Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony < 1 2 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Przygody Huncwotów, mój pierwszy fan fic

Katarn90
post 31.08.2005 22:10
Post #26 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Part 11


James zadrżał. A jeśli on nas znajdzie? Jeśli też nas zabije? Bardzo powoli obrócił głowę i zobaczył postać czarodzieja w kapturze, nad zwłokami. „A jednak – pomyślał James – Zabił Royce’a”. Nagle zamaskowany mężczyzna wycelował różdżkę w martwego i mruknął coś. James wytężył wzrok i (ku swemu zdumieniu) zobaczył jak ciało powoli zmniejsza się i zmniejsza, aż w końcu zaokrągliło się i całkowicie zmieniło w kamień.
Morderca chwycił kamień i rzucił kilka metrów dalej. Syriusz śledził go wzrokiem.
- Poszedł – szepnął do Jamesa.
- No i co?
- Możemy zawiadomić Ministerstwo...
- Oszalałeś? – przerwał mu James – Przecież nas wywalą za wałęsanie się po Hogsmeade.
- Przecież śmierć Royce’a jest ważniejsza – zauważył Syriusz – I może dostaniemy jakąś nagrodę – dodał i wstał zmierzając w kierunku, gdzie rozegrała się cała tragedia. Po chwili dogonił go James.
Syriusz zaczął się rozglądać za kamieniem.
- Słyszysz co do ciebie mówię? – zapytał ze złością James – w końcu i tak go znajdą, a my wracajmy do szkoły zanim nas wywalą.
- Dumbledore zrozumie – powiedział nagle Syriusz – nie wyrzuci nas jeśli pomożemy ministerstwu.
- Jeśli tak myślisz...to..to
- Jest! – szepnął podniecony Syriusz i zrobił kilka kroków do przodu, po czym odwrócił się do Jamesa z kamieniem w dłoni – Transmutował go? – zapytał.
- Na to wygląda.
- Był tutaj, widziałem go – odezwał się jakiś głos, a James i Syriusz, aż podskoczyli ze strachu.
- Ups! – szepnął Syriusz. Mimo, iż było ciemno obaj dostrzegli zarys około dziesięciu mężczyzn z wyciągniętymi rękami. Wszyscy stanęli jak wryci, kiedy ich zobaczyli.
Syriusz i James wymienili przerażone spojrzenia.
- BRAĆ ICH! – ryknął ktoś, a czarodzieje wyciągnęli różdżki. James odskoczył w lewą stronę, przetoczył się kilka razy i schował za jakimś drzewem – niestety stracił z oczu Syriusza, który prawdopodobnie uciekł w drugą stronę.
- EXPELLIARMUS! DRĘTWOTA – te krzyki rozdzierały nocną ciszę w Hogsmeade, a James zobaczył kątem oka, jak jeden z czarodziei podnosi coś dużego z ziemi. James zamarł. Oni podnosili oszołomionego Syriusza – uświadomił sobie i instynktownie wyciągnął różdżkę.
Czarodzieje zeszli się, a jeden użył zaklęcia lewitacji, tak, że jego ciało wisiało w powietrzu.
- Jest jeszcze jeden – krzyknął któryś z nich.
- LAS!
„To koniec – pomyślał James –będę musiał walczyć”, choć nagle coś sobie uświadomił. Nie zrobił nic złego. Nie mogą go aresztować. Schował różdżkę, wziął głęboki oddech i wyszedł zza drzewa. Zdołał tylko zobaczyć kilka czerwonych promieni zmierzających w jego stronę.

