Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
Kitiara |
![]()
Post
#1
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
Hej, witam (i o zdrowie pytam). To
opowiadanie powstaje przy współpracy dwóch szurniętych autorek: Naginii i
mojej.
Ponieważ Nag ma problemy z komputerem, nie będę wklejała kolejnych rozdziałów tak zbyt szybko, więc zbrojcie się w cierpliwość. Ostrzegam, że tu są jeszcze bardziej "kwadratowe dialogi", niż w "I believe..." Przestrzegam też przed jedną z par jaka tu się pojawia, czyli Draco/Hermina. A terz życzę miłej lektury i spadam kit ZMOWA DZIEWIC Motto: Baby ain't it somethin' How we lasted this long You and me Provin' everyone wrong Don't think we'll ever Get our differences patched Don't really matter Cuz we're perfectly matched I take-2 steps forward I take-2 steps back We come together Cuz opposites attract And you know-it ain't fiction Just a natural fact We come together Cuz opposites attract [Paula Abdul, Opposites Attract] Prolog Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i brązowymi oczami gramoliła się między przedziałami pociągu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon. Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale kulturalną polemikę. Rąbnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła. - Żesz kurwa, kobieto jak chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia skuteczniej od wywalonej walizki. - Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci. - Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział pierwszy głos. Głosy brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście. ”O cholera!” – pomyślała ujrzawszy ich twarze – „Zabini i Malfoy...” - Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną torebką. - Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na nią uważnie, kogoś mu przypominała. - Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje? - O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej radości i rozbawienia. - Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały, chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał - Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna. Złość była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.” - Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w krótkich włosach... Dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła. W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny, Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego czystej krwi, ale przede wszystkim jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaźnił się już prawie rok temu. - Tere-fere, interesująca buzia.. interesujące to może być co innego – skrzywił się Draco. - Wszystko może być interesujące – filozoficznie odparł Blais. - Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym przeciwnikiem. - Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobatą swoją blond głową. Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był. – Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – złośliwy uśmieszek blondyna był wprost zniewalający mógł doprowadzić do szału. - Za tą krótką szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela. - Świnia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżką. - Zmiataj stąd natychmiast chamie jeden. - No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad jego głupotą - Sorry, Granger, ale... - Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę. Draco przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę. - I po co mówiłeś jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale! Casanova od siedmiu boleści się znalazł. Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał. - Czyżbyś był zazdrosny? - Niby o nią? Weź, bo cie śmiechem zabiję... Po prostu lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda. No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach. *** Hermiona była wściekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko. - Cześć, Gin. Siadaj i bądź cicho bo mam zły dzien. - Cześć, w porządku – Virginia wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres? - To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem. - Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę. - Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać? - Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem. *** Drugi tydzień września obfitował w wiele nowości. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca Rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wyłącznie dla klas szóstych i siódmych. Severus Snape, w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasą. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składaną u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym. Zabini z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czuł, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci gówniarze nie mają czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich? Przecież ją zaraz ktoś rozdepcze. Blais, jak przystało na dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i nie przejmując się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odciągnął na bok. Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona była na złoty brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo. - Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić. Jak będziesz starsza to zgłoś się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki. - Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćbyś był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać, a później wpuścić na imprezę... za darmo. - Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost uroczo. Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu. - Mam w dupie tą waszą imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu! - Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. - Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze bardziej. - Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej. Zabini stał i śmiał się rubasznie przez dobrą minutę. - Ale żeś teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze śmiechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywną aurą, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze zarżał z radości nad własnym dowcipem. - Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!). - Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci nie pasuje? - Co do ciebie to nie miałem wątpliwości... Próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne. Zabini wyjął papierosy i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesiąt dwa), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy. I właśnie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika ust. - Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz? - Panie profesorze, - odparł chłopak z największą powagą - ja nie palę... ja się delektuję. - A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini? - Zanim dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir. - Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu. - Ależ panie profesorze, ja tylko. Tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach? - No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykrością mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu. - Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla. Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem. - Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej. - Oczywiście sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne. - Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy. - Ależ panie profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną. - Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los... - Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia. - Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie. Severus spojrzał na kłębiąca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków. - Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?! Malfoy westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych: - Cisza motłochu!! Smoku ma głos! - Skromniś – syknął mu do ucha Blais. - Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!! Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną ręką. Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”, jak określił to Dracze. Stojąca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno: - Pewnie to ty byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy śmiechu wśród zebranych. - Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym wrednym uśmiechem. Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać. - Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zaczął kłębić się już tłumik. - Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda? - Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka. Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kładąc nacisk na każde słowo. - Zapłaciła dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację. - A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków. - O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła? - Dziś wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku. - Z moich?! - zaperzył się Draco. - Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo - Zwłaszcza jak przyjdą Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też. - Oni nie idą. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się szeroko. - Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie. - Myślisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się do siebie bardzo triumfalnie. Impreza zapowiadała się ciekawie... Ten post był edytowany przez Kitiara: 07.01.2005 17:13 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kitiara |
![]()
Post
#2
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
Zmowa dziewic
