"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Nieme Słońce" (zak), Pierwszy
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Tutaj chciałbym zamieścić chyba coś
nie na temat.
Otóż pod spodem znajduje się pierwszy rozdział mojej książki "Nieme Słońce". Jest to książka dziejąca się wspólcześnie. W swoich zbiorach posiadam jeszcze kilka innych książek pisanych "do szuflady" m.in. "Prawo Stwórcy" - powieść fantasy. Chciałbym powiedzieli co o tym sądzicie, i czy spokojnie mogę pisać dalej, czy raczej mam sobie dac spokój. Dzieki. Na kilka tygodni przed śmiercią Claire miałem sen. Śniło mi się, że się kochamy. Pokój oświetlony był tylko przez lampkę nocną. Niekiedy przez okno wpadało światło księżyca. Kochaliśmy się całą noc. Z jej twarzy spadały kropelki potu. Była uśmiechnięta. Lecz nagle jej uśmiech znikł. Jej czarne włosy powoli się rozjaśniały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Po kilku chwilach przede mną leżała inna kobieta. Uśmiechnęła się, przetarła ręką moje włosy i spojrzała mi w oczy. - Bierz z życia to co najlepsze. Bierz je całymi garściami, bo zostało Ci niewiele czasu. Po tych słowach nieznajoma ponownie zmieniła się w moją żonę, lecz teraz śpiącą, przytuloną do mojego ramienia. Przeczesałem ręką jej włosy i położyłem się. Przez całą noc myślałem o tym śnie. O co chodzi? Czy to znaczy, że niedługo umrę. Co do cholery znaczy „zostało Ci niewiele czasu”. Pięć tygodni później Claire zmarła w wypadku samochodowym. Poznałem ją pewnego dnia na swoim wieczorku autorskim w małej kawiarence artystycznej. Sześć stolików, przy każdym komplet gości. I nie myślcie, że przyszli specjalnie dla mnie. Tu nawet w zwykły dzień jest komplet gości, a to za sprawą najtańszej kawy i pączków w mieście. Przy barze siedziało kilka osób topiących swoje żale w butelce piwa. Przychodziłem do tej kawiarenki każdego wieczora, razem ze znajomymi. Ale dopiero pierwszy raz mam tutaj swój wieczorek autorski. Jedyne co mnie przerażało to obrazy na ścianach. Na wprost mnie wisiał „Krzyk” Muncha, obraz, który napawa mnie przerażeniem. Obraz, przez który w dzieciństwie miałem bezsenne noce. Pozostałe obrazy w kafejce były utrzymane w podobnym nastroju. Ale tylko ten jeden mnie przerażał. Dlaczego? Czyżby odezwały się odgłosy z przeszłości? Gdy przyszła moja kolej usiadłem na krzesełku, podsunąłem sobie mikrofon i mimowolnie spojrzałem na TEN obraz. Ciarki przeszły mi po plecach. Spoglądałem to na obraz, to na publikę. Nie wiem ile czasu to trwało. - Chcielibyśmy, aby pan zaczął – powiedziała młoda kobieta, siedząca przy stoliku vis-a-vis mnie. To była ta czarnowłosa, niebieskooka piękność, nazwana przez swych rodziców Claire. - Oczywiście, przepraszam – powiedziałem lekko przerażony i z wymuszonym uśmiechem. Przysunąłem mikrofon bliżej, otworzyłem tomik wierszy i zacząłem czytać. Za każdym razem, gdy zaczynałem nowy akapit spoglądałem na Claire. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmiechała się. Przyszła pora na ostatni wiersz. Patrząc na Claire skleciłem w głowie szybko kilku linijkowy wiersz o niebieskookiej, czarnowłosej kobiecie. Recytowałem go patrząc cały czas na nią. Jej twarz się zarumieniła. Widząc to byłem w siódmym niebie. Gdy skończyłem wszyscy bili brawo, ale cała moja uwaga skupiona była na adresatce mojego ostatniego wiersza. Przy barze zamówiłem piwo. Gdy doszedłem do połowy butelki czyjaś ręka oparła się na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem JĄ. - Cześć. To znaczy dzień dobry. - Cześć. Jestem Claire Stanfield. Podobał mi się twój ostatni wiersz. - Naprawdę? – zapytałem zdziwiony - Tak. Tylko, czemu nie ma go w tomiku? - Nie ma? - Tak się składa, że kupiłam tomik wierszy „Nieme Słońce” i nie pamiętam, aby ten wiersz znajdował się w tomiku. Improwizowałeś? Nie wiedziałem co powiedzieć. Stała przede mną kobieta, która nie tylko mi się podobała, ale jeszcze czyta moje wiersze? - Napijesz się czegoś? – zapytałem - Słucham? - Przepraszam. Nazywam się Michael Donovan. Czy masz ochotę na drinka? - Z przyjemnością. Siedzieliśmy w barze do późnej nocy. Powiedziałem jej prawdę o ostatnim wierszu. Bałem się jej reakcji, ale okazało się, że nie potrzebnie. Piliśmy drinki, rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy sporo cech wspólnych. Mamy tego samego ulubionego pisarza, reżysera i aktora. Lubimy tych samych malarzy. Podczas któregoś z kolei drinka powiedziała mi, że panicznie boję się Muncha. - Skąd wiesz? - Widziałam jak na niego patrzyłeś. Napawał Cię przerażeniem. Byłem lekko zszokowany jej wypowiedzią. Była to jedyna osoba, która to zauważyła. - Masz rację. Jako dziecko miałem koszmary, gdy przed snem spojrzałem na ten obraz. Dlatego matka musiała go sprzedać. - Mieliście w domu Muncha? - A co w tym dziwnego? - Nic. Tylko, że ja, co najwyżej wyniosła bym go na strych, i poczekała aż się wyprowadzisz, a nie od razu sprzedawała. Gdy tak mówiła patrzyłem jej głęboko w oczy. Zaglądałem w ten czysty błękit, przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszło do sytuacji, których zazwyczaj nie robię. Mianowicie: Nie idę z dziewczyną do łóżka po pierwszej randce. Ale ponieważ żadne z nas nie traktowało tego jak randki, nie złamałem swoich zasad. Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Codziennie kończyliśmy dzień w ten sam sposób. Podobało nam się to. Po czterech miesiącach znajomości poprosiłem ją o rękę. Może to za wcześnie, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wzięliśmy ślub w maju. Była to skromna uroczystość tylko dla kilku znajomych i dla rodziny. Łącznie około dwustu osób. Jako cel naszej podróży poślubnej wybraliśmy Hiszpanię. Kraj, o którym każde z nas marzyło, ale nie miało dostatecznie dużo pieniędzy na realizację tych marzeń. Spędziliśmy tam 2 miesiące. Nie było chyba miasta, którego byśmy nie zwiedzili. Później kupiliśmy mieszkanie na Manhattanie, w którym mieszkaliśmy przez cztery lata. Po jej śmierci nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu. Zastanawiałem się nad jego sprzedażą i kupnem czegoś mniejszego. koniec rozdziału pierwszego -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Żeby zrozumieć całą treśc trzeba
przeczytać całą książkę i.. jej drugą część "Uciec przed Ciszą".
Dlaczego Michael to zrobił??? Podczas pisania (zwłaszcza tak długiego -
pisałem to ponad trzy lata) okazuje się, że bohaterowie twojej książki
zaczynąją żyć własnym życiem. Michael po stracie żony zdał sobie sprawę, że
po powrocie z "pracy" zasta pusty dom. Wszystko co go otaczało
przypominało mu Claire. Dlatego chciał sie wyprowadzić. Gdy Julia się
odezwała, okazało się, że ta kobieta może mu z łatwością zastąpić Claire.
