Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Sang Et Honneur

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 20 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 20
  
fumsek
post 11.06.2005 23:05
Post #26 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



a ja po raz kolejny zabwiam się w tłumacza, cholernie niewiernego tłumacza ;d i właściwie po raz kolejny nie wiem dlaczego to robię.

--> autor a bardziej autorka, jak poprzednim razem Ivrian, język wiadomo jaki, a jeśli nie wiadomo to francuski :] co do oryginału, znajduje się na fanfiction.net

PROLOGUE

Sala trybunału. Drażniąca cisza urywana odgłosem piór wściekle rozrywających pergamin.
Od wielu miesięcy, najwyższy sąd świata magicznego starał się doprowadzić do rozstrzygnięcia procesów tych, którzy do samego końca pozostali wierni Czarnemu Lordowi.
Wojna pochłaniająca tysiące istnień dobiegła końca. Końca będącego dla jednych kresem okrucieństwa, dla innych kresem marzeń. Czarny Pan upadł, upadł pod zaklęciami tego, który przeżył.
Spojrzenia przysięgłych błądziły po sali, ukradkiem spoczywając na młodym dwudziestoletnim człowieku siedzącym w pierwszym rzędzie audytorium.
Spoczywając na tym, który pokonał Toma Riddle’a.
Jego spojrzenie nie opuszczało świadka przesłuchiwanego przez sędziów. Młody człowiek o rudych włosach, smukłej sylwetce, noszący strój praktykującego aurora.
Ronald Weasley.
Obok adwokata siedzący oskarżony, trwający w niewyobrażalnej obojętności.
Rita Skeeter, reporterka „La gazette du sorcier” odłożyła pióro, tylko po to by na niego spojrzeć chociaż ten jeden raz.
Pełne dwadzieścia lat, tak cholernie zmarnowanych lat...
Duma, niczym nie złamana duma. Arogancja zawsze i wciąż obecna. Oczy wpatrzone w bezkresną pustkę zdawały się nie widzieć tego całego przedstawienia, cholernego przedstawienia, w którym to on grał główną rolę.
Ciało nie skażone najmniejszym śladem słabości. Męska twarz pozbawiona jakiejkolwiek emocji.
Nic. Emocjonalna pustka, pustka zgotowana tym, którzy nie potrafili dostrzec tego co działo się w jego wnętrzu.
W głębi siebie dusiła podziw dla tej jednostki. Arystokratyczne wychowanie, wciąż obecne, nawet teraz, teraz gdy nie powinno istnieć.
Malfoy, do samego końca Malfoy...
Wydawał się stać poza wszystkim, poza każdym z tych ludzi, w których świadomości był robakiem, insektem który nigdy nie powinien istnieć.
Dziennikarka zdawała sobie sprawę z jego obojętnej postawy, śledziła jego oczy pełne zimnej pogardy, pogardy która nie miała przynieść sympatii sądu.
Ale Draco Malfoy drwił szalenie z tych, którzy go otaczali. W najlepszym przypadku swoje ostatnie dni spędzi w Azkabanie, w najgorszym czeka go bliskie spotkanie z Thantosem...
Słowa ojca, wypowiedziane w przededniu jego egzekucji powróciły mu w pamięci, doskonałe, nie skażone zapomnieniem:
Pozwól im na śmiech, pozwól im cię oglądać niczym nierozumne zwierzę. Proś ale nie pozwól się złamać. Malfoy nie pozwala się zdominować. Malfoy nie ujawnia swego strachu, Malfoy nie ujawnia swych emocji. Nie pozostawia niczego przezroczystym. Niczego. To jest to co buduję twą siłę, to co w nich rodzi złość nie opuszczającą ich umysłów aż do twojego końca...
I Draco Malfoy po raz kolejny poświęcił umysł idei, recepcie pochłaniającej każdą z myśli, recepcie na mądrość, mądrość upajającą go od dzieciństwa.
Nic nie miało większej wartości, niegdyś...
