WRP (zak)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
WRP (zak)
Sentretka |
![]()
Post
#1
|
![]() nie mam pomysłu na status Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 24 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Mińsk Mazowiecki ![]() |
Najpierw krótkie słowo wstępu. Kiedyś była
sobie nawet dobra stronka o pokemonach, pokeballz (swego czasu miała 1000
odwiedzin dziennie), jednak w czasach odrobinę późniejszych do redakcji
doszła Usa... Już pod koniec wakacji zaczęłyśmy pisać ficka, któy nie ma nic
wspólnego z pokemonami, co najwyżej ma parę wzmanek o zajmowaniu się stroną
- samą. Jest to komedyjka, z lekką nutką brazyli i trochę psychodeli naszej
kochanej Usagi 4/6. Pisałam to z Usą, a jakże nawet więcej Usa niż ja, która
byłam zbyt konkretna. Z obecnych obecnie na forum oprócz mnie i Usy w ficku
występuje Miniaturka vel Kotasia i Macio. Kiedyś było to na forum, ale
krótko i po prostu nikt nie czytał. Teraz, przy gronie krytykantów można go
zamieścić. Co prawda potrzebuje on bardziej komentarzy niż krytyki, która
wiele nie zmieni, bo fick, pisany niecały rok temu jest dawno skończony,
ale... Sorry, że tekst jest na pół a nie na całą stronę, ale wszędzie, gdzie
mam wersję najbardziej poprawioną (dla Us wiadomość: trochę z początku i
największa brazyla) jest tak.. początek.. potem jest OK... Dobra.. Let`s go,
bądź co bądź zbyt długi wstęp zniechęca. =)
WAKACJE REDAKCJI POKEBALLZ czyli miej szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego (eee tam - Us&Sent) Wstęp: Sentretka przeczesała dłonią włosy i spojrzała na Usę. - Chciałabym już iść stąd... Głupia szkoła.... Jeszcze dwie lekcje.... - I tak mamy lepiej niż Mateo czy Pokeball.... - Eeeee tam, Mateo i tak się nie uczy, a conajmniej raz na tydzień jest na wagarach, a Pokeball to na lekcjach nie myśli o niczym innym, niż jak udoskonalić Pokeballz! - prychnęła Senti. -Phe, ulepszyć Pokeballz! - prychnęła Usagi - jakby tak cały czas o tym myślał, to ta strona wyglądałaby świetnie! Wiesz jaki z niego leń! Ja myślę, że on to o czym innym myśli... i bynajmniej nie chodzi o coś, przy czym lata się jak pan Bóg stworzył, i czego nie można by było pokazywać w komixie dla dzieci... Wiesz, myślę, że on ma jakąś tajemnicę... Razem z Mateo... Przecież pokazywałam ci wczoraj, u niego w pokoju, wiesz tą szafkę na kluczyk zamykaną... -Nom... I reakcja Mateo jak go zapytałam... Najpierw zrobił się zielony, potem czerwony, a potem blady.... Ale to dziwne, bo zwykle przede nie ma tajemnic - delikatny rumieniec przemknął twarz Senti, ale Uska tego nie zauważyła. - Gdyby chodziło o stronkę... nie, nie ukrywaliby tego tak! - Usagi nadal filozofowała. - Dobra, dobra, zostawmy to na później! Zaczyna się już francuski, no chodź! - Od kiedy ty tak lubisz francuski? - A kto powiedział, że ja lubię francuski? część właściwa: Lekcje nareszcie się skończyły. Usa i Senti wybiegły na podwórko. Słońce pięknie świeciło. Już za tydzień wakacje. - Wiesz co? Mam pomysła! - krzyknęła ni stąd ni zowąd Usa. - Jak wpadasz na pomysł to uważaj żebyś się nie przewróciła!- jakże inteligentnie zripsotowała Senti. - Tia... Wbrew pozorom to mi też czasami zdarza się myśleć... Ale chodzi mi o lato... Wiesz że mam do dyspozycji świetny domeczek? Planuję przenieść się do niego na lato całą redakcją! I wiesz co? Mamy jipa! (no dobra, nie jesteśmy pełnoletni, nie możemy mieć prawa jazdy, ale w naszym ficku go możemy mieć, bo taki se świat wymyśliłyśmy i już ![]() dop. Usa) -No, nareszcie wydedukowałaś coś mądrego... To od razu lecimy powiedzieć to reszcie...- i poleciały. U Pokeballa w domu: Uska siedzi czyta książke, i nałogowo obżera się landrynkami(różowymi!) Senti siedzi przy kompie Mateo i Pokeballa jeszcze nie ma Elder obgryza paznokcie, żeby gdzieś wyładować nerwy Jest jeszcze tylko Macio niejaki, który siedzi odwrócony tyłem do innych, siedzi w kącie,i robi coś potajemnie. House Pokeballa wyznaczono za headqaters redakcji. Reszta jakoś się nie zjawiała na razie. Kiedy nareszcie dwa ostatkowe mutanty przyszły, zebranie się rozpoczęło. Jak na zebranie przystało - prowiant musiał być. Problem w tym że cała lodówka była pusta i nikt nie kwapił się z propozycją kupienia czegoś do jedzenia. W końcu Mateo wstał. Jego mina zdawała wyrażać się zdeterminowanie. Szaleńczy błysk w oku. -Ja! Ja was zabieram! Na miasto! Zjemy na mieście! -Ach, mój koffany!- w przypływie podziwu krzyknęła Senti. Usa jej przytaknęła, ale dlatego że była głodna. Macio i Pokeball z resztą z takich samych powodów się zgodzili. -Taaa, Senti! Zabieram was! -Gdzie? Do tej drogiej restauracji? -Nie... Do Macdonalda-reakcja: _ - _: GLEBA Tak więc za jakąś godzinę wszyscy byli w MaCdoladzie. Mateo podszedł do lady. Spojrzała na niego bardzo ładna i młoda pani expedientka. - Sześć! - i odszedł z miną niezdobytego macho. Pani ładna pobiegła za Mateo. Mateo odwrócił się i spojrzał jej w oczy z zapytaniem w swej twarzy:"przecież mnie nie zdobędziesz, kobieto. Jam tak pikny, że nie dla ciebie. Nie zasługujesz" -Czego sześć?- spytała pani ładna. -Eeee... Jam tak pikny, że... co? Ah, tak, sześć zestawów, i sześć Pepsi dużych. Podszedł do stolika mutantów (redakcji). Nie musiał dużo szukać, bo przy stoliku redakcji był wyjątkowy hałas i spory "nie-wiado-mo-o-co". Usiadł, ajego twarz mówiła:"Ja ich tylko tu pilnuję... Tylko pilnuję..." W końcu pani ładna podeszła z tacą. Położyła na stole tacę i rachunek i odeszła. Na tacy było sześć pepsiów, i sześć tekturowych domków. Cała redakcja rzuciła się na jadło, jak na mutantów przystało. Niestety, porcje, jak wszystkie zresztą w macdonaldzie są zdecydowanie za małe. Każdy pochłonął swoją porcję w mgnieniu oka. Teraz każdy zapoznawał sie z zabawką. Pokeballowi trafiły się uszy myszki Miki-kobiety. Czym prędzej je założył i zrobił głupią minę. Brakowało mu tylko sukienki z falbankami, a wygądałby uroczo. Mateo otworzył swoje opakowanie i miał... Małą syrenkę. (...) Usagi dostała plastikowy pistolet na kulki, który wyglądał jak prawdziwy, a Usa uwielbia tego typu zabawki i od razu zaczęła sie nią bawić. Na początek strzeliła byle gdzie. Zabawnie było patrzeć, gdzie tym razem wyląduje kulka i jakich szkód narobi. Za pierwszym razem przedziurawiła pepsi jakiemus staruszkowi. Napój zaczął mu się wylewać. Starszy pan zaczął krzyczeć, i nie chcąco potrącił przechodzącą obok pani ładną. Za drugim razem rozwaliła akwarium. Rybki wpadły na stół jakiejś "Grubej ryby". Ten myślał, że to zamówiony przez niego Macfish i zaczął je pałaszować z apetytem. Usa zaczęła skakać i strzelać. Senti z miną "co za idiotka" rozpakowała swoją zabawkę. Trafiła jej się mini piła łańcuchowa. -Cool jak mawiają cooleżanki z podwórka! (jakbym miała jakiekolwiek koleżanki z podwórka - dop. Sent) Przez całe życie marzyłam!- od razu zaczęła robić z niej użytek. Na początek przecięła palmę sztuczną. Macio dostał pieska. Jego mina wskazywała na to, że z niego zbyt zadowolony nie jest. Rzucił nim o stół. Głupi piesek Poo-chi! Beznadziejny! Kiedy tylko rzucił psem, sprawił tym samym, że włączył się guzik. Pies zaczął się przeistaczać. Po paru sekunadach siedział przed Maciem pies o zdeformowanej twarzy, z blizną, i ze śliną cieknącą z pyska. W oczach miał chęć mordu. Podbigł do jakiejś staruszki i zaczął jej szarpać nogę. Elder popatrzył na swoją zabawkę z dziwną miną. Trafił mu się... zestaw teletubisiów. Wszyscy zazdrościli Elderowi. To dopiero była broń! Położył ją przy jakimś maluchu. Lekko trącił. Teletubisie zaczęły śpiewać. "Pinky winky,(pinky winky!), Lala (Lala!), Poo (Poo!) (i czwartego nie wiem... ) Maluch zaczął płakać. Rozwył się i uciekł do mamy. Jego brat był starszy o rok i trzymał się dzielnie. Teletubisie podbiegły do niego i powiedziały: "Pobawmy się!". Zaczęły tulić osobnika. Teraz się przełamał i zaczął krzyczeć. On także uciekł do mamy. Redakcja zrobiła wielkie oczy. Jednak emocje opadły. Zabawki redakcja odłożyła na bok na chwilę. Jednak głód się powrócił ze wzmożoną siłą, bo jak wiadomo porcje w macdonaldzie są żałośnie małe. Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Mateo. Ten jednak odwrócił głowę w drugą stronę. On sam tesh był jeszcze głodny i to strasznie. Sentretka i Usa rzuciły się na Pokeballa i zaczęły przymilać. Walka "na wdzięki" nie pomogła, więc zaczęły żucać hasłami typu "Szanujemy guru swego :Pokeballa wspaniałego!", "Niech żyją webmasterzy!", lub "Koffany Pokeball na prezydenta". Macio chodził obok dziewczyn z transparentem (który nie wiadomo skąd wziął), który miał narysowany placek, a sam Macio wykrzykiwał coś w stylu "Lubię placki! Lubię placki!". Mateo wiedział, że spełnił obowiązek webmastera i z radością patrzył na mordęgi swego koompla. W właśnie kulminacyjnym momencie podeszła do nich pani ładna. -Przepraszam, ale... Nie zapłaciliście rachunku... -No Mateo, zapłać koffany, ty dzentelchamie od siedmiu boleści!!!-rad z tego, że ma choc przez chwilę spokój Pokeball mścił się na Mateo. Mateo ze spokojną miną włożył rękę do kieszeni. Grzebał w niej przez minutę. Przez pięć minut. Przez dziesięć. W końcu wszyscy zaczęli na niego patrzeć jeszcze bardziej dziwnie, niż dziwnie. Po chwili Mateo z czeluści spodni wygrzebał parę guzików. -No, Mateo! Czyżbyś zapomniał dlaczego tak długo nie wracaliśmy ze szkoły? -No, Pokeball! Czyżbyś zapomniał kto mnie tam zaciągnął i wyłudził forsę? -Mateo! A kto to wybrał najdroższe, he? -Pokeball! A kto mnie do tego namówił, he? Kto tu wspominał, że jest trochę bardziej doświadczony, i może pokazać właściwą drogę? -Kto tu wspominał, że potrzebuje rad, pomocy bo jest niedoświadczony? (...) -Eeee.... Mogłabym dostać zapłatę?-spytała pani ładna. Redakcja w mig pojęła co trzeba zrobić. Usa przejęła dowodzenie. Wyjęła swój plastikowy pistolet. Senti wzięła piłę. Elder wystawił teletubisie, czym mógł torować sobie drogę do wyjścia. Za nim pobiegł Macio. Senti za Maciem, ztrasząc ludzi piłą. Macio straszył psem. Pokeball i Mateo zostali. Teraz Usa przyłożyła pistolet do głowy pani ładnej i krzyknęła z desperacją i poświęceniem w głosie -Uciekajcie! - Usa! co za wielkie poświęcenie! Została ostatnia i teraz musiała to jakoś wykombinować. Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie popadnie i biegła do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na nosie okularki, a na sobie szorty i bluzkę na ramionach... I to wszystko razem wyglądało jak Lara Croft z gry Tomb Raider. Na sam koniec obejrzała się i rzuciła paczke i powiedziała: -Asta la niewiasta, baby!- uciekła do jipa, gdzie siedziała już cała redakcja. Wiedziała, że to tylko budzik, więc to tykanie to takie mylne było. Po prostu stary pomysł z filmów. W drzwiach wpdała na... Kotasię! -Cześć Usa! Robiłam małe zakupki i dlatego się spóźniłam! Poszłam do domu Pokeballa, ale jego mama powiedziała nam, że tutej będziecie, no i jestem! Ojej, a co tu się stało?-powiedziała z miną "słodkiej idiotki" i udawała głupią. -Przepuść mnie! No! No wsiadajmy! -A po co się tak spieszyć? Przecież do końca życia mamy jeszcze czas!- Wątpie! Rusz tyłek, bo tego czasu nam wiele do końca nie zostanie!- w końcu Kotasia przepuściła Usę. Oboje wskoczyły do Jeepa. Samochód kierowany przez Pokeballa ruszył z piskiem opon. Ledwo ruszył, za nimi macdonald... wybuchł. Było wielkie "BUM". Wszystko się zapaliło, a redakcja wiała. -A jednak ten budzik to była bomba!-powiedział Elder, który kupił budzik. Jeep pojechał prosto do domu Pokeballa. Wszyscy liczyli na to, że może jego mama zrobiła jakieś zakupki... - Rodziców nie ma, jedzenie nie ma - jęknął Mateo. - Przynajmniej schudniemy - optymistka Usagi. - Raczej umrzemy z głodu! - Dobra, nie ma o gadać.... Jedzenia nie ma, ale pomyślcie chwilę... - Senti spróbowała zmusić redakcję do zrobienia rzeczy niemożliwej - No dobra, wiem, że nie myślicie, a więc wytężcie resztki mózg... - Wczoraj myślałem nad klasówką! I tak mnie rozbolały te resztki, że dzisiaj już wolę nie myśleć... Kto wymyślił myślenie? Jakiś tuman! - stwierdził Mateo. - I dostałeś pałę mój drogi.. więc ten ból, by niestety zmarnowany... - DAJCIE MI SKOŃCZYĆ! - wrzasnęła Sentretka - POKEBALL, MOŻE GDZIEŚ TUTAJ SĄ JAKIEŚ PIENIĄDZE? - Wątpię... dzisiaj dokładnie przeszukałem dom, aby mieć na powrót ze szkoły... Co prawda moi rodzice przeszli sami siebie, aby je chować... - Trudno... Usa, Macio, Elder, Kotasia, a wy? Macie jakiś pomysł? Milczeli, lecz ich mina pokazywała wszystko. Ale ponieważ ani Senti, ani Mateo ani Pokeball nie byli dobrzy w odczytywaniu min, więc Usagi powiedziała: - Webmasterzy dowodzą, więc niech webmasterzy powiedzą, co teraz. Sentretka odsunęła się od chłopaków. - Tak, tak... Usa ma rację..... - powiedziała powoli. - Ej, Sent, a co to ma znaczyć! Ty też masz hasło do pokeballz i przywileje webmastera! - Ale jestem redaktorką! - uśmiechnęła się słodko. Pokeball westchnął. - Koniec wizyty! Idźcie do swoich domów.... - Aleś wymyślił... - Sent przewróciła oczkami. - No co! - Ja też mam iść? - Mateo uwaznie wpatrywał się w Pokeballa. - N-n-nie ty zostań pokażę ci... no sam-wiesz-co. Wszyscy wyszli. Jednak Usa i Sent zatrzymały się za wyjściem. - Mamy szansę sprawdzić, co oni robią! Usłyszały dźwiek, który mógł oznaczać tylko jedno: zasuwanie zamka. - Nie mamy. - A może jednak.. - Daj spokój, dowiemy się kiedy indziej! W wakacje! - No dobra... -------------------- Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona. Jestem naprawdę zmęczona. |
![]() ![]() ![]() |
Sentretka |
![]()
Post
#2
|
![]() nie mam pomysłu na status Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 24 Dołączył: 05.04.2003 Skąd: Mińsk Mazowiecki ![]() |
Sentretka:
- To jest jakieś chore - jęknęła Senti - Gdziekolwiek stąd wychodzimy - coś nas spotyka. I za każdym razem gaśnie światło.. Na razie było tak dwa razy. Jak następnego wieczoru znowu się tak stanie, to zacznę wierzyć, że to jakaś zasada.... - Ale teraz było rzeczywiście dziwnie.. Bo za pierwszym razem wszystko można normalnie wytłumaczyć - stwierdził Pokeball - Była burza, zgasło światło - normalne. Przypadkiem trafiliśmy do dołu, potem wy przyszliście, było coraz mokrzej - wpadliście wszyscy... Potem.. - Zaraz, zaraz - przerwała Usa - I tak uważacie mnie za wariatkę, więc coś wam powiem. Tej nocy, w dole...spojrzałam do góry i zobaczyłam małą dziewczynkę...Zamrugałam i już jej nie było... - Doprawdy, super - westchnął Mateo - Może stąd po prostu wyjedźmy, wróćmy do swoich domów... - Eeee tam - stwierdziła Usa - Jak na razie nikomu nic się nie stało, nie? - Gdy komuś coś się stanie, będzie już raczej za późno, aby.... - Może po prostu się teraz prześpijmy...Przez to wszystko zrobiło się już rano.. (tutaj miałam problem z czasem w odcinku Usy, gdyż tych mężczyzn widzieli "wczoraj" a więc musiał być już następny dzień... co mi nie pasowało.. więc ostatecznie oni gadali do rana i rano przyszedł do nich policjant) ----- (Tutaj następuje czas snu naszej redakcji. Jest już 12 w południe) ---- - No? To co dzisiaj robimy? - zaczęła Usagi. Od tej nocy z dołem wszystko się skomplikowało: dotąd nie mieli takich problemów. - Może choćmy po prostu po zakupy? - zaproponowała Senti. Redakcja kiwnęła głową. Wszyscy razem (Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego! ![]() - Co się stało? - zapytała w pustkę Kotasia. Nikt jej nie odpowiedział. Elder, który prowadził, właśnie zrobił ruch, jakby chciał wyjść i sprawdzić co się stało, ale silnik jeepa ponownie sie zapalił. Wzruszając ramionami, Elder nacisnął gaz.... I wtedy to się stało. Jechał z przeciwnej strony, jak wariat. Czarny mercedes. Nawet nie zauważyli, kto prowadził. Prosto na nich. Czemu jechał po ich pasie? Uderzył. Jeep co prawda był większy od mercedesa, ale wystarczyło, żeby się przewrócił... Usagi: -Aaaaaaaaaaaaaaa!!!!!