Opowiadanie to oparte jest na wydarzeniach autentycznych z elementami fikcji literackiej. Powstało we wrześniu pod wpływem impulsu. Autorka radzi osobom wrażliwym przed czytaniem wyposażyć się w paczkę chusteczek.
pp.s. 1 Opowiadanie w trzech bądź czterech częściach
p.s.2 OPOWIADANIE W ŻADNYM WYPADKU NIE JEST ROMANSEM.
sonka
Nie każ mi wracać do domu na Gwiazdkę*
Dla Seweryna w dniu osiemnastych urodzin.
Dla Ani, Malwiny i Marioli - oby każdy miał takie przyjaciółki jakimi Wy jesteście dla mnie.
Sonka
It’s hard to wake up
When the shades have been pulled shut
This house is haunted
It’s so pathetic
It makes no sense at all.
I’m ripe with things to say
The words rot and fall away.
What stupid poem could fix this home
I’d read it every day
[ Blink 182; Stay together for a kids; album: Take Off Your Pants And Jacket(2001)]
Are you afraid of being alone
Cause I am, I'm lost without you
[Blink 182; I`m lost without you ; album : Blink – 182]
Hogwardzki ekspres kursujący na trasie Hogsmade – Londyn i z powrotem mknął po torach w stronę stolicy Wielkiej Brytanii. Mijał zaśnieżone góry, lasy wyglądające jak lody waniliowe czy oślepiające opalową bielą pola. Przemykał przez miasteczka i wsie przygotowujące się do świąt, nie zauważony przez żadnego ich mieszkańców. Zupełnie, jakby nie istniał. Tak było od zawsze i nikt tego nie zmienił.
Przez ostatnie siedem lat panna Hermiona Jane Granger przemierzyła tą trasę kilkanaście razy, ale zawsze jadąc tym pociągiem czuła się jak pierwszego dnia, gdy miała dopiero jechać do Hogwartu. Pamiętała tamten dzień jakby to było wczoraj: rodzice dumni, że mają w domu czarownicę; ona szczęśliwa, że oderwie się od tej zwykłej, szarej rzeczywistości i pozna coś nowego. Tak było w 1991 roku.
Teraz wszystko się zmieniło.
Duma i szczęście ulotniły się rok temu, a zamiast nich pojawiła się nienawiść, złość i smutek. Cała magia powrotów do domu skończyła się wraz z rozwojem nałogu ojca. Teraz wakacje w domu wiązały się z niebezpieczeństwem a powrót do domu z ogromnym stresem co zastanie.
Prawda, mogłaby zostać w zamku na Gwiazdkę, lecz wiedziała, że jej nie wolno. Taki był nakaz ojca : Jedź do szkoły, ale na Święta wracaj do domu. Panna Granger wolała tego nakazu nie łamać, toteż teraz siedziała w pustym przedziale i z obojętną miną obserwowała mijany krajobraz. Nie chciała siedzieć z resztą prefektów, a żadnego z jej przyjaciół nie było w pociągu. Wszyscy zostali w zamku.
Może to i lepiej myślała sięgając po książkę, którą zaczęła czytać na początku podróży lecz pod wpływem wspomnień odłożyła na bok.
- Boże – jęknęła wertując księgę.
Gdyby miała zmienić przeszłość nie zawahałaby się. Nie raz myślała by zostawić sobie zmieniacz czasu, jednak potem dochodziła do wniosku, że to doprowadziło by ją szybciej do wariatkowa niż naprawiłoby jej życie.
Ale gdyby ...
Gdybanie nic nie da odezwał się w jej głowie cichutki głosik, który przypominał troszeczkę głos Albusa Dumbledore`a.
A właśnie, że da! zaperzyła się.
Głupia skwitował dumble – podobny głosik i zamilkł.
- Głupia – powtórzyła cicho panna Granger i wbiła wzrok w tekst o Churchillu i Albusie Dumbledorze. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że po jej policzkach płynął łzy.
Głupia.
Przymknęła oczy, odłożyła księgę na bok i zwinęła się w kłębek.
Dlaczego ja? przyszło jej na myśl zanim zmorzył ją sen.
Była w Wielkiej Sali na świątecznym obiedzie. Wszyscy się uśmiechali i rozmawiali ze sobą wesoło... No może pomijając Mistrza Eliksirów, który z kwaśną miną przyglądał się swemu pucharowi z sokiem dyniowym. Zupełnie jakby nie chciał tutaj być.
„Czy on się nie potrafi cieszyć?” przyszło jej na myśl, gdy obserwowała jak nauczyciel przystawia puchar do ust.
- Herm, może spróbujesz paróweczki? – zachęcił ją Dumbledore.
Uśmiechnęła się przepraszająco i nie wzięła podawanej potrawy.
- Spróbuj – jego głos stał się zachrypnięty a oczy ciskały błyskawice.
- Eee... nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Naprawdę... – odpowiedziała grzecznie.
Dyrektor spojrzał na nią jak na coś ohydnego po czym rozległ się trzask i w miejscu, gdzie przed chwila siedział pojawił się jej ojciec. Nikt prócz Hermiony nie zwrócił na to uwagi. Mężczyzna podniósł się i podszedł do niej.
- Spróbuj, powiedziałem! – uderzył ją w twarz.
- Dziękuję, nie chcę – odpowiedziała cicho zamykając powieki i czekając na kolejne uderzenie. Zamiast tego ojciec zaczął nią potrząsać.
- Ała - wrzasnęła, gdy jego palce wbiły się w jej ramię. Nadal nikt nie zwracał na to uwagi.
- Granger, obudź się, do jasnej cholery – usłyszała z oddali jakiś głos, który wydał jej się znajomy. Potrząsanie nie ustawało...
Sen zaczął umykać lecz ktoś nadal nią potrząsał. W pewnym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że ktoś naprawdę nią potrząsa i stara się ją obudzić, ale najwyraźniej jego próby kończą się fiaskiem. Serce podeszło jej do gardła na myśl o tym, że to może ojciec, który wdarł się jakoś do hogwardzkiego ekspresu. Odruchowo zasłoniła twarz rękoma.
- Przepraszam... Przepraszam... Przestań... Proszę cię... Ja nie chciałam... Przepraszam...- powtarzała raz po raz.
Potrząsanie ustało.
- No w końcu! – warknął ten ktoś i Hermiona wcale nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć, kto tak „przyjemnie” dobudził ją z koszmaru.
- Odwal się Malfoy – syknęła odsuwając ręce od twarzy. Blondyn siedział naprzeciwko niej i przyglądał się jej z rozbawieniem i lekkim zdziwieniem.
- Mogłabyś chociaż podziękować – stwierdził urażony.
- Dziękuję, pasi? – burknęła.
- A tak pełnym zdaniem to nie można? – zaczął się z nią droczyć.
- Słuchaj ty blond kretynie: albo przyjmujesz takie podziękowanie albo idź się wypchaj smoczym łajnem – wrzasnęła. Była na siebie zła, że świadkiem jej słabości był nie kto inny tylko Dracon Malfoy – jej wróg publiczny numer jeden.
- Granger, słoneczko, spokojnie – uśmiechnął się do niej zimno, ale widząc jej minę zdecydował się odstawić żarty na bok.
- Może być – zgodził się.
- I oto mi chodziło – mruknęła Hermiona siadając na ławce.
Malfoy przyglądał jej się przez chwilę. Hermiona odwróciła wzrok. Nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się w taki sposób. A już na pewno nie lubiła jak robił to Malfoy.
- Na drugim razem nie drzyj się na cały pociąg jak masz koszmar, okej? – odezwał się po chwili milczenia. Dziewczyna spojrzała na niego gwałtownie.
- Wrzeszczałam? – spytała przerażona wpatrując się w znienawidzonego Ślizgona szeroko otwartymi oczami.
- A wrzeszczałaś – odpowiedział niezwykle zadowolony z siebie.
Kretyn odezwał się „Albus” w jej głowie.
- Na cały wagon – dodał z rozanieloną miną. Hermiona poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Matko... – szepnęła ukrywając twarz w dłoniach. Prawdopodobnie ktoś usłyszał coś czego słyszeć absolutnie nie powinien.
Ja się chyba powieszę pomyślała z rozpaczą.
Chwilę później w przedziale rozbrzmiał męski, ciepły śmiech. Hermiona odsunęła jedną rękę od twarzy i łypnęła na Malfoya ze złością.