Całe to plugawe ścierwo i złoty chłopiec potrafili przeciwstawić się siłom zła.
Ich spojrzenia nie spotkały się. Tkwili w pełnej ignorancji dla drugiej osoby. Ale nawet ignorancja, nie była w stanie zakłócić świadomości, świadomości obecności drugiego.
Nienawiść była zbyt głęboko zakorzeniona w każdym z umysłów, odbierającym możliwość spojrzenia sobie w oczy nie rozszarpując gardła...
Suchy, wątły niczym łodyga palonej słońcem rośliny człowiek, prokurator. Odwrócił się ku Weasley’owi.
- Proszę kontynuować Panie Weasley, co stało się później ?
Przełknął ślinę, wydawało się że każde wypowiedziane słowo go boli, spotkały się dwa spojrzenia. Przyjaciel, przyjaciel niemal od dziesięciu lat...
Wybacz mi Harry, ale nie mogę dłużej kłamać. Nie jestem zdolny do oszukiwania własnej świadomości, nie potrafię dłużej walczyć z sumieniem, nie potrafię...
Prokurator usilnie zachęcał go wykrzywiając wargi w uśmiechu.
- Chcecie prawdy ? Prawda jest taka, że Draco Malfoy uratował mi życie, tamtego dnia.
Suchy uśmiech wyciśnięty na wargach prokuratora.
Musiał pominąć ciszą „pomoc” udzieloną więźniowi podczas szalonej ucieczki, poprzedzającej jego aresztowanie.
W sali szepty podnosiły się stając wyraźnie słyszalnymi głosami.
Czarne spojrzenie sędziego zdusiło w zarodku rodzące się szepty.
Nie zatrzymane słowa wydobywały się z jego ust.
- Schwytano mnie na gzymsie, nie miałem różdżki. Ścigałem Malfoya, ale byłem ranny. Straciłem zbyt wiele krwi, nie byłem w stanie kontynuować.
Wstrzymanie oddechów. Napływające wspomnienia.
- Pomyślałem o niej... Widziałem moje życie przebiegające mi przed oczami...
Spotkały się dwa spojrzenia, jego i Hermiony. Poruszyła głową starając się dodać mu odwagi.
- Przez moment balansowałem w próżni. Malfoy mnie z tego wyciągnął.
Głosy podnosiły się na nowo. Sędzia uderzył kilkakrotnie różdżką w stół.
- Cisza, w przeciwnym razie będę zmuszony opróżnić salę !
Szepty nikły przynosząc na powrót ciszę, ciszę roznoszącą najdelikatniejszy dźwięk, roznoszącą każdy z oddechów.
- Proszę kontynuować.
Grymas zdegustowania, wstrząśnięcie ramionami.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań.
Sędzia podniósł dłoń, znak dla adwokata obrony. Młody jasnowłosy człowiek z okularami w srebrnych, okrągłych oprawkach na nosie.
- Panie Carmody, świadek jest wasz.
Adwokat zbliżał się z nienagannym spokojem. Zatrzymał się dopiero przy kracie odgradzającej świadka.
- Panie Weasley, czy mój klient powiedział panu dlaczego zdecydował się na ratunek pańskiego życia ?
- Nie – odpowiedział Ron.
- I nie wie pan nadal dlaczego to zrobił ?
Cisza, cholerna, nieznośna cisza. Czuł jak jego gardło się zaciska, czuł na sobie spojrzenie Harry’ego. Ich przyjaźń odczuje to, ale nie mógł więcej kłamać. Był mu dłużny życie, był dłużny życie Draco Malfoy’owi.
- Powiedział mi, że jest zmęczony tym wszystkim. Zmęczony, ciągłą ucieczką, ciągłym ukrywaniem się. W pewnej chwili pomyślałem, że jest zmęczony życiem, tak po prostu.
Cisza przesycona niemalże słyszalnymi emocjami, wyzierającymi z każdej ze szczelin.
- To był chyba jedyny powód, dla którego pozwolił mi wtedy istnieć. To był człowiek pokonany, pokonany przez życie.
Przez kilka sekund dwa spojrzenia lustrowały się nawzajem, adwokat i świadek. Nie istniała potrzeba dodania choćby jednego słowa. Powietrze było jeszcze ciężkie, roznosząc w sobie echo ostatniego zdania.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań. – rzekł Carmody.
