Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Widać tylko mrok i splamione krwią (zak), Zaczyna się niepozornie ale...

Eskeniaa
post 09.01.2004 16:20
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Jak już mówiłam zaczyna się niepozornie, ale z czasem się rozkręca :D Przepraszam z góry że naraz wklejam tyle tekstu. Mam nadzieje że się wam spodoba. Pozdrawaim Eskeniaa


Tego dnia na peronie 9 i ¾ było wyjątkowo mało czarodziejów. Gdzieniegdzie można było zobaczyć jedynie postacie ubrane na czarno lub pracowników kolei. Dziewczyna zrezygnowana całą sytuacją usiadła na marmurowej posadzce i wyczekiwała pociągu.
- Widocznie zjawiłam się za wcześnie- pomyślała. Nagle jednak przed jaj kufrem stanęła postać ubrana w wyjątkowo śmieszny strój. Starszy mężczyzna popatrzył na nią z zaciekawieniem. Spod okularów jego oczy wydawały się dziwnie duże. Wręcz niespotykanie.
-Dzień dobry Paulino, widzę że jesteś bardzo punktualna. Jak sama widzisz nikogo oprócz nas nie ma. Rok szkolny zaczyna się dopiero 1 września i to wtedy uczniowie zbierają się na peronie 9 i ¾. Musieliśmy wraz z twoim ojcem wcześniej zabrać cię do Hogwartu. Jak sama na pewno doskonale wiesz sam nie mógł by cię tam zabrać 1 września…
Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała jedynie z wyrzutem na mężczyznę. On zaś gestem dłoni pokazał jej nadjeżdżający pociąg.
-Pojedziesz razem z profesorem Snapem. On pokaże ci na miejscu twój tymczasowy pokój i cały zamek.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do pociągu. Gestem dłoni pożegnała dyrektora i znikła w ciemnym i głuchym korytarzu. Nagle drzwi do jednego z przedziałów otworzyły się. Stał w nich wysoki mężczyzna o ciemnych oczach i włosach
-Zapraszam zapraszam. Nazywam się profesor Snape.- Wyciągnął do dziewczyny kościstą dłoń .Ona zaś niepewnie uścisnęła ją i usiadła naprzeciw mężczyzny.
-Nazywam się… On jednak nie pozwolił jej dokończyć
-Paulina Bringot. Wiem Dyrektor powiadał mi o tobie. Podobno byłaś naprawdę dobrą uczennicą?
Tego obawiała się najbardziej. Pytań o swoją dawną szkołę. Nie lubiła tego tematu. Często się przenosiła do różnych szkół. Jej ojciec był wiceministrem Magii dlatego musiała być gotowa na natychmiastowe przeprowadzki, ze względu na prace ojca. Nauczyciel musiał zauważyć jej niezadowolony wyraz twarzy i zmienił natychmiastowo temat. Była mu za to bardzo wdzięczna.
-Na pewno wiesz już wiele na temat Hogwartu?
-W tym jest problem… -zaczęła nieśmiało. –Nie wiem nic – spojrzała na Snapa. Ten natomiast uśmiechnął się przyjaźnie. Chyba zaczynała go lubić. Z wielkim zaciekawieniem rozmawiali na temat komnat, sal, lekcji. Na wszelkie tematy związane z nowym miejscem. Nie zauważyła nawet, gdy znad wysokich szczytów wyłoniły się wieże Hogwartu. Nie wyraziła swojego zachwytu, jednak po jej minie wydać było że zrobiły na niej nie małe wrażenie.
-Zapraszam- powiedział profesor. Ona zaś podążyła za nim. Była bardzo zmęczona.
-Panie profesorze… Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie jest mój pokój? Nie mam na razie ochoty zwiedzać szkoły… Wolała bym się położyć. – Dziewczyna miała wielką nadzieje że belfer ją zrozumie.
-Dobrze. Do 1 września będziesz sypiać w pokoju zaraz obok gabinetu dyrektora. – Gestem ręki wskazał jej drewniane drzwi z dziwnym obrazem na samym środku. – Musisz porozmawiać z sir. Managlem. Poda ci hasło do komnaty tak, aby Nikt inny nie mógł się do niej dostać. Twoje rzeczy już tam są.
-Bardzo dziękuje, miłej nocy.
„Śmiały piruet”. Paulina podała hasło i drzwi do jej nowego pokoju otworzyły się z niemiłosiernym piskiem.
-To był okropny dzień… - pomyślała. Wyjęła różdżkę i delikatnym puknięciem naoliwiła drzwi.
Otworzyła kufer Na samym dnie odnalazła list z Hogwartu który przysłano jej 13 lipca. Ze złością podarła go a jago strzępki wrzuciła do kominka.
-„INCENDIO” – Natychmiast pojawił się płomień w kominku. Skrawki papiery zwęgliły się. Oczy Pauliny wezbrały Łazami. – Nie chce tu być. – Teraz jedynie myślała o początku roku. Nie chciała spotykać nowych ludzi. Bała się, że znowu straci bliskie osoby…




1 września zbliżał się nieubłaganie. Paulina zwlokła się z łóżka, które jak sądziła było bardzo niewygodne… Już tylko 5 dni dzieliło ją od spotkania z jak sądziła okrutną rzeczywistością. Powoli wcale się nie śpiesząc zeszła na śniadanie. Cieszył ją jedynie fakt, że nie mus nosić mundurku aż do 1 września.
Gdy weszła do wielkiej Sali od razu poczuła cudowny zapach smażonego bekonu i domowej jajecznicy Przypomniała sobie o śniadaniach w dawnej szkole. Znów przez myśl przeleciały jej obrazy tych wspaniałych chwil spędzonych w „Gardingon”. Jej poprzednia szkoła była jak dotąd jedyną jaką dobrze wspominała… Obawiała się teraz że Hogwart stanie się jedynie udręką, a nie jak zapewniał ją ojciec „drugim domem”… Z tych ponurych myśli wyrwał ją dziwnie miły głos profesora Snapa.
-Witaj Paulino! Jak się spało? – Od chwili przyjazdu jadali ze sobą śniadania. Czasem także uczył ją eliksirów przerabianych poprzednich latach, aby nie miała zaległości. Lubiła z nim przesiadywać. Był jedną z takich osób, które nie zadawały niepotrzebnych pytań. Ceniła w nim to że wiedział kiedy zamilknąć, lub po prostu jednym gestem odpowiedzieć na niezbadane pytanie. Usiadła naprzeciw niego. Nałożyła sobie odrobinę jajecznicy. Nagle do Sali weszła zakapturzona postać. Od razu Paulinie wydała się ciekawa. Przez chwile rozmyślała, kim może być ta postać. Jedyne to co mogła wywnioskować to że jest to młody mężczyzna, może w jej wieku. Nie musiała długo snuć przypuszczeń. Postać, bowiem zbliżyła się do stołu przy którym siedziała wraz z profesorem Snapem. Belfer wstał z dziwnie zadowoloną miną. Odwrócił się do młodzieńca. Ten natomiast zdjął ciemny kaptur, ukazując jednocześnie jasne rozczochrane włosy sięgające szyi. Miał dziwnie zimne oczy, w kolorze zieleni. Miał mocno zarysowane kości policzkowe i poważny wyraz twarzy. I choć się uśmiechał nadal wyglądał bardzo dorośle, wręcz za dorośle.
-Witaj Draco!- Snape przywitał go szczery uśmiechem. Stali i rozmawiali dość długo. Paulina nie należała do osób, które lubią wtrącać się w nie swoje sprawy. Siedziała więc i kończyła śniadanie gdy znów usłyszała, tym razem bardziej donośny i wyraźny głos profesora
-Paulina, przedstawiam ci Dracona Malfoya. – Młodzieniec wyciągnął do niej rękę i serdecznie się uśmiechnął. Paulina wstała uścisnęła jego dłoń i odwzajemniła uśmiech, choć nie był on tak szczery jak u Draca.
-Miło mi, nazywam się Paulina Bringot.
-Draco Malfoy. – chłopak chciał jeszcze powiedzieć, ale Paulina wstała od stołu pożegnała się ze Snapem i skierowała się w stronę swojego pokoju. Dopiero tam pozbierała myśli. Uświadomiła sobie, że zachowała się niezbyt uprzejmie „uciekając” przed nowopoznanym. No cóż już było za późno… Jednak ku jej zdziwieniu zrobił na niej dobre wrażenie. Wyglądał na chłopaka z charakterem, nie cackającego się i mówiącego prosto z mostu co sądzi…Musiała to sama przed sobą przyznać… spodobał jej się od razu.
Po chwili wyjrzała przez okno… pogoda była taka piękna… Postanowiła zabrać książkę i wybrać się nad jezioro albo na przechadzkę po błoniach. Gdy szła korytarzami szkoły po raz pierwszy zobaczyła że zamek nie jest aż tak mroczny jak zwykle. Może to ranne słońce tak doskonale oświetlało korytarze, a może to po prostu ona miała wyśmienity humor.
Nie przeszkadzało jej to ze trawa na błoniach była wilgotna, położyła się blisko tafli jeziora i zagłębiła w ciekawą lekturę. Uwielbiała książki, nawet te napisane przez mugoli. Po pewnym czasie, kartki książki którą właśnie czytały przestały być oświetlane przez promienie słońca. Na trawie ukazał się cień wysokiej postaci. Paulina odwróciła wzrok w kierunku postaci. Stał tam Draco. Nie patrzył na nią, wzrok miał dziwnie nieobecny, jego oczy w kolorze zieleni odbijały promienie słoneczne topiące się w tafli jeziora. Paulinie wydał się jeszcze przystojniejszy niż za pierwszym razem. Słyszała o rodzinie Malfoy’ów od swojego ojca. Opowiadał jej że zanim przenieśli się do Bułgarii pracował z Lucjuszem, ojcem Draca.
W jednym momencie siedział już koło niej. Nic nie mówił, zamknął jedynie oczy i skierował twarz ku słońcu. Wygrzewał się tak chwile, w końcu jednak zażenowana taką ciszą dziewczyna podjęła temat…
-Przepraszam, że tak od razu uciekałam, chciałeś mi coś wtedy powiedzieć?
-Nie, tak po prostu byłem ciekawy co robisz tu w szkole prawie tydzień przed początkiem roku szkolnego…
- O to samo mogłabym ciebie zapytać… - uśmiechnęła się do niego jednak nadal niepewnie. On nic nie odpowiedział tylko położył się na plecach i przymknął oczy. Dziewczyna słyszała jego równy oddech. Po chwili ciszy znowu zaczęła rozmowę, choć nie miała w zwyczaju pierwsza zagadywać. Chciała jednak zamienić z kimś zdanie. Jedyną osobą z jaką rozmawiała dotychczas był profesor Snape. Rozmowa z nauczycielem wygląda przecież zupełnie inaczej niż z rówieśnikiem…
-Musiałam zjawić się tu wcześniej ze względu na mojego ojca, Patryca Bri…
-Bringot’a, wiem. Mój ojciec wspominał mi o nim. Ale nie mówił że ma córkę…
-No tak praca ponad wszystko… A dlaczego ty nie wypoczywasz domu tylko tu w Hogwarcie?
-Z podobnej przyczyny… Mój ojciec wraz z matką musieli pilnie wyjechać, postanowiłem zatrzymać się tu. Miałem szczęście, że jesteś… Przynajmniej będzie, z kim pogadać.
Pauline zrobiło się jakoś niezmiernie miło po tych słowach. Zawsze lubiła towarzystwo mężczyzn, nigdy nie rumieniła się jak prawili jej komplementy. Zwłaszcza że była całkiem ładna. Umiała podkreślić walory urody. Miała 173 wzrostu, włosy w kolorze ciemnej czekolady delikatnie zaczesywała na bok. Oczy miała bardzo ciemne. Często przykuwały uwagę gdyż zawsze wydawały się chłodne, wręcz lodowate. Czasem trudno było wyczytać z nich czy Paulina jest szczęśliwa czy wręcz przeciwnie Dodatkowo lubiła się malować, nie wyzywająco ani nie za delikatnie. Dzięki podkreśleniu wydawała się starsza, co także uważała za zaletę…. Jeśli chodzi o charakter… Ciężko było go określić. Początkowo dziewczyna robi wrażenie cichej i zamkniętej w sobie… Tak naprawdę jest odrobinę szalona, wystarczy ją dobrze poznać. Było to jednak trudne. Paulina przez częste przeprowadzki obawiała się zaprzyjaźniać. Miała pewien uraz do nowych ludzi. Wiedziała że jeśli przywiąże się do ludzi przyniesie jej to jedynie cierpienie i łzy. Bała się kochać…
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę rozmawiając o najmniej istotnych sprawach.
-Musze lecieć, za chwilę obiad chciałabym się jeszcze odświeżyć. – dziewczyna powoli wstała i zwróciła się twarzą do zamku. Nagle poczuła dłoń Draca. Teraz trzymał ją za nadgarstek…
-Poczekaj, idę z tobą…
Szli tak w ciszy. Paulinie zupełnie to odpowiadało.
-Spotkamy się na obiedzie, będę czekała przed salą. – Pozdrowiła chłopaka i skierowała się do pokoju. Może to głupie, ale powoli zaczynała lubić to miejsce. Odpowiadało jej towarzystwo Draca. Teraz już się nie martwiła początkiem roku szkolnego, znała przecież już jedną osobę. Miała nadzieje, że spotka wiele miłych osób. Ciekawe tylko co z przydziałem. Jakie są inne domy? Co z nauczycielami? Już powoli zaczynała czuć atmosferę początku roku. Już była jedną nogą w 6 klasie…