- I co cię tak bawi, idioto? - warknęła.
- Ale ty jesteś łatwowierna – zarechotał.
Hermiona odsunęła druga dłoń od twarzy i wstała.
-Ha !Ha! Ha ! Ale się uśmiałam. Zmiataj stąd, tchórzofretko – wskazała palcem na drzwi. Miała dość jego towarzystwa. Ślizgon spoważniał w mgnieniu oka.
- Tylko nie tchórzofretko, Granger bo pożałujesz – powiedział cicho.
- Już się ciebie boję – Hermiona zaczęła udawać, że się trzęsie ze strachu, a w duchu ryczała ze śmiechu. Nagle Dracon wstał i złapał ją za nadgarstek. Nim otworzył usta dziewczyna skuliła się w sobie. Wszystko mogła znieść, ale nie to, gdy ktoś podnosił na nią rękę. Albo miał taki zamiar.
- Nie bij... – poprosiła cicho wbijając w niego przepraszające spojrzenie.
Brwi blondyna podjechały wysoko do góry.
- A kto powiedział, że chce cię uderzyć, Granger? – spytał zdziwiony – Dziewczyn nie biję – dodał.
Hermiona wyszarpnęła rękę z uścisku.
- Dobrze wiedzieć. Przypomnę ci to jak mnie uderzysz raz jeszcze w twarz po eliksirach – syknęła.
Draco spochmurniał. Obydwoje bardzo dobrze pamiętali co wydarzyło się na eliksirach dwa tygodnie temu i jak Ślizgon zareagował po lekcji na tamto wydarzenie.
- Sorry – powiedział – Poniosło mnie wtedy...
- Też mi wytłumaczenie – prychnęła siadając – Z resztą nieważne – machnęła ręką i sięgnęła po księgę. Nagle pomyślała o domu i zaczęła płakać. Tak bardzo nie chciała tam wracać, że to pragnienie sprawiało jej niemal fizyczny ból.
Usłyszą kroki i skrzypnięcie sprężyn.
Cholera zaklęła w duchu. Przez chwilę zapomniała, że Dracon Malfoy nadal jest w przedziale. Otarła szybko łzy.
- Ale miałeś szczęście. Zobaczyłeś łzy Hermiony Granger... – powiedziała z goryczą podnosząc załzawiony wzrok. – No leć! Pochwal się tym twoim przyjaciołom – jej głos był cichy i pełen odrazy.
Blondyn nic nie odpowiedział tylko wyjął z kieszeni czarnych dżinsów chusteczkę, a następnie podał ja Gryfonce. Ta wpatrywała się przez chwilę w śnieżnobiały materiał obszyty srebrną koronką z wyhaftowanymi w jednym z rogów inicjałami DM, po czym spojrzała pytająco na jego właściciela.
- Bierz – ponaglił ją podsuwając jej chusteczkę pod nos.
- Dzięki – niepewnie wzięła od niego oferowana chusteczkę i cichutko się w nią wysmarkała – Przepraszam... – dodała po wszystkim – Wypiorę ci ją i oddam po feriach – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak chcesz - stwierdził obojętnie i wstał, a następnie ruszył do drzwi.
- Nie rycz więcej – powiedział sięgając w stronę klamki.
- Malfoy, zaczekaj – zawołała za nim.
Chłopak odwrócił się w progu i spojrzał na nią pytająco.
Orzechowooka przygryzła wargę.
Nie chciała zostać sama w przedziale... Właściwie to bała się zostać sama, gdyż wówczas mogłaby ponownie zasnąć lub ponownie rozkładać na czynniki pierwsze zbliżające się Święta... Bądź też po prostu płakać aż do utraty sił, a te były jej w nadchodzącym czasie bardzo potrzebne.
Z ogromnym trudem przyznała się przed sama sobą, że obecność Malfoya jest jej teraz bardzo potrzebna. Nawet gdyby miał ja wyzywać przez całą drogę.
Przynajmniej zapomnę o troskach pomyślała.
- No? – warknął zakładając rękę na rękę i tupiąc wypastowanym na błysk butem w podłogę pociągu.
- Czy... czy mógłbyś ze mną zostać? – spytała cicho. Ślizgon wyglądał na zaskoczonego.
- Na Merlina! Granger, ty mnie prosisz – powiedział z radością – Nie – dodał zimno.
Hermiona wbiła w niego smutne spojrzenie. Oczywiście mogła się tego spodziewać.
- Wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie z tobą w tym przedziale – rozejrzał się ze skwaszona miną po ławce, przybrudzonym oknie i stoliku przewierconym do ścianki obok panny Granger.
- Okej... nic się nie stało – powiedziała spokojnie choć wewnątrz aż się w niej gotowało.
Popisowa z ciebie idiotka, Granger stwierdził „Albus”.
Jakbym sama nie wiedziała odrzekła głosikowi.
Och! Nie wątpię „Albus” zaczął chichotać.
No właśnie... Po co ona w ogóle go prosiła. Przecież to Malfoy, a oni nie przebywają ze szlamami.
Ale dał mi chusteczkę pomyślała spoglądając na śnieżnobiałą chusteczkę, którą gniotła w dłoniach.
Kretynka skwitował „Albus”.
Chwilę później została sama w przedziale. Westchnęła i sięgnęła po księgę, którą położyła przed snem obok siebie. Nie zdążyła nawet jej otworzyć, gdy drzwi przedziału rozsunęły się i stanął w nich pan Malfoy.
- Pod jednym warunkiem – powiedział na powitanie – Napiszesz mi wypracowanie z transmutacji – wyjaśnił.
- Naprawdę? Zostaniesz? – rozpromieniła się. Mimo, że był to Malfoy to jednak nie zostanie sama.
- No, no, no... Nie wiedziałem, że będziesz się tak cieszyć na mój widok – uśmiechnął się z wyższością, zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko niej.
Hermiona zarumieniła się.
- Cały ty, Malfoy – zrehabilitowała się szybko i dla lepszego efektu posłała mu paskudny uśmiech. Blondyn prychnął.
- W życiu nie ma nic za darmo, Granger – stwierdził filozoficznie z pełnym wyższości uśmiechem.
- Szczególnie w moim – mruknęła cicho Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, po czym dodała głośniej – Ma się rozumieć, Malfoy.
Przez chwilę milczeli.
Orzechowo oka zastanawiała się co skłoniło chłopaka do powrotu. Co prawda, zażądał referatu, ale wydawało jej się, że to nie wszystko.
A czy to ważne? Jest tutaj więc po co jeszcze się nad tym rozwodzisz? odezwał się znudzony „Albus”.
No właśnie spytała w duchu Po co?
- To co wkuwasz? – z rozmyślań wyrwał ją głos dziedzica fortuny Malfoyów. Spojrzała na niego zdziwiona. Wskazał ruchem głowy na księgę w jej rękach. Pokazała mu okładkę
- Historia II wojny światowej i wkład w nią angielskich czarodziejów – odczytał złoty napis odcinający się na czarnym tle – Pasjonujące – stwierdził tonem, którego nie powstydziłby się profesor Snape.
Reszta drogi minęła im na rozmowie... to znaczy na przekomarzaniu się. W gruncie rzeczy to nawet dobrze: Hermiona zapomniała na chwilę o swoich problemach i prowadziła „konwersację” z synem Lucjusza Malfoya. Zanim pociąg dojechał do King`s Cross, Dracon zdjął jej kufer i postawił na ziemi. Mile ją tym zaskoczył mimo tego, że nie zapomniał tego złośliwie skomentować. Podziękowała mu grzecznie zarówno za spędzony czas jak i za pomoc z bagażem. Porozmawiali ze sobą jeszcze chwilę, a potem każde z nich poszło w swoja stronę.
* Wersja orginalna tytułu „Don't tell me to go back home for Xmas “Sam tytuł powstał przy korekcie Lamii -- > dzięki Lamuś^^
- - - -
Długo się zastanawiałam czy wkleić tutaj "Gwiazdkę", jak skracam tytuł.Kit powiedziała, żebym wkleiła a więc to robię. Nie wiem tylko jak zareagujecie... Zobaczymy
pozdrawiam
sonka
A więc tak... Mam mieszane uczucia po
przeczytaniu pierwszej części tego opowiadania... Naprawde, nie wiem co
mysleć. Z jednej strony czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, ale nie jestem
pewna, czy ta fabuła mnie przekonuje. Kolejny ff, gdzie od razu pojawia się
Hermiona i Draco, jako juz nie tak chamski, nawet uprzejmy Ślizgon, jakoś do
mnie nie trafia.
