Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Nie Każ Mi Wracać Do Domu Na Gwiazdkę [zakończone], Święta z drugiej strony

sonka
post 11.12.2004 17:07
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Opowiadanie to oparte jest na wydarzeniach autentycznych z elementami fikcji literackiej. Powstało we wrześniu pod wpływem impulsu. Autorka radzi osobom wrażliwym przed czytaniem wyposażyć się w paczkę chusteczek.
pp.s. 1 Opowiadanie w trzech bądź czterech częściach
p.s.2 OPOWIADANIE W ŻADNYM WYPADKU NIE JEST ROMANSEM.
sonka


Nie każ mi wracać do domu na Gwiazdkę*


Dla Seweryna w dniu osiemnastych urodzin.
Dla Ani, Malwiny i Marioli - oby każdy miał takie przyjaciółki jakimi Wy jesteście dla mnie.
Sonka



It’s hard to wake up
When the shades have been pulled shut
This house is haunted
It’s so pathetic
It makes no sense at all.
I’m ripe with things to say
The words rot and fall away.
What stupid poem could fix this home
I’d read it every day


[ Blink 182; Stay together for a kids; album: Take Off Your Pants And Jacket(2001)]


Are you afraid of being alone
Cause I am, I'm lost without you

[Blink 182; I`m lost without you ; album : Blink – 182]



Hogwardzki ekspres kursujący na trasie Hogsmade – Londyn i z powrotem mknął po torach w stronę stolicy Wielkiej Brytanii. Mijał zaśnieżone góry, lasy wyglądające jak lody waniliowe czy oślepiające opalową bielą pola. Przemykał przez miasteczka i wsie przygotowujące się do świąt, nie zauważony przez żadnego ich mieszkańców. Zupełnie, jakby nie istniał. Tak było od zawsze i nikt tego nie zmienił.
Przez ostatnie siedem lat panna Hermiona Jane Granger przemierzyła tą trasę kilkanaście razy, ale zawsze jadąc tym pociągiem czuła się jak pierwszego dnia, gdy miała dopiero jechać do Hogwartu. Pamiętała tamten dzień jakby to było wczoraj: rodzice dumni, że mają w domu czarownicę; ona szczęśliwa, że oderwie się od tej zwykłej, szarej rzeczywistości i pozna coś nowego. Tak było w 1991 roku.
Teraz wszystko się zmieniło.
Duma i szczęście ulotniły się rok temu, a zamiast nich pojawiła się nienawiść, złość i smutek. Cała magia powrotów do domu skończyła się wraz z rozwojem nałogu ojca. Teraz wakacje w domu wiązały się z niebezpieczeństwem a powrót do domu z ogromnym stresem co zastanie.
Prawda, mogłaby zostać w zamku na Gwiazdkę, lecz wiedziała, że jej nie wolno. Taki był nakaz ojca : Jedź do szkoły, ale na Święta wracaj do domu. Panna Granger wolała tego nakazu nie łamać, toteż teraz siedziała w pustym przedziale i z obojętną miną obserwowała mijany krajobraz. Nie chciała siedzieć z resztą prefektów, a żadnego z jej przyjaciół nie było w pociągu. Wszyscy zostali w zamku.
Może to i lepiej myślała sięgając po książkę, którą zaczęła czytać na początku podróży lecz pod wpływem wspomnień odłożyła na bok.
- Boże – jęknęła wertując księgę.
Gdyby miała zmienić przeszłość nie zawahałaby się. Nie raz myślała by zostawić sobie zmieniacz czasu, jednak potem dochodziła do wniosku, że to doprowadziło by ją szybciej do wariatkowa niż naprawiłoby jej życie.
Ale gdyby ...
Gdybanie nic nie da odezwał się w jej głowie cichutki głosik, który przypominał troszeczkę głos Albusa Dumbledore`a.
A właśnie, że da! zaperzyła się.
Głupia skwitował dumble – podobny głosik i zamilkł.
- Głupia – powtórzyła cicho panna Granger i wbiła wzrok w tekst o Churchillu i Albusie Dumbledorze. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że po jej policzkach płynął łzy.
Głupia.
Przymknęła oczy, odłożyła księgę na bok i zwinęła się w kłębek.
Dlaczego ja? przyszło jej na myśl zanim zmorzył ją sen.