Obiad wyjątkowo jej smakował. Może dzięki wybornym posiłkom, może dzięki wybornemu
towarzystwu... Siedziała naprzeciw Draco i czasem spoglądała na niego z nadzieją że
zacznie rozmowę... W końcu nie wytrzymała i podjęła temat.
- Quiddich... Grasz może?
- Oczywiście! Ciesze się że zapytałaś. Możemy poćwiczyć po posiłku, jeśli chcesz
oczywiście...
- Świetnie, trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi, powiedz mi jednak jeszcze coś. Trochę już
gadaliśmy, a ja nadal nie wiem do którego domu zostałeś przydzielony... No mogę się
jedynie domyślać że do Slitherinu.
- Skąd wiedziałaś? Snape ci powiedział? - chłopak był w lekkim szoku. Próbował jednak
tego nie okazywać, nienawidził sytuacji w których nie znał odpowiedzi...
- Snape opowiadał mi jedynie o domach, o przydziale osób, jaki dom czego oczekuje od
uczniów. Ty jesteś stworzony do Slitherinu. Wyniosły, poważny, czystej krwi. Same
twoje oczy mówią wiele o tobie. Widać że masz charakter, nie cackasz się z niczym i
nikim... Tak właśnie cię odbieram. Jednak jest w tobie coś co... może nie powinnam
kończyć...?
- Wręcz przeciwnie - chłopak nachylił się teraz do niej jak by miała zacząć szeptać. -
dokończ, nie boje się prawdy.
- Sama nie wiem co to jest tak dokładnie, ale w chwili gdy cię zobaczyłam tu w wielkiej
sali wzbudziłeś moje zaufanie. Nie wiem dlaczego, nie znam cię jeszcze, ale ufam że
poznam naprawdę, bez zbędnych masek i gry.- Draco słuchał uważnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Ale na razie jeszcze troszkę pogram. - Uśmiechnął się do niej - Idę się przebrać.
Spotkajmy się za pół godziny na błoniach, dobrze?
- Świetnie. Będę czekała, jednak gdybym się spóźniła nie czekaj, znam drogę na boisko.
Rozstali się. Draco skierował się w stronę swojego domitorium, Paulina zaś kończyła obiad,
zastanawiając się czy postąpiła słusznie mówiąc chłopakowi o swoich odczuciach. Przecież
go jeszcze nie znała. Jej rozmyślania przerwał profesor Snape.
- Paulino, mam nadzieje że zakupiłaś wszelkie potrzebne pomoce naukowe do 6 klasy?
- Tak profesorze. - dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny, ten natomiast odwzajemnił
uśmiech i dodał
- Bardzo dobrze, będziesz miała zatem czas zwiedzić pobliskie miasteczko. Homsgate to
miejsce zamieszkane wyłącznie przez czarodziejów. Mam nadziej że pan Malfoy zaopiekuje
się panią w odpowiedni sposób. - Ostatnie słowa wypowiedział z wymownym uśmiechem na twarzy.
Paulina nic nie dodała. Zaskoczył ją brak powagi w słowach profesora.
- Pamiętaj jednak, że macie czas wyłącznie do 22, nie chciałbym was widzieć poza murami
szkoły później, rozumiemy się dobrze - teraz mówił tak poważnie jak by to była jedna z
tajemnic dotycząca Ministerstwa Magii.
- Rozumiem bardzo dobrze niech profesor się nie martwi, nie mam zamiaru poświęcać aż
tyle czasu Draconowi - uśmiechnęła się serdecznie do Snapa. Oboje zrozumieli żart.
Pożegnali i skierowali się do swoich pokoi. Mimo usilnych prób Paulinie nie udało
się wyrobić na czas. Spóźniona już kwadrans biegła ile sił w nogach w stronę boiska
do quiddich'a. Gdy tam dotarła nie zastała chłopaka
- Cholera... Czyżby już sobie poszedł? Nie to niemożliwe, spotkałabym go po drodze
- Paulina stała tak chwile rozważając na temat wszelkich możliwości. W myślach to
usprawiedliwiała to oskarżała chłopaka. Nagle jednak ujrzała Draca. Wcale nie było
mu śpieszono. Szedł wolnym, wręcz majestatycznym krokiem w stronę Pauliny. Gdy już do
niej doszedł, powiedział tylko...
- Idziemy? – nie oczekując odpowiedzi skierował się w stronę trybun. Ubrany w strój do
quiddich'a prezentował się jeszcze okazalej niż zwykle, znów jednak przeważała w nim
ta zarazem okropna jak i pociągająca wyniosłość.
- No to na miotły... - Paulina wzbiła się w powietrze nie czekając na chłopaka zrobiła
kilka okrążeń na swojej nowiusieńkiej miotle - Meteora 606.
- Czasem jednak uciesze się że ojciec ma tą prace - pomyślała.
Nic szczególnego nie zdarzyło się potem. Latali na miotłach odbijając między sobą tłuczki.
Zaczynało ją to powoli nudzić.
Kolejne dni wydawały się dłużyć w nieskończoność. Paulina znała już cały Hogwatr i okolice.
Miała wspaniałego współtowarzysza do rozmów i wypadów na miasto jednak czegoś jej
brakowało. Nuda powoli dopadała ją, lecz ona miała w zanadrzu jeszcze pomysł jak się
dobrze bawić. Problem w tym że wszystko co ją pociągało było albo nielegalne,
nieprzyzwoite albo kaloryczne. Jednak po pewnym czasie wpadła na genialny pomysł.


Powoli przemierzając ciemne i zimne korytarze szkoły, dziewczyna zastanawiała się jak
stłumić echo wywoływane przez stukot jej obcasów. Była godzina 1 w nocy. Z opowiadań
Draco właśnie o tej porze woźny zaczynał swój "patrol". Jak nie trudno było się domyśleć
w szkole było tylko 2 uczniów i tylko oni mogli wałęsać się po szkole o tak późnej
porze. Paulina wyjęła z kieszeni swoją hebanową różdżkę
- "Silenciato", no nareszcie - szepnęła do siebie, stukot jej obcasów zanikł. Jedyne
co mogła teraz słyszeć to bicie swojego serca i szum drzew, delikatnie tłumiony przez
szyby w oknach. Nareszcie doszła na miejsce... Zapukała. Nic. Jeszcze raz i jeszcze
raz... nic z tego. Nie znała hasła do drzwi. Postanowiła zatem posłużyć się wiedzą zdobytą
w szkole...
- "Alohomora" drzwi delikatnie się uchyliły. Jednak nie pod wpływem jej zaklęcia. W
drzwiach stał Draco. Ubrany jedynie w bokserki, przecierał zaspane oczy. Wyglądał tak bezradnie.
Miał jeszcze bardziej roztrzepane włosy.
- Zabieram cię na imprezę...
-Że co? W ogóle co ty tu robisz? Jak się prześliznęłaś ze swojego pokoju aż tu? Snape cię nie widział?
- On mi uwierzył na słowo że nie będę nigdzie wychodziła po 22... - Paulina obdarowała Dracona tym samym
powalającym uśmiechem co poprzednio Snapa w wielkiej sali.
- Wpuścisz mnie do środka, czy karzesz mi tu stać? - Dziewczyna zapytała jednak nie czekała na odpowiedz.
Weszła do wielkiego pokoju wspólnego należącego do domu Ślizgonów.
Dopiero teraz chłopak zauważył że wyglądała inaczej. Ubrana bardzo kobieco wyglądała na wiele starszą (a nie mówiłam - przypisek autorki). Makijaż też miała śmielszy. Zdaniem Draca wyglądała świetnie.
Paulina usiadła na jednym z foteli przy kominku.
- Szykuj się. - powiedziała- idziemy do Trzech mioteł na imprezę.
Draco nic nie odpowiedział skierował się tylko do swojej sypialni. Za 15 minut był już z powrotem.
Ubrany cały na czarno. Włosy miał lekko ułożone na żel jednak nie za bardzo.
- No to co idziemy? - wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna chwyciła ją i z pomocą Draca wstała z fotela.
- Uwierz mi , będzie świetna zabawa!
- Z tobą zawsze. - chłopak obdarzył ją gorącym uśmiechem. Szli po cichu korytarzami. Nadal nie
puszczając swoich dłoni. Obojgu to nie przeszkadzało.
W pewnym momencie Chłopak pociągną mocniej Pauline i wciągną za posąg Himery.
- Dobrze znać takie przejścia. W Homesgate będziemy za 10 minut.
Zadowolona z całej sytuacji Paulina cieszyła się każdą chwilą spędzoną tamtego wieczoru. Nie chciała
teraz myśleć o niczym innym. Była w błogim stanie. Mozę to za sprawą kremowego piwa, może za sprawą
wspaniałego chłopaka jakiego teraz obejmowała w tańcu...

Kolejna część. "Mugol party". Mam nadzieję że się spodoba.

-Masz zamiar przesiedzieć całą imprezę? - Paulina bawiła się w najlepsze,
tańcząc rozmawiając i popijając kremowe piwo. - No choć zatańczyć.
- Może potem, bolą mnie trochę nogi...
- Ale z ciebie Mugol - Paulina nie przejęła się chłodnym spojrzeniem Draco.
Wróciła do grupy młodych czarodziei tańczących na parkiecie. Bawiła się świetnie
Draco ciągle patrzył na PAuline. Świetnie tańczyła. Była jak w transie. Nie
zwracała uwagi na nikogo i na nic. Teraz ważne było dla niej to żeby się
dobrze bawić. Nagle kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek więc postanowiła
wykorzystać wolną chwilkę na odpoczynek. Usiadła koło Draco. Chłopak nadal
na nią patrzył.
- Zatańczysz? - spytał śmiale. Oczekiwał odpowiedzi twierdzącej, nie pomylił
się. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Draco wziął ją za rękę i delikatnie
pociągnął w stronę parkietu... Położył jej dłoń na swoim ramieniu, a sam objął
ją w pasie. Tańczyli blisko siebie. Paulina czuła jego oddech na karku. Czuła
także dokładnie jego zapach. Pachniał wanilią, tak słodko. dziewczyna upajała
się tą chwilą. Nie dlatego że podobał jej się chłopak w objęciach którego
obecnie była, lecz dlatego że w jego ramionach była pewna swojej kobiecości.
Utwór się skończył lecz oni nadal stali w objęciach. Wyglądali jak para
zakochanych. Nagle Draco delikatnie się odchylił i popatrzył na dziewczynę.
Ta spojrzała na niego. W jej dotychczas zimnych oczach, Draco zobaczył szczęście
i niewymowną wdzięczność. Kiedy tak stali Paulina uświadomiła sobie że
wcale nie tańczą choć właśnie kapela "Dzikich Mioteł" przygrywa szybką melodię.
Dziewczyna złapała chłopaka za dłoń i pociągnęła w kierunku stolika.
- Mam propozycję... Nie jestem pewna czy się zgodzisz ale można zawsze zapytać
- Wal śmiało - uśmiechną się do niej i wziął spory łyk kremowego piwa.
- Zmieniamy lokal, idziemy na miasto. Ale na jakąś mugolską imprezę. Możemy
wybrać się do Londynu.
Draco słuchał uważnie, gdy skończyła mówić na jego ustach pojawił się lekko
ironiczny uśmiech.
- Zgoda, tylko jest mały problem...- ten ironiczny uśmiech powoli przeistaczał
się w sarkastyczny
- Jaki? Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych...
- Nie umiemy się aportować. Nie polecimy przecież do mugolskiego miasta na
miotłach. Nie pojedziemy też zwykłym pociągiem... nie mamy pieniędzy...
Paulina uśmiechnęła się triumfalnie.
- Proszę podaj mi dłoń, nie obawiaj się, ja nie gryzę...
Draco lekko zdziwiony prośbą Pauliny wyciągnął do niej rękę. Ona delikatnie
ją chwyciła. Chwilę potem przeszedł ich lekki chłód i dreszczyk. Zupełnie jakby
poraził ich prąd o małym napięciu.
Draco nie zdążył nic powiedzieć. Para stała już na ulicach Londynu. Na szczęście
Paulina wybrała miejsce na odludziu.
- Umiesz się aportować?
- Głupie pytanie, jakbym nie umiała nie stalibyśmy teraz na ulicach Londynu... -
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie. - Chcesz wracać? Nie masz ochoty na zabawę?
- Wręcz przeciwnie, chodź! - Draco nie czekając na reakcję dziewczyny pociągnął ją
w stronę pięknie oświetlonego centrum miasta ( co oni się tak ciągają - przypisek
od autorki)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

- Świetnie się bawiłam! - Dziewczyna nie mogła opanować ataku śmiechu wywołanego
przez kolejne opowieści Draca. Każda rozpoczynała się słowami "Pewnego razu w
Hogwarcie...". Oboje pokładali się ze śmiechu wymieniając porozumiewawcze uśmieszki.
Nie pamiętali jednak, że nie są już w dyskotece w centrum Londynu. Szli teraz
przez korytarze szkoły, nie zważając że zachowują się za głośno jak na tą porę.
Była bowiem 5 nad ranem.
- Ććććśśśśś... - Uciszała Dracona Paulina gdy ten po raz kolejny wybuchnął
panicznym śmiechem, tak szczerym i donośnym że aż odbijającym się echem w uszach.
Paulina jednak słysząc chłopaka sama wybuchała śmiechem
Nie wiedziała jednak że za dokładnie kilkanaście sekund nie będzie im do śmiechu...
- Panno Bringot, panie Malfoy! - to był głos Snapa
- Czy nie prosiłem żeby nie opuszczać murów szkoły po godzinie 22?? - w tym
momencie patrzył przerażającym wzrokiem na Pauline. Ta natomiast schowała się za
Draca, myśląc że cała sytuacja rozbawi profesora. Był on jednak nieugięty...
- Zapraszam za mną. Jeśli nie maj państwo czas na wałęsanie się po szkole i poza
jej murami to mają państwo także czas na odpracowywanie kary.
Jego głos był inny od tego jaki dziewczyna znała.
Paulina zbliżyła się do Draca. Miał nadal wielce rozbawioną minę... Chciała
coś mu powiedzieć ale bała się ze wybuchnie kolejną salwą śmiechu... W końcu zebrała
się i szepnęła do niego
- Myślałam że wywalą mnie ze szkoły jeszcze przed początkiem roku.
Draco spojrzał na nią. Nie wytrzymał... Kolejna salwa śmiechu rozległa się głośnym
echem po korytarzu. Paulina wtórowała chłopakowi, zakrywając sobie jedynie usta
aby choć odrobinę stłumić śmiech.
Snape popatrzył na nich, lecz nic nie powiedział. Popatrzył na Paulinę inaczej,
tym razem jego oczy były dziwnie... rozbawione!
Gdy doszli do sali pojedynków, profesor otworzył drzwi i gestem ZAPROSIŁ
ICH DO ŚRODKA.
-Wasza kara rozpocznie się już dzisiaj. Macie wyczyścić to pomieszczenie bez
użycia czarów. Wiem wiem, nic szczególnego ale cóż więcej mam wam kazać robić.
Wychodząc belfer spojrzał na Paulinę i... uśmiechnął się!
-Przynajmniej będziemy razem - Draco uśmiechnął się wymownie do Pauliny i
sięgnął po ścierkę.
- No to co? Może skoczymy jeszcze na jakąś imprezke - Paulina wybuchnęła
salwą śmiechu. Od nadmiaru szczęścia brzuch ją powoli zaczął boleć.
Nic jednak nie mogło zakłócić jej błogiego stanu duchowego. Nic a nic...
no może jedna rzecz...