***



- Domagam się wyjaśnienia, Augustusie
- Eee, no wiesz, działaliśmy zgodnie z prawem...
- Czy będą przesłuchani?
- Naturalnie. Chyba nie wierzysz, że znaleźli się w złym miejscu, w złym czasie?
- Wierzę i chcę być podczas przesłuchania.
- Dumbledore! Oni byli w Hogsmeade - będą musieli...
- Muszę ci przypomnieć, że karanie uczniów nie należy do Ministerstwa, lecz do dyrektora.
James słyszał te głosy od kilku minut, ale niewiele z nich rozumiał. Dopiero po chwili otworzył oczy i dostrzegł, że leży na czyimś łóżku, w pokoju który przypominał gabinet. Sięgnął po okulary, które leżały na szafce obok niego i rozejrzał się po pokoju. Nikt nie zauważył, że się obudził, gdyż kilku ludzi stało przy drugim łóżku – łóżku Syriusza. James od razu spostrzegł pochylonego nad nim Albusa Dumbledore’a, dwóch pracowników ministerstwa i człowieka nazwanego Augustusem.
- Budzi się – szepnął Dumbledore i odwróciwszy się zobaczył siedzącego już na łóżku Jamesa.
- Już się obudziłeś? – zapytał.
- Tak, proszę pana – odparł James bardziej do podłogi niż do dyrektora.
- Napędziliście nam sporo strachu – odparł Dumbledore i przez chwilę się uśmiechną.
Jeden z czarodziei podszedł do Jamesa, wyciągnął pergamin i samonotujące pióro.
- Nazywasz się James Potter, tak? – zapytał szorstko.
- Tak.
Pióro zaczęło notować.
- No, Dumbledore – tu pracownik ministerstwa zwrócił się do dyrektora – Myślę, że przesłuchanie rozpocznie się za kilka minut.
James zobaczył, jak Syriusz wstaje i odgarnia z twarzy swoje włosy. Chłopak rozejrzał się niemrawo po pokoju, po czym wstał. James zrobił to samo.
- Wezwijcie Moody’ego – powiedział Augustus do jednego z pracowników.
- No, chodźcie – powiedział po chwili wskazując Jamesowi i Syriuszowi drzwi.
James po raz pierwszy znalazł się w Ministerstwie Magii. Kiedy wyszli z gabinetu ich oczom ukazał się pewien rodzaj wielkiego holu z przepiękną rzeźbą na środku i fontanną. James bardzo chciał bliżej przyjrzeć się posągowi, ale musiał oderwać od niej wzrok, żeby na kogoś nie wpaść. Po ministerstwie kręciło się sporo ludzi co jakiś czas popychając Jamesa. Nagle do całego ogonka podbiegł pewien mężczyzna z długimi, czarnymi włosami i blizną na policzku.
- Do boksu aurorów, Alastorze – powiedział Dumbledore, zanim czarodziej otworzył usta.
Augustus poprowadził ich do wielkiego gabinetu, a James zobaczył, że ściany obwieszone są zdjęciami i wycinkami z gazet. Na wielu z nich James rozpoznał Franka Royce’a, na kilku był również jakiś mężczyzna z czarnymi włosami, a pod jednym z takich zdjęć widniał dopisek (pewnie któregoś z aurorów – pomyślał James) własnoręczny: „Riddle – Francja, Albania”. Do boksu weszło jeszcze kilku aurorów i zasiedli przy biurku. Jeden z nich wskazał Syriuszowi i Jamesowi krzesła i zaczął wertować jakieś papiery. James spostrzegł, że pracownicy, którzy ich prowadzili na przesłuchanie gdzieś zniknęli. Przy biurku stali tylko: auror Moody, Dumbledore i Augustus. Dwaj czarodzieje, którzy siedzieli wreszcie oderwali się od papierów. Jeden pstryknął palcem.
- Dawać mi tu tego młodego! – zawołał, po czym zwrócił się do Jamesa i Syriusza – Nazywam się Rod Trevas, to jest Alastor Moody – wskazał na mężczyznę z blizną na policzku – A to Augustus Hornclass.
Do boksu nagle wpadł jakiś czarodziei, ale bardzo młody i najwyraźniej, który dopiero rozpoczął pracę, gdyż bardzo się denerwował.
- Knot, tak? – zapytał Rod – Notuj. Mamy tu przesłuchanie dwóch niepełnoletnich czarodziei oskarżonych o porwanie Franka Royce’a.
Syriusz chciał coś powiedzieć, gdyż otworzył usta, ale Dumbledore rzucił mu ostre spojrzenie.
- Notuj – mówił dalej Rod do Knota – oskarżeni: James Potter i Syriusz Black. Oskarżyciele: Rodney Trevas, Alastor Moody, Augustus Hornclass. Świadek obrony: Albus Dumbledore. No dobra – odezwał się po chwili jakby bardziej ludzkim głosem – koniec formalności – teraz sobie pogadamy.
James zauważył, że wokół nich staje coraz więcej aurorów. Moody nachylił się do Trevasa i szepnął:
- Dlaczego nie są przesłuchiwani w Departamencie Tajemnic – spojrzał na Syriusza i Jamesa – Można by sprowadzić dementorów, to poważna...
- Daj spokój Alastorze – przerwał mu Hornclass - To jeszcze dzieciaki.
Syriusz zerknął nerwowo na Dumbledora, ale ten wpatrywał się w Roda.
- Dlaczego byliście w Hogsmeade w czasie, kiedy mieliście przebywać w zamku? – zapytał ostro Trevas.
James zerknął na Dumbledora, ale stwierdził, że w tych okolicznościach lepiej nie kłamać i po chwili jąkania powiedział:
- Byliśmy na przechadzce, uciekliśmy ze szkoły.
- Ale jak? – zapytał któryś z aurorów.
- Eee..- zaczął Syriusz – mieliśmy pelerynę-niewidkę.
Kilka czarodziei pokiwało głową z uznaniem, inni zagwizdali cicho. Dumbledore spojrzał surowo na Syriusza.
- No dobrze – powiedział Augustus – Zrobiliście sobie przechadzkę i...
- Weszliśmy na wzgórze – wpadł mu w słowo James – i usiedliśmy pod drzewem. Wtedy usłyszeliśmy czyjeś głosy, jacyś mężczyźni rozmawiali...
- A potem – przerwał mu Syriusz – jeden z nich wyciągnął różdżkę i zabił tego drugiego.
- Royce’a? – zapytał podniecony Rod, a Moody zaczął grzebać w papierach.
- Chyba tak – odparł nieśmiało Syriusz.
Młody asystent, Knot, który przez cały czas zawzięcie skrobał piórem po pergaminie, zamarł. To samo zrobiło kilku aurorów.
- Zabił? – powtórzył bezgłośnie Augustus.
- Tak – odpowiedział James kiwając gorliwie głową – użył zaklęcia „avada kedavra”.
Syriusz zobaczył jak aurorzy wymieniają spojrzenia.
- Co mówili? Ci mężczyźni – dodał widząc miny chłopców Augustus.
- Eee.. Royce miał coś zrobić – zaczął James usiłując sobie przypomnieć rozmowę nieznajomych – ale robił to za wolno i inni na niego czekali. Ten czarodziej, który go zabił powiedział, że nie mogą dłużej czekać i że ktoś...ee...chyba ich szef....zawiódł się na nim. I wtedy...wtedy go zabił. – zakończył.
Augustus zanotował coś i rzucił krótkie spojrzenie Moody’emu.
- Bardzo dziwne – powiedział Alastor – Cóż, nikt oprócz was nie widział owych mężczyzn, więc nie możemy wierzyć w wasze zaznania.
- My nie kłamiemy – prawie krzyknął James.
- Ależ Alastorze – odezwał się Dumbledore – Ci czarodzieje mogli się aportować.
- No cóż, Dumbledore, chyba nie wierzysz w ich opowieść, osobiście jestem za tym..
- Dość! – krzyknął Trevas, wstając.
Moody i Trevas popatrzeli na siebie groźnie, a potem Rod zwrócił się do Jamesa.
- Co zrobił z ciałem?
- Transmutował – odpowiedział szybko Syriusz – Wiemy gdzie, możemy pokazać!.
Moody, Augustus i inni czarodzieje wymienili spojrzenia.
- Prowadź.
Aurorzy szybko założyli płaszcze i natychmiast zaportowali się. Teraz zostali tylko z Dumbledorem, a jako, że Syriusz od dawna oczekiwał jego reprymendy odwrócił wzrok. Ku jego zdumieniu Dumbledore chwycił go i James za rękę.
- Trzymajcie się – szepnął, po czym zaportowali się. Dla Jamesa była to pierwsza taka podróż i okazała się o wiele wygodniejsza od proszku Fiuu. Wylądowali na nogach, na wzgórzu w Hogsmeade. James nie czekając na polecenie pracowników Ministerstwa biegiem ruszył na sam szczyt wzgórza i zaczął rozglądać się za kamieniem. Po chwili usłyszał nierówny oddech Syriusza, a potem jego krzyk niesiony przez echo wczesnego poranku.
- Tutaj!
Aurorzy i James szybko do niego podbiegli. Syriusz trzymał w rękach duży, stalowo szary kamień.
Dumbledore natychmiast chwycił skałę i położył na ziemi, po czym wyciągnął różdżkę i coś szepnął. Bardzo powoli kamień zaczął się wydymać i rozszerzać, a po chwili przybierać kształt ludzkiego ciała. Po kilku minutach całkowicie odmienił się w martwe ciało Franka Royce’a , z rozwartymi szeroko ustami i otworzonymi oczami. Dumbledore długo wpatrywał się w ciało, jakby szukając jakiegoś na nim znaku, a po chwili odezwał się przerywając nieznośną ciszę.
- A jednak.
- Weź tych chłopców do zamku, Dumbledore – powiedział Augustus – Myślę, że nie będą nam już potrzebni.
Aurorzy, jeden po drugim, opuszczali wzgórze, a Dumbledore zaprowadził Syriusza i Jamesa do centrum Hogsmeade, gdzie wynajęli powóz i już po kilkunastu minutach szli przez błonia Hogwartu. James był wyczerpany i pomyślał, że chyba nigdy nie przeżył tak długiej nocy.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 01.09.2005 09:15
Post #27 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Nie zle piszesz jak narazie mam tylko jedno zastrzeżenie. James nie nosił okularów.

Edit:
Dobra wyczytałem ze jednak nosił zwracam honor. Swoją drogą ciesze się ze poprawiłem ci humor Anulciu moze dzieki temu lepiej się poczujesz i wróci ci wena do PŻ

Ten post był edytowany przez Tomak: 01.09.2005 12:58


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 01.09.2005 12:20
Post #28 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



A kto tak powiedział?


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 01.09.2005 12:24
Post #29 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




QUOTE
Nie zle piszesz jak narazie mam tylko jedno zastrzeżenie. James nie nosił okularów.


