Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)
kkate |
22.10.2004 20:41
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: slyszacy wszystko.. Postów: 894 Dołączył: 10.03.2004 Płeć: Kobieta |
Witam
Oto pierwsza część fan ficka pt. "Jedyna, która go rozumiała". Pomysłodawczyniami jesteśmy ja (kkate) i Smerfka. Natomiast jeśli chodzi o autorów, są to: - kkate - Smerfka - Anulcia Życzę wam miłej lektury. Mam nadzieję, że się spodoba. W imieniu swoim i współautorek proszę o dużo szczerych komentarzy ! JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA CZĘŚĆ PIERWSZA „Miłość jest jak spacer podczas drobniutkiego deszczu…. Idziesz, i dopiero po chwili orientujesz się, że przemokłeś – do głębi serca” Autor nieznany Była chłodna, marcowa noc. Srebrny blask wschodzącego księżyca powoli oświetlał całą Dolinę Godryka, wydobywając z mroku zarysy kilkunastu domów i drzew. Panowała błoga cisza, czasem tylko przerywana krzykiem sowy lub cichutkim szelestem bezlistnych jeszcze gałązek poruszanych delikatnie przez chłodny wiatr. Wszystkich mieszkańców wioski Roseville już dobre parę godzin temu zmorzył słodki sen. Ale czy wszystkich…? Przez jedną z uliczek przebiegł nagle mały, tłusty szczur. Rozglądając się dookoła i węsząc czujnie, wskoczył na parapet jednego z domów. Jedynego, w którym wciąż paliło się światło... * * * - Rogacz, bądź no dobrym kumplem i zasponsoruj mi jeszcze jedno kremowe! - Że co? JESZCZE JEDNO? Nie ma mowy! Jak tak dalej pójdzie, wypijesz mi całe zapasy! - No dobra… obejdzie się… - westchnął Syriusz. – Chociaż… - dodał po chwili, spoglądając łakomym wzrokiem na (zaledwie!) do połowy opróżnioną butelkę Remusa stojącą na stole. Lupin zerknął na niego, po czym z chytrym uśmieszkiem sięgnął po piwo i wysączył spory łyk napoju, a na jego twarzy pojawił się wyraz błogiego zadowolenia. Łapa oblizał się ze smakiem. - Syriuszu, wszyscy zdążyliśmy się już przekonać, jak bardzo lubisz piwo kremowe – odezwała się Lily Potter, wchodząc do pokoju i zerkając na pokaźny stos pustych butelek – ale bez przesady... Poza tym, miałeś swoje... cztery – dodała z uśmiechem i usiadła obok Jamesa, który natychmiast objął ją ramieniem. - A właściwie to co jest z Glizdogonem? – spytał James. – Ostatnio w ogóle nie chce przychodzić na nasze wieczorki towarzyskie. - Mówi, że jest zajęty pracą dla Zakonu… - odparł Remus, marszcząc lekko brwi. Syriusz wydał z siebie coś między prychnięciem a parsknięciem śmiechem. - Zajęty?! Taa, na pewno ma co najmniej dziesięć razy więcej roboty niż my… Nie, na serio to ja myślę, że biedak po prostu zaklinował się w jakimś kanale… Salon w domu Potterów zatrząsł się od śmiechu dwóch Huncwotów i Lily. Kiedy przebywali w swoim towarzystwie, każdy powód był dobry do wzbudzenia ogólnej wesołości. Tak było i tym razem… Syriusz zacząć zwijać się na kanapie i o mało co nie wpadł pod stół, James wylał na siebie pół butelki piwa, a Lily wpatrywała się w nich lekko zdegustowanym wzrokiem, jednocześnie sama dusząc się ze śmiechu. Tylko Lunatyk się nie roześmiał. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w czerwoną różę wyhaftowaną na obrusie i zdawał się jakby nie zauważać ogólnego harmideru, jaki wokół niego zapanował. Myślami był teraz zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy Syriusz walnął go w plecy, rycząc ze śmiechu i ocierając łzy, Remus podskoczył i w końcu zmusił się do krótkiego chichotu. - Coś się stało, Remus? – zaniepokoiła się Lily, a jej jasnozielone oczy zaczęły dziwnie błyszczeć. - Nic… - uśmiechnął się z trudem. - Nie martw się... - No pewnie, że nic! – Rogacz zachichotał, ale po chwili spojrzał na przyjaciela ze współczuciem. – Lunatyk po prostu już się boi następnej pełni… To nic poważnego, kochanie – pocałował Lily w policzek. – Nie martw się o naszego starego Remuska. Ale ona nadal uważnie przypatrywała się Lupinowi. Ostatnio zachowuje się dziwnie, myślała, patrząc na niego. Jest taki smutny, przygaszony… rozkojarzony… Może ma jakiś problem? Może... Ale w tym momencie jej rozmyślania przerwał nie kto inny jak James Potter, zwany Rogaczem, a także jej mężem. - Dobra, słuchajcie! – zawołał dziarskim tonem – Może zrobimy sobie małą balangę?! W końcu jest piątek wieczór! Mam nową płytę Pędzących Hipogryfów, jest naprawdę świetna! Mają takie fajne, rytmiczne kawałki… - Jasne, czemu nie? – ożywił się Syriusz, który po tym, jak zdołał uspokoić się po nagłym ataku śmiechu, zaczął drzemać z głową opartą na ramieniu Remusa. – Zaczynamy? Co ty na to, Luniaczku? - Chłopaki. jest druga w nocy! – syknęła Lily. – Sąsiedzi… - Eee… tam – ziewnął Syriusz, a ramię Lunatyka znowu zaczęło pełnić rolę podparcia dla jego głowy. Remus popatrzył na nich i głośno przełknął ślinę. - Nie wiem, ale… ja… chyba muszę iść. – wyjąkał. - No coś ty, już? – na twarzy Jamesa pojawiło się niezadowolenie. – Teraz, kiedy będzie najlepsza zabaaaaaa….wa? – teraz i on ziewnął. – Nie, Lily, mi się wcale nie chce spać… Mam ochotę się bawić! Ej, Remus, ty naprawdę idziesz? – zaniepokoił się, widząc, że Lupin ma zamiar wstać. – Nie żartuj… - Nie, naprawdę lecę – westchnął Remus, podnosząc się, co spowodowało, że Syriusz, pochrapując cicho, osunął się na kanapę. – Trzymajcie się. Po chwili włożył buty i płaszcz. Miał już wychodzić, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się. Lily. Przez chwilę patrzył prosto w jej oczy. Dostrzegł w nich niepokój... - Naprawdę wszystko w porządku? – szepnęła. - Tak, nie martw się – Lunatyk uśmiechnął się do niej. – Po prostu muszę już iść, cześć. Kiedy Lily zamknęła drzwi, Remus odetchnął z ulgą. Dłużej nie wytrzymałby tego spojrzenia. Spojrzenia tych pięknych, zielonych oczu… Powolnym krokiem, pogrążony w rozmyślaniach zaczął iść w stronę swojego domu... Kiedy był w połowie ulicy, wszechobecną ciszę przerwał huk, który sprawił, że Remus, lekko wystraszony, podskoczył i rozejrzał się dookoła, poszukując źródła hałasu. Po chwili stwierdził, że to „tylko” muzyka, a konkretnie najnowsza piosenka Pędzących Hipogryfów, którą najwyraźniej zdecydował się włączyć James, i to na tyle głośno, że razem z nim słuchała jej cała ulica. Pośród ogłuszających dźwięków gitar i perkusji dało się słyszeć krzyki Lily: „WYŁĄCZ TO W TEJ CHWILI! JEST ŚRODEK NOCY!!!” Remus uśmiechnął się pod nosem i przyspieszył kroku, ponieważ w okolicznych domach zaczynały zapalać się światła. Poza tym siąpił drobny deszcz… Taak, uwielbiał te zabawne kłótnie Potterów… Lily i James bardzo się kochali, ale rozrywkowy charakter Rogacza, ujawniający się zwłaszcza w obecności Syriusza, często dawał o sobie znać. Następowały wtedy małe spięcia pomiędzy małżonkami, które zazwyczaj i tak po pięciu minutach kończyły się buziakiem na zgodę. Ale muzyka powoli cichła, a właściwie to Remus się od niej oddalał, dlatego też przestał myśleć o charakterze Jimmy’ego, a jego głowę zaprzątnęły inne myśli. Ostatnio nie