Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

Drzewo · Standardowy · [ Linearny+ ]

> Vice Versa [cdn], hisotria pewnej herbatki;)

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 22 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 22
  
sonka
post 07.12.2004 14:34
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Witamy!
To opowiadanie zapewne znacie z forum Mirriel bądź też Dziurawego Kotła, gdzie było publikowane. Nie zaszkodzi chyba publikowac i na tym Forum:) Uprzejmie przypominam, że to opowiadanie jest dziełem wspólnym moim (Sonki) i Kitiary uth Matar, więc jakiekolwiek uwagi prosze kierować do nas obu.
Pozdrawiamy i życzymi miłego czytania:)
Kit i Sonka


VICE-VERSA


Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to
moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja
racja jest najmojsza!
[„Dzień Świra”]

Łatwo jest zmienić ustrój, trudniej człowieka!
[Stefan Kardynał Wyszyński]

Jaki kto jest wewnątrz, tak widzi świat wewnętrzny
[Tomasz a Kempis]




PROLOG

- Ty wstrętna szlamo!
- Ty porąbany arystokrato z przerostem ambicji nad możliwościami!
- Uważaj, bo pokażę ci , gdzie twoje miejsce i nie będę przy tym miły!
- Jak rzucę w ciebie odpowiednią klątwą, matole, to już nic, nigdy, żadnej kobiecie nie pokażesz!

Harry zaśmiał się i potoczył wzrokiem po rozbawionym tłumie uczniów obserwujących z chorą fascynacją Parę Stulecia. Takiego przydomku bowiem doczekali się, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu, Draco Malfoy i Hermiona Granger, którzy dawali teraz pokaz (a raczej, jeden z tysięcy pokazów) standardowej kłótni małżeństwa z wieloletnim stażem.
- Ty masz się za kobietę, Granger? - zadrwił Ślizgon ze złośliwym uśmiechem.
- Ja jestem kobietą, za to na pewno ty nie jesteś mężczyzną, Malfoy! Zbyt często to podkreślasz - zgrabnie zripostowała zniewagę, orzechowo oka Gryfonka.
- Nie prowokuj mnie Granger, bo pożałujesz, że się urodziłaś! - Malfoy zaczynał tracić dobry humor.
- Na pewno tego nie pożałuję i na pewno nigdy nie pożałuję tego, że urodziłam się w mugolskiej rodzinie, chociaż ty mi próbujesz z tego powodu zatruć życie!
- Pewnie! Wiesz co, takim szlamom jak ty to dobrze! Nie dziwię ci się, że nie chciałabyś urodzić się w rodzinie z tradycjami takiej jak moja - mądrzył się potomek wielkiego Lucjusza M. - Takie pochodzenie zobowiązuje i niesie ze sobą wiele odpowiedzialnych zajęć!
- Na pewno! A pierwszym z tych zajęć jest wybór modnej szaty i zaczesanie włosów na żel. No jakże fascynujące i zajmujące zadania życiowe Malfoy!

Ron i Harry zaśmiewali się z tych słów do rozpuku i patrzyli z satysfakcją na bardzo głupią minę Malfoya. Mina Dracona bardzo szybko przestała być zabawna, a zaczęła wyrażać wściekłość.
- Wyprowadzasz mnie z równowag, Granger! Myślisz, że życie w rodzinie z pochodzeniem, tradycjami i na poziomie ta taka zwykła bezmózgowa wegetacja, jak życie szlamy, albo mugola?! Tobie jest łatwo, chociażby dlatego, że jesteś dziewczyną. Z tego powodu masz nawet nieco lepsze oceny ode mnie. Pobłażają ci ze względu na pochodzenie i płeć, a ode mnie wymaga się więcej!
Hermiona prychnęła jak znieważona kocica.
- Tu cię boli, wielki Draco Patrzcie Na Mój Rodowód Malfoyu - powiedziała całkiem spokojnie. - Nie dorównujesz jakiejś durnej twoim zdaniem dziewczynie z mugolskiego domu, więc się na niej wyżywasz, bo masz kompleksy. Żałosne. Myślisz, że mugole są tępi, nie myślą i wegetują? Myślisz, że moje życie polega na nic nie robieniu? Jesteś głupszy niż sklątki tylnowybuchowe Hagrida, albo gumochłony!
- Nie obrażaj mnie, durna szlamo! Jesteś głupią, szlamowatą suką, która nie potrafi okazywać szacunku lepszym od siebie ! - wściekał się Draco.

Ron zamierzał właśnie rzucić się na Malfoya, ale Harry go przytrzymał.
- Daj spokój - syknął rudzielcowi do ucha. - Ona sobie z nim doskonale poradzi.
Harry oczywiście miał rację.
- Dosyć tego! Zero kultury i szacunku do kobiet, co z ciebie za arystokrata! - Hermiona była naprawdę zła i rzuciła w Draco Malfoya nieznaną nikomu dookoła klątwą, która spowodowała, że chłopakowi wyrosły ośle uszy.
- Malfoy, zabawny z ciebie osiołek, całkiem sympatyczny - drwiła Hermiona z uznaniem przyglądając się swemu dziełu, ale nie trwało to długo, bo za chwilę złapała się za twarz na której pojawiły się okazałe, sumiaste wąsy.

Uczniowie chichotali rozbawieni i zadowoleni z darmowego przedstawienia.
- Do twarzy ci z zarostem, Hermiono - Harry nie mógł powstrzymać się od takiego komentarza. Przyzwyczaił się już do kłótni Malfoya i swojej przyjaciółki, osobiście uważał, że Hermiona za często dopuszczała do takich sytuacji. Stała się ostatnio wybuchowa i nie potrafiła zmilczeć żadnego obraźliwego tekstu, rzucanego przez blondwłosego arystokratę, a on radośnie ją podpuszczał i wyprowadzał dziewczynę z równowagi.
- No nie! Ośle uszy! Buhahaha! - rechotał Ron trzymając się za brzuch.

- Accio różdżki! - rozległ się zniecierpliwiony głos jak najbardziej dorosłego czarodzieja.
Albus Dumbledore wyłonił się jak spod ziemi.
- Mam dosyć kłótni Naczelnych Prefektów. Zamiast dbać o porządek, sami siejecie największy zamęt w szkole. Jesteście najlepszymi uczniami w Hogwarcie, to wstyd żebyście się tak zachowywali.
- Ale, panie profesorze! - zaczęli obydwoje i obydwoje urwali, widząc minę dyrektora.
- Pójdziecie razem ze mną do mojego gabinetu - spokojnie dodał Dumbledore i sprawnie usunął skutki klątw z Hermiony i Dracona. - Zapraszam.
Granger i Malfoy poczłapali posłusznie za dyrektorem. Byli bardzo cisi i trochę przestraszeni, Dumbledore rzadko kiedy wzywał uczniów do siebie. Musieli przekroczyć w końcu granice jego cierpliwości.
- Panie profesorze? Chyba pan nas nie wyrzuci ze szkoły? - spytała z silną obawą w głosie Hermiona, a Draco pobladł straszliwie po tych słowach i głośno przełknął ślinę. Ojciec chyba by go zamordował, gdyby został wydalony z Hogwartu. Nie zamierzał jednak pokazywać przed tą durną szlamą, że obawia się własnego ojca.
- Nie wyrzucę was ze szkoły - odpowiedział bardzo spokojnie dyrektor, a Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. - Po prostu sobie z wami przez chwilę porozmawiam, musicie zrozumieć, że każde z was jest wartościowym człowiekiem. Nie możecie się nawzajem traktować jako gorsze gatunki.
- To on mnie uważa za gorszy gatunek! - obruszyła się Hermiona.
- Naprawdę? - w oczach Albusa zalśniły ogniki rozbawienia - A ty, Hermiono uznajesz Dracona za równego sobie i godnego miana czarodzieja, młodzieńca, tak?

- Eeee... - nie była to może błyskotliwa odpowiedź jaką zwykle można było usłyszeć z ust panny Granger, lecz jedyna, która przychodziła dziewczynie w tej chwili do głowy. Starszy czarodziej uśmiechnął się zupełnie tak jakby spodziewał się tego typu odpowiedzi.
- Czy to nie tekst Pottera? - zakpił Draco. Dziewczyna rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Chcesz oberwać, osiołku? - zapytała głosem lepkim jak miód.
- Grangerrr - wysyczał wściekle Malfoy.
- Ekhm - założyciel Zakonu Feniksa odchrząknął cicho acz znacząco przypominając im o swojej obecności.
- Przepraszam, panie profesorze - rzekła Prefekt Naczelna ze skruchą, a Ślizgon w ramach przeprosin nieznacznie skinął głową. Albusowi Dumbledore`owi to wystarczyło. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i resztę drogi przebyli w ciszy.
- Gumowa kaczka - powiedział dyrektor, gdy w końcu znaleźli się przed wejściem do jego gabinetu. Chimera odskoczyła by wpuścić ich do środka.
- Siadajcie - nakazał łagodnie dyrektor wskazując na dwa fotele przed mahoniowym biurkiem. Para Stulecia wykonała polecenie dyrektora bez szemrania: Draco ze względu na możliwość zmiany zdania przez „tego pogiętego Dropsa”, jak zwykł określać Albusa Dumbledore`a jego szacowny ojciec, a Hermiona z powodu odczuwania wyrzutów sumienia
( co prawda, nie dawały one osobie znać aż tak bardzo, ale fakt, iż pojawiły się, wprawiał orzechowookie dziewczę w stan lekkiej furii).Oczywiście każde z nich ostentacyjnie wbiło wzrok w zupełnie inny punkt byleby tylko nie patrzeć na siebie - całkowicie jeszcze nie ochłonęli.
- Herbatki? - zagaił Dumbledore, gdy cisza w pomieszczeniu przedłużyła się nieznacznie.
Obydwoje wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- Pewnie po takiej sprzeczce musicie być spragnieni - wyjaśnił rozbawiony widząc ich miny i wyczarował na biurku tacę z trzema filiżankami, dzbankiem, cukierniczką oraz talerzykiem z małym stosikiem ciasteczek oblanych mleczną czekoladą. - Częstujcie się - powiedział podsuwając ów talerzyk Draconowi i Hermionie pod nosy.
- Może później - podziękowała grzecznie dziewczyna, gdyż czuła, że jakby przełknęła słodycz to jej żołądek zareagowałby bardzo gwałtownie.
- Ale kubka porządnej herbaty chyba nie odmówisz ? - Dumbledore postawił przed nią filiżankę z ciepłym płynem. Hermiona uśmiechnęła się blado w odpowiedzi.
- Chyba nie zaszkodzi - wymamrotała zakłopotana.
Draco natomiast wcale nie zamierzał przyjąć żadnego z proponowanych smakołyków.
Pamiętaj synu, nigdy nie przyjmuj niczego od starego Dropsa mawiał ojciec przed każdym powrotem Draco do Hogwartu i jego potomek nie zamierzał zawieść ojca.
- A pan, panie Malfoy? Może ma pan ochotę na ciasteczko? - Dumbledore podsunął chłopakowi talerzyk z ciasteczkami. Dracon obdarzył dyrektora spojrzeniem z serii „Sam to sobie zjedz”, a następnie zerknął z obrzydzeniem na apetycznie wyglądające ciasteczka i z przerażeniem stwierdził, że na myśl o ich smaku cieknie mu ślinka.
Szybko odwrócił wzrok i wbił spojrzenie w miecz wiszący na ścianie za siedzeniem profesora.
- No to może herbatki? - staruszek najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Draco również nie zamierzał przegrać tej „batalii”. Niestety, od kolacji minęło już troszeczkę czasu i jego żołądek zaczął głośno domagać się czegoś do przetrawienia.
Że też nie mógł sobie wybrać lepszej pory jęknął w duchu blondyn
- Może jednak się skuszę - rzekł zażenowany biorąc od szczerze ubawionego tą sytuacją Dumbledore`a filiżankę z herbatą po czym sięgnął niepewnie po smakowite ciasteczko. Sam dyrektor ...


**

Dracon wracał z gabinetu „szanownego” dyrektora i był, delikatnie powiedziawszy, wściekły. Nie dość, że Dumbledore zafundował mu wykład na temat poglądów rasistowskich jakiegoś mugola o niemiecko brzmiącym nazwisku porównując je do poglądów potomka Lucjusza i Narcyzy Malfoyów, to jeszcze kazał mu przeprosić tę Pannę -Ja -Wiem - To - Wszystko - Lepiej - Niż - Ty - Granger. Wściekłość ta przeradzała się w stan furii, gdy pomyślał o tym jak dał się podpuścić z tymi „cholernymi” ciasteczkami i „pieprzoną herbatą”.
- Magiczna Ciotka Umridge * - niemalże wrzasnął stanąwszy przed wejściem do pokoju wspólnego swego domu. Portal otworzył się i Draco wmaszerował do środka, tupiąc i sapiąc przy tym jak stado wściekłych hipogryfów.