Buehehehe, rozwaliło mnie to! tongue.gif
Tomak, ogromna czekolada.gif dla ciebie za poprawienie mi humoru wink.gif

Ten post był edytowany przez Anulcia: 01.09.2005 12:25


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
HUNCWOTKA
post 01.09.2005 15:10
Post #30 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 213
Dołączył: 06.06.2005
Skąd: :]




pisz dalej!twoje opowiadanie z kazdym odcinkiem podoba mi sie coraz bardziej. czekolada.gif da Ciebie


--------------------
"Członkini The Marauders-fanklubu Huncwotów"
Kociaki:]
user posted image
UWAGA GRYZIE:P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 01.09.2005 17:50
Post #31 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



dzięki. spodziewajcie się następnego parta w niedzielę.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
HUNCWOTKA
post 08.09.2005 20:55
Post #32 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 213
Dołączył: 06.06.2005
Skąd: :]




no i się nie doczekałam:(hej dzis jest czwartek:>kiedy ten niedzielny odcinek??


--------------------
"Członkini The Marauders-fanklubu Huncwotów"
Kociaki:]
user posted image
UWAGA GRYZIE:P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 09.09.2005 15:16
Post #33 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



sorry, że się nie wyrabiam, ale chyba wiesz jak to jest w 3 gimnazjum (czy nie wiesz?)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
HUNCWOTKA
post 09.09.2005 15:25
Post #34 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 213
Dołączył: 06.06.2005
Skąd: :]




wiem wiem bo sama tez jestem w 3 gimnazjum:( w przyszłym tygodniu mam już dwie klasówki:(ratunku!!!!


--------------------
"Członkini The Marauders-fanklubu Huncwotów"
Kociaki:]
user posted image
UWAGA GRYZIE:P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 11.09.2005 13:50
Post #35 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



no i jest w niedzielę



James bardzo długo obawiał się reprymendy od Dumbledore’a, ale ucieszył się, kiedy po zejściu na śniadanie do Wielkiej Sali dyrektor uśmiechnął się na jego widok. James miał podkrążone oczy – do południa wraz z Syriuszem spali (zwolnieni przez Dumbledore’a) a potem przez blisko godzinę opowiadali o swojej historii tłumowi Gryfonów w pokoju wspólnym. O dziwo, nikt nie miał im za złe, że mogli stracić wiele punktów dla swojego domu – większość kolegów patrzyła na Jamesa z podziwem. Syriusz, natomiast, zauważył, że jego stosunki z Emeliną Smith powracają do normy i James nie był zdziwiony, kiedy zastał ich oboje całujących się w dormitorium chłopców. Szkoda tylko, że odbywało się to na jego łóżku. Jedynym, który zdawał się nie ulegać chodzącemu po szkole, z piersią wypiętą jak kogut, Jamesowi, był Remus. Od początku krytykował nocny wypad przyjaciół, co na szczęście nie pogorszyło samopoczucia Syriusza i Jamesa. Potter, który po cichu liczył, że po tej przygodzie wreszcie ulegnie mu Lily Evans, albo chociaż inna dziewczyna, nie posiadał się z radości, kiedy nienaturalnie często zaczepiała go Cindy Wood – chodząca z Jamesem do klasy.
Listopad minął bardzo szybko. Syriusz nieco zadłużył się w pracach domowych, więc miał sporo roboty, ale James uniknął tego namawiając Remusa, żeby mu pomógł.
- Jak ty to zrobiłeś? – pytał Syriusz.
- No wiesz – zaczął James oglądając paznokcie – Trzeba mieć trochę doświadczenia z Luniaczkiem i...
- Tupet – wpadł mu w słowo Syriusz po czym wybuchnął głośnym śmiechem, doprowadzając Jamesa do szału.
Zaczął się grudzień, a wraz z nim na błoniach Hogwartu zawitał śnieg i zimny, gwiżdżący wiatr, który było słychać szczególnie w nocy. Dla Gryfonów rozpoczął się trudny okres stosów zadań domowych i dziesiątek nieprzespanych nocy. James żył tylko nadzieją, że już za kilka dni święta będzie mógł spędzić z rodziną i Syriuszem.
- Witaj, Rogaczu – rzucił Syriusz, udając poważnego, który właśnie wyszedł zza dziury za portretem i dostrzegł Jamesa za stosem ksiąg.
- Nadal harujesz? – zapytał z uśmiechem,biorąc do ręki „Sztukę eliksirów” Toma Greyfronta.
- A co? – warknął James – Już skończyłeś? – zapytał widząc uradowaną minę Łapy.
- Jasne. Remus mi pomógł – odparł i mrugnął do Jamesa.
- Remus? Remus ci pomógł? Dlaczego mi nie chce?
- Trzeba mieć doświadczenie z Luniaczkiem...
- I tupet – powiedzieli razem, ale zanim zdążyli się roześmiać do pokoju wspólnego wpadli Sturgis Podmore, Rabastan Snake i Remus Lupin. Ten ostatni był czerwony jak burak co śmiesznie kontrastowało z jego białą od śniegu szatą.
Syriusz i James wymienili spojrzenia. Dostrzegł to Snake i szybkim krokiem podszedł do nich, konspiracyjnie zniżył głos i szepnął:
- Ma zły humor, lepiej go nie denerwować.
Ale Syriusz już wstawał i podszedł do Remusa.
- Co jest? – zapytał prowadząc go do wolnego fotela przed kominkiem.
- Nic – odpowiedział trochę za szybko Remus, ale widząc spojrzenie Jamesa dodał – Zostaję na święta w Hogwarcie. Sam. Moi rodzice wyjechali do Polski.
Syriusz przyglądał mu się z troską.
- Zostajemy z tobą – powiedział James wstając.
- Nie – zaprzeczył gwałtownie Remus – właśnie tego się obawiałem. James, wiem, że chcesz spędzić święta z rodziną i Syriuszem. Nie chcę żebyś dla mnie zostawał.
- Ale...Syriusz też zostaje, więc... – skłamał brutalnie James.
- Więc James nie będzie przecież bez kolegów spędzał święta – dokończył Syriusz pojmując plan Jamesa – No nie?
- Tak – przyznał James.
- Chłopaki, nie musicie... – zaczął Remus.
- Czyli załatwione! – krzyknął Syriusz i zanim Lupin cokolwiek powiedział, wybiegł przez dziurę pod portretem na korytarz.
- Gdzie lecisz? – krzyknął zanim James, a po chwili zza portretu wychynęła głowa Syriusza:
- Do Emeliny – odparł, zachichotał nerwowo i wybiegł.

***

- Rogaczu!
- Co?
- Slughorn.