- krzyczał Elder. Poczuł straszliwy ból. Słyszał krzyki i inne rzeczy. Co to za wóz? Czy ktoś chciał się na nim, bądź na redakcji zemścić? Jakiś wróg? Miszyman? Nie, to niemożliwe.... Otworzył oczy. Zobaczył przed sobą autostradę. Jechał jeepem dalej. Spojrzał w lewo i za siebie. Zobaczył swoją redakcję- bladą, i wystraszoną. Patrzyli na niego dziwnie. -Co się stało? Nagle....- rozpoczął Macio -...nagle twój wzrok stał się taki....- Kotasia -...taki niewidzący! Nieobecny!-Senti -Jakbyś wpadł w jakiś trans!-Usa -To trwało kilka sekund....-Mateo -a potem zacząłeś strasznie krzyczeć...-zakończył Pokeball. Elder spojrzał na jezdnie. Była pusta aż po horyzont. Żadnego auta. Poczuł, że robi mu się słabo. Dalej kierował. -Nie widzieliście kto to był?- spytał Elder. Widząc, ze jego przyjaciele jeszcze bardziej zbladli dokończył- no wiecie! W tym czarnym samochodzie! -Nie... Nikogo nie widzieliśmy...- szepnęła Kotasia. -Ale to czarne auto na nas wpadło! Specjalnie na nas wjechało, więc nie wmawiajcie mi teraz, że jestem wariatem!!!-ryknął Elder. Mateo i Pokeball chcieli wziąść mu prowadzenie auta, ale Elder się nie dawał. Popatrzył na nich z byka. Milczał. Czarny samochód.... Jak czarny karawn- powóz śmierci, jak zwiastun najgorszego, jak gość pukający do drzwi, który przyszedł po wieczność człowieczą.... Elder uważnie obserwował jezdnię. Wypatrywał czarnego samochodu, sam nie wiedział dlaczego. Redakcja dała mu spokój. Przez najbliższe dziesięć minut sytuacja się względnie uspokoiła. Wszystko było OK. Eldera nic już teraz nie zdziwiłoby w życiu. Spojrzał na horyzont. Serce w nim zamarło.... zobaczył czarnego mercedesa. Jechał prosto na nich. Wyglądał jak ktoś jadący po nich, po ich los, po ich przeznaczenie. Elder krzyknął. redakcja też. Czyli tym razem to nie była wizja? Przecież redakcja też teraz z nim krzyczy... A może nawet teraz w tej jego wizji po prostu redakcja krzyczy? Co jest teraz prawdą? Samochód już się zbliżał..... Znowu uderzył. Elder nie miał wątpliwości: tym razem to nie była wizja. Wyraźnie widział, jak jeep przechyla się, jak redakcja krzyczy. Czuł ból, ból... Zaraz.. a może się wydostaną? On był od strony kierowcy, jeep przechylił się właśnie na ten bok (zaczynam bredzić....), więc miał coraz trudniej oddychać.... Kopnął w szybę i z trudem wyszedł. Po mercedesie ani śladu...na szczęście też ani śladu po tym, aby jeep płonął... Elder najchętniej byłby 100 kilometrów stąd, ale nie mógł zostawić redakcji! Co robić, co robić? Nie było chwili do stracenia. Nie było też zbyt łatwego sposobu na wydostanie ich,... Gdyby to był osobowy samochód! Chłopak najchętniej zawiadomił by kogoś, ale nie mógł. Musiał działać sam.. Podbiegł do tej samej dziury, z której wyszedł i z powrotem wlazł. Natrafił na czyjąś rękę. - Eeeeee...jjj żyjecie? - próbował krzyknąć Elder. Odpwiedziała mu cisza... Delikatnie pociągnął ową czyjąś rękę. Była to ręka Usagi. - Auuuu! - zawołała dziewczyna. Chłopak delikatnie wyciągnął dziewczynę na świerze powietrze. Dzięki temu, że samochód nie płonął, każda sekunda nie była aż tak cenna i mógł sobie pozwolić na poświęcenie minutki Usagi. - Żyjesz? - zapytał słabo. - Jak widzisz - odparła wariatka (czyli Usa - dop. Senti No wiesz! Jak możesz - dop. Usa) - Nic sobie nie złamałałaś? - Ch-chyba nie - stwierdziła dziewczyna i zaczęła ruszać nogami i rękami - Co się właściwie stało? - Nie.. potem powiem.. Teraz trzeba wyciągnąć resztę - wzdrygnął się. Usa spojrzała na samochód. - Pomogę ci - powiedziała. Usagi: Oboje jeszcze słabi szybko zaczęli ewakuować resztę. Na pierwszy ogień poszedł Macio (wyciągany przez Usę) oraz Kotasia (wyciągana przez Eldera). Nie było teraz czasu na patrzenie czy wszyscy mają ręce, nogi, głowy czy inne części ciała. Sprawna ewakuacja wydobyła z wnętrza samochodu jeszcze Mateo, Pokeballa i Sentretkę. Wszyscy wsparci na sobie nawzajem, zaczęli uciekać jak najdalej od samochodu, obawiając się "wielkiego BUM" . Uciekli do w las, choć nie wgłąb, ale także nie byli na skraju. Wszyscy usiedli, pokładli się na ziemi. Wielkiego Bum jeszcze nie było, ale mogło nastąpić w kaej chwili, i nie byliby wtedy zbyt bezpieczni. Byli za mało oddaleni od jeepa. Nie mogli pójść dalej z takim stanem. -Czy wszyscy żyją?- spytał Elder -Obawiam się że nie..... ja na przykład.- Usagi -A czy wszyscy mają głowę?-Elder -Ja nie mam! Patrz! Ona turlika się tam! O tam! Między drzewami! Widzisz? Uśmiechnęła się! Grzeczna główka!(GŁASK-GŁASK)-Usagi -A może ktoś zgubił nogę, rękę, czy inną część ciała?-Elder -Ja.....- niedokończona kwestia Usagi -Zamknij sie, no! Popatrz na nich! -Ja żyję!-odparła Sent nareszcie dopuszczona do głosu. -I.... i .... i ja...- odparła Kotasia w najwyraźniej ciężkim stanie.(coraz dziwniejsze to, nie? Aura lasu podziałała na nich tak, że mieli tylko połamane części ciała? I byli na tyle silni, że potrafili jeszcze przenieść koompli tak daleko? No, no podziwiam ten las... A Elder-kierowca, i nic mu się nie stało?) -Mateo! Żyjesz jeshcze?-Sent. Mateo nie odpowiedział. Nogę miał wygiętą pod nienaturalnym, delikatnie to ujmując, kątem. Macio leżał nieprzytomny. Pokeball żył. Sentretka: - Mateo! - powtórzyła Senti. - Uhh... ja... - Mateo! - Sentretka przykucnęła przy chłopaku - Nie damy rady iść z nimi! Ale zanim ci, którzy są w stanie iść, zawiadomią pogotowie... W dodatku nie mamy jeepa... Wszystko się komplikuje.... W Usagi odezwał się duch dowódcy ![]() - Pokeball, ja, Elder idziemy po pomoc. Pokeball dasz radę? Tak? OK. Ty Sentretka zostań tu z nimi na wszelki wypadek i postaraj się trochę odejść stąd, ale nie za daleko, żeby was później znaleźć. Postaraj się ich jako-tako doprowadzić do porządku.. Jesteśmy bliżej domu czy bliżej miasta? - Raczej domu, ale prawie tak samo. - odparł Elder. - A więc lepiej biegnijmy do miasta. Szybko, szybko! Nasza trójka zawróciła i zaczęłą iść jako-takim truchtem, tymczasem Sentretka została w trudnej sytuacji. Postanowiła policzyć urazy. - K-Kotasia? Ty....? - Ja w sumie czuję sie dobrze tylko poobijana... - Mateo? Złamana noga.... Szkoda, że nie mam nozyczek, bo dobrze by było sprawdzic jakie złamanie, a nie mogę ci zdjąć spodni... Macio... Macio był nadal nieprzytomny. Senti przygryzła wargę. Usagi: Sent czuła się coraz bardziej niepewnie. Z jednej strony nie mogła tak usiedzieć na miejscu, ale z drugiej nie chciała porzucać Matea... i innych tesh. Szkoda, że nie miała apteczki! O gdyby miała, wiedziałaby doskonale co zrobić! Np. ( i tu Senti wsatw coś... Ja tam nie wiem co... ty przecież czytałaś pełno takich książek... nie to co ja.... np. wstaw tu coś z tego "102 sposoby jak pomysłowo wykończyć delikwenta"...) Na pierwszy ogień poszedł Macio. Próbowała go dobudzić, ale jej się nie udawało to jakoś... Wciąż miał zamknięte oczy. TYMCZASEM................ Usa, Elder i Pokeball już prawie dobiegają do miasta. Oczywiście oni wszyscy także ledwo mogą iść, ale oczywiście dla przyjaciół są gotowi na wiele (ach, jacy oni szlachetni!:P). Ludzie jakoś dziwnie na nich patrzą. Nasze trio wchodzi do budynku. Podchodzą do recepcji. Pani z okienka dziwnie im się przygląda, jak wszyscy zresztą siedzący w hallu. Nie trudno im się dziwić. W końcu nagle ni s tąd ni zowąd wpada trójka nastolatków, każdy jest cały brudny, usmarowany, ubranie ma postrzępione, cali są w ranach i w niektórych miejscach zakrwawieni, wrok dziki, ledwo chodzą, podchodzą do okienka i coś wykrzykują. -Już.... Już zawołam lekarza....