Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Złota Krew

Carmen Black
post 21.04.2005 18:58
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Dostało wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie na pracę literacką, więc może nie jest aż taką klapą?... To tylko prolog...

PROLOG



Pusta cela. Jedyne oświetlenie dają wpadające przez zakratowane okno promienie księżyca. W kącie, na pryczy siedzi dziewczyna pogrążona w rozpatrywaniu tego, co już było i nie wróci więcej. Z korytarza dobiega zawodzenie innych więźniów, ale ona nie zwraca na to uwagi. Tutaj to normalne, przez te dwa miesiące zdążyła się przyzwyczaić. Te sześćdziesiąt kilka dni zdołało odcisnąć na niej swoje piętno. Kiedyś była wysoką, wysportowaną brunetką o lśniących, niebieskich oczach. Teraz jest cieniem samej siebie. Już nie bije od niej dawny blask, a z oczu uciekły ogniki, które nadawały im tak niesamowity wyraz. To z człowieka potrafi zrobić Arktikus- więzienie dla czarodziejów. Gdy spędziło się tu więcej niż parę minut nigdy nie wychodziło się takim jak wcześniej.
Była tak zajęta własnymi myślami, że nie zauważyła wejścia Gustawa. Mężczyzna ten, ubrany w stary wyświechtany płaszcz roznosił posiłki i zawsze znalazł czas by z nią pogadać, nawet na tak błahy temat jak karaluch pod poduszką. Wiedział, że to dzięki tym rozmowom jeszcze nie poddała się fali wszechobecnej rozpaczy.
-Ciągle o tym myślisz?- bardziej stwierdził niż zapytał, poczym nie czekając na zaproszenie ulokował się na jedynym krześle w pomieszczeniu.
-Hę? O witaj Gustawie. Nie zauważyłam jak wszedłeś. Mówiłeś coś?
-Pytałem czy ciągle wspominasz to zdarzenie.
-Tak i nie daje mi to spokoju. Im dłużej o tym myślę tym…- rozpłakała się się- Jak oni mogli oskarżyć o to mnie! Niedorzeczność!
Przytulił ją, a ona cały czas płakała. To stanowiło ich codzienny rytuał odkąd tu trafiła. Ona się żaliła, on ją pocieszał.
- Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze.
-Nic nie będzie dobrze! Teraz może być już tylko gorzej!
-Nie załamuj się- starał się powiedzieć to beztroskim tonem, ale jakoś mu nie wyszło- Wiesz przecież, że właśnie o takie nastawienie chodzi Złodziejom Dusz.
-To znaczy… O co tu dokładnie chodzi?
-Im ty jesteś słabsza, tym oni są silniejsi.
-Aha.
-Mam pomysł. Zawrzemy układ.
-Jaki?
- Nie poddasz się rozpaczy, doprowadzając tym Duszowników do furii.
-W zamian ty, co dla mnie zrobisz?
-Pomyślmy… mógłbym zdobyć dla ciebie jakąś książkę,- nie byłoby to jakieś wielkie dzieło, ale zawsze lepsze to niż nic. Zgadzasz się ze mną?
-W stu procentach.
Noc minęła jej spokojnie. Żadnych snów, a tym bardziej koszmarów, które dręczyły ją już od kilku dni.
Rano znowu dopadła ją chandra. „Dlaczego to zawsze mnie muszą spotykać takie okropne rzeczy!? Czemu oskarżyli mnie o zamordowanie rodziny mojego najlepszego przyjaciela?! Bo byłam w jego domu, wtedy, gdy to się stało, a co ciekawsze przeżyłam atak, więc w ogóle nie słuchając mojej wersji wydarzeń wsadzili mnie, do Arktikusa. Mam wrażenie, że to wszystko zaczęło się wraz z odwiedzinami tego dziwnego jegomościa. Nie pamiętam nawet jak się nazywał, ale to nie ważne, nie żywię do niego nienawiści. W gruncie rzeczy sama się o to prosiłam. Chyba wezmę przykład z Gustawa i nie będę się nad sobą rozczulać. On wytrzymał tu tyle lat i nie zwariował, więc może i mnie się uda? W każdym bądź razie trzeba spróbować”- pomyślała głośno.



