Zew [ZAK?] do LW
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Zew [ZAK?] do LW
Sihaja |
![]()
Post
#1
|
![]() Członek Zakonu Feniksa Grupa: czysta krew.. Postów: 1716 Dołączył: 12.06.2003 Skąd: Z Nibylandii Płeć: Kobieta ![]() |
Zamieszczam mojego ficka, narazie fragment
maleńki, mam nadzieję, że później się troszkę rozrośnie
=)
______________________________________________________________ __________ *** Shaga obudziła nieobecność. Przejechał nerwowo ręką po posłaniu i stwierdził, że jego żony nie ma. Cisza wisiała nad nim jak szara chmura, przynosząc jedynie gorąco budzącego się dnia i zdziwienie. Chirara nie często znikała. Czasem zdarzało jej się zrywać na damskie plotki czy przepadać w chłodnym lesie, ale zwykle uprzedzała go poprzedniego wieczora lub zostawiała kartkę z krótkim, ciepłym, uspokajającym liścikiem. Spojrzał na stół – kartki nie było. Ubrał się szybko, po drodze chwytając porzuconą pajdę czerstwiejącego chleba i wybiegł z domu. Poranek zaatakował go żarem wylewającym się z nieba, ospałe muchy ciężko brzęczały w powietrzu, a kurz osiadał lepko na butach i ubraniu. Shag szedł szybko, kierując się prosto ku domowi Kairy, najlepszej przyjaciółki Chirary. Kobieta stała w ogrodzie, ręce do połowy zanurzając w spienionej wodzie w miednicy. Miała mocne ramiona i szerokie biodra, a w pasie obejmowała ją strachliwie pięcioletnia dziewczynka. Dwuletni chłopiec siedział na zakurzonej dróżce z rozdziawioną buzią wpatrując się w przybysza. Na widok Shaga, Kaira podniosła rękę do oczu, osłaniając się przed słońcem i zmarszczyła czoło. -Czego cię ty demony niosą, ha? – spytała niskim, ciepłym głosem – A stało się co? -Nic, Kairo, nic ważnego. – uśmiechnął się – Przyszedłem zobaczyć, czy Chirary u was nie ma, ale widzę, że zajęta jesteś. A nie widziałaś jej może? Uśmiechnęła się porozumiewawczo do niego i pogroziła palcem. -Aj, pilnujesz jej jak pies owiec. Nie bój się o nią, to mądra kobieta, poradzi sobie. Ty lepiej na gospodarkę idź, końmi się zajmij, krowy oporządź, bo widzę cni ci się, jak tylko dziewczyna wypuści się gdzieś, odpocząć trochę. Na targ pewno pojechała, widziałam ją dzisiaj rano. Z workiem podróżnym i sakwą u boku szła – musi być, na targ szła. -Nic mi nie mówiła. Kaira wydęła pulchne policzki i wzruszyła ramionami. -Ja tam nie wiem, jakie tam między wami układy są. – powiedziała, pochylając się nad miednicą. – Jedno ci powiem: nie turbuj się teraz, jak do wieczora nie wróci, tedy będziesz się martwił. A teraz idź, chyba, że chcesz mi prać pomóc. Shag uśmiechnął się miło, podziękował i wrócił do domu. Konie wypuścił na padok, krowy wydoił i wyprowadził na pastwisko, a kurom sypną ziarno, szczodrzej niż zwykle. Potem porąbał drewna, ogarnął podwórzec, naprawił wóz, co mu oś w kole się złamała i w końcu wyszedł na pole sprawdzić, czy zboże się nie pokładło. Słońce zaszło i ciemność z powrotem okryła ziemię jak chłodnym szalem. Ale Chirara nie wróciła. Ani tego wieczoru ani następnego. Ten post był edytowany przez Sihaja: 08.03.2004 17:28 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Sihaja |
![]()
Post
#2
|
![]() Członek Zakonu Feniksa Grupa: czysta krew.. Postów: 1716 Dołączył: 12.06.2003 Skąd: Z Nibylandii Płeć: Kobieta ![]() |
Po dłuuuugiej przerwie