James i Syriusz stali przed tablicą ogłoszeń, kiedy nagle Syriusz dostrzegł małą informację o Balu Bożonarodzeniowym u profesora Slughorna. James spojrzał na Syriusza.
- Pewnie pójdziesz z Emeliną – odgadł.
- Tak – przyznał uśmiechnięty Syriusz – Za to wiem z kim ty pójdziesz.
- Ja?
- Ty.
- No z kim? – zapytał ciekawie James.
- Z Cindy.
- Oszalałeś!
Obaj usiedli przy stoliku w kącie, gdzie zwykle Varcock grał w eksplodującego durnia.
- Chcę iść z Evans – oświadczył James.
- Zrozum – powiedział Syriusz siląc się na spokój – Jeśli pójdziesz z Cindy to wzbudzisz zazdrość u Lily.
- Tak myślisz? – zapytał James.
- Tak.
Przez chwilę siedzieli w ciszy i spoglądali na siebie.
- To nie ma sensu – oświadczył nagle James.
- Nie znasz się na dziewczynach – odparł Syriusz wstając.
- Ty też... – powiedział James, ale urwał. Przez chwilę patrzył na Syriusza tak jakby go zobaczył po raz pierwszy po czym powiedział – No dobra, ty się znasz – i odszedł w kierunku dormitorium.
- Skoro się znam to mnie posłuchaj – drążył Syriusz, dogoniwszy go na kręconych schodach.
James z hukiem otworzył drzwi dormitorium i rzucił się na swoje łóżko. Syriusz stał w drzwiach.
- Przemyśl to.
- Przemyślę – bąknął James i gestem wyprosił z pokoju Syriusza, na co ten rzucił mu wściekłe spojrzenie i zamknął z hukiem drzwi.
„Przemyślę”, powtórzył sobie w duchu James i obrócił się na łóżku, zwisając nad krawędzią. Zdawało mu się, że leżał godzinę zanim ktokolwiek wpadł do dormitorium, a był to Glizdogon.
- Co tam Peter? – zagadnął go nieprzytomnie James.
- Dobrze – mruknął Glizdogon – bardzo dobrze. Ee.. wiesz...mógłbyś pójść na przyjęcie do Slughorna z Cindy?
- Żałosna rola – mruknął James, ale Peter tego nie dosłyszał.
- Ona jest...jest naprawdę ładna....dziewczyna...tak – wydukał Glizdogon
- Syriusz cię wysłał? – zapytał James, usiłując stłumić śmiech.
- Eee....nie...Cindy, taka ładna – zaczął jąkać się Peter – No dobra, on mnie wysłał.
Teraz James śmiał się otwarcie. Śmiał się głośno i długo, i kiedy uznał, że już ma poprawiony humor, postanowił spotkać się z Syriuszem i pogratulować mu wyboru posłańca.
- Jąkał się bez przerwy, a bał się jakby rozmawiał z... z....ze smokiem – mówił kilka godzin później James śmiejąc się głośno w Wielkiej Sali. Syriusz też nie mógł się opanować.
- Myślałem – zaczął się tłumaczyć – że jak wyślę Luniaczka to będzie to zbyt oczywiste.
James wybuchnął śmiechem i dopiero widok zasiadającego do kolacji Albusa Dumbledora przywrócił mu rozsądek i stwierdził, że nie należy tak zachowywać się w Wielkiej Sali. James usiadł obok Syriusza i Rabastana, więc przez całą kolację opowiadali sobie kawały, co jakiś czas tłumiąc wybuch śmiechu. Kiedy wrócili do dormitorium zastali tam Vincenta Varcocka i Mundungusa Fletchera grających w eksplodującego durnia. Postanowili się do nich przyłączyć, ale James, który wciąż rozmyślał o zaproszeniu Cindy przegrał dwie tury i postanowił położyć się wcześniej unikając drwiących uwag Syriusza.
Następnego ranka podjął już decyzje. Po wróżbiarstwie z profesor Arabellą Le Fay, udał się do Wielkiej Sali na drugie śniadanie i wcisnął się na ławkę obok Cindy i jej koleżanki Heleny.
- Eee...cześć – zaczął niepewnie, nakładając sobie ziemniaki i trochę sałatek ze stołu.
Cindy rozpromieniła się i utkwiła wzrok w Jamesie, ale ten nie spieszył się by przejść do sedna sprawy.
- Jest przyjęcie, wiesz? – zapytał ją, grzebiąc widelcem w puddingu.
- Wiem.
- Masz ochotę pójść? – zapytał, ale zanim Cindy odpowiedziała znał już odpowiedź.
- No jasne – zawołała entuzjastycznie – Ale, nie wiedziałam, że zostałeś zaproszony.
James zamarł. Faktycznie, nie pomyślał o tym. Co prawda, dostał pozwolenie, ale tylko raz, a na dodatek nie pojawił się w gabinecie profesora.
- Eee. Muszę iść do łazienki – skłamał brutalnie i wybiegł z sali.
Zatrzymał się dopiero na schodach i zaklął głośno. Kilka pierwszoroczniaków spojrzało na niego ze strachem i czmychnęło. Jak mógł o tym nie pomyśleć! Skarcił się w duchu i postanowił pójść do Slughorn’a i poprosić go o pozwolenie.
Niestety, Slughorn przez dwa dni dzielące Jamesa od imprezy starał się go unikać, zarówno w gabinecie, jak i na lekcjach eliksirów.
Ferie świąteczne przywitały uczniów Hogwartu mroźnym wiatrem i śnieżycami. Gajowy Ogg miał sporo roboty z przytaszczeniem choinek do Wielkiej Sali, ale kiedy w przeddzień Bożego Narodzenia James i Syriusz zeszli do Wielkiej Sali, wyglądała ona wspaniale. Wszędzie dało się wyczuć klimat świąt. Przez cały dzień James wraz z Kevinem, Rabastanem, Harry’m, Emeliną, Caradoc’iem i Fabianem omawiali taktykę na mecz z Puchonami. Teraz walczyli o wszystko. Poprzednim razem wygrali ze Ślizgonami, tylko dla tego, że mieli dużo szczęścia. Mecz z Puchonami musieli wygrać, a na dodatek Ravenclaw musiał przegrać ze Slytherinem. Teraz Krukoni prowadzili w klasyfikacji. Mecz Krukonów miał się odbyć 2 stycznia.
W dzień Bożego Narodzenia James obudził się bardzo wcześnie i od razu rzucił okiem na stos prezentów pod nogami. W tym roku było ich nadzwyczaj dużo. Dostał paczkę słodyczy i piwa kremowego od rodziców, płytę „Na kielicha do Trzech Mioteł” zespołu Hobogobliny, od Syriusza, od Petera – rękawice do quidditcha, a od Remusa – stos czekoladowych żab. Były też paczki od Kevina – kartka z napisem „NIGDY WIĘCEJ WYGŁUPÓW PRZED MECZEM QUIDDITCHA” i przypominajka, oraz od dziadków – książkę o historii quidditcha.
W bardzo dobrym humorze udał się na śniadanie, gdzie zastał drużynę Gryffindoru zawzięcie rozmawiającą o przyszłym meczu z Puchonami. James jęknął i postanowił martwić się o to później. Większość uczniów po śniadaniu udała się na błonia rzucać śnieżkami w siebie albo gajowego Ogg’a. James zbył szybko Syriusza i Remusa (którzy szli na błonia), mówiąc, że jest niewyspany. Postanowił wrócić do dormitorium i poczytać książkę od dziadków. Zanim jednak doszedł do dziury pod portretem zauważył coś ciekawego i intrygującego zarazem. Rabastan Snake szedł w kierunku schodów obok jakiegoś Ślizgona. James rozejrzał się i natychmiast podjął decyzję. Schował się za posągiem Grzegorza Przymilnego i obserwował jak para skręca w lewo i wchodzi do męskiej ubikacji. Ciekawość wzięła górę i James na palcach i powoli poszedł ich śladem. Starał się iść jak najciszej i dopiero po trzech minutach stanął przed drzwiami łazienki. Przycisnął ucho do dziurki od klucza i po chwili dobiegły go głosy. W jednym z nich rozpoznał Rabastana Snake’a.
- Masz to? – zapytał Snake.
- Mam – odparł ktoś szeptem.
- Niepotrzebnie – oparł szybko Rabastan – Ja.. ja się wycofuję.
Ktoś się zaśmiał.
- Wycofujesz się? – zapytał trzeci głos, a James zamarł. Był to głos Harry’ego Goldmana – ścigającego Gryffindoru.
- Nie możesz! – zagrzmiał jakiś Ślizgon – Goldman się zgodził.
- Ale ja nie chcę! – zaprzeczył zdenerwowany Snake.
- Już za późno – zagrzmiał Goldman – Bierzemy czy nie?
Na chwilę zapadła cisza. James mógłby przysiąc, że Snake gorączkowo rozmyśla.
- Dobra.
- 21 galeonów – powiedział Ślizgon, a James usłyszał brzęczenie monet.
Potter szybko odsunął się od drzwi bo usłyszał pospieszne kroki, zanim jednak ktokolwiek wyszedł dało się słyszeć krzyk.
- Levicorpus!
James przysunął się z powrotem i zobaczył Snake’a wiszącego do góry nogami.
- Jeśli komuś powiesz
- Nie powiem – szepnął Snake i runął na ziemię.
James czując przyspieszone bicie serca uciekł do dormitorium. Dobrze wiedział co się stało. Tylko jedna osoba używa zaklęcia „Levicorpus” i jest w Slytherinie.
Severus Snape.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kruk
post 11.09.2005 14:16
Post #36 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 200
Dołączył: 12.03.2004