Była już 7 rano a oni byli dopiero w połowie pracy. Został im do wyczyszczenia "parkiet"
do pojedynków magicznych...
- No nie... dłużej tego nie wytrzymam! Nie mam zamiaru ślęczeć tu kolejne 4 godziny. -
Po tych słowach wyjęła swoją hebanową różdżkę i miała zamiar wypowiedzieć zaklęcie
samoczyszczące gdy Draco jej przerwał...
- Snape cię zabije jak się dowie że używałaś czarów!
- Och, daj spokój, sama bym się zabiła jakbym miała ślęczeć tu dłużej... - "Sakrem apato"
Po chwili cała sala błyszczała. Paulina nie należała do osób które trzymają się zasad.
Lubiła ułatwiać sobie życie na każdym kroku. No może jedynie w sprawach sercowych
prowadziła zagmatwane "gierki"
- Musze lecieć się odświeżyć. Mam ochotę na ciepłą kąpiel...
- Dobrze ja też już pójdę... - Draco wstał z miejsca i podszedł do dziewczyny... -
Zobaczymy się na śniadaniu. Nieoczekiwanie pocałował ją w policzek i wyszedł z sali.
Wtedy jeszcze nie wiedział że spotka dziewczynę o wiele wiele wcześniej.
Paulina była w połowie drogi do pokoju gdy spotkała profesora Snapa
- Już skończyliście sprzątać? Mam nadzieje że nie używaliście czarów!
- Oczywiście że nie. - Paulina uśmiechnęła się do nauczyciela ukazując swoje
nieskazitelnie białe ząbki.
- Ostatnim razem też mnie zapewniałaś, że nie opuścisz szkoły po godzinie 22...
- Profesorze... - dziewczyna patrzyła teraz rozbawiona prosto w jego czarne oczy -
Profesor wie że to wszystko przez wpływ tego "okropnego" Malfoya!
Snape roześmiał się i skierował w stronę lochów gdzie miał w zwyczaju przesiadywać.
Paulina była dumna z siebie. Jej kolejnym atutem było to że dyplomatycznie załatwiała
wszelkie sprawy. Nie musiała unosić głosu ani pouczać innych. Nie musiała także nalegać
i nakłaniać ludzi do jej osoby. Sami przychodzili. Czasem było to jednak nie do zniesienia...
Gdy znalazła się w swoim pokoju zobaczyła małą sówkę siedzącą na parapecie okna. Czekała
tam już chyba bardzo długo bo gdy ją tylko zobaczyła zaczęła niecierpliwie stukać w szybkę.
Paulina podeszła do okna i otworzyła ja tak aby stworzonko mogło spokojnie wlecieć do
pomieszczenia. Jak można się łatwo domyśleć była to sowa pocztowa.
-No nareszcie... - pomyślała. Odwiązała liścik od nóżki sówki zaniosła ją do klatki i
dala się napić zimnej świeżutkiej wody. Paulina usiadła przed kominkiem i zaczęła
wczytywać się w treść listu. Nie wiedziała od kogo otrzymała wiadomość. Nie znała
bowiem tu nikogo. Nie był to także list od ojca. Poznałaby przecież jego niewyraźne
pismo wszędzie. Siedziała tak i rozmyślała...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Droga Paulino!
Tak się cieszę że wreszcie odnalazłem odpowiednią sowę która byłaby w stanie dostarczyć
Ci ten list. I jak nowa szkoła? Tęsknimy tu za tobą, a zwłaszcza twój adorator Kevin.
Może uda nam się wpaść do ciebie jeszcze przed świętami. Otrzymaliśmy wiadomość od
twojego ojca że najwyraźniej nie będziesz mogła spędzać świąt w domu więc już zawczasu
proponujemy wspólny wyjazd... Co ty na to? Czekamy na odpowiedz jak najszybciej. Czekamy
to znaczy Kevin, Petter i Olimpia. Nie przyjmujemy odmowy :-)
Wszyscy cię bardzo kochamy.
Twój Adam.
PS. Mamy nadzieje że wreszcie znajdziesz sobie chłopaka (Kevin nie ma takiej nadziei ale
jego zdanie się nie liczy :-) ). Uważaj na siebie i nie przywiązuj się za bardzo do ludzi z
Hogwartu. Pamiętaj to NAS lubisz najbardziej!

Paulina siedziała jeszcze przez chwilę w pokoju nie mogąc nacieszyć się tą wiadomością...
- A jednak pamiętali o mnie... - w jej oczach pojawiło się szczęście. Nie miała w zwyczaju
wzruszać się. Przeżywała takie "ckliwe" momenty na swój własny sposób. Teraz jednak chciała
podzielić się swoim szczęściem z Draconem... Ale najpierw ciepła kąpiel, a którą miała tak
wielką ochotę.
Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i już miała zamiar udać się w stronę swojej łazienki
znajdującej się w komnacie obok, gdy wpadła na genialny jej zdaniem pomysł...
- Łazienka prefektów! Draco pokazywał mi ją... Podobno mają tam ogromną wannę Z chęcią
popływałabym sobie w ciepłej wodzie...
Nie miała zamiaru czekać, i od razu udała się w wyznaczone miejsce. Gdy weszła do
łazienki od razu zachwyciło ją to miejsce. Była to wielka komnata obłożona różnokolorowymi
kafelkami. Na niektórych widniały obrazki przedstawiające morskie zwierzęta. Jak wszystkie
obrazy w świecie magii, te także się poruszały.
Paulina położyła swoje rzeczy blisko trampoliny zaczęła pokoei odkręcać kurki z wodą.
Gdy już się zdecydowała na zapach Vanilii, napełniła basen. Rozebrała się i weszła do wody.
Była ona idealna. Ciepła, z mnóstwem "bąbelków". Pływała tak chwilkę nie zważajć na nic i na
nikogo...?
- Dobrze pływasz... - Pod ścianą, zaraz przy drzwiach stał Draco Malfoy uśmiechając się
może nie przyjaźnie, wręcz flirciarko.
- Draconie Malfoy, co ty tu robisz??? - Paulina była zarazem wściekała, jak i rozbawiona
całą zaistniałą sytuacją. - Długo tak stoisz? Czemu nic nie powiedziałeś!!!
- Nie pytaj się głupio, zniszczył bym sobie przecież całą... hmmm. zabawę!
-Przyznaj się zbereźniku co widziałeś!!! - Chłopak tylko spojrzał na nią wymownie
- Przyznaj się perwersie! Nie wiedziałam że jesteś takim zboczeńcem, podglądać małe
dziewczynki w kąpieli... - Dziewczyna nie wytrzymała. Wybuchnęła panicznym śmiechem.
Nie krępowała jej ta sytuacja. Nie wiedziała dlaczego. Może dlatego że wystarczyło jedynie
Owinąć się ręcznikiem i wyjść z łazienki...
Chwila... Ręcznik leżał w takiej odległości od basenu że nie mogła go sięgnąć...
- Dracuś... Bądź tak miły i mi go podaj... proszę - Paulina starała się byś "przesłodka"
jak nigdy dotąd. Chciała być aż za słodka.
- Nie. -chłopak uśmiechnął się z drwiną. - Czemu mam tracić taką okazję? - (!)
-... - Paulina powoli zaczynała się irytować – nie przywykłam do pokazywania się mężczyzną
nago, więc jeśli łaska podaj mi ten ręcznik bo nie ręczę za siebie... - Dziewczyna mówiła
zarówno lekko ironicznie jak i próbowała się z chłopakiem przekomażać po przyjacielsku.
- Co mi zrobisz? Przecież nie wyjdziesz i mnie nie pobijesz. -Draco zaakcentował słowo
"wyjdziesz". Wiedział bowiem że Paulina nie będzie zdolna do tak wielkiego "poświęcenia".
- No cóż... musze zatem posunąć się do drastyczniejszych metod. Miałam nikomu o tym nie
mówić ale... - w tym momencie zamilkła. Uniosła dłoń i skierowała ją w stronę ręcznika.
- Do mnie! - wyszeptała, a przedmiot posłusznie przeleciał przez łazienkę i wylądował w
jej dłoni. Paulina owinęła się nim i skierowała siew stronę schodków. Gdy już wyszła z
wody zobaczyła zaskoczonego chłopaka, no cóż nie dziwiła mu się. Nie co dzień widuje się
przecież "Brimaga"
-... - chłopak milczał. Po chwili jednak przerwał milczenie.
-Umiesz się aportować, Jesteś brimagiem, może też jesteś... – nie dokończył gdyż dziewczyna
mu przerwała
- Nie nie jestem. Na to potrzebowałabym o wiele więcej czasu i nauki, a na to drugie nie
mam jakoś ochoty. Animagiem chyba nigdy nie zostanę... - Paulina puściła do niego
oczko. - a teraz pozwolisz że już pójdę... chyba już dość się mnie na oglądałeś?
-Poczekaj jeszcze... - Draco dotknął jej ramienia. Dłoń miał zimną. Paulina spojrzała
na niego. - Powiedz tylko jedno... dlaczego się tego uczysz?
Po chwili zastanowienia popatrzyła mu w oczy.
- Nie mam rodzeństwa, matki. Ojciec pracuje tak często, że czasem mi się wydaje że
jego także nie mam. - spuściła wzrok i nie umiała już popatrzeć mu w oczy. Z wygadanej
i pewnej siebie osoby zmieniła się natychmiastowo w skrytą cichą i zamkniętą w sobie
dziewczynę. - Musiałam coś robić, żeby nie zwariować z nudów. Więc uczyłam się jak
przyciągać rzeczy siłą woli, jak przemieszczać się z miejsca do miejsca także za pomocą
woli.
Chłopak patrzył na nią, ona jednak nadal usilnie chowała twarz, nie chciała aby teraz na
nią patrzył. Zwłaszcza w momencie gdy w jej oczach wzbierały łzy. Sam nie wie dlaczego
ale rozkleiła się. nie chciała płakać. Uważała to za głupotę. Ale gdy tak przy nim stała
poczuła przypływ uczuć. Była to mieszanka jak dla niej wybuchowa. Czuła sympatię do Draco
a zarazem uraz do ojca. Wszystko w niej wzbierało. Zaczęła jak małe dziecko pociągać nosem.
Nagle ta silna, pyskata i wiecznie uśmiechnięta dziewczyna zalała się łzami. Stała
tak przez chwilę, a łzy ociekały jej po policzkach. Nadal nie patrzyła na chłopaka.
Draco nie wiedział co powiedzieć. Był słaby w pocieszaniu. Podszedł do niej bliżej
i przytulił ją. Nadal jednak niepewnie. Nie wiedział jak zareaguje. Ona nic nie zrobiła.
Nadal stali tak przytuleni a chłopak delikatnie głaskał ją po włosach, jedną ręką
obejmując w pasie. Lekko odchylił ją od siebie. Dotknął jej policzka i otarł spływającą
powoli łzę. Nie chciał nic mówić. Wiedział że i tak nie odpowie. Nurtowało go jednak
pytanie. Czy naprawdę czuje się taka samotna, dlaczego tak nagle się rozkleiła, czy
naprawdę dlatego płacze? Nagle poczuł, że dziewczyna zaczyna się trząść. Stała przecież
na wpół naga, cała mokra. Mimo że nie chciał, puścił ją i podał suchy ręcznik.
- Idź, przebierz się, cała się trzęsiesz... - Powiedział z troską. Patrzyła teraz
na niego swoimi ciemnymi oczami. Nie widział w nich ani złości ani tego chłodu który
gościł w nich na co dzień. Widział strach.
- Dziękuje i przepraszam, nie chciałam, nie powinnam była obarczać cię swoimi
problemami. - nadal cała się trzęsła.
- Nie mów tak, przez te pare dni zdążyłem cię trochę poznać. Bardzo cię polubiłem.
Mam nadzieje że nasza znajomość przerodzi się w przyjaźń. Mam ogromną nadzieje także
że się wreszcie ubierzesz. Nie mam zamiaru oglądać cię w skrzydle szpitalnym. A co gorsza
nie chciałbym aby ktoś nas tak zobaczył. Ty naga i ja, razem w łazience... To dopiero
przyklejono by mi plakietkę perwersa! - Draco
próbował powiedzieć te słowa szorstko i stanowczo.
Po raz pierwszy od dłuższej chwili Paulina uśmiechnęła się, nie aż tak szczerze, lecz
przez łzy widać było szczęście. Zyskiwała nowego przyjaciela. Ona także polubiła Draca.
Nie chciała teraz odchodzić od niego, było jej tak dobrze. Musiała jednak pójść się ubrać.
- Dobrze już idę. - skierowała się w stronę szatni i po chwili była z powrotem. Jej mokre
włosy moczyły bluzkę w okolicach ramion i piersi. Spojrzała tylko na niego i rzuciła na
pożegnanie
- Do widzenia. -szła powoli korytarzem rozmyślając nad tym jaką głupotę popełniła przed
chwilą. Teraz uważał ją za panikarę , która płacze z byle powodu. Może bała się o swoją
reputację zimnej i zamkniętej w sobie? Nie wiedziała jednak że w tym samym momencie
chłopak rozmyślał na tym jak mógł pozwolić żeby płakała. Jego zdaniem wcale nie była
panikarą. Wręcz przeciwnie. Ta sytuacja umocniła do w przekonaniu że darzy ją wielką
sympatią. Ten Draco Malfoy, o zimnych oczach, nieugiętym charakterze, ten sam Draco
który nigdy nie okazywała uczuć po raz pierwszy szczerze ubolewał nad czyimś losem. Nie
użalał się nad nią. Wiedział co czuje dziewczyna... W końcu sam nie do końca wiedział co
to miłość i zainteresowanie ze strony bliskich.

