Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Każdy Ma Uczucia... [ZAK] do LW, jednopartówka

kelyy
post 20.06.2004 18:27
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 202
Dołączył: 23.04.2003
Skąd: Jelenia Góra




Taki opow na polski, do szkoły przeczytajcie i oceńcie. Nie jest najwyższego polotu, ale wydaje mi sie, że nie jest najgorszy...




"...Odkąd sięgała pamięcią zawsze wszystko miała. Od dzieciństwa niczego jej nie brakowało, może dlatego nie miała przyjaciół...? Ale to nie była jej wina, cóż... Wiedziała, że jest dumna, że trudno z nią wytrzymać, i to ją bolało, tak bardzo chciała mieć przyjaciółkę... Tak bardzo..."


W Watford, małym brytyjskim miasteczku, przy Hampton Street 8, w dużym wystawnym domu ciągle paliło się światło. Cathy jeszcze nie spała pogrążona w ponurych rozmyślaniach. Była ładną blondynką o szarych oczach i zadartym nosie. Miała piętnaście lat. Jej rodzice byli bardzo zamożni. Matka znana dziennikarka, a ojciec słynny biznesmen robiący jakieś zagraniczne interesy. Trzeba było przyznać, że państwu Andrey dobrze się powodziło. To napawało Cathy dumą. Uważała, że jest lepsza od innych, bo ma droższe ciuchy, a jej rodzice bardziej nowoczesny samochód. Nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że cierpiała z powodu swojego charakteru. Była zbyt dumna, żeby to zrobić. Mimo to nie potrafiła się zmienić, gdyby rodzice poświęcaliby jej trochę więcej czasu może byłaby inna... Nie wiedziała, że niedługo to wszystko się zmieni...
- Panienko Catherine! - gosposia wyrwała Cathy z zamyślenia. Nie cierpiała gdy ktoś tak do niej wołał. - Pora gasić światło.
- Karen! Ile razy cię prosiłam, żebyś się tak do mnie nie zwracała!
- Przepraszam panienkę! - Po chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi i zanim Karen usłyszała odpowiedź już była w środku. Była to miła kobieta o kasztanowych włosach i ciemnobrązowych oczach.
- Proszę już się kłaść. - powiedziała z uśmiechem.
- Czy mama już wróciła? - w odpowiedzi spytała Cathy.
- Tak, ale była zbyt wyczerpana, żeby do panienki zajrzeć. Właśnie wróciła z Londynu i życzy sobie spokoju.
- Dobrze, już gaszę światło. - znudzonym głosem odpowiedziała Cathy.
Był jasny poranek, a słońce zaglądało w okna. Cathy z ociąganiem wstała z łóżka i spojrzała na zegarek. Była o dziwo w dobrym humorze kiedy schodziła na dół na śniadanie. Zobaczyła Karen jak zwykle krzątającą się przy kuchni i swoją matkę, która szykowała się do pracy.
- Ty jeszcze w domu? - Cathy spytała ją zdziwiona.
- No jak widzisz jeszcze nie. Ubieraj się to cię podwiozę. - pani Andrey nawet na nią nie spojrzała.
- Dobrze, tylko zjem śniadanie.
- Masz piętnaście minut. Czekam w samochodzie. - odpowiedziała jej matka i wyszła.
Piętnaście minut później Cathy siedziała z matką w samochodzie jadąc w kierunku szkoły. Dojechały równo z dzwonkiem, więc popędziła w kierunku klasy. Weszła do sali i zajęła swoje miejsce, a obok niej usiadła jak zwykle, nudna ruda Miranda.
- Cześć! - rzuciła przypatrując się Cathy, która popatrzyła na nią znudzonym wzrokiem i nic nie powiedziała.
- Cisza! Chcę wam coś powiedzieć!!! - pani Doth próbowała uspokoić klasę, która nie zwracała na nią najmniejszej uwagi. - Chciałam wam kogoś przedstawić, ale widzę, że nie jesteście zainteresowani. - powiedziała cicho z błyskiem w oczach. Klasa popatrzała na nią zaciekawionym wzrokiem i momentalnie ucichła.
- Tak lepiej. Poznajcie Veronique Abercley, waszą nową koleżankę. - powiedziała wskazując na chudą, wysoką brunetkę o wielkich błękitnych oczach. Cathy z zainteresowaniem zaczęła się jej przyglądać, zastanawiając się jaka może być ta dziewczyna. Wyglądała nieciekawie w długiej szarej spódnicy i lekko przybrudzonej beżowej bluzce, ale Cathy dostrzegła w niej coś intrygującego, coś co ją do niej ciągnęło...
- Veronique, usiądź w ostatniej ławce, wszystkie są zajęte.
Lekcja potoczyła się dość spokojnie, ale każdy co chwila rzucał jej ukradkowe spojrzenia. Cathy postanowiła, że skoro wreszcie ma szansę wyrwać się ze szponów tej rudej Mirandy, na następnej lekcji dosiądzie się do Veronique. Na przerwie podeszła do niej i uśmiechnęła się. Sama się tym zdziwiła, przecież zawsze była taka oschła i dumna...
- Cześć! Jestem Cathy - zagadnęła i wyciągnęła do niej rękę.