mógł się od nich uwolnić. Czy tego chciał, czy nie (a raczej nie chciał), Lily Potter na dobre zagościła w jego skołatanym, udręczonym umyśle... „Do licha, Remus, przestań o niej myśleć! – przestań myśleć o Lily jakby była....Nie, przeżycia podczas ostatniej pełni chyba zupełnie pomieszały ci w głowie” - odgarnął z twarzy wilgotne kosmyki włosów. Powoli zaczynał być na siebie wściekły. „To naprawdę nie jest normalne!" - syknął. - "Chyba nie twierdzisz, że…” Remus, z racji swojej przypadłości, prawie nigdy nie chciał przyznawać się do swoich uczuć, nawet przed samym sobą. Teraz jednak nie mógł dłużej ukrywać, że dzieje się z nim coś dziwnego. Od jakiegoś bowiem czasu przebywanie w domu Potterów denerwowało go, poniekąd nawet irytowało. Co z tego, że i tym razem wszyscy tak doskonale się bawili. Wszyscy oprócz niego. On po prostu z jakiegoś dziwnego, nieznanego mu powodu nie mógł dłużej tam zostać. Remus miał wyrzuty sumienia. Było to bez wątpienia głupie i nielojalne, ale… drażniło go szczęście jego przyjaciół. - Remusie Lupin, opanuj się! Przecież to są najbliżsi ci ludzie! – mruczał do siebie - Jak możesz tak w ogóle o nich myśleć! Tak, niezmiernie się cieszę, że są szczęśliwi! Kto jak kto, ale oni na pewno na to zasługują! „Remusie, siebie nie oszukasz”– rozległ się jakiś cichy głosik w jego głowie – Nieprawda!!! - krzyknął na cały głos, który rozdarł ciszę nocy nad wioską Roseville. Lecz po chwili uznał, że własna głowa nie jest najlepszym kompanem do rozmowy, więc dalej szedł już w milczeniu. Po chwili doszedł do malutkiego, samotnie stojącego na uboczu domku. Wyglądał na ponury i opuszczony. Farba bliżej nieokreślonego koloru łuszczyła się na nim, a smętnie zwisające okiennice domagały się naprawy. Trawnik wyglądał, jakby nikt nie zajmował się nim od miesięcy. Remus rzucił okiem na ten ponury widok. Ale to wszystko nie było w tej chwili ważne ,,Nie zasługuję...na takich przyjaciół. Jestem zły… i beznadziejny” – pomyślał i westchnął głęboko, otwierając drzwi do mieszkania. Zamyślony nawet nie zauważył, jak cienki ogon szczura bezszelestnie zniknął w jednym z kanałów… C.D.N. Ten post był edytowany przez kkate: 08.08.2008 13:21 -------------------- just keep dreaming.
|
kkate |
29.11.2004 19:52
Post
#2
|
Czarodziej Grupa: slyszacy wszystko.. Postów: 894 Dołączył: 10.03.2004 Płeć: Kobieta |
Witam was, kochani
No i chyba nadszedł czas, by wkleić w końcu przez niektórych z jakichś powodów ( ) bardzo oczekiwaną drugą część naszego ficka. No cóż, będzie ona na pewno dość wesoła, mimo iż nie występuje w niej główny bohater (aaa.. już słyszę te jęki zawodu... nie martwcie się, Remusa bedzie jeszcze dużo... bardzo dużo!). Wklejając to, mam świadomość, że współpraca moja, Anulci i Smerfki naprawdę dużo daje. Jak ktoś powiedział na początku, co trzy głowy, to nie jedna. I ja to teraz czuję. Żadna z nas sama by nie miała tylu pomysłów i koncepcji. Ten part to, jeśli chodzi o wykonanie, dzieło (po połowie) moje i Moraśki (znaczy na forum Smerfki), ale Anulcia też nam pomogła, m.in. zajmując sie korektą i ostatecznymi poprawkami, za co wielkie dzięki! Chciałam też podziękować: - Tenebris, za zgodę na wykorzystanie w naszym ff pewnych wątków z jej opowiadań (sami domyślcie się jakich!) - Nimfadorze, za zaganianie mnie do pracy - mojej pani od polskiego, za postawienie mi szóstki z wypracowania klasowego [za co..? sama się dziwię!] , co przywróciło mi wiarę i chęć do pisania. Tak