Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Nie Każ Mi Wracać Do Domu Na Gwiazdkę [zakończone], Święta z drugiej strony

sonka
post 11.12.2004 17:07
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Opowiadanie to oparte jest na wydarzeniach autentycznych z elementami fikcji literackiej. Powstało we wrześniu pod wpływem impulsu. Autorka radzi osobom wrażliwym przed czytaniem wyposażyć się w paczkę chusteczek.
pp.s. 1 Opowiadanie w trzech bądź czterech częściach
p.s.2 OPOWIADANIE W ŻADNYM WYPADKU NIE JEST ROMANSEM.
sonka


Nie każ mi wracać do domu na Gwiazdkę*


Dla Seweryna w dniu osiemnastych urodzin.
Dla Ani, Malwiny i Marioli - oby każdy miał takie przyjaciółki jakimi Wy jesteście dla mnie.
Sonka



It’s hard to wake up
When the shades have been pulled shut
This house is haunted
It’s so pathetic
It makes no sense at all.
I’m ripe with things to say
The words rot and fall away.
What stupid poem could fix this home
I’d read it every day


[ Blink 182; Stay together for a kids; album: Take Off Your Pants And Jacket(2001)]


Are you afraid of being alone
Cause I am, I'm lost without you

[Blink 182; I`m lost without you ; album : Blink – 182]



Hogwardzki ekspres kursujący na trasie Hogsmade – Londyn i z powrotem mknął po torach w stronę stolicy Wielkiej Brytanii. Mijał zaśnieżone góry, lasy wyglądające jak lody waniliowe czy oślepiające opalową bielą pola. Przemykał przez miasteczka i wsie przygotowujące się do świąt, nie zauważony przez żadnego ich mieszkańców. Zupełnie, jakby nie istniał. Tak było od zawsze i nikt tego nie zmienił.
Przez ostatnie siedem lat panna Hermiona Jane Granger przemierzyła tą trasę kilkanaście razy, ale zawsze jadąc tym pociągiem czuła się jak pierwszego dnia, gdy miała dopiero jechać do Hogwartu. Pamiętała tamten dzień jakby to było wczoraj: rodzice dumni, że mają w domu czarownicę; ona szczęśliwa, że oderwie się od tej zwykłej, szarej rzeczywistości i pozna coś nowego. Tak było w 1991 roku.
Teraz wszystko się zmieniło.
Duma i szczęście ulotniły się rok temu, a zamiast nich pojawiła się nienawiść, złość i smutek. Cała magia powrotów do domu skończyła się wraz z rozwojem nałogu ojca. Teraz wakacje w domu wiązały się z niebezpieczeństwem a powrót do domu z ogromnym stresem co zastanie.
Prawda, mogłaby zostać w zamku na Gwiazdkę, lecz wiedziała, że jej nie wolno. Taki był nakaz ojca : Jedź do szkoły, ale na Święta wracaj do domu. Panna Granger wolała tego nakazu nie łamać, toteż teraz siedziała w pustym przedziale i z obojętną miną obserwowała mijany krajobraz. Nie chciała siedzieć z resztą prefektów, a żadnego z jej przyjaciół nie było w pociągu. Wszyscy zostali w zamku.
Może to i lepiej myślała sięgając po książkę, którą zaczęła czytać na początku podróży lecz pod wpływem wspomnień odłożyła na bok.
- Boże – jęknęła wertując księgę.
Gdyby miała zmienić przeszłość nie zawahałaby się. Nie raz myślała by zostawić sobie zmieniacz czasu, jednak potem dochodziła do wniosku, że to doprowadziło by ją szybciej do wariatkowa niż naprawiłoby jej życie.
Ale gdyby ...
Gdybanie nic nie da odezwał się w jej głowie cichutki głosik, który przypominał troszeczkę głos Albusa Dumbledore`a.
A właśnie, że da! zaperzyła się.
Głupia skwitował dumble – podobny głosik i zamilkł.
- Głupia – powtórzyła cicho panna Granger i wbiła wzrok w tekst o Churchillu i Albusie Dumbledorze. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że po jej policzkach płynął łzy.
Głupia.
Przymknęła oczy, odłożyła księgę na bok i zwinęła się w kłębek.
Dlaczego ja? przyszło jej na myśl zanim zmorzył ją sen.

Była w Wielkiej Sali na świątecznym obiedzie. Wszyscy się uśmiechali i rozmawiali ze sobą wesoło... No może pomijając Mistrza Eliksirów, który z kwaśną miną przyglądał się swemu pucharowi z sokiem dyniowym. Zupełnie jakby nie chciał tutaj być.
„Czy on się nie potrafi cieszyć?” przyszło jej na myśl, gdy obserwowała jak nauczyciel przystawia puchar do ust.
- Herm, może spróbujesz paróweczki? – zachęcił ją Dumbledore.
Uśmiechnęła się przepraszająco i nie wzięła podawanej potrawy.
- Spróbuj – jego głos stał się zachrypnięty a oczy ciskały błyskawice.
- Eee... nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Naprawdę... – odpowiedziała grzecznie.
Dyrektor spojrzał na nią jak na coś ohydnego po czym rozległ się trzask i w miejscu, gdzie przed chwila siedział pojawił się jej ojciec. Nikt prócz Hermiony nie zwrócił na to uwagi. Mężczyzna podniósł się i podszedł do niej.
- Spróbuj, powiedziałem! – uderzył ją w twarz.
- Dziękuję, nie chcę – odpowiedziała cicho zamykając powieki i czekając na kolejne uderzenie. Zamiast tego ojciec zaczął nią potrząsać.
- Ała - wrzasnęła, gdy jego palce wbiły się w jej ramię. Nadal nikt nie zwracał na to uwagi.
- Granger, obudź się, do jasnej cholery – usłyszała z oddali jakiś głos, który wydał jej się znajomy. Potrząsanie nie ustawało...