**

- Co się stało, Dracusiu? - na jego nieszczęście tuż przy schodach prowadzących do męskich dormitoriów dopadła go Pansy, a dokładniej rzecz ujmując uwiesiła się na jego szyi.
- Jakbyś nie wiedziała - mruknął ponuro odsuwając dziewczynę od siebie.
Jeszcze mi Pansy do szczęścia potrzeba pomyślał ze złością.
- No wiem, ale co ci Drops powiedział, że tak mnie traktujesz. Już mnie nie kochasz? -zachlipała wbijając w niego załzawione spojrzenie. Ten tani chwyt zawsze działał na potomka Lucjusza Malfoya... Lecz tylko w chwili, gdy nie był on na granicy wytrzymałości psychicznej.
- PANSY, DO JASNEJ CHOLERY, DAJ MI SPOKÓJ! - ryknął dając upust swojej wściekłości. Panna Parkinson widząc, że jej chłopak jest „nie w humorze”, jak określała stan złości Malfoya juniora, zrobiła obrażoną minę i wróciła na swoje miejsce by dalej plotkować z Millicentą.

Draco dziękując w duchu wszystkim znanym i nieznanym bóstwom skierował się do swojego dormitorium. Całe szczęście od jutra rozpoczynały się ferie świąteczne, więc będzie miał okazję odpocząć od kłótni z Granger, reprymend w wykonaniu nauczycieli oraz wiecznie klejącej się do niego Pansy. I to przez całe dwa błogie tygodnie. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, jednak jego uśmiech znikł w ekspresowym tempie, gdy zobaczył w jakim stanie jest dormitorium siódmego roku Slytherinu, które on miał szczęście (chociaż w tej chwili raczej nieszczęście) zamieszkiwać: wszędzie walały się nie doprane skarpetki, spodnie, bluzki, papierki po słodyczach itp. itd. Na samym środku pokoju stały trzy kufry, do których Vincent, Gregory i Blaise próbowali wpakować cały ten bałagan i, ku zdziwieniu Dracona, całkiem nieźle im to wychodziło.
Ale najpierw będę musiał przeżyć ten wieczór jęknął w duchu.
- Yo, Draco - przywitał się Blaise - Jak tam pogawędka z Dumblem?
Malfoy Junior obdarzył współlokatora BARDZO znaczącym spojrzeniem i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy, które nie uczestniczyły w tworzeniu tego „syfu”, jak nazwał blondyn, bałagan panujący w dormitorium, do ogromnego kufra. Zajęło mu to około pól godziny, czyli o wiele krócej niż jego kolego, którzy skończyli dopiero o wpół do jedenastej w nocy.

* Magiczna Ciotka Umbridge -> na cześć największej jędzy w Hogwarcie. ”Magiczna Ciotka” to nazwa bimbru występującego w ff Kit „I belive in a thing called love”. Do Umbridge pasuje ze względu na jej wyjątkowo „magiczne” sposoby nauczania OPCM-u ;p

**

- Gdzie byłaś? - jękliwym głosem zapytał Ron, gdy panna Granger pojawiła się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru
- Och, daj mi spokój, Ronaldzie - odpowiedziała poirytowana Hermiona. Nie miała ochoty na żadne konwersacje. Nie po wykładzie Dumbledore’a (który był oczywiście przeprowadzony bardzo łagodnie i w miłej atmosferze) o błędach rasistowskiego myślenia, o Hitlerze i tym podobnych bzdurach. Chciała iść pod prysznic i spać.
Ja rozumiem, mówić o Hitlerze Malfoyowi, on sam jak Hitler, ale sugerować to mi? Niedoczekanie! uważała się za pokrzywdzoną, chociaż w głębi duszy wiedziała, że sama czuje do Dracona, to, co on czuł do niej. Pogardę. I, że, no cóż... uważa się za lepszą od blond wypłosza.
Mimo, że Malfoy wypłoszem przestał być ponieważ urósł i zaczął wyglądać jak mężczyzna, dla niej zawsze nim pozostanie.

Hermiona była już spakowana na wyjazd do domu, jej kufer leżał sobie z elegancko ułożonymi ubraniami, które chciała wymienić na inne, oraz z kilkoma książkami, z których chciała skorzystać podczas ferii, żeby napisać kilka zadanych na ten czas wypracowań.
Dziewczyna zrobiła sobie błyskawiczny prysznic i z cichym „dobranoc” rzuconym koleżankom z dormitorium, wskoczyła do miękkiej pościeli.



Rozdział I
Potwór w lustrze



Nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie,
nie jestem sobą, to straszne,
jestem nie sobą, no właśnie.

[ Elektryczne Gitary, „Nie jestem sobą]


Draco obudził się i przeciągnął w ciepłej, wygrzanej jego ciałem pościeli.
Czuł, że było bardzo wcześnie, ale zwlekł się z łóżka i skierował swoje kroki na lewo do łazienki.
Coś było nie tak...
Nie było drzwi do łazienki, tak gdzie znajdowały się od zawsze.
Chłopak przetarł oczy i popatrzył na dwie niezłe laski, które spały na dwóch łóżkach przy jego wyrku.

Była impreza i nic nie pamiętam? - pomyślał mało przytomnie, a następnie przyszła mu do głowy dużo bardziej przytomna myśl, że nie pamięta balangi przez herbatkę Dumbledore’a. Ziewnął i skierował się na prawo gdzie przez zaspane, przymrużone ślepka, ujrzał drzwi łazienki.
Wszedł i nagle go oświeciło.
W łazience był tylko sedes, spora umywalka i kilka bordowych ręczników.
Był w Wieży Gryffindoru, w... damskim dormitorium.
Nieważne, że ni mógłby się do niego dostać, jako chłopak, ważne że najwidoczniej w nim był
- O, cholera, tak to nigdy nie imprezowałem - powiedział sam do siebie cicho, dziwnym, wyższym niż zazwyczaj głosem.
Odkaszlnął i nachylił się nad umywalką, by przemyć twarz. Odgarnął włosy do tyłu, odkręcił kran. Nabrał wody w swoje drobne, zgrabne dłonie...
Od kiedy ja mam drobne dłonie? - pomyślał - bo zgrabne, to one były zawsze...
Nie zastanawiając się nad tym szczegółem dłużej, znowu odgarnął podejrzanie długie, ciemnobrązowe loki z czoła i przemył twarz jeszcze raz.
„Ciemne, kręcone włosy” - pomyślał i podejrzliwie spojrzał w lustro nad umywalką.

Draco Malfoy nie krzyknął, nie zemdlał, nie przestraszył się. Stał i patrzył z chorą fascynacją w swoje lustrzane odbicie.
Ale ma popierdzielony sen. Jestem Granger... No tak, dlatego jestem w dormitorium dziewcząt, jako facet nie mógłbym tu wejść... Boże, co za chora faza, co mi dał ten pokręcony Drops, że mam takie koszmary?
Tylko, że wszystko było zbyt realne jak na sen.

Nagle Draco uśmiechnął się do siebie przekornie. Wychodził z założenia, że w każdej sytuacji da się znaleźć pozytywne aspekty, teraz też takowe zauważył.
- Lecę na Draco Malfoya - powiedział na głos, głosem Hermiony Granger uważnie wpatrując się w lustro. To było ciekawe doświadczenie.
Zamknął drzwi, uśmiechnął się sam do siebie przekornie i ściągnął koszulkę nocną.
Spojrzał w lustro i zagwizdał z podziwem.
- No z Grangerówny jest niezła laska - powiedział do siebie głosem rzeczonej Grangerówny.
Zachichotał i pomacał średniej wielkości, jędrne piersi. Czuł się dosyć dziwnie, bo przecież tak naprawdę nie obmacywał Granger, ale swoje własne ciało (czuł to wyraźnie), które było ciałem Hermiony.
Boże, co mi dolał do herbaty ten zramolały, stary kochaś szlam i mugoli? - pomyślał jeszcze raz, tylko że tym razem nie był już taki rozbawiony.
To, co się działo było niebezpiecznie realne. Przyszło mu do głowy, że może powinien jeszcze raz położyć się do łóżka i spróbować zasnąć i kiedy się obudzi za godzinę, dwie, będzie już sobą. Jakaś część jego osobowości podpowiadała mu jednak, że to co się dzieje nie jest snem, ale jawą, a rozmyślanie nad prawdopodobieństwem realności tego zdarzenie, może mu tylko namącić w głowie.

Okey, idę pod prysznic... tylko w Gryffindorze nie ma pryszniców przy dormitoriach - pomyślał marszcząc czoło.
Powinienem się uszczypnąć, a na pewno się obudzę... albo zrobić sobie sznyty, jeżeli śpię, ból obudzi mnie na pewno... - Draco nigdy nie robił sobie sznytów. Normalnie w ogóle by mu to do głowy nie przyszło, ale ta sytuacja, ze wszech miar, normalną nie była na pewno.
Rozejrzał się po łazience lecz nie ujrzał niczego ostrego. Po cichu poszedł po różdżkę (Hermiony Granger oczywiście), wrócił i ponownie zamknął drzwi.
- Demollus - powiedział szeptem, żeby zaklęcie podziałało jedynie punktowo, na lustro i nie spowodowało hałasu. Udało się i tafla cicho brzęknęła pękając w kilku miejscach.
Draco delikatnie wyjął jeden spory kawałek szkła i usiadł po turecku na podłodze.
Dobra, jeżeli to nie podziała, to oznacza, naprawdę jestem lokatorem ciała szlamowatej Gryfoneczki i wtedy dopiero zacznę się martwić - naciął lekko skórę na lewym nadgarstku. Szkło było ostre i na początku w ogóle nie poczuł bólu. Po chwili jednak odczuł lekkie pieczenie, a po skórze zaczęła spływać bardzo wąziutkim strumieniem czerwona krew. Patrzył na to z zaciekawieniem.
Bolało, krew spływała, ale nic innego się nie działo. Nadal siedział na zimnej posadzce w łazience, w dormitorium dziewcząt Gryffindoru i nadal był dziewczyną.
Niedobrze - pomyślał i przeszedł przez jego ciało zimny dreszcz lęku.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenie weszła Levander Brown. Weszła i wrzasnęła, budząc koleżankę.
- Hermiona! Co ty robisz?! Chcesz się zabić?! O, mój Boże!
- Uspokój się, kretynko - zimno powiedziała „Hermiona” i dziewczyna naprawę zamilkła. Granger nie miała w zwyczaju tak się do niej odzywać.
- To co w takim razie robisz, co? Ja wiem, że Malfoy znowu cię wkurzył, ale żeby przez niego...

Do łazienki weszła także Parvati, przecierając oczy.
- Boże... - zdołała jedynie powiedzieć zaspanym głosem .
-A tam, Malfoy jest wporzo - chłodno odrzekło „dziewczę” i odłożyło odłamek szkła. - Znaczy chciałam powiedzieć, co on mnie obchodzi, palant jeden? - poprawił się zaraz nieszczęsny Draco. Nie wiedział co robić, miał natomiast pojęcie, że powinien zachowywać się w miarę wiarygodnie.
- Sprawdzałam jedynie swoją wytrzymałość na ból... Co się tak gapicie? Jakbym chciała się zabić, to na pewno nie tu i na pewno cięłabym się głębiej.
- Jesteś dziwna - orzekła Parvati.
Draco wstał i naprawił zaklęciem lustro. Wiedział jedno - musi znaleźć Granger (która teraz na pewno jest nim) i spróbować jakoś to wszystko przywrócić do porządku.

*

Hermiona przeciągnęła się rozkosznie w mięciutkiej pościeli. Nie za bardzo miała ochotę opuszczać cieplutkie łóżeczko, ale cóż...natura wzywała. Trochę ją zirytowało, że akurat w tym momencie, ponieważ właśnie śniło jej się jak zajada się swoim ulubionym ciastem z orzechami. Przewróciła się na drugi bok mając nadzieje, że może uda jej się usnąć raz jeszcze, ale sygnały o pełnym pęcherzu docierały do jej mózgu coraz bardziej natarczywie. Zwlekła się więc niechętnie z łóżka i po omacku ruszyła do łazienki. Gdzieś na środku pokoju wpadła na coś i z łoskotem upadła na kamienną posadzkę.
- Cholera...ciszej. Ludzie chcą spać - dobiegł ją męski głos dochodzący z łóżka po prawej stronie.
- Sorry...- przeprosiła Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podnosząc się z podłogi. Następnie ruszyła powoli obijając się o różne meble do łazienki. Skręciła, jak zawsze w prawo, i nacisnęła na klamkę...której nie było. Jej dłoń ześlizgnęła się po płaskiej, gładkiej powierzchni.
Co jest? - pomyślała przecierając zaspane oczęta i patrząc przed siebie.
Zamarła.
Stała przed kamienną ścianą, której na pewno nie powinno tutaj być.
Co jest? - pomyślała raz jeszcze ze zgrozą.
Coś jej tutaj nie pasowało. Po pierwsze: w tym miejscu powinny znajdować się drzwi do toalety. Po drugie: w sypialni siódmego roku Gryfonek NA PEWNO nie było chłopaków. Przecież nie mogliby tutaj wejść nawet gdyby bardzo, ale to bardzo chcieli, ponieważ istniała ta blokada. Skąd więc wziął się ów męski głos, który ją skarcił, gdy się przewróciła?
Nagle do głowy przyszedł jej głupi pomysł, że jest w dormitorium męskim.
Nieee... -uśmiechnęła się do siebie na te myśl - Na pewno nie.
Odwróciła się od ściany by poszukać wzrokiem drzwi do toalety...
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - wrzasnęła przerażona.
Ewidentnie znajdowała się w męskim dormitorium, a na dodatek dormitorium Ślizgonów o czym świadczyła zielono - srebrna tonacja w jakiej utrzymany był wystrój pomieszczenia.
Jej wrzask obudził śpiących mężczyzn.
- Na Merlina, Malfoy, weź się przymknij - odezwał się Zabini ukazując przy okazji swoje migdałki.
-M... Malfoy? - zająknęła się Hermiona wpatrując się w przystojniaka zdezorientowana.
Po jaką cholerę ten kretyn nazywa mnie ‘Malfoy`? - zastanowiła się podczas gdy Zabini, Crabbe i Goyle wymienili zdziwione spojrzenia.
- Dobrze się czujesz, Draco? - spytał Zabini przyglądając się Hermionie z szerokim uśmiechem.
- Draco? - warknęła wściekle Gryfonka. - Słuchaj ty kretynie, czy ja ci ...- urwała bo nagle zdała sobie sprawę, że jej głos nie brzmi tak jak powinien. Był grubszy, niższy i... bardziej męski. Poza tym dotarło do niej, że patrzy na Zabiniego z większej wysokości niż zazwyczaj.
- Eeee...- bąknęła - Sorry, Blaise...Coś mi się pomieszało. Wiesz...Dumbledore i ta jego herbatka - wyjaśniła szybko.
- Brałeś coś od Dropsa? - spytał zdziwiony Crabbe.
- Powiedzmy - ucięła Hermiona. - Sorry, musze do klopa - przeprosiła i ruszyła ku pierwszym drzwiom po lewej stronie.
- Ekhm, Draco...- zaczął niepewnie Zabini.
- Co? - zapytała ze złością kładąc rękę na klamce w kształcie węża. Czuła się troszeczkę niepewnie w towarzystwie trzech Ślizgonów.
- Tam jest szafa - wyjaśnił chłopak z nutą rozbawienia w głosie.
- Uhmm...- Hermiona poczuła jak na jej policzki wstępuje ceglasty rumieniec - Przecież wiem - odrzekła szybko podchodząc do drugich drzwi, które na szczęście okazały się drzwiami do łazienki.
- Czy on coś ćpał? - usłyszała pytanie Crabbe`a...
- Drops musiał mu coś dosypać - ...i odpowiedź Zabiniego nim zamknęła drzwi. Oparła się o nie.

