"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Tutaj chciałbym zamieścić chyba coś
nie na temat.
Otóż pod spodem znajduje się pierwszy rozdział mojej książki "Nieme Słońce". Jest to książka dziejąca się wspólcześnie. W swoich zbiorach posiadam jeszcze kilka innych książek pisanych "do szuflady" m.in. "Prawo Stwórcy" - powieść fantasy. Chciałbym powiedzieli co o tym sądzicie, i czy spokojnie mogę pisać dalej, czy raczej mam sobie dac spokój. Dzieki. Na kilka tygodni przed śmiercią Claire miałem sen. Śniło mi się, że się kochamy. Pokój oświetlony był tylko przez lampkę nocną. Niekiedy przez okno wpadało światło księżyca. Kochaliśmy się całą noc. Z jej twarzy spadały kropelki potu. Była uśmiechnięta. Lecz nagle jej uśmiech znikł. Jej czarne włosy powoli się rozjaśniały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Po kilku chwilach przede mną leżała inna kobieta. Uśmiechnęła się, przetarła ręką moje włosy i spojrzała mi w oczy. - Bierz z życia to co najlepsze. Bierz je całymi garściami, bo zostało Ci niewiele czasu. Po tych słowach nieznajoma ponownie zmieniła się w moją żonę, lecz teraz śpiącą, przytuloną do mojego ramienia. Przeczesałem ręką jej włosy i położyłem się. Przez całą noc myślałem o tym śnie. O co chodzi? Czy to znaczy, że niedługo umrę. Co do cholery znaczy „zostało Ci niewiele czasu”. Pięć tygodni później Claire zmarła w wypadku samochodowym. Poznałem ją pewnego dnia na swoim wieczorku autorskim w małej kawiarence artystycznej. Sześć stolików, przy każdym komplet gości. I nie myślcie, że przyszli specjalnie dla mnie. Tu nawet w zwykły dzień jest komplet gości, a to za sprawą najtańszej kawy i pączków w mieście. Przy barze siedziało kilka osób topiących swoje żale w butelce piwa. Przychodziłem do tej kawiarenki każdego wieczora, razem ze znajomymi. Ale dopiero pierwszy raz mam tutaj swój wieczorek autorski. Jedyne co mnie przerażało to obrazy na ścianach. Na wprost mnie wisiał „Krzyk” Muncha, obraz, który napawa mnie przerażeniem. Obraz, przez który w dzieciństwie miałem bezsenne noce. Pozostałe obrazy w kafejce były utrzymane w podobnym nastroju. Ale tylko ten jeden mnie przerażał. Dlaczego? Czyżby odezwały się odgłosy z przeszłości? Gdy przyszła moja kolej usiadłem na krzesełku, podsunąłem sobie mikrofon i mimowolnie spojrzałem na TEN obraz. Ciarki przeszły mi po plecach. Spoglądałem to na obraz, to na publikę. Nie wiem ile czasu to trwało. - Chcielibyśmy, aby pan zaczął – powiedziała młoda kobieta, siedząca przy stoliku vis-a-vis mnie. To była ta czarnowłosa, niebieskooka piękność, nazwana przez swych rodziców Claire. - Oczywiście, przepraszam – powiedziałem lekko przerażony i z wymuszonym uśmiechem. Przysunąłem mikrofon bliżej, otworzyłem tomik wierszy i zacząłem czytać. Za każdym razem, gdy zaczynałem nowy akapit spoglądałem na Claire. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmiechała się. Przyszła pora na ostatni wiersz. Patrząc na Claire skleciłem w głowie szybko kilku linijkowy wiersz o niebieskookiej, czarnowłosej kobiecie. Recytowałem go patrząc cały czas na nią. Jej twarz się zarumieniła. Widząc to byłem w siódmym niebie. Gdy skończyłem wszyscy bili brawo, ale cała moja uwaga skupiona była na adresatce mojego ostatniego wiersza. Przy barze zamówiłem piwo. Gdy doszedłem do połowy butelki czyjaś ręka oparła się na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem JĄ. - Cześć. To znaczy dzień dobry. - Cześć. Jestem Claire Stanfield. Podobał mi się twój ostatni wiersz. - Naprawdę? – zapytałem zdziwiony - Tak. Tylko, czemu nie ma go w tomiku? - Nie ma? - Tak się składa, że kupiłam tomik wierszy „Nieme Słońce” i nie pamiętam, aby ten wiersz znajdował się w tomiku. Improwizowałeś? Nie wiedziałem co powiedzieć. Stała przede mną kobieta, która nie tylko mi się podobała, ale jeszcze czyta moje wiersze? - Napijesz się czegoś? – zapytałem - Słucham? - Przepraszam. Nazywam się Michael Donovan. Czy masz ochotę na drinka? - Z przyjemnością. Siedzieliśmy w barze do późnej nocy. Powiedziałem jej prawdę o ostatnim wierszu. Bałem się jej reakcji, ale okazało się, że nie potrzebnie. Piliśmy drinki, rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy sporo cech wspólnych. Mamy tego samego ulubionego pisarza, reżysera i aktora. Lubimy tych samych malarzy. Podczas któregoś z kolei drinka powiedziała mi, że panicznie boję się Muncha. - Skąd wiesz? - Widziałam jak na niego patrzyłeś. Napawał Cię przerażeniem. Byłem lekko zszokowany jej wypowiedzią. Była to jedyna osoba, która to zauważyła. - Masz rację. Jako dziecko miałem koszmary, gdy przed snem spojrzałem na ten obraz. Dlatego matka musiała go sprzedać. - Mieliście w domu Muncha? - A co w tym dziwnego? - Nic. Tylko, że ja, co najwyżej wyniosła bym go na strych, i poczekała aż się wyprowadzisz, a nie od razu sprzedawała. Gdy tak mówiła patrzyłem jej głęboko w oczy. Zaglądałem w ten czysty błękit, przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszło do sytuacji, których zazwyczaj nie robię. Mianowicie: Nie idę z dziewczyną do łóżka po pierwszej randce. Ale ponieważ żadne z nas nie traktowało tego jak randki, nie złamałem swoich zasad. Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Codziennie kończyliśmy dzień w ten sam sposób. Podobało nam się to. Po czterech miesiącach znajomości poprosiłem ją o rękę. Może to za wcześnie, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wzięliśmy ślub w maju. Była to skromna uroczystość tylko dla kilku znajomych i dla rodziny. Łącznie około dwustu osób. Jako cel naszej podróży poślubnej wybraliśmy Hiszpanię. Kraj, o którym każde z nas marzyło, ale nie miało dostatecznie dużo pieniędzy na realizację tych marzeń. Spędziliśmy tam 2 miesiące. Nie było chyba miasta, którego byśmy nie zwiedzili. Później kupiliśmy mieszkanie na Manhattanie, w którym mieszkaliśmy przez cztery lata. Po jej śmierci nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu. Zastanawiałem się nad jego sprzedażą i kupnem czegoś mniejszego. koniec rozdziału pierwszego -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Jest już całą napisana, ale jej całej
nie pokaże. Drugi rozdział mogę dać.