- po chwili lekarz zszedł. -Tam! Na drodze...- Elder -Wypadek! Ledwo przeżyliśmy!-Usagi -Czarny mercedes! Wjechał na nas specjalnie!-Pokeball -Już... Już.... Jedziemy...- lekarz ubrał kurtkę i zawołał kierowcę karetki, oraz swoich dwóch pomocników. Wszyscy wsiedli do karetki. Trio chciało jechac z doktorem, ale ten nie pozwolił im i zostawił ich pod opieką pielęgniarek. Lekarz pojechał.... Sentretka niecierpliwie spoglądała raz w tę, raz w drugą stronę. To cud że wszyscy żyją, i że nic takiego im się nie stało! Złamania, stłuczki, potargane ubrania- przecież to normalka! Jakimś cudem im się udało. Sent spojrzała na las. Był ciemny i ponury jak zawsze. Jeep zrobił już wielkie BUM, akurat w momencie, kiedy trio dotarło na pogotowie. Dzięki Bogu naszym bohaterom uwięzionym na granicy nic się nie stało. Jakim cudem? Jakoś uchodzilili z życiem... I zawsze było to gdzieś w lesie, lub na granicy lasu.... Na horyzoncie zobaczyła czarne chmury. Widać je było jakby z końca lasu. Jakby te chmury wydobywały się z właśnie samego lasu. Popatrzyła na rannych. Kotasia zasnęła, podobnie jak Mateo, a Macio dalej się nie obudził. Sama Sentretka była trochę śpiąca, ale nie mogła zasnąć...... Chciała ich pilnować.... Jeśli by zasnęła, to przecież mogłoby się im stać coś złego, coś niedobrego.... Tak wyczuwała... W tym lesie wyczuwało się jakąś dziwną atmosferę.... Popatrzyła na miejsce skąd miała przyjechać karetka. Czekała. I nareszcie się zjawiła. Wysiadł z niej doktor, pomocnicy, i jakieś inne osoby jeszcze.... To dziwne.... ten doktor.... jego twarz coś przypominała Sent.... jakby już skądś ją znała.... Z zadumy wyrwał ją okrzyk: "Rusz się! Nie stój jak kołek!". Zaczęła pomagać jak mogła. W końcu w karetce zasiedli już wszyscy: Kotasia, Macio, Mateo, Sent, doktor, i inni. Sent usiadła na ławce i zaczęła ponownie przypatrywać się twarzy doktora... Doktor badał po kolei wszystkich. Nic nie mówił. Pomocnicy jego też. Pracowali w milczeniu. W końcu dojechali. W szpitalu pielęgniarka zaprowadziła Sent do pokoju, gdzie był już Elder, Usa i Pokeball. Usiadła. Odetchnęła z ulgą bo wiedziała, że jakoś wykonała obowiązek pilnowania bardziej rannych. Nikt się nie odezwał do siebie. Wszyscy byli zmęczeni. Sent już nic nie czuła. Położyła się w pościeli. Ciepło, iało, cicho.... Powoli jakby ktoś przyciszył głośnik tego świata wszystko ucichło.... Obraz przed nią coraz bardziej był zamazany... W końcu całkiem znikł. Zamknęła powieki. Odpłynęła.... Wszystkie przykre sprawy odpłynęły w inną stronę... A Sent mogła płynąć spokojnie po swoim kursie, ze świadomością, że nikt jej nie będzie przeszkadzał w tym... Wypłynęła na morze snów... -To dziwne.... Taka wielka kolizja.... Samochód bardzo późno wybuchł... A oni wszyscy żyją, i mają się dobrze....-szepnęła jakaś pielęgniarka w białym fartuchu, do mężczyzny stojącego obok. Ten mężczyzna był doktorem. Milczał przez cały czas. Po chwili jednak przemówił: -Nie wiem... mnie samego to interesuje... Najbardziej interesujący jest kierowca... prowadził, zdeżył się z samochodem z naprzeciwka, a wyszedł z tego z zaledwie zadrapaniami... -odpowiedział doktor -Policja chciałaby spisać raport.... problem w tym, że na razie nasi wszyscy świadkowie są nieprzytomni... Potem się obudzą, ale kto wie, czy będą cokolwiek pamiętać.... -Nikt nie widział w tej okolicy żadego mercedesa... Co dziwniejsze, samochód później znikł.... To nie żadne oszustwo, bo wszystkie obrażenia samochodu wyglądają prawdziwie, ale obrażenia na ludziach nie wyglądają prawdziwie.... -Myśli pan że to wszystko jest tylko upozorowane? -Nie.... Niekoniecznie.... A gdyby mieli udawać to pewnie tylko dla odszkodowania.... Tak to trochę wygląda, ale ja myślę, że to się stało naprawdę.... Naprawdę potrącił ich ten samochód... po prostu..... -.... po prostu mieli więcej szczęścia niż rozumu, tak? -Można to tak nazwać.... Ale przecież wcale niekonicznie...... Zważ, że ostatni dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy, no i wogóle... -Tak... W tych okolicach zdarza się wiele takich niewyjaśnionych przypadków....- Kotasia słuchała tego jak dotąd w milczeniu.... O kim oni mówili? Gdzie ona jest? Kim jest? Co ona tutaj wogóle robi? Co jej się stało? Kim oni są? Czuła jakieś ciepło, stan błogości i nieświadomości, który powoli, powoli się ulatniał. Powoli do umysłu dostawały się jakieś wizje, obrazy, powracały wspomnienia.... Zaraz, zaraz! Przecież.... Tak! Ona leży w szpitalu! Mieli wypadek! Kiedy? Wczoraj? Kilka dni temu? Miesiąc? Więcej? Ile czasu upłynęło od kąd zasnęła? Co jej jest? Wszyscy żyli, chyba.... Wszystkim nie stało się nic specjalnie groźnego.... Jakoś się tu znaleźli... Tak, przyjechała karetka, tu ich dowiozła, jakoś doszła do łóżka.... A co z resztą redakcji? Gdzie oni teraz są? Kotasia nie miała na nic siły. Ból głowy.... Potężny ból.... Każda myśl była w tym momencie dla niej jak igła wbijana do mózgu... Ból, ból... stan jakiegoś niekontaktowości ze światem... Ale jednocześnie kontaku z nim... Rozdarta tak właśnie na dwie połowy leżała na łóżku, wśród ciszy, mętni ludzkich myśli, spraw codziennych.... Do sali wpadało światło... W sali był pół mrok jakby jeszcze.... Jakaś jakby mgła... Nie taka jak na polu... Innego trochę rodzaju.... Jakby mgła mętni ludzkich umysłów znajdujących się w tej sali... i jakby ta mętnia przyozdobiła swoją osobą wszystkie te nagie i puste ściany... Kotasia z trudem otwarła oczy... Poczuła ból rozdarcia.... Teraz była już po jedej stronie... Po stronie świata i realności.... Spojrzała w okno... Słońce.... delikatne promyki wpadały między gałęzie, i przedzierały się do okna jakby chciały dadać otuchy.... przypomniała sobie moment kiedy siedziała w dole.... Wtedy właśnie nie wiedziała jeszcze czy kiedykolwiek zobaczy słońce.... Chciała krzyknąć, coś powiedzieć, pokazać coś, o coś spytać, dowiedzieć się paru rzeczy.... Nie mogła.... Nie mogła otworzyć ust... Leżała tak wpatrzona w okno pustym, szklanym wzrokiem.... Ponownie zamknęła oczy.... znowu przeszła na stronę nierealności, świata fikcji.... Mateo otworzył oczy. Co, gdzie, jak? A tak, tak, jest w szpitalu. Syknął. Noga. Nie, już nie bolała, ale gips był niewygodny. W-wypadek... czy wszyscy przeżyli? Nie, nie miał siły się podnieść... Zamknął oczy... Macio obudził się i podniósł... Wypadek! - Śpij, śpij... - powiedziała jakaś kobieta. Z powrotem opadł na poduszki... Sent: - Ale ja naprawdę nie muszę leżeć! - Elder. - Wasza czwórka także! - Nie, nie! Pokeball, Elder, Sentretka i Usagi próbują właśnie przekonać jakoś szpital, że czują się dobrze. Nagle Elder przystanął. Oparł się o ścianę. Czarny mercedes... jedzie....m-mgła? Jedzie jeszcze raz... śmiech.....uderza....znowu m-gła... Kamienie, jakieś kamienie.... Lawina... Elder zamrugał oczami. Usagi: Mateo pustym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Nie myślał o niczym. Zdażenia poprzedniego dnia powracały do niego co jakiś czas. Ale teraz nie myślał o niczym. Po prostu wpatrywał się w sufit. W całej tej monotonni obrazu sali szpitalnej w rzeczywistości były jednak jakieś elmenty niespokoju, burza, i bałagan. Sala szpitalna- jakże psychodeliczny element w tym momencie! Pacjenci są jakby uwięzieni w nim. Nie w budynku. Są jakby więźniami samych siebie, swoich umysłów... Chwila! Przecież.... Czy to już kiedyś nie było? Tak..... Właśnie kiedyś tak w tym dole, uwięzieni byli, we własnych umysłach. Bo wtedy największym problemem nie był dół, a ich umysł. Bo zostali zmuszeni do siedzenia w jednym dole ze swoimi byłymi ofiarami, i poczuli na własnej skórze to co czuli ich ofiary. Policja spisała raport. Lekarze wystawili diagnozę. Byli wolni. Redakcja Pokeallz mogła już iść do domu. Tak