Sen zaczął umykać lecz ktoś nadal nią potrząsał. W pewnym momencie Hermiona zdała sobie sprawę, że ktoś naprawdę nią potrząsa i stara się ją obudzić, ale najwyraźniej jego próby kończą się fiaskiem. Serce podeszło jej do gardła na myśl o tym, że to może ojciec, który wdarł się jakoś do hogwardzkiego ekspresu. Odruchowo zasłoniła twarz rękoma.
- Przepraszam... Przepraszam... Przestań... Proszę cię... Ja nie chciałam... Przepraszam...- powtarzała raz po raz.
Potrząsanie ustało.
- No w końcu! – warknął ten ktoś i Hermiona wcale nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć, kto tak „przyjemnie” dobudził ją z koszmaru.
- Odwal się Malfoy – syknęła odsuwając ręce od twarzy. Blondyn siedział naprzeciwko niej i przyglądał się jej z rozbawieniem i lekkim zdziwieniem.
- Mogłabyś chociaż podziękować – stwierdził urażony.
- Dziękuję, pasi? – burknęła.
- A tak pełnym zdaniem to nie można? – zaczął się z nią droczyć.
- Słuchaj ty blond kretynie: albo przyjmujesz takie podziękowanie albo idź się wypchaj smoczym łajnem – wrzasnęła. Była na siebie zła, że świadkiem jej słabości był nie kto inny tylko Dracon Malfoy – jej wróg publiczny numer jeden.
- Granger, słoneczko, spokojnie – uśmiechnął się do niej zimno, ale widząc jej minę zdecydował się odstawić żarty na bok.
- Może być – zgodził się.
- I oto mi chodziło – mruknęła Hermiona siadając na ławce.
Malfoy przyglądał jej się przez chwilę. Hermiona odwróciła wzrok. Nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się w taki sposób. A już na pewno nie lubiła jak robił to Malfoy.
- Na drugim razem nie drzyj się na cały pociąg jak masz koszmar, okej? – odezwał się po chwili milczenia. Dziewczyna spojrzała na niego gwałtownie.
- Wrzeszczałam? – spytała przerażona wpatrując się w znienawidzonego Ślizgona szeroko otwartymi oczami.
- A wrzeszczałaś – odpowiedział niezwykle zadowolony z siebie.
Kretyn odezwał się „Albus” w jej głowie.
- Na cały wagon – dodał z rozanieloną miną. Hermiona poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
- Matko... – szepnęła ukrywając twarz w dłoniach. Prawdopodobnie ktoś usłyszał coś czego słyszeć absolutnie nie powinien.
Ja się chyba powieszę pomyślała z rozpaczą.
Chwilę później w przedziale rozbrzmiał męski, ciepły śmiech. Hermiona odsunęła jedną rękę od twarzy i łypnęła na Malfoya ze złością.
- I co cię tak bawi, idioto? - warknęła.
- Ale ty jesteś łatwowierna – zarechotał.
Hermiona odsunęła druga dłoń od twarzy i wstała.
-Ha !Ha! Ha ! Ale się uśmiałam. Zmiataj stąd, tchórzofretko – wskazała palcem na drzwi. Miała dość jego towarzystwa. Ślizgon spoważniał w mgnieniu oka.
- Tylko nie tchórzofretko, Granger bo pożałujesz – powiedział cicho.
- Już się ciebie boję – Hermiona zaczęła udawać, że się trzęsie ze strachu, a w duchu ryczała ze śmiechu. Nagle Dracon wstał i złapał ją za nadgarstek. Nim otworzył usta dziewczyna skuliła się w sobie. Wszystko mogła znieść, ale nie to, gdy ktoś podnosił na nią rękę. Albo miał taki zamiar.
- Nie bij... – poprosiła cicho wbijając w niego przepraszające spojrzenie.
Brwi blondyna podjechały wysoko do góry.
- A kto powiedział, że chce cię uderzyć, Granger? – spytał zdziwiony – Dziewczyn nie biję – dodał.
Hermiona wyszarpnęła rękę z uścisku.
- Dobrze wiedzieć. Przypomnę ci to jak mnie uderzysz raz jeszcze w twarz po eliksirach – syknęła.
Draco spochmurniał. Obydwoje bardzo dobrze pamiętali co wydarzyło się na eliksirach dwa tygodnie temu i jak Ślizgon zareagował po lekcji na tamto wydarzenie.
- Sorry – powiedział – Poniosło mnie wtedy...
- Też mi wytłumaczenie – prychnęła siadając – Z resztą nieważne – machnęła ręką i sięgnęła po księgę. Nagle pomyślała o domu i zaczęła płakać. Tak bardzo nie chciała tam wracać, że to pragnienie sprawiało jej niemal fizyczny ból.
Usłyszą kroki i skrzypnięcie sprężyn.
Cholera zaklęła w duchu. Przez chwilę zapomniała, że Dracon Malfoy nadal jest w przedziale. Otarła szybko łzy.
- Ale miałeś szczęście. Zobaczyłeś łzy Hermiony Granger... – powiedziała z goryczą podnosząc załzawiony wzrok. – No leć! Pochwal się tym twoim przyjaciołom – jej głos był cichy i pełen odrazy.
