"Hapy Niu Jer", (spojlery)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
"Hapy Niu Jer", (spojlery)
Toroj |
14.01.2004 01:11
Post
#1
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 72 Dołączył: 22.12.2003 Płeć: Mężczyzna |
Tym razem
będzie w częściach, bo mam mało czasu i zanim skończę, to jeszcze trochę
zejdzie. A wywieszenie początku na forum może mnie zmobilizuje do
pracy.
Rzecz dzieje się pomiędzy "Dla każdego gwiazda" a "Expecto patronum". „Hapy Niu Jer , albo pojedynek czarnych charakterów.” (napisała Toroj bezczasowa) Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jeżeli jest i twoja, to moja jest mojsza niż twojsza, i zaprawdę powiadam wam, że to właśnie moja racja jest najmojsza! Kiedy Severus po raz pierwszy zobaczył wnętrze domu pod adresem Grimmauld Place 12, widok przyprawił go o lekki wstrząs estetyczny. Nie żeby miał coś przeciwko srebrnej farbie (obłażącej), rodzinnym konterfektom (ponuro zezującym ze wszystkich ścian) albo wężom. Tych ostatnich było jednakże stanowczo zbyt wiele, nawet jak na gust członka Domu Slytherin. Po wizycie w toalecie, gdzie był zmuszony pociągnąć za spłuczkę w kształcie kobry, Snape miał już wrażenie, że wszystko wokół niego pełza. Sacrebleu! Wszyscy Blackowie byli najwyraźniej szurnięci, nie wyłączając Syriusza Blacka - z tym, że on był szurnięty jakby w drugą stronę. Snape ograniczał wizyty na Grimmauld Place do niezbędnego minimum. Z pewną ulgą zauważył, że wygląd domu poprawiał się, głównie dzięki wysiłkom Molly Weasley. Kiedy jednakże obowiązki przygnały go do siedziby Blacków tuż po Bożym Narodzeniu, znów doznał szoku, który sprawił, że omal nie przewrócił się w progu. Ponury i zaniedbany dotąd hall został odnowiony. Ściany pokrywała nowa tapeta w girlandki różyczek, tudzież złote gwiazdki. Ponure gęby portretów zasłonięto wizerunkami pyzatych Mikołajów oraz wieńcami z choiny i kiściami różnorodnych bombek. Severus zauważył, że rodowa kolekcja głów domowych skrzatów została ubrana w krasne czapeczki oraz sztuczne brody, i przeklął w żywe kamienie swoją spostrzegawczość. Wszystko to jednak bladło w obliczu clou programu, czyli schodów oplecionych masą migających kolorowych lampeczek i różowych kul. Na każdym schodku stał już to podświetlony krasnalek, już to czerwononosy renifer albo bałwanek w cylinderku. Natomiast w samym środku tego variete bezguścia siedział sam pan domu, jako wielki czarny pies w czerwonej czapce z reniferowymi rogami. Snape jeszcze raz potoczył osłupiałym wzrokiem po świątecznie przyozdobionym hallu, następnie stwierdził z niesmakiem: - Black, tym razem przegiąłeś ostatecznie. Czarne psisko zrobiło lekceważącą minę, wywieszając język i ostentacyjnie podrapało się tylną łapą w szyję. - Gdzie Albus? – burknął Snape. - Whuf – odparł Black, wskazując nosem wejście do kuchni. Kuchnia na szczęście wyglądała normalnie. Dekoratorskie zapędy gospodarza nie dotarły tutaj, a w każdym razie nie zdołały się w pełni rozpanoszyć. Poza kolorowymi skarpetami, wciąż jeszcze wiszącymi na gzymsie kominka i pękami jemioły na belkach pod sufitem, nie było tu świątecznych akcesoriów. Chyba że liczyć Albusa Dumbledore’a, który miał na