Tymon jedzie na Wyspy, Przem zmywa czekoladę z talerzy, ja czytam grafomańskie książki o historii lokalnej piłki nożnej
jakieś inne pomysły na zarobienie trochę grosza?
ja będę w rodzimym biznesie robić, krzątać się między półkami księgarni.
opiekunka na kolonii stylizowanej na hogwart. przebijcie mnie :P
Ja tam nie pracuję w wakacje.
Co prawda przydałoby się, bo spłukana jestem doszczętnie.
Ale nie da rady, bo ciągle gdzieś wyjeżdżam.
Poza tym chyba zbyt leniwa na to jestem, żeby jedyny czas wolny spędzać na myciu garów w knajpie czy rozdawaniu ulotek z plusa.
Nie, to stanowczo nie dla mnie.
masz jeszcze czas ;)
jakby nie praktyka, to chyba bym umarła z nudów.
poza tym, jeśli chcę gdzieś jechać, to niestety, ale muszę mieć na to pieniądze, bo w którymś momencie rodzice przykręcają kurek z gotówką i mówią: na życie ci damy, ale na rozrywki sobie sama zapracuj. więc siedzę i udaję, że umiem projektować strony internetowe, lol. przynajmniej praca w moich własnych godzinach i przy necie.
http://www.call4you.pl/onas.htm
http://www.multimedia-partner.com.pl/. ale tylko do jutra.
http://www.czarodzieje.pl/
Kasia, wkręć mnie! Ja chce zostać MARJANEM HAHAHAHAHAHA, bez kitu, zrobię se jakieś papiery na opiekunke i w przyszłym roku tam uderzam.
A ja w zoo robie, huhu.
Aaa, chodzenie do pracy siedem dni w tygodniu zaczyna mi wykrzywiać psychikę. Zaczynam nienawidzić weekendów.
mogło być gorzej
mój ojciec ma zapisany w umowie nienormowany czas pracy. tygodnie po 15-16h w pracy to czasem norma, plus budzenie w środku nocy bo awaria i sobie mistrzowie zmainy rady nie dają
pozdrowienia z pracy, w której mi nie płacą ;]
Praktyki?
Praktyki sux. Na szczęście od mnie nie wymagali, żebym zapieprzała miesiac za free, chociaż teraz też dostaję pensję kumulacyjnie, raz na 3 miesiące na przykład...
ja już powoli rzygam pracą xD piątek to piękny dzień.
mcdonalds, subway, burger king, pizza hut czy szukac dalej?
helipad.pl
praktyki, praktyki, praktyki sraktyki kurcze, robię kawę, składam projekty, latam po urzędach, a do komputera usiadłam raz wczoraj na 5 minut ;]
nie martw się, ja w trakcie całej mojej praktyki przy kompie siedziałam raz, jak graliśmy w bombera sieciowo kiedy szefowie pojechali się byczyć ;d.
A pijalnia czekolady Wedla miewa ostatnio dziwnych (ale dobrych) klientów. Dwukrotnie pewna pani zamówiła fondue (talerz kawałków ananasa, arbuza, winogron i borówek plus płynna czekolada do maczania owoców) za 40 zł i dwukrotnie oddała porcję niemal nie tkniętą. Nie muszę chyba mówić, jacy byliśmy jej wdzięczni, zajadając się owocami
A wczoraj ktoś zamówił naleśniki z serem i w ogóle ich nie tknął. Dobre.
e tam, teraz, kiedy funt to 4 zł bardziej opłaca się zarabiać w Polsce.
no dobra, funt 4 złote, ale nadal zarobisz więcej niż w polszcze ;p
A ja siedze i nie zarabiam :d Za to za pol h zaczynaja mi sie nastepne zajecia.
<jaraczk> pracuje w mcdonaldzie miesiac i slyszalem juz rozne nazwy: "makflałer", "makflary z lajonelem", "em si fluri", koles raz chcial raki (gdzie sprzedajemy krewetki), ale jak sie ziomek dzisiaj zapytal czy do picia w happy meal'u moze byc luksusowa to sie zalamalem...
z ciekawosci - ile mozna zarobic w MCD na najnizsyzch szczeblach i ile srednio kaza wam dziennie pracowac?