Blondyn nic nie odpowiedział tylko wyjął z kieszeni czarnych dżinsów chusteczkę, a następnie podał ja Gryfonce. Ta wpatrywała się przez chwilę w śnieżnobiały materiał obszyty srebrną koronką z wyhaftowanymi w jednym z rogów inicjałami DM, po czym spojrzała pytająco na jego właściciela.
- Bierz – ponaglił ją podsuwając jej chusteczkę pod nos.
- Dzięki – niepewnie wzięła od niego oferowana chusteczkę i cichutko się w nią wysmarkała – Przepraszam... – dodała po wszystkim – Wypiorę ci ją i oddam po feriach – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak chcesz - stwierdził obojętnie i wstał, a następnie ruszył do drzwi.
- Nie rycz więcej – powiedział sięgając w stronę klamki.
- Malfoy, zaczekaj – zawołała za nim.
Chłopak odwrócił się w progu i spojrzał na nią pytająco.
Orzechowooka przygryzła wargę.
Nie chciała zostać sama w przedziale... Właściwie to bała się zostać sama, gdyż wówczas mogłaby ponownie zasnąć lub ponownie rozkładać na czynniki pierwsze zbliżające się Święta... Bądź też po prostu płakać aż do utraty sił, a te były jej w nadchodzącym czasie bardzo potrzebne.
Z ogromnym trudem przyznała się przed sama sobą, że obecność Malfoya jest jej teraz bardzo potrzebna. Nawet gdyby miał ja wyzywać przez całą drogę.
Przynajmniej zapomnę o troskach pomyślała.
- No? – warknął zakładając rękę na rękę i tupiąc wypastowanym na błysk butem w podłogę pociągu.
- Czy... czy mógłbyś ze mną zostać? – spytała cicho. Ślizgon wyglądał na zaskoczonego.
- Na Merlina! Granger, ty mnie prosisz – powiedział z radością – Nie – dodał zimno.
Hermiona wbiła w niego smutne spojrzenie. Oczywiście mogła się tego spodziewać.
- Wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie z tobą w tym przedziale – rozejrzał się ze skwaszona miną po ławce, przybrudzonym oknie i stoliku przewierconym do ścianki obok panny Granger.
- Okej... nic się nie stało – powiedziała spokojnie choć wewnątrz aż się w niej gotowało.
Popisowa z ciebie idiotka, Granger stwierdził „Albus”.
Jakbym sama nie wiedziała odrzekła głosikowi.
Och! Nie wątpię „Albus” zaczął chichotać.
No właśnie... Po co ona w ogóle go prosiła. Przecież to Malfoy, a oni nie przebywają ze szlamami.
Ale dał mi chusteczkę pomyślała spoglądając na śnieżnobiałą chusteczkę, którą gniotła w dłoniach.
Kretynka skwitował „Albus”.
Chwilę później została sama w przedziale. Westchnęła i sięgnęła po księgę, którą położyła przed snem obok siebie. Nie zdążyła nawet jej otworzyć, gdy drzwi przedziału rozsunęły się i stanął w nich pan Malfoy.
- Pod jednym warunkiem – powiedział na powitanie – Napiszesz mi wypracowanie z transmutacji – wyjaśnił.
- Naprawdę? Zostaniesz? – rozpromieniła się. Mimo, że był to Malfoy to jednak nie zostanie sama.
- No, no, no... Nie wiedziałem, że będziesz się tak cieszyć na mój widok – uśmiechnął się z wyższością, zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko niej.
Hermiona zarumieniła się.
- Cały ty, Malfoy – zrehabilitowała się szybko i dla lepszego efektu posłała mu paskudny uśmiech. Blondyn prychnął.
- W życiu nie ma nic za darmo, Granger – stwierdził filozoficznie z pełnym wyższości uśmiechem.
- Szczególnie w moim – mruknęła cicho Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, po czym dodała głośniej – Ma się rozumieć, Malfoy.
Przez chwilę milczeli.
Orzechowo oka zastanawiała się co skłoniło chłopaka do powrotu. Co prawda, zażądał referatu, ale wydawało jej się, że to nie wszystko.
A czy to ważne? Jest tutaj więc po co jeszcze się nad tym rozwodzisz? odezwał się znudzony „Albus”.
No właśnie spytała w duchu Po co?
- To co wkuwasz? – z rozmyślań wyrwał ją głos dziedzica fortuny Malfoyów. Spojrzała na niego zdziwiona. Wskazał ruchem głowy na księgę w jej rękach. Pokazała mu okładkę
- Historia II wojny światowej i wkład w nią angielskich czarodziejów – odczytał złoty napis odcinający się na czarnym tle – Pasjonujące – stwierdził tonem, którego nie powstydziłby się profesor Snape.