sobie czerwony szlafrok w białe niedźwiadki, a na tiarze wieniec z ostrokrzewu. Dyrektor Hogwartu z błogą miną sączył kremowe piwo przez słomkę i rzucał strzałkami w mugolską fotografię Ministra Magii, zawieszoną na drzwiach kredensu. - Witaj Severusie. To prezent od Syriusza – wyjaśnił, celując starannie. – Znakomita rozrywka. Lotka utkwiła dokładnie pośrodku melonika Knota. Severus obrócił w palcach rzutkę, wziętą ze stołu, po czym cisnął nią błyskawicznie, trafiając ministra w ucho. - Rzeczywiście – zgodził się. – Ale byłoby ciekawiej, gdyby się ruszał. - Albo gdyby był żywy – dodał z paskudnym uśmieszkiem. Dumbledore machnął ręką. - Już i tak pani Weasley utyskuje, że demoralizujemy z Syriuszem jej dzieci. Chociaż co do bliźniaków mam odmienne zdanie. A co u naszego ulubionego wroga, pana Zadziwiającego Voldiego Zaklinacza Węży? – dyrektor zmienił nagle temat, jednocześnie robiąc dziurę w drugim uchu Korneliusza Knota. - Mam wrażenie, że nie traktuje pan tej wojny szczególnie poważnie – rzekł Snape chłodno. - Drogi chłopcze, mam sto pięćdziesiąt lat, czy coś koło tego, i gdybym usiłował wszystko traktować śmiertelnie poważnie, to zapewne skończyłbym ze sobą już za czasów Grindelwalda. Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu odwróconego do góry nogami. - Och, przepraszam, Severusie! – stropił się Dumbledore. - Mam wrażenie, że Bydlak jest jednak gorszy od Grindelwalda – powiedział Snape, udając, że niczego nie słyszał. - Owszem – mruknął Dumbledore. – Stary Grindelwald był, z przeproszeniem, solidnym Prusakiem, ze wszelkimi konsekwencjami tego faktu. Przejawiał zdrowe zainteresowanie władzą nad światem i działał logicznie. Natomiast Voldemort to obłąkany geniusz, a przewidywanie jego posunięć jest równie proste jak... - Wróżenie z fusów herbacianych – dopowiedział Syriusz, pojawiając się w kuchni już w ludzkiej postaci. – Trelawney ma na to prostą metodę: starczy przepowiedzieć wszelkie możliwe nieszczęścia, a zawsze na coś się trafi. O jakich tym razem nieszczęściach przybył donieść nasz ubóstwiany Mistrz Eliksirów? Snape spojrzał na niego spode łba, a jedna strona ust zadrgała mu, odsłaniając przez chwilę pożółkłe zęby. Przypominał chudego psa, który bardzo chce gryźć. Opanował się w porę. - Dyrektorze...? - Mów, Syriusz jest wtajemniczany we wszystko – rzekł Dumbledore. Mina Snape’a świadczyła, że ma gruntownie wyrobioną opinię zarówno o Blacku, jak i beztroskim wtajemniczaniu go w cokolwiek. - Tym razem niewiele da się powiedzieć. Bydlak przyczaił się na okres świąteczny, jakby i on zrobił sobie urlop. Zapewne chodzi o to, że nawet Śmierciożercy mają rodziny i byłoby podejrzane, gdyby nie spędzali z nimi Bożego Narodzenia. Wszelkie akcje wymagające udziału większych grup zostały przełożone na styczeń. Co jednak znaczy, że samotni mogą być wyciągani z łóżka o drugiej nad ranem i wysyłani na jakieś mini krucjaty – Snape skrzywił się z rezygnacją. – Bydlak odbył prywatną konferencję z MacNairem i Malfoyem w polu Silencio. Starałem się czytać z ust, ale ciągle odwracali głowy. - To żeś się strasznie dużo dowiedział – mruknął Black ironicznie, otwierając przedpotopową lodówkę w drewnianej