Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
Kitiara |
![]()
Post
#1
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
Hej, witam (i o zdrowie pytam). To
opowiadanie powstaje przy współpracy dwóch szurniętych autorek: Naginii i
mojej.
Ponieważ Nag ma problemy z komputerem, nie będę wklejała kolejnych rozdziałów tak zbyt szybko, więc zbrojcie się w cierpliwość. Ostrzegam, że tu są jeszcze bardziej "kwadratowe dialogi", niż w "I believe..." Przestrzegam też przed jedną z par jaka tu się pojawia, czyli Draco/Hermina. A terz życzę miłej lektury i spadam kit ZMOWA DZIEWIC Motto: Baby ain't it somethin' How we lasted this long You and me Provin' everyone wrong Don't think we'll ever Get our differences patched Don't really matter Cuz we're perfectly matched I take-2 steps forward I take-2 steps back We come together Cuz opposites attract And you know-it ain't fiction Just a natural fact We come together Cuz opposites attract [Paula Abdul, Opposites Attract] Prolog Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i brązowymi oczami gramoliła się między przedziałami pociągu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon. Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale kulturalną polemikę. Rąbnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła. - Żesz kurwa, kobieto jak chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia skuteczniej od wywalonej walizki. - Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci. - Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział pierwszy głos. Głosy brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście. ”O cholera!” – pomyślała ujrzawszy ich twarze – „Zabini i Malfoy...” - Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną torebką. - Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na nią uważnie, kogoś mu przypominała. - Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje? - O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej radości i rozbawienia. - Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały, chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał - Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna. Złość była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.” - Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w krótkich włosach... Dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła. W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny, Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego czystej krwi, ale przede wszystkim jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaźnił się już prawie rok temu. - Tere-fere, interesująca buzia.. interesujące to może być co innego – skrzywił się Draco. - Wszystko może być interesujące – filozoficznie odparł Blais. - Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym przeciwnikiem. - Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobatą swoją blond głową. Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był. – Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – złośliwy uśmieszek blondyna był wprost zniewalający mógł doprowadzić do szału. - Za tą krótką szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela. - Świnia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżką. - Zmiataj stąd natychmiast chamie jeden. - No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad jego głupotą - Sorry, Granger, ale... - Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę. Draco przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę. - I po co mówiłeś jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale! Casanova od siedmiu boleści się znalazł. Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał. - Czyżbyś był zazdrosny? - Niby o nią? Weź, bo cie śmiechem zabiję... Po prostu lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda. No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach. *** Hermiona była wściekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko. - Cześć, Gin. Siadaj i bądź cicho bo mam zły dzien. - Cześć, w porządku – Virginia wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres? - To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem. - Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę. - Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać? - Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem. *** Drugi tydzień września obfitował w wiele nowości. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca Rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wyłącznie dla klas szóstych i siódmych. Severus Snape, w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasą. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składaną u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym. Zabini z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czuł, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci gówniarze nie mają czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich? Przecież ją zaraz ktoś rozdepcze. Blais, jak przystało na dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i nie przejmując się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odciągnął na bok. Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona była na złoty brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo. - Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić. Jak będziesz starsza to zgłoś się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki. - Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćbyś był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać, a później wpuścić na imprezę... za darmo. - Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost uroczo. Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu. - Mam w dupie tą waszą imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu! - Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. - Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze bardziej. - Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej. Zabini stał i śmiał się rubasznie przez dobrą minutę. - Ale żeś teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze śmiechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywną aurą, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze zarżał z radości nad własnym dowcipem. - Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!). - Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci nie pasuje? - Co do ciebie to nie miałem wątpliwości... Próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne. Zabini wyjął papierosy i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesiąt dwa), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy. I właśnie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika ust. - Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz? - Panie profesorze, - odparł chłopak z największą powagą - ja nie palę... ja się delektuję. - A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini? - Zanim dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir. - Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu. - Ależ panie profesorze, ja tylko. Tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach? - No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykrością mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu. - Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla. Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem. - Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej. - Oczywiście sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne. - Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy. - Ależ panie profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną. - Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los... - Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia. - Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie. Severus spojrzał na kłębiąca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków. - Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?! Malfoy westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych: - Cisza motłochu!! Smoku ma głos! - Skromniś – syknął mu do ucha Blais. - Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!! Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną ręką. Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”, jak określił to Dracze. Stojąca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno: - Pewnie to ty byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy śmiechu wśród zebranych. - Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym wrednym uśmiechem. Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać. - Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zaczął kłębić się już tłumik. - Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda? - Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka. Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kładąc nacisk na każde słowo. - Zapłaciła dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację. - A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków. - O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła? - Dziś wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku. - Z moich?! - zaperzył się Draco. - Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo - Zwłaszcza jak przyjdą Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też. - Oni nie idą. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się szeroko. - Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie. - Myślisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się do siebie bardzo triumfalnie. Impreza zapowiadała się ciekawie... Ten post był edytowany przez Kitiara: 07.01.2005 17:13 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kitiara |
![]()
Post
#2
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
WAŻNE
