Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> * * *, Tak sobie piszę...

Siobhan
post 28.01.2004 21:39
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Poznajcie moje opowiadanie... Od razu proszę, żebyście wybaczyli mi błędy interpunkcyjne. Ja to wszystko czytam raz po raz, ale zawsze jakieś mi umykają, czasem te najbardziej oczywiste. wink.gif
Tragedia. Co ja robię?!

Aleksandra
Moja historia zaczęła się zwyczajnie. Miałam rodzinę, przyjaciół, plany na przyszłość... Wszystko, czego potrzeba do szczęścia zwykłym ludziom. Ten spokój nie trwał jednak długo. Czym jest kilkanaście lat wobec wieczności? To była tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Cisza przedłużała się i przedłużała, by jej koniec był bardziej szokujący. Jak huk towarzyszący wybuchom.
Wszystko stało się tak szybko. Nie zmieniałam imion bohaterów, jak robią to niektórzy. Wszyscy nie żyją, więc im to zwisa. Ja nazywam się Aleksandra, a przynajmniej tego imienia używałam przez większą część życia, które tak naprawdę moim życiem nie było. Nie boję się mówić, kim jestem. Nawet jeśli będziecie chcieli mnie znaleźć i tak wam się to nie uda. Nie wiem też, po co mielibyście mnie szukać, ale jeśli bardzo chcecie, próbujcie. Powodzenia. Życzę wam, żebyście nigdy mnie nie znaleźli.
Nie wiem, dlaczego to piszę. Przecież nie oczekuję współczucia ani zrozumienia. Potrafię żyć bez tego. Muszę żyć bez tego, zdążyłam się przyzwyczaić. Może nawet będziecie mi zazdrościć, tak jak ja zrobiłabym czytając podobną historią kilka lat temu? Po co ja to piszę? Żeby pokazać światu moje nieszczęście? Nie. Od jakiegoś czasu czuję się nawet szczęśliwa. Jak widać wszystko da się polubić. A może była to po prostu kwestia powrotu do przeszłości?

Wieża
To był zwykły majowy dzień. Pojechałam z klasą na wycieczkę. Gdzie? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Może nie pamiętam. Może nie chcę pamiętać. A może wszystko było zbyt nierealne, by wyryć w umyśle tak nieistotny szczegół? Wiem, że nie byliśmy w żadnym znanym mi miejscu i wątpię, by ktokolwiek z was kiedykolwiek tam dotarł. Wierzcie mi, nie ma po co.
Z początku chciałam nie jechać. Pouczyć się do egzaminów do liceum, odpocząć. Przede wszystkim odpocząć. Nauka miała być tylko pretekstem, który dałby mi zgodę rodziców. Oni zawsze powtarzali, że powinnam integrować się z ludźmi, a wycieczki szkolne uważali za świetną okazję do integracji. Po naleganiach koleżanek stwierdziłam, że pojadę. Byłam dość lubiana w klasie, chociaż w większości przypadków nie odwzajemniałam tej sympatii.
Było gorąco i wszyscy niechętnie wyszliśmy z klimatyzowanego autokaru. Zatrzymaliśmy na parkingu przed kamienną wieżą. Po lewej stronie stała średnio wysoka barierka, odgradzająca parking od urwiska. Gdzieś w dole szumiała rzeka.
Mieliśmy zwiedzić wieżę. Zwykłą, starą, rozsypującą się wieżę, która nie miała w sobie ani trochę tajemniczości i magii. Właściwie, to nie miała też żadnej wartości historycznej. Metalowe poręcze, wszędzie pełno betonu. Zupełnie jakby ktoś na zamówienie wybudował rozwaloną wieżę. Nie miałam pojęcia, po co się tam pchaliśmy. A może to wszystko było tylko złudzeniem?
Szłam obok mojej najlepszej przyjaciółki, Patrycji. Nie oglądałyśmy wieży, bo i po co? Rozmawiałyśmy o fantastyce i magii. W pewnym momencie coś przykuło mój wzrok. Nie wiem, co to było. Pewnie jakiś walający się po podłodze kamień, ale nie potrafię tego stwierdzić z prostej przyczyny. Nie widziałam go.
Zobaczyłam za to całą naszą klasę w małym domku. Po prostu staliśmy tam, jakby na coś czekając. I w pewnym momencie zalała nas woda. Złapałam się czegoś. Czułam, że się duszę i dłużej nie wytrzymam. Wtedy, jak na zawołanie, woda opadła. Znowu staliśmy w domku i nawet nie byliśmy mokrzy. Wszyscy poza Magdaleną Nowak i Moniką Kwiatkowską. Znikły. Zabrała je woda.
Ktoś mną potrząsnął. Znów byłam z Patrycją. Szybko wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie słońce poraziło nas w oczy. Było nieznośnie gorąco, a picie oczywiście zostawiłam w autokarze. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto miałby butelkę wody.
Kilka dziewczyn stało przy barierce na końcu parkingu. Za nią ziemia ostro, prawie pionowo opadała w dół. W dole szumiała rzeka. Monika Kwiatkowska nonszalancko opierała się o barierkę. Chwaliła się szminką jakiejś bardzo drogiej firmy i opowiadała o swoim nowym chłopaku. Magdalena Nowak i kilka innych dziewczyn stało wpatrzonych w nią jak w obraz. Nagle zrozumiałam, co się stanie. Zaczęłam biec w ich stronę, nie zwracając uwagi na głupie spojrzenia przyjaciółek. Nie zdążyłam. Barierka pękła, a Monika poleciała do tyłu. Złapała Magdalenę za bluzkę, próbując utrzymać równowagę, ale tylko pociągnęła ją za sobą. Obie dziewczyny z krzykiem spadały z urwiska. Podbiegłam tylko po to, by zobaczyć jak znikają w wodach rzeki. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie można przeżyć upadku z takiej wysokości.
Wysoki głos jednej z dziewczyn przeciął powietrze jak trzask bicza. Po chwili do tego chóru wrzasków dołączyły się wszystkie koleżanki Magdaleny i Moniki. Profesor Paprocka, nasza wychowawczyni odciągnęła je od przerwanej barierki. Była zdenerwowana, ale starała się nie panikować. Prawie jej się to udało.
Wróciłam do Patrycji i naszej paczki. Część moich przyjaciółek z poświęceniem towarzyszyło reszcie klasy w ich nieustającym krzyku. Nigdy nie przepadałam za Moniką i Magdaleną. A teraz one nie żyły. Może powinnam być przestraszona, może smutna. Może powinnam była usiąść na ziemi i płakać jak zrobiło kilka dziewczyn. Albo biegać z krzykiem jak większość. A ja tylko stałam i patrzyłam na autokar. Strasznie zaschło mi w gardle, chciałam się napić. Nie czułam absolutnie nic.