Jednak ją kocha naprawdę.
Poza tym to nie jedyna kobieta, w której zakocha się Michael. A co do ilości książki to jeszcze trzy rozdziały wrzucę, czyli tak jak obiecałem cały pierwszą część (bo książka podzielona jest na trzy części). Rozdział Szósty: Po kolacji położyliśmy się. Julia już mi wybaczyła więc mogłem do niej mówić i liczyć na odpowiedź. - Naprawdę mnie kochasz? - A co? Masz kogoś innego? - Nie. Zgadnij kogo widziałem w sklepie? - Claire? Spojrzałem na nią jak na dziecko, które zrobiło właśnie głupi kawał swoim rodzicom. - Nie. Doktora Zimmermana. - Co? - Doktora.... - Słyszałam, ale aż nie mogę uwierzyć. - Chciał, żebym jutro przyjechał do jego gabinetu. - Pojedziesz. - Nie wiem. Po tych słowach obróciłem się w jej kierunku i pocałowałem ją. Ona mnie też i zrobiliśmy to co każdy dorosły człowiek robi z przedstawicielem płci przeciwnej w łóżku. Trwało to długo. Długo. Długo. A było cudnie. Gdy było już po wszystkim (Julia nie lubiła gdy tak mówiłem), wyszedłem na taras. Tej nocy było bardzo ładne niebo, więc postanowiłem skorzystać z okazji i popatrzeć w gwiazdy. Przypomniał mi się wieczór, kiedy zaraz po ślubie z Claire patrzyliśmy całą noc w niebo. Podeszła do mnie Julia i objęła moją rękę. Pocałowała w policzek i usiadła na foteliku. - Nie kochałem jej. - Co? Julia podkurczyła nogi, naciągnęła szlafrok na nogi i odwróciła głowę w moją stronę. - Chodzi mi o Claire. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że ja jej wcale nie kochałem. Z własnej nie przymuszonej woli poszedłem z nią do łóżka tylko dwa czy trzy razy. Potem się wykręcałem. Na wyjazdach kochałem się z każdą. Każdą, która tego chciała, lub wydawało mi się, że chciała. A po powrocie: BOLAŁA MNIE GŁOWA. - Zmarnowałeś jej i sobie życie. - Od zawsze starałem się być człowiekiem, który chce żyć jak najdłużej. Lecz nie robię nic, aby na to życie zasłużyć. - Mylisz się. - Nie. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Postąpiłem nie fair w stosunku do siebie i do niej. - Kochałeś ją. Słyszysz. Kochałeś ją. Podeszła do mnie i chwyciła moją głowę. Krzyczała do mnie: Kochałeś ją. - Czy gdybym ją kochał to nie odwiedzałbym jej grobu. Od kiedy umarła ani razu nie byłem na jej grobie. Słyszysz. Nie byłem ani razu na jej pieprzonym grobie. Płakałem. Poczułem się szmata. Jak ktoś kto wykorzystał, być może jedyną osobę, która mnie kochała. Julia otarła moje łzy i pocałowała mnie. - Chodź się połóż. Potrzebujesz snu. Posłuchałem jej. Zeszliśmy z tarasu i poszliśmy w stronę łóżka. Julia weszła pierwsza pod kołdrę i z dzikim uśmiechem poprosiła abym położył się obok niej. Wszedłem. Nasunęła na mnie kołdrę i przytuliła się. Jej gorący oddech ocierał się o moją twarz. Nie zaprzeczam, że było to bardzo podniecające, ale nie wiem czy w tej chwili miałem ochotę na to na co ochotę miała Julia. Jakby w odpowiedzi na moje pytanie Julia coraz bliżej przysuwała swoją twarz. Była coraz bliżej i bliżej, aż w końcu prawie na mnie weszła. Pocałowała mnie. Całowała raz po raz. - Chyba pójdę jutro do Zimmermana. - Co? Mówiąc to Julia zeszła ze mnie. Miała przy tym strasznie złą