Witamy!
To opowiadanie zapewne
znacie z forum Mirriel bądź też Dziurawego Kotła, gdzie było publikowane.
Nie zaszkodzi chyba publikowac i na tym Forum:) Uprzejmie przypominam, że to
opowiadanie jest dziełem wspólnym moim (Sonki) i Kitiary uth Matar,
więc jakiekolwiek uwagi prosze kierować do nas obu.
Pozdrawiamy i
życzymi miłego czytania:)
Kit i Sonka
VICE-VERSA
Moja
jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to
moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja
racja jest najmojsza!
[„Dzień Świra”]
Łatwo jest zmienić ustrój, trudniej człowieka!
[Stefan Kardynał
Wyszyński]
Jaki kto jest wewnątrz, tak widzi świat wewnętrzny
[Tomasz a Kempis]
PROLOG
- Ty wstrętna szlamo!
- Ty porąbany arystokrato z
przerostem ambicji nad możliwościami!
- Uważaj, bo pokażę ci ,
gdzie twoje miejsce i nie będę przy tym miły!
- Jak rzucę w ciebie
odpowiednią klątwą, matole, to już nic, nigdy, żadnej kobiecie nie
pokażesz!
Harry zaśmiał się i potoczył wzrokiem po
rozbawionym tłumie uczniów obserwujących z chorą fascynacją Parę Stulecia.
Takiego przydomku bowiem doczekali się, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu,
Draco Malfoy i Hermiona Granger, którzy dawali teraz pokaz (a raczej, jeden
z tysięcy pokazów) standardowej kłótni małżeństwa z wieloletnim stażem.
- Ty masz się za kobietę, Granger? - zadrwił Ślizgon ze złośliwym
uśmiechem.
- Ja jestem kobietą, za to na pewno ty nie jesteś mężczyzną,
Malfoy! Zbyt często to podkreślasz - zgrabnie zripostowała zniewagę,
orzechowo oka Gryfonka.
- Nie prowokuj mnie Granger, bo pożałujesz, że
się urodziłaś! - Malfoy zaczynał tracić dobry humor.
- Na pewno
tego nie pożałuję i na pewno nigdy nie pożałuję tego, że urodziłam się w
mugolskiej rodzinie, chociaż ty mi próbujesz z tego powodu zatruć
życie!
- Pewnie! Wiesz co, takim szlamom jak ty to dobrze!
Nie dziwię ci się, że nie chciałabyś urodzić się w rodzinie z tradycjami
takiej jak moja - mądrzył się potomek wielkiego Lucjusza M. - Takie
pochodzenie zobowiązuje i niesie ze sobą wiele odpowiedzialnych
zajęć!
- Na pewno! A pierwszym z tych zajęć jest wybór modnej
szaty i zaczesanie włosów na żel. No jakże fascynujące i zajmujące zadania
życiowe Malfoy!
Ron i Harry zaśmiewali się z tych słów do
rozpuku i patrzyli z satysfakcją na bardzo głupią minę Malfoya. Mina Dracona
bardzo szybko przestała być zabawna, a zaczęła wyrażać wściekłość.
-
Wyprowadzasz mnie z równowag, Granger! Myślisz, że życie w rodzinie z
pochodzeniem, tradycjami i na poziomie ta taka zwykła bezmózgowa wegetacja,
jak życie szlamy, albo mugola?! Tobie jest łatwo, chociażby dlatego, że
jesteś dziewczyną. Z tego powodu masz nawet nieco lepsze oceny ode mnie.
Pobłażają ci ze względu na pochodzenie i płeć, a ode mnie wymaga się
więcej!
Hermiona prychnęła jak znieważona kocica.
- Tu cię
boli, wielki Draco Patrzcie Na Mój Rodowód Malfoyu - powiedziała całkiem
spokojnie. - Nie dorównujesz jakiejś durnej twoim zdaniem dziewczynie z
mugolskiego domu, więc się na niej wyżywasz, bo masz kompleksy. Żałosne.
Myślisz, że mugole są tępi, nie myślą i wegetują? Myślisz, że moje życie
polega na nic nie robieniu? Jesteś głupszy niż sklątki tylnowybuchowe
Hagrida, albo gumochłony!
- Nie obrażaj mnie, durna szlamo!
Jesteś głupią, szlamowatą suką, która nie potrafi okazywać szacunku lepszym
od siebie ! - wściekał się Draco.
Ron zamierzał właśnie
rzucić się na Malfoya, ale Harry go przytrzymał.
- Daj spokój - syknął
rudzielcowi do ucha. - Ona sobie z nim doskonale poradzi.
Harry
oczywiście miał rację.
- Dosyć tego! Zero kultury i szacunku do
kobiet, co z ciebie za arystokrata! - Hermiona była naprawdę zła i
rzuciła w Draco Malfoya nieznaną nikomu dookoła klątwą, która spowodowała,
że chłopakowi wyrosły ośle uszy.
- Malfoy, zabawny z ciebie osiołek,
całkiem sympatyczny - drwiła Hermiona z uznaniem przyglądając się swemu
dziełu, ale nie trwało to długo, bo za chwilę złapała się za twarz na której
pojawiły się okazałe, sumiaste wąsy.
Uczniowie chichotali
rozbawieni i zadowoleni z darmowego przedstawienia.
- Do twarzy ci z
zarostem, Hermiono - Harry nie mógł powstrzymać się od takiego komentarza.
Przyzwyczaił się już do kłótni Malfoya i swojej przyjaciółki, osobiście
uważał, że Hermiona za często dopuszczała do takich sytuacji. Stała się
ostatnio wybuchowa i nie potrafiła zmilczeć żadnego obraźliwego tekstu,
rzucanego przez blondwłosego arystokratę, a on radośnie ją podpuszczał i
wyprowadzał dziewczynę z równowagi.
- No nie! Ośle uszy!
Buhahaha! - rechotał Ron trzymając się za brzuch.
-
Accio różdżki! - rozległ się zniecierpliwiony głos jak
najbardziej dorosłego czarodzieja.
Albus Dumbledore wyłonił się jak
spod ziemi.
- Mam dosyć kłótni Naczelnych Prefektów. Zamiast dbać o
porządek, sami siejecie największy zamęt w szkole. Jesteście najlepszymi
uczniami w Hogwarcie, to wstyd żebyście się tak zachowywali.
- Ale,
panie profesorze! - zaczęli obydwoje i obydwoje urwali, widząc minę
dyrektora.
- Pójdziecie razem ze mną do mojego gabinetu - spokojnie
dodał Dumbledore i sprawnie usunął skutki klątw z Hermiony i Dracona. -
Zapraszam.
Granger i Malfoy poczłapali posłusznie za dyrektorem. Byli
bardzo cisi i trochę przestraszeni, Dumbledore rzadko kiedy wzywał uczniów
do siebie. Musieli przekroczyć w końcu granice jego cierpliwości.
-
Panie profesorze? Chyba pan nas nie wyrzuci ze szkoły? - spytała z silną
obawą w głosie Hermiona, a Draco pobladł straszliwie po tych słowach i
głośno przełknął ślinę. Ojciec chyba by go zamordował, gdyby został wydalony
z Hogwartu. Nie zamierzał jednak pokazywać przed tą durną szlamą, że obawia
się własnego ojca.
- Nie wyrzucę was ze szkoły - odpowiedział bardzo
spokojnie dyrektor, a Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. - Po prostu sobie z
wami przez chwilę porozmawiam, musicie zrozumieć, że każde z was jest
wartościowym człowiekiem. Nie możecie się nawzajem traktować jako gorsze
gatunki.
- To on mnie uważa za gorszy gatunek! - obruszyła się
Hermiona.
- Naprawdę? - w oczach Albusa zalśniły ogniki rozbawienia - A
ty, Hermiono uznajesz Dracona za równego sobie i godnego miana czarodzieja,
młodzieńca, tak?
- Eeee... - nie była to może błyskotliwa
odpowiedź jaką zwykle można było usłyszeć z ust panny Granger, lecz jedyna,
która przychodziła dziewczynie w tej chwili do głowy. Starszy czarodziej
uśmiechnął się zupełnie tak jakby spodziewał się tego typu odpowiedzi.
- Czy to nie tekst Pottera? - zakpił Draco. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe
spojrzenie.
- Chcesz oberwać, osiołku? - zapytała głosem lepkim jak
miód.
- Grangerrr - wysyczał wściekle Malfoy.
- Ekhm - założyciel
Zakonu Feniksa odchrząknął cicho acz znacząco przypominając im o swojej
obecności.
- Przepraszam, panie profesorze - rzekła Prefekt Naczelna ze
skruchą, a Ślizgon w ramach przeprosin nieznacznie skinął głową. Albusowi
Dumbledore`owi to wystarczyło. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i resztę
drogi przebyli w ciszy.
- Gumowa kaczka - powiedział dyrektor,
gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do jego gabinetu. Chimera odskoczyła
by wpuścić ich do środka.
- Siadajcie - nakazał łagodnie dyrektor
wskazując na dwa fotele przed mahoniowym biurkiem. Para Stulecia wykonała
polecenie dyrektora bez szemrania: Draco ze względu na możliwość zmiany
zdania przez „tego pogiętego Dropsa”, jak zwykł określać Albusa
Dumbledore`a jego szacowny ojciec, a Hermiona z powodu odczuwania wyrzutów
sumienia
( co prawda, nie dawały one osobie znać aż tak bardzo, ale
fakt, iż pojawiły się, wprawiał orzechowookie dziewczę w stan lekkiej
furii).Oczywiście każde z nich ostentacyjnie wbiło wzrok w zupełnie inny
punkt byleby tylko nie patrzeć na siebie - całkowicie jeszcze nie
ochłonęli.
- Herbatki? - zagaił Dumbledore, gdy cisza w pomieszczeniu
przedłużyła się nieznacznie.
Obydwoje wytrzeszczyli oczy ze
zdumienia.
- Pewnie po takiej sprzeczce musicie być spragnieni -
wyjaśnił rozbawiony widząc ich miny i wyczarował na biurku tacę z trzema
filiżankami, dzbankiem, cukierniczką oraz talerzykiem z małym stosikiem
ciasteczek oblanych mleczną czekoladą. - Częstujcie się - powiedział
podsuwając ów talerzyk Draconowi i Hermionie pod nosy.
- Może później -
podziękowała grzecznie dziewczyna, gdyż czuła, że jakby przełknęła słodycz
to jej żołądek zareagowałby bardzo gwałtownie.
- Ale kubka porządnej
herbaty chyba nie odmówisz ? - Dumbledore postawił przed nią filiżankę z
ciepłym płynem. Hermiona uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
- Chyba
nie zaszkodzi - wymamrotała zakłopotana.
Draco natomiast wcale nie
zamierzał przyjąć żadnego z proponowanych smakołyków.
Pamiętaj synu,
nigdy nie przyjmuj niczego od starego Dropsa mawiał ojciec przed każdym
powrotem Draco do Hogwartu i jego potomek nie zamierzał zawieść ojca.
-
A pan, panie Malfoy? Może ma pan ochotę na ciasteczko? - Dumbledore podsunął
chłopakowi talerzyk z ciasteczkami. Dracon obdarzył dyrektora spojrzeniem z
serii „Sam to sobie zjedz”, a następnie zerknął z obrzydzeniem
na apetycznie wyglądające ciasteczka i z przerażeniem stwierdził, że na myśl
o ich smaku cieknie mu ślinka.
Szybko odwrócił wzrok i wbił spojrzenie
w miecz wiszący na ścianie za siedzeniem profesora.
- No to może
herbatki? - staruszek najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Draco
również nie zamierzał przegrać tej „batalii”. Niestety, od
kolacji minęło już troszeczkę czasu i jego żołądek zaczął głośno domagać się
czegoś do przetrawienia.
Że też nie mógł sobie wybrać lepszej
pory jęknął w duchu blondyn
- Może jednak się skuszę - rzekł
zażenowany biorąc od szczerze ubawionego tą sytuacją Dumbledore`a filiżankę
z herbatą po czym sięgnął niepewnie po smakowite ciasteczko. Sam dyrektor
...
**
Dracon wracał z gabinetu
„szanownego” dyrektora i był, delikatnie powiedziawszy,
wściekły. Nie dość, że Dumbledore zafundował mu wykład na temat poglądów
rasistowskich jakiegoś mugola o niemiecko brzmiącym nazwisku porównując je
do poglądów potomka Lucjusza i Narcyzy Malfoyów, to jeszcze kazał mu
przeprosić tę Pannę -Ja -Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Ty - Granger.
Wściekłość ta przeradzała się w stan furii, gdy pomyślał o tym jak dał się
podpuścić z tymi „cholernymi” ciasteczkami i „pieprzoną
herbatą”.
- Magiczna Ciotka Umridge * - niemalże wrzasnął
stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego swego domu. Portal otworzył się
i Draco wmaszerował do środka, tupiąc i sapiąc przy tym jak stado wściekłych
hipogryfów.
**
- Co się stało, Dracusiu? - na
jego nieszczęście tuż przy schodach prowadzących do męskich dormitoriów
dopadła go Pansy, a dokładniej rzecz ujmując uwiesiła się na jego szyi.
- Jakbyś nie wiedziała - mruknął ponuro odsuwając dziewczynę od siebie.
Jeszcze mi Pansy do szczęścia potrzeba pomyślał ze złością.
-
No wiem, ale co ci Drops powiedział, że tak mnie traktujesz. Już mnie nie
kochasz? -zachlipała wbijając w niego załzawione spojrzenie. Ten tani chwyt
zawsze działał na potomka Lucjusza Malfoya... Lecz tylko w chwili, gdy nie
był on na granicy wytrzymałości psychicznej.
- PANSY, DO JASNEJ
CHOLERY, DAJ MI SPOKÓJ! - ryknął dając upust swojej wściekłości. Panna
Parkinson widząc, że jej chłopak jest „nie w humorze”, jak
określała stan złości Malfoya juniora, zrobiła obrażoną minę i wróciła na
swoje miejsce by dalej plotkować z Millicentą.
Draco dziękując w
duchu wszystkim znanym i nieznanym bóstwom skierował się do swojego
dormitorium. Całe szczęście od jutra rozpoczynały się ferie świąteczne, więc
będzie miał okazję odpocząć od kłótni z Granger, reprymend w wykonaniu
nauczycieli oraz wiecznie klejącej się do niego Pansy. I to przez całe dwa
błogie tygodnie. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, jednak jego uśmiech
znikł w ekspresowym tempie, gdy zobaczył w jakim stanie jest dormitorium
siódmego roku Slytherinu, które on miał szczęście (chociaż w tej chwili
raczej nieszczęście) zamieszkiwać: wszędzie walały się nie doprane
skarpetki, spodnie, bluzki, papierki po słodyczach itp. itd. Na samym środku
pokoju stały trzy kufry, do których Vincent, Gregory i Blaise próbowali
wpakować cały ten bałagan i, ku zdziwieniu Dracona, całkiem nieźle im to
wychodziło.
Ale najpierw będę musiał przeżyć ten wieczór jęknął
w duchu.
- Yo, Draco - przywitał się Blaise - Jak tam pogawędka z
Dumblem?
Malfoy Junior obdarzył współlokatora BARDZO znaczącym
spojrzeniem i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które nie uczestniczyły
w tworzeniu tego „syfu”, jak nazwał blondyn, bałagan panujący w
dormitorium, do ogromnego kufra. Zajęło mu to około pól godziny, czyli o
wiele krócej niż jego kolego, którzy skończyli dopiero o wpół do jedenastej
w nocy.
* Magiczna Ciotka Umbridge -> na cześć największej
jędzy w Hogwarcie. ”Magiczna Ciotka” to nazwa bimbru
występującego w ff Kit „I belive in a thing called love”. Do
Umbridge pasuje ze względu na jej wyjątkowo „magiczne” sposoby
nauczania OPCM-u ;p
**
- Gdzie byłaś? -
jękliwym głosem zapytał Ron, gdy panna Granger pojawiła się w Pokoju
Wspólnym Gryffindoru
- Och, daj mi spokój, Ronaldzie - odpowiedziała
poirytowana Hermiona. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Nie po
wykładzie Dumbledore’a (który był oczywiście przeprowadzony bardzo
łagodnie i w miłej atmosferze) o błędach rasistowskiego myślenia, o
Hitlerze i tym podobnych bzdurach. Chciała iść pod prysznic i spać.
Ja rozumiem, mówić o Hitlerze Malfoyowi, on sam jak Hitler, ale
sugerować to mi? Niedoczekanie! uważała się za pokrzywdzoną,
chociaż w głębi duszy wiedziała, że sama czuje do Dracona, to, co on czuł do
niej. Pogardę. I, że, no cóż... uważa się za lepszą od blond wypłosza.
Mimo, że Malfoy wypłoszem przestał być ponieważ urósł i zaczął wyglądać
jak mężczyzna, dla niej zawsze nim pozostanie.
Hermiona była już
spakowana na wyjazd do domu, jej kufer leżał sobie z elegancko ułożonymi
ubraniami, które chciała wymienić na inne, oraz z kilkoma książkami, z
których chciała skorzystać podczas ferii, żeby napisać kilka zadanych na ten
czas wypracowań.
Dziewczyna zrobiła sobie błyskawiczny prysznic i z
cichym „dobranoc” rzuconym koleżankom z dormitorium, wskoczyła
do miękkiej pościeli.
Rozdział I
Potwór w
lustrze
Nie jestem
sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie,
nie jestem sobą,
to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie.
[ Elektryczne Gitary, „Nie jestem
sobą]
Draco obudził się i przeciągnął w ciepłej,
wygrzanej jego ciałem pościeli.
Czuł, że było bardzo wcześnie, ale
zwlekł się z łóżka i skierował swoje kroki na lewo do łazienki.
Coś
było nie tak...
Nie było drzwi do łazienki, tak gdzie znajdowały się od
zawsze.
Chłopak przetarł oczy i popatrzył na dwie niezłe laski, które
spały na dwóch łóżkach przy jego wyrku.
Była impreza i nic nie
pamiętam? - pomyślał mało przytomnie, a następnie przyszła mu do głowy
dużo bardziej przytomna myśl, że nie pamięta balangi przez herbatkę
Dumbledore’a. Ziewnął i skierował się na prawo gdzie przez zaspane,
przymrużone ślepka, ujrzał drzwi łazienki.
Wszedł i nagle go
oświeciło.
W łazience był tylko sedes, spora umywalka i kilka bordowych
ręczników.
Był w Wieży Gryffindoru, w... damskim dormitorium.
Nieważne, że ni mógłby się do niego dostać, jako chłopak, ważne że
najwidoczniej w nim był
- O, cholera, tak to nigdy nie imprezowałem -
powiedział sam do siebie cicho, dziwnym, wyższym niż zazwyczaj głosem.
Odkaszlnął i nachylił się nad umywalką, by przemyć twarz. Odgarnął włosy
do tyłu, odkręcił kran. Nabrał wody w swoje drobne, zgrabne dłonie...
Od kiedy ja mam drobne dłonie? - pomyślał - bo zgrabne, to one
były zawsze...
Nie zastanawiając się nad tym szczegółem dłużej,
znowu odgarnął podejrzanie długie, ciemnobrązowe loki z czoła i przemył
twarz jeszcze raz.
„Ciemne, kręcone włosy” - pomyślał i
podejrzliwie spojrzał w lustro nad umywalką.
Draco Malfoy nie
krzyknął, nie zemdlał, nie przestraszył się. Stał i patrzył z chorą
fascynacją w swoje lustrzane odbicie.
Ale ma popierdzielony sen.
Jestem Granger... No tak, dlatego jestem w dormitorium dziewcząt, jako facet
nie mógłbym tu wejść... Boże, co za chora faza, co mi dał ten pokręcony
Drops, że mam takie koszmary?
Tylko, że wszystko było zbyt realne
jak na sen.
Nagle Draco uśmiechnął się do siebie przekornie.
Wychodził z założenia, że w każdej sytuacji da się znaleźć pozytywne
aspekty, teraz też takowe zauważył.
- Lecę na Draco Malfoya -
powiedział na głos, głosem Hermiony Granger uważnie wpatrując się w lustro.
To było ciekawe doświadczenie.
Zamknął drzwi, uśmiechnął się sam do
siebie przekornie i ściągnął koszulkę nocną.
Spojrzał w lustro i
zagwizdał z podziwem.
- No z Grangerówny jest niezła laska - powiedział
do siebie głosem rzeczonej Grangerówny.
Zachichotał i pomacał średniej
wielkości, jędrne piersi. Czuł się dosyć dziwnie, bo przecież tak naprawdę
nie obmacywał Granger, ale swoje własne ciało (czuł to wyraźnie), które było
ciałem Hermiony.
Boże, co mi dolał do herbaty ten zramolały, stary
kochaś szlam i mugoli? - pomyślał jeszcze raz, tylko że tym razem nie
był już taki rozbawiony.
To, co się działo było niebezpiecznie realne.
Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz położyć się do łóżka i
spróbować zasnąć i kiedy się obudzi za godzinę, dwie, będzie już sobą. Jakaś
część jego osobowości podpowiadała mu jednak, że to co się dzieje nie jest
snem, ale jawą, a rozmyślanie nad prawdopodobieństwem realności tego
zdarzenie, może mu tylko namącić w głowie.
Okey, idę pod
prysznic... tylko w Gryffindorze nie ma pryszniców przy dormitoriach -
pomyślał marszcząc czoło.
Powinienem się uszczypnąć, a na pewno się
obudzę... albo zrobić sobie sznyty, jeżeli śpię, ból obudzi mnie na
pewno... - Draco nigdy nie robił sobie sznytów. Normalnie w ogóle by mu
to do głowy nie przyszło, ale ta sytuacja, ze wszech miar, normalną nie była
na pewno.
Rozejrzał się po łazience lecz nie ujrzał niczego ostrego. Po
cichu poszedł po różdżkę (Hermiony Granger oczywiście), wrócił i ponownie
zamknął drzwi.
- Demollus - powiedział szeptem, żeby zaklęcie
podziałało jedynie punktowo, na lustro i nie spowodowało hałasu. Udało się i
tafla cicho brzęknęła pękając w kilku miejscach.
Draco delikatnie wyjął
jeden spory kawałek szkła i usiadł po turecku na podłodze.
Dobra,
jeżeli to nie podziała, to oznacza, naprawdę jestem lokatorem ciała
szlamowatej Gryfoneczki i wtedy dopiero zacznę się martwić - naciął
lekko skórę na lewym nadgarstku. Szkło było ostre i na początku w ogóle nie
poczuł bólu. Po chwili jednak odczuł lekkie pieczenie, a po skórze zaczęła
spływać bardzo wąziutkim strumieniem czerwona krew. Patrzył na to z
zaciekawieniem.
Bolało, krew spływała, ale nic innego się nie działo.
Nadal siedział na zimnej posadzce w łazience, w dormitorium dziewcząt
Gryffindoru i nadal był dziewczyną.
Niedobrze - pomyślał i
przeszedł przez jego ciało zimny dreszcz lęku.
Nagle drzwi się
otworzyły i do pomieszczenie weszła Levander Brown. Weszła i wrzasnęła,
budząc koleżankę.
- Hermiona! Co ty robisz?! Chcesz się
zabić?! O, mój Boże!
- Uspokój się, kretynko - zimno
powiedziała „Hermiona” i dziewczyna naprawę zamilkła. Granger
nie miała w zwyczaju tak się do niej odzywać.
- To co w takim razie
robisz, co? Ja wiem, że Malfoy znowu cię wkurzył, ale żeby przez niego...
Do łazienki weszła także Parvati, przecierając oczy.
- Boże...
- zdołała jedynie powiedzieć zaspanym głosem .
-A tam, Malfoy jest
wporzo - chłodno odrzekło „dziewczę” i odłożyło odłamek szkła. -
Znaczy chciałam powiedzieć, co on mnie obchodzi, palant jeden? - poprawił
się zaraz nieszczęsny Draco. Nie wiedział co robić, miał natomiast pojęcie,
że powinien zachowywać się w miarę wiarygodnie.
- Sprawdzałam jedynie
swoją wytrzymałość na ból... Co się tak gapicie? Jakbym chciała się zabić,
to na pewno nie tu i na pewno cięłabym się głębiej.
- Jesteś dziwna -
orzekła Parvati.
Draco wstał i naprawił zaklęciem lustro. Wiedział
jedno - musi znaleźć Granger (która teraz na pewno jest nim) i spróbować
jakoś to wszystko przywrócić do porządku.
*
Hermiona przeciągnęła się rozkosznie w mięciutkiej pościeli. Nie za
bardzo miała ochotę opuszczać cieplutkie łóżeczko, ale cóż...natura wzywała.
Trochę ją zirytowało, że akurat w tym momencie, ponieważ właśnie śniło jej
się jak zajada się swoim ulubionym ciastem z orzechami. Przewróciła się na
drugi bok mając nadzieje, że może uda jej się usnąć raz jeszcze, ale sygnały
o pełnym pęcherzu docierały do jej mózgu coraz bardziej natarczywie. Zwlekła
się więc niechętnie z łóżka i po omacku ruszyła do łazienki. Gdzieś na
środku pokoju wpadła na coś i z łoskotem upadła na kamienną posadzkę.
- Cholera...ciszej. Ludzie chcą spać - dobiegł ją męski głos dochodzący z
łóżka po prawej stronie.
- Sorry...- przeprosiła Prefekt Naczelna
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podnosząc się z podłogi. Następnie
ruszyła powoli obijając się o różne meble do łazienki. Skręciła, jak zawsze
w prawo, i nacisnęła na klamkę...której nie było. Jej dłoń ześlizgnęła się
po płaskiej, gładkiej powierzchni.
Co jest? - pomyślała
przecierając zaspane oczęta i patrząc przed siebie.
Zamarła.
Stała przed kamienną ścianą, której na pewno nie powinno tutaj być.
Co jest? - pomyślała raz jeszcze ze zgrozą.
Coś jej tutaj nie
pasowało. Po pierwsze: w tym miejscu powinny znajdować się drzwi do toalety.
Po drugie: w sypialni siódmego roku Gryfonek NA PEWNO nie było chłopaków.
Przecież nie mogliby tutaj wejść nawet gdyby bardzo, ale to bardzo chcieli,
ponieważ istniała ta blokada. Skąd więc wziął się ów męski głos, który ją
skarcił, gdy się przewróciła?
Nagle do głowy przyszedł jej głupi
pomysł, że jest w dormitorium męskim.
Nieee... -uśmiechnęła się
do siebie na te myśl - Na pewno nie.
Odwróciła się od ściany by
poszukać wzrokiem drzwi do toalety...
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnęła przerażona.
Ewidentnie znajdowała się w męskim dormitorium, a na dodatek dormitorium
Ślizgonów o czym świadczyła zielono - srebrna tonacja w jakiej utrzymany był
wystrój pomieszczenia.
Jej wrzask obudził śpiących mężczyzn.
- Na
Merlina, Malfoy, weź się przymknij - odezwał się Zabini ukazując przy okazji
swoje migdałki.
-M... Malfoy? - zająknęła się Hermiona wpatrując się
w przystojniaka zdezorientowana.
Po jaką cholerę ten kretyn nazywa
mnie ‘Malfoy`? - zastanowiła się podczas gdy Zabini, Crabbe i
Goyle wymienili zdziwione spojrzenia.
- Dobrze się czujesz, Draco? -
spytał Zabini przyglądając się Hermionie z szerokim uśmiechem.
- Draco?
- warknęła wściekle Gryfonka. - Słuchaj ty kretynie, czy ja ci ...- urwała
bo nagle zdała sobie sprawę, że jej głos nie brzmi tak jak powinien. Był
grubszy, niższy i... bardziej męski. Poza tym dotarło do niej, że patrzy na
Zabiniego z większej wysokości niż zazwyczaj.
- Eeee...- bąknęła -
Sorry, Blaise...Coś mi się pomieszało. Wiesz...Dumbledore i ta jego herbatka
- wyjaśniła szybko.
- Brałeś coś od Dropsa? - spytał zdziwiony
Crabbe.
- Powiedzmy - ucięła Hermiona. - Sorry, musze do klopa -
przeprosiła i ruszyła ku pierwszym drzwiom po lewej stronie.
- Ekhm,
Draco...- zaczął niepewnie Zabini.
- Co? - zapytała ze złością kładąc
rękę na klamce w kształcie węża. Czuła się troszeczkę niepewnie w
towarzystwie trzech Ślizgonów.