![]() _____________________________________________________ ______ *** Zmrok zapadał szybciej niż się spodziewali. Za dnia niegroźne i przyjazne cienie wydłużały się, malując na drodze widmowe kształty. Las był co raz ciemniejszy i bardziej ponury, promienie słońca, odchodząc, zabierały spośród liści bezpieczeństwo i wrażenie opieki. Chirara wyraźnie przyspieszyła. Jej drobna, skarogniada klacz przechodziła delikatnie z kłusa do galopu, czasem zwalniając, ale nigdy się nie zatrzymując. Shag nie zadawał żadnych pytań. Nie chciał. Zaciskał tylko zęby i wpatrywał się uporczywie w plecy żony, starając się nie myśleć o tym, co mogło dziać się z nią przez ten długi czas. Nie wyglądała dobrze – zapadnięte policzki, siniaki i zadrapania na całym ciele, blask jej oczu chorobliwie rozniecony. Zawsze była filigranowa, ale teraz zapadła się w sobie jeszcze bardziej, jakby dręczył ją nieustanny głód i poczucie zagrożenia. Zacisnął pięści. Obronię cię, pomyślał, obronię przed wszystkim, przed całym światem. Już cię nie zostawię. Odwróciła się do niego, jakby usłyszała jego myśli. Na jej policzku kwitła cienka linia skaleczenia. Nie uśmiechnęła się, ani nie zrobiła żadnego gestu w jego stronę, żadnego z tych których tak bardzo pragnął. Koń Maxima parskał i boczył się na czarną ścianę lasu, błyskając co chwilę białkami w stronę drzew. -Przyspieszmy – powiedział Maxim – To niebezpieczna okolica. Zwłaszcza w nocy. Przeszli do galopu, dzikiego i nerwowego w ciszy zmierzchu. Piach sypał się spod kopyt, gałęzie smagały po twarzy. Noc nadchodziła co raz szybciej, gasząc różowy poblask na zachodzie i rozniecając pochodnie gwiazd. Nagle Chirara zwolniła, rozejrzała się niespokojnie i skręciła w boczną ścieżynę. -Co się stało? – spytał Shag, kierując konia tuż za nią. Z tyłu słyszał chrapanie klaczy Maxima. -Uroczysko – rzuciła cicho – prawie na nie wjechaliśmy. Od cienkim lnem jej koszuli rozjarzył się lekki, błękitnawy blask. Shag odruchowo sięgnął ręką do pasa, chwytając za rękojeść. Maxim zaklął szpetnie. -Pędźmy, pędźmy, póki konie mogą – zawołał – I miejmy nadzieję, że dzisiaj nie ma nowiu. Ani pełni. Odruchowo unieśli głowy spoglądając ponad konary drzew. Księżyca nie było widać na szybko ciemniejącym niebie. -Może jeszcze nie wzeszedł. – wysapał Maxim sponad grzywy bułanki. W tym samym momencie gdzieś z prawej rozległo się wycie, które zmroziło im krew w żyłach. Blask dobywający się spod koszuli Chirary zamigotał, a potem zapłonął jaśniej. -Miejmy nadzieję, że to tylko jakiś zbłąkany pies. *** Fakt, że siedziała akurat tam, był zupełnie przypadkowy. Zmrużonymi oczyma obserwowała niezwykły obrazek: trzech jeźdźców pędzących skrajem uroczyska. Głupcy. Samobójcy. Idioci. Oblizała zeschnięte wargi i wbiła wzrok w figurę na przedzie, w błękitne światło uczepione jej szyi. A więc jednak. *** Konie zaczęły się potykać. Najpierw klacz Chirary, potem ciężki karosz Shaga. Musieli zwolnić. Wierzchowce miały spienione boki i chrapy rozdęte szybkim oddechem, rwały się jednak do biegu, wyczuwając niebezpieczeństwo. Maxim jeszcze raz spojrzał w górę, ale księżyca nadal nie było widać. Może schowany jest za koronami drzew, pocieszał się. Może przesłoniła go zbłąkana chmura. Popatrzył uważnie na parę przed nim, na ich pełne napięcia sylwetki. Dziewczyno, gdzież ty nas wyprowadziłaś. Chirara rozglądała się nerwowo na boki. Wrzask powtórzył się, nieco bliżej. Gonią nas, przemknęło Maximowi przez myśl. Naszyjnik kobiety pulsował. Nie było nawet czasu na