Ja chyba śnie. Tak, to na sto procent jest sen. Tylko, do cholery, dlaczego on jest taki PRAWDZIWY?! - myślała gorączkowo lustrując łazienkę. Było to przestronne pomieszczenie u trzymane w srebrno - zielonej tonacji ( zielone kafelki, srebrne ręczniki), w którym znajdowały się : dużych rozmiarów kabina prysznicowa, umywalka z lustrem przyozdobionym srebrnymi ornamentami, dwa sedesy.
Ładna - przemknęło jej przez myśl. Cholera, Hermi, o czym ty myślisz. Weź się uszczypnij, bo to nie dzieje się naprawdę.[/i] Skarciła siebie w duchu.
Odetchnąwszy parę razy i policzywszy do dziesięciu(oczywiście to wszystko w ramach uspokojenia zszarpanych nerwów) podeszła nieśpiesznie do lustra. Spojrzała w nie i ..
- O cholera! - wrzasnęła odskoczywszy od niego jak oparzona.
- Draco, okej? - dobiegł ją przytłumiony przez drzwi głos Zabiniego.
- Odwal się, Zabini - wyrwało jej się - To znaczy jasne, że tak - poprawiła się szybko podchodząc wolno do lustra z miną jakby w łazience położono odbezpieczony granat.
- Jezus Maria... - jęknęła stając w końcu przed nim. Ujrzała bladą twarz o szarych oczach, które teraz wpatrywały się w nią z mieszaniną przerażenia i niedowierzania.
-To koszmar... Zaraz się obudzę. To na pewno koszmar - zaczęła mówić do siebie uspokojenia opierając ręce na umywalce i wbiła wzrok w białą, emaliową powierzchnię.
-Wdech i wydech...i jeszcze raz...Wdech i wydech... - powtarzała, a w miarę jak to mówiła czuła, że się uspokajała - Okey... jestem spokojna... jestem spokojna - trochę dziwnie brzmiały te słowa wypowiadane zimnym głosem Malfoya - A teraz spojrzysz w lustro, Hermi, i zobaczysz, że ci się to przyśniło... - instruowała siebie drżącym głosem. Powoli podniosła wzrok znad umywalki i spojrzała w lustro.
- Cholera...- wymknęło jej się ponownie. Nadal wpatrywała siew twarz należącą do Malfoya, a tym samym jej własną twarz. Normalnie nie przeklinała. Najwyżej od czasu do czasu, ale w sytuacjach, które ją stresowały, a ta się do nich niezaprzeczalnie zaliczała.
Stała tak z pięć minut wpatrując się w tą bladą, odpychającą twarz, należącą do faceta, którego tak nienawidziła.

Przecież nie mogę być Malfoyem. To nie możliwe... - pomyślała trzeźwo ogarniając blond czuprynę, która zaczęła wchodzić jej do oczu. Nawiasem mówiąc blond kukła miała całkiem niezłe ciałko: złotobrązowa opalenizna i lekko umięśniona klata, zapewne od gry w Quiddicha.
Boże, Herm, o czym ty myślisz.! SKUP SIĘ, DO JASNEJ ANIELKI!!! krzyczała w duchu ile sił.
W końcu należałoby w końcu dowiedzieć się prawdy.
Jeśli zaboli to znaczy, że to rzeczywistość. Jak nie to się obudzę- pomyślała, podnosząc prawą rękę i układając ją w zaciśniętą pięść. W głębi duszy miała jednak nadzieję, że się obudzi z tego okropnego snu...Snu? Chyba horroru! No bo czy to nie straszne znaleźć się w ciele swego wroga?
Przymknęła oczy.
- A oto chwila prawdy - stwierdziła posępnie i z całej siły walnęła siebie w twarz. Uderzenie było tak silne, że upadła na posadzkę skamląc z bólu.
Jedno musiała przyznać Ślizgonom - mieli bardzo akustyczna łazienkę. Dlaczego? Ano z prostego powodu: zaraz po jej upadku do toalety wpadli jej „ koledzy” i stanęli jak rażeni piorunem widząc Hermionę...to znaczy „Malfoya” na posadzce trzymającego się za policzek, na którym z minuty na minutę ciemniał bardzo duży siniak.
- Nie wiem czego Drops dolał do tej herbaty, Malfoy, ale musiało ci to pomieszać we łbie - stwierdził Blaise pomagając Hermionie wstać. Crabbe i Goyle obserwowali z przerażaniem całą tą scenę.

Hermiona zignorowała go i wróciła do dormitorium. Usiadła na łóżku należącym do Malfoya, zaciągnęła zielone zasłony i zagrzebała się na powrót w zimnej teraz pościeli.
Usłyszała jak Zabini i dwaj „ochroniarze” Dracona wchodzą do pokoju rozmawiając o czymś półgłosem, ale jakoś jej to nie interesowało.
Jedno wiedziała na pewno: To wcale nie był sen. To wszystko działo się naprawdę i wcale jej się to nie podobało. Przez moment zastanawiała się jaka może być tego przyczyna, jednak przed oczami ciągle miała twarz tego lalusiowatego arystokraty w związku z czym trudno jej było racjonalnie myśleć.
Skoro ja jestem w jego ciele...to on musi być w moim - wpadło jej do głowy. Zerwała się więc z łóżka rozsuwając kotary, aż pozrywały się z żabek i opadły na podłogę wzbijając kłęby kurzu. Hermiona nie za bardzo się tym przejęła. Zaczęła się szybko ubierać. a w głowie miała tylko jedną myśl: znaleźć Malfoya i odkręcić tę chorą sytuację.

Ten post był edytowany przez sonka: 07.12.2004 14:38


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
2 Strony < 1 2 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi(25 - 35)
sonka
post 30.03.2006 19:18
Post #26 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Witam? *rozgląda się niepewnie*

No nic, wklejam rozdział siódmy z nadzieją, że mi Wybaczycie. To wina tylko i wyłącznie mojego lenia.

Kit- nie musisz wklejaćsmile.gif

Buziaki dla reszty i miłego czytania:)

Sonka



---
Korekta: Toroj

Rozdział VII
Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus



Najpospolitszy nawet człowiek, nim się spostrzeże, że jest żółwiem, ma chwile, w których zdaje mu się, że jest orlęciem
Henryk Sienkiewicz


Świat jest pełen oziębłości, ponieważ ludzie nie mają odwagi być tak serdeczni, jakimi są naprawdę.
Albert Schweitzer


Każdy człowiek ma jakieś dobre strony. Trzeba tylko przekartkować złe
Ernst Junger



Hermiona wyszła po cichu na korytarz i wyjęła z kieszeni spodni prowizoryczną mapę, narysowaną w pociągu przez Dracona. Rozejrzała się, czy nikogo nie ma i rozłożyła kartkę.
- Okey... To w lewo, prawo, a potem schodami na samą górę - mamrotała do siebie, studiując plan budynku.
- Co panicz robi? - niemal podskoczyła, słysząc piskliwy głosik dobiegający gdzieś z wysokości jej pasa. Spojrzała w dół. Stał przed nią jeden ze skrzatów domowych.
Już chciała mu odpowiedzieć, gdy przypomniała sobie, że Draco NA PEWNO by tak nie zrobił.
- Nie interesuj się, ty głupia kreaturo - warknęła i wzięła zamach. Skrzat uciekł z piskiem, a dziewczyna patrzyła za nim smutno. W tym momencie poczuła się jakby zdradziła W.E.S.Z i zrobiło jej się smutno.
Boże - jęknęła w duchu, kierując się do sowiarni zgodnie z mapą. – Nienawidzę być Malfoyem.

W sowiarni było kilka ptaków. Wybrała dużą szarą sowę. List, który napisała, przytroczyła ptakowi do nóżki i oznajmiła:
- Zaniesiesz to Hermionie Granger, znajdziesz ją?
Ptaszysko kłapnęło dziobem, więc „Draco" uznał, że jest to odpowiedź twierdząca.
- Dobra, jesteś fantastyczna, szerokiej drogi. - Dziewczyna otworzyła okno i wypuściła posłańca na wolność. Następnie opuściła sowiarnię i wróciła do swojego pokoju...To znaczy do pokoju Dracona.

**

Stuk, Stuk, Stuk...
Coś nieprzerwanie stukało w głowie „Hermiony Granger". „Dziewczyna " powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się na łóżku.
Nie ma to jak drzemka - pomyślał Draco, siadając.
Stuk, Stuk, Stuk...
Zmarszczył nos i rozejrzał się za źródłem denerwującego dźwięku. W pierwszej chwili pomyślał, że to pan Granger postanowił wbić gwóźdź w ścianę holu, by powiesić jeszcze jedną ramkę ze zdjęciem jedynaczki, jednak szybko porzucił ten pomysł. Gdyby tak było, to skończyłby to już po minucie, podczas gdy dźwięk trwał nadal. Wstał więc z łóżka i zaczął przyglądać się wszystkim kątom pokoju, zupełnie jakby się spodziewał ujrzeć tam małego skrzata walącego głową o ścianę.
Stuk, Stuk, Stuk - dźwięk dobiegał zza jego pleców.
- SOWA! – wykrzyknął, dziwiąc się sobie w duchu, że potrafił tak gwałtownie zareagować na zwykłą sowę. Szybko podbiegł do okna i otworzył je na oścież. Nie obchodziło go za bardzo, że był grudzień, a na dworze panowała temperatura poniżej zera. I wcale nie przejmował się tym, że pewnie się przeziębi.
Ptak wleciał do środka, zatoczył koło nad podłogą i wylądował na łóżku. Draco szybko podbiegł do sowy i odwiązał list od jej łapki, prawie ją uszkadzając. Rozwinął go i zachłannie przeczytał.

Malfoy!
Ty kretynie jeden! JAK MOGŁEŚ MI NIE POWIEDZIEĆ O SZERMIERCE?! Idioto do entej potęgi! Twój ojciec o mało nie posiekał mnie na kawałki...


- A twój o mało mi nie wywiercił dziury w szczęce - syknął Draco i ponownie wrócił do czytania.

...ale ocaliłam Twoje ciało więc nie masz się czym martwić. To znaczy na razie nie masz, bo nie wiem, jak będzie jutro. Zresztą nieważne. Czytaj uważnie, bo zapomniałam ci o czymś powiedzieć.
Moi rodzicie są dentystami i będą chcieli (o ile już tego nie zrobili) zrobić ci przegląd zębów. Może to być dla ciebie bardzo nieprzyjemne...


- No, co ty nie powiesz! - prychnął Draco. Nieprzyjemne to było mało powiedziane. Dla niego to było najstraszniejsze przeżycie w całym jego siedemnastoletnim życiu. Nawet moment, kiedy stwierdził, że tkwi w nieswoim ciele, przegrał w wyścigu o to stanowisko.

... nieprzyjemne. Mam tylko nadzieję, że tato nie zrobi Ci borowania ...

- Tiaaa... - mruknął chłopak zjadliwym tonem.

W razie czego nie panikuj...

- A czy ja spanikowałem? No, chyba miałem prawo się bać, co nie? - warknął ze złością.

Postaraj się zachować spokój.

- Dobre sobie - prychnął głośno i rzucił list w kąt. Patrzył przez chwilę szarą sowę i westchnął przeciągle, po czym znalazł czysty kawałek pergaminu i odpisał.