- Tam jest szafa - wyjaśnił chłopak z
nutą rozbawienia w głosie.
- Uhmm...- Hermiona poczuła jak na jej
policzki wstępuje ceglasty rumieniec - Przecież wiem - odrzekła szybko
podchodząc do drugich drzwi, które na szczęście okazały się drzwiami do
łazienki.
- Czy on coś ćpał? - usłyszała pytanie Crabbe`a...
-
Drops musiał mu coś dosypać - ...i odpowiedź Zabiniego nim zamknęła drzwi.
Oparła się o nie.
Ja chyba śnie. Tak, to na sto procent jest
sen. Tylko, do cholery, dlaczego on jest taki PRAWDZIWY?! - myślała
gorączkowo lustrując łazienkę. Było to przestronne pomieszczenie u trzymane
w srebrno - zielonej tonacji ( zielone kafelki, srebrne ręczniki), w którym
znajdowały się : dużych rozmiarów kabina prysznicowa, umywalka z lustrem
przyozdobionym srebrnymi ornamentami, dwa sedesy.
Ładna -
przemknęło jej przez myśl. Cholera, Hermi, o czym ty myślisz. Weź się
uszczypnij, bo to nie dzieje się naprawdę.[/i] Skarciła siebie w duchu.
Odetchnąwszy parę razy i policzywszy do dziesięciu(oczywiście to wszystko
w ramach uspokojenia zszarpanych nerwów) podeszła nieśpiesznie do lustra.
Spojrzała w nie i ..
- O cholera! - wrzasnęła odskoczywszy od
niego jak oparzona.
- Draco, okej? - dobiegł ją przytłumiony przez
drzwi głos Zabiniego.
- Odwal się, Zabini - wyrwało jej się - To znaczy
jasne, że tak - poprawiła się szybko podchodząc wolno do lustra z miną jakby
w łazience położono odbezpieczony granat.
- Jezus Maria... - jęknęła
stając w końcu przed nim. Ujrzała bladą twarz o szarych oczach, które teraz
wpatrywały się w nią z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
-To
koszmar... Zaraz się obudzę. To na pewno koszmar - zaczęła mówić do siebie
uspokojenia opierając ręce na umywalce i wbiła wzrok w białą, emaliową
powierzchnię.
-Wdech i wydech...i jeszcze raz...Wdech i wydech... -
powtarzała, a w miarę jak to mówiła czuła, że się uspokajała - Okey...
jestem spokojna... jestem spokojna - trochę dziwnie brzmiały te słowa
wypowiadane zimnym głosem Malfoya - A teraz spojrzysz w lustro, Hermi, i
zobaczysz, że ci się to przyśniło... - instruowała siebie drżącym głosem.
Powoli podniosła wzrok znad umywalki i spojrzała w lustro.
-
Cholera...- wymknęło jej się ponownie. Nadal wpatrywała siew twarz należącą
do Malfoya, a tym samym jej własną twarz. Normalnie nie przeklinała.
Najwyżej od czasu do czasu, ale w sytuacjach, które ją stresowały, a ta się
do nich niezaprzeczalnie zaliczała.
Stała tak z pięć minut wpatrując
się w tą bladą, odpychającą twarz, należącą do faceta, którego tak
nienawidziła.
Przecież nie mogę być Malfoyem. To nie
możliwe... - pomyślała trzeźwo ogarniając blond czuprynę, która zaczęła
wchodzić jej do oczu. Nawiasem mówiąc blond kukła miała całkiem niezłe
ciałko: złotobrązowa opalenizna i lekko umięśniona klata, zapewne od gry w
Quiddicha.
Boże, Herm, o czym ty myślisz.! SKUP SIĘ, DO JASNEJ
ANIELKI!!! krzyczała w duchu ile sił.
W końcu
należałoby w końcu dowiedzieć się prawdy.
Jeśli zaboli to znaczy,
że to rzeczywistość. Jak nie to się obudzę- pomyślała, podnosząc prawą
rękę i układając ją w zaciśniętą pięść. W głębi duszy miała jednak nadzieję,
że się obudzi z tego okropnego snu...Snu? Chyba horroru! No bo czy to
nie straszne znaleźć się w ciele swego wroga?
Przymknęła oczy.
-
A oto chwila prawdy - stwierdziła posępnie i z całej siły walnęła siebie w
twarz. Uderzenie było tak silne, że upadła na posadzkę skamląc z bólu.
Jedno musiała przyznać Ślizgonom - mieli bardzo akustyczna łazienkę.
Dlaczego? Ano z prostego powodu: zaraz po jej upadku do toalety wpadli jej
„ koledzy” i stanęli jak rażeni piorunem widząc Hermionę...to
znaczy „Malfoya” na posadzce trzymającego się za policzek, na
którym z minuty na minutę ciemniał bardzo duży siniak.
- Nie wiem czego
Drops dolał do tej herbaty, Malfoy, ale musiało ci to pomieszać we łbie -
stwierdził Blaise pomagając Hermionie wstać. Crabbe i Goyle obserwowali z
przerażaniem całą tą scenę.
Hermiona zignorowała go i wróciła do
dormitorium. Usiadła na łóżku należącym do Malfoya, zaciągnęła zielone
zasłony i zagrzebała się na powrót w zimnej teraz pościeli.
Usłyszała
jak Zabini i dwaj „ochroniarze” Dracona wchodzą do pokoju
rozmawiając o czymś półgłosem, ale jakoś jej to nie interesowało.
Jedno
wiedziała na pewno: To wcale nie był sen. To wszystko działo się naprawdę i
wcale jej się to nie podobało. Przez moment zastanawiała się jaka może być
tego przyczyna, jednak przed oczami ciągle miała twarz tego lalusiowatego
arystokraty w związku z czym trudno jej było racjonalnie myśleć.
Skoro ja jestem w jego ciele...to on musi być w moim - wpadło jej
do głowy. Zerwała się więc z łóżka rozsuwając kotary, aż pozrywały się z
żabek i opadły na podłogę wzbijając kłęby kurzu. Hermiona nie za bardzo się
tym przejęła. Zaczęła się szybko ubierać. a w głowie miała tylko jedną
myśl: znaleźć Malfoya i odkręcić tę chorą sytuację.
WYRABANE
OPOWIDANIE CZEKAM NA NEXT PARTY
Witam cię, Sonko na tym forum
Vice
mi się podoba mimo banalnego i oklepanego pomysłu - jak już pisałam na innym
forum.
Ciekawa jestem tylko, kiedy doczekam się jakiegoś parta, którego
jeszcze nie czytałam
Rozdział II
To twoja
wina...
Letni ranek, budzę
się,
swemu życiu stawić czoła,
zaplanować dzień
Obietnice
kto wierzy w nie,
ten do końca pozostanie tylko pionkiem w grze
[Bajm, Bieg po cienkim lodzie]
Wściekły Draco
szedł w kierunku lochów. On pokaże tej głupiej Gryfonce. Na pewno Drops coś
dolał im do herbaty, a to wszystko była jej wina. W końcu przegięła robiąc z
niego osła przed pokaźną widownią. Za dużo sobie pozwalała i jak tylko
odzyska swoje ciało, da jej tak popalić, że odechce się jej wchodzić mu w
drogę przez dłuższy czas. Niewielkie znaczenie dla Malfoya miał fakt, że to
on zazwyczaj zaczepiał Hermionę, a nie ona jego i to on wiecznie doprowadzał
do kłótni.
Takie wyszczekana szlamowate niunie jak ona, powinny nauczyć
się pokory i on ją na pewno tej pokory w niedalekiej przyszłości nauczy.
- Durna szlama! – syknął, nie zważając na to, że przecież w tej
chwili był w ciele tej „durnej szlamy”, i że niejako obraża nie
tylko ją, ale też i siebie.
Dotarł do lochów i stanął jak wryty.
Przed nim wyrósł on sam. Draco patrzył ogromnymi czekoladowymi oczami na
samego siebie i ku jego wielkiemu dyskomfortowi musiał unosić głowę do góry,
bo był wyższy od Gryfonki o dobre dwadzieścia centymetrów.
*
Idiota, jak zwykle musiał zacząć głupią burdę na środku
korytarza. Na pewno Dumbledore nas tak załatwił, to w jego stylu
– myślała Hermiona odgarniając z czoła blond grzywkę, którą należało
skrócić. Ten pokręcony, pewny siebie Malfoy, śpiący na forsie jak zwykle
musiał wpędzić ich w kłopoty, tylko że tym razem były to kłopoty
gigantycznych rozmiarów.
W szarych oczach czaiła się żądza mordu.
„Draco” trzasnął z całej siły drzwiami do dormitorium,
przyprawiając Blaise’a, który zamierzał jeszcze trochę pospać, nieomal
o zawał.
- Chyba mu odbiło – skwitował Vincent, podziwiając w
ogromnym, wmontowanym w drzwi szafy lustrze, swoje bicepsy, które przy
napięciu ramion i barków wyłaniały się nieco spoza wszechobecnych fałd
tłuszczu.
Hermiona szła wściekła korytarzem lochów. Na bokserki,
w których miał zwyczaj sypiać Malfoy zarzuciła szatę i szczelnie się nią
opatuliła. Omal nie wpadła na jakąś niższą od siebie osóbkę na pierwszym z
zakrętów. Stanęła oniemiała o zaszokowana z wrażenia. Patrzyła na samą
siebie. Przełknęła z wrażenia ślinę. „Hermiona Granger” przed
nią miała tak samo przerażony i skonsternowany wzrok jak ona sama.
- O,
Chryste... – zdołała wydusić Hermiona. Było to komiczne, bo posiadała
teraz wygląd wysokiego blondyna o zimnych, szarych oczach, który nie zwykł
się tak wyrażać.
Draco wykrzywił pełne i ciemnoróżowe usta, w których
posiadaniu znalazł się aktualnie, co nadało wyrazowi dziewczęcej twarzy, ton
absolutnej pogardy.
- Granger – powiedział głosem Hermiony
– skoro już musisz kraść mi ciało, to chociaż zachowuj się po
ludzku.
Oniemiała Hermiona patrzyła na własną twarz, w końcu nie
wytrzymała i dotknęła policzka dziewczyny stojącej przed nią.
-
Zabieraj łapy! – warknęła "Granger”, ale za chwile
uśmiechnęła się złośliwie, jak zwył robić to Malfoy.
- Chciałabyś,
żebym cię kiedyś dotknął, co? – uniósł do góry brew i spoglądał na
siebie samego z zimnym rozbawieniem. We własnych szarych oczach dostrzegł
wyraz irytacji i lekkie zmieszanie, które za chwilę ustąpiło złości.
-
No, jestem całkiem przystojny... jak ci się podoba moje ciało, co?
-
Bawi cię to, Malfoy? – szare oczy zwężyły się z wściekłości. –
Bo widzisz, mnie wcale nie cieszy fakt, że mam twoje plugawe ciało, zamiast
mojego.
- Chciałem ci przypomnieć – Draco skrzyżował ręce na
piersi i uniósł brew – że to twoja wina, że znaleźliśmy się w takiej
sytuacji. Przez ciebie stary Drops wlał we mnie coś, co spowodowało, że
jestem teraz tobą – „Hermiona” wyglądała na wściekłą. -
Jesteś arogancką, szlamowatą paniusią i myślisz, że możesz sobie pozwolić na
bezkarne obrażanie mnie. Obiecuję ci, że się z tobą policzę, gdy wszystko
wróci do normy.
- O ile wróci do normy, Malfoy – zimno skwitowała
Granger. – Masz jakąś gwarancję na to, że wszystko wróci do normy,
co?
- Ciebie, wszechwiedząca szlamo – odwarknął Draco. –
Pójdziemy teraz do biblioteki, znajdziesz coś na temat tej... nietypowej
sytuacji i wrócimy do swoich ciał.
Hermiona uśmiechnęła się
zimno. Szare oczy, w które patrzył Draco były teraz chłodniejsze od lodu.
- Przykro mi, ale nie mam zielonego pojęcia jak można by tego dokonać.
Poza tym, po twoich ostatnich słowach nie zamierzam być miła i pomagać ci w
odzyskaniu ciała. Zmień swój język, a może nad tym pomyślę.
Draco
uśmiechnął się obleśnie.
- Spodobało ci się? Nie mów, że nie chcesz
odzyskać swojego seksownego ciałka, bo muszę ci przyznać Granger, że
zbudowana to ty jesteś całkiem, całkiem, gorzej z twoim pochodzeniem i
brakiem jakiejkolwiek pokory wobec lepszych od ciebie.
Na jasne
policzki „Malfoya” wystąpił ciemny rumieniec zażenowania i
złości.
- Nie waż się tak więcej mówić, niewychowana karykaturo
mężczyzny – warknęła Hermiona. – Oczywiście, że chcę odzyskać
swoje ciało, ale zrobię to po swojemu i bez twojej pomocy oraz twojego
towarzystwa. Poza tym, racz uważać na to jak się do mnie odzywasz, bo w tej
chwili ja jestem w pozycji uprzywilejowanej.
- Chyba nie przylejesz
sama sobie? – zadrwił z uroczym smirkiem Draco.
- Czemu nie? Nie
ja poczuje, tylko ty, więc lepiej się hamuj.
- Chcesz buzi, Draco?
– zadrwił Malfoy.
- Bardzo zabawne, widzę, że to jednak tobie się
podoba sytuacja, w której się znalazłeś, narcystyczny dupku.
- Ty też
uważaj na słownictwo, bo nie będziesz wiecznie mną, Granger – Hermiona
popatrzyła z góry na własne ciało zajęte teraz przez niemile widzianego
„gościa” i wzruszyła ramionami.
Draco przez chwilę
stał w milczeniu, w końcu popatrzył na siebie samego z na tyle przyjaznym
wyrazem twarzy na jaki było go stać, czyli z obojętną pogardą.
-
Radziłbym jednak iść do biblioteki, śniadanie możemy sobie darować, nie
wiem, jak ty, ale ja nie chciałbym spędzić Świąt z mugolami – Draco
wymówił ostatnie słowo jakby było czyś naprawdę obślizgłym i obrzydliwym, co
należy szybko wypluć, aby nie splugawić sobie ust.
- Och, ja nie
tęsknię za arystokratycznym rodem Nadętych Bufonów, nie bój się. Jak chcesz
to zrobić, to bądź za pół godziny przed biblioteką. Żegnam. – Hermiona
odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów,
a Draco zawrócił w kierunku Wieży Gryffindoru.
Jezu, ona nawet
zaczyna zachowywać się jak ja... – pomyślał ze zgrozą
przypominając sobie kryształki lodu widoczne w szarych tęczówkach jego
własnych, prywatnych oczu, będących od dziś na czas nieokreślony, własnością
Hermiony Granger.
Niech ona coś wymyśli dzisiaj w bibliotece, bo
zwariuję...
Świetne! Po prostu super (może dlatego,
że Hermiona i Draco to moje ulubione postacie z HP). Czytałam to już na DK,
ale nie jestem tam zalogowana, więc nie mogłam skomentować. Bardzo mi się
podoba poczucie humoru użyte w tym opowiadaniu. Jeśli jestem w złym nastroju
chętnie to czytam i od razu jest mi lepiej. Czekam więc z niecierpliwością
na następną część tego opowiadania i życzę mega weny autorkom.
Pozdrawiam,
AnDzIkA
<-------------- To dla naszych kochanych pisarek.
Lalala a ja to już czytałam na forum
Mirrel!
Bardzo fajne, wiadomo, czekam na kolejne części.
Ciekawy pomysł. Opowidanie wciąga.
Tylko ja mam pytanko kiedy
będzie następna część na Mirrel?
Proszę, proszę, jak widzę
mamy tu zwałkę ludzi z Dziurawca (bo chyba to jest m.in. Twoje rodzime
forum?).
"Vice versa" to już chyba ente nie dokończone
opowiadanie, którego zakończenia nijak nie widzać, a szkoda. Lubię Twoje
opowiadania, są ciekawe, choć mają oklepane pomysły. Czekam na dalsze
części. Jak będę mieć natchnienie, to skomentuję dłużej i bardziej
bezwzględnie, ale spokojnie puki co się na to nei zanosi.
ŻABA! Ty się pytasz o inne forum?? A co z nami?! No, wielkie
dzięki!
Niezły pomysł, doprawdy niecodzienny...
Podoba mi sie, zdecydowanie proszę o więcej
>_< Żaba! Ja cię bić nie mam
zamiaru (nawet nie mam jak), ale czy TE sprawy trzeba nawet tu
roztrząsać???
No cóż ogólnie mówiąc fic nie najgorszy.
Nie ma dużo błędów ani stylistycznych ani ortograficznych(przynajmniej ja
takowych nie zauważyłem). I zgadzam sie z Galją, pomysł niecodzienny. Pisz
dalej.
Nie, nie mówisz tak:) Po prostu chciałam
przypomnieć poniektórym,że jest toi wspólne opowiadanie:)
sonka
Rozdział IV
Urocza podróż
Kiedy myślę i nic nie wymyślę to
sobie myślę po co ja tyle myślałem aby nic nie wymyślić. Przecież mogłem nic
nie myśleć i tyle samo bym wymyślił
„ Niektóre sprawy wymagają
poświęcenia”
[Ysabell]
Ponieważ
musieli jeszcze ustalić parę spraw, takich jak rozkład domów, pokoje,
kuchnia, łazienka i tym podobne duperele, więc umówili się po śniadaniu, że
w pociągu będą jechać razem.
To było okropne, ale nie mogli postąpić
inaczej i kiedy pociąg został podstawiony dwoje zagorzałych wrogów wsiadło
razem do jednego przedziału. Hermiona musiała jednak przyznać w duchu, że
warto było to zrobić, chociażby po to, żeby zobaczyć minę Ronalda Weasleya,
którego szczęka zjechała poniżej granicy ludzkich możliwości.
- Żebyś
siebie tak widział, Weasley – powiedziała głosem Dracona i posłała
przyjacielowi smirka. – Łasiczka z opadem szczęki.
- No, Granger,
jesteś całkiem niezła jako ja. Tekst ci się udał - Draco popatrzył na swoje
własne ciało, niemal z uznaniem. Usiadł i spojrzał niechętnie na
pomarańczową kupę futra, która przyturlała się za nim. Kot patrzył od rana
spode łba na swoją panią i cały czas na nią syczał. Teraz było dokładnie to
samo i Draco nie wytrzymał. Posłał zwierzakowi wredny półuśmiech i też na
niego syknął. Krzywołap wyglądał na zniesmaczonego, a „Malfoy”
popukał się w czoło.
Draco posłał Hermionie smirka pełnego wyższości.
Jego Casper zachowywał się o wiele bardziej kulturalnie. No ale cóż... w
końcu pochodził z najlepszej hodowli labradorów ratervie na Wyspach
Brytyjskich więc jak na psiego arystokratę przystało posiadał cos takiego
jak wysoko posunięta kultura osobista.
- Nie trzeba się zbytnio
wysilać, żeby być takim jak ty – odpowiedziała i popatrzyła z ukosa na
roztrzepane „dziewczę”, które się teraz przebrało w typowo
szkolny strój i szatę. – Nie radzę ci, żebyś ubierał się jak kretynka,
kiedy będziesz mieszkał z moimi rodzicami i odwal się od kota. Chodź,
Krzywołapku.
Ku zdziwieniu podrabianej Hermiony, zwierzę z
głośnym miaukiem walnęło się na kolana swojej prawowitej pani, za co zostało
nagrodzone drapaniem za uszami Znowu okazało się, że pomarańczowa kulka
futra ma nieprzeciętną inteligencję.
- Niezły jest, poznaje że ty, to
ty – powiedział z uznaniem dziedzic Malfoyów i za chwilę podjął urwany
temat, to znaczy: uśmiechnął się niewinnie i powiedział:
- Och, a będę
się ubierał jak zechcę i będę robił to, co zechcę ...
Szare oczy, które
należały teraz do Hermiony, zwęziły się niebezpiecznie.
- Nie radzę ci
robić niestosownych rzeczy. Nie zapominaj, że ja także posiadam twoje
ciało i mogę nieźle namieszać jak mnie wkurzysz, nie sądzisz?
- Tak,
ale chłopakowi w sumie wypada wszystko, a jest kilka pewnych rzeczy, które
dużo mniej wypadają dziewczynie, nie sądzisz?
- Nie ośmielisz się
Malfoy, a jeżeli się ośmielisz to pożałujesz, że się urodziłeś –
„Draco” uśmiechnął się słodko do „dziewczyny”.
- Jaaaasne – „Hermiona” wydęła wargi i popatrzyła na
towarzysza podróży z ironią, ale widać było, że słowa, które przed chwilą
padły, zrobiły wrażenie na zimnym Ślizgonie w ciele kobiety.
- Mądry
Krzywołapek – powtarzała cicho panna Granger tonem Malfoya i drapała
zwierzaka za uszami. Po paru minutach Krzywołap miauknął cicho i postanowił
udać się na drugi koniec, na puste, wygodne miejsce, gdzie zwinął się w
kłębek, posyłając nieufne spojrzenie Draconowi, który odwdzięczył się tym
samym. Kot ostentacyjnie ziewnął i postanowił sobie uciąć dłuższą
drzemkę.
Draco był, jaki był i nie mógł się powstrzymać, by nie
spytać po kilku krótkich chwilach ciszy .
- Jesteś dziewicą, Granger?
– miał przy tych słowach niemal rozmarzoną minę. – To znaczy,
chyba powinienem spytać, czy ja jestem dziewicą, nieprawdaż?
- Grabisz
sobie, Malfoy – Hermiona złożyła dłonie na piersi i wbiła wzrok w
Dracona.
- Przypominam ci, że teraz ja jestem większą silniejszą i...
bardziej wredną osobą.
- Zrobisz mi krzywdę? – Malfoy zabawnie
zmarszczył nosek i wydął wargi, a w ciemnych oczach zatliły się ogniki
perfidnej wesołości. – Draco, proszę nie krzywdź mnie, zrobię wszystko
czego zapragniesz, żądaj czego tylko chcesz... – „Granger”
wstała i podeszła do „Dracona” z zamiarem walnięcia się na jego
kolana.
- Ni się waż! – dracopodobny stwór wyciągnął różdżkę
w kierunku „Hermiony”. – I niech nie słyszę, że mówisz
moimi ustami takie rzeczy, bo srodze tego pożałujesz!
- Och, no
wiesz co? Skrzywdzisz bezbronną kobietę? – Draco bawił się, na chwilę
obecną, całkiem dobrze. Znał trochę Gryfonów i wiedział na ile może sobie
pozwolić. Gryfoni mieli coś takiego jak skrupuły, zwłaszcza Gryfonki. Czuł
się perfidnie zadowolony podrywając samego siebie, a raczej Granger będącą w
jego ciele. Wydało mu się to absolutnie wyuzdanym i doskonałym pomysłem na
umilanie sobie niemiłej podróży.
Blade policzki, których
właścicielką była teraz Hermiona, lekko się zaróżowiły. Draco absolutnie
niezrażony usiadł na własnych kolanach i rozkosznie zatrzepotał rzęsami.
- Malfoy – syknęła Hermiona, która poczuła się... dziwnie.
Boże, czy oni mają tak zawsze?! – pomyślała uświadamiając
sobie ze zgrozą, że zaczyna mieć erekcję.
„Granger” słodko
uśmiechnęła się do „Dracona” i dała mu buziaka w policzek.
Tego było za wiele. Hermiona zrzuciła Dracona ze swoich kolan i posłała mu
spojrzenie rozwścieczonego hipogryfa.
- Jesteś obleśny! –
skwitowała jego zachowanie.
Malfoy zachichotał.
- Przecież
wyglądam tak, jak ty – zawyrokował z miną niewiniątka. –
Uważasz, ze jesteś obleśna? No wiesz, aż tak źle nie jest...
- ZAMKNIJ
SIĘ! - czerwona mgiełka złości przysłoniła Hermionie jasność myślenia.
– Doskonale wiesz o co mi chodzi! Ja. Się. Tak. Nie. Za. Cho. Wuję
- oznajmiła wściekle - A ty jesteś obleśnym typem. Nie chcę ani chwili
dłużej przebywać w twoim ciele! MAM DOSYĆ!
Draco
przyglądał się spod przymrożonych powiek temu czemuś, co wyglądało jak on i
trochę nie do końca jak on się zachowywało.
- Ktoś się zdenerwował
– oznajmił grzecznie, za co został obdarzony spojrzeniem z serii:
jeszcze jedno słowo, a....
- Chciałem przypomnieć – dodał
jeszcze – że to nie ja wysłałem cię do swojego ciała, Granger.
-
Ale czerpiesz z tej sytuacji chorą satysfakcję, a ja niezupełnie! -
Hermiona patrzyła koso na współtowarzysza podróży, który patrzył na nią jej
własnymi, prywatnymi oczami koloru orzechowego.
Popadnę w
paranoję – pomyślała mając na uwadze swój wybuch sprzed kilku
chwil. – Powinnam przewidzieć, że Malfoy właśnie tak będzie się
zachowywał.
- Mam siąść i płakać? – spytał z łagodnym
zaciekawieniem. – Z was, Gryfonów są nieźli furiaci. Jak nie
potraficie sobie z czymś poradzić to reagujecie właśnie tak, jak ty przed
chwilą – wzruszył ramionami i pacnął na siedzenie obok Hermiony.
- Twoim zdaniem, sobie z czymś nie radzę? – zapytała z urazą.
– Ty sobie za to radzisz doskonale – jej głos ociekał jadem
ironii. – To okropne, nawet mówię tak jak ty – dziewczyna była
bliska załamania nerwowego.
- Spójrz na to od pozytywnej strony. Ja na
przykład wmawiam sobie od jakiegoś czasu, że poznaję świat z innej
perspektywy, i że to niepowtarzalna okazja...
- Jezu! Malfoy, nie
mów tego! Gadasz zupełnie jak ja! Nie odzywaj się! –
spojrzała na niego z miną wyrażającą zdziwienie, dezaprobatę, a nawet
przestrach.
- Granger, co twoim zdaniem powinienem zrobić?! –
Draco zaczynał być poirytowany.
- Mieliśmy omówić sprawy
organizacyjne, że się wyrażę w taki sposób, a ty mnie zacząłeś podrywać...
Nie... zacząłeś podrywać samego siebie, a to już gorzej. Jesteś chory.
Draco zachichotał rozkosznie.
- Ja tylko próbuje nam osłodzić życie -
jego mina wyrażała czystą, niepokalaną niewinność i Hermiona westchnęła
głośno.
- Powiem jedno. Hamuj się, bo jak mnie sprowokujesz nie ręczę
za siebie – odrzekła zgodnie z prawdą.
- O, to mogłoby być
ciekawe – w oczach, które powinny należeć do Hermiony Granger pojawił
się błysk przewrotnej wesołości, ale gdy Granger spojrzała na samą siebie z
autentycznym rozdrażnieniem w szarych tęczówkach Draco Malfoya, lokator jej
ciała trochę spokorniał.
- Może jednak da się coś zrobić? –
powiedział po kilku chwilach krępującej ciszy Draco. – Mamy tak dużo
czasu, że pierwsze godziny możemy poświęcić na próby odwrócenia tej chorej
sytuacji, a dopiero później omówić strategię postępowania.
- Zgadzam
się – odpowiedziała po prostu Hermiona jego własnym, prywatnym tonem.
W końca Draco miał rację i po raz pierwszy mogła mu ją otwarcie przyznać.
No, tak naprawdę po raz drugi, bo miał rację także, co do jej nie radzenia
sobie z sytuacją, ale do tego przyznać się nie zamierzała. – Masz
jakiś pomysł? Trzeba wypróbować nawet najgłupsze warianty, może coś
zadziała.
- Może powinniśmy się pocałować – powiedział po prostu
Draco, za co został obdarzany spojrzeniem pod tytułem znowu?!
- Ja mówię poważnie. Wiesz , co ten pokręcony Drops wymyślił? Bo jak dla
mnie to cholera go wie – Draco wbił orzechowe tęczówki w szare
tęczówki Hermiony i Granger stwierdziła, że jest zupełnie poważny, i że
znowu ma rację.
- Przed chwilą mówiłaś, że trzeba wypróbować każdą,
nawet najgłupszą możliwość...
- No tak... - przyznała niechętnie
Hermiona – ale nie chodziło mi o taka formę – dodała.
