Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)
kkate |
22.10.2004 20:41
Post
#1
|
Czarodziej Grupa: slyszacy wszystko.. Postów: 894 Dołączył: 10.03.2004 Płeć: Kobieta |
Witam
Oto pierwsza część fan ficka pt. "Jedyna, która go rozumiała". Pomysłodawczyniami jesteśmy ja (kkate) i Smerfka. Natomiast jeśli chodzi o autorów, są to: - kkate - Smerfka - Anulcia Życzę wam miłej lektury. Mam nadzieję, że się spodoba. W imieniu swoim i współautorek proszę o dużo szczerych komentarzy ! JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA CZĘŚĆ PIERWSZA „Miłość jest jak spacer podczas drobniutkiego deszczu…. Idziesz, i dopiero po chwili orientujesz się, że przemokłeś – do głębi serca” Autor nieznany Była chłodna, marcowa noc. Srebrny blask wschodzącego księżyca powoli oświetlał całą Dolinę Godryka, wydobywając z mroku zarysy kilkunastu domów i drzew. Panowała błoga cisza, czasem tylko przerywana krzykiem sowy lub cichutkim szelestem bezlistnych jeszcze gałązek poruszanych delikatnie przez chłodny wiatr. Wszystkich mieszkańców wioski Roseville już dobre parę godzin temu zmorzył słodki sen. Ale czy wszystkich…? Przez jedną z uliczek przebiegł nagle mały, tłusty szczur. Rozglądając się dookoła i węsząc czujnie, wskoczył na parapet jednego z domów. Jedynego, w którym wciąż paliło się światło... * * * - Rogacz, bądź no dobrym kumplem i zasponsoruj mi jeszcze jedno kremowe! - Że co? JESZCZE JEDNO? Nie ma mowy! Jak tak dalej pójdzie, wypijesz mi całe zapasy! - No dobra… obejdzie się… - westchnął Syriusz. – Chociaż… - dodał po chwili, spoglądając łakomym wzrokiem na (zaledwie!) do połowy opróżnioną butelkę Remusa stojącą na stole. Lupin zerknął na niego, po czym z chytrym uśmieszkiem sięgnął po piwo i wysączył spory łyk napoju, a na jego twarzy pojawił się wyraz błogiego zadowolenia. Łapa oblizał się ze smakiem. - Syriuszu, wszyscy zdążyliśmy się już przekonać, jak bardzo lubisz piwo kremowe – odezwała się Lily Potter, wchodząc do pokoju i zerkając na pokaźny stos pustych butelek – ale bez przesady... Poza tym, miałeś swoje... cztery – dodała z uśmiechem i usiadła obok Jamesa, który natychmiast objął ją ramieniem. - A właściwie to co jest z Glizdogonem? – spytał James. – Ostatnio w ogóle nie chce przychodzić na nasze wieczorki towarzyskie. - Mówi, że jest zajęty pracą dla Zakonu… - odparł Remus, marszcząc lekko brwi. Syriusz wydał z siebie coś między prychnięciem a parsknięciem śmiechem. - Zajęty?! Taa, na pewno ma co najmniej dziesięć razy więcej roboty niż my… Nie, na serio to ja myślę, że biedak po prostu zaklinował się w jakimś kanale… Salon w domu Potterów zatrząsł się od śmiechu dwóch Huncwotów i Lily. Kiedy przebywali w swoim towarzystwie, każdy powód był dobry do wzbudzenia ogólnej wesołości. Tak było i tym razem… Syriusz zacząć zwijać się na kanapie i o mało co nie wpadł pod stół, James wylał na siebie pół butelki piwa, a Lily wpatrywała się w nich lekko zdegustowanym wzrokiem, jednocześnie sama dusząc się ze śmiechu. Tylko Lunatyk się nie roześmiał. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w czerwoną różę wyhaftowaną na obrusie i zdawał się jakby nie zauważać ogólnego harmideru, jaki wokół niego zapanował. Myślami był teraz zupełnie gdzie indziej. Dopiero, gdy Syriusz walnął go w plecy, rycząc ze śmiechu i ocierając łzy, Remus podskoczył i w końcu zmusił się do krótkiego chichotu. - Coś się stało, Remus? – zaniepokoiła się Lily, a jej jasnozielone oczy zaczęły dziwnie błyszczeć. - Nic… - uśmiechnął się z trudem. - Nie martw się... - No pewnie, że nic! – Rogacz zachichotał, ale po chwili spojrzał na przyjaciela ze współczuciem. – Lunatyk po prostu już się boi następnej pełni… To nic poważnego, kochanie – pocałował Lily w policzek. – Nie martw się o naszego starego Remuska. Ale ona nadal uważnie przypatrywała się Lupinowi. Ostatnio zachowuje się dziwnie, myślała, patrząc na niego. Jest taki smutny, przygaszony… rozkojarzony… Może ma jakiś problem? Może... Ale w tym momencie jej rozmyślania przerwał nie kto inny jak James Potter, zwany Rogaczem, a także jej mężem. - Dobra, słuchajcie! – zawołał dziarskim tonem – Może zrobimy sobie małą balangę?! W końcu jest piątek wieczór! Mam nową płytę Pędzących Hipogryfów, jest naprawdę świetna! Mają takie fajne, rytmiczne kawałki… - Jasne, czemu nie? – ożywił się Syriusz, który po tym, jak zdołał uspokoić się po nagłym ataku śmiechu, zaczął drzemać z głową opartą na ramieniu Remusa. – Zaczynamy? Co ty na to, Luniaczku? - Chłopaki. jest druga w nocy! – syknęła Lily. – Sąsiedzi… - Eee… tam – ziewnął Syriusz, a ramię Lunatyka znowu zaczęło pełnić rolę podparcia dla jego głowy. Remus popatrzył na nich i głośno przełknął ślinę. - Nie wiem, ale… ja… chyba muszę iść. – wyjąkał. - No coś ty, już? – na twarzy Jamesa pojawiło się niezadowolenie. – Teraz, kiedy będzie najlepsza zabaaaaaa….wa? – teraz i on ziewnął. – Nie, Lily, mi się wcale nie chce spać… Mam ochotę się bawić! Ej, Remus, ty naprawdę idziesz? – zaniepokoił się, widząc, że Lupin ma zamiar wstać. – Nie żartuj… - Nie, naprawdę lecę – westchnął Remus, podnosząc się, co spowodowało, że Syriusz, pochrapując cicho, osunął się na kanapę. – Trzymajcie się. Po chwili włożył buty i płaszcz. Miał już wychodzić, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się. Lily. Przez chwilę patrzył prosto w jej oczy. Dostrzegł w nich niepokój... - Naprawdę wszystko w porządku? – szepnęła. - Tak, nie martw się – Lunatyk uśmiechnął się do niej. – Po prostu muszę już iść, cześć. Kiedy Lily zamknęła drzwi, Remus odetchnął z ulgą. Dłużej nie wytrzymałby tego spojrzenia. Spojrzenia tych pięknych, zielonych oczu… Powolnym krokiem, pogrążony w rozmyślaniach zaczął iść w stronę swojego domu... Kiedy był w połowie ulicy, wszechobecną ciszę przerwał huk, który sprawił, że Remus, lekko wystraszony, podskoczył i rozejrzał się dookoła, poszukując źródła hałasu. Po chwili stwierdził, że to „tylko” muzyka, a konkretnie najnowsza piosenka Pędzących Hipogryfów, którą najwyraźniej zdecydował się włączyć James, i to na tyle głośno, że razem z nim słuchała jej cała ulica. Pośród ogłuszających dźwięków gitar i perkusji dało się słyszeć krzyki Lily: „WYŁĄCZ TO W TEJ CHWILI! JEST ŚRODEK NOCY!!!” Remus uśmiechnął się pod nosem i przyspieszył kroku, ponieważ w okolicznych domach zaczynały zapalać się światła. Poza tym siąpił drobny deszcz… Taak, uwielbiał te zabawne kłótnie Potterów… Lily i James bardzo się kochali, ale rozrywkowy charakter Rogacza, ujawniający się zwłaszcza w obecności Syriusza, często dawał o sobie znać. Następowały wtedy małe spięcia pomiędzy małżonkami, które zazwyczaj i tak po pięciu minutach kończyły się buziakiem na zgodę. Ale muzyka powoli cichła, a właściwie to Remus się od niej oddalał, dlatego też przestał myśleć o charakterze Jimmy’ego, a jego głowę zaprzątnęły inne myśli. Ostatnio nie mógł się od nich uwolnić. Czy tego