Jednak jestem ciekawa co zdarzy się później i raczej
przeczytam kolejnego parta.
Ale wyrobionej opinii na temat
"Gwiazdki" jescze nie mam.
Pozdrawiam.
Nimfka.
Powiem szczerze, ze tak jak Nimfka nie wiem
do końca co o tym myśleć, ale to jeśli chodzi o fabułe. Błędów żadnych nie
dopatrzyłam sie. Jest dobrze. Czekam na to, co będzie dalej
Pozdrawiam
Gall
A tak trochę na boku pozwolę sobie
stwierdzić, ze ostatnio zadziwiającą podniósł sie poziom umieszczanych tu
FF-ów.
Bez zbędnych słów.
sonka
II.
So
here’s your holiday
Hope you enjoy it this time
You gave
it all away
It was mine
So when you’re dead and gone
Will you remember this night, twenty years
now lost
It’s
not right
[ Blink 182;
Stay together for a kids; album: Take Off Your Pants And Jacket(2001)]
This world
This world is gone
and you don’t
you don’t have to
go
your feeling sad your feeling lonely
and no one seems to care
your mothers gone and your father hits you
it`s pain you cannot
bear
[ Good Charlotte;
Hold On ; album: The Young & The Hopeless ]
- Gdzie ty się podziewałaś? – warknął ojciec na powitanie.
Gryfonka rozejrzała się dyskretnie: mamy nigdzie nie było. Za to nieopodal
stał Lucjusz Malfoy i przyglądał się im z jawną pogardą. Hermiona posłała mu
równie pogardliwe spojrzenie na co mężczyzna odwrócił wzrok.
-
Hermiona, czekam na odpowiedź – przypomniał o sobie pan Granger.
Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim strachem. Wiedziała, że nie odważy
się zrobić jej krzywdy w miejscu publicznym jednak nigdy nie wiadomo. Na
wszelki wypadek zrobiła krok do tyłu.
- Przepraszam, zagadałam się
– odpowiedziała w końcu.
- Ja ci dam zagadałam się
– zezłościł się pan Granger – Daj m to cholerstwo i jazda do
samochodu. W domu sobie porozmawiamy – wyszarpnął z jej dłoni rączkę
kufra, złapał ją mocno za ramię i pociągnął ku wyjściu.
Jego uścisk
sprawił jej ból, lecz nie odważyła się zwrócić mu na to uwagi. Zacisnęła
tylko zęby i pozwoliła się wyprowadzić z dworca.
Nie wiedziała, że
przez cały ten czas na peronie była obserwowana przez pewnego blond
arystokratę.
Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie. Nie tylko
z powodu korków, lecz przede wszystkim ze względu na monolog prowadzony
przez jej ojca.
- Jeszcze raz się spóźnisz to popamiętasz, Herm
– pogroził jej palcem przed nosem. Co jakiś czas rzucał jej znad
kierownicy wściekłe spojrzenia.
- Przepraszam... to się więcej nie
powtórzy – obiecywała raz po raz.
- Ja myślę. Ale jeśli...
– i tak dalej.
Gdy pół godziny później dziewczyna wysiadła z
czarnego Opla Corsy znała już na pamięć ewentualne konsekwencje
jakiejkolwiek „wpadki” z jej strony. Do drzwi doszła na ugiętych
nogach i ze strachem nacisnęła na dzwonek. Gdzieś w głębni mieszkania
rozległo się melodyjne „ding - dong”, a zaraz po nim ciche kroki
i szczęk zamka. Następnie w drzwiach stanęła mama Hermiony. Dziewczyna
ledwie ją poznała: cała twarz kobiety była sina, a na dodatek pod jej lewym
okiem widniało ogromne limo. Prawą rękę miała obandażowaną do łokcia.
- Mamo? – spytała orzechowo oka przerażona tym widokiem.
-
Wejdź kochanie – poprosiła cichutko kobieta i lekko się uśmiechnęła
choć był to bardziej grymas bólu niż uśmiech. Hermiona zauważyła, że na
wardze jej matki widniała mała blizna, prawdopodobnie po rozcięciu.
Po
dłużej chwili milczenia spełniła prośbę matki i weszła do ponurego holu
swego mieszkania przy Victoria Road numer 15. Chwilę później do domu
wkroczył ojciec. Niemalże upuścił jej kufer i po odwieszeniu płaszcza ruszył
w kierunku kuchni.
- Coś ty jej zrobił? – Hermiona nie mogła
przemilczeć tej sprawy.
Tego nie można było przemilczeć. Wszystko,
tylko nie tego. Kochała swoją rodzicielkę całym sercem i nigdy nie dała by
jej skrzywdzić. Niestety, zmuszona była patrzeć na jej cierpienia za każdym
razem, gdy pojawiała się w domu. Za to będąc w szkole pisała do niej co dwa
dni czarując swoje listy w taki sposób, by tylko pani Granger mogła je
odczytać. Nie chciała się dzielić swymi przeżyciami z ojcem. Uważała, że
skoro jego jej los nie obchodzi to niema prawa o nim nic wiedzieć.
Ojciec odwrócił się w jej stronę i zaczął iść w jej kierunku. Hermiona
cofnęła się widząc wyraz jego oczu. Zdawało jej się, że czas się zatrzymał.
Mama jęknęła gdzieś z boku.
I na co ci to było, dziecinko?
spytał „Albus”.
Ojciec zbliżył się jeszcze bardziej, a ona
ponownie zrobiła krok do tyłu i teraz natrafiła na zimną politurę drzwi
wyjściowych.
Dlaczego nigdy się nie nauczę, że powinnam trzymać
język za zębami? pomyślała obserwując jak mężczyzna bierze zamach.
Zamknęła oczy. Wówczas mniej bolało... Tylko fizycznie.
- Jak ty się
do ojca odzywasz? – syknął uderzając ją w lewy policzek – Mała,
wyszczekana, przemądrzała smarkula – z każdym słowem jego uderzenia
wzbierały na sile i zaciętości.
- REYMONT! –
krzyknęła mama.
- Przymknij się, Elen – syk ojca i Hermiona
usłyszała szarpaninę i potem odgłos czegoś, a raczej kogoś, kto uderzył o
komodę.
- To ty ją tak wychowałaś, Elen. Dokładnie taka sama wariatka
jak ty – do jej uszu dobiegła przepełniona nienawiścią i wściekłością
wypowiedź ojca. Potem rozległo się głośne tupanie i trzask zamykanych drzwi,
prawdopodobnie od kuchni.
Gdy wszystko umilkło Hermiona zdecydowała
się otworzyć oczy.
Pani Granger leżała na podłodze i trzymała się za
obandażowaną rękę. Na jej bladej twarzy malowała się mieszanka bólu, żalu i
złości.
- Mamuś... – załkała dziewczyna i pomogła swoje
rodzicielce wstać. Następnie niepewnie się do niej przytuliła.
-
ELEN! KOLACJA! – zawołał z kuchni pan Granger.
Kobieta ucałowała córkę w czoło, odsunęła się od m niej, poprawiła różowy
fartuszek i skierowała się w stronę kuchni. Hermiona odprowadziła ją
wzrokiem, a gdy mama zamknęła za sobą drzwi dziewczyna pozwoliła sobie na
cichy jęk.
Dlaczego życie musi być takie popaprane? pomyślała z
goryczą rozcierając sobie piekące z bólu policzki.
Bo takie zostało
stworzone, słoneczko odpowiedział ”Albus”.
Och,
zamknij się warknęła w duchu Hermiona i spojrzała na kufer leżący u stóp
schodów. Westchnęła cicho i wzięła go za rączkę. Kilka minut później dysząc
i sapiąc wtargała bagaż po schodach i przeciągnęła go do swojego pokoju.
W pomieszczeniu wszystko było takie jakim zapamiętała przed wyjazdem do
Hogwartu. Nawet ramki ze zdjęciami nie zmieniły swego położenia.
Położyła się na łóżku i spojrzała w lawendowy sufit.