”Hermiona” spojrzała na nią zaskoczona.
- A jaką? –
zapytała ”Granger” za chwilę, unosząc brwi ze zdziwienia.
- Eeee... - dziewczyna sama nie wiedziała jaką... powiedziała tak tylko,
aby nie dopuścić do całowania się z Malfoyem... a przede wszystkim ze swoim
własnym ciałem.
- Jeeez... ile ty czasu spędzasz z tym przygłupem, że
już zaczynasz mówić jak on? – spytał zgryźliwie Draco.
- Tyle ile
trzeba – odcięła się Gryfonka.
- Widać – stwierdziła
„Granger” obdarzając „Dracona” kpiącym uśmiechem.
- Masz coś do Harry`ego? – strzeliła Hermiona.
- Szczerze?
– spytał słodko się do niej uśmiechając.
- Och! - pomachała
niecierpliwie ręką – Lepiej już nic nie mów.
„Hermiona” zrobiła minkę a` la zbity szczeniak na co
„Dracon” wybuchnął śmiechem. Mimo wszystko Hermiona musiała
stwierdzić, że jej własna twarz wyglądała w tym momencie zabawnie
szczególnie, że obecnym jej właścicielem był Draco Malfoy. Co do pytania, to
strzeliła niezłą gafę. Dobrze wiedziała co Malfoy ma do jednego z jej
najlepszych przyjaciół.
- Bardzo zabawne, Granger – mruknął
Draco.
- A nie? – spytała chichocząc, ale widząc żądzę mordu
płonącą w jej własnych orzechowych oczach uspokoiła się.
Odetchnęła
parę razy i w końcu powiedziała to, co jej przyszło do głowy.
- Może
najpierw spróbujemy na siebie wbiec? No wiesz... tak z rozpędu... -
wyjaśniła widząc jak „Granger” marszczy nosek.
- Ja nie mam
zamiaru nabić sobie guza – stwierdził Malfoy zerkając z czułością na
swoją osobistą blond czuprynę.
- A ja to niby mam? Mam ci przypomnieć
to co sam przed chwila mi wypominałeś? - spytała
panna Granger robiąc
dokładnie to samo, z tą różnicą, że spojrzała na swoje osobiste kasztanowe
loki, które teraz były w ogromnym nieładzie.
- Nie musisz –
odrzekł Draco, po czym wstał i ruszył ku drzwiom.
Hermiona stanęła tuż
przy oknie. Draco zaciągnął zasłony i odwrócił się twarzą ku
„Draconowi”. Był blady, ale w jego, obecnie, czekoladowych
tęczówkach widać było desperację.
- Gotowa? – spytał. Hermiona
pokiwała głową.
- No to na trzy... – poinstruowała
„Hermiona”. ”Draco „ ponownie pokiwał głową –
Raz...- Draco rozpoczął odliczanie. Dziewczyna poczuła się nagle jakby
oglądała jakiś film w stylu „Apollo 13”... jakby za sekundę
miała odlecieć niczym tytułowy statek kosmiczny, gdzieś w przestworza...
– Dwa ... - niemiły skurcz żołądka. Była pewna, że jeśli ta próba się
nie uda pocałuje tego matoła... To znaczy samą siebie...
Żeby się
udało, żeby się udało – myślała gorączkowo
- Trzy
– wyszeptał chłopak modląc się by ten plan wypalił. Wystartował i to
samo zrobił „Draco” naprzeciwko niego.
Chwilę później w
przedziale rozległ się potężny łomot. Krzywołap otworzył jedno oko i
miauknął z wyrzutem a następnie zasnął ponownie.
Dracon przeklinając w
duchu upadł na podłogę i nabił sobie guza uderzając głową o podłogę. Przed
oczami pojawiły mu się latające gwiazdki, a dodatkowo poczuł jak Granger
upada wprost na niego i wcale mu się to nie podobało. Nie wiedział, że jest
aż tak ciężki. Serce z niewiadomych przyczyn zabiło mu szybciej, gdy
spojrzał w swoje własne szare oczy.
- Matko, ratuj... – jęknął i
zwalił swe własne męskie ciało ze swego obecnego lokum, a następnie usiadł
na kołyszącej się w rytm jazdy podłodze. Pomacał z tyłu swej czaszki i
poczuł guza gdzieś w okolicy kości potylicznej. – Super, po prostu
genialnie... – mruknął patrząc wymownie w sufit.
- Ech... no to
się nie udało... - westchnęła „ta durna szlama” .Chłopka
spojrzał na nią ostro.
- A kto powiedział, że to koniec? – spytał
– Mamy jeszcze kupę możliwości – stwierdził.
- Kupę
powiadasz? A to ciekawe, bo ja nie widzę już żadnych – odcięła się
Granger.
Draco przewrócił oczami. Trudno mu było uwierzyć, że ta
wszechwiedząca szlama poddaje się już na samym początku. Widać bardzo
chciała spędzić święta w towarzystwie jego ojca, ale niedoczekanie. Już on
na to nie pozwoli.
- I ty niby jesteś Gryfonką – zakpił.
Granger puściła tę uwagę mimo uszu, wstała a następnie podała dłoń
Draconowi. Ten przyjął jej pomoc tylko ze względu na to, że nadal miał
lekkie zawroty głowy.
- Próbujemy jeszcze raz? – spytała
cicho.
- Mowy nie ma! – Dracon pokręcił energicznie głową, co
tylko spowodowało, że świat zawirował mu przed oczami jeszcze szybciej.
Oparł się o ławkę i odetchnął parę razy. Nie miał najmniejszego zamiaru
nabijać sobie nie wiadomo ile guzów. Jak Granger tak bardzo chce trochę się
potłuc to może sobie pobiegać w ścianę albo drzwi, jemu to bez różnicy. A
może lepiej żeby tego nie robiła... jeszcze uszkodziłaby jego
arystokratyczne ciało. Nie, z całą pewnością niech zostanie tam, gdzie
jest.
Spojrzał na nią: siedziała jak na szpilkach i wpatrywała się w
niego z konsternacją. Zmarszczył czoło zastanawiając się o co może jej
chodzić.
- A! Buzi! – wykrzyknął, gdy sobie przypomniał.
Uśmiechnął się figlarnie. Mimo powagi sytuacji, w której przyszło im się
znaleźć, niektóre jej aspekty były komiczne a ten niezaprzeczalnie do nich
należał. Policzki „Dracona” poróżowiały na co „Granger
„ roześmiała się słodko.
- Boisz się ze mną całować, Granger?
– spytał siadając obok niej. Dziewczyna odwróciła wzrok.
- Cykor
– szepnął. Reakcja prefekt Naczelnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart była bardzo łatwa do przewidzenia: zachowywała się jak każdy rasowy
Gryfon: wystarczyło zwątpić w jego honor i odwagę, a już wywiązywała się
awantura.
- CYKOR? CYKOR? Ja ci pokażę, ty zakichany arystokrato
od siedmiu boleści! – zerwała się z ławki. Draco zwijał się ze
śmiechu, co zostało nagrodzone (lub też nie. Zależy z jakiej strony się na
to patrzy) jeszcze głośniejszymi wrzaskami panny Granger.
- Słuchaj
Malfoy... Pocałuję cię, ale tylko ten jeden raz – warknęła w końcu
opadając na miejsce obok niego. Chłopak uśmiechnął się rozkosznie - No
cóż... jak to się mówi, niektóre sprawy wymagają poświęcenia... –
westchnęła patrząc w okno.
- Granger, słoneczko... to będzie
przyjemność – zauważył chłopak.
- Chyba dla ciebie –
dziewczyna obdarzyła swego towarzysza podróży sceptycznym spojrzeniem, na
które ten tylko wzruszył ramionami.
- Nowa perspektywa - przypomniał
jej. Gdyby spojrzenia mogły zabijać Dracon Malfoy leżałby już martwy –
Okey, okey, już więcej nic nie powiem – podniósł ręce w obronnym
geście.
- No to odo dzieła – zawołał dziarskim tonem i
przybliżył się do swego własnego ciała. Granger nadała jego twarzy wyraz
bezgranicznego obrzydzenia.
- Tylko raz – zastrzegła. Dracon
uśmiechnął się na znak zgody, a następnie bez większego skrępowania nachylił
się i pocałował swe własne usta zmuszając Hermionę do rozchylanie warg, co
pozwoliło na głębszy pocałunek. Żadne z nich nie zwróciło uwagi na zgrzyt
rozsuwanych drzwi.
- HERMIONA!? – dopiero wrzask
najmłodszego z braci Weasleyów odniósł większy skutek. Draco oderwał się od
Hermiony i spojrzał na dwóch jej przyjaciół: byli zszokowani zachowaniem
swej przyjaciółki.
Hmm, chyba znowu coś nie wyszło - przemknęło
mu przez myśli widząc, że obydwaj Gryfoni patrzą właśnie na niego, a nie na
Dracona.
Chłopak zreflektował się i zrobił pierwszą rzecz, która
przyszła mu na myśl, a mianowicie zaserwował swej własnej twarzy porządnego
klapsa "na odlew".
- Nie dotykaj mnie, ty świnio! –
dodał dla lepszego efektu.
- Kto tu kogo dotykał, ty szlamo –
warknął „Draco” rozcierając sobie policzek.
Teraz wiesz
jak mnie to zabolało - pomyślał prawdziwy Draco.
- Malfoy, nie waż
się tykać Hermiony, bo – zagroził Chłopiec, Który Przeżył.
- A
co... - zaczął Malfoy, ale szybko się poprawił – No właśnie ty zakuty
łbie, nie waż się mnie więcej tknąć! - zwrócił się do Hermiony, która
wyglądała na złą, ale uśmiechnęła się do niego jego prywatnym, standardowym
złośliwym uśmieszkiem.
- A co mi zrobisz, Potter? – powiedziała
do bliznowatego[/b].
- Chcesz zobaczyć? – spytał zielonooki
głosem lepkim jak miód. Draco spojrzał na Granger –jej twarz wyrażała
czysta pogardę, lecz w oczach tliły się ogniki bólu.
[i]No tak, do niej
nigdy by się tek nie odezwał - przyszło mu nagle na myśl.
- Czego
chcieliście ode mnie? – spytał, by ukrócić tą „miłą”
pogawędkę.
Potter i Król Wieprzlej popatrzyli po sobie po czym
wyszczerzyli się do niego. Chłopak wydął swe pełne wargi i lustrował ich
wyczekującym wzrokiem.
- No wiesz... - zaczął Potter.
- ...
chcieliśmy sprawdzić czy ta śmierdząca tchórzofretka... - wtrącił Weasley
obdarzając blondyna, który aktualnie wyglądał, mówił i patrzył jak Granger,
niechętnym spojrzeniem. Dracon był przyzwyczajony do tego typu tekstów i
spojrzeń więc zachowanie mężczyzn wobec jego osoby nie robiło na nim już
takiego wrażenia.
- ... nic ci nie zrobiła... - zakończył zielonooki
obdarzając Ślizgona takim samym spojrzeniem jak jego przyjaciel.
- Jak
widać nie zrobiła – odparł spokojnie Draco – Jeszcze jakieś
pytania?
- No, chyba żadnych – powiedział Harry.
- Hermiona,
dlaczego ty jedziesz w jednym przedziale z Malfoyem? – spytał nagle
Ron.
- Tak wyszło, Weasley – odrzekł zimnym, lakonicznym tonem
Draco ustami Hermiony Granger i zaraz się poprawił, gdy ujrzał jak
„Malfoy” unosi sugestywnie brew i uśmiecha się kpiąco. –
Dobra idźcie, może kiedyś wam wyjaśnię. Naprawdę Ron, spoko, dam sobie
radę
- No dobrze – Harry popatrzył podejrzliwie na Hermionę i
ruszył do drzwi.
- Mrrrrrrrrau – Krzywołap ponownie w przeciągu
ostatnich piętnastu minut otworzył jedno oko, obrzucił towarzystwo, które
według niego było stanowczo za głośne, spojrzeniem pełnym dezaprobaty i
przekręcił się na drugi bok.
A może powiedzieć jej o
labradorze? - pomyślał nagle Malfoy Junior. Patrząc na kociopodbną rudą
kupę uderzyła go myśl, że przecież on będzie musiał się tym futrzakiem
zajmować przez najbliższe dwa tygodnie... a Granger, będąc u niego w domu
będzie musiała opiekować się Casprem...
Zabije mi psa -
przemknęło mu nagle przez głowę lecz szybko dopędził od siebie tą myśl.
Przecież skoro ta dziewczyna opiekowała się tak tym Krzywocośtam to potrafić
zająć się czterdzistopięciokilowym labradorem.
Chyba...
- Jak jej
zrobisz coś, cokolwiek, Malfoy... – z ponurych rozmyślań wyrwał go
wściekły głos Ronalda W. Spojrzał na rudowłosego, który wpatrywał się w
„Dracona” z miną maniakalnego mordercy.
- To co, Weasley?
– grzecznie spytała z miną Malfoya i głosem Malfoya, Hermiona.
-
Nie ręczę za siebie – zarówno Draco jak i Hermiona przewrócili
oczami.
- No, idźcie, już idźcie, jestem duża i nie potrzebuje niańki
– stwierdził ze spokojem Malfoy i odgarnął kasztanowe loki z czoła.
- Jeeeeeeez! – oznajmił, gdy wyszli. – Nawet się
porządnie nie zdążyliśmy pocałować i trzeba powtórzyć - zrobił niezadowoloną
minę, chociaż przedsmak pocałunku zapowiadał ciekawe i raczej miłe doznania,
poza tym on chciał poznać świat z innej perspektywy.
- Powtórzyć?
– jego współpasażer zrobił niepewną, nieufną minę.
- A nazwałbyś
to pocałunkiem, Draco? – Malfoy uśmiechnął się zalotnie i zabezpieczył
drzwi do przedziału zaklęciem.
- No, eee... nie do końca –
Hermiona zmarszczyła brwi. Tak naprawdę to się jej podobało, tyle, że tak
samo jak jej wróg publiczny numer jeden, nigdy by się do tego nie
przyznała.
Draco postanowił korzystać z nowego życia już teraz.
Podszedł do Hermiony i zalotnie się uśmiechnął.
- Pokaż co potrafisz
– wymruczał sadowiąc się okrakiem na kolanach, które powinny należeć
do niego i nieszczęsna Hermiona jęknęła w duchu.
- Złaź zboczeńcu
– powiedziała cicho i spróbowała odsunąć bezczelną istotę ze swoich
kolan.
- Draco, jak ty się do kobiety odzywasz? – usłyszała
słodki, teraz kobiecy i subtelny, głosik niezrażonego niczym Malfoya, tuż
przy swoim uchu. – No wiesz? Próbuję być dla ciebie miła.
Za
chwilę Hermiona poczuła ciepłe, miękkie wargi na płatku swojego (znaczy
należącego na co dzień do Dracona) ucha.
- Daj całuska – szepnął
Malfoy jej głosem.
Raz kozie wio – pomyślała.
-Pocałujemy się i będzie spokój
Najgorsze było to, że ten pomysł
gdzieś w głębi serca się jej spodobał. Może nie do końca, ale trochę tak.
„Draco” pochylił się z nieszczęsną miną nad
„Hermioną” i delikatnie pocałował rozchylone i chętne do
współpracy wargi, a Malfoy ochoczo oddał pocałunek. Obydwoje musieli
przyznać w duchu, że było całkiem przyjemnie, a nawet bardzo przyjemnie
doznanie.
- Mmmmmmmm, chyba jestem wilgotna – wyszeptała
bezwstydnie „Granger”.
- WON! – bez żadnych
ceregieli, „Malfoy” zepchnął z siebie ponętne kobiece cało i
łypnął groźnie na złośliwie uśmiechniętego Dracona.
- No, co? Tobie też
się podobało... Nie dało się nie odczuć – sarkastyczny, iście
ślizgoński uśmieszek na wargach Gryfonki, stanowił ciekawe zjawisko, którego
prawowita mieszkanka Domu Lwa nie miała na razie ochoty podziwiać.
Hermiona była zażenowana i lekko się zaczerwieniła, a Draco patrzył z
drwiną na blade, zaróżowione teraz policzki, które powinny być w posiadaniu
jego psyche, a nie duszy należącej do panny Wiem – To - Wszystko -
Granger
- Bo mam teraz słabe, nędzne i nadpobudliwe ciało, które należy
do takiego zboczeńca jak ty! – Hermiona obraziła się za aluzję,
która jakby na to nie patrzeć, miała podstawy w obiektywnych faktach i
osobnik okupujący jej ciało wzniósł oczy ku niebu.
- Jezu, ależ ty
nieżyciowa jesteś. Chłopa nigdy nie miałaś i tyle. Może to nadrobimy, co?
Seks jest całkiem fajny, dużo przyjemniejszy od czytania książek, Granger
– nabijał się Malfoy, a Hermiona wydęła jego wargi i udawała, że nie
słyszy złośliwości prawionych jej własnym, prywatnym głosem.
- To co?
Wytłumaczysz mi jak nie mam się zgubić w twojej willi? – spytała, by
zmienić temat.
- Zastanowię się – odpowiedział spokojnie potomek
Lucjusza Malfoya.
„Draco” obdarzył go morderczym
spojrzeniem.
- Granger, ty się nawet na żartach nie znasz? –
jęknął Draco.
Gryfonka zignorowała to pytanie i wbiła wyczekujące
spojrzenie we swą własną twarz.
- No dobra... – Malfoy musiał
skapitulować i zaczął tłumaczyć dokładnie rozkład pokoi w jego domu.
Hermiona musiała przyznać w duchu, że jest ich nieco mniej niż się
spodziewała... To znaczy wyobrażała po opowieściach Rona. Gdy jej
„kolega” zaczął rozrysowywać plan budynku na pergaminie nie
wytrzymała i się uśmiechnęła.
- I co cię tak bawi, Granger? –
spytał Malfoy.
- A nic... – odpowiedziała i zaczęła chichotać.
- No przecież widzę – przyglądał się jej uważnie.
Hermiona nie
wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem. Lecz za chwilę umilkła. Zdziwiło ją
to, że śmiała się w taki... ciepły sposób.
- To ty potrafisz się tak
śmiać? – zapytała przyglądając się uważnie „Hermionie”.
- A co? Podoba ci się mój śmiech? – spytał z łobuzerskim
uśmiechem.
- Nie – odpowiedziała nieco za szybko. Fakt, ten
śmiech jej się spodobał, choć w ogóle nie pasował do młodego Malfoya.
-
Akurat – zakpił Draco, a na jej osobistej twarzy, która teraz
znajdowała się w posiadaniu Ślizgona, wykwitł szyderczy uśmieszek.
- No
to gdzie ta łazienka? – dziewczyna pochyliła się nad pergaminem.
Do końca podróży nie poruszali już tego tematu tylko tłumaczyli, co gdzie
jest. Na razie nie zamierzał wspominać nic o Casperku.. Może jej powie, a
może nie....
Do Galii: A można, można
Do Kit: widze ,że teraz ty dodajesz następne party opowiadań
No a teraz pytanie: czy macie zamiar z Sonką zrobić znowu romans Hermiony
z Malfoyem??
Nie drogi Raistlinie. to nie jest, nigdy
nie miał być i nie będzie romans:)
Inaczej byłby w dziale "Kwiat
Lotosu":]
A szkoda, a szkoda
Niech będą dzięki prawdziwym Bogom
Normalnie
kamień spadł mi z serca
( co za ulga )
Wszystkiego
dobrego w Nowym Roku:) Jako malutki prezencik otrzymujecie rozdział
piąty:D
sonka&Kit
Rozdział V
Nie ma jak
w domu
Próbujmy
przystosować się do życia, bo ono do nas się nie przystosuje.
Montesquieu
Do Londynu dotarli
późnym popołudniem.
Draco, ku swemu ogromnemu niezadowoleniu, musiał
zamienić jeszcze parę słów z Potterem i jego rudowłosym przyjacielem, którzy
podeszli do niego i Granger, gdy czekali w kolejce do barierki ( konduktor
wypuszczał ich dwójkami by nie narobić zamieszania na King`s Cross).
-
Tak, na pewno mi nic nie zrobił – zapewnił ich po raz setny trzymając
wyrywającego się kota w ramionach.
- Wypuść go – nakazał
„Draco” patrząc na kociego przyjaciela świętej pamięci Syriusza
Blacka z niespotykaną w szarych oczach Ślizgona czułością.
Super.
Jak tak dalej pójdzie to stracę twarz - pomyślał z irytacją Malfoy
Junior stawiając futrzaka na ziemi. Ten obdarzył go pełnym wyrzutu
spojrzeniem.
Niech mnie trzymają bo mu ukręcę tę rudą łepetynę
- pomyślał z irytacją.
Przez chwilę cała czwórka przyglądała się jak
kot łasi się do „Dracona Malfoya”.
- Coś jeszcze? –
przerwał ciszę Ślizgon spoglądając z niecierpliwością to na zielonookiego to
na Weasleya`a. Pragnął się jak najszybciej pozbyć ich towarzystwa.
-
Yyy ... – tak brzmiała odpowiedź obu panów, którzy byli zbyt
zaskoczeni zachowaniem Krzywołapa by móc wypowiedzieć jakieś bardziej
zrozumiałe słowa.
- Tak myślałam – prychnęła
”Hermiona” – Krzywuś, do nogi – zawołał kota tonem,
którym zwykle zwracał się do Caspra. Przyjaciel świętej pamięci Syriusza
Blacka spojrzał na niego z kpiną i zaczął ocierać się natarczywiej o jego
osobistą nogę, należącą w tej chwili do panny Granger. Oczywiście, nie
zapomniał przy tym miauczeć jakby go ze skóry obdzierano. Ludzie zaczęli się
im przyglądać z zaciekawieniem. Dracon stwierdził, że już dłużej tej tyrady
nie zniesie i wziął kota na ręce. Niestety, ta przebrzydła kupa futra
zaczęła się wydzierać jeszcze głośniej.
Draco, który nie był
przyzwyczajony do zajmowania się kotami, a już w szczególności tym
rozpieszczonym rudym brzydactwem nie wiedział co ma zrobić. Z psami nie było
problemu - dawało się ciasteczko i po krzyku... ewentualnie kazało się iść
do budy. Ale co zrobić z kotem? Spojrzał więc błagalnie na Hermionę, która z
kpiącym uśmiechem na twarzy obserwowała jego nieporadne próby uspokojenia
Krzywołapa.
- I co tak stoicie, kretyni? – warknął
„Dracon”.
Ronald Weasley i Harry Potter obdarzyli swego
wroga publicznego numer jeden wściekłymi spojrzeniami.
- Ktoś cię
pytał o zdanie, Malfoy? – spytał sodko Ron.
Hermiona nie zdążyła
odpowiedzieć bo teraz była ich kolej na przejście przez barierkę.
-
Papa – pożegnał się Draco ze sztucznym uśmiechem i wraz z
„Draconem” przeszedł przez barierkę.
Na peronie było głośno
i ciasno. Przeszli parę kroków i zatrzymali się nieopodal wyjścia. Draco
przez całą drogę próbował uspokoić zwierzaka, ale kot nie dawał za wygraną.
- Tam stoją moi rodzice – szepnęła Granger wskazując
dyskretnym ruchem głowy na parę schludnie ubranych ludzi stojących
niedaleko nich.
- Aha – tylko tyle był w stanie wyrzec potomek
szanowanego rodu Malfoyów. Nagle poczuł, że już nie jest tak wesoło jak
wydawało się na początku.
POMOCY! - ryczał w duchu
przyglądając się jak pani Granger macha do niego.
Hermiona uśmiechnęła
się do szyderczo do niego.
- Ktoś tu wspominał o nowej perspektywie
– zakpiła.
- Zrób mi tą przysługę, Granger, i się nie odzywaj
– uciszył ją chłopak.
- Malfoy, głowa do góry. Dasz sobie radę. W
końcu jesteś Malfoyem - rzekła poważnym głosem i poklepała go po
plecach uspokajająco.
- O coś cię prosiłem – przypomniał jej
Draco. Nie lubił się powtarzać, co odziedziczył po swoim szanownym ojcu.
Dziewczyna puściła mu oczko.
- Jak nie będziesz walił głupich tekstów i
będziesz się ubierał normalnie to będzie okey – stwierdziła niewinnym
głosem.
- Merlinie... dwa tygodnie z mugolami... Nie przeżyję - jęknął
w pewnym momencie Dracon nie zwracając uwagi na słowa Gryfonki i z
przerażoną miną wpatrując się w uśmiechniętą twarz pani Granger. Z tego
wszystkiego zaczął się już mniej przejmować niedolą w jaką wpadnie jego
ukochany psiak.
- A co ja mam powiedzieć? - warknęła jedna
trzecia Cudownej Trójki Hogwartu.
Ona również obawiała się tych
przyszłych dwóch tygodni.
Malfoy i tak ma szczęście, że trafił na
moich rodziców. Chociaż jak tata... - pomyślała i zaśmiała się w duchu
na tę myśl.
- A czy ja nas w to wpakowałem? – spytał Draco.
- Znowu zaczynasz? – zezłościła się panna Granger a blade policzki
należące obecnie do niej lekko poróżowiały.
- Ja
zaczynam? – oburzył się Ślizgon patrząc na nią z wyrzutem.
Lecz
nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć poczuła na swoim ramieniu chłód
metalu.
- Draconie? - rozległ się dobrze znany chłopakowi , choć nie
słyszany pół roku, zimny głos Lucjusza Malfoya. Granger odwróciła się powoli
– za nią stał jego ojciec, a minę miał niezbyt zadowoloną.
-
Pożegnaj się ze swoją czarującą koleżanką – obdarzył
„Hermionę” sztucznym uśmiechem choć ktoś inny mógłby pomyśleć,
że uśmiech był prawdziwy. Odwzajemnił więc równie nieszczery uśmiech kątem
oka zauważając, iż na jego prawowitej twarzy pojawił się rzadki wyraz
strachu z domieszką zdenerwowania.
Hermiona wolałaby być wszędzie
indziej niż w tym miejscu i z tymi ludźmi. Zerknęła na rodziców i zapragnęła
do nich podejść lecz wiedziała, że nie może.
- Trzymaj się –
zwróciła się do „Granger”.
- Ty też ... Cholera, zamknij
się ty futrzaku – Malfoy obdarzył Krzywołapa wściekłym spojrzeniem.
Widać było, że kot zaczynał negatywnie wpływać na stan nerwów Dracona
Malfoya: nie dość, że kot wyrywał się z jego ramion to jeszcze zaczął
miauczeć na cały głos.
Serduszko Prefekt Naczelnej Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart ścisnęło się na ten widok.
Jak on tak może
męczyć biednego Krzywusia - myślała obserwując wydzierającego się w
niebogłosy swego pupilka.
Lucjusz Malfoy spojrzał na kota z
obrzydzeniem, ale swój komplement wypowiedział ze słodkim jak miód
uśmiechem.
- Śliczny kot.
- Dziękuję, też go kocham –
odpowiedział jego syn jej głosem na co Hermiona musiała udawać, że kaszle bo
wybuchłaby śmiechem.
- Gotowy? – spytał Malfoy.
- Tak ojcze
– odrzekła starając się by jej głos brzmiał spokojnie.
- Żegnam
panią - blond Śmierciożerca zwrócił się do „Hermiony” z jeszcze
słodszym uśmiechem, a następnie skinął na swego syna i ruszył ku wyjściu z
peronu.
Dlaczego on mnie nie rozpoznaje? - przeszło jej przez
głowę. Spojrzała po raz ostatni na rodziców i z miną skazańca poczłapała za
swoim „ojcem”.
- Tylko nie zrób mu krzywdy –
poprosiła na odchodne.
- Oczywiście, że nie zrobię – zapewnił ją
Malfoy – A ty nie zrób krzywdy Casprowi – dodał ze złośliwym
uśmiechem.
Akurat - pomyślała Hermiona i udała się za swoim
nowym ojcem z miną, która uznała za najbardziej stosowną do sytuacji, czyli
z pełnym wyższości i chłodu uśmiechem, zdobiącym szczupłą, nabierającą
całkiem ładnych, męskich rysów twarz.
W pewnym momencie zmarszczyła
brwi.
Zaraz, zaraz... Casprowi? Jakiemu znowu Casprowi
pomyślała podążając za Lucjuszem Malfoyem.
Bezczelna!