więc... sami oceńcie. JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA - CZĘŚĆ DRUGA - Koniec z tym! - Że co?! - KONIEC!!! - Lily jednym machnięciem różdżki wyłączyła odtwarzacz. W pokoju zapadła wprost nienaturalna cisza - a przynajmniej taka się wydawała, w porównaniu z tym, co działo się jeszcze przed chwilą. James i Syriusz spojrzeli po sobie, nieco zdezorientowani. - Co… czemu to wyłączyłaś? - wydukał Rogacz, mrugając szybko oczami. - A jak sądzisz? - mimo usilnych starań, wyraźnie widać było, że Lily z najwyższym trudem powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem na widok ich zdziwionych min. Co więcej - jej wysiłki okazały się na tyle bezcelowe, że nawet ta roztropniejsza część natury Syriusza odważyła się wyrazić swój ból, po bolesnej stracie najnowszej piosenki Pędzących Hipogryfów „A wszystko ta czarna szata”. - Evans... jak możesz być… taka okrutna! - powiedział z nieźle udawanym oburzeniem. - Przerywasz nam zabawę, kiedy… - .. jest najfajnieeeeej - ziewnął James. - Taaa, oczywiście, że jest najfajniej, ale... powinniście pamiętać, że oprócz nas w Roseville mieszka parę innych osób, które niekoniecznie preferują taki rodzaj rozrywki - kąciki jej ust uniosły się nieznacznie. - Tak, ale te stare pierniki też mimo wszystko… - zaczął Łapa, jednakże reszta jego słów utonęła w wysokim, ogłuszającym krzyku, który sprawił, że Lily obdarzyła ich swoim morderczym spojrzeniem numer 147, wyrażającym tylko jedno... Dwaj Huncwoci szybko wymienili przestraszone spojrzenia, z rosnącą paniką przenosząc wzrok to na Lily, to na drzwi, zza których dochodziły owe krzyki. Krzyki, które tylko jedna osoba potrafiła wydawać z taką częstotliwością i był to oczywiście... - Harry… - wycedziła Lily przez zaciśnięte zęby. - No, teraz dopiero będzie zabawa… Doigraliście się, chłopaki. - syknęła, po czym siląc się na spokój głęboko westchnęła i wyszła z pokoju. Zapanowała cisza, ale tak naprawdę James nie musiał nic mówić. Wystarczyło jedno spojrzenie pt. „Stary-Lepiej-Zwiewaj-Chyba-Że-Chcesz-Mieć-Poważne-Kłopoty”, by Syriusz czym prędzej poderwał się z kanapy i popędził w stronę przedpokoju. W połowie drogi zatrzymał się jednak i zerknął przez ramię na stół. - Wiesz… o ile dobrze widzę, a na pewno tak jest, Remmy zostawił... no wiesz... jeszcze prawie pół butelki… chyba nie chcesz, żeby się zmarnowała, co? - Jasne. - James szybko wetknął mu w dłoń piwo i poprowadził go do przedpokoju. - Ale teraz radziłbym ci lecieć do domu. I to jak najszybciej - dodał z naciskiem, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę drzwi do pokoju synka, zza których dobiegał przytłumiony płacz malucha. - Lily jest… raczej wściekła. - To chyba jej wina, że zapomniała rzucić zaklęcie wyciszające na pokój małego. - Łapa uśmiechnął się. - Nie no, żartuję… chyba nawet to by nie pomogło… Słuchaj, stary, ta płyta… wiesz... Pędzących Hipogryfów…jest naprawdę dobra. Pożyczyłbyś? James westchnął. Raczej nie można było stwierdzić, że słuchał jej wystarczająco dużo razy, by móc pożyczyć komuś innemu. Zdał sobie jednak sprawę, że w obecnych warunkach i tak nie będzie mu to dane, więc poszedł do salonu. Kiedy wrócił, zauważył tylko wypiętą, tylną część ciała Syriusza, która wystawała zza drzwi ich spiżarni. Cóż... mając przed sobą taaaki widok fanki Blacka na pewno byłyby wniebowzięte, ale James nie zamierzał bynajmniej rzucić się na przyjaciela. Zamiast tego odchrząknął głośno. Łapa