"Czas Zgonu" [zak] do LW, ...opowiadania medyczne
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Czas Zgonu" [zak] do LW, ...opowiadania medyczne
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
W tym topicu chciałbym zaprezentować
swoje opowiadania medyczne pt. "Czas Zgonu". Prosiłbym o wasze
opinie.
„Czas Zgonu” cz. 1 „Niech odpoczywa w pokoju” Nie zdążył się jeszcze położyć, jak zadźwięczał mu pager. Przecież dopiero co wrócił. O co mogło im chodzić? Ociężale wstał i chwycił pager. Spojrzał na niego po czym podszedł do telefonu i wybrał wskazany przez beeper numer. - Izba przyjęć – odezwał się kobiecy głos w słuchawce - Mówi Jack Williams. O co chodzi? - Mamy kilku... – przerwał jej Phil, który przechodził obok i wyrwał jej słuchawkę z ręki - Mamy rannych ze strzelaniny. Nie wyrabiamy. Pomożesz? - Już jadę. Odłożył słuchawkę i zaczął się ubierać. Po kilku minutach siedział już w samochodzie i jechał w kierunku Szpitala Św. Krzysztofa. Obliczył, że dotarcie na miejsce nie zajmie mu więcej niż dziesięć, góra piętnaście minut. Zwłaszcza, że ulice Los Angeles nie bywają o tej porze tak zakorkowane jak to jest podczas dnia. Włączył radio. Zazwyczaj tego nie robił, ale wolał żeby cos szumiało niżby miała go otaczać cisza. Tak zawsze słyszał szum samochodów, a teraz był sam na tym odcinku ulicy. - Minęła 5:30, czas na wiadomości – szumiał głos z radia – przynajmniej osiem rannych w tym sześć ciężko w wyniku dzisiejszej strzelaniny, która miała miejsce kilka minut temu w barze „Relax”... - No to mamy robotę – powiedział sam do siebie. Chciał się wsłuchać w to co mówią w radiu ale przeszkodzono mu. Z niezwykłą prędkością minął go samochód, jadący pasem obok. W momencie gdy przejechał samochodem Jacka zatrzęsło. Nie zdziwiło by go to pewnie, gdyby nie fakt, że samochód który go minął jechał złym pasem. Samochód wyprzedził jeszcze kilka innych jadących przed nim i zbliżał się do skrzyżowania. Światło zmieniło się na czerwone. Samochód jednak nie zwalniał. Wyjechał na skrzyżowanie i wbił się prosto pod koła wjeżdżającej na skrzyżowanie cysterny. Samochód odrzuciło na bok i wgniotło go w mur stojącego nieopodal budynku. Cysterna wpadła w poślizg. Naczepa zakręciła i uderzyła w pobliski słup. Kula ognia natychmiast rozerwała cysternę. To co z niej zostało wjechało na jadące z przeciwka samochody. Wszystkie samochody będące na skrzyżowaniu stłukły się ze sobą. Potężny płomień ogarniający cysternę zaczął się powoli przenosić na stojące obok samochody. Jack akurat podjeżdżał do skrzyżowania, gdy zauważył co się dzieje. Nacisnął szybko na hamulec, jednak nie uchroniło go to przed uderzeniem w auto stojące przed nim. Samochód jadący za Jackiem również w niego uderzył. Wlliams nie wierzył własnym oczom. Mieszkał w Mieście Aniołów od kilku lat i widział nie jeden wypadek, ale czegoś takiego jeszcze nigdy. Natychmiast wybiegł z samochodu i zaczął rozglądać się po okolicy. Przed sobą miał tylko potężną kulę ognia. Wszyscy ludzie krzyczeli. Jack z ledwością wyłapywał wśród nich wołanie pomocy. W pierwszej kolejności podbiegł do płonących samochodów. Z cysterny nie było już kogo ratować. Podbiegł do auta wbitego w cysternę, którego tylko chwila, dzieliła od wybuchu. Za kierownicą ujrzał kobietę. Leżała na kierownicy. Ręce miała zakrwawione. Po