Patrzy i uśmiecha się zupełnie jak ja – pomyślała autentyczna
latorośl Malfoyów, uwięziona teraz w ciele, które nie było wcale odpowiednie
dla czarodziejskiego arystokraty bo nie dość, że na leżało do szlamy, to na
dodatek była to szlama płci żeńskiej.
Ha! Ciekawe jak Casperek
ją przywita ? - zaczął się zastanawiać, ale nie dane było mu dokończyć
tych jakże absorbujących rozmyślań gdyż Krzywołap zaczął się wyrywać z jego
objęć. Przytulił więc kota mocniej do siebie lecz najwyraźniej to
przebrzydłe stworzenie za wszelką cenę chciało pomaszerować za swoją
prawowitą właścicielką, chociaż ta wyglądała obecnie dosyć dziwnie i obco.
- Jak będziesz się wiercił, to urwę ci łeb – oznajmiła
„Hermiona” ze złośliwą satysfakcją i zacisnęła mocno palce lewej
dłoni na karku pomarańczowej, zdeterminowanej zwiać z jej rąk, kupy
futra.
- Hermuś, kochanie, witaj! – Draco odwrócił się
w stronę głosu i zobaczył całkiem ładną i wysoką, około czterdziestoletnią
kobietę, która szła w jego stronę z promiennym uśmiechem.
Była ubrana w
ciemno - bordową garsonkę z zarzuconym na wierzch granatowym, odpiętym teraz
płaszczem, a gęste kasztanowo - rude włosy miała upięta w luźny kok.
Postarał się odwzajemnić tym samym, ale jego uśmiech przypominał raczej
grymas bólu pomieszanego z rozpaczą, gdyż Krzywołap wbił pazury w jego
dekolt i brzuch. Pomarańczowy kocur okazał się stanowczo z byt sprężysty i
silny, i Draco z całej siły musiał zaciskać zęby.
Hermuś?!
– pomyślał ze zgrozą Malfoy junior. – Mugole są
pokopani.
Przez jego ciało przeszedł lekki dreszcz odrazy, gdy
kobieta go przytuliła, który był spowodowany dotykiem mugolki i tym, że
zwierzę zostało mocniej przyciśnięte, do niego. Krzywołap miauknął z
irytacją.
Zabierz go ode mnie, kobieto, bo przegryzę mu tętnicę
– pomyślał z desperacją młody Malfoy, a w jego orzechowych teraz
oczach zalśniły łzy, kiedy kot wbił pazury mocniej w delikatne kobiece
ciało, w którym przyszło mu egzystować.
- Daj mi Krzywołapka i
przywitaj się z tatą – powiedziała Catharine Granger, biorąc od niego
pomarańczową i poirytowaną, zmechaconą teraz istotę, która śmiała udawać
prawdziwego kota. Futrzak przyjął to z umiarkowaną radością, ale przestał
się wyrywać, a Draco odetchnął z wielką ulgą.
- Witaj Herm!
– bardzo wysoki, przystojny mężczyzna z króciutko obciętymi, czarnymi
włosami, ubrany w czarny golf i granatowe dżinsy. Przez ramię miał
przewieszony czarny zimowy płaszcz. Zbliżył się i uścisnął go mocno. –
Jak tam twoje ząbki?
- W porządku – ze strachem odparł Draco,
przerażony tym, że ten obcy ktoś mógłby zaglądać w jego zgryz. No może nie w
jego własny, arystokratyczny zgryz, ale obecnie ten zgryz do niego należał i
nie miał zamiaru pozwolić, aby para jakichś dyntycystów, czy jak im tam
było, zaglądała mu między zęby.
Sam fakt, że ktoś ma zawód związany z
oglądaniem ludzkich zębów, napawał go nieokreśloną grozą i lekkim dreszczem
obrzydzenia.
- Są w świetnej formie – oznajmił i uśmiechnął się
szeroko, ukazując w miarę biały zgryz. Ponieważ był lekko skonsternowany i
przestraszony, wyszczerzył się raczej obłudnie i leciutko pobladł, co
wzbudziło podejrzenia w panu Rudolphie Granger oraz w jego małżonce.
-
Dobrze się czujesz? – spytała nowa mama.
- Chyba nie bolą cię
zęby? – między brwiami mężczyzny, który teraz był jego prawowitym
rodzicielem, pojawiła się pionowa zmarszczka zmartwienia.
- Nie, w
porządku. Chyba będę miała okres, mamo – odpowiedział bardzo szybko,
nie zdając sobie sprawy z prawdziwości własnych słów.
- Ach, ale i tak
trzeba będzie zdjąć kamień, jak zwykle – orzekła pani Granger.
-
I sprawdzić, czy nie ma ubytków, a jeśli się zdarzą, to oczywiście zrobić
borowanie i wstawić plomby – dodał pan Granger, nie bez błysku lekkiej
fascynacji w oczach, o kolorze, który odziedziczyła po nim córka.
Słowo „borowanie” sprawiło, że po plecach Dracona Malfoya
przeszedł dreszcz czystego przerażenia. Nie wiedział co to jest, ale
brzmiało strasznie.
Malfoy ruszył jak na ścięcie za swoimi nowymi
rodzicami, którzy szli prosto do ciemnogranatowego Opla Corsy, zaparkowanego
tuż przy dworcu.
Dostałem się w ręce fanatycznych mugoli –
oprawców – pomyślał wsiadając do samochodu. – Tato
ratuj!
**
Tato Dracona, w tym czasie,
gdy syn wzywał w desperacji jego imienia, bynajmniej nie nadaremno
(przynajmniej w mniemaniu samego Malfoya juniora), wsiadał do ogromnej
czarnej limuzyny, która czekała specjalnie na niego i na dziedzica jego
fortuny, zaparkowana na tyłach dworca Kings`s Cross.
Lucjusz poprawił
kołnierzyk swojej idealnie skrojonej, ciemnoszarej marynarki, na którą
zarzucił z niedbała elegancją czarny, ciepły płaszcz i z uniesioną do góry
lewą brwią obserwował z pobłażaniem, samozadowoleniem i wyższością, jak
prawie wszystkie mugolskie kobiety posyłają mu spojrzenia pełne uznania.
Drzwi auta otworzył przystojny szofer – czarodziej i ukłonił się
obydwu mężczyznom z uprzejmym i usłużnym uśmiechem.
Hermiona przyjęła
to z lekkim zdziwieniem, w końcu Lucjusz brzydził się wszystkim, co
mugolskie i podróżowanie limuzyną było zaskakujące, nawet biorąc po uwagę
fakt iż samochód był magiczny i nie imały się go żadne ograniczenie, którym
podlegały wszystkie wozy dookoła.
Granger szybciutko doszła do wniosku,
że limuzyna to po prostu wybryk arystokraty, który kocha być bufonem. Z
ogromną satysfakcją pomyślała, co miałby do powiedzenia na temat wielkości
limuzyny, stary, dobry Freud. Ta myśl wywołała lekki uśmiech na bladej
twarzy Dracona.
Przez pierwszą część drogi się nie odzywali, w
końcu Lucjusz popatrzył na syna znacząco i oświadczył.
- Po obiedzie
zejdziemy do sali ćwiczebnej, gdzie odświeżysz sobie znajomość
szermierki.
Hermiona lekko pobladła i przełknęła głośno ślinę. To
zdanie skutecznie odwiodło ją od rozmyślań na temat tajemniczego Caspra. Nie
miała zielonego pojęcia o zasadach szermierki.
O Boże!
– pomyślała z rozpaczą. Co prawda wyrysowali sobie nawzajem z Draconam
pobieżne plany domów i dziewczyna wiedziała, że takowa sala ćwiczebna
znajduje się na najniższej kondygnacji, ale jakoś do głowy jej nie przyszło,
że Malfoyowie uprawiają w niej szermierkę, chociaż powinno być to
oczywiste.
Ale wpadłam....
- Ostatnio zrobiłeś całkiem
spore postępy – powiedział z uznaniem Lucjusz. – Tuszę więc, że
nie zawiedziesz moich oczekiwań – chłodny uśmieszek ozdobił wąskie
usta wysokiego i postawnego blondyna, a stalowy błysk w szarych oczach
sugerował, że lepiej dla osoby, wobec której pan Malfoy ma jakieś
oczekiwania, jest sprostać tym oczekiwaniom. Inaczej można skończyć
nieciekawie.
Ratunku, hilfe, pomoszczi... – przemknęło w
zawrotnym tempie przez głowę Hermiony.
Jej czarne myśli stały się
jeszcze bardziej ponure, a umysł zasnuła gradowa chmura paniki. Dziewczyna
poczuła ucisk w żołądku i lekkie mdłości
Wbiła przerażone spojrzenie
szarych oczu, na co dzień należących do prawdziwego Dracona Malfoya, w oczy
Lucjusza. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę i w końcu to panna
Granger, uwięziona w arystokratycznym ciele, pierwsza odwróciła wzrok.
- Ha! – Lucjusz uśmiechnął się niemal radośnie i klepnął
„Dracona” po plecach. – Brak ci jeszcze hartu ducha i siły
charakteru, ale nabierzesz ich z wiekiem – oznajmił pan Malfoy, a
Hermiona popatrzyła na niego podejrzliwie. Nie spodziewała się po tym
chłodnym, opanowanym, poukładanym i skłonnym do snobizmu człowieku tak
naturalnego, niemal przyjaznego gestu, nawet wobec własnego syna.
Chociaż mężczyzna mile ją zaskoczył, lęk który czuła na myśl o lekcji
szermierki wcale nie ustał, a jeszcze bardziej się pogłębił i osiągnął
apogeum, gdy zatrzymali się na podjeździe do ogromnej rezydencji. Snake
Palace na obrzeżach Londynu.
To będzie miejsce mojej egzekucji
– pomyślała, wychodząc z luksusowej limuzyny,
panna Granger .
**
Po jakiejś pół godzinie jazdy (i próbowaniu
utrzymania rudego futrzaka z daleka od siebie przez „Hermionę”,
a w efekcie zamknięciu go w odpowiednim dla jego zwierzęcej postaci miejscu)
Opel Corsa zaparkował na podjeździe przed domostwem państwa Grangerów.
Draco siedział przez chwilę na swoim miejscu i przyglądał się sceptycznie
domowi, w którym miał mieszkać przez następne dwa tygodnie. W porównaniu ze
Snake Palace to był jakiś domek letniskowy... żeby nie powiedzieć altanka:
mały, pomalowany na delikatny, morelowy kolor z białymi obramowaniami wokół
okien, w których wisiały kremowe zasłonki.
Ja chcę czarny! Ja
chcę czarny! powtarzał wodząc wzrokiem po czerwonych dachówkach
swego nowego lokum.
- No, Herm, jesteśmy na miejscu – zawołał pan
Granger wysiadając z wozu.
Draco jęknął w duchu i utkwił wzrok w
mosiężnej siedemnastce zawieszonej tuż przy drzwiach domostwa Grangerów.
- Skarbie, no chodź już.... – ponagliła „Hermionę” pani
Granger stukając w szybę.
Członek „szacownego i prawego”
rodu Malfoyów otworzył powoli drzwi samochodu i niepewnie postawił stopę na
odśnieżonej powierzchni podjazdu. Krzywołap, który siedział zamknięty w swej
wiklinowej klatce miauknął z dezaprobatą. Draco uważał się za odważnego
mężczyznę, który nie bał się podejmować wyzwań i potrafił poradzić sobie w
każdej sytuacji. Tak było przez ostatnie siedemnaście lat jego żywota
(incydentu z Zakazanym Lesie nie liczył). Teraz, siedząc w samochodzie
mugoli stojącym przed ich domem zwątpił w swoją odwagę. Obserwował jak mama
Hermiony wchodzi po schodach szperając jednocześnie w swojej torebce w
poszukiwaniu kluczy.
- Herm, chyba nie zamierzasz siedzieć tutaj cały
dzień? – spytał ojciec Hermiony Granger otwierając bagażnik.
-
Zamierzam – mruknął pod nosem.
- Słucham? – zdziwił się
mężczyzna wyjmując kufer.
- Ależ skąd tatusiu – poprawił
się szybko Ślizgon – Już idę – dodał wysiadając z auta. Czuł jak
żołądek skręcał mu się ze strachu a serce bije jak oszalałe. Na ugiętych
nogach ruszył w stronę pastelowego domku państwa Grangerów.
- Nie
zapomnij kota! – gdzieś w połowie drogi dobiegł go głos pana
Grangera.
Draco przeklinając w duchu wrócił do samochodu i sięgnął po
klatkę z „tym rudym brzydactwem” jak zwykł określać pupilka
Prefekt Naczelnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Kocur na jego widok
najeżył się i zaczął syczeć oraz prychać. Malfoy Junior, który był teraz w
posiadaniu ciała swego wroga publicznego numer jeden, podniósł klatkę na
wysokość swoich, teraz, orzechowych oczu.
- Chyba ci coś mówiłem?
– spytał głosem lepkim jak miód wpatrując się zimno w żółte* ślepia
kota. Przyjaciel świętej pamięci Syriusza Blacka zmrużył oczy i miauknął
bardzo głośno. Draco westchnął i z wiklinową klatką w ręku ruszył ku swemu
białym drzwiom swego nowego domu. Z ciężkim sercem wspiął się po oblodzonych
stopniach i z miną skazańca nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły lecz Draco
wstrzymał się w wejściem do środka. Chciał opóźnić tę tragiczną chwilę.
Odwrócił się więc i omiótł spojrzeniem ogródek przed domem Grangerów: biel
śniegu raziła go w oczy, na pobliskim buku siedziały jakieś ptaki a pan
Granger otwierał wrota garażu, podczas gdy kufer należący do jego córki stał
przy ścieżce wydeptanej w śniegu. Chłopak nabrał powietrza w płuca i
przymknął oczy. Następnie wszedł do środka. Z zamkniętymi powiekami zamknął
drzwi i bardzo wolno odwrócił się ku przodowi. Policzył w myślach do
dziesięciu, wypuścił powietrze dla uspokojenia, potrząsnął klatką w celu
uspokojenia Krzywołapa, który zaczął się domagać wolności, i powoli otworzył
powiekę.
CZARNY! JA CHCĘ CZARNY I ZIELONY ! I SREBRNY!
TATO!! RATUJ!! wrzasnął w myślach z wodząc wzrokiem po
białej tapecie w malutkie, czerwone różyczki, jasnych drewnianych meblach i
stojących na nich porcelanowych figurkach oraz halogenowych lampeczkach
znajdujących się w holu w domu Grangerów.
Porażka - stwierdził
przyglądając się baletnicy stojącej na najbliższej szafce.
- Kochanie
... – z drzwi po prawej wyjrzała pani Granger – Jak tata
przyniesie kufer wrzuć rzeczy do kosza na brudy, przebierz się i zejdź na
dół, na obiad – poinstruowała.
- To ja mam się rozpakowywać?
– zdziwił się Draco.
Po moim trupie - pomyślał stanowczo.
W Snake Palace to należało do obowiązków skrzatów domowych. On jako
arystokrata nigdy nie zajmował się takimi błahostkami.
Rozpakowywać! Jeszcze czego myślał wpatrując się w zaskoczoną
twarz Catherine Granger.
- Zawsze to robisz – odpowiedziała
kobieta i znikła w drzwiach. Członek najczystszego, pod względem czystości
krwi na Wyspach Brytyjskich, rodu Malfoyów już otwierał usta by
zaprotestować, gdy do holu wkroczył pan Granger dysząc i sapiąc ciężko, gdyż
taszczył za sobą kufer. Postawił go koło schodów i otarł dłonią czoło.
- Ech... Zawsze zapominam jakie to ciężkie – westchnął zdejmując
płaszcz – Może byś już tak wypuściła Krzywusia bo za chwilę zdemoluje
swoją klatkę – dodał zerkając na kota, który zaczął drapać w drzwiczki
wiklinowej klatki.
Draco z niewyraźną miną postawił klatkę na podłodze
i rozwiązał rzemyki. Krzywołap wyskoczył z zamknięcia jak oparzony i od
razu ruszył w kierunku schodów. Odwrócił się jeszcze na ostatnim stopniu i
obdarzył młodego Malfoya dumnym spojrzeniem, a następnie zniknął na górze
machając przy tym szczotko podobnym ogonem z taką zarozumiałością, że Draco
pomyślał po raz pierwszy , iż ten kot jest pod pewnym względem podobny do
Casperka: dokładnie to samo poczucie wyższości.
- No, to teraz trzeba
wnieść ten ciężar na górę – mruknął posępnie ojciec Hermiony patrząc z
niechęcią na schody pokryte czerwonym dywanem.
Ślizgon uśmiechnął się
pod nosem.
Nie ma to jak służba - pomyślał odwieszając czarny
płaszcz na wieszak. Następnie ruszył do góry po schodach. Z obrzydzeniem
malującym się na jego kobiecej twarzy rozglądał się po bokach. Na piętrze
wystrój był podobny jak na parterze z tym, że zamiast czerwonych różyczek
były niebieskie, a na ścianach wisiały ramki ze zdjęciami. Wiele z nich
przedstawiało Hermionę Granger w różnych sytuacjach. Nie,
„wiele” to nie dobre słowo: praktycznie ze wszystkich fotografii
uśmiechała się panna Granger.
Oni mają na jej punkcie fioła -
stwierdził z przerażeniem przyglądając się zdjęciu, na którym panna Granger
siedzi na koniu.
W pewnym momencie przestał przyglądać się fotografiom
stwierdziwszy, że co za dużo to nie zdrowo, i skierował się do swego
pokoju... To znaczy do pokoju panny Granger.
Wszedł tak szybko jak
tylko potrafił i zamknął białe drzwi najciszej jak tylko mu się udało.
Następnie oparł się o zimną politurę i odetchnął.
Pierwszy etap
przeszedł zwycięsko... Co prawda, z małymi potknięciami, ale nikt się
niczego nie domyślił.
Na Merlina! Bycie Granger jest cholernie
męczące [i] - przyszło mu nagle do głowy, ale szybko odpędził od siebie tę
myśl zarzekając się, że to tylko zmęczenie mu cos takiego podpowiedziało.
Rozejrzał się po pokoju z zainteresowaniem..
- No! W końcu
jakieś normalne kolory! – uśmiechnął się do siebie na widok w
neutralnych, według niego, kolorów: biały sufit, mebelki i firanki; błękitne
ściany i pościel na łóżku. Mimo tej szczypty normalności Dracon był
zaszokowany powierzchnią pokoju.
[i] Jak ona może mieszkać w takiej
ciasnocie? - myślał rozglądając się po pomieszczeniu. W Snake Palce
takie wymiary miała najmniejsza komórka na miotły... chociaż jakby się
zastanowić to nawet ona wyglądała na większą od pokoju panny Granger.
Z zaciekawieniem pomieszanym z zdegustowaniem rozejrzał się po swym nowym
lokum. Przy biurku, które stało w lewym narożniku pokoju, wisiała tablica
korkowa. Już z daleka Malfoy Junior mógł dostrzec to, co było do niej
poprzyczepiane: odręczny rysunek z godłem Gryffindoru, karteczki z jakimś
ważnymi zapiskami, magiczne zdjęcie z Potterem i Wealsey`em oraz plakat
jakiejś żeńskiej mugolskiej grupy. Prawdopodobnie zespołu muzycznego.
Podszedł do tablicy by się lepiej przyjrzeć dziewczynom na posterze: jedna
czarna z burzą włosów na głowie, druga wyglądała jak słodka idiotka w
różowej sukieneczce i dwóch blond kiteczkach, trzecią Dracon uznał za
chodzącą elegancję ( głównie przez to, że jako jedyna z nich była ubrana jak
należy), czwarta wystroiła się w jakieś dresy i bluzkę na ramiączkach a
ostatnia z panien to ruda, ekscentrycznie ubrana dziewczyna z ostrym
makijażem. Cała piątka uśmiechała się słodko do niego. Pod spodem był
podpis Spice Girls**.
- Co za kretynki. I ona tego słucha?
Jezz... a myślałem, że jest inteligentniejsza – powiedział z drwiną
odwracając wzrok od plakatu z najpopularniejszym girlsbandem w Wielkiej
Brytanii.
To już Fatalne Jędze są lepsze stwierdził w duchu
przyglądając się zapiskom na karteczkach przypiętych do tablicy korkowej.
Okazało się, że są to jakieś cytaty sławnych mugoli. Nic ciekawego. Na godło
Domu Lwa wolał profilaktycznie nie patrzeć...
Odwrócił się od tablicy i
jego wzrok padł na coś, co chłopak w pierwszej chwili wziął za telewizor. Po
głębszym zastanowieniu stwierdził, że to jednak nie jest telewizor (za dużo
kabelków i jeszcze coś z guziczkami czy czymś w tym stylu, jak
określił malutkie kwadraciki z literkami). Powoli podszedł do tajemniczego
urządzenia i wyciągnął rękę. Nie zdążył jednak dotknąć niczego gdyż do
pokoju wszedł pan Granger targając za sobą kufer.
- Masz, rozpakuj się
dziecinko – powiedział z uroczym uśmiechem i postawił pudło na
podłodze.
Draco westchnął ciężko i spojrzał na swojego tymczasowego
rodziciela z dziwną melancholią, a mężczyzna uśmiechnął się do niego
ciepło.
- Za godzinę będzie obiad – powiedział. – Nie
wyglądasz najlepiej, jesteś blada... Może się prześpij, zawołam cię.
-
Nic mi nie jest tato – Draco postarał się uśmiechnąć i nawet mu to
dobrze wyszło.- Zejdę za godzinę.
- Dobrze, poczekamy z mamą na
dole.
Kiedy Rudolph Granger opuścił najbardziej neutralne pomieszczenie
w krzykliwym królestwie „mugoli – fanatyków” Malfoy z
bólem serca rozpakował kufer. Było w nim trochę ciuchów, bielizna i mnóstwo
książek. Gdy tylko otworzył wszystko wysypało się na zewnątrz, ponieważ było
magicznie upchnięte.
- Nic dziwnego, że facet spocił się jak mysz
– powiedział Draco sam do siebie, widząc stertę rzeczy przed sobą i
poczuł do mężczyzny coś na kształt szacunku. – Że mu się chciało. Mógł
lewitować... No tak, nie mógł, to mugol.
Książki powkładał na półki
byle jak, z myślą o tym, że poukłada je później i zabrał się za ciuchy Były
to same ciepłe rzeczy i kilka cieńszych bluzek i spodni. W ogóle ubrań nigdy
nie było zbyt wiele w kufrach uczniów Hogwartu, który przecież najczęściej
ubierali się w stroje szkolne - poza weekendami, wypadami do Hogsmeade i
innymi wyjątkami oczywiście.
Już miał machnąć różdżką, by jego obecne
ubrania poukładały się w zgrabne stosiki, gdy nagle przypomniało się, że to
nie Snake Palace i tu nie można naprawdę używać magii, bo nie ma
zabezpieczeń...
- Cholera – powiedział na głos bardzo cicho i
jadowicie. – Ale się wtarabaniłem. Zabiję Dumbledore’a,
zabije...
Kucnął i poukładał kilka par bluz i spodni. Było tego
niewiele, ale Draco i tak poczuł się nędznie wykorzystany i oszukany przez
los.
Dwa tygodnie bez służby i magii. Ocipieję. – pomyślał
i z czarnym humorem stwierdził, że przecież już ocipiał, bo stał się, jakby
na to nie patrzeć, kobietą.
Układanie bielizny natomiast sprawiło mu
radość. Przejrzał sobie dokładnie wszystkie staniki i majtki Hermiony i
uznał, że dziewczyna ma odpowiedni gust. Było sporo stringów i ku jego
radości kilka par biustonoszy zapinanych na przodzie nie tyle.
Problem z głowy – pomyślał, przypominając sobie jak mocował
się z tradycyjnym zapięciem.
Kilka chwil później zapukała mama
Grangerówny i poprosiła, żeby zszedł na obiad.
Witaj mugolskim
świecie – pomyślał z goryczą Draco Malfoy, syn Lucjusza.
**
Lucjusz Malfoy ruszył przodem i gwizdnięciem
przywołał skrzaty domowe, które wysypały się nie wiadomo skąd w liczbie
trzech (Hermiona miała wrażenie, że jest ich trzydzieści; tak szybko się
uwijały). W tej chwili jednak bardziej przejmowała się swoim losem niż losem
skrzatów, które na złamanie karku zaniosły jej kufer do domu i w pędzie
powitały ją słowami: „Witaj paniczu Malfoy”
Ze mnie taki
panicz, jak z Lucjusza baletnica – pomyślała i wysunęła nogę na
śnieg.
Hermiona wysiadła z limuzyny i obserwowała z rozpaczą wielkie,
ponuro wyglądające w świetle zachodzącego słońca domiszcze.
Moja
trumna. Mój grób na wieki. Albo się pogrążę przy Kolacji Wigilijnej i
zostanę uduszona, wypatroszona, i rzucona na pożarcie sępom, albo już dziś
dokonam żywota pojedynkując się z panem Malfoyem – myśli
dziewczyny były idealnie czarne i przygnębiające.
Ruszyła powoli w
kierunku sporej rezydencji ustylizowanej nieco na styl gotycki. Kiedy szła
zauważyła, że cztery wieżyczki są ozdobione figurami zmysłowych i
drapieżnych istot trudnych do zidentyfikowania. Przyjrzała im się zanim
weszła przez próg.
Sukkuby*** – pomyślała z fascynacją.
Rzeźby były oczywiście nieruchome, nawet w świecie czarodziejów. Te jednak
wydawały się żywe. Były wykonane z czarnego obsydianu, z misterną i
szokującą wręcz szczegółowością. Sukkuby miały ogromne piersi i wyzywające
pełne wargi. Inkuby****natomiast były porażająco piękne i drapieżne, i
odznaczały się atrybutami męskości nieprzeciętnych rozmiarów.
O
rany! – pomyślała zaszokowana i zaintrygowana Hermiona. Na
chwilę zapomniała nawet o strachu.
Ogony sukkubów i inkubów były
długie i ostro zakończone. Istoty zostały wyrzeźbione zgodnie z tym, czego
Grangerówna dowiedziała się o nich z opasłych Legendarnych i mitycznych
istot czarodziejskich. Sukkuby słynęły ze złośliwości i niezaspokojonego
apetytu na erotyzm.
Podobnie jak inkuby.
Nie dosyć że
arystokraci z przerostem ego, to jeszcze erotomani – stwierdziła w
duchu
dziewczyna, otrząsnęła się i weszła za próg swojego obecnego
domu. Przestała myśleć o sukkubach, a zaczęła na powrót obawiać się lekcji
szermierki.
Maleńki skrzacik podbiegł do niej i odebrał ciepły,
ciężki płaszcz, kłaniając się do samej ziemi i znikając jej czym prędzej z
oczu.
Ciemiężyciele – przemknęło przez jej przeładowany
wrażeniami umysł.
Rozejrzała się po ogromnym holu, który urządzony był
surowo i z gustem. Wszędzie pysznił się bukowy kolor, bo takim drewnem
zostały wyłożone podłoga jak i ściany, i młodziutka czarownica okupująca
teraz ciało czarodzieja (także młodziutkiego zresztą) musiała przyznać, że
taki wystrój jej się podoba.
Panna Granger postanowiła iść na górę, do
siebie i obejrzeć swoje nowe prywatne królestwo.
- Witaj synu –
przy drewnianych schodach prowadzących na górę, wyrosła jak spod ziemi
Narcyza Malfoy. Hermiona popatrzyła na nią. Była to piękna około
czterdziestoletnia kobieta. Kiedyś dziewczyna już widział ją na
Mistrzostwach Quiddicha, ale nie miała okazji się przyjrzeć rodzicielce
Malfoya.
Nie dało się ukryć, że Narcyza jest piękną i powabną mimo
swojego wieku kobietą. Teraz ubrana była w ciężka, czarną suknie z weluru,
opadającą aż do kostek. Suknia miała spory dekolt i można było dojrzeć
mlecznobiałą skórę sporych, jędrnych piersi pani Malfoy. Kobieta była
dystyngowana, piękna i szykowna, i ... niezwykle chłodna i oficjalna. Chłód
Lucjusza przy chłodzie Narcyzy wydawał się gorącym tchnieniem pustyni..
Pochyliła się, podając synowi policzek do ucałowania. Dzięki obcasom i
wysokiemu wzrostowi przewyższała ciało Malfoya juniora o głowę.