Była w Wielkiej Sali na świątecznym obiedzie. Wszyscy się uśmiechali i rozmawiali ze sobą wesoło... No może pomijając Mistrza Eliksirów, który z kwaśną miną przyglądał się swemu pucharowi z sokiem dyniowym. Zupełnie jakby nie chciał tutaj być.
„Czy on się nie potrafi cieszyć?” przyszło jej na myśl, gdy obserwowała jak nauczyciel przystawia puchar do ust.
- Herm, może spróbujesz paróweczki? – zachęcił ją Dumbledore.
Uśmiechnęła się przepraszająco i nie wzięła podawanej potrawy.
- Spróbuj – jego głos stał się zachrypnięty a oczy ciskały błyskawice.
- Eee... nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Naprawdę... – odpowiedziała grzecznie.
Dyrektor spojrzał na nią jak na coś ohydnego po czym rozległ się trzask i w miejscu, gdzie przed chwila siedział pojawił się jej ojciec. Nikt prócz Hermiony nie zwrócił na to uwagi. Mężczyzna podniósł się i podszedł do niej.
- Spróbuj, powiedziałem! – uderzył ją w twarz.
- Dziękuję, nie chcę – odpowiedziała cicho zamykając powieki i czekając na kolejne uderzenie. Zamiast tego ojciec zaczął nią potrząsać.
- Ała - wrzasnęła, gdy jego palce wbiły się w jej ramię. Nadal nikt nie zwracał na to uwagi.
- Granger, obudź się, do jasnej cholery – usłyszała z oddali jakiś głos, który wydał jej się znajomy. Potrząsanie nie ustawało...