Miałem już borowanie, a nawet znieczu-coś-tam. Zdrętwiałem od tego i myślałem, że mnie sparaliżowało, a Ty od szermierki nie umrzesz, Granger! Pamiętaj, że najlepszą formą obrony jest atak i nie panikuj - noga do przodu, pewne ruchy, w końcu stary Cię nie zabije. Lepiej mi napisz dlaczego boli mnie brzuch i to coraz bardziej, i wyjaśnij mi co to takiego... No, to co stoi w Twoim pokoju?!; składa się z kilku części i ma jakieś guziki na płaskiej desce, na których są literki i cyferki. Telewizor to wiem, co to i wieża stereo też, ale to coś... Lepiej mi napisz!
Aha, Casper śpi ze mną i budzi mnie rano - wtedy tylko drzwi mu otwieram, a on sobie radzi. Uwielbia czułości.
To cześć!

PS: Granger jak masz jakieś pytania to wal, a jak będziesz chciała się onanizować, też Ci pozwalam... powiedz mi tylko jak dziewczyny to robią, bo mam ochotę...


Ha, ha, ha - widzę już ten pruderyjny rumieniec – zachichotał w duchu.

ŻARTOWAŁEM – dopisał jeszcze pod spodem.

Napisawszy list, przywiązał pergamin do nogi ptaka, a następnie otworzył okno.
- No, stara, zasuwaj do Snake Palace – powiedział, wypuszczając sowę na wolność. Przez chwilę obserwował jej lot, po czym po silnym podmuchu wiatru zamknął okno.
Ciekawe jak Granger zareaguje na liścik? – pomyślał, uśmiechając się z samozadowoleniem.
- Hermiona! - dobiegło go wołanie z dołu.
- Już idę - zawołał i pobiegł do „swojej mamy”.

**

Hermiona Granger przeczytała list od Dracona i prychnęła z dezaprobatą.
- Cały Malfoy! – oznajmiła Casperowi, którego już przyprowadziła z dworu. Na kolację nie poszła. Wymówiła się brakiem apetytu i złym samopoczuciem, i musiała zaciskać zęby z frustracji, gdy Lucjusz komentował jej zachowanie, jako „niegodne dziedzica tak szlachetnego rodu; ale może z wiekiem Draco zmądrzeje i zacznie się zachowywać jak mężczyzna”.
Niedługo zacznę współczuć temu blond wypłoszowi! – pomyślała z gorzką ironią.
Nagle zrozumiała, że współtowarzysz jej niedoli jest w zdecydowanie lepszej sytuacji, mimo że znalazł się wśród znienawidzonych przez siebie mugoli (teraz już wiedziała, skąd mu się ta silna antypatia wzięła) i tego, że zbliżał mu się okres, o którym zapewne miał nikłe (jeśli w ogóle jakiekolwiek) pojęcie.
OKRES! – krzyknęła w myślach (omal nie na głos) i szybko zabrała się za pisanie kolejnego listu.

Malfoy, jak zwykle powaliłeś mnie na kolana swoim zabójczym poczuciem humoru i zanim zabrałam się za odpisanie, musiałam się porządnie wyśmiać. Ha, ha, ha, to było po prostu świetne... Nie mogę wyjść z podziwu nad Twoim infantylizmem. Następnym razem puknij się w czoło i trzy razy zastanów nad tym, co chcesz napisać!
A teraz do rzeczy:
Primo: TO, co stoi u mnie w pokoju to komputer. Takie mugolskie techniczne urządzenie, dzięki któremu można robić wiele rzeczy, między innymi porozumiewać się z innymi ludźmi na całym świecie, jeżeli taki komputer jest podłączony do sieci, czyli Internetu. Lepiej go nie dotykaj; rodzice nie będą zdziwieni, bo korzystam z niego tylko podczas wakacji letnich – teraz nie mam czasu, bo odrabiam prace domowe, zadane na okres Bożego Narodzenia.
Secundo: Boli cię brzuch bo dostaniesz miesiączkę (inaczej okres, lub krwawienie comiesięczne). Mam nadzieję, że wiesz co to jest i sobie poradzisz. Podpaski są (na szczęście!) w ostatniej szufladzie biurka – dolnej. Z przykrością muszę uprzedzić, że należę do tych dziewcząt, które mają bardzo bolesne miesiączki.


Heh, teraz zobaczysz jak to mi „dobrze”, ze względu nie tylko na moje pochodzenie, ale i na to, że jestem kobietą – pomyślała mściwie, pisząc to zdanie. – Zobaczysz, o ile my, dziewczyny, mamy lepiej na tym świecie od facetów! – uśmiechnęła się sama do siebie i kontynuowała pisanie.

Proszki przeciwbólowe o nazwie „Nurofen Forte” są w barku i radzę brać jedną tabletkę co cztery godziny, inaczej zdechniesz z bólu (niewiele pomagają, ale lepszy goblin-fałszerz za kratkami, niż czarodziej-psychopata na wolności).

Sama nie wiedziała, po co tak się martwi czekającym go fizycznym cierpieniem, obawiała się jednak, że Malfoy może z bólu nawet zemdleć. Z facetami nic nigdy nie wiadomo.

Dobra, będę kończyć, bo się trochę rozpisałam i dzięki za informacje o Casprze. Zdążyłam już go polubić. Pisz, jak czegoś będziesz chciał się dowiedzieć.

Zawahała się przez chwilę, a potem z przekornym uśmiechem dopisała:

PS: Dziewczęta używają czasami czegoś takiego jak wibrator (niektóre, a mnie na razie na niego nie stać), albo robią to palcami. Miłego samozaspokajania się, zboczony Ślizgonie -Arystokrato.

Nie myśl, że nie mam poczucia humoru, Malfoy... – pomyślała i „uzbroiła” w listowną odpowiedź szarą sowę.
- To ostatni kurs w tamtą stronę na dziś – powiedziała łagodnie, widząc niezadowolenie ptasiego posłańca. – Jak wrócisz dam ci jeść i pić. Spisz się ładnie.

**

Draco leżał już wygodnie umoszczony w łóżku. Umył się (co było bardzo ciekawym doświadczeniem) i ubrał w jakąś satynową koszulkę (to chyba było jeszcze ciekawsze). Normalnie sypiał w bokserkach, ale przecież w tej chwili nie był sobą – dosłownie. Wiercił się, bo bolał go brzuch, a poza tym czekał na odpowiedź Granger. Skrzywił się przy kolejnym bolesnym skurczu.
Jeżeli jest na coś chora i mi nie powiedziała, to chyba ją zabiję... Oczywiście gdy odzyskam swoje ciało! – pomyślał z irytacją i pomasował brzuch.
Pomogło, ale tylko na chwilę.
- Grrr – zazgrzytał zębami. W tym momencie w pokoju rozległo się ciche stukanie.
- No, w końcu! – mruknął z irytacją, wstając z łóżka. Podbiegł do okna, krzywiąc się przy tym z bólu wywołanego skurczami i otworzył je na oścież, pozwalając, by sowa wleciała do środka. Ptak krążył przez chwilę po pokoju, by w końcu wylądować na łóżku. Draco zamknął okno i podszedł do sowy. Odwiązał zwitek pergaminu od jej nóżki i niecierpliwe rozwinął.
Jego wzrok przesuwał się po linijkach schludnego pisma i miarę jak czytał rzedła mu mina. Komputer jawił mu się jako coś obcego i naprawdę nie zamierzał go dotykać, ale wyjaśnienia dotyczące bólu brzucha nie przyniosły mu ukojenia.
Teraz znalazł się w naprawdę paskudnym położeniu i przestało go to bawić. Spojrzał raz jeszcze na list panny Granger.
- Normalnie cudownie – powiedział ze złością, gniotąc pergamin w dłoni. – Tego tylko potrzebowałem do pełni szczęścia – mruczał pod nosem, celując w stronę kosza. Sowa, która stroszyła sobie piórka na jego łóżku, poderwała głowę i spojrzała na niego wielkimi, bursztynowymi oczami.
- Gdzie?! – warknął w jej stronę, gdy zaczęła zbierać się do odlotu. – Muszę skończyć czytać i odpowiedzieć!
Rozprostował pogniecioną kartkę i kontynuował lekturę. Gdy doszedł do post scriptum nawet się uśmiechnął, co nie zmieniało faktu, że nadal czuł się okropnie. Swoją odpowiedź postanowił napisać na odwrocie pergaminu.

Fajnie, dzięki Granger, że mnie zdołowałaś! Nie masz kiedy dostawiać okresu tylko w Wigilię!? Jeżeli teraz mnie boli, co będzie jak już dostanę? Cholera! Mniejsza, ty musisz znosić o co miesiąc, rzeczywiście nieciekawe. A jak już jesteśmy przy takich tematach, to nie zdziw się jak Ci mój stary zaproponuje wypad na panienki do jakiegoś dobrego mugolskiego klubu. Mugolkami jakoś się nie brzydzi...
To baw się dobrze i nie zaniedbuj Caspra. Tak a propos – twój pomarańczowy potworek raczej mnie unika, więc nie wiem jak się nim opiekować. Wydaje się sam sobie świetnie radzić i lubi chyba być na dworze. To by było na tyle. Na razie.
PS: Do Twojej wiadomości: wiem co to jest wibrator (czasem się podsłuch..e rozmowy dziewcząt, jak człowiek się nudzi) i nie miałem pojęcia, że jesteś taka wyuzdana. Jak chcesz to ci taki zafunduje, pod warunkiem, że dasz mi popatrzeć.


Przez chwilę się zastanawiał, a potem domalował uśmiechniętą buźkę z wywalonym językiem.
Troszeczkę mu to poprawiło humor, ale gdy tylko sowa wyleciała przez okno, usiadł z pochmurną miną na łóżku.
- Cholerny okres – wymamrotał z irytacją.
Przez chwilę wpatrywał się w „swoje” kolana by w końcu westchnąć ciężko i położyć się spać.
Okresu jej się zachciało – pomyślał, wpatrując się w sufit.

**

Hermiona chodziła po sypialni Malfoya w tę i z powrotem, co chwilę zerkając w stronę okna. Casper ziewnął głośno i zamknął oczy. Widać obserwowanie podenerwowanego pana trochę go znudziło i postanowił uciąć sobie drzemkę. Jednak nie dane było mu się cieszyć snem zbyt długo, gdyż w komnacie rozległo się głośne stukanie.
Retriver zaskomlał z irytacją i przewrócił się na drugi bok, a Hermiona otworzyła sówce okno. Szybko odwiązała wiadomość i już miała czytać, ale usłyszała pełne wyrzutu pohukiwania.
- Już, już – powiedziała i podstawiła pod dziób ptaka miseczki z wodą i ziarnem, które przygotowała po odlocie sowy. Otrzymała za to pieszczotliwe szczypnięcie dziobem w palec.
Potem usiadła na łóżku i zabrała się za czytanie odpowiedzi Malfoya.
Cały on – pomyślała – Jakby to ode mnie zależało, kiedy mi miesiączka wypadnie.
Prychnęła z irytacją i jej wzrok padł na zdanie dotyczące mugolskiego klubu.
Przez chwilę zdawało jej się, że źle przeczytała. Podniosła wzrok, po czym raz jeszcze spojrzała na owo zdanie.
- Nie... No... On chyba żartuje... Kto by przypuszczał... Nie, na pewno żartuje... – mówiła do siebie, czytając raz po raz o upodobaniach pana Malfoya. W końcu doszła do wniosku, że Malfoy Junior sobie z niej zadrwił i powróciła do dalszego czytania listu.
- Ha! – wykrzyknęła i uśmiechnęła się z zadowoleniem, że ma tak inteligentnego kota. Przynajmniej nie będzie musiała się martwić, że Ślizgon w jakiś sposób go skrzywdzi. Jej brwi uniosły się wysoko do góry, gdy przeczytała o zachciance chłopaka.
- Pogratulować elokwencji i poczucia humoru – stwierdziła zdegustowana i złożyła list.
Miała ochotę odpisać Draconowi... już nawet brała pergamin i pióro, jednak jej wzrok padł na zmęczonego ptaka i stwierdziła, że da sobie spokój. Ostatecznie powiadomiła Malfoya co i jak. Westchnęła i po cichu odniosła sówkę na jej miejsce. Bezszelestnie wróciła do pokoju, zamknęła drzwi i położyła się do łóżka. Miała na sobie czarne bokserki w zielone smoczki, które jej się bardzo spodobały i jasny podkoszulek, którego ciężko było się doszukać wśród raczej ciemnych ubrań Ślizgona. Ziewnęła, przyłożyła głowę do poduszki i po minucie już smacznie spała.

**

Draco obudził się o szóstej nad ranem wykrzywiając twarz z nieludzkiego – w jego mniemaniu – bólu. Nie miał pojęcia, że mordęga dopiero się zaczyna. Czuł przy tym silne parcie na pęcherz, więc udał się do łazienki. To było wybitnie głupie wrażenie – siadać na sedesie przy siusianiu.
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję – wymamrotał i skrzywił się pod wpływem kolejnego skurczu.
- O rany, krew... – wyszeptał i lekko pobladł. Na koszulce widniały czerwone plamy. – No tak, mam okres – dodał po chwili już spokojniej.

