Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni
z Gryfonkami...
Kitiara |
![]()
Post
#1
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
Hej, witam (i o zdrowie pytam). To
opowiadanie powstaje przy współpracy dwóch szurniętych autorek: Naginii i
mojej.
Ponieważ Nag ma problemy z komputerem, nie będę wklejała kolejnych rozdziałów tak zbyt szybko, więc zbrojcie się w cierpliwość. Ostrzegam, że tu są jeszcze bardziej "kwadratowe dialogi", niż w "I believe..." Przestrzegam też przed jedną z par jaka tu się pojawia, czyli Draco/Hermina. A terz życzę miłej lektury i spadam kit ZMOWA DZIEWIC Motto: Baby ain't it somethin' How we lasted this long You and me Provin' everyone wrong Don't think we'll ever Get our differences patched Don't really matter Cuz we're perfectly matched I take-2 steps forward I take-2 steps back We come together Cuz opposites attract And you know-it ain't fiction Just a natural fact We come together Cuz opposites attract [Paula Abdul, Opposites Attract] Prolog Kolejny rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok. Ładna dziewczyna z gęstymi, kasztanowymi włosami ściętymi na króciutko i brązowymi oczami gramoliła się między przedziałami pociągu do Hogwartu. Jej waliza była ciężka jak diabli bo miała mnóstwo książek. Nigdy wcześniej tyle ze sobą nie wiozła. No, ale ona nie może być gorsza w czytaniu od tego pozera Zabiniego, którego w gruncie rzeczy zaczęła nawet lubić po ich bardzo ciekawej rozmowie w bibliotece pod koniec zeszłego semestru. Chłopak był bystry, oczytany i... przebiegły, jak to Ślizgon. Zawsze miał multum argumentów i nienawidził jak jego adwersarz szybko dawał się przekonać i przechodził na jego stronę. Lubił ostrą, ale kulturalną polemikę. Rąbnęło, stuknęło i waliza dziewczyny się wywróciła. - Żesz kurwa, kobieto jak chodzisz?! – rozwścieczony męski głos wyrwał ją z zamyślenia skuteczniej od wywalonej walizki. - Uspokój się, Draco – odezwał się drugi, ale rozbawiony i dużo spokojniejszy, męski głos. – Pomógłbyś dziewczynie a nie klniesz jak pospolity mugol ze zbyt dużym zamiłowaniem do procentów. - Przecież widzisz, że koleżanka dźwiga niezły ciężar... Przepraszam za kumpla, pomogę ci. - Zawsze pełen kurtuazji – z przekąsem odpowiedział pierwszy głos. Głosy brzmiały dziwnie znajomo. Dziewczyna otarła pot z twarzy i podniosła głowę. Musiała ją wręcz zadrzeć, bo chłopcy na których wpadła byli bardzo wysocy i jej metr sześćdziesiąt sześć było niczym przy ich wzroście. ”O cholera!” – pomyślała ujrzawszy ich twarze – „Zabini i Malfoy...” - Obejdzie się bez twojej pomocy – powiedziała, ale Blais podniósł już jej walizkę jakby była podręczną torebką. - Gdzie mam to zanieść? – chłopak popatrzył na nią uważnie, kogoś mu przypominała. - Do najbliższego pustego przedziału, Zabini – odrzekła i się do niego uśmiechnęła. – Jak tak dalej pójdzie będziesz wyższy od wieży Eiffla. Ile urosłeś przez wakacje? - O żesz! Cze, Granger! – wypalił chłopak z nierównymi, czarnymi włosami sięgającymi połowy karku i malowniczo rozczochranymi, co dodawało mu jedynie uroku. – Osiem centymetrów, madame! – wyszczerzył się do Hermiony. – Coś ty z włosami zrobiła?! – w jego oczach koloru ciemnego szmaragdu igrały iskierki szczerej radości i rozbawienia. - Granger, kto ci pozwolił ściąć te twoje kłaki? - warknął Draco wpatrując się w dziewczynę. Należał do mężczyzn lubiących u kobiet długie włosy, a "kłaki" Granger bardzo mu się podobały, chociaż, z wiadomych powodów, nigdy na glos się do tego nie przyznał - Sama sobie pozwoliłam, ciebie na pewno nie będę prosić o zgodę - warknęła zdenerwowana dziewczyna, nie wiadomo dlaczego ale zrobiło jej się smutno i przykro z powodu reakcji blondyna. Złość była jednak silniejsza od smutku i Draco zarobił spojrzenie z serii „jeszcze jedno słowo a dostaniesz w pysk.” - Tu jest wolny przedział – Zabini postawił walizkę pięć merów dalej od miejsca spotkania. – Proszę, madame – z kurtuazją otworzył jej drzwi i gestem wskazał wnętrze. – Ładnie ci w krótkich włosach... Dopiero teraz widać jaką interesującą masz buzię – puścił jej łobuzersko perskie oko i Hermiona lekko się zarumieniła. W szkole chyba nie było dziewczyny od klasy czwartej wzwyż, która nie patrzyłaby tęsknie za Malfoyem lub Zabinim (poza nią, Ginny, Luną i jeszcze kilkoma nielicznymi), zwłaszcza za tym ostatnim. I powodem nie było tylko to, że wywodził się z rodu książęcego czystej krwi, ale przede wszystkim jego szarmancki i kulturalny sposób bycia wobec kobiet. I miał jeszcze jedną istotną zaletę.. nie używał słowa „szlama”. Uważał je za prostackie i tępił wszystkich, którzy tak mówili... Szczególnie