--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 27.04.2005 12:45
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




ROZDZIAŁ IV
Nauka i ważna rozmowa



Każdy następny dzień wyglądał tak samo. Wstawała rano, jadła śniadanie, uczyła się, spożywała obiad, znowu się szkoliła, nie miała siły, żeby jeść kolację. Szła do pokoju, myła się i zasypiała. Jak sama stwierdziła życie nabrało monotonii i zaczęło być nudne. W ten sposób minął miesiąc. W tym czasie poznała wiele zaklęć, eliksirów, zwierząt. Było to nadal za mało jak na piątą klasę i za dużo jak na pierwszą.
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przez nią dzień. Koniec roku szkolnego był już dzisiaj, więc szkoła opustoszeje, a ona do niej pojedzie na dalszy etap nauki. O godzinie trzynastej, przyleciał gołąb z pilną wiadomością o bardzo krótkiej treści, widać było, że była pisana w wielkim pośpiechu.
Orion Gwiazdowicz i Carmen Black
ul. Świętego Spokoju 30
Salon

Teren czysty. Możecie przybywać. Użyjcie świstoklika. Oczekuję was w moim gabinecie.

Dyrektor
Renomowanej Akademii Magii
Wiktor Aleksandrowicz



Tylko tyle, ale nawet to wystarczyło, aby skłonić ich do pośpiechu. Ori wziął do ręki kopertę, mruknął ledwo dosłyszalnie „portuj” i kazał jej ją dotknąć. Dziewczyna poczuła mocne szarpnięcie w okolicach pępka i zaczęła bardzo szybko wirować wokół własnej osi, obok niej to samo robił chłopak.
Po kilku sekundach zorientowała się, że ma pod nogami stały grunt. Rozejrzała się, ale nikogo prócz nich nie zauważyła.
- Dobrze, że już jesteście. Ty pewnie jesteś Carmen?- Dziewczyna lekko kiwnęła głową. Dopiero teraz zauważyła starszego mężczyznę. Miał on dyrektorską czerwoną szatę i taką samą tiarę, ciepłe, szare oczy i długą jeszcze brązową brodę.- Dziękuję ci Orionie, możesz już wracać.
-Tak jest, panie dyrektorze-, po czym zniknął tak samo jak się tu pojawił.
-Jestem Wiktor Aleksandrowicz. Na której klasie utknęliście?
-W połowie drugiej.
-Aha. Czy chciałabyś zapytać o coś zanim zaczniemy kolejny etap szkolenia?
-To pan będzie mnie uczył?
-Tak, ale nie tylko.
-Zastanawia mnie jeszcze jedno. Kiedy kupowałam różdżkę sklepikarka dziwnie na mnie patrzyła i cały czas powtarzała „dziwne, bardzo dziwne”, a jak zapytałam, o co jej chodzi, to powiedziała, że takie różdżki mają tylko „czarodzieje o prawdziwie złotej krwi”. O co jej chodziło?
-Zadałaś dość trudne pytanie. Tyczy się ono również twoich umiejętności. Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku. Jak wiesz RAM założyło czterech wielkich czarodziejów: Karol Król, Emil Orzeł, Elżbieta Gołąb i Sara Sowa. Krąży legenda, że tylko dziedzicowi wszystkich założycieli udu się nie poddać złu i ocalić świat. Nazywa się ich złoto krwistymi. Najciekawsze jest jednak to, że złotą krew mieli dziedziczyć jedynie potomkowie w linii męskiej, ale natura postanowiła spłatać figla i jakieś sto pięćdziesiąt lat temu urodziły się bliźniaki, a dokładniej chłopiec i dziewczynka i oboje zyskali nadzwyczajny talent do obrony przed czarną magią. Dziewczyna wyszła za mąż, chłopak się ożenił i krew zanikła. Pojawiła się dopiero w piątym pokoleniu. Z całą pewnością miała ją twoja kuzynka Galina i jak się okazało również ty.
-Dlaczego, więc nie dostałam listu pięć lat temu?
-Bo nie wiedziałem, że ty też masz złotą krew.
-No dobrze,…ale czemu mam zacząć się uczyć magii akurat teraz?
-Galina została oskarżona o…
-…zamordowanie rodziny swojego przyjaciela. Skazali ją na pobyt w Arktikusie bez żadnego procesu
-Skąd o tym wiesz? Orion ci powiedział?
-Nie. Śniło mi się, jeszcze zanim dostałam list.
-Teraz mam pewność, że jesteś jej kuzynką a tym bardziej, że masz złotą krew. Ściągnąłem cię tutaj, bo tylko ty możesz wyciągnąć ją z tego bagna, ale ostrzegam to morze być niebezpieczne. Jeśli odmówisz zrozumiem.
-Nie odmówię, na pewno.
-Dobrze więc. Jutro rozpoczniesz naukę. Teraz chodź zjesz coś i przedstawię ci nauczycieli.
Wyszli z gabinetu. Do jadalni prowadziło kilka klatek. Dość długo się tam szło. Dotarli na miejsce po około pięciu minutach. Stołówka była wielką salą z niskim stropem, czterema stołami ustawionymi zgodnie z kierunkami świata i jednym okrągłym stołem pośrodku. Siedziało przy nim już kilka osób ubranych podobnie jak dyrektor tyle, że na niebiesko. Właśnie do nich prowadził Aleksandrowicz.
-Witam drogich państwa mam nadzieję, że nie popsułem planów wakacyjnych. Chciałem przedstawić wam Carmen Black, od września będzie uczyła się w naszej szkole, ale ma braki, więc w te wakacje trzeba ją podszkolić do poziomu piątej klasy. Teraz pora, aby ona was poznała. To jest profesor Teresa Badyl jest opiekunem Orłów i uczy zielarstwa. To prof. Ewa Górska od transmutacji, opiekuje się Sowami. To prof. Dariusz Dymek reprezentuje eliksiry i Królów, a to Weronika Adamik- opiekun Gołębi i nauczycielka zaklęć. To prof. Damian Kozioł od ONMS. OPCM- u będę cię uczyć ja, bo chwilowo nie mamy chętnych na to stanowisko. Teraz usiądź gdzieś i zjedz kolację później ktoś zaprowadzi cię do twojej tymczasowej komnaty.
-Dobrze, panie dyrektorze.
Posiłek jedli w milczeniu. Nie zajęło im to zbyt dużo czasu. Po upływie godziny Carmen znalazła się sama w swoim „pokoju”. Umyła się, przebrała w piżamę i położyła do łóżka. Już nie mogła doczekać się jutrzejszej nauki, pozna nowe zaklęcia, nowe eliksiry…och jak ona to lubiła. Ale to dopiero jutro. „Swoją drogą ciekawe, co porabiają rodzice? Już miesiąc ich nie widziałam i tak długo nie pisałam…”. Przy tych rozmyślaniach zastał ją Morfeusz i otulił puchową kołderką snów.