Gdy wróciła do pokoju była 10 . Zupełnie zapomniała o tym co chciała powiedzieć chłopakowi.
Nie chciała też iść jeść... Była zmęczona. Oczy bolały ją od niewyspania i łez. Nie mogła
jednak zasnąć. Poszła się przejść.
Całą resztę dnia nie spotkała Draco. Przypuszczała że odsypia zarwaną noc. Ona jednak nie
wiedziała jak odreagować. Poszła więc do lochów. Chciała pomóc profesorowi Snapowi w pracy.
Sądziła że to ją rozluźni. Miała rację .Pracowała z im w ciszy. To ją uspakajało. Po
obiedzie ( na którym także nie spotkała chłopaka) wybrała się do swojego pokoju. Chciała
odpisać na list od przyjaciół. Gdy skończyła myła już pora kolacji. Szybko zeszła do
wielkiej sali. Przy wspólnym stole siedział już Draco. Gdy ją zobaczył od razu się ożywił
i przestał mieszać lakonicznie swoją kawę.
- Jak się czujesz? - zapytał z nadzieją na pozytywną odpowiedz.
- Bardzo dobrze. Dziękuje że pytasz zboczeńcu. - uśmiechnęła się figlarnie do chłopaka.
On odwzajemnił uśmiech. W tym momencie tylko Snape, który siedział przy nich nie wiedział
o co dokładnie chodziło parze. Paulina wypiła ciemną, słodką kawę.
- Będę już szła. Spotkamy się potem. Mam nadzieje że nie w takich okolicznościach jak
poprzednio maniaku seksualny.- Znowu na jej ustach pojawił się ten ironiczny i lekko
drwiący uśmiech.
- A ja wręcz przeciwnie. Mam nadzieje na więcej takich niespodziewanych spotkań...
- Niespodziewanych powiadasz zboczuszku? No ja nie wiem, może to wszystko było ukartowane.
Przyznaj się Draconie Perwersie! - oboje parsknęli śmiechem, tak szczerym jak w noc imprez.


** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **


Stary drewniany zegar wiszący w pokoju Pauliny wybijał właśnie 1 w nocy. Dziewczyna mimo
nieprzespanych 24 godzin nie miała ochoty na sen. Jej oczy wydawały się zmęczone, jednak
ona odczuwała potrzebę rozmowy, śmiechu bliskości.
Podobnie jak w wieczór wypadu do Londynu postanowiła spontanicznie wykorzystać ich ostatni
wieczór w Hogwarcie. Kiedy byli tylko on i ona (no i może profesor Snape, ale on tu ma
najmniej do gadania)
Skierowała się najpierw do kuchni gdzie została serdecznie przywitana przez skrzaty. Myślała
że będą spały, one jednak siedziały przy małym stoliczku popijają herbatę, z jakże
ogromnego jak na ich mały wzrost, dzbanka. Wychodząc z pomieszczenia niosła już ze
sobą 4 butelki kremowego piwa. Znów jej było zimno, jak wtedy w łazience. Nie dziwiła się
sobie. Miała na sobie jedynie damskie bokserki i bluzeczkę na ramiączka (komplecik piżamki)
- No nareszcie! - pomyślała gdy stała już pod drzwiami pokoju wspólnego Slitherinu. Znowu.
to samo. Nie znała przecież hasła. Jaką miała pewność że Draco nie śpi?
Zapukała delikatnie. Ku jej zdziwieniu prawie natychmiast chłopak otworzył jej drzwi.
Był ubrany. Nie wyglądał jakby właśnie wstał z łóżka. Wcale się nie zdziwił jak ją zobaczył.
- Znowu karzesz mi czekać pod drzwiami kochasiu. - dziewczyna figlarnie uśmiechnęła się do
niego i pocałowała w policzek po przyjacielsku.
- Rozchorujesz się jak tak będziesz chodzić po zamku półnaga!- Teraz jego głos brzmiał jak
głos jej ojca.
- No to wpuść mnie i daj jakieś okrycie - odpowiedziala kąśliwie.
-O widzie że masz coś dla mnie? - Draco spojrzał na 4 butelki kremowego piwa. Podał jej
także swój czarny polar.
- No tak... - Odparła siadając na zielonej kanapie przy kominku w którym palił się
delikatny, ciepły płomień.
Chłopak podszedł do niej i wyciągną rękę po piwo.
- No tak... pij pij, nie będziesz nic pamiętał. - Powiedziała zawadiacko przekładając
bluzę przez głowę...

Następna część "Poznaj prawdę o mnie, poznaj prawdę o sobie..."

Gdy tak siedzieli w pokoju wspólnym Ślizgonów, rozmawiając na wszelkie tematy Paulina
przypomniała sobie o liście. Nareszcie miała z kim podzielić się tą szczęśliwą wiadomością.
- Dostałam wiadomość... - Zaczęła temat, biorąc łyk kremowego piwa.
- Od kogo? - Draco był zdziwiony tą wiadomością - Nie znasz tu przecież nikogo...
- Przyjaciele z dawnej szkoły pamiętali o mnie. - westchnęła i znów łyknęła piwa z Homsgate
(jakie to szczęście że nie jest alkoholowe, kto wie co by teraz robiła bo tak dużej ilości
tego trunku...)
- Na pewno się cieszysz? - Draco uśmiechnął się i szturchnął ją w ramie... - Przyznaj się.
Masz tam chłopaka, a tak w ogóle po co ja pytam? Kto by nie chciał takiej dziewczyny jak ty?
- No waśnie nie wiem czemu pytasz... - Paulina z lekką ironią dokończyła zdanie. - Wszyscy
mnie tam uwielbiali. - Roześmiała się i kontynuowała...
- Był tam jeden chłopak, miał na imię Kevin. Myślałam że to przyjaźń, lecz on wyznał mi
prawdę co do mnie czuję. Od tamtego czasu nie mogłam spojrzeć na niego ja na przyjaciela.
Traktowałam go i oceniałam go w innych kategoriach. Nie jako kumpla ale jako mężczyznę.
Każde jego nawet przyjacielskie gesty zaczynały mnie powoli drażnić. Nie chciałam dawać mu
do zrozumienia że coś do niego czuje, bo wcale tak nie było. Musiałam zatem ograniczyć
nasze kontakty. Spędzałam z nim mniej czasu. Próbowałam na nowo jednak odnowić przyjaźń.
Miałam ogromną nadzieję że zrozumie że nic z tego nie będzie. Chciałam aby nasza przyjaźń
przetrwała, zwłaszcza że był wyjątkową osobą. Jednak tak wspaniała przyjaźń została
zaprzepaszczona przez jedno głupie stwierdzenia "kocham cię".
- Czyli... nie wierzysz w przyjaźń między kobietą a mężczyzną? - Draco bardzo
zainteresował się tematem.
- Nadal jednak w głębi serca mam nadzieję że ona istnieje. Może nie zawsze uda się ją
nawiązać ale jest możliwa. - tu spojrzała na Draco swoimi ciemnymi oczkami. On nic nie
powiedział. Po raz kolejny bezinteresownie ją przytulił. To wiele dla niej znaczyło.
Uwielbiała gdy milczał, bo wtedy wydawał jej się bratnią duszą, tak bliską jej sercu.
Uwielbiała gdy mówił, bo wtedy stawał się prawdziwą podporą i przyjacielem.
- No a co z tobą kochasiu - Tu dziewczyna przybrała swój flirciarki ton głosu - Masz
tu jakąś ukochaną.- Puściła oczko do chłopaka.
- Nie bardzo. Jest taka jedna, hmmm... raczej nie ukochana. Można ją nazwać "wielbicielką".
Od pierwszego dnia nauki w tej szkole przyczepiła się do mnie. Wszyscy w szkole uważają
że jesteśmy parą ale tak nie jest. Wolałbym chodzić ze Snapem niż z nią... Parkinson
boże... jaka ona jest okropna... fu... - tu Draco się wykrzywił, a na jego twarzy pojawił
się grymas przedstawiający zarówno obrzydzenia jak i zrezygnowanie.
- Draconie Malfoy. Jak tak możesz mówić... dziewczyna się zakochała, to wszystko przez
ciebie, ty pożeraczu kobiecych serc! :-) - Paulina śmiała się sama z siebie...
Draco nie wiedział co powiedzieć. W końcu jak zwykle z nutką ironii przytaknął i powiedział...
- Jak się jest mną to trzeba się liczyć z konsekwencjami. To prawda wszystkie mnie kochają.
Paulina uśmiechnęła się do niego. Nie miała już siły się śmieć. Te nieprzespane noce dawały
jej się w znaki. Jej powieki wydawały się bardzo ciężkie. Oczy same się zamykały. Nie kiedy
ale przechyliła się lekko w stronę chłopaka i oparła mu głowę na ramieniu.
-Książe będę już uciekać - szepnęła.
- Nie idź... możesz spać ze mną, znaczy się w pokoju. Są tam przecież jeszcze 3 łóżka.
Chłopaki na pewno się nie pogniewają. Żaden facet przecież nie był by zły gdyby dowiedział
się że taka ładna dziewczyna spała w jego łóżku... - i na jego cienkich ustach znów zagościł
ten słodki a zarazem ironiczny uśmieszek. - Mi też będzie raźniej. Nie będę się martwić że
w środku nocy szwędasz się po ciemnych zakamarkach zamku...
- Dobra. To ja już zmykam na górę bo zaraz zasnę na kanapie. - Draco wstał i poprowadził
dziewczynę do sypialni. Wskazał potem łóżko stojące zaraz koło jego. W pomieszczeniu
roznosił się znów znajomy jej zapach Wanilii. Wpływał na nią kojąco
Paulina automatycznie wskoczyła pod kołdrę. Jakoś znów nabrała werwy i zrobiła się taka
ochocza. Teraz wyglądała jak mała dziewczynka ciesząca się ze tego że może nocować u
koleżanki. Przybrała dziwnie słodki ton głosu i zaczęła szczebiotać...
- No to o czym będziemy gadać... może poplotkujemy o chłopakach, wiesz podoba mi się taki
jeden draniowaty blondyn - tu spojrzała na chłopaka, znów uśmiechnęła się i głęboko
westchnęła. Przymknęła oczy i powiedziała cicho
-Dobranoc zboczeńcu...
-Dobranoc. - otrzymała w odpowiedzi od chłopaka. Usłyszała jeszcze jak krząta się po
pokoju. Nie mogła przez chwilę zasnąć. Była zmęczona ale zarazem cieszyła się z chwili.
Zauważyła że nawet zbaczając na tematy miłości umieli się dogadać i drobne aluzje i
podteksty wcale ich nie peszyły. Tak działo się jedynie w przypadku bardzo dobrej
przyjaźni lub miłości...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy się obudziła było już zupełnie jasno. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna i
otworzyła je aby powiew świeżego powietrza lekko ją rozbudził. Gdy tak stała delektując
się świeżością i rześkością poranka. Usłyszała że drzwi pokoju wspólnego się otwierają.
Dopiero wtedy zorientowała się że chłopaka już nie ma w pokoju. Było tylko łóżko z rozwaloną
pościelą.
- Faceci -mruknęła pod nosem i pochyliła się nad jego łóżkiem i zaczęła je ścielić.
Gdy po chwili skończyła, okryła się swoim kocem i zeszła po krętych schodach na dół. Przy
kominku stał teraz mały stoliczek którego nie było jeszcze poprzedniego wieczoru. Stał na
nich półmisek grzanek tostów i ciepłych bułeczek. Obok w małe miseczce były konfitury a
zaraz koło nich w masielniczce masło. Po pokoju roznosił się zapach świeżo zaprażonej kawy.
Na kanapie siedział Draco trzymając ubek w jednej z rąk a gazetę w drugiej.
- Dzień dobry! Wyspana? Dzisiaj wielki dzień dla ciebie - popatrzył na dziewczynę jakby
oczekiwał potwierdzenia.
-Jaki dzień...? O boże! to dzisiaj? Zupełnie zapomniałam! - Paulina wydawała się popadać
w panikę.
- Nie martw się. Zjedz spokojnie śniadanie. Uczniowie przyjeżdżają dopiero przed obiadem.
Masz jeszcze dużo czasu...
- Dobrze że ciebie mam. - mruknęła i sięgnęła po słodką bułeczkę. - Zaraz oddam ci twój polar...
- Zatrzymaj go jeszcze. Musisz przecież jakoś wrócić do swojego pokoju... Snape nie był by
z nas dumny widząc ciebie wychodzącą z mojego pokoju w samej "bieliźnie"
- To nie bielizna a piżama chłopcze!
- No jak na piżamkę to jakaś taka skąpa ździebko!
Paulina tylko szturchnęła go posyłając swój "morderczy" wzrok...
Po śniadanku wyszła z pokoju wspólnego Slitherinu i skierowała się w stronę swojego lokum.
Jak na nieszczęście spotkała po drodze Snapa.
- O dzień dobry profesorze. - Paulina uśmiechnęła się jednocześnie próbując rozciągnąć
polar tak aby zasłonił jak najwięcej.
-Nie jesteś za skąpo ubrana jak na poranne spacerki po zamku?
-Sądzę że... nie. - spojrzała na niego przelotnie i szybszym krokiem skierowała się do pokoju.
Po porannej kąpieli zajęła się swoimi sprawami. Wyszła na błonia i zaczytała się w lekturze.
Po dłuższym czasie postanowiła że to już czas przyszykować się do ceremonii przydziału.
Miała szczęście. nie musiała zakładać jeszcze szaty. Dopiero gdy dostanie się do
jednego z domów dostanie swój mundurek.
Wybiła 16... już na nią czas. Na pewno już przyjechali. Ceremonia podobno zaczyna się o 16.30...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Schodząc po kamiennych schodach słyszała jedynie stukot swoich obcasów. Widocznie wszyscy
byli już w wielkiej sali. Gdy doszła do drzwi jadalni, usłyszała głos starszego mężczyzny
który witał ją na peronie w Londynie. To był dyrektor Dumbledor. Wiedziała, że miała wejść
do sali zaraz po ceremonii przydziału pierwszorocznych. Ta chwila nastała właśnie teraz.
Odważnie pchnęła drzwi wielkiej sali. Gdy szła tak wzdłuż stołów cichły właśnie oklaski
dla nowego Gryfona. Gdy wiwaty ucichły wyraźnie słychać było stukot jej obcasów. Prawie
wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku. Paulina spojrzała na stół Ślizgonów. Draco
nie zwrócił na nią nawet uwagi. Z zaciekawieniem za to rozmawiał z jakąś szatynką, bardzo
jawnie go podrywającą. Paulina skierowała teraz wzrok w kierunku stołu przybranego w
czerwono żółte barwy. Jak się domyśliła był to Grifindor. Zauważyła tam dwóch rudowłosych
podobnych do siebie jak dwie krople wody chłopaków. Byli bardzo wysocy. Przyglądali się
jej z zaciekawieniem. Obdarowała ich uśmiechem. Oni odwzajemnili go nie spuszczając z niej
wzroku. Nagle rozległ się ciepły głos dyrektora szkoły.
- Przedstawiam wam Paulinę Bringot. Od tego roku będzie uczyła się razem z wami. Zostanie
uczennicą 6 roku. Ale najpierw ceremonia przydziału. Wysoka starsza kobieta uczesana w
ścisłego koka wniosła tiarę przydziału. Paulina od czasu do czasu spoglądała na swojego
znajomego. On jednak na nią nie patrzył, a jak już "uraczył" ją swoim spojrzeniem było ono
obojętne. Jakby widział ją pierwszy raz w życiu...
Dziewczyna nawet nie poczuła jak tiara wylądowała na jej głowie.
-Hmmm... ciekawe. Jesteś stworzona do Gryfindoru. Dobre serce, tęgi umysł, jesteś
sprawiedliwa. - Oczy Gryfonów skierowane były w jej stronę. Oczekiwali w skupieniu - ale z
drugiej strony, z powodów ci znanych idealnie pasujesz do Slitherinu. Gdzie wolisz iść?
Tiara milczała a przez głowę dziewczyny przeleciało milion myśli. Po chwili Tiara znów
przemówiła.
- Nie możesz się zdecydować? W takim razie...
- GRYFINDOR! Krzyknęła Paulina w pośpiechu.
- Zatem niech będzie... GRYFINDOR! - powtórzył kapelusz po czym zamilkł.
Rozległy się bardzo głośne owacje Gryfonów. Dopiero teraz zobaczyła wzrok Malfoya. Nie
był obojętny. Był zawiedziony. Patrzył na nią jak wtedy kiedy byli sami. Paulina nie
wiedziała dlaczego, ale sądziła że dobrze postąpiła wybierając ten dom. Usiadła między
rudowłosymi bliźniakami. Posłała jednocześnie Draconowi wzrok mówiący "czego ty w końcu chcesz chłopcze". On zrozumiał wszystko. Teraz patrzył na nią przez chwilę dopóki nie wróciła go na ziemie owa szatynka.
Teraz Paulina czuła że w niej coś umiera. Czy to ten sam Draco jakiego zdążyła poznać?