O rany! Przepraszam, ale przedostatni rozdzoał "Noc z Duchami" nie wkleił się cały. Serdecznie przepraszam! *puka się w głowę* Boże, nie zauwazyłam! Przepraszam jeszcze raz : tu jest końcówka! Dziewczyna pomyślała, że Blaise ma bardzo ładny głos, ale w życiu nawet przed sobą samą nie przyznałaby się do tego i chłopak mógł usłyszeć, jak niewyraźnie mamrocze coś pod nosem, o durnych karach i wybrykach arystokracji. - Jeżeli chcesz, - powiedział spokojnie podnosząc się z klęczek i wygodnie sadowiąc się przy kominku - to parę wybryków mogę ci dopiero pokazać... Wierz mi ja mam bujną wyobraźnię. - Wielkie dzięki, obejdzie się - Ginny spojrzała na niego oburzona. – A teraz ja stąd wyjdę spokojnie, a ty przestaniesz chrzanić o jakiejś głupiej karze... Przecież to nie moja wina, że ja i Hermi nie mamy ciągotek do miłości lesbijskiej w odróżnieniu od ciebie i Malfoya... - Według ciebie mam skłonności homoseksualne, dobrze rozumiem, Weasley? - chłopak uśmiechał się drapieżnie i Ginny zrozumiała swój okropny błąd. - Ja tylko... - zaczęła, ale Zabini spokojnie wstał i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła jego zapach, bardzo miły zapach. Zacięła się i stała jak sparaliżowana. - No? Ty tylko, co? - spytał Blaise unosząc sugestywnie brew. - Nic.. naprawdę nic - Ginny zaczeka się jąkać, bo spojrzenie chłopaka bardzo ją denerwowało i peszyło. - Ja tak tylko.. no wiesz.. tego.. no... jakby to powiedzieć... - Jakby co powiedzieć... maleństwo... - Żartowałam tylko a ty chyba się nie znasz na żartach – powiedziała to bardzo niepewnym głosem. - Ależ Weasley ja na żartach znam się doskonale... jak chcesz to ci z chęcią pokażę... żarty, ale te ślizgońskie... - Nie, dziękuje - dziewczyna odpowiedziała prędko jeszcze bardziej odsuwając się od chłopaka - No to ci pokażę- dziewczyna przycisnęła do siebie jeszcze mocniej ręcznik i popatrzyła z dzikim przerażeniem na Zabiniego, który uśmiechał się bardzo drapieżnie i bardzo zmysłowo. W tej chwili stal tak blisko niej, że dotykali się ciałami a ciało Blaise’a było twarde, ciepłe i... niebezpieczne. Virginia wbiła wzrok w klatkę piersiową młodzieńca, która była akurat naprzeciwko jej oczu, i modliła się o cud. - Gdybyś była jeszcze mniejsza, można by cię było traktować jak lalkę służąca do zabawy - rzucił Blaise jakby od niechcenia i właśnie ta obraźliwą uwagą osiągnął to o co mu chodziło od początku. Ginny natychmiast podniosła do góry głowę i już otwierała usta by odeprzeć ten podły atak, ale nie dane było jej to zrobić, gdyż chłopak natychmiast wykorzystał zaistniałą sytuacje Jego wargi gorąco przywarły do miękkich ust Virginii i zgniotły je w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Zbyt gwałtownym bo Blaise trochę się zapomniał i Ginny jęknęła z bólu. Chłopak natychmiast zrozumiał swój błąd i odsunął się na chwilę spoglądając w oczy dziewczyny. Kiedy znowu ją pocałował, zrobił to powoli i delikatnie. Tym razem Virginia westchnęła cichutko i posłusznie rozchyliła usta, pozwalając mu na bardzo głęboki, zmysłowy pocałunek. Jego język zaczął muskać jej podniebienie a palce przeczesywać jej długie mokre włosy. Giny przysunęła się do chłopaka wtulając w jego męskie, ciepłe przyjemnie pachnące ciało. Było jej dobrze i wcale nie chciała się stąd ruszać. Przeszła jej chęć na powrót do własnej sypialni. Nadal przyciskała do siebie ręcznik, ale dłonie Blaise’a wślizgnęły się pod miękki materiał gładząc plecy i pośladki dziewczyny. Virginia poczuła lekkie zawroty głowy i przysunęła się do niego jeszcze mocniej. Jego dłonie zacisnęły się lekko na jej pupie. Była tak drobna, że Blaise bez problemu mógł objąć jedną dłonią jej obydwa pośladki. Delikatnie masował ciało dziewczyny co wywołało cichutkie pojękiwanie Virginii. Ginny jeszcze mocniej wtuliła się w młodego mężczyznę i pisnęła zaszokowana. Wyraźnie poczuła jego twardą męskość wpijającą się w jej ciało Dziewczyna odskoczyła od niego zaskoczona, zawstydzona i przestraszona jednocześnie. Zabini zdziwił się w pierwszym momencie jej reakcją i patrzył na nią przez chwilę z zaciekawieniem. Kiedy pochylił się by spojrzeć głębiej w jej oczy, dojrzał w nich mieszankę wszystkich jej uczuć i zrozumiał, co spłoszyło niewinną Virginię. - Chyba się nie boisz? Ja ci nic nie zrobię... oczywiście jeśli nie będziesz tego sama chciała. - Ale ja nic nie chce... to znaczy chcę... chcę stąd wyjść - Przykro mi mała, ale wyraźnie zostałyście uprzedzone o karze za byle jaki pocałunek. Ja się do swojego przyłożyłem i nie widzę powodu dla którego miałbym tolerować odwalenie takiego badziewia jak twoje i szczoty - Blaise z irytacją wzruszył ramionami. - Bo to by było ludzkie! Ty... ty... - No co chciałaś powiedzieć... maleństwo - Zabini ze złośliwym uśmiechem przybliżył się do dziewczyny - Ty... łobuzie - triumfalnie zakończyła Gin z morderczym błyskiem w oku. "Łobuz" zamiast zezłościć Blaise’a, na co chłopak nawet trochę liczył, bo mógłby wtedy "ukarać" Virginię bardziej, tylko go rozbawił. - Nie powiem, słownictwo to ty masz... przy braciach się wyrobiłaś? A zresztą nie ważne, wskakuj do łóżka. - Zapomnij zboczeńcu, do żadnego łóżka z tobą wskakiwać nie będę! - Zboczeńcu, mówisz? - Zabini był niemal radosny. - No, no... Coraz bardziej ci się języczek wyrabia, maleńka... Wyrobić ci go jeszcze bardziej? - chłopak zbliżył się do dziewczyny z szelmowskim uśmiechem i ponownie ją pocałował. - A