Istnienie świętego Mikołaja, czy fakt, że zęby zabiera Wróżka Zębuszka to dla niektórych niepozorne epizody, z których obecnie można się tylko śmiać. Niektórzy jednak do dziś pamiętają, jak bardzo zawiedli się na świecie wykreowanym im przez rodziców, czy innych dorosłych. Miłość nie jest rajem, a świat nie jest sprawiedliwy. Rodzice nie żyją wiecznie i nie koniecznie wiecznie będą razem. Pamiętacie jakieś momenty, w których wasz świat, jako dzieci, musiał zderzyć się z szarą rzeczywistością?
Yhm. Nie sądzę, żeby była jedna osoba, która się nigdy nie zawiodła. Jeśli ktoś taki jest, chylę czoła rodzicom.
Moje zderzenie z rzeczywistością miało związek z alkoholem (nie, nie ja piłam).
Powiem tyle, że potem w kościele podpisałam się w księdze abstynentów.
A moje było takie, że nie udało mi się dziewczyny jednej uratować, uważam, że miałem rację ratując kogoś innego, ale oni uważali inaczej.
Wtedy zrozumiałem, że nie zawsze znajdzie się ktoś, kto stanie po Twojej stronie. Czasem zostajesz sam.
Ale to okropecznie ni ciekawa, smutna i dłuuuuuga historia.
Mi już nie raz zdażyło się zawieść na ludziach i to nie tylko dorosłych, ale takie niestety jest życie. U mnie podobnie jak u Em najbardzej zawiodłą mnie osoba, która miała styczność z alkoholem.
Tak! Zawiodłam się na rodzicach już jako dziecko, bo chciałam dostać Barbie baletnicę, a dostałam Barbie KSIĘŻNICZKĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <lol>
Czy ja wiem, pewnie było kilka takich, małoznaczących sytuacji, w których... nie, nie i nie! Nie pamiętam nawet! Bardzo doceniam moich rodziców i jestem szczęśliwa, że to oni nimi są i jestem dumna z tego powodu. Może i nie chodzili do mnie na wywiadówki od gimnazjum, może czasem kłócę się z mamą(jest do przesady pedantyczna... juh!) i może mimo tego, że tańczę od 7 lat nigdy nie przyszli na żaden mój występ, ale jestem wdzięczna losowi za nich. Oczywiście nie są doskonali, jednak takich jak oni ze świecą szukać, naprawdę ich doceniam i wszystko, co zrobili dla mnie. Tak, tak, nie zawiodłam się na nich, wtedy gdy oczekiwałam wsparcia.
Nie wierzę żeby był ktoś na świecie kto nigdy się na nikim nie zawiódł, a zwłaszcza na rodzicach. Takie jest życie i trzeba się z tym pogodzić. Oczywiście wyjątkiem są rodzice-alkoholicy czy rodzice, którzy opuścili swoje dzieci, im jest o wiele trudniej wybaczyć. Ja osobiście mam bardzo fajnych rodziców, zawsze gdy trzeba zachowują się poważnie, a kiedy nie trzeba są "luźni" i za to ich lubię. Nigdy nie było problemów z alkoholem czy wielkimi kłótniami między nimi lub między mną, a nimi. Oczywiście zdarzyło się, że byli zapracowani i naprzykład nie dotrzymali słowa o wyjeździe w góry lub nad morze i mnie zawiedli, ale na co można innego liczyć w dzisiejszych czasach? Po prostu gdy się jest młodszym to jest się na nich złym, ale jak się dorasta to wiele rzeczy da się zrozumieć i dziękuje im za to, że starają się choć nie zawsze im wychodzi, ale takie jest życie.
Chyba nigdy nie było takiego momentu. Mój dziecięcy świat był autonomiczną krainą, ale zawsze utrzymywał kontakty dyplomatyczne z rzeczywistością. Wszystko przychodziło stopniowo. Nie musiałem go nigdy porzucać. Musiał tylko wstąpić do Konfederacji Światów Dorosłych Ludzi i trochę się zreformować. W Świętego Mikołaja wierze do dzisiaj. Tylko wiem już, że jego działalność wygląda trochę inaczej. O zębuszce usłyszałem jak miałem 14 lat. I do dziś bardzo mnie bawi, że wali się dzieciom aż taką bzdurę. Mikołaj ma swoją tradycję. Swój romantyzm. Swoją mitologię. Wróżka która zabiera zęby nie dostałaby obywatelstwa mojego kraju. Rozczarowałem się w życiu wiele razy. Ale później. I inaczej. To już raczej nie na temat.
o tej wróżce to mówi sie tak po to, żeby dzieciaki nie miały "stresa" przed pójściem do zębologa czy przed pokazaniem braku górnej jedynki.