Ciekawe jak
tam chłopaki? pomyślała. Oczami wyobraźni ujrzała przepięknie
przystrojoną Wielką Salę i stół nauczycielski zastawiony mnóstwem
smakołyków. Zapewne prócz kadry nauczycielskiej zasiadali przy nim również
uczniowie, a przede wszystkim jej przyjaciele. Widziała jak dobrotliwy
Dumbledore podaje parówki Harry`emu i niemal słyszała złośliwy komentarz
Pogromcy Hogwardzkich Żaków, znanego szerzej jako Mistrz Eliksirów Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart, szanowny profesor Severus Snape.
Och! Jak ona chciałaby tam być! Jak chciałaby śmiać się z nimi,
ignorować pełne dezaprobaty spojrzenia Snape`a, słuchać zjadliwych
komentarzy McGonagall pod adresem Przeterminowanej Wróżki – Sybilli
Trelawney. Niestety, czekało ją zupełnie co innego: dwa tygodnie stresów i
obawy o własne i mamy bezpieczeństwo.
- Dlaczego ja? – spytała
na głos wpatrując się w lampę.
Nie było sensu odpowiadać.
**
Przez kolejne dni nie dochodziło do podobnych
incydentów jak ten z wieczoru, gdy Hermiona wróciła do domu. Przede
wszystkim dlatego, że Gryfonka omijała ojca szerokim łukiem, starała się nie
wchodzić mu w drogę oraz w ogóle z nim nie rozmawiała. Jemu z kolei było to
obojętne czy się do niego odzywa czy też nie. Zwykle wychodził wcześnie rano
i wracał późnym wieczorem podpity, ale na tyle trzeźwy by móc prowadzić
samochód.
Cud, że jeszcze nikogo nie zabił mawiał
„Albus”.
To właśnie podczas jego nieobecności dziewczyna
mogła spokojnie porozmawiać z matką, której stan z dani na dzień się
poprawiał (głównie dzięki pomocy córki).Obie omijały tematy związane z
ojcem, a Hermiona nigdy nie powiedziała jak wpływa na nią cała ta sytuacja.
I tak już dużo ma na głowie pomyślała pewnego wieczora
obserwując jak kobieta pomaga zataczającemu się mężowie wejść po schodach.
Ich rozmowy dotyczyły bardziej neutralnych tematów: szkoły,
przyjaciół, potraw na święta, sąsiadów i najnowszych wiadomości oraz innych
tego typu spraw. Temat zachowania ojca pozostawiały bez komentarzy.
Aż
do czasu...
Dzień przed Świętami Bożego Narodzenia, kiedy ojciec
jeszcze smacznie spał w sypialni, a one przygotowywały ciasto, Hermiona
zdecydowała się poruszyć temat tabu. Miała już serdecznie dosyć patrzenia na
cierpienie i poniżenie mamy. Nieraz płakała nocami z powodu swej
bezsilności.
Dlaczego nie mogę użyć różdżki? spytała pewnego
dnia „Albusa”.
Prawo zakazuje, moja droga
odpowiedział jej wówczas.
Głupie prawo odrzekła.
-
Dlaczego od niego nie odejdziesz, mamo? – spytała.
Elen Granger
przestała ugniatać ciasto (ręka już się wygoiła) i spojrzała ponad miską z
mąką na swoją córkę.
- Bo go kocham – odrzekła spokojnie i
ponownie zaczęła ugniatać masę.
Hermiona nie wierzyła własnym uszom.
- Że co? Jego? - zamrugała starając się by mama nie usłyszała w jej
głosie targanych nią emocji.
- Tak – brzmiała jej odpowiedź i
pani Granger zaczęła ugniatać ciasto z jeszcze większą zawziętością.
Hermiona nie odezwała się już ani słowem. Nie mogła pojąć jak można kochać
kogoś, kto zachowywał się w taki sposób: poniżał na każdym kroku, bił przy
każdej nadarzającej się okazji, nie uznawał swego dziecka, pił na umór i
wyładowywał swoje niepowodzenie wyżywając się psychicznie na innych. No jak?
Jak można kochać takiego człowieka?
Miłość jest ślepa
stwierdził filozoficznie „Albus”.
- Czyja to chusteczka?
– przerwała milczenie pani Granger.
Nastolatka spojrzała na nią
zdezorientowana.
- Hę? – spytała głupio.
- Ta biała, ze
srebrną koronką – wyjaśniła jej mama.
- Aaaa... – Prefekt
Naczelna zdała sobie sprawę o czym jej mama mówi – Kolegi –
dodała. Nie miała najmniejszej ochoty opowiadać jak doszło do tego, że w
ogóle znalazła się w jej posiadaniu.
- Muszę ją wyprać –
powiedziała po chwili namysłu.
- Nie musisz. Już to zrobiłam –
powiedziała pani Granger – Swoją drogą bardzo ładna... Włożyłam ci ją
od kieszeni płaszcza – dodała z szerokim uśmiechem.
- Wiem
– odpowiedziała panna Granger.
W Końcu to Malfoya dodała
w myślach.
Pani Granger miała coś odpowiedzieć, gdy do kuchni wkroczył
Reymont Granger, a wraz z nim zapach taniego alkoholu i papierosów. Obie
kobiety spojrzały na innego pytająco. Hermiona poczuła skurcz żołądka
– tak zawsze reagował jej organizm na widok „taty”.
- Trzeba jechać po choinkę – powiedział zachrypniętym głosem gdzieś
w przestrzeń, choć Hermiona dobrze wiedziała, że było to skierowane do jej
mamy. Elen Granger pokiwała głową, wytarła dłonie w fartuch, który następnie
zdjęła i podała Hermionie.
- Dokończ ciasto – poprosiła po czym
zwróciła się od małżonka – Już jadę, Reymont.
Następnie opuściła
kuchnię. Hermiona założyła fartuch i zabrała się za dalsze ugniatanie ciasta
z większą zawziętością niż jej mama. Czuła na sobie wzrok ojca, ale nie
odwróciła się twarzą do niego.
- Tylko nie przesadź z cukrem –
warknął i chwile później od żółtych ścian kuchni odbił się trzask zamykanych
drzwi.
Hermiona przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Nie lubiła
zostawać z ojcem sama w domu, gdyż się go po prostu obawiała. Nie wiedziała
co pijanemu człowiekowi może przyjść do głowy.
Pół godziny
później, gdy Hermiona wkładała szarlotkę do piekarnika, zadzwonił telefon.
Dziewczyna nie odbierała, gdyż w tym domu istniała zasada, że tylko ojciec
może odbierać telefony. Nikt poza nim. Jeśli go nie było, zainteresowani
musieli nagrywać się na automatyczną sekretarkę.
Kilka sekund później
usłyszała zachrypnięty głos rodziciela. Zamknęła piekarnik i zdjęła rękawice
ochronne, po czym zaczęła sprzątać wszystko ze stołu. Trzeba było przecież
pozmywać.
- HERMIONA! – zawołał Reymont z holu.
Cudownie pomyślała „wesoło” panna Granger wkładając
metalowe, srebrne miski do zlewu.
- Już idę – odkrzyknęła
zdejmując różowy fartuch i przewieszając go przez krzesło stojące w kącie.
Chwilę później stanęła naprzeciwko ojca i spojrzała na niego
wyczekująco. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak:
mężczyzna był śmiertelnie blady, a jego spojrzenie niesamowicie trzeźwe.
- Słucham ? – zapytała starając się nie pokazać swego niepokoju.
Przez te kilka dni nauczyła się nie okazywać emocji żadnej ze stron: ani
matce ani ojcu. Szczególnie jemu.
- Mama... – Hermiona poczuła
jak robi jej się słabo. Zacisnęła mocno piąstki i słuchała dalej.
-
Mama nie żyje... – wyszeptał pobladłymi wargami.
Do Gryfonki
dopiero po chwili dotarło co powiedział Reymont Granger.
- Że co?
– spytała by upewnić się, że to jednak nie prawda, że ojciec sobie z
niej żartuje.
- Twoja matka miała wypadek samochodowy i zginęła na
miejscu – wyjaśnił cicho.
W holu zapadła głucha cisza.
Boże jęknął „Albus”.
Hermiona mu nie
odpowiedziała. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak ma zareagować na tą
sytuację. Tymczasem ojciec odwrócił się i zdjął z wieszaka płaszcz, a
następnie narzucił go na siebie.
Hermiona spojrzała na niego marszcząc
nos.
- Nie strzelaj takich min – skarcił ją i podszedł do drzwi.
Nastolatka stała nie mogąc zebrać myśli, nie będąc w stanie wykonać
żadnego ruchu. Po prostu wpatrywał się w dywan jakby był on teraz
najważniejszą rzeczą na świecie.