idź ty w diabły - Ginny zaczęła się odsuwać jak najdalej mogła... niestety za daleko nie mogła, przeszkodziło jej w tym łóżko. - I wreszcie jesteś tam gdzie powinnaś - to powiedziawszy chłopak pchnął ją delikatnie tak, ze wylądowała w miękkiej pościeli. Ginny pisnęła cicho i odsunęła się pod ścianę. - No co, rudasku? Będziesz spała owinięta ręcznikiem? - mówiąc to bezczelnie zaczął ściągać spodnie i za chwilę stał przed nią w samych czarnych bokserkach. Normalnie spał nago, ale nie chciał przysparzać Gryfonki o zawał serca lub nadciśnienie. - Ja w ogóle nie będę spała.... - A co masz inną propozycje na tę noc? - Tak!!! Wyskocz przez okno!!! - Mam wyskoczyć przez okno, Weasley? - chłopak uniósł brew i spojrzał w kierunku rzeczonego obiektu. - Wiesz, mała tu jest dosyć wysoko i mógłbym się zabić. - Właśnie o to chodzi - wypaliła zapalczywie dziewczyna i dopiero po fakcie zatkała sobie usta dłonią. - O ty wiewióro jedna! Nie no ta zniewaga krwi wymaga - Blaise nie zastanawiając się długo złapał dziewczynę i podszedł z nią do okna, nie zwracając uwagi na jej krzyki - Puszczać? - Zabini popatrzył na wyrywającą się dziewczynę zalotnie. Zdążył już otworzyć okno i zrobiło się bardzo zimno. - Zaraz ci wypuszczę, mała. Poczujesz się swobodna jak ptak. - NIE!! - Ginny zarzuciła ręce na jego szyje i przytuliła się do umięśnionej klatki piersiowej chłopaka. - Proszę nie. Ja już będę spokojna... obiecuje Była naprawdę bardzo przestraszona i Zabini się nad nią zlitował. Położył ją z powrotem na łóżku i zamknął okno. - Przecież bym cię głuptasie nie wyrzucił - powiedział łagodnie, podchodząc do roztrzęsionej Ginny i pomagając jej delikatnie, poprawić rozchełstany ręcznik. - Przestraszyłeś mnie – dziewczyna trzęsła się nie tylko z zimna ale i ze zdenerwowania. - Więcej tego nie zrobię, ale się zachowuj. Zaraz przyniosę ci jakieś suche ciuszki i idziemy spać, dobrze? Pogłaskał ją po głowie i poszedł sprawdzić jej koszulkę i majtki, ale były jeszcze wilgotne. Dziarskim krokiem ruszył do szafy i wygrzebał jakąś niebieską koszulę z krótkim rękawem, zapinaną na cholernie dużą ilość czarnych guzików. "Im więcej guzików, - pomyślał naiwnie Zabini - tym mniejsza szansa, że zechce mi się do nie dobierać". Lecz w tym samym momencie spojrzał na dziewczynę i pomyślał, że nawet gdyby była ubrana w habit to i tak chciałby go z niej zedrzeć. Mimo tego podał jej koszulkę i kurtuazyjnie odwrócił się by mogła ja w spokoju ubrać Odwrócenie się do ściany było według Blaise’a istnym heroizmem i trzeba mu przyznać, że w istocie tak było, chociaż w jego przypadku nie stanowiło to nic nadzwyczajnego. Zabini jako młody mężczyzna w pełni sił witalnych i buzujący hormonami, potrafił zapanować nad sobą. Większość ludzi, którzy go znali nie mieli pojęcia jaki jest naprawdę. Ginny, patrząc podejrzliwie w jego kierunku, ubrała szybko wielgachną koszulkę. Wyglądała w niej tak, jakby zwinęła ja dużo starszemu bratu. Wiedząc, że nie ma nadziei na wydostanie się z tego pokoju, przynajmniej dzisiejszej nocy, wsunęła się pod kołdrę i okręciła nią na około, nie pozostawiając jej zbyt wiele dla współlokatora. Zabini widząc, że zostawiła mu jakieś marne resztki ciepłe j kołderki uniósł tylko brew i pociągnął za koniec kołdry rozwijając Virginię. Położył się, szczelnie opatulił i nie pozostawił dziewczynie prawie nic. Patrzył przy tym na nią bardzo wyzywająco. - Gdybyś był męż... - widząc jego minę wolała natychmiast zmienić zdanie - dżentelmenem, to oddałbyś mi ta kołdrę... Ale widać w Slytherinie nie ma czegoś takiego jak prawdziwy dżentelmeński mężczyzna. - Ty wiewióra nie pyskuj, tylko jak chcesz skorzystać z kołdry to musisz się do mnie przytulić... inaczej nici z ciepełka, ewentualnie możesz położyć się przy kominku - uśmiechnął się łobuzersko. Ginny popatrzyła na niego bardzo nieufnie i zmarszczyła nosek. - Słuchaj, mała, - powiedział łagodnie, Blaise - jestem na tyle silnym facetem, że jak będę chciał cię wziąć siłą to nic mi nie przeszkodzi, więc albo mi ufasz albo śpisz bez kołdry, a to drugie i tak nie daje ci żadnej gwarancji. - Obiecałeś, że mnie nie tkniesz bez mojej zgody - w oczach Ginny zalśniły łzy złości i poniżenia. - Weasley przecież gdybym się chciał na ciebie rzucić i nie panowałbym nad sobą, to już bym to zrobił. No, wskakuj pod kołdrę i się nie marz. - Ale mnie nie dotkniesz? - Ginny dalej patrzyła na niego podejrzliwie - Weasley bo ja trące cierpliwość, albo sama wejdziesz pod tą kołdrę, albo cię do tego zmuszę! - Dobra, już dobra... wchodzę... zadowolony? Blaise nie raczył odpowiadać na taką impertynencję i posłał jej jedynie wiele znaczące spojrzenie. Odchylił kołdrę i poczekał aż się pod nią wślizgnie. Koszula była na nią o wiele za duża i Ginny topiła się w niej, co wbrew woli Zabiniego budziło w nim opiekuńcze instynkty Przytulił opierająca się dziewczynę i nie puszczał dopóki ta się nie uspokoiła. Po kwadransie spali już oboje. Ten post był edytowany przez Kitiara: 28.04.2005 09:47 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 06.05.2025 21:55 |