Do mnie jakoś ta historia nigdy nie trafiła, ale do o połowę młodszego brata już tak.
Dalej jestem dzieckiem, ale kiedy zastanawiam się nad tym na spokojnie i czytam wasze posty, to wydaje mi się, że to ja częściej rozczarowywałam moich rodziców niż oni mnie.
Akurat u nas było kilka kryzysów, kiedy byłam mniejsza. Jako mała dziewczynka strasznie przeżywałam każdą kłótnię, to chyba normalne. Ale to było dawno, teraz jest inaczej.
Nie zawiodli mnie zbyt wiele razy, chociaż często wydawało mi się, że są przeciwko mnie. Ludzie w moim wieku narzekają, że rodzice ich ograniczają, kontrolują, każą wcześnie przychodzić do domu, nie pozwalają chodzić na imprezy...
Ja rok temu robiłam dokładnie to samo, dopóki mi się coś nie przytrafiło i cudem uniknęłam nieszczęścia. Wtedy dopiero zrozumiałam, że oni najzwyczajniej w świecie martwią się o swoje dziecko. I mają rację. Tyle że musi minąć trochę czasu i stać się dużo rzeczy, żeby to w pełni zrozumieć. Myślę, że dopiero będąc już dorosłą osobą i matką podziękuję im za to, jakie miałam dzieciństwo.
A jeżeli chodzi o Mikołaja, wróżkę i te sprawy, to nie przeżyłam tego aż tak bardzo. Po prostu, w któreś święta zauważyłam, że to mój tata podkłada prezenty, a nie siwy, sędziwy pan z brodą. Tyle że to stało się dość późno i w takim momencie, że nie byłam aż tak bardzo rozczarowana.
rodzice mnie ''rozczarowali'' raz i to bardzo. w sumie ciągle to pamiętam i inaczej na nich patrzę, ale nie chodzi wcale o to, że przez to straciłam do nich szacunek czy coś z tych rzeczy.
bo to w sumie nie ich wina, że tak się ułożyło i chodzi o to, że każdy chce, aby w jego domu wszystko było normalnie, czyli tak jak do tej pory, a to nie zawsze jest możliwe.
nie będę wnikać w szczegóły.
oprócz tego biorąc pod uwagę, że rodzice dość mnie rozpuścili, a pozatym jestem uparta, to całkiem często dochodzi do małych, obustronnych rozczarowań. jednak szybko wszystko odchodzi w zapomnienie i mam świetne stosunki zarówno z Mamą jak i z Tatą, nie chciałabym na dobrą sprawę niczego zmienić ani w Nich ani w naszych relacjach.
czym mnie rozczarowali i zresztą dalej rozczarowują?
tym gadaniem, jak wspaniale mnie wychowali, jaką to role odegrali w moim życiu, inni popełniali błędy, a im się zajebiście udało.
cóż, to jest ich prawda, prawda prawdziwa jest troche inna. zawsze kłamałam i nigdy się nie zwierzałam, więc jedna trzecia mojego życia to dla nich zagadka, może lepiej że nie odgadnięta.
ja mialem bardzo miłe dzieciństwo i bez większych problemów, zaawsze byłem bardzo miłe i uległe dziecko, robiłem co mi sie kazało, raz moze olałem jakieś przygotowania do egzaminu wstępnego do szkoły muzycznej i ze zgrozą patrzyłem jak rodzice popadają w histerię.
Potem mi przeszło nie przepadam za moimi starszymi, oni wcale nie muszą widzieć co dla ciebie najlepsze, podobnie nie wiesz tego ty ale czyje to w końcu zycie?
Z rodzicami od kiedy skończyło sie moje dzieciństwo naprawde mało rozmawiam ;/ to nie ten model rodziny gdzie ojciec to kumpel a matka zawsze staje po stronie dziecka, wiele razy już sie przekonywałem że rodzice najpierw mieli o mnie bardzo dobre zdanie a teraz mają bardzo złe...pech chciał ze ja stoje sobie po środku, jak mawiają:
my jestesmy jacy tacy, troszke be a troszke cacy
ps wrózka jaka? siekacze zabiera? idiotyzm nigdy nie słyszałem
ps2 nie wiem jak wy ale nigdy nie wierzyłem w mikołaja...naprawde...nikt mnie nie uświadamiał ale autentycznie nigdy nie myslałem że ten starszy człowiek gdzieś tam sobie żyje
"...P..."