***
Rozmowy trwały trzy dni. Trzy długie dni, podczas których sędziowie intensywnie opracowywali werdykt. Ostatecznie doszli do porozumienia.
Draco Malfoy zadeklarował odpowiedzialność za zdradę stanu, morderstwo, szpiegostwo i inne zbrodnie.
Czy istnieją okoliczności łagodzące wyrok? dwie z nich pozwoliły diametralnie zmienić sytuację.
- Śmierć ojca przed szesnastym rokiem życia.
- Udzielnie pomocy aurorowi Ronaldowi Weasley’owi.
Wyrok wypowiedziany w ciszy absolutnej.
Siedem lat, siedem długich lat odosobnienia. Siedem lat, które tam zdawały się być nieprzerwaną, przerażającą wiecznością.
To jedno słowo wdarło się do jego umysłu nie zatrzymane. Jedno słowo okrutnie rozdzierające myśli, wydzierające zdolność racjonalnego myślenia...
Nie był w stanie do wykonania najmniejszego ruchu, gdy je usłyszał. Trwał poza tą parodią sprawiedliwości, poza ludźmi którzy uczynili go skazańcem zanim rozpoczął się proces.
Wciąż bez ruchu. Sędzia dał znak, zaczęło się. Cisza, cholerna niczym nie zmącona cisza. Każda jednostka tam obecna miała świadomość tego co się za chwilę wydarzy.
Szalonooki jednym dotknięciem różdżki zniszczył ją.
Destructo...
Słowa wypowiadane przez niego zdawały się nie mieć końca.
A sekundy zdawały się być godzinami. Płonęła coraz szybciej i szybciej ginąc na zawsze w płomieniach.
Ułamki sekund, dwaj nieprzyjaciele, dwie wrogie twarze, dwa spojrzenia stopione w jedno. Każdy jednakowo zafascynowany, z jednakową dozą palącej nienawiści zatruwającej umysły...
Czuł pot spływający wzdłuż karku. Nigdy nie uwierzyłby w destrukcję tego obiektu, to było poza jego świadomością. Destrukcja przedmiotu, tak bardzo jego, jego własnego. Destrukcja przyprawiająca o szaleństwo umysłu. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tak ścisłego z nim związku, a on istniał. Zawsze każdego dnia, aż do dzisiaj, aż do tej chwili, aż do upadku...
Płomienie
Oczy Pottera...
Zawrót głowy
Oczy Pottera...
Ból
Oczy Pottera...
Harry Potter, jeszcze i wciąż rozkoszujący się spektaklem jego zmieniających się rysów. Do ostateczności korzystający z jego niepokoju, do ostateczności wysysający z niego każdą pozostałość człowieczeństwa...
Żywiący się niczym pijawka jego cierpieniem, jego upadkiem, upadkiem od którego nie było odwrotu...
Przez krótką chwilę Ślizgon miał wrażenie okropniejsze niż paląca nienawiść do tego, który przeżył, nienawiść pielęgnowaną z każdym dniem. Przez tę krótką chwilę miał wrażenie, że traci coś bezpowrotnie. Nienawiść ustąpiła miejsca temu widokowi, ten obiekt płonął. To co pozwalało mu istnieć w magicznym świecie i być tym kim był, płonęło.
Destructo.
Pomimo bólu, pomimo palącego upokorzenia zmusił odmawiające posłuszeństwa zmysły, by jeszcze przez chwilę stwarzały złudzenie normalności. Spojrzał w zieleń oczu tego który przeżył, źrenica przeciwko źrenicy.
Aż do poczucia, że własne oczodoły palą...
Aż do poczucia, że znajduje się na krańcu...
Dumny i nie do poskromienia.
Finite Destructo.
Jego różdżka zatonęła ostatecznie w płomieniach. Pracownicy Św. Munga trwali w gotowości, trwali odkąd dokonano barbarzyńskiego aktu na stojącej przed nimi jednostce.
Nie mogli czekać dłużej...
Nieludzki krzyk rozdarł drażniącą ciszę.
Draco Malfoy upadał, upadał mentalnie i cieleśnie.
Na zimnej posadzce, krew mieszała się z gniewem...