oznajmił lekarz. Stwierdził też, że dobrze by było, gdyby jednak jeszcze trochę zostali. I zostali jeszcze. Sprzeciwiali się, co prawda, ale chyba trochę za słabo. Zresztą oni sami tego potrzebowali. Potrzebowali mieć kontakt ze światem. Powoli popadali w jakąś swoistą paranoję.... to jest naprawdę? Sen? To jest realne? "To w końcu co jest już realne?" Ich oczy puste, które widziały świat innym niż jest w rzeczywistości, miały błędny wyraz. Wpadali coraz głębiej w otchłań umysłu, powoli jakby topiąc się w morzu myśli, niezrozumiałych, a jednocześnie zwykłych i prostych... W końcu, po około tygodniu wyszli ze szpitala. Do domu dojechali taxówką. Wiedzieli, że na dłuższą metę to nie będzie możliwe, takie właśnie jeżdzenie na zamówienie. W końcu pieniądze nie czepiają się poszczególnych członków naszej redakcji. Trzeba wykombinować coś. Jakiś pojazd. Tylko skąd? Czy ktoś tam w rodzinie ma? Czy jakiś koompel jest, który jest niezawodny i użyczy wozu? Sent: - Usa.. - zaczął niepewnie Mateo - Pamiętasz, jak mówiłem, że powinniśmy wrócić z tych zwariowanych wakacji, a ty stwierdziłaś, że nikomu nic sie jeszcze nie stało? Teraz już nie możesz tak powiedzieć! Przecież widzisz, co.... - Nadal nikomu nic się nie stało - ucięła Usa - A poza tym... Przerwał jej telefon. Kotasia odebrała. - Słucham? Po drugiej stonie - cisza. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała śmiech. Wyzywający, złośliwy. Po chwili rozległ się drugi raz: tym razem wprost bombardował otoczenie. Rozlegał się nie tylko w słuchwace. W całym otoczeniu....Zamrugała oczami. Cisza. Redakcja się na nią dziwnie patrzy. Odłożyła słuchawkę. - Słyszeliście ten śmiech? Redakcja pokręciła głowami. Nagle Usa pstryknęła palcami. - Zaraz po naszym przyjeździe też był telefon.... Głuchy. Nagle telefon zadzwonił jeszcze raz. Nikt nie wyywał się do odbioru. W końcu po drugim dzwonku Pokeball wolno podniósł słuchawkę. Chwilę z kimś rozmawiał, po czym ją odlożył. - Dzwonili moi rodzice - wyjaśnił - Pytali się czy wszystko w porządku... - I co odpowiedziałeś? - Że.. tak. - No cóż, jest w porządku, nie ma co - stwierdziła Usa - Teraz trza by pomyśleć nad jakimiś środkiem transportu, przecież nie będziemy drałować w to i z powrotem przez las... - Nie bedziemy, bo jutro stąd wyjeżdżamy. Nie jest w porządku. - Mateo. - Mateo ma rację - stwierdziła Senti - Po co mamy się narażać? Pokeball jednak pokręcił głową. - Trzy razy mogliśmy zginąć, i przeżyliśmy... - Do trzech razy sztuka! Nie wiadomo jak będzie za 4! - A więc głosujmy! Jednak oprócz Seni i Mateo wszyscy woleli zostać. Senti z rezygnacją poszła na górę. Postanowiła zrobić to, czego od dawna nie robił nikt z redakcji. Dać newsa na pokeballz. *** - Senti, gdzie znowu idziesz? - zawołał Elder. Senti pomachała mu jednorazowym aparatem fotograficznym. - Zrobić parę zdjęć - odpowiedziała. - Dobrze wiesz, że łażenie nocą po lesie jest niebezpiecz... - Jeśli nie wrócę za godzinę, zacznijcie mnie szukać. - A może ktoś z tobą pójdzie? - Ja mogę - zaofiarowała się Usa. - OK - kiwnęła głową Senti - I pamiętajcie: za godzinę. Ja mam zegarek, jakby co i na pewno jeśli wszystko będzie OK, wrócimy. Senti wyszła. Pierwsze co zrobiła, to zdjęcie domu. Potem lasu. - Po co to robisz? - zapytała Usa. - Chcę dać parę zdjęć na pokeballz, żeby się nie zmarnował aparat. Usagi przystanęła. - Pokeballz! Od dawna nie było newsów. - Były, były, ja dzisiaj dałam. Nieważne. Gdzie był ten dół? - Chyba tam. Obydwie dziewczyny doszły do pamiętnego dołu. Ciężko było na jego widok nie skrzywić się z odrazą. Senti szybko pstryknęła dwa zdjęcia. Usagi: -Choćmy już.... wyczuwam tu coś nie dobrego.... Naprawdę czuję się, jakby nas ktoś obserwował...-szepnęła Usa -A ty jak zwykle swoje... Zawsze o takich rzeczach musisz gadać.... psycholka! A później ja ze strachu umieram!- odcięła się Sent. -No ale wiesz... jestem psychicznym frajerem, i czasami zdarza mi się czytać w myślach, lub coś tam przewidzieć... i ja NAPRAWDĘ czuję coś niedobrego!- tym razem głos Usy zabrzmiał tragicznie. Miał w sobie coś z histerii. Sent oblał zminy pot. Znała już Usę na tyle, że wiedziała, iż czasami naprawde ma wieeele racji, i wiele rzeczy się sprawdza. Gęsia skórka, pot, ciemno w oczach.... Sent miała słabość do takich rzeczy. Lubiała, owszem ich słuchać, mieć z nimi kontakt, ale mimo wszystko chciała skończyć z takimi rzeczami raz na zawsze. Spojrzała za siebie w las. Ciemność. Nie ma nikogo. Niczego nie widziała. Widziała tylko otchłań i mętnię jakąś. Coś czarnego. Znowu zapadała w swój własny umysł. Krzyknęła. Naprawdę. Tym razem naprawdę, nie w świecie fikcji. Usa na nią spojrzała. -Choćmy już.... To naprawdę nie był dobry pomysł z tym chodzeniem do lasu samemu, w szczególności już w środku nocy.- Usa. Szły. Do domu miały niby niedaleko, a jednak droga powrotne dłużyła im się nie samowicie. Dziwna sprawa... przecież to niedaleko... już....o już za tym zakrętem... Nie? To za tym drzewem.... Nie? To gdzie to jest? Nie ma? Nagle ni z tąd ni zowąd znowu znalazły się nad dołem. Same nie wiedziały jak tam trafiły. Czyżby kręcili się w kółko? Przeszły parę kroków. Usa się potknęła. Wstała, rozmasowała kości i spojrzała w kierunku tego o co się potknęła. Coś białego. Tak dziwnie kredowo białego. Podeszła bliżej. Spojrzała. Ręka. Szkielet dłoni. Biały... tak piekielnie, przerażająco biały.... pod ziemią pewnie znajdowała się reszta ciała, a właściwie to reszta szkieletu. Usa spojrzała dokładniej. Ręka drgnęła. Złapała ją.... przenikliwe zimno, ciemno przed oczami, zimny pot.... znowu to uczucie zapadania w jakąś otchłań niezmierzoną.... w jakąś czeluść mroczną.... zimno, które przenika do szpiku kości... Krzyknęła. Poczuła czyjąś zimną rękę na ramieniu. Znowu krzyknęła. Obejrzała się za siebie. Sentretka. Patrzyła na nią dziwnym, niespokojnym wzrokiem. Usa spojrzała jeszcze raz w stronę, gdzie przed chwilą widziała rękę. Nic tam nie było. Może to po prostu jakieś majaki. W takim razie o co się potnęła? Odetchnęła. Czyli to nie było realne. Spojrzała na Sent. Jej chłodna dłoń wciąż spoczywała na ramieniu Usy. Jednak teraz nie było zwykłej dłoni człowieka. Była dłoń szkieleta w kolorze kredowo białym. Tam, gdzie przed chwilą była twarz Sent- była teraz twarz trupa. Łysa, naga czaszka. Tam, gdzie przed chwilą były niespokojne oczy Sent- teraz były dwa ogniki. Znowu to zimno.... znowu przjście na stronę fikcji.... znowu strach..... ten wielki strach..... Usa dostała w twarz. Zobaczyła jak Sent nią potrząsa. Siedziała na ziemi w miejscu gdzie oglądała rękę trupa. Potrząsała nią Sent- normalna Sent, ni żaden truposz. -Oprzytomniej! Dlaczego krzyczałaś? Co ci jest? - Nic.... Błagam.... cho- choćmy.... pro- proszę.....- wydyszała Usa. Ruszyły. Cały czas towarzyszyło im przejmujące zimno i ta cisza.... Ta cisza tak dziwna.... że aż nienormalna.... jakby wszystko zamarło..... jakby cała natura zamarła..... jakby wszystkie drobne żyjątka nawet wyczuwały coś niedobrego.... chciały się ukryć.... schować..... przed czym? Cisza...... żadnego dźwięku..... cisza......... Sent: - Nie no! - krzyknęła w pustkę Senti. Po chwili znów znalazły się nad dołem. Jakby tutaj utknęły. Nie mogły się wydostać. - S-spróbujmy jeszcze raz - stwierdziła Usa - Co nam pozostało? Jej głos jednak zawierał nutkę rezygnacji - nic innego nie mogły zrobić, ale to było chodzenie na marne. Znowu dół. Nagle obie dziewczyny poczuły lodowaty powiew, przejmujące zimno. Krzyknęły zduszonym krzykiem. Usagi leciała teraz, leciała z tym powiewem, po czym wylądowała w dole. Spojrzała w górę. Otaczały ją trupy. Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, znów była na górze, koło Senti. - Niech pomyślę - stwierdziła Sent - znowu coś zobaczyłaś? - Ano. Siebie w dole. - Lepiej stąd odejdźmy. Bo jeszcze sie spełni. Nie zdziwiłabym się. Odwróciły się i wtedy.... Znów powiał wiatr. Tak mocny, że obydwie dziewczyny nie mogły się mu oprzeć.. Zawiał je prosto do dołu. Usa rozejrzała się. Siedzi, cała poobijana koło poobijanjanej Sent. Bez trupów. Wizja czy realia? Zresztą, co jest realnością? - Mówiłam, że się nie zdziwię, no więc się nie zdziwiłam. - stwierdziła ponuro Sent - Minęła już godzina, więc licząc na punktualność naszej redakcji, zaraz zaczną.... - Czekaj - przerwała jej Usa - A jeśli, tak samo jak my nie mogłyśmy stąd odejść, oni nie będą mogli tu przyjść? A nawet jak przyjdą, to już nie odejdą? - Masz rację... - cicho powiedziała Sent. -------- Tymczasem u 5/7 redakcji... - Godzina - stwierdził Elder. - Znowu coś się stało... mam tego dość. Jutro wyjeżdżam. Może Usa też zmieni zdanie, skoro teraz jej się coś stało - stwierdził Mateo. - Hmmm - zastanowił się Macio - Idziemy wszyscy, czy tylko część? - Lepiej część - stwierdził Pokeball - Niech Macio i Kotasia zostaną, a jeśli nie wrócimy przez 2 godziny - idą po nas. Ja z chłopakami idę poszukać tych dziewczyn. Pasuje? Pasowało. Wyszli w ciemny las.... ------ A u Usuni i Sentuni... - A może jakoś same wyjdziemy? - zaproponowała Us - Teraz nie ma takiego błota, więc... Spróbowały. Jednak za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Po prostu było za ciemno, a poza tym i tak nawet gdy nie było tak mokro - dół był niezłą pułapką. Sentretka stwierdziła, że spróbują rano, ale w jej głosie wyczuwało się sceptyzm, który mówił: "Rano i tak stąd nie wyjdziemy; jednak nawet przy suchych ścianach to może sie nie udać". Nagle Senti zastrzygła uszami (no dobra, dobra, nie zastrzygła tylko nadstawiła uszy.. pasuje? - dop. Senti) a więc nagle Senti nadstawiła uszy. - Chyba ktoś tu idzie. Zawołajmy. Usa jednak nie słuchała. Senti więc krzyknęła w ciemność "Ejjj! Pomocy!" Po chwili nad dołem zjawił sie Mateo, Pokeball i Elder. - Dziewczyny! - krzyknęli - Co się stało? - Zaraz wam opowiem, lepiej stąd już chodźmy - stwierdziła Senti. Ponieważ osatnią gałąź Pokeball wrzucił do dołu, Mateo wział druga i pomógł wyjść dziewczynom. Usa wyszła, ale była milcząca. Za to Senti w skrócie opowiedziała, co sie stało. - Mówisz, że nie mogłyście dojść do domu, tak? - zapytał nagle Pokeball. - T-ta-ak. I nie wiem właśnie, czy.... - Nie. Spójrz przed siebie. Dół. Czy utknęli w tym lesie na dobre? Czy już nigdy się nie wydostaną? US: -No to w końcu już nie wiem.... wyjdziemy stąd, czy nie?- Usa -A dlaczego byśmy mieli nie wyjść? Przecież zaraz dojdziemy do domu!-Mateo. Mateo miał najgorzej ze wszystkich. Dzięki niemu cała pielgrzymka posuwała się naprzód wyjątkowo powoli. Wiadomo, ze z jedną nogą w gipsie o kulach nie jest zbyt łatwo iść. Widać już było między drzewami jakieś błyski, które pochodziły od strony domu. A jednak.... a jednak wyszli.... a jednak nic im się nie stało... A jednak to po prostu tylko halucynacje były... to nic takiego... doszli do domu. Wszystko OK. Wszystko... Weszli. Redakcja na ich widok przerwała oglądanie telewizora. Po krótkiej chwili wyjaśnienia wszyscy powróscili do swoich zajęć. Jakąś godzinę później redakcja zmęczona oglądaniem tv (fakt, nie ma co, męczące zadanie) postanowiła zrobić coś innego. Trzeba zabić ostatnie wspomnienia. Były podzielone zdania, co do spędzenia tego wieczoru. -Telewizor! -Czytanie książek! -Kolacja! -Komp! -A ja mam inny pomysł!- Usa- przygotuje specjalną kolację dla nas wszystkich! Później usiądziemy na podłodze w kręgu, zgasimy światło, zapalimy świeczkę, no i oczywiście nastąpi to, co tygryski lubią najbardziej! Poopowiadamy o duchach, czy innych paranolmalnych rzeczach!- wszyscy na nią spojrzeli. Nkt się nie odezwał. Wszyscy tego chcieli, ale jednocześni te ostatnie dziwne wydarzenia, i strach przed czymś... Po zjedzeniu kolacji redakcja postanowiła skorzystać z propozycji Usy. Zapalili cztey świece. Zgasili światło. Usiedli w kręgu, na podłodze. I kolejny raz krąg... ten symbol w ich wypadku zjednoczenia... tak samo jak w tym dole.... i znowu tak samo siedzą tak w kręgu. -To... to co? Zaczynamy> Opowiada ktoś pierwszy?- spytała Usa. Nikt się nie zgłosił. Milczenie jednak ustąpiło. -No, nikt się do opowiadania nie kwapi? Dalej! Nie? No dobra, to może ja zacznę opowiadć....- Usa wzięła głęboki oddech. Objeła wzrokiem redakcję.- Eeeee... jakoś nic mi w tej chwili do głowy nie przychodzi! -Ja! Ja chcę!-wyrwał się Macio. Pozostali spojrzeli na niego z uznaniem. Macio de tej pory nie wyrózniał się niczym specjalnym, a tu nagle taka akcja samego z siebie.- Więc opowiem może wam legendę o lustrach... wiecie.... no, to tak tylko dla rozgrzewki, tak na początek! Więc... jak tak patrzymy na lustra to widzimy tam drugi, inny świat.... lepszy, czy gorszy? Taki... taki sam, ale jednak inny... taki trochę jeszcze bardziej mroczny, tajemniczy.... gdy patrzymy tak na lustro, to widzimy ten nasz świat, ale jednocześnie nie jest on już nasz... wiecie, że podobno po drugiej stronie lustra jest drugi świat, tylko że cały w ciemnościach? Taki alternatywny świat... cały w mroku.... my żyjemy w świetle....- Sent wyjrzała za okno. Był nów. Ciemno. Czy aby na pewno żyją w świetle? Wiatr powiał, uniósł firanki. Macio dalej opowiadał- I wiecie, że podobno, kiedy jest nów, kiedy jest właśnie wtedy szczególnie ciemno, i kiedy to mrok ma przewagę, nie wolno przeglądać się w lustrze? Lustro jest wtedy ciemne, tak jak wszystko na świecie.... nie wolno się w nim przeglądć, bo można zostać wciągniętym do środka... można wtedy zostać zwyciężonym przez mrok...- Reszta redakcji mimowolnie spojrzała na lustro. Lustro znajdujące się na ścianie pokoju. Było duże, wielkie, tajemnicze. Mrok.... tak ciemny, i gęsty mrok..... w tym lustrze była ciemność.... ale kto wie, czy nie bardziej ciemniejsza niż naprawdę... wszystko w tym lustrze wydawało się takie same, a jednak inne.... Członkom redakcji zdawało się, że powoli zostają wciągnięci do środka. Wpadli w jakby jakiś trans.- Ej, no dajcie spokój, to stara legenda!- powiedział drżącym głosem Macio. Następną odważną osobą okazała się Kotasia. -To może.... ja... ja będę teraz opowiadać....- rozpoczęła. Spojrzała po zebranych, jeszcze raz rzuciła płochliwe spojrzenie na lustro.- Posłuchajcie... Ja chciałam wam opowiedzieć.... no, może to będzie coś nietypowego... bo wiecie, wielu ludzi zastanawiało się nad końcem... świata, ludzi.... nad tym co wtedy będzie.... i wielu ćwiczy tę swoją rolę... tę rolę, którą kiedyś będzie musiał wypowiedzieć, wtedy, kiedy stanie kiedyś na scenie życia.... i kiedy tak zstanie oświetlony światłem reflektorów sprawiedliwości, to wyjdzie na jaw, jak przygotowywał się do przedstawienia... i jak wtedy wypadnie? Jak to wszystko będzie wyglądać? Wiecie, gdzieś przeczytałam... o takiej bogini... ona z kosą w ręce stanie, na czole znak saturna świecieć będzie, wiatr będzie dął.... a ona tak wlaśnie stanie.... i powoli zacznie zbierać żniwo... Kosa będzie nienagannie sprawować swą funkcję... aż w końcu wszystkiego nastąpi koniec.... nicość zapanuje.... po czaszkach iść będzie.... w morzu krwi się wykąpie.... i oczy jej.... te świecące oczy.... -Dość!-przerwała Sent- nie chcę wiedzieć, co jeszcze chcesz powiedzieć! Mam wogóle tego dość! Spać też jush nie pójdę! -Uspokój się.....-Mateo-nie martw się... Dobra Kotaś, może przerwij? Chwila odpoczynku, i ruszamy dalej.... Wszystko w tym domu wydawało się z minuty na minutę coraz bardziej dziwne.... Ciemność, może się zdawać, że to nie możliwe, ale coraz bardziej była gęsta... Wiatr powiał.... świeczki nadal płonęły. -No to... kto? Kto teraz? Myślę, że powiniśmy przestać gadać o legendach, a troche dać suchych faktów... wiecie, coś bardziej realnego, np. duchy....