Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Seria Morderstw

Tala
post 27.06.2004 22:22
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 08.05.2004
Skąd: Kraków




Narazie napisane zostało jedno opowiadanie, które wyrwane jest z życia jego bohaterów. Sworzone to zostało (opowiadanie) przeze mnie i przez wspaniałą Elle. Mam nadzieję, że się wam spodoba. A jak sama nazwa wskazuje nie jest to jedyne opowiadanie jakie tutaj będzie umieszczone. Życzę miłej lekturki.


Opowiadanie pierwsze
"Śpiesz się nim śmierć Cię dogoni"


Była ciepła, letnia noc. Po niebie leniwie przesuwały się jasne chmury, wróżąc ciepły, kolejny poranek. Prawie cała ulica usnęła w objęciach Morfeusza kilka godzin wcześniej. Obecność tych, którzy nie zasnęli zdradzało niebieskie światło na szybach odbijające się od telewizorów. Było bardzo cicho, nikt ani nic nie przerywało tej słodkiej monotonii. Nawet liście popychane przez wiatr zdawały się ucichnąć.
W jednym z ładniejszych domów na ulicy, leżała brązowowłosa dziewczyna. Hermiona rozmyślała nad swoim magicznym życiem. Mimo, że bardzo kochała swoich rodziców drażniło ją jej pochodzenie, miała po dziurki w nosie bycia córką mugoli. Nigdy nie powiedziała tego publicznie, ale teraz, gdy nie-magiczni byli prześladowani zwyczajnie bała się. Nie tyle o siebie, co o swoich rodzicieli. Zdawała sobie sprawę, że oni nie obronią się przed atakiem śmierciożerców. Często rozmyślała, jak pomóc im, uchronić ich przed śmiercią czy torturami.
Zastanawiała się teraz nad listem do profesora Dumbledore’a. Miała nadzieję, że zrozumie jej obawy i postara się jej pomóc oraz że nie zlekceważy jej prośby. Wiedziała, iż dyrektor ma wiele problemów od dawna, a sama nie chciała dorzucać mu swoich, lecz zwyciężyła dziecięca miłość do rodziców. Musiała napisać jak najkrócej i jak najzwięźlej to, o co jej chodziło, i by mag nie tracił czasu na czytanie zbędnych epopei, a skupił się nad jej problemem.
Teraz jednak jej kobieca intuicja podpowiadała, że coś jest nie tak. Targana złym przeczuciem zdecydowała się napisać ten list, chociażby teraz, w nocy. Szybko wstała i podeszła do biurka, na którym leżała sterta papierów i długopisów.
Nagle coś popchnęło ją do wyglądnięcia przez okno. To, co zobaczyła, a raczej tego, czego nie zobaczyła, przeraziło ją śmiertelnie. Wszystkie pobliskie latarnie zgasły, niebo pokryte było grubą warstwą chmur, spod których nie widać było srebrnej tarczy księżyca. Na zewnątrz panowały egipskie ciemności.
Przerażona wyciągnęła drżącymi dłońmi z szuflady latarkę, którą zawsze miała pod ręką „na wszelki wypadek”. Z walącym jak młot sercem włączyła urządzenie i poświeciła na ulicę. Ku jej jeszcze większemu strachowi to nic nie dało. Strumień światła nie pojawił się w miejscu, gdzie go puściła.
- O Boże! – Z jej ust wydały się tylko te słowa, a następnie głośno przełknęła ślinę.
Przerażona, upuściła latarkę na podłogę, która uderzyła z głuchym łoskotem. Mimo, że nie była małą dziewczynką przestraszona, udała się w stronę sypialni rodziców. Kiedy jednak schodziła po schodach usłyszała dziwny trzask. Szybko zawróciła i schowała się za filarem, który zapewniał jej doskonałą widoczność, ale zarazem ochronę. Nie wiedziała, co o tym myśleć…
„Może to tylko Krzywołap rozwalił coś w kuchni, a może mama wstała, bo chciała się czegoś napić i potrąciła krzesło, a może…” Myśli kłębiły się jak oszalałe, lecz nie chciała dopuścić tej ostatniej do siebie.
Przerażona wyglądnęła za filaru, na dół, na spory przedpokój. Najpierw nic nie dojrzała, lecz w chwilę później zobaczyła kilka postaci. Z jej ust wydał się przytłumiony krzyk, gdyż zasłoniła je dłonią, przerażenia. Wiedziała, kto stoi na dole i nogi się pod nią ugięły. W korytarzu jej domu stało siedmiu śmierciożerców. Na twarzach mieli białe maski, więc nie dojrzała ich twarzy. Nawet gdyby ich nie mieli nie rozpoznałaby nikogo, gdyż była za daleko. Serce waliło jej jak młotem, bała się, że za chwilę wyskoczy jej z piersi.
- Boże tylko nie to! – Powiedziała cicho, gdy ujrzała coś, czego bała się najbardziej.
Czarodzieje trzymali dwie, skrępowane osoby. Hermiona rozpoznała w nich od razu swych rodziców. Łzy od razu popłynęły jej do oczu, wiedziała, co teraz się stanie.
- Gdzie jest wasza córeczka? – Rozległ się lodowaty głos, który dosłyszała nawet ona.
- Nie ma jej tu! – Odpowiedziała hardo pani Granger.
- Nie kłam, wiemy, że tu jest. Crucio! – Powiedział z satysfakcją czarodziej.
Dziewczyna chciała krzyknąć, że tu jest. Wiedziała jednak, że jest za późno i nic nie pomoże. Widziała jak śmierciożerca znęca się nad jej matką z ogromną satysfakcją. Mogła teraz w ciemno powiedzieć, że uśmiecha się spod swej białej maski.
- A teraz powiesz gdzie jest? – Powiedział ponownie, gdy przerwał zaklęcie.
- Nie… ma… jej… tu! – Odpowiedziała mu kobieta z ogromną trudnością.
- Cru… - Chciał zacząć jeszcze raz zaklęcie, lecz drugi śmierciożerca mu przerwał.
- To nic nie da, nie powie sami musimy jej poszukać sami. – Rzekł, a jego głos wydał się dziwnie znajomy dziewczynie.
- Nie! – Krzyknęła przerażona kobieta.
- Milcz! – Najpierw uderzył ją w policzek, a następnie wycedził przez zęby. – Avada kedavra!
Zakończył cierpienie kobiety jednym zaklęciem. Po policzkach Hermiony płynęły łzy, których nie potrafiła powstrzymać i nie chciała.
- Mamusiu. – Szepnęła cichutko, skryta nadal za filarem.
- Hermiono! – Rozległ się okrzyk przepełniony okrutnym i ironicznym śmiechem. – Gdzie jesteś? Pokaż się nam.
Dziewczyna jednak pozostałą na swoim miejscu. Nawet, gdyby chciała nie mogła się ruszyć. Sparaliżował ją strach i niema rozpacz. Spełniły się jej najgorsze sny, właśnie teraz, gdy chciała ich zapobiec.
- Pokaż się nam, bo twój tata pożałuje tego! No chodź do nas.
Zadrżały jej ręce i przestała płakać. Po jej głowie przeszła jedna myśl „Tylko nie tata!”.
- Nie wychodź, uciekaj! – Krzyknął pan Granger. Wolał sam umrzeć niż narażać swoją jedyną córkę.
- A więc jednak jest. Twoja żona nas okłamała zapłacisz nam za to. Avada kedavra!
Dziewczyna po raz drugi zobaczyła zielone światło, dzisiejszej nocy. Następnie rozległ się głośny, okrutny śmiech zabójców jej rodziców.
- Nie! – Krzyknęła wyskakując ze swej kryjówki.
- Proszę państwa o to i nasza poszukiwana. – Powiedział znajomy głos.
Dziewczynę pochwyciły niewidzialne liny i ściągnęły na dół w krąg śmierciożerców. Stała pośrodku zamaskowanych czarodziei. Nie mogła już płakać, gdyż strach jej na to nie pozwalał.
- Panowie, o to nasz cel. Zabawiliśmy się już wystarczająco na jej rodzicach, więc teraz tylko ją pożegnajmy. Crucio! – Rozległo się na raz kilka głosów.
Wszystkie różdżki wycelowane były w dziewczynę. Jej ciało przeszyła ogromna moc. Umysł rozdzielał się na miliony kawałków. Nie mogła nic powiedzieć ani krzyknąć, bo w ustach czuła słodki smak krwi. Nagle wszystko ustało, ból znikł.
- Masz serdeczne pozdrowienia od Czarnego Pana, szlamo! – Szepnął ktoś.
Hermiona popatrzyła się jedynie w stronę, z której dochodził dźwięk. Sprawiło jej to okropny ból, lecz dojrzała mężczyznę, który to powiedział. Nie miał już maski na twarzy, rozpoznała go od razu, był to Lucjusz Mafloy.
- Severusie zakończysz cierpienie swojej „ulubionej” uczennicy? – Zapytał właśnie on jegomościa stojącego obok niego.
- Z przyjemnością. – Rozległ się znajomy głos, który dziewczyna słyszała wcześniej.
- Profesor Snape? – Zapytała cicho, na tyle ile pozwalały jej siły.
- Zgadza się moja droga. – Mężczyzna zdjął maskę, pod którą krył się jej były belfer. – Giń, Avada kedavra!
Po raz ostatni tej nocy, po raz ostatni w życiu, dziewczyna ujrzała zielone światło. Ugodziło ją prosto w serce, ale nic nie poczuła prócz błogości. Ból, cierpienie się skończyło. Nareszcie przestała się bać, nie musiała się o nic martwić. Umierała szczęśliwa, że jej troski w końcu się zakonczyły.