-
Witaj, matko – odrzekła męskim głosem Hermiona, czując że właśnie to
należy powiedzieć i niepewnie cmoknęła swoją nową mamę w policzek, tak że
jej usta ledwie dotknęły chłodnej (coś niespotykanego) skóry kobiety.
Intuicja podpowiadała jej, że Narcyza jest tak skłonna do wylewności i
okazywania uczuć, jak Krzywołap do łapania myszy. Jeżeli o to chodzi,
odznaczał się wyjątkowym lenistwem. Parszywek Rona był wyjątkiem, a poza tym
to przecież nie był szczur, tak jak Krzywołap nie był zwykłym kotem.
- Nie siedź długo na górze, Draco – powiedziała pani Malfoy.
– Zejdź za dziesięć minut na obiad... Albo najlepiej będzie, jak od
razu udamy się do jadalni... Skrzaty za chwile podadzą do stołu.
Hermiona z westchnieniem udała się za Narcyzą do jadalni, czyli obszernego
pomieszczenia, po lewej stronie od drzwi wejściowych. Pokój jadalny
urządzony był w odcieni chłodnego (o zgrozo!) błękitu ciemnych dodatków.
Zastawa była posrebrzana i Hermiona przestraszyła się, że już dziś popiszę
się jakąś gafą biorąc nieodpowiedni widelczyk do nieodpowiedniej potrawy,
Ulżyło jej więc gdy Narcyza oznajmiła chłodnym(zaraz zamarznę –
pomyślała przekornie panna Granger) tonem:
- Na obiad jest zupa ze
szparagów, puree ziemniaczane z polędwiczkami w sosie winnym, a na deser
ciasto z rabarbarem – te potrawy Grangerówna była w stanie skonsumować
bez pogrążania swych nowych rodziców w morzu rozpaczy...
Niech żyje
arystokracja – pomyślała sarkastycznie Hermiona i zajęła wskazane
przez ojca miejsce przy stole.
* Krzywołap naprawdę miał żółte
oczy. Kto nie wierzy niech sprawdzi .Oto namiary : Harry Potter i Więzień
Azkabanu; rozdział pt. Kot , szczur i pies , strona 357
** Spice Girls były najpopularniejszym zespołem świata w latach
1996 – 1998. W Wielkiej Brytanii odnotowano nawet takie zjawisko jak
spicemannia. Rok 1997 (w którym to dzieje się akcja naszego opowiadania)
przypada na okres świetności zespołu (ostanie single z płyty Spice,
nowa płytka pt. Spiceworld, trasy koncertowe , masa wywiadów i
rzesze fanów na całym świecie). Kryzys rozpoczął się w 1998, w którym to z
girlsbandu odeszła Giger Spice .Ostatecznie zespół rozpadł się w 2001 roku
po nagraniu albumu „Forever”(m.in. singiel Holler). Tyle
z historii zespołu. Wraz z Kit zdecydowałyśmy się nadmienić o Spicetkach w
tym opowiadaniu. W końcu Spicemannia objęła całą Wileką Brytanię(mugolską,
oczywiście) wiec trochę głupio by było gdyby panna Granger nie wiedziała o
nich^_^)
***Sukkub – tajemnicza istota, żywiąca się energią
seksualną człowieka. Uwodzi ofiarę i wysysa z niej siły witalne, jest więc
rodzajem wampira.
****Inkub - męski odpowiednik Skubbów
Witam!
Widzę, że nie aktualizowałyśmu tego ponad rok.
O rany!
Przepraszamy serdecznie, a ja wklejam 6 rozdział, który powinien być tu dawno temu; przekaże Sonce, żeby jak najszybiej wkleiła też siódmy.
Z tego jednak co widzę, opowiadanie chyba się nie podoba, bo pod ostatni rozdziałem jest wielkie zero komentarzy. Jakichkolwiek. Trochę to przykre i mówi mi, jako współautorce, że nie warto chyba wklejać kolejnego rozdziału, ale spróbójemy.
Oto on:
Rozdział VI
Borowanie i szermierka....
Życie jest rumakiem, który nie znosi tchórzliwego jeźdźca.
[Iason Evangelu ]
Obiad był całkiem dobry. Draco uznał, że to w sumie obiado-kolacja, dochodziła bowiem godzina siódma trzydzieści, gdy kończył jeść zdrowe na zęby ciastko ryżowe o smaku bananowym (całkiem dobre z resztą).
Czuł niemiły ucisk w żołądku, ponieważ "rodzice" obiecali mu, że teraz pojadą do swojej maleńkiej, prywatnej kliniki dentystycznej Granger & Granger i zafundują mu czyszczenie kamienia oraz sprawdzenie ewentualnych ubytków. Młody Malfoy najbardziej bał się słowa "borowanie", którego bardzo często używał jego nowy tato, serwując przy tym niebezpiecznie fanatyczny uśmiech zadowolonego z życia dręczyciela cudzych szczęk.
Tak więc punktualnie o godzinie ósmej wieczorem granatowy Opel Corsa stanął przed rzeczoną klinika dentystyczną.
- No słoneczko, idziemy - zwrócił się do niego pan Granger wysiadając z auta. Draco zrobił minę, która w jego mniemaniu miała być słodkim uśmiechem, ale chyba nie była, gdyż jego nowa mama zapytała czy na pewno dobrze się czuje.
A jak się mam niby czuć, ty pusta mugolko ? - pomyślał ze złością lecz powiedział:
- Ależ oczywiście, mamusiu.
Pokój dentystyczny był urządzony w bieli i błękicie. Wokół unosił się dziwny, niezidentyfikowany (czytaj: niebezpieczny) zapach i Draco poczuł jak dostaje gęsiej skórki. Potem jego wzrok padł na ... FOTEL.
- Usiądź kochanie - powiedziała „mama” uśmiechając się serdecznie, a „tata” założył biały fartuch, gwiżdżąc przy tym podejrzanie pogodnie.
To coś, na czym miał usiąść syn Lucjusza, Wielki Spadkobierca Rodziny Malfoyów i Przyszły Śmierciożerca (być może prawa ręka Czarnego Pana), wprawiło tegoż zacnego młodzieńca w stan lękowy.
Co to?! - pomyślał ze zgrozą Draco, któremu fotel skojarzył się z jakimś średniowiecznym narzędziem tortur. Co prawda nie wyglądał tak groźnie jak żelazna dziewica, której model trzymał w specjalnej sali jego ojciec, ale było w nim coś mocno niepokojącego
Podszedł niepewnie do TEGO CZEGOŚ i usiadł powolutku, i bardzo ostrożnie, tak jakby się bał, że fotel go połknie
Tymczasem pan Granger nadal pogwizdując wesoło pod nosem założył coś, co przypominało przezroczysty hełm motocyklowy, z tą różnicą, że nie miało obudowanej głowy tylko przód. Następnie uśmiechnął się do córki uspakajająco.
- Otwórz buzię, słoneczko - nakazał łagodnie podczas, gdy pani Granger przygotowywała coś na tacce leżącej na stoliku naprzeciwko.
Słoneczko otworzyło buzię... Bardzo leciutko i niepewnie, bo po prostu się bało.
- Szerzej kochanie - Rudolph zdziwił się zachowaniem córki - Bardzo szeroko, tak jak zawsze skarbie.
Kiedy Draco wykonał polecenie usłyszał ciche: bardzo ładnie.
Chłopak uwięziony w damskim ciele poczuł jak jego serce zaczyna mocno bić, ale na razie się opanował. Światło lampy okropnie raziło go w oczy więc je zamknął, lecz w chwili, gdy usłyszał jakieś piszczenie otworzył je szybko i ... zamknął buzię. Pan Granger trzymał w ręku coś, co było cienkie, miało wąską, płaską końcówkę i wyglądało naprawdę strasznie.
- Hermiona, otwórz buzię - poprosił zdziwiony tato.
Malfoy Junior otworzył powoli usta nie odrywając wzroku od tajemniczego narzędzia. Chwile później pan Granger powoli i delikatnie włożył ową końcówkę między kieszonki przydziąsłowe w jego szczęce i... zawibrowało. Draco myślał, że za chwile głowa pęknie mu od tego pisku i tych okropnych wibracji. Miał wrażenie, że trzęsie mu się nawet mózg.
Sadysta - powtarzał w myślach przez cały czas pracy dentysty. Kilka minut później było już po wszystkim, co Draco Malfoy powitał z ogromną ulgą. „Ojciec” kazał mu wypluć ślinę do małej umywalki obok fotela dentyscytcznego ( czy czegoś w tym stylu).
- No całkiem nieźle - stwierdził Granger uśmiechając się do „córki”.
Mów za siebie, facet. Mi wcale nieźle nie było - warknął w myślach Draco i zaczął się podnosić by wstać i jak najszybciej wyjść z tego gabinetu „tortur szczękowych” jak zaczął określać owe pomieszczenie. No cóż... dentysta jak to dentysta: zawsze coś wymyśli, by przytrzymać pacjenta dłużej na fotelu. Tak było i w tym przypadku.
- Motylku, siadaj. Jeszcze nie skończyliśmy - pani Granger delikatnie popchnęła Dracona na fotel. Chłopak zmarszczył ciemne brwi i wbił swe orzechowe oczęta w kobietę.
- Sorry, mamo, ale ja już skończyłam - powiedział.
Państwo Granger wymienili rozbawione spojrzenia.
-Ależ słoneczko, zostało nam jeszcze borowanie... Masz dziurkę w prawym zębie trzonowym... Tym na dole - wyjaśniła pani Granger kładąc dłoń na ramieniu męża, który uśmiechnął się znowu w ten fanatyczny sposób - Tatuś zrobi ci borowanie i wstawi plombeczkę - dodał beztrosko, a pani Granger mrugnęła do Dracona.
- Yyyy ... - zdołał tylko wypowiedzieć Draco. Zalał go lodowaty strach.
BOROWANIE, czyli jego zmora, stało się rzeczywistością.
***
Po posiłku, który przebiegł w niezwykle chłodnej atmosferze, Hermiona udała się do „swojego” pokoju. Musiała przyznać, że dom Malfoyów zrobił na niej niesamowite wrażenie: był bardzo duży i bardzo mroczny. Szczerze mówiąc to owa „mroczność” Snake Palace kojarzyła jej się z Grimmlaud Place 12, ale tutaj było o tyle lepiej, że na ścianach nie wisiały głowy skrzatów.
I on się tutaj nie gubi? - myślała po raz kolejny przechodząc przez labirynt korytarzy. Postacie z portretów przyglądały jej się z pełnymi wyższości uśmiechami, na co ona odpowiadała lodowatymi spojrzeniami. W końcu doszła do dużych, mahoniowych drzwi i z nieśmiałością nacisnęła klamkę w kształcie węza.
Ślizgoni ponad wszystko - przyszło jej na myśl.
Ledwo weszła do pokoju, gdy ktoś... a raczej coś dużego i czarnego zwaliło ją z nóg i przygniotło do drewnianej podłogi. Dziewczyna otworzyła niepewnie oczy i... zamarła. Tym "czymś" okazał się ogromy labrador retrive, który teraz wpatrywał się w jej szare tęczówki swymi dużymi, brązowymi ślepiami. Hermiona, która nie miała zbyt miłych doświadczeń z psami ( Syriusza w to nie wliczała) bała się wykonać jakikolwiek ruch, jednak widząc, że psisko same z niej nie zejdzie, zmuszona była go zwalić z siebie. Następnie powoli podniosła się z podłogi i spojrzała na uroczego czworonoga. Był cały czarny i cały wesoły. Szczeknął cicho. Był także lekko zdziwiony i skonsternowany. Wyglądał jakby na coś czekał. Cóż, jego pan zwykł tarmosić go za uczy i całować prosto w pysk, a nie patrzeć na niego jak na jakieś kosmiczne zjawisko nie z tego świata.
Usiadł i popatrzył z zaciekawieniem na „Dracona” Jego wzrok zdawał się mówić: nici z pieszczot.
Hermiona przez chwilę obserwowała czarną bestię, najwidoczniej bardzo mile do niej - a raczej tego, kogo ciało teraz zajmowała - nastawioną.
W końcu podeszła i podrapała bestyjkę po czarnym łbie. Pies przyjął to dosyć radośnie i zaczął tłuc ze szczęścia ogonem po podłodze.
- Więc to ty jesteś ten tajemniczy Casper... A już myślałam, że Draco hoduje jakiegoś okularnika albo jadowitego pająka...
Pełne oburzenia „woof!” dobitnie świadczyło o tym, co labrador myśli o porównywaniu go do gadów i pajęczaków.
- Sympatyczny z ciebie potworek - oznajmiła Hermiona, a Casper przyjmował pieszczoty z arystokratyczną wręcz godnością. Pan zachowywał się nieco dziwnie, ale może mu przejdzie. Brązowe ślepia wpatrywały się w nadzwyczaj spokojnego Dracona z zaciekawieniem i niemal uwielbieniem. W końcu to jego ukochany właściciel!
Dziewczyna pieściła psa i rozglądała się po pomieszczeniu. To, co się jej rzuciło w oczy to fakt, że ten pokój był prawie trzykrotnie większy od jej pokoju i na dodatek miał wewnętrzne drzwi.
Aha, Malfoy mówił, że sypialnie ma oddzielnie...
Całe pomieszczenie było raczej mroczne, zwłaszcza, że paliła się jedynie nocna lampka, którą stanowiło stado świetlików, magicznie zamkniętych w lewitującej kuli szkła.
Ciekawe, co ile trzeba je wymieniać? - pomyślała, niemal pewna, że są tak zaklęte, aby zaczynać świecić, jak zacznie robić się ponuro.
Tak jak na parterze w holu, tu także panował buk. Bukowa podłoga i takież same meble były przełamane bielą ścian i kilkoma rzeźbami z jakiegoś czarnego kamienie, najprawdopodobniej onyxu.
Dziewczyna podeszła do półki z rzeźbami i przekonała się, że przedstawiają magiczne istoty, ale za to jakie: wampira, wilkołaka, sukkuba, inkubusa i trytona, a raczej trytonkę z potężnym biustem.
A jakże - przemknęła jej przez głowę sarkastyczna myśl
W pokoju znajdował się okrągły stolik i dwa, obite ciemnogranatowym płótnem fotele, a pod oknem stała niewielka i najprawdopodobniej wygodna kanapa z takim samym obiciem.
Po lewej stronie naprzeciwko okna puszył się kominek rzeźbiony w marmurze, który był ciekawie skomponowany, ponieważ jasny kamień przeplatał się z zupełnie czarnym.
To i fakt, że sufit był biały rozjaśniało nieco pomieszczenie, nadając mu dozę sympatyczności. Przez te przełamania kolorytu, pokój Dracona zdawał się surowy, acz przyjazny dla ciała i ducha.
Biedni to oni nie są - psychika Hermiony chyba postanowiła pobić rekordy ironii i sarkazmu.
W kominku się nie paliło i dlatego było nieco chłodno. Hermiona szybko rozpaliła polana zostawione w środku przez skrzaty domowe i uśmiechnęła się do siebie. Od razu zrobiło się przytulniej, a po chwili także cieplej.
Już miała iść i obejrzeć sypialnię, kiedy Casper podbiegł do drzwi wyjściowych i lekko, pełnym godności ruchem, skrobnął w nie łapą.
Psi arystokrata - pomyślała, ku swemu zdziwieniu, z dozą sympatii Hermiona i poszła wypuścić psa na dwór.
*
- Draco, gdzieś ty był? Mieliśmy poćwiczyć... - powiedział Lucjusz, gdy Hermiona wróciła, zostawiając uprzednio zadowolonego z życia psa na śniegu.
- Tak ojcze, ale wyprowadzałem Caspra na dwór - odpowiedziała siląc się na spokój.
- Aha, dobrze - mężczyzna uniósł znacząco brew. - Nie zapomnij go później przyprowadzić, noce są bardzo zimne - dodał tylko po to by podkreślić swój autorytet. Draco nigdy nie zostawiłby swego pupila na mrozie przez całą noc, w przeciwieństwie do Malfoya seniora, któremu czasem to się zdarzało...
Hermiona schodziła za „ojcem”, ogromnymi kamiennymi schodami z duszą na ramieniu. Rozpaczliwie próbowała sobie przypomnieć wszystko na temat szermierki. Wiedziała, że sport ten zrobił furorę zwłaszcza w Hiszpanii, Francji i we Włoszech, wiedziała, że sportem stał się dopiero pod koniec XIX wieku; wcześniej pojedynki szermierskie były jedynie sposobem rozwiązywania konfliktów. Wiedziała, że broń wykorzystywana w szermierce to szpady, szable i florety* i modliła się, żeby to właśnie florety były sprzętem, którego używa Lucjusz do ćwiczeń z synem. Chociaż po wysokim, smukłym arystokracie, można się było spodziewać wszystkiego.
Sala ćwiczebna** okazała się przestronnym lochem w którym znajdowało się niewiele „mebli”, a właściwie tylko jedyna mahoniowa szafa, w której jak się okazało, znajdowały się stroje do ćwiczenia szermierki.
„Draco” wraz ze swym szanownym rodzicielem przebrali się w obcisłe, czarne spodnie i takież same bluzy z długimi rękawami ze skórzanymi wzmocnienia na piersi, chroniącymi przed ukłuciami. Hermiona, w przeciwieństwie do Lucjusza ubierała się bardzo powoli. Ku jej trwodze nie dostrzegła na kamiennej ścianie ani jednego floretu. Tylko szable i szpady.
Zostanę zabita w pojedynku przez Malfoya, po prostu świetnie -pomyślała przełykając ślinię.
- To co, może tym razem szable? - pogrzebał jej nadzieje chłodny, męski głos.
- Eee... - zaczęła mocno blednąc. Właśnie przy okazji przypomniała sobie, że istnieje coś takiego jak maska ochronna na twarz, której najwidoczniej tu nie używano. Ale po co, skoro mają walczyć prawdziwymi szablami?! Myśli Hermiony były czarne jak węgiel w najciemniejszej piwnicy.
Ojciec Dracona mało przejął się bardzo elokwentną wypowiedzią „syna” i uśmiechnął się pobłażliwie.
- Chyba raczej nie - powiedział. - Dopiero się uczysz - sięgnął na dno szafy z której wydobył lekkie florety i z piersi Hermiony wymsknęło się westchnienie ulgi.
- Trzymam to mugolskie badziewie schowane - ciągnął Lucjusz - bo mi psuje wystrój ścian.
Tak jakby szable i szpady nie były mugolskie - pomyślał „Draco”, ale nie raczył tego powiedzieć na głos. Arystokracja czarodziejów najwidoczniej miała swoje fanaberie, zupełnie jak ta niemagiczna.
- Ach, jeszcze zaklęcie ochronne na twarz! - przypomniał sobie Lucjusz i podniósł odłożoną na bok różdżkę.
- Protecto - rzucił, kierując ją na twarz "syna", a potem powtórzył to samo na sobie.
- No, synu, udowodnij mi, że nie wyszedłeś z wprawy - oznajmił Malfoy senior, rzucając jeden z floretów, coraz bardziej przestraszonej, Hermionie.
Tym chociaż mnie nie zadźga na śmierć - pomyślała biorąc od Lucjusza białą broń i obserwując z przerażeniem, jak jej „ukochany tatuś” szykuje się do natarcia.
* floret - lekka, kolna broń sportowa
**zmieniłam niektóre "fakty", w związku zaleceniami Leszka; dzięki Ci za wskazówki:) - szukałam w Internecie wiadomości na temat szermierki, ale doszukałam się ich bardzo niewiele, stąd błędy, za które serdecznie przepraszam
***
- Yyy... - wybąkał ponownie z niebywale elokwentną miną Draco.
Borowanie, Jezu, borowanie!!! Co to? Ja nie chcę... TATO RATUJ! - jego umysł buntował się przeciw strasznej, nieznanej rzeczywistości, która miała go dotknąć już za chwilę.
Pani Granger popatrzyła z troską na nastolatkę siedzącą w fotelu dentystycznym.
- Spokojnie... jeżeli ząb cię boli, tata zrobi znieczulenie - powiedziała łagodnie.
"Hermiona" zbladła.
Znieczu...co?! - pomyślał Draco z jeszcze większym przerażeniem niż przed chwilą. Biedny chłopak, nigdy nie miał do czynienia z dentystą i nie wiedział, że znieczulenie jest najlepszym rozwiązaniem podczas borowania. Tymczasem pan Granger pogrzebał przez chwilę w szklanym pudełeczku przy fotelu dentystycznym i wyjął długi i ostro zakończony przedmiot. Następnie z rozanieloną miną przymocował to do jakiejś rurki i z jeszcze szerszym uśmiechem przybliżył ową rurkę do ust Dracona.
- Otwórz buzię, skarbie - nakazał łagodnie.
"Hermiona" zacisnęła mocno szczęki i ze zgrozą wpatrywała się w cienkiego węża który zbliżał się do jej ust. Policzki dziewczyny zrobiły się wręcz kredowo - białe.
- Rudolph, ją naprawdę chyba boli ząb, chociaż się nie przyzna. Zrób jej znieczulenie. Przestanie boleć kochanie - zwróciła się do córki z czułym uśmiechem. - Boli cię ząb?
- NIE, ja mam zdrowe zęby - wycedził Draco.
- Oczywiście - pan Granger nie negował zdania swojej" córki" - Masz tylko naprawdę niewielki ubytek, więc otwórz buzię i daj sobie oczyścić ząbek i wstawić plombę, kochanie.
Jego żona spiorunowała go wzrokiem i zwróciła się do Hermiony.
- Tata zrobi ci znieczulenie, oczyści zęba i wstawi plombę wiec przestań zachowywać się jak pięciolatka! - krzyknęła aż zabrzęczała szklanka z wodą stojącą na stoliku obok fotela. Draco zacisnął zęby i wbił spojrzenie w sufit.
- Może w tej szkole znowu coś nie tak... - odezwał się po chwili milczenia pan Granger. Catharine spojrzała na niego ze zrozumieniem.
- Myślisz, że ten smarkacz nadal jej dokucza? - spytała z troską patrząc na "córkę". Draco nadstawił uszu.
Czy mi się wydaje czy Grangerówna coś o mnie gadała? - pomyślał przysłuch..ąc się rozmowie rodziców Prefekt Naczelnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
- Już ja jemu dokuczę. Niech go tylko dorwę na tym peronie to popamięta - warknęła kobieta.
- Kochanie, spokojnie. Hermiona jest dużą dziewczynką - spojrzał z miłością na nastolatkę - Da sobie radę.
- Da sobie radę? Rudolph, czy ty wiesz co ty mówisz? Wiesz jak Hermiona przeżyła drugą klasę... albo potem w piątej? Nie pamiętasz? - warknęła.
Draco ku swemu zdziwieniu poczuł w okolicach serca ukłucie skruchy.
Ej! Malfoy, kretynie. To jest szlama! Przecież nie będziesz jej żałował - zganił się zapominając, że sam jest przecież w ciele tej "szlamy.
Zaczynał mieć wyrzuty sumienia (niewielkie, tylko tycie, ale jednak, a było to dla niego nowe i mało ciekawe doświadczenie), które brały się stąd, że tak naprawdę nie miał pojęcia, że to iż dopiekał czasami niemiłosiernie Granger, robi na niej jakieś wrażenie. Zawsze wydawała mu się twardą sztuką. Ale czyż on nie czuł się podle, gdy słyszał jakim jest nadętym bubkiem, albo, że stanowi podróbkę faceta? Widocznie to szło w obie strony, a jakby nie patrzeć Granger była dziewczyną i jego epitety pod jej adresem były dużo bardziej bolesne.
No i o to chodzi - podpowiedział złośliwy głosik. - Trzeba tępić szlamy.
Tylko teraz zaczynał trochę w to wątpić. Szlamy czuły zupełnie tak samo, co było absolutnym szokiem dla czysto-krwistego Ślizgona wychowanego w rasistowskiej ideologii.
Poza nikłymi wyrzutami sumienia czuł też strach przed ZNIECZULENIEM i BOROWANIEM, a ponadto zaczął odczuwać nieprzyjemny pulsujący ból w dole brzucha.
Innymi słowy czuł się fatalnie i miał wszystkiego dość. Jeszcze na dodatek jego "rodzice" zaczynali się kłócić. Jak on tego nie lubił....
- Możemy już zacząć? - spytał by uciąć tą bezsensowną kłótnię i zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia.
Grangerowie zamilkli i wytrzeszczyli na niego oczy.
- No co? Chciałabym mieć to już za sobą - dodał na widok ich min.
- Oczywiście, złotko - powiedział z uśmiechem pan Granger, a pani Granger zaczęła przygotowywać środek znieczulający. Draco zrobił okrągłe oczy widząc jak kobieta podaje coś, co zakończone jest igłą, swemu mężowi.
- Eeee... A co wy zamierzacie z tym zrobić? - spytał powoli.
Pan Granger uniósł brwi wysoko ze zdziwienia.
- Wstrzyknąć ci znieczulenie, oczywiście – wyjaśnił. - A teraz otwórz usteczka - dodał.
Draco poruszył się niespokojnie
Co to znaczy wstrzyknąć? - spytał siebie w myślach lecz posłusznie otworzył buzię. Wolał nie wysłuchiwać kolejnych pogróżek co do swojej osoby padających z ust pani Granger oraz nie chciał wysłuchiwać o reakcjach Hermiony na jego epitety, gdyż bał się nasilenia wyrzutów sumienia.
Pan Granger delikatnie włożył mu do ust owe narzędzie i....
- Aaaaaaaa... - taki oto dźwięk wydał potomek Lucjusza i Narcyzy Malfoyów w chwili, gdy igła wbiła się w "jego" ciało.
Przy wstrzykiwaniu znieczulenie poczuł tak niemiły ból, że poleciały mu obfite łzy, lecz już po paru chwilach ból zaczął zmieniać się w odrętwienie.
- Wiem, na początku boli - oznajmił "tatuś" - Ale zaraz będziesz miała spokój. Mówię ci to, bo nigdy wcześniej nie potrzebowałaś znieczulenia. Wyglądasz trochę blado - oznajmił jeszcze, patrząc na swoją kochaną latorośl.
Też byłbyś blady, gdybym wbił ci szpilę w dziąsło i wstrzykiwał tam płynny lód - pomyślał ze złością Draco, ale "ojca" obdarzył uroczym uśmiechem... Może nie do końca uroczym bo zaczynała sztywnieć mu lewa strona buzi, ale się starał.
- Powiedz jak całkowicie stracisz czucie w języku i dziąśle, dobrze? - Rudolph uśmiechnął się łagodnie i opiekuńczym gestem zmierzwił kasztanową burzę loków piętrzących się na głowie Dracona.
Ślizgon chciał coś odpowiedzieć, ale stwierdził, że nie jest już w stanie cokolwiek powiedzieć ze względu na całkowity brak czucia w lewej stronie buzi, a poza tym pani Granger napchała mu do ust mnóstwo ligniny i wsadziła coś, co skutecznie uniemożliwiało mówienie. Później okazało się że rurka w jego ustach odsysa zbierającą się ślinę, i musiał przyznać, że akurat to było pomysłowe.
Lewa strona cały czas mu drętwiała i nagle Draco zaczął się bać.
RATUNKU! SPARALIŻOWAŁO MNIE! - krzyczał w myślach podnosząc rękę do góry. Pan Granger uśmiechnął się szeroko i sięgnął po "węża", który wcześniej wywarł na Draconie takie straszne wrażenie. Włączył go i w sekundę później to długie i ostro zakończone "coś" zaczęło bardzo szybko wirować i wydawać bardzo nieprzyjemne dźwięki. Draco skurczył się na fotelu, ale buzi nie zamknął. Po pierwsze: i tak ze względu na znieczulenie i rurkę oraz ligninę nie mógł poruszać szczęką i zamknąć jej do końca, a po drugie powiedziano mu, że po tym świństwie, które mu wstrzyknięto nic nie będzie czuł. Chwilę później wirujące i wibrujące „coś” dotknęło zębów pana Malfoya Juniora i chłopak pomyślał, że mugole to straszni kłamcy. Mimo tego eliksiru, jak myślał Draco o tym co mu wstrzyknięto, BOROWANIE było bardzo nieprzyjemne. Czuł niemiły ucisk na nerw zęba, który oscylował na granicy bólu, a poza tym dźwięk jaki wydawał z siebie wredny, cienki wężyk, doprowadzał go do szaleństwa.