Płeć: Kobieta



Nareszcie kolejny part smile.gif. Jest fajny jaj zwykle. Tak trzymać.


--------------------
Idę swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą!


user posted image ssssss....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 12.09.2005 16:44
Post #37 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



no i next part


Świąteczny aura zdawała się z dnia na dzień coraz bardziej opuszczać Hogwart. James i Syriusz dopiero teraz zauważyli, że mają zaległe wypracowanie o eliksirze zmieniającym kolor włosów dla Slughorna, i dla profesora Diffisa – o zaklęciach niewybaczalnych.
- To jest dobre – mruknął Syriusz, który miał podkrążone oczy, bo od kilku godzin pisał wypracowanie dla Diffisa – Imperius. Można by rzucić na Snape’a i kazać mu się utopić – dokończył rozmarzonym głosem.
James dalej kartkował księgę: „Zaklęcia niewybaczalne i ich skutki”.
Nie powiedział nikomu o dziwnej sytuacji w łazience chłopców. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł, że działo się coś ważnego i...złego. Intuicja jeszcze nigdy nie zawiodła Jamesa. Snape zapłacił za coś Goldmanowi i Snake’owi. Tak, musi sobie z nimi pogadać i zakazać im jakichkolwiek układów ze Ślizgonami, szczególnie ze Snape’em. Jeśli coś im się stanie przed meczem...
James podskoczył i zrzucił kilka książek na podłogę.
Goldman i Snake to ścigający Gryffindoru. Serce podskoczyło mu do gardła. Oni...
- Sprzedają mecz! – ryknął głośno James, a wszyscy popatrzyli się na niego.
- Nie – zaprzeczył Syriusz – mówiłem, żeby się utopił...
Ale James już mijał Remusa w dziurze pod portretem i puścił się biegiem po korytarzu. Jakimś cudem wiedział, że Snake jest w bibliotece. „Nie, sam mi to powiedział” skarcił siebie w duchu James. Uśmiechną się na chwilę, ale był zbyt wściekły, żeby było to widać na jego twarzy. Zbiegł na korytarz, gdzie znajduje się biblioteka i niemal kopniakiem otworzył jej drzwi.
W środku panowała względna cisza. Kilka osób wertowało jakieś opasłe tomiska, inni odrabiali jakieś zadania domowe, a James zobaczył Petera i Sturgisa nad wypracowaniem dla Slughorna. W końcu wyłowił wzrokiem Snake’a. Siedział w kącie, sam.
James podszedł do niego szybkim krokiem, odprowadzony czujnym spojrzeniem pani Pince. Na pierwszy rzut oka Snake wyglądał na chorego. Blady był jak upiór, miał podkrążone oczy i mętnym wzrokiem wpatrywał się w książkę.
- Cześć – zagadnął James, któremu do głowy wpadł całkiem ciekawy pomysł.
- Cześć –odparł bez entuzjazmu Rabastan. – Czytam o taktykach quidditcha – poinformował znad wielkiej księgi „Quidditch – technika i taktyka”.
- Mamy problem – powiedział powoli James.
Rabastan spojrzał na niego. Jego przeszywające spojrzenie wywołało ciarki na ciele Jamesa.
- Jaki?
- Ee.. wykryliśmy spisek – powiedział James i z przerażeniem stwierdził, że Snake nawet nie drgnął.
- Harry Goldman – drążył James – Jest u dyrektora. Prawdopodobnie dostanie szlaban i dożywotni zakaz gry w quidditcha. No wiesz, chciał sprzedać mecz.
- To straszne – powiedział w końcu Snake – Mam nadzieję, że go wywalą. Kogo wystawisz zamiast niego?
- Ee..- nie takiego obrotu sprawy James się spodziewał - Syriusza Blacka.
- Fajnie – odparł beznamiętnie Snake i powstał, poczym ruszył w stronę drzwi.
James ruszył za nim i kiedy znaleźli się za drzwiami, James sięgnął za pazuchę. W tym samym momencie Snake obrócił się szybko z różdżką w ręku.
- Puść ją, James – powiedział bardziej zdecydowanym głosem niż w bibliotece, widząc rękę Jamesa, która zacisnęła się na różdżce. James cofnął rękę.
- Ty wredna sprzedajna... – zaczął James, ale Snake tylko ruszył różdżką, a Potter już rozłożył się jak długi na posadzce.
- Ty nic nie rozumiesz – powiedział głośno Snake.
- Rozumiem – zaperzył się James, wciąż nie mogąc podnieść się z posadzki – Dopilnuję, żeby cię wywalili...i Goldmana.
- Myślisz, że tylko my jesteśmy w to zamieszani? – zadrwił Rabastan.
James skamieniał. Znał Snake’a od pięciu lat i nigdy nie spodziewał się czegoś takiego. Zdrady. Po chwili, James, zorientował się, że zaklęcie puściło, ale ze złością stwierdził, że Snake’a już nie ma.
Wiedział co musi zrobić i zrobił to natychmiast. Rzucił się na schody potrącając jakiegoś szóstoklasistę. Wbiegł do wieży Gryffindoru i po chwili stanął przed portretem Grubej Damy.
- Karaluchy! – krzyknął trzęsąc się cały ze złości.
- Przykro mi – zapiała Gruba Dama (James zrobił się blady) – Hasło się zmieniło.
James zaklął głośno. Musiał porozmawiać z kimś, zanim Snake poda komuś spaczoną wersję wydarzeń. Ku jego uldze po drugiej stronie korytarza pojawił się Kevin Biscuit. Dopiero teraz James się zorientował, że to jego potrącił na schodach.
- Czemu tak klniesz!? – zagrzmiał, ale James już podbiegł do niego i klapnął go mocno w pierś.
- W piątek nie możesz wystawić Snake’a i Goldmana! – krzyknął szybko.
Kevin zmierzył go spojrzeniem. James miał niemiłe uczucie, że uważa to za utopijną propozycję.
- Oszalałeś – powiedział w końcu – Jak mamy grać bez dwóch ścigających?
- Chodź – rzekł zniecierpliwiony James i poprowadził go do pokoju wspólnego. Rozejrzał się. Było prawie pusto, więc poprowadził Kevina do fotela przed kominkiem.
- Oni będą grać, tak żebyśmy przegrali – powiedział w końcu.
Kevin prychnął.
- Chyba podczas zabaw z Blackiem przez przypadek uszkodził ci mózg – zadrwił Kevin.
- Co? – zapytał zdezorientowany James.
- Jak niby gracze naszej drużyny mają grać przeciwko nam! – krzyknął Biscuit wstając.
- Mówię ci prawdę! – zarzekał się James – Snape zapłacił im, żebyśmy przegrali..
- Skąd wiesz?
- Słyszałem.
Kevin usiadł z powrotem. Zapadła długa cisza, ale James jej nie przerywał, bo wiedział, że kapitan rozmyśla nad jego słowami.
- I tak muszą zagrać – powiedział w końcu.
- Ale..
- Słuchaj – warknął Kevin, teraz wyraźnie zły – Nie obchodzi mnie to. Jeśli zostali przekupieni to im przemówię do rozsądku, ale jeśli zakażę im grać, nie znajdziemy zastępców do piątku i przegramy walkowerem.
James osłupiał. Nie spodziewał się takiej reakcji. Kevin odmaszerował szybkim krokiem. James opadł na fotel i zaczął rozmyślać. Musi jakoś namówić Kevina, żeby nie wystawiał ścigających. Niestety, żaden pomysł wart uwagi nie wpadł mu do głowy, więc postanowił spotkać się z Peterem, Remusem i Syriuszem i opowiedzieć im o tym. Niestety, okazało się, że wszyscy trzej dostali szlaban u profesor McGonagall za zakopanie w śniegu małego Dionizosa Jonesa. James wrócił do dormitorium w nędznym humorze. Odrobił samotnie lekcje, co jakiś czas zerkając na Lily Evans, która rozmawiała z Vincentem Varcockiem, a potem poszedł się przespać.

