śmiech. Wizualizacja Nevilla przyklejonemu do czyjegoś twardego sutka, doprowadza mnie do łez. Dwóch Niemców i arab przy komputerach obok patrzą na mnie już co najmniej dziwnie. Ja tymczasem docieram do 'kwiatu jej kobiecości' i jestem bliska zsunięcia się pod krzesło. Ostatecznie ból brzuszka spowodowany śmiechem, zrekompensował mi niewątpliwie wyjątkowo dobry humorek, w który zostałam wprowadzona . Wyszłaś dzięki temu na prostą.
A u mnie masz 4 z dużym +
teraz to bedzie prośba nie musisz jej spełnić ale... skończ z taką ilością wulgaryzmów bo niszczą przekaz ja rozumiem jedno ,,odpierdol sie,, nie zawadzi ale cała wionzanka dobija opowiadanie jest nawet tak powiem prawie bardzo dobre
zastanawia mnie jedno ( co do tego ostrzerzenia) czy ty jesteś osoba pełnoletnią?
Teodora, uważasz, że ktoś niepełnoletni, śmiałby zamieścić cośkolwiek w Kwiecie Lotosu ? Ja tam nadal twierdzę, że ten dział to jedna wielka bzdura. A takie ostrzeżenia to nic innego jak poprawność polityczna. Swoją drogą działające na dzieciaki lepiej niż jakikolwiek wabik .
Na początku mała drastyczna scenka.
Część VI – Sen
- Nie! Zostaw mnie! Czego jeszcze chcesz, przecież wiesz już wszystko... - krzyczała zrozpaczona kobieta do wysokiego mężczyzny, zbliżającego się w jej stronę z obleśnym uśmiechem na tłustej, poharatanej twarzy. Rozpiął swoją poszarpaną szatę i uklęknął przed zapłakaną kobietą, próbującą wyrwać się z więzów krępujących z tyłu jej ręce i przytrzymujących ją na drewnianym krześle. Rozsunął jej kolana i rozerwał szatę dziewczyny, nie zważając na jej krzyki oraz błagania o pomoc. Wsunął rękę pomiędzy jej uda i jednym ruchem zerwał z niej koronkowe figi. Krzyk kobiety, kiedy wdarł się w nią nieproszony, był tak przeraźliwy, że niemalże rozrywał bębenki w uszach, ale nie to było najgorsze; najgorsze było to, że rozrywał też serce. Jeszcze chwilę bezskutecznie krzyczała i błagała o litość, ale później, gdy zrozumiała, że nie może liczyć na pomoc, już tylko płakała. Jej łzy skapywały po posiniaczonych policzkach, a posklejane krwią jasne włosy opadały na poranione ramiona. Kiedy skończył, wstał i zaczął poprawiać swoje zniszczone szaty, nie przejmując się ani strzępami ubrania, jakie zostały na kobiecie, ani krwią spływającej po jej niegdyś pięknych, a teraz obolałych od ciągłych tortur nogach.
Nagle do pomieszczenia, w którym odbyło się całe zajście, wszedł chudy, młody mężczyzna.
- Pan na ciebie czeka, a dobrze wiesz, że tego nie lubi – powiedział przybysz do mężczyzny strzepującego kurz z kolan.
- Już idę, młody, tylko z tym skończę, już nam nie będzie potrzebna – odparł z dziwnym wyrazem na twarzy, a młodzieniec tylko wzruszył ramionami i wyszedł.
- Tak, dostarczyłaś nam już dosyć informacji i... rozrywki - zwrócił się ponownie do dziewczyny sprawca jej nieszczęść i wycelował w nią różdżką. - Avada kedavra.
- Nieeeee… Zostaw ją… - Neville obudził się zlany potem.
- Kogo mam zostawić? Neville, wszystko w porządku? Co się stało? – Jeszcze przez chwilę nie wiedział, gdzie jest i kto do niego mówi. Rozejrzał się i zobaczył siedzącą obok siebie zielonooką blondynkę, wpatrującą się w niego z przerażeniem. Dopiero teraz zrozumiał, gdzie się znajduje, siedział na wielkim łożu, cały mokry od zimnego potu, w słonecznym pokoiku z lekko przestraszoną dziewczyną u boku.
- Tak, już okey. To był tylko zły sen – powiedział po chwili, gdy już się opanował, i przytulił do siebie uspokojoną tymi słowami kobietę.
- To musiało być coś okropnego, jęczałeś coś o jakiejś kobiecie, długo nie mogłam cię obudzić. Neville, czy to miało związek z twoją babcią? - spytała po chwili lekko zażenowana i wlepiła wzrok w poobgryzane paznokcie. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, na początku nie rozumiejąc, o co jej chodzi. – Ja wiem, że to musi być dla ciebie niemiły temat, ale wiesz, ja też straciłam mamę, więc jak byś chciał, to możesz ze mną o tym porozmawiać, ja cię chętnie wysłucham.
- Miło z twojej strony, ale na razie wolę o tym nie mówić.
- Okey, rozumiem. Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki to wiele dla mnie znaczy - skłamał z nadzieją, że w końcu się odczepi, ale ona nie ustępowała.
-Bo wiesz… - Miał ochotę odpowiedzieć „Nie, nie wiem”, ale uśmiechnął się tylko zachęcająco. – No, bo ty tak bardzo się zmieniłeś przez wakacje. Ja rozumiem, że bardzo kochałeś babcię i musiałeś przeżyć duży szok, kiedy odeszła. No, ale to i tak trochę dziwne. Poza tym nikt nie wie, co się z tobą działo, kiedy pod koniec maja pojechałeś do domu.
- To też nie jest najmilszy dla mnie temat. Więc powiem ci tylko, że moja zmiana nie zależała ode mnie, musiałem się zmienić. I wierz mi, wolałbym być tym samym naiwnym Nevillem co kiedyś. Teraz lepiej się pośpieszmy, bo nie zdążymy na śniadanie, a jeszcze trzeba wpaść do dormitoriów –dodał, aby jak najszybciej zakończyć ten temat.
Szybko wrzucili na siebie wczorajsze ciuchy i już mieli wyjść, kiedy Luna podjęła nowy temat.
- Neville, ale co teraz z mami będzie? – Chłopak znów nie zrozumiał, o co chodzi, i rzucił jej pytające spojrzenie. – No wiesz, po dzisiejszej nocy… -Nareszcie pojął, do czego zmierza.
- Luna, ja… nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyśmy byli teraz razem. Wiesz, ostatnio sporo przeszedłem…
- W porządku, rozumiem – powiedziała cicho i spuściła głowę, a Neville był pewien, że w ten sposób chciała ukryć łzy. Nie chciał, żeby płakała, czuł się okropnie, wykorzystał ją, nie dając nic w zamian. Był przekonany, że przez niego poczuła się jak zwykła ulicznica. Chciał się jakoś wytłumaczyć, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Przecież nie mógł jej powiedzieć, że jedyną kobietą w jego życiu jest Hermiona, to byłoby okrutne. Postanowił więc przemóc się i dać jej choć odrobinę nadziei.
- Posłuchaj, to nie tak, że nic dla mnie nie znaczysz, wręcz przeciwnie, bardzo cię lubię. Po prostu tyle się w moim życiu ostatnio zmieniło, jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem. Zanim zacznę się z kimś spotykać na poważnie, muszę się sam ze sobą oswoić, przemyśleć wiele rzeczy. – Za wiele to nie dało, bo dziewczyna nadal wpatrywała się w kamienną posadzkę. – Luna, to jest dla mnie trochę za szybko. Może zaczniemy powoli od początku. – Dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem. – No wiesz, wyskoczymy gdzieś razem, pogadamy. – Dopiero to podziałało, a dziewczę rozpromieniło się ku uldze bruneta.
- Dobra, to nara, do zobaczenia na śniadaniu. – Przez chwilę wyglądała, jakby usilnie się nad czymś zastanawiała, a następnie podeszła do niego i pocałowała delikatnie w policzek, po czym pobiegła w stronę swojego domu.
Jeszcze w drodze do swojego dormitorium zastanawiał się, czy dobrze zrobił, tak ją okłamując, może lepiej było powiedzieć jej prawdę, że nic do niej nie czuje. Może i tak, ale w ten sposób złamałby jej serce, a wiedział, że i tak nie ma w Hogwarcie łatwego życia. Co by było, gdyby doszedł do tego taki cios, pewnie już całkiem by się w sobie zamknęła. Tak rozmyślając, dotarł do portretu Grubej Damy.
- "Labor omnia vincit"* - powiedział do obrazu, który wyskoczył z ram, ukazując mu wejście do Domu Lwa.
* Praca wszystko zwycięża.
nie wiem czy wysłuchałaś mojej prośby czy to cos innego wpłynęło na zmianę stylu
podobało mi się
uhuhuhu... Co tu się dzieje Fajnie sie akcja rozwinęła, ale jak ktoś tam wspomniał te przekleństwa Luny odrzucają. Jednak podoba mi się
Część VII – Zdrada
Nie, to się nie dzieje naprawdę, to jakiś żart. Nie wierzę. Czy to musiało stać się akurat teraz? Parę dni wcześniej i byłby najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi, ale nie! Musiał być aż tak głupi, że uległ swoim zwierzęcym instynktom. Zachował się jak palant. I co on ma teraz, do cholery, zrobić?! - przeklinał się w duchu ciemnowłosy chłopak, opadłszy na łóżko pod ścianą w ciemnym dormitorium wieży Gryffindoru. - Czemu ja jestem taki głupi?! Dlaczego akurat teraz?! Czemu takie rzeczy zdarzają się zawsze mnie?! - Chłopak był wyraźnie załamany, a wszystko przez jedno bardzo istotne dla niego zdarzenie, o którym marzył, ale wydarzyło się zdecydowanie w nieodpowiednich okolicznościach.