chciał, czy nie (a raczej nie chciał), Lily Potter na dobre zagościła w jego skołatanym, udręczonym umyśle... „Do licha, Remus, przestań o niej myśleć! – przestań myśleć o Lily jakby była....Nie, przeżycia podczas ostatniej pełni chyba zupełnie pomieszały ci w głowie” - odgarnął z twarzy wilgotne kosmyki włosów. Powoli zaczynał być na siebie wściekły. „To naprawdę nie jest normalne!" - syknął. - "Chyba nie twierdzisz, że…” Remus, z racji swojej przypadłości, prawie nigdy nie chciał przyznawać się do swoich uczuć, nawet przed samym sobą. Teraz jednak nie mógł dłużej ukrywać, że dzieje się z nim coś dziwnego. Od jakiegoś bowiem czasu przebywanie w domu Potterów denerwowało go, poniekąd nawet irytowało. Co z tego, że i tym razem wszyscy tak doskonale się bawili. Wszyscy oprócz niego. On po prostu z jakiegoś dziwnego, nieznanego mu powodu nie mógł dłużej tam zostać. Remus miał wyrzuty sumienia. Było to bez wątpienia głupie i nielojalne, ale… drażniło go szczęście jego przyjaciół. - Remusie Lupin, opanuj się! Przecież to są najbliżsi ci ludzie! – mruczał do siebie - Jak możesz tak w ogóle o nich myśleć! Tak, niezmiernie się cieszę, że są szczęśliwi! Kto jak kto, ale oni na pewno na to zasługują! „Remusie, siebie nie oszukasz”– rozległ się jakiś cichy głosik w jego głowie – Nieprawda!!! - krzyknął na cały głos, który rozdarł ciszę nocy nad wioską Roseville. Lecz po chwili uznał, że własna głowa nie jest najlepszym kompanem do rozmowy, więc dalej szedł już w milczeniu. Po chwili doszedł do malutkiego, samotnie stojącego na uboczu domku. Wyglądał na ponury i opuszczony. Farba bliżej nieokreślonego koloru łuszczyła się na nim, a smętnie zwisające okiennice domagały się naprawy. Trawnik wyglądał, jakby nikt nie zajmował się nim od miesięcy. Remus rzucił okiem na ten ponury widok. Ale to wszystko nie było w tej chwili ważne ,,Nie zasługuję...na takich przyjaciół. Jestem zły… i beznadziejny” – pomyślał i westchnął głęboko, otwierając drzwi do mieszkania. Zamyślony nawet nie zauważył, jak cienki ogon szczura bezszelestnie zniknął w jednym z kanałów… C.D.N. Ten post był edytowany przez kkate: 08.08.2008 13:21 -------------------- just keep dreaming.
|
kkate |
11.04.2005 19:10
Post
#2
|
Czarodziej Grupa: slyszacy wszystko.. Postów: 894 Dołączył: 10.03.2004 Płeć: Kobieta |
Przedostatnia z już napisanych części.
JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA CZĘŚĆ SZÓSTA by kkate & Anulcia - Remus? Remus, żyjesz? – usłyszał nad sobą czyjś głos. Otworzył z trudem oczy i zobaczył nad sobą nieco rozmazany zarys twarzy. Zamrugał szybko i zobaczył Syriusza. Łapa uśmiechał się lekko, a na twarzy i rękach miał kilka drobnych zadrapań. - Taak… - mruknął Lupin. Szybko zorientował się, że leży na drewnianej podłodze w piwnicy. - Jak widać, żyję i mam się całkiem do… - tu spróbował się podnieść, ale wszystkie mięśnie miał tak potwornie obolałe, że z jękiem opadł z powrotem na ziemię. - Chyba nie do końca dobrze, co? – powiedział Syriusz, podając mu rękę i pomagając wstać. – Ale starczy ci już leżenia w tej zakurzonej komórce. Chodź na górę, napijesz się czegoś i od razu zrobi ci się lepiej. Po chwili obaj znajdowali się już w ciepłej kuchni. Remus usiadł na najbliższym krześle, przymknął oczy i wypuścił głośno powietrze z ust. - Nie mam siły – wyznał szczerze. Czuł się tak, jakby nie spał całą noc, tylko spędził ją na jakiejś wyjątkowo męczącej czynności. Prawdę mówiąc, tak właśnie