Memory Is The Worst, [zakończone]
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Memory Is The Worst, [zakończone]
Lamenthia |
![]() ![]()
Post
#1
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 18.02.2004 ![]() |
Na razie jest to pierwsza część.
Komentujcie to, abym wiedziała czy jest sens dawać resztę. * * * Najgorsza jest pamięć Wie o każdym spojrzeniu I dotyku Wie to tamtym dniu I tamtej nocy Zachowała wszystkie jego słowa I odgrzewa je co wieczór Ona ciągle wierzy Że on wróci Naiwna…. * * * Na dworze szalał wiatr, bezczelnie wdzierając się do pomieszczenia przez nieszczelne okno. Porozrzucane kartki oświetlał nikły płomień świecy stojącej na biurku. Wosk skapywał bezszelestnie na zeszyt. Błogą ciszę przerwało trzaśnięcie okiennic. Na łóżku poruszyła się mała postać. - Mamo…. – wyszeptała. - Śpij synku, śpij… - odezwała się kobieta siedząca w starym, połatanym fotelu pogrążonym w otaczającym go mroku. Po chwili podeszła do biurka i zaczęła sprzątać papiery. Z ręki wypadła jej koperta zaadresowana ciemnozielonym atramentem. Załkała cicho i ukryła twarz w dłoniach. - Mamik, czemu płaczesz? Mamik, odezwij się… - chłopczyk zeskoczył z łóżka i wdrapał się jej na kolana. Przytuliła go mocno i popatrzyła w ciemność za oknem, jakby chciała tam dostrzec jakieś słowa otuchy. - Kiedyś zrozumiesz… - pomyślała – może zrozumiesz… * * * Deszcz siąpił od samego rana pokrywając wybrukowaną ulicę nierównomiernie kałużami. Nie przeszkadzało to mieszkańcom, dla których ta pogoda była czymś zupełnie normalnym. Wiatr przedzierał się przez dziurawe rynny wygwizdując żałosną pieśń. Ze ściany odpadał mokry tynk. Przy jednym ze sklepów leżała sterta śmieci, czekających cierpliwie na usunięcie. Dachówki ruszały się gwałtownie. Ludzie mieszkający tu wtapiali się w otocznie. Najmroczniejsza i najbardziej zaniedbana część Nokturnu nie kusiła swym widokiem. Po popękanych płytkach powoli podążała wysoka kobieta, starannie omijając kałuże. Czarny płaszcz powiewał za nią jak skrzydła. Na jej długich, kasztanowych włosach igrały ogniki światła, które przypadkiem dostały się w to mroczne miejsce. Wszystkie skupiały się tylko na jej kosmykach. Nikt nie zwracał na przechodzącą osobę uwagi. Kiedy doszła do jednej z najbardziej obdrapanych kamienic lekko uchyliła drzwi i wśliznęła się do środka. Stare drewniane schody trzeszczały, gdy stąpała po nich leciutko. Poręcz ruszała się niebezpiecznie, ale nie zważała na to mała dziewczynka, która uśmiechając się do kobiety szybko zsunęła się na dół. Odwzajemniając jej uśmiech przekręciła klucz w zamku, weszła i zamknęła drzwi cichutko zostawiając śmierdzący zgnilizną i nie wietrzony od lat korytarz zupełnie pusty. W jej małym mieszkaniu wiele rzeczy wymagało naprawy. W rogu kuchni stało kilka starych kociołków, zniszczonych przez chropianki. Noga od stołu chwiała się, od upadku przytrzymywały go tylko zaklęcia rzucone przez właścicielkę. Na obrusie widniało kilka plam i ślady wypalenia. Zdjęła płaszcz i położyła go obok zepsutego radia. Rozsunęła stare zakurzone zasłony i do pomieszczenia wpadło trochę światła. Na stole stała popielniczka, w której tliło się kilka niedopalonych papierosów. Cisza w pomieszczeniu przerażała. Usiadła cicho, by móc wsłuchiwać się w muzykę milionów kropel deszczu, spadających na dach. Zamknęła