Ten post był edytowany przez Siobhan: 29.02.2004 21:26


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Siobhan
post 18.08.2004 19:25
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




O rany, ale mnie tu dawno nie było... No ale skoro ktoś to przeczytał, dam następną część smile.gif

Trójka
- Co zrobimy? – spytała Patrycja, siadając na łóżku. Alan pokręcił głową, ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Musimy coś zrobić. – poparła ją Teresa – Na przykład ustalić, czemu wszyscy zginęli. – Milczeliśmy przez chwilę. Nie miałam ochoty na ustalanie czegokolwiek. Zbyt oczywisty wydał mi się fakt, że cała klasa pojechała na wycieczkę, a teraz żyły tylko cztery osoby. W dodatku utkwiliśmy w jakimś położonym nie wiadomo gdzie miejscu, a droga, która powinna wieść do normalnego świata, wiecznie ginęła we mgle.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówi Zora? – spytałam bezbarwnym tonem.
- Nie. Nie wiem. – przerwała na chwilę, poczym dodała podejrzliwie – Zrobiłaś się dziwna, Alkia.
- To szaleństwo. – zaprotestowała Patrycja – Nie mogła spowodować wypadku ani zrzucić dachówki. Spała, kiedy zginął Stefan. Uratowała ci życie i nie popchnęła przecież Anny. Na drodze był z nią Alan, jeśli ktoś zabił Ewę i Dominikę to oni dwoje. – Alan pokręcił głową i skrzywił się. – Nie wierzę, żeby Alkia zabiła Anetę, wiesz, jak bardzo się lubiły. To jest niemożliwe.
- Więc jak to wytłumaczysz? – Teresa wpadała w histerię. – Nie chcę tu umrzeć. Nie...
- Spokojnie. – Alan położył jej ręce na ramionach i otarł płynące po twarzy łzy. Sam starał się zachować spokój i przychodziło mu to z trudem. – Musimy spróbować ustalić, kto będzie następny. Wtedy...coś wymyślimy. – Teresa zamrugała oczami, Patrycja przygryzła wargę. Ja tylko pokręciłam głową.
- Skąd wiesz, że ktoś w ogóle umrze? – spytałam ze złością. Spojrzał na mnie dziwnie, ale to spojrzenie mówiło wszystko. Westchnęłam ciężko. – Jak?
- Ty nam to powiedz. – I wbrew wszelkiej logice zaczęłam na nich patrzeć. Nie wiem, na co wtedy liczyłam, ale ujrzałam rzeczy, jakich nie powinnam była wtedy widzieć. Gdy spojrzałam na Patrycję, zobaczyłam mgłę. Gdy spojrzałam na Teresę, zobaczyłam krew. A gdy spojrzałam na Alana, zobaczyłam popękany lód i bardzo jasne światło. Znów zwróciłam oczy na Patrycję. Pokiwała smutno głową, jasne włosy zasłaniały jej twarz z obu stron. Też wiedziała, ale nie śmiała powiedzieć tego głośno. Ja także wolałam to przemilczeć.
- Nie wiecie. – stwierdziła błędnie Teresa. Jej rozbiegane oczy szukały drogi ucieczki.
- A wy? – spytała Patrycja, prawie idealnie kryjąc drżenie głosu. Prawie. Teresa pokręciła głową i spojrzała na nas jak na wariatki. Właściwie czego mogłyśmy się spodziewać po osobie, którą w takiej chwili zachęcałyśmy do odgadywania przyszłości. I to przyszłości tak strasznej.
- Ja nie mogę tego zobaczyć. – odparł Alan, patrząc to na mnie, to na Patrycję. Wiedział, że my się dowiedziałyśmy. Czy to w ogóle był jeszcze Alan? Chyba tak, inaczej próbowałby coś zmienić.
- Zbliża się wieczór. – stwierdziła Teresa. Ręce jej się trzęsły, w oczach lśniła nadzieja. Ta zła nadzieja, że nieszczęście dotknie kogoś innego. W tamtej chwili chyba wszyscy na to liczyliśmy. A jednak czułam dziwny spokój. Wiedziałam, że to nie będę ja.
- Wyjdźmy stąd. – rzekł Alan podchodząc do drzwi.
- Czy to coś zmieni? – spytałam cicho. Wciąż jeszcze wierzyłam, że słońce zajdzie i nic się nie stanie. Ale już coraz słabiej. Miałam wrażenie, że rozwiewa się jakaś gęsta mgła w mojej głowie. Przerzedzała się, ale nie na tyle, żebym mogła cokolwiek przez nią dostrzec. Jeszcze nie wtedy.
- Tak. Jeśli coś ma się stać, wolałbym być wtedy przy kręgach. – Chyba się domyślił prawdy, bo mówił całkiem spokojnie. Wtedy nie wiedziałam, co dzieje się z Alanem, ale odnosiłam wrażenie, że co jakiś czas mam do czynienia z kimś zupełnie innym. Z kimś, kto z niewzruszonym spokojem ogląda wszystkie dotykające nas nieszczęścia.