było. - Kawki, herbatki, czy może… czegoś mocniejszego? – spytał Syriusz, krzątając się po kuchni. - Mocniejszego? Niby skąd… - Ej, Luniaczku, zapomniałeś o umiejętnościach wujka Łapy… Przemyciłem do ciebie jedną butelkę Ognistej… - A idź, ty pijaku – zażartował Remus, uśmiechając się. – Prosiłbym o herbatkę z odrobiną whisky… - O, jakie wymagania! Ale dobra… już się robi – odparł ochoczo Łapa, jednym machnięciem różdżki wyczarowując dwa kubki pełne gorącego napoju. – Też sobie zrobię – wyjaśnił, po czym dolał do każdego nieco bursztynowego płynu z ciemnej, szklanej butelki. Remus obserwował go jakby od niechcenia. Trzeba przyznać, że dziś Syriusz miał się najwyraźniej znakomicie, więc chyba nie… ale jednak, powinien go spytać. - A w ogóle to… jak dziś było? – zapytał Lupin, ostrożnie rozcierając sobie bolące mięśnie. Nagle poczuł pieczenie w okolicach łydki. Ostrożnie podwinął postrzępioną nogawkę spodni i zobaczył długie zadrapanie, z którego ciekły małe kropelki krwi. - Paskudna sprawa – syknął Syriusz, stawiając na stole herbatę. – Przepraszam, stary, ale musiałem cię powstrzymać od wyłamania drzwi… niechcący chyba cię drapnąłem – skrzywił się nieco. – W ogóle byłeś strasznie… agresywny. Zwykle są takie momenty, kiedy jesteś po prostu sobą… tym razem tylko przez chwilę… - Nic nie pamiętam – powiedział cicho Remus. Daremnie usiłował przywołać jakieś ślady wspomnień z ostatniej nocy… Ale pomiędzy momentem przemiany a obudzeniem go przez Łapę w jego pamięci była po prostu biała plama. - Dobrze, że już po wszystkim – westchnął. – A ty… bardzo oberwałeś? - Nie – odparł Łapa, popijając ze swojego kubka. – Tylko te parę zadrapań, normalka. Ale ty… no wiesz, Luniaczku, nie wyglądasz najlepiej. Może lepiej opatrzyć… - Zagoi się – rzucił Lupin. Nie chciał robić Syriuszowi kłopotów. Mało tego, przyszła mu do głowy myśl, że może on robi to z czystej litości. A Remus jak mało czego nie znosił, gdy ktoś się nad nim litował. Nagle przypomniał sobie dziwny, jak gdyby sarkastyczny ton, jakim Syriusz wczoraj pytał go, kto jego zdaniem może być szpiegiem… Nie chciał się nawet nad tym zastanawiać, chciał tylko nie wracać już do tej rozmowy. No chyba, że będzie musiał. W każdym razie postanowił zmienić temat. Ale przez kłąb myśli w jego głowie nagle przebiła się jedna… Potterowie wciąż nie wiedzą nic o Julii. - Wiesz… - zaczął nieśmiało. – Kiedyś trzeba będzie powiedzieć Jamesowi i Lily… prędzej czy później o tym usłyszą, a jeśli dowiedzieliby się zupełnie przypadkiem… z gazety, czy od kogoś obcego… - Remus zawiesił na chwilę głos. – Pójdę do nich jeszcze dzisiaj. Syriusz rzucił mu krótkie spojrzenie, ale tak, że nie zdołał odczytać wyrazu jego twarzy. To ten, którego oni posądzają o zdradę, oskarżają o sprzymierzenie Ciemnym Mocom… To właśnie on troszczył się o nich najbardziej. A sam był przecież w wystarczająco kiepskim stanie – to było po prostu widać. I na dodatek o niczym nie wie… Paradoks. A może to tylko gra…? Może tak właśnie postępują ci, którzy złożyli swoje życie na ręce Lorda, wstąpili na dożywotnią służbę? W takim wypadku Remus gra perfekcyjnie. Cóż, zawsze był perfekcyjny. Teraz mógł to dowolnie wykorzystać. Łapa drgnął nagle, po czym zawołał: - Nie! – poderwał się z krzesła, rozlewając herbatę; ale ujrzawszy zdziwioną minę Remusa, dodał szybko: – To znaczy… może lepiej… - Co? – uciął szybko Lunatyk. Całe wczorajsze i dzisiejsze zachowanie Łapy dawało mu coraz