Dzisiaj na lekcji j. pl. mieliśmy fajną sytuację. Pani powiedziała: Numer 12 czyta utwór. 12 miała na imię Dawid. i zaczyna czytać. Psałterz Dawidów przekład Jan Kochanowski.
Pytanko takie mam. Czy będzie mi się opłacało zacząć teraz Mistrza i Małgorzatę, czy poczekać jeszcze kilka lat?
Cóż, powiem tak: nie zrozumiałem przesłania tej książki, ale bardzo mi się podobała. Jeśli zaczniesz ją teraz, prawdopodobnie i tak zrozumiesz więcej niż ja, a przy okazji zaoszczędzisz sobie czasu w przyszłości. Tak więc wg mnie powinieneś zacząć.
Dopiero teraz widzę, jak marnowałem czas w wakacje. W ciągu miesiąca mam przeczytać I tom "Chłopów", "Proces" Kafki i "Jądro ciemności" Conrada.
"Opowiadania" Hłaski leżą i pokrywają się kurzem.
Każda z wymienionych przez Ciebie książek to lektura na jeden wieczór. "Proces" i "Jądro Ciemności" dlatego, że są bardzo dobre. A "Chlopi", bo nudne niesamowicie i dużą część można olać.
Reymont -> Chłopi
Uwaga fragmenty fabuły!
Chłopi -> Wesele Boryny, śmierć Boryny
Wesele Boryny, śmierć Boryny -> Nuda
Nuda -> Ohyda
Niech Cię, Zeti. Jeszcze bardziej utrudniłeś mi czytanie "Chłopów", bo teraz nawet nie mam po co śledzić fabuły.
Spojlery nie przysporzą ci przyjaciół.
Hazel - być może, ale nie lubię czytać książek w takim pośpiechu. Rozumiem, że trzeba, ale od początku września jadę jednym ciągiem: "Potop" - "Zbrodnia i kara" - "Ludzie bezdomni" bez nawet chwili wytchnienia i zaczynam gubić szczegóły. Niedobrze.
Jakie spoilery? Przecież te dwa fragmenty omawiane są w pierwszej gimnazjum jako lektura obowiązkowa. Myślałem, że je znasz. Jeżeli nie to przepraszam, i daję tamto na biało.
W moim gimnazjum mało co się omawiało. Pamiętam "Buszującego w zbożu", "Za minutę pierwsza miłość", "Stary człowiek i morze" i parę kawałków z Mickiewicza.
Niedobrze jest czytać jako ostatni książki, które wszyscy już znają.
Pamiętam, że "Stary człowiek i morze" też omawialiśmy, ale dla mnie to był jakaś masakryczna książka. I o ile dobrze kojarzę, to mnie jakoś tak za bardzo nie poruszyła. A "Buszującego..." nie przeczytałam, bo nigdzie dostać nie mogłam. No i jak omawiali tą książkę, to akurat mnie nie było w szkole.
No w zeszłym roku to nie mogłam znieść "Cierpień młodego Wertera".
Moje lektury w tym roku szkolnym:
Faraon
Psałterz Dawidowy
Mity greckie, Mitologia Parandowskiego - fragmenty
Antygona
Biblia - Genesis - Księga rodzaju
Romeo i Julia
Balaldyna
Pan Tadeusz
śmierć Urzędnika
Wesele - fragm.
Szuler
Silmarillion - Ainulindale
Quo Vadis
Władca Pierścieni - fragment księgi V - bitwa na polach pellenoru
Jesteś w trzeciej gimnazjum, prawda, Zeti? Trochę dziwne lektury. My takie mieliśmy w pierwszej liceum. To znaczy większość.
A na fragment WP nigdy czasu byśmy nie znaleźli.
Harolciu - "Buszujący w zbożu" to jedna z moich ulubionych lektur. Jeśli nie czytałaś i masz czas - przeczytaj. Ciekawa.
Tak, w trzeciej. Większość nauczycieli z mojej szkoły uczy także w liceum. (i stąd przyzwyczajeni są do panie profesorze.) Poprzednia polonistka (sprzed czterech lat, jej profesorska wysokość) ustaliła takie lektury. I nowa mimo, że nie uczyłą w liceum, przyjęła te same, wzbogacając je o swoje pozycje, jako lekturę nadobowiązkową (jeżeli chcesz mieć więcej jak dopa to musisz przeczytać) Teraz ta reforma lektur była w pierwszej klasie, ale i tak tam mają z 15 książek do przeczytania.W gruncie rzeczy szkołą trzyba bardzo wyskoki poziom, i bardzo dużo uczniów zalicza rok albo na wakacjach, albo sobie zostaje aby się do edukować.
"Buszujący w zbożu" Co to za książka? Nie miałem okazji przeczytać.
czuję się taki niedokształcony przy Tobie Zeti. Z gimnazjum lektury, jakie pamiętam, to Krzyżacy, Syzyfowe prace, Mały książę, Hobbit, Romeo i Julia, Antygona, Kamienie na szaniec. Jeśli chodzi o fragmenty, to nawet nie pamiętam, skąd pochodziły (poza oczywiście Biblią i mitami greckimi). Ale Faraon, Quo vadis, Szuler, Śmierć urzędnika w gimnazjum? Jeszcze do tego wszystkie, jakie wymieniłeś w ciągu dwóch semestrów? Tym, którzy przeczytają wszystko na czas (a nie skończyli kursu szybkiego czytania) i nie zwariują gratuluję.
Co do Chłopów to ja też nie miałem tego w gimnazjum. Dopiero w zeszłym roku w drugiej liceum. A Tobie Przemek szczerze współczuję. Sienkiewicz, Dostojewski, Reymont w przeciągu nieco ponad miesiąca...szkoda gadać.
Jeśli chodzi o mnie, to dzisiaj skończyłem omawiać Przedwiośnie, jestem też już po Granicy Nałkowskiej, a w przyszłym tygodniu zabieram się za Gombrowicza i jego Ferdydurke. Nareszcie
Czyli,,ze jednak narzekania części uczniów mojej szkoły na zbyt wielki nawał nauki nie są bezpodstawne jak twierdzą nauczyciele? Moja polonistka mówi, że to co poznajemy to podstawa, którą można by wzbogacić. Ten malutki fragmencik (na dwie lekcje) pani polonistka upchnęła w planie tematów na moją prośbę. Na jutro mam przeczytać Szulera. Chyba czas zacząć.
A Hobbita miałem jeszcze w podstawówce, podobnie jak Komnatę Tajemnic w szóstej klasie. Teraz, jak już jestem w gimnazjum, po zmianach statutu obie te lektury omawia się w klasie piątej (Akurat moja siostra czyta.)
I Ferdydurke też czytałem, w drugiej gimnazjum, ale chyba tylko fragment, na ostatnią lekcję omawiania, bo byłem chory wcześniej (zwolniony ze sprawdzianu) więc nie czytałem całości tylko fragmencik z podręcznika.
Jak tylko będę miała okazję, to przeczytam tego Buszującego.
Zeti - zazdroszczę Ci takich fajnych lektur jak WP (chociaż to tylko fragmenty). Ja nawet Hobbita, czy HPiKT w podstawówce nie omawiałam. Nawet nie pamiętam, czy tam jakiekolwiek lektury oprócz W pustyni i w puszczy omawialiśmy.
Co do Quo vadis - to miałam w 2 gimnazjum zamiast Krzyżaków
Faraon w 3 gim.
A moje lektury w tym roku to nawet nie są aż tak złe:
Wesele
Dziady cz. II, III, IV
Pan Tadeusz
Nieboska komedia (fragmenty)
Lalka
Nad Niemnem
Mendel Gdański
Kamizelka
Ludzie bezdomni
Kordian ( a na to nawet idę do teatru w przyszłą środę!! )
Zbrodnia i kara
Jądro ciemności
Dziady cz II też miałem, i fragmenty Lalki w pierwszej i Drugiej Klasie.
A gdzie masz Harolcia Sienkiewicza? Dopiero w 3 klasie?
To ja miałem w zeszłym roku wszystkie te, co wymieniłaś + :
Giaur
Konrad Wallenrod
fragmenty Beniowskiego
całość Nie-boskiej (omawianie jej we fragmentach uważam za stratę dla ucznia)
Gloria victis
Potop
Chłopi (pierwszy tom)
Wesele, Dziadów część III...świetne lektury...
Tzn. tak, w I klasie w LO miałam:
Cierpienia Młodego Wertera
Potop
Quo vadis
Świętoszka
Król Edyp
Biblię i Mitologię
To z tego co pamiętam, bo nie chce mi się sprawdzać. A teraz, czyli w 2 klasie ma te wypisane wcześniej
Ja tak potraktowałem Nad Niemnem zaczęło mnie odrzucać już na drugiej stronie, ale przetrwałem. Udało mi się przebrnąć przez wszystkie 3 tomy.
Szuler jako taki nawet przyjemny był, ale to całe opracowanie na lekcji polskiego... jak zupełnie inaczej zrozumiałem go podczas czytania.
Zaskoczył mnie pierwszy z Czasów Kłoski Cóż tu dużo mówić, nie spodziewałem się czegoś takiego.