Poczuła czyjąś dłoń na jej ramieniu. To byli owi bliźniacy.
- Hej Paulina, jestem Fred...
- A ja George... - rudzielcy przedstawili jej się uprzejmie, poczym zapoznali ją z resztą
Gryfonów. Wszyscy przyjęli ją ciepło. Dziwiła się. W opowiadaniach Draca byli okropnymi
gburami. Teraz na to nie zważała. Gdy po sycącej kolacji wyszła z sali zauważyła grupkę
uczniów. Wydawało jej się że to 6 klasiści. Z tłumu wyłapała kilka znajomych twarzy. Fred
George, ciemnowłosy chłopak i jego przyjaciółka o bujnej czuprynie i Draco wraz z dwoma
Ślizgonami i znajomą jej już szatynką.
- Ej ty Potter - tu Draco zwrócił się do ciemnowłosego chłopaka. - Nadal szlajasz się z
tymi nieudacznikami.? A wy...- tu wskazał na bliźniaków - nadal w starych szatach, nie
było was stać na nowe? - Wyraz twarzy chłopaka przedstawiał nie znane Paulnie okrucieństwo.
Teraz śmiał się z grupką Ślizgonów nie tak szczerze jak Paulina sądziła. Był to śmiech
drwiący i pogardliwy. Dziewczyna słuchała chwilę tych obelg. Nie wiedziała czy powinna
zareagować. W Końcu złamało się coś w niej. Choć spędziła z Draco 5 wspaniałych dni i 2
niezapomniane noce (dziwnie to brzmi…) teraz nienawidziła go z całego serca. Nie znała jeszcze Gryfonów ale
wydawali jej się mili i koleżeńscy. Może dlatego nie mogła ścierpieć faktu że jej
"niedoszły" przyjaciel w taki okropny sposób ich poniża. To na pewno nie był ten roześmiany
blondyn za jakiego uważała Dracona. W tej konkretnej chwili czuła do niego odrazę,
obrzydzenie i niechęć. Zarazem bała się go. Jego szare oczy były niemiłosiernie zimne.
Jej wybuchowy temperament ukazał się w tym momencie. Przepychając się przez tłum
zaciekawionych uczniów stanęła oko w oko z chłopakiem. Stali tak blisko siebie że każde z
nich usłyszało by najdrobniejszy szept wydobywający się z ust drugiej osoby... Nie chciała
być miła, nie chciała wyjaśniać nic. Chciała go upokorzyć .Wiedziała że teraz on pozna jej
drugą, okropną stronę.
- Draco mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała przymilnie. Chłopak nie spodziewał się że
zaraz rozpęta się piekło.
-Oczywiście Paulino słucham cię. - teraz był tym samym roześmianym blondynem. Paulinę zbiło
trochę z tropu, ale nadal pamiętała o tym co robił wcześniej.
- Jeśli możesz nie odzywaj się już do mnie więcej Draconie Malfoy. - jej oczy wydawały się
iskrzyć od złości, nie przerywała jednak potoku słów. Nie chciała go przerywać. Nadal go
lubiła, zawiódł ją jednak. To nie był on, to była jedna z jego masek. Miała nadzieje że
to co teraz powie dotrze do niego w 100%. - Jesteś pustym, naburmuszonym, gburowatym
maminsynkiem który umie jedynie obrażać innych. Nie podejrzewałam cię o to. To nie ty.
Ty nie jesteś taki. To co teraz powiedziałeś było dla mnie ciosem poniżej pasa. Wyszedł
z ciebie snob który zawsze wszystko miał i o nic się nie martwił. Podawano mu na tacy
wszystko co chciał. Może drażni cię fakt że inni ciężko pracują na to co mają? Nie rozumiem
cię?! Teraz jedyne co do ciebie czuje to odraza i obrzydzenie. Przechodzą mi ciarki po
plecach jak na ciebie patrzę. - Chłopak stal w ciszy wysłuchując dokładnie wszystkiego
co mówiła Paulina. Bolało do to okropnie. Wiedział ze gdyby powiedział to Potter albo
jakaś szlama nie przejął by się w ogóle. Stała jednak przed nim osoba którą darzył pewnym
uczuciem. Była to jedna z niewielu osób do jakich czuł sympatię. Zaczynał jej ufać. Bał
się tej sytuacji. Wiedział że trudno mu to będzie odkręcić. Nie miał zamiaru jednak się
tłumaczyć co jeszcze bardzie rozzłościło Paulinę.
Stała teraz twarzą w twarz, prawie tak blisko że wystarczył milimetr aby ich usta się
zatchnęły. Stała koło kogoś kogo znała. Była to jednak obca jej osoba.
Po chwili milczenia zauważyła jednak na jego twarzy ironiczny uśmiech. Tego było za wiele.
Głuchym echem odbił się po korytarzu dźwięk zadanego chłopakowi policzka przez Paulinę.
Teraz była naprawdę zła. Nie miała zamiaru płakać. Powoli odwróciła się, posyłając drwiący i pogardliwy uśmiech chłopakowi skierowała się na błonia. Nie czuła się przygnębiona. Wręcz przeciwnie czuła że żyje, tylko to życie jest jakieś okrutne...

Odwróciła się jeszcze raz. Draco tak jak podejrzewała patrzył na nią cierpiącym wzrokiem.
Nie bolał go czerwony policzek. Bolały go słowa które jak musiał przyznać były prawdą...
Paulina napotykając jego wzrok uśmiechnęła się po raz kolejny drwiąco. Nie obchodziło ją
teraz że wszyscy patrzą na tą scenę. Dla niej liczyło się to że pokazała mu co naprawdę
o nim w tym momencie sądzi. Przesłała mu jedynie wzrok mówiący o wszystkim
"Jak mogłeś Malfoy, jak mogłeś"!?