Ależ oczywiście, że żyje, naiwniaku =)
Nie ma nic gorszego niż ten żałosny i skrajnie dziecinny sceptycyzm 11latka. Wnet nie uwierzyłby w Anglie tylko dlatego, że jego ojciec mówi, że istnieje (to już nie do Ciebie przytyk, Powerlord =)
Cóż, mój ojciec nie jest moim kumplem. Bogu dzięki. Jest moim ojcem. Są rzeczy o których mogę powiedzieć ojcu, a matce nie. Są też takie, które mogę powiedzieć matce a ojcu broń Boże. Są wreszcie takie, których nie mówię ani ojcu ani matce.
Ja matce mogę powiedzieć wszystko. Ojcu nic nie mówię. I tak by nie zrozumiał.
Z ojcem nie mieszkam, ale raczej się dogadujemy.
Z mamą mało rozmawiam, nie zwierzam się jej. Z mojego punktu widzenia dla niej życie = porządki + nauka. Wiem jednak, że w pewnych kwestiach ma rację.
Rozczarowuje mnie czesto swoim zachowaniem ...
Co do Mikołaja. Ja to wiem jak to było ? =P
Prezenty zawsze znajdowałam pochowane po szafkach, więc raczej byłam świadoma skąd się one biorą
A ja nie mieszkam z rodzicami i się z nimi nie kłócę . Widujemy się na tyle rzadko, że staram się spędzić ten czas w miłej atmosferze, chociaż niekiedy, jak za długo jestem u nich , albo oni u mnie, zaczyna mi już brakować swobody. Nie to, żeby nagle zaczęli mi dygować, raczej wystawiają mi ocenę z mojego życia, więc musze się strać, chodzę spięta, uważam żeby się nie wydało jak to jestem mało poważna, nieodpowiedzialna i w ogóle przez te lata się nie zmieniłam.
co do Gwiazdora, czy dla niektórych św. Mikołaja...
w trzeciej klasie podstawówki wyjechałem na lekcji z tekstem, że takowy grudniowy dobrodziej nie istnieje, tylko że to rodzice dają prezenty. Wtedy tak się wszyscy na mnie rzucili, włącznie z nauczycielką, opierdzielali mnie chyba z 15 minut, przedstawiali dowody na jego istnienie, przekszykiwali się, że mało co się nie poryczałem. A dwa lata później patrzyłem na nich z wyższością.
Gwiazdor? O ja, czyli to jednak nie legenda? Są naprawdę takie miejsca w Polsce, gdzie dzieciom mówi się o jakimś Gwiazdorze?
O Gwiazdorze się u nas nigdy jakoś nie mówiło...
Co do rodziców... Ma się tylko jednych i to w końcu przez nich tu jesteśmy (chyba, że ktoś z kapusty przyszedł, albo bocian go podrzucił ). No ale oni też miewają swoje humorki i potrafią dopiec do żywego, czasem nie mają racji, ale tu mamy do czynienia z odwiecznym konfliktem pokoleń. NIe byłoby "postępu" gdybyśmy się wciąż nie sprzeciwiali itd.
Nie mogę narzekać. Mam wszystko, co potrzebuję, jednak czasem brakuje mi atmosfery. Osobno mam Tatę, osobno Mamę. Razem są nie do zniesienia... Smutne, ale prawdziwe. Mogę z każdym z nim porozmawiać na jaki temat zapragnę, jednak kiedyś chyba było lepiej. NO ale zawsze ma się jeszcze gromadkę rodzeństwa (młodszego) przy którym można zapomnieć o niektórych sprawach.
A jeżeli chodzi o to, czy mnie ktoś zawiódł, to odpowiedź: LUDZIE. Było kilka sytuacji, które wciąż stoją mi przed oczyma, jakoś nie da się tego wyrzucić ze wspomnień... Ale zawsze mogło być gorzej
zawiodłam sie na moim ojcu... Moja mama to dala mnie przyjaciółka nigdy nie wkrecała mnie ze sw.Mikołajem, bocianem czy jakimś tam zajączkiem... Jak nie wiedziałam skąd sie biora dzieci itp. problemy siadała ze mna w pokoju i spokojnie tłumaczyła... Ojciec nas zostawil gdy szlam do 1 klasy i uwazal ze mam nie bedzie miala problemu bo jestm juz dorosła <phi> ale to juz inna historia... (na moim ojcu ciagle sie zawodze)...