kierownicy spływały krople krwi. Jack natychmiast otworzył drzwi i spróbował wyjąc kobietę. Jednak była zaklinowana pomiędzy siedzeniem a kierownicą. Jack nie chciał jej bardziej zaszkodzić. Podbiegł do pobliskiego samochodu i wyciągnął z niego mężczyznę. - Musi mi pan pomóc - Ale ja się nie znam - Nie szkodzi. Podbiegli do kobiety i tworzyli drzwi. - Pan wejdzie z tyłu i powoli odsunie fotel a ja ją wyciągnę – krzyczał Jack - Wie pan co pan robi? - Jestem lekarzem. Mężczyzna wszedł do tyłu i kucnął na tylniej kanapie. Jack z wielkim trudem odblokował przedni fotel i dał mężczyźnie znak, żeby ten ciągnął. - Tylko powoli Mężczyzna ciągnął fotel do siebie. Sprawiło mu to wiele wysiłku. - Gorąco tu – krzyczał mężczyzna] - Jeszcze chwilę. Niech pan ciągnie. Fotel się trochę odsunął. Nie była to spora odległość, ale wystarczyła aby pomóc kobiecie. - Może pan wyjść. Ma pan coś do unieruchomienia szyi? - Co? - Nie wiem. Kołnierz, karton. Cokolwiek. - Cholera – Jack rozglądał się nerwowo – niech pan da sweter Mężczyzna posłusznie wykonał polecenia. Jack chwycił sweter po czym owinął go wokół szyi kobiety, w celu prowizorycznego unieruchomienia. - Teraz pan chwyci za nogi a asekuruję głowę. Zaniesiemy ją na chodnik. Mężczyzna chwycił nogi kobiety, a Jakc jej barki. Powoli wyciągali kobietę z samochodu. Po chwili szli z nią w kierunku bezpiecznego odcinka chodnika. W tym samym momencie Jackowi zadzwonił telefon komórkowy. - Tu na chodnik. Położyli ją. Jack odebrał telefon. - Tak. - Ile czasu można czekać? Nie wyrabiamy – wrzeszczał Phil - Był wypadek. Sporo rannych. Mam rozbity samochód. Ratuję poszkodowanych. - Nic ci nie jest? Sam jesteś? - Ze mną dobrze. Gorzej z nimi. Potrzebuje wsparcia. - Możemy wysłać kilka wozów. Zabierzesz jednego z poszkodowanych i przyjedziesz razem z nimi. - Ale... - Żadnego ale. Rozłączył się. Jack schował telefon i kucnął przy kobiecie. - Słaby puls. Niech pan zrobi usta-usta a ja masaż serca. Wie pan jak? - To akurat wiem. Mężczyźni zaczęli współpracować. - Nie mogę. Powietrze się cofa. – krzyknął mężczyzna - Musi mieć coś w przełyku. Ma pan scyzoryk? - Tak. - Niech pan przyniesie. Mężczyzna odbiegł. Zaraz podbiegł inny. - Niech pan nam pomoże. Mój brat jest... - Chwilę. Jestem sam. Zaraz przyjadą karetki. Mężczyzna wrócił ze scyzorykiem. Jack odwinął sweter z szyi kobiety, po czym chwycił scyzoryk i przyłożył do wgłębienia szyjnego. - Co pan robi? - Pomagam jej oddychać. Jack wbił scyzoryk. Wyjął z kieszeni długopis, po czym go rozkręcił i włożył końcówkę, przez którą wychodzi wkład w nakłucie w szyi. - Niech pan dmucha – powiedział - To bezpieczne? - To być może jedyny sposób, żeby ją uratować. JJ weszła niepewnym krokiem do Izby Przyjęć. Gdyby mogła to pewnie by wyszła po tym co zobaczyła. Ogromny harmider i latanie lekarzy od jednej sali do drugiej. Pielęgniarki jeżdżące z pacjentami na łóżkach. Chciała się cofnąć i jeszcze raz przemyśleć, czy na pewno chce tu być, gdy uderzyła w kolejne łóżko, pchane przez sanitariuszy. - Pomóżcie – krzyknął sanitariusz Dave, student czwartego roku chirurgii chwycił łóżko. - Co mamy? - Ostatnia ofiara strzelaniny. Mark Louis. Lat 16.Nieprzytomny. Źrenice reagujące. Kula utkwiła w jamie brzusznej. Glasgow 7. Ciśnienie 90/60. Puls 52. Dostał 2 jednostki Lidokainy. - Bierzemy