Następna część mojego ff : "Między nami tyle śniegu... Między nami tyle lodu"...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy doszła już na szkolne błonia, miała dość czasu by uświadomić sobie że nie potrzebuje
być teraz sama. Jej zdaniem powinna świętować razem z jej nowymi współlokatorami. Jeszcze
chwilę delektowała się rześkością powietrza, które jednak nie zwiastowało dobrej pogody.
Jego zapach mówił o tym że niedługo będzie padać. Paulina uwielbiała tą woń roznoszącą
się dookoła. Dziewczyna miała dobre przeczucie. Chwilę po tym jak przepowiedziała burzę,
poczuła delikatne, chłodne krople na swoim odkrytym obojczyku, i kolejną i kolejną.
Stała tak przez chwilkę. Mimo iż mokła chciała tak nadal delektować się tą chwilą.
Uwielbiała rześkie wczesnojesienne deszcze. Kojarzyły jej się z czymś nowym, nie poznanym.
Kończąc lato, rozpoczynały złotą jesień. Paulina wiedziała iż i tym razem przynoszą
zmiany także dla niej. Zmiany na które czekała oraz zmiany które miały być dla niej
niespodzianką.
Powoli, bez żadnego pośpiechu skierowała się w stronę budynku szkoły. Była już totalnie
przemoknięta ciepłym deszczem. Strużki wody spływały z jej włosów wprost na jej śniade
policzki. Szła już korytarzami Hogwartu kierując się w stronę pokoju wspólnego Gryfindoru.
Usłyszała czyjeś kroki. Zbliżały się w jej stronę. Gdy wyszła zza zakrętu wpadła na osobę
którą w tym momencie najmniej chciała widzieć. Wpadła na Dracona Malfoya. Chciała z nim
porozmawiać, chciała zapytać co u niego, lecz nie mogła. Chciała dać mu nauczkę. Miała
zamiar ignorować go totalnie. Popatrzyła na chłopaka z wyższością uśmiechnęła się ironicznie
i już miała odejść gdy ten złapał ją mocno za nadgarstek.
- Poczekaj- powiedział błagalnie. - Wszystko ci wyjaśnię. Nie kończ tego co między nami
zaistniało. Proszę wysłuchaj mnie. Nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - to ostatnie zdanie tak ją rozwścieczyło. Nie chciała tego okazywać.
Chciała być obojętna. Wiedziała doskonale że to go rozwścieczy. Nareszcie Draco nie będzie
w centrum uwagi. - Draco ja wszystko dokładnie rozumiem. -Powiedziała spokojnie, jakby żaden
spór między nimi nigdy nie miał miejsca.
- Tak się cieszę...
- Doskonale rozumiem że jesteś wrednym palantem bez jakichkolwiek uczuć. Rozumiem
także że nie jesteś tym samym chłopakiem którego poznałam, a nawet jeśli jesteś
to świetnie grałeś przede mną przez ten tydzień.
-Paulino... - jego głos był cichy, jakby zaraz miał całkowicie zaniknąć.
- Nie przerywaj mi Malfoy! Jeszcze nie skończyłam mówić ci jakim to jesteś idiotą. - Nagle
w jej czach pojawił się taki chłód, jakiego chłopak jeszcze nie widział. Jej usta wykrzywiły
się drwiący uśmiech. taki sam jakim chłopak "obdarował" wcześniej Gryfonów. - Jesteś
naprawdę pusty. Nie widzisz nic poza swoją dumą i tym że jesteś najlepszy. Tak wcale nie jest.
Zejdź na ziemię! Jesteś zwykłym facetem, wręcz przeciętnym. Zrozum to wreszcie chłopcze.
A i jeszcze jedno. Czy ta dziewczyna do której tak się kleiłeś to była ta znienawidzona
"Parkinson"? Widzę że lubisz się męczyć. Jeśli próbowałeś mi wcisnąć kit że jej
nienawidzisz to chyba wybrałeś złą osobę. Nie jestem aż tak głupia za jaką mnie uważasz
Draconie!
Patrzyła teraz na niego swoimi ciemnymi oczami z taką nienawiścią że chłopaka przeszedł
dreszcz.
- Wysłuchaj mnie proszę. -Mówił tak błagalnym głosem Paulina nie miała zamiaru jednak
ustępować.
- Nie nie wysłucham cię. Nie mam na to najmniejszej ochoty. - Posłała mu na pożegnanie
uśmiech i skierowała się w stronę swojego domitorium. Nagle jednak poczuła że jej kroki są
oraz wolniejsze aż w końcu z ogromnym trudem unosiła stopy. W pewnym momencie nie była zdolna wykonać najmniejszego ruchu.
- Malfoy! Natychmiast odwołaj zaklęcie "spowolnienia". Jeśli tego nie zrobisz pożałujesz że
się urodziłeś podła szlamo! Chcesz jeszcze raz ode mnie oberwać. Ne zawaham się też użyć czarów.
- Nie odwołam. - Na jego ustach pojawił się przyjazny uśmieszek i triumf, który zdaniem
Pauliny wyglądał przesłodko. - Teraz zmuszę cię do tego żebyś mnie wysłuchała. Gdy zaczął
opowiadać o tym jak to przez całe swoje życie był zmuszany przez ojca do tłumienia w sobie
uczuć i zgrywania zimnej osoby nic nie czującej, w Paulinie wzbierała ogromna złość. I choć
zaklęcie spowolnienia dawno przestało działać nadal stała tam i z ogromną uwagą słuchała
chłopaka. W pewnym momencie jednak niewytrzymała. Z jednej strony współczuła mu z drugiej z kolei obwiniała go nadal.
- Nie wierze. Ty Draco Malfoy, tak silny facet o tak mocnym i niezłomnym charakterze nie mógł się zbuntować. Nie mógł powiedzieć dosyć? A może podobała ci się możliwość wyśmiewania się z innych. Może lubiłeś poniżać, może sprawiało ci to przyjemność i wcale nikt cię do tego nie zmuszał? Nie wierzę ci!. Jak mogłeś mnie tak zawieść.. ja sądziłam że jesteś inny że jesteś moim...
- Przyjacielem? Jestem. Uwierz mi proszę. Przekonasz się o wszystkim w swoim czasie. Nie wiesz jaki jest mój ojciec - Paulina jednak wiedziała dokładnie o co mu chodzi…
-Wiem że to ciężkie, ale spróbuj zobaczyć we mnie kogoś innego niż tego głupiego chłopaka
wyśmiewającego Gryfonów. Proszę... - Patrzył na nią tymi swoimi szarymi oczami w tak ciepły sposób że nie była w stanie mu nie wierzyć. Wtedy zrobił coś co tak w nim kochała. Bez zbędnych słów przytulił ją do siebie. Delikatne objął w pasie a drugą ręką gładził po głowie. Stali tak dość długo nie przejmując się że ktoś ich zobaczy. Dla nich ważny był ten jedyny moment. Paulina stojąc tak zastanawiała się jak to możliwe by w jednym momencie pawała zemstą do Draca a za chwilę była zdolna zrobić dla niego wszystko? Znów czuła jego ciepło i widziała w nim tego chłopaka z którym zrywała boki ze śmiechu i balowała na mugolskiech imprezach całą noc. Teraz stał koło niej idealny przyjaciel, a nie gnojek który umie tylko wytykać cudze błędy. Od razu przeszła jej ochota na świętowanie z Gryfonami. Chciała podzielić się z nim wrażeniami z ceremonii. Chciała mu wszystko wytłumaczyć.
- Draco?
- Tak słucham cię? - rozmawiali nadal w objęciach.
- Masz chwilkę dla mnie. Może przejdziemy się i porozmawiamy? -Paul


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Eskeniaa
post 19.01.2004 22:51
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Oto kolejny part już ostatni mojego opowiadnaia... mam nadzieje że się spodoba... pozdrawiam eskeniaa

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

"Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie wolna"

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Nie chciała nikogo widzieć. Nawet jego… przede wszystkim jego. Nie miała ochoty wysłuchiwać stale pytań o to co wydarzyło się dzisiejszego poranka. Sama dokładnie nie wiedziała czy to możliwe aby naprawdę posiadała możliwości odbierania stygmatów. Nigdy nie wierzyła w takie przepowiednie. Czytając o nich zawsze zaśmiewała się z ludzi który uważają to za prawdę. Ale teraz kiedy pojawiły się krwawe znaki i przywidzenia, tak doskonale odzwierciedlające jej strach i niepewność, zaczynała się martwić. Wiedziała że to wszystko prawda. To nie były halucynacje. Był przy niej Fred i on także widział krew spływającą wartko po jej bladych policzkach.
Była podirytowana jak nigdy dotąd. Nie chciała go widzieć. Wreszcie otworzyła oczy. Powoli uchylając powieki dostrzegała ciepłe barwy promieni słońca niknącego za horyzontem. Powoli zbliżał się wieczór. Przespała cały dzień. Chciała wstać, lecz nie mogła. Bolała ją głowa i cały obraz wirował przed oczami. Delikatnie podpierając się o drewnianą poręcz łóżka postawiła stopy na podłodze. Chwiejnym krokiem skierowała się do drzwi. Zamknięte. Teraz naprawdę się zdenerwowała. Jak mogli zamknąć ją w pokoju. Odwróciła się i skierowała do szafki nocnej. Nagle odzyskała wszelkie siły, nie była już słaba i zaspana. Teraz miała ochotę wydostać się stąd jak najprędzej. Chciała wyjechać i wrócić do Hogwartu. Nie wiedziała dlaczego ale powoli irytowała ją ta sytuacją. Gorączkowo przeszukiwała szufladę w poszukiwaniu hebanowej różdżki. Gdy już ją odnalazła. Od razu nie podnosząc się z miejsca skierowała ją w kierunku drewnianych drzwi.
- Alohomora!- drzwi delikatnie się uchyliły. Paulina stała i już chciała skierować się do wyjścia, lecz nagle usłyszała strzępki rozmowy. Może nie zaciekawiło by ją to aż tak, gdyby jej imię nie padło podczas konwersacji. Zbliżyła się do drzwi i zaczęła podsłuchiwać. To Fred rozmawiał z panią Weasley o całym wydarzeniu. Paulina błagała teraz aby skłamał i nie powiedział prawdy. Wiedziała bowiem to że jeśli wyjawi prawdę czekać będą ją tłumaczenia i zmuszona będzie do przybliżenia wszystkich szczegółów. O niektórych nawet i on nie wiedział. Postanowiła ze przerwie rozmowę Może to nie kulturalne ale to jej jedyne wyjście z tej sytuacji.
- Nie wiem co się stało. Już ci mówiłem! Zauważyłem ją leżącą w salonie… widocznie zasłabła. Musiała źle się poczuć bo gdy przyszedłem była już nieprzytomna… jeszcze sam do końca nie wiem co się stało. Zaniosłem ją do pokoju i …
- Dobry wieczór - Paulina podeszła do pani Weasley i uśmiechnęła się szczerze. - Przepraszam że sprawiłam kłopot. Źle się poczułam i widocznie zasnęłam w pokoju. Było wcześnie i pewnie ucięłam sobie drzemkę. Przepraszam jeszcze raz jeśli zmartwiłam panią. - Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze. Oczekiwała pytań i niepewności ze strony matki Freda. Ona jednak popatrzyła na nią ciepło i położyła pulchną dłoń na jej ramieniu…
- Mam jedynie nadzieje że się lepiej teraz czujesz. - uśmiechnęła się i odeszła w stronę kuchni.
Paulina poczuła ulgę. Nie musiała nic tłumaczyć, na żadne pytanie odpowiadać. W duszy dziękowała za to pani Molly… Nawet nie spojrzała na chłopaka. Sama nie wiedziała dlaczego. Skierowała się szybkim krokiem w stronę łazienki… I znów ta niepewność. Sama nie wiedziała po co tam idzie. Może chciała przed nim uciec .Nie patrzeć jego oczy. Bała się wyjaśnień i dociekliwości. Była pewna że gdy tylko popatrzy na nią tak jak zwykle, tak ciepło i delikatnie straci grunt pod nogami i znów się rozklei. Tak ciężko pracowała nad wizerunkiem zimnej i niedostępnej osoby. On jednak umie go zburzyć jednym słowem, gestem, spojrzeniem… Szła coraz szybciej jednak korytarz wydawał się nie mieć końca. Nagle poczuła czyjąś lodowatą dłoń chwytającą ją za nadgarstek. Serce zabiło jej szybciej. Wiedziała że teraz z nią to już koniec. Była pewna, że znów powali ją tymi brązowymi oczami… Poczuła szarpnięcie i już stała twarzą w twarz a Fredem. Nie patrzyła na niego. Przekręciła głowę i spuściła wzrok. Patrzyła na swoje bose nogi jakby to one były teraz najważniejsze. Może nie miała podstaw żeby go unikać, ale wolała nic mu nie mówić. Była pewna że jeśli rozpocznie rozmowę o poranku i tym dziwnym wydarzeniu będzie musiała się przyznać do przywidzeń i co gorsza do przeszłości jej ojca… Jego twarz była niebezpiecznie blisko jej. Czuła to ciepło które sprawiało że była taka bezpieczna. Jego dłoń delikatnie przesunęła się w stronę jej policzka. Lekko skierował jej twarz w swoją stronę. Była niebezpiecznie blisko niego. Spojrzała mu w oczy. To ją zgubiło.
- Nie pytaj… proszę… - spojrzała na niego błagalnie. Miała ogromną nadzieję że ją zrozumie i uszanuje jej wolę…
- Nawet nie miałem zamiaru. Jak będziesz na to gotowa sama mi powiesz. Martwiłem się jednak o ciebie. Jak zobaczyłem cię w pokoju… ta krew i twoje oczy. Bałem się… - jego oczy patrzyły na nią z taką troską. Paulina wiedziała że zależy jej na nim i nie chciała aby się martwił. Chciała mu także wyznać całą prawdę. Był zarówno jej przyjacielem więc powinien to zrozumieć. Fred oparł swoje czoło o jej nadal nie spuszczając z Pauliny wzroku.
- Dziękuje Ci… - wyszeptała. Spojrzała na niego ciepło i pocałowała. Stali tak przez chwilę delektując się smakiem swoich ust… Paulina wiedziała że niedługo mu o wszystkim powie. Nawet jeśli była niedawno na niego zła i nie chciała z nim rozmawiać, teraz był jej najbliższą osobą i wiedziała że na pewno coś do niego czuje… Nie wiedziała czy to miłość ale na pewno nie był jej obojętny…