Kilka minut później kasztanowowłosa nastolatka z piegami na nosie siedziała na łóżku z podpaską w ręce i oglądała ją ze wszystkich stron.
Jak tego użyć? – głowił się Draco. – Dobra, najpierw środek przeciwbólowy – postanowił przy kolejnym, nieco silniejszym skurczu i zażył, poleconą przez Hermionę, pigułkę.
Podpaska nadal jednak leżała i czekała na rozwiązanie skomplikowanej instrukcji obsługi.
„Dziewczę” westchnęło i ponownie jęło oglądać „urządzenie”.
W końcu Draco zauważył, że są na niej paski papieru, pod którymi jest warstwa kleju i oświeciło go, że tą stroną trzeba przylepić popaskę do majtek.
- Jestem genialny – stwierdził z wrodzoną skromnością, gdy już uporał się z przytwierdzeniem podpaski do materiału i z założeniem fig na pupę.
- Niewygodnie... – oznajmił ścianie naprzeciwko łóżka. Oczywiście, wygodnie być nie mogło, skoro zignorował skrzydełka i nie przykleił ich od drugiej strony. Teraz go uwierały w pachwiny. Poprawił podpaskę jak tylko mógł i zwinął się w kłębek pod kołdrą.
Fuj – pomyślał o zaplamionym prześcieradle pod sobą. – Jak im się udaje zachować higienę...?
Próbował zasnąć i nie mógł, bo ból nasilał się z minuty na minutę.
Ciekawe jakby mnie bolało, gdyby nie to coś, co połknąłem... – pomyślał z rozpaczą. Mimo woli poczuł szacunek do rodzaju żeńskiego.
Po dwóch godzinach (niech Granger wsadzi sobie gdzieś te „cztery godziny”) wziął kolejny proszek i przewracał się w łóżku do dziewiątej, niemal wyjąc z bólu. Później zasnął wyczerpany, ale co parę minut budził go bardzo silny skurcz, a o dziesiątej przyszła Hermionę obudzić jej mama.

**

Draco siedział przy stole i z miną męczennika obserwował jak pani Granger kroi migdały.
No może niezupełnie obserwował, gdyż myślami był bardzo daleko stąd. A mianowicie przy apteczce matki, w której zawsze można było znaleźć Eliksir Przeciwbólowy. W jego mniemaniu te „cholerne, szlamowate” tabletki zupełnie nie pomagały. Mimo tego, że wziął już trzecią pastylkę z rzędu, ból nie mijał. Owszem, zelżał, ale nie minął całkowicie, jak działo się to w przypadku zażycia Eliksiru Przeciwbólowego.
Westchnął ciężko łapiąc się za brzuch, gdyż poczuł kolejny skurcz.
- Coś się stało, skarbie? – dobiegł go głos „jego” mamy.
- Nic – warknął masując sobie podbrzusze.
Jeszcze sekunda a nie wyrobię - pomyślał ze złością. Pani Granger spojrzała zdziwiona na córkę spod wysoko uniesionych brwi.
- Hermiono? – spytała powoli – Dobrze się czujesz?
O drogi Merlinie! Ratuj bo mnie za chwilę szlag trafi na miejscu - pomyślał poirytowany Draco podnosząc oczy ku niebu.
- Wspaniale, mamo, po prostu wspaniale – odrzekł, z trudem siląc się na spokój.
- Kochanie, zachowuj się – zganiła ja matka wracając do krojenia migdałów. Draco rozdziawił usta z niedowierzania. On tu umiera z bólu, a ta kobieta prawi mu o manierach.
Jaki ten świat jest niesprawiedliwy – pomyślał, krzywiąc się z bólu.

**

Jeśli Hermiona myślała, że następnego dnia śniadanie będzie przebiegać w miarę spokojnej atmosferze, to była w ogromnym błędzie. Lucjusz Malfoy nadal wspominał o wczorajszym haniebnym, jego zdaniem, zachowaniu syna i zarządził, ku rozpaczy Hermiony, następną lekcję szermierki tuż po obiedzie.
- I mam nadzieję, że w końcu zaczniesz się zachowywać jak przystało na Malfoya – dodał jej tymczasowy ojciec ze złością.
- Tak, ojcze – odpowiedziała dziewczyna, czując jak grunt usuwa się jej spod stóp. Co prawda, jej „kolega” ze Slytherinu powiadomił ją, jak ma się poruszać przy walce, ale to ją wcale nie podnosiło na duchu.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia – rzekł Lucjusz Malfoy i zniknął za najnowszym numerem Proroka Codziennego.
Ja się chyba zabiję – pomyślała, smarując chleb razowy masłem. W pewnym momencie przestała, gdyż poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosła wzrok: to Narcyza Malfoy przyglądała się jej zaskoczona.
- Coś się stało? – spytał zaniepokojony „Draco”. Spojrzenie kobiety zasugerowało Hermionie, że chyba popełniła jakąś gafę.
- Nic, synu... tylko zastanawiałam się od kiedy smarujesz chleb masłem. Czyżbyś zrezygnował z diety, zaleconej przez twojego trenera? – spytała zimno kobieta.
Hermiona spojrzała na kromkę chleba w swej dłoni, potem na nóż, a w końcu na maselniczkę i zaklęła w duchu. Odłożyła chleb na talerz i sięgnęła po następną kromkę, przyrzekając sobie w duchu, że gdy tylko odzyska swoje własne ciało, to Malfoy ją popamięta.
- Narcyzo, nie sadzę aby to miało jakieś znaczenie – odezwał się zza gazety jej małżonek.
- Ależ Lucjuszu! – oburzyła się blondynka. „Draco” utkwił wzrok w okładce Proroka, za którą skrywał się Malfoy senior. Hermionę zastanawiało, jak zareaguje ten zimny arystokrata. Tymczasem Lucjusz Malfoy odłożył gazetę i spojrzał na swoją małżonkę z irytacją
- Czy ty nie masz się czym zajmować? – spytał znudzonym tonem.
- Dieta Dracona jest bardzo istotna! – zaperzyła się Narcyza i zmarszczyła nos, jakby w powietrzu unosił się wyjątkowo przykry zapach.
- To jest najmniej istotna rzecz, Narcyzo – wycedził Lucjusz. – Jakoś nie widzę, żeby nasz syn obrastał tłuszczem! – Mężczyzna przerzucił kolejną stronę Proroka z takim impetem, że omal nie rozdarł gazety.
- Panuj nad sobą, Lucjuszu – oznajmiła jego małżonka arktycznym tonem i skrzywiła się jeszcze mocniej.
Malfoy Senior z trzaskiem rzucił magiczny dziennik na stół i spojrzał lodowatym wzrokiem na swą żonę.
Urocze – pomyślała ze zgrozą Hermiona. Naprawdę zaczynała współczuć Draconowi takiej rodzinki.
Ale on jest taki sam i dobrze mu tak! – dodała od razu w duchu. Jej buntownicza natura jak dotąd zwyciężała, zwłaszcza, że Malfoy był osobą, której nie cierpiała aż do bólu. Cóż, sam doprowadził do tego swoim zachowaniem.
- Ależ ja doskonale panuje nad sobą – wycedził przez zęby arystokrata.
Właśnie widzę – pomyślała z przekąsem Hermiona. – Malfoy ma wesoło w domu, nie ma co... Nie dziwię się że ma skłonności psychopatyczne.
Czarnowidztwo panny Granger, zapewne związane z atmosferą zbliżających się świąt, pogłębiło się jeszcze bardziej.
- Wychodzę, Narcyzo, bo nie zamierzam słuchać tych bzdur. Draco, za godzinę widzę cię w sali ćwiczebnej i mam nadzieję, że dziś nie zrobisz z siebie takiego pośmiewiska jak wczoraj – chłodny ton Lucjusza sprawił, że po plecach Hermiony przeszły ciarki przerażenia. Mężczyzna wstał i dystyngowanym krokiem wymaszerował z jadalni.
Może udam, że zachorowałam – pomyślała desperacko. – Że przejadłam się masłem...
„Draco” ugryzł ogromny kęs chleba i sięgnął po masło i nóż.
- Synu... – Narcyza skrzywiła się jak cierpiętnica i panna Granger odłożyła obydwie rzeczy na stół.
Chyba Malfoy junior będzie się musiał, po dzisiejszym popołudniu, rozejrzeć się za nowym męskim ciałem – depresja Hermiony powoli sięgała dna.

**

To była porażka...
Nie pojedynkowali się nawet piętnaście minut, a Hermionie na pewno nie pomagał fakt, iż była potwornie zdenerwowana.
Kiedy pokazowo wywaliła się na płask przed nogami Lucjusza Malfoya, ten cisnął ze złością floretem i z zimnym wyrazem twarzy oznajmił:
- Koniec na dziś, Draconie. Masz szczęście, że jutro są święta, inaczej rzuciłbym w ciebie jakąś nieprzyjemną klątwą, SYNU – ostatnie słowo wypluł z taką miną, jakby go ukąsiła jadowita żmija. – Lepiej szybko zejdź mi z oczu.
Hermiona po raz pierwszy, od nieszczęsnej zamiany, była bliska łez. Mężnie zagryzła wargi i bardzo szybko przebrała się w zwykłe szaty. Jej rodzice nigdy by tak nie potraktowali własnego dziecka. Najwidoczniej Ślizgon był ukochanym synem tylko w momencie spełniania oczekiwań ojca, a kiedy nie wywiązywał się z tego jak należy, Lucjusz traktował go z zimną i pełną rezerwy pogardą.
Chcę do mamy... – pomyślała z rozpaczą panna Granger.

**

„Hermiona” przez cały dzień kręciła się po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Za każdym razem, gdy brała książkę, ból związany ze skurczami przeszkadzał Draconowi w skupieniu się na treści. Doszło nawet do tego, że w przypływie wściekłości rzucił [/i]„Tysiącem Magicznych Ziół i Grzybów – dla zaawansowanych”[/i] przez cały pokój. Potem stwierdził, że jednak było to złe posuniecie, gdyż księga rozleciała się na kawałki i musiał ją sklejać mugolską taśmą.
Granger mnie zabije - pomyślał obracając w rękach naprawiony wolumin. – Tfuuuuu... O czym ja myślę? Ona mnie? Chyba ja ją - skarcił się niemal natychmiast w duchu. Następnie odłożył księgę na blat biurka, obok monitora i usiadł na łóżku.
Przy takim bólu na pewno niczego się nie nauczę - pomyślał ze złością. Niedawno zjadł obiad i połknął piąty proszek przeciwbólowy w tym dniu. Popatrzył na sklejony po mugolsku, czyli w całkowicie nieodpowiedni, dla czystej krwi czarodzieja - arystokraty, sposób. Biorąc pod uwagę jego umiejętności posługiwania się taśmą samoprzylepną, książka wyglądała żałośnie.
Nagle usłyszał pukanie w okno i spojrzał w tym kierunku. Zobaczył sowę z listem.
Granger - pomyślał. Otworzył sówce, pozwolił by wleciała do środka, a następnie odwiązał krótki, ale bardzo treściwy liścik.


Mam dosyć, zróbmy coś bo zwariuję. Twój ojciec to cholerny terrorysta. Omal mnie dziś nie zabił. Zaczynam Ci współczuć, Malfoy. Czuję, że to będą najgorsze święta w moim życiu i mam nadzieję, że Ty się chociaż dobrze bawisz. Możesz w końcu popatrzeć na świat "z innej perspektywy."

Już miał się wściec, ale zauważył podejrzane kleksy z atramentu. Najwidoczniej autorka płakała podczas pisania.
No, to pięknie - pomyślał z konsternacją, czytając raz jeszcze list od Granger. Widocznie jego kochany tatuś znowu dostał szału, bo Granger zrobiła nie to, co powinna jego zdaniem.
Jeśli tak dalej pójdzie to... - pomyślał Draco.
No właśnie: co? Był przyzwyczajony do takiego traktowania ze strony ojca, i choć w głębi serca troszeczkę go to bolało, uodpornił się. Granger natomiast wychowana w kochającej rodzinie nigdy nie doświadczyła czegoś takiego...
Westchnął i odpisał na drugiej stronie listu od Hermiony.

Słuchaj, Granger, nie pękaj. Weź się w garść. Wytrzymasz, jesteś silna... Pomyśl sobie, jak ja teraz cierpię. Mam bardzo niski próg wytrzymałości na ból – serio - i jeżeli coś mi doskwiera to zażywam silny eliksir przeciwbólowy, a teraz nie mam takiej możliwości. Wszystko będzie dobrze. Stary nie gniewa się długo.

Przez chwilę pomyślał i dopisał jeszcze post scriptum.

PS: Jak będziesz miała problemy, albo będzie Ci źle, to napisz.

Podrapał się za uchem i leciutko uśmiechnął.
Chyba zaczynam mięknąć... - pomyślał z niesmakiem i przywiązał liścik do nóżki sowy.
- Lecisz – powiedział do ptaka wypuszczając go przez okno. Chwilę później został sam w pokoju. Miał tylko nadzieje, że dziewczyna nie załamie się przed powrotem do Hogwartu, bo trudno będzie mu się wytłumaczyć ze „swego” zachowania, gdy wróci do domu w wakacje.
- No i pięknie... – westchnął raz jeszcze, kładąc się na łóżku.