Autorki: Nagini, Kitiara uth Matar Wina i Kara Ginny bardzo niechętnie wybudzała się z pięknego snu. Było jej tak ciepło i przyjemnie i jeszcze te męskie ramiona, które ją otulały... Zaraz, zaraz! Jakie „męskie ramiona”, jak to „otulały”? Ginny próbowała gwałtownie usiąść na łóżku, ale nic jej z tego nie wyszło, zamiast tego obudziła potwora. - Wiewiórka, jest siódma rano, nie ruszaj się - mruknął Blaise i przyciągnął dziewczynę do siebie. - Puść - Ginny nie chciała być przyciągana, wręcz przeciwnie, gwałtownie próbowała się wyrwać. - Jestem silny i jest siódma rano, a ty mnie drażnisz rudzielcu, więc zaczynam być zły... Chcesz tego? Żebym się zezłościł i ci wlał parę klapsów na goły tyłeczek? Chyba nie. Śpij. Chłopak mocno przytulił do siebie trochę uspokojoną dziewczynę. Virginia nie protestowała. Był ciepły, przyjemnie pachniał i... delikatnie głaskał ją po plecach. Tylko dlaczego jego dłonie schodziły coraz niżej... - Zabini, łapy przy sobie - mruknęła cicho, a w odpowiedzi usłyszała tylko złośliwy chichot, ale dłonie mężczyzny powędrowały w górę. „Żeby on zawsze był taki zgodny” - pomyślała sennie, ale nie zastanawiała się nad tym dłużej. Biedaczka nie wiedziała, że następny dzień miał przynieść odpowiedź, z której jasno wynikało, że Blaise Zabini oczywiście nie zawsze jest zgodny, miły i łagodny. Czasami zachowywał się bardzo podle i złośliwie. Zawsze też dostawał to, na co miał ochotę. Zawsze. *** Hermiona obudziła się parę minut po godzinie ósmej i odruchowo przetarła oczy. Chciała się przeciągnąć, ale okazało się, że wbiła łokieć w coś ciepłego i twardego. Usłyszała cichy, niski pomruk niezadowolenie. Spojrzała w lewo; jej łokieć wbijał się w klatkę piersiową mężczyzny leżącego obok. Przystojny blondyn otworzył jedno szare oko i łypał na nią groźnie. - Śpij cholero, jest wcześnie. - Draco objął dziewczynę i mocno przytulił. - Nie ma sensu wstawać przed dziesiątą, chyba, że chcesz robić teraz coś... miłego, szczotuś. - Miło to ja cię mogę skrzywdzić - burknęła „szczotuś”, ale po chwili doszła do słusznego wniosku, że godzina ósma rano w czasie wolnym od szkoły nie jest porą do wstawania. Już miała się wygodnie ułożyć i zapaść w drzemkę, gdy poczuła, czyjąś dłoń na swoje piersi. - Malfoy, co ty do diabła wyprawiasz?! - syknęła i próbowała się wyrwać z jego uścisku. - Szczotuś, przecież wczoraj ci się podobało. Uspokój się, wiesz, że to nie będzie bolało. - Malfoy, mnie boli mózg na samą myśl, że mnie dotykasz - Hermiona spróbowała strącić jego dłoń, ale Draco był bardzo silny. Złapał ją za przeguby dłoni, pochylił się nad dziewczyną i pocałował delikatnie jej szyję. - Z tego co wiem, - wymruczał jej do ucha - mózg nie może boleć, Granger. Jego usta delikatnie musnęły płatek jej ucha. - Opowiadasz bajki... kłamiesz... a za kłamstwo powinno się karać, szczoteczko. Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, Draco zamknął jej usta swoimi wargami, jego język wtargnął do środka i wypowiedział wojnę jej językowi. Hermiona cicho jęknęła, nie mogła pogodzić się z tym, że jest jej przyjemnie i że ta kara wcale karą nie jest. Wreszcie odsunął się od niej i odezwał się bardzo poważnie. - Panno Granger, czy przyjmie pani swą karę w spokoju, jak przystało na porządnego prefekta naczelnego, a przede wszystkim Gryfona? Czy może będzie się chciała pani wyrywać, jak jakiś nieodpowiedzialny... - Ślizgon - dopowiedziała Hermiona parząc mu bezczelnie w twarz. - No, nie ładnie – złośliwy uśmieszek Dracona mógł być w tej chwili uznany za przykład książkowy tej odmiany „uśmiechu.. - Panna Granger się stawia i zarzuca Ślizgonom nieodpowiedzialność... Nieładnie... - A pan Malfoy, zdążył przed chwilą ukarać pannę Granger i raczy sugerować, że kary jeszcze nie było. To też nieładnie - odpowiedziała Hermiona i wbiła rozeźlony wzrok w blondyna. - Szczotuś... ja cię tylko pocałowałem a nie ukarałem... - złośliwy uśmiech Dracona podkreślały jeszcze jego zmrużone i wpatrzone w dziewczynę, z rozbawieniem, oczy. Chłopak szybkim ruchem znalazł się ponownie nad Hermioną i wymruczał jej do ucha: - Co wolisz? Pozycję sześćdziesiąt dziewięć, czy lańsko na goły tyłek? - Draco nie mówił oczywiście poważnie, chciał zobaczyć reakcję panny Granger, a ta okazała się iście zaskakująca... - Nie ma sprawy Malfoy, skoro tego tak bardzo chcesz... i skoro sprawi ci to tyle przyjemności, to kim że ja jestem żeby ci zabraniać? – stwierdziła z miną aniołka. Draco przez chwile patrzył na nią bez słowa, zastanawiając się czy czasami nie ma halucynacji, ale Hermiona wyglądała na całkiem poważną. Szybko sięgnął dłońmi do bokserek i zaczął je z siebie zsuwać, gdy nagle usłyszał, że ona mówi coś jeszcze. - Grzeczny chłopiec, i jaki posłuszny, a właściwie to, czym cię mam bić? Pasek czy coś cięższego, a swoją drogą, czy twoi rodzice wiedzą o twoich preferencjach?. Chłopak powoli wciągnął bokserki z powrotem i zaczął logicznie myśleć. "Skąd do diabła, przyszło ci kretynie do głowy, że ona by się tak po prostu zgodziła na seks?” - pomyślał. – „Hormony?”