Malfoya, z którym przyjaźnił się już prawie rok temu. - Tere-fere, interesująca buzia.. interesujące to może być co innego – skrzywił się Draco. - Wszystko może być interesujące – filozoficznie odparł Blais. - Dobra, dobra! – Malfoy przestraszył się, że kumpel wejdzie na poziom dyskusji intelektualnej, a był niebezpiecznym przeciwnikiem. - Ale to niepraktyczne, Granger. Znaj moje słowa. – Draco pokręcił z dezaprobatą swoją blond głową. Nowa fryzura w postaci silnie wystrzyżonego i nierównego przodu oraz tyłu sięgającego do podstawy ramion, nadawała mu wygląd gigantycznego rozrabiaki i uroczego cwaniaka, którym w istocie był. – Jak cię teraz będę trzymał za głowę, gdy mi będziesz robić dobrze ustami? – złośliwy uśmieszek blondyna był wprost zniewalający mógł doprowadzić do szału. - Za tą krótką szczotę?! Mówię ci to nie-prak-tycz-ne... – Malfoy zrobił minę zbitego spaniela. - Świnia! - warknęła Gryfonka i wymierzyła w niego różdżką. - Zmiataj stąd natychmiast chamie jeden. - No niby co ja takiego powiedziałam? - Draco spojrzał pytająco na przyjaciela, który tylko pokręcił głową w geście rezygnacji nad jego głupotą - Sorry, Granger, ale... - Ty mnie Zabini za jego kretynizm nie przepraszaj, bo to jest cham ostatni, a teraz obaj mi zejdźcie z oczu zanim na was czegoś nie rzucę. Draco przez chwile przyglądała się tej wszystkowiedzącej Gryfonce po czym bez słowa ruszył do przedziału, który zajmowali razem z Blaisem. Gdy tylko weszli do środka zaatakował kolegę. - I po co mówiłeś jej, że jest jej ładna, przecież ona wie to doskonale! Casanova od siedmiu boleści się znalazł. Brunet przez chwile patrzył na kolegę bez słowa po czy się roześmiał. - Czyżbyś był zazdrosny? - Niby o nią? Weź, bo cie śmiechem zabiję... Po prostu lubiłem tę jej szopę.. Ech te baby, z nimi nigdy nic nie wiadomo. Zmienne jak pogoda. No cóż, z takim stwierdzeniem Zabini nie mógł dyskutować gdyż zgadzał się z nim w stu procentach. *** Hermiona była wściekła jak osa i gdy do przedziału wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ginny Weasley, warknęła tylko. - Cześć, Gin. Siadaj i bądź cicho bo mam zły dzien. - Cześć, w porządku – Virginia wyglądała na opaloną i zadowoloną z życia. – Masz okres? - To nie okres, to Malfoy – odrzekła Granger i zaklęła pod nosem. - Och, widziałam go... jeszcze urósł – Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy jak to działa na Hermionę. - Tak jakbym nie zauważyła.... A jego ego osiągnęło już gigantyczne rozmiary, Gin. Może się przymkniesz i dasz mi poczytać? - Spoko – niziutka Gryfonka miała zbyt dobry humor by się obrazić, poza tym liczyła na to, że złość Hermiony minie do końca podróży. W istocie tak się stało. Ale uraza do Malfoya i tak rosła w duszy krótkowłosej dziewczyny z każdym nowym dniem. *** Drugi tydzień września obfitował w wiele nowości. Na przykład o powstanie Koła do Gry w Wisielca Rozbieranego <oczywiście nauczyciele nic o tym nie wiedzieli> wyłącznie dla klas szóstych i siódmych. Severus Snape, w całej swej nauczycielskiej i uczniowskiej karierze, nie pamiętał tak wielkich tłumów jak w piątkowe popołudnie pod jego klasą. Tłoczyli się tam chyba wszyscy uczniowie klas siódmych i szóstych z czterech domów. Pomysłowi wychowankowie Domu Węża przybili na drzwiach do jego pracowni plakat informujący o tym, że w sobotni wieczór Uczniowie Zacnego Domu Salzara Slytherina maja zaszczyt zaprosić <za drobna opłatą na jedzenie i picie składaną u Blaisa Zabiniego> na imprezę integracyjną w Lochu ósmym. Zabini z ciekawością obserwował kłębiący się tłum, czuł, że zabawa będzie udana. Nagle jego oczom ukazał się przekomiczny obrazek. Jakiś karzełkowaty dzieciak usilnie starał się dotrzeć do plakatu informacyjnego. Kurde, czy ci gówniarze nie mają czego robić tylko czytać ogłoszenia skierowane nie do nich? Przecież ją zaraz ktoś rozdepcze. Blais, jak przystało na dobrego samarytanina, podszedł pod drzwi złapał dziewczynkę za kołnierz i nie przejmując się tym, że ta wyrywa się okrutnie, odciągnął na bok. Kiedy doszedł do ściany wypuścił malucha i uważnie mu się przyjrzał. Była to szczuplutka, niska dziewuszka o długich rudych włosach z ciemnymi pasemkami, zaplecionych w warkocz. Miała mnóstwo piegów na twarzy. Opalona była na złoty brąz. Wyglądała słodko i kogoś mu przypominała, ale nie miał czasu zastanawiać się kogo. - Posłuchaj maluchu, to jest zabawa dla dorosłych, taki dzieciak jak ty to może co najwyżej się w piaskownicy pobawić. Jak będziesz starsza to zgłoś się do mnie, wtedy będziemy mogli porozmawiać nie tylko o takich zabawach - dodał słodko by umilić małej gorycz porażki. - Zabini ja bym się do ciebie nie zgłosiła, choćbyś był ostatnim facetem na ziemi - mała dziewczynka otworzyła swe słodkie usteczka i chłopaka jakby coś trafiło. Ten głosik poznałby wszędzie, nawet na końcu świata. Mimo wszystko postanowił się z niej jeszcze troszkę ponabijać, a później wpuścić na imprezę... za darmo. - Weasley, dziecinko to naprawdę ty? Jakby to rzec... w wakacje troszkę się chyba skurczyłaś... Wiesz, wiek to może masz odpowiedni, ale ze wzrostem gorzej. Nie wpuszczamy nikogo poniżej metra sześćdziesiąt... - Zabini uśmiechnął się wprost uroczo. Virginię trafił jasny szlag. Nienawidziła przytyków do swojego wzrostu. - Mam w dupie tą waszą imprezę w zimnych, obskurnych lochach!