"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Tutaj chciałbym zamieścić chyba coś
nie na temat.
Otóż pod spodem znajduje się pierwszy rozdział mojej książki "Nieme Słońce". Jest to książka dziejąca się wspólcześnie. W swoich zbiorach posiadam jeszcze kilka innych książek pisanych "do szuflady" m.in. "Prawo Stwórcy" - powieść fantasy. Chciałbym powiedzieli co o tym sądzicie, i czy spokojnie mogę pisać dalej, czy raczej mam sobie dac spokój. Dzieki. Na kilka tygodni przed śmiercią Claire miałem sen. Śniło mi się, że się kochamy. Pokój oświetlony był tylko przez lampkę nocną. Niekiedy przez okno wpadało światło księżyca. Kochaliśmy się całą noc. Z jej twarzy spadały kropelki potu. Była uśmiechnięta. Lecz nagle jej uśmiech znikł. Jej czarne włosy powoli się rozjaśniały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Po kilku chwilach przede mną leżała inna kobieta. Uśmiechnęła się, przetarła ręką moje włosy i spojrzała mi w oczy. - Bierz z życia to co najlepsze. Bierz je całymi garściami, bo zostało Ci niewiele czasu. Po tych słowach nieznajoma ponownie zmieniła się w moją żonę, lecz teraz śpiącą, przytuloną do mojego ramienia. Przeczesałem ręką jej włosy i położyłem się. Przez całą noc myślałem o tym śnie. O co chodzi? Czy to znaczy, że niedługo umrę. Co do cholery znaczy „zostało Ci niewiele czasu”. Pięć tygodni później Claire zmarła w wypadku samochodowym. Poznałem ją pewnego dnia na swoim wieczorku autorskim w małej kawiarence artystycznej. Sześć stolików, przy każdym komplet gości. I nie myślcie, że przyszli specjalnie dla mnie. Tu nawet w zwykły dzień jest komplet gości, a to za sprawą najtańszej kawy i pączków w mieście. Przy barze siedziało kilka osób topiących swoje żale w butelce piwa. Przychodziłem do tej kawiarenki każdego wieczora, razem ze znajomymi. Ale dopiero pierwszy raz mam tutaj swój wieczorek autorski. Jedyne co mnie przerażało to obrazy na ścianach. Na wprost mnie wisiał „Krzyk” Muncha, obraz, który napawa mnie przerażeniem. Obraz, przez który w dzieciństwie miałem bezsenne noce. Pozostałe obrazy w kafejce były utrzymane w podobnym nastroju. Ale tylko ten jeden mnie przerażał. Dlaczego? Czyżby odezwały się odgłosy z przeszłości? Gdy przyszła moja kolej usiadłem na krzesełku, podsunąłem sobie mikrofon i mimowolnie spojrzałem na TEN obraz. Ciarki przeszły mi po plecach. Spoglądałem to na obraz, to na publikę. Nie wiem ile czasu to trwało. - Chcielibyśmy, aby pan zaczął – powiedziała młoda kobieta, siedząca przy stoliku vis-a-vis mnie. To była ta czarnowłosa, niebieskooka piękność, nazwana przez swych rodziców Claire. - Oczywiście, przepraszam – powiedziałem lekko przerażony i z wymuszonym uśmiechem. Przysunąłem mikrofon bliżej, otworzyłem tomik wierszy i zacząłem czytać. Za każdym razem, gdy zaczynałem nowy akapit spoglądałem na Claire. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmiechała się. Przyszła pora na ostatni wiersz. Patrząc na Claire skleciłem w głowie szybko kilku linijkowy wiersz o niebieskookiej, czarnowłosej kobiecie. Recytowałem go patrząc cały czas na nią. Jej twarz się zarumieniła. Widząc to byłem w siódmym niebie. Gdy skończyłem wszyscy bili brawo, ale cała moja uwaga skupiona była na adresatce mojego ostatniego wiersza. Przy barze zamówiłem piwo. Gdy doszedłem do połowy butelki czyjaś ręka oparła się na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem JĄ. - Cześć. To znaczy dzień dobry. - Cześć. Jestem Claire Stanfield. Podobał mi