ROZDZIAŁ V
Koniec wakacji. Nowy członek starej paczki.



Jak tan czas szybko płynie, kiedy człowiek dobrze się bawi. O tak, to prawda. Dopiero zjawiła się w zamczysku, atu już trzeba z niego wyjeżdżać. Dwa miesiące minęły jak z bicza trzasnął. Jeszcze tylko tydzień do końca wakacji. Carmen uczyła się nie tylko tradycyjnych przedmiotów, ale również walki na miecze, bo jak mawiał dyrektor „jest to bardzo przydatna umiejętność”. W chwilach wolnych od nauki zwiedzała zamek.
-No moja panno, dzisiaj wyjeżdżasz z zamku, ale za tydzień wrócisz. Idź się spakować. Za dwie godziny przybędzie po ciebie Orion.
-Dobrze panie dyrektorze.


***


Tymczasem Orion i Andromeda próbowali wytłumaczyć Rigelowi, dlaczego nie może pojechać na ostatni tydzień wakacji do kolegi. Sądząc po wrzaskach dochodzących z domu nie szło im zbyt dobrze.
-Rigel powtarzam ci to chyba setny raz. Dzisiaj przyjeżdża nasza kuzynka. Czternaście lat jej nie widziałeś i nie chcesz jej poznać!?
-Nie, nie chce! Przez to, że jakaś tam dziewucha przyjeżdża ja mam mieć zepsute wakacje!?
-Nie pozwolimy ci jechać do przyjaciół, ale jeśli tak bardzo chcesz, to możesz ich zaprosić do nas- powiedziała z rezygnacją Andromeda.
-Naprawdę?
-Tak, ale dopiero jutro.
-No dobra. Niech wam już będzie.