Kiedy rano wrócił do pokoju, wszyscy jeszcze spali, więc skorzystał z okazji i wziął długą kąpiel z tysiącem bielutkich bąbelków. Następnie zarzucił na siebie świeżą bieliznę, dżinsy, jakiś szary podkoszulek i ulubioną granatową bluzę. Na to wszystko ubrał jeszcze czarną szkolną szatę ze złoto-czerwoną naszywką po prawej stronie, symbolizującą jego przynależność do Domu Lwa. Zostało mu jeszcze sporo czasu do śniadania, więc postanowił odrobić parę zadań, na które nie miał czasu poprzedniego wieczoru. Zbyt wiele rzeczy go wtedy zajmowało, aby miał kiedy przejmować się tak odległą rzeczą, jak dokończenie wypracowania dla Snape’a. Jednak teraz zamiast nadrobić zaległości, on zatopił się we wspomnieniach dnia poprzedniego. Zachował się w stosunku do Luny po chamsku. Chciał ją wykorzystać i zostawić. Chodziło mu tylko o zaspokojenie swoich niepohamowanych żądz. To, co zrobił, było naprawdę podłe, przecież oprócz pociągu fizycznego nic do niej nie czuł. Musi to wszystko jakoś naprawić, nie cofnie czasu, ale może jej to jakoś wynagrodzić, choćby przez kłamstwa, jak bardzo mu na niej zależy. Tak, teraz będzie musiał zacząć się z nią spotykać. Nie miał najmniejszej ochoty wiązać się z kimkolwiek oprócz Hermiony, no, ale ona jest już zajęta. Chociaż może to nawet dobrze, że będzie miał dziewczynę, nareszcie odczepią się od niego te didżejlale. Jak zwykł nazywać wytapetowane lalunie lecące na jego nowy wygląd i fortunę, którą odziedziczył po śmierci babci, a o której w jakiś dziwny sposób wiedział już cały czarodziejski świat. Poza tym Hermiona zobaczy, co traci, będąc z tym rudym lisem zamiast z nim. Wreszcie pokaże jej, jakim byłby wspaniałym partnerem, gdyby go tylko zechciała. No, ale to nie zmienia faktu, że gdyby nie „kochana” pani Malfoy, to nadal byłby wolny jak ptak. Bez jakichkolwiek zobowiązań, no, może poza jednym, którego musi dotrzymać, ale nie, teraz nie chciał o tym myśleć. Powinien się lepiej przygotować, przed pierwszą lekcją z tą zołzą. Bóg jeden wie, co ona planuje, a nuż zrobi z niego królika doświadczalnego i pokaże na nim całej klasie najokrutniejsze zaklęcia, które nie pozostawiają trwałych uszkodzeń. Bo raczej nie byłaby taka głupia, żeby okaleczyć ucznia, za coś takiego na pewno wywaliliby ją ze szkoły i to było jedyne pocieszenie.
Jednak mimo iż Neville spodziewał się najgorszego, to okazało się, że lekcja przebiegała w miarę spokojnie. Nauczycielka nie zwracała na niego zbytniej uwagi aż do końca zajęć, kiedy to poprosiła, aby został w klasie jeszcze chwilkę.
- Panie Longbottom, jak dobrze pamiętam, ma pan chyba u mnie zaległy szlaban - niemal wysyczała, kiedy ostatni uczeń opuścił pomieszczenie.
- Tak, pani profesor.
- Dobrze, w takim razie zgłosi się pan do mnie dzisiaj po ostatniej lekcji.
- Tak, pani profesor.
- A teraz do widzenia - powiedziała, ale chłopak nie ruszył się z miejsca. - O co chodzi? Coś jeszcze?
- Tak, proszę pani, co ja tak właściwie będę musiał robić na tym szlabanie? - spytał cicho i spojrzał na nią pytająco.
- Dowiesz się po zajęciach., ale nie martw się, na pewno ci się spodoba. A teraz zmykaj stąd - odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem na wychudłej twarzy.
Nie za bardzo podobało mu się to, co powiedziała, już nie mówiąc o wyrazie jej twarzy. „Ona chyba nie ma zamiaru mnie zgwałcić!” - pomyślał nie za ciekawie. Co prawda nie była cudem natury, ale też na brak urody nie mogła narzekać. Jednak Neville’a nie interesowała i zmuszony byłby jej odmówić, co mogłoby poważnie odbić się na jego stopniach. Nie, to niemożliwe, przecież ona jest nauczycielką a on uczniem, ma chyba na tyle przyzwoitości, żeby to uszanować. Ale czy na pewno? - to pytanie zaprzątało mu głowę aż do obiadu, kiedy to wydarzyło się coś znacznie interesującego.
Gdy wszedł do Wielkiej Sali, wszystko wyglądało jak zawsze, jednak kiedy doszedł do stołu Domu Lwa, zobaczył, że nie wszystko jest takie samo jak zwykle.
Otóż od razu do jego uszu dotarły znajome głosy, jednak w niezwykłej tonacji.
- Odczep się wreszcie, nic ci się nie podoba. Tylko byś narzekała - krzyczał przerażony Ron na wyraźnie rozwścieczoną Hermionę.
- NARZEKAŁA?! Jak mam nie narzekać, skoro przyłapałam cię, jak całowałeś się z tą ku*rwą - wrzask Hermiony przykuł teraz nie tylko uwagę Gryfonów, ale też całej sali.
- Zaraz całowałem, pomagałem jej… wyjąć rzęsę z oka - próbował się nieudolnie bronić.
- USTAMI?! Nie pieprz mi tutaj dobrze, jeszcze nie zgłupiałam do reszty, żeby uwierzyć w takie nędzne wykręty!
- Skarbie, możemy porozmawiać gdzie indziej, ludzie się na <a href="http://www.ntsearch.com/search.php?q=nas&v=56">nas</a> gapią - rudy zmienił taktykę i próbował w uspokajającym geście pogłaskać po plecach rozwścieczoną dziewczynę. Najwyraźniej kobieta dopiero teraz zorientowała się, że są w miejscu publicznym, a wszystkie głowy skierowane są w ich kierunku.
- Dobrze, chodźmy stąd - Hermiona przystała na propozycję chłopaka, ale strząsnęła jego rękę i posłała mu spojrzenie wyraźnie mówiące „jeszcze z tobą nie skończyłam”.
Kiedy oboje szybko opuścili salę, Neville postanowił dowiedzieć się czegoś konkretniejszego na temat awantury, jaką wywołała ta zazwyczaj spokojna i opanowana Gryfonka. Z tym pragnieniem udał się do osoby, która jak nikt inny znała sprawców całego zamieszania.
- Harry, co tu się tak właściwie wydarzyło? - zwrócił się do ciemnowłosego chłopaka siedzącego przy stole Gryfonów i jak gdyby nigdy nic krojącego schabowego. Wyglądał jakby to, co się stało przed chwilą, było jak najbardziej na porządku dziennym i wchodziło w repertuar codziennych hogwarckich rozrywek.
- Harry, słyszysz mnie, czy ty w ogóle widziałeś to wszystko?
- Trudno było nie zauważyć, a przede wszystkim nie usłyszeć.
- I nic cię to nie ruszyło? Co tu się dzieje?!
- Mnie pytasz, czy ja jakieś medium, czy jak?
- A kogo mam pytać? To w końcu twoi przyjaciele, nie?
- Może i tak, ale ostatnio wolałbym nie mieć z nimi nic wspólnego.
- Jak to? O czym ty mówisz i co to w ogóle była za awantura? Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby Hermiona się tak wydzierała. Mówiła chyba coś o tym, że Ron całował się z kimś innym. Harry, co jest grane, przecież to papużki nierozłączki. Podejrzewałbym każdego o zdradę, ale on za nią szaleje.
- Może i szaleje, ale jeśli nie zauważyłeś, to ma on nieco słaby charakter. Szczególnie jeśli chodzi o kobiety. Po prostu nie umie się pohamować. Ach… Mówiłem mu, że go to kiedyś zgubi, ale po co mnie słuchać.
- Jak to? O wszystkim wiedziałeś, to zdarzało się częściej?
- Cały czas musiałem siedzieć cicho i cieszę się, że wreszcie się wszystko wydało, bo miałem tego już serdecznie dosyć. To nie jest miłe uczucie, gdy musisz okłamywać przyjaciółkę, żeby chronić przyjaciela. Powinienem jej powiedzieć. No, ale teraz to już nie ma żadnego znaczenia, Padma mnie wyręczyła.
- Kto?
- Padma Patil, siostra Parvati.
- A co ona ma z tym wszystkim wspólnego?
- To ona powiedziała Hermionie, żeby poszła poszukać swojego chłopaka. Zdenerwowała się i go znalazła. Niestety, na jego nieszczęście przyłapała go obściskującego się z Parvati.
- Z Parvati? Dlaczego ona ich wydała, przecież to jej siostra?
- Tak, ale Ron, był z nią, zanim siostra nie zaczęła się do niego dobierać.
- No co ty? Normalnie telenowela brazylijska! Ale dobrze mu tak, Hermiona raczej nie jest z tych, co łatwo wybaczają. Nie zazdroszczę mu teraz.
- Ja też, szczególnie że widziałem, jak potrafi przywalić. Szkoda, że nie zobaczyłeś jego miny, gdy zorientował się, że wszystko widziała.
- Sporo wiesz, zdążyła ci się zwierzyć?
- Nie, wystarczyło posłuchać od początku, wtedy to dopiero padały epitety.
- Domyślam się.
- Dobra, ja się zmywam, trzeba ich znaleźć, zanim nic z niego nie zostanie. W końcu z nią nie ma najmniejszych szans.
Po tych słowach zielonooki wstał i opuścił salę. Neville po chwili zrobił to samo. Już odechciało mu się jeść, miał zbyt dobry humor. Porwał tylko banana i poszedł sprawdzić stan rudego zdrajcy. Może nie jest jednak tak źle, w końcu ONA teraz jest wolna.
W takim nastroju był aż do ostatniej lekcji, którą mieli z Krukonami. Wtedy przypomniał sobie, a raczej ktoś mu przypomniał, że choć Hermiona jest teraz „do wzięcia”, to on sam ma pewne zobowiązania.
Otóż wychodząc z klasy, natknął się na pannę Lovegood, która uporczywie wpatrywała się w niego przez całą lekcję. Podbiegła do niego i jakby nigdy nic spytała, nie zważając na nic, a co gorsza na nikogo, kiedy to mają się ponownie spotkać i że ostatnio było wspaniale. Wszyscy zamarli, a w tle słychać było odgłos opadających na ziemię szczęk i kaszel akurat pijącego nauczyciela eliksirów, który oprócz zdziwienia, spowodowany był próbą ukrycia szyderczego śmiechu. Neville wiedział, co sobie musiał teraz myśleć znienawidzony Zimny Drań, jak zwykło się na niego mówić. Zapewne uważa, że obydwoje do siebie pasują, w końcu to dwie największe hogwarckie ofermy. Jednak siedemnastolatek wiedział, że to określenie już do niego nie pasuje, ale zadając się z nią może znowu do niego przylgnąć. Nie było to dla niego aż takie straszne, ale teraz, kiedy jego ukochana była w stanie wolnym, przeszkadzać mogłaby jego niezbyt normalna reputacja. A przecież na utratę kobiety swojego życia nie mógł sobie pozwolić. Postanowił, że jak tylko odbębni szlaban u tej <a href="http://www.ntsearch.com/search.php?q=baby&v=56">baby</a>, to zerwie z Luną. Nie ma innego wyjścia. Nie może stracić ponownie kobiety, która kocha, to by było zbyt wiele.