- skłamała. Tak naprawdę bardzo chciała na nią iść... aż do teraz. - Pocałuj mnie tam gdzie słońce nie dochodzi i się wypchaj przerośnięty badylu! - Nie ma sprawy - chłopak nachylił się nad niziutką dziewczyną. - Jesteś całkiem apetycznym maleństwem i ślicznie pachniesz... Tylko powiedz... Mam cię pocałować z przodu czy z tyłu, maluszku? - Blais miał minę tak rozbawioną i uśmiech tak bezczelny (według Gin), że dziewczyna zarumieniła się i wściekła się jeszcze bardziej. - Wolałabym, żeby mnie pocałował gumochłon, Zabini!! – wrzasnęła tak, że obejrzało się dobrych dwadzieścia osób. - Jesteś mutantem. Żegnam! - odwróciła się i odeszła krokiem urażonej księżnej. Zabini stał i śmiał się rubasznie przez dobrą minutę. - Ale żeś teatr odwalił, Blais – Draco też konał ze śmiechu. Stał bardzo blisko i wszystko słyszał. – Jaja jak berety. Ona chyba wcale nie rośnie... Już wiem całą energię Weasley’ów pochłania Łasica... Sam emanuje tak negatywną aurą, że wszystko wokół niego, co podlega rozwojowi, nie może się rozwijać. – Dracze zarżał z radości nad własnym dowcipem. - Smoku, czy wszyscy u ciebie w rodzinie na pewno są zdrowi psychicznie? – spytał rozbawiony zielonooki brunet (ale broń Boże nie Potter!). - Nie – radośnie odparł „Smoku”. Miał bardzo dobry humor i wszystko go rozweselało. – Ja nie jestem zdrowy, Dziki. Coś ci nie pasuje? - Co do ciebie to nie miałem wątpliwości... Próbowałem jedynie ustalić, czy to jest dziedziczne. Zabini wyjął papierosy i bezczelnie zajarał na środku korytarza. Było to o tyle podłe i nacechowane brakiem karności zachowanie, że na korytarzu palić nie było wolno a on był chłopcem słusznego wzrostu (metr dziewięćdziesiąt dwa), który wybijał się ponad tłum, więc każdy nauczyciel mógł zobaczyć, kto pali. Draco był od niego jedynie pięć centymetrów niższy. Zabini natomiast był najwyższym uczniem w szkole, a... Severus Snape był z nim równy. I właśnie wspomniany nauczyciel wyszedł z klasy, a pierwsza osoba jaka rzuciła mu się w oczy, oczywiście oprócz tłumu kłębiących się dzieciaków, był jego uczeń z petem zwisającym z lewego kącika ust. - Zabini, czy mi się wydaje, czy ty... palisz? - Panie profesorze, - odparł chłopak z największą powagą - ja nie palę... ja się delektuję. - A czy ty nie wiesz, że delektować można się jedynie na błoniach, Zabini? - Zanim dojdę do wyjścia, skończy się przerwa... a z moim słabym zdrowiem bieganie po korytarzach nie wchodzi w grę, sir. - Zabini, masz zdrowie jak pociągowy koń i dobrze o tym wiesz... – rzekł spokojnie Snape, powstrzymując uśmiech. Każdy inny uczeń dostałby opieprz, ale Blais robił wszystko z tak uroczą i naturalną elegancją, i kurtuazją, że nauczyciele go lubili... Zwłaszcza Severus, bo chłopak był w jego Domu. - Ależ panie profesorze, ja tylko. Tak dobrze wyglądam, tak naprawdę to ledwo zipię, a chyba nie chce pan bym zachorował i nie był obecny na Eliksirach? - No w takim razie - Severus udał wielkie zastanowienie - skoro ledwie zipiesz, ty mróweczko, to palenie zaszkodzi ci jeszcze bardziej. Jak nauczyciel nie mogę na to pozwolić i z przykrością mszę debrać ci papierosy oraz... jeden punkt dla Domu. - Ależ panie profesorze... te fajki mnie na duchu podtrzymują, poprawiają mi humor i pozwalają zapomnieć o słabej kondycji i dosyć cherlawym ciele... – Draco musiał odejść parę metrów dalej bo zabiłby śmiechem zarówno nauczyciela jak i swego najlepszego kumpla. Dziki był jednym z najzdrowszych chłopaków w szkole, był szybki, zwinny, doskonale latał na miotle i miał celny prawy sierpowy, który najcięższych zawodników posyłał na glebę, o czym wiedzieli wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole na czele ze Snapem. - Dobra, dobra Zabini. Dawaj papierosy i żebym cię ja więcej na korytarzu z fajkiem w zębach nie widział. Przynajmniej dzisiaj – dodał ciszej. - Oczywiście sir... ale chciałbym zauważyć, że pozbawienie tak dużej ilości punktów takiego wspaniałego i bezproblemowego domu jakim jest