go. Jammie pomóż. Jammie była jedynym na Izbie Przyjęć pediatrą. Pomimo iż miała pełne ręce roboty podbiegła do Dave’a. - Na urazówkę – powiedział Dave. JJ nadal stała w poczekalni. Rozglądała się dookoła. - Pomóc w czymś? – zapytał Phil - Nie. To znaczy tak. Jestem nową praktykantką. Nazywam się JJ. - Phil Waren. Szef stażystów. Miło mi. - Mi również. Studiuję trzeci rok chirurgii. Miałam się dzisiaj zgłosić. - O szóstej rano? - Tak mi kazali. Phil westchnął po czym chwycił JJ i zaprowadził ja do przebieralni. - Przebierz się. Potem zapytaj o mnie w recepcji. Pomożesz nam. - Ale ja... - Przynajmniej zaliczysz kilka zabiegów. Po tych słowach wyszedł. JJ odprowadziła go wzrokiem, po czym zaczęła się przebierać. - Wykrwawia się – wrzasnął Dave - Założyć tamponadę – powiedziała Jammie do pielęgniarki. - Mam wyniki gazometrii – krzyknęła Cybil, przełożona pielęgniarek – pH 6,3; pCO2 – 22; PO2 – 63; HCO3a – 7,1 ; BE –12,3 ; saturacja 82% - 50mg Xylocainy – powiedziała pewnie Jammie - Bradykardia – wrzasnął Dave – elektrody Jack odprowadzał właśnie do samochodu medyków, którzy nieśli na noszach kobietę z wypadku. - Pan jedzie z nami? – zapytał Jacka sanitariusz - Nie. - Dostałem wyraźny rozkaz... - To powie pan, że odmówiłem. Kiedy przyjadą kolejni? - Są już w drodze. - Gdzie ją zabieracie. - Do was. - Jesteśmy przeładowani. - Ale jesteście najbliżej – sanitariusz zamknął drzwi i karetka odjechała. Jack pomógł już kilku osobom. Po drugiej stronie ulicy zauważył jednak kogoś leżącego na ulicy. Gdy chciał przejść drogę zagrodziły dwie nadjeżdżające karetki. Z jednej wysiadł sanitariusz. - Tam z tyłu – krzyknął do niego Jack i popędził na drugą stronę ulicy. Na ziemi leżał młody mężczyzna. Był przytomny jednak seplenił. - Ej – krzyknął Jack do jednego z sanitariuszy i pokazał, że ma podejść. - Co? - Słaby puls. Maska z workiem Ambu, Dopamina i Chaloperidol. - Tak jest – sanitariusz natychmiast pobiegł do wozu. - Przepraszam, gdzie jest doktor Phil Waren? – zapytała JJ wchodząc do rejestracji - Jest na urazówce. Korytarzem prosto, czwarte drzwi po prawej – odpowiedziała uprzejmie Michelle – koordynatorka Izby Przyjęć. JJ udała się wskazaną drogą. Rozglądała się na boki mijając każde drzwi. W końcu przez okno w drzwiach zauważyła Phila. Pchnęła drzwi i weszła pewnie do środka. - O jesteś JJ. Chodź pomożesz nam. Podeszła bliżej stołu operacyjnego. - To nowa praktykantka, JJ. Wszyscy kiwnęli głową na znak przywitania. JJ odpowiedziała im tym samym. - Zaintubuj go, a potem pobierz krew z tętnicy w celu gazometrii. JJ chwyciła laryngoskop i włożyła w usta pacjentowi. - Rurka numer 6 – powiedziała Jednym szybkim ruchem wsunęła rurkę. - Rurka na miejscu. - Znakomicie – odpowiedział Phil – teraz gazometria JJ obeszła pacjenta. Chwyciła strzykawkę i wbiła ją w tętnice na ramieniu. Dave i Jammie jeszcze przez blisko dwadzieścia minut reanimowali młodego pacjenta. - Jeszcze raz. Do dwustu – zawołał Dave trzymając w ręku elektrody - To nie ma sensu – powiedziała Jammie - Odsunąć się – Dave przyłożył elektrody do ciała pacjenta, które wygięło się w łuk. Dave spojrzał na monitor. Odłożył elektrody i spojrzał na Jammie. - Czas zgonu 6:32 – powiedziała Jammie Dave zdjął rękawiczki i wyszedł z sali. Idąc szpitalnym korytarzem minął Phila. - Dave – zawołał Phil – pokażesz naszej nowej praktykantce jak się robi nakłucie lędźwiowe. Pacjent jest w jedynce. Dave spojrzał na JJ, która się uśmiechnęła. - W porządku – odpowiedział z uśmiechem - To będzie już czwarty zabieg, który dzisiaj zaliczysz. Szczęście ci dopisuje – powiedział Phil - Oby tak dalej – odparła JJ uśmiechając się do obydwóch lekarzy. Dave dalej patrzył na JJ. Zauroczyło go jej długie blond włosy spływające na ramiona jak strumień wodospadu. Dołożyła do tego swój uśmiech, który działał hipnotyzująco. - Idziemy? – zapytał Dave - Jasne Phil wszedł do recepcji i od razu chwycił za telefon. Po chwili po drugiej stronie odezwał się Jack. - Miałeś tu przyjechać razem z ekipą - Nie mogę. Jestem potrzebny. - Tutaj też. Mamy tylko sześciu chirurgów, czterech jest na urlopie, a ty wspomagasz sanitariuszy. - Nie są w stanie wszystkim pomóc – po tych słowach się rozłączył - Michelle – zawołał Phil – jak tylko pojawi się Jack niech przyjdzie do mnie. Victor się o niego dopytuje. - Intubacja, gazometria, odsysanie i nakłucie lędźwiowe jednego dnia. Gratuluje – powiedział Dave podając JJ strzykawkę - Dzięki. Tobie się nie udało? - Nie w tak krótkim czasie. Zrobił chwilę przerwy. - O której kończysz? - A czemu pytasz – spytała niepewnie JJ - Może dasz się zaprosić na kolację? - A jeśli kogoś mam? - A masz? - Nie - To jak? - Dlaczego? - To taka nasza szpitalna tradycja. Student czwartego roku zaprasza na kolację nową praktykantkę. A poza tym twoje dzisiejsze zabiegi. - Skoro to wasza tradycja, to trzeba jej dotrzymać. - Może byście zaczęli. Długo mam tak leżeć? – burknął czarnoskóry, starszy mężczyzna oczekujący na pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. - Wbij się w przestrzeń podpajęczynówkową pomiędzy trzecim a czwartym kręgiem – instruował JJ Dave. Jack pomagał w ocaleniu mężczyzny leżącego na ulicy. Mężczyzna nagle zdjął maskę. - Tttam jjeest mmoja córreczkka – wyjąkał Jack zerwał się na równe nogi i zaczął iść w stronę furgonetki. Tuż obok niego spadł słup, który uderzyłw pobliski samochód powodując wybuch. Jack zachwiał się na nogach pod wpływem podmuchu. Mało by brakowało, a podmuch zerwał by go z nóg. Odsapnął chwilę zgięty w pół, po czym wyprostował się podbiegł do furgonetki. Wszedł do środka. Usłyszał płacz. - Przygotujcie izolator – zawołał do sanitariuszy. Podbiegli do karetki. Nagle usłyszeli wybuch. Odwrócili się. Miejsce na którym stała furgonetka stało w ogniu a wszędzie latały strzępy płonących różnorakich części. - O mój Boże – krzyknął sanitariusz – powiadom Św. Krzysztofa i wezwij posiłki – nakazał swojemu partnerowi. cdn... Ten post był edytowany przez Agrado: 24.03.2004 23:39 -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
„Czas Zgonu”
cz. III „Dlaczego?” - Phil wyjdź stąd – wysyczał przez zęby Victor - Ale ja... - Masz stąd wyjść rozumiesz? Chcę zostać z Jackiem sam na sam. Phil wstał. Z jego twarzy łatwo można było w tej chwili wyczytać złość. Spojrzał na Victora, który wygodnie siedział w fotelu za swoim ogromnym dębowym biurkiem, po czym zwrócił się w kierunku Jacka siedzącego z założonymi rękoma na krześle. Lewą rękę miał owiniętą bandażem, a na jego twarzy widać było kilka opatrunków, pod którymi kryły się świeżo założone szwy. Phil kiwnął głową