***


W gabinecie dyrektora panowało nie małe poruszenie. Przyczyną tego był list od Oriona, mówiący, że nie może on przybyć, bo musi udobruchać swojego brata, który na wieść o przyjeździe Carmen wpadł w szał. Dziewczyna przysłuchiwała się kłótni dyrektora i pozostałych profesorów z nie małą irytacją. W końcu nie wytrzymała i na całe gardło krzyknęła.
-PRZECIERZ JA SAMA MOGĘ,DOTRZEĆ TAM ŚWISTOKLIKIEM!!!
-W gruncie rzeczy to masz rację, jednakowoż ja nadal uważam, że byłoby to nieodpowiedzialne.
-Ależ pani profesor, Carmen jest już na tyle duża, że z całą pewnością sobie poradzi.
-Ale…
-Żadnego, ale- uciął rozmowę Aleksandrowicz głosem nieznoszącym sprzeciwu.- A teraz, jeśli państwo się zgodzą chciałbym porozmawiać z Carmen na osobności.
-Chciał pan coś ode mnie?- Zapytała dziewczyna zaraz po wyjściu nauczycieli -Właściwie to nie, ale miałbym do ciebie jedną prośbę. Postaraj się nie afiszować ze swoją złoto-krwistością i nie używaj zbyt często magii podczas tego tygodnia. I pamiętaj, czego cię uczyłem.
-Dobrze panie dyrektorze. Jeśli pan pozwoli to chciałabym już się zbierać.
-Ależ oczywiście. Portuj- skierował różdżkę na pudełeczko po zapałkach.- Proszę.
-Dziękuję- odpowiedziała biorąc do ręki przedmiot.
I znowu to uczucie, bardzo go nie lubiła, ale cóż poradzić skoro tylko w ten sposób mogła się dostać do domu Gwiazdowiczów. Wylądowała w pokoju dziennym. Wreszcie znowu była w tym miejscu, które tak bardzo polubiła. Jednak salon nie był wcale pusty. Ktoś siedział w fotelu i bynajmniej nie był to Orion. Jeśli dobrze się domyślała to…
-Kim jesteś i co tutaj robisz?
-Jestem człowiekiem i przez najbliższy tydzień będę tutaj mieszkać, czy ci się to podoba czy nie. Tak swoją drogą to mógłbyś wyjść z cienia? Wiesz jakoś nie przywykłam do mówienia w pustkę.
-Jasne. Jestem Rigel, a ty?
-Carmen.
-To fajnie. Słuchaj mam do ciebie wielką prośbę.
-Jaką?
-Ori pozwolił mi jutro zaprosić paru kumpli ze szkoły. Zostaliby u nas do czwartku, ale kazał się też zapytać czy nie będą ci przeszkadzać- powiedział głośno, a po cichu dodał- jakby to miało jakieś znaczenie.
-Słyszałam to. O ile dobrze pamiętam to przede wszystkim twój dom i możesz zapraszać kogo chcesz. Mam rację?
-Tak masz. Dzięki i…przepraszam za to powitanie.
-Nie szkodzi. Przyzwyczaiłam się. Czy mógłbyś pomóc mi zataszczyć kufer do mojej sypialni?
-Po dłuższym zastanowieniu to tak. Chodź zaprowadzę cię.
Pokonali dwie kondygnacje schodów. Rigel wskazał ostatnie drzwi po prawej stronie i zszedł na dół twierdząc, że musi wysłać list z zaproszeniem do przyjaciół. „Coś mi tu śmierdzi, pomyślała Carmen, jak na mój gust to ten chłopak był coś zbyt miły. Cóż trzeba się przygotować do jutrzejszej wojny.” Jak postanowiła tak zrobiła. Nie zajęło jej to zbyt dużo czasu, godzina nie więcej. „Obym tylko jutro obudziła się na czas”. Z tymi słowami na ustach zasnęła.
Nazajutrz obudził ją potężny huk dochodzący z salonu, a zaraz potem okrzyki radości. Szybko ubrała się i zbiegła na dół. Nie może przegapić poznania kolegów Rigela. Zatrzymała się jednak za drzwiami pokoju i jak najciszej zaczęła podsłuchiwać.
-Chłopaki jest robota.
-Co? Trzeba komuś dokopać?- Zapytał konspiracyjnym szeptem wysoki brązowo włosy chłopak.
-Jakbyś zgadł.
-Więc słuchamy- odpowiedział rudzielec.
-Słuchajcie, a może jednak zostawimy tego kogoś w spokoju- powiedział z nadzieją w głosie nieco niższy od pozostałych blondynek.
-Nie! Czy to jasne?
-Tak jest, panie kapitanie.
-To dobrze. A więc nasz cel jest w jednym z pokoi gościnnych na górze. Niczego się nie spodziewa, więc mamy ułatwioną sprawę. Plan jest taki…
Reszty nie usłyszała, bo ile sił w nogach, ale tak by nie zwrócić na siebie uwagi, pognała do swojej sypialni. Sprawdziła, czy wszystko ma w zasięgu ręki i wskoczyła do łóżka, w końcu miała spać. Już po chwili dało się słyszeć podniecone głosy chłopców z każdą sekundą będące coraz bliżej, aż wreszcie umilkły tuż pod drzwiami. Elektryzujące napięcie rozeszło się po jej ciele „a co będzie, jeśli…Dziewczyno nie myśl o tym, na pewno ci się uda”
Chłopaki jak burza wtargnęli do pokoju. Carmen kątem oka spostrzegła, że każdy z nich ma w ręku wiaderko z wodą lub czymś innym. Pierwszy zbliżył się Rigel. Już przechylał kubełek, krople czegoś brunatno-czerwonego i śmierdzącego zaczęły spadać jedna za drugą. Tak, to najwyższy czas by zacząć działać. Ofiara jakby rażona piorunem wyskoczyła z łóżka. Wycelowała różdżkę z chłopców i krzyknęła.
-Wylewao vodus!- Napastnicy nie spodziewali się tak szybkiej reakcji. Wylądowali przyklejeni do ściany.- Mogłam się domyślić, że spróbujecie użyć szybko-schnącego gnókleju.
-Ale… skąd wiedziałaś, że coś planujemy?
-Byłeś wczoraj zbyt miły.
-Chwila, przecież nieletnim czarodziejom poza szkołą nie wolno używać magii- tylko rudy zachował przytomność umysłu.
-I, co z tego?
-Jeśli ministerstwo się dowiedziało, co jest rzeczą oczywistą, to czeka cię proces.
-Nadal nie widzę powodu do niepokoju.
-Możliwe, że wsadzą cię do Arktikusa!
-Wątpię.
Chłopcy, o ile było to możliwe popatrzyli po sobie. W tym momencie do pomieszczenia wleciał duży szary gołąb z przywiązanym do nóżki listem. Gdy Carmen odwiązała przesyłkę natychmiast odleciał. List był zaadresowany do niej, więc zaczęła czytać.