Reszta drogi minęła im na rozmowie... to znaczy na przekomarzaniu się. W gruncie rzeczy to nawet dobrze: Hermiona zapomniała na chwilę o swoich problemach i prowadziła „konwersację” z synem Lucjusza Malfoya. Zanim pociąg dojechał do King`s Cross, Dracon zdjął jej kufer i postawił na ziemi. Mile ją tym zaskoczył mimo tego, że nie zapomniał tego złośliwie skomentować. Podziękowała mu grzecznie zarówno za spędzony czas jak i za pomoc z bagażem. Porozmawiali ze sobą jeszcze chwilę, a potem każde z nich poszło w swoja stronę.

* Wersja orginalna tytułu „Don't tell me to go back home for Xmas “Sam tytuł powstał przy korekcie Lamii -- > dzięki Lamuś^^

- - - -
Długo się zastanawiałam czy wkleić tutaj "Gwiazdkę", jak skracam tytuł.Kit powiedziała, żebym wkleiła a więc to robię. Nie wiem tylko jak zareagujecie... Zobaczymy
pozdrawiam
sonka

Ten post był edytowany przez sonka: 13.12.2004 20:25


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sonka
post 13.12.2004 20:24
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Oto część trzecia, ostatnia.
sonka

III.


I think I'm breaking out
I'm gonna leave you now
There's nothing for me here
It's all the same
And even though I know
That everything might go
Go downhill from here
I'm not afraid


[Yellowcard; Way Away; album : Ocean Avenue (2003)]


- Dziecko, przyjmij wyrazy współczucia. Znałem dobrze twoją matkę. To była... – zwrócił się do niej pan Madison, przyjaciel ojca z kliniki Granger & Sommers.
Był dwudziesty szósty grudzień, drugi dzień Świąt, a Hermiona stała na cmentarzu St. Brunhill Fileds* i przyjmowała kondolencje od ludzi, których ledwo znała i rodziny, której nie widziała od kilku lat. Przed chwilą zakończył się pogrzeb jej mamy, a jeszcze czekała ją stypa. Najchętniej to by w ogóle się na niej nie pojawiła, ale ojciec był nieubłagany... a ona nie miała zamiaru ryzykować jego gniewu. Najbliższe dni chciała przeżyć w spokoju, cała i zdrowa dojechać do Hogwartu.
Kolejka żałobników przesuwała się powoli, a każdy z nich składał coraz to wymyślniejsze i łzawe mowy pod adresem świętej pamięci Elen Granger.
Gdyby chociaż ją znali pomyślała Hermiona, gdy była przyjaciółka matki ze szkoły składała na jej policzku całusa.
Znali się nieśmiało zauważył „Albus”.
Akurat prychnęła dziewczyna Jeśli tak bardzo ją cenili to gdzie się podziewali, gdy ich najbardziej potrzebowała? spytała z goryczą.
Głosik nie odpowiedział.
A milcz sobie! Tak pewnie najlepiej warknęła w duchu Hermiona.
Właśnie, gdzie byli ci wszyscy ludzie, gdy jej matce działa się krzywda? Gdzie była babcia Mary... albo wujek Tom? Gdzie oni wszyscy byli? Hermiona przygryzła wargę by stłumić chęć wybuchnięcia płaczem.
Panno Granger, jest pani dziwna stwierdził „Albus” Jak można tak powstrzymywać emocje? To szkodliwe dodał.
Możliwe odpowiedziała mu Hermiona i wyjęła na wszelki wypadek chusteczkę z kieszeni płaszcza. Zacisnęła ją mocno w dłoni. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to chusteczka Malfoya.
Niesamowite stwierdził poruszony „Albus”.


Stypa zakończyła się o dziewiątej wieczorem, kiedy to dom przy Victoria`s Alley numer 15 jako ostatni opuścił wuj Tom wraz z małżonką. Sama impreza przebiegła bardzo spokojnie: wszyscy wspominali jej mamę bądź też rozwodzili się nad problemami tego świata (głównie nad polityką). Równie spokojnie jak samo przyjęcie minęły Hermionie dwa dni Świąt: ojciec był nienaturalnie cichy i ani razu nie zajrzał do kieliszka. Hermiona miała przeczucie, że jest to tylko cisza przed tak zwaną burzą.
- Wychodzę – oznajmił Reymot Granger, gdy Hermiona zmywała naczynia.
Skinęła głowa na znak, że zrozumiała. Nie pytała się gdzie idzie i po co, ponieważ bardzo dobrze wiedziała, choć starała się tej wiedzy nie dopuszczać do świadomości.
Usłyszała trzask drzwi wejściowych, a następnie drzwi Opla Corsy ojca. Dopiero, gdy dobiegł ją oddalający się warkot silnika, pozwoliła sobie na płacz. Po raz pierwszy od dwóch dni mogła popłakać głośno nie obawiając się, że ojciec będzie na nią krzyczał. Przez godzinę chodziła po domu nie mogąc sobie znaleźć miejsca, aż w końcu poszła do swego pokoju. Przebrała się w dżinsy i czarny, dziany golf, który dostała od pani Weasley na Gwiazdkę, po czym wzięła pierwszą z brzegu książkę i zaczęła ją przerzucać. Musiała w jakiś sposób zagłuszyć obawy przed nadchodzącymi dniami, a czytanie wydało jej się najlepszym rozwiązaniem.
Nie lepiej zasnąć? zapytał „Albus”, gdy Hermiona położyła się na łóżku.
- Nie – odpowiedziała Hermiona i utkwiła wzrok w tekście.