Slytherin i to przez własnego opiekuna jest bardzo nieekonomiczne. - Zabini, ty mnie ekonomi chcesz uczyć? - Severus spojrzał na niego ironicznie. - Ale wiesz, masz racje. Nie odbiorę ci punktów, za to razem z panem Malfoyem, który się zaraz udusi ze śmiechu wysprzątacie bez pomocy magii loch ósmy. - Ależ panie profesorze z moim wątłym zdrowiem? - Blais nie dawał za wygraną. - Nie ma pan litości dla tak pokrzywdzonego przez los... - Zaraz dopiero możesz zostać pokrzywdzony przez los, Zabini - Severus mu brutalnie przerwał tyradę. - Po zajęciach widzę was obu przed lochem numer osiem a teraz uciekajcie na następne zajęcia. - Lepiej niech pan się zajmie, panie profesorze, tym kłębowiskiem pod drzwiami - zauważył usłużnie Draco. Miał dobre chęci odwrócenia uwagi nauczyciela od skromnej osoby Zabiniego i od siebie. Severus spojrzał na kłębiąca się młodzież z mordem w oczach i znowu odwrócił się w stronę chłopaków. - Draconie - zwrócił się prawie słodkim tonem do blondyna - o ile mi wiadomo to ty przywiesiłeś tu ten plakat. W takim razie, to ty zrobisz coś z tym, żeby oni wszyscy w ciągu minuty zniknęli spod tych drzwi. Jasne?! Malfoy westchnął, przewrócił oczami i wrzasnął do zebranych: - Cisza motłochu!! Smoku ma głos! - Skromniś – syknął mu do ucha Blais. - Dziki i ja mamy apel!! Tu za trzy minuty będzie lekcja a wy chyba też macie zajęcia, nie?! No to won, a ten kto chce iść na imprezę, niech wpłaca po dziesięć galeonów do Dzikiego Blaisa Pogromcy Dziewic Hogwartu! Amen!! Tak naprawdę Blais nie był żadnym pogromcą dziewic, chociaż bez wysiłku mógł nim zostać. Miał za sobą jedne, jedyne przeżycie seksualne i tak się zraził, że postanowił poczekać na naprawdę wyjątkową dziewczynę. Obydwaj z Draconem mogli tapetować listami miłosnymi dormitoria, a i tak na wszystkie miejsca by nie starczyło. Malfoy jednak był bardzo wybredny i zaliczał dziewczyny bardzo rzadko i z umiarem. Uważał, że sperma rodu Malfoy’ów jest zbyt cenna, by ją marnować byle jak i z byle kim (pewnie dlatego do tej pory nie tknął Pansy Parkinson, która bardzo tego chciała), ale czasami trzeba było zredukować silny popęd seksualny inaczej niż własną ręką. Blais był bardziej opanowany – bo na pewno nie mniej pobudliwy – i nie musiał zaliczać nawet „raz na miesiąc”, jak określił to Dracze. Stojąca w tłumie Hermiona skrzywiła się i powiedziała bardzo głośno: - Pewnie to ty byś chciał być tym pogromcą, co, Malfoy? – wywołując salwy śmiechu wśród zebranych. - Granger, ciebie to ja w każdej chwili mogę poskromić, co ty na to? - zapytał Draco sugestywnie, podchodząc do dziewczyny i obdarzając ja swoim najładniejszym wrednym uśmiechem. Hermiona zarumieniła się delikatnie ale postanowiła się nie poddawać. - Jasne Malfoy... Chyba w moich najgorszych koszmarach, bo tylko w takiej sytuacji się na to zgodzę - dziewczyna zgrabnie go ominęła i podeszła do Zabiniego, koło którego zaczął kłębić się już tłumik. - Do zobaczenia na tej imprezie, Gin już za nas zapłaciła prawda? - Jasne, płaciła - skłamał Zabini bez mrugnięcia okiem. Bardzo mu zależało na tym, by pojawiła się ta ruda furiatka. Był niemal stuprocentowo pewny, ze Hermiona nie wygada się siostrze Łasiczki tym, że też nie zapłaciła. Liczył na jej wysoką inteligencję, w którą ani na moment nie wątpił. Dlatego gdy mówił, że Ginny płaciła to po pierwsze, puścił szybkie oko do Dracona, a na Granger popatrzył bardzo uważnie i dodał na wszelki wypadek, kładąc nacisk na każde słowo. - Zapłaciła dwadzieścia galeonów jakieś pięć minut temu i zmyła się na zajęcia, my już też chyba powinniśmy iść na Transmutację. - A tak właśnie - Hermiona ruszyła szybko w stronę klasy i na szczęście nie usłyszała rozmowy chłopaków. - O! Mówisz, że rudzielec zapłacił? - Draco uśmiechnął się do Zabiniego. Dopisał jeszcze dwa nazwiska na listę gości. - A mogę się dowiedzieć kiedy to zrobiła? - Dziś wieczorem.... z twoich pieniędzy Smoku. - Z moich?! - zaperzył się Draco. - Cii!! Żartowałem... Damy po połowie... Będzie weselej – Blaise miał minę lisa, który zwietrzył bardzo obfity kurnik nie pilnowany absolutnie przez nikogo - Zwłaszcza jak przyjdą Łasic i Potter. Zwłaszcza Łasic. On pilnuje nie tylko siostry ale tej Granger też. - Oni nie idą. Duma im na to nie pozwoli. Już pytałem. – Blais uśmiechnął się szeroko. - Pewnie Łasic pójdzie, gdy dowie się, że jego maleńka siostrzyczka też idzie. - Myślisz, że ona mu powie? – Zabini popatrzył wymownie na Malfoya i obydwaj uśmiechnęli się do siebie bardzo triumfalnie. Impreza zapowiadała się ciekawie... Ten post był edytowany przez Kitiara: 07.01.2005 17:13 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kitiara |