Sen zaczął umykać lecz ktoś nadal nią potrząsał. W pewnym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że ktoś naprawdę nią potrząsa i stara się ją obudzić, ale najwyraźniej jego próby kończą się fiaskiem. Serce podeszło jej do gardła na myśl o tym, że to może ojciec, który wdarł się jakoś do hogwardzkiego ekspresu. Odruchowo zasłoniła twarz rękoma.
- Przepraszam... Przepraszam... Przestań... Proszę cię... Ja nie chciałam... Przepraszam...- powtarzała raz po raz.
Potrząsanie ustało.
- No w końcu! – warknął ten ktoś i Hermiona wcale nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć, kto tak „przyjemnie” dobudził ją z koszmaru.
- Odwal się Malfoy – syknęła odsuwając ręce od twarzy. Blondyn siedział naprzeciwko niej i przyglądał się jej z rozbawieniem i lekkim zdziwieniem.
- Mogłabyś chociaż podziękować – stwierdził urażony.
- Dziękuję, pasi? – burknęła.
- A tak pełnym zdaniem to nie można? – zaczął się z nią droczyć.
- Słuchaj ty blond kretynie: albo przyjmujesz takie podziękowanie albo idź się wypchaj smoczym łajnem – wrzasnęła. Była na siebie zła, że świadkiem jej słabości był nie kto inny tylko Dracon Malfoy – jej wróg publiczny numer jeden.
- Granger, słoneczko, spokojnie – uśmiechnął się do niej zimno, ale widząc jej minę zdecydował się odstawić żarty na bok.
- Może być – zgodził się.
- I oto mi chodziło – mruknęła Hermiona siadając na ławce.
Malfoy przyglądał jej się przez chwilę. Hermiona odwróciła wzrok. Nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się w taki sposób. A już na pewno nie lubiła jak robił to Malfoy.
- Na drugim razem nie drzyj się na cały pociąg jak masz koszmar, okej? – odezwał się po chwili milczenia. Dziewczyna spojrzała na niego gwałtownie.
- Wrzeszczałam? – spytała przerażona wpatrując się w znienawidzonego Ślizgona szeroko otwartymi oczami.
- A wrzeszczałaś – odpowiedział niezwykle zadowolony z siebie.
Kretyn odezwał się „Albus” w jej głowie.
- Na cały wagon – dodał z rozanieloną miną. Hermiona poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Matko... – szepnęła ukrywając twarz w dłoniach. Prawdopodobnie ktoś usłyszał coś czego słyszeć absolutnie nie powinien.
Ja się chyba powieszę pomyślała z rozpaczą.
Chwilę później w przedziale rozbrzmiał męski, ciepły śmiech. Hermiona odsunęła jedną rękę od twarzy i łypnęła na Malfoya ze złością.
- I co cię tak bawi, idioto? - warknęła.
- Ale ty jesteś łatwowierna – zarechotał.
Hermiona odsunęła druga dłoń od twarzy i wstała.
-Ha !Ha! Ha ! Ale się uśmiałam. Zmiataj stąd, tchórzofretko – wskazała palcem na drzwi. Miała dość jego towarzystwa. Ślizgon spoważniał w mgnieniu oka.
- Tylko nie tchórzofretko, Granger bo pożałujesz – powiedział cicho.
- Już się ciebie boję – Hermiona zaczęła udawać, że się trzęsie ze strachu, a w duchu ryczała ze śmiechu. Nagle Dracon wstał i złapał ją za nadgarstek. Nim otworzył usta dziewczyna skuliła się w sobie. Wszystko mogła znieść, ale nie to, gdy ktoś podnosił na nią rękę. Albo miał taki zamiar.
- Nie bij... – poprosiła cicho wbijając w niego przepraszające spojrzenie.
Brwi blondyna podjechały wysoko do góry.
- A kto powiedział, że chce cię uderzyć, Granger? – spytał zdziwiony – Dziewczyn nie biję – dodał.
Hermiona wyszarpnęła rękę z uścisku.
- Dobrze wiedzieć. Przypomnę ci to jak mnie uderzysz raz jeszcze w twarz po eliksirach – syknęła.
Draco spochmurniał. Obydwoje bardzo dobrze pamiętali co wydarzyło się na eliksirach dwa tygodnie temu i jak Ślizgon zareagował po lekcji na tamto wydarzenie.
- Sorry – powiedział – Poniosło mnie wtedy...
- Też mi wytłumaczenie – prychnęła siadając – Z resztą nieważne – machnęła ręką i sięgnęła po księgę. Nagle pomyślała o domu i zaczęła płakać. Tak bardzo nie chciała tam wracać, że to pragnienie sprawiało jej niemal fizyczny ból.
Usłyszą kroki i skrzypnięcie sprężyn.
Cholera zaklęła w duchu. Przez chwilę zapomniała, że Dracon Malfoy nadal jest w przedziale. Otarła szybko łzy.
- Ale miałeś szczęście. Zobaczyłeś łzy Hermiony Granger... – powiedziała z goryczą podnosząc załzawiony wzrok. – No leć! Pochwal się tym twoim przyjaciołom – jej głos był cichy i pełen odrazy.
Blondyn nic nie odpowiedział tylko wyjął z kieszeni czarnych dżinsów chusteczkę, a następnie podał ja Gryfonce. Ta wpatrywała się przez chwilę w śnieżnobiały materiał obszyty srebrną koronką z wyhaftowanymi w jednym z rogów inicjałami DM, po czym spojrzała pytająco na jego właściciela.
- Bierz – ponaglił ją podsuwając jej chusteczkę pod nos.
- Dzięki – niepewnie wzięła od niego oferowana chusteczkę i cichutko się w nią wysmarkała – Przepraszam... – dodała po wszystkim – Wypiorę ci ją i oddam po feriach – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak chcesz - stwierdził obojętnie i wstał, a następnie ruszył do drzwi.
- Nie rycz więcej – powiedział sięgając w stronę klamki.
- Malfoy, zaczekaj – zawołała za nim.
Chłopak odwrócił się w progu i spojrzał na nią pytająco.
Orzechowooka przygryzła wargę.
Nie chciała zostać sama w przedziale... Właściwie to bała się zostać sama, gdyż wówczas mogłaby ponownie zasnąć lub ponownie rozkładać na czynniki pierwsze zbliżające się Święta... Bądź też po prostu płakać aż do utraty sił, a te były jej w nadchodzącym czasie bardzo potrzebne.
Z ogromnym trudem przyznała się przed sama sobą, że obecność Malfoya jest jej teraz bardzo potrzebna. Nawet gdyby miał ja wyzywać przez całą drogę.
Przynajmniej zapomnę o troskach pomyślała.
- No? – warknął zakładając rękę na rękę i tupiąc wypastowanym na błysk butem w podłogę pociągu.
- Czy... czy mógłbyś ze mną zostać? – spytała cicho. Ślizgon wyglądał na zaskoczonego.
- Na Merlina! Granger, ty mnie prosisz – powiedział z radością – Nie – dodał zimno.
Hermiona wbiła w niego smutne spojrzenie. Oczywiście mogła się tego spodziewać.
- Wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie z tobą w tym przedziale – rozejrzał się ze skwaszona miną po ławce, przybrudzonym oknie i stoliku przewierconym do ścianki obok panny Granger.
- Okej... nic się nie stało – powiedziała spokojnie choć wewnątrz aż się w niej gotowało.
Popisowa z ciebie idiotka, Granger stwierdził „Albus”.
Jakbym sama nie wiedziała odrzekła głosikowi.
Och! Nie wątpię „Albus” zaczął chichotać.
No właśnie... Po co ona w ogóle go prosiła. Przecież to Malfoy, a oni nie przebywają ze szlamami.
Ale dał mi chusteczkę pomyślała spoglądając na śnieżnobiałą chusteczkę, którą gniotła w dłoniach.
Kretynka skwitował „Albus”.
Chwilę później została sama w przedziale. Westchnęła i sięgnęła po księgę, którą położyła przed snem obok siebie. Nie zdążyła nawet jej otworzyć, gdy drzwi przedziału rozsunęły się i stanął w nich pan Malfoy.
- Pod jednym warunkiem – powiedział na powitanie – Napiszesz mi wypracowanie z transmutacji – wyjaśnił.
- Naprawdę? Zostaniesz? – rozpromieniła się. Mimo, że był to Malfoy to jednak nie zostanie sama.
- No, no, no... Nie wiedziałem, że będziesz się tak cieszyć na mój widok – uśmiechnął się z wyższością, zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko niej.
Hermiona zarumieniła się.
- Cały ty, Malfoy – zrehabilitowała się szybko i dla lepszego efektu posłała mu paskudny uśmiech. Blondyn prychnął.
- W życiu nie ma nic za darmo, Granger – stwierdził filozoficznie z pełnym wyższości uśmiechem.
- Szczególnie w moim – mruknęła cicho Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, po czym dodała głośniej – Ma się rozumieć, Malfoy.
Przez chwilę milczeli.
Orzechowo oka zastanawiała się co skłoniło chłopaka do powrotu. Co prawda, zażądał referatu, ale wydawało jej się, że to nie wszystko.
A czy to ważne? Jest tutaj więc po co jeszcze się nad tym rozwodzisz? odezwał się znudzony „Albus”.
No właśnie spytała w duchu Po co?
- To co wkuwasz? – z rozmyślań wyrwał ją głos dziedzica fortuny Malfoyów. Spojrzała na niego zdziwiona. Wskazał ruchem głowy na księgę w jej rękach. Pokazała mu okładkę
- Historia II wojny światowej i wkład w nią angielskich czarodziejów – odczytał złoty napis odcinający się na czarnym tle – Pasjonujące – stwierdził tonem, którego nie powstydziłby się profesor Snape.