A wiesz co, mój dziadek, znaczy się ojciec mojej matki, był z Poznania. Może to stąd?... No w każdym razie u mnie w domu Mikołaj funkcjonował tylko 6 grudnia. W Wigilię przychodził Gwiazdor i tak zostałam wychowana.
Tak tak. Gwiazdor ponoć w ponznańskim. Ale prawdę mówiąc myślałem, że istnienie legend o Gwiazdorze to legenda =)
U mnie Mikołaj był 6go grudnia a w Wigilię były drobne prezenty pdo choinką. I było wiadomo, że to od siebie nawzajem.
Przez bite 19 lat mojego życia nie słyszałem ani słowa o Gwiazdorze (jestem z owego "spornego" Lublina). To mi klina zabiliście. Teraz mam przynajmniej alternatywę Święty Mikołaj v Gwiazdor ;] Na 6 grudnia (tzw. mikołajki) zawsze dostawałem prezent pod poduszkę, ale z jasną świadomością, że to od rodziców. Jak mieszkałem we Francji to nie było takich durnych sporów. Był Papa Noel i wszystkie dzieci dostawały od niego prezenty. Ehhh...to były piękne czasy.
Ja jeszcze pamiętam oldschoolowego Mikołaja, który nie uważał za obciach faktu, że kiedyś był biskupem i nosił nawet biskupią czapkę. No ale cóż. Obrażał uczucia wyznawców innych religii oraz bezwyznaniowców i zastapił go jebnięty krasnal.
Moi rodzice, bardzo szybko wyprowadzili mnie z błędu. W zasadzie to nigdy nawet nie próbowali mnie przekonywać, że istnieje taki dziadek z długą, białą brodą, który przynosi prezenty, ani zębowa wróżka i inne skrzaty. Ale za to pamiętam jak w pierwszej klasie podstawówki jeszcze chodziłam na religię i powiedziałam coś o papieżu, nie pamiętam co to było, dlaczego i skąd to wzięłam, ale siostra kazała przyjść mojej mamie do szkoły xD. Zawiodłam się wtedy na niej, bo mnie wypisała i nie dostawałam już takich śmiesznych kolorowanek od siostry Renaty .
Również o żadnym Gwiazdorze przed tym forum nie słyszałem - w końcu Mikołaj to Mikołaj. Rodzice wmawiali mi, że to on przynosi prezenty (ale ja się nie dałem! Dobrze pamiętam swój wywód logiczny - to musieli być rodzice! ), ale kiedy przestali, to nie pamiętam.
Gorzej, że teraz 6 grudnia prezentów już raczej nie dostaję. Dorosłość jest przereklamowana.
a moja mama jest z Wrocławia i mi o Gwiazdorze mówiła często a babcia jeszcze częściej.
z tym że zawsze było to tylko synonim świętego Mikołja i byłam grzecznym katolickim dzieckiem, bo tego w czapce z pomponem się bałam, a lubiłam tego ubranego po biskupiemu
gwiazdor to jest jakaś wschodnia naleciałości. nie typowo rosyjaska (bo rosji prezenty przynosi dziadzio mróz), ale jakaś tam wschodnia. w polsze jest mikołaj.
chyba nie dokońca, bo gwiazdor istnieje też w poznaniu (tak wnioskuje z książek musierowicz), a ta część polski chyba była pod zaborem pruskim zawsze.
Jak miałam 8 lat to dostałam ruzge.
A na swoich rodzicach zawodze się ciągle. Tym że mnie ciągle okłamują i że wpadam przez nich w paranoje. Grzebią mi w pokoju jak nie ma mnie w domu, jak rozmawiam przez telefon to któreś siedzi w pokoju obok z uchem przy ścianie, i zdecydowanie zbyt często spotykam ich na mieście. Nie moge zrobić nic bez ich wiedzy. Więc kłamie, wcale nie dlatego że mam coś do ukrycia tylko żeby pozbyć się pytań po co i dlaczego. Bo tak generalnie to się rozwodzą, a mają podpisaną kiedyś dawno rozdzielność majątkową i wydaje im się że na każdym kroku ktoś chce ich oszukać i okraść i że wszyscy są przeciwko nim.