...Poczekaj ty cwaniaro... ja ci dam". - Granger, czy ty udajesz ograniczoną umysłowo, czy jesteś ograniczona? - wycedził i uśmiechnął się do niej złośliwie. - Doskonale wiesz, że jeżeli mowa o laniu, to ty miałaś je dostać, a nie ja. - Skąd mam wiedzieć? Nie powiedziałeś, kto ma dostać... Wiesz ja nie gustuje w masochistycznych rozrywkach, myślałam, że ty tak lubisz? - uśmiechnęła się najniewinniej jak potrafiła i zatrzepotała rzęsami. Chłopak się roześmiał. - Aleś ty się cwana zrobiła. Przez ciebie całkiem mi się spać odechciało. Chłopak wstał z zamiarem pójścia pod prysznic. - Och, Dracuś, naprawdę Smokusiu? - Hermiona odniosła pojedyncze zwycięstwo i się przysłowiowo zapomniała. Mina Dracona od razu uległa diametralnej zmianie. Już nie był rozbawiony, był wściekły i wcale nie zamierzał tego ukrywać. - Dobra Granger, teraz to przesadziłaś! Nie życzę sobie byś nazywała mnie tak jak ta kretynka, bo to nie jest ani miłe ani zabawne. Hermiona niepewnie spojrzała na chłopaka, nie sądziła, że to go urazi, to znaczy, że go urazi do tego stopnia. - Ale ja... - Mnie nie obchodzi, co ty, teraz na serio się pytam, mam ci wtłuc czy...czy może mam cię inaczej ukarać Granger? W pierwszej chwili Hermiona chciała odpyskować, ale kiedy zobaczyła, że chłopak nie raczy żartować i mówi poważnie, trochę się przestraszyła. - Ale ja nie chciałam cię obrazić, Ma... Draco - powiedziała na widok zimnego błysku w jego oczach. - Słuchaj, Granger, tłumaczyłem ci jak inteligentnej istocie ludzkiej, że nie cierpię tej słodkiej idiotki, a nienawidzę się powtarzać. Więc jak będzie? Wolisz dostać w tyłek, czy może pozwolisz mi się ze sobą zabawić, co? - na jego ustach wykwitł pokrętny uśmieszek. - Ja... ja nie wiem - Hermiona była bliska łez. - Ale, o co ci chodzi. - Widzę, szczota, że jesteś tak malowniczo niezdecydowana, że ja muszę wybrać karę... Ściągnij górę tej swojej uroczej pidżamki, tylko mnie nie drażnij i zrób to w miarę szybko. - Nie - powiedziała dziewczyna głosem pełnym łez. - Nie rozbiorę się - powiedziała cichutko i przewróciła na brzuch zdecydowana na „lańsko”. - Tylko zrób to szybko... proszę. Draco stanął jak zamurowany, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, był pewien, że Granger zgodzi się na małą zabawę, nie sądził, że sprawy przybiorą taki obrót. „Chryste, dlaczego kobiety są takie pokręcona?!” – pomyślał z desperacją. Nie miał zamiaru zrobić nic wybitnie nieprzyzwoitego i po poprzednim wieczorze liczył na współpracę dziewczyny przy zaproponowanej "zabawie". Najgorsze w tym wszystkim było, że wcale nie chciał jej bić, ani sprawiać przykrości w żaden inny sposób, mimo istotnego faktu, że przypominanie mu kretynki, jaką była Pansy było czynnikiem wysoce wkurzającym pana Malfoya juniora. Chłopak usiadł na łóżku i pochylił się nad leżącą dziewczyną. Spod przymkniętych oczu płynęły jej łzy i Draco trochę złagodniał. "Cholera jasna" – pomyślał z jeszcze większym rozdrażnieniem i konsternacją niż poprzednio. - No, co ty szczotka, nie płacz... Szczotuś przecież cię nie uderzę, ani nie zrobię ci niczego złego, co ty - wsunął dłoń pod górę od piżamy i delikatnie pogładził nagie plecy dziewczyny. Hermiona nie potrafiła powstrzymać lecących łez. Było jej okropnie przykro, nie tylko z powodu gróźb chłopaka, ale też, dlatego, że go tak potraktowała. Hermiona nie lubiła nikomu przesadnie dokuczać, nawet temu „cholernemu Malfoyowi”. - Szczotunia, weź przestań - Draco przyciągnął dziewczynę do siebie i zaczął ją przytulać. – no przestań, przecież wiesz, że cię nie uderzę. Na te słowa, Hermiona jeszcze bardziej się rozryczała i wtuliła w chłopaka. - Hej, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Malfoy był teraz naprawdę przerażony, zupełnie nie potrafił sobie radzić z plączącymi kobietami, Pansy była wyjątkiem – bo jej nie traktował jak kobiety. Hermiona nie mogła powstrzymać łez, bo zrobiło jej się cholernie przykro. Wiedziała, że Draco nie zrobiłby jej nic złego - jedynie dużo gadał, ale nie posunąłby się do przemocy wobec kobiety. Tym bardziej czuła się fatalnie, że tak mu dokuczyła. To, w jaki sposób reagował na przypominanie mu o Parkinson, oznaczało, że jej zachowanie sprawiło mu naprawdę przykrość. Zrobiła to z czystej przekory i teraz żałowała, zwłaszcza, że Draco nie zamierzał wcale jej bić, tylko mocno ją przytulił i głaskał króciutkie, zmierzwione włosy dziewczyny. - Przepraszam, - wychlipiała - ja już nie będę taka wredna. - Już dobrze, przestań płakać, bo spanikuję - przyznał się bez bicia blondas. - I co wtedy zrobisz? - zapytała ocierając łzy i próbując się uśmiechnąć. - Wyrzucę cię przez okno - odpowiedział całkiem poważnie. – Tak, ja na pewno wyrzucę cię przez okno! - Jakoś ci nie wierze - odpowiedziała Hermiona uśmiechając się szerzej. - No to może w to uwierzysz - Draco pchnął Hermionę na łóżko i zaczął rozpinać guziki jej pidżamy, po każdym guziczku całował kawałek odsłoniętego ciała, a dziewczyna patrzyła na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma. - Chcesz mnie wyrzucić nagą? - zapytała trochę bez sensu. - Nie... ale muszę cię jakoś ukarać... Nie chcę cię bić, szczotuś... - Wcale mnie nie musisz karać, ja już nie będę - powiedziała, gdy chłopak odpiął ostatni guzik pidżamy i pocałował jej pępek. - Tak, Granger a krowy latają... nie wierzę ci muszę cię ukarać - chłopak uśmiechnął się przekornie i rozchylił poły pidżamy Hermiony. Dziewczyna zarumieniła się lekko a Draco delikatnie pocałował