*

Obudził ją hałas dochodzący z dołu. Przez chwilę pomyślała, że ktoś się włamał, ale gdy do jej uszu dobiegł odgłos tłuczonego szkła, szybko zarzuciła tę myśl. Gdy podnosiła się księga upadła z cichym „plask” na podłogę. Gryfonka przetarła oczy i spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na szafeczce nocnej obok łóżka: dochodziła pierwsza w nocy.
Przez chwilę siedziała w bezruchu i nasłuchiwała – łoskot nie ustawał.
Wstała, chwyciła różdżkę ( Stała czujność – jak mawiał Moody) i na paluszkach podeszła do drzwi. Najciszej jak tylko mogła wyszła na korytarz i zeszła po schodach na dół. Nie zapałała światła w holu i ruszyła w kierunku kuchni, skąd dochodził hałas. Smuga światła padła przez uchylone drzwi na korytarz. Hermiona czuła jak żołądek skręca się jej ze strachu. Podeszła powoli do drzwi i nieśmiało zajrzała przez szparę.
Nie dobrze szepnął „Albus”.
Kuchnia przypominała pobojowisko: wszędzie porozsypywana była mąka mieszająca się z innymi przyprawami i skorupkami po rozbitych talerzach, kubkach i szklankach. Ponadto wszystkie szafki były pootwierane, a resztki radia leżały pod ściana naprzeciwko drzwi. Po środku tego chaosu stał chwiejący się na nogach Reymont Granger z butelką whisky w jednej ręce i talerzem w drugiej.
Hermiona pisnęła z przerażenia, lecz szybko zatkała sobie usta dłonią i cofnęła się w mrok holu. Mimo wszystko pan Granger musiał ją usłyszeć, gdyż dobiegło ją bicie szkła.
UCIEKAJ! wykrzyknął „Albus”.
Nie musiał powtarzać. Nastolatka odwróciła się i ile sił w nogach pobiegła do swego pokoju. Gdy zamykała drzwi usłyszała dźwięk przypominający odgłos obijania się czegoś o ściany. Przekręciła klucz w zamku i szybko rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, w co mogłaby się spakować.
- HELMIONLA ! – usłyszała ryk ojca dochodzący ze schodów, a po nim łoskot czegoś upadającego. Serce biło jej jak oszalałe, ale zdołała wygrzebać z szafy plecak. Wpakowała do niego pierwsze z brzegu książki, które leżały na biurku, jakiś zeszyt i długopis. Z regału zgarnęła kosmetyki, portfel, dokumenty i ramkę ze zdjęciem matki, a na sam wierzch upchnęła kilka bluzek, spódnicę, szatę i bieliznę. Ledwo zapięła plecak, gdy ojciec załomotał do drzwi.
- Otwieraj w tej chwili, smalkulo – krzyczał.
Pod siłą uderzeń klucz wypadł z zamka. Hermiona zacisnęła palce na różdżce, wzięła plecak i zrobiła kilka kroków do tyłu. W tym samym momencie drzwi wyleciały z zawiasów uderzyły z hukiem o podłogę. Ojciec wkroczył chwiejnym krokiem do jej pokoju.
- Nie zbliżaj się do mnie! – wykrzyknęła wyciągając różdżkę przed siebie.
Reymont przez chwilę stał jak sparaliżowany, po czym roześmiał się głośno.
- Nie odwazys sę – wysyczał robiąc krok do przodu i wbijając w nią przekrwione oczy.
- A założymy się? – spytała, a ton jej głosu był zimniejszy niż powietrze na Antarktydzie.
- Wyzucą cię z Hogwa... z tej piepzonej skoły... I co wtedy zrobisz? Gdzie pójdzies? – spytał unosząc znacząco brwi i robiąc kolejny niezdarny krok w jej stronę.
- Nie twój biznes – wycedziła przez zęby. I choć ojciec miał w pewnym sensie rację panna Granger nie miała teraz czasu by nad tym pomyśleć. Tymczasem mężczyzna zbliżył się do niej zanadto.
- EXPELLRIAMUS! – ryknęła i czerwony promień ugodził Reymotna Grangera w pierś. W następnej chwili ojciec przeleciał przez pokój, uderzył o ścianę obok drzwi i spadł na podłogę na wznak. Po jego czole pociekła strużka krwi.
Uciekaj póki możesz nakazał jej „Albus” Na marginesie, ładnie ci wyszedł ten Epellriamus dodał, jednak panna Garnger go nie słuchała. Zarzuciwszy plecak na plecy wybiegła z pokoju. W holu chwyciła płaszczyk i chwilę później znalazła się na pustej ulicy. W biegu narzuciła na siebie płaszcz, a różdżkę schowała do plecaka, który później założyła sobie na plecy.
Zdawała sobie sprawę, że dopiero co użyła silnego zaklęcia rozbrajającego wobec Mugola w związku z czym została prawdopodobnie skreślona z listy uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Złamała przecież prawo, ale nie przejęła się tym aż tak bardzo. Zrobiła to w obronie własnej i żałowała tylko, że nie uczyniła tego wcześniej, przed śmiercią mamy.
Pośród ciszy nocy usłyszała szelest skrzydeł. Odwróciła się i w mdłym świetle sączącym się z latarni ujrzała nadlatującą sowę. Kilka sekund później pod jej nogi spadł list opatrzony pieczęcią Ministerstwa Magii. Podniosła go i szybko otworzyła.