Kilka minut później było po tej strasznej torturze. Draco z ulgą przyjął plombowanie dziurki, a jeszcze bardziej ucieszył się, gdy jego "tata" pozwolił mu zejść z fotela. Stanął na nogach i zakręciło mu się w głowie, ale nie dał po sobie tego poznać.
Nigdy więcej - przyrzekł sobie stanowczo w myślach.
Trochę potrwało doprowadzenie gabinetu do porządku, więc Draco stwierdził, że nic tu po nim i wyszedł z pomieszczenia. Był potwornie zmęczony i najchętniej to by się gdzieś położył. Tak się złożyło, że w poczekalni w klinice stomatologicznej Granger & Granger stała kremowa kanapa. Chłopak bez większego skrępowania położył się na niej i zamknął oczy.
Ciekawe jak tam Granger - pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Znając ojca i jego zamiłowanie do szermierki to pewnie teraz walczą...
- O rzesz jasna cholera! - wrzasnął zrywając się z kanapy.
"O szesz jaszna cholera" - usłyszeli państwo Grangerowie, ze względu na niewyraźną wymowę związaną zdrętwiałą lewą stroną szczęki "Hermiony" i pan Rudolph wychylił z zaciekawieniem głowę zza drzwi gabinetu. Zmarszczył brwi na poły ze zdziwieniem, na poły z rozbawieniem. Jego córeczka nie zwykła była używać takich słów, przynajmniej nie przy rodzicach.
- Szory tato, musze wyszłać szofe do kolegi*
(*czyt: sorry tato, muszę wysłać sowę do kolegi)
- Co?? - spytał z zaciekawieniem mężczyzna.
- Liszt posztą szarociejską - oznajmił zrozpaczony Draco starając się mówić wyraźnie.
Zza pleców "taty" "wyłoniła się "mama".
- Mówi, że chce wysłać sowę.... Ale, Hermi, skarbie, nie masz sówki...
Najbliższa poczta była w Hogsmeade i tylko tam można było wypożyczyć sowy, chyba że udałby się na Pokątną, ale musiał się aportować, a nie mógł się aportować...
- O szesz kurfa! - oznajmił tupiąc w bezsilnej złości nogą. Jedyne co go ratowało, to niemal pewność, że Hermiona wyśle do niego jakiś list i on będzie mógł jej parę rzeczy napisać. Nagle nie wydawało mu się już tak zabawne to, że nie wspomniał o lekcjach szermierki. W końcu jego ojciec był spostrzegawczy.
Ciemność widzę, ciemność - myślał Malfoy junior siadając na kanapie. Właśnie zdał sobie sprawę, że Granger ni umie szermierki i pewnie nie da sobie z tym rady...
Jak mnie nie zabiją to będzie ósmy cud świata - przyszło mu na myśl.
- Słoneczko, nie wyrażaj się - skarciła go "mama" wychodząc kilka minut później z gabinetu - Chodź, jedziemy do domu.
Draco spojrzał na nią z pogardą i ruszył w stronę samochodu.
Nie wyrażać się! Sama spróbuj się nie wyrażać jak cię zabiją - pomyślał ze złością wsiadając do Opla Corsy. Pan Granger przybył parę minut później.
- No to ząbki już załatwione - powiedział melodyjnym głosem. Draco ostatnimi siłami powstrzymał się od rzucenia jakiejś kąśliwej uwagi. Podróż do domostwa Grangerów minęła chłopakowi na tworzeniu w głowie coraz to bardziej makabrycznych wizji swego pokiereszowanego ciała.
Popadasz w paranoję, Malfoy. Przecież nie będzie tak źle... chyba - z tyłu głowy odezwał się cichutki głosik.
***
Hermiona patrzyła ze zgrozą, jak Lucjusz Malfoy naciera na nią z gracją dzikiego kota i zamiast płynnie sparować cios, niezgrabnie odskoczyła do tyłu i zasłoniła się rękami. Pan Malfoy stanął w miejscu i popatrzył na swą latorośl, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu. Oczy miał okrąglutkie i wyglądał dosyć zabawnie, ale Hermionie nie było teraz do śmiechu. Wiedziała, że zachowała się bezmyślnie i powinna była wyjść na przód, a floretem sparować cios. To znaczy: domyślała się, że tak powinna zrobić i była pewna, że wtedy nawet gdyby się zbłaźniła, nie pogrążyłaby się aż tak.
- Mój Boże, synu co z tobą?! - Lucjusz nie ukrywał zdumienia i irytacji - Co. To. Miało Być?
- Eeee... - zaczęła Hermiona myśląc gorączkowo co by tu powiedzieć - Rozgrzewka - powiedziała nagle i zaczęła robić pajacyki - Pajacyki świetnie rozgrzewają organizm, tato - dodała.
Lucjusz Malfoy, przewodniczący Rady Nadzorczej Hogwartu, członek pseudo-prestiżowej organizacji Lorda Voldemorta i głowa rodziny najczystszego pod względem czystości krwi rodu Malfoyów, rozdziawił usta* ze zdziwienia.
- Pajacyki - powtórzył powoli wpatrując się w swego jedynaka szeroko otwartymi oczami.
- To... taka... mugolska.... rozgrzewka - oznajmiła dysząc i skacząc Hermiona.
Malfoy senior przybrał bardzo niemiły wyraz twarzy.
- Mugolska powiadasz - wycedził przez zaciśnięte zęby, a jedna z jego brwi podjechała niebezpiecznie do góry - A czy ktoś kiedyś wlał ci po mugolsku na goły tyłek, synu?
"Draco" przestał skakać i patrzył lekko przestraszony na ojca.
- Ekhem, ja tylko tak.... żartowałem...... - dziewczyna zdała sobie sprawę jaką gafę palnęła przed chwilą
UPS!!! - wrzasnął jej przerażony umysł.
- Synu, nie wiem co brałeś, ale masz w tej chwili przestać zachowywać się jak błazen. No dalej - teraz ty zaczynasz.
Ja się zaraz pochlastam... - jęknęła w duchu podnosząc niepewnie rękę z floretem i zrobiła krok na przód. Mężczyzna naprzeciwko przybrał pozycję do walki i wbił w nią wyczekujące spojrzenie. Co jakiś czas prychał i mruczał coś pod nosem, ale Hermiona wolała się oto nie pytać. Skupiła całą swą uwagę na florecie.
Malfoy, nie żyjesz... Zabiję cię... Nie! Nie ciebie! Dumbledore`a... A zresztą co mi szkodzi. Obaj zginiecie w straszliwych mękach - myślała ze złością robiąc krok do przodu.
Sama nie wiedziała jak nazwać to nieporadne „coś”, co uczyniła ze swoim ciałem. Na pewno nie było to standardowe szermiercze natarcie. Lucjusz sprawnie wytrącił jej z ręki floret, a Hermiona ze zdziwienie zachwiała się, potknęła o własną nogę i wylądowała pupą na twardej posadzce z głośnym auć!.
- DRACONIE QVINTUSIE ANDREUSIE MALFOY, CO JEST Z TOBĄ DO JASNEJ CHOLERY?
Hermiona nie miała pojęcia jak ma się ratować. Nie wiedziała, co zrobić lub powiedzieć, by uchronić się przed nieuchronnym rozpoznaniem i bardzo prawdopodobną egzekucją... Chociaż nie, Malfoy senior nie zabiłby jej w tym ciele, najpierw musiałby doprowadzić do powrotu dusz na swoje miejsca. Było to marne pocieszenie, biorąc pod uwagę fakt, że rzeczona głowa rodu Malfoyów doskonale zna się na czarnej magii, co zwieszało szansę powodzenia takiego eksperymentu o pięćdziesiąt procent (nie o sto, bo z Albusem nic nigdy nie wiadomo, możliwe więc, że żadna czarna magia, nawet najbardziej zaawansowana nie dałaby rady, a pomógłby na przykład cytrynowy drops). Panna Granger jednakowoż czuła się za młoda by umierać, więc z rozpaczą wypaliła:
- Ja... jadłem ciasteczka i piłem herbatę u Dumbledore’a... Byłem zmuszony okolicznościami - dodała widząc nieżyczliwą (delikatnie rzecz ujmując) minę Malfoya seniora - i od wtedy czuję się jakoś dziwnie...
- Byłem zmuszony okolicznościami - zaczął przedrzeźniać syna wielki przewodniczący Rady Nadzorczej - Dobre sobie... - prychnął ze złością - A ile razy ci mówiłem? Nie masz brać niczego od tego starego Dropsa! - Lucjusz zaczął chodzić przed Draconem” tam i z powrotem, wymach..ąc przy tym floretem jakby miał w ręku skakankę.
- Ale nie! Ty zawsze swoje! - ciągnął dalej a jego głos był niebezpiecznie cichy i przerażająco zimny - Na węże Slytherina! Niech zgadnę jakie to były okoliczności? Nic nie mów! Jeszcze nie skończyłem! - dodał widząc jak jego „syn” otwiera usta by coś powiedzieć - Pewnie znowu kłóciłeś z się z tą szlamowatą Granger, co? - spytał zatrzymując się i wbijając wściekły wzrok w swego potomka.
Hermiona przygryzła wargę.
Kurczę - pomyślała ponuro.
- Czyli tak - stwierdził Lucjusz zaczynając ponownie swoja „wędrówkę” - I jeszcze stałeś z nią na peronie! Wstydu nie masz ? - rzucił chłopcu poirytowane spojrzenie
- Ech, na peronie to tak wyszło - Hermiona była bliska łez, bo pan Malfoy wyglądał tak jakby miał zacząć ją dźgać floretem.
- Okoliczności i tak wyszło! Jeszcze dowiem się kiedyś, że jesteście zaręczeni ponieważ zaistniały takie okoliczności i tak wyszło! - Lucjusz naprawdę dźgnął „Dracona” floretem, ale w miejsce na piersi wzmocnione skórą, więc Hermiona prawie nic nie poczuła. Powiedziała jednak ała i się skuliła.
- Jeszcze się zachowujesz jak cholerna baba! - Malfoy senior wyglądał na zaszokowanego - Zbieraj się, dziś chyba nici z lekcji - mężczyzna był niemal wściekły. - I lepiej przebieraj się szybko i znikaj mi z oczu, zanim nie uznam, że zasłużyłeś na karę!
Hermiona w pośpiechu przebrała się, łypiąc co jakiś czas niepewnie na swojego tymczasowego rodziciela. To zachowanie nie dziwiło pana Malfoya; Draco zachowywał się bowiem identycznie, kiedy ojciec okazywał mu tak dobitnie swoje niezadowolenie.
- Nie pokazuj mi się na oczy aż do kolacji niedorajdo. Wstyd. Wstyd! Żeby niemal dorosły chłop zapomniał jak się trzyma w dłoni białą broń, przez zaledwie kilka miesięcy. I wstyd, żeby czarownica, której rodzice to zwykli mugole, była sto razy lepsza od ciebie. Zawsze będę ci to powtarzał. Co z tego, że Granger - nieładnie mówiąc - jest szlamą, skoro czaruje tysiąc razy lepiej niż ty! WON!
Gdyby Lucjusz Malfoy wiedziałby kto zajmuje ciało jego syna na pewno zrozumiał by reakcję swego potomka. Niestety, pan Malfoy nie miał zielonego pojęcia o zaistniałej sytuacji toteż zdziwił się jeszcze bardziej widząc dyskretny uśmiech mogący wyrażać tylko czyste samozadowolenie malujący się obecnie na twarzy swego syna. Zdziwienie szybko przerodziło się w większą złość.
- I jeszcze cię to bawi? - spytał zimno przystojny arystokrata - Wstydu nie masz, synu, wstydu nie masz - stwierdził kręcąc głowa. Hermiona przezornie wbiła wzrok w podłogę.
- Już cie tu nie ma. I jak cię zobaczę wałęsającego się po zamku to mnie popamiętasz. Raus! – wrzasnął. Dziewczyna szybko zabrała swoje manatki i wyszła z sali.
Poszła prosto do pokoju Dracona i zatrzasnęła za sobą drzwi. Odetchnęła z ulgą.
Rany, mogło się skończyć dużo gorzej... na przykład trwałym uszkodzeniem ciała - pomyślała fatalistycznie, przeszła przez pomieszczenie, dotarła do sypialni i walnęła się na wygodne jednoosobowe wyrko - wyrko w którym zmieściłyby się bez ścisku trzy osoby.
Ale chociaż już wiem, dlaczego Malfoy jest najbardziej cięty na mnie, chociaż w szkole jest tyle dzieciaków mugolskiego pochodzenia... Nie ma to jak kochający i wymagający rodzic... -uśmiechnęła się do siebie sarkastycznie, zastanawiając się jakby się czuła na miejscu Dracona - to znaczy gdyby któreś z jej rodziców wiecznie porównywało ją do kogoś innego. Skrzywiła się nieznacznie. Na pewno nie byłaby to zbyt przyjemna sytuacja... Malfoy był przewrażliwiony na jej punkcie i może dlatego oddziaływało to na jego zachowanie w Hogwarcie. Lucjusz miał pewnie jakieś plany wobec syna i nie chciał by ten przyniósł wstyd rodzinie i dlatego też mobilizował Dracona w ten sposób. Według Hermiony nie miało to sensu bo wzbudzało w chłopcu nienawiść.
A z resztą... - pomyślała przekręcając się na drugi bok Ciekawe co u Malfoya słychać...- przyszło jej na myśl. Nagle zerwała się z łóżka.
- O cholera - wrzasnęła.
Zwykle, gdy wracała z Hogwartu robiono jej przegląd zębów... a to oznaczało tylko jedno: Draconowi również to zrobiono.
- Przecież on ... - wolała nawet nie kończyć tego zdania wyobrażając sobie Malfoya na fotelu dentystycznym - Gdzie tu jest sowiarnia?
*zmieniłam "buzię" na "usta" zgodnie z uwagą Toroj, bo w sumie Kobieta miała rację:)
***
Ja nie mam jak wysłać listu, ale przecież Grangerowa powinna dać sobie radę i napisać do mnie, wtedy będę mógł jej odpisać - pomyślał rozsądnie kładąc się na swoim obecnym łóżku i gapiąc się w sufit. To wyrko nie było tak duże jak jego własne, ale wygodne.
Dobra Granger, lepiej napisz jak najszybciej, bo inaczej oboje nas czeka kaplica... to znaczy szybciej ciebie, czyli moje ciało, więc lepiej się pospiesz - przelatywały mu po głowie czarne myśli. Co prawda nie wiedział jak korespondencja może wpłynąć na zmianę ich nieciekawego położenia, ale lepsza jakakolwiek nadzieja od żadnej.
- Niech to goły Merlin kopnie - powiedział na głos, niemal zrozpaczony.
Czytam to opowiadanie regularnie (tzn jak tylko pojawi się jakiś nowy part) na Dziurawym kotle, więc tu już nie komentuję Ale bardzo mi się podoba i jest jednym z moich ulubionych. Poza tym cieszę się, że ostatnio dodałyście nowy rozdział Pozdrowionka i weny życzę
ff calkiem fajny ale szkoda ze tak dlugo pisanie wam idzie czy na innych forach jest wiecej rozdzialow? czekam na 7 rozdz.
Na Dziurawym Kotle jest chyba do IX rozdziału, więc możesz tam skoczyć
Witam? *rozgląda się niepewnie*
No nic, wklejam rozdział siódmy z nadzieją, że mi Wybaczycie. To wina tylko i wyłącznie mojego lenia.
Kit- nie musisz wklejać
Buziaki dla reszty i miłego czytania:)
Sonka
---
Korekta: Toroj
Rozdział VII
Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus
Najpospolitszy nawet człowiek, nim się spostrzeże, że jest żółwiem, ma chwile, w których zdaje mu się, że jest orlęciem
Henryk Sienkiewicz
Świat jest pełen oziębłości, ponieważ ludzie nie mają odwagi być tak serdeczni, jakimi są naprawdę.
Albert Schweitzer
Każdy człowiek ma jakieś dobre strony. Trzeba tylko przekartkować złe
Ernst Junger
Hermiona wyszła po cichu na korytarz i wyjęła z kieszeni spodni prowizoryczną mapę, narysowaną w pociągu przez Dracona. Rozejrzała się, czy nikogo nie ma i rozłożyła kartkę.
- Okey... To w lewo, prawo, a potem schodami na samą górę - mamrotała do siebie, studiując plan budynku.
- Co panicz robi? - niemal podskoczyła, słysząc piskliwy głosik dobiegający gdzieś z wysokości jej pasa. Spojrzała w dół. Stał przed nią jeden ze skrzatów domowych.
Już chciała mu odpowiedzieć, gdy przypomniała sobie, że Draco NA PEWNO by tak nie zrobił.
- Nie interesuj się, ty głupia kreaturo - warknęła i wzięła zamach. Skrzat uciekł z piskiem, a dziewczyna patrzyła za nim smutno. W tym momencie poczuła się jakby zdradziła W.E.S.Z i zrobiło jej się smutno.
Boże - jęknęła w duchu, kierując się do sowiarni zgodnie z mapą. – Nienawidzę być Malfoyem.
W sowiarni było kilka ptaków. Wybrała dużą szarą sowę. List, który napisała, przytroczyła ptakowi do nóżki i oznajmiła:
- Zaniesiesz to Hermionie Granger, znajdziesz ją?
Ptaszysko kłapnęło dziobem, więc „Draco" uznał, że jest to odpowiedź twierdząca.
- Dobra, jesteś fantastyczna, szerokiej drogi. - Dziewczyna otworzyła okno i wypuściła posłańca na wolność. Następnie opuściła sowiarnię i wróciła do swojego pokoju...To znaczy do pokoju Dracona.
**
Stuk, Stuk, Stuk...
Coś nieprzerwanie stukało w głowie „Hermiony Granger". „Dziewczyna " powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się na łóżku.
Nie ma to jak drzemka - pomyślał Draco, siadając.
Stuk, Stuk, Stuk...
Zmarszczył nos i rozejrzał się za źródłem denerwującego dźwięku. W pierwszej chwili pomyślał, że to pan Granger postanowił wbić gwóźdź w ścianę holu, by powiesić jeszcze jedną ramkę ze zdjęciem jedynaczki, jednak szybko porzucił ten pomysł. Gdyby tak było, to skończyłby to już po minucie, podczas gdy dźwięk trwał nadal. Wstał więc z łóżka i zaczął przyglądać się wszystkim kątom pokoju, zupełnie jakby się spodziewał ujrzeć tam małego skrzata walącego głową o ścianę.
Stuk, Stuk, Stuk - dźwięk dobiegał zza jego pleców.
- SOWA! – wykrzyknął, dziwiąc się sobie w duchu, że potrafił tak gwałtownie zareagować na zwykłą sowę. Szybko podbiegł do okna i otworzył je na oścież. Nie obchodziło go za bardzo, że był grudzień, a na dworze panowała temperatura poniżej zera. I wcale nie przejmował się tym, że pewnie się przeziębi.
Ptak wleciał do środka, zatoczył koło nad podłogą i wylądował na łóżku. Draco szybko podbiegł do sowy i odwiązał list od jej łapki, prawie ją uszkadzając. Rozwinął go i zachłannie przeczytał.
Malfoy!
Ty kretynie jeden! JAK MOGŁEŚ MI NIE POWIEDZIEĆ O SZERMIERCE?! Idioto do entej potęgi! Twój ojciec o mało nie posiekał mnie na kawałki...
- A twój o mało mi nie wywiercił dziury w szczęce - syknął Draco i ponownie wrócił do czytania.
...ale ocaliłam Twoje ciało więc nie masz się czym martwić. To znaczy na razie nie masz, bo nie wiem, jak będzie jutro. Zresztą nieważne. Czytaj uważnie, bo zapomniałam ci o czymś powiedzieć.
Moi rodzicie są dentystami i będą chcieli (o ile już tego nie zrobili) zrobić ci przegląd zębów. Może to być dla ciebie bardzo nieprzyjemne...
- No, co ty nie powiesz! - prychnął Draco. Nieprzyjemne to było mało powiedziane. Dla niego to było najstraszniejsze przeżycie w całym jego siedemnastoletnim życiu. Nawet moment, kiedy stwierdził, że tkwi w nieswoim ciele, przegrał w wyścigu o to stanowisko.
... nieprzyjemne. Mam tylko nadzieję, że tato nie zrobi Ci borowania ...
- Tiaaa... - mruknął chłopak zjadliwym tonem.
W razie czego nie panikuj...
- A czy ja spanikowałem? No, chyba miałem prawo się bać, co nie? - warknął ze złością.
Postaraj się zachować spokój.
- Dobre sobie - prychnął głośno i rzucił list w kąt. Patrzył przez chwilę szarą sowę i westchnął przeciągle, po czym znalazł czysty kawałek pergaminu i odpisał.
Miałem już borowanie, a nawet znieczu-coś-tam. Zdrętwiałem od tego i myślałem, że mnie sparaliżowało, a Ty od szermierki nie umrzesz, Granger! Pamiętaj, że najlepszą formą obrony jest atak i nie panikuj - noga do przodu, pewne ruchy, w końcu stary Cię nie zabije. Lepiej mi napisz dlaczego boli mnie brzuch i to coraz bardziej, i wyjaśnij mi co to takiego... No, to co stoi w Twoim pokoju?!; składa się z kilku części i ma jakieś guziki na płaskiej desce, na których są literki i cyferki. Telewizor to wiem, co to i wieża stereo też, ale to coś... Lepiej mi napisz!
Aha, Casper śpi ze mną i budzi mnie rano - wtedy tylko drzwi mu otwieram, a on sobie radzi. Uwielbia czułości.
To cześć!
PS: Granger jak masz jakieś pytania to wal, a jak będziesz chciała się onanizować, też Ci pozwalam... powiedz mi tylko jak dziewczyny to robią, bo mam ochotę...
Ha, ha, ha - widzę już ten pruderyjny rumieniec – zachichotał w duchu.
ŻARTOWAŁEM – dopisał jeszcze pod spodem.
Napisawszy list, przywiązał pergamin do nogi ptaka, a następnie otworzył okno.
- No, stara, zasuwaj do Snake Palace – powiedział, wypuszczając sowę na wolność. Przez chwilę obserwował jej lot, po czym po silnym podmuchu wiatru zamknął okno.
Ciekawe jak Granger zareaguje na liścik? – pomyślał, uśmiechając się z samozadowoleniem.
- Hermiona! - dobiegło go wołanie z dołu.
- Już idę - zawołał i pobiegł do „swojej mamy”.
**
Hermiona Granger przeczytała list od Dracona i prychnęła z dezaprobatą.
- Cały Malfoy! – oznajmiła Casperowi, którego już przyprowadziła z dworu. Na kolację nie poszła. Wymówiła się brakiem apetytu i złym samopoczuciem, i musiała zaciskać zęby z frustracji, gdy Lucjusz komentował jej zachowanie, jako „niegodne dziedzica tak szlachetnego rodu; ale może z wiekiem Draco zmądrzeje i zacznie się zachowywać jak mężczyzna”.
Niedługo zacznę współczuć temu blond wypłoszowi! – pomyślała z gorzką ironią.
Nagle zrozumiała, że współtowarzysz jej niedoli jest w zdecydowanie lepszej sytuacji, mimo że znalazł się wśród znienawidzonych przez siebie mugoli (teraz już wiedziała, skąd mu się ta silna antypatia wzięła) i tego, że zbliżał mu się okres, o którym zapewne miał nikłe (jeśli w ogóle jakiekolwiek) pojęcie.
OKRES! – krzyknęła w myślach (omal nie na głos) i szybko zabrała się za pisanie kolejnego listu.
Malfoy, jak zwykle powaliłeś mnie na kolana swoim zabójczym poczuciem humoru i zanim zabrałam się za odpisanie, musiałam się porządnie wyśmiać. Ha, ha, ha, to było po prostu świetne... Nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim infantylizmem. Następnym razem puknij się w czoło i trzy razy zastanów nad tym, co chcesz napisać!
A teraz do rzeczy:
Primo: TO, co stoi u mnie w pokoju to komputer. Takie mugolskie techniczne urządzenie, dzięki któremu można robić wiele rzeczy, między innymi porozumiewać się z innymi ludźmi na całym świecie, jeżeli taki komputer jest podłączony do sieci, czyli Internetu. Lepiej go nie dotykaj; rodzice nie będą zdziwieni, bo korzystam z niego tylko podczas wakacji letnich – teraz nie mam czasu, bo odrabiam prace domowe, zadane na okres Bożego Narodzenia.
Secundo: Boli cię brzuch bo dostaniesz miesiączkę (inaczej okres, lub krwawienie comiesięczne). Mam nadzieję, że wiesz co to jest i sobie poradzisz. Podpaski są (na szczęście!) w ostatniej szufladzie biurka – dolnej. Z przykrością muszę uprzedzić, że należę do tych dziewcząt, które mają bardzo bolesne miesiączki.
Heh, teraz zobaczysz jak to mi „dobrze”, ze względu nie tylko na moje pochodzenie, ale i na to, że jestem kobietą – pomyślała mściwie, pisząc to zdanie. – Zobaczysz, o ile my, dziewczyny, mamy lepiej na tym świecie od facetów! – uśmiechnęła się sama do siebie i kontynuowała pisanie.
Proszki przeciwbólowe o nazwie „Nurofen Forte” są w barku i radzę brać jedną tabletkę co cztery godziny, inaczej zdechniesz z bólu (niewiele pomagają, ale lepszy goblin-fałszerz za kratkami, niż czarodziej-psychopata na wolności).
Sama nie wiedziała, po co tak się martwi czekającym go fizycznym cierpieniem, obawiała się jednak, że Malfoy może z bólu nawet zemdleć. Z facetami nic nigdy nie wiadomo.
Dobra, będę kończyć, bo się trochę rozpisałam i dzięki za informacje o Casprze. Zdążyłam już go polubić. Pisz, jak czegoś będziesz chciał się dowiedzieć.
Zawahała się przez chwilę, a potem z przekornym uśmiechem dopisała:
PS: Dziewczęta używają czasami czegoś takiego jak wibrator (niektóre, a mnie na razie na niego nie stać), albo robią to palcami. Miłego samozaspokajania się, zboczony Ślizgonie -Arystokrato.
Nie myśl, że nie mam poczucia humoru, Malfoy... – pomyślała i „uzbroiła” w listowną odpowiedź szarą sowę.
- To ostatni kurs w tamtą stronę na dziś – powiedziała łagodnie, widząc niezadowolenie ptasiego posłańca. – Jak wrócisz dam ci jeść i pić. Spisz się ładnie.
**
Draco leżał już wygodnie umoszczony w łóżku. Umył się (co było bardzo ciekawym doświadczeniem) i ubrał w jakąś satynową koszulkę (to chyba było jeszcze ciekawsze). Normalnie sypiał w bokserkach, ale przecież w tej chwili nie był sobą – dosłownie. Wiercił się, bo bolał go brzuch, a poza tym czekał na odpowiedź Granger. Skrzywił się przy kolejnym bolesnym skurczu.
Jeżeli jest na coś chora i mi nie powiedziała, to chyba ją zabiję... Oczywiście gdy odzyskam swoje ciało! – pomyślał z irytacją i pomasował brzuch.
Pomogło, ale tylko na chwilę.
- Grrr – zazgrzytał zębami. W tym momencie w pokoju rozległo się ciche stukanie.
- No, w końcu! – mruknął z irytacją, wstając z łóżka. Podbiegł do okna, krzywiąc się przy tym z bólu wywołanego skurczami i otworzył je na oścież, pozwalając, by sowa wleciała do środka. Ptak krążył przez chwilę po pokoju, by w końcu wylądować na łóżku. Draco zamknął okno i podszedł do sowy. Odwiązał zwitek pergaminu od jej nóżki i niecierpliwe rozwinął.
Jego wzrok przesuwał się po linijkach schludnego pisma i miarę jak czytał rzedła mu mina. Komputer jawił mu się jako coś obcego i naprawdę nie zamierzał go dotykać, ale wyjaśnienia dotyczące bólu brzucha nie przyniosły mu ukojenia.
Teraz znalazł się w naprawdę paskudnym położeniu i przestało go to bawić. Spojrzał raz jeszcze na list panny Granger.
- Normalnie cudownie – powiedział ze złością, gniotąc pergamin w dłoni. – Tego tylko potrzebowałem do pełni szczęścia – mruczał pod nosem, celując w stronę kosza. Sowa, która stroszyła sobie piórka na jego łóżku, poderwała głowę i spojrzała na niego wielkimi, bursztynowymi oczami.