Do zachodu słońca pozostało mniej niż pół godziny. Spacerowaliśmy dookoła wioski po raz kolejny oglądając kręgi. Na pierwszy rzut oka nie było w nich nic nadzwyczajnego. Dopiero później zobaczyliśmy jakieś dziwne znaki, które wyglądały jak litery. Ozdabiały każdy krąg i na każdym były inne. Nie wiedzieliśmy, co oznaczają, ale czułam, że jestem blisko zrozumienia. Zachód słońca zbliżał się nieuchronnie z każdą sekundą. Według słów Zory ktoś z nas miał za chwilę zginąć. Patrycja była lekko przestraszona, ale w jej oczach widziałam też dziwny rodzaj ulgi. Wiedziała, co się wydarzy, a poza tym nareszcie zetknęła się z magią. Obie zawsze o tym marzyłyśmy, ale teraz myślę, że wolałabym wieść zwykłe, przyziemne życie. Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Odwzajemniłam uśmiech i nagle poczułam się lżej. Dziwne, że mogłam się wtedy uśmiechać.
Teresa trzymała się blisko mnie z drugiej strony, jakby bała się, że zginie gdy się oddali. Alan szedł kilka kroków za nami z wysoko podniesioną głową, patrząc gdzieś w niebo. Bardzo się zmienił przez te kilka dni. Odniosłam wrażenia, że brakuje mu tylko miecza albo łuku przewieszonego przez ramię. Był raczej smukły, ale i tak budził skojarzenia z wojownikiem. Może jednak...? Nie powinnam się już nad tym zastanawiać. To wszystko się skończyło.
Wtedy to się stało. Teresa przewróciła się na ziemię. Nie potknęła się, ani nikt jej nie popchnął. Po prostu upadła. Złapałam ją za rękę i poczułam na dłoni coś ciepłego. Krew. Teresa miała poszarpane żyły. Krwawy ślad ciągnął się po trawie dokładnie na trasie, którą szliśmy. Ale... To było niemożliwe. Część mnie wciąż nie chciała wierzyć, chociaż przekonałam się, że w tej dolinie możliwe jest bardzo wiele.
Poczułam na ramieniu uścisk dłoni Irminy. Zaprowadziła nas do domu, podczas gdy w siódmym kręgu układano stos dla Teresy. Robili to tak automatycznie, jakby wcześniej wszystko przewidzieli. Miejscowi ludzie nie wydawali się być zaskoczeni niczym, jakby taka śmierć była tutaj na porządku dziennym. Zaobserwowałam, że niektóre kobiety kiedyś życzliwie odnosiły się do nieżyjących już osób. Na naszą trójkę wszyscy spoglądali podejrzliwie od samego początku. A zostało nas już tylko troje. Miałam niejasne wrażenie, że stało się tak z jakiegoś powodu. Musiało tak być, w głębi duszy zawsze to przeczuwałam. Ale dlaczego?
Wyszliśmy, by zobaczyć jak Teresę zabierają płomienie. Teresę, ostatnią niewinną, bo po niej zostaliśmy już tylko my. Nie chciałam na to patrzeć. Po prostu odwróciłam się i odbiegłam, marząc o tym, by już nigdy się nie zatrzymać. Nie czułam ani żalu, ani smutku. Po prostu byłam przerażona.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 03:16