Plama pomyślała całkiem bez
sensu zauważywszy ciemny kształt odcinający się na purpurze dywanu
-
No rusz że się dziewucho, trzeba jechać* do kostnicy – warknął ojciec
obdarzywszy ją wściekłym spojrzeniem.
Dalsze wydarzenia
pamiętała jak przez mgłę: rozpoznanie zmasakrowanych zwłok mamy; rozmowa z
lekarzem, który stwierdził zgon; rozmowa z policjantami i cała reszta
związana z tym wydarzeniem.
Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy
płakać, gdy ojciec kazał jej zostać w poczekalni po wizycie w kostnicy.
Ludzie mijali ją zajęci swoimi sprawami: lekarze biegali do pacjentów,
pielęgniarki nosiły dokumenty, lekarstwa; pacjenci szukali informacji, gdzie
mają się udać z danymi wypadkami. Nikt nie zwracał uwagi na pogrążoną w
cierpieniu i strachu nastolatkę. A ona nie wiedziała co zrobić, jak przeżyć
zbliżające się dni. Nie potrafiła nawet racjonalnie przemyśleć sytuacji.
Mama nie żyje... Jakie to dziwne myślała bawiąc się chusteczką
pożyczoną jej przez Malfoya Juniora. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież
jeszcze dzisiaj rano śmiały się z jakiś błahostek a teraz jej mama leżała w
kostnicy i czekała aż przykryje ją ziemia, a Hermiona siedziała tutaj, na
niewygodnym plastikowym krzesełku i żyła przeszłością.
Jakie to
dziwne powtórzyła w myślach wodząc wzrokiem po srebrnej koronce
chusteczki.
W pewnym momencie poczuła jak po policzkach płynie jej coś
ciepłego. Dotknęła tego czegoś palcem i uświadomiła sobie, że to łzy. Szybko
rozejrzała się po pomieszczeniu i ukradkiem wytarła je skrajem rękawa
bluzki.
Od tego jest chusteczka, dziecinko upomniał ją
„Albus”.
- No tak – westchnęła, lecz nic nie
zrobiła. Wydało jej się paradoksem, że w tak trudnych dla niej chwilach
towarzyszy jej rzecz należąca do blond Ślizgona.
Gdzieś w głębi serca
miała nadzieję, że może ta tragedia zmieni stosunek taty wobec niej. Że może
zrozumie swój błąd i spróbuje go naprawić...
- Wstawaj, jedziemy do
domu – nad jej głową rozległ się szorstki głos ojca. Dziewczyna
podniosła głowę i wbiła swe orzechowe tęczówki w jego twarz. Wyglądał jakby
śmierć żony nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia choć to pewnie przykrywka
przed okazaniem prawdziwych uczuć.
Nie ruszyła się z miejsca.
Ojciec westchnął niecierpliwie i złapał ją mocno za ramię po czym
podciągnął do góry ustawiając w pozycji pionowej.
- Słuchaj uważnie,
gówniaro – syknął jej do ucha – Masz robić to co ci karzę bez
żadnego „ale”. Zrozumiałaś? – zacieśnił uścisk wokół jej
ramienia. Panna Granger zacisnęła zęby i nie dała po sobie nic poznać, że ją
to boli.
Marzenia o lepszym domu po śmierci matki pękły jak bańka
mydlana.
Nadzieja matką głupich nieśmiało zauważył
„Albus”. Prefekt Naczelna nie miała nawet siły go upominać.
- Spytałem czy zrozumiałaś – potrząsnął nią lekko.
Przechodząca obok pielęgniarka zerknęła na nich przelotnie. Rymont Granger
odpowiedział jej morderczym spojrzeniem.
- No więc? – ponaglił,
gdy kobieta zniknęła za rogiem.
- Zrozumiałam – wyszeptała
patrząc na niego smutno.
Mężczyzna rozluźnił uścisk wokół jej ramienia
i obdarzył córkę pogardliwym spojrzeniem.
- Dobry wybór –
powiedział i poprowadził ją w kierunku wyjścia. Nie protestowała.
Bo
po co?
Kilka minut później siedziała w aucie i słuchała wykładu
ojca o zakazach, których ma przestrzegać podczas swego pobytu w domu. W
sumie nic nowego... No może poza jednym punktem: wstajesz rano i robisz
mi śniadanie, wychodzisz tylko, gdy musisz.
Domu?
Jakiego
znowu domu? Jej dom nie istniał.
Przez chwilę zapomniała o obecności
ojca i dała się ponieść emocjom – wybuchła niepohamowanym szlochem.
- Nie rycz mi tutaj – warknął łypiąc na nią znad kierownicy.
Hermiona przygryzła wargę by zdusić w sobie ten płacz. Udało się.
By
zapomnieć o wewnętrznym bólu i problemach skupiła się na podziwianiu
świątecznego krajobrazu miasta. A to prezentowało się niezwykle...
tandetnie. Ponad ulicą porozwieszane były plastikowe girlandy przyozdobione
tanimi bombkami i mrugającymi lampkami. W ogródkach domów roiło się od
figurek Rudolfów i innych pomocników Świętego Mikołaja z nim samym na czele.
Na sklepowych wystawach prezentowały się wszelkie możliwe zabawki, sprzęty i
słodycze jakie tylko zostały wymyślone na potrzeby Świątecznej Gorączki. Po
chodniku natomiast chadzali z chudymi workami niegustownie ubrani Święci
Mikołajowie i pozdrawiali przechodniów swym tradycyjnym Ho! Ho!
Ho! Wesołych Świąt!
Co za kicz odezwał się
“Albus”.
Mugolski odpowiedziała mu w myślach
Hermiona.
Wolę czarodziejski stwierdził i wrócił do nucenia ostatniego
przeboju Fatalnych Jędz My last magic Christmas.
Hermiona nie
skomentowała tej wypowiedzi dumble – podobnego głosiku. Dalej
przyglądała się temu „kiczowi” jakby było w nim coś godnego
uwagi.
* państwo Granger mieli dwa samochody – Opla Corsę
i Opla Astrę.
Bardzo mi sie podoba. Szkoda, że takie
smutne, ale na tym polega to opowiadanie . Z ta
śmiercią mamy H.G. było zaskoczenie, ale mogłaś to troche jeszcze rozwinąć.
Ja np. bym zrobiła tak, że mama H.G. zabiła się celowo i wcześniej jeszcze
żegnała się zcórką w sposób dla niej niezrozumiały. To by było bardziej
tragiczne .
Ale bardzo super fajnie i czekam na kolejne
części.
Oto część trzecia, ostatnia.
sonka
III.
I
think I'm breaking out
I'm gonna leave you now
There's nothing for me here
It's all the same
And even
though I know
That everything might go
Go downhill from here
I'm not afraid
[Yellowcard; Way Away; album : Ocean Avenue (2003)]
- Dziecko, przyjmij wyrazy współczucia. Znałem dobrze
twoją matkę. To była... – zwrócił się do niej pan Madison, przyjaciel
ojca z kliniki Granger & Sommers.
Był dwudziesty szósty
grudzień, drugi dzień Świąt, a Hermiona stała na cmentarzu St. Brunhill
Fileds* i przyjmowała kondolencje od ludzi, których ledwo znała i rodziny,
której nie widziała od kilku lat. Przed chwilą zakończył się pogrzeb jej
mamy, a jeszcze czekała ją stypa. Najchętniej to by w ogóle się na niej nie
pojawiła, ale ojciec był nieubłagany... a ona nie miała zamiaru ryzykować
jego gniewu. Najbliższe dni chciała przeżyć w spokoju, cała i zdrowa
dojechać do Hogwartu.
Kolejka żałobników przesuwała się powoli, a każdy
z nich składał coraz to wymyślniejsze i łzawe mowy pod adresem świętej
pamięci Elen Granger.
Gdyby chociaż ją znali pomyślała Hermiona,
gdy była przyjaciółka matki ze szkoły składała na jej policzku całusa.
Znali się nieśmiało zauważył „Albus”.
Akurat prychnęła dziewczyna Jeśli tak bardzo ją cenili to gdzie
się podziewali, gdy ich najbardziej potrzebowała? spytała z goryczą.
Głosik nie odpowiedział.
A milcz sobie! Tak pewnie
najlepiej warknęła w duchu Hermiona.