oczy. ….Las pogrążony w ciemności. Cisza. Straszna, ale pociągała ją. Spośród połamanych gałęzi wydostawało się nikłe światło. Postawiła cicho krok i odgarnęła gałęzie. Poruszała się delikatnie stawiając stopy na mokrym mchu. Listki łaskotały ją po twarzy. Szła. Chciała tam dotrzeć. Tam, do tego światła. Nie wiedziała ile minut już minęło, ale dalej przedzierała się przez ten gąszcz. Dotarła do małej polany. Przez gęste korony drzew przedzierały się promienie porannego słońca, oświetlając kropelki rosy na ździebełkach traw. Las śpiewał… Nagle jej ramię ujęła czyjaś dłoń. - Kochanie jesteś… Wiedziałem, że przyjdziesz – wyszeptał – Zawsze kazałaś na siebie czekać, ale przychodzisz… - Ja…ja nie wiem co powiedzieć – załkała - Nie mów nic. Tak będzie najlepiej… - Dla ciebie? - Nie.. Dla nas…Nie ma ciebie, nie ma mnie. Jesteśmy my. Na zawsze… Zawsze będziemy razem… - Już mnie nie opuścisz? - Już nigdy… Nie odpowiedziała nic. Ujął jej dłonie w swoje i pocałował. Przytuliła się do niego… Nagle usłyszała straszny huk… Otworzyła niechętnie oczy. Znów znalazła się w małej, zagraconej kuchni. Zginęło ciepło tamtej chwili. Już po raz kolejny wracała do tego. To wspomnienie… Nie może o tym myśleć…On już nie wróci…Nieważne co mówią inni. Już nigdy nie będą razem…Ale czy byli? Czy kiedykolwiek byli parą… Huk powtórzył się ze zdwojoną siłą. To on ją obudził.. Ktoś dobijał się do drzwi. Zacisnęła dłonie na różdżce i uchyliła drzwi. Posłaniec…Co on tu robi? Dlaczego nie sowa… - Ktoś mógł ją przechwycić – przybysz najwyraźniej czytał jej w myślach – Pani Windward Martha? - Ciszej… Niech pan tego nie mówi. Ktoś usłyszy. – pociągnęła go za sobą do środka i zatrzasnęła drzwi. - Nikt… Zapewniam panią, że nikt stąd. Wszyscy znają panią jako Czarną Damę. Nie ma osoby, która mówi o pani jako Marthcie - odparł. - Niech pan nie używa mojego imienia. – wycedziła przez zaciśnięte zęby. - A…przeszłość? – dopytywał się – Ściany mają uszy? - Proszę oddać ten list i wynieść się stąd natychmiast ! – wybuchła i otworzyła mu drzwi. - Nie uda się pani..- mruknął podając jej kopertę, Potężne zaklęcie wyrzuciło go na korytarz. Zatamował krew sączącą się z wargi i odwrócił się do niej. - Niech pani uważa… Tu nikt nie jest po pani stronie. Nie ufają nikomu oprócz siebie. Co dopiero obcym. Zatrzasnęła drzwi i rzuciła się z płaczem na łóżko. Koperta zsunęła się na podłogę razem z różdżką. Deszcz wezbrał na sile i wielkie krople uderzające o szybę zagłuszyły jej łkanie. Do kuchni wśliznęły się dwie małe, zabłocone postacie. Ta bardziej brudna zajrzała po cichu do pokoju. Martha ze śladami łez na ślicznych, jasnych policzkach jeszcze spała. Chłopczyk wrócił do izdebki, w którym zostawił gościa. Wdrapał się na krzesło i uśmiechnął się szeroko do osóbki, którą przyprowadził. - To moja chata… Ale Mamik śpi, więc musimy być cicho. Poszukam czegoś do picia. Dziewczynka rozglądała się badawczo po małym pomieszczeniu. Brudne włosy miała splecione w dwa niedbałe warkoczyki. Z oczy popłynęły jej łzy, zostawiając na zabłoconych policzkach dwie czyste smugi. Zamrugała szybko i otarła je rękawem. Obejrzała na krzątającego się z przejęciem chłopczyka. Czarne kosmyki opadały mu zawadiacko na twarz. Miał niewiele ponad cztery lata. Niezdarnie wyjmował z szafki dwa kubki. - Tu jest coś do picia. Nalej… W