- Gdzie?! – warknął w jej stronę, gdy zaczęła zbierać się do odlotu. – Muszę skończyć czytać i odpowiedzieć!
Rozprostował pogniecioną kartkę i kontynuował lekturę. Gdy doszedł do post scriptum nawet się uśmiechnął, co nie zmieniało faktu, że nadal czuł się okropnie. Swoją odpowiedź postanowił napisać na odwrocie pergaminu.
Fajnie, dzięki Granger, że mnie zdołowałaś! Nie masz kiedy dostawiać okresu tylko w Wigilię!? Jeżeli teraz mnie boli, co będzie jak już dostanę? Cholera! Mniejsza, ty musisz znosić o co miesiąc, rzeczywiście nieciekawe. A jak już jesteśmy przy takich tematach, to nie zdziw się jak Ci mój stary zaproponuje wypad na panienki do jakiegoś dobrego mugolskiego klubu. Mugolkami jakoś się nie brzydzi...
To baw się dobrze i nie zaniedbuj Caspra. Tak a propos – twój pomarańczowy potworek raczej mnie unika, więc nie wiem jak się nim opiekować. Wydaje się sam sobie świetnie radzić i lubi chyba być na dworze. To by było na tyle. Na razie.
PS: Do Twojej wiadomości: wiem co to jest wibrator (czasem się podsłuch..e rozmowy dziewcząt, jak człowiek się nudzi) i nie miałem pojęcia, że jesteś taka wyuzdana. Jak chcesz to ci taki zafunduje, pod warunkiem, że dasz mi popatrzeć.
Przez chwilę się zastanawiał, a potem domalował uśmiechniętą buźkę z wywalonym językiem.
Troszeczkę mu to poprawiło humor, ale gdy tylko sowa wyleciała przez okno, usiadł z pochmurną miną na łóżku.
- Cholerny okres – wymamrotał z irytacją.
Przez chwilę wpatrywał się w „swoje” kolana by w końcu westchnąć ciężko i położyć się spać.
Okresu jej się zachciało – pomyślał, wpatrując się w sufit.
**
Hermiona chodziła po sypialni Malfoya w tę i z powrotem, co chwilę zerkając w stronę okna. Casper ziewnął głośno i zamknął oczy. Widać obserwowanie podenerwowanego pana trochę go znudziło i postanowił uciąć sobie drzemkę. Jednak nie dane było mu się cieszyć snem zbyt długo, gdyż w komnacie rozległo się głośne stukanie.
Retriver zaskomlał z irytacją i przewrócił się na drugi bok, a Hermiona otworzyła sówce okno. Szybko odwiązała wiadomość i już miała czytać, ale usłyszała pełne wyrzutu pohukiwania.
- Już, już – powiedziała i podstawiła pod dziób ptaka miseczki z wodą i ziarnem, które przygotowała po odlocie sowy. Otrzymała za to pieszczotliwe szczypnięcie dziobem w palec.
Potem usiadła na łóżku i zabrała się za czytanie odpowiedzi Malfoya.
Cały on – pomyślała – Jakby to ode mnie zależało, kiedy mi miesiączka wypadnie.
Prychnęła z irytacją i jej wzrok padł na zdanie dotyczące mugolskiego klubu.
Przez chwilę zdawało jej się, że źle przeczytała. Podniosła wzrok, po czym raz jeszcze spojrzała na owo zdanie.
- Nie... No... On chyba żartuje... Kto by przypuszczał... Nie, na pewno żartuje... – mówiła do siebie, czytając raz po raz o upodobaniach pana Malfoya. W końcu doszła do wniosku, że Malfoy Junior sobie z niej zadrwił i powróciła do dalszego czytania listu.
- Ha! – wykrzyknęła i uśmiechnęła się z zadowoleniem, że ma tak inteligentnego kota. Przynajmniej nie będzie musiała się martwić, że Ślizgon w jakiś sposób go skrzywdzi. Jej brwi uniosły się wysoko do góry, gdy przeczytała o zachciance chłopaka.
- Pogratulować elokwencji i poczucia humoru – stwierdziła zdegustowana i złożyła list.
Miała ochotę odpisać Draconowi... już nawet brała pergamin i pióro, jednak jej wzrok padł na zmęczonego ptaka i stwierdziła, że da sobie spokój. Ostatecznie powiadomiła Malfoya co i jak. Westchnęła i po cichu odniosła sówkę na jej miejsce. Bezszelestnie wróciła do pokoju, zamknęła drzwi i położyła się do łóżka. Miała na sobie czarne bokserki w zielone smoczki, które jej się bardzo spodobały i jasny podkoszulek, którego ciężko było się doszukać wśród raczej ciemnych ubrań Ślizgona. Ziewnęła, przyłożyła głowę do poduszki i po minucie już smacznie spała.
**
Draco obudził się o szóstej nad ranem wykrzywiając twarz z nieludzkiego – w jego mniemaniu – bólu. Nie miał pojęcia, że mordęga dopiero się zaczyna. Czuł przy tym silne parcie na pęcherz, więc udał się do łazienki. To było wybitnie głupie wrażenie – siadać na sedesie przy siusianiu.
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję – wymamrotał i skrzywił się pod wpływem kolejnego skurczu.
- O rany, krew... – wyszeptał i lekko pobladł. Na koszulce widniały czerwone plamy. – No tak, mam okres – dodał po chwili już spokojniej.
Kilka minut później kasztanowowłosa nastolatka z piegami na nosie siedziała na łóżku z podpaską w ręce i oglądała ją ze wszystkich stron.
Jak tego użyć? – głowił się Draco. – Dobra, najpierw środek przeciwbólowy – postanowił przy kolejnym, nieco silniejszym skurczu i zażył, poleconą przez Hermionę, pigułkę.
Podpaska nadal jednak leżała i czekała na rozwiązanie skomplikowanej instrukcji obsługi.
„Dziewczę” westchnęło i ponownie jęło oglądać „urządzenie”.
W końcu Draco zauważył, że są na niej paski papieru, pod którymi jest warstwa kleju i oświeciło go, że tą stroną trzeba przylepić popaskę do majtek.
- Jestem genialny – stwierdził z wrodzoną skromnością, gdy już uporał się z przytwierdzeniem podpaski do materiału i z założeniem fig na pupę.
- Niewygodnie... – oznajmił ścianie naprzeciwko łóżka. Oczywiście, wygodnie być nie mogło, skoro zignorował skrzydełka i nie przykleił ich od drugiej strony. Teraz go uwierały w pachwiny. Poprawił podpaskę jak tylko mógł i zwinął się w kłębek pod kołdrą.
Fuj – pomyślał o zaplamionym prześcieradle pod sobą. – Jak im się udaje zachować higienę...?
Próbował zasnąć i nie mógł, bo ból nasilał się z minuty na minutę.
Ciekawe jakby mnie bolało, gdyby nie to coś, co połknąłem... – pomyślał z rozpaczą. Mimo woli poczuł szacunek do rodzaju żeńskiego.
Po dwóch godzinach (niech Granger wsadzi sobie gdzieś te „cztery godziny”) wziął kolejny proszek i przewracał się w łóżku do dziewiątej, niemal wyjąc z bólu. Później zasnął wyczerpany, ale co parę minut budził go bardzo silny skurcz, a o dziesiątej przyszła Hermionę obudzić jej mama.
**
Draco siedział przy stole i z miną męczennika obserwował jak pani Granger kroi migdały.
No może niezupełnie obserwował, gdyż myślami był bardzo daleko stąd. A mianowicie przy apteczce matki, w której zawsze można było znaleźć Eliksir Przeciwbólowy. W jego mniemaniu te „cholerne, szlamowate” tabletki zupełnie nie pomagały. Mimo tego, że wziął już trzecią pastylkę z rzędu, ból nie mijał. Owszem, zelżał, ale nie minął całkowicie, jak działo się to w przypadku zażycia Eliksiru Przeciwbólowego.
Westchnął ciężko łapiąc się za brzuch, gdyż poczuł kolejny skurcz.
- Coś się stało, skarbie? – dobiegł go głos „jego” mamy.
- Nic – warknął masując sobie podbrzusze.
Jeszcze sekunda a nie wyrobię - pomyślał ze złością. Pani Granger spojrzała zdziwiona na córkę spod wysoko uniesionych brwi.
- Hermiono? – spytała powoli – Dobrze się czujesz?
O drogi Merlinie! Ratuj bo mnie za chwilę szlag trafi na miejscu - pomyślał poirytowany Draco podnosząc oczy ku niebu.
- Wspaniale, mamo, po prostu wspaniale – odrzekł, z trudem siląc się na spokój.
- Kochanie, zachowuj się – zganiła ja matka wracając do krojenia migdałów. Draco rozdziawił usta z niedowierzania. On tu umiera z bólu, a ta kobieta prawi mu o manierach.
Jaki ten świat jest niesprawiedliwy – pomyślał, krzywiąc się z bólu.
**
Jeśli Hermiona myślała, że następnego dnia śniadanie będzie przebiegać w miarę spokojnej atmosferze, to była w ogromnym błędzie. Lucjusz Malfoy nadal wspominał o wczorajszym haniebnym, jego zdaniem, zachowaniu syna i zarządził, ku rozpaczy Hermiony, następną lekcję szermierki tuż po obiedzie.
- I mam nadzieję, że w końcu zaczniesz się zachowywać jak przystało na Malfoya – dodał jej tymczasowy ojciec ze złością.
- Tak, ojcze – odpowiedziała dziewczyna, czując jak grunt usuwa się jej spod stóp. Co prawda, jej „kolega” ze Slytherinu powiadomił ją, jak ma się poruszać przy walce, ale to ją wcale nie podnosiło na duchu.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia – rzekł Lucjusz Malfoy i zniknął za najnowszym numerem Proroka Codziennego.
Ja się chyba zabiję – pomyślała, smarując chleb razowy masłem. W pewnym momencie przestała, gdyż poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosła wzrok: to Narcyza Malfoy przyglądała się jej zaskoczona.
- Coś się stało? – spytał zaniepokojony „Draco”. Spojrzenie kobiety zasugerowało Hermionie, że chyba popełniła jakąś gafę.
- Nic, synu... tylko zastanawiałam się od kiedy smarujesz chleb masłem. Czyżbyś zrezygnował z diety, zaleconej przez twojego trenera? – spytała zimno kobieta.
Hermiona spojrzała na kromkę chleba w swej dłoni, potem na nóż, a w końcu na maselniczkę i zaklęła w duchu. Odłożyła chleb na talerz i sięgnęła po następną kromkę, przyrzekając sobie w duchu, że gdy tylko odzyska swoje własne ciało, to Malfoy ją popamięta.
- Narcyzo, nie sadzę aby to miało jakieś znaczenie – odezwał się zza gazety jej małżonek.
- Ależ Lucjuszu! – oburzyła się blondynka. „Draco” utkwił wzrok w okładce Proroka, za którą skrywał się Malfoy senior. Hermionę zastanawiało, jak zareaguje ten zimny arystokrata. Tymczasem Lucjusz Malfoy odłożył gazetę i spojrzał na swoją małżonkę z irytacją
- Czy ty nie masz się czym zajmować? – spytał znudzonym tonem.
- Dieta Dracona jest bardzo istotna! – zaperzyła się Narcyza i zmarszczyła nos, jakby w powietrzu unosił się wyjątkowo przykry zapach.
- To jest najmniej istotna rzecz, Narcyzo – wycedził Lucjusz. – Jakoś nie widzę, żeby nasz syn obrastał tłuszczem! – Mężczyzna przerzucił kolejną stronę Proroka z takim impetem, że omal nie rozdarł gazety.
- Panuj nad sobą, Lucjuszu – oznajmiła jego małżonka arktycznym tonem i skrzywiła się jeszcze mocniej.
Malfoy Senior z trzaskiem rzucił magiczny dziennik na stół i spojrzał lodowatym wzrokiem na swą żonę.
Urocze – pomyślała ze zgrozą Hermiona. Naprawdę zaczynała współczuć Draconowi takiej rodzinki.
Ale on jest taki sam i dobrze mu tak! – dodała od razu w duchu. Jej buntownicza natura jak dotąd zwyciężała, zwłaszcza, że Malfoy był osobą, której nie cierpiała aż do bólu. Cóż, sam doprowadził do tego swoim zachowaniem.
- Ależ ja doskonale panuje nad sobą – wycedził przez zęby arystokrata.
Właśnie widzę – pomyślała z przekąsem Hermiona. – Malfoy ma wesoło w domu, nie ma co... Nie dziwię się że ma skłonności psychopatyczne.
Czarnowidztwo panny Granger, zapewne związane z atmosferą zbliżających się świąt, pogłębiło się jeszcze bardziej.
- Wychodzę, Narcyzo, bo nie zamierzam słuchać tych bzdur. Draco, za godzinę widzę cię w sali ćwiczebnej i mam nadzieję, że dziś nie zrobisz z siebie takiego pośmiewiska jak wczoraj – chłodny ton Lucjusza sprawił, że po plecach Hermiony przeszły ciarki przerażenia. Mężczyzna wstał i dystyngowanym krokiem wymaszerował z jadalni.
Może udam, że zachorowałam – pomyślała desperacko. – Że przejadłam się masłem...
„Draco” ugryzł ogromny kęs chleba i sięgnął po masło i nóż.
- Synu... – Narcyza skrzywiła się jak cierpiętnica i panna Granger odłożyła obydwie rzeczy na stół.
Chyba Malfoy junior będzie się musiał, po dzisiejszym popołudniu, rozejrzeć się za nowym męskim ciałem – depresja Hermiony powoli sięgała dna.
**
To była porażka...
Nie pojedynkowali się nawet piętnaście minut, a Hermionie na pewno nie pomagał fakt, iż była potwornie zdenerwowana.
Kiedy pokazowo wywaliła się na płask przed nogami Lucjusza Malfoya, ten cisnął ze złością floretem i z zimnym wyrazem twarzy oznajmił:
- Koniec na dziś, Draconie. Masz szczęście, że jutro są święta, inaczej rzuciłbym w ciebie jakąś nieprzyjemną klątwą, SYNU – ostatnie słowo wypluł z taką miną, jakby go ukąsiła jadowita żmija. – Lepiej szybko zejdź mi z oczu.
Hermiona po raz pierwszy, od nieszczęsnej zamiany, była bliska łez. Mężnie zagryzła wargi i bardzo szybko przebrała się w zwykłe szaty. Jej rodzice nigdy by tak nie potraktowali własnego dziecka. Najwidoczniej Ślizgon był ukochanym synem tylko w momencie spełniania oczekiwań ojca, a kiedy nie wywiązywał się z tego jak należy, Lucjusz traktował go z zimną i pełną rezerwy pogardą.
Chcę do mamy... – pomyślała z rozpaczą panna Granger.
**
„Hermiona” przez cały dzień kręciła się po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Za każdym razem, gdy brała książkę, ból związany ze skurczami przeszkadzał Draconowi w skupieniu się na treści. Doszło nawet do tego, że w przypływie wściekłości rzucił [/i]„Tysiącem Magicznych Ziół i Grzybów – dla zaawansowanych”[/i] przez cały pokój. Potem stwierdził, że jednak było to złe posuniecie, gdyż księga rozleciała się na kawałki i musiał ją sklejać mugolską taśmą.
Granger mnie zabije - pomyślał obracając w rękach naprawiony wolumin. – Tfuuuuu... O czym ja myślę? Ona mnie? Chyba ja ją - skarcił się niemal natychmiast w duchu. Następnie odłożył księgę na blat biurka, obok monitora i usiadł na łóżku.
Przy takim bólu na pewno niczego się nie nauczę - pomyślał ze złością. Niedawno zjadł obiad i połknął piąty proszek przeciwbólowy w tym dniu. Popatrzył na sklejony po mugolsku, czyli w całkowicie nieodpowiedni, dla czystej krwi czarodzieja - arystokraty, sposób. Biorąc pod uwagę jego umiejętności posługiwania się taśmą samoprzylepną, książka wyglądała żałośnie.
Nagle usłyszał pukanie w okno i spojrzał w tym kierunku. Zobaczył sowę z listem.
Granger - pomyślał. Otworzył sówce, pozwolił by wleciała do środka, a następnie odwiązał krótki, ale bardzo treściwy liścik.
Mam dosyć, zróbmy coś bo zwariuję. Twój ojciec to cholerny terrorysta. Omal mnie dziś nie zabił. Zaczynam Ci współczuć, Malfoy. Czuję, że to będą najgorsze święta w moim życiu i mam nadzieję, że Ty się chociaż dobrze bawisz. Możesz w końcu popatrzeć na świat "z innej perspektywy."
Już miał się wściec, ale zauważył podejrzane kleksy z atramentu. Najwidoczniej autorka płakała podczas pisania.
No, to pięknie - pomyślał z konsternacją, czytając raz jeszcze list od Granger. Widocznie jego kochany tatuś znowu dostał szału, bo Granger zrobiła nie to, co powinna jego zdaniem.
Jeśli tak dalej pójdzie to... - pomyślał Draco.
No właśnie: co? Był przyzwyczajony do takiego traktowania ze strony ojca, i choć w głębi serca troszeczkę go to bolało, uodpornił się. Granger natomiast wychowana w kochającej rodzinie nigdy nie doświadczyła czegoś takiego...
Westchnął i odpisał na drugiej stronie listu od Hermiony.
Słuchaj, Granger, nie pękaj. Weź się w garść. Wytrzymasz, jesteś silna... Pomyśl sobie, jak ja teraz cierpię. Mam bardzo niski próg wytrzymałości na ból – serio - i jeżeli coś mi doskwiera to zażywam silny eliksir przeciwbólowy, a teraz nie mam takiej możliwości. Wszystko będzie dobrze. Stary nie gniewa się długo.
Przez chwilę pomyślał i dopisał jeszcze post scriptum.
PS: Jak będziesz miała problemy, albo będzie Ci źle, to napisz.
Podrapał się za uchem i leciutko uśmiechnął.
Chyba zaczynam mięknąć... - pomyślał z niesmakiem i przywiązał liścik do nóżki sowy.
- Lecisz – powiedział do ptaka wypuszczając go przez okno. Chwilę później został sam w pokoju. Miał tylko nadzieje, że dziewczyna nie załamie się przed powrotem do Hogwartu, bo trudno będzie mu się wytłumaczyć ze „swego” zachowania, gdy wróci do domu w wakacje.
- No i pięknie... – westchnął raz jeszcze, kładąc się na łóżku.
**
Zbliżała się pora kolacji, gdy do pokoju Hermiony zajrzała pani Granger. Draco, który wydeptywał od paru godzin dróżkę w dywanie, spojrzał na nią zdziwiony. Już sam fakt, że kobieta uśmiechała się trochę jak obłąkana, powinien dać mu do myślenia, jednak nie dał (co później bardzo go wyprowadzało z równowagi).
- Herm, słoneczko, zejdź na dół – poprosiła „mama” i ze śpiewem na ustach zamknęła drzwi. „Słoneczko” westchnęło przeciągle i postanowiło wziąć szóstą tabletkę. Nie wiedziało przecież ile czasu będzie musiało spędzić na dole.
Akurat mam ochotę na jakieś wesołe rodzinne spotkania - pomyślał Malfoy junior. – Niech to stado gargulców skopie na miazgę - dodał jeszcze w duchu "ku pokrzepieniu własnego skołatanego serca."
- Jedna doba, a ja już mam dosyć - wycedził sam do siebie przez zaciśnięte z bólu zęby. - Stary goblin chędożył ten cały okres - syknął ze złością, zamykając za sobą drzwi pokoju Hermiony. Następnie powoli zszedł po schodach, jednak przystanął w połowie, gdy z dołu dobiegły go radosne okrzyki i śmiechy. Draco ostrożnie wychylił się przez balustradę, by „wybadać” sytuację.
Pośrodku holu stała niska kobieta, odziana w kostiumik porażającej barwy lilaróż. Jej głowę przyozdabiał beżowy kapelusz z ogromnym rondem.
Dlaczego mugole tak kochają różowy? - spytał w duchu z rozpaczą.
- Uh... – jęknął, gdy nadszedł następny skurcz. Najwyraźniej Grangrerowie usłyszeli ten jęk, gdyż podnieśli głowy.
- Hermiona, co ty tam robisz? Schodź na dół przywitać się z babcią – ponaglił go „ojciec” z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco zerknął na babcię... i musiał przymknąć oczy by nie zwariować od takiej kolorystyki.
Ja rozumiem, tapety w niebieskie różyczki... ale TAKI kolor pomadki? Tej kobiecie przydałby się porządny stylista! - stwierdził w duchu, podnosząc jedną powiekę. Wiedział kim są styliści. W końcu jego rodzice pochodzili z wyższych sfer, a matka często korzystała z ich usług.
Starsza pani popatrzyła na niego spod wytuszowanych rzęs, a jej jaskrawo różowe wargi rozciągnęły się w przesłodzonym uśmiechu.
Gdzie by się tu... - zaczął gorączkowo myśleć, rzucając tęskne spojrzenie na szczyt schodów.
- Hermuś! – zaświergotała staruszka, machając do niego zawzięcie.
- Z późno... – mruknął zrezygnowany, następnie wziął bardzo głęboki oddech i zszedł na dół.
- Mój słodki skarbeczek – zaświergotała ponownie babcia Hermiony i rozłożyła swoje pulchne ramiona. – Przywitaj się ze swoją babunią! – O ile to tylko możliwe, jej uśmiech stał się jeszcze bardziej słodki. Draco podniósł brwi i powoli podszedł do kobiety. Przez chwilę zapomniał nawet o bólu w podbrzuszu.
O słodki Merlinie... – jęknął w myślach, gdy babcia Hermiony uścisnęła go mocno, tak, że o mało go nie udusiła.
- Yhm.. udusisz mnie ty.... – próbował się uwolnić z silnego uścisku kobiety. Niestety bez skutku. W końcu, po jakiś dwóch minutach „babunia” wypuściła go ze swych objęć tak, że się zatoczył.
O żesz jasna... ale ma uścisk – pomyślał, rozcierając sobie żebra.
- Aleś ty urosła, kochanie! – radośnie oznajmiła starsza pani, mimo że Hermionie od zeszłego roku przybył jedynie cal wzrostu. Draco przewrócił oczami i starał się radośnie uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas niepewności na twarzy.
- Co się stało, Hermuś? – świergotnęła babcia. – Nie cieszysz się z mojego przyjazdu?
- Och, bardzo się cieszę – Malfoy postarał się poprawić swój uśmiech i tym razem osiągnął lepsze rezultaty. – Tylko trochę źle się czuję, babciu.
Dlaczego ona mnie traktuje jakbym był w ciele pięciolatki, a nie prawie dorosłej kobiety? Mugole są anormalni... – pomyślał z niesmakiem.
Chwilę później wszyscy poszli do saloniku, gdzie pani Granger podała gorącą herbatę. Draco poczuł się odrobinę lepiej, gdy wypił gorący, gorzki napój. Cieszył się, że Hermiona także zazwyczaj nie słodzi herbaty.
Babcia wymęczyła go nieco psychicznie, dopytując się o wszystko, co dzieje się w szkole. Okazało się, że jest wtajemniczona w zdolności swojej wnuczki, Draco dowiedział się także że jest to mama pana Granger, co postanowił zapamiętać sobie na przyszłość.
Omal nie oblał się herbatą, gdy starsza pani zaczęła wypytywać się „czy Hermuś ma swojego chłopca”. Później zastanawiał się, czy nie oznajmić, że kocha się w Draco Malfoyu, ale niestety nie ma u niego szans. Starsza kobieta wyglądała jednak na osobę odznaczającą się nad wyraz dobrą pamięcią i Granger mogłaby go zabić, gdyby się dowiedziała, co naopowiadał jej babci. Dlatego „Hermuś” dyplomatycznie stwierdziła, że owszem jest chłopak, który jej się podoba, ale na razie nie wie jeszcze co z tego wyjdzie.
Po godzinie zdarzył się cud, bo pani Granger oznajmiła:
- Herm, jesteś blada, chyba bardzo cię boli brzuch. Idź do siebie i w spokoju odpocznij...
- Dobrze, mamo – odrzekł Draco, który rzeczywiście odczuwał ogromny dyskomfort, a natarczywe, chociaż pełne życzliwości wypytywanie babci nie poprawiało mu samopoczucia.
- Tak mamo, nie czuję się najlepiej. Rzeczywiście pójdę do siebie... Przepraszam babciu – tym razem bardzo się starał, aby uśmiech był przepraszający, a nie uszczęśliwiony. Chyba się udało bo Gertruda (tak „kochana babcia” miała na imię) jedynie oddała wnuczce uprzejmy uśmiech i powiedziała:
- Tak Hermuś, odpocznij, jutro sobie porozmawiamy.
Niestety tak – pomyślał Draco i poszedł na górę. – Ta cholerna miesiączka ma czasami swoje plusy...
No cóż, lepiej późno niż wcale, prawda?
Znalazłam tylko to [chociaż wiele nie szukałam ]:
oczywiście super ciekawie napisane, w ogóle pomysł napisanie ff jest bardzi orginalny;)) pozdrawiam i czekam na nastepne dzieła
Buehehehhee brawo Pomysł świetny, treść podobnie... Czyta się tak przyjemnie, ze aż nie mam ochoty doszukiwać się błędów
Buuu Tak długo nie ma nic nowego To jest bardzo fajny fick i (przynajmniej ja) nie mogę się doczekać następnej części
Korekta: Toroj
Rozdział dedykowany Nim z okazji szesnastych urodzin
Sonka i Kit
Rozdział VIII:
Nie ma jak rodzinne Święta
To najlepszy czas w roku dla rodziny
To wspaniałe uczucie
Poczuć miłość w pokoju
Od podłogi aż po sufit
To jest ten czas w roku,
Gdy przychodzą Święta*
[ Merry Christmas, Happy Holidays; N` Sync]
Draco położył się na łóżku i przymknął oczy. Czuł się trochę dziwnie; był lekko nieprzytomny; tak jakby na lekkim rauszu. Cieszył się, że pani Granger zasugerowała mu, aby poszedł na górę. Po kilku chwilach poczuł, że tępe, bolesne pulsowanie w podbrzuszu znowu się nasila. Kolejny skurcz wywołał jęk i grymas cierpienia na jego twarzy.
Spróbował zasnąć, ale nie mógł. Kręcił się z boku na bok i z lekką grozą rozmyślał o świętach, które musi spędzić z tą cudaczną babcią Grangerówny. Westchnął cicho, wstał i poszedł po następną tabletkę przeciwbólową.
I tak przegiąłem z tymi mugolskimi prochami – pomyślał, patrząc na okrągłą pigułkę w swojej dłoni. Kolejny skurcz w dole brzucha spowodował, że syknął niemal ze złością.
Co tam, najwyżej się struję, ale trochę mniej będzie bolało...
Zamknął oczy i połknął następny Nurofen.
Powędrował z powrotem do łóżka. Tym razem udało mu się zdrzemnąć, ale miał dziwne, pełne niedorzecznych sytuacji sny i wiercił się niespokojnie przez sen.
Parę minut po dziewiątej wieczorem obudziło go charakterystyczne stukanie w szybę . Przetarł oczy i popatrzył w kierunku okna.
- Kolejna sowa – mruknął.
Wstając, delikatnie się zatoczył, ku swojemu zdziwieniu. Wpuścił posłańca do pokoju.
List był oczywiście od Granger i Draco westchnął teatralnie, gdy przeczytał kilka pierwszych linijek. Pisała, że dziękuje mu za troskę i uświadamiała go, co do postępowania wobec babci, która może (ale nie musi) przyjechać na święta.
Przyjechała, nie martw się – pomyślał ironicznie.
Babcia jest w gruncie rzeczy w porządku, ale traktuje mnie jak małą dziewczynkę. To może być irytujące.
- No co ty, Granger, naprawdę? – powiedział sam do siebie i prychnął demonstracyjnie.
Nie bądź jednak dla niej niemiły. Jak się do niej przyzwyczaisz, zobaczysz że jest sympatyczna. Musisz jej tylko DELIKATNIE sugerować, że nie jesteś już małym dzieckiem i zachowywać stosowny dystans, a wszystko będzie dobrze i może nawet ją polubisz. Bywa zabawna.