się twój ostatni wiersz. - Naprawdę? – zapytałem zdziwiony - Tak. Tylko, czemu nie ma go w tomiku? - Nie ma? - Tak się składa, że kupiłam tomik wierszy „Nieme Słońce” i nie pamiętam, aby ten wiersz znajdował się w tomiku. Improwizowałeś? Nie wiedziałem co powiedzieć. Stała przede mną kobieta, która nie tylko mi się podobała, ale jeszcze czyta moje wiersze? - Napijesz się czegoś? – zapytałem - Słucham? - Przepraszam. Nazywam się Michael Donovan. Czy masz ochotę na drinka? - Z przyjemnością. Siedzieliśmy w barze do późnej nocy. Powiedziałem jej prawdę o ostatnim wierszu. Bałem się jej reakcji, ale okazało się, że nie potrzebnie. Piliśmy drinki, rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy sporo cech wspólnych. Mamy tego samego ulubionego pisarza, reżysera i aktora. Lubimy tych samych malarzy. Podczas któregoś z kolei drinka powiedziała mi, że panicznie boję się Muncha. - Skąd wiesz? - Widziałam jak na niego patrzyłeś. Napawał Cię przerażeniem. Byłem lekko zszokowany jej wypowiedzią. Była to jedyna osoba, która to zauważyła. - Masz rację. Jako dziecko miałem koszmary, gdy przed snem spojrzałem na ten obraz. Dlatego matka musiała go sprzedać. - Mieliście w domu Muncha? - A co w tym dziwnego? - Nic. Tylko, że ja, co najwyżej wyniosła bym go na strych, i poczekała aż się wyprowadzisz, a nie od razu sprzedawała. Gdy tak mówiła patrzyłem jej głęboko w oczy. Zaglądałem w ten czysty błękit, przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszło do sytuacji, których zazwyczaj nie robię. Mianowicie: Nie idę z dziewczyną do łóżka po pierwszej randce. Ale ponieważ żadne z nas nie traktowało tego jak randki, nie złamałem swoich zasad. Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Codziennie kończyliśmy dzień w ten sam sposób. Podobało nam się to. Po czterech miesiącach znajomości poprosiłem ją o rękę. Może to za wcześnie, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wzięliśmy ślub w maju. Była to skromna uroczystość tylko dla kilku znajomych i dla rodziny. Łącznie około dwustu osób. Jako cel naszej podróży poślubnej wybraliśmy Hiszpanię. Kraj, o którym każde z nas marzyło, ale nie miało dostatecznie dużo pieniędzy na realizację tych marzeń. Spędziliśmy tam 2 miesiące. Nie było chyba miasta, którego byśmy nie zwiedzili. Później kupiliśmy mieszkanie na Manhattanie, w którym mieszkaliśmy przez cztery lata. Po jej śmierci nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu. Zastanawiałem się nad jego sprzedażą i kupnem czegoś mniejszego. koniec rozdziału pierwszego -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Więc owszem promotora poszukuję. Dwa
kolejne wydawnictwa mi odmówiły, twierdząc, że treśc książki jest aż nadto
zmyślona i wydumana.
Dla was zrobie wyjątek i zamieszczę tylko pierwszą część ksiązki (liczy ona sobie trzy części) mającą około 4-5 rozdziałów. Więcej niestety nie dam. Teraz ładuje trzeci rozdział, a kolejne potem. Pozdrawiam. P.S. Dzięki za wszystkie wypowiedzi Rozdział trzeci: Po Julię przyjechałem zgodnie z obietnicą o jedenastej trzydzieści. Zgodnie z obietnicą postawioną sobie przyjechałem w nowym garniturze. Załadowałem walizki Julii do bagażnika i ruszyliśmy w kierunku lotniska. - O masz nowy garnitur. Zauważyła. Nie było w tym dziwnego. Julia wypatrzy wszystko. Kiwnąłem głową w ramach odpowiedzi. Nie miałem w tej chwili ochoty do rozmów. Cały czas myślałem o ostatniej nocy. - Stało się coś? Wyglądasz jakoś dziwnie. - Nie nic. Po prostu się nie