i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Jack uśmiechnął się do Victora. - O co mu chodzi? – zapytał - O to, że nie przyjechałeś – odpowiedział Victor – między innymi o to. Jack poprawił się na krześle. - Przecież powiedziałem mu gdzie jestem. - Owszem. Ale o ile mi wiadomo, to miałeś wrócić razem z ekipą z wozu 26, która przyjechała jako pierwsza. Ale tego nie zrobiłeś. - Byłem potrzebny tam. Nie było tyle karetek, żeby zapewnić pomoc wszystkim potrzebującym. Musiałem tam zostać. Victor wstał i podszedł do okna. - Można nam było o tym powiedzieć. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować i na telefon komórkowy i na pager. Jednak nie dawałeś znaku życia. Myśleliśmy, że coś się z tobą stało. - Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. Victor odwrócił się w stronę pokoju. Przeczesał ręką włosy, po czym wrócił na swoje miejsce i zajął dokładnie identyczna pozycję jak ta zanim wstał. - Mam nadzieję. - Telefon widocznie się rozładował, a pagera nie słyszałem. - Tak więc po części Phil miał uzasadniony powód, aby na Ciebie naskoczyć, jednak uważam, że obwinianie cię za to, że oni sobie tutaj nie poradzili nie powinno mieć miejsca. Jeszcze z nim pogadam – urwał na chwilę i zaczerpnął powietrza, gdyż cała poprzednią kwestię wypowiedział na jednym oddechu – a ty kontaktowałeś się już chirurgiem plastykiem? - Nie ma sensu. To tylko draśnięcie. Raz dwa się zagoi. - A ręka? - Dziękuję. W porządku. Dave właśnie wyszedł z szatni i pierwsza rzecz, jaka chodziła mu po głowie, to jak najszybciej odnaleźć JJ. Nie wiedział, o co jej tak naprawdę chodzi. Może się przestraszyła? - Za szybko Dave. Stanowczo za szybko – mruknął pod nosem Wszedł do recepcji i odłożył karty pacjentów na miejsce. Wymazał swoje nazwisko z tablicy informującej, kto kim się zajmuje. Do recepcji weszła akurat Cybil, która postąpiła podobnie jak Dave. - Michelle – zawołała – na którą przychodzi Brian? Brian był koordynatorem w Izbie przyjęć. Pomagał w tej pracy Michelle. Pomimo, iż dzieliła ich znacząca różnica wieku doskonale się ze sobą dogadywali. - Na dziesiątą - Dzięki. Zapisz sobie jeszcze, ze Damien, Lilly i Warren przychodzą na dwunastą. - Wporzo. Cybil chciała odejść, gdy zaczepił ją Dave. - Nie wiesz gdzie jest JJ? - Była ze mną przy zabiegu, a potem wyszła. Nie mam pojęcia gdzie może być. - Dzięki. - Michelle – tym razem zawołał ją Dave - Co – odpowiedziała nie kryjąc przy tym zdenerwowania - Numer pagera JJ - Nie dostała jeszcze - Super – odpowiedział lekko zdenerwowany i odszedł JJ stała przed drzwiami sali, w której leżało dziecko uratowane przez Dave. Zerkała na jego małe ciało, które powoli zaczynało nabierać kolorów. Co jakiś czas kierowała swój wzrok w kierunku monitora. Chciała już odejść, ale ktoś chwycił ją za ramię. - Unikasz mnie? To był Dave. Stał za nią, z ręką położoną na jej ramieniu. Patrzył cały czas w jej włosy. - Nie. Skądże. – odpowiedziała z uśmiechem – tylko słyszałeś co powiedział Phil. Niedawno skończyłam pomagać Cybil. - Dobra. Masz chwilę wolną? - Tak. A czemu pytasz? - Bo pójdziemy coś zjeść. Na razie tylko do stołówki, ale potem znajdziemy coś innego. Oboje zaczęli się śmiać i odeszli. Do Izby Przyjęć weszła młoda kobieta z chłopcem, trzymającym się za nos. Rozejrzała się dokładnie dookoła, po czym podeszła do rejestracji. - Przepraszam – zawołała - Tak – odpowiedziała Michelle, która pojawiła się tak nagle jakby wyrosła z pod ziemi. - Mój syn krwawi. - Phil – zawołała Michelle – masz pacjenta Phil odszedł od komputera i podążył w kierunku kobiety. - Julia ze mną – zawołał Phil jedną z pielęgniarek Po chwili znaleźli się w sali. - Co dolega chłopcu? - Od kilku dni krwawi z nosa. Czasami nawet kilka razy dziennie. - Bierze jakieś leki? - Nie. Żadnych. - Julia, załóż mu kartę i zawołaj Jammie. I przygotuj cztero procentowy roztwór lidokainy z epinefryną. - Więc jesteś zadowolona? - zapytał Dave Siedzieli w stołówce. Każde z nich grzebało w talerzach udając, że czegoś szukają. - Tak. Na razie. Chociaż trudno to ocenić pierwszego dnia. A ty ile tu jesteś? - Dwa lata. Chociaż czasami mi się wydaje, że siedzę tu o wiele dłużej. - Dlaczego medycyna? – zapytała, po czym chwyciła do ręki pustą szklankę. Dave przysunął się bliżej stołu. - Bo tutaj to ty decydujesz o wszystkim - A poważnie - Od dziecka marzyłem, żeby pomagać ludziom. Czytałem wszystkie książki medyczne, aż w końcu nadszedł czas, kiedy to sam zacząłem decydować o własnym losie. Wybrałem studia medyczne. Wbrew ojcu. Nie sądziłem, że medycyna jest tak trudna. - Ojciec nie chciał żebyś był lekarzem? - Nie. Ubzdurał sobie, że to oni zabili matkę. A ona po prostu za dużo tankowała. W tym momencie rozległ się dźwięk pagera. Dave go wyjął i spojrzał na wyświetlacz. - Idziemy. Wszyscy czekali już przy wejściu do Izby Przyjęć. Dave i JJ szybko do nich podbiegli. - Co mamy? – spytał Dave - Jeszcze jedna osoba z tego wypadku. Chrupiąca skórka. Sanitariusze przyjechali. Szybko wyciągnęli poszkodowanego i podwieźli go do lekarzy. - Poparzenie trzeciego stopnia. Około 60 % powierzchni ciała. Tętno 140 na minutę. Nie dało się zaintubować. - Na urazówkę. Szybko. – nosze przejął Phil. Po dotarciu na miejsce przenieśli go na łóżko. - Stu procentowy tlen przez maskę – krzyknął Phil - Może zaintubować? – spytał Dave - Nie. Sprawdź jego stan. Cybil płyn Ringera. - Ile? - Chwilę. Ile waży? - Około 75 kg. - Półtora litra. - Poparzenia błony śluzowej nosa i przełyku. Tachykardia. - Haloperidol 4mg. Założyć sondę nosowo-żołądkową. Mężczyzna leżący na stole poruszył się. JJ pochyliła się nad nim. Mężczyzna podniósł rękę. Spojrzał jej głęboko w oczy. JJ zdjęła mu na chwilę maske. - Pozwólcie mi umrzeć – wyszeptał JJ ponownie założyła mu maskę. Cały czas na niego patrzyła. - Oddech wymuszony – powiedział Phil – sonda na miejscu. - Escharotomia? – zapytał Dave - Tak. JJ ci pomoże. Jammie, anatoksyna tężcowa. Przygotujcie opatrunki z becytracyny i sulfadiazyny. - JJ – krzyknął Dave to zapatrzonej w mężczyznę koleżanki – pora zaliczyć kolejny zabieg. JJ chwyciła skalpel. Niepewnie dotknęła nim boku pacjenta. - To go nie zaboli, ale mu pomoże. Uwierz mi – powiedział Dave. Po tych słowach JJ i Dave wbili skalpel i przeciągnęli go kawałek wzdłuż pasa. Mężczyzna wziął głębszy oddech. Drzwi urazówki otworzyły się z hukiem. Do środka wbiegła Michelle. - Jammie, stan chłopca z hipotermią się gwałtownie pogorszył. Jammie spojrzała na Phila, który był tu jedną z najważniejszych osób. - Idź. Damy sobie radę. - A ja? – zapytał Dave – to ja mu... - A ty nam pomożesz. cdn... -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 03:22 |