Tutaj to z 5 funtow za godzine. Taka minimalna placa.
No coz, wlasnie dzisiaj dostalem odmowe z jednego miejsca pracy gdzie zlozylem. Wszedzie nie chca slyszec o pracy na miesiac, a juz wogole nie doszedlem do etapu kiedy zaczna mnie pytac o pozwolenie na prace, ktorego de facto nie posiadam jeszcze i nawet nie wiem jak zalatwic.
Jutro bedzie interview w kawiarni, ale akurat na jutro wyjezdzam, wiec dupa blada.
Wzialem kwestionariusz z McDonalda, Lidla.. Ide zaniesc kilka CV. Dupiasto. Strasznie zle sie czuje nie mogac znalezc zadnej pracy. Wszedzie szukaja raczej na stale, z doswiadczeniem itd.
Teraz siedze w kafejce w ktorej pracuje mlody Polak - ten to ma fajna robote. Przyjmuje kase za internet. I tyle. Bosko...
No nic. Ide walczyc dalej.
Tymon, to nie mów, że na miesiąc.
i dalej utrzymuję, że lepiej teraz w Polsce, bo Anglia droga do utrzymania jak cholera, plus koszty dojazdu.
no chyba, że ktoś nie płaci za mieszkanie, bilet na samolot dostał gratis i żywi się suchym chlebem, to owszem owszem ;]
no i rzecz jasna mam na myśli pracę sezonową, gdzie nie dostanie się więcej niż 6 funtów/h
pracowałam kiedyś na promocjach i promocje alkoholowe to średnio 20zł/h
w Krakowie pracując w knajpie z samych tipów można zarobić od 1000zł miesięcznie.
a po co pracowac? mnie mamusia robi codziennie sniadanko, potem sobie ide na rower, wracam na obiadek, potem sie stroje i disco. od tego sa wakacje!
Prowokacja czy ki bies?
Oby to była prowokacja.
No mam nadzieje, ze sprowokuje was to chociaz do odrobiny myslenia? Kazdy z was jest super zmartwiony bo ma niefajna prace, bo nie moze znalesc pracy, no tragedia poprostu. i po co sobie marnowac takie super 2 miesiace zycia? ja sie wole poopalac i poskakac wieczorem.
próbowałam napisać coś konstruktywnego, ale nie potrafię, zwłaszcza z opadniętymi rękoma.
witkami? ;d
szukałem roboty na budowie, ale bez jaj - nawet za te 10 od godziny nie bede jako jeden z pieciu[!] stawiał sklepu o powierzchni około 1000 metrów[!!!]
To tak, jakbym sam miał postawic dom wiekszy od tego w ktorym teraz mieszkam :F
serio - codziennie przejezdzam kolo tego placu budowy i raz widzialem tam wiecej niz pieciu, szesciu chłopa - jak przyjechala dostawa betonu i rur a z nia kolejnych trzech pracy panów. czasem jakis majster sie pokaże.
No, myslcie troche! Ja nie wiem jak mozecie byc takimi głąbami zeby nie pasożytniczyc na rodzicach tylko zaczynacie zarabiac i sie usamodzielniac. Przeciez wszyscy spia na pieniadzach, to po co pracowac! Dysko dysko dysko bałns!
Jestem zbyt poważny żeby chodzić na dyskoteki. Nie bawi mnie takie prowokowanie do myślenia, zwłaszcza że nie każdy ma wakacje, albo chce wykorzystywać urlop na, jak to moja poprzedniczka ujęła, "dysko dysko bauns bauns". Twoja próba konstruktywnego myślenia poważnie zawiodła, droga Sabinko.
Also, serious cat is serious:
A ja mam 13 lat a i tak mama powiedziała, że mam trochę pieniędzy sama zarobić, jak mam tyyyyle czasu.
No i zbierałam truskawki. I jagody.
Myślałam, że już nigdy nie domyję rąk i będę miała fioletowe palce do końca życia.
no nie wyobrazam sobie zberania jagod w tipsach
lulz, ja też nie.