***

James był tak zajęty szukaniem sposobu na złamanie korupcji w Hogwarcie, że dopiero świeży numer „Proroka” przypomniał mu o wydarzeniach w Hogsmeade i tajemniczych zniknięciach. James właśnie opowiadał Remusowi o tym jak Snake napadł go w bibliotece, kiedy ten wrzasnął krótko i rzucił gazetę na stół. Wszyscy pochylili się, a James dojrzał nagłówek:
KOLEJNE ZAGINIĘCIA: MILICENTA HOOKS I OSWALD TERYCJUSZ.
A pod nim dopisek:
TAJEMNICZA ŚMIERĆ AUGUSTUSA HORNCLASS’A. AVERY PODEJRZEWANY O ZABÓJSTWO.

James osłupiał.
- Ten Avery? – zapytał, wskazując na bladego chłopca przy stole Slytherinu. James nie bardzo go lubił, w końcu był to przyjaciel Snape’a, ale nigdy jakoś nie zalazł mu za skórę. Potter szczerze wątpił, by jego ojciec mógł być zdolny do zabójstwa. James widział go kilka razy rozmawiającego z Dumbledore’em.
Jeszcze raz przeczytał artykuł. Zerknął na imię: Milicenta Hooks i poczuł niemiłe ukłucie w żołądku. Ta kobieta jest matką Artemidy Hooks – kapitana drużyny Hufflepuffu. James spojrzał na stół Puchonów i rzeczywiście zobaczył Artemidę – była blada i wyglądała na chorą.
Po śniadaniu James poszedł na wróżbiarstwo, a potem na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Dopiero po lekcjach przedpołudniowych przypomniał sobie o planie pozbycia się Snake’a i Goldmana. Wiedział, że musi zrobić to szybko, bo musi znaleźć zastępców.
I w końcu udało mu się. Po dwugodzinnych medytacjach w pokoju wspólnym obmyślił plan. Był on bardzo niebezpieczny, ale wyglądało na to, że nie było innego wyjścia. Syriusz, co prawda, zasugerował spotkanie z Dumbledore’em, ale James wiedział, że nauczyciel mu nie uwierzy – nie po nocnej eskapadzie w Hogsmeade.
Pierwsza faza już się zaczęła, pomyślał James, obserwując jak Kevin Biscuit wychodzi przez dziurę pod portretem. Skinął na Syriusza i obaj wyszli.
- Gotowy? – zapytał James za portretem i widząc skinięcie głowy przyjaciela, wyciągnął pelerynę-niewidkę i zarzucił na siebie i Syriusza.
- Wymyśliłeś zaklęcie? – zapytał James.
- Tak, ale...jest bardzo trudne – odparł kulawo Syriusz.
- Jak działa? – drążył ciekawy James.
- Wywołuje ból głowy i brzucha.
- Aha.
Skręcili w inny korytarz i wkrótce, mimo niewielkiego tłoku, zobaczyli Kevina. Rozmawiał z Caradociem Dearbornem. Jedynym, który uwierzył Jamesowi.
- Uważaj, żeby nas nikt nie popchnął – szepnął ostrzegawczo James, kiedy jakiś trzecioklasista musnął Syriusza. Po chwili stali obok Kevina i usłyszeli jego głos.
- Chciałeś ze mną rozmawiać?
- Tak – odpowiedział szybko Caradoc – Chcę ci coś pokazać – i wskazał ręką w stronę lochów.
- Prowadź.
Caradoc i Kevin ruszyli w dół schodami i wkrótce zeszli do lochów, gdzie nie było nikogo. James i Syriusz deptali im po piętach, aż w końcu się zatrzymali.
- Zaraz zobaczysz klątwę Demelgus – poinformował szeptem Syriusz.
W tej samej chwili Caradoc wyciągnął głowę, jakby coś zobaczył.
- Kto tam?
W tej samej sekundzie Syriusz wyciągnął różdżkę, to samo zrobił James.
- Expelliarmus! – ryknął James
- Demelgo! – zapiał Syriusz.
Efekt był natychmiastowy. Kevin został odrzucony przez niewidzialną siłę i upadł na posadzkę. James i Syriusz zaczęli się cofać, aż w końcu wyszli z lochów.

***

Cała drużyna Gryffindoru (wraz z bezczelnie uśmiechającymi się Goldmanem i Snake’iem) zgromadziła się przy łóżku szpitalnym. Leżał na nim zielony Kevin.
- Nie zagra w meczu – poinformowała ich pani Pomfrey, wychodząc zza parawanu innego ucznia – przykro mi.
- Co? – zapytał przestraszony Caradoc.
- Boli go brzuch – powiedziała pielęgniarka zbolałym głosem – no i te wymioty.
Na chwilę zapadła cisza.
- Musimy wybrać nowego kapitana – powiedziała Emelina Smith.
- Myślę – wtrącił Snake – że kapitanem powinien zostać Fabian.
- Nie – zaprzeczył Caradoc – James. James jest najlepszy z nas wszystkich.
Goldman zbladł.
- Może głosowanie? – zaproponował Fabian Prewett.
- Dobra – powiedział szybko James, zanim Snake czy Goldman się sprzeciwili.
Fabian spojrzał na Snake’a.
- Głosuję na ciebie, Fabian.
- James – powiedziała krótko Emelina.
- James – powtórzył Caradoc
- James Potter – rzekł Fabian.
- Emelina – mruknął Goldman.
James uśmiechnął się. Wygrał. A więc plan się powiódł.
- Kogo wystawisz? – zapytała życzliwie Emelina.
- Och – westchnął James – ja już sobie wszystko obmyśliłem. Zagra Dionizos Jones.
Snake i Goldman wymienili spojrzenia. Pani Pomfrey dopiero teraz zauważyła, że przygląda się całej scenie z otwartymi ustami, więc pospiesznie wyszła z zali na zaplecze.
- A ponadto – ciągnął James – Zagrają Vincent Varcock i Syriusz Black.
- Ooo – zdumiał się Caradoc – a to za kogo?
- Za Rabastana i Harry’ego – powiedział z mściwym uśmieszkiem James.
- CO? – krzyknął Snake.
- Dobrze słyszałeś – odparł James – Wynocha.
James jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze. Vincent i Syriusz gwiazdami nie byli, ale przynajmniej chcieli wygrać. Mały Dionizos też wymagał nauki, ale James stwierdził, że lepsze to niż walkower. Po powrocie do dormitorium wyciągnął się wygodnie w fotelu i mruknął do Caradoc’a.
- Dobrze zagrałeś swoją rolę.
Dearborn uśmiechnął się.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 18.09.2005 15:05
Post #38 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



