"Czas Zgonu" [zak] do LW, ...opowiadania medyczne
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Czas Zgonu" [zak] do LW, ...opowiadania medyczne
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
W tym topicu chciałbym zaprezentować
swoje opowiadania medyczne pt. "Czas Zgonu". Prosiłbym o wasze
opinie.
„Czas Zgonu” cz. 1 „Niech odpoczywa w pokoju” Nie zdążył się jeszcze położyć, jak zadźwięczał mu pager. Przecież dopiero co wrócił. O co mogło im chodzić? Ociężale wstał i chwycił pager. Spojrzał na niego po czym podszedł do telefonu i wybrał wskazany przez beeper numer. - Izba przyjęć – odezwał się kobiecy głos w słuchawce - Mówi Jack Williams. O co chodzi? - Mamy kilku... – przerwał jej Phil, który przechodził obok i wyrwał jej słuchawkę z ręki - Mamy rannych ze strzelaniny. Nie wyrabiamy. Pomożesz? - Już jadę. Odłożył słuchawkę i zaczął się ubierać. Po kilku minutach siedział już w samochodzie i jechał w kierunku Szpitala Św. Krzysztofa. Obliczył, że dotarcie na miejsce nie zajmie mu więcej niż dziesięć, góra piętnaście minut. Zwłaszcza, że ulice Los Angeles nie bywają o tej porze tak zakorkowane jak to jest podczas dnia. Włączył radio. Zazwyczaj tego nie robił, ale wolał żeby cos szumiało niżby miała go otaczać cisza. Tak zawsze słyszał szum samochodów, a teraz był sam na tym odcinku ulicy. - Minęła 5:30, czas na wiadomości – szumiał głos z radia – przynajmniej osiem rannych w tym sześć ciężko w wyniku dzisiejszej strzelaniny, która miała miejsce kilka minut temu w barze „Relax”... - No to mamy robotę – powiedział sam do siebie. Chciał się wsłuchać w to co mówią w radiu ale przeszkodzono mu. Z niezwykłą prędkością minął go samochód, jadący pasem obok. W momencie gdy przejechał samochodem Jacka zatrzęsło. Nie zdziwiło by go to pewnie, gdyby nie fakt, że samochód który go minął jechał złym pasem. Samochód wyprzedził jeszcze kilka innych jadących przed nim i zbliżał się do skrzyżowania. Światło zmieniło się na czerwone. Samochód jednak nie zwalniał. Wyjechał na skrzyżowanie i wbił się prosto pod koła wjeżdżającej na skrzyżowanie cysterny. Samochód odrzuciło na bok i wgniotło go w mur stojącego nieopodal budynku. Cysterna wpadła w poślizg. Naczepa zakręciła i uderzyła w pobliski słup. Kula ognia natychmiast rozerwała cysternę. To co z niej zostało wjechało na jadące z przeciwka samochody. Wszystkie samochody będące na skrzyżowaniu stłukły się ze sobą. Potężny płomień ogarniający cysternę zaczął się powoli przenosić na stojące obok samochody. Jack akurat podjeżdżał do skrzyżowania, gdy zauważył co się dzieje. Nacisnął szybko na hamulec, jednak nie uchroniło go to przed uderzeniem w auto stojące przed nim. Samochód jadący za Jackiem również w niego uderzył. Wlliams nie wierzył własnym oczom. Mieszkał w Mieście Aniołów od kilku lat i widział nie jeden wypadek, ale czegoś takiego jeszcze nigdy. Natychmiast wybiegł z samochodu i zaczął rozglądać się po okolicy. Przed sobą miał tylko potężną kulę ognia. Wszyscy ludzie krzyczeli. Jack z ledwością wyłapywał wśród nich wołanie pomocy. W pierwszej kolejności podbiegł do płonących samochodów. Z cysterny nie było już kogo ratować. Podbiegł do auta wbitego w cysternę, którego tylko