końcu jesteś starsza. Dziewczynka wstała i podeszła do niego. Zabrała naczynia i postawiła je na stole. Z wdziękiem nalała do nich soku. Usiedli przy stole. Chłopczyk znanym tylko sobie sposobem siorbał szybko napój. Połowa wylewała mu się na sweter, ale w ogóle się tym nie przejmował. Jego gość wpatrywał się nieprzytomnie w okno. W pokoju śpiąca Martha otworzyła oczy i przez szparę w uchylonych drzwiach ujrzała syna. Wstała cicho zapominając o leżącej kopercie. Weszła do kuchni i przytuliła go. - Tom… Gdzie byłeś? Jesteś brudny… - spojrzała z uśmiechem na umorusanego chłopca. Chłopiec wyswobodził się z ramion matki i wyjął z kieszeni dżdżownicę. Podał jej z uśmiechem, nie zważając ,że na widok tego stworzenia Martha lekko się wzdrygnęła. - Zbieraliśmy. Po deszczu wyłażą z dziur. Zobacz…duża co? Jo ją znalazła – dodał - Jo? – poruszyła się niespokojnie. Dopiero teraz zobaczyła drugą osóbkę, zajmującą miejsce przy stole. - To ty? – zapytała. - No, to kurde niestety ja. - Dlaczego niestety? Gdzie są twoi rodzice? – niestety za późno zorientowała się, że zna odpowiedź na to drugie pytanie. Znała matkę Jo. Pamiętała ją jak wieczorami, nie mogąc znaleźć sobie miejsca przesiadywała w obskurnym barze w najciemniejszym zakątku Nokturnu. Jej matka była tamtejszą atrakcją, jeżeli tak to można było nazwać. - Moja mama teraz śpi. Pracowała przez całą tą cholerną noc… - odpowiedziała rezolutnie- A tatusia to nie znam – dodała. - Tatuś to pewnie jeden z klientów. Biedne dziecko… - pomyślała Zdawało jej się, że nie musi nic mówić na ten temat, bo i tak mała wszystko wie. - Muszę iść. Jak wychodziłam, to mamę bardzo łeb bolał. Pewnie się o mnie niepokoi. Jo wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Zatrzasnęła z hukiem drzwi i szybko zbiegła po schodach. - Wątpię…- mruknęła Martha. Ten post był edytowany przez Lamenthia: 05.06.2005 15:18 -------------------- Kocham śmierć, bo tylko ona na mnie czeka.
|
![]() ![]() ![]() |
Lamenthia |
![]()
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 12 Dołączył: 18.02.2004 ![]() |
* * * * *
Martha powoli zanurzyła się w ciepłej wodzie. Biała piana osiadała jej na całym ciele, delikatnie muskając skórę. Pęcherze wody łagodnie wzbijały się w górę, znikając w ciemności. Po pomieszczeniu rozchodziło się migotliwe światło świecy. Rozłożyła się wygodnie i zamknęła oczy. Na prawej ręce miała niewyraźny znak. Pogrążyła się w myślach i zapomniała o całym świecie. W pokoju siedziało kilku ludzi wymieniając między sobą uwagi. Tylko dwie kobiety nie uczestniczyły w rozmowie. Jedna z nich miała długie, gęste czarne włosy. Patrzyła z niepokojem w okno, wypatrując czegoś w ciemności. Na ustach pojawiał się mściwy uśmiech. Spojrzała ze smutkiem na drugą z nich. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Posągowa uroda, kasztanowe włosy łagodnie opadające na ramiona. Łkała po cichu wypowiadając szeptem czyjeś imię. - Co ona tu robi... - pomyślała czarnowłosa. Drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wskoczyło kilku ludzi. Każdy z nich trzymał wyciągniętą różdżkę. - Poddajcie się. - powiedział jeden całkowicie spokojnie. - Tych na dole już mamy. Jesteście osaczeni. Wkrótce po wypowiedzeniu tych słów obydwie strony zaczęły miotać zaklęciami. Dziewczyna z kasztanowymi włosami ukryła się pod