* * *, Tak sobie piszę...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
* * *, Tak sobie piszę...
Siobhan |
![]()
Post
#1
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 98 Dołączył: 25.01.2004 ![]() |
Poznajcie moje opowiadanie... Od razu
proszę, żebyście wybaczyli mi błędy interpunkcyjne. Ja to wszystko czytam
raz po raz, ale zawsze jakieś mi umykają, czasem te najbardziej oczywiste.
![]() Tragedia. Co ja robię?! Aleksandra Moja historia zaczęła się zwyczajnie. Miałam rodzinę, przyjaciół, plany na przyszłość... Wszystko, czego potrzeba do szczęścia zwykłym ludziom. Ten spokój nie trwał jednak długo. Czym jest kilkanaście lat wobec wieczności? To była tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Cisza przedłużała się i przedłużała, by jej koniec był bardziej szokujący. Jak huk towarzyszący wybuchom. Wszystko stało się tak szybko. Nie zmieniałam imion bohaterów, jak robią to niektórzy. Wszyscy nie żyją, więc im to zwisa. Ja nazywam się Aleksandra, a przynajmniej tego imienia używałam przez większą część życia, które tak naprawdę moim życiem nie było. Nie boję się mówić, kim jestem. Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć i tak wam się to nie uda. Nie wiem też, po co mielibyście mnie szukać, ale jeśli bardzo chcecie, próbujcie. Powodzenia. Życzę wam, żebyście nigdy mnie nie znaleźli. Nie wiem, dlaczego to piszę. Przecież nie oczekuję współczucia ani zrozumienia. Potrafię żyć bez tego. Muszę żyć bez tego, zdążyłam się przyzwyczaić. Może nawet będziecie mi zazdrościć, tak jak ja zrobiłabym czytając podobną historią kilka lat temu? Po co ja to piszę? Żeby pokazać światu moje nieszczęście? Nie. Od jakiegoś czasu czuję się nawet szczęśliwa. Jak widać wszystko da się polubić. A może była to po prostu kwestia powrotu do przeszłości? Wieża To był zwykły majowy dzień. Pojechałam z klasą na wycieczkę. Gdzie? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może nie pamiętam. Może nie chcę pamiętać. A może wszystko było zbyt nierealne, by wyryć w umyśle tak nieistotny szczegół? Wiem, że nie byliśmy w żadnym znanym mi miejscu i wątpię, by ktokolwiek z was kiedykolwiek tam dotarł. Wierzcie mi, nie ma po co. Z początku chciałam nie jechać. Pouczyć się do egzaminów do liceum, odpocząć. Przede wszystkim odpocząć. Nauka miała być tylko pretekstem, który dałby mi zgodę rodziców. Oni zawsze powtarzali, że powinnam integrować się z ludźmi, a wycieczki szkolne uważali za świetną okazję do integracji. Po naleganiach koleżanek stwierdziłam, że pojadę. Byłam dość lubiana w klasie, chociaż w większości przypadków nie odwzajemniałam tej sympatii. Było gorąco i wszyscy niechętnie wyszliśmy z klimatyzowanego autokaru. Zatrzymaliśmy na parkingu przed kamienną wieżą. Po lewej stronie stała średnio wysoka barierka, odgradzająca parking od urwiska. Gdzieś w dole szumiała rzeka. Mieliśmy zwiedzić wieżę. Zwykłą, starą, rozsypującą się wieżę, która nie miała w sobie ani trochę tajemniczości i magii. Właściwie, to nie miała też żadnej wartości historycznej. Metalowe poręcze, wszędzie pełno betonu. Zupełnie jakby ktoś na zamówienie wybudował rozwaloną wieżę. Nie miałam pojęcia, po co się tam pchaliśmy. A może to wszystko było tylko złudzeniem? Szłam obok mojej najlepszej przyjaciółki, Patrycji. Nie oglądałyśmy wieży, bo i po co? Rozmawiałyśmy o fantastyce i magii. W pewnym momencie coś przykuło mój wzrok. Nie wiem, co to było. Pewnie jakiś walający się po podłodze kamień, ale nie potrafię tego stwierdzić z prostej przyczyny. Nie widziałam go. Zobaczyłam za to całą naszą klasę w małym domku. Po prostu staliśmy tam, jakby na coś czekając. I w pewnym momencie zalała nas woda. Złapałam się czegoś. Czułam, że się duszę i dłużej nie wytrzymam. Wtedy, jak na zawołanie, woda opadła. Znowu staliśmy w domku i nawet nie byliśmy mokrzy. Wszyscy poza Magdaleną Nowak i Moniką Kwiatkowską. Znikły. Zabrała je woda. Ktoś mną potrząsnął. Znów byłam z Patrycją. Szybko wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie słońce poraziło nas w oczy. Było nieznośnie gorąco, a picie oczywiście zostawiłam w autokarze. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto miałby butelkę wody. Kilka dziewczyn stało przy barierce na końcu parkingu. Za nią ziemia ostro, prawie pionowo opadała w dół. W dole szumiała rzeka. Monika Kwiatkowska nonszalancko opierała się o barierkę. Chwaliła się szminką jakiejś bardzo drogiej firmy i opowiadała o swoim nowym chłopaku. Magdalena Nowak i kilka innych dziewczyn stało wpatrzonych w nią jak w obraz. Nagle zrozumiałam, co się stanie. Zaczęłam biec w ich stronę, nie zwracając uwagi na głupie spojrzenia przyjaciółek. Nie zdążyłam. Barierka pękła, a Monika poleciała do tyłu. Złapała Magdalenę za bluzkę, próbując utrzymać równowagę, ale tylko pociągnęła ją za sobą. Obie dziewczyny z krzykiem spadały z urwiska. Podbiegłam tylko po to, by zobaczyć jak znikają w wodach rzeki. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie można przeżyć upadku z takiej wysokości. Wysoki głos jednej z dziewczyn przeciął powietrze jak trzask bicza. Po chwili do tego chóru wrzasków dołączyły się wszystkie koleżanki Magdaleny i Moniki. Profesor Paprocka, nasza wychowawczyni odciągnęła je od przerwanej barierki. Była zdenerwowana, ale starała się nie panikować. Prawie jej się to udało. Wróciłam do Patrycji i naszej paczki. Część moich przyjaciółek z poświęceniem towarzyszyło reszcie klasy w ich nieustającym krzyku. Nigdy nie przepadałam za Moniką i Magdaleną. A teraz one nie żyły. Może powinnam być przestraszona, może smutna. Może powinnam była usiąść na ziemi i płakać jak zrobiło kilka dziewczyn. Albo biegać z krzykiem jak większość. A ja tylko stałam i patrzyłam na autokar. Strasznie zaschło mi w gardle, chciałam się napić. Nie czułam absolutnie nic. Ten post był edytowany przez Siobhan: 29.02.2004 21:26 -------------------- "So laugh in your loneliness
Child of the wilderness Learn to be lonely Learn how to love life that is lived alone Learn to be lonely Life can be lived Life can be loved Alone." |
![]() ![]() ![]() |
Siobhan |
![]()
Post
#2
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 98 Dołączył: 25.01.2004 ![]() |
No dobra, daję następny part, a jak nie
będzie komentarzy to sobie daruję.
Alan Może to głupie, ale zaczęłam się za to wszystko obwiniać. Nie za śmierć rówieśników, tylko za obojętność i mój brak zainteresowania. Nie wierzyłam w to, co mówiła Zora. Nawet nie do końca rozumiałam, o co jej chodziło. To było niedorzeczne. Teraz dochodzę do wniosku, że gdybym w tamtej chwili podjęła jakieś działanie, późniejsze wypadki mogłyby nie mieć miejsca. Tylko nie wyobrażam sobie, co mogłabym zrobić. Siedziałam i patrzyłam w gwiazdy. Zawsze lubiłam na nie patrzeć. W jakiś sposób pozwalały zapomnieć o problemach i szarej codzienności. Zupełnie jakby przenosiły obserwatora do innego świata. Nadal nic nie czułam. Nie potrafiłam zdobyć się na choćby jedną łzę, gdy Annę zabierały płomienie. Właściwie byłam jedyną, która nie płakała. Wszyscy lubili Annę i nawet Patrycja nie kryła emocji. Na chwilę przed oczami stanęła mi jej wiecznie uśmiechnięta twarz. Anna zawsze umiała znaleźć powód do radości. Było mi przykro, czułam, że mogłam ją złapać, ale nie potrafiłam zmusić się do płaczu. Teraz siedziałam i słuchałam muzyki. „Come away, oh human child...” Loreena ma taki ładny głos. W pewniej chwili zauważyłam Dominikę, Ewę i Alana biegnących w kierunku drogi. Co oni robili? Szybko ich dogoniłam. „For the world more full of weeping, then you can understand...” wyłączyłam walkmana. - Dokąd idziecie? – spytałam, stając przed nimi. Czułam, że nie powinni wchodzić na drogę. - Uciekamy stąd. – odpowiedział szybko Alan. Dopiero wtedy zobaczyłam, że niosą plecaki. – Sprowadzimy pomoc. - Jesteście pewni? – spojrzałam w kierunku drogi. Była tam tylko ciemność, która wydawała się czyhać na wszystkich, którzy odważą się w nią wejść. Wyraźnie czułam, że na tej drodze czeka śmierć. - Nie uciekniecie. – Irmina nadeszła niespodziewanie i bezszelestnie. Zawsze pojawiała się w taki sposób i znikała tak, że nikt nie zauważał jej odejścia. – Stąd nie ma ucieczki. - Zobaczymy. – Dominika zrobiła krok do przodu. Instynktownie wyciągnęłam rękę, chcąc ją zatrzymać. - Nie uda wam się. – oświadczyła Irmina – Myślicie, że tkwimy tu dla przyjemności? - Skoro tu weszliśmy, możemy także wyjść. – kobieta smutno pokręciła głową – Co może nam się stać? Idziemy. - Zapomnijcie o tym, co znacie. – dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że to ja to mówię. Do dziś nie wiem dlaczego to zrobiłam, skąd w ogóle przyszło mi to głowy. Ani co miało oznaczać. Ewa patrzyła na mnie z przerażeniem, Dominika ze złością. Obie odeszły, odpychając moją wyciągniętą by je zatrzymać rękę. Alan został. Gdy go zawołały, tylko pokręcił głową. - Nie zajdą daleko. – powiedział – Zginą dziś w nocy. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Irmina stała w ciemności, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnęła. - Dlaczego to powiedziałeś? – spytałam cicho. - Nie wiem. – odparł całkowicie szczerze. Był bardzo zakłopotany, najwyraźniej nie rozumiał co się z nim dzieje. Być może, tak jak ja na początku, nie zorientował się, że słowa są wypowiadane przez niego. Irmina odwróciła się gwałtownie i odeszła, zupełnie jakby przeżyła wielkie rozczarowanie. Gdzieś w oddali słyszeliśmy krzyki. Nie namyślając się długo pociągnęłam Alana za rękę. - Idziemy. – stwierdziłam, szybkim krokiem posuwając się w stronę drogi. - Co ty robisz? Zwariowałaś? – Nie próbował się wyrywać. Już po chwili szedł obok mnie. – One już nie wrócą. Nie znajdziemy ich, uwierz mi. – Nie rozumiałam, skąd on to wie. Czułam się tak bardzo zagubiona. - Musimy spróbować. – oznajmiłam. Nie protestował dłużej. Posłusznie szedł przy mnie, a ja zastanawiałam się, dlaczego to robi. I dlaczego ja to robię. Wszystko spowijała mgła. Prawie nie widzieliśmy drogi przed sobą, nie słyszeliśmy ani jednego dźwięku. Czasem wołaliśmy Dominikę i Ewę, ale odpowiadała nam jedynie cisza. Tam nawet nie było echa. Kilka razy myślałam o powrocie i zawsze odsuwałam tę myśl. Nagle pośród mgły ujrzałam czerwone oczy. Zapatrzyłam się w nie i zrobiłam krok w ich stronę. Alan stanowczo zatrzymał mnie i zagrodził mi drogę. Byłam zła, że nie pozwala mi iść do tych oczu, które wydały mi się znajome. - Zostań tu. – powiedział stanowczo. Próbowałam go wyminąć. - Wzywa mnie. – odparłam, podobno nieswoim głosem. Alan stał przede mną i nie pozwalał mi przejść. Ponad jego ramieniem widziałam wzywające mnie oczy. - Nie idź, Alkia. – wyraźnie zaakcentował moje imię. Nigdy nie zdrabniano go do Ola. Nie lubiłam tego, a forma wymyślona przez Patrycję spodobała mi się. Alan chciał, żebyśmy zawrócili. Ale ja nie zamierzałam go słuchać. - Muszę. – I znów nie pozwolił mi przejść. - Zostaw ją! – krzyknął do czerwonych oczu – Odejdź. – Usłyszeliśmy lekki śmiech. Wydało mi się dziwne, że widzę tylko oczy, a nie na przykład cały zarys postaci. Poprosiłam Alana, żeby mnie przepuścił. Odparł, że prędzej zepchnie mnie w przepaść. I coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyłam. - Zadzierasz z kimś potężniejszym od ciebie. – rozległ się niski głos. Alan nie odpowiedział. Stanowczo pociągnął mnie za rękę i pobiegł w kierunku doliny. Jego dłoń była lepka od potu i lekko drżała. - Wracajmy. Dominika i Ewa nie żyją. – szepnął cicho. Skąd mógł to wiedzieć? Bez względu na to, co kierowało Alanem, miał rację. Znaleźliśmy Dominikę i Ewę na drodze, niecały kilometr od doliny. Na ich ciałach widniały rany najpewniej zadane nożem. W kolejnych kręgach ułożono im stosy pogrzebowe. Trzymaliśmy się teraz razem. Ja, Patrycja, Aneta, Teresa i Alan. Nigdy nie rozmawiałam dużo z Alanem. Mówiliśmy sobie „cześć”, czasem spisywaliśmy od siebie prace domowe. Teraz doszliśmy do wniosku, że mamy ze sobą trochę wspólnego. Był osobą, z którą mogłam się zaprzyjaźnić. Oboje czytaliśmy fantastykę i słuchaliśmy muzyki celtyckiej, ale w tym momencie już mnie to nie obchodziło. Ważne było to, że on też powiedział coś wbrew swojej woli. I też nie bał się doliny. Wiele się zmieniło. Irmina mało się odzywała, była zaniepokojona. Odniosłam wrażenie, że nas unika. Zora krzyczała coraz częściej. Ukończono już dziesiąty krąg, jednak nikt nie wykazywał chęci do rozmowy z nami. Ludzie patrzyli na nas z coraz większym przerażeniem. Znów miałam koszmary. -------------------- "So laugh in your loneliness
Child of the wilderness Learn to be lonely Learn how to love life that is lived alone Learn to be lonely Life can be lived Life can be loved Alone." |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 03.07.2025 06:45 |