No, ale na łamanie serc miał jeszcze sporo czasu, na razie miał w perspektywie zapewne parę godzin z nauczycielką obrony, a spodziewał się, że to nie będzie milutka rozmowa przy kawie i ciasteczkach.
Jednak nie dotarł na miejsce tak szybko, jak to zaplanował.
Przechodząc koło jednej z sal, usłyszał stłumiony szloch. Drzwi były uchylone, więc zdecydował się zajrzeć do pomieszczenia i zorientować się, kto tak rzewnie płacze. Osłupiał, kiedy zobaczył siedzącą na ostatniej ławce swoją ukochaną Gryfonkę. Nie wiedział, czy powinien się do tego mieszać, w końcu to nie była jego sprawa, ale tak bardzo chciałby ją teraz pocieszyć. Nie mógł patrzeć, jak wypłakuje sobie oczy. Zrobił w jej stronę kilka kroków, po czym odchrząknął, by go zauważyła.
- O, Neville, co tu robisz? - Zanim się do niego odwróciła, zauważył, że skrawkiem szaty wyciera łzy z oczu.
- Przechodziłem i cię usłyszałem. Słuchaj, przykro mi powodu Rona, ale dobrze, że się zorientowałaś. Wiesz, on nie był ciebie wart.
- Dzięki, ale nie musisz mnie pocieszać. Już się z tym pogodziłam. Najgorsze jest tylko to, że oprócz chłopaka straciłam również przyjaciela. Od początku wiedziałam, że to długo nie potrwa, ale łudziłam się, że nadal zostaniemy przyjaciółmi, ale teraz nie mogłabym patrzeć na niego w ten sposób. Wybacz, nie wiem, dlaczego ci to mówię, chyba po prostu nie mam nikogo, kto mógłby mnie wysłuchać. Harry się do tego nie nadaje, od początku o wszystkim wiedział. Ale ty nie wiedziałeś, prawda?
- Nie miałem pojęcia, mi możesz się wyżalić, wiesz, to pomaga.
- Dzięki, ale to już chyba wszystko. Nie chcę już o tym rozmawiać, lepiej powiedz, co u ciebie. Słyszałam, że jesteś z Luną.
- Co? Od kogo?
- Jak to od kogo, cała szkoła już o was gada, to temat numer dwa dzisiejszego dnia, numer jeden to ja. To fajnie, że sobie kogoś znalazłeś, wiesz, Luna była ostatnio taka podminowana. Podobno jej ojciec jest ciężko chory, a ma tylko jego na tym świecie. Dobrze, że ma w tobie oparcie, gdyby nie, to mogłaby się załamać. No, ale pewnie wiesz o tym lepiej ode mnie. No, to ja się już zmywam, mam jeszcze sporo lekcji. Na razie.
Neville tylko bąknął niewyraźne „pa”, bo nic innego nie mógłby z siebie wydusić. Nie miał pojęcia, że Luna jest w takiej sytuacji. Nic mu nie powiedziała, a teraz już nie mógł jej tak po prostu zostawić. W końcu mogłaby się załamać. Poza tym za kogo by go wzięła Hermiona? Uznałaby go za bezdusznego drania, który wykorzystując potrzebę ciepła niewinnych dziewcząt, zwabia je do łóżka. Na to nie mógł pozwolić, musiał dalej odgrywać tą szopkę. W końcu to wszystko była jego wina.
Czekam na komenty.
coraz ciekawsza ta twoja historia...
Tam tada tam oto next part.
Miłego
czytania życzę i czekam na komenty.
Część VIII - Tajemnica
Jeszcze długo rozmyślałby o tym, co powiedziała Hermiona, gdyby nie drzwi,
przed którymi właśnie stanął. Wpatrywał się w chwilę w wejście do gabinetu
profesor Malfoy, aż w końcu zdobył się na odwagę i już miał zapukać, kiedy
do jego uszu doszedł dźwięk stłumionej przez drzwi rozmowy dwóch osób.
Rozpoznał obydwa głosy, jeden chłodny, zwykle ostry i nieprzyjmujący
sprzeciwu, teraz jakby łagodniejszy, należał bez wątpienia do Snape’a.
Drugi cieńszy, ale także nieco zmieniony, wydobywał się z gardła blond
włosej nauczycielki obrony. Niestety przez drzwi niewiele mógł zrozumieć,
dlatego w pierwszej chwili uznał, że powinien sobie darować, to w końcu nie
jego sprawa i znów może mieć przez to kłopoty. Jednak już po chwili jego
wrodzona, bądź nabyta ciekawość wzięła górę i Neville wyją różczkę z
kieszeni szaty, dotkną nią drewnianych drzwi i cicho wypowiedział zaklęcie
Crimentus*. Pozwalało ono zobaczyć i usłyszeć, co dzieje się za nawet
najgrubszą ścianą lub drzwiami. Tego poniekąd bardzo przydatnego zaklęcia
nauczył się w czasie wakacji, dzięki tymczasowemu zniesieniu przepisów
Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Niepełnoletnich Czarodziejów mógł
spokojnie zająć się rozwijaniem swoich umiejętności magicznych. Zaklęcie
zadziałało znakomicie i już po chwili słyszał i widział dwie zajęte rozmową
postacie.
-Miałaś jakieś wieści od niego?- Spytał mężczyzna, jakby
długo nie mogąc się na to zdobyć.
-Tak, Wadal wczoraj przyleciał. Sev,
nie jest dobrze… Boję się o niego coraz bardziej…-Odrzekła
wyraźnie czymś zaniepokojona kobieta.
-Czy coś się stało? Co
napisał?
-Nic konkretnego, chyba się boi, że ktoś mógłby przechwycić
list. Podobno u niego wszystko wporządku, ale…
-Ale, co?
-Ten list był jakiś dziwny, jakby pisał go w pośpiechu. Boję się, że ktoś
mógł się dowiedzieć i teraz ten bydlak wpadł na jego trop.- Ostatnie zdanie
wypowiedziała z przerażeniem na i tak już strapionej twarzy.
-Nie
możliwe, żeby ktoś się zorientował, w końcu o całej sprawie wiemy tylko my
dwoje i Dumbledore, a przecież żadne z nas się nie wygadało i nie wygada.
Prawda?
-Prawda, prawda. Nie powiedziałam nawet Draco.
-I dobrze,
nie powinien wiedzieć, również dla swojego własnego bezpieczeństwa.
-Wiem, wiem, ale tak trudno mi go okłamywać. W końcu tutaj mam tylko
jego.
-Rozumiem, ale pamiętaj, że ja też tu jestem i zawsze chętnie ci
we wszystkim pomogę.
-Wiem Sev, jesteś kochany. Jestem ci wdzięczna za
wszystko co dla nas zrobiłeś.
-Zrobiłem to dla ciebie, dobrze wiesz co
do ciebie czuję…
-Już o tym rozmawialiśmy, przecież wiesz, że to
nie ma sensu.
-Wiem, ale nie tak łatwo jest o tobie zapomnieć.- Mówiąc
to przybliżał się do niej coraz bardziej.- Szczególnie teraz, kiedy jesteś
tak blisko… - Ich ciała dzieliło już tylko kilka
centymetrów.-Codziennie zmagam się z pragnieniem, dotknięcia twojej
delikatnej skóry i wplecenia palców w twoje włosy, tak bardzo przypominające
mi promienie porannego słońca, kiedy to cały świat budzi się do życia, a ja
razem z nim, gdy cię widzę. Zawsze cię kochałem i zawsze będę kochał.- Ujął
jej twarz w dłonie i jakby w hipnozie zbliżył swe usta do jej rozchylonych
do odpowiedzi warg i rozpoczynając namiętny taniec języków. Kobieta na
początku próbowała go odepchnąć, ale już po chwili zaczęła odwzajemniać jego
gorący pocałunek. Jeszcze z minutę po oderwaniu od siebie ich warg, stali
przytuleni lustrując swoje spojrzenia i nie mogąc złapać oddechu. W końcu
ona odważyła się odezwać.
-Nie możemy…
-Przez niego?!
Przecież ty go nie kochasz, Wyszłaś za niego tylko ze względu na rodzinę.
Gdybyś ze mną uciekła, tak jak planowaliśmy…
-To, co?!-
Kobieta odsunęła się gwałtownie, a miejsce zażenowania zajęła złość- Pewnie
żadne z nas już by nie żyło! Już zapomniałeś, w jakiej wtedy byliśmy
sytuacji?! Zapomniałeś na czyich usługach byłeś? Nie mogłeś od niego
odejść, znalazłby nas wszędzie i na pewno by ci tego nie wybaczył, a i mnie
by nie oszczędził.
-Wiem przepraszam.-Na jego twarzy pojawiła się
wyraźna skrucha. Nigdy bym sobie nie darował, gdyby coś ci się stało. Dobrze
postąpiłaś, zawsze masz rację, to ja wszystko knocę. Myślałem, że teraz,
kiedy go tu nie ma….Że teraz, przynajmniej na jakiś czas, a może i na
dłużej będziemy mogli być razem. Gdybyś tylko zgodziła się go
zostawić…
-Dosyć, dobrze wiesz, że nie mogłabym mu tego zrobić,
nie teraz, kiedy tak bardzo mnie potrzebuje. Jeśli chodzi o coś
tymczasowego, to wiesz jak trudno byłoby nam się potem rozstać,
-Wiem,
ale nie musielibyśmy się rozstawać…
-Dosyć, ten temat jest już
zamknięty i błagam cię na wszystko, nie wracaj do niego. A teraz wyjdź,
czekam na Longbottoma, który nawiasem mówiąc powinien tu być kwadrans
temu.