Ten post był edytowany przez fumsek: 14.06.2005 10:11
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
fumsek
post 13.06.2005 21:09
Post #27 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 156
Dołączył: 09.05.2004
Skąd: z chlewa

Płeć: Kobieta



no to lecim

CHAPITRE I SIEDEM LAT PÓŹNIEJ

Jeśli porannemu spacerowiczowi zdarzyloby się spotkać tego śpieszącego się nieznajomego, nigdy nie przeszłoby mu przez myśl, że ma do czynienia z nowym ministrem magii.
Trzydziestoletni człowiek w zielonym kostiumie i skórzanych butach, nerwowo przemierzający opustoszałe korytarze ministerstwa.
Za poranny priorytet uznający pojawienie się w swym biurze zanim ktoś inny zrobi to jako pierwszy.
Dzisiaj jednak miał powód dla niezmienności swych przyzwyczajeń.
Młody minister, pełen ambicji, zajmujący to stanowisko przez okres sześciu miesięcy.
Pochodzący z rodziny więcej niż skromnej, zgrabnie dobierający znajomości użyteczne w karierze urastającej do rangi życiowego priorytetu - wygrał, na kształt swego poprzednika, Korneliusza Knota stając się jedną z najbardziej wpływowych osobistości magicznego świata.
Jak człowiek, którego przybycia oczekiwał.
Jedna, nie zatrzymana myśl krążyła w jego głowie. Jedno niedoścignione marzenie. Kiedyś to marzenie, jego marzenie, przeistoczy się w rzeczywistość, a jego kariera będzie miała jednakowo świetlany przebieg.
Wiedział to niemal od zawsze, pod tą zewnętrzną skorupą dobroduszności kryła się zwykła przebiegłość starca.
Czasem nadchodziły chwile, podczas których rozumiał, chwile podczas których świadomość odkrywała przed nim okrutną prawdę. Nie był nikim innym, jak po prostu pionkiem na szachownicy będącej rzeczywistością, w której trwał.
Od wielu lat istniała pomiędzy nimi zależność, forma solidarnego związku, w którym każdy rozumiał konieczność obecności drugiego, i z którego każdy czerpał pełnymi garściami.
On wykorzystuje mnie, ja wykorzystuję jego. To w jaki sposób działa ten mechanizm, jest absolutnie doskonałe...
Sekretarka, w pełni świadoma wagi ich spotkania, wydawała się już do niego przygotowana.
- Pański gość już przybył, zaprowadziłam go do gabinetu.
- Dobrze zrobiłaś, dziękuję.
Wchodząc do biura nie potrafił zwalczyć tej myśli, próżnej, chorej myśli o tym że to wszystko należy teraz do niego.
Był jedną z tych jednostek, które stały na najwyższym szczeblu magicznego świata. Uczucie siły, w której był posiadaniu przyprawiało go o zawroty głowy.
Teraz to on był tym, którego się obawia i przed którym odczuwa się respekt.
Skierował wzrok na Dumbledore’a zasiadającego w fotelu, przez chwilę lustrował jego zmęczone rysy, które od pewnego czasu zaczynały zdradzać wiek starca.
- Dzień dobry profesorze Dumbledore.
Dawny dyrektor Hogwartu wymienił uśmiech ze swym rozmówcą.
- Dzień dobry Percy. Zdecydowanie wciąż nie przywykłeś do nazywania mnie Albusem. Minęło parę dobrych lat od czasu gdy spotykaliśmy się w relacji uczeń – profesor.
Percy Weasley, członek rodziny Weasley’ów, minister magii od sześciu miesięcy w pełni, skinął głową na znak zgody.
- Co cię do mnie sprowadza ? Przypuszczam, że masz jakiś powód do składania mi, jakże miłej wizyty.
Percy przyjął zwyczaj z mówienia bez ogródek. Znał Dumbledore’a, sposób prowadzenia z nim rozmowy również nie był mu obcy.
- Draco Malfoy.
Czuł jak drętwieje każda cząstka jego ciała. Słyszał imię, tak odległe, niegdyś tak zelżone przez członków rodziny, przez przyjaciół. Musiał się opanować, musiał.
- Odsiaduje wyrok, nieprawdaż ?
Twarz Dumbledore’a, wciąż tak nieprzenikliwa.
- Jego kara skończy się w przeciągu dwóch miesięcy.