- Usa. Nikt nie skomentował jej wypowiedzi. Coś bardziej normalnego-duchy. Żadna nowość. Ona wszystko przekręca. -No... kto? Bo mi nadal nic specjalnego do głowy nie przychodzi...-Usa -Ty opowiadaj! Zapewniam cię, że wcale nie musi być coś specjalnego! Wszyscy wiemy, co znaczą twoje rzeczy zwykłe, i specjalne... nawet zwykłe są dziwne.... więc opowiadaj....- Macio -Oki.... To może pewną historię związaną z tym domem?- milczenie- przyjmuję to jako "tak". Więc posłuchajcie... podobno ten dom, choć nie wygląda, ale tak naprawdę jest bardzo stary... I podobno kiedyś należał do pewnego faceta.... właściwie, to ten facet był bardzo, bardzo bogaty, i takich domków, jak ten tutaj to on mógł mieć dużo... i podobno raz w lecie postanowił się tak wybrać do niego, na około tydzień- dwa. Chciał tu pobyć w samotności, i właśnie przyjechał tu sam. Chciał choć na chwilę przestać gonić za karierą, pieniądzem. Na powrót poczytać, pomyśleć, skupić się w sobie, nabrać sił przed nowymi wyzwaniami losu. Nie wiadomo do końca, co się tu z nim działo. W każdym razie były to ostatnie wakacje jego życia. Znaleziono jego ciało jakieś dwa tygodnie później. Nie dzwonił, nie zjawił się w pracy. Wysłali kogoś, aby sprawdzić co się z nim dzieje. Znaleziono go jak leżał na łóżku, tam, na pierwszym piętrze- w swojej sypialni. Był całkiem ubrany. Leżał z otwartymi oczami. Taki szklany, pusty wzrok. I nie miał żadnych urazów wewnętrznych, ani zewnętrzych. Tak wykazała sekcja zwłok. Co dziwniejsze, w szpitalu podczas swojego pobytu, był dość częstym gościem. Miał wypadek samochodowy, wypadki w lesie. Podobno lekarze sekulowali, że umarł, nie na zawał serca, a z winy swojego umysłu. Wiele osób jest chorych z samotności. W tym wypadku tak nie było. U tego faceta nie było nic takiego. Był bardzo silny psychicznie. Nie miał schizofremi, ani nic tego typu. Po prostu... umarł. Nie ze starości. Był dość młody. Po prostu umarł. Stał się więźniem swojego umysłu, więźniem samego siebie....- Usa powoli kończyła. W tym samym momencie u góry, w miejscu, gdzie jest sypialnia, w której właśnie prawdopodonie umarł ów człowiek, zaskrzypiała podłoga. Reszta redakcji spojrzała dziwnie na Usę, jakby to była jej wina. -Z tobą naprawdę jest coś nie tak... fakt, to wszystko było tylko PODOBNO, ale skoro podobno, to znaczy, że być może prawdziwie...-Macio -I znałaś tą historię wcześniej, a mimo to chciałaś tu przyjechać?- Kotasia -Ta.... znałam, a co? Ten dom jest w posiadaniu mojej rodziny od roku, a właściwie to ponad roku... w poprzednie wakacje nie chciałam tu przyjechać, ale w te powiedziałam sobie, że dość, i że muszę przestać wierzyć w takie rzeczy... -No tak.... nie wierzycie chyba, że coś nam się stanie? Do tej pory nic nam się nie stało! Żadneych wypadków w lesie, samochodowych, czy np. figli umysłu w postaci np. wizji...-Pokeball dopowiedział. Spojrzał na członków redakcji. Wtedy spostrzegł się, że ta jego wypowiedź, jak wszystkie zresztą, jest conajmniej nie na miejscu- Ooooops... Eeee... to może... zjemy coś?- próbował zapomnieć o swojej własnej wypowiedzi. Cisza. Podłoga znowu skrzypnęła, znowu powiał wiatr. Okiennice trzasnęły. Po chwili okno same się zamknęło. -Przeciąg... To dlatego pewnie.... no dbra, kto otworzył u góry okno?- Kotasia -U góry? Ja nie! Zdawało mi się, że było zamknięte!-Macio -Tak..... ja też żadnego nie otwierałem... -Mateo -Eeee.... ja też...-Usa -I ja....-Sent -I ja także....-Elder -A ja tym bardziej nic nie otwierałem...- Pokeball. Znowu coś powiało. Jakiś zimny prąd. Zgasły świeczki. Nikt się nie odezwał. Nic nie było już ważne. Milczenie narastało. Skrzypnięcie drzwi. Ciężkie kroki na schodach. Do ich umysłu powoli wkraczała jakaś mgła. Umysł przyćmiony, przez jakąś tajemną siłę, powoli tracił świadomość... Powoli zanikały gdzieś myśli, problemy... ciepło.... takie przyjemne, dziwne ciepło.... uczucie takie jak tuż przed zaśnięciem... Tak jak przed zaśnięciem, wszystko odpływało... i to uczucie błogiej nieświadomości... sen... ta mgła.... nie świadomość... wszystko jest rozmazane... wszystko odpływa... kroki są coraz bliższe.... zimno, a jednocześnie ciepło... powieki coraz bardziej ciążą.... ten stan nieświadomości.... ta cisza... jakby wyłączone zostały wszystkie głośniki... ciemność.... czas wlecze się powoli.... jakby wszystko pokazywane było w zwolnionym tempie.... ta cisza.... ta mgła.... kroki już pochodzą z kuchni.... cisza.... skrzypnięcie drzwi..... zwolnione tempo.... ktoś wszedł do pokoju... cisza i ciemność większe niż przedtem... coraz większa mgła i nieświadomość w umysłach.... Wtem Elder poderwał się i z prędkością światła podskoczył do kontaktu. Pstryknął i zapaliło się światło. Martwa-cisza. Żadnych kroków. Nic. Pokój wyglądał całkiem inaczej, niż przed zgaszeniem. Cisza. redakcja siedziała. Nikt się nie odezwał. Nie wiedzieli właściwie co się stało. Szok. Nagle jakby dostali w twarz. Jakby obudzili się z głębokiego snu, wizji. Błogość gdzieś uleciała. Patrzyli na siebie oszołomieni. Co to było, to przed chwilą? Jakby sen..... czyżby zbiorowa halucynacja? Hałasy, a jednocześnie cisza, a potem jeszcze większa cisza? Co to było? Czyżby naprawdę to był prawdziwy.... duch? Mara nikczemna? Nikt nic nie mówił. Wszyscy chcieli stąd wyjeżdzać. Rozumieli się bez słów. Tylko czy aby na pewno dadzą teraz radę? Czy im się to uda? Co teraz jest realne? Czy stali się więźniami swoich umysłów? Sentretka: - Wyjeżdżamy! - krzyknął z histerią Mateo i rzucił się, aby się spakować. - Nie mamy samochodu - stwierdziła trzeźwo Usulka. - Pojedziemy pociągiem. - Dzisiaj już za późno. - No to jutro. - Nie wiemy o której pociągi. - Pójdziemy i sprawdzimy. Mimo, że Usa (o, dziwo) oponowała, po chwili cała siódemka zaczęła powoli iśc w stronę stacji. Idąc, minęli niewielki pagórek. Usa podeszła w jego stronę. Pagórek miał otwór. - Ej, chodźcie zobaczyć! - Lepiej nie - powiedział Bezmózgowy Potwór (czyt. Mateo ^^) Jednak nagle zaczęło padać i redakcja postanowiła schronić się tam i przeczekać deszcz, który, ponieważ tak szybko się zaczął z pewnoscią szybko się skończy. *** Po półgodzinie deszcz nadal lał. Wreszcie Macio stwierdził: - Mamy do wyboru lecieć w deszczu albo tu zostać. Wtem z góry pagórka rozległ się jakiś hałas. Stoczyły sie kamienie i zatarasowały wejście (co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że na pagorku żadnych kamieni nie było, ewentualnie drobne kamyczki i jakieś rośliny - dop. Senti) Redakcja była uwięziona. - Nie mamy już wyboru - stwierdził osłupiały Macio. - Dajcie spokój - nie zginiemy - powiedziała Sent. - Skąd wiesz? - Ten człowiek nie zginął w wypadku, zawsze uchodził z nich żywy - odparła spokojnie. - Jak ty możesz być taka spokojna! - A co, mam biegać i krzyczeć? - i wskazała głową na Mateo który właśnie walił w ściany ![]() - P...o...c...o....m....y.....t....u.....p...r...z...y....j...e.....ż...d....ż ....a.....l.....i.....