więcej do myślenia. - Nie powinieneś wychodzić dziś z domu, powinieneś odpocząć – odparł szybko Syriusz, siadając i jednym machnięciem różdżki neutralizując rozlaną herbatę. Remus zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem. Łapa przełknął głośno ślinę. - No dobra. W takim razie ty pójdziesz i… Ale w tym momencie coś zastukało w okno. Oboje odwrócili się i zobaczyli na parapecie brązowawego puszczyka. Lupin rozpoznał w nim sowę Potterów o imieniu… - Felek! – rozpromienił się Syriusz, podchodząc do okna. Remus zauważył, że na jego twarzy pojawiła się ogromna ulga. – Co dla nas masz? Sowa zahukała cicho, po czym wyciągnęła do przodu nóżkę, do której przywiązany był niewielki zwitek pergaminu. - Eee… to do mnie – mruknął Łapa, rozwijając list. – Od Jamesa. Pisze, abym w miarę szybko do niego przyszedł. - Rozumiem. – Remus wypił ostatni łyk herbaty (która, prawdę mówiąc, nieźle go rozgrzała) i odstawił kubek. – Idź, jeśli musisz… - Na pewno nie chcesz, aby ci w czymś pomóc? – spytał jeszcze Syriusz, ale gdy on potrząsnął głową, dodał: - To trzymaj się, Remus. Lecę… jakbyś czegoś potrzebował, daj znać. – zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia. - Pozdrów ich ode mnie… - powiedział jeszcze Remus. – I powiedz, że przyjdę, jak tylko będę mógł. Lecz coś w twarzy Syriusza wyraźnie go niepokoiło… Z jego oczu raczej nie dało się nic wyczytać, ale ostatnio dziwnie się zachowywał na każde jego wspomnienie Potterów. Łapa pokiwał wolno głową, nie spuszczając z niego swego czujnego jak zawsze spojrzenia. Może mu się tylko wydawało, ale miał wrażenie, że Syriusz przyglądał mu się w tej chwili owym swym wnikliwym, żeby nie powiedzieć „psim” wzrokiem. Nawet kiedy odwrócił się i wyszedł z kuchni, to uczucie towarzyszyło Remusowi nadal. Wziął ze stołu kubki po herbacie, z zamiarem wstawienia ich do zlewu. Lecz nagle… Przyjrzał się bliżej jednemu z nich - swojemu. A dokładnie znajdującym się w nim fusom. Tym razem nie mógł się mylić. - Lis… – szepnął, zaintrygowany. Widział ten kształt bardzo wyraźnie – nie miał żadnych wątpliwości. I musiał to sprawdzić. Utykając, poszedł do saloniku i klęknął przy biblioteczce z książkami. Ma, na pewno gdzieś to ma… Jest. „Demaskowanie przyszłości”. Książka co prawda pełna bzdur, ale… Szybko znalazł rozdział o wróżeniu z fusów, przejechał palcem po liście symboli… - „Lis” – odczytał cicho. – „Fałsz, zdrada, oskarżenia.” Zamarł, wpatrując się w tekst. Po chwili z trzaskiem zamknął ciężki wolumin. Po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że wróżbiarstwo to jednak stek bzdur. Położył się z westchnieniem na kanapie i przykrył się leżącym na niej kocem. Mała drzemka chyba dobrze mu zrobi. *** - Lada chwila powinien się zjawić – oznajmił James, wchodząc do pokoju. - Tak mówisz? – Lily siedziała na kanapie, karmiąc Harry’ego. – I co, masz nadzieję dziś wszystko ustalić? Rogacz usiadł obok niej. Przez chwilę patrzył, jak maluch zawzięcie ssie smoczka od butelki z mlekiem. Ale gdy napotkał pytające spojrzenie żony, odezwał się: - Musimy działać jak najszybciej. Ja… ja naprawdę chciałbym poczuć się bardziej bezpiecznie. A przynajmniej zapewnić bezpieczeństwo Harry’emu. Cokolwiek się stanie… chyba powinien być ochrzczony i mieć innego opiekuna, prawda? - A kto będzie ojcem chrzestnym? – spytała szybko Lily. Co prawda wiedziała, jaka będzie odpowiedź – wspólnie ustalili to tuż po narodzinach synka, ale… - Kogo mamy