Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> "Nieme Słońce" (zak), Pierwszy

Agrado
post 04.03.2004 18:37
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Tutaj chciałbym zamieścić chyba coś nie na temat.
Otóż pod spodem znajduje się pierwszy rozdział mojej książki "Nieme Słońce". Jest to książka dziejąca się wspólcześnie.

W swoich zbiorach posiadam jeszcze kilka innych książek pisanych "do szuflady" m.in. "Prawo Stwórcy" - powieść fantasy.
Chciałbym powiedzieli co o tym sądzicie, i czy spokojnie mogę pisać dalej, czy raczej mam sobie dac spokój.
Dzieki.



Na kilka tygodni przed śmiercią Claire miałem sen. Śniło mi się, że się kochamy. Pokój oświetlony był tylko przez lampkę nocną. Niekiedy przez okno wpadało światło księżyca. Kochaliśmy się całą noc. Z jej twarzy spadały kropelki potu. Była uśmiechnięta. Lecz nagle jej uśmiech znikł. Jej czarne włosy powoli się rozjaśniały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Po kilku chwilach przede mną leżała inna kobieta. Uśmiechnęła się, przetarła ręką moje włosy i spojrzała mi w oczy.
- Bierz z życia to co najlepsze. Bierz je całymi garściami, bo zostało Ci niewiele czasu.

Po tych słowach nieznajoma ponownie zmieniła się w moją żonę, lecz teraz śpiącą, przytuloną do mojego ramienia. Przeczesałem ręką jej włosy i położyłem się.

Przez całą noc myślałem o tym śnie. O co chodzi? Czy to znaczy, że niedługo umrę. Co do cholery znaczy „zostało Ci niewiele czasu”. Pięć tygodni później Claire zmarła w wypadku samochodowym.

Poznałem ją pewnego dnia na swoim wieczorku autorskim w małej kawiarence artystycznej. Sześć stolików, przy każdym komplet gości. I nie myślcie, że przyszli specjalnie dla mnie. Tu nawet w zwykły dzień jest komplet gości, a to za sprawą najtańszej kawy i pączków w mieście. Przy barze siedziało kilka osób topiących swoje żale w butelce piwa. Przychodziłem do tej kawiarenki każdego wieczora, razem ze znajomymi. Ale dopiero pierwszy raz mam tutaj swój wieczorek autorski. Jedyne co mnie przerażało to obrazy na ścianach. Na wprost mnie wisiał „Krzyk” Muncha, obraz, który napawa mnie przerażeniem. Obraz, przez który w dzieciństwie miałem bezsenne noce. Pozostałe obrazy w kafejce były utrzymane w podobnym nastroju. Ale tylko ten jeden mnie przerażał. Dlaczego? Czyżby odezwały się odgłosy z przeszłości?

Gdy przyszła moja kolej usiadłem na krzesełku, podsunąłem sobie mikrofon i mimowolnie spojrzałem na TEN obraz. Ciarki przeszły mi po plecach. Spoglądałem to na obraz, to na publikę. Nie wiem ile czasu to trwało.
- Chcielibyśmy, aby pan zaczął – powiedziała młoda kobieta, siedząca przy stoliku
vis-a-vis mnie. To była ta czarnowłosa, niebieskooka piękność, nazwana przez swych rodziców Claire.
- Oczywiście, przepraszam – powiedziałem lekko przerażony i z wymuszonym uśmiechem.
Przysunąłem mikrofon bliżej, otworzyłem tomik wierszy i zacząłem czytać. Za każdym razem, gdy zaczynałem nowy akapit spoglądałem na Claire. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmiechała się. Przyszła pora na ostatni wiersz. Patrząc na Claire skleciłem w głowie szybko kilku linijkowy wiersz o niebieskookiej, czarnowłosej kobiecie. Recytowałem go patrząc cały czas na nią. Jej twarz się zarumieniła. Widząc to byłem w siódmym niebie. Gdy skończyłem wszyscy bili brawo, ale cała moja uwaga skupiona była na adresatce mojego ostatniego wiersza.