![]()
Post
#2
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju ![]() |
***
- Ale jaja – stwierdził przemoczony Draco, szybkim krokiem zmierzając do kominka, który obiecywał ciepło i suchość. Już się pochylał nad cudownym ogniem, kiedy czyjeś ogromne biodro posłało go na bok i Lucjusz Malfoy uwalił się na samym środku dywaniku z lisa. Ze złośliwym uśmiechem grzał dłonie przy kominku i łypał na naburmuszonego syna, który próbował się ogrzać chociaż w minimalnym stopniu. - Wąż – stwierdził zimno Draco. – Jadowity okularnik – dodał, ale ten komplement nie zrobił na jego ojcu najmniejszego wrażenia. Pan Malfoy wzruszył ramionami i ogrzewał się dalej. - Ale dżentelmeni – oświadczył Blaise. – Dwie przemarznięte kobiety dygoczą z zimna, a oni kłócą się o miejsce przy ogniu. Zero wychowania... Obaj mężczyźni natychmiast oderwali się od ciepłego ognia i zbliżyli do zmarzniętych niewiast. Spojrzeli się na siebie porozumiewawczo i zaciągnęli dziewczyny w stronę kominka. . - A ty jesteś dżentelmenem na pokaz - powiedział jeszcze urażony Draco, spoglądając na przyjaciela. - Nie mogę się zgodzić.... on jest taki w niewymuszony, naturalny i uroczy sposób, ty też tak potrafisz tylko ci się nie chce - oznajmiła Hermiona z dezaprobatą patrząc na Malfoya juniora i marszcząc nos. Ginny cichutko prychnęła. - Ależ dla ciebie wszystko - powiedział Draco i otulił Hermionę ciepłym pledem, a następnie pobiegł do kuchni, szybko wrócił i podał jej filiżankę gorącej czekolady. Lucjusz to samo zrobił dla Giny i obaj panowie uśmiechając się porozumiewawczo podali Blaise’owi pusty już dzbanek, a Draco ze słowami: „możesz pozmywać”, wypchnął go za pomocą ojca z pokoju. - Słucham?! – Blaise nie posiadał się z oburzenie, zdziwienia i irytacji. – Możesz powtórzyć Smoku? Czarnowłosy Ślizgon stał za progiem salonu i wpatrywał się z niedowierzaniem w przyjaciela - Pozmywaj, Blaise, my zajmiemy się damami – spokojnie odparł ojciec Dracona i uśmiechnął się uroczo. Wściekły Zabini poszedł do kuchni mamrocząc coś pod nosem o półinteligentach, pseudo-dżentelmenach i lalusiach. - To było podłe - mruknęła Hermiona i z wyraźnym potępieniem w dużych oczach spojrzała na obu Malfoyów. Za to Ginny zaczęła bić im brawo i nieśmiało zwróciła się do pana Malfoya. - To już wiem, po kim Draco ma takie świetne pomysły. To było naprawdę genialne. - Rzeczywiście świetne – z przekąsem oświadczyła Hermiona, a między jej brwiami pojawiła się zmarszczka świadcząca o silnej irytacji. Virginia wzruszyła ramionami i wbiła czekoladowe ślepka w Dracona. Jej wzrok mówił „oj, powiedz coś, ona jest taka drętwa”, ale chłopakowi zrobił się głupio i tylko spuścił wzrok. - Blaise czasami chrzani głupoty – oznajmił przemądrzałym tonem Lucjusz. – Trzeba go trochę rozruszać i tyle. - Pozwoli pan, że nie będę komentować takiego sposobu rozruszania kogokolwiek, a na pewno nie kogoś, kto jako gospodarz stara się dogodzić wszystkim gościom – Hermiona zmarszczyła nosek i zrobiła urażoną minę. Draco z mieszanymi uczuciami przyglądał się Hermionie, która odwróciła się do niego plecami i wpatrywała się w płomienie buzujące w kominku. Cicho westchnął i z grobową mina ruszył do kuchni. - No dobra, Blaise, ty myjesz, ja wycieram. - A niby dlaczego tak się poświęcasz - powiedział Zabini nie patrząc na blondyna. Dalej był zły za jego wcześniejsze zachowanie. - A niby dlaczego ty pozwoliłeś wiewiórze na wejście do kuchni... jakbym tobie nie pomógł, Hermi nie odzywałaby się do mnie przez kilka dni. - A od kiedy to jest Hermi a nie szczota? - A od kiedy to jest Gin. a nie wiewióra? - No dobra ja już nic nie mówię... - I tego się trzymaj, Dziki, właśnie tego... - A ty, Smoku nie rób więcej mi takich akcji jak dziś, następnym razem nie będę miły i nie pójdę grzecznie wykonać twojego polecenia, a tak cię kopne w tyłek, że księżyc odwiedzisz - Blaise mówił cichym i umiarkowanie spokojnym głosem, co oznaczało, że mówił poważnie i Draco zarzucił wszelkie opcje polemizowania ze zdaniem zielonookiego bruneta. - Okey, w porządku - powiedział tylko Malfoy junior i więcej żaden z nich się nie odezwał. Myli i polerowali naczynia z taką zaciętością, że wszystko lśniło i błyszczało. Po niespełna pół godzinie do kuchni weszły dziewczyny wraz z panem Malfoyem. - Może wam w czymś pomóc? - zapytała Hermiona, a w tej samej chwili Draco soczyście zaklął. Szklanka którą wycierał pękła mu w ręce i odłamki szkła wbiły się w miękkie ciało na dłoni. Dziewczyna zaraz się przy nim znalazła i podprowadziła go do stołka. W jej oczach widać było prawdziwą troskę, a ku zdziwieniu wszystkich również Lucjusz pobladł i zaraz znalazł