- Wiem, do cholery, co znaczy być delikatnym, Granger! – warknął głośno, dotknięty do żywego sugestywnym podkreśleniem słowa delikatnie, aż sowa nastroszyła z dezaprobatą piórka. Draco łypnął na nią spojrzeniem z serii: Coś ci się, mała, nie podoba? i wrócił do czytania.
Dalej Hermiona informowała go, że prezenty dla rodziców, o których mu wspominała w pociągu, ma zostawić tradycyjnie pod choinką. Pytała go też, jak jest z prezentami u nich w domu. Tak na wszelki wypadek. Nie chciała się zbłaźnić i znowu usłyszeć od Wielkiego Lucjusza jakichś miłych słów.
- Normalnie, Granger, normalnie – mruknął Draco sam do siebie i krzywo się uśmiechnął.
Tak, jego kochany ojczulek potrafił być przykry, a Granger nieźle przecież mu podpadła...Westchnął przeciągle i przeszedł do post scriptum.
PS: To raczej oczywiste, ale z wami - facetami, nigdy nic nie wiadomo, Malfoy, więc informuję Cię na wszelki wypadek, że podpaski zmienia się średnio co cztery godziny. I nie przesadzaj z prochami, bo się naćpasz.
Już jestem naćpany – pomyślał, w końcu właściwie kwalifikując ów dziwny stan otępienia. –[i] Ale to małe piwko.
Jeszcze raz przeczytał zdanie na temat podpasek.
- Żesz, cholera jasna – wyjęczał niemal płaczliwym głosem, gdy dotarło do niego, że chodzi od nocy w jednej i tej samej. – Żesz w pizdu – powtórzył bardziej żałośnie i usiadł z wrażenia na łóżku. – Na łyse jaja Merlina, DLACZEGO ja na to nie wpadłem?
Walnął się na odlew dłonią w czoło i stęknął.
- No i co się tak gapisz? – spytał ze złością sówkę, która przechyliła łebek i patrzyła na niego z zainteresowaniem. Ptak nastroszył się i cichutko zahukał.
- Wiem, że jestem głąbem – odpowiedział sowie już nieco łagodniej.
Westchnął i postanowił zmienić to „coś” (nie wiadomo dlaczego ogarniała go panika, na słowo „podpaska”), oraz odpisać Granger. Dokładnie w takiej kolejności.
**
W chwili, gdy przyszła odpowiedź Malfoya, Hermiona bawiła się z Casprem. Wpuściła sówkę do środka, odwiązała list od jej nóżki i, po uprzednim zaproponowaniu zmęczonemu ptakowi biszkopta i miseczki z wodą, usiadła obok Caspra i zaczęła czytać..
Granger,
Wiedz, że Twoja jakże kochana babunia raczyła się zjawić w tym roku na Święta u ciebie w domu...
- No to po mnie... – mruknęła pod nosem Hermiona. Labrador ziewnął głośno i złożył łeb na łapach. Dziewczyna wróciła do czytania.
Nie wiem jak ty wytrzymujesz tę komedię (i te kolory), ale chyba zacznę ci gratulować cierpliwości. Chociaż jakby się tak zastanowić...
Uniosła wysoko brwi. Nigdy nie zdarzyło się, by Malfoy junior czegokolwiek jej gratulował... a już na pewno, by gratulował jej cierpliwości.
- Twój pan jest dziwny – stwierdziła, zerkając na psa. Casper znów ziewnął w odpowiedzi.
Dla Twojej informacji: wiem co to znaczy „delikatnie sugerować”. Gdybyś nie zauważyła, nazywam się Malfoy.
- A patrz no, nie wiedziałam – zadrwiła Hermiona. Pisząc list do Ślizgona, wolała mu wspomnieć o delikatności, ponieważ znając jego zachowanie, dobrze wiedziała, że chłopak może się zachować nietaktownie. Było to wysoko prawdopodobne w sytuacji, w której obecnie się znalazł.
Jeśli chodzi o prezenty to chyba logiczne, że pod choinką, prawda? Na wszelki wypadek przypomnę ci, że prezenty są w moim kufrze. A jak ich tam nie ma to krzyknij na skrzata. Powinien w końcu wiedzieć, gdzie je wpakował.
- A skąd ja mam wiedzieć, jak u Malfoyów jest z prezentami? Czy ja tu mieszkam? – warknęła. Naprawdę nie chciała podpaść Lucjuszowi, bo wydawało jej się, że jak strzeli jeszcze jedną taką gafę, to albo arystokrata się załamie albo ją poćwiartuje.
Raz jeszcze przeczytała ostatnie zdanie. Przy sformułowaniu krzyknąć na skrzata prychnęła z pogardą.
Jak go tak zastraszyłeś to na pewno wie - pomyślała i zgniotła list w dłoni. Już miała go wrzucić do kominka, gdy przypomniała sobie, że przecież nie przeczytała post scriptum. Rozwinęła go więc i, modląc się o zdrowie psychiczne, doczytała do końca. Okazało się, że niepotrzebnie nawet go rozwijała, bo zdanie „Czy twoja babcia ubiera się w coś poza różem?” zdenerwowało ją jeszcze bardziej.
- Ja mu dam róż - mruczała pod nosem, wyrzucając wszystko z szuflady biurka w poszukiwaniu czystego pergaminu. – Oślizgły, arogancki strażnik kolorystyki...
Nie lubiła różowego koloru, ale Draco Cholerny Wyniosły Arystokrata Malfoy nie miał prawa krytykować jej rodziny, sam mając za rodziców zimne bryły lodu.
Casper przyglądał się jej poczynaniom z umiarkowanym zainteresowaniem. W końcu Hermiona znalazła to czego szukała i zaczęła pisać.
Nie napisała zbyt wiele, jedynie poprosiła aby się „nie wydurniał i zachowywał normalnie”, dała mu instrukcje co do ubioru i uprzedziła o tym, że w jej rodzinnym domu śpiewa się przy stole kolędy. Spytała też jak wygląda świąteczny obiad w rezydencji Malfoyów, co podają na stół skrzaty domowe i, nie mogąc się oprzeć pokusie, zapytała w post scriptum, czy jego rodzice cały czas siedzą sztywno, jakby połknęli kije od mioteł.
Przeczytała z krytycznym wyrazem twarzy wszystko co udało jej się napisać i, w miarę zadowolona, odesłała Malfoyowi sowę z odpowiedzią. Nie chciała bawić się w korespondencję w nieskończoność i dlatego pod koniec listu poinformowała Dracona, że jeżeli będzie miał jakieś pytania, to trochę poczeka, gdyż ona musi psychicznie przygotować się do spędzenia całego świątecznego dnia z jego rodzicami. Nie omieszkała wspomnieć, że odpisze późnym wieczorem, jeżeli przeżyje.
*
Draconowi straszliwie nie chciało się odpisywać, ale cóż mógł zrobić. Napisał, że poza tradycyjnymi potrawami, na stole znajdą się zapewne owoce morza i jakiś wykwintny deser. Stawiał na lody i roladę cytrynową. Uśmiechnął się złośliwie na myśl o minie Granger, gdy przeczyta o owocach morza, bo zapewne nie miała pojęcia jak się je homara, czy (co bardziej prawdopodobne) krewetki. W post scriptum zaznaczył, że napisałby jej jak obchodzić się z kałamarnicami i innymi tego typu, odpowiednio przyrządzonymi, stworzonkami, ale jej dopisek na temat ojca i matki bardzo uraził jego uczucia i go zranił. Był jednak na tyle wspaniałomyślny, że doradził jej lekturę „Obyczajów dobrze wychowanego czarodzieja”, które powinny leżeć gdzieś tam w jego pokoju.
***
Rano Hermiona otworzyła szafę Malfoya Juniora i z kwaśną miną zaczęła przeglądać jego rzeczy. Ślizgon napisał jej, by na świąteczny obiad włożyła czarne spodnie oraz czarną, jedwabną koszulę, a na ten komplet narzuciła odświętną szatę. Szkopuł w tym, że wszystkie rzeczy w szafie blondyna wyglądały na odświętne i dziewczyna nie mogła się zorientować, o który zestaw Ślizgonowi chodzi.
Mógł chociaż napisać jak wygląda ta cholerna szata – pomyślała, zdejmując z wieszaka szarą szatę ze srebrnymi spinkami w kształcie węży. Na ironię losu, Malfoy zamiast napisać o tym, co ją najbardziej interesowało, opisał jej wygląd świątecznego stołu. W pewnym sensie było to przydatne, choć z drugiej strony Hermiona podejrzewała, że takie dania pojawią się na arystokratycznym stole. Troszeczkę ją to przerażało, ale postanowiła, że podoła zadaniu.
Ostatecznie kiedyś byłam w ekskluzywnej restauracji! - pomyślała z irytacją. Nie dopuszczała do siebie faktu, że miała wtedy pięć lat i praktycznie nic z tej wizyty nie pamięta. (Jej rodzice do dziś opowiadali anegdotę, jak Hermiona zaczepiała wszystkich gości po kolei.)
W razie czego zawsze mogę skorzystać z tego podręcznika – pomyślała. - Tylko... najpierw muszę go znaleźć – dodała, rozglądając się z rezygnacją po sypialni.
W tym momencie drzwi sypialni otworzyły się i stanął w nich pan domu. Hermiona jęknęła w duchu, podczas gdy Malfoy Senior omiótł zimnym spojrzeniem sypialnię „syna”.
- Chyba nie zamierzasz tego włożyć? – spytał zimno, zerkając zniesmaczony na szatę w rękach „Draco”. Panna Granger spojrzała z niewyraźną miną na trzymany ciuch. Właśnie tę kreację uznała za najbardziej odpowiednią do świątecznego obiadu. Podniosła wzrok na Lucjusza i nerwowo się uśmiechnęła.
– Ależ skąd, ta... ojcze – poprawiła się szybko, widząc jak brwi Malfoya Seniora podjeżdżają wysoko do góry. Arystokrata przez chwilę wpatrywał się w nią.
- Tak myślałem – rzekł w końcu. – Obiad o drugiej. Punktualnie – dodał, rzuciwszy jeszcze jedno zniesmaczone spojrzenie w kierunku szaty i opuścił pokój. Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem.
- Jak nie to, to co? – spytała, odwieszając rzecz do szafy i szukając wzrokiem bardziej odpowiedniej szaty.
Po raz któryś z kolei stwierdziła, że chyba się zabije. I nie chodziło tylko o jej niezbyt udane relacje z ojcem Dracona, ale o babcię Gertrudę. Jak się okazało, kochana babcia przyjechała jednak na Święta. Hermiona miała wielką nadzieję, że Malfoy nie narobi jej wstydu... Przede wszystkim, że nie palnie czegoś głupiego (z drugiej strony wcale by się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zrobił) i, że będzie mogła spokojnie pojechać do babuni na wakacje. W innym wypadku...
Nawet o tym nie myśl - rzekła sobie w myślach, przesuwając wieszaki z szatami. Pół godziny później stwierdziła, że w takim stanie psychicznym i tak nic nie znajdzie, i zdecydowała się wyprowadzić Caspra na spacer. Spacer zawsze pozwalał jej rozładować negatywne emocje.
***
Draco obudził się dopiero o dziesiątej rano. Przeciągnął się mocno, a z jego gardła wydobyło się potężne i głośne ziewnięcie. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, a jego pierwszą reakcją był przestrach i szok, a następną gwałtowne i mało przyjemne zrozumienie sytuacji.
- Jestem szlamą żeńskiego rodzaju i mieszkam u mugoli – powiedział bardzo wyraźnie i powoli, napawając się masochistycznie jakże ciekawym tonem swojego głosu, do którego zdążył się już przyzwyczaić.
Wstał z łóżka i ruszył w kierunku łazienki, a ból brzucha dał od razu o sobie znać.
- Cholera! – oznajmił dobitnie, aby sobie ulżyć i wrócił po to ”coś”, osłaniające majtki przed zaplamieniem.
Klnąca siarczyście Granger to jest to! – pomyślał mało radośnie, ale stwierdził ze zdziwieniem, że podejście do tej całej sytuacji z przymrużeniem oka powoduje, że wszystko wydaje się całkiem znośne, a nawet zabawne. Poza tym, gdy już wszystko wróci do normy, będzie mógł dokuczać Grangerównie na nowe, ciekawe sposoby. Omal nie uśmiechnął się radośnie.
Skorzystał z Przybytku Wyzwolenia Cierpiących, wziął szybki prysznic, „zabezpieczył się”, wrócił, ubrał się w żeńskie, odświętne ciuszki, długo przy tym walcząc z biustonoszem, którego zapięcie było na tyle wredne i podstępne aby znajdować się z tyłu, nie z przodu, a potem poszedł przyjrzeć się w ogromnym lustrze, które znajdowało się po wewnętrznej stronie szafy.
Dobrze, że ona rzadko chodzi w spódnicach – pomyślał.
Był wdzięczny Hermionie, że doradziła mu rano „wrzucić” na siebie zwykłe dżinsy i jakiś sweterek, a do uroczystego obiadu włożyć białą bluzkę i granatowy żakiet.
Draco, ty we wszystkim i w każdej postaci wyglądasz bosko – pomyślał, wydymając pełne, różowe wargi i uśmiechając się kpiąco. Nieistotny był fakt, że ze względu na męczącą noc miał podkrążone oczy, a nieuczesane jeszcze kasztanowe loki wiły w nieładzie dookoła pobladłej twarzy.
- Granger, co ja z tobą zrobiłem? – powiedział do odbicia z fałszywym niepokojem i skruchą.
Znowu był ironiczny!
Wracam do siebie, czas dokopać babci[/ii – pomyślał ze złośliwym uśmiechem, ale poczuł ukłucie niepewności na tę myśl. Może i babcia Hermiony była troszkę upierdliwa, a nawet stuknięta, ale znając Granger, która na pewno nie przepadała za słodkim różem, wnuczka chyba nie była dla starszej pani nieprzyjemna i zachowywała się taktownie. Gdyby zrobił coś niestandardowego, a przy tym jeszcze zraniłby uczucia korpulentnej kobiety, mogłoby wzbudzić podejrzenia co do jego osoby, a później negatywnie odbić się na stosunkach babcia – wnuczka.
- Raaaaaaaany, Malfoy, zaczynasz być sentymentalny, czy co?
Draco nie zdawał sobie do końca sprawy, że w rzeczywistości prawdziwe zainteresowanie nim i jego uczuciami, jakie okazywało tych troje mugoli, którzy znajdowali się piętro niżej, budziło nieokreślone ciepło w jego sercu. Nie chciał tego czuć, ale czuł wbrew sobie. W końcu jego rodzice byli chłodnymi, pełnymi dystansu ludźmi...
Ależ oczywiście, że go kochali; nie umieli tylko okazywać serdeczności. Westchnął i postanowił udać się na dół. Zaczynał odczuwać głód.
**
Hermiona spacerowała ścieżką pomiędzy wiekowymi drzewami, które rosły w parku otaczającym Snake Place, podczas gdy Casper bawił się z ptakami, wbiegając pomiędzy nie i w ten sposób zmuszając do ucieczki. Dziewczyna musiała przyznać, że okolice rodowej siedziby Malfoya, w przeciwieństwie do samego budynku, są naprawdę piękne. Wokół rosły wysokie dęby i buki, a pomiędzy drzewami widać było zamarznięte jezioro.
Dziewczyna zboczyła ze ścieżki i ruszyła w jego stronę.
[i]A co mi szkodzi – pomyślała, przechodząc nad zwalonym konarem drzewa. Chwilę później stanęła na brzegu jeziora. Okazało się, że ktoś wybudował tutaj drewniany pomost z altanką na końcu.
- Prywatny naturalny basen – zaśmiała się pod nosem, wchodząc ostrożnie na kładkę. Kilka sekund później znalazła się w niedużej altance. Zdziwiło ją to, bo dotychczas wszystko, co należało do Malfoyów, miało dosyć spore rozmiary. Usiadła na ławeczce i spojrzała na błyszczącą taflę. Nagle zapragnęła włożyć łyżwy. Przymknęła powieki i wyobraziła sobie, jak jeździ po lodzie.
Uśmiechnęła się na tę myśl i otworzyła oczy. Niestety, na jazdę na łyżwach nie mogła sobie teraz pozwolić. Z drugiej strony, interesowało ją czy Draco nie ma gdzieś w tej szafie pełnej różnych dupereli pary łyżew.
Fajnie by było... Merlinie... Zaczynam bredzić. Malfoy i mugolskie łyżwy? Hermiona, bądź poważna... - skarciła się w duchu i wstała.
- Dosyć sentymentów - mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę lądu. Miała teraz na głowie poważniejsze sprawy, a priorytetową było stawienie czoła świątecznemu obiadowi w towarzystwie państwa Malfoyów.
Co to on pisał o tej książce? – zastanowiła się. Była w stanie przeszukać cały apartament Ślizgona, by tylko odnaleźć tę cholerną księgę, która mogła jej pomóc ocalić choć część własnej godności.
- Casper! – krzyknęła, schodząc na stały ląd i spróbowała zagwizdać, zapominając, że przecież nie umie tego robić. Efektem było to, że tylko wypuściła ze świstem powietrze.
- Kurka wodna – wymamrotała pod nosem. - Casper! – krzyknęła raz jeszcze, a echo powieliło jej zawołanie. Od strony ścieżki dobiegło ją głośne szczęknięcie i chwilę później na zakręcie ścieżki pojawił się labrador. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła w drogę powrotną do dworu.
**
Draco nie mógł się nadziwić, że można tak dużo mówić. Co prawda podczas swego kilkunastoletniego życia spotkał się z kilkoma gadatliwymi osobami, ale były to przeważnie przelotne znajomości, na dodatek aranżowane przez jego ojca. W jego rodzinie również się tyle nie mówiło. Właściwie odzywało się do siebie z pewnym dystansem.
Babcia Granger była zupełnie inna – mówiła na okrągło, nie pozwalając tym samym dojść swej synowej do słowa.
Boże... Gdzie ja trafiłem? - jęknął w duchu, obserwując znad talerza staruszkę, która właśnie opowiadała o przygodzie, jaka spotkała ją tydzień temu.
-.... i po prostu w tym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam Stuartowi kilka przykrych słów. A wiesz co on na to? – spytała, patrząc na Cathrine z niesmakiem i nie czekając na odpowiedź dodała – Stwierdził, że to nie była jego wina, że nie podlał pelargonii. Ależ oczywiście, że to była jego wina. No bo czyja? No sama powiedz, kochanieńka, jak tak można ... - rzekła, a w jej głosie zabrzmiała nuta dezaprobaty.
Draco spojrzał na „swoją” mamę, zastanawiając się, co ta odpowie. Wydawało mu się, że kobieta już dawno przestała słuchać o czym babcia Gertruda opowiadała... bądź też pogubiła się w tym wszystkim, co wcale by go nie zdziwiło.
Catherine spojrzała nieprzytomnie na teściową znad zlewozmywaka.
- Nie wiem, mamo – odpowiedziała, odstawiając talerz na suszarkę.
- No właśnie, ja też nie wiem – stwierdziła Gertruda i spojrzała na wnuczkę. – Hermuś, czemu nie jesz? – spytała zdziwiona.
Draco dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się w kobietę, trzymając kanapkę w powietrzu.
- Yyyy... Jem – wymamrotał pod nosem i na potwierdzenie swych słów ugryzł kęs. Jednak następne pytanie babci sprawiło, że się tym kęsem zakrztusił.
- A jak tam ten młodzieniec, który tak ci dokuczał?
- MAMO! – wykrzyknęła matka Gryfonki piorunując swą teściową wzrokiem, podczas gdy jej „córka” próbowała odzyskać oddech.
- Słucham? –spytała niewinnym głosikiem Gertruda.
- Nie stresuj Herm – powiedziała z irytacją pani Granger, waląc mocno „Hermionę” po plecach.
No właśnie! Nie stresuj mnie, kobieto - przyznał rację „matce” Draco. Nagle zaczął poważnie rozważać napisanie do Granger, by poprosiła jego ojca o odwiezienie do Hogwartu na własny koszt.
Jeszcze gotowi mnie zabić na tym przeklętym peronie! - przemknęło mu przez głowę.
- Kochanieńka, to nie ja to robię tylko ten młokos. Na twoim miejscu...
- Mamo, proszę cię... – wycedziła przez zęby pani Granger. – W porządku, skarbie? – zwróciła się do córki.
Ślepa jesteś? - warknął w duchu, patrząc na kobietę z niedowierzaniem. Catherine nie zwróciła jednak na to uwagi i wróciła do zmywania. Draco z kolei spojrzał na babkę, która z urażoną miną obserwowała jej poczynania.
Przez chwilę w kuchni panowała niezręczna cisza, przerywana tylko szczękaniem sztućców odkładanych na suszarkę.
- Czy masz zamiar coś upiec na święta? – spytała w końcu babunia.
- Ciasto ryżowe – odpowiedziała synowa z nutą irytacji w głosie.
- Ciasto ryżowe? – zdziwiła się starsza pani Granger.
W tym momencie do kuchni wszedł Rudolph Granger, niosąc torby z zakupami.
- Witam moje panie – przywitał się, stawiając zakupy na wysepce**. Jego żona mruknęła coś pod nosem, matka uśmiechnęła się promiennie, a „córka” wydęła usta.
- Czy dobrze słyszałem o cieście ryżowym? - spytał tata Hermiony, wyjmując z pierwszej torby soki.
- Twoja żona chce upiec ciasto ryżowe – poinformowała go chłodno matka, zerkając z dezaprobatą na synową, która właśnie kończyła zmywać.
- Wspaniale – ucieszył się Rudolph, ale widząc minę Gertrudy westchnął ciężko. – Mamo, ciasto ryżowe jest bardzo zdrowe na zęby. Nie zawiera tylu szkodliwych składników ile zwykłe słodko...
- Och! Przestań zrzędzić, Rudolphie - uciszyła go matka. - Tylko ci zdrowie w głowie. Dziewczynie należy się trochę cukru – dodała, a jej różowe usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Draco, który dotychczas wodził wzrokiem między rozmówcami, nie był pewien do czego „kochana babunia” zmierza, ale czuł, że wcale mu się to nie spodoba.
- Kupiłeś mąkę? - spytała Gertruda, podwijając rękawy bluzki.
Chyba nie karze mi tego piec? - pomyślał z przerażeniem chłopak, obserwując jak babunia wyjmuje stolnicę. Nagła wizja samego siebie piekącego ciasto wstrząsnęła nim tak mocno, że nawet nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować.
- Mamo... – zaprotestował ojciec Gryfonki.
- Rudolph, nie denerwuj mnie – przerwała mu ostro staruszka, wyciągając z lodówki jajka.
Rodzice Hermiony Granger wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i pan Granger westchnął, a następnie zdecydował się opuścić teren feministyczny.
NIE! NIE ZOSTAWIAJ MNIE TU! - błagał w myślach Draco, patrząc jak drzwi kuchni zamykają się za panem Granger. Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi z nadzieją, że może mężczyzna się zlituje i wróci, jednak gdy to nie nastąpiło zwrócił „swe” orzechowe oczy w kierunku dwóch pozostałych osób w kuchni.
- To co? Pieczemy ciasteczka? – zaświergotała babka Gertruda, wręczając Hermionie różowy fartuszek z obszyty białymi falbankami.
**
Gdy Hermiona wróciła ze spaceru z Casprem, było jeszcze dużo czasu do obiadu, bo dochodziło wpół do jedenastej. Nie była głodna, więc nie zeszła do jadalni by cos zjeść.
Z czystej ciekawości zajrzała do szafy z butami. Co prawda wątpiła by arystokrata posiadał właśnie to, o co jej chodziło, jednak wypadało sprawdzić, jak pomyślała. Ze smętną miną zaczęła oglądać obuwie Malfoya. Jakież było jej zdziwienie, gdy w jednym z kartonów znalazła... czarne figurówki. Łyżwy były podobne do tych, w których kiedyś sama jeździła. Uśmiechnęła się szeroko do samej siebie.
Malfoy, masz u mnie plusa – pomyślała, próbując je założyć; mogły mieć już trochę lat i być za małe. Okazało się jednak, że łyżwy leżą idealnie. Nagle pobyt w arystokratycznym dworze nabrał zupełnie innego charakteru – przestał być taką katorgą.
Dziewczyna zdjęła łyżwy, założyła zimowe obuwie, zbiegła na dół i z uśmiechem na ustach pobiegła w stronę upragnionej tafli lodu. Nie wzięła nawet płaszcza. Gdy tylko dostała nad jeziorko, szybko zdjęła buty i ponownie nałożyła łyżwy, a potem ostrożnie weszła na lód. Tafla była przejrzysta i wyglądała na mocną. Wypróbowała łyżwy; odbiła się z lewej nogi (zawsze tak robiła) i przejechała kilka metrów, aby sprawdzić czy są naostrzone. Były, co oznaczało, że Ślizgon dbał o nie i każdej zimy jeździł, a po ostatnim użyciu zabezpieczył je zaklęciem, które uchroniły je przed stępieniem podczas leżenia w szafie i teraz figurówki zachowywały się tak, jakby dopiero co zostały dokładnie naostrzone.
Roześmiała się i już po kilku minutach śmigała po lodzie, ćwicząc piruety i ciesząc się ze wspaniałego uczucia jakie dawała jej jazda na łyżwach. Tak zapamiętała się w jeździe, że gdy wróciła na górę, okazało się iż jest dwunasta. Zdziwiła się, gdyż była pewna, że poświęciła na zabawę niecałą godzinę, nie zaś półtorej. Szybko zabrała się za szukanie książki, o której wspominał Malfoy i już po kilku minutach znalazła ją w podręcznej biblioteczce, a następnie pogrążyła się w lekturze. Książka pochłonęła ją do tego stopnia, że straciła poczucie czasu i ocknęła się dopiero, gdy dobiegło ją ciche pukanie.
- Proszę! – krzyknęła.
Do pokoju wkroczyła Narcyza Malfoy.
- Za pół godziny obiad, Draco – powiedziała chłodno i spokojnie kobieta, patrząc na nią z zaciekawieniem. – Myślałam, że znasz już na pamięć „Obyczaje dobrze wychowanego czarodzieja” – dodała z lekkim zdziwieniem, przyglądając się grzbietowi książki.
- Eee... Nie, mamo – odrzekła Hermiona, nie wiedząc co powiedzieć i dziwiąc się niepomiernie faktem, że Draco Malfoy może znać jakąkolwiek książkę na pamięć.
- W porządku. Punktualnie o czternastej masz być w jadalni. Włóż jakiś elegancki garnitur i kaszmirową granatową szatę. – Po tych słowach Narcyza spokojnie opuściła pomieszczenie.
- Dobrze, mamo – Hermiona była zbyt wdzięczna za wskazówki co do ubioru, by zastanawiać się nad chłodnym, beznamiętnym stosunkiem Narcyzy do syna. Dopiero gdy się przebrała, zrobiło się jej, po raz kolejny, przykro na myśl o tym, że Draco ma tak nieprzystępnych rodziców.
Poprawiła szatę, która musiała kosztować małą fortunę i z westchnieniem opuściła pokój.
Raz hipogryfowi wio – pomyślała, udając się na obiad swojego życia.
* Tłumaczyła Sonka. Fragment refrenu piosenki „Merry Christmas, Happy Holidays”. Orginalna wersja:
t's the best time of the year for the family
It's a wonderful feeling
Feel the love in the room
From the floor to the ceiling
It's that time of year
Christmastime is here
** część zabudowy kuchni. Nie jest ona połączona z innymi meblami, stąd jej nazwa.
Świetne. Cała ta historia jest bardzo... Zabawna. Draco na miejscu Hermiony i Hermiona na miejscu Draco... Czekam na więcej i pozdrawiam ^^
Małooryginalne ale uwielbiam Draco Malfoya autorstwa Kitiary <ukłon>
W niektórych momentach parskłam smiechem, bardzo przyjemna lektura.
Dzioęki wam dziewczyny te wakacje nie ciągną mi się jak makaron.
Czekam na więęęęcej.
mam nadzieje że moge liczyć na cięg dalszy niebaweł. zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ostatni rozdział był dodany prawie rok temu. Pozdrawiam obie autorki i życze weny.
Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy bo sprawdzałam już na kilku forach i nic... Jest świetne ! Strasznie mi się podoba! Proszę napiszcie więcej !!!
freaky friday ;D
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)