Ale zdarza im się też być w porządku.
Oo, jestem w sondzie pierwszym który zaznaczył brak zawodu=) To pewnie konserwatyzm zwiazny ze starszym wiekiem;d Nigdy chbya mnie nie zawidli co nie znaczy że nie mja wad czasem boleśnie sie uwidaczniających ale to rzecz ludzka... Hmmm, chyba jedyne co mnie swego czasu "zaskoczyło", to fakt że gdy miałem zaczli otwarcie uprawiać seks choc wcześniej wydawało się że to juz pzoa nimi=) Ale w przeciwieństwie do niektórych to nie bulwersuje mnie w zadnym stopniu...
Hmmm. Kogo to bulwersuje? Mnie by pewnie bulwersowało, gdyby tatuś uprawiał sex poza domem, ale że z mamusią to raczej mnie cieszy.
Źle isę moze wyraziłem. Wpadłem kiedyś na jakimś forum na temat który brzmiał mniej więcej " Czy przyłpaliscie rodziców na uprawianiu seksu?" I 100% odpowiedzi było w stylu ..."To było okropne....on lezał na niej...ble ble ble...wiem że niby są żonaci ale w tkaim wieku..." itp. Jakieś zniesamczenie dziwne, mam tez pewna obserwację z seriali, tam zawsze jest tak że jak seks rodziców to tylko gdy nie ma dzieci, nawet takich koło 20-tki, moze nie jest to rzeczywiście dobry materiał porównawczy ale musi byc w tym zaiarno prawdy, musze przyznać że nie przypomina sobie seksu wśród bohaterów seriali gdy w ich domu znajdował się ktokolwiek inny. Świata mi też scena gdy Ola Lubicz zobaczyła całujacych sie rodziców i miała minę conajmniej jakby zobaczyła całujacych sie facetów. Ma to pewnei jakieś korzenie kulturowe i mitem chyba nie jest.
pamiętam jak byłam w podstawówce i w szatni od w-f dyskutowałyśmy o uprawianiu seksu przez rodziców. większość mówiła, że rodziców innych potrafi sobie wyobrazić, ale swoich w żadnym wypadku nie. takich odczuć chyba się zmienić nie da.
chociaż ja bym nawet chciała, żeby moi rodzice to robili, bo wiem, że ''powstrzymują się'' nawet kiedy mnie nie ma. w sumie to nawet powstrzymywać się nie muszą. jednak wolałabym, żeby na wszelkie sposoby okazywali sobie miłość, bo wiedzieć, że się nie kochają i się codziennie ze sobą męczą- jest mi chyba gorzej.
nie żebym się żaliła, jak już mówiłam, to nie jest zawód na nich, bo to w końcu ich wybór. nie chcę tu robić z siebie sierotki marysi, bo napewno takiego złego życia nie mam :)
Potti, obawiam się, że ludzie po kilkunastu latach małżeństwa raczej nie muszą się specjalnie mocno "powstrzymywać" od seksu ...
A co do gadania swoich rodzicach, to jesteście koszmarni, jak bozię kocham ... Ja mam 13-letniego syna i co, uważacie że nie powinnam kochać się z mężem, bo już za starzy jesteśmy ?... Mój mąż ma 35 lat, ja 33. Kasia i Tomek (Ci z "Kasi i Tomka" ) są w identycznym niemal wieku, podobnie bohaterki i bohaterzy takiego, na przykład, "Seksu w Wielkim Mieście". Połowę babek, aktorek czy piosenkarek na które tu obecni młodzieńcy sekretnie się ślinią, jest już pod trzydziestkę lub po trzydziestce. Ba. Sporo z nich i do czterdziestki dobija... I co? Też uważacie, że są za stare?... Taka Jennifer Lopez, na przykład. Jest równiutkie cztery lata starsza ode mnie. Albo Charlize Theron, w ubiegłym roku obwołana najseksowniejszą kobietą świata. Raptem dwa lata młodsza. To samo Angelina Jolie. O facetach nie mówię, bo ich liczenie lat aż tak nie dotyczy (ale gdyby co, to najpiękniejszy facet świata, czyli Brad Pitt ma 43 lata... Johnny Depp identycznie, a Paul Bettany, mój osobisty ulubieniec, seksowne pośladki z Wimbledonu, jest w wieku mojego osobistego małża, i to prawie co do dnia ). Tak więc, kochani, wyobraźcie sobie, że Wy też kiedyś będziecie mieli dzieci . I ten czas zleci o wiele szybciej niż myślicie...