jeszcze raz jej płaski brzuch. Językiem zatoczył kółeczka wokół jej pępka, po czym przygryzł delikatnie skórę. Hermiona pisnęła i spojrzała się na niego spod półprzymkniętych powiek. A Draco zaczął „wspinać się” pocałunkami w górę jej ciała. Kiedy doszedł do jej piersi dziewczyna wciągnęła powietrze i poczuła jak zasycha jej w gardle. Draco zaczął całować jej piersi. Zęby zacisnął na jej sutku i zaczął go potrącać językiem, na co Hermiona odpowiedział cichym jękiem. Pomyślała, że jak tak dalej pójdzie, będzie robiła wszystko, żeby dostawać takie kary. "Hermiona, co ci przychodzi do głowy?" - skarciła w duchu samą siebie, ale za chwilę przestała myśleć i się karcić, bo chłopak delikatnie zaczął ssać jej drugi sutek a dłonią pieścił szyję i dekolt dziewczyny. Gryfonka jęczała coraz głośniej i nie wiadomo, czym by się to „karanie” skończyło gdyby nie pukanie do sypialni i tubalny głos Blaise’a. - Wstawaj Smoku przebrzydły! Ty robisz dziś śniadanie! Tylko bez udziwnień! - Czemu?! - dobiegło ich zawiedzione piśnięcie Virginii. - Udziwnienia są okey. Draco i Hermiona leżeli na łóżku jak sparaliżowani. Oboje mieli nadzieję, że ani Blaise ani Ginny nie zechcą wejść do pokoju. Draco na wszelki wypadek zarzucił na Hermionę kołdrę i dopiero wtedy odpowiedział. - Spoko, zaraz wstajemy, czekajcie na nas w kuchni. Z napięciem wpatrywali się w drzwi i dopiero, gdy usłyszeli oddalające się kroki, oraz coraz cichsze dźwięki przekomarzających się głosów, odetchnęli z ulgą. - Niewiele brakowała - mruknął Draco i spojrzał się na zarumienioną twarz Hermiony. Nie mógł się powstrzymać i cmoknął ją w policzek, po czym szybko wyskoczył pod prysznic. Kiedy po dwudziestu minutach znaleźli się w kuchni na ich twarzach nie było niczego widać. Wyglądali bardzo niewinnie, dla niektórych aż za niewinnie, a Blaise widząc niemal anielskie spojrzenie swego przyjaciela wolał się nie odzywać. *** Po południu Hermiona dorwała Blaise’a i spytała go dlaczego jego przyjaciel tak nie znosi żadnej wzmianki o Parkinson ani niczego co jej dotyczy i ją przypomina. Brunet mocno się skrzywił i panna Granger była już całkowicie pewna, że jeżeli naprawdę ktoś chce rozzłościć któregoś z nich, powinien posłużyć się nawiązaniem do zachowań tej „uroczej damy”. - Słuchaj Granger ani on, ani ja jej nie lubimy, zwłaszcza Draco, więc lepiej unikaj takich tematów. - No dobrze, ale dlaczego? To, że jest głupia niczego nie tłumaczy. Słuchaj, ja nawet myślałam, że ona się Malfoyowi podoba. Blaise zaśmiał się zimno. - Może kiedyś i to bardzo krótko. Powiem ci coś Granger, ale zachowaj to dla siebie, okey?- Dziewczyna skinęła tylko głową. - W zeszłym roku spotykali się ze sobą. Bardzo krótko, ale jednak, nawet się przespali. W ciągu tego krótkiego czasu, gdy ze sobą chodzili, Pansy złożyła mi bardzo nieprzyzwoitą propozycję... nie chcesz wiedzieć jaką - dodał widząc zaciekawione spojrzenie Hermiony. - No dobra, niech ci będzie, nie chce... - Grzeczna szczoteczka - Blaise uśmiechnął się rozbrajająco. - A co ty jej odpowiedziałeś? Bo chyba się nie zgodziłeś, co? - Oczywiście, że nie... Kazałem jej iść, doić krowy.. a kiedy opowiedziałem o tym Draconowi, biedak stwierdził, że ona może sobie iść i wydoić byka a nawet stado byków, jego to nie obchodzi... Sorry Granger, nie rumień się tak - dodał widząc minę dziewczyny - następnego dnia z nią zerwał. Jak widzisz kwestia panny Parkinson jest delikatna, niemiła i trochę bolesna, a także ze wszech miar nieprzyjemna, zarówno dla Smoka jak i dla mnie. Jakieś pytania? - Kto jutro gotuje? - Hermiona wolała od razu zmienić temat. Ku własnemu zdziwieniu polubiła tych dwóch Ślizgonów i nie chciała im sprawiać przykrości. Powoli dochodziła do wniosku, że Śligoni to też ludzie i można do nich coś czuć sympatię. Blaise uśmiechnął się do dziewczyny, był jej wdzięczny, że nie chciała kontynuować tego denerwującego tematu. - Jutro wiewiórka, a ty dzisiaj... pilnujesz Smoka i lepiej leź do kuchni wolałabym nie jeść potraw w niebieskim kolorycie. Hermiona grzecznie potelepała się we wskazanym kierunku, by pilnować blondyna. Obserwowała szeroko otwartymi oczami, jak chłopak dodaje najdziwniejszych przypraw i tłumiła śmiech, kiedy z miną znawcy sprawdzał smak każdej z nich. Ani zupa ze szparagów, ani ziemniaczki z duszonymi udkami, nie były niebieskie czy zielona, za to wszystko smakowało dosyć egzotycznie i... wybornie. *** Reszta dnia i noc upłynęły czwórce w niezmąconym spokoju. Jedynie wieczorna gra w tysiąca w parach (Hermiona był w parze z Blaise’em) dostarczyła nieco emocji, gdyż Draco i Virginia przegrali widowiskowo wynikiem 630(na minusie) do 1050, ale biorąc pod uwagę to że notorycznie oszukiwali i licytowali za dużo, inny wynik był niemożliwy do osiągnięcia. Zabini i Granger dowiedzieli się przed snem, że "nie umieją ryzykować i są cykory", czym nie zamierzali się przejąć w najmniejszym nawet stopniu. Prawie całym następny dzień minął spokojnie bez żadnych kłótni i wzajemnych docinków. Dopiero wieczorem wydarzyło się coś bardzo ciekawego. Panna Virginia Weasley próbowała