Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zew [ZAK?] do LW

Sihaja
post 07.03.2004 23:46
Post #1 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Zamieszczam mojego ficka, narazie fragment maleńki, mam nadzieję, że później się troszkę rozrośnie =)


______________________________________________________________ __________

***
Shaga obudziła nieobecność. Przejechał nerwowo ręką po posłaniu i stwierdził, że jego żony nie ma. Cisza wisiała nad nim jak szara chmura, przynosząc jedynie gorąco budzącego się dnia i zdziwienie. Chirara nie często znikała. Czasem zdarzało jej się zrywać na damskie plotki czy przepadać w chłodnym lesie, ale zwykle uprzedzała go poprzedniego wieczora lub zostawiała kartkę z krótkim, ciepłym, uspokajającym liścikiem. Spojrzał na stół – kartki nie było. Ubrał się szybko, po drodze chwytając porzuconą pajdę czerstwiejącego chleba i wybiegł z domu. Poranek zaatakował go żarem wylewającym się z nieba, ospałe muchy ciężko brzęczały w powietrzu, a kurz osiadał lepko na butach i ubraniu. Shag szedł szybko, kierując się prosto ku domowi Kairy, najlepszej przyjaciółki Chirary. Kobieta stała w ogrodzie, ręce do połowy zanurzając w spienionej wodzie w miednicy. Miała mocne ramiona i szerokie biodra, a w pasie obejmowała ją strachliwie pięcioletnia dziewczynka. Dwuletni chłopiec siedział na zakurzonej dróżce z rozdziawioną buzią wpatrując się w przybysza. Na widok Shaga, Kaira podniosła rękę do oczu, osłaniając się przed słońcem i zmarszczyła czoło.
-Czego cię ty demony niosą, ha? – spytała niskim, ciepłym głosem – A stało się co?
-Nic, Kairo, nic ważnego. – uśmiechnął się – Przyszedłem zobaczyć, czy Chirary u was nie ma, ale widzę, że zajęta jesteś. A nie widziałaś jej może?
Uśmiechnęła się porozumiewawczo do niego i pogroziła palcem.
-Aj, pilnujesz jej jak pies owiec. Nie bój się o nią, to mądra kobieta, poradzi sobie. Ty lepiej na gospodarkę idź, końmi się zajmij, krowy oporządź, bo widzę cni ci się, jak tylko dziewczyna wypuści się gdzieś, odpocząć trochę. Na targ pewno pojechała, widziałam ją dzisiaj rano. Z workiem podróżnym i sakwą u boku szła – musi być, na targ szła.
-Nic mi nie mówiła.
Kaira wydęła pulchne policzki i wzruszyła ramionami.
-Ja tam nie wiem, jakie tam między wami układy są. – powiedziała, pochylając się nad miednicą. – Jedno ci powiem: nie turbuj się teraz, jak do wieczora nie wróci, tedy będziesz się martwił. A teraz idź, chyba, że chcesz mi prać pomóc.
Shag uśmiechnął się miło, podziękował i wrócił do domu. Konie wypuścił na padok, krowy wydoił i wyprowadził na pastwisko, a kurom sypną ziarno, szczodrzej niż zwykle. Potem porąbał drewna, ogarnął podwórzec, naprawił wóz, co mu oś w kole się złamała i w końcu wyszedł na pole sprawdzić, czy zboże się nie pokładło. Słońce zaszło i ciemność z powrotem okryła ziemię jak chłodnym szalem. Ale Chirara nie wróciła. Ani tego wieczoru ani następnego.


Ten post był edytowany przez Sihaja: 08.03.2004 17:28


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Sihaja
post 10.03.2004 21:34
Post #2 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: czysta krew..
Postów: 1716
Dołączył: 12.06.2003
Skąd: Z Nibylandii

Płeć: Kobieta



Kolejny part, nie wiem czy taki dobry. No ale jest jaki jest. I bijcie mnie za literówki, bo nie zawsze wszystko widzę.


__________________________________________________________ ___________


***
Słońce zastało Shaga już na drodze, spalonej i zakurzonej wijącej się między zeschłymi polami trawy. Błynsnęło mu w oczy, sperliło czoło i oświetliło krajobraz. Miecz o rękojeści owiniętej skórą, dawno nieużywany, przyzwyczajał się na powrót do swego miejsca przy pasie, a ręka mężczyzny drgała przy nim niespokojnie od czasu do czasu. Kiedy ożenił się z Chirarą, porzucił pracę najemnego wojownika i osiadł wraz z nią w cichej wiosce, gdzie miecz mógł służyć jedynie jako ozdoba bądź zbędny grat.
Śledził żonę zawzięcie, miał wrażenie, że idzie za nią krok w krok, ale zawsze o kilka godzin zbyt późno. Mieszkańcy wiosek ułożonych wzdłuż gościńca zapytani o nią, odpowiadali, że „tak, owszem, była tu kilka dni temu, ale już pojechała”. I zawsze mówili, że była sama. W pierwszym odruchu strachu Shag wmówił sobie, że została porwana, siłą uprowadzona, wywieziona w dalekie krainy. Dlatego też wziął miecz, prowiant i starą, zakurzony skórzany napierśnik – i wyruszył w drogę. Ale im więcej pytał tym bardziej był zdziwiony. I tym bardziej przekonywał się, że wyruszyła z własnej woli.