dzięki za wszystkie komenty. Moje opowiadanie się kończy (ciąg dalszy w HP i ZF w rozdziale "Najgorsze wspomnienie Snape'a biggrin.gif )

Oto przedostatni kawałek



Termin meczu zbliżał się nieubłaganie. Dionizos, Syriusz i Vincent trenowali co dzień, czy to w deszczu, czy w śniegu, zawsze musieli być gotowi na to, że podejdzie do nich James i rozkaże im ćwiczyć. Inni zawodnicy mieli nieco łatwiej. Caradoc i Emelina cały dzień siedzieli przy modelu stadionu quidditcha (wyczarowanym przez Remusa i Syriusza na spółkę) i obmyślali taktykę. Dearborn nawet spóźnił się na transmutację za co stracił 10 punktów. James był natomiast zajęty dbaniem o swoje zdrowie. Już w dzień po wyrzuceniu sprzedajnych ścigających, Roger Gregory uderzył go „Drętwotą”. Całe szczęście, że w pobliżu był Syriusz, który ukarał Rogera klątwą Demelgo. Kolejne łóżko w skrzydle szpitalnym zostało zajęte.
Kilka godzin później James natchnął się w toalecie na Rabastana Snake’a, który próbował rzucić Impedimento. James uniknął ciosu i oddał Snake’owi zaklęciem „silencio”. Snake nie mógł mówić przez cały dzień dopóki sam Dumbledore (który zobaczył Snake’a i domyślił się co się stało) nie rzucił przeciwzaklęcia.
- Dzień dobry, panie profesorze - powiedział James, wchodząc do gabinetu dyrektora. Było późne popołudnie, ale James bardzo chciał porozmawiać z dyrektorem. Tym razem musiał mu powiedzieć o działaniach Snake’a i Goldmana.
Gabinet Dumbledore’a był zagracony wszelkiego rodzaju pamiątkami, urządzeniami czy klatką dla feniksa – Fawkesa.
Sam dyrektor siedział nad jakimiś dokumentami i podniósł wzrok dopiero gdy James odchrząknął głośno.
- Ja chciałem coś panu powiedzieć – rzekł.
- Usiądź – zachęcił do Dumbledore.
James usiadł. Postanowił od razu przejść do rzeczy.
- Uważam, że Rabastan Snake i Harry Goldman dostali pieniądze, żeby sabotować piątkowy mecz – powiedział szybko.
Dumbledore nawet nie drgnął.
- Skąd wiesz?
- Ja.. – James zawahał się, nie wiedząc na ile może ufać dyrektorowi, ale po chwili kontynuował – Ja słyszałem ich transakcję. To był Snape. Snape im zapłacił.
Dyrektor westchnął.
- Wiem.
- Co? – James został kompletnie wytrącony z równowagi.
- Wiedziałem o tym – powtórzył Dumbledore – Ale co mogłem zrobić?
- Jak to co? – zapytał zdziwiony James – panie profesorze – dodał szybko – mógł im pan dać naganne i odjąć punkty.
- Gryffindorowi?
- E.. – James urwał – No tak.
Dumbledore uśmiechnął się i powstał. Po chwili podszedł do okna i rzekł.
- Nie pomyślałeś, że to nie oni mają pomóc przegrać Gryffindorowi?
- Co? – James po raz drugi został brutalnie wytrącony z równowagi - Przecież słyszałem...
- Że mają zrobić coś by Gryffindor przegrał – przerwał mu Dumbledore - Posłuchaj.
Wrócił na swój fotel i oparł dłonie o blat stołu.
- Mam pewną hipotezę – rzekł – nie bez dowodów śmiem sądzić, że dwaj pomysłowi młodzieńcy zaczarowali którąś z kul do quidditcha. Ale uważam też, że Harry i Rabastan nie są jedynymi zamieszanymi. Wyobraź sobie lejek. Na samym końcu są wyżej wymienieni, ale ważniejsze jest to co znajduje się u szczytu. Rozumiesz?
James patrzył z podziwem na dyrektora. Rzeczywiście, było w nich sporo racji i uzasadnionych przypuszczeń.
- Wyrzuci ich pan? – zapytał James – Tych, na szczycie lejka?
Dumbledore uśmiechnął się po raz kolejny.
- To będzie sprawa tylko między nami. Rozumiem – dodał głośniej widząc, że James otwiera usta – że jesteś zaangażowany w całą sprawę, ale nie do uczniów należy karanie. Chociaż – kąciki jego ust zadrgały - podejrzewam, że to ty jesteś odpowiedzialny za atak na panów Rabastana i Rogera.
- Ee.. tak.
Dumbledore westchnął. James czuł się bardzo głupio, ale o dziwo dyrektor znów postanowił puścić mu to płazem. Zerknął tylko z ostrym błyskiem w oczach na Jamesa i pozwolił mu odejść.

***

W dzień meczu James obudził się bardzo wcześnie. Grał w drużynie już od czterech lat, więc teoretycznie nie powinien mieć tremy. Mimo to czuł jakby jakiś wielki i ciężki kamień ciążył mu na sercu. To będzie sprawdzian dla Syriusza, Dionizosa, Vincenta i dla niego, Jamesa. Na śniadaniu w Wielkiej Sali panowała napięta atmosfera – Gryffindor musi wygrać żeby mieć szansę na dalszą grę. Ale to nie wszystko. Ravenclaw musiał przegrać ze Slytherinem. Jeśli tak się stanie Gryffindor wygra puchar, ale jeśli Ravenclaw wygra, dla gryfonów zostanie trzecie miejsce. James przełknął z trudem tosta i obserwował innych graczy. Syriusz, o dziwo, w ogóle się nie denerwował. James wiedział, że całkiem dobrze gra na pozycji ścigającego, więc bardziej martwił się o zielonego już Vincenta i bladego Dionizosa. Przypomniał sobie swój pierwszy mecz. To było w drugiej klasie, mecz przeciwko Ślizgonom, przegrany zresztą, ale nie z winy Jamesa. Po prostu obrońca, Roland Leight, puszczał gol za golem i nawet złapany przez Jamesa znicz nie uratował sytuacji. Dziś Leight jest w siódmej klasie i nie gra już w drużynie od tamtego czasu.