ściągnąć książkę z górnych półek w bogatej bibliotece Blaise’a. Po kilku nieudanych próbach już miała sięgnąć po krzesło, gdyż różdżkę zostawiła sypialni, gdy nagle do jej uszu dobiegł głośny śmiech. Z niechęcią spojrzała na przystojnego chłopaka, który opierał się o drzwi. - I co w tym takiego śmiesznego, gnomie? - Niby nic, malutka, ale ja się tak zastanawiam, jak ty byś sobie poradziła gdybym ja cię na przykład zaatakował. - A co to ma wspólnego z tym, że próbuje sobie ściągnąć książkę z górnej półki, badylu?! - zaperzyła się rudowłosa. - Nic... tak tylko się zastanawiałem, taka luźna myśl, pchełeczko. Nawiasem mówiąc, niezły masz arsenał przydomków na określenie mojej osoby. - Ja ci dam pchełeczkę, przerośnięty niedźwiedziu! - zezłościło się dziewczę i tupnęło zgrabną nóżką. Zabini tylko głośniej się zaśmiał. - Jak chcesz wiedzieć, mutancie, to poradziłabym sobie z tobą znakomicie, w końcu mam sześciu badylowatych braci. Wszyscy to przerost formy nad treścią, ale do ćwiczenia samoobrony się nadają. - Tak? - Blaise uśmiechnął się drapieżnie - To proszę bardzo poradź sobie... Jedyne, co zrobił brunet, to złapał dziewczynę za ręce, splótł je na jej plecach i przyciągnął ją do siebie. - I co byś zrobiła w takiej sytuacji? - zapytał z pełnym wyższości uśmieszkiem. Ginny, niewiele się namyślając, kopnęła go z całej siły w krocze, a gdy puścił jej ręce by złapać się za bolące miejsce przyrżnęła mu pięścią w żołądek by następnie dowalić kolanem w nos. Chłopak ze łzami w oczach upadł na podłogę, a ona dopiero w tym momencie zrozumiała, że przesadziła. W końcu miała mu to tylko zademonstrować, a nie wyżywać się na nim. Uklękła koło swej ofiary i zaczęła go przepraszać Zrobiło się jej potwornie głupio. Wystarczyło przecież powiedzieć Zabiniemu, co zrobiłaby w momencie realnego zagrożenia, albo mu przyłożyć, ale na pokaz, bardzo lekko, a ona zaserwowała ciosy pełną parą. Przestraszyła się nawet, że mogła mu zrobić realną krzywdę, jeżeli kopnęła go za mocno w nos lub w krocze. Pannę Weasley przeszły ciarki realnego przerażenia i nie chodziło tylko o konsekwencję, ale o to, że nie chciała zrobić Zabiniemu niczego złego. Była tylko zdenerwowana jego kpiną. Szybko wyjęła chusteczkę z tylnej kieszeni dżinsów i zaczęła tamować krew. - Przepraszam, Zabini - mówiła co chwile drżącym głosem, zwłaszcza, że krew lala się dosyć obficie. "O Boże, ale mocno go kopnęłam" - pomyślała ze zgrozą. - Odwal się ode mnie, wariatko - warknął chłopak wyrywając jej z dłoni chusteczkę. - I lepiej nie podchodź do mnie przez najbliższą godzinę bo ci się odwdzięczę - Blais był obolały i wściekły. - Ale ja nie chciałam... - zaczęła dziewczyna ze łzami w oczach. - Gówno mnie obchodzi czy chciałaś czy nie! - krzyknął wściekły Zabini. - Miałaś mi to tylko zademonstrować a nie się na mnie rzucać, kretynko, zejdź mi z oczu! - Ja naprawdę nie chciałam - pisnęła wystraszona. - Proszę nie bądź taki.. - Taki jaki?! Przecież ty mnie mogłaś poważnie uszkodzić idiotko! - Chłopak nie hamował się już w słowach, był naprawdę zdenerwowany - Jak chcesz to mnie też możesz uderzyć... - Nie no, jeszcze mi tu insynuujesz, że kobiety biję... - To nie tak - Ginny zaczęła płakać. - Proszę, nie krzycz już na mnie, zrobię wszystko, tylko proszę, nie krzycz... - Powiedziałem ci, Weasley, żebyś mi zeszła teraz z oczu, bo jestem wściekły... Więc lepiej to zrób - chłopak powoli podniósł się z podłogi i jeszcze raz wytarł nos, krzywiąc się z bólu. - Ale skoro jesteś taka chętna mi to wynagrodzić, to nie ma sprawy, pomyślę nad tym później. Teraz niech cię nie widzę, co najmniej przez godzinę i nie idź do kuchni, bo ja tam idę po lód...i lepiej już się nie odzywaj - dodał, gdy zobaczył, że zapłakana i przestraszona dziewczyna chce coś powiedzieć. Ginny poszła do sypialni chłopaka i skuliła się na łóżku. Była wściekła na samą siebie, za to co zrobiła, temu, w gruncie rzeczy niewinnemu człowiekowi. Nie potrafiła powstrzymać płynących łez. Po około pół godzinie zasnęła zmęczona płaczem i wyrzutami sumienia i zła, że wyżyła się na nim za to tylko, że zaczął w niej wzbudzać pozytywne uczucia. Gdy Hermiona przyszła zawołać ją na kolacje, wyglądała tak słodko i niewinnie, że nawet nie miała sumienia jej budzić. Obudziła się dopiero około godziny dziesiątej i od razu poszła pod prysznic, nie miała ochoty schodzić na dół i jeszcze bardziej podpadać Zabiniemu. Kiedy chłopak wrócił do pokoju, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Virginia wlepiła w Blaise’a przepraszający wzrok, ale on nawet na nią nie spojrzał, wziął czyste bokserki na zmianę i poszedł prosto do łazienki. "Fajnie" - pomyślała niewesoło dziewczyna – "Naprawdę fajnie, fajnie jak cholera." W oczach skruszonej Ginny zalśniły łzy i gdy Blaise wrócił po dziesięciu minutach, przebrany do snu, zauważył że panna Weasley ma mokre policzki i jest smutna. Trochę mu się zrobiło jej żal, ale nadal uważał, że posunęła się za daleko. - No i czego ryczysz, Weasley? - spytał zimno - Bo mi przykro. - Przykro ci tak? To dobrze... A o ile pamięć mnie nie myli