**

Zbliżała się pora kolacji, gdy do pokoju Hermiony zajrzała pani Granger. Draco, który wydeptywał od paru godzin dróżkę w dywanie, spojrzał na nią zdziwiony. Już sam fakt, że kobieta uśmiechała się trochę jak obłąkana, powinien dać mu do myślenia, jednak nie dał (co później bardzo go wyprowadzało z równowagi).
- Herm, słoneczko, zejdź na dół – poprosiła „mama” i ze śpiewem na ustach zamknęła drzwi. „Słoneczko” westchnęło przeciągle i postanowiło wziąć szóstą tabletkę. Nie wiedziało przecież ile czasu będzie musiało spędzić na dole.
Akurat mam ochotę na jakieś wesołe rodzinne spotkania - pomyślał Malfoy junior. – Niech to stado gargulców skopie na miazgę - dodał jeszcze w duchu "ku pokrzepieniu własnego skołatanego serca."
- Jedna doba, a ja już mam dosyć - wycedził sam do siebie przez zaciśnięte z bólu zęby. - Stary goblin chędożył ten cały okres - syknął ze złością, zamykając za sobą drzwi pokoju Hermiony. Następnie powoli zszedł po schodach, jednak przystanął w połowie, gdy z dołu dobiegły go radosne okrzyki i śmiechy. Draco ostrożnie wychylił się przez balustradę, by „wybadać” sytuację.
Pośrodku holu stała niska kobieta, odziana w kostiumik porażającej barwy lilaróż. Jej głowę przyozdabiał beżowy kapelusz z ogromnym rondem.
Dlaczego mugole tak kochają różowy? - spytał w duchu z rozpaczą.
- Uh... – jęknął, gdy nadszedł następny skurcz. Najwyraźniej Grangrerowie usłyszeli ten jęk, gdyż podnieśli głowy.
- Hermiona, co ty tam robisz? Schodź na dół przywitać się z babcią – ponaglił go „ojciec” z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco zerknął na babcię... i musiał przymknąć oczy by nie zwariować od takiej kolorystyki.
Ja rozumiem, tapety w niebieskie różyczki... ale TAKI kolor pomadki? Tej kobiecie przydałby się porządny stylista! - stwierdził w duchu, podnosząc jedną powiekę. Wiedział kim są styliści. W końcu jego rodzice pochodzili z wyższych sfer, a matka często korzystała z ich usług.
Starsza pani popatrzyła na niego spod wytuszowanych rzęs, a jej jaskrawo różowe wargi rozciągnęły się w przesłodzonym uśmiechu.
Gdzie by się tu... - zaczął gorączkowo myśleć, rzucając tęskne spojrzenie na szczyt schodów.
- Hermuś! – zaświergotała staruszka, machając do niego zawzięcie.
- Z późno... – mruknął zrezygnowany, następnie wziął bardzo głęboki oddech i zszedł na dół.
- Mój słodki skarbeczek – zaświergotała ponownie babcia Hermiony i rozłożyła swoje pulchne ramiona. – Przywitaj się ze swoją babunią! – O ile to tylko możliwe, jej uśmiech stał się jeszcze bardziej słodki. Draco podniósł brwi i powoli podszedł do kobiety. Przez chwilę zapomniał nawet o bólu w podbrzuszu.
O słodki Merlinie... – jęknął w myślach, gdy babcia Hermiony uścisnęła go mocno, tak, że o mało go nie udusiła.
- Yhm.. udusisz mnie ty.... – próbował się uwolnić z silnego uścisku kobiety. Niestety bez skutku. W końcu, po jakiś dwóch minutach „babunia” wypuściła go ze swych objęć tak, że się zatoczył.
O żesz jasna... ale ma uścisk – pomyślał, rozcierając sobie żebra.
- Aleś ty urosła, kochanie! – radośnie oznajmiła starsza pani, mimo że Hermionie od zeszłego roku przybył jedynie cal wzrostu. Draco przewrócił oczami i starał się radośnie uśmiechnąć, ale wyszedł mu grymas niepewności na twarzy.
- Co się stało, Hermuś? – świergotnęła babcia. – Nie cieszysz się z mojego przyjazdu?
- Och, bardzo się cieszę – Malfoy postarał się poprawić swój uśmiech i tym razem osiągnął lepsze rezultaty. – Tylko trochę źle się czuję, babciu.
Dlaczego ona mnie traktuje jakbym był w ciele pięciolatki, a nie prawie dorosłej kobiety? Mugole są anormalni... – pomyślał z niesmakiem.

Chwilę później wszyscy poszli do saloniku, gdzie pani Granger podała gorącą herbatę. Draco poczuł się odrobinę lepiej, gdy wypił gorący, gorzki napój. Cieszył się, że Hermiona także zazwyczaj nie słodzi herbaty.
Babcia wymęczyła go nieco psychicznie, dopytując się o wszystko, co dzieje się w szkole. Okazało się, że jest wtajemniczona w zdolności swojej wnuczki, Draco dowiedział się także że jest to mama pana Granger, co postanowił zapamiętać sobie na przyszłość.
Omal nie oblał się herbatą, gdy starsza pani zaczęła wypytywać się „czy Hermuś ma swojego chłopca”. Później zastanawiał się, czy nie oznajmić, że kocha się w Draco Malfoyu, ale niestety nie ma u niego szans. Starsza kobieta wyglądała jednak na osobę odznaczającą się nad wyraz dobrą pamięcią i Granger mogłaby go zabić, gdyby się dowiedziała, co naopowiadał jej babci. Dlatego „Hermuś” dyplomatycznie stwierdziła, że owszem jest chłopak, który jej się podoba, ale na razie nie wie jeszcze co z tego wyjdzie.

Po godzinie zdarzył się cud, bo pani Granger oznajmiła:
- Herm, jesteś blada, chyba bardzo cię boli brzuch. Idź do siebie i w spokoju odpocznij...
- Dobrze, mamo – odrzekł Draco, który rzeczywiście odczuwał ogromny dyskomfort, a natarczywe, chociaż pełne życzliwości wypytywanie babci nie poprawiało mu samopoczucia.
- Tak mamo, nie czuję się najlepiej. Rzeczywiście pójdę do siebie... Przepraszam babciu – tym razem bardzo się starał, aby uśmiech był przepraszający, a nie uszczęśliwiony. Chyba się udało bo Gertruda (tak „kochana babcia” miała na imię) jedynie oddała wnuczce uprzejmy uśmiech i powiedziała:
- Tak Hermuś, odpocznij, jutro sobie porozmawiamy.
Niestety tak – pomyślał Draco i poszedł na górę. – Ta cholerna miesiączka ma czasami swoje plusy...


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 30.03.2006 19:33
Post #27 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



No cóż, lepiej późno niż wcale, prawda?
Znalazłam tylko to [chociaż wiele nie szukałam wink2.gif]:
QUOTE
Popatrzył na sklejony po mugolsku, czyli w całkowicie nieodpowiedni, dla czystej krwi czarodzieja - arystokraty, sposób.
Podejrzewam, że to nie sposób był sklejony po mugolsku wink2.gif


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Neffi
post 06.04.2006 10:56
Post #28 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 11.03.2006




oczywiście super biggrin.gif ciekawie napisane, w ogóle pomysł napisanie ff jest bardzi orginalny;)) pozdrawiam i czekam na nastepne dzieła smile.gif


--------------------
ignore wrong emotions.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WeEkEnD
post 06.04.2006 20:14
Post #29 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 29.03.2006
Skąd: Taka dziura nad jeziorem Czos ;P




Buehehehhee brawo biggrin.gif Pomysł świetny, treść podobnie... Czyta się tak przyjemnie, ze aż nie mam ochoty doszukiwać się błędów biggrin.gif


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 02.06.2006 14:08
Post #30 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Buuu cry.gif Tak długo nie ma nic nowego cry.gif To jest bardzo fajny fick i (przynajmniej ja) nie mogę się doczekać następnej części sad.gif


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 18.07.2006 19:00
Post #31 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Korekta: Toroj

Rozdział dedykowany Nim z okazji szesnastych urodzin
Sonka i Kit


Rozdział VIII:
Nie ma jak rodzinne Święta



To najlepszy czas w roku dla rodziny
To wspaniałe uczucie
Poczuć miłość w pokoju
Od podłogi aż po sufit
To jest ten czas w roku,
Gdy przychodzą Święta*
[ Merry Christmas, Happy Holidays; N` Sync]



Draco położył się na łóżku i przymknął oczy. Czuł się trochę dziwnie; był lekko nieprzytomny; tak jakby na lekkim rauszu. Cieszył się, że pani Granger zasugerowała mu, aby poszedł na górę. Po kilku chwilach poczuł, że tępe, bolesne pulsowanie w podbrzuszu znowu się nasila. Kolejny skurcz wywołał jęk i grymas cierpienia na jego twarzy.
Spróbował zasnąć, ale nie mógł. Kręcił się z boku na bok i z lekką grozą rozmyślał o świętach, które musi spędzić z tą cudaczną babcią Grangerówny. Westchnął cicho, wstał i poszedł po następną tabletkę przeciwbólową.
I tak przegiąłem z tymi mugolskimi prochami – pomyślał, patrząc na okrągłą pigułkę w swojej dłoni. Kolejny skurcz w dole brzucha spowodował, że syknął niemal ze złością.
Co tam, najwyżej się struję, ale trochę mniej będzie bolało...
Zamknął oczy i połknął następny Nurofen.
Powędrował z powrotem do łóżka. Tym razem udało mu się zdrzemnąć, ale miał dziwne, pełne niedorzecznych sytuacji sny i wiercił się niespokojnie przez sen.

Parę minut po dziewiątej wieczorem obudziło go charakterystyczne stukanie w szybę . Przetarł oczy i popatrzył w kierunku okna.
- Kolejna sowa – mruknął.
Wstając, delikatnie się zatoczył, ku swojemu zdziwieniu. Wpuścił posłańca do pokoju.
List był oczywiście od Granger i Draco westchnął teatralnie, gdy przeczytał kilka pierwszych linijek. Pisała, że dziękuje mu za troskę i uświadamiała go, co do postępowania wobec babci, która może (ale nie musi) przyjechać na święta.
Przyjechała, nie martw się – pomyślał ironicznie.

Babcia jest w gruncie rzeczy w porządku, ale traktuje mnie jak małą dziewczynkę. To może być irytujące.

- No co ty, Granger, naprawdę? – powiedział sam do siebie i prychnął demonstracyjnie.

Nie bądź jednak dla niej niemiły. Jak się do niej przyzwyczaisz, zobaczysz że jest sympatyczna. Musisz jej tylko DELIKATNIE sugerować, że nie jesteś już małym dzieckiem i zachowywać stosowny dystans, a wszystko będzie dobrze i może nawet ją polubisz. Bywa zabawna.

- Wiem, do cholery, co znaczy być delikatnym, Granger! – warknął głośno, dotknięty do żywego sugestywnym podkreśleniem słowa delikatnie, aż sowa nastroszyła z dezaprobatą piórka. Draco łypnął na nią spojrzeniem z serii: Coś ci się, mała, nie podoba? i wrócił do czytania.
Dalej Hermiona informowała go, że prezenty dla rodziców, o których mu wspominała w pociągu, ma zostawić tradycyjnie pod choinką. Pytała go też, jak jest z prezentami u nich w domu. Tak na wszelki wypadek. Nie chciała się zbłaźnić i znowu usłyszeć od Wielkiego Lucjusza jakichś miłych słów.
- Normalnie, Granger, normalnie – mruknął Draco sam do siebie i krzywo się uśmiechnął.
Tak, jego kochany ojczulek potrafił być przykry, a Granger nieźle przecież mu podpadła...Westchnął przeciągle i przeszedł do post scriptum.

PS: To raczej oczywiste, ale z wami - facetami, nigdy nic nie wiadomo, Malfoy, więc informuję Cię na wszelki wypadek, że podpaski zmienia się średnio co cztery godziny. I nie przesadzaj z prochami, bo się naćpasz.

Już jestem naćpany – pomyślał, w końcu właściwie kwalifikując ów dziwny stan otępienia. –[i] Ale to małe piwko.
Jeszcze raz przeczytał zdanie na temat podpasek.
- Żesz, cholera jasna – wyjęczał niemal płaczliwym głosem, gdy dotarło do niego, że chodzi od nocy w jednej i tej samej. – Żesz w pizdu – powtórzył bardziej żałośnie i usiadł z wrażenia na łóżku. – Na łyse jaja Merlina, DLACZEGO ja na to nie wpadłem?
Walnął się na odlew dłonią w czoło i stęknął.
- No i co się tak gapisz? – spytał ze złością sówkę, która przechyliła łebek i patrzyła na niego z zainteresowaniem. Ptak nastroszył się i cichutko zahukał.
- Wiem, że jestem głąbem – odpowiedział sowie już nieco łagodniej.
Westchnął i postanowił zmienić to „coś” (nie wiadomo dlaczego ogarniała go panika, na słowo „podpaska”), oraz odpisać Granger. Dokładnie w takiej kolejności.

**

W chwili, gdy przyszła odpowiedź Malfoya, Hermiona bawiła się z Casprem. Wpuściła sówkę do środka, odwiązała list od jej nóżki i, po uprzednim zaproponowaniu zmęczonemu ptakowi biszkopta i miseczki z wodą, usiadła obok Caspra i zaczęła czytać..

Granger,
Wiedz, że Twoja jakże kochana babunia raczyła się zjawić w tym roku na Święta u ciebie w domu...