Oto on: Na pogrzeb nie przyszło wiele osób. Tylko jej rodzice, nasi znajomi i kilka starszych kobiet, które są na każdym ślubie czy pogrzebie. Po uroczystości poszliśmy do naszego/mojego mieszkania. - Brakuje Ci jej? – jej matka zapytała ze łzami w oczach. Była moją teściową, ale mimo panującej wówczas mody na dowcipy o teściowych, nie mogłem powiedzieć na nią złego słowa. Zawsze można było na nią liczyć. - Bardzo. Cały czas mam nadzieję, że to tylko zły sen. Mam nadzieje, że wkrótce się obudzę i ujrzę ją obok siebie. Nie mogłem powstrzymać łez. Pierwszy raz od pogrzebu rodziców nie wstydziłem się tego. Nalałem sobie drinka, usiadłem w fotelu i zacząłem płakać. Przypominałem sobie różne chwile z naszego wspólnego życia. Jej matka usiadła obok mnie na oparciu. Przytuliła mocno do siebie. - Popłacz sobie synku – powiedziała to poczym poczułem, że też zaczyna płakać. Po kilku godzinach wszyscy rozeszli się do swoich domów. Ja zostałem sam w swoim wielkim mieszkaniu na ostatnim piętrze jednego z nowojorskich drapaczy chmur. Przez kilka następnych nocy nie mogłem zasnąć. Przed oczyma miałem cały czas twarz Claire. Nagle poczułem strach. Nie wiem przed czym. Przed oczyma pojawił mi obraz Muncha. Wrzasnąłem. Zacząłem latać po mieszkaniu. Próbowałem zrobić coś ze sobą, aby twarz znikła. Nic nie pomagało. Wbiegłem jak szalony do łazienki, zdjąłem ubranie i wbiegłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z wodą i stanąłem wprost pod jej strumieniem. Twarz nadal była przede mną. Zacząłem krzyczeć. Zwiększyłem strumień wody i kląkłem w brodziku. Silny strumień wody spływał z mojej głowy. Następnego dnia rano zadzwoniłem do Julii – mojej przyjaciółki z czasów szkolnych. - Słucham? – zabrzmiał dźwięcznie głos w słuchawce. - Julia. Cześć, mówi Michael. Nie przeszkadzam? - Nie. Co ci jest? Masz jakiś dziwny głos. - Claire nie żyje – powiedziałem to powstrzymując się od płaczu - O mój Boże. Tak mi przykro. Kiedy pogrzeb? – w jej głosie wyraźnie było słuchać ton współczucia - Już po. Jej matka wszystko zorganizowała. Zaprosiła tylko rodzinę. - Rozumiem – przez chwilę milczała jakby czekała na dalszą część mojej wypowiedzi, ale ja nic już nie powiedziałem. - Może nie powinnam, ale... może zjadłbyś ze mną lunch? - Tak. Z przyjemnością. Umówiliśmy się na lunch. Prawdę mówiąc nie miałem ochoty jeść z nią lunchu, ale od dłuższego czasu odczuwałem brak osoby, której mógłbym się wyżalić i być może opowiedzieć jej o swoich wizjach. Ubrałem się. Sprzątnąłem łazienkę, która po ostatniej nocy wyglądała jak wejście na basen. Gdy całe mieszkanie zostało wysprzątane, co zostało uczynione pierwszy raz od śmierci Claire, wyciągnąłem z szafy swój najlepszy strój wyjściowy. Był to komplet złożony z luźnych spodni i bluzki z krótkim rękawkiem. Założyłem do tego swoje czarne wyjściowe buty i udałem się na lunch. Lunch jadaliśmy zwykle u Berniny’ego. Była to jedna z niewielu restauracji w pobliżu, która dania przeznaczone na lunch serwowała całą dobę. Od bloku, w którym mieszkałem do restauracji było około pół godziny drogi. Zwykle pokonuję tę odległość oglądając wystawy sklepowe pobliskich domów handlowych, lecz dziś zrobiłem wyjątek. Wszedłem do ogródka restauracyjnego i zająłem miejsce przy naszym stałym stoliku. - Witam. Podać coś panu? – zapytał kelner. Przyglądałem mu się dłuższą chwilę, bo wyglądał jak Grucho Marx. W końcu powstrzymując się od śmiechu