Reszta drogi minęła im na rozmowie... to znaczy na przekomarzaniu się. W gruncie rzeczy to nawet dobrze: Hermiona zapomniała na chwilę o swoich problemach i prowadziła „konwersację” z synem Lucjusza Malfoya. Zanim pociąg dojechał do King`s Cross, Dracon zdjął jej kufer i postawił na ziemi. Mile ją tym zaskoczył mimo tego, że nie zapomniał tego złośliwie skomentować. Podziękowała mu grzecznie zarówno za spędzony czas jak i za pomoc z bagażem. Porozmawiali ze sobą jeszcze chwilę, a potem każde z nich poszło w swoja stronę.

* Wersja orginalna tytułu „Don't tell me to go back home for Xmas “Sam tytuł powstał przy korekcie Lamii -- > dzięki Lamuś^^

- - - -
Długo się zastanawiałam czy wkleić tutaj "Gwiazdkę", jak skracam tytuł.Kit powiedziała, żebym wkleiła a więc to robię. Nie wiem tylko jak zareagujecie... Zobaczymy
pozdrawiam
sonka

Ten post był edytowany przez sonka: 13.12.2004 20:25


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sonka
post 12.12.2004 17:16
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Bez zbędnych słów.
sonka


II.

So here’s your holiday
Hope you enjoy it this time
You gave it all away
It was mine
So when you’re dead and gone
Will you remember this night, twenty years
now lost
It’s not right


[ Blink 182; Stay together for a kids; album: Take Off Your Pants And Jacket(2001)]


This world
This world is gone
and you don’t
you don’t have to go
your feeling sad your feeling lonely
and no one seems to care
your mothers gone and your father hits you
it`s pain you cannot bear


[ Good Charlotte; Hold On ; album: The Young & The Hopeless ]




- Gdzie ty się podziewałaś? – warknął ojciec na powitanie.
Gryfonka rozejrzała się dyskretnie: mamy nigdzie nie było. Za to nieopodal stał Lucjusz Malfoy i przyglądał się im z jawną pogardą. Hermiona posłała mu równie pogardliwe spojrzenie na co mężczyzna odwrócił wzrok.
- Hermiona, czekam na odpowiedź – przypomniał o sobie pan Granger. Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim strachem. Wiedziała, że nie odważy się zrobić jej krzywdy w miejscu publicznym jednak nigdy nie wiadomo. Na wszelki wypadek zrobiła krok do tyłu.
- Przepraszam, zagadałam się – odpowiedziała w końcu.
- Ja ci dam zagadałam się – zezłościł się pan Granger – Daj m to cholerstwo i jazda do samochodu. W domu sobie porozmawiamy – wyszarpnął z jej dłoni rączkę kufra, złapał ją mocno za ramię i pociągnął ku wyjściu.
Jego uścisk sprawił jej ból, lecz nie odważyła się zwrócić mu na to uwagi. Zacisnęła tylko zęby i pozwoliła się wyprowadzić z dworca.
Nie wiedziała, że przez cały ten czas na peronie była obserwowana przez pewnego blond arystokratę.