Znów to niekontrolowane drżenie rąk.
- To nie możliwe, minęło już siedem lat ?
Prowadzili grę, grę przyprawiającą każdego o jakąś niezrozumiałą satysfakcję.
Albus wiedział, że nic nie jest w stanie ominąć uszu i oczu Weasley’a. W przeciwnym razie nigdy nie stałby się ministrem magii w wieku lat trzydziestu.
Nie mógł więc zapomnieć o dniu, w którym odzyska wolność człowiek, tak znajomy a jednocześnie nie znany. Świadomość jego istnienia przyprawiała go o mdłości.
- Czas mija z zatrważającą szybkością...
Cisza, zakłócona jedynie miarowymi oddechami. Percy złamał ją pierwszy.
Ciekawość, trawiąca go ciekawość, ciekawość odurzająca zmysły...
- I jedynym powodem, dla którego prosiłeś mnie o to spotkanie był Malfoy ?
- Jak zapewne dotarło do twej wiadomości, Hagrid opuścił Hogwart by stać się ambasadorem olbrzymów.
Z ust Percy’ego uwolnił się śmiech zdradzający kpinę.
Znikały niedopowiedzenia, znikały domysły, jeden za drugim. Każde zdanie stawało się jasnym, a pomiędzy słowami pojawiały się wcześniej niedostrzegalne znaczenia. Przez te wszystkie lata, rzeczywistość, w której żyli była jedynie przedstawieniem. Przedstawieniem, w którym postaci odgrywały swe role bez udziału świadomości... Cholerną strategią przebiegłego starca...
A stanowisko Hagrida pozostawało wciąż niezajętym...
- Przecież ty chcesz aby Malfoy objął stanowisko Hagrida. – ogłupiały, niedowierzający.
Przyjemnością była gra prowadzona z ludźmi pokroju Percy’ego. Rozumieli wszystko w pół słowa. Kolejny dowód na słuszność dawnej decyzji, decyzji ofiarowania mu swojego stanowiska.
- W efekcie – odpowiedział krzyżując dłonie. - To ja dałem mu tę posadę. Ja wyświadczyłem mu przysługę, nawet jeśli obydwoje wierzą w to, że to on mi ją wyświadczył przyjmując to stanowisko. Zapewne zdajesz sobie sprawę, że przed przedstawieniem mu mojej propozycji potrzebuję oficjalnego upoważnienia ministra.
- Masz to upoważnienie, nie zamierzam stwarzać żadnych problemów.
Zdumienie ustąpiło miejsca palącej ciekawości. Dumbledore musiał ukrywać gdzieś w głębi siebie powody, dla których postanowił ponownie zderzyć ze sobą nieprzyjaciół.
- Harry Potter jest nowym dyrektorem Hogwartu. Nie masz tam żadnego autorytetu. Draco Malfoy i on wciąż chorobliwie się nienawidzą. Dlaczego myślisz więc, że wyrazi zgodę na stały pobyt Malfoya tam, gdzie będzie zmuszony do stałego z nim kontaktu ?
Dumbledore zaszył się w fotelu, na którym siedział prowadzony zalewającą go sennością, której nie był w stanie odeprzeć.
- Z powodu swojej nienawiści do niego, mój drogi przyjacielu. Znam Harry’ego i doskonale wiem jak funkcjonuje. Część umysłu, w której drzemie Ślizgon będzie szczęśliwa mogąc uczestniczyć w upokorzeniu swojego nieprzyjaciela. Paradoksalnie, cześć w której kryje się Gryfon nie będzie w stanie pozostawić Malfoy’a samemu sobie...
Czy ich nienawiść jest wciąż świeża ? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, ani ty ani ja.
- Malfoy... Dawny, chorobliwie dumny Draco Malfoy stanie się po prostu zwykłym człowiekiem, po to aby przeżyć... – szeptał zagubiony w swych myślach, nie dostrzegając przyglądającego się mu starca.
- I nawet w przypadku, gdy Harry będzie opierał się zatrudnieniu Malfoy’a na tym stanowisku, mam pod ręką osobę idealną do tego, by go przekonać...
Percy nie był głupcem. Wyczuwał aluzję w każdym słowie, uwalniającym się z ust stojącego przed nim człowieka.
Jego młodszy braciszek będzie musiał okazać się cholernie przekonywującym...
Dwoje ludzi, dwa spojrzenia, lustrujące siebie nawzajem.
Dwa ledwie dostrzegalne uśmiechy.