Ja nie mam tipsów.
I paznokci długich też nie. Bo gram na fortepianie. I wogóle długie paznokcie są niefunkcjonalne .
tipsiorami mozna przeciez tak zajebiscie odcinac te małe jagódki, zamiast wyrywać je jak ostatni cham i prostak.
nie znacie sie, dziewczyny
ale ja ją rozumiem, pff. gdyby mnie było stać to też bym tak robił
praktyczne , nie praktyczne - ale jaie sliczniutkie!!
sabinka, albinka, czy inny stanisław?
nie nadaje im imion, to byloby glupie
hahahaha! dobre, dobre, na to bym nie wpadła ;] ale to może w temacie o tipsach.
omg, ale jestem zła, rodzina mnie dręczy, a jak widzę takie posty i jestem podbuzowana to mam ochotę zabijać. SABINKO, zamilknij jeśli masz zamiar gadać o swoich tipsach lub dyskotekach.
tesknie za naprawde dobra prowokacja.
w stylu 30 letnia psycholozka podszywajaca sie przez miesiace za dziecko..
zieeew.
za dwoje dzieci naraz przecież!
Mnie najbardziej rozbawił "Stanisław" w poście Ewy. Obvious reference is obvious
Skoro już offtopujemy. A co tam.
Zaczynam nie cierpieć mojej pracy. Lubię samo zmywanie, ale zaczynają coś przebąkiwać o tym, że będę jeszcze prasować obrusy. A takiego. No sorry - za 6 zł/h to ja tam tysiąca rzeczy robić nie będę.
po co wyznaczać terminy oddania projektu, jak się nie dosyła materiałów, kruwa no? po co mi ucinać urlop, jak wracam, a i tak nie mam co robić? :/.
Przylacze sie sie do lamentow, sprzet ktory ma pracowac za mnie psuje sie srednio 2 razy w tygodniu, za kazdym razem inaczej. A dzisiaj ktos mi przestawil temperatury do jakich mial sie nagrzewac i gdyby nie boska opatrznosc to by sie calkiem spalil i byloby niefajnie...zawisc ludzka nie zna granic
Na przyklad abstrakcja moglaby byc calkiem niezla prowokacja swego czasu, ale to, ze jest jak najbardziej prawdziwa ze swoimi pogladami.. to jest absolutely amazing :)
http://www.flickr.com/photos/floyduk/sets/72057594102962289/
Ej, nie przychodźcie nigdy do pijalni czekolady na Wilanowie w niedzielę. Bo jak się dowiem, to wyjdę i mopem zatłukę.
Wczorajszy dzień to był koszmar. Niech przemówią fakty: po raz pierwszy, odkąd tam pracuję, miałem zapełnione naczyniami wszystkie cztery kosze od zmywarki plus stos naczyń w zlewie, drugi stos obok zlewu i jeszcze kilka drobiazgów na zapleczu.
Ugh.
spójrz na to z innej strony, wreszcie w pracy robiłeś to, na co cię zatrudnili
Dokladnie em, dokladnie! Przemku, czego jenczysz, przeciez widziales na co sie piszesz, to czemu sie mazgajisz?
0wnage!
pwn'd
a ja dostałam dziś pracę w biurze i zaczynam od jutra
Brawo!
Jakaś strona Inernetowa or something like that?
Dostalem wyplate!
Zostaja w moim miescie dluzej o tydzien!
Moge pojechac z nimi do Bristolu na kilka dni!
elo, właśnie wróciłam z pracy.
7:30 - 20:00
śpiewam i tańczę, zjadam chodzące mięsko i generalnie trochę jestem nie tego.
Podobniez, tylko ze ja padam na ryj, nie usmiecham sie i nie odzywam.
I zaczyna mnie wkurzac, ze slysze co 30 minut pytanie z ust jakiegos Angola "Przepraszam Pana, czy Pan sie dobrze czuje?"
Tak. Zmeczony tylko jestem.
Tak jeszcze w kwestii sezonowej pracy. Robiłam tatuaże. Z henny. Dwutygodniowe XD. Szczęście, że to już się skończyło...
ktoś z was w trakcie pracy musiał przenosić czyjeś zwłoki?