się przy synu. Bardzo niewiele osób wiedziało, że mężczyźni z rodu Malfoyów cierpią na hemofilię. Poza rodziną nie wiedział praktycznie nikt. - Wszystko w porządku? - Lucjusz był niemal przerażony i Hermiona przez chwilę pomyślała, że jest niezłym histerykiem, ale kiedy zobaczyła jak obficie płynie krew z dosyć płytkiego draśnięcia na dłoni Dracona, zmarszczyła lekko brwi. Chłopak był blady i wyraźnie przestraszony, ale także zirytowany troską ojca. - Pijesz ten eliksir od wujka Severusa, prawda? - spytał z niepokojem Lucjusz i zatamował krwawienie odpowiednim zaklęciem. - Tak, piję! Nie traktuj mnie jak jakiegoś cholernego kaleki, ojcze! - odrzekł ze złością Malfoy junior. - Uspokój się, Draco... Hermiona, łebska kobieta, od razu domyśliła się o co chodzi i popatrzyła na Blaise'a. Była pewna, że jako przyjaciel Dracona powinien wiedzieć o jego chorobie, zwłaszcza, że Smoku mieszkał teraz pod jego dachem. Zabini miał jednak mocno zdziwioną i bardzo zakłopotaną minę. Zmarszczył brwi i wbił w obu blondynów pełne dezaprobaty spojrzenie. - Nie mów tylko, że jesteś chory na hemofilię i nic mi o tym nie powiedziałaś - wysyczał ze złością, a Granger wolała się nie odzywać, bo Blaise zaczynał być wściekły. Ginny też wolała być cicho, chociaż nie do końca jej to wyszło i swym zwyczajem cichutko pisnęła. Hermiona doskonale rozumiała Zabiniego. Gdyby coś złego stało się Draconowi, on nigdy by sobie tego nie wybaczył, tak samo jak ona nie wybaczyłaby sobie gdyby chodziło o Ginny. - Przecież nic się nie stało! - warknął Malfoy junior, podczas gdy jego ojciec polewał płytkie skaleczenie Wywarem Krzepliwości, który nosił zawsze przy sobie. - Tak, cholera jasna, teraz się nie stało! Ale mogłoby się stać w każdej chwili. Jesteś ostatnim głąbem, że mi nie powiedziałeś! Też wiem, co to duma i honor, ale wy Malfoyowie, to chyba z tym przesadzacie - Blaise z wściekłością rzucił ścierkę do zlewu i wyszedł z kuchni - Cholera - warknął Draco i wyrwawszy się ojcu ruszył za przyjacielem. Znalazł go w siłowni jak niszczył bezbronny worek treningowy. - Wyładowałeś się już? - Spaduwa, za tobą są drzwi, bądź uprzejmy zamknąć je z drugiej strony... - Przestań się zachowywać jak dzieciak pozbawiony ulubionej zabawki. - O teraz mnie jeszcze obrażasz. Jak miło. - Dziki.. - Wiesz co? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, że mówimy sobie o wielu... - Wstydziłem się - mruknął Draco tak cicho, że Blaise go nie usłyszał i dalej ciągnął swój monolog skarg i zażaleń. - ...sprawach, o wszystkim i... - WSTYDZIŁEM SIĘ! - tym razem Draco krzyknął tak głośno, że chyba było go słychać w całym domu. Blaise nie przestał walić bez opamiętania worek , który niczemu nie zawinił i popatrzył uważnie na swojego przyjaciela. Draco był zarumieniony, zawstydzony i wyraźnie wściekły. Zabiniemu zrobiło się dziwnie i poczuł niemiły skurcz w okolicy żołądka, ale nie zamierzał ułatwiać niczego Draconowi. Uważał, że jego zachowanie było dziecinne i nieodpowiedzialne, wręcz głupie. - Czego się wstydziłeś? - spytał urażony. - Myślisz , że co bym powiedział albo zrobił. Jestem, do cholery jasnej, twoim przyjacielem. Dlaczego mi nie powiedziałeś? A gdyby ci się coś stało? Wiesz jakbym się wtedy czuł? Już nigdy nic ci nie powiem, ani ci nie zaufam, bo jesteś nieuczciwy! - w głosie Blaise'a była gorycz i uraza. I wcale nie starał się zrozumieć motywów postępowania przyjaciela. Był obrażony. - Chryste, Blaise - Draco popatrzył na bruneta ze złością i niedowierzaniem. Czuł się tak, jakby dostał od niego w twarz. - Jak możesz tak mówić? Nie masz pojęcia jak jest być chorym na hemofilię. Wszyscy, którzy o tym wiedzą, traktują cię jak kalekę. Jestem czarodziejem, więc mam cholerne szczęście, bo istnienie specjalny eliksir, który pity codziennie powoduje, że choroba jest mniej uciążliwa i redukuje w dużym stopniu możliwość wystąpienia śmiertelnego w skutkach krwawienia. Prawie nic mi nie grozi, muszę się tylko pilnować i poza eliksirem nosić przy sobie zawsze Wywar Krzepliwości. Wstydziłem się i nadal się wstydzę, czy to takie dziwne.? Ale skoro uważasz, że przez to nie jestem wart twojej przyjaźni, to trudno, przeboleję... - Kretyn! - Idiota! - Tchórzofretka! - A ty boisz się pająków! - Wcale, że nie! - Wcale, że tak! - Jak dzieci, naprawdę zupełnie jak dzieci - powiedział Lucjusz, który już od kilku minut przyglądał się niezauważony, kłótni Draco i Blaise’a. - A teraz cisza i mnie słuchać. Blaise, zrozum ja i Draco jesteśmy chorzy od urodzenia, choroba jest po prostu częścią nas i z czasem o niej zapominamy. Nie mówimy o niej nie dlatego, że jesteśmy na to za dumni czy zbyt honorowi, ale