***
Karczma była przepełniona, ludzie tłoczyli się i popychali. Maxim odepchnął łokciami jakiegoś grubego jegomościa, zamówił kufel zimnego piwa i trzymając je w ręku przepchnął się na jedyne wolne miejsce na pobliskiej ławie. Mężczyzna siedzący naprzeciwko posępnie sączył mętnawy płyn ze swojego kufla. Jeden przelotny rzut oka przekonał Maxima, że ma do czynienia z człowiekiem swojego pokroju.
-Tłoczno tu dzisiaj – zagaił nieznajomego – Chamstwo się z pola zeszło i ławy zalega. A normalni ludzie nawet napić się nie mogą.
Mężczyzna rzucił mu nieuważne spojrzenie i ponownie zagłębił się w rozmyślaniach. Miał potężne dłonie. Musi być dobry na miecze, pomyślał Maxim.
-Upał taki… Tylko desperaci teraz podróżują. – ciągnął dalej zupełnie nie przejmując się brakiem reakcji z drugiej strony – Samemu mi się nie chciało z domu ruszać. No, ale robota czeka… A pan także do najemki? Ostatnio sporo roboty jest, zawierucha między możnymi, to i wozy cenne kursują po gościńcach jak szalone, a i zbójców nie braknie.
Nieznajomy kiwną głową, burknął coś do swojego kufla i pociągnął spory łyk.
-A pan złapał coś dobrego ostatnio?
Patrzył mu w oczy wyczekująco i nachalnie, a w kącikach jego ust czaiła się drwina. Nie będzie mi cham udawał, że nie słyszy, pomyślał.
-Nie szukam roboty – odparł w końcu tamten po długiej chwili milczenia. – Chcę tylko spokojnie dojechać do Lyess.
-A potem?
-Potem… - uśmiechnął się ponuro – Potem to już moja sprawa.
Maxim zastanowił się czy nie wrazić mu z powrotem do gęby bezczelnej odpowiedzi, ale się rozmyślił. Wkońcu nie zwady szukał tylko rozrywki. A ludzie teraz tacy nieskłonni do rozmowy. Tacy niemili i burkliwi. Już chciał coś powiedzieć, kiedy nad głową przeleciał mu sztylet, a dookoła rozległ się wrzask. Dwóch ludzi wzięło się za wszarz i usiłowało dźgnąć krótkimi nożami, kilku innych rzucało w nich dla zabawy czym popadnie. Niektóre rzeczy były ostre. Karczmarz i jego pomocnicy w pośpiechu rzucili się rozsuwać stoły i odsuwać krzesła, zgarniając po drodze wszystko co mogłoby ucierpieć. Maxim postanowił się nie mieszać w kolejną pijacką burdę (a miał ich już na swoim koncie sporo) i wyszedł z zajazdu na podwórzec. Wszedł do stajni, aby osiodłać konia. Miecz tkwił nadal w pochwie. I to był błąd. Bezszelestnie opadł na niego jakiś ciężar i mężczyzna poczuł na szyi zimną stal.
-Ruszysz się, a zarżnę jak świnię. – wychrypiał mu ktoś koło ucha. – A teraz odłóż miecz i oddaj nam sakwę z pieniędzmi. I poczekaj grzeczne aż odjedziemy.
Zareagował w sposób instynktowny, łapiąc mężczyznę za rękę z nożem i przerzucając go przez siebie. Rabuś upadł z jękiem na plecy, ale natychmiast zwinął się i odskoczył, a potem cofnął odsłaniając ścianę za sobą. Stało tam dwóch kuszników.
-Cholera – wyrwało się Maximowi.
-O tak. Mówiłem, żebyś się nie ruszał? Chcieliśmy po dobroci. My też nie lubimy, kiedy się moneta krwią zbrudzi. A teraz nie ma wyboru.
W tym momencie ktoś wszedł do stajni.
Maxim dał nurka w dół i wpadł do boksu stojącego obok konia. Wspiął się szybko na ściankę i zanim łucznicy zdążyli się zorientować runął na nich z góry. Ciął jednego przez tętnicę na szyi, drugi zdążył dobyć miecza. Spróbował zaatakować z dołu, przenosząc ciężar na lewą nogę, ale źle stąpną, zachwiał się i Maxim trafił go prosto w skroń, tworząc na niej jedną małą, śmiertelną rysę. Odwrócił się szukając trzeciego napastnika, ale ten już leżał bezwładnie u stóp potężnego mężczyzny, z którym Maxim niedawno rozmawiał.
-Ładna robota – powiedział nieznajomy – Nie zajęło ci to nawet trzydziestu sekund.
Najemnik uśmiechnął się szeroko.
-Maxim – powiedział wyciągając rękę. – Najemnik z Harrod.
-Shag. Mieszkam o dzień drogi stad, w niewielkiej wiosce.
-To niebezpieczne okolice – odezwał się Maxim. – Jadąc w stronę Lyess warto mieć towarzystwo.
Shag długo mierzył wzrokiem stojącego przed nim najemnika.
-Owszem – powiedział w końcu – Warto.






--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
 

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 04:08