Przy barze zamówiłem piwo. Gdy doszedłem do połowy butelki czyjaś ręka oparła się na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem JĄ.
- Cześć. To znaczy dzień dobry.
- Cześć. Jestem Claire Stanfield. Podobał mi się twój ostatni wiersz.
- Naprawdę? – zapytałem zdziwiony
- Tak. Tylko, czemu nie ma go w tomiku?
- Nie ma?
- Tak się składa, że kupiłam tomik wierszy „Nieme Słońce” i nie pamiętam, aby ten wiersz znajdował się w tomiku. Improwizowałeś?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Stała przede mną kobieta, która nie tylko mi się podobała, ale jeszcze czyta moje wiersze?
- Napijesz się czegoś? – zapytałem
- Słucham?
- Przepraszam. Nazywam się Michael Donovan. Czy masz ochotę na drinka?
- Z przyjemnością.
Siedzieliśmy w barze do późnej nocy. Powiedziałem jej prawdę o ostatnim wierszu. Bałem się jej reakcji, ale okazało się, że nie potrzebnie. Piliśmy drinki, rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy sporo cech wspólnych. Mamy tego samego ulubionego pisarza, reżysera i aktora. Lubimy tych samych malarzy. Podczas któregoś z kolei drinka powiedziała mi, że panicznie boję się Muncha.
- Skąd wiesz?
- Widziałam jak na niego patrzyłeś. Napawał Cię przerażeniem.
Byłem lekko zszokowany jej wypowiedzią. Była to jedyna osoba, która to zauważyła.
- Masz rację. Jako dziecko miałem koszmary, gdy przed snem spojrzałem na ten obraz. Dlatego matka musiała go sprzedać.
- Mieliście w domu Muncha?
- A co w tym dziwnego?
- Nic. Tylko, że ja, co najwyżej wyniosła bym go na strych, i poczekała aż się wyprowadzisz, a nie od razu sprzedawała.
Gdy tak mówiła patrzyłem jej głęboko w oczy. Zaglądałem w ten czysty błękit, przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszło do sytuacji, których zazwyczaj nie robię. Mianowicie: Nie idę z dziewczyną do łóżka po pierwszej randce. Ale ponieważ żadne z nas nie traktowało tego jak randki, nie złamałem swoich zasad.

Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Codziennie kończyliśmy dzień w ten sam sposób. Podobało nam się to. Po czterech miesiącach znajomości poprosiłem ją o rękę. Może to za wcześnie, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wzięliśmy ślub w maju. Była to skromna uroczystość tylko dla kilku znajomych i dla rodziny. Łącznie około dwustu osób.
Jako cel naszej podróży poślubnej wybraliśmy Hiszpanię. Kraj, o którym każde z nas marzyło, ale nie miało dostatecznie dużo pieniędzy na realizację tych marzeń. Spędziliśmy tam 2 miesiące. Nie było chyba miasta, którego byśmy nie zwiedzili. Później kupiliśmy mieszkanie na Manhattanie, w którym mieszkaliśmy przez cztery lata.

Po jej śmierci nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu. Zastanawiałem się nad jego sprzedażą i kupnem czegoś mniejszego.

koniec rozdziału pierwszego


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Agrado
post 07.03.2004 00:19
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kolejna porcja "Niemego Słońca"

Rozdział Piąty:

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Delikatnie się odwróciłem. Szum pościeli sprawiał ogromny hałas. Nie wiem jak wytrzymam dzisiejszy dzień. Obok mnie leżała Julia. Na szczęście nie chrapała.

Podniosłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Z apteczki wyjąłem opakowanie Aspiryny i rozpuściłem dwie tabletki. Wypiłem je „duszkiem”. Postanowiłem nie kłaść się ponownie, więc umyłem się i przeprałem w codzienne ciuchy. Gdy wyszedłem z łazienki usiadłem obok Julia z boku łóżka. Popatrzałem na nią. Było mi jej żal. Żal, że „miała okazję” widzieć mnie w takiej sytuacji jak wczorajsza.
- Hej – powiedziała cichutko i odwróciła się w moim kierunku
- Hej – odpowiedziałem i wstałem z łóżka
Claire popatrzała przez chwilę na mnie, poczym wstała. Może to dziwne, ale dopiero zauważyłem, że całą dzisiejszą noc przespała nago. Wstała nie owinąwszy się nawet prześcieradłem.
- Jak się dziś czujemy? – stanęła przede mną i zaczęła mnie całować. Przez chwilę przystałem na taki rozwój wydarzeń, jednak po kilkunastu sekundach ogłosiłem „stan ogólnego niezadowolenia” wyzwalając się z jej uścisku.
- Niespecjalnie. Łeb mi pęka i chce mi się rzygać.