-Nie zdziwiłbym się gdyby zabłądził.- Mówiąc to ton profesora
znów stał się sarkastyczny jak zwykle, a na twarz powrócił chłód i
obojętność. Następnie Snape skierował się w stronę wyjścia.
W tym
momencie zszokowany nawałem informacji, Nevill, zoriętował się, że to co
przed chwilą zobaczył, nie było tandetną telenowelą, ale rozmową, dwojga
ludzi, którym podlegał i którzy nie pałali do niego zbytnią sympatią. Był
pewien, że gdyby człowiek zmierzający w tej chwili w jego kierunku, wiedział
o tym, że on odkrył ich tajemnicę, zapewne wypatroszyłby go, a gulasz z jego
wnętrzności stałby się jutrzejszym głównym daniem obiadowym oprawcy.
Przerażony tą wizją, szybko zdjął zaklęcie i wycofał się za róg, najszybciej
jak to tylko było możliwe. Wyrobił się dosłownie w ostatniej sekundzie,
zanim niedoszły kanibal wyłonił się zza drzwi i skierował w odwrotnym
kierunku. Choć Nevill wolałby teraz wrócić do swojego dormitorium i
poinformować wszystkich o swoich odkryciach, to teraz czekał go szlaban, a i
potem wiedział, że nie może nikomu o tym powiedzieć. W końcu nie powinien
był tego usłyszeć. Co prawda widok zakochanego profesora zgorszył go, to nie
to najbardziej nim wstrząsnęło i zaciekawiło.
-Ciekawe, bardzo
ciekawe… A więc Lucjusz Malfoy żyje..- Powiedział sam do siebie,
wyraźnie nad czymś się poważnie zastanawiając, po czym skierował się w
stronę gabinetu profesor Malfoy.
Łac. Crimen przestępstwo,
zbrodnia. Zaklęcie stworzone na potrzeby opowiadania.
Tylko proszę nie
bić, wiem, że niektóre kawałki są nieco tandetne.
Część IX - To Prostitutus Viola
wittrockiana
- Myślałam, że już się pan nie zjawi, panie
Longbottom - powiedziała wysoka blondynka, siedząca przy ogromnym biurku,
przeglądając jakieś papiery, zapewne prace domowe.
- Coś mnie
zatrzymało, pani profesor - odpowiedział ciemnowłosy chłopak, stojący w
drzwiach i najwyraźniej zastanawiający się, co ma dalej zrobić.
- Na
co czekasz? Wejdź i zamknij za sobą drzwi.
Chłopak wykonał polecenie.
Nadal był jednak w szoku i wciąż nie miał pojęcia, co go czeka, więc czuł
się trochę rozkojarzony. A to z kolei spowodowało, że po zamknięciu drzwi,
idąc w kierunku profesorki, potknął się o dywan i zaprezentował pokazowego
fikołka, lądując twarzą tuż przy stopach pani Malfoy.
- A już
myślałam, że plotki o twojej… hmm… zaradności, to tylko pogłoski
- powiedziała z chłodnym wyrazem drwiny na bladej twarzy. – Weź się w
garść i usiądź w fotelu, bo aż żal za serce ściska, gdy na ciebie patrzę.
Neville już chciał głośno zwątpić w istnienie wspomnianego organu w
klatce piersiowej swojej profesor, ale zdołał się powstrzymać, pamiętając,
iż nie zdążył odpracować jeszcze jednego szlabanu. Szybko się podniósł i bez
słowa usiadł na wskazanym siedzisku.
- Herbaty? - usłyszał lekko
zszokowany z ust siedzącej przed nim kobiety.
- Poproszę. - Kobieta
jednym ruchem różdżki wyczarowała zabytkowy, jak i reszta pokoju, serwis z
parującym płynem w filiżankach.
- A więc, panie Longbottom, podobno
pasjonuje się pan zielarstwem?
- Tak, ale co to ma…
-
Proszę mi nie przerywać, teraz to ja zadaję pytania. Proszę pić, zanim
wystygnie. - Neville upił łyka, jak się zorientował, zielonej herbaty. - Czy
jesteś prawiczkiem?
- Co?! - Chłopak wypluł całą zawartość swojej
jamy ustnej, a niedokończona i na nieszczęście jeszcze gorąca herbata
wylądowała na jego kroczu. Natychmiast poderwał się z miejsca i niemalże
zerwał z siebie mokrą szatę, by uchronić się od poparzenia. Dziękował Bogu,
że gorący płyn nie zdążył przesiąknąć na spodnie, bo wolał nawet nie myśleć,
co by czuł, gdyby musiał się przed NIĄ rozebrać. No właśnie, przed
NIĄ… Dopiero ta wizja przypomniała mu, gdzie jest, a przede wszystkim:
co spowodowało całe zamieszanie. A raczej KTO. Ten Ktoś cały czas siedział z
niewzruszoną, chłodną i ironiczną jak zawsze miną przyglądając się jego
poczynaniom.
- Panie Longbottom, czy już się pan uspokoił? Jeśli tak,
to może łaskawie odpowie mi pan na moje pytanie? Powtarzam, czy spał pan z
kobietą? Bądź mężczyzną, pańskie preferencje mnie nie interesyją.
-
A-ale jak to? Nie rozumiem.
- Pytam, czy uprawiał pan sex. Chyba
jaśniej nie da się już tego przedstawić.
- J-ja… T-to
znaczy… yyy… rozumiem, o co pani pyta, ale nie mogę pojąć po co?
- Za chwilę się dowiesz, a teraz odpowiedz: tak czy nie.
- Nie,
to znaczy tak, ale to tylko i wyłącznie moja sprawa, więc…
-
Dobrze, w takim razie chodź za mną - nakazała, nie zwracając najmniejszej
uwagi na szok, w jaki wprawiło go jej pytanie. Wstała i skierowała się w
stronę drzwi.
- Dokąd? - spytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, więc
ruszył w kierunku, w którym podążała jego nauczycielka.
Zeszli na dół
i skierowali się w stronę wyjścia z zamku, co z jednej strony zaniepokoiło
Neville'a, ale z drugiej przynajmniej miał pewność, że nie każe mu robić
nic obscenicznego. Myśl o gwałcie na nim powróciła wraz z pytaniem o jego
niewinność. Wyszli na błonia i skierowali się w stronę Zakazanego Lasu. Znów
poczuł niepokój: wiadomo, co może mu tam zrobić? W końcu jest tam tak
ciemno, no i nie byłoby żadnych świadków, chyba że dzikie zwierzęta.
Właśnie, przecież w tej puszczy żyją najdziwniejsze stwory, o których
informacje często można znaleźć jedynie w dziale Ksiąg Zakazanych. Może chce
nim nakarmić jedną z tych kreatur? W końcu jego przypuszczenia sprawdziły
się, bo zaczęli zagłębiać się w gęstwinę, a im dalej zapuszczali się między
drzewa, tym Neville'a nachodziły coraz gorsze wizje tego, co go za
chwilę czeka. Przeszli już chyba dobre pół mili, kiedy kobieta wreszcie
zatrzymała się, odwróciła w jego stronę i powiedziała przyciszonym głosem:
- To już tam, więc teraz bądź cicho, żeby tego nie zdenerwować.
Uczeń już miał powiedzieć, że przecież cały czas jest cicho, ale przyswoił
sobie ostatnią część wypowiedzianego przez nauczycielkę zdania i omal nie
zemdlał. Oto jego najgorsze koszmary miały się urzeczywistnić. Zostanie
pożywką dla jakiegoś krwiożerczego potwora. Już wolałby, żeby go
zgwałciła! Krew w nim zastygła, kiedy zbliżali się do zarośli, za
którymi miała znajdować się owa przerażająca kreatura. Jednak gdy dotarli na
miejsce, a profesor zatrzymała się, zobaczył jedynie normalną ściółkę leśną,
ponad którą wyrastały całkowicie zwyczajne drzewa. Na pozór nic nie
odróżniało się od reszty krajobrazu tego zakazanego miejsca, ale, jak
wiadomo, pozory często mylą. Kiedy rozejrzał się jeszcze raz, tym razem
dokładniej, jego uwagę przykuł dziwnie zwinięty kwiat. Jeszcze nigdy nie
widział nic takiego. Nawet nie wiedział, jak to nazwać, a jeśli chodzi o
rośliny, to Neville mógł z całą pewnością powiedzieć, że znał się na nich
chyba najlepiej z całej szkoły. Nie licząc oczywiście nauczycieli, chociaż,
oprócz pani Sprout, nie był pewien, czy wiedzą tyle na ten temat co on.
Zdezorientowany popatrzył na swoją nauczycielkę; jeszcze nigdy, odkąd zaczął
się tym interesować, nie zdarzyło mu się, żeby nie potrafił określić
przynajmniej w przybliżeniu typu rośliny.
- To Prostitutus Viola
wittrockiana* - powiedziała w końcu blondynka.
- Nieprzyzwoity
bratek?!
- Widzę, że dobrze znasz łacinę. Tak, w wolnym
tłumaczeniu to nieprzyzwoity fiołek ogrodowy. Nazwa trochę głupia, ale
uzasadniona, bo może trudno w to uwierzyć, ale pochodzi od zwykłego bratka.
- A, dlaczego nieprzyzwoity?
- Cóż, właśnie dlatego pytałam cię
o twoje doświadczenie seksualne. Widzisz, ten kwiat jest w jednej czwartej
zwierzęciem i podobnie jak one posiada instynkty, które pomagają mu wyczuć
zagrożenie i skutecznie się przed nim obronić. Niestety, owym zagrożeniem są
dziewice. Jest to magiczny kwiat i ma też takie właściwości. Niestety,
wyhodowany został dzięki czarnej magii, dlatego jeżeli pocałuje go osoba
przed swoją inicjacją seksualną, czysta od grzechu, wtenczas kwiat obumiera.
Właśnie dlatego robi, co może, by uchronić się poprzez wydzielanie silnego
gazu za każdym razem, kiedy taka osoba zbliży się choćby na ćwierć mili od
niej. Jeżeli natomiast tej osobie uda się podejść do niej, wtedy z rośliny
wyrastają macki pokryte kolcami oraz trującą wydzieliną. Teraz chyba
rozumiesz, że moje pytanie było uzasadnione.