wyspałem. Resztę drogi przemilczeliśmy. Pomyślałem sobie, że ją kocham. Może nigdy nie okazywałem jej tego w znaczący sposób, ale kocham ją. Miałem taką teorię, że prawdziwą miłość można poznać potrafiąc rozmawiać na wspólne tematy i potrafiąc milczeć na wspólne tematy. Na lotnisku znaleźliśmy się później niż założyliśmy. A to wszystko z powodu korków. Wcześniej w ogóle nie braliśmy nie dogodnień komunikacyjnych pod uwagę. Weszliśmy do środka dwadzieścia po dwunastej. Cała odprawa trwała około pół godziny. W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na odlot. Dalej milczeliśmy. Julia wzięła moją rękę i ścisnęła ją. - Śniła mi się Claire. - Co? - Mówię, że śniła mi się Claire. Kłóciliśmy się. Owinęła się ręcznikiem. Rano jak wstałem, ręcznik był tam gdzie go odwiesiłem. W dodatku był wilgotny. Samolot wystartował. - W Wiedniu znam doskonałego psychoanalityka. Umówię Cię z nim. - Co? Chyba oszalałaś. Mam się radzić psychiatry. Julia westchnęła. Ścisnęła moją rękę mocniej. - To nie psychiatra. Po za tym on pomógł wielu osobom. - Co to za jeden. - Hans Zimmerman. - Ten Hans Zimmerman. Ten wariat z telewizji. Opowiem mu o sobie a w następnym programie usłyszę o idiocie, który w nocy rozmawia ze swoja zmarła żoną budząc przy tym sąsiadów. Nie licz na to. - On gwarantuje prywatność. Poza tym... Zamilczała przez chwilę. - ...leczę się u niego od kilku lat i jeszcze ani razu nie wykozystał mojego faktu w programie. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. - Leczysz się u psychia..., psychoanalityka? - Tak. - Opowiesz mi o tym? Westchnęła kilka razy, po czym zaczęła mówić. - Ćpałam. Po śmierci koleżanki się załamałam i postanowiłam zerwać z tym nałogiem. Wtedy poznałam doktora Zimmermana. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zdziwiłem się. Znam ją ponad dwadzieścia lat i dopiero teraz dowiedziałem się, że była narkomanką. Chciałem przytulić ją do siebie, ale spała. Zawsze zasypiała w samolocie. Przeczesałem jej włosy dłonią i chwyciłem kolorowe czasopisma. Przed nami było jeszcze prawie siedem godzin lotu. - Podać coś panu? – zapytała stewardessa. Była ona wysoką, dobrze zbudowaną kobietą. Patrząc na nią miało się wrażenie, że ogląda się występ kulturystek. Przez chwilę byłem ciekaw czy nie jest ona przypadkiem agentką ochrony. Możliwe, że na pokładzie był jakiś morderca czy coś w tym stylu, a po ostatnich zamachach lepiej mieć takich na oku. - Whisky z lodem Odeszła. Tak naprawdę to nie miałem w tej chwili ochoty na alkohol. Może najdzie mnie za jakiś czas a stewardessy na pewno mają lepszą robotę niż obsługiwanie niezdecydowanego klienta. Z drugiej jednak strony w końcu zapłacono za ten bilet i nawet gdybym miał potem wylać drinka to i tak miałem prawo do jego zamówienia. Nie miałem jednak na myśli dosłownego wylewania drinka, bo czuł bym tak jakbym wyrzucał pieniądze, które dostałem od Julii. W końcu to ona zapłaciła za ten bilet. Wszystkie czasopisma, włożone do koszyka przed moim fotelem zostały dokładnie kilkakrotnie przejrzane. W jednym z nich znalazłem artykuł o doktorku z którym chciała umówić mnie Julia. Artykuł zatytułowany był: „NAWIEDZONY” i opisywał ludzi dręczonych przez wizje swojej śmierci. Doktorek opisywał przemiany psychologiczne zachodzące w mózgu i z łatwością tłumaczył wszystkie przypadki „zachorowań” swoich pacjentów na psychozę. DOKTOR HANS ZIMMERMAN ZAPRASZA DO SWOJEGO NOWOOTWARTEGO GABINETU PSYCHOANALIZY W WIEDNIU NA STARYM MIEŚCIE Wylądowaliśmy