Kolejną noc z rzędu nie spała. Siedziała na łóżku patrząc na widok rozciągający się za oknem. Spokojnie śpiąca wioska w której znajdował się dom Weasleyów zawsze w takie wieczory poprawiała jej humor. Uspakajała ją i napajała harmonią której jej tak ostatnio brakowało. Mimo późnej godziny postanowiła wykąpać się. Zabrała potrzebne rzeczy i skierowała się do łazienki.
Po pewnym czasie wpadła do pokoju owinięta jedynie w ręcznik. Jej mokre włosy ociekały wodą mocząc przy tym odkryte plecy. Niechlujnie rzuciła rzeczy na łóżko i już miała się ubrać gdy usłyszała czyjś głos. Należał do mężczyzny. Z zaciekawieniem odwróciła się w stronę z której dochodziły ją dźwięki. Zszokowało ją to co zobaczyła.
Wysoki mężczyzna mrugał do niej zalotnie…Może nie było by to dziwne gdyby to nie był szukający Armat, Dawid Mureny spoglądający na nią zza jednego z plakatów Rona.
- Hej mała… zrzuć ten ręcznik i wskakuj do mnie. Wiesz ty ja i mój… Nimbus 2001. Może być ciekawie - uśmiechną się do niej flirciarsko i zagwizdał na palcach. Paulina zaśmiała się i usiadła na łóżku. Tego się nigdy nie spodziewała. Całkiem przystojny młody człowiek nadal wpatrując się w nią jak w obrazek oparł się o stojącą obok miotłę i przekręcił głowę jakby chciał się jej przyjrzeć dokładniej.
- Nigdy cię tu nie widziałem. Przecież to pokuj jak mu tam… Eee… takiego małego, rudego chłopaka - Dawid był wysokim blondynem o niebieskich oczach. Uśmiechał się prześlicznie ukazując białe zęby i uwydatniając silne kości policzkowe.
- Rzeczywiście to pokój Rona. Chwilowo jednak ja tu mieszkam - uśmiechnęła się do niego zakładając nogę na nogę. Dawid odwzajemnił uśmiech i kontynuował flirciarską rozmowę…
- No to jak piękna… jedziemy. - Wziął do ręki miotłę. - jest dużo miejsca. A jak będziesz się bała możesz się do mnie przytulić. - Puścił do niej oczko i oczekiwał odpowiedzi. Paulina zaśmiała się. Na jej ustach pojawił się słodki uśmiech przedstawiający za równo ironię jak i zwycięstwo.
- Nie pozwalaj sobie na za dużo. - tu gestem dłoni wskazała nożyczki leżące na stoliku
obok. - Teraz ja mam przewagę. - Dziewczyna wstała i skierowała się do komody. Wyjęła z niej nocną koszulę. Ciągle podtrzymywała ręcznik tak aby przypadkiem nie opadł w najmniej spodziewanym momencie. Dawid bez przerwy robił uwagi na jej temat. Paulina musiała się przyznać że spodobała jej się rozmowa z Mureny'em. Jego głos był męski i przyjemny w słuchaniu. Zastanawiała się jednak czy jest na tyle nienormalna by podrywać plakat…
- A teraz się odwróć… Chcę się przebrać! - Paulina spojrzała na niego groźnie, w jej oczach jednak było rozbawienie.
- Ani mi się śni… takiej okazji nie przegapię - uśmiechną się zawadiacko i zamaszystym gestem odrzucił w bok miotłę. Usiadł i przyglądał się dziewczynie z jeszcze większym zainteresowaniem.
- Tak? No dobra, jak chcesz ale nie będziesz miał co podziwiać. - Wstała i wzięła leżącą obok koszulę nocną i po cichu wyszła z pokoju. Po chwili była już powrotem odziana w piżamkę. Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się triumfalnie do Dawida. Miał niewyraźną minę. Było w niej troszkę smutki, żalu i rozbawienia.
- Dobranoc - Paulina wsunęła się pod ciepłą kołdrę i przyłożyła twarz do poduszki. Dawid przesłał jej buziaka w powietrzu i zniknął z plakatu. Miała teraz chwilkę dla siebie….
Teraz gdy tak myślała o tym co się wydarzyło w ostatnim czasie była pewna swojej decyzji. Już chciała wstać i wyjść z pokoju, lecz usłyszała ciche pukanie do drzwi. Automatycznie zjawił się Dawid. Z zaciekawieniem przyglądał się całej scenie. Dziewczyna podeszła i uchyliła je aby zobaczyć kto to. Fred stał przed nią ubrany w same bokserki. Jego długie czerwone włosy opadały mu kaskadami na włosy. Odgarną je szybko i założył za ucho. Paulina spojrzała na niego wymownie mierząc go wzrokiem. Uśmiechnęła się zalotnie. Brakowało jej ostatnio takich chwil sam na sam z Fredem… Wszedł do pokoju zamykając cicho drzwi. Paulina skierowała się w stronę łóżka gdzie teraz siedział chłopak. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i usiadła mu na kolanach.
- No i nawet chwili nie możesz beze mnie wytrzymać co. - pocałowała delikatnie i już chciała kontynuować gdy przerwał jej ten sam męski głos co przedtem.
- Zapowiada się ciekawie… - Dawid siedział teraz ze skrzyżowanymi nogami przyglądając się z rozbawieniem parze…- Widzę że nie ja pierwszy dostrzegłem twoją urodę. - Uśmiechną się zawadiacko. Paulina spojrzała na niego spode łba. Znów skierowała wzrok na Freda. Ten siedział oniemiały. Nie trudno mu się dziwić. Nie na co dzień plakat podrywa twoją dziewczynę. Paulina wstała z kolan chłopaka i skierowała się z stronę Dawida.
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz że ktoś stworzył ten plakat
- No ale pozwólcie mi chociaż popatrzeć… nie mam za wiele do roboty - uśmiechną się i znów wstał opierając się o Nimbusa 2001. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Niebezpiecznie zbliżała się do Dawida. Jednym ruchem ręki odczepiła plakat od ściany i przewróciła go na drugą stronę tak , że jedyne co mógł teraz podziwiać to ściany w kolorze śnieżnej bieli. Słychać już było tylko stłumione słowa i pomruki. Miała go już z głowy. Paulina wróciła do Freda i podobnie jak poprzednio usiadła mu na kolanach.- No to na czym stanęliśmy? - Pocałowała go namiętnie. Ten przechylił się powoli do tyłu, tak że teraz leżeli w objęciach na łóżku dziewczyny. Gdy już Paulina wyrwała niechętnie się z jego silnego aczkolwiek bardzo przyjemnego uścisku zaczęła rozmowę
- Miałeś jakiś powód gdy tu przychodziłeś? Chciałeś coś się mnie zapytać? - Leżała teraz obok niego z twarzą skierowaną ku jego twarzy.
- Czy musze przychodzić tu w jakiejś konkretnej sprawie? Nie mogę z tobą tu sam na sam posiedzieć w ciszy delektując się pięknem twoich oczu? - Paulina rozpłynęła się po tych słowach. Poczuła niewymowne ciepło i przyjemność. Cmoknęła go delikatnie w policzek.
Po chwili wstała jednak i usiadła na łóżku prostując nogi. Chłopak uczynił to samo podsuwając cię do Pauliny i opatulając ją i siebie pościelą.
- Przed tym jak wszedłeś miałam zamiar do ciebie pójść. Proszę nie przerywaj mi tego co mam zamiar teraz powiedzieć. Przemyślałam kilka spraw i uważam że jesteś mi bardzo bliski więc mogę ci wszystko powiedzieć. - Tu spojrzała na niego lekko przesuwając dłonią po jego policzku. Za chwilę jej ręka odnalazła jego dłoń. Ich palce spotkały się w delikatnym uścisku. To nadało jej jeszcze więcej siły i pomogło w przekazaniu prawdy- Mam do ciebie tylko jedną prośbę… To co właśnie usłyszysz będziesz musiał zachować dla siebie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć - Po tych słowach Fred przytaknął tylko nadal z zaciekawieniem przysłuchując się dziewczynie.
Paulina wyznała mu całą prawdę… O ojcu, mrocznym znaku Draca, samobójstwie matki, tym cierpieniu jakie oglądała podczas spotkań śierciożerców, mówiła o tym wszystkim co tłumiła w sobie. Wiedziały teraz o tym dwie osoby. Fred i Draco. Gdy skończyła oczekiwała lawiny pytań, chęci dalszych wyjaśnień albo krzyku i złości. Jednak myliła się. Widocznie za słabo znała Freda. On jedynie spojrzał na nią czule i otarł delikatnie zagubioną kroplę spływającą po jej policzku. Nie widział czy to łza czy jedynie woda spływająca jeszcze z jej przemoczonych włosów. Teraz Paulina uroniła łzę. Kolejną i kolejną, pojedyncze krople zmieniały się w potoki słonych łez… Nie były jednak spowodowane smutkiem czy żalem. Była tak szczęśliwa że spotkała kogoś takiego w swoim życiu. Zastępującego jej ojca kochanka i przyjaciela. Wtuliła się w jego ciepłe ciało. Znów leżeli przytuleni. Fred pozwalał by wypłakała zarówno te słodkie łzy szczęścia jaki gorzkie i pełne żalu. Gdy już osuszyła policzki oczy spojrzała na niego. Jego oczy zawsze przynosiły ukojenie. Pocałowała go i wtuliła twarz w pachnące jaśminem czerwone włosy… Usnęli tak zarówno pełni szczęścia jak i przejęci zaistniałą sytuacją. Paulina była zadowolona z tego że nareszcie wyjawiła mu prawdę, Fred zaś cieszył się że mu zaufała… Wiele to dla niego znaczyło.



Czas świąt nieubłaganie dobiegał końca. Paulina Fred spędzali ze sobą dużo czasu rozmawiając o wszystkim i o niczym. "Nora" wypełniła się głośnymi śmiechami bliźniaków i Pauliny. Ciągle płatali figle i robili dowcipy Ginny. Co gorsza znęcali się także nad biednym Percym… Czasem pomagał im w tym Bill który przyjechał na święta do rodziny. Paulina lubiła z nim rozmawiać gdyż pomimo różnicy wieku rozumieli się doskonale. Czasem przesiadywali w salonie rozmawiając o jego pracy i szkole Pauliny. Dziewczyna z zaciekawieniem słuchała opowiadań o Ministerstwie Magii. Uważała że Bill ma wielkie szczęście pracować jednym z najbardziej interesującym wydziale. A mianowicie w komitecie do przypadków nadużycia czarnej magii…
Jeśli chodzi o plan bliźniaków i Pauliny oraz o szarą paczkę przyniesioną ze sklepu "Zonka" w dzień "Przepowiedni"… wszystko szło idealnie. Plan był opracowany i zapięty na ostatni guzik. Paulina nie wiedziała jednak że niedługo nie bezie czasu myśleć o takich sprawach…


To był chyba drugi tydzień stycznia. Jeśli dobrze mi się wydaje piątek. Uczniowie podekscytowani kolejnym wyjściem na miasto i zapowiedzianym już przed feriami świątecznymi meczem Quddicha Gryfonów z Krukonami krzątali się po całym zamku. Długa kolejka uczniów ustawiła się przed wyjściem ze szkoły. Woźny Filth odczytywał właśnie listę uczniów chętnych do wyjścia. Paulina stała sama wśród zgrai młodszych uczniów. Fred i Georgie z którymi miała się wybrana miasto musieli zostać na treningu zorganizowanym przez Angelinę - nowego kapitana drużyny. Mieli dojść po pół godziny ale oczywiście wpakowali się w szlaban i dotrą dopiero za 2 . Do tego czasu dziewczyna była zdana na samą siebie…
- Hej… co robisz tu sama - Wysoki blondyn ubrany w mugolskie ciuchy podbiegł do niej i pocałował ją w policzek. Był dziwnie nieprzeciętnie szczęśliwy. Jego oczy aż iskrzyły od radości.
- Nie miałam z kim iść… no ale teraz jesteś ty…. - Paulina uśmiechnęła się do chłopaka który w tym samym momencie objął ją w pasie.
- Zapraszam Panią na kremowe piwko do "Trzech Mioteł"!...