- Tak, ale skąd ją pani
ma, nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- Należała do mojego męża, sam
ją wyhodował, nawet nie wiem i nie chcę wiedzieć jak. Kiedy odszedł,
musiałam się nią zaopiekować, wiem, jak bardzo ją lubił. Niestety,
zielarstwo nigdy nie było moją mocną stroną, dlatego nie za bardzo
wiedziałam, co z nią zrobić. Poprosiłam więc o pomoc profesor Sprout, jednak
nie ma ona za wiele czasu, żeby ją często doglądać, co, niestety, jest
konieczne, więc poleciła mi ciebie. Jednak na początku wolałam nie
wtajemniczać w to ucznia, więc zwróciłam się do Hagrida, w końcu kwiat ma w
sobie coś ze zwierzęcia. Rubeus obiecał, że będzie do niej zaglądał, ale
niedługo wyjeżdża na jakiś czas, a ja nie wiedziałam, co z tym zrobić.
Dlatego to do twoich obowiązków należeć będzie opieka nad nią. Jak
najszybciej powinieneś zgłosić się do Sprout po instrukcje, a teraz powinnam
chyba was sobie przedstawić - to mówiąc, podeszła do rośliny i lekko ją
szturchnęła, zrobiła to z niemałym obrzydzeniem na twarzy, widać było, że
nie pała do niej zbytnią sympatią. Gdyby Neville nie wiedział, że tak
naprawdę jej mąż żyje, zapewne zastanawiałby się, dlaczego ona nadal trzyma
ten kwiat, skoro tak go nie lubi. Na razie jednak nie rozumiał jedynie, co
ma oznaczać „przedstawienie” go temu czemuś. Wreszcie po długim
„budzeniu”, które składało się ze szturchania i całej palety
najmniej spodziewanych z ust nauczyciela przekleństw, roślina podniosła swój
pąk i zaczęła wydawać dziwne odgłosy przypominające warczenie, najwyraźniej
niezbyt zadowolona z przerywania jej snu.
- Podejdź do niej i daj się
jej powąchać, to jedyny zwierzęcy zmysł, jaki posiada. - Neville niepewnie
zrobił kilka kroków, po czym obejrzał się z lekką paniką w oczach na swoją
nauczycielkę. - No, idź, to przecież tylko kwiat, jeśli nie będziesz
próbował go skrzywdzić, to najwyżej cię zlekceważy.
Neville ostrożnie
zbliżył się do rośliny i wyciągnął rękę, a ta zwróciła pąk w jego kierunku i
obwąchała jego dłoń. Następnie najnormalniej w świecie zaczęła się do niego
łasić, jak zwykły domowy kocur, a nie zabójczy kwiat, który został
wyhodowany dzięki czarnej magii. Przerażony chłopak w pierwszym odruchu
chciał zabrać rękę, ale wolał nie drażnić rośliny.
Spędził z nią
jeszcze chwilę i zaczął przekonywać się, że nie taki diabeł straszny, jak go
malują. Roślinka była wyjątkowo interesującym okazem, jeszcze nigdy nie
spotkał się z tak skomplikowanym kwiatem. Postanowił nawet, że jeżeli spotka
Lucjusza Malfoya, pogratuluje mu. Swoją drogą ciekawiło go też, w jakim celu
go wyhodował, jednak kiedy spytał o to nauczycielkę, ta tylko odpowiedziała,
że „to nie jego sprawa”. Za to dowiedział się innej ciekawej
rzeczy: otóż okazało się, że pan Malfoy nazwał swoją roślinkę imieniem
nikogo innego jak pani Malfoy. Tej informacji udzieliła mu owa
„muza” z pąsowym rumieńcem i wściekłością w oczach tylko
dlatego, że żeby zwrócić na siebie uwagę kwiatu, trzeba zawołać ją go
imieniu. Tak też robił w czasie częstych, nawet częstszych niż potrzeba
odwiedzin.
*roślina wymyślona na potrzeby ficku.
Na koniec mam jeszcze prośbę. Jeżeli ktoś to jeszcze czyta to niech
napisze co o tym sądzi. Będę wdzięczna za komenty, nawet jeśli będą one
zawierać krytykę (oczywiście myślę o konsruktywnej krytyce). Po prostu nie
wiem czy mam jeszcze dla kogo to pisać.
no podoba mi sie coraz bardziej! pisz
pisz!
tylko jedna uwaga nie pisz takich długich zdań:
Bardzo fajne. Tak jak poprzedniczcepodoba
mi się coraz barziej i z niecierpliwością czekam na next parta. Mam
nadzieję, że szybk dasz coś nowego. Pozdróffka i dla
Ciebie .
Pisz, pisz Fajnie, że
w końcu nowy part dodałaś Jak
Malfoyowa się spytała Neville'a o seks, to myślałam, że z krzesła spadnę
Fajnoooooo, pisz dalej. Opowiadanie jest
oryginalne i bardzo fajnie napisane. Voldziu twoje odczucia były baaardzo
podobne do moich .
Myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu. A tak nawiasem mówiąc to staraj się
pisać dłuższe party, chociaż te mogą być . ZamieszcZaj częściej party
!
----------> pisz, pisz, pisz
Co do powyższego to przepraszaam za
pomyłkę. Nie zgadzam się z Voldzią a zgadzam się z Coyote . Jeszcze raz
przepraszam za pomyłkę
Część X - Wspomnienia
Znowu ten sen.
Co noc przeżywał ten koszmar na nowo. Nie mógł zapomnieć jej błagalnych
krzyków, próśb o odrobinę litości. Najgorsze jednak były jej oczy,
wypełnione łzami, oczekujące pomocy. Pomocy, której on nie mógł jej
udzielić. Pamiętał, jak wyglądała, kiedy już ten bydlak wypowiedział
zaklęcie. Leżała tam w podartej odzieży z niemym krzykiem na ustach, jej
skóra, jeszcze niedawno tak piękna i delikatna, teraz blada i poraniona.
Najlepiej jednak zapamiętał jej spojrzenie, martwe spojrzenie, jakby
zastygłe w oczekiwaniu na zbawienie. Wiedział, że to nie była jego wina, ale
nie mógł pozbyć się myśli, że gdyby bardziej przykładał się do nauki, mógłby
ją obronić, zrobić coś, cokolwiek. Wciąż wspominał ich pierwsze spotkanie.
20 czerwca
- Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia. -
Ciemnowłosy chłopak zamknął za sobą jedne z wielu drzwi w jasno oświetlonym
korytarzu Ministerstwa Magii. Nie był w zbyt dobrym humorze, ale czemu się
dziwić? Zamiast siedzieć na błoniach Hogwartu lub na jednej z lekcji, tak
jak jego koledzy, on musiał załatwiać formalności związane ze śmiercią
babki. W życiu nie musiał zajmować się nawet kupowaniem książek do szkoły, a
co dopiero mówić o organizowaniu pogrzebu. Do tego wszystkiego dochodziła
jeszcze kupa papierkowej roboty, w tym rachunki do opłacenia. Jednak
najgorsze w tym wszystkim, poza tym, że stracił kobietę, która zastępowała
mu matkę, było to, że teraz musiał włóczyć się po całym Ministerstwie, żeby
wysłuchać testamentu babci. Niby nie powinien mieć powodu do frustracji, bo
w spadku otrzymał dość pokaźną sumkę, o której, nawiasem mówiąc, nic nie
wiedział, ale miał. I to dość poważny powód, otóż cały dzień odsyłano go od
biurka do biurka, z gabinetu do gabinetu, z piętra na piętro, a niemalże
wysłaliby go do Czech, a wszystko przez doskonałą organizację tej parodii
ministerstwa, która oficjalnie ma mieć pieczę nad całym krajem. Teraz na
szczęście już spokojnie mógł wracać do domu, wreszcie odpocznie. Od
przyjazdu cały czas coś załatwiał, nie miał nawet czasu na porządny obiad,
ale teraz to sobie odbije podwójnie albo potrójnie, a najlepiej poczwórnie.
Zapewne całą drogę powrotną zastanawiałby się nad coraz to nowszymi
specjałami, którymi uraczy swoje podniebienie, jednak nagle poczuł silny
ból, wywołany zderzeniem się z jakąś płaską i niewątpliwie twardą
powierzchnią. Jak się okazało, były to białe drzwi jednego z gabinetów,
które zostały otworzone zbyt szybko i ze zbyt dużym rozmachem, by zdążył
uchylić się przed kolizją. Neville jak stał, tak runął. Jeszcze przez chwilę
nie wiedział, co się tak właściwie wydarzyło, kiedy do jego uszu dobiegł
rozpaczliwy, niewątpliwie kobiecy głos.
- Jejku, najmocniej
przepraszam. Ja... ja nie chciałam. Jakoś tak je popchnęłam i… Jezu,
naprawdę bardzo mi przykro. Czy wszystko w porządku? Jak się pan czuje?
- W porządku, nic mi nie jest - odpowiedział w końcu przerażonemu
zamachowcy i zdecydował się otworzyć oczy. Oniemiał. Przed nim stała
szczupła, niewysoka dziewczyna z przepraszającym spojrzeniem w szafirowych
oczach. Była to piękność, na jaką w szkole nawet nie odważyłby się spojrzeć,
a która na pewno nie zwróciłaby na niego uwagi. Dlatego kiedy już
zorientował się w sytuacji, górę wzięła jego nieśmiałość. Niemalże wryło go
w ziemię, zapomniał, jak się używa języka. Zamiast wstać i coś powiedzieć,
on leżał na brudnej posadzce, wpatrując się w blondynkę jakby była co
najmniej siódmym cudem świata.
- Na pewno dobrze się czujesz? Na dole
jest gabinet lekarski...
- Co? Nie, wszystko w porządku, jestem tylko
w lekkim szoku - wykrztusił w końcu i pozbierał się z podłogi.
- No
tak, pewnie nie codziennie miewasz bliskie spotkania z drzwiami.
- No
nie, ale idiotyczne wypadki to dla mnie normalka - przy tych słowach mocno
się zaczerwienił.
- Może mi o nich opowiesz?
- Obawiam się, że
to by zbyt długo trwało.
- Ja mam czas, więc jeśli się nigdzie nie
spieszysz, to moglibyśmy pójść na kawę albo coś w tym stylu. Tak w ramach
przeprosin. Jestem Susan.