w Wiedniu około godziny dwudziestej „naszego” czasu. Od razu przestawiliśmy sobie zegarki o sześć godzin w tył. Była więc godzina czternasta. Z lotniska pojechaliśmy prosto do hotelu. Kierowca taksówki zapakował nasze walizki do bagażnika i ruszyliśmy. - Wiesz co? – zapytałem usiłując przerwać długo narastające milczenie. - No? Powiedziała to z takim przekąsem/niechęcią, że bałem się iż ją uraziłem tym pytaniem. Może przeszkodziłem jej w czymś. Kto wie? - W jednej z gazet w samolocie znalazłem artykuł o tym psychiatrze Popatrzyła na mnie jak na osobę, która przez całe życie uchodziła za niemowę i w końcu wypowiedziała pierwsze słowo. - Psychoanalityku! – powiedziała ze złością - Dobra, wszystko jedno. - Nie. Nie wszystko jedno. Temu facetowi zawdzięczam to, że wyciągnął mnie z nałogu. Gdyby nie on to prawdopodobnie w ogóle byśmy się nie poznali. Zrozumiałeś? Pomyślałem sobie jakbym dzisiaj wyglądał gdybym nie poznał Julii? Co bym dzisiaj robił? Jak wyglądałoby całe moje dotychczasowe życie gdyby ten PSYCHOANALITYK nie wyciągnął jej z nałogu? - Przepraszam! - I co z tym artykułem? - Nie nic. Tak tylko mówię. - Poważnie? - Tak. Skłamałem. Po tym co od niej usłyszałem, ile dobrego zawdzięcza doktorowi Zimmermanowi postanowiłem dłużej jej nie drażnić i nie mówić jej o moim odczuciu na temat artykułu i doktorka. Patrzyłem jeszcze chwilę na jej twarz. Na prawym policzku miała jeszcze odciśnięty ślad/wzorek od fotela samolotowego. W jej włosach odbijały się promienie wiedeńskiego słońca. Naprawdę ją kocham. Dotarliśmy do hotelu po około czterdziestominutowej jeździe po mieście. Dostaliśmy pokój na szóstym piętrze. Julia jak zwykle chciała pokazać, że pieniędzy jej nie brakuje i zarezerwowała pokoje w najdroższym wiedeńskim hotelu. Za dobę spędzoną w tym miejscu można było spłacić kilka rat samochodowych w cale nietaniego samochodu. Z jej relacji dowiedziałem się, że na osiemnastą mamy zarezerwowany stolik w hotelowej restauracji. Wspólna kolacja z Julią to to czego było mi trzeba. Rozpakowaliśmy swoje bagaże i położyliśmy się obok siebie na wygodnym łóżku. Zapomniałem dodać, że Julia wynajęła apartament dla nowożeńców. Leżeliśmy obok siebie nie wydając z siebie żadnego odgłosu. To była jedna z naszych wspólnych cech – mogliśmy leżeć godzinami w łóżku i nawet nie zamienić ze sobą ani jednego słowa. - Wiesz na co mam ochotę? – zapytałem tonem, który od razu nasunął jej odpowiednią odpowiedź. - Nie teraz - Co? - Słyszałeś. Co Ona wyprawia? Po raz pierwszy odkąd się znamy odmówiła mi. Dlaczego? Może tylko się ze mną droczy? Może chce abym nalegał tak długo aż w końcu odpuści? - Co się stało? - Nic. Podniosła się z łóżka i podeszła do szafy w której schowała swoje ciuchy. Wyjęła z niej swoją walizkę. Otworzyła ją i zaczęła czegoś szukać. Po kilku chwilach poszukiwań wyjęła ze środka jakąś małą karteczkę, schowała walizkę i podeszła do mnie. - Trzymaj – powiedziała jednocześnie wręczając mi tą karteczkę. Popatrzałem na nią i zauważyłem, że jest wizytówka z wpisaną doktora Hanza Zimmermana. Na drugiej stronie wpisane czarnym atramentem: 23.VII. godz. 1100 - Idziesz do niego? - Nie. Ty idziesz! Jutro na jedenastą. Powiem kierowcy, żeby Cię jutro zawiózł. - Ale to nie potrzebne Zapierałem się jak tylko mogłem. Nie chciałem mieć nic wspólnego z tym facetem. Owszem jestem jemu wdzięczny za uratowanie Julii, ale ja świetnie dają sobie radę bez jego pomocy. - W porządku. Jak chcesz. Ale wiedz, że nie pójdę z