James wstał i zwołał do siebie drużynę. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Śnieg już dawno stopniał, ale nadal było zimno. Wiatr był mocny, ale nie przeszkadzał w lataniu. Kiedy doszli do szatni, szybko się przebrali i stanęli przy wyjściu oczekując na głos komentatora. Był nim tym razem Roland Leight, który zastąpił profesora Diffisa na tym stanowisku.
Stadion powoli się zapełniał, tu i ówdzie było widać czerwone flagi i plakaty, niektórzy mieli chorągiewki. Kibice Puchonów również przygotowali ogromne transparenty i hasła podżegające do walki o puchar.
- Witamy wszystkich na przedostatnim meczu w sezonie – rozległ się po stadionie magicznie wzmocniony głos Rolanda.
- Gryffindor kontra Hufflepuff. A oto gracze Gryffindoru – zagrzmiał gdy z szatni wyszedł James z drużyną – James Potter, Vincent Varcock, Syriusz Black, Dionizos Jones, Caradoc Dearborn, Fabian Prewett i...Emelina Smith.
Rozległy się głośne brawa. Ślizgoni gwizdali głośno.
- A oto Hufflepuff! Artemida Hooks, Tom Grand, James Coltrane, Angelica Cook, Larry McDonald, Ryan Wood i… Mike Patton!
James patrzył jak siedmioro zawodników Puchonów wzbiło się w powietrze i po chwili wylądowało miękko obok sędziego.
Rozległ się gwizdek. James nie patrząc co robią inni wzbił się wysoko i zaczął wypatrywać znicza. Tylko komentarz Leight’a uświadamiał mu co się dzieje z innymi graczami.
- Black! Black podaje do Smith, Emelina przerzuca w lewo......ach! Kafla przejął Grand, Grand podaje do Wooda, ale tam jest Varcock, Varcock łapie kafla, podaje szybko do Blacka...rzuca i......GOL! Dziesięć do zera do Gryfonów!
James rozglądał się, ale nigdzie nie widział znicza. Zerknął na Pattona, ale on też wisiał bezczynnie w powietrzu wypatrując złotej piłeczki.
- Teraz Hooks podaje do Granda, ale świetnie wszedł Jones! Co za precyzja, pamiętajmy, że ma dopiero trzynaście lat, ale James Potter słusznie na niego postawił, tylko popatrzcie. Teraz Wood leci obok Smith, przerzuca na drugą stronę, tam jest Hooks, Hooks łapie kafla rzuca i...jest! A jednak! Fabian Prewett znów wspaniale broni. Black podaje do Smith, Smith cofa się, ale oddaje szybko, kafla ma Black, podaje do Varcocka, Varcock wspaniały unik...tuż obok niego Dearborn odbił tłuczka, ale leci Varcock, podaje do Blacka! Black, Varcock, Smith, Varcock, Black, Smith, Black, Varcock rzuca iiiiiiiiiii……. GOOOOOL! Dwadzieścia do zera.
James nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Syriusz już dwa razy trafił do pętli.....
- AAAAAJ! Proszę państwa! Co za ohydne zachowanie! – ryknął Roland.
James obrócił się i zobaczył jak pałkarz Coltrane uderza Syriusza, który po chwili spadł z miotły z wysokości kilku metrów.
- FAUL!
Rozległ się gwizdek, ale James już leciał do Syriusza.
Obok niego stał profesor Flitwick i mruczał coś machając różdżką.
- Nic mu nie będzie? – zapytał James lądując obok tego małego zbiegowiska.
- Wyliże się – zapiszczał Flitwick, ale nagle Jamesa szturchną Caradoc.
- Gramy!
James wzbił się w powietrze i zobaczył jak Flitwick wyprowadza Syriusza z boiska. Tymczasem Emelina wykonała rzut wolny i zdobyła kolejny punkt dla Gryffindoru. James miał złe przeczucia. Przez kolejne pół godziny wynik zmienił się na siedemdziesiąt do czterdziestu dla Gryffindoru, ale znicza wciąż nie było widać, a robiło się już ciemno. Po godzinie grania wynik był dwieście do dwustu. Było już całkowicie ciemno, tak, że James przestał już wierzyć w wygraną. Syriusz wrócił na boisko, ale coraz gorzej grał.

***

- Musimy przerwać! – zapiszczał Flitwick.
- Ależ zasady są jasne – krzyknęła profesor McGonagall – Grają dopóki nie złapią znicza.
Flitwick westchną.
Była północ. Wielu uczniów udało się do dormitoriów, ale połowa stadionu wciąż dzielnie czekała na rozstrzygnięcie. Było trzysta dziesięć do trzystu dla Gryffindoru. Noc była bardzo ciemna, więc szukający – Patton i James bez przerwy latali z różdżką w ręku, aby móc dostrzec znicza. Roland był już tak zmęczony, że mecz teraz komentował profesor Diffis.
Wreszcie około pierwszej nad ranem (wynik prawie się nie zmienił bo ścigający nie mieli sił grać) James dojrzał gdzieś nad trybunami znicza. Wcześniej widział go kilkakrotnie, ale teraz był dość blisko. Zobaczył ciemną plamę za sobą – pewnie Patton też dojrzał znicza. James przyspieszył i zaczął gonić piłeczkę. Widział jak ta szybuje w dół i znajduje się kilka calów nad ziemią. James ponaglał miotłę, znalazł się już obok znicza, jeszcze jeden metr....centymetr iiiiiiii....
- JEST!! – ryknął Diffis, a setki uczniów ocknęło się i nieprzytomnie rozglądało szukając zwycięzcy.
- Gryffindor wygrał! James Potter złapał znicza!
James zobaczył jak wszyscy gracze lądują na ziemi. Podbiegł do niego Syriusz.
- Udało się! – ryknął – Wygraliśmy.
Po chwili wszyscy otoczyli Jamesa i gratulowali mu wspaniałego chwytu. Dopiero po kilku minutach Potter wyrwał się z objęć przyjaciół i poprowadził drużynę do szatni. Wczesnym porankiem wracali do zamku wspominając najwspanialsze momenty jakże długiej gry. Kiedy James położył się w ciepłym dormitorium od razu zasnął, nie wiedząc, że zaledwie kilka kilometrów dalej trzech zakapturzonych ludzi dorwało kolejnego pracownika ministerstwa. Nie obudził się nawet, kiedy nocną ciszę Hogsmeade przerwał krzyk.
- MORSMORDE!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Vanillivi d'Azurro
post 01.10.2005 01:39
Post #39 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 11.09.2005
Skąd: Kraków




Szczerze mówiąc, to opowiadanko nie powaliło mnie. Nie jest złe, ale dość banalne i truno się nim zainteresować. Ale, puz dalej, zobaczymy co ci z tego wyjdzie.


--------------------
Rachegedanken von Demut gepeitscht
Du siehst und hörst nichts mehr
Deine kranken Gefühle
geben ihm keine Chance
Deine Wut will nicht sterben
nur dafür lebst Du noch


Rammstein, Meine Wutt will nicht sterben

Czarno - Biały Kot
Blog Vanillivi d'Azurro
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 01.10.2005 09:10
Post #40 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Obawiam się, że już podjąłem decyzję o niekończeniu tego opowiadania. Za bardzo je rozwlekłem, pogubiłem się, straciłem główny wątek. Ale pisze już następne jedno-dwu partówki.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 01.10.2005 09:13
Post #41 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




No to lipa. Przeczytaj całosc kilka razy to moze jakos uda ci sie złapać wątek i opowiadanko bedzie krącić się dalej.


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony < 1 2
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.05.2024 17:34