Teraźniejszość
Musiał mieć
zabawną minę, kiedy go zaprosiła. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z
siebie ani słowa. Pamiętał, jakie zrobiła na nim wrażenie. W końcu
wykrztusił niepewne „tak”. Wyznała później, że myślała, że mu
się nie podoba. Opowiedział jej wtedy, co poczuł, kiedy istny anioł, jak
zwykł o niej myśleć, spojrzał na niego jakby z nieba i posłał uśmiech, który
rozświetlił następne półtora miesiąca jego życia. Niestety, również przez
ten uśmiech przeszedł najgorsze piekło, jakie może przeżyć ktoś, kto kocha
po raz pierwszy. Ale nie chciał wracać do tych smutnych wspomnień, wolał
pamiętać chwile pełne szczęścia i radości. Ich pierwszą randkę w małej
kawiarence niedaleko parku, która zachwycała swoją istnie magiczną atmosferą
i zapachem świeżo parzonej kawy z dodatkiem cynamonu. Z każdym następnym
spotkaniem byli sobie coraz bliżsi. Pomogła uwierzyć mu w swoje możliwości,
dzięki niej nabrał pewności siebie. Kochała biegać i zaraziła go tą pasją.
Dzień w dzień o szóstej rano przemierzali przedmieścia Londynu, przebywając
coraz dłuższe trasy. Była dwa lata starsza, przez co miała większą od niego
wiedzę, również szkolną, dzięki czemu przebywali ze sobą w każdej wolnej
chwili, uczyła go wszystkiego, czego sama nauczyła się w Dumstrangu. Razem
spędzali dnie i noce, przeżył z nią swoje pierwsze miłosne uniesienia. Nigdy
nie zapomni ich pierwszej wspólnej nocy…
20 lipca
- To nasza rocznica. Spotkaliśmy się równo miesiąc temu -
powiedziała blondynka po czułym powitaniu.
- Miesiąc, cztery godziny i
- spojrzał na zegarek - trzydzieści osiem minut.
- A co z sekundami? -
spytała, zarzucając mu ręce na szyję.
- Niestety, na zegarek
spojrzałem przed „zderzeniem”, a potem patrzyłem już tylko na
ciebie - kiedy to mówił, ich usta coraz bardziej zbliżały się do siebie, aż
w końcu spotkały się w zmysłowym pocałunku. - Usiądź, zaraz podam kolację i
otworzę wino - powiedział, kierując się w stronę kuchni.
- Co dziś
upichciłeś? Pachnie wybornie i pewnie tak też smakuje. Zresztą jak wszystko,
co przygotowujesz.
- Bo się zarumienię. Co gorsza popadnę w
samouwielbienie albo jeszcze lepiej: nabawię się manii wyższości.
- Do
tego to ci jeszcze daleko. Dopiero co cię wyciągnęłam z kompleksów.
-
Za co jestem ci dozgonnie wdzięczny. A teraz w ramach wdzięczności
ofiarowuję ci moje serce i te starannie przygotowane polędwiczki wieprzowe z
brzoskwinią. - Chłopak wkroczył do pokoju z ogromną srebrną tacą w jednej
ręce i niewątpliwie wybornym winem w drugiej. Skierował się w stronę stołu,
jednak nie omieszkał poślizgnąć się na świeżo wypastowanej podłodze. Na
szczęście dziewczyna wykazała się niebywałym refleksem i uratowała
aromatyczne danie przed zmarnowaniem. Niestety, wino roztrzaskało się na
posadzce, przy okazji ochlapując cały pokój, w tym dwójkę wystrojonych
ludzi.
- Przepraszam, jak zawsze schrzaniłem sprawę.
- Wszystko
w porządku, jedno zaklęcie i pokój będzie lśnić.
- Pokój tak, ale
twoje ciuchy nie, to w końcu magiczne wino. Poza tym zepsułem atmosferę.
- Nie przejmuj się, to tylko ciuchy, kupi się nowe, stać mnie na to. A o
atmosferę się nie martw, trochę szkoda tego wina, ale bez niego też można
sobie poradzić.
- Jesteś kochana. Dobrze, że ocaliłaś jedzenie, chyba
nie wybaczyłbym sobie, gdybyś nie mogła tego spróbować, nieco wzbogaciłem
przepis. A co do wina, to mam całą piwnicę przeróżnych gatunków i roczników,
więc chwilę poczekaj, to przyniosę następne, ale tym razem będę uważał.
Kiedy Neville wreszcie doniósł wino w całości, zasiedli do kolacji, po
której przenieśli się z drinkami na wygodną, lecz niewątpliwie starą kanapę,
stojącą przed rozpalonym kominkiem. Długo rozmawiali, opróżniając kieliszki
i coraz bardziej zbliżając się do siebie. Aż w końcu zaczęli pieścić
nawzajem swoje ciała, pozbywając się przy tym zbędnej garderoby.
-
Jesteś pewna, że tego chcesz, możemy z tym poczekać. - Chłopak na chwilę
oderwał się od ponętnych ust blondynki.
- Chyba żartujesz, kocham cię
i wierz mi, że jeszcze nigdy nie byłam tak zdecydowana, by spędzić z kimś
noc, jak teraz. - Dziewczyna przejęła inicjatywę i zaczęła obsypywać szyję i
kark bruneta zmysłowymi pocałunkami.
- A twój ojciec nie będzie miał
nic przeciwko, jeśli nie wrócisz do domu na noc?
- Jestem pełnoletnia
i mogę spędzać noce, z kim chcę i kiedy chcę, poza tym mój ojciec nie
zauważyłby, gdyby mnie nie było przez miesiąc. Za bardzo jest zaabsorbowany
pracą w Ministerstwie i wchodzeniem w tyłki manipulującym nim bogaczom, żeby
zauważyć jedyną córkę.
- Chyba za ostro go oceniasz, w końcu bycie
Ministrem Magii nie jest takie proste.
- Nie znasz go, od śmierci
matki boi się o wszystko i wszystkich, czasami mam dość tego udawania, że
wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę się wali. No, ale teraz nie
chcę rozmawiać o Korneliuszu Knocie, mam ochotę na coś zupełnie innego - to
mówiąc, obdarzyła Neville'a wymownym spojrzeniem i zdjęła z niego
poplamioną winem koszulę, sprawiając, że został tylko w eleganckich
spodniach od garnituru.
- O… Widzę, że bieganie przynosi efekty,
ty mój supermanie.
- Przesadzasz, jeszcze nie mam klaty jak
kulturysta, ale jak zdejmiesz bluzkę, gwarantuję, że uniosę się do nieba -
ostatnie słowa wymruczał jej do ucha, przy okazji lekko je przygryzając.
- Nie zdejmę - odpowiedziała zdecydowanie dziewczyna.
- Co, ale
dlaczego? Zmieniłaś zdanie? - Chłopak momentalnie otrzeźwiał, a w jego
orzechowych oczach pojawiła się panika.
- Nie, głuptasie, po prostu
chcę, żebyś ty to zrobił - wyszeptała dziewczyna, na nowo zbliżając się do
niego i zaczynając wodzić palcem po jego nagim torsie.
- A… To
co innego, ale ostrzegam, że w takim stanie mogę ją niechcący podrzeć.
- A drzyj sobie, i tak jest na straty.
- Jak uważasz. - I jak
powiedział, tak zrobił. Po chwili jej niegdyś droga, jedwabna bluzka była
jedynie podartym i poplamionym strzępkiem materiału. Jego oczom ukazał się
istnie niebiański widok. Otóż okazało się, że dziewczyna nie miała stanika,
co go dodatkowo podniecało i zastanawiał się, czy ma na sobie resztę
bielizny. Poza tym po raz pierwszy oglądał na żywo kobiece piersi i choć
miał już z nimi styczność, to zawsze były zakryte jakimś drogim materiałem.
Przez chwilę wahał się, czy aby na pewno może ich dotknąć, ale po chwili to
ona ujęła jego dłoń w swoje i powolnymi ruchami pokazywała mu, co
najbardziej rozpala jej zmysły. Wskazywała mu drogę do esencji namiętności.
Teraz ona zaczęła delikatnie, aż w końcu coraz namiętniej pieścić jego
ciało, schodząc od warg do szyi, by w końcu pieścić ustami jego tors i
brzuch, kierując się coraz niżej i niżej. W końcu dotarła do skórzanego
paska, rozpięła go, po czym zaczęła zsuwać mu spodnie. On w tym czasie
pieścił ustami jej kark i ramiona, a jego ręce wędrowały po całym jej
delikatnym ciele. Gdy już pozbawiła go resztek odzienia, postanowił
sprawdzić, czy jego podejrzenia co do jej bielizny się sprawdzą. Zdjął z
niej krótką, plisowaną spódniczkę, a jego oczom ukazały się czarne,
koronkowe stringi, których po chwil już nie było. Nie czuł już początkowego
zawstydzenia, więc niemalże bez oporów zaczął błądzić dłońmi po jej nagich
pośladkach, a jego usta odwiedziły kolejno jej sutki, po czym dotarł do
płaskiego brzucha, wodząc językiem wokół jej pępka. Susan wydawała z siebie
ciche jęki rozkoszy, dając mu tym samym przyzwolenie na coraz śmielsze
pieszczoty. Po dłuższej chwili, kiedy dotarł w miejsce, które do niedawna
zakrywały skąpe majteczki, odsunęła się od niego i zdecydowanym ruchem
popchnęła go do pozycji leżącej. Teraz ona przejęła ster i już do końca przy
nim została. Obdarzała pocałunkami każdy cal jego ciała, aż w końcu dotarła
do strategicznego miejsca, w którym jej wargi zatrzymały się na dłużej.
Kiedy uznała już, że jest gotowy, usiadła na nim okrakiem, twarzą w jego
stronę, by móc patrzeć na jego rozpalone pożądaniem ciało. Poruszała się na
nim coraz szybciej. Naprzemian bądź jednocześnie wykrzykiwali imię partnera.
Neville pierwszy osiągnął cel, jednak nie chcąc pozostawić jej w niedosycie,
doprowadził ją na szczyt, zagłębiając się językiem pomiędzy jej uda, aż w
końcu również ona znalazła ukojenie. Leżeli jeszcze chwilę wtuleni w swoje
ciała, póki nie zmorzył ich sen.
Teraźniejszość
Pamiętał, jak rano przyniósł jej śniadanie do łóżka, a potem, kiedy tylko
mogli, doskonalili się we wspólnych miłosnych praktykach. Niestety, równie
dobrze jak tą wspaniałą noc pamiętał ten potworny dzień…
Czekam na komenty
Mmmmm... Miło Naprawde
ładnie opisane. Tylko się troszke pogubiłam, bo wcześniej było pisane w
czasie roku szkolnego, w Hogwarcie, a później ni z tego ni z owego przenosi
sie akcja do ministerstwa itd... Nie wiem, może jestem zbyt nieprzytomna,
żeby dzisiaj to zrozumieć
Ale spoko, czekam na dalsze części...