wydał z siebie zduszony okrzyk i cofnął głowę. Miał niewątpliwie dość głupi wyraz twarzy. James tylko uniósł brwi. - Pomóc ci w czymś? - spytał. - Eee.. nie, dzięki. - wydyszał Syriusz, prostując się i stając w przedpokoju. - Ja tylko sprawdzałem, czy… Potter zrobił parę kroków w przód i zajrzał do wnętrza spiżarki. Wszystko było w najlepszym porządku, oprócz zgrzewki piw kremowych, która wyglądała, jakby ktoś próbował ją w pośpiechu rozerwać. - Jesteś niemożliwy. - zachichotał. - Było mówić, że o to ci chodzi, a nie wykręcać się jakąś płytą. - Aaa… płytę też bym chciał. - jego przyjaciel wyszczerzył zęby. - Masz. - James wręczył mu nagranie. - Ja i tak nie będę miał kiedy.. i jak… całej jej przesłuchać. Syriusz nagle spoważniał. Wziął płytę od Rogacza, schował ją do kieszeni skórzanej kurtki, którą niedbale zarzucił na siebie i powiedział, patrząc mu prosto w oczy: - Wiesz.. czasem ci zazdroszczę takiego życia.... Kochającej żony, jakkolwiek nie byłaby nerwowa - dodał z lekkim uśmiechem - no i oczywiście Harry’ego... Nie wiem, czy sam nadawałbym się do założenia rodziny… ale to chyba musi być fajne uczucie. - wsadził ręce do kieszeni i spuścił wzrok. - Wiem , że na ogół jestem zbyt dużym buntownikiem, jednak… gdyby Dorcas… - urwał. Głos odmówił mu posłuszeństwa. James również milczał. Szczerze mówiąc, nie miał ochoty teraz o tym rozmawiać. - Nie uda ci się cofnąć czasu. - szepnął. - Tak, ale ja tylko... czasami… - Wiem, jednak... przestań o tym myśleć, Syriuszu. Ciągłe zadręczanie się nic nie da... Ponownie zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie cichym szelestem drzew stojących w ogrodzie. James dobrze wiedział, jak czuł się teraz jego przyjaciel - z pewnością chciał być sam. - Słuchaj, naprawdę posiedziałbym z tobą jeszcze, ale lepiej będzie, jak… - Dobra. To idę. - Łapa pewnie uścisnął dłoń kumpla. - A… słuchaj, nie mógłbyś czasem… jeszcze jednego.. - spojrzał na niego z nadzieją. - Nie no, nie wytrzymuję już z tobą. - James uśmiechnął się. - Jesteś po prostu niewyżyty, jeśli chodzi o piwo kremowe. Chyba ci już starczy na dzisiaj. Trzymaj się. - dodał, niemalże siłą wypychając go za drzwi i zamykając je. - Swoją drogą, dobrze, że kremowe nie działa tak jak na przykład Ognista Whisky… - mruknął pod nosem i wrócił do salonu. Kiedy tylko usiadł na kanapie, z pokoju dziecinnego wyszła Lily. Widać było, że trochę się udobruchała. - Usnął. - uśmiechnęła się. - Nie było łatwo, wasz koncert skutecznie go rozbudził… - ponownie się nachmurzyła. - A Syriusz wyszedł? - Nie, kochanie. - James wyszczerzył zęby. - Powiedziałbym raczej, że został siłą wypchnięty, po tym, jak wytrwale starał się zakosić resztki piwa Remuska… i nasze domowe zapasy swojego ulubionego napoju. Lily uniosła brwi. - Dałeś mu…? - Nie miałem zamiaru. - oświadczył z dumą Rogacz. - Biedny, stary Łapa zrobi wszystko, by zdobyć coś za friko, zwłaszcza, jeśli jest to piwo kremowe, ale nie tym razem! Skończyło się na tym, że w naszym posiadaniu pozostało wszystko, co powinno… łącznie z tym. - wskazał na butelkę Remusa stojącą przy drzwiach, której Syriusz zapomniał w końcu wziąć. - Piwo? On? Zapomniał wziąć? Niemożliwe... Na ustach Jamesa szybko pojawił się beztroski uśmiech, który jednak jeszcze szybciej z nich zniknął na widok miny niewielkiej, aczkolwiek dość dobitnej czarownicy, która właśnie skrzyżowała ręce na piersiach i wydęła usta, co także nie wróżyło nic dobrego. - A jeśli chodzi