minę. Gdyby wzrok mógł zabijać to pewnie już leżał bym trupem. Położyła się na swoją połowę i udawała, że słucha. - Mówię, że pójdę jutro do doktorka. - Hm... Jej typowe zachowanie. Gdy coś idzie nie po jej myśli, zachowywała się tak jak teraz. Udawała, że słucham, a w odpowiedzi mruczała tylko pod nosem lub chrząkała. I ani mi się waż zapytać co jej jest, bo wtedy okaże swoje prawdziwe oblicze. Zeżre Cię żywcem. - Słuchasz mnie? - Aha. W myśl zasady podobne lecz podobnym odwróciłem się w przeciwnym kierunku, okryłem się kołdra i poszedłem spać. - Jesteś śpiący? – zapytała - Aha Koniec. Poszliśmy spać. Następnego dnia wstałem, jak zwykle zresztą pierwszy. Poszedłem do kuchni i skorzystałem z luksusu kuchni – kuchenki mikrofalowej. Odgrzałem sobie resztki wczorajszej kolacji. Podzieliłem to na dwie porcję i jedną położyłem na stoliku obok łóżka, aby Julia mogła zjeść jak się obudzi. Spojrzałem na zegarek znajdujący się na kuchence mikrofalowej. 10.47. Poszedłem na coś w rodzaju przedpokoju i wyciągnąłem wizytówkę doktora z kieszeni kurtki. Doktorek przyjmował od godziny dziesiątej. Ubrałem się więc, bo czym prędzej to załatwię tym szybciej będę miał spokój. Napisałem na kartce: JULIA. POJECHAŁEM DO DOKTORA ZIMMERMANA. POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ. Wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Wiednia. Droga była dziwnie pusta jak na tą porę dnia. Zawsze o tej porze (przynajmniej w Nowym Jorku) ulice są zakorkowane i cudem jest przejechanie kilkumetrowego odcinka w krócej niż półtorej godziny. Dotarcie do miasta zajęło mi około trzydzieści minut. Zaparkowałem samochód pod domkiem doktorka. Drzwi zamykane były na domofon jednak teraz były otwarte na oścież. Wszedłem na pierwsze piętro, gdzie znajdował się gabinet doktora. Zadzwoniłem. Nikt nie odpowiadał. Spróbowałem jeszcze raz. Też nikt nie odpowiedział. Czyżby doktor miał wolne. Jeśli tak to dlaczego się ze mną umówił? Zapukałem w drzwi. Odczekałem chwilę i przekręciłem gałkę przy drzwiach. Drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka. Było cicho jak makiem zasiał .Zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem głębiej. Obszedłem kuchnię, pokój. Nikogo nie było. Postanowiłem więc wrócić do domu. Najpierw jednak musiałem załatwić potrzebę. Wszedłem do łazienki i mnie zamurowało. Na podłodze leżał doktor. Przykucnąłem nad nim. Dotknąłem palcami jego szyi. Widziałem to na filmie. Nie wyczułem żadnego drgania. Odwróciłem doktora na plecy. Wyglądał całkiem normalnie. Poklepałem go po twarzy. - Doktorze! Nie ruszał się. Pobiegłem do pokoju. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem zadzwonić na policję. Usiłowałem zadzwonić na policję. Po wybraniu 911 w słuchawce dudnił głuchy odgłos. Nie ma takiego numeru. Jaki jest numer na policję w Wiedniu? 911 w Ameryce. Innym krajem europejskim jakie odwiedziłem była Polska. U nich 997. Jaki jest do jasnej cholery numer na policję w Wiedniu. Postanowiłem spróbować numeru, że tak powiem uniwersalnego. „Komórkowego”. 