NIe łapię tego trochu
Może dlatego, że mam gorączkę...
Ale może dobrze to
zrozumiałam, że oni się spotkali w Hogwarcie, a teraz są razem.... Aleksiu
wyjaśnij to nam proooszę. Coyote mam nadzieję, żę się ze mną zgodzisz
Nie no, ja zrozumialam tak, ze spotkali
sie w wakacje przed tym rokiem szkolnym, w Ministerstwie, kiedy Neville
zalatwial formalnosci zwiazane z pogrzebem babci. I potem w wakacje tak
prowadzili te znajomosc itp. Tak ja to odebralam...
No, cóż. Chyba powinnam napisać, że to jest
flesh beck, wspomnienia Nevilla o Susan, ich pierwszym spotkaniu i pierwszej
wspólnie spędzonej nocy. Cóż, było o niej jeszcze jedno wspomnienie w innej
części, ale gdzie to już sami musicie się domyśleć , to
zobaczycie jek to się skończyło. A dlaczego to się wydarzyło to jeszcze się
wyjaśni w dalszych częściach.
Mam nadzieję, że już rozumiecie, jak
jeszcze coś jest nie jasne to chętnie odpowiem, oczywiście bez zdradzania
zawartości dalszych części.
EDIT: Tak Girl of Gryffindor, masz
rację.
Ahaaaaaaa, teraz to ja rozumiem
Dzięki za wyjaśnienie.
No i trzeba było tak od razu
Fajne!!!! I wont more!
Bledow sie nie dopatrzylem... Jedynym bledem bylo to ze part jest napisany
dla osob powyzej 18-tego roku zycia, a wotpie by na to forum zaglodal ktos
powyzej 17 ;P I nie byl to jakis "wyuzdany" sex tylko sofcik
Czytalem bardziej zabarwione erotyzmem... Ale tago sie nei
czepiam... jest dobre
No cóż...Ten part najmniej mi się
podobał. Nagle ten fajny klimat rozpłynął się. Na początku wydawało mi się
że rozumiem o co chodzi. Że Neville w czasie wakacji lub jakiegoś innego
terminu wybrał się by załatwić formalności z pogrzebem. Ale potem... Nie
mogłam pojąć czasem o co chodzi dopiero jak przeczytałam twoją wypowiedź...
No i wogle jakieś jest takie mętne.Poprzednio pisałaś zwyczajnie a teraz
doszły tu zupełnie nowe terminy jak 20 czerwca. Zupełnie jakby to był jego
pamiętnik. Może niezbyt dobrze uzasadniłam moje wątpliwości ale uważam że
poprzedni part był dużo lepszy od tego.
powiem tak: nadal bardzo sympatycznie i
przyjaznie napisane parcik
dobry ale nie genialny. zabraklo mi tutaj troche dialogow czekam na
reszte partow. wlasciwie, to ile ich bedzie?
pozdrowionka
no cóż, pierwszy part był raczej marny,
kolejne juz lepsze. natomiast ten ostatni był najlepszy. wyraźnie sie
poprawiasz. tylko ta postać Neville'a jakoś mi się nie podoba...
Musze wspomniec swiete slowa Nimbuski - nas
nieletnich nie da sie powstrzymac od czytania tych postow
Opowiadanie - niezbyt zachwycajace ...
No, to następna część, pełni raczej rolę
przejściową, więc nie specjalnie wciągająca, ale mam nadzieję, żemimo to się
spodoba. Miłego czytania.
Część XI- Zadanie
Następne
miesiące minęły dla Nevilla w zastraszającym tempie, całe dnie spędzał na
nauce i opiece nad Narcyzą (tą liściastą rzecz jasna). Jeśli zaś chodzi o
jego obecną dziewczynę, to niestety, choć dla niego raczej na szczęście,
widywali się raczej rzadko. „Biedny” chłopak ciągle był czymś
zajęty i nie miał dla niej zbyt wiele wolnego czasu, pomijając oczywiście
momenty, kiedy musiał wyładować swoją frustracje seksualną, a na to zawsze
znalazł lukę w swoim harmonogramie. Nastał grudzień, a on nadal nie mógł się
zdobyć żeby z nią zerwać. Było mu jej żal po za tym, co by powiedziała
Hermiona na taką podłość, no i zostawał jeszcze aspekt łóżkowy, z którego
jak na razie nie zamierzał rezygnować. Jednak wiedział, że dłużej nie może
jej okłamywać, przecież tak naprawdę nic do niej nie czuje, a ona dostaje
wariacji za każdym razem, kiedy on pojawia się na horyzoncie. Obiecał sobie,
że jeszcze przed feriami z nią porozmawia, jednak na obietnicy się
skończyło. Przecież nie mógł zepsuć jej tych dwóch tygodni i tak miała
zmartwienie z ojcem, to by było okrutne. Zrobi to zaraz po powrocie, znaczy
po jej powrocie. Neville niestety nigdzie się w tym roku nie wybierał,
oczywiście mógł wrócić do domu, ale wiedział, że ten czas zamiast na
odpoczynku i świętowaniu, spędziłby na wspomnieniach i obwinianiu samego
siebie. Bał się, że popadłby w depresje. Dostał też sporo zaproszeń, w
większości z grona wtajemniczonych, czyli członków Zakonu. Wiedzieli o tym,
co przeżył i po prostu mu współczuli, ale on współczucia nie potrzebował.
Wolał coś zupełnie innego, ale jeszcze nie czas na to, jeszcze trochę…
Reszta zaproszeń pochodziła od zaprzyjaźnionych, Gryfonów, którzy bądź, co
bądź też się nad nim litowali, ale z powodu śmierci babci. Naturalnie
spędzenie wolnego czasu w swoim domu zaoferowała też Luna, jednak nie
uśmiechało mu się codziennie przez dwa tygodnie sztucznie się uśmiechać i
grać zakochanego szczyla. Oprócz tego powinna spędzić ten czas z ojcem,
zamiast się nim zajmować i tym właśnie argumentem udało mu się ją przekonać,
że lepiej będzie jak pojedzie sama. Okazało się, że w zamku oprócz niego
będą tylko niektórzy nauczyciele i paru uczniów z innych domów, których
Neville znał tylko z widzenia. Nie został nikt z jego znajomych, nawet Harry
ze względu na brak przygód w tym roku mógł spokojnie pojechać do Weasleyów.
Tak, więc nasz bohater został praktycznie sam w tym wielkim tajemniczym
zamczysku, co go raczej nie zasmucało. Jednak już po pierwszych czterech
dniach nie za bardzo wiedział, co z sobą zrobić, zdążył odrobić już
wszystkie zadane lekcje i powoli zaczynał się nudzić. Praktycznie następne
trzy dni spędził w lesie z powierzoną mu rośliną i kiedy zaczął już
rozmawiać nie tylko z nią, ale też z tymi obok stwierdził, że potrzebuje
jakiegoś zajęcia na następny tydzień. Postanowił, więc udać się do jedynej
osoby, która mogła mu to zajęcie zapewnić.
-Dzień dobry pani
profesor Sprout.- Wszedł do oszklonego pomieszczenia pełnego rozmaitych
roślin, których tajemnice zgłębiał od ponad sześciu lat.
-O…
Dzień dobry Neville, co cię do mnie sprowadza?- Odpowiedziała mu pulchna
kobieta w średnim wieku, ubrana w żółtą pobrudzoną ziemią szatę i rękawice
ze smoczej skóry.
-Bo widzi pani, mam trochę wolnego czasu, więc
chciałem się spytać czy nie miałaby pani jakiegoś zajęcia dla mnie.
-Niestety obawiam się, że nic nie znajdę, ostatnio było sporo szlabanów,
więc teraz nawet ja zaczynam się powoli nudzić. Przykro mi.
-Acha… A może przynajmniej ma pani profesor jakąś nową księgę o
zielarstwie, czy przynajmniej czymś pokrewnym.
-Neville, przecież
przeczytałeś już chyba wszystkie księgi o roślinach, jakie kiedykolwiek
wydano, to chyba prędzej ty mógłbyś mi coś polecić. Ale spytaj profesora
Snape’a, może ma coś o składnikach eliksirów, co mogłoby cię
zaciekawić. Na pewno on znalazłby dla ciebie jakieś zajęcie.
-„O
nie, do Snape?! W życiu. Już wolę umrzeć z nudów, niż z własnej woli
zrobić coś dla tego przerośniętego żuka gnojada. Co ja kamikadze
jestem?” Oczywiście nie powiedział tego, ale od razu taka myśl wpadła
mu do głowy, jednak tylko grzecznie odpowiedział:
-Cóż dziękuje,
zastanowię się. Do widzenia.
Niestety nauczycielka zielarstwa nie była
zbyt zorientowana w sytuacji Longbottom – Snape i już przy kolacji
„ukochany profesorek” oznajmił mu, że skoro się nudzi, to ma
przyjść do niego jutro od razu po śniadaniu, a on mu już wynajdzie zajęcie.
Dzięki temu do końca dnia głowę Nevilla zaprzątały niezbyt ciekawe myśli.
Następnego ranka, kiedy chłopak obudził się zobaczył, że na
śniadanie nie ma już, co liczyć. Było grubo po dziesiątej, co oznaczało, że
nie tylko na posiłek jest spóźniony, ale też do Snape’a. A o ile
śniadanie mógł przeboleć to, spotkanie z mistrzem eliksirów, było zupełnie
inną, poważniejszą sprawą. Biegł, a raczej leciał zmierzając w kierunku
lochów, a zbiegając po schodach przeskakiwał po cztery stopnie.