Miałaś się nie zdradzać! No, nieważne. I tak, prędzej czy później, by do tego doszło. Do końca wakacji będziecie sami, więc przypilnuj, żeby dom nie wyleciał w powietrze. Jak chcesz to możesz napisać list do rodziców.
Po zakupy jak i na dworzec pojedziecie sami. Mam nadzieję, że tam traficie (w jednym kawałku) . Dobrą nowinę przekaż chłopcom.

Z poważaniem
Wiktor Aleksandrowicz

PS.
Powiedz chłopakom twoją historię. I jeszcze jedno. Do 31 sierpnia oczekuję gołębia z listą dodatkowych przedmiotów, których zamierzasz się uczyć.

-No dobra chłopaki, koniec tego leniuchowania. Trzeba was z tego wyciągnąć.
-Dostałaś list z ministerstwa?
-Później wam powiem.
-W jaki sposób odkleisz nas od ściany?
-Normalnie.
-Ale jak?
-Zaraz się dowiesz.
Odwróciła się i z zapałem godnym podziwu zaczęła przeszukiwać swój kufer. Chłopcy przyglądali się zdezorientowani. Wyrzuciła chyba całą zawartość walizy, aż wreszcie…
-No jest. Zamknijcie oczy chłopcy. Na trzy przestaniecie się wiercić. Gotowi? Uwaga zaczynam. Raz…dwa…trzy!
W tym momencie dziewczyna wzięła zamach i jednym celnym ciosem odcięła ich od ściany. Z łoskotem przetoczyli się pod drzwi, ale nadal się nie ruszali.
-Chłopaki, możecie już wstać.
-Jakżeś to zro… Skąd masz te miecz?
-Dostałam. A co, podoba się?
-Pewnie.
-Dość tego dobrego. Jesteście głodni, bo ja strasznie? Chodźcie do kuchni coś przekąsić.
Nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju i skierowała się w stronę schodów. Po chwili dało się słyszeć donośny krzyk, wzywający chłopców na śniadanie. Kiedy zjawili się w pomieszczeniu Dziewczyna siedziała przy stole i jadła płatki z mlekiem. Gestem dłoni wskazała im miejsca naprzeciw siebie. Przez chwile trwało kłopotliwe milczenie, ale zaraz głos zabrała Carmen.
-Rigel może zacząłbyś pełnić funkcję pana domu, co?
-Och przepraszam, nie przedstawiłem was sobie- szybko zreflektował się o co jej chodzi.- To jest Carmen Black, a to moi przyjaciele: Aleksander Nowak, ale mówi się do niego Aleks- wskazał chłopaka o niebieskich oczach i brąz włosach- Maksymilian Mierzwa, w szerszym kręgu znany jako Max lub też Rudy- był rudzielcem o wyjątkowo zielonych oczkach- i Alan Adamski, czyli po prostu Golden lub Goldi- był to niebieskooki blondyn.
-To fajnie. Teraz ja mam coś do powiedzenia. Do końca tygodnia mamy wolną chatę.
-Skąd wiesz?
Bez słowa podała im list. Ci chwilę go czytali, co trochę na nią spoglądając. Najbardziej zaintrygowały ich dwa zdania, mianowicie: „ Miałaś się nie zdradzić!” i „Powiedz chłopakom twoją historię”, jednak największe wrażenie zrobił na nich podpis.
-Jaką…historię?- zdołał wydukać Alan.
-Długo by opowiadać.
-Mamy czas!- Zapewnili wszyscy zgodnie.