chwila, dzieliła od wybuchu. Za kierownicą ujrzał kobietę. Leżała na kierownicy. Ręce miała zakrwawione. Po kierownicy spływały krople krwi. Jack natychmiast otworzył drzwi i spróbował wyjąc kobietę. Jednak była zaklinowana pomiędzy siedzeniem a kierownicą. Jack nie chciał jej bardziej zaszkodzić. Podbiegł do pobliskiego samochodu i wyciągnął z niego mężczyznę. - Musi mi pan pomóc - Ale ja się nie znam - Nie szkodzi. Podbiegli do kobiety i tworzyli drzwi. - Pan wejdzie z tyłu i powoli odsunie fotel a ja ją wyciągnę – krzyczał Jack - Wie pan co pan robi? - Jestem lekarzem. Mężczyzna wszedł do tyłu i kucnął na tylniej kanapie. Jack z wielkim trudem odblokował przedni fotel i dał mężczyźnie znak, żeby ten ciągnął. - Tylko powoli Mężczyzna ciągnął fotel do siebie. Sprawiło mu to wiele wysiłku. - Gorąco tu – krzyczał mężczyzna] - Jeszcze chwilę. Niech pan ciągnie. Fotel się trochę odsunął. Nie była to spora odległość, ale wystarczyła aby pomóc kobiecie. - Może pan wyjść. Ma pan coś do unieruchomienia szyi? - Co? - Nie wiem. Kołnierz, karton. Cokolwiek. - Cholera – Jack rozglądał się nerwowo – niech pan da sweter Mężczyzna posłusznie wykonał polecenia. Jack chwycił sweter po czym owinął go wokół szyi kobiety, w celu prowizorycznego unieruchomienia. - Teraz pan chwyci za nogi a asekuruję głowę. Zaniesiemy ją na chodnik. Mężczyzna chwycił nogi kobiety, a Jakc jej barki. Powoli wyciągali kobietę z samochodu. Po chwili szli z nią w kierunku bezpiecznego odcinka chodnika. W tym samym momencie Jackowi zadzwonił telefon komórkowy. - Tu na chodnik. Położyli ją. Jack odebrał telefon. - Tak. - Ile czasu można czekać? Nie wyrabiamy – wrzeszczał Phil - Był wypadek. Sporo rannych. Mam rozbity samochód. Ratuję poszkodowanych. - Nic ci nie jest? Sam jesteś? - Ze mną dobrze. Gorzej z nimi. Potrzebuje wsparcia. - Możemy wysłać kilka wozów. Zabierzesz jednego z poszkodowanych i przyjedziesz razem z nimi. - Ale... - Żadnego ale. Rozłączył się. Jack schował telefon i kucnął przy kobiecie. - Słaby puls. Niech pan zrobi usta-usta a ja masaż serca. Wie pan jak? - To akurat wiem. Mężczyźni zaczęli współpracować. - Nie mogę. Powietrze się cofa. – krzyknął mężczyzna - Musi mieć coś w przełyku. Ma pan scyzoryk? - Tak. - Niech pan przyniesie. Mężczyzna odbiegł. Zaraz podbiegł inny. - Niech pan nam pomoże. Mój brat jest... - Chwilę. Jestem sam. Zaraz przyjadą karetki. Mężczyzna wrócił ze scyzorykiem. Jack odwinął sweter z szyi kobiety, po czym chwycił scyzoryk i przyłożył do wgłębienia szyjnego. - Co pan robi? - Pomagam jej oddychać. Jack wbił scyzoryk. Wyjął z kieszeni długopis, po czym go rozkręcił i włożył końcówkę, przez którą wychodzi wkład w nakłucie w szyi. - Niech pan dmucha – powiedział - To bezpieczne? - To być może jedyny sposób, żeby ją uratować. JJ weszła niepewnym krokiem do Izby Przyjęć. Gdyby mogła to pewnie by wyszła po tym co zobaczyła. Ogromny harmider i latanie lekarzy od jednej sali do drugiej. Pielęgniarki jeżdżące z pacjentami na łóżkach. Chciała się cofnąć i jeszcze raz przemyśleć, czy na pewno chce tu być, gdy uderzyła w kolejne łóżko, pchane przez sanitariuszy. - Pomóżcie – krzyknął sanitariusz Dave, student czwartego roku chirurgii chwycił