poprosiłem o szklankę wody. Grucho szybko zrealizował moje zamówienie. Po wypiciu wody spojrzałem na zegarek. Było piętnaście po drugiej. Julia spóźniała się już piętnaście, a to do niej nie podobne. Zacząłem obawiać się najgorszego, ale moje obawy przerwał jej radosny głos. Wszyscy siedzący w ogródku szybko zlokalizowali źródło głosu. - Cześć Mikey. Kelner! - Cześć, o ile wiem to spóźnianie nie leży w twoim geście. - Przepraszam, ale właśnie podpisaliśmy kontrakt z Newsweekiem na nowele Jacobsa. Zastanawiałem się po co ona mi to mówi. Być może po to, żeby rozładować panującą smutną atmosferę, ale nie wiedziałem jak powiedzieć, że nic mnie to nie interesuję. Prawdę mówiąc spotkałem się z nią, myśląc, że to ja będę pełnił rolę konferansjera. Jednak przypomniawszy sobie ile musiała wycierpieć podczas naszej znajomości, gdy opowiadałem jej o różnych sprawach, postanowiłem, przymknąć na to oko i dzielnie wysłuchać. Skończyła po dziesięciu minutach, silnie podkreślając, że z każdej sprzedanej książki Jacobsa, będzie miała trzy procent. Kelner, który podszedł przyjąć ponownie zamówienie przykuł jej uwagę, podobnie jak moją poprzednio. - Czym mogę służyć? Julia popatrzyła najpierw na niego, potem na mnie. Wciągnęła parę razu głęboko powietrze i zamówiła: dwa razy sałatkę z owoców morza, dwa razy dietetyczną colę i pieczywa czosnkowe. Przyzwyczaiłem się już do tego, że to ona składa zamówienie zapraszając mnie na lunch. Kilka razy usiłowałem zmienić jej decyzję, lecz wtedy spojrzała na mnie krzywo i odeszła od stolika. Od tego czasu zdaję się na jej łaskę. - Widziałeś tego kelnera? – zapytała mnie po czym wybuchła salwą śmiechu. Osoby zajmujące ogródek ponownie spojrzeli na nią i zaczęli mruczeć coś pod nosem. - Grucho - Kto? - Mówię, że wygląda jak Grucho Marx. Znasz braci Marx? - Tak. Przeszło mi przez myśl, czy Julia jest świadoma istnienia wynalazku zwanego telewizją. Odkąd ją znam dzieliła swój czas pomiędzy pracą a obowiązkami domowymi. Jednak, jak znam Julię do obowiązków domowych, na pewno nie zalicza oglądania telewizji. Grucho przyniósł zamówione przez nią/nas potrawy. Nie wiele myśląc zabraliśmy się do konsumpcji. Nagle nasze milczenie przerwało jej pytanie. - Jak to się stało? – patrzyła cały czas w talerz goniąc po nim krewetkę - Co? – zapytałem zdziwiony, bo nie wiedziałem o co jej chodzi. Skończyła referować osiągnięcia Jacobsa i „Newsweeka” i od tej pory nie rozmawialiśmy na inne tematy. Może jej pytanie było z tym związane. Może chodziło jej oto jak to się stało, że nazwałem kelnera Grucho. - Chodzi mi śmierć Claire. Westchnąłem. Przełknąłem kolejną porcję sałatki i spojrzałem na Julię. - To był wypadek. Samochodowy. Według protokołu policji, nie zauważyła czerwonego światła i wleciała prosto pod pędzącego TIR-a. Zginęła na miejscu. - Jak się o tym dowiedziałeś? - Gdy wróciłem z wydawnictwa pod mieszkaniem czekała policja. Zawieźli mnie do kostnicy i kazali zidentyfikować zwłoki. Gdy to mówiłem moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Julia popatrzyła na mnie. Dotknęła mojego ramienia i puściła buziaka w powietrze. - Przykro mi – powiedziała, po czym szybko spuściła ze mnie wzrok. Popatrzyłem