powiedziałaś, że teraz dla mnie zrobisz wszystko, tak? - zapytał z kpiną. - Tak - pisnęła cicho Ginny i chłopak popatrzył na nią zdziwiony. Zazwyczaj była krnąbrna i zawsze pokazywała, że jest niezależna, a teraz pokornie odpowiedziała "tak". Blaise nie okazał jednak po sobie ani zaskoczenia, ani tego że złość mu już prawie całkiem przeszła. - Jeśli tak, mała - powiedział zimno i bezdusznie - to wyłaź spod kołdry, grzecznie uklęknij na łóżku i podeprzyj się łokciami... Ginny popatrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczyma, w których zalśniły łzy. - Zamierzasz mnie zbić? - zapytała cichutko. - Weasley, ja kobiet nie bije, chociaż nie wiem czy ty akurat zasługujesz na to miano. Ginny przełknęła i tą zniewagę i tylko spojrzała się na niego z jeszcze większym strachem. - W takim razie, co chcesz zrobić? - Przekonasz się, a teraz już na łóżko... chyba, że nie masz honoru. Virginia przełknęła ślinę i ze spuszczonym wzrokiem zrobiła to co Blaise jej kazał. "Chyba mnie nie zgwałci?" - pomyślała ze strachem panna Weasley. W głębi ducha czuła jednak, że Zabini może być sobie przebiegły, złośliwy, nonszalancki i zdobywać wiele rzeczy bez liczenia się z innymi, poznała go jednak na tyle, że nie podejrzewała go ani o bezwzględność, ani o zwykłą podłość. Powoli się uspokoiła, chociaż cały czas czuła pewną obawę, co do zamiarów chłopaka. Blaise przez chwilę nie zrobił absolutnie nic, tylko patrzył z zaciekawieniem na dziewczynę. W sumie sam nie wiedział co zamierza, chciał jedynie sprawdzić, czy rzeczywiście zrobi to co jej każe ją troszkę popieścić, a teraz zastanawiał się wpatrywał się w nią z miłym rozczarowaniem i zastanawiał się co ma z nią zrobić. Po jakiejś minucie niespiesznie podwinął zieloną koszulkę Virginii i pogłaskał delikatnie pośladki opięte czarnymi bawełnianymi figami. - Muszę przyznać, że masz zgrabny zadek, Weasley - powiedział cicho i jednym szarpnięciem zerwał z niej bieliznę. - Sorry, chyba te majtki do niczego już ci się nie przydadzą. Dziewczyna pisnęła, ale on nie zaprzestawał swych pieszczot. Przejechał dłonią po jej kobiecości i nachylił się nad nią jeszcze bardziej, tak że poczuła jego oddech na karku. Odnalazł jej wargi i musnął je własnymi ustami by następnie wsunąć w nie język i pieścić jej podniebienie. Po kilku minutach powolnych pieszczot odsunął się od niej i spojrzał w duże zamglone oczęta. - Nie bój się, Weasley, zamierzam cię tylko trochę popieścić... Virginia wolała nie protestować, zwłaszcza, że sama zgodziła się na "wszystko". Poza tym jego dłoń pieściła wrażliwą skórę ud dziewczyny, powodując falę przyjemnych odczuć. Ginny nie chciała, żeby Blaise przestał ją dotykać. Chociaż nie powiedziała tego na głos. Zabini pocałował pośladek dziewczyny i delikatnie pogładził jej łono, które stało się teraz lekko wilgotne. Drugą dłoń drugą wsunął pod koszulkę i zaczął dotykać jej piersi. Jego palce delikatnie skubały jej sutki, na co dziewczyna odpowiadała cichymi jękami. Ale to mu nie wystarczyło, chciał usłyszeć więcej. Niespiesznie, jakby delektując się każdą chwilą wsunął dwa palce w jej ciasną i gorącą kobiecość. Ginny, która jeszcze nigdy nie była w taki sposób pieszczona krzyknęła cicho i naparła ciałem na jego dłoń. Blaise był zaskoczony jej żywiołowością i zadowolony z reakcji panny Weasley. Całował odkryte plecy i pośladki Virginii. Odsunął się od niej na chwilę i rozchylił dłońmi jej uda. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu i posłusznie poddawała się wszystkiemu, co z nią robił. Młodzieniec nachylił się i delikatnie pocałował mokrą już teraz kobiecość Ginny. Virginia krzyknęła cicho z rozkoszy, a on w odpowiedzi wsunął w jej wnętrze język. Zaczął nim poruszać, lizać ją, wsuwać go i wysuwać. Ginny jęczała coraz głośniej. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale, a dreszcze, które przechodziły przez jej ciało były czymś niesamowitym. Chciała więcej, o wiele więcej i w tym momencie była skłonna o to prosić. Blaise bawił się doskonale, Ginny była drugą kobieta, którą miał w łóżku, ale gdyby miał je porównywać, i nie tylko w sprawach erotycznych, to panna Chang byłaby na kompletnie straconej pozycji. Zabini pieścił dłońmi pośladki dziewczyny i coraz gwałtowniej całował jej kobiecość. Virginia zupełnie zatraciła się w rozkoszy. Dłonie zacisnęła z całej siły na pościeli i krzyczała bezwstydnie, wcale nie przejmując się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. Błagała Blaise’a, żeby nie przestawał i nawet raz wyrwało się jej, że Zabini jest "cudowny". Coraz szybszymi ruchami doprowadził ja do pierwszego w życiu orgazmu, następnie przekręcił ją na plecy i pocałował ją prosto w rozchylone usta. Jego język, który przed chwilą penetrował jej wnętrze teraz wsuwał się miedzy jej wargi i niespiesznie delektował się pocałunkiem. Giny zarzuciła mu ręce na szyje i wtuliła się w jego ciało. Kiedy wreszcie Blaise zdecydował się od niej odsunąć wyglądała jednocześnie na bardzo szczęśliwą i zawiedzoną. - Co jest Weasley? Mało ci? - spytał Zabini z przekornym uśmiechem. Virginia powoli