Droga do domu dłużyła się niemiłosiernie. Nie tylko z powodu korków, lecz przede wszystkim ze względu na monolog prowadzony przez jej ojca.
- Jeszcze raz się spóźnisz to popamiętasz, Herm – pogroził jej palcem przed nosem. Co jakiś czas rzucał jej znad kierownicy wściekłe spojrzenia.
- Przepraszam... to się więcej nie powtórzy – obiecywała raz po raz.
- Ja myślę. Ale jeśli... – i tak dalej.
Gdy pół godziny później dziewczyna wysiadła z czarnego Opla Corsy znała już na pamięć ewentualne konsekwencje jakiejkolwiek „wpadki” z jej strony. Do drzwi doszła na ugiętych nogach i ze strachem nacisnęła na dzwonek. Gdzieś w głębni mieszkania rozległo się melodyjne „ding - dong”, a zaraz po nim ciche kroki i szczęk zamka. Następnie w drzwiach stanęła mama Hermiony. Dziewczyna ledwie ją poznała: cała twarz kobiety była sina, a na dodatek pod jej lewym okiem widniało ogromne limo. Prawą rękę miała obandażowaną do łokcia.
- Mamo? – spytała orzechowo oka przerażona tym widokiem.
- Wejdź kochanie – poprosiła cichutko kobieta i lekko się uśmiechnęła choć był to bardziej grymas bólu niż uśmiech. Hermiona zauważyła, że na wardze jej matki widniała mała blizna, prawdopodobnie po rozcięciu.
Po dłużej chwili milczenia spełniła prośbę matki i weszła do ponurego holu swego mieszkania przy Victoria Road numer 15. Chwilę później do domu wkroczył ojciec. Niemalże upuścił jej kufer i po odwieszeniu płaszcza ruszył w kierunku kuchni.
- Coś ty jej zrobił? – Hermiona nie mogła przemilczeć tej sprawy.
Tego nie można było przemilczeć. Wszystko, tylko nie tego. Kochała swoją rodzicielkę całym sercem i nigdy nie dała by jej skrzywdzić. Niestety, zmuszona była patrzeć na jej cierpienia za każdym razem, gdy pojawiała się w domu. Za to będąc w szkole pisała do niej co dwa dni czarując swoje listy w taki sposób, by tylko pani Granger mogła je odczytać. Nie chciała się dzielić swymi przeżyciami z ojcem. Uważała, że skoro jego jej los nie obchodzi to niema prawa o nim nic wiedzieć.
Ojciec odwrócił się w jej stronę i zaczął iść w jej kierunku. Hermiona cofnęła się widząc wyraz jego oczu. Zdawało jej się, że czas się zatrzymał. Mama jęknęła gdzieś z boku.
I na co ci to było, dziecinko? spytał „Albus”.
Ojciec zbliżył się jeszcze bardziej, a ona ponownie zrobiła krok do tyłu i teraz natrafiła na zimną politurę drzwi wyjściowych.
Dlaczego nigdy się nie nauczę, że powinnam trzymać język za zębami? pomyślała obserwując jak mężczyzna bierze zamach. Zamknęła oczy. Wówczas mniej bolało... Tylko fizycznie.
- Jak ty się do ojca odzywasz? – syknął uderzając ją w lewy policzek – Mała, wyszczekana, przemądrzała smarkula – z każdym słowem jego uderzenia wzbierały na sile i zaciętości.
- REYMONT! – krzyknęła mama.
- Przymknij się, Elen – syk ojca i Hermiona usłyszała szarpaninę i potem odgłos czegoś, a raczej kogoś, kto uderzył o komodę.
- To ty ją tak wychowałaś, Elen. Dokładnie taka sama wariatka jak ty – do jej uszu dobiegła przepełniona nienawiścią i wściekłością wypowiedź ojca. Potem rozległo się głośne tupanie i trzask zamykanych drzwi, prawdopodobnie od kuchni.
Gdy wszystko umilkło Hermiona zdecydowała się otworzyć oczy.
Pani Granger leżała na podłodze i trzymała się za obandażowaną rękę. Na jej bladej twarzy malowała się mieszanka bólu, żalu i złości.
- Mamuś... – załkała dziewczyna i pomogła swoje rodzicielce wstać. Następnie niepewnie się do niej przytuliła.
- ELEN! KOLACJA! – zawołał z kuchni pan Granger.
Kobieta ucałowała córkę w czoło, odsunęła się od m niej, poprawiła różowy fartuszek i skierowała się w stronę kuchni. Hermiona odprowadziła ją wzrokiem, a gdy mama zamknęła za sobą drzwi dziewczyna pozwoliła sobie na cichy jęk.
Dlaczego życie musi być takie popaprane? pomyślała z goryczą rozcierając sobie piekące z bólu policzki.
Bo takie zostało stworzone, słoneczko odpowiedział ”Albus”.
Och, zamknij się warknęła w duchu Hermiona i spojrzała na kufer leżący u stóp schodów. Westchnęła cicho i wzięła go za rączkę. Kilka minut później dysząc i sapiąc wtargała bagaż po schodach i przeciągnęła go do swojego pokoju.
W pomieszczeniu wszystko było takie jakim zapamiętała przed wyjazdem do Hogwartu. Nawet ramki ze zdjęciami nie zmieniły swego położenia.
Położyła się na łóżku i spojrzała w lawendowy sufit.
Ciekawe jak tam chłopaki? pomyślała. Oczami wyobraźni ujrzała przepięknie przystrojoną Wielką Salę i stół nauczycielski zastawiony mnóstwem smakołyków. Zapewne prócz kadry nauczycielskiej zasiadali przy nim również uczniowie, a przede wszystkim jej przyjaciele. Widziała jak dobrotliwy Dumbledore podaje parówki Harry`emu i niemal słyszała złośliwy komentarz Pogromcy Hogwardzkich Żaków, znanego szerzej jako Mistrz Eliksirów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, szanowny profesor Severus Snape.
Och! Jak ona chciałaby tam być! Jak chciałaby śmiać się z nimi, ignorować pełne dezaprobaty spojrzenia Snape`a, słuchać zjadliwych komentarzy McGonagall pod adresem Przeterminowanej Wróżki – Sybilli Trelawney. Niestety, czekało ją zupełnie co innego: dwa tygodnie stresów i obawy o własne i mamy bezpieczeństwo.
- Dlaczego ja? – spytała na głos wpatrując się w lampę.
Nie było sensu odpowiadać.