Szanowna Panno Granger!

Z poufnego źródła otrzymaliśmy doniesienie, że dziś, dziesięć minut po pierwszej, użyła Pani Zaklęcia Rozbrajającego wobec nieczrodzieja
( mugola).
Wydarzenie to stanowi poważne naruszenie Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i dlatego też została Pani zawieszona w prawach i obowiązkach ucznia w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart do odwołania. Ostateczna decyzja o Pani wykreśleniu z listy uczniów powyżej wymienionej szkoły zapadnie po dokładnym zapoznaniu się z okolicznościami tego zdarzenia. Ponadto zmuszeni jesteśmy Panią powiadomić o konieczności stawienia się na przesłuchanie w Ministerstwie Magii trzeciego stycznia o godzinie 9 rano.
Wyrażam nadzieję, że Święta minęły Pani w miłej atmosferze.

Z poważaniem
Mafalda Hopkirk
Wydział Niewłaściwego Użycia Czarów
Ministerstwo Magii
*****

Hermiona przeczytała raz jeszcze pismo, a następnie złożyła je i włożyła do kieszeni płaszcza. Potem ruszyła w dalszą drogę.
W jej serce wstąpiła nadzieja – skoro ją zawiesili to nie wszystko stracone. Mogli ją od raz wyrzucić, ale najwidoczniej chcieli wyjaśnić dlaczego użyła Expellriamusa.
Gdzie pójdziesz? przypomniały jej się słowa ojca.
Przystanęła.
Właśnie: gdzie?
Ruszyła w dalszą drogę. Oczywiste było, że uda się do centrum miasta. Ale co potem? Gdzie potem wyruszy?
Do babci? Nie, tam ojciec będzie jej szukał w pierwszej kolejności.
Do cioci Jess i wuja Toma? Też nie bo to rodzina ojca. Sami zadzwoniliby do niego, gdyby Hermiona tylko przekroczyła próg ich apartamentu.
Do Hogwartu? To nie był wcale taki głupi pomysł, gdyby nie fakt, że zawieszono ja w prawach ucznia. Poza tym wracać do szkoły w połowie przerwy świątecznej? Nawet Dumbledore nie byłby taki głupi by uwierzyć w bajkę o stęsknieniu się za przyjaciółmi. Szczególnie po tym, co wydarzyło się niespełna pół godziny temu.
Nie miała nawet pieniędzy by zatrzymać się w jakimś londyńskim schronisku. Z resztą tam by jej pewnie również szukali.
Chyba że... zaświtało jej w głowie.
O! Panna Granger ma pomysł! ucieszył się „Albus”.
Schronisko nasunęło jej na myśl czarodziejski bar w centrum Londynu – Dziurawy Kocioł.
Dziurawy Kocioł wydał jej się najlepszym rozwiązaniem. Po pierwsze: na pewno znajdzie tam wolny pokój, w którym będzie mogła mieszkać do czasu przesłuchania. A co potem to będzie się martwiła później. Po drugie: Kocioł jest tańszy od mugolskich hoteli, gdyż funty są inaczej przeliczane na Galeony. Po trzecie: pub jest uplasowany blisko Pokątnej wobec tego będzie mogła wysłać list do Harry`ego i Rona. I w końcu: ojciec będzie tak zajęty poszukiwaniem jej w mugolskim świecie, że nie będzie miał głowy do szukania córki wśród czarodziejskiej społeczności. Przynajmniej do trzeciego stycznia...
Powiał zimny, północny wiatr. Hermiona zarzuciła kaptur na głowę i opatuliła się szczelniej płaszczem. Dziękowała w duchu pani Weasley za zrobienie takiego ciepłego golfu bo inaczej by zamarzła.
Wreszcie dobiegła do głównej drogi wyjazdowej z osiedla: tutaj nawet w święta jeździły samochody. Liczyła na to, że uda jej się złapać okazję.
Ryzykujesz powiedział dumblo - podobny głosik.
Życie to ciągłe ryzyko. Poza tym już zaryzykowałam odpowiedziała mu w myślach i wyciągnęła rękę z kciukiem uniesionym do góry.
Samochody mijały ją nie racząc nawet zwolnić. Światła reflektorów raziły nastolatkę w oczy i oświetlały zarumienioną z zimna twarz.
Tymczasem zaczął prószyć śnieg. Kilka minut później nad Londynem rozszalała się śnieżyca. Hermiona poprawiła plecak i kaptur i szła dalej. I właśnie w tym momencie zatrzymał się przy niej duży jeep. Jego właściciel otworzył drzwi. Gryfonka podeszła do auta i niepewnie pociągnęła za klamkę. Okazało się, że w środku siedział starszy mężczyzna o miłej aparycji i czarnych włosach przeplatanych siwymi pasmami.
- Wskakuj. To nie jest pogoda na spacerek – zaprosił do środka wskazując miejsce obok siebie. Gryfonka wsiadła do auta mimo lęku, który nagle się w niej odezwał.
Ruszyli.
- Gdzie cię podrzucić? – spytał mężczyzna zerkając na nią ponad kierownicą.