dochodziła do siebie, więc oznajmiła chłopakowi, krótkim warknięciem, kim dla niej jest. - Gbur! - Och, a ja myślałem, że jestem cudowny - Blaise przeciągnął ostatni wyraz z rozmarzeniem w oczach. - Ta, jasne. Jak śpisz i jeść nie wołasz - odpowiedziała ze złością. - Już parę razy nawet myślałam, że cię lubię, ale chyba nie dasz się polubić. Jesteś pewnym siebie snobem i gburem, o! - A dwie minuty temu, co myślałaś? – zapytał, bezczelnie szczerząc zęby. Ginny dużo się nie namyślając próbowała walnąć go piąstką w żołądek, na szczęście Blaise przewidział to i w porę złapał jej rękę. - No co ty, malutka, jeszcze pierwszej zbrodni ci nie wybaczyłem, a ty znowu chcesz mi podpaść? Ginny spiorunowała go wzrokiem pokazała język i odwróciła się do niego plecami. W tym momencie nie było ważne, że nie ma na sobie bielizn, po prostu nie chciała widzieć jego zadowolonego uśmiechu. - No, Weasley, o kim myślałaś gdy wrzeszczałaś na całe gardło? - Blaise nie zamierzał odpuścić. - O Harry’m - odpowiedziała spokojnie rudowłosa piękność i naciągnęła kołdrę na głowę. Ślizgon dostał ataku śmiechu tak ciężkiego, że po jego twarzy popłynęły obficie łzy. - O, ja nie mogę, Weasley, no po prostu nie wyrobię! - rechotał jak opętany. Odkrył jej głowę i zapytał nachylając się do ucha dziewczyny. - O Harry mówisz, ale ja słyszałem wyraźnie Blaise, jesteś cudowny. Czyżby z moim słuchem było coś nie tak? - Przecież ty nie myjesz uszu, Zabini - powiedziała mściwie, zarumieniona po nasadę rudych włosów Ginny. - A Harry nie zniszczyłby mi majtek! - wyrwała mu kołdrę z ręki i ponownie się nakryła. Po minucie cichego, denerwującego śmiechu chłopaka wysunęła głowę spod kołdry i oznajmiła żałośnie. - Zrujnowałeś mi życie... - Bo ci zniszczyłem majtki, mała? - Blaise wydawał się całkiem poważny. Grobowym tonem dodał jeszcze, patrząc Virginii głęboko w oczy. - To okropne i pewnie nigdy sobie tego nie wybaczę - przy tych słowach przyłożył dłoń do serca. - Kupię ci nowe... Tuzin, tylko nie łam się wiewióra z powodu zwykłych gatek. Ginny spojrzała na niego wzrokiem skatowanego jamnika i wybiegła do łazienki, szybko zamknął drzwi i odkręciła prysznic, nie chciała żeby on słyszał jak ona płacze. To był jej pierwszy w życiu orgazm, pierwsze uniesienie miłosne, a on ją tak potraktował. Nie chciała go więcej widzieć i na pewno nie chciała z nim spać, a tym bardziej uprawiać seksu. To, że mu na cokolwiek pozwoliła zrobiła było błędem, który już nigdy się nie powtórzy. Dziewczyna nie usłyszała, że Blaise wszedł do łazienki stanął tuż za nią. Stała pod prysznicem w tej swojej koszulce, plecami do niego. Płakała coraz obficiej i mocniej. Blaise domyślał się, że dziewczyna ryczy, ale nie był tego pewien. W końcu Ginny wstrząsana silnymi spazmami szlochu osunęła się do szerokiego brodzika i podwinęła kolana pod brodę. Zabini zakręcił wodę i z konsternacją stwierdził, że puściła na siebie istny, płynny lód. Pewnie mało ją to w tej chwili obchodziło. Kucnął przy niej i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Idź sobie - warknęła i strąciła jego dłoń. - Zostaw mnie. Będę spała tutaj, bo na pewno nie z tobą w jednym łóżku. - Ginny, wyjdź stąd, przeziębisz się - powiedział cicho. - Gówno cię to obchodzi! - wrzasnęła. - Powiedziałam ci, żebyś mi dał święty spokój. Zabini czuł się podle. Wiedział, że zachował się w ostateczności jak gówniarz i poczuł się jak cham. Wstał, wyjął z szafki świeży, puszysty i ogromny ręcznik frotte, kucnął ponownie przy Virginii i ją delikatnie owinął, a następnie zaniósł ją do łóżka Nie zrobiła nic, żeby mu przeszkodzić, ale zaczęła szlochać jeszcze mocniej. - No proszę, nie płacz już, ja naprawdę nie chciałem się tak zachować... - I co z tego, skoro się tak zachowałeś, jesteś jeszcze gorszy od Malfoya, on by się tak pewnie nie zachował. Zabini poczuł się jak ostatni śmieć, zazwyczaj było odwrotnie; to on zwracał uwagę Draconowi, i to co usłyszał było dla niego jak swoisty szok. - Słuchaj – powiedział. - Nie wiem jak zachowałby się Draco, może lepiej niż ja. Nawet na pewno, chociaż czasem jest skończonym głąbem. Wiem tylko, że ja zachowałem się po chamsku i bardzo tego żałuję. Przepraszam Ginny. Dziewczyna patrzyła nieufnie na Blaise'a. - Jasne - chlipnęła z dezaprobatą. - Naprawdę, maleńka - popatrzył na nią niemal z rozpaczą. Ginny jeszcze chwile pochlipała, spojrzała smutnym wzrokiem na Zabiniego, owinęła się w kołdrę i odwróciła do niego plecami. Chłopak nie wiedział przez chwile co robić, wreszcie bardzo delikatnie i jakby nieśmiało zaczął ją głaskać po plecach. Ginny w pierwszym momencie zdrętwiała, ale już chwile później poddała się tej delikatniej pieszczocie. - Przepraszam skarbie. Mogę cię przytulić? - zapytał cicho. Virginia nie odpowiedziała, ale pozwoliła chłopakowi się objąć. Zabini delikatnie przysunął ją do siebie i gładził ją po wilgotnych włosach. Po chwili dziewczyna usnęła, a on wpatrywał się tylko w jej drobne ciałko. Ten post był edytowany przez Kitiara: 27.04.2005 09:42 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 06.05.2025 22:15 |