tobą to łóżka dopóki nie porozmawiasz z doktorem To był szantaż, a tego nie lubiłem. Ale jeśli idzie o Julię to jestem gotowy na wszystko. - Dobrze. - Wiedziałam. Cieszyła się jak małe dziecko. Ja także byłem zadowolony z tego, że mogłem sprawić jej radość. - A dzisiaj? - Co dzisiaj? - Czy dzisiaj poszła byś ze mną do łóżka? - Dopiero po spotkaniu z doktorem. O osiemnastej zeszliśmy do restauracji na kolację. Kelner zaprowadził nas do stolika, podał menu i odszedł. Byłem przyzwyczajony do tego, że gdy Julia zaprasza na posiłek (a do tej pory jedynym posiłkiem na jaki mnie zapraszał był lunch), to ona wybiera danie które jemy. Tym razem było inaczej. Pozwoliła mi samemu wybrać to na co mam ochotę. - I nie krępuj się, mam dużo pieniędzy. Złożyliśmy zamówienie. Ja: Na przystawkę łódeczki z łososiem, zupę z soczewicy, jagnię z ziołami, a na deser płonące lody. Ona: Na przystawkę tosty czosnkowe, zupę-krem z krewetek, królika po meksykańsku i płonące lody. Alkohol wybrała sama: butelkę najlepszego szampana. - Szampan? Spytałem, bo ja na jej miejscu zamówiłbym wino. - Tak. Do twojego dania powinno się pić czerwone wino, do mojego białe. Szampanowi nie robi różnicy czy jest podawany z jagnięciną czy z dziczyzną. Julia znana była ze swej znajomości gastronomii. Jako siedemnastoletnia dziewczynka jej marzeniem było zostać kucharką, więc zapisała się na prywatny kurs gastronomii i towaroznawstwa. Jednak podczas kursu jej zainteresowania kilkakrotnie uległy zmianie. Stanęło na tym, że chciała zostać dziennikarką. Zdawała więc egzaminy nie do szkoły o profilu gastronomicznym a o profilu dziennikarskim. I tak dziś jest jedną z najpopularniejszych dziennikarek pracujących dla kilku najwybitniejszych pism ukazujących się nie tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. Między innymi dla Newsweeka. Kelner przyniósł pierwsze dania. Moje nie wyglądało zachwycająco, ale czego można się spodziewać po talerzu zupy z soczewicy. Jej natomiast miało przyjemny bladoróżowy kolor. Jednak nie zmienię swojej decyzji. Wszystkie te „owoce morza” przyprawiają mnie o mdłości. Dlaczego, skoro ich nigdy nie próbowałem. - Pyszna. Na kursie robiliśmy taką dla jaroszy. Na wywarze warzywnym. - Poważnie? Drugie dania obydwa wyglądały bardzo smakowicie. Patrzyłem na Julię, jak zgrabnie posługuje się sztućcami. - Lubisz królika? - Słucham? - Pytałam, czy lubisz królika? - Tak, czemu pytasz? - Zamawiasz, że tak powiem „tradycyjne” dania restauracyjne. Mogłeś sobie pozwolić na trochę ekstrawagancji. - Wolę wypróbowane rzeczy. Odczuwam lekki strach przed czymś nowym. - Biedaczek. Jak ty sobie poradziłeś w życiu? - Miałem spore grono przyjaciół. - Wyręczali Cię w brudnej robocie? - Czasami. Popatrzała na mnie jakbym nie wiem co powiedział. Przez pierwszych kilka lat swojego życia mieszkałem na przedmieściach. Tam trzeba było mieć przyjaciół, aby przetrwać. Przynieśli deser i kolejną butelkę szampana. Deser ten było widać już z drugiego końca sali. Od razu zabraliśmy się za jedzenie. W połowie czwartej łyżeczki powiedziała: - W ogóle nie opowiadałeś o swoim ojcu. Ani razu. Uśmiechnąłem się. - Nie było o czym. Prawie w ogóle go nie znałem. Przed śmiercią matka powiedziała mi, że zaszła w ciążę przez przypadek. Że sytuacja wymknęła jej się spod kontroli. Po moim porodzie przyjechał do nas do domu facet, który powiedział, że to z nim przeżyła te ekscytującą przygodę. Wprowadził się. Zaczepił się u jakiegoś mechanika samochodowego. Po