Ze Staffa podoba mi się Deszcz jesienny. Zbyt dużo jego wierszy nie poznałem, więc się nie wypowiadam, czy go lubię, czy nie ale mogę tak powiedzieć zdecydowanie o Tuwimie. Jeden z moich ulubionych poetów. Świetne rzeczy pisał. Nie dość, że zdolny, to jeszcze potrafił się bawić poezją i olewać system. Takich powinno być więcej, którzy sie nie boją napisać to, co myślą.
Pochlastam się. Oprócz "Chłopów" i "Procesu" Kafki mam przeczytać do końca miesiąca jeszcze "Moralność pani Dulskiej". I ostatnie dwa teksty + "Mistrza i Magłorzatę" samemu zanalizować i napisać z nich wypracowanie. :/
Zakończyłem "Szulera" Na jutro "Antygona". A później to chyba nie dam rady. "Romeo i Julia". Czy to tylko jest tak przedstawione jako łzawy melodramat przez komercję, czy jest nim naprawdę?
To jest ciekawe pytanie, bo się spotkałem z wieloma opiniami na ten temat. Dla mnie to nie był łzawy melodramat, chociaż też niespecjalnie podobało mi się to jako tragedia. Wolę inne rzeczy Szekspira.
Nie jest tak łzawe, całkiem niezłe. Zresztą wszystko jedno, znać trzeba.
Oj nie jest, nie jest Ale zależy tez od tłumaczenia. Osobiście polecam te Barańczaka. Można sie przy tym nawet uśmiać
No więc o Romeo i Julii napiszę jak przeczytam. Bardzo ciekawi mnie jak na mnie wpłynie ta książka.
Tylko nie zacznij kochać romantycznie. Odradzam.
Przemek coś o tym wie ;]
zniechęcony.
Nieładnie posta pod postem, ale nie moja wina, że nikt tu nie pisze :]
No to lecimy (wszystko przeczytane w ciągu ostatniego miesiąca):
"Ludzie bezdomni" Żeromskiego - nudne, ale przynajmniej bohater generalnie budzi sympatię. Ciekawa historia Wiktora i jego rodziny, zawsze to jakaś odmiana. Głupie, podciągnięte pod przesłanie tekstu zakończenie (można to było zbudować inaczej). Ogólnie - średnio.
"Proces" Kafki - momentami porywający, ale ogólnie dziwno - nudny. Dziwno, bo zachowania postaci są często tak nierealistyczne, że aż się zastanawiam, czy to ludzie się aż tak zmienili, czy może autor zignorował wiarygodność na rzecz przesłania tekstu. Ogólnie sam pomysł bardzo dobry i niewątpliwie wywarł na mnie wrażenie, ale wykonanie mnie omal nie zmogło. "Zbrodnię i karę", mimo podobnego stylu i sposobu budowania fabuły, czytało się o niebo lepiej.
"Moralność pani Dulskiej" Zapolskiej - nie mam zastrzeżeń, bardzo dobrze skonstruowana komedia, tylko szkoda, że nie kończy się tak, jakbym tego chciał :] Podobne do "Świętoszka". Musi świetnie wyglądać na scenie.
"Chłopi" Reymonta - bardzo fajna książka, żałuję, że nie miałem czasu, by przeczytać coś więcej niż tylko "Jesień". Język godny podziwu. Nobel dla Reymonta w pełni zasłużony.
Zaczynam "Jądro ciemności" Conrada i "Wesele" Wyspiańskiego.
Zaczynam też nie lubić polskiego.
Książki przeczytane w ciągu ostatnich dwóch dni: Proces, Panny z Wilka, jutro zaczynam Cudzoziemkę, a zaraz potem mam Quo vadis. I już mnie trafia szlag od lektur, bo nie mam czasu czytać czegoś dla siebie, a muszę powoli przygotować lektury na prezentację maturalną i zacząć czytać.
mam dziwne wrażenie, czytając te posty, ze wszystkie lektury z liceum przerabiacie w klasie maturalnej...
Bo to prawda? W pierwszej liceum były głupotki typu "Tristan i Izolda" albo "Antygona". Idzie się epokami i epokami się czyta lektury - a więc, niestety, robi się ich coraz więcej.
Liceum się trochę zmieniło
No nie aż tak źle to u mnie nie jest. Bo ja te najgrubsze i najważniejsze to miałem w drugiej klasie (romantyzm i pozytywizm). A w tym roku miałem mieć dość spokojny dobór lektur, ale ostatnio moja polonistka jakby wpadła w jakiś obłęd. Ot, dzisiaj na przykład przypomniała sobie nagle, że musimy omówić Szewców i Sklepy cynamonowe. Nie wiem, kiedy ona chce to wcisnąć, ale z tego, co mówi, to wynika, że w ciągu najbliższych 9 dni będę miał jakieś 4 albo 5 lektur jeszcze w dodatku popędza nas mówiąc, że nie zdążymy z materiałem na czas. A z tego, co widzę, to niektórzy jeszcze siedzą Młodej Polsce albo pozytywizmie. A co najlepsze moja klasa ze względu na profil zawsze miała najwięcej na polskim, a i tak kończyliśmy cały materiał jakiś miesiąc przed końcem roku. Założę się, że teraz będzie to samo i na początku kwietnia już będziemy mieli spokój.
a ja miałam w I gim. Quo Vadis, Zemstę, Opium w Rosole Musierowiczowej i fragmenty Dziadów
Teraz w II gim. omawiamy Małego Księcia a w planach jest:
Folwark Zwierzęcy
Antygona
Kamienie na szaniec
ale w zeszłym roku miało jeszcze być Romeo i Julia, Kamizelka i Opowieść Wigilijna więc nie wiem ile wkońcu omówimy.
Mam takie dziwne uczucie, że to jest mało :|
mam 49 lektur na czerwiec + 7 podręczników. Pierwsze kolokwium z pierwszych dziesięciu - za trzy tygodnie.
zanim zaczniecie narzekać na swoich polonistów, uświadomcie sobie, że po takim treningu mogą mieć trochę zaburzoną perspektywę, co to znaczy duże natężenie lektur .
a co czytałaś poza Ferdydurke?
Trans-Atlantyk, Dzenniki, Kosmos, Pornografia, Pamiętnik z okresu dojrzewania, Autobiografia pośmiertna...
"nad niemnem" kończymy właśnie. ani jedna osoba z klasy nie przeczytała, nawet pół streszczenia.
ale to tylko taki wyjątek.
"Porcys" Kafki był fajny.
moim zdaniem "nad niemnem" nie da sie przeczytac, 40 stron meczylem poltorej godziny. Teraz skonczylem czytac "granice" nalkowskiej i musze przyznac, ze jestem pozytywnie zaskoczony, ogolnie ksiazka mi sie podobala
moim zdaniem nad niemnem zdecydowanie da się przeczytac, ba! może się nawet podobać. czego żywym dowodem jestem ja.
nie bylem w stanie przebrnac przez tak liczne opisy przyrody, opis dlugosci plotu mnie wrecz zabil^^
Nad Niemnem...hehe...przypomniała mi się katorga z czytaniem tego...tak, to da się przeczytać, ale trzeba naprawdę dużo samozaparcia, chęci, czasu i ambicji, bo w przeciwnym razie się można wyłożyć w pierwszym rozdziale. A co do podobania się, to jest to oczywiście indywidualna sprawa czytelnika. Mnie się podobała najmniej z lektur w drugiej klasie. I chyba wśród wszystkich lektur, jakie przeczytałem też.
Nad Niemnem jeszcze nie czytałam, ale czytać będę... chyba.
Teraz zaczynamy Wesele, chociaż poza epoką jest. Ale ze względu na 'Rok Wyspiańskiego' szkoła organizuje coś w stylu tygodnia Wyspiańskiego, poświęconego jemu i jego twórczości. Jakieś konkurs, przebieranie, czytanie fragmentów Wesela i ogólnie ponoć fajnie ma być. Nasza klasa pojęła się przygotowania Karczmy u Singera. Ciekawe co z tego wyjdzie...
przeczytałam "Buszującego w zbożu" jako lektura nieobowiązkowa tzn spytałam się mojej polonistki co mogę sobie przeczytać tak dorywczo i poleciła mi buszującego :]
Podobno dzisiaj zaczęliśmy Proces. Już czuję, że mi polonistka jeszcze bardziej obmierzi tę książkę. A dzisiaj też przypomniała sobie moja kochana nauczycielka, że musimy jeszcze omówić Mistrza i Małgorzatę. Po Szewcach, Sklepach cynamonowych i Quo vadis to kolejna lektura, o której sobie z dnia na dzień przypomniała...już z nią nie wytrzymuję...
rozumiem, że to nie to samo co ogólny temat o książkach i trzeba sobie czasem ponarzekać na beznadziejne polonistki, brak czasu na czytanie lektur czy inne tego typu, ale to jest jednak Kultura a nie Bziuum i głównie chodzi o wrażenia na temat tego co przeczytaliście, a nie wszystkiego dookoła.