- Do centrum – odrzekła zdejmując plecak i kładąc go sobie na kolanach.
- Zdejmij też kaptur i rozepnij się bo się spocisz – poradził jej. W samochodzie rzeczywiście było ciepło.
- Nie za późno na podróż? – zagaił. Nie odpowiedziała.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała nutka rozbawienia. Hermiona posłała mu przepraszający uśmiech i zacisnęła dłonie na materiale plecaka.
- Skoro już mamy razem jechać to może się przedstawisz? – przerwał milczenie.
Panno Granger, kultura przede wszystkim upomniał ją „Albus”.
Hermiona nie była skora do głębszego zapoznania się z tym człowiekiem, jednak przyznała głosikowi rację – wypadało się chociaż przedstawić.
- Hermiona – powiedziała.
- Adam, miło mi – podał jej rękę ponad kierownicą. Uścisnęła ją nieśmiało. – To co taka ładna dziewczyna jak ty robi o drugiej w nocy, dzień po świętach na dworze? – zapytał.
- Eee... – bąknęła Hermiona. Nie miała ochoty tłumaczyć się nikomu, gdyż nie chciała zostawiać za sobą zbyt wielu śladów.
- Okey, jak nie chcesz to nie mów – rzekł po dłuższej chwili milczenia Adam.
- Nie oto chodzi - zaczęła Hermiona – przepraszam... jestem po prostu zmęczona, a ostatnimi czasy nie spałam zbyt długo – wyjaśniła i westchnęła. Kierowca pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nic nie szkodzi – odpowiedział.
Nie odzywali się już za wiele: Adam skupił się na prowadzeniu auta, a panna Granger pogrążyła się w rozmyślaniach.
Równie dobrze mogła wyciągając różdżkę i podjechać pod Kotła wezwanym Błędnym Rycerzem, ale wolała nie kusić losu. Przecież od zawieszenia do całkowitego usunięcia z Hogwartu dzielił ją tylko jeden krok. Zaczęła się zastanawiać nad formą przesłuchania. Harry stanął przed całym czarodziejskim sądem, ale przecież wówczas była inna sytuacja: Ministerstwo chciało go zdyskredytować w oczach czarodziejskiego świata i nie dopuszczało do siebie informacji o powrocie Lorda Voldemorta.
A teraz?
Teraz byli przecież zbyt zajęci walką z czarnoksiężnikiem by stawiać ją za Expellriamusa przed Wizangamotem. Z resztą nie jest przestępczynią. Broniła się tylko...
Wspomnienie wydarzenia z dzisiejszej nocy sprawiło jej ból więc szybko je od siebie odgoniła. Jej myśli zaczęły krążyć wokół szkoły.
Wierzyła, że pozwolą jej wrócić do Hogwartu, ale nie miała pojęcia jak da sobie w niej radę bez potrzebnych jej pomocy naukowych i części podręczników. Nie wiedziała nawet jakie książki zgarnęła do torby podczas ucieczki. Owszem, w szkole działa bardzo bogato wyposażona biblioteka, ale co z tego jeśli Irma Pince, która sprawowała pieczę nad magicznym księgozbiorem, wyganiała wszystkich uczniów równo o dwudziestej wieczorem podczas, gdy Hermiona przesiadywała nad księgami do północy?
Chyba będę musiała kupić coś na Pokątnej pomyślała obserwując krajobraz miasta.
Drugim problemem był szkolny mundurek. Co prawda, wzięła jedna bluzkę, spódniczkę i szatę, ale to stanowczo za mało. Poza tym w szkole wymagano specjalnej garderoby: płaszcz ze srebrnymi zapinkami, krawaty, tiary, rękawice nie wspominając już o innych sprawach. Ona to wszystko pozostawiła w kufrze.
Zawsze istnieje coś takiego jak Lupmeks, droga panno odezwał się „Albus”.
Hermiona przyznała mu rację i postanowiła, że będzie musiała odwiedzić taki sklep, gdy znajdzie się na Pokątnej.Chyba nawet kiedyś w nim była... ale to było w trzeciej klasie.
Dasz sobie radę pocieszył ją „Albus”.
Chciałabym odpowiedziała mu w myślach.
- ... wysadzić? – na ziemie sprowadził ją głos Adama. Spojrzała na niego nieprzytomnie.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Czy mógłby pan powtórzyć?
- Zapytałem, gdzie chcesz wysiąść w centrum – powtórzył spokojnie kierowca.
Hermiona wyjrzała przez okno. Poznała, że znajdują się na Euston Road **.Pamiętała, że by dojść do Dziurawego Kotła należało skręcić w Upper Woburn.
- Na rogu Upper Woburn** – odrzekła.
- Mogę cię wysadzić pod King`s Cross. Z Upper Woburn jest spory kawałek do dworca – wyjaśnił i dodał – Londyn nocą jest nie bezpieczny. Nawet dzień po Świętach.
- Poradzę sobie – zapewniła go.
Chwilę później pan Adam zatrzymał samochód na rogu Upper Woburn i Euston Road.