łóżko. - Co mamy? - Ostatnia ofiara strzelaniny. Mark Louis. Lat 16.Nieprzytomny. Źrenice reagujące. Kula utkwiła w jamie brzusznej. Glasgow 7. Ciśnienie 90/60. Puls 52. Dostał 2 jednostki Lidokainy. - Bierzemy go. Jammie pomóż. Jammie była jedynym na Izbie Przyjęć pediatrą. Pomimo iż miała pełne ręce roboty podbiegła do Dave’a. - Na urazówkę – powiedział Dave. JJ nadal stała w poczekalni. Rozglądała się dookoła. - Pomóc w czymś? – zapytał Phil - Nie. To znaczy tak. Jestem nową praktykantką. Nazywam się JJ. - Phil Waren. Szef stażystów. Miło mi. - Mi również. Studiuję trzeci rok chirurgii. Miałam się dzisiaj zgłosić. - O szóstej rano? - Tak mi kazali. Phil westchnął po czym chwycił JJ i zaprowadził ja do przebieralni. - Przebierz się. Potem zapytaj o mnie w recepcji. Pomożesz nam. - Ale ja... - Przynajmniej zaliczysz kilka zabiegów. Po tych słowach wyszedł. JJ odprowadziła go wzrokiem, po czym zaczęła się przebierać. - Wykrwawia się – wrzasnął Dave - Założyć tamponadę – powiedziała Jammie do pielęgniarki. - Mam wyniki gazometrii – krzyknęła Cybil, przełożona pielęgniarek – pH 6,3; pCO2 – 22; PO2 – 63; HCO3a – 7,1 ; BE –12,3 ; saturacja 82% - 50mg Xylocainy – powiedziała pewnie Jammie - Bradykardia – wrzasnął Dave – elektrody Jack odprowadzał właśnie do samochodu medyków, którzy nieśli na noszach kobietę z wypadku. - Pan jedzie z nami? – zapytał Jacka sanitariusz - Nie. - Dostałem wyraźny rozkaz... - To powie pan, że odmówiłem. Kiedy przyjadą kolejni? - Są już w drodze. - Gdzie ją zabieracie. - Do was. - Jesteśmy przeładowani. - Ale jesteście najbliżej – sanitariusz zamknął drzwi i karetka odjechała. Jack pomógł już kilku osobom. Po drugiej stronie ulicy zauważył jednak kogoś leżącego na ulicy. Gdy chciał przejść drogę zagrodziły dwie nadjeżdżające karetki. Z jednej wysiadł sanitariusz. - Tam z tyłu – krzyknął do niego Jack i popędził na drugą stronę ulicy. Na ziemi leżał młody mężczyzna. Był przytomny jednak seplenił. - Ej – krzyknął Jack do jednego z sanitariuszy i pokazał, że ma podejść. - Co? - Słaby puls. Maska z workiem Ambu, Dopamina i Chaloperidol. - Tak jest – sanitariusz natychmiast pobiegł do wozu. - Przepraszam, gdzie jest doktor Phil Waren? – zapytała JJ wchodząc do rejestracji - Jest na urazówce. Korytarzem prosto, czwarte drzwi po prawej – odpowiedziała uprzejmie Michelle – koordynatorka Izby Przyjęć. JJ udała się wskazaną drogą. Rozglądała się na boki mijając każde drzwi. W końcu przez okno w drzwiach zauważyła Phila. Pchnęła drzwi i weszła pewnie do środka. - O jesteś JJ. Chodź pomożesz nam. Podeszła bliżej stołu operacyjnego. - To nowa praktykantka, JJ. Wszyscy kiwnęli głową na znak przywitania. JJ odpowiedziała im tym samym. - Zaintubuj go, a potem pobierz krew z tętnicy w celu gazometrii. JJ chwyciła laryngoskop i włożyła w usta pacjentowi. - Rurka numer 6 – powiedziała Jednym szybkim ruchem wsunęła rurkę. - Rurka na miejscu. - Znakomicie – odpowiedział Phil – teraz gazometria JJ obeszła pacjenta. Chwyciła strzykawkę i wbiła ją w tętnice na ramieniu. Dave i Jammie jeszcze przez blisko dwadzieścia minut reanimowali młodego pacjenta. - Jeszcze raz. Do dwustu – zawołał Dave trzymając w ręku elektrody - To nie