-Niech wam będzie. Oficjalna wersja jest taka, że jestem kuzynką Rigela z USA. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a że to moja jedyna rodzina to tutaj mieszkam i od tego roku będę chodzić do RAM-u, ale prawda jest zupełnie inna…
Opowiedziała im to, co wydarzyło się przez ostatnie trzy miesiące. Chłopcy pilnie słuchali, żaden nie ośmielił się przerwać.
-…no i właśnie tak to wygląda. Tylko pamiętajcie, nikomu ani mru mru.
Jasne.
Słuchajcie mam do was prośbę. Do tej pory uczyli mnie tylko podstawowych przedmiotów i to też nie wszystkich, więc chciałabym zapytać czy moglibyście mi doradzić jakieś dodatkowe?
-Może weźmiesz te, co my?
-Czyli?
-Wróżbiarstwo, runy i numerologia.
-Czemu nie? A o czym są pozostałe?
-Ludkoznastwo nie jest ci potrzebne, bo o nie magicznych wiesz już wszystko. Łacina jest dość trudna i trzeba mieć talent do języków. Geografia jest dobra, jeśli chcesz zostać podróżnikiem. Uczy się na niej o magicznych miejscach.
-Aha. Zostanę chyba przy tym, co wy. Co teraz będziemy robić?
-Może zagramy w rollerball.
-A co to takiego?
-Gra czarodziejów, jest strasznie brutalna. Trochę przypomina waszą grę w piłkę ręczną, ale na nogach ma się latające rolki i gra się nie jedną, ale trzema piłkami. Kiedyś grało się na miotłach, jednakże są one bardzo nieporęczne, niewygodne i niebezpieczne. Drużyna składa się z jednego bramkarza, dwóch obrońców lub, jeśli wolisz pałkarzy, ich zadaniem jest pilnować, żeby bramkarz za bardzo nie oberwał tłuczkiem i trzech napastników, którzy muszą wbić jak najwięcej goli przeciwnej drużynie. W szkole, w każdym domu jest drużyna rollerball’u a my wszyscy w naszej oczywiście gramy jako napastnicy- powiedział z nie małą dumą w głosie Rigel.
-W którym domu jesteście?
-Orzeł, ale ty masz raczej marne szanse, żeby tam trafić.
-Czemu?
-Do tego domu trafiają zazwyczaj sami chłopcy. Ostatnia i jak na razie jedyna dziewczyna będąca Orłem, chodziła do RAM-u jakieś dwieście lat temu.
-Nigdy nie mów nigdy. Nauczylibyście mnie grać?
-No dobra. Stare rolki Andromedy powinny być na ciebie dobre. Może nie są zbyt szybkie, ale jak na początek w sam raz. Chodź, przymierzysz.
Codziennie trenowali. Z każdym dniem Carmen była coraz lepsza. Chłopcy z podziwem patrzyli na jej zapał do poznawania nowych chwytów. Po tygodniu usłyszała, że jest najlepszą uczennicą, jaką do tej pory mieli przyjemność uczyć. Umiała już grać na każdym stanowisku, jednak najlepiej czuła się jako bramkarz.
Nadszedł czas pożegnania. Smutno było się rozstawać, zwłaszcza chłopcy mieli przygnębione miny.
-Chłopaki, nie beczcie jak małe dziewczynki! Spotkacie się jutro na Magicznym Zaułku, a potem na dworcu w drodze do szkoły. To cześć! Miło było was poznać.
-I nawzajem. Nara!- Odkrzyknęli zgodnie.
„Pogratulować zgrania” pomyślała Carmen. W tym momencie do pokoju wleciał gołąb z paczuszką przywiązaną do nóżki.