No dobra, przyznaję się - mało którą lekturę z liceum przeczytałam w pełnej wersji. Jakoś zawsze brakowało mi czasu, czasem potrafiłam doczytać do połowy i zostawić, a "Nad Niemnem" zafundowałam sobie w wersji filmowej, tak samo jak "Chłopów". Głównie z tego względu, że po przeczytaniu pierwszych 5 stron zasypiałam (świetny środek na sen, prawie tak samo dobry jak "Historia gospodarcza" ). Ale żeby nie było, że jestem kompletnym ignorantem - pochłonęłam wszystkie książki z okresu wojny i po niej, a po skończeniu liceum sama z własnej woli przeczytałam "Zbrodnię i karę" i "Mistrza i Małgorzatę". O "Zbrodni.." nie będę sie rozpisywać, bo gdzieś już tutaj o niej była mowa, a co do "Mistrza..." to po jej skończeniu miałam taki jakiś niedosyt. Czekałam na jakieś inne zakończenie po prostu.
Mnie ratowały adiobooki w czasie uczęszczania do LO ;d z racji tego, że w biol-chemie byłem to jakoś nie chciało mi się tracić czas na np. ludzi bezdomnych, lalkę, granice i pewno na coś jeszcze o czym teraz zapomniałem (; polecam ludziom zawsze lepsze niż bryki wg mnie.
Na pewno lepsze, ale ja np. jestem wzrokowcem i audiobooki średnio mi podchodzą. Cóż, są święta. Jest czas czytać.
A skoro już przy tym jesteśmy, "Jądro ciemności" Conrada. Genialna książka. Skończyłem ją pół godziny temu i nadal jestem pod wrażeniem. Bardzo sugestywnie pisał i w ogóle się nie zestarzał, czego niestety o wielu innych powiedzieć nie można.
Obejrzałbym teraz "Czas Apokalipsy".
Jądro ciemności omawiałem w czerwcu zeszłego roku (EDIT: oczywiście zeszłego roku szkolnego ), jakiś tydzień przed zakończeniem roku. I mogę o książce powiedzieć jedno - nie podobała mi się była nudna, nieciekawa i do tego napisał ją Conrad. A jakoś mi nie podchodzi jego pióro. Przez Lorda Jima nie mogłem przebrnąć. Zapewne fakt, że omawialiśmy je tak późno też nie pozostało bez wpływu na mój odbiór lektury. Ale wydaje mi się, że nawet gdybym przeczytał Jądro na przykład w wakacje, to miałbym podobne odczucia.
I dzięki tej choćby rozbieżności świat jest tak ciekawy
Swoją drogą, wiele lektur wydaje się nam nudnym dlatego, że - chcąc, nie chcąc - jesteśmy pokoleniem MTV. Żeby utrzymać naszą uwagę, film/książka musi mieć sporo akcji lub chociaż żywy, dynamiczny styl opowiadania historii. Przykre to, ale prawdziwe.
A co ma do tego MTV? Mi wystarczy tylko tyle,żeby na te np.500 kartek w książce 450 stronic nie zawierało opisów tej przyrody/okolicy... lubie te opisy, no ale bez przesady, ile to można?
MTV to tylko symbol "kultury teledysku". Chodzi o to, że dla nas najważniejszą cechą filmu/książki jest widowiskowość, szybka akcja, nieoczekiwane zwroty tejże akcji, ogólnie jakiś taki dynamizm. To ogólne stwierdzenie - wiadomo, że czasem każdy lubi czymś smętnym i "nudnym" podelektować, ale ogólnie wolimy to, co opisałem wcześniej.
Wystarczy popatrzeć na najpopularniejsze seriale: Lost, Prison Break, Heroes. Dopóki się dużo i szybko dzieje, śledzi się fabułę.
Dobrze, dobrze, napiszę wielkimi literami. NIE WSZYSCY I NIE ZAWSZE są przedstawicielami "pokolenia MTV". Wybaczcie, że uogólniłem.
Mówię o tym, co widzę w swoim otoczeniu. Przedstawienie teatralne musi mieć co kilka minut zabawną scenę, żeby utrzymać zainteresowanie młodej publiczności. Długa scena jakiejś rozmowy w filmie powoduje znudzone miny. W rozmowie o lekturach "Potop był ciekawy, się działo coś", a "Ludzie bezdomni to takie k.... nudne".
Po sobie też to widzę. "Proces" znudził mnie niemiłosiernie, na przykład (choć częściowo dlatego, że nie miałem ochoty go czytać).
Dopiero co skończyłem Szewców. I ee...zastanawiam się po co to jest w kanonie lektur.
Przede wszystkim miałem duże problemy, żeby przebrnąć przez te 3 akty. Po raz pierwszy od dawna miałem problemy, żeby doczytać książkę do końca. Po drugie treść była dla mnie niezrozumiała, pisana przedziwnym językiem pełnym przekleństw, neologizmów, aluzji do kilkunastu przeróżnych poglądów filozoficznych, refleksji i filozofii samego Witkacego.
Dramat jest pełen absurdu (co akurat zarzutem nie jest, bo tak miało być), z którego w zasadzie nic nie wynika. No dobra jest pogląd na rewolucję, problemy ówczesnego świata, ale ubrane w takiej formie, że ja osobiście bez opracowania nie zrozumiałbym Szewców. Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie się tym zachwycają. Chyba najgorsza lektura, jaką przeczytałem w tym roku...
Cóż. Bo Witkacy jest generalnie trudny. Poza tym on był dziiiwny. Tak pozytywnie dziwny. Bardzo go lubię, ale był... no, dziwny. Mam słabość do absurdu w takim wydaniu.
Nigdy nie rozumiałam takiego podejścia - jak coś nie jest proste i oczywiste jak budowa gwoździa, gdy wymaga już pewnego wysiłku interpretacyjnego i intelektualnego, to jest od razu bez sensu i głupie.
Szewcy są niesamowici.
acz powieści są wspanialsze.
i rysunki.
Osobiście doszedłem do stanu, w którym jeśli nie nasuwa mi się oczywista interpretacja tekstu, za żadne skarby nie zaproponuję własnej. Oto, co ze mną zrobiły dwa lata polskiego w liceum.
to, że czasem nierozsądnie przedstawiać swój punkt widzenia polonistce nie znaczy jeszcze, że nie można go mieć.
Nie mówię, że nie mam. Po prostu nie wysunę własnej interpretacji na lekcji, tylko będę czekał aż nauczycielka powie, jak należy dany fragment rozumieć.
Uch, "Szewcy". Za mądre to dla mnie.
Parę razy się zaśmiałem, parę razy zatrzymałem na dłużej, żeby się zastanowić, o co chodzi, przez cały czas się zastanawiałem, dokąd to wszystko prowadzi.
Po zakończeniu lektury i przejrzeniu opracowania stwierdzam stanowczo, że tak inteligentne dzieła zostawię ludziom bardziej inteligentnym. Nie podobało mi się, choć rozumiem, że dramat ważny i nowatorski.
"Przedwiośnie" - niezła książka z kompletnie mi obojętnym, a nawet chwilami irytującym bohaterem. Jakimś sposobem Żeromskiemu udało się wzbudzić współczucie do Judyma i nie wzbudzić sympatii do Baryki.
I zakończenie zepsuł. Choć jestem pewien, że na polskim odkryje się przede mną głęboki tegoż zakończenia sens.
Swoją drogą świntuch z tego Żeromskiego. Co by było, gdyby nie cenzura?
Najgorsze jest to, że w mojej szkole nie ma klasy z rozszerzonym polskim i jeśli ktoś chce zdawać rozszerzony, musi wszystkie dodatkowe lektury przerabiać sam. Co w moim przypadku w praktyce oznacza przeczytanie książki, podrapanie się w głowę, przeczytanie opracowania, pokiwanie głową i rozpoczęcie następnej lektury :/
A podobno jest wersja nieocenzurowana
A jak już jestem w tym temacie...
Sklepy cynamonowe - ciężko się czyta, ciężki, specyficzny język, mnóstwo środków artystycznego wyrazu i dominująca przez cały zbiór dość oryginalna filozofia Schulza. Akcja jest statyczna i często na pozór niezrozumiała. Ale mimo wszystko oceniam dość pozytywnie opowiadania. Jak się już przebije przez wielopiętrowe metafory, to jednak ten świat urzeka swoją magią, spokojem, baśniowością, ulotnością. Fantastyczna odskocznia i kontrast od tego, co dzieje się na co dzień. Forma trudna, treść tak naprawdę nijaka, a mimo to ciekawe dzieło.
Mistrz i Małgorzata - jestem pod naprawdę dużym wrażeniem, jak prześmiewczo i groteskowo potrafił pisać Bułhakow. Na początku trochę wolno konstruuje się akcja, ale potem czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Szczególnie podobało mi się przedstawienie grupy diabelskiej. Te fragmenty są po prostu rewelacyjne. Zakamuflowany obraz Związku Radzieckiego ukazany jest po mistrzowsku i z wielką swobodą. Faktycznie, dzieło wyjątkowe.
'Mistrza i Małgorzate' to ja wlasnie czytam. I musze powiedziec, ze nie zachwyca mnie ona jakos specjalnie, wszyscy mowili, jaki to fenomen był i coino, coz, jakoś tego nie czuję. Moze z czasem ją bardziej docenie... jak wiekszosc lektur. Narazie srednio mi sie podoba.
Poza tym, musze przyznac, ze w przeciwienstwie do 99% ludności, bardzo lubię i mocno cenię prozę pana Sienkiewicza.