112. W słuchawce usłyszałem milutki kobiecy głosik: - Polizei. Reszta nie była problemem. No prawie nie. Znałem niemiecki, ale nie perfekcyjnie. Nauczyłem się kilku zwrotów podczas ostatniej wizyty w Wiedniu. Pewnie się teraz śmiejecie, ale wtedy nie potrzebowałem numeru na policję. Powiadomiłem dyspozytorkę o swoim problemie. Najwięcej czasu zajęło mi podanie adresu, bo dopiero po kilku minutach przypomniałem sobie o wizytówce w kieszeni. Od momentu powiadomienia do przyjazdu policji minęło około piętnastu minut. Jako pierwszy wszedł grubszy facet. Podszedł najpierw do ciała a potem do mnie. - Oficer Kleinman. - Michael Donovan. - Niech pan opowiada. Kolejny facet gadający łamanym angielskim. Mniejszym problemem byłoby rozmawianie z nim po niemiecku, bo znaczenie niektórych słów w jego angielskim musiałem się domyślić. Facet rozparł się w fotelu. Wrzasnął coś po niemiecku i do mieszkania wleciała kilkunasto osobowa ekipa. Ludki w zielonych mundurach, białych kitlach. - Słucham? - Niech pan opowiada. Co się stało? - Byłem umówiony z doktorkiem. Zadzwoniłem, a że nikt nie otwierał to pozwoliłem sobie wejść. - Pozwolił pan sobie wejść? Wydawał się być lekko zdziwiony, jednak później okazało się, że był to zwykły ironiczny uśmieszek. - Tak. Pozwoliłem sobie. Dziwi to pana? - Trochę. - Podobno wy, Austriacy słyniecie z gościnności. Oficer popatrzył na mnie, po czym szybko się obrócił i zasiadł ponownie w fotelu. Zrobiłem to samo co on. Usiadłem w fotelu naprzeciwko. - Niech pan kontynuuje. - Nikt nie otwierał, więc przekręciłem gałkę i wszedłem do środka. - I co pan zastał w środku? - Nic. Facet pisał coś w notatniku. Na chwilę przeszkodził mu jakiś facet w białym kitlu i zaczął szeptać mu coś na ucho. - Danke Powiedział do faceta w białym kitlu. - A więc, jak to pan nic nie znalazł? - Normalnie. Pokój pusty, kuchnia pusta. - Więc sprawdził pan łazienkę? - Powiedzmy - Nie rozumiem. Pokręciłem głową i podrapałem się po głowie. - Chciałem wychodzić, ale ponieważ czekała mnie długa droga powrotna to postanowiłem najpierw skorzystać z toalety. Wszedłem do środka i zobaczyłem doktora nieżywego. - Skąd pan wiedział, że był nieżywy? - Nie oddychał, nie miał pulsu. - Dziękuję. Zapisał cos w notatniku, po czym wstał z fotela. - Kiedy się pan z nim umówił? - Wczoraj. Około wpół do ósmej wieczorem. - W jakim celu miał pan się z nim spotkać? - Nie wiem. Miał mi coś ważnego do powiedzenia. - I nie wie pan co? Znów ten ironiczny ton głosu. - Nie, nie wiem. Był bardzo przestraszony. Uciekł gdy w jego kierunku jechała furgonetka. - Furgonetka? Wszedł do łazienki, gdzie doktorek leżał już nakryty workiem. Dwóch mężczyzn wzięło go i wyniosło. - Dobrze niech pan nam zostawi swój adres. Odezwiemy się do pana. Podałem mu adres hotelu. Kazał mi wyjść. W drodze do domku myślałem o tym co się stało. O ile wiem to doktor nie miał wrogów. Komu więc mogło zależeć na śmierci doktorka. Chyba, że to znowu sprawka Claire. Wszedłem do domku udając, że nic się nie stało. Julia jednak szybko zwietrzyła podstęp. - Co się stało? Wydusiłem z siebie resztki powietrza. - Doktor nie żyje. -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 04:24 |