?:O
pracowałem kiedyś na cmentarzu i do tego bardzo krótko.
ja w szpitalu i gdyby nie to że pieniądze do bani to całkiem, całkiem. było tam nie pracuje ani jedna normalna osoba każdy ma coś z głową
Moze i nie nosilem ale w trakcie studiow mialem okazje pokroic ;]
Rok temu tez na praktykach z braku ciekaszych zajec wozilem ludzi na operacje i minela chwila zanim mi ktos uswiadomil ze zywych wozi sie raczej glowa do przodu niz nogami ;]
Ale praktyki jak to praktyki - nie wiazaly sie z zadnym zarobkiem ;/
Anglia glupia jest ;/
Nie dosc ze czekam na wyplate jak na zbawienie ktore nie nadchodzi to sie jeszcze okazuje ze wspanialomyslnie zostalo mi potracone 400£ na rzecz podatku...zegnajcie wakacje na jachcie i drinki z parasolkami.
Ale na otarcie lez dowiedzialem sie ze moge sie starac o zwrot tych pieniedzy skladajac odpowiednie podnie w odpowienim okienku (grr...biurokracja) a podanie zostanie rozpatrzone i byc moze w ciagu pol roku (...) odzyskam co moje.
Myslalem ze moze jezyk podszkole - a tutaj albo polakow spotykam, albo hindusow ktorzy po angielsku mowia tak jak u nas dzieciaki z podstawowki.
Wole na czarno w truskawkach czy na budowie robic...
dobra, ulzylo mi, thx, bye ;]
ur welcome
Etam, narzekasz. Trzeba sie bylo na czarno zatrudnic, jak ja :P
Skończyłem pracować.
Jak pewnie wiecie - była to praca w wesołym miasteczku. Lecz nie zawsze było tak wesoło. Najtrudniejsza dla mnie była praca stricte fizyczna, gdzie momentami z bezsilności prawie płakać mi się chciało. Nie jestem strongmenem, a takiej pracy odemnie wymagano. Ponaciągane mięśnie, stłuczona kostka, dziesiątki zadrapań, skaleczeń i ubrań albo rozprutych albo niemiłosiernie zapaskudzonych smarami i węglem. Ostatnie 5 dni były jednak najcięższe, bo stwierdziwszy, że nie chcę wydawać 10 funtów na bilet w obie strony, wstawać 5:40 by w pracy być na 9 i wracać do domu chwilę przed północą (sprawdziłem jak to jest - męczy) - postanowiłem zostać z nimi i zamieszkać w wesołym miasteczku. Początkowo dostałem pomieszczenie w przyczepie kempingowej 2 m x 2 m z 2 piętrowymi łóżkami. Zamykane drzwi, żarówka - bomba. Następnego dnia przyjechała rodzina z Somalii i to oni tam zamieszkali - ja musiałem zamieszkać na pozostałe 3 dni w kabinie kierowcy w ciężarówce. Gdyby nie stała ona koło ruchliwej ulicy i miała zamknięte okna (jedno uchylone w 1/4) - byłoby miło. Ale uwierzcie mi - przez 2 długie dni rozstawialiśmy miasteczko, co jest ciężką, fizyczną pracą. W deszczu. Nie, że deszcz padał to czekaliśmy aż przestanie. Pracowaliśmy w deszczu. Dwa dni. Do cna przemoczone buty nie miały jak wyschnąć, toteż każdego kolejnego dnia po włożeniu świeżych skarpetek - musiałem wsunąć stopy do.. kompletnie mokrych butów o nienajlepszym aromacie.