Przemierzając korytarze mknął niemalże na oślep, nie zwracając uwagi na
duchy, przez które po drodze przeskakiwał, ani na komentarze złośliwego,
poltergeista. Mało brakowało a do gabinetu postrachu Hogwardzkich uczniów
wpadłby bez pukania, na szczęście opamiętał się, poprawił zakładaną w biegu
szatę i grzecznie zastukał do drzwi. Wolał nie myśleć, co by powiedział
nauczyciel gdyby nie dość, że ze sporym spóźnieniem to jeszcze z rozmachem
wpadłby przez jego drzwi. Jednak mimo kulturalnego zachowania nie usłyszał
żadnej odpowiedzi. Zapukał, więc jeszcze raz tym razem nieco głośniej, ale
znów odpowiedziała mu tylko cisza. Powtórzył, więc czynność jeszcze kilka
razy, za każdym razem uderzając w heblowane deski z coraz większą siła, aż w
końcu niemalże w nie walił. Niestety nie przynosiło to spodziewanego
rezultatu, więc miał zamiar zaprzestać prób dostania się do pokoju, kiedy
usłyszał za sobą, aż za dobrze mu znany zimny, pozbawiony emocji, a
przesycony sarkazmem głos.
-Panie Longbottom, czy zamierza pan
roztrzaskać te drzwi? Bo jeśli nie to mógłby się pan odsunąć, a z
przyjemnością pana wpuszczę.
-Oczywiście panie profesorze.
Przepraszam, ale mówił pan żebym przyszedł, a nikt nie odpowiadał,
więc…
-Longbottom, dobrze wiem, że miałeś się do mnie zgłosić,
ale powinieneś to zrobić od razu po śniadaniu, które o ile wiem skończyło
się przed godziną.
-Wiem przepraszam, zaspałem.
-Masz szczęście,
gdyby to był szlaban, nie miałbyś wolnego wieczoru, aż do końca roku. No,
ale cóż, jesteś tu tylko po to by dostać zajęcie, z własnej inicjatywy. Choć
wątpię czy sam się zgłosiłeś, czy Sprout nie zna się na ludziach, więc
niestety nic ci nie mogę zrobić. A teraz wejdź.
Nevilla z lekka
zamurowało, Snape nigdy nie przepuścił okazji, żeby kogoś zgnoić, a teraz
nie dość, że nie powiedział mu nic dosadnego, to jeszcze w jego tonie było
coś jakby rezygnacja, smutek. Brunet przez chwilę zastanawiał się nad
powodem takiego dziwnego zachowania swojego profesora, ale po chwili
przestał nad tym rozmyślać, bo nauczyciel otworzył drzwi do swojej
„pieczary”, jak nazywali jego gabinet, co poniektórzy uczniowie.
Bywał już wcześniej w „gabinecie strachu”, jak zwykł
myśleć o tym przerażającym miejscu, i choć dobrze wiedział, co tam zobaczy
to za każdym razem bał się tak samo jak za pierwszym. Jednak teraz było
inaczej nie był w cale przerażony, a raczej zaciekawiony. Sam dziwił się
swoim reakcją. Możliwe, że wpłynęły na to jego ostatnie wakacyjne przeżycia,
w końcu sporo czasu spędził w dużo gorszym miejscu, do którego nawet to się
nie umywało.
-Profesor Sprout powiedziała, że narzekasz na brak
zajęcia, rozumiem przez to, że odrobiłeś już wszystkie prace zadane na
ferie, w tym referat na moje zajęcia?- Spytał Mistrz eliksirów
podejrzliwie.
-Oczywiście, mogę go panu przynieść nawet teraz.-
Odpowiedział pewnie Neville.
-Nie ma takiej potrzeby, zresztą nawet
gdybym chciał to i tak przepisy na to nie pozwalają. Ale nie martw się jak
już zbiorę wypracowania całej klasy, na pewno uważnie przejrzę twoją pracę.
A teraz do rzeczy, nie zaprosiłem cię tu żeby rozmawiać o zadaniach
domowych. Otóż mam dla ciebie zajęcie. Wiem z wiarygodnego źródła, że
interesujesz się roślinami, a tak się składa, że niektóre są ważnymi
składnikami eliksirów. I właśnie jedna z nich jest niezbędna do uwarzenia
pewnego dość skomplikowanego wywaru. Niestety jest ona niemożliwa do
kupienia w żadnym ze znanych mi sklepów. Rośnie jednak w jednym jedynym
miejscu w Anglii, którym jest nasz Zakazany Las. Zazwyczaj sam zajmuję się
jej odnalezieniem, szczególnie, że nie jest to łatwe, nie tylko za względu
na warunki, ale też na jej doskonałe możliwości kamuflowania się. I tak się
składa, że obecnie muszę wyjechać, na co najmniej tydzień od jutra. Dlatego
potrzebuję kogoś, kto mnie w tym wyręczy, gdyż mikstura musi być gotowa
najpóźniej za dwa tygodnie, a wcześniej konieczne jest, aby ważyła się, co
najmniej tydzień. Niestety jak się okazało nikt nie zna się na tyle na
ziołach, żeby ją rozpoznać, oczywiście oprócz profesor Sprout, która woli
się trzymać z daleka od tego jak to ujęła „zakazanego miejsca”.
Dlatego uważam, że mógłbyś spożytkować swój jedyny talent na jakiś
pożyteczny cel. Normalnie nie wysyłałbym ucznia, ale sytuacja jest
wyjątkowa. Oczywiście zrozumiem, jeśli uważasz, że jest to zbyt trudne i
niebezpieczne zadanie. Do tego potrzeba dużej odwagi i umiejętności,
więc…
-Zgadzam się. – Wysyczał przez zęby Neville. Dobrze
widział, że Snape go podpuszcza, jednak ważniejsze było, że wreszcie miał
okazje udowodnić temu bydlakowi, że się do czegoś nadaje.- Tylko muszę
widzieć, co to za roślina i gdzie dokładnie rośnie.
- Nazywa się
Aconitum Mutuus*, ale jeśli chodzi o jej miejsce występowania, to jest z tym
mały problem. Otóż ona nigdy nie wyrasta dwa razy w tym samym miejscu, więc
trzeba się nieco natrudzić, żeby ją odszukać. Jednak, jeśli zna się jej
upodobania nie sprawia to większych trudności, w czym rozumiem, że się
orientujesz.
-Oczywiście, lubi wysuszone, chore drzewa, na których
pasożytuje, doprowadzając je do całkowitego obumarcia. Podać wygląd i
zastosowanie?
-Nie trzeba, widzę, że wiesz, czego masz szukać. Masz na
to tydzień, jak wrócę, mam zastać ich cały koszyk.
-Nie ma sprawy, coś
jeszcze?- Spytał Neville, mając nadzieję jek najszybciej wydostać się z tego
pokoju.
-Tak, masz na siebie uważać, jeśli ci się coś stanie mogą mnie
wywalić, dlatego weź to ze sobą.- Podał mu dość zwyczajnie wyglądający,
mugolski pomarańczowy długopis. Neville popatrzył dziwnie, najpierw na
przedmiot, a następnie na nauczyciela.- No nie patrz tak, to nie jest
normalny długopis. Jeśli zdejmiesz skuwkę, i powiesz coś do niej, to usłyszy
cię osoba mająca dokładnie taki sam tylko, że zielony pisak. Taka osoba
będzie cię słyszeć, ale ty jej nie. Ma go Hagrid, nie może z tobą iść, ale
jeśli, jak zwykle wpakujesz się w jakieś tarapaty, możesz go wezwać na
pomoc. To wszystko. Do widzenia.
*Aconitum Mutuus
–Tojad dwustronny, roślinka wymyślona na potrzeby ficku
no coz. post mogl byc. tylko jakos nie
chce mi sie wierzyc w taka mila odmiane Snape. gdyby te party byly dluzsze
bylabym wdzieczna wlasciwie
nie mam sie do czego przyczepic
pozdrowionka
Przed chwila przeczytalam wszystkie party i w sumie mi sie podobalo, ale... No wlasnie, ale. Nie mam tu na mysli przeklenstw, bo te jakos mnie specjalnie nie raza, tylko nie moge sie nadziwic tej zmianie Neville, ale moze dlatego, ze pani rowling skutecznie wpila mi do glowy swoja wersje. Opo sredniawe, bez zachwytow, ale czyta sie latwo i przyjemnie, wiec czekam na kolejne party ( ktorym dobrze by zrobilo, gdyby byly toche dluzsze )
przeczytałam całość za jednym podejściem i musze powiedzieć że ff całkiem niezły, łatwo i przyjemnie sie czyta...
czekam na kolejną część
Podoba mi się pod tym względem, że głównym bohaterem nie jest ani Harry, ani Hermiona, ani Draco, tylko Neville.
Ale niestety nie podoba mi się fakt, że w niektórych miejscach opowiadanie przypomina scenę ze 'Zbuntowanego Anioła' czy innego brazylijskiego/argentyńskiego/lub Bóg wie jakiego serialu.
A podsumowując - całkiem nieźle, choć mogłoby być lepiej..
Bardzo fajny fick. Nareszcie znalazłam erotyk, w którym jest chociaż wspomniana moja ukochana para R/Hr
Pozdrowienia i życze weny!
Ten fick jest genialny:) Ta metamorfoza Neville'a to świetny pomysł. Z niecierpliwością czekam na kolejne party:)
Przeczytałam wszystko ale...nie jest idealnie...Twoje party są króciutkie i coś mi nie podpasowała ta zmiana Nivela...Po prostu taki jaki był w wersjii J.K.Rowling był inny niż wszyscy a to go czyniło wyjątkowych...Czyta się szybko styl masz o.k. ale nie boski....Ogólnie wybijasz się u mnie jeden punkt powyżej przeciętną
Pozdrawiam
Kara
Świetne!!! A metamarofoza Neville'a to wspaniały pomysł Trochę zagmatwany jest ten wątek z Susan, ale i tak mi się podobało:D Czekam z niecierpliwością na kolejny part
Plus za formę i Nevilla jak głównego bohatera... Ale jakoś nie pasi mi ta nagła metamorfoza... porostu Neville to Neville - ma swój urok w powieści Rowlling... a dla mnie ten urok został tu zniszczony... hmm... no ale ogólnie ok
Podobało mi się, aczkolwiek... Zachowanie Neville' a jest trochę niekonsekwentne. Najpierw niemal przymusza Lunę do tego, by się z nim przespała, a potem jest bardzo zdziwiony i niezadowolony, że ta wykazujenim ogromne zainteresowanie. Podobnie jest z kwestią ich rozstania - nie wahał się zaciągnąć jej do łóżka, a boi się ją urazić i skrzywdzić rozstaniem? Hm...
Tak czy owak, pisz, pisz dalej! Intryga rozwija się dość ciekawie. Będę czekał na kolejne części z zainteresowaniem.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)