No pewnie, a dziadek Enrique Iglesiasa( 87 lat) został niedawno ojcem, w ten sposób mający neimal siedemdziesiat lat Hulio ma nowego braciszka...Ale nie o to chodzi, choc przyznam że obraz sie nieco zmienia gdy rodzice mja około 50 czy wiecej lat to jest tak jak mówiłą Potti- mozemy sobie wyobrazić "czyjś" rodzicówa nei własnych...
Mnie kiedyś zdziwło jak mało osób widziało swoich rodziców nagich. To były liczby dla mnei "dziwaczne"- podobno tylko co 25 osoba widziła rodziców nagich w jakiejkolwiek sytuacji. Wprawdzie ja konkretnie przypominam sobie przypominam że widziałem ojca nagiego tak mniej wiecej w wieku 4 lat ale ogole nagościa nikt nadzwyczajnie się w moim domu nie przejmował tak że nawet to w pamieci nei zostaje
HAHAHA Wręcz przeciwnie, mnei nie zszokowałoby wcale gdyby wszyscy domownicy chodzili nagoXDDD Nie przerażaja mnie żadne kształty, ani śpiewy starych babć w Kościele, starość terzeba akceptowąc i nei ma się tutaj czym bulwersować. Na czym polegać ma to szczęście?;d
Ale zrobiliście dyskusję
Nie no, nagość w domu jest całkiem normalna. Domownicy, to domownicy, raczej nie zwracam uwagi na to, czy tata paraduje po mieszkaniu z wielgaśnym mięśniem piwnym i wystającymi boczkami, a jeżeli już się "napatoczę" na jego brzuch czy coś innego to raczej mnie to nie obrzydza. Bardziej chyba rozczula, bo jest wtedy najbardziej swojski. Jak się kąpie to nie zamyka drzwi i można włazić do łazienki bez skrępowania. Sama chodzę w domu w samej bieliźnie mając dwóch braci w wieku studenckim (a w sumie nie trudno sobie wyobrazić co jest pod spodem), bo co za różnica czy wyjadę z nimi nad morze i pokażę im się stroju kąpielowym, czy założę majtki i stanik zakrywające praktycznie tyle samo.
A rodzice uprawiający seks? Jak byłam mniejsza, byłam zaszokowana, że oni JESZCZE to robią, mając trójkę dzieci. A teraz tylko im współczuję, że muszą się powstrzymywać i być strasznie cicho, bo podejrzewam, że to musi być na dłuższą metę strasznie męczące. Z drugiej strony jestem im wdzięczna, pod tym względem są naprawdę wyrozumiali. Nie wiem jak bym się zachowała, gdybym słyszała wszystko co się tam u nich dzieje przez pół nocy. Prawdopodobnie wzięłabym poduszkę i wyniosła się do babci.
Ale Owczarnia ma rację, to byłoby trochę dziwne gdybyśmy podniecali się 40 latkami grającymi w filmie (po kilkunastu operacjach i z toną pudru na twarzy, plus komputerowe obróbki), a dziwiłoby nas, że normalni ludzie nas otaczający śmią okazywać sobie miłość.
Jest bardzo mało osób, które by sie nigdy nie zawiodły na kimś. Nie koniecznie dorosłym. W każdym z nas są takie pamiętne wydarzenia. ja osobiście na rodzicach b. rzadko się zawodzę. Wiem ze moge na nich liczyć, ale przeciez i oni nie sa święci. Pozdrawiam
Teoria worków wcale nie głupia...hehe.
Od małego rodzice powtarzali , że miłośc jest najważniejsza , że bez rodziny co to za życie , że my będziemy zawsze razem .
I co ??
Oszukali mnie !!!
Rozwidli sie , nie pytając mnie o zdanie .
Jak ja sie na nich zawiodłam , a dziś na siebie warczą , kłucą sie i mówią jaka ta druga strona jest okropna .
Boli mnie jak widze , że zamiast się kochac albo chociaż byc przyjaciółmi rywalizują ze sobą .
S.a.m.a.r.o na mnie dorośli nigdy większej uwagi nie zwracają . To minie . Tylko nie bój się zabrać wśród nich głosu i krzycz głośno
Bedziesz dorosła i staraj się naprawić to co uwarzasz , że dorosli robią źle , miej ducha nastolatka .