Skąd wzięłaś te 99%? Jakieś oficjalne dane czy co?
strzelałam ;D.
No bo kogo pytam, ten jest na nie. Nie rozumiem dlaczego
Bo długie.
Powinnaś się nauczyć - tak jak ja już zacząłem - że ludzie Cię otaczający to nawet nie jedna milionowa wszystkich.
Długie, pisane dosc trudnym jezykiem, zbyt rozległe opisy przyrody... mało dialogów. Może . Polak leń w końcu jest. I prosty człowiek . ;D Ja tez prosta jestem, zeby nie bylo. Ale Sienkiewicza ubóstwiam. Musze dorwac jakąś jego nowele, cos spoza spisu szkolnych lektur. <;
Hm... znowu jakis głęboki tekst zmuszajacy do refleksji i sprawiajacy, ze czuje sie niedosc, ze mała to jeszcze głupia. :>
A ja tu chcialam tylko ponarzekac, ze ludzie nie rozumieja tworczosci Sienkiewicza. ;>
Chciałem oficjalnie ogłosić, że "Granica" Nałkowskiej została pierwszą lekturą w liceum, której nie przeczytałem do końca. Zmógł mnie nadmiar nazwisk, niekończące się retrospekcje i beznadziejno-depresyjny klimat, którego w książkach nie znoszę. Wystarczy mi, że życie bywa takie. Nie muszę jeszcze o tym czytać.
"Opowieść Wigilijna" jest bardzo krótka, ale ja jej ni mogłam doczytać. Męczyłam się i męczyłam. Ale dotrwałam w końcu do końca. Ja nie wiem, co będę robiła, gdy będę musiała "Nad Niemnem" albo "Ludzi Bezdomnych" czytać.
Opowieść Wigilijna zawsze mi sie podobała Nie wiem, dlaczego, ale zawsze chętnie do niej wracam, jak mi sie rzuci w oczy...ja teraz czytam "dzieje Tristana i Izoldy" i dochodzę do wniosku, że po pierwsze: zawiłą ma Tristan biografię, nie powiem, połowy nie rozumiem i nie potrafię powtórzyć minute po przeczytaniu, a po drugie: ani troche to do filmu nie jest podobne. I w tym problem....
Ja lubię Sienkiewicza za "W Pustyni i w Puszczy", a nienawidzę za "Krzyżaków".
Przeczytałam cały pierwszy tom i nie potrafiłam powiedzieć, o co w tym właściwie się rozchodzi. Przeczytałam streszczenie szczegółowe, a "Krzyżacy" uzyskali drugie miejsce na mojej liście lektur niedoczytanych (pierwsze ma "Kubuś Puchatek", którego bardzo lubiłam, zanim sięgnęłam po książkę. Wepchnęłam ją pod łóżko po przeczytaniu połowy i prawdopodobnie do dziś tam leży).
Bardzo podobał mi się Hobbit, co utwierdziło resztę żeńskiej części mojej klasy w przekonaniu, że ja jakaś inna jestem. "Opowieść Wigilijną" przeczytałam chyba z dziesięć razy, tak strasznie mi się spodobała.
Nie przepadam za to za "Anią z Zielonego Wzgórza", czytałam ją raz i nie widzę potrzeby, by do niej wrócić. Ilekroć zaczynam sobie ją "odświeżać" zasypiam na siedząco
A "Dzieci z Bullerbyn", ulubiona i najukochańsza lektura większości dziewczyn, które znam, to według mnie kompletne zero. Zanudziła mnie na śmierć i do dziś nie wiem, o czym ona właściwie jest. Okay, są sobie dzieci, lubią się, mają śmieszne pomysły, spoko. Coś jeszcze? Nie? Szkoda.
Ogólnie, to zazwyczaj jeśli lubię jakąś lekturę, to w moich koleżankach budzi ona odrazę i na odwrót.
ile miałaś lat, jak czytałaś dzieci z bullerbyn? mysle, ze trzeba byc w odpowiednim wieku, zeby te ksiazke pokochac .
chyba z 3 razy czytałam "Dzieci z B..." . Prawdopodobnie było to spowodowane brakiem chęci do czytania innych książek. Ale i tak mi się podobała. 5 lat temu...
"Chłopcy z Placu Broni" to chyba była pierwsza lektura, która mi się podobała.
"W Pustyni i w puszczy" nudziło mnieeee.
Krzyżaków nie czytałam.
Moja miłość do Puchatka zawsze była umiarkowana. Gdy byłam w najstarszej grupie w przedszkolu, nazwali je przedszkolem im. Kubusia Puchatka. Od tamtej pory moja miłość do niego jeszcze bardziej zmalała.
Za "Anię..." nigdy się nie zabierałam, choć filmy zawsze z przyjemnością oglądam.
em, ostatnio czytałam "Dzieci z Bullerbyn" w wakacje. Z nudów. I moja opinia o nich się nie zmieniła.
Zobaczę za kilka lat, jak już całkiem zapomnę, o czym były...
"Chłopców z Placu Broni" też lubiłam. Właściwie to zaczęłam po opowiedzeniu (wymyślając, jak zwykle, na żywca) bitwy o ten Plac. Połowa klasy to opowiadała. Polonistka stwierdziła, że tylko ja w pełni oddałam emocje walki (nic dziwnego, ręce mi się trzęsły, serce udawało pociąg pospieszny i powtarzałam w myślach "nie zacząć się jąkać i powtarzać 'ee...'").
Teraz czeka mnie "Zemsta"...
Mam nadzieję, że nie skomentuję jej jak mój kuzyn:
"Fajnie się czytało i w ogóle, ale o czym to jest, to ja naprawdę nie wiem"
'Dzieci z bullerbyn'. Tak, bardzo lubiłem tę książkę. Miałem z osiem lat, kiedy ją po raz pierwszy przeczytałem. Pamiętam, ze gdy ją i jeszcze taką jedną książkę(chyba ta druga była Burnett) oddawałem do biblioteki, spotkałem się po raz pierwszy z Harrym Potterem. I tak, jak juz skończyłem dziewięć lat ruszyłem do biblioteki po HP.
Harry Potter jest lekturą mojej siostry. Nie chce jej się czytać. Siedzi sobie na kanapie i słucha audiobooka.
Przeczytałem Faraona, nawet mnie wciągnął, kupiłem 'Ogniem i mieczem", może się po feriach wezmę za niego.
Dzieci z Bullerbyn to obok przygód Pana Samochodzika moja ulubiona książka z dzieciństwa. Anię przeczytałem jedną i nie zamierzam kontynuować. Kubusia Puchatka czytałem baaardzo dawno temu i nawet nie pamiętam, czy mi się podobał, czy nie. Chyba muszę przeczytać jeszcze raz. Chłopcy z Placu Broni bardzo mi się podobali, a przy śmierci Nemeczka się wzruszyłem w ogóle jakoś od zawsze większość lektur mi się podobała i nie żałuję, że je przeczytałem.
Faraon - dajcie spokój, miałam się za niego wziąśc jakiś tydzień temu. Bez widocznych efektów. Przynajmniej wiem już, jak wygląda okładka "Dzieci z Bullerbyn" - świetna książka, ją najbardziej pamiętam z wcześniejszych lat O, i co Wy chcecie od "Ani...", mi tam się bardzo podobała.
mam całą serię "Ani z...", ale nie wyczytałam nigdy wszystkich 6 tomów. i nie wiem czy kiedykolwiek powrócę do tego.
Granica Nalkowskiej byla ok.
Ja z kolei nie moglem przebrnac ani przez Pana Tadeusza, ani przez Chlopow - ani w gimnajzum - ani w liceum.
Dzieci z Bullerbyn bardzo przyjemna ksiazka, conajmniej dwukrotnie czytalem maluchem bedac.
Moze nie jest to lektura, ale przypomnialo mi sie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Niewiarygodne_przygody_Marka_Piegusa - ksiazka, ktora czytal moj tata i ktora mi goraco polecil. I naprawde - warto bylo. Jeszcze w okolicach wieku bohatera (12-15) to tak absurdalna, komiczna i detektywistyczna ksiazka byla moim numerem jeden.
Chetnie bym do Niej wrocil. Ktos czytal/slyszal?
ja czytałam milion razy, kopię mam po tacie i ją doczytałam tak, że się rozpadła i trzeba do introligatora zanieść
A "Osobliwe przypadku Cymeona Maksymalnego" czytałeś? to jest dopiero klasyk
pana samochodzika mój ojciec kocha. Przeczytałam jeden tom i stwierdzam, że fajne, ale jakoś nie zabrałam się za kolejne tomy. Jakoś w piątej klasie lubiłam Bahdaja/Chmielewską/kogoś jeszcze ale nie pamiętam nazwiska
Pana Samochodzika przeczytałem wszystkie tomy, które były w bibliotece. Fajna sprawa. "Marka Piegusa" uwielbiałem, choć chwilami aż mnie irytowało natężenie absurdów Ale bardzo fajna książka.