ś......m.....y..... - powiedziała z zaciśniętymi zębami Usa, kopiąc jakiś kamyk. - To był twój pomysł. - Wiem, że mój. Jak wrócę... jeśli wrócę... to pierwsze co zrobię to zmuszę rodziców, aby sprzedali ten dom! - To się zaczyna robić nudne - Senti oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi - Dół, drzewa, lawina, wypadek... - Jak ty możesz być taka spokojna... dla mnie to aż nadto.. - Heh... wiecie, ja chyba bardziej się zawsze boję, że cos się stanie niż, że coś się sta.... - Czemu przerwałaś? - Przesłyszałam się. A więc, bardziej się boję, że coś się stanie, niż, jeśli już się stało - stwierdziła Senti. - Taaa.... A jeśli zginiemy? - Gdy zginiemy, już nas nie będzie - powiedziała Senti - Ale jeśli zginiemy, to coś mi się przypomniało. Mateo... Pokeball.... Od dawna miałam was o to zapytać... co wy chowaliście po szufladach? Chłopcy wyraźnie się zaczerwienili, a Pokeball bąknął: - Jeszcze nie zginęliśmy, nie? Jednak i Usagi przypomniała sobie o "skarbie" chłopaków. - Oj, dajcie spokój, po co te tajemnice. - Będziecie się z nas śmiać! - Nie będziemy. Webmasterzy milczeli patrząc na siebie i szurając butami po ziemi. Sentretka nie zamierzała jednak rezygnować (tak, tak, wiem, jestem uparciuch - dop. Sent.) Dziewczyna podeszła do Matea i słodko się uśmiechnęła. - Czyśbyś zapomniał, że jedną z moich głównych wad jest upór? I że jak się uprę, to jak osioł? (szczera prawda, nie zrezygnuję nawet jak stwierdzę, że nie mam racji! - dop. Sentretka) - E... no...to...eeee....może najwyższy czas pozbyć się te-ej waaady? - Pomyślę o tym. Ale powiecie wreszcie czy nie? Nie wydostaniemy się stąd, przynajmniej na razie. Nudzimy się. Mamy do wyboru: gadać albo iść spać. Sen w takich warunkach nie jest wskazany. A jeśli mamy gadać, to czemu nie o.... - ...czymś innym - wpadł jej w słowo Elder, który postanowił pomóc chłopakom; jednak po kilku sekundach podszedł do Pokeballa i zaczął coś z nim szeptać. Pokeball zaczerwienił się i coś odszepnął. Na twarzy Eldera najpierw odmalował się szok, potem zaczął się śmiać a na koniec pokiwał głową ze współczuciem. - Ej, no mu powiedziałeś! - krzyknęła Usa. - Przynajmniej powiedzcie mniej więcej, o co chodzi! - Mniej więcej chodzi o...o...o.... Nagle cała siódemka poczuła dziwny wstrząs. Kamienie zniknęły. Deszcz przestał padać. Spojrzeli na siebie znacząco. Już nic nie było w stanie ich zdziwić. Postanowili iść tam, gdzie szli początkowo - na stację. Marsz był dość krótki i nic go już nie zakłócało, jednak wszyscy milczeli. Ta cisza wydawała się taka podstępna, złośliwa. Gdy dotarli na stację, Mateo, Senti i Pokeball byli pierwszymi przy tablicy z odjazdami pociągów, Kotasia i Macio i Elder drugimi, a Usa ostatnia. Usagi nadal wydawała się nieprzekonana do wyjazdu. - Dzisiaj... za 10 minut nawet! - oznajmił Mateo. - A nasze rzeczy? - zapytała Usagi. - Pal licho nasze rzeczy! Zabierzemy innym razem! Na razie ratujmy życie! Jedziemy? Pięć osób odpowiedziało chórem: "Jedziemy". Osobą, która nie przytaknęła, była oczywiście Usa, któżby inny! Gdy redakcja parła do kasy Senti usunęła się do tyłu i zapytała cicho Usę: - Czemu nie kcesz jechać? - Ciężko to wytłumaczyć. Ale wiesz, że takie rzeczy mnie pociągają. Teraz już się do nich przyzwyczaiłam. Po prostu polubiłam te zjawiska paranormalne... Senti skrzywiła się. - A więc o to chodzi! Widzisz, wiesz co? Przyjedź tu najlepiej innym razem. Sama, z kimś z rodziny... Weźmiesz rzeczy, przywieziesz i studiuj sobie te wszystkie dziwactwa. Ja nie mam na nie ochoty. Serio. A demokracja jest najlepszym sposobem rozwiązywania problemów. Jest sześć: jeden, koffaniutka. Usa przewróciła oczami. - No dobra.... Tymczasem reszta właśnie wracała od kasy. Mieli nieszczęśliwe miny. - Pociąg spóźni się o jakieś 2 godziny, nastąpiły jakieś komplikacje. Może więcej. Na razie nie chciała sprzedać biletów. Nagle naszej redakcji ukazał się żółto-błękitny portal. Na środku stacji kolejowej. Najwyraźniej nikt oprócz nich tego portalu nie widział. Ten portal wessał ich.... wszyscy odruchowo zamknęli oczy. Gdy je otworzyli, znajdowali się w pociągu. Było 3 godziny później. Nikt tego nie skomentował. Po chwili milczenia Senti odezwała się: - E... Mateo... słuchaj, wyjdźmy na korytarz.... Chłopak zaskoczony zgodził się. Dziewczyna na wszelki wypadek odprowadziła go trochę o rozdziału, w którym siedziała redakcja. - Co ukrywaliście z Pokeballem? - Ee...nic. - Powiedz! Mateo przypomniał sobie chwilę nad dołem. Teraz też Senti była taka twarda i stanowcza. Nie sposób było nie odpowiedzieć lub odpowiedzieć wykrętnie. - To były... widzisz...no dobra. Przede wszystkim listy miłosne i pamiętnik Pokeballa.... on zaczał jeszcze do tego dokładać swoje notatki i rysunki (które najczęściej rysował na lekcjach) które dotyczyły tego samego co listy. Senti zdumiała się. Jednak nie pozowliła sobie na to zdumienie zbyt długo. Po kilku sekundach wykrztusiła jeszcze: - Pokeball...? Listy miłosne.... Kto by pomyślał... No to... dzięki za szczerość.... - podeszła i pocałowała Mateo. Chłopak zrobił się cały czerwony. Senti odsunęła się i spojrzała na niego inteligentnie i z zainteresowaniem. - To, co się wydarzyło na korytarzu, było całkowicie nieoficjalne, prawda? - Mhm... - No to fajnie... chodźmy.... Redakcja na próżno zgadywała, czego Senti wróciła z zwycięską miną, a Mateo cały czerwony. Gdy w głowie Eldera i Pokeballa zrodziła się myśl, że Mateo powiedział Senti o "skarbie" dwójka milczała. Epilog (tak to się nazywa nie? - dop. Senti) Usa właśnie ślęczała nad ksiażkami. Jutro miała dwie klasówki, makabra. Najchętniej jutro nie szła by do szkoły. Nagle w swej głowie usłyszała głos: "Witaj, panienko Usagi. Może tak trochę paranormalności? Jeśli odpowiesz tak, zostaniesz w ciągu 5 sekund przeniesiona do domu w lesie" Usa nie zastanawiała się długo. Odpowiedziała: "tak, ale na ile?" Odpwiedź brzmiała: "Na tyle na ile będziesz chciała. Powrót własny =P" Pokeball był właśnie zajęty paleniem pewnych papierów, znajdujących się wcześniej w pewnych szufladach. W miedzyczasie zadzwonił do Eldera, który stwierdził: "Zakochując się, nigdy nie czyń za wielu głupstw, potem gdy będziesz chciał zniszczyć ślady miłości nie zawsze będzie to takie łatwe jak spalenie listów, pamiętnika i papierków... Na przykład, gdy wytniesz inicjały na drzewie.... Chyba go nie zetniesz, prawda?" Elder właśnie rozważał tragedię Pokeballa. Czy chłopak zniesie to tak łatwo? Myśląc, usiadł do kompa. Pokeballz... zamknięte? A więc on tak łatwo tego jednak nie zniósł. Co prawda pewnie nanosiło się tu dużo powodów, ale to była pewnie tytułowa "kropla, która przepełniła czarę" Brak czasu, zniechęcienie się do pokemonów... to czuł każdy z redakcji.... Mateo myślał o scenie w pociągu. Na samą myśl automatycznie się rumienił, tak samo gdy rozmawiał z Senti. Zaczął więc ograniczać z nią kontakty... Tylko, czy Sentretka się nie obrazi? Macio właśnie wyszedł po gazetę. Spotkał po drodze Kotasię. Dziewczyna czytała własnie jakąs gazetę. Na jego widok pokazała mu pewnien artykuł. Dotyczył "dziwnych, nietypowych zdarzeń nie mających jakiegoś wytłumaczenia" Czytając to, chłopak zaśmiał się ponuro. Podobno cała masa ludzi postanowiła się tym zająć, aby to wytłumaczyć. Ciekawe... Sentretka właśnie usiadła przed kompem. Otworzyła czysty nowy dokument w Wordzie =P i zaczęła pisać "Wakcje redakcji pokeballz, czyli miej szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego" Nagle w pokoju Senti pojawiła się Usagi. Opowiedziała chaotycznie, że słyszała głos itede i że zabrała rzeczy (tu wywaliła na podłogę znaczną ilość toreb) ale musiała wracać, bo zaraz następnego dnia zebrała się grupa jakiś naukowców, którzy postanowili zbadać ten dom i zjawiska. Senti mruknęła: "Powodzenia". Usa wychyliła się przez ramię Senti. "Mogę ci pomóc w pisaniu? Tylko że... Pokeball zamknął Pokeballz! Nie jesteśmy już redakcją!" Sent odparła jej: "Nie. Rozpadliśmy się, chociaż nadal coś nas łączy. Ale te wydarzenia opowiadają o tym, jak jeszcze byliśmy <redkacją>, więc dlatego taki tytuł. Usa kiwnęła ze zrozumieniem głową... THE END Teraz pora na rzeczywiste komentarze. Choćby i takie same jak przedtem. Jeśli będą - możecie ficka usunąć, bo jest kiepski. Albo usunę sama. A propo jipa - specjalnie błąd w pisowni, specjalnie, potem jest chyba kilka razy poprawnie. -------------------- Nie... Ja tylko...
Jestem cały czas zmęczona. Jestem naprawdę zmęczona. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 05:53 |