do wyboru? – Rogacz wzruszył ramionami. – To oczywiste, że… - Myślałam, że masz trzech przyjaciół – ucięła lodowatym tonem. - Ale w obecnej sytuacji… - James jakby trochę się zmieszał. Chcąc nie chcąc, znów zboczyli na tak bardzo ostatnio drażliwy temat. – Zrozum, to nie może być wystawna uroczystość. Nie może… Będziemy tylko my, Syriusz… chyba zaprosimy też Albusa. Tymczasem Harry zakończył właśnie konsumpcję mleka, co oznajmił głośnym piśnięciem. Lily drgnęła, po czym delikatnie go podniosła i posadziła na kolanach męża. Kiedy wstała z kanapy, Rogacz natychmiast zawołał: - Lily! Co się stało? Gdzie idziesz? Znów powiedziałem coś nie tak? Ale ona rzuciła mu tylko przelotne spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem na widok jego lekko przerażonej miny. Naprawdę tym razem nie miał powodu, by się martwić, chociaż… miała ważne plany na dziś i bynajmniej nie zamierzała z nich rezygnować. - Nie, w porządku – odparła, patrząc mu teraz prosto w oczy. Jej mina nie wyrażała niczego. James zmarszczył brwi. – Porozmawiasz z Syriuszem na temat chrzcin, a ja skoczę do Liz, dobra? - Ale… - zaczął Rogacz. – Po co, przecież ty też… - Nie martw się, niedługo wrócę. Muszę od niej pożyczyć jedną rzecz. Na razie. – pomachała im ręką i wyszła do przedpokoju. James wpatrywał się przez moment w otwarte drzwi salonu, po czym nagle zerwał się z miejsca i pobiegł za nią, wciąż z Harrym na rękach. - Lily! – krzyknął. – Zaczekaj! Obróciła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem, trzymając już dłoń na klamce. - O co chodzi? – spytała niecierpliwie. - Może jednak dasz sobie spokój… - mruknął James. – Wyglądasz dziś na bardzo zmęczoną… chociaż i tak jesteś śliczna, jak zawsze – dodał szybko. Harry zaśmiał się z uciechą. - Nie mogłam dziś spać – powiedziała krótko. – Niedługo wrócę, zdążę jeszcze pogadać z Syriuszem – powtórzyła. - Dobra, ale… uważaj na siebie – szepnął Rogacz, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Jasne. – szybko pocałowała jego i Harry’ego, po czym wyszła. Spojrzała w górę. Niebo pociemniało, przewijały się po nim bure chmury. Chyba zbierała się na deszcz. Westchnęła i szybkim krokiem udała się w dobrze znanym sobie kierunku. *** Granatowe niebo upstrzone jasno świecącymi gwiazdami. I duży, płynący po nim szary obłok… Nagle zza jego brzegu wychynął kawałek… połowa… teraz już cała, okrągła tarcza księżyca. Srebrzysty blask od niego bijący zalał całą polanę. A on stał, nie mogąc się poruszyć… Jasne światło padło na jego twarz. Wyczekiwał w napięciu, ale nic się nie stało. Zupełnie nic. Wciąż był człowiekiem. Nareszcie był wolny. Położył się wśród chłodnej, zroszonej trawy i przymknął oczy. Cóż za cudowne uczucie… Coś puszystego położyło się obok niego. To pewnie Luna. W pewnej chwili poczuł jak po całym ciele rozchodzi mu się przyjemne ciepło, gdyby ktoś otulił go miękkim kocem. Jednocześnie czuł, jak lekki wiaterek rozwiewa mu włosy. Jakie to miłe… Jednak czas już chyba wstać i wrócić do domu. Ale tu jest tak dobrze… Nagle usłyszał czyjś śmiech. Jakby przytłumiony, radosny śmiech. - Remus? Obrócił się na drugi bok. Znów ktoś chce go wyrwać z tej cudownej krainy. Nie, nie tym razem… Znów to samo. Wydał mu się dziwnie znajomy… - Przepraszam, ale teraz to i tak cię chyba obudziłam. Remus… Poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu. Z niechęcią otworzył oczy i o mało nie krzyknął ze zdumienia. Leżał na kanapie we