Miasto było jak zwykle pełne uczniów. Podekscytowani jednym z pierwszych wyjść trzecioklasiści biegali od sklepu do sklepu pokazując sobie nowo nabyte pamiątki, smakołyki i drobiazgi. Paulina i Draco weszli do baru. Przesiedzieli tam chwilkę rozmawiając i żartując z grupą ślizgonów. Na całe szczęście nie było wśród nich Pancy. Nigel, Steward i Daniel wydawali się całkiem mili. Dużo się uśmiechali, jednak za często robili kąśliwe uwagi na temat Gryfonów. Po godzinie postanowili przejść się na spacer. Nie zważali na złą pogodę. Mimo śniegu przeplatanego deszczem i lekkim wiatrem zabrali płaszcze i wyszli z baru. Na brukowanych uliczkach nie było prawie nikogo. Gdzieniegdzie przemykali tylko uczniowie w popłochu chroniąc się przed śniegiem i deszczem. Para szła w kierunku sklepu "Zonka". Nagle jednak Paulina poczuła czyjąś silną dłoń na swoim ramieniu. Potem był tylko ten dreszczyk i jakby uczucie przenikającego cię prądu. Już wiedziała co się dzieje. Razem z nieznajomym i Draco aportowała się w nieznane jej miejsce.
Po chwili wiedziała kto był tym obcym. Śmierciożercy. Stała ich grupa, może 3, 4. Dokładnie nie wiedziała. Obejrzała się za siebie. Stali teraz na jakiejś odludnej polanie, całkowicie zasypanej śniegiem. Za nimi rozciągał się widok oświetlonego przez drobne lampiony miasteczka. Dziewczyna spostrzegła także dwie najwyższe wieże zamku. Byli niedaleko Hogwartu. Teraz jednak powtórnie spojrzała a mężczyzn. Wymieniali porozumiewawczo spojrzenia mierząc parę od stóp do głów. Nagle jeden z nich wystąpił z szeregu i odezwał się zimnym i szorstkim głosem
- Znów się spotykamy panno Bringot - pewnym krokiem skierował się w stronę dziewczyny. Ta cofnęła się przerażona patrząc mu teraz w ciemne, wręcz nie obecne oczy. - Szkoda jednak że w takich okolicznościach… - Paulina poznała go od razu. Nie mogła jednak uwierzyć że to on.
- Co tu robisz… i dlaczego nas tu sprowadziłeś. Nic z tego nie rozumiem - Paulina spojrzała bezradnie na Draco. Podszedł do niej i stanął tuż obok.
- Nic nie rozumiesz? No to może ci wyjaśnię. TO nie przypadek że jesteście tu razem. Tak słodko wyglądacie - uśmiechnął się pogardliwie a ironia w jego głosie stała się coraz to bardziej uwydatniona. - Wasi ojcowie byli podłymi szlamami. Zdrajcy - to ostatnie słowo wręcz wypluł z odrazą. - Myśleli że się nie domyślimy że pracują na dwa fronty. Że zarówno służą Czarnemu panu i są szpiegami Dumbledora? No cóż, teraz się już nikomu na nic nie przydadzą. - zamaszystym gestem dłoni wskazał miejsce za sobą. Paulina nie chciała w to uwierzyć. Jej ojciec… ojciec Draca… oni nie żyli…Jednak byli dobrzy… a ona go tak nienawidziła sądziła że naprawdę służy czarnemu panu… Dziewczyna spojrzała na przyjaciela z przerażeniem. Na jego twarzy malował się zarówno strach jak i miejscami ukazywała się determinacja i gotowość do walki. Paulina miała zamiar podbiec do leżących tam ciał. Może nie było za późno. Jeden ze Śmierciożerców odepchnął ją silnie na bok, tak że upadła lądując w śniegu. Chciała się podnieść. Jednak mężczyzna z którym uprzednio rozmawiała uklęknął obok niej i dotknął jej twarzy swoją lodowatą dłonią. Przejechał palcami po jej policzku i zatrzymał się w okolicach ust.
- Śliczna jesteś… szkoda by było pokiereszować taką buzię - posuwał się teraz jeszcze dalej. Chciał ją pocałować ale ta splunęła mu w twarz... Wstał i odszedł na kilka kroków. Draco podszedł do niej i wyszeptał jej do ucha kilka słów…
- Uciekajmy, aportujmy się do Hogsmeade. - Paulina spojrzała na niego. W oczach miała strach. Wiedziała ze to najrozsądniejsze co teraz może zrobić. Dotknęła jego dłoni. Nagle jednak usłyszała znów ten szorstki i zimny głos.
- Jesteś taką samą suką jak twoja matka. Obie uważacie się za najważniejsze. A raczej uważałyście się. Na szczęście zabiła się. Oszczędziła przy tym cierpienia sobie i innym. Ale z drugiej strony szkoda. Miło było się czasem zabawić. - i znów ten śmiech mrożący krew w żyłach. Paulina nie wiedziała dlaczego puściła dłoń chłopaka. Wstała a on za nią. Poczuła nagłą chęć mordu. Była tak wściekła. Mężczyzna był jednak szybszy.
- Pożegnaj się z przyjacielem. Teraz spotkasz się ze swoją matką w piekle szmato - podniósł różdżkę i wycelował ją prosto w serce Pauliny…
- Avada Kedawra… - Paulina jakby w zwolnionym tempie widziała zielony strumień światła lecący wprost w jej stronę. Zamknęła oczy. Chciała umrzeć bezboleśnie. Nic nie poczuła. Stała jak dawniej w tym samym miejscu. Uchyliła oczy. Nagle poczuła mocne pchnięcie i już leżała na ziemi. Upadając uderzyła głową o kamień który został zasypany grubą pierzyną śniegu. Rozcięła sobie skórę nad lewym okiem. Potok czerwonej cieczy spłyną jej do oczu zamazując całkowicie obraz. Usłyszała przeraźliwy krzyk. To był Draco. Wiedziała co się tera stało. Poświęcił się. Zginął. Przez nią. Za nią… Zrobił to dla niej. Po jej policzkach spływały szybko strumienie szkarłatnej krwi. Powoli dostrzegała dwie postacie. Leżał teraz bezwładnie na ziemi z twarzą zatopioną w białym śniegu. Nic nie myśląc podbiegła do niego. Uklękła obok i przyciągnęła jego ciało do siebie. Popatrzyła teraz na jego zastygnięty wyraz twarzy. Było za późno. Nie żył. Zaczęła płakać, tak szczerze i przeraźliwie boleśnie jak nigdy dotąd. Czerwone krople krwi spadały na śnieg tworząc widok jeszcze bardziej przerażającym. Były to zaledwie sekundy. Jednak dla niej dłużyły się tworząc wieczność. Wieczność bez Draca którego tak kochała. Wiedziała że i ona zginie. Teraz spojrzała na mężczyznę stojącą nad nią. Ten sam ironiczny uśmiech co wcześniej pojawił się na jego ustach wykrzywiając twarz jednocześnie w wielkim grymasie. Nagle dobiegł ją hałas pochodzący z niedaleka. Może z pobliskiego lasu. Aurorzy! Za razem szczęśliwa jak i zawiedziona tym że przybili tak późno popatrzyła triumfalnie ma mężczyznę. On jedynie posłał jej spojrzenie "jeszcze się kiedyś spotkamy". Odwrócił się szybko i z resztą śmierciożerców aportował się.
Nadal siedziała na śniegu bezwładnie obejmując ciało przyjaciela. Powoli uświadamiała sobie co właśnie miało tu miejsce. Nagle poszedł do niej jeden z aurorów. Nic nie powiedziała. Spojrzała na niego i już wiedziała co powinna zrobić. Aportowała się do Hogsmeade.
Nadal klęcząc i obejmując kurczowo przyjaciela. Nadal nie chciała dopuszczać do siebie myśli że on nie żyje. Że już więcej… nie to niemożliwe…
Roztopiony śnieg i deszcz przemaczały ją do suchej nitki. Obmywały jej twarz z cieknącej strumieniami krwi. Nie podnosiła się. Nie chciała go zostawiać. Po chwili zebrało się wokoło nich zbiorowisko wścibskich gapiów. Przez tłum przebijała się właśnie postać tak długo wyczekiwana przez dziewczynę…
- Paulina! - Fred z przerażeniem spojrzała na zakrwawioną i zapłakaną dziewczynę obejmującą Draca.
- Fred… on…on nie żyje. To przeze mnie. On… - powoli głos się jej załamywał. Patrzyła niepewnie na chłopaka. Nagle stanęło obok niej kilku mężczyzn. Wśród nich był dyrektor Dumbledor. Położyli ciało chłopaka na noszach które zaczęły unosić się w powietrzu.
- Zajmij się nią. - dyrektor spojrzał na Freda i pokiwał porozumiewawczo głową…
Nie wiedział co zrobić. Bał się od niej podejść. Co powiedzieć. Po raz pierwszy tak naprawdę odczuwał strach i niepewność. Dziewczyna wstała i chwiejnym krokiem podeszła do niego. Oparła się na jego ramieniu i wtuliła się w jego ciepłe włosy. Płakała nie mogąc powstrzymać potoku łez. Chciała coś powiedzieć. Nie mogła złapać oddechu. Nie mogła się uspokoić. Była bezradna. Po chwili stanęła obok niego i odwróciła twarz w stronę wystawy jakiegoś zamkniętego już sklepu. Było w nim ciemno wiec dokładnie widziała swoje oblicze. Dopiero teraz zrozumiała. Przepowiednia. Ona mówiła właśnie o tym. Przypatrzyła się swoim oczom. Były tak samo szkarłatne jak te u wróżki i w lustrzanym odbiciu. Krew skapywała jej po policzkach tak samo jak w tedy podczas świat.
"Twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... to zgubi twych bliskich", to była prawda, gdyby nie uniosła się dumą i nie chciała walczyć, gdyby uciekła tak jak to chciał on zrobić on by teraz żył. Śmiał się tak jak poprzednio, uśmiechał się a jego oczy nadal były by tak wspaniała jak niegdyś. Nie takie zimne i puste… to wszystko przez nią. Przez nią… Nie miała już siły na nic. Nawet stanie sprawiało jej ból. Zemdlała.
Powoli odzyskiwała świadomość. Nie była już w miasteczku. Teraz czuła delikatnie oplatające ją w tali dłonie Freda. Bezwładnie zwisające ręce oplotła na jego szyi. Było jej tak dobrze.
- Zanieś mnie proszę do pokoju Wspólnego, nie ma tam nikogo, będziemy mogli porozmawiać.
- Ale… dyrektor prosił - tu zakryła mu usta palcem w geście uciszenia go i powstrzymania od tego co maiła zamiar powiedzieć.
- Proszę, nie zanoś mnie do skrzydła szpitalnego.Obiecam że zjawie się tam jutro… nie dziś. Proszę. - spojrzała na niego błagalnie.

Po chwili już przechodzili przez dziurę w portrecie grubej damy. Fred delikatnie postawił ją na ziemi, ona zaś usiadła na schodach chowając twarz w dłonie. Płakała. Podszedł i ukucną zaraz obok. Delikatnie dotkną jej podbródka i wytarł resztki lekko czerwonawej cieczy spływającej jej po policzkach.
- Zabiłam go… to przeze mnie, ja nie chciałam, ale on rzucił się i wtedy… - jej głos był cichy. Przeplatały go łkania i głośne wdechy. Próbowała uspokoić oddech jednak nadal to przeżywała to, co się stało. Straciła przyjaciela. Tak bardzo go przecież kochała….
Fred wiedział, że nie ma ochoty na tłumaczenie. Pomógł jej wstać. Obłocona szata przemoczyła jej ciało do suchej nitki. Paulina trzęsła się zarówno od płaczu jak i od zimna.
W sypialni dziewczyn nikogo nie było. Chłopak pomógł jej się przebrać i założyć czyste ubranie. Położył jej przemarznięte do szpiku kości ciało i nakrył puchową kołdrą. Chciał już odejść gdy ta pociągnęła go do siebie. Jak zwykle w takich momentach wylądował zaraz obok niej leżąc i przytulając ją do ciebie. Paulina pocałowała go i szepnęła.
- Nie zostawiaj mnie… nie ty… proszę - Znów po jej policzkach poleciały łzy. Jej słowa zabrzmiały jak pożegnanie. Jakby nigdy więcej nie miała go spotkać. Jakby to były ostatnie jej sowa….Przybliżył się i przyciągną ją do siebie. Teraz była na to chwila. Przeczesał palcami jej włosy.
- Kocham cię… Proszę pamiętaj o tym - powiedział to tak spokojnie, jakby mówił to codziennie. Ale to po raz pierwszy te słowa wydobyły się z jego ust. Były tak wspaniałe. Dziewczyna nareszcie poczuła że ktoś ją kocha. Przez ten smutek jakiego doznała przebiło się odrobinę szczęścia. Tak niewiele ale za to jak wspaniale kojąco działały te słowa…
Po chwili zasnęła. Miał, zatem czas na to by wyjść z pokoju dziewczyn zanim przyjdą pozostałe lokatorki…


Paulina wstała i przetarła oczy. Była dziesiąta. Nikogo w sypialni… Ledwo unosząc ciało sięgnęła do szafeczki nocnej. Wyciągnęła z niej flakonik. Przed oczami miała teraz jedynie wydarzenia poprzedniego dnia. Widziała Draco i jego śmierć, krew i słyszała w głowie słowa przepowiedni. Skierowała się do łazienki. Teraz była pewna tego, co chce zrobić. Nadal mocno ściskając flakonik z niebieską cieczą… Stała teraz przed lustrem pochylając się nad kamienną umywalką. Łzy skapywały jej po policzkach uderzając z głuchym dźwiękiem o dno.
Popatrzyła na buteleczkę. "Eliksir długiego snu". Wystarczy kropla by wpaść w objęcia snu na całą noc. Wystarczą dwa duże łyki a zaśnie na zawsze. Nigdy już nie myśląc o tym co się wydarzyło, skracając sobie ból i cierpienia, pozbawiając się wyrzutów sumienia i jednocześnie kojąc swe zmysły… Teraz przed oczami miała jego uśmiech. Te piękne szare oczy patrzące na nią w tak wyjątkowy sposób. Słyszała śmiech i miłe słowa, pamiętała tą pustkę w jego oczach, krew. To ją przerażało…. Przybliżyła buteleczkę do siebie. Ostatni raz spojrzała na etykietę.
- "Tak będzie najlepiej… Tylko minuty, sekundy i już będzie wolna… już będzie wolna".- wstrząsnęła i odkorkowała butelkę. Nagle jednak zobaczyła jeszcze coś.
Widziała Freda, jego uśmiech. To co powiedział wczoraj. Ona też go kochała. I kolejna niepewność. Z jednej strony było to okropne cierpienie i poczucie winy… to przez nią ten miły chłopak w pełni wieku już nigdy się do niej nie uśmiechnie ale przecież był Fred. Stała tak zapatrzona w niebieską ciecz delikatnie kołyszącą się w buteleczce. Jeszcze chwile się wahała. Co miała zrobić. Ta niepewność zżerała ją od środka. Podjęła jednak decyzję już była pewna… Wiedziała co uczyni… To było jej pisane…

*** *** *** *** *** *** *** ** ** KONIEC *** *** *** *** *** ** *** *** ***


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
  13.01.2004 16:59
Eskeniaa   Oto kolejna częśc mojego opowiadania... jeszcz...   13.01.2004 17:10
Atlashia   Ugh.. Czemu to tak dziwacznie jest rozmieszczone? ...   13.01.2004 17:39
Eskeniaa   jest tak dziwnie rozmieszczone poniewaten teks...   13.01.2004 20:47
Outshined   Panicz Malfoy (przystojny, męski, dżentelmen e...   15.01.2004 20:20
Eskeniaa   Oto kolejna częśc mojego ff pozdrawaim eskenia...   15.01.2004 22:02
Skejti- dawna Skejtmenka   Wow! Cały czas przed kompem wykorzystałam ...   16.01.2004 20:29
Eskeniaa   Dziei za pochwałę... tak napraewde to to opowi...   16.01.2004 20:34
Skejti- dawna Skejtmenka   No co ty jasne że nie zniechęci, ale jakbyś mo...   16.01.2004 20:38
Eskeniaa  
  16.01.2004 20:47
Skejti- dawna Skejtmenka   Wiem, nauka najważniejsza, na szczęście ja jes...   16.01.2004 21:05
Eskeniaa   oborniki... no to jest wszystko tam... ale mus...   16.01.2004 22:21
Eskeniaa   Oto kolejny part już ostatni mojego opowiadnai...   19.01.2004 22:51
Eleo   Skończyło się? Mam mały komentarzyk - Dracon m...   28.01.2004 18:52
Skejti- dawna Skejtmenka   Lousie  
  28.01.2004 21:13
Eskeniaa   no tak... to koniec, nic wiecej do tego ff nie...   29.01.2004 02:28
Skejti- dawna Skejtmenka   Nie!!!!! NIE MA BYĆ ŻADNEGO PR...   31.01.2004 22:29


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 04:29