CHAPITRE II ZATRZEĆ PRZESZŁOŚĆ

Dyskretny dźwięk pukania w drzwi odciągnął dyrektora Hogwartu od stosu papierów, w którym tonął.
- Wejść! – szorstki ton zdradzający zdenerwowanie.
Uczucie panoszącej się w nim furii ustąpiło miejsca uśmiechowi, prawdziwemu uśmiechowi.
- Ron, ty tutaj ? Nie widuję cię tu często, więc mogę zupełnie pewnie powiedzieć, że zrobiłeś mi niespodziankę.
Harry zbliżył się by go objąć. Ron zamknął oczy, chciał zapomnieć, wydrzeć z pamięci cel swojej wizyty.
W głębi siebie przeklinał chwilę, w której zaakceptował prośbę Dumbledore’a.
Czyste szaleństwo, które nie powinno istnieć nawet w twojej głowie, szaleństwo które musisz zdusić tu i teraz...
- Jak sobie radzisz, co u Hermiony i mojej chrześniaczki ?
- Hermiona ma się doskonale, Kieran też nie gorzej. Radzi już sobie z wypowiadaniem jednego pełnego zdania: ja chcę ciasto.
Harry roześmiał się, Ron wykorzystał te chwilę by na niego spojrzeć.
Wydawał się być szczęśliwy, po prostu szczęśliwy. Ale gdzieś w środku była rysa, niedostrzegalna dla tego kto nie potrafił go zrozumieć.
Od lat trwonił swój czas na próbie zatarcia tego co widział, tego co go dotknęło, tego co dotknęło tysiące istnień. Jedno pragnienie, zapomnieć o niej, zapomnieć o tej przeklętej wojnie. Dla ludzi mijających go każdego dnia był obrazem siły, zewnętrznie widzialnej siły będącej szczelną skorupą, w której się zamknął, z której uczynił swoje schronienie przez światem zewnętrznym.
Ron zadawał sobie jedno pytanie, pytanie wracające nocami, na które nikt nie znał odpowiedzi. Czy ten który przeżył, śpi niezakłóconym snem, czy wciąż dręczony sennymi demonami budzi się zlany potem.
Odrzucał tę myśl zastępując obrazem tego co osiągnął. Podczas czterech lat pozostawał na stanowisku szukającego „Wingtown Wanders”, zanim kontuzja kolana przekreśliła definitywnie karierę profesjonalnego gracza. Opuścił quidditch w pełni chwały, lecz bez goryczy. Dzięki niemu drużyna Anglii zdobyła mistrzostwo świata.
Albus zaproponował mu stanowisko nauczyciela OPCM, aby później uczynić z niego swojego następcę.
Tak, wspaniała kariera, która jednak nie była w stanie zapewnić szczęścia...
Ron czuł, że brakuje jakiejś cząstki, która byłaby w stanie wyplenić z jego głowy tysiące myśli, wspomnień. Czuł, że brakuje mu tego, co on odnalazł przy Hermionie.
Uczucia.
Dzisiaj mimo wciąż żyjącej pomiędzy nimi przyjaźni, pewne tematy musiały pozostać nienaruszonymi. Pragnął uczynić odległą chwilę, w której dla stojącego przed nim człowieka, cel ich spotkania stanie się zrozumiałym.
Był dłużny życie Draco Malfoy’owi.
A on nie należał do tych, którzy pozostawiali swe długi nie spłaconymi...
- Nie zjawiasz się tu często, skoro więc jesteś musisz mieć jakiś powód.
Wyczuwał w jego osobie coś co nie było do końca jasnym, coś co miało za chwilę wedrzeć się do jego świadomości, a czego chorobliwie pragnął uniknąć.
- Aurorzy są z reguły dość zajęci, twoja obecność wydaje się być więc... interesująca. Składasz wizytę staremu przyjacielowi bez powodu ?
Rysy jego twarzy zmieniały się z każda chwilą. Przez umysł przebiegały tysiące drażniących myśli, domysłów, niedomówień.
- Po prostu nie wiem od czego mam zacząć, to nie jest prosta sprawa.
Wzrok Harry’ego był nie do zniesienia. Przez, krótką chwilę Ron miał wrażenie, że stojący naprzeciw niego człowiek widzi jego myśli... Machinalnie spuścił wzrok.
- Zacznij, powiedz cokolwiek, ale zacznij.
Ron pogrążony w natłoku myśli lustrował wzrokiem pomieszczenie tak bardzo mu znajome, a jednak tak inne od tego, które pozostawiło ślady w jego pamięci.
Od roku brakowało temu miejscu odbicia dawnego gabinetu Dumbledore’a. Przyjemny, wszechobecny nieład ustąpił miejsca nieco niedbałemu uporządkowaniu.
Tymczasem pewne rzeczy pozostały niezmienionymi. Tiara przydziału wciąż zajmowała swe dawne miejsce, a na żerdce dla ptaków siedział feniks należący niegdyś do Dumbledore’a.
- Co z Fawks’em ?
- Dzisiaj wygląda raczej nie ciekawie, niedługo ma się odrodzić. Ale nie zmieniaj tematu...
Cisza, cholernie drażniąca cisza. Nie pozostał mu żaden wybór, nie istniało żadne rozwiązanie sytuacji oprócz tego jednego krążącego w jego myślach.
Nie potrafię, nie potrafię mu tego powiedzieć...
- Harry, Draco Malfoy opuści więzienie, jego kara dobiega końca.