Odszedłem od niej kilka kroków. Odsunąłem zasłonę przy oknie i spojrzałem na krajobraz. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechaliśmy zobaczyłem jaki cudowny widok nas otacza. Przede mną rozpościerały się góry. Widać było wysokie, pokryte śniegiem wzniesienia. Pomyślałem sobie, że cudownie było by tam pojechać. Owszem, ale nie dzisiaj. Dzisiaj mam zamiar odpocząć.

Claire ubrała się.
- Zaraz wracam – powiedziała wychodząc z pokoju. Nawet nie zdążyłem się odwrócić i spojrzeć w co się ubrała. Odszedłem od okna i położyłem się z powrotem na łóżku. Założyłem ręce za głowę i zacząłem rozmyślać. Po co ja tu w ogóle przyjechałem. Miałem pracować nad książką a kolejny dzień nic nie robię. Dzisiaj jestem przynajmniej usprawiedliwiony, ale poprzednie wolne popołudnia, czy wieczory mogłem poświęcić na napisanie chociaż kilku zdań. Iwan mnie zabije. Niedługo mija termin oddania maszynopisu a ja mam dopiero kilka stron.
Wstałem i podszedłem do stolika z telefonem. Podniosłem słuchawkę i od razu zostałem połączony z recepcją.
- Recepcja. Carl Munrich. W czym mogę pomóc?
- Dzieńdobry. Proszę mnie połączyć z Nowym Jorkiem, numer 554-3759.
- Już łączę.
Postanowiłem zadzwonić do siebie i sprawdzić czy nikt nie zostawił wiadomości na sekretarce. Po chwili ciszy usłyszałem w słuchawce.
- Tu mieszkanie Michaela Donovana. W tej chwili nie ma mnie w domu. Po sygnale zostaw wiadomość i numer telefonu. Oddzwonię.
Wcisnąłem odpowiedni przycisk na klawiaturze telefonu.
- Masz osiem nowych wiadomości. Wciśnij „1” aby odsłuchać.
Postępowałem zgodnie z poleceniami.
- Pierwsza: Cześć Mickey. Masz przesrane. Za kilka dni mija termin a ty...
Wcisnąłem ponownie przycisk.
- Druga: Gdzie jesteś. Może byś tak...
Trzecia, czwarta, piąta i tak dalej. Wszystkie od tej samej osoby. Od Iwana. Pewnie jest niespokojny. Za kilka dni mija termin dostarczenia przeze mnie maszynopisu, a mnie nie ma w kraju.

Odłożyłem słuchawkę i podniosłem ją ponownie, aby połączyć się recepcją.
- Recepcja. Carl..
- Dzieńdobry. Proszę mnie połączyć z wypożyczalnią samochodów.
- Hotelową czy jakąś na mieście?
- Hotelową.
- Łączę.
Trwało to niemiłosiernie długo. Już miałem zamiar się rozłączyć gdy usłyszałem głos w słuchawce.
- „Rent’a’Car” w czym mogę pomóc?
- Dzieńdobry. Chciałbym wypożyczyć samochód na jutrzejszy dzień.
- Jaka marka pana interesuje?
- Mercedes 300 SL.
- To jeden z droższych...
- Nie obchodzi mnie to.
- Tak jest. Podprowadzimy samochód na parking około godziny 1200. Pana nazwisko?
- Donovan. Michael Donovan.
- Zostawimy kluczyki w recepcji.
- Dziękuję.