- Dziękuję za podwiezienie – zwrócił się do niego, gdy wysiała z auta.
- Jesteś pewna, że nie chcesz podjechać pod King`s Cross? – spytał przechylając się w jej stronę ponad skrzynia biegów.
- Taaak – przytaknęła – Raz jeszcze dziękuję – uśmiechnęła się do niego.
- Nie ma za co – odwzajemnił uśmiech – Uważaj na siebie – spoważniał. Hermiona uśmiechnęła się uspokajająco, a następnie zamknęła drzwi. Adam pomachał jej jeszcze na pożegnanie i ruszył. Chwilę później panna Granger została sama.
- Ech – westchnęła i ruszyła w dół ulicy. Śnieżyca ustała, chmury zostały rozwiane przez wiatr osłaniając ciemnogranatowe niebo, z którego mrugało do niej miliardy gwiazd. Gdy przechodziła obok jakiegoś zaułka u słyszała hałas. Serce podskoczyło jej do gardła i przyspieszyła kroku.
Kilka minut później skręciła w Tavistock**, przy której to znajdował się Dziurawy Kocioł ***.Przeszła parę kroków i stanęła przed drzwiami obskurnego pubu.
No i jesteśmy na miejscu oznajmił „Albus”.
Hermiona podeszła do drzwi i zapukała. Pukała tak dopóty, dopóki nie usłyszała szczęku zasuwki i skrzypienia naciskanej klamki. Odsunęła się od wrót, w których kilka sekund później stanął barman Tom. W ręku trzymał lampkę oliwną, którą oświetlił twarz dziewczyny. Nie wyglądał na zaskoczonego jej nagłą wizytą.
No tak... przecież to jest pub całodobowy przemknęło jej przez głowę, gdy mrużyła oczy przed światłem lampy.
- Czy ma pan może jakiś wolny pokój? - zapytała obojętnie jakby pytanie o takie rzeczy o drugiej nad ranem było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
- Tak, panno Granger – odpowiedział po dłuższej chwili i zrobił miejsce w wejściu. Nastolatka była zaskoczona, że ją pamiętał. Chociaż... chyba nie trudno było zapomnieć kogoś, kto spędzał w tym miejscu połowę wakacji prawie co roku.
Dziewczyna weszła do środka i Tom zamknął drzwi. Następnie poprowadził ją po wąskich schodach do góry, do pokoju z mosiężną dziewiątką zawieszoną na drzwiach.
- Proszę potrzymać – podał jej lampkę, a sam wyjął pęk kluczy i otworzył największym i najmniej zniszczonym drzwi by zaprosić ją gestem do środka. Hermiona oddała mu lampę i weszła.
- Dziękuję... Czy mogłabym jutro zapłacić za pokój? - spytała nieśmiało.
- Oczywiście, panno Granger. Jak długo zamierza pani u nas gościć? – spytał barman.
- Do czwartego stycznia – odpowiedziała. Tom o nic więcej nie pytał. Powiadomił ją tylko, o której będzie śniadanie i pożegnał się. Następnie wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi.
Hermiona zdjęła plecak z ramienia i postawiła go na najbliższym krześle. Potem podeszła do łóżka i położyła się. Nie dbała o to, że nadal ma na sobie płaszcz. Była potwornie zmęczona, ale szczęśliwa nawet jeśli ceną szczęścia było zawieszenie.
Gratuluje odwagi, panno Granger rzekł „Albus” i ziewnął.
Hermiona nie odpowiedziała.
Czy to aby na pewno była odwaga? A może głupota? Albo jedno i drugie?
Gryfonka nie miała sił by się nad tym zastanawiać w tej chwili.
Zmorzył ją sen.

Koniec Części Pierwszej ****

* Cmentarz istniejący naprawdę.
** Ulica istniejąca naprawdę w centrum Londynu.
*** Nie wiem, gdzie dokładnie jest Dziurawy Kocioł wiec umieściłam go przy tej ulicy
**** Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi
***** Za radą (jesli moge to tak nazwać)Leszka założyłam, że
uczniom mozna używać magii w domu,ale nie wolno jej wykorzystywać wobec Mugoli w celach, hymm... powiedzmy, walki. Dlatego też Hermiona dostała zawiwadomienie.

p.s List do Hermiony powiadamiajacy ją o zawieszeniu w prawach ucznia wzorowany jest na listach Ministerstwa do Harry`ego Potteraz z książek "HP i Komnata Tajmenic" oraz "HP i Zakon Feniksa"


----

Część druga w toku:)
sonka


--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sonka   Nie Każ Mi Wracać Do Domu Na Gwiazdkę [zakończone]   11.12.2004 17:07
Nimfka   A więc tak... Mam mieszane uczucia po przeczyt...   11.12.2004 18:55
Galia   Powiem szczerze, ze tak jak Nimfka nie wiem do...   11.12.2004 20:14
kkate  

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 17:28