Kirkengaard [ZAK] do LW
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Kirkengaard [ZAK] do LW
matoos |
![]()
Post
#1
|
![]() Wytyczający Ścieżki Grupa: czysta krew.. Postów: 1878 Dołączył: 15.04.2003 Skąd: Ztond... Płeć: Mężczyzna ![]() |
Kap. Kap. Kap. Zaciskam pięści z całej
siły, aby powstrzymać swój gniew. Kap. Kap. Kap. Krew ścieka z nich,
łaskocząc mnie nieznośnie. Kap. Kap. Kap. Nee przyjmuje kolejne ciosy, nie
cofając się nawet o milimetr, z bezwzględnym opanowaniem czekając na błąd
przeciwniczki. Kap. Kap. Kap.
Nie potrafię się powstrzymać. Czuję, jak budzi się we mnie bestia, spychając mój umysł w ciemność i mgłę. Z ostatnim jękiem z moich ust wydobywa się także ostatnie tchnienie, kiedy lekko przykurczając nogi zaczynam biec. Bieg po wolność. Bieg po siłę. Bieg po zwycięstwo. Nic tylko bieg. Widzę, jak moja siostra wykorzystuje nieuwagę przeciwniczki przerażonej moim krzykiem. Dwa taneczne kroki i jeden cios. A potem brzęk tłuczonej szyby, kiedy biedna dziewczyna wypada przez okno na znajdujący się dwa piętra niżej bruk. Nikt już nie zwraca na to uwagi, nie wiem nawet, czy ktoś sprzątnął ciało wczorajszego przeciwnika. Zresztą, nic mnie to nie obchodzi. Teraz jest tylko Nee. Prawie pieszczotliwym ruchem uderzam ją w lewy bark. Chyba złamałem jej kość. Dobrze. Teraz półobrót. Unik. I cios. Moja siostra upada na podłogę, na której przed chwilą pokonała kolejną w swoim życiu przeciwniczkę. A ja kiedy to widzę, budzę się. Powstrzymuję nogę, która uniosła się o kilka centymetrów gotowa do zadania ostatecznego ciosu. Rozluźniam pięści, powoli odzyskując kontrolę nad swoim ciałem... Jak człowiek badający językiem szparę po brakującym zębie wkraczam w coraz to dalsze zakątki swojego umysłu, sprawdzając czy wściekłość wyparowała, zostawiając miejsce dla kontroli. Wdech. Powoli, nie zważając na drżenie kończyn, siadam na podłodze. Wydech. Koncentruję się na barku Nee. Wdech. Wraz z wydechem odpycham od siebie negatywne uczucia, przyciskam dłoń do złamanej kości. Przecięła koszulę, plamiąc ją krwią. Źle. Starając się zrobić to jak najszybciej, wpycham kość na miejsce, otaczające ją tkanki zmuszam do zrośnięcia się. Nee zemdlała. Może to i lepiej... Patrzę, jak rana zasklepia się, jak znika siniak. Oddycham już spokojnie, nie ma we mnie śladu demona. Wstaję i odchodzę, zostawiając opiekę nad siostrą służącym. Wydech. * Nee przebudziła się, odruchowo sięgając ręką do barku. Nie wyczuła zgrubienia, najwyraźniej San miał na tyle opanowania żeby uleczyć ją przed odejściem. Odetchnęła z ulgą. Jej brat nie zawsze potrafił to zrobić. Wyciągnęła rękę i zadzwoniła na służącą. Ta weszła szybko, jakby czekała za drzwiami. Może i tak było. - Gdzie on teraz jest? - spytała Nee, sprawdzając czy bark jest w pełni sprawny. Kolejnego dnia spodziewała się silnego przeciwnika, nie mogła pozwolić sobie na kontuzję. - Odszedł w stronę góry Jifu. Czyli tak jak zwykle, pani. - Dziękuję, możesz odejść. Przyślij tu O. Niech przyniesie mi moją suknię. Zieloną, ze smokami. Mamy dziś święto spadającego kwiecia. - Tak, pani - służąca ukłoniła się i wyszła. Nee znowu westchnęła. Opętanie jej brata sprawiało rodzinie kłopoty już od trzystu lat... Ale co można było zrobić? Egzorcyzmy nie pomagały, a zajęcie rodziny