Samochód już mam. Do szczęścia potrzebuję tylko jakiegoś przytulnego zakątka w górach. Ponownie połączyłem się z recepcją.
- Proszę o połączenie z Ośrodkiem Wypoczynkowym „Holiday”
Tym razem trwało to niewiarygodnie krótko.
- „Holiday”. Słucham.
- Moje nazwisko Donovan. Chciałbym zarezerwować domek na jutrzejszy dzień.
- Nie ma sprawy. Zapraszamy jutro od 1600.
Gdy odkładałem słuchawkę do pokoju weszła Julia. Miała w ręku mały notesik. Zamknęła drzwi.
- Gdzie dzwoniłeś?
Zapytała w ogóle na mnie patrząc.
- Nigdzie. A gdzie ty byłaś?
- Nigdzie.
Kłamałem. Obydwoje kłamaliśmy. Co ona przede mną chowała. Nie chciała powiedzieć bo się czegoś bała? Bo ja jej nie odpowiedziałem?
- Robisz coś jutro?
Pytając wszedłem do łazienki. Malowała sobie usta. Miałem wrażenie, że była to ta sama szminka, którą dostała ode mnie na swoje dwudzieste dziewiąte urodziny. Jednak od tamtego dnia minęło już sporo czasu, nie mogło więc to być możliwe.
- Że co?
- Pytam czy masz na jutro jakieś plany?
- Upiłeś się czy co?
Spojrzała na mnie po chwili ze wzrokiem jakby wiedziała, że popełniła gafę. Wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku.
- Chyba się nie obraziłeś?
Usiadła obok i zaczęła głaskać moje włosy.
- Pytałem tylko...
- Nie. Nic jutro nie robię. Można wiedzieć czemu pytasz?
- Mam na jutro plany. Chcę żebyś mi w nich towarzyszyła.
Spojrzała na mnie i położyła się obok.
- Jakie?
- Co powiesz na szybki samochód, domek w górach?
- Żartujesz?

Ogarnęło mnie zadowolenie. Zawsze ogarnia mnie zadowolenie gdy sprawić radość bliskiej/ukochanej osobie. Julia przysunęła się bliżej mnie. Położyła mi ręce na brzuchu i zaczęła mnie drapać. Starałam się ukryć fakt, że jestem na kacu i boli mnie głowa. Nie udało się jednak. Julia zrozumiawszy, że każdy głośniejszy odgłos sprawia mi ból przestała mówić. Nadal jednak jej ręce wędrowały po moim ciele. Mógłbym z nią tak leżeć godzinami. Nic nie mówić, leżeć plackiem patrząc w sufit z rękoma na ślepo wędrującymi po naszych ciałach. W tym dniu nie wstaliśmy nawet na obiad. Po kilku następnych godzinach poczuliśmy jednak głód i zamówiliśmy kolację do pokoju.

Następnego ranka zbudziła mnie Julia. Trzymała w ręku słuchawkę telefonu. Dała mi znak, że to do mnie. Czy już nawet podczas „urlopu” człowiek nie może mieć chwili spokoju. Wstałem i podszedłem do telefonu.
- Słucham – powiedziałem starając się ukryć złość
- Michael, co ty do cholery wyprawiasz? Teraz Ci się na odpoczynek zebrało?
- Iwan...
- Prosiłem, żebyś mnie tak nie nazywał. Co ty robisz w Wiedniu?
- Piszę książkę, a co innego mógłbym robić?
- Prześlij mi ją faksem.
- Co?
- Faksem. Jesteś świadom istnienia wynalazku zwanego FAKS.

To jego typowe poczucie humoru. Naoglądał się filmów i myśli, że jest śmieszny. Nikt jednak nie śmiał się z jego dowcipów. Nikt normalny, chyba, że ktoś starał się o pracę, wtedy śmiech z jego dowcipów był obowiązkowy.
- Nie chodzi mi o to. Jeszcze nie skończyłem i w ogóle.
- To prześlij to co dopisałeś.
Odłożyłem słuchawkę. Nie miałem zamiaru dłużej go słuchać zwłaszcza, że obudził mnie o zbyt wczesnej jak o mnie chodzi porze.
- Iwan?
- Tak. Pójdę się ubrać.
Wszedłem do łazienki. Siedziałem tam dłużej niż zwykle. Po wyjściu pocałowałem Julię i powiedziałem jej, że zaraz wracam. Zjechałem windą na parter. Podszedłem do recepcji.
- Dzień dobry. Są dla mnie jakieś wiadomości?
Recepcjonista poszedł na chwilę na zaplecze. Wrócił z kopertą w ręku.
- To dla pana.

Wziąłem i podziękowałem mu. Zajrzałem do środka. Były to kluczyki i karteczka z napisem: 13B. Pewnie chodzi o numer miejsca parkingowego. Zszedłem więc na parking i zacząłem szukać. Zajęło mi trochę czasu. Na pewno znacie ten fakt: szukacie czegoś i znajdujecie w ostatnim miejscu jakie sprawdzacie. Tak też było w tym przypadku. Stał tam czerwony, lśniący Mercedes 300 SL. Cabrio . Wsiadłem do środka. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem do przodu. Nie byłem miłośnikiem samochodów jednak odgłos silnika tego cudeńka był jak muzyka dla moich uszu.