Właśnie, gdzie byli ci
wszyscy ludzie, gdy jej matce działa się krzywda? Gdzie była babcia Mary...
albo wujek Tom? Gdzie oni wszyscy byli? Hermiona przygryzła wargę by stłumić
chęć wybuchnięcia płaczem.
Panno Granger, jest pani dziwna
stwierdził „Albus” Jak można tak powstrzymywać emocje? To
szkodliwe dodał.
Możliwe odpowiedziała mu Hermiona i wyjęła
na wszelki wypadek chusteczkę z kieszeni płaszcza. Zacisnęła ją mocno w
dłoni. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to chusteczka Malfoya.
Niesamowite stwierdził poruszony „Albus”.
Stypa zakończyła się o dziewiątej wieczorem, kiedy to dom przy
Victoria`s Alley numer 15 jako ostatni opuścił wuj Tom wraz z małżonką. Sama
impreza przebiegła bardzo spokojnie: wszyscy wspominali jej mamę bądź też
rozwodzili się nad problemami tego świata (głównie nad polityką). Równie
spokojnie jak samo przyjęcie minęły Hermionie dwa dni Świąt: ojciec był
nienaturalnie cichy i ani razu nie zajrzał do kieliszka. Hermiona miała
przeczucie, że jest to tylko cisza przed tak zwaną burzą.
- Wychodzę
– oznajmił Reymot Granger, gdy Hermiona zmywała naczynia.
Skinęła
głowa na znak, że zrozumiała. Nie pytała się gdzie idzie i po co, ponieważ
bardzo dobrze wiedziała, choć starała się tej wiedzy nie dopuszczać do
świadomości.
Usłyszała trzask drzwi wejściowych, a następnie drzwi Opla
Corsy ojca. Dopiero, gdy dobiegł ją oddalający się warkot silnika, pozwoliła
sobie na płacz. Po raz pierwszy od dwóch dni mogła popłakać głośno nie
obawiając się, że ojciec będzie na nią krzyczał. Przez godzinę chodziła po
domu nie mogąc sobie znaleźć miejsca, aż w końcu poszła do swego pokoju.
Przebrała się w dżinsy i czarny, dziany golf, który dostała od pani Weasley
na Gwiazdkę, po czym wzięła pierwszą z brzegu książkę i zaczęła ją
przerzucać. Musiała w jakiś sposób zagłuszyć obawy przed nadchodzącymi
dniami, a czytanie wydało jej się najlepszym rozwiązaniem.
Nie
lepiej zasnąć? zapytał „Albus”, gdy Hermiona położyła się na
łóżku.
- Nie – odpowiedziała Hermiona i utkwiła wzrok w
tekście.
*
Obudził ją hałas dochodzący z dołu. Przez
chwilę pomyślała, że ktoś się włamał, ale gdy do jej uszu dobiegł odgłos
tłuczonego szkła, szybko zarzuciła tę myśl. Gdy podnosiła się księga upadła
z cichym „plask” na podłogę. Gryfonka przetarła oczy i
spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na szafeczce nocnej obok łóżka:
dochodziła pierwsza w nocy.
Przez chwilę siedziała w bezruchu i
nasłuchiwała – łoskot nie ustawał.
Wstała, chwyciła różdżkę (
Stała czujność – jak mawiał Moody) i na paluszkach podeszła do
drzwi. Najciszej jak tylko mogła wyszła na korytarz i zeszła po schodach na
dół. Nie zapałała światła w holu i ruszyła w kierunku kuchni, skąd dochodził
hałas. Smuga światła padła przez uchylone drzwi na korytarz. Hermiona czuła
jak żołądek skręca się jej ze strachu. Podeszła powoli do drzwi i nieśmiało
zajrzała przez szparę.
Nie dobrze szepnął
„Albus”.
Kuchnia przypominała pobojowisko: wszędzie
porozsypywana była mąka mieszająca się z innymi przyprawami i skorupkami po
rozbitych talerzach, kubkach i szklankach. Ponadto wszystkie szafki były
pootwierane, a resztki radia leżały pod ściana naprzeciwko drzwi. Po środku
tego chaosu stał chwiejący się na nogach Reymont Granger z butelką whisky w
jednej ręce i talerzem w drugiej.
Hermiona pisnęła z przerażenia, lecz
szybko zatkała sobie usta dłonią i cofnęła się w mrok holu. Mimo wszystko
pan Granger musiał ją usłyszeć, gdyż dobiegło ją bicie szkła.
UCIEKAJ! wykrzyknął „Albus”.
Nie musiał
powtarzać. Nastolatka odwróciła się i ile sił w nogach pobiegła do swego
pokoju. Gdy zamykała drzwi usłyszała dźwięk przypominający odgłos obijania
się czegoś o ściany. Przekręciła klucz w zamku i szybko rozejrzała się po
pokoju w poszukiwaniu czegoś, w co mogłaby się spakować.
- HELMIONLA
! – usłyszała ryk ojca dochodzący ze schodów, a po nim łoskot
czegoś upadającego. Serce biło jej jak oszalałe, ale zdołała wygrzebać z
szafy plecak. Wpakowała do niego pierwsze z brzegu książki, które leżały na
biurku, jakiś zeszyt i długopis. Z regału zgarnęła kosmetyki, portfel,
dokumenty i ramkę ze zdjęciem matki, a na sam wierzch upchnęła kilka bluzek,
spódnicę, szatę i bieliznę. Ledwo zapięła plecak, gdy ojciec załomotał do
drzwi.
- Otwieraj w tej chwili, smalkulo – krzyczał.
Pod
siłą uderzeń klucz wypadł z zamka. Hermiona zacisnęła palce na różdżce,
wzięła plecak i zrobiła kilka kroków do tyłu. W tym samym momencie drzwi
wyleciały z zawiasów uderzyły z hukiem o podłogę. Ojciec wkroczył chwiejnym
krokiem do jej pokoju.
- Nie zbliżaj się do mnie! –
wykrzyknęła wyciągając różdżkę przed siebie.
Reymont przez chwilę stał
jak sparaliżowany, po czym roześmiał się głośno.
- Nie odwazys sę
– wysyczał robiąc krok do przodu i wbijając w nią przekrwione oczy.
- A założymy się? – spytała, a ton jej głosu był zimniejszy niż
powietrze na Antarktydzie.
- Wyzucą cię z Hogwa... z tej piepzonej
skoły... I co wtedy zrobisz? Gdzie pójdzies? – spytał unosząc znacząco
brwi i robiąc kolejny niezdarny krok w jej stronę.
- Nie twój biznes
– wycedziła przez zęby. I choć ojciec miał w pewnym sensie rację panna
Granger nie miała teraz czasu by nad tym pomyśleć. Tymczasem mężczyzna
zbliżył się do niej zanadto.
- EXPELLRIAMUS! – ryknęła
i czerwony promień ugodził Reymotna Grangera w pierś. W następnej chwili
ojciec przeleciał przez pokój, uderzył o ścianę obok drzwi i spadł na
podłogę na wznak. Po jego czole pociekła strużka krwi.
Uciekaj póki
możesz nakazał jej „Albus” Na marginesie, ładnie ci
wyszedł ten Epellriamus dodał, jednak panna Garnger go nie słuchała.
Zarzuciwszy plecak na plecy wybiegła z pokoju. W holu chwyciła płaszczyk i
chwilę później znalazła się na pustej ulicy. W biegu narzuciła na siebie
płaszcz, a różdżkę schowała do plecaka, który później założyła sobie na
plecy.
Zdawała sobie sprawę, że dopiero co użyła silnego zaklęcia
rozbrajającego wobec Mugola w związku z czym została prawdopodobnie
skreślona z listy uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Złamała
przecież prawo, ale nie przejęła się tym aż tak bardzo. Zrobiła to w obronie
własnej i żałowała tylko, że nie uczyniła tego wcześniej, przed śmiercią
mamy.
Pośród ciszy nocy usłyszała szelest skrzydeł. Odwróciła się i w
mdłym świetle sączącym się z latarni ujrzała nadlatującą sowę. Kilka sekund
później pod jej nogi spadł list opatrzony pieczęcią Ministerstwa Magii.
Podniosła go i szybko otworzyła.
Szanowna Panno
Granger!
Z poufnego źródła otrzymaliśmy doniesienie, że
dziś, dziesięć minut po pierwszej, użyła Pani Zaklęcia Rozbrajającego wobec
nieczrodzieja
( mugola).