- No to po mnie... – mruknęła pod nosem Hermiona. Labrador ziewnął głośno i złożył łeb na łapach. Dziewczyna wróciła do czytania.

Nie wiem jak ty wytrzymujesz tę komedię (i te kolory), ale chyba zacznę ci gratulować cierpliwości. Chociaż jakby się tak zastanowić...

Uniosła wysoko brwi. Nigdy nie zdarzyło się, by Malfoy junior czegokolwiek jej gratulował... a już na pewno, by gratulował jej cierpliwości.
- Twój pan jest dziwny – stwierdziła, zerkając na psa. Casper znów ziewnął w odpowiedzi.

Dla Twojej informacji: wiem co to znaczy „delikatnie sugerować”. Gdybyś nie zauważyła, nazywam się Malfoy.

- A patrz no, nie wiedziałam – zadrwiła Hermiona. Pisząc list do Ślizgona, wolała mu wspomnieć o delikatności, ponieważ znając jego zachowanie, dobrze wiedziała, że chłopak może się zachować nietaktownie. Było to wysoko prawdopodobne w sytuacji, w której obecnie się znalazł.

Jeśli chodzi o prezenty to chyba logiczne, że pod choinką, prawda? Na wszelki wypadek przypomnę ci, że prezenty są w moim kufrze. A jak ich tam nie ma to krzyknij na skrzata. Powinien w końcu wiedzieć, gdzie je wpakował.

- A skąd ja mam wiedzieć, jak u Malfoyów jest z prezentami? Czy ja tu mieszkam? – warknęła. Naprawdę nie chciała podpaść Lucjuszowi, bo wydawało jej się, że jak strzeli jeszcze jedną taką gafę, to albo arystokrata się załamie albo ją poćwiartuje.
Raz jeszcze przeczytała ostatnie zdanie. Przy sformułowaniu krzyknąć na skrzata prychnęła z pogardą.
Jak go tak zastraszyłeś to na pewno wie - pomyślała i zgniotła list w dłoni. Już miała go wrzucić do kominka, gdy przypomniała sobie, że przecież nie przeczytała post scriptum. Rozwinęła go więc i, modląc się o zdrowie psychiczne, doczytała do końca. Okazało się, że niepotrzebnie nawet go rozwijała, bo zdanie „Czy twoja babcia ubiera się w coś poza różem?” zdenerwowało ją jeszcze bardziej.
- Ja mu dam róż - mruczała pod nosem, wyrzucając wszystko z szuflady biurka w poszukiwaniu czystego pergaminu. – Oślizgły, arogancki strażnik kolorystyki...
Nie lubiła różowego koloru, ale Draco Cholerny Wyniosły Arystokrata Malfoy nie miał prawa krytykować jej rodziny, sam mając za rodziców zimne bryły lodu.
Casper przyglądał się jej poczynaniom z umiarkowanym zainteresowaniem. W końcu Hermiona znalazła to czego szukała i zaczęła pisać.
Nie napisała zbyt wiele, jedynie poprosiła aby się „nie wydurniał i zachowywał normalnie”, dała mu instrukcje co do ubioru i uprzedziła o tym, że w jej rodzinnym domu śpiewa się przy stole kolędy. Spytała też jak wygląda świąteczny obiad w rezydencji Malfoyów, co podają na stół skrzaty domowe i, nie mogąc się oprzeć pokusie, zapytała w post scriptum, czy jego rodzice cały czas siedzą sztywno, jakby połknęli kije od mioteł.
Przeczytała z krytycznym wyrazem twarzy wszystko co udało jej się napisać i, w miarę zadowolona, odesłała Malfoyowi sowę z odpowiedzią. Nie chciała bawić się w korespondencję w nieskończoność i dlatego pod koniec listu poinformowała Dracona, że jeżeli będzie miał jakieś pytania, to trochę poczeka, gdyż ona musi psychicznie przygotować się do spędzenia całego świątecznego dnia z jego rodzicami. Nie omieszkała wspomnieć, że odpisze późnym wieczorem, jeżeli przeżyje.

*

Draconowi straszliwie nie chciało się odpisywać, ale cóż mógł zrobić. Napisał, że poza tradycyjnymi potrawami, na stole znajdą się zapewne owoce morza i jakiś wykwintny deser. Stawiał na lody i roladę cytrynową. Uśmiechnął się złośliwie na myśl o minie Granger, gdy przeczyta o owocach morza, bo zapewne nie miała pojęcia jak się je homara, czy (co bardziej prawdopodobne) krewetki. W post scriptum zaznaczył, że napisałby jej jak obchodzić się z kałamarnicami i innymi tego typu, odpowiednio przyrządzonymi, stworzonkami, ale jej dopisek na temat ojca i matki bardzo uraził jego uczucia i go zranił. Był jednak na tyle wspaniałomyślny, że doradził jej lekturę „Obyczajów dobrze wychowanego czarodzieja”, które powinny leżeć gdzieś tam w jego pokoju.

***

Rano Hermiona otworzyła szafę Malfoya Juniora i z kwaśną miną zaczęła przeglądać jego rzeczy. Ślizgon napisał jej, by na świąteczny obiad włożyła czarne spodnie oraz czarną, jedwabną koszulę, a na ten komplet narzuciła odświętną szatę. Szkopuł w tym, że wszystkie rzeczy w szafie blondyna wyglądały na odświętne i dziewczyna nie mogła się zorientować, o który zestaw Ślizgonowi chodzi.
Mógł chociaż napisać jak wygląda ta cholerna szata – pomyślała, zdejmując z wieszaka szarą szatę ze srebrnymi spinkami w kształcie węży. Na ironię losu, Malfoy zamiast napisać o tym, co ją najbardziej interesowało, opisał jej wygląd świątecznego stołu. W pewnym sensie było to przydatne, choć z drugiej strony Hermiona podejrzewała, że takie dania pojawią się na arystokratycznym stole. Troszeczkę ją to przerażało, ale postanowiła, że podoła zadaniu.
Ostatecznie kiedyś byłam w ekskluzywnej restauracji! - pomyślała z irytacją. Nie dopuszczała do siebie faktu, że miała wtedy pięć lat i praktycznie nic z tej wizyty nie pamięta. (Jej rodzice do dziś opowiadali anegdotę, jak Hermiona zaczepiała wszystkich gości po kolei.)
W razie czego zawsze mogę skorzystać z tego podręcznika – pomyślała. - Tylko... najpierw muszę go znaleźć – dodała, rozglądając się z rezygnacją po sypialni.
W tym momencie drzwi sypialni otworzyły się i stanął w nich pan domu. Hermiona jęknęła w duchu, podczas gdy Malfoy Senior omiótł zimnym spojrzeniem sypialnię „syna”.
- Chyba nie zamierzasz tego włożyć? – spytał zimno, zerkając zniesmaczony na szatę w rękach „Draco”. Panna Granger spojrzała z niewyraźną miną na trzymany ciuch. Właśnie tę kreację uznała za najbardziej odpowiednią do świątecznego obiadu. Podniosła wzrok na Lucjusza i nerwowo się uśmiechnęła.
– Ależ skąd, ta... ojcze – poprawiła się szybko, widząc jak brwi Malfoya Seniora podjeżdżają wysoko do góry. Arystokrata przez chwilę wpatrywał się w nią.
- Tak myślałem – rzekł w końcu. – Obiad o drugiej. Punktualnie – dodał, rzuciwszy jeszcze jedno zniesmaczone spojrzenie w kierunku szaty i opuścił pokój. Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem.
- Jak nie to, to co? – spytała, odwieszając rzecz do szafy i szukając wzrokiem bardziej odpowiedniej szaty.
Po raz któryś z kolei stwierdziła, że chyba się zabije. I nie chodziło tylko o jej niezbyt udane relacje z ojcem Dracona, ale o babcię Gertrudę. Jak się okazało, kochana babcia przyjechała jednak na Święta. Hermiona miała wielką nadzieję, że Malfoy nie narobi jej wstydu... Przede wszystkim, że nie palnie czegoś głupiego (z drugiej strony wcale by się nie zdziwiła, gdyby coś takiego zrobił) i, że będzie mogła spokojnie pojechać do babuni na wakacje. W innym wypadku...
Nawet o tym nie myśl - rzekła sobie w myślach, przesuwając wieszaki z szatami. Pół godziny później stwierdziła, że w takim stanie psychicznym i tak nic nie znajdzie, i zdecydowała się wyprowadzić Caspra na spacer. Spacer zawsze pozwalał jej rozładować negatywne emocje.

***

Draco obudził się dopiero o dziesiątej rano. Przeciągnął się mocno, a z jego gardła wydobyło się potężne i głośne ziewnięcie. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, a jego pierwszą reakcją był przestrach i szok, a następną gwałtowne i mało przyjemne zrozumienie sytuacji.
- Jestem szlamą żeńskiego rodzaju i mieszkam u mugoli – powiedział bardzo wyraźnie i powoli, napawając się masochistycznie jakże ciekawym tonem swojego głosu, do którego zdążył się już przyzwyczaić.
Wstał z łóżka i ruszył w kierunku łazienki, a ból brzucha dał od razu o sobie znać.
- Cholera! – oznajmił dobitnie, aby sobie ulżyć i wrócił po to ”coś”, osłaniające majtki przed zaplamieniem.
Klnąca siarczyście Granger to jest to! – pomyślał mało radośnie, ale stwierdził ze zdziwieniem, że podejście do tej całej sytuacji z przymrużeniem oka powoduje, że wszystko wydaje się całkiem znośne, a nawet zabawne. Poza tym, gdy już wszystko wróci do normy, będzie mógł dokuczać Grangerównie na nowe, ciekawe sposoby. Omal nie uśmiechnął się radośnie.
Skorzystał z Przybytku Wyzwolenia Cierpiących, wziął szybki prysznic, „zabezpieczył się”, wrócił, ubrał się w żeńskie, odświętne ciuszki, długo przy tym walcząc z biustonoszem, którego zapięcie było na tyle wredne i podstępne aby znajdować się z tyłu, nie z przodu, a potem poszedł przyjrzeć się w ogromnym lustrze, które znajdowało się po wewnętrznej stronie szafy.
Dobrze, że ona rzadko chodzi w spódnicach – pomyślał.
Był wdzięczny Hermionie, że doradziła mu rano „wrzucić” na siebie zwykłe dżinsy i jakiś sweterek, a do uroczystego obiadu włożyć białą bluzkę i granatowy żakiet.
Draco, ty we wszystkim i w każdej postaci wyglądasz bosko – pomyślał, wydymając pełne, różowe wargi i uśmiechając się kpiąco. Nieistotny był fakt, że ze względu na męczącą noc miał podkrążone oczy, a nieuczesane jeszcze kasztanowe loki wiły w nieładzie dookoła pobladłej twarzy.
- Granger, co ja z tobą zrobiłem? – powiedział do odbicia z fałszywym niepokojem i skruchą.
Znowu był ironiczny!
Wracam do siebie, czas dokopać babci[/ii – pomyślał ze złośliwym uśmiechem, ale poczuł ukłucie niepewności na tę myśl. Może i babcia Hermiony była troszkę upierdliwa, a nawet stuknięta, ale znając Granger, która na pewno nie przepadała za słodkim różem, wnuczka chyba nie była dla starszej pani nieprzyjemna i zachowywała się taktownie. Gdyby zrobił coś niestandardowego, a przy tym jeszcze zraniłby uczucia korpulentnej kobiety, mogłoby wzbudzić podejrzenia co do jego osoby, a później negatywnie odbić się na stosunkach babcia – wnuczka.
- Raaaaaaaany, Malfoy, zaczynasz być sentymentalny, czy co?
Draco nie zdawał sobie do końca sprawy, że w rzeczywistości prawdziwe zainteresowanie nim i jego uczuciami, jakie okazywało tych troje mugoli, którzy znajdowali się piętro niżej, budziło nieokreślone ciepło w jego sercu. Nie chciał tego czuć, ale czuł wbrew sobie. W końcu jego rodzice byli chłodnymi, pełnymi dystansu ludźmi...
Ależ oczywiście, że go kochali; nie umieli tylko okazywać serdeczności. Westchnął i postanowił udać się na dół. Zaczynał odczuwać głód.