własnym domu, koło niego rzeczywiście spała zwinięta w kłębek Luna, a nad nim pochylała się… - L-Lily! – wydusił, szybko unosząc się na rękach i siadając. – Na Merlina, dlaczego… - Przepraszam, nie chciałam cię budzić – odparła Lily, która wyglądała na lekko rozbawioną. – Kiedy przyszłam, zobaczyłam, że śpisz, i chciałam wracać, ale… wyglądałeś normalnie słodko… - zachichotała. - Że co? – Remus poczuł, że się gwałtownie czerwieni. – Słodko? - No, najpierw przykryłam cię kocem, a wtedy uśmiechnąłeś się przez sen tak… zupełnie jak Harry. Aż miałam ochotę wetknąć ci jakiegoś pluszaka, ale niestety żadnego w zasięgu wzroku nie było. Ale… to było tak rozczulające, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. No i się obudziłeś – zakończyła Lily, siadając obok niego na łóżku. – Ale mniejsza z tym… jak się czujesz? Lunatyk, który czuł się nieco zażenowany tym, co powiedziała mu przyjaciółka, wbił wzrok w podłogę. - Nie jest tak źle – odparł, głaszcząc Lunę. – Chociaż bywało lepiej. - Wyglądasz na zmęczonego… - zaniepokoiła się Lily. Uniósł głowę i napotkał jej spojrzenie. Przypominało ono trochę słynny, badawczy wzrok Albusa Dumbledore’a. A przynajmniej on miał zawsze dreszcze pod wpływem i jednego, i drugiego. – Widziałeś się dziś w lusterku? Pokręcił głową. To pytanie nieco go zaniepokoiło. - Masz. – Lily sięgnęła do kieszeni spodni, wyjęła małe, okrągłe lustereczko i podała je Lupinowi. Zerknął w nie z pewną obawą i uśmiechnął się kwaśno. Wyglądał tak samo okropnie, jak poprzedniego dnia, z tym że na jego twarzy i szyi pojawiło się kilka drobnych zadrapań. - Teraz widzę – mruknął. - Ale poza tym w porządku? – spytała Lily, a kiedy on nieśmiało kiwnął głową, dodała: - Chodź do kuchni, pogadamy trochę przy kawie. Wstała i wyszła z sypialni. Remus powoli poczłapał za nią. - Remus, ty utykasz! – zawołała, odwróciwszy się. – Co… - To nic takiego – odparł, siadając na krześle. Ale ona nie dawała za wygraną. Uklękła obok niego. - Która noga? Ta? Dobra… - podwinęła ostrożnie nogawkę. – Ajj… - syknęła. – Paskudne rozcięcie. I nic nie mówisz? Remus, myślałam, że chociaż ty… - Miałem się tym później zająć – powiedział. – Lily, naprawdę nie musisz… - Daj spokój… - mruknęła. – Gdzie masz apteczkę? Po pięciu minutach rana była już perfekcyjnie opatrzona. - Dzięki – Lunatyk uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. – W ogóle dzięki, że przyszłaś. Szkoda tylko, że nie wzięłaś Harry’ego. James też mógłby się przywlec… Łagodny uśmiech na twarzy Lily natychmiast zniknął. - Nie, wolałam przyjść sama. James miał chyba co innego do roboty. - Razem z Syriuszem? – spytał. Przymrużyła oczy. - Skąd o tym wiesz? - Kiedy Łapa był tu rano, dostał sowę od niego. Podobno miał natychmiast przyjść. - Mają swoje sprawy – szepnęła, odwracając wzrok. Remusowi wydało się, że dostrzegł w jej oczach jakiś błysk. Ale nie ten wesoły, który zwykł widywać, kiedy się śmiała. Nie wytrzymał dłużej. Złapał ją za ramię, zmuszając, by na niego spojrzała. - Lily, powiesz mi w końcu, co tu się dzieje? – powiedział. Przygryzła wargi. Jego wzrok był wręcz nie do zniesienia. - Nie wiem, Remus… nie wiem, czy mogę. Nie wiem, czy potrafię… Pierwsze krople deszczu zaczęły stukać o parapet. Kilka sekund później usłyszeli cichy grzmot. Po policzku Lily spłynęła jedna, samotna łza. C.D.N. -------------------- just keep dreaming.
|
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 23.09.2024 07:41 |