A dziś dzieci jadą na "Sadze o Ludziach Lodu" :]
"Sagę o Ludziach Lodu" czyta pewna dziewczyna z mojej klasy uważana za jedną z inteligentniejszych uczennic w szkole. Za jej namową przeczytałam jeden tom i uważam, że jest wiele innych, ciekawszych, bardziej wartych przeczytania książek niż "Saga...". Nie podobało mi się i już. Nie wiem czemu, ale jakieś to drętwe, nie ma w sobie tej magii, tego "czegoś" co by mnie przyciągnęło. Za to jak byłam mała zaczytywałam się w "Karolci" oraz "Akademii Pana Kleksa" i przeczytałam wszystkie książki o nim jak widać już od małego miałam ciągoty do książek o magii
O, lektury z dzieciństwa. Bardzo lubiłam "Dzieci z Bullerbyn" tak jak wiele osób powyżej. Natomiast, gdy miałam przeczytać "Anię z Zielonego Wzgórza" nie mogłam przez nią przebrnąć. Jednak, gdy wróciłam do tej lektury po kilku latach tak mi się spodobała, że przynajmniej z trzy razy przeczytałam wszystkie 10 części. Bardzo podobały mi się też: "Oto jest Kasia", "Karolcia", "Rogaś z doliny Roztoki", "W pustyni i w puszczy".
Za "Kubusiem Puchatkiem" nie przepadałam. Nawet nie wiem czy przeczytałam pierwszą część...
A teraz muszę się zabrać za m.in. "Nad Niemnem", "Lalkę" (chcociaż ją już czytałam), "Bez dogmatu", "Emancypantki", "Dziurdziowie", "Quo vadis" oraz rożne nowele itd.
"Sagi o ludziach lodu" nie czytałam...
"Rogasia z doliny Roztoki" czytałam, też mi się podobało.
"Oto jest Kasia" obiło mi się o uszy, więc chyba czytałam ale nie pamiętam o czym jest.
edit: jako lekturę dorywczą wypożyczyłam "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. To podobno lektura w liceum. Czytał ktoś to może? Czego się spodziewać? Z góry dzięki
przygnębienia.
Dokładnie.
Bardzo dobra książka i naprawdę poruszająca - ale to, w jakim stopniu, zależy już od wrażliwości.
Polecam "Pamiętnik z powstania warszawskiego". To nie lektura, ale skoro już jesteśmy przy książkach wojennych, to polecam.
dzięki
ja teraz przerabiam Faraona...powiedzmy,że trochę przeczytałam i tak mi się strasznie ciągnie;/ zdążymy całą omówić, a ja nie będę nawet w połowie...
Czytam "Sklepy cynamonowe" Bruno Schulza. Jestem w połowie i mogę stwierdzić jedno: tak przepięknych i genialnych opisów nie czytałem jeszcze nigdy. To jest książka, którą trzeba powolutku smakować.
Na tylnej okładce widnieje wzmianka, że to "kapitalna i zabawna książka do czytania". Może dziwny jestem, ale nie znalazłem w niej jeszcze niczego, co wzbudziłoby we mnie choćby lekki uśmiech. Raczej smutna ta książka, przynajmniej na początku.
opowiem dziwną rzecz:
przez moją przeprowadzkę między 2 a 3 klasą gimnazjum i jednocześnie zmianę szkoły, nigdy nie omawiałem "Pana Tadeusza".
Kiedyś przestudiowaliśmy Pana Tadeusza, ale to w kilku chłopa, zajęło pół godziny.
"Dżuma". Jezu, jak ja się wynudziłem. Takie już mam zboczenie, że utwór MUSI mieć dla mnie fabułę, a takie filozoficzne rozważania jak w "Dżumie" może i potrafią być interesujące, ale nie wtedy, gdy się czyta je jako lekturę.
A "Tango" mnie wcale nie rozbawiło. Chyba po prostu nie miałem nastroju.
Tango, Tango powinno się obejrzeć jest taka kapitalna inscenizacja Teatru TV, calkiem swieza, z Adamczykiem jako Arturem, polecam.
Dżuma mi się też nie podobała. ale ja ją czytałam ostatnio w gimnazjum, więc pewnie za rok też mnie czeka, znowu .
Właśnie chętnie bym obejrzał. W ogóle chętnie bym cokolwiek obejrzał w teatrze, byłem w życiu tylko na trzech przedstawieniach
no to ten, wiesz, gdzie są świetne teatry jak następnym razem będziesz w krk, wkalkuluj sobie wizytę w teatrze, bilet ulgowy w Starym - 27, wejściówka - 11 (trzeba mieć trochę szczęścia i uroku osobistego). ja zaczęłam chodzić do teatru w drugiej liceum, więc nie jest tak źle, Przemku.
a, i jeszcze dyplomowe spektakle w PWST są z tych tańszych, a jakość pierwsza klasa, bo aktorzy mają jeszcze radość sceny w grze . w ogóle, mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja o tym pogadać.
ps. a w ogóle: wydział polonistyki (gołębnik) jest na ulicy gołębiej, która zaraz koło novum przecina się z jagiellońską, a na jagiellońskiej jest teatr stary, dosłownie trzy minutki piechotką i pyszna cukiernia po drodze żyć, nie umierać!
No, tu opierałem się na opinii kolegi, który mówił, że to zabawna książka. No i generalnie absurd bywa zabawny. Ale mnie akurat nie rozbawiło.
Em - nic, tylko się dostać, czyż nie?
tylko mi nie panikuj - nie jest az tak trudno. ponoc.
Tango wystawiamy w szkole, więc praktycznie znam już je na pamięć, ale faktycznie nawet w naszym amatorskim przedstawieniu bardziej to trafia do odbiorcy niż przeczytanie. Zabawne to ono jest jedynie momentami, bo całość to raczej dość pesymistyczne jest.
A ja przeczytałem ostatnią szkolną lekturę - Trans-Atlantyk - i mogę powiedzieć jedno - nie lubię stylu Gombrowicza
wlasnie calkiem a propos lektur, sen nocy letniej wznowili i piotr twierdzi, ze jest jeszcze bardziej midny niz byl. naprawde, te scene nalezy sledzic, najlepsze moje chwile w teatrze spedzilam w scenie na straszewskiego .
A moja koleżanka zakochuje się powoli (jeśli można to tak nazwać) w Wokulskim
Heh, ona jest ewenementem =P Ja jestem w trakcie "Lalki", bo ogólnie zacofani z materiałem jesteśmy, wiec niezbyt wiem, osochosi
Oj rozumiem ten uraz
Wokulski był fajny, żal mi go było. A że romantyk - cóż, taka jego uroda.
Już wolę Wokulskiego niż Kordiana (co do którego do samego końca miałem nadzieję, że jednak zabije cara).
No Wokulski to taka forma przejściowa. Najbardziej z tej powieści lubię chyba Ochockiego.
A co do Kordiana - też miałam taką nadzieję, ale okazał się zbyt słabym. Ci romantycy <kręci z politowaniem głową>
Ach Ci romantycy.. strzelac sobie w glowe i nie trafic. <kreci z politowaniem glowa>
O, właśnie Umierałem przy tym ze śmiechu.
Choć i tak lepszy był Werter, który trafił sobie w głowę. I umierał przez 12 godzin
Przeniosłem offtop tu.
co się dzieje, nie dałam rady przeczytać "Lalki". przynajmniej na czas, ale w sumie to ogólnie, bo w jednej trzeciej stwierdziłam, że nawet "Boska Komedia" po włosku mi lepiej szła (to oczywiście zarzut tylko do mojego włoskiego) i jeszcze trochę, a irytacja mnie przerośnie. powiedziałabym, gdyby wypadało, że dla mnie to ktoś tu nie pomyślał, że pisze coś do szufladki z "piękna" w nazwie i nie chodziłoby mi wcale o pseudo złośliwość. po prostu jest pozbawiona całego "obowiązkowego", jeśli chodzi o tą część literatury, uroku. dlatego np. jakoś niespecjalnie mam ochotę ustosunkowywać się do Wokulskiego czy do któregokolwiek bohatera. o, albo przyłączać się do powszechnych zachwytów nad opisem Łęckiej (poziom żartów bystrzejszych znajomych).
no właśnie, niespecjalnie ogarniam dlaczego tyle osób uważa tą książkę za jedną z lepszych lektur. co prawda ostatecznie będę mogła powiedzieć dopiero jak zmęczę do końca któregoś pięknego dnia.
(btw, mieszkam na ulicy Lalki, oczywiście na osiedlu Prusa.)
w każdym razie, dla mnie polski romantyzm całkiem miażdży pozytywizm, a sam "Kordian" od "Lalki" znacznie lepszy (Kordian jako bohater też w sumie ciekawszy od Wokulskiego, chociaż nie powiem, żebym się nie uśmiechnęła w przytoczonym momencie).
Lalkę trzeba czytać trochę inaczej niż inne powieści, to było pisane w odcinkach, do gazety; nikt tego nie czytał "na raz", ani Prus nie planował do czytania "na raz". jak się ma tego świadomość, to lektura się całkiem inaczej układa. przynajmniej ja mam takie doświadczenia :-)
w wakacje czeka mnie klasyka pozytywizmu raz jeszcze, bo jest wykład z tej literatury na trzecim roku, może wtedy będę mogła dodać od siebie coś bardziej na świeżo.
chyba do mnie nie przemawia ten argument, tyle książek najpierw ukazywało się w częściach w gazetach i nie tracą, kiedy czyta się je tak, jak się lubi. co nie zmienia faktu, że moja niechęć raczej jest od tego niezależna, mniejsze dawki takiej pisarskiej ociężałości nadal pozostaną ociężałe.