Teraz może trochę pozytywów dla odmiany. Pięniądze nie takie złe, szczególnie dobre było to, że na czarno - żadnych rejestracji, podatków etc. - przez to jednak pracowałem poniżej minimalnej krajowej 7 dni w tygodniu średnio od 10 rano do 20 wieczorem. Carter's Steam Fair, bo takoż się zowie moje miejsce pracy, to naprawdę przepiękne wesołe miasteczko w stylu vintage, które praktycznie od marca do listopada co weekend odwiedza inny zakątek wielkiej brytanii. Atrakcje są naprawdę stare (100letnie silniki parowe zasilające np. karuzele czy konie tamże datowane n 60-70 lat) i piękne, bo właściciele naprawdę się przykładają i WSZYSTKO jest ręcznie malowane - a mają oni talent. Sami mieszkają w starych przyczepach, również vintage, które naprawdę w środku są ekstrawaganckie i po prostu klimatyczne. Carnivale, jednym słowem.
Ludzie. Pracownicy mojej części miasteczka to mieszanka kulturowa. Zaczynając od Irlandczyka ("Siemanko piknie" "Wanna vodka?"), przez londynskie murzynki z Jamajki, siwego anglika palącego co 3 minuty, reprezentację Republiki Południowej Afryki (w tym jeden niesamowity człowiek, z którym mam nadzieję jeszcze długo utrzymywać kontakt), myspace'owe british chikcs, afgańczyku-nietalibie, Bułgarze studiującym na Ukrainie, Angliku, który za tydzień ma ślub i również lubi żarty o Twojej Starej; na jamajczyku, który mnie nie lubił, a którego żoną jest Polka (nigdy nie odpowiedziała na moje "Dzień dobry"). A pośród nich Tim from Poland. Cheeky, always smiling weirdo. W pierwszych dniach posądzany nawet o homoseksualizm, co ja później się okazało - było wynikiem nadmiaru mojej energii (taniec z dziecięcą parasolką w deszczu w rytm rock'n'rolla) oraz nieudolnych prób naśladowania brytyjskiego akcentu. Dodam tylko, że w innej części wesołego miasteczka można było trafić na śladowe ilości Pakistanu czy jednego z afrykańskich krajów, gdzie językiem jest zestaw dźwięków podobnych do chrząknięcia, kasłania czy mlaskania.
Nie wszyscy jednak dobrze traktują foreignerów. Trzeba o tym pamiętać. Często padało pytanie po kilku minutach niezaobowiązującej rozmowy z klientami "So where are you from?" "Poland" - i teraz albo "Aha..." i jakoś rozmowa się urywała, albo rzadziej pracują-dla-mnie-polacy-dobrze-pracują lub "Lech Wałęsa!" tudzież "Cracow!", raz "Zielona Gora!".
All in all - skończyłem, teraz chwila odpoczynku, jakieś małe zwiedzanko i do domciu. Jest baaardzo dużo do opowiadania, ale komu by się chciało to czytać? :)
No nam przeca!
Tymonie, szczerze współczuję warunków pracy. I pomyśleć, że ludzie wyjeżdżają "za chlebem" na całe lata, żeby żyć w niewiele lepszych warunkach...
Miłego wypoczynku, pozwiedzaj sobie muzeum Doctora Who i co tam jeszcze chcesz. A potem wracaj do nas, bo nam Ciebie brakuje!
Also:
duzo bym teraz dala za prace fizyczna na powietrzu, zamiast tego sleczenia godzinami w zamknieciu przed monitorem... ale jutro jade do Mszany Dolnej z jakimis papierami, wiec luz
a vintage wesole miasteczko musie byc suuuper, chcialabym bym bardzo takie zobaczyc, pics!
czytac? jakie czytac? spotkamy się przy piwku i wszystko opowiesz z detalami
ja mam co prawda pracę spokojną, czystą i nie muszę nadwerężac zdrowia, ale za to o ile mniej wrażeń ;p
ja miałem fajnie w lipcu. w pracy.
siedzi koleżanka której raczej nie lubiłem za szybką, rozłączyła się, wychyla i mówi do mnie
"tej, ale miałam pacjenta, pedał jak nic!"
nie wiedząc jak odpowiedzieć, rzuciłem banałem "a co, nie lubisz gejów?"
"nie" powiedziała - "wkurzają mnie"
podniosłem brwi i powiedziałem "o rly, a znasz jakiegoś chociaż?"
"tak, znam jednego."