**

Przez kolejne dni nie dochodziło do podobnych incydentów jak ten z wieczoru, gdy Hermiona wróciła do domu. Przede wszystkim dlatego, że Gryfonka omijała ojca szerokim łukiem, starała się nie wchodzić mu w drogę oraz w ogóle z nim nie rozmawiała. Jemu z kolei było to obojętne czy się do niego odzywa czy też nie. Zwykle wychodził wcześnie rano i wracał późnym wieczorem podpity, ale na tyle trzeźwy by móc prowadzić samochód.
Cud, że jeszcze nikogo nie zabił mawiał „Albus”.
To właśnie podczas jego nieobecności dziewczyna mogła spokojnie porozmawiać z matką, której stan z dani na dzień się poprawiał (głównie dzięki pomocy córki).Obie omijały tematy związane z ojcem, a Hermiona nigdy nie powiedziała jak wpływa na nią cała ta sytuacja.
I tak już dużo ma na głowie pomyślała pewnego wieczora obserwując jak kobieta pomaga zataczającemu się mężowie wejść po schodach.
Ich rozmowy dotyczyły bardziej neutralnych tematów: szkoły, przyjaciół, potraw na święta, sąsiadów i najnowszych wiadomości oraz innych tego typu spraw. Temat zachowania ojca pozostawiały bez komentarzy.
Aż do czasu...

Dzień przed Świętami Bożego Narodzenia, kiedy ojciec jeszcze smacznie spał w sypialni, a one przygotowywały ciasto, Hermiona zdecydowała się poruszyć temat tabu. Miała już serdecznie dosyć patrzenia na cierpienie i poniżenie mamy. Nieraz płakała nocami z powodu swej bezsilności.
Dlaczego nie mogę użyć różdżki? spytała pewnego dnia „Albusa”.
Prawo zakazuje, moja droga odpowiedział jej wówczas.
Głupie prawo odrzekła.
- Dlaczego od niego nie odejdziesz, mamo? – spytała.
Elen Granger przestała ugniatać ciasto (ręka już się wygoiła) i spojrzała ponad miską z mąką na swoją córkę.
- Bo go kocham – odrzekła spokojnie i ponownie zaczęła ugniatać masę.
Hermiona nie wierzyła własnym uszom.
- Że co? Jego? - zamrugała starając się by mama nie usłyszała w jej głosie targanych nią emocji.
- Tak – brzmiała jej odpowiedź i pani Granger zaczęła ugniatać ciasto z jeszcze większą zawziętością.
Hermiona nie odezwała się już ani słowem. Nie mogła pojąć jak można kochać kogoś, kto zachowywał się w taki sposób: poniżał na każdym kroku, bił przy każdej nadarzającej się okazji, nie uznawał swego dziecka, pił na umór i wyładowywał swoje niepowodzenie wyżywając się psychicznie na innych. No jak? Jak można kochać takiego człowieka?
Miłość jest ślepa stwierdził filozoficznie „Albus”.
- Czyja to chusteczka? – przerwała milczenie pani Granger.
Nastolatka spojrzała na nią zdezorientowana.
- Hę? – spytała głupio.
- Ta biała, ze srebrną koronką – wyjaśniła jej mama.
- Aaaa... – Prefekt Naczelna zdała sobie sprawę o czym jej mama mówi – Kolegi – dodała. Nie miała najmniejszej ochoty opowiadać jak doszło do tego, że w ogóle znalazła się w jej posiadaniu.
- Muszę ją wyprać – powiedziała po chwili namysłu.
- Nie musisz. Już to zrobiłam – powiedziała pani Granger – Swoją drogą bardzo ładna... Włożyłam ci ją od kieszeni płaszcza – dodała z szerokim uśmiechem.
- Wiem – odpowiedziała panna Granger.
W Końcu to Malfoya dodała w myślach.
Pani Granger miała coś odpowiedzieć, gdy do kuchni wkroczył Reymont Granger, a wraz z nim zapach taniego alkoholu i papierosów. Obie kobiety spojrzały na innego pytająco. Hermiona poczuła skurcz żołądka – tak zawsze reagował jej organizm na widok „taty”.
- Trzeba jechać po choinkę – powiedział zachrypniętym głosem gdzieś w przestrzeń, choć Hermiona dobrze wiedziała, że było to skierowane do jej mamy. Elen Granger pokiwała głową, wytarła dłonie w fartuch, który następnie zdjęła i podała Hermionie.
- Dokończ ciasto – poprosiła po czym zwróciła się od małżonka – Już jadę, Reymont.
Następnie opuściła kuchnię. Hermiona założyła fartuch i zabrała się za dalsze ugniatanie ciasta z większą zawziętością niż jej mama. Czuła na sobie wzrok ojca, ale nie odwróciła się twarzą do niego.
- Tylko nie przesadź z cukrem – warknął i chwile później od żółtych ścian kuchni odbił się trzask zamykanych drzwi.
Hermiona przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Nie lubiła zostawać z ojcem sama w domu, gdyż się go po prostu obawiała. Nie wiedziała co pijanemu człowiekowi może przyjść do głowy.