obudowie i wyjmując z niej jakiś garnuszek. Snape znów łypnął na niego wilkiem. - Zdołałem wyłowić słowo „dementor”. Cokolwiek planują w najbliższej przyszłości, będzie miało prawdopodobnie związek z Azkabanem. Dostałem też nowe zlecenie na eliksiry, ale zestaw jest zupełnie typowy: trucizny, antidota, środki uśmierzające i veritaserum. Czysta rutyna, mam już takie zapasy, że mógłbym otworzyć sklep... - Sklepik „Pod Śmierciożercą” – zamruczał Syriusz pod nosem, a Severusovi zrobiło się czerwono przed oczami. Z wysiłkiem wziął głębszy oddech i postanowił jeszcze tym razem nie dać Blackowi po pysku. - Żadnych torturujących? – upewnił się Dumbledore. - Rzadko je zamawia. Woli rękodzieło – odparł Severus ponuro. – Poza tym zafundował nam zwykłą przemowę polityczną o pognębieniu wrogów, sukcesach i świetlanej przyszłości dla wszystkich czarodziejów czystej krwi. - Bla, bla, bla... jakbym znów słyszał starego, poczciwego Adolfa – skomentował Dumbledore, rzucając lotką w nos Knota. - Kogo? – zdziwili się obaj młodsi mężczyźni (o dziwo, zgodnie). - Jakie wy mieliście stopnie z mugoloznawstwa? – spytał dyrektor z lekkim niesmakiem. Snape wzruszył ramionami, zapalając papierosa, a Black gwałtownie zamieszał łyżką w naczyniu i wpakował sobie do ust kopiastą porcję specjału, przypominającego zmielony lód. Przez chwilę kontemplował smak z przymkniętymi oczami, po czym gwałtownie przełknął i chuchnął. - Co to jest? – zainteresował się Dumbledore. - Mrożona wódeczka – odrzekł Syriusz z wniebowziętą miną, szczerząc się w olśniewającym uśmiechu. - Alkoholik! – prychnął Snape pogardliwie. - A ty narkoman! – odgryzł się Syriusz natychmiast w dwójnasób. – Ślizgońska Pyntia! Tyle, że zamiast wizji masz żółte zęby, jak wątroba Chińczyka. - Pythia, dyletancie. Chętnie bym porównał kolor twojej wątroby z chińską – wycedził Severus. – A co do zębów, to przynajmniej mam tyle godności, żeby nie reklamować tak nachalnie magicznej protetyki. Black żachnął się gwałtownie. Po długoletnim pobycie w Azkabanie musiał poddać się gruntownemu remontowi uzębienia i był na tym punkcie przeczulony. - Mnie przynajmniej stać na tę protetykę! - Zaiste! Odezwał się świątobliwy sponsor gryfońskiej drużyny quidditcha. - Bardziej świątobliwy niż sponsor Slytherinu! - Nas sponsor przynajmniej ma jakąś prezencję. Black z hukiem postawił garnek na stole i zaczął zakasywać rękawy. Snape tylko włożył rękę do kieszeni płaszcza. - Zrób krok w moją stronę, a przyprawię ci te rogi do głowy na stałe – warknął złowrogo. - Pax! Pax,* chłopcy! – wmieszał się dyrektor Hogwartu. – Bo odejmę punkty obu Domom. - Przydałoby się – powiedziała pani Weasley, pojawiając się w drzwiach. – Zupełnie jakbym słyszała swoich młodszych synów. – Znaczącym gestem uniosła trzymaną w ręku ścierkę. – Syriuszu, panie Snape, czy wy nie możecie przynajmniej udawać, że jesteście dla siebie uprzejmi? - Mógłbym, gdyby mnie brutalnie nie atakowano w moim własnym domu – oznajmił naburmuszony Syriusz. - Ja też mógłbym, gdyby mnie tu traktowano jak gościa, a nie pomiatano jak domowym skrzatem – rzekł ozięble Snape. - Idę o zakład, że ty byś jeszcze na własnym pogrzebie wygarnął coś złośliwego