Harry zamarł. W ustach gorzki posmak powracającej, po raz kolejny wdzierającej się w jego życie przeszłości. Tej jednej, jedynej rzeczy, od której nie był w stanie się uwolnić. Ale od przeszłości nie można się uwolnić, bo nie można się uwolnić od czegoś co żyje w nas...
- Nie kontynuuj, nie chcę tego słyszeć.
- Muszę! Muszę, bez względu czy chcesz tego słuchać czy nie! – w jego głosie czysta desperacja.
- Po co ! – furia, uwalniająca się z każdego słowa – Po co do cholery ! O kim, no odpowiedz ! O kim !
Ron zamknął oczy. Czuł, że coś w nim pęka, czuł że każda jego myśl rozpada się na tysiące kawałków, a on nie potrafi zatrzymać tego procesu...
- Może o wspomnieniu. Może o człowieku, dzięki któremu istnieję, dzięki któremu istnieje Kieran. Wiem, wiem doskonale, że nie powinienem poruszać tego tematu, ale muszę, nie mam wyboru Harry.
Oczywiście, że nie. Jesteś cholernie sprytny. Doskonale wiesz, w który ze słabych punktów uderzyć.
- Mów, słucham.
Tysiące sprzecznych uczuć, i to jedno które nie pozwalało mu na wydobycie z siebie słów.
- Znalazłeś już kogoś na miejsce Hagrida?
Zrozumiał. Ułamki sekund, wszystkie części układanki stawały się jednością. Wiedział dlaczego stojący przed nim człowiek jest teraz tu, w tym miejscu. Wiedział, choć tak upragnioną była teraz nieświadomość.
- Mam kilka osób na to stanowisko, ale na żadną się jeszcze nie zdecydowałem.
Głęboki oddech.
- Chciałbym, żeby Malfoy dostał tę pracę.
Utwierdził w nim zdumione spojrzenie, ogłupiały.
- Dlaczego ? jedno słowo, które był w stanie z siebie wydobyć.
Cisza, cholerna cisza przerywania oddechami.
Ponieważ uratował mi życie, ponieważ dzięki niemu istnieję. Ponieważ Dumbledore mnie o to prosił, ponieważ żyliśmy obok siebie przez wiele lat pomimo chorobliwej nienawiści...
W jego głowie rodziło się wiele powodów, jemu samemu nie zrozumiałych. Ale w tej jednej chwili pojawił się powód, który wydawał się być tym, który zdusił inne.
- Ponieważ uważam, że każdy człowiek ma prawo do drugiej szansy.
- Nawet Draco Malfoy ? – niekontrolowane drżenie rąk, nad którym bezskutecznie próbował zapanować.
Dwa spojrzenia zlane w jedno.
- Przede wszystkim Draco Malfoy...
Harry odwrócił się, podszedł do okna.
Wzrok ogarniający boisko quidditch’a, zgubiony gdzieś w bezkresnej przestrzeni.
Niedostrzegalny uśmiech wykrzywił mu wargi. Jedno wspomnienie, odległe wspomnienie. Draco i on, stojący naprzeciw siebie, tam w tym miejscu po, którym teraz błądził jego wzrok. Jedno z niewielu wspomnień, które nie pozostawiały gorzkiego posmaku w ustach.
Nie, to nie było jedno z tych wspomnień...
Nie, to nie był jeden z tych cholernych obrazów, które pragniemy wydrzeć z pamięci...
Nie, to nie było tym czym do czego kiedyś był zdolny Draco Malfoy...
Morderstwa.
Tortury.
Gwałty.
Wszystko to, czego był sprawcą, widzem godzącym się na każdy z tych widoków z szyderczym uśmiechem na wargach.
Ron czuł, że to już koniec, że jego rola dzisiejszego dnia dobiegła końca, minęła bezpowrotnie... Ostatnia próba, zacisnął dłonie wiążąc w nich wszystkie siły.
- Harry, proszę cię. – ledwie słyszalny szept – Przemyśl to o czym ci powiedziałem, posłuchaj mojej rady.
Nieprzenikniona twarz, skrywającą uczucia, których drugi nie był w stanie dostrzec.
- Zagrzeb przeszłość... Zanim ona zagrzebie ciebie.
Jedno zdanie okrutnie wdzierające się w najodleglejsze zakątki umysłu. Jedno zdanie, które słyszał z ust Remusa kiedyś, po śmierci Syriusza.
- Spłacił swój dług. I ty również. Minęło siedem lat, nie istnieje Voldemort i nie istnieje dawny Draco Malfoy. Uświadom to sobie zanim będzie za późno.
Harry zbliżył się powoli do niego, auror nie zdradzał burzy uczuć panoszącej się w jego wnętrzu.
- Odpowiedz na jedno pytanie Ron. To on cię tu przysłał, prawda ? Dumbledore ?
Nigdy nie był nierozumnym głupcem.
Nigdy, choćby przez jedną, krótką chwilę.
Gorzki śmiech wydobył się z ust Rona. Harry’emu od dawna znany był makiawelizm Dumbledore’a.*
Poruszył głową na znak zgody, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa.
Obrócił się by wyjść. Utracił ją bezpowrotnie, utracił bezpowrotnie szansę walki z wewnętrznymi demonami.
Na progu łez, wściekle wydzierających się z jego oczu, nie zatrzymanych. Z gardłem ściśniętym przez uczucie nie posiadające nazwy.
Bez odpowiedzi na to jedno pytanie.
Dlaczego to robi.
Może dlatego, że po raz kolejny przeszłość triumfowała nad przyszłością.