wykluczało podróże w poszukiwaniu innych sposobów. Najgorsze w całej sytuacji było to, że San potrzebował walki. A to ona była nastarsza z rodu Kirk... To ona musiała ścierać się codziennie z jednym przeciwnikiem. Jej brat będzie czekał, aż ktoś ją pokona, ale nikomu się to nie udało od co najmniej pół tysiąca lat. Może gdyby jej ojciec wciąż żył... Pogrążyła się w rozmyślaniach, jednocześnie przygotowując się psychicznie na jutrzejszą walkę.Tymczasem do bram miasta otaczającego Kirkengaard zbliżał się jeździec na białym koniu... Dzięki za wytknięcie błędów Iney ![]() Ten post był edytowany przez matoos: 15.06.2004 11:00 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
matoos |
![]()
Post
#2
|
![]() Wytyczający Ścieżki Grupa: czysta krew.. Postów: 1878 Dołączył: 15.04.2003 Skąd: Ztond... Płeć: Mężczyzna ![]() |
Jejej, Psycho, w jakim zalotnym nastroju
dzisiaj jesteś... Już dawno nikt nie nazwał mnie tak pieszczotliwie dupą
![]() ![]() A Kirkengaard to nazwa zamku. Rodzina nazywa się Kirk, to jej zamek musi nazywać się Kirkengaard, prawda? ![]() Kontrola. Krok. Krok. Półobrót. Cios. Oddech. Nee obserwowała jak jej brat trenuje. Nogi niosły go z jednej strony sali na drugą, jak w morderczym tańcu. Z zamkniętymi oczami atakował wyimaginowane cele, nawet na chwilę nie zmieniając rytmu oddychania. Przez chwilę wydawało jej się że się zachwiał, ale to była tylko finta, zwód po którym jej brat wykonał prawie niemożliwe uderzenie z półobrotu. Jakiś czas tylko patrzyła bez słowa, ale nie trwało to długo. Zaczęła śpiewać, dostosowując pieśń do jego ruchów. Jeszcze kiedyś cię zrozumiem Cios. Krok. Krok. Wdech. Półobrót. Cios. Wydech. Krok. Jeszcze kiedyś dotknąć zdążę Kopnięcie. Krok. Cios. Wydech. Unik. Wykrok. Obrót. Cios. Jeszcze kiedyś cię poczuję Wdech. Obrót. Kopnięcie. Unik. Cios. Wydech. Cios. Blok. Jeszcze znajdę cel twych dążeń Wdech. Unik. Cios. Blok. Kopnięcie. Półobrót. Cios. Wydech. Słyszę śpiew. Cudowna muzyka unosi moje serce jak świetlista fala, pozbawia wszelkich barier. Uderzam, prawie czując jak moja dłoń rozrywa ciało przeciwnika. Niestety, to tylko moja chora wyobraźnia podpowiada mi obrazy które chciałbym ujrzeć. Nie będzie mi dane walczyć. Dziś, jutro, nigdy. Nikt nie pokona mojej siostry. Zbyt wiele lat, zbyt wielu wojowników. Jak ślicznie unosi się jej pieśń, jak dobrze mi przy niej tańczyć. Jak szybko moje dłonie gładzą powietrze, układając fantastyczne kształty, głaszcząc niewidzialne zwierzęta. Czuję wewnątrz ten wspaniały rytm, tą kolejną próbę osłabienia mnie przez moją siostrę Tak bardzo ją kocham. Staram się powstrzymać przed odruchowymi zmianami rytmu, niech myśli że wpadłem w jej małą pułapkę... San zmienił styl. Teraz wyglądał jak dostojny żuraw czekający w spokoju na niczego nieświadomą ofiarę. Delikatnie gładził końcami palców stóp podłogę, a jednocześnie jego ręka kreśliła w powietrzu nieokreślone wzory, hipnotyzując, zapraszając do zabawy. Nee wkroczyła na tatami, odruchowo dostosowując się do stylu walki brata. Zmieniła się w nurt rzeki starający się go porwać. Rozluźniła mięśnie i przyjmowała jego ciosy z delikatnością matki myjącej dziecko. Obejmowała atakujące ją dłonie i zmieniała ich kierunek. Obracała się jak fryga, zmuszając go do pójścia za nią, do