ucieczkę, czarny cień wyrósł przed nimi na drodze. Potem drugi i trzeci. Potem cała chmara. Nocne stworzenia wychodziły, spodziewając się łatwego łupu. Ich kły i pazury połyskiwały, smrodliwy oddech szybko wypełnił powietrze. Mężczyźni chwycili za broń. Stworzeń było dużo, ich wielkie oczy zdawały się rozświetlać ciemność lasu. Były głodne i wściekłe, a kolacja sama wmaszerowała im do garnka. Nie zamierzały z niej rezygnować. Podchodziły powoli, sycząc, piszcząc i pochrząkując, wystawiając długie języki – pół gady, pół ssaki o podwójnym rzędzie zębów. Konie kwiczały przerażone obecnością drapieżników. Shag spojrzał na Maxima. -Na trzy – powiedział. – Raz... dwa... Spadło niemalże bezszelestnie, ktoś spłynął na ziemię z pobliskiej gałęzi, wskakując dokładnie w przestrzeń pomiędzy końmi a stworami. -Szerek zweij! Naaa’pte! Naaa’pte! Stwory zafalowały i gniewnie zasyczały, ale cofnęły się. Maxim kontem oka zobaczył, że te, które czaiły się dotychczas z tyłu i odcinały im drogę ucieczki, także się wycofały i dołączyły do grupy. -Naaa’pte! Narane? A? Szerek tapt, ne mosz, ssakrt. Naaa’pte! Postać wyciągnęła białą dłoń przed siebie, nie w geście obronnym, ale demonstracyjnym. Maxim dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to była kobieta. Stwory zasyczały, zapiszczały, ale cofnęły się i zniknęły w głębi lasu. Kobieta odwróciła się. Była niewysoka i szczupła, odziana w białą sukienkę. Włosy koloru pszenicy, miała luźno rozpuszczone. Patrzyła na nich twardo miodowymi oczami, założywszy ręce na piersiach. -Głupcy. Pewna śmierć was by tu czekała, gdyby nie ja. – powiedziała srebrzystym głosem. – Nawet ta błyskotka by cię tym razem nie uratowała. Wyciągnęła białą rękę i wskazała na gasnący błękit naszyjnika Chirary. Shag najszybciej odzyskał głos. -Dziękujemy ci, pani. – powiedział zsiadając z konia – Ale twoja pomoc nie była konieczna. Poradzilibyśmy sobie. Kobieta prychnęła, a potem roześmiała się srebrzystym głosem. -I dziesięciu takich jak wy nie poradziłaby przeciwko im trzem. Maxim zsunął się z siodła, Chirara poszła w jego ślady. -Śmiem twierdzić, pani, że nie doceniasz naszych możliwości – powiedział uśmiechając się miło. -Śmiem twierdzić, że nigdy nie spotkałeś demona na uroczysku. Nie uśmiechała się, stała wyprostowana, wpijając spojrzenie w twarz każdego z nich. Chirara uśmiechnęła się ciepło. -Jestem Chirara. To mój mąż Shag i jego przyjaciel, Maxim. Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś się, pani, przyłączyła do nas i chroniła od takich... wydarzeń. Mżeżczyźni spojrzeli po sobie, potem zacisnęli zęby i zmierzyli kobietę od stóp do głów. Widocznie nie wyglądała na najsilniejszą, bo skrzywili się nieładnie i przewrócili oczyma. Chirara nie zwróciła na to uwagi. Jej ciemne oczy długo wpatrywały się w dziwne oczy drobnej kobiety. -Tego też i ja pragnę. – powiedziała w końcu nieznajoma, podchodząc kocim ruchem do karosza Shaga. Koń parsknął gniewnie i błysnął białkami – Mówcie do mnie Fei, tak będzie najłatwiej. -To twoje imię? – spytał Shag podejrzliwie -Nie, ale wśród moich pobratymców nie ma zwyczaju wyjawiać swojego imienia. Mawiają, że przez to można stracić duszę. Popatrzyła się na nich oczami koloru miodu. A potem uśmiechnęła się, ukazując ostre jak u wilka zęby. - Więc? Ruszajmy w drogę – powiedziała. -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 03.07.2025 06:52 |