dlatego, że po prostu uważamy to za coś normalnego. - Normalnego? Jak można... - No właśnie, ty nie możesz tego zrozumieć, a dla nas to bardzo proste, po prostu w rodzinie Malfoyów każdy mężczyzna jest na to chory i dla nas to nic specjalnego, należy tylko pamiętać o eliksirze. Blaise westchnął, zdjął rękawice do ćwiczeni i podrapał się po łepetynie. - No dobrze wujku, a jak ty byś się czuł, gdyby ci ktoś nie powiedział o tak ważnej rzeczy, co? Jak można się jednej strony wstydzić hemofilii, a z drugiej mówić, że tarkuje się ją normalnie. Chryste gdybyście to traktowali normalnie, to nasza rodzina, która jest z wami zaprzyjaźniona powinna o tym wiedzieć. To się, k...., zdecydujcie, czy uważacie to za normalne, czy wstydliwe! - Uspokój się! – Lucjusz zaczynał być zły i Blaise trochę spokorniał, ale łypał z ukosa na przyszywanego wujka i swojego przyjaciela. – Normalnie – dodał już ciszej pan Malfoy. – To część nas i się do tego przyzwyczailiśmy, ale ponieważ ludzie reagują różnie, raczej nie garniemy się do mówienia o naszej chorobie. Zadowolony? Blaise już miał powiedzieć, że wcale nie jest zadowolony, ale nagle zrobił się na twarzy czerwony jak burak i zawstydzony spuścił wzrok. - Przepraszam - szepnął cicho. - Jednak rozumiem was lepiej niż myślicie. Draco i Lucjusz spojrzeli na siebie zdziwieni. A temu o co teraz chodziło? - Dopiero jak wujek zaczął mówić, że to część waszego życia, o której nie pamiętacie, a której się podświadomie wstydzicie to mnie trzepło. Też mam coś takiego.... Jestem alergikiem, ja... jestem uczulony na ugryzienia owadów. - Ty glonojadzie głupi, sklątko skretyniała!! - zaczął wydzierać się Draco, przecież u nas są pszczoły, a co by było jakby jakaś ciebie ugryzła?! - To widzisz jak ja się poczułem? Co by było gdyby ci się coś stało? Sam jesteś sklątka, Malfoy. A zresztą , co miałem mówić.... Mam bardzo dobry eliksir i maść na ukąszenia, mugolską, a poza tym, wybrechałbyś mnie, że się małej pszczółki boję. Myślisz, że to przyjemne... - Zabini był czerwony jak dojrzałe wiśnie i wbił wzrok w podłogę. - A ja miałem narażać się na drwiny typu boi się małego skaleczenia, laluś, maminsynek.... To jest twoim zdaniem przyjemne, tak? - zaperzył się Draco i zarumienił nawet mocniej od Blaise'a. Był w stanie furii. Jak Zabini nie mógł mu powiedzieć o uczuleniu na jad owadów?! Nie mieściło się to w jego porośniętej białym włosem łepetynie. Chłopcy znowu mieli zacząć się kłócić, gdy zza drzwi dobiegł do nich zduszony śmiech. Wszyscy trzej porozumieli się spojrzeniami i na znak dany przez Blaise’a Lucjusz otworzył drzwi. Do środka wpadły Ginny i Hermiona, które na widok trzech kpiący uśmiechów zarumieniły się natychmiast. - Kurze ścierałyśmy! - wykrzyknęła Ginny a Hermiona jęknęła, nie wiadomo czy ze strachu czy nad głupota koleżanki - Kurze... cholera. Chyba uszami z drzwi! - oznajmił wszem i wobec Draco. - I co ryży pomiocie szatana? - syknął Blaise. - Bawi cię, że mam alergię? - zarumienił się przy tym jeszcze mocniej. - Nie! - warknął "ryży pomiot szatana". - Bawi mnie za to twoja głupota i te durne teksty, które sobie rzucacie. - Powinniście się wstydzić - powiedziała cicho Hermiona. - Przyjaciele są od tego, żeby sobie ufać. Obydwaj zachowaliście się nieodpowiedzialnie i po prostu głupio. - Wy tego nie rozumiecie - krzyknęli obaj - to są męskie sprawy i tylko my, mężczyźni możemy to załatwić! - Jaaasne, - powiedział Hermiona przeciągając litery - to my, głupie kobitki was zostawimy i pójdziemy... - Sprzątać - powiedział Blaise uśmiechając się niewinnie. - A swoją droga to ja bym cię chętnie zobaczył w stroju francuskiej pokojówki z miotełką do kurzu - dodał Draco i uśmiechnął się znacząco. - Och ty... - Hermiona spiorunowała go wzrokiem i wyszła z sali trzaskając drzwiami. Tuz za nią biegła Giny. - Miotełka do kurzu i francuska pokojówka w fartuszku. Zboczeniec - oznajmiła wściekle czerwona panna Granger, gdy już doszły z Ginny do kuchni. Virginia wlepiła w nią czekoladowe oczy. - Aha, słodkie! - powiedziała, a gdy Hermiona uniosła brwi i zrobiła raczej niezadowoloną minę, wzruszyła ramionami i swoim zwyczajem pisnęła, tym razem entuzjastycznie: - Pieczemy ciasto! - po tych słowach starsza Gryfonka otrząsnęła się z własnych "zboczonych” myśli, bo właśnie przyszło jej do głowy, że chodzi w rzeczonym fartuszku (pod którym nic nie ma) po domu, ściera kurze, aż tu nagle Draco Malfoy zaczyna wsuwać dłoń pod tenże fartuszek.... - Co? - spytała zaskoczona Hermiona. - Nie pieczemy, ja piekę, a ty mi pomagasz, inaczej wyjdzie piękne ciasto - odwróciła się szybko przodem do piecyka i tyłem do Gin, żeby ta