Wygląd i wiek nie świadczą o człowieku , o nim świadczy charakter .
Nigdy nie zawiodłam się na dorosłych. Dlaczego ? Bo w życiu liczę wyłącznie na siebie.
Wiem jakie z nich paskudne stworzenia. Wydawać by się mogło, że wraz z wiekiem powinni być bardziej wyrozumiali i uczuciowi. Nic bardziej mylnego.
Świat uczy nas obojętności. Z każdym dniem rozkrada dobro spoczywające na dnie serca nawet największych okrutników.
Trzeba patrzeć na życie w odpowiedni sposób. Byt związany jest z cierpieniem.
.... i wtedy wreszcie sam też włączę się do akcji, ha! Ale człowiek ma głowę tekstami zaśmieconą =P
ale warto dodać, że najbardziej liczyła na siebie, jak matką ją własną piersią próbowała karmić. na znak buntu nie chciała ssać ;d
Mnie karmili butelką...
zaskarż ich, należy Ci się.
mnie też butelką. ale bez mleka.
a mówimy o wzroście czy o mięśniu piwnym?
Ja tam nie miałam problemów z Mikołajem czy Zębową Wróżką.. Jednak mój kuzyn dowiedział się, że Mikołaj nie istnieje, a prezenty kupują rodzice i znajmoi, gdy był w pątej klasie szkoły podstawowej... Już dzieci się z niego śmiały wtedy jak mówił, że Mikołaj istnieje..
Ja pamiętam, jak kiedyś, tata na Mikołaja, nie dał nam popoduszkę prezentów, tylko po dwadzieścia złotych, tak, no, w łapę^.^ i trochę słodyczy, bo chcial, żebyśmy zrozumieli, że Mikołaja nie ma, to ja zaczęłam krzyczec, że Mikołaj to na pewno przyniósł pod drzwi, a tata tylko przekazuje i uciekłam^.^. Sama nie wiem, kiedy przestałam wierzyć w Mikołaja, taka jakoś wyszło, co do Zębowej Wróźki, rodzice, nidy nie robili mi co do niej iluzji, kiedyś położyłam zęba w kuchni i powiedziałam, to do tej pory bym się nie doczekała^.^ Ja się chyba też trochę na rodzicach zawiodłam, bo oni niby tacy wyrozumiali, wszędzie poszczujają, a jak przyjdzie co do czego...ech... jeszcze gorzej od tych co na nich mówią, że dzieciaków nigdzie nie puszczają. No, ale teraz juz jest trochę lepiej, np. kiedyś moja mama chciała, żebym była punktualnie na obiedzie, nieważne, że byłam u koleżanki czy gdzieś, zaraz krzyczała, że mam wrcac na obiad, a, żebył gdzieś o 15 to rozwał mi cały dzień, ale już jej przeszłśćo^.^.
Ja tam nigdy nie chciałam uwierzyć w świętego Mikołaja i Wrózke Zębuszkę... Dość często zawodziłam sie na rodzicach gdy cos obiecywali a potem nic
tytul tego topicu kojarzy mi sie z opowiesciami rodem z 'true life' prosto od mtv.
niemalże każdego dnia zawodzę się na dorosłych.i co zrobic? nikt nie jest idealny....w sumie kiedy ja bede dorosla,tez bede zawodzic i obalac dzieciakom mity...hehe takie zycie-moja dewiza. przynajmniej sie nie ludze,ze dorosly znaczy doskonaly,nieomylny i dzieki tej powszechnej opinii moge podwazac zdanie "swoich rodzinnych autorytetow"
'true life' : wchodzi mama do pokoju,spoglada na monitor(pomijając fakt,ze nie wie,co dokladnie zobaczyla),mowi: jej!nie czytaj tych komiksow!to niebezpieczne! jeszcze sama w to wpadniesz. Tak to jest,kiedy Twoj "rodzinny autorytet" czerpie wiedzę z telewizji...
Wydaje mi się, że nie ma człowieka, który choćby raz kogoś nie zawiódł. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam w 3 klasie (czyli ok. 4-5 lat temu). Z dwóch powodów:
1. Ojciec miał kochankę, na dodatek ze swojej pracy. Kiedyś, jak byłam z mamą w pizzerii, on szedł za rączkę z tą kurwą (przepraszam za wyrażenie, emocje ;x).