przez chwilę na nią i chwyciłem ją za dłoń. Podniosła twarz. Uśmiechnąłem się do niej. - Może nie powinnam pytać, ale... jak tam twoja książka? – zapytała lekko drżącym głosem. - Jakoś idzie. Iwan dał mi czas do końca tego miesiąca. Iwan. Tak nazywaliśmy mojego wydawcę. Na pierwszy rzut oka był bardzo miłym facetem, ale jak tylko zamieniło się z nim kilka słów, od razu zmieniało się zdanie. Pewnego dnia, ktoś wymyślił dla niego przezwisko Iwan Groźny. Tak już zostało. W drodze powrotnej ponownie podziwiałem wystawy sklepowe. Moją uwagę na dłużej przykuła wystawa sklepu „4 Men”. Był to jeden z wielu sklepów w tej dzielnicy oferujący oryginalne ubrania męskie, które wyszły spod ręki Gucci’ego, Laureint czy Pierre’a Cardin. W oko „wpadł” mi zestaw złożony z garnituru, spodni, kamizelki i butów. Wyobrażałem sobie jakbym wyglądał w tym „cudeńku”. Na ziemie sprowadziła mnie cena tego kompletu. Ponad osiem tysięcy dolarów. Owszem, mógłbym sobie pozwolić na kupno tego zestawu, ale mam taką naturę, że kupuję coś co mi się przyda. Ponieważ nie planowałem w najbliższym czasie żadnych spotkań, a jeden garnitur (co prawda prawie dwuletni) mam w domu. Odszedłem więc od wystawy i pomaszerowałem do domu. Dotarcie do domu zajęło mi około czterdziestu pięciu minut. Na sekretarce miałem nagrane dwie wiadomości. Pierwsza od Iwana, który przypomina mi o terminie oddania maszynopisu kolejnej książki. Druga od Julii. Zdziwiłem się. Przed niecałą godziną skończyliśmy jeść lunch a ona zdążyła już zostawić mi wiadomość na sekretarce. Odsłuchałem. - Cześć Michael. Nie gniewaj się, ale zapomniałam Ci czegoś powiedzieć. Jakbyś znalazł trochę czasu to zadzwoń. Pozdrawiam Julia. Czego ona mogła chcieć? Postanowiłem do niej zadzwonić, ale dopiero wtedy gdy pozałatwiam wszystkie swoje sprawy. Musiałem wziąć prysznic, pozmywać po wczorajszej kolacji. Zawsze zmywam następnego dnia. Gdy już miałem to wszystko za sobą usiadłem wygodnie na fotelu i zadzwoniłem do Julii. - Słucham? - Julia. To ja Michael. Dzwoniłaś? - Tak. Przepraszam, ale zapomniałam ci powiedzieć przy lunchu. Przez chwilę zapanowała cisza. Wyglądało na to jakby bała się odezwać. - Mów – zachęciłem ją - A więc. Jutro po południu wylatuję do Wiednia. Może poleciałbyś ze mną? - Słucham? - Mam zarezerwowane dwa bilety do Wiednia. - A co z moją książką? - Tam będziesz miał doskonały klimat do kontynuowania prac. To jak? - O której? - Samolot wylatuje o trzynastej. Musimy być około dwunastej. - W porządku. Przyjadę po ciebie o wpół dwunastej. Odłożyłem słuchawkę. Muszę przyznać, że się ucieszyłem. Wylot do Wiednia dobrze mi zrobi. Dokończę tam swoją książkę. Zwiedzę ponownie miasto. Zapowiada się urocza/przyjemna zabawa. Zacząłem się pakować. Kilka swetrów, kurtka, bielizna. Cała moja garderoba zmieściła się w dwóch walizkach. Pomyślałem, że dobrze bym wypadł pojawiając się po Julię w nowym garniturze. Lecz dziś na odwiedzenie sklepu było już za późno. Zrobię to jutro przed wyjazdem. Położyłem się więc spać. Próbowałem zasnąć, gdy nagle usłyszałem jakiś dziwny hałas pochodzący z łazienki. Wstałem i skierowałem swoje kroki w kierunku łazienki. Otworzyłem drzwi i ujrzałem jakąś