ma sensu – powiedziała Jammie - Odsunąć się – Dave przyłożył elektrody do ciała pacjenta, które wygięło się w łuk. Dave spojrzał na monitor. Odłożył elektrody i spojrzał na Jammie. - Czas zgonu 6:32 – powiedziała Jammie Dave zdjął rękawiczki i wyszedł z sali. Idąc szpitalnym korytarzem minął Phila. - Dave – zawołał Phil – pokażesz naszej nowej praktykantce jak się robi nakłucie lędźwiowe. Pacjent jest w jedynce. Dave spojrzał na JJ, która się uśmiechnęła. - W porządku – odpowiedział z uśmiechem - To będzie już czwarty zabieg, który dzisiaj zaliczysz. Szczęście ci dopisuje – powiedział Phil - Oby tak dalej – odparła JJ uśmiechając się do obydwóch lekarzy. Dave dalej patrzył na JJ. Zauroczyło go jej długie blond włosy spływające na ramiona jak strumień wodospadu. Dołożyła do tego swój uśmiech, który działał hipnotyzująco. - Idziemy? – zapytał Dave - Jasne Phil wszedł do recepcji i od razu chwycił za telefon. Po chwili po drugiej stronie odezwał się Jack. - Miałeś tu przyjechać razem z ekipą - Nie mogę. Jestem potrzebny. - Tutaj też. Mamy tylko sześciu chirurgów, czterech jest na urlopie, a ty wspomagasz sanitariuszy. - Nie są w stanie wszystkim pomóc – po tych słowach się rozłączył - Michelle – zawołał Phil – jak tylko pojawi się Jack niech przyjdzie do mnie. Victor się o niego dopytuje. - Intubacja, gazometria, odsysanie i nakłucie lędźwiowe jednego dnia. Gratuluje – powiedział Dave podając JJ strzykawkę - Dzięki. Tobie się nie udało? - Nie w tak krótkim czasie. Zrobił chwilę przerwy. - O której kończysz? - A czemu pytasz – spytała niepewnie JJ - Może dasz się zaprosić na kolację? - A jeśli kogoś mam? - A masz? - Nie - To jak? - Dlaczego? - To taka nasza szpitalna tradycja. Student czwartego roku zaprasza na kolację nową praktykantkę. A poza tym twoje dzisiejsze zabiegi. - Skoro to wasza tradycja, to trzeba jej dotrzymać. - Może byście zaczęli. Długo mam tak leżeć? – burknął czarnoskóry, starszy mężczyzna oczekujący na pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. - Wbij się w przestrzeń podpajęczynówkową pomiędzy trzecim a czwartym kręgiem – instruował JJ Dave. Jack pomagał w ocaleniu mężczyzny leżącego na ulicy. Mężczyzna nagle zdjął maskę. - Tttam jjeest mmoja córreczkka – wyjąkał Jack zerwał się na równe nogi i zaczął iść w stronę furgonetki. Tuż obok niego spadł słup, który uderzyłw pobliski samochód powodując wybuch. Jack zachwiał się na nogach pod wpływem podmuchu. Mało by brakowało, a podmuch zerwał by go z nóg. Odsapnął chwilę zgięty w pół, po czym wyprostował się podbiegł do furgonetki. Wszedł do środka. Usłyszał płacz. - Przygotujcie izolator – zawołał do sanitariuszy. Podbiegli do karetki. Nagle usłyszeli wybuch. Odwrócili się. Miejsce na którym stała furgonetka stało w ogniu a wszędzie latały strzępy płonących różnorakich części. - O mój Boże – krzyknął sanitariusz – powiadom Św. Krzysztofa i wezwij posiłki – nakazał swojemu partnerowi. cdn... Ten post był edytowany przez Agrado: 24.03.2004 23:39 -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
"Czas Zgonu"