żałobnikom. O ile ktoś by przyszedł – prychnął Syriusz. - Proponuję zacząć od twojego pogrzebu – warknął Severus. Dumbledore i Molly wymienili znaczące spojrzenia. Osobno każdy z tych panów był całkiem rozsądnym, sympatycznym (Syriusz) oraz inteligentnym (Sever) człowiekiem, natomiast zetknięcie ich powodowało efekt podobny do wlewania wody do kwasu – wszystko się gotowało i wybuchało. - Właściwie... to całkiem niezły pomysł – rzekł powoli dyrektor. - Jaki pomysł? – zainteresował się Black. - Żebyś się założył z Severusem, że umiałbyś być dla niego grzeczny. Syriusz wzruszył ramionami. - O co? O forsę? Pensje w Hogwarcie, bez obrazy, nie są szczególnie wysokie. Biedny Snivellus musiałby oddać buty do lombardu. Severus zrobił się lekko siny. - Są wystarczające dla ludzi, którym nie uderza do głowy woda sodowa i nie wyrzucają pieniędzy na miotły wyścigowe! – Miotła Pottera leżała mu na wątrobie od dwóch lat. - Jeżeli... – głos Albusa Dumbledore’a nagle nabrał głębokich tonów, a w niebieskich oczach pojawiły się stalowe błyski. – Jeżeli wytrzymacie ze sobą tydzień, dokładnie od teraz do drugiego stycznia... wtedy, Severusie, podniosę ci pensję o sto galeonów, a ciebie, panie Black, zacznę wypuszczać na akcje. Zapadła głęboka cisza. Molly Weasley stała wciąż z uniesioną ścierką do kurzu, bojąc się choćby poruszyć, tylko wodziła oczami między oboma adwersarzami. Powietrze wręcz zdawało się wibrować od kłębiących się w kuchennej przestrzeni ogromnych namiętności. - Mam obowiązki w szkole – jęknął Snape. – I mogę być w każdej chwili wezwany do... - Stąd będzie ci łatwiej się aportować, niż z Hogwartu – przerwał mu dyrektor. - Nnie wiem... - Zakupimy nowoczesny sprzęt do pracowni eliksirów. Dużo szklanych rurek i takich tam... i podciśnieniowy ekstraktor Flamella-Bormana – kusił umiejętnie Dumbledore. Snape zamknął oczy, by nie widzieć Blacka, który właśnie zaczął ciągnąć za sznurek u czapki, co powodowało, że pluszowe rogi klapały o siebie. Wziął baaardzo głęboki oddech. Pal diabli te sto galeonów, miał wystarczające oszczędności, ale ten ekstraktor... - I maszynę co robi „ping” – mruknął Black cicho. Severus gwałtownie otworzył oczy. - Co..? - Nic. Mnie tam wsio rawno, ale jak ty się łamiesz? – powiedział Black lekceważąco. – Stawiam tylko jeden warunek: nie będziesz tu palił. - Okej! – wybuchnął Snape. – W takim razie też stawiam warunek! Ty nie przełkniesz w tym czasie ani kropli alkoholu. - W porządku – zgodził się Syriusz i zamachał wesolutko reniferowymi akcesoriami. Molly Weasley odetchnęła. - To ja obiorę więcej ziemniaków! – zaszczebiotała sztucznie optymistycznym tonem, porzucając ścierkę na rzecz różdżki. Zza kredensu wylewitował kosz z kartoflami, po czym obierki zaczęły fruwać po całej kuchni. Podniecona pani Weasley nieco przesadziła z zaklęciem. - Podajcie sobie ręce – polecił Dumbledore, mimochodem usuwając obierzynę z ucha. Nakreślił nad połączonymi dłońmi obu panów skomplikowany symbol i wymruczał w siwe wąsy jakieś niezrozumiałe zaklęcie. – Teraz zakład jest wiążący. Jeśli któryś z was będzie oszukiwał lub użyje słownictwa obraźliwego, konsekwencje będą wyraźnie widoczne. Snape’owi i