postać pod prysznicem. Zdziwiłem się. Kto to może być? Popatrzyłem chwilę. Nagle drzwi od kabiny prysznicowej się otworzyły. Z wnętrza wydobywała się para. Nagle wyłoniła się kobieca postać. O mój boże. To była Claire. - Możesz podać mi ręcznik? – zapytała błagalnym głosem Odwróciłem się w kierunku wieszaków, ściągnąłem ręcznik i podałem jej. - Proszę. Wyszła cała z kabiny. Rozwinęła ręcznik i owinęła się nim. Zamknęła za sobą kabinę, rozczesała ręką włosy i wyszła z łazienki. Co to wszystko miało znaczyć? Przecież Claire nie żyje. Stanęła na środku pokoju i odwróciła się w moim kierunku. - Więc wyjeżdżasz do Wiednia? - Tak – powiedziałem lekko przerażony - Znowu? - Jak znowu? - Nie wygłupiaj się. Myślisz, że o niczym nie wiem? - O co Ci chodzi? Wyrywał się ze mnie paniczny strach. Najchętniej wyskoczyłbym przez okno, albo uciekłbym z mieszkania i pobiegł jak najdalej, żeby o tym wszystkim zapomnieć. - Wiem o wszystkim Michael! Powiedziała to z takim przekonaniem, że poczułem się jak dziecko, które coś zbroiło i bało się konsekwencji swoich następnych wypowiedzi. - Nie rozumiem, o czym mówisz. A poza tym, ty nie żyjesz. - Ale jesteś spostrzegawczy. Uśmiechnęła się do mnie, lecz było widać, że jest to uśmiech wymuszony. - Wiem po co tam jedziesz. Wiem także o twoich wcześniejszych wyjazdach. Zacząłem krzyczeć. - Nie rozumiem o co ci chodzi? - Nie? Pamiętasz dwa lata po naszym ślubie, jak to niby miałeś spotkanie autorskie w Paryżu? - No i? - Wyjechałeś wtedy do Wiednia. Razem z tą dziwką Julią. - Nie mów tak o niej! Ton mojego głosu wyraźnie się zmienił. Nie mogłem rozmawiać z nią spokojnie. Darłem się. Kłóciłem się z nią. - Lecz to nie wszystko. Odwróciła się na pięcie i przeszła się po pokoju. - Australia, Europa. Tam też mnie zdradzałeś. Rozumiesz. Pieprzyłeś się za moimi plecami. A potem niby nic, wracałeś do domu, opowiadałeś o swoich niby wieczorkach autorskich i robiłeś to ze mną. - Wynoś się stąd. - Wiedziałam o wszystkim Michael. Wiedziałam o każdym twoim wybryku. - To czemu w takim razie żyłaś ze mną? W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Popatrzyłem ostatni raz na Claire i poszedłem otworzyć drzwi. Na korytarzu stał jeden z sąsiadów z tego pietra. - Byłbym bardzo uprzejmy, gdyby zechciał Pan przestać hałasować i dał spać sąsiadom. Powiedział to z takim tonem, że nie posłuchanie jego prośby, mogłoby zakończyć, się dla mnie co najmniej nieprzyjemnie. Zamknąłem drzwi. Wróciłem do pokoju, lecz Claire już tam nie było. Na środku pokoju leżał tylko jej ręcznik. Mokry. Podniosłem go i powiesiłem w łazience na uchwycie od drzwi prysznicowych. Wróciłem do łóżka. Obudziłem się zlany potem. Usiadłem na łóżku i zacząłem myśleć o swojej nocnej przygodzie z Claire. Miałem nadzieję, że to był tylko sen. Wstałem i poszedłem do łazienki. Na uchwycie od drzwi kabiny prysznicowej wisiał ręcznik. Podszedłem bliżej. Dotknąłem go był wilgotny. Czyżbym oszalał. Przecież Claire nie żyje. Jak w takim razie mogłem z nią rozmawiać. Nawet gdyby żyła, to jak mogłaby wejść bezszelestnie do mieszkania. I skąd u licha wiedziała o moich „wyczynach”. -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.07.2025 18:58 |