cz. 6 Strach przed nieznanym - Odessij – poprosił Dave, podczas zabiegu, który zlecił mu Stanley O’Harra, jeden z najstarszych stażem chirurgów pracujących w Świętym Krzysztofie. Dave miał asystować przy resekcji jelita, którą miał w planach Jack, ale z powodu dwóch dyżurów nocnych pod rząd zabiegiem zajął się kto inny, a co za tym idzie asystować też będzie kto inny. Dave zatem wcisnął się do O’Harry i „z polecenia Jacka Williamsa” pozwolono mu wykonać zabieg. Dopiero potem okazało się, że to usunięcie wyrostka, które Dave mógł robić z zamkniętymi oczami. Jednak nie dał po sobie poznać, że jest zawiedziony i przeprowadził zabieg. - Odessij raz jeszcze – poprosił - Bradykardia - Miligram adrenaliny co trzy minuty do osiągnięcia normy. Podaj jeszcze miligram atropiny. Pielęgniarka dzielnie wykonała polecenie Dave’a, który nadal grzebał we wnętrznościach czarnego pacjenta. Jammie chwyciła kartę małego Alexa i poszłą do jego sali. Chłopak leżał na łóżku podpięty do kroplówki. Jego ojciec siedział na fotelu podstawionym pod okno. Głowa, która spoczywała oparta na ręku natychmiast się podniosła i zwróciła się na Jammie. - Co z nim? – zapytał po cichu ojciec - Wszystko w porządku. Przyszłam sprawdzić jak się mały czuje. - Spał całą noc. - Podam mu jeszcze miligram morfiny, bo może go boleć, a nie warto budzić. Jammie wyszła na chwilę i z wózka stojącego przez salą wzięła igłę i napełniła ją jednym miligramem morfiny. Zawartość strzykawki wpuściła do wenflonu na ręku Alexa. - Kiedy będzie musiał wyjść? Jammie podrapała się po głowie. - W zasadzie to wczoraj mógł zostać wypuszczony. Jednak skoro zatrzymaliśmy go na noc, to żeby ubezpieczalnia nam koszty zwróciła musimy go przytrzymać czterdzieści osiem godzin. - Dziękuję. Jammie odwróciła się i szła w kierunku drzwi. - Moja żona może dzwonić. Dowie się, że Alex tu jest. - Postawimy ochronę przed drzwiami. Tylko lekarze będą wpuszczani. Może nam pan zaufać. Wyszła. JJ znalazła chwilę wolnego czasu i powędrowała do swojego pacjenta z podejrzeniem nowotworu. Akurat dostarczono jej wyniki badań więc mogła powiedzieć pacjentowi co mu dolega. Przed wejściem do sali przejrzała badania. To co przeczytała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. - Witam – przywitała się z pacjentem - Dzień dobry. - Mamy wyniki badań. Zdjęcia rentgenowskie i tomografia każą przypuszczać nowotwór. Jednak bronchoskopia tego nie potwierdza. - Czyli jestem zdrowy? JJ przetarła twarz dłonią. Podsunęła sobie krzesło i usiadła obok łóżka. - Niestety nie. Według pulmunologa choruje pan na sarkoidozę. - To groźne? – zapytał zrozpaczonym głosem - Osiemdziesiąt pięć procent przypadków leczy się samoistnie i nie pozostawia żadnych śladów ani objawów. Jednak podczas tomografii wykryliśmy u pana nacieki na śledzionę i wątrobę. - Czyli umrę? - Pan jest w trzeciej fazie choroby. Były przypadki, kiedy ludzie wychodzili z czwartej fazy... - Ile ich było? – zapytał gwałtownie - Dwa – odpowiedziała JJ po trwającym dłuższą chwilę milczeniu – ale ma pan duże szansę. Jeszcze dzisiaj rozpoczniemy leczenie sterydowe i wspomagające. Popatrzała przez chwilę na mężczyznę. - Przez tydzień będzie pan u nas, potem przewieziemy pana do Katedry Pulmunologii. - Niech pani zawiadomi moją żonę. W karcie powinien być do mnie numer. Żona jest w domu, ale nie wie, gdzie jestem. Będę