Głos załamujący się pomiędzy słowami. Musiał przekroczyć ten próg.
- Powiedz mu, że się zgadzam, zgadzam się na przyjęcie Malfoy’a.
-------------------------------------------------------------------------------------
* cholernie mi to do niego nie pasuje, ale w końcu to OOC
;/

Ten post był edytowany przez fumsek: 11.07.2006 13:03
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
fumsek   Sang Et Honneur   11.06.2005 23:05
Potti   o matko, uwielbiam ficki, które tłumaczysz. i więc...   12.06.2005 08:26
avalanche   cholera no. aż mnie wbiło. niezmiernie podobało m...   12.06.2005 12:36
Kate64100   Ciekawe to opowiadanko, wciągające. Błędy: (chyba)...   12.06.2005 13:01
chojrak   normalnie, jea! w końcu tu trafiłam, nie moge ...   12.06.2005 22:05
Eva   Hmm, nie pozostaje mi nic innego niz napisac, ze c...   13.06.2005 16:08
Pottermenka   Opowiadanie wspaniale. Powiem ci ze chyba jedno z ...   13.06.2005 19:38
destroyerek   Wbiło mnie w fotel. W przenośni i dosłownie. Jan n...   13.06.2005 19:42
fumsek   no to lecim CHAPITRE I SIEDEM LAT PÓŹNIEJ Jeśli ...   13.06.2005 21:09
corka_ciemnosci   Przeczytałam dwa odcinki naraz. I jestem bardzo mi...   14.06.2005 09:35
Dorcas Ann Potter   No, to powiem, że jak na tłumaczenie to nieźle ;)....   14.06.2005 20:26
fumsek   pisząć, żę daję dopiero teraz, ponieważ nie miałam...   28.06.2005 00:10
Miwako   Przeczytałam wszystkie trzy częsci naraz i jestem ...   28.06.2005 02:34
Carmen   No niestety ja sie francuskiego juz nie ucze ( cos...   28.06.2005 22:30
Bella   dosyc fajne tym bardziejm podziwiam tlumacza uczyl...   08.07.2005 20:34
fumsek   Dzisiaj mała retrospekcja z Azkabanu. Ten kawałek ...   09.07.2005 15:59
Ing   Jak zwykle w Twoim przypadku opowiadanie fantasty...   09.07.2005 17:12
fumsek   I tu masz w sumie sporo racji :] Zorientowałam si...   09.07.2005 17:37
Ing   No, to nie żałuj nam swojego cudownego, cholernie ...   09.07.2005 18:05
avalanche   śfiniak przez Ciebie się ukulturalniam (dobrze nap...   11.07.2005 17:21
fumsek   a tak mnie naszło... CHAPITRE V TWARZĄ W TWARZ N...   02.01.2006 16:06
avalanche   powiem tak: opisy uczuć są bardzo dobre. trafiają...   02.01.2006 17:27
fumsek   Jeżu, mój kłujący zwierzu ;* ;d! Nic na temat...   02.01.2006 18:01
avalanche   mogę ci nazmyślać jeszcze, jakie to okropne. złe o...   02.01.2006 18:06
Kara   Super super super super...Zupełnie inny niż wszyst...   03.01.2006 20:52
Asja   To jest tak kapitalne ze niemoge sie doczeekac dal...   02.06.2006 21:53
koala   Hmm. No nie wierzę, że jeszcze tego nie skomentowa...   15.06.2006 16:41
fumsek   estiej --> Może za bardzo wsiąkłam w czytanie ...   04.07.2006 10:23
chojrak   no tydzień już minął, jak mi dzisiaj nie wklepiesz...   13.07.2006 14:26
Simbelmyne   Ale że mi tego nie wysłałaś,to Ci nie daruję! ...   14.07.2008 00:16
chojrak   nie :) jest w wieży :)   14.07.2008 21:14
em   z uwagi na wzmożony ruch w temacie, będę wdzięczna...   14.07.2008 21:18
fumsek   Znalazło się nieco wolnego czasu i miałam w najbli...   16.07.2008 22:16
Mary_czerwona_czarownica   Powinnaś się chyba zawodowo zająć tłumaczeniem z f...   08.10.2008 17:20
Kaczalka   Mało się tutaj udzielam, bo ze mnie niereformowaln...   23.03.2009 01:02
hope357   Droga fumsek, dosyć późno trafiłam na Twoje tłumac...   11.11.2009 20:54
em   jeśli fumsek zdecyduje się wznowić tłumaczenie, pr...   11.11.2009 21:07


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.09.2024 19:52