Ruszyłem do przodu. Wyjechałem z parkingu i podążyłem w kierunku starszej części miasta. Robiłem kółeczka dookoła miasta. Z takim samochodem mógłbym poderwać każdą kobietę w tym i nie tylko w tym mieście. Gdy miałem zamiar wracać spojrzałem na wskaźnik benzyny. Brakowało jej trochę. Pojechałem zatem w kierunku stacji benzynowej.
- Witam pana, panie Donovan.
Kobiecy głos. Delikatnie odwróciłem się w kierunku siedzenia dla pasażera i zauważyłem na siedzeniu Claire. Jej długie blond włosy rozwiewane były przez wiatr.
- Co ty tu u licha robisz?
- Spokojnie bo straci pan panowanie nad samochodem.
- Nie mów tak do mnie.
- O Boże. Ostatnio kazałeś mi się zamknąć a teraz mam do Ciebie mówić.
Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem przed siebie i szukałem jakiejś stacji benzynowej.
- Brzydko potraktowałeś tego lekarza.
- Ten lekarz to idiota.
- Czy każdy kto mówi tobie prawdę prosto w oczy jest idiotą Mickey.
- Nie, ale...
- Wiedziałam. Ty zawsze miałeś jakieś ale.
W pobliżu pojawiła się stacja benzynowa. Podjechałem pod dystrybutor.
- Dzień dobry. Nazywam się Kyle. Mogę w czymś państwu pomóc?
- Tak. Do pełna proszę.
Odwróciłem się w kierunku Claire. Układała włosy patrząc w lusterko.
- Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz?
Popatrzyła na mnie jakbym to ja nagle jej się pokazał.
- Ja niczego. To ty mnie potrzebujesz.
- Co?
Nie odzywała się. Dopiero przed zjazdem na hotelowy parking odwróciła się z powrotem do mnie.
- Materializacja.
- Powtórz.
- Proszę powtórz. Nie masz za grosz wychowania.
- Proszę powtórz.
Byłem zły. Najpierw rano budzi mnie idiota z wydawnictwa a teraz ona wtyka mi, że to ja jej potrzebuję.
- Materializacja. Materializacja.

Koniec. Zniknęła równie nagle jak się pojawiła. Lekko roztrzęsiony zjechałem na parking i poszedłem do pokoju po Julię. Przez to wszystko nie pamiętam nawet czy zamknąłem samochód. Miałem zamiar powiedzieć o wszystkim Julii. W końcu miałem na to jakiś dowód. Kyle. Facet ze stacji benzynowej. On widział mnie razem z Claire. W przeciwnym wypadku nie powiedziałby: w czym mogę PAŃSTWU pomóc. W końcu miałem dowód. Dowód na to, że nie ogłupiałem. Tylko co Claire miała na myśli mówiąc, że to ja jej potrzebuję?
Zeszliśmy z Julią do samochodu. Od wyjścia z pokoju nie powiedziałem do niej ani słowa, a to do mnie nie podobne.
- Stało się coś? – zapytała
- Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?
Ruszyliśmy. Jechałem w kierunku stacji benzynowej. Tej samej na której byliśmy niedawno z Claire.
- Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Wydaje Ci się.

Popatrzała na mnie i odwróciła się w kierunku okna. Nie byłem dla niej przyjemny. Może to wszystko przez to, że byłem zły. Z drugiej jednak strony nie powinienem wyładowywać swojej złości na Julii. Ona nie jest niczemu winna. Odwróciła się ponownie w moim kierunku.
- Dokąd mnie wieziesz?
- Niespodzianka.
Uśmiechnęła się lekko.
- Super.
Po kilku chwilach wjechaliśmy na stację. Tą na której byłem przed chwilą.
Zaraz po zatrzymaniu samochodu podszedł do nas pracownik obsługi.
- Witam. W czym mogę pomóc?
- Chciałbym rozmawiać z Kyle’em.
- Nie rozumiem. – Popatrzył najpierw na mnie a potem na Julię jakby chciałby jej powiedzieć, że siedzi obok jakiegoś idioty.
- Chciałbym rozmawiać z Kyle’em. Pracuje tutaj. Obsługiwał mnie kilka minut temu.