Pół godziny później, gdy Hermiona wkładała szarlotkę do piekarnika, zadzwonił telefon. Dziewczyna nie odbierała, gdyż w tym domu istniała zasada, że tylko ojciec może odbierać telefony. Nikt poza nim. Jeśli go nie było, zainteresowani musieli nagrywać się na automatyczną sekretarkę.
Kilka sekund później usłyszała zachrypnięty głos rodziciela. Zamknęła piekarnik i zdjęła rękawice ochronne, po czym zaczęła sprzątać wszystko ze stołu. Trzeba było przecież pozmywać.
- HERMIONA! – zawołał Reymont z holu.
Cudownie pomyślała „wesoło” panna Granger wkładając metalowe, srebrne miski do zlewu.
- Już idę – odkrzyknęła zdejmując różowy fartuch i przewieszając go przez krzesło stojące w kącie.
Chwilę później stanęła naprzeciwko ojca i spojrzała na niego wyczekująco. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak: mężczyzna był śmiertelnie blady, a jego spojrzenie niesamowicie trzeźwe.
- Słucham ? – zapytała starając się nie pokazać swego niepokoju. Przez te kilka dni nauczyła się nie okazywać emocji żadnej ze stron: ani matce ani ojcu. Szczególnie jemu.
- Mama... – Hermiona poczuła jak robi jej się słabo. Zacisnęła mocno piąstki i słuchała dalej.
- Mama nie żyje... – wyszeptał pobladłymi wargami.
Do Gryfonki dopiero po chwili dotarło co powiedział Reymont Granger.
- Że co? – spytała by upewnić się, że to jednak nie prawda, że ojciec sobie z niej żartuje.
- Twoja matka miała wypadek samochodowy i zginęła na miejscu – wyjaśnił cicho.
W holu zapadła głucha cisza.
Boże jęknął „Albus”.
Hermiona mu nie odpowiedziała. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak ma zareagować na tą sytuację. Tymczasem ojciec odwrócił się i zdjął z wieszaka płaszcz, a następnie narzucił go na siebie.
Hermiona spojrzała na niego marszcząc nos.
- Nie strzelaj takich min – skarcił ją i podszedł do drzwi.
Nastolatka stała nie mogąc zebrać myśli, nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu. Po prostu wpatrywał się w dywan jakby był on teraz najważniejszą rzeczą na świecie.
Plama pomyślała całkiem bez sensu zauważywszy ciemny kształt odcinający się na purpurze dywanu
- No rusz że się dziewucho, trzeba jechać* do kostnicy – warknął ojciec obdarzywszy ją wściekłym spojrzeniem.


Dalsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę: rozpoznanie zmasakrowanych zwłok mamy; rozmowa z lekarzem, który stwierdził zgon; rozmowa z policjantami i cała reszta związana z tym wydarzeniem.
Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy płakać, gdy ojciec kazał jej zostać w poczekalni po wizycie w kostnicy.
Ludzie mijali ją zajęci swoimi sprawami: lekarze biegali do pacjentów, pielęgniarki nosiły dokumenty, lekarstwa; pacjenci szukali informacji, gdzie mają się udać z danymi wypadkami. Nikt nie zwracał uwagi na pogrążoną w cierpieniu i strachu nastolatkę. A ona nie wiedziała co zrobić, jak przeżyć zbliżające się dni. Nie potrafiła nawet racjonalnie przemyśleć sytuacji.
Mama nie żyje... Jakie to dziwne myślała bawiąc się chusteczką pożyczoną jej przez Malfoya Juniora. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież jeszcze dzisiaj rano śmiały się z jakiś błahostek a teraz jej mama leżała w kostnicy i czekała aż przykryje ją ziemia, a Hermiona siedziała tutaj, na niewygodnym plastikowym krzesełku i żyła przeszłością.
Jakie to dziwne powtórzyła w myślach wodząc wzrokiem po srebrnej koronce chusteczki.
W pewnym momencie poczuła jak po policzkach płynie jej coś ciepłego. Dotknęła tego czegoś palcem i uświadomiła sobie, że to łzy. Szybko rozejrzała się po pomieszczeniu i ukradkiem wytarła je skrajem rękawa bluzki.
Od tego jest chusteczka, dziecinko upomniał ją „Albus”.
- No tak – westchnęła, lecz nic nie zrobiła. Wydało jej się paradoksem, że w tak trudnych dla niej chwilach towarzyszy jej rzecz należąca do blond Ślizgona.
Gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że może ta tragedia zmieni stosunek taty wobec niej. Że może zrozumie swój błąd i spróbuje go naprawić...
- Wstawaj, jedziemy do domu – nad jej głową rozległ się szorstki głos ojca. Dziewczyna podniosła głowę i wbiła swe orzechowe tęczówki w jego twarz. Wyglądał jakby śmierć żony nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia choć to pewnie przykrywka przed okazaniem prawdziwych uczuć.
Nie ruszyła się z miejsca.
Ojciec westchnął niecierpliwie i złapał ją mocno za ramię po czym podciągnął do góry ustawiając w pozycji pionowej.
- Słuchaj uważnie, gówniaro – syknął jej do ucha – Masz robić to co ci karzę bez żadnego „ale”. Zrozumiałaś? – zacieśnił uścisk wokół jej ramienia. Panna Granger zacisnęła zęby i nie dała po sobie nic poznać, że ją to boli.
Marzenia o lepszym domu po śmierci matki pękły jak bańka mydlana.
Nadzieja matką głupich nieśmiało zauważył „Albus”. Prefekt Naczelna nie miała nawet siły go upominać.
- Spytałem czy zrozumiałaś – potrząsnął nią lekko.
Przechodząca obok pielęgniarka zerknęła na nich przelotnie. Rymont Granger odpowiedział jej morderczym spojrzeniem.
- No więc? – ponaglił, gdy kobieta zniknęła za rogiem.
- Zrozumiałam – wyszeptała patrząc na niego smutno.
Mężczyzna rozluźnił uścisk wokół jej ramienia i obdarzył córkę pogardliwym spojrzeniem.
- Dobry wybór – powiedział i poprowadził ją w kierunku wyjścia. Nie protestowała.
Bo po co?

Kilka minut później siedziała w aucie i słuchała wykładu ojca o zakazach, których ma przestrzegać podczas swego pobytu w domu. W sumie nic nowego... No może poza jednym punktem: wstajesz rano i robisz mi śniadanie, wychodzisz tylko, gdy musisz.
Domu?

Jakiego znowu domu? Jej dom nie istniał.
Przez chwilę zapomniała o obecności ojca i dała się ponieść emocjom – wybuchła niepohamowanym szlochem.
- Nie rycz mi tutaj – warknął łypiąc na nią znad kierownicy. Hermiona przygryzła wargę by zdusić w sobie ten płacz. Udało się.
By zapomnieć o wewnętrznym bólu i problemach skupiła się na podziwianiu świątecznego krajobrazu miasta. A to prezentowało się niezwykle... tandetnie. Ponad ulicą porozwieszane były plastikowe girlandy przyozdobione tanimi bombkami i mrugającymi lampkami. W ogródkach domów roiło się od figurek Rudolfów i innych pomocników Świętego Mikołaja z nim samym na czele. Na sklepowych wystawach prezentowały się wszelkie możliwe zabawki, sprzęty i słodycze jakie tylko zostały wymyślone na potrzeby Świątecznej Gorączki. Po chodniku natomiast chadzali z chudymi workami niegustownie ubrani Święci Mikołajowie i pozdrawiali przechodniów swym tradycyjnym Ho! Ho! Ho! Wesołych Świąt!
Co za kicz odezwał się “Albus”.
Mugolski odpowiedziała mu w myślach Hermiona.
Wolę czarodziejski stwierdził i wrócił do nucenia ostatniego przeboju Fatalnych Jędz My last magic Christmas.
Hermiona nie skomentowała tej wypowiedzi dumble – podobnego głosiku. Dalej przyglądała się temu „kiczowi” jakby było w nim coś godnego uwagi.

* państwo Granger mieli dwa samochody – Opla Corsę i Opla Astrę.



--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sonka   Nie Każ Mi Wracać Do Domu Na Gwiazdkę [zakończone]   11.12.2004 17:07
Nimfka   A więc tak... Mam mieszane uczucia po przeczyt...   11.12.2004 18:55
Galia   Powiem szczerze, ze tak jak Nimfka nie wiem do...   11.12.2004 20:14
kkate  

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 17:25