o kolejne nocne balangi… - powiedziała Lily, a jej mąż błagalnie wzniósł oczy do nieba. Jaka kara go spotka? - …radziłabym najpierw zadbać o to, by podczas nich pokój Harry’ego był dokładnie zabezpieczony przed hałasem. Jeśli tak będzie - proszę bardzo, chętnie się przyłączę. James spojrzał na nią z niedowierzaniem. Spodziewał się raczej definitywnego zakazu urządzania imprez, ale widocznie widok śpiącego Harry’ego złagodził złość Lily - jak to prawie zawsze bywało. Uznał, że mimo wszystko lepiej będzie podtrzymać temat ich syna. Wstał i cicho otworzył drzwi dziecięcej sypialni. - Ostrzegam Cię, Potter, jeżeli go znowu obudzisz... - Nie... cicho... - szepnął James, podchodząc na palcach do łóżeczka Harry’ego. Jego żona stanęła obok niego. Przez chwilę w milczeniu wpatrywali się w śliczną buzię śpiącego chłopca, zawzięcie pochłaniającego swój kciuk i przytulającego do siebie jednego z kilkudziesięciu otaczających go pluszaków - puszystego, rudego kotka. - Jaki on śliczny… - odezwała się w końcu Lily rozmarzonym tonem. - Och tak, po tatusiu. - James wyszczerzył zęby. - Dlatego nie ma się co dziwić. - Wiesz, nie byłabym taka pewna… ja obstawiam mamusię. - ponownie skrzyżowała ręce na piersiach. - Jak zwykle... ale przecież chyba widać, że ma mój nosek! - odparł Rogacz, patrząc na Harry’ego i mrużąc oczy. - Yhm... jasne - prychnęła - to jest mój nos, jakby nie patrzeć… - Ale włosy ma po mnie! - zawołał James. Lily szybko otaksowała uważnym spojrzeniem włosy syna... Były nad wyraz gęste, poczochrane i kruczoczarne. Mimo usilnych chęci nie miała szans na zwycięstwo... - Włosy tak, ale… tylko to - uśmiechnęła się triumfalnie. - Nie świruj - na sto procent ma mój nos i podbródek! - Taa, jeszcze czego. Może oczy też? - No wiesz… - James oparł się o krawędź łóżeczka. - W tej chwili tego nie widać, ale jakby się tak dokładnie przypatrzyć, to można zauważyć, że jest tam trochę orzechowego… auuu!!! - przez chwilę widok przesłoniła mu poduszka, którą Lily rzuciła mu w twarz. - Ej! Nie ma tak! - podniósł ją z podłogi i wybiegł za żoną z sypialni, zamykając po drodze drzwi. Lily stała przy stole w salonie. - I co, nadal uważasz, że Harry ma twoje oczy? - spytała, śmiejąc się. - A tak… I nadal uważam, że mam rację. - Ooo, to nie chciałabym cię zasmucać, ale... chyba się mylisz! - zawołała Lily, zgrabnie uchylając się przed lecącą w jej stronę poduszką. - Tak sądzisz? - James podszedł ostrożnie w jej stronę, uzbrojony w brązowego misia. - Tak… - odparła odważnie Lily, chwytając narzędzie obrony , którym w tym przypadku była żółciutka kaczuszka i na wszelki wypadek przeszła na drugi koniec stołu. - Oj Evans... nie zmuszaj mnie, żebym zrobił ci krzywdę - wycedził James, podwijając rękawy. - Och.. ale się boję... o rety... normalnie chyba zaraz popuszczę ze strachu przed wielkim Jamesem - prychnęła Lily dumnie unosząc czoło, a w duchu modląc się, by Potter nie zauważył jej nikłych szans i zostawił ją w spokoju. NAIWNA... Panującą ciszę przerwał ogłuszający wrzask rudowłosej kobiety, która natychmiast rzuciła się do ucieczki przed rozpędzonym mężem. Niestety było już za późno i chwilę potem w całym domu rozległy się odgłosy zażartej walki, do których z czasem dołączył także dźwięk tłuczonego szkła, huk towarzyszący upadkowi drogocennej figurki (,,James, jak możesz!!! Przecież to od mamusi!!!”), dźwięk przewracających się krzeseł, trzaskanie drzwi i wreszcie... - Nie uciekniesz mi tak