"No to znasz już dwóch" odparłem pokazując pierścionek na palcu, po czym wydusiłem kolejny numer nie patrząc już na nią. Udawałem że jej nie słucham, ale wyraźnie słyszałem jak mowila "nie no, to moze mam takie uprzedzenia po tym jednym ktorego akurat nie lubię..."
Wiedziałem że będę tam tylko do koncamiesiaca wiec walilo mnie to co tam oni sobie o mnie myślą.
chyba juz wam o tym mowilem btw.
Mnie nie mówiłeś
Mistrz ciętej riposty!
Ej, mnie też większość gejów wkurza i co, zabronisz mi avadziu?
Spoko, ty mnie kiedyś wkurzałeś bardziej niż geje, a potem spotkałem cię w realu i chyba nawet trochę polubiłem
skonczylam wlasnie pracę, łiiiiiiiiii!!!
wstaję rano, idę do pracy. pracuję. albo coś. kończę w nocy. albo prawie. wracam do domu. siadam do pracy. kończę rano. idę spać (na chwilę - tak 2-4 godziny). wstaję. idę do pracy.
czy to już pracoholizm?
na szczęście studenty się zaczynają, będzie trochę przerw na hobby...
Hobby - ukladanie pytan na kola i wejsciowki?
jakie tam koła? jakie wejściówki?
przecież to nudne.
poza tym ja projektowanie prowadzę. i nawet listy na nim z reguły nie sprawdzam.
standard, standard, u nas na projektowaniu lista obecnosci pojawia sie na pierwszych zajeciach, po czym pan asystent uroczo gubi ją już na następnych ;] zresztą po co to komu, i tak widac, czy ktos chodzil czy nie.
U nas szczyt klimatyczny w grudniu, 2 tygodnie wolnego calkiem z czapy, wiec sie pilnuja i robia listy na wszystkich zajeciach, bo nie ma kiedy odrabiac. Koles od writingu jest nawet tak skrupulatny, ze juz teraz zapowiedzial inclass essay writing na 2h co 2 tygodnie, paragraph regularnie co tydzien i max 3 nieobecnosci (usprawiedliwione 2 + 1 nie), ale trudno sie dziwic, skoro takie masy mają problemy z tym na egzaminie.
A co do pracy to cos by mi sie przydalo, ale tak wlasciwie to nie chce zrezygnowac z weekendow z Dannym, a tylko wtedy moglabym jakas prace podjac. Chyba ze nie wiem, skladanie dlugopisow? :P
a nie. gubić nie gubię, bo to zawsze jakaś pomoc przy przypominaniu sobie imion
za to praca mnie kiedyś wykończy. chyba, że wcześniej się zabiję na motorze. w sumie nie wiem, co lepsze...
projekt platformy wiertniczej to zło.
I TO JESZCZE NA PAPIERZE !_!]
o nie ten temat, i chuj.
czemu nie ten temat?
ten temat.
projekty to zło. fakt.
ale widziałeś kiedyś inny niż na papierze?
Na kalce.
Do tej pory mi niedobrze jak sobie przypominam dźwięk żyletki drapiącej po kalce.
A, no i w ramach kreatywności próbowaliśmy kiedyś drukować na folii, ale to był kiepski plan.
bo to w szkolnym temacie miało być.
ja bym wolał jednak nie ołówkami jak teraz.
Ołówkiem to jeszcze da radę, nam kazali się bawić rapitografami, przeklętymi reliktami odległej epoki.
Cytując mojego 86-letniego profesora od budownictwa ogólnego: "na komputerze to możecie sobie pasjansa ułożyć, rysować macie się uczyć jak Pan Bóg przykazał, na kalce."