paru latach poznał jakąś kobietę od nowego mercedesa i wyjechał z nią do Argentyny. Pięć lat temu zmarł. Prawdę mówiąc to ani ja ani moja matka nie mieliśmy pewności czy mówi prawdę, to znaczy czy rzeczywiście jest moim ojcem. Ciekaw jestem tylko czy byli po ślubie. - Jak to? Nie wiesz czy mężczyzna, który podawał się za twojego ojca był twoim ojcem i nie wiesz czy twoi rodzice byli po ślubie? - Dokładnie. Ciekawe no nie? Można by o tym napisać książkę. - Użyj to w swojej. - Czemu? - Było by ciekawie? A właśnie jaki ma tytuł? - Nie wiem. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. - Nieme Słońce. - Co? - Mówię, abyś nazwał ją Nieme Słońce. Wykorzystujesz w niej spore fragmenty z tomika, czemu więc nie nazwać jej tak samo. - Może i masz rację, ale co na to Iwan? - Kto pisze tę książkę? Ty czy On? - Ja, ale... - Żadnego ale. Pomyśl nad tym. - Pomyślę. Udaliśmy się na górę. Myślałem nad tym, co powiedziała mi przy kolacji. Czy była szczera rada, czy tylko skutek luźnego języka po „pochłonięciu” sporej jak na jej możliwości ilości alkoholu. Weszliśmy do pokoju. Julia natychmiast pobiegła do łazienki. Ja skorzystałem z chwili samotności i położyłem się na łóżku. Po chwili wyszła Julia w skąpym czarnym, koronkowym stroju. Położyła się obok mnie, dotknęła mojej ręki. Potem położyła ją na mojej szyi i przesunęła ją niżej. Zatrzymała się na wysokości pępka. - Nie. Dzisiaj na to nie licz. Odkąd się położyłem leżałem nieruchomo. Czy była to zachęta z jej strony? Coś w stylu – „Mówię nie, ale jak ładnie poprosisz to ulegnę”. Nic jej nie odpowiedziałem. Patrzyliśmy sobie cały czas głęboko w oczy. - Mówię nie. Ale jak jutro pójdziesz do doktora to przez cała noc będę tylko twoja. W porządku. Pójdę. Przez ostatnich kilka godzin mi też zaczęło zależeć na tym, aby skontaktować się z doktorkiem. Może moje wizje były objawem jakiejś choroby psychicznej. - No nie podpuszczaj mnie. Dzisiaj nic z tego – mówiła dalej przesuwając swoją dłoń niżej. Była pijana. Nawet gdyby dawała wyraźne znaki, że tego chce, to ja i tak bym tego nie zrobił. Dlaczego? Bo to kolejna z moich zasad. Nigdy nie kocham się z pijaną kobietą. Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Potrzebowałem prysznica. Stając pod prysznicem poczułem na ramieniu czyjś dotyk. Byłem święcie przekonany, że to Julia. Odwróciłem się. - Julia, do jasnej cholery. Czy ty nie rozumiesz, że... - Że co? Claire. To ona stała w tej chwili pod prysznicem tuż obok mnie. Zaczęła zmywać szampon z włosów, gdy się odwróciła. - Bo Cię kochałam. Byłam z tobą Michael bo Cię kochałam. Cały czas miałam nadzieję, że się zmienisz. Usilnie modliłam się do Boga, aby wysłuchał moich próśb, ale też ze mnie zakpił. Wiesz jak się czułam Mickey? Jak dziwka. Jak ktoś kogo masz na jedną noc. Jak dziwka, z którą umawiasz się na jedną noc a potem wracasz do swej prawdziwej miłości. Czułam się jak szmata. Wykorzystałeś mnie. - Kochałem Cię. Zrozum! - Jeśli w ten sposób okazywałeś swoją miłość... - Naprawdę Cię kochałem. - To dlaczego do jasnej cholery pieprzyłeś się z innymi. Ja Ci nie wystarczałam? Chciałeś tam kogoś mieć, trzeba było powiedzieć pojechałabym z tobą. - Ale twoja praca. - Jestem Ci niezmiernie wdzięczna, że z taką dbałością troszczyłeś się o moją pracę. Kolejny raz czyjaś ręka zatrzymała się na moim ramieniu. To była Julia. - Nic ci nie jest? - Nie. Już wychodzę. Claire już nie było. -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.07.2025 18:58 |