zmiany stylu. Teraz był tygrysem, jego szpony chciały ją zniszczyć, rozerwać. Ona zmieniła się w małego kotka, uciekała ze śmiechem przed jego atakami, toczyła się po ziemi, zachęcając do zabawy. San przyskakiwał do niej, wyprowadzał kilka ciosów po czym był znów zmuszony do odwrotu. Znów zmienił styl. Przestał używać rąk, zaczął uderzać nogami. Rytmicznie obracał się i wyprowadzał kopnięcie po czym wykonywał umykający oczom piruet i atakował znowu. Nee cały czas śpiewając fruwała dookoła niego, zachowując się bardziej jak jedwabna chusta niż jak żywa istota. Delikatnymi dotknięciami kierowała jego kopnięcia w bezpieczne okolice, sama używając stóp żeby wybić go z równowagi. Tanecznymi krokami uciekała przed nim, wymuszając odpowiedni dystans. Jeśli ktokolwiek zajrzałby w tej chwili do sali treningowej nigdy nie byłby do końca pewien czy to co widział było walką czy tańcem... Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać długo. Nee siedziała w pozycji lotosu, koncentrując energię w okolicach splotu słonecznego. Jej przeciwnik, Karn, krążył po See'tar jak rozdrażniony kot, czekając na odgłos dzwonu. Wreszcie dało się słyszeć głuche uderzenie a potem miedziane echo kiedy drżenie rozchodziło się po całej powierzchni wielkiego instrumentu. Walka mogła się rozpocząć. Nee spojrzała na Sana. Stał w pewnym oddaleniu od See'tar obserwując i analizując. Jego palce zaciskały się spazmatycznie w pięści, otwierając stare rany. Jak co dzień. Karn stanął w miejscu i wyciągnął z pochwy miecz. Promienie słońca zatańczyły na obnażonym ostrzu, przyprawiając kobietę o gęsią skórkę. Wspomnienia w jej myślach wybuchły bólem i przerażeniem. Przypomniała sobie jakie to uczucie, czuć w piersi kawał zimnego metalu... Oddaliła od siebie te myśli, oczyściła umysł, skoncentrowała się na przeciwniku, który właśnie ruszył niespiesznie w jej stronę. I uderzył, paskudnym skośnym cięciem, mającym pozbawić ją ręki. Jednak ona zawirowała w umykającym oczom piruecie i znalazła się po jego drugiej stronie, zaskoczona łatwością z jaką przyszło jej wygrać tę walkę. Uderzyła aby ją zakończyć. Jednak radość była przedwczesna, bo Karn przyjął jej cios na metalową pochwę miecza. I natychmiast zaatakował z półobrotu, zmuszając ją do wykonywania kolejnych obrotów i uników. Powoli ustawiał ją dokładnie tam gdzie chciał ją mieć. Nee nie mogła na to pozwolić. Przy jednym z kolejnych piruetów nagle zmieniła rytm, stanęła w miejscu pozwalając ostrzu miecza przejść przed nią. Czuła jak sztych zahacza o wierzchnią warstwę jej szaty, usłyszała zaskoczone stęknięcie przeciwnika, który rozpaczliwie próbował odwrócić cięcie. Ale było za późno. Zrobiła krok w przód i szybkim kopnięciem złamała mu kolano. Następnie z półobrotu uderzyła łokciem w szyję pozbawiając Karna tchu. Smutek rozbłysł w jej oczach fioletowym światłem kiedy podskoczyła lekko jak motyl i uderzyła kolanem w jego brodę, odrzucając jego głowę do tyłu i łamiąc mu kark. Zanim upadł na See'tar był już martwy. Nee natychmiast odwróciła się i rzuciła okiem na Sana. Najwyraźniej jeszcze nad sobą panował. Dobrze. Dziś obędzie się bez dodatkowych problemów. Ten post był edytowany przez matoos: 15.06.2004 11:02 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 14.05.2025 20:03 |