Zgroza.
tya.
pieprzeni sadyści ;>
Też mi się zawsze zdawało, że prowadzący odczuwają jakiś sadystyczny rodzaj przyjemności patrząc jak się babrzemy w tuszu
A tak wracając do tematu, właśnie się dowiedziałam, że jedziemy na jakieś szkolenie jutro. Super, tylko że jestem chora i jadę na antybiotykach i z picia nici, więc wyjazd będzie odrobinę daremny. Swoją drogą, ciekawe, czy ktoś kiedyś wpadnie na oryginalny pomysł przeprowadzenia jakiegoś szkolenia na szkoleniu. Dopiero by się ludzie zdziwili.
echhh, że Wam to tak przetłumaczę z drugiej (i trzeciej) strony barykady:
to ma głęboki sens wbrew pozorom.
komputer odmóżdża. pozwala na wyłączenie myślenia i skupienie się na klikaniu w kolejne punkciki. jest dobry do pracy - ale do nauki jakby słabiej. rysowanie ręczne uczy trzech rzeczy - precyzji, cierpliwości i myślenia o projekcie. tyle, że zaczyna się to rozumieć dopiero po dobrych paru latach pracy - w czasie studiów to rzeczywiście wygląda jak tortura.
a finalny projekt zawsze jest na PAPIERZE. kalka to tylko narzędzie ułatwiające rysowanie.
Nie rozumiem zupełnie założenia, że komputer odmóżdża. Przecież żaden program nie wykona za mnie roboty, nawet żeby "klikać w kolejne punkciki" też muszę wiedzieć, w jakie punkciki mam kliknąć. A ewentualne niedokładności dużo bardziej utrudniają pracę na późniejszych etapach niż przy rysunkach na papierze, więc precyzja i cierpliwość jest tu jak najbardziej na miejscu.
Nie do końca też wiem, co masz na myśli, pisząc o "myśleniu o projekcie". Bo co, jak rysuję w CADzie, to już nie myślę o tym, co rysuję?
Jestem w stanie zrozumieć, że o.m.c. architektów zmusza się do rysowania ręcznego. Bo to pomaga ćwiczyć rękę, styl czy co tam jeszcze. Ale w pracy konstruktora walory artystyczne mają, umówmy się, drugorzędne znaczenie. Od dwóch lat bez pracuję w zawodzie (no, prawie w zawodzie, instalatorem też mi się zdarza bywać), i jakoś nigdy nie ucierpiałam z powodu faktu, że narysowanie czegoś odręcznie to dla mnie szczyt poświęcenia.
edit: jak sobie tak teraz przeczytałam tego posta, to doszłam do wniosku, że wygląda to tak, jakby przemawiała przeze mnie gorycz z powodu niezrealizowanych ambicji. I coś w tym jest chyba...
jakby Ci to napisać...
to nie tak, że robię z siebie jakiegoś szczególnego guru - nie mam takiego zamiaru. po prostu pamiętam, co o tym myślałem na studiach i potem (w zasadzie w trakcie), kiedy zaczynałem pracę. i trochę to moje zdanie ewoluowało (prawie 10 lat w zawodzie). z drugiej strony obserwuję również ludzi, którzy ze mną pracują (taki mój zbójecki obowiązek) i mniej więcej widzę co umieją i jak pracują. z trzeciej strony - obserwuję swoich studentów...
i generalnie jest tak, że CAD jest szybki, precyzyjny (jak się umie) i w zasadzie samo nadążenie za nim wymaga ograniczenia myślenia. jasne, że wiesz, jakie punkciki kliknąć - ale już czasu na analizę, dlaczego akurat te punkciki i dlaczego w takiej kolejności - to nie bardzo zostaje. podczas, kiedy sensem projektu studenckiego nie jest ZROBIENIE projektu, a jego ROBIENIE. CAD nie służy do robienia projektu. CAD jest po to, żeby ten projekt zrobić. ergo - zanim siądziesz do CADA - musisz wiedzieć co robisz. inaczej zostaniesz kreślarzem...
Doskonale rozumiem, do czego zmierzasz, studia mają nas nauczyć CO a nie JAK mamy projektować. Zgoda. Ale są tacy, którzy nauczą się projektować rysując ręcznie, bo im tak łatwiej, są tacy, którzy nauczą się projektować od razu przy pomocy komputera, bo tak wolą, a są tacy, co się w ogóle nie nauczą. I być może grupa uczących się rysować w sposób "tradycyjny" będzie miała ułatwione zadanie (idąc tokiem Twojego rozumowania) ale wybór powinien być zostawiony studentom.