Proponuję odświeżyć "Dżumę" raczej.
zmieniając może temat (jak już się przestraszę, to odświeżę sobie inne książki raczej): jaka Waszym zdaniem najlepsza i najgorsza lektura? może być więcej, listy zawsze mile widziane
Ja nie będę obiektywna, ale tak to już jest w naszym życiu, że najbardziej nam się podoba to, co możemy odnieść do samych siebie, dlatego kiedy byłam szaleńczo i nieszczęśliwie zakochana i akurat wtedy przerabialiśmy Wertera, to mi się Werter najbardziej podobał. Ale myśląc trzeźwo, to chyba nie jest najlepsza lektura obiektywnie.
Lalki nie zmęczyłam całej, tylko połowę, w ogóle wtedy uważałam, że to okropna książka. Może kiedyś znowu po nią sięgnę, i spojrzę inaczej. Podobała mi się "Zbrodnia i kara" i "Mistrz i Małgorzata", ale to chyba taki standard, bo większość wymienia chyba te pozycje.
No, z wyjątkiem Katona, bo on powie, że Potop Po głębszej analizie polubiłam też "Dziady", zwłaszcza po obejrzeniu ich w Teatrze TV.
"Potop" wymiatał. Najlepszy był "Proces", "Wesele" i "Sklepy cynamonowe". Uwielbiałem też Kochanowskiego i barokową poezję. Najgorsza była "Granica" Nałkowskiej. Ponura, pretensjonalna szmira.
no, "Proces" rzeczywiście mógłby być jedną z najlepszych, tylko haha, nie jest moją lekturą, bo mam w klasie lingwistycznej podstawowy polski, a omawia się tylko na profilu rozszerzonym. (tylko swoją drogą, zdając sobie sprawę, że lepszy nie jest, zawsze miałam większy sentyment do "Zamku", bo przeczytałam jako pierwszy i to było pierwsze zajawienie się Kafką). "Sklepy Cynamonowe" też oczywiście w czołówce.
ale jednak najlepsza (razem z "Procesem" na przykład) "Zbrodnia i Kara", nie zawsze można być niezal i jeszcze "Ferdydurke". "Boską Komedię" nie wiem czy tu mieszać, ale jeśli tak, to też na górę.
za to zdecydowanie nie uwielbiałam Kochanowskiego. ani "Potopu", a ta niechęć ciągle się pogłębia z każdym "no, gdybyście czytali Sienkiewicza...". "Nad Niemnem" na szczęście nie było w całości, bo na pewno miałoby jakieś ważne miejsce, "Granica" przede mną jeszcze.
zapomniałam o Sklepach. i o Gombrowiczu. przecież ja swego czasu uwielbiałam Gombrowicza, no.
Nie, Gombrowicz mi blaknie z każdym rokiem. A już zupełnie absurdalne jest kontr-parowanie go z Sienkiewiczem. Antytezą dla Gombrowicza nie jest Sienkiewicz tylko Conrad. A Conrad był bossem porażającym i zapomniałem go dodać do czołówki.
okej, moja odpowiedź na to pytanie jest uzależniona od tego, czy mówimy o moich preferencjach z czasów okołomaturalnych, czy obecnych.
bo o ile w czasach matury poezja dawna była mi nienawistną, o tyle teraz kocham kochanowskiego miłością czystą, nie odmówię też niczego morsztynowi (janowi andrzejowi). z nowszych to zawsze lubiłam młodą polskę: wyspiańskiego, skamandrytów, schulza (choć naprawdę doceniłam ten język dopiero teraz, kiedy odświeżałam go sobie na współczesną), z gloryfikowanego romantyzmu mickiewicza zawsze ceniłam wyżej niż słowackiego - a tu mi się ostatnio karta nieco odwraca, choć dziady swinarskiego to nieodmiennie mój wszechspektakl wszechczasów, to uważam juliusza za o niebo lepszego dramaturga.
moja nienawiść do żeromskiego jest głęboka i nieskończona, te powieści/nowele są absolutnie niestrawne
za to ulubioną lekturą chyba był pan tadeusz. dzisiaj powiedziałabym też, że fraszki kochanowskiego :-)
W gimnazjum bardzo lubiłem "Buszującego w zbożu".
Z liceum "Potop" (poza scenami z Oleńką), "Zbrodnia i kara", "Mistrz i Małgorzata", "Pan Tadeusz", "Dziady".
Teraz "Wizyta starszej pani" Durrenmata, fraszki Kochanowskiego i na razie tyle.
a właśnie, Gombrowicz miał sporo racji co do Sienkiewicza
też wolę Słowackiego. oczywiście i Mickiewicz miał miażdżące momenty, ale jednak śmiesznie wygląda z tym "pięknym kościołem bez Boga".
jeśli chodzi o ulubionego omawianego (po łebkach, ale zawsze) polskiego poetę to Różewicz, znów niezbyt oryginalnie, ale to uczucie jeszcze z podstawówki
no i co do Kochanowskiego, mój brak sympatii dotyczył głównie "Trenów".
Tak w tematach okołomaturowych i powtórkowcyh, to jestem absolutnie anty-potopowa i ogólnie anty-sienkiwiczowa. Nie mogę zdzierżyć dzieł tego pisarza, choć zapewne są one jakiejśtam klasy arcydziełem.
Zastanawiam się też, dlaczego nadal w programie są 'Ludzie Bezdomni'. Według mnie totalna porażka, bo nie dość, że nudne jak flaki z olejem, to jeszcze jak dla mnie większych wartości nie niosą (co potwierdziła nam nawet nasza polonistka ).
I swego czaru Wertera też ścierpieć nie mogłam, ale to przez brak jakiegokolwiek ducha romantycznego we mnie, a sama miłość nieszczęśliwa przyprawia mnie o mdłości.
Co mi się podobało, to było "Wesele" i w sumie "Lalka" też. Bardzo podobały mi się "Medaliony". Chociaż może przez wzgląd na to, że mną wstrząsnęły...A no i "Pan Tadeusz" też ma u mnie wielkiego plusa.
"Medalionów" nie trawię, bo nie trawię rozliczania nazistów przez komunę. Nie trzeba nam czerwonych dziwek, żeby rozliczać hitlerowców, jest w tym coś upokarzającego. Żeromski się zestarzał, ale jednak jedno jego opowiadanie powinno w kanonie być, nie umiem do końca uzasadnić. To był dla pewnego ważnego pokolenia ważny pisarz. To chyba wystarcza, chociaż nie da się go czytać, hehe. Co tam Gombrowicz o Sienkiewiczu mówił (zwykle z przekory, bo jak tylko trafiał na rozmówce nastawionego anty to bronił Sienkiewicza do upadu, poważnie) ukonstyutowało to idiotyczne przeciwstawianie sobie jednego i drugiego, ale tu nie ma co przeciwstawiać, bo oni nie piszą o tym samym nawet na metapoziomie. Conrad za to pisał dokładnie o tym samym mając radykalnie odmienną wizję. A rozbija się o dojrzałość.
no jasne, że porównywanie na podstawie tego najpopularniejszego tekstu Gombrowicza o Sienkiewiczu prześmieszne, od żadnej strony to nie ma sensu i w dodatku za tego pierwszego można by podstawić prawie dowolnego pisarza, którego lubię.
a macie coś, co wg Was koniecznie powinno być lekturą?
Chociaż jedna rzecz Józefa Mackiewicza. Ale nie widzę perspektyw. No i coś Dickensa, zdecydowanie. Jak już uwrażliwiać młodzież społecznie to geniuszem, a nie Żeromskim.
Angliści za to promują Dickensa jak mogą, z konkursów zgarniałam zazwyczaj jego książki, dostawałam od cioci uczącej angielskiego itd.
dochodzę niestety do wniosku, że nie mam jakichś wyjątkowo błyskotliwych propozycji. książki, które mi przychodzą do głowy, po namyśle jednak odpadają. może później. tylko właśnie chciałabym, żeby kilka rzeczy z rozszerzonego poziomu przeskoczyło do podstawowego, jak "Proces" na przykład. i "Boska Komedia" ogólnie trochę obszerniej ("Raj" > "Piekło" przecież).
edit: jeszcze jedna ogólna uwaga- chyba ograniczyłabym trochę polską na rzecz powszechnej. szczególnie myślałam sobie dziś o francuskiej, np. o Flaubercie i Stendhalu (zdaje się, że jednego i drugiego tłumaczył Boy-Żeleński, więc chyba pod pewnymi względami bardziej pasuje na lekcję języka polskiego niż niejedna książka naszego pisarza). poza tym z rosyjskiej może coś jeszcze, ale już nie będę robić sobie tej przyjemności i pisać kolejny raz o tym samym. zresztą, tak można pewnie po kolei lecieć z trochę niesprawiedliwie potraktowanymi cudzoziemcami i pewnie część z nich można nawet znaleźć w dziale z lekturami czy wydane w jakiejś ohydnej serii z opracowaniami.
albo chociaż na lekcjach języków obcych można by od czasu do czasu omówić jakąś lekturę, zamiast katować te idiotyczne czytanki, których poziom niewiele się zmienia od podstawówki do końca liceum. przynajmniej w klasach lingwistycznych, przecież ja np. mam w tygodniu tyle samo włoskich co polskich i do tej pory: o Dantem usłyszałam tyle, że nie był zbyt normalny, o Verdze, że jakiś kolega z czytanki nie przygotował się do egzaminu i nie wiedział co to weryzm, no i na prezentacji koleżanka raz dostała pytanie kto napisał "Dekameron" (na co odpowiedziała, że Wergiliusz ).
jasne, że uczenie się języka tylko za pomocą literatury, filmów czy muzyki to metoda-pułapka, ale z umiarem byłoby miło.
dobra, kooniec tego.