stolikiem, który jakimś cudem nie oberwał żadnym zaklęciem. Obserwowała toczącą się bitwę. Kobieta z czarnymi włosami miotała zaklęciami, powalając bez problemu aurorów. Przedmioty roztrzaskiwały się z hukiem. Na podłogę padł jeden z ich towarzyszy. - Evan!!! Nie? tylko nie to. To nieprawda. - szepnęła ukryta dziewczyna. Walki toczyły się jeszcze długo. Co chwilę ktoś przewracał się oszołomiony. Czarnowłosa rzuciła jednym z wrogów o ścianę i wykorzystując chwilę uśmiechnęła się do koleżanki. - Nie wychodź. Pod żadnym pozorem nie opuszczaj tego miejsca. Upadła na podłogę z otwartymi oczami. Dziewczyna obserwowała jak aurorzy wyprowadzają jej pokonanych towarzyszy. Chwilę później zobaczyła przez okno miotającą się przyjaciółkę. - Och, Bella ... Dlaczego ... - szepnęła sama do siebie. Martha wynurzyła się z wody. Nadal majaczyły się jej przed oczami niewyraźne postacie. Męczył ją straszny ból głowy. Pojawiał się tylko, gdy nawiedzały ją wspomnienia. Od tamtego wydarzenia minęło już cztery lata, ale ciągle ją nawiedzało. Drzwi od łazienki uchyliły się delikatnie. Przez szparę ujrzała szare oczy. - Martha ... Nie przeszkadzam?- przybysz zapytał cicho. - Lu? - kobieta poderwała się z krzykiem, zakrywając nagie ciało ręcznikiem. - Oj kochana... Nie musisz niczego przede mną ukrywać... Mogę usiąść? - zapytał niezrażony. - Ja cię tu nie zapraszałam. Skąd się tu wziąłeś? - wycedziła wychodząc szybko z wanny. - Chciałem cię odwiedzić. Trzeba pielęgnować stare znajomości. Mamy ze sobą coś wspólnego. - Schowała za siebie rękę, na której widniał niewyraźny znak. - Przeszłości nie zmienisz... Nic nie poradzisz na wspomnienia. - dodał widząc jej zakłopotanie.- Nie poczęstujesz mnie kawą? Martha mimowolnie uśmiechnęła się, widząc beztroską minę Luciusa. - Oczywiście... Chodź do kuchni. Świeczka w łazience zgasła, pozostawiając ją w nieprzyjaznym mroku. Kobieta siedziała przy stole wycierając mokre włosy ręcznikiem. Nad gorącą kawą unosiły się kłęby pary. Lucius spacerował po pokoju oglądając stojące zdjęcia. - To jego syn? - zapytał cicho. - Jest do niego podobny. Ale oczy... - Ma po mnie. Charakter na szczęście też. Nie ulatnia się nie spodziewanie. - Przestań... Przecież wiesz jak było... Nie mógł tego przewidzieć. Myślał, że to wszystko załatwi szybko i ... - I zgubiła go jego duma. Ta okropna pewność siebie... - Martha nie kryła furii, która ją właśnie ogarnęła. - Nie mów tak o nim... Nie powinnaś... On kiedyś wróci... - Niech sobie wraca nawet jutro. Ale nie do mnie.. Niech sobie kontynuuje ten swój głupi plan. Ale beze mnie... - niespodziewanie wybuchnęła płaczem. Lucius przytulił ją delikatnie. Długie blond włosy mężczyzny spłynęły po jej ramionach. - Nie martw się... My będziemy z tobą. Śmierciożercy zawsze trzymają się razem. Zawsze... Płacz Marthy ustał na chwilę. Odsunęła się od niego i ze złością spojrzała w jego zimne, szare oczy. - Ja już do was nie należę... Nie chce już tego... - My jesteśmy do końca razem... Nie zapominaj o tym. Nie możesz odejść... Uśmiechnął się do niej i deportował się z trzaskiem. - Lu wracaj... Nie wyjaśniłeś mi wszystkiego... Wróć... - Martha rzuciła się na fotel, znowu zanosząc się płaczem. -------------------- Kocham śmierć, bo tylko ona na mnie czeka.
|
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 07:06 |