Wydarzenie to stanowi poważne
naruszenie Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i
dlatego też została Pani zawieszona w prawach i obowiązkach ucznia w Szkole
Magii i Czarodziejstwa Hogwart do odwołania. Ostateczna decyzja o Pani
wykreśleniu z listy uczniów powyżej wymienionej szkoły zapadnie po
dokładnym zapoznaniu się z okolicznościami tego zdarzenia. Ponadto zmuszeni
jesteśmy Panią powiadomić o konieczności stawienia się na przesłuchanie w
Ministerstwie Magii trzeciego stycznia o godzinie 9 rano.
Wyrażam
nadzieję, że Święta minęły Pani w miłej atmosferze.
Z poważaniem
Mafalda Hopkirk
Wydział Niewłaściwego Użycia Czarów
Ministerstwo Magii *****
Hermiona przeczytała raz jeszcze
pismo, a następnie złożyła je i włożyła do kieszeni płaszcza. Potem ruszyła
w dalszą drogę.
W jej serce wstąpiła nadzieja – skoro ją
zawiesili to nie wszystko stracone. Mogli ją od raz wyrzucić, ale
najwidoczniej chcieli wyjaśnić dlaczego użyła Expellriamusa.
Gdzie pójdziesz? przypomniały jej się słowa ojca.
Przystanęła.
Właśnie: gdzie?
Ruszyła w dalszą drogę. Oczywiste
było, że uda się do centrum miasta. Ale co potem? Gdzie potem wyruszy?
Do babci? Nie, tam ojciec będzie jej szukał w pierwszej kolejności.
Do cioci Jess i wuja Toma? Też nie bo to rodzina ojca. Sami zadzwoniliby
do niego, gdyby Hermiona tylko przekroczyła próg ich apartamentu.
Do
Hogwartu? To nie był wcale taki głupi pomysł, gdyby nie fakt, że zawieszono
ja w prawach ucznia. Poza tym wracać do szkoły w połowie przerwy
świątecznej? Nawet Dumbledore nie byłby taki głupi by uwierzyć w bajkę o
stęsknieniu się za przyjaciółmi. Szczególnie po tym, co wydarzyło się
niespełna pół godziny temu.
Nie miała nawet pieniędzy by zatrzymać się
w jakimś londyńskim schronisku. Z resztą tam by jej pewnie również
szukali.
Chyba że... zaświtało jej w głowie.
O!
Panna Granger ma pomysł! ucieszył się „Albus”.
Schronisko nasunęło jej na myśl czarodziejski bar w centrum Londynu
– Dziurawy Kocioł.
Dziurawy Kocioł wydał jej się najlepszym
rozwiązaniem. Po pierwsze: na pewno znajdzie tam wolny pokój, w którym
będzie mogła mieszkać do czasu przesłuchania. A co potem to będzie się
martwiła później. Po drugie: Kocioł jest tańszy od mugolskich hoteli, gdyż
funty są inaczej przeliczane na Galeony. Po trzecie: pub jest uplasowany
blisko Pokątnej wobec tego będzie mogła wysłać list do Harry`ego i Rona. I
w końcu: ojciec będzie tak zajęty poszukiwaniem jej w mugolskim świecie, że
nie będzie miał głowy do szukania córki wśród czarodziejskiej społeczności.
Przynajmniej do trzeciego stycznia...
Powiał zimny, północny wiatr.
Hermiona zarzuciła kaptur na głowę i opatuliła się szczelniej płaszczem.
Dziękowała w duchu pani Weasley za zrobienie takiego ciepłego golfu bo
inaczej by zamarzła.
Wreszcie dobiegła do głównej drogi wyjazdowej z
osiedla: tutaj nawet w święta jeździły samochody. Liczyła na to, że uda jej
się złapać okazję.
Ryzykujesz powiedział dumblo - podobny
głosik.
Życie to ciągłe ryzyko. Poza tym już zaryzykowałam
odpowiedziała mu w myślach i wyciągnęła rękę z kciukiem uniesionym do góry.
Samochody mijały ją nie racząc nawet zwolnić. Światła reflektorów
raziły nastolatkę w oczy i oświetlały zarumienioną z zimna twarz.
Tymczasem zaczął prószyć śnieg. Kilka minut później nad Londynem
rozszalała się śnieżyca. Hermiona poprawiła plecak i kaptur i szła dalej. I
właśnie w tym momencie zatrzymał się przy niej duży jeep. Jego właściciel
otworzył drzwi. Gryfonka podeszła do auta i niepewnie pociągnęła za klamkę.
Okazało się, że w środku siedział starszy mężczyzna o miłej aparycji i
czarnych włosach przeplatanych siwymi pasmami.
- Wskakuj. To nie jest
pogoda na spacerek – zaprosił do środka wskazując miejsce obok siebie.
Gryfonka wsiadła do auta mimo lęku, który nagle się w niej odezwał.
Ruszyli.
- Gdzie cię podrzucić? – spytał mężczyzna zerkając na
nią ponad kierownicą.
- Do centrum – odrzekła zdejmując plecak i
kładąc go sobie na kolanach.
- Zdejmij też kaptur i rozepnij się bo się
spocisz – poradził jej. W samochodzie rzeczywiście było ciepło.
-
Nie za późno na podróż? – zagaił. Nie odpowiedziała.
- Widzę, że
nie jesteś zbyt rozmowna – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała
nutka rozbawienia. Hermiona posłała mu przepraszający uśmiech i zacisnęła
dłonie na materiale plecaka.
- Skoro już mamy razem jechać to może się
przedstawisz? – przerwał milczenie.
Panno Granger, kultura
przede wszystkim upomniał ją „Albus”.
Hermiona nie była
skora do głębszego zapoznania się z tym człowiekiem, jednak przyznała
głosikowi rację – wypadało się chociaż przedstawić.
- Hermiona
– powiedziała.
- Adam, miło mi – podał jej rękę ponad
kierownicą. Uścisnęła ją nieśmiało. – To co taka ładna dziewczyna jak
ty robi o drugiej w nocy, dzień po świętach na dworze? – zapytał.
- Eee... – bąknęła Hermiona. Nie miała ochoty tłumaczyć się nikomu,
gdyż nie chciała zostawiać za sobą zbyt wielu śladów.
- Okey, jak nie
chcesz to nie mów – rzekł po dłuższej chwili milczenia Adam.
-
Nie oto chodzi - zaczęła Hermiona – przepraszam... jestem po prostu
zmęczona, a ostatnimi czasy nie spałam zbyt długo – wyjaśniła i
westchnęła. Kierowca pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nic nie szkodzi
– odpowiedział.
Nie odzywali się już za wiele: Adam skupił się na
prowadzeniu auta, a panna Granger pogrążyła się w rozmyślaniach.
Równie dobrze mogła wyciągając różdżkę i podjechać pod Kotła wezwanym
Błędnym Rycerzem, ale wolała nie kusić losu. Przecież od zawieszenia
do całkowitego usunięcia z Hogwartu dzielił ją tylko jeden krok. Zaczęła się
zastanawiać nad formą przesłuchania. Harry stanął przed całym czarodziejskim
sądem, ale przecież wówczas była inna sytuacja: Ministerstwo chciało go
zdyskredytować w oczach czarodziejskiego świata i nie dopuszczało do siebie
informacji o powrocie Lorda Voldemorta.
A teraz?
Teraz byli
przecież zbyt zajęci walką z czarnoksiężnikiem by stawiać ją za
Expellriamusa przed Wizangamotem. Z resztą nie jest przestępczynią.
Broniła się tylko...
Wspomnienie wydarzenia z dzisiejszej nocy sprawiło
jej ból więc szybko je od siebie odgoniła. Jej myśli zaczęły krążyć wokół
szkoły.
Wierzyła, że pozwolą jej wrócić do Hogwartu, ale nie miała
pojęcia jak da sobie w niej radę bez potrzebnych jej pomocy naukowych i
części podręczników. Nie wiedziała nawet jakie książki zgarnęła do torby
podczas ucieczki. Owszem, w szkole działa bardzo bogato wyposażona
biblioteka, ale co z tego jeśli Irma Pince, która sprawowała pieczę nad
magicznym księgozbiorem, wyganiała wszystkich uczniów równo o dwudziestej
wieczorem podczas, gdy Hermiona przesiadywała nad księgami do północy?
Chyba będę musiała kupić coś na Pokątnej pomyślała obserwując
krajobraz miasta.