Facet podrapał się po brodzie, potem zmarszczył brwi i powiedział:
- Przykro mi, ale żaden Kyle tutaj nie pracuje.
- Jak to?
- Tak. Znam wszystkich pracowników i nie przypominam sobie, aby pracował tu jakiś Kyle.
- Aha. Dziękuję.
Ruszyłem. Byłem jeszcze bardziej zły niż poprzednio.
- Dowiem się o co chodzi?
- O nic.
Odpowiedziałem jej beznamiętnie.
- Zatrzymaj samochód.
- Co?
- Zatrzymaj samochód. Jak załatwisz swoje sprawy, o których nie mam prawa wiedzieć to po mnie przyjedziesz.
- To nie tak.
Przez to wszystko przejechałem na czerwonym świetle. Nie wiedziałem czy mogę jej powiedzieć co mnie dręczy. Jednak i tak pewnie wkrótce będzie wiedziała więcej ode mnie. No cóż. Raz kozie śmierć.
- Chodzi o Claire.
- Mogłam się spodziewać.
- Widziałem ją rano. Jak robiłem jazdę próbną pojawiła się w moim samochodzie. Była też w samochodzie jak byłem na stacji benzynowej. Wtedy właśnie obsługiwał nas Kyle.
- A teraz go nie ma.
- Właśnie. Coraz bardziej zaczynam się bać. Boję się nie tego, że mnie nawiedza, ale tego, że jak tak dalej pójdzie to za kilka miesięcy trafię do wariatkowa. I jak to będzie wyglądało. Już widzę te nagłówki:
MICHAEL DONOVAN AUTOR POCZYTNYCH POWIEŚCI ZAMKNIĘTY W WARIATKOWIE
- Nie wygłupiaj się.
- Nie wygłupiam się. Jestem nadzwyczaj poważny! - wrzasnąłem
Zamilkła. Jechaliśmy dalej. Do celu naszej wędrówki zostało jeszcze około godziny drogi. Bałem się, że nie odezwie się do kresu podróży.

Moje przewidywania się spełniły. Claire nie odezwała się do mnie do końca. Wydusiła coś z siebie dopiero w momencie, gdy podjechaliśmy pod domek, w którym mieliśmy spędzić trochę czasu. Zrozumiałem tylko: Cudny.

Rozpakowanie bagaży zajęło nam kilkanaście minut. W zasadzie nie było to tradycyjne rozpakowanie. To znaczy: Normalny człowiek rozpakowuje walizki i składa i/lub chowa je do szafy. My wyjęliśmy wszystko z walizek i wrzuciliśmy do szafy. Powtarzam do szafy, bo w całym domku była tylko jedna szafa. Jeśli chodzi o mnie to było w niej zdecydowanie mało miejsca. Dla Normalnych ludzi miejsca pewnie było aż nadto. Jednak brak dodatkowej szafy rekompensowało duże łóżko w sypialni. Bez problemu zmieściłaby się na nim cała czteroosobowa rodzina. Gdy się rozpakowaliśmy spojrzałem na zegarek. Była siedemnasta. Postanowiłem przeprosić Claire i zrobić jej niespodziankę. Wszedłem do kuchni i chwyciłem za patelnię. Spojrzałem potem do lodówki i... i nic w niej nie znalazłem.
- Kochanie!
Nie odpowiedziała. Teraz nie miałem wątpliwości, że jest na mnie zła. Znałem jednak jej słabą stronę. Julia jest miłośniczką kuchni śródziemnomorskiej.

Wyszedłem więc i pojechałem do najbliższego sklepu. Był dalej niż mogłem sobie wyobrazić. Jednak w końcu dojechałem. Był jeden z tych średniej wielkości supermarketów. Wszedłem do środka, chwyciłem za koszyk i ruszyłem na podbój sklepu. Ładowałem do koszyka to co mi się podobało i co było (miejmy nadzieję) potrzebne. W sklepach traciłem poczucie czasu, ale mimo wszystko zdziwiłem się gdy dowiedziałem się, że jest już po dziewiętnastej. Podszedłem więc szybko do kasy. Była to jedyna kasa przy której nie było kolejki. Jakby specjalnie przygotowana na moją wizytę. Kasjerka obsłużyła mnie szybko i sprawnie. Zapłaciłem kartą. Zawsze tak robię. Nigdy nie noszę przy sobie pieniędzy. W razie kradzieży czy coś to wystarczy zadzwonić do banku i blokują kartę.