**

Hermiona spacerowała ścieżką pomiędzy wiekowymi drzewami, które rosły w parku otaczającym Snake Place, podczas gdy Casper bawił się z ptakami, wbiegając pomiędzy nie i w ten sposób zmuszając do ucieczki. Dziewczyna musiała przyznać, że okolice rodowej siedziby Malfoya, w przeciwieństwie do samego budynku, są naprawdę piękne. Wokół rosły wysokie dęby i buki, a pomiędzy drzewami widać było zamarznięte jezioro.
Dziewczyna zboczyła ze ścieżki i ruszyła w jego stronę.
[i]A co mi szkodzi
– pomyślała, przechodząc nad zwalonym konarem drzewa. Chwilę później stanęła na brzegu jeziora. Okazało się, że ktoś wybudował tutaj drewniany pomost z altanką na końcu.
- Prywatny naturalny basen – zaśmiała się pod nosem, wchodząc ostrożnie na kładkę. Kilka sekund później znalazła się w niedużej altance. Zdziwiło ją to, bo dotychczas wszystko, co należało do Malfoyów, miało dosyć spore rozmiary. Usiadła na ławeczce i spojrzała na błyszczącą taflę. Nagle zapragnęła włożyć łyżwy. Przymknęła powieki i wyobraziła sobie, jak jeździ po lodzie.
Uśmiechnęła się na tę myśl i otworzyła oczy. Niestety, na jazdę na łyżwach nie mogła sobie teraz pozwolić. Z drugiej strony, interesowało ją czy Draco nie ma gdzieś w tej szafie pełnej różnych dupereli pary łyżew.
Fajnie by było... Merlinie... Zaczynam bredzić. Malfoy i mugolskie łyżwy? Hermiona, bądź poważna... - skarciła się w duchu i wstała.
- Dosyć sentymentów - mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę lądu. Miała teraz na głowie poważniejsze sprawy, a priorytetową było stawienie czoła świątecznemu obiadowi w towarzystwie państwa Malfoyów.
Co to on pisał o tej książce? – zastanowiła się. Była w stanie przeszukać cały apartament Ślizgona, by tylko odnaleźć tę cholerną księgę, która mogła jej pomóc ocalić choć część własnej godności.
- Casper! – krzyknęła, schodząc na stały ląd i spróbowała zagwizdać, zapominając, że przecież nie umie tego robić. Efektem było to, że tylko wypuściła ze świstem powietrze.
- Kurka wodna – wymamrotała pod nosem. - Casper! – krzyknęła raz jeszcze, a echo powieliło jej zawołanie. Od strony ścieżki dobiegło ją głośne szczęknięcie i chwilę później na zakręcie ścieżki pojawił się labrador. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła w drogę powrotną do dworu.

**

Draco nie mógł się nadziwić, że można tak dużo mówić. Co prawda podczas swego kilkunastoletniego życia spotkał się z kilkoma gadatliwymi osobami, ale były to przeważnie przelotne znajomości, na dodatek aranżowane przez jego ojca. W jego rodzinie również się tyle nie mówiło. Właściwie odzywało się do siebie z pewnym dystansem.
Babcia Granger była zupełnie inna – mówiła na okrągło, nie pozwalając tym samym dojść swej synowej do słowa.
Boże... Gdzie ja trafiłem? - jęknął w duchu, obserwując znad talerza staruszkę, która właśnie opowiadała o przygodzie, jaka spotkała ją tydzień temu.
-.... i po prostu w tym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam Stuartowi kilka przykrych słów. A wiesz co on na to? – spytała, patrząc na Cathrine z niesmakiem i nie czekając na odpowiedź dodała – Stwierdził, że to nie była jego wina, że nie podlał pelargonii. Ależ oczywiście, że to była jego wina. No bo czyja? No sama powiedz, kochanieńka, jak tak można ... - rzekła, a w jej głosie zabrzmiała nuta dezaprobaty.
Draco spojrzał na „swoją” mamę, zastanawiając się, co ta odpowie. Wydawało mu się, że kobieta już dawno przestała słuchać o czym babcia Gertruda opowiadała... bądź też pogubiła się w tym wszystkim, co wcale by go nie zdziwiło.
Catherine spojrzała nieprzytomnie na teściową znad zlewozmywaka.
- Nie wiem, mamo – odpowiedziała, odstawiając talerz na suszarkę.
- No właśnie, ja też nie wiem – stwierdziła Gertruda i spojrzała na wnuczkę. – Hermuś, czemu nie jesz? – spytała zdziwiona.
Draco dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się w kobietę, trzymając kanapkę w powietrzu.
- Yyyy... Jem – wymamrotał pod nosem i na potwierdzenie swych słów ugryzł kęs. Jednak następne pytanie babci sprawiło, że się tym kęsem zakrztusił.
- A jak tam ten młodzieniec, który tak ci dokuczał?
- MAMO! – wykrzyknęła matka Gryfonki piorunując swą teściową wzrokiem, podczas gdy jej „córka” próbowała odzyskać oddech.
- Słucham? –spytała niewinnym głosikiem Gertruda.
- Nie stresuj Herm – powiedziała z irytacją pani Granger, waląc mocno „Hermionę” po plecach.
No właśnie! Nie stresuj mnie, kobieto - przyznał rację „matce” Draco. Nagle zaczął poważnie rozważać napisanie do Granger, by poprosiła jego ojca o odwiezienie do Hogwartu na własny koszt.
Jeszcze gotowi mnie zabić na tym przeklętym peronie! - przemknęło mu przez głowę.
- Kochanieńka, to nie ja to robię tylko ten młokos. Na twoim miejscu...
- Mamo, proszę cię... – wycedziła przez zęby pani Granger. – W porządku, skarbie? – zwróciła się do córki.
Ślepa jesteś? - warknął w duchu, patrząc na kobietę z niedowierzaniem. Catherine nie zwróciła jednak na to uwagi i wróciła do zmywania. Draco z kolei spojrzał na babkę, która z urażoną miną obserwowała jej poczynania.
Przez chwilę w kuchni panowała niezręczna cisza, przerywana tylko szczękaniem sztućców odkładanych na suszarkę.
- Czy masz zamiar coś upiec na święta? – spytała w końcu babunia.
- Ciasto ryżowe – odpowiedziała synowa z nutą irytacji w głosie.
- Ciasto ryżowe? – zdziwiła się starsza pani Granger.
W tym momencie do kuchni wszedł Rudolph Granger, niosąc torby z zakupami.
- Witam moje panie – przywitał się, stawiając zakupy na wysepce**. Jego żona mruknęła coś pod nosem, matka uśmiechnęła się promiennie, a „córka” wydęła usta.
- Czy dobrze słyszałem o cieście ryżowym? - spytał tata Hermiony, wyjmując z pierwszej torby soki.
- Twoja żona chce upiec ciasto ryżowe – poinformowała go chłodno matka, zerkając z dezaprobatą na synową, która właśnie kończyła zmywać.
- Wspaniale – ucieszył się Rudolph, ale widząc minę Gertrudy westchnął ciężko. – Mamo, ciasto ryżowe jest bardzo zdrowe na zęby. Nie zawiera tylu szkodliwych składników ile zwykłe słodko...
- Och! Przestań zrzędzić, Rudolphie - uciszyła go matka. - Tylko ci zdrowie w głowie. Dziewczynie należy się trochę cukru – dodała, a jej różowe usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Draco, który dotychczas wodził wzrokiem między rozmówcami, nie był pewien do czego „kochana babunia” zmierza, ale czuł, że wcale mu się to nie spodoba.
- Kupiłeś mąkę? - spytała Gertruda, podwijając rękawy bluzki.
Chyba nie karze mi tego piec? - pomyślał z przerażeniem chłopak, obserwując jak babunia wyjmuje stolnicę. Nagła wizja samego siebie piekącego ciasto wstrząsnęła nim tak mocno, że nawet nie był w stanie odpowiednio szybko zareagować.
- Mamo... – zaprotestował ojciec Gryfonki.
- Rudolph, nie denerwuj mnie – przerwała mu ostro staruszka, wyciągając z lodówki jajka.
Rodzice Hermiony Granger wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i pan Granger westchnął, a następnie zdecydował się opuścić teren feministyczny.
NIE! NIE ZOSTAWIAJ MNIE TU! - błagał w myślach Draco, patrząc jak drzwi kuchni zamykają się za panem Granger. Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi z nadzieją, że może mężczyzna się zlituje i wróci, jednak gdy to nie nastąpiło zwrócił „swe” orzechowe oczy w kierunku dwóch pozostałych osób w kuchni.
- To co? Pieczemy ciasteczka? – zaświergotała babka Gertruda, wręczając Hermionie różowy fartuszek z obszyty białymi falbankami.

**

Gdy Hermiona wróciła ze spaceru z Casprem, było jeszcze dużo czasu do obiadu, bo dochodziło wpół do jedenastej. Nie była głodna, więc nie zeszła do jadalni by cos zjeść.
Z czystej ciekawości zajrzała do szafy z butami. Co prawda wątpiła by arystokrata posiadał właśnie to, o co jej chodziło, jednak wypadało sprawdzić, jak pomyślała. Ze smętną miną zaczęła oglądać obuwie Malfoya. Jakież było jej zdziwienie, gdy w jednym z kartonów znalazła... czarne figurówki. Łyżwy były podobne do tych, w których kiedyś sama jeździła. Uśmiechnęła się szeroko do samej siebie.
Malfoy, masz u mnie plusa – pomyślała, próbując je założyć; mogły mieć już trochę lat i być za małe. Okazało się jednak, że łyżwy leżą idealnie. Nagle pobyt w arystokratycznym dworze nabrał zupełnie innego charakteru – przestał być taką katorgą.
Dziewczyna zdjęła łyżwy, założyła zimowe obuwie, zbiegła na dół i z uśmiechem na ustach pobiegła w stronę upragnionej tafli lodu. Nie wzięła nawet płaszcza. Gdy tylko dostała nad jeziorko, szybko zdjęła buty i ponownie nałożyła łyżwy, a potem ostrożnie weszła na lód. Tafla była przejrzysta i wyglądała na mocną. Wypróbowała łyżwy; odbiła się z lewej nogi (zawsze tak robiła) i przejechała kilka metrów, aby sprawdzić czy są naostrzone. Były, co oznaczało, że Ślizgon dbał o nie i każdej zimy jeździł, a po ostatnim użyciu zabezpieczył je zaklęciem, które uchroniły je przed stępieniem podczas leżenia w szafie i teraz figurówki zachowywały się tak, jakby dopiero co zostały dokładnie naostrzone.
Roześmiała się i już po kilku minutach śmigała po lodzie, ćwicząc piruety i ciesząc się ze wspaniałego uczucia jakie dawała jej jazda na łyżwach. Tak zapamiętała się w jeździe, że gdy wróciła na górę, okazało się iż jest dwunasta. Zdziwiła się, gdyż była pewna, że poświęciła na zabawę niecałą godzinę, nie zaś półtorej. Szybko zabrała się za szukanie książki, o której wspominał Malfoy i już po kilku minutach znalazła ją w podręcznej biblioteczce, a następnie pogrążyła się w lekturze. Książka pochłonęła ją do tego stopnia, że straciła poczucie czasu i ocknęła się dopiero, gdy dobiegło ją ciche pukanie.
- Proszę! – krzyknęła.
Do pokoju wkroczyła Narcyza Malfoy.
- Za pół godziny obiad, Draco – powiedziała chłodno i spokojnie kobieta, patrząc na nią z zaciekawieniem. – Myślałam, że znasz już na pamięć „Obyczaje dobrze wychowanego czarodzieja” – dodała z lekkim zdziwieniem, przyglądając się grzbietowi książki.
- Eee... Nie, mamo – odrzekła Hermiona, nie wiedząc co powiedzieć i dziwiąc się niepomiernie faktem, że Draco Malfoy może znać jakąkolwiek książkę na pamięć.
- W porządku. Punktualnie o czternastej masz być w jadalni. Włóż jakiś elegancki garnitur i kaszmirową granatową szatę. – Po tych słowach Narcyza spokojnie opuściła pomieszczenie.
- Dobrze, mamo – Hermiona była zbyt wdzięczna za wskazówki co do ubioru, by zastanawiać się nad chłodnym, beznamiętnym stosunkiem Narcyzy do syna. Dopiero gdy się przebrała, zrobiło się jej, po raz kolejny, przykro na myśl o tym, że Draco ma tak nieprzystępnych rodziców.
Poprawiła szatę, która musiała kosztować małą fortunę i z westchnieniem opuściła pokój.
Raz hipogryfowi wio – pomyślała, udając się na obiad swojego życia.


* Tłumaczyła Sonka. Fragment refrenu piosenki „Merry Christmas, Happy Holidays”. Orginalna wersja:
t's the best time of the year for the family
It's a wonderful feeling
Feel the love in the room
From the floor to the ceiling
It's that time of year
Christmastime is here

** część zabudowy kuchni. Nie jest ona połączona z innymi meblami, stąd jej nazwa.


Ten post był edytowany przez Kitiara: 18.07.2006 19:01


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WeEkEnD
post 18.07.2006 22:36
Post #32 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 29.03.2006
Skąd: Taka dziura nad jeziorem Czos ;P




Świetne. Cała ta historia jest bardzo... Zabawna. Draco na miejscu Hermiony i Hermiona na miejscu Draco... Czekam na więcej i pozdrawiam ^^


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Vredota
post 21.07.2006 13:05
Post #33 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 39
Dołączył: 16.12.2005




Małooryginalne ale uwielbiam Draco Malfoya autorstwa Kitiary <ukłon>
W niektórych momentach parskłam smiechem, bardzo przyjemna lektura.
Dzioęki wam dziewczyny te wakacje nie ciągną mi się jak makaron.
Czekam na więęęęcej.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
czarownica88
post 16.07.2007 03:45
Post #34 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 05.05.2006

Płeć: Kobieta



mam nadzieje że moge liczyć na cięg dalszy niebaweł. zwłaszcza biorąc pod uwagę, że ostatni rozdział był dodany prawie rok temu. Pozdrawiam obie autorki i życze weny.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Geheimnis
post 08.08.2007 19:37
Post #35 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 14.07.2007




Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy bo sprawdzałam już na kilku forach i nic... Jest świetne ! Strasznie mi się podoba! Proszę napiszcie więcej !!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Needle
post 22.08.2009 22:47
Post #36 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 16.03.2008




freaky friday ;D
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony < 1 2
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.06.2024 18:07