- Veronique - odpowiedziała krótko i uścisnęła jej dłoń. - Miło cię poznać.
Cathy starała się być miła, choć nie bardzo jej to wychodziło, sama nie wiedziała czemu, ale chciała się z nią zaprzyjaźnić z tą intrygującą brunetką...
- Czy mogłabym usiąść z tobą na następnej lekcji? - zagadnęła śmiało.
- Jeśli chcesz... - Veronique nagle się zmieszała. - Dobra - dodała po chwili.
- Dzięki.
Dzień minął dość spokojnie, dziewczyny gadały wesoło na przerwach, widać, było, że przypadły sobie do gustu. Wszyscy się dziwili tej nagłej przemianie Cathy, która zwykle była nieprzystępna i ponura, a teraz gada w najlepsze z prawie nieznajomą dziewczyną.
Cathy natomiast zauważyła, że Veronique niechętnie mówi o sobie, za to ona zwierzała się tak jak jeszcze nikomu innemu. Mówiła o swoich kłopotach, braku zainteresowania ze strony rodziców, o tym wszystkim, o czym dotychczas nie chciała przyznać się nawet przed samą sobą. Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji, Cathy zagadnęła wesoło:
- Gdzie mieszkasz? Może odprowadzić cię do domu?
- Eee...ja? Nie, nie trzeba... Ja wracam autobusem - Veronique nagle spuściła wzrok.
- Dobra, w porządku. - odpowiedziała Cathy, chociaż mina jej nieco zrzedła.
W posępnym nastroju wracała do domu. Jej dobry humor nagle gdzieś zniknął. Zastanawiała się dlaczego Veronique tak mało opowiada o sobie i czemu tak się zmieszała kiedy spytała ją gdzie mieszka. Nie umiała odpowiedzieć na te pytania.
Taka sytuacja powtarzała się przez najbliższe parę dni, niby było wszystko w porządku, ale kiedy pytała się o cos związanego z rodziną Veronique, ta natychmiast milkła i stawała się posępna. W końcu Cathy postanowiła śledzić ją w drodze powrotnej do domu. Z początku miała wątpliwości, czy to w porządku, ale w końcu nie miała innego wyjścia... Jak postanowiła, tak też zrobiła. Kiedy Veronique wychodziła ze szkoły, Cathy niezauważona poszła za nią. Doszły do przystanku autobusowego i wsiadły do autobusu. Kiedy kontroler zaczął sprawdzać bilety, Cathy szybko wygrzebała jakiś z kieszeni, wciąż bacznie obserwując Veronique. Ta sprawiała wrażenie lekko zdenerwowanej. Kiedy kontroler podszedł do niej, powiedział:
- A panna znów nie ma biletu? Nie mogę tego dłużej tolerować, tym razem będzie trzeba zapłacić karę.
- Ale ja... - Veronique sprawiała wrażenie bliskiej płaczu, ale Cathy szybko zreflektowała się o co chodzi i powiedziała.
- Ja zapłacę - Veronique popatrzała na nią zdumiona, ale ona szybko uregulowała należności.
- No i widzisz, już po sprawie - Cathy starała się nieco poprawić jej humor, ale ona popatrzyła się nią i zmieszana wyszeptała:
- Dzięki...
W milczeniu minęły kilka przystanków. Na kolejnym Veronique szybko wysiadła, ale Cathy popędziła za nią. Dogoniła ja dopiero pod furtką jakiejś rudery z obdrapanymi ścianami. Popatrzyła na nią ze zdziwieniem, a ona się rozpłakała.
- To dlatego byłaś taka zmieszana za każdym razem, kiedy pytałam o twoją rodzinę i twój dom... - niepewnie powiedziała.
- Tego chciałaś!? - krzyknęła przez łzy Veronique. - Teraz już wiesz! Zadowolona?
- Ja...
- Teraz wracaj sobie do swoich nadzianych rodziców i nabijaj się, proszę bardzo!!!
- Ja nie wiedziałam - wyszeptała Cathy. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pomogłabym ci.
- Nie chcę niczyjej litości! - krzyknęła Veronique i pognała w stronę swojego domu.
Wtedy Cathy podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Pobiegła za nią. Było dużo łez, przykrych słów i krzyków, ale wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła, żałowałaby do końca życia.
Od tamtej pory minął rok, a Veronique i Cathy są nadal przyjaciółkami. Jej Rodzice kiedy tylko dowiedzieli się o kłopotach Veronique, kupili jej rodzinie przyzwoite mieszkanie, a jej ojciec znalazł pracę dla rodziców jej przyjaciółki. Cathy nie mogła uwierzyć, że jej rodziców stać na taki gest.
- Dziękuję wam - wyszeptała cicho.
- To my ci dziękujemy córeczko, gdyby nie ty, nigdy byśmy się na to nie zdobyli. - Cathy wiedziała, że teraz może na nich liczyć. Zawsze...




KONIEC


--------------------
Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujmy zdefiniować kształt gruszki.
Jaskier, "Czas Pogardy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 22.06.2024 21:07