2. Ojciec pił. Taa, prawie codziennie przychodził wstawiony, że nie wiedział, co mówi. :/
Nadal mieszkamy razem. Rodzice się pogodzili, ojciec nie ma kochanki, nie pije już tak, chociaż czasami conieco 'łyknie'. ;x Trzeba było nieszczęście, żeby zobaczyli, że oboje źle robią, trzeba było rozwodu.
Pomimo tego, że nie są idealni, kocham ich, takich jakimi są. :] I niech sobie ktoś myśli, co chce, ale rodziców sie ma jednych.
Rok temu moja mama miała zawał, jak to powiedziała- przez ojca. Bo ciągle ją wku*rwiał etc. Niby są pogodzeni, ale wiecie, jak to jest z kłótniami. ;x Wczoraj, czy przedwczoraj minął cały rok od tego zawału. Gdy dziadkowie (rodzice mamy) zawieźli ją do szpitala, ledwo, co ją uratowali, ale uratowali. I to się wtedy liczyło. Szczęście można stracić w każdej chwili, szczęście nie jest wieczne. To samo się tyczy rodziców, kiedyś w końcu odejdą, i wtedy będziemy sami sobie winni, że nie byliśmy w stosunku ich lepsi.
Może ktoś sobie pomyśleć- 'co ona pieprzy?!', że to historia wyssana z palca. Cóż... Ja powiem tyle, że ten kto tego sam nie przeżyje, niekoniecznie uwierzy, ale ja nie mam zamiaru Was przekonywać, choćby nie wiem, co bylebyście tylko uwierzyli. Powiedziałam i oczekuję zrozumienia.
Pozdrawiam ;*
oO
Mój pierwszy raz - bo nie było tak przyjemnie i ciekawie, jak w pornosach XDDDDDDDDD.
Do mnie zawsze przychodził gwiazdor. Ale i tak wiedziałam, że to moja babcia
A zawodzimy się na wszystkich, choć njaczęściej na dorosłych. Dla świętego spokoju wmawiają nam coś, obiecują, a potem mają to gdzieś. Ale cóż tak już jest .Jako rodzice będziemy tacy sami ; /
Gwiazdor to prawie Dziadek Mróz. A przynajmniej dobry jego znajomy.
Na Śląsku nie mówi się wcale o Gwiazdorze. Babcia to starsze pokolenie, więc socjalistyczne tradycje i te sprawy. W Wigilię u mnie mówiło się zawsze o Dzieciątku. Że to niby niemowlak Chrystus leci z tobołami przez okno, rozbryzgując się na szybach i rozkwaszając swój ryj krzyżem na bruku.
kurczę, kompletnie mi się w głowie nie mieści, żeby nie wychowywać się z Mikołajem =P
ja tam szczerze wierzyłam do mniej więcej jedenastego roku życia, że ten gruby, włochaty gość, któy przychodzi 6 grudnia to ABSOLUTNIE nie może być moja szczuplutka (i bynajmniej nie włochata) mamusia.
Brat okazał się sprytniejszy.
i co, tak zawiodłaś się na dorosłych, Si? Mamusie to z reguły szuje.
ja tam wierze moejj mamusi. moja mamusia jest dobra. (foch i smark noskiem)
nie znasz do konca mrocznych hisorii grubych i owłosionych gości 6 grudnia, nie możesz byc pewna =)
Hagrid?
jak wspaniale nawiązałaś do magicznych wątków Harry'ego Pottera, Syriiuszko, jesteś dziewczyną o niezykłej inteligencji i wyobraźni.
/kurde, jakbym to miałą wmówić na głos to bym sie ze śmiechu stoczyła z krzesła/
/ta, bo zazdrosna jestem XD/
wez idiotko, ja jestem ciezko chora, mowic nie moge a ty mi tutaj takie teksty zapodajesz i nie moge sie powstrzymac od smiechu co skutkuje skrzypieniem jak stara szafa i podwojonym bolem gardła.
Skrzypienie wywoluje z kolej perioratywna reakcje domownikow, wiec jak widzisz, reakcja jest lancuchowa. Strach pomyslec co bedzie dalej.
moze sam Hagrid sie ujawni?
sie ujawnił, ale na innym topicku. mysle ze nas olewa.
on nie nalezy do pokolenia prześmiewców, nie bęziemy kolidować z inteligncją. z inteligencją dużo gadania i brak decyzji.
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)