"Mistrz i Małgorzata" tak, tak, tak!!!
Moja ulubiona lektura z liceum.
Przez Gombrowicza jeszcze nie przebrnelam, ale nastawiona jestem bardzo pozytywnie.
"Lalki" nawet nie tknelam (i nie mam zamiaru), "Zbrodni i Kary" z reszta tez nie (to juz z czystego lenistwa, ale czytalam inne opowiadania Dostojewskiego i kusi mnie, zeby do tego kiedys wrocic).
Ale wiecie co?
"Nad Niemnem" mi się podobało.
"Dziady" część II i IV były fajne, za to części III ni chuchu nie rozumiem do dziś.
"Potopu" nawet nie zaczęłam.
Najgorsza lektura z jaka mialam do czynienia to "Cierpienia mlodego Wertera"... Jezu, nie czytajcie tego!!! Od samego czytania mozna sie zdolowac, maslo maslane, koles opisuje zdanie po zdaniu, strona po stronie, jak to mu jest smutno i jak to ma ochote ze soba skonczyc.
A obecnie przerabiamy "Chlopow" i mam juz na swoim koncie piękną jedyneczkę za nieznajomość tresci lektury
taa, jest sie czym chwalic
Zbrodnia i kara to nie opowiadanie
w czesci III Dziadow nie ma co rozumiec, to forma otwarta, wiec watki sa luzno powiazane; jesli nie kumasz dramatu po jego przeczytaniu, to obejrzyj na scenie (inscenizacja Swinarskiego jest powszechnie dostepna odkad wydal ja Dziennik Zachodni)
Cierpienia mlodego Wertera to manifestacja Weltschmerzu, powiesc psychologiczna i tam chodzi o opis przezyc wewnetrznych wlasnie, nie o fabulke
nie chce rozmawiac o gustach, bo cie nie przekonam, ze powinno ci sie podobac cos, co ci sie nie podoba, ale chwalenie sie, ze nawet czegos nie przekartkowalas jest deczko zalosne
No jasne, że "Zbrodnia i kara" to nie opowiadanie. ;> Bo to powieść, a gdzie ja napisałam, że opowiadanie ?
Aaaa ... już wiem.
Zatem sprostuje - czytalam inne utwory Dostojewskiego. I to były opowiadania.
Część III "Dziadów" zawiera więcej symboliki i odwołań do wątków historycznych niż wszystkie inne lektury , jakie czytałam razem wzięte. I teraz, kiedy już mam czarno na białym napisane co oznacza co, to to rozumiem. Ale ... sama bym w życiu nie podochodziła do poprawnych wniosków.
A na scenie bym chętnie sobie obejrzała
Wystawialiśmy z resztą część II ...
"Cierpienia Młodego Wertera" to było wyznanie, a nie powieść psychologiczna, to po 1. Poza tym, to , że coś jej opisem czyichś przeżyć wewnętrznych wcale nie zmienia faktu, że to coś może być nudne, smutne, przygnębiające , albo po prostu może się nie podobać.
Hm... jak sama to ujęłaś, są różne gusta. Ile ludzi, tyle gustów:)
A co do czytania, to Em, z ręką na sercu - przeczytałaś wszystkie lektury ? Bądźmy szczerzy ...
Nie widze sensu w kreowaniu się tutaj na prymuskę... jestem sobą, coś mi się podoba, a coś nie, coś mnie interesuje, a coś mnie po prostu nudzi, w coś się zagłębiam, a coś najzwyczajniej w świecie olewam.
Nigdy nie chodziliście do szkoły?
:D:D
Przeczytałem 98% lektur szkolnych (te na studiach też tu uwzględniam). Nie przeczytałem tych, których a) nie zdążyłem b) nie dostałem.
Beat that.
nie mów mi, co zawiera trzecia część Dziadów, bo naprawdę nie masz ochoty o tym ze mną dyskutować.
/zresztą przeczysz sama sobie post po poście
i nie mów mi też, czym są Cierpienia młodego Wertera, bo jestem zbyt świeżo po egzaminie z Romantyzmu, żebyś chciała o tym ze mną rozmawiać.
i, z ręką na sercu, w liceum przeczytałam wszystkie lektury. na studiach już nie, ale nie wypowiadam sądów na temat tekstów, których nie chciało mi się wziąć do ręki, tylko tyle. i nie chwalę się tym, jak wiele tekstów kultury jest mi obcych.
Przem, czego nie przeczytałeś? ;>
No to z jednej strony Was podziwiam, bo obowiazkowosc to dosc przydatna w zyciu cecha. Z drugiej strony wcale Wam jej nie zazdroszcze. Kreuje swoje zycie swiadomie, nie robie czegos tylko dlatego,ze jest to przewidziane w jakims programie i ktos tego ode mnie probuje wymagac.
A jeszcze z innej strony, to tak naprawde KAŻDA KSIĄŻKA JEST CIEKAWA. Nie ma nieciekawych ksiazek, nieciekawych ludzi ani nieciekawych miejsc. Tymbardziej niewartosciowych...
I wszystko , co czytamy, widzimy i przezywamy cos w nasze zycie niewatpliwie wnosi.
Więc... mimo wszystko warto czytać lektury;))
Warto poznawac... obserwować... doświadczać... uczyć się...
Ale najwiecej wynosimy nie z biografii Mickiewicza, Reymonta , Słowackiego czy pani od polskiego... tylko z własnej:)
Em - Tristana i Izoldy, Za minutę pierwsza miłość ( ), kilku utworów Reja, Wierszy wybranych Potockiego, J.A. Morsztyna nie do końca i troszkę oszukiwałem przy Don Kichocie
Abstrakcjo - przykro mi to mówić, ale nie każda książka jest ciekawa, a już na pewno nie każda jest wartościowa. Niewątpliwie wszystko, co czytamy, coś w nasze życie wnosi, ale "wnoszenie czegoś" to chyba za mało, by nazwać książkę wartościową. Są książki głupie i książki kłamliwe i te wnoszą w życie tylko stracony czas i miałką fabułkę.
Morsztyna? no wiesz Kanikuła była klawa :-)
A'propos... napisałby mi ktoś wypracowanie ? :>
może to tylko ja, ale uważam powyższego posta za bezczelność.
dlaczego?
od tego jestesmy ludzmi, zeby sobie pomagac...
jesli jestes kompetentna w danej dziedzinie to bylabym naprawde szalenie wdzieczna za jakakolwiek pomoc...
mecze sie juz nad tym trzy godziny, a jak znam dobrze zycie , to znowu dostane karteczke z napisem "niedostateczny" tudziez "dopuszczajacy" i kompletnie skolowana pojde zapijac smutki w knajpie.
ach.
zachcialo mi sie rozszerzonego polskiego.
pisanie wypracowań za kogoś to pomaganie sobie? lol
spoko, Ina ci napisze, ale będzie miało bibliografię, co najmniej 8 stron i cytaty z Eliadego.
yhm, ja dużo rzeczy robię "za kogoś" (zawsze, kiedy zostane o to poproszona) i powiem, ze nie czuje sie z tym wcale źle, a wrecz przeciwnie.
inna sprawa, że w klasie mi nie ufają, nie spisują ode mnie zadan, bo nie wierzą, że moge miec cokolwiek dobrze ()
dobra, koniec, bo offtopujemy .
idę to pisać.
az to rozgryze.
albo to mnie rozgryzie.
jedno z dwóch
miłego wieczoru;)
abstrakcja, powinnaś zmienić nick na 'nihilizm'.
nie jestem nihilistką :> leniem tylko, jak już.
a ja czytam drugi raz 'Pamiętnik z powstania warszawskiego'. to chyba efekt mojej i dziewczyn ostatniej wizyty w muzeum. czytając po raz pierwszy budowałam sobie w głowie własny krajobraz. teraz jest zupełnie inaczej, znam prawie każdą ulicę, której nazwa pada w tej książce...inaczej, bardziej trafia do mnie jej treść, kiedy juz zżyłam się z tym miastem.
Ha, to musi być bardzo niezwykłe doświadczenie. "Pamiętnik..." to jedna z moich ulubionych książek, więc zazdroszczę dodatkowego kontekstu.
yhm, to taka przestroga dla tych, którzy jeszcze nie czytali,bo są młodsi, albo olali kiedyś sprawę. żeby zastanowili się 2 razy, zanim przyjdzie im ochota przeczytać;P
z resztą, czytajta sobie co chceta i co kto lubi:)
ja tej książki nie polecam w kazdym razie...
Boom! HEAAAADSHOOOOT!