Wychodząc ze sklepu usłyszałem silne nawoływanie.
- Michale, Michael.
Rozejrzałem się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłem. Ruszyłem więc ponownie w stronę samochodu.
- Michael. Tu!
Rozejrzałem się raz jeszcze. Za rogiem sklepu stała jakaś postać. Nie widziałem dokładnie twarzy. Podszedłem lekko speszony. Gdy doszedłem do krawędzi postać szarpnęła mnie za koszulę i pociągnęła w swoją stronę. Upuściłem przez to wszystkie zakupy.
- Co jest do...
- Nic nie mów.
- Doktor Zimmerman? To pan?
- Cicho. Musisz o czymś wiedzieć, a to był jedyny sposób, aby Ciebie dorwać.
- O co chodzi?
W tym samym momencie na parking sklepu wjechała duża furgonetka. Nie zatrzymała się na żadnym miejscu wyznaczonym do parkowania tylko parła do przodu. Prosto na nas.
- Niech pan przyjdzie jutro do mojego gabinetu. Koniecznie.
Uciekł. Biegł przed siebie. Furgonetka przejechała obok mnie. Z okna kierowcy spojrzała na mnie jakaś dziwna twarz. Mógłbym przysiąc, że już ją gdzieś widziałem.

Pozbierałem zakupy i wróciłem do samochodu. Gdy dotarłem na miejsce było już po dwudziestej. Wszedłem z zakupami i wpadła na mnie Julia.
- Gdzie byłeś?
- Już nie jesteś na mnie zła?
- Jestem, ale nie oznacza to, że przestanę się o Ciebie martwić. Wciąż Cię kocham.
Zarumieniłem się.
- Byłem w sklepie. Postanowiłem zrobić Ci niespodziankę.
- Wyjściem do sklepu?
- Nie. Kolacją.
Zaniosłem zakupy do kuchni i wziąłem się do roboty. Julia towarzyszyła mi w kuchni jednak nie odezwała się ani razu. Patrzyła za to uważnie na moje ręce i uśmiechała się pod nosem.

Całość zajęła mi około pół godziny.



--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Agrado   "Nieme Słońce" (zak)   04.03.2004 18:37
anagda   Jak na jeden rozdział książki to trochę mało.....   04.03.2004 19:13
Agrado   Jest już całą napisana, ale jej całej nie poka...   04.03.2004 19:20
Nea   Wow. Bardzo mi sie podoba.   04.03.2004 20:45
Kalamburka   Świetne, opowiadanie od pierwszego zdania spod...   05.03.2004 16:11
Kasandra Black   Przypomina mi to "Amerykańskich bogów...   05.03.2004 16:31
Child   Hmm... poszukujesz promotora dla książki? XP ...   05.03.2004 17:35
Agrado   Więc owszem promotora poszukuję. Dwa kolejne w...   05.03.2004 17:48
Kasandra Black   I znowu akcent z Gamana. Żeby to się nie zdarz...   05.03.2004 18:02
anagda   ok. teraz moge powiedzieć, że moze być. fajne,...   05.03.2004 20:39
Mintir   Też uważam, że fajne. Bardzo mi się podoba. Wi...   05.03.2004 20:47
Agrado   W sumie to mogę też mieć żal do Jonathana Carr...   05.03.2004 21:05
Mintir   Wiesz... wielu znanych autorów początkowo publ...   05.03.2004 21:32
Agrado   Kolejna porcja "Niemego Słońca" Roz...   06.03.2004 14:02
Laura_   Nie widzę w tym opowiadaniu nic specjalnego. ...   06.03.2004 18:39
Siobhan   Wiesz Agrado, ludzie z reguły są głupi (poza p...   06.03.2004 21:15
Agrado   Kolejna porcja "Niemego Słońca" Roz...   07.03.2004 00:19
Hefaj   Hmm...fabuła OK , lecz pełno , pełno błędów. R...   07.03.2004 10:40
Kalamburka   Mimo kilku błędów opowiadanie nadal bardzo mi ...   08.03.2004 17:28
neVa     08.03.2004 18:06
Agrado   Żeby zrozumieć całą treśc trzeba przeczytać ca...   08.03.2004 19:01


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.07.2025 19:10