Blackowi miny zrzedły jednocześnie. Zapewne obaj już kombinowali, jak w dyskretny sposób ominąć (nagiąć albo złamać) zasady, zmusić przeciwnika do żałosnej rejterady, a jednocześnie samemu nie ucierpieć. Black odchrząknął. - No to ja... znajdę ci jakiś pokój... Severusie – powiedział słabo. - A ja wyślę sowę do szkoły, żeby skrzaty przysłały mi trochę rzeczy. Masz sowę... Syriuszu? – zapytał Snape posępnie. - Pożyczymy sowę Harry’ego, Severusie. - Dziękuję, Syriuszu. Prowadź. - Goście przodem... – Black wykonał zapraszający gest w stronę drzwi i dodał: - ...mój drogi - a w jego głosie zabrzmiała nuta satysfakcji, że udało mu się wymówić tak trudny zwrot. - Dziękuję, stary druhu – wykrztusił Snape, zdobywając w pięknym stylu punkt dla Slytherinu. Obaj panowie jeszcze przez moment robili Wersal przy drzwiach kuchennych (pod ubawionym wzrokiem Dumbledore’a i zdumionym pani Weasley), po czym wynieśli się do hallu. Stary czarodziej zakneblował się własną brodą, by nie ryknąć homeryckim śmiechem. - Czy pan na pewno wie co robi? – spytała Molly z powątpiewaniem, wyjmując jednocześnie z lodówki kotlety na obiad. – Przecież oni się pozabijają. - Och, może nie będzie aż tak źle. Od incydentu z wierzbą minęło jednak sporo czasu. Przemówiłem im do ambicji, do chęci posiadania i co tam jeszcze... Molly, przecież na pewno stosowałaś to samo w wychowaniu swoich dzieci. - Ale to nie są dzieci, to jest dwóch dorosłych facetów. - Czasem wydaje mi się, że nie. Doskonale ich pamiętam jako chłopców. Syriusz chyba w ogóle nie chodził normalnie, zawsze biegał i wiecznie był podrapany. A Severusowi kieszenie się obrywały od książek i był ciągle głodny – Dumbledore uśmiechnął się z nostalgią do wspomnień. Molly pokiwała ze zrozumieniem głową i dołożyła do puli jeszcze trzy kotlety dla Mistrza Eliksirów. A potem zatrzymała rozpędzone zaklęcie, które naobierało już górę ziemniaków i zaczęło zestrugiwać koszyk. Z hallu dobiegł stłumiony łomot i przekleństwo. A potem: - Przepraszam, Severusie. Zapomniałem, że ten schodek się zapada. - Nic... nie... szkodzi. - Bardzo się potłukłeś? - Nie. - Naprawdę mi przykro. Pamiętaj, to ten schodek, nad którym stoi sarenka. - Zapamiętam, że to jedyny, na którym NIC nie stoi, Syriuszu. - Jak ci wygodniej, Severusie. Molly Weasley i Dumbledore słuchali w milczeniu tej konwersacji, póki głosy nie oddaliły się. Molly pokręciła głową. - To będzie masakra. * pax (łac.) - pokój Ten post był edytowany przez Toroj: 23.01.2004 19:18 -------------------- I'm snaper, no mercy, no potters
|
Selene |
24.08.2004 18:25
Post
#2
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 10 Dołączył: 01.08.2004 |
Jeszcze kilka ficków Toroj, a świat stanie
sie w miare do zniesienia
-------------------- "Pamięć to nie to, co stało się rok, miesiąc, czy nawet dzień temu. To miniona sekunda, chwila, w której przeszłość graniczy teraźniejszością, a ta z kolei ociera się o przyszłość. Jesteśmy uwięzieni we własnej świadomości w momencie postrzegania rzeczywistości. Przyszłości nie sposób udowodnić, przyszłość jest zagadką. Zawsze istniejemy tylko teraz, aż do śmierci."
"Piąta profesja", David Morrell MY_THOUGHT - my page ;) |