Przeczytałam 'Ludzi Bezdomnych' i tak jak opowiadań Żeromskiego nie lubię, nie trawię i ogóle jestem na 'nie' ... tak ta książka baaaaardzo ,bardzo,bardzo,bardzo mi się podobała;)
nie wiem co w niej jest takiego.
chyba jedna z nielicznych ciekawych lektur z liceum,jak dla mnie;)
(w dodatku jedna z nielicznych zawierających akcję pomiędzy ciągnącymi się jak srajtaśma za butem opisami przyrody).
Hm;) zobaczymy jak będzie z "Przedwiośniem".
Jeśli kiedykolwiek jeszcze przeklnę Żeromskiego to na pewno nie za Bezdomnych;)
Akurat "Ludzi bezdomnych" średnio wspominam, zwłaszcza końcówka mnie odstręcza lekko. No i fakt, opisy przyrody...
Za to "Przedwiośnie" polecam z całego serca. Moja ulubiona powieść Żeromskiego i chyba jedna z najbardziej ulubionych w ogóle.
"Wierna rzeka"! Żeromski jako pierwszy feminista polskiej literatury. W dodatku krótko i zwięźle.
"Popioły"! (Dwa pierwsze tomy, trzeci ma przeraźliwe, wojenne dłużyzny.) Powieść, która pozwoliła mi ogarnąć epokę napoleońską. Wzorcowy bildungsroman.
I przede wszystkim dzienniki. Pokazują, jak bardzo analityczny umysł miał Żeromski, jak bezkompromisowy był w ocenie (także siebie) i jak świetnie potrafił przetworzyć materiał z otaczającej rzeczywistości na język literatury.
Tak, lubię Żeromskiego
Drugi tom "Popiołów" to mój zdecydowany faworyt jeśli chodzi o twórczość Żeromskiego.
Tak, ja jestem okropnie do przodu z lekturami.
Żeromski brrrrrrrrr.
esattamente!
zresztą to chyba średnio świadczy o pisarzu, jeśli do głównych zalet jednej z jego najlepszych powieści należy to, że jest krótka i konkretna.
za to, chociaż nie zamierzam już poświęcać czasu na czytanie Żeromskiego i nie sięgnę po dzienniki, doznałabym, gdyby się okazało, że rzeczywiście potrafi coś świetnie przełożyć na język literatury (i nie miała to być jakaś pusta złośliwość, po prostu nie wyobrażam sobie jak mógł poradzić sobie z tym ktoś, kto głębię relacji między ojcem a synem przedstawia przy pomocy wycałowywania sobie z ust do ust tabliczki mnożenia).
mimo wszystko rozumiem to niepotrzebne katowanie Żeromskiego, przynajmniej od kiedy usłyszałam sporo pozytywnych opinii o "Przedwiośniu" i wszystkie z uwagą, że podobało się szczególnie po poprzednim w kolejce "Jądrze ciemności". lol.
Conrad jest w ogóle nie ogarniany przez młodzież co mnie w sumie zastanawia. Inna rzecz, że jakby nauczyciele raczyli powiedzieć, że to scenariusz do Czasu Apokalipsy, to by się może ktoś podniecił.
Jakoś nie sądzę.
A propos "Jądra ciemności", byłem w poniedziałek na odczycie dr Kunza (nomen omen) z naszego uniwersytetu na temat tej książki właśnie. I dopiero po tym odczycie naprawdę doceniłem wielkość Conrada. Czytanie go przez postkolonializm wydawało mi się zawsze niepełne, za dużo zostawało rzeczy niezinterpretowanych, a i upadek Kurtza jakoś mnie nie przekonywał. Tymczasem doktor mówił o "Jądrze ciemności" jako o próbie oddania doświadczenia skrajnego - przerażającego odkrycia ciemności w człowieku - poprzez narrację, która spełnia funkcję terapeutyczną. W tym odczytaniu fabuła opowieści jest pusta: prawdziwy sens i prawdziwa groza znajdują się poza nią, opowieść ma jedynie uczynić to przerażające odkrycie złagodzonym, bo zamkniętym w ramy literackiej konwencji.
Rewelacja.
Czasem jest tak, że jedna osoba odkrywa w dziele drugiej jakieś drugie dno i się nim zachwyca, podczas gdy autor dzieła nie miał w ogóle takiego zamiaru. Może teraz też tak było! zawsze mnie jara takie spoglądanie na życie.
Myślę, że to nie o to w tym wypadku chodzi, Avada; nie sądzę, żeby odczytanie Conrada antropocentrycznie było jakimś zabiegiem wbrew autorowi, przeciwnie.
Czytaliście ten tekst w liceum tylko przez postkolonializm? Kurczę, to mi uświadamia, jakiego ja miałam świetnego polonistę: my co prawda, o ile pamiętam, też zahaczyliśmy o ten wątek, ale na pewno nie był na naszych lekcjach dominantą. Wydaje mi się, że raczej stawialiśmy Kurtza i jego doświadczenie jednostkowe w centrum rozważań (a nie jest to "fałszywe wspomnienie", bo Conrada na żadnej z moich współczesnych nie omawiałam, nawet na tej u Kunza ;)), choć oczywiście na peeewno nie tak szeroko, jak dr Kunz, specjalista od kontekstów heideggerowskich (było coś o Heideggerze, było, było? :D).
Z innej beczki: omawiamy teraz na pozytywizmie "Lalkę", a raczej dopiero zaczynamy omawiać. Pamiętam, jak w liceum cieszyłam się, że udało mi się ją przeczytać. Pamiętam, jak na drugim roku większość znajomych cieszyła się, że przeczytali Sienkiewicza i Prusa w liceum i że będą mieli mniej czytania w następnym roku.
Bullshit. W liceum to se można czytać. I tak nikt nic nie pamięta, na nic nie zwrócił uwagi, nawet tak oczywiste (na zajęciach na polonistyce) pytania, jak forma narracji, punkt wyjścia, schemat fabularny i intertekstualność doczekują się jedynie zdawkowych odpowiedzi w stylu "eee pamiętnik subiekta wiem, że był", "on tam jakieś ręce ma czerwone chyba", "-wiem! Wokulski to taki pozytywista-romantyk! - A skąd pani wie? - Bo był taki temat na maturze, żeby to udowodnić!".
Jest mi smutno, bo ja w większości nie pamiętam nawet tego.
Ano ano. W liceum to se faktycznie można czytać. Mam podobne doświadczenia z "Mistrzem i Małgorzatą" (choć ta książka na powtórną lekturę dopiero czeka).
Nie czytaliśmy w liceum Conrada tylko przez postkolonializm, o Kurtzu chyba faktycznie było więcej, ale pamiętam, że nasza szkolna interpretacja ani nie zadowalała, ani nie tłumaczyła, dlaczego Conrad wielkim pisarzem był. Ot, fabułka, zło w człowieku. Nuda. Na studiach znów przez postkolonializm właśnie (pozdrawiam w tym miejscu doktor Mroczkowską).
Avado, to, co autor chciał w tekście umieścić, ma akurat niewielkie znaczenie. Jeśli czytelnik coś w dziele wyczytał i może na poparcie swojej tezy znaleźć dowody w tekście, to czytelnik ma rację - jego odczytanie jest poprawne. Może niepełne, ale poprawne.
Potop jest świetny i cała Trylogia Sienkiewicza.
Czarownik-przerazasz mnie ;p
Ale o gustach niby nie wypada dyskutowac, z reszta, mi troche glupio w stosunku do kogos, kto mowi,ze "Potop" jest fajny, jakoze nawet go nie zaczelam czytac i w moich planach na przyszlosc nie figuruje taki punkt ;p
Wiec respekt .
Ostatnio mi sie przypomniala moja ulubiona lektura. Chyba jeszcze nikt jej tu nie wspomnial. "Dżuma". I serio, jak tylko bede miala 'banie na czytanie' (bo ostatnio bardzo malo czytam,wiem,wstyd) , to wygrzebie sobie jakies inne ksiazki Camusa, bo filozofia ogolnie bardzo przypadla mi do gustu.
No i w ogole.
Zyc nie umierac.
Co tam jeszcze o lekturach.
Zawsze lubilam dramaty.
Prawie bez wyjątków.
(chociaż "Dziady" cz . III to byla makabra, ale gdzies tu juz chyba kiedys o tym wspominalam)
Czytaliście Hamleta nudy okropne ;(
Czytałam i wcale nie nudy.
(Grunt to dyskusja na poziomie i miażdżące argumenty).
romeo i julia, jak się chce, może sie pododac, ale za czesto niestety czytam dwie pokazowe sceny i tyle z przyjemnosci, poza tym zeby zrozumiec calosc, nie raz trzeba sie wracac wstecz - takze jesli ma byc jakas fajna przyjemnosc, to lepiej poswiecic jej wiecej czasu, pozdrawiam
"Przedwiośnie" i "Ludzie bezdomni" genialne lektury!
Mi osobiście (chociaż inni uważają to za nudy) podobają się "Syzyfowe prace". A maja siostra miała fajnie. W czwartej klasie za lekture szkolną miała Harry'ego Pottera i Kamień Filozoficzny.
Ludzie bezdomni przypadlo mi do gustu..
Natomiast Chłopów nie mogłem znieść..
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)