W zasadzie domyślam się powodów demonizowania nauki projektowania na komputerze przez prowadzących. A dokładnie jednego powodu: większość osób, które oddawały projekty robione w CADzie, jak już nam pozwolili takie oddawać, nie zrobiła ich sama, tylko wykorzystała projekty zrobione przez tą część, która CADem posługiwać się umiała. I to jest ciężkie do wykrycia niestety, na krótszą metę przynajmniej, bo wiadomo, że w praniu wyjdzie, wcześniej czy później.
tu się zgadzam. z pierwszą częścią.
z drugą nie bardzo. widzisz - ja wychodzę z założenia, że pracuję z dorosłymi ludźmi, którzy wiedzą gdzie są i co robią. wymagam oddania mi projektu - i w zasadzie w rzyci mam, czy był robiony osobiście przez studenta, czy został przez niego zlecony komukolwiek. ja jestem od tego, żeby przekazać jakąś tam wiedzę. ale zmuszać ludzi do tego, żeby ją przyjeli wbrew swojej woli? gdybym chciał się jeszcze bawić w pion śledczy i oceniać, czy to praca samodzielna, nie zostałoby mi z tego, co robię żadnej przyjemności. a to przecież ma być hobby...
w pracy zresztą mam to samo - chcę widzieć efekt pracy, środki prowadzące do jego osiągnięcia wiszą mi dorodnym kalafiorem (cytując Jacka Kaczmarskiego)
Też nie uważam, że do obowiązków prowadzącego powinno należeć sprawdzanie, czy praca została wykonana samodzielnie czy nie. Stwierdzam tylko fakt, że wielu woli się jednak zabezpieczyć, utrudniając studentowi oddanie projektu cudzego autorstwa. Utrudniając, podkreślam, bo znam i takich, którzy przerysowywali wydruki na kalkę.
U nas na wydziale ta paranoja posunęła się już tak daleko, że niektórzy prowadzący zabraniają oddawania nawet opisowej części projektu w formie wydruku (wiadomo, Mathcad, dobra podkładka i w ciągu 10 minut masz obliczenia i opis techniczny). Tylko, tak jak napisałeś, to już nie jest przedszkole, nie ma obowiązku szkolnego na posiadanie tytułu magistra. I trochę to śmieszne jest po prostu.
Może to wynika z polityki mojego wydziału. Kiedy ja zaczynałam, na 260 miejsc było 2,5 tysiąca chętnych. Z czego przyjęto 400. Z tego spora część to ludzie, którzy zdawali na budownictwo jako na drugi kierunek, traktujący ten kierunek jako zapychacz w drodze na wymarzoną architekturę (w większości, w mojej grupie na pierwszym roku było 11 osób, które się na architekturę właśnie nie dostały). Odsiew był duży, ale jak na ironię odpadły głównie osoby po technikach budowlanych, bo nie dawały sobie rady z pierońsko ciężkimi przedmiotami teoretycznymi (a na pierwszym roku są głównie takie) i nie miało znaczenia, że kasowali ludzi po liceach w zakresie przedmiotów zawodowych. Mam znajomą, która przez całe pięc lat studiów co rok startowała na architekturę, co rok się nie dostając, wiele osób poddało się, uznając, że jak już się zaczęło, to już trzeba skończyć. A jak - no cóż, są różne sposoby.
edit: W zasadzie drugi akapit można zignorować. To jest moje usprawiedliwianie się, dlaczego przez pół studiów zarabiałam robiąc projekty znajomym (a później też nieznajomym, jak się fama rozniosła).
edit2: ale pierdoły piszę, chyba nie najlepszym pomysłem było przyjście do pracy po nieprzespanej nocy, z gorączką i na antybiotykach.
ja tam myślę, że w grę wchodzą kompleksy nauczycieli - teoretyków. nic mnie bardziej nie wkunia szczerze mówiąc...
Gdyby nie to, że mam projekt na wczoraj, zawalony przez to, że przez trzy dni w łóżku zdychałam, to pewnie z domu bym nosa nie wystawiła.
Ale przynajmniej udało mi się wynegocjować pozwolenie na nieuczestniczenie w szkoleniu.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)