Drugim problemem był szkolny mundurek. Co prawda,
wzięła jedna bluzkę, spódniczkę i szatę, ale to stanowczo za mało. Poza tym
w szkole wymagano specjalnej garderoby: płaszcz ze srebrnymi zapinkami,
krawaty, tiary, rękawice nie wspominając już o innych sprawach. Ona to
wszystko pozostawiła w kufrze.
Zawsze istnieje coś takiego jak
Lupmeks, droga panno odezwał się „Albus”.
Hermiona
przyznała mu rację i postanowiła, że będzie musiała odwiedzić taki sklep,
gdy znajdzie się na Pokątnej.Chyba nawet kiedyś w nim była... ale to było w
trzeciej klasie.
Dasz sobie radę pocieszył ją
„Albus”.
Chciałabym odpowiedziała mu w myślach.
- ... wysadzić? – na ziemie sprowadził ją głos Adama. Spojrzała na
niego nieprzytomnie.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Czy mógłby pan
powtórzyć?
- Zapytałem, gdzie chcesz wysiąść w centrum –
powtórzył spokojnie kierowca.
Hermiona wyjrzała przez okno. Poznała, że
znajdują się na Euston Road **.Pamiętała, że by dojść do Dziurawego Kotła
należało skręcić w Upper Woburn.
- Na rogu Upper Woburn** –
odrzekła.
- Mogę cię wysadzić pod King`s Cross. Z Upper Woburn jest
spory kawałek do dworca – wyjaśnił i dodał – Londyn nocą jest
nie bezpieczny. Nawet dzień po Świętach.
- Poradzę sobie –
zapewniła go.
Chwilę później pan Adam zatrzymał samochód na rogu Upper
Woburn i Euston Road.
- Dziękuję za podwiezienie – zwrócił się do
niego, gdy wysiała z auta.
- Jesteś pewna, że nie chcesz podjechać pod
King`s Cross? – spytał przechylając się w jej stronę ponad skrzynia
biegów.
- Taaak – przytaknęła – Raz jeszcze dziękuję
– uśmiechnęła się do niego.
- Nie ma za co – odwzajemnił
uśmiech – Uważaj na siebie – spoważniał. Hermiona uśmiechnęła
się uspokajająco, a następnie zamknęła drzwi. Adam pomachał jej jeszcze na
pożegnanie i ruszył. Chwilę później panna Granger została sama.
- Ech
– westchnęła i ruszyła w dół ulicy. Śnieżyca ustała, chmury zostały
rozwiane przez wiatr osłaniając ciemnogranatowe niebo, z którego mrugało do
niej miliardy gwiazd. Gdy przechodziła obok jakiegoś zaułka u słyszała
hałas. Serce podskoczyło jej do gardła i przyspieszyła kroku.
Kilka
minut później skręciła w Tavistock**, przy której to znajdował się Dziurawy
Kocioł ***.Przeszła parę kroków i stanęła przed drzwiami obskurnego pubu.
No i jesteśmy na miejscu oznajmił „Albus”.
Hermiona podeszła do drzwi i zapukała. Pukała tak dopóty, dopóki nie
usłyszała szczęku zasuwki i skrzypienia naciskanej klamki. Odsunęła się od
wrót, w których kilka sekund później stanął barman Tom. W ręku trzymał
lampkę oliwną, którą oświetlił twarz dziewczyny. Nie wyglądał na
zaskoczonego jej nagłą wizytą.
No tak... przecież to jest pub
całodobowy przemknęło jej przez głowę, gdy mrużyła oczy przed światłem
lampy.
- Czy ma pan może jakiś wolny pokój? - zapytała obojętnie jakby
pytanie o takie rzeczy o drugiej nad ranem było najzwyklejszą rzeczą na
świecie.
- Tak, panno Granger – odpowiedział po dłuższej chwili i
zrobił miejsce w wejściu. Nastolatka była zaskoczona, że ją pamiętał.
Chociaż... chyba nie trudno było zapomnieć kogoś, kto spędzał w tym miejscu
połowę wakacji prawie co roku.
Dziewczyna weszła do środka i Tom
zamknął drzwi. Następnie poprowadził ją po wąskich schodach do góry, do
pokoju z mosiężną dziewiątką zawieszoną na drzwiach.
- Proszę potrzymać
– podał jej lampkę, a sam wyjął pęk kluczy i otworzył największym i
najmniej zniszczonym drzwi by zaprosić ją gestem do środka. Hermiona oddała
mu lampę i weszła.
- Dziękuję... Czy mogłabym jutro zapłacić za pokój?
- spytała nieśmiało.
- Oczywiście, panno Granger. Jak długo zamierza
pani u nas gościć? – spytał barman.
- Do czwartego stycznia
– odpowiedziała. Tom o nic więcej nie pytał. Powiadomił ją tylko, o
której będzie śniadanie i pożegnał się. Następnie wyszedł zamykając za sobą
cicho drzwi.
Hermiona zdjęła plecak z ramienia i postawiła go na
najbliższym krześle. Potem podeszła do łóżka i położyła się. Nie dbała o to,
że nadal ma na sobie płaszcz. Była potwornie zmęczona, ale szczęśliwa nawet
jeśli ceną szczęścia było zawieszenie.
Gratuluje odwagi, panno
Granger rzekł „Albus” i ziewnął.
Hermiona nie
odpowiedziała.
Czy to aby na pewno była odwaga? A może głupota? Albo
jedno i drugie?
Gryfonka nie miała sił by się nad tym zastanawiać w tej
chwili.
Zmorzył ją sen.
Koniec Części Pierwszej ****
* Cmentarz istniejący naprawdę.
** Ulica istniejąca naprawdę w
centrum Londynu.
*** Nie wiem, gdzie dokładnie jest Dziurawy Kocioł
wiec umieściłam go przy tej ulicy
**** Ciąg dalszy prawdopodobnie
nastąpi
***** Za radą (jesli moge to tak nazwać)Leszka założyłam,
że
uczniom mozna używać magii w domu,ale nie wolno jej wykorzystywać
wobec Mugoli w celach, hymm... powiedzmy, walki. Dlatego też Hermiona
dostała zawiwadomienie.
p.s List do Hermiony powiadamiajacy ją o
zawieszeniu w prawach ucznia wzorowany jest na listach Ministerstwa do
Harry`ego Potteraz z książek "HP i Komnata Tajmenic" oraz "HP
i Zakon Feniksa"
----
Część druga w
toku:)
sonka
Opowiadanie srednie, niezbyt mnie poruszylo. Czyta sie szybko, nie robisz wiekszych bledow, ale jakos nie przypadlo mi do gustu, moze dlatego, ze wszyscy ( dobra, prawie wszyscy) pisza teraz o hermionie i juz tego nie trawie. Ogromny plus przynajmniej za to, ze nie jest to romans. Poczytalabym sobie dalej, chyba nie zostawisz tego odlogiem, co?
Wiadome ze jak pisze sonka
to musi miec klase
i ma
Mnie sie podobalo
Nie podoba mi się. Po pierwsze, wkurza mnie tam ten Malfoy . To nie to, ze nie przepadam za fickami D.M/H.G. On mi tam po prostu nie pasuje. Nie leży mi też za bardzo temat. Szczerze mówiąc, to jest dosyć szablonowy. No i Hermiony w roli pokrzywdzonej ofiary też sobie wyobrazić nie potrafię. Stylistyka jest taka sobie. Ujdzie. Jedyne, czego nie rozumiem to uwaga autorki (tłumaczki?), która uprzedza, żeby przygotować sobie paczkę chusteczek, ja tu bowem nie widzę nic poruszającego.
Fajne opowiadanko, czekam na next party.
Mam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Cieszę się, że to nie jest kolejny wielki romans i że akcja jest bardziej rozwinięta niż w niektórych ff na tym forum. Zastanawiam się jak masz zamiar rozwinąć wątki tego opowiadania, więc czekam na kolejną część.
Opowiadanie inne niż wszystkie, które czytałam do tej pory. Nie czytałam jeszcze fika, w którym byłaby pokazana rodzina Hermiony z tej drugiej strony. Błędów nie zauważyłam. Czekam na kolejną część.
Na wene =>>>
Sonka ja kocham wszystkie opowiadanie, bo piszesz bardzo fajnie i na poziomie, opowiadanie naprawdę wzruszyło mnie, fajny pomysł no i oczywiście przeczytam drugą część
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)