łatwo, kochanie... - Czyżby? - zakpiła Lily, oddychając szybko - Ja bym powiedziała, że już to zrobiłam, ale skoro... - Tak? - prychnął okularnik. - A tak! - Hmmm... w sumie... masz rację, nie powinienem był cię gonić… to przecież tak strasznie dziecinne - powiedział powoli Rogacz z niewinnym wzrokiem podchodząc do żony, na co ta natychmiast rzuciła się do tyłu. - Evans, nie bój się, tym razem proponuję zawieszenie broni, naprawdę… - dodał James ze śmiechem wyciągając ku niej dłoń. - Obiecujesz? - wysapała po chwili Lily, podejrzliwie unosząc lewą brew - to do ciebie niepodobne... - Słowo kibica Irlandii! - ryknął Rogacz, uderzając się w pierś. - No dooobra… - wyjąkała Lily, ufnie podając mu dłoń - tylko powinieneś wiedzieć... - Nie kochanie, to ty powinnaś bardziej interesować się sportem. - Sportem? A to niby czemu? - wycedziła Lily, nerwowo gładząc włosy i ze strachem dostrzegając w oczach męża dziwne ogniki. - Cóż... wtedy pewnie wiedziałabyś, że.... nigdy nie byłem i nie będę kibicem Irlandii! - krzyknął James, ciągnąc ją za rękę na podłogę i bezlitośnie okładając pluszowym misiem. - KŁAMCA!!! PODŁY KŁAMCA! Aaaa... puść mnie bałwanie...! - wrzasnęła, po czym wreszcie, z niemałym trudem odesłała narzędzie swojego oprawcy na półkę. James tylko uniósł ręce w geście pokonanego i ze śmiechem spojrzał na swoją młodą żonę... Ciemno rude (bardziej ciemne niż rude - jak często podkreślała ich właścicielka) włosy były teraz naprawdę potargane i zabawnie wywijały się na wszystkie strony, okalając jej twarz o jasnej cerze i lekko zmrużone, promiennie zielone oczy, które ze zmęczeniem obserwowały pokój. Tak.. była naprawdę piękna. Na tyle, że mimo upadku męskiej dumy po tym, jak zabrała mu misia, nie potrafił się na nią gniewać. Co więcej - nie chciał... Powoli pochylił się w jej stronę, kiedy nagle... - Jasna cholera! James skrzywił się nieznacznie i szybko spojrzał na Lily. - Co się stało? Czyżby wreszcie dotarło do ciebie, że jednak miałem rację z tym podbródkiem i noskiem? Lily zbladła jeszcze bardziej - Nie... mój Boże... Potter… rozejrzyj się! - jęknęła głucho. Rogacz powoli zamrugał. Rozejrzyj się? O co jej...? - Jasna cholera! - powtórzył po chwili. - Przecież... przecież... nasz salon wygląda jak... jak... Rzeczywiście - salon wyglądał jak... jak... Wszędzie porozwalane były krzesła, podłoga obficie usłana była zastawą stołową, a raczej tym, co z niej zostało, na środku leżała zerwana firanka i kilka zmasakrowanych pluszaków, a w powietrzu wciąż jeszcze unosiły się pióra z wielu porozrzucanych po kątach poduszek... - James... - wyjęczała Lily - Coś ty do licha narobił... - Ja? - fuknął mężczyzna - Przecież nie ja - wycedziła Lily, a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski - No tak... pewnie, że nie ty... oczywiście to tylko ja...- mamrotał - ale... co my teraz zrobimy? - dodał szybko, podnosząc z ziemi różowego pieska, który natychmiast zaczął wygrywać jakąś wyjątkowo irytującą melodię. - Tego nie wieeeem - ziewnęła - Za to wiem jedno… gorzej już być nie może. Potter już otwierał usta, żeby gorąco to potwierdzić, kiedy ciszę ponownie przerwał płacz - niewyobrażalnie głośny płacz Harry’ego. Obydwoje rodziców jednocześnie uniosło oczy ku niebu i zaklęło pod nosem. A jednak mogło być gorzej... C.D.N. ---- Prosimy o szczere komentarze! -------------------- just keep dreaming.
|
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 23.09.2024 14:31 |