przypadkiem nie zauważyła jej wypieków. Granger bała się, że ma swoje kosmate myśli wypisane na czole. Ale panna Weasley bardziej była zainteresowana własnymi fantazjami niż tym co robi jej przyjaciółka. Zastanawiała się co by było, gdyby zaczęła taką miotełka pieścić Blaise’a. W tym samym czasie dwa młode, nabuzowane hormonami męskie ciała również zastanawiały się, za pomocą własnych mózgów, nad użyciem miotełek. Zastanawiały się tak mocno, że dopiero któreś z rzędu głośniejsze chrząknięcie Lucjusza przywołało je do porządku. - Nie wiem o czym myśleliście i nie chcę wiedzieć, chociaż wasze maślane ślepia mówią same za siebie - powiedział spokojnie Lucjusz. - Samce - dodał zgodnością, po krótkiej chwili, gdy obaj młodzieńcy zdążyli zamrugać i popatrzeć na niego przytomniej. - Samce - powtórzył i potrząsnął głową w geście dezaprobaty, chociaż sam sobie zaczął wyobrażać prawie nagą Narcyzę w skąpym fartuszku i siebie dzierżącego miotełkę w dłoni. - Miotełki i francuskie pokojówki. Też coś - Lucjusz prychnął dla dodania powagi własnej wypowiedzi. **** Kiedy po godzinie Hermiona kroiła dzieło sztuki kulinarnej, Lucjusz, Draco i Giny już się ślinili. Tylko Blaise jeszcze nie zszedł do kuchni. Przezorna dziewczyna, która domyśliła się, że jeżeli ten zaraz się nie zjawi nie dostanie nawet okruszyny posłała Ginny po niego. I tak Panna Weasley z niechęcią skierowała się do sali treningowej. Dzieliło ją od niej jakieś sześć, siedem kroków gdy nagle coś wielkiego, czarnego i kudłatego skoczyła na nią, i powaliło na ziemię. Dziewczyna zdołała tylko pisnąć, na nic więcej się nie odważyła. Była sparaliżowana ze strachu. Po chwili tuż nad sobą usłyszała zdecydowanie męski głos. - Weasley, co jesteś w stanie zrobić żebym ściągnął z ciebie tego dużego dobermana? - To nie jest śmieszne - wargi Ginny zaczęły drżeć. - On mnie może pogryźć. - On jest łagodny - powiedział spokojnie Blaise i złożył ramiona na piersi. Obserwował, jak Przecinek namiętnie próbuje wylizać twarz Virginii, która mu to uniemożliwia zasłaniając się rękami. - Ale mogę go zabrać, jeżeli powiesz, co jesteś w stanie zrobić w zamian. Irracjonalny lęk dziewczyny był silniejszy od niej, i chociaż wewnętrznie czuła, że pies jej krzywdy nie zrobi, powiedziała szybciutko. - Wszystko Zabini, tylko zabierz to czarne bydlę! - Przysięgasz na honor Gryfona? - Tak! Tylko weź go ze mnie - Przecinek, zjeżdżaj - powiedział Blaise i pomógł ponieść się dziewczynie z podłogi. - Więc mówisz, że zrobisz wszystko... przekonamy się w nocy.... Virginia posłała mu przeciągłe i wymowne spojrzenie. - Wiedziałam, że to wykorzystasz. Cały Ślizgon - oznajmiła z jadowitym uśmiechem, a Blaise wzruszył ramionami i zrobił niewinną minkę. - Skoro chcesz żebym był wredny i wykorzystał sytuację.... - No właśnie to zrobiłeś, do cholery jasnej! A teraz idź żreć świeże ciasto i aby cię brzuch rozbolał!- Ginny zaperzyła się i mocarnie się nadęła ze świętego oburzenia. - Ależ rudeńko moja, nie masz pojęcia czego zapragnę.... Nie chcę wygrać tego zakładu nieuczciwie.... A od świeżego ciasta zawsze boli mnie brzuch, ale ma to w nosie - powiedział bardzo spokojnie i udał się do kuchni. *** Lucjusz Malfoy zabawił jeszcze dwie godziny w dworze Zabinich i teleportował się do własnej rezydencji. Ku niezadowoleniu słodkiej, rudowłosej osóbki, nie wziął ze sobą pewnego czworonoga, który chyba za specjalną namową Blaise’a, najbardziej garnął się do Ginny. - Kota nie ma, myszy harcują - powiedział nagle Draco i zmysłowo uśmiechnął się do zdziwionej Hermiony. - Szszszczoteczko, a masz ochotę może na małe sprzątanie? - Pocałuj mnie w tyłek - odrzekła kurtuazyjnie Hermiona - i sam sobie sprzątaj. - Jemu chodziło chyba o coś innego... O zabawę z miotełką, szczota - uświadomił ją z uroczym uśmiechem Blaise. - Nie mamy co robić, tylko zamiast obchodzić Sylwestra ,uprawiać jakiejś perwersje z miotełkami - oznajmiła ze złością Ginny, która nadal była obrażona. - Ty lepiej uczesz tą miotłę, co ją masz na głowie - skomentował tekst rudej, Zabini i Ginny zapłonęła rumieńcem i oburzeniem. Umyła niedawno włosy i jeszcze były splątane i nie rozczesane. Odczep się od mojej fryzury patafianie - warknęła Ginny i pobiegła do sypialni. - No, co ja takiego powiedziałam ?- mruknął Blaise i razem z Draconem wzięli się za rozstawianie alkoholi. Ten wieczór zapowiadał się baaaardzo dobrze, a oni planowali wiele atrakcji na noc. I to nie koniecznie wspólnych atrakcji. I niekoniecznie takich, które miały wypalić. W końcu napojów alkoholowych było w brud, a oni nie byli abstynentami... -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 06.05.2025 22:02 |