wdzięczny. JJ kiwnęła głową i wyszła. Weszła do recepcji. Wpisała leki dla mężczyzny i odłożyła kartę. Akurat wpadła na Cybil. - Dla pacjentka z dziewiątki, tego z sarkoidozą prednizon – 1mg/kg, metotreksat i azatiopryna. W wypadku kaszlu podać kodeinę. Lactil 4mg na dobę, w razie konieczności morfina. Wszystko jest w karcie. Wyszła. - Jaka ważna się zrobiła – mruknęła Cybil pod nosem Tymczasem Jammie została wezwana do Victora. Rzuciła wszystko i natychmiast pobiegła do dyrektora. - Co ty do jasnej cholery wyprawiasz? - O co ci chodzi? - O tego poparzonego dwunastolatka. O ile się orientuję to jego stan nie zagraża zdrowiu – wrzeszczał Victor. Zawsze tak robił ,gdy chciał komuś pokazać kto tu rządzi. Teraz wrzeszczał coraz głośniej. - Skarżył się na ból – odparła atak Jammie – zatrzymaliśmy go, porobiliśmy wszystkie badania, podaliśmy leki przeciwbólowe. - Na łączną kwotę sześciuset dolarów. Owszem, to nie dużo, ale zawsze jakiś wydatek. Dziś masz go wypisać do domu. - Nie. Obiecałam jego ojcu, że przytrzymamy go jeszcze - Nie rozumiem - Jak wyjdzie to niebawem wróci - To normalne chyba - Jest bity przez matkę - A ojciec? - Odrąbała mu palec Przez chwilę patrzyli się na siebie. Zastanawiali się, które z nich pierwsze się odezwie. - Przytrzymamy go 48 godzin. Ubezpieczalnia zwróci pieniądze, a my w tym czasie znajdziemy im pomoc – powiedziała spokojnie Jammie - 48 godzin. Jeżeli ten mały po tym czasie jeszcze tu będzie, to będziemy rozmawiać inaczej, a wstępem do rozmowy będzie pokrycie przez Ciebie jego kosztów utrzymania. - Zgoda – powiedziała stanowczo Jammie i wyszła – Skurwiel – szepnęła pod nosem Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mogła to wypowiedzieć trochę głośniej. Przynajmniej Victor usłyszałby, co o Jammie o nim myśli. - Igła i nić czwórka – poprosił Dave Właśnie skończył wycinać wyrostek i zabierał się za szycie pacjenta. - Zwiększ dopływ tlenu. Dave był zmęczony. Sprawnie jednak manewrował igłą i zaszywał otrzewną pacjenta. - Odetnij. Resztę ty zszyj – nakazał pomocnikowi, po czym zdjął rękawiczki i wyszedł. Zszedł prosto do rejestracji. Natknął się JJ. - Masz chwilkę – zapytał - Chwilkę – powiedziała trzymając słuchawkę telefonu w ręku – Pani Humphrey? – zapytała do słuchawki – mówi JJ Coles ze Szpitala Św. Krzysztofa. Na naszym oddziale jest pani mąż. Jest chory i wymaga leczenie, Chciał, żeby panią poinformować...Tak...Dobrze – odłożyła słuchawkę - Ktoś zmarł? – zapytał Dave - Nie. Pacjent z sarkoidozą prosił aby powiadomić rodzinę. - Sarkoidoza? - Tak. - Gratuluję. To twoja pierwsza. - A co u Ciebie? - Wycinałem wyrostek. Murzyński wyrostek. - Gratuluję. To twój dwudziesty – zaczęła się śmiać - Idziemy na kawę? - Z przyjemnością. Pocałowała go i zeszli po schodach. W recepcji rozdzwonił się telefon. - Św. Krzysztof – powiedziała Michelle – chwilkę zaraz sprawdzę – pogrzebała coś w komputerze – tak jest. Trafił tu z poparzeniem. Dobrze. Jammie zrobiła obchód po swoich pacjentach i odniosła karty do recepcji. - Jammie, zaraz tu będzie matka tego poparzonego dzieciaka - O boże. Dzięki. Zawołaj ochronę szóstki. Pobiegła szybko pod salę numer sześć. Stanęła przed salą. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zauważyła. Weszła do środka. - Zaraz tu będzie pańska żona. Wzmocnimy ochronę sali. Gwarantuję, że nie wejdzie do środka. W tym samym momencie do sali wszedł ochroniarz. - Wzywano nas. - Tak. Pilnujcie, aby nikt poza lekarzami nie wchodził do sali. -... i wtedy ona wchodzi do środka i mówi: Czy ktoś widział mojego męża? JJ nie mogła opanować śmiechu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jakiś dowcip Dave’a na tyle ją rozbawił, że o mało nie spadła z krzesła. - Poważnie – spytała - Jak Boga kocham. Możesz się spytać Jacka jak wróci. - Właśnie: Jack. Mówiłeś, żebym na niego uważała, że jest wredny i że jak zostanę jego praktykantką to będzie miała źle. A tymczasem on jest w porządku. - Owszem. Poprawił się. Jednak jakbyś trafiła tu kilka miesięcy wcześniej to wiedziałbyś o czym mówię. Brunetka w prochowcu szła przez korytarz. Zatrzymała się przy recepcji. - Przepraszam. W której sali leży Alex Kinley? - Sześć Kobieta pomaszerowała wzdłuż korytarza. Zatrzymała się przed szóstką. Wejście zastawili jej dwaj ochroniarze. - Chcę wejść. Jestem jego matką. - Mamy rozkaz nikogo nie wpuszczać. - Ale... - Proszę stąd odejść Kobieta spojrzała na nich po czym odeszła. Na końcu korytarza zauważyła wieszak, na którym wisiał biały fartuch. Odwróciła się na chwile, po czym zdjęła prochowiec i założyła fartuch. Biegłą teraz w stronę szóstki. Ochroniarze natychmiast zeszli jej z drogi. Kobieta bez trudu weszła do środka. - Kochanie. Nic Ci nie jest? – zapytała - Co ty tu robisz? - Kochanie. Synu - Ochrona – wydarł się mężczyzna Ochroniarze natychmiast wbiegli do środka i chwycili kobietę. Zaczęli się z nią siłować. Dave’owi zadzwonił pager. Dopił kawę. Spojrzał na JJ i obydwoje ruszyli na górę. - Masz jakieś plany na wieczór? – zapytała JJ - Owszem. Jestem bardzo zajęty... Tobą – dodał po przerwie - Doskonale. Pozwolisz, że Cię gdzieś zabiorę? Weszli na główny hol. Szli w stronę recepcji. - A gdzie chcesz mnie zabrać? Nagle z sali obok której przechodzili wyskoczyło dwóch ochroniarzy trzymających kobietą i wpadli na JJ, która upadła na podłogę. Kobieta wyrwała się, jednak Dave podłożył jej nogę i czym prędzej podszedł do JJ. Odwrócił jej głowę. Była zakrwawiona. JJ została natychmiast przewieziona do sali operacyjnej. Jednak w drodze ocknęła się. Dave obejrzał dokładnie JJ. - Leż spokojnie. Nic Ci nie jest. Tylko rozcięłaś sobie czoło. Jammie szła oburzona do recepcji. Akurat weszła na Phila, który przyszedł do pracy. - co się stało – zapytał? - Daliśmy ochronę temu małemu maltretowanemu przez matkę. A ta przebrała się za lekarza i weszła do środka. Jak ją wyprowadzali, to zranili JJ. Leży za trzecim parawanem. - Nic jej nie jest? - Nie. Tylko rozcięte czoło. Czekamy na RTG i tomografię. - Zaraz do niej zajrzę. Phil odsłonił zasłonę parawanu i zobaczył Dave’a, który trzymał JJ za rękę. - Phil. Jakaś kobieta czeka na Dave’a. - Powiem mu. Wszedł do środka. - Nie licz na zwolnienie mała – zażartował – Dave, jakaś kobieta do Ciebie – powiedział Phil odwracając się do Dave’a – czeka w poczekalni. Dave wyszedł zza parawanu. JJ cały czas za nim patrzyła. -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 03:18 |