***

Na ziemi leżała młoda, obiecująca czarownica z mugolskiej rodziny. Nie żyła, a nad nią stało siedmiu mężczyzn, którzy śmiali się. Nie poczuwali się do żadnej odpowiedzialności. Ich serca były z lodu, a śmierć nie znaczyła dla nich nic.
- Dobra robota Severusie, Czarny Pan będzie zadowolony. – Powiedział Lucjusz Mafloy, który dowodził w tej wyprawie. – Wracamy, nic tu po nas!
Wszyscy śmierciożercy teleportowali się z miejsca zbrodni. Pozostawili troje ofiar na pastwę losu. Nie wiedzieli, że na szafce obok łóżka dziewczyny pozostała jedynie czerwona róża, a obok niej koperta. W środku znajdował się list, którego nie zdążyła przeczytać. Zaadresowany był do niej czarnym atramentem, a z drugiej strony widniał napis nadawcy. Zamazany był łzami, lecz można było dojrzeć dwa słowa „Harry Potter”.


Pozdrawiam

Ten post był edytowany przez Tala: 27.06.2004 22:24
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Tala   Seria Morderstw   27.06.2004 22:22
genio1   Powiedzmy sobie wprost: super! Masz dar pi...   27.06.2004 22:29
siistars   Poprostu super !!!!!! ...   27.06.2004 23:41
Galia   Zazwyczaj opowiadania są Harry'm więc dzię...   28.06.2004 11:09
Kiniulka   To jest SUPER, BOMBA i ... aż brak mi słów żeb...   28.06.2004 12:28
Anita   Wspaniałe. Niepokojąco wygląda mi to na jednop...   28.06.2004 13:16
kaola   podoba mi się. tylko: a) za którkie,

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 08.06.2024 13:52