Carmen!
Jutro sami musicie jechać na zakupy,pojutrze na dworzec zresztą też. Przesyłam Ci kartę będącą kluczem do skrytki w banku. Wybierz około trzystu pelenów. Powinno ci to wystarczyć na książki i kieszonkowe. Kiedy podejdziesz do kontuaru powiedz: „Pragnę dokonać wypłaty ze skrytki nr 527” jeśli ktoś poprosi cię o kartę to mu ją podaj. Niech Rigel zjedzie do podziemi razem z tobą i weźmie pieniądze, bo ty jeszcze się na nich nie znasz.
Pozdrawiam
Orion
PS
Nie popisuj się magią!


-Jutro idziemy na zakupy. Nie wiem jak ty, ale ja muszę iść jeszcze do banku. Orion powiedział, że do podziemi masz zjechać razem ze mną i wziąć kasę. Jeszcze jedno idziemy sami. Jak chcesz to sobie przeczytaj.- powiedziała podając mu list.- Późno już. Idę spać. Dobranoc!
Wyjątkowo szybko znalazła się w swoim pokoju. „Trzeba wymyślić jakąś bajeczkę dla ciekawskich. Mam udawać kuzynkę Rigela, ale dlaczego dopiero do piątej klasy przyszłam do RAM’u? Hm…a więc będzie tak: pochodzę z USA. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Gwiazdowicze to moja jedyna, jeszcze żyjąca rodzina, która zgodziła się mnie przygarnąć i opiekować się mną. Ba nawet do szkoły mnie posyłają. Jutro powiem o tym <mojemu kochanemu kuzynowi>” Jeszcze długo nie mogła zasnąć. W końcu, gdy było już grubo po północy przyszedł upragniony sen.





--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Złota Krew   21.04.2005 18:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ I A to dopiero początek Carmen obudz...   23.04.2005 21:02
Milva   Podoba mi się pomysł z osadzeniem akcji w Polsce i...   23.04.2005 21:14
anagda   powtórzone "się" cuż... niewiedziałam...   23.04.2005 23:46
Roma   Hmm srednio mi sie podobalo, takie bez glebszego p...   24.04.2005 23:10
Moonchild   Jak narazie nie jest żle. Ciężko jakoś konkretniej...   25.04.2005 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ II Wizyta i „porwanie” Mi...   25.04.2005 21:52
Moonchild   Wiesz czego mi tu brakuje? Opisów. Tutaj są same d...   26.04.2005 09:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ IV Nauka i ważna rozmowa Każdy następ...   27.04.2005 12:45
Moonchild   po pierwsze ... po drugie znowu same dialogi.....   27.04.2005 13:57
Carmen Black   A komentować to mam sobie sama!? Czy tak? Dzię...   02.05.2005 14:00
Moonchild   Cytryna... O Matko! Tragiczna ksywka :P A tak...   05.05.2005 21:08
Carmen Black   Moonchild posłuchaj! Tylko się nie denerwuj...   05.05.2005 22:58
Moonchild   Czy ja sie denerwuje? Nie... przynajmniej nie dzis...   06.05.2005 16:32
Ewelka   Nie przeczytałam całego bo nie mam zabardzo czasu....   07.05.2005 23:10
Carmen Black   Wiem, wiem.... to bez sensu, ale jak już wkleiłam ...   10.05.2005 23:40
Carmen Black   Koniec. Więcej nie będę was tym męczyć. ROZDZIAŁ...   30.08.2005 22:44
Moonchild   Już prawie zapomniałam o tym opowiadaniu tak długo...   31.08.2005 09:10


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.05.2025 20:25